3 Od redakcji 3 Życzenia Rektora spis Głosy zUE treści 4 Językjada 2013 4 Kulturalia 4 Projekt Weekend 5 Ranking Najlepsi z najlepszych 5 Akademia Talentów 5 Wielka Draka dla Dzieciaka EKOnomia 6 Ekonomia a uniwersytety Polityka 7 Obamageddon 8 Po nas choćby potop Społeczeństwo 9 Bać się, czy nie bać? Oto jest pytanie 10 Koniec świata w kulturach i wierzeniach 11 Polski sen Trochę kultury?! 12 Helios na Kazimierza - rewolucja, transformacja! 14 Hobbit: Niezwykła podróż 15 Star Wars - Episode 7 16 „Jezus Maria Peszek” 17 Kulturalny rozkład jazdy 17 Empik 18 50 filmów, które warto zobaczyć - część 1 B.e.s.t. radzi 19 Ratuj się przed zimą! Sport 20 Zimowa nuda? Opowiadanie 21 World’s End Blues Rozerwij się 22 Zagadka kryminalna: Poranek w Muzeum 22 Komiks
Drodzy Czytelnicy! Koniec świata jest nieunikniony. Jednak czy apokalipsa nastąpi 21 grudnia 2012? Szczerze w to wątpimy i już dziś robimy plany przyszłorocznych zmian w gazecie. Jako ludzkość, przeżyliśmy wiele „końców świata”, a jeden z nich związany jest nawet z powstaniem pewnej radosnej tradycji. Zamiast, więc skupiać się na możliwych opcjach zagłady ludzkości i szacować ich prawdopodobieństwo, w tym numerze postanowiliśmy spojrzeć na koniec świata od strony wierzeń i kultury. Ponadto, wierząc, że końca nie będzie, a Boże Narodzenie i Sylwester odbędą się jak co roku, chcielibyśmy złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia: abyście zawsze dotrzymywali danych sobie obietnic i znajdowali czas dla najbliższych, nie tylko w Święta, ale również przez cały rok! Redakcja NGS B.e.s.t.
ŻYCZENIA OD REKTORA Drodzy studenci, Na nadchodzący nowy, 2013 rok, chciałbym zadedykować Wam słowa angielskiego pisarza J. B. Priestleya, który powiedział, że Polacy są „żywsi niż większość ludzi i mniej podatni na to, by zamienić się w roboty... są bardzo odważni, wytrwali, całkiem bystrzy, czasami trochę zwariowani i ożywczo nieprzewidywalni”. Życzę wam, aby w nadchodzącym roku inspirował was noworoczny koktajl – wstrząśnięty, nie zmieszany - którego składniki skomponujecie sami; moje sugestie to: młodość, bogactwo oferty edukacyjnej Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu, również w ramach programu Erasmus, możliwości samorozwoju w organizacjach studenckich i kołach naukowych, życie kulturalno-rozrywkowe w przyjaznym mieście. Dajcie sobie szanse, bądźcie ożywczo nieprzewidywalni w marzeniach. Na święta Bożego Narodzenia życzę Wam, aby ten szczególny czas wypełnił się spokojem, radością, życzliwością i rodzinnym ciepłem. Prof. dr hab. Andrzej Gospodarowicz Rektor
Szukaj nas w sieci: best.ue.wroc.pl, a tam wszystkie teksty z gazety, najnowsze informacje z Uczelni, Wrocławia, Polski, świata i Drogi Mlecznej. Facebook, gdzie znajdziesz wiele konkursów, najświeższych informacji oraz kontakty do nas i innych bestowiczów (wklep: fb.com/ngsbest). best.ue.wroc@gmail.com, po prostu napisz, jeśli trapi Cię jakiś problem, coś ciekawego dzieje się na Uczelni lub gdziekolwiek indziej lub jeśli po prostu chcesz nam posłodzić. Adres redakcji: ul. Kamienna 59, Wrocław, bud. B/F pok. 8/9, tel./fax: (71) 36 80 648 Adres do korespondencji: NGS „B.e.s.t.” Uniwersytet Ekonomiczny we Wrocławiu, ul. Komandorska 118/120, 53-345 Wrocław Internet: best.ue.wroc@gmail.com, best.ue.wroc.pl | Facebook: fb.com/ngsbest Redaktor Naczelna: Katarzyna Miś (katarzyna.mis@gmail.com) | Zastępca Red. Nacz.: Marlena Dąbrowska (m.dabrowska05@gmail.com) | Redaktorzy: Irmina Andrzejczak, Michał Bulzacki, Rafał Ćwiertnia, Marlena Dąbrowska, Dorota Fiedorek, Katarzyna Kindlik, Anna Niewiadoma, Zbigniew Ostrowski, Piotr Semeniuk, Krzysztof Szczerba, Małgorzata Wasiak, Patryk Wierzbicki, Anastazja Zadorożna | Korekta: Natalia Kinkel, Zbigniew Ostrowski, Emilia Wojciechowska | Marketing & PR: Anna Chwałek, Katarzyna Miś, Anna Niewiadoma, Przemysław Pietrynka, Cezary Pirek, Jan Tyc, Estera Tychowska | HR: Dorota Nowak, Jakub Pszczełowski, Emilia Wojciechowska | Foto & Grafika: Paulina Gajewska, Katarzyna Kindlik, Jakub Knoll, Katarzyna Miś, Paulina Nieckarz, Dorota Nowak, Zbigniew Ostrowski, Andrzej Przybylski, Karolina Tomczyszyn, Małgorzata Wasiak, Anastazja Zadorożna | Skład DTP: Jakub Knoll, Katarzyna Miś, Piotr Semeniuk, Małgorzata Wasiak | IT: Paweł Bednorz, Michał Mendrek, Filip Wójcik | Administracja & Finanse: Katarzyna Miś, Agata Wilczyńska, Filip Wójcik, Anastazja Zadorożna | Współpraca: Marta Rewera, Michał Gulewicz | Okładka: Jakub Knoll Redakcja zastrzega sobie prawo wyboru, dokonywania skrótów i poprawek stylistycznych w dostarczanych materiałach. Opinie zawarte w artykułach i korespondencjach nie muszą być zgodne z poglądami Redakcji.
Głosy zUE Językiada 2013 - Na wrocławskich językach! Już od 3 grudnia studenci wszystkich wrocławskich uczelni będą mieli okazję wziąć udział w Językiadzie – trzyetapowym konkursie sprawdzającym nie tylko znajomość języków obcych, ale także wiedzę dotyczącą związanych z nimi kręgów kulturowych. Do 10 grudnia na stronie www.jezykiada.wiggor.pl będzie można przystąpić do pierwszego etapu konkursu, w którym po rejestracji i dokonaniu wyboru spośród kategorii języków angielskiego, niemieckiego, hiszpańskiego i włoskiego, uczestnicy przystępują do krótkiego testu internetowego. Kolejnym, drugim etapem będzie przeprowadzony 13 grudnia na Uniwersytecie Ekonomicznym test pisemny, który wyłoni 10 finalistów każdej kategorii językowej. Do udziału w ostatecznej rywalizacji, najlepsi uczestnicy przystąpią 8 stycznia i tym razem będą musieli udowodnić, że posługują się biegle językiem także w mowie. Po trzecim etapie, na terenie naszej uczelni odbędzie się Gala Finałowa, na której zwycięzcy konkursu uhonorowani zostaną kursami językowymi oraz innymi cennymi nagrodami. Językiadę organizuje Stowarzyszenie Studenckie Wiggor dzięki zaangażowaniu Patronów Merytorycznych - szkół językowych Profi-Lingua i Centrum Języka Włoskiego SI oraz wsparciu Partnera Głównego – firmy Unilever. Dowiedz się więcej na: www.facebook.com/Jezykiada Zapraszamy do udziału!
Kulturalia - a z czym to się je? Temperatura za oknem coraz niższa, a na Uniwersytecie Ekonomicznym emocje sięgają zenitu! I to nie byle jakie, bo jak najbardziej kulturalne. Odpala czwarta edycja projektu KULTURALIA, szeroko pojętej kulturalnej alternatywy. Cykl warsztatów, pokazów, konkursów i niespodzianek... Przyjdź i znajdź kolory! Całym sobą “uZMYSŁAWIAJ kulturę” - 4-5 grudnia! Zgłębiając temat... Kultura - posmakuj jej dosłownie i w przenośni Uniwersytet Ekonomiczny, zrób to właśnie tam! Leć z nami do Włoch na kręcącej się pizzy Tańcz i wyzwól się! Usłysz niemy film. Rozmawiaj, dotykaj, słuchaj, czuj - Niewidzialna Wystawa. Alternatywnie zaparz kawę - pij i celebruj. Liczyć się będą też zwinne ręce na czarnej płycie, a... Informacja Kulturalno-Sportowa Studentów to organizator całego zamieszania A na deser, spoć się pod sceną! Czyli After Party! polub: http://www.facebook.com/Kulturalia i poczytaj: http://www.ikss.ue.wroc.pl
Projekt WEEKEND 15-16 grudnia, kampus UE W grudniu nie zapadamy w sen zimowy! Do życia pobudzi Was Projekt Weekend. Impreza adresowana przede wszystkim do studentów zaocznych, ale nie tylko! Już od rana 15 grudnia do późnego wieczora dnia następnego na terenie kampusu, będziecie mieć szansę uprzyjemnić sobie życie. Czekają na Was świąteczne rozrywki, możliwość pełnego egzotycznego relaksu, a także fascynujące szkolenia! By poznać szczegóły, śledźcie fanpage’a projektu: www.facebook.com/projektweekend Aby akcja mogła powstać, siedem organizacji studenckich działających na Uniwersytecie Ekonomicznym wystawiło swoje delegacje: Samorząd Studentów Uniwersytetu Ekonomicznego, Informacja KulturalnoSportowa Studentów, Klub Podróżników BIT, Niezależne Zrzeszenie Studentów, Zrzeszenie Studentów Polskich, Stowarzyszenie Studenckie Wiggor i oczywiście my, B.e.s.t. - Niezależna Gazeta Studentów Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu! Nie dajcie się nudzie! Wykorzystajcie Weekend na maksa!
4
NGS B.e.s.t. | grudzień 2012 | best.ue.wroc.pl
WSPÓŁORGANIZATOR:
Głosy zUE Najlepsi studenci Uniwersytetu Ekonomicznego kolejny raz zostaną docenieni Stowarzyszenie Studenckie Wiggor zaprasza na siedemnastą edycję projektu Ranking – Najlepsi z Najlepszych. Projekt skierowany jest do czołówki studentów Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu oraz oddziału w Jeleniej Górze. 11 grudnia odbędzie się uroczysta gala, podczas której dziekani wydziałów wręczą dyplomy najlepszym studentom - zwycięzcom Rankingu, zaś prezes Wiggoru przekaże nagrody rzeczowe ufundowane przez sponsorów. Wydarzenie od lat przyciąga uwagę społeczności uniwersyteckiej, przede wszystkim jednak pozwala na zapoznanie się laureatów z potencjalnymi pracodawcami. W tym roku podczas gali zaprezentuje się firma konsultingowa Boston Consulting Group oraz firma Ernst&Young, która zaprosi na praktyki najlepszych studentów. Wszystkim laureatom serdecznie gratulujemy i życzymy dalszych sukcesów.
Akademia Talentów „Co ważniejsze dla sukcesu: talent czy pracowitość? A co ważniejsze w rowerze: przednie czy tylne koło?” – rzekł niegdyś irlandzki dramaturg i prozaik, George Bernard Shaw. W myśl tej sentencji ruszyła III edycja konkursu „Akademia Talentów” organizowanego przez Forum Edukacji Biznesowej Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu. „Akademia Talentów” to konkurs przeznaczony dla studentów Uniwersytetu Ekonomicznego, którzy chcą wykazać się swoją wiedzą z zakresu ekonomii i zarządzania. Dla jego laureatów przewidziano nagrody rzeczowe, elitarne praktyki lub indywidualny mentoring w jednej z firm patronujących inicjatywie Forum Edukacji Biznesowej. Konkurs wystartował 28 listopada, a uczestnicy wzięli dotychczas udział w pierwszym jego etapie, który polegał na indywidualnym rozwiązaniu studium przypadku. Pozostałe 3 etapy, z którymi przyjdzie się zmierzyć studentom przez najbliższe półtora miesiąca to gra biznesowa, grupowe case study oraz symulacja rozmów kwalifikacyjnych z przedstawicielami Koła Prezesów. Koło Prezesów to reprezentanci firm, które oferują staże oraz coachingi dla laureatów Akademii Talentów. W tym roku są nimi: Zdzisław Olejczyk z MPWiK we Wrocławiu, Andrzej Łobodziński (prywatny przedsiębiorca), Ireneusz Wąsowicz (prywatny przedsiębiorca), Beata Janczur z Credit Agricole, Zbigniew Dynak z WPT, Tomasz Szpikowski z Bergman Engineering. Reprezentowana jest również spółka Fortum Power and Heat Polska. Na podstawie rozmów kwalifikacyjnych ze wspomnianymi przedsiębiorcami, które odbędą się na styczniowym, a zarazem ostatnim etapie konkursu zostanie wyłonione ścisłe grono zwycięzców. Jak twierdzą organizatorzy, nagrody w postaci praktyk różnią się od typowego wyobrażenia studentów na ich temat: „Nasi goście zobowiązali się, że praktyki odbywane dzięki Akademii Talentów będą szczególnymi aktywnościami, pozbawionymi cech stereotypowych takich jak kawa, ksero i drukarka. Wybierając taką aktywność studenci wybiorą coś, co na pewno przygotuje ich do aktywnego zarządzania biznesem i administracją publiczną. Dotychczasowe doświadczenia laureatów AT potwierdzają takie możliwości” – mówi Jerzy Niemczyk, prof. UE, Pełnomocnik Rektora ds. Forum Edukacji Biznesowej. Więcej informacji na temat konkursu znaleźć można na stronach: www.at.ue.wroc.pl, www.facebook.com/forum.edukacji.biznesowej oraz www.feb.ue.wroc.pl
Wielka Draka dla Dzieciaka! W dniach 10-12 grudnia na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu odbywać się będzie akcja charytatywna Wielka Draka dla Dzieciaka. Zrzeszenie Studentów Polskich zaprasza do aktywnego udziału podczas wydarzeń towarzyszących zbiórce pieniędzy, a tym samym wsparcia Fundacji Wrocławskie Hospicjum dla Dzieci. W czasie trzech dni, imprezy studenckie będą miały szlachetne usprawiedliwienie! W sportowy poniedziałek Wielka Draka dla Dzieciaka rozpocznie się zmaganiami w meczu charytatywnym, a następnie studenci rozgrzeją parkiet poruszając się w rytm gorących rytmów zumby. Śmieszny wtorek zostanie zgłuszony przez ryk samochodów wyścigowych podczas Rajdowej Draki, natomiast wieczorem uczelnianie mury będą odbijały salwy śmiechu publiczności Studenckich Odcinków Kabaretowych. Na scenie wystąpią wirtuozi rozśmieszania. Wielka Draka dla Dzieciaka opuści kampus w imprezową środę, tworząc najdłuższą kolejkę do Rektora w historii. ZSP zaprasza do ustanowienia rekordu – wyjątkowo w środę będzie możliwość złożenia podania u władz uczelni. Wieczorem odbędzie się znany i lubiany Szał Baj Najt. Uważajcie na magiczną datę 12.12.12 – impreza będzie niezapomniana! Żeby uroczyście zamknąć akcję charytatywną oraz wznieść toast za rekordową zbiórkę dla wspieranej Fundacji, Wielka Draka dla Dzieciaka zaprasza, w piątek, na Bal Charytatywny w jednej z najładniejszych sal pałacowych Wrocławia. Pamiętajmy, że celem Wielkiej Draki dla Dzieciaka jest pomoc Fundacji Wrocławskie Hospicjum dla Dzieci. Dzięki studenckiej hojności podopieczni fundacji mogą spędzić czas choroby wśród rodziny i bliskich. Otwórzcie serce! Więcej szczegółów znajdziecie na stronie internetowej www.draka.ue.wroc.pl oraz na Facebook’u.
NGS B.e.s.t. | grudzień 2012 | best.ue.wroc.pl
5
EKOnomia
Ekonomia a uniwersytety AUTOR: LUDWIG VON MISES | TŁUMACZ: MACIEJ BITNER
Z
godnie z odwieczną tradycją, celem istnienia uniwersytetów, oprócz szerzenia wiedzy, jest także postęp naukowy. Obowiązkiem nauczyciela akademickiego nie jest jedynie przekazywanie studentom wiedzy wypracowanej przez innych ludzi. Oczekuje się, że przyczyni się on do pomnożenia tego skarbu własną działalnością. Żaden uniwersytet nie przyzna, że jego personel jest na polu swoich indywidualnych badań w czymś gorszy. Każdy profesor uważa siebie za co najmniej równego innym reprezentantom swojej dziedziny. Jak najwięksi z nich, tak i on przyczynia się czymś do jej rozwoju. Oczywiście idea równości w zawodzie profesora to bajka. Między kreatywną pracą geniusza a monografią specjalisty jest ogromna różnica. Jednak na polu nauk empirycznych można się jeszcze tej fikcji trzymać. Wielki innowator i rutyniarz stosują te same technicznie metody badań. Przeprowadzają eksperymenty laboratoryjne lub zbierają historyczne dokumenty. Na zewnątrz ich praca wygląda tak samo. Ich publikacje odnoszą się do tych samych problemów. Zupełnie inaczej jest w naukach teoretycznych jak filozofia, czy ekonomia. Tu nie ma nic do osiągnięcia dla rutyniarza podążającego wytyczonym szlakiem. Nie ma zadań wymagających długotrwałego, starannego wysiłku. Nie ma żadnych badań empirycznych; wszystko musi być osiągnięte na drodze przemyśleń i rozumowań. Nie ma żadnej specjalizacji, gdyż wszystkie problemy są ze sobą ściśle połączone. Zajmując się jednym obszarem wiedzy, mamy do czynienia zawsze z pewną całością. Nigdy w jednym momencie nie żyło więcej niż dwudziestu ekonomistów, którzy włożyli znaczący wkład w rozwój ekonomii. Liczba ludzi kreatywnych w ekonomii nie przekracza tej w innych dziedzinach nauki. Poza tym wielu z kreatywnych ekonomistów nie pracuje na uniwersytetach. Jednak popyt na ekonomistów – nauczycieli akademickich – liczyć można w tysiącach. Tradycja wymaga, by każdy z nich legitymował się publikacjami popychającymi jego dziedzinę do przodu, a nie ograniczał się do opracowania skryptów i podręczników. Reputacja i pła-
6
ca nauczyciela akademickiego zależą bardziej od jego pracy badawczej niż umiejętności dydaktycznych. Jeśli nie czuje się na siłach pisać o ekonomii, to zwraca się w kierunku historii gospodarczej lub ekonomii deskryptywnej. Jednak przy tym, by nie stracić twarzy, musi twierdzić, że to, czym się zajmuje, to prawdziwa ekonomia, a nie historia najnowsza. Musi nawet udawać, że jego publikacje dotykają jedynego właściwego pola studiów ekonomicznych, gdyż czysta dedukcja „fotelowych” teoretyków to czcze spekulacje. Gdyby tego nie robił, musiałby przyznać, że profesorów ekonomii trzeba podzielić na dwie klasy – tych, którzy przyczynili się czymś do rozwoju myśli ekonomicznej i tych, którzy tego nie dokonali, choć mogli odwalić kawał dobrej roboty w innych dyscyplinach, takich jak historia gospodarcza ostatnich lat. Wielu profesorów, chociaż na szczęście nie wszyscy, próbuje zamienić analizę ekonomiczną na niesystematyczne zbieranie danych historycznych i statystycznych. Dzielą ekonomię na liczne zintegrowane działy. Specjalizują się w rolnictwie, rynku pracy, warunkach latynoamerykańskich i wielu innych podobnych dziedzinach. Nie ma wątpliwości, że jednym z zadań studiów jest zaznajomienie studentów z historią gospodarczą i najnowszymi osiągnięciami rozwoju gospodarczego. Jednak te usiłowania są skazane na porażkę, jeśli nie opierają się o gruntowną znajomość ekonomii. Ekonomia nie zezwala na żaden podział na wyspecjalizowane dziedziny. Nieodmiennie zajmuje się współzależnością wszystkich przejawów ludzkiego działania. Nie da się zajmować rynkiem pracy, nie studiując jednocześnie mimowolnie cen towarów, stóp procentowych, zysku i straty, pieniądza i kredytu i innych głównych zagadnień. Prawdziwe problemy związane z determinacją wysokości płacy nie mogą być nawet dotknięte, gdy przyjmie się punkt widzenia wyłącznie pracy. Nie ma takich bytów jak „ekonomia pracy”, czy „ekonomia rolnictwa”. Jest tylko jedna, spójna teoria ekonomii. To, czym naprawdę zajmują się ci specjaliści, to nie ekonomia, lecz doktryny różnych grup nacisku. Ignorując
NGS B.e.s.t. | grudzień 2012 | best.ue.wroc.pl
ekonomię, musieli oni ulec ideologiom tych, którzy starają się wydrzeć jakieś przywileje dla swojej grupy. Nawet ci, którzy otwarcie nie wspierają jakiejś grupy nacisku, deklarując górnolotną neutralność, mimowolnie wprowadzają w życie najważniejsze postulaty interwencjonizmu. Zajmując się niezliczoną ilością sposobów interwencji rządu w gospodarkę, nie chcą być posądzeni o coś, co zwą „czysto negatywną” postawą. Gdy krytykują środek, który zastosowano, to jedynie po to, by zaproponować interwencjonizm na własną modłę. Bez skrupułów akceptują naczelną tezę interwencjonistów i socjalistów, że nieskrępowana gospodarka rynkowa godzi w interesy większości ludzi, faworyzując bezwzględnych wyzyskiwaczy. Studenci są zdezorientowani. Na kursach ekonomii matematycznej karmieni są formułami opisującymi hipotetyczne stany równowagi, w których nie ma żadnego działania. Łatwo orientują się, że równania w niczym nie pomagają w zrozumieniu rzeczywistości ekonomicznej. Na wykładach specjalistów dowiadują się wielu szczegółów dotyczących polityki interwencjonizmu. Muszą wywnioskować, że warunki życia gospodarczego są iście paradoksalne. Nigdy nie ma równowagi, płace i ceny produktów rolnych nigdy nie są tak wysokie, jak związki zawodowe lub rolnicy chcą, by były. Oczywista wydaje się im konieczność przeprowadzenia jakiejś reformy. Ale jakiej? Większość studentów zostaje zwolennikami interwencjonistycznego panaceum swoich profesorów. Warunki życia będą w pełni satysfakcjonujące, gdy rząd wymusi płace minimalną i dostarczy każdemu jedzenie i mieszkanie albo gdy sprzedaż margaryny lub import cukru zostaną zakazane. Nie widzą sprzeczności w słowach swoich nauczycieli, którzy jednego dnia lamentują nad szaleństwem konkurencji, by jutro rozprawiać o złu wyrządzanym przez monopol. Ci raz narzekają na spadające ceny, by później troszczyć się o rosnące koszty utrzymania. Absolwenci odbierają więc dyplomy i czym prędzej szukają pracy w strukturach rządowych lub w sztabie jakiejś potężnej grupy nacisku.
Polityka
Obamageddon ZBYCHOWIEC
Ameryka dokonała wyboru! Co czeka mieszkańców Stanów przez następne 4 lata?
W
chwili, gdy czytacie ten artykuł, prawdopodobnie nie jest jeszcze jasne, w sensie formalnym, kto zostanie kolejnym prezydentem jednego z najpotężniejszych krajów na świecie. Wyboru dokona dopiero w grudniu Kolegium Elektorów, na którego werdykt trzeba będzie czekać do stycznia. Oczywiście, w praktyce klamka zapadła już dawno, bo elektorów Amerykanie wybierali 6 listopada w bezpośrednich wyborach. System wyborczy w Stanach jest trochę skomplikowany, więc nie brnijmy może dalej w ten temat. Decyzją narodu amerykańskiego Barrack Hussein Obama został ponownie wybrany przywódcą USA.
rys. Katarzyna Kindlik
Gospodarka ery Obamy Nie będę ukrywał, że taki wynik wyborów to w moim mniemaniu tragedia dla kraju mianującego się ongiś krainą wolności. Prezydent Obama w czasie swojej pierwszej kadencji nie promował bynajmniej wolnego rynku, a jedyną receptą na kryzys gospodarczy były według niego dotacje rządowe. Zrzucanie winy za stan gospodarki na poprzednika, George’a Busha, też stało się jednym ze znaków rozpoznawczych prezydentury Barry’ego. Nie jest to może nic dziwnego, bo poprzedni prezydent zostawił po sobie oczywiście olbrzymie zadłużenie, którego nominalnie nawet nie ma co porównywać z polskim (chociaż jest to oczywiście kwestia skali). W 2008 roku dług publiczny Stanów Zjednoczonych wynosił (wg danych Banku Światowego) 40,21 % PKB. Pierwszy czarnoskóry prezydent szybko pokazał, na co go stać. W 2009 roku dług wynosił już 53,61 %, a w 2010 – 61,3 %. Oczywiście, stając w obronie Obamy, można powiedzieć, że przecież szalał kryzys, z którym trzeba było natychmiast podjąć walkę. Szkoda tylko, że walka ta polegała na dotowaniu upadającego General Motors, a gdy ten upadł – na przejęciu 60% jego udziałów przez rząd federalny lub finansowaniu „przyjaznej środowisku” firmy Solyndra, produkującej panele słoneczne. Ta druga otrzymała
od rządu nieco ponad pół miliarda dolarów... aby również zbankrutować!
Pokój i miłość Po pierwszej kadencji prezydenta Obamy pozostaną w pamięci z pewnością również dwa wydarzenia: odebranie Pokojowej Nagrody Nobla oraz zlikwidowanie Osamy bin Ladena. Pierwsze, wzbudziło z pewnością niemałe poruszenie i zdziwienie. Zwłaszcza, że świeżo upieczony przywódca Ameryki nie miał nawet cienia szansy na udowodnienie, że nagroda mu się należy. Komitet postanowił docenić „dobre chęci”, które oczywiście okazały się niezbyt silne, aby uniknąć wysłania armii najpierw do Afganistanu, a potem do Libii, a na wspomnianego wcześniej bin Ladena nasłać oddział Navy Seals. Duży nacisk kładziono również na rozwój programu bezzałogowych samolotów, czyli tzw. dronów.
Za sprawą tych maszyn dokonano wiele „egzekucji z powietrza” wrogów Ameryki. Wykonywanie setek takich operacji na niebie Pakistanu, Jemenu i Somalii to raczej niezbyt pokojowy i humanitarny sposób rozwiązywania konfliktów.
Koniec amerykańskiego snu Prezydentura Obamy oraz jego reelekcja każe postawić również pytanie o to, gdzie podział się słynny amerykański sen. Podczas, gdy do tej pory nadrzędną wartością w Stanach Zjednoczonych wydawała się być wolność osobista i bycie kowalem własnego losu, tak za Obamy urzeczywistniać zaczął się sen socjalistyczny: obowiązkowe państwowe ubezpieczenie zdrowotne, znaczki żywnościowe i wyższe podatki. Prezydent też nie dążył bynajmniej do ograniczenia inwigilacji i represji wobec obywateli, które były zasługą działania tzw. Patriot Act. Wręcz przeciwnie – przedłużył działanie kluczowych jego punktów.
Skoro jest tak źle, to kto wybrał Obamę? W świetle powyższych faktów wydawało mi się, że porażka Baracka Obamy jest wręcz pewna. Niestety – nie w demokracji. Zdecydowane poparcie dla urzędującego prezydenta ze strony mediów, hollywoodzkich celebrytów i innych tzw. postępowych środowisk zmobilizowało elektorat w niezdecydowanych stanach i w największych miastach, przechylając szalę zwycięstwa na jego stronę. Chociaż w liczbie elektorów przewaga wydaje się miażdżąca (332 głosy elektorskie do 206 dla oponenta) to w rzeczywistości różnica była minimalna. Obamę poparło ok. 50,6% Amerykanów, a Romneya – 47,8%.
NGS B.e.s.t. | grudzień 2012 | best.ue.wroc.pl
7
Polityka
Po nas choćby potop KRZYSZTOF SZCZERBA
Zdaniem niektórych osób z kalendarza Majów wynika, iż 21 grudnia ma nastąpić koniec świata. Byłby to zapewne temat godny wyłącznie pobłażliwego uśmieszku, gdyby nie fakt, że to na tej dacie oparł swoją strategię gospodarczą polski rząd. Kierujący się wyłącznie wskazaniami wyborczych sondaży politycy, decydując się na całkowite zaniedbanie spraw gospodarczych, musieli widocznie założyć, że przepowiednia końca świata się sprawdzi, a skutki niepodjęcia przez nich należytych działań nie zdążą objawić się wyborcom.
Z
bliżający się koniec świata musi nieuchronnie powodować większe natężenie refleksji o tematyce eschatologicznej, a więc dotyczących rzeczy ostatecznych, tego, co nastąpi po śmierci. O ile jednak przeciętny Polak przepowiednie końca świata traktuje zapewne z lekkim pobłażaniem, o tyle zupełnie inaczej kwestie te są widziane przez członków polskiego rządu. Możemy bowiem obserwować, że cała strategia gospodarcza koalicji PO-PSL opiera się na głębokiej wierze, że rzekoma przepowiednia Majów rzeczywiście się ziści i 21 grudnia 2012 roku świat przestanie istnieć. Związana z tym świadomość mającego wkrótce nastąpić kataklizmu powoduje u rządzących przekonanie o bezsensie przeprowadzania jakichkolwiek reform coraz bardziej słabnącej polskiej gospodarki. Mimo że lansowana przez Premiera Donalda Tuska wizja Polski jako zielonej wyspy okazuje się coraz bardziej nieprawdziwa, rząd nadal nie podejmuje żadnych znaczących kroków w celu zniesienia barier dla przedsiębiorców, zmniejszenia bezrobocia i przyspieszenia słabnącego tempa wzrostu gospodarczego. Najnowsze dane gospodarcze są natomiast coraz bardziej niepokojące. O ile jeszcze w 2009 r. na skutek m.in. dokonanej jeszcze w czasach rządów PIS obniżki podatku PIT, rosnącej konsumpcji wewnętrznej oraz stosunkowo niewielkiego uzależnienia Polski od handlu zagranicznego Polska rzeczywiście osiągnęła najwyższy wskaźnik wzrostu w Europie (1,8%), o tyle jednak w latach 2010-2011 Polska uplasowała się już pod tym względem dopiero na 4-tym miejscu. Co gorsza, według danych Komisji Europejskiej, tempo wzrostu gospodarczego w naszym kraju zaczęło w bieżącym roku
8
znacząco spadać, w związku z czym Polska uplasuje się w 2012 r. na 5. miejscu w Unii Europejskiej pod tym względem. Jeszcze gorsze są przewidywania KE na rok 2013, kiedy to nasz kraj zajmie w tym rankingu dopiero 7. miejsce. Ktoś mógłby powiedzieć, że nie jest to miejsce złe. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że Polska ma nadal do nadrobienia kilkadziesiąt lat zapóźnień względem państw zachodnioeuropejskich, jest to jednak lokata wręcz katastrofalna.
Polska europejskim przeciętniakiem Brak działań rządu skazuje nas na rolę europejskiego średniaka, a tym samym uniemożliwi osiągnięcie poziomu rozwoju gospodarczego zbliżonego do krajów rozwiniętych. Poza tym, charakterystyczne dla polskiej gospodarki po 1989 r. jest to, iż spadek bezrobocia następuje dopiero po przekroczeniu 5-procentowego tempa wzrostu gospodarczego. Według prognoz wielu ośrodków badawczych, osiągnięcie takiego wskaźnika wzrostu gospodarczego jest w najbliższych latach mało możliwe bez istotnej zmiany polityki gospodarczej. Co więcej, ze względu na katastrofalne prognozy demograficzne oraz brak potrzebnych reform w tym zakresie, zagrożone są podstawy długoterminowego rozwoju Polski. W ślad za pogorszającą się pozycją gospodarczą naszego kraju na tle innych państw europejskich idzie odczuwalne pogorszenie sytuacji wewnętrznej. Rosnące bezrobocie osiągnęło według GUS w październiku tego roku poziom 12,5%. Jeszcze gorsza jest sytuacja młodych ludzi. Eurostat podaje, że w sierpniu 2012 r. stopa bezrobocia wśród młodych wynosiła 25,9%, przy czym sierpień charakteryzuje się rokrocznie najmniejszą stopą bezrobocia ze
NGS B.e.s.t. | grudzień 2012 | best.ue.wroc.pl
względu na prace sezonowe. Nieuchronne jest zatem pogorszenie się sytuacji w tym zakresie w okresie jesienno-zimowym. Potwierdzają to fatalne dane dotyczące wielkości produkcji przemysłowej w Polsce. Mianowicie, w październiku nastąpił duży, bo wynoszący aż 5,9% w ujęciu rocznym spadek tejże produkcji. Informacje te pozwalają na prognozowanie niekorzystnej sytuacji na rynku pracy w kolejnych latach.
Nic nie zależy od rządu? Cóż zatem robi rząd, aby przeciwdziałać tym niekorzystnym trendom? Po pierwsze, premier Donald Tusk twierdzi, że nie jest w stanie przeciwdziałać spowolnieniu, gdyż jego przyczyną jest światowy kryzys. Dodajmy, że to ten sam kryzys, który rzekomo właśnie dzięki polityce rządu ominął nasz kraj w czasie apogeum recesji w Europie w 2009 r. Dla sprawiedliwości należy oczywiście przyznać, że w istocie, światowy kryzys nie sprzyja rządowi w rozwiązywaniu problemów naszego kraju. Jednakże zwalanie całej winy za kłopoty Polski na kryzys, w sytuacji, kiedy rząd robi niewiele, by mu przeciwdziałać, stawia pod znakiem zapytania sens istnienia rządu, skoro nie dysponuje on rzekomo żadnymi mechanizmami wpływu na wewnętrzną sytuację gospodarczą państwa.
Czy wydłużenie wieku emerytalnego ma sens? W tym akapicie planowałem napisać, że w poprzednim fragmencie wyczerpałem wyliczenie wprowadzanych przez rząd środków, mających na celu poprawę sytuacji gospodarczej. Rzetelność publicystyczna nie pozwala mi jednak przejść obojętnie obok reklamo-
Polityka | Społeczeństwo wanego jako wielka reforma rządu (zapewne dlatego, że jedyna) wydłużenia wieku emerytalnego. Ultraliberałowie z pewnością powiedzą, że to krok konieczny i pożądany. Ja zadaję jednak pytanie, czy jest to leczenie przyczyn, czy też objawów? Największym wyzwaniem, jakie stoi przed naszym państwem, jest niewątpliwie kryzys demograficzny. Pod względem przyrostu naturalnego Polska plasuje się na 209., a więc jednym z ostatnich, miejscu na świecie. Pociąga to za sobą oczywiste skutki w postaci zmniejszenia stosunku liczby pracujących do liczby emerytów. To z kolei powoduje spory deficyt systemu emerytalnego, głównie ZUS. Czy wydłużenie wieku emerytalnego coś w tej materii zmieni? Moim zdaniem niewiele. Spowoduje ono bowiem każdego roku konieczność pozostania na rynku pracy setek tysięcy ludzi w wieku 65-67 lat, uniemożliwiając tym samym zdobycie pracy przez świeżo upieczonych absolwentów. Oczywiście,
nie oznacza to, że pozbawionych szans na szybkie znalezienie pracy zostanie na skutek reformy dokładnie tylu młodych ludzi, ilu ludzi w wieku 65+ zostanie zmuszonych do dłuższej pracy, gdyż w niektórych gałęziach przemysłu rąk do pracy chronicznie brakuje. Skutkiem reformy będzie jednak zwiększenie podaży pracy, przy braku jednoczesnego zwiększenia popytu na nią. Rezultatem będzie z pewnością konieczność przejścia wielu młodych jak i starszych ludzi do szarej strefy, czy też konieczność zatrudnienia się na tzw. umowach śmieciowych. Jak wiadomo, tego typu formy zatrudniania wiążą się z nieopłacaniem składki emerytalnej. Zyski z wydłużenia wieku emerytalnego będą zatem dla Funduszu Ubezpieczeń Społecznych mizerne i z pewnością nie poprawią w sposób istotny sytuacji finansowej ZUS-u. Poważne będą natomiast skutki społeczne planowanej reformy: wzrost bezrobocia i spadek średniej długości życia (praca w przemyśle ciężkim, czy
też stresującym środowisku pracy po 65 r.ż., musi przecież pozostawić swoje piętno). Wydłużenie wieku emerytalnego nie rozwiąże zatem ani problemu emerytur, ani tym bardziej problemu demografii w Polsce. Konieczne jest bowiem podjęcie działań w celu leczenia przyczyn, a nie objawów niskiego przyrostu naturalnego. Takich działań rząd jednak nie podejmuje. Co gorsza, władze nie wykazują zapału do znalezienia środków zaradczych, także dla innych, hamujących rozwój polskiej gospodarki problemów, w tym skomplikowanego i wewnętrznie sprzecznego prawodawstwa, rosnącej armii urzędników i biurokratyzacji gospodarki. Może zatem powinniśmy razem z rządem trzymać kciuki za to, by Majowie się nie mylili? Serdecznie zapraszam do wymiany tak pozytywnych, jak i krytycznych opinii na temat artykułu, poprzez kontakt mailowy pod adresem: krzysztof.szczerba.best@gmail.com
Bać się, czy nie bać? Oto jest pytanie ANNA NIEWIADOMA
Koniec świata - temat być może w jakiś sposób już oklepany przez media. Ale czy wielu z nas jest świadomym tego, że zarówno my, jak i nasi przodkowie przeżyliśmy już nie jedno zakończenie naszej cywilizacji? Co ma do tego Lewiatan, matematyka i alternatywne wszechświaty?
Złowieszczy Lewiatan Już w 999 roku straszono ludzi wizją końca świata. Być może ciężko to sobie wyobrazić, ale skutkiem ich obaw jest zabawa sylwestrowa, na którą w dzisiejszych czasach czeka tak wielu z nas. Ale zacznijmy od początku... Ludzie żyjący w tamtym okresie głęboko
wierzyli w legendę, która mówiła, że świat miał zniszczyć Lewiatan. Był on najstraszniejszym potworem w Biblii, który został pokonany przez papieża i uwięziony w lochach Watykanu. Według proroctw miał obudzić się właśnie w 999 roku i zrealizować swój plan. Kiedy jednak nadszedł sądny dzień i nic nie wskazywało na potwierdzenie się przepowiedni, ludzie zaczęli świętować, a ówcześnie panujący papież Sylwester II pobłogosławił wszystkim na nowe tysiąclecie. Jak łatwo się domyślić to właśnie od jego imienia ostatni dzień w roku nazywany jest sylwestrem.
World Trade Centre, Smoleńsk… co dalej? W przypadku tych przepowiedni nie jest podana dokładna data, a raczej wydarzenia, które będą mieć miejsce.
rys. Dorota Nowak
W
izja końca świata dręczyła i ciekawiła ludzi od zarania dziejów. Począwszy od naukowców, skończywszy na kumplach siedzących przy piwie, każdy kiedyś zastanawiał się jak będzie wyglądać koniec cywilizacji, a przede wszystkim, kiedy dokładnie on będzie. Jednym udało się stworzyć teorie, o których rzetelności zastawiał się cały świat, a inni machnęli na to ręką i stwierdzili „co ma być to będzie”.
I tak wg niektórych ludzi do tej pory Nostradamus przewidział śmierć księżnej Diany, atak na World Trade Centre , a także… katastrofę smoleńską.
NGS B.e.s.t. | grudzień 2012 | best.ue.wroc.pl
9
Społeczeństwo Przyglądając się jednak bliżej jego księgom można zauważyć pewną sprzeczność. Pozostawił on bowiem dwa scenariusze tego, co może czekać ludzkość w XXI wieku. Pierwszy z nich mówi o wielu dantejskich scenach, cierpieniu, skutkiem czego dojdzie do końca świata, drugi zaś zapowiada złoty okres pokoju. Wg niektórych naukowców Nostradamus sugeruje nam o istnieniu dwóch alternatywnych światów. Tylko od nas może zależeć więc jak będzie wyglądać przyszłość.
Biblia plus matematyka Harold Camping, amerykański kaznodzieja głosił, że 21 maja 2011 roku zginie 7 miliardów ludzi, w tym tylko 200 milionów pójdzie do nieba. Camping był pewien swojej teorii, tłumacząc, że opierał się na Biblii i wyliczeniach matematycznych. Dzięki temu udało mu się stworzyć formułę matematyczną, która pozwoliła mu zinterpretować słowa ukryte w Piśmie Świętym. Kaznodzieja zauważył, że w Biblii często pojawiają się liczby. Twierdził, że nie jest to przypadkowe i trzeba po prostu je policzyć by dowiedzieć się, kiedy będzie koniec
świata, a on znalazł sposób jak to zrobić. Jego wyznawcom oczywiście nie przeszkadzał fakt, że Camping już raz prorokował koniec świata na 6 września 1994 r.
uważa jeden z potomków Majów Apolinatio Chile Pixtun. Pytanie nasuwa się więc jedno : wykorzystać pozostały nam czas, czy zacząć szykować się na sylwestra?
2012!
Koniec świata Cię nie ominie?
Najbardziej aktualna przepowiednia, która mrozi krew w żyłach wielu ludziom. Czy Majowie mieli rację? Czy to koniec ludzkiej egzystencji? Jak już wszyscy wiemy całe to zamieszanie związane jest z tym, że kalendarz Majów kończy się na dacie 21 grudnia 2012 roku. Co za tym idzie wg proroctw w najbliższym czasie czeka nas seria katastrof naturalnych (trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów itp.). Problem w tym, że w jednym z zapisów Majów jest mowa o roku 4772. Dlaczego więc pisaliby o czymś takim, skoro według nich wcześniej nadejdzie koniec świata? To jednak nie jest wystarczającym dowodem na niepotwierdzenie się wizji. Ann Martin, która prowadzi bloga o tematyce związanej z astronomią mówi „Zakrawa to na paranoję, gdy otrzymujemy listy od czwartoklasistów, którzy mówią, że są zbyt młodzi, aby umierać...”. Podobnie
Jeżeli przeżyjemy koniec świata zapowiedziany przez Majów to nie powinniśmy jednak skakać ze szczęścia. Religia, która przywiązuje bardzo dużo uwagi do końca świata zapowiedziała go na 2034 rok. Świadkowie Jehowy podali już ponad 6 dat końca świata np. w 1975, czy w 1995 roku. Nie zrazili się jednak tym, że ich proroctwa okazały się nieprawdziwe. Inną teorię dotyczącą końca świata, który może nas czekać jeśli „przeżyjemy ten w 2012” stworzył Isaac Newton. Według niego będzie to 2060 rok. Datę tę zawarł w liście, który można było zobaczyć na zorganizowanej przez Uniwersytet Hebrajski w Jerozolimie wystawie „Tajemnice Newtona”. Czy jednak któryś z nich miał rację? Czy może tak jak poprzednicy, wyznaczyli złą datę? Przekonamy się sami...
Koniec świata w kulturach i wierzeniach PATRYK WIERZBICKI
Ludzie od zarania dziejów zajmują się problemem końca świata, który jest prawdopodobnie nieunikniony, ale też do tej pory owiany tajemnicą. Cywilizacje tego świata, te dawno wymarłe, jak i te współczesne, próbowały określić datę końcową na podstawie obserwacji gwiazd, studiowania świętych ksiąg, obliczeń matematycznych czy mistycznych przepowiedni.
Z
apewne każdy słyszał o teorii Wielkiego Wybuchu, czerwonych karłach czy czarnych dziurach mogących pochłonąć Ziemię. Naukowe ekspertyzy stwierdzają, że za 3 miliardy lat Słońce wchłonie nasz glob. Jednak nauka i religia to dwie strony medalu. Weźmy na przykład Apokalipsę św. Jana. Nie ma tam konkretnej daty, więc ludzie interpretowali między innymi I i II Wojnę Światową jako początek końca, a Adolfa Hitlera uważali za Antychrysta. Według innej teorii, stworzonej przez Isaaca Newtona na podstawie informacji zawartych w Biblii, koniec świata ma przyjść w roku 2060. Wtedy z mroku ma wyłonić się nowy,
lepszy świat, w którym żyć będą ci, którzy nie utracili wiary. W islamie, podobnie jak w chrześcijaństwie, koniec świata ma zwiastować przyjście antychrysta. Wierni zostaną wynagrodzeni, będą mogli wejść do boskiego ogrodu, niewierni natomiast spłoną w piekle. W buddyzmie natomiast uznaje się, że koniec świata to naturalna kolej rzeczy, ponieważ wszystko, co nas otacza oraz my sami jesteśmy nietrwali. Każdy proces, życie, ma swój początek i koniec, nie jest to powód do smutku czy strachu. Buddyści twierdzą, że trzeba to zwyczajnie zaakceptować. Mitologia skandynawska z kolei
10 NGS B.e.s.t. | grudzień 2012 | best.ue.wroc.pl
serwuje nam koniec świata w postaci walki pomiędzy bogami a olbrzymami pod wodzą Lokiego. Będzie to zmierzch bogów – Ragnarok. W wyniku tej walki znany nam świat spowiją płomienie. Z tej próby ognia wyłoni się nowe życie, nastanie era życzliwości i pokoju. To tylko kilka przykładów, bardziej lub mniej znanych przez ogół. Teorie końca świata można mnożyć, a jest ich tak wiele, jak wiele jest kultur, wierzeń, narodów. Generalnie, wszystkie wizje końca świata charakteryzuje cykliczność. Kiedyś po ziemi chodziły dinozaury, ich era przeminęła, a ludzie dorobili do tego kilka teorii. Wcześniej jeszcze, w pierwszych tysiącleciach
Społeczeństwo graf. Dorota Fiedorek
istnienia Ziemi, życia nie było i to też była pewna era, która przeminęła. Nasza era też kiedyś przeminie, czy to w wyniku uderzenia asteroidy, czy w wyniku działalności człowieka, czy w wyniku boskiej interwencji. Cykle są tym, co porządkuje nasz świat - już dawno temu ludzie to zauważyli i wykorzystali do stworzenia różnych wizji końca świata. Kolejnym czynnikiem wspólnym jest podział na dobro i zło. W każdej wizji występują dobrzy i źli ludzie, którzy zostaną zbawieni lub potępieni. Mamy dobre i złe uczynki, dobre moce i złe moce. Dzięki temu poszczególne kultury i wierzenia wskazują jak powinniśmy postępować, a jak nie. Jeszcze jednym czynnikiem, który występuje w wielu teoriach o końcu świata, jest przyjście awatara. Przykładowo, mamy Chrystusa, Goga i Magoga, czy Lokiego. Mają oni być ucieleśnieniem wiary, instrumentem boga, dyscyplinującym swoich wiernych. Najbliższy koniec świata nastąpić ma 21.12.2012. Skąd znamy tak dokładną datę? Została ona wyznaczona na podstawie kalendarza Majów: jest to
koniec 5125-letniego cyklu w systemie tzw. Długiej Rachuby, stosowanej w cywilizacjach prekolumbijskich. Według księgi Popol Vuh, żyjemy w czwartym świecie stworzonym przez boga, trzy poprzednie były nieudane. Poprzedni świat zakończył się po 13 b’ak’tun Długiej Rachuby, czyli 5125 lat temu. Stąd przekonanie, że koniec świata ma nastąpić już wkrótce.
Współcześni Majowie nie uznają jednak tej daty jako istotnej. Według mnie, skoro przeżyliśmy już kilka końców świata, tym razem chyba też jakoś damy radę :) Nie jest to pierwszy, ale też nie ostatni koniec świata z jakim mamy i będziemy mieli do czynienia. Brace yourself! Może pewnego razu przepowiednie okażą się prawdziwe?
Polski sen MARGOTKA
Jak krzyczą nagłówki „Metra”, statystyczny Polak na tegoroczne święta wyda 750 złotych mniej niż w roku ubiegłym. Kolejna oznaka bolesnego przebudzania się z „polskiego snu”? Ale zacznijmy od początku…
rys. Dorota Nowak
W
numerze grudniowym wypadałoby napisać o szaleństwie, jakie wielu z nas ogarnia w galeriach handlowych i supermarketach w okresie świątecznym [a więc tym od 2 listopada :)]. Dodać coś o tym, jak prezenty przysłaniają nam duchowy wymiar Bożego Narodzenia, a Święty zamienia się w rubasznego faceta w czerwonym wdzianku. Słowem, ponarzekać na wszechobecny konsumpcjonizm i komercję. Pytanie tylko… Czy wszystkie te rzeczy rzeczywiście nadal nas dotyczą?
Miłe złego początki Trudno przy omawianiu zjawiska szału zakupów w Polsce ominąć krótki opis tego, co działo się w latach 90-tych – czasach „szczęk” i wszechobecnych
bazarków, które większość z nas kojarzy pewnie z wczesnego dzieciństwa. Kicz, bałagan i wielka improwizacja – jednocześnie jednak ogromna szansa na to, by z jednej strony wreszcie się „dorobić”, z drugiej zaś – zaspokoić wszystkie te gromadzone przez lata „realnego socjalizmu” potrzeby. Teraz, zaraz, zanim znów ktoś zabierze, rozdzieli i opodatkuje. Nieposkromioną chęć nabywania kolejnych rzeczy można więc w pewnie sposób zrozumieć, a nawet racjonalnie uzasadnić. Osiągnęliśmy jednak moment, w którym pierwsze marzenia zostały spełnione, telewizora nie kupuje
się przecież co roku. Chyba, że…
Mój drugi dom – supermarket Tu na scenę wchodzi wszechobecna reklama i tricki przetestowane już wcześniej w Europie Zachodniej – strategiczne rozłożenie towarów na półkach, odpowiednie zapachy, muzyka, kolory... Zakupy nie mogą już dłużej być jednym z wielu zadań „do zrobienia”, pomiędzy myciem zębów a wyprowadzeniem psa na spacer. Mają stanowić nieodłączny element nowego stylu życia, główne (jedyne?) źródło radości i wzruszeń. O tym, jak nawet najbardziej (wydawałoby się) racjonalny naród łatwo daje się poddać tej słodkiej iluzji świadczyć może chociażby nakręcony w 2004 roku przez Filipa Remunda i VítaKlusáka dokument.
NGS B.e.s.t. | grudzień 2012 | best.ue.wroc.pl
11
Społeczeństwo | Trochę kultury?! zrzucanie całej odpowiedzialności na sprzedawców, z natury rzeczy dążących do maksymalizacji swoich zysków. Kolejne pomysły rządzących, wzorem Keynesa uznających konsumpcję za źródło dobrobytu, a oszczędność – za XIX wieczny przeżytek, również nie zachęcały konsumentów do myślenia w sposób bardziej odpowiedzialny i przewidujący. Wśród winowajców wymienić można chociażby oderwane od rzeczywistej wartości zgromadzonego kapitału, odgórnie ustalane stopy procentowe oraz podatki „karzące” oszczędzających (jak na przykład tzw. podatek Belki). W dłuższej perspektywie „wszyscy przecież będziemy martwi” – pozornie nie ma więc czym się przejmować, przynajmniej do czasu, aż ktoś nie powie - „sprawdzam”.
„Forsą się nie przejmuj wcale - kredyt weź i do nas pędź!”
Ostatnia część „Czeskiego snu” ukazuje ten właśnie moment. Nadejście długo wyczekiwanego dnia otwarcia najwspanialszej świątyni handlu. Dwa tysiące ludzi, zgromadzonych tu pomimo wczesnej pory i upału. Najpierw spokojnie, potem coraz szybciej – biegną, kuśtykają do drzwi za którymi… Nie znajdują zupełnie nic. Miejsce, z którym wiązali tyle nadziei i planów okazało się być fikcją. Pierwsze rzędy zawracają
Zaspokoiliśmy więc pierwsze, najważniejsze potrzeby, później, trochę z nawyku, trochę by nie być gorszym od innych - dalej kupowaliśmy, konsumowaliśmy i… jeszcze trochę kupowaliśmy, na zapas. Gdy pozbywanie się 100% zarobków przestało wystarczać, zawsze przecież można było wziąć kredyt, pożyczkę, chwilówkę, tysiąc na udane święta, trzy na Egipt, może dziesięć. Nieuczciwe byłoby jednak
Krajobraz po uczcie
już do swoich aut, złorzecząc na organizatorów. Ciekawe, że nikomu nie daje to do myślenia: każdy z niedoszłych klientów osobiście pokonuje drogę do samego końca, by móc zobaczyć i dotknąć tę drugą, obnażającą całe oszustwo część makiety. Reakcje? Od wściekłości, przez zadumanie nad własną łatwowiernością, aż po śmiech. „Gdyby nie ten cały cyrk, pewnie siedzielibyśmy w domu – a tak mamy chociaż spacer” – wzrusza ramionami jeden z gości. Cała sytuacja przywołuje na myśl naszą rzeczywistość, w której to niespodziewanie okazuje się, że pensje nie będą jednak wzrastać w nieskończoność (tymczasem raty kredytu i owszem), za każdą przyjemność zaś prędzej czy później zostaje wystawiony rachunek. Można, oczywiście, mieć pretensje do wszystkich dookoła: kuszących reklam sklepów i banków, państwa, które „nie zdało egzaminu” i pozwoliło ludziom na coraz ściślejsze okręcanie na szyi kredytowej pętli. Można w końcu pomstować na krwiożerczy kapitalizm, który „zawiódł” przymusowo wkładając do sklepowych wózków kolejne towary :) albo – jak jeden z uczestników czeskiego eksperymentu – dostrzec nowe możliwości nawet w pozornie beznadziejnej sytuacji. I wyciągnąć wnioski.
Helios na Kazimierza rewolucja, transformacja! KATARZYNA KINDLIK
Nadszedł koniec starego świata w Heliosie przy ul. Kazimierza Wielkiego. Od 5 listopada obiekt nosi dumną nazwę Kino Nowe Horyzonty i jest drugim, po Dolnośląskim Centrum Filmowym, kinem studyjnym we Wrocławiu. To największy arthouse w Polsce. Nowy szef, nowe zasady Od września kino jest zarządzane przez Stowarzyszenie Nowe Horyzonty - to samo, które organizuje festiwal T-Mobile Nowe Horyzonty. Uzyskało ono wsparcie miasta i nawiązało współpracę z siecią kin Helios. Projekt jest elementem przygotowań do Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016. Klamka
zapadła – Helios został przerobiony z komercyjnego multipleksu na miejsce z duszą. Postanowiono przeprowadzić rewolucję w wizerunku, repertuarze, a także w samym wystroju i klimacie obiektu. Prezes NH, a zarazem właściciel firmy dystrybucyjnej „Gutek Film”, określił podjęte zadanie jako najfajniejsze przedsięwzięcie, w jakim brał udział. Patrząc na dotychczasowe trzy miesiące działalności KNH ma się niezaprzeczalną
12 NGS B.e.s.t. | grudzień 2012 | best.ue.wroc.pl
ochotę na przyznanie racji Romanowi Gutkowi. Co więcej, chciałoby się go uściskać za doskonały pomysł i jeszcze wspanialszą jego realizację.
Ambitnie... Co możemy obejrzeć w KNH? Otóż: „kino artystyczne i autorskie, jak również wartościowe kino środka”. Ostatnia nazwa może wydać się nieco tajemnicza.
rys. Dorota Nowak
Film „Czeski sen” ukazuje kolejne etapy wprowadzania na rynek nowego produktu: supermarketu, jakiego jeszcze nie było. Oprócz możliwości podglądania kampanii reklamowej „zza kulis”, widz poznaje także mentalność zwyczajnych ludzi i ich stosunek do zakupów. To coś więcej niż jedynie nabycie określonych produktów, stają się celem samym w sobie, nowym rytuałem. Mamy więc dziewczynkę, którą weekendowa wycieczka z mamą przygnębia, „jak gdyby gdy cały dzień pada deszcz”. Konieczna okazuje się wyprawa do TESCO, wtedy dopiero – opowiada rozmarzona - „znów wychodzi słońce”. Ulga i spokój. „Co robiliśmy przed tym, jak zaczęliśmy spędzać niedziele w hipermarkecie?” – zamyśla się kobieta w średnim wieku – „Nie wiem… Chyba już nie pamiętamy tego, jak to było.”
Trochę kultury?!
W repertuarze KNH znalazł się skrawek przestrzeni dla opery i teatru. Jak na razie możemy wybrać się na jeden z 12 spektakli transmitowanych na żywo z nowojorskiej The Metropolitan Opera. Wśród nich odnajdziemy takie tytuły jak „Łaskawość Tytusa” W.A. Mozarta lub „Aida” G. Verdi’ego. Pomysł ten ma swoje słabe strony. Po pierwsze, transmisja choćby i w HD nie może równać się z bezpośrednim odbiorem jakiegokolwiek spektaklu. Po drugie, czynnikiem odstraszającym jest cena. Pojedynczy bilet nabyć można za 80 zł, a taka suma piechotą nie chodzi. Z kolei kupno karnetu na wszystkie projekcje to ekstremalny dość wydatek w wysokości 600 zł. Mimo
wszystko pewnie znajdą się tacy, którzy się skuszą. W przyszłości w KNH mają się też pojawić transmisje z przedstawień teatralnych i baletowych. Pomysł jest niewątpliwie ciekawą propozycją i uzupełnieniem dla koncertów live, które ma w ofercie Multikino. KNH zajęło się nie tylko dopowiadaniem wątków brakujących w opowieści rozrywkowych multipleksów. Postanowiono wypełnić luki w świadomości kinowej młodego pokolenia.
fot. Paulina Gajewska
Nie tylko X muza
fot. Paulina Nieckarz
Spiesząc z wyjaśnieniem podpowiem, że mianem tym określane są filmy z pogranicza komercyjnych i artystycznych. Za przykład mogą posłużyć „Obława” czy „Jesteś bogiem”, które zobaczymy i w KNH, i w sieciówkach. Jednak Gutek zaznacza, że nigdy nie pozwoli, by w jego kinie wyświetlano „Wyjazd integracyjny”. Nie ma więc co liczyć na głupawe komedie o niczym. Film obejrzany w KNH może się nie podobać widzowi, ale nie powinien obrażać jego inteligencji. Nie spodziewajmy się też wielkich hollywoodzkich produkcji. Przygotujmy się na dużą dawkę odkrywczych i eksperymentalnych projekcji. Swoją ucztę będą mieć fani takich reżyserów jak Almodóvar czy Woody Allen. Nie zabraknie tzw. kina radykalnego, z którego promowania Gutek jest znany. Nie obędzie się zapewne bez kontrowersji i dyskusji nad nimi. KNH dostarczy czegoś w rodzaju festiwalu filmowego przez cały rok. Oprócz tego zapowiada się dużo festiwali i przeglądów kilkudniowych. Zapewne zauważyliście na bilbordach reklamy odbywającego się 13-18 listopada American Film Festival (którego zapowiedź ukazała się również na naszej stronie best.ue.wroc.pl). To tylko jedno z wielu tego typu wydarzeń w KNH. W listopadowym programie znalazły się też m.in. T-Mobile Nowe Horyzonty Tournée i Węgierska Wiosna Filmowa Jesienią. Zaskoczy się ten, któremu powyższa oferta wydaję się już wyczerpującą. Bowiem na kinematograficznych kąskach nie koniec...
Docere, delectare, movere Stowarzyszenie NH podjęło się, jak powiedział Gutek, „pracy pozytywistycznej”. W tym celu w kinie utworzono Akademię, czyli obszar edukacyjny dla dzieci, młodzieży i studentów. Warto tu wspomnieć o dwóch projektach stworzonych dla ludu ciężko studiującego, czyli właśnie dla nas. Od października działa Akademia Filmu Polskiego i Akademia Filmowa – Historia Kina Światowego. Brzmi szlachetnie, ale po co to? Celem przedsięwzięć jest wysłanie młodego widza w fascynującą podróż kinowym wehikułem czasu. Ekspedycja ta ma pomóc mu odkryć i zrozumieć sztukę filmową od jej zarania do okresów niedawnych. Jak to wygląda? Mogę się podzielić swoim doświadczeniem, jeśli chodzi o APF. Cotygodniowe zajęcia rozpoczynają się wykładem filmoznawcy, poprzedzającym pokaz zazwyczaj 2 obrazów. Oglądamy dzieła polskiej kinematografii począwszy od 1908, na roku 1999 skończywszy. Muszę przyznać,
że jestem pod absolutnie fantastycznym wrażeniem tego, co zobaczyliśmy i usłyszeliśmy! Co do samej rekrutacji, udało mi się zapisać tylko dlatego, że zmieniono salę na większą. Pierwotnie miejsca zniknęły w 2,5 h. Finalnie zaangażowało się aż 400 studentów. Organizatorzy APF-u nawiązali współpracę z wrocławskimi uczelniami, w tym z Uniwersytetem Ekonomicznym.
NGS B.e.s.t. | grudzień 2012 | best.ue.wroc.pl
13
Trochę kultury?! Dzięki temu zajęcia możemy sobie podciągnąć pod przedmiot fakultatywny, o wartości 3 ECTS. Oczywiście, pociąga to za sobą konsekwencje w postaci konieczności podejścia do egzaminu po każdym z 4 semestrów. Jest nawet sylabus i lektury. Wykłady są obowiązkowe, co mimo całej przyjemności ich słuchania, może być uciążliwe. Jednak stanowczo warto. Uczestnicy APF-u mają wykupione karnety semestralne (120 zł), ale każdy może przyjść na pojedyncze spotkanie (20 zł). Polecam! Zwłaszcza, że szczególnie da się tu odczuć „oglądanie razem, rytuał gaszenia światła”.
Bo liczy się wnętrze
film
Jeśli już mówię o klimacie, to nie da się nie wspomnieć o zmianach w samym
wystroju. Podczas wykładu na Forum Edukacji Biznesowej na UE, gospodarz KNH powiedział, że na przeprowadzenie aranżacyjnej transformacji miał jedynie tydzień. Czasu nie za wiele, a jednak udało się przerobić więcej niż napis na wejściu głównym. Uwagę odwiedzających przyciągają zawieszone w holu huśtawki. Zamiast automatów z popcornem, mamy bistro i kawiarenkę. Jest sporo miejsc, gdzie można usiąść począwszy od długich stołów, do małych kącików z fotelami. Pojawiają się nawet staromodne dywany. Na dole znajduje się galeria plakatów oraz księgarnia z literaturą, muzyką filmową i DVD. Wszystko po to, by KNH stało się przestrzenią, do której chętnie się powraca. Takie połączenie idei chodzenia „na film” i „do kina”. Zresztą sprawdźcie sami, czy założenie to się spełnia.
Postscriptum, czyli $ Wszystko wydaję się ziszczeniem snu kinomana. Jednak zejdźmy na chwilę na ziemię. Aby się utrzymać. KNH potrzebuje obrotu 0,5 mln zł rocznie. Zadanie według Gutka trudne. KNH to duży obiekt – 9 sal, co daje 2,5 tys. miejsc do zapełnienia. W tej branży są pory suche i deszczowe. Poza tym, w dobie Internetu ludzie coraz rzadziej idą do kin. Czy aby na pewno? Można się bardzo zdziwić, wchodząc do KNH wieczorową porą. Zwłaszcza w poniedziałek, kiedy bilety można kupić za 11zł, przy kasach zobaczymy istne tłumy. Nie pozostaje nic innego, jak razem z Gutkiem uwierzyć w magię wspomnianego wyżej fenomenu wspólnego oglądania. Trzymajmy kciuki!
Hobbit: Niezwykła podróż ANASTAZJA ZADOROŻNA
„I’m back” – tymi słowami skończył się ostatni film z trylogii „Władca pierścieni” w reżyserii Petera Jacksona, nakręcony na podstawie książki J.R.R. Tolkiena. Ponad 100 zdobytych nagród (w tym 17 Oskarów), jedne z najbardziej kasowych filmów wszech czasów, szybki wzrost gospodarczy Nowej Zelandii, gdzie filmy zostały nakręcone, popularność i ogromny wpływ – wydawało się, że lepszego zakończenia nie da się wyobrazić. Ale to jeszcze nie koniec... Nawet można powiedzieć, że historia dopiero się zaczyna. Wiadomo, że „Władca pierścieni” nie jest jedynym utworem Tolkiena, poświęconym przygodom dzielnych hobbitów w świecie Śródziemia. Opowiadanie o Wojnie o Pierścień jest kontynuacją książki „Hobbit, czyli tam i z powrotem”, której akcja rozgrywa się sześćdziesiąt lat przed początkiem znakomitej trylogii. Opowiada o tym, jak namówiony przez Gandalfa Bilbo Baggins wraz z trzynastoma krasnoludami rusza w niebezpieczną podróż do Samotnej Góry. Dowiemy się o wszystkich przygodach Bilbo oraz całej prawdy o tym, jak Hobbit wszedł w posiadanie Pierścienia.
Jeden, dwa… trzy filmy? Pewnie wszyscy wiedzą, iż jedna opowieść została przekształcona w aż trzy filmy. Czemu tak się stało? Na początku New Line Cinema miała
zamiar rozciągnąć fabułę „Hobbita” na dwie części, co byłoby korzystne z finansowego punktu widzenia. Jednak Jackson był przeciwny temu i zaoferował swój wariant – pierwszą część nakręcić na podstawie książki Tolkiena, a drugą część zrobić pomostem pomiędzy wydarzeniami „Hobbita” a „Władcy Pierścieni”. Ale pomysłu nie udało się zrealizować: kompania Tolkien Enterprises, biorąca udział w serii ekranizacji, posiada prawa autorskie do wersji filmowych tylko Hobbita i Władcy Pierścieni. Pozostałe brudnopisy pisarza są własnością jego syna i szefa fundacji Tolkien Estate, Christophera Tolkiena, głównego opozycjonisty serii filmowych adaptacji. W rezultacie twórcy filmu wrócili do pierwszej opcji, według której fabuła Hobbita się rozciąga i dzieli na dwie części. Jednak pod koniec lipca 2012 r. Peter Jackson ogłosił, że „Hobbit” będzie trylogią, dzięki której historia fascynujących i czasami niebezpiecznych przygód dzielnego hobbita Bilbo Bagginsa i jego roli w wydarzeniach Śródziemia zostanie opowiedziana w całości. Światowa premiera pierwszego filmu „Hobbit: Niezwykła podróź” jest zaplanowana na 14 grudnia 2012 r. Drugi film, pod tytułem „The Hobbit: The Desolation of Smaug” ma pojawić się w
14 NGS B.e.s.t. | grudzień 2012 | best.ue.wroc.pl
kinach 13 grudnia 2013, zaś trzeci, „The Hobbit: There and Back Again” – 18 lipca 2014. W obsadzie pierwszej części adaptacji filmowej nie zabraknie gwiazd już znanych z „Władcy Pierścieni”, ale też nowych aktorów. Gandalfa po raz kolejny zagra Ian McKellen, Martin Freeman wcieli się w Bilbo Bagginsa (Ian Holm wystąpi w jego starszej wersji), Cate Blanchett zagra Galadarielę. Przez ekran
Trochę kultury?! przewiną się ponownie Elijah Wood jako Frodo, Orlando Bloom jako Legolas, Hugo Weaving jako Elrond, Christopher Lee jako Saruman i, oczywiście, Andy Serkis jako Gollum. Autorem soundtracku po raz kolejny będzie kompozytor Howard Shore, znany ze swoich utworów dla „Władcy Pierścieni”. W Internecie już pojawiły się charakterystyczne postery bohaterów oraz dwa oficjalne zwiastuny filmu. Po pierwszych kadrach
filmu można z pewnością powiedzieć, że „Hobbit” nie wypadnie gorzej niż „Władca Pierścieni”. A może nawet i lepiej. Piękno nowozelandzkiego krajobrazu zapiera dech w piersiach, a rozgrywająca się akcja wciąga bez reszty. Mityczny świat Śródziemia, stworzony przez Tolkiena 75 lat temu i pokazany wszystkim dzięki talentowi Jacksona, nadal zachwyca miliony ludzi. Odwieczna walka dobra ze złem nie kończy się z napisem The
End, lecz dalej trwa w naszych sercach, a my szukamy odpowiedzi u Tolkiena. Kto powiedział, że bajki są tylko dla dzieci? Nieważne, ile będzie tych filmów, byleby historia się nie kończyła. I na pewno przeżyję koniec świata, żeby w kolejnych latach przychodzić do kina i zanurzać się w innym świecie, by zrozumieć swój własny.
film
STAR WARS – EPISODE 7 Koniec świata czy nowa nadzieja? ZBYCHOWIEC
Filmów z serii „Gwiezdne Wojny” nikomu nie trzeba raczej przedstawiać. Nawet osoby, które za nurtem SF nie przepadają, ani żadnej części sagi nie oglądały, musiał natknąć się na liczne nawiązania w kulturze masowej. Do historii przeszło chociażby porównanie przez prezydenta Reagana Związku Sowieckiego do filmowego Imperium Zła. Imperium sprzedane za miliardy! Ojciec „Gwiezdnych Wojen”, George Lucas, sprzedał 30 października wytwórnię Lucasfilm Ltd. największemu koncernowi medialnemu świata – Walt Disney Company – za niebagatelną sumkę 4,05 mld dolarów. „Czas przekazać Gwiezdne Wojny w ręce nowego pokolenia twórców filmowych”, skomentował sprzedaż słynny reżyser sagi. Pod nową flagą mają powstać kolejne 3 części – siódma, ósma i dziewiąta, których akcja ma toczyć się po wydarzeniach z „Powrotu Jedi” (1983). Premiera siódmej części zapowiedziana została na 2015 r.
Podziały wśród miłośników gwiezdnych przygód Jak to często bywa – fani podzielili się błyskawicznie na dwie frakcje. Jedna z nich entuzjastycznie podchodzi do tego, że dostaną możliwość obejrzenia dalszego ciągu tej pasjonującej historii. Zwłaszcza, że przez wiele lat reżyser serii nie dawał nadziei na kontynuację. „To fantastyczne, że zobaczymy więcej „Gwiezdnych Wojen”, niż wynikało to z wcześniejszych zapewnień George’a Lucasa” - nie ukrywał swojego zadowolenia w rozmowie z BBC James Burns, założyciel strony Jedi News (największa fanowska strona w Wielkiej Brytanii). Drudzy z kolei na
wieść, że kontynuację sagi będzie kręcić wytwórnia spod znaku Myszki Miki, zareagowali dość nieprzychylnie.
Nowa księżniczka Disneya Internet natychmiast zalała nowa seria memów internetowych, wykpiwających transakcję. Na pierwszy ogień poszła księżniczka Leia, która dołączyła do Królewny Śnieżki, Kopciuszka, syrenki Ariel i innych disneyowskich księżniczek. Obrazek z tą postacią opatrzony podpisem „Disney Princess” pojawił się w sieci dosłownie chwilę po ogłoszeniu wiadomości o sprzedaży Lucasfilmu. Wątek został podchwycony przez wielu rysowników. Popularność zdobyły obrazki, które przedstawiały postacie znane z kreskówek jako bohaterów „Gwiezdnych Wojen” i fotomontaże kadrów filmu.
Cukierkowe Wojny? Obawy fanów sagi dotyczą głównie powszechnego kojarzenia wytwórni Disneya z kreskówkami i kinem familijnym. Czy są one słuszne? Krytycy zdają się nie zauważać, że koncern ten to nie tylko Myszka Miki, Kaczor Donald czy Pies Pluto. Pod markami Touchstone Pictures i Hollywood Pictures, należącymi do Disneya, nakręcono bowiem mnóstwo filmów, które w żaden sposób nie pasowałyby do świata tańczących w rytm muzyki drzew i gadających zwierząt. Wymienić można by tutaj chociażby „Szósty zmysł” czy „Armageddon”. Warto również zwrócić uwagę, że Disney posiada prawa do postaci z komiksów Marvela (Spider-man, Hulk i wiele innych), które nabył w 2009 roku. Jako ciekawostkę potraktować można także fakt, że specjalizujące się w animacji komputerowej
NGS B.e.s.t. | grudzień 2012 | best.ue.wroc.pl
15
Trochę kultury?! Opinia eksperta: Michał Gużewski (redakcja portalu Star Wars Retro)
muzyka
studio Pixar, należące do koncernu, z początku było właśnie częścią imperium Lucasa. Strach przed „infantylizacją” serii wydaje się być znacznie przesadzony. Dużo większym problemem może wydawać się za to odcięcie George’a Lucasa od nadzoru nad kolejnymi filmami z serii. To jednak nie powinno również być poważnym problemem, jeżeli zwrócimy uwagę, że za reżyserię uważanego za najlepszy film sagi „Imperium kontratakuje” odpowiadał Irvin Kershner, a scenariusz, na podstawie opowiadania Lucasa, napisali Lawrence Kasdan i Leigh Brackett. Trudno uwierzyć, żeby twórcy nowych opowieści z „odległej galaktyki” odważyli się odejść od przyjętych wcześniej przez ojca „Gwiezdnych Wojen” założeń. Jedno jest pewne – premiera kolejnej części będzie z pewnością znaczącym wydarzeniem w świecie kina.
Wiadomość o wykupieniu Lucasfilmu przez Disneya spadła jak grom z jasnego nieba. W pierwszej chwili sam nie wiedziałem, co sądzić na ten temat. W internecie na całym świecie zawrzało. Wiele głosów za, wiele głosów przeciw. Jednak moim zdaniem, nie taki diabeł straszny, jak go malują. Disney współpracował z Lucasem już wiele lat. 9 stycznia 1987 roku w kalifornijskim Disneylandzie uruchomiono Star Tours. Już w tych dniach atrakcja zaserwowana ludziom stała się hitem. Osiągnięto rekordową liczbę zwiedzających. Dwa lata później otwarto kolejny, tym razem w Tokio. W 1990 roku kolejne i za każdym razem serwujące zwiedzającym więcej atrakcji. Wracając do ostatniej kontrowersyjnej decyzji, uważam, że sadze wyjdzie to na dobre. Tuż po ogłoszeniu przejęcia Lucasfilmu przez Disneya pojawiła się informacja o kolejnych trzech epizodach, których, jak wiemy, Lucas nie chciał już kręcić. Zatem? Dzięki Disneyowi pojawiają się nowe możliwości. Druga sprawa - kolejne pokolenia poznają „Gwiezdne wojny” i rzesza wielbicieli sagi zapewne wzrośnie. Owszem, są głosy niezadowolenia, ale na to chyba jeszcze nie czas, musimy poczekać cierpliwie na nowe przygody Luke`a Skywalkera, bo, na chwilę obecną, epizod VII ma opowiadać o jego przygodach. Datę premiery siódmej części zapowiedziano na 2015 rok, a kolejnych systematycznie co 3 lata. Tym oto sposobem spełni się to, co Lucas zapowiadał w latach 80-tych, czyli dziewięć epizodów „Gwiezdnych wojen” na ekranach kin. Czy nie trzeba się z tego cieszyć? Zrozumiałe są również obawy fanów o jakość tych filmów, jednak patrząc z perspektywy czasu, największym oczekiwanym filmem (od czasów klasycznej trylogii) był „The Phantom menace”, czyli epizod I. I co? Okazało się, że jest to najgorsza z części sagi. Zatem pożyjemy i zobaczymy, a głosy zadowolenia, czy też nie, będą zawsze.
„Jezus Maria Peszek”
P
o debiutanckiej i poetyckiej „Miasto Manii” oraz ekshibicjonistycznej, pełnej wzwodów „Marii Awarii”, przyszła kolej na trzecią płytę Marii Peszek, „Jezus Maria Peszek”. Ptaszki ćwierkają, że Pani Maria przeszła głębokie załamanie nerwowe i płyta jest tego efektem. Wiadomym jest, że smutne chwile są zwykle najbardziej inspirujące, więc nie ma się co dziwić. Nie wnikajmy jednak w prywatne życie, lecz w twórczość. Dział recenzji, nie plotek. Płyta zaczyna się od ostrego, zdecydowanie jednego z lepszych na płycie, kawałka „Ludzie psy”. Utwór otwierający to pstryczek w nos, a właściwie rzut prześmiewczym mięsem w hejterów i dosadna autokrytyka. Drugi utwór - „Nie ogarniam” - to prosty, dosłowny, lecz kryjący za sobą zapewne mroczne przeżycia, kawałek z najbardziej charakterystycznym zdaniem, które po przesłuchaniu całości najbardziej zapada w pamięci. „Załamanie nerwowe, dzwoń po pogotowie” przenosi nas na drugą stronę tej huśtawki nastrojów. Tym razem autorce jest „fajnie” , lecz może to być podpucha.
RAFAŁ ĆWIERTNIA
Następnie czeka na nas „Amy”. Piosenka oczywiście o pani Winehouse, nazywana przez Marię „najsmutniejszą dziewczyną na świecie”. Można przypuszczać, że próbowała utożsamić się z królową R&B i obecnym wszędzie „bólem istnienia” artysty. Co na to tata Amy? Kolejny utwór, „Żwir”. Bardzo smutna, piękna i przejmująca kompozycja. Oszczędnie dobrana melodia i ciągle powtarzane zdanie potęgują i tak smutny już nastrój utworu. Następnie utwór z większym kopem i prowokacją, czyli „Sorry Polsko”. Artystka wyraźnie zawiedziona „polskością” wylewa swój żal. Antypatriotyczny tekst, z którym wielu się utożsami. „Lepszy żywy obywatel, niż martwy bohater!”. Kolejna piosenka, kolejny kontrowersyjny temat i kolejny stanowczy pogląd. Tytuł „Pan nie jest moim pasterzem” mówi wszystko. Nie wierzymy podczas niego w Boga, jesteśmy na uboczu i robimy, co chcemy. Dzień jak co dzień. Wikipedia mówi, że Pibloktoq, to tzw. „Arktyczny zespół histeryczny” i piosenka o tym tytule, można powiedzieć, prowadzi nas po zaburzeniach wywołanych tą histerią. Bardzo cie-
16 NGS B.e.s.t. | grudzień 2012 | best.ue.wroc.pl
kawy, jeden z lepszych na płycie. Dalej. „Nie wiem czy chcę” to kolejne odważne wyznanie autorki prowadzone przez fortepianową melodię. Maria przywłaszcza sobie tutaj trzy najważniejsze dla faceta rzeczy w życiu, czyli posadzenie drzewa, spłodzenie syna i zbudowanie domu, i twierdzi, że nie. Bo nie! „Szara flaga” – utwór w stylu wcześniejszego „Sorry Polsko”, już nie z takim pazurem, lecz delikatniejszy i metaforyczny. Również godny polecenia. Ostatni kawałek odnosi się nieprzypadkowo do ostatniej rzeczy, jaka nas czeka – śmierci. Maria kończy swoje credo deklaracją samodzielnego wyboru swojej śmierci. Nie odkrywcze , ale ważne i dobrze zrobione. Płyta przedstawia poglądy artystki i jestem przekonany, że swoją formą skłania również odbiorców do przemyśleń nad tak ważnymi sprawami w życiu, jak Bóg, Polska, rodzina czy śmierć. Zdecydowanie warstwa liryczna przeważa nad muzyczną, lecz harmonia zachowana jest doskonale i oszczędne melodie współgrają ze śpiewanymi tekstami tak, jak powinny.
Trochę kultury?!
Szatnia 19, 20, 21 XII, 19:00
www.teatrarka.pl Marzec 68. Pieśń nad pieśniami 1 XII, 19:00 Przygody małego M 5, XII, 10:00 6 XII, 10:00, 18:00 Bal u Hawkinga 8 XII, 19:00 Oskar i pani Róża 13,14 XII, 10:00 Silence 14 XII, 19:00 Ucisz Serce 21 XII, 19:00
Koncert Wrocławskiej Orkiestry Barokowej 16 XII, godz. 18:00 Wiener Glasharmonika Duo Szept gwiazd 19 XII, godz. 19:00 Koncert Noworoczny „W rytmie walca” Wrocławska Orkiestra Kameralna Leopoldinum 30 XII, godz. 17:00 Koncert Sylwestrowy 30 XII, godz. 20:00 31 XII, godz. 18:00, 20:30
kulturalny rozkład jazdy
www.pantomima.wroc.pl
Okno na parlament 15 XII, 19:00 16 XII, 16:00, 19:00 Titus Andronicus 15,16 XII, 19:00 Czynne poniedziałki Magiel sztuk z Olafem Brzeskim i Kubą Sucharem 17 XII, 19:00 Spektakl świąteczny Dwadzieścia najśmieszniejszych piosenek na świecie 26 XII, 19:00 Smycz 29,30 XII, 19:00 31 XII, 20:00 Courtney Love 30 XII, 19:00 31 XII, 20:00
impart.art.pl
www.filharmonia.wroclaw.pl
Na głos i ręce - recital Janusza Radka 1 XII, sb 19:00 Wibracje taneczne: Krystyna Mazurówna 2 XII, nd 18:00 Stare Dobre Małżeństwo koncert 3 XII, pn 19:00 Wernisaż wystawy Ulubione motywy Rafała Dalka 7 XII, pt 19:00 Jazz jam session 10 XII, pn 19:30 Złota kaczka - spektakl dla dzieci 10 XII, pn 11:30 11 XII, wt 9:30 i 11:30 Blues jam session 11 XII, wt 19:30 Leningrad – spektakl muzyczny 13 XII, cz 19:00 14 XII, pt 19:00 Zaczarowana Kolomotywa spektakl dla dzieci 16 XII, nd 11:00 i 16:00 17 XII, pn 9:30 i 11:30
Mayday 1, 2, 11, 12, 13, 19, 20, 21, 22 XII, godz. 19:00 Filoktet 1, 4, 5 XII, 19:00 Kazimierz i Karolina 6, 7 XII, 19:00 Poczekalnia.0 8 XII, 19:00 9 XII, 18:00 Czynne poniedziałki Czytanie Rechnitz, Anioł zagłady 10 XII, 19:00, wstęp wolny
Koncert Leopoldinum 1 XII, godz. 18:00 Chór Aleksandra Poustovalova 2 XII, godz. 15:00, 18:00 Królowa śniegu – koncert mikołajkowy 5,6 XII, 9:00, 11:00 9 XII, 11:00 Koncert oratoryjny 7 XII, 19:00 Koncert Wrocławskiej Orkiestry Barokowej 9 XII, 18:00 Wirtuozi Węgierscy – Orkiestra Rajkó 11 XII, 19:00 Jubileusz Pracy Artystycznej Marka Pijarowskiego Orkiestra Symfoniczna 14 XII, 19:00 Koncert Leopoldinum Wrocławska Orkiestra 15 XII, 18:00
GRY TOWARZYSKIE FIRMY TREFL 8 - 9 grudnia, godz. 19.00 empik CH Renoma, Wrocław, ul. Świdnicka 40
OZDOBY CHOINKOWE Z POMYSŁEM 8, 15 grudnia, godz. 12.00 empik CH Renoma, Wrocław, ul. Świdnicka 40
ARTYSTYCZNE PAKOWANIE PREZENTÓW 5, 19 grudnia, godz. 18.00 empik CH Renoma, Wrocław, ul. Świdnicka 40
Atrakcja dla tych, którzy uwielbiają bawić się w towarzystwie znajomych i szukają pomysłu na rozrywkę. W salonie będzie można zobaczyć i przetestować najnowsze gry firmy Trefl, które mogą okazać się doskonałym pomysłem świątecznym dla całej rodziny.
Czas świąteczny nierozerwalnie wiąże się z choinką – dlatego też nie mogło zabraknąć w empiku warsztatów z tworzenia ozdób na bożonarodzeniowe drzewko. Pokażą jak ciekawie urozmaicić ozdoby choinkowe i przekonają, że wspólne tworzenie będzie doskonałą zabawą dla całej rodziny.
Wyjątkowy prezent potrzebuje wyjątkowego opakowania! Zapraszamy na warsztaty, w czasie których uczestnicy poznają oryginalne techniki pakowania podarunków. Wszystko po to, by pod choinką pojawiły się prawdziwe arcydzieła.
www.teatrpolski.wroc.pl
NGS B.e.s.t. | grudzień 2012 | best.ue.wroc.pl
17
Trochę kultury?! film
50 filmów, które warto zobaczyć - część 1 DOROTA FIEDOREK
„Szukam ciekawego filmu na wieczór. Piszcie tytuł!”. Brzmi znajomo? Zachęcona powyższym trendem wpadłam na pomysł ułożenia listy 50 filmów, które warto zobaczyć.
N
ie będzie to spis najlepszych filmów wszechczasów ani najbardziej kasowych. Nieraz znajdą się tu za to filmy niszowe czy też takie, które nie odniosły spektakularnego sukcesu, ale z jakiegoś konkretnego powodu warto jest je zobaczyć i wyrobić sobie swoją własną opinię. Nie ma podziału na lata czy gatunki. Możecie spodziewać się niemal wszystkiego. Lista jest moim subiektywnym doborem. Pomimo to mam nadzieję, że dzięki dużej różnorodności każdy z Was w danym miesiącu zostanie zachęcony chociaż jednym z opisów i zdecyduje się obejrzeć film, który najbardziej będzie mu pasował.
GRZESZNA MIŁOŚĆ [Original Sin] Reżyseria: Rok: Gatunek:
Michael Cristofer 2001 erotyczny, melodramat, thriller
Film, co do którego nie miałam sporych oczekiwań, a okazał się być totalnym zaskoczeniem. Gwiazdami filmu są Antonio Banderas i Angelina Jolie. Bogaty właściciel plantacji kawy Luis dochodzi do wniosku, że czas się ożenić. Nie mogąc znaleźć na Kubie odpowiedniej kandydatki, zamieszcza ogłoszenie w amerykańskiej prasie. Odpowiada na nie Julia Russel-kobieta - zagadka. Kiedy przyjeżdża na wyspę, okazuje się być o wiele piękniejsza niż na przysłanym zdjęciu. Zgodnie z planem szybko się pobierają i oboje wydają się być niezwykle szczęśliwi. Luis z należytym szacunkiem rozkoszuje się piękną małżonką, a ta bez skrępowania korzysta z jego sporego majątku. Problem pojawia się wraz z zauważeniem niepokojących zachowań kobiety. Okazuje się, że być może nie jest ona tą osobą, za którą się podaje. Dość szybko pojawia się intryga, akcja i silne emocje. Film zaskakuje pięknymi zdjęciami i niebanalnym, wciągającym
montażem. Trzyma w napięciu i nie pozwala ani przez chwilę się nudzić. Jest przemyślany w każdym szczególe, a aktorzy dają z siebie wszystko, pokazując fantastyczny kunszt aktorski, w którym aż wrze od wzajemnej ekscytacji. Bez nadmiernych szczegółów dodam jedynie, że zakończenie zaskoczy niejednego widza. Co do gatunku, to nie ma wątpliwości, że klasyfikacja tego dzieła nie jest prosta.
MISERY Reżyseria: Rok: Gatunek:
Rob Reiner 1999 thriller
Fanom pisarstwa Stephena Kinga historii Misery przedstawiać nie trzeba. Dla pozostałych: główny bohater - Paul Sheldon (James Caan) jest wziętym autorem pewnej serii książek. Pewnego razu ulega wypadkowi samochodowemu. Z pomocą przychodzi mu była pielęgniarka Annie (Kathy Bates). Niestety, kobieta okazuje się być psychofanką twórczości Paula. W czasie długotrwałej rekonwalescencji kobieta zabrania pisarzowi kontaktów z otoczeniem, przez co nikt ze znajomych Sheldona nie ma pojęcia, co dzieje się z mężczyzną. Kiedy Annie dowiaduje się, jak pisarz zakończył swą powieść, wpada w szał i naciska na niego, aby zmienił finał. Okazuje się, że nie cofnie się przed niczym w drodze do celu. Życie Paula wystawione jest na duże niebezpieczeństwo. Abstrahując od fantastycznej fabuły opartej na powieści Kinga, na uwagę zasługuje przede wszystkim świetnie dobrana para aktorska. Obydwoje stworzyli niesamowicie przekonywujące role. Reżysera natomiast należy pochwalić za uchwycony realizm i to, w jaki sposób daje szanse widzowi na wczucie się w sytuację głównego bohatera. Nieraz ma się ochotę zasłonić oczy, lub krzyknąć z bólu, gdy… Nie powiem. Sami sprawdźcie, jak w tym przypadku wygląda mistrzostwo gatunku, jakim jest thriller.
18 NGS B.e.s.t. | grudzień 2012 | best.ue.wroc.pl
MAŁA MISS [Little Miss Sunshine] Reżyseria: Rok: Gatunek:
Jonathan Daytona 2007 komedia, dramat
Nie ma rodziny idealnej. W każdej można znaleźć pewne dziwactwa, są one jedynie mniej lub bardziej ukrywane. Z kolei w tym filmie nic nie jest schowane pod dywan. Każdy z domowników to ciekawa postać. Richard - ojciec, jest życiowym doradcą i zarabia na nauczaniu innych, jak być zwycięzcą. Nie radzi on sobie jednak z własnymi frustracjami, które musi łagodzić żona Sheryl. Przy okazji jest zmuszona zajmować się także bratem - wybitnym literaturoznawcą, który właśnie przechodzi rekonwalescencję po nieudanej próbie samobójczej. Do tego pojawia się też dziadek, który został wyrzucony z domu starców za złe zachowanie. Nie zabrakło dzieci – syn Dwayne, miłośnik filozofii Nietschego, przechodzący właśnie okres dobrowolnego milczenia i Olive, centralna postać. Dziewczynka za wszelką cenę pragnie zdobyć tytuł Małej Miss Słoneczko, jednak jej uroda nie pasuje do kanonu narzuconego przez organizatorów podobnych wydarzeń. Aby jednak mogła spełnić swoje marzenie, cała szóstka musi odbyć długą i pełną przeszkód podróż przez stany. Film, oprócz dawki czarnego humoru, daje nienarzucającą się nadzieję i pozytywne przesłanie. Prawdziwym słoneczkiem tego obrazu jest dziewczynka, która jest absolutną optymistką, spajającą całą tę niepoukładaną rodzinę. Nie ma tu miejsca na rzewne momenty, a mimo to osoba, która nie wzruszy się w czasie oglądania, musi mieć chyba serce z kamienia. Film zdecydowanie dla fanów kina drogi i ludzi potrafiących się zdystansować do siebie samego i otaczających kłopotów, lub tych, którzy pragną nauczyć się tej trudnej sztuki.
Trochę kultury?! | B.e.s.t. radzi TAŃCZĄCA W CIEMNOŚCIACH [Dancer In the dark] Reżyser: Rok: Gatunek:
Lars von Trier 2000 Musical, dramat
Główna bohaterka, Selma (Björk ) – czechosłowacka emigrantka w Stanach, całymi dniami ciężko pracuje, aby zebrać fundusze na operację oczu dla syna. Ten cierpi na dziedziczną chorobę, która tak jak u Selmy objawia się postępującym pogorszeniem się wzroku, prowadzącym do całkowitej ślepoty. W obliczu kolejnych niesprzyjających zdarzeń, bohaterka nie popada jednak w depresję. W sekrecie przed wszystkimi, za sprawą wyobraźni przenosi się do malowniczego świata musicali, ilekroć wydarza się coś niedobrego. Pewnego wieczoru, słysząc o kłopotach finansowych swego przyjaciela, policjanta Billa, Selma wyjawia mu, jak dużą sumę pieniędzy już uzbierała, wspo-
minając rzecz jasna o ich przeznaczeniu. Niestety, okazał się to być moment przełomowy i od tej pory zaczynają się prawdziwe problemy bohaterki. Film wybitnego reżysera Larsa von Triera jest pełen kontrastów. Na porządku dziennym są tu barwne musicalowe obrazki zestawione z przytłaczającymi wydarzeniami. Nie jest to dzieło proste, banalne. Zapewniam, że zostaje na długo w pamięci, w nienachalny i subtelny sposób skłaniając do refleksji. Co wrażliwsze jednostki proszone są o zaopatrzenie się przed seansem w paczkę chusteczek… albo dwie.
WODZIREJ Reżyser: Feliks Falk Rok: 1977 Gatunek: obyczajowy Film dla fanów geniuszu aktorskiego Jerzego Stuhra i tych, którzy jeszcze nie są o nim do końca przekonani. Młody Lutek Danielak jest trzeciorzędnym konferansjerem, obsługującym imprezy okolicznościowe dla dzieci i emerytów w Polsce
Ludowej lat 70-tych. Bohater ma jednak inne plany i ma zamiar zostać czołowym wodzirejem Warszawy. Dowiedziawszy się o balu, który odbędzie się z okazji otwarcia hotelu, postanawia zawalczyć o jego poprowadzenie. Pomimo przekonania o swoich umiejętnościach, Lutkowi nie wystarczy ono do osiągnięcia zwycięstwa w pogrążonym w korupcji i kolesiostwie światku. Młodemu konferansjerowi pozostaje więc rozpoczęcie gry na nieuczciwych prawach. W arsenale jego chwytów pojawią się obłuda, krętactwo i donosicielstwo. Wodzirej to przykład kina moralnego niepokoju - nurtu, który na przełomie lat 70-tych i 80-tych wbrew ówczesnej władzy podejmował dyskusję nad aktualnymi problemami społecznopolitycznymi, głównie korupcją i nepotyzmem. Pomimo transformacji ustrojowej, problemy podjęte przez Feliksa Falka są wciąż bardzo, a może nawet bardziej aktualne. Fabuła w filmie jest poprowadzona niezwykle spójnie i wartko. Akcja wciąga, a widz nie może się doczekać, by dowiedzieć się, czy Danielakowi uda się osiągnąć cel, a także jakie mogą być tego konsekwencje.
Ratuj się przed zimą! MARLENA DĄBROWSKA
Zima, a wraz z nią mróz i śnieg, stanowią nie lada wyzwanie dla pielęgnacji skóry i włosów. Warto odpowiednio się przygotować, aby je ochronić przed skutkami niskiej temperatury. Dobrym pomysłem na to są domowe sposoby.
M
roźny wiatr przesusza włosy, a niskie temperatury powodują przemarzanie odkrytej skóry głowy. Skutkuje to osłabieniem cebulek, dlatego nie warto rezygnować z czapki, mimo że jest ona przyczyną stale przyklapniętej fryzury. Zdaniem fryzjerów, w tym trudnym okresie należy zrezygnować z intensywnie regenerujących masek i wszelkich odżywek bez spłukiwania, gdyż bardzo obciążają włosy, przez co tracą one objętość i szybciej się przetłuszczają. Mogą przyczyniać się nawet do ich wypadania. Warto sięgać więc po lekkie kosmetyki, zwłaszcza te, które zawierają składniki nawilżające, tj. aloes czy Dpantenol. Istnieje wiele domowych sposobów na pielęgnację włosów. Przykładem jednego z nich jest maseczka z oliwy i soku z cytryny. Należy wymieszać pół szklanki podgrzanej oliwy z sokiem wyciśniętym z połówki cytryny. Ta prosta
mikstura nawilży włosy i przywróci im blask. Inna propozycja to żółtko i piwo. Trzeba zmieszać żółtko z czterema łyżkami stołowymi piwa. Dodać można też kilka kropel witaminy A+E. Tak powstała papka wzmocni włosy, ale również nada im miękkość i puszystość. Nie powinno się jednak przesadzać z wszelkimi zabiegami, gdyż mogą one zbytnio obciążyć włosy. W okresie zimowym należy unikać stosowania suszarki, gdyż gorący strumień powietrza osłabia dodatkowo włosy. Problem staje się mniejszy, kiedy ma ona funkcję jonizacji lub chłodnego powietrza. Najlepiej spłukiwać zarówno szampon, jak i odżywki chłodną wodą. Zima jest wyzwaniem także dla naszej skóry, dlatego potrzebuje ona starannej pielęgnacji. Pierwszym objawem są spierzchnięte, szorstkie, a czasem nawet popękane usta. Jednym z rozwiązań jest gruba warstwa wazeliny, następnie po-
madka ochronna. Na noc można zastosować miód pszczeli, który doskonale zregeneruje naskórek i go odżywi. Wbrew pozorom, w okresie zimowym promienie słoneczne nie przestają do nas docierać. Mogą być nawet groźniejsze, gdyż doskonale odbijają się od śniegu, dlatego należy stosować kremy z filtrami (SPF 15). Okulary przeciwsłoneczne też nie powinny być obciachem. W tym okresie nie są odpowiednie gruboziarniste peelingi. Warto zamienić je na delikatne, enzymatyczne i maseczki głęboko oczyszczające. Dobrze sprawdzają się te z wodą termalną, która zawiera cenne minerały, tj. krzem, wapń, magnez, potas. Jej działanie polega na łagodzeniu podrażnień i zaczerwień oraz nawilżaniu. Po powrocie z zimowego spaceru do ciepłego domu nasza skóra doznaje szoku termicznego. W tym przypadku można spryskać twarz ową wodą i nasmarować kremem nawilżającym.
NGS B.e.s.t. | grudzień 2012 | best.ue.wroc.pl
19
B.e.s.t. radzi | Sport Chroni to dodatkowo przed pękaniem naczynek, które można wzmacniać serum lipidowym nakładanym na noc. Należy także odstawić kremy z retinolem, kwasami AHA czy też alkoholem oraz unikać gorącej wody. Dla skóry suchej w zimie wybawieniem są kremy z silikonem i odpowiednimi woskami. Do domowych sposobów oczyszcza-
nia skóry zalicza się napar z rumianku, którym przecieramy twarz i pozostawiamy na 15 minut. Kolejną propozycją jest maseczka ze zmiksowanego banana w połączeniu z jogurtem i wyciśniętym sokiem z cytryny, która działając przez 15 minut, wzmocni skórę. Wiele osób podpisuje się pod tezą, że najlepsze kosmetyki znajdują się w kuch-
ni. Na pewno przygotowanie własnych mikstur zajmuje więcej czasu, niż użycie gotowego produktu. Może warto jednak go poświęcić, aby dać naszemu ciału i duszy cząstkę naturalności, której tak bardzo brakuje w dzisiejszych czasach. Doskonalą okazją na wypróbowanie domowych sposobów jest właśnie zima, gdyż czekają nas długie wieczory.
Zimowa nuda? IRMINA ANDRZEJCZAK
Chciałbyś spędzić swój wolny zimowy czas inaczej, niż siedząc przed telewizorem? Twierdzisz, że narty już Cię nudzą, a na sanki jesteś za duży? Bez obaw. Znajdziemy coś, co Cię zainteresuje.
D
la tych, którym nie wystarczają śnieżne zabawy rodem z dzieciństwa, tych, którzy żądają mocnych wrażeń o każdej porze roku, jak i tych, którzy są zwyczajnie ciekawi. Właśnie dla nich jest ten artykuł, a w nim kilka propozycji mniej popularnych, lecz niezwykle ekscytujących sportów zimowych.
Jazda bez trzymanki
Rowerowe szaleństwo Zapaleni rowerzyści, którzy nawet zimą nie potrafią rozstać się ze swym ukochanym pojazdem, pewnie nie raz mieli okazję trenować pewien osobliwy rodzaj rowerowego ślizgu, gdy choćby cienka warstwa lodu skuła jezdnie. Tym,
Zwierzęcy pęd Dla osób, które nie lubią nadmiernie się przemęczać, oraz tych, które są właścicielami wyjątkowo żywych zwierzaków, idealnym sposobem na aktywny wypoczynek w zimie będzie skijöring. Jak nietrudno się domyślić, sport ten wywodzi się ze Skandynawii, a dokładniej z Norwegii. Kojarzyć nam się może nieco z wyścigami psich zaprzęgów, jednak zasadnicza różnica polega na tym, że ciągnięta osoba porusza się na nartach. Ta modyfikacja sprawia, że komunikacja między maszerem (czyli ciągniętym) i jego zwierzęciem staje się jeszcze
20 NGS B.e.s.t. | grudzień 2012 | best.ue.wroc.pl
bardziej istotna, a opanowanie tej niełatwej sztuki daje ogromną satysfakcję. W zaprzęgu może znajdować się więcej niż jedno zwierzę, z reguły są to psy lub konie (rzadziej konie mechaniczne). Zatem jeżeli macie możliwość ze swej prywatnej stajni wyprowadzić konia, bądź też znajdziecie jakiegoś błąkającego się bez celu pod Waszym domem, możecie go wykorzystać do swych niecnych, sportowych celów.
Prawdziwy odlot Sporty zimowe kojarzymy przede wszystkim z wszelkimi formami poruszania się po śniegu czy też lodzie zalegającym na ziemi. A gdyby tak spróbować w locie policzyć płatki śniegu spadające na stok? I nie, nie potrzebujemy do tego wcale samolotu czy też innej maszyny latającej - wystarczy zainteresować się snowkitingiem. Snowkiting to zimowa odmiana kitesurfingu. Potrzebne nam do jego uprawiania są dobrze większości znane narty bądź snowboard oraz sterowany rękami latawiec, który umożliwi podróż zarówno po ziemi, jak i w powietrzu. Wielką zaletą snowkitingu jest to, iż do jego uprawiania wystarczy jedynie trochę zaśnieżonego terenu lub zamarznięte jezioro z warstwą śniegu, zatem wyprawy w odległe krainy w poszukiwaniu odpowiedniego stoku nie są konieczne. Obowiązkowy punkt programu dla każdego, kto choć raz marzył o wniesieniu się w zimowe powietrze. Cóż nam zatem pozostaje? Liczyć na dużą ilość śniegu w tym roku, a gdy tylko się pojawi, jak najlepiej wykorzystać zimową aurę.
rys. Karolina Tomczyszyn
Były sanki, znane praktycznie wszystkim „jabłuszka” czy też najnormalniejszy w świecie zjazd na czterech literach. Teraz przychodzi czas na śnieżne dętki. O czym mowa? O snowtubingu. Jest to zjazd na pontonie przypominającym ogromne koło samochodowe. Nasz pojazd błyskawicznie nabiera tempa, a brak sterów sprawia, że w żaden sposób nie jesteśmy w stanie nim pokierować. Zatem startując, oddajemy się całkowicie w ręce losu, który może nas podrzucać, obracać na wszelkie możliwe strony, a nawet dać nam zobaczyć, jak wygląda wirowanie z perspektywy naszego prania. Tych, którym właśnie stanął przed oczami obraz ich końca na stoku, uspokajam- wytyczone są specjalne tory dla tego typu zjazdów, które gwarantują, że wyjdziemy z tego żywi. Śnieg, prędkość i zabawa niczym na karuzeli - brzmi świetnie, czyż nie?
którym spodobała się tego typu jazda, a także wszystkim innym, którzy chcieliby przeżyć taką przygodę, proponuję dyscyplinę zwaną skibobem. W zasadzie sport ten polega dokładnie na tym samym, co najzwyklejsze narciarstwo - zjeżdżaniu ze stoku. Nowością jest pojawienie się wspomnianego skiboba w zastępstwie nart. Jest to pojazd będący połączeniem nart i roweru: mamy siodełko, mamy kierownicę, a zamiast kół (zaskoczenie!) - narty. Szaleć można na każdej pochyłości, ale najlepiej nadają się do tego strome stoki, które dają potężny zastrzyk adrenaliny. Zatem jeśli kochasz zarówno rower jak i narty, chyba właśnie znalazłeś sport dla siebie.
Opowiadanie
PIOTR SEMENIUK
Otworzyłem zaspane oczy. Jak na komendę, jak na dźwięk niesłyszalnego budzika. Zmierzchało. Zdrzemnąłem się w środku dnia, by teraz, w te teoretyczne ostatnie godziny naszego świata być wyspany i rześki. Tak naprawdę nigdy nie wierzyłem w te bzdury o końcu świata. Kalendarz majów był przecież najzwyklejszym kalendarzem, skonstruowanym tak by działać przez pewien czas i najprościej w świecie kończy się akurat 21 grudnia tego roku. A dokładniej mówiąc za niecałe sześć godzin. Ale zawsze znajdzie się jakiś debil, który założy, że kultury majów musiały wiedzieć więcej niż my i na pewno tym kalendarzem przepowiedzieli koniec naszego świata. Oczywiścaie im bliżej tego wydarzenia, tym bardziej teorie zaczynają się gubić i dotychczasowy oficjalny komunikat jest taki, ze będzie to jedynie koniec pewnej epoki. Cóż, po ostatniej aferze smoleńskiej jestem skłonny nawet sobie to wyobrazić. Akurat to, czego potrzeba światu to więcej absurdów. Wstałem z łóżka i wyjrzałem przez okno. Chyba nikt nie będzie kładł się spać tej nocy. Oczywiście zakładam tak, patrząc jedynie na pozapalane lampy w domkach naprzeciwko mojego bloku oraz na rzesze włóczących się po osiedlu ludzi. Dzień jak co dzień, a ze stuprocentową pewnością mogę stwierdzić, że część ludzi ma ten koniec świata tam, gdzie światło nie dochodzi i najzwyczajniej w świecie pójdą dzisiaj spać snem niewinnego. Tez miałem zamiar tak zrobić, lecz moi durni koledzy odwlekli mnie od tej myśli. Wpadli oni na pomysł, by uczcić to niezwykłe wydarzenie, bo prawdopodobnie już nigdy więcej nie będzie im dane tego przeżyć. I mówiąc uczcić, wcale nie mam na myśli wypicia dużej ilości alkoholu. Nie, ten toast będzie bardziej subtelny. Ubrałem się, założywszy grube spodnie oraz ciemną bluzę z kapturem, która swoją objętością i polaropodobnym materiałem, z którego była wykonana, mogła z dużym powodzeniem zastępować niejedna kurtkę. Stary produkt ze starych czasów. Plecak, który mieścił wszystkie rzeczy potrzebne na dzisiejszy wieczór miałem już spakowany dawno. Zabrałem go. Nałożyłem na nogi moje czarne, wyniszczone glany, zabrałem czapkę i wyszedłem na dwór.
Czekała mnie dosyć długa droga, gdyż miejsce, w którym zamierzaliśmy uczcić początek dnia następnego znajdował się jakiś czas drogi od miasta, za wałem, blisko rzeki. Nie byliśmy dostatecznie durni, by nasz plan zrealizować w centrum miasta. O nie, jakoś nie miałem ochoty na noc w areszcie. Tam, na błoniach otaczała nas tylko ciemność i wysoka trawa, choć dziś pokryta gęstym śniegiem. Idealne miejsce na huczną imprezę. Dotarłem na miejsce jako ostatni, zresztą zazwyczaj spóźniałem się na wszystkie imprezy, więc nikt nie narzekał. Moi znajomi zaczęli już przygotowania i rozstawiali sprzęt. Zastanawiałem się jak zdołali to przytargać. Nie zauważyłem wszak żadnego samochodu. Czyżby mieli coś w sobie z Hulka? Część sprzętu była nasza, zakupiona na liczne wyjazdy w teren. Część – pożyczona, wszak w naszym mieście i okolicach było wielu podobnych nam zapaleńców. Niektórzy także przyszli tutaj, by wziąć udział w tym przedsięwzięciu. Podszedłem do nich, przywitałem się i zacząłem wypakowywać zawartość plecaka. W sumie bez tych rzeczy, które stanowiły źródło mocy naszego sprzętu cała operacja była by warta figę. Zatem można powiedzieć, że odgrywałem weń kluczową rolę. Po parunastu minutach wspólnej pracy wszystko było przygotowane. Teraz przyszło już tylko czekać na wybicie północy. Specjalnie na te okazje pożyczyłem od taty GPS, by kontrolować czas, zgodny z satelitami. Nie chcieliśmy się spóźnić nawet o minutę, w końcu prawdziwy koniec świata nie będzie czekać. Nie mogliśmy zawieść ludzi. Nawet, jeśli Ci o niczym nie mieli o niczym pojęcia. Wszak właśnie o to chodziło. Najważniejsze jest zaskoczenie. Choć może to złe słowo, bo przecież większość spodziewa się tego końca świata. Ale na pewno zaskoczy ich to, co zdarzy później. Lub to, co się nie zdarzy. Trochę to zagmatwane, w sumie sami nie wiemy co się stanie i jaki outcome będzie mieć nasza praca. Mam nadzieje tylko, że nic złego się nie stanie. Że będzie to miało same dobre efekty. Że damy ludziom coś, z czego będą mogli się pośmiać. Bo przecież od początku o to chodziło – żeby strollować ten nudny koniec świata. Czekając przez kolejne godziny, pili-
śmy miód i rozmawialiśmy na rożne tematy, jednak krążące wokół tego, jak mógłby taki prawdziwy koniec świata wyglądać. Dokonując analizy wszelakich bomb atomowych i wojen z nimi związanych, aż do zagrożeń z kosmosu, asteroid czy komet, doszliśmy do wniosku, ze to jednak za mało. Lemingów nie da się tak łatwo zniszczyć. Cywilizacje upadały i rodziły się na nowo. I choć wielu ludzi by w takich kataklizmach zginęło, to ludzkość jako taka i tak zdołałaby przetrwać. Nawet jeśli przetrwaniem byłby powrót do epoki kamienia łupanego. Ale przecież historia lubi się powtarzać. Dochodziła północ. Gorączkowo sprawdziliśmy czy wszystko jest na swoim miejscu, czy wszystko jest dobrze podłączone do jednostki centralnej. Od niej zależała punktualność planu. Do pamiętnej godziny pozostały minuty. Gdy GPS wskazał ostatnie sekundy, podpaliłem lont, a ktoś krzyknął Viva la Revolución! Ogień popłynął szybko i na sekundy zniknął w ujściach swojego przeznaczenia. Nastąpiła chwila ciszy... a chwilę później rypnęło jak diabli. W tym samym momencie wypaliły szeregi armat oraz hakownic, które przyciągnęliśmy na ten skrawek terenu. Huk, od którego w uszach popękały by nam bębenki, gdyby nie dźwiękoszczelne nauszniki. Huk, od którego pękły szyby w położonych niedaleko naszej polany domach oraz samochodach. Huk, tak potężny, jakby to właśnie w tym momencie rozpętała się kolejna wojna, której heraldami były bomby zrzucone przez wojska jakiegoś wrogiego mocarstwa. Tak miało być. Tak właśnie mieli pomyśleć wszyscy ci, którzy w swej ułomności wierzyli w bzdury jakie rozprzestrzeniają media. A zaraz potem usłyszeć cisze i zrozumieć jak bardzo dali się nabrać. I wyciągnąć z tego wnioski. Dawno się tak nie uśmiałem, jak wtedy, gdy pomyślałem o wszystkich tych głąbach. Ale nie mogłem długo się śmiać, bo trzeba było się szybko zza wałów ulatniać, póki jeszcze się nie zorientowali, kto to zrobił. Jutro będzie z tego afera jak nic. I dobrze. Gdyby nie afery już dawno w tym kraju umarlibyśmy z nudów. To byłby prawdziwy koniec świata.
NGS B.e.s.t. | grudzień 2012 | best.ue.wroc.pl
21
Zagadka kryminalna: Poranek w muzeum KONKURS
AUTOR: GRZESIEK Godzina 7 rano. Mieszkańców pobliskiego Muzeum Sztuki zbudził donośny dźwięk systemu alarmowego. Po 20 minutach na miejsce przybył niezawodny komisarz Bródka. Jego asystent do tego czasu zdążył już zabezpieczyć teren muzeum żółtą taśmą, odgradzając dostęp tłumowi gapiów. - Pogoda nam nie sprzyja, już mam dość tego deszczu, jestem cały przemoczony. W dodatku deszcz zmyje nam wszystkie ślady kradzieży! – rzekł Bródka do swojego asystenta Gąbki. - Niestety, ma lać przez cały tydzień! – odparł asystent. - Najpierw musimy dokładnie obejść cały budynek i zobaczyć, czy złodziej nie zostawił żadnych śladów! – stwierdził komisarz - To z pewnością tędy weszli sprawcy – powiedział, wskazując palcem wybitą szybę swojemu asystentowi. - Myślę, że dozorca muzeum musi być zamieszany w kradzież. Gdy złodziej wybijał szybę, momentalnie włączył się alarm.
Nie zdążyłby dokonać kradzieży i uciec niezauważonym. Tylko jak mu to udowodnić? - odparł Gąbka. - Musimy go dokładnie przesłuchać, może popełni jakiś błąd - stwierdził komisarz Bródka. - Czy podczas kradzieży był pan sam w muzeum? - zapytał komisarz dozorcę. - Oczywiście, nigdy nie mieliśmy problemów z kradzieżami, jeden dozorca zdecydowanie wystarczał. System alarmowy skutecznie wszystkich odstraszał, a i eksponaty nie były zbyt cenne, poza skradzioną rzeźbą, która wczoraj została nam przekazana w celach renowacyjnych. - Co pan zrobił, gdy usłyszał pan alarm? - Usłyszałem trzask pękania szyby i ogłuszający dźwięk alarmu. Starałem się jak najszybciej przejść do sali z eksponatami, ale nim tam przybyłem, złodziej zdążył uciec. - Kto oprócz pana wiedział o cennej rzeźbie? – zapytał komisarz. - Poza mną wiedział o tym tylko dyrektor muzeum. Myślę, że to on wynajął złodzieja! – stwierdził dozorca. Komisarz Bródka, zrezygnowany niepowo-
rys. Katarzyna Kindlik
Rozwiązanie zagadki kryminalnej „Śmiertelne wakacje” [NGS B.e.s.t. nr 11/12, str. 21] Zbrodni dopuścił się oczywiście ratownik, gdyż nie mógł widzieć zajścia, wychodząc spod pryszniców po godzinie 24, skoro są one zamykane o 21.30. Dziękujemy za wszystkie nadesłane odpowiedzi! Wśród osób, które nadesłały prawidłową odpowiedź rozlosowaliśmy książkę Jeremy Klicha Portret Briana Brei wraz z płytowym debiutem gitarzystów Krzysztofa Pełecha i Jeremy Klicha, którą otrzymuje Łukasz Prokop. Gratulujemy!
22 NGS B.e.s.t. | grudzień 2012 | best.ue.wroc.pl
dzeniem przesłuchania, postanowił dokładnie obejrzeć salę, z której skradziono rzeźbę. Oparł się przy drzwiach wejściowych i zadumanym spojrzeniem prześwietlał każdy centymetr sali. Drzwi były wykonane z pięknego dębu. Okolice zamka były okaleczone śrubokrętem, jakby sprawca chciał przedostać się do innych pomieszczeń. Poza wybitą szybą i drzwiami sala wyglądała na nietkniętą. Wszystkie eksponaty stały nienaruszone na swoich miejscach, a biały marmur lśnił na podłodze niczym aksamit. Drobinki szkła niczym brylanty odbijały światło od swej powierzchni. Ściany muzeum wyściełały piękne tkaniny z wyszytymi wzorami, w tym też rzucająca się w oczy tłusta plama na jednej ze ścian. Światła alarmu jeszcze pobłyskiwały, nie pozwalając zapomnieć o dokonanej kradzieży. Nagle asystent Gąbka dostrzegł zarysowujący się uśmiech na twarzy komisarza Bródki. - Panie Henryku - rzekł do dozorcy komisarz Bródka - Jest pan aresztowany! - Jak się pan domyślił? – zapytał przerażony dozorca.
Znasz odpowiedź?
Wiesz jak Komisarz Bródka domyślił się kto dokonał kradzierzy? Napisz odpowiedź na best.ue.wroc@gmail.com (wiadomość zatytułuj: „zagadka kryminalna”). Wśród osób, które nadeślą prawidłową odpowiedź, rozlosujemy książkę Fannie Flagg „Dogonić Tęczę”. Na Wasze maile czekamy do 20 grudnia 2012.