Czerwcowy numer Barça Flash

Page 1

CATALOLGA: BARCELONA W KSIĄŻKACH, CZYLI PRZEGLĄD LEKTUR ZAFONA BYSTRE OKO: WYGRAJ KOSZULKĘ! Barça Flash 1

Numer 12, czerwiec

FC Barcelona | La Liga

JUAN UNZUE SYLWETKA ASYSTENTA LUCHO

J E I C MA CZYK

W KRAFHoaolatrDolzlie&ci

FINAŁ NA WAGĘ TRYPLETU POZA DWOMA NAJWIĘKSI WYGRANI POZA DUOPOLEM

DOŚĆ STARYCH BŁĘDÓW FELIETON KU PRZESTRODZE

PROSTO Z SERCA KOLORU BLAU I GRANA

! E L A R E N E G , a i n e z c a b o Do z

nić po Xavim? Za czym dokładnie będziemy tęsk

ROZLICZENIE SPADKOWICZÓW PODSUMOWANIE BŁĘDÓW, JAKIE POPEŁNILI TEGOROCZNI SPADKOWICZE


BarcaFlash Miesięcznik o FC Barcelonie

Zespół redakcyjny: Przemysław Kasiura redaktor naczelny Olga Juszczyk Mary Kowalik Adrianna Kmak Piotr Sturgulewski Radosław Krajewski Hubert Bochyński Kuba Łokietek Kamil Sikora Adam Fattah Maciej Krawczyk gościnnie Wydawca: Przemysław Kasiura tel 785 320 540 email: przemyslaw.kasiura@blogfcb.com Dział reklamy: Olga Juszczyk tel 662 162 267 email: olga.juszczyk@blogfcb.com

Wszystkie treści opublikowane na łamach miesięcznika internetowego Barca Flash są autorstwa redaktorów BlogFCB.com. Wszelkie prawa do nich są zastrzeżone. Social Media: Twitter Barca Flash: @BarcaFlash Facebook BlogFCB.com: fb.pl/blogfcb Twitter BlogFCB.com: @blogfcbcom Oprawa graficzna: Przemysław Kasiura Sebastian Smoleń Na okładce: Xavi Hernandez - Za czym będziemy tęsknić po odejściu Generała? (źródło zdjęcia: as.com)

04.

ARTYKUŁ Radosław Krajewski

Trenerska legenda

W jaki sposób ostatnich pięciu trenerów FC Barcelony kreowało (z powodzeniem lub nie) swoją legendę.

18.

FELIETON Barça Flash 2 Przemysław Kasiura

Do zobaczenia, Generale! Temat numeru, czyli za czym tak naprawdę będziemy tęsknić po Xavim i czego nam będzie brakowało?

FELIETON

Najwięksi wygrani Hubert Bochyński

26.

ARTYKUŁ Kamil Sikora

FELIETON Mary Kowalik

Który z zespołów: FC Barcelona czy Juventus zdołają skompletować tryplet trofeów?

Emocjonalny felieton Mary Kowalik

42. 30.

Sylwetka szarej eminencji w sztabie trenerskim Luisa Enrique - o Juanie Unzue.

Podsumowanie przyczyn klęski spadkowiczów z La Liga

FELIETON Maciej “Dissblaster” Krawczyk

FELIETON

Nie powtórzyć starych błędów Adam Fattah

46. 50. 48. 49.

Piłkarskie zakały FOTOSTORY

ARTYKUŁ Adrianna Kmak

Prawa ręka Enrique

Rozliczenie spadkowiczów

44.

38.

Prosto z bordowo-granatowego serca

Na berlińskiej ziemi

ARTYKUŁ Kuba Łokietek

12.

CATALOLGA

Olga Juszczyk

Barcelona w książkach BYSTRE OKO


LAURKA DLA GENERAŁA

Zwykle jestem przeciwny stawianiu pomników piłkarzom, tworzeniu laurek oraz rozczulaniu się nad ich wielkością i lojalnością wobec klubu. Z Xavim jest jednak inaczej, bo gdy przypomnę sobie ile dał radości po swoich asystach oraz golach w ważnych spotkaniach dla Barcelony, zbaczam na drogę wyjątku. Na wstępie wstępu (nomen omen) chciałbym jedynie zaznaczyć, że tekst ten pisany jest tuż przed finałem Ligi Mistrzów. Jednakże i tak nie ma to najmniejszego znaczenia, ponieważ jedno trofeum wte czy wewte u Xaviego w gablocie to jak kolejny udowodniony i sprzedany na lewo bilet przez pana Grenia - jest ich tak wiele, że jeden następny nie robi różnicy. Nie chcę zbytnio rozwodzić się na temat zasług El Maestro, albo jak inni mawiają - Generała, ponieważ nie chcę dublować niepotrzebnie treści wewnątrz magazynu. Jestem tylko dumny, że miałem okazję, podobnie jak Wy, być świadkiem gry fantastycznego zawodnika. Mało na świecie jest grajków, których domeną są precyzyjnie prostopadłe podania. Zawsze się zastanawiałem, skąd on bierze ten wewnętrzny spokój, gdy dostaje piłkę w środku pola. Jak on to robił, że pomimo presji rywali nie panikował i z chłodną głową odgrywał do kolegi z tyłu bądź na skrzydle. To cechuje największych w tej branży. Ja o swojej „wielkości” dowiaduję się co tydzień na Orliku, gdy tylko plątają mi się nogi,

gdy tylko rywal zdecyduje się mnie zaatakować. Między innymi dlatego nie zrobiłem kariery w futbolu i z zadrością oglądałem grę Xaviego. Oprócz hołdu złożonego dla Generała, w czerwcowym wydaniu przeczytacie również o spadkowiczach do Segunda Division. Jeszcze kilka dni temu maleńkie Eibar miało wrócić na prowincję hiszpańskiego futbolu, aż nagle Komisja RFEF zdecydowała się zdegradować Elche za rozległe niedociągnięcia finansowe. Kuba w szczegółowy sposób opisuje przyczyny porażki pozostałych spadkowiczów, ale również wymienia ich wyraźne plusy. Chciałbym też zwrócić Waszą atencję na tekst Radka Krajewskiego. Wziął pod lupę pięciu ostatnich trenerów Barcelony i przyglądnął się ich próbom zaistnienia, zapisania się w kartach Barcelony. Jak się pewnie domyślacie, wśród tych, którym się póki co najbardziej się powiodło jest Pep Guardiola i (póki co) Luis Enrique, choć nie można zapomnieć o bardzo dobrych latach na stanowisku Mistera Franka Rijkaarda. Poświęcone są również słowa Tito Vilanovie oraz Gerardo Martino, jednakże z różnych, głównie niestety nieprzyjemnych okoliczności nie udało im się w roli pierwszego trenera dokonać tak wiele, jak chociażby Guardioli. Cieszę się, że w numerze znajduje się dość duży odsetek felietonów. Z przyjemnością przeczytałem emocjonalne teksty Mary Kowalik oraz Adama Fattaha, które jednocześnie przestrzegają przed błędami z przeszłości i doceniają bieżącą sytuację w stolicy Katalonii. Hubert przyjrzał się najlepszym piłkarzom La Liga... nie biorąc pod uwagę tych z Realu Madryt i FC Barcelony. Na sam koniec pozostawiam Was z lekturą Olgi Juszczyk - Barcelona w książkach. Kto nie czytał chociaż jednej części twórczości pana Zafona, niech się wstydzi!

Barça Flash 3

roku jest partnerem Gerard Pique od 2011 ej Kerad Games. firmy programistyczn półpracuje z przedws ca Hiszpański obroń orzeniu internetowesiębiorstwem przy tw piłki nożnej, który go symulatora świata lach społecznościorta po można znaleźć na n Manager. Roczne wych pod nazwą Golde ranej przez defensora dochody spółki wspie milionów euro. óch Blaugrany sięgają dw

czu pierwszej druXavi Hernandez w me temu. Barcelona żyny debiutował 17 lat llorcą w ramach Ma z y mierzyła się wted ar Hiszpanii. Duma spotkania o Superpuch gła 1:2, ale El Katalonii co prawda ule tkaniu swojego spo tym Maestro strzelił w premierowego gola. ssiego przygotowuGarnitury dla Leo Me ana. Najśmielsze je firma Dolce & Gabb tyńczyk ubiera na kreacje tej marki Argen Złotej Piłki, gdzie ia an ęcz coroczną galę wr uwagi. Napastnik zawsze jest w centrum tes ze słynną parą reprezentacji Albiceles jest od 2010 roku. y an iąz projektantów zw

zdobywała Puchar Barcelona trzykrotnie lce o to trofeum Miast Targowych. W wa ast targowych, mi z y udział brały drużyn zały do nich ekipy, jednak stopniowo dołąc ne do startu które nie były uprawnio iej ten w sezonie rn w Pucharze Europy. Tu iony Pucharem 1971/1972 został zastąp UEFA. iem, który znalazł się Jedynym Brazylijczyk TIME, jest Neymar. u yn na okładce magaz przez najbardziej Napastnik Blaugrany tygodnik został wpływowy w Ameryce le”. Pe ym okrzyknięty „Now Ciekawostki przygotował: Piotr Sturgulewski Twitter: @PSturgulewski


Trenerska Barça Flash 4

Luis Enrique jest bliski zdobycia w swoim pierwszym sezonie w Barcelonie trypletu, a co za tym idzie, równi Barcelona znów może sięgnąć po maksymalną liczbę trofeów w jednym roku. Choć kariera trenerska Enriqu przegranych meczów na Camp Nou. Hiszpan idzie śladami Pepa Guardioli, ale buduje swoją własną legendę.

S

Radosław Krajewski

@Kr4ju

woje trenerskie legendy piszą tylko najlepsi z najlepszych. Przeważnie nie wystarczy przejąć zespołu ze ścisłego topu, aby już czuć się na szczycie. Podstawą jest wygrywanie trofeów, ale to nie zawsze jest

zmatem największych gwiazd drużyny z Ronaldinho, Eto i Deco na czele, to bez wątpienia Rijkaard zaskarbił sobie dozgonną wdzięczność kibiców. W sezonie 2005/2006 dokonał rzeczy, której do tej pory udało się zaledwie dwóm szkoleniowcom Barcelony, zaś

takie proste. Dlatego też nie każdy szkoleniowiec może mówić o pisaniu własnej historii. Ostatnich kilku trenerów Barcelony nie miało żadnych problemów aby zdobyć nie tylko serca kibiców, ale i posiadać własną legendę, ocierając się wręcz o mit.

tylko jednemu udało się wygrać najważniejsze europejskie trofeum i to nie byle komu, bo samemu Johanowi Cruyffowi. Rijkaard w tym samym sezonie zdobył jeszcze Mistrzostwo Hiszpanii oraz Superpuchar Hiszpanii. Holender zapisał swoją kartę w historii klubu wspaniałymi sukcesami zdobywając chociażby trzy razy pod rząd krajowe mistrzostwo.

Pierwszym z nich jest Rijkaard, który zasiadł na ławce trenerskiej 1 lipca 2003 roku. Choć w głównej mierze na jego sukcesy patrzy się pod pryzmatem największych gwiazd drużyny z Ronaldinho, Eto i Deco na czele, to bez wątpienia Rijkaard zaskarbił sobie dozgonną wdzięczność kibiców.

„To jest piękno sportu - czasem się śmiejemy, czasem płaczemy”*

Pierwszym z nich jest Frank Rijkaard, który zasiadł na ławce trenerskiej 1 lipca 2003 roku. Choć w głównej mierze na jego sukcesy patrzy się pod pry-

Po sezonie 2006/2007 coś zaczęło się psuć w drużynie. Nie od dziś wiadomo, że jedynym złotym środkiem aby utrzymywać się ciągle w ścisłej czołówce są częste zmiany kadrowe. Nie da się przez kilka lat kierować tym samym zespołem, tym bardziej gdy nie-

Pep Guardiola był wielkim piłkarzem. To on m.in. tworzył Dream Team Cruyffa, który w sezonie 1991/92 wygrał pierwszy w historii klubu puchar Ligi Mistrzów (wtedy pod inną nazwa). ARTYKUŁ FELIETON

którym gwiazdom zaczyna odbijać, ale mają pewne miejsce w składzie tylko na podstawie zasług. O swoim ostatnim sezonie w Hiszpanii Rijkaard wolałby zapomnieć. Z Ligii Mistrzów oraz z Pucharu Króla odpadł w półfinale (odpowiednio z Manchesterem United oraz Valencią), a w La Liga zajął mało zaszczytne trzecie miejsce, dwukrotnie przegrywając z Realem Madryt (na Camp Nou 0:1, na Santiago Bernabeu 1:4). Potrzebne były jak najszybsze zmiany i po sezonie Holender pożegnał się z klubem. Pozostawił jednak po sobie ogromną spuściznę. Nikt nie mógł jednak przewidzieć, że jego następca tak szybko ją przebije.

„Moment, w którym z pełnym przekonaniem wiem, że ‘mam to!’”

Pep Guardiola był wielkim piłkarzem. To on m.in. tworzył Dream Team Cruyffa, który w sezonie 1991/92 wygrał pierwszy w historii klubu puchar Ligii Mistrzów (wtedy pod inną nazwa). Po jednorocznej przygodzie z Barceloną B, z którą awansował do Segunda Division, zarząd powierzył mu pieczę nad pierwszą drużyną. Zadebiutował w meczu eliminacji Ligi Mistrzów z Wisłą Kraków. Mistrz Polski na Camp Nou przegrał aż 0:4, w Krakowie zaś wygrywając 1:0. Awans Dumy Katalonii do fazy grupowej Ligi Mistrzów był przesądzony i nikt nie brał pierwszej porażki Guardioli na poważnie, tak początek ligi mógł zmartwić nawet największego entuzjastę Hiszpana. Na inaugurację


a legenda

Barça Flash 5

ież sześciu pucharów. Brzmi znajomo? I dobrze, bo po sześciu latach od historycznego sezonu 2008/2009, ue jest pełna zwrotów i upadków, to już niedługo nikt nie będzie wypominał mu konfliktów w szatni czy La Ligii Barcelona przegrała na wyjeździe 0:1 z CD Numancią, żeby tydzień później zremisować 1:1 z Racingiem na własnym terenie. Był to pierwszy kryzys, po którym zarząd zastanawiał się, czy nie zwolnić Guardioli i zatrudnić kogoś bardziej doświadczonego. Kilka dni później przyszedł pierwszy mecz w fazie grupowej Ligi Mistrzów i Barcelona gładko wygrała 3:1 ze Sportingiem. Później przyszło wysokie zwycięstwo ze Sportingiem Gijon aż 6:1. Od tego momentu Hiszpan zaczął pra-

cować na swój własny mit. Przychylność kibiców szczególnie zaskarbił sobie dzięki dwóm ważnym ligowym zwycięstwom nad Realem Madryt (2:0 oraz pamiętne 6:2). Po wygraniu krajowego mistrzostwa oraz Pucharu Króla w finale mierząc się z Athletic Bilbao, przyszedł czas na zdobycie pucharu Ligii Mistrzów. Katalończycy po drodze wyeliminowali Bayern Monachium oraz Chelsea Londyn, żeby w finale pokonać Manchester United 2:0. Długo wyczekiwany i pierwszy w historii klubu tryplet stał się fak-

tem. Jeszcze w tym samym roku Guardiola dołożył do swojej kolekcji Superpuchar Hiszpanii, Superpuchar UEFA, oraz Klubowe Mistrzostwa Świata. Drugi sezon dla Guardioli mógł być jeszcze bardziej udany. W lidze Barcelonie szło świetnie wygrywając aż 31 meczów i przegrywając zaledwie jeden (1:2 z Atletico Madryt). W tym samym sezonie Real Madryt nie miał zamiaru tak łatwo oddawać mistrzostwa jak miało to miejsce rok temu. Drużyna Pellegriniego szła łeb w łeb

W sezonie 2005/2006 dokonał rzeczy, której do tej pory udało się zaledwie dwóm szkoleniowcom Barcelony, zaś tylko jednemu udało się wygrać najważniejsze europejskie trofeum i to nie byle komu, bo samemu Johanowi Cruyffowi. ARTYKUŁ FELIETON


Barça Flash 6

Guardiola nigdy nie potwierdził, że wróci kiedyś w jakiejś roli do klubu, zawsze pozostawiając to pytanie bez odpowiedzi. z Barceloną i po remisie Blaugrany z Almerią, Real na sześć kolejek objął fotel lidera. Dopiero bezpośrednie starcie dwóch gigantów rozstrzygnęło kto naprawdę rządzi w Hiszpanii. Barcelona wygrała 2:0 i już do końca ligi nie oddała pierwszego miejsca, tym samym zdobywając mistrzostwo kraju z nieosiągalną wręcz liczbą 99 punktów. Najgorzej Guardioli poszło w Pucharze Króla gdzie już w 1/8 Barcelona musiała uznać wyższość Sevilli. W Lidze Mistrzów dopiero Inter Mediolan Jose Mourinho znalazł sposób na Barcelonę Guardioli pokonując ich na własnym terenie aż 3:1. Był to dwumecz z podwójnym dnem, bo oprócz grania o finał, pewne już wtedy było, że Portugalczyk od następnego sezonu będzie trenerem Realu Madryt, który liczył na przełamanie monopolu Barcelony. Tak też się nie stało.

dy przyszło kolejne niezapomniane dla kibiców Barcelony Gran Derbi, w których drużyna Guardioli rozbiła w pył aż 5:0 ekipę Mourinho. Od tego momentu przez kolejne 26 kolejek Katalończycy zajmowali pierwszą lokatę w hiszpańskiej ekstraklasie, przegrywając tylko jeden mecz z Realem Sociedad na Anoeta. Finał Pucharu Króla nie poszedł po myśli Barcelony

Króla. Liga stała się nieosiągalna już na początku sezonu, gdy po dwóch zwycięstwach 4:1 oraz 5:0 Królewscy nadal zajmowali pierwszą lokatę. Dopiero w czwartej kolejce Barcelona objęła lidera po pokonaniu Osasuny aż 8:0. Szybko jednak stracili pierwsze miejsce i przez 38 kolejek jedynie cztery razy prowadzili w wyścigu o mistrzostwo kraju. W Lidze Mistrzów odpadli dopiero w półfinale po dwóch trudnych i wymagających bojach z Chelsea Londyn. Choć Guardiola zdobył cztery puchary, przegranie ligi na rzecz Realu pozostawiało niesmak, tym bardziej pogłębiony gorzkim żalem, że Hiszpan żegnał się z klubem.

Obecny szkoleniowiec Bayernu Monachium przez kibiców Barcelony traktowany jest niczym Bóg, mesjasz, który wzniósł klub na wyżyny dominując nie tylko wszystkie hiszpańskie rozgrywki, ale również te europejskie.

Już na początku sezonu Katalończycy mogli zemścić się na Sevilii, odbierając im Superpuchar Hiszpanii. Barcelona dokonała zemsty po dwóch świetnych meczach, w których łącznie padło aż osiem bramek. W lidze warto odnotować niespodziewaną porażkę w drugiej kolejce z Herculesem. Barcelona spadła wtedy na ósme miejsce i przez kolejne 11 kolejek goniła liderujących Królewskich. WteARTYKUŁ FELIETON

i w dogrywce stracili bramkę, którą nie potrafili już odrobić. Na pocieszenie czekał jeszcze finał Ligi Mistrzów. Guardiola po raz drugi miał zmierzyć się z samym sir Alexem Fergusonem. Barcelona po raz drugi w przeciągu trzech lat zdobyła puchar Ligii Mistrzów pokonując ponownie Manchester United aż 3:1. Był to moment, w którym Guardiola stał się nie tylko żywą legendą, ale też stworzył swój własny nieosiągalny nawet dla siebie samego mit, który stał się celem dla wielu obecnych i przyszłych trenerów. W swoim ostatnim sezonie w Barcelonie Guardiola zgarnął jeszcze Superpuchar UEFA, Klubowe Mistrzostwa Świata, Superpuchar Hiszpanii (pokonując Real Madryt), oraz Puchar

Guardiola nigdy nie potwierdził, że wróci kiedyś w jakiejś roli do klubu, zawsze pozostawiając to pytanie bez odpowiedzi. Ludzie z jego otoczenia od początku twierdzili, że nie ma szans na powrót Pepa na ławkę trenerską Barcelony. Nie ma też co się dziwić, w końcu każdy kolejny trener zatrudniany przez klub mierzy się nie tylko z legendą Guardioli, ale i z jego własnym mitem. Obecny szkoleniowiec Bayernu Monachium przez kibiców Barcelony traktowany jest niczym Bóg, mesjasz, który wzniósł klub na wyżyny dominując nie tylko


Barça Flash 7

wszystkie hiszpańskie rozgrywki, ale również te europejskie. Powrót Guardioli na Camp Nou jest wykluczony. Hiszpan sam doskonale zdaje sobie sprawę, że porównywany byłby tylko z samym sobą, a to mogłoby być jeszcze bardziej wymagające niż dotychczasowe cztery lata praca w stolicy Katalonii. Na całe szczęście klub ma wielu uzdolnionych trenerów z barcelońskim DNA.

„Nigdy nie graliśmy lepiej niż wtedy”

Naturalnym następcą Guardioli był nie kto inny jak jego asystent Tito Vilanova. Nikt nie spodziewał się, że w filozofii gry, jak i w jej systemie coś się zmieni. Skoro za Pepa to wychodziło, to Vilanova może tchnie nowego ducha w zespół i Barcelona nadal będzie święcić triumfy. To, że tak się nie stanie potwierdził dwumecz w Superpucharze Hiszpanii. Choć Barcelona wygrała u sie-

bie 3:2 z Realem Madryt, to Królewscy okazali się lepsi na Santiago Bernabeu wygrywając 2:1. Za to w lidze wszystko układało się rewelacyjnie. Barcelona Vilanovy nie przegrała ani jednego meczu rundy jesiennej, remisując jedynie z Realem Madryt. Pierwsza porażka przyszła dopiero w styczniu z Realem Sociedad na Anoeta, a druga w Madrycie przeciw Królewskim. W międzyczasie u Vilanovy wykryto nawrót choroby, która w trakcie sezonu uniemożliwiła mu prowadzenie zespołu. Priorytetem dla wszystkich była walka z chorobą, dlatego też na łącznie siedem meczów na ławce trenerskiej zasiadł asystent Jordi Roura. Pod dowództwem Roury zespół nie

półfinałowe w Pucharze Króla z Realem Madryt), to sami zawodnicy nie potrafili cieszyć się futbolem, a i nie prezentowali gry miłej dla oka. Ostatecznie Barcelona odpadła z rozgrywek Pucharu Króla, a ligę wygrała z imponującą liczbą 100 punktów, nie dając żadnych szans Realowi na zdobycie mistrzowskiego tytułu. Barcelona od pierwszej do ostatniej kolejki była liderem La Liga. Najwięcej emocji wzbudziły rozgrywki Ligi Mistrzów, gdzie Barcelona łatwo awansowała do fazy pucharowej, choć zaskakująco przegrała 1:2 z Celtikiem w Glasgow. Rywalem w 1/8 okazał się AC Milan, który w Mediolanie zniszczył drużynę Vilanovy. Katalończycy rozegrali jeden z najgorszych meczów w sezonie, nie potrafią zatrzymać świetnie p r z y g o t ow a n yc h Rossonierich. Barcelona musiała na Camp Nou strzelić aż trzy bramki, nie dopuszczając tym samym do straty ani jednej, bo wtedy sytuacja skompliko-

Nie można zapominać, że Vilanova jako pierwszy i póki co jedyny w historii trener Barcelony zdobył Mistrzostwo Hiszpanii kończąc rozgrywki z imponującą liczbą 100 punktów. grał aż tak dobrze. Choć przegrali tylko jeden mecz (rewanżowe spotkanie

Naturalnym następcą Guardioli był nie kto inny jak jego asystent Tito Vilanova. Nikt nie spodziewał się, że w filozofii gry, jak i w jej systemie coś się zmieni. ARTYKUŁ FELIETON


Barça Flash 8

Po sezonie klub pożegnał się z Martino, który był trenerem zbyt liberalnym, zarówno w stosunku do piłkarzy jak i zarządu.

wałaby się jeszcze bardziej. Drużyna sporo rozmawiała czy to w szatni czy prywatnie przed tym spotkaniem. Wiedzieli, że nie będzie to łatwy mecz, ale musieli zrobić wszystko aby awansować do dalszej fazy rozgrywek europejskich. Dodatkową motywacją była walka dla Vilanovy. W stolicy Katalonii byliśmy świadkami remontady z prawdziwego zdarzenia i jednego z najbardziej niezapomnianych wieczorów w historii klubu. Po dwóch bramkach Messiego z 5 oraz 40 minuty oraz Davida Villi z 50 minuty, kropkę nad i postawił Jordi Alba zdobywając czwartą bramkę dla drużyny w doliczonym czasie gry. Była to jednak ostatnia radość w tej edycji Ligi Mistrzów. Messi w pierwszym meczu ćwierćfinałowym z PSG zremisowanym 2:2 doznał kontuzji, która wykluczyła go niemal do końca sezonu. Na Camp Nou znów padł remis, tym razem 1:1, dzięki czemu Barcelona była w półfinale. Tam czekała już prawdziwa maszyna dowodzona przez Juppa Heynckesa. Bayern Mo-

TRYPLET

Zwycięzca może być tylko jeden, ale wygrać aż trzy pucharu w jednym sezonie to wyczyn na miarę tylko tych największych. Dlatego też w historii futbolu jedynie 13 zespołów zdobyło tryplet. W tym takie marki

ARTYKUŁ FELIETON

nachium w dwumeczu rozbił w pył Barcelonę, wygrywając aż 7:0. Był to jeden z tych momentów, o których każdy cule wolałby zapomnieć. Ale nie można zapominać, że Vilanova jako pierwszy i póki co jedyny w historii trener Barcelony zdobył Mistrzostwo Hiszpanii kończąc rozgrywki z imponującą liczbą 100 punktów. Wcześniej ta sztuka udała się jedynie Realowi Mourinho z sezonu 2011/2012. Vilanova był bardzo ważnym ogniwem w sztabie trenerskim Guardioli, będąc nie tylko jego asystentem ale również przyjacielem. W głównej mierze to on stoi za sukcesem Pepa, ale też nie można odmówić mu niebywałego sukcesu, którego dokonał wraz z Jordi Rourą. Kto wie, może gdyby nie choroba nadal byłby trenerem Barcelony odnoszącym wielkie sukcesy.

„Nienawidzę tiki-taki”

Drużynie potrzebna była przebudowa, dlatego też zdecydowano się na sprowadzenie największej młodej jak Manchester United, Galatasaray Stambuł, Inter Mediolan, Bayern Monachium oraz oczywiście FC Barcelona. Tylko jeden zespół dwukrotnie w całej historii zdobył trzy puchary w jednym sezonie, a tym zespołem jest FC Porto w 2002/03 pod dowództwem Jose Mourinho oraz w 2010/11 z Andre Villas-Boasem, jednak nie sięgnęli oni po puchar Ligi

gwiazdy współczesnego futbolu – Neymara. Całą drużynę miał spajać trener z zewnątrz. Padło na Gerardo Martino, który miał pochodzić z tej samej szkoły futbolu co Bielsa, a więc i Guardioli. Nowy trener odszedł od takiego systemu gry i zamiast ulepszać tiki-takę, poszedł w stronę gry horyzontalnej. Nie sprawdziło się to w drużynie, przez co Barcelona nie grała ani skutecznej ani atrakcyjnej piłki. Oliwy do ognia dolały słowa piłkarzy, którzy narzekali na przestarzałe metody szkoleniowe nowego trenera. W sztabie szkoleniowym również panował jeden wielki chaos. Nie dość, że Martino sprowadził cały sztab ze sobą, to dodatkowo na swoich stanowiskach pozostał sztab szkoleniowy Vilanovy, przez co nikt nie wiedział czym ma się dokładnie zająć. Zaczęło się nie najgorzej, bo od dwóch remisów w finale Superpucharu Króla z Atletico Madryt, a dzięki strzelonej bramce na Vicente Calderon, Martino mógł celebrować swój pierwszy sukces. Od początku jednak twierdził, Mistrzów a po puchar Ligi Europy. Jeżeli weźmiemy pod uwagę samą Ligę Mistrzów, to zespołów z trypletem jest zaledwie siedem. FC Barcelona jako pierwszy klub w historii może zdobyć dwa tryplety składające się z krajowego mistrzostwa, krajowego pucharu oraz Ligi Mistrzów.


Barça Flash 9

że w zdobyciu tego trofeum nie ma jego zasług, a puchar powinien zostać przypisany Vilanovie. Nie zmienia to jednak faktu, że na ławce trenerskiej zasiadł Martino i jak później się okazało, było to jego jedyne zdobyte trofeum w roli trenera Barcelony. W Pucharze Króla Barcelona uległa dopiero w finale z Realem Madryt, a w Lidze Mistrzów po wyeliminowaniu Manchesteru City, w ćwierćfinale trafili na Atletico Madryt. W pierwszym meczu znów padł remis 1:1, za to rewanżu drużyna Diego Simeone pokonała 1:0 Katalończyków. W lidze nie szło najgorzej do momentu remisu z Los Colchoneros. Jak się później okazało, Martino nie miał sposobu na Rojiblancos, którzy rozgrywali rewelacyjny sezon. Końcówka ligowych zmagań była niezwykle emocjonująca. Zarówno Barcelona, jak i dwie stołeczne drużyny nie chciały przypieczętować swojego zwycięstwa notując zadziwiająco dużo remisów oraz porażek w ostatnich kolejkach. Mistrzostwo rozstrzygnęło się na Camp Nou, gdzie Barcelona kontrolując mecz pozwoliła strzelić sobie bramkę, która przekreślała ich szansę na mistrzowski tytuł. Po sezonie klub pożegnał się z Martino, który był trenerem zbyt liberalnym, zarówno w stosunku do piłkarzy jak i zarządu. Na jego miejsce sprowadzono kolejnego trenera z DNA Barcy.

„Jeśli pracujesz na treningach jak bestia, grasz jak jedna z nich”

Luis Enrique w przeciwieństwie do swoich poprzedników nie musiał mierzyć się z mitem Guardioli. Choć obu panów łączy wiele, zarówno w sferze piłkarskiej jak i trenerskiej, to po dwóch średnich sezonach nikt nie spodziewał się, że ktoś jeszcze może powtórzyć sukcesy Guardioli. Dopiero po objęciu sterów przez byłego trenera Barcelony B, AS Romy i Celty Vigo, w zespole przeprowadzono zmiany kadrowe. Przyszło kilku nowych piłkarzy z Ivanem Rakiticem i Luisem Suarezem na czele. Enrique miał do dyspozycji nie tylko świetnych 11 piłkarzy, ale również dość szeroką ławkę z zawodnikami na światowym poziomie. Hiszpan przez pierwsze pół roku pracy eksperymentował ze składem jak i systemem gry. Przez te wszystkie mecze nie wystawił dwukrotnie tej samej jedenastki, dopiero w rundzie wiosennej znalazł swoją once de galę, której konsekwentnie się trzyma. Wraz z eksperymentami przyszło wiele złych wyników, po których nawet sami zawodnicy byli źli na trenera. Porażka z Realem Madryt miała bo-

leć podwójnie, bo nie dość, że po raz pierwszy do dyspozycji trenera był Luis Suarez, to dodatkowo Barcelona przegrała dwa mecze pod rząd (w następnej kolejce z Celtą Vigo), przez co stracili pozycję lidera. Również nie najlepiej rozpoczęły się dla nich rozgrywki Ligii Mistrzów. Już w drugiej kolejce Barcelona jechała do Paryża mierzyć się z PSG. Po wyczerpującym meczu Katalończycy musieli uznać wyższość gospodarzy, przegrywając 2:3. W międzyczasie piłkarze zaczęli buntować się przeciwko Luisowi Enrique. Pique popadł z nim w konflikt, po tym jak podczas jednego ze spotkań Pucharu Króla miał bawić się smartfonem na ławce rezerwowych. Neymar oraz Luis Suarez byli niezadowoleni za każdym razem, gry trener ich zmieniał podczas meczu, lub co gorsza, gdy nie rozpoczynali spotkań od pierwszej minuty. Do prawdziwej medialnej bomby doszło po przegranym meczu z Realem Sociedad na Anoeta, gdzie Enrique wystawił na wpół rezerwowy skład bez Messiego w wyjściowej jedenastce. Na następny dzień Argentyńczyk nie pojawił się na treningu, tłumacząc to kłopotami z żołądkiem. Media huczały od plotek dotyczących pożaru w szatni, którymi głównymi bohaterami mieli być Enrique oraz Messi.

W tamtym sezonie Barcelona strzeliła aż 190 bramek tracąc przy tym 47, pod wodzą Enrique Katalończycy strzelili już 167 bramek, tracąc zaledwie 33.

ARTYKUŁ FELIETON


Barça Flash 10

Paradoksalnie Anoeta odczarowała klątwę z Barcelony oraz Enrique. Drużyna zaczęła grać coraz lepiej i nawet tacy zawodnicy jak Alves czy Iniesta, którzy przez większą część sezonu byli pod formą, nagle zaczęli grać jak za najlepszych swoich lat, stając się mocnymi ogniwami w układance trenera. Barcelona od styczniowej porażki z Baskami została pokonana jedynie przez Malagę oraz zremisowała z Sevillą oraz Deportivo w ostatniej kolejce ligowej (po tym jak zapewnili sobie mistrzostwo wygrywając 1:0 z Atletico). Również w pucharach szło im zaskakująco dobrze. W Pucharze Króla doszli do finału eliminując po drodze Atletico Madryt, a w finale wygrywając z Athletic 3:1. Dzięki czemu Enrique po zdobyciu Mistrzostwa Hiszpanii dołożył drugie trofeum, co jeszcze bardziej rozpaliło nadzieję zarówno piłkarzy jak i kibiców na zdobyci trypletu. W Lidze Mistrzów również zagrają w finale, gdzie zmierzą się z Juventusem Turyn. W poprzednich fazach rozgrywek pokonali i wyeliminowali odpowiednio mistrza Holan-

dii, Anglii, Francji oraz Niemiec. Już 6 czerwca przyjdzie czas na zmierzenie się z mistrzem Włoch, co może skutkować piątym pucharem Ligi Mistrzów dla Barcelony, a także kolejnym trypletem w ostatnich latach. Puchary to nie wszystko czym może pochwalić się w swoim pierwszym roku na Camp Nou Luis Enrique. Doskonale wypada również na tle swoich poprzedników. W sezonie 2011/2012 gdzie drużyna Pepa Guardioli rozegrała aż 64 mecze wygrywając 47 z nich, nie tracąc ani jednej bramki w 32 meczach. Enrique w 58 meczach wygrał 49, nie tracąc bramki w 33 meczach. W tamtym sezonie Barcelona strzeliła aż 190 bramek tracąc przy tym 47, pod wodzą Enrique Katalończycy strzelili już 167 bramek, tracąc zaledwie 33. Nie bez przyczyny formacja defensywna oraz bramkarze są tak cenieni nie tylko wśród kibiców ale również komentatorów i ekspertów. Enrique także wypada najlepiej wśród wszystkich ostatnich czterech trenerów w swoim pierwszym roku pracy (więcej w ramce).

Luis Enrique po porażce z Realem Sociedad bliski był zwolnienia. Zarząd jednak mu zaufał, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Choć Hiszpan dopiero od niedawna pisze swoją własną historię, jeżeli zdobędzie tryplet, a co za tym idzie sześć pucharów w jednym roku, znów wszyscy przypomną sobie o micie Guardioli. Ale po takich sukcesach Enrique nie będzie musiał martwić się o porównywanie go do jego przyjaciela z boiska. Trener Barcelony nie dość, że może pochwalić się najlepszą defensywą ostatnich lat, to dodatkowo ma najlepsze ofensywne trio we współczesnym futbolu, a co najważniejsze, potrafił pogodzić wysokie ego całej trójki. Na początku sezonu tryplet brzmiał nieprawdopodobnie, teraz jest na wyciagnięcie ręki. A co będzie później? Nadal są do pobicia rekordy, których nie udało się zdobyć ani Guardioli ani Vilanovie. Czas na napisanie własnego mitu panie Enrique!

* Wszystkie śródtytuły pochodzą z wypowiedzi Pepa Guardioli.

PORÓWNANIE ZDOBYTYCH TROFEÓW PRZEZ OSTATNICH PIĘCIU TRENERÓW FC BARCELONY

ARTYKUŁ FELIETON


Barรงa Flash 11

REKLAMA FELIETON


FELIETON


Barça Flash 13

Do zobaczenia,

Krótkie podsumowanie, za czym tak naprawdę będziemy tęsknić po odejściu Xaviego Hernandeza? Przemysław Kasiura

@p_kasiura

Generale!


Barça Flash 14

Jego legendarne trafienie przeciwko Realowi Madryt na Bernabeu w sezonie 2003/2004 przeszło do historii katalońskiego klubu.

S

zóstego czerwca odbędzie się spotkanie wieńczące. Wieńczące nie tylko bieżący sezon, ale również pewną epokę. 24 lata w jednym zespole to staż godny największych legend od Stevena Gerrarda w Liverpoolu po Paolo Maldiniego z AC Milan. Xavi Hernandez, bo o nim mowa, wpisał się wielkimi literami na kartach historii klubu FC Barcelona. Jego odejście wiąże się z końcem praktycznego wykorzystania nauk ze „starej szkoły La Masii”, która została stworzona przez Cruyffa, zaprezentowana przez Guardiolę, a później kontynuowana przez Xaviego. Wiąże się również z końcem

nia do kolegi, który umieszcza piłkę w bramce, zawsze u niego generowało większą satysfakcję. Tak uczyli go trenerzy, kiedy jeszcze był zawodnikiem Alevin w barwach Barcelony. Od Manuela Asensi, Manela Lobo i Joana Vilę w zespołach Alevin i Infantil, aż po trenerów drużyn seniorskich: od Luisa Van Gaala po Pepa Guardiolę. Trudno będzie zapomnieć każdemu kibicowi tych znaczących asyst, przeciwko Realowi w „Klasykach”, Manchesterowi United w finałach Ligi Mistrzów, oraz tych najpiękniejszych. Gdy przeciwko PSG przyjął piłkę „angielką”, by następnie podać do Messiego. Gdy pod

2. Za golami w najważniejszych momentach

presją dwóch graczy zdołał zagrać prostopadłą piłkę do Alvesa, w meczu przeciwko Bilbao. Gdy wielokrotnie zagrywał „miękkim” podaniem, posyłając piłkę nad głowami obrońców. Genialna prawa noga bardzo rzadko się myliła. Takiego przeglądu pola oraz precyzji w nodze nie miało i nie ma wielu zawodników na świecie.

3. Za tiki-taką

Jak sam twierdzi, dla niego najważniejsze nie jest strzelanie bramek. Wykonywanie tego ostatniego podania do kolegi, który umieszcza piłkę w bramce, zawsze u niego generowało większą satysfakcję. Tak uczyli go trenerzy, kiedy jeszcze był zawodnikiem Alevin w barwach Barcelony. wiecznych narzekań na murawę stadionu rywala oraz z nudnymi i przewidywalnymi wywiadami. Za czym, tak naprawdę, będą kibice tęsknić po odejściu ich Generała?

1. Za magicznymi asystami

Jak sam twierdzi, dla niego najważniejsze nie jest strzelanie bramek. Wykonywanie tego ostatniego podaFELIETON

Choć asyst miał dużo więcej niż strzelonych bramek, gdy już trafiał, to z klasą i elegancją. Jego legendarne trafienie przeciwko Realowi Madryt na Bernabeu w sezonie 2003/2004 przeszło do historii katalońskiego klubu. To był pierwszy sygnał ostrzegawczy dla Europy, że FC Barcelona rozpoczyna walkę o hegemonię na Starym Kontynencie. Ponadto gdy myślimy o bramkach Xaviego, myślimy o... rzutach wolnych. Strzelił ich łącznie 10 dla FC Barcelony, co przed erą Leo Messiego był to dość dobry wynik. Jeden gol ze stałego fragmentu gry został strzelony przez Xaviego w finale Copa del Rey w 2009 roku. Genialna i pieczętująca wynik bramka posiada tysiące wyświetleń na YouTubie. Potrafił z elegancją przelobować bramkarza, tak jak zrobił to w meczu przeciwko Osasunie, albo zachować zimną krew stojąc „oko w oko” z Casillasem w trakcie największych El Clasico za jego kadencji. Barcelońska tiki-taka to domena przede wszystkim ery Guardioli, podczas której rozpływano się nad sposobem gry FC Barcelony. Podania na jeden kontakt, często w trójkącie oraz cierpliwe rozgrywanie piłki to cechy, którymi charakteryzuje się Barcelona jeszcze po dzień dzisiejszy.


Barça Flash 15

Jednakże odejście Xaviego to też symboliczne pożegnanie się (być może tymczasowe) z takim sposobem rozgrywania futbolówki. Luis Enrique nie jest ogromnym fanem tegoż rozwiązania taktycznego i - co widać po kilku meczach tego sezonu - bardziej preferuje kontrataki od cierpliwego, stonowanego, acz dynamicznego roz-

4. Za nieskazitelnym wizerunkiem Generała

Już jako młodzieniec został rzucany na głęboką wodę i z presją musiał zacząć sobie radzić już jako 19-letni pomocnik Barcelony. Być może dlatego tak szybko z nieśmiałego chłopca stał

Jeden gol ze stałego fragmentu gry został strzelony przez Xaviego w finale Copa del Rey w 2009 roku. Genialna i pieczętująca wynik bramka posiada tysiące wyświetleń na YouTubie. grywania ataku pozycyjnego. Xavi od najmłodszego był kreowany na bycie w epicentrum słynnej tiki-taki. Mimo iż jego partnerzy, z którymi wielokrotnie ośmieszał rywali jednokontaktowymi podaniami, nadal pozostaną w drużynie, to od nowego sezonu nie znajdziemy w składzie nikogo, kto byłby tak bardzo identyfikowany z tiki-taką. Pozostał Iniesta, Messi, Alves czy Busquets, jednakże motorem napędowym i lobbystą tejże taktyki zawsze był Xavi

się liderem drużyny z Barcelony. Ponadto praca u boku Carlesa Puyola na pewno w wielkim stopniu przyczyniła się do przyswajania walecznych cech

przywódcy. Choć nie ukrywał swojej awersji do madryckiego klubu, często jego wypowiedzi oraz działania miały charakter „ponad podziałami” (np. gdy publicznie ogłosił swoje poparcie Ikerow Casillasowi, gdy ten miał problemy z kibicami bądź Mourinho). Potrafił wybaczyć eksplozywne zachowanie Sergio Ramosa po pamiętnej „manicie” na Camp Nou. Nie błyszczał i nie prowadził hulaszczego trybu życia. Nie był kojarzony negatywnie, choć kładł na swoje włosy dużo większą ilość żelu niż Cristiano Ronaldo. Swoimi wypowiedziami potrafił narazić się fanów z Madrytu, a po siermiężnych porażkach tłumaczył, że „i tak mieliśmy większe posiadanie”, jednak wizerunek Xaviego opiera(ł)

Potrafił wybaczyć eksplozywne zachowanie Sergio Ramosa po pamiętnej „manicie” na Camp Nou. Nie błyszczał i nie prowadził hulaszczego trybu życia. Nie jest kojarzony negatywnie, choć kładł na swoje włosy dużo większą ilość żelu niż C. Ronaldo.

Xavi zawsze stał po stronie swoich zawodników. Na zdjęciu po prawej stronie obejmujący Neymara Xavi stara się odpędzić młodego Brazylijczyka od wściekłych Basków z Bilbao. FELIETON


Barça Flash 16

się zawsze na takich cechach jak dojrzałość, spokój i umiarkowanie. Szara eminencja nie tylko na boisku, ale i poza nim.

5. Za wiernym i lojalnym oddanie się Barcelonie

Lojalność wobec klubu niejednokrotnie potwierdzała, że nawet pasmo niepowodzeń danego zawodnika odchodziło na drugi plan. Xavi zaczął zdobywać respekt już od czasów Van Gaala. Zastrzykiem miłości od fanów na pewno była wspomniana bramka strzelona Realowi w sezonie 2003/2004. Choć większość trofeów zaczął uzyskiwać dopiero wtedy, gdy do składu „A” dołączył Leo Messi, kibice już wcześniej pokładali w nim ogromne nadzieje i traktowali go jako „naszego”. Pomimo drobnych problemów Xaviego w klubie na początku XXI wieku i naszpikowanego milionami euro kontrakcie od AC Milan, „Generał” pozostał tam, gdzie od zawsze był jego dom. W przypadku włoskiej propozycji ogromną rolę odegrała jego matka, która w przypadku przyjęcia oferty przez swojego syna, potrafiła zagrozić mężowi rozwodem. Nie zmienia to faktu, że to Xavi musiał podjąć ostateczną decyzję. 24 lata w jednym klubie. To zasługuje na szacunek.

6. Za fanatycznym posiadaniem

Choćby Barcelona miała być rozgromiona, Choćby żadna bramka nie została strzelona,

Choćby zespół dostał solidnie 7. Za narzekanie na stan mulanie, rawy Ważne, że mieliśmy większe po- Mówi się, że gdyby nie został piłkarzem, to byłby tzw. „groundkeepesiadanie! Na koniec postanowiłem odstawić patos na bok i laurkę Xaviego lekko zamazać szarymi barwami. Jak już zostało wspomniane, Xavi od najmłodszego uczony był na chodzącą instytucję i ambasadora tiki-taki. W związku z tym jego (bardzo często fanatyczne) pomeczowe refleksje i priorytety mogły mijać się ze zdroworozsądkowym pogodzeniem się z porażkami. Po niesławnej porażce 0:7 w dwumeczu z Bayernem Monachium w ramach Ligi Mistrzów, tylko Xavi uznał, że „wynik nie odzwierciedla prawdziwego przebiegu spotkania, bo Barcelona miała większe posiadanie piłki”. Trzy klarowne sytuacje na 180 minut to trochę za mało, żeby uwierzyć w słowa Xaviego. Ale prawdę należy mu oddać - jego zespół częściej był przy piłce. Słuchając jego pomeczowe wypowiedzi można było odnieść wrażenie, że końcowy rezultat meczu jest dla niego sprawą drugorzędną. Największą satysfakcję sprawiało mu utrzymywanie się przy piłce, mimo iż wielokrotnie należało zrezygnować z takiego podejścia, aby móc pokonać takich rywali jak Real Madryt czy wspomniany Bayern. Xavi to przykład taktycznego ortodoksa i jeśli wróci kiedyś do stolicy Katalonii jako trener, to przynajmniej będziemy pewni jakiej taktyki będzie chciał trzymać się szkoleniowiec.

Oby jak najszybciej zleciał czas bez Xaviego w europejskim futbolu, bo takich ambasadorów piłki nożnej na świecie jest już coraz mniej.

FELIETON

rem”, czyli specjalistą od utrzymania dobrego stanu murawy. Na liście tragicznie przygotowanych boisk znajduje się (oczywiście) Real Madryt, ale również Granada, Valladolid, a nawet... Kraków! Tuż przed jedną z nielicznych wówczas porażek Barcelony w sezonie, czyli przed drugim eliminacyjnym meczem przeciwko Wiśle Kraków, Xavi pozwolił negatywnie wypowiedzieć się o stanie murawy przy ul. Reymonta. Najczęstszymi inwektywami pod adresem traw boiskowych była ich długość oraz wilgotność, a jak dobrze wiemy, tiki-taka oraz wieczne posiadanie piłki nie mogłyby mieć miejsca na kartofliskach. Xavi wielokrotnie zapominał, że boisko jest częścią wspólną dwóch, a nie jednej drużyny i jego narzekania najpierw ocierały się o groteskę, a później przeszły do historii gatunku. Skoro w Europie miał problem z murawami, to co dopiero czeka go w Katarze! Każdy z nas mógłby ułożyć swoją prywatną listę rzeczy, których zabraknie w europejskich futbolu na czas transferu Xaviego do Azji. Możemy być jednak pewni, że gdy jego zapowiedziany powrót stanie się rzeczywistością, jego mądrości powrócą na salony. Może to i lepiej, bo pomimo jego fanatycznego podejścia do tiki-taki, jest to człowiek mądry, dojrzały i kulturalny. Oby jak najszybciej zleciał czas bez Xaviego w europejskim futbolu, bo takich ambasadorów piłki nożnej na świecie jest już coraz mniej.


Barรงa Flash 17

REKLAMA FELIETON


Barça Flash 18

Najwięksi wygrani minionego sezonu

- czyli jak zainstnieć poza duopolem


Barรงa Flash 19

FELIETON


Diego Alves popisał się kilkoma fantastycznymi interwencjami. Jedną z ważniejszych była obrona rzutu karnego wykonywanego przez Cristiano Ronaldo. Remis Realu z Valencią mocno zredukował szanse Królewskich na mistrzostwo.

Hubert Bochyński

HubertBochynski

Najbardziej doceniani piłkarze to tacy, którzy zawsze odgrywają pierwszoplanowe role. Czy się z tym stanowiskiem zgadzamy, czy nie, drzemie to w naszej ludzkiej podświadomości. Najbardziej widoczni i efektywni zasługują na największą ilość pochwał, a ci od czarnej (często bardzo trudnej) pracy są przez to spychani na boczny tor. Kiedy spojrzymy na nagrody indywidualne, zobaczymy, że prym w tej dziedzinie wiodą zazwyczaj napastnicy, czyli gracze, których widać najczęściej i których głównym obowiązkiem jest wpisanie się na listę strzelców oraz zapewnienie swoimi golami wyższych celów. Natomiast ci, dzięki którym te największe gwiazdy mogą rozbłysnąć, zazwyczaj są w cieniu.

P

odobnie dzieje się, kiedy popatrzymy na sytuację w futbolu hiszpańskim. Od lat krajowym podwórkiem zawładnęły dwa zespoły - Barcelona i Real Madryt. I choć zdarza się czasem, że zagrozi im jakiś przeciwnik, zdobywając w jednym sezonie mistrzostwo (jak Atletico rok temu), to obecny trend i dominacja tego duopolu na Półwyspie Iberyjskim trwać będzie prawdopodobnie jeszcze długo. Sytuacja ta wpływa na wszelkie zestawienia FELIETON

- od wyboru najlepszego piłkarza całej ligi, poprzez poszczególne pozycje, aż po jedenastkę roku. W niektórych publikacjach naprawdę trudno znaleźć piłkarzy, którzy nie reprezentują barw jednej z dwóch najbardziej utytułowanych drużyn z Hiszpanii. A jeśli już uda nam się takich dojrzeć, stanowią oni mały odsetek całości. Pytanie, które się rodzi, brzmi: Czy Primera Division rzeczywiście stoi tylko piłkarzami z dwóch potęg? Czy szukając wśród reszty stawki nie natkniemy

się na równie dobrych zawodników, którzy z powodzeniem mogliby zastępować swoich bardziej promowanych rywali? Wydaje się, że w innych klubach także możemy znaleźć zawodników światowego formatu. Dla jednych walka - jak to się często mówi - o trzecie miejsce w Hiszpanii jest szczytem marzeń, inni promują swoje nazwisko, by trafić za granicę, a jeszcze inni są łakomym kąskiem dla wspomnianego duopolu.


-

Barça Flash 21

Bramka

Na tej pozycji znalazłoby się kilku klasowych fachowców. Na pierwszy plan wysuwa się jednak kandydatura Diego Alvesa. Brazylijski golkiper

Znakomitą formę portero dostrzegł selekcjoner kadry brazylijskiej, Dunga. Pech chciał jednak, że w ostatniej kolejce ligowej Alves nabawił się fatalnej kontuzji, która wykluczy go z gry być może nawet do listopada. Wydaje się, że to on byłby pewniakiem w bramce Canarinhos na Copa America, który to turniej startuje za dwa tygodnie. Poza Diego na uwagę zasługuje kilku innych bramkarzy. W zasadzie w każdej drużynie był golkiper, który choć raz uratował swoim kolegom jakiekolwiek punkty. Głośno mówi się ostatnio o Sergio Rico, 22-latku z Sevilli, który przebojem wdarł się do wyjściowego składu zespołu Unaia Emery’ego. Sezon rozpoczynał jako bramkarz rezerw, a zakończył nie dość, że jako podstawowe ogniwo pierwszej drużyny, to jeszcze jako przyszły reprezentant - Vicente del Bosque powołał go do kadry na czerwcowe spotkania. Hiszpan wszystko zawdzięcza pechowi swoich kolegów - Beto i Mariano Barbosy, którzy byli kontuzjowani. Trzeba jednak przyznać, że swoją

Nie tylko Diego Alves zasługuje na wyrożnienie. W zasadzie w każdej drużynie był golkiper, który choć raz uratował swoim kolegom jakiekolwiek punkty. Valencii zagrał w 37 spotkaniach, w których puścił 29 goli. W dużej mierze to dzięki jego postawie defensywa Nietoperzy była trzecią najlepszą w całej lidze (za Barceloną i Atletico). Były bramkarz Almerii wielokrotnie popisywał się kapitalnymi interwencjami, dzięki którym ratował swojej ekipie cenne punkty. Przykładów nie trzeba szukać daleko - niedawne starcie z Realem na Santiago Bernabeu, kiedy przez długi czas zatrzymywał ataki madrytczyków, broniąc między innymi rzut karny Cristiano Ronaldo.

szansę wykorzystał bardzo dobrze. Na uwagę zasługuje także duet bramkarzy Atletico - Miguel Moya oraz Jan Oblak, którzy spisywali się zazwyczaj bardzo dobrze, Carlos Kameni, który miał przede wszystkim udaną pierwszą rundę, Sergio Asenjo - wielki pechowiec (po raz trzeci w karierze zerwał więzadła), solidny Kiko Casilla czy Geronimo Rulli oraz Przemysław Tytoń. Ci dwaj ostatni zawodnicy grali w zespołach, które uplasowały się w dolnej części tabeli, ale byli jednymi z najjaśniejszych postaci, bardzo często zbierającymi pochwały od ekspertów.

Środek obrony

Gdybyśmy zapytali o najlepszego stopera ostatniego sezonu ligi hiszpańskiej, uwzględniając nawet tych grających w Barcelonie i Realu, prawdopodobnie z ogromną przewagą zwyciężyłby Nicolas Otamendi. Reprezentant Argentyny przychodził na Estadio Mestalla jako postać znana dla piłkarskich fanów, głównie dzięki kilku sezonom spędzonym w Porto. Mało kto się chyba jednak spodziewał,

Nicolas Otamendi próbuje odebrać piłkę Leo Messiemu. Argentyński stoper Valencii był w tym sezonie zmorą dla napastników.

FELIETON


Grzegorz Krychowiak był jednym z największych zaskoczeń sezonu i ulubieńcem kibiców Sevilli. Tu cieszy się ze strzelonego chwilę wcześniej gola w finale Ligi Europy rozgrywanego na Stadionie Narodowym w Warszawie.

że z miejsca stanie się filarem nie tyle linii defensywnej, ale i całego zespołu. Otamendi znakomicie wpasował się w styl drużyny Nuno Espirito Santo.

przeznaczyć na jego zakup aż 50 milionów euro. Sam Argentyńczyk podobno byłby w stanie rozważyć taką opcję. Dla ligi hiszpańskiej byłaby to jednak niewątpliwa strata. Innym godnym uwagi stoperem jest Shkodran Mustafi, czyli klubowy kolega Otamendiego. Niemiec również dołączył do Valencii latem zeszłego roku, po zdobyciu ze swoją reprezentacją mistrzostwa świata. Zakupiony za 8 milionów euro z Sampdorii gracz początkowo przegrywał rywalizację z Rubenem Vezo, jednak gdy Nuno w końcu postawił na duet argentyńsko-niemiecki, nigdy już z niego nie zrezygnował, gdy nie było takiej konieczności. Obaj gracze doskonale się uzupełniali, bardzo często tworząc mur nie do przejścia dla napastników rywali. Shkodran, tak samo jak jego partner z defensywy, potrafi wykorzystać szansę po dośrodkowaniu ze stałego fragmentu gry i strzelić gola. Tych uzbierał w tym sezonie ligowym

To był sezon Jose Luisa Gayi. Lewy defensor Valencii pozwolił zapomnieć kibicom swojej drużyny o takich graczach jak Jordi Alba czy Juan Bernat Jego gra oparta na pełnym poświęceniu, waleczności i nieustępliwości zawsze budziła szacunek - zarówno wśród kibiców, jak i rywali. Nicolas stał się liderem całego zespołu. Do tego wszystkiego doliczyć należy także umiejętność zachowania się w polu karnym przeciwników - w lidze strzelił 6 bramek, między innymi w ostatniej kolejce. Nic zatem dziwnego, że parol na niego zagięło wiele potężnych futbolowych firm. Mówi się o poważnym zainteresowaniu Manchesteru United, który byłby w stanie FELIETON

cztery. Dobrą kampanię mają za sobą również stoperzy Atletico. O ile w zeszłym sezonie można było mówić raczej o dwóch zawodnikach (Gimenez odgrywał mniejszą rolę), o tyle w obecnych rozgrywkach młody Urugwajczyk ma na swoim koncie ledwie 300 minut mniej niż Miranda. Wielu twierdzi, że Gimenez już jest gotowy, by coraz częściej zastępować brazylijskiego rywala w walce o skład i nie jest wykluczone, że od sierpnia trener będzie częściej wystawiał go u boku swojego rodaka, Diego Godina, którego pozycja jest niepodważalna. Brawa należą się też podstawowej parze Sevilli - Daniel Carrico i Nicolas Pareja rozegrali dobry sezon, którego zwieńczeniem było zdobycie Ligi Europy. Niestety ten drugi należy do grona

Nicolas Otamendi osiągnął taką formę, że zainteresowanie wielkich firm nie może dziwić. Mówi się o Manchesterze United, który byłby skłonny wydać na niego aż 50 mln euro.

B G s d


Barça Flash 23

pechowców, ponieważ przez kontuzję nie mógł uczestniczyć w końcówce sezonu. Podobnie było zresztą w przypadku Mateo Musacchio, który trzymał w ryzach defensywę Villarrealu. Pochwał nie można szczędzić Andreu Fontasowi. Hiszpan, który nie miał szans na grę w Barcelonie, otrzymał zaufanie w Vigo i stał się prawdziwym liderem swojej formacji. Z tzw. drugiego planu, czyli z grona ekip, które walczyły o utrzymanie, przed szereg wybija się zaś para Elche. Zarówno Enzo Roco, jak i David Lomban w dużej mierze przyczynili się do pozostania swojego zespołu w elicie, pokazując, że ekipa Los Franjiverdes nie jest szczytem ich możliwości.

Bok obrony

To był sezon Jose Luisa Gayi. Lewy defensor Valencii pozwolił zapomnieć kibicom swojej drużyny o takich graczach jak Jordi Alba czy Juan Bernat i skrupulatnie pilnował, by z ławki nie ruszał się Lucas Orban, który jest przecież bardzo solidnym piłkarzem. Przebojowość Hiszpana, a także dojrzała gra jak na jego młody wiek (20

lat), uczyniły z niego zawodnika bardzo groźnego. Zazwyczaj nastawiony jest ofensywnie, ale przy tym nie zapomina o swoim podstawowym obowiązku - ochronie własnej szesnastki. Oprócz niebagatelnych umiejętności posiada krewki charakter, który często objawia się na boisku - najlepiej świadczy o tym ilość żółtych kartek (dziesięć, drugi wynik w drużynie). Wielka szkoda, że w reprezentacji Hiszpanii ma taką konkurencję (wspomniani Alba czy Bernat). Del Bosque widzi jednak jego potencjał i powołuje go na treningi, by z bliska przyjrzeć się jego osobie. Wydaje się, że dla popularnego Sfinksa jest to obecnie opcja numer trzy. A gdy zostawia się w tyle Nacho Monreala czy Alberto Moreno, to znaczy, że nie mówimy o byle kim. Dużo mówiło się o jego ewentualnych przenosinach do większego klubu, głównie Realu Madryt. Na ten moment wydaje się to jednak opcja niemożliwa i Gaya prawdopo-

dobnie pomoże Nietoperzom w walce o awans do Ligi Mistrzów.

W środku pola wybór wśród klasowych zawodników jest naprawdę spory. Najlepsi byli jednak Grzegorz Krychowiak i Daniel Parejo. Trudno rozstrzygnąć, który z nich był lepszy. Podium w tym zestawieniu uzupełniają Mario Gaspar i Benoit Tremoulinas. Prawy obrońca Villarrealu był jednym z nielicznych w swojej drużynie, który przez cały sezon zachował równą, a co ważniejsze, wysoką formę. Hiszpan to przykład nowoczesnego bocznego defensora, który często staje się skrzydłowym i bardzo pomaga w konstruowaniu akcji ofensywnych. Mario ma niezłe wykończenie i potrafi odnaleźć się pod polem karnym rywala, co potwierdzają liczby - trzy gole i tyle samo asyst. Wobec kłopotów na tej pozycji w Barcelonie, zatudnienie Gaspara nie byłoby niczym dziwnym,

Bardzo dobry sezon ma za sobą Antoine Griezmann. 22 razy mógł się cieszyć po strzelonej bramce w Primera Division, dzięki czemu został wspólnie z Neymarem trzecim strzelcem ligi. FELIETON


Barça Flash 24

ponieważ z roku na rok coraz bardziej udowadnia, że transfer do lepszego klubu to tylko kwestia czasu. Z kolei francuski zawodnik Sevilli to kolejny argument na potwierdzenie geniu-

ciałem, używa go, by przejąć nad ry- nie powinno się w niego przestać wiewalem inicjatywę. Nie boi się także rzyć. wziąć ciężaru rozgrywania na siebie, potrafi posłać idealnie wymierzone podanie na kilkadziesiąt metrów. Aleix Vidal, Vitolo i Jose Antonio ReyMówi się, że przywódcę es - trzech graczy, którzy napędzali środka pola naszej repre- akcje Sevilli na skrzydłach. Wybrać zentacji w swoich szere- tego, który w zakończonym sezonie gach chętnie widziało- był tym najlepszym, to jak wybieraby wielu menedżerów, nie między truskawkami a malinami. z Arsenem Wengerem Każdy z nich dał cegiełkę od siebie na czele. Z kolei Hiszpan i pozwolił zrealizować cel, jakim była to typowy środkowy po- Liga Europy i awans do Ligi Mistrzów. mocnik, którego głównym zadaniem Dwaj młodsi zawodnicy, Vitolo i Vijest kreacja. Kapitan Valencii, dla wie- dal, już zostali dostrzeżeni przez sztab lu jeden z najbardziej niedocenianych szkoleniowy reprezentacji, który na graczy La Liga, potrafi zagrać dosko- nich będzie opierał kadrę. Czas Reyesa nałą piłkę praktycznie z każdego w La Furia Roja już z kolei minął, ale miejsca na boisku. Gdy jest w posiada- weteran pokazuje, że potrafi jeszcze niu futbolówki, można się spodziewać grać na znakomitym poziomie. Emery wszystkiego, przede wszystkim tego, oczekuje od swoich skrzydłowych wyże za chwilę można być w poważnych biegania i szybkiego przechodzenia tarapatach. Strzały z dystansu? Potra- z obrony do ataku i odwrotnie. Trio fi to robić bardzo dobrze, ma dosko- to wypełnia ten warunek wzorowo, co nale ułożoną stopę. Stałe fragmenty pozwala potem osiągać sukcesy. gry? Dośrodkować umie jak mało kto, Zapominać nie można o Nolito, Fabiaprecyzyjnie strzelić z rzutu wolnego nie Orellanie oraz Santi Minie z Celtakże. Zachowanie zimnej krwi i wy- ty Vigo. Dwaj pierwsi już drugi sezon korzystanie jedenastki też nie stano- z rzędu są motorem napędowym wi żadnego problemu. To wszystko klubu z Galicji. Hiszpan i Chilijczyk sprawia, że mózg Los Ches zgromadził doskonale się ze sobą rozumieją, ale na swoim koncie 12 ligowych traw potrafią także wziąć na siebie fień i 8 asyst i walnie przyczynił odpowiedzialność w trudnym się do zajęcia czwartego miejmomencie i strzelić ważnesca w lidze. go gola. 13 trafień byłego Po niemrawym początku segoli gracza Barcelony stawia zonu w ostatnich miesiącach zdobył napastnik go jako najlepszego strzelprzebudził się także Ever Baca drużyny. Do tego taka nega. Argentyńczyk, na któ- Elche - Jonathas sama liczba asyst i mamy rym wielu postawiło już krzyżyk obraz znakomitego lidera, który po nieudanej przygodzie z Valencią, - kto wie - być może zmieni barwy od odżył pod skrzydłami Unaia Eme- nowego sezonu, ponieważ Celta jest ry’ego. Jego transfer kwestionowa- chyba dla niego odrobinę zbyt ciasna. ło wielu. Pamiętano Najmłodszy z tego grona, Santi Mina, przede wszystkim to napastnik, który przebojem wdarł jego podejście do gry się w tym sezonie do pierwszego skłai treningów, uważano, du i zdążył strzelić 7 bramek (grając że jest to zawodnik, zazwyczaj na skrzydle). z którego jest korzyść tylko wtedy, gdy ma piłkę przy nodze. Początkowo przegrywał Przed sezonem zastanawiano się, rywalizację o miejsce w składzie z De- czy przejście Antoine’a Griezmanna nisem Suarezem, ale z biegiem czasu do Atletico będzie dobrym ruchem. młodszy kolega musiał ustąpić miej- Początek sezonu w wykonaniu byłej sca Everowi. A ten pokazał, że potrafi gwiazdy Realu Sociedad był przeciętkopać piłkę. Stałe fragmenty, strzały ny. Przez długi czas nie potrafił znaz dystansu, zaskakujące podania, wi- leźć z kolegami wspólnego języka, zja gry - to tylko niektóre, główne atu- sam też nie grzeszył skutecznością. ty Banegi. Wybrany na najlepszego Kiedy jednak nadszedł jego okres, pęgracza finału Ligi Europy pokazuje, że kały kolejne linie obrony. Francuz nie

Bok pomocy

Aleix Vidal, Vitolo i Jose Antonio Reyes - trzech graczy, którzy napędzali akcje Sevilli na skrzydłach. szu Monchiego - dyrektora sportowego klubu z Andaluzji. Były obrońca Bordeaux, który w lidze ukraińskiej był rezerwowym, stał się podstawowym graczem i ważnym elementem ekipy sięgającej po Ligę Europy i wywalczającej awans do Ligi Mistrzów. Tremoulinas doskonale wpasował się w nową sytuację i z miejsca stał się użytecznym elementem w taktyce Emery’ego.

Środek pomocy

Kolejna pozycja, na której wybór wśród klasowych zawodników jest naprawdę spory. Najlepsi byli jednak Grzegorz Krychowiak i Daniel Parejo. Rozstrzygnięcie tego, który z nich powinien znaleźć się w tej hierarchii wyżej, jest pozbawione sensu, ponieważ trudno oceniać piłkarzy, którzy mają inny styl gry i zupełnie inne zadania na boisku. Choć obaj zostawiają na murawie całego siebie, walczą do ostatniej piłki - nie zawsze czysto (najwięcej żółtych kartek w swoich zespołach, po 13) - to jednak ich role się różnią. Polak, okrzyknięty jednym z najlepszych letnich transfe-

Primera Division nie tylko Barceloną i Realem Madryt żyje. Praktycznie na każdej pozycji znajdziemy zawodnika, który prezentuje bardzo wysoki poziom. rów w lidze, gra zazwyczaj tuż przed stoperami. Jego cel jest zatem prosty - nie przepuścić futbolówki do linii obrony. Krychowiak przez ostatni rok zrobił kolosalny postęp. Bardzo często odbiera piłki jak profesor (np. mecz z Barceloną na Sanchez Pizjuan i pojedynki z Messim), mądrze się ustawia, nie pozwala się minąć, umiejętnie gra FELIETON

14

Atak


dość, że został ostatecznie wspólnie z Neymarem trzecim strzelcem ligi, to stał się jeszcze liderem niewyraźnego często zespołu. Los Colchoneros zawsze mogli polegać na swoim zawodniku. 24-latek ustrzelił 22 gole w lidze i trzy w pozostałych rozgrywkach. Pochwały możemy skierować także ku osobie Carlosa Bakki. Kolumbijczyk rozegrał drugi bardzo dobry sezon w barwach chwalonej już wiele razy Sevilli. Były snajper Club Brugge ma czasem momenty niemocy, kiedy wychodzi mu naprawdę mało i nie wykorzystuje dogodnych okazji, ale kiedy się odblokuje, wtedy cierpi każdy napotkany bramkarz. O jego klasie mogliśmy przekonać się w warszawskim finale, gdzie wystąpił w roli kilera i zapewnił swojej drużynie obronę tytułu wywalczonego przed

musiał się mocno napocić, by latem zatrzymać go w kadrze. Po Trofeo Zarra (trofeum dla najlepszego strzelca z Hiszpanii) sięgnął w tym roku Aritz Aduriz. Snajper Athleticu był najjaśniejszą postacią w swoim zespole, który spisał się poniżej oczekiwań, dopiero w ostatniej kolejce zapewniając sobie awans do europejskich pucharów. Forma strzelecka doświadczonego Aduriza nie mogła być jednak powodem do narzekań, ponieważ wielokrotnie ratował zespołowi punkty. Jego najgroźniejszym konkurentem do ostatnich chwil był Alberto Bueno. Gracz Rayo ostatecznie strzelił 17 goli, o jednego mniej niż Aritz. Zdobycze bramkowe w dużej mierze były oparte właśnie na nim, ale z tej roli Bueno wywiązywał się bardzo poprawnie. Dobra forma została dostrzeżona - niestety, w przyszłej temporadzie nie będziemy go oglądać na boiskach hiszpańskich, ponieważ podpisał kontrakt z FC Porto. Wielu zachwycało się także Jonathasem. Napastnik Elche momentami ciągnął swój zespół za uszy, strzelając tyle ważnych bramek w całym sezonie. Łącznie zdobył ich 14, a gro z nich przesądzało

Pochwały możemy skierować także ku osobie Carlosa Bakki. Kolumbijczyk rozegrał drugi bardzo dobry sezon w barwach chwalonej już wiele razy Sevilli. rokiem. W rozgrywkach ligowych zdobył 20 bramek, a we wszystkich rozgrywkach 28. Widać znaczny progres względem ubiegłej kampanii (odpowiednio 14 i 21). Władze klubu będą

o zdobyczy punktowej drużyny z Elx. Brazylijczyk odegrał ogromną rolę w utrzymaniu Elche. Klub ma możliwość wykupienia go na stałe, ale przez braki finansowe nie jest to pewne. Wydaje się jednak, że chętnych do pozyskania go nie zabraknie. Jak widać, Primera Division nie tylko Barceloną i Realem Madryt żyje. Praktycznie na każdej pozycji znajdziemy zawodnika, który prezentuje bardzo wysoki poziom. I choć zazwyczaj są to piłkarze z zespołów z czuba tabeli, jak Atletico, Valencia czy Sevilla, to nie zabrakło też słabszych, np. Elche. Nie można zaprzeczyć, że zestawiając powyższych piłkarzy z odpowiednimi zawodnikami z dwóch najlepszych hiszpańskich klubów, w większości przypadków szala przechyli się na korzyść graczy Barcy i Realu. Wszystkim kwestionującym poziom ligi i drużyn, które zazwyczaj są skazane na porażkę, pokazuje jednak, że w “walce o trzecie miejsce” też uczestniczą drużyny z piłkarzami o dużej piłkarskiej klasie. Jedni pójdą w ślady Rakiticia czy Keylora Navasa i w przyszłości dołączą do wyścigu duopolu, inni zaś będą wierni swoim klubom i będą próbowali przeciwstawić się faworytom.

FELIETON


Na berlińs Juventus Turyn

Dwanaście. Właśnie tyle lat Juventus Turyn czekał na kolejną możliwość zagrania w finale z przymrużeniem oka patrzyła na parę Juve – Real. Umówmy się, faworytem był Real Madr edycji Ligi Mistrzów. Nie Real Madryt napakowany gwizadami za setki milionów, na czele z która od dobrych kilku lat, z mozołem, ale uparcie wraca do europejskiej elity futbolowej.

Andrea Pirlo - piłkarz, którego przedstawiać nie trzeba. Symbol futbolu.

ARTYKUŁ FELIETON


skiej ziemi. n – FC Barcelona

Ligi Mistrzów. Tuż po losowaniu par półfinałowych Champion League większość kibiców ryt. A jednak to Włosi - zamiast Królewskich - znaleźli się w berlińskim finale tegorocznej Cristiano Ronaldo, Garethem Bale’em, czy Jamesem Rodriguezem, ale właśnie Stara Dama,

H

Kamil D. Sikora

KamilSikora

egemon ka o tytuł ligowy nie nastręcza takich Na imię było mu Antonio trudności jak chociażby w Hiszpanii Conte. To właśnie Włoch czy Anglii, gdzie w ostatnich latach przejął drużynę rozbitą, sła- o mistrzostwie decydowały ostatnie bą, której lata świetności kolejki. I faktycznie, Juve miało ten już dawno minęły i zmienił, komfrot, że a raczej przywrócił Juventusowi jego do dwumeczu należne miejsce w lidze włoskiej. Od z Realem Maczterech sezonów Stara Dama nie- dryt mogło spopodzielnie rządzi i dzieli w Serie A. kojnie się przyPrawdziwa hegemonia, której po- g o t o w y w a ć , twierdzeniem jest fakt, że z roku na gdyż liga znowu rok przewaga aktualnego mistrza padła ich łuWłoch nad resztą stawki rośnie. Ba, pem. Ładnym nic nie wskazuje na to, aby taki stan komentarzem rzeczy miał się w najbliższej przy- do obecnej sytuacji tak ligi włoskiej, szłości zmienić – nawiązać w miarę jak i samego Juventusu, niech będą równorzędną walkę o tytuł mistrzow- słowa Rafała Steca : Ten klub to pałac ski jest w stanie kilka klubów, ale stojący pośród ruin. Tylko turyńczycy wytrzymać 10-miesięczy maraton, to grają na nowoczesnym, należącym już inna bajka. Cztery punkty prze- do nich i obudowanym komercyjnie wagi nad drugim zespołem w sezo- stadionie i tylko oni dysponują stanie 2011/12, kolejno 9 w sezonie bilną, rozsądnie retuszowaną 2012/13, 17 w kampanii 2013/14, kadrą. Ba, jedenastka oparta a obecnie ta różnica wynosi 16 na defensywie wyjętej z repunktów nad drugą AS Romą prezentacji Włoch - Buffon, – jednym słowem przepaść, Chiellini, Bonucci, Barzagli która pogłębia się z roku na - spacerującym przed nimi czekał Juventus Pirlo, a także rakietowych rok. Sytuacja ligowa Juventusu na grę w finale środkowych pomocnikach z jednej strony jest godna poLigi Mistrzów Vidalu, Marchisio i Pogbie zazdroszczenia, ponieważ walnależy do najstabilniejszych

w całej Europie. Ale jest też druga strona medalu, ta europejska. Stara Dama w rozgrywkach Ligi Mistrzów nie bryluje. Poprzednie dwa sezony dla podopiecznych Contego były prawdzi-

Sezon 2014/15 Juventus Turyn, podobnie jak Barcelona, może zakończyć z trypletem. Dotychczas łupem Pogby, Vidala i spółki padło mistrzostwo Włoch oraz Puchar Włoch.

12 lat

wym utrapieniem. Przygoda z Champions League zakończyła się albo na fazie grupowej (sezon 2012/13), albo w ¼ po blamażu z Bayernem Monachium (sezon 2013/14). Wszystko, albo prawie wszystko zmieniło się od tego sezonu.

Restauracja

Ale zanim przejdziemy do analizy finalisty tegorocznej edycji Ligi Mistrzów, należy opowiedzieć słów kilka o człowieku, który sprawił, że Juventus znajduje się właśnie w tym miejscu. Antonio Conte, bo o nim oczywiście mowa, sprawił, że Juve wróciło na ARTYKUŁ FELIETON


Barça Flash 28

szczyt ligi włoskiej. Oto jedna z jego przemów podczas treningów: Ludzie zalewają nas pochwałami, ale mnie

zaufano i który osiągnął sukces. Conte stworzył drużynę, która może nie zachwycała pięknym stylem gry, ale już w jego pierwszym sezonie jako trenera, zdobyła mistrzostwo Włoch. Zespół oparty na defensywie reprezentacji Włoch, z kwartetem pomocników na czele z nieśmiertelnym Andreą Pirlo. Przyjście nowego trenera wpisało się także w równoczesną zmianą prowadzenia politki transferowej. Wcześniej drogo kupowano i tanio sprzedawano. Obecnie sytuacja jest odwrotna. Juventus kupuje, lub bierze za darmo tych zawodników, którzy są niechciani (Tevez czy Morata). Osławiony kwartet pomocników kosztował ledwie nieco ponad ¼ tego co James Rodriguez Real Madryt. Ale znowu, kij ma dwa końce, bo z jednej strony Włosi mogą pochwalić się jedną z najbardziej

Człowiek, który sprawił, że Juventus znajduje się właśnie w tym miejscu. Antonio Conte, bo o nim oczywiście mowa, sprawił, że Juve wróciło na szczyt ligi włoskiej. to przeraża. Dlaczego? Boję się, boję się, że osiądziecie na laurach. Chwalą nas, ale jaka jest rzeczywistość? Rzeczywistość to boisko, rzeczywistość to pot, rzeczywistość to poświęcenie. Właśnie to doprowadziło nas do tego momentu sezonu. My jeszcze niczego nie zrobiliśmy. Spójrzmy na to, z kim jeszcze będziemy musieli walczyć. Jesteśmy wystarczająco dojrzali, by walczyć do samego końca. Milan będzie musiał pluć krwią do ostatniego meczu. Włoski Guardiola, chyba tak należałoby określić Antonio Contego. Młody, niedoświadczony, któremu ARTYKUŁ FELIETON

doświadczonych drużyn w Europie, ale równocześnie jest to drużyna bardzo wiekowa – Pirlo (35 lat), Buffon (37), Barzagli (34), Evra (33), a do tego 30-letni Chiellini, Llorente i Matri. Jeżeli dodamy do tego fakt, że Pogba czy Vidal w każdej chwili mogą przejść do większej firmy, to sprawia, że Juventus może mieć za niedługi czas nielada problemy z wystawieniem konkurencyjnej jedenastki.

Dwie twarze

Sezon 2014/15 Juventus Turyn, podobnie jak Barcelona, może zakończyć z trypletem. Dotychczas łupem Pogby, Vidala i spółki padło mistrzostwo Włoch oraz Puchar Włoch. Kataloń-

Stara Dama może pochwalić się nazwiskami wybitych, czy wręcz legendarnych zawodników, ale kiedy ich brakuje, to zespół dalej funkcjonuje bez większych problemów.


Barça Flash 29

czycy zapewnili sobie na ten moment mistrzostwo Hiszpanii; o Puchar Króla przyjdzie im się zmierzyć z Athletikiem Bilbao 30 maja na Camp Nou. Finał Ligi Mistrzów odbędzie się 6 czerwca w na stadionie olimpijskim w Berlinie – tym samym, gdzie w 2006 r. Puchar Świata podnosili m.in. Pirlo czy Buffon. Ten mecz będzie również dobrą okazją do próby rewanżu za finał Mistrzostw Europy 2012, kiedy to w finale Włosi polegli z kretesem z Hiszpanami, 4-0. Podtekstów meczu finalowego jest wiele, ale nie one są najważniejsze. Warto przyjrzeć się, jak w obecnym sezonie prezentuje się włoski klub. Na boiskach Serie A Stara Dama dominuje niepodzielnie, dlatego więcej wniosków można wyciągnąć patrząc na drogę Juve do berlińskiego finału. W fazie grupowej Juventus mierzył się z: Atletico Madryt, Olympiakosem Pireusem oraz Malmö FF; trzy zwycięstwa, dwie porażki i jeden remis, blians bramkowy: 7 strzelonych bramek, 4 stracone. W 1/8 Włosi mierzyli się z Borussią Dortmund. W pierwszym meczu wygrali 2-1, a w rewanżu odnieśli zwycięstwo 3-0. W ¼ rywalem Allegriego i jego podopiecznych było AS Monaco. Wynik dwumeczu – 1-0. Półfinał to już starcie z Realem Madryt i jak dobrze wiemy, w pierwszym meczu gospodarze wygrali 2-1, a a rewanżu na Santiago Bernabeu

Finał Ligi Mistrzów będzie dobrą okazją do rewanżu za finał Mistrzostw Europy 2012, gdy Włosi polegli z Hiszpanami 0:4.

zremisowali 1-1. Co mówią nam te wyniki? Po pierwsze to, że Stara Dama nie strzela wielu bramek, ale również wielu ich nie traci. Po drugie, podczas całej drogi w Lidze Mistrzów Włosi mierzyli się z kompletnie różnymi rywalami pod względem taktycznym – od ultradefensywnego Atletico Madryt, przez kontrującą Borussię, czy ofensywny Real Madryt. Juve w tych wszystkich starciach pokazało niezwykłą elastyczność i dojrzałość taktyczną. Wraz z przyjściem Allegriego, drużyna przestała grać tylko i wyłącznie w systemie 3-5-2.

Gwiazdy

Juventus jest zespołem w prawdziwym tego słowa znaczeniu. W każdej wielkiej europejskiej drużynie możemy wymienić tego jednego, czy dwóch najważniejszych zawodników – Messi w Barcelonie, Ronaldo w Realu, Hazard w Chelsea, Ibrahimowić w PSG, etc. Stara Dama może pochwalić się nazwiskami wybitych, czy wręcz legendarnych zawodników, ale kiedy ich brakuje, to zespół dalej funkcjonuje bez większych problemów. Bez wątpienia najważniejszą formacją Juve jest linia pomocy w składzie: Andrea Pirlo, Claudio Marchisio, Paul Pogba

oraz Arturo Vidal – łącznie w obecnym sezonie ten kwartet zanotował 26 bramek i 29 asyst. Z kolei w linii ataku należy wyróżnić przeżywającego drugą młodość Carlosa Teveza, który zdobył już 29 bramek w 46 meczach obecnego sezonu. Jednakże Juventus bardziej niż z ofensywy, znany jest z defensywy, gdzie prym wiedzie trójka Chiellini, Barzagli, Bonucci; wahadłowymi w ustawieniu 3-5-2, bądź bocznymi obrońcami w 4-3-3 są Evra oraz Lichtsteiner. Na bramce stoi słynny Giggi Buffon. Dlatego Juventus jest tak groźnym rywalem dla Dumy Katalonii. Oczywiście, że Katalończycy są faworytem, ale dwumecz z Realem Madryt pokazał, że zlekceważenie Starej Damy będzie najgorszym co można zrobić. Nie wiadomo jak zagra Allegri – czy postawi na defensywę i kontry, czy spróbuje przeciwstawić się Barcelonie w środku pola, mając kim postraszyć. 6 czerwca na berlińskiej ziemi spotkają się dwie wielkie drużyny i niech wygra lepszy.


Barça Flash 30

Rozliczanie

spadkowiczów Ostatnia kolejka Primera Division w tym sezonie była ważna dla wielu zespołów. Do końcowych momentów czekaliśmy na wieści ze stadionów w Hiszpanii, aby dowiedzieć się kto uratuje się przed spadkiem, a kto w następnych rozgrywkach będzie skazany na występy w Lidze Adelante. Pierwszą zdegradowaną drużynę poznaliśmy oficjalnie kilka tygodni wcześniej, ale tak naprawdę jej los był już przesądzony znacznie dawniej. Mowa o Cordobie, która szanse na utrzymanie pogrzebała głównie kiepskim rozpoczęciem rundy jesiennej. Na wyłonienie pozostałych dwóch spadkowiczów czekaliśmy do 38. tury spotkań, a do grona relegowanych dołączyły zespoły Almerii oraz Eibaru. Nie jest to zaskoczeniem, bo obie drużyny przed startem ligi były uważane za jedne z najsłabszych. To, jak się okazało, nie był jednak koniec ważnych informacji dotyczących obsady Primera Division w przyszłym sezonie.

Jakub Łokietek ARTYKUŁ FELIETON

KubaLokietek

A

tak z zaplecza

Awans Cordoby do Primera Division stanowił sensację nie tylko dla fanów Primera Division, dziennikarzy oraz ekspertów, ale również dla samych członków zarządu zespołu z Estadio Nuevo Arcangel. Jeszcze po 32. kolejce podopieczni Chapiego Ferrera zajmowali 15. miejsce w tabeli. Ówczesny szkoleniowiec był trzecim, który trenował Cordobę w sezonie 2013/2014 i część kibiców chciała jego zwolnienia, ponieważ zepchnął zespół z 9. lokaty w zestawieniu. Remis z Murcią i wygrana w Gijon dała jednak pozytywnego kopa zawodnikom Cordoby, którzy rozpoczęli znakomitą serię spotkań bez porażki. W ostatnich 11 meczach przegrali tylko raz, a wychodzili z tarczą w decydujących pojedynkach z innymi


Barça Flash 31

drużynami walczącymi o awans do La Ligi, m.in. z Tenerife (39. kolejka, 2:1) czy Recreativo (41. kolejka, 1:1). Remis w Mallorce dał ostatecznie awans do fazy play-off, do której Cordoba przystępowała z najgorszej pozycji, ale po wyeliminowaniu Murcii oraz pokonaniu Las Palmas w finale zdołała wydrzeć niespodziewaną promocję, pierwszą od 42 lat.

Gruntowna i kosztowna przebudowa

Krytykowany dotąd trener otrzymał przedłużenie kontraktu i rozpoczął budowę zespołu, który miał sprostać ciężkim wyzwaniom w Primera Division. Rozpoczęło się wielkie łatanie dziur, ale brakowało na to pieniędzy.

Nie było tajemnicą to, że Cordoba musi zmodernizować obiekt i przystosować całą infrastrukturę do gry w najwyższej klasie rozgrywkowej. Udało się to wykonać, ale odbiło się to na tym, co powinno być priorytetem, czyli drużynie. Wzmocniło ją aż 13 piłkarzy. Mniej więcej połowa z nich została wypożyczona, a druga część przyszła na zasadzie wolnego transferu. Przybyli gracze z Realu Madryt (Borja Garcia), Valencii (Fede Cartabia) czy Juventusu (Fausto Rossi). Chapi Ferrer ściągnął również do zespołu napastnika, którego dobrze znał z czasów, kiedy na przełomie lat 2010 oraz 2011 trenował holenderskie Vitesse. Mowa o Mike’u Havenaarze, który urodził się w Japonii i reprezentuje barwy swojego kraju. Zaciąg młodych zawodników uzupełniło pozyskanie

doświadczonych – Inigo Lopeza oraz Lopeza Garaia. Nadzieje na obiecujący sezon stały się nagle bardzo duże, choć większość dziennikarzy nadal zwracała uwagę, że promocja do Primera Division może nie przynieść odpowiednich zysków, a doprowadzić do znacznie większych strat.

Napastnicy bez żądeł

Skoro już o napastnikach mówimy, to chyba właśnie oni byli w najsłabszej formie, jeśli chodzi o miniony sezon. Pierwszym wyborem trenera Ferrera od początku rozgrywek był Mike Havenaar. Do Cordoby przychodził jako nadzieja drużyny na korzystne rezultaty, a tymczasem Japończyk zdołał rozegrać tylko pięć spotkań w barwach klubu z Andaluzji. To, że ARTYKUŁ FELIETON


Barça Flash 32

ale to nie przeszkodziło mu zostać najlepszym strzelcem sezonu z ośmioma trafieniami po 38. kolejkach. Średnia nie powala, ale trzeba powiedzieć, że napastnik zostawił po sobie pozytywne wrażenie. Bramka Algierczyka nie pomogła jednak trenerowi Ferrerowi, który po porażce z Malagą został zwolniony z posady.

Mike Havenaar - sprowadzony przed sezonem napastnik Cordoby - nie spełnił pokładanych w nim nadziei.

Tymczasowy zbawiciel

nie strzelił bramki, to jeszcze nic nadzwyczajnego, choć dla napastnika nie jest to powód do dumy. Znacznie gorsze jest to, że nie widać było w nim żadnego zaangażowania, które pozwoliłoby mu dochodzić do sytuacji strzeleckich. Szybko zorientowano się, że Cordoba potrzebuje zawodnika, który częściej cofnie się po piłkę i spróbuje wykreować coś na własną rękę. Havenaar jako lis pola karnego wypadł blado. W swoich pięciu występach aż czterokrotnie został zmieniany, a raz wchodził z ławki rezerwowej na boisko. Wychodzi więc na to, że nie rozegrał pełnych 90 minut w lidze hiszpańskiej. Bez żalu został oddany ARTYKUŁ FELIETON

do fińskiego HJK Helsinki, gdzie też nie błyszczy formą. Miejsce w wyjściowym składzie przejął Nabil Ghilas, który nieśmiało pukał do wyjściowej jedenastki już od trzeciej kolejki, kiedy zaliczył debiut. Prawdziwą szansę otrzymał jednak dopiero w piątej turze spotkań, kiedy Cordoba grała z Valencią i przegrała zdecydowanie 0:3. Na pierwszą bramkę Algierczyka musieliśmy zaczekać do ósmej kolejki, kiedy to trafił w przegranym starciu z Malagą. Wielu kibiców wyśmiewało Ghliasa z powodu swojej tuszy. Było widać, że ma kilka kilogramów więcej niż potrzeba,

Schedę po Chapim Ferrerze przejął Miroslav Djukic, który miał przyjemność trenować już w Hiszpanii trzy zespoły – Hercules, Valladolid oraz Valencię. W żadnym nie odniósł większego sukcesu, a w tej ostatniej drużynie podarowali mu bilet w jedną stronę, i mimo że grał długo w barwach klubu z Mestalla, to nikt tam nie chce o nim wspominać. Od tamtego czasu (2013) Serb pozostawał bez pracy, ale zmieniło się to, kiedy chciał zatrudnić go beniaminek. Serb nie dokonał wielkich zmian w w składzie, ponieważ dalej stawiał na Ghilasa, Cartabię czy Fidela, ale np. więcej szans otrzymał u niego Campabadal. Gra nie uległa znaczącej poprawie, choć początek był całkiem obiecujący, jeśli chodzi o wyniki. Podopieczni Djukica wyrwali punkt Realowi Sociedad w samej końcówce meczu, a niedługo później zdobyli kolejne dwa oczka po remisach z Elche i Deportivo, czyli z drużynami, które miały razem z Andaluzyjczykami walczyć o utrzymanie. Piłkarze z Nuevo Arcangel nadal mieli jednak problem ze strzelaniem goli przez pierwsze dziesięć spotkań z nowym szkoleniowcem drużyna zdobyła taką samą ilość bramek. Cud nadszedł w 14. kolejce, kiedy to Cordoba pierwszy raz zwyciężyła, a miało to miejsce na San Mames. Na fali tej wygranej beniaminek był w stanie do końca rundy wygrać jeszcze dwa razy (z Granadą i Rayo) oraz dwukrotnie zremisować (z Levante i Eibarem). Tym samym Cordoba zakończyła jesień na 14. miejscu z 18 punktami, co uznano za wielki wynik.

Wgnieceni przez Barcę

Zimą klub wzmocniło jeszcze kilku graczy, którzy okazali się ważnymi ogniwami na wiosnę. Najlepiej prezentowali się Andone oraz Edimar, ale swoje szanse dostawali także Krhin, Bebe czy Zuculini. W 20. kolejce Cor-


Barça Flash 33

doba zaprezentowała się nadzwyczaj dobrze w potyczce z Realem Madryt, w której ostatecznie przegrała 1:2, ale pozostawiła po sobie świetne wrażenie. Później jednak było już coraz gorzej. Odezwały się demony przeszłości z 12. kolejki, kiedy to beniaminek wypuścił wygraną 2:0 z Elche, prowadząc do 60. minuty, aby na koniec zremisować tę konfrontację. Ten sam scenariusz, a nawet jeszcze gorszy, miał miejsce w 26. kolejce z Getafe, gdzie wynik 1:0 dla Cordoby widniał do 87. minuty. Piłkarze z przedmieść Madrytu trafili jednak dwukrotnie i zesłali rywala na ziemię. Kolejna przegrana – ponownie z Malagą – odebrała pracę Djukicowi. Serb nie odchodził jako wielki przegrany, jak to miało miejsce na Mestalla, ale nie można też powiedzieć, aby dokonał pozytywnej przemiany. Jego posadę miał tymczasowo zająć Jose Antonio Romero – dotychczasowy trener juniorskich ekip w Cordobie, ale okazało się, że został

już do końca sezonu. Prowadził drużynę przez 12 spotkań, w których jego podopieczni ugrali tylko dwa punkty (Deportivo, Villarreal), a do bramki rywala trafili tylko trzykrotnie. Większość meczów przegrywali oni minimalnie, poza pogromem z Barceloną 0:8 (35. kolejka), który wymazał już wszystkie matematyczne szanse na utrzymanie.

„Casus Herculesa”

Co w głównej mierze zadecydowało o spadku Cordoby? Czynników była masa, ale wydaje się, że przede wszystkim osiadanie na laurach. Zespół wiele razy obejmował prowadzenie, aby potem dać sobie wypuścić je z rąk. Drużynę w ciągu sezonu trenowało trzech szkoleniowców, co również nie sprzyja lepszej grze, tym bardziej, że Djukic zaczynał osiągać dobre rezultaty, ale po kilku porażkach z rzędu nie dał rady utrzymać

posady. Zarysował się również brak lidera – człowieka, który pociągnąłby drużynę w kiepskich momentach. Na początku na takiego kreowano Cartabię i on spełniał pokładane w nim nadzieje. Następnie swoje momenty mieli Ghilas oraz Andone, ale ich bramki (i tak nieliczne) nie dawały nic poza „uratowaniem honoru”. Problemem zarówno Ferrera, Djukica, jak i Romero był również brak „sztywnej” jedenastki. Wiele zmian zachodziło w defensywie, która jest kluczową formacją w piłce nożnej, a w szczególności już w takiej drużynie – budowanej bez pieniędzy i przemeblowującej cały skład w przeciągu jednego okienka. Bez wielkiego żalu pożegnaliśmy Cordobę, która nie napisała wielkiej historii w Primera Division i miejmy nadzieję, że nie podzieli losu Herculesa, który w sezonie 2010/2011 grał w La Lidze. Również nie spodziewano się jego awansu, skład został stworzony z jeszcze większym rozmachem niż

Tommerowi Hemedowi brakowało regularności. Jego osiem bramek na niewiele się Almerii zdało.

ARTYKUŁ FELIETON


Barça Flash 34

Mikel Arruabarena okazał się najlepszym strzelcem Eibar.

w Cordobie (ściągnięcie m.in. Trezegueta i Valdeza), a skończył tak samo jak gracze z Nuevo Arcangel – brutalnym spadkiem. Nastąpiła wyprzedaż i Hercules zamiast utrzymywać się w Segunda, to zaczął spadać coraz niżej. Cordobie zatem wypada życzyć stabilności w obecnej sytuacji.

w czwartej minucie doliczonego czasu za sprawą trafienia Edgara, a remis z Elche uratował w 84. minucie Tommer Hemed. Mimo to sytuacja wyglądała stabilnie, drużyna mimo wszystko zdobywała punkty i nie kończyła spotkań z bagażami goli. Dawało to sporo optymizmu.

Po linii najmniejszego oporu Odwrócenie szczęścia Inna drużyna z Andaluzji – Almeria – tym razem chciała zapobiec despe- i pierwsza zmiana trenera rackiej walce o utrzymanie do ostatnich kolejek. Do realizacji tego celu postanowiła zabezpieczyć przede wszystkim dwie pozycje – bramkarza oraz napad. Do drużyny dołączyli tacy gracze jak Thievy, Hemed czy Wellington, którzy mieli trzymać, i trzymali, ofensywę zespołu na odpowiednim poziomie. Wydawało się, że kadra, jaką posiada młody szkoleniowiec, jest odpowiednia do tego, aby tym razem pomarzyć o spokojnym miejscu w okolicach środka tabeli. Do siódmej kolejki plan był konsekwentnie realizowany. Almeria zdobyła dziewięć oczek i plasowała się na dziesiątej lokacie. Trzeba było jednak przyznać, że w tym okresie była minimalistyczna do bólu. Kiedy wygrywała, to tylko różnicą jednego gola. Jeśli przegrywała, to również tylko jednym trafieniem. Nie zdobywała w meczu ponad dwóch bramek, ale miała trochę szczęścia. Wygrana z Deportivo w siódmej kolejce została zapewniona dopiero ARTYKUŁ FELIETON

Wszystko zaczęło się psuć od spotkania z Villarrealem, które Almeria gładko przegrała 2:0. W przeciągu sześciu kolejek piłkarze ze Stadionu Igrzysk Śródziemnomorskich zdobyli tylko dwie bramki. Na domiar złego tracili punkty w głupi sposób. W starciach z Levante i Rayo drużyna Francisco traciła decydujące gole w ostatnim kwadransie. Podobny scenariusz miał miejsce podczas potyczki z Barceloną, gdzie Almeria wyglądała zaskakująco dobrze, długo prowadząc, lecz ostatecznie przegrywając 2:1 po trafieniu Jordiego Alby w końcówce. Czara goryczy przelała się w 14. kolejce, kiedy Eibar rozgromił Andaluzyjczyków 5:2. Francisco pożegnał się z posadą trenera, a zastąpiono go Juanem Ignacio Martinezem, który na sam początek pracy miał bardzo ciężki terminarz. Zastał drużynę na 17. lokacie, a na rozkładzie miał Real, Celtę, Malagę, Sevillę oraz Valencię. Drużyna zebrała tylko sześć oczek w tym czasie, spadła

do strefy spadkowej, ale lepsze miało nadejść później.

Dużo indywidualności, brak kolektywu

Forma napastników była jednak niepokojąca. Bardzo wolno rozkręcał się Tommer Hemed, w którym pokładano duże nadzieje, a zdołał strzelić jedynie osiem bramek w sezonie. Brakowało mu regularności – pod koniec rundy jesiennej strzelał bardzo dużo, aby na wiosnę totalnie się zablokować. Thievy poważne strzelanie rozpoczął na koniec sezonu, kiedy wszystko było już na krawędzi zawalenia się. Nieskuteczną ofensywę całkiem nieźle wspomagali skrzydłowi – Wellington i Zongo, ale nie przekładało się to na gole czy asysty. Za to najlepszym zawodnikiem drużyny okazał się Thomas Partey, którego uznawano swojego czasu za jednego z lepszych w szkółce Atletico Madryt. Strzelał naprawdę ważne gole i stanowił opokę w środku pola. W rundzie wiosennej drużyna Almerii nie wyniosła się jednak wyżej niż na 16. lokatę. Kolejnym przełomowym momentem sezonu okazała się 29. tura spotkań, kiedy zespół został kolejny raz rozgromiony, tym razem przez Levante (1:4) i spadł pod kreskę. Zarząd nie chciał już dłużej widzieć ekipy z Martinezem na ławce i misję utrzymania składu w biało-czerwonych pasiastych strojach powierzył


Barça Flash 35

Sergiemu Barjuanowi. Nowy szkoleniowiec, jako były obrońca, miał przede wszystkim zabezpieczyć tyły, ponieważ Almeria zaczęła tracić więcej bramek, a ofensywa jak kulała, tak kulała. Osiągnął jednak efekty odwrotne do zamierzonych. Drużyna przez ostatnie dziewięć spotkań nie strzeliła ani jednej bramek tylko w trzech starciach i to nie z byle kim, bo z Barceloną, Realem oraz Rayo. W pozostałych meczach toczyła zacięte boje, w których potrafiła poważne zagrozić rywalowi.

Oszczędzili pracę sędziom

Widmo spadku jednak coraz bardziej zaglądało w oczy piłkarzy Almerii. W klubie mieli świadomość tego, że TAS może jeszcze zdecydować o trzech ujemnych punktach dla drużyny za nieprawidłowości finansowe przy sprowadzaniu Michaela Jakobsena. Dlatego nikt nie skakał z zadowolenia, kiedy na cztery kolejki przed końcem ekipa Barjuana była cały czas ponad kreską. W 35. kolejce zespół musiał dokonać remontady, ponieważ przegrywał 2:0 z Celtą, a mimo to wydarł rywalowi punkt spod nosa. Mniej szczęścia miał już w ostatnich trzech potyczkach, które miały zadecydować o utrzymaniu – z Malagą, Sevillą i Valencią. We wszystkich trzech spotkaniach Almeria zagrała bardzo dobrze i miała korzystny wynik. Remis z Malagą straciła w 69. minucie. Sevilli potrzeba było ośmiu minut pod koniec spotkania, aby porażkę zamienić w wygraną za sprawą Iborry. Ostatnią szansą był mecz z Nietoperzami, gdzie gracze Barjuana byli dwukrotnie na prowadzeniu, które Valencia za każdym razem szybko niwelowała, a w 80. minucie meczu Alcacer pozbawił wszelkich szans ekipę z Estadio de los Juegos Mediterraneos. Mieli drużynę, mieli potencjał, ale tym razem czegoś zabrakło. Winą można głównie obarczać napastników, ale Francisco i Martinez nie potrafili sobie poradzić z ułożeniem ofensywy. Za to gdy przyszedł Barjuan, Almeria zaczęła tracić gole, choć zdobywała ich więcej niż wcześniej. Mimo to kilku zawodników na pewno nie będzie narzekało na oferty z innych klubów. Wellington wraca z wypożyczenia do Arsenalu, Zongo z pewnością znajdzie sobie miejsce w Primera Division, jeśli będzie chciał tylko odejść, a na pewno dużym zainteresowaniem będzie się

cieszył Thomas. Wydaje się, że Almeria jest na tyle solidną marką, że nie trzeba się obawiać o jej nagły upadek. Na pewno w przyszłym sezonie wystartuje w roli faworyta do wygranej w Lidze Adelante i być może nie odczujemy na długo jej nieobecności.

Grosz do grosza...

Najmniejsi, najbiedniejsi, ale z am-

zdecydowanie ponad stan. Osiągnęła remisy z Athletikiem i Villarrealem, choć prawdę mówiąc z Żółtą Łodzią Podwodną powinna wygrać, bo przez długi czas prowadziła, a trzy oczka wypuściła w końcówce. Beniaminek pokazał również, że potrafi walczyć do samego końca, o czym znakomicie świadczy mecz z Levante w 7. kolejce, gdzie po pierwszej połowie Eibar przegrywał 2:0, aby wyrównać stan w 70.

Mikel Aruabarrena. Piłkarz ten kilka lat temu okazał się za słaby na Legię Warszawa, ale w ekipie Eibaru stanowił znacznie ważniejsze ogniwo niż w polskiej drużynie. Pięć bramek na jesień to był całkiem niezły wynik, zważając na to, że zespół rozdzielał się trafieniami w miarę po równo. bicjami i wolą walki. Przed sezonem 2013/2014 nikt nie myślał, że mała baskijska drużyna jest w stanie awansować z pierwszego miejsca do Primera Division. Rzeczywistość przerosła oczekiwania, a piłkarze zrobili niemałego psikusa zarządowi Eibaru, który stanął przed ciężkim wyzwaniem. Do uczestnictwa w La Lidze był potrzebny kapitał w wysokości niemal 2,2 miliona euro. Klub zdołał zebrać tylko 500 tysięcy i dlatego zdecydował się na emisję akcji, które mogli kupować ludzie na całym świecie. Ostatecznie udało się i kopciuszek z Baskoni mógł wystartować w rozgrywkach z całkiem niezłym składem. Ściągnięto znanych dobrze: Manu del Morala, Didaca Vilę, Dereka Boatenga czy też Federico Piovaccariego. Wszyscy mieli stanowić o sile pierwszego zespołu i rzeczywiście przez większość rozgrywek regularnie rozgrywali spotkania, może z wyjątkiem Boatenga. Do tych wzmocnień wystarczyło dostawić tych, którzy w zespole pozostali – Arruabarrenę, Capę czy Albentosę – i wydawało się, że utrzymanie jest całkiem realne.

Rycerze jesieni...

Pierwsze mecze tylko to potwierdziły. Eibar otworzył sezon wygraną w derbach Kraju Basków z Realem Sociedad, a w następnych pięciu kolejkach udało się zebrać jeszcze pięć oczek. Na samym starcie drużyna Gaizki Garitano – 39-letniego szkoleniowca – wyglądała całkiem nieźle i zajmowała miejsce

minucie. Co prawda jeszcze Baskowie stracili gola pod koniec spotkania, ale w doliczonym czasie gry Piovaccari dał punkt zespołowi. Kluczem do dobrej gry zespołu była równowaga. Garitano miał świadomość możliwości swojej drużyny i tego, że nie może ze wszystkimi drużynami grać otwarcie. Toteż często na tablicy wyników po starciach z udziałem Los Armeros mogliśmy obserwować rezultaty 1:0 czy też 2:1. Wysokie porażki drużyna poniosła tylko z Realem i Barceloną, ale za to potrafiła pójść na wymianę ciosów z Rayo (3:2) czy Almerią (5:2). W ostatnich pięciu meczach rundy piłkarze z Estadio Municipal de Ipurua wywalczyli osiem oczek, dzielnie stawiając czoła Sevilli (0:0) oraz Valencii (0:1). Gaizka Garitano mógł triumfować, bo po rundzie jesiennej był ze swoją ekipą na ósmej pozycji i nic nie zapowiadało, że Eibar miałby pożegnać się z Primera Division.

…i błazny na wiosnę

Najlepszym strzelcem zespołu okazywał się Mikel Aruabarrena. Piłkarz ten kilka lat temu okazał się za słaby na Legię Warszawa, ale w ekipie Eibaru stanowił znacznie ważniejsze ogniwo niż w polskiej drużynie. Pięć bramek na jesień to był całkiem niezły wynik, zważając na to, że zespół rozdzielał się trafieniami w miarę po równo. Sielanka skończyła się jednak wraz z początkiem 20. kolejki. Zimą z zespołem pożegnał się Raul Albentosa, który postanowił przenieść się ARTYKUŁ FELIETON


Barça Flash 36

Camp Nou wyrównało Deportivo. Co w głównej mierze zadecydowało o spadku Pretensje na Marzenia prysły... ale chwilowo. Cordoby? Czynników była masa, ale wydaje się, do mistrza Uratowani w gabinecie komiW 26. i w 29. że przede wszystkim osiadanie na laurach kolejce Eibar sji przegrał do Anglii, a konkretnie do Derby County. Dla drużyny była to jednocześnie dobra, jak i zła wiadomość. Klub z Wielkiej Brytanii wykupił stopera, płacąc za niego klauzulę w wysokości 600 tys. euro. To znacznie wzbogaciło niewielki budżet beniaminka Primera Division, ale jednocześnie drużyna straciła ważne ogniwo drużyny. Na domiar złego FIFA zablokowała wypożyczenie obrońcy, który miał wskoczyć w miejsce sprzedanego piłkarza – Rafy Paeza z Liverpoolu. Wszystko z powodu błędu administracyjnego, który popełnił klub z Hiszpanii w trakcie pozyskiwania zawodnika. Sprawa ciągnęła się tak długo, że Paez ostatecznie nie zdążył spędzić ani minuty na boisku w barwach Eibaru. Okazało się, że wzmocnienie w obronie bardzo by się przydało, ponieważ zespół z Baskonii zaczynał przegrywać na potęgę. Od porażki z Sociedad w 20. kolejce podopieczni Garitano przegrali kolejnych siedem spotkań. W trakcie tych ośmiu tur meczów Los Armeros zdobyli zaledwie dwa gole, a stracili ich trzynaście. Na wygraną w rundzie musieli czekać aż do 30. kolejki, kiedy to skromnie pokonali Malagę 1:0. Wcześniej zaliczyli tylko jeden remis – z Granadą (0:0). W tym czasie spadli z ósmej lokaty na czternastą, ale trzeba przyznać, że zarząd miał wyjątkowo duży kredyt zaufania do szkoleniowca, który cały czas utrzymywał posadę. Nagle misją na końcówkę sezonu okazała się znów walka o utrzymanie.

Cudem maleńkie Eibar uniknęło zdegradowania. ARTYKUŁ FELIETON

z Levante oraz Rayo (oba mecze 1:2), choć z obiema drużynami prowadził. Bolączką okazały się momenty przestoju, które rywali potrafili wykorzystać. Żaby wbiły dwa gole w pięć minut, a piłkarze z Vallecas tyle samo trafień w dwie minuty. Mecze, w których można było sobie zapewnić bezpieczne utrzymanie, zostały przepuszczone w mgnieniu oka. Po wygranej z Malagą beniaminek czekał sześć kolejek na kolejny punkt, a remis z Getafe miał miejsce dopiero w przedostatniej kolejce. W tamtym momencie Eibar znajdował się już na 18. miejscu i był wirtualnie w Segunda Division. Skuteczność upłynęła w magiczny sposób, ale paradoksalnie Baskowie wbijali po bramce tym mocniejszym (Valencia, Sevilla), ale nie potrafiła tego zrobić drużynom, z którymi bezpośrednio biła się o utrzymanie oraz ekipom środka tabeli (Almeria, Espanyol, Celta). Na kolejkę przed końcem Eibar grał z Cordobą, czyli najsłabszą drużyną ligi, a rywale w walce o byt w Primera – Granada, Almeria, Deportivo – grały z kolejno: Atletico, Valencią i Barceloną. Baskowie musieli wygrać z czerwoną latarnią tabeli i to wystarczyło w sytuacji, kiedy reszta ekip, lub chociażby dwie z nich (Granada, Deportivo), chcących pozostać w La Lidze nie zwyciężyłaby w potyczkach z faworyzowanymi rywalami. Początkowo wszystko układało się znakomicie – Barca pewnie prowadziła z Depor, Granada remisowała z Atletico, a Almeria wymieniała się ciosami z Valencią. Później jednak w niejasnych okolicznościach

Na początku czerwca gruchnęła wiadomość, która była spodziewana już wcześniej, ale oficjalnie została potwierdzona dopiero niedawno. Eibar, który myślami był już na pozycji spadkowej, nagle został uratowany przez władze ligi, a konkretnie komisję dyscyplinarną, która postanowiła zdegradować do Segunda Division drużynę Elche. Powodem takiej decyzji były narastające długi, które nie zostały regulowane. Klub, w którym występował w minionym sezonie Przemysław Tytoń, dostał już ostrzeżenie rok temu, ale nie zrobił nic, aby wyjść na prostą, a cierpliwość LFP skończyła się. Kontrowersyjną decyzją jest to, że poza utrzymaniem długu na Elche została jeszcze nałożona grzywna w wysokości 180 tys. euro. Tym samym ekipa, która wywalczyła utrzymanie na boisku (Elche zajęło 13. lokatę w tabeli) musi się zmagać z łataniem dziur w budżecie, które mogą spowodować dalszy upadek klubu. Szkoda, że w tym wypadku sport nie może być czynnikiem decydującym, ale z pewnością zadowolony jest Eibar, który swoją drogą również nie był i nadal nie jest klubem majętnym. Czy to oznacza, że w przyszłych rozgrywkach będzie musiał ponownie walczyć o utrzymanie? Można stwierdzić z niemal stuprocentową pewnością, że tak właśnie będzie.


Barรงa Flash 37

REKLAMA FELIETON


Barça Flash 38

Prosto z bordowo-g

Upłynęło trochę czasu od zeszłorocznych rozczarowań. Z tej perspek a tą, którą oglądamy od ubiegłego sierpnia. Cóż, można by o tym pow Mary Kowalik

W

spominam zeszły sezon, jego początek czy końcówkę i porównuję ją do dzisiejszego stanu rzeczy. Inauguracja Barcy ostatniej i poprzedniej jesieni była tak naprawdę podobna. Od jakiegoś czasu zresztą tak jest – Blaugrana rusza z kopyta, od razu obejmując prowadzenie. Gdy ostatnim razem zdobyła mistrzostwo Hiszpanii, nie wypuściła tegóż prowadzenia ani na moment. W tamtym roku dzierżyła je jakiś czas, aż jej się wyślizgnęło. Później straciła Ligę Mistrzów i Puchar Króla, wcale nie kończąc ich na chwalebnym miejscu. W Champions League wypadła za burtę na zbyt niskim szczeblu.

@MaryKowalik

Koniec końców sezon 2013/14 skrzyknęliśmy porażką, a Gerardo Martino – błędnym wyborem. W efekcie w klubie wreszcie „coś się poruszyło”. Nie był to pierwszy sezon, kiedy w drużynie pojawiały się problemy i coś zgrzytało, z tym, że nikt nie umiał, mówiąc kolokwialnie, porządnie się za to wziąć. Albo też nikt nie chciał się za to wziąć. Barcelona musiała przegrać wszystko, o co walczy sezon w sezon, by, prawdę mówiąc, upadek zabolał na tyle, by coś zmienić. A było co zmieniać, jak wiemy. Tyle mówiliśmy o przestarzałej, lecz wciąż ekspolatowanej filozofii Pepa Guardioli, o tym, że w drużynie brak ducha,

który ją nakręcał i wyróżniał spośród wszystkich innych klubów w Europie, albo nawet na świecie. Tu nic, tylko Messi na szpicy, tam brak świeżego bramkarza i tak dalej. Widząc naprawdę słabą, niewyraźną, później nawet dość przewidywalną drużynę ciężko mi było sobie wyobrazić ją na miejscu, na przykład, Realu, wówczas konsekwentnie kroczącego po decimę. Taki cień prawdziwej Blaugrany nie mógł zajść za daleko. To dopiero, jak już to ujęłam wcześniej, zabolało tak bardzo, iż w Katalonii zdecydowano się na gruntowane zmiany. No i wprowadzono je i pozmieniało się. Diametralnie.

Więc uwierzyliśmy i proszę: uważam, że nawet nie wiedząc, do kogo powędruje ten największy, najbardziej prestiżowy puchar Ligi Mistrzów, możemy stwierdzić, że trenerowi Barcy się udało. FELIETON


Barça Flash 39

granatowego serca

ktywy bardzo łatwo dostrzec wiele różnic między tamtą Azulgraną wiedzieć tak wiele, iż nie ma co zwlekać. Zastanówmy się więc. Wiele nowych twarzy przybyło do Barcelony ubiegłego lata, począwszy od dwóch nowych golkiperów, a kończąc na jednym z napastników tworzących nasze Tridente. Broniący dotąd w La Liga i Lidze Mistrzów Victor Valdes, gdy tylko sprzyjała mu forma, był murem nie do przebicia. Zastępował go zaś, mający już swoje lata Jose Manuel Pinto, który, jak pamiętamy, bronił regularnie w Copa del Rey. O ile jeszcze jakiś czas temu ten system funkcjonował całkiem nieźle, tak na ostatniej prostej ubiegłego sezonu już na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, iż między słupkami także konieczna jest renowacja. Obecnie Luis Enrique ma do dyspozycji dwóch fantastycznych bramkarzy, którym dopisuje forma, którzy radzą sobie z rzutami karnymi i dobrze manewrują nogami - którzy w czasie tego równie świetnego sezonu nie zawiedli ani w Primera División, ani w Champions League, ani w Pucharze Króla. Nie mamy również bolączki „co, jeśli jeden nam wypadnie z gry” – zarówno Claudio Bravo, jak i Marc-Andre Ter Stegen są równorzędnymi graczami. Bez dwóch zdań mieli ogromny udział w sukcesach tego sezonu, spędziwszy na boisku kolejno ok. 3300 i 1800

minut czy zachowując czyste konto 23 (w La Liga, tym samym pobijając

jeszcze mniej. Taka właśnie machina działa znakomicie, wygrywa „na żą-

Nie ma co ukrywać: jesteśmy najszczęśliwszymi kibicami na świecie z kilku powodów. Mamy wspaniałą drużynę, której znów każdy się boi, choć może niekoniecznie się do tego przyznaje. rekord na początku sezonu) i 10 razy (w Lidze Mistrzów oraz Copa del Rey).

danie” i, na chwilę obecną, stoi u progu potrójnej korony.

Wyraźne zmiany zaobserwowaliśmy także poza polem karnym, choć, prawdę mówiąc, nie przepadam za analizowaniem „suchych” statystyk aż tak. Powiem tylko, że zarówno Jeremy Mathieu w linii obrony, jak i Ivan Rakitic jako pomocnik, a także Luis Suarez wśród napastników są dokładnie tym, czego Barcelonie było trzeba, właśnie tego od nich oczekiwaliśmy, gdy przybyli do stolicy Katalonii. Myślę bowiem, że 10 asyst Chorwata czy też po 24 bramki i asysty Suareza do bardzo ładne liczby – widzimy więc, iż panowie zaaklimatyzowali się w drużynie idealnie. Rakitić na ten przykład asystował zaledwie jeden raz mniej, niż Dani Alves, tyle samo razy, co Xavi, podczas gdy Andres Iniesta czy Sergio Busquets zanotowali ich

My zaś, na chwilę obecną, jesteśmy najszczęśliwszymi kibicami na świecie i wierzę bezgranicznie, iż jeszcze szczęśliwsi będziemy w sobotę wieczorem. Widząc Barcę, która gra, mówiąc krótko, śpiewająco, bo wydaje się znać „sposób” na każdego przeciwnika, mamy pełne prawo wierzyć w to zwycięstwo. Nie mieć nadzieję, a wierzyć, głęboko wierzyć. Tego też brakowało mi, zresztą pewnie nie tylko mi, w ubiegłym sezonie najbardziej. Gdyby się zastanowić, jakąś pustkę w sercu albo niedosyt było czuć już wcześniej, ale jako, że rok temu Blaugrana zaliczyła kilka znaczących porażek, serce prawdziwego Cule mogło pęknąć. Nie lubię słuchać o końcach ery, końcach panowania

Tyle mówiliśmy o przestarzałej, lecz wciąż ekspolatowanej filozofii Pepa Guardioli, o tym, że w drużynie brak ducha, który ją nakręcał i wyróżniał spośród wszystkich innych klubów w Europie, albo nawet na świecie. Tu nic, tylko Messi na szpicy, tam brak świeżego bramkarza i tak dalej. Widząc naprawdę słabą, niewyraźną, później nawet dość przewidywalną drużynę ciężko mi było sobie wyobrazić ją na miejscu, na przykład, Realu, wówczas konsekwentnie kroczącego po decimę. FELIETON


Barça Flash 40

kogoś tam, początku wielkiego czegoś tam, bo jedna jaskółka wiosny nie czyni, a życie, w szczególności sport, konsekwentnie nas o tym przekonuje. Czy mało obwieszczeń w prasie lub Internecie mówiło o tym, że drużyna, która jeszcze kilka lat temu bezsprzecznie panowała na boiskach europejskich (a właściwie, to boiskach na całym świecie), przeszła do historii? A ilu Madridistas się z nas śmiało? Nawet jeśli nie braliście do serca prze-

Katalonii, by coś naprawić, a stało się dokładnie odwrotnie. Barcelonę czekała więc kolejna, równie niepewna zmiana trenera – mogliśmy jedynie raz jeszcze zaufać, iż tym razem w klubie rzeczywiście coś się zmieni, ale na lepsze. Osobiście tak właśnie zrobiłam – zaufałam Luisowi Enrique, podobnie, jak jego poprzednikowi. Prawdę mówiąc, nie za bardzo mieliśmy inne wyjście. Więc uwierzyliśmy i proszę: uważam, że nawet

cieszyć oczy futbolem, o jaki trudno gdziekolwiek indziej na świecie – jest błyskotliwy, szybki, po prostu piękny, a do tego dochodzi szereg rekordów, które bije Leo Messi. Nie ma co ukrywać: jesteśmy najszczęśliwszymi kibicami na świecie z kilku powodów. Mamy wspaniałą drużynę, której znów każdy się boi, choć może niekoniecznie się do tego przyznaje. Ta wspaniała drużyna tydzień w tydzień prezentuje najwyborniejszą sztukę, jaką jest piłka nożna. Kiedy myślę o samej sobie mam wrażenie, że gdyby nie Barca, ta sztuka nigdy by mnie nie poruszyła równie głęboko.

nie wiedząc, do kogo powędruje ten największy, najbardziej prestiżowy puchar Ligi Mistrzów, możemy stwierdzić, że trenerowi Barcy się udało. Świetnie mu się udało.

Dani Alves powiedział kiedyś (co możemy przeczytać w książce „Głos z szatni”), że warto pracować przez tydzień, by móc cieszyć się w weekend. I miał rację, chociaż wydaje mi się, że ta zależność może odnieść się także do szerszej perspektywy czasowej: warto bowiem pracować przez cały rok, by móc cieszyć się w ten jeden wieczór będący Wielkim Finałem. A jeszcze bardziej warto pracować przez cały rok, by móc cieszyć się przez trzy różne wieczory będące trzema finałami. Tak właśnie chciałabym podsumować moje rozważania. To tylko trzy wieczory, a porzucilibyśmy dla nich wszystko.

O wiele przyjemniej spędza się weekendy, czekając tak naprawdę na kolejne trzy punkty Blaugrany, a nie martwiąc się, czy i tym razem się „potknie”. Znacznie milej ogląda się także same spotkania, kiedy możemy cieszyć oczy futbolem, o jaki trudno gdziekolwiek indziej na świecie.

śmiewek i wielkich niewiadomych stawianych przez dziennikarzy, z pewnością w duszy nie byliście szczęśliwi. Zwyczajnie nie mieliśmy powodów do szczęścia. Credo każdego kibica jakiejkolwiek drużyny sportowej mówi, że możemy cieszyć się z wygranej, jeśli jesteśmy wierni po porażce, wobec tego zakładam, iż prawdziwi Cules pozostali wierni, lecz nie ma co ukrywać, że niepokoiliśmy się, przynajmniej trochę. Gerardo Martino przybył do

O wiele przyjemniej spędza się weekendy, czekając tak naprawdę na kolejne trzy punkty Blaugrany, a nie martwiąc się, czy i tym razem się „potknie”. Znacznie milej ogląda się także same spotkania, kiedy możemy

Nie ma co ukrywać - m.in. dzięki Messiemu jesteśmy najszcześliwszymi kibicami na świecie.

FELIETON


Barรงa Flash 41

REKLAMA FELIETON


Prawa ręka Luisa Enrique

Barça Flash 42

Dla większości kibiców asystent szkoleniowca to człowiek widmo. Chociaż często go nie zauważamy, on jednak zawsze towarzyszy pierwszemu trenerowi. Analizuje, podkłada pod nos notatki, zwraca uwagę na szczegóły. Jednym zdaniem - trzyma rękę na pulsie. Kto odgrywa taką rolę w Barcelonie?

M

Adrianna Kmak

ożemy mówić, że piłka to nie tylko piłkarze i trener, ale i tak większość z nas dokładnie przez taki pryzmat postrzega pracę i sukcesy drużyny. W Barcelonie mówi się przede wszystkim o Messim, a po wywalczeniu mistrzostwa, promienie sławy spadły na bardzo krytykowanego na początku swojej pracy Luisa Enrique. W chwilach triumfu niestety zapominamy o całej reszcie ludzi, bez których sukces drużyny byłby niemożliwy. Mowa m.in. o asystentach trenerów. W Barcelonie do tego grona zalicza się Juan Carlos Unzue, prawa ręka Luisa Enrique. Unzue ani jako piłkarz ani też trener nigdy nie opuścił Hiszpanii. Przez 17 lat grał w Primera Division, zaczynając i kończąc karierę w Osasunie. Jako bramkarz nie osiągnął bardzo spektakularnych sukcesów. Nigdy nie udało mu się wywalczyć mistrzostwa Hiszpanii. Może poszczycić się jedynie Pucharem Króla i Pucharem Zdobywców Pucharów z 1989 roku. Co jednak istotne oba te tytuły zdobywał z Barceloną, która ARTYKUŁ FELIETON

@KmakAdrianna

była jego drugim klubem w profesjonalnej karierze. Jako zawodnik Barcelony Unzue nie odgrywał w drużynie bardzo znaczącej roli. Był jedynie zmiennikiem znakomitego w tamtym okresie Andoniego Zubizarrety. W przypadku jego trenerskiej kariery w Dumie Katalonii, śmiało możemy jednak powiedzieć, że był bardzo istotną osobą w zespole i to nie tylko, kiedy był on prowadzony przez Luisa Enrique. Pracę jako trener bramkarzy w Barcelonie Juan Carlos Unzue rozpoczął razem z przyjściem do klubu Franka Rijkaarda. Liga Mistrzów w 2006 roku była jednym z jego pierwszych, największych sukcesów na ławce trenerskiej Blaugrany. To m.in. dzięki jego znakomitej pracy Victor Valdes po pierwszej części sezonu 2007/2008 mógł pochwalić się 90% skutecznością interwencji, a Barca najmniejszą liczbą straconych bramek (13). Później nastała era Pepa Guardioli, podczas której Hiszpan nadal spra-

Enrique jak i Unzue uważa się także za znakomitych specjalistów od przygotowania fizycznego. Jeśli popatrzymy na ilość kontuzji w Barcelonie w porównaniu z innymi wielkimi klubami, to trudno się z tą opinią n zgodzić.


nie

Barça Flash 43

wował funkcję trenera bramkarzy. Sukcesów Barcelony w tamtym okresie nikomu chyba nie trzeba przypominać. Swoją cegiełkę do ich osiągnięcia dołożył także Juan Carlos Unzue. Po odejściu Pepa, Hiszpan postanowił pożegnać się z klubem. Później próbował swoich sił jako pierwszy trener Numancii i Racingu, ale bez większych osiągnięć. Unzue i Enrique znali się wcześniej z gry na hiszpańskich boiskach, ale nie mieli okazji pracować ze sobą jako trenerzy, aż do czasu objęcia przez Lucho funkcji pierwszego szkoleniowca w Celta Vigo. Jego asystentem został właśnie Unzue. To wtedy ich współpraca na trenerskim polu zaczęła być dopracowywana do perfekcji. Przyjaźń Lucho z Unzue nie wynika jednak tylko z uwielbienia dla piłki nożnej, ale też z zamiłowania do kolarstwa, z którego słynie Luis Enrique. Tak się składa, że brat Unzue jest menedżerem kolarskiej drużyny Movistar Team. Panowie razem przebrnęli m.in. przez Puerto del Mortirolo, uważane przez kolarzy za jeden z najtrudniejszych etapów do przejechania oraz brali udział w rajdzie przez Alpy. Obaj bardzo często przyjeżdżają też razem na rowerach do ośrodka treningowego klubu. Enrique jak i Unzue uważa się także za znakomitych specjalistów od przygotowania fizycznego. Jeśli popatrzymy na ilość kontuzji w Barcelonie w porównaniu z innymi wielkimi klubami, to trudno się z tą opinią nie zgodzić. W tym aspekcie, zobaczyliśmy chyba największą zmianę w przeciągu kilku ostatnich sezonów w Barcelonie. Katalończycy osiągnęli w tej kwestii najlepszy wynik w przeciągu ostatnich sześciu lat. To co w poprzednich było słabością drużyny, teraz stało się jej atutem. Barca w tym sezonie zdobyła aż 22 gole ze stałych fragmentów gry. Ostatni raz ponad 10 trafień w ten sposób Barcelona strzeliła w sezonie 2009/2010 (13 bramek). Za tak dobry wynik

zespołu na tym polu odpowiada nie kto inny, jak sam Juan Carlos Unzue. W trakcie meczów, kiedy Unzue podnosił się z ławki i zbliżał do linii boiska, łatwo było się domyślić, że Barca za chwilę wykona stały fragment gry. Asystent Enrique właśnie w takich momentach gestykulował, ustawiał zawodników, dawał wskazówki itp. To dzięki jego pracy mogliśmy oglądać m.in. ważnego gola Jeremy’ego Mathieu w El Clasico, czy fantastyczną pułapkę ofsajdową zastawioną na piłkarzy Paris Saint-Germain w Lidze Mistrzów. Od początku przybycia Luisa Enrique do Barcelony mówiło się, że Unzue będzie głównie skupiał się na grze drużyny w obronie i pomocy. Lucho miał zająć się przede wszystkim potencjałem w ataku. O tym, że do pracy jego asystenta na pewno nie można mieć pretensji mogą świadczyć chociażby statystki zespołu. Barca w tym sezonie La Liga straciła tylko 21 bramek i aż 23 razy zachowała czyste konto. Dla porównania ich największy rywal z Madrytu wyciągał piłkę z siatki 38 razy. To, że Lucho i Unzue pracowali ze sobą wcześniej na pewno miało duży wpływ na obecną formę Barcelony. Bardzo istotny jest fakt, że Enrique do klubu sprowadził ze sobą czwórkę współpracowników, którzy towarzyszą mu praktycznie od pierwszego dnia na ławce trenerskiej. Tu nie mogło być mowy o przypadku. Jeśli chodzi o Juana Carlosa Unzue Barcelona naprawdę może mówić o pozyskaniu trenera naprawdę wysokiej rangi. Jego umiejętności taktyczne i znajomość szatni Barcelony w dużej mierze przyczyniły się do tego, że teraz znowu oglądamy piekielnie groźną na boisku Dumę Katalonii.

ARTYKUŁ FELIETON


Barça Flash 44

B

laugrana Luisa Enrique zaczęła jednak inaczej. Pierwsze spotkania zakończone z kompletem punktów. Claudio Bravo co kolejkę śrubował swój własny rekord meczów z zachowanym czystym kontem. Cules jednak są spostrzegawczy i wymagający. Barcelona grała za bardzo na alibi. Brakowało ciągłości. Messi jak zwykle skuteczny, ale tylko z „ogórkami” i… tylko na Camp Nou! Tak, to wszystko było niepokojące. Do tego warto dodać narastające konflikty z kluczowymi zawodnikami w szatni. Początek sezonu był naznaczony przesiadującym na ławce rezerwowych Pique. Im bliżej świąt tym bardziej iskrzyło na linii Lucho – Leo, aż doszło do eksplozji i jak czas pokazał dobrze się stało. Jeśli ktoś porównuje tę Barcelonę z tą, którą stworzył Pep Guardiola, to o piłce nie ma pojęcia. Drużyna trypletu miała zwyczaj wchodzenia z piłką do bramki. Próżno było szukać u niej najprostszych środków. Do dziś siedzi mi w głowie kontratak w meczu ze… Sportingiem Gijon(!) i to na Camp Nou. Barcelona wygrała wtedy 3-1, a Jacek Laskowski sam nie dowierzał własnym oczom, i słusznie, bo widok ten był niecodzienny. Dzisiaj Blaugrana gra z kontrataku jak żadna ekipa na świecie. Nawet Real Madryt Jose Mourinho nie straszył swoich rywali szybkimi atakami

FELIETON

tak jak Team Lucho. Jednak coś te dwie ekipy łączy... Przede wszystkim wrócił Barcelonie duch zwycięstwa. Poprzedni sezon z jednym nędznym Superpucharem Hiszpanii spowodował, że stara gwardia znów zapragnęła zwyciężać. Dwie Złote Piłki Cristiano Ronaldo musiały też wywołać chęć reakcji u Messiego, który nigdy nie grał chyba lepiej. Do tego Neymar i Suarez, którzy w końcu chcieli osiągnięcia czegoś w klubowej piłce. Ciężko o lepszą grupę zmotywowanych ludzi. Barcelona zdobyła już dublet wygrywając wszystkie mecze wyraźnie w Copa del Rey i powracając z dalekiej podróży w lidze. Przed nią jeszcze jedno, najtrudniejsze wyzwanie jakim będzie pokonanie włoskiego Juventusu. Blaugrana znów jest wielka. Znów jest na szczycie. Na szczyt jednak wcale nie tak trudno jest się wdrapać… … najtrudniej jest się na nim utrzymać. Trudne nie znaczy jednak niemożliwe, ale czy Barcelonie się uda? Przecież mało, która ekipa zdobyła potrójną koronę. Żadna nie zrobiła tego dwa razy, a my przecież mówimy i marzymy o powtórzeniu tego wyniku w następnym sezonie. Remedium na taki obrót spraw jeszcze nie wynaleziono, ale nie mam wątpliwości, że kiedyś to się stanie i czemu nie miałaby tego dokonać właśnie Barcelona?

Czemu się nie uda?

1. Ban transferowy. Z ekipą już pożegnała się żywa legenda klubu – Xavi Hernandez, który to piłkarską egzystencję dokończy w Katarze. O zastąpienie takiego geniusza nie będzie łatwo, o ile w ogóle to możliwe, a co dopiero mówić o sytuacji, w której korzystać można tylko z zasobów szkółki? 2. Kryzys La Masii. Największą katastrofą dla Barcelony B, był… jej pobyt w Segunda Division! Tak, cieszę się z degradacji drużyny rezerw. Odkąd barcelońska młodzież dostała się na zaplecze Primera Division (swoją drogą dzięki Luisowi Enrique) odtąd coraz mniejszy z nich pożytek był dla pierwszego składu. Oglądając ekipę Eusebio naprawdę człowiek zastanawiał się gdzie podziało się to szkolenie. Chłopaki, które niegdyś swoimi podaniami, strzałami i dryblingiem sprowadzały na Miniestatdi Papę Wengera i innych piłkarskich „pedofilów”. Dzisiaj próżno szukać w drugiej drużynie kogoś o kim można powiedzieć „Jeśli woda sodowa nie walnie mu do głowy to piłkarski świat należy do niego”. Tacy zawodnicy jak Samper, Adama czy Halilović, powinni grać w sposób jaki potrafią najlepiej, ucząc się barcelońskiej filozofii i cieszyć się grą. Dziś widzimy jak robi się z nich drwali, którzy niczym w Eibarze nastawia się ich na ligowe przeżycie. Te trójkę należy jak najszybciej ewakuować


Barça Flash 45

Ten sezon pod wieloma względami jest bardzo dziwny. Barcelona Luisa Enrique zaczęła zgoła inaczej niż drużyna prowadząca przez Pepa Guardiolę. Chyba każdy pamięta porażkę z beniaminkiem z Numancii na inaugurację sezonu, a później wstydliwy remis z Racingiem Santander na Camp Nou (dodajmy do tego porażkę w eliminacjach do Ligi Mistrzów z Wisłą w Krakowie). Po głosach rozpaczy, prośbach do zarządu i krzyków trybun, które domagały się głowy Guardioli, późniejsi zdobywcy trypletu zaczęli grać jak żadna inna ekipa wcześniej. Z pięknem, techniką i od dekad trwającą filozofią Barcelony w parze szła niesamowita efektywność i skuteczność. Messi i spółka bardzo szybko rozwiali wątpliwości czy w sezonie 2008/09 będą się liczyć nie tylko w Hiszpanii, ale i europejskiej elicie.

Nie powtórzyć starych błędów

do pierwszej drużyny, bo w rezerwach (nie sądziłem, że dożyję tego dnia) się zmarnują. 3. Wybory. Barcelonie potrzebna jest stabilizacja. Już pierwsza połowa sezonu pokazała nam jak bardzo destrukcyjny na poczynań piłkarzy potrafi być syfiasta atmosfera w zarządzie. Wątpię by zwolnienie Zubiego było tym głównym czynnikiem późniejszego sukcesu (choć oczywiście powinien on wylecieć już jakieś 2 lata temu). Podejrzewam, że trener wstrzymuje się z podjęciem decyzji również z powodu niewiadomej na fotelu prezydenta Blaugrany. A skoro o trenerze mowa…

4. Trener! Lucho odstawia podobną szopkę jak Pep Guardiola przed laty. Jakby mógł to podpisywałby kontrakt tylko na kolejne 24 godziny. Na pewno wpływ na jego decyzję miały problemy z ogarnięciem szatni. Nie wiem tylko jednak czy Hiszpan nie wymięka. Stracił już Xaviego, najprawdopodobniej straci Alvesa i żelaznego rezerwowego jakim jest Pedro. Rejestrować piłkarzy będzie mógł dopiero od 1 stycznia. Nie czarujmy się ani Munir, ani wiecznie obrażony Deulofeu Pedro

nie zastąpią. Dla Daniego ciężko jest znaleźć zmiennika nawet na rynku transferowym, a co dopiero szukać go w zdychającej La Masii. Paradoksalnie najłatwiej będzie zastąpić Generała. Rafinha, Samper czy Halilović jeśli dostaną szansę powinni dać radę choć w połowie zastąpić legendę Barcelony. 5. Petrodolary Pereza. Po fatalnym sezonie prezes Królewskich na pewno nie będzie szczędził grosza. Do stołecznych już przyszedł człowiek, który to miał być zastępcą… Daniego Alvesa w Barcelonie. Spodziewać się na pewno można wielu nowych galaktycznych nazwisk. Nowy duch w zespole często przynosi efekt, zwłaszcza jeśli twój największy rywal ma zakaz ruchów na rynku transferowym.

A czemu się uda?

1. Bo MSN. W odróżnieniu od innych gigantów europejskich Barcelona dysponuje nie tylko najlepszym i najbardziej bramkostrzelnym trio w historii, ale też takim, które dogaduje się wręcz idealnie na boisku jak i poza nim. Nawet trójząb Messiego z Eto’o i Henrym nie był taką maszyną do niszczenia każdego bloku defensywnego.

Adam Fattah

2. Dojrzały Messi. Tak naprawdę największym sukcesem Mistera nie jest wprowadzenie zabójczych kontrataków i poprawienie stałych fragmentów gry, a przekonanie rozkapryszonego Messiego, że grać powinien tam gdzie jest najlepszy i najbardziej potrzebny, a nie tam gdzie załaduje najwięcej bramek. W mojej opinii to jest główny powód tak świetnego sezonu Daniego Alves. Z nikim innym jak właśnie z genialnym Leo Brazylijczyk nie nawiązał takiej boiskowej chemii. Miejscem Messiego jest prawa flanka. 3. Bo lepsze jest wrogiem dobrego. Szczęściem w nieszczęściu okazać się może ten ban transferowy. Pep Guardiola wygrał Ligę Mistrzów dwa razy i kolejne sezony zawsze były przekombinowane. Pozbycie się Cacersa, Gudjohnsena, czy przede wszystkim Samuela Eto’o były decyzjami tragicznymi. Na miejsce Islandczyka i Urugwajczyka nie przyszedł nikt, a Kameruńczyka zastąpił Zlatan, który jednak został wygryziony ze składu przez Bojana sprzedanego przed obecnym sezonem za… milion euro. W głowie kibiców rodzić by się mogła obawa czy i Lucho nie zacznie zbędnych eksperymentów. Teraz najważniejsze jest zwycięstwo w finale Ligi Mistrzów, ale jeśli się nam to uda, to pamiętajmy, że na szczyt wdrapać się trudno, ale utrzymać na nim jest jeszcze ciężej.

FELIETON


Barça Flash 46

Piłkarskie zakały to tytuł taki sam, jak cała treść, czyli na pozór niekonkretny. Wyjaśniam jednak, że chodzi o te osobistości piłkarskiego świata, od patrzenia na które dostaję odruchów wymiotnych.

N

o dobra, nie jest to typowy tekst poświęcony FC Barcelonie. Nie padną tutaj żadne nazwiska, nie będzie odniesienia do konkretnych sytuacji, więc na pierwszy rzut oka – nic konkretnego. Nic bardziej mylnego. Ten ogólny tekst jak żaden inny wyjaśni, dlaczego nie lubię tak wielu piłkarzy i postaci związanych z piłką nożna. Wystarczy minimum ilorazu inteligencji, by domyśleć się, kogo mam na myśli w danym opisie. A że będą niejasności? Ano będą. Tym smaczniej. Piłkarskie zakały to tytuł taki sam, jak cała treść, czyli na pozór niekonkretny. Wyjaśniam jednak, że chodzi o te osobistości piłkarskiego świata, od patrzenia na które dostaję odruchów wymiotnych. Na dzień dobry, i będę tutaj chyba mało oryginalny, idą…

FELIETON

BRUTALE

Nic mnie tak nie irytuje na boisku, jak przesadna brutalność. I od razu, żebyśmy się zrozumieli – brutalnością nie określam bezpośredniej gry ciałem, nieunikania gry kontaktowej i ogólnie 90% wślizgów. Absolutnie. Nieraz lubię, jak jakaś mała łachudra odbija się na pięć metrów od głowę wyższego obrońcy, który wjechał w nią ciałem. Prosty komunikat pokazujący, kto rządzi w danej strefie boiska, na co trzeba uważać i ogólnie przypomnienie, by szybciej pozbywać się piłki. Część futbolu, która nadaje temu sportu uroku. Co innego jednak zdecydowana gra, ale w ramach przepisów, a co innego skrajna brutalność

spowodowana frustracją i zwarciem w mózgu. Tutaj można mnożyć, od wjeżdżania z karata na klatę (lub na głowę) biegnących rywali, poprzez przekopywanie ich po plecach, a łażeniu po nich kończąc. Plucie na przeciwników, drapanie, gryzienie i inne przypadki znane raczej z przedszkola, niż z boisk, dopełniają tego opisu. No takich baranów, to naprawdę nie trawię. I nie wynika to z tego, że jestem jakiś skrajnie wrażliwy. Po prostu myślę sobie, że

Plucie na przeciwników, drapanie, gryzienie i inne przypadki znane raczej z przedszkola, niż z boisk, dopełniają tego opisu. No takich baranów, to naprawdę nie trawię.


Barça Flash 47

PIŁKARSKIE ZAKAŁY Maciej Krawczyk

@Dissblaster

taki pacjent ma w mózgu taką sferę, której nie jest w stanie kontrolować. Wniosek? Powinien zaprzestać grania w piłkę, dopóki się nie wyleczy. Niestety w rzeczywistości jest to warunek nierealny do spełnienia.

Twórca fanpage Hala Dzieci oraz serwisu Footroll

głupie, przynajmniej jest bezpośrednie i facet wie, co mu grozi. Drugie, to żałosne zachowanie, za które kara powinna być jedna – z dyniacza na klatę. Tak, nie przeszkadza mi cios Zidane’a nokautujący Materazziego, bo ciśnięcię po rodzinie itp. również uznaję za brutalność. Co prawda lepiej, jakby francuz walnął mu plaskacza, jak typowej szmacie, ale cóż… przynajmniej było oryginalnie.

Cwaniactwo, to pierwszy argument, którego używają obrońcy takich debili. Moim zdaniem zdecydowanie bardziej pasuje tutaj słowo oszustwo. Problem nie dotyczy jedynie piłkarskich no-name’ów, ale co zabawne, często jest częścią gry graczy o dużych umiejętnościach i rozpoznawalności. To bolesne podwójnie, bo przecież taki baran swoją grą i zachowaniem wpływa na swoich młodocianych fanów, którzy w obronie swego ulubieńca robią z siebie debili w Internecie wymyślając kolejne powody na jego usprawiedliwienie. A to i tak mały problem. Gorzej, jak im się spodoba i sami pójdą w jego ślady. No i przecież najważniejsze – poszanowanie dla zdrowia rywali. Każdy idiota, który wchodzi wyprostowaną nogą w rywala mając świadomość, że może mu zrobić krzywdę, zasługuje na piłkarski odstrzał. Dla mnie nie ma taryfy ulgowej. Pajac, to pajac – bez względu na to, jakie nosi barwy i czy jest przyjemny z twarzy. Oczywiście wiem, że czasami puszczają nerwy. Wiem, że ciśnienie momentami jest tak duże, że zawodnicy potrafią skoczyć sobie do gardeł. Ale powiem szczerze, że już zdecydowanie wolę, jak gość postanowi wywalić komuś gonga na twarz, niż jak po kryjomu łazi po nim, opluwa, czy robi inne świństwa. Pierwsze, o ile

NURKOWIE I SYMULANCI

Po drugiej stronie barykady stoi stado zniewieściałych popaprańców, którzy w obawie o utratę zgrabnego uczesania i wymuskanej karnacji kładą się przy każdym, nawet najmniejszym kontakcie z rywalem… co gorsza coraz częściej kładą się nawet bez kontaktu. Ja rozumiem, że taki piłkarz zarabia konkretny hajs i ogólnie w dupsku ma, że połowa kibiców ma z niego polewkę. Po meczu wraca do swojej rezydencji o wartości kilku milionów euro i wie, że w następnym meczu zrobi to samo, bo może uda mu się wywalczyć wolnego, karniaczka, a może nawet zapewnić rywalowi przedwczesne zejście do szatni. I jeszcze myśli, że jest cwany. Cwaniactwo, to pierwszy argument, którego używają obrońcy takich debili. Moim zdaniem zdecydowanie bardziej pasuje tutaj słowo oszustwo. Jeśli ktoś kładzie się, bo wie, że w natłoku zdarzeń może to wyglądać na faul, to nie jest cwany, tylko jest zwykłym oszustem nie znających podstaw fair play. Gdyby piłką rządzili ludzie z jajami, to już dawno zarzą-

dzonoby karanie takich panienek po meczu. Gwarantuję, że w ciągu kilku miesięcy wypleniłoby się konkretnie tego typu zachowania… ale cóż. Z różnych powodów – nigdy tego nie doczekamy. Druga opcja obrony zniewieściałych jegomości tego typu polega na mówieniu, że oni „chronią swoje zdrowie”. Powiem Wam, że w takim razie popieprzyło im się przy wyborze drogi życiowej. Powinni zostać pracownikami jakiegoś urzędu, mieć do pracy na tyle blisko, by chodzić na piechotę i ogólnie unikać ludzi, bo wiadomo – któryś go dotknie, i zaraz będzie trzeba odskoczyć i turlać się po ziemi. Na ulicy trochę dziwnie by to wyglądało. Od ochrony zdrowia zawodników jest sędzia, a nie samozwańczy instynkt typa przekonanego o tym, że dotyk może go połamać. Co prawda patrząc na muskulaturę niektórych przedstawicieli tego gatunku wcale bym się nie zdziwił, jakby dotyk mógł ich zabić, ale w takim razie powinni grać w szachy. „Boję się o swoje zdrowie”, to najtańsza z dostępnych wymówek. I nie musicie mi wierzyć na słowo. Pooglądajcie powtórki symulek tych ulubieńców młodocianych kibiców, a sami zobaczycie, że w zdecydowanej większości nie jest to dbanie o zdrowie, tylko robienie z siebie pajaca.

DYSKUTANCI

Nie mogę powiedzieć, że jest to gatunek piłkarzy, którymi gardzę równie mocno, co powyższymi. Mimo wszystko również zbiera mi się na pawia jak widzę, gdy po jakiejkolwiek decyzji sędziego, stado hien podbiega do niego tłumacząc, jak złą decyzję właśnie podjął. A już

FELIETON


Barça Flash 48

szczytem jest, jak baran ewidentnie sfauluje, zagra ręką, czy przewini w jakikolwiek inny sposób, po czym dostaje konwulsji i spazmów, a zapija całość gromkim śmiechem wi-

kolejną gierkę piłkarzy. Niestety do tego doprowadziły dyskusje i debilne zachowania co niektórych.

FRYZJERZY

Niby nic mi do tego, jaki ktoś ma na siebie pomysł. Mimo wszystko jest taki typ piłkarzy, że po samej fryzurze jestem w stanie wsadzić ich do koszyka z napisem „nie dotykać”. Patrzę na fryza i już wiem, że ego tego gościa jest prawdopodobnie większe, niż jego piłkarskie umiejętności. I przeważnie wszystko się zgadza. O chłopaczku robi się głośno, coraz głośniej, coraz głośniej, aż gra coraz słabiej, coraz słabiej i nagle pi dziwnej fryzurze nie ma śladu, bo chłop gra na jakimś piłkarskim zadupiu.

Patrzę na fryza i już wiem, że ego tego gościa jest prawdopodobnie większe, niż jego piłkarskie umiejętności. dząc, że sędzia użył gwizdka. Debil, to zbyt łagodne określenie. Czy możecie wymienić na palcach jednej ręki sytuacje, w których sędzia po tym, jak został „zaatakowany” przez boiskowe hieny zmienił decyzję? Przypominacie sobie sytuację, w której stwierdził: „hm… tak bardzo się oburzyli, że chyba maja rację. W takim razię gwizdnę tak, jak mówią”. No raczej nie. I dlatego dużym szacunkiem darzę graczy, którzy w takie pierdolondo z rozjemcami się nie wdają. Robią swoje na boisku i nie zniżają się do poziomu zbędnych dyskusji w obronie złych decyzji. Albo na odwrót! Zamiast bronić decyzji, która jest zła (albo „jest zła”), wmawia się sędziemu, że był faul, w zasadzie to brutalny, i jak nie da czerwonej kartki, to się ośmieszy. No to też jest przezabawne. Dobrze, że teraz przynajmniej nie mogą pokazywać gestu „daj mu kartkę”, bo sami dostają żółtko. To było tak skrajnie irytujące, że miałem ochotę tłuc po pyskach autorów takich gestów (choć pewnie skończyłoby się na tym, że to oni obiliby moją facjatę).

Zdarza się, że kopacz idzie po rozum do głowy i widać u niego nie tylko zmianę fryzurę na mniej „wystrzałową”, ale też inne podejście do piłki, inny poziom egoizmu itp. I wtedy teoria potwierdza, że w tych dziwnych fryzurach jest coś takiego, co robi kupę z mózgu. Wiem co mówię – sam regularnie golę prawię połowę łba, a wielu twierdzi, że pod kopułą na pewno nie mam równo. A jakbym jeszcze ją sobie stawiał na 30 centymetrów do góry, jak niektórzy, to już w ogóle odjazd. Albo kolorowe hairy… albo krót-

I dlatego gdy widzę, jak jakiś pajac robi wszystko pod siebie, ze swoich bramek na 5:0 cieszy się sto razy bardziej, niż z bramki drużyny na 1:0 strzelonej w 90. minucie, ale przez kogoś innego, to bełtam.

Bezcelowe dyskusje doprowadzają dodatkowo do sytuacji, w której panuje znieczulica. Jak już naprawdę stanie się coś, kiedy warto pogadać z arbitrem i wytłumaczyć mu, że popełnił błąd, albo rzeczywiście dostać konwulsji przez fakt użycia/nie użycia przez niego gwizdka, to nikogo to nie rusza. Przecież sędzia z czymś takim w trakcie meczu spotyka się wiele razy i traktuje to tylko jako

FELIETON

kie, ale ze wzorkami. Oczywiście są wyjątki, które zamykają mi japę krzycząc wprost „może i mam wyjątkową fryzurę, ale umiejętności też mam niczego sobie”. Ale tak, jak powiedziałem – to wyjątki. Na ogół im dziwniejsza fryzura, tym większa pewność, że taki typ w drużynie to


Barça Flash 49

raczej kłopoty, niż pożytek. Fircyki…

EGOIŚCI

Piłka nożna to sport zespołowy. I choćbyś nie wiem jaki był zajebisty, to nigdy w pojedynkę meczu nie wygrasz. Oczywiście – zdarza się, że geniusze potrafią przechylić szalę zwycięstwa no korzyść drużyny, w barwach której grają, ale razem z nimi po boisku biega 10 kolegów, bez których nawet nie powąchaliby futbolówki. I dlatego gdy widzę, jak jakiś pajac robi wszystko pod siebie, ze swoich bramek na 5:0 cieszy się sto razy bardziej, niż z bramki drużyny na 1:0 strzelonej w 90. minucie, ale przez kogoś innego, to bełtam.

jestem pesymistą, tylko realistą. Dziwi mnie, że tak oczywiste rzeczy dla niektórych są teorią spiskową. Jedynym powodem, dla którego w piłce nożnej nie ma i nie będzie możliwości korzystania z powtórek, jest brak możliwości robienia wałów. Nie ma innej opcji, bo np. wprowadzenie możliwości wykonania np. 3 challenge’y dla drużyny w trakcie meczu, wcale nie wydłużyłyby jego trwania. Trener zgłasza wątpliwość? 20 sekund i sędzia siedzący przy monitorze informuje jak było naprawdę i gramy dalej. 20 sekund razy 6 ta-

Sprzedawczyki, miłośnicy każdego klubu, do którego przechodzą, i którego herb całują już przy pierwszej okazji i tak dalej. Nie toleruję.

Ilu już było kozaków, którzy myśleli, że są za dobrzy, by podawać… a później okazuje się, że choć bramek trochę nastrzelali, asyst trochę nałapali, to jednak liczba szans przez nich zmarnowanych jest zatrważająca. I ta frustracja lepiej ustawionych partnerów obserwujących, jak gwiazda wszystko musi robić sama. Nie lubię, raczej gardzę. I na koniec powtórzę jeszcze raz dlaczego (jakby ktoś nie zrozumiał). Piłka nożna, to sport zespołowy.

SZCZYT SZCZYTÓW

Długo jeszcze można wymieniać. Sprzedawczyki, zapowiadający, że „nigdy nie zagrają u rywala”, a tymczasem okazuje się, że dla nich nigdy kończy się relatywnie szybko; miłośnicy każdego klubu, do którego przechodzą, i którego herb całują już przy pierwszej okazji i tak dalej. Jest jeszcze parę zachowań, od których dostaję mdłości. Ale żadnym z piłkarzy nie gardzę tak mocno, jak działaczami FIFA, UEFA i zapewne większością działaczy piłkarskich w poszczególnych krajach. Banda skorumpowanych skurwieli, przez których coraz mniej mam ochotę oglądać piłkę nożną. Tam, gdzie inni widzą niewinny błąd sędziego, ja niestety widzę intencję. Tam, gdzie sędzia ewidentnie partoli mecz jednej z drużyn, dostrzegam dużą kasę w czyjejś kieszeni. I nie

kich prób, to dwie minuty. Dyskusje na boisku często trwają o wiele więcej, a tu byłyby ukrócone. Inni mówią, że nie można wprowadzić powtórek, bo niższe ligi nie mają zapisów kamer itp. Cóż, trudno. Tam cały czas byłaby jawna korupcja. Ale najsilniejsze ligi spokojnie mogą korzystać z dobrodziejstw techniki, jak to ma miejsce w wielu sportach, gdzie korupcje jest o wiele bardziej subtelna, niż w piłce nożnej. Niestety – tutaj aresztuje się kilku wysoko postawionych działaczy i opinia publiczna już jest święcie przekonana, że wyłapano bandziorów i teraz będzie fair. Dupa. 90% towarzystwa musieliby pozamykać. A już na pewno ta szmata blatter powinna być pierwsza w pierdlu. Nawet nie przez to, że nałykał się milionów jak pelikan wody. Niech ma. Tylko przez to, że coraz więcej ludzi dostaje mdłości nie na widok tych piłkarzy, o których pisałem, a na widok całego syfu, który dzieje się wokół piłki. I niestety dział się będzie, porzuciłem nadzieję na zmiany. Obym i w tym aspekcie się mylił. Niech moje gównowiedzenie sprawi, że miło się rozczaruję.

FELIETON


Barรงa Flash 50

BARCELONA W


Barça Flash 51

Przejawem ścisłego związku Katalończyków z literaturą są chociażby obchody dnia Świętego Jerzego. Według tradycji w tym dniu daje się najbliższym książki i kwiaty. 23 kwietnia, bowiem wtedy przypada święto patrona Katalonii, jest również Światowym Dniem Książki. Jest to bardzo hucznie obchodzone święto. Na ulicach powystawiane są stoiska z książkami, gdzie spotkać można swoich ulubionych autorów. Tłumy Katalończyków chętnie korzystają z okazji uzupełniając wtedy swoje biblioteki.

Olga Juszczyk

@OlgaJuszczyk

W swoim autorskim cyklu „CatalOlga”

W KSIĄŻKACH CATALOLGA FELIETON


Barça Flash 52

A

le to nie tylko Katalończycy kochają książki. Także książki kochają Katalonię, a zwłaszcza Barcelonę. Już w XIX wieku zaczęła się kształtować swoista moda na literackie portrety stolicy Katalonii. Był to okres rozwoju miasta. W 1888 roku miała miejsce Wystawa Światowa, która niewątpliwie zachęciła do przyjazdu ludzi, którym bliski był światowy dorobek k u l t u r a l n y, naukowy i techniczny. Miasto bardzo szybko zaczęło się rozrastać, przeradzać w prawdziwą metropolię. Do Barcelony przyjeżdżali ludzie z Hiszpanii i całego świata, widząc w tym mieście szansę na szczęśliwe życie.

kartach swoich powieści. Tematem, po który często sięgają pisarze, jest okres dyktatury generała Franco. Katalonia była wtedy na cenzurowanym w każdym aspekcie. Zdarzały się aresztowania, morderstwa czy zniknięcia, o które nikt nie pytał, bo odpowiedzi i tak by nie uzyskał. Teraz twórcy chętnie sięgają po ten temat, niejako rozliczając minione czasy i dając upust swoim wspomnieniom, poglądom i przede wszystkim wyobraźni.

„Zapuściliśmy się w uliczki dzielnicy Raval, przechodząc pod arkadą rysującą się niczym sklepienie wzniesione z niebieskiej mgły. Szedłem z ojcem wąskim zaułkiem, wydeptaną ścieżką, bardziej niż ulicą, czując, jak za naszymi plecami coraz szybciej znika poświata Rambli. (…) W końcu ojciec zatrzymał się przed drzwiami z litego, sczerniałego od starości i wilgoci drewna. (…) Uśmiechnął się i puścił do mnie oko. – Danielu, witamy na Cmentarzu Zapomnianych Książek.”

Autorzy książek, w których Barcelona odgrywa znaczącą rolę, fascynowali się jej jasnymi i ciemnymi stronami. Ciekawość balansowała tu z niepokojem. Warto zauważyć, że dużo książek osadzonych w stolicy Katalonii to powieści kryminalne. Niektórych może to dziwić, gdyż dzisiejsza Barcelona ma oblicze niepasujące do kryminału. To kosmopolityczne, tętniące życiem miasto, bardzo ważny gracz na gospodarczej i kulturowej mapie świata. Nie zawsze tak jednak było. Wspomniani wyżej imigranci, którzy osiedlali się w mieście, byli przeważnie ludźmi słabo wykształconymi, o niskich dochodach, często żyjących na granicy prawa. Wśród takich mieszkańców autorzy książek mogli czerpać natchnienie i dając im życie na FELIETON CATALOLGA

Jesteśmy świadkami narastającej mody na powieść historyczną. Barcelona jest obecnie tak popularnym miastem, że autorzy często stają naprzeciw p o -

trzebie pokazania historii miasta, jej początków, najświetniejszych momentów, ale również bolesnych upadków. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że nie jest to czysta historia, lecz beletrystyka. Te książki mają jednak na siebie zarabiać, a jedynie zapaleńcy są w stanie czytać kroniki. Najczęściej pisarze

wplatają historię swoich bohaterów w scenerię całego miasta, bądź poszczególnych dzielnic. Niemal wszyscy poruszają się w obrębie charakterystycznych punktów miasta – Rambli, Sagrady Familli, Ravalu czy Poblenou. Czytając powieści, w których autor umiejscawia swoich bohaterów w konkretnych częściach miasta, czujemy się podwójnie zainteresowani treścią, bo niejako „widzimy”, gdzie dzieje się akcja. Maestrię w tej dziedzinie osiągnął Carlos Ruiz Zafón. Mimo, że pisarstwem zajmuje się nie od dziś, dopiero książka Cień wiatru przyniosła mu międzynarodową sławę. Została przetłumaczona w ponad 50 krajach i sprzedana w milionach egzemplarzy. Popularność książki Zafona przekłada się również na rozwój turystyki i marketingu barcelońskiego. Od lat turyści przechadzają się trasą wyznaczoną w Cieniu wiatru. Autor zadbał o każdy szczegół, by miasto, które uważa za najpiękniejsze na świecie, przedstawić w jak najlepszym świetle. Pisarz bardzo szczegółowo opisuje detale – place, uliczki, fasady domów, oddając tym niejako hołd swojej pasji architektonicznej i fascynacji dziełami Gaudiego. Literacko Zafón uczył się warsztatu na książkach Dickensa, To ł s t o j a , czy Dostojewskiego, przez c o osiągnął


Barça Flash 53

charakterystyczny, baśniowy klimat Barcelony. Świat Cienia wiatru to mieszanka intrygi, niedopowiedzeń, zbrodni i miłości. W każdym z tych elementów obecna jest Barcelona. Cała historia zaczyna się przy Carrer de Santa Ana, gdzie mieszka główny bohater, Daniel Sempere. Gwarną Ramblą ojciec prowadził go na spotkanie z najbardziej tajemniczym i mistycznym miejscem, które kiedykolwiek w życiu odwiedził. Daniel bywał w jednej z najsłynniejszych barcelońskich kawiarni Els Quatre Gat, kupował smakołyki na targu Boqueria, a wytchnienia od zgiełku szukał na placu Catalunya. W powieści Zafona wszystko jest plastyczne, ponadczasowe. Fragmenty miasta opisane przez autora stoją w tym samym miejscu po dziś dzień. W książce jest ich mnóstwo, dzięki czemu czytelnik czerpie satysfakcję z możliwości rozpoznania charakterystycznych części miasta. Za pomocą wspomnień Daniela, Zafón przedstawia również duszę miejsc. Z fragmentów opisanych przez pisarza łatwo wywnioskować czym było dana część Barcelony dla młodego Sempere. Czytając Cień wiatru zdajemy sobie sprawę z upływającego czasu. Ludzie obok nas

umierają, książki niszczeją, a jedyne co zostaje to kamienie, z których zbudowana jest Barcelona, najpiękniejsze miasto świata. Niedawno na półkach w polskich księgarniach pojawiła się bardzo interesująca książka. Barcelonę ma

otoczenie. Obok nazwiska autora i tytułu, znajduje się również nazwa dzielnicy lub miejsca w Barcelonie. Wszystkie opowiadania przedstawione są w konwencji kryminału. Jednak nie wszystkie dzieją się w jednym okresie. Są różne, tak samo jak różni są ludzie, którzy je pisali. Teksty są nierówne, ale nie należy odbierać tego pejoratywnie. Taki urok zbioru opowiadań, że nie mogą być pisane schematycznie. Autorzy poruszają przeróżne kwestie, niekiedy innowacyjne w literaturze regionu. Isabel Franc powołuje do życia kobietę detektyw, w dodatku lesbijkę i osadza ją w klimacie tajemniczego Poblenou. W pierwszym opowiadaniu mamy do czynienia z Barceloną z początków XX wieku, gdy w sfrustrowanych robotnikach rodził się bunt przeciw panoszącej się burżuazji.

„Przypomniały mi dni, kiedy z ojcem płynęliśmy wynajętą łodzią na koniec cypla. Stamtąd można było zobaczyć cmentarz na zboczu Montjuïc i bezkresne miasto umarłych.” ona w tytule i, rzecz jasna, w treści. Barcelona Noir to książka będąca częścią projektu wydawniczego zainicjowanego w 2004 roku przez nowojorskie wydawnictwo. Zamysłem było przedstawienie mrocznych stron danego miasta przez ludzi, którzy je znają najlepiej. Do serii książek Noir zaliczamy edycję paryską, londyńską, hawańską, brooklyńską itd.

W książce odnajdziemy opowiadanie Davida Barby, który wśród ulic dzielnicy El Carmel, tworzy historię z dużą dozą czarnego humoru, kuchni oraz literatury. Efekt jest zaskakująco wciągający. Czytając te czternaście opowiadań poznajemy

Pod koniec wieku XIX i na początku XX Barcelona znana była jako „Miasto Bomb”. Uważano ją za światową stolicę anarchizmu. Od stycznia 1919 roku do grudnia 1923 popełniono w mieście ponad siedemset morderstw na tle politycznym.

Barcelona Noir to zredagowany przez Adrianę V. Lopez i Carmen Ospinę zbiór czternastu opowiadań różnych autorów związanych z Barceloną. Są to pisarze dotąd w naszym kraju nieznani. Znają natomiast miasto jak nikt inny, ponieważ albo się tam urodzili, albo wybrali je jako swoje miejsce na ziemi i tam mieszkają. Każdy z nich opisuje swoje najbliżs z e

Barcelonę na nowo, ponieważ widzimy ją oczami mieszkańców. Na próżno szukać w nich turystów. Tu widzimy miasto od kuchni, takie jak każde inne, ze swoimi kłopotami, z często specyficznymi mieszkańcami. W przeciwieństwie do Cienia wiatru, nie ma tu bajecznej Barcelony. Jest natomiast silne i autonomiczne miasto, które wiele widziało. CATALOLGA FELIETON


HALO BARTI! Podpisujemy nowy kontrakt?

Barça Flash 54

OKEJ, przyjdź do mnie jutro elegancko ubrany

WITAM, Ju¿ jestem!

NOTHIN TO DO HERE!

FOTOSTORY FELIETON


Barça Flash 55

BYSTRE OKO Popisz się spostrzegawczością i weź udział w naszej zabawie! Co miesiąc w magazynie Barca Flash publikowane będą dwa (prawie) identyczne zdjęcia. Waszym zadaniem jest znalezienie

pięciu różnic

między oboma zdjęciami. Graficy Barca Flash bardzo się postarali, aby zabawa była trudna i wymagała maksymalnego skupienia. Wszystko dlatego, ponieważ ta gra jest warta świeczki! Jedna osoba, której dopisze największe szczęście, wygrywa losową koszulkę BlogFCB.com! Jakie są zatem zasady zabawy? Wyślij do nas na redakcja@blogfcb.com poprawnie wyartykułowane różnice między oboma obrazkami. Jedynie precyzyj- ne i dokładne określenia różnic będą brane pod uwagę:, np. “Górne zdjęcie: Na lewym uchu u Xaviego nie ma włosów”. Drogą losowania wybierana będzie jedna osoba, która poprawnie poda wszystkie pięć różnic. Wyniki ogłaszane są w kolejnym numerze Barca Flash. Życzymy powodzenia!

Oto rozwiązanie z poprzedniego numeru miesięcznika. Poprawne odpowiedzi przesłała nam Czytelniczka o adresie email: celina.ha.13@*****.com

BYSTRE FELIETON OKO


Barรงa Flash 56

FELIETON


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.