Geoffrey Chaucer, „Opowieści kanterberyjskie”, z języka średnioangielskiego przełożył Jarek Zawadzki

Page 1

Bibliotheca Translata

tom 2

Redaktorzy serii

Zbigniew Kadłubek

Jan Baron

Zespół konsultacyjny

Prof. dr hab. Ewa Łukaszyk (Cergy-Paris Université)

Prof. dr hab. Mieczysław Mejor (Instytut Badań Literackich PAN)

Prof. dr hab. Aleksander Nawarecki (Uniwersytet Śląski)

Prof. dr hab. Tadeusz Sławek (Uniwersytet Śląski)

Prof. dr hab. Mikołaj Szymański (Uniwersytet Warszawski)

Prof. dr hab. Andrzej Wicher (Uniwersytet Łódzki)

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

Białogłowy i ferajna

Opowieści kanterberyjskich Geoffreya Chaucera nie czytał ani Kochanowski, ani pan Zagłoba, który świetnie by się czuł wśród występujących w nich postaci, ani Sienkiewicz. Czternastowieczna literatura angielska nie jest częścią naszego dziedzictwa kulturowego. A jednak czytając ten zbiór, wciąż natrafiamy na dobrze nam znane historie. Dzieje się tak dlatego, że Chaucer wiele wątków zaczerpnął z autorów starożytnych, jak Owidiusz i Liwiusz, a spora część jego opowieści ma swoje odpowiedniki we współczesnym mu Dekameronie Boccaccia, do którego chętnie wracamy w dzisiejszych czasach zarazy. Rozwijając przenośnię zawartą w słowie „dziedzictwo”, Chaucer nie jest naszym pradziadkiem w linii prostej, lecz pradziadkiem stryjecznym.

W każdym razie mamy z nim dużo wspólnych genów.

W najnowszych czasach Opowieści kanterberyjskie stają się dla nas ważne z jeszcze jednego powodu. Powszechnie dziś czytana w Polsce literatura angielska i amerykańska — mam na myśli zarówno beletrystykę, jak i prace naukowe — często nawiązują do dzieła Chaucera. Nic dziwnego — Anglosasi czytają je w liceum, zwykle w przekładzie na dzisiejszą angielszczyznę, choć język średnioangielski — Middle English  — nie jest im zupełnie obcy. Pod recytacją któregoś z ustępów Opowieści w oryginale na Youtube znalazłem komentarz: „Z początku myślałem, że to jakiś nieznany mi język germański, lecz po kilku minutach zauważyłem, że prawie wszystko rozumiem”.

Prolog ogólny i prologi do poszczególnych opowieści zawierają satyryczny obraz rozmaitych warstw społeczeństwa angielskiego, których przedstawiciele biorą udział w pielgrzymce do Canterbury. Same opowieści ukazują umysł ówczesnych Anglików, choć niewątpliwie horyzonty Chaucera są szersze niż większości jego rodaków. We wszystkich częściach zbioru uderza żywość narracji i dowcipny styl.

Ten styl świetnie oddaje przekład Jarka Zawadzkiego. Tłumacz znalazł idealny odpowiednik dla używanej przez Chaucera miary wierszowej. Operuje on tym polskim wierszem tak swobodnie, że, można by rzec, z rozpędu napisał nim opracowany przez siebie żywot Chaucera. Wróżę, że dzięki temu przekładowi Opowieści kanterberyjskie staną się polskiemu czytelnikowi równie bliskie jak wiersze Villona w przekładzie Boya. Zauważmy jednak, że o ile wdzięk przekładu Boya w dużym stopniu polega na umiejętnej archaizacji, o tyle Zawadzki — choć czasem sięga po dawne wyrazy, jak „białogłowa”, nie wzdraga się przed użyciem słów znacznie młodszych, jak „syf” czy „ferajna”.

Dzięki zabawie wierszem i nieoczekiwanym rymom potęguje on efekt komiczny, obecny w fabule — właśnie tak, jak robi to sam Chaucer.

Nie zdziwię się, jeśli wkrótce wejdą na stałe do polszczyzny wpadające w ucho dwuwiersze z tego tłumaczenia:

A żona sklepik miała dla pozoru, Lecz się puszczała za hajs co wieczoru.

6
Białogłowy i ferajna

Szlachetny Sokratesie, mądrości geniuszu, Aulusie doświadczenia, ogłady Seneko, Siłą poezji swojej wielki Owidiuszu, Zwięzły i bystry w mowie, co widzisz daleko, Orle jakże wyniosły, pod twoją opieką

W królestwie Eneasza blask jaśnieje nowy, A te Wyspy Olbrzymów, ten Ląd Brutusowy Błyszczą od kwiatów, które posadziłeś szczerze

Dla tych, co Pandrasusa nie posiedli mowy, Wielki tłumaczu, zacny Geoffreyu Chaucerze.

Eustache Deschamps (ok. 1385)1

Szlachetny Retor, poeta Brytanii

I mistrz mój także Chaucer leży w grobie, Nie jest przesadą laur Parnasu ani

Palma pierwszeństwa dziś jego osobie, Gdyż jako pierwszy w tajemnym sposobie

Wydestylował złote krople mowy, Język wziął w cugle — autor wyjątkowy.

John Lydgate (ok. 1410)2

Maestro Chaucer — nieskalana studnia angielszczyzny.

Edmund Spencer (1609)3

[…] w  Opowieściach kanterberyjskich przedstawił rozmaite zwyczaje i humory (jak je dzisiaj zwiemy) całego narodu angielskiego swojej epoki. Nie pominął ani jednej osobliwości. Wszyscy jego pielgrzymi różnią się wyraźnie od siebie nawzajem nie tylko skłonnościami, lecz także wyglądem i osobowością. […] Dość jest powiedzieć, za przysłowiem, że mamy tutaj bożą obfitość.

John Dryden (1700)4

Geoffrey Chaucer został zapomniany […] i chociaż usprawiedliwia go nieprzyzwoitość epoki, w której przyszło mu żyć, to jednak większość czytelników pieczołowicie chowa jego książki, gdyż nie są one odpowiednią lekturą dla osób skromnych.

Daniel Defoe (1718)5

Chaucer, pomimo pochwał, jakie na niego spadają, jest dla mnie obsceniczny i odrażający.

Lord Byron (1807)6

Zachwycam się Chaucerem nieustannie. Jego śmiała zabawność podoba mi się zwłaszcza w podeszłym wieku.

Samuel Taylor Coleridge (1834)7

Chaucer wywiera na nas wrażenie większe od jego sławy, wcale nie mniej niż Homer czy Szekspir, gdyż stałby z uniesioną głową w ich towarzystwie.

Henry David Thoreau (1849)8

Każdy powinien mieć Chaucera na półce. Milton to największa zaraza.

Ezra Pound (1914)9

Jak to się skończyło? — Chaucer wciąż potrafi obudzić w nas chęć znalezienia odpowiedzi na tak zadane pytanie.

Virginia Woolf (1925)10

Utwór Chaucera jest dalej dokumentem kultury zainteresowanej człowiekiem.

Przemysław Mroczkowski (1956)11

Czytając Chaucera w szkole po raz pierwszy, miałem mieszane uczucia zarówno wobec samego autora, jak i jego dzieła. Przypadł mi do gustu ten człowiek pełen inwencji i współczucia, który stał za portretami Matki Przełożonej, Mnicha i Brata Zakonnego, ale nie byłem w stanie pojąć, jak człowiek tego kalibru mógł napisać tak z pozoru nudne i rozwlekłe utwory jak Opowieść Rycerza, Opowieść Mnicha czy Opowieść o Melibeuszu.

Terry Jones (1980)12

Opowieści kanterberyjskie Chaucera to tygiel tematów i myśli wyrażonych bogatym amalgamatem stylów i technik, gdzie komiczność miesza się z powagą, a rozrywka z nauką.

Gail Ashton (1998)13

To nie opowiadania stanowią o znakomitości Opowieści kanterberyjskich.

To Chaucerowski geniusz tworzenia świata oraz samej pielgrzymki jest tym, co nas tak nieprawdopodobnie urzeka. Autor nadaje dziełu osobistego akcentu i złożoności, powołując własne alter ego do roli faktycznego przekaziciela wszystkich historii, a co znacznie ważniejsze (może znacznie ambitniejsze), zamieszcza opowiadania, do których inspirację czerpie z własnego wnętrza.

Dolores L. Cullen (1999)14

Chaucer jest jednym z tych wielkich pisarzy, którzy wychodzą zwycięsko spod ognia niemal każdej krytyki. Do tego grona zaliczają się również tacy twórcy jak Szekspir, Cervantes czy Tołstoj. Autorzy podobnego kalibru — Dante, Milton, Wordsworth, Proust — stanowią nieustanne źródło inspirujących komentarzy (wśród wielu innych ginących w monotonii), ale Chaucer należy do tej wąskiej grupy literatów, którzy posiedli takie zdolności mimetyczne, że krytyka staje się wobec nich bezradna i pozostaje z niczym albo ma jeszcze wszystko przed sobą.

Harold Bloom (2008)15

Wybitny uczeń sławego Boccaccia

Do dżdżystej Anglii przywiózł włoskie słońce, Jak ta małmazja, clarré czy vernaccia !

Rymami zwieńczył równych wersów końce; W nim mowa Anglów znalazła obrońcę, Gdy ją odnalazł w londyńczyków tłumie.

Nikt jej tak wielbić, jak Chaucer, nie umie!

Jarek Zawadzki (2020)

Kto czytać będzie, niech o tym pamięta, Że wierszem tutaj zapisane treści

To nie tren smutny ani oda święta, Ale zwyczajne ludzkie opowieści, W których się chamstwo i naiwność mieści; Język prostacki, czasami podniosły, A ludzie zwykle barany i osły.

Wasz tłumacz

Opowieść tłumacza o Autorze

Wczternastym wieku żył sobie w Londynie, Mieście, co z wielu dziś atrakcji słynie, Zacny mieszczanin, dobry handlarz wina; Miał znajomości, pieniądze i syna.

Częstokroć bywał na królewskim dworze, A tam nierzadko mógł zobaczyć może, Jak się w królestwie co pali czy cuchnie, Zwłaszcza że widział zwykle tylko kuchnię, Kiedy przywoził w czas takiej wycieczki

100 Win południowych napęczniałe beczki, Gdyż król przepadał za takim specjałem. Ale nie o nim opowiadać chciałem; Nie o tym Johnie, winiarzu z Londynu, Lecz o Geoffreyu, tego Johna synu. Tak się złożyło, że gdy Johna dziecię Ledwie na bożym zawitało świecie, Anglią władała zaraza straszliwa, Co czarną śmiercią się słusznie nazywa.

Tak przetrzebiła lud boży w Europie,

110 Że na ulicy leżał chłop na chłopie, Baba na babie i na dziecku dziecko; Taką ci była chorobą zbójecką.

Lecz mały Geoffrey przeżył, bo inaczej Nic byśmy o nim nie słyszeli raczej. Gdy trochę podrósł, wnet się okazało, Że ludzi jakoś dookoła mało.

Choróbsko straszne niebywałą siłą

Chaty i zamki równo przetrzebiło, Nie bacząc wcale, z jakiego kto rodu

120 I czy w starości ginie, czy za młodu.

Posady niegdyś zarezerwowane

Dla możnej szlachty, teraz na odmianę

Puste czekały — jak ten skarb bogaty Świeciły wolne na dworach wakaty.

Ale nie każdy przecież zostać może

Majordomusem na królewskim dworze Tylko dlatego, że brakuje ludzi.

Kto tak pomyślał, niechże się przebudzi!

Zwykli mieszczanie na dwór wejść nie mogą,

130 Hrabia nie weźmie przecież byle kogo.

Ale John Chaucer, ten ojciec Geoffreya, Słynął w Londynie, więc była nadzieja, Że syn nie będzie kształcił się u kleru.

Elżbieta z Burgh więc, hrabina Ulsteru, Będąc tak samo jak inni w potrzebie, Wzięła chłopaka na służbę do siebie.

Niską posadę otrzymał na razie, Nosił, podawał, sprzątał — jak to pazie. Czas jednak mija i wiosna po wiośnie

140 Chłopak z młodzika na mężczyznę rośnie.

Wyrósł i Geoffrey, zyskał łaskę księcia, A kiedy Francja była do zajęcia

(Gdyż właśnie wojna się wielka zaczęła, Którą w przyszłości historyków dzieła

Wojną stuletnią już nazywać będą), Na front wyruszył i stał się legendą, Nie pola walki jednak, lecz budżetu:

Szesnaście funtów sam król do kompletu

Był się dołożył, by okup zapłacić,

150 Żeby nie musiał Chaucer życia stracić,

14 Opowieść
tłumacza o Autorze

Gdy go pojmano pod Reims w toku bitwy; Funty silniejsze bowiem od modlitwy.

Wrócił do Anglii, na ojczyzny łono, Lecz nie na długo, wnet mu polecono Do Flandrii jechać czym prędzej w sekrecie. Gdzie był, co widział i co zrobił, wiecie, Trudno powiedzieć. Odwiedził Hiszpanię. Z Johnem Hawkwoodem ponoć jadł lasagne — Tym najemnikiem, co setki batalii

160 Stoczył na polach słonecznej Italii16. Podobno spotkał w Padwie czy Milanie, Lecz nikt potwierdzić tego nie jest w stanie, Wielkiego mistrza Francesca Petrarkę, Który do dzisiaj zachował swą markę; Niektórzy twierdzą, że widział, a jakże, Nawet Boccaccia przy okazji także17.

Tak czy inaczej, najeździł się dużo

I zżył się bardzo z tą ciągłą podróżą, Taka się zgrana trafiła ekipa.

170 Lecz żona w domu czekała, Philippa, I synek Thomas na ojca też czekał, A król posadę intratną przyrzekał.

Chaucer do domu więc wrócił z wyprawy. Protegowanym był Jana z Gandawy, Nie byle jakie tak więc stanowisko

Geoffrey otrzymał — i od domu blisko. Wpierw cła pobierał czy też inne myta

W londyńskim porcie — fucha znakomita, Zarobić można, nikt mi tu nie powie.

180 Potem był majstrem na króla budowie. Prócz pensji, którą mu płacono za te Różne czynności, miał też annuatę (Dwadzieścia marek), która zastąpiła

Dzban wina dziennie, bo taka wpierw miła

15 Opowieść tłumacza
o Autorze

Mu się od króla dostała zapłata.

Od trunku zawsze pewniejsza jest rata

W złocie czy srebrze, chociaż te mniej płynne; Ich nie zastąpi żadne dobro inne. Razu pewnego miał też w sądzie sprawę.

190 Kulisy pozwu były nieciekawe, Zeznania bardzo niejasnego kształtu.

Chaucer podobno dopuścił się gwałtu

Albo porwania niejakiej Cecylii

Wprost z jej pałacu czy też wiejskiej willi.

Ale nie wiemy, co zrobił dziewczynie, Gdyż oddaliła skargę po łacinie:

„De raptu meo”, pisząc w dokumencie.

A to jest bardzo nieostre pojęcie, Gdyż ‘raptus’ tak ‘gwałt’, jak ‘porwanie’ znaczy.

200 O co więc poszło, nikt nie wytłumaczy18.

Ale wam tutaj nie gadałbym o nim, Dla was i dla mnie byłby to anonim

Lub co najwyżej mało znana postać, Gdyby nie przyszło mu poetą zostać, Chociaż zaczynał skromnie swego czasu

Wielką wspinaczkę po stokach Parnasu. Wpierw jako tłumacz zaistniał w Europie, Przekładał dzielnie, jeśli dorwał kopię, Łacińskie pisma i francuskie dzieła,

210 To od nich sława się jego zaczęła.

Tu es d’Amours mondains Dieux en Albie:

Et de la Rose, en la terre Angelique

Qui, d’Angela saxonne, est puis flourie Angleterre, d’elle ce nom s’applique

Le derrenier en l’ethimologique,

En bon angles le Livre translatas;

Et un vergier, ou du plant demandas De ceuls qui font pour eulx auctorisier,

A ja long temps que tu edifias,

220 Grand translateur, noble Geffrey Chaucier19.

16 Opowieść tłumacza o Autorze

Tak Eustache Deschamps wychwala Chaucera, Gdy do przekładów się Geoffrey zabiera. Co sam napisał, tego wam nie powiem, Nie ma to sensu tu większego bowiem, Gdyż Autor dzieła swoje powymienia, Nim się z kart książki usunie do cienia.

Jakie w utworach Poety się mieści Bogactwo stylu i feeria treści,

230 Tego gadanie moje nie opisze

I bez potrzeby tylko zmącę ciszę.

Gdy kto chce wiedzieć, co utwór zawiera, A zwłaszcza utwór Geoffreya Chaucera, Ten niech nie szuka opracowań żadnych, Streszczeń, recenzji czy filmików ładnych, Bo szkoda czasu na takie erzace, Kto chce, niech lepiej czyta jego prace

Tak, jak je pisał, słowo w słowo, chyba

Że mu te słowa był pozmieniał skryba.

240 Narzekał Chaucer na skrybę Adama, Że treść utworów nie jest taka sama

Jak w pierwopisie, ale czy tak było, Tego się żadną nie dowiemy siłą.

Mamy, co mamy, i to czytać warto.

Trzymaj więc książkę i głowę otwartą.

A jeśli język sprawia ci problemy, Bo patrząc, widzisz, żeś ślepy i niemy, Wtedy skorzystaj z tego tłumaczenia

Albo z innego — jeśli to coś zmienia.

250 Ale nie byłaby historia całą, Gdybym pominął, co się z twórcą stało Na samym końcu, kiedy śmierć ponura

Przyszła po niego, jak każe natura.

U schyłku życia brakło mu pieniędzy

I choć żył jeszcze, to bliski był nędzy:

17 Opowieść
tłumacza o Autorze

To yow, my purse, and to noon other Wight Complaine I, for ye be my lady dere. I am so sory now that ye be light, For certes but if ye make me hevy chere, 260 Me were as leef be leyd upon my bere, For which unto your mercy thus I cery Beth hevy ageyn or elles mot I dye20.

Tak się zamartwiał, że go brak pieniędzy Do rychłej śmierci doprowadzi w nędzy. A w kraju zamęt i rebelia hula, Bolingbroke pojmał, po czym zgładził, króla. W zgiełku i wrzawie, jaka to bez mała W owym chaosie panować musiała, Być może Chaucer umarł ze starości, 270 Co sobie prawo zabijania rości, A może jednak, jak pan Jones uważa, Zginął pod nożem jakiegoś zbrodniarza; Przecież Ryszarda Drugiego był sługą, I zdaniem wielu mógł żyć już za długo21.

Było, jak było — nie drążmy już wątku. Niech sobie leży w Poetów Zakątku22 .

I nie pytajmy, dobry Boże, czyje

Kości tam leżą, gdyż Poeta żyje!

jarek.zawadzki@tlumacz-literatury.pl

18 Opowieść
tłumacza o Autorze

Wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza.

1 E. Deschamps, Autre Balade, w: Chaucer. The Critical Heritage, t. 1, red. D. Brewer, London: Routledge & Kegan Paul, 1978, s. 40.

2 J. Lydgate, The Flower of Courtesy, w: Chaucer. The Critical Heritage, t. 1, red. D. Brewer, London: Routledge & Kegan Paul, 1978, s. 46.

3 E. Spenser, The Faerie Queene, w: Chaucer. The Critical Heritage, t. 1, red. D. Brewer, London: Routledge & Kegan Paul, 1978, s. 116.

4 J. Dryden, Fables Ancient and Modern, w: Chaucer: The Critical Heritage, t. 1, red. D. Brewer, London: Routledge & Kegan Paul, 1978, s. 166—167.

5 D. Defoe, Not Fit for Modest Persons to Read, w: Chaucer. The Critical Heritage, t. 1, red. D. Brewer, London: Routledge & Kegan Paul, 1978, s. 174.

6 G.G. Byron, Memoranda of Readings, w: Chaucer. The Critical Heritage, t. 1, red. D. Brewer, London: Routledge & Kegan Paul, 1978, s. 249.

7 S.T. Coleridge, Table-Talk, w: Chaucer. The Critical Heritage, t. 1, red. D. Brewer, London: Routledge & Kegan Paul, 1978, s. 289.

8 H.D. Thoreau, A Week on the Concord and Merrimack Rivers, w: Chaucer. The Critical Heritage, t. 2, red. D. Brewer, London: Routledge & Kegan Paul, 1978, s. 53.

9 E. Pound, Literary Essays, w: Chaucer. The Critical Heritage, t. 2, red. D. Brewer, London: Routledge & Kegan Paul, 1978, s. 329.

10 V. Woolf, The Common Reader, w: Chaucer. The Critical Heritage, t. 2, red. D. Brewer, London: Routledge & Kegan Paul, 1978, s. 378.

11 P. Mroczkowski, „Opowieści kanterberyjskie” na tle epoki, Lublin: Towarzystwo Naukowe Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, 1956, s. 407.

12 T. Jones, Chaucer’s Knight. The Portrait of a Medieval Mercenary, London: Eyre Methuen, 1982, s. IX.

Przypisy

13 G. Ashton, Chaucer. The Canterbury Tales, London: Macmillan Education, Limited, 1998, s. 7.

14 D.L. Cullen, Pilgrim Chaucer. Center Stage, Santa Barbara, CA: Fithian Press, 1999, s. 21.

15 H. Bloom, Introduction, w: Geoffrey Chaucer, red. H. Bloom, Bloom’s Modern Critical Views, New York: Bloom’s Literary Criticism, 2007, s. 2—3.

16 J.H. Pratt, Chaucer and War, Lanham, Md: University Press of America, 2000, s. 188—193.

17 G. Chaucer, The House of Fame, The Legend of Good Women, The Treatise on the Astrolabe, with an Account of the Sources of the Canterbury Tales, red. W.W. Skeat, The Complete Works of Geoffrey Chaucer, Oxford: Clarendon Press, 1894, s. 545; G.G. Coulton, Chaucer and his England, London: Methuen, 1908, s. 40; D.R. Howard, Chaucer. His Life, His Works, His World, New York: Dutton, 1987, s. 191.

18 Close Roll, 219, 3 Ric. II, m. 9 d., red. R.E.G. Kirk, w: Life-records of Chaucer, London: Kegan Paul, Trench, Trübner & Co., 1900, s. 225.

19 T.A. Jenkins, Deschamps’ Ballade to Chaucer, „Modern Language Notes” 1918, t. 33, nr 5, s. 268—278. Mój przekład na język polski:

Miłości ziemskich bogiem jesteś w Albijonie, Któryś O Róży przyniósł do ziemi anielskiej, Co odkąd nią władała Angela Saxonniae, Niezmiennie nosi miano krainy angielskiej, Poemat, przekładając jego wersy sielskie

Na mowę swojej Anglii wiernie i wspaniale.

Ty ogród, do którego zapytujesz stale

O rośliny od tych, z których wzór się bierze, Od długiego już czasu budujesz wytrwale, Wielki tłumaczu, zacny Geoffreyu Chaucerze.

20 G. Chaucer, Romaunt of the Rose, Minor Poems, red. W.W. Skeat, The Complete Works of Geoffrey Chaucer, Oxford: Clarendon Press, 1894, s. 405.

Mój przekład na język polski:

Tobie sakiewko, nikomu innemu, Żalę się dzisiaj, boś ty jest mi lubą!

Lekka zrobiłaś się taka; ach, czemu?

Jeśli radością nie sypniesz mi grubo, To równie dobrze będziesz moją zgubą.

O litość błagam i łzami się duszę:

Bądź mi znów ciężka — albo umrzeć muszę!

20 Przypisy

21 T. Jones, R. Yeager, T. Dolan, A. Fletcher, J. Dor, Who Murdered Chaucer? A Medieval Mystery, London: Methuen, 2003.

22 Zakątek Poetów (ang. Poets’ Corner) — część transeptu Opactwa Westminster, gdzie spoczywają lub upamiętnieni zostali wielcy poeci i pisarze.

21 Przypisy

Prolog do Opowieści Młynarza

Gdy Rycerz skończył, nie było nikogo

3350 Pośród pielgrzymów jadących tą drogą, Kto by nie mówił, że historia owa

Zacna i warto, by szlachetna głowa

Trzymała nad nią w swej pamięci pieczę.

Zaśmiał się wtedy Gospodarz i rzecze:

„Dobrze nam idzie; rozwiązał się worek.

Kogo następny będzie pogaworek?

Bo daję słowo, dobrze się zaczęło.

Może pan Mnich nam przedstawi swe dzieło, Co by rycerza klechdzie dało radę?”.

3360 Młynarz, co lica miał od wódki blade

I z trudem w siodle już na koniu siedział, Jak się wśród ludzi zachować — nie wiedział, Nie ściągnął nawet czapki czy kaptura, Tylko, jak Piłat, wrzasnął kreatura:

„Na Chryste Pana świętą krew i kości!

Znam ci opowieść wielkiej nadobności; Nie gorszą od tych, co znają rycerze”.

Widząc, że Młynarz się uchlał jak zwierzę, Tak rzekł Gospodarz: „Poczekaj, Robinie,

3370

Mój bracie drogi, kolej cię nie minie.

Wpierw godniejszego posłuchaj od siebie”.

„O nie”, rzekł Młynarz, „jak jest Bóg na niebie!

Albo opowieść tu powiedzieć mogę, Albo sam sobie w swoją idę drogę”.

Wtedy Gospodarz jemu tak odpowie:

„A mów, co siedzi w tej diabelskiej głowie.

Zmysłyś postradał już, głupcze, i ducha”.

„A więc”, rzekł Młynarz, „niech no każdy słucha, Ale się przyznam wam pierwej bez bicia,

3380 Że już od rana się wziąłem do picia;

Przez co sam nawet słyszę w swoim głosie, Że jestem tera pijany jak prosię.

Dlatego, jeśli co od rzeczy powiem, Browar jest winny temu — dobre bowiem

W starym Southwarku wyrabiają piwo.

Jedną historię wam tera, co żywo, Powiem o cieśli i o jego żonie, I jak się kleryk raz dobierał do niej”.

Zarządca krzyknął: „Zamknij japę, chłopie;

3390 Oszczędź obleśnych nam scen, piwożłopie!

To grzech; o wielkiej też świadczy głupocie, By dobre imię komuś taplać w błocie, Podle szkalować, a na domiar złego Niesławą okryć jeszcze żonę jego. Inną historię opowiedz gawiedzi”.

Młynarz udzielił takiej odpowiedzi: „Bracie Oswaldzie, jak kto nie ma żony, Z pewnością nigdy nie będzie zdradzony.

Nie żebym twierdził, że cię to spotkało;

3400 Dobrych żon przecież nie ma aż tak mało: Na tysiąc dobrych jedna zła gdzieś będzie.

Wiesz o tym dobrze, chyba żeś w obłędzie.

Co w mej historii ci się nie podoba?

Przecież żonaci tośmy są tu oba.

Ale, na wszystkie w moim pługu woły, Nie byłby wtedy dla mnie dzień wesoły, Gdybym usłyszał, że mnie żona miła Rogów na głowie parkę przyprawiła.

135 Prolog do Opowieści
Młynarza

Ufam, że jednak nie byłem zdradzony.

3410 Różnych tajemnic, czy Boga, czy żony, Niech lepiej może nie znają mężowie.

A jak się boskich kto tajemnic dowie, Niechże mu one wystarczą i kwita.

O pozostałe niech lepiej nie pyta”.

Młynarz nie umiał, jak widzicie sami, Języka swego trzymać za zębami

I opowiedział swą klechdę prostaczą.

Niech czytelnicy mi jednak wybaczą, Że tu Młynarza im powtórzę słowa.

3420

I proszę tylko, by co zacna głowa

Nie pomyślała, że mówię w złej wierze.

Jak mi Bóg miły, ja muszę wam szczerze

Powtórzyć tylko opowieść Młynarza —

Czy kogoś bawi ona, czy obraża.

Fałszem by było inne zachowanie.

Jeśli ktoś jednak słuchać nie jest w stanie, Niechaj przerzuci mojej książki karty, A opowieści znajdzie świat otwarty, W którym szlachetność i moralność gości,

3430

I w którym nie brak cnoty czy świętości.

Kto źle wybierze, niech mnie nie obwinia.

Wiedzcie, że Młynarz prostak był i świnia.

Zarządca w sumie, podobnie jak inni, Też sprośnie gadał — obaj równie winni.

Nie przypisujcie mi więc żadnej winy.

Niech nikt poważnie nie traktuje kpiny.

136 Prolog do Opowieści
Młynarza

Opowieść Młynarza

Mieszkał w Oksfordzie niegdyś kmieć bogaty, Co na kwaterę przyjmował do chaty.

3440 Cieśla z zawodu. Przybył w jego progi Raz mąż uczony równie co ubogi;

Sztuk się wyuczył, co tyle mu dały, Że astrologii poświęcił się cały.

Znał obliczenia, za których to sprawą

Niejedną tezę wykazał ciekawą.

Gdy go kto spytał, czy o pewnej porze Susza nastanie, czy deszcz spadnie może, Lub gdy zagadnął, co się jeszcze stanie

Z tym albo owym — wszystko wiedział, panie.

3450

Hoży Mikołaj, tak go bowiem zwano, Znał radość życia i miłość skrywaną;

Dbał o dyskrecję, spryt miał nienaganny, A przy tym lubił też potulne panny.

Miał ci komnatę w tej chacie niedrogą, W której sam jeden mieszkał, bez nikogo. Korzeni słodkich nawieszał dokoła,

A sam był pachniał niczym wonne zioła:

Lukrecja, ostryż lub przynajmniej róże.

Almagest 1 książki małe oraz duże, 3460 I astrolabium2, bo to jest i będzie

Dla jego sztuki niezbędne narzędzie, I do liczydła zbiór kamyków cały

Poukładane na półkach leżały

Przy samym łoża wezgłowiu na przodzie. Czerwone sukno lśniło na komodzie, Na której leżał psalterion zdobiony; Nocą wygrywał na nim dźwięczne tony — Cała komnata od śpiewu dudniła, Tak słodka jego melodia i miła.

3470 Anioł zwiastował Maryi, a czasem

I Pieśń Królewską 3 śpiewał tęgim basem.

Tak cudne dźwięki dobywał, że cała

Izba melodią słodką rozbrzmiewała.

Tak to nasz kleryk pędził żywot młody

Na koszt przyjaciół i za swe dochody.

Cieśla za żonę sobie wziął, widzicie, Kobietę, którą miłował nad życie; Lat osiemnaście tylko miała żona,

Z zazdrości była więc pilnie strzeżona,

3480 Jak gdyby w klatce: dziewczyna wszak młoda, Bał się, że jemu jakich rogów doda.

Prostak nie słyszał nigdy o Katonie, Który wprost prawił o mężu i żonie, Że muszą sobie być równi oboje, Bo wiek i młodość wieczne toczą boje. Skoro wpadł w sidła jednak, to rad nierad Musiał jak inni dzielnie znosić kierat.

Młodą miał żonę cieśla i nadobną; Jak ta łasica ponętną i drobną.

3490

Nosiła zawsze pas w prążki jedwabny, A mlecznobiały fartuszek powabny

Pękiem falbanek jej biodra otulał.

Czarnym jedwabiem jej biała koszula

Wyhaftowana była z przodu cała;

Kołnierz obszyty też jedwabiem miała.

Wstążki przy czepku, co jak śnieg był biały, Taki sam kolor jak jej kołnierz miały.

138 Opowieść
Młynarza

Jedwabna jeszcze na głowie opaska

I wzrok lubieżny w oczach jak z obrazka.

3500 Całkiem wąziutkie brwi miała dziewczyna, Jak łuk wygięte, czarne jak tarnina.

Bardziej kojący, przyznać tutaj muszę, Był ci jej widok niż te wczesne grusze.

Milejsza była niż wełna z owieczki.

W oryszalkowe4 przystrojona ćwieczki

Zgrabna sakiewka zwisała u pasa,

A przy niej frędzli jedwabistych masa, Które się wdzięcznie zawsze kołysały.

Choć wszerz i wzdłuż by świat przeszukać cały,

3510 Nie masz na świecie mądrego nikogo, Kto by wydumał taką dziewkę drogą.

A blask jej lica, jasny i bogaty, Przyćmiewał świeżo wybite dukaty.

Śpiew jej zaś głośny był tak i wesoły

Jak świergot ptaków na dachu stodoły.

A podskakiwać i pląsać umiała,

Jak zdrowy cielak przy matce bez mała.

Jak miód jej usta, słodkie niesłychanie, Albo jak jabłka wśród wrzosów czy w sianie.

3520 Żywa jak źrebak; wiecznie gdzieś biegała.

Jak maszt wysoka i prosta jak strzała.

Broszkę nosiła na skraju kołnierza

Wielką jak umbo na tarczy rycerza; Buty wysoko na nodze wiązane.

Kształt jak pierwiosnek, a lica różane.

Chętnie pan wielki dzieli z taką łoże, A kmieć poślubi, jeśli tylko może.

No i patrz, panie, stało się, tentego, Że ów Mikołaj hoży dnia pewnego

3530 Zaczął pozwalać sobie z młodą żoną, Gdy mąż jej w Osney miał interes pono,

139 Opowieść Młynarza

3540

Bo kleryk sprytny, miły i w ogóle.

Złapał ją wtedy, hyc, za szparkę czule

I rzekł: „Daj, czego pragnę, bo inaczej

Z miłości umrzeć będę musiał raczej”.

Za udo złapał też nienadaremnie

I mówi do niej: „Zakochaj się we mnie, Bo, przebóg, umrę; dusza ujdzie z ciała!”.

A ta jak źrebak z kojca się zerwała

I mówi, gdy już głowę odwróciła:

„Nie pocałuję, jak mi matka miła.

Puść mnie! No, puszczaj! Puszczaj, Mikołaju!

Bo będę wołać o pomoc, hultaju.

Ręce przy sobie. Co to za maniery?”.

O litość błagać jął Mikołaj szczery; A mowa jego ładna i przebiegła,

Więc mu dziewczyna w końcu też uległa, I klnąc się mu na świętego Tomasza

Z Kentu5, amanta do siebie zaprasza,

3550 Kiedy okazja się tylko nadarzy.

„Mój mąż zazdrosny, jak to u stolarzy, Musisz cierpliwie czekać potajemnie”, Mówi do niego, „bo inaczej ze mnie Nic nie zostanie. Będzie rychło po mnie. Ostrożny musisz być zatem ogromnie, By nas nie zdradzić, bo jestem żonatą”.

„Spokojna głowa”, rzekł Mikołaj na to.

„Nikt dni straconych w książkach nie określi, Jeżeli kleryk nie przechytrzy cieśli”.

3560 Przyrzekli sobie i tak się zgodzili, By, jak mówiłem, wolnej czekać chwili.

Kiedy Mikołaj skończył swe zadanie, Pogłaskał udo czule niesłychanie

I pocałował mocno w usta, po czym

Swym psalterionem zajął się uroczym

140 Opowieść
Młynarza

I żywe na nim pobrzękiwał tony — Skoczne melodie grał zadowolony.

W święto do swego kościoła w parafii, By tam Chrystusa, jak tylko potrafi,

3570 Powielać dzieło, żona się wybrała.

Jak dzionek jasny twarz jej lśniła cała, Tak dobrze była po pracy umyta.

A był tam kleryk, który (jak kto spyta)

Zwał się Absalom, a włos miał kręcony, Co się jak złoto błyszczał z każdej strony, Prosty i długi, jak wachlarz szeroki, Dzielony zgrabnie podziałką na boki.

Lico czerwone, gęsioszare oczy.

W butach wycięty witrażyk uroczy.

3580 Czerwone nosił elegancko spodnie;

Ubierał ci się ze smakiem i modnie: W tunikę z sukna bladoniebieskiego, Grubą koronką obszytą do tego.

A jakby jeszcze to nie wystarczało, Komżę miał żywą, jak kwiat z drzewa białą. Pogodny chłopak, niechże mnie Bóg broni, Strzyc umiał, golić, krwi upuszczać z dłoni, Jak kwit napisać wiedział czy umowę, Miał ci młodzieniec do papierów głowę.

3590 A pląsać umiał młodzieniec wesoły, Dwadzieścia tańców znał z oksfordzkiej szkoły; Nogami przy tym na lewo i prawo

Do rytmu również wymachiwał żwawo.

Na małych skrzypcach czasem lubił granie, A śpiewał przy tym na głos i w sopranie; Ponadto grywał jeszcze na gitarze.

A nie słyszałem o knajpie czy barze, Gdzie nie szedł z chęcią, jeśli tylko miła Karczmarka z ikrą się jaka trafiła.

141 Opowieść Młynarza

3600 Ale nie lubił, wierzcie, daję słowo, Puszczania bąków… i gardził rozmową.

Ten więc Absalom, pogodny i miły, Idzie z kadzidłem, bo to święta były, I rześko kadzi kobiety z parafii, Wzrokiem zaś czułym niejedną utrafi, A przede wszystkim cieśli piękną żonę; Jej widok był mu jak życie spełnione.

Taka ponętna jej uroku siła, Że, Bóg mi świadkiem, gdyby myszą była,

3610

A on był kotem, capnąłby ją zara.

Miał więc Absalom zmartwień co niemiara:

Taką czuł rozpacz w sercu, że niestety

Nie brał na tacę od żadnej kobiety:

Przez grzeczność, mówił, nie przyjmie ofiary.

W blasku księżyca raz dobył gitary

I gra do późna; przez wzgląd na kochanie

W blasku księżyca zasnąć nie jest w stanie.

Po czym wyrusza pogodny i błogi,

I zakochany, aż po cieśli progi.

3620 Dotarł tuż po tym, jak zapiały kury.

Pod oknem staje i patrzy do góry

W okno zawiasem przypięte do ściany.

Wtem śpiewać zacznie wyborne soprany:

„Błagam cię, pani, rozjaśnij noc ciemną,

Okaż swą wolę, zlituj się nade mną…”, Zgodne wydając na gitarze dźwięki.

Zbudził się cieśla na ton tej piosenki

I pyta żonę: „Czy ty słyszysz może, Alicjo, jak tam Absalom na dworze,

3630

Pod naszym oknem śpiewa, Bóg wie czemu?”.

Żona mężowi odpowiada swemu:

„Słyszę, na Boga, wszystko słyszę, Janku”.

I co tu mówić? Dzień w dzień o poranku

142 Opowieść
Młynarza

Zabiegał o nią Absalom pogodny, Aż zmarniał cały niczym żebrak głodny.

Za dnia ni w nocy nie mógł oka zmrużyć;

Czesał się, stroił, chciał jak paź jej służyć.

Swatów posyłał i łączników do niej, Aby po jego się wstawili stronie.

3640 Jak słowik śpiewał i świergotał żywo; Słodkie słał wina, miody oraz piwo

I prosto z pieca wyciągnięte ciasta;

Nawet pieniądze, była bowiem z miasta.

Bo jednych łatwo majątek zdobywa, Innych batogi, innych mowa tkliwa.

Czasem talentu dawał przedstawienie, Grając Heroda na wysokiej scenie.

Lecz cóż mu z tego, że tak się wystraja?

Ona wdzięcznego kocha Mikołaja.

3650 Spocił się biedny Absalom jedynie, Pogardę tylko wzbudzając w dziewczynie.

Małpą go swoją uczyniła wtedy

I kpiła sobie z jego szczerej biedy.

Kłamstwem nie trąci przysłowie ludowe:

„Gdy kto jest blisko, a szczwaną ma głowę, Innych w oddali ten szkalować będzie”.

Bo choćby wściekł się Absalom w obłędzie, Przez to, że z dali go widać nie było, Mikołaj z bliska większą władał siłą.

3660 Spraw się więc dobrze, hoży Mikołaju; Rywal zapłacze, a ty będziesz w raju.

I tak się w pewną zdarzyło sobotę, Że w Osney jakąś miał cieśla robotę.

Hoży Mikołaj odwiedził Alicję.

Razem uknuli taką propozycję:

Że tu Mikołaj szybko ruszy głową, I że intrygę opracuje nową,

143 Opowieść Młynarza

Po czym oszuka swoimi podstępy Męża, co prostak i zazdrośnik tępy.

3670 Jeśli oszustwo by się im udało, Alicja noc z nim wtedy spędzi całą, A pragnął tego i ona pragnęła.

Zabrał się wtedy natychmiast do dzieła, Bo nie miał czasu Mikołaj na straty, I znosić zaczął do swojej komnaty

Jadła, napoju — na dzień, dwa bez mała —

Każąc jej, żeby cieśli powiedziała, Że nie wie, co się z klerykiem dziać może

(Gdyby o niego spytał, nie daj Boże),

3680 Bo go od rana nie ma do tej pory,

I że przypuszcza, że chyba jest chory;

Żadną się nie da go zawołać siłą, Bo nie odpowie, choćby się paliło.

I tak calutka sobota upłynie

Mikołajowi w komnacie jedynie.

Tam jadł i spał tam; robił rzeczy wiele, Co tylko zechciał, aż po zmierzch w niedzielę.

Ten prostak cieśla martwi się i głowi,

Co też dolega tak Mikołajowi,

3690 „O, na świętego”, zawoła, „Tomasza!

Mikołaj długo się coś nie ogłasza;

W sobotę zniknął na niedzielę całą.

Mam złe przeczucie, że coś mu się stało

Albo że może coś mu wnet się stanie.

Boże broń, żeby umarł niespodzianie;

Tyle na świecie nieszczęść dookoła.

Sam dzisiaj patrzę: wnoszą do kościoła

Trupa, którego zeszłym poniedziałkiem

Widziałem w polu zdrowiuśkiego całkiem”.

3700 „Idź!”, rzekł do sługi. „Zobacz, jak Mikołaj.

Kamieniem pukaj albo głośno wołaj

144 Opowieść
Młynarza

I daj mi znać tu, co mu się to stało”.

Idzie więc sługa szybkim krokiem śmiało, A gdy już dotarł pode drzwi komnaty, Wrzeszczy i puka niczym durnowaty: „Panie Mikołaj, co tam znów u pana?

I czemu śpi pan cały dzień od rana?”.

Ale na próżno był nadstawiał ucha: Z komnaty cisza dochodziła głucha.

3710 Wtem otwór znalazł gdzieś u dołu dźwierzy

Bardzo niewielki, co to ledwo mierzy

Tyle, by mogły przezeń wchodzić koty;

W ten otwór spojrzał, jakoby w głąb groty,

Aż w końcu ujrzał Mikołaja, który

Siedział na ziemi i patrzył do góry

Na księżyc w nowiu. Sługa szybko wstanie

I co sił w nogach złożyć sprawozdanie

Na dół po schodach gna do gospodzina.

Cieśla się żegna i mówić zaczyna:

3720 „Módl się za nami, święta Frideswido6 , Bo któż wie, komu jakie losy idą.

Ta astronomia to go tak pomału

Doprowadziła do cierpień i szału.

Zawsze mówiłem, że tak jest, niestety; Nie dla człowieka są Boskie sekrety.

Błogosławiony, komu obca wiedza, A Boga tylko w kościele odwiedza.

Poszedł raz kiedyś astronom po szkole, Coby się gwiazdom przyglądać, gdzieś w pole;

3730

I tak z nich czytał przyszłość, co się stanie, Że do glinianki wleciał niespodzianie.

Ale, na imię świętego Tomasza, Hoży Mikołaj się o to uprasza.

Szkoda mi chłopca. Takie studiowanie Potępić trzeba, Jezusie, nasz Panie!

145 Opowieść Młynarza

Przynieś mi kija, kijem drzwi podważę; Ty drzwi, Robinie, dźwigniesz, gdy rozkażę, A wtedy uda nam się, moim zdaniem, Sprawić, by skończył on z tym studiowaniem”.

3740 Jak rzekł, tak zrobił i bez czasu straty Wnet się ustawił pod drzwiami komnaty.

Sługa, chłop tęgi tak, jak mało który, Chwycił za wrzeciądz, drzwi podniósł do góry, Te na podłogę upadły z łomotem, A kleryk cicho — jak przedtem, tak potem — Siedział i dumał, co w górze zobaczy. Cieśla pomyślał, że kleryk w rozpaczy; Chwycił go mocno, jak zwierz zdobycz własną, Silnie potrząsnął, po czym na głos wrzasnął:

3750

„Ej, Mikołaju, na dół spuszczaj głowę, Zbudź się i męki studiuj Chrystusowe.

Ja znakiem krzyża od złego wybawię”.

I modlić zaczął się w tej słusznej sprawie.

Cały dom zmodlił i w każdym był rogu, Nawet przy wejściu od dworu u progu:

„Chrystu Jezusie, Benedycie święty, Niech mnie ten łajdak stąd pójdzie przeklęty!

Biały Ojcze nasz, mnie duchem złym nie karz.

Gdzie, siostro Piotra świętego, uciekasz?”7.

3760 W końcu Mikołaj westchnął i powiada:

„Oj, gospodarzu, biada ci nam, biada!

Czyżby ten świat nasz miał skończyć się znowu?”.

Cieśla odpowie: „Biada twemu słowu.

O czym ty mówisz? Drogi Mikołaju!

O Bogu raczej rozważaj i raju, Jak pracujący to czynią ludkowie”.

„Daj mi się napić”, kleryk mu odpowie, „I w cztery oczy pogadajmy sami

O czymś, co związek ma jedynie z nami;

146 Opowieść
Młynarza

3770 Nikomu więcej tego nie wyjawię”. Cieśla w mig wrócił — w jednej chwili prawie —

I kwartę piwa przyniósł, co się zowie;

A gdy już sobie popili panowie, Mikołaj dźwierza komnaty zatrzasnął, Siadł obok cieśli i powiada jasno:

„Janie, mój drogi, zacny gospodarzu, Przyrzeknij ty mi jako przy ołtarzu, Że, co tu powiem, zachowasz dla siebie, Zdradzam ci sekret Boga, co jest w niebie;

3780 Gdy go wyjawisz, zostaniesz zgubiony, Bo zemsta przyjdzie taka z Jego strony, Że gdy coś powiesz, będziesz opętany”.

„O nie! Broń Boże. Na Chrystusa rany!”, Mówi ten prostak. „Ja gadać nie lubię; Nie jestem paplą i siebie nie zgubię.

Mów, co masz mówić; nie powiem nikomu: Dziecku ni żonie, na dworze ni w domu;

A jeśli coś by z moich ust wyciekło, Niech mnie pokarze — ten, co złupił piekło”8.

3790 „Tak więc bez dalszej, Janie, demagogii”, Rzecze Mikołaj. „Dzięki astrologii, Która, jak sam wiesz, bardzo mnie zachwyca, I obserwacjom jasnego księżyca, Wiem, że się zdarzy teraz w poniedziałek, Gdy ledwie nocy upłynie kawałek, Deszcz tak ogromny, ulewa zawzięta, Jakiej sam Noe nawet nie pamięta.

A świat ten”, mówi, „w niecałej godzinie Wodą ulewy przytłoczony zginie,

3800

Z nim razem ludzkość przepadnie skończona”.

A cieśla na to: „Ale moja żona!

Czy też utonie? Alicja ma! Biada!”.

Ledwie z rozpaczy nie upadł i gada:

147 Opowieść Młynarza

„Czy da się coś tu zaradzić w tej sprawie?”.

„Da się”, odpowie Mikołaj łaskawie, „Gdy rad usłuchasz i co Pismo powie, I nie wymyślisz nic sam w swojej głowie. Prawdę nam bowiem Salomon powiada:

»Człek nie żałuje, gdy dobra jest rada«.

3810 Jeśli więc dobrej przysłuchasz się radzie, To i bez masztu, żagla na pokładzie

Ocalę łatwo ją, ciebie i siebie.

Wiesz, jak Noego Bóg chronił w potrzebie, Kiedy go ostrzegł, że deszcz spadnie z nieba, Że światu rychło zginąć będzie trzeba?”.

„Tak”, odrzekł cieśla, „bardzo dawno temu”.

„A czy słyszałeś, jak ciężko Noemu

I wszystkim innym wokół niego było, Zanim na statek wsadził żonę miłą?

3820 Wolałby wtedy, stwierdzić się nie boję, Bardziej niż piękne czarne skopy swoje, Mieć łódź osobną, tylko dla swej żony9.

Czy wiesz, co zrobić winien mąż strapiony?

Trzeba się spieszyć, niech nikt nie ocenia, Bo nie ma więcej czasu do stracenia.

Zdobądź czym prędzej porządnie wymytą

Kadź albo wannę lub jakieś koryto

Dla naszej trójki. Ale rozmiar duży, Co się pod wodę czasem nie zanurzy.

3830

Przygotuj jeszcze mięsiwa i chleba

Na jedną dobę — więcej nie potrzeba!

Wody opadną, nim się obejrzymy,

Dnia następnego z rana w porze prymy10.

Lecz Robin o tym nic wiedzieć nie może

Ani Juliana, twa służka, niebożę.

Nie pytaj, czemu nie wezmę ich w drogę.

Tajemnic Boga wyjawić nie mogę.

148 Opowieść
Młynarza

To ci wystarczy, gdyś w duchu bogaty, By posiąść łaskę jak Noe przed laty.

3840 Spokojna głowa, ocalę twą żonę.

Teraz idź zrobić, co ma być zrobione.

A kiedy w końcu załatwisz starannie

Jej, sobie i mnie po kadzi lub wannie, Zawieś pod dachem u góry wysoko; By nie dojrzało ich tam ludzkie oko.

Gdy polecenie już wykonasz moje

I w środek włożysz jadło i napoje

Oraz siekiery, by w deszczu godzinę

Każdy z nas przeciąć siekierą mógł linę, 3850 Żeby ujść wolno i wyrąbać z przodu

Otwór w szczytówce, aby do ogrodu

Wpłynąć i wybrnąć potem bez przeszkody, Kiedy potopu będą padać wody, Ty pływał będziesz w potopu godzinie, Jak biała kaczka za kaczorem płynie.

Zawołam wtedy: »Alicjo i Janie, Potop szczęśliwie już wkrótce ustanie!«, A ty odpowiesz: »Panie Mikołaju, Widzę was, widzę, boć jasno jak w raju«.

3860 I władać ziemią będziemy zieloną

Do końca życia, tak jak Noe z żoną.

Rzecz jedną jednak miejże na uwadze, Że owej nocy, ostrzegam i radzę, Kiedy się każdy do swej łodzi schowa, Nikt z nas nie może pisnąć ani słowa, To nakaz Boży, tylko modły w duchu

Podobać będą się Bożemu uchu.

Wisieć daleko musisz od swej żony, Byście nie wpadli w jakie grzechu szpony:

3870 Ani uczynkiem, ani przez spojrzenie.

Ruszaj więc z Bogiem. Kiedy nocy cienie

149 Opowieść Młynarza

Świat skryją jutro, kiedy ludzie zasną, Każdy z nas w wannę swoją wejdzie własną

I modły wzniesie do Boga w podzięce.

Idź więc, bo czasu nie mamy już więcej, By dłużej prawić, wszak niejeden powie:

»Poślij mądrego, jemu dość dwie słowie«, A ty przodujesz w mądrości i sprycie; Idź więc i, błagam, ratuj nasze życie”.

3880 Naiwny cieśla idzie więc i gada

Tak sam do siebie: „Co tu robić? Biada!”. Żonie wyjawił, jak się rzecz ma cała, Lecz ona lepiej od niego wiedziała, O co chodziło w tym przebiegłym planie, Choć udawała, że to koniec dla niej; I tak mówiła: „Nie trać ani chwili!

Ratuj nas, byśmy martwi nie skończyli!

Ja, wierna żona, z którą brałeś śluby, Mówię ci: ratuj nas, mężu, od zguby!”.

3890 Miłość jest ślepa i wiele w tym racji: Chłop umrzeć może od imaginacji, Gdy jemu w głowie zawróci dziewczyna.

Naiwny cieśla dygotać zaczyna, Bo mu się zdaje, że naprawdę może Potop Noego ujrzeć jakby morze, W którym kochana Alicja utonie.

Płacze, biadoli i twarz chowa w dłonie, Wzdycha głęboko, jęczy i zawodzi.

Poszedł i znalazł trzy okazy łodzi:

3900 Wannę, koryto i kadź wyczyszczoną; Przyniósł do domu, jak mu polecono;

Na dachu wszystkie zawiesił bez drwiny

I własnoręcznie zrobił trzy drabiny, By można było się po nich bez strachu

Wspiąć do wanienek wiszących na dachu,

150 Opowieść
Młynarza

Gdzie uszykował ci ucztę prawdziwą: Dał chleb i ser, i bardzo dobre piwo, Co na dzień jeden im wystarczyć miały, Lecz nim ten prowiant naszykował cały,

3910 (By tajemnice były zachowane)

Sługę Robina i służkę Julianę

Wyprawił w drogę, mówiąc im jedynie, Że ważną sprawę załatwią w Londynie.

I w poniedziałek w domu, jak w fortecy, Pod zmierzch się zamknął, nie zapalił świecy, I przygotował wszystkie sprawy swoje, Po czym do wanien zaraz weszli troje, Gdzie tyle czasu zaledwie spędzili, Że przejść by można jedną ósmą mili.

3920

„A teraz”, mówi Mikołaj, „paciorek

I ani mru-mru. Jasne? Gęba w korek”.

I „Ani mru-mru”, rzekł Jan z trwogą w mowie,

I „Ani mru-mru”, Alicja odpowie.

Cieśla już swoje odmówił pacierze, Lecz ciągle siedział skulony i szczerze

Modlił się dalej, nasłuchując w ciszy,

Czy też ulewy już jakiejś nie słyszy.

Cieśla zmęczony, więc go zmorzył mile

Sen sprawiedliwy, chyba krótką chwilę

3930

Po zmierzchu albo jakiś moment potem.

Za duszy rany jęczy jak pod młotem.

Głowę źle złożył, więc chrapie w tej łodzi.

Mikołaj wtedy po drabinie schodzi,

A i Alicja cichcem na dół śpieszy

I z miejsca gzić się idą do pieleszy,

Gdzie cieśla zwykł był wylegiwać kości.

Końca nie było śpiewom i radości!

Leży Alicja tak przy Mikołaju

W błogiej rozkoszy, szczęśliwa jak w raju,

151 Opowieść
Młynarza

3940 Aż tu na jutrznię biją i w kaplicy

Gromko zaczęli śpiewać zakonnicy.

A ten Absalom, kleryk z tej parafii, Tak zakochany, jak tylko potrafi, W ten poniedziałek do Osney przybywa, By grać i śpiewać; z nim ferajna żywa.

Przy tej okazji pyta mnicha, jeśli Nie słyszał czego tam o Janie cieśli, A ten go ciągnie na zewnątrz kościoła

I mówi: „Nie wiem, co się stało zgoła,

3950 Bo nie widziałem ci go od soboty.

Być może opat zadał mu roboty, Żeby pojechał do lasu po drewno, Więc i w drewutni tam nocuje pewno.

Nieraz go opat wysyła do lasu, By drewna przywieźć od czasu do czasu.

Albo jest w domu, jak nie ruszył w drogę.

Gdzie jest naprawdę, odgadnąć nie mogę”. Wielkie więc szczęście Absaloma było.

„Nie zasnę”, myślał, „lecz noc spędzę miło, 3960 Gdyż nie widziałem dzisiaj wcale Jana, By wokół domu się krzątał był z rana. Tak, los mi sprzyja, więc nim kur zapieje, Lekko zapukam, taką mam nadzieję, W okna sypialni, co nisko sięgają, Aby Alicji powiedzieć, że ja ją Kocham, że tęsknię dniami i nocami; Chociaż całusa może w końcu da mi, Wszak ulga jakaś mi się dziś należy; Usta od rana swędzą, bądźmy szczerzy:

3970 To znak, że będzie mnie całować miło.

Tej nocy mi się balowanie śniło, Więc na godzinę lub dwie się położę, By grać noc całą, aż po świtu zorze”.

152 Opowieść
Młynarza

Gdy pierwsze pienie rozległo się wkoło, Podniósł się zaraz Absalom wesoło

I stroje modne zakłada powoli;

Lukrecję żuje, aż go żuchwa boli, Gryzie kardamon, co by pachniał mile; Włosy zaczesał tak z przodu, jak w tyle,

3980 A pod językiem położył z weselem Czworolist zwany zakochanych zielem.

Pewny, że wszystko to przyda mu blasku, Idzie do cieśli chałupy o brzasku; Staje pod oknem, co nisko zwieszone

Po pierś mu sięga albo i przeponę, I chrząka cicho, zagląda do środka:

„Jak się masz”, mówi. „Alicjo ma słodka?

Moja ptaszyno, słodki cynamonie, Zbudź się i przemów”. Tak szczebioce do niej.

3990 „O mej niedoli nie rozmyślasz wiele.

Z miłości pocę się wszędzie na ciele.

Nie dziw, że cały jak pochodnia płonę, Beczę jak jagnię za sutkiem stęsknione.

Wierz mi, kochana, że tak pragnę ciebie,

Iż kwilę niczym turkawka na niebie;

Jem tak, że więcej przystoi dziewczynie”.

„Idź precz!”, Alicja wrzaśnie. „Ty kretynie!

Jak Bóg mi świadkiem i święci uprzejmi, Nie będziesz śpiewał tu: »Całuska dej mi!«.

4000

Kocham innego i nawet jeżeli

Moja w tym wina, to — święci anieli —

Lepszy od ciebie on jest razy wiele.

Won mi, bo zaraz cię kamieniem zdzielę!

I do stu diabłów, daj mi spać spokojnie!”.

„Biada!”, Absalom wtedy powie. „Oj, nie

Taką niewdzięczną się miłość jawiła.

Daj mi całusa choć jednego, miła,

153 Opowieść
Młynarza

Przez miłość do mnie i miłość do Boga”.

„A pójdziesz wtedy, gdzie twa wiedzie droga?”,

4010 Pyta Alicja, a Absalom na to:

„Tak, oczywiście!” i czeka pod chatą.

„To się przygotuj”, Alicja zawrzaśnie, „Bo zaraz przyjdę, ubieram się właśnie”.

Mikołajowi zaś szepcze do ucha, Że jeśli prośby jej teraz posłucha

I krótką chwilę milczeć się postara, To się uśmieje wkrótce co niemiara.

A ten Absalom pada na kolana

I mówi: „Mój dziś tytuł wielce pana,

4020 Bo więcej mi się po tym wnet dostanie

Łask twych, ptaszyno, i względów, kochanie!”.

Alicja okno otwiera szybciutko.

„No dawaj!”, mówi. „Tylko całuj krótko, Żeby nas sąsiad żaden nie zobaczył”.

Absalom usta swe wytrzeć pierw raczył.

Noc była ciemna jak węgiel czy smoła.

Z okna sterczała sobie dupa goła.

Pech to czy szczęście, osądzicie sami, Absalom dupę całował ustami,

4030

I rozkoszował się przy tym niemało, Aż nagle zdębiał, bo mu coś nie grało: Wiedział, że bród to nie mają kobiety, A szorstkie włosy tu poczuł, niestety.

„O fuj!”, zawoła. „Co zrobiłem właśnie?”.

„Hi, hi!”, ta zadrwi i okno zatrzaśnie.

Biedny Absalom, trochę mi go szkoda.

Wdzięczny Mikołaj krzyknął: „Broda, broda!

Na rany boskie, to idzie wzorowo”.

Prostak Absalom słyszał każde słowo

4040

I przygryzając wargi swe ze złości, Myślał: „Już ja wam porachuję kości”.

154 Opowieść
Młynarza

Kto czyści usta, wyciera nad ranem Piaskiem i suknem, zrębkami i sianem, Jeżeli nie jest to Absalom, który

„Biada mi, biada!”, powtarza raz wtóry. „Choćbym miał oddać szatanowi duszę, Przysięgam sobie, że się zemścić muszę.

Bardziej niż posiąść na własność to miasto, Chcę się policzyć z tą szczwaną niewiastą.

4050 A mogłem głowę zwrócić w drugą stronę”.

Płomienie uczuć miał już ugaszone, Gdyż po tym, jak ją całował po dupie, Miłosne harce zdały mu się głupie, Bo już wyleczył się on z tej choroby

I ganił miłość na różne sposoby, Płacząc jak dziecko, co dostało lanie.

Cicho do kuźni idzie i zastanie

Tam Gerwazego, tej kuźni kowala, Co pługi robi, które lud zachwala.

4060 Lemiesz nad ranem ostrzy i krój pługa, Gdy pukanina rozlega się długa, Bo tam Absalom leciutko uderza

W zamknięte przed nim tęgie kuźni dźwierza

I mówi: „Otwórz, Gerwazy, w tej chwili!”. „Kto tam?”. „Absalom”. „Kto? O święci mili!

Czemuś tak wcześnie, na Chrystusa rany, Wstał, Absalomie? Na co ja skazany! Co ci dolega? Znów jakaś dziewczyna

W głowie ci mieszać, nie daj Bóg, zaczyna?

4070 Wiesz dobrze, o czym tu mówię do ciebie. O, na świętego Neota11, co w niebie!”.

Cóż, Absaloma ani na ćwierć cala

Nie zbiły z tropu te słowa kowala.

Nie odrzekł jemu zatem nic łaskawie, W ważniejszej przyszedł, niż ten myślał, sprawie.

155 Opowieść
Młynarza

„Mój przyjacielu”, mówi, „krój do pługa, Co w palenisku się żarzy i mruga, Pożyczyć chciałbym na chwilę od ciebie, Bo jestem w takiej ja, widzisz, potrzebie;

4080 Muszę coś zrobić, a jak tylko zrobię, Ten krój do pługa zaraz zwrócę tobie”.

Gerwazy odrzekł: „Jasne! Choćby to to Był worek srebra albo jakie złoto, Dałbym ci przecież. Powiedz mi jedynie, Jakie zamiary masz w swej łepetynie?”.

„Tym się nie przejmuj teraz, jutro bowiem”, Rzecze Absalom, „wszystko ci opowiem”.

Wziął krój, chwytając za skraj zimnej stali

I ku drzwiom ruszył z miejsca, w którym stali;

4090 Aż się zatrzymał pod ścianą chałupy, Gdzie był smakował całowania dupy.

Najpierw odchrząknął i pod oknem stanął, Po czym zastukał, tak jak stukał rano.

„Już ja ci, ptaszku”, myśli, „poświergotam”.

Alicja wtedy na głos krzyknie: „Kto tam Tak puka znowu? Pewnie złodziej może”.

„Nie! Skąd?”, rzekł do niej. „To ja tu, mój Boże, Absalom, skarbie. Przynoszę ci złoty

Pierścionek bardzo szlachetnej roboty.

4100 Mam go od matki, Bóg mi świadkiem, Serce, Bardzo kunsztowny o pięknej grawerce.

Pocałuj mnie, a dam ci ten pierścionek”.

Mikołaj wstał, by sikać, bo już dzionek,

I przy okazji tak pomyślał sobie:

„No to ja numer jeszcze lepszy zrobię:

Chce się całować? A któż mu zabrania?!

Moją mu dupę dam do całowania”.

Po czym na oknie w pośpiechu zasiada

I wnet mu dupa z okna sterczy blada,

156 Opowieść
Młynarza

4110 Sterczą pośladki, sterczy kość biodrowa.

Wtedy Absalom takie mówi słowa:

„Gdzieś jest ptaszyno, gdzie twych woni łąka?”.

Mikołaj wtedy puścił nagle bąka

Wielkiego, jakby piorun walnął z siłą, Że aż kleryka prawie powaliło.

Stał jednak gotów z gorącym żelazem

I w dupę wsunął mu za jednym razem.

Schodzi więc skóra na szerokość dłoni, A tak mu zadek się od żaru płoni,

4120 Że chyba ledwie nie wyzionie ducha.

Całkiem oszalał i z wrzaskiem wybucha:

„Wody! A! Wody! O, na litość boską!”.

Zbudził się cieśla, który spał beztrosko, I słyszy, jak ktoś „Wody!” głośno woła, Jakby zmysł stracił albo dostał fioła.

I myśli cieśla, zrobiwszy znak krzyża: „Powódź Noego oto nam się zbliża”.

Usiadł więc cicho, aby już bez słowa

Linę odrąbać, tak jak była mowa,

4130

I w dół poleciał w jednym mgnieniu oka;

O twardą ziemię uderzył z wysoka

I nieprzytomny leży na podłodze.

„Ludzie, na pomoc!”, Alicja na drodze, A z nią Mikołaj, wniebogłosy woła.

Sąsiedzi schodzą się zewsząd dokoła, Żeby popatrzeć, i chłopy, i baby,

Jak nieprzytomny leżał Jan i słaby, Spadając bowiem, rękę złamał jedną.

Lecz nie to było cieśli zgryzot sedno,

4140

Bo gdy co mówił, wnet był zagłuszony

Słowami gościa swego oraz żony.

Mówili ludziom, że odbiło chłopu,

Bo się wystraszył Noego potopu,

157 Opowieść Młynarza

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.