09 / 2017
SPIS TREŚCI 5 6-7 9
Słowem wstępu Konrad Kmieć
Jestem patriotą i noszę patriotyczną odzież Karol Prabucki
Konkurs!
A gdyby Kopernik naprawdę była kobietą? 10 -11 Alicja Krawczun - Rygmaczewska
12 -1 5
16 -1 7
Nawałnica Kamil Jasiński
Alicja w krainie kangurów Alicja Krawczun - Rygmaczewska
18 -1 9 Kamil Jasiński - sopocki harcerz, londyński wolontariusz 20 -21 Czuwaj
Mateusz Futyma
Bohater 22 -27 Mateusz Futyma
3
REDAKCJA
ZNAJDŹ NAS! www.bigpaper.pl www.facebook.pl/bpzhp
NAPISZ DO NAS! redakcja@bigpaper.pl Hufiec Sopot Al. Niepodległości 679 81-854 Sopot
4
Słowem wstępu Nie ma co dużo mówić. Stało się. Powiem inaczej - dzieje się cały czas. Big Paper jako projekt nie rozpoczyna swojej działalności tym wydaniem, on ją gruntuje. Od grudnia 2016 roku redakcja BP pokazuje, że istniejemy w sieci, a dzisiaj wydanie staje się namacalne. Każdy numer będzie niezwykły, ale uczucie towarzyszące przy wydaniu tego pierwszego (z nową redakcją) jest niewyobrażalnie przyjemne. Jest tym samym, czym dla sportowca start w zawodach po długich przygotowaniach. Jest początkiem drogi, którą zamierzamy odbyć. Dzisiaj wydaje się nam wszystkim, że to sformułowanie nie jest błędne. Każdy z nas chce, żeby droga BP była długa, różnorodna i intrygująca. Tego sobie i Wam drodzy Czytelnicy życzymy. „Być bohaterem przez minutę, godzinę, jest o wiele łatwiej niż znosić trud codzienny w cichym heroizmie.” Idąc za słowami wybitnego pisarza Fiodora Dostojewskiego chcielibyśmy w tym numerze pokazać wiele odsłon i twarzy za jakimi kryją się bohaterowie. Ci codziennie (nie)zwyczajni i Ci o których mówią wszyscy. Bohater kojarzy nam się z osobą wyjątkową. Z charakterystyczną ikoną, która niestrudzenie w dzień i noc stoi na straży porządku. Skąd się wzięło przeświadczenie, że akurat tak, a nie inaczej wygląda bohater? Dlaczego nie jest zwykłym człowiekiem, po prostu kimś z nas? A może właśnie jest? Te i inne pytania już na następnych stronach. Miłej lektury!
Konrad Kmieć Redaktor Naczelny
5
Jestem patriotą i noszę odzież patriotyczną autor: Karol Prabucki W średniowiecznej Francji na przestrzeni XI – XIII w. rozwinął się gatunek literacki zwany chansons de geste, czyli pieśni o czynach. Wędrowni trubadurzy wędrowali po państwie Karolingów[1] i pieśnią sławili czyny dzielnych rycerzy. Aby zapisać się w pamięci wędrownego śpiewaka, należało być człowiekiem szlachetnego urodzenia, prawym, odważnym i szarmanckim wobec dam. Taki zestaw cech to wysoko postawiona poprzeczka, dlatego nie dziwi, że wielu bohaterów chansons de geste było postaciami o podkolorowanych życiorysach lub wręcz fikcyjnych. Bohater opowieści o czynach rycerskich potrafił na całe “Nie ode mnie spodziewajcie stulecia słuchaczom, a później czytelnikom, utkwić się złego przykładu” w pamięci. Tak właśnie stało się z Rolandem, rycerzem Pieśń o Rolandzie, słowa króla Karola Wielkiego, którego znamy wszyscy z „Pieśni o Rolandzie”, czytanej czasem z wypiekami na twarzy, tytułowego bohatera przed a czasem z poziewywaniem przez starszych uczniów. Na bitwą. podstawie szkolnych doświadczeń szkolnych moich i kolegów odważyłbym się wysunąć przypuszczenie, że historia Rolanda nie cieszy się powodzeniem z podobnych przyczyn, co pozostałe lektury obowiązkowe – z powodu przymusu. Dlatego zawsze preferowałem przeczytanie książki zanim trzeba było to zrobić. W ten sposób żaden nakaz nie psuł mi satysfakcji z przeczytania ciekawej pozycji. Świat przedstawiony w „Pieśni o Rolandzie” w wyraźny jednak sposób odbiega od naszej teraźniejszości. Od pierwszego wersu straszy nas archaiczny język, przy pomocy którego wprowadzani jesteśmy w równie nieprzystępną dla nas rzeczywistość – rzeczywistość czasów feudalizmu, honorowych rycerzy, zamków, królów i pięknych dam, a także wojny z niewiernymi. Są to więc, chciałoby się rzec, czasy dawno minione… ale czy na pewno? Oczywiście Europa od czasów rycerstwa szarżującego z kopiami na zastępy Saracenów przeszła wiele przeobrażeń filozoficznych, artystycznych i politycznych. Jednak w chwili, kiedy piszę ten artykuł, nie tak daleko naszego spokojnego kraju trwa wojna, której jednym z podłoży jest ludzka chęć narzucenia swojego wyznania lub praktyk religijnych innym ludziom przy pomocy siły. Jesteśmy wychowani w kulturze, która czerpała ze wzorców zachodnich i chętnie przyjmowaliśmy opowieści o dzielnym rycerstwie z zachodniej Europy. Jednak również polscy książęta brali udział w krucjatach[2], nasz narodowy bohater i wzór cnót rycerskich Zawisza Czarny z Garbowa zginął w obronie swojego króla i wiary chrześcijańskiej, a król Jan III Sobieski przerwał pochód armii sułtana tureckiego na Europę, ratując ją przed zbrojną inwazją islamu i państwa tureckiego. Wcale nie dziwi mnie, że „młodzi ludzie” (nazwę tak umownie osoby urodzone po 1990 r.) w obliczu docierających do nich doniesień medialnych starają się odnaleźć w sytuacji i sięgają
6
po analogie między wydarzeniami historycznymi i teraźniejszością. Co za tym idzie, często sami próbują wpisać się we wzorzec wykreowany właśnie na wydarzeniach historycznych. Stąd w Internecie memy z Sobieskim, husarią, Zawiszą Czarnym i żartami o najlepszym polskim towarze eksportowym, jakim ma być przemoc (czy to taką „iskrą” chcielibyśmy być?”). Stąd też wzrost popularności tzw. „odzieży patriotycznej” („pff, myśmy taką nosili, zanim to było modne” - pomyśli harcerz). Niestety wydaje się, że wiąże się z tym również wzrost tendencji do przyzwalania na przemoc i niesprawiedliwość. Zupełnie, jakby fakt przywdziania bluzy z „Kotwicą” upoważniał jej posiadacza do pogardy dla innych ludzi. Łatwo jest dać się urzec jednej narracji medialnej, poczuć się częścią grupy, która jest atakowana, zacząć przejawiać syndrom „oblężonej twierdzy”. We własnym rozumieniu można zacząć wówczas stawać się prawdziwym Rolandem, szykującym się do bitwy śmiertelnej z Saracenami. Z braku tych ostatnich (bo cudzoziemców w Polsce jest niewielu) można się zwrócić przeciwko „zdrajcom”, czyli tym, którzy nie podzielają naszego oglądu rzeczywistości. Smutnym tego skutkiem mogą być późniejsze obrazki z osobami obwieszonymi symbolami i „odzieżą patriotyczną”, z kijami baseballowymi w dłoniach, które mienią się obrońcami ojczyzny. Myślę, że warto sobie zdać sprawę z pewnych podstawowych różnic między cywilem w bluzie z husarzem, który straszy pracowników osiedlowego kebaba niewyszukanymi groźbami, a bohaterami średniowiecznej Europy. Gdybyśmy już mieli koniecznie tych drugich porównać do kogoś ze współczesności, byliby to żołnierze i policjanci albo działacze Obrony Terytorialnej. To te osoby są gotowe narazić swoje życie w obronie nas wszystkich i mają po temu środki i wyszkolenie. Nie chcę być źle zrozumianym – to świetnie, kiedy się szkolimy, by być zawsze gotowi. To świetnie, kiedy wstępujemy do NSR lub OT czy angażujemy się w obronę cywilną – róbmy to jak najczęściej. Gotowości do służby i ofiarności nie wolno nam jednak pod żadnym pozorem mylić z przemocą i chuligaństwem.
źr ód
ło :
sh
ut
te rs to c
k
We współczesnym świecie wciąż potrzeba bohaterów. Być może nie zawsze będą to tacy, którzy walczyć będą do ostatniej kropli krwi. Bo bohaterem może się okazać osoba, która odważnie wyraża swoje zdanie, tak jak zrobił to Oliwier, przyjaciel Rolanda, namawiając go do wezwania wsparcia. Roland wolał zgrywać twardziela i narażać cały swój oddział na zmasakrowanie. Gdyby Oliwier miał wtedy telefon komórkowy, mimo wszystko zadzwoniłby na numer alarmowy. Bohaterem możesz być Ty, kiedy bez wahania przeciśniesz się przez tłumek gapiów, sprawdzisz bezpieczeństwo, oddech i rozpoczniesz RKO.
[1] Karolingowie – dynastia władająca Francją między VIII i X wiekiem, wywodząca się od Karola Młota [2] W XII i XIII w. w krucjatach wzięli prawdopodobnie udział tacy rycerze, jak książę Kazimierz Sandomierski czy książę Kazimierz Opolski.
7
Zdjęcie wykonane podczas obchodów 78.rocznicy wybuchu II Wojny Światowej, pod Pomnikiem Obrońców Wybrzeża. fot. Kamil Jasiński 8
9
autor: Alicja Krawczun - Rygmaczewska Skąd właściwie bierzemy siłę, aby przeć naprzód pomimo przeszkód? Co nas motywuje, buduje ambicję? Co powoduje, że na samą myśl o możliwych dokonaniach aż świecą nam się oczy? Każdy z nas ma swoje osobiste autorytety – silne kobiety i silnych mężczyzn, którzy przetarli dla nas szlaki, nasze inspiracje. Różnie się na nich mówi – innowatorzy, geniusze i moje ulubione, pionierzy. Z największym podziwem patrzymy na osoby, które dokonały wielkich odkryć w interesującej nas dziedzinie. Chcemy być jak oni, a nawet lepsi, chcemy kontynuować ich dzieło a przede wszystkim, chcemy widzieć w nich samych siebie. Jak zawsze w tym temacie pojawia się problem reprezentacji. Podziw i inspiracja wynika również z możliwości identyfikowania się z naszymi bohaterami. Więc jak zafascynowana fizyką, mała dziewczynka ma widzieć siebie w Albercie Einsteinie? Czy naprawdę możemy wybierać jedynie pomiędzy podążaniem śladem Marii Skłodowskiej-Curie lub Rosalind Franklin? Na szczęście kobiet-pionierek bądź osób o różnych kolorach skóry przybywa od dekad, jednak dopiero teraz, powoli dowiadujemy się o kolejnyh osobach, dzięki którym dzisiejszy rozwój był możliwy. Niedawno z wielkim smakiem obejrzałam z rodziną film Ukryte Działania, genialną historię trzech, czarnoskórych matematyczek z NASA, które wykonały kawał roboty, niezbędnej do kontynuowania wyścigu w zdobywaniu kosmosu. Po seansie czułam wzruszenie i lekką dumę jednak najbardziej budująca była reakcja mojej młodszej siostry (lat 12). Mimo, że ciężko było ją przekonać do seansu, gdy w końcu się zmusiła do obejrzenia, nie mogła oderwać oczu od ekranu. Kiedy parę dni później zaproponowałam żebyśmy obejrzeli coś razem, powiedziała: „Może obejrzyjmy coś podobnego do tego filmu o tych ekstra babeczkach”. To, że mojej siostrze zaimponowały silne, zdeterminowane, sprytne i przede wszystkim lekko pyskate kobiety mnie nie dziwi. Zaskoczył mnie za to czas na jaki ta historia zapadła jej w pamięć. Dzieci pamiętają! Dobre
10
źródło: historia.ovh
wzorce, raz przedstawione zostają na długo i mogą zmienić te wciąż rozwijające się istotki na zawsze. Bez takich inspiracji rozwój nauki, sztuki, polityki i innych dziedzin życia nie byłby możliwy (lub z całą pewnością byłby od wiele wolniejszy). Gdyby nie kobiety naukowcy przecierające szlak przede mną nie miałabym nawet szansy studiować wymarzonego kierunku. W poprzednim semestrze, w ramach jednego z przedmiotów mieliśmy zrobić poster naukowy przedstawiający życie jednego z absolwentów naszej uczelni, który dokonał czegoś istotnego. Razem z koleżankami postanowiłyśmy skupić się na kobiecie-naukowcu. Z obszernej listy zasłużonych absolwentów na Wikipedii znalazłyśmy 4 kobiety. O 2 z nich dało się znaleźć więcej informacji niż krótka notka i nekrolog. Gdy zapytane przez panią Profesor oceniającą naszą pracę, co skłoniło nas do wyboru akurat tej osoby, zgodnie z prawdą odpowiedziałyśmy, że zaimponowało nam jak obchodząc kolejne przeszkody i zakazy dla kobiet nie tylko dopięła swego ale również wspierała młode studentki na polu naukowym nawet po przejściu na emeryturę. Pani Profesor (mogąca mieć nie więcej niż 60 lat) tylko pokiwała głową i powiedziała, że istotnie, jest to ważne ponieważ jeszcze kiedy ona sama zaczynała zajęcia w pracowni magisterskiej, na pierwszych zajęciach myślano, że przyszła opróżnić kosze na śmieci. Na uczelni o światowym poziomie. Dlatego chwalę, nagłaśniam i krzyczę. Pokazuję siostrze i bratu, rodzinie i przyjaciołom. Każda historia, każda książka, każdy film, który choć jednej osobie pokaże, że większość przeszkód jest jedynie wymyślona przez człowieka są warte uwagi. W momencie, w którym czarnoskóra fizyczka mogła się uczyć w segregowanej szkole dla mężczyzn, tylko i wyłącznie dzięki swojej determinacji, ambicji i pasji – w tym momencie możemy wszystko. Największe odkrycia i dokonania dzieją się, kiedy ludzie współpracują, niezależnie od płci, orientacji, etniczności czy grubości portfela. Nauka nie uznaje stereotypów. W matematyce nie ma uprzedzeń. Prawa fizyki obowiązują wszystkich tak samo. Sztuka chwali różnorodność a postęp nią żyje! Każdy, kto ma wystarczająco dużo odwagi aby przełamywać bariery (te własne jak i społeczne) zasługuje na szansę oraz równe traktowanie, bez wyjątków. I koniec kropka.
11
NAWAŁNICA 12
fot. Błażej Kalicki
13
fot. Błażej Kalicki
NAWAŁNICA autor: Kamil Jasiński
„Czekają nas prace przy sprzątaniu eternitu – maski mamy gotowe! Na froncie straż pożarna, policja, LOK, wojsko, studenci, aktorzy i my. Krytycznie brakuje benzyny (!) oraz oleju napędowego, ponadto materiałów budowlanych: cementu, gipsu, suporeksu, farb, folii, papy, gwoździ, wapna. Zniszczenia są optycznie wielokrotnie większe niż na zdjęciach. W promieniu 100km puste są wszystkie sklepy budowlane i stacje benzynowe. Ludzie jeżdżą po agregaty prądotwórcze do Warszawy i Trómiasta. Szabrownictwo jest powszechne. W niektórych domostwach od dwóch tygodni nie ma prądu, a do części wsi pomoc nadal nie dotarła. Braknie pomocy psychologicznej. Dorośli ludzie załamują się na naszych oczach.” Kilka tygodni po nawałnicy, z transportem z jednego z hufców dotarłem w region zniszczony przez wichurę. Zatrzymaliśmy się tam, gdzie co drugi samochód ludzi osłupiałych z wrażenia. Na drodze prowadzącej do Suszka. Twardej ubitej ziemi, wąskiej na szerokość półtorej samochodu, otoczonej powalonymi pniami drzew. Dla niektórych takie zjawisko, las połamanych „zapałek”, zdecydowanie zasługuje na zdjęcie wraz z kolegami, przed samochodem uwalonym błotem. 14
Budziłem się w spuszczonym namiocie – z powalonym stelażem i odwiązanymi sznurkami naciągającymi namiot. Ale za karę lub w ramach podchodów między obozowiskami. I wciąż nie wyobrażam sobie jak można się obudzić się w środku nocy wśród powalonych drzew, ogromnych sosen łamiących się na wysokości 3-4 metrów każda. Układając się w jakby zaplanowany wzór. Upadających w rytm burzy. Nie dotknęła mnie też katastrofa wywiewająca dachówki z dachu mojego domu, z nad stodoły i niszcząca cały mój dorobek. „Pierwsze minuty nie pozostawiły żadnych złudzeń, pomimo ludzkich skłonności do przesady i wyolbrzymień – wydarzyła się przeogromna tragedia, patrzenie na którą, sprawiało, że skautowe stopy zazwyczaj twardo stąpające po ziemi – ugięły się a do oczu napływać zaczęły łzy.” Ze strażakami nie rozmawiałem, nie po zamieci. Ale wiem, że harcerze im dziękują. Za podwózkę, gadkę, ale przede wszystkim za przywitania jak kumpel z kumplem. Działali razem. Poszkodowani bardzo potrzebowali szybkiej pomocy. Dachy zawalone od powalonych drzew, zwały tamujące główny nurt rzeki. A harcerze? Sieć młodych ludzi którzy dużo się śmieją i wciąż planuje. Nie harcerskim byłoby, tylko wpłacić pieniądze, lub dostarczyć materiały. Hufce organizują czas dzieciom poszkodowanych, szykują im wyprawki, odpowiadają na potrzeby środowiska. Pomagają w odbudowie domów. Planują wspólne sadzenie drzew, na miejsce połamanych lasów. W ciągu ostatnich tygodni miałem zaszczyt poznać ludzi, którzy niosą za sobą wartości, są szczerzy i bezinteresowni. Są gotowi do działania. Harcerstwo jest tylko organizacją młodzieżową, mamy na celu wychować młodego obywatela. A obrzędowość nadaje nam tożsamość, do której możemy się odwoływać. Powoływać w kontekście historycznym lub określać dążąc ku ideałom które za sobą niesie nasz ruch. To taka grupa ludzi która wyznacza sobie wyzwania i je pokonuje, by być lepszym człowiekiem. Ale chodzi po prostu o to, żeby spędzać czas z ludźmi, którzy chcą działać, służyć, pomagać. To nas naznacza w naszym codziennym życiu. To z kim się wychowywaliśmy ma wpływ na to kim jesteśmy.
fot. Błażej Kalicki
15
ALICJA W KRAINIE KANGURÓW
autor: Alicja Krawczun - Rygmaczewska No i poleciałam! Do samego końca nie byłam pewna czy ktoś się przypadkiem nie pomylił, czy to nie jeden wielki żart. No bo jak to? Wymiana na rok? Do Australii?! Okoliczności też nie były specjalnie sprzyjające wyjazdowi – bilety drogie, wyniki egzaminów ogłoszone w ostatniej chwili (potrzebowałam konkretnej średniej żeby kwalifikować się do programu). Na szczęście, wszystko się udało, walizka się dopięła (ledwo!) i mogłam ruszać. Z Trójmiasta, po łzawym pożegnaniu z rodziną, pociągiem do Warszawy, stamtąd następnego dnia na lotnisko. Dalej już prosta trasa: Warszawa-Dubaj, Dubaj-Adelajda i w końcu, po ponad piętnastu tysiącach kilometrów (?!), Adelajda-Melbourne. Ale powoli, w Adelajdzie czekało mnie dziesięć godzin przesiadki. Na szczęście na lotnisku już mnie wypatrywali Ciocia Hania i Kuzyn Błażej. Przenieśli się do Adelajdy z Olsztyna dobre piętnaście lat temu i nie dopuszczali możliwości żebym czekała na lotnisku przez noc. W ten sposób mogłam się wykąpać, zjeść domowy obiad i wyspać – po 18 godzinach spędzonych w samolocie, więcej nie potrzeba do szczęścia. Niestety o czwartej pobudka i kolejna wycieczka na lotnisko. Odprowadzili mnie pod samą bramkę, wyściskali i kazali obiecać, że będę ich odwiedzać. Oczywiście obiecałam. Nareszcie! Melbourne. Wyczekane, wymarzone i ... mroźne?! W końcu jest 15 lipca, na antypodach środek zimy. Melbourne klimatem przypomina Sopot więc do niskiej temperatury dochodzi lodowaty wiatr. Prawie jak w domu. Na miejscu mieli odebrać mnie pani Olga (przyjaciółka przyjaciółki mojej mamy) z mężem. Przyjechali, odebrali, zabrali do domu. Wspaniali ludzie! Nie wiem, czy to polska gościnność, mocniejsze poczucie wspólnoty na obczyźnie czy mam po prostu szczęście trafiając na tak bezinteresownych ludzi podczas swoich podróży. Zostanę przy szczęściu. Zadomowiłam się szybko, po zmaganiach z Jet Lagiem, którego skutki odczuwałam dobry tydzień, mogłam przejść na szybsze obroty i zająć się obowiązkami, a było co załatwiać. Wszystkie warunki wymiany muszą być spełnione, dokumenty wysłane, przedmioty odpowiednie a i plan zajęć wypadało by ułożyć tak, żeby zajęcia na siebie nie nachodziły. Pod koniec pierwszego miesiąca byłam mniej więcej zorganizowana. Administracja angielska trochę mnie rozpuściła przez poprzedni rok. Koniec końców dopięcie wszystkiego na ostatni guzik kosztowało mnie sporo biegania, stresu i włosów. Miałam za to własne mieszkanie (choćby nie wiem jak fajnie mi się mieszkało u moich gospodarzy, czas stawić czoło życiu samemu), byłam zapisana na zajęcia 16
i rozesłałam CV. Można w końcu się odprężyć i zająć zwiedzaniem – znaczy się nauką, studiami. Jak wiadomo, początki są zawsze ciężkie. Szczególnie jeśli jedzie się na drugi koniec świata z ogromnymi oczekiwaniami. W mojej wizji już dawno podróżowałabym po buszu z Krokodylem Dundee. Rzeczywistość wyglądała znacznie bardziej... monotonnie. Na szczęście na wszystko przychodzi czas. Szczególnie na przygody. Jak się później okazuje, warto było czekać. Ale o tym, innym razem.
Jeśli “szara rzeczywistość” zawsze wygląda jak Hogwart, to chyba jakoś przeżyję.
Tutaj nawet wyjście do parku robi wrażenie. Na zdjęciu Lola - suczka moich gospodarzy i ogromny eukaliptus. Rosną tu jak brzozy.
fot. Alicja Krawczun - Rygmaczewska
17
Kamil Jasiński sopocki harcerz, londyński wolontariusz POŻAR W LONDYNIE autor: Kamil Jasiński
fot. Kamil Jasiński
Około godziny 1.00 w nocy 14 czerwca zapalił się 20-piętrowy blok mieszkalny. Cztery przecznice od miejsca, w którym mieszkam, tuż naprzeciw ścianki wspinaczkowej, na której pracuję. Kiedy się przebudziłem, czekały na mnie już pierwsze strzępki informacji o dymie, ogniu i ludziach błądzących po ulicach. Chwilę później wiadomość z pracy - dziś zajęcia, które prowadzę, są odwołane, ale w centrum potrzeba jest pomoc. Spakowałem apteczkę, no i co? Chyba wiem co robić. W końcu tyle razy to ćwiczyliśmy. Organizacja, pomoc i podnoszenie na duchu. Na szczęście bez środków medycznych, wciąż trzeba było skoordynować setki ludzi nadchodzących z pomocą. Ścianka wspinaczkowa to nie tylko duży budynek, ale też część lokalnej wspólnoty. Inspektorat Ratowniczy Sopot przez lata organizował ćwiczenia z pomocy przy wypadkach masowych. Przy organizacji tych manewrów obserwując aktywnych uczestników zawsze przychodzi myśl o dobrej pracy zespołowej i rzetelnej wymianie informacji - strukturze, organizacji pomocy, systemie. Więc dołączyłem do zespołu, zrobiłem rozeznanie i zacząłem działać. I choć mógłbym teraz promować harcerstwo, to po prostu mnie cieszy na serduszku, że to właśnie ci ludzie z okolicy, sąsiedzi i małe wspólnoty. Że każdy z nich przyszedł i chciał pomóc. Może po raz pierwszy poczułem, że mieszkam w Londynie, że jestem częścią wspólnoty.
18
19
Czuwaj autor: Mateusz Futyma
Zacznę od tego, że ten artykuł dla wielu może wydać się kontrowersyjny. Poruszana w nim treść trochę kontrastuje z tradycyjnym, patetycznym wizerunkiem harcerza, jaki niektórzy mają w swoich głowach. Niemniej temat wydaje mi się ważny i ciekawy, zarówno od strony pracy wychowawcy, jak i edukacyjnej (dla tych, którzy jeszcze nie wychowują). Główny Inspektorat Sanitarny ostatnio rozpoczął kampanię marketingową mającą rozszerzać świadomość młodzieży, jak i dorosłych na temat GHB, czyli tak zwanych “pigułek gwałtu”. Głównym elementem tej kampanii jest slogan: “Mądra dziewczynka pilnuje drinka”. A tak wygląda plakat promujący tę akcję:
Niewinna, jakby się wydawało, akcja mająca mieć społecznie pozytywny wymiar wzbudziła wiele kontrowersji. Internet bardzo szeroko się o nich rozpisywał, poczynając od portalów plotkarskich, a kończąc na witrynach informacyjnych. Nie będę przytaczał wszystkich zarzutów (ciekawi z łatwością dotrą do nich w sieci), a jedynie zarysuję sedno sprawy. Główną kontrowersją, a zarazem zarzutem co do loga i sloganu akcji, jest to, że w opinii wielu internautów przerzuca on odpowiedzialność na ofiarę. Oto przykładowa wypowiedź jednego z komentujących:
20
“Panie Marku, ofiarami gwałtu padają zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Tego nie ma na plakacie. Jest za to kobieta, która została zdegradowana do głupiej dziewczynki, która w sumie sama będzie sobie winna, jeżeli nie przypilnuje drinka. Przenosi Pan w ten sposób odpowiedzialność za gwałt na ofiarę”. Niestety, odnoszę wrażenie, że ludzie na siłę starają się czasem feminizować niektóre kwestie i doszukiwać się seksizmu tam, gdzie go nie ma. Tak samo, jak nie jest na plakacie zaznaczone, że faceci też są ofiarami, tak samo, nie jest zaznaczone, że nimi nie są. Ponad to zdecydowanie więcej kobiet staje się ofiarą tego procederu, dlatego oczywistym jest, że kampania ma uświadamiać właśnie je. Co więcej hasło mądra dziewczynka ma być pochwałą ostrożnego zachowania się, a odwracanie go w stylu “skoro tak, to niemądra dziewczynka sama sobie jest winna gwałtu” jest sporą nadinterpretacją. W internecie można znaleźć też głosy mówiące, że to nie kobiety winny pilnować drinka, bo mają prawo do tego, żeby nic nie zostało tam wrzucone. Jest to myślenie z zasady słuszne, jednak w pewien sposób roszczeniowe i dość niebezpieczne w swych konsekwencjach. Niestety, nie żyjemy w świecie idealnym, a państwo nie jest w stanie zapewnić nam 100 % ochrony w każdej dziedzinie. Dlatego należy być odpowiedzialnym i przewidywać możliwe konsekwencje. Tym właśnie charakteryzuje się dorosła osoba. I wracam tu do poprzedniej kwestii odwracania tego sloganu. Nie ma co doszukiwać się w tym stwierdzeniu, że kobieta nie pilnująca swojego drinka własną głupotą odpowiada za to, że stała się ofiarą gwałtu. Uważam wręcz, że jest na odwrót. Jest to pochwała dla kobiety (lub dziewczyny, bo nastolatki też piją alkohol (18-19)), która stosuje znaną nam zza kółka zasadę ograniczonego zaufania, zamiast roszczeniowego myślenia które sprowadza się do tego, że “mam prawo nie zwracać uwagi na nic i nie ma prawa nic mi się stać”. Takiej zasady ograniczonego zaufania uczy nas harcerstwo. Już samo zawołanie “Czuwaj” pochodzące od rycerskiego pozdrowienia mówi nam: „Bądź gotów“. Przekazuje ono treść: „bądź rozważny, staraj się nie patrzeć jedynie przez pryzmat chwili, a przewiduj dalsze konsekwencje.“ Nie znaczy to jednak, że w gronie przyjaciół harcerz zawsze musi być tym jedynym niepijącym. Warto tu przytoczyć nowy 10. punkt prawa harcerskiego: „Harcerz pracuje nad sobą, jest czysty w myśli, mowie i uczynkach; jest wolny od nałogów.“ Chodzi więc o to, że harcerz działa odpowiedzialnie. Jeśli wie, że wieczorem zamierza wypić parę piw z kolegami, ale przewiduje, że może być potrzebna osoba zdolna do prowadzenia auta, dogaduje się z tatą, żeby w razie czego on mógł prowadzić samochód. Harcerki od dziecka uczone są odpowiedzialności za swoje działania, a także dbania o grupę i przewidywania potencjalnych zagrożeń. Do tego służą takie elementy jak służba wartownicza, alarmy nocne czy symulacje pierwszej pomocy. Harcerka (harcerz zresztą też), wchodząc potem w dorosłość, wie, że nawet w sytuacji komfortu i bezpieczeństwa należy Czuwać. Przenosząc to na grunt kontrowersji związanych z tą kampanią, chodzi o to, by czasem dmuchać na zimne, by być odpowiedzialnym nie tylko w swoich działaniach, ale by mieć trzeźwy i realny ogląd sytuacji. Wiadomo, że do takich tragedii nie powinno dochodzić, ale mimo starań naszych służb cały czas się zdarzają. Biorąc sprawy w swoje ręce, co często wcale dużo nas nie kosztuje ( zrezygnowanie z 1 drinka więcej), możemy takiego dramatu uniknąć.
21
NIE ZAPOMNIJ ODWIEDZIĆ NASZEJ STRONY INTERNETOWEJ
Bądź na bieżąco z audycjami, artykułami i newsami! CHCESZ SIĘ Z NAMI SKONTAKTOWAĆ? NIC PROSTSZEGO! PO PROSTU NAPISZ!
22
ohater autor: Mateusz Futyma
Na samym początku chciałbym zaznaczyć, że to, o czym przeczytacie poniżej, to tylko jedno z wielu spojrzeń na tę sprawę. Sam nie do końca się z nią zgadzam, ale jest ona watrościowa, bo jest drugim głosem w dyskusji. Otóż wiekszość tekstów dotychczasowo obublikowanych skłaniała się ku tezie, że bohaterem jest ktoś, kto dokonuje czynów męskich, odważnych, altruistycznych, że jest to ktoś, kto przezwycięża swoje słabości. Czy to twierdzenie jest jednak uzasadnione ? Czy osoba, która dając wyraz swojej odwadze, działając z altruistycznych pobudek i pokonując swoją słabość, osiąga swój cel, jest bohaterem ? Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie, trzeba by najpierw postarać się zdefiniować słowo bohater. Jednak, żeby nie było tak prosto, nie skorzystam tu z definicji z wkipedii, tylko postaram się sięgnąć do głębi tego wyrażenia i poznać jego pochodzenie. Bohater, po angielsku hero, nie przypadkowo kojarzy się z herosem, ten zaś z mitologią, a ona z bogami. Otóż szukając definicji słowa bohater, trzeba wyjść od Boga, gdyż żródło słowa “bohater” to “boh”, co w języku staropolskim znaczyło Bóg. “Alternatywną wersją słowa Bóg jest Boh. Występuje u nas w imionach: Bohdan (dany od Boga). Jest też poprawną formą w językach: białoruskim, ukraińskim, czeskim i słowackim. Od tej wersji pochodzi też słowo “bohater”. Od słowa “boh” pochodzi również jedna z rzymskich nazw naszego państwa, chodzi oczywiście o Bohemię (Bohemia – kraj bogów).” [1] Spróbujmy więc w poszukiwaniu określenia tego, kim jest bohater, zagłębić się na chwilę w świat bogów. Mitologiczne bóstwa zostały zantropomorfizowane, czyli upodobnione do człowieka. I jest to trafienie w sendo problemu. Zgodnie z obecnie panującym przekonaniem okres starożytny można podzielić na dwa krótsze okresy: mitologiczny i filozoficzny. Mitologia przed nadejściem pierwszej z nauk – filozofii była tak naprawdę encyklopedią tłumaczącą świat. Mitologia tłumaczyła, dlaczego pada deszcz, czemu zmieniają się pory roku i skąd wziął się ogień na świecie. Nic dziwnego więc, że ludzie starali się upodobnić bogów do siebie. Takie podobieństwo, przypisywanie bogom ludzkich wad (np. kłótnia Afrodyty, Hery i Ateny o to, która z nich jest najpiękniejsza) dawały ludziom poczucie bezpieczeństwa w niepoznanym dotąd świecie. To z resztą było przyczyną krytyki mitologii przez pierwszych filozofów. Taką krytyką są słowa przypisywane Ksenofanesowi z Kolofontu: “Ludzie stworzyli bogów na swój własny obraz. Śmiertelnym się zdaje, że bogowie zostali zrodzeni jak oni, że noszą ich szaty, mają ich głos i postać. Etiopowie uważają, że ich bogowie mają spłaszczone nosy i są czarni, Trakowie zaś, że mają niebieskie oczy i rude włosy. Gdyby woły, konie i lwy miały ręce i mogły nimi malować, to konie malowałyby obrazy bogów podobne do koni, a woły podobne do wołów.”[2] 23
Wracając jednak do tematu antropomorfizacji, taką samą rolę jak ukazywanie boskich wad mieli pełnić herosi – dzieci bogów i ludzi. Samo to, że bogowie godzili się wydać na świat ludzkiego potomka, było oznaką zbliżania mistycznej sfery do rąk człowieka. Herosi przez starożytnych uznawani byli niemal za ówczesnych superbohaterów. Nie miało to jednak na celu jedynie kwestii rozrywkowych. Herosi byli przede wszystkim pewnymi symbolami, miarą doskonałości, do której miał na swej drodze dążyć człowiek. Warto tu wspomnieć choćby mit o Prometeuszu, który postanowił poświęcić przychylność bogów z powodu chęci wsparcia ludzkości. Z czasem w historii zaczęły pojawiać się ludzkie “odpowiedniki” nawiązujące do wzorów, za które byli stawiani herosi. Można by tu przywołać chociażby Leonidasa, historycznego króla Sparty, który wsławił się szaleńczą obroną wąwozu termopilskiego. Nadal jednak pozostawał on sybolem i wzorem, który miał być przykładem dla innych. Warto też zwrócić uwagę, że nie każda osoba wyróżniająca się wielkimi czynami nosiła status bohatera. Można by tu przytoczyć choćby kwestie Sokratesa. Mimo jego dorobku naukowego w pamięci Ateńczyków nie został zapamiętany jako bohater, a raczej jako persona non grata, która została skazana na wypicie cykuty. Nie sam fakt walki tworzył z Leonidasa bohatera, ale również pobudki, pewna niemalże mityczna i nadprzyrodzona siła ducha, którą się wykazał i przede wszystkim, co jest kontrowersyjną tezą tego tekstu, pożyteczność w kształtowaniu świadomości przyszłych Spartan. Wzór, jaki dawał Leonidas, był wart naśladowania i dlatego nadano mu miano bohatera. Czym różnił się Sokrates od niego? Tym, że w działaniu Sokratesa ludzie nie dopatrzyli się wtedy wzoru do naśladowania. Sokrates był autorytetem, jednak nie bohaterem.
(Mimo upływu niemal 2 i pół tysiącleci pewne wzorce bohatera w kulturze pozostają niezmienne )
Wszystkie przytoczone tu twierdzenia zmierzają ku tezie, że nie każdy człowiek może być bohaterem. Przede wszystkim dlatego, że bohater nie oznacza jedynie człowieka dokonującego bohaterskich czynów, nie oznacza ona nawet 24
człowieka będącego autorytetem. Bohater na przestrzeni wieków był traktowany jako pewien wzór do naśladowania. Odważnym stwierdzeniem byłaby teza, że bohaterowie byli raczej narzędziami społecznymi do kształtowania świadomości ogółu ludzi i wskazywaniu cech społecznie pożądanych. Z drugiej jednak strony nie sposób nie dostrzec pewnego sensu zawartego w takim stwierdzeniu. Spróbujmy spojrzeć może na to ze współczesnej perspektywy. Każdy z was na pewno zna Kapitana Amerykę. Nie każdy pewnie jednak wie, że pierwszy komiks o nim powstał w 1941 roku (tak, podczas II wojny światowej!).
(Okładka 1 numeru komiksu z 1941r.)
25
Powstanie tego komiksu akurat w czasie II wojny światowej wcale nie jest przypadkowe. W czasie, gdy ludzie byli przerażeni widmem wojny z hitlerowcami, osoby odpowiedzialne za kreowanie społecznych nastrojów szukały ku temu przeciwwagi. Co bardziej podnosi ducha narodowego niż wzruszająca historia o ochotniku zapisującym się do wojska z patriotycznych pobudek, który zostaje jednak odesłany z powodu słabego zdrowia, a finalnie znajduje sposób na spełnienie patriotycznego obowiązku? Teraz cofnijmy się do pierwszej części tekstu. Pamiętacie Prometeusza? Gość, który nie musia robić nic, aby żyć w dostatku, jednak postanowił narazić się bogom dla dobra ludzkości. Zadziwiające jest podobieństwo pobudek Stevena Granta Rogersa do tych prometejskich. Człowiek, który w wojsku nawet nie nadawałby się na sprzątacza, wychodzi ze strefy komfortu, by spełnić obowiązek dla narodu. Jaki z tego podobieństwa można wysnuć wniosek? Ano taki, że ludzkość i pewne jej cechy od lat pozostają niezmienne. W chwili zagrożenia szukamy oparcia w sile nadprzyrodzonej. Tworząc bohatera – symbol takiej siły – i nadając mu cechy człowieka, sprawiamy, że znajduje się ona bliżej nas i sprawia wrażenie osiągalnej dla każdego. Nie zrozumcie mnie źle, nie chcę odmawiać wielkości czynom “małych” ludzi. Jednak może warto zastanowić się, czy powinno się nadawać im miano bohaterów? Slogany takie jak: “I ty bądź bohaterem w swoim domu” czy “Każdy z nas powołany jest, by być swoim bohaterem” sprawiają, że pojęcie to ulega relatywizacji. Każdy z nas może i jest powołany do tego, by spełniać swoje marzenia i może, a nawet powinnien przekraczać swoje ograniczenia, ale zostawmy możliwość nazwania tych czynów jako bohaterskie innym ludziom, dlatego, że to społeczeństwo kreuje bohaterów. Nie przypadkowo ludzkość za bohatera uważa Leonidasa, a nie wysztkich jego 300 żołnierzy z osobna. Do wyobraźni człowieka o wiele bardziej przemawia obraz konkretnej jednostki, wraz z jej bagażem doznań i historii, niż obraz pewnej grupy, która w wyniku swej liczebności często jest traktowana jako anonimowa. Stalin powiedział kiedyś takie słowa: “Śmierć jednego człowieka to tragedia. Śmierć milionów ludzi to statystyka.”[3] Te straszne słowa oddają jednak w sposób dość prawdziwy to, co bliskie jest ludzkiej naturze, czyli to, że jeden wyraźny obraz działa na nas mocniej niż 100 niewyraźnych i zamazanych. Spróbujmy teraz przenieść sobie to na grunt naszej dyskusji o bohaterze. Bohaterami są jednostki. One wskazują kierunek do działania i wzór dla ludzi. Jak mało w naszej kulturze jest bohaterów “zbiorowych”. Spójrzmy choćby na nasze podwórko. Mówiąc o II wojnie światowej, w dyskusjach o polskim państwie podziemnym często wspominamy Rudego, Alka, Zośkę. Należy sobie zadać pytanie, dlaczego ich. Dlaczego nie mówimy o Marysi, Jacku i Oskarze walczących wtedy w innej dzielnicy Warszawy z tym samym poświęceniem? Dlatego, że opowiedziana znana nam historia o przyjaźni, poświęceniu i patriotyźmie przemawia do naszej wyobraźni. Może gdyby powstała książka o Marysi, Jacku i Oskarze dziś nie mówilibyśmy o Zośce, Alku i Rudym, a właśnie o nich. To, że Marysia, Jacek i Oskar są dla nas jedynie anonimowymi imionami wyrytymi w kamieniu na pomniku pamięci, nie ujmuje im czynom wielkości. Jednak za bohaterów uznani są Zośka, Alek i Rudy. Tak zostali oni zapamiętani przez społeczeństwo, któremu potrzebne było w czasach komunistycznej władzy w Polsce źródło wzoru i poświęcenia. 26
Z dotychczsowych rozważań wyłania się jednak pewien problem. Otóż czy samo uznanie za bohatera przez ludzi jest wystarczające, by rzeczywiście nim zostać. Czym w takim razie różniłby się bohater od sławnego człowieka. Odpowiedź na to pytanie można znaleźć w słowach wybitnego znawcy tematu i autora książki “Potęga mitu” Josepha Campbella : “ Idzie o to, by nie utożsamiać się z żadną z doświadczonych form potęgi. Dążący do wyzwolenia jogin indyjski identyfikuje się ze Światłem i już z niego nie powraca. Jednakże nikt spośród tych, który ożywia pragnienie służenia innym, nigdy nie pozwoli sobie na taką ucieczkę. Ostatecznym celem poszukiwania nie może być wyzwolenie ani ekstaza dla samego siebie, lecz tylko mądrość i siła służenia innym. Jedną z wielu różnic między bohaterem a kimś sławnym jest ta, że człowiek sławny żyje tylko dla siebie, gdy tymczasem bohater działa na rzecz odkupienia społeczności.”[4] I tu dochodzimy do drugiej kluczowej części zagadnienia, na której skupiało się większość naszych poprzednich tekstów. Drugą częścią składową bohatera jest suma jego motywacji, altruistycznych pobudek i dążenia do zmieniania świata na lepsze. Dwie części bohatera są wobec siebie równoważne. Mianem bohatera określamy więc osobę działającą na rzecz innych ludzi i społeczeństwa, której czyny i zasługi zostały uznane za społecznie pożądany wzór do naśladowania. Oczywiście trzeba jeszcze wziąć pod uwage rozróżnienie, które poczyniłem na początku. Trochę inne jest ujęcie bohatera rzeczywistego, a inne stworzonego w ramach tekstów kultury. Myślę jednak, że to rozróżnienie każdy z nas potrafi intuicyjnie wyczuć. Oczywiście, niemożliwym jest, by bohater np. literacki działał realnie na rzecz społeczeństwa. Wobec tego należałoby raczej doszukiwać się jego społecznnej użyteczności przy kształtowaniu pewnych postaw. Mimo iż ta teza nakazuje nam mocno zawęzić krąg bohaterów, myślę, że watro się zastanowić nad sensem w niej zawartym.
[1] - http://wspanialarzeczpospolita.pl/tag/etymologia-2/ [2] - Jostein Gaarder, Świat Zofii. Cudowna podróż w głąb historii filozofii, Warszawa 1995, tłum. Iwona Zimnicka, s. 39, 40. [3]- Erich Maria Remarque, Czarny Obelisk [4] - Joseph Campbell – Potęga Mitu
27
28