W Y DA NIE IN T E R NE TO W E 1 kwietnia 2020
W Y D A N I E
I N T E R N E T O W E
1 kwietnia 2020
|
BIK
|
11
Drodzy Państwo! Sytuacja w kraju i na świecie jest szczególna. Współczesna cywilizacja nie zetknęła się dotąd z tego typu dosłowną zarazą – nie z epidemią na tak gargantuiczną skalę. Toteż wszyscy jesteśmy zdezorientowani, a w naszych głowach często dźwięczą nam pytania fundamentalne: czy to kres świata, jaki znamy? Czy wyjdziemy z tego wszystkiego odmienieni? I choć intuicja już teraz podszeptuje, że nie, nie zmieni się absolutnie nic, że żadnego „nowego otwarcia” nie będzie, to tak naprawdę dopiero czas wszystko zweryfi kuje. Jak zwykle, zresztą. Ale żeby w tym trudnym okresie nie zostawiać Państwa z niczym, przygotowaliśmy dla Was pierwszą porcję lektury na czas pandemii. I prosimy zaglądać tu częściej niżeli raz na miesiąc. Bo niezmiennie trwamy i będziemy trwać na posterunku – dla Was! Zastępczyni Redaktora Naczelnego Redaktorka wydania
n a n a s t ę p nyc h s t ron a c h Intymność to ja
z Agatą Ciesielską-Shovkun rozmawia Monika Grabarek
O In-to-me-see… Monika Grabarek
Jak Stary Fryc budowy kanału doglądał Adam Gajewski
Pałac w Kijewie Szlacheckim Emilia Walczak
Bydgoski insynuator kulturalny (186) Zdzisław Pruss
wydawca: Miejskie Centrum Kultury w Bydgoszczy redaktor naczelny: Michał Tabaczyński, michal.tabaczynski@mck-bydgoszcz.pl zastępczyni redaktora naczelnego, redaktorka wydania: Emilia Walczak, emilia.walczak@mck-bydgoszcz.pl kontakt z redakcją: bik@mck-bydgoszcz.pl BIK w sieci: www.facebook.com/bik.bydgoszcz, www.issuu.com/bik_ na okładce: ulica Jagiellońska w Bydgoszczy, 1920–39, autor fotografii: Piotr Wiszniewski / Narodowe Archiwum Cyfrowe
sztuka Z Agatą Ciesielską-Shovkun, o prezentowanej w Galerii Wspólnej wystawie In-to-me-see, czyli zajrzyj do mnie, rozmawia Monika Grabarek.
Intymność to ja Swoich modeli zapytałaś, czym jest dla nich intymność. Zaskoczyła cię jakaś odpowiedź? I czym ona jest dla ciebie? Wypowiedzi osób portretowanych uporządkowały moją wiedzę na temat intymności zebraną wcześniej. Przyglądając się wypowiedziom moich bohaterów, możemy odnaleźć wiele cech wspólnych z literaturą przedmiotu. Wielokrotnie moi rozmówcy łączą ją z kilkoma relacjami jednocześnie. Najczęściej kojarzą intymność z relacją emocjonalną z drugim człowiekiem, przy czym nie wykluczają również kontaktów cielesnych. Zagadnienie to łączą również z dialogiem wewnętrznym. Wieloaspektowość podejścia do tematu intymności wiąże się z jego złożonością, z którą również borykali się znawcy tematu. Trzeba tu zaznaczyć, że odpowiedzi bohaterów mojej pracy są intuicyjne, a pomimo to pokrywają się w dużej mierze z badaniami teoretycznymi i stanowiły podstawę do rozważań intelektualnych podczas pracy nad cyklem. Dla mnie intymność to moje „ja”, z którym nie muszę się z nikim dzielić; to moje najskrytsze myśli, fantazje, przemyślenia… Jak sobie czasem to uświadomię, to czuję ogromną kontrolę nad swoim życiem, bo tego rodzaju intymności nikt mi nie może odebrać. Dlaczego wybrałaś te, a nie inne osoby do udziału w swoim projekcie? Czy to zawsze bliższa relacja z modelem miała znaczenie – co o tym decydowało? Aby wizerunek postaci był kompletny, a zapisanie go w formie artystycznej możliwe, swoją perspektywę musiałam poszerzyć o wiedzę na temat życia i światopoglądów moich bohaterów. Znam portretowanych, choć nie zawsze łączy nas jakaś bliska relacja; niektórzy z nich w pewnych momentach życia w jakiś sposób na mnie wpłynęli, w związku z czym uznałam, że mogą też coś ciekawego wnieść do projektu. Jakie wyzwania pojawiły się w pracy z fotografowanymi osobami? Taka sesja to zawsze bardzo bliskie, czasem trudne spotkanie z drugim człowiekiem… To rzeczywiście było dla mnie duże wyzwanie, ponieważ nie jestem, nie czuję się fotografem. Chodzi mi o to, że wcześniej się specjalnie fotografią nie interesowałam, również w aspekcie tego prow y d a n i e
i n t e r n e t o w e
Agata Ciesielska-Shovkun podczas wernisażu w Galerii Wspólnej, fot. Waldemar Domagała
jektu potraktowałam ją jako środek do dalszych prac. O wiele ciekawsze dla mnie było to, co działo się potem, a było związane z grafiką komputerową, manipulowaniem obrazem, przenoszeniem go na odpowiednie nośniki. Moi modele byli różni; jedni chętnie pozowali, byli bardzo swobodni (co chyba widać w portretach), inni bardziej stateczni, ale o to tu chodziło – aby uchwycić modela tak, żeby właśnie ową „sztywność” czy odwagę podkreślić. Wystawa In-to-me-see to także twoja próba zmierzenia się z portretem, próba odczytania go na nowo. Czym dziś jest portret w świecie selfie? W ciągłym prezentowaniu najlepszej wersji siebie na Instagramie? Jaka jest teraz rola artysty i sztuki w redefinicji portretu? Na przełomie wieków rola portretu była bardzo różna, czasem miała podkreślić czyjąś wielkość i siłę, innym razem nawiązywała do kondycji społecznej. We współczesnej literaturze i sztuce temat portretu i intymności często się ze sobą przeplatają. Zjawisko nieustannej potrzeby przeglądania się w cudzych oczach na szczęście mnie nie dotyczy. Nie mam Instagrama, a selfie robię czasem dla mojej mamy. Myślę jednak, że czasy nie są łaskawe, w szczególności dla młodych ludzi, którzy czują ogromną presję sukcesu, jakim jeszcze na dodatek „trzeba” się nieustannie dzielić w mediach społecznościowych. To ogromna presja oceny i ciągłej rywalizacji. Osobiście całe to zjawisko odbieram niestety negatywnie, widząc kąśliwe czy seksistowskie komentarze pod zdjęciami młodych dziewczyn. Nie bardzo rozumiem, po co takie foty w ogóle wrzuca się do internetu? Co tymi młodymi dziewczynami kieruje, że tak się narażają na osąd, co chcą tym osiągnąć? To nieustannie nakręca we mnie spiralę pytań i szukanie odpowiedzi. 1 kwietnia 2020 | BIK |
w ys t awa
Anton, 2018, druk soczewkowy
Portret I, 2017, druk na papierze ozdobnym
Monika Grabarek
O In-to-me-see… „Człowiek, którego widzisz, nie dlatego istnieje, że go widzisz, ale dlatego, że on na ciebie patrzy” [Olga Tokarczuk, Opowiadania bizarne]
| BIK | 1 kwietnia 2020
Portret V, 2017, druk na papierze ozdobnym
Agata Ciesielska-Shovkun to nad wyraz zdolna i ciekawa, ale przede wszystkim odważna artystka. W swoich poprzednich cyklach eksplorowała obszary cielesności, seksualności. Łamała tabu, pokazywała ciemne, skrywane fantazje erotyczne; było dużo ciała, fizjologii, erotyzmu. Wszyscy doświadczamy takich pragnień i marzeń, ale trening społeczno-obyczajowy nie pozwala nam się do tych wewnętrznych i bardzo osobistych uczuć przyznawać. Poczucie wstydu – z powodu tego, że mamy ciało, które ma swoje potrzeby – zostało nam bardzo mocno „wdrukowane”. Mamy je ukrywać, najlepiej tłumić. w y d a n i e
i n t e r n e t o w e
w ys t awa
Baśka II, 2016, druk na dibondzie
Kostian II, 2017, druk na dibondzie
Ale to dopiero wystawa otwarta w lutym w Galerii Wspólnej, In-to-me-see, czyli zajrzyj do mnie, ukazała zmagania artystki z tematem intymność. Swoimi pracami szukała ona miejsca, w którym zaczyna się intymność, co ona tak naprawdę znaczy dla fotografowanych modeli oraz dla nas, odbiorców tych dzieł. Intymność dla każdego zaczyna się w zupełnie innym miejscu. Choć te granice przebiegają bardzo różnie, to jednak wspólny mianownik wydaje się oczywisty. To coś, co skrywamy, bardzo chronimy; to wnętrze, do którego wpuszczamy bardzo niewielu. Intymność to daleko bardziej nasze w y d a n i e
i n t e r n e t o w e
Portret VI, 2017, druk na papierze ozdobnym
Portret VII, 2018, druk na papierze ozdobnym
lęki, kompleksy, pragnienia, poczucie bliskości z drugim człowiekiem niżeli nagie piersi czy ramiona. Intymność to obnażenie emocjonalne, to pokazanie się bez pancerza i maski. To te miejsca, których dotknięcie boli najbardziej. Każdy je ma i chroni. In-to-me-see… to także nasze nieustające odbijanie się w innych ludziach, szukanie tam potwierdzenia swojego istnienia. Drugi człowiek jest dla nas jak lustro, w innym zawsze staramy się dostrzec siebie. W tym odbiciu chcemy znaleźć odpowiedzi na pytania, które nieustannie sobie zadajemy, to, kim jesteśmy. Przeglądamy się w oczach innego. 1 kwietnia 2020 | BIK |
100
Mu z e u m S zy pe r s k i c h L ege n d (4) Adam Gajewski
Jak Stary Fryc budowy kanału doglądał Wróżbitka Durdowa, mag Twardowski, Władysław Ostoja-Ostojski czy wreszcie Jasiu Zielone Ucho weszli już do kanonu bydgoskich oryginałów; ich przygód, ekscesów i błazeństw starczyłoby na niejeden prima aprilis! Do historii wpisał się żart pewnego wagabundy z Czyżkówka, który paradując w pruskim mundurze wzbudził popłoch, sugerując, iż sam cesarz Wilhelm przybył do miasta incognito. Nie była to jednak pierwsza pomyłka związana z niemieckim monarchą… Epizod pierwszy związany był ze „Starym Frycem”, czyli królem Prus Fryderykiem II Wielkim. Władca ten, człowiek o smutnym, ascetycznym obliczu, pozujący na oświeceniowca i filozofa, pojawił się w Bydgoszczy w roku 1772, dokonując lustracji swoich zaborczych zdobyczy. Miasto nad Brdą nie prezentowało się podówczas okazale – wiele domów popadało w ruinę, ich gospodarzy pochłonęły kolejne fale plag i chorób nawiedzających gród. Trzeba było posiadać duszę stratega, mieć upór despoty, a zarazem nie gardzić marzeniami, aby właśnie tutaj kreślić nowe, wielkie projekty. W Bydgoszczy doszło jednako do spotkania dwóch wizjonerów i nieustępliwych twórców – Fryderyk II zmówił się tutaj z tajnym radcą finansowym swego dworu – Franzem Balthasarem Schönbergiem von Breckenhoffem. Cały wieczór rozmawiali o budowie drogi wodnej – kanału mającego połączyć Brdę z Notecią. Dzięki takiemu kanałowi zachód Europy spotykałby się ze wschodem. Tajny radca podjął się trudnej misji. Zajął się szybko wytyczaniem szlaku wodnego w terenie, organizowaniem robotników, planami budowy śluz. Posłuch i autorytet zapewniał mu konny oddziałek wojska, który nie odstępował go na krok. Gdzie kazał wbijać łopatę – tam kopano, gdzie kazał ściąć drzewo – tam zaraz leciały wióry. Breckenhoff i inżynier Dornstein prowadzili budowę mocną ręką. Problemów było jednak tyle, ile ziemnego urobku odbierały taczki i podwody.
śmiałe opinie o fryderycjańskich rządach lub za jakiś mało chwalebny występek. Czesi, których także werbowano do podbydgoskiej roboty, czuli się oszukani fatalnym stanem mieszkalnych baraków i tym mocniej tęsknili za dalekim domem. Wielu szemrało i spiskowało przeciwko majstrom i rządcom. Gniew wyciszały jedynie beczki regularnie dostarczane kopaczom przez okoliczne browary. Ale piwem nie wyleczysz czerwonki albo febry; te choroby przerzedzały szeregi budowniczych. – Czarcie dzieło, ten kanał! – można było usłyszeć zewsząd. W gniewnej, podejrzliwej aurze najszybciej rodzą się plotki i legendy. Powiadano, że król Fryderyk, irytując się każdą niepomyślna wieścią z budowy przekopu, regularnie przybywa na miejscowe inspekcje – częstokroć w przebraniu cieśli albo kopacza, czasem jako geodeta albo wędrowny kupiec. Nikt nie wie, kiedy ani gdzie się zjawi. Tajne wizyty nigdy jednak nie przynosiły ulgi robotnikom, a tylko dyscyplinowały brygadzistów. Ten mógł stracić robotę, kto swoim pracownikom pozwalał na zbyt długie pauzy albo przymykał oko na wykorzystanie budulca śluz do poprawienia ścian robotniczych stanic. Plotki były więc pełne nienawiści i gróźb.
Czarcie dzieło Osiem tysięcy robotników harowało w pocie czoła. Nie wszyscy przybyli na budowę wielkiego kanału dobrowolnie; niejednego odstawiono tutaj za zbyt | BIK | 1 kwietnia 2020
Na obrazie pędzla Christiana Rodego zdecydowanie poddany upiększającej metamorfozie Fryderyk II prezentuje plany budowy Nowego Kanału antycznym boginkom
w y d a n i e
i n t e r n e t o w e
100
Mu z e u m S zy pe r s k i c h L ege n d (4) Pewnego wieczoru Fryderyk Wielki znów incognito błądził wokół jednej z wykańczanych śluz. Jego pochyloną sylwetkę rozpoznał Czech Petr, który z glinianym kuflem w garści szedł do najtańszej w okolicy gospody. Tam od zmierzchu trwała pohulanka, czekali kamraci. – Możemy dziś samego Fryca mieć na wieczerzy! – oznajmił tajemniczo przybyły, podrywając momentalnie pięciu czeskich buntowników z zydli. Ich
nie zalegający w dole torf, pewnie nie przeżyłby upadku. Ten torf będzie już niedługo przekleństwem kanału – zabagni go i niemal zatka. Teraz zadziałał jednak jak poduszka godna króla Prus! Czesi, myśląc, że dokonali zemsty, rozpierzchli się w popłochu. Tropiły ich ognie pogoni. Jeden z przybyłych majstrów zszedł do przekopu po drabinie. – Poświećcie! – rozkazał tym na nasypie, brodząc po łydki w torfowej mazi. Pobity
Fragment planu geodezyjnego autorstwa inż. Dornsteina
do tej chwili rozanielone piwem twarze nabrały rysów ostrych jak noże. – Gdzie on?! – wypalili. – Mędrkuje nad wykopem! – krzyknął sprawca zamieszania, nie mogąc już powstrzymać szału królobójców. Piątka ruszyła poharatać Fryderyka, a przerażony swoim uczynkiem Petr pobiegł w drugim kierunku – do domu pruskich nadzorców budowlanych. Huknął w okno tak mocno, że szkło posypało się z brzękiem. Zaszczekały zbudzone psy.
Bij, zabij! Choć napadających Czechów było tylu, ile palców u dłoni, nie wykorzystali należycie swojej przewagi. Podnoszone w biegu krzyki zaalarmowały przeciwnika, który zaciekle bronił się obitą w żelazo laską. Jednego z napastników trafił w skroń i położył bez czucia. Dzielnie walczył Fryderyk o życie. Kiedy Czesi rozejrzeli się wokół siebie i podjęli z ziemi kawał drewnianego szalunku, słychać już było nadciągających majstrów i pruskich jegrów. Ostatni atak wypchnął Starego Fryca w przekop. Gdyby w y d a n i e
i n t e r n e t o w e
miał szczęście – leżał na grubym, podbitym futrem płaszczu, którego wysoki kołnierz osłonił głowę. Majster rozpoznał ofiarę. – Scheffler! Nadzorca odcinka!
Widzieć wszystko Taka była prawda. Nie Fryderyka II obili czescy królobójcy, ale jednego z techników zatrudnionych na przeciwległym końcu budowanego kanału. Nieszczęśnik podobny był do Starego Fryca, co mogły potwierdzać znane ludowi portrety. Scheffler dla dodania sobie powagi zaczął kiedyś podpierać się laską, co uczyniło go rzeczywistym „cieniem” władcy. Gadano półgłosem, że dwór Fryderyka wiedział o kilku takich „dublerach”, żyjących w różnych zakątkach państwa, a nawet inspirował podobne maskarady. Dzięki temu fortelowi Fryc miał baczenie na wszystkie sprawy w rozległym królestwie. Inspirowane powieścią Das Sachsenhaus autorstwa Franza Wernera. 1 kwietnia 2020 | BIK |
pa mi ą tk i p r z e s z ł o ś c i (5) Emilia Walczak
Pałac w Kijewie Szlacheckim
(woj. kujawsko-pomorskie, powiat chełmiński, gmina Kijewo Królewskie)
fot. Emilia Walczak
Teren majątku leży w dzielnicy Kijewa Szlacheckiego zwanej „Pod Dorposz” – 4 km od Dorposza Szlacheckiego, 1,5 km od Płutowa (przy okazji polecam odwiedzić też malownicze rezerwaty przyrody „Płutowo” oraz „Zbocza Płutowskie”, choć w tym drugim jeszcze przed rokiem trudno było pokonywać powalone drzewa). Sam interesujący nas pałac (Kijewo Szlacheckie 45) pochodzi z 1908 roku i stanowi efektowną piętrową budowlę, założoną na nieregularnym planie, z charakterystyczną czterokondygnacyjną wieżą w jednym z narożników. Wieża ta wyróżnia się czterema półokrągłymi wykuszami oraz piramidalnym dachem krytym dachówką, z lukarnami w kształcie wolego oka. Jeszcze wyżej wznosi się oryginalna latarnia z własnym daszkiem, również utrzymana w kształcie małej piramidy. Pałac, wpisany do rejestru zabytków NID, najprawdopodobniej wciąż należy do pana Macieja Wojnowskiego, ale wystawiony jest na sprzedaż; kosztuje ledwie 590 000 złotych. | BIK | 1 kwietnia 2020
Wiadomo, że w czasie drugiej wojny światowej rodzina Wojnowskich zmuszona była mieszkać w majątkach Ponieckich w Radomnie i pobliskich Rakowicach, ponieważ w piwnicach pałacu w Kijewie Szlacheckim niemieccy okupanci przetrzymywali radzieckich jeńców. Po wojnie zaś, z powodu niewielkiej powierzchni gruntu tworzącej kijewski majątek, władza ludowa zabrała Wojnowskim jedynie pobliski młyn (Kijewo Szlacheckie 26A), a pozostawiła pałac i park. W latach 90. XX wieku familia odzyskała ów młyn (swoją drogą, również imponujący – ta ogromna ceglana budowla pochodzi aż z ok. 1910 roku!). Park otaczający kijewski pałac założony został na przełomie XIX i XX wieku i ma powierzchnię około 1,2 ha. Porasta go stary, zróżnicowany drzewostan. Dawną ozdobą jest tu staw usytuowany w północno-zachodniej części ogrodu. A skąd to wszystko wiem, niech pozostanie tajemnicą, ponieważ na teren dawnego majątku obowiązuje zakaz wstępu. w y d a n i e
i n t e r n e t o w e
b ydgo s k i in s y nu ator k ult ura lny
Mało odpowiedzialny organ Zdzisława Prussa (186) Atak z zaplecza Dzięki koncertowi R. Schumana na cztery waltornie doszło w Filharmonii Pomorskiej do niebywałego zdarzenia potwierdzającego, że jest jednak jakaś sprawiedliwość w muzycznym świecie. Bo oto przebywający zwykle w ostatnich orkiestrowych rzędach instrumentaliści mogli wyjść na pierwszy plan i pokazać, co potrafią. Można rzec, że tym razem czwórka bydgoskich waltornistów: J. Stanecki, W. Bry1iński, J. Klekotko i Sz. Kujaciński, zagrała w orkiestrze przysłowiowe „pierwsze skrzypce” – zyskując gromkie brawa i bukietów kiście. Podobno w kolejce po taką promocję ustawiają się już tubiści i kontrabasiści.
Optymistyczna perspektywa Po spotkaniu w Klubie „Arka” nie ma już wątpliwości, że uzdolniona literatka z Szubina Irena Dobosiewicz powinna zostać przyjęta w szeregi bydgoskiego oddziału SPP. Przemawiają za tym nie tylko wydane przez nią książki, ale i to, że p. Irena jest dyplomowaną pielęgniarką, a paru członków SPP jest już w tym wieku, że pomoc medyczną powinni mieć pod ręką.
Adekwatne miejsce Jubileusz 30-lecia twórczości plastycznej ceniona bydgoska artystka Małgorzata Biernat świętowała w Wieży Ciśnień. Nawet ci, którzy ledwie dysząc wskrabali się na najwyższą kondygnację tego obiektu, podkreślali, że warto było, i że miejsce wystawy zostało nieprzypadkowo wybrane, bo malarstwo p. Małgorzaty jest samo w sobie na wysokim poziomie. Co więcej, dodatkowej aury wernisażowemu spotkaniu dodawały także wysokie tony jazzowego saksofonu.
Ostrzeżenie W najnowszym tomie „Kroniki Bydgoskiej” Stefan Pastuszewski jest już nie tylko historykiem, ale i archeologiem. Tak dogłębnie bowiem przekopał „osobowe źródła informacji Służby Bezpieczeństwa w y d a n i e
i n t e r n e t o w e
w bydgoskiej przestrzeni kulturalnej”, że kilkoro prominentnych artystów z PRL-owskich lat owymi wykopami zostało nie tylko odbrązowionych, ale dogłębnie pognębionych. Znając pracowitość p. Stefana, żaden z bydgoskich twórców jeszcze długo nie będzie mógł czuć się bezpiecznie.
Górą nasi! Mimo że nie utrzymaliśmy nad Brdą Festiwalu Camerimage, to jednak okazuje się, że Bydgoszcz ma nadal dużo serca do kinematografii, a ratuszowi notable garną się do kamery. Dość powiedzieć, że w filmie Marcina Sautera „Miasto” nie tylko chętnie i gremialnie wystąpili – ale wypadli, jak twierdzą realizatorzy – bardzo dobrze. Nic tylko pogratulować z przekonaniem i radością, że tego sukcesu żaden Toruń nam nie odbierze.
Lusterko wsteczne (-25) Ćwierć wieku temu (kwiecień 1995) – Teatr Polski kusił bydgoszczan „Pożądaniem schwytanym za ogon” P. Picasso w reżyserii Wiesława Górskiego i z muzyką Piotra Salabera. – W repertuarze Opery Nova znalazła się opera G. Verdiego „Nabucco”, nad którą kierownictwo muzyczne sprawował Maciej Figas. – W „Koncercie dla miasta” wystąpiła w FP skrzypaczka Aldona Cisewska, a orkiestrę poprowadził Tomasz Bugaj. – Galeria Sztuki Ludowej i Nieprofesjonalnej przy Toruńskiej 30 zapraszała na wystawę pokonkursową pn. „Palmy i pisanki wielkanocne”. – Publiczność „Węgliszka” gorąco oklaskiwała pieśniarkę z krakowskiej „Piwnicy pod Baranami” – Annę Szałapak. 1 kwietnia 2020 | BIK |