BIK 7-8/2020

Page 1

nr 7-8 (515) ROK XLVI ISSN 1232-4450, INDEX 38139x nakład 2000 egz. egzemplarz bezpłatny

lipiec/sierpień 2020

Lipiec/sierpień 1920–2020 1923: otwarcie Muzeum Miejskiego 1927: odsłonięcie pomnika ku czci Henryka Sienkiewicza z udziałem prezydenta Ignacego Mościckiego 1949: zakończenie swobodnej działalności bydgoskich chórów 1950: powstanie Towarzystwa Wiedzy Powszechnej 1960: wielki festiwal śpiewaczy


Ewa Miller. Post factum – foliogramy – wystawa w Galerii Miejskiej bwa, ul. Gdańska 3, od 7 sierpnia


s pi s t re ś c i Bydgoski insynuator kulturalny (189), Zdzisław Pruss . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 3 Nie ma przyszłości bez przeszłości, z Wacławem Kuczmą rozmawia Monika Grabarek. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 4 Zawód: dyrektor, Michał Tabaczyński. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 6

Intymność to ja, z Agatą Ciesielską-Shovkun rozmawia Monika Grabarek. . . . . . . . . 7

O In-to-me-see…, Monika Grabarek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 8 Stolica maszynowego pisma, Michał Tabaczyński. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 10

Wspomnienie o Profesorze Krzysztofie Pendereckim (1933–2020), Michał Dobrzyński. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 12

Historia i innowacja, z Maciejem Bakalarczykiem rozmawia Monika Grabarek. . . . 14

Bydgoszcz – miasto koszmarnych snów Tadeusza Oszubskiego, Tadeusz Krajewski. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16

Marek Żelkowski zwiastuje burzę, Tadeusz Krajewski. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18 Nowe spojrzenie na starą prawdę o planecie Ksi, Tadeusz Krajewski. . . . . . . . . . . . 20 Fotograf widzi więcej, z Dariuszem Gackowskim rozmawia Monika Grabarek. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22

Nośniki cyfrowe, Szymon Andrzejewski. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24

Na okładce: odsłonięcie pomnika Henryka Sienkiewicza w Bydgoszczy, 31 lipca 1927. Fot. NAC

Pałac w Kijewie Szlacheckim, Emilia Walczak. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 31

Pałac w Pluskowęsach, Emilia Walczak . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 32

Dwór w Rzęczkowie, Emilia Walczak. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 34

Dwór w Olszewce, Emilia Walczak. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 35

Przemijalność jako obsesja, z Jarosławem „Biszem” Jaruszewskim rozmawia Monika Grabarek. . . . . . . . . . . . . . . 36

Co zostaje po tym, czego nie było?, Małgorzata Lebda. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 38

Wielokulturowość jako wartość, z Karoliną Sałdecką rozmawia Emilia Walczak . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 40 Pokochać to miasto bardziej świadomie, Dominika Kiss-Orska. . . . . . . . . . . . . . . . . 42 Jak Stary Fryc budowy kanału doglądał, Adam Gajewski. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 44

Uśmiech Smutnego Admirała, Adam Gajewski . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 46 Instytucja kultury miasta Bydgoszczy

BIK 7-8/2020 (516), Rok XLVI, nakład 2000 egz. dystrybucja: częściowo bezpłatny wydawca: Miejskie Centrum Kultury w Bydgoszczy, dyrektorka: Marzena Matowska, 85-056 Bydgoszcz, ul. Marcinkowskiego 12–14, e-mail: sekretariat@mck-bydgoszcz.pl, www.mck-bydgoszcz.pl redaktor naczelny: Michał Tabaczyński, michal.tabaczynski@mck-bydgoszcz.pl zastępczyni redaktora naczelnego, redaktorka wydania: Emilia Walczak, emilia.walczak@mck-bydgoszcz.pl redakcja: Szymon Andrzejewski, Kuba Ignasiak, Szymon Idczak, Monika Grabarek, korekta: Emilia Walczak, skład, opracowanie graficzne: Bogdan Prus redakcja: tel. 523 255 553, bik@mck-bydgoszcz.pl, ul. Marcinkowskiego 12–14, druk i oprawa: Polraster BIK w sieci: www.facebook.com/bik.bydgoszcz, www.issuu.com/bik_ Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo do dokonywania skrótów oraz zmiany tytułów. Nie ponosi odpowiedzialności za treść programów placówek kulturalnych oraz materiałów informacyjnych i graficznych. Reklamodawcy ponoszą pełną odpowiedzialność za skutki prawne wynikłe z opublikowania dostarczonych przez siebie materiałów. Opinie prezentowane przez autorów nie zawsze są zgodne ze stanowiskiem redakcji i wydawcy. Prenumerata jest realizowana przez RUCH SA: Zamówienia na prenumeratę można składać bezpośrednio na stronie www. prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl lub kontaktując się z Centrum Obsługi Klienta „RUCH”: tel. 226 937 000 lub 801 800 803.

lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 1


Drodzy Państwo!

No i są, upragnione i od dawna wyczekiwane, choć zapewne inne niż wszystkie: wakacje! W bieżącym wydaniu naszego informatora zebraliśmy dla Was na ten czas wszystkie artykuły okresu pandemii, dotąd dostępne jedynie w formie cyfrowej w Internecie. Dorzuciliśmy do nich też kilka tekstów napisanych specjalnie do tego wydania, no i jest: „Bydgoski Informator Kulturalny” do hamaka i na leżak. Pismo wolne od mowy nienawiści, pisane bez złych intencji, z wykluczeniem obrzydliwych insynuacji, nieobliczone na tanią sensację. Bo tak chcemy, bo tacy jesteśmy. Bo na rynku lokalnych czasopism kulturalnych musi istnieć jakaś przeciwwaga. Miłej lektury! Zastępczyni Redaktora Naczelnego Redaktorka wydania

in s t y t u c je k ult ur y z a p ra s z ają : Galeria Miejska bwa w Bydgoszczy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . 50 Bydgoskie Centrum Sztuki. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 52 Filharmonia Pomorska im. I.J. Paderewskiego. . . . . . . . . 54

Międzynarodowe Spotkania Nieprzypadkowe Oko Nigdy Nie Śpi UCZTA. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 63 Kujawsko-Pomorskie Centrum Kultury w Bydgoszczy. . . . . 64

Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna. . . . . . . . . . . 54

Muzeum Fotografii w Bydgoszczy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 66

Teatr Polski w Bydgoszczy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 56

Galeria Autorska Jan Kaja i Jacek Soliński . . . . . . . . . . . . . 67

Młodzieżowy Dom Kultury nr 5. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 56

Centrum Organizacji Pozarządowych. . . . . . . . . . . . . . . . . 67

IV Magiczny Festiwal Świata Bajek i Baśni „Pozytywka”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 57

Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu . . . . . . 68

Akademicka Przestrzeń Kulturalna WSG . . . . . . . . . . . . . . 57

Miejskie Centrum Kultury w Bydgoszczy . . . . . . . . . . . . . . 69

Muzeum Okręgowe im. Leona Wyczółkowskiego. . . . . . . 58

Galeria Wspólna. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 69

Teatr Kameralny w Bydgoszczy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 61

Zespół Pałacowo-Parkowy w Ostromecku. . . . . . . . . . . . . 70

Młodzieżowy Dom Kultury nr 1. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 61

Kino Orzeł. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 72

2 | BIK  | lipiec/sierpień 2020


b ydgo s k i in sy nu ator k u lt uralny

PRUSS Mało odpowiedzialny organ Zdzisława Prussa (189)

Dzisiaj nie będzie żadnych insynuacji tylko instrukcja na czas wakacji — A więc Gdy udajesz się z żoną na przyrody łono By pieścić wzrok natury czarem Zabierzcie butlę, kuchenkę gazową Talerze, stolik krzeseł parę Zaległej prasy spory stos Garnek do zupy, schab do grilla By potem wsadzić nos w ten stos i w międzyczasie się posilać Weź radio, walkman i słuchawki Telewizorek, jasna rzecz Karty do grania, tort do kawki Komórka, by więź ze światem mieć Termos, lodówka, piwa skrzynka Schłodzona cola, zimny „Lech” Żona się krząta przy posiłkach Ty nad krzyżówką marszczysz brew I gdy wrócicie już do miasta czyli jak to się mówi „do dom” Znowu ochota w was będzie wzrastać Na nowe – sam na sam – z przyrodą

lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 3


Nie ma przyszłości bez przeszłości Z Wacławem Kuczmą, zwycięzcą konkursu na dyrektora Muzeum Okręgowego w Bydgoszczy im. Leona Wyczółkowskiego, rozmawia Monika Grabarek.

Panie dyrektorze, z Centrum Sztuki Współczesnej do muzeum… To takie bardzo symboliczne koło: tam nowoczesność, tu muzeum, czyli przeszłość, czasy minione… Przede wszystkim nie chciałbym, żeby muzeum kojarzyło się tylko w taki sposób, że to tylko to, co było. Myślenie o nowoczesnym muzealnictwie zaczyna się w latach 60. – od dyrektorów, kuratorów tych instytucji, którzy chcieli tworzyć zupełnie inną przestrzeń, jaka będzie zajmować się dokumentowaniem, świadectwem naszego życia. Muzeum to jest taki ślad naszego istnienia na Ziemi – od prehistorii do czasów obecnych, do 4 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

sztuki współczesnej właśnie. Nie można tego porozdzielać, to jest jedna całość, to wszystko rodzi się z naszego jednego życia. To życie ciągle się przesuwa, płynie i przestrzenie muzeum też muszą być w ruchu, muszą być ożywione. A ten krąg, który się zatoczył, to rzeczywiście bardzo ciekawe. To lata bardzo bogatych doświadczeń, które zdobyłem. Wiele nauczyłem się przez ten czas, bo człowiek nieustannie się uczy. Bardzo ważnych rzeczy nauczyłem się tu, w Bydgoszczy, wiele w Toruniu w CSW. W swojej pracy zetknąłem się ze szczytem, nie tylko artystycznym, ale także logistycznym i organizacyjnym. Mam bogate doświadczenie,


roz mowa które chciałbym wykorzystać w Bydgoszczy, udoskonalając muzeum z dotychczasowego w muzeum czasu przyszłego. Myślę, że trzeba ożywić i Wyczółkowskiego, i Muzeum Pieniądza, i Archeologię. Jestem przekonany, że nadszedł już taki czas, żeby zmieniać to dotychczasowe pojęcie o instytucjach muzealnych. Oczywiście to nadal jest instytucja, która zbiera i dokumentuje, opracowuje badania, badania naszego śladu tu, na Ziemi, w maleńkiej wiosce i w wielkiej metropolii. Wszystkie działania muzeum powinny być ukazywane w kontekście tego co, się dzieje na świecie. Muzeum powinno być funkcją przyszłości, by młodzi ludzie, którzy żyją dziś w świecie cyfrowym, dotarli do przestrzeni muzealnej i uświadomili sobie, że te urządzenia, które mają w swoich dłoniach, ten dostęp do całego świata za pomocą jednego ruchu palca – to nie wzięło się znikąd, samo się nie zrobiło, że to pochodna przeszłości, efekt rozwoju ludzkiej myśli. Nie ma przyszłości bez przeszłości, a teraźniejszość to pomost pomiędzy nimi. Mam poczucie, że trzeba iść w tę stronę, stworzyć bardzo otwarte miejsce. Od trzech miesięcy wszyscy żyjemy w świecie cyfrowym – nie tylko młodzież, dla której to środowisko naturalne. Widzi pan w tym zjawisku zagrożenie dla sztuki? Bo przecież dla twórcy najważniejszy jest żywy kontakt z odbiorcą, interakcja, która jest możliwa tylko podczas bezpośredniego kontaktu z dziełem sztuki. My w CSW bardzo szybko wskoczyliśmy w tryb online, bo mieliśmy gotowe wystawy i tak je zaprezentowaliśmy. To nowe doświadczenie przeniesienia życia do sieci pokazało też nowe możliwości przy aranżacji wystaw czy też możliwości prezentacji badań naukowych. Przestrzeń wirtualna może być znakomitym uzupełnieniem działalności wystawienniczej czy badawczej. Ale oczywiście żywego kontaktu ze sztuką nie da się nigdy zastąpić nawet najdoskonalszą kreacją cyfrową. Ona może być pomocna, pełnić funkcję informacyjną, ale nie da się niczym zastąpić przeżyć, które wywołuje w nas wystawa czy spektakl teatralny. Wyłącznie aktywny odbiór dokonań, wystaw pozwoli nam na głębokie jej odczuwanie i poznanie. Wracając do naszego muzeum, co będzie pierwsze, co się wydarzy? O tym, co może się na początku wydarzyć, trudno mówić ze względu na te wyjątkowe okoliczności zamknięcia, które nas spotkały. Przede wszystkim,

niestety, nie ma teraz możliwości pozyskania donatorów, osób prywatnych czy firm chętnych do współpracy, ze względu na trudną sytuację gospodarczą, i pewnie jakiś czas to jeszcze potrwa. Z całą pewnością trzeba się zająć ekspozycją słynnego skarbu bydgoskiego oraz tych artefaktów, które są szalenie ciekawe i ważne, a znajdują się w depozycie muzeum. Trzeba je pokazać w atrakcyjny, przyjazny dla odbiorcy sposób. Bardzo ważne dla mnie będą działania przygotowujące do obchodów stulecia muzeum – to już za trzy lata, zatem czasu zostało bardzo mało. Tu będzie bardzo dużo pracy, ponieważ chciałbym, żeby całe muzeum było związane ze stuleciem istnienia tej instytucji. Mam tu na myśli ludzi, zbiory, związki z miastem, z regionem – żeby powiązać ze sobą wszystko to, co się tu działo w okresie stu lat działania muzeum. Trzeba zająć się Wyczółkowskim, zrobić dobre, naukowe opracowanie jego twórczości i życia. Myślę też o opracowaniu badawczym plastyki bydgoskiej. Tych przestrzeni jest naprawdę dużo, bo jest Apteka – Muzeum Farmacji, jest Exploseum. Pole do działania jest naprawdę ogromne. Chciałbym doprowadzić do tego, by powstawały wystawy hybrydowe, żeby te wszystkie dziedziny się przenikały. Interesują mnie konteksty i odniesienia tego, co było u nas, do tego, co się działo w Europie i na świecie. Te wszystkie bogate zbiory, którymi dysponuje muzeum, chcę pokazywać jako całość. Można zaprosić do współpracy artystów, którzy to wszystko połączą w jedną całość swoimi projektami. Widzę w tym duży potencjał promocyjny dla miasta. Poza tym ważne jest dokumentowanie przeszłości Bydgoszczy, zwłaszcza tej przemysłowej – to jest zadanie dla muzeum: utrwalanie znikającego świata. W toku jest inwestycja w budynku przy Gdańskiej. Mam nadzieję, że ten remont plus rozbudowa są dobrze prowadzone – standardy w takich obiektach kulturalnych bardzo się pozmieniały, a niestety nie wszyscy to rozumieją. Muzeum z pewnością wymaga dosprzętowienia, mam tu na myśli najwyższej jakości sprzęt multimedialny, bo tylko wtedy taka działalność ma sens. To oczywiście nie jest takie proste, ale można pójść w różne umowy barterowe. To przez najbliższy czas będzie trudne z wiadomych przyczyn, ale trzeba próbować. Chcę, żeby ludzie, którzy będą nas odwiedzać, byli naprawdę zadziwieni i zachwyceni. To będzie bardzo trudne, ale doświadczenie przy pracy nad wystawą Mariny Abramović nauczyło mnie, że jak coś wydaje się niemożliwe do zrealizowania, to tym bardziej trzeba się tym zająć i podjąć wyzwanie. lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 5


D z i e nnik podró ż y w mi e js c u (13) Michał Tabaczyński

Zawód: dyrektor Łukasz Gajdzis mnie zawiódł dwa razy (a jeżeli liczyć rozczarowanie działalnością teatru, to nawet więcej). Pierwszy zawód był związany z jego startem w konkursie na dyrektora Teatru Polskiego w Bydgoszczy. Dał wówczas komisji możliwość nieprzedłużenia kadencji poprzedniej dyrekcji. Nie żeby był kandydatem lepszym niż Paweł Wodziński (w tandemie z Bartkiem Frąckowiakiem): ani pod względem dokonań reżyserskich, ani pozycji w teatralnym świecie, ani działalności publicystycznej, ani wreszcie doświadczenia dyrektorskiego Łukasz Gajdzis nie wydawał się groźnym konkurentem dla Wodzińskiego. Ale był kandydatem akceptowalnym (także dla urzędników ministerstwa, które w tym samym czasie zasłynęło z demolki urządzonej w wielu instytucjach kultury, a szczególnie w teatrach, które do dziś się z tego stanu nie mogą podźwignąć). Był też kandydatem poznanym (ze względu na swoją wcześniejszą bydgoską historię), przewidywalnym i bezpiecznym. Przewidywalność i bezpieczeństwo w sztuce to nie są największe zalety, niestety. Przewidywalność i bezpieczeństwo często kończą się nijakością i miałkością, zachowawczym dryfem, stagnacją. To się raczej sprawdziło. Owszem, przez te trzy sezony teatr rozwinął się i ustabilizował formę, jednak zrobił to z brawurowo niskiego poziomu, który na początku sobie wyznaczył: w pierwszym sezonie przeważały artystyczne katastrofy, a i w drugim sezonie miał przecież premierę niesławny Wampir. Najważniejsze jest jednak to, że Łukasz Gajdzis, stając do konkursu, a następnie obejmując stanowisko, zniszczył dorobek wcześniejszej dyrekcji i zahamował rozwój teatru, który wtedy – po trzech sezonach – zaczynał się rozpędzać, a zespół uzyskiwał spoistość. Był wyrazisty, konsekwentny, odważny. Miał też inną ważną – z punktu widzenia naszego miasta – zaletę: był głośny i miał dobrą prasę – o tych spektaklach pisało się w Polsce dużo, te spektakle wygrywały konkursy. Może się komuś wydawać, że to mało istotne, ale się nie zgodzę: Bydgoszczy potrzeba szerszej perspektywy, potrzeba ogólnopolskiej reklamy jej instytucji kultury. Czy nie za to także hołubiliśmy Pawła Łysaka, który to zapewniał? Tak, teatr za Wodzińskiego był kontrowersyjny, ale jednak głównie dla tych, którzy używają kompulsywnie sformułowania „marksizm kulturowy” i stawali przed teatrem z tymi groteskowymi transparentami: „TEATR POLSKI RAK NA CIELE SZTUKI” albo „KTO WAS TU WPUŚCIŁ TEATRALNI PROWOKATORZY”. 6 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

W tym kontekście teatr Łukasza Gajdzisa wycofał się, schował przed światem, skupiając się na budowaniu frekwencji. „Widzowie mają skrajnie odmienne wrażliwości, ale żadnej grupie nie powiem, że to, co pokazujemy, nie jest dla nich” – mówił dyrektor równo rok temu. Nie sądzę, żeby to był najlepszy kierunek: frekwencja – jak mi się zdaje – nie powinna być celem, ale skutkiem. Skutkiem realizacji wizji teatru, jego artystycznych sukcesów albo – jeśli ktoś tak wybierze – skutkiem rozgłosu, sławy, wysokiej pozycji. Podobną, bezpieczną strategię przyjął Łukasz Gajdzis w przypadku Festiwalu Prapremier. Kontynuował jego dawną formę konkursu prapremierowych polskich przedstawień po dwóch edycjach, w których festiwal przyjął tematyczny i międzynarodowy profil. To właśnie kwintesencja zachowawczego podejścia do kształtowania repertuaru. Teatr Wodzińskiego i Frąckowiaka mógł być postrzegany jako radykalny i autorski (pytanie, czy tak rzeczywiście było, a – jeśli było – czy to naprawdę wada teatru w tym czasie i w tych okolicznościach: cywilizacyjnych, społecznych, politycznych). Ale Łukasz Gajdzis – co za paradoks! – sprawia mi teraz zawód drugi raz: gdy odchodzi. Nie znam powodów jego decyzji: czy to tylko lepsza oferta pracy, czy też wynik sytuacji (politycznej, ekonomicznej, organizacyjnej). Odchodzi w sytuacji dla instytucji trudnej, gdy teatr nie działa zmuszony pandemicznymi obostrzeniami (przy okazji: w przeciwieństwie do innych teatrów i instytucji kultury czy nawet indywidualnych artystów nie zaproponował żadnego programu na czas przymusowego zamknięcia). Odchodzi przed rozpoczęciem remontu, który wyłączy z użytkowania dużą scenę. Odchodzi, nim zbudował stabilny zespół – polityka kadrowa, którą prowadził, była osobliwa: jej symbolem był spektakl Koniec miłości oparty na udziale pary aktorów gościnnych. Wreszcie ogłasza decyzję o odejściu w maju, co sprawia, że najszybciej nawet ogłoszony konkurs rozstrzygnięty zostanie zapewne w wakacje – gdyby Festiwal Prapremier miał się jednak odbyć, nowa dyrekcja będzie miała na jego przygotowanie miesiąc, może dwa. Czyli właściwie nie będzie go miała wcale. Nowa dyrekcja, zapewne w jakimś stopniu nowy zespół i rozpoczynający się remont oznaczają, że – choć chciałbym się mylić – nowy sezon należy uznać za stracony. W ciągu trzech lat następuje kolejne tąpnięcie i zmiana w wizji artystycznej i organizacyjnej bydgoskiego teatru. Dokonania dyrektora przez te trzy sezony (niech będzie: dwa i pół, nie z jego winy przecież) pokazują, że się na to stanowisko nie nadawał. Możliwość wypowiedzenia tego rytualnego „a nie mówiłem” nie stanowi dla mnie żadnej, nawet gorzkiej, satysfakcji.


sztuka

Intymność to ja Z Agatą Ciesielską-Shovkun, o prezentowanej w Galerii Wspólnej wystawie In-to-me-see, czyli zajrzyj do mnie, rozmawia Monika Grabarek. Swoich modeli zapytałaś, czym jest dla nich intymność. Zaskoczyła cię jakaś odpowiedź? I czym ona jest dla ciebie? Wypowiedzi osób portretowanych uporządkowały moją wiedzę na temat intymności zebraną wcześniej. Przyglądając się wypowiedziom moich bohaterów, możemy odnaleźć wiele cech wspólnych z literaturą przedmiotu. Wielokrotnie moi rozmówcy łączą ją z kilkoma relacjami jednocześnie. Najczęściej kojarzą intymność z relacją emocjonalną z drugim człowiekiem, przy czym nie wykluczają również kontaktów cielesnych. Zagadnienie to łączą również z dialogiem wewnętrznym. Wieloaspektowość podejścia do tematu intymności wiąże się z jego złożonością, z którą również borykali się znawcy tematu. Trzeba tu zaznaczyć, że odpowiedzi bohaterów mojej pracy są intuicyjne, a pomimo to pokrywają się w dużej mierze z badaniami teoretycznymi i stanowiły podstawę do rozważań intelektualnych podczas pracy nad cyklem. Dla mnie intymność to moje „ja”, z którym nie muszę się z nikim dzielić; to moje najskrytsze myśli, fantazje, przemyślenia… Jak sobie czasem to uświadomię, to czuję ogromną kontrolę nad swoim życiem, bo tego rodzaju intymności nikt mi nie może odebrać. Dlaczego wybrałaś te, a nie inne osoby do udziału w swoim projekcie? Czy to zawsze bliższa relacja z modelem miała znaczenie – co o tym decydowało? Aby wizerunek postaci był kompletny, a zapisanie go w formie artystycznej możliwe, swoją perspektywę musiałam poszerzyć o wiedzę na temat życia i światopoglądów moich bohaterów. Znam portretowanych, choć nie zawsze łączy nas jakaś bliska relacja; niektórzy z nich w pewnych momentach życia w jakiś sposób na mnie wpłynęli, w związku z czym uznałam, że mogą też coś ciekawego wnieść do projektu. Jakie wyzwania pojawiły się w pracy z fotografowanymi osobami? Taka sesja to zawsze bardzo bliskie, czasem trudne spotkanie z drugim człowiekiem… To rzeczywiście było dla mnie duże wyzwanie, ponieważ nie jestem, nie czuję się fotografem. Cho-

Agata Ciesielska-Shovkun podczas wernisażu w Galerii Wspólnej, fot. Waldemar Domagała

dzi mi o to, że wcześniej się specjalnie fotografią nie interesowałam, również w aspekcie tego projektu potraktowałam ją jako środek do dalszych prac. O wiele ciekawsze dla mnie było to, co działo się potem, a było związane z grafiką komputerową, manipulowaniem obrazem, przenoszeniem go na odpowiednie nośniki. Moi modele byli różni; jedni chętnie pozowali, byli bardzo swobodni (co chyba widać w portretach), inni bardziej stateczni, ale o to tu chodziło – aby uchwycić modela tak, żeby właśnie ową „sztywność” czy odwagę podkreślić. Wystawa In-to-me-see to także twoja próba zmierzenia się z portretem, próba odczytania go na nowo. Czym dziś jest portret w świecie selfie? W ciągłym prezentowaniu najlepszej wersji siebie na Instagramie? Jaka jest teraz rola artysty i sztuki w redefinicji portretu? Na przełomie wieków rola portretu była bardzo różna, czasem miała podkreślić czyjąś wielkość i siłę, innym razem nawiązywała do kondycji społecznej. We współczesnej literaturze i sztuce temat portretu i intymności często się ze sobą przeplatają. Zjawisko nieustannej potrzeby przeglądania się w cudzych oczach na szczęście mnie nie dotyczy. Nie mam Instagrama, a selfie robię czasem dla mojej mamy. Myślę jednak, że czasy nie są łaskawe, w szczególności dla młodych ludzi, którzy czują ogromną presję sukcesu, jakim jeszcze na dodatek „trzeba” się nieustannie dzielić w mediach społecznościowych. To ogromna presja oceny i ciągłej rywalizacji. Osobiście całe to zjawisko odbieram niestety negatywnie, widząc kąśliwe czy seksistowskie komentarze pod zdjęciami młodych dziewczyn. Nie bardzo rozumiem, po co takie foty w ogóle wrzuca się do internetu? Co tymi młodymi dziewczynami kieruje, że tak się narażają na osąd, co chcą tym osiągnąć? To nieustannie nakręca we mnie spiralę pytań i szukanie odpowiedzi. lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 7


sztuka

Anton, 2018, druk soczewkowy

Portret I, 2017, druk na papierze ozdobnym

Monika Grabarek

O In-to-me-see… „Człowiek, którego widzisz, nie dlatego istnieje, że go widzisz, ale dlatego, że on na ciebie patrzy” [Olga Tokarczuk, Opowiadania bizarne]

8 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

Portret V, 2017, druk na papierze ozdobnym

Agata Ciesielska-Shovkun to nad wyraz zdolna i ciekawa, ale przede wszystkim odważna artystka. W swoich poprzednich cyklach eksplorowała obszary cielesności, seksualności. Łamała tabu, pokazywała ciemne, skrywane fantazje erotyczne; było dużo ciała, fizjologii, erotyzmu. Wszyscy doświadczamy takich pragnień i marzeń, ale trening społeczno-obyczajowy nie pozwala nam się do tych wewnętrznych i bardzo osobistych uczuć przyznawać. Poczucie wstydu – z powodu tego, że mamy ciało, które ma swoje potrzeby – zostało nam bardzo mocno „wdrukowane”. Mamy je ukrywać, najlepiej tłumić.


sztuka

Baśka II, 2016, druk na dibondzie

Kostian II, 2017, druk na dibondzie

Ale to dopiero wystawa otwarta w lutym w Galerii Wspólnej, In-to-me-see, czyli zajrzyj do mnie, ukazała zmagania artystki z tematem intymność. Swoimi pracami szukała ona miejsca, w którym zaczyna się intymność, co ona tak naprawdę znaczy dla fotografowanych modeli oraz dla nas, odbiorców tych dzieł. Intymność dla każdego zaczyna się w zupełnie innym miejscu. Choć te granice przebiegają bardzo różnie, to jednak wspólny mianownik wydaje się oczywisty. To coś, co skrywamy, bardzo chronimy; to wnętrze, do którego wpuszczamy bardzo niewielu. Intymność to daleko bardziej nasze

Portret VI, 2017, druk na papierze ozdobnym

Portret VII, 2018, druk na papierze ozdobnym

lęki, kompleksy, pragnienia, poczucie bliskości z drugim człowiekiem niżeli nagie piersi czy ramiona. Intymność to obnażenie emocjonalne, to pokazanie się bez pancerza i maski. To te miejsca, których dotknięcie boli najbardziej. Każdy je ma i chroni. In-to-me-see… to także nasze nieustające odbijanie się w innych ludziach, szukanie tam potwierdzenia swojego istnienia. Drugi człowiek jest dla nas jak lustro, w innym zawsze staramy się dostrzec siebie. W tym odbiciu chcemy znaleźć odpowiedzi na pytania, które nieustannie sobie zadajemy, to, kim jesteśmy. Przeglądamy się w oczach innego. lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 9


100

Epos nowożytnego dwurzecza (4) Michał Tabaczyński

Stolica maszynowego pisma TABLICA CZWARTA

1. Walają się zakurzone i poobijane w piwnicach. Zamknięte w swoich firmowych kufrach czekają nie wiadomo właściwie na co pośród gratów na strychu. Natykamy się na nie w tajemniczych miejscach w dziedziczonych po drogich zmarłych mieszkaniach. Natykamy się na nie w gabinetach – adwokatów, ważnych prezesów, dyrektorów przedsiębiorstw, biurach księgowych – gdzie pełnią wstydliwie rolę ozdobnego mebla. Migają nam czasem w śmietnikowych wiatach. Od czasu do czasu patrzy na jakiś zdezelowany egzemplarz pracownik skupu złomu. Jeśli zabłądzimy w zakamarki serwisów aukcyjnych, widzimy je wystawione masowo na aukcjach dla – chyba jednak niewielkiej – grupy zbieraczy. Jeśli jesteśmy przypadkiem zbieraczami – a to rzecz statystycznie tak rzadka jak śnieg w naszym regionie – widzimy je, kiedy tylko podniesiemy wzrok znad – książki, gazety, komputerowego ekranu. Maszyny do pisania. Mamy je wszyscy w pamięci? Nawet jeżeli nie, to większość codziennie spogląda na ich przedziwną pozostałość, i to wiele razy, kiedy siada przed klawiaturą komputera, wpisuje wiadomości do znajomych i rodziny na swoich smartfonach, uzupełnia wpisy na swoich profilach w mediach społecznościowych, korzystając z tabletów: układ liter na klawiaturze został bowiem ten sam, przekroczył granice czasu i mimo że jest wyjątkowo niepraktyczny i nieintuicyjny, oparł się cyfrowej rewolucji. To, co nazywa się „układem QWERTY”, nie powstało bowiem dlatego, że stanowi uniwersalny wzór ułatwiający pisanie. Powstało, bo taki układ klawiszy gwarantował płynne korzystanie z maszyny do pisania i był skutkiem jej mechaniki, a dokładniej – dyktowanych przez nią ograniczeń: tylko taki wzór liter gwarantował, że młoteczki, na których umieszczono czcionki, nie zacinały się podczas szybkiego pisania. Maszyna do pisania jest sprzętem ikonicznym. Nie tylko dlatego, że jest taka piękna (a bywały wśród nich arcydzieła designu XX stulecia, które projektowali mistrzowie w rodzaju Ettorego Sottsassa), bo przecież nie wszystkie egzemplarze takie 10 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

były. Ani nie dlatego, że była dla wielu zwykłym narzędziem pracy jeszcze dwie–trzy dekady temu. Ani nawet dlatego, że jest – jakby to powiedzieć – sprzętem wyjątkowo fotogenicznym, wykorzystywanym wciąż jako atrakcyjny obiekt w fotografii, literaturze czy – szczególnie – filmie. Ale dlatego, że wpłynęła na losy świata. To zaskakująca prawda. Niepozorne maszyny do pisania miałyby zdefiniować naszą epokę? Zaskakujące, ale tak. Są jej symbolem i wzorem. Amerykański badacz mediów Jay David Bolter wprowadził kiedyś (w swojej przełomowej książce Człowiek Turinga) kategorię „technologii definiującej” albo „paradygmatycznej” – takiej, która definiuje epokę i promieniuje na wszystkie jej elementy. Dla Boltera przykładem takiej technologii był zegar (w Oświeceniu) oraz komputer (dzisiaj – książka co prawda powstawała w końcu lat 80., ale to rozpoznanie pozostaje przecież w mocy). Uważam – i mam kilka argumentów – że maszyna od końca wieku XIX pełniła rolę takiej technologii definiującej. Po pierwsze: maszyna była szczytem możliwości technologicznych swojej epoki – czasu masowej produkcji przemysłowej o dużym stopniu precyzji. Po drugie: wprowadziła do powszechnego obiegu ujednolicony charakter pisma – pismo maszynowe, pozbawione jednostkowych cech stało się symbolem tej epoki masowej i ustandaryzowanej. Po trzecie: maszyny wprowadziły do powszechnej świadomości masowy wzór pisma urzędowego, które ufundowało XX-wieczną epokę nowoczesnej biurokracji. Po kolejne: to właśnie maszyny otworzyły kobietom drogę do rynku pracy, owszem, były to najpierw stanowiska podrzędne, ale pozwoliły na rewolucję – kobiety stały się w tej przestrzeni widoczne!

2. Jest przedziwnym paradoksem, chichotem historii pisma, że kiedyś maszyna rywalizowała z pismem odręcznym: stawką tej rywalizacji była czytelność pisma pozbawionego indywidualnego rysu i jednostkowego piętna. Dzisiaj maszyny są cenione właśnie za indywidualizm, alternatywę wobec ujednolicenia, jakie przyniosła epoka cyfrowa.


100

Epos nowożytnego dwurzecza (4) Dawni rywale w rozwoju narzędzi i praktyki pisma – rękopis i maszynopis, pióro i maszyna do pisania – dzisiaj zjednoczyli się w obliczu siły wspólnego wroga. Obie te techniki, jak pisał Richard Polt, znalazły się po tej samej, „błędnej”, przegranej stronie historii. Obie też zachowały tę samą właściwość, która w dobie powszechnej cyfrowej produkcji tekstów uwydatniła ich podobieństwo: ich działanie polega na pozostawianiu śladów na papierze. Pojawienie się maszyn do pisania spowodowało napływ kobiet na rynek pracy. Jednak utrwaliły one podział na tych, którzy sensy tworzą (mężczyźni), oraz tych, którzy sensy powielają, reprodukują (kobiety). Ta genderowa zmiana nastąpiła dość szybko. Znakiem tej zmiany, jej ikoną jest ten znany plakat przedstawiający Christophera Lathama Sholesa (twórcę maszyn do pisania) siedzącego przy małym stoliku ze swoją maszyną do pisania, a do niego w kolejce ustawił się cały tłum anielic. Sholes w roli wybawcy kobiet. Wywiódł kobiety z domu niewoli (dokładnie nawet: z niewoli domu i domowych obowiązków) i wprowadził do świata pracy biurowej. Jeśli przyjąć za prawdziwy wizerunek pracy biurowej, jaki stworzył wiek XX, to nie jest jasne, czy należą się mu za to podziękowania. Najbardziej znanymi i najczęściej cytowanymi zdaniami w historii maszyn do pisania są te autorstwa Johna Harrisona (pochodzą z podręcznika obsługi maszyn z roku 1888): „Maszyna do pisania jest wyjątkowo przystosowana do kobiecych palców. Są one wprost stworzone do maszynopisania. A korzystanie z maszyny nie wymaga wcale cięższej pracy niż gra na pianinie”. Owszem, kobiety wyszły dzięki maszynom z domu, zaczęły być widzialne (no i słyszalne – ten stukot!) w przestrzeni publicznej, ale jednak za cenę podrzędności wykonywanej pracy. Jej mechaniczności i odtwórczości. A te kobiece palce? To właśnie one zdefiniowały przyszły rozwój maszyny do pisania jako urządzenia, którego obsługa powinna się charakteryzować lekkością, wygodą wpływającą na szybkość pracy, estetyką.

3. Rzadko zdajemy sobie sprawę z tej skrytej rewolucji, jaka miała miejsce sto i kilkadziesiąt lat temu. Szkoda. Także ze względu na Bydgoszcz. A co ma to wspólnego z Bydgoszczą? Bydgoszcz jest symboliczną maszynową stolicą Polski. To tu powstała pierwsza polska maszyna do pisania. Jej twórcą był konstruktor-mechanik i wynalazca Władysław Paciorkiewicz. W roku 1921 ten 44-latek ze zdobytym w Berlinie patentem przyjeż-

dża do Bydgoszczy i zaczyna produkować maszyny swojego projektu. Brzmi to banalnie, ale banalnym faktem bynajmniej nie jest. Polska produkowała maszyny do pisania, ale nie były to polskie konstrukcje. Po wojnie światowej pokonane Niemcy pozbawiono praw patentowych i dzięki ich projektom powstawały – wszędzie, gdzie ktoś się zdecydował na produkcję – maszyny do pisania. W Polsce również. Natomiast w Bydgoszczy powstawała pierwsza maszyna do pisania „rodzimej” konstrukcji. Paciorkiewicz skonstruował kilka modeli: Paciora, Polonię i Ideę. Są tak rzadkie, że właściwie nie ma ich wcale. Jedyny znany mi egzemplarz posiada Narodowe Muzeum Techniki w Warszawie. Widziałem tę maszynę – to akurat Idea. Ale co tam widziałem – miałem okazję jej dotykać. Bardzo ładny model – niewielki, zgrabny, jakby pomiędzy biurkową a przenośną maszyną do pisania wymyślony. Miała – co najbardziej może ciekawe – klawisze z polskimi i niemieckimi znakami diakrytycznymi: do pisania jednocześnie po polsku i po niemiecku; wyobrażam sobie, że w Bydgoszczy lat 20. była to istotna potrzeba. To też wielki symbol: języki i mechaniczne urządzenia je utrwalające istnieją obok siebie, w najbliższym sąsiedztwie wbrew potwornej historii, która za wszelką cenę chce je rozdzielić. Ten ślad niemiecki, ale też znak mieszania się żywiołów narodowych nie wyczerpuje się na przykładzie Paciorkiewicza. Bo oprócz niego był jeszcze Oskar Picht, niemiecki nauczyciel w ośrodku dla ociemniałych. Ale przede wszystkim: twórca maszyny do pisania alfabetem Braille’a. Ale przecież także – choć nie tak długo – bydgoszczanin. I jego maszyna w tym przedziwnym kosmopolityzmie nawet przebija Ideę. Klawisze maszyny braille’owskiej są czarne, nie mają żadnych oznaczeń (na cóż by się one przydały osobom niewidomym?), bo znaki tego pisma wybija się odpowiednią kombinacją kilku klawiszy. Picht z Bydgoszczy wyjechał. Paciorkiewicz tu zmarł. Gdyby nie jego wczesna śmierć – a nie dożył 50. urodzin – Bydgoszcz być może byłaby dziś rzeczywistą, a nie tylko symboliczną polską stolica maszyn do pisania. A tak pozostała po nim tylko legenda i ten przeuroczy napis na nagrobku: „Tu leży mój mąż najdroższy, co dla Polski wiernie żył. Chciał ją dźwignąć, uszczęśliwić, lecz go grób przedwcześnie skrył”. Taki tu mamy symboliczny pakiet: technika, równouprawnienie płci, kosmopolityzm, pismo. Tyle w sobie mieści ta malutka bydgoska historia. lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 11


ws pomni e ni e

Michał Dobrzyński

Krzysztof Penderecki, fot. Mirosław Pietruszyński (commons.wikimedia.org)

Wspomnienie o Profesorze Krzysztofie Pendereckim (1933–2020) Zdaje się, że była jesień 2003 roku, gdy po raz pierwszy zetknąłem się bezpośrednio z Profesorem Krzysztofem Pendereckim. Maestro przybył do bydgoskiej Akademii Muzycznej na spotkanie z całą społecznością akademicką, w której także uczestniczyłem jako młody wówczas student kompozycji. Oczywiście nie mogłem być wtedy tak świadomy jak dzisiaj, jak trudną drogę sobie obrałem, ani tym bardziej nie mogłem nawet przypuszczać, że nazwisko Penderecki w czasie zupełnie nieodległym trwale połączy się z moim artystycznym dossier. Kilka lat później – w 2006 roku, w drodze ogólnopolskiego konkursu dla młodych twórców ze wszystkich uczelni muzycznych w kraju (nadesłane utwory osobiście oceniali Krzysztof Penderecki i Henryk Mikołaj Górecki), zakwalifikowałem się do czteroletniego programu promocji młodych kompozytorów. Od tego momentu wielokrotnie miałem okazję spotykać Krzysztofa Pendereckiego, po raz ostatni w 2018 roku w Europejskim Cen12 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

trum Muzyki w Lusławicach, w ramach otwarcia kolejnego programu dla młodych twórców i artystów muzyków „Muzyka Naszych Czasów”. Ze wszystkich spotkań wspominam Krzysztofa Pendereckiego jako człowieka posługującego się prostym, wręcz obrazowym językiem i mającym skłonność do filozoficznej refleksji na temat własnej twórczości jako kwintesencji życia w wielu jego wymiarach. Pamiętam, gdy podczas jednego ze spotkań namawiał młodych twórców, by (podobnie jak On sam) nie bali się podejmować największych i tym samym najbardziej ryzykownych twórczych wyzwań. Wskazywał przy okazji na własną doskonałą znajomość dawnych muzycznych reguł, szczególnie dotyczących znajomości tradycyjnego kontrapunktu, która zawsze dawała „poczucie gruntu pod nogami”. Podkreślał, że jako młody człowiek miał wiele szczęścia i był – jak sam to określił – „bezczelny” (oczywiście w sensie stricte artystycznym), co pozwoliło mu na podjęcie tematów, które być może innych onieśmielały lub


ws pomni e ni e

przerastały. O pracy nad Pasją według św. Łukasza – utworem, który zaliczał do jednych z największych własnych twórczych osiągnięć ­– mówił, że podejmując się jego napisania jako młody jeszcze człowiek, nie miał świadomości, na co się porywa, w czym – jak przypuszczał – być może także tkwił sukces tej kompozycji. Wspominam Krzysztofa Pendereckiego jako człowieka, który bardzo dobrze wiedział, co chce wyrazić oraz absolutnie potrafił to zrobić. W tym wypadku jego atutem jako kompozytora była bezsprzecznie ta pewność siebie, której życzył innym młodym. Zarówno ze spotkań z Pendereckim w Lusławicach, jak i bezpośrednio z Jego dzieł miałem okazję poznać człowieka, który artykułował swoje prawdy życiowe i twórcze „grubą, wyrazistą kreską” – podobną do tej, jaką można zobaczyć w jego awangardowych utworach (jak np. De natura sonoris, Anaklasis czy Przebudzenie Jakuba). Nie zmienia tego nawet fakt, że stylistyka i wartości, które wyznawał młody Penderecki, zostały w pewnym momencie przez niego zanegowane („To nie ja zdradziłem awangardę, to awangarda zdradziła muzykę”). W późniejszej twórczości wyraźnie przecież widać wciąż tę samą, pewną i niecierpiącą sprzeciwu rękę – ową „grubą kreskę”, która panuje nad formą i która zdaje się przeważać nad drugoplanowym detalem. Osiągnięcia Pendereckiego w zakresie dzieł oratoryjno-kantatowych (wymieniając tutaj chociażby dwa najbardziej znane: Polskie Requiem z lat 1980–1984–1993 aż po rok 2005, kiedy skrystalizowała się ostateczna forma utworu, czy VII Symfonia Siedem bram Jerozolimy z 1996 roku) ewoluowały stopniowo w stronę utworów coraz bardziej kameralnych, stylistycznie różnorodnych i momentami wręcz osobistych w swoim wyrazie (jak np. cykl pieśni Powiało na mnie morze słów z 2010 roku czy III kwartet smyczkowy z podtytułem Kartki z niezapisanego dziennika z 2008 roku), dla mnie osobiście bliższych. Wspominam dzisiaj spotkania i rozmowy z Mistrzem, zwłaszcza w Jego naturalnym miejscu – w Lusławicach – które niejako potwierdziły to, co już znałem wcześniej z różnych przekazów: szacunek do tego, co zastane („bez korzeni nie ostanie się żadna twórczość”), dążenie do twórczej syntezy (labirynt jako symbol nieoczywistych wyborów twórczych), ustawiczna i świadoma praca nad métier (warsztat twórczy – podobnie jak praca nad ogrodem, wymaga myślenia i działania długofa-

lowego, precyzyjnie zaplanowanego i polifonicznego), zamiłowanie do wartościowej literatury, a także postrzeganie twórczości jako pola predystynowanego do podejmowania tematów ważnych i ponadczasowych. Te właśnie idee, na które tak często wskazywał Krzysztof Penderecki, uważam także i ja za uniwersalne i fundamentalne, mimo że na swój własny sposób wyobrażam sobie ich wyrażenie w muzyce. Kwestią dość oczywistą jest, że prawdziwe poznanie kompozytora odbywa się poprzez studiowanie dzieł. A jednak po lusławickich spotkaniach muzyka Krzysztofa Pendereckiego (jak już wspomniałem wyżej – szczególnie ta kameralna) stała się w moim odczuciu w jakiś sposób bardziej człowiecza, bardziej osobista. Ze wszystkich spotkań wspominam (nie bez sentymentu) naszą krótką, ale jakże esencjonalną rozmowę w cztery oczy sprzed około dekady. To było spontaniczne spotkanie w Jastrzębiej Górze, gdzie Maestro często latem przebywał. Pracowałem wtedy nad moją pierwszą operą – Operetką na podstawie dramatu Witolda Gombrowicza. Powiedziałem o tym Profesorowi, gdy akurat na chwilę zostaliśmy sami. Odpowiedział, że także Jego fascynował wiele lat temu ten dramat oraz że jego zdaniem znakomicie nadaje się na operę. Dodał, że kiedyś także przymierzał się do skomponowania opery na jego kanwie, ale zaraz wyjaśnił, że pojawiły się wtedy akurat nowe zamówienia i później nie miał już nigdy czasu, by do tego wrócić. Życzył mi sił twórczych i powodzenia w tej pracy, a po latach mogę powiedzieć, że możliwości przedstawiania światu tego utworu z pewnością wyprzedziły moje ówczesne oczekiwania. MICHAŁ DOBRZYŃSKI, kompozytor, wykładowca Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Należy do grona twórców młodego pokolenia wyłonionych przez K. Pendereckiego i H.M. Góreckiego do programu „Młodzi kompozytorzy w hołdzie Fryderykowi Chopinowi” (2007–2010). Szczególne miejsce w twórczości Dobrzyńskiego zajmują opery. Wystawiane były około 30 razy w ciągu zaledwie 3 sezonów, w Warszawskiej Operze Kameralnej, Operze Bałtyckiej w Gdańsku, a także za granicą: w Wiedniu i w Estońskiej Operze Narodowej. Za operę Tango na podstawie dramatu Mrożka Dobrzyński został uhonorowany przez krytyków „Operowym Olśnieniem Roku 2017”. Jego Operetka na podstawie dramatu Gombrowicza otrzymała rekomendację samej Rity Gombrowicz i transmitowana była z Wiednia na cały świat przez jedną z najbardziej prestiżowych telewizji – Arte Concert. lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 13


Historia i innowacja

fot. Dariusz Gackowski

S t a re Mi a s to

Z Maciejem Bakalarczykiem, menedżerem Starego Miasta i Śródmieścia, rozmawia Monika Grabarek.

Za co najbardziej lubisz Bydgoszcz? W jakich miejscach czujesz najmocniej jej klimat? Najbardziej lubię w Bydgoszczy architekturę, od najstarszej, takiej jak fara, poprzez wiek XIX, dwudziestolecie międzywojenne, modernizm, niektóre obiekty okresu PRL, aż po współczesne realizacje, takie jak BRE. Bardzo cenię też zabudowania poprzemysłowe oraz miejsca, w których miasto przenika się z rzeką i zielenią. Natura, w tym rzeka, to dla mnie drugi element tworzący klimat miasta. Wychowałem się na Wyżynach, a tamte zarośnięte skarpy to były swego czasu nasze bazy i szałasy, więc mogę powiedzieć, że dorastałem w zieleni. Czy chcemy być nowocześni, wielkomiejscy, światowi, czy raczej prowincjonalni? Miasto to niekończący się projekt, z którego nigdy nie powinniśmy być w pełni zadowoleni. Warto przyglądać się pionierom i liderom w swoich dziedzinach, naśladować ich, tak by czasem być wzorem do naśladowania dla innych. Mimo że z roku na rok podnosimy poprzeczkę, to zawsze będzie miejsce dla imprez celujących w masowego odbiorcę. Chciałbym jednak, by nawet takie wydarzenia trzymały pewien poziom estetyki i by odbywały się w odpowiedniej dla nich przestrzeni. Jarmark na moście prezentuje się elegancko, a jest to przecież impreza masowa. Są w centrum jednak miejsca zbyt cenne, by stawiać kolorowe balony i targowe namioty. Uważam, że np. Stary Rynek powinien kojarzyć się raczej z wydarzeniami wyższej klasy. Nie do końca podoba mi się też liczba i jakość wydarzeń na Wyspie Młyńskiej, gdzie wrzuca się praktycznie wszystko. Liczę, że tutaj nowym rozdaniem będzie powrót do życia młynów Rothera, które powinny serwować dużo wydarzeń na innym, nowym poziomie. Dotychczasowe rozmowy o pomniku na Starym Rynku i w ogóle o kształcie i charakterze Rynku, Śródmieścia, budzą tak wielkie emocje, że istnieje obawa, że nic się tutaj nie zmieni. 14 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

Jakbyśmy byli w pełni gotowi na zmiany, to znaczy, że nie byłyby one tak potrzebne. Zdecydowanie brakuję mi szaleństwa, rozmachu, innowacyjnych rozwiązań zarówno w architekturze, podejściu do przestrzeni miejskiej, jak i w rozwiązaniach komunikacyjnych. Wolałbym koncentrację na jakości, nawet kosztem ilości. Z drugiej strony, oprócz patrzenia w przyszłość, widzę ogromny, nadal niewykorzystywany potencjał w naszej historii. Tak innowacyjne miasta jak Hamburg, Kopenhaga, Londyn czy Singapur, wykorzystując innowacje, czerpią jednocześnie garściami ze swojej bogatej przeszłości. Dla Bydgoszczy zarówno innowacje, jak i bogata historia to może być świetne narzędzie do budowania dumy, potencjału turystycznego i marki miasta. W lutym wycięto ponad sześć pięknych drzew na bulwarze przy operze. Nie dało się ich ochronić? Temat zieleni jest mi szczególnie bliski i dlatego plan moich działań w centrum na rok 2020 dostał nazwę „Ogrody historii”. Wcześniej sporo zachodu wymagało też posadzenie drzew na naszym Rynku. Gdyby nie obecna, trudna sytuacja w kraju, właśnie zaczynałbym społeczne nasadzenia w centrum. Na dłuższą metę najważniejsza jest świadomość, jak cenne dla każdego mieszkańca jest nawet pojedyncze drzewo i miejska przestrzeń zielona. Cieszę się, widząc rosnącą aktywność oddolną i kolejne dbające o zieleń stowarzyszenia i grupy mieszkańców. To taki nasz wspólny majątek i każdy powinien dbać, by jego wartość rosła. Natura będzie za jakiś czas nową, zieloną walutą i dobrze, gdybyśmy mieli w przyszłości miejski portfel wypchany „zielonymi”. Zdrowa, przyjazna przestrzeń w mieście będzie tylko zyskiwać na wartości, stając się jednym z elementów przyciągających nowych mieszkańców. Życzyłbym sobie, by pojawiły się u nas zielone przystanki, nowe łąki kwietne w centrum, ale chciałbym też, by każda wycinka była dokładnie przemyślana. Wymiana dorodnego drzewa nawet na dziesięć sadzonek to jak wymiana złotówki


S t a re Mi a s to

fot. Dariusz Gackowski

na dziesięć jednogroszówek. Od lat obserwuję obumieranie kolejnych drzew na moich ulubionych szlakach nad Brdą. Marzą mi się nasadzenia wyprzedzające w pobliżu zagrożonych jednostek, które za dekadę skończą swój żywot. Koszt niewielki, a minimalizowałby straty po ich wycince. Widzisz miejsce dla artystów w Śródmieściu? Na co byś im pozwolił? Z chęcią ujrzałbym nowatorskie instalacje artystyczne w mieście, nawet kontrowersyjne. Mamy dużo ciekawych działań w różnych centrach kultury, ale sztuka bezpośrednio na ulicach to jest to! Często rozmawiamy o tym w gronie Rady ds. Estetyki. Ja obecnie pracuję nad włączeniem w przestrzeń miejską elementów rozwiniętej w Bydgoszczy kultury komiksu, a w moich planach ulica Zaułek powinna na przestrzeni roku stać się pewną formą żywej galerii. A co z Rybim Rynkiem, Halą Targową? Fajnym pomysłem był Nocny Batory. Co jeszcze chciałbyś zrobić, żeby rozkręcić pozostałe części Śródmieścia? Odkrywanie zupełnie nowych przestrzeni postawiłem sobie za jeden z celów w moich działaniach.

Tak było z jarmarkiem na moście, śniadaniem na trawie czy Nocnym Batorym. W kolejce są nowe lokalizacje, jak np. Pod Blankami. Interesują mnie też nieznane przestrzenie w Śródmieściu, a zwłaszcza podwórka i bramy. Rybi Rynek musi poczekać na remont, a o ogromny potencjał hali zadba już przyszły operator. Może stworzyć nowe, prywatne centrum kultury. Liczę, że uda mi się wykorzystać pustą halę jeszcze chwilę przed oddaniem obiektu. Ciekawą przestrzenią jest też rzeka. Widziałbym tam artystyczne wydarzenie płynące z nurtem, ale nawet nasz jarmark powinien zagospodarować rzekę jako swój teren. Tylko takie nieszablonowe myślenie nas wyróżni. Czy jest coś, co bardzo chciałbyś zrealizować w naszym mieście, ale boisz się, że się nie da? I czy w ogóle „nie da się” istnieje w twoim słowniku? Jestem optymistycznym realistą, ale czasem chciałbym po prostu rzeczy prostych, jak eleganckie chodniki w całym centrum czy uporządkowanie estetyki szyldów. Z tematów trochę trudniejszych to ogród zimowy jako element zagospodarowania zachodniej części rynku. Dobre przygotowanie, plan i konsekwencja i zrobić można prawie wszystko. lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 15


100

Bydgo s z c z w m at r ik s i e (4) Tadeusz Krajewski

Bydgoszcz – miasto koszmarnych snów Tadeusza Oszubskiego Drapieżnik, wyhodowany w miejskich ściekach przez bydgoszczanina Tadeusza Oszubskiego, uwolnił się w 1999 roku i z miejsca rozpoczął bezlitosne, widmowe łowy, czym wzbudził niemały popłoch zarówno w fanowskich, jak i mainstreamowych mediach. A było się czego bać, gdyż do tego czasu polska powojenna literatura cierpiała na chroniczny bezwład umiejętności wzbudzania strachu, tego strachu niewywodzącego się z życiowych realiów, strachu mającego swe źródło w imaginacji głównie, z fikcyjnych rojeń wyrosłego – jakby nie potrafiła otrząsnąć się z mrocznych inspiracji międzywojnia, nad którym królo-

Tadeusz Oszubski

16 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

wał niepodzielnie tylko jeden szermierz obłędu, mistrz wzbudzania podświadomych lęków, niekwestionowany mistyk grozy – Stefan Grabiński. Tadeusz Oszubski podczas swoich licznych spotkań autorskich często przedstawiał dość ryzykowną tezę o „zamrożeniu” horroru i literatury weird fiction w Polsce po 1945 roku. Winnych tego stanu rzeczy znajdował głównie wśród marksistowskich krytyków postulujących w pierwszej kolejności tworzenie beletrystyki zgodnej z materialistycznym oglądem świata. Literatura grozy – siłą rzeczy spokrewniona z metafizycznym pojmowaniem rzeczywistości (zdaniem autora Drapież-


100

Bydgo s z c z w m at r ik s i e (4) nika) – na równi z żywotami świętych i dziełami propagującymi szeroko rozumiany spirytualizm (od religijnego po „stolikowy”) nie miała prawa wstępu na literackie salony „jedynie słusznej” ideologii. Niewątpliwie był to jeden z powodów, ale inną, nie mniej istotną przyczyną była po prostu… dyskryminacja. Hasło przewodnie jajogłowych brzmiało: „Istnieje literatura i fantastyka. My rozmawiamy o literaturze”. Dlatego Stefan Chwin i Maciej Słomczyński fantazjowali pod pseudonimami, dlatego Jerzy Afanasjew stosował filtr groteski, a Lucyna Woźnicka w swoim Pitavalu fantastycznym (podobnie jak Jerzy Siewierski w Sześciu barwach grozy) puszczała nieustannie oko do czytelnika, strasząc tylko i wyłącznie POD SPODEM. Pod spodem to jeden z najlepszych tekstów Tadeusza Oszubskiego w całej jego karierze literackiej. Z ducha lovecraftowski, odwołujący się do „zakazanej archeologii”, do archetypu „przedwiecznych” demiurgów, do niepokoju związanego z rozkładem, pleśnią, piwniczną wilgocią kamienic, kamienic niezmieniających swojej natury nigdy, kamienic, w których dorastaliśmy i z których uciekaliśmy w popłochu z nie do końca uświadomionych powodów. To nie tylko „poranne mdłości” zmuszały nas do rejterady, nie tylko potrzeba głębokiego zaczerpnięcia wolności (wcześniej wcale przez nasze organizmy nigdy niewdychanej)! Zakodowany w stęchliźnie strach wiódł nas przez wertepy miejskich dzielnic, irracjonalnych w swej egzystencjalnej beznadziei, swą szpetotą urągających wszelkim kanonom estetyki, nawet tej na potrzeby turpizmu skrojonej. Opowiadanie Pod spodem stanowi kamień węgielny Drapieżnika, tekst kanoniczny, Apokalipsę Nowej Księgi Grozy. Nic dziwnego zatem, że znalazło poczesne, centralne miejsce w całym zbiorze. Trudno tę książkę sklasyfikować. Autor upiera się przy terminie „powieść”, choć wyraźnie widać, że to zbiór opowiadań spiętych nadrzędną klamrą kompozycyjną, opowiadań mogących żyć swym samoistnym bytem, historii autonomicznych, których odczytanie we właściwym kontekście, w schemacie narzuconym według autorskiego pomysłu, artystycznie je w pełni dopiero nobilituje. Tadeusz Oszubski zagrał va banque. Tak dotąd nikt nie pisał! Bez dystansu, bez potrzeby przepraszania mainstreamowego parnasu, bez poczu-

cia winy! Wykorzystał w tym celu mity miejskie, zmodyfikował te najbardziej urbanistycznym folklorem przesiąknięte, stworzył własne, odkrył te nigdy dotąd niewypowiadane, a nade wszystko skorzystał z obszernego archiwum prasowych doniesień o życiu wielkich, polskich miast, a szczególnie jednego, tkwiącego nieustannie w głębokim matriksie – Bydgoszczy. Pomogła mu w tym niewątpliwie dziennikarska pasja, umiejętność prowadzenia drobiazgowych dochodzeń reporterskich, śledcze dziennikarstwo, którym się od dawna profesjonalnie zajmował. Dlatego jego bohaterowie są prawdziwi, dlatego zarażeni wielkomiejskim kiczem ulegają dzień po dniu mentalnemu rozkładowi, którego powstrzymać żadną miarą nie można. Cierpią na amnezję – nie pamiętają widoku nagich, zezwierzęconych dzieci prowadzonych przez porzuconą przez ludzi sukę (Młode Kory), cierpią na ślepotę – nie widzą błagającego o pomoc chłopca zamkniętego w limuzynie z innego wymiaru (Kości ojców), nie widzą też szlachtujących bezdomnego mężczyznę chłopców bawiących się w komandosów (Jego piękny nóż), cierpią w końcu na przypadłość najgorszą, na apatię z braku wiary wyrosłą – nie dostrzegają nikogo, bo nikogo tak naprawdę nie potrzebują (Podstacja). Nie podejrzewają zatem, że „gdzieś w zakazanym labiryncie łka zabłąkany człowiek, dopiero teraz odkrywający prawdę, iż świat, który dotąd go otaczał, jest tylko złudzeniem. Ostateczną prawdę, iż istnieje tylko mrok i ciasne gardziele lochów, a dzięki nim – droga do boskości”1. Tadeusz Oszubski jest do bólu uczciwy! Prawie każdym tekstem składa hołd swoim twórczym mentorom. A znaleźli się wśród nich – Stefan Grabiński (Kości ojców), Clive Barker (Kawałek ulicy), Nick Cave (Jego piękny nóż) czy David Lynch (Podstacja). Osiem lat po wydaniu Drapieżnika pojawiło się pierwsze wielkie dzieło weird fiction Łukasza Orbitowskiego – Tracę ciepło, też wielkomiejską grozą przesiąknięte, siłą rzeczy korespondujące z prozą Oszubskiego. Nie powinno nikogo zatem dziwić, że w 2015 roku krakowianin wydał powieść, której fabuła rozgrywa się w Bydgoszczy, dokładnie w roku publikacji Drapieżnika, fabuła oparta na szczegółowo przeprowadzonym literackim dochodzeniu. „Coś się kończy, coś się zaczyna”. Krąg się zamknął?   Tadeusz Oszubski, Pod spodem.

1

lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 17


100

Bydgo s z c z w m at r ik s i e (5) Tadeusz Krajewski

Marek Żelkowski zwiastuje burzę Łukasz to piękny chłopiec o subtelnych rysach twarzy, znamionujących filigranową precyzję, błękitnych oczach, których niewinność jest jedynie groźnym pozorem, ozdobiony nadto blond czupryną z loczkami, zostawiającymi u każdego, kto choć raz ujrzał tę uosobioną rewelację, ślad w pamięci nie do wymazania. Dziecko trochę przypomina idola nazistowskiego, trochę siewcę komsomolskiej doktryny, ale najczęściej bywa kojarzone z powszechnym wyobrażeniem zwykłego aniołka, najlepiej takiego z zastępu kolędników. A może postać z billboardu – idealnie skrojoną,

Marek Żelkowski, fot. Dariusz Gackowski

18 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

niecnie pożądaną, niepodlegającą rozkładowi i prawom ciążenia. Łukasz wyłonił się z odmętu kiczu, bo kultura najbardziej sprostytuowana najszybszy oddźwięk u swych konsumentów znajduje, oderwać się od niej nad wyraz trudno, choć wbrew serwowanej przez nią słodyczy – gorycz na zawsze pozostawia… Bohaterowie zbioru opowiadań Marka Żelkowskiego Nadciąga burza nieustannie z tym pozawymiarowym chłopcem się stykają, bezskutecznie ten kontakt próbując ze swego życiorysu wymazać. Dlaczego ten swoisty zabieg ewapora-


100

Bydgo s z c z w m at r ik s i e (5) cji w przypadku Łukasza nigdy nie odnosi skutku? Przede wszystkim dlatego, że postać dziecka ze szmirowatej Nibylandii została doskonale przez autora skonstruowana. Często jest do bólu epizodyczna (bez niej fabuła mogłaby się spokojnie rozwijać), a jej marginalność dałoby się bez kłopotów zecerskich wymazać zwykłą gumką. Ale kiczowaty chłopiec wciąż pozostaje, nawet wtedy, gdy zamkniemy oczy… Co tu dużo mówić – wtedy szczególnie daje się we znaki, szczypiąc mocno od spodu w powieki! Czasami tylko patrzy, niekiedy wykonuje niedbały gest, niezwykle rzadko mówi, nieraz stanowi zaledwie martwą część tła – bywa postacią z fresku lub fotografii. Jego stricte dygresyjne istnienie jednak bardzo boli. Ta fenomenalna zagrywka pisarza przypomina pomysł Krzysztofa Kieślowskiego z Dekalogu – wprowadzenie Artura Barcisia jako (wyłaniającego się na chwilę ze ślepowidzenia) ucieleśnionego Boga – Najwyższego Strażnika Przykazań. Łukasz aż tak ważnej funkcji tu nie pełni. Występuje w roli intuicyjnego podszeptu, przestrogi, wyrzutu wreszcie… Marek Żelkowski – obdarzony darem wnikliwej obserwacji, pozbawiony złudzeń fantasta przekazuje czytelnikom ważne spostrzeżenie: Sumienie od wielu dekad traktowane jest jako balast, wyraz bezsensownego samobiczowania wyrosłego z jakichś zatęchłych doktryn katolickich, niechciane dziecko, przeszkoda stojąca w sprzeczności z nowoczesnym postrzeganiem świata, rzecz nikomu tak naprawdę do niczego niepotrzebna, przeszkadzająca w SAMOREALIZACJI – naczelnym haśle nowej epoki. Można w końcu uznać sumienie za kicz rodem z telenoweli i dzięki temu spojrzeć nań z właściwego dystansu – moralny osąd poddać osądowi konformizmu. Dlatego Łukasz przypomina postać z plakatu, dlatego jest nierzeczywisty, dlatego kłuje w oczy, by dzięki niemu trudniej było zapomnieć o ohydzie naszych czynów, najczęściej czynów w beznadziei spłodzonych. Bohaterowie Żelkowskiego żyją w świecie polskiej prowincji, karmią się sloganami małej stabilizacji, zapominają o marzeniach, odrzucają swoje dzieciństwo – jedyny czas, w którym fantazja była nie do odróżnienia od rzeczywistości.

Sumienie zagłuszają alkoholem, przypadkowym seksem, nierzadko udziałem w wyścigu szczurów w miejscowych filiach znanych banków lub agend reklamowych. Gdy na ich wąskie, za to starannie wydeptane ścieżki Coś rzuca kłody z innego wymiaru, reagują całą gamą odruchów obronnych – negowaniem zjawiska (Długa przerwa w podróży), racjonalizowaniem zdarzenia (Kapłanka), ucieczką do realizmu (Handlarz), brakiem akceptacji (Tarat), wyparciem z pamięci (Coś się kończy i coś się zaczyna). Powierzchowna logika każe im traktować wszelką odmienność jako rodzaj szkodliwej mutacji, skarlenie umysłu niezdolnego czasowo do racjonalnej interpretacji świata wokół nich. Przychodzi im za to płacić wysoką cenę. Najwyższą okazuje się jednak powrót do banału i rytuałów, których pierwotnego sensu już nikt nie potrafi sobie przypomnieć. Na jednym ze spotkań autorskich Marek Żelkowski został zapytany wprost o to, czy ma coś do powiedzenia, czy tylko chce opowiadać? Bohater wieczoru wywołany w ten sposób do tablicy wił się niczym piskorz. Nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć. Dlaczego? Może dlatego, że to, co najbardziej oczywiste, wyjaśnić idzie najtrudniej. Prawidłowa odpowiedź bowiem brzmi: Marek Żelkowski nie rości sobie najmniejszych pretensji do bycia literatem „z górnej półki”, pisarzem wyrachowanym w każdym nadętym chrząknięciu. Jest twórcą bezpretensjonalnym. Konstruuje fabuły, czerpiąc garściami z (nieraz kiczowatego) świata fantasy, horroru i SF. Kłania się jednak również Mistrzom – Lovecraftowi, Kingowi i Bradbury’emu. Czyni to z wielką gracją, nie tracąc przy tym w najmniejszym stopniu na oryginalności. I dzięki temu mówi o czymś ważnym, o czym mainstream często zapomina – o marzeniach, z których NIGDY nie warto rezygnować. Łukasz w ostatnim opowiadaniu wypowiada dwa profetyczne słowa: „Nadciąga burza”. I nadeszła – Marek Żelkowski wydał potem osiemnaście książek, a napisana pod pseudonimem Moonkey pierwsza część trylogii Wojna cieni dała światu nowego pisarza, pisarza, któremu niebieska pigułka do niczego już nie jest potrzebna, bo już od dawna nie ma go w matriksie. Ale to temat na zupełnie inną opowieść… lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 19


100

Bydgo s z c z w m at r ik s i e (6) Tadeusz Krajewski

Nowe spojrzenie na starą prawdę o planecie Ksi Janusz A. Zajdel przeszedł do historii jako jeden z najodważniejszych twórców w polskiej literaturze SF. Na tak wyjątkową ocenę zasłużył sobie głównie dzięki pięciu powieściom obnażającym bezlitośnie komunistyczne mechanizmy sprawowania władzy, szczególnie mechanizmy odpowiedzialne za fałszowanie obrazu rzeczywistości i mentalną wiwisekcję przeprowadzaną na społeczeństwie. Fantastyka stanowiła dla pisarza dość wygodną metodę kamuflażu, do tego stopnia skuteczną, że wszelkie ingerencje cenzury przypominały jedynie zakrywanie prawdziwego obiektu zetlałą, dziurawą firanką, którą zdmuchnąć może najlżejszy powiew. Czytelnicy nie mieli z tym żadnego prob-

lemu, a powieść Limes inferior uznali za rzecz bez mała sztandarową w polskiej fantastyce socjologicznej (tak określano wówczas ten nurt). Gorszy los spotkał przedostatnią książkę Zajdla – Cała prawda o planecie Ksi. Pomimo swej wyraźnie antysowieckiej wymowy, pomimo bezwzględnego rozprawienia się z mitem rewolucji, uznano ją za najsłabsze ogniwo cyklu. I rzeczywiście – tekst wydaje się sklecony naprędce, niedopracowany w szczegółach, jakby stanowił zaledwie szkic większego dzieła. Prawdopodobnie autor sam to zauważył, bowiem postanowił napisać drugą część powieści. Przygotował nawet konspekt, stworzył dwa fragmenty (też będące w zasadzie szkicami), Marcin Kowalczyk, fot. Dariusz Gackowski

20 | BIK  | lipiec/sierpień 2020


100

Bydgo s z c z w m at r ik s i e (6) ale wszelkie zamiary przekreśliła przedwczesna śmierć – śmierć, której polscy miłośnicy fantastyki do dziś nie potrafią zaakceptować. Trzy dekady później wydawnictwo superNOWA ogłosiło konkurs na dokończenie drugiej części, roboczo zatytułowanej przez autora Nowe spojrzenie na planetę Ksi. W lipcu 2012 roku redakcyjna kapituła ogłosiła swój werdykt – zwycięzcą został bydgoski pisarz Marcin Kowalczyk, a książka stała się w ten sposób jego brawurowym debiutem w dłuższej formie prozatorskiej, co więcej – uzyskała status tekstu kanonicznego, bo przecież każdy, kto zechce do Zajdlowskiego wątku powrócić, będzie musiał się do wizji Kowalczyka odnieść… Co znamionuje wizję bydgoszczanina? Na ile udało mu się wtłoczyć żywotność własnego pisarstwa w (z lekka już obumarłą) tkankę pozostawioną przez swojego mentora? Mógł przecież odwołać się do znanej mu stylistyki, mógł zachować tonację typową dla polskiej SF z lat 80., mógł też pójść na skróty – zanegować ideowy sens książki swojego wielkiego poprzednika i buńczucznie pokazać światu nową jakość, apolityczny genre obowiązujący w świecie dzisiejszej popkultury – bo przecież nieustanne rozliczanie z komunizmem przestało już tak naprawdę kogokolwiek bawić! Na szczęście niczego takiego nie czyni… Marcina Kowalczyka cechuje skromność, w każdym jego słowie widać szacunek dla pisarstwa Zajdla, ale widać też równie mocno pisarską niezależność pozbawioną kompleksów. Kowalczyk jest na szczęście sobą i w najmniejszym stopniu nie neguje potrzeby rozliczania z minioną epoką. Mieszkańcy planety Ksi żyją w irracjonalnym świecie ułudy spreparowanej przez ich przywódców, tylko i wyłącznie dlatego, że włodarze ksińskiej społeczności chcą władzy i niczego tak naprawdę poza nią nie pragną. Potomkowie ziemskich kolonizatorów godzą się na ewaporację, na fikcyjną historię, na donosicielstwo, na policyjną przemoc, na tolerowaną przez władzę przestępczość, na wszelki absurd, który będą musieli nieraz w życiu usłyszeć (a także samodzielnie wygłosić) – bo to wszystko zaspokaja ich potrzebę stabilizacji – wprawdzie mizernej, ale stwarzającej pozory jakiejś tam znośności bytu. Starsza kobieta pamiętająca jeszcze życie na Ziemi stwierdza, że mieszkańców Ksi opanowało „wieczne poczucie tymczasowości”. Marek Oramus w recenzji Drugiego spojrzenia nie daje wiary w istnienie takiego społeczeństwa. Powinien w nim zaistnieć przecież „drugi obieg”, system niezależnych opinii wyrażanych

skrycie i tworzących tym samym podbudowę dla nowego ładu społecznego, a w końcu Sacrum, którego żadna odhumanizowana ideologia nie jest w stanie naruszyć. Kowalczyk jednak pokazuje zbiorowość odciętą od jakichkolwiek kulturowych korzeni, przez co jego wizja stopniowo coraz bardziej się umacnia, nabiera (pomimo swej groteskowości) wszelkich rysów prawdopodobieństwa. Bolszewizm w tym kontekście przestaje być jedynie historycznym hasłem. I to nie tylko dlatego (jak zrobiono to na Ksi), że znaleziono jednoczącego wszystkich wroga (Ziemia), że powstał nowy objawiony tekst tłumaczący sens wszelaki („Książka”), że w końcu poszczuto ludzi przeciw sobie, a wątpliwości rozwiązywano przy użyciu pałek strażników, ale głównie dlatego, że człowiek w określonych warunkach gotów jest na oddanie swojej wolności, gotów jest otworzyć z własnej chęci furtkę każdemu bolszewikowi. Jak widać – rozliczanie z komunizmem nie jest anachroniczne, jest… uniwersalne. Obserwatorzy wysłani z Ziemi na planetę Ksi mogą to wszystko obserwować, mają prawo do bardzo subtelnych ingerencji i muszą się trzymać bezwzględnego zakazu – z ich przyczyny żaden z mieszkańców Ksi nie może stracić życia. Przypominają trochę bohaterów powieści Strugackich, a klasycznie prowadzona fabuła sprawia wrażenie, że autor kłania się tradycyjnej literaturze SF (jak złośliwie określił to w swoim krytycznym omówieniu tekstu Kowalczyka Krzysztof Maj – „miękkiej SF”). Pisanie fantastyki naukowej według starych sprawdzonych recept w drugiej dekadzie XX wieku wydaje się posunięciem dość ryzykownym. Marcin Kowalczyk poradził sobie jednak z tym zadaniem nad podziw dobrze. Jego książka – przeznaczona głównie dla młodego czytelnika – ma duże walory edukacyjne. Z niej nastoletni odbiorca dowie się znacznie więcej o historii (w tym: o strajkach sierpniowych, obradach Okrągłego Stołu czy o stawianiu fundamentów III RP) niż z nudnego podręcznika. Czasami, aby poznać prawdę o swoim otoczeniu, a nade wszystko o samym sobie, trzeba się udać na planetę położoną o 20 lat świetlnych stąd. Marcin Kowalczyk nie wybrał żadnej tabletki. Dlaczego? Bo nigdy nie był w żadnym matriksie. Swoją książką udowodnił starą tezę – aby poznać prawdę o złożoności systemu, należy w nim być, wszelkie raporty, analizy i interpretacje na nic się tu zdadzą. Do takich wniosków dochodzą bohaterowie powieści, do takich wniosków dochodzi czytelnik. lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 21


Da r iusz G ac kowsk i – G e ome t r i a mi a s t a

Fotograf widzi więcej Z Dariuszem Gackowskim – o jego najnowszej wystawie Geometria miasta, prezentowanej w ramach MCK-owej Wiosny Wirtuali – rozmawia Monika Grabarek.

Tym razem pokazujesz nam zupełnie inną odsłonę miasta – po podróży przez poprzemysłowy krajobraz mamy kompletnie inną estetykę i artystyczną jakość. Fotograf widzi więcej. Za każdym razem pokazuję to, co akurat najbardziej mnie zatrzymało, gdzie zobaczyłem coś niezwykłego. Miałem w swoich zbiorach kilka takich prac spokojnych, składających się z elementów architektury. Kiedyś podczas takiego fotograficznego spaceru robiłem zdjęcia Torbydowi i w pewnym momencie zobaczyłem bryłę tego budynku zupełnie inaczej. Odpowiednie ustawienie kadru wyłoniło futurystyczne, dziwne kształty, pojawiła się inna plastyczna jakość tej materii. Wtedy właśnie pomyślałem, że warto zrobić taki cały cykl i skupić się na poszukiwaniu takich uporządkowanych, geometrycznych obiektów architektonicznych, ale nie chciałem koncentrować się tylko na detalach albo tylko na nowoczesnych realizacjach, które same w sobie są samograjem konstrukcyjnym szkła, metalu, aluminium – tam wszystko jest oczywiste. Chciałem poszukać czegoś troszkę innego, bardziej abstrakcyjnego. Moim zamysłem było również ujęcie całego przekroju naszego miasta, stąd jest w tym projekcie i secesja, i jakieś elementy PRL-u, trochę muru pruskiego. Zrobiłem sobie plan, listę obiektów, które najbardziej mnie interesowały, i wyruszyłem na poszukiwania odpowiednich ujęć, kiedy światło będzie najlepsze, o jakiej porze dnia, nawet pory roku miały tutaj znaczenie. Chciałem uchwycić tkankę miasta w całym jej spektrum. Szukałem tych obrazów wszędzie: w budynkach sakralnych, na ulicy, klatkach schodowych czy w oczyszczali ścieków… Geometria, ten matematyczny język kompozycji – skąd to się wzięło u ciebie? Generalnie mam umysł ścisły, nawet mam w swojej historii studia matematyczne i elektrotechniczne, co prawda nieskończone, ale matematyka zawsze mnie fascynowała. Zwłaszcza na tym 22 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

wyższym poziomie matematyka to abstrakcja, i to zawsze kojarzyło mi się bardzo ze sztuką, to pociągało mnie w tej nauce najbardziej. W Geometrii miasta chciałem uchwycić inną dynamikę, pokazać coś trochę bardziej spokojnie, skupić się na estetycznej stronie kompozycji. Mam nadzieję, że ta odsłona mojej twórczości spodoba się odbiorcom. Wiem, że nie każdą dziedzinę sztuki chcemy mieć u siebie na ścianach, i jak oglądam swoje prace, to często zastanawiam się, czy chciałbym akurat to zdjęcie powiesić sobie w domu. Myślę, że w tym projekcie kilka takich bym znalazł. To bardzo piękne fotografie, a odsłona tego projektu przypadła na czas, kiedy bardzo potrzebujemy chwili piękna, żeby uciec od dość dramatycznej sytuacji, w której tak nagle się znaleźliśmy, od tego napięcia, które teraz nam towarzyszy… Teraz dopiero zobaczyłem, że te prace wyglądają, jakby były z czasu kwarantanny. To zdjęcia zupełnie bez ludzi, a nie było to moim zamierzeniem. Puste ulice, miejsca – tak teraz wygląda miasto i mam zupełnie dziwne odczucie, bo przecież nie przewidziałem tego… Rzeczywiście, z twoich kadrów zniknęli ludzie, ale nie tylko w tym projekcie, bo w Industrialu też ich nie ma. Zupełnie inaczej niż na przykład w twoich dokumentalnych filmach, bo tam przede wszystkim skupiasz się na ludziach, ich historiach. Kadry, w których nie pojawia się człowiek, to artystyczna odskocznia? Trochę chyba tak. Na co dzień pracuję jako fotoreporter MCK-u, stale fotografuję wydarzenia, w których uczestniczy mnóstwo ludzi, zatem te projekty są takim oddechem w innej przestrzeni. Ale teraz, kiedy ta pustka na ulicach jest przymusowa, jednak zatęskniłem za czynnikiem ludzkim i następny cykl to będzie fotografia streetowa, gdzie człowiek jest na pierwszym planie.


Da r iusz G ac kowsk i – G e ome t r i a mi a s t a

lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 23


re c e n z je p ł y t Szymon Andrzejewski

Nośniki cyfrowe

Dzień dobry. Nieobecność drukowanego „BIK-u” była dla mnie jednym z najdziwniejszych doznań w moim życiu zawodowym, ale nie tylko chyba w nim. Państwo może nie zdajecie sobie sprawy z tego, że (mam nadzieję, że koleżeństwo z redakcji nie będzie mieć mi za złe zdradzenia tej naszej małej słabości i dotychczas tajemnego rytualiku) my, redakcja, „BIK” wąchamy. Tak, tak, drodzy Państwo. Gdy przyjeżdżają paczki z kolejnym numerem, to odbywa się olfaktoryczne potwierdzanie fizyczności naszego ukochanego informatora. Wącha się grupowo lub indywidualnie, ale nikt nie robi tego w domu, tylko przystępuje do rozwarcia stronic natychmiast prawie po wyciągnięciu swojego egzemplarza z opakowania. Brakowało mi tego na poziomie dziwnym do opisania. Na poziomie plemiennym i wspólnotowym. Aby jak najszybciej do tego przyzwyczajenia powrócić, dajemy Państwu obszerniejszy numer wakacyjny, a ja wszystkie recenzje, które ukazały się na tym, co w tytule. Niech żyje analog! Smacznego.

1. Dwukrotnie i dwa razy Wiesław „Marcyś” Marcysiak – Pocztówki z księżyca (wyd. własne, styczeń 2020)

Lubię nasze z Marcysiem rozmowy telefoniczne. Ja lakonicznie pytam o to, o co chcę zapytać, on odpowiada i natychmiast próbuje tematów pobocznych, ja nie pozwalam, ale nie jakoś tak bardzo energicz24 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

nie, na końcu tradycyjnie rzucam „Nie marudź!” i jest po zabawie. Taki ping-pong na życiowe postawy. Przyjemne, bo się człowiek rozrusza. Jednak w przypadku drugiego w karierze zbioru piosenek pana Wiesława o końcu wspomnianej zabawy mowy być nie może. Na tej płycie potańcówka trwa w najlepsze od początku i pozostaje z nami na długo po wybrzmieniu ostatniego utworu. To dobrze. A co dobrze dokładnie? Ależ proszę… Głos. Głos Wieśka Marcysiaka miejscami na tej i poprzedniej płycie wpada w taką charakterystyczną, ochrypłą manierę, którą uwielbiłem jeszcze w latach 90. za sprawą Jacka Różańskiego i jego interpretacji wiersza Stachury Życie to nie teatr. Na składanym przez 17 lat debiucie The best of (jak państwo poszperają na ISSUU, to państwo znajdą „BIK-ową” recenzję) tego przydymienia nie mieliśmy aż tak dużo jak na Pocztówkach…, ale też i sam materiał był bardziej szeroki tematycznie, więc nie wszędzie ta szlachetna chrypa wiekowa pasowała. Tu pasuje bardzo i powoduje niesamowitą spójność przekazu. Ale o tym później. U barda głos to druga z podstaw. Ten głos mnie przekonuje i mnie łechce miło swą chropowatością. I nie nudzi. Głos więc dobrze. Warstwa muzyczna. To było chyba pierwsze nasze pytanie w czasie rozmowy w studio Radia Kultura. Coś się pan tak cofnął, drogi panie Marcyś? Dlaczego stylistyka kolorofonu i wzmacniacza Pionier? Skąd i po co dansingowy kotlet muzyczny nam tu na tacy odtwarzacza skwierczy? Nie żebyśmy byli bardzo zdziwieni, bo przecież po podobną stylistykę „fajfu” (młodzieży, do Google’a marsz,


re c e n z je p ł y t no bo do babci teraz nie wolno) zdecydowali się również całkiem niedawno mistrzowie muzycznej jazdy bez trzymanki, czyli członkowie formacji Babu Król i Smutne Piosenki na Nowej fali polskiego dansingu – płycie absolutnie rewelacyjnej i genialnie balansującej na krawędzi stylistycznego kiczu. „Tęsknię za tym klimatem. Za tą atmosferą betonowej podłogi i brunatnych swetrów. Coś w tym było fajnego” – odpowiedział nam brodacz znad Brdy i trudno się tu nie zgodzić. Trudno, szczególnie teraz, nie przyklasnąć idei „srebrnej kuli” wspomnień, którą każdy z nas nosi gdzieś pod sercem albo w żołądku, i choć uwiera, to nie pozbylibyśmy się jej za żadne skarby, bo to coś, co nas zbudowało. Stylistyka wygazowanego piwa i nie do końca zgranej kapeli na zabawie w domu kultury pasuje jak ulał do tego, co ma nam do powiedzenia na Pocztówkach z księżyca Marcyś. I tu dochodzimy do podstawy pierwszej w życiu każdego szanującego się barda… Przekaz. Na wspomnianym już The best of przeszkadzało mi tylko jedno – ogromny wręcz rozstrzał tematyczny, pochodzący z kilkunastu lat pisania piosenek i nabierania doświadczenia. Z jednej strony fascynujący, oczywiście materiał do obserwacji procesu rozwoju artystycznego, ale mnie to jednak nie do końca leży. Jestem fanem spójności. Na drugim swoim albumie Marcysiak tę spójność posiada w ilości takiej, że normalnie gluten by się nie powstydził. Nie ma co wymieniać tytułami (choć wspomniana już Srebrna kula jest chyba takim wyznacznikiem, jeśli chodzi o treści przekazane na tym albumie), bo z każdego utworu można odczytać pozycję Marcysia w czasie jego pisania. To pozycja siedzącego pod ścianą dyskoteki myśliciela, który może by i potańczył, ale z drugiej strony jednak bardziej mu się nie chce, bo wie, że w tym momencie życia czynność ta prowadzi tylko do zakwasów. A przecież przyjemniej jest obserwować, jak dookoła własnej osi wirują ludzkie „bączki”, którymi wszyscy jesteśmy. Posłuchacie, to zrozumiecie. Prawdziwa jest ta płyta do bólu i do tego jeszcze napisana językiem pozbawionym metaforycznych hemoroidów. Prosto i smutno. Ale tak smutno, że wiecie, że to nie jest smutek samobójcy, tylko kogoś, kto już wie. Ale i tak czeka na później. Poza tym nie można nie uwielbiać płyty, która informuje, że „nie ma nic smutnego tak jak meblościanka”. Wiecie, o czym mówię. Wiesław „Marcyś” Marcysiak, Pocztówki z księżyca – przepięknie opisana potańcówka, z której nie wszyscy wyjdą z tą dziewczyną, z którą przyszli.

Jachna, Ziołek, Buhl – Animated music (wyd. Pawlacz Perski, styczeń 2020)

Pozwólcie, iż rozpocznę od pytania. Czy Wojtek Jachna, Kuba Ziołek i Jacek Buhl nie wyłażą wam już nawet z lodówki? Jeśli wasza odpowiedź brzmi „tak”, to to jest bardzo dobra (szczególnie dla was) informacja, bo to oznacza, że niezwykle skutecznie suplementujecie netflixową dietę i wprowadzacie do organizmu muzyczne witaminy, mikroelementy i białka w postaci wyrobów medycznych, a nie wysokosłodzonych galaretek z lekką zawartością substancji odżywczych. Tęskniłem za tym… Natomiast poważnie, to faktycznie te trzy nazwiska ostatnio wypełzają z każdego muzycznego zakamarka świadomego odbiorcy tej najabstrakcyjniejszej ze sztuk. Oprócz mistrza Buhla, oczywiście. Dżentelmeni nie wypełzają. W przypadku pana Jacka jest tak, że gdziekolwiek byście się nie znaleźli, to on już tam jest od około siedmiu minut i patrzy na was z lekkim uśmieszkiem na ustach, zastanawiając się, dlaczego jesteście spóźnieni. No taki Buhl. Natomiast wracając do muzyki, to trudno się o J, Z i B gdzieś tam nie potknąć czy to koncertowo, czy to wydawniczo. Za progiem czeka już debiutancki krążek formacji Wojciech Jachna Squad, a my wracamy do stycznia, a dokładniej jeszcze to do roku 2016 i klubu Mózg. Ale po kolei… Granie improwizacji do filmów na żywo ma w Bydgoszczy dość bogatą tradycję, którą najbardziej kultywuje festiwal Animocje, rokrocznie zapraszając do takiej właśnie formy wyrazu lokalnych muzyków pasących się na wielu różnorodnych stylistycznie łąkach. Materiał zawarty na Anilipiec/sierpień 2020  |

BIK | 25


re c e n z je p ł y t mated music to utwory powyciągane z występów tria JZB na Animocjach właśnie oraz doprawione dawką kompozycji zagranych w czasie poznańskiego festiwalu Animator do pełnometrażowej animacji Chłopiec i świat. Panowie trzej zdecydowali później, że ich sztuka jest warta, i weszli do wspomnianego już klubu Mózg, by te powybierane fragmenty zarejestrować w sposób trochę bardziej chociaż ogarnięty. Taśmę magnetyzował Janusz Czado, a nad ostatecznym brzmieniem czuwało Madżonga Studio Jarka „Mam To Na Winylu” Hejmana. Tyle metryczka telemetryczna. A muzyka? No cóż… Kiedy ktokolwiek z moich znajomych słyszy ten album (przypadkowo lub celowo w czasie odsłuchu czegoś „innego niż normalnie”), to bez wyjątku na razie ani jednego reakcja jest taka sama: „Ej, ale to fajne jest!”. Nic dziwnego, bo to fajne jest. Twórczość panów twórców obecnych talentem na Animated music może być niszowa (szczególnie ostatnie dokonania Jachny i Buhla), ale na tym albumie udało im się zrobić to, co formacji Lonker See na najnowszej swojej płycie Hamza. JZB odwrócili piwo nalepką do klienta i wydali z siebie twór jednocześnie zachęcający dla ich zaprzysięgłych fanów i zwolenników dźwiękowych dziwadeł (tutaj prym wiedzie drugi na krążku Spirituals – choć i on jest wręcz taneczny), jak i przystępnie rytmiczny i „bujający”, a nawet skłaniający czasem do poruszania głową (niesamowicie mroczne, ale też napędzające War). Może to „granie pod obrazek” spowodowało, że ryzy były z grubszego materiału i nawet takim szaleńcom nie udało się ich wystarczająco mocno powyginać, a może panowie tak chcieli. Nie wiem. Ocenicie sami. Natomiast wynikowa jest taka, że nie gubiąc swojej improwizatorskiej wolności i dziwności, Jachna, Ziołek i Buhl sprokurowali materiał, przy słuchaniu którego nie potrzeba się specjalnie napinać. Animated music nie jest wymagające w stopniu, który przeszkadzałby w chodzeniu po ulicy. A wiemy, co robili pierwszy i trzeci na God’s body. Wiemy i pamiętamy tę cudowną toksynę wsączoną nam do żył przy współudziale Jacka Mazurkiewicza. Zatruli nas, uzależnili i teraz musimy tej płyty słuchać przynajmniej raz na kwartał. Mimo iż czasami nie chcemy. Tutaj jest inaczej. Akustyczne instrumenty i ich elektronicznie powykręcane wersje dają słuchaczowi poczucie swego rodzaju porządku. Swoistego spokoju, że co prawda nie wiadomo, co kryje się za zakrętem, ale przynajmniej ma się pewność, że jego ostrość nie grozi wypadnięciem z drogi. I jak już się te zakręty 26 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

spokojnie pokona, to na końcu dojeżdża się do magicznego ogrodu. I można się tego piwa z naklejką zwróconą w naszym kierunku napić. Animocje to jeden z moich ulubionych festiwali. Jednym z powodów jest właśnie to magiczne połączenie muzyki i obrazu, którego można w czasie jego trwania doświadczyć. Szkoda, że go w tym roku nie ma. Ale z drugiej strony, nie ma wielu rzeczy. Zdrowia państwu życzę. Kupcie sobie ten album. Jest doskonały. Jachna, Ziołek, Buhl, Animated music – dźwiękami rysowana kronika filmowa z elementami horroru, kina akcji i czarnej komedii.

2. Dwa jasne źródła Adela Konop – Źródło (wyd. własne, luty 2020)

Adela Konop, fot. Michał Mielewczyk

Ja mam zasadniczo problem ze śpiewaniem i graniem nie odautorskim. Znaczy takim, że ktoś komuś coś napisze (nawet jeśli napisze genialnie) i ten drugi ktoś to potem przeobraża w wykon. Najczęściej niestety dość odtwórczy i „plastikowy”. No, tak już mam i to się przez lata tylko pogłębia


re c e n z je p ł y t i ma coraz to silniejsze podstawy merytoryczne. Podejście to sprawdza mi się w szczególności jeśli chodzi o wokalistki jazzowe i popowe, a już najbardziej to w Polsce, która to z muzycznym popem na wysokim poziomie to się nadal spotyka raczej nieczęsto. Jeśli o śpiewające w tym anturażu panie chodzi, to zawsze mam wrażenie, że nie do końca one rozumieją, o czym śpiewają, albo rozumieją, ale w związku z brakiem doświadczeń na „ośpiewywanym” właśnie polu nie bardzo ów muzyczny zagon, mówiąc kolokwialnie, czują. Na świecie są chlubne wyjątki. Eva Cassidy – nieżyjąca już niestety hippisko-harcerka wokalistyki – dziewczyna o anielskim głosie i upartej, autonomicznej bardzo osobowości, która do dziś robi mi kisiel z serca. Czy kowbojka i pankówa w podejściu do bycia diwą, czyli Beth Hart, która powoduje, że zapominam o jedzeniu. A nie powinienem, bo mam uszkodzony żołądek. W naszym kraju nad Wisłą i nie tylko taki efekt wywołuje u mnie tylko jeden żeński wokal. Wokal pani Grażyny Łobaszewskiej. No i właśnie… „Chciałam mieć już coś nagranego. Taką, wiesz, wizytówkę” – tak o swoim debiutanckim mini albumie Źródło powiedziała w radiowej rozmowie bydgoska piosenkarka Adela Konop. Podejście rozumiem. Takie samo miały przy swoim pierwszym wydawnictwie panie z nadbrdzianego duetu Pinky Loops. Pięć utworów zawartych na Źródle to faktycznie bardzo przekrojowy pokaz możliwości wokalnych dziewczyny, którą rynek muzyczny poznał już trochę czasu temu, a doceniać odpowiednio zaczął, gdy przewodziła jeszcze formacji Adelibanda. Jest tutaj i wielki pewnie w przyszłości (jeśli pani Adela odpowiednio zadba o promocję, bo to zawsze była podstawa – nawet w czasach, które idealizujemy jako te pozbawione księgowych i marketingowców) hicior Wiem, jest też klasycznie „piosenkarski” kawałek Finally catch the lightning. Jest przezmysłowa Łagodność do słów Moniki Wirżajtys i jest, skomponowany i wylansowany przez Brendę Russell, przecudownej urody utwór Piano in the dark. Jest i tytułowe Źródło do muzyki Marcina Cholewy, które idealną klamrą spina ten niewielki objętościowo krążek. Ale niewielki tylko tą objętością właśnie. Bo tutaj moi, drodzy Państwo, na scenę wkraczają dwie kwestie, jakie z pani Adeli robią artystkę, na której dokonania będzie się czekać, a właściwie czeka się już teraz. Głos. Trochę banał, no bo trudno, żeby wokalistka nie posiadała. Z tym że pani Konop ma taki, że ciary normalnie. I faktycznie, porównanie do mi-

strzyni Łobaszewskiej musi się pojawić, bo ta lekka chrypka i ten delikatnie nosowy przydźwięk są nie do niezauważenia i nadają brzmieniu Adeli cech charakterystycznych. To nie jest głos „jeden z wielu”. To nie jest ukształtowany na akademiach muzycznych i w salach prób krystaliczny organ, który, jak to niestety bardzo często bywa, przez owo kształtowanie stracił jakikolwiek indywidualizm. To jest GŁOS. On siedzi czasami przy barze i sączy czerwone wytrawne, dyskutując o smaku cygara maczanego w Southern Comfort. On krzyczy czasami przez okno, że cięcie drewna na pile tarczowej o ósmej rano w sobotę to zbrodnia. On czasami przez zęby ciśnie siarczystym przekleństwem. To jest głos, który nie boi się przejść samotnie przez Szwederowo. On wie, kim jest, i nie zawaha się przed tej wiedzy użyciem. Osobowość. Pamiętacie, jak na początku pisałem o tym, że mam problem z odbiorem wokalistek i z tym, że nie bardzo zazwyczaj są w stanie mnie przekonać do tego, że wierzą i czują? Adela Konop na swoim debiucie, a już szczególnie na scenie przekonuje mnie w stu procentach. Mówiąc krótko, ta dziewczyna po prostu wie, o czym śpiewa. Po części pewnie dlatego, że większość wykonywanych przez siebie piosenek sama napisała, ale głównie dlatego, że kiedy śpiewa, właśnie to staje się tym, co w danej chwili głosem opisuje. A tego się nie da nauczyć. To trzeba mieć. To trzeba wydrzeć z doświadczeń, blizn i uśmiechów. Adela Konop, Źródło – najpiękniejsza wizytówka, jaką trzymałem w uszach.

Monika Fortuniak – Za jasno (wyd. własne, luty 2020)

„Jak to nie ma tego w fizyku?! To jak my to rozdamy w konkursie?!” – taka była moja jedyna reakcja (poza tymi czysto artystycznej natury) po odsłuchaniu Za jasno w czasie przygotowań do poniedziałkowej audycji porannej, która od ponad dwóch już lat poświęcona jest nowościom wydawniczym. Nie było pytania, „czy” będziemy to grać jako płytę tygodnia, bo oczywiste było, że będziemy. Jednak jako że owa płyta właśnie idzie zawsze w piątek do ludzi w konkursie, to brak fizycznego nośnika jawił się jako nie lada problem. Kilka pomysłów dalej problem zniknął, a my spokojnie mogliśmy debiut Moniki Fortuniak dopisać do listy krążków prezentowanych przez pięć dni na naszej antenie. Spokojnie i z wielką przyjemnością, bo to naprawdę ŚWIETNA (żart hermetyczny dla wtajemniczonych i niech takim pozostanie) płyta. lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 27


re c e n z je p ł y t

Ale po kolei. Twierdzi, że nie mieszka w Niemczu i mentalnie jest jej do niego daleko. Pomimo tego jest szczęśliwą posiadaczką dwóch gitar firmy Fender (Jaguara i Stratocastera), które są warte góry monet. Czego jej zazdroszczę na poziomie lekko nienawistnym. Posiada uścisk dłoni godny zapaśnika, a to dlatego, że na te instrumenty tyrała ciężko i niejednokrotnie fizycznie (gdzieś tam pojawił się nawet warsztat lakierniczy po 12 godzin dziennie). Muzycznie kocha (tak samo jak ja) Johna Frusciante – artystę totalnego i awangardowego, najbardziej znanego z tego, że bywa gitarzystą Red Hot Chili Peppers. Jest sympatyczna, ale nikomu niczego nigdzie nie trzyma i donikąd nie wchodzi. Brzmieniowo („nie chciałam być kojarzona z Warpaint, bo uwielbiam, i to pewnie słychać”) jest bliska wielu wykonawcom, ale jednocześnie tak bardzo „swoja”, że mnie zaskoczyła. A to niełatwe. Kiedy Za jasno wylądowało w moim odtwarzaczu, to pierwszą myślą było „Będzie pluskane…”. – bo faktycznie jest delikatnie na początku i te tytuły takie „dziewczyńskie”, i ta okładka, i w ogóle projekt graficzny, i człowiek się rozsiada, i nalewa sobie człowiek, bo będzie przecież sączyć powoli i bezpiecznie… A potem trzeba iść po papierowe ręczniki i powycierać podłogę i fotel, zmienić ciuchy, usiąść jeszcze raz i zastanowić się, co się stało i dlaczego boli szczęka. A to dlatego, że „plumkane” jest, ale tylko przez jakieś cztery minuty, a potem następuje gitarowy cios prawym prostym w podbródek i Tash Sultana (zguglajcie sobie i napawajcie uszy) zastanawia się, kto jej zajumał gitkę. „Wycisza”, czyli drugi po intrze utwór na debiucie Fortuniak ustawia słuchacza w pozycji lekko niepewnej, bo jak stylistyka potrafi się tak diametralnie, a jednocześnie spójnie zmienić na przestrzeni 28 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

sekundy, to nie wiadomo, czego się spodziewać już do końca. W przypadku tej płyty najlepiej się nie spodziewać, tylko „zawsze patrzeć prosto w słońce”, żeby sparafrazować tekst do Nieba. Które zresztą w przebiegu harmonicznym dość przypomina najlepsze dokonania formacji Coma. I to nie jest zarzut. Nawiązań na tym krążku jest zresztą dość sporo. To w przypadku tak młodej artystki naturalne i absolutnie nie deprecjonuje wartości całej płyty. Słychać tu wspomnianą już wcześnie grupę Warpaint, jest trochę The Kills, a brzmienie gitary i jej partia w utworze Czerwień to już Frusciante i „Redhoci” pełną gębą. I to nadal nie jest nic złego, bo Fortuniak tak bardzo pokrywa to swoją arcysilną osobowością (wszystkie kompozycje i teksty są wyłącznie jej autorstwa), że te stylistyczne smaczki tylko dodają całości swego rodzaju kolorytu. To trochę takie „jajeczka wielkanocne” w filmach, których odnalezienie zawsze sprawia przyjemność i wywołuje zadowolenie. Monika Fortuniak to jednak głównie połączenia niesamowitej delikatności i wrażliwości z prawdziwie rockowo-songwriterskim kopem. To teksty nieepatujące wymęczonymi metaforami, a jednocześnie nie też absolutnie na wprost. Teksty o wszystkim właściwie, co człowiecze, więc nie będę się tutaj o nich rozpisywać. Piękne są i trafiają. Na Za jasno właściwie wszystko „siedzi”. Brutalna delikatność, czysty i dosadny głos i niezwykle lekkie, a zarazem melancholijne kompozycje tworzą razem album, który jednocześnie szybko „się słucha” i można się w nim absolutnie zatopić. Przemyślany i niezwykle emocjonalny w tym samym czasie. Słychać, że grany na stojąco z gitarą na… no, z nisko zawieszoną gitarą grany. Monika Fortuniak, Za jasno – zerwało mi nie tylko pagony.

3. Wiosenne składy dwa Wojciech Jachna Squad – Elements (wyd. Audio Cave, kwiecień 2020)

Jeśli chcecie państwo przeczytać rzeczową, pełną odniesień i muzycznych nawiązań recenzję tego albumu, to odsyłam do „Jazz Forum”. Tam też znajdziecie państwo obszerną rozmowę z Wojtkiem Jachną. Ja się nie znam na terminologii i nie ślęczę nad biografiami. W pewnym momencie stwierdziłem, że nikt tak naprawdę nie pisze w Bydgoszczy o muzyce z Bydgoszczy, więc zacząłem to robić na swój własny sposób. Jeśli się podoba, to dobrze. Jeśli nie, to też dobrze. Każdy ma inaczej. A już na bank inaczej ma maestro Jachna. I to w miarę wszystko ma inaczej. Na przestrzeni ostatnich pięciu lat cokolwiek nosi na sobie logo „JACHNA”, to jest zaprzecze-


re c e n z je p ł y t

niem chińskiej jakości i oryginalności. Czy to konfiguracyjne polemiki muzyczne z mistrzem Buhlem, czy nieokiełznanie osiągane przy pomocy sir Mazurkiewicza, czy też filmowe rozważania pod obecność lidera wielokrotności Ziołka – nieważne. Wszystko trafione i na najwyższym światowym poziomie. Recenzje były na stronach „BIK-u”. Sobie państwo znajdą. Jednak wszystko to również toczyło się w mące mniej lub bardziej używanej przy produkcji panierki o smaku impro. Natomiast teraz Wojtek daje nam (no, nie sam, oczywiście – skrzyknął bowiem z powrotem swój band z czasów studenckich) album najbardziej i najstricte jazzowy w klasycznym tego gatunku obliczu i formie. Panów jest pięciu, instrumentarium na jazzowych płytach widziane i słyszane już tysiące razy. Klasyka. Szanowne grono się dobrze zna i nazywa nazwiskiem przywódcy stada („Na studiach to była demokracja. Teraz zdecydowałem się na dyktaturę. Stąd nazwa” – Jachna), instrumentaliści najlepszego sortu, instrumenty za miliony. Piękna okładka (zdjęcie – Darek Bareya), świetne studio (A\V). No, mus będzie krążek, o którym zapomnę po pięciu minutach. Nareszcie mnie Jachna zawiedzie i będę mógł spokojnie o tej płycie nie napisać. Tylko że piszę. Słuchając jej po raz chyba dwudziesty. Bo mus napisać. Bo Jachna ma wszystko inaczej. Jest taki brytyjski pisarz Clive Barker. Przez wielu krytyków uznawany za posiadacza najbardziej przerażającego umysłu w historii literatury grozy. Barker doprowadził gatunek „realizmu magicznego” do granic horrorowej możliwości wywoływania u czytelnika odczucia nierzeczywistości tego, co go otacza. Po lekturze jego powieści inaczej patrzy się na kratki ściekowe. Inaczej postrzega skrzyżowania i łyżki. A już szczególnie

odmiennie spogląda się na przydomowe ogródki. Rzeczywistość jest u Barkera codzienna i znana, ale dwa centymetry w lewo od niej jest rzeczywistość druga. Istniejąca obok niczym odklejony od tej pierwszej mokry kawał taśmy filmowej. I tam dzieją się rzeczy, o których lepiej, żeby się filozofom nie śniło. I to samo dzieje się w przypadku Elements. Składowe na tym albumie są tak znane, jak perkusyjna pałeczka, i tak samo materialne, jak klawiatura fortepianu. Można ich dotknąć i można stwierdzić, że budują coś, co ze wszech miar jest albumem jazzowym. Ale po dotknięciu pierwszym palec jakby ześlizguje się odbiorcy dalej i jego koniuszek znika wciągnięty przez świat przesunięty w lewo. Pierwsze na płycie Elements dźwięki (jak i zresztą cała ich reszta) to jazz, jaki już dobrze w nas wsiąkł przez lata jego odbierania. I następujące po nich On the Train – elements version oraz Checkers II to też niby „normalne” utwory jazowe. Ale tylko niby. Nie wiem, czy to fakt, że dla większości jazzmanów improwizacja (ale taka cała na biało i na pełnej piszczałce) to krok ostateczny w muzycznej podróży, a dla Wojciecha Jachny to kanapka z serem i kawa o ósmej trzydzieści. Jednak czuję, że to właśnie to powoduje odmienność jego propozycji muzycznej na gorącym jeszcze krążku. Sięgnięcie po muzyków ze swych lat wiosennych też pomogło pewnie niewyobrażalnie, bo wspólnota spożywania tworzy wspólnotę postrzegania. No, przecież wspomniane już Checkers II ma najbardziej konserwatywny początek jazowego utworu, jaki można sobie wyobrazić. Jednak po trzydziestu sekundach Marek Malinowski (gitara) ewidentnie znajduje coś w tylnej kieszeni starych jeansów i cała ekipa z szerokimi uśmiechami oświadcza: „Taaak, człowieku, pamiętam, jak żeśmy to wtedy, co wiesz…”, i rzeczywistość znika. I jeszcze walczy pan Cichocki (fortepiany), i jeszcze próbuje ich zawrócić, ale już się nie da, bo on też jest już „kamerowany” na tym materiale odklejonym i przesuniętym. I te nieuchwytne elementy odsuwają całość siedmiu kompozycji od rzeczywistości przez cały czas trwania albumu. No, niech mi ktoś wytłumaczy ten wwiercający się w czaszkę, a jednocześnie subtelny dźwięk pojawiający się miarowo w Philosopher’s waltz! Aaaaaa! Skąd on dochodzi?! Może z kratki ściekowej? Wojciech Jachna Squad moim zdaniem nagrali płytę w procesie odwrotnym od przyjętego. Kiedy spytałem Wojtka, dlaczego podjął próbę nagrania klasycznego albumu jazzowego, to powiedział mi, że „żeby się rozwijać”. Naprawdę, Wojtek? No, weź… Wojciech Jachna Squad, Elements – no, dobra, w nienormalne i w Cthulhu już umiemy, to może… Genialne. lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 29


re c e n z je p ł y t Wed Vuh – Idzieidzie (wyd. Velin, kwiecień 2020)

Koncerty hiphopowe to jedno z najnudniejszych wydarzeń, jakie można sobie zainstalować w życiorysie. W samochodzie czy w domu nawet dość często słucham melorecytacji do muzyki i mam swoich ulubieńców. Jednak w wersji „na żywo” powtarzalność formy tego gatunku jest dla mnie nieznośnie nużąca, więc nie uczęszczam. A przynajmniej nie uczęszczałem, dopóki na polskiej scenie nie pojawiła się dwuosobowa formacja Syny. Ich występy, osnute dymem z dymiarek i właściwie wizualnie żadne, bo najczęściej po prostu nic nie widać, są tak skonstruowane, że ciarki przebiegają po plecach i nawet tak już przeżarty muzyką wszelaką mózg jak mój daje się wciągnąć w ten hipnotyczny dyskurs pomiędzy panami skrytymi gdzieś na scenie (czasami umownej) a pogrążoną w transie publicznością. Syny są tak prawdziwi w tej swojej kreacji, że po prostu zasysają do swojego świata i wypluwają po drugiej stronie czarnej tęczy dopiero po półtorej godziny. Co to ma wspólnego z Wed Vuh? Bardzo dużo. Ale przede wszystkim dwie rzeczy. Po kolei jednak. Wed Vuh to jedyny chyba na świecie duet (We Dwóch przecież), który jest kwartetem. Albo kwintetem. Chociaż tak naprawdę to sekstetem, bo oficjalnie Jarek Majewski (tak, ten Majewski) nigdy nie przestał być członkiem tego niezwykłego muzycznego zjawiska. Rdzeń to faktycznie dwójka bydgoskich artystów, czyli Leszek Goldyszewicz i Wojciech Kowalczyk – odpowiednio malarz i performer – jednak wokół nich wypączkował twór, który jest bardzo oryginalny i składający się z fluktuujących składowych. Stan obecny znajdą państwo na płycie. Drugiej już w karierze 30 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

tej ekipy. Gdy dostaliśmy od Goldiego świeżutki jeszcze krążek i po trzech dniach spotkaliśmy się jak co rano w radio, to mój szanowny redakcyjny kolega Marcin Szymczak powiedział w odpowiedzi na moje pytające spojrzenie: „No co? Już pierwsza była dobra, nie?”. No, bo była. Na przełęczy Borgo wlazła nam pod skórę i chociaż broniliśmy się i nie chcieliśmy się przyznać, bo „to takie amatorskie i takie z drewutni, i takie nierówno to wszystko” i jednak „chyba sobie robią jaja”, to nie sposób było nie poddać się pulsowi i przekazowi tamtego materiału. Po pięciu latach skład ewoluował i mamy Idzieidzie. I to nie jest dobra płyta. To jest płyta wyśmienita. Ani Goldyszewicz, ani Kowalczyk nie potrafią za bardzo grać na gitarach. Nie mają efektów za góry monet i nie potrafią komponować wielowarstwowych utworów zachwycających głębią wszystkiego. Natomiast potrafią rozpoznać w sobie to, że nie mają i nie potrafią. W związku z powyższym zamiast się siłować z materią i silić na pomysły, zrobili to, co zawsze będę cenić w jakiejkolwiek twórczości najbardziej – przekuli samoświadomość w siłę. Obnażyli się. Włączyli najprostsze gitarowe przestery, ustalili, co potrafią zagrać, i dokonali muzycznego nokautu na niepodnoszącym jeszcze nawet gardy słuchaczu. Ich muzyka na tej płycie to transowe dziewięć utworów, które są do siebie skrajnie wręcz podobne. I to dobrze. „Brut rock” w wykonaniu Wed Vuh zwala z nóg jak błotna powódź. Okleja odbiorcę mieszaniną gliny, paprochów, metalowych wiórów i potu i pozwala mu na wystawienie nad powierzchnię jedynie jednej dziurki od nosa. To coś jak legendarny Kyuss, tylko że karmiony pierogami i pojony wódką, a nie pogrążony w pejotlowym odlocie. Teksty są mocne, ale proste. I tutaj panowie nie bawią się słowami i nie męczą się w poszukiwaniu metafor. Są sobą i o sobie śpiewają, używając doskonale sobie znanych określeń. To taki trochę ukrywany wśród podłóżkowych tajemnic i pajęczyn pamiętnik mężczyzny, który ma już naprawdę w rzyci, co ludzie o nim pomyślą, jeśli ktoś te oślinione stronice przeczyta. Na Na przełęczy Borgo Goldyszewicz i Kowalczyk nie do końca chyba jeszcze wiedzieli, co zrobić z nowo u siebie odkrytą energią w przekazywaniu sztuki. Na tym albumie ogarnęli się, pozwolili też w tym ogarnianiu uczestniczyć innym i scalili efekt końcowy. Gitary nurzają się w brudzie, my lekko zalatujemy cebulą i mięsem, publika się kiwa. Po takich ciosach nic innego nie może robić. „Cieszę się, cieszę się, cieszę się…” A co mają do tego Syny? Przede wszystkim dwie rzeczy. Prawdę i spójność przekazu. Czego i państwu życzę. Wed Vuh, Idzieidzie – brutalnie doskonałe.


pa mi ą tk i p r z e s z ł o ś c i (5)

Pałac w Kijewie Szlacheckim

Emilia Walczak

(woj. kujawsko-pomorskie, powiat chełmiński, gmina Kijewo Królewskie)

fot. Emilia Walczak

Teren majątku leży w dzielnicy Kijewa Szlacheckiego zwanej „Pod Dorposz” – cztery kilometry od Dorposza Szlacheckiego, półtora kilometra od Płutowa (przy okazji polecam odwiedzić też malownicze rezerwaty przyrody „Płutowo” oraz „Zbocza Płutowskie”, choć w tym drugim jeszcze przed rokiem trudno było pokonywać powalone drzewa). Sam interesujący nas pałac (Kijewo Szlacheckie 45) pochodzi z 1908 roku i stanowi efektowną piętrową budowlę, założoną na nieregularnym planie, z charakterystyczną czterokondygnacyjną wieżą w jednym z narożników. Wieża ta wyróżnia się czterema półokrągłymi wykuszami oraz piramidalnym dachem krytym dachówką, z lukarnami w kształcie wolego oka. Jeszcze wyżej wznosi się oryginalna latarnia z własnym daszkiem, również utrzymana w kształcie małej piramidy. W czasie drugiej wojny światowej rodzina właścicieli – Wojnowskich – zmuszona była mieszkać

w majątkach Ponieckich w Radomnie i pobliskich Rakowicach, ponieważ w piwnicach pałacu w Kijewie Szlacheckim niemieccy okupanci przetrzymywali radzieckich jeńców. Po wojnie zaś, z powodu niewielkiej powierzchni gruntu tworzącej kijewski majątek, władza ludowa zabrała Wojnowskim jedynie pobliski młyn (Kijewo Szlacheckie 26A), a pozostawiła pałac i park. W latach 90. XX wieku familia odzyskała ów młyn (swoją drogą, również imponujący – ta ogromna ceglana budowla pochodzi aż z ok. 1910 roku!). Park otaczający kijewski pałac założony został na przełomie XIX i XX wieku i ma powierzchnię około 1,2 ha. Porasta go stary, zróżnicowany drzewostan. Dawną ozdobą jest tu staw usytuowany w północno-zachodniej części ogrodu. A skąd to wszystko wiem, niech pozostanie tajemnicą, ponieważ na teren dawnego majątku obowiązuje zakaz wstępu. lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 31


pa mi ą tk i p r z e s z ł o ś c i (6) Emilia Walczak

Pałac w Pluskowęsach

(woj. kujawsko-pomorskie, powiat toruński, gmina Chełmża)

Eklektyczny pałac w Pluskowęsach (3,5 km na wschód od Chełmży, na prawo od drogi wojewódzkiej nr 649, kilkaset metrów za charakterystyczną kapliczką maryjną) pochodzi z 1867 roku i stanowi absolutne must see, jeśli będziecie Państwo akurat w tych okolicach! Jego architektura zadziwia swoją oryginalnością. Budynek jest jedno- i dwukondygnacyjny, wzniesiony na planie prostokąta, murowany z cegły, otynkowany i pomalowany na ładny, szarobłękitny kolor (swoją drogą, ciekawe, jaką nazwę nosił on w palecie barw dystrybutora farb elewacyjnych; obstawiam Bezśnieżną Zimę na Kujawach albo Turkus Twoich Oczu po Ośmiu Godzinach Ślęczenia przed Kompem). Pałac usytuowany jest frontem na północny wschód i tylko rzut kamieniem stąd do malowniczej zatoczki Jeziora Chełmżyńskiego. Kamień ów lansadą przelecieć musi jednak wpierw nad piaskową drogą prowadzącą w zasadzie nie wiadomo dokąd – nagle urywa się ona po prostu w polu. Po drodze za to, 32 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

po prawej stronie ścieżki, znajdziemy coś w rodzaju przydrożnej kaplicy, choć przeznaczenia owego ceglanego, zwieńczonego trzema wieżyczkami, zdewastowanego budynku można się dziś jedynie domyślać. Równie dobrze mógł to być też grobowiec rodzinny albo jakaś piwniczka na wiktuały. Informacji na jego temat nigdzie nie znalazłam. Główny budynek pałacowy posiada dwa charakterystyczne ryzality (występy z lica) w elewacji frontowej. Jeden poprzedzony jest gankiem i zwieńczony trójkątnym frontonem, drugi stanowi dziwne, półkoliście przesklepione pomieszczenie otwarte w rodzaju konchy i szczerze przyznam, że z czymś podobnym się jeszcze nie spotkałam; być może poznański architekt Stanisław Hebanowski (1820–1898, autor m.in. oktagonalnej kaplicy Kalksteinów na tzw. starym cmentarzu w Chełmży), projektując pałac w Pluskowęsach, inspiracji szukał też w architekturze perskiej i tamtejszym tzw. ejwanie? W połaciach mansardowego dachu, jeśli dobrze wytężymy wzrok, dostrzeżemy też wydatne wystawki. Dodam, że dostęp do budowli jest mocno utrudniony przez starą stalową siatkę i rosnące za nią bujne chaszcze. Pałac ów wzniesiony został na fundamentach dworu z XVIII wieku dla właściciela okolicznych dóbr Antoniego Kalksteina i jego żony Antoniny Sierakowskiej z Waplewa. Majątek pozo-

stawał w rękach rodziny Kalk­ steinów do momentu wybuchu II wojny światowej. Po wojnie majątek został znacjonalizowany, a w budynku usytuowano Państwowe Gimnazjum Rolnicze. Później mieściła tu się szkoła podstawowa oraz mieszkania dla nauczycieli. Obecnie pałac, park oraz dawne zabudowania folwarczne znajdują się w rękach prywatnych.


pa mi ą tk i p r z e s z ł o ś c i (6)

fot. Emilia Walczak

Wokół budowli rozpościera się park krajobrazowy, założony w połowie XIX wieku, o powierzchni 4,5 ha (pierwotnie 8 ha). Rośnie tu cenny starodrzew reprezentowany przez około 39 gatunków drzew, m.in. choinę kanadyjską, magnolię japońską czy tulipanowiec amerykański. Dziesięć drzew – w tym dęby szypułkowe, dąb czerwony, buk oraz jesion – stanowią dziś cenne pomniki przyrody.

I na koniec prawdziwa wisienka na torcie: w 1929 roku reżyser Bernard Marwiński ze studia filmowego Marwin-Film, czyli „toruńskiego Hollywood”, m.in. w pluskowęskim pałacu nagrywał sceny do filmu pod tytułem Panienka z chmur – melodramatu o pewnej tytułowej panience… lotniczce. Niech on też będzie dla Was absolutnym must see! lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 33


pa mi ą tk i p r z e s z ł o ś c i (7)

Dwór w Rzęczkowie

Emilia Walczak

(woj. kujawsko-pomorskie, powiat toruński, gmina Zławieś Wielka) Rzęczkowo leży na skraju tak zwanej Pradoliny Toruńsko-Eberswaldzkiej, pięć minut autem, a około kwadransa rowerem od majątku w Skłudzewie, jaki opisywałam już dla Państwa w numerze 3/2020 „Bydgoskiego Informatora Kulturalnego” (możecie tu Państwo skorzystać na przykład z niebieskiego szlaku rowerowego łączącego Bydgoszcz z Toruniem). Jako ciekawostkę podam, iż na terenie wsi znajdują się aż dwa grodziska (na Dołach Rzęczkowskich oraz tak zwana Góra Szwedzka): wczesno- i późnośredniowieczne, z odkrytym w 1969 roku cmentarzyskiem reprezentującym kulturę grobów kloszowych, a także niepozorne ruiny zburzonego po drugiej wojnie światowej zboru protestanckiego oraz dawny ewangelicki, zdewastowany cmentarz, leżący smętnie przy drodze wojewódzkiej numer 546, lecz nas interesuje dziś malowniczy dwór, pochodzący z drugiej połowy XIX wieku, który to pierwotnie należał prawdopodobnie do niejakiego Franciszka Hudego. W 1939 roku, kiedy to Rzęczkowo stało się jednym z ośrodków kierowniczych Selbstschutzu, działający wraz

z miejscowymi Niemcami Hude miał być ponoć sprawcą kilku mordów na mieszkańcach Łążyna, Złejwsi Małej i Rzęczkowa właśnie. Po wojnie – jak to zwykle bywało – całe rzęczkowskie założenie dworsko-parkowe wraz z folwarkiem przejął zaś skarb państwa, a w budynku utworzono mieszkania. Znajdują się tu one zresztą do dziś, co może nieco – przyznaję – deprymować zwiedzającego. Dwór w Rzęczkowie jest neoklasycystyczny, wzniesiony na planie prostokąta, parterowy, podpiwniczony i nakryty pięknym, mansardowym dachem z ceramiczną dachówką, skrywającym mieszkania na poddaszu. W fasadzie budynku uwagę natychmiast przykuwa portyk z rzędem czterech kolumn dźwigających balkon, zwieńczony trójkątnym frontonem z półokrągłym oknem w typie wolego oka, a poprzedzony podjazdem z ozdobnymi kulami i gazonami. Wokół dworu roztacza się XIX-wieczny park dworski o powierzchni około 1,5 ha, z rosnącymi w nim okazałymi drzewami, stanowiącymi dziś bezcenne pomniki przyrody. fot. Emilia Walczak

34 | BIK  | lipiec/sierpień 2020


pa mi ą tk i p r z e s z ł o ś c i (8)

Dwór w Olszewce

Emilia Walczak

(woj. kujawsko-pomorskie, powiat sępoleński, gmina Sośno) Wieś Olszewka leży dziesięć kilometrów na wschód od Sępólna Krajeńskiego, przy drodze krajowej numer 25, wiodącej do Koronowa. Znajdujący się tu, dobrze widoczny już z samej rzeczonej trasy budynek dworski wzniesiony został w duchu klasycyzmu około 1870 roku dla właściciela pobliskiego młyna o nazwie „Malenthal”, niejakiego Karla Maykego. Następnie, około 1900 roku majątek nabyła rodzina Stockmannów. Po 1945 roku dwór został przejęty przez skarb państwa, po czym zamieniono go na mieszkania komunalne. W tak zwanym międzyczasie mieściły się tu również świetlica wiejska oraz sklep spożywczo-przemysłowy gminnej spółdzielni w Sośnie. Dnia 11 sierpnia 2017 roku budynek zniszczyła nawałnica. Po tym wydarzeniu nadzór budowlany wyłączył obiekt z użytkowania, a mieszkańcy siedmiu mieszczących się tu lokali zostali bez dachu nad głową. Większość z nich zamieszkała w kontenerach ustawionych wokół dworu, a następnie doczekała się lokali zastępczych. W ostatnim czasie gmina Sośno uzyskała zgodę na ostateczną rozbiórkę budynku, są

jednak prywatni inwestorzy chętni na jego zakup. Czas pokaże, czy dwór zniknie w oczach, czy może jednak uda się go uratować. Dwór w Olszewce wzniesiono z cegły, na kamiennych fundamentach, na planie litery L. Nakryty był dachami dwuspadowymi. Od południowo-wschodniej strony w późniejszym czasie „doklejona” została dobudówka z biforium w części strychowej. Część główna posiada wciąż charakterystyczną piętrową wystawkę poprzedzoną gankiem z balkonem usytuowanym na wysokości pierwszego piętra (nad nim znajdowało się jeszcze pierwotnie jedno okno typu oculus). Do zwieńczonego pilastrami wejścia głównego z podwórca wiodą okolone murkami schody. W parterze budynku wciąż widoczne boniowanie elewacji. W pobliżu dworu, po jego wschodniej i północnej stronie, pozostały dziś również resztki XIX-wiecznego parku krajobrazowego, którego teren opada swobodnie w stronę sporych rozmiarów stawu i łączy się z porastającym okolicę lasem mieszanym. fot. Emilia Walczak

lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 35


Jarosław „Bisz” Jaruszewski, fot. Dariusz Gackowski

Przemijalność jako obsesja Z Jarosławem „Biszem” Jaruszewskim rozmawia Monika Grabarek. Jak się czujesz? Ułożyłeś sobie tę nową, dziwną rzeczywistość? Z niepoukładaną rzeczywistością radzę sobie lepiej lub gorzej już od dłuższego czasu jako tata małego dziecka, którym z racji elastycznego zawodu opiekuję się w godzinach powszechnie uznawanych za czas pracy, swoją profesję wykonując dosłownie w międzyczasie. Odwołanie kilkunastu koncertów przyjąłem jako jeden z grymasów losu, które spotykają mnie od czasu do czasu, a usiłując być niezależnym artystą, staram się być zawsze 36 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

przygotowany na najgorsze, co czyni mnie dość niezatapialnym w sytuacjach, które nie są prawdziwym potopem. Życie uczy mnie nie zastanawiać się nad tym, jak się czuję – na liście moich i mi przeznaczonych priorytetów moje samopoczucie zajmuje odległe miejsce. Choć prawdopodobnie czuję się nieźle, dziękuję (śmiech). Sztuka ocala? Jak było u ciebie? Ratowałeś się książką, filmem, o muzykę nie chcę cię pytać, bo to takie oczywiste…


mu zyk a Moja sztuka, czyli pewnego rodzaju sztuczka polegająca na rekonfiguracji naporu chaotycznej rzeczywistości na względny porządek artystycznych utworów, pozwala mi przetrwać wiele. To wielkie szczęście. Myślę, że gdybym nie mógł być twórcą, życie byłoby dla mnie stokroć trudniejsze. Od długiego czasu wielkim duchowym wsparciem jest mi nieodżałowany David Foster Wallace, którego twórczość zbawia dla mnie współczesną rzeczywistość – właśnie przez jej genialne artystyczne ujęcie. Czym dla artysty jest taki radykalny stan lęku i niepewność jutra? W obliczu zmagań pracowników służby zdrowia czy ludzi, którzy z dnia na dzień stracili środki do życia, moje problemy są raczej błahe. Przede wszystkim bałem się o zdrowie rodziców i dziecka. Stan lęku i niepewności jutra to woda, w której usiłuję być rybą, ale to są lata praktyki, a ja ciągle jeszcze jestem nowicjuszem. Podejrzewam, że nawet kilka lat temu taka sytuacja byłaby dla mnie dramatem – tym bardziej współczuję wszystkim, którym życie wywróciło się do góry nogami. Świat kultury zanurzył się w sieci całkowicie – czy to nie jest pułapka? Relacja z odbiorcą może umknąć. Twój wirtualny koncert podczas naszej MCK-owej Wiosny Wirtuali był ogromnym sukcesem, ale to chyba nie jest sytuacja, która powinna stać się normą? Człowiek jako istota mniej lub bardziej społeczna, chce czy nie, potrzebuje kontaktu z innymi ludźmi. Wyłącznie cyfrowe relacje są wyprane ze zmysłów i wielu subtelnych emocji, więc wydaje mi się, że prędzej czy później zaczniemy za sobą tęsknić. Ale normy są zmienne, sieć staje się kolejną pełnoprawną rzeczywistością i coraz większa liczba ludzi będzie w niej spędzać więcej czasu niż w realu. Sądzę, że to nieuniknione. Świat, jaki znamy, w dużej mierze odejdzie, tak jak wiele światów, które znali nasi przodkowie. Osobiście najbardziej lubię grać koncerty dla małych publiczności i mam nadzieję, że takie intymne spotkania będą nam cały czas niezbędne. Jak ty to wszystko odbierasz – świat się zatrzymał czy wręcz przeciwnie: jeszcze bardziej przyspieszył? Wyciągniemy z tego lekcję? Nauczymy się czegoś nowego o sobie? O trajektorii świata mówię dużo w utworze Koniec historii z ostatniej płyty, Duch oporu, i wyrażam tam opinię, że jest to raczej kolizyjny kurs. Wiele naszych krótkowzrocznych, po-

wtarzanych dekadami działań wchodzi w fazę nieodwracalności i prędzej czy później przyjdzie nam za to zapłacić. Teraz musimy mocno się starać, żeby nie zapłacić głową. Nie potrafimy się już zatrzymać. Ten pośpiech, nieustanny ruch to już trochę odruch bezwarunkowy. Jesteśmy w pułapce, jak te myszki w naukowym eksperymencie, które muszą naciskać guzik, który bodźcuje ich ośrodek nagrody. Nie umiejąc już odczuwać innego szczęścia, kompulsywnie uderzają w ten przycisk aż do śmierci z głodu. To przypomina sytuacje, o których słyszymy w mediach, gdy dzieci, nie potrafiąc oderwać się od komputera, doprowadzają się do krańcowego psychofizycznego wyczerpania. Czy będziemy potrafili w skali masowej oderwać się od konsumpcyjnego trybu życia, który niszczy nas i planetę? Nie wiem. Totalne zamknięcie sprawiło, że wszyscy próbowaliśmy rzeczy ciągle odkładanych na później: sięgaliśmy po książki, które rosły w stosy przy łóżkach, wreszcie nadrabialiśmy zaległości w serialach… A jakie jest twoje pandemiczne odkrycie, nowy autor? Serial, którego wcześniej byś nie zauważył? W czasie izolacji z wymagającą przyjemnością czytałem Pamięć Petera Nadasa, która wcześniej długo onieśmielała mnie swoimi gabarytami. Przemijalność jest moją obsesją i będzie to główny temat na nowej płycie, której wydanie planuję na koniec roku. W krótszych chwilach zaglądałem do Antologii polskiego eseju literackiego. Bardzo lubię ten gatunek, być może dlatego, że moja twórczość to też zawsze, mniej lub bardziej, „próby”. W moich głośnikach najdłużej gościł Gniew Noży – warto zwrócić uwagę na tę płytę, świetną zarówno od strony muzycznej, jak i tekstowej. Wieczorami zaś w dalszym ciągu przechodzę terapię z Tonym Soprano, z którym mijałem się latami, a poznałem bliżej dopiero w czasie izolacji. Na co czekasz teraz najbardziej? Jestem terminatorem (śmiech) i mimo długiej drogi twórczej, w dalszym ciągu poszukuję swojego stylu. Cały czas czuję się trochę grafomanem – i w większości przypadków pozostaję nie do końca usatysfakcjonowany efektami mojej pracy. Co nie zmienia faktu, że samą pracę uwielbiam. A chciałbym być przekonany o wartości i ważności tego, co piszę – inaczej: po co to robić? Szkoda czasu mojego i odbiorców. Chciałbym czuć, że nie marnuję czasu. Na tego Godota czekam (śmiech). lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 37


Małgorzata Lebda, fot. Jacek Kordus

poe z ja

Małgorzata Lebda: Co zostaje po tym, czego nie było?

Wśród wielu wydarzeń, które pandemia skasowała, a odesłała w niebyt całą tegoroczną Wiosnę Festiwali, było też – na tle tych wszystkich wielkich planowanych przedsięwzięć – niewielkie, ale bardzo ważne wydarzenie. I w przeciwieństwie do innych, po których został albo żal, albo nadzieja (że wrócą w przyszłym roku), po tym zostało coś więcej. Spotkanie poetyckie z Małgorzatą Lebdą w ramach Festiwalu Muzyki Ludowej i Tradycyjnej Ethniesy przepadło, ale coś po nim (taki paradoks) jednak zostało. Tom poetycki Sprawy ziemi wydany w serii Biblioteki Ethniesów (jako wspólne wydawnictwo MCK w Bydgoszczy i WBPiCAK w Poznaniu) jeszcze zdążył się ukazać. To, co zostaje po czymś, czego nie było – to jest wielki temat literatury, ale tu przybiera najzupełniej przyziemne, materialne znaczenie. Małgorzata Lebda, zeszłoroczna laureatka Nagrody Literackiej Gdynia, jest jedną z najbardziej cenionych poetek współczesnych. W Bydgoszczy

bywała wiele razy, ale jedna wizyta jest szczególnie – w kontekście książki Sprawy ziemi – symboliczna. Ten tom gromadzi trzy książki poetyckie: Granicę lasu, Matecznik i Sny uckermärkerów, które ustaliły pozycję tej poezji w polskiej literaturze współczesnej. Ta jedna wizyta przypadła tuż przed publikacją pierwszego tomu tej „trylogii” (przy okazji festiwalu „Pobocza” Małgorzata Lebda czytała wówczas te wiersze z Granicy lasu). To niedoszłe do skutku spotkanie podczas Ethniesów domykałoby ten cykl. A tak domyka go publikacja Spraw ziemi. W tych czasach – dobre i to. (mt)

ofiara tamtego lata cienka żyła rzeki dawała nam chłód (tak wyobrażaliśmy sobie klimat wybrzeża north berwick) okoliczni chłopi przyprowadzali tu swoje chude zwierzęta a biali jak śnieg chłopcy wcierali błoto w piegowate twarze i wstrzymywali oddech pod płytką taflą wody to do nich należały okoliczne brzeziny kradzione papierosy przewlekłe anemie i ulewana w piwnicach ojców księżycówka coś się w nas święci mówili plując krwią prowadzili nas do bunkrów porośniętych gęstym bluszczem wyciągali zwietrzałe kości dławił ich dym klubowych coś się w nas święci mówili coś składa nas w ofierze coś nie pozwoli nigdy dotknąć waszych tętniących ciał (z tomu Granica lasu, 2013) 38 | BIK  | lipiec/sierpień 2020


poe z ja

wielkanocne święcenie pól: dzielenie idziemy z ojcem w pola w dłoniach trzymamy krzyżyki z leszczyny i bibuły i święconą wodę (w plastikowych butelkach po piwniczance) towarzyszą nam psy tłuste ze lśniącą sierścią płoszą z brzeziny lisy ojciec wbija krzyż w kamienistą ziemię przeklęty flisz mówi a mi przychodzi na myśl że za kilka miesięcy w sierpniowym upale będziemy tu kosi pszenicę (to tu ojciec po raz pierwszy opowie nam o śmierci nałoży jej maskę lasu) w dole wsi biją dzwony kościoła schodzimy z ostatniego pola każda z nas próbuje zatrzymać na sobie uwagę ojca już przy domu w świetle wysokiego ogniska myślę w jaki sposób dzielimy go pomiędzy siebie: nierówno niesprawiedliwie (z tomu Matecznik, 2016)

zbliżenie: grudzień korony jabłoni uginają się pod ciężarem szadzi potok wydaje trzaski z dachu werandy zrywają długie sople kruszą je i z nabożeństwem wkładają sobie do ust celebrują: oto ciało wody (z tomu Sny uckermärkerów, 2018)

Tom poetycki Sprawy ziemi do nabycia w kasie MCK w Bydgoszczy oraz na mck-bydgoszcz.pl/sklep. lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 39


poe z ja

Wielokulturowość jako wartość Z Karoliną Sałdecką, o jej najnowszym tomie wierszy pt. Wieżowiec: Zero, rozmawia Emilia Walczak.

Twój najnowszy tom wierszy stanowi bezpłatny dodatek do ogólnopolskiego kwartalnika „Fabularie” – czy to dobra forma dystrybucji? Dlaczego się na nią zdecydowałaś? Obecnie to chyba najlepsza forma dystrybucji. „Fabularie” mają ugruntowaną pozycję na rynku czasopism, nie ma więc obaw, że tomik zaginie gdzieś w czasie i przestrzeni. Poza tym grono odbiorców „Fabulariów” nieustannie się poszerza. Dobrze jest mieć świadomość, że Wieżowiec… do nich trafi. Konstrukcja Wieżowca: Zero zasadza się na pewnym koncepcie, opowiesz o nim trochę? Założeniem było nie tylko pokazanie polskiego blokowiska, jego mikroklimatu, raczej wędrówki po swego rodzaju labiryncie. Wchodząc do symbolicznego wieżowca, obserwujemy, przeżywamy, doświadczamy i badamy obszary wielokulturowe. Tylko pozornie to zwykły wieżowiec, gdzieś pośrodku bydgoskiego osiedla, jednak nie jest on przecież miejscem hermetycznym, ograniczonym. Opisane sytuacje dotyczą relacji międzyludzkich (przyjacielskich, rodzinnych, sąsiedzkich), pracy, obrzędów, rytuałów, tradycji, świąt, ale także sytuacji trudnych, przemocowych. Ta specyficzna opowieść, ujęta w poetyckie teksty, ukazuje wielość ogólnoświatowych inspiracji – słowiańskich, iberoamerykańskich, południowoamerykańskich – po to, by zaprezentować wielokulturowość jako wartość budującą naszą egzystencję. To wielogłosowa opowieść, do której warto zajrzeć chociażby ze względu na 40 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

Karolina Sałdecka, Wieżowiec: Zero, wyd. Bydgoska Fundacja Wolnej Myśli, Bydgoszcz 2020

mnogość i różnorodność historii (ale jestem nieskromna!). Można powiedzieć, że Wieżowiec… to też pewien projekt interdyscyplinarny – już wkrótce posłuchamy towarzyszącej mu pocztówki dźwiękowej… To niespodzianka przygotowywana obecnie przez Marka Maciejewskiego z kultowego zespołu Variété. Ponad rok temu wymyśliliśmy z Markiem, że byłoby cał-


poe z ja kiem ciekawie, gdyby połączyć moje teksty z jego muzyczną interpretacją. W tym czasie powoli powstawał Wieżowiec…, a perspektywa muzycznego ujęcia niektórych tekstów jeszcze bardziej dopingowała mnie do pracy. Wiersze i pocztówka dźwiękowa mają tworzyć szczególne połączenie form wyrazu, które podkreśli jeszcze wielogłosowy wydźwięk zbioru wierszy. Specjalnie przygotowana i wyprodukowana pocztówka dźwiękowa, połączona z publikacją w formie elektronicznej, będzie też na pewno unikatową pozycją na rynku wydawniczym i będzie chyba w dość nietuzinkowy sposób promować bydgoską kulturę.

Czy już pracujesz nad czymś nowym i kiedy możemy spodziewać się efektów? Powoli piszę dłuższą prozę, na razie nie będę zdradzać szczegółów, a efekty? Chciałabym ukończyć pracę wraz z końcem roku, ale nie wiem, czy ten termin jest realny. Życie rodzinne i zawodowe niekiedy pochłania mnie tak, że na pisanie pozostają mi jedynie noce (śmiech).

A skąd czerpałaś inspiracje do swoich utworów? Jak zwykle – z obserwacji, opowieści, naturalnego głodu historii. Jak długo powstawały wiersze do Wieżowca…? Na przestrzeni dwóch lat. Wiersze piszę sporadycznie, każdy tekst długo we mnie dojrzewa. Sytuacja jest dynamiczna, cały proces zależy od tego, jak wiele się wydarzy, co zobaczę, co usłyszę, co przeczytam, co mnie poruszy i – w końcu – ile uda się z tego „wycisnąć” w wierszu. Jaki jest dotąd odbiór tego tomu? Zapowiedziano już kilka recenzji w ogólnopolskich pismach literackich, udało mi się też porozmawiać o Wieżowcu… przy okazji premiery kolejnego numeru trójmiejskiego pisma „Strona Czynna”, gdzie opublikowałam kilka tekstów z tego tomiku. Cieszę się, kiedy ktoś naprawdę interesuje się historiami zapisanymi w wierszach, pyta o konkretne motywy, na przykład o sprawę Diatłowa czy wątek hoodoo, o którym w rzeczywistości w Polsce, a może i nawet w Europie, wiemy bardzo niewiele lub też mamy wiedzę powierzchowną, stereotypową.

Karolina Sałdecka, fot. Dorota Fisz

Karolina Sałdecka (1983) – polonistka i romanistka, doktor nauk humanistycznych. Publikowała m.in. w „Twórczości”, „Kwartalniku Literackim TEKA”, na stronach internetowych „Dekady Literackiej”, w „Arteriach”, „Blizie”, „Autografie”, „Znaku”. Laureatka kilku ogólnopolskich konkursów poetyckich, w tym Konkursu im. Rainera Marii Rilkego. Autorka zbiorów wierszy Na własne oczy (2011), Psi blues (2016), książki „Żyjemy wciąż jeszcze na rusztowaniach”. Wizerunek kobiety w polskich powieściach doby realizmu socjalistycznego (2013) oraz powieści Psycho Killer (2016). Członkini zespołu redakcyjnego kwartalnika „Fabularie”. Mieszka w Bydgoszczy. lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 41


p r z e wod nik

W ubiegłym roku ukazał się niestandardowy, subiektywny przewodnik po Bydgoszczy i jej okolicach napisany przez Dominikę Kiss-Orską. Dzieło miłośniczki. Miłośniczki Bydgoszczy, wycieczek, przyrody, lokalności, miejskiego (i wiejskiego też) folkloru. Za winklem, po schódkach to dzieło czułości, którą autorka obdarza swoje miejsce na Ziemi. I którą chce zarazić bydgoszczan; i nie tylko, oczywiście, ale pewnie ich głównie, bo to może my mamy właśnie największy problem z odkryciem miasta, w którym żyjemy, i z docenieniem jego niezwykłości, która chowa się przed nami, kryje w pejzażu codziennego życia. Prezentujemy wstęp autorki do przygotowywanej drugiej części przewodnika. Dominika Kiss-Orska

Pokochać to miasto bardziej świadomie 1. Zieleń i błękit Postanowiłam Bydgoszcz poznać. Na swój sposób. Z przyczepką, z dziećmi na rowerze, bez dzieci, z koleżanką, kolegą, sama, przez przypadek. I pokochałam to miasto bardziej świadomie. Za przyrodę na wyciągnięcie ręki, zaskakujące odkrycia, ciekawą historię i gościnność w każdym kącie. Tak jakby miasto czekało na to, aż ktoś zacznie go słuchać. Szumiących liściach, rzecznym nurcie, śpiewie ptaków i pękaniu murów wybrzmiewają historie miasta, którego życzę każdemu.

2. Świeże powietrze jest Jeździmy po Bydgoszczy, naszym regionie, Podkarpaciu. Rowerem, autem, pociągiem. Pozna-

42 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

jemy miasta, bezdroża, wsie z naszymi dziećmi. Wyznajemy zasadę, że nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania, jeździmy więc bez względu na porę roku. Dobrze byłoby tu napisać, że zawsze mamy termos z ciepłą herbatą i kanapki na drogę. Albo chociaż wodę i batony. Ale nie, nie mamy. To znaczy: czasem tak, ale zwykle nie i w końcu naszym celem staje się jakiś lokalny sklepik. To też ma swój klimat. Nasze dzieci zaczęły wołać, że chcą się zatrzymać przy „sklepie-domu” i to określenie weszło do naszego słonika na stałe. Podobnie jak „drzewo-szafa”, czyli półki bookcrossingowe wydrążone w drzewach w parku Kochanowskiego w Bydgoszczy. Mój przewodnik jest bardzo subiektywny. Właściwie nawet głupio mi nazywać go przewodnikiem,


p r z e wod nik bo nie znam metodologii tworzenia takich publikacji. I w sumie nawet nie chcę tego tak nazywać. Niech to będzie zbiorek kilkunastu propozycji spędzenia dnia – dla tych, którzy lubią wycieczki albo je dopiero polubią. Plusów takich wypadów jest dużo. Na przykład taki, że nie musisz się z dziećmi bawić w domu lalkami (ja nie umiem), tylko patykami i kamieniami znalezionymi w lesie. Wdychać dużo świeżego powietrza – no, w mieście mniej świeżego, ale moje trasy raczej prowadzą ostatecznie wśród terenów zielonych. Zimą z zielenią jest kłopot, ale i na ten czas mam pewne rozwiązania. Zresztą, zimą można iść po prostu na basen, pobiegać lub pospacerować w Myślęcinku, a gdy wieje czy leje – idziemy do parku trampolin, Galerii Miejskiej bwa albo MCK-u. Można Bydgoszcz potraktować dwojako. Albo można siąść i narzekać, że wszystko skończone, wszyscy stąd wyjechali i nie grał u nas Wodecki z Mitch and Mitch, albo można otworzyć sobie mapę.

3. Mapa Mapa to jest rzecz, którą zwykle stosowałam wyłącznie w górach albo w miastach, jakie odwiedzałam, a miałam spędzić w nich jakiś czas. Ale w rodzinnym mieście? Mapa? Wczytanie, a bardziej wgapienie się w mapę Bydgoszczy zaliczyłam stosunkowo niedawno. I kiedy tak zasiadłam z mapą, to pomyślałam sobie: o matko, ale zielono. Druga rzecz, jaka mi się rzuciła w oko, to to, że

granice miasta wyznaczają znak, który symbolizuje diabła (a jest podobno starym włoskim gestem odganiającym złe moce). Tym samym zrozumiałam miłość metali do naszego miasta. A tak serio, to jakby trzymać się tego skojarzenia, że to dłoń z wyciągniętymi palcami: kciukiem, wskazującym i malutkim, a środkowy i serdeczny są złożone, to jest tak – użyjcie wyobraźni: – kciuk to Osowa Góra, Prądy, Miedzyń, – wskazujący to: od góry: Smukała Dolna, Janowo, Opławiec, Piaski, – poniżej trochę na kostce jakby Czyżkówko, Jachcice, Flisy, – zgięte: środkowy i serdeczny to Rynkowo i Myślęcinek, – a mały podniesiony dumny palec to Fordon (Pany!). Górna część dłoni to Las Gdański, a dolna, nad nadgarstkiem, to cała reszta. To tak jakby ktoś chciał pokazać mapę dziecku albo komuś, kto nie ma topograficznej wyobraźni, a tylko taką bardziej komiksową. Trzecia rzecz to przepływająca jak jakaś tętnica przez środek dłoni Brda, łącząca się po lewej z Wisłą, która płynie w małym palcu (czyli w Fordonie, stąd „Fordon, Pany!”). Jednak zieleń była dla mnie największą radością. Liznę trochę tej zieleni, która jest poza granicami miasta, ale o tym będzie w dalszej części. To jest właściwie taki wstęp, a po nim przejdę do meritum… fot. Dominika Kiss-Orska

lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 43


100

Mu z e u m S zy pe rs k i c h L ege n d (4) Adam Gajewski

Jak Stary Fryc budowy kanału doglądał Wróżbitka Durdowa, mag Twardowski, Władysław Ostoja-Ostojski czy wreszcie Jasiu Zielone Ucho weszli już do kanonu bydgoskich oryginałów; ich przygód, ekscesów i błazeństw starczyłoby na niejeden prima aprilis! Do historii wpisał się żart pewnego wagabundy z Czyżkówka, który paradując w pruskim mundurze wzbudził popłoch, sugerując, iż sam cesarz Wilhelm przybył do miasta incognito. Nie była to jednak pierwsza pomyłka związana z niemieckim monarchą… Epizod pierwszy związany był ze „Starym Frycem”, czyli królem Prus Fryderykiem II Wielkim. Władca ten, człowiek o smutnym, ascetycznym obliczu, pozujący na oświeceniowca i filozofa, pojawił się w Bydgoszczy w roku 1772, dokonując lustracji swoich zaborczych zdobyczy. Miasto nad Brdą nie prezentowało się podówczas okazale – wiele domów popadało w ruinę, ich gospodarzy pochłonęły kolejne fale plag i chorób nawiedzających gród. Trzeba było posiadać duszę stratega, mieć upór despoty, a zarazem nie gardzić marzeniami, aby właśnie tutaj kreślić nowe, wielkie projekty. W Bydgoszczy doszło jednako do spotkania dwóch wizjonerów i nieustępliwych twórców – Fryderyk II zmówił się tutaj z tajnym radcą finansowym swego dworu – Franzem Balthasarem Schönbergiem von Breckenhoffem. Cały wieczór rozmawiali o budowie drogi wodnej – kanału mającego połączyć Brdę z Notecią. Dzięki takiemu kanałowi zachód Europy spotykałby się ze wschodem. Tajny radca podjął się trudnej misji. Zajął się szybko wytyczaniem szlaku wodnego w terenie, organizowaniem robotników, planami budowy śluz. Posłuch i autorytet zapewniał mu konny oddziałek wojska, który nie odstępował go na krok. Gdzie kazał wbijać łopatę – tam kopano, gdzie kazał ściąć drzewo – tam zaraz leciały wióry. Breckenhoff i inżynier Dornstein prowadzili budowę mocną ręką. Problemów było jednak tyle, ile ziemnego urobku odbierały taczki i podwody.

śmiałe opinie o fryderycjańskich rządach lub za jakiś mało chwalebny występek. Czesi, których także werbowano do podbydgoskiej roboty, czuli się oszukani fatalnym stanem mieszkalnych baraków i tym mocniej tęsknili za dalekim domem. Wielu szemrało i spiskowało przeciwko majstrom i rządcom. Gniew wyciszały jedynie beczki regularnie dostarczane kopaczom przez okoliczne browary. Ale piwem nie wyleczysz czerwonki albo febry; te choroby przerzedzały szeregi budowniczych. – Czarcie dzieło, ten kanał! – można było usłyszeć zewsząd. W gniewnej, podejrzliwej aurze najszybciej rodzą się plotki i legendy. Powiadano, że król Fryderyk, irytując się każdą niepomyślna wieścią z budowy przekopu, regularnie przybywa na miejscowe inspekcje – częstokroć w przebraniu cieśli albo kopacza, czasem jako geodeta albo wędrowny kupiec. Nikt nie wie, kiedy ani gdzie się zjawi. Tajne wizyty nigdy jednak nie przynosiły ulgi robotnikom, a tylko dyscyplinowały brygadzistów. Ten mógł stracić robotę, kto swoim pracownikom pozwalał na zbyt długie pauzy albo przymykał oko na wykorzystanie budulca śluz do poprawienia ścian robotniczych stanic. Plotki były więc pełne nienawiści i gróźb.

Czarcie dzieło Osiem tysięcy robotników harowało w pocie czoła. Nie wszyscy przybyli na budowę wielkiego kanału dobrowolnie; niejednego odstawiono tutaj za zbyt 44 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

Na obrazie pędzla Christiana Rodego zdecydowanie poddany upiększającej metamorfozie Fryderyk II prezentuje plany budowy Nowego Kanału antycznym boginkom


100

Mu z e u m S zy pe rs k i c h L ege n d (4) Pewnego wieczoru Fryderyk Wielki znów incognito błądził wokół jednej z wykańczanych śluz. Jego pochyloną sylwetkę rozpoznał Czech Petr, który z glinianym kuflem w garści szedł do najtańszej w okolicy gospody. Tam od zmierzchu trwała pohulanka, czekali kamraci. – Możemy dziś samego Fryca mieć na wieczerzy! – oznajmił tajemniczo przybyły, podrywając momentalnie pięciu czeskich buntowników z zydli. Ich

nie zalegający w dole torf, pewnie nie przeżyłby upadku. Ten torf będzie już niedługo przekleństwem kanału – zabagni go i niemal zatka. Teraz zadziałał jednak jak poduszka godna króla Prus! Czesi, myśląc, że dokonali zemsty, rozpierzchli się w popłochu. Tropiły ich ognie pogoni. Jeden z przybyłych majstrów zszedł do przekopu po drabinie. – Poświećcie! – rozkazał tym na nasypie, brodząc po łydki w torfowej mazi. Pobity

Fragment planu geodezyjnego autorstwa inż. Dornsteina

do tej chwili rozanielone piwem twarze nabrały rysów ostrych jak noże. – Gdzie on?! – wypalili. – Mędrkuje nad wykopem! – krzyknął sprawca zamieszania, nie mogąc już powstrzymać szału królobójców. Piątka ruszyła poharatać Fryderyka, a przerażony swoim uczynkiem Petr pobiegł w drugim kierunku – do domu pruskich nadzorców budowlanych. Huknął w okno tak mocno, że szkło posypało się z brzękiem. Zaszczekały zbudzone psy.

Bij, zabij! Choć napadających Czechów było tylu, ile palców u dłoni, nie wykorzystali należycie swojej przewagi. Podnoszone w biegu krzyki zaalarmowały przeciwnika, który zaciekle bronił się obitą w żelazo laską. Jednego z napastników trafił w skroń i położył bez czucia. Dzielnie walczył Fryderyk o życie. Kiedy Czesi rozejrzeli się wokół siebie i podjęli z ziemi kawał drewnianego szalunku, słychać już było nadciągających majstrów i pruskich jegrów. Ostatni atak wypchnął Starego Fryca w przekop. Gdyby

miał szczęście – leżał na grubym, podbitym futrem płaszczu, którego wysoki kołnierz osłonił głowę. Majster rozpoznał ofiarę. – Scheffler! Nadzorca odcinka!

Widzieć wszystko Taka była prawda. Nie Fryderyka II obili czescy królobójcy, ale jednego z techników zatrudnionych na przeciwległym końcu budowanego kanału. Nieszczęśnik podobny był do Starego Fryca, co mogły potwierdzać znane ludowi portrety. Scheffler dla dodania sobie powagi zaczął kiedyś podpierać się laską, co uczyniło go rzeczywistym „cieniem” władcy. Gadano półgłosem, że dwór Fryderyka wiedział o kilku takich „dublerach”, żyjących w różnych zakątkach państwa, a nawet inspirował podobne maskarady. Dzięki temu fortelowi Fryc miał baczenie na wszystkie sprawy w rozległym królestwie. Inspirowane powieścią Das Sachsenhaus autorstwa Franza Wernera. lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 45


100

Mu z e u m S zy pe rs k i c h L ege n d (5) Adam Gajewski

Uśmiech Smutnego Admirała Nadciągały trudne dni dla niejednej barki – wojskowi ogłosili coroczny pobór i znów z portu do portu, od urzędu do urzędu, krążyły druki wzywające szyperskich synów do koszar. Niby rzecz zwykła, ale nie jest łatwo oddać armii najbardziej hożego załoganta – młodziana pomocnego w każdej potrzebie, dobrego fachmana, od kołyski wpatrzonego w ojca stojącego za sterem! Żal rozdzielać pływającą rodzinę, skazywać najbliższych na pracę ponad siły albo konieczność najęcia obcego marynarza. Eryk z „Prowidencji” chciał swoim rodzicielom oszczędzić kłopotów – odwoływał się od nakazu wiosennej „branki”. Pilnie pisał listy. Do wojska, do szyperskiej gildii, do wojewody. „Ja się od armii naszej nie odwracam, do floty wojennej zaciągnę się z ochotą, ale proszę o darowanie mi jednego sezonu nawigacyjnego na berlince moich rodziców. Barka prawie już spłacona i wystarczy kilka miesięcy pływania bez dużych przestojów, aby kredyt zamknąć. Jestem jedynakiem i poza mną rodzice nie mają na berlince pomocy. W roku przyszłym zgodzę jakiegoś zaufanego marynarza, niedrogiego, i do poboru się zgłoszę, co uroczyście mogę przysiąc nawet notarialnie” – streszczał swoje myśli Eryk. Był jednak bezradny wobec milczenia urzędów. Stary szyper, właściciel „Prowidencji”, wpadł wreszcie na zbawienny pomysł: „Pójdziemy do Smutnego Admirała!”.

kła wraz z plajtą cesarstwa habsburskiego. Zaś polska marynarka wojenna nie miała choćby jednego okrętu godnego morskich dowódców dawnych potęg – uprzejmie wymówiła nieco już leciwemu specjaliście od pancernych kolosów. Okrucieństwem losu admirał bydgoski nosił pompatyczne w tym wypadku imię Napoleona. To chyba niemało katuszy, jak na jednego człowieka. Eryk wiedział, że berlinka to nie okręt liniowy, ale liczył na zrozumienie. Wraz z ojcem założyli najlepsze „kaszubki” z wyszywanymi emblematami kotwic i poszli „załatwiać sprawy”. Matka wcisnęła im słój z rybą w occie.

Gdzie jego pancerniki? Rada była trafiona. Admirał – melancholik i ekscentryk – słynął w Bydgoszczy jako dobrodziej marynarzy. Rozmawiano z nim rzadko, ale sama jego obecność w mieście była wydarzeniem, jakby filmem rozgrywającym się na oczach zaskoczonych, ale i zauroczonych mieszczan. Co wrażliwsi bydgoszczanie mogli się domyślać, jaką udręką był dla jegomościa żywot bez widoku stalowej floty, zapachu portu wojennego, bez dysput sztabowców. Armada admirała jednak dawno przepadła – zni46 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

Admirał Napoleon Louis-Wawel widziany oczami malarza naiwnego, ilustrującego naszą legendę


100

Mu z e u m S zy pe rs k i c h L ege n d (5) „Fasana” Zaczęło się fatalnie. Do ryby nawet nie zasiedli. Kiedy w admiralskim salonie mówili o swoich kłopotach, nagle ze stojaka poderwała się tęczowa, pyskata papużka i wyfrunęła przez otwarty na oścież lufcik. – Szukajmy Fasany! – oznajmił władczo Napoleon, jakoś wcale nie szykując się do wyjścia. Szyprowie pognali sprintem na podwórzec kamienicy. Papugi „ni widu, ni słychu”! Są za to dwa czujne koty. Eryk pilnuje dachowców, a ojciec błagalnie nawołuje ukryte stworzenie: Fasa-na! Fassa-na! Stworzenie nie reaguje. Po kwadransie za ptaszkiem rozglądają się już dwaj barkarze, których ojciec zagadał na ulicy. Szyperska solidarność. Za godzinkę z portu przybiegną szyperki i dzieciaki. Podwórko zasypią okruszkami i pestkami, co przywabi stróża z miotłą miast papugi. Cieć wściekły: „Zamiast rzucać gołębiom żyr – zapytać warto mądrego! Szukajcie u szklarza za winklem!”. Ruszyli prawdziwą procesją. Znaleźli ptaszka przed witryną, wpatrującego się w owalne lustro. Musiał Eryk kupić małe zwierciadełko, aby papugę przekonać do siebie. To był już pomysł szklarza, który niejednego admiralskiego gościa widział w swoim zakładzie. Szyprów powitał uśmiechnięty, promienny Napoleon. Ludzi najbardziej uszczęśliwiają własne żarty.

Biała rękawiczka Nazajutrz – niespodzianka. Na Rybim Rynku wyrasta nagle admirał w czarno-złotym galowym mundurze, przy szabli, z bikornem na głowie! Mniej rezolutni myśleli, że ku barkom zmierza „karawaniarz”, i pytają ukradkiem: „Umarł któryś z naszych?!”. Admirał szukał „Prowidencji”. Ojcu Eryka fajka spadła na pokład, gdy zobaczył niezwykłe zjawisko – admiralska inspekcja na berlince! W całym świecie nie było pewnie niczego podobnego. Napoleon zajrzał do jednej ładowni, otworzył pik na dziobie, wreszcie zszedł do kajuty, gdzie białą rękawiczką sprawdził czystość stołu. Wąsy podniosły się w uśmiechu: „Załoga doskonała. A za wyborną rybę w occie – dziękuję!” – usłyszała bliska płaczu

ze wzruszenia szyperka. Tyle zaszczytów! Co jednak będzie z Eryczkiem? Admirał zszedł po desce na ląd, ale przed obiadem zjawił się na barce posłaniec z listem. Zwinięty papier zamknięto w butelce. Trzeba było stłuc. Admirał pisał: „W sprawie odroczenia – zadzwonię do Ministerstwa. Widoki na sprawę dobre. Płyńcie szczęśliwie!”. Pod kaligrafią trzy rzędy kredkami szkicowanych flag. Trzeba było użyć kalendarzyka, aby bez błędu odczytać kod flagowy, stosowany na statkach całego świata. Admirał zakodował swój podpis. We flaszy były i pieniądze. Dużo – prawie połowa ostatniej należności za „Prowidencję”.

Miasto smutnych admirałów? Napoleon Louis-Wawel – najprawdziwszy wiceadmirał marynarki wojennej Austro-Węgier, zweryfikowany w służbie polskiej jako generał, przybył do Bydgoszczy w roku 1923. Ten pozbawiony floty dowódca był klasycznym przykładem „wilka morskiego sztormem dziejowym wyrzuconego na ląd” – z biegiem jakby lat pogłębiało się jego osamotnienie, melancholia, nostalgia. Z pewnością doskwierał mu brak zajęcia – rodzima marynarka wojenna była zbyt mała, aby „wchłonąć” cały wyższy korpus oficerski dawnych państw zaborczych, do tego admirał wchodził już w wiek podeszły. Epilog jego życia był tragiczny – admirał zastrzelił się w swoim bydgoskim mieszkaniu 14 grudnia 1934 roku. Pozostawił testament, gdzie z osobistego majątku polecił utworzyć fundusz zapomogowy dla oficerów Marynarki pochodzących z rodzin niezamożnych. Choć trudno w to uwierzyć, Louis-Wawel odnalazł w Bydgoszczy odpowiadającego mu stopniem kolegę „po fachu”! W latach 1921–1939 mieszkał tutaj również doświadczony wiceadmirał floty carskiej – Konstanty Biergiel. Tenże oficer w pokojowej i emerytalnej rzeczywistości radził sobie nieco lepiej – społecznie propagował idee morskie, napisał także podręcznik historii wojen na morzach i oceanach, przyjęty przez czynniki wojskowe. Ewakuował się z miasta w atmosferze narastającej gorączki wojennej, zmarł pod Warszawą. [AG]

lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 47


Adre sy b ydgo s k i c h in s t y t u c ji k ult ur y Akademia Muzyczna im. Feliksa Nowowiejskiego, ul. J. Słowackiego 7, 85-008 Bydgoszcz, tel. 523 210 582, www.amuz.bydgoszcz.pl 1 Akademicka Przestrzeń Kulturalna przy Wyższej Szkole Gospodarki, Muzeum Fotografii, Galeria Nad Brdą, ul. Królowej Jadwigi 14, 85-231 Bydgoszcz, www.apk.byd.pl; e-mail: apk@byd.pl, tel. 52 567 00 57  2 Artgallery, Stowarzyszenie Działań Artystycznych, ul. Gdańska 54, 85-021 Bydgoszcz  5 Bydgoskie Centrum Informacji, ul. Batorego 2, 85-104 Bydgoszcz, bci@visitbydgoszcz.pl, www.visitbydgoszcz.pl  4 Bydgoskie Centrum Sztuki im. Stanisława Horno-Popławskiego, ul. Jagiellońska 47, 85-097 Bydgoszcz, tel. 668 892 896, www.bcs.bydgoszcz.pl  3 Bydgoskie Towarzystwo Heraldyczno-Genealogiczne, 85-165 Bydgoszcz, ul. Tucholska 15/50, prezes: Andrzej Nejman Bydgoskie Towarzystwo Naukowe, Societas Scientiarum Bydgostiensis, Bydgoszcz Scientific Society, ul. Jezuicka 4, 85-102 Bydgoszcz, tel./fax 523 222 268, www.btn.bydgoszcz.eu, prezes prof. dr hab. inż. Marek Bieliński, czynne: pon.-pt. 9.00-14.00  6 Dom Edukacyjno-Kulturalny „REGNUM” przy Fundacji „Nowe Pokolenie”, ul. A.G. Siedleckiego 12 i ul. Bośniacka 3, dyr. Joanna Dobska, tel./fax 523 711 051, kom. 793 101 280, www.nowe-pokolenie.pl, fundacja@nowe-pokolenie.pl Dom Kultury MODRACZEK, ul. Ogrody 15, tel./fax 523 713 331, www.modraczek.smbudowlani.pl, e-mail: modraczek@tvogrody.com, abuzal­ska@smbudowlani.pl, dyr. Agnieszka Buzalska Dom Kultury ORION, ul. 16 Pułku Ułanów Wlkp. 1, 85-319 Bydgoszcz, tel. 523 487 201, kierownik Nikoletta Stachura Eljazz – Centrum Artystyczne, ul. Kręta 3, 88-117 Bydgoszcz, tel. 523 221 574, 662 152 726, www.eljazz.com.pl  41 Filharmonia Pomorska, dyrektor Maciej Puto, ul. Andrzeja Szwalbego 6, 85-080 Bydgoszcz. Rezerwacja telefoniczna w godz. 11-14, tel. 523 210 234; wew. 21, bilety@filharmonia.bydgoszcz.pl, www.filharmonia.bydgoszcz.pl  7 Fundacja „Wiatrak”, Prezes Fundacji: Ks. Krzysztof Buchholz, ul. Bołtucia 5, 85-791 Bydgoszcz, tel. 523 234 810, fax 523 234 811, www.wiatrak.org.pl, e-mail: sekretariat@wiatrak.org.pl, Biuro Fundacji „Wiatrak” czynne: pon.-pt. 8.00-20.00 Galeria 85, prowadzi Ewa Pankiewicz, ul. Gdańska 17, 85-006 Bydgoszcz, tel. 523 226 222  17 Galeria ALIX, M. i M. Dobeccy, ul. Jezuicka 26  18 Galeria AUTORSKA Jan Kaja i Jacek Soliński, ul. Chocimska 5, 85-097 Bydgoszcz, tel. 608 596 314, www.autorska.pl, galeria@autorska.pl  8 Galeria Farbiarnia, ul. Pomorska 68A/1, Bydgoszcz tel. 508 732 871, e-mail: fundacja@farbiarnia.org  40 Galeria Francuska MISTRAL, przy WSG, prowadzi Henryka Stachowska prezes Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Francuskiej, ul. Garbary 2, budynek A, tel. 668 705 587  11 Galeria Innowacji UTP, ul. Prof. S. Kaliskiego 7, 85-789 Bydgoszcz, kier. dr Anna Bochenek, czynne 10-17 Galeria MDK 1 przy MDK nr 1, ul. Baczyńskiego 3 Galeria Miejska bwa w Bydgoszczy: dyrektor: Karolina Leśnik. Gmach główny  12 (ul. Gdańska 20): wtorek – piątek: 10.00-18.00, sobota – niedziela: 11.30-16.30, wstęp wolny, www.galeriabwa.bydgoszcz.pl, bwa@galeriabwa.bydgoszcz.pl, tel. 52 339 30 50; Galeria Miejska bwa w Bydgoszczy  10 (ul. Gdańska 3): wtorek – piątek: 11.00-18.00, sobota: 11.00-14.00, wstęp wolny Galeria Sztuki NEXT, Dom Aukcyjny NEXT – Aukcje Sztuki, ul. Poznańska 31, 85-129 Bydgoszcz, www.galerianext.pl, kontakt: info@galerianext.pl, tel. 503 919 118, czynne: pon.-pt. 10.00-18.00  43 Galeria Wieży Ciśnień, Muzeum Wodociągów, ul. Filarecka 1, 85-160 Bydgoszcz  42 Galeria Wspólna (MCK+ZPAP), ul. Batorego 1/3, 85-104 Bydgoszcz, tel. 523 221 447, e-mail: galeriawspolna@onet.pl  22 Izba Pamięci Adama Grzymały-Siedleckiego, WiMBP, ul. Libelta 5, tel. 523 238 207, czynne: wt. i pt. 13-18, śr. 10-15  19 Klub ARKA, ul. M. Konopnickiej 24a, 85-124 Bydgoszcz, tel. 523 487 202, kierownik Nikoletta Stachura Klub HEROS, ul. Gen. W. Thomée 1, Bydgoszcz, tel. 523 430 004, kierownik Grażyna Wrzecionek

48 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

Klub Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych, ul. Sułkowskiego 52a, 85-915 Bydgoszcz, tel. 261 413 550, kierownik mgr Marek Trojan. Biblioteka Klubu IWspSZ, tel. 261 413 563, kierownik mgr Zdzisława Gajownik, e-mail: klubiwspsz@wp.mil.pl Klub Miłośników Australii i Oceanii, ul. Plac Kościeleckich 8, pok. 8, Bydgoszcz, prezes Lech Olszewski, tel. 607 120 182, fax 052 321 32 60, www.kmaio.bydg.pl  20 Klub Miłośników Kaktusów, przy Klubie „ARKA” BSM, ul. M. Konopnickiej 24a, 85-124 Bydgoszcz, przewodniczący Jerzy Balicki, tel. 523 215 538 Klub ODNOWA, al. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego 38, tel. 523 631 867, e-mail: klubodnowa@interia.pl, www.klubodnowa.strefa.pl, kier. Grażyna Salemska Klub Środowisk Twórczych, ul. Batorego 1/3, tel./fax 523 228 715, 523 225 677, prezes Piotr Trella  22 Kujawsko-Pomorskie Centrum Kultury w Bydgoszczy, pl. Kościeleckich 6, 85-033 Bydgoszcz, tel. 52 585 15 01-03, www.kpck.pl. Dyrektor: Ewa Krupa, sekretariat@kpck.pl; Galeria Sztuki Ludowej i Nieprofesjonalnej Pl. Kościeleckich 6, 85-033 Bydgoszcz, tel. 52 585 15 06, www.galeria.kpck.pl, Kierownik: Katarzyna Wolska, galeria@kpck.pl  37 Miejskie Centrum Kultury w Bydgoszczy, ul. Marcinkowskiego 12, 85-056 Bydgoszcz, tel. 523 255 555 (informacja), sekretariat@mck-bydgoszcz.pl, www.mck-bydgoszcz.pl  39 Międzynarodowe Centrum Kultury i Turystyki oraz Esperantotur ul. M. Skłodowskiej-Curie 10, 85-094 Bydgoszcz tel./fax: 523 461 151, e-mail: info@esperanto.bydgoszcz.eu Młodzieżowy Dom Kultury Nr 1, ul. K.K. Baczyńskiego 3, 85-805 Bydgoszcz, tel. 523 755 349, fax 523 450 628, e-mail: mdknr1bydgoszcz@go2.pl, www.mdk1.bydgoszcz.pl, dyr. Piotr Skowroński Młodzieżowy Dom Kultury nr 2, im. Henryka Jordana, ul. Leszczyńskiego 42, 85-137 Bydgoszcz, tel./fax 523 731 795, dyr. Adam Łętocha. Biblioteka Literatury Fantastycznej im. Janusza A. Zajdla – Gimnazjum Nr 20, ul. Tucholska 30, czynne: wt., śr. 16-19 Młodzieżowy Dom Kultury nr 3 (Zespół Szkół i Placówek nr 1 w Bydgoszczy), ul. Stawowa 53, 85-323 Bydgoszcz, tel. 52 373 25 15, fax/tel. 52 348 68 68 Młodzieżowy Dom Kultury nr 4, ul. Dworcowa 82, 85-010 Bydgoszcz, tel./fax 523 224 413, e-mail: mdk4@cps.pl, www.mdk4.bydgoszcz.pl, dyr. Małgorzata Gładyszewska  23 Młodzieżowy Dom Kultury nr 5, ul. Krysiewiczowej 8, 85-796 Bydgoszcz, tel./fax 523 485 002, dyr. Jolanta Wawrzonkowska, www.mdk5.bydgoszcz.pl, mdk@mdk5.bydgoszcz.pl Muzeum Dyplomacji i Uchodźstwa Polskiego Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego, ul. Berwińskiego 4, 85-044 Bydgoszcz, tel./fax 523 462 318, e-mail: muzeum@ukw.edu.pl, czynne: wt.-pt. 10-14, dyr. prof. dr hab. Adam Sudoł  24 Muzeum Kanału Bydgoskiego, przy III LO, ul. Nowogrodzka 3, www.muzeumkanalu.pl, tel. 693 765 075 Muzeum Mydła i Historii Brudu, ul. Długa 13-17, 85-032 Bydgoszcz. Rezerwacja tel. 525 157 015, e-mail: warsztaty@muzeummydla.pl; www.muzeummydla.pl  15 Muzeum Okręgowe im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy, ul. Gdańska 4, 85-006 Bydgoszcz. p.o. Dyrektor Muzeum: mgr Kinga Długosz; Sekretariat: tel./fax 52 58 59 966; www.muzeum.bydgoszcz.pl e–mail: sekretariat@muzeum.bydgoszcz.pl; Godziny otwarcia muzeum: wtorek – niedziela: 11.00–16.00, poniedziałek: nieczynne. Gmachy udostępnione do zwiedzania: Exploseum; Spichrze nad Brdą; Galeria Sztuki Nowoczesnej; Europejskie Centrum Pieniądza; Zbiory Archeologiczne. Zwiedzanie w grupach zorganizowanych oraz zwiedzanie z przewodnikiem zostaje zawieszone do odwołania.  26 Muzeum Wodociągów: Hala Pomp, ul. Gdańska 242 oraz Wieża ciśnień, ul. Filarecka 1 Muzeum Oświaty, ul. M. Curie-Skłodowskiej 4, tel. 523 426 590 Muzeum Wojsk Lądowych, ul. Czerkaska 2, 85-641 Bydgoszcz, dyr. Wojciech Bartoszek, tel. 261 414 876. Godziny otwarcia: poniedziałek – nieczynne; wtorek, środa, piątek 8.30–15.30; czwartek 8.30–17.30; sobota – nieczynne; niedziela 10–14, wstęp wolny. www.muzeumwl.pl Opera Nova w Bydgoszczy, dyrektor: Maciej Figas, ul. Marszałka Focha 5, 85-070 Bydgoszcz, tel. 523 251 502, Dział Promocji i Obsługi Widzów oraz przedsprzedaż biletów: tel. 523 251 655, fax 523 251 636. Kasa biletowa tel. 523 251 555. Obiekt dostosowany dla potrzeb osób niepełnosprawnych, www.operanova.bydgoszcz.pl  27


Otwarta Przestrzeń „Światłownia”, ul. Św. Trójcy 15, 85-224 Bydgoszcz, swiatlownia@onet.pl, www.swiatlownia.eu  44

czynne pon.-pt. 9-15, sklep TMMB z bydgostianami, ul. Długa 15, czynny: pon.-pt. 10-18, sob. 10-14.  6

Pałac Młodzieży, ul. Jagiellońska 27, 85-097 Bydgoszcz, tel. 523 210 081, www.palac.bydgoszcz.pl, dyr. Joanna Busz. Tutaj: Galeria Pałac  28

Towarzystwo Muzyczne im. Ignacego Jana Paderewskiego, ul. ks. Piotra Skargi 7, 85-018 Bydgoszcz, tel./fax 523 270 291, www.konkurspaderewskiego.pl, prezes prof. Katarzyna Popowa-Zydroń  33

Pedagogiczna Biblioteka Wojewódzka im. Mariana Rejewskiego, ul. Skłodowskiej-Curie 4, 85-094 Bydgoszcz, tel. 523 413 074; www.pbw.bydgoszcz.pl, dyr. Ewa Pronobis-Sosnowska Polski Związek Chórów i Orkiestr Oddział w Bydgoszczy, ul. Toruńska 30, 85-023 Bydgoszcz, tel. 523 287 028. Prezes Eugeniusz Kubski, tel. 604 891 449, prezes@pzchio.bydgoszcz.pl Stowarzyszenie Artystyczne „MÓZG”, www.stowarzyszenie.mozg.art.pl, ul. Gdańska 10, 85-006 Bydgoszcz, tel. 523 455 195  30 Salezjańskie Stowarzyszenie Wychowania Młodzieży, ul. Salezjańska 1, 85-792 Bydgoszcz, www.dominiczek.salezjanie.pl, tel. 523 447 401 lub 523 766 739 Skrzynka na bajki, księgarnia nie tylko dla dzieci, ul. Focha 2, 85-070 Bydgoszcz, tel. 665 192 904 Teatr Kameralny w Bydgoszczy, Dyrektor: Mariusz Napierała, ul. Grodzka 14-16, 85-109 Bydgoszcz. Biuro: Centrum Kongresowe Opery Nova, ul. Marszałka Ferdynanda Focha 5, 85-070 Bydgoszcz. Tel. 885 904 192, e-mail: biuro@teatrkameralny.com, www.teatrkameralny.com  45 Teatr Pantomimy „DAR”, www.dar.art.pl; e-mail: teatrdar@wp.pl, tel. 523 407 468, 602 572 021, 602 257 675 Teatr Polski im. Hieronima Konieczki, dyrektor: Łukasz Gajdzis, al. Mickiewicza 2, 85-071 Bydgoszcz, tel. 523 397 841, kasa główna/ info: pon.-pt. w godz. 14.00-19.00, weekendy/święta: trzy godziny przed spektaklem, tel. +48 523 397 818, tel. +48 885 607 090, bilety@teatrpolski.pl; www.teatrpolski.pl  31 Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych, ul. Dworcowa 62/2, 85-009 Bydgoszcz, tel. 523 213 371, prezes Maria Papała  32 Towarzystwo Miłośników Miasta Bydgoszczy, ul. Jezuicka 4, tel./fax 523 225 196, 523 454 434, www.tmmb.pl, e-mail: biuro@tmmb.pl, skrytka pocztowa nr 17, 85-169 B 37, prezes Jerzy Derenda. Biuro Zarządu

Towarzystwo Operowe im. prof. Felicji Krysiewiczowej, ul. Focha 5, 85-006 Bydgoszcz, prezes Zenona Tomczak, tel. 603 993 852, sekretarz zarządu Danuta Święcichowska  27 Towarzystwo Polsko-Austriackie, Oddział B. ul. Stary Rynek 5, 85-104 Bydgoszcz, tel. 609 678 277, e-mail: lubomira.kubiak@gmail.com, prezes Lubomira Kubiak, dyżury w każdą drugą środę miesiąca  34 Towarzystwo Polsko-Niemieckie, ul. Fordońska 120. Dyżury w każdy trzeci poniedziałek miesiąca w godz. 13-16, e-mail: tpn1@wp.pl www. tpnbydgoszcz.bugs3.com, www.facebook.com/tpn.Bydgoszcz, prezes Danuta Szczepaniak-Kucik, tel. 504 100 024, sekretarz Krystyna Bender-Dudziak, tel. 605 666 936 Towarzystwo Polsko-Włoskie, Stary Rynek 22-24 (III p., wejście przez KATALOGI), tel. 523 238 008, dyżury: 1. środa miesiąca godz. 17-19, www.api.bydgoszcz.pl; api@api.bydgoszcz.pl, prez. Elżbieta Renzetti  35 Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Francuskiej, Prezes: Beata Żmuda, tel. 693 925 911, wiceprezes: Maria Pastucha, tel. 694 582 721, www.tppf.byd.pl  11 Urząd Miasta, Biuro Kultury Bydgoskiej, ul. Jezuicka 2 (w podwórzu) I piętro pok. 04, 85-102 Bydgoszcz, www.bydgoszcz.pl, tel. 525 858 189, Dyrektor Magdalena Zdończyk  36 Wędrowniczek – Klub Turystyczny, prezes Adam Czachorowski, tel. 523 251 635 WiMBP Biblioteka Główna, Bydgoszcz, ul. Długa 39, tel. 523 238 008, 523 399 200 – centrala; 523 287 390 – sekretariat, fax 523 287 390, e-mail: sekretariat@wimbp.bydgoszcz.pl, www.wimbp.bydgoszcz.pl. Dyrektor: Ewa Stelmachowska  35 Redakcja „BIK” prosi Państwa o weryfikację danych: bik@mck-bydgoszcz.pl

lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 49


w yd a r z e ni a Galeria Miejska bwa w Bydgoszczy W dniu 15.08.2020 r. Galeria Miejska bwa w Bydgoszczy nieczynna 18 lipca – 30 sierpnia 2020, ul. Gdańska 20

Wystawa pokonkursowa IV Ogólnopolskiego Konkursu Malarskiego im. Leona Wyczółkowskiego kurator: Jolanta Chmara aranżacja: Marta Wiśniewska, Bożena Januszewska koordynacja: Agnieszka Gorzaniak

III Konkurs Malarski, wernisaż, Galeria Miejska bwa w Bydgoszczy, fot. Tomasz Zieliński

a wystawa potrwa do 30 sierpnia. Wydany zostanie katalog, w którym znajdzie się jedna praca każdego autora zakwalifikowanego na wystawę pokonkursową. Na tegorocznej edycji swoje piętno odcisnęła pandemia związana z wirusem SARS-COV-2, zmianie uległy m.in. terminy poszczególnych etapów. Wszystko wskazuje również na to, że i wielkie święto, którym zawsze jest wernisaż, będzie musiało trochę zmienić swoją formułę. 9 lipca – 23 sierpnia 2020, ul. Gdańska 20

W tym roku już po raz czwarty odbędzie się Ogólnopolski Konkurs Malarski im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy. Konkurs kierowany jest do polskich artystów malarzy, a jego celem jest promocja współczesnego malarstwa i rozpowszechnianie wiedzy na temat wybitnego artysty – patrona konkursu – Leona Wyczółkowskiego związanego z Bydgoszczą. Głównym organizatorem jest ZPAP Okręg Bydgoski, współorganizatorem Galeria Miejska bwa w Bydgoszczy, a partnerami: MCK w Bydgoszczy, Muzeum Okręgowe im. L. Wyczółkowskiego w Bydgoszczy. Do pierwszego etapu 487 autorów zgłosiło 1222 obrazy. Jury na podstawie fotografii cyfrowych nadesłanych przez autorów zakwalifikowało do drugiego etapu 148 prac, 78 autorów. Następnie jury zakwalifikuje prace na wystawę pokonkursową na podstawie nadesłanych oryginałów i wybierze spośród nich laureatów. Wystawa odbędzie się już tradycyjnie w Galerii Miejskiej bwa w Bydgoszczy na dwóch piętrach wystawowych. Pierwsze trzy miejsca związane są z nagrodami finansowymi (I miejsce – 15 000 zł, II miejsce – 8000 zł, III miejsce 5000 zł). Planowane jest także przyznanie Nagrody Muzeum Okręgowego im. L. Wyczółkowskiego w Bydgoszczy w postaci zakupu muzealnego oraz Nagrody Prezesa ZPAP Okręg Bydgoski w postaci wystawy indywidualnej w Galerii Wspólnej w Bydgoszczy. Jury zbierze się jeszcze w czerwcu i jego skład poznamy po dokonaniu wyboru. Wernisaż odbędzie się 18 lipca, 50 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

Robert Kuśmirowski. FOUR-BIDDEN MUSEUM Międzynarodowe Spotkania Nieprzypadkowe OKO NIGDY NIE ŚPI 2020 – UCZTA

kurator: Anda Rottenberg Prezentowana w tym roku w Galerii Miejskiej bwa w Bydgoszczy wystawa rozpoczyna organizowany przez Fundację Czarny Karzeł bydgoski festiwal sztuk wizualnych. 19 czerwca – 1 sierpnia 2020, ul. Gdańska 3

Ola Niepsuj. Tyle ile trzeba

kuratorka: Karolina Rybka Wystawa Oli Niepsuj jest przekrojową prezentacją plakatów z ostatniej dekady, zaprojektowanych do filmów, koncertów, wystaw i festiwali. Prezentowane na wystawie plakaty przybliżą zróżnicowane techniki, jakie w projektowaniu stosuje autorka, począwszy od pierwszych prac tworzonych w pełni analogowo, na kserokopiarce, poprzez kolaże wykonywane ręcznie i komputerowo, aż do projektów w całości wykreślonych na cyfrowym tablecie. Kompozycje liternicze z akcentami ilustracyjnymi przenikać będą się ze strukturami ilustracyjnymi. Formy pozornie niedoskonałe i przypadkowe są efektem poszukiwań precyzyjnego języka dla każdego z tematów plakatów. W konsekwencji oglądać możemy opracowania różnorodne i wieloznaczne, anegdotyczne i oddziałujące na wyobraźnię odbiorców. Ola Niepsuj jest ilustratorką i graficzką. Mieszka i pracuje w Warszawie. Projektuje plakaty, identyfikacje wizualne oraz infografiki. Często pracuje z tekstem, jej ilustracje można znaleźć na opakowaniach, ubraniach


w yd a r z e ni a

Ola Niepsuj, Diagnoza, plakat

Ola Niepsuj, Tyle ile trzeba, plakat

i w aplikacjach. Łączy tradycyjne techniki z rysunkiem cyfrowym. Ukończyła ASP im. Władysława Strzemińskiego w Łodzi. Studiowała też w Portugalii – w Escola Superior de Artes e Design de Matosinhos oraz Faculdade de Belas Artes da Universidade do Porto. Najczęściej tworzy komunikacje dla firm lub instytucji związanych ze strefą kultury. Pracuje przy projektach związanych z festiwalami czy dystrybucją filmów. W jej portfolio nie brakuje także

okładek płyt muzycznych. Publikowała w takich tytułach jak „The Wall Street Journal” czy „New York Times”. 7 sierpnia – 19 września 2020, ul. Gdańska 3

Ewa Miller. Post factum – foliogramy

kuratorka: Karolina Rybka Folie fotograficzne to przestrzeń do autentycznego wyrażania myśli i zaproszenie do eksperymentowania. Re-

Ewa Miller. Post factum – foliogramy

lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 51


w yd a r z e ni a alizacje malarskie oparte są na wątkach narracji postpamięciowej, nakierowane na obszar działań intuicyjnych. To etapy poszukiwania na płaszczyźnie współzależności i relacji przedmiotowych w wizualnym aspekcie lustrzanego odbicia. Impresje własne ukazuje wrażeniowo w zamkniętym formacie współgrających lub kontrastujących płaszczyzn. Wszystko jest zawieszone w irracjonalnej przestrzeni monochromatycznej z akcentami kolorystycznymi. Ewa Miller – rocznik 1955, absolwentka Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Nałęczowie (1974), Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Poznaniu, Wydział Wychowania Plastycznego (1995), animator działalności kulturalnej i edukacyjnej. Autor i kurator projektu bydgoskich działań interdyscyplinarnych „Artyści Mieszkańcom – Mieszkańcy Miastu”. Realizuje programy autorskie „Warsztaty twórczości plastycznej” i „Projekty edukacji twórczej” na studiach podyplomowych organizowanych przez Towarzystwo Wiedzy Powszechnej w Bydgoszczy i Gdańską Wyższą Szkołę Humanistyczną. Prowadzi pracownię Rysunku i Malarstwa w Policealnej Szkole Sztuk Pięknych w Bydgoszczy. Zajmuje się malarstwem, grafiką, realizuje projekty interaktywne i działania plastyczne w plenerze. Swoje prace tworzy w spójnych cyklach tematycznych: Reminiscencje z podróży, Mapy pamięci i Etiudy kontrolowane. To etapy poszukiwania na płaszczyźnie folii fotograficznej współzależności i relacji przedmiotowych w wizualnym aspekcie lustrzanego odbicia. Impresje własne ukazuje wrażeniowo w zamkniętym formacie współgrających lub kontrastujących płaszczyzn.

Dziecko na warsztat Warsztaty prowadzone w formie online – lipiec 2020 Warsztat towarzyszący wystawie Oli Niepsuj Tyle ile trzeba

RELAX

Na pewno znacie takie miejsce, w którym odpoczywa się jak nigdzie indziej. Takie, gdzie marzy się i zatapia w trwającej chwili. A może takich miejsc jest kilka? Czas stworzyć drogowskaz/znak RELAXU. prowadzenie: Agnieszka Gorzaniak i Karolina Pikosz Dziecko na warsztat Warsztaty prowadzone w formie online – lipiec 2020 edycja wakacyjna

Wielka Księga Wypraw Dużych i Gigantycznych

Wędrowanie to wspaniała rozrywka. Możemy maszerować przez pola, dawać susy po łąkach, tanecznym krokiem przemierzać ulice, albo dryfować wprost na spotkanie przygody, gdzieś w zakamarkach własnego pokoju. Możemy przeprawiać się przez wzburzone fale kołdry albo buszować w gąszczu ogrodowych traw. A może odkrywać labirynty ścieżek pośród leśnych drzew? Wyprawa może trwać wiele dni, ale może też kilka minut. Każda pozostawia ślad, każda jest ważna i warta zapisania w Wielkiej Księdze Wypraw Dużych i Gigantycznych. Znajdzie się tam miejsce na znaczące przedmioty, takie jak liście, piórka, kamyki albo papierek po cukierku, zjedzonym na szczycie góry. Księga może zawierać krótkie notatki, wskazówki, jak dojść do Wam tylko znanej kryjówki, rysunki, mapki. prowadzenie: Agnieszka Gorzaniak i Karolina Pikosz inf. Danuta Pałys

Bydgoskie Centrum Sztuki wystawa czynna do 11.07.2020

POSTACADEMISM – Anna Niestatek & Maciej Zakrzewski

Artystka postanowiła przymierzyć sylwetki i historie najznamienitszych przedstawicielek akademizmu w sztuce i muzyce. Tym samym zmierzyć się z tonalnością, sztywnym kanonem piękna sugerowanym przez zastałe w swych przekonaniach szkoły i uczelnie artystyczne oraz media. Dokonuje rozpoznania i retrospekcji, rozkładając możliwe do przybrania formy akademizmu na czynniki pierwsze. W gronie przymierzonych znalazły się min. Maria Callas, Grażyna Bacewicz, Frida Kahlo, Camille Claudel czy Sylvia Plath. Wystawa obejmować będzie serię fotografii będących pastiszem kultowych, najbardziej zakodowanych w umyśle odbiorców klatek fotograficznych, wykonanych w technice natychmiastowej (polaroid peel-apart film oraz sx-70) oraz przy użyciu klasycznych materiałów światłoczułych (średni format). Na ekspozycję złożą się także instalacje oraz obiekty. fot. Maciej Zakrzewski

52 | BIK  | lipiec/sierpień 2020


w yd a r z e ni a Anna Niestatek (1991) – artystka dźwiękowa, wokalistka, dyrygentka, performerka, eksperymentatorka, autorka instalacji, poszukiwaczka indywidualnych, awangardowych form ekspresji wokalnej. Inspiracją w jej działaniach artystycznych jest metoda pracy „Voice and Body” Zygmunta Molika oraz praca organiczna. W twórczości solowej jako medium wykorzystuje głównie głos i ciało. Współpracuje z muzykami sceny niezależnej. Współtworzy zespół Salimara, prowadzi i dyryguje Bydgoską Orkiestrę Improwizowaną. Jest autorką koncepcji laboratoriów badania ciała i głosu w improwizacji oraz pieśni z różnych regionów świata. Absolwentka edukacji artystycznej w zakresie sztuki muzycznej w klasie śpiewu i dyrygentury. Studentka kierunku Intermedia na ASP w Gdańsku oraz UAP w Poznaniu. Dwukrotna stypendystka Prezydenta Miasta Bydgoszczy. Maciej Zakrzewski (1983) – fotograf, aktor, muzyk, nauczyciel, podróżnik, absolwent etnologii i antropologii kulturowej UAM. W szczególności i najchętniej fotografuje teatr, taniec oraz szeroko rozumiane działania performatywne. Pięciokrotny finalista oraz zeszłoroczny laureat głównej nagrody w Konkursie Fotografii Teatralnej, organizowanym przez Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, laureat Medalu Młodej Sztuki „Głosu Wielkopolskiego” (2018). Zamieszkały w Poznaniu, tworzy na terenie całego kraju. Wystawę zrealizowano dzięki wsparciu finansowemu miasta Bydgoszczy. 17 lipca – 5 września 2020

Danka Jarzyńska, Kore

Danka Jarzyńska, Światło, 2016, brąz, piaskowiec

Od autorki: „Kore to po grecku dziewczyna. A także źrenica. Starożytni Grecy wierzyli, że duszę w postaci maleńkiej dziewczynki można zobaczyć przez źrenicę oka. „Skąd mogli wiedzieć, że źrenica to jedyne okienko z widokiem na mózg, na jego nerwy wzrokowe? A gdzie dziś podziała się dusza?”, pytał Andrzej Szczeklik w książce wydanej pod tym tytułem. Ta niezwykła książka była dla mnie drogowskazem w trudnym okresie życia i stała się inspiracją dla twórczości. Nie można zajrzeć do wnętrza kamienia, ale rzeźbienie pozwala czasem rozpoznać w nim zarysy jakiegoś okienka. Patrząc w nie, być może dowiadujemy się czegoś o własnej duszy, a na pewno o świecie, o strukturze materii i o samym patrzeniu. Niektóre z kamieni, w których pracuję, kryją wzory przypominające sieci neuronalne. Staram się od nich czegoś nauczyć, patrząc uważnie i tworząc formy sprzyjające koncentracji. Z czasem przekonałam się, dlaczego mózg posługuje się dwiema źrenicami: dopiero zbalansowanie sygnałów przesyłanych z obu stron pozwala uzyskać sensowny obraz. Na wystawie zaprezentuję prace, które na różne sposoby rozgrywają tę podwójność”. Danka Jarzyńska – absolwentka ASP w Gdańsku (2001), członkini Związku Polskich Artystów Plastyków. Pracuje głównie w klasycznych materiałach rzeźbiarskich. Laureatka Międzynarodowego Konkursu NanoArt109 im. profesora Tadeusza Danka Jarzyńska, Malińskiego, Galerie Roi fot. Paweł Wyszomirski Doré w Paryżu (2017). Inicjatorka cyklu Plenerów Rzeźby w Granicie Gdańsk – Wyspa Sobieszewska i kuratorka jego I edycji pod hasłem „Wyspa w Granicie” (2017). www.bcs.bydgoszcz.pl

Danka Jarzyńska, Eclipse, marmur, aluminium, fot. Paweł Wyszomirski

inf. Natalia Pichłacz

lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 53


w yd a r z e ni a Filharmonia Pomorska im. I.J. Paderewskiego Lipiec – przerwa urlopowa 28.08.2020, piątek, godz. 19.00

MAGIA KINA POLSKIE PIOSENKI CZARNO-BIAŁEGO EKRANU Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Pomorskiej Marcin Mirowski – dyrygent, aranżacje Karolina Sołomin – sopran Beata Kraska – sopran Witold Wrona – tenor Jan Michalak – bas, baryton

Miłośnicy starego, polskiego kina będą mogli delektować się pochodzącymi z nich szlagierami, które zaczęły żyć własnym życiem. Można je usłyszeć i dziś w różnych wykonaniach. „Polskie piosenki czarno-białego ekranu” to klimatyczny koncert pod batutą Marcina Mirowskiego, w którym muzyka słynnych kompozytorów przedwojennego kina w zaskakująco nowoczesnych aranżacjach symfonicznych przywodzi na myśl wielkie hollywoodzkie produkcje. „Każdemu wolno kochać”, „Miłość Ci wszystko wybaczy”,

„Ada to nie wypada”, „Odrobina szczęścia w miłości”, „Na pierwszy znak”, „Pamiętasz była jesień” – te melodie znamy wszyscy, mają one nie tylko wartość sentymentalnej podróży, ale są raczej twórczą i oryginalną interpretacją niezapomnianych szlagierów. Marcin Mirowski, absolwent Wydziału Kompozycji, Dyrygentury, Teorii Muzyki i Muzykoterapii Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Autor muzyki do ponad 70 sztuk teatralnych w Polsce i za granicą. Laureat nagród kompozytorskich. Jest pomysłodawcą i założycielem orkiestry symfonicznej The Marcin Mirowski, fot. Lidia Dzwolak Film Harmony Orchestra. Sprzedaż biletów online na www.bilety24.pl oraz w kasie biletowej FP (w lipcu kasa biletowa nieczynna). (Koncert z zachowaniem wszelkich zaleceń bezpieczeństwa, ograniczona liczba publiczności do 150 osób).

B ydgos k i Fe s t iwal M u z yc z ny w Koronie 18 września – 9 października 2020

Sprzedaż biletów online na www.bilety24.pl oraz w kasie biletowej FP (w lipcu kasa biletowa nieczynna). Dziewięć koncertów Festiwalu zostanie zaprezentowanych w sali koncertowej FP z zachowaniem wszelkich zaleceń bezpieczeństwa i przy ograniczonej liczbie publiczności – do 150 osób. Wszystkie koncerty będą transmitowane na żywo na kanale YouTube Filharmonii Pomorskiej. Więcej: www.filharmonia.bydgoszcz.pl Dział Promocji i Obsługi Widzów tel. 52 321 25 50; e-mail: obsluga.widza@filharmonia.bydgoszcz.pl Informacja o koncertach: +48 52 321 25 50 (w godz. 9-15). Filharmonia zastrzega sobie prawo zmian. inf. Mariola Grochowina

Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna od poniedziałku do piątku w godz. 9.00–17.00, Biblioteka Główna / wejście od ul. Jana Kazimierza 2

Kiermasz Taniej Książki

W Bibliotece Głównej trwa Kiermasz Taniej Książki, który zagości u nas na stałe. Wydawnictwa popularnonaukowe, kryminały, romanse, biografie, poradniki, książki dla dzieci i młodzieży. Każdy znajdzie tu coś dla siebie w atrakcyjnej cenie.

Antykwariat online

Zapraszamy do Antykwariatu Internetowego. W sprzedaży oferujemy dublety i druki zbędne, wycofane ze zbiorów oraz wydawnictwa własne. Proponujemy literaturę z różnych dziedzin wiedzy oraz książki dla dzieci i młodzieży. Czas realizacji zamówień wynosi 7 dni roboczych. Katalog 54 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

dostępnych pozycji znajduje się na stronie internetowej Biblioteki: biblioteka.bydgoszcz.pl/wydarzenia/antykwariat-online/.

Wirtualny spacer – Biblioteka Bernardynów

Biblioteka Bernardynów mieści się w gmachu Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Bydgoszczy. Poklasztorne zbiory należące niegdyś do bydgoskiego klasztoru bernardynów to najstarszy i największy z zachowanych w mieście księgozbiorów; jego początki sięgają schyłku XV wieku. Uruchomiliśmy nowe narzędzie, umożliwiające spacer wirtualny po salach biblioteki. Aby rozpocząć zwiedzanie online, wystarczy wejść na stronę WiMBP: biblioteka.bydgoszcz.pl.


lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 55


w yd a r z e ni a Teatr Polski w Bydgoszczy Teatr Polski w Bydgoszczy ogłasza przerwę sezonową, która potrwa od początku lipca do połowy sierpnia. W tym czasie kasa biletowa TPB będzie nieczynna. Informacje o wrześniowym repertuarze Teatru Polskiego dostępne będą na przełomie lipca i sierpnia na stronie: www.teatrpolski.pl. Życzymy udanych wakacji! dyrekcja i zespół Teatru Polskiego w Bydgoszczy

Młodzieżowy Dom Kultury nr 5 Wakacje w Młodzieżowym Domu Kultury nr 5 Bydgoskie półkolonie I Turnus: 6–10 lipca 2020 II Turnus: 13–17 lipca 2020

29 czerwca – 3 lipca 2020

Wakacyjne podróże z muzyką

Warsztaty instrumentalne to pretekst do zapoznania uczestników „Młodzieżowej Orkiestry Camerata Fordońska” z muzyką Europy Południowej i Ameryki Łacińskiej. Udział w warsztatach będzie formą doskonalącą umiejętności wykonawcze młodych instrumentalistów z MDK 5. Przygotowany program zostanie wykorzystany podczas realizacji projektu współpracy młodzieży z Bydgoszczy i bratniego miasta Kragujevac (Serbia) jesienią br. 17–21 sierpnia 2020

Warsztaty taneczno-ruchowe

Uczestnicy warsztatów będą kształtować swoje umiejętności taneczne poprzez różne formy aktywności ruchowej. Program obejmuje m.in. poprawę koordynacji ruchowej, kontroli oddechu czy ogólną poprawę sprawności fizycznej. Zajęcia zostaną dobrane tak, aby dzięki nim młodzi tancerze poprawili i odważyli się na wyrażanie emocji i swoich uczuć poprzez taniec. Najmłodsi uczestnicy, poza nauką tańca, będą rozwijać wyobraźnię, rywalizować w zawodach sportowych oraz brać udział w różnych wyzwaniach tanecznych. Warsztaty skierowane są do dzieci do 12 lat uczestniczących w sekcjach tanecznych działających w MDK 5.

24–28 sierpnia 2020, MDK5

Letnie warsztaty artystyczne

Warsztaty bogate będą w różnorodne techniki rozwijające manualnie, więc na nudę nie będzie czasu. Każdy dzień dotyczy innego tematu. W ramach zajęć odbędą się m.in. warsztaty krawieckie, introligatorskie, decupage i batiku. Uczestnicy zajmą się też knittingiem, quilingiem i barwieniem ebru. Zrealizują także ceramiczne prace majolikowe i będą szkliwić kubki. Warsztaty przeznaczone są dla dzieci ze szkoły podstawowej, które artystycznie i intensywnie lubią spędzać czas wakacji.

24–28 sierpnia 2020, MDK5

Summer Intensive Workshops

Letnie intensywne warsztaty taneczne to 5 dni i 25 godzin tańca na najwyższym poziomie. Każdego dnia młodzi tancerze będą mogli uczyć się od najlepszych tancerzy i choreografów z Polski i Europy. Każdy dzień warsztatowy to inny styl taneczny, inna osobowość trenerska, a co za tym idzie – odmienne emocje na parkiecie. Warsztaty skierowane są do tancerzy średniozaawansowanych i zaawansowanych powyżej 12 lat uczestniczących w sekcjach tanecznych działających w MDK 5. 56 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

inf. Julia Mroczkowska


w yd a r z e ni a IV Magiczny Festiwal Świata Bajek i Baśni Pozytywka

27–30 sierpnia 2020

IV Magiczny Festiwal Świata Bajek i Baśni Pozytywka 2020

Od czterech lat festiwal Pozytywka buduje nowe, kolorowe i kreatywne światy dla bydgoskich dzieciaków i młodzieży. Tak samo będzie i w tym roku. Będziemy w wielu miejscach w Bydgoszczy i – poprzez wydarzenia online – na całym świecie, gdzie tylko dostępny jest Internet. Pozytywka to cztery dni niezapomnianych atrakcji. Co roku program obejmuje ponad 30 baśniowych wydarzeń: spektakle teatralne, koncerty, spotkania z bajarzami i magiczne warsztaty. Specjalną sekcję programową festiwal kieruje do najmłodszych uczestników, czyli „najnajów”. Tym pięknym terminem określamy „najnajsłodszych”, czyli dzieci do 3. roku życia. Pozytywka kładzie szczególny nacisk na wydarzenia, w których mogą uczestniczyć całe rodziny. Dlatego punkty programu IV edycji są tak zbudowane, by rodzice mogli bawić się wspólnie ze swoimi dzieciakami. No i nie tylko rodzice – bardzo mile widziane są u nas babcie i dziadkowie z wnuczętami.

Ale Pozytywka to nie tylko zabawa. Wydarzenia znajdujące się w programie festiwalu mają też uczyć i oswajać w przyjazny sposób dzieci z kulturą i sztuką, budować ich świadomość estetyczną i rozwijać mechanizmy poznawcze. Organizująca festiwal Fundacja Kultury Pozytywka dba też, aby pomagał on rodzicom w pracy nad spójnym formowaniem osobowości małego człowieka. W tegorocznym programie znajdziecie wydarzenia, które widzowie zdążyli już polubić podczas trzech poprzednich edycji. Będą spektakle teatralne, koncerty i wielka nowość – Pozytywkowy Kinoteatr Samochodowy. Dzięki niemu będzie można poczuć się jak w Stanach Zjednoczonych lat 60. Prosto ze swojego samochodu widzowie będą mogli oglądać widowiska teatralne oraz niesamowite koncerty. Na Pozytywce 2020 pojawi się też Nowa Sztuka Cyrkowa. Tak zwany „Nowy Cyrk” to bijący rekordy popularności na świecie, nowy nurt wykorzystujący bogactwo form sztuki cyrkowej i kuglarskiej, przy jednoczesnym odrzuceniu tresury zwierząt. Bieżące, stale aktualizowane informacje o Pozytywce i jej programie znajdziecie na www.pozytywkafestiwal.pl oraz Facebooku i Instagramie. Do zobaczenia w sierpniu! inf. Jacek Puzinowski

Akademicka Przestrzeń Kulturalna – Wyższa Szkoła Gospodarki w Bydgoszczy ul. Karpacka 52, poniedziałek–piątek 8.00–16.00, sobota i niedziela nieczynne

Nowa półka bookcrossingowa na mapie Bydgoszczy

Od 18 czerwca – jest to data Ogólnopolskiego Święta Wolnych Książek – zapraszamy do centrum Aktywizacji Społecznej WSG przy ul. Karpackiej 52 w Bydgoszczy. Z tej okazji utworzyliśmy dla Was nową półkę, na której będzie można „uwolnić” swoje książki. Mamy nadzieję, że z radością przyłączycie się do ich wymiany. Raz przeczytana pozycja zazwyczaj leży na półce i stanowi jedynie ozdobę, dlatego warto oddać ją w dobre ręce i pozwolić jej podróżować. inf. Anna Kordylas

lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 57


w yd a r z e ni a Muzeum Okręgowe im. Leona Wyczółkowskiego Obowiązują następujące ograniczenia w liczbie osób (z wyłączeniem pracowników Muzeum zapewniających obsługę zwiedzających) mogących przebywać jednocześnie z zachowaniem odstępu w strefie kas i strefie zwiedzania w poszczególnych obiektach. Dzieci i osoby niepełnosprawne wymagające opieki mogą wejść do obiektu tylko w towarzystwie opiekuna. Wówczas opiekun z osobą będącą pod jego opieką traktowani będą jako 1 osoba.

Europejskie Centrum Pieniądza wystawa „Mennica bydgoska” – zamknięte do dowołania strefa kasy – 1 osoba wystawa „Skarb bydgoski” – 4 osoby (tj. 2 osoby dorosłe i 2 dzieci) Galeria Sztuki Nowoczesnej Centrum informacji – 2 osoby Jednocześnie do 6 osób na każdej z sal wystawienniczych (tj. 3 os. dorosłe i 3 dzieci) Spichrze nad Brdą strefa kasy – 3 osoby Jednocześnie do 6 osób na każdej z sal wystawienniczych (tj. 3 os. dorosłe i 3 dzieci) Zbiory Archeologiczne wystawa „Bydgoszcz nie tylko pieniądzem stała” – 2 osoby strefa kasy – 1 osoba parter i I. piętro (wystawa stała) – zamknięte do odwołania Exploseum w strefie kasy – do 5 osób jednocześnie budynki wystawy stałej – do 15 osób jednocześnie w jednym budynku sala wystaw czasowych – zamknięta do odwołania W związku z podjęciem kroków mających na celu zatrzymanie szerzenia się koronawirusa SARS-COV-2 organizator zastrzega, że podane terminy przedsięwzięć, udostępnione budynki, godziny otwarcia oraz limity liczby osób przebywających jednocześnie w poszczególnych obiektach mogą ulec zmianie.

Co można robić w Muzeum

Podczas wakacji, nawet tych w domu nie trzeba się nudzić. Zapraszamy do Muzeum w podróż pełną fantazji, opowieści i przygód! Zapraszamy w każdy wtorek (dzieci i młodzież w wieku 8-13 lat) oraz czwartek (rodziny z dziećmi w wieku 3-7 lat) w godz. 11.00-13.00. Projekt został dofinansowany z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Koszt uczestnictwa: 3 zł od osoby. Miejsce: Centrum Edukacji Muzealnej, ul. Mennica 6 na Wyspie Młyńskiej. ZAPISY: pn-pt godz. 8.00-16.00, tel. 52 58 59 914, 911, 925 lub pod adresem e-mail edukacja@muzeum.bydgoszcz.pl Tematy i terminy warsztatów: – Spotkanie z legendą: „O Wilczaku” – tworzenie obrazów 58 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

z wykorzystaniem metody przenoszenia wydruków na drewno. Dla rodzin z dziećmi: 2.07, 30.07, 27.08 Dla dzieci i młodzieży: 7.07, 4.08 – Spotkanie z legendą: „Opowieść o kamieniu” – tworzenie ozdobnych modeli budynków z wykorzystaniem detali architektonicznych Dla rodzin z dziećmi: 9.07, 6.08 Dla dzieci i młodzieży: 14.07, 11.08 – Spotkanie z historią: „Leon Barciszewski” – tworzenie prac z gliny samoutwardzalnej Dla rodzin z dziećmi: 16.07,13.08 Dla dzieci i młodzieży: 21.07,18.08 – Spotkanie z historią: Marian Rejewski – tworzenie obrazów techniką cyjanotypii i warsztaty biżuteryjne Dla rodzin z dziećmi: 23.07, 20.08 Dla dzieci i młodzieży: 28.07, 25.08

Zakończenie wakacji: Termin: 30.08, godz. 10.00 -16.00 W programie: – ogłoszenie wyników konkursu na „najbardziej poruszające dzieła na Galerii Sztuki Nowoczesnej” – warsztaty tworzenia wspólnego wielkoformatowego dzieła opowiadającego o wakacyjnych przygodach; zajęcia poprowadzą artyści: Krzysztof Olszewski oraz Anita Kwiatkowska – warsztaty sitodruku na których będzie można ozdobić własną torbę. – warsztaty tworzenia papierów marmurkowych podczas których poznamy w jaki sposób kiedyś zdobiono okładki książek

Konkurs „Wymarzone Muzeum. Wszystko gra!”

Zapraszamy na II edycję konkursu plastycznego dla uczniów klas I-VI szkół podstawowych i integracyjnych oraz specjalnych z województwa kujawsko-pomorskiego. Tematyka nadesłanych prac winna być związana z tegorocznym tytułem konkursu i dotyczyć: muzyki, dźwięku, rytmu lub eksponatów muzycznych. Mogą to być realne, bądź nierealistyczne wyobrażenia, projekty, instrumenty z których można wydobywać dźwięki, kompozycje przedmiotów, a nawet makiety muzeów. Inspiracją do wykonania prac może być dźwięk, rytm lub inna forma muzyczna. Prace mogą być wykonane w różnorodnych technikach (rysunek malarstwo, pastel, technika mieszana), materiałach i formach (makieta instrument, instalacja). Dodatkowo pracę plastyczną uczeń może uzupełnić skomponowanym przez siebie krótkim utworem muzycznym (do 1 min.) przekazanym do muzeum na CD w formacie MP3. Regulamin oraz przykłady zbiorów muzycznych Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy prezentujemy na www.muzeum.bydgoszcz.pl.


w yd a r z e ni a

Buty ze staropolskiej Bydgoszczy, fot. Łukasz Maklakiewicz

O biekt miesi ąca :

Buty w dawnej Bydgoszczy

Ochrona stopy – buty, to jeden z najwcześniejszych wynalazków jakie towarzyszą człowiekowi przez dzieje. Oczywiście zmieniały się materiały, z których wykonywano obuwie. Zmieniały się formy, a raczej typy butów, co przez całe tysiąclecia dyktowane było raczej funkcjami praktycznymi, a dopiero od średniowiecza także modą. Wiemy, że w różnych miejscach i czasach noszono sandały, buty z krótkimi i długimi cholewami, a także bardziej ozdobne niż praktyczne pantofle. Do ich wykonania używano dostępnych materiałów, takich jak: skóra, drewno, trawa, papirus, liście palmowe. W wielu przypadkach kształt, sposób wykonania i wykończenia obuwia wskazywały na status społeczny ich właściciela. Do sandałów także skarpety musiały być wykonane w odpowiednim fasonie. Pod koniec XIV wieku zrodziła się moda na buty z długimi noskami. Szlachetnie urodzeni mieli prawo do butów z noskami powyżej 50 cm. Najstarsze odkryte w Bydgoszczy buty składały się z dwóch zasadniczych części. Do części spodniej – podeszwy, przyszywano część wierzchnią – przyszwę, którą wykonywano z jednego lub dwóch kawałków skóry. Nielicznie wystąpiły wyroby skórzane ze zdobieniem. Młodsze obuwie (od XVI wieku) cechuje obecność wielowarstwowych obcasów, do których czasami przymocowywano podkówki. Buciki dziecięce i buty osób dorosłych prezentujemy na wystawie „Bydgoszcz nie tylko pieniądzem stała”. Fragmenty butów oraz ścinki skór z warsztatów szewskich w naszym mieście odkrywane są dość często, chociaż wyroby szewskie nie

należały do tanich. Pozyskane podczas badań archeologicznych, po kilku wiekach od ostatniego użycia, były najczęściej w stanie zaawansowanej destrukcji. Przez trudny i żmudny proces konserwacji i rekonstrukcji dano im „drugie życie”. Prace te przeprowadzono w Instytucie Archeologii UMK. Buty wykonywali szewcy zrzeszeni w organizacji cechowej, która kierowała się swoimi normami. I tak w Bydgoszczy, zgodnie z przyjętymi statutami, mistrz szewski mógł zatrudniać dwóch czeladników i jednego ucznia. Raz na rok dwóch wyznaczonych braci cechowych kontrolowało jakość wyrobów u każdego szewca. Jeżeli towar nie spełniał wysokich norm jakości, to był konfiskowany. Następnie, po jego wyprzedaży, pieniądze dzielono na trzy części. Jedną przeznaczano na utrzymanie szpitala, drugą częścią zasilano kasę cechową, a trzecią przekazywano właścicielowi skonfiskowanego towaru. Statuty bractw przewidywały też kary za różne uchybienia. Pieniądze bractwa cechowego wydawano na potrzeby cechu, cele publiczne, a gdy zachorował uczeń lub czeladnik to ze skrzynki brackiej finansowano ich leczenie. Gdy uczeń zostawał czeladnikiem musiał wyprawić dla towarzyszy ucztę w gospodzie. Zachęcamy, aby trasy wędrówek, szczególnie w okresie wakacyjnym, zawiodły Państwa do muzeum, gdzie można zobaczyć w jakich butach chodzili niegdyś bydgoszczanie. Obiekt można oglądać na wystawie „Bydgoszcz nie tylko pieniądzem stała” przy ul. Mennica 2. Tekst: Józef Łoś

lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 59


w yd a r z e ni a

Fragment ekspozycji „Bydgoszcz nie tylko pieniądzem stała”, wł. MOB, fot. Łukasz Maklakiewicz

Wystawy czasowe:

20 czerwca – 31 grudnia 2020, Zbiory Archeologiczne, ul. Mennica 2, piwnica

Wystawa „Bydgoszcz nie tylko pieniądzem stała”

Poprzez tę wystawę chcemy przypomnieć mieszkańcom Bydgoszczy, a także uświadomić turystom, że rozwój gospodarczy miasta, w różnych okresach, opierał się w dużej mierze na wykorzystaniu jego zasobów wodnych. Mimo że w Bydgoszczy funkcjonowała mennica, będąca przez długie lata XVII wieku jedynym miejscem, gdzie bito pieniądz w dawnej Polsce, to Bydgoszcz nie tylko pieniądzem stała. Do jej znaczenia przyczyniła się praca wielu pokoleń bydgoszczan różnych stanów i profesji. Ekspozycja udostępniona w okresie Europejskich Dni Archeologii nabiera wyjątkowego znaczenia w roku, kiedy świętujemy 100-lecie odzyskania niepodległości. Jolanta Szałkowska-Łoś

1 czerwca – 31 sierpnia 2020 – wystawa wirtualna

Wystawa „140 lat zbiorów Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy”

Opracowanie merytoryczne i techniczne: Karol Kantorski Reprodukcje fotografii: Wojciech Woźniak Współpraca: Anna Laska, Tomasz Koss W 2020 r. przypada 140. rocznica powstania Bydgoskiego Towarzystwa Historycznego, które rozpoczęło działalność zbiorotwórczą na terenie miasta nad Brdą. Jest to pretekst do przybliżenia historii naszej instytucji kultu60 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

ry, która kontynuuje zapoczątkowaną pod koniec XIX w. pracę pierwszych badaczy i regionalistów. Wystawa prezentuje najciekawsze kolekcje muzeum tworzone od okresu pruskiego, poprzez międzywojnie, okres okupacji niemieckiej, Polskę Ludową, aż po dzień dzisiejszy. Ekspozycja ma charakter podróży po muzeum, podczas której prezentujemy naszą różnorodną ofertę. W dobie kryzysu światowego wprowadzono nową formę prezentacji wystawy w postaci pokazu wirtualnego w Internecie, dostępnego dla wszystkich. Co tydzień w mediach społecznościowych oglądnąć można film dotyczących konkretnych kolekcji Muzeum Okręgowego im. L. Wyczółkowskiego w Bydgoszczy. Zapraszamy namuzeum.bydgoszcz. pl oraz profile muzeum w mediach społecznościowych. 21 lutego – 31 grudnia 2020, Galeria Sztuki Nowoczesnej, ul. Mennica 8

Wystawa „Mistrzowie”

Udostępnione wystawy stałe: Europejskie Centrum Pieniądza, ul. Mennica 4 Skarb bydgoski Galeria Sztuki Nowoczesnej, ul. Mennica 8 Galeria Sztuki Nowoczesnej Spichrze nad Brdą, ul. Grodzka 7–11 Od Starego Rynku do placu Wolności. Spacer ulicami międzywojennej Bydgoszczy Exploseum, ul. Alfreda Nobla EXPLOSEUM – Centrum techniki wojennej DAG Fabrik Bromberg inf. Katarzyna Joniec


w yd a r z e ni a Teatr Kameralny w Bydgoszczy Lato w Teatrze Kameralnym. Półkolonie artystyczne dla dzieci

W sierpniu tego roku w Teatrze Kameralnym w Bydgoszczy zostaną przeprowadzone półkolonie artystyczne „Las w nas” w ramach programu „Lato w teatrze”. W czasie warsztatów podejmowana będzie tematyka relacji między światem ludzi i zwierząt. Zajęcia stworzą okazję do obserwacji przyrody oraz poznania fauny i flory najbliższego otoczenia. Ich uczestnicy zastanowią się nad rolą natury w życiu człowieka i zadadzą sobie pytanie, jakie korzyści płyną z kontaktu z nią. Poznają także różne formy teatralnego wyrazu. Projekt „Las w nas” jest skierowany do szerokiego grona odbiorców – w tym dzieci ze środowisk zagrożonych marginalizacją – i ma edukować poprzez zabawę. Z jednej strony wprowadza najmłodszych w świat teatru, a z drugiej uwrażliwia na naturę oraz przypomina o konieczności szanowania przyrody. Zwieńczeniem dwutygodniowej pracy będzie przygotowany przez dzieci spektakl, który

zostanie wyemitowany w publicznej przestrzeni internetowej. „Lato w teatrze” to program grantowy Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego finansowany ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa. W tym roku do programu zgłoszono ponad 180 wniosków. Projekt Teatru Kameralnego „Las w nas” znalazł się wśród wyróżnionej czterdziestki, otrzymując maksymalną kwotę dofinansowania. inf. Anna Mochalska

Młodzieżowy Dom Kultury nr 1 W okresie letnim Młodzieżowy Dom Kultury nr 1 zaprasza wszystkie dzieci na atrakcyjne zajęcia: 6 lipca – 8 sierpnia 2020 Zajęcia opiekuńczo-wychowawcze dla dzieci w wieku od 7 do 13 lat od poniedziałku do piątku w godz. 10.00–14.00. Uczestnikom proponujemy ciekawe atrakcje: gry i zabawy sportowe, zajęcia plastyczne, szachy i warcaby, zajęcia językowe, teatralne, taneczne, informatyczne, gry planszowe i wiele innych.

10–21 sierpnia 2020

Bydgoskie półkolonie 2020

Od nowego roku szkolnego zapraszamy na zajęcia do Młodzieżowego Domu Kultury nr 1. Dzieci w każdym wieku znajdą dla siebie ciekawą propozycję, miło spędzą wolny czas i rozwiną swoje talenty. inf. Grażyna Tomasik, Katarzyna Klarkowska

lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 61


w yd a r z e ni a

62 | BIK  | lipiec/sierpień 2020


w yd a r z e ni a Międzynarodowe Spotkania Nieprzypadkowe Oko Nigdy Nie Śpi UCZTA 9–12 lipca 2020

VII edycja festiwalu Oko Nigdy Nie śpi UCZTA

W tym roku Międzynarodowe Spotkania Nieprzypadkowe Festiwalu Oko Nigdy Nie Śpi zapraszają Państwa niejako do stołu… Można odnieść takie wrażenie, skoro tematem przewodnim Spotkań będzie UCZTA. Cytując profesora Zbigniewa Mikołejkę: „Uczta jest przecież, w swej najgłębszej istocie, żywiołem zbiorowego istnienia, radykalnym zaprzeczeniem samotności człowieka. I w tym właśnie wyraża się jej siła i sens”. Ową siłę i sens w trakcie festiwalu będą tworzyli artyści, profesorowie, krytycy, a kosztować smaków podczas czterodniowej uczty kulturalnej będą widzowie, uczestnicy, odbiorcy. Ucztować na Festiwalu będą: Anda Rottenberg, Robert Kuśmirowski, Zbigniew Mikołejko, Anna Królikiewicz, Elżbieta Jabłońska, Dorota Koczanowicz, Yann Youette, Chór Społeczny Czarnego Karła, Izabela Chudzyńska, Izabela Plucińska, Wiola Sowa, Kuba Elwertowski, Grzegorz Pleszyński, Johannes Deimling, Combi Cats, Kamil Milewski, Arkadiusz Wojtasiewicz, Łukasz Owczarzak, Agnieszka Taborska i Kasper T. Toeplitz. Oko Nigdy Nie Śpi zawita do Galerii Miejskiej bwa w Bydgoszczy oraz do Miejskiego Centrum Kultury w Bydgoszczy, a większość działań festiwalowych planowanych jest w Zespole Pałacowo-Parkowym w Ostromecku. Organizatorzy i uczestnicy serdecznie zapraszają do udziału w wydarzeniu, również online.

Festiwal Oko

Wstępny program:

Czwartek 9 lipca 2020

– 17.00 – Spotkanie autorskie z Andą Rottenberg – „Sztuka w Polsce 1945–2005” / MCK, prowadzenie: Michał Tabaczyński – 19.00 – wystawa fotografii dokumentalnych Kamila Milewskiego i Arkadiusza Wojtasiewicza / MCK – 20.00 – 22.30 – Blok filmowy zakończony spotkaniem z autorami: Izabelą Plucińską, Yannem Jouette, Wiolą Sową / MCK, prowadzenie: Grzegorz Brzozowski IZABELA PLUCIŃSKA: „Afternoon” 3 min, „Jam Seession” 10 min, „Sex dla opornych” 12 min, „Portret Suzanne” 15 min, „Abend” 3 min YANN JOUETTE: „Space Feet Attack” 2 min, „The Factory” 5 min, „Sirenashow” 15 min, „Bernis‘s Doll” 11 min WIOLA SOWA: „Refreny” 13 min, „Endblum” 11 min, „XOXO” 14 min Spotkanie z Izabelą Plucińską, Yannem Youette, Wiolą Sową

Sobota 11 lipca, Pałac Ostromecko / Muzeum Fortepianów / park

– 10.00–14.30 – „UCZTA i błyskawiczne warsztaty animowane w technice pikselacji i wycinanki”: Izabela Plucińska, Yann Youette, Justyna Celeda – 15.00 – wykład Izabeli Chudzyńskiej – „Między korytem a porcelaną” / Pałac Nowy – 16.30 – performance Johannes Deimling / park – 18.30 – wyjazd z Ostromecka do Chełmna z przystankiem u Elżbiety Jabłońskiej – 19.00 – „W pół drogi” – spotkanie z Elżbietą Jabłońską przy 788. kilometrze Wisły – 21.00 – Uczta gotycka, czyli wieczorne zwiedzanie Chełmna nad Wisłą – 23. 00 – powrót do Ostromecka

– 18.00 – Otwarcie Festiwalu w Galerii Miejskiej bwa w Bydgoszczy – 18.00 – Wystawa Roberta Kuśmirowskiego „FOUR-BIDDEN MUSEUM”. Kuratorka – Anda Rottenberg – 21.00 – Instalacja artystyczna Anny Królikiewicz „Honey or tar” / Pałac Nowy w Ostromecku – 21.30 – Instalacja fotograficzna Łukasza Owczarzaka „Festum” / Pałac Nowy w Ostromecku – 22.00 – Koncert na 2 trąby Grzegorza Pleszyńskiego i wystawa w wirtualnej galerii Piotra Krupczyńskiego / Pałac Nowy w Ostromecku – 23.00 – Instalacja artystyczna Kuby Elwertowskiego „Uczta” / park w Ostromecku

– 14.00 – „Jedzenie w granicach sztuki” – dyskusja panelowa z udziałem Doroty Koczanowicz, Elżbiety Jabłońskiej, Anny Królikiewicz, Izabeli Chudzyńskiej / Pałac Nowy, prowadzenie: Grzegorz Brzozowski – 16.00 – pokaz filmu zrealizowanego podczas warsztatów filmu animowanego „Uczta” / Pałac Nowy – 16.30 – Zbigniew Mikołejko „Uczta jako objawienie” – online-live / Pałac Nowy

Piątek 10 lipca

Miejskie Centrum Kultury w Bydgoszczy

Spotkania i prezentacje z ograniczoną liczbą widzów (do 150 osób) w Ostromecku i Miejskim Centrum Kultury – 10.30 – zwiedzanie pałaców i parku w Ostromecku z przewodnikiem – 14.00 – Combi Cats – online-live / Pałac Nowy, Ostromecko

Niedziela 12 lipca, Pałac Nowy w Ostromecku

– 20.00 – Koncert – Kasper T. Toeplitz / MCK

Wydarzenia tylko online:

– Agnieszka Taborska – „Co i jak jeść”. Z książki: „Świat zwariował. Poradnik surrealistyczny, jak przeżyć” – Społeczny Chór Czarnego Karła lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 63


w yd a r z e ni a Kujawsko-Pomorskie Centrum Kultury w Bydgoszczy (biennale). Na początku lipca jury dokonało oceny nadesłanych prac i ich wyboru na wystawę, przyznało nagrody i wyróżnienia. Ze względu na pandemię oficjalny wernisaż nie miał miejsca, wystawę można oglądać od 25 lipca w Muzeum Okręgowym w Bydgoszczy przy ul. Grodzkiej 7–11 oraz na naszej stronie www.kpck.pl. Wręczenie nagród oraz podsumowanie konkursu odbędzie się podczas uroczystego finisażu 5 września.

Pracownia Integracji Międzypokoleniowej

Magdalena Gosieniecka, Portret na tle pałacu w Zamartem, Grand Prix 2017

Na prace czekamy do 15 sierpnia

VI edycja Ogólnopolskiego Konkursu Fotograficznego: Portret z kujawsko-pomorskim zabytkiem w tle

Zapraszamy do udziału w VI edycji konkursu fotograficznego Portret z kujawsko-pomorskim zabytkiem w tle. Wcześniejsze edycje konkursu przyjęli Państwo entuzjastycznie, nadsyłając wiele pięknych zdjęć. Nie mamy wątpliwości, że w tym roku będzie podobnie. W tym roku, ze względu na panującą epidemię i utrudnioną możliwość wyjazdów, proponujemy Państwu przejrzenie domowych archiwów (z lat 2018–2019) i przesłanie także zrobionych wcześniej zdjęć (szczegóły w regulaminie). Tematem konkursu są zabytki województwa kujawsko-pomorskiego, na tle których należy sfotografować jedną lub grupę osób. Prace należy przesyłać do KPCK do 15 sierpnia. Nagrody czekają. Szczegóły w zakładce „Pracownia Dziedzictwa Kulturowego” na www.kpck.pl oraz na www.edd-kpck.pl i www.edd.nid.pl. Od 25 lipca

Wystawa XIX Ogólnopolskiego Przeglądu Amatorskiej Tkaniny Unikatowej

Celem konkursu jest wspieranie tej unikalnej dziś dziedziny sztuki, umożliwienie twórcom konfrontacji i publicznej prezentacji prac. Przegląd jest organizowany co dwa lata

W lipcu i sierpniu zapraszamy na spotkania z nauką i sztuką online. Codziennie w ramach akcji „Seniorze Zostań w Domu Kulturą| udostępniamy widowiska kulturalne z legalnych źródeł, od poniedziałku do piątku udostępniamy najciekawsze materiały popularnonaukowe. Poniedziałki rozpoczynamy podcastem |Poranna Kawka, czyli E-Biblioteka Seniora|. We wtorki zajmujemy się sztuką użytkową oraz rękodziełem artystycznym w Klubie Pracy Twórczej Pipsztyk. W środy zapraszamy na wykłady Latającego Uniwersytetu Każdego Wieku. W piątki rozmawiamy o kinie w ramach audycji Kinowy Klub Dyskusyjny KAKADU, a w ostatni piątek miesiąca zapraszamy na Medyczny E-Poradnik Seniora. W sierpniu czekają niespodzianki spod znaku Ogólnopolskiego Przeglądu Artystycznego Ruchu Seniorów ARS!

Korczak online: Król Maciuś Pierwszy

Przez całe wakacje Pracownia Literatury KPCK czytać będzie dla młodszych i starszych powieść Król Maciuś Pierwszy Janusza Korczaka. Książka opowiada o małym chłopcu, który został królem. Musiał udowodnić swoją odwagę, nauczyć się pokory, szacunku do życia, być wytrwałym i opanowanym w każdej sytuacji. Posiedzenia, listy, wojna, „ważne sprawy” go nudziły. Chciał się bawić, mieć kolegów i beztroską radość. Jak to jest, kiedy krajem rządzi dziecko? I czy dziecko może być dobrym królem? Zapraszamy do słuchania.

Spotkania literackie online

Spotkania literackie odbywać się będą raz w miesiącu online. O twórczości, inspiracjach, trudnościach, planach rozmawiać będziemy z pisarzami naszego regionu i nie tylko, śledźcie nasz Facebook i w zakładce „Literatury” www.kpck.pl.

Mini Domowy Teatr KPCK

Cykliczne odcinki krótkich przedstawień, emitowane online w każdy czwartek na www.kpck.pl oraz na profilu FB instytucji. Wioleta Górska-Nowik prowadzi zdarzenie, animuje, reżyseruje, często na podstawie własnych scenariuszy i wspólnie z artystą plastykiem Darią Wojnicką konstruuje do spektakli lalki. Za każdym razem są wykonane z innego materiału dostępnego w domowym zaciszu, np. z kubków, warzyw, drewnianej łyżki, papieru, tektury, 64 | BIK  | lipiec/sierpień 2020


w yd a r z e ni a garnków, cieni, kapeluszy, poduch, a nawet z gotowanego jajka. Po każdej prezentacji zdradzamy dzieciakom bardzo prosty sposób własnoręcznego wykonania takich lalek z przedmiotów codziennego użytku. Czwartkowe spotkania mają w dobie pandemii przekazać chociażby namiastkę teatru, a także zachęcić najmłodszych do kreatywnego działania w domach. • 2 lipca: W pierwszej odsłonie lipcowego Mini Domowego Teatrzyku KPCK będziemy mogli obejrzeć Plastusiowy pamiętnik na motywach opowiadań Marii Kownackiej. Któż z nas nie próbował kiedyś lepić plastelinowego, z charakterystycznymi odstającymi wielkimi uszkami ludzika, który mieszka w Tosinym piórniku. Jest on roztropnym zarządcą wszystkich mieszkających w nim przyborów szkolnych, kieruje ich organizacją i rozwiązuje wszelkie konflikty i problemy, do których dochodzi w ich drewnianym domku. Razem z siedmioletnią Tosią, ołówkiem, kredkami, piórem i gumą Myszką przeżywa różne mniej i bardziej przyjemne przygody. Jest to spektakl wielu konwencji. Zobaczcie, jakich. • 9 lipca zobaczymy spektakl pt. Szklana Góra. To bajka o trzech braciach, dwóch leniwych i próżnych oraz najmłodszym pracowitym, dobrym i uczciwym. Nie zdradzając treści przedstawienia, podpowiemy, że bracia musieli stanąć przed ważnym zadaniem, swoją życiową szansą. Wyciągniemy z fabuły jednoznaczne wnioski. Czy lepiej w życiu być pysznym i zarozumiałym, czy sumiennym o szlachetnym sercu? A wy, jak myślicie? Po prezentacji instrukcja robienia lalek, które tym razem będą wykonane z pianek i gąbek. • 16 lipca będzie można obejrzeć online interpretację wiersza Marii Konopnickiej pt. Stefek Burczymucha. Znany każdemu śmiałek za wszelką cenę pragnie przekonać wszystkich do swojej niebywałej wręcz odwagi i gotowości do walki z uporczywym przeciwnikiem. Przytaczając różne wielkie i groźne zwierzęta, zapewnia o swoim męstwie i zimnej krwi. Czy jest ktoś lub coś, kogo boi się Stefcio? Obejrzyjcie. Lalki do naszej sztuki będą skonstruowane z papierowych tacek. • 23 lipca obejrzymy spektakl pt. O Janku wędrowniczku. Poznajcie historię pełną przygód, wielkiej podróży małego chłopca. Nie lada to wyczyn dla naszego bohatera przemierzyć lasy, sady, wody i skały. Dlaczego rodzice nie pozwalają dzieciom samodzielnie wędrować, a Janek mógł? Na to pytanie będziecie mogli odpowiedzieć po obejrzeniu zdarzenia. Po przedstawieniu nauczymy się prostych zasad robienia lalek teatralnych z tekturowych tub. • 30 lipca obejrzymy interpretację bajki Jeana de La Fontaine’a pt. Kogut i lis. Czy lis potrafi się przyjaźnić z kogutem? I na odwrót, czy kogut jest w stanie zaufać lisowi? To opowieść o spotkaniu dwóch tak bardzo różnych od siebie postaci, przebiegłym oszuście lisie i mądrym, starym kogucie. Jak zakończy się ich dialog? Czy pomyślnie dla obu stron? Tym razem nie zdradzimy, z jakich nietypowych materiałów zostaną skonstruowane lalki. Sierpniowe propozycje Mini Domowego Teatrzyku KPCK już wkrótce przedstawimy online.

Hej, maluszku, nadstaw uszka!

Twórcze, przeznaczone dla najmłodszych warsztaty umuzykalniające w formie spotkań online tradycyjnie już publikowane będę na stronie www.kpck.pl, profilu FB oraz na kanale YouTube instytucji w każdy piątek przez całe wakacje. Ponadto w ramach działań muzycznych w wakacje odbędą się w Salonie Hoffman dwa koncerty transmitowane na żywo online. Zapraszamy do śledzenia naszej witryny internetowej www.kpck.pl oraz profilu FB. 12.08.2020, środa

Warsztat: Fotografia – podręczna pamięć własnej podróży

Dlaczego ludzie robią zdjęcia? Czemu/komu służy fotografia? Dlaczego fotografia nie tłumaczy świata? Zapraszamy na warsztat literacko-fotograficzny, w czasie którego zdjęcia jako dokument i narzędzie budowania tożsamości stanowić będą punkt wyjścia do snucia opowieści o własnym życiu. Każdy uczestnik warsztatu przynosi ze sobą minimum 10 zdjęć (analogowych lub cyfrowych) z prywatnych zbiorów. Udział w warsztacie jest nieodpłatny; obowiązują zapisy: emilia.malczyk@kpck.pl. Termin: 12 sierpnia, grupa 1: 16.00–18.00, grupa 2: 18.30–20.30. Z uwagi na dynamiczne zmiany sytuacji z pandemią zastrzegamy sobie prawo do wprowadzania zmian w regulaminie warsztatów, śledźcie nasz Facebook i www.kpck.pl.

Pacynka Lucynka

W każdy wakacyjny piątek Pacynka Lucynka polecać będzie książki dla dzieci. Czasem nad morzem, czasem nad jeziorem, a czasem w domu, gdy pada deszcz… Gdziekolwiek będziecie w te wakacje, czytajcie książki!

„Kwartalnik Artystyczny” nr 2/2020 (106), zapraszamy do lektury

W najnowszym, 106. numerze „Kwartalnika Artystycznego” m.in.: jednoaktówka Gerharta Hauptmanna Czarna maska w przekładzie Antoniego Libery i jego szkic o niej, blok poświęcony Czesławowi Miłoszowi, a w nim: teksty Czesława Miłosza, jego listy do Krystyny i Stefana Chwinów, szkic i wkładka zdjęciowa autorstwa Aleksandra Fiuta; ponadto: wiersze Susany Szwarc w przekładzie Krystyny Rodowskiej, nowe wierlipiec/sierpień 2020  |

BIK | 65


w yd a r z e ni a sze Mirosława Dzienia, Kazimierza Brakonieckiego, Piotra Szewca, w Variach kolejne odcinki Dziennika Stefana Chwina, prozy Krzysztofa Myszkowskiego i Piotra Szewca, szkice Leszka Szarugi i Artura Szlosarka, a w Recenzjach i Notach o książkach omówienia najważniejszych książek kwartału.

I Wojewódzki Konkurs Artystyczny Bawimy się lalkami – na prace czekamy do 25 września

Dzieci, młodzież i dorosłych zapraszamy do wzięcia udziału w I Wojewódzkim Konkursie Artystycznym Bawimy się lalkami. Konkurs polega na wykonaniu lalki teatralnej (kukły) przedstawiającej postać z bajki, baśni lub legendy literatury polskiej lub zagranicznej. Wymagana wielkość kukiełki to minimum 30 cm, licząc bez kijka/listewki. Do udziału w konkursie uczestnicy mogą zgłosić się indywidualnie lub zostać wydelegowani przez placówkę. Konkurs odbywa się w pięciu kategoriach wiekowych.

Powołana komisja dokona oceny konkursowej i wyłoni najciekawsze, najstaranniej wykonane i najbardziej pomysłowe prace. Jury przyzna nagrody rzeczowe w pięciu kategoriach: dzieci w wieku przedszkolnym, 7–9 lat, 10–13 lat, 14–18 lat, dorośli. Wszystkie szczegóły znajdują się w regulaminie konkursu dostępnym w zakładce „Teatr” na www.kpck.pl. inf. Jędrzej Kubiak

Muzeum Fotografii w Bydgoszczy Wystawa czynna do końca lipca / ul. Królowej Jadwigi 14, wt.–pt. 11.00–17.00, sobota 10.00–14.00

Śladami Jerzego Riegla – wystawa fotografii

Wiktor Święcichowski, Wenecja Bydgoska, fotografia

Grupa Miłośników Kadru to nieformalny, 18-osobowy związek twórczy, który może się pochwalić całkiem dobrym stażem – spotykają się regularnie od 10 lat. Połączyła ich wspólna pasja, chęć działania, doskonalenia własnych umiejętności i miejsce zamieszkania – Bydgoszcz. Wielu z nich jest samoukami, kilkoro to absolwenci Bydgoskiej Akademii Fotografii, ich miejscem spotkań jest Muzeum Fotografii. I chociaż w polu zainteresowań każdego z nich znajduje się odmienny rodzaj fotografii i podejmują różne tematy: począwszy od przyrody, portretu, sportu, ślubu na astrofotografii kończąc; spędzają wspólnie wolny czas wzajemnie się inspirując i motywując do twórczych poszukiwań. To nie pierwsza ich wspólna wystawa, tym razem w poszukiwaniu inspiracji postanowili zmierzyć się z twórczością Jerzego Riegla. Zmarły w ubiegłym roku artysta był już za życia ikoną bydgoskiej fotografii, Bydgoszcz zatrzymana przez niego 66 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

w kadrze wielokrotnie stawała się wzorem dla fotografów. Członkowie GMK podążyli jego tropem, próbując odnaleźć i wykonać refotografię miejsc, które na swoich fotografiach zatrzymał Mistrz. Jak wypadła ta konfrontacja? Czy można powtórzyć kadry naświetlane nierzadko pół wieku temu? Na wystawie zobaczymy, jak zmienia się miasto Jerzego Riegla (Stary Rynek, Zaułek, Niecała), ukazane przez pryzmat fotografii, która również uległa znacznym przeobrażeniom. Autorzy i autorki prac: Edyta Jascheck-Wyporkiewicz, Piotr Ziółkowski, Jarosław Drulik, Roman Banas, Bogusław Dudziak, Piotr Wieczorek, Piotr Karcz, Jacek Wróbel, Grzegorz Adamiak, Hanna Gąsiewska, Piotr Gutkowski, Małgorzata Chmielewska, Małgorzata Mazurek, Wojciech Maliński, Wiktor Święcichowski, Adam Rzepliński, Darek Matusiak, Karolina Kujawa.

Muzeum Fotografii – Wyższa Szkoła Gospodarki w Bydgoszczy

Nie tak dawno obchodziliśmy 15-lecie Muzeum Fotografii, był to czas podsumowań w galerii, prezentowaliśmy wystawę Stan skupienia, ukazującą dorobek fotografów związanych z Bydgoską Akademią Fotografii. Pandemia pokrzyżowała nam trochę plany kolejnego podsumowania, tym razem związanego z relokacją muzeum, już jesienią przywitamy was w nowej siedzibie Muzeum Fotografii przy ulicy Karpackiej. Zanim to jednak nastąpi, zapraszamy do zwiedzania stałej ekspozycji przy ulicy Królowej Jadwigi. W sezonie wakacyjnym będzie można również skorzystać z konsultacji, które przygotowujemy z myślą o przyszłych słuchaczach Bydgoskiej Akademii Fotografii, kolejna edycja BAF wystartuje w październiku w nowej siedzibie, szykujemy też inne atrakcje, a po szczegóły zapraszamy na stronę www.muzeumfoto.byd.pl, gdzie w dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości znajdziecie zawsze najświeższe i aktualne informacje inf. Anna Kordylas


w yd a r z e ni a Galeria Autorska Jan Kaja i Jacek Soliński 31.07.2019, godz. 18.00, ul. Chocimska 5, tel. 608 596 314

Otwarcie wystawy Mieczysława Franaszka (1944–2019) pt. „Siedmiomilowe buty”

(w pierwszą rocznicę śmierci) – z udziałem Wojciecha Banacha, Małgorzaty Grajewskiej, Krzysztofa Grzechowiaka, Grzegorza J. Grzmot-Bilskiego, Jarosława Jakubowskiego, Jana Kaji, Macieja Krzyżana, Bartłomieja Siwca, Marka Kazimierza Siwca, Jacka Solińskiego, Hanny Strychalskiej, Wiesława Trzeciakowskiego, Jana Wacha, Romy Warmus. Czytanie tekstów – Roma Warmus

Mieczysław Franaszek, ur. 18 VI 1944 r. w Krakowie, zm. 31 VII 2019 r. w Bydgoszczy. Aktor, teatralny i filmowy, podróżnik i fotograf. Zajmował się fotografią reportażową, dokumentując swoje podróże: Europa, Afryka (Egipt, Maroko, Tunezja), Azja (Chiny, Indie, Iran, Izrael, Jemen, Jordania, Liban, Nepal, Syria, Turcja, Uzbekistan) i Ameryka Południowa (Boliwia, Peru). Prezentował swoje fotografie na wystawach indywidualnych w Bydgoszczy, Warszawie, Toruniu, Sopocie i Krakowie. 27.08.2020, godz. 18.00, ul. Chocimska 5

„Przy stole” – spotkanie poetyckie

Prezentacja tekstów: Wojciecha Banacha, Grzegorza J. Grzmot-Bilskiego, Małgorzaty Grajewskiej, Krzysztofa Grzechowiaka, Jarosława Jakubowskiego, Grzegorza Kalinowskiego, ks. Franciszka Kameckiego, Krzysztofa Kuczkowskiego, Macieja Krzyżana, Henryka Majcherka, Piotra Wiesława Rudzkiego, Bartłomieja Siwca, Marka Kazimierza Siwca, ks. Jana Sochonia, Mariusza Stoppela i Jana Wacha

Robert Kaja, obiekt: TAM, wymiary: wys. 1,2 m, szer. 0,8 m, dł. 1,5 m. Materiał: drewno akacjowe i chleb (wypiekany zawsze na wystawę)

27.08.2020, godz. 18.00

Otwarcie wystawy Roberta Kaji pt. „TAM”

Robert Kaja (ur. 1965), rzeźbiarz, absolwent pracowni prof. F. Duszeńki na Wydziale Rzeźby PWSSP w Gdańsku (1993). Profesor na Wydziale Rzeźby i Intermediów ASP w Gdańsku, aktualnie pełni funkcję dziekana. Prowadzi pracownię Projektowania i Organizacji Przestrzeni, pracownia realizuje program zajęć opartych na zagadnieniach styku rzeźby z otoczeniem – przestrzenią publiczną. Autor kilkunastu wystaw indywidualnych. inf. Jacek Soliński

Centrum Organizacji Pozarządowych 17.07.2020, godz. 17.00, ul. Gdańska 5 – wernisaż; wystawa czynna do 24 lipca

Elżbieta Ratajczak, KODRYSY – paranormalne rysunki i obrazy duszy

Elżbieta Ratajczak urodziła się i mieszka w Barcinie. Od 2007 r. rysuje KODRYSY, a od niedawna maluje. Jak sama nazwa wskazuje, są zaszyfrowaną informacją. To automatyczne pismo rysunkowe przekazujące wiedzę o nas,

a czasami i o naszej przestrzeni. Ujawniają intymne zakamarki naszej duszy, głęboko skrywane nawet przed nami samymi. Każdy KODRYS należy do innej osoby. Znajdziemy w nich niezwykle trafne spostrzeżenia, ostrzeżenia, sugestie, a czasami podpowiedzi sugerujące rozwiązanie. Narysowany KODRYS służy również do medytacji własnego wnętrza, wniknięcia w swą naturę w celu głębszego poznania i zrozumienia siebie. KODRYSY rysowane dla innych ludzi, powodują ich zainteresowanie się samym sobą, a to jest zawsze twórcze i dobre dla człowieka poszukujacego prawdy o sobie. Elżbieta Ratajczak w 2014 r. otrzymała CENTURY 2013 w Plebiscycie CKU w Żninie dla najlepszego artysty roku 2013 z rąk posła do Parlamentu Europejskiego Janusza Zemkego. W 2015 r. KODRYSY były publikowane w miesięczniku „Czwarty Wymiar”. Wystawiała swoje prace w Galerii Korytarzyk Natalii i Macieja Jelińskich, w Mogileńskim Domu Kultury, w Muzeum Ziemi Pałuckiej w Żninie, w Muzeum Ziemi Szubińskiej, w Inowrocławiu, w Lubostroniu, w Muzeum Oświaty w Bydgoszczy, w ART Galery w Bydgoszczy i in. lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 67


w yd a r z e ni a Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu 1 lipca – 31 sierpnia 2020

Wykłady online z cyklu Sztuka fotografii

Od kwietnia na stronie internetowej Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury w Toruniu publikowane są kolejne wykłady Stanisława Jasińskiego z cyklu Sztuka fotografii. Pierwszy odcinek nawiązuje w pewnym sensie do aktualnej sytuacji, kolejne zaś są zaproszeniem do podróży w przeszłość. 1–29 lipca 2020

Warsztaty w ramach projektu Kadra kultury online

Wymuszona przez pandemię zmiana sposobu pracy na tryb zdalny udowodniła, że wiele przedsięwzięć kulturalnych można organizować, a po części również realizować, za pośrednictwem Internetu. Wielość narzędzi i metod zarządzania pracą zdalną może jednak przyprawiać o zawrót głowy. Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom organizatorów życia kulturalnego, WOAK proponuje cykl warsztatów w ramach projektu Kadra kultury online. 1–31 lipca 2020

Cykl zajęć warsztatowych dla dzieci i młodzieży

Kilkugodzinne warsztaty artystyczne z różnych dziedzin to wakacyjna oferta dla dzieci, które lipiec spędzają w Toruniu. Instruktorzy Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury w Toruniu przygotowali zestaw zróżnicowanych tematycznie propozycji dla dzieci i młodzieży. Udział w zajęciach jest bezpłatny. Szczegółowy harmonogram i zasady rekrutacji na wakacyjne spotkania artystyczne dostępny jest na stronie internetowej WOAK. 1 lipca – 31 sierpnia 2020

Ciekawość – wirtualna pokonkursowa wystawa fotografii

Od początku lipca można oglądać najciekawsze zdjęcia nadesłane na tegoroczne Konfrontacje Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu KATAR Fotografia. Podobnie jak wiele innych przedsięwzięć kulturalnych, również pokonkursowa wystawa fotograficzna Ciekawość prezentowana jest w tej chwili wyłącznie w przestrzeni wirtualnej – na stronie internetowej Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury w Toruniu. 10–11 lipca 2020

Warsztaty fotografii cyfrowej

Po kilkumiesięcznej przerwie WOAK wraca do pracy warsztatowej, która opiera się na bezpośrednim spotkaniu i wspólnej pracy twórczej pod kierunkiem instruktorów. Już w lipcu Stanisław Jasiński poprowadzi Warsztaty fotografii cyfrowej adresowane do osób zainteresowanych fotografią artystyczną. Cena: 100 zł, zgłoszenia na warsztaty przyjmowane są do 3 lipca. Liczba miejsc ograniczona – o przyjęciu decyduje kolejność zgłoszeń. 68 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

Wakacyjne warsztaty fotografii cyfrowej dla młodzieży prowadzone na toruńskiej starówce w 2019 r. Fot. Stanisław Jasiński

22–24 lipca 2020

Wakacyjne warsztaty fotografii cyfrowej dla młodzieży

O fotografii mówi się często, że jest to najbardziej powszechne medium ze wszystkich sztuk wizualnych. Fotografią artystyczną zajmować się może każdy, bo dziś każdy chyba ma przy sobie cyfrowy aparat fotograficzny. W dniach 22–24 lipca w Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury w Toruniu odbędą się Wakacyjne warsztaty fotografii cyfrowej dla młodzieży, które poprowadzi Stanisław Jasiński. Cena: 50 zł, zgłoszenia na warsztaty przyjmowane są do 10 lipca. Liczba miejsc ograniczona – o przyjęciu decyduje kolejność zgłoszeń. od 17 lipca 2020

Prezentacja filmów nagrodzonych w konkursie KATAR Film

Po raz dziesiąty w ramach Konfrontacji Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu organizowany jest konkurs filmowy. Tegoroczna edycja festiwalu jest wyjątkowa nie tylko ze względu na jubileusz, lecz również z powodu epidemii, która zmusiła organizatora do doraźnej rewizji regulaminu konkursu. W miejsce zaplanowanego na maj finałowego spotkania w kinowej sali cały konkurs przeniesiony został do internetu.

Kolejne warsztaty i szkolenia:

– 26–27 września – warsztaty Budowanie zespołu i praca z grupą (nie tylko teatralną), zajęcia prowadzi Agnieszka Zakrzewska, cena: 70 zł, termin zgłoszeń: 18 września – 16–29 października – warsztaty Pedagogika zabawy w pracy z dziećmi i młodzieżą, zajęcia prowadzi Alicja Usowicz, cena: 100 zł, termin zgłoszeń: 9 października – 24 października – warsztaty Magia głosu – twój dźwiękowy wizerunek, zajęcia prowadzi Erwin Regosz, cena: 80 zł, termin zgłoszeń: 16 października – 24–25 października – warsztaty Etiuda teatralna – od pomysłu do realizacji, zajęcia prowadzi Agnieszka Zakrzewska, cena: 70 zł, termin zgłoszeń: 16 października www.woak.torun.pl inf. Kamil Hoffmann


w yd a r z e ni a Miejskie Centrum Kultury w Bydgoszczy 1, 8, 15, 22, 29 lipca 2020 (środy), godz. 20.00, parking MCK, otwarcie drzwi o godz. 19.30, wstęp wolny, liczba miejsc ograniczona

LETNIA SCENA IMPRO

– cykl komediowych spektakli improwizowanych pod gołym niebem Letnia Scena Impro to cykl komediowych spektakli improwizowanych, podczas których teatry z całego kraju

spontanicznie tworzyć będą historie na waszych oczach! Żaden ze spektakli nie odbył się wcześniej i żaden nigdy już się nie powtórzy. Na to wyjątkowe wydarzenie zapraszamy na parking Miejskiego Centrum Kultury w Bydgoszczy przekształcony w kameralną przestrzeń artystyczną, gdzie dbając o wasze bezpieczeństwo, zapewnimy cały wachlarz niezapomnianych, pełnych radości wrażeń.

Galeria Wspólna 24.07.2020, piątek, godz. 19.00 – finisaż wystawy, ul. Batorego 1/3

Krystyna Grzybek urodziła się w Bydgoszczy, studia rozpoczęła w Wyższej Szkole Sztuki Stosowanej – licencjat w 2007 r., aneks z malarstwa u prof. Wojciecha Sadleya. Ukończyła Wyższą Szkołę Umiejętności Społecznych w Poznaniu, na Wydziale Artystycznym, specjalność: architektura wnętrz. Dyplom z wyróżnieniem w 2010 r., aneks z rysunku i malarstwa u prof. Bogdana Wegnera. Zajmuje się projektowaniem, działaniami w przestrzeni malarskiej, kolażem oraz tkaniną artystyczną. W miniaturze tkackiej i kolażach ważne jest dla artystki poszu-

kiwanie w sferze artystycznej także nowych form wyrazu, nowych rozwiązań technicznych i materiałowych. Przedstawione na wystawie tego typu realizacje i zestawienie ich z abstrakcjami na tkaninie w dużych formatach powoduje, że prezentowane jedwabie stają się jeszcze mocniejszym akcentem kolorystycznym ekspozycji. Tworząc swoje prace, artystka czerpie inspiracje z szeroko rozumianego życia, a jest to przemijający czas i jego ślady, są to ludzie, natura i emocje z nimi związane. Brała udział w wielu wystawach zbiorowych i indywidualnych w kraju i za granicą, prace jej znajdują się w muzeach i kolekcjach prywatnych. Jest członkiem ZPAP.

Z cyklu Diagramy, 2011, 38×50 cm

Z cyklu Przenikanie materii, 2009, 60×46 cm

Krystyna Grzybek, Dwa światy – tkanina artystyczna

lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 69


w yd a r z e ni a Zespół Pałacowo-Parkowy w Ostromecku Lato 2020 w Ostromecku. Muzyka świata i otwarta przestrzeń dla kultury 5, 12, 19 lipca oraz 2, 9, 16, 23, 30 sierpnia 2020 (niedziele), godz. 14.00–17.00. Dokładny harmonogram koncertów dostępny będzie na stroniepalacwostromecku.pl

Muzyczny salon

Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej pod kierunkiem Zbigniewa Śliwińskiego i Jerzego Sulikowskiego (dyplom z wyróżnieniem, 1981) oraz podyplomowo u Conrada Hansena w Hamburgu. Korzystała z konsultacji artystycznych Jadwigi Sukiennickiej, Rudolfa Kerera, Tatiany Nikołajewej i Marthy Argerich. Pianistka koncertowała niemal we wszystkich krajach Europy, a także w obu Amerykach, w Chinach, Indonezji, Wietnamie, Republice Południowej Afryki, Singapurze, Korei, Japonii i Australii. Jako solistka występowała m.in. z London Symphony Orchestra, English Chamber Orchestra, Orchestra del Maggio Musicale Fiorentino, Bayerischer Rundfunkorchester, Tonkünstler Orchester Niederösterreich, New Japan Philharmonic, Polską Orkiestrą Kameralną, SinfoniąVarsovią, Orkiestrą Filharmonii Narodowej oraz Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia w Katowicach. 11 lipca oraz 1 i 22 sierpnia 2020 (soboty), godz. 12.00–14.00

Wakacje z bębnami W wakacyjne niedziele zagrają artyści z bydgoskiego środowiska muzycznego. Między innymi ceniony pianista i kameralista Tomasz Gumiela, którego ostromecka publiczność zdążyła już poznać i polubić. Artysta ma w swoim dorobku prawykonania utworów współczesnych, za które otrzymał m.in. nagrodę na Festiwalu Laureatów Konkursów w Bydgoszczy oraz nominację do nagrody Fryderyka (za nagranie dla firmy fonograficznej DUX w 2008 roku). Pianiście towarzyszyć będą: skrzypek Filip Lipski, który zdaniem krytyków „wprowadza słuchaczy w świat wysublimowanych dźwięków, niezwykłej wrażliwości i ekspresji muzycznej”, oraz flecista, producent i kompozytor Tomasz Pawlicki. „Tańce świata – od Chopina do Piazzoli” – to tylko jedna z wielu propozycja dla melomanów. W trakcie Muzycznych salonów wystąpią także Marzena Buchwald i Joanna Derenda-Łukasik, które nagrały płytę na fortepianie Zygmunta Noskowskiego jako Pianoduo Artists. Planujemy też recital artystki młodego pokolenia Emilii Biskupskiej. 23.07.2020, godz. 17.00. O odbiorze bezpłatnych wejściówek poinformujemy na FB Pałac Ostromecko i na stronie palacwostromecku.pl 10 dni przed wydarzeniem

Z klasyką przez Polskę

W Pałacu Nowym wystąpi prof. Ewa Pobłocka. Pianistka jest laureatką 10. Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. F. Chopina w Warszawie (1980), uhonorowana również nagrodą Polskiego Radia za najlepsze wykonanie mazurków; zdobyła także laury międzynarodowych konkursów pianistycznych w Vercelli (1977) i Bordeaux (1979). Ewa Pobłocka studiowała w gdańskiej 70 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

Miejskie Centrum Kultury w Bydgoszczy i Zespół Pałacowo-Parkowy w Ostromecku wznawiają bezpłatne warsztaty bębniarskie dla początkujących pn. „Djembe na salonach XIX, XX, XXI”. Autorskie warsztaty djembe Piotra Schutty łączą różne pokolenia miłośników muzyki, skupiają rodziny.

Wakacyjne spotkania z bębnami i rytmem afrykańskim odbędą się trzykrotnie, w lipcu i sierpniu, na otwartej przestrzeni malowniczego parku pałacowego w Ostromecku, z zachowaniem wszystkich rygorów bezpieczeństwa obowiązujących w okresie zagrożenia epidemiologicznego. Warsztaty przeznaczone są dla osób dorosłych, młodzieży oraz dzieci powyżej 10. roku życia. Organizatorzy zapewniają bębny djembe i dundun. Obowiązują zapisy: szucik10@gmail.com. Osoby mające własne instrumenty nie muszą się zapisywać.


w yd a r z e ni a Ostromecko – uczta duchowa i strefa tańca

W malowniczej scenerii Zespołu Pałacowo-Parkowego w Ostromecku odbędą się dwa interesujące festiwale. 9–12 lipca 2020

Międzynarodowe Spotkania Nieprzypadkowe Oko Nigdy Nie Śpi – UCZTA

Program na stronie organizatora – Fundacji Czarny Karzeł: czarnykarzel.pl i na s. 63. 26–30 lipca 2020

Taneczne Folkowisko – X Ogólnopolski Festiwal Tańców w Kręgu

Roztańczony Jubileusz w Ostromecku Od 10 lat Stowarzyszenie miłośników tańców w kręgu, tańców etnicznych oraz terapii tańcem AJDE JANO, dzięki wsparciu Miejskiego Centrum Kultury w Bydgoszczy oraz Urzędu Miasta Bydgoszczy, organizuje Taneczne Folkowisko. Impreza skierowana jest do wszystkich pasjonatów tańca i muzyki etnicznej, aby celebrować taniec i wciąż powiększać taneczną wspólnotę, gdyż festiwal tańców w kręgu to przede wszystkim ludzie, którzy z roku na rok coraz liczniej dołączają do wspólnego tańca bez względu na wiek i doświadczenie taneczne. Festiwal to również

Maria Peradzyńska-Filip

edukacja taneczna, dobra zabawa w przyjaznym gronie tanecznie zakręconych ludzi oraz miłe spędzenie czasu w pięknej pałacowej scenerii. X Ogólnopolski Festiwal Tańców w Kręgu składa się z dwóch części. Pierwsza: niedziela 26 lipca, godz. 11.00 – Taneczne Folkowisko – międzypokoleniowy piknik taneczny; godz. 16.00 prezentacje taneczne (cały dzień, wstęp wolny). Druga: 27–30 lipca – warsztaty taneczne pod okiem najlepszych instruktorów z Polski i zagranicy (część płatna). Program warsztatów będzie charakteryzował się dużą różnorodnością. Poznamy tańce narodowe z Grecji, Rumunii, Bułgarii Rosji oraz Polski i wielu innych krajów. Zatańczymy również tańce z ułożoną do współczesnej muzyki choreografią. Szczegółowy program na stronie: ajde-jano.pl.

Daniel Rybicki

2–7 sierpnia 2020

I Międzynarodowy Intensywny Kurs Fletowy

Stowarzyszenie Artystów Muzyków Filharmonii Pomorskiej i Miejskie Centrum Kultury zapraszają na I Międzynarodowy Intensywny Kurs Fletowy do Ostromecka. Wykładowcami kursu będą: prof. Berten D’Hollander – światowej sławy flecista i pedagog, profesor LUCA School w Belgii, Maria Peradzyńska-Filip – wykładowca Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina i ZPSM nr 4 w Warszawie oraz Daniel Rybicki – pierwszy flecista Filharmonii Pomorskiej oraz nauczyciel w Państwowym Zespole Szkół Muzycznych im. Artura Rubinsteina w Bydgoszczy. Oferta kursu skierowana jest dla uczniów Szkół Muzycznych I i II stopnia, studentów polskich i zagranicznych akademii muzycznych oraz pedagogów, którym zależy na poszerzaniu umiejętności w nauczaniu. Koncerty będą

Berten D’Hollander, fot. Georgi Vachev

ofertą skierowaną nie tylko do uczestników kursów, ale dla szerokiej publiczności – mieszkańców miasta Bydgoszcz i regionu. W ramach wykładów zaplanowano spotkania z psychologiem muzyki dr Anną Antoniną Nogaj, która poruszy tematy nurtujące młodych artystów. Ponadto w ramach kursu uczestnicy będą mogli pracować nad interpretacją utworów z akompaniatorem, pianistką Anną Jurgawką, wykładowcą Akademii Muzycznej i PZSM w Bydgoszczy, która również towarzyszyć będzie flecistom podczas koncertów. Kurs dofinansuje m.in. Fundacja Tomasza Gałka „PERSPEKTYWY”, której głównym celem jest wspieranie młodych artystów. Beata Bobińska, współorganizatorka wydarzenia, podkreśla, że planowane są trzy koncerty: 4.08 – Koncert Pedagogów, 5.08 – Koncert Pedagogów i Uczestników, 6.08 – Koncert Uczestników (ok. godz. 19.00). lipiec/sierpień 2020  |

BIK | 71


w yd a r z e ni a Kino Orzeł Eastern, reż. Piotr Adamski, Polska, 2019, 78 min

Szokująca wizja Polski. W tej alternatywnej, dystopijnej rzeczywistości za bramą zamkniętego osiedla, pod okiem monitoringu, toczy się osobliwa gra. Obserwujemy świat, w którym broń jest legalna, naboje można kupić na stacji benzynowej, a życie ludzi reguluje wprowadzony przez państwo bezwzględny kodeks krwi. Dwie dziewczyny zostają wplątane w porachunki między sąsiadującymi rodzinami. Czy możliwe jest odrzucenie zasad rządzących wszechogarniającą kulturą zemsty, pełną przemocy i terroru?

Zdrajca, reż. Marco Bellocchio, Włochy/Francja/Niemcy/Brazylia, 2019, 155 min

Nagrodzony kilkunastominutową owacją na festiwalu w Cannes, gdzie startował w konkursie; oparty na faktach „Zdrajca” w zaskakujący, świeży sposób podejmuje temat mafii. A to za sprawą charyzmatycznego bohatera, który jest zarazem ścigającym i ściganym; wstrząsającego obrazu korupcji i przemocy trawiących Sycylię, wnikliwego portretu mafijnej ośmiornicy, której macki sięgały daleko poza wyspę. Zrealizowany z epickim rozmachem film Marca Bellocchio już od pierwszej sceny chwyta za gardło, wciągając w mroczny świat zbrodni, ucieczek, kłamstw i sądowych potyczek.

Ojciec, reż. Kristina Grozeva, Petar Valchanov, Bułgaria/Grecja, 2019, 87 min

Po pogrzebie matki Pavel najchętniej wróciłby do swoich codziennych obowiązków i ciężarnej żony. Zwłaszcza że w towarzystwie ojca nie czuje się zbyt komfortowo. Ten ma jednak zupełnie inne plany, związane z przekonaniem, że zmarła kobieta próbuje się z nim skontaktować zza grobu. W rozwiązaniu zagadki pomóc ma wizyta u znanego lokalnego medium. Chcąc nie chcąc, Pavel wplątany zostaje w zaplanowaną przez ojca intrygę, która pozwoli przewartościować ich napięte relacje. Reżyserski duet Kristina Grozeva i Petar Valchanov przenosi na chwilę akcenty z kluczowego w ich poprzednich filmach społecznego kontekstu na dynamiczne relacje, jakie tworzą się między bohaterami. Mówią o kruchości, a może sile rodzinnych więzi, jednostkowym podejściu do żałoby, wreszcie o absurdach, jakie czekają na ojca i syna. Kameralne, intymne, ciepłe kino. 17.07.2020, godz. 19.00

Festiwal PRZEŹROCZA zaprasza – xABO: Ksiądz Boniecki – seans przedpremierowy (wstęp darmowy), reż. Aleksandra Potoczek, Polska, 2020, 73 min

Obrazy bez autora, reż. Florian Henckel von Donnersmarck, Niemcy/Włochy, 2018, 188 min

„#tuiteraz”, reż. Eric Lartigau, Francja, 2019, 100 min

Stéphane, francuski szef kuchni, ma wszelkie powody, by czuć się spełniony. Dumny z dwóch dorosłych synów i za pan brat z wyrozumiałą eksżoną, wiedzie spokojne życie mężczyzny w średnim wieku. Do chwili, gdy zupełnie przypadkiem poznaje na Instagramie tajemniczą i piękną Soo z Korei. Ich instagramowe kontakty nie mają końca. Stéphane opowiada jej o przepięknych widokach z francuskiej części Kraju Basków, a ona o życiu w Seulu, mieście kwitnącej wiśni. Pomimo dystansu i barier kulturowych świetnie się rozumieją. Pewnej nocy Stéphane decyduje się na spontaniczny i szalony wyjazd do Seulu. 72 | BIK  | lipiec/sierpień 2020

fot. Grażyna Makara

Po ośmiu latach artystycznego milczenia czołowy niemiecki reżyser Florian Henckel von Donnersmarck („Życie na podsłuchu”, „Turysta”) powraca zrealizowanym z rozmachem filmem opartym na historii życia malarza Gercharda Richtera. Zainspirowany prawdziwymi wydarzeniami obejmującymi trzy epoki niemieckiej historii, opowiada historię młodego studenta Akademii Sztuk Pięknych Kurta, który zakochuje się z wzajemnością w swojej koleżance Ellie. Na drodze uczuciu staje ojciec dziewczyny, szanowany lekarz, profesor Seeband. Młodzi bohaterowie nie mają świadomości, że ich życie uwikłane zostało w mroczną tajemnicę z przeszłości, którą skrzętnie skrywa Seeband.

„Każdy z nas nosi walizkę, która dotyczy spraw niespełnionych, niedokonanych, źle dokonanych” – mówi bohater filmu „xABo: Ksiądz Boniecki”: filozof, redaktor, zakonnik, pielgrzym, duchowy przewodnik. A przede wszystkim człowiek w drodze, jak portretuje go w swoim kinowym, autorskim dokumencie Aleksandra Potoczek. Tramwajami, samolotami, pociągami, autobusami, samochodami tytułowy xABo (to skrócony autograf, którego używa on w korespondencji z przyjaciółmi) przemierza Polskę, a napotkane w podróży osoby otwierają przed nim swoje „walizki” wątpliwości, zaniechań, smutku; bagaże pełne fundamentalnych pytań, jakie stawia sobie każdy człowiek. W poszukiwaniu odpowiedzi na nie, ekipa przebyła wraz z bohaterem 50 tysięcy kilometrów i podczas trzech lat wspólnej wędrówki była świadkiem setek poruszających, osobistych spotkań.



Letnia Scena Impro

1, 8, 15, 22, 29 lipca 2020, (środy), godz. 20.00 ul. Marcinkowskiego 12 – parking MCK, otwarcie drzwi o godz. 19.30, wstęp wolny


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.