Braciszkowie świętego Franciszka #145

Page 1

BRACISZKOWIE Åš W. F R A N C I S Z K A

ROK XXIII / NR 145 / ZIMA 2017/18


w numerze ____________________ 03

Chodź z nami!

04

Potrzeba spowiedzi i warunki jej owocności

07

Rekolekcje powołaniowe z Ojcem Honoratema

12

Sługa

15

Świadectwo misjonarza z Anglii

19

Tajemnicze sny św. Franciszka

23

Praca, pokuta i jubileusze - Kapucyńskie skarby (6)

br. Andrzej Kiejza OFMCap, minister prowincjalny

br. Andrzej Derdziuk OFMCap

o. Jan Bońkowski

Kamil Janowicz

Br. Lucjan zaniewski OFMCap

s. Chrystiana A. Koba

br. Tomasz Płonka

Zainteresowanych otrzymywaniem biuletynu prosimy o przesłanie swojego adresu do redakcji. Koszt prenumeraty to dobrowolna ofiara, którą można wpłacić na konto z dopiskiem „Braciszkowie”

Bank Polska Kasa Opieki S.A., XI o/Warszawa

11 1240 1138 1111 0000 0209 3206

Duszpasterstwo Powołań Braci Mniejszych Kapucynów ul. Kapucyńska 4, 00-245 Warszawa

Nie trzeba być szczególnie uważnym obserwatorem, aby zobaczyć, że świat wokół nas obraca się pośród fałszywych wartości. Takich, które nie przynoszą pokoju ani pojedynczym ludziom, ani całym społeczeństwom. Raz odwróciwszy się od Boga człowiek zwraca się stale ku sobie: sam staje się dla siebie centrum własnego świata. Takie nastawienie sprzyja zamknięciu się w kręgu tego, co jest dla mnie korzystne albo przyjemne. Ma to swoje daleko idące konsekwencje: zerwanie więzi z osobami, które powinny być nam bliskie; nieumiejętność nawiązywania dobrych relacji; pogłębianie się frustracji, a jej w efekcie wzrost agresji, zarówno w kręgu rodziny, jak i szerzej – na przestrzeni życia społecznego czy międzynarodowego. Odpowiedzią na takie słabości człowieka jest Ewangelia, Dobra Nowina o zbawieniu, jakie przynosi nam Chrystus. To dzięki Niemu wszyscy jesteśmy kochanymi dziećmi Ojca niebieskiego. To dzięki Niemu, mimo naszych słabości i grzechów, możemy żyć w łasce uświęcającej i cieszyć się nadzieją zbawienia, jakie jest przygotowane dla nas po śmierci. To dzięki Ewangelii Jezusa Chrystusa człowiek może się wyzwolić ze swoich ograniczeń i żyć pełnią życia: nosząc w sobie radość, jaka płynie z wolności dzieci Bożych.

Taką drogą za Chrystusem szedł św. Franciszek z Asyżu. Człowiek ubogi, który odnalazł skarb przyjaźni z Bogiem. Odwróciwszy się od tego, co proponował ówczesny świat (przełom XII i XIII wieku), przyjął księgę Ewangelii za drogowskaz dla wspólnoty swoich braci. Do dziś jego ideał pozostaje aktualny: życie w przyjaźni z Bogiem, które staje się fundamentem wspólnoty braci. Bracia św. Franciszka, kapucyni, pragną żyć we wspólnotach, które poprzez modlitwę i pracę prowadzą do uświęcenia każdego uczestnika tej wspólnoty i mają moc pociągającą dla innych. Jeśli chcesz doświadczyć, jak bardzo słowo Dobrej nowiny przemienia serce i staje się radością, chodź z nami! Jeśli Bóg Ci podpowiada, że miejscem Twojego spełnienia jest służba Jemu i braciom nie odrzucaj tej podpowiedzi. Zapraszamy kandydatów do naszej zakonnej wspólnoty, aby dzielić z nami życie w modlitwie, pracy i służbie. Nie chodzi tu o ucieczkę od świata, ale o wybór takich wartości, które mają głęboki, a nawet wieczny sens. I choć trzeba będzie się zmagać ze sobą, jak w każdej formie powołania, które jest wymagające, to jednak tym większa będzie radość zwycięstwa. Br. Andrzej Kiejza OFMCap Minister Prowincjalny


Potrzeba spowiedzi i warunki ` cz.1 jej owocnosci BR. ANDRZEJ DERDZIUK OFMCAP

Jezus Chrystus ustanawiając sakrament pokuty i pojednania pragnie, aby ten sakrament był nie tylko dostępny każdemu, ale także dotykalny, by człowiek mógł egzystencjalnie przeżyć doświadczenie odpuszczenia grzechów. Chrystus chce, aby to Jego uczniowie mieli władzę związywania i rozwiązywania (por. J 20, 22-23). Stąd też motywacją przystępowania do spowiedzi jest posłuszeństwo Panu. Z kolei nasze doświadczenie psychologiczne mówi, że człowiek potrzebuje pewności, iż jego grzechy zostały odpuszczone. Jezus, gdy uzdrawia trędowatych, wysyła ich do kapłanów, żeby oni potwierdzi, iż zostali uzdrowieni. Praktyka ta wskazuje na sensowność i użyteczność 4

sakramentu pokuty. Trąd jest symbolem grzechu, a uzdrowienie musi się dokonać w kontekście społecznym jako przywrócenie człowieka do wspólnoty Kościoła. Inny argument za koniecznością osobistej spowiedzi usznej jest taki, że człowiek potrzebuje swoistego wietrzenia, czyli odkrycia w sobie samym pragnienia, aby wyrzucić z siebie to, co w nim zalega (jako złe wspomnienie, z którym źle się czuje, którego się wstydzi, a przecież nie wymaże go z przeszłości , bo nie ma nad nią władzy). Sumienie człowieka można porównać do piwnicy, do której wszystko się wrzuca. Jeśli ta piwnica jest wilgotna i szczelnie zamknięta, wszystko zaczyna gnić i psuje się. Tak jest z człowiekiem. Jeśli jest on totalnie zamknięty, introwertywny, to znaczy, że sam zaczyna się kisić we własnych przemyśleniach i analizach. Otwarcie wnętrza jest czymś bardzo ważnym. Widać tu także potrzebę psychoterapii. Specjalista pozwala ludziom wypowiedzieć się i wyciąga z nich to, co gdzieś w nich zalega.

SPOWIEDŹ A PSYCHOTERAPIA Sakrament pokuty jest czymś więcej niż tylko psychoterapią. Bo w nim nie chodzi tylko o spotkanie z drugim człowiekiem, ale o spotkania z samym Bogiem, który ma władzę stwarzania na nowo, uzdrawiania człowieka właśnie przez to, że On przez Misterium Paschalne zgładził grzechy świata. BRACISZKOWIE ŚW. FRANCISZKA

Jednocześnie, kiedy spotykamy się z drugim człowiekiem w sakramencie pokuty i pojednania, to mamy okazję zwerbalizować, czyli ponazywać pewne rzeczy, to znaczy znaleźć sposób na władanie nad tą rzeczywistością. Kiedy Bóg stworzył świat i powierzał Adamowi panowanie nad stworzeniem, przyprowadzał do niego wszelkie stworzenie, a ten nadawał mu nazwę. Nadać czemuś nazwę – to w biblijnym rozumieniu panować nad tym. Dlatego kiedy człowiek ponazywa swoje grzechy, porządkuje je, uświadamia sobie to, czego się dopuścił. Oskarżanie się z grzechów jest nie tyle rozliczaniem się z przeszłością, ile wyznaniem potrzeby miłosierdzia, pragnienia uzdrowienia. Stanowi objawienie swej choroby, którą Jezus, Boski lekarz, może uleczyć. On zapłacił rachunek za nasze grzechy, przyjął na siebie nasze choroby i cierpienia. On z tym bagażem poszedł aż na krzyż, aby pokazać swą gotowość do zapłaty ceny za nasze grzechy. Ale tylko w takiej mierze jest to w stanie wziąć, w jakiej Mu na to pozwolimy. Sama spowiedź powszechna nie wystarczy, bo człowiek nie ma wówczas pewności usłyszenia, osobistego uświadomienia sobie, że ktoś zna jego grzechy, ktoś usłyszał wszystkie jego bezeceństwa, słabości, upadki, a mimo to mówi: Idź, ja cię nie potępiam. Bóg stworzył człowieka jako istotę cielesno-duchową i na takiej płaszczyźnie do nas przemawia. Nasze zmysły i uczucia potrzebują tego rodzaju upewnienia, które dać może tylko spowiedź uszna. 5


Rekolekcje powołaniowe z Ojcem Honoratem O. JAN BOŃKOWSKI

W psychoterapii grzechy są przykryte i chodzi w niej nade wszystko o leczenie poczucia winy. Usuwa się je przez pokazywanie różnych uwarunkowań, przyczyn, sytuacji, które sprawiły, że tak czy inaczej się zachowujemy. Tymczasem w spowiedzi człowiek nie ucieka od poczucia winy, nie mówi, że nic się nie stało. W spowiedzi człowiek uświadamia sobie, że ja to zrobiłem, bo grzech to coś świadomego i dobrowolnego…

Człowiek zostaje na nowo stworzony. Bóg przez przebaczenie nie usuwa wymagań sprawiedliwości, ale bierze winę na siebie. Dlatego grzechy wyznawane w konfesjonale to poważne oskarżenie przeciwko człowiekowi. A jednak człowiek ma świadomość, że Bóg jest na tyle miłosierny, że bierze na siebie ciężar naszych grzechów.

W ramach swoich powinności byłego referenta powołaniowego oraz służby liturgicznej ołtarza, najczęściej w okresie wakacji, zapraszałem ministrantów lub innych chłopców, zainteresowanych życiem zakonnym, na kilkudniowe dni skupienia, zwane rekolekcjami powołaniowymi.

zgromadzenia zakonne, z których w tym czasie w Nowym Mieście było siedem: Służki Najświętszej Maryi Panny Niepoka-

Jednym z celów takich rekolekcji było ukazanie postaci świątobliwego kapucyna, dziś błogosławionego Honorata Koźmińskiego. Miejscem spotkania był klasztor kapucyński w Nowym Mieście nad Pilicą.

Kapłan w imieniu Boga mówi, że moje grzechy zostały odpuszczone, dlatego różnica pomiędzy spowiedzią a psychoterapią jest fundamentalna. W psychoterapii można mówić tylko o zmianie pewnego nastawienia. W spowiedzi wierzymy natomiast w przemianę bytową.

Był to rok 1976, gdy żyła jeszcze jedna z sióstr, która do zgromadzenia przyjmował sam ojciec Honorat. A była nią matka Eliza Gołębiowska ze zgromadzenia sióstr sercanek. Obok modlitw u grobu Błogosławionego, młodzież miała okazję zetknąć się na żywo z dziełem, które pozostawił bł. Honorat. A są nimi liczne

6

BRACISZKOWIE ŚW. FRANCISZKA

7


lanej (pospolicie Służki), Córki Najczystszego Serca Najświętszej Maryi Panny (Sercanki), Wspomożycielki Dusz Czyśćcowych (Wspomożycielki), Córki Maryi Niepokalanej (Niepokalanki), Bracia Słudzy Maryi Niepokalanej (Bracia św. Józefa), Małe Siostry Niepokalanego Serca Maryi (Honoratki lub Fabryczne) i jeden brat Dolorysta. W każdym ze zgromadzeń jedna siostra lub brat przedstawiali krótką historię swego zgromadzenia, a uwzględnieniem roli, jaką odegrał bł. Honorat u początków każdego z nich. Najbardziej interesujące było spotkanie z blisko 90-letnią matką Elizą Gołębiowską (zmarła 10.04.1977), byłą przełożoną generalną zgromadzenia Sióstr Sercanek, świadkiem wielu bezpośrednich spotkań z bł. Honoratem. Ze względu na podeszły wiek, a jednocześnie na bogactwo wiadomości naszej rozmówczyni, nie zawsze udało nam się doprowadzić do końca interesujący nas temat, zwłaszcza dotyczący postaci Błogosławionego, niemniej jednak wszyscy z zainteresowaniem słuchali naocznego świadka życia i działalności Ojca Honorata. - Czcigodna Matko, dostąpiliśmy wielkiego zaszczytu, że mogliśmy spotkać się z Matką, aby zaczerpnąć nieco ducha czasów ojca Honorata. - Ojciec pozwoli, że nasze zgromadzenie miało opiekę i wychowanie sierot – i to gdzie – w Rosji przeważnie. Założycielka była tak pełna ducha Bożego, że nie zwracała zupełnie uwagi na trudności, na stronę materialną. Na Boże Narodzenie, 8

na przykład, miała tylko trochę kartofli… Potrafiła sama tylko sześć razy być na Syberii – Workucie, Tonsku, Czelabińsku, Nowosybirsku. I tam właśnie nasze siostry uczyły dzieci pod osłoną pracowni krawieckich. Sześć sióstr wyjechało z Nowego Miasta. Dwa tygodnie jechały tam. Wynajęły mieszkanie i oczywiście uczyły polskie dzieci religii i mowy ojczystej. A wszystko było pisane na kartkach dla bezpieczeństwa. Bo, jeśli jakaś rewizja, to wszystkie kartki do pieca. A chłopcy to się chowali. Było to w Irkucku w 1908 roku i aż do1920 roku siostry tam były. A jak ta rewolucja bolszewicka była, to siostry przede wszystkim zabrały dzieci, bo z głodu padały. Ale dużo też było pomocy ze strony tamtejszych mieszkańców. Musiały jednak siostry wyjechać, bo nie było zupełnie mowy, aby przy tym rządzie sowieckim mogły tam zostać. Bały się. Były tam szkoły elementarne (podstawowe), gdzie siostry pracowały, tak zwane szkoły parafialne, przy kościołach. W Irkucku były cztery sierocińce, z których siostry niektóre dzieci przywiozły do Polski. Były to dzieci, które tam nikogo nie miały z rodziny.

- Tylko na Wschodzie. Pierwsza placówka – Wilno, dalej Kowno, a potem Zakroczym, Warszawa, Nowe Miasto ze względu na Ojca Honorata. - I Matka to wszystko przemierzała?

- A czy tam na Wschodzie siostry nadal są? - Oczywiście, ale mało nas jest. Gdy przyjeżdżał biskup z Petersburga na wizytację, był to rok 1910, to trzeba było wszystko przygotować. To siostry właśnie prowadziły katechezę. A Polacy byli rozsiani. Jak ksiądz wyjeżdżał ze swojej placówki na punkty, to nieraz miesiąc go nie było. A często to był tylko jeden ksiądz.. - Siostry najwięcej placówek miały na Wschodzie?

- Tak. Najpierw matka fundatorka, a później ja. - Matka przez jakiś czas przebywała we Francji. Czy siostry tez tam były? - Nie. To w Niemczech były siostry. Konsul generalny z Berlina zwrócił się do kardynała Kakowskiego, aby przysłał zakonnice do opieki nad dziećmi polskimi w schroniskach. A dzieci polskie w tym przytułku były wzgardzone, prześladowane, niemczone. BRACISZKOWIE ŚW. FRANCISZKA

Były to dzieci emigrantów, którzy tam wyjechali na roboty. W 1928 roku odwiedziłam siostry. Byłam tam cały miesiąc, siostry były tam aż do 1933 roku, grupami, po dwadzieścioro dzieci przygotowały do pierwszej spowiedzi i Komunii św. Sierota – to w długiej sukience, w kapeluszu – okropne to. Było to takie piętno na tym dziecku. A gdy siostry przyszły, to zupełnie inaczej. Otrzymałyśmy za to podziękowanie. Miałyśmy sponsora. Był nim pan Zieliński z Kresów, który bardzo nam pomógł. Ale, gdy go zabrakło, szukano różnych sposobów, aby nas usunąć, twierdząc na przykład, że dach grozi zawaleniem. I musiałyśmy wyjechać.

9


Kolejny ambasador Polski w Berlinie pan Wysocki bardzo nam pomagał. A ojcowie kapucyni przyjeżdżali do nas z Holandii. Był to rok 1933. A Ojciec Honorat nie doczekał. On przepowiedział, że Polska będzie. Dodawał nam otuchy ufając w pomoc Bożą. Ale co do nas, to cały nasz zarząd był w Petersburgu. A tu tylko nasze dzieci – sieroty. - Ale Ojciec Honorat czuwał i troszczył się o każde zgromadzenie, prawda? - Ojciec Honorat podziwiał matkę fundatorkę i te wszystkie siostry felicjanki z Krakowa. Jak wy możecie tam między moskalami, jak wy sobie radę dajecie? A przecież siostry, czy to w Żytomierzu, czy to dalej na Wschodzie, wynajmowały mieszkanie. A władze miejscowe się dziwiły: jak to, same kobiety i nie ma mężczyzny? - Matka była u źródeł powstania zgromadzenia i jest jedyną, która Ojca Honorata dobrze pamięta. - Tak. 94 lata mam. - Piękny wiek. A Matka nic się nie zmienia. - Życzę wam, byście do 100 lat żyli i byli dobrymi kapłanami, a może nauczycielami i młodych do Boga prowadzili. O tak, uśmiecha się dziecina (wskazując na jednego z młodych chłopców), już gotowy… Na razie, to pewnie rozrywka i zabawy, prawda? Gratuluję Ojcu, że znalazł taką ładną gromadkę młodzieży. - Ale Matka jest tą, która jest zawsze młoda duchowo i ten uśmiech się udziela.

10

- Dzięki Bogu! Mając lat 90, to już skleroza postępuje, ale u mnie to jeszcze nie. Chodzić nie mogę, ale sklerozy takiej jeszcze nie mam. Wszystko pamiętam. I koresponduję, i jeszcze do niedawna uczyłam: język francuski, rosyjski – pomagałam. - A czy Matka zechciałaby nam opowiedzieć o Ojcu Honoracie, o swoim osobistym zetknięciu się z nim? - Najważniejsze, że Ojciec Honorat tak umiał oddziaływać, tak wpływał z konfesjonału. Nigdy osobiście nie rozmawiał z żadną przełożoną, ale tylko w konfesjonale, albo też listownie. Jak ja byłam nowicjacie w 1905-06 roku, to się nie adresowało do Ojca Honorata inaczej jak tylko: Ojcu. I Ojciec zawsze odpisywał. Przełożona napisała, że mamy taką a taką nowicjuszkę. A Ojciec przysłał mi krzyżyk, obrazek i parę słów, oczywiście. Ale w 1908 roku była tu nasza szkoła, a byłyśmy w kościele parami i śpiewałyśmy kolędy, a Ojciec z nami brał udział. Dla nas Ojciec był wszystkim: i kierownikiem… i jedno słowo wystarczyło… i dużo listów. Fundatorka miała kilkaset listów. Ale jak Ojciec kazał spalić, to spaliła. - No, w tej chwili te listy, które ocalały, są sprawdzane: stanowią ważną dokumentację. - A Ojciec brał udział we wszystkim. Tak. Jak ten dom budowano, Ojciec wiedział, że to na szkołę, więc przez lornetkę obserwował i kierował tymi braćmi, którzy ten dom budowali. To była jego profesja, bo szkołę budownictwa skończył. Obchodziło go

wszystko. A dobrze, że nasz dom jest tak blisko, naprzeciwko klasztoru… - Matko, życzymy wszyscy… - Ale ja życzę wszystkim i cieszę się, że widzę was. Dla Polki, takiej starowinki, jaka to radość widzieć przyszłość, że będziecie dobrymi katolikami i naprawdę obywatelami. Takie trudne lata były. Ale Ojciec Honorat przepowiedział, że Polska będzie, zmartwychwstanie… I tak się stało. - Życzymy, aby Matka wspólnie z nami cieszyła się w niedługiej przyszłości wyniesienia na ołtarze sługi Bożego Ojca Honorata. Bo do spotkania w niebie to jeszcze daleko. - Sam Ojciec Honorat napisał: „ofiaruję swoją sławę za życia i po śmierci za nawrócenie mariawitów”. - Na koniec chcemy podziękować Matce słowami piosenki, aby symbol radości, jakim jest słońce, towarzyszyło Matce we wszystkich poczynaniach na wszystkie dni życia: „Słońce niech świeci tam, gdzie Ty”. Życzenia Matki Elizy Gołębiowskiej, skierowane do chłopców, aby kiedyś niektórzy z nich zostali dobrymi kapłanami, stały się rzeczywistością. Oto bowiem wśród chłopców, którzy uczestniczyli w spotkaniu z matką Elizą, byli między innymi: Piotrek Stasiński, Roland Prejs, Stasio Dudziak… Wszyscy z wymienionych zostali kapłanami w zakonie braci mniejszych kapucynów.

BRACISZKOWIE ŚW. FRANCISZKA

11


SŁUGA KAMIL JANOWICZ

„Albowiem królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: „Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam”. Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił. Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: „Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?” Odpowiedzieli mu: „Bo nas nikt nie najął”. Rzekł im: „Idźcie i wy do winnicy!” (Mt 20, 1-7)

12

Ten fragment wracał ostatnio do mnie kilkukrotnie w liturgii i na osobistej modlitwie, przykuwając moją uwagę do tego, co właściciel winnicy mówi kolejnym grupom ludzi. Najbardziej zatrzymało mnie to, że tym pierwszym obiecuje konkretną sumę (denara), tym drugim już tylko jakieś wynagrodzenie („to co słuszne, dam wam”), a tym trzecim nie obiecuje nic – po prostu bierze ich do pracy. I to im wystarczy. Doświadczam ostatnio tego, że nawrócenie to rzeczywiście „przemiana myślenia”. I Bóg przez powyższy fragment i kilka innych tekstów zmienił moje myślenie o czymś, co w Kościele chyba wydaje nam się

oczywiste. Na tyle oczywiste, że rzadko się głębiej nad tym zastanawiamy. Bóg zmienił moje myślenie o służbie i pokazał mi, że jest ona łaską. Ale nie łaską, którą ja robię jemu, ale łaską, którą On mi daje. Dla robotników ostatniej godziny łaską było to, że po prostu mogą włączyć się w jakąś pracę. Największym darem jest móc być w winnicy Ojca – być blisko Niego, poznawać Go i razem z Nim pracować. Móc całe życie przeżywać w Jego bliskości, pełniąc Jego dzieła. To jest największe bogactwo, choć On w swojej trosce nie zapomina o naszych codziennych potrzebach – daje nam denara, akurat tyle, by móc przeżyć jeden dzień. By jutro znów móc doświadczyć tego, że łaską jest być pracownikiem Jego winnicy. Niemal co roku we Wspólnocie, w której jestem, zderzamy się z sytuacją braku ludzi do podjęcia różnych posług. I kiedy rozmawiam ze znajomymi z innych wspólnot, grup czy duszpasterstw, to często widzą oni ten sam problem. Proponujemy komuś jakąś posługę, nawet drobną i jakże często słyszymy wyliczankę usprawiedliwień

BRACISZKOWIE ŚW. FRANCISZKA

– tak jak człowiek wyprawiający ucztę w przypowieściach przytaczanych przez Chrystusa (Łk 12, 15-24; Mt 22, 3-5). „Mam dużo zajęć tego dnia/ Robimy teraz duży projekt w firmie/ Nie wiem, czy się wyrobię – uważaj mnie za usprawiedliwionego…”. Ciągle łapię się jeszcze na tym, że patrzę na służbę, na wejście w pełnienie dzieł Bożych jako na wyraz mojej dobrej woli – że oto wspinając się na wyżyny mojego heroizmu (za który koniecznie ktoś powinien mnie pochwalić!) łaskawie wykrawam z mojego cennego czasu dwie godziny, żeby poprowadzić spotkanie modlitewne, przygotować konferencję, pomóc w jakimś dziele charytatywnym itd. A tak naprawdę to Bóg okazuje mi łaskę, że chce mi te rzeczy powierzyć. Im bardziej dostrzegam moje grzechy i liczne słabości, tym bardziej dochodzę do wniosku, że sam sobie w życiu bym nie powierzył tylu spraw i zadań, tylu ludzi pod opiekę – Wspólnoty do prowadzenia, odpowiedzialności głoszenia rekolekcji, bycia pomocą na drodze do świętości dla mojej dziewczyny… Powierzając mi to wszystko, Bóg obdarowuje mnie ogromnym zaufaniem

13


i łaską. I widzę, że w tym wszystkim mogę się uświęcać. Że tego potrzebuję. Przestaję patrzeć na moje życiowe powołanie jako na drogę do realizacji siebie, czy okazję do pokazania jaki jestem wspaniały, ale zaczynam patrzeć jako na dar – bo oto Bóg pokazuje mi, w jaki sposób najdoskonalej mogę służyć, na jakiej drodze mogę najbardziej upodobnić się do Chrystusa Sługi. On zaprasza mnie, abym nasycił się pełnieniem Jego woli – by to był mój pokarm (J 4, 34). Wiele razy doświadczyłem tego, że najbardziej nasycony jestem wtedy, gdy daję z siebie – gdy wychodzę z moją Wspólnotą głosić na ulicach Poznania, gdy prowadzimy rekolekcje w jakiejś podstawówce na końcu świata, gdy robię coś dla drugiego człowieka… Gdy Bóg działa przeze mnie, mogę jeszcze wyraźniej zobaczyć Jego miłość i doświadczyć mocy Jego Słowa. Gdy służę, mogę stawać się coraz bardziej podobnym do Niego – być coraz bardziej „sługą wszystkich” (Mk 9, 35), tak jak On stał się sługą dla wszystkich ludzi. Jezus mówi wyraźnie, że „kto by chciał Mu służyć, niech idzie za Nim, a gdzie On jest, tam będzie i Jego sługa” (J 12, 26). Gdy służę, jestem najbliżej Chrystusa. Ucząc się takiego patrzenia na służbę i zaangażowanie w Kościele, dziękuję Bogu za to, że coraz bardziej wprowadza mnie w doświadczenie Izraela, o którym mówi Zachariasz „Niech będzie błogosławiony Pan, Bóg Izraela, że z mocy nieprzyjaciół wyrwani, będziemy Mu służyć bez lęku”, czy doświadczenie teściowej Piotra, która po otrzymaniu uzdrowienia zaczęła usługiwać Jezusowi i Apostołom. Bóg uzdrawia mnie 14

z moich słabości, niedomagań i wad, abym mógł służyć. Uwalnia mnie, abym mógł podjąć służbę w Jego Królestwie. I dziękuję Mu za tę łaskę, że myśląc o tym, że Wspólnota, w której jestem mogłaby przestać istnieć, w pierwszej kolejności nie smucę się tym, że nie będę miał gdzie dostawać i czerpać, ale martwię się tym, że nie będę miał gdzie dawać i uświęcać się przez służbę. Bóg jest tym, który wyrywa nas z niewoli, oczyszcza i uzdrawia. Wobec każdego z nas chce czynić to, co uczynił Izajaszowi: „Oto dotknęło to twoich warg: twoja wina zmazana, zgładzony Twój grzech” (Iz 6, 7) – po to, aby móc zapytać „Kogo mam posłać? Kto by nam poszedł?” (Iz 6, 8a). Gdy słyszę odpowiedź Izajasza „Oto ja, poślij mnie!”, to mam przed oczyma człowieka, który za możliwość bycia sługą Boga oddałby wszystko, a gdyby ktoś chciał go w tym wyprzedzić, to nie cofnąłby się przed użyciem siły – tak bardzo widzi w tym jedyny sens swojego życia i jedyną radość dla siebie. Czy gdy słyszę pytanie o to, kto chciałby się czegoś podjąć, to wyrywam się ku temu z radością? Czy naprawdę pragnę służyć Bogu i w tym widzę sens mojego życia? Jeśli nie, to niech ożywia mnie Słowo, które św. Paweł skierował do Rzymian (12, 10-11): „W miłości braterskiej nawzajem bądźcie życzliwi! W okazywaniu czci jedni drugich wyprzedzajcie! Nie opuszczajcie się w gorliwości! Bądźcie płomiennego ducha! Pełnijcie służbę Panu!”. W tym jednym miejscu pożytecznie jest pragnąć być największym – bo to mnie doprowadzi do bycia najmniejszym, do bycia „sługą wszystkich”. Do bycia jak Chrystus.

ŚWIADECTWO MISJONARZA

Z

ANGLII

BR. LUCJAN ZANIEWSKI OFMCAP

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Zostałem zaproszony do podzielenia się informacjami z mojej posługi w Anglii, gdzie wyjechałem dziesięć lat temu. Tak, w tym roku 1 października już minie ten czas. Wstępując do Zakonu 26 lat temu nie myślałem, że będę posługiwał poza granicami kraju. Nawet mama do dziś wypomina mi, że mówiłem: „w Polsce jest wystarczająco dużo pracy”. Kiedy pojawiła się informacja o współpracy pomiędzy Prowincją Warszawską a Prowincją Wielkiej Brytanii

BRACISZKOWIE ŚW. FRANCISZKA

(oficjalna nazwa takiej współpracy brzmi: Solidarność Personalna) był rok 2005. Już w roku 2007 wraz z dwoma innymi braćmi wyjechałem do Anglii. Powołanie jest naszą odpowiedzią, która nie jest tylko dana raz, ale też jako odkrywanie i wsłuchiwanie się w Głos Boży trwa przez całe nasze życie. Jestem bratem, który nie posiada święceń kapłańskich, moja posługa ma zatem troszkę inną specyfikę, niż braci posługujących sakramentalnie. Moja działalność skupiała się na posłudze wewnątrz klasztorów, choć nie tylko.

15


była posługa w formacji. Będąc jeszcze w Polsce, przez sześć lat posługiwałem przy formacji młodszych braci, przygotowując ich do naszego sposobu życia. Także w Anglii, gdy pojawiał się kandydat do naszego zakonu, potrzebował formacji. Formacja, jeśli chodzi o liczebność, nie wygląda tak jak w Polsce, gdzie powołania są każdego roku. Tutaj za czasów mojej bytności powołania bywają średnio co 6 lat i to często jednoosobowe. Teraz też mamy jednego brata w nowicjacie w Irlandii, po jego ukończeniu ma wrócić do Anglii, aby kontynuować dalszą formację. Muszę przyznać, że podczas mojego pobytu w Anglii miałem okazję odkryć i dostrzec Boga w jego stworzeniach, szczególnie w roślinach, kwiatach, krzewach. Dostrzegałem piękno tych stworzeń, pełniąc opiekę nad ogrodem w naszym klasztorze w Oxfordzie. W Oxfordzie spędziłem większość czasu z dziesięciu lat pobytu w Anglii. Jednego roku nasz Minister Prowincjalny wskazał listę posług, jakie bracia pełnią w klasztorach. Na liście tej było też ogrodnictwo i to pokazało mi, że można prowadzić apostolstwo także poprzez prace w ogrodzie. Jak wiecie angielskie ogrody są dość znane ze swego piękna. Muszę przyznać, że mają swój urok, szczególnie trawa ładnie strzyżona. Dlatego i w naszym ogrodzie w ciągu roku organizowane były różne imprezy. Dawało to, w takim zlaicyzowanym kraju jak Anglia, możliwość kontaktu z różnymi ludźmi i rozmów z nimi na tematy nie tylko związane z ogrodem, ale też i z wiarą.

potrzebującymi i ubogimi. Jeszcze będąc w Polsce, miałem okazję pełnić przez 7 lat posługę w Kuchni dla Ubogich przy klasztorze Warszawskim. To moje doświadczenie pragnąłem dalej wykorzystywać w tych miejscach, w które zostałem posłany. W Anglii w miejscu zwanym Gatehouse wydawane są posiłki każdego dnia wieczorem, między godziną 17.00 a 19.00. Miałem okazję, jako wolontariusz, być tam w każdy czwartek. Pomagałem przy posiłkach, a także służyłem, jako pierwsza pomoc, jeśli zachodziła taka potrzeba (kurs pierwszej pomocy ukończyłem w Anglii). Pomagałem jako tłumacz naszym rodakom, pojawiającym się w takich miejscach. No i oczywiście prowadziłem rozmowy o wierze, nie tylko z beneficjentami, ale też z wolontariuszami. W Irlandii, gdzie zostałem oddelegowany na jeden rok, jako pomoc w formacji nowych braci, wydawaliśmy paczki żywnościowe dla około 350 osób tygodniowo.

Innym polem mojej posługi był kontakt z osobami z marginesu, mówiąc ogólnie

Innym polem mojej działalności, realizującej się bardziej wewnątrz zakonu,

16

Mam nadzieję, że moje posługi pokazują różnorodność tego, co bracia robią w klasztorach. Owszem, punktem najważniejszym każdego naszego dnia są modlitwy zakonne i Eucharystia. Często w modlitwach porannych biorą udział ludzie, którym pozwala na to czas. Nasze klasztory, w liczbie czterech, powiązane są z parafiami i posługą z nimi związaną. Zaangażowanie ludzi świeckich w posłudze w kościele,

BRACISZKOWIE ŚW. FRANCISZKA

wygląda troszkę inaczej niż w Polsce. Posługują grupy ludzi, którzy zajmują się: czytaniami, zbieraniem tacy, liturgią dla dzieci, udzielaniem Komunii Świętej. Zebrana taca jest zawsze niesiona w procesji z darami do ołtarza. Takie zaangażowanie świeckich spowodowane jest brakiem powołań. Są parafie, w których posługę pełni kapłan, który już dawno przekroczył wiek emerytalny. Inną rzeczą, która daje się zauważyć i wyróżniać jest na pewno wielokulturowość, wielonarodowość w naszych parafiach. W dwóch z nich prowadzone jest duszpasterstwo w języku polskim. Trzeba powiedzieć, że nasi rodacy wzmocnili kościół w Anglii pod względem liczebności, choć i tak większość pozostaje w „nurcie tradycyjnym” i w kościele pojawia się tylko dwa razy w roku. Wielonarodowość daje możliwość poznania ludzi z innych krajów i wymianę doświadczeń duszpasterskich oraz kulturowych. Pokazuje, jak wiara potrafi łączyć ludzi różnych pokoleń i języków. Miałem okazję doświadczyć tego podczas mojego pobytu w Canterbury,

17


gdzie uczestniczyłem w duszpasterstwie studenckim. Obserwowałem jak młodzi z różnych stron świata potrafią się łączyć na modlitwie i dzielić doświadczeniem wiary. Innym ważnym elementem jest ekumenizm. W Oxfordzie przebywamy w pobliżu Seminarium Anglikańskiego. Znajdują się tutaj Kościoły Metodystów, Adwentystów i inne. Wzajemne relacje są dobre, co owocuje uczestnictwem we wspólnych nabożeństwach ekumenicznych. Podejmowane są wspólne inicjatywy ewangelizacyjne. Szczególnie ma to miejsce w Wielki Piątek. Ale też w codziennym życiu nie wyczuwa się wrogości względem innych przekonań religijnych. Doświadczenia płynące z różnych sytuacji, w trakcie których bracia wychodzą na zewnątrz, wskazują na potrzebę świadectwa i obecności braci w habitach. Inicjatywy, które można dziś nazwać Nową Ewangelizacją, bracia starają się podejmować w miarę skromnych możliwości. Często łączą siły z innymi zakonami czy ludźmi świeckimi.

18

Oxford jest miejscem, w którym kościół katolicki, można rzec, ma się dobrze. Choć nie brakuje tu różnych przeciwności losowych, które utrudniają obecność nawet na niedzielnej Mszy Świętej. Wymienić można np. powódź, która może odciąć drogę dojazdową, śnieg, na który Anglicy nie są przygotowani, a jego obecność dłużej niż dzień, sprawia trudności komunikacyjne. Nawet nieposiadanie samochodu może czasami powodować, że potrzeba około pięciu godzin na dotarcie i uczestniczenie we Mszy Świętej. Każdego, kto będzie miał okazję przeczytać tę refleksję z mojej posługi na Wyspach, proszę o modlitwę za kościół w Anglii, a szczególnie o powołania kapłańskie i zakonne. Niech Słowo Boże rozpala na nowo ludzkie serca na Wyspach, aby nie zabrakło pasterzy, głosicieli Dobrej Nowiny na Niwie Pańskiej.

Tajemnicze sny św. Franciszka S. CHRYSTIANA A. KOBA

Dla jednych pozostają obojętne, inni traktują je nieufnie do tego stopnia, że negują ich wartość, pozostając tym samym w opozycji do tych, którzy twierdzą, że są one dla nich cennym doświadczeniem. Bywają też tacy, którzy z nadzieją oczekują owego tajemniczego przeżycia… Sny prorocze, bo o nich mowa. Czy „zarezerwowane” są wyłącznie dla świętych lub obdarzonych przez Boga jakąś wyjątkową misją, czy też mogą stać się doświadczeniem zwykłego śmiertelnika o przeciętnym poziomie świętości, który niewiele ma wspólnego z mistycznymi uniesieniami? Czy ich występowanie uwarunkowane jest jakimiś szczególnymi wymogami oraz czy mamy wpływ na ich pojawienie się, a także, jaka jest ich rola i czy można o nie zabiegać? Zaintrygowana fenomenem snów proroczych, w poszukiwaniu odpowiedzi na powyższe pytania sięgnęłam do historii św. Franciszka Asyżu, człowieka, w życiu którego sny odegrały ważną rolę, stając się wskazówkami do wiernego odczytania i wypełnienia woli Bożej, tym samym wpływając zasadniczo na franciszkańską BRACISZKOWIE ŚW. FRANCISZKA

historię. Źródła biograficzne podają aż sześć dokładnych opisów jego snów, oraz ich znaczenie. Wszystkie odnoszą się do jego osoby, lub stanowią zapowiedź przyszłych losów zakonu braci mniejszych. Pierwszy taki sen miał miejsce, kiedy nie myślał on jeszcze o wkroczeniu na drogę realizacji rad ewangelicznych, wręcz przeciwnie; w celu zdobycia bogactwa, sławy oraz tytułu szlacheckiego, postanowił przyłączyć się do bogatego hrabiego Gentile, który wyruszał na wojnę do Apulii. W przeddzień wyjazdu Franciszek miał sen, w którym ujrzał swój dom cały wypełniony rycerską zbroją i wojennym sprzętem. Gdy zdumiony zapytał, do kogo należy to wszystko, tajemniczy głos odpowiedział mu, że do niego i jego rycerzy. Choć owa wizja była objawieniem mającego powstać w przyszłości zakonu i jego działalności apostolskiej, nastawiony na pomyślne zrealizowanie własnych planów Franciszek potraktował ją, jako zapowiedź pewnego sukcesu i nie zwlekając wyruszył w podroż. Nie trwała ona jednak długo, bowiem kolejny proroczy sen w Spoleto, całkowicie zmienił jego doty19


chczasowe zamiary. W nocy, gdy Franciszek trwał w półśnie, tajemniczy głos zapytał go, kto może postąpić z nim lepiej, Pan, czy sługa? Gdy odpowiedział, że Pan, ponownie usłyszał pytanie: „Dlaczego więc dla sługi opuszczasz Pana i Księcia dla poddanego?” /3T 6/ Po tym wydarzeniu, zdecydował się wrócić do Asyżu, by tam rozeznać wolę Bożą. Oba wymienione wyżej sny miały miejsce w czasie, gdy Franciszek daleki jeszcze od świętości kierował się bardzo przyziemnymi pobudkami, a jego nie nawrócone serce targały sprzeczne pragnienia. Tym sposobem znajdujemy odpowiedź na pierwsze pytanie. Sen proroczy nie jest zarezerwowany wyłącznie dla tych, którzy osiągnęli już wyższy poziom świętości, bowiem to Bóg wybiera czas i osobę, do której przemawia w ten właśnie sposób. Pozostałe trzy sny prorockie odnoszą się do powstania zakonu i jego późniejszego rozwoju. W zadziwiający sposób łączą się ze sobą, stanowiąc zapowiedź wizyty Franciszka w Rzymie i spotkania z ojcem świętym. Pierwszy z nich datuje się na około 1209, lub 1210 rok, kiedy to Franciszek wraz z 11 towarzyszami udał się do Rzymu, by prosić papieża Innocentego III o zatwierdzenie ich sposobu życia. Śniła mu się droga, przy której rosło bardzo wysokie i dostojne drzewo. Gdy zdumiony przystanął i zachwycał się jego pięknem, nagle znalazł się na wysokości wierzchołka, po czym objął go i bardzo łatwo nachylił ku ziemi. Tajemniczy sen okazał się pomyślną zapowiedzią przyszłych wydarzeń, bowiem papież; dostojny niczym owo potężne drzewo, łaskawie przychylił się do prośby Franciszka, zgadzając się na powstanie zakonu Brani Mniejszych i udzielając im hojnie 20

pasterskiego błogosławieństwa. Kolejny sen związany był z pragnieniem Franciszka, by pierwotna reguła, zaakceptowana przez papieża Innocentego III, została oficjalnie zatwierdzona przez jego następcę Honoriusza III. Jak opowiedział to później braciom, zdawało mu się w nocy, że zebrał z ziemi bardzo drobne okruchy chleba, z myślą, by nakarmić nimi swoich braci. Było ich jednak tak wielu i tak bardzo zgłodniałych, że niepokoił się, iż podczas rozdawania, okruchy wysypią się i nie zdoła ich przekazać. Niespodziewanie usłyszał z nieba głos, który uspokoił go, zachęcając, by z okruszyn zrobił jedną hostię, a następnie rozdał tym, którzy zechcą przyjąć. Ci, którzy wzgardzili darem, lub przyjęli go w sposób niegodny, natychmiast pokryci zostali trądem. Franciszek nie od razu zrozumiał tajemnicze przesłanie tego snu. Gdy następnego dnia trwał na modlitwie, usłyszał Boży głos: „Franciszku, okruszyny, które widziałeś ubiegłej nocy, są słowami Ewangelii, hostia regułą, trąd nieprawością” /1B11/ W istocie, reguła, którą Franciszek pozostawił swoim braciom, choć spotkała się z krytyką i oporem ze strony jednych, dla innych stała się konkretnym sposobem realizacji wskazań Ewangelii, tym samym zaspokajając ich głód Boga. Ostatni przekazany nam sen proroczy Franciszka stanowił niejako Bożą odpowiedź na jego niepokój związany z trudną sytuacją, w jakiej znaleźli się rosnący w liczbę bracia mniejsi. Nowy zakon szybko zyskał sobie wrogów w osobach tych, którzy negowali go z powodu ekspansji i nowości doktryny. W obliczu tych zagrożeń, Bóg przemówił do Franciszka za pośrednictwem symbolicznego obrazu. Podczas snu zobaczył małą czarną kurę,

wokół której tłoczyła się w zamieszaniu niezliczona ilość kurcząt, z których wszystkie chciały schronić się pod jej skrzydła, lecz z powodu swej liczby nie mogły tego uczynić. Po przebudzeniu Franciszek zastanawiał się nad znaczeniem snu; „Tą kurą jestem ja, mały wzrostem i czarny z natury”/2Cel 23/ oznajmił braciom, po czym wyjaśnił alegoryczne znaczenie snu, w którym zagrożonych niebezpieczeństwem braci symbolizowały kurczęta, a sytuacja, w której nie mogły znaleźć bezpiecznego schronienia pod skrzydłami swej matki stanowiła wezwanie do szukania pomocy u wyższych hierarchów Kościoła. Niedługo po otrzymaniu tego światła, Franciszek udał się do papieża Honoriusza III, by prosić o ustanowienie kardynała protektora, który roztoczyłby opiekę nad zakonem. Zgodnie z życzeniem św. Franciszka papież

BRACISZKOWIE ŚW. FRANCISZKA

wyznaczył kard. Hugolina, by troszczył się o braci i reprezentował ich sprawy wobec stolicy apostolskiej. Ostatni sen, zgodnie z wyjaśnieniem br. Pacyfika, przedstawia piękno duszy św. Franciszka. Ukrywa się ona pod postacią kobiety, całej z drogocennych kruszców. Choć niezwykle piękna, ubrana była w brudny płaszcz. Złota głowa symbolizowała kontemplację i mądrość prawd wiecznych, popiersie i ramiona ze srebra odnosiły się do słów Pańskich rozważanych w sercu i wypełnianych w czynie, kryształ twardy oznaczał trzeźwość, a błyszczący czystość. Żelazo symbolizowało wytrwałość, natomiast brudny płaszcz był odbiciem wzgardzonego ciała okrywającego drogocenną duszę. Byli też tacy, którzy ową tajemniczą panią utożsamiali z ubóstwem; przez Franciszka hołubionym i umiłowanym niczym oblu-

21


bienica. On sam „unikając zarozumiałości, nie podał publicznie znaczenia tego snu”./2 Cel 82/ Myślę, że warto zadać sobie pytanie, co sprawiło, że to właśnie św. Franciszek dostąpił tej szczególnej łaski obcowania z Bogiem przez sen, podczas którego niejednokrotnie poznawał Jego wolę oraz otrzymywał światło odnośnie przyszłości zakonu. Bynajmniej nie były to sprzyjające okoliczności, czy warunki zewnętrzne, bowiem jak podaje biograf: „Goła ziemia była wielokrotnie łóżkiem dla zmęczonego ciała, często spał na siedząco, położywszy pod głowę kamień, albo kawałek drewna” /1B 5.1/ Nie zapominając, że sny prorockie są przede wszystkim łaską Pana Boga, genezy tego zjawiska należy szukać w jego relacji do Boga, ponieważ z miłości do Chrystusa, starał się nieustannie pozostawać w Jego obecności. To pragnienie trwania w bliskości Boga wyrażało się w jego modlitwie, którą nie bez przesady określić można jako nieustanną, gdyż „poświęcał jej nie tylko całe serce i ciało, ale także wszystkie czyny i czas”/1B10.1/ Bóg temu, kto Go szuka i pozostaje dyspozycyjny względem Jego łaski, daje głębokie doświadczenie Siebie i hojnie udziela ze swej dobroci. Prawda ta zawiera odpowiedź na pytanie, czy osobiście mamy wpływ na pojawienie się snów proroczych w naszym życiu. Od decyzji woli człowieka zależy, czy wejdzie on w relację z Bogiem oraz jaki będzie jej poziom. Bóg ze swej strony pozostaje zawsze otwarty na człowieka i pragnie, by ich wspólne spotkania osiągnęły możliwie najwyższą jakość. Franciszek jest tutaj doskonałym przykładem. Stale zjednoc22

zony z Chrystusem, zasypiał i budził się ze świadomością Jego obecności. Sen był dla niego jakby przedłużeniem dziennego czuwania, nastawionego na udzielenie odpowiedzi na Boże natchnienia. Nie bez znaczenia pozostaje także stopień wewnętrznej integracji oraz dojrzałości osobowościowej, bowiem człowiek wewnętrznie spójny i uporządkowany, stanowi przestrzeń swobodnego działania Boga. Czy można o takie sny zabiegać? Myślę, że można i warto zabiegać o wszystko, co do Boga zbliża i pomaga odczytać Jego wolę. Przy tym należy pamiętać, że to Bóg jest inicjatorem spotkania i sam wybiera jego formę, człowiek z kolei powinien wykazać się inicjatywą przyjęcia Boga w Jego sposobie objawienia. Sny św. Franciszka i ich znaczenie wyraźnie ukazują nam rolę snów proroczych. Jako samo objawienie się Boga, stanowią dla człowieka szansę spotkania oraz poznania Jego woli. Pozwalają lepiej zrozumieć nasze życie i mają wpływ na jego kształtowanie, sugerując niekiedy rozwiązanie trudnych spraw.

PRACA, POKUTA I JUBILEUSZE Kapucyńskie skarby (6) B R . TO M AS Z P Ł O N K A

Ten artykuł kończy cykl „Kapucyńskie skarby”, poświęcony Muzeum Warszawskiej Prowincji Kapucynów w Zakroczymiu. Oprócz obrazów, zdjęć, paramentów liturgicznych i pamiątek po braciach, można tam oglądać narzędzia pracy używane (lub przynajmniej posiadane) przez braci mniejszych kapucynów od I połowy XIX wieku do II połowy wieku XX. W Regule niezatwierdzonej (1221) św. Franciszek z Asyżu pozwolił braciom, by mieli „narzędzia żelazne i inne przydatne w ich rzemiośle”

(7, 9). Natomiast w Regule zatwierdzonej (1223) tak pisał o sposobie pracy: „Ci bracia, którym Pan dał łaskę, że mogą pracować, niech pracują wiernie i pobożnie, tak, żeby uniknąwszy lenistwa, nieprzyjaciela duszy, nie gasili ducha świętej modlitwy i pobożności, któremu powinny służyć wszystkie sprawy doczesne” (5, 2-3). W tym duchu, na chwałę Bożą i w służbie ludzi, starali się przez wieki pracować bracia mniejsi kapucyni.

Maszyna do pisania firmy Hammond

BRACISZKOWIE ŚW. FRANCISZKA

23


jedna do wypiekania hostii i komunikantów, druga do opłatków, wycinaki do hostii i komunikantów, złożony warsztat tkacki, przypominający o dawnej kapucyńskiej praktyce wykonywania materiału na habity w klasztornych sukiennicach, maszyna do szycia firmy Jacoba Schlesingera, drewniane liczydło (kto dziś potrafi używać liczydła?), żelazka na duszę – w tym jedno z 1856 roku i jedno miniaturowe długości 9 cm, prawdopodobnie do prasowania bielizny kielichowej, moździerz kuchenny oraz XIX-wieczna rosyjska waga hakowa ze skalą do 5 pudów i 200 funtów (1 pud to 40 funtów lub 16, 38 kg).

Maszyna do pisania firmy Hammond

Do najciekawszych narzędzi pracy w zakroczymskim muzeum należy maszyna do pisania nowojorskiej firmy Jamesa Hammond, która trafiła do Zakroczymia z Biblioteki Prowincjalnej w Nowym Mieście nad Pilicą i zapewne w tamtym klasztorze była używana. Pierwsze maszyny do pisania zaczęto produkować w 1870 i w 1873 roku. Nasz model maszyny Hammonda pochodzi z 1885 roku. Było to wówczas urządzenie bardzo nowoczesne i kosztowne. Przyglądając się dokładniej umieszczonym w dwóch rzędach drewnianym klawiszom, zauważamy na jednym z nich znak @, który w Polsce, w adresach poczty elektronicznej określany jest potocznie jako „małpa”, oczywiście z powodu swego podobieństwa do tego stworzenia Bożego. 24

W rzeczywistości jednak znak @ jest starym, średniowiecznym skrótem łacińskiego przyimka „ad”, który ma znaczenia: „do, na, pod, przy, obok”. W znaku @ możemy łatwo dostrzec literę „a”, otoczoną okrągłą linią. Wśród pisarzy jednym z pierwszych użytkowników maszyny do pisania był Mark Twain, w Europie – Lew Tołstoj, a w Polsce – Bolesław Prus, od 1897 roku. Znani polscy pisarze kapucyńscy o. Prokop Leszczyński (zm. 1895) i bł. Honorat Koźmiński (zm. 1916) posługiwali się gęsimi piórami, lecz o. Honorat stosował także stalówki i ołówki różnych kolorów (Notatnik duchowy, s. 508, rps s. 676). Piórem wiecznym, pięknym charakterem pisma, notował fragmenty dzieł literackich (m.in. Brandstaettera, Staffa, Norwida) i artykułów

Dyscyplina i pas pokutny

z czasopism (1931-1988) w znajdującym się w muzeum zeszycie o. Ksawery Piechowski. Pochodził on ze szlacheckiego rodu z Piechowic pod Kościerzyną, wzmiankowanego w źródłach po raz pierwszy w 1324 roku. Do kapucynów wstąpił w 1920 roku, po udziale w wojnie z bolszewikami. Zmarł w 1992 roku w Nowym Mieście. Kolejne narzędzia pracy to przycisk do papieru kształcie Chrystusa dźwigającego krzyż, metalowe sztance, BRACISZKOWIE ŚW. FRANCISZKA

Obiektem cennym, choć nowszym niż poprzednio opisywane, jest pamiątkowa kielnia z wygrawerowanym napisem: „Budowniczemu Kościoła Zakonu O.O. Kapucynów pod wezw. św. Franciszka z Assyżu, Prowincjałowi Zakonu o. Pacyfikowi Dydyczowi. W dniu wmurowania kamienia węgielnego, Lublin, 25. V. 1980. Pracownicy budowy”. Budowa kościoła w Lublinie, na Poczekajce, rozpoczęta po wieloletnich staraniach o uzyskanie zgody władz komunistycznych, była prowadzona pod kierunkiem o. Tytusa Pluty, proboszcza parafii, w latach 1980-1986. Prace stolarskie wykonał br. Kalikst Kłoczko, który zmarł 6 kwietnia 2013 roku w opinii świętości.

25


Spore zainteresowane gości muzeum budzą kapucyńskie narzędzia pokutne. Pierwszym nich jest dyscyplina zakonna ze skórzanym uchwytem i metalowymi łańcuszkami, która należała do o. Michała Skorupińskiego. W latach po drugiej wojnie światowej dyscyplina (biczowanie się) była praktykowana w piątki w nowicjacie oraz w innych klasztorach w refektarzu lub w celach zakonnych, podczas odmawiania psalmów Miserere (Ps 51), De profundis (Ps 130) i modlitwy. Celem dyscypliny było umartwienie ciała i uczczenie męki Chrystusa. Zwyczaj ten był stopniowo łagodzony i ograniczany, i wreszcie zniesiony w związku z odnową soborową. Drugim narzędziem jest pochodzący z klasztoru w Lubartowie kolczasty pas pokutny. Bł. Honorat stosował dyscyplinę – także za wyraźne przekroczenie swoich postanowień i za zatwardziałych grzeszników przychodzących do niego do spowiedzi, jak również paski kolczaste i włosiennicę – w wigilie świąt Matki Bożej przez pół dnia (Notatnik duchowy, s. 517, rps s. 713). Tego rodzaju praktyki pokutne nie są już zwyczajem braci, jednak sama pokuta w różnych formach, nawrócenie i surowość życia pozostają istotną częścią duchowości kapucynów, którzy wybierają wąską drogę Ewangelii za wzorem św. Franciszka. Pochodząca z Nowego Miasta nad Pilicą rzeźbiona laska jubileuszowa zakończona krzyżem, z przełomu XIX i XX wieku przypomina o kapucyńskich zwyczajach związanych z 50-leciem życia zakonnego. Gdy 15 kwietnia 2012 roku w Zakroczymiu br. Czesław Warakomski, furtian klasztoru, obchodził 60-lecie życia zakonnego, szedł w procesji mszalnej główną nawą kościoła ze swą laską jubileuszową sprzed 10 lat.

CHCESZ WIEDZIEĆ JAK ŻYJEMY? ZAPRASZAMY NA NASZE MEDIA SPOŁECZNOŚCIOWE www.powolanie-kapucyni.pl www.kapucyni.opoka.news www.zniwowielkie.wordpress.com www.facebook.com/braciakapucyni instagram @bracia_kapucyni youtube Bracia Kapucyni

INDYWIDUALNE DNI SKUPIENIA

Laska jubileuszowa

Wydarzenie to przypomina modlitwę św. Bonawentury skierowaną do św. Franciszka, „chwalebnego nosiciela stygmatów Chrystusowych”: „Niech bezpiecznie idą za Tobą ci, którzy wychodzą z Egiptu, ponieważ po rozdzieleniu morza laską Chrystusowego krzyża przejdą pustynię, a przekroczywszy Jordan śmiertelności, dzięki cudownej mocy krzyża wejdą do obiecanej ziemi żyjących” (1Bon § 10, 9).

Istnieje możliwość odbycia w wybranych klasztorach indywidualnych dni skupienia. Jest to czas osobistej modlitwy w ciszy z towarzyszeniem kierownika duchowego. Jeśli chciałbyś odbyć takie dni skupienia zgłoś się:

nr. tel. 797 907 131 e-mail: kapucyni.pow@gmail.com



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.