Br. Piotr Hejno - Podróż niesamotna

Page 1

br. Piotr Hejno OFMCap

PODRÓŻ NIESAMOTNA medytacje adwentowe i wielkopostne


„Bo wciąż idę dalej, przed siebie, ale już nigdy nie sam… bo ON JEST ze mną”

Zbiór tekstów napisanych przez br. Piotra Hejno w latach 2014-2018 w ramach cyklu medytacji adwentowych i wielkopostnych, publikowanych na stronach internetowych Ośrodka Apostolstwa Trzeźwości w Zakroczymiu, którego był duszpasterzem.


12.12.2014

Światło pośród mroku Medytacja na sobotę II tygodnia Adwentu

Kiedy schodzili z góry, uczniowie zapytali Jezusa: „Czemu uczeni w Piśmie twierdzą, że najpierw musi przyjść Eliasz?” On odparł: „Eliasz istotnie przyjdzie i naprawi wszystko. Lecz powiadam wam: Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak chcieli. Tak i Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał”. Wtedy uczniowie zrozumieli, że mówił im o Janie Chrzcicielu. (Mt 17, 10-13) Jezus z uczniami schodzi z góry. Tam niedawno wobec nich się przemienił. Objawił swoją chwałę. Widzieli Mojżesza, Eliasza, słyszeli głos Boga mówiący: „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie. Jego słuchajcie”. Są chwile w naszym życiu, które chcielibyśmy, aby się nigdy nie kończyły. Te pełne pokoju, radości, poczucia wspólnoty, że nie jesteśmy sami. To daje poczucie bezpieczeństwa, które pozwala rozwijać się człowiekowi, ale… Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał. Mowa o cierpieniu w chwili, gdy niedawno przecież objawiał swoją chwałę? Dopiero zrozumiem pewne rzeczy w swoim życiu jeśli będę szedł jak uczniowie za Synem Człowieczym. Być ukrytym za Synem. To daje zrozumienie pewnych spraw, sytuacji, wydarzeń mojego życia. Jeżeli pytam Boga o konkret tego, czego nie rozumiem w swoim życiu, nie udaję, że nie ma problemu. Nawet jeżeli pytam o cierpienie, strach, lęk… po co to wszystko? Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał. Uczniowie wskazują na Jana Chrzciciela. Jednak w dalszej części tekstu Jezus mówi

wprost: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Oni zabiją Go, ale trzeciego dnia zmartwychwstanie. I bardzo się zasmucili (Mt 17,22-23). Cierpienie rodzi ból, już samo myślenie o tym wprawia w nas smutek. Jezus naprawił wszystko. On przyszedł, aby być światłem mojego życia. Wyprowadza mnie z ciemności grzechu, nałogu, lęku jeśli zobaczę, że jest Światłem oświecającym wszystko. Nie mogę chować się w ciemności mojego życia, w sytuacje bez wyjścia. Odwaga to odkrycie, że jest coś ważniejszego niż lęk, gdy odkłamuję prawdę o sobie. Wystarczy mały płomień nadziei, abym poczuł się bezpiecznie. Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał – abym ja już nigdy nie musiał cierpieć. Dobry Jezu, daj mi siłę abym kroczył za Tobą nawet tam, gdzie jest cierpienie. Pomóż mi zrozumieć, że samo cierpienie nie jest celem, ale etapem drogi prowadzącej do pełni radości i szczęścia.



1.12.2015

Ukryta za Synem Medytacja na środę I tygodnia Adwentu

I przyszły do Niego wielkie tłumy, mając z sobą chromych, ułomnych, niewidomych, niemych i wielu innych, i położyli ich u nóg Jego, a On ich uzdrowił. Tłumy zdumiewały się widząc, że niemi mówią, ułomni są zdrowi, chromi chodzą, niewidomi widzą. I wielbiły Boga Izraela. Lecz Jezus przywołał swoich uczniów i rzekł: Żal Mi tego tłumu! (Mt 15, 30-32) Jest kilka fragmentów w Ewangelii w których Jezus okazuje wzruszenie. Nie ma jednak w nich nic z tkliwości pozbawionej realnego odniesienia do danej sytuacji. Często wzruszenie Pana jest odniesione do człowieka, jego braków, biedy, śmierci, zatwardziałości serca. Jakby Jezusowi zależało na każdym człowieku. Św. Hieronim ujął to w słowach odnoszących się do Kościoła dzisiaj: „Kościół jako Boże dzieło jest założony i budowany dla tych, którzy zostali wyrwani, obaleni, zniszczeni i zburzeni w swoim życiu”. Odnaleźć w swoim życiu obszary nad którymi Pan się wzrusza, które potrzebują przemówić, przejrzeć, powstać… Nie jest to łatwe, aby się do nich przyznać, a cóż dopiero przynieść Jezusowi do stóp. Może właśnie tym mam się Mu pochwalić: „Widzisz Panie, jak jest?!”. On daje mi narzędzia, które pozwalają zaopiekować się tym co jest dla mnie trudne, jak obsługiwać swoje emocje. Pierwszym krokiem na tej drodze jest poznanie siebie i zaakceptowanie tego co mam, nawet swoich braków. Jezus karmi tłumy, a ma do dyspozycji tylko siedem chlebów i kilka ryb. Tylko, albo aż tyle, aby zaspokoić głód człowieka. Maryja, choć wolna od grzechu pierworodnego, również doświadczała ludzkich braków. Zależna od sytuacji, które ją spotykały, nie odczarowywała rzeczywistości.

Jako kobieta widziała więcej i dalej. Wydarzenie w Kanie Galilejskiej świadczy o jej wrażliwości na człowieka. Czyżby tej wrażliwości od niej uczył się Jezus, który dziś wzrusza się nad brakami i nędzą ludzi? Choć św. Mateusz nie wspomina wprost o obecności Maryi, w dzisiejszym wydarzeniu w Ewangelii osobiście widzę w postawie Jezusa owoc życia z nią w Nazarecie. Delikatność pełna mocy Maryi, która patrzy dalej niż to co zewnętrzne i pragnie się zaopiekować tym, co potrzebuje uwagi. Zawsze fascynowały mnie wizerunki Matki Najświętszej trzymającej małego Jezusa na swoich rękach. On jest na pierwszym planie, Ona jakby ukryta za Synem. Może czas Adwentu, oczekiwania, tęsknoty wykorzystać po to, aby ukryć się za Maryją i Jezusem zamiast za swoimi maskami życia. Przebywać w ich obecności, która jest światłem rozświetlającym ciemności mojego życia, nadającym mu sens, zrozumienia. Wszechmogący Boże, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych, przez Maryję chroń nas od niebezpieczeństw ciała i duszy, abyśmy nie wątpili na drodze wiary idąc za Twoim Synem, Jezusem Chrystusem, który z Tobą żyje i króluje na wieki wieków. Amen.


23.12.2015

Cud Obecności Medytacja na Wigilię Narodzenia Pańskiego

W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz.Wybierali się więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy do swego miasta. Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna. Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie. W tej samej okolicy przebywali w polu pasterze i trzymali straż nocną nad swoją trzodą. Naraz stanął przy nich anioł Pański i chwała Pańska zewsząd ich oświeciła, tak że bardzo się przestraszyli. Lecz anioł rzekł do nich: „Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan. A to będzie znakiem dla was: Znajdziecie Niemowlę, owinięte w pieluszki i leżące w żłobie”. I nagle przyłączyło się do anioła mnóstwo zastępów niebieskich, które wielbiły Boga słowami: „Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom Jego upodobania”. (Łk 2, 1-14)


To już ten czas. Świat wstrzyma oddech. Jakby na chwilę się zatrzyma, bo narodzi się jego Stwórca. Bóg Człowiek wchodzi w historię ludzkości. Świadkami są niebo i ziemia, księżyc i gwiazdy, aniołowie i prości pasterze. Nikt nie pisze jak wyglądało życie pasterzy po tym wydarzeniu: czy coś się w nich zmieniło? Czy spotkali jeszcze Jezusa później? Od tego momentu w historii świata już nic nie będzie takie samo. Oto czynię wszystko nowe… (Ap 21, 5) jakby te słowa nie miały końca. Dziś i ja jestem tego uczestnikiem, mogę to zobaczyć i usłyszeć jak nigdy dotąd, a przecież: „Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli” (Łk 10, 24). Jestem dziś ważniejszy od królów i proroków, którzy odeszli z tęsknotą za Mesjaszem. A przecież On rodzi się dziś właśnie dla mnie, dając mi największy z cudów… cud obecności. Czy potrzebuję czegoś więcej? Bóg wchodzi ze mną w relację tak bardzo ludzką i prostą. Stwórca świata tak bardzo zależny od swego stworzenia. Zanim weźmie na swoje ramiona moje zło, słabości, egoizm, grzech, chce, abym to najpierw ja wziął Go na swoje ręce.

Czy potrafię, czy dam radę, a co będzie gdy..? Dlaczego znów tyle pytań? Przecież jest ze mną Jego Matka. Jej gest i spojrzenie, jakby potwierdzały: „To jest Bóg z nami…, to jest Bóg z Tobą, nie bój się wziąć Go do siebie”. Mój Bóg, Jezus Chrystus, ten który zna moje uczucia i pragnienia, słabości, cierpienia i poświęcenie. Widzi też moją radość i spełnienie, a mimo mojego roztargnienia jest tak blisko. Chociaż na chwilę mogę zobaczyć i poczuć, że nie muszę już udawać, że lęk i niepewność, które czasami są tak wielkie, przy tym Dziecku jakby zaczęły się roztapiać. Dlaczego? Bo właśnie skupiam się na Nim, a nie na sobie. I to jest ta siła, którą czerpię z relacji z Nim. Choć jeszcze nie potrafi mówić, Jego oczy – tak intensywne – potwierdzają: „Wystarczy ci mojej łaski…”. (2 Kor 12, 9) Już muszę odejść od stajenki do swoich spraw, obowiązków, problemów, relacji na zewnątrz… Ale widzę, że to, co robię i to, co się dzieje wokół mnie jest od tego wydarzenia tak jakoś dziwnie „tylko na chwilę”. Bo wciąż idę dalej, przed siebie, ale już nigdy nie sam… bo ON JEST ze mną. Wszechmogący Boże, który w osobie Jezusa Chrystusa,Twojego Syna stałeś się mi tak bliski, umocnij moje kroki życia Twoją obecnością. Amen.


9.02.2016

Ojciec, który widzi w ukryciu Medytacja na Środę Popielcową

A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. W Piśmie Świętym jest wiele tekstów mówiących o spojrzeniu Boga na człowieka. Ma ono różny oddźwięk, ale dla mnie jest połączone w jeden cel: troska o człowieka… zagubionego, poranionego, zalęknionego, grzesznego. Jakie to musi być spojrzenie? Spojrzenie pełne miłości i piękna, abym mógł również odkryć to w sobie i tak na siebie spojrzeć. Wydawałoby się, że zadanie dla odważnych? Wcale nie. Wystarczy ukryć się w swoim wnętrzu i zobaczyć siebie na nowo w prawdzie, ale bez osądzania. Miłosierne oczy Jezusa zachwycą się odrobiną dobra, którą dostrzegam w sobie i zarazem nie potępią słabości i grzechu, ale przemienią i oczyszczą w moim życiu. Potrzebuję wciąż czuć spojrzenie Jezusa na mnie, spojrzenie bez osądu, krytyki i dobrych rad. Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę.Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Spojrzenie Boga Ojca, który widzi w ukryciu moje życie, w każdej sekundzie mojego istnienia. Strzec się uczynków wykonywanych przed ludźmi, tak bardzo zewnętrznych, bo może okazać się, że nie ma w nich mnie i samego Boga. Czy w tym co robię jestem sobą u siebie? Czy widzę tego sens bez względu na etap w jakim teraz się znajduję? Uczynki, modlitwa, wyrzeczenia… dla kogo, dlaczego to robię? Czy moja wiara jest oparta na relacji do osobowego Boga, czy jest tylko obrzędem?

Co Ojciec może mi oddać? Może to czego najmniej się spodziewam. Czy dam się Jemu zaskoczyć? Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę.Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Spojrzenie Boga pozwala mi wyjść z mojego ukrycia. Dlaczego? Ponieważ On ukrywa się we mnie i widzi wszystko, całe moje życie. To daje poczucie bezpieczeństwa, gdy wiem, że osobowy Bóg jest ze mną i jest we mnie. Wyjść z ukrycia zewnętrznej powinności, schematów, lęków. W zamian On, który widzi w ukryciu, daje mi wewnętrzną wolność do spełnienia swojego życia. Wtedy jestem świadomy tego, co przeżywam, co czuję. Mogę stworzyć w sobie wewnętrzną przestrzeń miłości, akceptacji i szacunku bez szukania tego na zewnątrz. Wtedy jestem sobą u siebie w chwilach radości i rozczarowań. To jest ta siła płynąca z relacji z żywym, osobowym Bogiem Ojcem widzącym wszytko w ukryciu mojego serca. Tam mogę się z Nim spotkać twarzą w twarz. Panie, przenikasz i znasz mnie,Ty wiesz, kiedy siadam i wstaję. Z daleka przenikasz moje zamysły, widzisz moje działanie i mój spoczynek i wszystkie moje drogi są Ci znane. Choć jeszcze nie ma słowa na języku:Ty, Panie, już znasz je w całości.Ty ogarniasz mnie zewsząd i kładziesz na mnie swą rękę (Ps 139,1-5). Bądź ze mną zawsze. Amen.


11.03.2016

Nauczony czy doświadczony? Medytacja na sobotę IV tygodnia Wielkiego Postu Wśród tłumów słuchających Jezusa odezwały się głosy: «Ten prawdziwie jest prorokiem». Inni mówili: «To jest Mesjasz». «Ale – mówili drudzy – czyż Mesjasz przyjdzie z Galilei? Czyż Pismo nie mówi, że Mesjasz będzie pochodził z potomstwa Dawidowego i z miasteczka Betlejem, skąd był Dawid?» I powstał w tłumie rozłam z Jego powodu. Niektórzy chcieli Go nawet pojmać, lecz nikt nie podniósł na Niego ręki. Wrócili więc strażnicy do arcykapłanów i faryzeuszy, a ci rzekli do nich: «Czemu go nie pojmaliście?» Strażnicy odpowiedzieli: «Nigdy jeszcze nikt tak nie przemawiał jak ten człowiek». Odpowiedzieli im faryzeusze: «Czyż i wy daliście się zwieść? Czy ktoś ze zwierzchników lub faryzeuszy uwierzył w Niego? A ten tłum, który nie zna Prawa, jest przeklęty». Odezwał się do nich jeden spośród nich, Nikodem, ten, który przedtem przyszedł do Niego: «Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw nie przesłucha i nie zbada, co on czyni?» Odpowiedzieli mu: «Czy i ty jesteś z Galilei? Zbadaj i zobacz, że żaden prorok nie powstaje z Galilei». I rozeszli się – każdy do swego domu. (J 7, 40-53) Czytając ten tekst ewangelii zadaję sobie pytanie: gdzie jestem, po czyjej stronie? Za czy przeciw i nie chodzi mi tylko o zajęcie postawy względem samego Jezusa. To jest poniekąd moje życie, które próbuję złożyć z „tak i nie”, z „dobre i złe” nie zaprzeczając, że te rzeczy są moim udziałem, czasami tak bardzo sprzeczne jak postawa ludzi w tym fragmencie. Czego mogę pozazdrościć przedstawicielom tego tłumu? Konkretu – oni wiedzą czego chcą, choć tworzy to rozłam między nimi. Najgorszy jest rozłam wewnętrzny – kiedy nie wiem czego chcę. Dać sobie czas do podjęcia decyzji, ale nie czekając w nieskończoność. Jeżeli tego nie zrobię, wiem, że tę decyzje podejmie za mnie czas… Podjąć decyzję pomimo niepokoju i tego, co jest dla mnie nieznane… Może to jest to nowe powierzenie się Temu, który JEST cokolwiek bym nie zrobił. Odezwał się do nich jeden spośród nich, Nikodem, ten, który przedtem przyszedł do Niego… Nikodem zdobywa się na odwagę… dzięki jednemu spotkaniu, które widocznie

odmieniło jego życie. To on potajemnie spotkał się z Jezusem w nocy i odbył z nim rozmowę (J 3, 1-21). Dostojnik żydowski, faryzeusz, członek Sanhedrynu, teraz staje w obronie Jezusa wbrew opinii swoich towarzyszy, nie staje się zakładnikiem tego, co sobie o nim pomyślą. Czy warto się narażać? A co z lękiem przed oceną, przed odrzuceniem? Ale to jeszcze przecież nie koniec, bo wraz z Józefem z Arymatei zaopiekuje się martwym ciałem Jezusa i złoży je do grobu. Mesjasz, Bóg – Człowiek, Jezus Chrystus… nauczony czy doświadczony? Dla Nikodema, który nie bał się określić czego chce, było to siłą do pójścia do końca za głosem swojego serca, ponieważ spotkał Kogoś, kto przemienił jego serce. Jezu, który przychodzisz do mnie nawet pod osłoną nocy mojego serca i życia, zostań przy mnie i pozwól mi zrozumieć sens tego, co mnie spotyka. Amen.


21.03.2016

Tu i teraz Medytacja na Wielki Wtorek Jezus w czasie wieczerzy z uczniami swoimi doznał głębokiego wzruszenia i tak oświadczył: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeden z was Mnie zdradzi. Spoglądali uczniowie jeden na drugiego niepewni, o kim mówi. Jeden z uczniów Jego – ten, którego Jezus miłował – spoczywał na Jego piersi. Jemu to dał znak Szymon Piotr i rzekł do niego: Kto to jest? O kim mówi? Ten oparł się zaraz na piersi Jezusa i rzekł do Niego: Panie, kto to jest? Jezus odparł: To ten, dla którego umaczam kawałek /chleba/, i podam mu Umoczywszy więc kawałek /chleba/, wziął i podał Judaszowi, synowi Szymona Iskarioty A po spożyciu kawałka /chleba/ wszedł w niego szatan. Jezus zaś rzekł do niego: Co chcesz czynić, czyń prędzej. Nikt jednak z biesiadników nie rozumiał, dlaczego mu to powiedział. Ponieważ Judasz miał pieczę nad trzosem, niektórzy sądzili, że Jezus powiedział do niego: Zakup, czego nam potrzeba na święto, albo żeby dał coś ubogim. A on po spożyciu kawałka /chleba/ zaraz wyszedł. A była noc. Po jego wyjściu rzekł Jezus: Syn Człowieczy został teraz otoczony chwałą, a w Nim Bóg został chwałą otoczony. Jeżeli Bóg został w Nim otoczony chwałą, to i Bóg Go otoczy chwałą w sobie samym, i to zaraz Go chwałą otoczy. Dzieci, jeszcze krótko jestem z wami. Będziecie Mnie szukać, ale – jak to Żydom powiedziałem, tak i teraz wam mówię – dokąd Ja idę, wy pójść nie możecie. Rzekł do Niego Szymon Piotr: Panie, dokąd idziesz? Odpowiedział mu Jezus: Dokąd Ja idę, ty teraz za Mną pójść nie możesz, ale później pójdziesz. Powiedział Mu Piotr: Panie, dlaczego teraz nie mogę pójść za Tobą? życie moje oddam za Ciebie. Odpowiedział Jezus: życie swoje oddasz za Mnie? Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Kogut nie zapieje, aż ty trzy razy się Mnie wyprzesz. (J 13,21-33.36-38) Głębokie wzruszenie Jezusa podobne do wzruszenia ojca z przypowieści o synu marnotrawnym (Łk 15,20). Pierwsza postawa jest zapowiedzią zdrady i rozstania, druga wypływa z radości powrotu i spotkania. Głębokie wzruszenie człowieka dotyczy i dotyka jego serca. Wtedy nie potrzeba słów, łzy też nie zawsze są w stanie wszystko wyrazić. Nie bać się wzruszać i mówić o tym, co trudne tak, jak Jezus w gronie swoich przyjaciół nie jest łatwe. Potrzeba zaufania jest związana z poczuciem bezpieczeństwa, a tego tak często brakuje. Jezus rozdarty pomiędzy dwiema postawami, tak bardzo skrajnymi: zdrada i ofiara z życia. Judasz, zaślepiony do tego stopnia, że nie widzi konsekwencji swojego wyboru. Piotr, pełen lęku o siebie, który próbuje przenieść na Jezusa. Gdyby Jezusowi się coś stało, to on mógłby sobie z tym nie poradzić. Postawa Jezusa wolna od postaw i opinii najbliższych uczniów. Nie jest zakładnikiem zatwardziałego serca jednego ucznia i wygórowanych obietnic drugiego, ale pozwala im być sobą na „tu i teraz”. Zjednoczony ze

swoim kochającym Ojcem ma odwagę powiedzieć do Judasza „Co masz czynić, czyń prędzej”, jakby chciał przyśpieszyć chwilę śmierci. Nie zatrzymuje go. Dlaczego? Bo miłość puszcza wolno, nie tłamsi, nie przekonuje na siłę. Judasz i tak już dużo widział i słyszał będąc z Jezusem. Ile jest we mnie z Judasza, a ile z Piotra? Jakie jest moje serce? Na ile wciąż szukam siebie i nie potrafię odpuścić…? Na te pytania odpowiadam sobie codziennie w procesie poznawania siebie. Czy będzie to jednoznaczna odpowiedź? Nie! Przyszłość, która jest niepodległa wystawia na próbę moje serce. Widzę w moim wnętrzu trochę serca Judasza i Piotra, a jednocześnie doświadczam spojrzenia pełnego wzruszenia płynącego od Jezusa, nad tym, że nieraz moje zagubienie mnie przerasta. Ale jest On i to pozwala mi trwać przy sobie samym mimo wszystko. Wszechmogący i Miłosierny Boże prowadź mnie pomimo mojego zagubienia w poszukiwaniu Miłości, którą jest Twój Syn. Amen.


30.11.2016

Spojrzenie miłości Medytacja na środę I tygodnia Adwentu

Pan ujrzał dwóch braci (por. Mt 4,18). Spojrzenie Jezusa, które jest przed wezwaniem. Cóż to musi być za spojrzenie, które zna całe moje życie. Pełne miłości, mocy, troski… Ono przenika całe moje życie. Czy to samo spojrzenie towarzyszyło Bogu, który po akcie stworzenia w raju patrzył na człowieka zanurzonego w Nim? Jak zarzucali sieć w jezioro, jak naprawiali w łodzi swe sieci (por. Mt 4,18.21). Co jest siecią mojego życia? Co daje mi poczucie bezpieczeństwa? Dzięki czemu żyję? Czy zastanawiałem się, co łowię w życiowe sieci? Rodzina, wspólnota, rozwój, relacje, rekolekcje, praca. Widzę, że to wciąż potrzebuje naprawy, jest takie kruche, ulotne, tylko na chwilę. Pan przechodzi koło mnie i widzi mój trud, że wciąż sam potrzebuję naprawy, przemiany. Ona dokonuje się we współpracy z człowiekiem, którego Bóg stawia na mojej drodze życia. Bóg pozwala mi wyjść z izolacji i samotności, które są iluzją bezpieczeństwa i pokoju, jeżeli zamykają mnie na innych. Oni natychmiast zostawili sieci, łódź i ojca i poszli za Nim (por. Mt 4,22). Zostawić to, co daje mi złudne poczucie bezpieczeństwa, nie przywiązywać się do tego, tak jakby to miało być tylko na chwilę. Nie szukać w tym życia, może się bowiem okazać, że będzie wciąż mało. Zostawić swojego ojca to uwierzyć, że Bóg daje mi nowe życie. Jeśli tego nie zrobię,

może okazać się, że wciąż szukam ojca i matki w swoim małżeństwie, we wspólnocie zakonnej, w tym, co robię. Wezwanie Jezusa do pójścia za Nim daje wewnętrzną wolność, aby nie bać się zostawić tego wszystkiego, nie bać się odkryć i zostawić swoje braki, aby On mógł je wypełnić. Jezus powołuje mnie do relacji z Nim. Mój czas Adwentu to chodzenie w obecności Pana. Ten czas nie skończy się wraz z Narodzeniem Pańskim. Dać się powołać takim, jaki jestem, z tym, co mam, a On dopełni resztę. On będzie mnie przemieniał w siebie. Zobaczyć w sobie obraz Jezusa Chrystusa, obraz pełnej zależności od Boga, od Betlejem, aż po Golgotę? Zależności pełnej miłości, która pozwala wszystko znieść i daje siłę do podjęcia decyzji. Jezus Chrystus to rzeczywistość, która teraz mnie otacza… Jego wzrok podąża za moim życiem, moimi obowiązkami, dylematami, radościami, smutkami. Widział mnie przed wiekami spojrzeniem odwiecznej miłości, która nigdy nie będzie miała końca. Jest też Ona – Ta, która zawsze pozostaje blisko Jezusa. On od Maryi uczył się tego spojrzenia miłości. Boże bogaty w miłosierdzie, przeprowadź mnie przez życie spojrzeniem pełnym miłości, abym doświadczał Twojej ojcowskiej obecności, która daje pokój serca. Amen.


2.03.2017

Post, który rodzi się z relacji Medytacja na piatek po Popielcu

Po powrocie Jezusa z krainy Gadareńczyków podeszli do Niego uczniowie Jana i zapytali: «Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, Twoi zaś uczniowie nie poszczą?» Jezus im rzekł: «Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy będą pościć» (Mt 9,14-15). Boję się postu. O dziwo, nie jest to łatwa rzecz w moim życiu zakonnym. Doświadczenie braku jest dla mnie trudne. Nie chcę być z tym po prostu sam, ponieważ wiem, że to przytłacza. Dzisiejszy fragment Ewangelii daje mi nowe światło na ten czas, jak zrozumieć samego siebie w kontekście postu i doświadczenia braku. Poznaję nowy rodzaj postu, który nie opiera się na ilości, ale na relacji. Wypływa z tego, że nie ma przy mnie kogoś, kogo kocham, na kim mi zależy. Kogoś, z kim mógłbym przeżywać to, co jest dla mnie ważne. Taki post znajduje swoją motywację w moim wnętrzu i chroni mnie od bycia w porządku tylko w zewnętrznej postawie. Jezus dziś powraca z krainy, w której niedawno uwolnił dwóch opętanych, dręczonych przez złego ducha. Skazanych na samotność, wzbudzających w innych lęk. Coraz bardziej dostrzegam, że każdy grzech zabiera mi mojego Pana młodego i rodzi we mnie samotność i smutek. To, co miało dać radość, znowu wydobyło rozczarowanie. Lęk, który zabrania być sobą u siebie, sprawia, że zaczynam powtarzać: „Jezu, proszę Cię, pomóż mi”. Chodzę w takiej postawie postu, aby szukać ewangelicznego Pana młodego. Nie

tylko po to, aby Jego obecność na nowo przywróciła mi radość i pokój, ale po to, abym zobaczył, że w relacji z Mistrzem uczę się wciąż siebie na nowo. Nie jest to łatwe. Czasami zastanawiam się, czy warto się starać, być lepszym? Takie „staranie się” bardzo męczy. Zamiast tego po prostu wciąż na nowo wracam do Jezusa. To On sprawia, że w mojej słabości i w moim braku dokonuje się przemiana. Zaczynam żyć na nowo, gdyż jestem z Nim. To On mnie zbawia, a nie ja sam siebie. On nie oszukuje, nie krzyczy, nie przychodzi po to, by mnie oskarżać, ale abym miał życie. „Zabiorą im pana młodego…” – nie tylko zabiorą, ale za chwilę też zabiją. Wraz ze śmiercią kogoś, kogo kocham, rodzi się pustka, która nie zostanie nigdy do końca wypełniona. Jednak śmierć Jezusa jest początkiem nowego życia, które trwa. Życia w relacji z Nim. Dlatego chcę powtarzać za psalmistą: „Gdy jestem z Tobą, nie cieszy mnie ziemia. […] Mnie zaś dobrze jest być blisko Boga” (Ps 73(72),25.28). Jezu, niech Twoja obecność nieustannie mnie umacnia. Amen.


30.03.2017

Miłość w zbrodni Medytacja na piatek IV tygodnia Wielkiego Postu

Niektórzy z mieszkańców Jerozolimy mówili: «Czyż to nie jest Ten, którego usiłują zabić? A oto jawnie przemawia i nic mu nie mówią. Czyżby zwierzchnicy naprawdę się przekonali, że On jest Mesjaszem? Przecież my wiemy, skąd On pochodzi, natomiast gdy Mesjasz przyjdzie, nikt nie będzie wiedział, skąd jest». A Jezus, nauczając w świątyni, zawołał tymi słowami: «I Mnie znacie, i wiecie, skąd jestem. Ja jednak nie przyszedłem sam z siebie; lecz prawdomówny jest Ten, który Mnie posłał, którego wy nie

Ile razy dziennie próbuję zabić tych, którzy myślą inaczej niż ja? Żyją inaczej, niż ja bym tego chciał? Nie spełniają moich oczekiwań? Mam tę świadomość, że moje serce jest często zdolne do zabójstwa, szczególnie gdy nie czuje się kochane. Jezus dzisiaj ukrywa się przed Żydami, „bo godzina Jego jeszcze nie nadeszła”. Ukrywa się też przede mną w drugim człowieku, abym doświadczył, że gdy zabijam w swoim osądzie, robię to w białych rękawiczkach, które noszą nazwę: „jestem lepszy”, „nie jest ze mną tak źle”. Nie różnię się niczym od tych, którzy widzieli Jezusa i w swoim sercu już Go zabili. Święty Franciszek z Asyżu wołał, że „Miłość nie jest kochana”, dlatego też świadomie pisał: „Bądźmy mocno przekonani, że naszą własnością są nasze wady i grzechy”. Potrzebuję zobaczyć krew i wodę jak setnik na Golgocie, aby uwierzyć. Krew Jezusa jest również na moich dłoniach, gdy widzę swój grzech i przychodzi po czasie refleksja „Co ja zrobiłem?”. Jezus pozwala mi się zabić, abym doświadczył Jego miłości, która nie krzyczy, nie wypomina, nie poucza, ale patrzy na mnie z wysokości krzyża. Abym doświadczał

bezinteresownej miłości Boga Ojca, która nie potrzebuje tego, aby na nią zasługiwać. Gdyby nie słowa, życie i śmierć Jezusa Chrystusa, nigdy bym nie poznał Boga Ojca. Chrystus wskazuje na Tego, który Go posłał. On bez Ojca nic nie chce czynić. Ta bliskość która wypływa z miłości, jest dla Jezusa siłą do tego, aby iść dalej pomimo przeciwności. On ma świadomość godziny swojej śmierci i czeka na nią po ludzku ze strachem, ale jako Syn tęskni, aby na nowo wtulić się w ramona swojego Ojca. Gdy widzę w swoim życiu momenty opuszczenia i samotności, nie chcę już przyspieszać czasu, czekając końca tych chwil. Widzę, że nie jestem sam. Jego obecność pomaga przyjąć ten czas, który dopiero z Nim nabiera sensu. Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, wsław Twoje imię! (J 12,2728). Pomóż mi, Jezu, odkryć każdą sekundę mojego życia jako chwilę Twojej obecności ze mną. Amen.


6.12.2017

To, co On mówi, nie może być nieprawdą Medytacja na Czwartek I tygodnia Adwentu

Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony (Mt 7,24-25). Czułość Jezusa w Jego przepowiadaniu przejawiała się także w niełatwych napomnieniach. Może dlatego, abym mógł je przyjąć i odnieść do swojego życia bez wmawiania sobie, iż „mnie to nie dotyczy”. W porównaniach Zbawiciela do świata przyrody oraz sytuacji życiowych odnajduję odniesienie do konkretnych wydarzeń mojego życia. Dzisiaj widzę, że samo budowanie na piasku czy na skale zasadniczo niczym się nie różni. Ten sam projekt, pracę czy wykończenie łączy podobny wysiłek. Wiele cierpliwości i czułości poświęca budowniczy, aby w swoim domu czuć się dobrze. Towarzyszy mi to często, kiedy wznoszę własne domki życia – nie tylko z kart. Pokusa, aby dobrze się urządzić tam, gdzie żyję, nierzadko się odzywa. Mieć „swoje” domy, wydeptane drogi: znajomych, miejsca, pracę, spełnienie, nawet kontakt z własnym ciałem, emocjami, uczuciami. Im trudniej przyjąć mi w życiu deszcz, potoki i wichry, które niszczą moje domy pozbawione fundamentu, tym bardziej Pan uwalnia mnie od przywiązania do tego, co ulotne, co wystarcza tylko na chwilę. Czułość Jezusa również dopuszcza takie sytuacje, abym zobaczył, czy zbawia mnie On, czy ja sam zbawiam siebie. Dziś w Ewangelii dostrzegam, że fundamentem dla mnie jest słuchanie Słowa Pana, które zawsze pozostaje aktualne, chociaż trwa tyle wieków.

Nie jest to dla mnie łatwe. Gdy zapominam o tym, wtedy to, co ludzkie i takie słabe, bierze górę. W konsekwencji wiąże się z cierpiętnictwem, dalekim od sensu cierpienia. Pan zadaje mi cierpienie z wielką czułością, ale nie chce mnie skrzywdzić. Dla mojego zbawienia On pragnie oczyścić ranę. Mimo że ona tak boli, wiem, że bez tego nie pójdę dalej. Ruina mojego domu zbudowanego na piasku, kiedy patrzę na nią z boku, stanowi dla mnie rozczarowanie, rozgoryczenie, zmarnowanie wielu dóbr, siły, pracy. Jednak z pewnością jest to lepsze niż perspektywa, iż ten dom mógłby stać się miejscem mojej śmierci, jeżeli w porę bym nie zobaczył, że zbliża się niebezpieczeństwo. Tak w moim życiu działa Bóg, który – dla mojego większego dobra – niszczy to, co nie ma Jego fundamentu. Burzy moje budowle postawione na piasku. Dzięki temu dziś mogę żyć tym życiem, które mi dał. Kiedyś usłyszałem słowa: „Czytaj Biblię, a unikniesz wielu rozczarowań” – faktycznie, to działa. Czułe i delikatne, aczkolwiek wymagające i niełatwe słowa Pana dają nadzieję i Jego niesamowitą bliskość. Dobry Jezu, bądź ze mną, gdy burzy się mój świat, gdy sypie się moje życie.


14.02.2018

Podróż niesamotna Medytacja na Czwartek po Popielcu

«Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa» (Łk 9,24) Pociąg przyjechał. Szukam swojego przedziału. Przede mną ponad trzynaście godzin podróży. Wydaje się dużo, ale to też możliwość bycia ze sobą sam na sam przy zmieniającej się rzeczywistości na zewnątrz. Zimowa aura sprawia, że na nowo odkrywam Słowa Pana: «Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją» (Iz 1,18). Miasta, miasteczka, wsie, pola, lasy dane mi tylko na chwilę. Przecież w nie jest wpisana historia konkretnego człowieka, którego nigdy nie poznam. Jego spotkania, rozstania, radości, smutki, choroby, życie i śmierć. Nawet nie zauważyłem, kiedy dosiadł się towarzysz podróży, zajmując miejsce w niedawno wolnej przestrzeni. Celem Jego podróży jest spotkanie ze swoim Ojcem, za którym bardzo tęskni. Mówił o swoim Ojcu, jakby On za chwilę miał się do Niego dosiąść. Są zanurzeni w swojej obecności. Widzę, że Jego zakochanie w Ojcu daje Mu wiele pokoju i radości. Mnie też to jakoś dziwnie zaczęło uspokajać. Odgłos pędzącego pociągu ustąpił na rzecz historii Tego Człowieka. Opowiadając historię swojego życia, powiedział o cierpieniu i śmierci przed spotkaniem z Ojcem: «Będę odrzucony przez tych, którym Mój Ojciec zaufał. Oni mnie zabiją!». Pierwszy raz spotkałem Człowieka, który o swojej śmierci mówi tak łagodnie, jakby już teraz miał na nią swoją zgodę. Mówił to tak, jakby ta śmierć nie miała być wcale końcem. Jego słowa pomogły mi odkryć coś nowego: «Życie to nie zawsze to, co chciałbym mieć tu

i teraz, natychmiast. Odrzucenie i niezrozumienie są w nie wpisane. Zapomnienie o sobie uwalnia od walki z całym światem». Gość podróży uświadomił mi również ważną rzecz: «Codziennie mam wybór: zyskać świat czy ocalić siebie, gdy widzę, że mogę nie spełnić do końca oczekiwań innych. Życie bez przeszkód to pewna iluzja, droga donikąd, która nie daje mi możliwości spotkania z Tym, który powiedział, aby zaprzeć się samego siebie, wziąć swój krzyż i iść przed siebie. Bardzo dziwna i trudna to podróż, jaką jest ŻYCIE». Koniec podróży. Zapowiedź ostatniej stacji, wstaję po bagaż, odwracam się. Już Go nie ma. Wyszedł bez pożegnania? A może pokazał mi, że to nie koniec naszego spotkania? Kilka godzin w głąb swojego życia z Jego Słowem, niczym wyprawa po odrobinę wolności. Chociaż upłynęło tylko kilka chwil od naszego rozstania, już tęsknię za Jego obecnością. A jednak jest. Pomaga teraz wsiąść starszemu mężczyźnie do innego pociągu. Spotkałem wzrok starca. W jego oczach zobaczyłem pytanie: «Dziecko, gdybyś przeżył tyle co ja?». Spoglądając na niego, pomyślałem, że nic nie wiem o ludziach takich jak on, ale wiedziałem, że On wie. Będzie to dla niego bezpieczna podróż, może już ostatnia, ale ze szczególną Obecnością. Jezu Chryste, bądź ze mną, gdy idę przez życie dane przez Boga. Niech Twoja obecność uwalnia moje serce od tego, co zabiera mi Ciebie. Amen.


PAMIĘCI BR. PIOTRA HEJNO Lublin 1983

La Grande Chartreuse 2018


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.