Braciszkowie świętego Franciszka #109/110

Page 1

Duszpasterstwo Powołań Warszawskiej Prowincji Braci Mniejszych Kapucynów

raciszkowie swietego ranciszka

B F

Rok XVIII-XIX, nr 109-110


SPIS SPIS TREŚCI TREŚCI

Słowo stało się ciałem 3 br. Piotr Wrotniak Postulat, czyli jak tu trafiłem 4 Kamil Sochacki Gorący Patrol 6 br. Andrzej Zajkowski Abyście się wzajemnie miłowali 8 Adrianna Z kart historii 11 br. Roland Prejs Honoracka 12 Wojtek Jak rodzi się dziecko 14 Zuzanna Zrozumieć świętego 24 br. Piotr Wardawy


Słowo stało się Ciałem… (J 1, 14)

Święty Franciszek w szczególny sposób przeżywał tajemnicę Wcielenia Słowa, zachwycając się pokorą i uniżeniem Boga. W liście do wszystkich wiernych pisał: „Słowo Ojca tak godne, tak święte i chwalebne zwiastował najwyższy Ojciec z nieba przez św. Gabriela, swego anioła, mające zstąpić do łona świętej i chwalebnej Dziewicy Maryi, z której to łona przyjęło prawdziwe ciało naszego człowieczeństwa i naszej ułomności. Które, będąc bogate (2 Kor 8, 9) ponad wszystko, zechciało wybrać na świecie ubóstwo wraz z Najświętszą Dziewicą, Matką swoją”(LW2 4-5) Pragnąc iść śladami Biedaczyny z Asyżu, chcemy dziś wchodzić w przeżywanie tej tajemnicy wiary właśnie po to, by uczyć się takiej samej pokory i uniżenia. Narodzenie Pańskie uczy nas tego, że Bóg nie przychodzi z wielkim hukiem, medialnym rozgłosem i w przepychu. On staje się obecny w naszej codzienności, w sposób prosty, w ciszy i w ubóstwie środków. W tym okresie kończącym rok 2007 oddajemy z radością w Wasze ręce kolejny numer naszego czasopisma. Teraz wyjątkowo jest to numer podwójny. Zamieściliśmy w nim między innymi wspomnienia z różnych wydarzeń wakacyjnych, w których brało udział nasze Duszpasterstwo Powołań. Znajdziecie tu również świadectwa braci z postulatu i junioratu naszej Prowincji Warszawskiej Zakonu Kapucynów. Niech przeżywanie radosnej tajemnicy Narodzenia Pańskiego pozwala nam odnaleźć Boga w szarej codzienności, w cichej i pokornej modlitwie. Wszystkim życzymy radosnych Świąt spędzonych w ciepłej, rodzinnej atmosferze.

br. Piotr Wrotniak duszpasterz powołań

Braciszkowie św. Franciszka

3


Kamil Sochacki Postulant

Postulat, ??? czyli jak tu trafiłem...

N

ajpierw ciche, zakurrzone włodawskie uliczki, a wśród nich ja, kończący 3-cią gimnazjalną. To właśnie na wakacjach pomiędzy trzecią gimnazjum a pierwszą liceum przeżyłem swoje główne nawrócenie. I trafiłem do Ruchu Światło-Życie. Zdawałoby się, że jeszcze o wiele za wcześnie, żeby zacząć myśleć co zrobić ze swoim życiem, a tu proszę... Po raz kolejny już „odpalam kompa”, ale tym razem przy okazji oglądania jakiejśtam strony interne-

4

towej, wyskoczył ni z tego ni z owego jakiś dodatkowy link (i to wcale nie była reklama najnowszej odżywki do włosów najdelikatniejszych), ale http://www.kapucyni.franciszkanie.pl (obecnie ofmcap.pl). Kliknąłem i niemal natychmiast moim oczom ukazała się, niczym malowana, Warszawska Prowincja Kapucynów. I tak też się rozpoczęło... Znalazłem adres kontaktowy i napisałem. Po kilku dniach oczekiwania, w swojej załadowanej mailami skrzynce, zobaczyłem wiadomość od „Duszpasterstwa Powołań”, która była sama w sobie satysfakcjonującą odpowiedzią na wszystkie pytania młodzieńczego, skołatanego serducha licealisty (I LO). Częśc tej wiadomości brzmiała mniej więcej tak: „Witaj Kamilu! To wspaniale, że zacząłeś interesować się swoim powołaniem. Dobrze by było się spotkać. Jeśli chcesz, to przyjedź do Warszawy , lub weź udział w dniach skupienia. Trzymaj się ciepło – br. Piotr Wardawy.” Od razu pomyślałem – „No super! (...) jeśli chcesz, to przyjedź...”. Pewnie, że chciałem, tylko nie wiedziałem i nie miałem jak. Ale i na to Pan Bóg znalazł sposób. Moderatorzy naszej Oazy organizowali wyjazd do Warszawy na parę dni. WARSZAWA!!! Przez chwilę wpadł mi do głowy szalony pomysł... “Nie...” - pomyślałem “Musiałbym zgłupieć do reszty...” Coś mnie jednak ciągnęło. Umówiłem się na czas wyjazdu w klasztorze warszawskim z wy-

Braciszkowie św. Franciszka


[

Po raz kolejny już „odpalam kompa”, ale tym razem przy okazji oglądania jakiejśtam strony internetowej, wyskoczył ni z tego ni z owego jakiś dodatkowy link (i to wcale nie była reklama najnowszej odżywki do włosów najdelikatniejszych).

]

żej wspomnianym br. Piotrem Wardawym. W czasie naszego wypadu oazowego zrealizowałem szalone spotkanie. Opowiedziałem o swoim powołaniu itd... I tak się wszystko zaczęło. Potem tylko seria rekolekcji powołaniowych.. Ale to tak naprawdę tylko początek, bo Pan Bóg nie szczędził mi wielu znaków,

Braciszkowie św. Franciszka

np. Pismo Święte (w chwilach największego zwątpienia i zniechęcenia, których nie brakowało, otwierałem Pismo Święte i natrafiałem na cytaty typu: <<Opuść swój dom i idź do kraju, który ci ukazałem>>), albo gdy zobaczyłem po drugiej stronie ulicy kapucyna, którego nie znałem, nie wiadomo dlaczego, ale w tym samym momencie wybuchnęliśmy śmiechem, a w moim sercu pojawiał się pokój i radośc nie pochądząca ode mnie... Te i wiele innych znaków, przede wszystkim tych codziennych, których ja już teraz nie pamiętam, umacniało mnie na drodze mojego powołania. I w ten sposób jestem w kapucyńskim postulacie w Łomży. Pozdrawiam Was wszystkich ciepło i zachęcam do codziennego odkrywania własnego powołania. Pokój i Dobro!!!


Gorący Patrol

Br. Andrzej Zajkowski jest juniorystą. Dzieli się z nami swoim doświadczeniem posługi wśród ubogich ludzi Lublina.

K 6

ażdego dnia wieczorem, spod kościoła liśmy się, że faktycznie nie ma tu nikogo Ducha świętego, wyrusza samochód. potrzebującego naszej pomocy. No cóż, pora Siedzą w nim młodzi wolontariusze. na dworzec PKP. Uzbrojeni w kanapki i termosy z ciepłą herbatą, W okolicach dworca spotkaliśmy pierwruszają na ulice Lublina w poszukiwaniu bez- szego bezdomnego. Człowiek ten, cierpi na domnych. padaczkę i przez to nie może pić alkoholu. W sobotę 10 listopada ok. godz. 19 sta- Dzięki temu jest jednym z nielicznych abstywiłem się pod drzwiami kościoła. Po chwili nentów. Jest on osobą dobrze zorientowaną dołączyła reszta grupy w tych klimatach pod przewodnictwem i można od niego Jedni narzekali, że nikt im Michała (jeden z kooruzyskać pomoc nie pomaga (typowi socjale, dynatorów programu). w postaci informa– czyli całe życie korzystający Wspólnie przygotowacji o tym, komu jest z pomocy), inni leżeli na maliśmy kanapki i herpotrzebna pomoc. teracach (sądząc po oczach batę (niestety czajnik po krótkiej rozmocierpieli na chorobę dnia się zepsuł i musieliwie podeszliśmy poprzedniego), a jeszcze inni śmy zrobić jej trochę pod budynek PKP. prowadzili rozmowę z wolonmniej). Po przygotowaTam spotkaliśmy tariuszami (nawet na temat niu kolacji wsiedliśmy grupkę młodych polityki zagranicznej USA). do starego Renaulta i ludzi. Poczęstowyjechaliśmy w trasę. waliśmy ich ciepłą Pierwszym przystankiem był dworzec herbatą i kanapkami, a później zaczęliśmy PKS. Co prawda od czasu zamontowania rozmowę. Po chwili dołączyło się jeszcze monitoringu i wzmocnieniu ochrony bez- kilka osób. Po udzieleniu pierwszej pomocy domni tam się podobno nie pokazują, ale (kilka tabletek na przeziębienie i maści), pomimo to postanowiliśmy sprawdzić to miej- żegnaliśmy się i pojechaliśmy dalej. sce. Z kubkami w ręku podeszliśmy pod buTrzecim i ostatnim przystankiem była dynek i tu napotkaliśmy na pierwszy opór. ogrzewalnia na ul. Młyńskiej. Ogrzewalnia Automatyczne drzwi prowadzące do środka jest to taka noclegownia o najniższym stanbyły zepsute. Szybko pokonaliśmy ten prob- dardzie. Jest to mały budynek przypominalem wchodząc z drugiej strony. Po rozejrze- jący barak. Podzielony jest na dwie części. niu się i sprawdzeniu ubikacji, zorientowa- W pierwszej znajduje się pracownik dbający

[

]

Braciszkowie św. Franciszka


czajnik, jemu nie potrzebny. W ten sposób Bóg okazał nam swą opiekę, gdyż właśnie potrzebowaliśmy nowego. Po wszystkim wróciliśmy do bazy, szybko umyliśmy termosy i rozeszliśmy się do domów. Idąc deptakiem, przypomniałem sobie, jak rok temu, słuchając radia, usłyszałem o akcji „Gorący patrol”. Pomyślałem sobie wtedy, że fajnie byłoby w ten sposób realizować swoje powołanie zakonne, żyć jak św. Franciszek wśród ubogich. Wtedy myślałem, że to jest niemożliwe, sprzeczne z trybem życia klasztornego. Na szczęście myliłem się, a Bóg pokazał, że wszystko jest możliwe gdy pozwolimy Mu kierować naszym życiem.

o spokój (pieszczotliwie nazywany Kapo), a druga część przeznaczona jest dla „pensjonariuszy”. Do wyposażenia należą stoliki, kilka krzeseł no i oczywiście telewizor. Ważnym elementem są jeszcze materace, które służą do spania na podłodze. W pomieszczeniu znajdowało się ok. 12 osób. Przywitaliśmy się i wyciągnęliśmy resztę kanapek oraz herbatę. Później wyciągnęliśmy prowizoryczną apteczkę (reklamówkę z lekarstwami) i rozdaliśmy trochę tabletek na grypę. Mieszkańcy zachowywali się różnie. Jedni narzekali, że nikt im nie pomaga (typowi socjale, – czyli całe życie korzystający z pomocy), inni leżeli na materacach (sądząc po oczach cierpieli na chorobę dnia poprzedniego), a jeszcze inni prowadzili rozmowę z wolontariuszami (nawet na temat polityki zagranicznej USA). Po kilkunastu minutach wyszliśmy na zewnątrz. Tu czekał na nas człowiek, którego spotkaliśmy na początku. Trzymał w ręku

Braciszkowie św. Franciszka


Adriana

Abyście się wzajemnie miłowali

8

Abyście się wzajemnie miłowali, jak ja was umiłowałem” (J 13, 34) . Te słowa z ewangelii św. Jana były tematem tegorocznych studenckich rekolekcji, które odbyły się w samym sercu przepięknych Bieszczadów. Rekolekcje te, co roku organizują siostry Honoratki, wraz z braćmi Kapucynami, którzy służą duszpasterską pomocą. Gościliśmy u państwa Wolańskich w Ustrzykach Górnych. Na ten czas wypożyczają oni swoją stodołę, przystosowaną na warunki turystyczne. W tym miejscu rozpoczęliśmy nasze bieszczadzkie szaleństwo. 10 września już od samego rana zaczęli zjeżdżać się studenci - uczestnicy rekolekcji. Wrzesień to czas, kiedy studenci jeszcze odpoczywają, przynajmniej niektórzy, a Bieszczady są już opustoszałe z turystów innej maści. Tych, którzy dojechali do Ustrzyk do południa, przywitało piękne słońce, jednak pejzaż połonin pozostał ukryty w chmurach zwiastujących bliski deszcz. Przed południem było już kilkoro uczestników. Przyjechali również organizatorzy tego zamieszania, na czele z siostrą „dyrektor” Alicją. Bracia Marek, Piotr i Ralf - kto wie czy nie najznakomitszy kucharz wśród kapucynów, który z nami również podzielił się swoim zamiłowaniem do pichcenia. Po wypiciu gorącej herbaty, w naszej polowej kuchni, niektórzy z nas wykazali chęć wyruszenia na poszukiwanie przygód. Tak z br. Markiem i br. Piotrem, aby nie marnować czasu, który Pan dał nam, aby spędzić go

w tym najpiękniejszym miejscu pod słońcem, ruszyliśmy na szlak zdobyć Połoninę Caryńską. W czasie naszej wędrówki zaczęło padać, a im byliśmy wyżej tym bardziej robiło się zimno i mocniej wiało. Mimo niesprzyjającej aury, to był miły „spacer w chmurach”, bo oprócz nich niczego więcej nie było widać, ale było naprawdę pięknie. Gdy wróciliśmy do miejsca naszego pobytu, byli już prawie wszyscy uczestnicy. Zjedliśmy pierw-

[

Na szlaku było jeszcze błoto, ale słońce, które przedzierało się przez bukowe liście dodawało nam energii. Powietrze było świeże, chłodne i już jesienne.

]

szą wspólną kolację. A późnym wieczorem uczestniczyliśmy w eucharystii, którą oficjalnie rozpoczęliśmy nasze rekolekcje. Po mszy św. były „nocne Polaków rozmowy” przy gorącej herbatce połączone z wieczorkiem zapoznawczym, na którym mięliśmy możliwość poznać się nawzajem. Trwało to do późnej nocy, cisza nocna nie obowiązywała. 11 września padało już od rana. Pobudkę każdy robił sobie indywidualnie, byleby zdążyć na jutrznię. Z łazienką nie było problemów, pomimo, że dziewczęta stanowiły większą część uczestników. O 8.00 była jutrznia, potem przygotowanie do obfitego

Braciszkowie św. Franciszka


śniadanka. Po śniadanku chwila wolnego. Brat Piotr znalazł w stodole krzyż z San Damiano, który zawisł w naszej stodole. Ogrzewał nas i nasze serca swoją obecnością. I zrobiło się bardzo franciszkańsko, bo i warunki ku temu sprzyjały. Kolejnym punktem było rozważanie słowa Bożego z dnia, które było przygotowaniem do mszy św. W międzyczasie dołączyła do nas Ula - ostatnia uczestniczka naszych rekolekcji. W południe była eucharystia, na której zamiast homilii było dzielenie się doświadczeniem obecności słowa Bożego w naszym życiu. Później obiadek. A po obiadku br. Piotr zorganizował wyprawę na Tarnicę, na którą mimo deszczu, było kilkoro chętnych. Ci, którzy pozostali na miejscu mięli czas do własnej dyspozycji. Niektórzy rozgrzewali się przy herbatce i rozmowach, inni w śpiworkach lub przy dobrej książce. A br. Ralf pichcił w kuchni smakołyki. O 15.00 odmówiliśmy wspólnie koronkę do Miłosierdzia Bożego i różaniec. Wieczorem wrócili nasi turyści, przemoczeni do suchej nitki, których trzeba było wysuszyć i ogrzać gorącą kolacją. Jednak radość z ich twarzy nie znikała, pomimo świado-

Braciszkowie św. Franciszka

mości, że kolejna para butów jest przemoczona i nie ma cienia szansy, że szybko wyschną. Po kolacji konferencja, która stanowiła rozwinięcie tematu rekolekcji, zagłębienie się w niego. Nieszpory. I znów nocne rozmowy przy gorącej herbatce. Podczas tego wieczoru dowiedzieliśmy się nieco o siostrach Honoratkach, o ich zgromadzeniu i o posłudze, jaką pełnią w kościele. 12 września ciągle lało. W stodole było co raz wilgotniej i zimnej, jednak ciepła i miła atmosfera jak była między nami rozgrzewała nas. Dzień był podobny do poprzedniego. Jutrznia, śniadanko, czas wolny, rozważanie słowa Bożego, eucharystia, czas wolny i dla chętnych kolejna wyprawa w góry, tym razem z br. Markiem, na którą szaleńców nie zabrakło. Wieczorkiem kolacja. Po kolacji ważny punkt dnia. Zebraliśmy się wokół krzyża. Rozpoczęliśmy skupienie modlitewne i adorację znaku naszego zbawienia, w którym Bóg objawił nam swoją wielką miłość do nas. Adoracja ta była chwilą, aby

9


zastanowić się nad doświadczeniem krzyża w naszym życiu. Wieczorna modlitwa brewiarzowa zakończyła kolejny dzień naszych rekolekcji. O spaniu jednak nikt nie myślał. Chcieliśmy wykorzystać każdą chwilę, aby pobyć razem. 13 września w czwartek rozpoczęliśmy kolejny dzień poranną toaletą, modlitwą, śniadaniem i rozważaniem słowa Bożego oraz mszą św. Był obiadek, podczas którego przestało padać,

10

pierwszy raz od naszego przyjazdu. Wyszło długo oczekiwane przez nas słońce. Ale ponieważ deszcz tak nas ze sobą oswoił, że nie zorientowaliśmy się, w którym momencie nastąpiła poprawa pogody. Postanowiliśmy wyściubić nasze zmarznięte buzie na powietrze. Zaczęły się przygotowania do wędrówki - gorąca herbatka z cytryną i miodem w termosach, mleko UHT z WE i oczywiście czekolada. Ruszyliśmy w drogę i tak jak św. Franciszek, upajaliśmy się pięknem przyrody, w naszym wypadku dzikiej, bieszczadzkiej przyrody. Postanowiliśmy zdobyć Wielką Rawkę i Małą Rawkę. Na szlaku było jeszcze błoto, ale słońce, które przedzierało się przez bukowe liście dodawało nam energii. Powietrze było świeże, chłodne i już jesienne. Rudziejące liście i wszechobecna goryczka trojeściowa (przepiękny górski kwiat) zwiastowały nadchodzącą jesień. Mogliśmy w końcu popatrzeć na piękne bieszczadzkie połoniny. Wieczorem, po powrocie zjedliśmy gorącą kolację i pędziliśmy do kościoła na spotkanie z Panem Jezusem w Najświętszym Sakramencie. Brat Piotr wygłosił krótką konferencję i rozpoczęła się adoracja połączona z nieszporami. Była możliwość skorzystania z sakramentu pokuty i pojednania. To był dzień pełen wrażeń, że nie mięliśmy siły żeby długo siedzieć. Tym bardziej, że piątek zapowiadał się jeszcze piękniejszy. 14 września - święto Podwyższenia Krzyża. To ważne święto wpisało się w czas naszych rekolekcji tak pięknie i jeszcze przypadło w piątek. Miłość Boża, która objawiła się nam przez krzyż. Mogliśmy to rozważać w czasie naszej wędrówki. Po jutrzni i śniadanku, przygotowaliśmy termosy, czekola-

Braciszkowie św. Franciszka


Z kart

dę, kanapki i ruszyliśmy na szlak w stronę Wołosatego, skąd zaczęliśmy zdobywać Tarnicę - najwyższy szczyt w Bieszczadach. Tarnicę, na której stoi krzyż. I choć były momenty trudne podczas wchodzenia, to jednak widok tego krzyża dodawał otuchy. Po drodze podziwialiśmy tę piękną buczynową krainę pokrytą słońcem. Z Tarnicy udaliśmy się w stronę Halicza a stamtąd z powrotem w stronę Wołosatego. Tam mięliśmy śmieszną przygodę. Swoim mini busikiem przyjechała po nas siostra Angelina. Wracaliśmy ściśnięci jak sardynki w puszcze, a ile przy tym było radości. Po powrocie była kolacja. Dzień zakończyliśmy mszą św. i nieszporami. I można powiedzieć, że ten dzień był dla nas zwieńczeniem, podsumowaniem tych rekolekcji. Późnym wieczorem zaczęło się pakowanie, wymiana adresów i jeszcze ostatnia wspólna herbatka, trochę pamiątkowych fotografii. I jeszcze takie ważne słowa, które skierował do nas br. Marek, że te rekolekcje się nie kończą tylko dopiero zaczynają. W miejscach, do których wrócimy, do naszych rodzin, znajomych, w szkole, w pracy, aby wydawały owoce każdego dnia. 15 września wstaliśmy bardzo wcześnie, ok. 4 rano. O 4.30 uczestniczyliśmy w eucharystii potem śniadanko i pożegnanie. Żegnał nas również... deszcz.

Braciszkowie św. Franciszka

hisorii

Klemens Junosza Szaniawski, zapomniany dziś pisarz, żyjący w latach 1849-1898, w dzieciństwie poznał kapucynów z klasztoru lubelskiego. Po latach odwiedził o. Prokopa Leszczyńskiego, przebywającego wówczas w klasztorze w Zakroczymiu. O. Prokop opowiedział wówczas pisarzowi, w jaki sposób, dość szczególny, poznał jego dziadka, Mateusza Brodawskiego: „[Ojciec Prokop] Przyjął mnie z dobrotliwym uśmiechem i ożywił się, gdym wspomniał o Lublinie, o dawnych czasach, o dziadku. Tak, dziadek nie żyje, modlę się za niego. Pan Mateusz Brodawski. Muszę ci powiedzieć, jak się z nim poznałem. Przyjechałem do Lublina jako młody gwardian. Byłem prędki, może za prędki. Wypadło święto, w kościele odbywało się nabożeństwo uroczyste, a ja z zakrystii zwracałem uwagę na kościół, czy wszystko jest w porządku. Patrzę, w konfesjonale siedzi jakiś staruszek, człowiek świecki. Nie podobało mi się to. Posłałem kościelnego, by mu zwrócił uwagę. «Powiedz księdzu gwardianowi, że ja już w tym konfesjonale siedmiu gwardianów przesiedział, a nie tracę nadziei, że i ósmego przesiedzę». Powiedziano mi, że to przyjaciel naszego zgromadzenia. Tegoż dnia po południu poszedłem go przeprosić i stosunki nasze były jak najlepsze”. Źródło: K. Junosza Szaniawski, Ojciec Prokop. Kartka ze wspomnień, Warszawa 1895. Cyt. za: A. Bednarek, J. F. Duchniewski, Kapucyni w Polsce. Obecność w dziejach i świadomości społecznej, Lublin 1990, s. 215.

Wybrał: br. Roland Prejs

11


aspirant Wojtek

Honoracka P 12

ielgrzymowanie jest wpisane na stałe w życie każdego chrześcijanina. Wędrujemy poprzez życie, szukając na drodze śladów Chrystusa, które w linii prostej prowadzą nas do zbawienia. Kto jednak myśli, że droga za Chrystusem jest łatwa i pozbawiona trudności - jest w błędzie. Chrystus wyraźnie mówi o dwóch drogach danych człowiekowi, o tej szerokiej i przestronnej dla grzeszników i tej wąskiej, przeznaczonej dla poszukiwaczy, dla ludzi, którzy w swoim życiu chcą iść pod prąd, wbrew modom i sloganom. Pisząc ten artukuł pragnę się podzielić doświadczeniem wędrówki w Pieszej Pielgrzymce Honorackiej, która odbyła się

w czerwcu tego roku. Pielgrzymka ta jest wspomnieniem wędrówki bł. Honorata Koźmińskiego z klasztoru w Zakroczymiu do Nowego miasta nad Pilicą. Na pamiątkę tego wydarzenia bracia i siostry ze zgromadzeń honorackich przemierzali raz do roku odcinek pomiędzy Zakroczymiem a Nowym Miastem. Do niedawna pielgrzymka ta miała charakter kameralny. Brało w niej udział kilka osób konsekrowanych i świeckich, często sympatyków, gromadzących się przy Duszpasterstwie Powołań różnych zgromadzeń. Od 2 lat Pielgrzymka Honoracka przyjmuje nową formę. Z poprzedniej zaledwie kilkunastoosobowej pielgrzymki przekształca się w zryw młodzieży gromadzącej się przy klasztorach Kapucynów i nie tylko, gdyż może wziąć w niej udział każdy, kto pragnie zagłębić się w ducho-

Braciszkowie św. Franciszka


wość franciszkańską i honoracką. To tyle słowem wstępu. Nie chce streszczać każdego dnia pielgrzymki, lecz pragnę podzielić się świadectwem wędrowania i doświadczeniem trudu kroczeniem za Chrystusem. Bo droga za Chrystusem nie jest łatwa i wymaga wielu poświęceń. Niejako każdy z nas musi w sobie odwrócić system wartości. Św. Franciszek pisał: “To, co było mi słodkie stało się gorzkie, a to, co było gorzkie słodkim się stało” i dotyczyło to jego nawrócenia. Nawrócenie nie może się odbyć bez zrezygnowania z dotychczasowego, grzesznego życia, ani bez osobistego przyznania się przed samym sobą do tego, co mnie zniewala. Trzeba nauczyć się dostrzegać Boga w każdym doświadczeniu, nawet w tych najtrudniejszych. Jedynym kierunkowskazem, jaki ma nas prowadzić, ma być ufność w to, że we wszystkim, co mnie spotyka ,,Chrystus ma swój piękny plan dla mnie. Czy go

Braciszkowie św. Franciszka

dostrzegam? Potrzeba wielkiej cierpliwości i wiary, by wytrwać do końca. Trud drogi pozwala zrozumieć także nierozłączność cierpienia i wiary. Podczas drogi często natrafiamy na przeszkody, różnego rodzaju trudności i najchętniej byśmy zawrócili, dali sobie spokój, szczególnie, jeśli nie mamy określonego celu i sensu naszego wędrowania. Gdy słabe są fundamenty, wali się cały dom. By iść za Chrystusem, najpierw musze przyjąć go jako Jedynego Pana i Zbawiciela, by On stał się celem samym w sobie, by wędrowanie było moim przybliżaniem się do Niego. Warto to uczynić, gdyż na końcu naszej ziemskiej drogi czeka widok Uszczęśliwiającego! Czego może więcej chcieć człowiek niż tego, by spełniły się jego wszystkie pragnienia i wypełnił się sens życia. “Z Tobą ciemność nie będzie ciemna(...)a noc tak jak dzień zajaśnieje” Pax et Bonum!!


Zuzanna – jest postulantką w Zgromadzeniu Sióstr Kapucynek NSJ

czyli nie faza pierwsza istnienia, ale ta która pokazuje się światu

D

zień zjazdu, chwila przed południem, więc słońce zaraz będzie górować na niebie. Nasze przygotowania też sięgają

14

zenitu. Siedzę na placu, gdzie właśnie pojawiają się pierwsi przyjezdni. Zaraz zaczną rozkładać namioty na polu, gdzie jeszcze jakiś czas temu pasły się dwa byki. Teraz została pod nogami tylko skoszona trawa, co denerwuje kwatermistrza. Uspokajam, drogi bracie odpowiedzialny za nasze spanko. Ze słomą pod plecami będzie bardziej miękko, serio. A może to tylko mój kobiecy rozum tak podpowiada (pomimo, że stworzone z żebra, naprawdę myślimy), ale bądź co bądź, mój rozum nie równy (według niektórych) męskiemu. W każdym razie już się rozkładają, na sianie. Tyle z pola namiotowego, na którym na razie dwa namioty.

100% kobiet... Na polu obok, w kuchni, o dziwo kuchni polowej, myją gary, które po pielgrzymce pozostały brudne. Nie ma się co dziwić kuchnia ,jak pielgrzymi – zawsze brudna. Przypuszczam , że tu na koniec będzie tak samo, bo niewiele jest pryszniców, a bracia spodziewają się nawet 400 osób. Pole namiotowe i w ogóle kawiarenka, prysznice, punkt informacyjny, itd. Wszystko znajduje się w ogrodzie braci kapucynów. Warto tu zwrócić uwagę na szklarnię (pomidory pyszne – niepryskane), Porcjunkulę, która parę lat temu była

14

rozwalająca się stodołą, a teraz jest pięknym ośrodkiem rekolekcyjnym i staw pokryty w całości rzęsą i różnymi innymi roślinkami, o nazwach mi nie znanych. Właśnie o nim dyskutuje młodzież: Chłopak: Ciekawe czy jest tam woda?; dziewczyna: nie wiem, ale wygląda jak kasza; przechodzący przechodzeń: sprawdzałem, jest. Ja (już nie mówię, tylko myślę): a co chojraku, skakałeś? Nie musiał (myślę dalej) wystarczyło wrzucić kamień. Ze sceny, która jeszcze w rozsypce, prawie mnie wygonili. Mówię prawie, bo pozwolili mi stać, ale jak zapytałam, co robią z folii do zawijania kanapek, powiedzieli mi: zobaczysz. Tak to chyba jest z artystami, w czasie tworzenia lepiej im nie przeszkadzać. Wścibska? Nie, nie jestem…

I jeszcze ze sceny, podsłuchane… Siostra dekorująca scenę – sds; Brat pomagający – bp; sds: M., podejdź tu proszę i pomóż mi. bp: Idę. (Ale nie idzie, tylko zaczyna przestawiać ławkę.) sds: No proszę, mógłbyś tu podejść! bp: Kurcze, idę. sds: Imię mi dali na chrzcie! bp: O Jezu, Jezu! sds: No (mówi siostra z dumą), tak to może być! Tyle ze sceny. Rozmawiać ze mną nie chcą, a podsłuchiwać też nie będę (no może czasem). Godz. 12:30 w punkcie informacyjnym. Mamy

Braciszkowie św. Franciszka


135 osób. Właśnie się dowiaduję, że zebrali siano. Tak to jest zatrudniać faceta, żeby zatroszczył się o miękkie spanie. Siano mu przeszkadza! Ekipa śpiewająca od razu zdobyła moje serce częstując kawałkiem pysznego ciasta. Droga do serca, nie tylko mężczyzny, prowadzi przez żołądek. Schola świętuje przybycie lidera, który jako jedyny był w stanie okiełznać dzikie serca serpelickich śpiewaków. Do tej pory brat był z nimi tylko duchowo, ale jak! Kiedy oni darli swoje gardła (oj przepraszam, gardeł nie zdzierali, bo podobno śpiewają przeponami), brat odbywał swój drugi nowicjat! W każdym razie przyjechał, aby pokierować tu stroną muzyczną. Za kaplicą suszą się krzyże malowane farbą olejną. Malowane (jak wszystko tu) w ostatniej chwili. Nie, nie. To nie kapucyńska spontaniczność, że wszystko organizowane jest tak późno, ale wiele rzeczy można było zacząć robić dopiero dziś rano, bo ostatnie dwa dni parafia przy której jesteśmy przeżywała wielkie święto – nawiedzenie kopii figurki Matki Bożej Fatimskiej. I dopiero dziś rano sprzątane były dekoracje

Braciszkowie św. Franciszka

z wcześniejszej uroczystości, aby móc przygotować Golgotę. Ale to nie przypadek, że w przeddzień spotkana młodych przywitała nas Matka Boża. Ona poprzedza w przybyciu swojego Syna i chce nas uczyć kontemplowania chwalebnego krzyża.

O zatopionej w Bugu wsi, ciągniku i tym, co pociągnął za sobą słów kilka Domy wzdłuż drogi, bez żadnych bocznych ulic. Babcia z dziadziem siedzący na ławce przed domkiem przyglądają się leniwemu, a może lepszym określeniem będzie – jednostajnemu życiu wioski. Dziadek najbardziej lubi patrzeć na przejeżdżające samochody, podczas gdy babcia z zamiłowaniem podgląda krzątające się na podwórku sąsiadki. I w zasadzie tylko po płynącym Bugu i zmieniających się chmurach widać upływ czasu. Autobusy podobno jeżdżą (jeden z Warszawy a drugi z Białej Podlaskiej), ale ja jeszcze żadnego nie widziałam. Jednym słowem, koniec świata… Ale dlaczego zwracam uwagę na tak dokładną charakterystykę wioski? Bo sam

15


[

16

Na końcu Alei Kościelnej znajdowała się scena gdzie przywitano nas piosenką: Jestem rolnik.., rolnik, rolnik sam w dolinie… tak już za pierwszym podejściem (pomimo zapoznania nas z regulaminem) dwójka prowadzących podbiła serca wszystkich.

]

początek imprezy był właśnie jak Serpelice – wiejski… I urzekający. Nasi konferansjerzy – p. Iwonka i br. Mieczysław – poprzebierani w wiejskie stroje przyjechali piękne ozdobionym ciągnikiem (puśćcie wodze fantazji , a jeszcze marne będzie wyobrażenie tego pojazdu). Pasażerowie też niczego sobie – dwóch porządkowych w słomkowych kapeluszach i pomarańczowych kamizelkach doprowadzili do szału damską część publiczności. Na końcu Alei Kościelnej znajdowała się scena gdzie przywitano nas piosenką: Jestem rolnik.., rolnik, rolnik sam w dolinie… tak już za pierwszym podejściem (pomimo zapoznania nas z regulaminem) dwójka prowadzących podbiła serca wszystkich. Przywitanie było jednak zaledwie wstępem do tego, co miało wydarzyć się później, a choć im później tym bardziej spokojnie było (co nie oznacza, że gorzej) to jeszcze przez chwilę zatrzymajmy się na imprezowej części wieczoru. Młodych ludzi można pociągnąć za sobą nie tylko ciągnikiem, ale też muzyką. Zaraz po rozpoczęciu mieliśmy okazje spotkać się z muzykami zespołu Full Power Spirit, tzn. Picia, Dzyrooo i Miru, oraz Pati przedstawili nam swoją alternatywę na życie. Kochając i Boga i muzykę połączyli sens życia ze swoją pasją. W rytmach hip hopu głoszą światu Dobrą Nowinę o zwycięstwie Jezusa nad każdym naszym bolesnym upadkiem, miłość i nadzieję. Pięknym momentem była piosenka – modlitwa o pokój, kiedy wszyscy wznieśliśmy dłonie w geście victorii prosząc

w intencji tych, którzy nie będą mogli spokojnie przespać nocy. I choć pod koniec trzeciej zwrotki ręce już drętwiały wszyscy trzymaliśmy je podniesione wysoko w górze wierząc, że Bóg wysłucha tej przedziwnej modlitwy.

Wyprawa do źródła Wieczorne misterium było zaproszeniem do wejścia w klimat spotkania, którego centrum stanowił wyjątkowy Krzyż, Krzyż chwalebny, Krzyż Jezusa zmartwychwstałego, Krzyż ukochany przez św. Franciszka – Krzyż San Damiano. Korzystając z uroków nadbużańskiej doliny misterium odbyło się na plaży. Jednak zanim tam doszliśmy, przy trzech ogniskach wysłuchaliśmy świadectw ludzi, którzy zetknęli się z krzyżem. Jeden chłopak opowiadał o trudnym dzieciństwie, gdy jego ojciec umarł na środku osiedla na wylew, nie ratowany, a wręcz pogardzony (czuć było alkohol) przez przechodniów; o tym jak wychowywała go samotna matka. Słuchaliśmy też człowieka dorosłego, który opowiadał o swojej młodości, nadużywaniu alkoholu, narkotykach, pornografii. Na koniec mówiła pani, o wypadku autokarowym, którego była uczestnikiem. A jechała na pielgrzymkę, do Medjugorje. Jak Bóg mógł na to pozwolić…? I tak różne historie, tragedie, upadki, które mają wspólne miejsce spotkania – Krzyż. A przez to, że spotykają się

Braciszkowie św. Franciszka


u stóp tego Drzewa to przez Tego, który na nim zawisł są uzdrawiane. Ci ludzie, przybici razem z Chrystusem do krzyża, razem z Nim na nowo powstali do życia. Tak samo jak ci, z księgi proroka Ezechiela. Wspólnota Oazowa z Lubartowa wraz z br. Maćkiem Sokołowskim przygotowała poruszającą pantomimę do fragmentu o wyschłych kościach. Czarne figury obwiązane białymi fragmentami materiału leżące na piasku naprawdę przypominały wyschłe kości, szkielety ludzkie, które w trakcie czytania Pisma Świętego powoli powracały do życia. Niesamowity był moment, gdy prorok wzywa ducha, a kiedy to przed naszymi oczami pojawiają się osoby w białych sukniach, po bokach zaś ludzie tańczący z ogniem. Wieczorna gra świateł i kolorów z muzyką pasyjną i mocnym głosem br. Maćka mogła przypominać wizję proroka Ezechiela. W trakcie kazania, które wygłosił br. Adam

Braciszkowie św. Franciszka

Adamczyk wraz z podmuchem Ducha przypłynął Bugiem prawie pięciometrowy krzyż, który towarzyszył nam już do końca Golgoty Młodych. Po nim nastąpiło przyjęcie tego znaku jako wyraz naszego oddania się Chrystusowi, szczególnie na czas spotkania się z Nim u stóp Krzyża.

Wyginam śmiało ciało… czyli chwila refleksji nad gimnastyką! Zapomniałabym! Hymn! To, co pozwoliło nam jako tako funkcjonować w trakcie spotkania młodych, na którym było całkiem zimno, to:1. Konkurs (jak się okazało bez nagród, ale konkurs to wciąż konkurs, więc wszyscy wzięliśmy w nim udział), konkurs na najfajniejszy, patrz najładniejszy i najcieplejszy, strój spotkania. Dozwolone wszystko tzn. od dżinsów zakładanych pod spódnice, przez szlafroki po karimaty i śpiwory (młodzieńcza wyobraźnia nie ma granic). 2. Hymn Golgoty, a konkretnie jego refren , część pokazywana, która tak jak nasi konferansjerzy, od razu przypadł nam do gustu. Nie wiem czy będzie możliwość obejrzenia nagrania tego refrenu dlatego pokrótce wyjaśnię dla niewtajemniczonych, którzy chcieliby jak my rozgrzewać nie tylko serca, ale i ciała, ruchy wykonywane przy refrenie. Zatopieni w Bogu – ręce złożone jakbyśmy chcieli nabrać wody ze źródła (z Bugu) czy po prostu z kranu; od dołu kierują się ku górze; po czym z dwóch kciuków i palców wskazujących robimy trójkąt – znak Trójcy Świętej. Zatopieni w miłości – łapiemy się za ręce z osobami stojącymi po naszej lewej i prawej stronie, dłonie idą wspólnie do góry, po czym są zakładane na ramiona, znowu naszym sąsiadom. Zanurzeni w łasce – ręce ponownie unoszą się do góry. Ojca, Stwórcy wieczności – po ostatnim geście nie opuszczamy rąk, ale składamy je i dopiero wtedy, złożone dłonie schodzą troszkę w dół, po czym pokazujemy wieczność, trochę jakbyśmy chcieli pokazać erupcję wulkanu, rozciągając szeroko ramiona i wznosząc je w górę.

17


Relacji z Golgoty Młodych 2007 część II

18

Ogłoszenia drobne * W kościele za sceną czeka na Ciebie Jezus Chrystus. Przyjdź! Nie zwlekaj! Nie uciekaj! On z Tobą rozmawiać chce. – Całodzienna adoracja Najświętszego Sakramentu! * Kaplica obok Porcjunkuli zaprasza do spojrzenia w głąb siebie. Słowo Boże non stop. Bóg mówi dziś do Ciebie, za darmo! * Organizatorzy odpowiadają na pytania Babć i Dziadków przychodzących ze wsi: co kapucyni topią w Bugu: MŁODZIEŻ! * Wojownicy Pana gotowi do bitwy o twoją duszę! 24h/dobę gotowi do walki o ratowanie człowieka w imię naszego Pana! Nikt spragniony nie ujdzie miłosiernemu spojrzeniu Boga! Spowiedź nie tylko przy kratkach konfesjonału. * Zaznaczaliśmy się na mapie Polski. Jesteśmy z całej.

Trzęsawisko nie tylko w „mule topieli”, ale i w namiocie Następnego dnia, tzn. w czwartek po baaardzo zimnej nocy przespanej, w namiotach (jak się okazało, siano zostało zgarnięte, ale jeszcze nie zwiezione tylko pozbierane w kupki –co wciąż irytowało kwatermistrza – część osób mądrze opatuliła swoje twierdze suchą trawą, co by nie za bardzo dosłownie potraktować temat dnia i nie zatrząść się z zimna) czekało nas spotkanie z pokusami, a w zasadzie bardziej z tym, jak je przezwyciężać. Sex jest zbyt fajny (organizatorzy zmienili słowo fajny – na piękny, ale pan Sylwek jakoś to przełknął), by uprawiać go przed ślubem, to był temat pierwszej konferencji, wygłoszonej przez Sylwestra Laskowskiego. Na początku furorę zrobiła jego roczna córeczka Małgosia, która wyszła razem z nim na scenę. Po chwili jednak została zabrana przez mamusię, bo była za bardzo absorbująca chyba nie tylko dla tatusia, ale i dla nas. Jednak nie tylko dzięki temu nasza

uwaga była skierowana w stronę pana Sylwka przez całe 1,5godziny. Mówił tak normalnie dlaczego warto jest zaczekać z uprawianiem seksu. Bycie kimś wyjątkowym dla swojego małżonka, czerpanie prawdziwej radości, zaufanie do drugiego, wierność – to tylko niektóre z powodów. Druga konferencja, którą mieliśmy szczęście usłyszeć, była poprowadzona przez osoby związane z Ośrodkiem Apostolstwa Trzeźwości z br. Rafałem Sońtą na czele. Alkoholicy i ich dzieci dzielili się świadectwem życia, może nie w jaki sposób alkohol zniszczył kopę lat, ale o uzdrawiającym działaniu Chrystusa, który pomógł i wciąż pomaga podnieść się z upadku. Mówili o życiu w kłamstwie, mechanizmach, które działają w momencie, kiedy człowiek zaczyna sięgać po alkohol i że trzeba doświadczyć dna, żeby móc się podnieść. Słyszeliśmy tez o tragedii dzieci alkoholików, o różnych postawach przyjmowanych, lub też narzucanych, żeby łatwiej było w domowym piekle. Ale też usły-

Braciszkowie św. Franciszka


wielu młodych było bardzo wdzięcznych i można powiedzieć, przez co, narodziły się między nami więzi sympatii.

Życie nie bajka tylko telenowela, a kapucyni nie-Stworzenia

szeliśmy zapewnienie, że choroba rodziców nie musi decydować o przyszłości. Kochani, dzięki za świadectwo Waszej wiary! Eucharystia – źródło i szczyt tego dnia, celebrowana przez prowincjała, br. Sławomira Siczka, zachęciła nas do refleksji nad spojrzeniem. Pan Jezus spojrzał na Piotra i spojrzał na Judasza. Jeden i drugi zaparł się, a postawione pytanie brzmiało: do którego ja jestem podobny? Do tego który zapłacze nad sobą, gdy zobaczy swoją niewierność, czy do tego, który nie przyzna się do swojej słabości. Temat ten był kontynuowany w trakcie spotkania w grupach. Czy wiem, co jest moim trzęsawiskiem? Jak sobie z nim radzę? Co mi pomaga je przejść? Czy w ogóle pragnę się z niego wydostać? Czy pragnę wyciągnąć ręce do Chrystusa, aby on sam, nie moimi, ale swoimi sposobami pomógł mi z niego wyjść…? Pomocą były z pewnością wcześniejsze konferencje, ale też otwartość na działanie Ducha świętego i siebie nawzajem w trakcie wspólnej refleksji, za co

Braciszkowie św. Franciszka

Rozrywkową atrakcję tego wieczoru stanowił występ zespołu, który powstał na potrzeby Golgoty (chyba że nasi skromni i ubodzy bracia chcieli się pokazać na scenie). Kapucyni i Stworzenia – czyli że niby kapucyni nie-Stworzenia? Zostawiam to waszej refleksji. A właśnie, że bardzo po franciszkańsku, bo bez żadnych prób czy wcześniejszych przygotowań to i bardzo radośnie było. Część wokalną zespół zostawił publiczności, która wtórowała soliście przy każdej piosence. Bracia dobrze zrobili (świadomie czy też nie) grając repertuar śpiewnikowo – pielgrzymkowy. Tzn. głośny, wesoły i znany – tak, żeby wszyscy śpiewali. Publiczność podchwyciła klimat i koncert zamienił się w chwalenie Pana wspólnym tańcem i śpiewem. Brawa dla dwóch stworzonek, które wspomagały brązowych braci instrumentalnie – na skrzypcach i flecie! W trakcie koncertu przeżyliśmy chwile wielkiego napięcia. Byliśmy świadkami życia, które jak się okazuje niejednokrotnie przypomina telenowelę brazylijską. Wyglądająca na niewinną p. Iwonka (cicha woda brzegi rwie) postanowiła zamienić br. Mietka na jego przyjaciela z lat seminaryjnych, br. Maćka. Choć z bólem serca, br. Mietek przyjął jej wybór bardzo pokornie ustępując miejsca lepszemu. Choć na początku chcieli się bić, br. Mietek powiedział, że ze względu na wspólną przeszłość nie zbije przyjaciela. Plotka głosi, że p. Iwonka wybrała br. Maćka tylko ze względu na dwa ciągniki, które posiadał i kombajn, którego też był właścicielem, a którego nie miał drugi brat. I w ten oto sposób tego wieczoru pożegnaliśmy jednego, a przywitaliśmy następnego konferansjera!

19


Żeby źródło odnaleźć trzeba iść wciąż do góry Pisząc o Serpelicach nie wspomniałam o jednym, bardzo ważnym miejscu, które stanowi wioskę na końcu świata jeszcze bardziej wyjątkową. Nieopodal znajduje się Kalwaria Podlaska – replika Drogi Krzyżowej z Jerozolimy. Golgota była spotkaniem u stóp Krzyża, dlatego nie mogło w jej trakcie zabraknąć drogi, jaką przebył nasz Zbawiciel przed śmiercią. Tak więc czwartek wieczór był czasem modlitwy Drogą

[ 20

Podsumowaniem Drogi Krzyżowej był moment, w którym można było oddać Chrystusowi grzech, trzęsawisko, z którym sami sobie nie poradzimy.

]

Krzyżową. Rozważania zostały przygotowane w oparciu o 10 przykazań, wskazówek, które postawił nam Bóg na drodze do szczęścia. Przemyśleniu zostały poddane również skutki niewierności im. Każdy mógł znaleźć w tej Drodze Krzyżowej Boga swoje życie. I do sprawiedliwych i do grzeszników, co raz kierowane było pytanie zadane 2000 lat temu Piotrowi: Czy miłujesz mnie bardziej aniżeli ci..? Podsumowaniem Drogi Krzyżowej był moment, w którym można było oddać Chrystusowi grzech, trzęsawisko, z którym sami sobie nie poradzimy, Została przygotowana kadzielnica, do której wrzucaliśmy nasze słabości wypisane na kartkach papieru. Na szczycie Kalwarii obejrzeliśmy też pantomimę poświęconą samotności w tłumie, na którą jedyną odpowiedzią jest Jezus ze swoją miłością otwierającą nas na siebie nawzajem.

zupy. Jak się okazało też w piątek (przynajmniej dla większości, bo do tej pory myć się nie chciało) z pryszniców raczej nie skorzystamy, bo na dworzu bardzo zimno a w przenośnych prysznicowych toi-toi woda ma jeszcze niższą temperaturę. Brawa dla śmiałków, którzy próbowali się myć. Ale brudaski, wy się nie martwcie, siła w tłumie (trzymam z Wami), więc nikt się za bardzo Wami, tzn. nami, nie przejął! Bez zupy, bez prysznica, bez batoników za pół złotówki (w kawiarence zabrakło). Został wrzątek. Jednym słowem, kto ma zapasy gorących kubków ten żyje, reszta – na odstrzał! Wróćmy jeszcze do kawiarenki o której wspomniałam, a która z pewnością zasługuje na uwagę nie tylko ze względu na urzekającą nazwę – Pod spadochronem, ale i na klimat jaki tworzyliście Wy, tzn. wszyscy tam przesiadujący i bardzo sympatyczne dziewczyny, które pomagały. Menu nie było zbyt szerokie. Paluszki, wafelki w czekoladzie (tak piszę żeby nie podawać nazwy, bo jeszcze o kryptoreklamę mnie posądzą), sucharki z kminkiem (nie szły ze względu na ten kminek), kawa, herbata i wrzątek, które były rozchwytywane ze względu na niskie temperatury (nie, nie spotkań towarzyskich). Wspólnie bawiąca się młodzież wprowadzała gorącą atmosferę, urozmaicaną zresztą przez nowomiej-

Prawie jak za PRL-u czyli bez wszystkiego, a że prawie, to i bez kolejek W piątek dostaliśmy dyspensę i mogliśmy jeść mięsko, ale niestety w piątek zabrakło

Braciszkowie św. Franciszka


skich grajków. Kaszmeni, bo tak ich nazywano, każdego ranka robili konkurencyjną pobudkę dla tej przygotowanej przez kwatermistrza. Dwóch braci wyciągało trąbkę i puzon (jeżeli to nie były te instrumenty, proszę o sprostowanie) zapewniając jeszcze słodko śpiącym w namiotach chwilę rozrywki. Chwilę, bo jak na pole namiotowe wjeżdżał odjazdowy jeep z głośną muzyką i bratem kwatermistrzem za kierownicą, to pomimo wielu starań chłopcy nie mieli szans przekrzyczeć, a w zasadzie zagrać głośniej, niż muzyka z bezdusznego głośnika. No ale w trakcie dnia, gdy mieli troszkę czasu zabawiali publikę swoim graniem.

Skąd najbliżej do światła? Z grobu najbliżej do światła... Piątek był dniem, kiedy nasz wzrok został skierowany na wielkie Słońce, które rażąc oczy daje wielkie światło. To jak z sakramentem pokuty i pojednania, może oślepiać, gdy chce się na niego spojrzeć, ale daje wielką jasność. Przygotowaniem do tego intymnego spotkania z Panem były konferencje. Pierwsza z nich poprowadzona przez ks. Arka Paśnika i wspólnotę EMAUS mówiła o pięknie odkrywania powołania. Poruszyli wiele

Braciszkowie św. Franciszka

trudnych tematów, od których młodzież bardzo często ucieka. Nieumiejętność życia, dawanie sobie luzu, nie stawianie wymagań – młodzież wielokrotnie powtarzała, że sami mamy uczyć się życia (choćby inni od nas nie wymagali), żeby potem rozpoznać powołanie, bo my sami jesteśmy za nie odpowiedzialni. My sami jesteśmy odpowiedzialni za własne życie, za własne szczęście. Przypomnieli, że wśród tylu dróg na świecie można wybrać źle, a jeżeli chcemy wybrać dobrze trzeba słuchać głosu Boga, który mówi w naszych sercach. Zachęcali też do podjęcia wolontariatu, który może być pomocą przy odkrywaniu woli Boga w moim życiu. Popołudniowa konferencja br. Rafała Szymkowiaka OFMCap zachęciła wiele osób do spowiedzi. Brat Rafał mówił o miłości Boga i słabości człowieka, tego, który spowiada się i tego, który występuje w imieniu Chrystusa – kapłana. Bóg nigdy nie potępia, ale zawsze czeka, chce żebyś życie oddał Jemu – nie kapłanowi, który może nie być fajny ani mądry. To sam Jezus chce leczyć wszystkie twoje rany i zawsze czeka w sakramencie pokuty i pojednania. Wyzwalająca siła spowiedzi… Pomimo wielu trudnych słów br. Rafał porwał młodych tym, co mówił. Słuchanie ułatwiały zabawne przerywniki, o jednym pozwolę sobie wspomnieć. Rozmawia z jakimś mężczyzną, pokazując na brewiarz mówi – to moja żona. Ma cztery okresy… Mężczyzna przerywa mu i ze współczuciem stwierdza – moja żona ma jeden i ledwo z nią wytrzymuję. Z pewnością sam br. Rafał jest też ciekawą osobą. Prowadzi inne spotkanie dla młodzieży, w Wołczynie, organizowane też przez braci kapucynów, ale prowincji krakowskiej. Dwa lata temu miał wypadek, po którym napisał śpiewaną na Golgocie nie jeden raz piosenkę: Łaska Twoja Panie… Jest też autorem książek: Spowiedź jest spoko i o ile dobrze pamiętam: Extremalnie wypasione rekolekcje (sam mówi, że gdyby jego polonistka dowiedziała się, że już 5 książek napisał, to by się w grobie przewróci-

21


22

ła… ale że łaska Twoja Panie jest wielkim darem, to już pewnie następną pisze – przyp. autorki. Spotkanie w grupach było kontynuacją poznawania miłosierdzia Bożego. Tutaj dzięki łasce Pana wielu z nas otworzyło się na małe wspólnoty, dzieląc krzyżami swojego życia. Większość mówiła też o pragnieniu zaproszenia Jezusa do swojego trzęsawiska oraz o tym, że swój krzyż pragnie oddać Jezusowi, by razem z nim walczyć o życie zez grzechu. Eucharystia celebrowana przez biskupa drohiczyńskiego Antoniego Pacyfika Dydycza pokazała nam nasze prawdziwe oblicze. Przed rozesłaniem, gdy zaczął padać deszcz, wszyscy schowaliśmy się pod zadaszenie. Na co biskup od razu zareagował stwierdzając, że chcemy się topić w Bogu, a gdy trochę pokropi my od razu uciekamy. Z uśmiechem na ustach nazwał nas małodusznymi, zapewniając jednocześnie o swojej modlitwie i zapraszając na drohiczńskie dni młodzieży, które odbędą się w połowie września, w święto Podwyższenia Krzyża.

Łazarza martwego już trzy dni , już cuchnącego, tak nas chce do życia wskrzesić. Po liturgii słowa kapłani wyszli do ludzi, żeby służyć im sakramentem pokuty i pojednania. W trakcie jego sprawowania skropił nas deszcz łaski i byliśmy prawie zatopieni, ale nie w Bugu, jak wielu się śmiało – tylko w miłości… Modlitwę w trakcie spowiedzi prowadziła schola śpiewając skłaniające do refleksji pieśni Wspólnoty Miłości Ukrzyżowanej. Rozpoczęli spokojnymi i stonowanym pieśniami. Refren jednej z nich streszcza wołanie naszych serc. Naucz mnie miłości krzyża. Wciąż umierać razem z Tobą – Baranku! Naucz mnie miłości krzyża. We krwi Twojej płukać szaty – Baranku! Tak trwaliśmy we wspólnej modlitwie do późnego wieczora. Ostatnie pieśni, już bardziej radosne, mówiące o zmartwychwstaniu i chwale Pana Jezusa były wprowadzeniem w Eucharystię – czas wielkiego uwielbienia.

Ta noc będzie inna niż wszystkie Chociaż taki jest temat nocy, to ja pozwolę sobie zacytować go pisząc już o piątkowym wieczorze. Miłość chwalebna , to miłość Krzyża. Adoracja Krzyża San Damiano, który oparty o drzewo towarzyszył nam w trakcie drogi na naszą Golgotę, kończyła refleksję nad Ukrzyżowanym. Konferencję wygłosił br. Sebastian Marcinkowski zachęcając, by ta noc była czasem całkowitego oddania się Bogu. Obraz jaki nam przedstawił wielu skłonił do refleksji. Pod krzyżem przygotowano trumnę, której wieko było otwarte. My mieliśmy podejść i zobaczyć co tam jest, co leży w tym grobie. Jak wygląda martwy człowiek… I gdy podchodziliśmy każdy widział własną twarz, bo w środku trumny było lustro! Jezus Chrystus objawia nam swoją moc nie przez to, że nie pozwala nam upaść, bo przecież daje nam całkowitą wolność, ale przez to, że gdy my leżymy w grobie On wyciąga nas z grobu. Jak

Braciszkowie św. Franciszka


Msza święta koncelebrowana przez wszystkich kapłanów będących na Spotkaniu Młodych była dziękczynieniem za otrzymane łaski. Główny celebrans – ks. Rafał Jarosiewicz po komunii świętej nie chciał przerywać radosnego chwalenia Pana Boga i dwa razy wstawał, żeby zacząć modlitwę końcową. Gdy pieśń jedna, potem druga i trzecia skończyły się ks. Rafał wstał i oznajmił, że jak ktoś chwali Pana Boga to nie można mu przerywać, Na co brat ze scholi krzyknął – Wszystkie brawa dla JEZUSA! I tak jeszcze na koniec, Ten u którego Krzyża spotkaliśmy się dostał, piszę z pełną odpowiedzialnością za słowa których używam, tysiące oklasków! Po Eucharystii ks. Rafał podzielił się swoim doświadczeniem zaufania Bogu, pokazał nam film z Woodstocku i postawił sprawę wiary jasno: albo dajesz Jezusowi całe życie i On je zmienia, albo w ogóle nie dajesz. Przypomniał o potrzebie modlitwy jako spotkania dwóch osób – człowieka i Boga. Na koniec zachęcił nas wszystkich do podzielenia się tym, co Bóg zdziałał we mnie nie w ogóle, kiedyś tam, bo raz Go spotkałam, ale teraz, w ciągu ostatnich trzech dni. Początkowo, z pewną obawą nieliczni podchodzili do mikrofonu, lecz po paru świadectwach miało się wrażenie, że każdy chce podejść i powiedzieć o uzdrawiającej mocy Krzyża towarzyszącego nam na Golgocie Młodych… Nasza radość nie skończyła się z pójściem spać (niektórzy nie poszli do rana chwaląc Pana)!

Bo to dopiero początek! Sobota, godz. 9:00 – Jutrznia i rozesłanie. Rzekł do nich [Jezus]: Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie; w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jeruzalem. Wy jesteście świadkami tego. A kiedy ich błogosławił, rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba. Oni zaś oddali mu pokłon i z wielką radością wrócili do Jeruza-

Braciszkowie św. Franciszka

[

Miłość chwalebna , to miłość Krzyża. Adoracja Krzyża San Damiano, który oparty o drzewo towarzyszył nam w trakcie drogi na naszą Golgotę, kończyła refleksję nad Ukrzyżowanym. Pod krzyżem przygotowano trumnę, której wieko było otwarte. My mieliśmy po zzzzdejść i zobaczyć co tam jest, co leży w tym grobie. I gdy podchodziliśmy każdy widział własną twarz

]

lem, gdzie stale przebywali w świątyni, wielbiąc i błogosławiąc Boga. Zakończenie Ewangelii wg św. Łukasza

Epilog Autokar do Białej wyjeżdża o 10:30, bus do Łomży jedzie już teraz, schola ma wyjazd o 14:00, proszę być punktualnie. Na polu zostały śledzie, właściciele są proszeni o zabranie, bo planowane jest kupno byków. Niech jedząc trawę nie zjedzą i ryby, tzn. nie ryby tylko śledzia. O! Właśnie wjeżdża rolnik (nie żaden z konferansjerów, ale prawdziwy – serpelicki, żeby zebrać siano). Kwatermistrz wygląda jednak na poddenerwowanego. Nie mogli przyjechać wcześniej? Pani sprzątaczka już sprząta Porcjunkulę, proszę nie wchodzić, żeby nie przeszkadzać, jednak pomoc mile widziana. Następnego dnia bracia rozwalają szafki, które stały w stodole obok. Takie trzymane już dziesięć lat, które może kiedyś będą potrzebne. Teraz już tylko na opał. Dyrektor ośrodka chyba troszkę niepocieszony. Na co bracia – za rok więcej miejsca będzie. Przyda się nam dodatkowy budynek na tę Golgotę Młodych!

23


br. Piotr Wardawy

ćeimuzorZ świętego

L 24

epsze zrozumienie fenomenu miłosierdzia u św. Franciszka domaga się poznania jego osoby od strony przymiotów natury, jaką został wyjątkowo obdarzony. Bóg powołując Franciszka do szczególnej misji świadczenia miłosierdzia wyposażył go w odpowiednie cechy naturalne. Dlatego też teraz zajmiemy się świętym od strony jego człowieczeństwa. Nie jest to łatwe zadanie. Schematyczne formy wczesnych biografii instrumentalnie traktujące życie bohatera mogą budzić szereg wątpliwości co do wiarygodności przekazów. Jakkolwiek w tych pismach możemy uchwycić wiele informacji, często podanych mimochodem, ale których ilość i zbieżność mogą dać gwarancję poprawności historycznej. Trudność polega także na tym, że nie posiadamy wrażliwości samego Franciszka, która pozwoliłaby nam zwrócić uwagę na istotne cechy jego osoby. Jednak spróbujmy poznać tą jedną z najbardziej znanych osobowości świata chrześcijańskiego.

1. Życie emocjonalne Franciszka.

cierpliwość zwłaszcza w odnoszeniu się do innych ludzi, wobec których zachowywał się w sposób przewyższający ludzką przeciętność (1B 1, 1). Posiadał wrodzoną życzliwość (1B 8, 5), co bardzo pomagało mu w życiu towarzyskim i przy zawieraniu przyjaźni. Był człowiekiem jak najbardziej społecznym o dworskiej miłości. Odznaczał się szczególną cechą, która zawierała w sobie umiejętność kontemplacji z jednoczesną możliwością prowadzenia życia aktywnego. Mimo to, że wywodził się ze stanu mieszczańskiego, jego ambicje wykraczały daleko poza krąg zamożności. Już w młodzieńczych zabawach dał się poznać jako ten, który zawsze był pierwszy w dążeniu do wielkości. Wręcz wzbudzał ogólny podziw w pogoni za próżną chwałą (1C 2). Posiadał dobry żart towarzyski, ale i był w stanie operować językiem ciętym, czym mógł imponować pośród asyskiej młodzieży. W noszeniu luksusowych i komfortowych ubrań nikomu nie dawał się prześcignąć (1C 2). Wyprawiając się do Apulii, chociaż organizator wyprawy był bogatszym człowiekiem, to Fran-

Analizując naturalne uwarunkowania miłosierdzia u św. Franciszka nietrudno dostrzec jego bogatą sferę emocjonalną. Uczucia bowiem, w dziele miłosierdzia pełnią istotną rolę. Ukazują one ukrytą w głębokości serca miłość miłosierną ofiarowywaną człowiekowi na miarę samego Boga Ojca. Zanim Franciszek doszedł do wyżyn świętości jego życie emocjonalne cechowało się już wielkim bogactwem. Natura była nieomal w całej pełni samą delikatnością i wytwornością. Miał delikatną łagodność i szczególną

Braciszkowie św. Franciszka


ciszek potrafił się zorganizować jeszcze okazalej niż on, po prostu były to jego marzenia: być wielkim księciem! Czemu dawał wyrazy w swojej szczodrobliwości (3T 5). Nigdy nie przykładał do majętności samej w sobie jakiejś większej uwagi. Był dobrym kupcem, ale skąpstwo się jego nie trzymało. Bardziej był rozrzutny, niż chciwy pieniędzy, choć przez to tracił rodzinny majątek (1C 2). Gdy nachodziła go chęć udzielenia pomocy jakiemuś potrzebującemu człowiekowi był w stanie oddać swoje najlepsze rzeczy (2C 5; 3T 6). Styl świętości Franciszka cechuje zapał właściwy młodości. On wniósł do swojego nowego życia całą energię młodzieńczego wigoru. W całkowitej wolności, która nie ma nic wspólnego z surową powinnością, czymś narzuconym z zewnątrz, święty stwarza przestrzeń rozwoju sił witalnych, tkwiących w każdym człowieku. „Był indywidualnością, tak nietypową i ekspresywną, że wbrew swej woli wyciskał na każdym poczynaniu znamiona swej osobowości”. Żywioł młodości i inne wybitne cechy naturalne dawały mu w grupie uprzywilejowaną pozycję lidera. Skupiał wokół siebie asyską młodzież. Wielu młodych szło za nim. Miał on w sobie pociągający sposób bycia, był ludzkim człowiekiem, zdolnym i bardzo miłym (1C 2). Jego macierzyńska dobroć gromadziła wokół niego wielu ludzi. Dobre i otwarte usposobienie dawało mu swobodę w kontaktach nie tylko z równymi sobie, ale również z wielkimi tego świata, jak i z ubogimi, a także w relacjach do ludzi wykluczonych z życia społecznego. W wirach wielu zabaw, gdy przesadzał w rozrywkach z krewniakami, cnoty te służyły jedynie głupocie, ale zapowiadały styl charyzmatu przyszłej świętości (1C 9), co już wcześnie wyczuwali współcześni

Braciszkowie św. Franciszka

mu mieszkańcy Asyżu (1B 1). Miał zadatki na doskonałego wodza. W czasie dalszego rozwoju jego wspólnoty służył tym całemu ruchowi, nawet, gdy już nie pełnił funkcji przełożonego. Franciszek zawsze usiłował przykładać rękę do wielkich rzeczy (1C 55). Wynikało to z jego temperamentu. Był osobą płochą i niezwykle śmiałą. Gdy coś go zafascynowało, wręcz palił się, aby to zrobić (1C 4). Za tą energią życiową szła w parze skłonność do rozrywek (1B 1) lub angażująca w pełni pracowitość (1B 1). W obliczu wielkich przeżyć nocami nie mógł sypiać (3T 6). Miał w sobie jakiś płomień energii, która go rozpalała od wewnątrz żarem namiętności (1B 4). Gdy się wzruszał serce zaczynało bić gwałtowniej, a z oczu płynęły obfite strumienie łez wśród wielu westchnień (1B 1). Pomimo swoistej pobudliwości towarzyszyły mu również chwile refleksji, które pozwalały odczytywać prawdziwe motywy podejmowanych działań, tym bardziej gdy odczuwał, że robi coś, do czego właściwie się zmusza (1C 5). Odzywały się w nim emocje pełne spokoju i refleksji. Często jego spokojny duch wyprowadzał go poza mury miasta, pomiędzy pola, w poszukiwaniu miejsc zacisznych i odosobnionych (1B 2,1). Szczególnie, gdy Pan zaczął przemawiać do jego serca mocniej, wycofywał się z gwaru handlu (1B 1, 4), aby czas spędzać w miejscach samotnych, odpowiednich dla stroskanych (1B 1, 5). Bogactwo naturalnych przymiotów Franciszka w pełni ujawniło się, gdy rozwinęło się w nim życie łaski. Najbardziej charakterystycznym przejawem tego będzie sposób w jaki przebywał pośród trędowatych. Wówczas oddał się im cały, taki jaki był, a jego dobroć się powiększała (3T 12). [cdn...]

25


na początek Święty nasz Ojciec Franciszek, Seraficki Patriarcha, nie miał w zamyśle zakładania jakiejkolwiek wspólnoty zakonnej. Lecz już od poczatku, gdy zaczął prowadzić życie pokutne - dołączyli do niego jego przyjeciele. Pragnął on, aby brali w swoim życiu wzór przede wszystkim z samego Pana Jezusa, który był niedoścignionym wzorem oddania się Bogu. Po dzień dzisiejszy, zgodnie z zaleceniem św. Franciszka zawartym w Regule - bracia mogą w swoje szeregi przyjmować kandydatów pragnących podjąć ten sposób życia. Dlatego też każdy, kto spełnia określone warunki (jest ochrzczonym mężczyzną, katolikiem wyznającym wiarę i pragnącym poświęcić swoje życie Chsrystusowi) oraz cechuje się odpowiednimi przymiotami (umiłowaniem modlitwy, pragnieniem slużby i zdolnością życia we wspónocie braterskiej) - może zgłosić się do braci. Każdy z kandydatów, zgodnie z kolejnym zaleceniem św. Franciszka - jest odsyłany do ministra prowincjonalnego (przełożonego wyższego), któremu jedynie przysługuje prawo przyjmowania Braci. Minister prowincjonalny powinien w rozmowie oraz korzystając z innych uprawnień w tej materii - zbadać autentyczność powołania kandydata do Zakonu i tylko minister prowincjonalny może kandydata dopuścić do rozpoczęcia źycia zakonnego. Kandydat po otrzymaniu zgody zostaje najpierw skierowany do odbycia rocznej próby w postulacie. Nie jest wówczas jeszcze zakonnikiem, ale zamieszkując pod jednym dachem z braćmi ma możność z jednej strony przyjrzeć się życiu zakonnemu z bliska oraz, z drugiej strony, ma szanse uzyskać formację chrześcijańską. Po upływie formacji w postulacie kandydat moźe być dopuszczony do prowincjatu - czyli roku próby zakonnej. Wówczas pierwszego dnia otrzymuje habit zakonny z artybutami nowicjusza (tzw. kaparon zakładany na ramiona i sięgający z przodu i tyłu do pasa). Nowicjusz podejmuje już wszystkie zewnętrzne obowiązki - modlitwę, rozmyślanie, praktyki pokutne, wspólne rekreacje, prace na rzecz wspólnoty zakonnej, ale wciąż nie jest zakonnikiem. Dopiero po upływie pełnego roku, za zgodą Przełożonych - nowicjusz składa profesję zakonną (pierwsze śluby zakonne). Od tego momentu staje się formalnie przyjęty do wspólnoty prowincjalnej Braci Mniejszych Kapucynów. Ślubuje Bogu i Kościołowi, że będzie żył w czystości, ubóstwie i posłuszeństwie oraz ślubuje, że będzie żył w ewnagelicznej wspólnocie braterskiej Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów. W ten właśnie sposób można zostać Bratem Mniejszym Kapucynem. Jeśli więc jesteś w stanie podjąć tę wyjątkową drogę życia, możesz zgłosić się do jednego z naszych klasztorów lub wprost napisać do naszej Kurii Prowincjonalnej. Możesz też poprzez uczestnictwo w rekolekcjach powołaniowych zweryfikować swoje oczekiwania odnośnie życia zakonnego, jego wizję i wyobrażenia. Możesz też zaprenumerować nasze pisemko powołaniowe: ”Braciszkowie św. Franciszka”. br. Sławomir Siczek, minister prowincjlany Braciszkowie św. Franciszka


Dni skupienia*:

Dni skupienia i rekolekcje w 2008 roku

15 - 17 lutego – Warszawa 7 - 9 marca – Biała Podlaska 11 - 13 kwietnia – Gorzów Wielkopolski 16 - 18 maja – Łomża 30 maja - 1 sierpnia - Zakroczym (dla wstępujących do zakonu) 26 - 28 września – Lubartów 10 - 12 października – Lublin - Poczekajka 14 - 16 listopada – Nowe Miasto n/Pilicą 5 - 7 grudnia – Olsztyn Rekolekcje itp.: Ferie ze św. Franciszkiem – 24 - 27 stycznia – Serpelice n/Bugiem Majówka ze św. Franciszkiem – 1 - 4 maja – Lejno (Poleski Park N.) Pielgrzymka honoracka – 23 - 27 czerwca (start w Zakroczymiu) Wakacje ze św. Franciszkiem – 30 czerwca - 4 lipca (Lejno) Rekolekcje w klasztorze – 7 - 11 lipca – Rywałd Królewski XV Spotkanie Młodych – 14 - 19 lipca – Wołczyn Wakacje ze św. Franciszkiem – 21 - 26 lipca – Zakopane Piesze pielgrzymki na Jasną Górę – 1 - 15 sierpnia – Warszawa, Lublin, Biała Podlaska, Gorzów Wlkp. Golgota Młodych – 25 - 29 sierpnia – Serpelice n/Bugiem Rekolekcje studenckie 8 - 12 września – Ustrzyki Górne *Początek dni skupienia w piątek ok. godz. 17, zakończenie – po niedzielnej eucharystii ok. godz. 11. Zabierz ze sobą Pismo Św., śpiwór, ręcznik i szczoteczkę do zębów; jeśli grasz na czymkolwiek – weź instrument. Daj nam znać, że przyjeżdżasz: Adres i telefon na ostatniej stronie.

Więcej informacji na stronie www.powolania.ofmcap.pl Zapraszamy Braciszkowie św. Franciszka


Duszpasterstwo Powołań Braci Mniejszych Kapucynów ul. Kapucyńska 4, 00-245 Warszawa tel: 022 831 31 09 kom. 600 407 346 kapucyni.pow@wp.pl www.powolania.ofmcap.pl Kwartalnik dla kandydatów do kapucyńskiej wspólnoty zakonnej i osób zainteresowanych postacią św. Franciszka. Redakcja: br. Piotr Wrotniak; nakład 1500 egz. Zainteresowanych regularnym otrzymywaniem biuletynu prosimyBraciszkowie o przesłanie swojego do redakcji. św.adresu Franciszka Koszt prenumeraty - dobrowolna ofiara.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.