przełożyła Magda Białoń-Chalecka
Tytuł oryginału: A Talent for Murder Copyright © Andrew Wilson, 2016 All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone Copyright © for the Polish edition and translation by Wydawnictwo Bukowy Las Sp. z o.o., 2017 ISBN 978-83-8074-069-3 PROJEKT OKŁADKI: Mariusz Banachowicz FOTOGRAFIA NA OKŁADCE: © Billion Photos/Shutterstock REDAKCJA: Sztuka i Słowo: Daria Demidowicz-Domanasiewicz KOREKTA: Bogusława Otfinowska REDAKCJA TECHNICZNA: Adam Kolenda WYDAWCA: Wydawnictwo Bukowy Las Sp. z o.o. ul. Sokolnicza 5/76, 53-676 Wrocław www.bukowylas.pl WYŁĄCZNY DYSTRYBUTOR: FK Olesiejuk Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością Spółka Jawna ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Mazowiecki tel. 22 721 30 11, fax 22 721 30 01 www.olesiejuk.pl, e-mail: fk@olesiejuk.pl DRUK I OPRAWA: Druk-Intro S.A.
Wielbicielom Agathy Christie na całym świecie, a jednemu w szczególności
OD WYDAWCY
A
gatha Christie nigdy nie poruszała tematu swojego zaginięcia, do którego doszło zimą roku 1926, w efekcie czego pozostało ono jedną z największych tajemnic współczesnych czasów. Kiedy po raz pierwszy wspomniałem jej o pomyśle na tę książkę, odniosła się do niego niechętnie, co jest zupełnie zrozumiałe. Zgodziła się jednak na rozmowę, pod warunkiem że powstała dzięki niej powieść zostanie opublikowana co najmniej czterdzieści lat po jej śmierci. Ja również przekazałem podobne wytyczne moim prawnikom. Muszę przyznać, że ogarnia mnie dziwne uczucie, gdy widzę swoje nazwisko na kartach książki. Ponieważ odegrałem tylko nieznaczącą rolę w rozwoju wypadków, starałem się ograniczyć moją opowieść do niezbędnego minimum. Tak naprawdę jest to historia pani Christie i w przeważającej części przedstawiłem ją z jej, a nie z mojego punktu widzenia. Starałem się też przeprowadzić rozmowy z jak największą liczbą osób zamieszanych w sprawę, by zyskać ogólny pogląd na to, co się stało. Ani ja, ani pani Christie nie braliśmy udziału we
9
wszystkich zdarzeniach, zatem zamiast pomijać istotne informacje, postanowiłem posłużyć się wyobraźnią, by zrekonstruować pewne sceny. Książkę tę dedykuję ludziom, którym nie udało się przeżyć tych jedenastu mrocznych dni grudnia 1926 roku. Niech spoczywają w pokoju. John Davison
ROZDZIAŁ 1
W
idziałam ją wszędzie, gdziekolwiek spojrzałam – tę kobietę, o której ludzie mówili, że jest urodziwa, wręcz piękna, choć ja nigdy bym nie użyła takich słów. Oczywiście kiedy ponownie spoglądałam ponad ladą z rękawiczkami czy perfumami, zawsze okazywało się, że to jednak nie ona, tylko kolejna ciemnowłosa elegantka. Jednak wszystkie te wyimaginowane spotkania pozostawiały blizny w moim sercu. Starałam się przestać o niej myśleć – po prostu udawać, że to wszystko w ogóle się nie wydarzyło – ale potem dostrzegałam inną bladolicą brunetkę i tępy ból w klatce piersiowej znów narastał aż do mdłości. Kiedy zakochałam się w Archiem, porównywałam to uczucie do białej gołębicy próbującej wyrwać się z mojej piersi. Teraz gdy ta osóbka zawróciła mu w głowie, wyobrażam sobie, że gołębica została zaduszona obrożą z drutu kolczastego i powoli we mnie gnije. Melodia kolędy granej gdzieś w okolicy przez orkiestrę dętą na chwilę poprawiła mi nastrój. Zawsze uwielbiałam Boże Narodzenie i postanowiłam, że postaram się, by w tym roku było tak radosne i świąteczne jak zwykle, przynajmniej dla dobra Rosalind. Przy kontuarze z zabawkami powitał mnie rządek porcelanowobiałych twarzyczek z pustymi błękitnymi oczami. Podnio11
słam lalkę o słomkowych włosach i przesunęłam palcem po jej gładkim, bladym policzku. To zabawne, że nadałam córce imię po lalce z dzieciństwa, którą rzadko się bawiłam, mimo że była bardzo ładna. Już wówczas wolałam wymyślać różne historie. Rosalind nie odziedziczyła po mnie wyobraźni, co powinno wyjść jej na dobre, gdyż czasami ta zdolność, choć przynosi pewne korzyści, sprawia, że czuję się wyobcowana i niemalże nieszczęśliwa. Odłożyłam lalkę na ladę i już miałam podnieść jej czarnowłosą bliźniaczkę o oczach jak dojrzałe jeżyny, kiedy z tyłu głowy poczułam mrowienie. Zjeżyły mi się włoski na karku i przeszył mnie dreszcz. Odwróciłam się pewna, że ktoś mnie obserwuje, ale napotkałam jedynie obojętne spojrzenie łagodnych oczu starszej damy odzianej w eleganckie tweedy. Pocieszyłam się myślą, że Stores* przy Victoria Street to przecież miejsce, w którym nic strasznego nie może się wydarzyć. Przyjeżdżałam tu na zakupy już jako dziewczynka, gdy Babcia B. zabierała mnie na wyprawy po całe metry wstążek i torby guzików, a później zawsze szłyśmy na przepyszne lody truskawkowe. Za to teraz coś było bardzo nie tak. Przeszył mnie paniczny lęk. Gardło mi się ścisnęło, a w ustach poczułam dziwną suchość. Mój oddech przyspieszył. Rozluźniłam kołnierzyk bluzki, ale to nie pomogło. Nadal miałam wrażenie, że przygląda mi się ktoś, kto chce wyrządzić mi krzywdę. Kiedy byłam dzieckiem, miewałam koszmary, w których pojawiała się postać Bandyty. Z wyglądu przypominał francuskiego żołnierza z muszkietem. Ale to nie widok broni mnie przerażał. Niepokoiło mnie coś innego – coś w jego naturze, w jego charakterze. Był prawdziwym uosobieniem zła, siły aż nazbyt realnej, co wiedziałam już wówczas. Czasami śniło mi się, że siedzę przy stole jadalnym w Ashfield, naszym domu rodzinnym * Dom handlowy Army and Navy Stores [przyp. tłum., kolejne przypisy pochodzą od redakcji].
12
w Torquay, podnoszę wzrok i widzę, że jego duch opętał ciało mojej drogiej mamy lub Madge. A teraz niemalże czułam gorący, kwaśny oddech Bandyty na karku. Zebrałam swoje rzeczy i powolnym, ostrożnym krokiem kota, który wyczuwa grożące mu niebezpieczeństwo, ruszyłam w stronę wyjścia na Victoria Street. Ostry podmuch zimnego grudniowego powietrza niemalże przyniósł mi ulgę, ale mimo to musiałam się powstrzymywać, żeby nie rozglądać się nerwowo wokół. Moje dłonie nadal drżały, a w ustach zupełnie mi zaschło. Poczucie zagrożenia, które towarzyszyło mi w sklepie i na ulicy, nie mogło być tylko wytworem mojej wyobraźni. Wtem zarumieniłam się na wspomnienie incydentu z czekiem. Pojechałam na jakiś czas do Ashfield uporządkować dom po śmierci mamy. Przez te wielogodzinne dni nieprzerwanej pracy, pudła pełne pamiątek, zjedzone przez mole ubrania, sukienki po cioci-babci i natłok wspomnień z dzieciństwa co rusz porywających mnie w przeszłość musiałam chyba na jakiś czas stracić zmysły. Poproszona o wystawienie czeku podpisałam go nazwiskiem Blanche Amory, postaci z powieści Thackeraya*. Co mnie naszło? Czy teraz działo się ze mną to samo? Traciłam kontakt z rzeczywistością? Przerażające podejrzenie. Próbowałam zaczerpnąć głęboko tchu, ale płuca miałam zupełnie ściśnięte. Nie mogłam otrząsnąć się z wrażenia, że lada chwila wydarzy się coś potwornego. Chciałam pobiec do bezpiecznego zacisza Forum, mojego klubu przy Hyde Park Corner, ale bałam się, że Bandyta pójdzie tam za mną, więc rozmyślnie powolnym krokiem ruszyłam w stronę stacji metra. W miarę gdy się do niej zbliżałam, spotykałam coraz więcej ludzi. Choć czułam się tak, jakby nogi miały się zaraz pode mną ugiąć, strach pchał mnie naprzód. Na szczęście na stacji był tłum, w który mogłam się wmieszać. Torowałam sobie drogę przez ciżbę, * Dzieje Pendennisa.
13
uważnie rozglądając się wokół. Kupiłam bilet i zeszłam w mroczne trzewia Londynu. Byłam pewna, że udało mi się zgubić tego, kto mnie śledził. Wdychając przesycone sadzą powietrze, znów przez chwilę czułam się spokojna i bezpieczna. Niektórzy moi eleganccy znajomi z Sunningdale uważali moje upodobanie do metra za dziwaczne. Ale to takie niewyczerpane źródło obserwacji: wszystkie te intrygujące twarze, ciekawe postacie, dające wspaniałe możliwości wzbogacenia fabuły powieści. Doskonałym przykładem był Mężczyzna w brązowym garniturze. Mimo że to trochę niemądra historyjka, okazała się bardzo popularna, i to bez wątpienia dzięki dramatycznemu zawiązaniu akcji, które umiejscowiłam na peronie metra w Hyde Park Corner. Bardzo przyjemnie pisało mi się tę powieść i skończyłam ją dość szybko, nie tak jak naciągane historie, które produkuję ostatnio. Może potrzebowałam wakacji. Pomyślałam, że dobrze mi zrobi, Archiemu także, krótki wypad do Beverly. Z całą pewnością nigdy nie wyznawałam teorii, że cierpienie sprzyja kreatywności. Nigdy w życiu nie byłam tak nieszczęśliwa jak przez ostatni rok, i proszę, co stworzyłam: monstrum na miarę Frankensteina, czyli Wielką Czwórkę, pozszywaną z kilku krótszych historii, oraz parę mdłych scen do Zagadki Błękitnego Ekspresu, która nijak nie chciała nabrać rozpędu. Gwałtowny powiew gorącego powietrza oznaczał, że nadjeżdża pociąg. Przytrzymałam dłonią kapelusz i postąpiłam bliżej do krawędzi peronu, aby mieć większe szanse na zajęcie miejsca siedzącego w wagonie. Jeszcze krok, a mogłabym stracić równowagę i spaść na tory. Skończyłoby się wszystko, cały ten ból, który dręczył mnie od roku. Archie byłby wolny i mógłby się ożenić, bez wstydu, który zawsze towarzyszy rozwodowi, a Rosalind nauczyłaby się kochać nową mamę. Co też powiedziała ostatnio moja córka? „Wiem, że tatuś mnie lubi i chciałby być ze mną. To chyba ciebie nie lubi”. Tylko dziecko w swojej niewin14
ności mogło wyartykułować tak okrutną uwagę. I chociaż celnie podsumowała ona nasze małżeństwo, dla mnie była jak kolejny sztylet wbity w serce. Pociąg wynurzył się z ciemności i sunął w moją stronę, a ja cofnęłam się o krok. Hałas zawibrował mi w uszach, na chwilę zupełnie mnie ogłuszając. Wtem poczułam lekkie dotknięcie u nasady kręgosłupa. Chciałam się odwrócić i zobaczyć co to, ale w ułamku sekundy nacisk się wzmógł. Poczułam, że ktoś mnie pcha na tory. Otworzyłam usta, by krzyknąć, ale gardło miałam suche jak papier ścierny. Niezręcznym gestem wyciągnęłam ręce, by się czegoś złapać, ale uchwyciłam tylko gorące powietrze. Czułam, jak skóra na moich policzkach zaczyna palić od wszechobecnego żaru, który, zdawało się, zupełnie wysuszył mi oczy. I gdy już leciałam do przodu z głową bezwładną niczym u lalki, którą oglądałam w sklepie, poczułam potężne szarpnięcie do tyłu. Ktoś ścisnął mnie tak mocno, że aż jęknęłam. Po chwili ogarnęło mnie takie uczucie, jakbym się rozpływała, i padłam zemdlona na peron. Poczułam czyjś oddech tuż przy swoim uchu. Początkowo wydawało mi się, że leżę w łóżku z Rosalind u boku, ale potem dotarł do mnie kwaśny, żelazisty odór, który zmusił mnie do otwarcia oczu. Ocknęłam się w świecie złożonym z dziwnych kształtów i zniekształconych twarzy. – Jestem lekarzem, proszę się odsunąć, proszę się cofnąć – zakomenderował jakiś głos. Próbowałam się odezwać, ale nie mogłam. Znów poczułam powiew tego obrzydliwego zapachu na twarzy. Ktoś przytrzymywał mi głowę. Robił to z wyczuciem i delikatnie, ale moje ciało zaczęło się napinać, zamiast się odprężyć. Spróbowałam usiąść, lecz długie palce stanowczo przytrzymały mnie na miejscu. – Nie, nie, proszę chwileczkę poleżeć. Była pani bliska fatalnego wypadku. Wygląda na to, że zemdlała pani akurat w chwili, gdy pociąg wjeżdżał na peron. 15
– To nie tak, ja czułam, że ktoś mnie… – Czuła pani, że ktoś panią złapał. To byłem ja. Jestem lekarzem. Choć słowa te powinny mnie uspokoić, z jakiegoś powodu przejęły mnie zimnym dreszczem. – Dziękuję, to bardzo miło z pana strony, ale czuję się już o wiele lepiej. Byłabym wdzięczna, gdyby pozwolił mi pan wstać i odejść. Zebrani wokół ludzie zaczęli się rozchodzić, skoro sytuacja była jasna: dama zemdlała i zaopiekował się nią lekarz, który zachował się jak bohater, ratując ją przed upadkiem na tory. – Powinna pani przez chwilę głęboko oddychać – doradził, pochylając się nade mną. Metaliczna woń jego oddechu była nie do zniesienia, więc wyjęłam chusteczkę i osłoniłam nos. – Proszę posłuchać uważnie – dodał szeptem. – Mam pani do powiedzenia coś, co chętnie by pani usłyszała. Odsunęłam chusteczkę od twarzy, a on znów tak, bym tylko ja mogła to słyszeć, ostrzegł: – Nie krzyczałbym na pani miejscu. Chyba że chce pani, żeby cały świat się dowiedział o kochance pani męża. Jego słowa zupełnie zbiły mnie z tropu. Co mógł wiedzieć o Archiem i tej kobiecie? – Przypuszczałem, że to panią zainteresuje. A teraz pomogę pani wstać i wybierzemy się gdzieś na herbatę. Poczułam, jak jego pajęcze palce oplatają mój nadgarstek. – Herbata z cukrem, takie jest moje zalecenie – dodał głośniej. – Zgadza się pani? To najlepsze lekarstwo na wstrząs. Nie wiedziałam, co robić. Czy powinnam się zgodzić? Najwyraźniej ten człowiek miał jakieś informacje, które, jak sądził, mógł wykorzystać przeciwko mnie lub nam. Bez wątpienia to ohydny szantażysta, który chciał wyciągnąć pieniądze. Skąd mógł wiedzieć, że nasze finanse są nadszarpnięte? Z pozoru wyglądało tak, jakby niczego nam nie brakowało. Owszem, napisałam sześć powieści i zbiór opowiadań o Poirocie, ale hono16
raria nie były wysokie z powodu niekorzystnej umowy z moim pierwszym wydawnictwem The Bodley Head, która zobowiązywała mnie do oddania pięciu powieści za śmiesznie niskie tantiemy. Dzięki Bogu, mój agent zdołał mnie już z tego wyciągnąć. Ponadto utrzymanie domu kosztowało fortunę i mieliśmy mnóstwo niespodziewanych wydatków. Mogłam kategorycznie odmówić, ale co by było, gdyby sprzedał tę paskudną historię prasie? To by zniszczyło Archiego, jestem pewna. Nawet po tym, jak mi wszystko wyznał, nadal go kochałam i gotowa byłam zrobić, co w mojej mocy, żeby go chronić. – Znam sympatyczną kawiarnię tuż za rogiem – oznajmił mężczyzna, ściskając mój nadgarstek. – Pomóc pani wstać? – Chyba poradzę sobie sama, dziękuję – odrzekłam, podnosząc się z ziemi. Otrzepałam spódnicę z pyłu, szybko poprawiłam kapelusz, a potem omiotłam wzrokiem stojącego przede mną człowieka. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to kontrast między bladą cerą i czarną brodą. Miał oczy koloru tarniny i pełne, mięsiste usta o barwie krwi. Był średniego wzrostu, gustownie ubrany i najwyraźniej starannie wykształcony, słowem, nie pasował do stereotypu niechlujnego szantażysty. Kiedy wyszliśmy z metra i ruszyliśmy ulicą, mało spostrzegawczy przechodnie mogliby nas uznać za małżeństwo. Lecz gdyby zadali sobie trud, by lepiej się przyjrzeć mojej twarzy, na pewno dostrzegliby niepokój i lęk w oczach. – Czego pan chce? – zapytałam. – Poczekajmy, aż usiądziemy sobie przy herbacie – odparł nieznajomy. – Tak będzie znacznie kulturalniej. Rozejrzałam się po ulicy w poszukiwaniu policjanta, ale żadnego nie było w zasięgu wzroku. W sumie będzie lepiej, jeśli sama się z tym uporam. – Przede wszystkim muszę pani pogratulować sukcesu Zabójstwa Rogera Ackroyda – oznajmił. – Ta powieść to absolutna 17
rewelacja! Świetnie ją pani skonstruowała. Na pewno słyszy to pani od wielu osób, ale proszę, by mnie również zaliczyła pani do rosnącej rzeszy swoich wielbicieli. Za tą ładną twarzą musi się kryć wielki umysł. – Nie sądzę, by zależało panu na dyskusji o książkach – odrzekłam sztywno, gdy weszliśmy do kawiarni i usadowiliśmy się przy stoliku w pewnej odległości od innych klientów. – Ależ zależy! Lecz najpierw pozwoli pani, że się przedstawię. Nazywam się Patrick Kurs. Pracuję jako lekarz w Rickmansworth. Mam niewielką praktykę, w której leczę głównie neurotyczne żony i mężów nadużywających alkoholu. Myślę, że znalazłaby pani pewne podobieństwo między mną a doktorem Jamesem Sheppardem z Rogera Ackroyda. Doprawdy fascynująca postać. A rzecz w tym, że moim zdaniem pani i ja jesteśmy do siebie podobni pod wieloma względami. – Nie jestem pewna, czy pana rozumiem – odpowiedziałam, zanim do naszego stolika podeszła ubrana w czarno-biały uniform kelnerka. Doktor Kurs zamówił imbryk herbaty dla dwóch osób. – Dokładnie przeanalizowałem pani powieści i nabrałem przekonania, że ma pani przestępczy umysł pierwszej klasy. Wydaje się, że rozumie pani, jak pracuje mózg mordercy. Niemalże tak, jakby posiadała pani jakąś intuicyjną wiedzę na temat tego, co odczuwa morderca. Doprawdy niezwykła zdolność. – Dziękuję – odrzekłam, zanim do mnie dotarło, że to, co mówi, w rozumieniu większości ludzi dalekie by było od komplementu. – Może ma pan rację, ale co to ma wspólnego z moim mężem? Wolałabym, żeby przeszedł pan do sedna. Zamilkliśmy, ponieważ kelnerka przyniosła herbatę, ale gdy tylko się oddaliła, doktor Kurs poprawił się na krześle i odchrząknął. – A zatem do rzeczy – powiedział. – Widzi pani, dotarło do moich uszu, że pani mąż utrzymuje… jak by to ująć? Intymne relacje z inną kobietą. Nie mylę się, prawda? 18
Zdawkowo skinęłam głową, ale poczułam, że w moich oczach zapłonęła nienawiść. – I zakładam, że wolałaby pani, by ten fakt oraz związane z nim szczegóły nie trafiły do gazet? – Zatem chodzi o pieniądze – stwierdziłam. – Tego pan chce? Doktor Kurs zamrugał szybko oczami, jakby był zaskoczony. – Nie, skądże znowu! – zaprotestował ze śmiechem. – Chyba mnie pani nie docenia. Interesuje mnie coś znacznie więcej niż zysk finansowy. Ułożyłem dla pani pewną, nazwijmy to, intrygę. Może ją pani uznać za niekonwencjonalną, ale z pewnością wyda się pani interesująca. – O czym pan mówi? – O planie, który może przeprowadzić wyłącznie pani. Otóż, droga pani, popełni pani morderstwo. Ale przedtem zaaranżujemy pani zaginięcie.
FAKTY
* Agatha Christie wybrała się do Londynu pierwszego grudnia 1926 roku i nocowała w klubie Forum. Nazajutrz spotkała się ze swoim agentem Edmundem Corkiem przy Fleet Street 40, a następnie wróciła do domu Styles w Sunningdale w hrabstwie Berkshire. Trzeciego grudnia pokłóciła się z mężem, który zawiadomił ją, że zamierza spędzić weekend w Hurtmore Cottage, domu przyjaciół niedaleko Godalming. Zaproszono tam również jego kochankę, Nancy Neele. Później tego samego wieczoru Agatha opuściła Styles i pojechała do Newlands Corner w Surrey, gdzie następnego dnia znaleziono jej porzucony samochód. Agatha Christie zameldowała się w hotelu Swan Hydropathic jako pani Teresa Neele w sobotę czwartego grudnia. Tego wieczoru widziano ją, jak tańczyła do Nie! Nie mamy bananów. W którymś momencie podczas pobytu wyznała innej lokatorce hotelu, pani Robson, że przechodzi żałobę po stracie córeczki. Kolejnemu znajomemu powiedziała: „Ta pani Christie to bardzo tajemnicza osoba, ale nie chcę zaprzątać sobie nią głowy”. Siódmego grudnia otrzymała przesyłkę z Londynu, która według niej zawierała pierścionek zgubiony w Harrodsie. W piątek dziesiątego grudnia pojechała do Leeds. 20
Uważa się, że jej prawdziwą tożsamość odkryła pokojówka Rosie Asher, która zdradziła dwóm muzykom z hotelowego zespołu, że w kobiecie zajmującej pokój sto pięć rozpoznała zaginioną powieściopisarkę. We wtorek czternastego grudnia Archie Christie przyjechał do Harrogate, by spotkać się z żoną, która przedstawiła go znajomemu z hotelu jako brata. W oficjalnym oświadczeniu wydanym przez rodzinę podano, że Agatha doznała poważnego zaniku pamięci. Pisarka rzadko wspominała o tym przeżyciu i zupełnie je pominęła w swojej autobiografii. W jej archiwum brakuje też zeszytu, w którym robiła notatki do swojego arcydzieła, czyli Zabójstwa Rogera Ackroyda. Dwudziestego trzeciego stycznia 1927 wypłynęła z Southampton na okręcie „Gelria” zmierzającym do Las Palmas. Państwo Christie rozwiedli się w roku 1928, a Archie poślubił Nancy Neele. Agatha Christie jest autorką największej liczby bestsellerów w historii literatury. * W sobotę czwartego grudnia komisarz William Kenward wszczął śledztwo w celu odnalezienia zaginionej, a poszukiwania trwały przez kolejne dziesięć dni. Porażka w rozwikłaniu tej sprawy – policjant był przekonany, że Agatha Christie nie żyje – zakończyła się jego publiczną kompromitacją. Kenward przeszedł na emeryturę w roku 1931, a rok później zmarł w wieku pięćdziesięciu sześciu lat. * Dwudziestoletnia Una Crowe, córka sir Eyre’a Crowe’a, była ostatni raz widziana przez rodzinę w sobotę jedenastego grudnia 1926 roku. Jej ciało odnaleziono u stóp klifów w pobliżu Ballard Point pod Swanage w Dorset dziewiętnastego grudnia. Śledztwo wykazało, że nogi miała związane zieloną taśmą. Werdykt koronera brzmiał: „Samobójstwo z powodu załamania nerwowego”.
Podziękowania
N
ajwiększe wyrazy wdzięczności winien jestem samej Królowej Zbrodni, która była dla mnie źródłem natchnienia, humoru i mądrości, odkąd zacząłem czytać jej powieści w wieku jedenastu lat. Zainspirowała już moje pierwsze dzieło – „książkę”, którą napisałem, mając lat dwanaście, jako ćwiczenie zasugerowane przez nauczyciela angielskiego. Ta licząca 46 stron opowiastka zatytułowana Niemiecka tajemnica zrodziła się z podziwu dla dwóch arcydzieł Agathy Christie, Śmierci na Nilu oraz Zabójstwa Rogera Ackroyda. Nadal pamiętam przyjemność, z jaką delektowałem się tymi powieściami, przyspieszone bicie serca i nabożne zdumienie podczas czytania ostatnich stron. Po raz pierwszy pomysł na Królową zbrodni zaświtał mi w pociągu – obawiam się, że nie tak wspaniałym jak Orient Express, ale za to takim, który zmierzał w samo serce świata Agathy Christie: linii Great Western Railway z Londynu do Devon, gdzie w roku 1890 urodziła się pisarka. Przeprowadziłem się do Devon w roku 2012 i jedną z pierwszych rzeczy, jaką zrobiłem po przyjeździe, były odwiedziny w letnim domu Christiech, Greenway, w którym znajduje się mnóstwo należących do Agathy przedmiotów, w tym obrazy, meble i książki z domu jej rodziców w Torquay. Chciałbym podziękować National 22
Trust oraz jego pełnym pasji pracownikom i wolontariuszom za opiekę nad domem, który pisarka całkiem słusznie określała mianem „najcudowniejszego miejsca na świecie”. Mimo że jest to powieść, starałem się jak najwierniej trzymać faktów dotyczących zaginięcia pisarki w roku 1926. Podczas przygotowań posiłkowałem się wycinkami prasowymi z „Timesa”, „Daily Mail”, „Daily Express” i „Daily Mirror”, a także dwiema świetnymi biografiami: Agatha Christie: An English Mystery pióra Laury Thompson (Headline, 2007) oraz Agatha Christie Janet Morgan (Collins, 1984). Autobiografia pisarki, po raz pierwszy wydana przez Collins w 1977 roku, jest pasjonującą i wciągającą lekturą, ale niestety autorka zupełnie pominęła w niej wydarzenia z grudnia 1926. Zaczerpnąłem stamtąd jednak wiele szczegółów dotyczących jej życia. Ponadto korzystałem ze świetnej książki Jareda Cade’a Agatha Christie i jedenaście zagubionych dni (Peter Owen, poprawione i rozszerzone wydanie z roku 2011). Chciałbym również podziękować Robertowi Bartlettowi za informacje i fotografie Williama Kenwarda. Za miłą całodniową wyprawę do Newlands Corner, Silent Pool i innych miejsc związanych z zaginięciem Agathy wdzięczny jestem współwinnym zbrodni, Cherry i Martinowi Hughesom. Za wycieczki i przejażdżki po Harrogate oraz okolicy muszę podziękować rodzicom, Davidowi i Margaret Wilsonom. Pragnę wyrazić wdzięczność dr. Jamiemu Bernthalowi i Mii Dormer za zorganizowanie konferencji na temat Agathy Christie na uniwersytecie w Exeter w latach 2015 i 2016. Poznałem tam dziesiątki naukowców, pisarzy i wielbicieli pisarki, w tym Mike’a Linane’a i Sophie Hannah – dziękuję za wyciągnięcie przyjaznej dłoni. Szczególne wyróżnienie winien jestem dr. Johnowi Curranowi, światowemu ekspertowi w dziedzinie twórczości Agathy Christie, autorowi naukowego i bardzo szczegółowego opracowania Agatha Christie’s Secret Notebooks. Był na tyle miły,
że zgodził się przeczytać rękopis, a następnie przedstawił mi całą listę niezwykle pomocnych sugestii i poprawek. Biografka pisarki, Laura Thompson, również zadała sobie trud przeczytania mojej powieści na wczesnym etapie i opatrzenia jej cennymi komentarzami. Od chwili, gdy po raz pierwszy wpadłem na pomysł napisania tej powieści, na każdym etapie pracy otrzymywałem wsparcie od mojej wspaniałej agentki Clare Alexander. Wprost nie umiem wyrazić swojej wdzięczności za jej entuzjazm, pasję i nieustającą przyjaźń. Chciałbym też podziękować innym członkom zespołu Aitken Alexander Associates: Gillonowi Aitkenowi, Sally Riley, Lisie Baker, Lesley Thorne, Leah Middleton, Nishcie Hurry, Nicoli Chang i Benowi Quarshie. Jestem również wdzięczny moim cudownym wydawcom w Simon&Schuster: Suzanne Baboneau i Ianowi Chapmanowi w UK oraz Peterowi Borlandowi w US – praca z wami to dla mnie zaszczyt – podobnie jak Carli Josephson i reszcie świetnego zespołu. Mary Tomlinson błyskotliwie poradziła sobie z redakcją. Dziękuję też Pippie Watkins za projekt okładki. Na zakończenie pragnę też podziękować moim rodzicom i przyjaciołom za miłość oraz wsparcie. I jak zawsze Marcusowi Fieldowi za zbyt wiele rzeczy, bym mógł je wymienić.
PREMIERA 13 WRZEŚNIA Polub nas na Facebooku
KUP TERAZ