Hubert Hender - Potwór - fragment

Page 1

– Czy dzisiaj też przyjdzie potwór? – zapyta ł a dziewczynka, przytulając się do mamy.

– Nie, skarbie, wiesz, że potwory nie istnieją.

– Ale ja go widzia łam. Mówi ł do mnie. Zna ł moje imię.

– Helenko, rozmawia ł y śmy o tym wczoraj. Pewnie ci się przyśni ł – powiedzia ła, uśmiechając się do córki.

Dziewczynka u łoż y ł a misia obok siebie na poduszce, po czym przykry ła go miniaturowym kocykiem. – Wydaje mi się, że by ł prawdziwy. Nie spa łam.

Skarbie, zagląda łam w nocy kilka razy do twojego pokoju. Nikogo w nim nie by ło. Spa łaś, w łączy łam ci lampkę z Psim Patrolem, którą dosta łaś na urodziny. Pilnowali cię ca łą noc.

To dlaczego on… – urwa ł a. Wiedzia ł a, że mama czyta w my ślach. Wystarczy ło powiedzieć słowo, a mama kończy ła zdanie tak, jakby wszystko wiedzia ła.

Bo widzisz, słoneczko, zdarza się, że nocą odwiedzają cię postacie z bajek i filmów. Zazwyczaj z tych, które lubisz. Ale czasem w snach pojawiają się potwory. Ale one znikają równie szybko, jak się pojawiają. Następnego dnia o nich nie pamiętamy.

Ale ten nie by ł zmyślony, mamusiu. Powiedzia ł, że jeszcze tu przyjdzie.

5
1

Kochanie, nie móg ł być prawdziwy. A teraz zamykaj oczka. Jutro zrobimy coś fajnego.

Dziewczynka spojrza ła w kierunku okna, które wype ł nia ła czer ń. Mia ła nadzieję, że mama ma rację i że w tym ś wiecie, ciemnym, niemal czarnym, nie ma żadnych istot, które chcia ł yby jej zrobić krzywdę.

– Zosta ń tu ze mną – szepnęła. – Boję się.

Kobieta spojrza ła na córkę, na jej niewielką twarzyczkę, na peł ne usta, niebieskie oczy, kszta łtne czoło, delikatnie zarysowane oblicze osoby, która dopiero powoli poznaje ś wiat. Popatrzyła na najdroższą i najukocha ńszą dziewczynkę, która wierzy ła w każde jej słowo i zapewnienie.

– Będę tu przez chwilę, Helenko. No, śpij już – odpowiedział a, ściszając g łos, po czym powącha ł a upięte w gruby warkocz pachnące w łosy. Zerknęła na jedną z książek stojących na półce, na Muminki, które czasami czyta ł y do snu. Być może ma ła z ciekawości obejrzała ilustracje i może to przez Bukę mia ła koszmary.

Przykry ła córkę kocem, a gdy parę minut później wychodzi ła z pokoju, zabra ła ze sobą książkę.

Popatrzy ła na zegarek. Kilka minut po dwudziestej pierwszej.

Nala ła do kieliszka bia łe wino, przygotowa ła przekąski i wyszła na taras. Rozejrza ła się po rozleg ł ym podwórzu. W ciemności wygląda ło, jakby nie mia ło końca.

Miejscowość znajdowa ła się w niewielkiej dolinie, cho ć ich dom sta ł w wyżej położonej części wsi. Otacza ł y ją rozleg łe łą ki, pola i lasy, które sięga ł y Gór Stołowych.

Kocha ła to miejsce. By ło piękne, choć teraz, nocą , ba łaby się wyjść dalej ni ż za ogrodzenie. Być może na tym polega ł urok okolicy – zachwyca ła i onieśmiela ła zarazem, podobnie jak parali żowa ł y pięknem skaliste szczyty czy rozleg łe morza i pustynie.

„Tak, czasami by ło tu zbyt pięknie i zbyt drapieżnie”, powiedzia ła do siebie, patrząc w nieprzeniknioną ciemność.

6 –

Podeszła do ściany domu i wcisnęła w łącznik. Lampy ledowe oś wietli ł y niemal ca łe podwórze. Teraz lepiej by ło widać część krzewów i kwiatów, azalie, hortensje, róże. W oddali, za nimi, znajdowa ł się du ż y basen, dalej ogromna pergola, a obok niej wysoka trampolina, zjeżdżalnia oraz plastikowy basenik, który czeka ł na ciepłe dni.

Dalej w mroku po ł yskiwa ł y stawy. Nie znosi ła ich mulistej woni. Uwa ża ła, że postawili dom zbyt blisko nich. Ale to on zdecydowa ł. Powiedzia ł, że ma plan na ich wykorzystanie.

Usiad ł a w wygodnym fotelu ogrodowym. Zamknęł a oczy i wzięła kilka g łębokich wdechów.

Pomyśla ła o dniu, który w łaśnie upł ynął, o wyjeździe do miasta, o za łatwionych i nieza łatwionych jeszcze sprawach. Nie by ło tego du żo, zajęło jej to u łamek dnia. Resztę czasu poś więci ła córce. To by ł jej ś wiat. I jej największa mi łość. Zawożenie do przedszkola, raz w tygodniu wyjazd na zajęcia dodatkowe do K łodzka, zakupy, ogarnianie domu.

Niespe ł na kwadrans później odstawi ła pusty kieliszek i sięgnęła po telefon. Przejrza ła z ciekawości Facebooka. Ziewnęła. Otworzy ła aplikację, do której zagląda ła tylko wtedy, gdy by ła sama i mia ła pewność, że w pobli ż u nikogo nie ma.

Dwie nowe wiadomości.

Poczu ła delikatne ciep ło w dwóch miejscach na ciele, które za dotknięciem d łoni stawa ł y się ciepłe, a zaraz potem rozpala ł y się gorącem.

Dawno nie czu ła się tak szczęśliwa, choć by ł to inny rodzaj szczęścia. Nie ten, jaki daje widok spokojnie śpiącego dziecka, ani nie ten, który dawa ło jej kiedyś silne objęcie mężczyzny.

Ten by ł inny, wcześniej nieznany, a teraz, kiedy już go poznała, nie chcia ła innego.

Zamknęła oczy. Ujrza ła tę twarz, ładną , subtelną twarz, którą pokocha ła.

7

Już chcia ła odpisać na wiadomość, ale usł ysza ła szept. Chyba dochodzi ł z pokoju Helenki. Zostawia ła jej uchylone okno.

Bezszelestnie wsta ła z fotela i przeszła w tamtym kierunku.

Upewni ła się, że nikt jej nie zobaczy, ale po chwili zgani ła się w myślach – przecież nikt jej nie móg ł teraz widzieć. Podeszła bli żej, starając się nie wydawać żadnego dź więku.

W tej samej chwili ujrza ła przyklejoną do szyby bladą twarz córki.

Dziewczynka wpatrywa ła się w dal, powtarzając niczym automat słowa:

Czarny, czarny potworze, odejd ź… Czarny potworze, odejdź, błagam cię… Idź sobie.

Szybko odwróci ła g łowę, bo mia ła wrażenie, że poczu ła na swojej szyi zimny oddech. 2

– Mówię ci, że to jest wyreż yserowane! – Ch łopak podskoczy ł.

Mia ł tyle energii, że nawet kiedy mówi ł, ca ł y się porusza ł. Nosi ło nim tak, jakby wciąż gra ł w ekscytującą grę.

– Nie jest. Mówię ci po raz setny.

– Nie wierzę – odpowiedzia ł, potrząsając g łową. – To by nie by ło normalne.

– To uwierz, robaczku, bo jak ci sprzedam lepę, to sam się przekonasz, że pewnych rzeczy nie da się wyreż yserować. Jak mój cios.

– Wujek, kurde, ale spójrz na nich. Popatrz na ich miny – upiera ł się – zachowanie i to, jaki mają z tego ubaw. Musieli to zaplanować, przecież tam jest ekipa, reż yser. To wszystko, no wiesz…

Igor pokiwa ł g łową , a potem złoż y ł ręce jak mentor.

8

Okej, Marcel, widzę, żeś się, ch łopie, minął z rozumem i nawet go nie próbujesz gonić. To oczywiste, że zaplanowali. Przytachali kamer ę, oś wietlenie, mikrofony, rekwizyty. Ale to nie zmienia faktu, że oni naprawdę strzelają sobie w jaja, w brzuch, plecy, nogi. Różnica jest taka, że ta ekipa filmuje autentyczne – zaakcentowa ł – sceny. Sam sobie kiedy ś jebnąłem kulą gumową w nogę. Wali ostro, wierz mi.

– Mia łeś nie przeklinać.

Sorry.

– Tak czy siak, po prostu nie wierzę – oznajmi ł Marcel, patrząc w ekran telewizora, który zajmowa ł niemal ca łą ścianę.

Rodzice wybrali się do restauracji. Nie chcieli go zostawić samego w domu, zw łaszcza o tej porze, dlatego poprosili, żeby Igor spędzi ł z nim wieczór.

Igor Fija ł kowski by ł najlepszym kolegą Filipa Krauzego, razem się wychowywali, od lat razem pracowali w policji, w wydziale kryminalnym. Ich prywatne i zawodowe relacje się łączy ł y, co ostatecznie przek łada ło się na to, że spędzali ze sobą każdy dzień, a ich rodziny dobrze się zna ł y.

Igor nie mia ł nic przeciwko temu, żeby spędzić wieczór ze swoim chrześniakiem. Gdy tylko zjedli lazanię, zaczęli ogl ądać film. Nie spodoba ł się im, więc zamówili pizzę i w łączyli YouTube’a, stare odcinki Jackass, popularnego programu MTV, w którym grupa znajomych wykonywa ła na wpół kaskaderskie

wyg ł upy: paintball, bicie po twarzy, podpinanie się do prądu, rzucanie na swoje nagie cia ła skorpionów, pijawek czy węż y.

Igor parsknął śmiechem, gdy na ekranie jeden z gości skoczy ł

z drzewa, a potem nie móg ł wstać. Możliwe, że zwichnął sobie kostkę.

– To poczytaj w Wikipedii, łosiu – orzek ł, nie odrywając wzroku od filmu. – Albo po prostu uruchom zakurzone zwoje w mózgu. Mówisz, że to idiotyczne? Udawane? A teraz niby co

9 –

robicie w necie? – zapyta ł i nie czekając, sam sobie odpowiedzia ł: – Teraz też robicie z siebie idiotów, by zaistnieć na tych cholernych TikTokach czy Snapchatach.

Wy, to znaczy kto?

Wy, g łąby pospolite zwane m łodzieżą. Robicie wszystko pod publikę, dla lajków, serduszek, łapek, udostę pnień. Karmicie się liczbami, a nie emocjami. Kiedyś nie by ło tego ca łego syfu. Jackassów nagrywali dwadzieścia lat temu. Nie by ło takiego pieprzonego parcia na szk ło. Nagrywali, bo chcieli, bo czuli, że to, co robią , jest czymś nowym, oryginalnym, pomysłowym.

Chcesz mi powiedzieć, że robili to bezinteresownie?

Wiadomo, mieli z tego hajs, ale to nie by ło to, co teraz. Dzisiaj ka żdy może pokazać swoją mordę w internecie, ka żdy może nagrać filmik dla szpanu, dla beki. Każdy chce być gwiazdą. I dlatego ma ło kto jest dobry, autentyczny. A wy jaracie się tym szambem, wskakujecie w gówno i chlapiecie nim dookoła.

Marcel wzruszy ł ramionami. Ju ż chcia ł coś dodać, ale usł yszeli dzwonek do drzwi.

– Cholera, nie spieszy ło się im z t ą pizzą – mrukn ął Igor i poszed ł otworzyć. W jednej chwili jego radosny wyraz twarzy zamieni ł się w pytający.

W progu stali Filip Krauze z żoną. Ola mia ła na sobie kurtkę d żinsową i dopasowane spodnie, które podkreśla ł y jej zgrabną sylwetkę. Krauze, czterdziestolatek z d ł ugimi blond w łosami związanymi w kucyk, odpiął mankiety koszuli, którą w łoż y ł na kolację. Pewnie by ło mu niewygodnie, bo zwykle nosi ł bluzę dresową i czapkę z daszkiem.

– Co tu robicie? Przecież to nie wy tu powinniście stać, ale dostawca pizzy.

– Nie cieszysz się na nasz widok?

– Myśla łem, że to żarcie. Jeśli macie coś ciepłego do jedzenia w kieszeniach, to luz, możecie wejść.

10

– Zostawili ś my wam pe ł n ą lodówkę, zamra żarkę, dania w pięć minut, przekąski. I jeszcze zamówiliście pizzę?

– Wszystko zeżar łem, ale pizzy nie znalaz łem, więc zamówi łem.

Ola z Filipem przekroczyli próg mieszkania i przeszli do przestronnego salonu, który łączy ł się z kuchnią. Pomieszczenia oddziela ł murek, na którym znajdowa ł się drewniany blat bufetu.

– Co wy oglądacie? – zapyta ł Krauze, wskazując na telewizor.

Mia ł kwaśną minę.

– Jackassów.

– Co?! – wycedzi ł. W ostatniej chwili się powstrzyma ł, a chcia ł ju ż puścić wiązankę.

– Jakieś filmiki w necie – odpowiedzia ł Marcel, nie patrząc na ojca.

Filip wziął kolegę na bok.

– Igor, do jasnej cholery, zostawiliśmy cię z m łodym i mia łeś przypilnować, żeby obejrza ł lekturę. Za dwa dni ma sprawdzian.

Wiesz, że ma problemy z polskim. – Kiedy by ł z ł y, wyrzuca ł z siebie słowa szybciej ni ż karabin pociski, i w taki w łaśnie sposób mówi ł teraz. – W łaściwie ma problemy ze wszystkim. Obejrzenie z nim półtoragodzinnego filmu to chyba nie jest wyczyn ponad twoje si ł y, co?

– No i zaczęliśmy, ale tak przynudzali, że się nie da ło tego oglądać. M łody zaczął ziewać, prawie mi tu usnął, więc zrobi łem krótką przerwę. Nie wściekaj się. To tylko jeden krótki filmik na YouTubie. Potem obejrzymy resztę.

– Jeden cholerny film – zaakcentowa ł Krauze, nie ustę pując. – Nie ca ł y dzień z lekturami, nie ca ła noc, ale jeden film.

I nawet to musia łeś spartolić? Naprawdę musia łeś mu puszczać to gówno?

– Żadne gówno. Świetna rzecz.

11

Karmisz mnie tym syfem na komendzie, puszczasz mi to do każdego śniadania i obiadu, podniecając się jak niedorozwinięte dziecko. I jeszcze pokazujesz to Marcelowi? Wiesz, że ma problemy w szkole. Jeszcze zacznie błaznować jak te dupki w telewizji.

Nie bój się, swojej córce też to czasami puszcza łem i proszę, nie przeszkadza jej to kończyć każdej klasy z wyróżnieniem – odpowiedzia ł Fija ł kowski, nie przejmując się słowami przyjaciela. Znali się ponad pó ł ż ycia, lubili się, ale i wkurzali się na siebie, nie szczędząc wyzwisk.

To mój syn, więc się o niego boję. I nie ka ż mi się z tego t ł umaczyć. Po prostu przyjmij to łaskawie jako fakt. Id ź tam, w łącz mu tę pierdoloną lekturę, a potem rób, co chcesz – mruknął, patrząc na zegarek. – Równie dobrze możesz…

Igor popatrzy ł na kolegę. – Filip… – Nie dokończy ł, bo Krauze znów mu przerwa ł. – Nie chcę tego sł uchać. Chocia ż raz w ż yciu zachowaj się, jak trzeba. Jesteś jego ojcem chrzestnym. Popierdolonym, ale chrzestnym. Nie każ mi ża łować tej decyzji. To nasz jedyny syn. Ma jednego chrzestnego. Jebniętego, ale jedynego. Więc się postaraj, chociaż czasami. Wspieraj go. I przy okazji nas też. Wiesz, że jesteś dla niego ważny, lubi cię, sł ucha. Jeśli mu się spodoba to, co mu pokazujesz, to będzie ci chcia ł zaimponować. Zacznie ich naśladować.

A tam…

– On się nie umie od tego zdystansować – wyjaśni ł szczerze przejęty Krauze. – Te ś wiaty mu się zlewają. Może to przez ADHD i ogół tych pieprzonych zaburzeń koncentracji, a może przez to, że jest jeszcze niedojrza ł y. Tak czy siak lepiej mu pewnych rzeczy nie pokazywać, bo jeśli to mu się spodoba, to będzie chcia ł być taki jak oni. A gdy koledzy z klasy zobaczą w nim kolejne wcielenie wariata, to będą go podjudzali. A Marcel da się podpuścić.

12 –

– Skończy łeś? – zapyta ł Fija ł kowski, się gając po butelkę z piwem.

– Tak. Zrób, co należ y. Chociaż jemu oszczędź tego gówna. Wystarczy, że mnie to pokazujesz.

– Jak będzie chcia ł, to i tak to obejrzy. Pe ł no tego w internecie. Nie uchronisz go.

– Więc mu przynajmniej tego nie u łatwiaj. A poza tym, jeśli mu teraz powiesz, że to tylko ściema, być może się tym nie zainteresuje.

Igor przygryzł wargę. Chcia ł spędzić mi ł y wieczór z chrześniakiem, pokazać mu to, co jego samego bawi ło, cieszy ło, bez wcinania się rodziców, ale się nie uda ło.

– Wymy śl coś. Dasz sobie radę. Może tego nie wiesz, ale dla Marcela jesteś kimś ważnym. Kimś, kogo najbardziej słucha. Pamiętaj o tym. 3

Wyla ła porcję żelu o zapachu cedru na d łoń, po czym zaczęła namydlać cia ło. Piersi, brzuch, podbrzusze, łono, uda, na końcu ł ydki i stopy. Lubi ła dotykać swojego cia ła od czasu, gdy stała się nastolatką. Ju ż wtedy uwielbia ła masować niedu że piersi z jasnymi sutkami. Wtedy też zda ła sobie sprawę, że pocią gają ją nie tylko mężczyźni, ale tak że kobiety. Piękne, m łode, z ma ł ymi piersiami, wysportowane, ubierające się elegancko, klasycznie, wieczorem wk ładające na siebie zwyk ł y obcisł y T-shirt i męskie spodnie od pi żamy.

Podobne do niej.

Uśmiechnęła się, bo nied ługo powinna się zjawić Dominika. Trochę ryzykowa ła, sprowadzając ją do swojego domu, ale nie

13

potrafi ła się powstrzymać. Pożądanie by ło silniejsze ni ż zdrowy rozsądek. Już się nie mog ła doczekać, kiedy ją dotknie, poca łuje, kiedy posmakuje jej śliny. Zacznie muskać jej sutki, jej idealnie okrą g łe pośladki.

Uśmiechnęła się. Dotknęła tego miejsca. Poczu ła rozkosz.

– O Boże… – wyszepta ł a. Cia ło zadr ża ło. Wsunęł a palec jeszcze g łębiej. Po chwili wyjęł a. Nie chcia ł a tego robić bez niej. Ju ż nied ł ugo. Zrobi ą to raz, wypiją wino, potem jeszcze raz.

Przesunęła po ł ydkach maszynką do golenia. Robi ła to tak często, że w łoski nie mia ł y prawa odrosnąć. A mimo to potrzeba cią g łej pielęgnacji by ła silniejsza. Musia ła być nieskazitelna, zawsze, każdego dnia.

Nagle usł ysza ła g łos.

Wysun ęł a g ł owę spod strumienia wody wyp ł ywają cej z ogromnej deszczownicy. Odczeka ła chwilę, ale ha łas się nie powtórzy ł.

Może by ł to dź więk telewizora? „Nie, przecież wy łączy łam”, odpowiedzia ła sobie w myślach. Móg ł to być g łos Helenki, ale córka spa ła ju ż od ponad godziny. Zwykle budzi ła się dopiero ko ło pó ł nocy, żeby się napić, a potem znów usypia ła mocnym snem i spa ła aż do rana. Poza tymi pojedynczymi nocami, kiedy budzi ł y ją koszmary.

Parę minut później zakręci ła wodę, wytar ła się, otuli ła szlafrokiem i wyszła na korytarz. Dom ską pany by ł w delikatnej poś wiacie lamp podsufitowych. Zajrza ła do salonu i w łączy ła ś wiat ło zewnętrzne. W oddali koł ysa ł się hamak, w którym spędza ła wieczory. Tuż obok wygodne fotele ogrodowe.

Popatrzy ła na leżący na drewnianej ławie telefon. Odblokowa ła ekran i kliknęła w powiadomienie o nowej wiadomości.

Zaraz bede. Szykuj sie :)

14

Chwilę później ubra ła się w ską pe figi i sportowy stanik. Popatrzy ła na swoje odbicie w lustrze. „Jesteś piękna”, wyszepta ła do siebie.

Przygotowa ł a przek ąski, potem zajrza ł a do pokoju córki. Spa ła, lekko pochrapując. Wróci ła do salonu i zerknęła na zegar. Dopiero teraz sobie uzmysłowi ła, że minęło dwadzieścia minut, od kiedy otrzyma ła wiadomość.

Dominika jecha ła do niej na rowerze. Uwielbia ła sport, nie potrafi ł a sobie odmówić wieczornej przeja ż d ż ki. Par ęnaś cie minut spóźnienia? To nie by ło w jej stylu. Zadzwoni ła do niej.

Odczeka ła kilka sygna łów, ale bez rezultatu. Po chwili ponowi ł a. Tym razem czeka ł a d ł u ż ej, mając nadzieję, ż e us ł yszy ten pię kny, trochę dziewcz ę cy g łos. „Cześć, kochanie” albo

„Cześć, moja Syrenko”. Nigdy nie wiedzia ła, czemu Dominika nazywa ła ją Syrenk ą , ale by ło w tym coś seksownego i dziewczęcego zarazem.

Spróbowa ła znowu. Z telefonem przyklejonym do ucha przeszła z kuchni do salonu. Rozszczelni ła drzwi tarasowe. Usł ysza ła d ź więki nocy, szum bulgoczącej wody w oczku wodnym oraz delikatny szum wiatru.

Wyszła do ogrodu.

– Jesteś tu? – zapyta ła, ale nikt jej nie odpowiedzia ł.

Połączenie się urwa ło. Przeszła się wokół domu. Ani śladu.

Zadzwoni ła ponownie. Mia ła wrażenie, że usł ysza ła znajomy dź więk komórki. Dzwonek, który ustawi ł y, gdy da ła jej telefon w prezencie. Tylko one zna ł y ten numer, nikt więcej.

Nie dochodzi ł z podwórza.

Podeszła bli żej wysokiego ogrodzenia od strony ulicy.

Dź więk sta ł się wyraźniejszy i g łośniejszy.

Wcisnęła przycisk, by otworzyć furtkę, i wyszła na ulicę.

Nie odrywając telefonu od ucha, przeszła w kierunku frontowej części ogrodzenia, które otacza ło dom z trzech stron. Z ty łu,

15

tam, gdzie znajdowa ł y się stawy, a dalej ju ż lasy, podwórze otacza ło ogrodzenie z siatki.

– Kochanie? Jesteś tutaj?

Odpowiedzia ło jej milczenie i nocne nawoł ywanie zwierząt leśnych.

Połączenie znów się urwa ło. Zadzwoni ła ponownie. Cisza wype ł ni ła się znaną jej melodią , którą obie uwielbia ł y. Pozna ł y się w łaśnie przy tej piosence i już na zawsze mia ła być ich, bez względu na przyszłość tej znajomości. Bo to, co je połączy ło, nie mog ło trwać d ługo. Wiedzia ła, że to się nie uda. Mia ła córkę i męża.

Dotar ła do kra ńca ogrodzenia i wyjrza ła za róg.

Nawet się nie zorientowa ła, kiedy jej palce się rozlu ź ni ł y, a d łoń sta ła się niemal ca ł kowicie bezw ładna. Jej telefon upad ł na asfalt.

Ledwo zdusi ła krzyk.

KUP TERAZ Polub nas na Facebooku

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.