Magazyn Cichlid@e.pl 7

Page 1

cichlid@e.pl MAGAZYN

APERIODYK, NR 7 [1/2018]

Cichlidae.pl w Peru! Czerwieniakowa telenowela

I DA E L H

.PL

CIC

...i inne

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL


Spis treści ‚Geophagus’ iporangensis, czyli ryba - niespodzianka

4

Uaru panda - Uaru fernandezyepezi – krótkie spotkanie

11

Hemichromis stellifer (Loiselle, 1979) – czerwony klejnot Konga

26

Wyprawa do Peru’17

38

Okładka: Peru, Tomasz Raczkowski Redakcja: Cichlidae.pl Team Redaktor naczelny: Piotr Koba Korekta: Justyna Kmiecik Autorzy: Patryk Jaworski, Piotr Korzeniowski, Paweł Macioszek, Piotr Stolc Cichlid@e.pl Magazyn 2018 © Cichlidae.pl Team. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HL

I DA E .PL

CIC

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treści artykułów. Przedstawiają one poglądy autorów. Wszystkie materiały są objęte prawem autorskim. Używanie materiałów w jakiejkolwiek formie i w jakimkolwiek języku bez wcześniejszej pisemnej zgody Redakcji jest zabronione.

UM

ĘG

NIC

FOR

MI

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL


Wstęp Drodzy Pielęgnicomaniacy, Witamy w siódmym numerze Magazynu Cichlid@e.pl. Choć co poniektórzy powiedzą zapewne „dopiero siódmego?”, to zapewniam was, że dla całej redakcji jest to „już siódmy” – zawsze wiedzieliśmy, że wydawanie magazynu, który będzie bezpłatny zarówno dla czytelników, jak i twórców będzie nie lada wyzwaniem. Ale oto jesteśmy – i zapewniamy, to nie koniec. Choć liczba imprez akwarystycznych w ostatnich latach spadła, a problemy nie ominęły nawet tych największych, jak ZooBotanika, to wciąż Internet nie jest najlepszym miejscem spotkań – nie ma to jak możliwość poznania nowych osób o tych samych zainteresowaniach i spotkania się ze starymi przyjaciółmi w starej, dobrej… rzeczywistości. W tym roku na spotkaniu facebookowej grupy West African Cichlids w Niemczech gościła wyjątkowo mocna ekipa z forum Cichlidae.pl – w liczbie 9 osób stanowiliśmy jedną z najliczniejszych narodowych reprezentacji! Impreza po raz kolejny była świetna, a szaleństwa towarzyszącego niedzielnym wymianom ryb w hotelu nie oddadzą żadne zdjęcia czy filmy – to trzeba zobaczyć i przeżyć na własnej skórze. Ale nie tylko zagranicznymi wyjazdami akwarysta żyje – w tym roku tradycyjnie spotkaliśmy się na rodzinnym spotkaniu Polish Cichlid Weekend- piąta edycja odbyła się w Krzyżu Wielkopolskim nad j. Łokacz. Impreza odbędzie się na przełomie czerwca i lipca – więcej info znajdziecie na forum! Poza tym, również tradycyjnie byliśmy obecni na Śląskim Weekendzie Akwarystycznym w Zabrzu 15-16 września. W niniejszym Magazynie przedstawiamy opisy kilku mało znanych pielęgnic. Patryk Jaworski, znany na forum jako Papja opisuje pozornie znane ziemiojady z tzw. grupy „brazyloidów”, Piotr Korzeniowski (wet-aqua) przedstawia jedne z „świętych Graali” miłośników pielęgnic z Ameryki Południowej – Uaru fernandezyepezi, a Paweł Macioszek, czyli macioch, pokazuje, że nazwa czerwieniak nie jest wyłącznie synonimem beznadziejnie agresywnej, czerwonej ryby – to naprawdę ciekawe pielęgnice. A jako wisienka na torcie – pierwszy artykuł o forumowej wyprawie do Peru – Piotr Stolc (tatakuby) pisze o przygotowaniach i przedstawia dziennik z podróży. Dalszych opowieści możecie się spodziewać w następnym numerze. Miłej lektury! piotrK

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

3


Ameryka Południowa

‚Geophagus’ iporangensis, czyli ryba- niespodzianka

Tekst i zdjęcia: Patryk „Papja” Jaworski

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

4

HL

.PL

CIC

Miłośnikiem ziemiojadów stałem się już w podstawówce, a dokładniej w momencie, gdy zrządzeniem losu stałem się właścicielem grupy młodych, kilkucentymetrowych ‚Geophagus’ brasiliensis.

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL


Ameryka Południowa Oczywistym jest więc, że kiedy nadarzyła się okazja na kupno rzadkich oraz ciekawych ziemiojadów Gymnogeophagus rhabdotus nie mogłem jej przepuścić. Przygotowałem akwarium dostosowane do potrzeb tego gatunku i zamówiłem siedem młodzików. Szybko po tym jak moje „gymnosy” trafiły do akwarium okazały się być rybami żywiołowymi, żarłocznymi oraz ciekawymi w obserwacji. Jako że były to ryby młode, a trafiły do akwarium 100x50x40cm, efektywnie filtrowanego przez filtr hamburski, zaczęły szybko rosnąć oraz momentalnie uzyskiwały ubarwienie. Moje zadowolenie skończyło się, gdy zauważyłem, że jak na smukłe Gymnogeophagusy z kompleksu rhabdotus, ryby zbyt szybko rosły nie tylko na długość, ale też na wysokość. Oprócz tego, ich ogony nie miały typowych dla G. rhabdotus czerwonawych obrzeży, pomimo że jego reszta już zaczęła się wybarwiać. Moje obawy szybko potwierdziły się − dostałem wiadomość od sprzedawcy, że niestety ryby oznaczone w hurtowni jako Gymnogeophagus rhabdotus na pewno nimi nie są. Pomimo swoich niewielkich rozmiarów (5-6 cm) ryby zaczęły wyglądać na ziemiojady z kompleksu brasiliensis i to niemal w pełni swojego ubarwienia. W tym momencie zacząłem przeszukiwać Internet, by dowiedzieć się, co ja właściwie hoduję. Gdy ryby zaczęły próbne tarła, a miało to miejsce przy wielkości sam-

ców około 7-8 cm, były już nie tylko bajecznie ubarwione, ale też wyglądały na dojrzałe. Zarówno samce, jak i samice przybierały szatę godową, a kolejne to pary z godną podziwu zaciekłością czyściły wszelkie zakamarki akwarium, szykując miejsce na złożenie ikry i odganiając stanowczo, aczkolwiek bez rozlewu krwi, resztę swojej grupy. Pomimo łudzącego podobieństwa do ‚Geophagus’ brasiliensis już wtedy podejrzewałem, że nie będzie to ten gatunek i trzymałem kciuki za pomyślność swojej prognozy, ponieważ nie miałem zbiornika odpowiedniego dla dorosłych brazylijskich, a moje ryby wyglądały tak ładnie, że nie chciałem się ich pozbywać. Mimo niemal identycznego ubarwienia wyglądały w mojej opinii na za mało masywne, oraz miały zbyt intensywną szatę godową jak na „brazylijczyki”. Po wstawieniu zdjęć na grupy dyskusyjne dowiedziałem się, że zdaniem innych ludzi moje ryby wyglądają na ‚Geophagus’ iporangensis, po przeczytaniu tych opinii znowu zacząłem szukać informacji. Wszystko się zgadzało, moje ryby pomimo podobieństwa do G. brasiliensis miały niższy profil ciała, ich nasada ogona była wąska i długa, a oprócz tego nie miały jakichkolwiek zaczątków wysokiego czoła czy garba tłuszczowego. Gdy ryby osiągnęły około 10 cm, tempo wzrostu znacznie spowolniło, a ja pozyskiwałem kolejne wiadomości, że osoby, które zakupiły ryby z tej samej hurtowni jako Gymnogeopha-

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

5


Ameryka Południowa gus rhabdotus, identyfikowały jako ‚Geophagus’ iporangensis byłem już pewien, że będzie to ten gatunek. Niestety, z powodu, że akwarium było naszykowane dla przedstawicieli rodzaju Gymnogeophagus, które wolą wodę twardszą i bardziej zasadową, nie martwiłem się o utrzymanie parametrów wody i użyłem piasku, który zwiększał GH do około 3 stopni niemieckich, a do tego użyłem wody kranowej na pół z wodą RO. Szybko jednak okazało się, że zarówno ‚G.’ brasiliensis, jak i innym ziemiojadom z kompleksu brasiliensis, iporangensisom również nie przeszkadza wyższe pH czy twardości i pomimo problemów ze zbiciem pH poniżej 7.0, z powodu piasku, ryby tarły się, a narybek nie miał problemów z opuszczeniem ikry i późniejszym wzro-

stem. Ich preferowane temperatury również wydają się być rozległe. U mnie ten gatunek żyje w nieogrzewanym baniaku, a temperatura w ciągu roku zmieniała się od ~21 do 28 stopni i nie zauważyłem zmian w zachowaniu. Z mojej grupy 7 sztuk szybko wyklarowała się płeć − miałem idealny układ złożony z 3 samców i 4 samic. Po pozbyciu się nadmiarowych 2 parek i zostawieniu sobie układu 1+2 próbne tarła szybko zmieniły się w prawdziwe wykopki − dominująca samica wraz z samcem okopali się pomiędzy gąbką od filtra hamburskiego a większym kamieniem i szybko wytarli. Ikra rozwijała się bez większego problemu w wodzie o GH ~3 i pH około 7,0-7,1 i już kilka dni później zobaczyłem grupę młodych leżących z woreczkiem żółtkowym na dnie wykopanego gniazda.

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

6

HL

.PL

CIC

Już młode osobniki prezentują atrakcyjne ubarwienie

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL


Ameryka Południowa Dorosły samiec ‚Geophagus’ iporangensis

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

7


Ameryka Południowa Potomstwo jest liczne i.....

Co ciekawe, w akwarium o zaledwie 100 cm

Szybko nauczyły się, że moja obecność ozna-

długości układ 1+2 sprawdzał się doskona-

cza pokarm i wręcz zaczęły sprawiać przez

le − druga samica nie była gnębiona, tylko

to problemy, gromadząc się wokół węża do

przeganiana na jej połowę akwarium. Na-

podmian, przez co miałem problem z syfo-

rybek już od początku żerowania pobierał

nowaniem wody, tak by nie wciągnąć ma-

artemię, a poza porami karmienia zajmowa-

luchów. Rodzice doskonale opiekowali się

li się nim doskonale rodzice prowadząc na

narybkiem przez ponad 3 miesiące i nie pró-

„pastwiska” z glonów. Szybko po naupilu-

bowali podchodzić do kolejnych tareł.

sach artemii zacząłem wprowadzać kolejne Jak to w przypadku większości dużych pie-

posiekane mrożonki o większym kalibrze −

lęgnic amerykańskich, opiekę nad narybkiem

kryl, artemia, wodzień. Oprócz tego udało

sprawowali obydwoje rodzice, co czynili nad-

mi się bezproblemowo wprowadzić pokar-

zwyczaj zgodnie i bez większych kłótni mał-

my suche, więc moje ryby jadły wszelkie

żeńskich. Według moich obserwacji ryby te

granulaty, a nawet płatki wysokiej jakości.

można trzymać zarówno w parach, jak i hare-

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

8

HL

.PL

CIC

pokarmy: mrożonego oczlika, przetarte lub

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL


Ameryka Południowa

... bardzo żarłoczne :) mach. Mój samiec adorował obydwie samice, które miałem w akwarium, chociaż jedna z samic była ewidentnie traktowana lepiej i częściej zachęcana do amorów. Młode tego gatunku rosną bardzo szybko i równomiernie, u mnie przed upływem trzech miesięcy od wyklucia osiągnęły około 2,5 cm długości.

nienia rybom bardzo miękkiej wody. Przez to, jak plastyczne są wymagania brazyloidów, jesteśmy ograniczeni jedynie przez charakter i wielkość ryb, z którymi planujemy je połączyć. Ja trzymałem swoje ziemiojady z Crenicichla regani, Guianacara geayi, czy Andinoacara sp. „Orinoco” − połączenia te, choć chwilowe, wydawały się działać bez większych problemów. Myślę, że minimalnej wielkości akwarium dla pary tych ziemiojadów powinno mieć dno o wymiarach 100x50 cm, a jeżeli chcemy je połączyć z innym niezbyt dużym gatunkiem pielęgnic to 120x50 cm. Zważywszy na żarłoczność i niewybredność tych ryb, zbalansowanie ich diety nie będzie problemem. Uważam, patrząc na ich sposób odżywiania się, że powinniśmy celować w około 60% pokarmu pochodzenia zwie-

Ze względu na to, że gatunek ten nie jest tak agresywny i duży jak jego „kuzyn” ‚G.’ brasilensis możemy go łączyć z wieloma gatunkami pielęgnic. Dobrym pomysłem jest akwarium nawiązujące do biotopu czystych wód (clear waters), w którym połączymy iporangensis przykładowo z A. pulcher, czy Geophagus steindachneri, dokładając na dno poczciwe kiryski spiżowe, a w toń żałobniczki lub bystrzyki barwne. Może to być ciekawą alternatywą dla osób niemających możliwości zapew-

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

9


Ameryka Południowa rzęcego i 40% pokarmu roślinnego. Rybom tym na pewno przypadnie do gustu shrimp-mix, gdzie do podstawy złożonej z groszku i krewetek polecałbym dodatek np. czosnku, papryki, owadów karmowych, czy mięsa ryb (dobrym pomysłem jest zmielenie ryb w całości, bez patroszenia ich, dzięki czemu nasi podopieczni dostaną nie tylko zastrzyk „pustego” białka i tłuszczu, ale też wiele innych cennych składników). Na pewno bardzo satysfakcjonujące jest to, że te ziemiojady są bardzo śmiałe i spędzają większość czasu przy przedniej szybie, nie pesząc się obecnością właściciela. Jest to spory plus, gdyż stanowią prawdziwą ozdobę akwarium. Nie musimy się też obawiać o zagospodarowanie miejsca w akwarium, ryby te czują się doskonale z dużą ilością wolnej przestrzeni. Moja para wykopała sobie jedynie jamę pod korzeniem, gdzie spędza noce, tarła odbywają w wykopanych wcześniej gniazdach, a resztę czasu, kiedy akurat nie przekopują dna w poszukiwaniu jedzenia, spędzają w toni wodnej. Warto pamiętać o tym, że gniazda są zakładane najczęściej w pobliżu kamieni lub korzeni, dlatego jeżeli nie chcemy by ryby podkopywały rośliny w trakcie wykopków, nie powinniśmy sadzić ich w pobliżu takich „stałych” elementów aranżacji. Nie zauważyłem by ryby te niszczyły rośliny, a jedynie czasami je wykopywały. Stąd też rośliny o rozbudowanym systemie korzeniowym, czy epifity, mogą być bezproblemowo z nimi utrzymywane. Oczywiście wymaganym podłożem, jak przy wszystkich pielęgnicach, jest piasek. Do niego warto domieszać trochę żwiru i większych kamyków, nie tylko będzie to wyglądać naturalniej, ale też sprawi wiele uciechy ziemiojadom, gdy będą mogły się podkopywać pod różne frakcje podłoża i przenosić je z miejsca na miejsce. Podsumowując moje doświadczenie z tymi rybami − poleciłbym je każdemu, komu zależy na ciekawych i ładnych rybach. Pomimo bliskiego ich pokrewieństwa nawet ktoś mający doświadczenie z ‚G.’ brasiliensis będzie miał dużo radości z tego gatunku, bo nie tylko posiada on bardziej intensywną szatę godową, ale też sam odchów młodych wydaje się być bardziej „troskliwy”. A przecież o to nam właśnie chodzi w hodowli pielęgnic, by z satysfakcją móc obserwować prowadzenie ławicy narybku przez opiekuńczych rodziców.

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

10

HL

.PL

CIC

Ten gatunek ziemiojada nie wymaga ani przepastnego akwarium, ani wyśrubowanych parametrów wody, dlatego jeżeli będziecie kiedyś mieli możliwość hodowli nie wahajcie się ani chwili!

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL


Ameryka Południowa

Uaru panda Uaru fernandezyepezi − krótkie spotkanie

Tekst: Piotr „Wet-Aqua” Korzeniowski Zdjęcia: Marcin „Galimedes” Chyła

Rodzina Cichlidae skupia bardzo zróżnicowane rodzaje i gatunki ryb. Ta różnorodność powoduje niegasnącą od wielu lat popularność pielęgnic wśród akwarystów na całym świecie. Praktycznie każdy może znaleźć coś interesującego dla siebie pod względem kształtu, ubarwienia czy specyficznego zachowania, a co ważne typu urządzenia akwarium, odzwierciedlającego wybrany fragment środowiska naturalnego.

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

11


Ameryka Południowa W tej wielkiej różnorodności mieszczą się gatunki ogólnie dostępne i stosunkowo łatwe w pielęgnacji, jak również te, których pozyskanie do hodowli jest bardzo trudne, a utrzymanie w zdrowiu i doprowadzenie do rozrodu jest prawdziwym wyzwaniem. Akwaryści często przypominają kolekcjonerów, a chęć posiadania unikatowych i trudnych w utrzymaniu gatunków jest wielką siłą napędową. Pozytywnym aspektem tego faktu jest ciągłe zdobywanie wiedzy i doświadczenia. Emocje o właściwym charakterze są bazą każdego hobby. Jedną z bardzo interesujących grup są duże pielęgnice południowoamerykańskie. Zawrotna kariera akwarystyczna ryb z rodzaju Symphysodon czy Pterophyllum, moda na liczne gatunki z rodzaju Crenicichla i Cichla oraz przepiękna i interesująca grupa „ziemiojadów” − to tylko wybrane przykłady. Rodzaj Uaru utworzony przez Johannesa Heckela w 1840 roku, skupia obecnie dwa gatunki ryb (z licznymi doniesieniami o odmianach barwnych/lokalnych). Uaru amphiacanthoides, zwane uaru królewskim to wspaniała, majestatyczna ryba o bardzo ciekawym zachowaniu i podobnej do rodzaju Symphysodon strategii karmienia potomstwa. Jest od wielu lat z powodzeniem hodowana również w Polsce.

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

12

HL

.PL

CIC

Drugi gatunek to Uaru fernandezyepezi, nazywana najczęściej z powodu charaktery-

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL

stycznego ubarwienia „uaru panda”. Gatunek ten jest stosunkowo nowym gościem w światowych akwariach. Ryba ta została po raz pierwszy odłowiona przez Hansa Kopkego w Rio Atabapo (jeden z dopływów Orinoko na pograniczu Kolumbii i Wenezueli) w 1988 roku. Gatunek został opisany przez Rainera Stawikowskiego w 1989 roku. Postać Rainera Stawikowskiego jest tak interesująca, że z pewnością można przeznaczyć mu cykl artykułów. Wielki miłośnik pielęgnic, podróżnik, redaktor naczelny miesięcznika „DATZ”, aktywny działacz stowarzyszeń akwarystycznych w Europie i na świecie oraz autor książek i artykułów. To on wraz z Arthurem Wernerem stworzył system numeracji „L” dla jeszcze nieopisanych zbrojników. I to on jako pierwszy z powodzeniem rozmnażał w niewoli Uaru fernandezyepezi. Ta dziwnie dla nas brzmiąca nazwa gatunkowa, została nadana na cześć ichtiologa Agustina Fernandeza Yepeza zmarłego w 1977 roku. Dzisiaj pozyskanie do hodowli tego gatunku jest znacznie łatwiejsze niż kilkanaście lat temu. Ceny tych ryb nadal są wysokie, ale osiągnęły bardziej realne wartości jak na warunki polskie. Według niektórych autorów gatunek nie występuje zbyt licznie w swoim środowisku i być może fakt ten powoduje to, że importy z odłowu nie są tak częste. Obecnie w Europie (w tym Polsce) oprócz ryb z odłowu, można kupić osobniki pochodzące z hodowli. Najprawdopodob-


Ameryka Południowa niej pierwszą osobą, która rozmnożyła uaru panda w Polsce jest Bernard Pszczoła, znany hodowca dyskowców i wielu innych gatunków ryb ozdobnych. Zarówno kształt, jak i ubarwienie Uaru fernandezyepezi są bardzo interesujące. Ciało stosunkowo wysokie, z mocno zaznaczoną głową i dużymi oczami, płetwa grzbietowa z wyrażonymi charakterystycznie twardymi promieniami. Płetwa ogonowa duża i bez wzorów barwnych. Płetwy brzuszne mocne, z ostrym zakończeniem. Płetwa odbytowa również z silnie wyrażoną częścią promieni twardych, ostro zakończona. Charakterystyczny jest również wyraźnie pasmowy, podłużny układ łusek z wyeksponowaną linią boczną (naboczną). Skóra sprawia wrażenie delikatnej i jest pokryta stosunkowo małymi łuskami w porównaniu z rozmiarem ryb. Ubarwienie jest zmienne w zależności od wielu czynników (np. kondycji i stanu zdrowia, żywienia, oświetlenia, emocji i pochodzenia). Podstawowym kolorem ciała jest kremowo-szary z odcieniami koloru żółtego. Bardzo atrakcyjny jest czarny wzór obserwowany na opisanym tle. U podstaw płetw piersiowych występują owalne czarne plamy. Wyraźna, duża, owalna czarna plama jest również widoczna u podstawy płetwy grzbietowej, na wysokości dystalnego (tylnego) odcinka promieni twardych. Na granicy między promieniami twardymi a miękkimi

płetwy grzbietowej, u jej podstawy rozciąga się ku dołowi czarny pas. Najczęściej kończy się on ok. 1-1,5 cm przed podstawą płetwy odbytowej (osobniki dojrzewające i dorosłe). Uzupełnieniem jest następny czarny pas przy nasadzie płetwy ogonowej. Płetwy brzuszne koloru czarnego. Dodatkowo pojawia się szary, szeroki wzór wzdłuż linii bocznej oraz grzbietu i pas od szczytu głowy do oka. W momentach podniecenia okolica głowy staje się jasnożółta, a oko zostaje otoczone dużą czarną plamą. Tęczówka oka u ryb w dobrej kondycji posiada intensywny czerwony kolor, kontrastujący z czarną źrenicą. Opisany powyżej szary wzór staje się wówczas czarny i pokrywa ponad połowę boku ciała. Według różnych źródeł uaru panda osiąga długość całkowitą (TL) 20-25 cm. Całość mimo uboższej gamy kolorów w porównaniu do wielu przedstawicieli rodziny Cichlidae, daje niezapomniane wrażenie z obserwacji tego gatunku. Środowisko naturalne uaru panda to typowa, południowoamerykańska rzeka tocząca czarne wody (black waters), meandrująca pośród lasów deszczowych, z licznymi rozlewiskami dającymi doskonałe warunki do życia wielu gatunkom ryb. Rio Atabapo posiada oprócz tego formacje skalne oraz wspaniałe odcinki z wypłyceniami i pięknymi plażami pokrytymi prawie białym, drobnym piaskiem. Rzeka u kresu swego biegu wpada do Orinoko na wysokości miasta San

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

13


Ameryka Południowa Zielenina jest bardzo ważnym elementem w diecie uaru

Fernando de Atabapo. Na tej samej wysoko-

duża ilość przedstawicieli rodzajów Copella,

ści od strony Kolumbii wpada do Orinoko

Crenuchus, Hemiodus, Hoplias, Leporinus, Lori-

tocząca jasne wody rzeka Guaviare. Z punk-

caria, wiele zbrojników z grupy „L”, kąsacze

tu widzenia miłośników pielęgnic południo-

z rodzaju Paracheirodon i wielu innych. Para-

woamerykańskich to prawdziwe eldorado.

metry wody są nieznacznie zmienne w zależ-

Występują tu oprócz uaru przedstawiciele

ności od otoczenia rzeki na poszczególnych

takich rodzajów jak: Andinocara (Aequidens),

odcinkach jej biegu i pory roku, ale cechuje

Apistogramma, Biotodoma, Crenicichla, Dic-

je niskie pH 3,7-5,0, małe przewodnictwo 10

rossus, Hoplarchus, Mesonauta, Pterophyllum,

– 50 µS/cm oraz wysoka temperatura 28-29°

Satanoperca i inne. Wystarczy przypomnieć

C (w rozlewiskach zastoinowych 30-31° C).

czerwone Crenicichle sp. „Atabapo” czy PteUaru fernandezyepezi ma opinię ryby trudnej

ce z tego rejonu Hoplarchus psittacus z pięk-

w hodowli, wymagającej doskonałej jako-

ną domieszką czerwonego koloru. Do tego

ści wody, specjalistycznego żywienia (jest

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

14

HL

.PL

CIC

rophyllum altum „Atabapo” oraz pochodzą-

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL


Ameryka Południowa przykładem pielęgnicy roślinożernej) oraz bardzo podatnej na choroby. Opinia ta w połączeniu z nadal stosunkowo wysoką ceną, sprawia, że podjęcie próby hodowania tego gatunku jest wyzwaniem. Najczęściej początkowo wszystko układa się dobrze (oczywiście przy spełnieniu podstawowych warunków), jednak wcześniej czy później ryby zaczynają chorować i cały projekt kończy się fiaskiem. Relacji o podobnym przebiegu hodowli można usłyszeć wiele. Niestety jedna z grup ryb wyhodowanych u mnie, przekazana do dalszej hodowli innej osobie, skończyła w podobny sposób. Opisane poniżej doświadczenia nie są wynikiem planowanej hodowli tego gatunku w moich akwariach, a raczej zbiegiem pewnych zdarzeń (jak sądzę, w życiu nie ma przypadków, o czym przekonujemy się dopiero po dłuższym czasie). Zdarzenia te spowodowały, że miałem szanse, chociaż częściowo, porównać doniesienia z literatury z własną praktyką. Pod koniec 2014 roku w trakcie wizyty w zaprzyjaźnionym sklepie akwarystycznym (przyjechałem w celu zakupu pokarmów dla H. psittacus i G. sp. „Red Tapajos”), zobaczyłem zasłonięte czarną folia akwarium. Spytałem mojego kolegę (znanego hodowcę ryb z rodzaju Symphysodon) co się stało, ponieważ okresowo pomagałem w tym miejscu w zwalczaniu chorób ryb. Otrzymałem informację, że przebywają w tym akwarium trzy bardzo chore Uaru fer-

nandezyepezi (ostatnie ocalałe z większej grupy). Problemy zaczęły się po szybkiej podmianie wody, wykonanej przez, jak sadzę, mało odpowiedzialnego pracownika sklepu. Oczywiście efekt był natychmiastowy i uaru wpadły w poważne tarapaty (ryby te nie tolerują gwałtownych, dużych zmian wartości pH, podobnie jak większość wymagających gatunków Cichlidae). Po odklejeniu folii zobaczyłem naprawdę bardzo chore ryby. Wychudzenie, rozległe ubytki skóry, bardzo zaawansowana „dziurawica”, całkowita utrata płetw brzusznych u jednego osobnika, a częściową u dwóch pozostałych oraz poważne ubytki w obrębie linii bocznej. Ryby były koloru czarno – szarego. Z pewnością nie był to materiał hodowlany. W mój zawód jest wpisane dbanie o dobrostan zwierząt, fascynacja nimi i zrozumienie ich potrzeb oraz co najważniejsze pomoc w chwilach zagrożenia. Szybko zapadła decyzja o przejęciu chorych ryb (miałem wolne, średniej wielkości akwarium, po oddaniu kolejnej partii narybku H. psittacus). Uaru miały długość 13-15 cm. Musiałem przygotować wodę i wystrój akwarium, co trwało kolejne dwa dni. Konieczne były również informacje o podstawowych parametrach wody, w jakiej ryby przebywały w sklepie (pH 7,3-7,5 i 750 µS/cm, temp. ok. 28° C). Razem z moim kolegą Krzysztofem, akwarystą i z wykształ-

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

15


Ameryka Południowa cenia biologiem, człowiekiem o wielkiej wiedzy dotyczącej zwierząt, odebraliśmy ryby i pojechaliśmy do mojej przychodni. Po powolnym mieszaniu wody transportowej z wodą z akwarium, do którego miały być wpuszczone ryby, przeniosłem je do nowego zbiornika. Dobrze zniosły przeniesienie do wody o pH 7,0 i 450 µS/cm oraz temperaturze 28° C, ale były bardzo przestraszone (podobnie jak wiele gatunków z rodziny Cichlidae, wykazują dużą wrażliwość psychiczną w porównaniu z innymi rybami).

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

16

HL

.PL

CIC

Dno akwarium pokryłem cienką warstwą bardzo drobnego, jasnego piachu, w celu uniknięcia „efektu lustra”, co mogło zwiększać stres. Kilka starych, pochodzących z innych akwariów korzeni stanowiło elementy mające dać schronienie przestraszonym rybom. Umiarkowane oświetlenie (pochodzące jedynie z lamp sufitowych pomieszczenia), miało pomóc rybom w adaptacji do nowego miejsca. W akwarium woda była zabarwiona przez wcześniej dodane szyszki olchy (sezonowane) oraz kilka liści dębu. W mojej ocenie szanse na uratowanie ryb wynosiły ok. 10 %. Każdy z nas lubi wyzwania, nawet, jeżeli na ich końcu czeka nas porażka. Ryby w drugiej dobie pobytu przyjmowały wyłącznie szklarkę (po rozmrożeniu i dokładnym płukaniu), czyli pokarm, do którego były przyzwyczajone w poprzednim miejscu. Powoli podniosłem temperaturę do 30° C. Mikroskopowe bada-

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL

nie kału (pobranego z dna akwarium, mimo że ta metoda badania jest obarczona dużym błędem) wskazywała na zaawansowaną inwazję Capillaria spp. Inwazja nicieni jelitowych jest bardzo obarczająca dla ryb, a według wielu źródeł może być promotorem nowotworów błony śluzowej jelit, jak również sprzyja inwazji patogennych wiciowców. Po kilku dniach aklimatyzacji podjąłem decyzję o odrobaczeniu ryb. Mając na uwadze wcześniejsze doświadczenia z dzikimi dyskowcami pochodzącymi z odłowu, wiedziałem, że muszę zastosować „delikatny” lek (z pominięciem preparatów fosforoorganicznych czy levamisolu). Flubenol 5% w dawce 300 mg / 100 litrów wydawał się najlepszym wyborem. Lek był podany do wody (bez rozpuszczania w DMSO) w cyklach 5 dniowych, przedzielonych 50% podmianami wody. Postępowanie to przyniosło oczekiwany efekt. Wzrósł znacznie apetyt ryb i ich aktywność. Po odrobaczeniu, uaru zaczęły intensywniej przyjmować lasonogi, artemię i szklarkę (forma mrożona), płatki Tetry i Tropicala, ale, co najważniejsze, pokarmy roślinne (świeży obrany i krojony ogórek, krojoną cykorię, groszek, szpinak, natkę pietruszki). Zmiana diety w stosunkowo krótkim czasie poprawiła kondycję ryb, co przejawiało się bardziej naturalnym ubarwieniem i większą aktywnością. Wzrosła również agresja wewnątrzgatunkowa. Oprócz podawanego pokarmu


Ameryka Południowa zaczęły „ogryzać” korzenie, ale co ciekawsze zjadać również znajdujące się w akwarium liście. Mój niepokój nadal budziły istotne ubytki na skórze, które groziły poważnymi powikłaniami. Widząc poprawiającą się kondycję ryb, postanowiłem przeprowadzić antybiotykoterapię. Lekiem z wyboru były oxytetracyklina, mimo, że jest bardzo „starym” antybiotykiem. Po kolejnej podmianie wody, podałem ją w dawce 5 g / 100 l, na czas 4 dni (z codzienną obserwacją tolerancji leku przez ryby) i zainstalowałem dodatkowe napowietrzanie. Kuracja została powtórzona po 7 dniowej przerwie, poprzedzonej 70 %

wymianą wody. W ciągu dwóch tygodni od zakończenia antybiotykoterapii, wszystkie zmiany powoli zaczynały podlegać procesowi gojenia, pozostawiając jedynie nadpigmentację, manifestującą się ciemnym zabarwieniem w miejscach ustępującego stanu zapalnego. Ryby miały coraz większy apetyt, co również wiązało się z intensywniejszymi wymianami wody. Zjadając spore ilości pokarmu roślinnego, uzupełnionego materiałem z powierzchni korzeni i liśćmi, ryby produkowały dużo odchodów z resztkami niestrawionych częściowo elementów roślinnych i rozmoczonego drewna. Wielkość dzien-

U Uaru fernandezyepezi linia naboczna jest mocno zauważalna

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

17


Ameryka Południowa nych podmian, pomimo wydajnej filtracji, osiągnęła wartość 40 % wody, dzięki czemu udało się utrzymać jej dobrą jakość. Jednocześnie obniżyłem przewodnictwo do 250300 µS/cm, pH do wartości 5,9-6,0, a temperatura była nadal utrzymywana na poziomie 30° C. Moje podopieczne czuły się coraz lepiej, mimo małego akwarium przestały być płochliwe, stały się jeszcze bardziej aktywne, co zaowocowało mało groźnymi przejawami dominacyjnej agresji. Z czasem jednak zachowania te przybrały na sile, co szczególnie odczuwał najmniejszy osobnik. Utrzymywanie stadnych ryb w ilości 3 sztuk w małym akwarium mogło szybko doprowadzić do dużych problemów.

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

18

HL

.PL

CIC

Zapadła decyzja o przeniesieniu uaru do zbiornika z H. psittacus (grupa oczekująca na wysyłkę) oraz kilkoma Geophagus sp. „Red Head Tapajos”. Trochę obawiałem się reakcji H. psittacus (w tym dwie aktywne pary), ale nie miałem większego wyboru (przeciągający się odbiór przez nowego właściciela grupy „papug”, pokrzyżował plany szybkiego przygotowania nowego akwarium dla uaru). Moje obawy okazały się płonne. Oczywiście mimo zaciemnienia, pielęgnice papuzie mocno zainteresowały się trójką nowych przybyszy. Jednak po kilku „ugryzieniach” w okolice warg i głowy, jakie otrzymały od nowych ryb, wycofały się (musiały mocno odczuć ukłucia długich, szpilkowatych zębów uaru). Rano uaru pływały swobodnie

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL

po całym akwarium nie wchodząc w żadne interakcje z pielęgnicami papuzimi, nie wspominając o „ziemiojadach”. W związku ze zwiększoną konkurencją żerowały bardzo chętnie, a ze względu na większą przestrzeń i obecność innych ryb agresja wewnątrzgatunkowa praktycznie zniknęła. Podmiany dzienne wody w tym akwarium w związku z przegęszczeniem obsady, były utrzymane w granicach 15-20 % objętości. W tym okresie ryby były karmione kilka razy dziennie i przyjmowały: szpinak, groszek, ogórka, kabaczka, cykorię, pokarmy płatkowe (w tym spirulinę), szklarkę, lasonogi, artemię, drobnego kryla oraz nieduże ilości granulatu dla paletek. W trakcie karmienia żywymi rybami pielęgnic papuzich, włączyły się do pogoni i zjadały małe danio pręgowane. Reakcja ta była z pewnością podyktowana ogromnym pobudzeniem w trakcie ataków pielęgnic papuzich, ale mimo wszystko świadczy o tym, że uaru panda, mimo swojej roślinożerności, jest w stanie skutecznie atakować i pożerać małe ryby. Po przekazaniu H. psittacus i dużych „Red Head Tapajos”, trójka Uaru fernandezyepezi pływała w towarzystwie kilku młodych ziemiojadów (z następnego pokolenia hodowanego w WET-AQUA) oraz gromadki wszędobylskich kirysów mając do dyspozycji 570 litrowe akwarium. Ryby zdecydowanie


Ameryka Południowa podrosły, stały się potężniejsze, największy osobnik dominował nad pozostałą dwójką, często przyjmując jasnożółte ubarwienie przedniej części ciała, z mocno wyrażonym czarnym, charakterystycznym dla tego gatunku wzorem. Korzenie w akwarium wyglądały jak porysowane ostrą tarką. Czasem ryby z wielką zajadłością odgryzały większe kawałki rozmiękczonego drewna i długo się nim „bawiły”. Nadal wkładane kolejne partie suchych liści dębu zjadane były z wielkim apetytem.

swoje pierwsze tarło. Przebieg miał charakter dość spokojny, poza kilkoma incydentami z agresją samca, który sprawiał wrażenie nadmiernie pobudzonego. Mała, jasna, żółtawa ikra składana była przez samice partiami 6-8 sztuk. Następnie samiec pokrywał ją nasieniem. Tarło zakończyło się po niecałej godzinie. W jego efekcie na kamieniu pozostało ok. 80-90 sztuk ikry. Rodzice na zmianę opiekowali się ikrą (drugi osobnik odpędzał inne ryby z rewiru). Trzecie uaru przebywało cały czas w odległej części akwarium.

Pod koniec marca 2015 roku dwie ryby (dominujący osobnik i drugi pod względem wielkości) coraz częściej przebywały razem, odpędzając trzecią sztukę. Trudno mi było uwierzyć, ale najwyraźniej formowała się para. Większy osobnik osiągnął rozmiar między 19-20 cm, a domniemana samica ok. 18 cm. Uaru rozpoczęły dokładne badanie płaskich kamieni ulokowanych na dnie, ale wyraźnie nie mogły zdecydować się na wybór miejsca. Po kilku dniach takich zachowań, wybrały duży płaski kamień, położony blisko gąbki filtra. Miejsce to było lekko zacienione przez spory korzeń. Obie ryby zaczęły rozkopywać podłoże w okolicy kamienia, a następnie czyścić jego powierzchnię. Po dwóch dniach „intensywnej pracy” ryb, zauważyłem uwydatniające się pokładełka. Inne ryby były brutalnie odganiane z zajmowanego tarliska. Dnia 2 kwietnia 2015 roku para Uaru fernandezyepezi rozpoczęła

Parametry wody były następujące: przewodność między 400-450 µS/cm, pH 5,9-6,0, temp. 30° C. Obawiałem się, że zbyt duże zasolenie może zaburzyć proces zapłodnienia i rozwoju ikry, ale na korekty było za późno. Postanowiłem pozostawić sprawy własnemu biegowi. Na noc nie zostawiałem „nocnego oświetlenia”, chociaż początkowo miałem taki zamiar, ze względu na liczne kirysy. Następnego dnia okazało się, że para z powodzeniem poradziła sobie w nocy i inne ryby nie naruszyły ikry. W ciągu dnia samiec był bardzo pobudzony, intensywnie odganiał kirysy i ziemiojady. Niestety, agresja zaczęła się przenosić na samicę, która troskliwie opiekowała się ikrą. Zjawisko zaczęło przybierać na sile w godzinach popołudniowych i postanowiłem zabrać kamień z ikrą z akwarium ogólnego. Przygotowałem małe 50l akwarium, które napełniłem wodą z akwarium z uaru i czystym lekko kwaśnym

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

19


Ameryka Południowa Niegroźna sprzeczka...

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

20

HL

.PL

CIC

... a po chwili ponownie razem

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL


Ameryka Południowa RO. W efekcie zmniejszyłem przewodność do wartości 250-300 µS, a pH osiągnęło wartość ok. 5,5, temperatura 30 C. W akwarium pracował jeden gąbkowy filtr stojący oraz mała głowica z gąbką, której strumień lekko obmywał znajdującą się na kamieniu ikrę. Nie zastosowałem żadnego zabezpieczenia chemicznego ikry (błękit metylenowy, trypaflawina czy preparaty jodowe). Dodałem jedynie pewną ilość naparu z szyszek czarnej olchy (dokładnie przefiltrowanego). Woda stała się jeszcze bardziej ciemna. Akwarium pozostawiłem bez oświetlenia. Następnego dnia usunąłem kilka zbielałych jaj. Po około 55 godzinach od tarła zobaczyłem wyraźne oznaki oczkowania ikry, co było sygnałem jej względnie poprawnego rozwoju. Powtórnie, za pomocą pipety usunąłem pozostałą zbielałą ikrę. Para po zabraniu ikry wróciła do zachowań z okresu wcześniejszego, samiec jednak wykazywał co jakiś czas wyższą agresję wobec partnerki i trzeciego osobnika. Po ponad 70 godzinach zaczęły się pokazywać małe, drgające ogonki. Mimo zredukowania przepływu wody, larwy były zmywane z kamienia na czyste szklane dno. Po zakończeniu wylęgu usunąłem z akwarium kamień, a pipetą zebrałem większość zanieczyszczeń z dna. W kilku miejscach larwy zgrupowały się w małe, nieustannie drgające skupiska. Wydawały się silne i prawidłowo rozwinięte co zwiększało szanse na dalszy odchów, ale były bardzo małe w porównaniu z wylęgiem

innych, znanych mi dużych pielęgnic z Ameryki Południowej. Po sześciu i pół dniach od tarła, młode Uaru fernandezyepezi rozpoczęły pływanie. Początkowo nieporadne (podskoki i przepływanie małych odcinków), ale po kilku godzinach po akwarium poruszała się dość zwarta gromada małych rybek. Karmienie zacząłem od podania rozmrożonych wrotków, obserwując aktywność narybku. Maluchy chętnie chwytały pokarm i powoli wypełniały brzuchy. Celowe przy tego typu przedsięwzięciach jest utrzymywanie własnej hodowli wrotków (Branchionus picatilis), karmionych zawiesiną przygotowaną z koncentratu glonów. Jest to bardzo wartościowy pokarm w pierwszych dniach życia narybku, mimo że młode innych, większych gatunków przedstawicieli rodziny Cichlidae są stosunkowo duże. W trzeciej dobie samodzielnego pływania narybek zjadał już wylęg „micro” artemii (Ocean Nutrition), a od piątej doby pływania wylęg standartowego solowca. W tym okresie podawałem również pył spożywczej spiruliny, ale pokarm ten nie cieszył się dużym zainteresowaniem i był zjadany tylko w małych ilościach. Mimo że w pierwszym dniu pływania narybek wydawał się bardzo mały, to tempo przyrosty w ciągu siedmiu dni karmienia było imponujące. Uwidoczniło się w tym okresie „pstre” ubarwienie narybku. Młode były bardzo aktywne i żarłoczne. Po miesiącu narybek z wielkim apetytem przyjmował

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

21


Ameryka Południowa również rozdrobniony pokarm roślinny oraz mrożoną szklarkę i solowca. Do akwarium wstawiałem również małe fragmenty starych korzeni porośniętych glonami. Narybek „czyścił” korzenie z porastających glonów w bardzo krótkim czasie. W tym okresie, mimo dwóch pracujących filtrów, wymieniałem 50-60 % wody co drugi dzień.

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

22

HL

.PL

CIC

Kolejnym etapem było przeniesienie małych uaru do nowego, większego, 150 litrowego akwarium. Woda w akwarium była zbliżona parametrami do tej, w jakiej obecnie było utrzymywane potomstwo, dno pokryłem piachem z akwarium, w którym nadal przebywali rodzice, kilka gałęzi, korzeń, szyszki olchy i suche liście dębu dopełniały wystrój. Bardzo delikatnie przeniosłem 56 sztuk (w końcu była okazja je policzyć) uaru do nowego domu. Ryby doskonale zniosły odłowienie i po krótkiej chwili niepokoju, rozpoczęły poszukiwanie pokarmu. W wieku 2 miesięcy były to już spore rybki, z charakterystycznym wysokim ciałem, lekko „szpiczastą” głową z jaśniejszym czołem i nastroszonymi w momentach podniecenia płetwami grzbietową i odbytową. Były zupełnie inaczej ubarwione w porównaniu do swoich rodziców (podobnie jak młode U. amphiacanthoides). Brązowawe ciało pokrywały jasne plamki, w tle widoczne były pionowe pasy, z których najmocniej wyrażony był pas przebiegający przez oko oraz pasy w ogonowej części ciała. Płetwy (grzbie-

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL

towa i odbytowa) na brzegach były koloru brązowo-rdzawego, a płetwy brzuszne od ciemnoszarego do czarnego. Wraz ze wzrostem jasne plamki powoli zanikały, a przy wielkości 8-9 cm ubarwienie coraz bardziej przypominało wzór na ciele dorosłych ryb. Około 11-centymetrowe młode uaru mają już typowe ubarwienie, ale mogą okresowo „przeświecać ” wcześniej widoczne jasne plamy. Procesu tego nie da się precyzyjnie określić posługując się wymiarami młodych ryb, ponieważ co najmniej kilka czynników ma wpływ na przebieg zmiany ubarwienia (między innymi żywienie, pochodzenie ryb, parametry wody w jakiej są odchowywane i ich stan ogólny). W głównym akwarium, powoli obniżyłem przewodnictwo do ok. 200-250 µS/cm (używając wody z filtra RO), a pH utrzymywałem na poziomie wartości 5,5. Temperatura była stabilna i pozostawała w zakresie 30-31° C. Dorosłe ryby zachowywały świetny apetyt, ale zdecydowanie wzrastała agresja samca, który odbył swoje pierwsze tarło. Pod koniec maja 2015 roku para powtórnie zaczęła wykazywać zachowania tarłowe. Ryby, podobnie jak poprzednio, wybrały duży płaski kamień i powtarzały rytuał czyszczenia i rozkopywania tego miejsca. Przygotowaniom towarzyszyło „potrząsanie głową” i gwałtowne napinanie płetw. Dnia 2 czerwca 2015 roku uaru przystąpiły do drugiego tarła. Trwało ono nieco dłużej w porównaniu z


Ameryka Południowa pierwszym, a w jego efekcie zostało złożone nieco ponad 100 szt. ikry. Niestety, agresja samca wobec samicy po zakończeniu składania ikry była jeszcze większa niż poprzednio. Byłem zmuszony zabrać ikrę po ok. 2 godzinach od skończenia tarła i powtórzyć „sztuczny” wychów. Z tego tarła odchowałem 69 sztuk Uaru fernandezyepezi. Po zabraniu ikry, samiec nadal był bardzo agresywny wobec samicy, która odniosła kilka ran. Co gorsze, trzecia ryba, która do tej pory pozostawała neutralna i wycofana, również zaczęła brutalnie atakować samicę. Nie pozostało nic innego jak natychmiastowe odłowienie samicy i przeniesienie do oddzielnego akwarium z wodą o zbliżonych podstawowych parametrach. Pozostawione dwie ryby po zabraniu samicy zachowywały się spokojnie. Samica doskonale czuła się w 240-litrowym akwarium, w towarzystwie sześciu pięciocentymetrowych Geophagus sp. „Red Head Tapajos”. Następnego dnia chętnie przyjmowała pokarm i nie wykazywała nawet najmniejszych objawów stresu, który przeszła (agresja samca i odławianie). Drobne rany szybko się zagoiły, bez najmniejszych objawów powikłań bakteryjnych czy grzybiczych. Trudno ocenić przyczyny agresji samca, która spowodowała konieczność zabierania ikry i brak możliwości obserwacji naturalnego odchowywania narybku przez rodzi-

ców, co zawsze jest ostatecznym celem naszej pracy hodowlanej. Po trzech tygodniach „odpoczynku” samicy, przeniosłem ją do głównego akwarium, w którym przebywał samiec i trzecie uaru, z opisanymi wyżej rybami towarzyszącymi. Zaledwie pół godziny od połączenia para przybrała ubarwienie świadczące o silnym pobudzeniu i wykazywała agresję wobec trzeciego osobnika. Po 3 dniach ryby zaczęły czyścić kamień i rozkopywać podłoże, a po kolejnych dwóch odbyły tarło. Niestety, samiec już w trakcie rozrodu zaczął być agresywny wobec partnerki. Wzajemne nieporozumienia pary dały efekt pożerania składanych jaj. Tym razem również trzecia ryba, początkowo przebywająca w odległej części akwarium, wkroczyła do akcji, wzmagając całe zamieszanie. Powtórne odłowienie samicy stało się koniecznością podyktowaną jej bezpieczeństwem. Podobnie jak poprzednio, pozostawione dwie ryby zachowywały się spokojnie. Najmniejszy osobnik prawdopodobnie był uległym samcem lub samicą niezdolną do rozrodu z nieznanych mi przyczyn. Zaburzenia behawioralne rozrodu, jakie wykazywał samiec z pewnością podyktowane były różnymi czynnikami. Ryby były stosunkowo młode, utrzymywane w zbyt małej grupie, sam dobór pary spośród tylko trzech osobników mógł nieść za sobą dodatkowe powikłania. Również ilość składanej ikry była stosunkowo mała, ale należy pamiętać, że opisane ryby miały poważne problemy ze

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

23


Ameryka Południowa zdrowiem, co musiało pozostawić negatywny wpływ na potencjał rozrodczy. Opisaną metodę rozrodu (w przypadku nadmiernie agresywnego samca i przy braku alternatywnej pary cechującej się poprawnym behawiorem rozrodczym) polegającą na okresowej izolacji samicy po tarle stosuje się od bardzo dawna w praktyce akwarystycznej. Daje ona szansę na uzyskanie potomstwa od szczególnie rzadko rozmnażanych w niewoli ryb, ale również stosowana jest w hodowlach komercyjnych. Właściwe odchowanie narybku wymaga stopniowego przenoszenia go do coraz większych akwariów, intensywnego żywienia o właściwym składzie, ale co najważniejsze − dużych wymian wody o dostosowanych do wymagań tego gatunku parametrach. Trafiłem również na poważne problemy ze sprzedażą potomstwa, mimo że cena była odpowiednia dla warunków polskich. Dorosłe ryby i część potomstwa przekazałem mojemu koledze do dalszej hodowli, ponieważ dysponował znaczną ilością dużych akwariów, jakie mógł przeznaczyć na ten cel.

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

24

HL

.PL

CIC

Na podstawie zebranych informacji dotyczących utrzymania i hodowli tego gatunku, rozmnożenie w wodzie o parametrach jakie miała moja woda hodowlana nie powinno mieć miejsca. Ogólnie zalecana się wodę skrajnie miękką i kwaśną o pH około 5. Można znaleźć również teorie na temat okreso-

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL

wego (sezonowego) przetrzymywaniu U. fernandezyepezi w wodzie bardzo miękkiej i kwaśnej, a następnie w wodzie średnio twardej o pH 7 (oczywiście z zastrzeżeniem powolnego wprowadzania tych zmian). Praktyka ta ma wzmacniać kondycję i odporność ryb na choroby. Jest mi trudno ocenić zasadność takiego poglądu. Ryby, które przez krótki czas gościły w moich akwariach były pokoleniem F1 pochodzącym najprawdopodobniej z hodowli niemieckiej. Pokolenie z mojej hodowli doskonale funkcjonowało w wodzie o ok. 450-500 µS/cm i pH 6,0 przy temp. 29-30° C. Niestety straciłem kontakt z większością osób, do których trafiły wyhodowane u mnie ryby. W mojej ocenie ważne jest kwaśne pH w przedziale 5,0-6,0 i doskonałe żywienie, cechujące się urozmaiconą dietą rośliną wzbogaconą o najwyższej jakości pokarmy mrożone oraz suche (w formie płatków i granulatów). Z pewnością ma znaczenie dostęp do długo przebywających w akwariach korzeni i liści (aktywność taką wykazywały zarówno ryby dorosłe jak ich potomstwo). Wydaje się, że udział pokarmów roślinnych musi stanowić 75-80% diety. Ryby muszą być karmione kilka razy dziennie, ale z unikaniem przeładowania przewodu pokarmowego, co może mieć szczególne znaczenie w przypadku osobników pochodzących z odłowu. Uważam, że do odniesienia sukcesu konieczne są również duże podmiany wody, mimo


Ameryka Południowa wydajnie funkcjonującej filtracji biologicznej i mechanicznej oraz właściwie dobranej obsady pod względem liczebności. Wymiana 50% objętości wody w akwarium w ciągu tygodnia (podzielona na mniejsze części wykonywane codziennie) nie jest przesadą. Konieczne są również stosunkowo duże akwaria (powyżej 500 litrów), dobrane swoją wielkością do rozmiaru ryb i liczebności stada. Muszą one być tak urządzone, aby posiadały strefy umiarkowanego światła z kryjówkami dającymi rybom poczucie bezpieczeństwa. Stres w źle urządzonych, zbyt małych akwariach, narażonych na wiele innych czynników zewnętrznych takich jak nadmierny ruch ludzi, silny hałas, gwałtowne zmiany oświetlenia, manifestuje się wzrostem płochliwości. Przewlekłe narażenie ryb na stres szybko doprowadza do obniżenia naturalnej odporności, a następnie do poważnych problemów ze zdrowiem. Mam nadzieję, że w przyszłości w bardziej zaplanowany sposób wrócę do hodowli Uaru fernandezyepezi, ponieważ jest to jedna z najciekawszych dużych pielęgnic południowoamerykańskich. Bibliografia: Stawikowski, R. 1989. Ein neuer Cichlidae aus dem oberen Orinoco- Einzung : Uaru fernandezyepezi n.sp. (Pisces:Perciformes:Cichlidae) Bonner Zoologische Beitrage v 40 (no 1):19-26 Englezou, C. 2015. Exploring the Rio Atabapo; The search for true Altum Angels. CE Fish Essential 2015 Bednarczuk, R. 2013. „Pandy” w akwarium, czyli jak utrzymać w dobrej kondycji i zdrowiu Uaru fernandezyepezi. Magazyn Akwarium nr 3/2013 Internet: „Uaru fernandezyepezi” – Practical Fishkeeping – July 2010 „Uaru fernandezyepezi” – www.fishtankponds.co.uk „Uaru fernandezyepezi”, Frans J. –www.aquatic-nature.be

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

25


Afryka Zachodnia

Hemichromis stellifer (Loiselle, 1979) – czerwony klejnot Konga

Tekst i zdjęcia: Paweł „Macioch” Macioszek

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

26

HL

.PL

CIC

Moje pierwsze ryby z gatunku H. stellifer kupiłem w kwietniu 2016 roku. Możliwość nabycia ich w Polsce była jednym z najpozytywniejszych zaskoczeń, jakie spotkały mnie w mojej kilkunastoletniej karierze akwarystycznej. Posiadanie czystej linii czerwieniaków z grup 2,3,4 (red jewel) było moim marzeniem od dłuższego czasu.

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL


Afryka Zachodnia Zimą 2015/2016 dość intensywnie rozważałem indywidualne zamówienie któregoś gatunku czerwieniaków z zachodniej Europy. W poszukiwaniu czystej linii tych ryb przeglądałem oferty niemieckich, francuskich i holenderskich hurtowni akwarystycznych, jednak mocno ograniczone możliwości finansowe spowodowane sezonowością mojej pracy kazały poczekać mi do wiosny. 17 kwietnia 2016 r. wybrałem się wraz z moim ojcem do Kędzierzyna-Koźla po brzeszczotki z gatunku Xenomystus nigri, które mój serdeczny kolega Krzysztof Raczkowski (Sneipas) sprowadził dla mnie z Niemiec. Po odłowieniu moich brzeszczotków począłem oglądać zbiorniki kolegi, dyskutując na tematy akwarystyczne w szczególności związane z ichtiofauną Afryki Środkowo-Zachodniej. Gdy odwróciłem wzrok w stronę największego zbiornika zamieszkiwanego przez ryby Afryki Środkowej i Zachodniej, mój wzrok od razu przykuły piękne (choć młode jeszcze i słabo wybarwione) czerwieniaki. Bez namysłu rzuciłem dwa najbardziej zasadne w tym momencie pytania „Ile za nie chcesz?” i „Tato, pożyczysz?”. Na szczęście na oba te pytania uzyskałem bardzo satysfakcjonujące mnie odpowiedzi. Tak rozpoczęła się przygoda z moim ulubionym i moim zdaniem najpiękniejszym gatunkiem pielęgnic.

Rodzaj Hemichromis wraz z monotypowym rodzajem Anomalochromis należy do plemienia Hemichromini ujętego w wielkiej podrodzinie pielęgnic afrykańskich Pseudocrelilabrinae. Rodzaj liczy obecnie 12 opisanych gatunków. Ostatnia rewizja rodzaju przeprowadzona przez dr Paula Loisellea w roku 1979 wyszczególniała 11 gatunków podzielonych na 4 grupy (ryc.1). Dwunastym gatunkiem rodzaju nieujętym w rewizji Loisellea jest opisany po raz pierwszy w 1933 roku przez E. Trewavas endemit jeziora Turkana Hemichromis exsul, uznany przez Loissellea za synonim H. letourneuxi. Wspomniana publikacja Loisellea opisywała 5 nowych gatunków: H.frempongi, H. cristatus, H. paynei, H. lifalili oraz bohatera niniejszego artykułu – H. stellifer. Warto zaznaczyć, że według zapowiedzi dr Antona Lamboja w jeszcze nieopublikowanej, najnowszej rewizji rodzaju, opisane zostaną 4 nowe gatunki oraz 1 nowy rodzaj. Fakt, że różnice, jakie dają się zaobserwować w budowie zewnętrznej między gatunkami grupy 1 (fasciatus) a pozostałymi trzema grupami są ogromne, nakazuje nam domyślać się że ów zapowiadany nowy rodzaj obejmować będzie przedstawicieli 2, 3 i 4 grupy, w których skład wchodzą małe, czerwone gatunki powszechnie określane jako „red jewel cichlids”. Ponieważ grupa 1 obejmuje gatunek typowy dla rodzaju, jej przedstawiciele zapewne pozostaną w rodzaju Hemichromis.

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

27


Afryka Zachodnia Warto również w tym miejscu wspomnieć, że owa ostatnia rewizja rodzaju przeprowadzona została wyłącznie w oparciu o cechy morfologiczne (ważną cechą diagnostyczną były zęby gardłowe). Najnowsza rewizja będzie pierwszą opierającą się również na badaniach molekularnych, które w przypadku ryb z rodzaju Hemichromis są szczególnie istotne. Jak zauważa A. Lamboj, ryby te wykazują dużą wewnątrzgatunkową zmienność morfologiczną, nie tylko na poziomie różnych odmian czy populacji, ale nawet wewnątrz nich.

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

28

HL

.PL

CIC

Paul Loiselle opisał nowy gatunek czerwieniaka na podstawie materiału zebranego z dorzecza Kongo na terenie ówczesnego Zairu (dziś Demokratyczna Republika Konga) i Republiki Konga (Kongo Brazzaville) oraz dorzecza Ogowe w Gabonie. Holotyp złowiony został w Malebo Pool. Paratypy pochodzące z rzeki Ogowe w Gabonie to odrębny gatunek określany jako H. sp. „Gabun”, H. sp. aff. stellifer lub H. sp. „Gabun Stellifer”. H. stellifer nie występuje w Gabonie, a jedynie w dorzeczu Konga. Stellifer jest jednym z czterech gatunków małych czerwieniaków występujących w dorzeczu Kongo. Pozostałe trzy gatunki to opisany w tej samej pracy H. lifalili, endemit jeziora Mai Ndombe - H. cerasogaster oraz występujący w rzece Ubangi H. sp. „Bangui” uważany za jedną z odmian H. guttatus.

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL

Nazwa gatunkowa tego czerwieniaka oznacza „noszący gwiazdy”. Nazwa ta wzięła się od małych opalizujących „elektryczno-niebieskich” plamek znajdujących się na głowie w okolicach pyska. Charakterystyczny błękitny połysk, za który odpowiedzialne są komórki barwnikowe zwane irydoforami, obecny jest również na obrzeżach łusek na bokach ciała tych ryb, a także na płetwach nieparzystych. Gatunek ten dorasta do 12-14 cm (samice nieco mniej). Jak u innych czerwieniaków z grupy „red jewel”, czerwień intensywniejsza jest u samic, w szczególności w okresie tarła. Dominujące osobniki, w szczególności w ubarwieniu tarłowym, charakteryzują się intensywną czerwienią brzusznej części ciała przechodzącej nieraz w kolor bordowy. Im wyżej, tym jaśniejsza staje się barwa i zmienia się w jasny pomarańcz. U osobników zdominowanych przeważa kolor jasnopomarańczowy i cielisto-beżowy. U niektórych osobników (prawdopodobnie jest to zależne od populacji) daje się zaobserwować w ubarwieniu ryby znaczny udział barwy fioletowo-różowej. Ciało dominujących samców jest niekiedy zdecydowanie ciemniejsze (brązowawe) z wyraźnymi czarnymi pręgami. U tego gatunku, jak u większości czerwieniaków z grup 2, 3, i 4) na ciele występują dwie duże czarne plamy – jedna na pokrywie skrzelowej ponad nasadą płetwy piersiowej, a druga tuż za połową cia-


Afryka Zachodnia ła między linią kręgosłupa a linia naboczną. Trzecia czarna plama występuje rzadko, a jeśli jest obecna, to mała i niewyraźna. Czasem obecne małe czarne plamki na grzbiecie i u nasady płetwy grzbietowej. Jednogatunkowy zbiornik dla dobranej pary Hemichromis stellifer powinien mieć powierzchnię dna wynoszącą co najmniej 100x40 cm, natomiast wysokość, jak u większości pielęgnic, jest sprawą drugorzędną, choć musimy pamiętać, że jest to pielęgnica pływająca we wszystkich strefach zbiornika, toteż dobrze by zbiornik nie był bardzo niski. Osobiście za idealny zbiornik dla dobranej pary uważam standardowe akwarium 160 litrowe, czyli 100x40x40 cm. Stellifer to gatunek bardzo agresywny i terytorialny, dlatego też łączenie ich z innymi gatunkami (szczególnie pielęgnic) wymaga założenia bardzo dużego, jak na ryby tej wielkości, zbiornika. Rozważając kwestie łączenia stelliferów z innymi gatunkami, musimy mieć przede wszystkim na uwadze, że jak u większości pielęgnic agresja i temperament są kwestią osobniczą oraz uwarunkowaną czynnikami środowiskowymi. Ta sama para, funkcjonując relatywnie zgodnie z daną obsadą w innym zbiorniku o tych samych wymiarach i podobnie urządzonym, może okazać się nieznośna dla towarzyszy. Sama niewielka zmiana aranżacji w zbiorniku może okazać się czynnikiem zupełnie

destabilizującym sytuacje w akwarium zamieszkiwanym przez H. stellifer. Ważną kwestią o jakiej musimy pamiętać, rozważając trzymanie czerwieniaków w akwarium wielogatunkowym jest ich płodność. Tarła są częste, a stellifery są bardzo dobrymi rodzicami. Młodych jest stosukowo dużo, toteż ich chmara będzie zajmowała dość dużo miejsca w zbiorniku, a wyprowadzająca młode para może okazać się śmiertelnym zagrożeniem nawet dla większych od siebie ryb, zwłaszcza tych, które będą próbowały posilić się narybkiem. Dobrym rozwiązaniem będzie urządzenie zbiornika wielogatunkowego tak, by najlepsze do złożenia ikry miejsca znajdowały się blisko skrajów zbiornika. Pozwoli nam to zminimalizować ryzyko złożenia ikry blisko środka zbiornika i zajęcia całego akwarium przez parę rodzicielską. Łączenia stelliferów z innymi gatunkami możemy próbować w akwarium o długości co najmniej 150 cm. W takim zbiorniku możemy próbować połączenia pary czerwieniaków ze stadem rozpraszaczy, takich jak świeciki kongijskie (Phenacogrammus interruptus) lub z małymi gatunkami kongijskich polypterusów: Polypterus mokelembembe, P. palmas buetticoferi. W zbiorniku o długości 200 cm możemy również połączyć stellifery z Polypterus delhezi. W takim zbiorniku możemy również spróbować połączyć parę

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

29


Afryka Zachodnia omawianych czerwieniaków z parą innych środkowoafrykańskich pielęgnic. Powinny być to jednak ryby silne, najlepiej większe od stelliferów. Należy w tym miejscu podkreślić, że połączenie w 200 cm zbiorniku czerwieniaków z innymi pielęgnicami może okazać się trudne, a w przypadku wielu par może okazać się niemożliwe. W takich zbiornikach możemy próbować połączenia czerwieniaków z dużymi kongijskimi polypterusami: P. ornatipinnis, P. weeksii, P. retropinnis. Warto w tym miejscu dodać, że polypterusy są rybami długowiecznymi, a co za tym idzie wolno rosnącymi, nawet największe gatunki wymagające docelowo ponad 3 metrowych zbiorników mogą być długo trzymane w mniejszych zbiornikach, toteż gatunki te mogą z powodzeniem przez parę lat stanowić towarzystwo dla naszych czerwieniaków. Jako ryby nocne, duże, a dzięki pancerzowi z ganoidalnych łusek bardzo wytrzymałe, są idealnym towarzystwem dla agresywnych czerwieniaków.

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

30

HL

.PL

CIC

Należy jednak pamiętać, że wyrośnięte osobniki, szczególnie największych gatunków z rodzaju Polypterus, mogą potraktować czerwieniaki jako pokarm. W 200 centymetrowym akwarium możemy także spróbować hodowli 2 par stelliferów, choć nie zalecam podejmowania takich prób w zbiornikach krótszych niż 250 cm. Chcąc połączyć 2 pary

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL

Samica

Samiec

stelliferów oczywiście najlepiej pozwolić im się dobrać z grupy młodych osobników w podobnym wieku. Grupa taka powinna liczyć minimum 10 osobników. Wartym spróbowania jest również połączenie stelliferów ze spotykanym w ich siedlisku gatunkiem czerwieniaków spoza grupy „red jewel”, który po zbliżającej się rewizji pozostanie w rodzaju Hemichromis, czyli H. elongatus. Ze względu jednak na większe rozmiary H. elongatus oraz ich dużą agresję połączenia tego nie powinniśmy próbować w zbiornikach krótszych niż 3 m. Wystrój zbiornika dla H. stellifer powinny stanowić liczne korzenie i kamienie tworzące kryjówki nie tylko dla naszych czerwieniaków, ale głównie dla ich towarzy-


Afryka Zachodnia szy. Optymalnym podłożem będzie piasek. Najlepszy efekt uzyskamy stosując piasek o zróżnicowanej granulacji. Możemy również zmieszać go z niewielką ilością żwirku rzecznego. H stellifer to gatunek, który mało kopie i nie przeszukuje podłoża w poszukiwaniu pokarmu, rzadko też przesiewa piasek w czasie pobierania pokarmu z dna. Niemniej jednak w okresie tarła, przed przystąpieniem do składania ikry, ryby te rozpoczynają kopanie dołów, do których później przenoszą larwy. Mimo że doły te kopane są pod roślinami, to uważam, że należy uznać stellifery za gatunek nieniszczący i raczej niewykopujący roślin. Dobierając rośliny do zbiornika dla stelliferów, musimy najpierw odpowiedzieć sobie na pytanie, czy na pewno chcemy zakładać akwarium biotopowe. W przypadku ryb kongijskich założenie akwarium stricte biotopowego wiąże się z bardzo dużymi ograniczeniami w kwestii doboru roślin. O ile wybór roślin z Afryki Środkowej jest niewielki, to wybór roślin występujących w dorzeczu Kongo jest naprawdę ekstremalnie mały. Bardzo możliwe, że nawet bardzo szeroko rozprzestrzeniony w tropikalnych i subtropikalnych wodach całego świata nurzaniec zwyczajny (Vallisneria spiralis), nie jest spotykany w naturalnym siedlisku stelliferów. Podobnie goszczący często w zamieszkiwanych przez środkowo-afrykańskie ryby akwariach grzybień egip-

ski (N. lotus), nazywany potocznie lotosem, prawdopodobnie również nie występuje w naturalnym środowisku tych ryb, pomimo tego, że podobnie jak V. spirallis gatunek ten figuruje na wielu listach kongijskich roślin. Są to jednak informacje pochodzące z mało wiarygodnych źródeł. Ponadto źródła te podając zasięg występowania tych roślin, wymieniają często państwa, a nie dorzecza rzek. I tak, choć państwa Kongo i Demokratyczna Republika Konga położone są prawie w całości w dorzeczu rzeki Kongo to nie można traktować za tożsame informacji o występowaniu danej rośliny w Kongo i w dorzeczu Konga. Z kolei przeglądane przeze mnie wielokrotnie źródła takie jak artykuły naukowe traktujące o kongijskiej florze czy fotografie przedstawiające kongijskie podwodne krajobrazy, nie dały mi do tej pory potwierdzenia co do występowania tych gatunków w siedlisku H. stellifer. Choć dobór roślin do biotopowego zbiornika z H. stellifer będzie w wielu przypadkach polegał na poszukiwaniu substytutów kongijskich roślin, nie możemy zapomnieć o pewnych roślinach, których występowanie w dorzeczu Konga jest pewne i potwierdzone badaniami. Roślinami tymi będą przede wszystkim anubiasy: A gilletii, A. hastifolia oraz A. heterophylla (ten gatunek jest najłatwiej dostępny i kupimy go pod nazwą A. congoensis) czy kosmopolityczne gatunki takie jak rzęsa wodna (Lemna

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

31


Afryka Zachodnia minor) czy pistia rozetkowa (Pistia stratoides). Chociaż wiadomo, że H. stellifer jest gatunkiem szeroko rozprzestrzenionym w dorzeczu Konga, dokładny zasięg jego występowania poznamy prawdopodobnie dopiero po opublikowaniu przez A. Lamboja najnowszej rewizji rodzaju Hemichromis. Musimy zatem pamiętać, że zasięg geograficzny roślin, których występowanie w dorzeczu Konga jest pewnie potwierdzone, nie musi pokrywać się z zasięgiem występowania naszych czerwieniaków. Aby mieć pewność, że wybrane przez nas rośliny występują w naturalnym siedlisku stelliferów, powinniśmy sięgnąć po opracowanie, w którym znajdziemy rośliny występujące w typowym dla tego gatunku siedlisku, jakim jest śródrzeczne kongijskie jezioro Malebo Pool (Stanley Pool).

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

32

HL

.PL

CIC

W tym wypadku bardzo pomocne będzie opracowanie pt. „Status and Distribution of Freshwater Biodiversity in Central Africa” (E. G. E. Brooks, D. J. Allen, W. R. T. Darwall). W opracowaniu tym autorzy wymieniają następujące gatunki roślin wodnych i błotnych występujących w Malebo Pool: Eclipta prostrate, Lasimorpha senegalensis, Pistia stratoides, Urticularia appendiculata, U. gibba, U. foliosa, U. inflexa, U. reflexa, U. subulata. Nimphoides forbesiana, Buchnera capitata oraz Lindernia diffusa. Niestety, z wyżej wymienionych gatunków tylko P. stratoides jest dostępna w handlu. Chcąc urządzić biotopowy zbior-

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL

nik z większą liczbą gatunków roślin, będziemy zmuszeni dla pozostałych gatunków poszukać dostępnych zamienników. I tak grzybieńczyk Forbesa (N. forbesiana) zastąpiony może zostać łatwo dostępnym, sprzedawanym często do oczek wodnych, grzybieńczykiem wodnym (N. peltata). Afrykańskich przedstawicieli rodzaju Urticularia zastąpić możemy rodzimy gatunkami należącymi do tego rodzaju takimi jak np. U. vulgaris. Stosowanie takich substytutów może okazać się dobrym rozwiązaniem nie tylko w przypadku biotopu Malebo Pool. Wspomniany wcześniej popularny „lotos” może zastąpić występujący w pewnych częściach Kongo (i występujący prawdopodobnie w siedlisku stelliferów) inny gatunek grzybienia, czyli grzybień gwieździsty N. nouchali caerulea (niekiedy uznawany za odrębny gatunek − N. caerulea), który to niestety w akwarystyce jest gatunkiem praktycznie niedostępnym. Gatunek ten jest łatwo dostępny w handlu, ale nie w formie żywej rośliny, lecz w postaci znanych z psychoaktywnego działania suszonych kwiatów wykorzystystywanych między innymi do wytwarzania Changi. Z tego też powodu ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii sprawiła, że handel roślinami tego gatunku jest w Polsce zabroniony. Jeśli biotopowe kryterium doboru roślin potraktujemy nieco mniej restrykcyjnie, możemy pokusić się o inne rośliny Afryki Środko-


Afryka Zachodnia Szata barwna charakterystyczna dla okresu opieki nad młodymi

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

33


Afryka Zachodnia wej, np. pochodzące z Kamerunu. Możemy również pokusić się o popularne anubiasy: A. barteri barteri oraz A. barteri var. nana, a także grzybienie takie jak Nymphea micrantha, krynia rzemieniolistna (C. calamistratum) czy mech Plagiochilaceae sp. „Cameroon Moss”. H. stellifer jest gatunkiem bardzo tolerancyjnym względem parametrów wody, jednak powinniśmy zapewnić mu - jak każdej rybie - parametry wody jak najbardziej zbliżone do naturalnych. Woda powinna być miękka i lekko kwaśna. Idealną temperaturą będzie 25 stopni Celsjusza. Powinniśmy również pamiętać, że H. stellifer, jako gatunek wód stojących i wolnopłynących powinien mieć zapewniony zbiornik, w którym potrzeba stworzenia odpowiedniej cyrkulacji wody nie będzie wiązała się ze stworzeniem zbyt mocnego prądu wody.

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

34

HL

.PL

CIC

H. stellifer, podobnie jak wszystkie czerwieniaki, żywi się głównie pokarmami mięsnymi. W naturze w skład diety stelliferów wchodzą larwy owadów, skorupiaki, ślimaki, ikra, larwy i narybek innych ryb, a także pierwotniaki, glony i szczątki roślin. W praktyce akwarystycznej doskonałymi pokarmami będą skorupiaki, takie jak Gammarus spp., Artemia spp. czy rozwielitka (Daphnia spp.), lasonogi (Mysidacea) a także krewetki – zarówno żywe krewetki karłowate (Neocaridina spp.), jak i siekane mrożone, kupowane

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL

w marketach krewetki tygrysie i koktajlowe. Świetnym pokarmem, dostępnym również w marketach spożywczych, są filety rybne, podobnie jak w przypadku krewetek uprzednio posiekane na kawałki i dostosowane do wielkości pysków ryb. Dobrym pokarmem są również larwy owadów, najlepiej te łatwo tonące, ponieważ pokarm jest przez ten gatunek najchętniej pobierany z toni wodnej i dna zbiornika. Dobrym przykładem takiego pokarmu są larwy ochotkowatych. Te jednak powinny pochodzić ze sprawdzonego źródła i stanowić jedynie okazjonalne uzupełnienie diety. Ponadto rynek oferuje szereg pokarmów suchych. Mogą być to pokarmy w postaci płatków, chipsów i tonących pałeczek i granulatów. Wśród nich znajdziemy pokarmy, które zapewnią roślinne uzupełnienie diety. Możemy je również wprowadzić przy pomocy domowej roboty opartych na żelatynie miksów ze zblendowanych filetów rybnych i krewet, do których dodajemy roztarty na pył pokarm płatkowy, kupioną w aptece lub sklepie z suplementami diety sproszkowaną spirulinę lub chlorellę. Dymorfizm płciowy u H. stellifer jest wyraźny, choć u osobników zdominowanych przejawia się głównie kształtem ciała. Ubarwienie osobników zdominowanych oraz silnie zestresowanych jest często jednakowe u obu płci. Jak u większości gatunków pielęgnic samice są mniejsze. Ich ciało jest krótsze, pełniejsze i bardziej wygrzbiecone,


Afryka Zachodnia samce są większe i proporcjonalnie dłuższe. Pysk samicy jest delikatniejszy, bardziej spiczasty. W przypadku dobranej, szczególnie dominującej pary dymorfizm płciowy odznacza się bardzo wyraźnie w postaci ubarwienia. Czerwień na brzusznej części ciała samicy jest intensywniejsza niż u samca i jest jej więcej. Intensywne czerwone zabarwienie u samicy sięga nawet do płetwy ogonowej oraz może być obecne na pokrywach skrzelowych. W okresie tarła brzuszna czerwień (szczególnie u dużych samic) przebarwia się nawet na kolor bordowy. U samców znacznie wyraźniej widoczne są pionowe ciemne pręgi (u samic często w ogóle niewidoczne) uwydatniające się szczególnie podczas walk o terytorium i w okresie tarła. Tarło stelliferów poprzedzone jest zmianą ubarwienia, oraz wzmożoną agresją wobec innych ryb. W tym czasie agresja przejawiana jest nawet wobec tych ryb, na które poza okresem tarła czerwieniaki nie zwracają uwagi (w moim zbiorniku takimi rybami są przedstawiciele rodzaju Polypterus). W okresie tym ryby oczyszczają powierzchnię, na której złożona ma zostać ikra, samiec wykopuje też niewielkie doły mające służyć za schronienie wylęgłym larwom. Jak wszystkie czerwieniaki, również i stellifery są rybami litofilnymi, choć jeśli w zbiorniku znajduje się niewiele kamieni, ryby mogą wybrać na złożenie ikry korzeń lub duże twarde liście, np. anubiasów. Pielęgnice te składają zwykle od 100 do

300 ziaren ikry. Ma ona białawą barwę wpadającą nieznacznie w szaro-kremowy. Opieką nad ikrą zajmują się obydwoje rodzice, choć większość czasu przy ikrze spędza samica, samiec w większej części zajmuje się patrolowaniem terytorium i przeganianiem intruzów. Wylęg larw następuje 2-3 doby od złożenia ikry. Znakomitą większość czasu przy larwach spędza również samica. Larwy są co kilka godzin przenoszone przez rodziców pomiędzy wcześniej wspomnianymi dołami w piasku oraz „pastwiskami” detrytusu i aufwuchsu (peryfitonu), na których umieszczane są larwy. Po 3-4 dniach daje się zaobserwować pierwsze pływające nieudolnie mocno obciążone jeszcze woreczkami żółtkowymi larwy. U kilkudniowych larw, na linii kręgosłupa pojawia się ciemny pasek. Około 8. dnia od wylęgu woreczek żółtkowy zostaje zresorbowany do końca, a młode prowadzone przez rodziców rozpoczynają swobodny żer na wyżej wymienionych „pastwiskach”. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że w dobrze urządzonym dojrzałym zbiorniku młody narybek w pierwszych dniach nie będzie wymagał karmienia, a jedynie dokarmiania, najlepiej wysokobiałkowym pokarmem. W przypadku przenoszenia narybku do odrębnego zbiornika, dobrym rozwiązaniem będzie przełożenie do zbiornika z narybkiem korzenia lub kamienia pokry-

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

35


Afryka Zachodnia tego aufwuchsem oraz odessanie wężykiem detrytusu, którym żywić będą się małe czerwieniaki. Dla narybku tuż po zresorbowaniu woreczka żółtkowego, najlepszymi pokarmami będą naupliusy artemii, nicienie z rodzaju Panagrellus, czyli popularne węgorki mikro (P. redivivus), nicienie bananowe zwane potocznie „banana worms” (P. nepenthicola) oraz pokruszone na pył pokarmy płatkowe, zwłaszcza te zawierające w składzie duży procent skorupiaków lub spiruliny. Gdy narybek nieco podrośnie, podawane mogą mu być również oczliki (Cyclops sp.). Stellifery są bardzo troskliwymi rodzicami, bardzo długo opiekują się potomstwem. Pojawiający się już u larw ciemny pasek u narybku jest już czarny lub niemal czarny. Po kilkunastu dniach na pasku pojawiają się, początkowo blade i niewyraźne, czarne plamy charakterystyczne dla grupy „red jewel”. Z czasem czerń plam staje się wyraźniejsza, a biegnący przez całą długość ciała czarny pasek jaśnieje aż wreszcie zupełnie zanika i u około 1,5 centymetrowych osobników jest zwykle niewidoczny.

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

36

HL

.PL

CIC

Uznany niemiecki hodowca czerwieniaków Waldemar Fischer wspomina, że jego stellifery opiekowały się potomstwem do 10-12 tygodni, natomiast Krzysztof Sneipas Raczkowski trzymał z powodzeniem parę H. stellifer z 3 miesiecznym potomstwem w 100

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL

centymetrowym zbiorniku. Jako że pielęgnice te są rybami bardzo często przystępującymi do tarła, czas ich opieki nad potomstwem jest w praktyce czasem do kolejnego tarła. Z doświadczeń hodowlanych dr Antona Lamboja wynika, że w przypadku odchowywania młodych kolejne tarła mogą odbywać się w odstępach dwóch miesięcy, w przypadku oddzielania narybku od rodziców czas pomiędzy tarłami może wynosić zaledwie 2-3 tygodnie. Hemichromis stellifer to jak już wspomniałem mój ulubiony gatunek pielęgnic. Jest on, obok H. cristatus i H. lifalili gatunkiem, którego uroda najlepiej wyjaśnia angielską nazwę tych pielęgnic - „Red Jewel Cichlid”. Ryby te to prawdziwe klejnoty, których ubarwienie, choć tak jaskrawe i intensywne, spodoba się nawet zakochanym w szarości „biotopowym purystom”. Zmiany tego ubarwienia dokonujące się na tle arcyciekawych perypetii osobników są czymś, obok czego nie można przejść obojętnie. Dlaczego użyłem słowa „perypetii”? Ponieważ obserwacja tych ryb, szczególnie w dużym zbiorniku, jest jak oglądanie bardzo pokręconej opery mydlanej. Mam czasem wrażenie, że scenarzyści piszący scenariusze do telenoweli (szczególnie tych brazylijskich) czerpią inspiracje z życia stelliferów. Przesadzam? Przekonajcie się sami. Dajcie sobie szanse i tak jak ja pokochajcie stellifery.


Afryka Zachodnia Na koniec pragnę bardzo serdecznie podziękować dr Antonowi Lambojowi, Waldemarowi Fischerowi oraz Krzysztofowi Raczkowskiemu (Sneipasowi), czyli moim znajomym mającym doświadczenia z tym gatunkiem pielęgnic, za podzielenie się ze mną swoją wiedzą. Dziękuję również mojej ukochanej Katarzynie za prowadzone godzinami z entuzjazmem obserwacje H. stellifer i dokonanie wielu trafnych spostrzeżeń dotyczących etologii tego gatunku. Jako że mam świadomość, że język, jakim napisany został mój tekst pełen jest błędów interpunkcyjnych, gramatycznych i innych – ogromne wyrazy wdzięczności składam również na ręce Justyny Kmiecik i Piotra Koba (Kobuza) na których barkach spoczęło dokonanie korekty tego tekstu. Bibliografia: Ayoade, A.A., Ikulala, A.O.O. 2007. Length weight relationship, condition factor and stomach contents of Hemichromis bimaculatus, Sarotherodon melanotheron and Chromidotilapia guentheri (Perciformes: Cichlidae) in Eleiyele Lake, Southwestern Nigeria. Rev Biol Trop. 55(3-4):969-77. Crusio, W. 1979. A revision of Anubias Schott (Araceae) (Primitiae africanae) Mededelingen landbouwhogeschool, Wageningen Nederland 79-14. Loiselle, P. V. 1979. A revision of the genus Hemichromis Peters 1858 (Teleostei: Cichlidae). w: Annales du Musée royal de l’Afrique Centrale (Série Zoology). (Series 8) nr 228, s. 1-124 Stiassny, M.L.J., Lamboj, A., De Weirdt, D. Teugels, G. G. 2008. Cichlidae. p. 269-403. w: Stiassny, M.L.J. , Teugels, G.G., Hopkins, C.D. (red.) The fresh and brackish water fishes of Lower Guinea, West-Central Africa Volume 2. Coll. faune et flore tropicales 42. Institut de recherche de développement, Paris, France, Muséum national d’histoire naturelle, Paris, France and Musée royal de l’Afrique Central, Tervuren, Belgium, 603s. Internet: http://crescentbloom.com/plants/Tribus/AI/Anubiadeae.htm fishbase.org https://www.cichlidae.com/species.php?id=47

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

37


Ameryka Południowa

Wyprawa do Peru’17 Tekst i zdjęcia: Piotr „tatakuby” Stolc

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

38

HL

.PL

CIC

Maj 2016 roku. Podczas przeszukiwania Internetu natrafiłem na stronę Amazonia Expeditions. Na pierwszy rzut oka − normalna strona oferująca swoje usługi dla turystów w peruwiańskiej dżungli, ale jednak przykuła ona moją uwagę.

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL


Ameryka Południowa Okazało się, że właścicielem strony jak i Lodge (pensjonatu) jest Paul Garber, biolog i podróżnik, który udał się w tamte rejony w celu badania małp człekokształtnych. Był tam w towarzystwie kilku osób, między którymi podzielono badania. Podczas pobytu poznał swoja żonę Dolly. Razem postanowili w latach 90. ubiegłego wieku wybudować kilka domków, które pozwoliłby badaczom przebywać tam w komfortowych warunkach. Historia Dolly i Paula jest dużo ciekawsza, ale odsyłam Was do lektury na stronie Amazonia Expeditions (https://perujungle.com/our-history). Po tym jak w górnym biegu Rio Tahuayo powstał pierwszy Lodge, zaczęli zjeżdżać się pierwsi „turyści”, wśród nich było kilka ekip telewizyjnych, które chciały sfilmować ten niesamowity ekosystem. Przyjeżdżali także biolodzy, ornitolodzy i inni naukowcy. Po przeczytaniu historii stwierdziłem, że bardzo chciałbym znaleźć się w tym miejscu. I jak to u mnie bywa z takimi pomysłami, i ten zacząłem wprowadzać w życie. Zacząłem przeglądać stronę z ofertą Amazonia Expeditions. Następnie napisałem wyczerpujący e-mail do Paula, w którym opowiedziałem o swoim hobby, jak również przedstawiłem wizję tego, co chciałbym zobaczyć nad Rio Tahuayo i na jakiej zasadzie miałaby się odbyć moja wyprawa. W e-mailu opisałem również cele forum Cichlidae.pl oraz to, że zajmujemy się akwarystyką biotopową, dlatego bardzo zależy nam nad stworzeniem w swoich akwariach warunków odzwierciedlających te naturalne.

Odpowiedź przyszła niemal natychmiast i była bardzo obiecująca. Paul odpisał, że takie ekspedycje to ich specjalność i dołoży wszelkich starań, abyśmy byli w pełni zadowoleni z wyprawy, jak również wykonali swoje zadanie wzorowo. Priorytetem była możliwość przebadania i przeszukania wszystkich mniejszych cieków wodnych, które zasilają Rio Tahuayo. Chodziło mi głównie o możliwość łowienia ryb, które następnie sfotografujemy i wypuścimy z powrotem. Oczywiście wszelkie badania wody, tj.: przewodność, twardość, temperatura również wchodziły w zakres moich zainteresowań. Wyprawę zaplanowaliśmy na wrzesień 2017 roku. Zebrała nas się grupa pięciu osób. Przez ponad dwa lata staraliśmy się wyszukać wszelkie informacje na temat tego, co może nas spotkać w Amazonii. Oczywiście każdy z nas musiał przejść szereg szczepień, bez których do Ameryki Południowej nie ma co się wybierać. Dodatkowo zakupiliśmy sprzęt do ujęć podwodnych, kamery, aparaty, a także sieć do łowienia większych pielęgnic. Choć od czasu podjęcia decyzji o wyjeździe minęły ponad dwa lata, to uwierzcie mi − ten czas zleciał bardzo szybko. Wyprawa rozpoczęta. Z lotniska w Berlinie startujemy do Londynu, gdzie po zmianie lotniska wsiadamy do samolotu, którym przelecimy Atlantyk i znajdziemy się na peruwiańskiej ziemi, a konkretnie w Limie. Po trwającym 12,5 h locie stolica Peru przywita-

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

39


Ameryka Południowa ła nas dosyć rześkim, górskim powietrzem. Mimo iż był to już wieczór, a konkretnie godzina dziesiąta, lotnisko tętniło życiem. Co ciekawe, na lotnisko wejście miały tylko osoby, które okazały bilet lotniczy lub paszport. Po wyjściu przed gmach lotniska zostaliśmy oblężeni przez chmarę elegancko ubranych taksówkarzy, których nie interesowało to, że my lecimy dalej, oni po prostu chcieli nas gdzieś zawieść. Na lotnisku w Limie spędziliśmy ciężkie 8 godzin. Każdy z nas nie mógł się doczekać wylotu z Limy do Iquitos. Godzina 8:20, lądujemy w Iquitos. Miasto to położone jest w północno-wschodniej części Peru. Jest to największe miasto na świecie, do którego nie prowadzi żadna droga lądowa. Dostać tam się można jedynie drogą lotniczą lub dopłynąć statkiem. Zamieszkuje je około 400 tys. osób.

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

40

HL

.PL

CIC

W samolocie euforia, za oknem widać palmy, słońce świeci. To właśnie w tym momencie dotarło do mnie, że jestem w centrum Amazonii. Po wyjściu z samolotu dotarło to do mnie z jeszcze większą mocą, ponieważ na zewnątrz panował ukrop. Było ponad 30 stopni, a 100 procentowa wilgotność dała się odczuć po kilku minutach, a efektem był ściekający po mnie strugami pot. Na lotnisku czekała na nas menadżerka z Amazonia Expeditions, która po przywitaniu zabrała nas do sporego bus, którym ruszyliśmy do hotelu.

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL

Po drodze mijaliśmy setki tuk-tuków, niezliczone ilości motocykli, motorowerów. Miasto wydawało się przyjemne. Po zakwaterowaniu w hotelu mieliśmy się przespać kilka godzin gdyż każdy z nas prawie nie zmrużył oka podczas dwudniowej podróży. Nic z tego. Wiedząc, że za oknem jest już Peru postanowiliśmy udać się na zwiedzanie miasta oraz pierwszy posiłek. „Najbrzydsze miasto na świecie”, jak to napisał jeden z blogerów podróżniczych. W moim odczuciu to prawda. Wszechobecny brud, ludzie wyrzucają wszystko na ulicę, pełno motocykli, tuk-tuków, a a przez nie spalin. W poszczególnych miejscach straszny smród w połączeniu z trzydziestopięcistopniowym upałem. Ciekawie wyglądały zakłady fryzjerskie, które składały się z fotela, nad którym wisiał kawałek folii, a wszystko to stało na ulicy. Ścięte włosy oczywiście lądowały na chodniku. Przy każdym banku lub droższym sklepie stała ochrona z bronią i wejść tam można było po okazaniu paszportu. Zjedliśmy przepyszny śniadanio-obiad, popiliśmy piwem i udaliśmy się na zwiedzanie miasta. W ten dzień popołudnie spędziliśmy na hotelowym tarasie i podziwialiśmy Rio Itaya, która płynęła zaraz za naszymi oknami. Następny dzień rozpoczęliśmy od udania się na największy w tej części Amazonii targ rybny. Spod hotelu na miejsce pojechaliśmy


Ameryka Południowa dwoma tuk-tukami. To idealny transport po ulicach Iquitos i do tego bardzo tani. Po nocnych burzach i obfitych opadach deszczu, na targu było ogromne błoto. Na straganach znaleźliśmy przeróżne gatunki naszych akwariowych pupili. Były między innymi pielęgnice pawiookie (Astronotus ocellatus), Crenicichla spp., arowany, kilka gatunków piraniowatych oraz mnóstwo sumów. Na targu oprócz ryb można było kupić żółwia, wędzone kapibary, kurczaki, wołowinę, przeróżne owoce i warzywa. Wszystko to leżało na straganowych ladach w temperaturze przekraczającej 30 stopni. Po obiedzie mieliśmy umówioną wizytę w jednej z firm, która importują ryby ozdobne do Europy jak i na cały świat. Wielu z nas posiada ryby właśnie z tej firmy. Była to bardzo przyjemna wycieczka, mili właściciele pokazali nam od A do Z jak wygląda utrzymanie ryb oraz ich pielęgnacja w tym ogromnym pod względem ilości gatunków miejscu. W akwariach oraz basenach pływały płaszczki, arowany, dyskowce, apistogrammy, otoski, niezliczone ilości drobnoustków jak i żółwie i węgorze elektryczne. W stawiku pod biurem firmy pływała Arapaima. Była niewielka, bo miała niecały metr, ale jej świecące w słońcu łuski wyglądały zjawiskowo. Pod wieczór uzupełniliśmy zapasy w pobliskich sklepach, bo rano wyruszaliśmy w głąb dżungli.

Trzeciego dnia, w sobotę, przywitał nas przewodnik o imieniu Weny, który wraz z młodszym przewodnikiem Andym, będącym już na miejscu, zajmował się nami przez przeszło dwa tygodnie. Po wejściu na pokład motorówka zabrała nas 160 km w głąb dżungli. Najpierw płynęliśmy po wodach Rio Itaya, by później wpłynąć do głównego koryta Rio Amazonas. Rzeka o barwie brązowo-mułowej niosła niezliczone ilości konarów, gałęzi, kawałków drzew. Płynąc bliżej brzegu dało się zauważyć jak rzeka podmywa brzegi, które osuwają się do wody nie rzadko razem z drzewami. Po godzinie zacumowaliśmy do brzegu i zatrzymaliśmy się przy wiosce Tamshiyacu. Podczas oczekiwania na dalsza drogę ujrzeliśmy delfiny słodkowodne, które pływały zaledwie kilkanaście metrów od naszej łodzi. Po ponad trzygodzinnej drodze głównym dorzeczem Amazonii, skręciliśmy w kierunku lewego brzegu i wpłynęliśmy na Rio Tahuayo. Rzeka na pierwszy rzut oka miała czystszą barwę wody. Las stawał się coraz bardziej gęsty. Mieliśmy jeszcze jeden krótki przystanek, ponieważ przewodnik musiał nas zgłosić na posterunek miejscowej policji. Po niecałej godzinie dotarliśmy do Lodge. Zakwaterowano nas w domkach na palach, a kucharz przywitał nas przepysznym sokiem z „jakiegoś” owocu. Po zwiedzeniu Lodge oczywiście niektórzy wzięli siatkę i od razu zaczęli penetrować przepły-

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

41


Ameryka Południowa Andy

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

42

HL

.PL

CIC

Podstawowy środek transportu :)

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL


Ameryka Południowa Targ w Iquitos

„Pierwsza” ryba :)

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

43


Ameryka Południowa wający obok strumień. Wokoło latały niezliczone ilości ptaków, które śpiewały 24h na dobę. Pierwszy raz było mi dane zobaczyć i usłyszeć kolibra. Pokoje były czyste i przyjemne. Każdy z nas miał w pokoju dostęp do wody oraz łazienkę z prysznicem. Oczywiście woda z kranu i prysznica nadawała się tylko i wyłącznie do umycia się. Aby umyć zęby, należało przynieść sobie czystą wodę nalaną z dwudziestolitrowych butli, które przypływają z Iquitos. Wieczorem mieliśmy spotkanie z przewodnikami, którzy nakreślili zasady wg których będziemy organizowali wypady w las. Do dyspozycji mieliśmy łódkę, do której bez problemu wsiadało siedem osób oraz sprzęt potrzebny do łowienia ryb. Uzgodniliśmy, że codziennie w czasie kolacji będziemy się spotykali w celu omówienia planów na następny dzień.

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

44

HL

.PL

CIC

Następnego dnia, po świetnie przespanej nocy, udaliśmy się w górę rzeki. Szukaliśmy niewielkich strumieni, które zasilają Rio Tahuayo. Po znalezieniu strumienia rozstawialiśmy siatkę o wymiarach 10x1,5 m i płoszyliśmy ryby, które w niezbyt dużej liczbie trafiały do siatki. Ale i tak pierwszego dnia udało nam się zobaczyć Boulengerella maculata, Astronotus ocellatus, jak również Electrophorus electricus. Strętwy, które bardzo licznie zamieszkują tamtejsze wody znajdowały się zaledwie niecały metr od rozstawionej siat-

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL

ki i były wielkości około 1,5 m. Stały sobie spokojnie i nie zwracały na nas uwagi. Kolega, który miał ze sobą wędkę, złapał tego dnia kilkanaście okazałych wilków (Hoplias spp.). Wokoło wystarczyło zanurzyć większą siatkę akwariową, aby znalazło się w niej mnóstwo drobnoustków i bystrzyków. Tego dnia nie złapaliśmy jeszcze Apistogramma, ale wiedziałem że to kwestia czasu. Przez dwa kolejne dni pływaliśmy i łowiliśmy mniej więcej w podobnych miejscach. Gatunki ryb, które łowiliśmy były bardzo różne. Brzegi Rio Tahuayo to zbitek gliny zmieszanej z piaskiem. Wszędzie bardzo grząsko. Trzeba było mocno uważać, aby nie wrócić do łódki z jednym gumowcem. Podczas powrotu z jednego z wypadów przewodnik wskazał miejsce około 20 metrów od koryta rzeki, w którym znajduje się niewielkie jezioro. Oczywiście nie musiał nas długo namawiać i po krótkim marszu przez las znaleźliśmy się w fantastycznym miejscu. Jezioro zasilał strumień szeroki na około 2 metry i w miarę głęboki, ponieważ na jego środku dna widać nie było. Jednak mnie bardziej zainteresowało jezioro, którego brzegi niekoniecznie były łatwo dostępne, co przepłaciłem poprzebijanymi stopami. A to dlatego, że wszedłem pod drzewo, którego liście, łodygi oraz gałęzie pokryte były około dziesięciocentymetrowymi kolcami, idealnie wyścielającymi miejsce pod tym drzewem. Ostatniego kolca wyciągnąłem będąc


Ameryka Południowa już w Polsce. To właśnie nad tym jeziorkiem złapaliśmy z Tomkiem Mesonauta festivus, z czego byliśmy bardzo dumni. Wcześniej widzieliśmy niezliczone ilości tych ryb, jednak są one bardzo płochliwe i po kilkunastu próbach nikomu nie udało się ich złapać. Także w tym wypadku zrobiliśmy parę zdjęć i ryba wróciła do natury. W tym rejonie, oddalonym mniej więcej 20-30 km od naszego miejsca pobytu, las był jeszcze względnie dostępny a widoczność wynosiła do około 1520 metrów. Lecz następnego dnia przyszedł i czas na prawdziwie gęstą dżunglę. Nim się tam udaliśmy, przewodnicy ostrzegli nas przed niebezpieczeństwem oraz omówili zasadami, jakie od tego momentu musiały między nami panować. Terra Firme, miejsce do którego popłynęliśmy, znajdowała się około 50-60 km od Lodge nad rzeką Rio Blanco, która jest dorzeczem Rio Tahuayo. Płynęliśmy około dwóch godzin w górę rzeki, a las stawał się o wiele bardziej gęsty. Nad głowami przelatywały ptaki, ogromne motyle, na pniach wystających z wody odpoczywały małe nietoperze. Koryto rzeki miejscami było bardzo wąskie, a w kilku miejscach trzeba było przepływać pod zwalonymi przez wodę drzewami. Co kilka chwil słychać było przelatujące i mocno krzyczące ary. Po dotarciu na miejsce rozpakowaliśmy prowiant i zostawiliśmy łódki w szałasie, do którego wróciliśmy później na obiad przyszykowany przez przewod-

ników. W tym dniu, po przebadaniu wody, która miała już pH poniżej 5,0 wiedziałem, że tutaj musimy złapać coś ciekawego. Po około godzinnej wędrówce po gęstej dżungli dotarliśmy nad piękny, wąski, lecz bardzo płytki strumień, którego głębokość nie przekraczała 20 cm. Tutaj nie było mowy o łapaniu na sieć, a każdy z nas, zaopatrzony w siatki akwarystyczne i dwa podbieraki, zaczął łapać ryby. Tutaj właśnie złapaliśmy pierwsze Apistogramma agassizii oraz Crenicichla spp. Były również neony, drobnoustki, krewetki i wiele, wiele innych. Połowy były bardzo udane, a ilość gatunków satysfakcjonująca. Tego dnia jednak było bardzo ciepło, więc jak tylko ryby zostały sfotografowane, to wracały od razu do swojego miejsca zamieszkania. Około południa wróciliśmy do miejsca, gdzie zostawiliśmy jedzenie, nasi przewodnicy rozdzielili ryż oraz kurczaka i zjedliśmy pyszny obiad w tym przepięknym miejscu. Różnorodność roślinności aż kłuła w oczy, wszędzie przepiękne rośliny, mchy. Po drodze znajdowaliśmy różnobarwne drzewołazy, a nawet udało się natrafić na gniazdo kolibra. Drzewa były wysokie, w dali słychać było przenikliwie hałasujące cykady. Mówiąc krótko − raj na ziemi. Ale ten raj był także i niebezpieczny i musieliśmy o tym cały czas pamiętać. Przodem zawsze musiał iść przewodnik, a za nim dopiero my. Płynąc w to miejsce, mieliśmy okazje zobaczyć

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

45


Ameryka Południowa Rio Itaya

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

46

HL

.PL

CIC

Rio Tahuayo

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL


Ameryka Południowa Tahuayo Lodge

Rio Amazonas

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

47


Ameryka Południowa Dopływ Rio Blanco

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

48

HL

.PL

CIC

Groźnie wyglądający młody osobnik Hoplias

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL


Ameryka Południowa Jeden z niezliczonych kąsaczy

Dopływ Rio Tahuayo

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

49


Ameryka Południowa przepiękną anakondę, dlatego w głowie było zakodowane, że to nie przelewki i trzeba bardzo uważać, gdzie się staje i co wisi nad głową. Do najbliższego szpitala było ponad pięć godzin drogi, a po ukąszeniu jadowitego węża czasu jest tylko trzy godziny. Ale jak się później okazało, robiliśmy na tyle dużo hałasu, że zwierzęta uciekały, a towarzystwa dotrzymywały nam tylko mrówki, komary, termity oraz osy. Jednego z naszych kolegów solidnie pokąsał rój os. Po obiedzie ruszyliśmy na drugi w tym dniu połów ryb i udało mi się złapać przepiękną parkę Apistogramma norberti, z czego byłem bardzo zadowolony. Samiczka była w pięknym ubarwieniu godowym, co dało mi do zrozumienia, że w pobliżu musi być samiec. Po chwili również on pływał w naszym akwarium do fotografowania ryb. Oczywiście ryby zaraz wróciły do wody. Musieliśmy bardzo się śpieszyć, bo las stawał się coraz bardziej ciemny, a słońce zmierzało ku zachodowi. Ponadto, nadszedł przelotny deszcz. Ten dzień był jednym z najbardziej udanych pod względem różnorodności złowionych gatunków, jak i atmosfery jaka panowała w tym miejscu. Przez te dwa tygodnie mieszkaliśmy w dwóch lokalizacjach oddalonych około 80 km od siebie. Łącznie przepłynęliśmy i przebadaliśmy około 100 km w linii ciągłej brzegowej. Kilka gatunków Apistogramma, niezliczone kąsacze, karpieńcokształtne ujrzane w warunkach naturalnych pozwala na wyciągnięcie licznych wniosków na temat jak trzymać i pielęgnować często te same ryby, które spotkałem peruwiańskich rzekach i strumieniach. Oczywiście, w międzyczasie łowiliśmy także na żyłkę i haczyk różne gatunki piraniowatych, mnie udało się złowić prawdziwego suma czerwonoogonowego, a nawet dwa. Widzieliśmy kajmany, ślady jaguara, a nawet samotnie pływającą niedaleko Lodge ariranię. Podróż, jaką trzeba pokonać, aby stanąć nad Amazonką naprawdę jest wyczerpująca. Dwa dni w samolocie lub na lotniskach daje się we znaki. Jedzenie przez pierwszy tydzień jest pyszne, lecz później przewaga limonki w każdej potrawie stawała się nie do zniesienia i wtedy wybierałem jedzenie bez dodatku tegoż soku. Przepyszne piwo, wspaniali ludzie oraz panujący tam klimat pomaga się zrelaksować i oddać się w całości tej sielskiej atmosferze. W tym artykule przybliżyłem Wam tylko w części to, co nas spotkało przez te niecałe trzy tygodnie południowo-amerykańskiej przygody. Były i momenty, w których niektórzy zmagali się chorobami, były dni deszczowe, były i imprezy urodzinowe…

I DA E

UM

MI

ĘG

NIC

FOR

50

HL

.PL

CIC

Ale o tym wszystkim, i jeszcze więcej, poopowiadam przy okazji spotkań w czasie akwarystycznych imprez, wystaw czy weekendów. Do Amazonii wrócę na pewno − jest to tylko kwestią czasu.

ŁO

I Ś NIK Ó W P

EL


Ameryka Południowa

www.cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

51


CIC

.PL

H

D I A L E

UM

ĘG

NIC

FOR MI

ŁO

I P Ś NIK Ó W

© 2018

L E


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.