Dwumiesięcznik dla chorych Wstań 3/2017

Page 1

DWUMIESIĘCZNIK DLA CHORYCH

cena:

czerwiec-lipiec

3,50

3(171)2017

ISSN 0867-7603

9 770867 760072

PLN

(w tym 5% VAT)

06

BYĆ DOBRYM jak chleb


PRENUMERATA

JAK ZAMÓWIĆ? telefonicznie:

listownie:

12Â 271 15 24

Redakcja WSTAĹƒ 32-422 Stadniki 81

mailowo:

redakcja@wstan.net

Broszura szyta drutem, format: 105x150, s. 20

dwumiesięcznik dla rodzin

Modlitwy do św. Brata Alberta

WYDAWNICTWO KSIÄ˜ĹťY SERCANĂ“W

,6%1

Wydawnictwo Księşy Sercanów ul. Saska 2, 30-715 Kraków sprzedaz@wydawnictwo.net.pl www.wydawnictwo.net.pl

Przed ich odmawianiem konieczne jest wewnętrzne wyciszenie. Jest ono potrzebne, jeśli chcemy nawiązać dialog z Bogiem, otwierając przed Nim serce z pokorą i bezgraniczną ufnością. Tylko wówczas modlitwa będzie skuteczna. kard. Angelo Comastri

KardynaĹ‚ Angelo Comastri urodziĹ‚ siÄ™ w Sorano we WĹ‚oszech w 1943 roku. ByĹ‚ autorem rozwaĹźaĹ„ drogi krzyĹźowej odprawionej w Koloseum w Wielki PiÄ…tek 2006 roku. W tym samym roku zostaĹ‚ archiprezbiterem bazyliki Ĺ›w. Piotra, a w 2007 – kardynaĹ‚em. Jest wielkim czcicielem Matki BoĹźej.

ks. Józef Gaweł SCJ WYDAWNICTWO

KRĂ“LUJ KSIĂŠĹťY SERCANĂ“W

nam CHRYSTE!

www.wydawnictwo.net.pl

Ĺ

T

N

YS

E

Z

M

E

R

P

PO

ď ‰ď “ď ‚ď Ž 

3475 zł

     

Angelo Comastri

100 MODLITW

SERCA Dobryczasjak chleb!

nam CHRYSTE!

Ksiądz Józef Gaweł SCJ w swoich rozwaşaniach przyblişa nam treść tego wyjątkowego aktu. Mogą one być wykorzystywane jako czytanki w czasie naboşeństw czerwcowych oraz jako pomoc w osobistej refleksji dla kapłanów, osób konsekrowanych i wiernych świeckich, a zwłaszcza czcicieli Najświętszego Serca Pana Jezusa.

2095 zł

Modlitwy te są niczym drogowskazy, które pozwalają pójść drogą wiary, prowadzącą do spotkania i uścisku z Bogiem.

A

zł

2895 zł

Modlitwy zebrane w tej ksiąşce nie są jak „kanapki gotowe do spoşycia�, które wystarczy rozpakować i zjeść, a głód minie! Nie, tak nie jest!

N

95

Oprawa twarda, format: 115x176, s. 176, pełny kolor

2

A

Oprawa miękka, format: 125x200, s. 192

395 zł

kcentem wieńczącym Jubileuszowy Rok 1050-lecia Chrztu Polski był Akt Przyjęcia Jezusa za Króla i Pana, co miało miejsce w Krakowie-Šagiewnikach 19 listopada 2016 roku. W dniu następnym, w uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata, ten uroczysty akt został powtórzony we wszystkich świątyniach naszej ojczyzny. W ten sposób potwierdziliśmy ponownie, şe uznajemy panowanie Jezusa Chrystusa w naszym şyciu osobistym, rodzinnym, społecznym i narodowym. Wydarzenie to kończyło równieş w Kościele polskim Nadzwyczajny Jubileusz Miłosierdzia.

KRĂ“LUJ

N OWOĹš C I !

Fot.: shutterstock.com

ILE KOSZTUJE PRENUMERATA? roczna 29,40 zł półroczna 14,70 zł

2459 zł

100

MODLITW

Do cen doliczamy koszty wysyłki!

www. w y d aw n i c t wo. ne t . p l

ZadzwoĹ„ i zamĂłw: 12 290 52 98


na dobry początek

temat numeru   Być dobrym jak chleb   ks. Krzysztof Zimończyk SCJ

4

Franciszek

6   Bóg pozwala nam czynić dobro żyć jak święci   Jak pójdziesz ze mną, to i chleb dostaniesz…   s. Natalia Tendaj SłNSPJ

8

rozmowa „Wstań”

10

Bieg dla życia! rozmowa z Natalią Lińczowską

świadectwo „Wstań”   Od tamtego momentu odzyskałam wiarę   Paulina Ochmańska

14

w zdrowym ciele…   Formy opieki nad osobami starszymi 16   lek. med. Monika Cieplińska-Gostek

„Być dobrym jak chleb” – to poprzeczka, jaką przed nami postawił swoim życiem św. Brat Albert (Adam Chmielowski). Czy łatwo być dobrym? Papież Franciszek powiedział: „Przyznajmy: nie jest łatwo czynić dobro – musimy się tego uczyć, zawsze. Na szczęście jest nasz Pan, który nas uczy. Dlatego ludzie muszą postępować jak dzieci i uczyć się. Oznacza to, że na drodze życia, życia chrześcijańskiego, człowiek uczy się codziennie. Trzeba codziennie uczyć się robienia czegoś, żeby być lepszym niż poprzedniego dnia”. W Roku św. Brata Alberta (25 XII 2016 – 25 XII 2017) starajmy się być dla siebie nawzajem dobrzy jak chleb. Uczmy się tej postawy. W aktualnym numerze „Wstań” znajdziemy wiele treści zachęcających nas do tego. Z wszystkich artykułów polecam wywiad z Natalią Lińczowską, młodą osobą, która w nietypowy sposób zorganizowała pomoc dla chorych chłopców: Patryka i Krzysia. Niech nasze życie zawsze pachnie chlebem… „Powinno się być dobrym jak chleb. Powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakarmić się, jeśli jest głodny”. św. Brat Albert   ks. Krzysztof Zimończyk SCJ z-ca redaktora naczelnego

… zdrowy duch   Tęsknota naszych serc 20   Aneta Pisarczyk

Fot.: depositphotos.com

Jak znaleźć drugi dom dla seniora? 18 lek. med. Katarzyna Dąbek

Modlitwa człowieka ubogiego 22   ks. Łukasz Grzejda SCJ

Duchowy Patronat Misyjny   Pomagam modlitwą 24   rozmowa z ks. Stanisławem Święchem SCJ,

byłym misjonarzem

na zakończenie

26   Modlitwy do św. Brata Alberta

Wydawca: Wyższe Seminarium Misyjne Księży Sercanów, 32-422 Stadniki 81, tel.: 12 271 15 24, fax: 12 271 00 59, e-mail: redakcja@wstan.net, strona: www.wstan.net. Rok XXIX. Redakcja: ks. Leszek Poleszak SCJ (red. nacz.), ks. Krzysztof Zimończyk SCJ (z-ca red. nacz.), ks. Łukasz Grzejda SCJ, kl. Dariusz Trzebuniak SCJ, kl. Jakub Gąsienica-Jacków SCJ, kl. Wojciech Bochenek SCJ, kl. Wojciech Olszewski SCJ. Współpracownicy: lek. med. Monika Cieplińska-Gostek, lek. med. Katarzyna Dąbek, Aneta Pisarczyk. Korekta: Natalia Kulawiak. Fotografia na okładce: archiwum. Skład i łamanie: Wydawnictwo Księży Sercanów DEHON, Olga Bardan. Druk: Wydawnictwo-Drukarnia Ekodruk s.c., Kraków. Nakład: 4300 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo zmiany tytułów i skracania nadsyłanych materiałów. Fotografie bez podpisów są tylko przykładowymi ilustracjami i nie przedstawiają osób, o których mowa w artykule. Publikacja za zezwoleniem władzy kościelnej.


temat z okładki

4

Być dobrym jak chleb Święty Brat Albert (1845-1916) porzucił sztukę, karierę i sławę, aby duszę swoją oddać Bogu i najuboższym. 25 grudnia 2016 roku obchodziliśmy setną rocznicę jego śmierci. Z tej okazji Sejm RP ustanowił rok 2017 Rokiem św. Brata Alberta. W specjalnej uchwale napisano: „Jego wielki talent oraz poświęcenie dla drugiego człowieka przyczyniły się do utrwalenia wśród Polaków najważniejszych postaw społecznych oraz dały im nadzieję na niepodległość i sprawiedliwość społeczną na kolejne dziesięciolecia”. Zafascynowany Chrystusem cierpiącym i uniżonym Święty Brat Albert był przede wszystkim zafascynowany Chrystusem cierpiącym i uniżonym. Swoje odkrycie tajemnicy Chrystusa wyra-

Fot.: Archiwum sióstr albertynek

ks. Krzysztof Zimończyk SCJ Kraków

ził w obrazie Ecce homo, gdzie Jezus-Król z ranami na całym ciele, z obliczem zniekształconym przez bezlitosnych oprawców, w obdartej czerwonej szacie, milczący, stał przed Piłatem. Namalowanie obrazu sprawiło, że w Adamie zrodził się nowy człowiek, zwrócony do Chrystusa i do ubogich. Chmielowski stał się przyjacielem Pana w ubogich. Odtąd szli razem. Zaczął dostrzegać Go w ludziach najuboższych, znajdujących się na marginesie życia społecznego. Wspierał bezdomnych pieniędzmi uzyskanymi ze sprzedaży obrazów, zapraszał ich do swojej pracowni. Zapragnął stać się dla nich dobrym jak chleb. Z czasem założył dla nich przytuliska, jadłodajnie, domy sierot i nieuleczalnie chorych. Swoją działalnością czerwiec-lipiec


temat z okładki dał początek nowemu zgromadzeniu zakonnemu – braciom albertynom. „Uczmy się od niego – powiedział pap. Franciszek – jak służyć Chrystusowi w ubogich, jak być dobrym dla innych jak chleb. Naśladujmy go w dążeniu do świętości”. Chleb znakiem dobroci „Chleb jest podstawowym pokarmem, symbolem życia i pewności jutra. Zaspokaja głód i wnosi radość do serca. Jego obfitość jest wyrazem Bożego błogosławieństwa. Aby się nasycić, trzeba najpierw chleb pokroić, a potem obdzielać. Sam widok chleba budzi w człowieku zaufanie i spokój. Patrząc na głodnych ludzi, Brat Albert doskonale wiedział, jak dobrze działa na człowieka widok bochenka chleba, budząc ufność i pokój w sercu. Kiedy chciał komuś sprawić przyjemność, prosił siostry albertynki o wypieczenie bochenka czarnego chleba. Taki dar zanosił ks. kard. Janowi Puzynie, składając życzenia na Boże Narodzenie. Chleb zabierał, gdy szedł w odwiedziny do swojego przyjaciela, Stanisława Witkiewicza, który zaprojektował kaplicę i klasztor na Kalatówkach. Bochenkiem chleba kazał witać każdego biedaka wchodzącego po raz pierwszy do ogrzewalni. Wiedział bowiem dobrze, że widok chleba łagodzi gniew i złość w sercu, uspokaja namiętności, budzi poczucie bezpieczeństwa, bo chleb spożywa się w rodzinie. W tym geście wobec człowieka nieufnego była zawarta prawda o życzliwości i dobroci, które mają swoje źródło w Bogu obdarzającym wszystkich, jak miłosierny Ojciec nie pamiętający złego. Chleb był dla św. Brata Alberta symbolem naturalnej dobroci nie znającej granic, jak dobroć Boga, który sprawia, że słońce świeci nad dobrymi i złymi (Mt 5,45). Adam Chmielowski doświadczył tej prawdy w stosunku do Maksymiliana Gierymskiego, jeszcze w Monachium, podczas studiów malarskich. Otworzył swoją duszę przed chorym na gruźlicę artystą i tym samym stał się powiernikiem jego ostatnich dni życia. Bycie dobrym jak chleb sprawiało, że do Brata Alberta lgnęli ateiści i ludzie głęboko wierzący” (ks. Jan Machniak). 3(171)2017

„Ten jest dobry, kto chce być dobry” Ta prosta myśl, jedna z setek złotych myśli św. Brata Alberta, przemawia do nas jak mało co. Jak bardzo dzisiejszy świat potrzebuje dobroci i czułości. Promowanie tych postaw względem osób potrzebujących pomocy jest ciągle aktualne, gdyż „zawsze będzie istniało cierpienie, które potrzebuje pocieszenia i pomocy. Zawsze będą sytuacje materialnej potrzeby, w których konieczna jest pomoc w duchu konkretnej miłości bliźniego” (Benedykt XVI). Niesienie pomocy nigdy nie jest stratą czasu. Świat potrzebuje ludzi o wrażliwym sercu, szczególnie młodych, aby umieli się dzielić tymi darami, które posiadają oraz potrafili z radością pomagać samotnym, słabszym i chorym. Każde życie jest darem i zasługuje na akceptację, szacunek, miłość. Nie ma znaczenia, czy jest to ktoś nam bliski, czy też obcy biedak. Rok Brata Alberta jest czasem sprzyjającym otwarciu drzwi każdemu potrzebującemu i rozpoznaniu w nim, czy też w niej, uniżonego oblicza Chrystusa. Apelowali o to biskupi polscy w specjalnym liście z okazji Roku Brata Alberta: „Tam, gdzie dla wielu trudno było dostrzec nawet człowieczeństwo, przykryte brudem nędzy i moralnego zaniedbania, św. Brat Albert dostrzegał oblicze Chrystusa cierpiącego – Ecce homo. Prośmy Boga o taką wiarę i taką wrażliwość, abyśmy mieli niewzruszone przekonanie, że to samemu Jezusowi służymy: karmiąc głodnych, dając dach nad głową bezdomnym, odziewając nagich, opatrując chorych, wyciągając rękę do spętanych nałogami, pocieszając strapionych, dobrze radząc wątpiącym, sprowadzając na właściwą drogę błądzących. Oby rok jubileuszu setnej rocznicy śmierci św. Brata Alberta stał się nie tylko okazją do przypomnienia świadka bez reszty oddanego Bogu, ale przede wszystkim przynosił owoce przemiany serc, ożywionych nową i większą wrażliwością na ludzką biedę. Ufamy, że pobudzenie naszej wyobraźni miłosierdzia uwidoczni się także w konkretnych inicjatywach oraz dziełach, «aby świadectwo wierzących stało się jeszcze mocniejsze i skuteczniejsze»”.

5


Franciszek

Bóg pozwala nam czynić dobro

6

Drodzy bracia i siostry, dzień dobry! Dobrze wiemy, że wspaniałe przykazanie, jakie pozostawił nam Pan Jezus, to przykazanie miłości: miłować Boga całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem, a bliźniego swego jak siebie samego (por. Mt 22,37-39). Jesteśmy powołani do miłości, do miłosierdzia: to jest nasze najwznioślejsze powołanie (…); a jest z nim powiązana również radość chrześcijańskiej nadziei. Ten, kto miłuje, ma radość, że uda się jemu spotkać wielką miłość, którą jest sam Pan. Apostoł Paweł w wysłuchanym przed chwilą fragmencie z Listu do Rzymian, przestrzega: istnieje zagrożenie, iż nasze miłosierdzie może być obłudne, że nasza miłość może być obłudna. Zatem musimy postawić sobie pytanie: kiedy to się dzieje? I w jaki sposób możemy być pewni, że nasza miłość jest szczera, że nasze miłosierdzie jest prawdziwe? Byśmy nie udawali czynienia miłości, aby nasza miłość nie była telenowelą, lecz miłością szczerą, mocną. Obłuda może się zagnieździć wszędzie, nawet w naszym sposobie miłowania. Dzieje się tak, gdy nasza miłość jest interesowna, pobudzana interesami osobistymi, a jakże wiele jest tych miłości interesownych; kiedy służba charytatywna, której zdajemy się poświęcać pełniona jest po to, aby się pokazać albo żeby poczuć za-

dowolenie – jaki jestem wspaniały! – To jest obłuda. Albo też, kiedy dążymy do rzeczy podsiadających „widzialność”, aby popisywać się naszą inteligencją, czy też naszymi zdolnościami. Kryje się za tym wszystkim fałszywa, zwodnicza idea, mianowicie, iż jeśli kochamy, to dzieje się tak dlatego, że jesteśmy dobrzy, jak gdyby miłość była tworem człowieka, wytworem naszego serca. Natomiast miłosierdzie jest jednak przede wszystkim łaską, jest darem, możliwość miłowania jest darem Boga i musimy o niego prosić, a On chętnie nim obdarzy, jeśli Go o to poprosimy. Zatem miłość jest łaską. Nie polega na tym, by ukazywać, czym jesteśmy, ale ukazywać to, co daje nam Pan, a co swobodnie przyjmujemy i co nie może się wyrazić w spotkaniu z innymi, jeśli wcześniej nie zrodziło się ze spotkania z łagodnym i miłosiernym obliczem Jezusa. Paweł zachęca, byśmy uznali, że jesteśmy grzesznikami i że również nasz sposób miłowania naznaczony jest grzechem. Jednocześnie jednak niesie nową wieść, orędzie nadziei: Pan otwiera przed nami drogę wyzwolenia, zbawienia. To możliwość, abyśmy i my żyli wspaniałym przykazaniem miłości i stawali się narzędziami miłości Boga. A dzieje się tak, gdy pozwalamy się leczyć i odnawiać serce przez Chrystusa zmartwychwstałego. Zmartwychwstały Pan, żyjący między nami, żyjący z nami może uleczyć nasze serce. Czyni to, jeśli Go o to poprosimy (…). czerwiec-lipiec


Fot.: newspix.pl

Franciszek

Darmo otrzymaliśmy, darmo dawajmy. Wydawać by się mogło, że to łatwe, jednak codzienność pokazuje nam inną rzeczywistość. Okazywać miłość, tracić swój czas dla drugiego człowieka, nie oczekując nic w zamian – o to dziś prośmy Jezusa, by uczył nas tak postępować. Bo mamy być święci jak Święty jest Ojciec nasz w niebie. Renata Bafia

Zatem Apostoł Paweł tymi słowami nie tyle chce nas upomnieć, ile raczej zachęcić i ożywić w nas nadzieję. Wszyscy bowiem doświadczamy, że nie żyjemy w pełni, albo tak jak powinniśmy przykazaniem miłości. Ale nawet to jest łaską, ponieważ uświadamia nam, że sami z siebie nie jesteśmy w stanie prawdziwie kochać: potrzebujemy, aby Pan stale w nas odnawiał ten dar w naszym sercu, poprzez doświadczenie Jego nieskończonego miłosierdzia. Wtedy na powrót będziemy doceniali rzeczy małe, proste, zwyczajne dnia powszedniego. Będziemy też zdolni, by miłować innych tak, jak ich miłuje Bóg, pragnąc ich dobra, to znaczy, aby byli świętymi, przyjaciółmi Boga. Będziemy też szczęśliwi z powodu możliwości stawania się bliskimi ludzi ubogich i pokornych, tak jak to czyni Jezus z każdym z nas, gdy 3(171)2017

jesteśmy z dala od Niego, by pochylić się do stóp braci, tak jak On, Miłosierny Samarytanin czyni z każdym z nas, ze swoim współczuciem i przebaczeniem. Drodzy bracia, Apostoł Paweł przypomniał nam o tym, co jest sekretem, abyśmy „radowali się nadzieją!” (Rz 12,12), abyśmy żyli radością nadziei, bo wiemy, że w każdych okolicznościach, nawet najtrudniejszych, a także przez nasze własne niepowodzenia Bożej miłości nie brakuje. A zatem z sercem nawiedzonym i zamieszkałym przez Jego łaskę i wierność żyjemy w radosnej nadziei odwzajemnienia w braciach tymi drobnymi rzeczami, jakie możemy uczynić, to wiele, które codziennie otrzymujemy od Niego. Dziękuję. Katecheza papieża Franciszka 15 marca 2017 roku

7


żyć jak święci   s. Natalia Tendaj SłNSPJ Kraków

Jak pójdziesz ze mną, to i chleb dostaniesz…

8

„Pan da na chleb…” – w kierunku przechodnia wyciągnęła się umorusana dłoń mężczyzny, którego ostatnie spotkanie z wodą i mydłem musiało mieć miejsce w niepamiętnych czasach, gdyż przechodnie profilaktycznie skręcali na drugą stronę ulicy, nie tyle widząc go, co wyraźnie czując z odległości kilku metrów. Ten jednak, odziany w długą pelerynę i stukający w krakowski bruk metalową protezą, nie tylko nie przeszedł na drugą stronę, ale wręcz sunął prosto na skrytego w niszy obdartusa. „Jak ci na imię?” – zapytał. „Wojtek – odpowiedział biedak i zaraz pospiesznie powtórzył – Pan da na chleb…”. „Pieniędzy ze sobą nie mam, ale jak pójdziesz ze mną, to i chleb dostaniesz, i wodę, i mydło, a może nawet miejsce do spania się znajdzie, przecież już się zmierzcha…” – odpowiedział przechodzień, poklepując biedaka po plecach. Panie Adamie, to już przesada! Zaabsorbowani rozmową ani się spostrzegli, gdy znaleźli się na miejscu. Chłopak rozejrzał się, wchodząc do sieni. „No, doszliśmy, tu mieszkam” – powiedział przechodzień, zamykając za sobą drzwi do kamienicy. Ale nie dane im było spokojnie wejść do mieszkania… „Panie Adamie, to już przesada! Trzeci w tym tygodniu, jeśli dobrze liczę, i to jeszcze…” – tu schodzący z naprzeciwka sąsiad znacząco

chwycił się za nos. „Ja rozumiem – kontynuował – trzeba pomagać. Jestem dobrym katolikiem i Polakiem, ale gdzieś są granice wspierania tych darmozjadów, za uczciwą robotę się nie wezmą, tylko z cudzej pracy chcą żyć…”. „Widzi pan, panie sąsiedzie, według moich obserwacji człowiek, który jest bez odzieży, bez dachu i kawałka chleba, może już tylko kraść albo żebrać dla utrzymania życia; w tym bowiem nędznym stanie najczęściej do pracy nie jest zdolny ani mu też łatwo pracy znaleźć przychodzi” – odpowiedział łagodnym głosem Adam Chmielowski, bo to on był owym tajemniczym dobrodziejem. Nie dziwił się sąsiadowi. Od jakiegoś czasu jego pracownię malarską dzieliła na pół kotara, za którą mieszkali, jak to mówili sąsiedzi, ludzie „podejrzanego autoramentu”, ale jeszcze kilka lat temu sam taki pomysł uznałby za dziwaczny i niedorzeczny. Z natury był bowiem perfekcjonistą, któremu niełatwo było dogodzić. Krytycznie nastawiony do siebie i innych, nie umiał ścierpieć najmniejszych objawów niedoskonałości, co pewnego dnia zaprowadziło go na skraj choroby psychicznej. W nowicjacie jezuitów w Starej Wsi Adam Chmielowski, jako dojrzały, ale wciąż jeszcze młody mężczyzna, były powstaniec listopadowy i utalentowany malarz, zawitał cztery lata wcześniej, w 1880 roku, do furty klasztornej w Starej Wsi, pragnąc wstąpić do zakonu jezuitów. czerwiec-lipiec


Fot.: Archiwum sióstr albertynek

żyć jak święci

Był zniechęcony pretensjonalnością artystycznego świata, złaknionego ulotnej ludzkiej chwały, i dla tej chwały gotowego zapomnieć o wszelkich ideałach, dbającego o formę, a nie o treść. „Już nie mogłem dłużej znosić tego złego życia, którym nas świat karmi – pisał do Heleny Modrzejewskiej – nie mogłem już dłużej tego ciężkiego łańcucha nosić. Świat jak złodziej wydziera co dzień i w każdej godzinie wszystko dobre z serca, wykrada miłość dla ludzi, wykrada spokój i szczęście, kradnie nam Boga i niebo. Dla tego wszystkiego wstępuję do zakonu; jeżeli duszę bym stracił, cóżby mi zostało?”. Niewytłumaczalny trans psychiczny Postanowił zmienić życie radyklanie. W najdrobniejszych szczegółach. Od powstańczej młodości palił papierosy. Teraz postanowił zerwać z tym nałogiem. Przecież nie jest możliwe, żeby nie był w stanie poradzić sobie z taką drobnostką. Jego przełożeni łączyli z nim wiele nadziei. Wydawało się, że człowiek tak uzdolniony, o umyśle tak krytycznym, świetnie nadaje się do Towarzystwa Jezusowego. Wszystko zmienił jednak jeden spacer po parku. Leżący na ziemi niedopałek. Odruch. Łapczywe dopalenie. Reakcja natych3(171)2017

miastowa, nierefleksyjna. Reakcja człowieka uzależnionego, niewolnika swojego nałogu. To wystarczyło, by ambitnego człowieka, mierzącego wysoko i niegodzącego się na przeciętność zupełnie rozchwiać. Po przeszło półrocznym pobycie w nowicjacie Adam popadł w tak głęboką melancholię, że przez pewien czas musiał przebywać w zakładzie dla psychicznie chorych w lwowskim Kulparkowie. Diagnoza brzmiała: „Hipochondria, melancholia, obłęd religijny, lęk, przeczulica psychiczna… Choroba wystąpiła zrazu z licznymi wyrzutami sumienia, potępieniem, niegodnością należenia do jezuitów”. „Byłem przytomny, nie postradałem zmysłów, ale przechodziłem okropne męki i skrupuły, i katusze najstraszniejsze” – tak mówił o tym okresie swojego życia. Wtedy jeszcze nie wiedział, że był to początek jego nawrócenia. Przez chorobę do nowych narodzin Mówiąc o nawróceniu, myślimy najczęściej o osobach niewierzących lub wielkich grzesznikach. Adam jednak był wierzący, nie żył w grzechach ciężkich, miał szczytne ideały. Chciałoby się zapytać: gdzie tu miejsce na nawrócenie? A jednak… Gdy po dwóch miesiącach lekarze oświadczyli, że nie są w stanie mu pomóc, Chmielowski zamieszkał u swego brata w majątku nad Zbruczem. Tam miało miejsce kluczowe spotkanie i przełom w jego powrocie do duchowej i psychicznej równowagi. W sierpniu 1882 roku spotyka proboszcza jednej z podolskich parafii katolickich, ks. Leopolda Pogorzelskiego, który nie tylko spowiada go, nie tylko pozwala mu korzystać ze swojej bogatej w dzieła mistyczne biblioteki, ale przede wszystkim pomaga zrozumieć prawdę o Bożym miłosierdziu. Do tej pory bowiem religijność przyszłego świętego to religijność prawa i zasługiwania, w której nie ma miejsca na zrozumienie dla słabości i ograniczeń. Dopiero odkrycie i doświadczenie Bożego miłosierdzia sprawiło, że pięć lat później – jak to sam ujął – umarł Adam Chmielowski, moralizator i krytykant, a narodził się Brat Albert, odkrywający w najbardziej pogubionych życiowo i moralnie nędzarzach umęczone oblicze Jezusa…

9


rozmowa „Wstań”

10

W 2015 roku, w wieku szesnastu lat, biegnąc, pokonała trasę z Krakowa do Warszawy, aby spotkać się z Pierwszą Damą – Anną Komorowską. Chciała w ten sposób nagłośnić chorobę Piotrusia i zebrać pieniądze na jego leczenie. Dwa lata później, w lutym, przebiegła z północy na południe Polski, aby dać znać światu o chorobie Krzysia i Patryka. Poświęca się i ryzykuje wiele, aby nie być obojętną na cierpienie innych… Rozmowę z Natalią Lińczowską przeprowadził kl. Wojciech Olszewski SCJ. Przebiegłaś prawie 800 km z Rowów (gm. Ustka) do Stadnik (gm. Dobczyce), aby pomóc Krzysiowi Ochmańskiemu i Patrykowi Galii. Jak poznałaś tych chłopców? Najpierw poznałam Krzysia na stronie internetowej fundacji www.siepomaga.pl. Już od września żyłam pragnieniem, aby znowu pomóc jakiejś osobie. Wcześniej biegłam z Krakowa do Warszawy dla Piotrusia Wiśniewskiego. Tym razem chciałam jednak zrobić coś więcej, dlatego zdecydowałam się na dystans dwa razy dłuższy. W pewnym momencie wiedziałam już, jakie

Fot.: Archiwum N. Lińczowskiej

Bieg dla życia! działania chcę podjąć. Pragnęłam jednak znaleźć osobę, która faktycznie poruszy moje serce. Gdy zobaczyłam Krzysia i nawiązałam z nim kontakt, a później spotkałam się z jego mamą, wiedziałam już, że to jest osoba, której chcę pomóc. Patryka poznałam troszeczkę później, bo w grudniu, podczas akcji Szlachetna Paczka zorganizowanej w Dobczycach. On też bardzo mnie poruszył, dlatego pobiegłam jednocześnie dla Patryka i Krzysia. Jak zareagowali rodzice chłopców, gdy przyszła do nich siedemnastolatka z pomysłem na to, jak pomóc ich rodzinom? Zapewne był to dla nich szok? W rozmowie z mamą Krzysia na początku spotkałam się z niedowierzaniem, co mnie zresztą nie zdziwiło, bo wiem, w jakiej musiała być sytuacji. Gdyby ktoś do mnie zadzwonił w takiej sprawie, praktycznie z drugiego końca Polski, też popatrzyłabym na to z dystansem. Natomiast po naszym pierwszym spotkaniu pojawiło się większe zaufanie i wiara, że mogę coś takiego zrobić. W przypadku Patryka było na pewno wzruszenie, a przez kontakt osobisty od razu większe zaufanie. Poczułam radość z tego powodu i to wzmocniło moją motywację, było „super”. czerwiec-lipiec


rozmowa „Wstań” Jaki charakter miała ta akcja? W jaki sposób pokonałaś cały dystans? Generalnie celem biegu było nagłośnienie trudnej sytuacji Krzysia i Patryka, dotarcie do jak największej liczby osób i instytucji. W drodze miałam ze sobą ulotki, które rozdawaliśmy przechodniom i zostawialiśmy je w odwiedzanych po drodze firmach. Prosiliśmy też o modlitwę, która jest dla nas bardzo ważna, bo dzięki niej możemy uzyskać pomoc. Dla mnie najważniejszym celem było zdobycie środków na refundację leku dla Krzysia. Nadal o to walczę. Co się teraz dzieje z Piotrusiem, dla którego biegłaś z Krakowa do Warszawy w 2015 roku? Piotruś jest już zdrowy i zawdzięczam to tylko modlitwie, bo jego sytuacja była bardzo nieciekawa i mogło być różnie. Dzięki Bogu, Piotruś wrócił do szkoły, ma się dobrze i nadrabia to, co zabrała mu choroba. Dlaczego zaczęłaś biegać? Kiedyś moją pasją była siatkówka, i to tak wielką, że już wtedy, pomimo bardzo młodego wieku, bo to była podstawówka, marzyłam o grze w reprezentacji Polski. Pod koniec szkoły podstawowej miałam jednak mały wypadek na zajęciach z wychowania fizycznego. Doznałam porażenia nerwu, co sprawiło, że przez trzy lata nie ruszałam ręką. Od tamtego momentu o siatkówce musiałam zapomnieć. Chyba w tej desperacji pojawiło się bieganie. Dzięki niemu poznałam ciekawych ludzi, którzy dzielą tę pasję ze mną. Jak przeżywałaś tamte wydarzenia? Chciałaś grać w siatkówkę, w reprezentacji i nagle perspektywa kariery się rozsypała... Na początku nie zdawałam sobie sprawy z konsekwencji mojego wypadku. Czasem coś mnie bolało, a czasem nic mi nie dolegało. Dopiero później, gdy już wyszłam ze szpitala, zauważyłam, że moja ręka nie jest do końca sprawna. To mi uświadomiło, że w siatkówkę jedną ręką raczej nie pogram. Nie popadłam wprawdzie w depresję, ale przez najbliższy rok całkowicie zaniedbałam sport, chociaż wcześniej właści3(171)2017

wie każdy ruch był dla mnie ważny. To był taki dół, z którego musiałam się wyrwać i znaleźć jakąś inną pasję. Jak wyglądała Twoja relacja z Panem Bogiem w tamtym czasie? Szczerze mówiąc, nie była ona silna. Chociaż zawsze chodziłam w niedzielę na Mszę Świętą, ale nie przykładałam do tego większej wagi. Natomiast później, na widok tego, co się dzieje wokół mnie, coś się we mnie zmieniło na lepsze i teraz jest inaczej. Mam świadomość, że jednak jest Ktoś, kto jest najważniejszy i od którego wszystko zależy. To dla mnie mocne potwierdzenie, że to nie tylko słowa, ale prawda, której skutki odczuwam w życiu. Wiele razy się przekonałam, że Boża pomoc naprawdę działa. Słyszałem, że podróżujesz… Tak, udało mi się wyjechać na taką mini misję. Byłam w Albanii – to była pierwsza sytuacja, kiedy wyszłam z pomocą gdzieś dalej. Wyjazd ten był dla mnie dużą nowością, ale jestem z niego bardzo zadowolona. Nadal bym chciała pomagać, chociaż nie będą to raczej misje. W każdym razie wiążę swoją przyszłość z pomaganiem. Na razie jednak, dopóki nie pomogę Krzysiowi, nie mogę z pełnym poświęceniem zaangażować się w inne przedsięwzięcia. Oczywiście wraz z Bogiem, bo tylko to ma sens. Skąd u Ciebie taka wrażliwość na innych? Dzisiaj przecież tak wielu koncentruje się na sobie, na tym, co mają, a Ty poświęcasz bezinteresownie dwa tygodnie dla kogoś, nie mówiąc już o przygotowaniach, zaangażowaniu ludzi itd. Gdzie w tym wszystkim jesteś Ty? Twoje marzenia, pomysły? Szczerze mówiąc, nie wiem. Po prostu gdzieś głęboko w sercu czuję, że Bóg wybrał dla mnie taką drogę i to chyba jest jedyne wytłumaczenie. Odczuwam altruizm, potrzebę niesienia pomocy i w tym wszystkim nie myślę tak o sobie. Jest też wiele zachęt, które padają chociażby z ust papieża Franciszka: „Wstań z kanapy i załóż wyczynowe buty”. To jest motywujące i faktycznie uderza w serce. Gdyby tak nie

11


rozmowa „Wstań”

12

W jaki sposób radzisz sobie z doświadczeniem cierpienia i wiarą w Boga? Na początku była we mnie straszna złość. Pamiętam, że w przypadku Piotrusia, bo była to pierwsza osoba, której tak bardzo chciałam pomóc, zawsze podczas Eucharystii myślałam o nim. Również za każdym razem, gdy robiłam znak krzyża, prosiłam z wielką wiarą o zdrowie dla niego. Co nie znaczy, że nie było trudnych sytuacji z jego zdrowiem. Jednak wierzyłam bardzo, że to, o czym myślę, jest takie prawdziwe i że Bóg faktycznie może nam pomóc. W przypadku Piotrusia byłam napełniona większą radością, miałam głęboką nadzieję, że wszystko skończy się pozytywnie, i tak się szczęśliwie stało. Natomiast w przypadku Patryka i Krzysia często były łzy, które są nawet do tej pory. Odczuwam jednak strach, co do ich przyszłości. Równocześnie wciąż jest we mnie wielka chęć pomocy chłopakom. Dużo się modlę i to daje mi wyciszenie, które jest bardzo ważne w trudnych chwilach, np. wieczorem, kiedy emocje są bardziej intensywne. Dzięki modlitwie podchodzę do tego wszystkiego z większym spokojem. Gdzieś Ktoś mi podpowiada… … że wszystko będzie dobrze? Tak, przynajmniej ja będę o to walczyć.

Fot.: kl. D. Trzebuniak SCJ

było, moje zachowanie na pewno byłoby inne. Czasem sama się zastanawiam, dlaczego moim marzeniem stała się nagle pomoc, chociażby Krzysiowi. Z drugiej strony dostrzegam, że to właśnie dzięki tym ludziom, którym pomagam, odnajduję w sobie inspirację do dobra. To oni są źródłem tej motywacji, aby czynić dobro, być wrażliwym na ich krzywdę. Gdyby nie to, nie wiem, co bym robiła. Pewnie nadal bym siedziała w książkach. Tak było jeszcze rok temu: całkowite odcięcie się, niemal nie wychodziłam z domu. Cały czas książki, książki i tylko to się liczyło. Oczywiście szkoła nadal pozostaje ogromnym priorytetem, ale dostrzegam również to, że mam uczucia, rodzinę, znajomych, mam pasje, zainteresowania, na co wcześniej nie znajdywałam czasu.

’’

WESPRZYJ LECZENIE KRZYSIA OCHMAŃSKIEGO 94 1750 0012 0000 0000 2068 7444 Z dopiskiem: Darowizna na rzecz Ochmańskiego Krzysia Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER ul. Wysłouchów 30A/43 30-611 Kraków

Jak to jest: spojrzeć w oczy rodzicom dzieci, którym pomagasz? Których nawet nie znasz? Osoby te nie są ze mną spokrewnione ani nie są z okolicy, poza Patrykiem z sąsiednich Dobczyc. Owszem, jest to dla wszystkich bardzo dziwne. Ja podchodzę do tego w prosty sposób: co to za różnica, czy mieszkamy od siebie trzysta kilometrów, czy trzy kilometry? Z każdą rodziną było inaczej, zawsze były łzy, ale odczucia za każdym razem były inne. W czasie spotkaczerwiec-lipiec


rozmowa „Wstań” nia z rodzicami Piotrusia moje uczucia były trudne do określenia. To było przed leczeniem, jego rodzice akurat wyjeżdżali do Austrii. Widziałam strach, niepokój, który cały czas im towarzyszył. Czułam się bezradna z tego powodu, że oni wyjeżdżają i nawet nie będę się mogła z nimi spotkać; było ciężko. Pamiętam, że poczułam tylko mocny impuls „z góry”, że muszę pomóc Piotrusiowi, że muszę coś dla niego zrobić. W przypadku Patryka widziałam w oczach jego mamy strach, ale też dużą wdzięczność, pomimo że nic jeszcze nie zrobiłam. Czułam to zaufanie, którym mnie obdarzyła, odtąd cały czas jesteśmy w kontakcie. Patryk już niedługo wylatuje na leczenie, a nam pozostaje teraz tylko modlitwa. Myślę, że tylko dzięki temu może się ono udać. Z mamą Krzysia było zupełnie inaczej. Jest to osoba niedużo starsza ode mnie. Gdy się zobaczyłyśmy, po prostu obdarzyłam jej rodzinę dużą sympatią i do tej pory tak jest. Na pewno będę się starała im pomóc, tym bardziej, że w jej oczach widziałam wielką nadzieję. Muszę dotrzymać danej obietnicy, że pomogę Krzysiowi. Czy udało się wam zrealizować wyznaczone cele? Refundacja leku jest jeszcze w toku. Jeśli nie uda się jej uzyskać, to mam jeszcze dwa plany awaryjne, które na pewno uruchomię, nawet jeśli nie wszystkim się to spodoba. Gotowa jestem poświęcić swoją bliską przyszłość, żeby pomóc Krzysiowi. Dopóki mu nie pomogę, nie zaangażuję się w inną pomoc. Jak możemy jeszcze teraz pomóc tym chłopcom? Piotruś jest już zdrowy. Oczywiście nadal jest ważna modlitwa, bo nigdy niczego nie możemy być pewni. W przypadku Patryka też najważniejsza jest modlitwa, bardzo dużo modlitwy, bo leczenie rozpoczyna w niedługim czasie. A jeśli chodzi o Krzysia, potrzebne są najpierw podpisy pod petycją o refundację leku dla chorych na chorobę Niemanna-Picka typu C. Potrzebne są nadal także złotówki, które spłyną na konto, jak i modlitwa, bo ona jest najważniejsza w każdym przypadku. 3(171)2017

Wróćmy do Twojego biegania, jak ono wygląda od kuchni? Do organizacji takiego biegu, połączonego z jazdą na rolkach i na rowerze, potrzebni są ludzie. Biegnąc z Krakowa do Warszawy, miałam do pomocy inne osoby niż teraz. Na szczęście do tego typu działań chętnie angażuje się wielu ludzi i dzięki temu może się to udać. Jest też dużo pracy w przygotowaniu takich przedsięwzięć, ale im więcej pracy, tym lepszy efekt. Dlatego się tym nie załamujemy, tylko robimy wszystko, aby każda kolejna akcja była lepiej dopracowana. Tym razem było dużo więcej do zrobienia. Jeżeli chodzi o przygotowanie kondycyjne, to np. musiałam przytyć ponad 15 kg. Mój dzień zaczynał się godzinę wcześniej niż zwykle, gdyż musiałam przygotować posiłki do szkoły i zrobić krótkie rozciąganie. Wieczorami na przemian było długie bieganie, rower i ćwiczenia siłowe. Przyswajałam dziennie nawet do 4000 kcal. Jak przeżyłaś największy kryzys w czasie ostatniego biegu? Zaczęłam dzień biegiem. Było bardzo zimno i jedyne, co pamiętam, to mróz, który szczypał mnie po twarzy. Po 8-12 km założyłam więc rolki. Po kolejnych 2,5 km jazdy na rolkach zaczęła mnie boleć łydka. Nie miałam siły ani ochoty dalej kontynuować trasy. Jeździły samochody, wszystko mi przeszkadzało, no więc wsiadłam na rower i w sumie zrobiłam jeszcze 25 km, podczas których zdążyłam płakać kilka razy. Byłam już taka zła, prosiłam Boga o pomoc, o siłę i motywację, ale to nie pomogło w tamtym momencie. Zaczęłam śpiewać piosenkę „Shaba balua, Jezu”, co zawsze robię w trudnych chwilach. I tak zaczęłam się śmiać sama z siebie. Ludzie patrzyli, co ja robię – że jadę na rowerze i śpiewam. W końcu stwierdziłam, że muszę zejść z roweru, że już dalej nie pojadę. Zadzwoniłam po moją ekipę, z którą udaliśmy się na obiad. Po obiedzie nie chciałam wychodzić, było mi bardzo zimno. Gdyby nie moja ekipa, nie wiem, jak by się to skończyło. W końcu udało im się mnie wepchnąć na ten rower i, o dziwo, dostałam takiej siły w tamtym momencie, że jadąc w szybkim

13


tempie, udało mi się zrobić cały dystans jeszcze przed czasem. Mój kolega powiedział po obiedzie, że to nierealne, abym przebiegła cały dystans, a miałam przed sobą jeszcze 50 km. Ale dałam radę! Znowu Ktoś pomógł… Czy nie czujesz się na trasie samotna i opuszczona? Było kilka takich momentów, ale chwilę później było mi bardzo wstyd, że tak myślałam. Poprzez fora społecznościowe czy Internet mamy szansę nagłośnić sytuację Krzysia lub Patryka. Tam można zobaczyć, że są osoby, które faktycznie się angażują. Bardzo pomógł mi telefon od osoby, z którą nie jestem blisko. Ona bardzo mi gratulowała i dziękowała za to, że pokazuję, w jaki sposób można pomagać. Dzięki telefonom z telewizji i różnych gazet widać, że jest duże zainteresowanie tą akcją.

14

To wspaniałe, że ludzie Ci nie zazdroszczą, a potrafią Cię w tym wspierać. Dokładnie! Jednak najważniejszym kontaktem w tamtym czasie był kontakt z moją rodziną i z rodzinami chłopaków. To wystarczyło, aby się zmotywować, wstawać z koca, wsiadać na rower i jechać dalej. Może jest coś takiego, o czym chciałabyś nam powiedzieć, czymś się podzielić? Chciałabym bardzo zachęcić do pomocy. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo to jest ważne. Wystarczy jednak, że każda osoba wpłaci złotówkę, dosłownie złotówkę. Biorąc pod uwagę, ilu nas jest, w Polsce czy jeszcze szerzej, będzie to ogromna kwota. Jeżeli pomożemy choć jednej osobie, to grono osób szczęśliwych, które otrzymały pomoc, będzie o tę jedną osobę większe. I to jest najważniejsze. Serdecznie dziękujemy Ci za rozmowę. Wszystkiego najlepszego na dalsze życiowe plany, niech spełnią się tak, jak Pan Bóg zamierza. Niech On Cię prowadzi, a Ty, będąc Mu posłuszną, na pewno będziesz szczęśliwa i wielu ludzi obdarzysz prawdziwą miłością. Szczęść Boże! Dziękuję. Szczęść Boże!

’’

Fot.: Archiwum P. Ochmańskiej

świadectwo „Wstań”

OD TAMTEGO MOMENTU ODZYSKAŁAM WIARĘ Jeżeli słyszeliście o biegu cudownej Natalii Lińczowskiej, to wiecie też, że był on dla Krzysia. Mój synek zmaga się z bardzo rzadką i ciężką chorobą genetyczną, nazywaną chorobą Niemanna-Picka typu C. Prowadzi ona do upośledzenia ruchowego, umysłowego, a w konsekwencji do śmierci. Dostępny jest lek, który w Polsce nie jest refundowany, a koszt miesięcznego leczenia na dzień dzisiejszy wynosi 36 tys. zł. Chcę pokazać, w jaki sposób dzięki Natalii poprawiła się nasza sytuacja i pogłębiła nasza wiara. Otóż Natalka, nie znając nas, a widząc nasz apel w Internecie, powiedziała sobie, że musi pomóc Krzysiowi i jego rodzinie. Tak też się stało. Swoją pomoc zrealizowała, organizując bieg przez cała Polskę, od morza aż po Kraków

czerwiec-lipiec


świadectwo „Wstań”

– konkretnie do swojego miejsca zamieszkania w Stadnikach. Nagłośniła też całą sprawę w mediach. Nie ukrywała, jak dużym było to dla niej poświęceniem. Podczas biegu wielokrotnie, jak sama mówiła, miała chwile zwątpienia spowodowane fizycznym wyczerpaniem, ale modlitwa do Boga dawała jej wielką siłę. Pozwoliła jej pokonać przeciwności losu i wysiłek tak wielkiego poświęcenia – biegu w trudnych warunkach przez 800 km, i to zimą. Modlitwa do Boga spowodowała ustąpienie bólu fizycznego, a tym samym ukończenie tego ciężkiego przedsięwzięcia. W czasie oczekiwania na Natalkę w jej rodzinnej miejscowości poznałam wielu ciepłych i wspaniałych ludzi, którzy zrobili na mnie i na mojej rodzinie tak wielkie wrażenie, że wracając do domu, wszyscy płakaliśmy. Natalka nie tylko pokazała swoje wielkie zaangażowanie biegiem, ale także dała nam bardzo duże wsparcie psychiczne, a mianowicie pokazała, jak kocha Boga i jak wiara pomaga jej w codziennej egzystencji. Dzięki niej zaczęłam znów wierzyć w Pana Boga. Bo muszę wam powiedzieć, że miałam chwilę zwątpienia, dlaczego obarczył mnie tak ciężkim krzyżem. W naszej miejscowości także opiekunki z przedszkola, do którego mój syn uczęszczał, zamówiły Mszę Świętą za zdrowie Krzysia (Natalka też specjalnie na nią przyjechała). Po tej Mszy doznaliśmy „cudu”. Od ponad pół roku czekaliśmy na telefon z Centrum Zdrowia Dziecka w sprawie badań klinicznych. Jeszcze w tym samym tygodniu, w którym się modliliśmy, zadzwonili. Od tamtego momentu odzyskałam wiarę. W każdą niedzielę jestem w kościele, modlę się codziennie o zdrowie Krzysia, zaczę-

3(171)2017

łam wierzyć w Pana Boga jak nigdy dotąd! To wszystko spowodowało, że prowadzę zdecydowanie spokojniejsze życie, nabrało ono barw dzięki takim ludziom jak Natalia i innym, którzy pokazują nam otwarcie, jak ważny w życiu człowieka jest Pan Bóg. W ostatnim czasie Krzyś trzykrotnie został pobłogosławiony, ten ostatni szczególnie zapadł mi w pamięci: kiedy byliśmy w kościele na Mszy Świętej, mój synek, wracając do ławki, zaczął tak bardzo płakać, jak gdyby stała mu się krzywda. Następnego dnia opiekunki z przedszkola zapytały, czy Krzyś dostaje leki, ponieważ jego stan bardzo się zmienił, nie przewracał się, co zdarzało mu się bardzo często, był pogodny i chętniej brał udział w indywidualnych ćwiczeniach. Dzięki modlitwie spotykam na swojej drodze ludzi po bardzo ciężkich przeżyciach, którzy właśnie przez modlitwę doznali cudu – wspaniałych ludzi niosących nam pomoc nie tyle finansową, co raczej ogromne wsparcie, bez którego nie dalibyśmy sobie rady. Zachęcam wszystkich do wiary, a przede wszystkim ludzi, którzy zmagają się z ogromnym problemem, to nic nie kosztuje, a może naprawdę pomóc. Jakiś czas temu w moim życiu pojawiła się obca kobieta, która powiedziała mi takie słowa: „Jeśli nie doświadczasz w swoim życiu cudów, to znaczy, że Pan Bóg wybrał właśnie ciebie, byś była tym cudem dla innych”. Te słowa dają wiele do myślenia. Na koniec chciałabym wszystkim podziękować za tak miłe powitanie w Stadnikach podczas zakończenia biegu Natalki. Na pewno nigdy tego nie zapomnimy. Paulina Ochmańska mama Krzysia

15


w zdrowym ciele...

Fot.: depositphotos.com

lek. med. Monika Cieplińska-Gostek Tarnów

16

Formy opieki nad osobami starszymi Współczesny człowiek jest często nastawiony na zysk i widoczny efekt działalności człowieka. Żyjąc w dzisiejszym świecie i patrząc na panujące w nim stosunki, zastanawiamy się, gdzie jest w nim miejsce dla ludzi starszych, często chorych, z ograniczoną sprawnością, czy to z powodu kalectwa, czy też na skutek różnego rodzaju chorób. Pojawia się pytanie, czy osoby starsze pozostawione są same sobie, zapomniane przez społeczeństwo i ludzi, zwłaszcza religijnych, którzy wierząc w Boga, zobowiązani są do pełnienia czynów miłości względem bliźniego? Odpowiedź na powyższe pytanie nie jest oczywista, gdy patrzymy na otaczające nas społeczeństwo, które jest społeczeństwem starzejącym się. W tym kontekście sami możemy się zastanawiać: „Co będzie ze mną za kilka lat?”. Przyjrzyjmy się więc różnym formom opieki, na jakie mogą liczyć w dzisiejszych czasach ludzie starsi.

Opieka w domu chorego Pierwszą z nich, a jednocześnie najlepszą formą opieki nad seniorami jest opieka sprawowana przez rodzinę czy też najbliższych w domu chorego. Ta nieformalna forma opieki, jak wielokrotnie podkreślają lekarze oddziałów geriatrycznych, jest najlepsza dla osoby starszej. Twierdzą oni również, że w warunkach środowiska domowego wiele chorób u pacjentów w tej grupie wiekowej przebiega mniej burzliwie. Mniejsze są objawy psychotyczne, jak również rzadziej dochodzi do zaburzeń funkcji poznawczych. Niestety, dla wielu osób konieczność opieki nad starszym ojcem czy matką jest nie do zaakceptowania ze względu na aktywność zawodową czy własne plany na życie. Warto w tym miejscu przypomnieć radę Nauczyciela z Nazaretu, który powiedział: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). Idąc za tym pouczeniem, z pomocą łaski Bożej, czerwiec-lipiec


w zdrowym ciele... możemy patrzeć na sprawę zapewnienia opieki osobie starszej nie jak na przykry obowiązek, ale jak na służbę samemu Bogu w bliźnim. Uważam, że warto postępować z każdym człowiekiem co najmniej tak, jak byśmy chcieli, aby postępowano z nami, gdy znajdziemy się w podobnej sytuacji. Zakłady opiekuńczo-lecznicze, hospicja Co zrobić jednak, gdy faktycznie nie można sprawować opieki nad najbliższymi w ich domu? W takich sytuacjach mamy do dyspozycji kilka rozwiązań. System opieki zdrowotnej w Polsce przewidział, zależnie od stanu zdrowia i dalszego rokowania co do przeżycia pacjenta, dwa rozwiązania. Jednym z nich jest zakład opiekuńczo-leczniczy, potocznie zwany ZOL-em. Kierowani są do niego pacjenci, którzy nie mogą pozostać pod opieką w domu lub najbliżsi nie są w stanie zapewnić im odpowiednich warunków, które konieczne są w danej sytuacji. Wymagana jest ocena pacjenta przez lekarza w skali Barthela (podobnie jak w przypadku kolejnych form opieki). Drugą możliwością opieki nad osobami starszymi i chorymi jest opieka hospicyjna. Funkcjonuje ona w ramach domowego hospicjum lub hospicjum stacjonarnego, gdzie przyjmowani są pacjenci z chorobami onkologicznymi lub w przypadku odleżyn. W hospicjum stacjonarnym pacjent ma zapewnioną fachową opiekę medyczną i duszpasterską 24 godziny na dobę. W przypadku hospicjum domowego pacjent odwiedzany jest 2 razy w tygodniu przez pielęgniarkę oraz 2 razy w miesiącu przez lekarza. W razie konieczności wizyty odbywają się zaraz po zgłoszeniu takiej potrzeby pracownikom hospicjum. Dzienne domy opieki medycznej Od niedawna funkcjonuje nowa forma opieki znana pod nazwą dzienny dom opieki medycznej (DDOM). W tym przypadku chory kwalifikowany jest przez lekarza. Jednym z warunków uczestnictwa w opiece DDOM-u jest pobyt w szpitalu w ciągu 12 miesięcy poprzedzających skierowanie do tego ośrodka. Ta forma wspomagania osób starszych trwa 30 dni roboczych, 3(171)2017

w trakcie których pacjent bierze udział w terapii zajęciowej, a także może uczestniczyć w rehabilitacji. Stacjonarnie osoba taka mieszka we własnym domu, ale w ramach działania DDOM-u jest przywożona i odwożona przez transport ośrodka. Forma ta skierowana jest zwłaszcza do pacjentów wymagających usprawnienia po hospitalizacji. Domy pomocy społecznej i domy spokojnej starości Poza możliwościami opieki nad osobami starszymi w ramach służby zdrowia spotykamy także dom pomocy społecznej (DPS) i dom spokojnej starości (DSS). Obie formy kierowane są do osób, którymi nie ma się kto opiekować. W świadomości społecznej utarło się, że taka opieka to zło konieczne. Osobiście znam osobę, która jest bardzo zadowolona, że może przebywać w DPS. Wcześniej mieszkała sama, a teraz ma z kim rozmawiać i co tydzień w niedzielę może uczestniczyć we Mszy Świętej, co było wcześniej niemożliwe ze względu na niepełnosprawność ruchową. Opieka duchowa, sakramentalna Warto zwrócić uwagę nie tylko na zapewnienie warunków i opieki zdrowotnej osobie starszej, ale także zatroszczyć się o opiekę duchową – umożliwić jej dostęp do posługi duszpasterskiej, zadbać o zgłoszenie w parafii do odwiedzin księdza w pierwsze piątki miesiąca czy z okazji świąt. Konieczne jest także przypomnienie opiekunom i rodzinie o sakramencie namaszczenia chorych dla swoich bliskich. Zgodnie z nauką Kościoła może go przyjąć osoba poważnie chora, osłabiona przez wiek lub udająca się na poważną operację. W czasie trwania tej samej choroby namaszczenie chorych może być udzielone powtórnie, jeśli choroba się pogłębia. Należy pamiętać również o modlitwie za chorych, zwłaszcza za kapłanów, którzy udzielili nam chrztu, Komunii Świętej, a dziś leżą samotni, przykuci do łóżka przez chorobę. W stosunku do nich nie musimy podejmować form opieki zorganizowanej, jak w przypadku naszych bliskich, ale winniśmy się za nich modlić, aby dochowali Bogu wierności do końca swoich dni.

17


w zdrowym ciele...

18

Jak znaleźć drugi dom dla seniora? Czasem życie starszej osoby we własnym domu bywa bardzo ciężkie lub nawet niemożliwe ze względu na współistniejące choroby. Kiedy zabraknie męża lub żony, dokuczają nie tylko dolegliwości zdrowotne, ale także poczucie osamotnienia, żalu i smutku. Stan ten może się przerodzić nawet w depresję. Niektóre choroby jak choroba Alzhaimera czy niepełnosprawność nie pozwalają samodzielnie funkcjonować. Nie być ciężarem Nie zawsze starsze osoby chcą przeprowadzić się z własnego mieszkania do domu córki, syna czy wnuków. Wiele osób w podeszłym wieku boi się, że będą ciężarem dla swoich bliskich. Z natury jesteśmy silni i niezależni, nie chce-

Fot.: depositphotos.com

lek. med. Katarzyna Dąbek Rzeszów

my zatem być uzależnionymi od innych, szczególnie gdy są to osoby bliskie. Nie chcemy również komuś przeszkadzać ani dezorganizować jego życia. Problemy lokalowe W niektórych rodzinach pojawia się natomiast inny problem. Niekiedy dzieci z chęcią zaopiekowałyby się własnymi rodzicami, jednak warunki mieszkaniowe uniemożliwiają przeprowadzkę seniora do domu rodzinnego. Problemami mogą być zarówno skromne warunki mieszkaniowe (mały metraż mieszkania), jak i położenie lokalu na wyższym piętrze czy brak windy w bloku. Kiedy starsza osoba nie może samodzielnie wychodzić na zakupy, do kościoła czy do biblioteki, może poczuć się „uwięziona w domu”, co czerwiec-lipiec


w zdrowym ciele... wywołuje jej smutek, a nawet może powodować depresję. Problem z opieką W niektórych przypadkach, ze względu na obecność poważnych schorzeń neurologicznych, zaburzeń pamięci lub znacznego stopnia niepełnosprawności, rodzina nie może zająć się bliską osobą. Jest to związane nie tylko z poważnymi schorzeniami, ale także z trybem pracy i spędzaniem dużej ilości godzin poza domem. Sytuacja, w której dzieci nie mogą się zaopiekować swoimi rodzicami, powoduje niepokój i poczucie bezradności i winy. Kolejną przeszkodą może być brak zgody współmałżonka na wprowadzenie się mamy lub taty żony/męża i zamieszkanie z młodą rodziną. Jak zatem znaleźć rozwiązanie? Jak można pomóc rodzicom, gdzie szukać wsparcia, jeśli zabranie bliskiego do własnego domu okaże się niemożliwe do zrealizowania? Komu powierzyć opiekę nad chorym lub starszym rodzicem? Można poszukać opiekunki, która zajmuje się osobami starszymi zawodowo. Może nią być wykwalifikowana pielęgniarka, jak również inna osoba nieposiadająca kwalifikacji medycznych. Osoba taka pomoże ugotować obiad, posprzątać, porozmawiać z seniorem, dotrzymać mu towarzystwa. Czasem wystarczy zapewnić mamie lub tacie pomoc sąsiadki, która dotrzyma towarzystwa czy pomoże zrobić zakupy. Nowy dom Jeśli jednak takie rozwiązanie również nie jest możliwe, należy poszukać nowego domu dla seniora. Ważne jest, by było to miejsce odpowiednie dla osób starszych lub chorych. Powinien to być budynek parterowy albo wyposażony w windy w każdym skrzydle. Placówka powinna również posiadać barierki, jak i odpowiedni sprzęt, który ułatwi poruszanie się i codzienne życie. Dobrze, jeśli otoczona jest drzewami, a najlepiej, jeśli położona jest w parku lub otacza ją taka ilość zieleni i przestrzeni, że znajdujące się w nim osoby mają nieograniczo3(171)2017

ną możliwość przebywania na świeżym powietrzu. W takim ośrodku powinien znajdować się sprzęt rehabilitacyjny i sala do ćwiczeń. Bardzo istotne jest również, by taka placówka miała do zaoferowania odpowiednie zajęcia dla przebywających w nim osób. Mogą być to szkolenia z ogrodnictwa, warsztaty plastyczne, techniczne, nauka wyszywania, haftu czy szydełkowania, koła dyskusyjne czy religijne – tak, by każdy z rezydentów miał szansę rozwijania swoich zdolności i zainteresowań lub mógł nauczyć się nowych, ciekawych rzeczy. Jeśli zajęcia są urozmaicone i odpowiednio dopasowane do potrzeb rezydentów, zapewniają zarówno potrzebną rozrywkę, jak i pozwalają uniknąć zniechęcenia, poczucia bezradności czy smutku spowodowanego upływem lat. Warto również zwrócić uwagę, czy aktualni domownicy takiego ośrodka są zadowoleni, zadbani i będą odpowiednim towarzystwem dla bliskiej nam osoby. Jaki dom wybrać? Przed wyborem domu dla seniora powinniśmy się zorientować, jaki personel pracuje w danej placówce. Czy są to osoby przeszkolone do opieki nad osobami starszymi? Czy jest wystarczająca ilość personelu w stosunku do ilości podopiecznych? Dobrze, jeśli w takim domu pracują pielęgniarki i pielęgniarze, fizjoterapeuci, terapeuci zajęciowi oraz współpracują z nim duchowni różnych wyznań. W zależności od stanu zdrowia seniora można wybrać dom spokojnej starości, dom opieki lub opieki społecznej czy zakład opiekuńczo-leczniczy. Warto zorientować się, jakie są warunki przyjęcia do danej placówki, jakie dokumenty powinny zostać wypełnione i złożone, jak długi jest czas oczekiwania na miejsce w domu, a także jakie są opłaty za pobyt w wybranym ośrodku. Pomocne w wyborze domu mogą być opinie ich mieszkańców lub opisy tych placówek na stronach internetowych, np.: www.domyopieki.pl. Zawarte na stronie informacje mogą ułatwić wybór odpowiedniego domu dla seniora.

19


... zdrowy duch

Aneta Pisarczyk Dąbrowa Górnicza

Miłości potrzebujemy jak powietrza. Bez niej usychamy wewnętrznie, tracimy sens życia, radość codzienności. Potrzebujemy czuć się kochanymi, słyszeć czułe słowa pod swoim adresem, móc liczyć na pełne życzliwości wsparcie i zrozumienie. Potrzebujemy także kochać, dawać siebie innym, troszczyć się o kogoś, być potrzebnymi. Miłość. Z nią wszystko, co trudne, wydaje się łatwiejsze, jaśniejsze, lżejsze. Bez niej nawet dobro i piękno tracą blask. Jak więc czerpać z miłości siłę? Jak żyć nią na co dzień? I jak nie sprzedać jej za przysłowiową garść srebrników? Ukryta głębia Miłość jest najważniejsza. Wiemy to dobrze. Nieraz słyszymy te słowa podczas homilii, czytamy o miłości w Piśmie Świętym, intuicyjnie wy-

Fot.: depositphotos.com

20

Tęsknota naszych serc czuwamy, że jest ona wszystkim, co ma znaczenie. Nie bez przyczyny naszego Boga utożsamiamy z miłością. Miłość jest pełnią, jest szczęściem, jest wiecznie żywa. Życie miłością na co dzień jest naszym planem do realizowania. Brzmi patetycznie? Miłość nie jest patetyczna, jest codzienna, jak świeża pajda chleba z masłem, wychodzenie z domu i wracanie do niego, poranna i wieczorna modlitwa. Miłość jest wielka, lecz jest to wielkość dnia powszedniego, nie jakichś nadzwyczajnych okoliczności. Jak dużo tracimy, myśląc o tym, co najważniejsze, w kategoriach wielkich czynów, szczególnych zadań, zaszczytnych powołań. To co najważniejsze i zarazem zapraszające nas do odkrywania pełni życia mamy na wyciągnięcie ręki. To my sami, nasi najbliżsi, spotykani ludzie. To nasze codzienne obowiązki, zmagania, podejmowane wysiłki. To nasze trwanie i towarzyszenie. To także nasze radości, małe zwycięstwa, koczerwiec-lipiec


... zdrowy duch lejne kroki w dobrym kierunku. Biedny jest ten, kto upatruje szczęścia wszędzie tam, gdzie go nie ma; kto nie potrafi dostrzec Bożego prowadzenia w najzwyklejszej prozie dnia. Być może czekamy w swoim życiu na coś szczególnego. Uzależniamy nasze szczęście i życie w pełni od jakiejś zmiany. Myślimy, że kiedy ona nastąpi, będziemy prawdziwą wersją samych siebie. Czekamy, nie podejmując działań, a kolejne dni uciekają nam przez palce, nie zmieniając niczego. Bardzo ważne jest nasze nastawienie do życia, to, jak postrzegamy siebie oraz rzeczywistość, która nas otacza. Nasze szczęście zaczyna się tu i teraz. To, co zrobimy tu i teraz, ma duże znaczenie dla tego, gdzie będziemy się znajdować jutro. Bez dzisiejszego pierwszego kroku nie ma jutrzejszego bycia w drodze. Bez dzisiejszej walki nie ma jutrzejszego zwycięstwa. Bez wyciągnięcia ręki do bliskiej osoby nie ma poprawy relacji. Bez naszego zaangażowania nie ma zmiany, na którą czekamy. Miłość zauważona Zauważyć miłość. Dostrzec ją, zatrzymać się nad nią, być wdzięcznym. Czasami nie jest to taka prosta sprawa. Co może utrudniać przyjęcie miłości? Między innymi brak otwartości na drugą osobę i złudne poczucie tego, że wiemy lepiej. Są takie osoby wśród nas, które zawsze wiedzą lepiej. Pouczające, nakazujące, wywyższające się, patrzące na innych z góry. Eksperci w każdej dziedzinie. Taka postawa zamyka na drugą osobę, nie pozwala się z nią prawdziwie spotkać. Każdy z nas ma nieco inny sposób okazywania miłości. By przyjąć miłość od drugiej osoby, musimy otworzyć się na jej sposób myślenia, reagowania, okazywania uczuć, wspierania nas. Parawan „wiem wszystko lepiej niż ty” to nic innego, jak ucieczka przed bliskością, za którą kryje się lęk. Przyjąć miłość, to przezwyciężyć swój lęk przed spotkaniem, własnymi uczuciami, oczekiwaniami drugiej osoby. Przyjąć miłość, to nie stawiać warunków, nie oceniać, być wdzięcznym. Jesteśmy kochani. Każdy z nas bez wyjątku. Jesteśmy też warci miłości jako osoby stworzone na obraz i podobieństwo Boże. Miłość doty3(171)2017

ka nas każdego dnia w drobnych gestach naszych najbliższych, życzliwości współbraci w wierze, codziennych staraniach tych, którym jesteśmy bliscy. Miłość Boga otacza nas w każdej chwili, którą przeżywamy. My sami powinniśmy obdarzać się miłością, dbać o relację z Bogiem, własne zdrowie, higienę psychiczną. Nie dajmy sobie wmówić, że brakuje nam miłości, raczej spróbujmy dokładniej jej szukać we wszystkim, co nas otacza i dotyka. Miłość wypowiedziana Miłość domaga się działania. Kochamy naszych najbliższych, jednak często nie mówimy im o tym. Z pewnością troszczymy się o nich i zabiegamy o ich dobro. To, co robimy, często jest najlepszym znakiem miłości. Słowa jednak są także ważne. Nasze serca karmią się słowami pełnymi miłości. Dzięki takim słowom rodzimy się jakby na nowo, dostajemy skrzydeł. Miłosne wyznania zostają głęboko wyryte w naszej pamięci i towarzyszą nam już zawsze. Szczególnie wtedy, gdy śmierć zabierze spośród nas osobę, która nam je składała. Czy chciałbyś usłyszeć od swoich bliskich najpiękniejsze słowa świata? Wypowiedz je pierwszy, przerwij mur skrępowania i zacznij rozmowę o tym, co najważniejsze. Potrzebujemy miłości. Nie świadczy to o naszej słabości, ale o głębi naszego serca. Miłości uczymy się przez całe życie. Zawsze będzie ona dla nas wyzwaniem. Podążanie za nią wiąże się z trudem, ale jakże radosny to trud. Często tracimy czas na to, co nie wypełnia naszego serca. Nasza dusza karmi się miłością – zechciejmy o nią zadbać każdego dnia.

’’

Miłość dotyka nas każdego dnia w drobnych gestach naszych najbliższych, życzliwości współbraci w wierze, codziennych staraniach tych, którym jesteśmy bliscy.

21


... zdrowy duch   ks. Łukasz Grzejda SCJ     Stadniki

Modlitwa człowieka ubogiego

22

W swoim miłosierdziu Bóg troszczy się o nas. Miłosierdzie to miłość, która ocala słabość, niedolę materialną i duchową człowieka. Niejeden raz przekonałem się o bezradności, która paraliżuje i sprowadza do mojego serca wielką pustkę. Wraz z nią pojawia się bunt: Jak to? Przecież Bóg tyle razy mnie już pocieszał, dawał dowody swojego istnienia. Umacniał w trudnych chwilach. A teraz odwraca ode mnie swój wzrok? Jak znowu zwrócić na siebie uwagę? Jak Boga zaczepić i pokazać Mu, że Go potrzebuję? Modlitwa to nie wyuczone formułki Często wydaje się nam, że modlitwa to sprawa tego, ile wezwań litanijnych znam na pamięć lub do ilu świętych mam szczególne upodobanie zanosić wezwania. Znamy pacierz i lubimy się nim posłużyć dla zaspokojenia codziennej dawki religijnego uczczenia Boga. Lecz czy poza tym dbamy o pogłębienie wiary, korzystając z czasu na modlitwę? Przecież nie chodzi nam tylko o formułki. Potrafimy myśleć, czuć i kochać za pomocą aktów strzelistych, hymnów brewiarzowych czy uczestniczenia we Mszy Świętej. Potrzebujemy patrzeć na rzeczywistość modlitwy nie przedmiotowo, ale podmiotowo, czyli osobowo. Do modlitwy stajemy, siadamy czy klękamy, by następnie skierować nasze intencje ku Bogu. Wtedy świadomość tego, co robię, jest większa i ukierunkowana. Jezus, kiedy się modlił, robił to z zaangażowaniem i przekonaniem. Równocześ-

nie nie zapominając o zaufaniu do Boga – Ojca, któremu całym sercem się powierzał. Nasze ukierunkowanie bywa niedoskonałe i wciąż chcemy próbować bardziej niż dotychczas kierować naszą wolę na wytrwanie w spotkaniu modlitewnym. Wypaleni na modlitwie Nieraz jednak jesteśmy wypaleni, jakby duchowo ogołoceni, bez chęci i mobilizacji do zaangażowania się w spotkanie z Bogiem. Podobnie dzieje się na poziomie relacji z drugim człowiekiem. Czekamy na impuls, słowo lub gest zapraszający do spotkania. Nie czujemy się na tyle silni, by zainicjować rozmowę. Nie znamy potrzeb swoich czy drugiej osoby i blokuje nas taka sytuacja. Współczesne czasy, „wychowanie” przez telewizję czy Internet nie wykształciły dobrej struktury ludzkiej komunikacji. Nieoswojeni w bliskości z człowiekiem czujemy psychiczną blokadę. A przecież kilkanaście lat temu bez obaw potrafiliśmy rozmawiać z napotkanymi ludźmi. Bóg wkracza w naszą pustkę „Otwórz się!”, „Effatha!” – tymi słowami Jezus przywrócił zdrowie głuchoniememu człowiekowi. U Boga mamy szansę wykorzystać nasze ubóstwo duchowe. Kiedy nic nie mamy, nie wynosimy się ponad Boga i zauważamy, że On jest i chce być z nami. Kiedy odkrywamy z pokorą, że nasza pustka jest szansą na przyjęcie Boga w czasie modlitwy (choć niekiedy może się to dokonać poza ściśle rozumianą modlitwą), cieszyczerwiec-lipiec


Fot.: ks. A. Pohl SCJ

... zdrowy duch

my się z daru Jego obecności. Jest to więcej niż oczekujemy od Boga. Nie ma nic większego, co możemy od Boga otrzymać, nad Jego obecność. Wszystkie inne dary Boże są konsekwencją tej obecności – dary Ducha Świętego, wiara, nadzieja i miłość, umocnienie duchowe. Paradoksem jest, że dopiero uznanie pustki serca i ubóstwa wewnętrznego jest okazją na zyskanie przestrzeni w sobie na przyjęcie Boga. Modlitwa wolna od schematów Modlitwa ubogiego staje się czynnością wolną od schematów, ponieważ jest ukierunkowana na otwarcie się przed Bogiem. Modlitwa taka przynosi owoc przede wszystkim w umiejętności otwarcia się na drugiego człowieka. Przykłady świętych to przykłady ludzi zaangażowanych w modlitwę, która daje siłę do apostolatu. Modlitwa ubogiego, jak chociażby o. Leona Jana Dehona – założyciela Zgromadzenia Księży Sercanów – to modlitwa zawierzenia się opiece Boga. To umiejętność zrezygnowania z własnych ambicji, by dostrzec człowieka z jego potrzebami. Modlitwa, której słowa wciąż mnie przyciągają, to „Modlitwa o wschodzie słońca” autorstwa Natanaela Tenenbauma. Niech ona będzie dla nas przyjaciółką w czasie, gdy wciąż chcemy się stawać ubogimi! 3(171)2017

’’

MODLITWA O WSCHODZIE SŁOŃCA Natanael Tenenbaum

Każdy Twój wyrok przyjmę twardy, przed mocą Twoją się ukorzę, ale chroń mnie, Panie, od pogardy, przed nienawiścią strzeż mnie, Boże. Wszak Tyś jest niezmierzone dobro, którego nie wyrażą słowa, więc mnie od nienawiści obroń i od pogardy mnie zachowaj. Co postanowisz, niech się ziści, niechaj się wola Twoja stanie, ale zbaw mnie od nienawiści i ocal mnie od pogardy, Panie.

23


Duchowy Patronat Misyjny

Pomagam modlitwą

24

W tym roku ks. Stanisław Święch SCJ obchodzi 60-lecie kapłaństwa. Z okazji jubileuszu dzieli się z nami swoimi wspomnieniami z pracy na misjach. Rozmowę przeprowadził kl. Wojciech Bochenek SCJ.

więc po kilku wizytach u bpa Ablewicza zgodził się on, abym rozpoczął nowicjat w Pliszczynie u księży sercanów. Stąd droga była już prosta. Po nowicjacie od razu wyjechałem do Francji na kurs języka, a potem prosto do Konga.

Jak Ksiądz odkrył w sobie powołanie misyjne? Już w małym seminarium interesowały mnie misje, a szczególnie Afryka. Polska była jednak wtedy zamknięta i nie było możliwości wyjazdu. W seminarium tarnowskim studiowaliśmy razem z klerykami sercańskimi, z którymi się zaprzyjaźniłem. Następnie zostałem księdzem i przez trzynaście lat pracowałem w diecezji tarnowskiej. Kiedy dowiedziałem się, że niektórzy z sercanów wyjechali do Indonezji oraz że pojawiła się możliwość wyjazdu do Konga, gdzie udał się ks. Idzi Biskup SCJ, kolega z roku, pomyślałem sobie: „Inni mogą, a ja nie?”.

Jak Ksiądz wspomina misje? Były trudne chwile, czy jednak więcej tych radosnych? W Psalmie 55 jest takie zdanie: „Zrzuć swą troskę na Pana, a On cię podtrzyma” (w. 23). Tego się trzymałem, a Pan Bóg zadziałał i mnie pilnuje, aż do dnia dzisiejszego. Różne były momenty, łatwe i trudne. Bogu dzięki, ani razu nie byłem tam u lekarza i to wszystko jakoś się układało. Więc do tej pory nieustanie dziękuję Panu Bogu: „W Tobie, Panie, zaufałem, nie zawstydzę się na wieki”.

Dlaczego postanowił Ksiądz po tylu latach kapłaństwa wstąpić do sercanów? Nie wyobrażałem sobie, że na misjach jest raj. Wiedziałem, że może pojawić się choroba czy kalectwo lub jakieś inne nieszczęście i trzeba będzie wrócić do kraju. Ale do kogo? Jak już mówiłem, przyjaźniłem się z sercanami i miałem wśród nich wielu kolegów; poza tym uznałem, że gdyby coś się stało, to w zakonie będą przynajmniej cztery ściany, łóżko i dadzą coś zjeść. Najważniejsze było jednak to, że w tamtym czasie diecezja tarnowska nie wysyłała nikogo na misje, więc zakon był najlepszą drogą do zrealizowania swojego misyjnego powołania. Tak

Czy żałuje Ksiądz czegoś po tych sześćdziesięciu latach kapłaństwa? Jak przyłożyłeś rękę do pługa, to nie oglądaj się za siebie. Ja nie patrzyłem wstecz, tylko parłem naprzód. Nie żałuję i nigdy nie miałem takiego momentu. Bo po co ja to robiłem? Życie nie było łatwe, na misjach przeważnie pracowałem w buszu, były różne warunki, zwłaszcza noclegu, ale jeszcze żyję i zaczynam akurat 84. rok życia. Czy czuje się Ksiądz dalej potrzebny? Obecnie mam problem ze słuchem i wzrokiem. Widzę, ale niedowidzę i słyszę, ale niedosłyszę. Jakichś specjalnych zajęć tutaj nie mam, chociaż jeszcze do niedawna pomagałem trochę czerwiec-lipiec


Fot.: Archiwum

Duchowy Patronat Misyjny

naszym współbraciom w Brukseli. Miałem zajęcie, ale nie była to ciężka praca. Nie mogę się pochwalić, że jestem cudownego zdrowia, ale jak na ten wiek, to czuję się całkiem dobrze.

Duch

Patronat M y w

jny isy

!!

o

Z perspektywy lat, jak Ksiądz uważa, w jaki sposób tutaj w Polsce możemy pomóc misjom i misjonarzom? Nie ulega wątpliwości, że nasza pomoc modlitewna jest niezbędna. To, czym ja w tym mo-

mencie mogę pomóc, to właśnie modlitwa. Jednak problem materialny zawsze tam był i ciągle jest. Wszelkie wsparcie finansowe dla misji jest potrzebne i to bardzo. To są te dwie drogi. Oczywiście jest też problem godnego, dobrego przyjęcia nowego misjonarza, który przyjeżdża do parafii czy domu zakonnego. Trzeba poświęcić mu trochę czasu, pomóc. Różnie to bywa, misjonarze z pewnością liczą na dobre słowo i choć odrobinę zainteresowania.

Msza Święta w intencji członków Duchowego Patronatu Misyjnego zostanie odprawiona

18 czerwca oraz 16 lipca 2017 roku Papieskie Intencje Misyjne na miesiąc czerwiec

Aby odpowiedzialni za narody zdecydowanie dokładali starań, by położyć kres handlowi bronią, który jest przyczyną wielu niewinnych ofiar.

lipiec

Aby nasi bracia, którzy oddalili się od wiary, mogli, również za sprawą naszej modlitwy i ewangelicznego świadectwa, odkryć na nowo bliskość miłosiernego Pana i piękno życia chrześcijańskiego.

3(171)2017

25


na zakończenie

MODLITWY DO ŚW. BRATA ALBERTA Litania do św. Brata Alberta

26

Kyrie elejson – Chryste elejson, Kyrie elejson. Chryste, usłysz nas – Chryste, wysłuchaj nas. Ojcze z nieba, Boże – zmiłuj się nad nami. Synu Odkupicielu świata, Boże, Duchu Święty, Boże, Święta Trójco, jedyny Boże. Święta Maryjo – módl się za nami. Święty Bracie Albercie, Ojcze ubogich, Opiekunie bezdomnych, Bracie odrzuconych, Orędowniku opuszczonych, Przyjacielu poszukujących, Powierniku strapionych, Żarliwy miłośniku Chrystusa, Wierny czcicielu Bożej Matki, Niestrudzony naśladowco św. Franciszka, Duchowy synu św. Jana od Krzyża, Bracie Albercie, gorąco kochający ojczyznę, Bracie Albercie, poszukujący prawdy i piękna, Bracie Albercie, wzorze cnót chrześcijańskich, Bracie Albercie, wrażliwy na ludzkie cierpienie, Bracie Albercie, posłuszny Bożym wezwaniom, Bracie Albercie, kontemplujący Boże miłosierdzie, Bracie Albercie, pełen wdzięczności za mękę Syna Bożego, Bracie Albercie, głoszący Chrystusową miłość w obrazie Ecce Homo, Bracie Albercie, przejęty dobrocią Jezusa w Eucharystii, Bracie Albercie, porzucający sztukę, by służyć najmniejszym braciom Chrystusa, Bracie Albercie, ubogi dla ubogich, Bracie Albercie, odkrywający w najbiedniejszym godność Bożego dziecka, Bracie Albercie, odnawiający zatarty obraz Chrystusa we wzgardzonych i grzesznych, Bracie Albercie, dźwigający upadających i słabych,

’’

Bracie Albercie, służący bliźnim jak Chrystusowi, Bracie Albercie, dobry jak chleb, którym każdy głodny może się nakarmić, Bracie Albercie, ufający Bożej Opatrzności, Bracie Albercie, wytrwały w modlitwie, Bracie Albercie, wierny duchowi pokuty, Bracie Albercie, rozmiłowany w Bogu, Bracie Albercie, wspomagający wszystkich, którzy idą twoimi śladami. Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – przepuść nam, Panie. Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – wysłuchaj nas, Panie. Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – zmiłuj się nad nami. Módl się za nami, św. Bracie Albercie. Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych. Módlmy się: Boże bogaty w miłosierdzie, Ty natchnąłeś św. Brata Alberta, aby dostrzegł w najbardziej ubogich i opuszczonych znieważone oblicze Twojego Syna, spraw łaskawie, abyśmy spełniając dzieła miłosierdzia, za jego przykładem umieli być braćmi wszystkich potrzebujących. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

O łaski za wstawiennictwem św. Brata Alberta Boże, nieskończenie dobry i miłosierny, wejrzyj na zasługi św. Brata Alberta, który za przykładem Twego Syna stał się bratem wszystkich ludzi i przez pokorną posługę najbardziej opuszczonym i skrzywdzonym ocalał w nich godność ludzką i wzbudzał wiarę w Twoją Opatrzność. Przez jego wstawiennictwo racz łaskawie użyczyć mi łaski…, o którą z ufnością Cię proszę. Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu… Święty Bracie Albercie – módl się za nami!


KONKURS NR 9 Z NAGRODAMI KSIĄŻKOWYMI Do wygrania jest pięć egzemplarzy modlitewnika:

Być dobrym jak chleb. Modlitwy do św. Brata Alberta. PYTANIE KONKURSOWE BRZMI: Proszę podać, z jakiej okazji Sejm RP ogłosił rok 2017 Rokiem św. Brata Alberta?

ROZWIĄZANIE KONKURSU NR 8

Pytanie dotyczyło podania daty śmierci s. Łucji. Prawidłowa odpowiedź brzmi: Siostra Łucja z Fatimy zmarła 13 lutego 2005 roku. Nagrody książkowe wylosowali: Teresa Budyn, Edward Cieślik, Barbara Grzegorczyk, Stanisława Piróg, Maria Pokladko. Gratulujemy! Nagrody zostały wysłane pocztą.

Dobry jak chleb! Modlitwy do św. Brata Alberta

Odpowiedzi na kartkach pocztowych należy przesłać do 26 czerwca 2017 roku na adres: WSTAŃ 32-422 Stadniki 81 – z dopiskiem „Konkurs nr 9”

Szczególnie dzięki Wam, STAŁYM PRENUMERATOROM, możemy towarzyszyć ludziom chorym. Dzięki Wam „Wstań” regularnie dociera do kilku tysięcy cierpiących. Tym, którzy tracą nadzieję, daje siły do odnalezienia odpowiedzi na pytanie: Jaki jest sens cierpienia? Także w ich imieniu bardzo Wam DZIĘKUJEMY! M. Bajorek (Jasło), I. Bernaciak (Sandomierz), T. Bielaska (Elbląg), J. Bieliński (Malbork), J. Biernat (Kraków), W. Bil (Otfinów), M. Bińczak (Skarżysko-Kamienna), J. Blada (Bełchatów), H. Boba (Imielin), K. Bożek (Sułkowice), T. Budyn (Stadniki), M. Bukowska (Grajewo), W. Cedro-Jakubowicz (Bydgoszcz), J. Cichorska (Nowy Targ), H. Cichoszewska (Bielsko Biała), H. Cieckiewicz (Kraków), G. Chojnacka (Słomniki), M. Cholewicka (Kostrzyn), ks. S. Chryc (Skórzec), M. Czaplok-Kielc (Zielina), J. Czubernat-Staszel (Nowy Targ), K. Ćwikowska (Ełk), M. Dąbrowska (Słaboszów), S. Domanik (Śledziejowice), E. Droździewicz (Skawina), R. Dyrda (Mikołów), M. Dziewior (Rybnik), R. Fizia (Rybnik), M. Frużyńska (Chorkówka), Z. Gajda (Kraków), M. Gajdzik (Siemianowice Śląskie), H. Gawęda (Gliwice), H. Grabiński (Trachy), M. Gruca (Strzebiń), D. Grygiel (Szczecin), E. Gryzińska (Lublin), J. Hajduk (Racibórz), A. Hańderek (Wilkowice), M. Hubert (Mielec), T. Irla (Szczucin), E. Janiec (Nowe Rybie), B. Jarzymowska (Kraków), M. Jończyk (Bieńkówka), M. Kallus (Bogacica), M. Kapłon (Wietrzychowice), E. Karczewska (Lubawa), A. Karnowska (Koszalin), M. Karnowska (Pszenno), W. Kastelik (Gilowice), B. Kęsek (Myślenice), I. Kisiel (Jastrzębie Zdrój), M. Kłosek (Rydułtowy), Cz. Kmak (Grybów), H. Knych (Pawłowice Śląskie), J. Kobylańska (Wałbrzych), K. Kolka (Wejherowo), W. Korska (Kędzierzyn Koźle), D. Kośla (Dębica), B. Kowalczyk (Kraków), T. Krysa (Lublin), M. Kucała (Kraków), A. Kummer (Gdynia), C. Kurzeja (Nowy Sącz), M. Kuzak (Nowe Rybie), T. Leszczyńska (Czersk), Z. Lewicka (Kraków), E. Ludwik (Wieszowa), A. Manikowska (Pawłowice), M. Maszczak (Dubiecko), H. Mergiciok (Gorzyce), ks. T. Mniszak (Zakopane), K. Napora (Porąbka), S. Nosal (Skrzyszów), K. Nowakowski (Czchów), B. Olejnik (Sosnowiec), A. Orszulik (Katowice), H. Ostrowska (Lublin), Z. Paczuska (Kałuszyn), Par. Rzym.-Kat. pw. Podwyższenia Krzyża Św. (Pawłowice Śląskie), Par. Rzym.-Kat. pw. św. Marii Magdaleny (Rabka), Par. Rzym.-Kat. pw. św. Stanisława (Ostrowiec), Par. Rzym.-Kat. pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika (Skrzeszów), Par. Rzym.-Kat. pw. św. Wawrzyńca (Dynów), G. Paska (Zamość), Ł. Pelutis (Słupsk), H. Pietrzak (Jodłownik), K. Piwowarczyk (Tarnów), K. Pławecka (Muchówka), T. Pławecka (Pszczyna), T. Pyc (Chełm), W. Raczek (Żywiec), K. Rajska (Bogumiłowice), A. Rasmus (Rudno), A. Rudzińska (Korycin), H. Schtancel (Szklarska Poręba), SS. Boromeuszki (Kamieniec Ząbkowicki), SS. Franciszkanki (Wieleń), SS. Franciszkanki Rodziny Maryi (Augustów), SS. Franciszkanki Rodziny Maryi (Marki), SS. Sercanki (Lublin), A. Sławińska (Rzeszów), M. Smarzyńska-Filipecka (Kraków), M. Staniszewska (Zaklików), Cz. Strzelczyk (Ołobok), A. Studniarek (Pyskowice), J. Sudoł (Mielec), K. Surdel (Borek Wielki), M. Szeniak (Niebylec), B. Szydłowska (Dzwola), B. Szymańska (Ząbkowice Śląskie), T. Szymańska (Zaklików), I. Teper-Górna (Grodzisk Wielkopolski), Z. Turczyńska (Bochnia), A. Wandzel (Tarnowskie Góry), A. Warmuz-Trybała (Zawoja), L. Wasiak (Gorzów-Wielkopolski), T. Wiatr (Wrocław), J. Wiekierak (Dobczyce), G. Wiktorska (Kramsk), T. Wis (Kraków), A. Wnęka (Piwniczna), T. Wojcieszak (Ozorków), Z. Wrona (Zagórz), K. Zygmańska (Warszawa), Z. Żukowska (Piła).

Ofiarodawców wspieramy naszą modlitwą.


Powinno się być dobrym jak chleb. Powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakarmić się, jeśli jest głodny.

Fot.: depositphotos.com

św. Brat Albert


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.