Dwumiesięcznik dla chorych Wstań 6/2016

Page 1

grudzień-styczeń

DWUMIESIĘCZNIK DLA CHORYCH

cena:

3,50

6(168)2016

 

  

PLN

(w tym 5% VAT)

12

ŻYĆ dla innych


Fot.: shutterstock.com

Wszystkim Czytelnikom, Współpracownikom i Dobroczyńcom naszego czasopisma życzymy radosnych i błogosławionych świąt Bożego Narodzenia! Redakcja „Wstań”


na dobry początek

temat numeru   Żyć dla innych   ks. Krzysztof Zimończyk SCJ

4

Franciszek

6   Dotknięcie ubogiego żyć jak święci   Kardynał z Dachau   kl. Dominik Rudan SCJ

8

rozmowa „Wstań”   Oddać Jezusowi wszystko… 10 rozmowa z Anią, studentką pielęgniarstwa

w zdrowym ciele…   Nie przyszedłem się leczyć, 16 ale żeby sobie porozmawiać   lek. med. Monika Cieplińska-Gostek   Choroby zakaźne. Bać się czy nie? 18 lek. med. Katarzyna Dąbek

… zdrowy duch   Nie jesteśmy aktorami życia   Aneta Pisarczyk

20

Słowa anioła wypowiedziane do zatrwożonych pasterzy: „Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką (...) dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel” (Łk 2,10-11), rozbrzmiewają przez wieki, przynosząc kolejnym pokoleniom radosną nowinę o narodzinach Bożego Syna. To prawdziwie Dobra Nowina, która także dzisiaj wlewa w nasze serca pokój i wyzwala nas z lęku, który wciąż towarzyszy rozdartej ludzkości i sercom tak wielu współczesnych nam osób. Narodziny Zbawcy pozwalają jednak przełamać przyczynę tego lęku, którego korzenie dosięgają faktu odrzucenia Boga, a przez to utraty nadziei, która – jedynie zakorzeniona w Stwórcy człowieka – jest w stanie porządkować relacje międzyludzkie i poszerzać horyzonty poszczególnych osób na troskę o wzajemne dzielenie się dobrem i miłością. Zechciejmy także my z ufnością i radością przyjąć zrodzonego w ciele Zbawcę świata. Z ufnością przybliżmy się do Jego stóp, by uznać w Nim naszego Boga i Pana. On sprawi, że o wiele łatwiej będziemy mogli pokonywać codzienne trudności, zmagać się z cierpieniem wywołanym przez chorobę, niesprawiedliwość czy samotność, a także dzielić się dobrem, którego On sam jest źródłem. Dziękując wszystkim naszym Czytelnikom i Przyjaciołom, zawierzamy Wasze rodziny i każdego z Was miłosiernej miłości Boga – Emmanuela, który przychodzi, aby być blisko nas i przynieść nam zbawienie. Niech On towarzyszy Wam swoją łaską i wynagrodzi każde dobro, jakie czynicie wokół siebie. Przyjmijcie nasze najlepsze życzenia: błogosławionych i radosnych świąt Bożego Narodzenia oraz szczęśliwego Nowego Roku!   ks. Leszek Poleszak SCJ redaktor naczelny

Uchodźców w dom przyjąć 22   ks. Łukasz Grzejda SCJ

Duchowy Patronat Misyjny   UgaśMY pragnienie w Batchoro 24   Kinga Rybarczyk

Wydawca: Wyższe Seminarium Misyjne Księży Sercanów, 32-422 Stadniki 81, tel.: 12 271 15 24, fax: 12 271 00 59, e-mail: redakcja@wstan.net, strona: www.wstan.net. Rok XXVIII. Redakcja: ks. Leszek Poleszak SCJ (red. nacz.), ks. Krzysztof Zimończyk SCJ (z-ca red. nacz.), ks. Łukasz Grzejda SCJ, kl. Dariusz Trzebuniak SCJ, kl. Dominik Rudan SCJ, kl. Jakub Gąsienica SCJ. Współpracownicy: ks. Piotr Chmielecki SCJ, lek. med. Monika Cieplińska-Gostek, lek. med. Katarzyna Dąbek, Aneta Pisarczyk. Korekta: Natalia Kulawiak. Fotografia na okładce: depositphotos.com. Skład i łamanie: Wydawnictwo Księży Sercanów DEHON, Olga Bardan. Druk: Wydawnictwo-Drukarnia Ekodruk s.c., Kraków. Nakład: 4500 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo zmiany tytułów i skracania nadsyłanych materiałów. Fotografie bez podpisów są tylko przykładowymi ilustracjami i nie przedstawiają osób, o których mowa w artykule. Publikacja za zezwoleniem władzy kościelnej.


Fot.: depositphotos.com

temat z okładki

Żyć dla innych Kochać to żyć dla innych, nie dla siebie. Kochać to bezinteresownie oddawać swoje życie w sposób konkretny. Takiej miłości trzeba się uczyć. Do takiej miłości wzywa nas papież Franciszek, gdy mówi, że: „Miłość chrześcijańska ma zawsze pewną jakość: konkret. Chrześcijańska miłość jest konkretna. Sam Jezus, gdy mówi o miłości, mówi nam o sprawach konkretnych: dawaniu jeść głodnym, odwiedzaniu chorych i innych podobnych rzeczach. Bo miłość jest konkretna. Chodzi o chrześcijańską konkretność. A jeśli jej braknie, można popaść w chrześcijaństwo złudne, bo nie rozumie się, gdzie tkwi sedno Jezusowego przesłania”.

ks. Krzysztof Zimończyk SCJ Kraków

Kryteria miłości Konkretność, o której mówi papież Franciszek ma dwa kryteria: „Pierwsze kryterium to kochanie czynami, a nie słowami. Słowa idą na wiatr! Dziś są, jutro ich nie ma. Drugie kryterium konkretności to zasada, że w miłości ważniejsze jest dawanie niż branie. Ten, kto kocha, ten daje… Daje rzeczy, daje życie, daje siebie samego Bogu i innym. A kto nie kocha, kto jest egoistą, stara się zawsze otrzymywać, posiadać rzeczy, zarabiać”. Dobrze rozumiała to wyniesiona 4 września tego roku na ołtarze Matka Teresa, która udała się do Kalkuty, by służyć ludziom umierającym na ulicach. Zabierani przez nią chorzy byli umieszczani na siennikach, mężczyźni i kobiety w osobnych grudzień-styczeń


temat z okładki oddziałach. Opatrywano i obwiązywano im rany, prano ubrania. Obok każdego zawsze była jakaś siostra, wolontariusz lub wolontariuszka, by podawać lekarstwa, wytrzeć pot z czoła, unieść głowę i plecy, by przynieść ulgę, jeśli z trudem oddychał. Odnosiło się wrażenie, jakby sam Bóg litościwie podchodził do każdego z tych pacjentów, by mu powiedzieć: „Jestem z tobą”. Jedna z sióstr poświadczyła, że „zamiarem Matki było nade wszystko towarzyszenie umierającym, by odchodzili ze świata pojednani z Bogiem. Owszem, opieka medyczna była udzielana, ale tylko w takim stopniu, w jakim to było konieczne. Główną troską było danie im wsparcia i miłości, ponieważ byli istotami ludzkimi, które w przeciwnym razie umierałyby bez zainteresowania kogokolwiek. Matka chciała, aby doświadczyli oni miłości i czułości Boga poprzez naszą posługę. Chciała być pewna, że może włożyć im do ręki – jak lubiła mówić – bilet do nieba”. Gdzie jest nasze serce? Czy potrafimy każdego dnia oddawać swoje życie w konkretnych czynach miłości bliźniego? Gdzie jest nasze serce? Czy potrafimy żyć dla naszych bliskich? Czy nie tkwimy w swoistej „zatwardziałości serca”, która uniemożliwia nam prawdziwe kochanie? Jakże często koncentrujemy swoje wysiłki wyłącznie na pomnażaniu dóbr materialnych lub robieniu kariery zawodowej. Tak jesteśmy zajęci swoimi sprawami, że nie słyszymy głosu drugiego człowieka w najbliższym otoczeniu. Słuch, podobnie jak wzrok, jest tym zmysłem, który pomaga nam dostrzec potrzeby bliźnich, aby można było im przyjść z pomocą. Bywa, że nie słyszymy głosu własnej matki, która wymaga codziennej opieki, lub dzieci, które potrzebują wsparcia i życzliwej porady. Pewien człowiek przez prawie dwadzieścia lat pracował na ważnym stanowisku w jednej z warszawskich firm. Ponieważ mieszkał ze swoją rodziną w luksusowej dzielnicy na przedmieściach Warszawy, wstawał codziennie o szóstej rano, by na czas dojechać do pracy. Wracał do domu przeważnie około dwudziestej pierwszej. Ciężko pracował, by zapewnić żonie i swoim dzie6(168)2016

ciom jak najlepsze warunki materialne. Pewnego razu źle się poczuł i wrócił wcześniej do domu. Był zdumiony, kiedy okazało się, że trafił na urodzinowe przyjęcie swojego syna, który ukończył właśnie osiemnaście lat. To wydarzenie zmieniło zupełnie życie mężczyzny. Spowodowało, że nagle obudził się ze snu. Pytał samego siebie: „Jak to możliwe, że nie zauważyłem, że mój syn ma już osiemnaście lat? Jak to możliwe, że nie widziałem, jak mój syn dorastał? Gdzie ja właściwie byłem?”. Zdając sobie sprawę z tego, że w jego życiu umknęła mu najważniejsza część – bycie z rodziną, postanowił to zmienić. Podjął inną pracę i rzeczywiście rozpoczął nowe życie. Kiedy dzieje się Boże Narodzenie? Zbliża się czas świąt Bożego Narodzenia i dla wielu z nas jest to okres wyczekiwany, gdyż wiąże się z okazją do spotkania z najbliższą rodziną. Wiele osób wraca do domu z odległych zakątków kraju i świata, aby przez kilka dni spotkać się z najbliższymi i wspólnie przeżyć cudowne chwile. Ktoś powiedział w kontekście świąt Bożego Narodzenia: „Dla mnie prawdziwe szczęście to znalezienie czasu na okazywanie miłości mojej rodzinie. Czasu, aby w pełni i świadomie z nimi być. Bez telefonu w ręku, bez laptopa, bez telewizji. Chłonąć energię bliskości, będąc w pełni tu i teraz”. Niestety, bywa i tak, że wiele starszych i schorowanych osób spędza święta z dala od rodziny. Nie dzieje się tak na ich własne życzenie, a dlatego, że w wielu domach postrzegani są jako niewygodny mebel. Dzieci porzucają starych rodziców np. w szpitalu, żeby spokojnie świętować. Przywożą ich do szpitala pod pretekstem złego stanu zdrowia. Nie interesują się nimi przez całe święta, a potem odbierają, jakby nic się nie stało. Czy wtedy są u nich święta Bożego Narodzenia? Wspomniana wcześniej już św. Teresa z Kalkuty powiedziała, że święta Bożego Narodzenia dzieją się zawsze wtedy, gdy potrafimy żyć dla innych i dzielić się miłością z innymi. Warto zapamiętać sobie jej słowa: „Zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata i wyciągasz do niego ręce, jest Boże Narodzenie”. Jakie będą Twoje święta Bożego Narodzenia?

5


Franciszek

Dotknięcie ubogiego

6

„Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić” (Łk 5,12): to usłyszana przez nas prośba trędowatego skierowana do Jezusa. Człowiek ten prosi nie tylko o uzdrowienie, ale także aby został „oczyszczony”, to znaczy w pełni uzdrowiony na ciele i na sercu. Trąd był bowiem uznawany za formę przekleństwa od Boga, głębokiej nieczystości. Trędowaty musiał trzymać się z dala od wszystkich; nie miał dostępu do świątyni i żadnego kultu oddawanego Bogu. Był z dala od Boga i od ludzi. Jakże smutne życie wiedli ci ludzie! Pomimo to ów trędowaty nie poddaje się ani chorobie, ani też przepisom, które czynią go wyrzutkiem. Aby dotrzeć do Jezusa, nie bał się złamać prawa i wejść do miasta – coś, czego nie powinien czynić – było to jemu zakazane, a kiedy Go odnalazł, „upadł na twarz i prosił Go: «Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić»” (w. 12). To wszystko, co ów człowiek uważany za nieczystego czyni i mówi jest wyrazem jego wiary! Uznaje moc Jezusa: jest pewien, że ma On moc, aby go uzdrowić i że wszystko zależy od Jego woli. Ta wiara jest siłą, która pozwoliła mu złamać wszelkie konwencje i dążyć do spotkania z Jezusem, a upadając przed Nim na kolana, nazywa Go „Panem”. (…) Powierzenie się woli Boga oznacza w istocie zwrócenie się do Jego nieskończonego miłosierdzia (…). Jezus jest głęboko poruszony tym człowiekiem. Ewangelia św. Marka podkreśla,

że „zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: «Chcę, bądź oczyszczony!»” (1,41). Gest Jezusa towarzyszy jego słowom i czyni bardziej wyraźnym Jego nauczanie. Wbrew przepisom Prawa Mojżeszowego, które zakazywało zbliżać się do trędowatego (por. Kpł 13,45-46), Jezus wyciągnął rękę, a nawet go dotknął. Ileż razy spotykamy biedaka, wychodzącego nam na spotkanie! Możemy być nawet szczodrzy, możemy mieć współczucie, ale zwykle go nie dotykamy. Dajemy mu pieniądze, ale unikamy dotknięcia jego ręki, rzucamy ją. I zapominamy, że jest to ciało Chrystusa! Jezus uczy nas, aby nie bać się dotykania ubogich i wykluczonych, bo On jest w nich obecny. Dotknięcie ubogiego może nas oczyścić z obłudy i uczynić nas niespokojnymi o jego stan. Dotknąć wykluczonego. (…). Po uzdrowieniu trędowatego Jezus nakazuje mu, by nic nikomu nie mówił, ale „idź, pokaż się kapłanowi i złóż ofiarę za swe oczyszczenie, jak przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich” (w. 14). Ten nakaz Jezusa ukazuje co najmniej trzy rzeczy. Po pierwsze łaska, która w nas działa, nie szuka sensacji. Zazwyczaj działa po cichu i bez rozgłosu. Aby uzdrowić nasze rany i poprowadzić nas drogą świętości, działa ona cierpliwie, kształtując nasze serca na podobieństwo serca Pana, abyśmy coraz bardziej przyjmowali Jego myśli i uczucia. Po drugie dokonując oficjalnej weryfikacji dokonanego uzdrowienia przez kapłanów i składając ofiarę przebłagalną, trędowaty jest ponownie przyjęty do wspólnoty wierzących i do życia grudzień-styczeń


’’

Tak często używamy sformułowania „Bóg oczyszcza z grzechów”. Czy zastanawialiśmy się, jak głębokie znaczenie ma słowo „oczyszczenie”? Człowiek trędowaty prosi Jezusa o oczyszczenie, dodając słowa: „jeśli chcesz”. Jakże często to właśnie choroba jest narzędziem do oczyszczenia duszy człowieka z jego grzesznej słabości, przez cierpienie bowiem możemy w sposób szczególny zbliżyć się do Boga. Zawierzmy więc Bogu czas i miejsce uzdrowienia, pamiętając, że On sam wie, co jest dla nas najlepsze. Maria P.

Uznanie, że Bóg ma moc, wiąże się z uznaniem własnej słabości – własnych ograniczeń, co dziś uchodzi za tchórzostwo. Obecnie żyjemy w czasach, które narzucają nam, byśmy byli samowystarczalni, nieomylni, ale czy to wystarczy, by być szczęśliwym? Patrząc na wielu smutnych ludzi wokół nas, widzimy, że nie. Tylko Jezus daje pełne uzdrowienie i szczęście. Należy jednak pamiętać, że w ślad za trędowatym wpierw trzeba udać się do Jezusa i o nie poprosić. Renata B.

społecznego. (…) Tak jak sam błagał, jest teraz całkowicie oczyszczony! Wreszcie, pokazując się kapłanom, trędowaty składa wobec nich świadectwo o Jezusie i Jego mesjańskiej władzy (…). Pomyślmy o nas, o naszych biedach, każdy ma swoją własną… pomyślmy szczerze. Ileż razy pokrywamy je obłudą „dobrych manier”. Właśnie wtedy musimy być sami, uklęknąć 6(168)2016

przed Bogiem i modlić się: „Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. I czyńcie to co wieczór, zanim udacie się do łóżka, co wieczór. A teraz wszyscy razem trzykrotnie powtórzmy tę piękną modlitwę „Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Dziękuję! Katecheza papieża Franciszka 22 czerwca 2016 roku

Fot.: wikimedia.org

Franciszek

7


żyć jak święci   kl. Dominik Rudan SCJ Stadniki

Kardynał z Dachau 8

„Jedno wiem, że wiara w Boga i w ostateczną Bożą sprawiedliwość krzepi mnie i nadaje sens mojej udręce, mojemu cierpieniu oraz broni mnie przed rozpaczą. Wiem, dlaczego nie odbieram sobie życia. Jak nigdy przedtem otwierają mi się teraz oczy na wiele rzeczy. W niedoli posiada człowiek jakiś dar głębszego przenikania rzeczywistości, zwłaszcza tej duchowej, o której czytamy w Ewangelii. Niejednokrotnie przypominają mi się ni stąd, ni zowąd przy pracy, na apelach, w nocy, gdy się budzę, jakieś słowa, jakieś sceny z Ewangelii i zdaje mi się, że je lepiej rozumiem…” – pisał ks. Adam Kozłowiecki SJ o swoim pobycie w KL Auschwitz. Biskup w „buszu” Adam Kozłowiecki urodził się w 1911 roku, w zamożnej rodzinie ziemiańskiej w Hucie Komorowskiej k. Kolbuszowej. Kiedy miał dziesięć lat, został wysłany przez rodziców do jezuickiego gimnazjum w Chyrowie, jednej z najlepszych szkół w międzywojennej Polsce, a jako osiemnastoletni młodzieniec wstąpił do nowicjatu ojców jezuitów. Został wyświęcony na kapłana w Lublinie w 1937 roku, a już dwa lata póź-

niej rozpoczął się jego sześcioletni pobyt w nazistowskich obozach koncentracyjnych. Był więziony w krakowskim więzieniu Montelupich, w Wiśniczu oraz Auschwitz aż do czerwca 1940 roku, kiedy to zesłano go do obozu koncentracyjnego w Dachau, gdzie doczekał się końca II wojny światowej. Nie wrócił jednak do Polski po wyzwoleniu z Dachau. Powiedział, że nie miał do kogo wracać. Jednego z jego braci rozstrzelali Niemcy, drugi mieszkał na obczyźnie i nie zamierzał wracać do Polski, a ojciec kapłana niedługo po wojnie zmarł. Ksiądz Kozłowski udał się więc do Rzymu, gdzie złożył śluby wieczyste w zakonie jezuitów oraz zgodził się na wyjazd do Afryki jako misjonarz. Do Rodezji Północnej (dzisiejszej Zambii) dotarł w 1946 roku i pozostał w niej do swej śmierci w 2007 roku – w sumie 61 lat pracy misyjnej! Ofiarna praca duszpasterska, miłość do ludzi jemu powierzonych, życzliwość i otwartość w końcu doprowadziły do mianowania go pierwszym arcybiskupem w Lusace w 1959 roku. Zjednywał sobie przychylność lokalnej ludności walką z rasizmem. Kazał na przykład przyjąć do szkoły dla białych Hinduskę. Kiedy natomiast lokalny biskup w Harare (Zimbabwe) nie reagował na lekceważące traktowanie pewnego czargrudzień-styczeń


żyć jak święci

nego biskupa z Ugandy na terenie swej diecezji, Kozłowiecki sam o wszystkim zawiadomił prasę. Gdy w 1964 roku Zambia, znajdująca się pod panowaniem Wielkiej Brytanii, odzyskała niepodległość, abp Kozłowiecki zwrócił się do Stolicy Apostolskiej z prośbą o zwolnienie go z urzędu. Uważał, że niepodległe państwo afrykańskie powinno mieć swego „czarnego biskupa”. Jego rezygnację przyjęto dopiero w 1969 roku. Arcybiskupem Lusaki został rodzimy ksiądz, a emerytowany abp Kozłowiecki wrócił do zambijskiego „buszu”, gdzie pracował jako wikariusz. „87-letni młodzieniec” Do Polski po raz pierwszy od 1940 roku przyjechał w 1970 roku, a później jeszcze kilkakrotnie odwiedzał ojczyznę. Przez długie lata był przewodniczącym Papieskich Dzieł Misyjnych w Zambii, a jego ofiarna i pokorna służba na chwałę Boga i pożytek powierzonego mu ludu została uwieńczona nominacją kardynal6(168)2016

ską w 1998 roku. W jednym z listów do przyjaciela, ks. Stępniaka, napisał: „…Ja sam, 87-letni młodzieniec, poczułem się nagle jak hipopotam wezwany nagle do tańca w balecie w najsławniejszej operze świata. Ja nie wiem, jak ukłonić się publiczności, a kiedy wreszcie jakiś miły gest zrobiłem, to cała publika wybuchła śmiechem, rzucając we mnie kwiaty. (…) Musiałem pojechać do Rzymu, towarzyszył mi i pilnował o. Bronisław Kondrat, a w Rzymie dodawał ducha przez cały czas ks. kard. Macharski, a ze strony Towarzystwa o. Asystent Bogusław Steczek uznał nawet moje normalne umundurowanie za niegodne kardynała i zmusił do nowego garnituru, nowej pary butów, prawdopodobnie bym wyglądał więcej na kardynała, mniej jak Buszman…”. A podczas pewnego wywiadu rzekł: „Powiedziałem Janowi Pawłowi II, że mianował mnie kardynałem tak późno, żebym nie mógł brać udziału w konklawe. Mogłem sobie na to pozwolić, bo byłem od niego starszy o 9 lat i nie przewidywałem, że to on pierwszy odejdzie z tego świata. Ojciec Święty mi odpowiedział: «I o to chodziło», więc dodałem: «Ale za to mogę zostać wybrany». I wtedy papież roześmiał się i powiedział: «Nie martw się, to niemożliwe»”. Całkowite poświęcenie się Kardynał zmarł w głębokiej starości, mając 96 lat, w Lusace, gdzie go pochowano. Całe jego życie kapłańskie było wielką ofiarą, poświęceniem się na rzecz Chrystusa, Kościoła i ludzi, do których go posyłano. W ten sposób rozumiał kapłaństwo: jako całkowite oddanie się drugiemu człowiekowi, głosząc całą osobą Dobrą Nowinę o Zmartwychwstałym. „Praca kapłańska i praca zawodowa pochłaniają przecież, a przynajmniej powinny pochłaniać całego człowieka. I jeżeli ksiądz jest naprawdę gorliwym kapłanem, wówczas nie będzie miał czasu na inne zajęcia. Przeciwnie, jeśli będzie dobrym pracownikiem w jakimś innym zawodzie, nie potrafi być równocześnie dobrym kapłanem oddanym całkowicie swemu powołaniu kapłańskiemu”.

9


rozmowa „Wstań”

Oddać Jezusowi wszystko...

Fot.: shuttersock.com

10

grudzień-styczeń


rozmowa „Wstań” Do pokoju wchodzi młoda dziewczyna. Z delikatnością wymawia swoje imię i zajmuje miejsce przy stole. Trudno uwierzyć w to, że kilka lat temu przeżyła wypadek samochodowy. O kim mowa? O Ani, która obecnie studiuje pielęgniarstwo. W rozmowie z kl. Dariuszem Trzebuniakiem SCJ opowiada o swoim uzdrowieniu fizycznym, którego doświadczyła podczas adoracji Najświętszego Sakramentu.

Sięgnijmy pamięcią wstecz. Co się właściwie wydarzyło tego pamiętnego dnia 4 lata temu? Zacznę od tego, że pojechałam wtedy z grupą młodzieżową na koncert „Jednego serca, jednego ducha” do Rzeszowa. Wracając z koncertu, około pierwszej w nocy, mieliśmy zderzenie czołowe z samochodem prowadzonym przez 19-letniego chłopaka, który był pod wpływem alkoholu. Jechaliśmy dziewięcioosobowym busem, a ja siedziałam z tyłu, w teoretycznie najbezpieczniejszym miejscu. Gdy tylko zasnęłam, usłyszałam, jak kierujący samochodem ksiądz zaczął krzyczeć: „Rany Boskie, zabije nas!”. Ksiądz próbował uniknąć zderzenia, ale i tak do niego doszło. Rozległ się jeden wielki trzask. Kiedy wyszliśmy z busa, okazało się, że ten chłopak wyleciał autem gdzieś w pole, reszta pasażerów pouciekała; on jednak nie mógł uciec, bo drzwi były zaklinowane. Chwilę po wyjściu na zewnątrz poczułam, że nie mogę ruszać szczęką. Po wyjściu z samochodu miałaś świadomość, że coś Ci się stało? Nie, tu zadziałała adrenalina. Dopiero po jakimś czasie poczułam straszny ból i powiedziałam do Wojtka, mojego brata, że nie mogę ruszać szczęką. Pogotowie zabrało mnie do szpitala do Brzeska i po prześwietleniu okazało się, że mam złamaną szczękę. Od razu skierowali mnie do Krakowa, bo w Brzesku w ogóle nie chcieli się podjąć leczenia. Na następny 6(168)2016

dzień pojechałam do Krakowa, gdzie zrobiono mi badania i przeprowadzono konieczny zabieg. Po nim wróciłam do domu. Po wypadku był czas na rehabilitację, tak? Przez dwa tygodnie miałam wyciąg międzyszczękowy. Po tym okresie pojechałam na kontrolę do szpitala i ten wyciąg został ściągnięty. Miałam jednak nadal jeździć na rehabilitację. Początkowo przebiegała ona pomyślnie, ale w pewnym momencie dalszy postęp się zatrzymał: szczęka nie otwierała się. Groziła mi operacja. Lekarze musieliby ponownie łamać szczękę, żeby się dobrze zrosła, no i konieczna byłaby nowa rehabilitacja. Co w tamtym czasie było najtrudniejsze dla Ciebie? Nie mogłam się z nikim dogadać, ludzie nie rozumieli, co mówię. Miałam wielki żal do tego chłopaka, który spowodował wypadek, o to, że nie zrozumiał, że jazda pod wpływem alkoholu może doprowadzić do wielkiego nieszczęścia, że można skrzywdzić niewinnego człowieka przez swoją głupotę. Jak się skończył proces sądowy? Chłopak już wcześniej miał sprawę, zabrano mu prawo jazdy i miał wyrok w zawieszeniu. W trakcie tej rozprawy tłumaczył się, że chce jechać z tatą za granicę do pracy i nie może pójść do więzienia, dlatego sąd znów dał mu wyrok w zawieszeniu. Jaką cenę zapłaciłaś za błąd tego kierowcy? To było na początku czerwca, kończyłam wtedy gimnazjum i było ciężko, bo wszystkie oceny się wówczas „poprawia”. Umknęło mi najlepsze liceum, bo nie miałam możliwości poprawienia ocen. Ten wypadek skomplikował mi życie, bo gdy zdjęto mi druty ze szczęki, to praktycznie nie mogłam otworzyć ust, nie mogłam normalnie jeść. Wszystko musiałam rozdrabniać na kawałki. No i nie mogłam grać na flecie poprzecznym, dlatego też musiałam zrezygnować z orkiestry.

11


rozmowa „Wstań” A jak Twoi towarzysze zareagowali na to wszystko? Jakie były ich odczucia? Rozmawialiście na ten temat? Pewnie tak? No tak, cała grupa bardzo to przeżywała. Odbiło się to na wszystkich, może nie na zdrowiu, ale na kondycji psychicznej. Mówili jednak, że na szczęście nikt w tym wypadku nie zginął. Patrząc na zniszczony samochód, widać, że mogło być o wiele gorzej.

12

Słyszałem, że chciałaś wtedy jechać na Saletyńskie Spotkanie Młodych? Co roku w lipcu odbywają się Międzynarodowe Saletyńskie Spotkania Młodych w Dębowcu i zawsze jeździmy tam z parafii z grupą młodzieżową. Podobnie miało być i tamtego roku. Bardzo mi zależało, żeby tam pojechać, ale lekarz rehabilitant nie chciał się zgodzić, bo tydzień bez ćwiczeń, to za duża przerwa. Uprosiłam go jednak i pozwolił mi pojechać, jeśli tylko w dniu powrotu od razu zgłoszę się do niego. No i pojechałam do Dębowca z moim bratem. Rodzice puścili mnie pod warunkiem, że on pojedzie ze mną i będzie się mną opiekował. Co się takiego szczególnego wydarzyło podczas tego spotkania? Jadąc na spotkanie, nie mogłam zbyt szeroko otwierać ust, maksymalnie na dwa palce. Dlatego też nie jadłam np. skórek z chleba, którymi w Dębowcu karmiłam mojego brata. Inne rzeczy rozdrabniałam na małe kawałeczki i tak się żywiłam. Przyjechaliśmy w poniedziałek, we wtorek był dzień spowiedzi. Poszłam do spowiedzi i ksiądz powiedział, że czuje, że coś się tu wydarzy specjalnego dla mnie, że nie przyjechałam nadaremno do Dębowca. Minęła środa, czwartek i w końcu przyszedł piątek. Wieczorem był koncert uwielbienia; na scenie wystawiono Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, były modlitwy i śpiewy. Tańczyliśmy i śpiewaliśmy przed wystawionym Chrystusem w monstrancji i w pewnym momencie usłyszałam słowa, żeby oddać Jezusowi wszystko, co

przeszkadza nam Go uwielbiać. No i tak sobie pomyślałam: „Panie Boże, ja tak bardzo nie cierpię, jak inne osoby – chore czy umierające, ale zabierz ode mnie to, co tak mi przeszkadza Cię uwielbiać”. W tym momencie poczułam ciepło na policzku i jakby mi tam wszystko puściło w ustach. Zaczęłam normalnie śpiewać, płakać i tańczyć. Dotychczas po tym złamaniu, gdy dotykałam policzka, towarzyszyło mi takie mrowienie, praktycznie go nie czułam. Gdy teraz dotknęłam policzka, czułam go normalnie. Po koncercie wróciliśmy na nocleg do szkoły. Przez cały tydzień wszyscy robili tosty, a ja nie mogłam ich jeść. Tego wieczoru dziewczyny też zrobiły tosty, wzięłam jednego i zaczęłam normalnie jeść. Wtedy zrozumiałam, że Pan mnie uzdrowił. To było miesiąc po wypadku. Jak lekarze ocenili stan Twojej szczęki? Właściwie nic specjalnego nie mówili, tylko tyle, że szczęka otwiera się prawidłowo na trzy palce i nie ma już mowy o operacji. Wcześniej miałaś jakąś operację? Nie, nie miałam, bo szczęka złamała się w takim miejscu, które nie wymagało operacji. Miałam tylko zabieg, po zaaplikowaniu 13 zastrzyków znieczulających w podniebienie i dziąsła. Szczęka została uzdrowiona, a czy mimo to pozostał jakiś żal do winowajcy? Gdy klęczałam podczas adoracji przed Najświętszym Sakramentem, to pomyślałam sobie, że Pan Jezus za każdym razem mi przebacza, cokolwiek złego zrobię, a ja nie potrafię się zdobyć na to, żeby wybaczyć temu chłopakowi. Po kilku dniach przestałam już o tym wypadku myśleć i nie winiłam sprawcy za to, co zrobił. Wcześniej miałam żal, że jechał po alkoholu, miał ponad dwa promile, zataczał się po wyjściu z auta, więc nie mógł normalnie prowadzić. Przez niego mogliśmy wszyscy zginąć. Teraz staram się patrzeć na dobrą stronę tego grudzień-styczeń


rozmowa „Wstań”

’’

Fot.: kl. D. Trzebuniak SCJ

Jeśli już opowiadam, to o uzdrowieniu, którego doświadczyłam, a nie o wypadku. Poza tym warto każde cierpienie ofiarować w jakiejś intencji, to też pozwala pogodzić się z tym, co nas spotkało – żeby nie 13 cierpieć bezsensownie.

zdarzenia, że Pan Jezus mnie uzdrowił, że nie ponoszę jego skutków w dalszym moim życiu, nie leżę sparaliżowana, ale mogę normalnie funkcjonować. A czy usłyszałaś od niego słowo „przepraszam”? Przyjechał na drugi dzień i chciał przeprosić, ale mama go nie wpuściła. W sądzie już nie okazywał skruchy za to, co zrobił. Masz świadomość, że mogłaś wtedy zginąć? Gdy jechaliśmy do Rzeszowa na koncert, modliliśmy się do swoich aniołów stróżów, żeby nad nami czuwali. Ksiądz się śmiał i mówił, że mamy wykupioną polisę na życie, że nikomu nic się nie stanie. I faktycznie. Tak naprawdę mogliśmy zginąć czy wylądować w szpitalu, ale nikomu nic poważniejszego się nie stało. 6(168)2016

Doświadczyłaś ogromnego bólu fizycznego i duchowego. Przede wszystkim czułam ból, gdy otwierałam szczękę. Tego nie da się wytłumaczyć, ale gdy była złamana, to w ogóle nie potrafiłam jej otworzyć. To był straszny ból! Gdy później szczęka się zrosła i zaczęłam rehabilitację, to przy każdym jej otwieraniu czułam ten ból. Właściwie przez pierwsze dwa tygodnie praktycznie cały czas byłam na środkach przeciwbólowych, bo inaczej bym nie wytrzymała. Przez ten wyciąg międzyszczękowy obie szczęki są ze sobą związane, więc w ogóle nie ma możliwości otwierania ust. Do tego druty z tego wyciągu przebijały mi policzki, tak, że dostawałam silnych krwotoków. Raz zaczęłam wręcz dławić się krwią. Pojechałam z mamą, żeby ktoś mi pomógł, bo bardzo krwawiłam. Byłyśmy najpierw u jednego dentysty, żeby to oczyścił, ale nie chciał się tego podjąć. Pojechałyśmy więc do


rozmowa „Wstań” innej dentystki i dopiero ona usunęła mi zalegające skrzepy. Sytuacja była wtedy naprawdę nieprzyjemna, bo autentycznie dławiłam się krwią, a sama nie mogłam w żaden sposób sobie pomóc. Za co jesteś Panu Bogu wdzięczna po tym wszystkim? Za to, że pozwolił mi przebaczyć. Niektórzy mówią, że przebaczyć znaczy zapomnieć. Da się tak? Nie, nie da się zapomnieć tego, że ktoś nas skrzywdził. Ale przebaczając, nie myśli się już o tym, nie ma się wielkiego żalu i nie obwinia się tej osoby o wszystko, co nam w życiu nie wychodzi.

14

Co byś chciała powiedzieć osobom, które nie potrafią przebaczyć? Czy miałabyś dla nich jakąś „złotą radę”? Dobrze jest się modlić za tę osobę – to bardzo pomaga. Ja zaczęłam odmawiać różaniec za tego człowieka, który zawinił. Różaniec ma ogromną moc. Wcześniej odmawiałam tę modlitwę, gdy musiałam, nie byłam jej wielką zwolenniczką. Od czasu wypadku zaczęłam jednak odmawiać różaniec za człowieka, który mnie bardzo zranił. I to mi niezwykle pomaga! Nawet byłam bardzo zdziwiona, ile łask można otrzymać, odmawiając różaniec. Modlitwa zatem otwiera na przebaczenie, człowiek się stopniowo przełamuje? Ten żal, że zranił nas jakiś człowiek, przynajmniej w moim przypadku, jest jak kamień,

’’

Teraz staram się patrzeć na dobrą stronę tego zdarzenia, że Pan Jezus mnie uzdrowił, że nie ponoszę jego skutków w dalszym moim życiu, nie leżę sparaliżowana, ale mogę normalnie funkcjonować.

który leży na sercu. Jednak dzięki modlitwie zaczyna powoli spadać. Czyli pierwszy był żal, a potem było przebaczenie, tak? Tak. Chociaż najpierw była obojętność – nie czułam nic, bo liczyło się tylko to, żeby ta szczęka się zrosła, był ból, więc nawet nie myślałam o pretensjach do tego chłopaka. To przyszło później, gdy się okazało, że nie mogę grać na flecie, nie mogę innych rzeczy robić, dopiero wtedy przyszedł ogromny żal. A przebaczenie przyszło po jakim czasie? To nie było tak, że od razu „ciach” i nie ma, nic się nie wydarzyło i, jak to się mówi, „czas leczy rany”. Według mnie nie leczy, tylko pozwala nam łatwiej z tym żyć. Nie da się jednak przestać czuć… Żalu? Może nie tyle żalu, bo teraz naprawdę nie mam go do nikogo – to minęło i już o tym nie myślę. Jeśli już opowiadam, to o uzdrowieniu, którego doświadczyłam, a nie o wypadku. Poza tym warto każde cierpienie ofiarować w jakiejś intencji, to też pozwala pogodzić się z tym, co nas spotkało – żeby nie cierpieć bezsensownie. Nie samo: cierpię, użalam się nad sobą, że takie coś mnie spotkało, tylko ofiarować to za kogoś czy w jakiejś intencji. Pamiętasz swój pierwszy raz, gdy znów zaczęłaś grać na flecie po wypadku? Oczywiście. Zaraz po powrocie z Dębowca wzięłam flet do ręki i zaczęłam grać w domu, a 11 listopada 2012 roku zagrałam pierwszy raz w orkiestrze. Po tym uzdrowieniu mogłam znów robić wszystko. Wiadomo, że musiałam przez rok bardzo uważać, żeby tej szczęki znowu nie złamać, ale to już był mniejszy problem. Dziękuję serdecznie za rozmowę i życzę Ci wszystkiego dobrego w dalszym życiu! grudzień-styczeń


’’

rozmowa „Wstań” MODLITWA O UZDROWIENIE Panie Jezu, przyszedłeś uzdrowić serca zranione i udręczone: proszę Cię, uzdrów urazy, powodujące niepokoje w moim sercu. Błagam Cię w szczególny sposób o uzdrowienie z tego, co jest przyczyną grzechu. Proszę Cię o wejście w moje życie, o wyleczenie mnie z urazów wewnętrznych, które mnie dotknęły w dzieciństwie, i z tych, które zostały sprowokowane u mnie w ciągu całego życia. Panie Jezu, Ty znasz moje problemy, składam je wszystkie w Twym Sercu dobrego Pasterza. Proszę Cię, mocą tej wielkiej otwartej rany w Twoim Sercu, uzdrów małe rany mojego serca. Wylecz rany moich wspomnień, aby nic z tego, co mi się przydarzyło, nie pozostawało w postaci bólu, kłopotów, trosk. Ulecz, Panie, te wszystkie zranienia, które w moim życiu przyczyniły się do zakorzenienia się we mnie grzechu. Chcę przebaczyć wszystkim osobom, które mnie uraziły; wejrzyj na te wewnętrzne rany, które sprawiają, że nie jestem w stanie przebaczać. Ty, który przyszedłeś uzdrawiać serca stroskane, ulecz moje serce. Ulecz, Panie, te moje ukryte rany, które są przyczyną chorób fizycznych. Ofiaruję Ci moje serce: przyjmij je, Panie, oczyść je i daj mi uczucia Twego Boskiego Serca. Pomóż mi być cichym i pokornym. Udziel mi, Panie, uleczenia bólu, który mnie gnębi z powodu śmierci drogich mi osób. Spraw, abym mógł odzyskać pokój i radość, mając pewność, że Ty jesteś zmartwychwstaniem i życiem. Uczyń mnie autentycznym świadkiem Twojego zmartwychwstania, Twojego zwycięstwa nad grzechem i śmiercią, Twojej obecności żyjącego pośród nas. Amen.

6(168)2016

15


Fot.: depositphotos.com

w zdrowym ciele...

lek. med. Monika Cieplińska-Gostek Tarnów

16

Nie przyszedłem się leczyć, ale żeby sobie porozmawiać… Długie kolejki pod gabinetem lekarza rodzinnego czy specjalisty, odległe terminy wizyt to rzeczywistość dobrze znana każdemu z nas. Widząc te „czarne poczekalnie”, nasuwa się pytanie: „Dlaczego ludzie przychodzą do lekarza?”. Odpowiedź z pozoru jest oczywista: „Bo są chorzy, chcą się leczyć, ratować swoje zdrowie i życie” – w wielu wypadkach tak jest, ale czy zawsze? Przyjrzyjmy się z bliska motywom wizyt pacjentów w gabinecie lekarskim. Kto odwiedza lekarza i dlaczego? Pierwszą grupę osób przychodzących do lekarza stanowią chorzy somatycznie, czyli oso-

by mające konkretne dolegliwości ze strony różnych narządów, wymagające postępowania w pierwszej kolejności farmakologicznego, czyli leczenia lekami. Do tej grupy możemy zaliczyć również tzw. wizyty sezonowe, mające miejsce w miesiącach o wyższej zachorowalności na choroby infekcyjne – w naszym kraju są to głównie schorzenia dróg oddechowych. Te osoby odwiedzają lekarza w razie wystąpienia nagłych objawów, oczekując konkretnej pomocy i licząc na szybki powrót do pełni zdrowia i sił. W skład drugiej grupy z kolei wchodzą pacjenci, którzy w danej chwili nie odczuwają żadnych dolegliwości, ich stan zdrowia jest stabilny, ale przychodzą w celu kontynuacji legrudzień-styczeń


w zdrowym ciele... czenia, czyli przepisania leków przyjmowanych na stałe. Są to tzw. porady recepturowe, które w myśl obecnie obowiązujących przepisów można w wielu placówkach podstawowej opieki zdrowotnej realizować również telefonicznie. Porada taka polega na tym, że pacjent telefonicznie prosi o wystawienie recepty na leki przyjmowane przewlekle. Następnego lub jeszcze tego samego dnia może ją odebrać w rejestracji. Kolejna grupa to tzw. wizyty z ciekawości. Mają one miejsce, gdy do przychodni przychodzi pracować nowy specjalista lub gdy przyjeżdża inny lekarz na zastępstwo w okresie urlopowym. Wspomniane zjawisko wcale nie jest rzadkie. Tego typu pacjenci mówią wprost: „Nic mi nie jest. Przyszedłem z ciekawości zobaczyć, jaki jest ten nowy pan/pani doktor. Proszę mnie przy okazji przebadać”. Z tego typu sytuacjami spotykamy się dużo częściej na wsi niż w mieście. Warto zwrócić uwagę jeszcze na wizyty, które nazwę „wizytami konsultacyjnymi”. Nie mam tu na myśli konsultacji specjalistycznych, ale sytuacje, gdy pacjent rano rejestruje się do jednego lekarza, a po południu tego samego dnia do innego. Wchodząc do gabinetu, mówi: „Chciałem tylko skonsultować to, co powiedział doktor X”. Zapewne motywem tego typu wizyt jest brak zaufania do lekarza, jak również niedopuszczanie do siebie wiadomości o stanie swojego zdrowia. Ostatnią grupą, o której chciałam wspomnieć, są pacjenci, którzy nie potrzebują pomocy medycznej, rozumianej jako prowadzenie diagnostyki czy farmakoterapii. Te osoby oczekują, aby spojrzeć na nich holistycznie, czyli całościowo. Potrzebują głównie rozmowy, a dokładniej, aby wysłuchać tego, co przeżywają, jakie mają problemy i czym żyją na co dzień. Do tej grupy można zaliczyć również osoby ze wszystkich wcześniej wspomnianych grup. Spotykamy się z coraz większym u pacjentów „głodem zainteresowania ich osobą”. Często samotność jest przyczyną somatyzacji tego, co dana osoba przeżywa, i mam na myśli również 6(168)2016

samotność wśród rodziny i kochających osób, które nas nie rozumieją. Jaki lekarz może nam pomóc? Lekarz, nawet najlepszy i najbardziej empatyczny, nie jest w stanie uleczyć ran odrzucenia, poczucia osamotnienia, niezrozumienia, czy wreszcie trudności w akceptacji choroby czy sytuacji rodzinnej, w której dana osoba się znajduje. On może chwilowo pomóc, zaleczyć ten ból na krótki czas, ale nie uleczy ran, które w rzeczywistości są bólem duszy człowieka. Pan Bóg, nim powstała nauka zwana psychologią, wiedział, że człowiek potrzebuje wypowiedzieć ból duszy, dlatego dał nam sakrament pokuty, w którym, jak czytamy w Katechizmie Kościoła katolickiego, „Bóg udziela penitentowi przebaczenia i pokoju” (1424). Otrzymując Boży pokój, mamy siłę, by podejmować walkę i znosić to, co nas spotyka. Tak jak ważne jest dbanie o zdrowie fizyczne, ważne jest również dbanie o stan naszej duszy, dlatego nie bójmy się iść do spowiedzi, dobrej i szczerej, bo tam czeka na nas Lekarz, który uleczyć może z każdego trądu. Potrzeba, aby człowiek uchylił rąbek swojego serca, a resztę dokona Bóg. Mówiąc o samotności człowieka w świecie pełnym ludzi, nietrudno znaleźć analogię do samotności Jezusa wśród śpiących uczniów w Ogrójcu. Oni byli tam, ale nie czuwali z Panem, nie widzieli tego, co się z Nim dzieje. Może właśnie przez doświadczenie naszej samotności w życiu Jezus prosi, by czuwać z Nim w Ogrójcu i może razem z Jezusem wypowiemy słowa: „Nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie”. Nie bójmy się również ze swoją samotnością przebywać przed Najświętszym Sakramentem, gdzie zawsze na nas czeka Bóg, wysłucha każdego naszego słowa i nie tylko słowa. On usłyszy każde drgnienie naszego serca. Trwając tak przed obliczem Boskiego Zbawiciela, możemy usłyszeć: „Sequere me” – pójdź za Mną, pozwól się poprowadzić, dokąd ja zechcę. A gdy pozwolimy się prowadzić temu, który do końca nas umiłował, zobaczymy, że Bóg działa w nas i przez nas.

17


w zdrowym ciele...   lek. med. Katarzyna Dąbek Rzeszów

Choroby zakaźne. Bać się czy nie? Choroby zakaźne to grupa chorób, które rozwijają się w następstwie wniknięcia czynnika zakaźnego do organizmu, przy jego obniżonej odporności. Czynnikami powodującymi choroby zakaźne (patogenami) mogą być zarówno bakterie, jak i wirusy, grzyby oraz pasożyty.

18

Drogi szerzenia Choroby zakaźne rozprzestrzeniają się z łatwością dzięki dużej zjadliwości patogenów i obniżonej odporności organizmu, który atakują. Drogi szerzenia chorób zakaźnych są różne. Do zakażenia może dojść tzw. drogą kropelkową, np. w przypadku popularnych wirusów powodujących przeziębienie lub grypę. Osoba chora, kaszląc lub kichając, uwalnia do otoczenia „cząsteczki” wirusa, które poprzez drogi oddechowe i jamę ustną wnikają do organizmu innej osoby. Inną drogą zakażenia może być tzw. droga brudnych rąk. W taki sposób rozprzestrzeniają się zarówno wirusy, jak i bakterie powodujące zakażenia układu pokarmowego, a więc np. rotawirusy czy wirusy wywołujące żółtaczkę pokarmową, dur brzuszny lub cholerę. Do chorób zakaźnych przewodu pokarmowego może dojść również poprzez spożycie brudnych, nieumytych owoców lub warzyw, zakażonej wody, niedogotowanego mięsa lub innych pokarmów. Ponadto do zakażeń może dojść również drogą krwiopochodną. Przenoszone są w ten

sposób m.in.: wirus żółtaczki typu B, wirus HIV oraz niektóre bakterie. Kolejną drogą rozwoju zakażeń mogą być również kontakty seksualne – tak rozprzestrzeniane są np. wirus opryszczki narządów płciowych, wirus HIV czy kiła. Niektóre choroby zakaźne przenoszone są również z matki na rozwijające się pod jej sercem dziecko – jest to tzw. droga wertykalna. W ten sposób mama może zarazić swoje dziecko na przykład wirusem HIV, wirusem cytomegalii i różyczki lub toksoplazmozą. Profilaktyka Istnieją różne metody zapobiegania rozwojowi zakażeń, w zależności od drogi ich szerzenia. W przypadku chorób przenoszonych drogą kropelkową istotne jest zasłanianie ręką ust podczas kaszlu, częste oczyszczanie nosa z zalegającej wydzieliny, używanie chusteczek jednorazowych i ich wyrzucanie po użyciu. Ważne jest również częste wietrzenie pomieszczeń, w których przebywają osoby chore, oraz unikanie kontaktu osób chorych z małymi dziećmi i osobami starszymi, u których odporność jest znacznie osłabiona. Grypy można uniknąć poprzez coroczne szczepienia. Szczepienia te zalecane są dzieciom zdrowym między 6. miesiącem a 18. rokiem życia; dzieciom przewlekle chorym oraz z wrodzonymi wadami serca; osobom z obniżoną odpornością; osobom powyżej 55. roku życia; osobom, które z powodu wykonywanego zawodu mają bliski kontakt z dziećmi lub osobami starszymi; kobiegrudzień-styczeń


w zdrowym ciele... tom planującym ciążę; osobom przebywającym w domach spokojnej starości, domach opieki i innych placówkach. W Polsce szczepienia przeciw grypie nie są włączone do tzw. szczepień obowiązkowych, czyli chcąc się zaszczepić, należy szczepionkę zakupić (najczęściej w przychodni rejonowej lub aptece). Chorobom przenoszonym przez brudne ręce lub nieumyte owoce można zapobiec poprzez dbanie o higienę – częste mycie rąk, mycie owoców i warzyw, picie nieskażonej wody (w rejonach epidemicznych najlepiej butelkowanej ze sklepu). Chorobom przenoszonym drogą krwionośną zapobiega się poprzez używanie jednorazowego sprzętu, zarówno w gabinetach lekarskich, szpitalach, jak i w salonach kosmetycznych i fryzjerskich. Szczepienia ochronne Niektórym chorobom zakaźnym można zapobiec poprzez szczepienia ochronne wykonywane już od pierwszych dni życia. Pewne szczepienia są wpisane w tzw. kalendarz szczepień – czyli zbiór szczepień, które są obowiązkowe (niepłatne) i zalecane (płatne). Ponadto, kiedy wyjeżdża się do niektórych krajów, szczególnie do Afryki, Azji czy Ameryki Południowej, należy poddać się szczepieniom przeciwko wybranym chorobom – ściśle określonym – lista takich chorób dostępna jest np. w sanepidzie. Szczepienia ochronne są bardzo istotną metodą zapobiegania niektórym chorobom zakaźnym. Dzięki zastosowaniu szczepionek przeciwko chorobie Heinego-Medina i odrze udało się całkowicie wyeliminować powyższe choroby w krajach, w których przeprowadzono szczepienia. W przypadku krztuśca, błonicy, tężca, świnki czy żółtaczki zakaźnej typu B udało się w bardzo dużym stopniu ograniczyć zachorowania dzięki zastosowaniu szczepień. 6(168)2016

Poprzez działania „ruchów antyszczepionkowych”, które sprzeciwiają się stosowaniu szczepień ochronnych, w krajach Europy Zachodniej niektóre choroby takie jak odra i krztusiec wracają ze zwiększonym nasileniem. Powikłania chorób zakaźnych bywają bardzo rozległe i groźne (włącznie ze śmiercią lub trwałym kalectwem), dlatego zastosowanie szczepień ochronnych wydaje się być obecnie jedyną dostępną, najbardziej skuteczną metodą zapobiegania tym chorobom. Warto rozważyć szczepienia przeciwko pneumokokom i meningokokom. Wprawdzie są to szczepienia odpłatne, podobnie jak szczepionka przeciw ospie wietrznej, jednak wydanie kil-

19

kuset złotych może uratować dziecku życie lub uchronić go przed poważnymi powikłaniami będącymi skutkiem zachorowania na te choroby. Czasem na urodziny kupujemy dzieciom kolejne (niekoniecznie potrzebne) drogie zabawki, może warto byłoby się zastanowić, czy nie ufundować mu szczepień ochronnych, które mogą uratować życie. Przeciwnicy szczepień obawiają się głównie powikłań, tzw. NOP (niepożądanych odczynów poszczepiennych), które jednak są o wiele mniej groźne w skutkach niż powikłania po przebyciu odry, choroby Heinego-Medina czy nawet „pospolitej” ospy.


Fot.: depositphotos.com

... zdrowy duch

20

Aneta Pisarczyk Dąbrowa Górnicza

Nie jesteśmy aktorami życia Życie można przeżywać, można je także odgrywać. Można starać się żyć w zgodzie ze sobą, można też chować się za kolejnymi maskami i funkcjami. Czy nadal posiadamy dziecięcą zdolność do prostego i zwyczajnego wyrażania siebie? Czy pozwalamy sobie na spontaniczność i autentyczność w kontaktach z innymi? I przede wszystkim, czy my sami mamy jasność, co do tego kim jesteśmy? Kiedy funkcja goni funkcję Dzisiejsza rzeczywistość wymaga od nas wiele. Każdy z nas łączy przeróżne funkcje i role. Czasami jednak przyjmujemy na siebie za dużo.

Automatycznie podejmujemy się kolejnych zadań i wyzwań, uważając podświadomie, że tak trzeba. To tak jakby musiało nas być coraz więcej i jakbyśmy wciąż musieli zaskakiwać innych swoją wszechstronnością. Czy to źle, że chcemy wciąż się rozwijać i iść do przodu? To zależy od tego, czy w tej pogoni za byciem lepszą wersją samego siebie, tak naprawdę nie zatracamy tego, co w nas najcenniejsze. To zależy od naszej motywacji. Trzeba nam zapytać siebie, czemu mają służyć podejmowane przez nas działania. Czy przypadkiem nie mają na celu przykryć w nas czegoś, co jest dla nas trudne? Sprawić, że nie będziemy mieli czasu skonfrontować się z prawdziwym życiem? Czy sprawiają, że jesteśmy szczęśliwi? grudzień-styczeń


... zdrowy duch Ważne, by nie zatracić się w pełnionych funkcjach, wykonywanych zadaniach, dążeniach do zrealizowania kolejnego celu. Prawdziwe życie ukryte jest w tym, co najprostsze. To dotknięcie tej prawdy powinno napędzać nasze codzienne działania. Wszystko, co robimy, powinno służyć życiu. Temu, które jest w nas i temu, które od nas zależy. Czasem dobrze jest zwolnić, by to, co ważne nas nie ominęło. Nie warto brać na swoje barki kolejnych zadań tylko po to, by zadowolić ludzi, którzy tego od nas oczekują. Nie warto udawać kogoś, kim nie jesteśmy, tylko po to, by być lepiej postrzeganym, np. w miejscu pracy. I choć to nie jest łatwe, warto zawalczyć o pracę dopasowaną do nas, tak by wkładany w nią trud był realizacją naszych chęci i pragnień oraz by to, co robimy, było zgodne z tym, kim jesteśmy. Ciągłe dopasowywanie się do ludzi i okoliczności powoduje frustrację i prowadzi do wypalenia, a czasem także depresyjnych nastrojów. Dziś, gdy wielu z nas doświadcza trudu znalezienia i utrzymania pracy, łatwo wpaść w pułapkę zbytniego dopasowywania się. Dużo osób w miejscu pracy odgrywa rolę kompetentnego i zaangażowanego pracownika. Jeżeli musimy odgrywać zaangażowanie, to znak, że wykonywana praca nie jest do nas wystarczająco dobrze dopasowana. Czy nasze życie nie byłoby pełniejsze, gdybyśmy poświęcali swoje siły i czas na pracę, która jest urzeczywistnieniem naszych przekonań i pragnień? Mniej znaczy więcej Bardziej być czy mieć? Pytanie to może wydawać się aż nazbyt filozoficzne, jednak tak naprawdę potykamy się o nie każdego dnia. Są takie role w naszym życiu, które dotykają istoty człowieczeństwa. To role, które pełnimy w naszych rodzinach – córki, syna, brata, siostry, w końcu żony, męża oraz matki lub ojca. Wypełnianie tych ról w głównej mierze buduje poczucie tego, kim jesteśmy i wpływa na obraz tego, jacy jesteśmy. Dla osób wierzących ważną rolą jest też rola dziecka Bożego, chrześcijanina. Oczywiście pełnimy też role przyjaciela, sąsiada, współpracownika. Posiadane wykształcenie 6(168)2016

i piastowane stanowisko wyznaczają naszą pozycję zawodową i wpływają z kolei na role pełnione w życiu społecznym. Można powiedzieć, że wszystkie te zadania są ważne. Role życiowe, te, które zostały nam dane, są jednak kluczowe. Wszystkie inne powinny być wobec nich służebne. I to w naszych życiowych rolach powinniśmy przede wszystkim poszukiwać własnego rozwoju i spełnienia. Zaniedbanych relacji nie zastąpimy kolejnymi sukcesami zawodowymi czy akcjami społecznymi. Dlaczego więc często zostaje nam tak niewiele czasu i sił na pielęgnowanie tego, co najważniejsze? Trudno pogodzić tak wiele pełnionych ról. Trzeba nam dokonywać wyborów. Pomaga w tym ugruntowana świadomość tego, kim jesteśmy, jaki sens ma nasze życie i w którym kierunku zmierzamy. Co jest dla nas najważniejsze? Nie bójmy się mądrze wybierać, nawet jeśli miałby to być wybór niepopularny. Słuchajmy naszego wewnętrznego głosu, odczytujmy kolejne życiowe kroki w naszych pragnieniach i tęsknotach. Nie dajmy sobie wmówić, że musimy żyć tak jak większość. Lokujmy podejmowane wysiłki w budowanie tego, co najważniejsze. Jakże często mniej znaczy więcej. Mniej rzeczy wokół nas, więcej przestrzeni w nas. Mniej zabiegania o dobra materialne, więcej czasu na bycie z rodziną. Mniej poszukiwania siebie w tytułach i stanowiskach, więcej autentyczności w byciu sobą na co dzień. Co chcesz osiągnąć w życiu? Na czym tak naprawdę ci zależy? Której życiowej roli nie chcesz przegrać? Podążajmy za pragnieniami Każdy z nas nosi w sercu wizję tego, co chciałby ofiarować swojej rodzinie, jaki wkład wnieść w życie innych ludzi. Podążajmy za tym, co jest tęsknotą naszego serca. Realizujmy najszlachetniejsze pragnienia ot tak, zwyczajnie, na co dzień. Nie dajmy sobie wmówić, że to nie dla nas, że za późno, że nie damy rady. Dzięki temu będziemy krok po kroku wyzwalać się z tego, co nieautentyczne. Coraz więcej będzie nas w nas samych, a my będziemy się ze sobą czuć w końcu jak u siebie.

21


... zdrowy duch   ks. Łukasz Grzejda SCJ     Stadniki

Uchodźców w dom przyjąć

22

Utracić swój dom Wszyscy jesteśmy pielgrzymami. Choć w naszej mentalności zakorzeniona jest wizja osiedleńcza, to jednak mamy wewnętrzne przekonanie o potrzebie przemieszczania się. Całe wieki istniały plemiona czy ludy, które wędrowały po określonym terytorium w poszukiwaniu odpowiedniego dla siebie miejsca. Miały być może przekonanie, że poszukiwanie odpowiedniej przestrzeni życiowej ustabilizuje ich pragnienia bycia kimś ważnym w skali świata. Inne ludy musiały po prostu uciekać przed napadami silniejszych od siebie. Kiedy nastał pewien względny ład i spokój związany z unarodowieniem i upaństwowieniem społeczeństw, to znów wybuchały wojny światowe. Być może dlatego, że okazało się, że ów ład był pozorny. W XX wieku świat nabrał okropnej nienawiści do siebie samego. Mówię o świecie rozumianym jako populacji ludzkiej. Główne nurty myślowe ogłosiły śmierć Boga. Zniknął Bóg globalny, a w Jego miejsce stworzono obraz Boga bliskiego i współczującego, o którym można powiedzieć – Bóg Przyjaciel. To nawet bardzo ciepło brzmi. Zapotrzebowanie na Boga przyjęło formę podobną do zdobywania towaru, który można dowolnie zużyć, sprzedać, schować. Po redukcji historycznej i tożsamościowej zniknął Bóg, który jest początkiem i końcem, zakorzenionym w swej boskości. Można powiedzieć, że pozostał taki bezdomny Bóg.

Odzyskać tożsamość Jeżeli Bóg stracił dom, to i ludzkość straciła swoje głębokie korzenie i fundament, które podtrzymywały jej kierunek. Może i zostały zdjęte pewne więzy, których istnienie ludzie przypisywali fałszywej wizji Boga, ale trzeba mocno podkreślić, że to jednak nie człowiek był u początku budowy świata. Po okresie reżimów i ideologii ludzie znów zapragnęli oddychać wolnością. Była ona ukierunkowana na „oswobodzenie się” od tego, co może tę wolność ograniczać w jakichkolwiek wymiarach. W katalogu rzeczy opresyjnych znalazł się również Bóg. Stąd ludzie poszli w kierunku wyzwolenia religijnego. Wyrządzili sobie tym straszną krzywdę, bo pozbyli się również tego, co jest centrum ich egzystencji. Bardziej podatnym na te wydarzenia stał się zachód Europy, gdzie proces sekularyzacji spowodował głęboki kryzys. Lecz i po tym załamaniu wiary małymi krokami przychodzi nowe odrodzenie duchowe, zwłaszcza w środowiskach o silnej potrzebie tożsamościowej. W Polsce przez długie lata panował optymizm św. Jana Pawła II. Stał się on siłą narodowowyzwoleńczą, pozwalającą przeciwstawić się zakusom środowisk skrajnie liberalnych, które poprzez media miały duży wpływ na Polaków. A ostatnio, dzięki takiemu wydarzeniu jak Światowe Dni Młodych odbywające się w naszym kraju, pojawiła się nadzieja, że młodzi ludzie podejmą na nowo poszukiwanie swoich grudzień-styczeń


... zdrowy duch

Los człowieka w rękach Boga Pojawia się z coraz większą siłą nowy typ migracji. Migracji, która przyjmuje postać uchodźctwa. Działania zbrojne lub wojny wciąż trwające na świecie powodują duże problemy wśród ludności cywilnej, która nie uczestniczy w konfliktach interesów pewnych grup społecznych czy wrogich sobie sił. Patrząc na to wszystko, tworzy się w naszych myślach pewien niepokój. Oczekujemy zdrowej oceny tego, kim właściwie są uchodźcy. Czy są to faktycznie ludzie wygnani ze swojej ojczyzny, którzy poszukują spokoju i swojego kawałka ziemi do zamieszkania, oczekują od rdzennych mieszkańców zrozumienia swojej sytuacji oraz potrzebują dachu nad głową i zatrudnienia z godziwą płacą? Czy może są to ukryci działacze takich czy innych ideologii, którzy wokół siebie sieją zamęt, tworzą getta, nie asymilując się z miejscową ludnością; nie szukają pracy przynoszącej stabilność ekonomiczną dla swoich rodzin i w dalszej perspektywie państwa, które ich „przechowuje”? „Kto was przyjmuje, mnie przyjmuje” (Mt 10,40)

Nawoływanie papieża Franciszka o przyjmowanie uchodźców spotyka się wciąż z dwojakim nastawieniem. Papieżowi jednak nie zależy na bezmyślnej pomocy, a już na pewno nie na otwarciu drogi na podbój Europy przez kraje niechrześcijańskie. Być może sami również moglibyśmy się znaleźć w sytuacji bezdomności, dlatego warto się zastanowić, czy nie jest naszym zadaniem płynącym z cnoty miłości opieka nad potrzebującymi, zwłaszcza zapewnienie domu nad głową? Trudniejsza opieka, bo nie polegająca tylko na wywiezieniu przez Caritas żywności do kraju, gdzie tajfun zniszczył domy, ale pomocy odbudowania w konkretnym człowieku poczucia bezpieczeństwa, wiary w solidarne odruchy międzyludzkie czy zaufania w siłę ludzkiej 6(168)2016

’’

Fot.: www.depositphotos.com

korzeni. Mamy przecież wspaniałe dziedzictwo wiary i duchowości katolickiej oraz doniosłe bogactwo postaw patriotycznych.

Miłosierny Boże, spraw, aby uchodźcy i migranci, pozbawieni domu, rodziny i wszystkiego, co znajome, doświadczali Twej pełnej miłości obecności. Ogrzej zwłaszcza serca młodych, starych i tych, którzy są wśród nich najsłabsi. Spraw, aby czuli, że towarzyszysz im, tak jak towarzyszyłeś Jezusowi, Maryi i Józefowi w wygnaniu do Egiptu. Prowadź ich do nowego domu i nowej nadziei, tak jak prowadziłeś Świętą Rodzinę. Otwórz nasze serca, byśmy przyjęli ich jak nasze siostry i naszych braci, w twarzach których widzimy Twego Syna, Jezusa. Amen.

i Bożej interwencji antykryzysowej. Obejmijmy chociaż modlitwą tych ludzi, którzy są tylko czasowo dziećmi tego świata. I prośmy, aby uczynek miłosierdzia „podróżnych w dom przyjąć” został podjęty przez nas wobec tych, którzy jako pielgrzymi potrzebują odzyskać Boga w sercu.

23


24

UgaśMY pragnienie w Batchoro

Fot.: Archiwum ks. M. Wenty

Duchowy Patronat Misyjny

Soki i napoje w sklepie, fontanny w mieście, zimny prysznic latem i gorąca kąpiel zimą. Nieograniczony dostęp do wody to w Europie nic nadzwyczajnego. Tymczasem w położonym w okolicy równika Czadzie ludzie wciąż cierpią z powodu pragnienia i suszy. Mieszkańcy parafii pw. św. Franciszka z Asyżu w Batchoro, gdzie proboszczem jest sercanin, ks. Marian Wenta SCJ, podporządkowują cały dzień jednemu celowi: zdobyciu wody do picia.

a niepojone zwierzęta zdychają, zaczyna więc brakować pożywienia i odradza się w ten sposób klęska głodu. „Często ze względu na duże odległości między wioską a zbiornikiem wodnym do domu ludzie noszą tylko tyle wody, ile potrzeba do picia i gotowania. Zanim jednak naczerpią wody, najpierw się w niej myją i piorą ubrania. Z tych zbiorników piją też zwierzęta, zarówno te dzikie, jak i hodowlane. Czasem można zobaczyć w stawie świnie, a potem ludzi czerpiących z niego wodę do picia” – relacjonuje nasz misjonarz.

Brak wody W porze deszczowej mieszkańców nękają powodzie. Szybko przechodzi jednak ona w porę suchą, podczas której pięćdziesięciostopniowy upał wysusza jeziora i rzeki. Do tych, które szczęśliwie nie wyschły lub do studni w innej wiosce wędrować trzeba nieraz wiele kilometrów. Mężczyźni pracują, więc zadanie to biorą na siebie kobiety i dzieci. Przyniesione kilka wiader wody zazwyczaj ledwie wystarcza, by zaspokoić pragnienie i przygotować coś do jedzenia. Najczęściej jednak Czadyjczycy używają do picia brudnej wody, szerzą się więc choroby i epidemie, np. cholery. Brak wody przysparza trudności w rolnictwie, które jest głównym źródłem utrzymania dla mieszkańców tego afrykańskiego kraju. Niepodlewane rośliny usychają,

Studnia za… „Puste żołądki nie mają uszu” – zwykli mawiać misjonarze. Trudno głosić Ewangelię komuś, kto cierpi z powodu pragnienia, głodu lub choroby czy śmierci w bliskiej rodzinie. Trudno o dobre wykształcenie czadyjskich dzieci, gdy zamiast przebywać w szkole, cały dzień muszą wędrować do studni. Na pomoc mieszkańcom sercańskiej parafii w Batchoro w Czadzie wychodzą więc sercańscy misjonarze i Darczyńcy Sekretariatu Misji Zagranicznych Księży Sercanów, którzy wspierają materialnie budowę studni głębinowych. Wywiercone głęboko w ziemi nie usychają nawet w porze suchej, więc nieustająca możliwość czerpania z nich wody jest dla Czadyjczyków wybawieniem. „Ludzie są grudzień-styczeń


Duchowy Patronat Misyjny

Duch

Patronat M y w

jny isy

!!

o

bardzo wdzięczni”, powtarza ks. Marian Wenta w każdej wiadomości, którą przesyła do Sekretariatu. To on, otrzymując pieniądze na budowę studni, organizuje ekipę budowlaną, a potem jedzie na lokalne święta, podczas których błogosławi tę studnię. Rozpoczyna się wtedy nowy etap w życiu lokalnej społeczności – etap bez pragnienia, głodu i chorób, które największe żniwo zbierają pośród dzieci. W Batchoro, dzięki zbiórkom pieniędzy, srebrnego i złotego złomu oraz makulatury, udało się już wywiercić dziewięć studni głębinowych. Szczególne słowa uznania należą się dziełu „Makulatura na misje” z diecezji gliwickiej i organizatorom akcji o tej samej nazwie w parafii MNP Matki Kościoła w Bełchatowie, prowadzonej przez księży sercanów, za mobilizację setek darczyńców i wolontariuszy, którzy wybudowali w Czadzie „własne” studnie dzięki zbiórce papieru. Tablice, które przygotowali miejscowi budowlańcy, informują, kto ufundował studnię. Na tablicy fundacyjnej można przeczytać również cytat z Ewangelii św. Jana: „Ja jestem chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie” (J 6,35). Budowa studni to pewnego rodzaju „narzędzie” ewangelizacyjne. Mamy nadzieję, że ich powstawanie pomoże miejscowym

nie tylko nasycić fizyczne pragnienie, ale będzie również powodem do poszukiwania Jezusa, który zaspokaja wszelkie ludzkie pragnienia. Wesprzyj budowę studni w Batchoro Cieszą istniejące już studnie, akcja „ugaśMY pragnienie” się jednak nie kończy. Nadal brakuje studni w piętnastu wioskach na terenie parafii prowadzonej przez ks. Wentę. Koszt jednej to 2 400 euro (ok. 10 500 zł). Jednym z uczynków miłosierdzia co do ciała jest „spragnionych napoić”. Każda złotówka podarowana na ten cel, to symboliczna „szklanka wody” podana komuś, kto tego bardzo potrzebuje. Włączenie się w dzieło budowy studni w Batchoro w Czadzie z pewnością jest okazją, żeby wypełnić ten uczynek miłosierdzia. Kinga Rybarczyk Sekretariat Misji Zagranicznych Księży Sercanów, o. w Lublinie

Wesprzyj dzieło budowy studni w Czadzie! Sekretariat Misji Zagranicznych Księży Sercanów, ul. Radzyńska 3a, 20-850 Lublin

nr rachunku PLN:

79 1600 1462 1847 3641 5000 0008

Msza Święta w intencji członków Duchowego Patronatu Misyjnego zostanie odprawiona

18 grudnia 2016 roku oraz 15 stycznia 2017 roku

Papieskie Intencje Misyjne na miesiąc grudzień 2016

Aby ludy europejskie odkryły na nowo piękno, dobroć i prawdę Ewangelii, która napełnia życie radością i nadzieją.

styczeń 2017

Aby wszyscy chrześcijanie, dochowując wierności nauczaniu Pana, angażowali się, przez modlitwę i miłość braterską, na rzecz przywrócenia pełnej jedności kościelnej i współpracowali, mierząc się z aktualnymi wyzwaniami stojącymi przed ludzkością. 6(168)2016

25


prenumerata

PRENUMERATA

JAK ZAMÓWIĆ? telefonicznie:

listownie:

12 271 15 24

Redakcja WSTAŃ 32-422 Stadniki 81

mailowo:

lub wypełnij przekaz

redakcja@wstan.net

ILE KOSZTUJE PRENUMERATA? roczna 29,40 zł półroczna 14,70 zł

Fot.: shutterstock.com

26

nazwa odbiorcy

W Y Ż S Z E

86 1020 2892 0000 5102 0016 3758

nazwa odbiorcy cd.

3 2 - 4 2 2

odbiorca

numer rachunku odbiorcy

8 6

Polecenie przelewu / wpłata gotówkowa

DOWÓD / POKWITOWANIE DLA NADAWCY

WYŻSZE SEMINARIUM MISYJNE 32-422 STADNIKI 81 kwota zleceniodawca:

1 0 2 0

S E M I N A R I U M S T A D N I K I 2 8 9 2

M I S Y J N E

8 1

0 0 0 0

5 1 0 2

W P

numer rachunku zleceniodawcy (przelew) / kwota słownie (wpłata)

0 0 1 6 waluta

PLN

3 7 5 8

kwota Odcinek dla banku / poczty

nr rachunku odbiorcy

nazwa i adres zleceniodawcy

nazwa i adres zleceniodawcy cd.

tytułem/inne

Prenumerata „Wstań”. Zamawiam półroczna

egz. roczna

PRENUMERATA „WSTAŃ”. ZAMAWIAM OKRES PRENUMERATY:

EGZEMPLARZY.

PÓŁROCZNA

ROCZNA

„WSTAŃ” DLA UBOGICH OFIARA NA MISJE

Opłata:

stempel dzienny

Opłata: ........................................

data, pieczęć, podpis(y) zleceniodawcy

„WSTAŃ” DLA UBOGICH OFIARA NA MISJE


KONKURS NR 6 ZÂ NAGRODAMI KSIÄ„ĹťKOWYMI

JarosĹ‚aw Balon – geograf, podróşnik, nauczyciel akademicki na Uniwersytecie JagielloĹ„skim, przewodnik tatrzaĹ„ski i gĂłrski europejski, wychowawca, publicysta harcerski. Od mĹ‚odoĹ›ci Ĺ›piewa i gra na gitarze. CzĹ‚onek Oazy Rodzin Domowego KoĹ›cioĹ‚a w parafii pw. Ĺ›w. Kingi w Krakowie.

Do wygrania jest pięć egzemplarzy ksiąşki Jarosława Balona

Śpiewając kolędy.

Modlitewnego przeşycia religijnej pieśni, moşe właśnie kolędy, şyczyłbym kaşdemu czytelnikowi tej ksiąşki. Pozostaje ono bowiem na całe şycie i wraca – szczególnie w trudnych chwilach – przekonaniem, şe wybrałem w şyciu dobrą drogę i şe modlitwa wraca potem do człowieka wielością darów, obfitością, którą nawet trudno sobie wyobrazić. Autor

PYTANIE KONKURSOWE BRZMI:

Z ilu potraw w tradycji polskiej powinna składać się wieczerza wigilijna? WYDAWNICTWO KSIÊŝY SERCANÓW

www. wydawnictwo.net.pl

,6%1

ROZWIÄ„ZANIE KONKURSU NR 5

Pytanie dotyczyło podania autora powiedzenia: „Czas ucieka, wieczność czeka�. Jest to łacińska sentencja: „Tempus fugit, aeternativas manet�. Przywołał ją Jan Paweł II podczas niezapomnianego spotkania z mieszkańcami rodzinnych Wadowic w 2002 roku. Znajdowała się ona na słonecznym zegarze umieszczonym na południowej ścianie wadowickiego kościoła. Karol Wojtyła oglądał go codziennie z okien swojego mieszkania. Nagrody ksiąşkowe wylosowali: Urszula Gruś, Tomasz Grzywanowski, Gabriela Kajmowicz, Bogusław Michałek, Czesław Rusak. Gratulujemy! Nagrody zostały wysłane pocztą.

Odpowiedzi na kartkach pocztowych naleĹźy przesĹ‚ać do 5 stycznia 2017 roku na adres: WSTAĹƒ 32-422 Stadniki 81 – z dopiskiem „Konkurs nr 6â€?.

Fot.: www.shutterstock.com

SzczegĂłlnie dziÄ™ki Wam, STAĹ YM PRENUMERATOROM, moĹźemy towarzyszyć ludziom chorym. DziÄ™ki Wam „WstaĹ„â€? regularnie dociera do kilku tysiÄ™cy cierpiÄ…cych. Tym, ktĂłrzy tracÄ… nadziejÄ™, daje siĹ‚y do odnalezienia odpowiedzi na pytanie: Jaki jest sens cierpienia? TakĹźe w ich imieniu bardzo Wam DZIĘKUJEMY! J. BiliĹ„ski (Malbork), S. BĹ‚ochwilcza, R. Czajkowska (KrakĂłw), I. Czerniak (Malbork), J. Dziarkowska (SkÄ™pe), H. GawÄ™da (Gliwice), K. GierasiĹ„ski (PoznaĹ„), ks. K. GĂłrka, E. GryziĹ„ska (Lublin), J. Hajduk (RacibĂłrz), A. Irla (TarnĂłw), J. Jeziorska (KrakĂłw), A. KarasiĹ„ska (Ĺ Ä™czna), M. Karof (ĹšwinoujĹ›cie), L. Kerlin (Wicko), J. Kolbiarz (MyĹ›lenice), A. Krawczyk (Lublin), M. Kucharski (KrakĂłw), B. Kuszman (Niemodlin), K. KwaĹ›niowska (Rabka ZdrĂłj), K. Lamber (PawĹ‚owiczki), M. LeĹ›niewska (MyĹ›lenice), S. Marczak (PĹ‚ock), M. Maszczyk (Dubiecko), G. Matusiak (OĹ‚drzychowice KĹ‚odzkie), B. MiczoĹ‚ek (Florynka), T. Nieznaj (Ciecierzyn), ks. P. Nowakowski SCJ (Ostrowiec Ĺšw.), B. Olejnik (Sosnowiec), Par. Rzymsko-kat. pw. MB KrĂłlowej Polski (RzeszĂłw), Par. Rzym.-kat. pw. NSPJ (KrakĂłw), Par. Rzym.-kat. pw. Ĺ›w. Klemensa (Wieliczka), Par. Rzym.-kat. pw. Ĺ›w. Rodziny (TomaszĂłw Mazowiecki), Par. Rzym.-kat. pw. Ĺ›w. StanisĹ‚awa (Binczarowa), Par. Rzym.-kat. pw. TrĂłjcy Ĺ›w. (BieĹ„kĂłwka), K. Pichowska (Starogard GdaĹ„ski), Z. Pluta (Czerwionka-Leszczyny), J. PĹ‚uska (BeĹ‚chatĂłw), H. Sanecka (CzÄ™stochowa), M. SÄ™dzik (Dobczyce), A. Spyra (Ornontowice), E. SyguĹ‚a (Niemodlin), S. ĹšnieĹźek (Ĺ ukĂłw), J. Ĺšwitek (Gostynin), E. Tackowiak (Czarny BĂłr), B. WacĹ‚aw (Cięşkowice), A. Warmuz-TrybaĹ‚a (Zawoja), S. A. WciĹ›lak (Wieliczka), K. WlazĹ‚o (Krakuszowice), Z. Wrona (ZagĂłrz), H. Wysocka ( Tykocin), J. ZaĹ‚upska (Nowy WiĹ›nicz), Zgromadzenie SiĂłstr Kanoniczek Ducha Ĺ›w. (LeĹźajsk); Zgromadzenie SS NMP (StaniÄ…tki).

OfiarodawcĂłw wspieramy naszÄ… modlitwÄ….


WTEDY JEST BOŻE NARODZENIE Zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata i wyciągasz do niego ręce, jest Boże Narodzenie. Zawsze, kiedy milkniesz, aby wysłuchać, jest Boże Narodzenie. Zawsze, kiedy rezygnujesz z zasad, które jak żelazna obręcz uciskają ludzi w ich samotności, jest Boże Narodzenie. Zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei „więźniom”, tym, którzy są przytłoczeni ciężarem fizycznego, moralnego i duchowego ubóstwa, jest Boże Narodzenie. Zawsze, kiedy rozpoznajesz w pokorze, jak bardzo znikome są twoje możliwości i jak wielka jest twoja słabość, jest Boże Narodzenie. Zawsze, ilekroć pozwolisz, by Bóg pokochał innych przez ciebie… Zawsze wtedy, jest Boże Narodzenie. św. Teresa z Kalkuty


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.