Dwumiesięcznik dla chorych Wstań 5/2010

Page 1

ISSN 0867-7603

DWUMIESIĘCZNIK DLA CHORYCH

Ku wolności wyswobodził nas Chrystus.

Fot. ks. Ł. Grzejda SCJ

św. Paweł z Tarsu

5(131)2010 październik listopad Rok XXII


Królowo Różańca świętego, Jedyna nadziejo człowieka grzesznego.

Fot. ks. S. Bendowski SCJ

(Fragment pieśni Maryjnej)

S. M. Domicela (Gębice); SS. Boromeuszki (Chorzów); Koło Rodziny „Radia Maryja” (Jaworzno); A. Czarnecka (Targanice); A. Baraniak (Cielcza); S. Baranowski (Tychy); E. Bąba (Jagodnik); I. Bernaciak (Sandomierz); Z. Białka (Sanok); o. S. Bielat (Wadowice); E. Bilska (Kętrzyn); A. Błaszczak (Filipowice); B. Bosińska (Węgorzewo); B. Bujok (Wisła); T. Chojnacka (Nowa Sól); K. Cwalina (Łomża); K. Cybula (Wólka Gołębska); I. Czerniak (Malbork); K. Dul (Żory); J. Dziarkowska (Czarny Las); S. Flak (Zawada); S. Gajek (Łowicz); S. Gawron (Zenek); K. Gdula (Głogoczów); M. Głaberś (Kędzierzyn Koźle); C. Godlewska (Nasutowo); W. Habas (Kraków); R. Ilnicka-Miduchowa (Kraków); J. Janiec (Strzelce Opolskie); ks. S. Jasek (Buczkowice); M. Kapłon (Wietrzykowice); K. Karcz (Kornatka); U. i K. Katarzyńscy (Stare Oborzyska); H. Kawecka (Czaszyn); W. Kędzia (Jarocin); M. Kmiecik (Wieliczka); J. Kolbiarz (Myślenice); B. Kopeć (Lublin); S. Kowalczyk (Lublin); J. Kozłowska (Malbork); J. Książek (Wola Dębieńska); C. Kurzeja (Nowy Sącz); H. Kutyba (Bochnia); Z. Latoń (Sułkowice); K. Lewandowski (Grudziądz); M. Madej (Tarnawa Dolna); S. Marczak (Płock); A. Mikulska (Kanie Stacja); A. Misiec (Chełm); M. Mróz (Leżajsk); G. Mularska (Ziemięcin); T. Namięta (Duszniki-Zdrój); B. Napieracz (Zaduszniki); B. Nowak (Gniezno); M. Nowicka (Jelenia Góra); M. Olejniczak (Inowrocław); M. Orenkiewicz (Mielęcin); S. Osińska (Ciechanów); J. Ozdoba (Trzcinica); N. Paciora (Kraków); Z. Paczuska (Nowe Groszki); B. Pęczkowska (Radomsko); A. L. Pisarek (Dębieńsko); K. Piwowarczyk (Tarnów); W. J. Plota (Międzychód); Z. Pluta (Leszczyny); R. Płochocka (Bydgoszcz); Par. Rzym.-Kat. pw. NMP Wspomożenia Wiernych (Zalesie Dolne); Par. Rzym.-Kat. pw. NSPJ Koszyce Małe); Par. Rzym.-Kat. pw. NSPJ (Stadniki); Par. Rzym.-Kat. pw. Podwyższenia Krzyża Św. (Pawłowice Śląskie); Par. Rzym.-Kat. pw. św. Katarzyny (Nowa Ruda); Par. Rzym.-Kat. pw. św. Rodziny (Tomaszów Mazowiecki); Par. Rzym.-Kat. pw. św. Wojciecha B.M. (Dankowice); Dom Zakonny Rodziny Maryi (Warszawa); T. Rokicka (Warszawa); B. Rusnak (Nowy Sącz); Z. Samowędziuk (Istebna); M. Sędzik (Dobczyce); S. Sitko (Kraków); M. Skiba (Mielec); ks. W. Smaza (Kornatka); A. Sobczak (Podłopień); E. Socha (Faściszowa); SS. Felicjanki (Otwock); SS. Służebniczki (Stopnica); SS. Służebniczki (Stary Sącz); W. Stabnisławski (Lublin); O. Stankiewicz (Szprotawa); o. J. Steliga (Głogów); J. Sudoł (Mielec); S. Sura (Śliwica); J. Szymański (Skrzeszewo); M. Świeboda (Ostrów); ks. K. Tabath (Katowice); J. Tabor (Dołęga); W. Tworowska (Chrzanów); E. Tyrkiel (Gdańsk); G. Uryasz (Brzeźnica); K. Wąsala (Poniatowa); H. Węglewska (Karczew); ks. A. Włoch SCJ (Kraków); J. Wojciechowska (Katowice); Z. Woś (Ożarów); H. Zieliński (Gniezno); Z. Żukowska (Piła).

Wszystkim, dzięki którym nasz Dwumiesięcznik może docierać do coraz szerszego grona czytelników, składamy serdeczne „Bóg zapłać” i zapewniamy o naszej pamięci w modlitwie.

Fot. ks. A. Pohl SCJ

Zawitaj,

Osoby i instytucje, które w miesiącach od czerwca do sierpnia 2010 r. wsparły nasze czasopismo materialnie:


5(131)2010

JEZUS GŁOSIŁ SŁOWO I UZDRAWIAŁ CHORYCH Benedykt XVI ............................................. 4 SIŁA RÓŻAŃCA Jan Pętlewski ................................................... 7 CIERPIENIE W ŻYCIU ŚW. OJCA PIO ks. Jan Sypko SCJ ....................................... 8 MOI CHORZY PRZYJACIELE Zdzisław Dywicki ...................................... 11 SŁOWA OCZEKIWANE ......................... 14 KRYZYS WIARY SPOWODOWANY CIERPIENIEM DZIECKA (CZ. I) ks. Lucjan Szczepaniak SCJ ....................... 16 CZY TRZEBA BAĆ SIĘ ŚMIERCI? ks. Leszek Poleszak SCJ ........................... 19 IMPRESJE SPOD KRZYŻA POŁUDNIA (CZ. I) ks. Zbigniew Bojar SCJ .............................. 21 PATRIOTYZM – SŁOWO WYRAŻAJĄCE MIŁOŚĆ ks. Tadeusz Michałek SCJ .......................... 24

Jesienne wydanie naszego czasopisma – bardziej niż inne w ciągu roku – sprzyja zadumie nad czymś bardzo oczywistym w naszym życiu – nad przemijaniem. W wielu jednak sytuacjach, które nas dotykają, wcale nie trzeba czekać, aż sama przyroda przypomni nam, że coś wokół nas się zmienia, zanika, umiera. Choroba, cierpienie czy osamotnienie nie wybierają dnia ani godziny i zawsze trudno jest odpowiedzieć sobie i innym na pytanie – dlaczego właśnie teraz? Stąd na łamach Wstań staramy się nie tyle szukać tej odpowiedzi, ile raczej pomagać w odnajdywaniu sensu tych trudnych doświadczeń. Dzięki waszym świadectwom i przemyśleniom autorów artykułów możemy wspólnie wspierać się i nie tracić nadziei nawet w obliczu największych obaw, niepewności, bólu i rozłąki, jakie niesie ze sobą śmierć. O tych niełatwych sprawach chcemy mówić, opierając się na naszej wierze – na tym, co zostało nam przekazane przez Jezusa Chrystusa. Warto więc z uwagą zatrzymać się nad tekstem Czy trzeba bać się śmierci?, by może jeszcze lepiej zrozumieć m.in. to, dlaczego tak ważne są miejsca zwane hospicjami. W tych niełatwych przemy­ śleniach wspierajmy się modlitwą różańcową, szczegól­nie w październiku. Prośmy także o wstawiennictwo św. o. Pio, który w stygmatach i swoim cierpieniu odnajdywał samego Chrystusa. Wszyscy zdążamy do naszej ojczyzny, która jest w nie­bie (por. Flp 3,20). Ta droga wiedzie jednak przez tę ziemską ojczyznę, do której należymy poprzez fakt urodzenia czy zamieszkania. Listopad przynosi nam pamięć o naszych bliskich zmarłych, ale też i o minionych pokoleniach, które tworzyły naszą historię. Niech nasz patriotyzm wyraża się w czci i pamięci oraz modlitwie za tych, którzy swoje życie oddali za wolność Polski. W imieniu redakcji i całego seminarium dziękuję za Waszą życzliwość i ofiarowane cierpienia. Odwzajemniamy to naszą osobistą modlitwą, codzienną Eucharystią i adoracją Najświętszego Sakramentu, polecając Bogu wszystkie Wasze intencje.

Wydawca: Wyższe Seminarium Misyjne Zgromadzenia Księży Najśw. Serca Jezusowego (Księża Sercanie), 32-422 Stad­ni­ki 81, tel.: (12) – 271 15 24, fax (12) – 271 15 45, e-mail: wstan@scj.pl Re­dak­cja: ks. Robert Ptak SCJ (red. nacz.), ks. Kazimierz Sławiński SCJ oraz klerycy: G. Siedlarz, M. Wójcik; Współ­pracownicy: Z. Dy­wic­ki, W. Jamróz, A. Jędrzejowska, J. Lasota, J. Le­śniak, K. Suwiczak, Z. Szczę­sna, M. Wnęk, T. Wrona, Z. Zaremba; Kol­por­taż: kl. J. Kopystyński, kl. A. Makara; Skład i ła­ma­nie: Wy­daw­nic­two Księ­ży Ser­ca­nów DEHON; Druk: EURODRUK-Kraków Sp. z o.o. Nakład: 7 200 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo zmiany tytułów i skracania nad­sy­ła­nych materiałów. Fotografie bez podpisów są tyl­ko przykładowymi ilustracjami i nie przedstawiają osób, o których mowa w artykule. Za zezwoleniem władzy kościelnej. Fot. ks. Ł. Ogórek SCJ

3


5(131)2010

Homilia wygłoszona podczas Mszy Świętej w liturgiczne wspomnienie Matki Bożej z Lourdes, 11 lutego 2010 roku, w Watykanie.

Drodzy bracia i siostry!

4

specjalną troskę o cierpiących. Dają temu świadectwo tysiące osób, które udają się do maryjnych sanktuariów, by upraszać Matkę Chrystusa i znajdują u niej siłę i ulgę w cierpieniu. Opowiadanie ewangeliczne o Nawiedzeniu (Łk 1,39-56) ukazuje nam jak Maryja Dziewica, po zwiastowaniu anioła, nie zatrzymuje dla siebie otrzymanego daru, lecz natychmiast wyrusza w drogę, by pomóc swojej starszej kuzynce Elżbiecie, która od sześciu miesięcy nosiła w swym łonie Jana. We wsparciu ofiarowanym przez Maryję wobec krewnej, która

żyje w zaawansowanym wieku, w sytuacji bardzo delikatnej, jaką jest ciąża, dostrzegamy zapowiedź całej działalności Kościoła ofiarującego wsparcie życiu będącemu w potrzebie troski. Dzisiejsza liturgia słowa przybliża nam dwa zasadnicze tematy: pierwszy ma charakter maryjny i łączy razem Ewangelię i pierwsze czytanie, wyjęte z ostatniego rozdziału Księgi Izajasza, jak też psalm responsoryjny, zaczerpnięty z pieśni pochwalnej Judyty. Drugi temat, który znajdujemy we fragmen-

Fot. ks. Z. Huber SCJ

E

wangelie, w syntetycznych opisach krótkiego, ale intensywnego publicznego życia Jezusa zaświadczają, że głosi On słowo i uzdrawia chorych, a to jest znakiem w pełnym tego słowa znaczeniu bliskości królestwa Bożego. Mateusz, na przykład, pisze: „Obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszystkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu” (Mt 4,23; por. Mt 9,35). Kościół, któremu zostało powierzone zadanie przedłużania w czasie i przestrzeni misji Chrystusa, nie może lekceważyć tych dwóch podstawowych zadań: ewangelizacji i troski o chorych na ciele i duszy. Bóg bowiem chce uleczyć całego człowieka i w Ewangelii uzdrowienie ciała jest znakiem głębszego uleczenia, którym jest odpuszczenie grzechów (Mk 2,1-12). Nie dziwi zatem, że Maryja, Matka i wzór Kościoła, bywa wzywana i czczona jako „Uzdrowienie chorych”. Jako pierwsza i doskonała uczennica swojego Syna, zawsze okazywała (…)

cie Listu św. Jakuba, to temat modlitwy Kościoła za chorych, a w szczególności sprawa sakramentu namaszczenia chorych. We wspomnienie objawień z Lourdes, miejsca wybranego przez Maryję, aby objawić jej macierzyńską troskę o chorych, w liturgii pobrzmiewa Magnificat, kantyk Dziewicy, która wychwala wielkie dzieła Boże w historii zbawienia: pokorni i tubylcy, jak też wszyscy, którzy boją się Boga, doświadczają Jego miłosierdzia, które przemienia ziemskie losy i ukazuje w ten sposób świętość Stwórcy i Odkupiciela. Magnificat nie jest pieśnią tych, którym sprzyja szczęście, którzy mają zawsze „sprzyjający wiatr”; jest ona nade wszystko podziękowaniem ze strony tego, który zna dramaty życiowe, ale ufa w dzieło odkupieńcze Boga. Jest to pieśń, która wyraża wypróbowaną wiarę pokoleń mężczyzn i kobiet, którzy w Bogu pokładali swoją nadzieję i sami poświęcili się tak jak Maryja, aby służyć pomocą braciom znajdującym się w potrzebie. W Magnificat słyszymy głos wielu świętych, którzy pełnili posługę miłości, myślę w sposób szczególny o tych, którzy przeżyli swe życie pośród chorych i cierpiących, jak Kamil de Lellis i Jan Boży, Damian de Veuster i Benedykt Menni. Kto przez dłuższy czas przebywa blisko ludzi chorych, zna lęk

ce wiary i nadziei, świadkami cudów miłości, radości paschalnej, która rozkwita z Krzyża i Zmartwychwstania Chrystusa. We fragmencie Listu św. Jakuba, który przed chwilą został odczytamy, apostoł zaprasza do ufnego oczekiwania bliskiego już nadejścia Pana, zwraca się ze szczególną zachętą do cho-

Fot. ks. Z. Płuska SCJ

Jezus głosił słowo i uzdrawiał chorych

i łzy, ale także cud radości, która jest owocem miłości. Macierzyństwo Kościoła jest odzwierciedleniem czułej miłości Boga, o której mówi prorok Izajasz: „Jak kogoś pociesza własna matka, tak Ja was pocieszać będę” (Iz 66,13). Macierzyństwo, które mówi bez słów, które wzbudza w sercach pociechę, głęboką radość, radość, która w paradoksalny sposób współistnieje razem z bólem, z cierpieniem. Kościół, jak Maryja, strzeże w swo­im wnętrzu ludzkie dramaty i Bożą pociechę, niesie je razem, pielgrzymując poprzez dzieje. W ciągu wieków, Koś­ ciół ukazuje znaki Bożej miłości, która ciągle dokonuje wielkich rzeczy w osobach prostych i pokornych. Czyż cierpienie zaakceptowane i ofiarowane, współdzielone w sposób szczery i bezinteresowny, nie jest cudem miłości? Odwaga stawiania czoła złu, choć samemu jest się bezbronnym, jak Judyta, mając do dyspozycji jedynie siłę wiary i ufności w Pana, czyż nie jest to cud łaski, jaką Bóg nieustannie wzbudza w tylu osobach, które ofiarują swój czas i siły, aby pomóc cierpiącemu człowiekowi? To wszystko są powody, dla których odczuwamy wielką radość, która nie tylko nie zapomina o cierpieniu, ale wręcz je ogarnia. W ten sposób osoby chore i wszyscy cierpiący są w Kościele nie tylko tymi, o których należy się troszczyć, ale przede wszystkim są podmiotami uczestniczącymi w pielgrzym-

rych. To umiejscowienie jest bardzo interesujące, ponieważ ukazuje działanie Jezusa, który uzdrawiając chorych, ukazywał bliskość królestwa Bożego. Choroba jest postrzegana w perspektywie czasów ostatecznych, z typowo chrześcijańskim realizmem nadziei. „Spotkało kogoś z was nieszczęście? Niech się modli! Jest ktoś radośnie usposobiony? Niech śpiewa hymny!” (Jk 5,13). Zdaje się nam, iż słyszymy podobne słowa św. Pawła, kiedy zaprasza, aby każdą rzecz przeżywać w odniesieniu do radykalnej nowości Chrystusa, do Jego 5


5(131)2010

Homilia wygłoszona podczas Mszy Świętej w liturgiczne wspomnienie Matki Bożej z Lourdes, 11 lutego 2010 roku, w Watykanie.

Drodzy bracia i siostry!

4

specjalną troskę o cierpiących. Dają temu świadectwo tysiące osób, które udają się do maryjnych sanktuariów, by upraszać Matkę Chrystusa i znajdują u niej siłę i ulgę w cierpieniu. Opowiadanie ewangeliczne o Nawiedzeniu (Łk 1,39-56) ukazuje nam jak Maryja Dziewica, po zwiastowaniu anioła, nie zatrzymuje dla siebie otrzymanego daru, lecz natychmiast wyrusza w drogę, by pomóc swojej starszej kuzynce Elżbiecie, która od sześciu miesięcy nosiła w swym łonie Jana. We wsparciu ofiarowanym przez Maryję wobec krewnej, która

żyje w zaawansowanym wieku, w sytuacji bardzo delikatnej, jaką jest ciąża, dostrzegamy zapowiedź całej działalności Kościoła ofiarującego wsparcie życiu będącemu w potrzebie troski. Dzisiejsza liturgia słowa przybliża nam dwa zasadnicze tematy: pierwszy ma charakter maryjny i łączy razem Ewangelię i pierwsze czytanie, wyjęte z ostatniego rozdziału Księgi Izajasza, jak też psalm responsoryjny, zaczerpnięty z pieśni pochwalnej Judyty. Drugi temat, który znajdujemy we fragmen-

Fot. ks. Z. Huber SCJ

E

wangelie, w syntetycznych opisach krótkiego, ale intensywnego publicznego życia Jezusa zaświadczają, że głosi On słowo i uzdrawia chorych, a to jest znakiem w pełnym tego słowa znaczeniu bliskości królestwa Bożego. Mateusz, na przykład, pisze: „Obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszystkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu” (Mt 4,23; por. Mt 9,35). Kościół, któremu zostało powierzone zadanie przedłużania w czasie i przestrzeni misji Chrystusa, nie może lekceważyć tych dwóch podstawowych zadań: ewangelizacji i troski o chorych na ciele i duszy. Bóg bowiem chce uleczyć całego człowieka i w Ewangelii uzdrowienie ciała jest znakiem głębszego uleczenia, którym jest odpuszczenie grzechów (Mk 2,1-12). Nie dziwi zatem, że Maryja, Matka i wzór Kościoła, bywa wzywana i czczona jako „Uzdrowienie chorych”. Jako pierwsza i doskonała uczennica swojego Syna, zawsze okazywała (…)

cie Listu św. Jakuba, to temat modlitwy Kościoła za chorych, a w szczególności sprawa sakramentu namaszczenia chorych. We wspomnienie objawień z Lourdes, miejsca wybranego przez Maryję, aby objawić jej macierzyńską troskę o chorych, w liturgii pobrzmiewa Magnificat, kantyk Dziewicy, która wychwala wielkie dzieła Boże w historii zbawienia: pokorni i tubylcy, jak też wszyscy, którzy boją się Boga, doświadczają Jego miłosierdzia, które przemienia ziemskie losy i ukazuje w ten sposób świętość Stwórcy i Odkupiciela. Magnificat nie jest pieśnią tych, którym sprzyja szczęście, którzy mają zawsze „sprzyjający wiatr”; jest ona nade wszystko podziękowaniem ze strony tego, który zna dramaty życiowe, ale ufa w dzieło odkupieńcze Boga. Jest to pieśń, która wyraża wypróbowaną wiarę pokoleń mężczyzn i kobiet, którzy w Bogu pokładali swoją nadzieję i sami poświęcili się tak jak Maryja, aby służyć pomocą braciom znajdującym się w potrzebie. W Magnificat słyszymy głos wielu świętych, którzy pełnili posługę miłości, myślę w sposób szczególny o tych, którzy przeżyli swe życie pośród chorych i cierpiących, jak Kamil de Lellis i Jan Boży, Damian de Veuster i Benedykt Menni. Kto przez dłuższy czas przebywa blisko ludzi chorych, zna lęk

ce wiary i nadziei, świadkami cudów miłości, radości paschalnej, która rozkwita z Krzyża i Zmartwychwstania Chrystusa. We fragmencie Listu św. Jakuba, który przed chwilą został odczytamy, apostoł zaprasza do ufnego oczekiwania bliskiego już nadejścia Pana, zwraca się ze szczególną zachętą do cho-

Fot. ks. Z. Płuska SCJ

Jezus głosił słowo i uzdrawiał chorych

i łzy, ale także cud radości, która jest owocem miłości. Macierzyństwo Kościoła jest odzwierciedleniem czułej miłości Boga, o której mówi prorok Izajasz: „Jak kogoś pociesza własna matka, tak Ja was pocieszać będę” (Iz 66,13). Macierzyństwo, które mówi bez słów, które wzbudza w sercach pociechę, głęboką radość, radość, która w paradoksalny sposób współistnieje razem z bólem, z cierpieniem. Kościół, jak Maryja, strzeże w swo­im wnętrzu ludzkie dramaty i Bożą pociechę, niesie je razem, pielgrzymując poprzez dzieje. W ciągu wieków, Koś­ ciół ukazuje znaki Bożej miłości, która ciągle dokonuje wielkich rzeczy w osobach prostych i pokornych. Czyż cierpienie zaakceptowane i ofiarowane, współdzielone w sposób szczery i bezinteresowny, nie jest cudem miłości? Odwaga stawiania czoła złu, choć samemu jest się bezbronnym, jak Judyta, mając do dyspozycji jedynie siłę wiary i ufności w Pana, czyż nie jest to cud łaski, jaką Bóg nieustannie wzbudza w tylu osobach, które ofiarują swój czas i siły, aby pomóc cierpiącemu człowiekowi? To wszystko są powody, dla których odczuwamy wielką radość, która nie tylko nie zapomina o cierpieniu, ale wręcz je ogarnia. W ten sposób osoby chore i wszyscy cierpiący są w Kościele nie tylko tymi, o których należy się troszczyć, ale przede wszystkim są podmiotami uczestniczącymi w pielgrzym-

rych. To umiejscowienie jest bardzo interesujące, ponieważ ukazuje działanie Jezusa, który uzdrawiając chorych, ukazywał bliskość królestwa Bożego. Choroba jest postrzegana w perspektywie czasów ostatecznych, z typowo chrześcijańskim realizmem nadziei. „Spotkało kogoś z was nieszczęście? Niech się modli! Jest ktoś radośnie usposobiony? Niech śpiewa hymny!” (Jk 5,13). Zdaje się nam, iż słyszymy podobne słowa św. Pawła, kiedy zaprasza, aby każdą rzecz przeżywać w odniesieniu do radykalnej nowości Chrystusa, do Jego 5


5(131)2010 śmierci i zmartwychwstania (por. 1 Kor 7,29-31). „Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem” (Jk 5,14-15). W sposób jasny ukazuje się tu przedłużanie misji Chrystusa poprzez Kościół: to Chrystus działa poprzez swoich kapłanów, to Jego Duch działa poprzez sakramentalny znak namaszczenia, to ku Niemu kieruje się wiara wyrażona w modlitwie i – jak zdarzało się osobom uzdrowionym przez Jezusa – każdemu choremu można powiedzieć: twoja wiara, umocniona przez wiarę twoich braci i sióstr, ocaliła cię. Ten tekst, który zawiera podstawę i (sposób sprawowania) procedury sakramentu namaszczenia chorych, wskazuje równocześnie na rolę (znaczenie) osób chorych w Kościele. Rola aktywna – można by tak po-

wiedzieć – „prowokująca” modlitwę, zanoszoną z wiarą. Ten, kto choruje, niech „sprowadzi kapłana”. W tym Roku Kapłańskim, chciałbym podkreślić łączność, jaka istnieje między chorymi i kapłanami, coś w rodzaju ewangelicznego „współudziału”. Obaj – chory i kapłan – mają zadanie: chory powinien „sprowadzić” prezbitera, a prezbiterzy powinni odpowiedzieć, aby „wprowadzić” w doświadczenie choroby obecność i działanie Zmartwychwstałego i Jego Ducha. Tutaj możemy zobaczyć wagę duszpasterstwa chorych, którego wartość jest naprawdę ogromna, najpierw ze względu na dobro, jakiego doświadcza chory, a także ze względu na samego kapłana, również członków rodziny, znajomych, wspólnotę i – przez drogi nieznane i tajemne, jest to dobro całego Kościoła i świa­ta. Rzeczywiście, kiedy słowo Boże mówi o uzdrowieniu, o zbawieniu, o zdrowiu chore-

go, rozumie te pojęcia w sensie całkowitym (kompletnym), nie oddzielając nigdy duszy i ciała: chory uzdrowiony przez modlitwę Chrystusa, za pośrednictwem Kościoła, jest radością na ziemi i w niebie, jest pierwociną życia wiecznego. (…) Chciałbym skończyć te rozważania słowami Czcigodnego Jana Pawła II, o których on sam dał świadectwo swoim własnym życiem. W Liście apostolskim Salvifici doloris napisał: „Chrystus nauczył człowieka równocześnie świadczyć dobro cierpieniem – oraz świadczyć dobro cierpiące­mu. W tym podwójnym aspekcie odsłonił sens cierpienia do samego końca” (n. 30). Niech Dziewica Maryja pomaga nam przeżywać tę misję w całej pełni.

Siła różańca Wierzę w moc modlitewną różańca świętego który łączy myśl wiernych i chroni od złego. Kiedy odmawiam w ciszy tajemnice święte ufam, że Bóg mnie usłyszy w miłości niepojętej. Oczyma duszy widzę Chrystusa Pana mego serce me się wzrusza i mknie do Matki Jego. Tajemnice radosne cieszą mnie ogromnie światła i chwalebne żarem mówią do mnie. Bolesnych tajemnic smutek – któż to pojąć zdoła – odnoszą wielki skutek gdy ze łzami wołam. Kłamstw sidła padają pod świętej Krwi siłą z góry przegrywają – zwycięża je Miłość. Jan Pętlewski

Fot. Archiwum

Fot. ks. M. Šop SCJ

(Lublin)

6

7


5(131)2010 śmierci i zmartwychwstania (por. 1 Kor 7,29-31). „Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem” (Jk 5,14-15). W sposób jasny ukazuje się tu przedłużanie misji Chrystusa poprzez Kościół: to Chrystus działa poprzez swoich kapłanów, to Jego Duch działa poprzez sakramentalny znak namaszczenia, to ku Niemu kieruje się wiara wyrażona w modlitwie i – jak zdarzało się osobom uzdrowionym przez Jezusa – każdemu choremu można powiedzieć: twoja wiara, umocniona przez wiarę twoich braci i sióstr, ocaliła cię. Ten tekst, który zawiera podstawę i (sposób sprawowania) procedury sakramentu namaszczenia chorych, wskazuje równocześnie na rolę (znaczenie) osób chorych w Kościele. Rola aktywna – można by tak po-

wiedzieć – „prowokująca” modlitwę, zanoszoną z wiarą. Ten, kto choruje, niech „sprowadzi kapłana”. W tym Roku Kapłańskim, chciałbym podkreślić łączność, jaka istnieje między chorymi i kapłanami, coś w rodzaju ewangelicznego „współudziału”. Obaj – chory i kapłan – mają zadanie: chory powinien „sprowadzić” prezbitera, a prezbiterzy powinni odpowiedzieć, aby „wprowadzić” w doświadczenie choroby obecność i działanie Zmartwychwstałego i Jego Ducha. Tutaj możemy zobaczyć wagę duszpasterstwa chorych, którego wartość jest naprawdę ogromna, najpierw ze względu na dobro, jakiego doświadcza chory, a także ze względu na samego kapłana, również członków rodziny, znajomych, wspólnotę i – przez drogi nieznane i tajemne, jest to dobro całego Kościoła i świa­ta. Rzeczywiście, kiedy słowo Boże mówi o uzdrowieniu, o zbawieniu, o zdrowiu chore-

go, rozumie te pojęcia w sensie całkowitym (kompletnym), nie oddzielając nigdy duszy i ciała: chory uzdrowiony przez modlitwę Chrystusa, za pośrednictwem Kościoła, jest radością na ziemi i w niebie, jest pierwociną życia wiecznego. (…) Chciałbym skończyć te rozważania słowami Czcigodnego Jana Pawła II, o których on sam dał świadectwo swoim własnym życiem. W Liście apostolskim Salvifici doloris napisał: „Chrystus nauczył człowieka równocześnie świadczyć dobro cierpieniem – oraz świadczyć dobro cierpiące­mu. W tym podwójnym aspekcie odsłonił sens cierpienia do samego końca” (n. 30). Niech Dziewica Maryja pomaga nam przeżywać tę misję w całej pełni.

Siła różańca Wierzę w moc modlitewną różańca świętego który łączy myśl wiernych i chroni od złego. Kiedy odmawiam w ciszy tajemnice święte ufam, że Bóg mnie usłyszy w miłości niepojętej. Oczyma duszy widzę Chrystusa Pana mego serce me się wzrusza i mknie do Matki Jego. Tajemnice radosne cieszą mnie ogromnie światła i chwalebne żarem mówią do mnie. Bolesnych tajemnic smutek – któż to pojąć zdoła – odnoszą wielki skutek gdy ze łzami wołam. Kłamstw sidła padają pod świętej Krwi siłą z góry przegrywają – zwycięża je Miłość. Jan Pętlewski

Fot. Archiwum

Fot. ks. M. Šop SCJ

(Lublin)

6

7


5(131)2010

Fot. Archiwum

(1887-1968) Im bardziej dusze cierpią bez pociechy, tym większą ulgę przynoszą cierpieniom dobrego Jezusa. św. Ojciec Pio

Ś

więty Stygmatyk urodził się 25 maja 1887 roku w Pietrelcinie w archidiecezji Benevento, we Włoszech. Na chrzcie świętym otrzymał imię Franciszek. Dzieciństwo i młodość spędził w ubogim rodzinnym domu, pomagając rodzicom w gospodarstwie i w pracach na roli. Kiedy rozpoznał swoje powołanie, w wieku szesnastu lat wstąpił do nowicjatu Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów w Morcone. Podczas obłóczyn przyjął imię zakonne Pio. Śluby wieczyste złożył w 1907 roku, a jego święcenia kapłańskie odbyły się 10 sierpnia 1910 roku. W dniu 20 września 1918 roku otrzymał na ciele szczególne znamiona Męki Jezusa Chrystusa, które będą towarzyszyć mu aż do śmierci. Wprawdzie w jego życiu już wcześniej miały miejsce różnego rodzaju cierpienia, których doświadczał w młodości, jednak teraz będą one przybierały formę tak duchową, jak i fizyczną. 8

Bolesne doświadczenia nie zrażały Ojca Pio. Starał się je przyjmować w duchu wiary i uległości woli Bożej. Pisał o tym w liście do swojego kierownika duchowego: „On (Bóg) wybiera sobie dusze… – bez jakiejkolwiek mojej zasługi – wybrał także moją, aby Mu pomagała w tym ogromnym zadaniu dokonywania dzieła zbawienia ludzi. Im bardziej te dusze cierpią, bez najmniejszej pociechy, tym większą ulgę przynoszą cierpieniom dobrego Jezusa. Oto cała przyczyna tego, że pragnę cierpieć zawsze coraz więcej i to cierpieć bez pocieszania. Tutaj ma źródło cała moja radość” (Listy Ojca Pio: Koresponden­cja z kierow­ nikami duchowymi).

widząc ich zbawczy sens. Wprawdzie nie przybierał postawy cierpiętnika i sam nie wyszukiwał dla siebie cierpień, jednak przyjmował je z godnością i uległością woli Bożej. Swoistego rodzaju duchowych cierpień dostarczały Ojcu Pio ataki złego ducha. Zdarzało się, że już w latach młodości był atakowany przez szatana i doznawał ran cielesnych, od których boleśniejsze były duchowe dręczenia ze strony demonów. Sam Święty pisze: „Demon jest niczym pies na łańcuchu; poza zasięgiem łańcucha nie jest w stanie nikogo ugryźć. Dlatego lepiej zachować odległość. Jeśli zbytnio się zbliżysz, dosięgnie cię. Pamiętaj, demon zna do twej duszy tylko jedne drzwi: twą wolę. Nie ma innego ukrytego, sekretnego wejścia” (C.M. Carty, Padre Pio Stygmatyk). Ojciec Pio czasami przyznawał się do tego, że jest dręczony duchowo i fizycznie przez złego ducha. Pisze o tym w ten sposób: „Szatan w swej przewrotnej strategii, wojując ze mną, nie męczy się nigdy… Diabeł czyni potworny zamęt i nieustannie wydaje ryki, krążąc wokół mnie, wokół mojej ubogiej woli. Diabeł za wszelką

Fot. ks. Z. Płuska SCJ

Cierpienie w życiu św. Ojca Pio

Święty Ojciec Pio, otrzy­mawszy stygmaty na rękach, stopach, boku i prawym ramieniu, przyjął je jako współukrzyżowanie ze Zbawicielem. Chociaż nie czuł się godnym tej łaski, jednak starał się wiernie wypełnić to życiowe zadanie. Dzielił się przeżyciami ze swoimi bliźnimi, wyrażając to w słowach: „Kiedy Jezus chce, abym zrozumiał, że mnie kocha, daje mi odczuć smak swojej Męki, ran, cierpienia, udręk… Kiedy jednak On chce być pocieszony, mówi mi o swoich cierpieniach, zaprasza mnie głosem, który jest zarówno prośbą i rozkazem, abym ofiarował moje ciało, aby ulżyć Mu w cierpieniach… Nie czuję się w stanie, bym mógł żyć, będąc pozbawionym cierpienia… Moje skromne cierpienia są bezwartościowe, ale Jezus ma w nich upodobanie, ponieważ na ziemi bardzo je kochał” (Listy Ojca Pio: Korespondencja z kierownikami duchowymi). Innym momentem doświadczenia cierpienia dla Boga przez Ojca Pio była odprawiana przez niego Msza św., która stanowiła najważniej­szy punkt dnia jego kapłańskiego i zakonnego życia. Już w roku swoich święceń kapłańskich (1910 r.) złożył siebie jako „ofiarę za grzeszników”, a ka­płanom zalecał: „Sprawuj swoją Mszę św. jak gdyby była pierwszą lub ostatnią w twoim życiu”. Uczestnicy Mszy św., którą sprawował św. Ojciec Pio, byli świadkami prawdziwego Misterium Wieczernika i Krzyża, i przyznawali się często, że istotę Mszy św. zrozumieli dopiero po uczestnictwie w Najświętszej Ofierze, którą sprawował Święty Stygmatyk. Ojciec Pio zapytany, kiedy cierpi najbardziej w ciągu dnia odpowiadał, że: „Podczas odprawiania Mszy św. A szczególnie od konsekracji do Komunii Świętej” (G. Majka, Z Chrystusem przybity do krzyża). Wyrazem świadomego przyjmowania cierpienia przez św. Ojca Pio, było ofiarowanie się Bogu i złożenie się jako żertwa za grzeszników. Pisał do jednego z przyjaciół: „Ofiarowanie się Panu Bogu uczyniłem kilkakrotnie…, aby chciał przenieść na mnie kary przygotowane dla grzeszników…, a nawet stokrotnie je pomnożył wobec mnie, byle tylko nawrócił i zbawił grzeszników, a także szybko przyjął do nieba dusze czyśćcowe. Teraz jednak chciałbym ponowić te ofiarowania Panu” (I. Skubiś, Święty Stygmatyk Ojciec Pio). Zbliżając się do końca swojego ziemskiego życia Święty Stygmatyk z jeszcze głębszą wiarą, przyjmował cierpienia duchowe, ale i fizyczne,

9


5(131)2010

Fot. Archiwum

(1887-1968) Im bardziej dusze cierpią bez pociechy, tym większą ulgę przynoszą cierpieniom dobrego Jezusa. św. Ojciec Pio

Ś

więty Stygmatyk urodził się 25 maja 1887 roku w Pietrelcinie w archidiecezji Benevento, we Włoszech. Na chrzcie świętym otrzymał imię Franciszek. Dzieciństwo i młodość spędził w ubogim rodzinnym domu, pomagając rodzicom w gospodarstwie i w pracach na roli. Kiedy rozpoznał swoje powołanie, w wieku szesnastu lat wstąpił do nowicjatu Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów w Morcone. Podczas obłóczyn przyjął imię zakonne Pio. Śluby wieczyste złożył w 1907 roku, a jego święcenia kapłańskie odbyły się 10 sierpnia 1910 roku. W dniu 20 września 1918 roku otrzymał na ciele szczególne znamiona Męki Jezusa Chrystusa, które będą towarzyszyć mu aż do śmierci. Wprawdzie w jego życiu już wcześniej miały miejsce różnego rodzaju cierpienia, których doświadczał w młodości, jednak teraz będą one przybierały formę tak duchową, jak i fizyczną. 8

Bolesne doświadczenia nie zrażały Ojca Pio. Starał się je przyjmować w duchu wiary i uległości woli Bożej. Pisał o tym w liście do swojego kierownika duchowego: „On (Bóg) wybiera sobie dusze… – bez jakiejkolwiek mojej zasługi – wybrał także moją, aby Mu pomagała w tym ogromnym zadaniu dokonywania dzieła zbawienia ludzi. Im bardziej te dusze cierpią, bez najmniejszej pociechy, tym większą ulgę przynoszą cierpieniom dobrego Jezusa. Oto cała przyczyna tego, że pragnę cierpieć zawsze coraz więcej i to cierpieć bez pocieszania. Tutaj ma źródło cała moja radość” (Listy Ojca Pio: Koresponden­cja z kierow­ nikami duchowymi).

widząc ich zbawczy sens. Wprawdzie nie przybierał postawy cierpiętnika i sam nie wyszukiwał dla siebie cierpień, jednak przyjmował je z godnością i uległością woli Bożej. Swoistego rodzaju duchowych cierpień dostarczały Ojcu Pio ataki złego ducha. Zdarzało się, że już w latach młodości był atakowany przez szatana i doznawał ran cielesnych, od których boleśniejsze były duchowe dręczenia ze strony demonów. Sam Święty pisze: „Demon jest niczym pies na łańcuchu; poza zasięgiem łańcucha nie jest w stanie nikogo ugryźć. Dlatego lepiej zachować odległość. Jeśli zbytnio się zbliżysz, dosięgnie cię. Pamiętaj, demon zna do twej duszy tylko jedne drzwi: twą wolę. Nie ma innego ukrytego, sekretnego wejścia” (C.M. Carty, Padre Pio Stygmatyk). Ojciec Pio czasami przyznawał się do tego, że jest dręczony duchowo i fizycznie przez złego ducha. Pisze o tym w ten sposób: „Szatan w swej przewrotnej strategii, wojując ze mną, nie męczy się nigdy… Diabeł czyni potworny zamęt i nieustannie wydaje ryki, krążąc wokół mnie, wokół mojej ubogiej woli. Diabeł za wszelką

Fot. ks. Z. Płuska SCJ

Cierpienie w życiu św. Ojca Pio

Święty Ojciec Pio, otrzy­mawszy stygmaty na rękach, stopach, boku i prawym ramieniu, przyjął je jako współukrzyżowanie ze Zbawicielem. Chociaż nie czuł się godnym tej łaski, jednak starał się wiernie wypełnić to życiowe zadanie. Dzielił się przeżyciami ze swoimi bliźnimi, wyrażając to w słowach: „Kiedy Jezus chce, abym zrozumiał, że mnie kocha, daje mi odczuć smak swojej Męki, ran, cierpienia, udręk… Kiedy jednak On chce być pocieszony, mówi mi o swoich cierpieniach, zaprasza mnie głosem, który jest zarówno prośbą i rozkazem, abym ofiarował moje ciało, aby ulżyć Mu w cierpieniach… Nie czuję się w stanie, bym mógł żyć, będąc pozbawionym cierpienia… Moje skromne cierpienia są bezwartościowe, ale Jezus ma w nich upodobanie, ponieważ na ziemi bardzo je kochał” (Listy Ojca Pio: Korespondencja z kierownikami duchowymi). Innym momentem doświadczenia cierpienia dla Boga przez Ojca Pio była odprawiana przez niego Msza św., która stanowiła najważniej­szy punkt dnia jego kapłańskiego i zakonnego życia. Już w roku swoich święceń kapłańskich (1910 r.) złożył siebie jako „ofiarę za grzeszników”, a ka­płanom zalecał: „Sprawuj swoją Mszę św. jak gdyby była pierwszą lub ostatnią w twoim życiu”. Uczestnicy Mszy św., którą sprawował św. Ojciec Pio, byli świadkami prawdziwego Misterium Wieczernika i Krzyża, i przyznawali się często, że istotę Mszy św. zrozumieli dopiero po uczestnictwie w Najświętszej Ofierze, którą sprawował Święty Stygmatyk. Ojciec Pio zapytany, kiedy cierpi najbardziej w ciągu dnia odpowiadał, że: „Podczas odprawiania Mszy św. A szczególnie od konsekracji do Komunii Świętej” (G. Majka, Z Chrystusem przybity do krzyża). Wyrazem świadomego przyjmowania cierpienia przez św. Ojca Pio, było ofiarowanie się Bogu i złożenie się jako żertwa za grzeszników. Pisał do jednego z przyjaciół: „Ofiarowanie się Panu Bogu uczyniłem kilkakrotnie…, aby chciał przenieść na mnie kary przygotowane dla grzeszników…, a nawet stokrotnie je pomnożył wobec mnie, byle tylko nawrócił i zbawił grzeszników, a także szybko przyjął do nieba dusze czyśćcowe. Teraz jednak chciałbym ponowić te ofiarowania Panu” (I. Skubiś, Święty Stygmatyk Ojciec Pio). Zbliżając się do końca swojego ziemskiego życia Święty Stygmatyk z jeszcze głębszą wiarą, przyjmował cierpienia duchowe, ale i fizyczne,

9


10

sie stopniowo zanikały stygmaty, po których wkrótce nie pozostało żadnych śladów. Uroczystości pogrzebowe odbyły się 26 września 1968 roku o godz. 15.30. Wzięły w nich udział nieprzeliczone rzesze wiernych. 2 maja 1999 roku Jan Paweł II beatyfikował go, a 16 czerwca 2002 roku ogłosił świętym. Podczas tej uroczystości papież powiedział: „Przez całe swoje życie starał się upodobnić do Ukrzyżowanego, jasno zdając sobie sprawę, że został powołany, by w szczególny sposób współpracować w dziele odkupienia. Bez tego nieustannego odniesienia do Krzyża nie da się zrozumieć jego świętości” (I. Skubiś, Święty Stygmatyk – Ojciec Pio). Święty Ojciec Pio, chociaż przyjmował cierpienie w duchu wiary i poddania się woli Bożej, to jednak czynił bardzo dużo, aby innym ulżyć w przeżywaniu bólu. Zwracał szczególną uwagę na to, aby chorzy mieli zapewnioną opiekę duchową niesioną przez kapłanów. To z jego inicjatywy w 1956 roku w San Giovanni Rotondo powstał Dom Ulgi w Cierpieniu, a także inne dzieło niosące pomoc chorym i cierpiącym. Święty Stygmatyk miał zwyczaj powtarzać: „W chorym żyje Jezus, który cierpi. W chorym i na dodatek biednym obecny jest podwójnie” – dlatego czynił tak wiele, aby ulżyć im w życiu.

Moi chorzy przyjaciele

Z

cierpieniem w różnych postaciach i w różnym wymiarze w swoim życiu nie raz się zetknąłem – choćby pracując dwadzieścia trzy lata z dziećmi specjalnej troski. Od trzech lat jestem już na emeryturze, ale Pan powołał mnie jeszcze do pracy z cierpiącymi braćmi. W maju ubiegłego roku odczułem potrzebę pomagania w hospicjum. Kiedy spotyka się ludzi chorych w miejscu, które dla wie-

ks. Jan Sypko SCJ (Kraków)

Fot. br. H. Majka CSSp

cenę chce mnie zdobyć dla siebie. Proszę mi wierzyć, że to wszystko znoszę i cierpię, dlatego że jestem chrześcijaninem” (M. Czekański, Rekolekcje z św. Ojcem Pio). Taką formę cierpienia św. Oj­ciec Pio przyjmował z pokorą i – jak sam za­ znaczał – jako dopust Boży dla pożytku duchowego. Działania złego ducha były tak dalece przemyślne, że chciał on oszukać i ośmieszyć Ojca Pio, ukazując się mu w osobie Pana Jezusa, Matki Bożej, Anioła Stróża, św. Franciszka, św. Teresy z Avila i innych świętych. Stanowiło to dla Świętego ogromny kłopot i przedłużające się myśli, udręki cierpienia du- Fot. ks. Ł. Ogórek SCJ chowe, aby przyjąć wobec tych wydarzeń właściwe stanowisko i osąd. Święty Ojciec Pio, dostępując wybraństwa Bożego, został obdarzony szczególną łaską mistyki, którą poprzedziły bolesne doświadczenia. Stan, który w teologii duchowości określa się mianem „nocy ciemnej”, wprowadza duszę w wewnętrzne cierpienia. Święty również i te oczyszczające cierpienia przyjmował z poddaniem się woli Boga, który nagradzał go stanami mistycznymi (por. Listy Ojca Pio – Wybór – Korespondencja z kierownikami duchowymi). Ziemskie życie Ojca Pio stopniowo dobiegało do końca. Sam często wspominał o śmierci, a nawet prosił swoich przełożonych, żeby pozwolili mu umrzeć. Wyjawił również stan swojej duszy, mówiąc: „Pragnę śmierci, ale tylko dlatego, aby zjednoczyć się nierozerwalnymi więzami z niebieskim Oblubieńcem. Właściwie to chcę żyć, aby jeszcze bardziej cierpieć, gdyż Jezus dał mi zrozumieć, że najlepszą próbą i potwierdzeniem miłości jest cierpienie” (M. Czekański, Rekolekcje z św. Ojcem Pio). Nadszedł dzień 22 września 1968 roku, w którym św. Ojciec Pio już tylko na siedząco uczestniczył we Mszy św. Otrzymawszy sakrament chorych, pozostał w łóżku aż do śmierci, która nastąpiła 23 września 1968 roku. W tym też cza-

lu jest ostatnim przystankiem życia, trudno znaleźć dla nich słowa pociechy. Wiem, jak wielka i znamienna jest potrzeba pociechy i pokrzepienia. Łoże chorego jest jakby krzyżem Chrystusa, na którym dopełnia On swą mękę. Choroba pobudza człowieka do zmiany swego myślenia i kieruje jego spojrzenie na „jedynego Ojca”, który może nas pocieszyć i jedynego lekarza, który może nas uleczyć. Jest nim tylko Bóg w Chrystusie. Umieranie i śmierć są ostatnimi wielkimi zadaniami człowieka, do których trzeba się przygotować. Ważne jest przygotowanie wewnętrzne, w którym powinni uczestniczyć bliscy i krewni. Kto nie ma odwagi, aby porozmawiać z chorymi lub umierającymi o śmierci i o tym, co po niej nastąpi, ten nie służy ani im, ani sobie. Chorzy akceptujący swoją chorobę i umierający, których życie przygotowało do przyjęcia śmierci, znajdują w tej akceptacji wewnętrzny

5(131)2010

spokój. Stają się pomocą i błogosławieństwem dla otoczenia. Czerpią ufność z Chrystusa, który jest podstawą wszelkiej chrześcijańskiej nadziei. Już św. Ambroży w traktacie O wartości chrześcijańskiej śmierci stwierdza, że słowo śmierć oznacza tylko przejście ze śmiertelności do nieśmiertelności. Tłumaczę podczas rozmów moim chorym braciom i siostrom, że Chrystus żyje i jest ich przyjacielem w smutku i radości. Dopuszcza cierpienia, aby w tym bólu i smutku odnaleźli Boga. Może chce w ich cierpieniu, aby odnaleźli światło i pociechę, siłę i błogosławieństwo. Trzeba tylko doprowadzić ich do takiego stanu, aby nabrali otuchy i spróbowali znosić cierpienie uciszonym umysłem i wsłuchiwali się w to, co On mówi. On ma słowa życia wiecznego. Kto w Niego wierzy „choćby i umarł, żyć będzie”. Od kilku miesięcy dane mi jest posługiwać chorym, także tym nieuleczalnie, w hospicjum przy bydgoskim Rejonowym Centrum Onkologii. Inspiracją 11


10

sie stopniowo zanikały stygmaty, po których wkrótce nie pozostało żadnych śladów. Uroczystości pogrzebowe odbyły się 26 września 1968 roku o godz. 15.30. Wzięły w nich udział nieprzeliczone rzesze wiernych. 2 maja 1999 roku Jan Paweł II beatyfikował go, a 16 czerwca 2002 roku ogłosił świętym. Podczas tej uroczystości papież powiedział: „Przez całe swoje życie starał się upodobnić do Ukrzyżowanego, jasno zdając sobie sprawę, że został powołany, by w szczególny sposób współpracować w dziele odkupienia. Bez tego nieustannego odniesienia do Krzyża nie da się zrozumieć jego świętości” (I. Skubiś, Święty Stygmatyk – Ojciec Pio). Święty Ojciec Pio, chociaż przyjmował cierpienie w duchu wiary i poddania się woli Bożej, to jednak czynił bardzo dużo, aby innym ulżyć w przeżywaniu bólu. Zwracał szczególną uwagę na to, aby chorzy mieli zapewnioną opiekę duchową niesioną przez kapłanów. To z jego inicjatywy w 1956 roku w San Giovanni Rotondo powstał Dom Ulgi w Cierpieniu, a także inne dzieło niosące pomoc chorym i cierpiącym. Święty Stygmatyk miał zwyczaj powtarzać: „W chorym żyje Jezus, który cierpi. W chorym i na dodatek biednym obecny jest podwójnie” – dlatego czynił tak wiele, aby ulżyć im w życiu.

Moi chorzy przyjaciele

Z

cierpieniem w różnych postaciach i w różnym wymiarze w swoim życiu nie raz się zetknąłem – choćby pracując dwadzieścia trzy lata z dziećmi specjalnej troski. Od trzech lat jestem już na emeryturze, ale Pan powołał mnie jeszcze do pracy z cierpiącymi braćmi. W maju ubiegłego roku odczułem potrzebę pomagania w hospicjum. Kiedy spotyka się ludzi chorych w miejscu, które dla wie-

ks. Jan Sypko SCJ (Kraków)

Fot. br. H. Majka CSSp

cenę chce mnie zdobyć dla siebie. Proszę mi wierzyć, że to wszystko znoszę i cierpię, dlatego że jestem chrześcijaninem” (M. Czekański, Rekolekcje z św. Ojcem Pio). Taką formę cierpienia św. Oj­ciec Pio przyjmował z pokorą i – jak sam za­ znaczał – jako dopust Boży dla pożytku duchowego. Działania złego ducha były tak dalece przemyślne, że chciał on oszukać i ośmieszyć Ojca Pio, ukazując się mu w osobie Pana Jezusa, Matki Bożej, Anioła Stróża, św. Franciszka, św. Teresy z Avila i innych świętych. Stanowiło to dla Świętego ogromny kłopot i przedłużające się myśli, udręki cierpienia du- Fot. ks. Ł. Ogórek SCJ chowe, aby przyjąć wobec tych wydarzeń właściwe stanowisko i osąd. Święty Ojciec Pio, dostępując wybraństwa Bożego, został obdarzony szczególną łaską mistyki, którą poprzedziły bolesne doświadczenia. Stan, który w teologii duchowości określa się mianem „nocy ciemnej”, wprowadza duszę w wewnętrzne cierpienia. Święty również i te oczyszczające cierpienia przyjmował z poddaniem się woli Boga, który nagradzał go stanami mistycznymi (por. Listy Ojca Pio – Wybór – Korespondencja z kierownikami duchowymi). Ziemskie życie Ojca Pio stopniowo dobiegało do końca. Sam często wspominał o śmierci, a nawet prosił swoich przełożonych, żeby pozwolili mu umrzeć. Wyjawił również stan swojej duszy, mówiąc: „Pragnę śmierci, ale tylko dlatego, aby zjednoczyć się nierozerwalnymi więzami z niebieskim Oblubieńcem. Właściwie to chcę żyć, aby jeszcze bardziej cierpieć, gdyż Jezus dał mi zrozumieć, że najlepszą próbą i potwierdzeniem miłości jest cierpienie” (M. Czekański, Rekolekcje z św. Ojcem Pio). Nadszedł dzień 22 września 1968 roku, w którym św. Ojciec Pio już tylko na siedząco uczestniczył we Mszy św. Otrzymawszy sakrament chorych, pozostał w łóżku aż do śmierci, która nastąpiła 23 września 1968 roku. W tym też cza-

lu jest ostatnim przystankiem życia, trudno znaleźć dla nich słowa pociechy. Wiem, jak wielka i znamienna jest potrzeba pociechy i pokrzepienia. Łoże chorego jest jakby krzyżem Chrystusa, na którym dopełnia On swą mękę. Choroba pobudza człowieka do zmiany swego myślenia i kieruje jego spojrzenie na „jedynego Ojca”, który może nas pocieszyć i jedynego lekarza, który może nas uleczyć. Jest nim tylko Bóg w Chrystusie. Umieranie i śmierć są ostatnimi wielkimi zadaniami człowieka, do których trzeba się przygotować. Ważne jest przygotowanie wewnętrzne, w którym powinni uczestniczyć bliscy i krewni. Kto nie ma odwagi, aby porozmawiać z chorymi lub umierającymi o śmierci i o tym, co po niej nastąpi, ten nie służy ani im, ani sobie. Chorzy akceptujący swoją chorobę i umierający, których życie przygotowało do przyjęcia śmierci, znajdują w tej akceptacji wewnętrzny

5(131)2010

spokój. Stają się pomocą i błogosławieństwem dla otoczenia. Czerpią ufność z Chrystusa, który jest podstawą wszelkiej chrześcijańskiej nadziei. Już św. Ambroży w traktacie O wartości chrześcijańskiej śmierci stwierdza, że słowo śmierć oznacza tylko przejście ze śmiertelności do nieśmiertelności. Tłumaczę podczas rozmów moim chorym braciom i siostrom, że Chrystus żyje i jest ich przyjacielem w smutku i radości. Dopuszcza cierpienia, aby w tym bólu i smutku odnaleźli Boga. Może chce w ich cierpieniu, aby odnaleźli światło i pociechę, siłę i błogosławieństwo. Trzeba tylko doprowadzić ich do takiego stanu, aby nabrali otuchy i spróbowali znosić cierpienie uciszonym umysłem i wsłuchiwali się w to, co On mówi. On ma słowa życia wiecznego. Kto w Niego wierzy „choćby i umarł, żyć będzie”. Od kilku miesięcy dane mi jest posługiwać chorym, także tym nieuleczalnie, w hospicjum przy bydgoskim Rejonowym Centrum Onkologii. Inspiracją 11


nia, Słowa życia, czyli biblia dla chorych i Ewangelia na co dzień. Jedną z przyczyn rozpoczęcia pracy w hospicjum było moje przystąpienie do Towa12

rzystwa Matki Boskiej Patronki Dobrej Śmierci. W czasie swojej posługi zaprzyjaźniłem się z chorymi. Jestem im potrzebny, a oni są potrzebni mnie. Wiele się od nich uczę. Dużo rozmawiamy na różne tematy. Bardzo ważne są dla nich słowa pocieszenia, że wyjdą jeszcze do domu, choćby nawet na przepustkę niedzielną, o ile ich stan na to pozwoli. Czytam im fragmenty książek – oczekują tego. Większość pacjentów w hospicjum to osoby w podeszłym wieku. Nasze rozmowy często wchodzą na tematy nieuniknionego przemijania, starzenia się, jako etapu ludzkiego życia, któremu nikt nie ucieknie. Wspólnie zastanawiamy się nad sensem ludzkiego życia. Mówiąc o chorobie i starości, nie pomijamy też faktu śmierci, która dotknie każdego człowieka. Chorych te zagadnienia ciekawią i mimo wszystko nie boją się tych tematów poruszać. Wówczas sprowadzam rozmowę na problem tego, że śmierć niczego nie kończy, jest tylko bramą, przez którą każdy musi przejść do innego życia, gdzie czeka na nas Pan Jezus, który poszedł przygotować „mieszkań wiele” w niebie. Często dyskutujemy nad problemem cierpienia, który zajmował w katechezie Ojca Świętego Jana Pawła II dużo

miejsca. Papież rozumiał cierpienie, bo sam go doświadczał. Czytamy fragmenty przemówień Ojca Świętego, które dotyczą cierpienia. Chorym wydaje się nieraz, że są niepotrzebni, więc nieustannie podkreślam, że papież określa ich jako „skarb Kościoła”. Ich modlitwa połączona z cierpieniem Chrystusa bardzo pomaga papieżowi i Kościołowi. Ojciec Święty mówi, że są jego siłą do działania. Mówię im, że nie są niepotrzebni, aby nie popadli w zniechęcenie, by nie tracili nadziei, choć ich życie jest inne, niż życie człowieka zdrowego. Praca w hospicjum nie jest łatwa. Trzeba pacjentów karmić, poić jak małe dzieci, zmieniać pampersy, podawać, co sobie życzą, jednym słowem – usługiwać. Człowiek chory nie jest półczłowiekiem, jak wielu sądzi. Nie jest odmienny od ludzi normalnych. Nad nim nie trzeba się litować – zresztą pacjenci bardzo tego nie lubią. Miłość bliźniego to mój ewangeliczny obowiązek. Chory to mój partner, z którym staram się współpracować i pokonywać chorobę na ile tylko można. Wiem, że on nie ma gorszych praw do egzystencji niż ja. W hospicjum w otoczeniu cierpienia, często śmierci, przy łóżku chorego tworzy się unikalna wspólnota serc, rąk i dusz. Tworzy się autentyczny Kościół domowy, który przy pomocy Eucharystii zespala chorego, jego rodzinę i zespół hospicyjny. Tu Pan w szczególny sposób ukazuje sens życia poprzez cierpienie. Pozwala uciszyć własny

egoizm. Napełnia siłą i spokojem, uczy pokory, otwarcia na wartości najwyższe, na Boga i na jego doskonały obraz – człowieka. Chorzy są często w podeszłym wieku i mają swoje wady, które utrudniają opiekę. Są często zaborczy i chcieliby wolontariusza mieć tylko dla siebie. Czasem są złośliwi i opryskliwi. Nieraz lekceważą lekarzy i pielęgniarki, przysparzając przez to dodatkowej pracy personelowi i wolontariuszom. Zdarza się, że nie chcą przestrzegać regulaminu. Plują na podłogę

i palą papierosy w sali. Będąc na przepustce, nieraz piją alkohol i tym samym niweczą przeprowadzoną bardzo drogą kurację. Są też często bez żadnych zainteresowań: nie chcą rozmawiać, nie oglądają telewizji, nie słuchają radia. W hospicjum jest też kaplica, w której sprawowane są Msze Święte. Częstym gościem jest ksiądz kapelan, który spowiada i jeśli pacjent chce, to udziela Komunii Świętej. Słowo hospicjum wywodzi się z łacińskiego hospitium, co oznacza gościnność, przyjaźń albo gościnne przyjęcie, ugoszczenie. Na pomysł współczesnego kształtu hospicjum wpadła dr Cicley Saunders, angielka. Przygotowania do realizacji pomysłu zajęły jej 19 lat. „Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma go tutaj; zmartwychwstał. Przypomnijcie sobie, jak wam mówił, będąc jeszcze w Galilei” (Łk 24,5-6). Zmartwychwstanie Chrystusa ma charakter eschatologiczny. Nie zmartwychwstał dla siebie, zmartwychwstał dla Ojca i dla nas ludzi. Pokonując ostatecznie śmierć swoją śmiercią i zmartwychwstaniem, obdarza nas życiem wiecznym. I tu jest sens posługiwania chorym, niesienia im pomocy. Chrystus nas, jako swoje dzieci (chorych w szczególności), obdarza zmartwychwstaniem i życiem wiecznym.

Człowiek w hospicjum w wyjątkowy sposób przeżywa swoje człowieczeństwo. Przeżywa je głębiej, ale i boleśniej, bo coraz głębiej i boleśniej doświadcza swojej samotności, słabości i przemijania. W hospicjum człowiek cierpi nie tylko z powodu bólu. Nie cierpi na samotność ten, kto posila się Chlebem Życia. Człowiek przeznaczony jest – mimo bólu i cierpienia – do zmartwychwstania i życia wiecznego. „Rzekł do nich: Łazarz, przyjaciel nasz, zasnął, lecz idę go obudzić” (J 11,11). Zdzisław Dywicki (Bydgoszcz)

Fot. ks. Z. Płuska SCJ

Fot. ks. F. Wielgut SCJ

do pracy był wewnętrzny głos i ogłoszenie w kościele. Moja praca przed emeryturą polegała na wychowywaniu i opiece nad dziećmi specjalnej troski – niepełnosprawnymi umysłowo i fizycznie. Uznałem, że praca w hospicjum, w jakimś stopniu, będzie podobna do pracy zawodowej. Dziś po ośmiu miesiącach mogę stwierdzić, że moja decyzja była słuszna. Pan wezwał mnie do opieki nad Jego najmniejszymi braćmi. Utwierdza mnie w tym fakt, że udało mi się kupić odpowiednią literaturę, która jest trudno dostępna, jak np.: By odgadnąć Krzyż – vademecum cierpie-

Fot. ks. P. Chmielecki SCJ

5(131)2010

13


nia, Słowa życia, czyli biblia dla chorych i Ewangelia na co dzień. Jedną z przyczyn rozpoczęcia pracy w hospicjum było moje przystąpienie do Towa12

rzystwa Matki Boskiej Patronki Dobrej Śmierci. W czasie swojej posługi zaprzyjaźniłem się z chorymi. Jestem im potrzebny, a oni są potrzebni mnie. Wiele się od nich uczę. Dużo rozmawiamy na różne tematy. Bardzo ważne są dla nich słowa pocieszenia, że wyjdą jeszcze do domu, choćby nawet na przepustkę niedzielną, o ile ich stan na to pozwoli. Czytam im fragmenty książek – oczekują tego. Większość pacjentów w hospicjum to osoby w podeszłym wieku. Nasze rozmowy często wchodzą na tematy nieuniknionego przemijania, starzenia się, jako etapu ludzkiego życia, któremu nikt nie ucieknie. Wspólnie zastanawiamy się nad sensem ludzkiego życia. Mówiąc o chorobie i starości, nie pomijamy też faktu śmierci, która dotknie każdego człowieka. Chorych te zagadnienia ciekawią i mimo wszystko nie boją się tych tematów poruszać. Wówczas sprowadzam rozmowę na problem tego, że śmierć niczego nie kończy, jest tylko bramą, przez którą każdy musi przejść do innego życia, gdzie czeka na nas Pan Jezus, który poszedł przygotować „mieszkań wiele” w niebie. Często dyskutujemy nad problemem cierpienia, który zajmował w katechezie Ojca Świętego Jana Pawła II dużo

miejsca. Papież rozumiał cierpienie, bo sam go doświadczał. Czytamy fragmenty przemówień Ojca Świętego, które dotyczą cierpienia. Chorym wydaje się nieraz, że są niepotrzebni, więc nieustannie podkreślam, że papież określa ich jako „skarb Kościoła”. Ich modlitwa połączona z cierpieniem Chrystusa bardzo pomaga papieżowi i Kościołowi. Ojciec Święty mówi, że są jego siłą do działania. Mówię im, że nie są niepotrzebni, aby nie popadli w zniechęcenie, by nie tracili nadziei, choć ich życie jest inne, niż życie człowieka zdrowego. Praca w hospicjum nie jest łatwa. Trzeba pacjentów karmić, poić jak małe dzieci, zmieniać pampersy, podawać, co sobie życzą, jednym słowem – usługiwać. Człowiek chory nie jest półczłowiekiem, jak wielu sądzi. Nie jest odmienny od ludzi normalnych. Nad nim nie trzeba się litować – zresztą pacjenci bardzo tego nie lubią. Miłość bliźniego to mój ewangeliczny obowiązek. Chory to mój partner, z którym staram się współpracować i pokonywać chorobę na ile tylko można. Wiem, że on nie ma gorszych praw do egzystencji niż ja. W hospicjum w otoczeniu cierpienia, często śmierci, przy łóżku chorego tworzy się unikalna wspólnota serc, rąk i dusz. Tworzy się autentyczny Kościół domowy, który przy pomocy Eucharystii zespala chorego, jego rodzinę i zespół hospicyjny. Tu Pan w szczególny sposób ukazuje sens życia poprzez cierpienie. Pozwala uciszyć własny

egoizm. Napełnia siłą i spokojem, uczy pokory, otwarcia na wartości najwyższe, na Boga i na jego doskonały obraz – człowieka. Chorzy są często w podeszłym wieku i mają swoje wady, które utrudniają opiekę. Są często zaborczy i chcieliby wolontariusza mieć tylko dla siebie. Czasem są złośliwi i opryskliwi. Nieraz lekceważą lekarzy i pielęgniarki, przysparzając przez to dodatkowej pracy personelowi i wolontariuszom. Zdarza się, że nie chcą przestrzegać regulaminu. Plują na podłogę

i palą papierosy w sali. Będąc na przepustce, nieraz piją alkohol i tym samym niweczą przeprowadzoną bardzo drogą kurację. Są też często bez żadnych zainteresowań: nie chcą rozmawiać, nie oglądają telewizji, nie słuchają radia. W hospicjum jest też kaplica, w której sprawowane są Msze Święte. Częstym gościem jest ksiądz kapelan, który spowiada i jeśli pacjent chce, to udziela Komunii Świętej. Słowo hospicjum wywodzi się z łacińskiego hospitium, co oznacza gościnność, przyjaźń albo gościnne przyjęcie, ugoszczenie. Na pomysł współczesnego kształtu hospicjum wpadła dr Cicley Saunders, angielka. Przygotowania do realizacji pomysłu zajęły jej 19 lat. „Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma go tutaj; zmartwychwstał. Przypomnijcie sobie, jak wam mówił, będąc jeszcze w Galilei” (Łk 24,5-6). Zmartwychwstanie Chrystusa ma charakter eschatologiczny. Nie zmartwychwstał dla siebie, zmartwychwstał dla Ojca i dla nas ludzi. Pokonując ostatecznie śmierć swoją śmiercią i zmartwychwstaniem, obdarza nas życiem wiecznym. I tu jest sens posługiwania chorym, niesienia im pomocy. Chrystus nas, jako swoje dzieci (chorych w szczególności), obdarza zmartwychwstaniem i życiem wiecznym.

Człowiek w hospicjum w wyjątkowy sposób przeżywa swoje człowieczeństwo. Przeżywa je głębiej, ale i boleśniej, bo coraz głębiej i boleśniej doświadcza swojej samotności, słabości i przemijania. W hospicjum człowiek cierpi nie tylko z powodu bólu. Nie cierpi na samotność ten, kto posila się Chlebem Życia. Człowiek przeznaczony jest – mimo bólu i cierpienia – do zmartwychwstania i życia wiecznego. „Rzekł do nich: Łazarz, przyjaciel nasz, zasnął, lecz idę go obudzić” (J 11,11). Zdzisław Dywicki (Bydgoszcz)

Fot. ks. Z. Płuska SCJ

Fot. ks. F. Wielgut SCJ

do pracy był wewnętrzny głos i ogłoszenie w kościele. Moja praca przed emeryturą polegała na wychowywaniu i opiece nad dziećmi specjalnej troski – niepełnosprawnymi umysłowo i fizycznie. Uznałem, że praca w hospicjum, w jakimś stopniu, będzie podobna do pracy zawodowej. Dziś po ośmiu miesiącach mogę stwierdzić, że moja decyzja była słuszna. Pan wezwał mnie do opieki nad Jego najmniejszymi braćmi. Utwierdza mnie w tym fakt, że udało mi się kupić odpowiednią literaturę, która jest trudno dostępna, jak np.: By odgadnąć Krzyż – vademecum cierpie-

Fot. ks. P. Chmielecki SCJ

5(131)2010

13


5(131)2010

Do Maryi

Spraw Panie

Wszystkie drzwi, Maryjo są dla Ciebie otwarte ale mimo to niektóre trzeba wyważyć…

Spraw Panie aby ziarna wiary nadziei i miłości które posiałeś na glebie mej duszy nie trafiły między osty i ciernie. Spraw Panie aby zakiełkowały i wzrastały aż do żniwa i wydały plony osty i ciernie niech spłoną w ogniu Miłości zaś czyste ziarna racz zgromadzić w spichrzach Nieba.

Wszystkie dni, Maryjo są dla Ciebie jasne choć czasem potrzebujesz lampy oliwnej… Wszystkie serca matek, Maryjo są Ciebie pełne choć czasem nie jest to miłość łatwa… Wszystkie drogi, Maryjo prowadzą do Ciebie choć czasem są to drogi szybkiego ruchu… Przyjmij naszą modlitwę choć czasem słowa umykają na dno ciemnego oceanu…

Czesław Teszka (Grudziądz)

On puka do drzwi Codziennie spoglądam poza horyzont szukając śladów przeszłości jakbym chciał wypełnić serce cieniami szczęśliwych dni

Różaniec z Ojcem Świętym Mienią się tysiące blasków Migające niczym gwiazdy na niebie Błyszczą jak trawa rosą rankiem I też są mokre…

Jego Miłość zatrzymała się pod drzwiami mojego domu On puka z nadzieją że kiedyś otworzę Bóg jest cierpliwy Brak czasu nie tłumaczy ignorancji człowieka Tadeusz Skwarczyński (Sztum)

Tyle, że od krwi, krwi cierpiących Jak wiele paciorków złączonych jest Węzłem tak wielu ludzi Cierpiących złączonych jest gorącą wiarą Jedna dziesiątka, druga, trzecia dziesiątka… To chwila czasu… Ten jeden… Moment, pachnie mi różami Tyle bólu schowane w tak małym koraliku Przesuwam palcami powoli… Są jednakowe, a jednak każdy z nich Wydaje się mieć inny kształt Inny rozmiar, kanty

Cały ocean, Maryjo zabierasz do swego domu… Katarzyna Smułkowska

Dziękuję!

Chryzantemy

Fot. ks. Ł. Ogórek SCJ

Żółte chryzantemy pachną w słowach Koją smutek i żal od lat W drżeniu świec otwiera się serca mowa Kiedy spoglądam na płomienny kwiat Powraca wtedy miniony obraz dni I światło, którego szukam Pachnie wspomnienie, wdziera się w sny O ramę okienną dziś stuka Spoglądam cicho w chryzantemy oczy Odzianej w złocisty szal By powstrzymać czas, co kołem się toczy Którego tak bardzo mi żal – Zofia Zakrzewska-Myszka (Stalowa Wola)

14

o nic już więcej nie będę pytać i wątpić nie będę

Jeszcze jedna dziesiątka za Papieża Za Ojca Świętego Jeszcze starczy mi czasu I jeszcze będę mieć siłę Biały Zastępca św. Piotra Też zmówi różaniec Po skończenie świata

kolejny raz pozwoliłeś mi uwierzyć w moc modlitwy w dobroć drugiego człowieka i jego obecność na mojej drodze

Ewa Kaczmarczyk (Radomsko)

dziękuję za cud za nich wszystkich dziękuję! Józefa Leśniak (Węglówka)

15


5(131)2010

Do Maryi

Spraw Panie

Wszystkie drzwi, Maryjo są dla Ciebie otwarte ale mimo to niektóre trzeba wyważyć…

Spraw Panie aby ziarna wiary nadziei i miłości które posiałeś na glebie mej duszy nie trafiły między osty i ciernie. Spraw Panie aby zakiełkowały i wzrastały aż do żniwa i wydały plony osty i ciernie niech spłoną w ogniu Miłości zaś czyste ziarna racz zgromadzić w spichrzach Nieba.

Wszystkie dni, Maryjo są dla Ciebie jasne choć czasem potrzebujesz lampy oliwnej… Wszystkie serca matek, Maryjo są Ciebie pełne choć czasem nie jest to miłość łatwa… Wszystkie drogi, Maryjo prowadzą do Ciebie choć czasem są to drogi szybkiego ruchu… Przyjmij naszą modlitwę choć czasem słowa umykają na dno ciemnego oceanu…

Czesław Teszka (Grudziądz)

On puka do drzwi Codziennie spoglądam poza horyzont szukając śladów przeszłości jakbym chciał wypełnić serce cieniami szczęśliwych dni

Różaniec z Ojcem Świętym Mienią się tysiące blasków Migające niczym gwiazdy na niebie Błyszczą jak trawa rosą rankiem I też są mokre…

Jego Miłość zatrzymała się pod drzwiami mojego domu On puka z nadzieją że kiedyś otworzę Bóg jest cierpliwy Brak czasu nie tłumaczy ignorancji człowieka Tadeusz Skwarczyński (Sztum)

Tyle, że od krwi, krwi cierpiących Jak wiele paciorków złączonych jest Węzłem tak wielu ludzi Cierpiących złączonych jest gorącą wiarą Jedna dziesiątka, druga, trzecia dziesiątka… To chwila czasu… Ten jeden… Moment, pachnie mi różami Tyle bólu schowane w tak małym koraliku Przesuwam palcami powoli… Są jednakowe, a jednak każdy z nich Wydaje się mieć inny kształt Inny rozmiar, kanty

Cały ocean, Maryjo zabierasz do swego domu… Katarzyna Smułkowska

Dziękuję!

Chryzantemy

Fot. ks. Ł. Ogórek SCJ

Żółte chryzantemy pachną w słowach Koją smutek i żal od lat W drżeniu świec otwiera się serca mowa Kiedy spoglądam na płomienny kwiat Powraca wtedy miniony obraz dni I światło, którego szukam Pachnie wspomnienie, wdziera się w sny O ramę okienną dziś stuka Spoglądam cicho w chryzantemy oczy Odzianej w złocisty szal By powstrzymać czas, co kołem się toczy Którego tak bardzo mi żal – Zofia Zakrzewska-Myszka (Stalowa Wola)

14

o nic już więcej nie będę pytać i wątpić nie będę

Jeszcze jedna dziesiątka za Papieża Za Ojca Świętego Jeszcze starczy mi czasu I jeszcze będę mieć siłę Biały Zastępca św. Piotra Też zmówi różaniec Po skończenie świata

kolejny raz pozwoliłeś mi uwierzyć w moc modlitwy w dobroć drugiego człowieka i jego obecność na mojej drodze

Ewa Kaczmarczyk (Radomsko)

dziękuję za cud za nich wszystkich dziękuję! Józefa Leśniak (Węglówka)

15


5(131)2010

cz. I

16

a New Course. 19th Annual Report on the State of World Hunger, Washington 2009). Benedykt XVI uczy, że: „Kiedy ubóstwo spada na rodzinę, najbardziej bezbronnymi jego ofiarami stają się dzieci: prawie połowa tych,

Fot. ks. Z. Płuska SCJ

J

ednym z najtrudniejszych problemów, z jakimi spotyka się człowiek, jest pytanie o sens cierpienia dziecka (por. H. Küng, Bóg a cierpienie, tłum. I. Gano, Warszawa 1973, s. 9). Wbrew powszechnej opinii, to nie w szpitalach cierpią one najczęściej. Dzieci bowiem cierpiały i cierpią przede wszystkim z powodu nędzy, towarzyszącego jej głodu i wojen toczonych przez dorosłych. Świat, w którym żyją, jest wewnętrznie rozdarty, bo uznaje je za największą wartość, a z drugiej strony jest obojętny na ich cierpienie spowodowane nędzą i głodem. W tym właśnie świecie, chełpiącym się swoim rozwojem i globalizacją, co godzinę z głodu umiera 720 dzieci, a w ciągu roku 15 milionów. Liczba głodujących i niedożywionych wynosi 75% populacji ludzkiej i wciąż wzrasta. Głodujących dzieci przybywa nawet w krajach o wysoko rozwiniętej gospodarce. Chociaż wdrażany jest program pomocy żywnościowej przez zamożne państwa, to głód znowu jest jednym z najniebezpieczniejszych problemów globalnych. Przewidywany jest, w ciągu dwóch najbliższych lat, wzrost liczby dotkniętych nędzą o 100 milionów, a głodujących o 75 milionów (por. Bread for the World Institute, Hunger 2009; Global Development Charting

w skali narodu i świata byli ludzie wykształceni, którzy mogli zawrzeć pokój i zaprzestać działań zbrojnych, w wyniku których ginęły dzieci. Raporty organizacji Save the Children ujawniają dziesiątki milionów zabitych, zranionych lub w inny sposób skrzywdzonych dzieci (Annual re­port 2008). Nikt też nie potrafi rozsądzić, co zadaje dziecku większy ból: śmierć czy odległe skutki psycholo­gi­ czne działań wojennych i terrorystycznych (por. J.T. Lange i in., Primary care treatment of post-traumatic stress disorder, Am. Fam. Physician 60/2000, nr 5, s. 1035-1045). Nie potrzeba jednak obe­ cności głodu i wojny, aby krzywdzić dzieci. Dzieje się to również w czasach pokoju i to na ogromną skalę. Dorośli, pozostając w służbie zła, skutecznie niszczą niewinność dziecka, wprowadzając je w świat: narkotyków, pornografii, prostytucji dziecięcej, młodocianych gangów, a nawet zabójstw (por. Jan Paweł II, Zapewnijmy dzieciom przyszłość w pokoju, OsRomPol. 17/1996, nr 1/179, 1). Bastionem przed tego rodzaju przemocą musi być rodzina. W niej właśnie dziecko powinno być kochane, uczone miłości i chronione przed złymi ludźmi. Niestety i to miejsce, uświęcone tradycją, jest zagrożone. Stąd też, co pewien czas, ujawniane są przestępstwa popełniane wobec dziecka przez jego najbliższych: maltretowanie fizyczne i psychiczne, wypędzenia z do­ mu, wykorzystywanie seksualne oraz sprzedaż dziecka (por. L. de Mause, The history of child abuse, J. Psychohist. 25/1998, nr 3). W wyniku tej przemocy dziecko doznaje głębokich urazów psychicznych, z powodu których cierpi przez całe życie. Najboleśniejsza jest jednak świadomość, że wiele spośród krzywdzonych dzieci będzie krzywdzić Fot. A. Syska

Kryzys wiary spowodowany cierpieniem dziecka

którzy żyją dziś w skrajnym ubóstwie, to dzieci” (por. Benedykt XVI, Zwalczanie ubóstwa drogą do pokoju. Orędzie na Światowy Dzień Pokoju, Watykan, 1 stycznia 2009). Przygnębiający jest również zapis krzywd doznanych przez dzieci w czasie wojen światowych, lokalnych konfliktów zbrojnych, aktów terrorystycznych. Do rangi symbolu okrucieństwa wobec najmłodszych, urastają cierpienia dzieci osadzonych w obozie koncentracyjnym w Łodzi. Od 1942 roku więziono tam polskie dzieci w wieku od 8 do 16 lat. Zabierano je z sierocińców i zakładów wychowawczych z ziem włączonych do Rzeszy oraz z Generalnego Gubernatorstwa (por. J. Baranowski, The Łódź Ghetto / Łódzkie Getto 1940-1944, Łódź 2003). Wymienione okrucieństwa nie wnoszą jednak nic nowego w historię znaną od tysięcy lat. Przecież również w średniowieczu całe rodziny żydowskie szły pod miecz, a wśród nich dzieci, podobnie jak podczas II wojny światowej w Łodzi, Auschwitz, Treblince, Majdanku i innych ponurych miejscach kaźni (H. Jonas, Pojęcie Boga po Auschwitz, tłum. L. Łysień, „Polonia Sacra” 31/1999, nr 5/49, s. 9-22). Świadkowie tych oraz innych tragedii, bezsilni wobec okrucieństwa, stawiają pytania: „Gdzie jest Bóg?” i „Dlaczego na to pozwolił?” (Benedykt XVI, Przemówienie podczas wizyty w KL Auschwitz-Birkenau, 28 maja 2006). Jest to pytanie o powód cierpienia, jego rację, cel i sens (Jan Paweł II, List apostolski Salvifici doloris, Watykan 1984, nr 9). Jak to możliwe, że dorośli, którzy posiadali własne rodziny, lękali się o nie, byli troskliwi dla zwierząt domowych, potrafili jednocześnie zabijać, dręczyć, okaleczać i gwałcić dzieci. Nie poprzestawali jednak na torturach ciała, ale chcieli zniszczyć w nich również ducha i zatrzeć wszelkie ślady wewnętrznej czystości. Stąd też dopuszczali się zabójstw: rodziców, nauczycieli i kapłanów w obecności dzieci. Niszczyli ich domy, place zabaw, szkoły oraz kościoły, aby nie mogły zdobywać wiedzy i modlić się do Boga. Odpowiedzialnymi za te zbrodnie

17


5(131)2010

cz. I

16

a New Course. 19th Annual Report on the State of World Hunger, Washington 2009). Benedykt XVI uczy, że: „Kiedy ubóstwo spada na rodzinę, najbardziej bezbronnymi jego ofiarami stają się dzieci: prawie połowa tych,

Fot. ks. Z. Płuska SCJ

J

ednym z najtrudniejszych problemów, z jakimi spotyka się człowiek, jest pytanie o sens cierpienia dziecka (por. H. Küng, Bóg a cierpienie, tłum. I. Gano, Warszawa 1973, s. 9). Wbrew powszechnej opinii, to nie w szpitalach cierpią one najczęściej. Dzieci bowiem cierpiały i cierpią przede wszystkim z powodu nędzy, towarzyszącego jej głodu i wojen toczonych przez dorosłych. Świat, w którym żyją, jest wewnętrznie rozdarty, bo uznaje je za największą wartość, a z drugiej strony jest obojętny na ich cierpienie spowodowane nędzą i głodem. W tym właśnie świecie, chełpiącym się swoim rozwojem i globalizacją, co godzinę z głodu umiera 720 dzieci, a w ciągu roku 15 milionów. Liczba głodujących i niedożywionych wynosi 75% populacji ludzkiej i wciąż wzrasta. Głodujących dzieci przybywa nawet w krajach o wysoko rozwiniętej gospodarce. Chociaż wdrażany jest program pomocy żywnościowej przez zamożne państwa, to głód znowu jest jednym z najniebezpieczniejszych problemów globalnych. Przewidywany jest, w ciągu dwóch najbliższych lat, wzrost liczby dotkniętych nędzą o 100 milionów, a głodujących o 75 milionów (por. Bread for the World Institute, Hunger 2009; Global Development Charting

w skali narodu i świata byli ludzie wykształceni, którzy mogli zawrzeć pokój i zaprzestać działań zbrojnych, w wyniku których ginęły dzieci. Raporty organizacji Save the Children ujawniają dziesiątki milionów zabitych, zranionych lub w inny sposób skrzywdzonych dzieci (Annual re­port 2008). Nikt też nie potrafi rozsądzić, co zadaje dziecku większy ból: śmierć czy odległe skutki psycholo­gi­ czne działań wojennych i terrorystycznych (por. J.T. Lange i in., Primary care treatment of post-traumatic stress disorder, Am. Fam. Physician 60/2000, nr 5, s. 1035-1045). Nie potrzeba jednak obe­ cności głodu i wojny, aby krzywdzić dzieci. Dzieje się to również w czasach pokoju i to na ogromną skalę. Dorośli, pozostając w służbie zła, skutecznie niszczą niewinność dziecka, wprowadzając je w świat: narkotyków, pornografii, prostytucji dziecięcej, młodocianych gangów, a nawet zabójstw (por. Jan Paweł II, Zapewnijmy dzieciom przyszłość w pokoju, OsRomPol. 17/1996, nr 1/179, 1). Bastionem przed tego rodzaju przemocą musi być rodzina. W niej właśnie dziecko powinno być kochane, uczone miłości i chronione przed złymi ludźmi. Niestety i to miejsce, uświęcone tradycją, jest zagrożone. Stąd też, co pewien czas, ujawniane są przestępstwa popełniane wobec dziecka przez jego najbliższych: maltretowanie fizyczne i psychiczne, wypędzenia z do­ mu, wykorzystywanie seksualne oraz sprzedaż dziecka (por. L. de Mause, The history of child abuse, J. Psychohist. 25/1998, nr 3). W wyniku tej przemocy dziecko doznaje głębokich urazów psychicznych, z powodu których cierpi przez całe życie. Najboleśniejsza jest jednak świadomość, że wiele spośród krzywdzonych dzieci będzie krzywdzić Fot. A. Syska

Kryzys wiary spowodowany cierpieniem dziecka

którzy żyją dziś w skrajnym ubóstwie, to dzieci” (por. Benedykt XVI, Zwalczanie ubóstwa drogą do pokoju. Orędzie na Światowy Dzień Pokoju, Watykan, 1 stycznia 2009). Przygnębiający jest również zapis krzywd doznanych przez dzieci w czasie wojen światowych, lokalnych konfliktów zbrojnych, aktów terrorystycznych. Do rangi symbolu okrucieństwa wobec najmłodszych, urastają cierpienia dzieci osadzonych w obozie koncentracyjnym w Łodzi. Od 1942 roku więziono tam polskie dzieci w wieku od 8 do 16 lat. Zabierano je z sierocińców i zakładów wychowawczych z ziem włączonych do Rzeszy oraz z Generalnego Gubernatorstwa (por. J. Baranowski, The Łódź Ghetto / Łódzkie Getto 1940-1944, Łódź 2003). Wymienione okrucieństwa nie wnoszą jednak nic nowego w historię znaną od tysięcy lat. Przecież również w średniowieczu całe rodziny żydowskie szły pod miecz, a wśród nich dzieci, podobnie jak podczas II wojny światowej w Łodzi, Auschwitz, Treblince, Majdanku i innych ponurych miejscach kaźni (H. Jonas, Pojęcie Boga po Auschwitz, tłum. L. Łysień, „Polonia Sacra” 31/1999, nr 5/49, s. 9-22). Świadkowie tych oraz innych tragedii, bezsilni wobec okrucieństwa, stawiają pytania: „Gdzie jest Bóg?” i „Dlaczego na to pozwolił?” (Benedykt XVI, Przemówienie podczas wizyty w KL Auschwitz-Birkenau, 28 maja 2006). Jest to pytanie o powód cierpienia, jego rację, cel i sens (Jan Paweł II, List apostolski Salvifici doloris, Watykan 1984, nr 9). Jak to możliwe, że dorośli, którzy posiadali własne rodziny, lękali się o nie, byli troskliwi dla zwierząt domowych, potrafili jednocześnie zabijać, dręczyć, okaleczać i gwałcić dzieci. Nie poprzestawali jednak na torturach ciała, ale chcieli zniszczyć w nich również ducha i zatrzeć wszelkie ślady wewnętrznej czystości. Stąd też dopuszczali się zabójstw: rodziców, nauczycieli i kapłanów w obecności dzieci. Niszczyli ich domy, place zabaw, szkoły oraz kościoły, aby nie mogły zdobywać wiedzy i modlić się do Boga. Odpowiedzialnymi za te zbrodnie

17


5(131)2010

18

Ś

mierć, która jawi się nam jako naturalny koniec życia człowieka, budzi w nas bardzo zróżnicowane emocje. Jedni odbierają ją jako smutny kres doczesnej pielgrzymki i konieczną rozłąkę z bliskimi; inni – jako dramatyczny wymiar ludzkiego losu, którego nie sposób zmienić. Jeszcze inni, spoglądając na śmierć w duchu wiary, dostrzegają w niej granicę, za którą rozpoczyna się dalsze życie – życie, które nie ma kresu, w pełni szczęścia w Bogu – jako nagroda za dobre życie na ziemi, lub w wiecznym odłączeniu od Boga – jako skutek wolnego wyboru człowieka, który świadomie odrzucił miłość Stwórcy.

ks. Lucjan Szczepaniak SCJ (Kraków)

Bóg nie zaplanował śmierci Czy jednak śmierć została przewidziana przez Boga jako konieczne zakończenie ziemskiej wędrówki? Pismo Świę­te, które wielokrotnie odnosi się do tematu śmierci, ukazuje ją jako konsekwencję grzechu oraz jako „wroga człowieka”. „Przez jednego człowieka grzech wszedł do świata, a przez grzech śmierć” (Rz 5,12; por. Rdz 2-3). „Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć” (1 Kor 15,26). Człowiek

Czy trzeba bać się śmierci? Chrześcijańskie rozumienie śmierci został więc stworzony przez Boga jako nieśmiertelny i przeznaczony do wiecznego szczęścia wypływającego z bliskości Stwórcy. Chrystus przemienił śmierć Śmierć wiąże się ściśle z bólem i cierpieniem. Doświadczamy tych uczuć zwłaszcza wtedy, kiedy opuszczają nas nasi najbliżsi. Ich śmierć, chociaż stara­my się na nią patrzeć w duchu wiary, zawsze wydaje się nam przedwczesną, tragiczną i wstrząsa nami do głębi. Podobne uczucia okazywał Jezus, który płakał i był wzruszony śmiercią swojego przyjaciela Łazarza (por. J 11,33-38), odczuwał lęk przed własną śmiercią i smucił się z jej powodu (por. Mk 14,33-35). Trwoga przed śmiercią jest naturalną reakcją człowieka, który został stworzony do nieśmiertelności. Uczucie to jest podsycane przez niewiadomą, jaką śmierć niesie ze sobą. Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina nam, że „także Jezus, Syn Boży, przeszedł przez cierpienie śmierci, właściwej dla kondycji ludzkiej. Mimo swojej trwogi przed śmiercią, przyjął ją aktem całkowitego i dobrowolnego poddania się

Fot. ks. Ł. Ogórek SCJ

w przypadku pytania o istotę cierpienia, wiele zależy również od postawy, z jaką zostaje ono przyjęte. Gdzie bowiem nie można zapobiec cierpieniu spowodowanemu przez zło, tam należy stawić mu czoła (V.E. Frankl, Man’s search for meaning, London 1959). Tezy tej, sformułowanej przez V. Frankla, nie da się w pełni obronić w przypadku cierpień, których ogrom paraliżuje wszelką reakcję ludzkiej psychiki. Człowiek nie odnajduje wówczas w sobie żadnej siły zdolnej do stawienia oporu. Ratunkiem dla niego jest wówczas pomoc ze strony drugiego człowieka, a przede wszystkim przykład jego wiary. Ukazanie sensu życia oraz związanego z nim cierpienia i śmierci jest możliwe wówczas, jeśli człowiek uwierzy, że życie po śmierci trwa dalej w wymiarze nadprzyrodzonym, o czym wciąż przypomina chrześcijańska nauka o zbawie­ niu (M. Wojtowicz, Ofiara sensem cierpienia – koncepcje Maxa Schelera i Viktora E. Frankla, w: W poszukiwaniu sensu cierpienia. Dialog interdyscyplinarny, red. A. Bartoszek, Katowice 2006, s. 121).

Fot. ks. Z. Płuska SCJ

innych w swoim dorosłym życiu. Powtórzą ten bolesny dramat, chociaż w innym czasie i wobec innych ludzi. Należy mieć świadomość, że ujawniane są tylko nieliczne przypadki tego rodzaju przemocy. Wiele już uczyniono w aspekcie uwrażliwiania społeczeństwa na cierpienie krzywdzonych dzieci, ale to wciąż zbyt mało. Tę tragiczną panoramę uzupełniają cierpienia wywołane przyczynami niezależnymi od człowieka: chorobami i nieszczęśliwymi wypadkami. Poświęcenie uwagi tylko tym zagadnieniom z pewnością nie zostałoby wyczerpane w jednej monografii. Człowiek staje zatem wobec szeregu pytań natury filozoficznej i teologicznej, na które ludzkość usiłuje odpowiedzieć już od zarania swojego istnienia, gdyż cierpienie jest najpoważniejszą próbą życia. Stąd też niepokoi człowieka głównie kwestia pochodzenia zła: „Jeżeli Bóg istnieje, to skąd pochodzi zło, a jeżeli nie istnieje, to skąd pochodzi dobro?” (G.W. Leibniz, Teodycea. O dobroci Boga, wolności człowieka i pochodzeniu zła, tłum. M. Frankiewicz, Warszawa 2001, s. 137). Uzyskanie odpowiedzi jest istotne dla odkrycia sensu życia, zwłaszcza wobec bólu, którego pochodzenia człowiek nie rozumie. Podejmuje on te poszukiwania, bowiem przestał być szczęśliwym człowiekiem (S. Freud, Mourning and melancholia, w: Standard edition of the complete psychological works of Sigmund Freud, red. J. Strachey, London 1917, s. 152-170). Jednym z warunków bycia szczęśliwym jest przecież poszukiwanie i znalezienie odpowiedzi dotyczącej celu swojego życia. Interesuje go zatem nie tylko przyczyna cierpienia i jego historia, ale nade wszystko jego sens, a właściwie to, kto nadaje mu sens? (por. F. von Kutschera, Wielkie pytania. Rozważania filozoficzno-teologiczne, tłum. J. Merecki, Warszawa 2007, s. 87-98). Ten duchowy wysiłek jest próbą odnalezienia Boga, który również poszukuje zagubionego w samym sobie człowieka. Uzyskanie odpowiedzi jest możliwe w wymiarze indywidualnym, kiedy człowiek odkrywa, że cierpienie ma sens, jeżeli w ostatecznym rezultacie umocni jego więź z Bogiem. Z drugiej strony, zaniechanie poszukiwania prawdy spowodowane niedostrzeganiem w swoim życiu żadnego porządku naturalnego ani nadprzyrodzonego, powoduje stopniową utratę wiary, a nawet negację Boga (Jan Paweł II, List apostolski Salvifici doloris, nr 9). Stąd też

woli Ojca” (KKK 1009). W tym akcie posłuszeństwa Chrystusa przekleństwo śmierci zostało przemienione w błogosławieństwo nowego życia. Dzięki Jego śmierci człowiek na nowo odzyskał nieśmiertelność, a jego śmierć została odkupiona. Od tej pory, zanurzając się w śmierć Jezusa w sakramencie chrztu świętego, zostaje również włączony w Jego zmartwychwstanie i może w pełni korzystać z jego zbawiennych owoców. 19


5(131)2010

18

Ś

mierć, która jawi się nam jako naturalny koniec życia człowieka, budzi w nas bardzo zróżnicowane emocje. Jedni odbierają ją jako smutny kres doczesnej pielgrzymki i konieczną rozłąkę z bliskimi; inni – jako dramatyczny wymiar ludzkiego losu, którego nie sposób zmienić. Jeszcze inni, spoglądając na śmierć w duchu wiary, dostrzegają w niej granicę, za którą rozpoczyna się dalsze życie – życie, które nie ma kresu, w pełni szczęścia w Bogu – jako nagroda za dobre życie na ziemi, lub w wiecznym odłączeniu od Boga – jako skutek wolnego wyboru człowieka, który świadomie odrzucił miłość Stwórcy.

ks. Lucjan Szczepaniak SCJ (Kraków)

Bóg nie zaplanował śmierci Czy jednak śmierć została przewidziana przez Boga jako konieczne zakończenie ziemskiej wędrówki? Pismo Świę­te, które wielokrotnie odnosi się do tematu śmierci, ukazuje ją jako konsekwencję grzechu oraz jako „wroga człowieka”. „Przez jednego człowieka grzech wszedł do świata, a przez grzech śmierć” (Rz 5,12; por. Rdz 2-3). „Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć” (1 Kor 15,26). Człowiek

Czy trzeba bać się śmierci? Chrześcijańskie rozumienie śmierci został więc stworzony przez Boga jako nieśmiertelny i przeznaczony do wiecznego szczęścia wypływającego z bliskości Stwórcy. Chrystus przemienił śmierć Śmierć wiąże się ściśle z bólem i cierpieniem. Doświadczamy tych uczuć zwłaszcza wtedy, kiedy opuszczają nas nasi najbliżsi. Ich śmierć, chociaż stara­my się na nią patrzeć w duchu wiary, zawsze wydaje się nam przedwczesną, tragiczną i wstrząsa nami do głębi. Podobne uczucia okazywał Jezus, który płakał i był wzruszony śmiercią swojego przyjaciela Łazarza (por. J 11,33-38), odczuwał lęk przed własną śmiercią i smucił się z jej powodu (por. Mk 14,33-35). Trwoga przed śmiercią jest naturalną reakcją człowieka, który został stworzony do nieśmiertelności. Uczucie to jest podsycane przez niewiadomą, jaką śmierć niesie ze sobą. Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina nam, że „także Jezus, Syn Boży, przeszedł przez cierpienie śmierci, właściwej dla kondycji ludzkiej. Mimo swojej trwogi przed śmiercią, przyjął ją aktem całkowitego i dobrowolnego poddania się

Fot. ks. Ł. Ogórek SCJ

w przypadku pytania o istotę cierpienia, wiele zależy również od postawy, z jaką zostaje ono przyjęte. Gdzie bowiem nie można zapobiec cierpieniu spowodowanemu przez zło, tam należy stawić mu czoła (V.E. Frankl, Man’s search for meaning, London 1959). Tezy tej, sformułowanej przez V. Frankla, nie da się w pełni obronić w przypadku cierpień, których ogrom paraliżuje wszelką reakcję ludzkiej psychiki. Człowiek nie odnajduje wówczas w sobie żadnej siły zdolnej do stawienia oporu. Ratunkiem dla niego jest wówczas pomoc ze strony drugiego człowieka, a przede wszystkim przykład jego wiary. Ukazanie sensu życia oraz związanego z nim cierpienia i śmierci jest możliwe wówczas, jeśli człowiek uwierzy, że życie po śmierci trwa dalej w wymiarze nadprzyrodzonym, o czym wciąż przypomina chrześcijańska nauka o zbawie­ niu (M. Wojtowicz, Ofiara sensem cierpienia – koncepcje Maxa Schelera i Viktora E. Frankla, w: W poszukiwaniu sensu cierpienia. Dialog interdyscyplinarny, red. A. Bartoszek, Katowice 2006, s. 121).

Fot. ks. Z. Płuska SCJ

innych w swoim dorosłym życiu. Powtórzą ten bolesny dramat, chociaż w innym czasie i wobec innych ludzi. Należy mieć świadomość, że ujawniane są tylko nieliczne przypadki tego rodzaju przemocy. Wiele już uczyniono w aspekcie uwrażliwiania społeczeństwa na cierpienie krzywdzonych dzieci, ale to wciąż zbyt mało. Tę tragiczną panoramę uzupełniają cierpienia wywołane przyczynami niezależnymi od człowieka: chorobami i nieszczęśliwymi wypadkami. Poświęcenie uwagi tylko tym zagadnieniom z pewnością nie zostałoby wyczerpane w jednej monografii. Człowiek staje zatem wobec szeregu pytań natury filozoficznej i teologicznej, na które ludzkość usiłuje odpowiedzieć już od zarania swojego istnienia, gdyż cierpienie jest najpoważniejszą próbą życia. Stąd też niepokoi człowieka głównie kwestia pochodzenia zła: „Jeżeli Bóg istnieje, to skąd pochodzi zło, a jeżeli nie istnieje, to skąd pochodzi dobro?” (G.W. Leibniz, Teodycea. O dobroci Boga, wolności człowieka i pochodzeniu zła, tłum. M. Frankiewicz, Warszawa 2001, s. 137). Uzyskanie odpowiedzi jest istotne dla odkrycia sensu życia, zwłaszcza wobec bólu, którego pochodzenia człowiek nie rozumie. Podejmuje on te poszukiwania, bowiem przestał być szczęśliwym człowiekiem (S. Freud, Mourning and melancholia, w: Standard edition of the complete psychological works of Sigmund Freud, red. J. Strachey, London 1917, s. 152-170). Jednym z warunków bycia szczęśliwym jest przecież poszukiwanie i znalezienie odpowiedzi dotyczącej celu swojego życia. Interesuje go zatem nie tylko przyczyna cierpienia i jego historia, ale nade wszystko jego sens, a właściwie to, kto nadaje mu sens? (por. F. von Kutschera, Wielkie pytania. Rozważania filozoficzno-teologiczne, tłum. J. Merecki, Warszawa 2007, s. 87-98). Ten duchowy wysiłek jest próbą odnalezienia Boga, który również poszukuje zagubionego w samym sobie człowieka. Uzyskanie odpowiedzi jest możliwe w wymiarze indywidualnym, kiedy człowiek odkrywa, że cierpienie ma sens, jeżeli w ostatecznym rezultacie umocni jego więź z Bogiem. Z drugiej strony, zaniechanie poszukiwania prawdy spowodowane niedostrzeganiem w swoim życiu żadnego porządku naturalnego ani nadprzyrodzonego, powoduje stopniową utratę wiary, a nawet negację Boga (Jan Paweł II, List apostolski Salvifici doloris, nr 9). Stąd też

woli Ojca” (KKK 1009). W tym akcie posłuszeństwa Chrystusa przekleństwo śmierci zostało przemienione w błogosławieństwo nowego życia. Dzięki Jego śmierci człowiek na nowo odzyskał nieśmiertelność, a jego śmierć została odkupiona. Od tej pory, zanurzając się w śmierć Jezusa w sakramencie chrztu świętego, zostaje również włączony w Jego zmartwychwstanie i może w pełni korzystać z jego zbawiennych owoców. 19


5(131)2010 Sens śmierci chrześcijańskiej Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa pozwala spojrzeć na misterium śmierci z zupełnie nowej perspektywy. Dla chrześcijan nie stanowi ona już bowiem jedynie nieuchronnego kresu życia, które dotąd traciło swój sens z chwilą jej nadejścia. To nowe spojrzenie wprowadza zasadniczy akcent nadziei chrześcijańskiej. Wyraża się ona w prawdzie, że śmierć otwiera człowieka na tajemnicę nowego życia, życia nieśmiertelnego, którego największa wartość tkwi w możliwości przebywania z Bogiem. Śmierć nabiera więc aspektu pozytywnego. Jeżeli umieramy z Chrystusem, trwając w Jego łasce, dopełnia się nasze wszczepienie w Niego w Jego akcie Odkupienia. „Jeżeli bowiem z Nim współumarliśmy, z Nim także i żyć będziemy” (2 Tm 2,11). Teraz łatwiej jest nam zrozumieć niektórych świętych, którzy w swoich tekstach wyrażali tęsknotę za chwilą, która umożliwi im ostateczne zjed-

noczenie się z umiłowanym nade wszystko Bogiem. Święty Ignacy Antiocheński pisał w jednym ze swoich listów: „Szukam Tego, który za nas umarł; pragnę Tego, który dla nas zmartwychwstał... Pozwólcie chłonąć światło nieskalane. Gdy je osiągnę, będę pełnym człowiekiem” (List do Rzymian, 6,1-2). A św. Teresa od Jezusa tak wyraziła to pragnienie: „Chcę widzieć Boga, ale trzeba umrzeć, by Go zobaczyć” (Księga życia). Ta pełna nadziei intuicja świętych znalazła również swoje odzwierciedlenie w liturgii Kościoła. W modlitwach za zmarłych, w dobranych tekstach biblijnych, odnajdujemy tę samą nadzieję, która czerpie swą moc z Jezusowej zapowiedzi nowego życia. „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki” (J 11,25-26; por. J 3,16). Wspaniałym tego przykładem jest chociażby prefacja w liturgii za zmarłych, która prawdę o chrześcijańskim pojmowaniu śmierci wyraża w następujących słowach: „Życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy, i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdą przygotowane w niebie wieczne mieszkanie”.

Fot. ks. Z. Płuska SCJ

Jak zachować nadzieję? Pozostaje więc na końcu ważne pytanie: jak zachować nadzieję na życie wieczne z Bogiem, jak dobrze przeżyć jedyne życie doczesne (por. Hbr 9,27), które zostało nam podarowane przez Stwórcę? Co zrobić, by niewypowie20

dziane dobra przygotowane dla nas w niebie (por. 1 Kor 2,9) stały się naszym udziałem? Także w tym przypadku odnajdujemy odpowiedź w licznych tekstach Pisma Świętego. Zarówno Stary, jak i Nowy Testament zachęcają nas do czujności, do dobrego wykorzystania czasu, do pamięci o konieczności rozliczenia się z darów otrzymanych od Boga. „I wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie” (Mt 24,44; por. Mt 25,13; Syr 7,36; 14,12-13). Jedynie droga miłości pozwala zachować pokój serca oraz radość w nadziei życia wiecznego. Choć wymaga ona od człowieka samozaparcia i niejednokrotnie wyrzeczenia się samego siebie, jest jednak drogą piękną i przynoszącą pełnię szczęścia. Wiele przypowieści nakłania nas do czynów miłości, które jako jedyne będą stanowić wartość przed Bogiem. Dzięki nim, dzięki dziełom miłości, można uniknąć rozpaczy i beznadziei związanej z niewiarą, niepokojem o przyszłość, a także niepewnością o swoje zbawienie. Sam Jezus zapewnia nas przecież: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). ks. Leszek Poleszak SCJ (Warszawa)

Impresje cz. I

spod Krzyża Południa

W

Symbolu Apostolskim przypominamy samym sobie codziennie, iż Kościół rzymskokatolicki, do którego należymy jest jeden, święty i apostolski. Przynależność do Kościoła, jako do instytucji dającej nam nadzieję na zbawienie jest zobowiązująca dla wszystkich ochrzczonych. Jesteśmy przez chrzest święty włączeni w Chrystusa „w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy”. Z Niego czerpiemy „soki” tak, jak latorośl tkwiąca w winnym krzewie. Dzięki więzi z Chrystusem możemy przynosić owoc „jedni trzydziestokrotny, inni sześćdziesięciokrotny, a jeszcze inni stokrotny”. Z faktu naszego zjednoczenia w Kościele z Ojcem Niebieskim przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie wynika nasze powołanie do świadczenia o Nim wszędzie i zawsze. „Żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus”. Potwierdzenie swojej przynależności do Zbawiciela poprzez przyjęcie sakramentu bierzmowania zobowiązuje do posłuszeństwa wiary. Jest to taki rodzaj posłuszeństwa, który nie tylko nakazuje bezdyskusyjne przyjęcie nauki zawartej w Ewangelii i nauki Kościoła, lecz także zobowiązuje do jej zachowywania we własnym życiu oraz do głoszenia. Świadomie przyjęte

powołanie chrześcijańskie jest z natury misyjne. Właśnie tutaj leży odpowiedź dotycząca każdego powołania kapłańskiego i misyjnego. Po powrocie z dziesięcioletniej posługi na Białorusi nie myślałem już o wyjeździe poza granice Polski. Miałem za sobą już prawie 20 lat posługi kapłańskiej. W 2002 roku ówczesny przełożony generalny wysłał list okólny zachęcający kapłanów do 10 lat od święceń prezbiteratu do podjęcia pracy misyjnej ad gentes. Przeczytałem ten list przełożonego generalnego o. Virginio Bressanellego SCJ i napisałem w tej sprawie do ks. Zbigniewa Bogacza SCJ, który wówczas był przełożonym prowincjalnym księży sercanów w Polsce. W piśmie tym zaznaczyłem, że wprawdzie moje kapłaństwo dobiegło już drugiej dziesiątki, ale jeśli praca misyjna wśród narodów świata jest tak palącą potrzebą Kościoła, to jestem gotów do natychmiastowego podjęcia takiej posługi. Mój list został wzięty pod uwagę i z końcem czerwca 2003 roku, w pięćdziesiątym roku mojego życia, zostałem posłany do sercańskiego seminarium w Halles Corners w USA na naukę języka angielskiego. Myślałem o podjęciu pracy w Indiach. Jednak na moje pytania skierowane do nowego 21


5(131)2010 Sens śmierci chrześcijańskiej Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa pozwala spojrzeć na misterium śmierci z zupełnie nowej perspektywy. Dla chrześcijan nie stanowi ona już bowiem jedynie nieuchronnego kresu życia, które dotąd traciło swój sens z chwilą jej nadejścia. To nowe spojrzenie wprowadza zasadniczy akcent nadziei chrześcijańskiej. Wyraża się ona w prawdzie, że śmierć otwiera człowieka na tajemnicę nowego życia, życia nieśmiertelnego, którego największa wartość tkwi w możliwości przebywania z Bogiem. Śmierć nabiera więc aspektu pozytywnego. Jeżeli umieramy z Chrystusem, trwając w Jego łasce, dopełnia się nasze wszczepienie w Niego w Jego akcie Odkupienia. „Jeżeli bowiem z Nim współumarliśmy, z Nim także i żyć będziemy” (2 Tm 2,11). Teraz łatwiej jest nam zrozumieć niektórych świętych, którzy w swoich tekstach wyrażali tęsknotę za chwilą, która umożliwi im ostateczne zjed-

noczenie się z umiłowanym nade wszystko Bogiem. Święty Ignacy Antiocheński pisał w jednym ze swoich listów: „Szukam Tego, który za nas umarł; pragnę Tego, który dla nas zmartwychwstał... Pozwólcie chłonąć światło nieskalane. Gdy je osiągnę, będę pełnym człowiekiem” (List do Rzymian, 6,1-2). A św. Teresa od Jezusa tak wyraziła to pragnienie: „Chcę widzieć Boga, ale trzeba umrzeć, by Go zobaczyć” (Księga życia). Ta pełna nadziei intuicja świętych znalazła również swoje odzwierciedlenie w liturgii Kościoła. W modlitwach za zmarłych, w dobranych tekstach biblijnych, odnajdujemy tę samą nadzieję, która czerpie swą moc z Jezusowej zapowiedzi nowego życia. „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki” (J 11,25-26; por. J 3,16). Wspaniałym tego przykładem jest chociażby prefacja w liturgii za zmarłych, która prawdę o chrześcijańskim pojmowaniu śmierci wyraża w następujących słowach: „Życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy, i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdą przygotowane w niebie wieczne mieszkanie”.

Fot. ks. Z. Płuska SCJ

Jak zachować nadzieję? Pozostaje więc na końcu ważne pytanie: jak zachować nadzieję na życie wieczne z Bogiem, jak dobrze przeżyć jedyne życie doczesne (por. Hbr 9,27), które zostało nam podarowane przez Stwórcę? Co zrobić, by niewypowie20

dziane dobra przygotowane dla nas w niebie (por. 1 Kor 2,9) stały się naszym udziałem? Także w tym przypadku odnajdujemy odpowiedź w licznych tekstach Pisma Świętego. Zarówno Stary, jak i Nowy Testament zachęcają nas do czujności, do dobrego wykorzystania czasu, do pamięci o konieczności rozliczenia się z darów otrzymanych od Boga. „I wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie” (Mt 24,44; por. Mt 25,13; Syr 7,36; 14,12-13). Jedynie droga miłości pozwala zachować pokój serca oraz radość w nadziei życia wiecznego. Choć wymaga ona od człowieka samozaparcia i niejednokrotnie wyrzeczenia się samego siebie, jest jednak drogą piękną i przynoszącą pełnię szczęścia. Wiele przypowieści nakłania nas do czynów miłości, które jako jedyne będą stanowić wartość przed Bogiem. Dzięki nim, dzięki dziełom miłości, można uniknąć rozpaczy i beznadziei związanej z niewiarą, niepokojem o przyszłość, a także niepewnością o swoje zbawienie. Sam Jezus zapewnia nas przecież: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). ks. Leszek Poleszak SCJ (Warszawa)

Impresje cz. I

spod Krzyża Południa

W

Symbolu Apostolskim przypominamy samym sobie codziennie, iż Kościół rzymskokatolicki, do którego należymy jest jeden, święty i apostolski. Przynależność do Kościoła, jako do instytucji dającej nam nadzieję na zbawienie jest zobowiązująca dla wszystkich ochrzczonych. Jesteśmy przez chrzest święty włączeni w Chrystusa „w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy”. Z Niego czerpiemy „soki” tak, jak latorośl tkwiąca w winnym krzewie. Dzięki więzi z Chrystusem możemy przynosić owoc „jedni trzydziestokrotny, inni sześćdziesięciokrotny, a jeszcze inni stokrotny”. Z faktu naszego zjednoczenia w Kościele z Ojcem Niebieskim przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie wynika nasze powołanie do świadczenia o Nim wszędzie i zawsze. „Żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus”. Potwierdzenie swojej przynależności do Zbawiciela poprzez przyjęcie sakramentu bierzmowania zobowiązuje do posłuszeństwa wiary. Jest to taki rodzaj posłuszeństwa, który nie tylko nakazuje bezdyskusyjne przyjęcie nauki zawartej w Ewangelii i nauki Kościoła, lecz także zobowiązuje do jej zachowywania we własnym życiu oraz do głoszenia. Świadomie przyjęte

powołanie chrześcijańskie jest z natury misyjne. Właśnie tutaj leży odpowiedź dotycząca każdego powołania kapłańskiego i misyjnego. Po powrocie z dziesięcioletniej posługi na Białorusi nie myślałem już o wyjeździe poza granice Polski. Miałem za sobą już prawie 20 lat posługi kapłańskiej. W 2002 roku ówczesny przełożony generalny wysłał list okólny zachęcający kapłanów do 10 lat od święceń prezbiteratu do podjęcia pracy misyjnej ad gentes. Przeczytałem ten list przełożonego generalnego o. Virginio Bressanellego SCJ i napisałem w tej sprawie do ks. Zbigniewa Bogacza SCJ, który wówczas był przełożonym prowincjalnym księży sercanów w Polsce. W piśmie tym zaznaczyłem, że wprawdzie moje kapłaństwo dobiegło już drugiej dziesiątki, ale jeśli praca misyjna wśród narodów świata jest tak palącą potrzebą Kościoła, to jestem gotów do natychmiastowego podjęcia takiej posługi. Mój list został wzięty pod uwagę i z końcem czerwca 2003 roku, w pięćdziesiątym roku mojego życia, zostałem posłany do sercańskiego seminarium w Halles Corners w USA na naukę języka angielskiego. Myślałem o podjęciu pracy w Indiach. Jednak na moje pytania skierowane do nowego 21


5(131)2010

22

złoto, mangan, tytan, diamenty jubilerskie i przemysłowe, rudy antymonu, żelaza, miedzi, niklu, cyny, uranu – z których najbardziej pożądanym minerałem jest woda. Hodowla owiec, kóz, krów i zwierzyny łownej na suchych pastwiskach zajmujących 70% powierzchni kraju jest w rękach białej ludności. Na terenach bogatszych w wodę i sztucznie nawadnianych uprawa roli jest intensywna. Natomiast na farmach zaopatrzonych w systemy irygacyjne w dolinach rzek Orange, Val i innych, zbiory zbóż (pszenicy, jęczmienia, kukurydzy i sorga) są możliwe dwa razy do roku. Na pozostałym obszarze częste susze przy niekorzystnych warunkach glebowych (z glebami słabo wykształconymi), powodują duże straty w produkcji roślinnej. Oprócz zbóż uprawia się tytoń, ananasy, bawełnę, trzcinę cukrową, a w sadach winorośl, cytrusy, grusze, jabłonie, migdały. Duże znaczenie w produkcji żywności ma rybołówstwo, zwłaszcza morskie. Lasy stanowią zaledwie 4% powierzchni kraju. Ponieważ zapotrzebowanie na drewno jest znaczne, dlatego są również zakładane farmy eukaliptusa i sosny, które dostarczają surowca dla rolnictwa i przemysłu meblowego. Ludność RPA w 70% jest schrystianizowana przede wszystkim przez wspólnoty protestanckie. Katolicy stanowią około 10% społeczeństwa, 20% ludności wyznaje synkretyczne religie afrochrześcijańskie. Hinduistów jest w RPA ponad 1,5%, a muzułmanów 1%. Ta struktura religijna sprawia, że ewangelizacja metodami Kościoła katolickiego nie jest łatwa. W połowie XX wieku Kościół katolicki prowadził działalność ewangelizacyjną poprzez szkoły katolickie, służbę zdrowia. Większość szkół została obecnie znacjonalizowana z dwóch powodów: z braku sióstr

zakonnych z Europy Zachodniej, jako personelu nauczycielskiego, oraz niedostatku funduszy. Europa powracająca do pogaństwa, nie zasila już misji w wystarczającym stopniu, zarówno personalnie, jak i materialnie. Katolicyzm w RPA jest faktycznie diasporą i nie jest w stanie utrzymać się bez pomocy Kościoła powszechnego. Wspólnoty na terenach wiejskich są liczebnie niewielkie, zaś odległości pomiędzy nimi są ogromne. W dużych ośrodkach miejskich parafie są w stanie utrzymać swoich duszpasterzy. Natomiast na obszarach pustynnych i półpustynnych do obsługi przez jednego kapłana przypada od czterech do sześciu kościołów z mikroskopijnymi grupami wiernych w liczbie od kilku do kilkudziesięciu osób. Z konieczności ksiądz odwiedza takie wspólnoty nieregularnie. Niska świadomość religijna sprawia, że ochrzczeni w Kościele katolickim przechodzą do wspólnot protestanckich lub pentakostalnych, które mają większą liczbę członków. Również synkretyczne religie afrochrześcijańskie mnożą się jak grzyby po deszczu i przyciągają czarną ludność. Proponują one formy religijności bliż­ sze mentalności Afrykańczyków i mniej wymagające. Kościół katolicki w RPA ma młodą strukturę diecezjalną. Podział administracyjny został dokonany w latach pięćdziesiątych dwudziestego wie-

Nowi członkowie Patronatu: Anna Pagacz, Brzesko Kornelia Niewęgłowska, Katowice Jadwiga Milewska, Sejny Teresa Namięta, Duszniki Zdrój

ku. Mała jest liczba powołań miejscowych. Trwałe powołania rodzą się z głębokiej wiary. Wiara zaś umacnia się w katolickiej rodzinie. Takich rodzin w misyjnym Kościele jest bardzo mało. Większość małżeństw stanowią związki interreligijne. W efekcie dzieci pochodzące z tych rodzin mają nastawienie agnostyczne lub synkretyczne. Religia nie jest przez młode pokolenie traktowana jako coś istotnego w życiu. Również więzi rodzinne są nietrwale. Świadczy o tym fakt, że ponad 70% dzieci poczyna się z przypadkowych i nieformalnych związków. Praktyczna poligamia jest przyczyną gwałtownego rozszerzania się AIDS i choroby sierocej wśród wielu członków społeczeństwa. Brak środowiska rodzinnego, wychowywanie dzieci jedynie przez kobiety (babcie i mamy), jest przyczyną nieprzystosowania. Dziewczęta przedwcze­śnie poszukują relacji uczuciowych z mężczyznami. Szukają w tych związkach bardziej swoich ojców niż mężów. Młodzi mężczyźni nie są przygotowani do podjęcia roli ojców, ponieważ nie mają psychicznego wzoru. Z tej samej przyczyny bierze się niezdolność młodych duchownych do pełnienia roli ojca duchownego. Czarni kandydaci do kapłaństwa lub życia zakonnego nie potrafią podporządkować się wymaganiom proponowanym przez Kościół, zwłaszcza posłuszeństwu i celibatowi. Fotografie: ze zbiorów Autora

przełożonego prowincjalnego, nie otrzymałem odpowiedzi. W styczniu 2004 roku w kolejnej rozmowie dotyczącej kraju, do którego miałbym być posłany, otrzymałem odpowiedź, że to ja sam mam „znaleźć anglojęzyczną prowincję, która zechciałaby mnie przyjąć”. Przyznaję, że wtedy mnie to zaskoczyło. Mój język angielski był wtedy w stadium początkowym. Posłuszny woli przełożonych, posłałem e-mailem moje pytania do kilku prowincji. Otrzymałem odpowiedź jedynie od ks. Marka Przybysia SCJ, który w tym czasie był przełożonym prowincjalnym w Republice Południowej Afryki. Nikt inny nie był zainteresowany moją osobą. Można powiedzieć, że to kraj misyjny wybrał mnie – nie zaś ja wybierałem kraj misyjny. Miałem do wyboru to jedno „jabłuszko” – albo nic. Takim sposobem w końcu października 2004 roku wylądowałem w RPA. Republika Południowej Afryki jest krajem dużym i pod każdym względem zróżnicowanym; ma pięć klimatów strefy podzwrotnikowej, dwanaście urzędowych języków z dominującymi angielskim i afrykanerskim oraz przedstawicieli niemal wszystkich narodów w składzie społeczeństwa (75% czarni – ludy Bantu oraz Buszmeni; 14% biali – Burowie, Żydzi, Brytyjczycy, Niemcy oraz Hindusi i mieszańcy zwani „ludnością kolorową”). Przyrost naturalny jest niski z powodu wysokiej śmiertelności spowodowanej pandemią AIDS. Polonia liczy kilka tysięcy. Średnia wieku wynosi 45 lat. Osoby powyżej 65 roku życia stanowią zaledwie 5% mieszkańców kraju. Z trzech stron oblewają RPA wody oceanów: Indyjskiego od wschodu i południa oraz Atlantyckiego od zachodu. Liczne pasma gór urozmaicają krajobrazy. Niektóre z nich są ewenementem na skalę ogólnoświatową. Ziemia kryje wiele bogactw naturalnych, takich jak: węgiel,

ks. Zbigniew Bojar SCJ (Bełchatów)

Msze Świête w intencji cz³onków Duchowego Patronatu Mi­syj­ne­go zostan¹ od­pra­wio­ne w kaplicy seminaryjnej 17 X oraz 21 XI 2010 r. Zapraszamy do ³¹cz­no­œci w mo­dli­twie.

In­ten­cja mo­dli­twy mi­syj­nej: Aby Kościoły w Ameryce Łacińskiej rozpoczęły na skalę kontynentu misję zaproponowaną przez ich biskupów czyniąc ją elementem powszechnego zadania misyjnego Ludu Bożego.

23


5(131)2010

22

złoto, mangan, tytan, diamenty jubilerskie i przemysłowe, rudy antymonu, żelaza, miedzi, niklu, cyny, uranu – z których najbardziej pożądanym minerałem jest woda. Hodowla owiec, kóz, krów i zwierzyny łownej na suchych pastwiskach zajmujących 70% powierzchni kraju jest w rękach białej ludności. Na terenach bogatszych w wodę i sztucznie nawadnianych uprawa roli jest intensywna. Natomiast na farmach zaopatrzonych w systemy irygacyjne w dolinach rzek Orange, Val i innych, zbiory zbóż (pszenicy, jęczmienia, kukurydzy i sorga) są możliwe dwa razy do roku. Na pozostałym obszarze częste susze przy niekorzystnych warunkach glebowych (z glebami słabo wykształconymi), powodują duże straty w produkcji roślinnej. Oprócz zbóż uprawia się tytoń, ananasy, bawełnę, trzcinę cukrową, a w sadach winorośl, cytrusy, grusze, jabłonie, migdały. Duże znaczenie w produkcji żywności ma rybołówstwo, zwłaszcza morskie. Lasy stanowią zaledwie 4% powierzchni kraju. Ponieważ zapotrzebowanie na drewno jest znaczne, dlatego są również zakładane farmy eukaliptusa i sosny, które dostarczają surowca dla rolnictwa i przemysłu meblowego. Ludność RPA w 70% jest schrystianizowana przede wszystkim przez wspólnoty protestanckie. Katolicy stanowią około 10% społeczeństwa, 20% ludności wyznaje synkretyczne religie afrochrześcijańskie. Hinduistów jest w RPA ponad 1,5%, a muzułmanów 1%. Ta struktura religijna sprawia, że ewangelizacja metodami Kościoła katolickiego nie jest łatwa. W połowie XX wieku Kościół katolicki prowadził działalność ewangelizacyjną poprzez szkoły katolickie, służbę zdrowia. Większość szkół została obecnie znacjonalizowana z dwóch powodów: z braku sióstr

zakonnych z Europy Zachodniej, jako personelu nauczycielskiego, oraz niedostatku funduszy. Europa powracająca do pogaństwa, nie zasila już misji w wystarczającym stopniu, zarówno personalnie, jak i materialnie. Katolicyzm w RPA jest faktycznie diasporą i nie jest w stanie utrzymać się bez pomocy Kościoła powszechnego. Wspólnoty na terenach wiejskich są liczebnie niewielkie, zaś odległości pomiędzy nimi są ogromne. W dużych ośrodkach miejskich parafie są w stanie utrzymać swoich duszpasterzy. Natomiast na obszarach pustynnych i półpustynnych do obsługi przez jednego kapłana przypada od czterech do sześciu kościołów z mikroskopijnymi grupami wiernych w liczbie od kilku do kilkudziesięciu osób. Z konieczności ksiądz odwiedza takie wspólnoty nieregularnie. Niska świadomość religijna sprawia, że ochrzczeni w Kościele katolickim przechodzą do wspólnot protestanckich lub pentakostalnych, które mają większą liczbę członków. Również synkretyczne religie afrochrześcijańskie mnożą się jak grzyby po deszczu i przyciągają czarną ludność. Proponują one formy religijności bliż­ sze mentalności Afrykańczyków i mniej wymagające. Kościół katolicki w RPA ma młodą strukturę diecezjalną. Podział administracyjny został dokonany w latach pięćdziesiątych dwudziestego wie-

Nowi członkowie Patronatu: Anna Pagacz, Brzesko Kornelia Niewęgłowska, Katowice Jadwiga Milewska, Sejny Teresa Namięta, Duszniki Zdrój

ku. Mała jest liczba powołań miejscowych. Trwałe powołania rodzą się z głębokiej wiary. Wiara zaś umacnia się w katolickiej rodzinie. Takich rodzin w misyjnym Kościele jest bardzo mało. Większość małżeństw stanowią związki interreligijne. W efekcie dzieci pochodzące z tych rodzin mają nastawienie agnostyczne lub synkretyczne. Religia nie jest przez młode pokolenie traktowana jako coś istotnego w życiu. Również więzi rodzinne są nietrwale. Świadczy o tym fakt, że ponad 70% dzieci poczyna się z przypadkowych i nieformalnych związków. Praktyczna poligamia jest przyczyną gwałtownego rozszerzania się AIDS i choroby sierocej wśród wielu członków społeczeństwa. Brak środowiska rodzinnego, wychowywanie dzieci jedynie przez kobiety (babcie i mamy), jest przyczyną nieprzystosowania. Dziewczęta przedwcze­śnie poszukują relacji uczuciowych z mężczyznami. Szukają w tych związkach bardziej swoich ojców niż mężów. Młodzi mężczyźni nie są przygotowani do podjęcia roli ojców, ponieważ nie mają psychicznego wzoru. Z tej samej przyczyny bierze się niezdolność młodych duchownych do pełnienia roli ojca duchownego. Czarni kandydaci do kapłaństwa lub życia zakonnego nie potrafią podporządkować się wymaganiom proponowanym przez Kościół, zwłaszcza posłuszeństwu i celibatowi. Fotografie: ze zbiorów Autora

przełożonego prowincjalnego, nie otrzymałem odpowiedzi. W styczniu 2004 roku w kolejnej rozmowie dotyczącej kraju, do którego miałbym być posłany, otrzymałem odpowiedź, że to ja sam mam „znaleźć anglojęzyczną prowincję, która zechciałaby mnie przyjąć”. Przyznaję, że wtedy mnie to zaskoczyło. Mój język angielski był wtedy w stadium początkowym. Posłuszny woli przełożonych, posłałem e-mailem moje pytania do kilku prowincji. Otrzymałem odpowiedź jedynie od ks. Marka Przybysia SCJ, który w tym czasie był przełożonym prowincjalnym w Republice Południowej Afryki. Nikt inny nie był zainteresowany moją osobą. Można powiedzieć, że to kraj misyjny wybrał mnie – nie zaś ja wybierałem kraj misyjny. Miałem do wyboru to jedno „jabłuszko” – albo nic. Takim sposobem w końcu października 2004 roku wylądowałem w RPA. Republika Południowej Afryki jest krajem dużym i pod każdym względem zróżnicowanym; ma pięć klimatów strefy podzwrotnikowej, dwanaście urzędowych języków z dominującymi angielskim i afrykanerskim oraz przedstawicieli niemal wszystkich narodów w składzie społeczeństwa (75% czarni – ludy Bantu oraz Buszmeni; 14% biali – Burowie, Żydzi, Brytyjczycy, Niemcy oraz Hindusi i mieszańcy zwani „ludnością kolorową”). Przyrost naturalny jest niski z powodu wysokiej śmiertelności spowodowanej pandemią AIDS. Polonia liczy kilka tysięcy. Średnia wieku wynosi 45 lat. Osoby powyżej 65 roku życia stanowią zaledwie 5% mieszkańców kraju. Z trzech stron oblewają RPA wody oceanów: Indyjskiego od wschodu i południa oraz Atlantyckiego od zachodu. Liczne pasma gór urozmaicają krajobrazy. Niektóre z nich są ewenementem na skalę ogólnoświatową. Ziemia kryje wiele bogactw naturalnych, takich jak: węgiel,

ks. Zbigniew Bojar SCJ (Bełchatów)

Msze Świête w intencji cz³onków Duchowego Patronatu Mi­syj­ne­go zostan¹ od­pra­wio­ne w kaplicy seminaryjnej 17 X oraz 21 XI 2010 r. Zapraszamy do ³¹cz­no­œci w mo­dli­twie.

In­ten­cja mo­dli­twy mi­syj­nej: Aby Kościoły w Ameryce Łacińskiej rozpoczęły na skalę kontynentu misję zaproponowaną przez ich biskupów czyniąc ją elementem powszechnego zadania misyjnego Ludu Bożego.

23


Fot. ks. Ł. Ogórek SCJ

1

24

Ojczyzna – poszerzona rodzina. Umiłowanie swych rodziców ma jednak nieco szerszy wymiar. Oczywiście, czwarte przykazanie Boże stoi na straży i wyznacza więzi, relacje w tej podstawowej wspólnocie ludzkiej, jaką jest rodzina. Tym niemniej to z niego wyrasta potrzeba okazywania szacunku i miłości do innych ludzi, z którymi wspólnie buduje się ludzką wspólnotę, czyli „rodzinę rodzin”. Z tego tytułu czwarte przykazanie, w sposób nieco ukryty, mówi wyraźnie o miłości do swej Ojczyzny. Na nią bowiem składają się obecne, ale i przeszłe pokolenia ludzi złączonych więzami krwi, wspólną historią, troskami, religią, językiem i kulturą. Dlatego czwarte przykazanie dotyczy także kształtowania relacji do swej Ojczyzny, jest ono podstawą nauki społecznej Kościoła (Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 2198). W Katechizmie czytamy wyraźnie: „Domaga się okazywania czci, miłości i wdzięczności dziadkom i przodkom. Obejmuje wreszcie obowiązki uczniów względem nauczycieli, pracowników względem pracodawców, podwładnych względem przełożonych, obywateli względem Ojczyzny oraz tych, którzy nią rządzą lub kierują. Przykazanie to wskazuje i obejmuje

2

obowiązki rodziców, opiekunów, nauczycieli, przełożonych, urzędników państwowych, rządzących, wszystkich tych, którzy sprawują władzę nad drugim człowiekiem lub nad wspólnotą osób” (KKK nr 2199). Ojczyzna to „rodzina rodzin”. Ona jest Matką, która daje życie w sensie istoty społecznej, ona nas karmi, broni… Ojczyzna to nasz wspólny dom. W niej człowiek przychodzi na świat, jest otaczany szacunkiem i miłością bliskich. To w niej staje się obywatelem ludzkiej społeczności z przywilejami i obowiązkami, które mu przysługują i które z wiekiem podejmie. Ojczyzna stanowi swoistą „niszę kulturową”, w której człowiek kształtuje swą osobowość, zdobywa wartości duchowe, moralne, intelektualne… W niej kształtuje cały system wartości i relacji społecznych. Z tego tytułu należy się jej cześć, miłość, szacunek i poświęcenie.

Fot. ks. Ł. Grzejda SCJ

W Dekalogu otrzymaliśmy od Boga czwarte przykazanie, które brzmi: „Czcij ojca swego i matkę swoją” (Wj 20,12). Zostało ono nawet poszerzone przez istotne dopowiedzenie: „abyś długo żył i dobrze Ci się powodziło na ziemi”. Jest to jedno z największych przykazań, które wyznacza potrzeby ludzkiego serca w stosunku do swych rodziców. Im to zawsze należy się wdzięczność, szacunek oraz obecność w ich życiu do końca ziemskich dni. Nawet jak już odchodzą do „domu Ojca”, wciąż należy im się pamięć, która wyraża się w modlitwie i we wspomnieniach…

3

Patriotyzm – to miłość Ojczyzny. Znajdziemy wiele określeń i definicji tego jakże ważnego słowa i pojęcia. Najgłębszą jednak jego istotą jest świadoma i odpowiedzialna postawa szacunku, umiłowania i oddania własnej ojczyźnie oraz chęć ponoszenia za nią ofiar. Patriotyzm należy odnieść do greckiego słowa patriates – ojczyzna. Z którego jakby wyrastają obowiązki obywatelskie. Miłość Ojczyzny zakłada potrzebę aktywnego zaangażowania w jej losy, w jej dzieje, w kształtowanie jej bytu, całej struktury zorganizowanego życia społecznego. Jest to zadanie ciążące – proporcjonalnie do sił i możliwości – na każdym obywatelu Ojczyzny. Każdy winien się angażować w jej los, w jej życie, winien dawać swe talenty i możliwości w celu ulepszania i rozwoju jej bytu oraz funkcjonowania. Wyrastają z tego pewne określone obowiązki, jak: podtrzymywanie i przekazywanie tradycji narodowych, przeżywanie wspólnych świąt, które są niczym „rodzinne uroczystości”; ważnym wymiarem jest udział w życiu społecznym i politycznym swej Ojczyzny (udział w wyborach, angażowanie się na rzecz dobra wspólnego i rozwoju struktury społecznej). Miłość Ojczyzny – prawdziwy patriotyzm charakteryzuje się też przedkładaniem celów ważnych dla Ojczyzny nad swe

osobiste, a często także gotowością do poświęcenia własnego zdrowia lub życia. Z tego tytułu patriotyzm to stawianie dobra kraju ponad interes osobisty, a nawet rezygnacja z prywatnych korzyści na rzeczy dobra wspólnego, zwłaszcza w obliczu wyższej konieczności, jak walka o suwerenność i wolność Ojczyzny.

juszy. Prawdziwa bowiem miłość do Ojczyzny zawsze zakłada miłość do innych narodów, począwszy od sąsiadów. Można zatem powiedzieć, że głęboki i rzetelny patriotyzm jest nawet warunkiem prawdziwego ładu i współpracy między narodami. Tylko wzajemny szacunek dla drugich, wypływający z miłości, jest bowiem w stanie zapewnić pokój i sprawiedliwość między narodami. Ojczyzny nie można zapomnieć. Patriotyzm to także szacunek dla odchodzącego pokolenia naszych rodaków. Mówiąc o patriotyzmie, należy podkreślić wielką miłość do Ojczyzny, której wzorem były pokolenia Polaków walczących o wolność i suwerenność Polski, zwłaszcza w XIX i XX wieku. Można się zachwycać ich oddaniem, poświęceniem, ujarzmieniem chęci szukania osobistych korzyści… Jakże to potrzebny wzór dla współczesnego młodego pokolenia, które pociągane nieraz doczesnymi korzyściami, bardziej jest skłonne do odchodzenia od autentycznej troski i miłości swej Ojczyzny. Budzenie prawdziwego patriotyzmu to jedno z wielkich zadań współczesnych elit społecznych, to obowiązek polskiej edukacji, to także obowiązek formacji religijno-moralnej Kościoła. Miłość do Ojczyzny zawsze będzie wyrastać z miłości rodzinnej, ale i do niej prowadzi, do tej wielkiej troski o rodzinę, w której rodzi się i kształtuje człowiek, z wartościami, które przynosi na świat.

4

Fot. ks. Ł. Grzejda SCJ

Patriotyzm – słowo wyrażające miłość

5(131)2010

Patriotyzm to również umiłowanie i pielęgnowanie narodowej tradycji, kultury czy języka. Współcześnie często zapomina się o tym wymiarze patriotyzmu, często w myśl źle rozumianego otwarcia na inne narody czy budowania struktur politycznych, ponadnarodowych (jak np. Unia Europejska). Patriotyzm, miłość Ojczyzny z jednej strony pomaga zachować swą odrębność polityczną, kulturową, obyczajową, religijną… a z drugiej strony wcale nie zamyka na jedność i współpracę z drugimi narodami, nawet na zawieranie z nimi ważnych i obowiązujących so-

ks. Tadeusz Michałek SCJ (Sosnowiec)

25


Fot. ks. Ł. Ogórek SCJ

1

24

Ojczyzna – poszerzona rodzina. Umiłowanie swych rodziców ma jednak nieco szerszy wymiar. Oczywiście, czwarte przykazanie Boże stoi na straży i wyznacza więzi, relacje w tej podstawowej wspólnocie ludzkiej, jaką jest rodzina. Tym niemniej to z niego wyrasta potrzeba okazywania szacunku i miłości do innych ludzi, z którymi wspólnie buduje się ludzką wspólnotę, czyli „rodzinę rodzin”. Z tego tytułu czwarte przykazanie, w sposób nieco ukryty, mówi wyraźnie o miłości do swej Ojczyzny. Na nią bowiem składają się obecne, ale i przeszłe pokolenia ludzi złączonych więzami krwi, wspólną historią, troskami, religią, językiem i kulturą. Dlatego czwarte przykazanie dotyczy także kształtowania relacji do swej Ojczyzny, jest ono podstawą nauki społecznej Kościoła (Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 2198). W Katechizmie czytamy wyraźnie: „Domaga się okazywania czci, miłości i wdzięczności dziadkom i przodkom. Obejmuje wreszcie obowiązki uczniów względem nauczycieli, pracowników względem pracodawców, podwładnych względem przełożonych, obywateli względem Ojczyzny oraz tych, którzy nią rządzą lub kierują. Przykazanie to wskazuje i obejmuje

2

obowiązki rodziców, opiekunów, nauczycieli, przełożonych, urzędników państwowych, rządzących, wszystkich tych, którzy sprawują władzę nad drugim człowiekiem lub nad wspólnotą osób” (KKK nr 2199). Ojczyzna to „rodzina rodzin”. Ona jest Matką, która daje życie w sensie istoty społecznej, ona nas karmi, broni… Ojczyzna to nasz wspólny dom. W niej człowiek przychodzi na świat, jest otaczany szacunkiem i miłością bliskich. To w niej staje się obywatelem ludzkiej społeczności z przywilejami i obowiązkami, które mu przysługują i które z wiekiem podejmie. Ojczyzna stanowi swoistą „niszę kulturową”, w której człowiek kształtuje swą osobowość, zdobywa wartości duchowe, moralne, intelektualne… W niej kształtuje cały system wartości i relacji społecznych. Z tego tytułu należy się jej cześć, miłość, szacunek i poświęcenie.

Fot. ks. Ł. Grzejda SCJ

W Dekalogu otrzymaliśmy od Boga czwarte przykazanie, które brzmi: „Czcij ojca swego i matkę swoją” (Wj 20,12). Zostało ono nawet poszerzone przez istotne dopowiedzenie: „abyś długo żył i dobrze Ci się powodziło na ziemi”. Jest to jedno z największych przykazań, które wyznacza potrzeby ludzkiego serca w stosunku do swych rodziców. Im to zawsze należy się wdzięczność, szacunek oraz obecność w ich życiu do końca ziemskich dni. Nawet jak już odchodzą do „domu Ojca”, wciąż należy im się pamięć, która wyraża się w modlitwie i we wspomnieniach…

3

Patriotyzm – to miłość Ojczyzny. Znajdziemy wiele określeń i definicji tego jakże ważnego słowa i pojęcia. Najgłębszą jednak jego istotą jest świadoma i odpowiedzialna postawa szacunku, umiłowania i oddania własnej ojczyźnie oraz chęć ponoszenia za nią ofiar. Patriotyzm należy odnieść do greckiego słowa patriates – ojczyzna. Z którego jakby wyrastają obowiązki obywatelskie. Miłość Ojczyzny zakłada potrzebę aktywnego zaangażowania w jej losy, w jej dzieje, w kształtowanie jej bytu, całej struktury zorganizowanego życia społecznego. Jest to zadanie ciążące – proporcjonalnie do sił i możliwości – na każdym obywatelu Ojczyzny. Każdy winien się angażować w jej los, w jej życie, winien dawać swe talenty i możliwości w celu ulepszania i rozwoju jej bytu oraz funkcjonowania. Wyrastają z tego pewne określone obowiązki, jak: podtrzymywanie i przekazywanie tradycji narodowych, przeżywanie wspólnych świąt, które są niczym „rodzinne uroczystości”; ważnym wymiarem jest udział w życiu społecznym i politycznym swej Ojczyzny (udział w wyborach, angażowanie się na rzecz dobra wspólnego i rozwoju struktury społecznej). Miłość Ojczyzny – prawdziwy patriotyzm charakteryzuje się też przedkładaniem celów ważnych dla Ojczyzny nad swe

osobiste, a często także gotowością do poświęcenia własnego zdrowia lub życia. Z tego tytułu patriotyzm to stawianie dobra kraju ponad interes osobisty, a nawet rezygnacja z prywatnych korzyści na rzeczy dobra wspólnego, zwłaszcza w obliczu wyższej konieczności, jak walka o suwerenność i wolność Ojczyzny.

juszy. Prawdziwa bowiem miłość do Ojczyzny zawsze zakłada miłość do innych narodów, począwszy od sąsiadów. Można zatem powiedzieć, że głęboki i rzetelny patriotyzm jest nawet warunkiem prawdziwego ładu i współpracy między narodami. Tylko wzajemny szacunek dla drugich, wypływający z miłości, jest bowiem w stanie zapewnić pokój i sprawiedliwość między narodami. Ojczyzny nie można zapomnieć. Patriotyzm to także szacunek dla odchodzącego pokolenia naszych rodaków. Mówiąc o patriotyzmie, należy podkreślić wielką miłość do Ojczyzny, której wzorem były pokolenia Polaków walczących o wolność i suwerenność Polski, zwłaszcza w XIX i XX wieku. Można się zachwycać ich oddaniem, poświęceniem, ujarzmieniem chęci szukania osobistych korzyści… Jakże to potrzebny wzór dla współczesnego młodego pokolenia, które pociągane nieraz doczesnymi korzyściami, bardziej jest skłonne do odchodzenia od autentycznej troski i miłości swej Ojczyzny. Budzenie prawdziwego patriotyzmu to jedno z wielkich zadań współczesnych elit społecznych, to obowiązek polskiej edukacji, to także obowiązek formacji religijno-moralnej Kościoła. Miłość do Ojczyzny zawsze będzie wyrastać z miłości rodzinnej, ale i do niej prowadzi, do tej wielkiej troski o rodzinę, w której rodzi się i kształtuje człowiek, z wartościami, które przynosi na świat.

4

Fot. ks. Ł. Grzejda SCJ

Patriotyzm – słowo wyrażające miłość

5(131)2010

Patriotyzm to również umiłowanie i pielęgnowanie narodowej tradycji, kultury czy języka. Współcześnie często zapomina się o tym wymiarze patriotyzmu, często w myśl źle rozumianego otwarcia na inne narody czy budowania struktur politycznych, ponadnarodowych (jak np. Unia Europejska). Patriotyzm, miłość Ojczyzny z jednej strony pomaga zachować swą odrębność polityczną, kulturową, obyczajową, religijną… a z drugiej strony wcale nie zamyka na jedność i współpracę z drugimi narodami, nawet na zawieranie z nimi ważnych i obowiązujących so-

ks. Tadeusz Michałek SCJ (Sosnowiec)

25


Prenumerata Dwumiesięcznika dla chorych Wstań Przy zamówieniu 10 i więcej egzemplarzy koszty wysyłki ponosi redakcja. Prenumerata roczna wynosi wówczas: 15 zł x liczba zamawianych egzemplarzy. Np. przy zamówieniu 10 egz. należność wynosi 150 zł, 11 egz. – 165 zł.

Warunki prenumeraty (cena 1 egz.: 2,50 zł + koszt wysyłki) ilość półroczna roczna egz. (3 kolejne numery) (6 kolejnych numerów) 1

12,00 zł

24,00 zł

2

20,10 zł

40,20 zł

3

27,60 zł

55,20 zł

4

35,10 zł

70,20 zł

5

43,50 zł

87,00 zł

6

51,00 zł

102,00 zł

7

62,40 zł

124,80 zł

8

69,90 zł

139,80 zł

9

77,40 zł

154,80 zł

nazwa odbiorcy

W Y Ī S Z E

86 1020 2892 0000 5102 0016 3758

nazwa odbiorcy cd.

3 2 - 4 2 2

odbiorca

numer rachunku odbiorcy

WYŻSZE SEMINARIUM MISYJNE 32-422 STADNIKI 81

8 6

Polecenie przelewu / wpáata gotówkowa

DOWÓD / POKWITOWANIE DLA NADAWCY

32-422 Stad­ni­ki 81, tel.: (12) 271 15 24, fax (12) 271 15 45 e-mail: wstan@scj.pl

kwota zleceniodawca:

1 0 2 0

S E M I N A R I U M S T A D N I K I 2 8 9 2

M I S Y J N E

8 1

0 0 0 0

5 1 0 2

W P

numer rachunku zleceniodawcy (przelew) / kwota sáownie (wpáata)

0 0 1 6 waluta

PLN

3 7 5 8

kwota Odcinek dla banku / poczty

nr rachunku odbiorcy

Kontakt: Wyższe Seminarium Misyjne Zgromadzenia Księży Najświętszego Serca Jezusowego (Księża Sercanie),

nazwa i adres zleceniodawcy

nazwa i adres zleceniodawcy cd.

tytuáem/inne

Prenumerata „Wstaĕ”. Zamawiam póâroczna

egz. roczna

PRENUMERATA „WSTAŃ”. ZAMAWIAM OKRES PRENUMERATY:

EGZEMPLARZY.

PÓŁROCZNA

ROCZNA

„WSTAŃ” DLA UBOGICH OFIARA NA MISJE

Opáata:

stempel dzienny

Opáata: ........................................

data, pieczĊü, podpis(y) zleceniodawcy

„WSTAŃ” DLA UBOGICH OFIARA NA MISJE


Królowo Różańca świętego, Jedyna nadziejo człowieka grzesznego.

Fot. ks. S. Bendowski SCJ

(Fragment pieśni Maryjnej)

S. M. Domicela (Gębice); SS. Boromeuszki (Chorzów); Koło Rodziny „Radia Maryja” (Jaworzno); A. Czarnecka (Targanice); A. Baraniak (Cielcza); S. Baranowski (Tychy); E. Bąba (Jagodnik); I. Bernaciak (Sandomierz); Z. Białka (Sanok); o. S. Bielat (Wadowice); E. Bilska (Kętrzyn); A. Błaszczak (Filipowice); B. Bosińska (Węgorzewo); B. Bujok (Wisła); T. Chojnacka (Nowa Sól); K. Cwalina (Łomża); K. Cybula (Wólka Gołębska); I. Czerniak (Malbork); K. Dul (Żory); J. Dziarkowska (Czarny Las); S. Flak (Zawada); S. Gajek (Łowicz); S. Gawron (Zenek); K. Gdula (Głogoczów); M. Głaberś (Kędzierzyn Koźle); C. Godlewska (Nasutowo); W. Habas (Kraków); R. Ilnicka-Miduchowa (Kraków); J. Janiec (Strzelce Opolskie); ks. S. Jasek (Buczkowice); M. Kapłon (Wietrzykowice); K. Karcz (Kornatka); U. i K. Katarzyńscy (Stare Oborzyska); H. Kawecka (Czaszyn); W. Kędzia (Jarocin); M. Kmiecik (Wieliczka); J. Kolbiarz (Myślenice); B. Kopeć (Lublin); S. Kowalczyk (Lublin); J. Kozłowska (Malbork); J. Książek (Wola Dębieńska); C. Kurzeja (Nowy Sącz); H. Kutyba (Bochnia); Z. Latoń (Sułkowice); K. Lewandowski (Grudziądz); M. Madej (Tarnawa Dolna); S. Marczak (Płock); A. Mikulska (Kanie Stacja); A. Misiec (Chełm); M. Mróz (Leżajsk); G. Mularska (Ziemięcin); T. Namięta (Duszniki-Zdrój); B. Napieracz (Zaduszniki); B. Nowak (Gniezno); M. Nowicka (Jelenia Góra); M. Olejniczak (Inowrocław); M. Orenkiewicz (Mielęcin); S. Osińska (Ciechanów); J. Ozdoba (Trzcinica); N. Paciora (Kraków); Z. Paczuska (Nowe Groszki); B. Pęczkowska (Radomsko); A. L. Pisarek (Dębieńsko); K. Piwowarczyk (Tarnów); W. J. Plota (Międzychód); Z. Pluta (Leszczyny); R. Płochocka (Bydgoszcz); Par. Rzym.-Kat. pw. NMP Wspomożenia Wiernych (Zalesie Dolne); Par. Rzym.-Kat. pw. NSPJ Koszyce Małe); Par. Rzym.-Kat. pw. NSPJ (Stadniki); Par. Rzym.-Kat. pw. Podwyższenia Krzyża Św. (Pawłowice Śląskie); Par. Rzym.-Kat. pw. św. Katarzyny (Nowa Ruda); Par. Rzym.-Kat. pw. św. Rodziny (Tomaszów Mazowiecki); Par. Rzym.-Kat. pw. św. Wojciecha B.M. (Dankowice); Dom Zakonny Rodziny Maryi (Warszawa); T. Rokicka (Warszawa); B. Rusnak (Nowy Sącz); Z. Samowędziuk (Istebna); M. Sędzik (Dobczyce); S. Sitko (Kraków); M. Skiba (Mielec); ks. W. Smaza (Kornatka); A. Sobczak (Podłopień); E. Socha (Faściszowa); SS. Felicjanki (Otwock); SS. Służebniczki (Stopnica); SS. Służebniczki (Stary Sącz); W. Stabnisławski (Lublin); O. Stankiewicz (Szprotawa); o. J. Steliga (Głogów); J. Sudoł (Mielec); S. Sura (Śliwica); J. Szymański (Skrzeszewo); M. Świeboda (Ostrów); ks. K. Tabath (Katowice); J. Tabor (Dołęga); W. Tworowska (Chrzanów); E. Tyrkiel (Gdańsk); G. Uryasz (Brzeźnica); K. Wąsala (Poniatowa); H. Węglewska (Karczew); ks. A. Włoch SCJ (Kraków); J. Wojciechowska (Katowice); Z. Woś (Ożarów); H. Zieliński (Gniezno); Z. Żukowska (Piła).

Wszystkim, dzięki którym nasz Dwumiesięcznik może docierać do coraz szerszego grona czytelników, składamy serdeczne „Bóg zapłać” i zapewniamy o naszej pamięci w modlitwie.

Fot. ks. A. Pohl SCJ

Zawitaj,

Osoby i instytucje, które w miesiącach od czerwca do sierpnia 2010 r. wsparły nasze czasopismo materialnie:


ISSN 0867-7603

DWUMIESIĘCZNIK DLA CHORYCH

Ku wolności wyswobodził nas Chrystus.

Fot. ks. Ł. Grzejda SCJ

św. Paweł z Tarsu

5(131)2010 październik listopad Rok XXII


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.