Dwumiesięcznik dla chorych Wstań 4/2017

Page 1

sierpień-wrzesień

DWUMIESIĘCZNIK DLA CHORYCH

cena:

3,50

4(172)2017

ISSN 0867-7603

9 770867 760072

PLN

(w tym 5% VAT)

08

CZYNIĆ miłosierdzie


listownie:

Redakcja WSTAŃ 32-422 Stadniki 81

ILE KOSZTUJE PRENUMERATA? roczna 29,40 zł półroczna 14,70 zł

telefonicznie:

12 271 15 24 mailowo:

redakcja@wstan.net

Fot.: shutterstock.com

PRENUMERATA

JAK ZAMÓWIĆ?

2000 zł Wydawnictwo Księży Sercanów ul. Saska 2, 30-715 Kraków sprzedaz@wydawnictwo.net.pl

2300 zł

18

00

Do cen doliczamy koszty wysyłki!

www. w y d aw n i c t wo. ne t . p l

1800 zł

14

00

1150 zł

900 zł

Oprawa miękka, format: 125x200

2500 zł

Zadzwoń i zamów: 12 290 52 98


na dobry początek

temat numeru   Czynić miłosierdzie   ks. Krzysztof Zimończyk SCJ

4

Franciszek

6   Żyjemy w nadziei żyć jak święci   Kochać! Kochać! Kochać!   kl. Wojciech Olszewski SCJ

8

rozmowa „Wstań”   Raj na ziemi 10 rozmowa z ks. Grzegorzem Kramerem SJ

świadectwo „Wstań”   Rodzina Wincentyńska to mój drugi dom   Olga Weronika Figiel

14

w zdrowym ciele…   Antybiotyki – rodzaje, stosowanie, 16 działania niepożądane   lek. med. Monika Cieplińska-Gostek   Jak się odbudować po leczeniu antybiotykami? lek. med. Monika Cieplińska-Gostek

18

Rok 2017 w Kościele obfituje w liczne jubileusze. Wśród nich znajduje się jakże ważny jubileusz, którego nie można pominąć na łamach naszego czasopisma – 400 lat charyzmatu wincentyńskiego. Narodził się on w Kościele na początku XVII wieku „z czułości i współczucia, jakie św. Wincenty a Paulo okazywał najuboższym” (pap. Franciszek). O narodzinach tego charyzmatu i jego rozwoju w Kościele piszę w swoim artykule pt. Czynić miłosierdzie. Charyzmatem tym dziś żyje ponad dwa miliony ludzi na całym świecie. Jest to wielka Rodzina Wincentyńska zorganizowana w różnych organizacjach kościelnych oraz w wolontariacie – potężna armia kobiet i mężczyzn, dziewcząt i chłopców, spiesząca na spotkanie ubogich, chorych, samotnych; otaczająca opieką narkomanów, pozbawione szans dzieci i sieroty; podejmująca wyzwanie, jakie powoduje niesprawiedliwość, wyzysk, każda wojna i klęski żywiołowe. Ubogaca ona od ponad 350 lat również Kościół w Polsce przez wychowanie duchowieństwa w prowadzonych seminariach duchowych, głoszenie słowa Bożego wśród prostego ludu, opieki nad chorymi, biednymi dziećmi i młodzieżą w sposób zorganizowany, odpowiadający wyzwaniom i znakom czasu. Niech lektura aktualnego numeru „Wstań” uwrażliwi nas na ubogich i chorych, aby okazać im bliskość i skuteczną pomoc. Jesteśmy im potrzebni!

ks. Krzysztof Zimończyk SCJ z-ca redaktora naczelnego

… zdrowy duch   Jestem potrzebny 20   Aneta Pisarczyk   Szukajmy najuboższych 22 i najbardziej opuszczonych   św. Wincenty a Paulo

Duchowy Patronat Misyjny   W objęciu Miłości Miłosiernej 24   rozmowa z bp. Adamem Musiałkiem SCJ

na zakończenie

26   Modlitwy do św. Wincentego a Paulo

Wydawca: Wyższe Seminarium Misyjne Księży Sercanów, 32-422 Stadniki 81, tel.: 12 271 15 24, fax: 12 271 00 59, e-mail: redakcja@wstan.net, strona: www.wstan.net. Rok XXIX. Redakcja: ks. Leszek Poleszak SCJ (red. nacz.), ks. Krzysztof Zimończyk SCJ (z-ca red. nacz.), ks. Łukasz Grzejda SCJ, kl. Dariusz Trzebuniak SCJ, kl. Jakub Gąsienica-Jacków SCJ, kl. Wojciech Bochenek SCJ, kl. Wojciech Olszewski SCJ. Współpracownicy: lek. med. Monika Cieplińska-Gostek, lek. med. Katarzyna Dąbek, Aneta Pisarczyk. Korekta: Natalia Kulawiak. Fotografia na okładce: archiwum Księży Misjonarzy. Skład i łamanie: Wydawnictwo Księży Sercanów DEHON, Olga Bardan. Druk: Wydawnictwo-Drukarnia Ekodruk s.c., Kraków. Nakład: 4300 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo zmiany tytułów i skracania nadsyłanych materiałów. Fotografie bez podpisów są tylko przykładowymi ilustracjami i nie przedstawiają osób, o których mowa w artykule. Publikacja za zezwoleniem władzy kościelnej.


temat z okładki

ks. Krzysztof Zimończyk SCJ Kraków

4

Czynić miłosierdzie – 400 lat charyzmatu wincentyńskiego Określenie „charyzmat wincentyński” oznacza specyficzny sposób wcielania w życie Chrystusowej Ewangelii, jaki nam pozostawił św. Wincenty a Paulo: to jego gorliwość o zbawienie dusz, to przykład czynnej miłości bliźniego, a także prostota, pokora i łagodność, które go cechowały. Pragnął on, z natchnienia Ducha Świętego, wiernie naśladować Miłosiernego Zbawiciela głoszącego słowem i czynem Ewangelię ubogim oraz z miłością pochylającego się nad wszelkim ludzkim cierpieniem. W bieżącym roku obchodzimy 400. rocznicę narodzin tego tak cennego dla Kościoła charyzmatu. Narodziny charyzmatu wincentyńskiego Święty Wincenty a Paulo wygłosił 25 stycznia 1617 roku w Folleville kazanie o spowie-

dzi generalnej z całego życia. Bodźcem do tego było wcześniejsze spotkanie z umierającym człowiekiem, który, jak się okazało, całe życie zatajał grzechy ciężkie, przez co jego spowiedzi były świętokradzkie. Dopiero spotkanie z ks. Wincentym na łożu śmierci pomogło mu uporządkować sprawy sumienia. Wygłoszone przez ks. Wincentego kazanie przyniosło owoce w postaci licznych nawróceń. Podobne misje kaznodziejskie przeprowadził w wielu wiejskich parafiach i te doświadczenia duszpasterskie doprowadziły do założenia w 1625 roku Zgromadzenia Misji (Księży Misjonarzy), które miało podjąć zapoczątkowane przez niego dzieło ewangelizacji ubogiego i zaniedbanego religijnie ludu wiejskiego. Inne wydarzenie wskazało ks. Wincentemu potrzebę zorganizowania pomocy dla ludzi chorych i opuszczonych. W tym samym czasie został proboszczem parafii Châtillon. W niedzielę sierpień-wrzesień


temat z okładki 20 sierpnia 1617 roku, przed Mszą Świętą, powiadomiono go, że w pobliskiej wiosce jest rodzina doświadczona chorobą i pozbawiona środków do życia. Wspomniał o tym w kazaniu do swoich wiernych. Apel ks. Wincentego o pomoc spotkał się z żywym i spontanicznym odzewem, ale ta sytuacja pokazała też, że aby miłosierdzie było rzeczywiście skuteczne, musi być zorganizowane. W ten sposób powstało pierwsze Bractwo Miłosierdzia, które koncentrowało swoją służbę na odwiedzinach chorych w ich domach. Za tym dziełem pojawiło się wiele podobnych (domy opieki dla bezdomnych, starców, porzuconych dzieci, szpitale), a w 1633 roku zakłada Wincenty, przy udziale św. Ludwiki de Marillac, Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia. Organizuje też duszpasterstwo dla galerników, niewolników, dla ofiar wojen, a także rozpoczyna działalność misyjną w krajach północnej Afryki, głównie na Madagaskarze. Rodzina Wincentyńska Zapoczątkowane przez Wincentego dzieła na rzecz ubogich dały początek Rodzinie Wincentyńskiej, która stała się bardzo liczną grupą na świecie. Powstała ona, jak zauważył pap. Franciszek, z czułości i współczucia, jakie św. Wincenty okazywał najuboższym. Pod tym terminem rozumie się dzisiaj różne instytucje w Kościele, które bezpośrednio albo pośrednio żyją charyzmatem wincentyńskim. Liczy ona ok. 160 podmiotów. W porządku chronologicznych najważniejszymi są: Międzynarodowe Stowarzyszenie Miłosierdzia (AIC) – rok założenia: 1617, 260 tys. członków w 49 krajach; Zgromadzenie Księży Misjonarzy (CM) – rok założenia: 1625, ok. 4 tys. członków w 80 krajach; Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia (SM) – rok założenia: 1633, ok. 19 tys. sióstr w 87 krajach; Konferencje Świętego Wincentego a Paulo (SWP) – rok założenia: 1833, ok. 960 tys. członków w 135 krajach; Wincentyńska Młodzież Maryjna (JMV) – rok założenia: 1830, ok. 240 tys. członków w 45 krajach; Stowarzyszenie Cudownego Medalika (AMM) – rok założenia: 1905, ok. 10 mln członków w 60 krajach; Świeccy Misjonarze św. Wincentego a Paulo (MISEVI) – wywo4(172)2017

dzą się z Hiszpanii, założeni w latach 90. XX wieku, od tamtej pory realizują wiele projektów misyjnych na całym świecie. Rodzina Wincentyńska opiera się na: uznaniu św. Wincentego za własnego założyciela i za pierwszorzędne źródło inspiracji, usilnym dążeniu do służenia ubogim, duchowości św. Wincentego, akceptującej czynną i praktyczną miłość, przeżywanej w prostocie oraz pokorze. Okazywać miłosierdzie Okazywanie miłości poprzez świadczenie miłosierdzia stanowiło podstawową zasadę życia św. Wincentego i tych, którzy poszli za nim. Mawiał: „Miłość jest najwyższą zasadą i wszystkie reguły do niej się odnoszą. Ona jest «wielką panią» i trzeba czynić wszystko, czego ona wymaga. Jeżeli miłość Boga jest ogniem, to gorliwość w służbie ubogim jest jego płomieniem; jeżeli miłość Boga jest słońcem, to ta gorliwość jest jego promieniem. Jest ona tym, co jest najbardziej czystego w miłości Boga”. Doświadczenia z 1617 roku ukazały mu w pełnym świetle ubóstwo duchowe i materialne ludzi, których spotykał. Były to w jego oczach dwa nierozerwalne aspekty ubóstwa. Dlatego nieustannie powtarzał: „Należy zaradzać potrzebom ubogich zarówno co do ciała, jak i co do ducha. Musimy to czynić sami i zachęcać do tego innych”. Takie działania miały przywracać ubogim ich ludzką godność. Święty Wincenty miał w sobie odwagę działania, umiał dawać i to dawać siebie. Był człowiekiem, który własną świętością zachęcał do świętości innych. Również dzisiaj jest wzorem dla każdego z nas, a zwłaszcza dla tych, którzy podejmują pracę dla ubogich i z ubogimi. Papież Franciszek w swoim przesłaniu na 400-lecie charyzmatu wincentyńskiego powiedział: „ (…) aby dostrzec nędzę ubogich i okazać im bliskość, nie trzeba kierować się wielkimi ideałami, ale żyć tajemnicą wcielenia, która była szczególnie bliska św. Wincentemu. Jest to tajemnica Boga, który się uniżył, stał się człowiekiem, żył pośród nas i umarł, aby podźwignąć i zbawić człowieka”.

5


Franciszek

Żyjemy w nadziei

6

„Wielki znak się ukazał na niebie: Niewiasta obleczona w słońce”: poświadcza widzący z Patmos w Apokalipsie (12,1), zauważając, że miała porodzić syna. Następnie w Ewangelii słyszeliśmy Jezusa mówiącego do ucznia: „Oto Matka twoja” (J 19,26-27). Mamy Matkę! „Bardzo piękną Panią”, komentowali między sobą wizjonerzy z Fatimy, wracając do domu tego szczęśliwego dnia 13 maja przed stu laty. A wieczorem Hiacynta nie mogła się powstrzymać i ujawniła tajemnicę swojej matce: „Dzisiaj widziałam Matkę Bożą”. Widzieli Matkę Niebieską. Śladem, którym podążały ich oczy, wznosiły się oczy wielu osób, które Jej jednak nie widziały. Dziewica Matka nie przyszła tutaj, abyśmy Ją widzieli: na to będziemy mieli całą wieczność, oczywiście jeśli pójdziemy do nieba. Ona jednak, przeczuwając i przestrzegając nas przed groźbą piekła, do którego prowadzi – często proponowane i narzucone – życie bez Boga, bezczeszczące Boga w Jego stworzeniach, przyszła, aby nam przypomnieć o Bożym Świetle, które w nas mieszka i nas okrywa (…). A zgodnie ze słowami Łucji, troje uprzywilejowanych znajdowało się wewnątrz światła Boga, promieniującego z Matki Bożej. Ogarnęła ich płaszczem światła, którym obdarzył ją Bóg. Zgodnie z przekonaniem i uczuciem wielu, jeśli nie wszystkich pielgrzymów, Fatima jest przede wszystkim tym płaszczem Światła, który nas okrywa, tutaj

tak samo jak w każdym innym miejscu na Ziemi, kiedy uciekamy się pod opiekę Najświętszej Matki, aby ją prosić, jak uczy Salve Regina: „Okaż nam Jezusa”. Drodzy pielgrzymi, mamy Matkę. Uchwyciwszy się Jej jak dzieci, żyjemy w nadziei, która opiera się na Jezusie (…). Niech ta nadzieja będzie dźwignią życia nas wszystkich! Nadzieja, która wspiera nas zawsze, aż do ostatniego tchnienia (…). Życie może przetrwać tylko dzięki hojności innego życia. „Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12,24) – powiedział to i uczynił Pan, który zawsze nas poprzedza. Kiedy przechodzimy przez krzyż, On już przeszedł przezeń wcześniej. W ten sposób wchodzimy na krzyż, aby znaleźć Jezusa; ale to On upokorzył się i zstąpił aż na krzyż, aby nas znaleźć i w nas pokonać mroki zła i doprowadzić nas z powrotem do Światła. Pod opieką Maryi jesteśmy w świecie „stróżami poranka”, którzy potrafią kontemplować prawdziwe oblicze Jezusa Zbawiciela, to oblicze, które jaśnieje w Wielkanoc, i odkryć młode i piękne oblicze Kościoła, który jaśnieje, gdy jest misyjny, gościnny, wolny, wierny, ubogi w środki i bogaty w miłość. Z homilii Franciszka w Fatimie 13 maja 2017 roku sierpień-wrzesień


Fot.: www.misyjne.pl

Franciszek

Maryja poprzez dzieci z Fatimy zwraca się do każdego nas, czy jesteśmy gotowi przyjąć cierpienie, które Bóg zechce na nas zesłać? Często nie jesteśmy gotowi, bo nie rozumiemy znaczenia łaski, jaka spływa na człowieka cierpiącego. Jeśli zatem cierpienie jest Twoim udziałem, módl się gorąco, i prosząc o zdrowie, również dziękuj, przyjmując z pokorą wszystkie dary od Boga. Maria Pułczyńska

Jesteście cennym skarbem Kościoła Drodzy chorzy bracia i siostry, jak powiedziałem w homilii, Pan zawsze nas uprzedza, kiedy przechodzimy przez krzyż, On już był tam wcześniej. W swojej męce wziął na siebie wszystkie nasze cierpienia. Jezus wie, co to znaczy ból, rozumie nas, pociesza i daje nam siłę, jak to uczynił św. Franciszkowi Marto i św. Hiacyncie, i świętym wszystkich czasów i miejsc. Myślę o apostole Piotrze zakutym w kajdany w więzieniu w Jerozolimie, podczas gdy cały Kościół modlił się za niego. A Pan pocieszył Piotra. Oto tajemnica Kościoła: Kościół prosi Pana, aby pocieszył strapionych, takich jak wy, i On was pociesza w głębi serca, pociesza was darem męstwa. Drodzy pielgrzymi, mamy przed naszymi oczyma Jezusa ukrytego, ale obecnego w Eucharystii, podobnie jak mamy Jezusa ukrytego, ale obecnego w ranach naszych braci i sióstr chorych i cierpiących. Na ołtarzu adorujemy Ciało Jezusa; w tych braciach znajdziemy rany Jezusa. Chrześcijanin adoruje Jezusa, chrześcijanin poszukuje Jezusa, chrześcijanin potrafi rozpoznać rany Jezusa. Dziś Dziewica Maryja powtarza nam wszystkim pytanie, jakie zadała przed stu laty pasterzom: „Czy chcecie ofiarować się Bogu?”. Odpowiedź – „Tak, chcemy!” – daje nam możliwość zrozumienia i naśladowa4(172)2017

nia ich życia. Przeżyli je, ze wszystkim, co miało w sobie z radości i z cierpienia, w postawie ofiary dla Pana. Drodzy chorzy, przeżywajcie swoje życie jako dar i jak pastuszkowie powiedzcie Matce Bożej, że chcecie ofiarować się Bogu z całego serca. Nie uważajcie siebie jedynie za adresatów solidarności charytatywnej, ale czujcie się w pełni uczestnikami życia i misji Kościoła. Wasza obecność milcząca, ale bardziej wymowna od wielu słów, wasza modlitwa i codzienne ofiarowanie waszych cierpień w jedności z cierpieniami Jezusa Ukrzyżowanego dla zbawienia świata, cierpliwa, a nawet radosna akceptacja waszego stanu są bogactwem duchowym, majątkiem dla każdej wspólnoty chrześcijańskiej. Nie wstydźcie się tego, że jesteście cennym skarbem Kościoła. Jezus przejdzie blisko was w Najświętszym Sakramencie, aby wam okazać swoją bliskość i miłość. Powierzcie Jemu swój ból, cierpienie, wasze znużenie. Możecie liczyć na modlitwę Kościoła, która ze wszystkich stron wznosi się do nieba za was i z wami. Bóg jest Ojcem i nigdy o was nie zapomni. Przemówienie Franciszka do chorych w Fatimie 13 maja 2017 roku

7


żyć jak święci   kl. Wojciech Olszewski SCJ Stadniki

Kochać! Kochać! Kochać!

8

Widząc ludzkie cierpienie, chorobę, biedę, często pytamy: Gdzie jest Bóg? Dlaczego pozwala, aby ludzie, których kocha, doświadczali życiowych tragedii? Dlaczego ja doświadczam bólu, skoro jestem Jego umiłowanym dzieckiem!? Przykład św. Wincentego a Paulo jest dowodem, że Bóg nie jest obojętny na to, co dzieje się na świecie. Jeżeli będziemy kochać tak jak św. Wincenty, Bóg będzie obecny w świecie i w naszym życiu jeszcze bardziej! Do dzieła! Sytuacja we Francji W Królestwie Francuskim panowała niezgoda, społeczeństwo było rozdarte, partie polityczne nawzajem się zwalczały, poszczególne miasta i wioski trawiły wojny domowe. Nieurodzaj i głód były powszechne. Kobiety i siostry zakonne były zniesławiane, gwałcone. Wojsko dopuszczało się morderstw i grabieży. Kościoły ulegały profanacji, niszczeniu, kradzieżom. Ludność była pozbawiona sakramentów, gdyż duchowieństwo uciekło z miejsc swojego pasterzowania lub pogrążone w skrajnym lenistwie i ignorancji nie troszczyło się o powierzony sobie lud. Niestety na przełomie XVI i XVII wieku Kościół we Francji był traktowany jako możliwość wyrwania się ze skrajnej biedy, anonimowości, zrobienia kariery i zapewnienia sobie i swoim bliskim godnego życia. Istnieje duże

prawdopodobieństwo, że i sam św. Wincenty a Paulo właśnie z podobnych pobudek został księdzem, jednak jego droga do świętości wyglądała nieco inaczej… Początki Vincent de Paul (Wincenty a Paulo) urodził się 24 kwietnia 1581 roku w Pouy na południu Francji. Jako sześcioletni chłopiec żył w małej wiosce. Jego rodzina zmagała się z wielką biedą, on sam, jak to wówczas bywało, pomagał rodzicom przy codziennych obowiązkach w gospodarstwie, na roli, często pasąc świnie. Był niezwykle inteligentny, co nie uszło uwadze jednego z paniczów, który wpłynął na jego ojca, by ten wysłał go na naukę do kolegium w jednym z francuskich miast. Tata chłopca zgodził się, by młodzieniec mógł się kształcić. Wincenty wyjeżdżając z domu, powziął postanowienie, że zrobi karierę, a swoje biedne dzieciństwo puści w niepamięć. Początkowo udawało mu się to do tego stopnia, że gdy jego ojciec przyjechał w odwiedziny do kolegium, młody chłopak uniknął z nim spotkania, gdyż wstydził się przed swoimi kolegami własnego taty. Gdy już był w podeszłym wieku, bardzo żałował tamtego wydarzenia, przeżywał ogromny wstyd i mówił: „Jestem jedynie ubogim wieśniakiem, który pasł świnie, a moja matka była służącą”. Te słowa wypowiadał, kiedy był jednym z najbardziej szanowanych księży w ówczesnej Francji. sierpień-wrzesień


Fot.: Archiwum Księży Misjonarzy

żyć jak święci Biskup wysłał młodego kapłana do pracy w jednej z podparyskich miejscowości, w której duchowny poświęcił się ubogim parafianom i poznał, co to znaczy być szczęśliwym. Pisał wówczas: „Jestem szczęśliwy, ponieważ mam wokół siebie ludzi tak dobrych, tak uważnych na to, co im mówię… nawet sam papież nie jest tak szczęśliwy jak ja!”. Po roku Wincentego odwołano z parafii na polecenie biskupa i mianowano go wychowawcą synów jednej z najznamienitszych francuskich osobistości – Filipa Emanuela Gondiega – komendanta floty królewskiej. Wincenty nie spełniał się jednak w tej roli, ponieważ pragnął być z ubogimi i tymi, którzy cierpieli niedostatek. Uciekł więc z zamku komendanta i objął probostwo w pełnej nędzy miejscowości Chatillon les Dombes. Złożył ślub poświęcenia się ubogim. Zgromadził wokół siebie kapłanów, którzy pragnęli pomagać i głosić Ewangelię ubogim, zwłaszcza najbardziej opuszczonym. W ten sposób dał początek nowemu zgromadzeniu zakonnemu – Zgromadzeniu Misji (Księży Misjonarzy). W tym samym celu założył też zgromadzenie żeńskie – Siostry Miłosierdzia, które do dzisiaj znane są jako szarytki. Kochać pomimo Nie sposób w tym krótkim artykule opisać całe życie św. Wincentego a Paulo, jego drogę nawrócenia i przemiany, to jak i w jaki sposób pomógł wielu ludziom. Pozwolę sobie zatem na pewien skrót i wniosek zarazem: Wincenty a Paulo zrozumiał, że drogą do szczęścia jest miłość. Pew4(172)2017

nie znamy tę prawdę, ale czy ją odkryliśmy? Czy naprawdę zrozumieliśmy i wprowadziliśmy w życie? Nie jest bowiem łatwo kochać bliźniego, nie jest łatwo okazywać miłość tym, którzy nas ranią… nawet wtedy, gdy mamy najszczersze intencje! Osoby, którym pomagał Wincenty i jego współpracownicy, to ludzie, którzy w pierwszym kontakcie odrzucali, wzbudzali obrzydzenie i lęk. Zatem miłość dająca prawdziwe szczęście to taka, która jest pomimo, a nie w zamian. Doskonałym przykładem takiej ofiarności są kobiety – Siostry Miłosierdzia, które posługiwały wśród galerników idących na śmierć. Żyły w permanentnym strachu o swoją godność, życie i bezpieczeństwo. Ponadto dzieci ulicy, którymi się opiekowały, były rozwydrzone, niewychowane i ściągały na siebie i swoich wychowawców masę problemów… Święty Wincenty w posłudze dla ludzi z marginesu upatrywał przywilej, jakim obdarzył go Bóg. W tych ludziach widział Jezusa. Żyć jak święci! Powiem szczerze, że myśl o tym, aby żyć tak radykalnie jak św. Wincenty mnie przeraża! Postawa naszego bohatera to typowy heroizm, możliwy jedynie dzięki działaniu Pana Boga w życiu człowieka. Zatem pierwszym krokiem jest modlitwa. Rozmowa z Bogiem, pomimo naszych oporów i braku szczerego pragnienia kochania tych, których po ludzku nie da się kochać, jest drogą do naśladowania Jezusa, do naśladowania Wincentego, do… kochania! Bogu zostawmy resztę.

9


rozmowa „Wstań”

Raj na ziemi

10

Urodził się w 1976 roku w Bytomiu, a wychował w Gliwicach. W wieku 21 lat dołączył do Towarzystwa Jezusowego. Pracował przez pięć lat w parafii we Wrocławiu jako wikary i duszpasterz młodzieży. Potem przez 4 lata był duszpasterzem powołań Prowincji Polski Południowej TJ. Obecnie przeżywa tzw. trzecią probację, czyli jeden z etapów formacji jezuickiej. Podczas jej trwania odbył wolontariat w Puckim Hospicjum pw. św. Ojca Pio, które założył śp. ks. Jan Kaczkowski. Ksiądz Grzegorz Kramer SJ w rozmowie z kl. Dariuszem Trzebuniakiem SCJ opowiada o swojej posłudze wśród chorych. Otrzymał Ksiądz wiadomość, że będzie urzędował w hospicjum. Jak do tego doszło? Jestem na trzeciej probacji, która jest kolejnym etapem formacji w zakonie jezuitów. W tym czasie zakonnik jest „wyrywany” z codzienności. Całkowicie pozostawia wszystko to, co do tej pory robił. Właśnie w ramach tego czasu przeżyłem 30-dniowe rekolekcje ignacjańskie oraz odbywałem pracę społeczną w postaci wolontariatu w puckim hospicjum. Jak Ksiądz czuł się w tym miejscu? Bardzo dobrze! Może to trochę wzniosłe „hasełko”, ale dla mnie to był „raj na ziemi”. Doświadczyłem tam bardzo mocno człowieczeń-

stwa. Hospicjum to jest miejsce, które zwykle kojarzy się ludziom z chorobą i śmiercią, a ksiądz z olejami jest zwiastunem nadchodzącego końca. W rzeczywistości jednak przebywający tam ludzie odzyskują godność i pokój. To było też moje osobiste doświadczenie. Zburzyło się moje stereotypowe myślenie o hospicjum. Doświadczyłem człowieczeństwa tak od chorych, jak i od ludzi, którzy się nimi opiekują. Spędził tam Ksiądz 38 dni. Na swoim profilu na Facebooku napisał Ksiądz, że gdyby miał umrzeć na raka, to bez wątpienia wybrałby właśnie to miejsce, dlaczego? Zobaczyłem, że pomimo ciągłej obecności śmierci i cierpienia, to miejsce nie jest straszne. Jest pełne pokoju. Znajduje się tam wykwalifikowana pomoc medyczna, która opiekuje się chorymi ludźmi. Medycyna paliatywna, która zajmuje się uśmierzaniem bólu, jest tam na bardzo wysokim poziomie i dzięki temu praktycznie nikt nie cierpi fizycznie. Wydaje mi się, że jest to miejsce idealne, aby odejść z tego świata przy zachowaniu swojej godności. Czy odczuwał Ksiądz obecność ks. Jana Kaczkowskiego w tym miejscu? I tak, i nie. Księdza Jana doświadczałem tam przez spotkanych ludzi. Poprzez zespół, który on przygotował do pracy w hospicjum. Doświadczałem go po prostu w ludziach. Podoba mi sierpień-wrzesień


rozmowa „Wstań” się, że w tym miejscu nie ma czegoś takiego, jak kult jednostki. Oczywiście ks. Jan ma tam swoje miejsce: portret na ścianie czy inne pamiątkowe zdjęcia, ale jego obecność jest jednak bardzo dyskretna. Pokazywał ludziom, że idea tego miejsca nie na nim ma być budowana, ale na pomocy drugiemu człowiekowi w cierpieniu. Jego duchowa obecność nadal daje dużo siły temu dziełu, to jest naturalne. Założyciel umarł, ale jego dzieło żyje! Ludzie ciągle przypominają sobie, w jaki sposób działał i myślał… Z tego, co mi wiadomo, w hospicjum pojawił się też pies ks. Jana: Miecia… Tak! (śmiech) Pies jest u brata i szwagierki ks. Jana. Małgorzata jest lekarką, która pracuje w hospicjum i czasem przyprowadza psiaka. Na stałe nie ma tam jednak zwierząt. W hospicjum są jedynie rybki, natomiast kiedyś były kanarki. Jak Ksiądz radził sobie w bezpośrednim starciu ze śmiercią? Dużo mówię i piszę o śmierci, ale jest to tylko teoria, słowo pisane, dlatego chciałem jej doświadczyć bezpośrednio. W czasie mojego pobytu w tym miejscu zmarło 25 osób. To nie jest normą, ale niestety wtedy więcej ludzi odeszło. Doświadczyłem wówczas niesamowitego spokoju i obecności Boga. Pomimo dobrej opieki, ludzie i tak cierpieli psychicznie i duchowo. Widziałem ich ciała po śmierci. Twarze tych osób zmieniały się w taki sposób, że widoczny był na nich pokój. Za tym – według mnie – stoi Pan Bóg. Najtrudniejsze dla mnie były spotkania z rodzinami chorych. Podczas nich wszystkie pobożne teksty i pocieszanie musiałem odłożyć na bok. Moja rola polegała wówczas na byciu z tymi ludźmi. Wystarczyła tylko moja obecność i odwaga pokazania swojej bezradności. Jestem księdzem i wierzę w Boga, ale pozostaje mi tylko wiara i nic więcej. Starałem się nie mędrkować i myślę, że to dawało dużo sił cierpiącym. Poważne rozmowy, porady, teologia, śmierć i życie. A jednak w takim miejscu potrafił Ksiądz docenić widok palącego pacjenta. 4(172)2017

Poważne i trudne rozmowy zdarzyły mi się może kilka razy. Chorzy, którzy przebywają w hospicjum, są już w pewien sposób pogodzeni ze śmiercią. To miejsce jest już ich „etapem końcowym”. Tam nie było dzieci, a przedział wiekowy pacjentów był raczej wysoki. Przebywali tam ludzie od 50 lat wzwyż. Myślę, że właśnie dlatego nie było aż tak głębokich rozmów. Jeśli chodzi o pana Rysia, który jeździ na wózku, to miał on momenty, że z powodu bólu nie potrafił wyjść ze swojej łóżka. Pewnego dnia po długim czasie leżenia podniósł się i z radości zapalił papierosa. Uświadomiłem sobie wówczas, że dopiero w takim momencie człowiek zaczyna doceniać proste rzeczy. Od czego zależy wartość człowieka w chorobie? W hospicjum ludzie nie rozmawiają o sobie ani o tym, co robili i jak żyli. Można wysłuchać historii małych i wielkich. Podczas rozmów z pacjentami każdego człowieka uczyłem się od nowa. Starałem się pokazać chorym, że się ich nie brzydzę. Oni mają prawo do tego, aby się pobrudzić. Nawet jeśli ktoś siedzi z pampersem, ochlapał się sokiem i prosi o kolejną tabletkę, bo wije się z bólu, to cały czas jest dla mnie tak samo wartościowym człowiekiem. Ważny też jest sposób podejścia do pacjenta, a więc używanie zwrotów grzecznościowych. Personel medyczny zawsze pyta o zgodę na zastrzyk czy dotknięcie. Człowiek nie jest dla nich przedmiotem, ale podmiotem. Nie traci swojej wartości przez swoją chorobę. Dopóki ciało znajduje się w hospicjum, dopóty traktowane jest z godnością do końca. Co dla Księdza było najbardziej odkrywcze w byciu z drugim człowiekiem na co dzień? Z mojej perspektywy? Posługiwałem tam jako ksiądz. Bycie księdzem „smakuje” mi właśnie w takiej prozaicznej codzienności. Dla mnie kapłaństwo to nie studia i pobożne rzeczy. Oczywiście to też jest dla mnie ważne, ale bycie księdzem polega również na byciu z chorą siostrą i piciu z nią mleka. Wieczorem po zajęciach wpadałem do pokoju numer 9 i widząc, że dziewczyny jeszcze nie spały, mogłem wtedy zrobić sobie

11


rozmowa „Wstań” z nimi kanapki i je wspólnie zjeść. To jest właśnie smakowanie takich prostych rzeczy. Bycie księdzem nie ogranicza się do doświadczania liturgicznego. Dawałem im nadzieję, a nie tanie porady. Dobrze raczej nie będzie, bo czeka ich śmierć. Jednak to, co przeżywają jest zbawienne. Sytuacja graniczna pokazała mi, że to, w co wierzę, ma sens i jest prawdziwe.

12

Dawał im Ksiądz po prostu radość? Dokładnie! Do hospicjum trafiają ludzie z okolic. Ich status materialny jest bardzo niski. Przebywa tam wielu ludzi, którymi nikt nie był w stanie się zaopiekować. Chorzy zostali wyrwani z dużej nędzy ludzkiej. Nagle pojawiają się w hospicjum, gdzie wszyscy troszczą się o to, aby mogli z godnością przeżywać swoją chorobę i godnie odejść. Piękne było to, że w ciągu godziny mogłem zadzwonić po raz dziesiąty po pielęgniarkę i nie oberwałem za to. Mogłem poprosić o mleko, chociaż nie było go w menu. Kiedy pani ma ochotę na naleśnika, chociaż w menu jest kurczak, to tego naleśnika należy zrobić, nawet jeśli ona go ugryzie dwa razy. Ludzie mało jedzą… Jeśli ktoś ma ochotę na McDonalds’a, to robi się wszystko, aby dana osoba zjadła tego cheeseburgera z „Maca”. Raz poleciałem po piwo dla Moniki... Im to nie zaszkodzi, ale może dać trochę radości. Jak Ksiądz przeżywał to, kiedy ktoś umierał? Bolały mnie odejścia, gdy jako ksiądz nie mogłem nic zrobić. Zawsze pytałem ludzi, czy chcą przyjąć sakramenty. Za mojej bytności w hospicjum umarły tylko dwie osoby, które nie chciały skorzystać z moich „usług”. To było dla mnie bardzo trudne doświadczenie. Wierzę jednak w to, że Pan Bóg jest w stanie jakoś sobie poradzić bez księdza i być może sakramenty są najlepszym sposobem dotarcia do Boga, ale nie jedynym. On nie jest nimi ograniczony. Po ludzku było to jednak dla mnie trudne. Trzeba było uszanować wolność i wybór tych osób. Pojawiła się we mnie blokada i lęk. Czułem, że tchórzę, że nie zrobiłem wszystkiego. Filozofia tego miejsca jest taka, że ludzie nie nakręcają się w myśleniu

o trudzie. Rolą kapelana nie jest, aby iść i obiecywać ludziom modlitwę o uzdrowienie i to, że Pan Jezus ich wysłucha. Istotą posługi księdza w takim miejscu jest właśnie bycie z ludźmi do końca i doprowadzenie chorych do pogodzenia się ze swoją chorobą. Wierzę, że Bóg wykorzystuje ich cierpienie do końca. Dotykasz zimnego ciała, odstawiasz spekulacje i pozostaje ci wiara, nadzieja i… Miłość! Miłość jest czymś bardzo konkretnym! Z miłości mogę przynieść komuś mleko. Z miłości mogę kogoś potrzymać za rękę. Z miłości mogę poprosić kogoś o pomoc i mogę po śmierci pogłaskać nieboszczyka po głowie. Przeżyty przeze mnie miesiąc był odpowiedzią na moje modlitwy, które zanosiłem do Boga, gdy miałem 14/15 lat. Chodziłem wówczas do zawodówki i uczyłem się elektroniki. Chciałem wtedy zostać klaunem. I wyobraź sobie, że w hospicjum spełniło się moje marzenie. Mogłem robić z siebie błazna. Mogłem się z siebie samego pośmiać. W tym celu, aby dać komuś radość, aby łamać napięcia i stereotypy. To hasło jest może bardzo wzniosłe, ale chciałem ich kierować w stronę Bożej nadziei. Ale ostatecznie nie wiem, czy tak było… Ma Ksiądz ponad 40 lat, a ja mam odczucie, że jest Ksiądz takim dzieckiem w stosunku do Boga. Jak sobie Ksiądz radzi w swoim życiu kapłańskim z taką prostotą bycia i z brakiem „teologizowania rzeczywistości”? Taka postawa kształtuje się całe życie. Nigdy nie byłem gościem, który byłby oderwany od siebie, od swojego wnętrza i uczuć. Zawsze towarzyszył mi głęboki świat duchowy, wewnętrzny, ale zawsze był on wyrażany w prostym języku. Pamiętam, jak umarła pani Bożenka i jej rodzina zaprosiła mnie wówczas na kolację. Gdy pojechałem do nich, to nie ubrałem się w sutannę z mankietami, ale pojechałem w podkoszulku, ponieważ wiedziałem, że oni się tak ubierają. Takie zachowanie łamie dystans. Nie rozmawiałem z nimi wtedy o teologii śmierci, bo za bardzo nie wiedziałem, jak miałoby to wygląsierpień-wrzesień


Fot.: facebook.com/puckie.hospicjum

rozmowa „Wstań”

dać. Ale opowiadaliśmy sobie anegdotki o pani Bożence z tych dwóch tygodni. A było o czym rozmawiać! W pewnym momencie ktoś się rozpłakał i mogłem zejść poziom głębiej. Porozmawialiśmy o cierpieniu. Pogadaliśmy o tym, że odeszła mama, która mogła jeszcze pożyć. Powiedziałem im, że kiedyś się z nią spotkamy i powinniśmy żyć tą nadzieją. Szczerość dla mnie jest najważniejsza, aby mówić to, co się myśli, a nie udawać kogoś, kim się nie jest. To jest najgorsze w życiu księdza. Od dwóch tygodni chodzą za mną słowa z pewnego pogrzebu. Po Mszy Świętej usiadłem z księdzem proboszczem i on mi powiedział takie słowa: „Wy zakonnicy macie łatwiej, bo wy możecie mówić wszystko i nie musicie uważać”. To jest właśnie jakaś straszna schizofrenia, jeśli ktoś nie może być po prostu sobą! Jak wyglądały odwiedziny chorych? Jeśli chodzi o wizyty, to nie ma żadnych ograniczeń czasowych. Chyba, że chory sobie zastrzeże, że nie chce nikogo widzieć. Wtedy nie wpuszcza się ludzi. Były osoby, które pojawiały się raz na dwa tygodnie, były też i takie, które pojawiały się codziennie w odwiedzinach u chorych. Personel jest bardzo pomocny. Można nawet przynieść kota czy psa.

rozmowy? Każde spotkanie to sprawa indywidualna. Byli tam chorzy, którzy wprost komunikowali, co się dzieje, ale ten, kto cierpi i umiera już nie ma takiej otwartości i możliwości… Jedynie jego ciało mówi samo za siebie… Po prostu był Ksiądz towarzyszem ich odejścia? Wchodzę tylko tam, gdzie dana osoba mnie wpuszcza. Idę tam, gdzie ona mi na to pozwala. Nie chce pokazywać, gdzie idziemy i w jaką stronę. Moją rolą nie jest dopytywanie się czy drążenie. Przy spowiedziach też tego doświadczyłem. Dana osoba dojrzała do tego, aby uznać się grzesznikiem. To były spowiedzi innego rodzaju. Poziom sakramentalny w moim wykonaniu to szanowanie granic, które stawia dany człowiek. To nie jest efekt złości, ale pewnej niemocy. Psycholodzy, którzy tam pracują, mają zresztą podobne zasady.

Pomocnik, ksiądz, człowiek, klaun, wolontariusz... Kim się Ksiądz najbardziej czuł? Sobą! Moja osoba składa się ze wszystkich tych elementów. Nie mogłem powiedzieć, że teraz przychodzę do pani jako ksiądz, bo wykonuję sakramentalne czynności. To jest takie „księżowskie” myślenie. Czasami trzeba było odłożyć Najświętszy Sakrament, bo ktoś się posikał. Te rzeczywistości się przeplatały. Ważne jest dla mnie Co najbardziej Księdza „bolało w spotkaniu” z chorymi? to, że jestem księdzem, ale przede wszystkim jeMyślę, że bycie z drugą osobą męczy i spra- stem człowiekiem. wia ból. Powstaje wówczas napięcie między spotkaniem a bólem. Może to jest ostatnia okazja do Dziękuję za rozmowę! 4(172)2017

13


’’

świadectwo „Wstań”

RODZINA WINCENTYŃSKA TO MÓJ DRUGI DOM Olga Weronika Figiel – studentka psychologii na Uniwersytecie Jagiellońskim jest związana z charyzmatem wincentyńskim od czasów liceum. Stworzyła Projekt M3 – Młodzi, Misje, Madagaskar. To inicjatywa krakowskich studentów, którzy niosą pomoc medyczną i edukacyjną na Madagaskarze. Jest założycielką świeckiego wolontariatu misyjnego księży misjonarzy św. Wincentego a Paulo MISEVI Polska (Świeccy Misjonarze).

Fot.: Archiwum prywatne

14

Od dziecka byłam związana z misjami. Uwielbiałam opowieści z dalekiej Afryki i zawsze marzyłam, aby tam pojechać. W ramach Projektu M3 trzykrotnie byłam na Madagaskarze, gdzie pracowałam z dziećmi. Byłam także w Odessie na Ukrainie, gdzie posługiwałam wśród osób bezdomnych. Nasza współpraca z siostrami i księżmi ze zgromadzeń św. Wincentego a Paulo polega na odciążaniu ich w duszpasterskiej pracy i pomocy we wszystkim, w czym świeccy mogą pomóc. Księża mają wówczas więcej czasu na sprawowanie sakramentów i Mszę Świętą, która na misjach jest bardzo ważna. Korzystamy z ich doświadczenia, wiedzy, kontaktu z ludźmi i współpracujemy w budowaniu misji. Na misjach mieszkamy wspólnie w jednym domu, jemy razem posiłki, bardzo często jesteśmy dla siebie jak rodzina. W Polsce zbieramy fundusze na działalność misjonarzy. Życie w Rodzinie Wincentyńskiej to mój drugi dom. Dobrze mi z tymi ludźmi, bo wiem, że reprezentują ten sam charyzmat. Razem możemy robić wspaniałe dzie-

sierpień-wrzesień


świadectwo „Wstań”

ła, współpracować, pomagać sobie wzajemnie, a przez to jeszcze lepiej służyć ubogim. Postanowiłam stworzyć MISEVI, bo uznałam, że trzeba, aby chrześcijanie zaczęli rozumieć, że pomaganie innym to zalecenie samego Chrystusa i nasz chrześcijański obowiązek. Co nam z tego, że pięknie się modlimy w kościołach, kiedy nie potrafimy pomagać ubogim? Daremna jest taka wiara. MISEVI dla wielu osób, do których wychodzimy z pomocą, jest zaskoczeniem, nie mogą uwierzyć, że młodzi ludzie chcą pomagać i pomagają. Jest szansą na edukację, powrót do zdrowia, na lepsze jutro, na poczucie bycia kochanym. Jest przede wszystkim świadectwem o Bogu, bo cokolwiek robimy dla innych, robimy w Jego imieniu. Wspólnota, jaką jest MISEVI, to wspólne wartości, opieka świetnych duszpasterzy, ale przede wszystkim wyjście do drugiego człowieka. Wspaniałe jest to, że nasza wiara nie polega tylko na pięknej modlitwie, ale na służeniu innym. Najpiękniejsze w MISEVI jest to, że u nas mało się mówi, a dużo się robi. To przede wszystkim działanie, bo bez niego nasza wiara, całe nasze MISEVI zupełnie nie miałoby sensu. Zaangażowanie w wolontariat jest wymagające, dlatego najtrudniej przychodzi mi pogodzenie pracy, studiów oraz życia osobistego. Niejednokrotnie przytłacza świadomość, że nie każdemu możemy pomóc w taki sposób, w jaki byśmy chcieli. Robimy wszystko, co w naszej mocy i wierzymy, że Bóg zrobi resztę. Pamiętam taki moment, kiedy w przychodni medycznej zmarło nam pierwsze dziecko. Nie daliśmy rady go uratować, odeszło na naszych rękach. To była trudna chwila. Ten chłopczyk miał tylko trzy miesiące i ciężką malarię. Robiliśmy wszystko, co było w naszej mocy, niestety nie udało się uratować mu życia. Później umierały też inne dzieci. Na gruźlicę, z powodu nowotworów, z niedożywienia. Każda taka śmierć uczyła pokory, mobilizowała, aby jeszcze bardziej, jeszcze szybciej spieszyć z pomocą. Szczególne było dla mnie spotkanie z trędowatymi. Tego zjawiska nie mamy w Europie. Doświadczenie strachu, obrzydzenia, chęć ucieczki. Trzeba wszystko przezwyciężyć w sobie, żeby w leżącym na ziemi człowieku bez rąk i nóg zobaczyć Chry-

4(172)2017

stusa. W tych ludziach widać Go było wyraźnie. Na początku nie bałam się spotkania z trędowatymi. Chciałam ich zobaczyć, byłam ciekawa, niecierpliwiłam się. Chwilę później wszystko się zmieniło. Ksiądz Kazimierz, który mi towarzyszył, spostrzegł grupę osób w ośrodku, w którym byliśmy, i szybkim krokiem podszedł w ich stronę. Przywitał się, zaczął rozmawiać. A ja? Stałam jak wryta. Patrzyłam na nich po prostu sparaliżowana od góry do dołu. Siedzieli przede mną trędowaci, bez rąk, bez nóg, bez palców, bez twarzy. Wyciągali do mnie kikuty i czekali na moją reakcję. W tamtej chwili chciałam zapaść się pod ziemię, uciec, odwrócić głowę. Bałam się. Oni byli inni, zdeformowani, odczłowieczeni. Pojawiła się bariera lęku, której nie mogłam pokonać. Dopiero po chwili szczery uśmiech jednego z nich coś we mnie złamał. Zupełnie tak jakby ten człowiek jednym uśmiechem zabrał cały mój strach. Przywitałam się, uścisnęłam zdeformowane dłonie i uklękłam, aby przywitać się z tym człowiekiem, który nie miał ani nóg, ani rąk. Przytuliłam go. Ksiądz rozmawiał z nimi, uśmiechał się, a ja słuchałam. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie sala do zajęć plastycznych. Ludzie bez palców, ze zdeformowanymi dłońmi, którzy tworzą piękne dzieła. Byłam zachwycona. Oglądałam biżuterię, rysunki, małe figurki zebu, cieszyło mnie to. Wracając do domu, milczałam, miałam wrażenie, że coś mi w życiu umknęło... Do tej pory trędowaci byli zarezerwowani dla Biblii, Kalkuty, pozostawali bardzo odlegli. Bóg był obecny w moim życiu od zawsze i od zawsze doświadczałam Go w mojej codzienności. Wstąpienie do Ruchu Czystych Serc, bierzmowanie – to były takie mocne momenty, w których dużo bardziej czułam Jego obecność. Doświadczałam Boga w drugim człowieku, niemal namacalnie. Byłam pewna, że w osobach, które spotykam jest sam Jezus Chrystus: w dzieciach, bezdomnych, chorych, trędowatych. Bez względu na historię, jaką człowiek ma za sobą, bez względu na błędy i potknięcia, bez względu na zło, jakie czyni i rany, jakie nosi w sobie... w człowieku zawsze więcej jest dobra, trzeba tylko umieć je odnaleźć. Olga Weronika Figiel Kraków

15


w zdrowym ciele...

Fot.: depositphotos.com

lek. med. Monika Cieplińska-Gostek Tarnów

16

Antybiotyki – rodzaje, stosowanie, działania niepożądane Antybiotyki to jedna z najbardziej rozpowszechnionych grup leków stosowanych w medycynie. Każdemu z nas zdarzyło się je przyjmować. Nazwa antybiotyki pochodzi z języka greckiego od słów anti (przeciw) oraz bios (życie), czyli przeciw życiu. Antybiotyki to naturalne wtórne produkty metabolizmu mikroorganizmów, które wybiórczo działają na struktury komórkowe lub procesy metaboliczne innych organizmów, hamując ich wzrost i rozwój. Pierwszym antybiotykiem była penicylina odkryta przez Aleksandra Fleminga, który zauważył, że zanieczyszczenie podłoża pleśnią powoduje zahamowanie wzrostu bakterii.

Rodzaje antybiotyków i ich zastosowanie Podział antybiotyków dokonuje się na podstawie ich budowy chemicznej. Najszerzej znaną grupą są antybiotyki B-laktamowe, do których zaliczamy penicyliny z inhibitorami B-laktamaz, cefalosporyny. Kolejne grupy to makrolity, linkozamidy, antybiotyki peptydowe, tetracykliny oraz inne, mniej znane. Jak widzimy, mamy cały szereg antybiotyków dostępnych na rynku, które w zależności od budowy chemicznej wykazują różny mechanizm działania na poziomie komórkowym – stąd działają bakteriostatycznie lub bakteriobójczo. Przy stosowaniu antybiotyków ważne jest poinformowanie lekarza o uczuleniach lub nietolerancji na dany lek. Obecnie mamy do czysierpień-wrzesień


nienia ze wzrastającą opornością bakterii na antybiotyki, dlatego że stosujemy je za często, nieadekwatnie do sytuacji klinicznej lub na „wszelki wypadek”. Warto też zwrócić uwagę na to, że jeśli kiedyś dany antybiotyk nie pomógł, to nie znaczy, że przy innej chorobie też będzie nieskuteczny. Każda choroba może być wywołana innym patogenem, dlatego nie możemy porównywać różnych infekcji. Warto pamiętać o tym, że lekarz, dobierając odpowiedni lek, kieruje się danymi z wywiadu, jak również lokalną sytuacją epidemiologiczną rejonu, w którym pracuje i leczy pacjentów. Działania niepożądane Nie ma leku, który byłby pozbawiony szkodliwych działań. Najpoważniejszym skutkiem ubocznym, którego obawiamy się po zażyciu antybiotyku, jest wstrząs anafilaktyczny, który jest stanem zagrożenia życia. Jeśli taka sytuacja miała kiedyś miejsce w życiu pacjenta, jest to bezwzględne przeciwwskazanie do podania tego samego leku w przyszłości. Do częstych objawów po podaniu antybiotyków należą: zaburzenia żołądkowo-jelitowe, nudności, biegunki, wymioty, bóle brzucha. Spotykamy też różnego rodzaju reakcje alergiczne, takie jak wysypki skórne, obrzęki skóry czy śluzówek. W przypadku cefalosporyn możemy mieć do czynienia z częściową reakcją krzyżową z penicylinami. Zdarzają się również zaburzenia ze strony układu krwiotwórczego lub nerek. Z kolei w przypadku tetracylkin może pojawić się nadwrażliwość na światło, dlatego w trakcie kuracji lekami z tej grupy zaleca się pacjentom unikania słońca. Powodują one również uszkodzenie paznokci. Przy stosowaniu tego rodzaju leków zabrania się spożywania produktów mlecznych, gdyż tetracykliny ulegają chelatacji z jonami wapnia, gliny, żelaza i magnezu. Ważne jest, aby zachowywać odstęp 1-2 godzinny pomiędzy zażywaniem leku a przyjmowaniem posiłku. Jak każdy lek, tak i antybiotyku nie należy stosować po terminie ważności, ponieważ prowadzi to do uszkodzenia nerek podobnego do zespołu Fanconiego. Tego rodza4(172)2017

’’

w zdrowym ciele...

Jak widzimy, antybiotyki z jednej strony służą ratowaniu zdrowia i życia, dlatego w sytuacjach, w których są wskazania do ich stosowania, nie należy ich unikać. Z drugiej strony mają jednak szereg działań niepożądanych, dlatego ważne jest stosowanie się do zaleceń lekarza.

ju antybiotyków nie stosujemy u dzieci! Główne działanie niepożądane antybiotyków aminoglikozydowych to uszkodzenie nerek i słuchu. Stosować się do zaleceń lekarza Jak widzimy, antybiotyki z jednej strony służą ratowaniu zdrowia i życia, dlatego w sytuacjach, w których są wskazania do ich stosowania, nie należy ich unikać. Z drugiej strony mają jednak szereg działań niepożądanych, dlatego ważne jest stosowanie się do zaleceń lekarza, również co do leków towarzyszących antybiotykoterapii. W przypadku kobiet konieczne jest poinformowanie, czy dana osoba nie jest w ciąży, wówczas antybiotyki są używane tylko wtedy, jeśli naprawdę jest to konieczne, oraz takie, które nie zaszkodzą dziecku. Należy przy tym nie obawiać się leczenia infekcji, gdy jest to konieczne, gdyż mniejszą szkodę przyniesie matce i dziecku leczenie infekcji, niż przedłużający się stan zapalny. Infekcja nieleczona we wczesnej ciąży to ryzyko poronienia, ewentualnie wad wrodzonych, a w późnej ciąży wiąże się z ryzykiem porodu przedwczesnego. Kolejny raz bardzo ważna okazuje się współpraca pomiędzy pacjentem i lekarzem, oparta na wzajemnym zaufaniu i życzliwości. Nawet jeśli jedna czy druga strona nie spełnia w pełni naszych oczekiwań, to trzeba uwierzyć i zaufać Bogu, że skoro On tę osobę postawił teraz przed nami, to ma w tym głębszy, często dla nas niezrozumiały sens. Jak pisał ks. Twardowski: „Wierzyć to znaczy ufać, kiedy nie ma cudów”.

17


w zdrowym ciele...   lek. med. Monika Cieplińska-Gostek Tarnów

Jak się odbudować po leczeniu antybiotykami? 18

Antybiotyki to grupa leków powszechnie stosowanych. Tak jak wszystkie leki, również antybiotyki mają szereg działań niepożądanych. Jednym z nich jest zniszczenie prawidłowej flory przewodu pokarmowego oraz flory fizjologicznej dróg moczowo-płciowych, co może skutkować biegunką poantybiotykową, wywołaną w najgorszym przypadku przez Clostridium difficile lub zakażeniami grzybiczymi, czy to w obrębie śluzówek jamy ustnej, czy śluzówek narządów moczowo-płciowych.

nych lekach zarówno w momencie zgłoszenia, jak i w czasie poprzedzającym wystąpienie biegunki. Objawem zakażenia grzybiczego w obrębie dróg moczowo-płciowych będzie odpowiednio – u kobiet swędzenie, pieczenie okolicy krocza i pochwy z możliwymi białymi upławami (patologiczna wydzielina z dróg rodnych), u mężczyzn zaś ból, pieczenie i swędzenie prącia oraz okolicy ujścia cewki moczowej. Dolegliwością ze strony śluzówek jamy ustnej może być biały nalot na języku, nadżerki, pieczenie, swędzenie wewnątrz jamy ustnej.

Jakie objawy mogą sugerować wystąpienie wspomnianych powikłań? Najgroźniejszym powikłaniem, jakiego obawiamy się podczas i po stosowaniu antybiotyków jest biegunka zakaźna wywołana przez bakterię nazywaną Clostridium difficile. Wywołuje ona tzw. rzekomobłoniaste zapalenie jelit. Choroba ta może rozwijać się w czasie stosowania antybiotyku, jak i do 6 tygodni po zakończonej antybiotykoterapii. Stąd tak ważna jest informacja, jaką lekarz powinien uzyskać od pacjenta zgłaszającego się z biegunką o przyjmowa-

Czy można uchronić się przed tymi rodzajami działań niepożądanych? Najczęściej można spotkać się z zaleceniem lekarza ordynującego antybiotyk mówiącym o konieczności brania probiotyku. Czym jest probiotyk? Aktualna definicja z 2014 roku mówi, że probiotyki „to żywe drobnoustroje, które podawane w odpowiednich ilościach wywierają korzystny efekt zdrowotny u gospodarza”. Bardzo ważna jest informacja o rodzaju szczepu probiotycznego, gdyż właściwości probiotyków są szczepozależne, to znaczy ich skusierpień-wrzesień


w zdrowym ciele...

Fot.: depositphotos.com

Kobiety mogą dodatkowo stosować preparaty miejscowe, dopochwowe, zawierające pałeczki kwasu mlekowego, które pozwalają na odbudowanie fizjologicznej flory pochwy, a przez to redukują nieprzyjemne objawy ze strony dróg rodnych.

teczność i korzyści, jakie mogą przynieść dla naszego organizmu zależą od szczepu, który zawierają, jak również ilości kultur bakteryjnych. Za dawkę odpowiednią uważa się 5 miliardów kultur bakteryjnych w kapsułce, saszetce czy w przypadku preparatów w kroplach w ilości zaleconej przez producenta kropli na jedną dawkę. Zalecenia mówią o możliwości stosowania szczepów o udokumentowanym działaniu, do których należą Lactobacillus rhamnosus GG oraz Saccharomyces boulardii. Zdarza się, że w gabinecie lekarskim pada pytanie: „Pani doktor, czy wystarczy, że będę jadł jogurty w czasie antybiotykoterapii, aby uchronić się przed biegunką czy grzybicą?”. Odpowiedź brzmi: „Nie”. W preparatach typu jogurt, kefir, czy maślanka ilość kultur bakteryjnych jest zbyt mała i najczęściej zawierają one bakterie kwasu mlekowego, a nie wspomniane wcześniej szczepy o udowodnionej skuteczności. Dlatego konieczne jest uzupełnienie tego typu diety o dodatkowe spożycie kultur bakteryjnych. Oczywiście jogurty jeść można, pamiętając o tym, że nie zabezpieczają one w pełni przed powikłaniami antybiotykoterapii i warto dodać do nich jeden ze wspomnianych powyżej szczepów probiotycznych. 4(172)2017

Pod „osłoną” inaczej Czytając powyższe zalecenia co do terapii probiotykami, dostrzeżemy z łatwością, że w obecnych czasach z wieloma rzeczami i sytuacjami klinicznymi próbujemy sobie radzić i często są to działania skuteczne. Wszelkie działania lecznicze kojarzą nam się z naszym ciałem, ale warto pamiętać, że ciało to tylko zewnętrzna obudowa duszy nieśmiertelnej. I tak jak dbamy, by nasz organizm znalazł się pod osłoną probiotyków, tak też warto pamiętać, że dusza człowieka wymaga takiej „osłony” 24 godziny na dobę, gdyż największy jej wróg – Szatan – nigdy nie śpi, gotowy zwalczyć wszystko, co dobre w duszy ludzkiej. Częste korzystanie z sakramentów Kościoła, jak również patrzenie na siebie w świetle słowa Bożego zawartego na kartach Pisma Świętego pozwoli osłonić duszę przed zejściem z drogi uzdrowienia, na jaką wprowadza nas Bóg. O drodze tej mówił Jezus do Alicji Lenczewskiej, współczesnej polskiej mistyczki. Alicja zapisała to pod datą 20 marca 1990 roku: „Nie patrz w siebie tylko we Mnie – to cię uzdrowi. Oświetlam twoją zranioną naturę, abyś przylgnęła do rany mojego Serca, skąd płynie krew twojego oczyszczenia i uświęcenia. Ukryj się tam, aby twoja grzeszność wybielała jak śnieg. Czas, w jakim żyjesz w ciele, dany jest dla twego oczyszczenia – odzyskania świętości pierwotnej. Leczenie zaczyna się od wydobycia na światło. Potem jest już tylko zabliźnianie ran. I nabieranie sił do przyjęcia następnego odkrycia zła i następnych zranień. Tak będzie cały czas, aż do progu nieba. Jeśli nie wystarczy ci samozaparcia, by wszystko przyjąć tu – resztę uleczę w czyśćcu, ażebyś mogła wejść do nieba z czystym sercem, bo inaczej nie jest to możliwe”.

19


... zdrowy duch

20

Fot.: depositphotos.com

Aneta Pisarczyk Dąbrowa Górnicza

Jestem potrzebny Każdy z nas jest potrzebny. Karmimy się sobą – wzajemną obecnością, ofiarowanym czasem, zaangażowaniem. Każdy z nas chce czuć się potrzebnym. Pragniemy dawać siebie, wspierać, pomagać. Czasem jednak możemy czuć się zbędni, bezużyteczni. Zdarza się, że nasza pomoc zostaje odrzucona. Jak zatem realizować w swoim życiu potrzebę bycia potrzebnym? Na co zwrócić uwagę, pomagając? Jak pomagać, nie narzucając się? Codzienne posługiwanie Pragniemy czuć się potrzebni. To poczucie jest ważną cegiełką w budowaniu naszego

obrazu samych siebie. Gdy jesteśmy potrzebni, czujemy się lepsi, ważniejsi, zauważeni. Mamy poczucie sensu życia, wiemy, że podejmowany przez nas wysiłek jest dla kogoś ważny, wiemy, że my jesteśmy ważni. To poczucie bycia ważnym, ba, kluczowym dla drugiego człowieka, najlepiej zrozumie matka tuląca do serca swoje nowonarodzone dziecko. Ona wie, że jest niezastąpiona. Nikt inny nie może ofiarować dziecku tego, co ma mu do ofiarowania ona. Dziecko więc instynktownie szuka matki i otwiera się na to wszystko, co od niej otrzymuje. A co z nami – czy my jesteśmy potrzebni? Czy jesteśmy niezbędni? Czy ktoś czeka na wsparcie starszego, schorowanego człowieka? Czy osoba samotna sierpień-wrzesień


... zdrowy duch może pomagać innym? Co możemy zrobić, gdy czujemy się bezużyteczni? Przez całe życie zmienia się zakres podejmowanego przez nas codziennego posługiwania. Być może wielu z nas z nostalgią wspomina dawne czasy: „Tak, wtedy byłem niezastąpiony”. Dziś jesteśmy nie mniej potrzebni. Gdy przyzwyczaimy się do jednego sposobu wspierania, możemy przeoczyć fakt, że nasi bliscy oczekują od nas zupełnie innej pomocy. Wtedy też możemy czuć się bezużyteczni. Bywa że nie nadążamy za mijającym czasem. Mentalnie tkwimy w przeszłości, podczas gdy także, a może i przede wszystkim to, co dzieje się w teraźniejszości jest warte naszej uwagi. To, czego doświadczamy aktualnie, ma wpływ na nasze dziś i jutro. Dorosłe dzieci nadal potrzebują swoich rodziców, choć już zupełnie inaczej niż kiedyś. W pomaganiu ważne jest słuchanie. To nie naszą wizję pomocy powinniśmy wcielać w życie, lecz osoby, która tej pomocy oczekuje. Warto uwolnić się od własnych, nieaktualnych już, a czasem i szkodliwych sposobów bycia dla drugiego, by móc z nim pobyć i porozmawiać o tym, w jaki sposób możemy mu okazywać nasze wsparcie. Nigdy nikt z nas nie jest i nie będzie bezużyteczny, niepotrzebny, zapomniany. To kłamstwo. Takie myślenie zamyka nas w skorupie własnego egoizmu i lęku. Jesteśmy ważni dla bliskich, dla świata, dla Kościoła, dla Boga. Jesteśmy niezastąpieni. Każdy z nas, bez wyjątku. Cała trudność polega na tym, by tę prawdę przyjąć i za nią podążyć. Jak i komu pomagać? By pomagać, trzeba zobaczyć swoje miejsce codziennego posługiwania. Warto szanować własną pracę i doceniać podejmowany wysiłek. To, co robimy dla innych, ma głęboki sens. Rodzina jest dla każdego z nas szczególną i bardzo ważną przestrzenią, w której dajemy siebie innym. To ci, którzy są najbliżej nas najbardziej potrzebują doświadczać naszej dobroci, otwartego serca, bezinteresowności. By pomóc, trzeba zobaczyć i usłyszeć drugiego człowieka ta4(172)2017

kim, jakim jest. Wcześniej jednak, choć może zabrzmi to dziwnie, warto przyjrzeć się samemu sobie. Co to znaczy? To znaczy kochać siebie, szanować, liczyć się z własnymi emocjami, poglądami i potrzebami. Nie spychać na wieczne potem własnych pragnień, mówić o przeżywanych emocjach, dać sobie szansę na spełnianie własnych marzeń i cieszenie się życiem. Wspieranie innych to wysiłek i trud, to dar ofiarowany w wolności, dobrowolnie i bezinteresownie. Taki dar porusza serca. Czasem obserwujemy osoby, które poświęcają się dla innych, np. dla własnej rodziny, jednak nie ma w tym wolnego wyboru, a jest głęboko skrywany lęk. Często te osoby żyją życiem swoich najbliższych, bojąc się doświadczyć siebie. Mogą one jawnie lub skrycie oskarżać bliskie osoby o brak przestrzeni na własny rozwój, brak czasu, brak środków. Nie tędy droga. Zatroszczmy się o siebie i dawajmy, dawajmy, dawajmy. Bądźmy szczęśliwi i ofiarowujmy to szczęście innym. Nauczmy nasze dzieci i wnuki, jak dbać o siebie, jak szanować siebie i innych. Co mi daje pomaganie? Warto własne bycie dla innych objąć refleksją. Czy jest w nim otwartość na drugiego człowieka? Czy przez pomaganie innym próbuję sobie coś udowodnić? Czy próbuję wykreować się, pokazać? Czy moje pomaganie jest autentyczne i szczere? Dając, zawsze otrzymujemy. To ekonomia miłości. Dając szczerze i autentycznie, otrzymujemy o wiele więcej, niż dajemy. Jednak żeby tego doświadczyć, trzeba nam nie szukać siebie. A więc z jednej strony zadbać o siebie, zatroszczyć się o swoje potrzeby i pragnienia, a z drugiej strony nie szukać siebie. Jeśli weźmiemy odpowiedzialność za samych siebie – nasze emocje, decyzje, rozwój, to w sytuacji pomagania będzie nam łatwiej rzeczywiście być dla drugiej osoby, nie próbując jednocześnie czegoś ugrać, rozegrać po swojemu. Wtedy druga osoba będzie mogła bez obaw przyjąć naszą pomoc, my zaś poczujemy się prawdziwie potrzebni. Każda ze stron zostanie obdarowana.

21


Fot.: Archiwum Księży Misjonarzy

... zdrowy duch

22

Szukajmy najuboższych i najbardziej opuszczonych Święty Wincenty a Paulo pozostawił po sobie wiele dokumentów, pism i wypowiedzi. Zostały one zebrane aż w 14 tomach. W celu zaprezentowania charyzmatu Rodziny Wincentyńskiej zamieszczamy tylko kilka jego teksów, jakie kierował do swoich współbraci czy sióstr miłosierdzia. Kochać jak Chrystus Przypatrzmy się Synowi Bożemu. Jakżeż On ma miłujące serce! Cóż to za ogień miłości! Jezu mój, powiedz nam, zechciej powiedzieć

nam choć odrobinę, kto wyrwał Cię z nieba, abyś na ziemi znosił jej przekleństwo, tyle prześladowań i męczarni, jakich tu doznałeś? O Zbawicielu! Krynico miłości, co się aż do nas zniżyła i posunęła się do męki uważanej za haniebną! Pytam Cię, któż w ten sposób okazał więcej umiłowania bliźniego niż Ty? Przyszedłeś na świat i przyjąłeś wszystkie nasze biedy. Przyjąłeś postać grzesznika, prowadziłeś życie pokutne i dla nas wycierpiałeś sromotną śmierć. Czy istnieje miłość równa tej miłości? Czyż jest ktoś, kto mógłby tak wzniośle miłować? Nikt, poza sierpień-wrzesień


... zdrowy duch Jezusem Chrystusem, tak owładniętym miłością do stworzeń, że porzucił tron Ojca, żeby przyjść na ziemię i przyjąć ciało podległe słabościom. Dlaczegóż się na to zdecydował? Chciał, poprzez własny przykład i nauczanie, zaprowadzić pomiędzy nami miłość bliźniego. Miłość ta zawiodła Go na krzyż, a jej zadziwiającym owocem jest nasze odkupienie. Proszę księży, gdybyśmy mieli w sobie choć okruszynę tej miłości, czyż stalibyśmy z założonymi rękami? Czy pozwolilibyśmy iść ku zatraceniu tym, którym moglibyśmy pomóc? O nie! Miłości nie da się pogodzić z próżniactwem. Ona skłania nas do zabiegania o zbawienie bliźnich i do szukania pociechy dla nich. Konferencja do Misjonarzy, 30 maja 1659, XII 264-265 Jezus w ubogich Nie powinienem osądzać ubogich wieśniaków, mężczyzny czy kobiety, według ich zewnętrznego wyglądu czy przejawów ich inteligencji. Tym bardziej, że zdarza się często, iż nie mają wyglądu ani cech osób myślących, tak są przyziemni i ordynarni. Ale odwróćcie medal, a ujrzycie w świetle wiary, że ci właśnie ubodzy uobecniają nam Syna Bożego, który sam zechciał być ubogim. On, który był niemal pozbawiony ludzkiego wyglądu podczas męki. On, który w oczach pogan uchodził za szaleńca, a dla Żydów był kamieniem obrazy. On – mimo to – nazywa się ewangelistą ubogich: „Posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę” (Łk 4,18). O Boże, jakiż przyjemny widok przedstawiają ubodzy, kiedy patrzymy na nich w duchu Bożym, a także z szacunkiem, jaki miał dla nich Jezus Chrystus. Gdybyśmy jednak patrzyli na nich zgodnie z tymi uczuciami, jakie nam podsuwa ciało oraz duch tego świata – będą się nam jawić jako godni pogardy. Konferencja do Misjonarzy, XI 32 Miłość do ubogich Bóg kocha ubogich, a w konsekwencji również tych, którzy ich miłują. Kiedy się bardzo 4(172)2017

kogoś miłuje, żywi się także uczucie miłości dla jego przyjaciół i służby. Otóż, małe Zgromadzenie Misji usiłuje oddać się z miłością na służbę ubogich, którzy są umiłowani przez Boga. Możemy więc ufać, że ze względu na miłość do nich, Bóg będzie kochał także nas. Ruszajmy więc, moi bracia, i podejmujmy z nową miłością służbę ubogim. Więcej, szukajmy najuboższych i najbardziej opuszczonych. Uznajmy przed Bogiem to, że oni są naszymi panami i mistrzami. My zaś sami nie jesteśmy godni, aby oddawać im nasze skromne usługi. Konferencja do Misjonarzy, styczeń 1657, XI 392-393 Choroba – jej wartość Trzeba przyznać, że choroba jest stanem przykrym i niezwykle trudnym do zniesienia dla natury ludzkiej. Równocześnie należy ona do najskuteczniejszych środków, za pomocą których Bóg stawia nas na nowo wobec naszej powinności. Odrywa nas od przywiązania do grzechu oraz napełnia nas darami swoich łask (…). Proszę księży, dzięki chorobie dusze doznają oczyszczenia, natomiast ci, którzy wcale nie mają cnoty, znajdują w chorobie skuteczny środek do jej zdobycia. Trudno wyobrazić sobie również lepszą okazję niż choroba do praktykowania cnoty. To w chorobie właśnie, w niezwykły sposób, formuje się wiara. Tam objawia się nadzieja w pełnym blasku, a zawierzenie, miłość do Boga i wszystkie inne cnoty napotykają niezliczoną ilość okazji do działania. Podczas choroby można poznać, „co w kimś siedzi” i jaki on jest. W chorobie kryje się miara, przy pomocy której można zbadać i przekonać się z całkowitą pewnością, jaką wartość ma cnota danego człowieka i czy w nim jest jej dużo, czy niewiele, albo zgoła nic. Izba chorych jest najodpowiedniejszym miejscem do poznania prawdy o tym, jaki jest człowiek. Choroba stwarza sytuację próby, by poznać najcnotliwszych i tych, którzy mają mniejszy stopień cnoty. Konferencja do Misjonarzy, XI 72-73

23


Duchowy Patronat Misyjny

W objęciu Miłości Miłosiernej O pracy misyjnej i prowadzonych dziełach miłosierdzia w diecezji De Aar (Republika Południowej Afryki) z ks. bp. Adamem Musiałkiem, sercaninem, rozmawia kl. Wojciech Bochenek SCJ.

24

Księże Biskupie, czy Afryka potrzebuje jeszcze misjonarzy? Bardzo. Lokalne powołania wciąż się nie ugruntowały. Ponadto jest to jeszcze młody Kościół, który potrzebuje pomocy z zewnątrz. Do całkowitej formacji potrzeba przykładu ze starszych Kościołów. Ktoś może powiedzieć, że nie ma zbyt wielu powołań misyjnych, ale wydaje mi się, że jest to owocem tego, że bardzo mało ludzi wyjeżdża na misje. Powołania misyjne są, ale młodzi ludzie widząc, że trudno tam wyjechać, zniechęcają się.

W mojej diecezji stoi centrum miłosierdzia Bożego, które zostało otwarte w ubiegłym roku. Odzyskałem budynki po starej szkole i wiedziałem, że coś z tym muszę zrobić. Poza przedszkolem jest tam też specjalny oddział dla dzieci z syndromem poalkoholowym. Ponadto posiadamy oddział dla umierających na czternaście łóżek, oddział dla dzieci i starszych chorych na AIDS oraz dla dzieci seksualnie wykorzystanych. Oprócz tego od niedawna organizujemy pomoc dla ludzi starszych, którzy są przez swoje rodziny wykorzystywani finansowo bądź maltretowani. Oczywiście pomagamy też w dostarczaniu żywności potrzebującym. W mojej diecezji jest ok. 70 proc. bezrobocia, więc taka pomoc jest niezbędna.

Co jest najtrudniejsze w pracy misyjnej? Nie jest problemem to, czy ludzie wierzą w Chrystusa, czy nie wierzą. W pracy duszpasterskiej najtrudniej jest wzbudzić wiarę, która będzie przekładała się na codzienne życie, która nie będzie tylko wyznawana, ale i praktykowana. Siostra siostrę zabije kamieniem, gdy ta jej nie ustąpi, by poszła po wodę do studni. W mojej diecezji nienawiści jest bardzo dużo, pijaństwo, zaniedbywanie dzieci, kradzieże i zabójstwa są często spotykane. Wielu z tych ludzi jest chrześcijanami, ale nie widać tego w praktyce.

Czy Ksiądz Biskup w swoim życiu doświadcza miłosierdzia? Jak najbardziej. Dzieje się to wtedy, kiedy staje się w kaplicy w obliczu Boga i takie dreszcze przejdą po skórze na świadomość tego, jakim jest się małym w Jego obecności. Wiele razy byłem w bardzo trudnych sytuacjach, a jednak Bóg dał mi siły i zdrowie, by pokonać przeciwności. To też objawy Bożego miłosierdzia. Podobają mi się słowa papieża Franciszka: „Jeśli nie uznamy, że jesteśmy grzesznikami, to nie ma nawrócenia. Jeśli nie ma nawrócenia, to nie ma też miłosierdzia”. Miłosierdzie Boże otrzymujemy nieustannie, jesteśmy w objęciu Miłości Miłosiernej.

Jakie dzieła miłosierdzia Ksiądz Biskup prowadzi w swojej diecezji?

Proszę wybaczyć pytanie, ale czy opłacało się zostać biskupem? sierpień-wrzesień


Fot.: kl. W. Bochenek SCJ

Duchowy Patronat Misyjny

To jest pełnia kapłaństwa i nigdy nie narzekałem, cokolwiek przychodziło. Gdyby ktoś mnie zapytał, czy chcę być biskupem, to powiedziałbym, że nie, bo tak było na samym początku. Przyjęcie tego, co, jak mi powiedział nuncjusz, było wolą ojca świętego, nie nastąpiło od razu. Dopiero po konsultacji z moim ojcem duchownym zgodziłem się. Byłem zadowolony z pracy na zuluskiej parafii. Po różnych funkcjach w Zgromadzeniu w końcu byłem proboszczem na parafii i byłem z tego zadowolony. Miałem dużo pracy, ale właśnie tam liczyłem na swoją emeryturę. Niestety, stało się inaczej. Trudno było wybrać pomiędzy czterotysięczną parafią a pięciotysięczną diecezją.

Duch

Dziękuję za rozmowę.

Patronat M y w

jny isy

!!

o

Czy warto poświęcić swoją młodość, swoje siły, by wyjechać na misje?

Jak najbardziej. Misje otwierają umysł. Ja dialogu międzyreligijnego uczyłem się w seminarium, to była teoria, natomiast praktyka ukazała się dopiero na misjach. Poprzez niesamowitą ilość kultur i religii człowiek zaczyna myśleć inaczej, myśleć globalnie. Na misjach człowiek uczy się szacunku do drugiego człowieka, zrozumienia innych. To, co nas wspólnie łączy, to człowieczeństwo, które wypływa z natury Stwórcy, nie religie. Praca misyjna na samym początku jest trudna, bo trzeba wejść w środowisko, inną mentalność, a to wymaga dużo czasu. Warto być misjonarzem, ponieważ to poszerza horyzonty, aczkolwiek misjonarz jest zawsze obcokrajowcem tam i obcokrajowcem u siebie, na to trzeba być przygotowanym.

Msza Święta w intencji członków Duchowego Patronatu Misyjnego zostanie odprawiona

20 sierpnia oraz 17 września 2017 roku Papieskie Intencje Misyjne na miesiąc sierpień

Aby artyści naszych czasów poprzez dzieła swojego geniuszu pomagali wszystkim odkrywać piękno świata stworzonego.

wrzesień

Aby nasze parafie, ożywiane duchem misyjnym, były miejscami, gdzie przekazuje się wiarę i daje świadectwo miłości.

4(172)2017

25


na zakończenie

MODLITWY DO ŚW. WINCENTEGO A PAULO Litania do św. Wincentego a Paulo

26

Kyrie elejson – Chryste elejson, Kyrie elejson. Chryste, usłysz nas – Chryste, wysłuchaj nas. Ojcze z nieba, Boże – zmiłuj się nad nami. Synu Odkupicielu świata, Boże, Duchu Święty, Boże, Święta Trójco, jedyny Boże. Święta Maryjo – módl się za nami. Święty Wincenty a Paulo, Wzorze wszelkich cnót chrześcijańskich, Wytrwale zwalczający wszelkie pokusy, Wierny i roztropny sługo Boży, Wierny synu Kościoła, Posłuszny Stolicy Apostolskiej, Wolny nawet w niewoli, Sprawiedliwy z wiary żyjący, Wzorze chrześcijańskiej nadziei, Zapalony ogniem miłości Boga i bliźniego, Żyjący w prostocie i bojaźni Bożej, Naśladowco Chrystusa cichego i pokornego, Łagodnością prowadzący do Boga, Gorliwy w praktyce umartwienia, Troskliwy o chwałę Bożą, Zapobiegliwy o zbawienie ludzi, Bogaty chrześcijańskim ubóstwem, Wzorze anielskiej czystości, Zwyciężający posłuszeństwem, Wytrwały w niepokojach tego świata, Cierpliwy w przeciwnościach losu, Powołany do głoszenia Ewangelii ubogim, Wspomagający duchownych, Założycielu Zgromadzenia Misji, Założycielu Sióstr Miłosierdzia, Patronie stowarzyszeń charytatywnych, Promotorze apostolstwa świeckich, Gorliwy w głoszeniu misji parafialnych, Apostole braci odłączonych, Ojcze porzuconych dzieci,

’’

Powierniku galerników, Opiekunie wszystkich ubogich, Niestrudzony pracowniku w winnicy Pańskiej, Którego śmierć jest cenna przed Bogiem, Który radujesz się prawdą i miłością w wieczności, Abyśmy mogli wiernie cię naśladować. Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – przepuść nam, Panie. Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – wysłuchaj nas, Panie. Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – zmiłuj się nad nami. Módl się za nami, św. Wincenty a Paulo. Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych. Módlmy się: Boże, Ty obdarzyłeś św. Wincentego duchem apostolskim i powołałeś go do pracy dla zbawienia ubogich i uświęcenia duchownych; prosimy Cię, obdarz nas tym samym duchem i naucz nas kochać to, co on kochał i czynić to, czego nauczał. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

Do św. Wincentego a Paulo O chwalebny św. Wincenty, niebieski patronie wszystkich Stowarzyszeń Miłosierdzia i ojcze wszystkich nieszczęśliwych, któryś za życia nie odsunął nikogo z uciekających się do ciebie: wejrzyj na liczne nieszczęścia, które niestety, przygniatają nas, i przybądź nam z pomocą; uproś u Pana Boga ubogim wsparcie, chorym ulgę, zasmuconym pocieszenie, opuszczonym opiekę, bogatym miłość dla ubogich, grzesznikom nawrócenie, kapłanom gorliwość, Kościołowi pokój i narodom zgodę, zbawienie ludziom. Niechaj wszyscy doznają skutków litościwego orędownictwa twego, tak abyśmy wsparci przez ciebie w nędzach tego życia, mogli się połączyć z tobą w niebie, gdzie nie będzie ani smutku, ani boleści, ale radość i wesele w większej szczęśliwości. Amen.


KONKURS NR 10 Z NAGRODAMI KSIĄŻKOWYMI Do wygrania jest pięć egzemplarzy książki

Wilhelma Hunermanna Ojciec ubogich. PYTANIE KONKURSOWE BRZMI: Święty Wincenty a Paulo założył dwa ważne zgromadzenia zakonne dla posługiwania ubogim. Jak brzmią ich nazwy?

ROZWIĄZANIE KONKURSU NR 9

Pytanie dotyczyło Roku Świętego Brata Alberta. Prawidłowe rozwiązanie brzmi: Sejm RP ogłosił rok 2017 Rokiem Świętego Brata Alberta z okazji jego 100. rocznicy śmierci. Nagrody książkowe wylosowali: Urszula Gruś, Bogumiła Jamer, Bożena Kędzior, Maria Kozieł, Wacława Stanisławska. Gratulujemy! Nagrody zostały wysłane pocztą.

Odpowiedzi na kartkach pocztowych należy przesłać do 25 sierpnia 2017 roku na adres: WSTAŃ 32-422 Stadniki 81 – z dopiskiem „Konkurs nr 10”

Szczególnie dzięki Wam, STAŁYM PRENUMERATOROM, możemy towarzyszyć ludziom chorym. Dzięki Wam „Wstań” regularnie dociera do kilku tysięcy cierpiących. Tym, którzy tracą nadzieję, daje siły do odnalezienia odpowiedzi na pytanie: Jaki jest sens cierpienia? Także w ich imieniu bardzo Wam DZIĘKUJEMY! o. S. Bielat (Wadowice), Centrum Formacji Maryjnej (Licheń Stary), W. Choniawko (Lublin), K. Cybula (Gołąb), M. Doręgowska (Krynica-Zdrój), G. Dziuba (Kolbuszowa), R. Gadocha (Wadowice), M. Górna (Rumia), Z. Hertel (Solec Kujawski), S. Iwańczyk (Warszawa), E. Janiec (Nowe Rybie), S. Jędrzejewska (Dębica), A. Kasperek (Brzóz Królewska), T. Kociuba (Milejów), B. Kopciuch (Będzin), J. Kosteczka (Sosnowiec), B. Kowalczyk (Kraków), S. Krężelok (Istebna), A. Kruk (Kurów), Z. Kukuczka (Istebna), C. Kurzeja (Nowy Sącz), B. Kuszman (Niemodlin), H. Kutyba (Bochnia), K. Kwaśniowska (Rabka Zdrój), A. Lubas (Chorzów), Z. Łoboda-Osmańska (Katowice), J. Łopatka (Zielona Góra), ks. T. Łyko (Włoszczowa), E. Majewska (Gdańsk), J. Morawa (Muszyna), M. Mróz (Leżajsk), S. Pańszczyk (Biały Dunajec), B. Paos (Kocmyrzów), Par. Rzym.-Kat. pw. Miłosierdzia Bożego (Skierniewice), Par. Rzym.-Kat. pw. Podwyższenia Krzyża Św. (Pawłowice Śląskie), Par. Rzym.-Kat. pw. św. Bartłomieja (Niedzica), Par. Rz.-Kat. pw. św. Jadwigi Królowej (Kraków), Par. Rzym.-Kat. pw. św. Klemensa (Wieliczka), Par. Rzym.-Kat. pw. św. Maksymiliana (Oświęcim), A. Pisarek (Czerwionka), Z. Pluta (Leszczyny), T. Prochasek (Skrzeszów), R. Ptaszyńska (Łomża), I. Rymut (Dębica), K. Saran (Kazimierz Dolny), S. Sawiuk (Gorlice), K. Stanuch (Porąbka Iwkowska), W. Stożek (Dobczyce), K. Suwała (Zarszyn), A. Szewczyk (Ostrowiec), B. Szuster (Katowice), J. Szymczak (Zawada), W. Ślusarz (Zawichost), D. Świerk (Sułkowice), I. Tęczar (Wiśniowa), M. Węgrzyn (Wojnicz), J. Wideł (Limanowa), A. Wintonów (Żmigród), E. Wojtas (Chorzów), B. Woźna (Piastów), K. Zimny (Czudec).

Ofiarodawców wspieramy naszą modlitwą.


Miłość jest najwyższą zasadą i wszystkie reguły do niej się odnoszą. Ona jest „wielką panią” i trzeba czynić wszystko, czego ona wymaga. Jeżeli miłość Boga jest ogniem, to gorliwość w służbie ubogim jest jego płomieniem; jeżeli miłość Boga jest słońcem, to ta gorliwość jest jego promieniem. Jest ona tym, co jest najbardziej czystego w miłości Boga. św. Wincenty à Paulo


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.