magazyn pięknych idei
nr 14 wiosna 2015 cena 20 zł (w tym 5% vat)
doświadczanie 14
14
4 spis treści
NEWSLETTER
17 nowości, wiadomości, ciekawostki na dobry początek
SZTUKA ŻYCIA
12 Manifest 15 dekret o przyszłości edukacji 60 Zew jak uchronić dzieci przed deficytem natury
FELIETONY
42 KRYSTYNA ŁUCZAK–SURÓWKA Selekcja Nie ma królika z kapelusza 122 JANUSZ KANIEWSKI Drive Memu miastu na do widzenia 124 TOMASZ JAGODZIŃSKI Jazda Citroën SM
LUDZIE 44 Gen ciekawości Agata Wilam o przyszłości edukacji 52 Zaplanowałam Ewolucję Dorota Kabała na fali
RZECZY 61 Sesja nr 14 inspirujące lektury, rzeczy do kochania 72 Designsaga wypatrzone na sztokholmskim tygodniu designu 116 SZTUKA WYBORU Katodziałacze wybierają: Dominik Tokarski i Michał Kubieniec, Geszeft 137 Najlepszy z najlepszych Franke nagrodzony w Top Design Award 2015 138 Arena Design rzeczy w rolach głównych
MUSZKA, 98 euro, więcej na s. 62 www.sieger-germany.com ŁOŚ Agnieszki Bar jako reinterpretacja trofeum myśliwskiego. W obiekcie My Dear fraza „przyprawić komuś rogi” zyskuje nowe znaczenie. Obiekt ten to szklany wazon do powieszenia na ścianie, w miejscu poroża, można mu przyprawić mu kwiaty, suszone liście lub rogate gałęzie. Na zamówienie, 3 520 zł, www.agnieszkabar.pl
designalive.pl
ARCHITEKTURA I MIEJSCA
68 Building no.8 bunkier na Wyspie Wikingów 74 Architektura wszystkich zmysłów osiem miejsc na nocleg poznawczy w Wielkiej Brytanii 88 W miasto! Mediolan subiektywnie 92 Vorrei presentare… Milano fotoreportaż Wojtka Trzcionki 96 ARCHIKONY Io sono Emma Villa Necchi Campiglio w roli głównej 102 W tartaku smaków mediolańska restauracja Carlo e Camilla 106 NOSPR odgłosy życia w nowym domu 118 Fabryka Marzeń w siedzibie Rolls–Royce’a
WYDARZENIA 16 KOOPERACJE GDD Gdynia design łapie w sieci 50 300 lat dzieciństwa w londyńskim Muzeum V&A 131 Architektura wojny niebawem na FotoFestivalu w Łodzi 132 Design to odpowiadanie na pytania najlepsza Arena Design 134 KOOPERACJE PFLEIDERER Materiały inspirują w Poznaniu 136 Design Alive Awards i Pajak Sport razem w śpiworach 140 10. Urodziny Zamku Cieszyn pierwszego i niepowtarzalnego 142 KALENDARIUM Co przed nami? 144 Koktajl Veni Vidi
TRENDBOOK 126 Kuchnia w plecaku zwycięzcy Simens Future Living Award 127 Nawyk troski porządki w sieci 128 Szatniarka Tilda Swinton – kocha, nosi, szanuje 130 Artyści zaangażowani Gillaumit Mit i artedukatorzy 145 MOCNE PLECY ILUSTRACJI Krystian Żelazo wybiera: Alicja Woźnikowska– Woźniak
6 edytorial
Doświadczanie Edytorialu nie będzie. Dlaczego?
Redaktor Naczelna Numer 15 w czerwcu
designalive.pl
FEEL THE ESSENTIAL DIFFERENCE
BETTER AT WORK
When Daniel Figueroa designed Kinnarps' new task chair he gave the chair both soul and personality. There of the name Esencia from the latin word essentia which means the essential, the core of the matter or the crucial element. "It is a major challenge to design a chair that is still comfortable even after long periods of sitting. It is all about functionality and ergonomics but also identifying the emotional character a chair must play in a room," says Daniel Figueroa. Read more at www.kinnarps.pl
8 autorzy
Julia Cieszko dziennikarka Ślązaczka z krwi i kości, dzieląca życie pomiędzy Warszawę i rodzinną Pszczynę, jeżeli nie jest akurat w drodze na targi czy kolejny festiwal designu. Współtwórczyni The Spirit of Poland, inicjatywy promującej polskie wzornictwo poza granicami kraju. Doświadczenie zawodowe zdobywała, pracując m.in. u ceramika Marka Cecuły i Modus Design. Spełnia się także jako blogerka w założonym przez siebie siebie witrynie www.palapa.pl, gdzie pokazuje subiektywne spojrzenie na architekturę i wzornictwo produktowe. Miłośniczka Hiszpanii i surfingu, czym dzieli się z nami w rozmowie z Dorotą Kabałą na s. 52
Guillaumit Mit grafik Określić go jednym słowem to trudna sztuka. Ilustruje książki. Jest członkiem projektu Carton Park, gdzie z drugą połową duetu Gangpol & Mit poprzez wyśpiewany cyfrowy pop zabiera nas w edukacyjną wizualizowaną grafikami podróż. Kreskówkowy styl udało mu się przenieść nawet do internetowego Radia Minus dla najmłodszych. Realizuje wystawy, warsztaty, dyskusje i instalacje. U nas francuski artysta pokazuje swoje niepowtarzalne grafiki na s. 130
Yulka Wilam fotografka Już jako 16–latka wystawiała swoje prace na prestiżowych ekspozycjach. Zwyciężyła w konkursie Poland Photo Fashion. Fotografowała Brodkę. Nagrywała Krzysztofa Zalewskiego. Zrealizowała sesję dla marki Kids on the Moon. Umiejętnie wyszukuje nostalgiczne momenty warte uwiecznienia. Czasami portretuje najbliższych. Nam udało się dotrzeć do tych wykonanych mamie, Agacie s. 44
designalive.pl
MAGAZYN PIĘKNYCH IDEI
NR 14 WIOSNA 2015
CENA 20 ZŁ (W TYM 5% VAT)
Ewolucja wg Doroty Kabały. Więcej s. 52
Redaktor naczelna Ewa Trzcionka e.trzcionka@designalive.pl
Dyrektor marketingu i reklamy Iwona Gach i.gach@designalive.pl
Znajdziesz nas w sprzedaży w sieciach Empik, Inmedio i Relay oraz w m.in.:
Dyrektor artystyczny Bartłomiej Witkowski b.witkowski@designalive.pl
Dyrektor wydawniczy Wojciech Trzcionka w.trzcionka@designalive.pl
Vitkac ul. Bracka 9
Redaktor prowadzący on-line Wojciech Trzcionka w.trzcionka@designalive.pl Zespół redakcyjny Julia Cieszko, Daria Linert, Angelika Ogrocka, Łukasz Potocki, Wojciech Trzcionka Felietoniści Agnieszka Jacobson-Cielecka, Krystyna Łuczak-Surówka, Janusz Kaniewski, Tomasz Jagodziński Współpracownicy Eliza Ziemińska, Piotr Mazik, Olga Nieścier, Dariusz Stańczuk rmf Classic, Mariusz Gruszka Ultrabrand, Jan Lutyk, Alicja WoźnikowskaWoźniak, Marcin Mońka, Sylwia Chrapek Logo i layout Bartłomiej Witkowski Ultrabrand
International sale Mirosław Kraczkowski mirekdesignalive@gmail.com Reklama reklama@designalive.pl tel.: +48 33 858 12 64 fax: +48 33 858 12 65 tel. kom.: +48 602 15 78 57 Prenumerata prenumerata@designalive.pl Wydawca Presso sp. z o.o. ul. Głęboka 34/4, 43-400 Cieszyn NIP 548 260 62 28 KRS 0000344364 Nr konta 59116022020000000153175837 tel.: +48 33 858 12 64 fax: +48 33 858 12 65 e-mail: presso@designalive.pl
Warszawa
Między Nami ul. Bracka 20 Sklep COS ul. Mysia 3 Bookoff Muzeum Sztuki Nowoczesnej ul. Pańska 3 Kraków Muzeum Sztuki Współczesnej ul. Lipowa 4 Hotel Copernicus ul. Kanonicza 16 Hotel Stary ul. Szczepańska 5 Hotel Pod Różą ul. Floriańska 14 Poznań Concordia Design ul. Zwierzyniecka 3 Bookarest Stary Browar ul. Półwiejska 42 Sklep COS Stary Browar ul. Półwiejska 42
Skład i łamanie Ultrabrand
Katowice Gesszeft ul. Morcinka 23-25
Druk Drukarnia Beltrani / Kraków Nakład: 14 tys. egz.
Hotel Monopol ul. Dworcowa 5
Redakcja designalive® ul. Głęboka 34/4, 43-400 Cieszyn redakcja@designalive.pl tel.: +48 33 858 12 64 fax: +48 33 858 12 65
Wrocław Hotel Monopol ul. H. Modrzejewskiej 2
Copyright © 2015, Presso sp. z o.o. Kopiowanie całości lub części bez pisemnej zgody zabronione. Redakcja „Design Alive” nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść zamieszczanych reklam. Wydawca ma prawo odmówić zamieszczenia ogłoszenia lub reklamy, jeżeli ich treść lub forma są sprzeczne z charakterem i regulaminem pisma oraz portalu.
desiGNalive.pl
Pełna lista miejsc: www.designalive.pl
Zapraszamy na targi Interzum w Kolonii w terminie 05.-08.maja 2015, hala 6, stoisko C020/E029. www.schattdecor.com
Dreszcz, jaki przynosi skoczenie z krawędzi pod wpływem samodzielnie podjętej decyzji, to uczucie, jakiego nigdy nie doświadczysz, jeśli ktoś inny z tej krawędzi cię zepchnie – mówi czwarty punkt Manifestu 15 – dokumentu sygnowanego przez 33 badaczy, teoretyków i praktyków nauczania z całego świata, którzy widzą konieczność zmian w systemie edukacji Rozmawia: Ewa Trzcionka
designalive.pl
Podskórnie czujesz, że coś jest nie tak. Że zgrzyta, gdy dziecko, niegdyś pełne entuzjazmu, gaśnie z miesiąca na miesiąc, wracając ze szkoły. Poszukiwanie alternatyw rozpoczyna się: szkoła prywatna? Nauczanie w domu? Szkoła demokratyczna? A może przesadzam? W żadnym wypadku! I niezwykła to ulga, gdy (nota bene – przygotowując magazyn o nauczaniu, doświadczaniu i doświadczeniu) zostaje ogłoszony taki dokument. Ten sygnowany 1 stycznia 2015 roku manifest, utwierdza wiele z intuicyjnie snutych tez. Rozwiewa instynktowny niepokój. Potwierdza, że edukacja w obecnym kształcie jest na etapie schyłkowym, że to, co znamy: nauczanie ex catedra, klasy, mieszczenie się w linijkach, selekcje, dzwonki, testy, wyrównywanie nierówności, uniformizacja wiedzy to archaizm. Z poszczególnymi punktami można się zgodzić, lub nie, jednak wystarczy spostrzec, że obecny system edukacji tworzony na czasy rewolucji przemysłowej jest tylko krótkim wycinkiem w historii nauczania, by pojąć, że czas na zmiany i że to zupełnie naturalna kolej rzeczy. Poniższy Manifest 15 został umieszczony w sieci i szybko się rozprzestrzenia. Dla nas komentuje go sam dr John Moravec*, główny autor dokumentu i jeden z 33 sygnatariuszy.
W Manifeście 15 wskazujesz na to, co jest niewłaściwe i co powinno zostać zmienione. Ale jak to zrobić? Manifest w prosty sposób pokazuje nam, jak rozwiązać problem. Stanowi migawkę tego, czego dotychczas się nauczyliśmy o tworzeniu pozytywnej edukacji przyszłości. Celem Manifestu nie jest udawanie, że znamy wszystkie odpowiedzi i mamy najlepsze pomysły, lecz uczciwe oszacowanie tego, gdzie byliśmy do tej pory i ilustracja tego, gdzie chcielibyśmy się znaleźć. Myślę, że największym problemem w edukacji jest to, że posługujemy się założeniami, które często nie zostały potwierdzone w badaniach: separacja wiekowa, pionowe zarządzanie, urzędowe godziny pracy, wewnętrzna motywacja uczniów, itd. Doszliśmy do momentu, w którym biernie akceptujemy wiele różnych niepotwierdzonych idei i pseudonauk, zapominając po co uczymy? Dlaczego? i do kogo kierujemy nasze wysiłki? Cel niniejszego dokumentu jest globalny. Manifest stanowi zbiór zasad, nie narzuca nam, co mamy robić. Sądzę, że powinniśmy raczej
wsłuchać się w różnorodność głosów niż w jedną nadrzędną metanarrację dotyczącą przyszłości edukacji. Stąd, jeśli mamy stworzyć taką zróżnicowaną ekologię opcji, musimy zbudować więcej zaufania wśród nas, naszych społeczności, rodziców, uczniów, rządów, itd. W projekcie badawczym „Minnevate!” dla Stowarzyszenia Administratorów Szkół w Minesocie doszliśmy do wniosku, że żyjemy w kulturze zbudowanej na braku zaufania pomiędzy stronami systemu edukacyjnego. Punkt 12. Manifestu mówi o tym i myślę, że jest on kluczowy. Co ja, jako (zaledwie) rodzic, mogę zrobić? Najważniejsze, co może zrobić rodzic, to zaangażować się w edukację własnego dziecka i zbudować w nim metapoznawczą świadomość tego, czego się uczy i dlaczego w taki sposób. Oczywiście nie oznacza to, że dziecko ma być świadome tylko tego, co się dzieje w szkole, lecz powinno rozwinąć w sobie krytyczną postawę, w której zadaje pytania typu: „co?”, „jak?”, „dlaczego?” i „dla kogo?”. Jeśli chcemy tworzyć zbiorową zdolność do rozwijania i przekształcania edukacji, musimy uznać dzieci za równoważnych współuczestników debaty. System edukacji jest olbrzymią i skomplikowaną siecią zależności. Czy ten „dinozaur” jest w stanie się dostosować? Jak sprawy polskiej edukacji mają się w Polsce? Nie znam polskiego systemu edukacji, ale spędziłem dużo czasu w Republice Czeskiej i na Słowacji. Z doświadczenia wiem, że wciąż obecny jest tradycyjny model, oparty na systemie pruskim. Szkoły o tradycyjnym modelu zbudowane są na kulturze posłuszeństwa, wymuszonej uległości i zadowolenia. Dzisiejszemu systemowi edukacji brakuje bodźców do zmian. Tak długo, jak rządy i liderzy edukacji będą zorientowani na kształtowanie lojalnych, produktywnych robotników i pracowników biurowych, tak długo szkoły będą uznawane za doskonale funkcjonujące instytucje. W chwili, gdy poważnie podejdziemy do kwestii stymulowania uczniów do bycia kreatorami i innowatorami, zobaczymy, że system ma niewiele wspólnego z dzisiejszym światem. Sądzę, że prawdziwe
rozwiązanie odnajdziemy, rozwijając cały wachlarz możliwości. Największą przeszkodę stanowi to, że koncentrujemy się na tworzeniu idealnego wzorca edukacji: jeden system, ograniczone style uczenia innych i uczenia się, zaplanowane wyniki i oczekiwania oraz sposoby finansowania, które tylko wzmacniają stare, ujednolicone modele edukowania. Masz dzieci? Nie, jeszcze nie, ale mam siostrzenicę, która jest ważną częścią mojego życia. Właśnie wchodzi w wiek przedszkolny i doświadczamy tych samych trudności, co inne rodziny, poszukując miejsca, które najlepiej wspiera proces uczenia się dziecka – i to mimo tego, że wujek jest „międzynarodowym ekspertem” od edukacyjnych innowacji. Wierzę w moc powszechnej edukacji i pracuję ciężko, aby sprawić, by była efektywna i odpowiednia dla każdego. *) dr John Moravec Absolwent American University oraz University of St. Thomas. Na University of Minnesota przedstawił pracę doktorską z porównawczej i międzynarodowej edukacji rozwojowej. Założył międzynarodową agencję rozwoju edukacji o nazwie Education Futures LLC. W działalności naukowej eksploruje tematy związane z rozwojem wiedzy, kapitałem ludzkim, przywództwem oraz współczesnym społeczeństwem. Bada, pisze, wykłada, dzieląc się swoimi obserwacjami na całym świecie, www.john.moravec.us Tłumaczenie: Karolina Czech
5
Manife Rozwijanie uczenia się 1 stycznia 2015
3
Wiele najbardziej inspirujących dokumentów jest silnie powiązanych z datą. Deklarację Niepodległości Stanów Zjednoczonych podpisano 4 lipca 1776; Karta 77 pojawiła się w styczniu 1977 roku; Dogmę 95 stworzono w 1995. Idee zmieniają się i rozwijają z biegiem czasu. Niniejszy manifest zawiera migawki naszych pomysłów oraz wizji na przyszłość i reprezentuje to, czego dotychczas się nauczyliśmy o uczeniu się i edukacji. Dokument ten służy jako punkt odniesienia, abyśmy mogli lepiej zrozumieć, co zrobiliśmy do tej pory i jakie kolejne kroki powinniśmy podjąć. Jak możemy zapewnić sukces sobie samym, naszym społecznościom i planecie w świecie pochłoniętym niepewnością i wzrastającym poczuciem starzenia się naszych systemów edukacyjnych? Potrzebujemy zmian w edukacji. Oto, czego nauczyliśmy się dotychczas:
Nie oceniaj tego, co mierzymy, zmierz to, co jest cenione. Opętani obsesją na punkcie testów nie zauważyliśmy, kiedy pozwoliliśmy OECD (przyp. red.: Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju) stać się „światowym ministerstwem edukacji”. Poprzez reżim, jaki narzuciło badanie PISA (przyp. red.: Program Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów, powstał w 1997 roku), kult mierzenia poziomu nauczania rozprzestrzenił się po świecie. Patrząc z poziomu kraju, wygląda to tak, jakbyśmy walczyli o tytuł Dzieci także są ludźmi. Wszyscy ucznio- najładniejszego dziecka w rodzinie klonów. wie powinni być traktowani jak ludzie Co gorsza, szkoły wypuszczają polityków i stosownie do tego szanowani – w pełnym oraz przywódców, którzy nie mają pojęcia uznaniu przysługujących im uniwersalnych jak interpretować wyniki testów. Najlepsze praw i obowiązków człowieka. Oznacza to, innowacyjne rozwiązania najczęściej upadają, że uczniowie muszą mieć wpływ na wybory kiedy zaczynamy martwić się o zmierzenie związane ze swoją nauką, włączając w to spo- wyników. Czas zaprzestać obowiązkowego sób prowadzenia szkoły, w to, kiedy i jak oni egzaminowania, a oszczędzone w ten sposób sami podejmują się nauki oraz wszystkie inne fundusze przeznaczyć na inicjatywy naukowe, obszary życia codziennego. Takie włączenie które będą miały prawdziwą wartość i będą uczniów ma głęboki sens. Wszyscy uczą- dawać szansę na sięganie po więcej. cy się, bez względu na wiek, powinni mieć zagwarantowaną wolność w podążaniu za Jeśli „technologia” jest odpowiedzią, to możliwościami i podejściami edukacyjnymi, jakie jest pytanie? Wygląda na to, że mamy które są odpowiednie właśnie dla nich, tak obsesję na punkcie nowych technologii, będąc długo jak dokonywane przez nich wybory jedynie w niewielkim stopniu świadomynie naruszają prawa innych do robienia tego mi tego, czemu służą i jak mogą wpływać samego (EUDEC, 2005) (przyp. red.: coroczna na uczenie się. Technologie pozwalają nam Konferencja Europejskiej Wspólnoty Edukacji znacznie lepiej robić to, co robiliśmy dotychDemokratycznej, tegoroczna planowana jest czas – ale używanie ich wyłącznie do realiw Polsce). zowania starych zadań szkolnych w nowy sposób to marnowanie ich potencjału. Czarne Dreszcz, jaki przynosi skoczenie z krawędzi tablice zastąpiono białymi i multimedialnymi, pod wpływem samodzielnie podjętej decyzji książki zastąpiono iPadami. To jak budowanie to uczucie, jakiego nigdy nie doświadczysz, elektrowni atomowej, aby zasilała powóz jeśli ktoś inny zepchnie cię z tej krawędzi. konny. Niczego to nie zmienia, a my wciąż kieInnymi słowy, pionowy model uczenia się, rujemy olbrzymie środki na usprawnianie tych w którym wiedza przekazywana jest uczniowi narzędzi i trwonimy szansę na wykorzystaprzez nauczyciela, nie sprzyja w pełni uczeniu nie ich potencjału do zmiany tego, czego się się – trwoni bowiem ciekawość i eliminuje uczymy i jak to robimy. Odtwarzając praktyki motywację wewnętrzną. Potrzebujemy przyjąć z przeszłości przy użyciu nowych technologii poziome, horyzontalne podejście do uczenia szkoły skupiają się bardziej na zarządzaniu się, takie, w którym przepływ wiedzy nastę- sprzętem (hardware) i oprogramowaniem puje we wszystkich kierunkach, uczniowie (software), niż na rozwijaniu w uczniach minwystępują zarówno w roli nauczanych, jak dware – umiejętności poznawczych, które i uczących i mogą doświadczać w pełni bycia pozwolą im korzystać z technologii i celowo w tych rolach. Edukatorzy muszą kreować używać dostarczanych przez nią narzędzi. przestrzeń, w której to uczniowie decydują czy – i kiedy – wykonają skok z krawędzi. Umiejętności cyfrowe są niewidzialne, i taUpadanie jest naturalną częścią procesu kie też powinny być technologie w szkołach. uczenia się, w którym zawsze można spró- Niewidzialne uczenie się to uznanie, że znaczbować ponownie. W zorientowanym pozio- na większość naszego uczenia się jest „niewimo środowisku uczenia się rolą nauczyciela dzialna” – że dzieje się poprzez nieformalne, jest pomoc w upewnieniu się, że uczący się pozaformalne i przypadkowe doświadczenia podejmuje świadomą, dobrze przemyślaną w większym stopniu niż przez instytucje fordecyzję. Upadki są w porządku, ale kreowanie malne (Cobo & Moravec, 2011) (przyp. red.: porażki – nie. Cristóbal Cobo i John Moravec są twórcami kacji wspierającej uczniów w byciu innowatorami, zdolnymi do angażowania swojej wyobraźni i kreatywności w tworzenie nowych rozwiązań dla społeczeństwa. Piszemy ten manifest i zmieniamy edukację, ponieważ dzisiejsze wyzwania nie mogą być rozwiązane poprzez stare sposoby myślenia. Jesteśmy też wszyscy współodpowiedzialni za tworzenie przyszłości pełnej pozytywnych rozwiązań, z których skorzystają wszyscy ludzie na świecie.
6
1
4
„Przyszłość już tutaj jest – nie jest tylko powszechnie dostępna” (William Gibson, Gladstone, 1999). Edukacja pozostaje zastanawiająco w tyle za innymi obszarami przemysłu i gospodarki. Wynika to z naszej tendencji do spoglądania wstecz, ale nie naprzód. Uczymy na przykład historii literatury, ale nie przyszłości pisania. Uczymy ważnych z punktu widzenia historii teorii matematycznych, ale nie angażujemy się w tworzenie nowej matematyki, potrzebnej do budowania świata przyszłości. Co więcej, wszystko, co „rewolucyjne” w obszarze uczenia się, już zaistniało – na różną skalę, we fragmentach i kawałkach, w różnych miejscach. Znaczenie tych działań dla nas i naszych organizacji uświadomimy sobie w pełni, kiedy rozwiniemy w sobie odwagę do uczenia się od siebie nawzajem, korzystania z doświadczeń innych, kiedy zaakceptujemy ryzyko i odpowiedzialność, jakie wiążą się z urzeczywistnianiem orientacji na przyszłość w naszej praktyce edukacyjnej.
designalive.pl
7
2
Szkoły 1.0 nie są w stanie uczyć dzieci 3.0. Potrzebujemy na nowo określić i jasno zrozumieć, ku czemu edukujemy, dlaczego to robimy i komu służą systemy edukacji. Obowiązkowe szkolnictwo powszechne jest oparte na przestarzałym, XVII–wiecznym modelu, zorientowanym na kształtowanie lojalnych, produktywnych robotników i pracowników biurowych. W erze postindustrialnej cel edukacji powinien być inny. Potrzebujemy edu-
est 15 jednostki do poruszania się w przestrzeni tej wiedzy i tworzenia swoich własnych połączeń, odkrywania sposobu, w jaki ich wyjątkowa wiedza i talenty mogą być włączane w szerszy kontekst, aby rozwiązywać nowe problemy.
10
8
11
9
12
Przyszłość należy do nerdów, geeków, twórców, marzycieli i knowmadów (nomadów niosących wiedzę). Nie każdy zostanie w przyszłości przedsiębiorcą, ale ci, którzy nie rozwiną w sobie przedsiębiorczej postawy i nie zdobędą niezbędnych do tego umiejętności, są automatycznie w kiepskim położeniu. Nasz system edukacyjny powinien skupić się na wspieraniu entreprenerds – ludzi, którzy angażują swoją specjalistyczną wiedzę w marzenie, tworzenie, odkrywanie, uczenie się i promowanie przedsiębiorczych, kulturalnych i społecznych inicjatyw; ludzi, którzy podejmują ryzyko i czerpią radość z procesu w takiej samej mierze, jak z efektu końcowego – bez lęku przed potencjalnymi upadkami i błędami, które wiążą się z byciem w tej podróży.
Nie możemy zarządzać wiedzą. Kiedy mówimy o wiedzy i innowacji, często mieszamy lub mylimy ze sobą pojęcia oraz dane i informacje. Zbyt często bezmyślnie sądzimy, że dajemy dzieciom wiedzę, podczas gdy jedynie testujemy je, sprawdzając, jakie informacje potrafią powtórzyć. Dla jasności: dane to skrawki rzeczywistości, które rejestrujemy i przetwarzamy w informacje. Wiedza polega na osobistym nadawaniu znaczenia informacji. Tworzymy innowację, kiedy podejmujemy działanie, o którym wiemy, że prowadzi ono do powstania nowej wartości. Zrozumienie tej różnicy ukazuje jeden z największych problemów szkolnego zarządzania i nauczania: podczas gdy dobrze zarządzamy informacjami, zwyczajnie nie możemy zarządzać wiedzą w głowach uczniów bez degradowania jej ponownie do informacji.
„Sieć jest uczeniem się” (George Siemens, 2007). Wyłaniająca się pedagogika naszego wieku nie jest starannie zaplanowana – jest raczej płynnie rozwijana. Tworzone przez nas przejścia pomiędzy różnymi sieciami są naszymi ścieżkami do uczenia się, a wraz z rozprzestrzenianiem się naszej sieci uczymy się więcej. Według konektywistycznej teorii uczenia się łączymy naszą osobistą wiedzę z wiedzą innych, aby osiągnąć nowe zrozumienie. Dzielimy się doświadczeniami, a w efekcie kreujemy nową (społeczną) wiedzę. Musimy się skoncentrować na zdolności
Łam zasady, ale najpierw zrozum, dlaczego. Nasze systemy szkolnictwa zbudowane są na kulturze posłuszeństwa, wymuszonej uległości i zadowolenia. Twórcze działania uczniów, kadry i naszych instytucji są tym samym udaremniane. Łatwiej jest usłyszeć, co powinno się myśleć, niż podjąć wysiłek myślenia samodzielnie. Otwarte zadawanie pytań i tworzenie metapoznawczej świadomości tego, co stworzyliśmy i co chcielibyśmy z tym zrobić, mogą uleczyć to instytucjonalne schorzenie. Dopiero wówczas możemy projektować uzasadnione „wyłomy” w systemie, które rzucają wyzwanie status quo i mają potencjał wywierania realnego wpływu.
Musimy i możemy tworzyć kulturę zaufania w naszych szkołach i społecznościach. Tak długo, jak nasz system edukacji będzie oparty na strachu, niepokoju i braku zaufania, wszystkie powyższe postulaty pozostaną wyzwaniami przyszłości. Autorzy projektu badawczego Minnevate! doszli do jasnych wniosków: jeśli chcemy zwiększać zdolność systemu edukacji do przemian, potrzebujemy zaangażowanych społeczności, potrzebujemy także sami angażować się w społeczności, którym służymy. To wymaga nowej teorii działania, skoncentrowanej na zaufaniu, w której uczniowie, szkoły, rządy, przedsiębiorstwa, rodzice i społeczności mogą się zaangażować w oparte na współpracy inicjatywy mające na celu współtworzenie nowych jakości w edukacji.
Niektórzy twierdzą, że realizacja tych celów wymaga rewolucji. Według innych potrzebna jest masowa innowacja, aby urzeczywistnić te pozytywne zmiany. My wierzymy, że potrzebne jest to i to – lub, jak twierdzi Ronald van den Hoff: – Potrzebujemy „innowucji”! To też uważamy za swoje skromne zadanie – innowucjonizować nie tylko przez nasze pomysły i idee, ale także celowe, świadome wdrażanie tego, czego nauczyliśmy się w drodze osobistych wysiłków oraz wspólnie, w skali globalnej. Podpisano: John Moravec, PhD, Education Futures (principal author, USA); Daniel Araya, PhD, University of Illinois at Urbana-Champaign (USA); Daniel Cabrera, MD, Mayo Clinic (USA); Alexandra Castro, Westhill Institute (Mexico); Cristóbal Cobo, PhD, Fundación Ceibal (Uruguay); Guido Crolla, HAN University of Applied Sciences (Netherlands); Chloe Duff, European Democratic Education Community (UK); Maaike Eggermont, Sudbury School Ghent (Belgium); Martine Eyzenga, Diezijnvaardig (Netherlands); José García Contto, Universidad de Lima (Peru); Kristin Gehrmann, Demokratische Schule München (Germany); Peter Gray, PhD, Boston College (USA); Renske de Groot, arts educator (Netherlands); Leif Gustavson, PhD, Pacific University (USA); Peter Hartkamp, The Quantum Company (Netherlands); Christel Hartkamp-Bakker, PhD, Newschool.nu (Netherlands); Pekka Ihanainen, Haaga-Helia School of Vocational Teacher Education (Finland); Aaron Keohane, Summerhill School (UK); Nicola Kriesel, BFAS e.V. (Germany); Beatriz Miranda, Aprendamos (Ecuador); Sugata Mitra, PhD, Newcastle University (UK); Hugo Pardo Kuklinski, PhD, Outliers School (Spain); Tomis Parker, Agile Learning Centers (USA); Angela Peñaherrera, Fraschini&Heller (Ecuador); Robert Rogers, MD, University of Maryland (USA); Carlos Scolari, PhD, Universitat Pompeu Fabra (Spain); António Teixeira, PhD, Universidade Aberta (Portugal); Stephanie Thompson, Beach Haven Primary (New Zealand); Max Ugaz, Economía Digital SAC (Peru); Evert-Jan Ulrich, Dutch Innovation School (Netherlands); Charles Warcup, Sudbury-Schule Ammersee (Germany); Monika Wernz, Sudbury-Schule Ammersee (Germany); Alex Wiedermann, Sudbury-Schule Ammersee (Germany)
www.manifesto15.org
pojęcia niewidzialnego uczenia się – Invisible Learning). Takie uczenie się uwzględnia postęp technologiczny, aby w pełni umożliwić zaistnienie niewidzialnych przestrzeni – jednak, tak samo jak te przestrzenie, użycie technologii jest płynne i niewidoczne. Jeśli nasze szkoły i rządy chcą kształcić uczniów specjalizujących się w kreatywności i innowacyjności, a nie takich, którzy bezmyślnie zapamiętują i powtarzają stare hasła, to każdorazowe użycie nowych technologii w uczeniu się musi umożliwiać pójście w kreatywnym i innowacyjnym kierunku. W szkole komputer nie powinien służyć do „wykonywania pracy” w celu osiągnięcia z góry założonego rezultatu; powinien pomagać w projektowaniu i tworzeniu produktów i efektów uczenia się, które przekraczają wyobraźnię twórców podstawy programowej. Zamiast stawiać technologię w centrum nauki, przyćmiewając nią samo uczenie się, uczyńmy ją niewidzialną, lecz stale dostępną, umożliwiając uczącym się odkrywanie swoich własnych ścieżek rozwoju z wykorzystaniem oferowanych przez technologię narzędzi.
15
Manifest jest dostępny na: www.manifesto15.org Podpisz manifest i podziel się nim z innymi! Najłatwiejszym sposobem okazania Twojego poparcia dla naszego manifestu jest udostępnienie go w swojej społeczności i zainicjowanie dyskusji w twojej organizacji. Na Twitterze korzystamy z hashtagu #manifesto15. Tłumaczenie: Katarzyna Malec i Katarzyna Mitschke designalive.pl
16 kooperacje newsletter gdynia
Gdynia Design Days łapie w sieci Tekst: Julia Cieszko
Gdynię lubią chyba wszyscy. Turyści za jej letni, wakacyjny urok. Mieszkańcy za energię i zrozumienie ich potrzeb. Wielbiciele architektury za przykłady międzywojennej moderny. A entuzjaści wzornictwa? Za coroczne Gdynia Design Days - festiwal, który już od ośmiu lat opanowuje miasto, i który sprawia, że dobre wzornictwo staje się naturalnym elementem nadmorskiego krajobrazu. W tym roku, organizatorzy połączą wielowymiarowość designu i miejskiego życia w jedno hasło - „Sieci”. Słowo, nasuwając skojarzenie z portową tradycją Gdyni, otwiera przed nami różnorodność tematów i zagadnień, których odzwierciedlenie znajdziemy w programie festiwalowym. Sieć relacji, sieć wirtualna to tylko nieliczne z podejmowanych tematów. Tegoroczna myśl przewodnia festiwalu jest przede wszystkim nawiązaniem do miejskiego charakteru Gdynia Design Days, który z każdym rokiem jest coraz silniej zarysowany. Jak podkreślają kuratorzy wystawy głównej, Jacek i Paulina Ryń „życie w przestrzeni zaprojektowanej, w pewien sposób okiełznanej ma niebywały wpływ na codzienne samopoczucie mieszkańców i użytkowników danego miejsca. Aktywna dyskusja i współtworzenie mieszkańców ze specjalistami z dziedzin takich jak architektura, wzornictwo, czy komunikacja wizualna ma szansę wytworzyć rozwiązania, których efekty nie będą chwilowe i ulotne, ale długotrwałe i zrównoważone.” Wystawa główna Gdynia Design Days to tradycyjnie już prezentacja prototypów, które powstają w odpowiedzi na hasło przewodnie. Projektanci zapraszani z całej Polski, poznając specyfikę miasta i regionu, prezentują zupełnie nowe, zaangażowane społecznie obiekty użytkowe. Celem jest stworzenie rozwiązań mocno osadzonych w mieście i projektowanych dla konkretnych gdyńskich uwarunkowań.
Mają dotyczyć poprawy, wzmocnienia, a niekiedy odbudowania sieci relacji i współdziałania mieszkańców. Organizatorzy wezmą na warsztat krzesło i zapytają dzieci, czy design jest potrzebny? Na wystawie w Terminalu Designu dowiemy się, na czym siedzieli nasi przodkowie i czy w kwestii siedzenia projektanci powiedzieli już ostatnie słowo. Nie zabraknie interwencji projektowych integrujących mieszkańców, które po festiwalu na stałe wpiszą się w krajobraz Gdyni. – Moderowany spacer ma połączyć festiwalowe punkty oraz zachęcić uczestników do eksplorowania przestrzeni mniej spektakularnych – mówi Ewa Janczukowicz-Cichosz, kierownik Centrum Designu Gdynia, organizatora festiwalu. – W ramach akcji Miastotesty wspólnie z mieszkańcami przetestujemy wybrane prototypy z poprzednich edycji i zdecydujemy, które z nich zostaną w mieście na stałe – dodaje. – Rozwijamy festiwal nie tylko od strony merytorycznej. We współpracy z Patrykiem Hardziejem powstała nowa, uniwersalna identyfikacja wizualna. Gdynia Design Days dojrzewa i chcemy to pokazać również przez mocny znak zakorzeniony w gdyńskiej tożsamości. We współpracy ze studiem Engram pracujemy nad nową, bardziej przyjazną stroną internetową. Intensywnie rozwija się również sieć partnerów, z którymi podejmujemy indywidualne inicjatywy – mówi Iza Kotkowska, odpowiedzialna za promocję festiwalu. Gdynia Design Days 2015 rozpocznie się 3 lipca i potrwa 10 dni. Nad merytoryczną częścią programu pracują m.in.: grupa Razy 2, Agnieszka Jacobson-Cielecka, Marian Misiak, Ewa Solarz, Atelier Starzak-Strębicki. Za projekt Terminalu Designu odpowiedzialni są None Grupa i Interurban.
rubrykę prowadzi: angelika ogrocka newsletter
17
Abstrakcyjne kolaże barwnej nieuchwytności
Mark Lovejoy to fotograf nietypowy. Obiektywem potrafi uchwycić zjawiska ulotne. I wcale nie mamy tu na myśli zmieniającej się przyrody. Artysta działający na co dzień w swoim studio w teksańskim Alpine utrwala proces mieszania się farb. Na pomysł wpadł, pracując przez wiele lat w drukarni. By stworzyć idealne, a przy tym surrealistyczne wzory, eksperymentował, mieszając różnorakie ciecze: od oleju, przez farby, po wosk, co sprawia wrażenie użycia różnych tekstur. Ideą projektu nie jest przedstawienie ostatecznego wyniku, lecz ilustracja samego procesu przenikania kolorów. Twórca buduje swój pamiętnik konsekwentnie – na swojej witrynie publikuje codziennie wybraną grafikę, www.marklovejoydotcom.tumblr.com Angelika Ogrocka Zdjęcia: Mark Lovejoy
1 designalive.pl
18 newsletter
Lek na depresję
Barwy radości
Zimno i znikoma ilość światła to zimowa dominanta, którą szczęśliwie mamy za sobą. Możemy jednak pomyśleć zapobiegawczo o przyszłym roku. Studentka Design Academy Eindhoven, Éléonore Delisse, postanowiła walczyć z sezonowym zaburzeniem nastroju. Jej projekt dyplomowy Day & Night light zdobył już uznanie. Rdzeń projektu, to szkła dichroiczne, dzięki którym możliwa jest gra kolorów. O poranku dają niebieskie światło, stymulując pobudzenie, zaś wieczorem ciepłe, pomarańczowe mające sprzyjać zasypianiu. Koncept, www.eleonoredelisse.com
2
zdjęcie: materiały prasowe
Sylwia Chrapek
designalive.pl
Paleta barw
W cyrkowej odsłonie
3
Nieodłączny element każdego biura. Idealne do zapisania ważnej myśli czy kolejnego zadania do wykonania. Przez lata przyzwyczailiśmy się do różnych odcieni żółci popularnych karteczek. Norweski projektant Bjørn van den Berg łamie schemat. Jego Circus kolorystycznie nawiązuje do namiotów cyrkowych, z kolei kształtem do słynnych kół fortuny. Jeśli zachwyci was swoim pięknem i nie będziecie w stanie ich zabrudzić notatkami – wygląda też świetnie jako element dekoracyjny. Prototyp, www.bjornvandenberg.no Angelika Ogrocka
Balans i równowaga
Huśtawka św
4
iateł Equilibrist ozna cza akrobatę. I chyba trudno o lampy zaprojek lepszą nazwę dl towanej przez a Jean Nouvel De scyplinarny ze sign. To multid spół pracujący ypod marką zn Ten, jak sam m anego archite ówi – nie jest kta. projektantem, tem tworzący a jedynie arch m design. Sam ite kEq ui koncept. Dwie librist to bardzo lampy zawiesz intrygujący one na przeciw poruszają się, ległych ramiona poszukując ró ch wnowagi. Twor czesnego sem zą rodzaj now afora z asymet ory cz Projektant chcia nie emitowan ym światłem. ł nie tyle odwoł ać się do potrz co do samej na eb użytkownikó tury światła. Pr w, ototyp, www.je annouveldesig Sylwia Chrape n.fr k
Językiem delfinów Najmniejsza pralka świata
5
Andre Fangueiro ze Studio Lata oraz Lena Solis postanowili zrewolucjonizować sposób prania. Zaprojektowali Dolfi – obiekt zainspirowany komunikacją delfinów. Urządzenie pełni funkcję kompaktowej pralki. Wystarczy umieścić go w wodzie razem z zabrudzoną częścią garderoby i dodać odrobinę detergentów. Po 30 minutach nasze ubranie jest czyste, gdyż siła ultradźwięków rozbija cząsteczki brudu. Co ważne, Dolfi zużywa 80 razy mniej energii niż pralka, nie niszczy struktury ubrań i pozostawia w nienaruszonym stanie najdelikatniejsze koronki, jedwabie, wełny. Projekt wystartował na portalu crowdfundingowym Indiegogo. Trzymamy kciuki za jego realizację, póki co – prototyp, www.dolfi.co, www.studiolata.com Angelika Ogrocka
designalive.pl
newsletter 21
Jak w ulu
Asymetryczne kafle
6
Patrycja Domańska to polska projektantka działająca na co dzień we Wiedniu. Jej ostatnia realizacja powstała we współpracy z Tanją Lighfoot. Trójwymiarowe kafle Edgy zleciła marka Kaza Concrete. Projekt przewiduje zarówno płytki w wersji płaskiej, jak i przestrzennej. Dzięki sześciokątnej podstawie elementy przylegają do siebie idealnie jak w plastrach miodu. Jednocześnie pozwala to stwarzać niezwykłe instalacje, ożywiając nudne przestrzenie. Do wyboru kilkanaście opcji kolorystycznych. Ceny rozpoczynają się od 157 euro za mkw., www.patrycjadomanska.com, www.edgytiles.com Angelika Ogrocka Zdjęcie: Maximilian Ortner
designalive.pl
22 newsletter
Kwadry Tak jak Słońce kwadrami oświetla powierzchnię księżyca, tak szafka Luna otwiera swoje drzwiczki. Dzięki dwóm przesuwnym panelom, nowy mebel Patrici Urquioli pozwala na dowolne kompozycje z otwartych i zamkniętych powierzchni. Zaprojektowana dla francuskiej marki meblowej Coedition szafka, została zaprezentowana po raz pierwszy na tegorocznych targach meblowych Maison & Objet w Paryżu, www.coedition.fr Eliza Ziemińska
8
7 ZreFORMowane Form to nowa interpretacja klasycznego krzesła z formowanego plastiku. Dzięki połączeniu znanego kształtu z innowacyjną technologią, powstała odporna i lekka konstrukcja. Oprócz zwykłych krzeseł są dostępne również hokery i fotele z drewnianymi lub metalowymi nogami. Ceny od 215 euro, www.norman-copenhagen.com Eliza Ziemińska
designalive.pl
zdjęcia: materiały prasowe
norman copenhagen
DZIAĹ 23
designalive.pl
24 promocja Organiczny i transparentny design baterii Axor Starck V nadaje jej stonowany charakter. Oprócz uwidocznienia biegu wody transparentność stapia kształt baterii z otoczeniem niejako ją dematerializując. Otwarta wylewka umożliwia doświadczanie płynącej wody, która wznosi się w górę wirującym ruchem napełniając baterię i swobodnym strumieniem opada do umywalki
Axor Starck V: Doświadczanie Wody
Marka Axor i Philippe Starck odsłaniają wir wodny w baterii umywalkowej
M
arka Axor firmy Hansgrohe przedstawia nową baterię umywalkową. Axor konsekwentnie dąży do kreowania produktów odzwierciedlających witalność i sensualność wody. W najnowszym projekcie powołuje do życia swoją pierwszą przezroczystą baterię umywalkową: Axor Starck V, stworzoną we współpracy z Philippem Starckiem. – Zjawisko wiru zajmowało mojego ojca, Klausa Grohe wiele lat – mówi Philippe Grohe, szef marki Axor. – Jego intuicyjne przekonanie, że woda może być w sposób designalive.pl
widoczny wynoszona na zewnątrz poprzez wir było punktem wyjścia do pracy nad Axor Starck V. Nasz długoletni przyjaciel Philippe Starck okazał się idealnym partnerem przy projektowaniu kształtu otaczającego ten wir. Ostateczna realizacja Axor Starck V była możliwa dzięki kreatywności projektanta oraz technicznemu know-how i ponad stuletniemu doświadczeniu firmy Hansgrohe. Według Philippe Starcka „rezultatem jest bateria umywalkowa totalnie transparentna, prawie niewidoczna, otaczająca cud, jakim jest wir wody.”
Philippe Grohe, wnuk założyciela firmy Hansa Grohe, urodził się w Szwajcarii w 1967 roku. Kształcił się w zakresie fotografii i ekonomii. Zajmował różne stanowiska w Stanach Zjednoczonych zanim objął zarządzanie francuskim oddziałem firmy Hansgrohe. W 2001 r. powrócił do głównej siedziby rodzinnej firmy w Schiltach w Szwarcwaldzie, aby pokierować dizajnerską marką Axor. Człowiek głęboko oddany naturze, pasjonat sportu i fotografii
■ Armatura Axor Starck V jest dostępna w wersji jednootworowej z mieszaczem, kolejno wprowadzane będą modele 2-otworowe oraz wysokie – do misek umywalkowych ■ Wykończenie w kolorze chromu lub bieli ■ Dwanaście standardowych powłok wykończeniowych – dostępne na życzenie poprzez Manufakturę Axor ■ Przepływ na poziomie 4 litrów na minutę ■ Minimalne ciśnienie instalacji wymagane aby uruchomić wir wodny: 1,5 bar ■ Szkło kryształowe odporne na zadrapania i detergenty; przeznaczone do mycia w zmywarce ■ Odłączanie szklanej wylewki: połączenie EasyClick-In pomiędzy trzonem a wylewką gwarantujące łatwe czyszczenie i wyciąganie ■ Dowolny montaż korpusu baterii umożliwia usytuowanie uchwytu po prawej lub lewej stronie Philippe Starck jest międzynarodowej sławy twórcą, projektantem i architektem. Ten niestrudzony, buntowniczy obywatel świata postrzega za swój obowiązek dzielenie się swoją etyczną wizją sprawiedliwszego świata. Tworzy niekonwencjonalne miejsca i obiekty, które mają być przede wszystkim dobre, a dopiero w następnej kolejności piękne. Entuzjastyczny adwokat trwałości, wizjoner nie przestający przekraczać granic współczesnego designu. Mieszka, wraz z żoną Jasmine, głównie w samolocie, Paryżu, Burano oraz na farmie ostryg w południowo-zachodniej Francji
Doświadczanie wody poprzez technologię i innowację Axor Starck V pozostaje wierny idei innowacji, której od lat hołduje marka Axor. Axor to ekskluzywna marka firmy Hansgrohe. Uznawana jest jako uosobienie najwyższej jakości i innowacyjnego designu w obszarze łazienki. Kolejne kolekcje powstawały we współpracy ze światowej sławy architektami i dizajnerami, jak Philippe Starck, Antonio Citterio, Jean Marie Mas-
Bateria Axor Starck V, wersja do misek umywalkowych, kolor nikiel szczotkowany
saud, Patricia Urquiola czy Ronan i Erwan Bouroullec. Axor otwiera wiele możliwości dla swobodnego kształtowania indywidualnych rozwiązań łazienkowych i interpretacji przestrzennych. Kolekcje Axora znajdują się m.in. w Burj Khalifa w Dubaju, w Yoo Apartament na Manhattanie, w hotelu Bulgari na Bali oraz w Mediolanie, na Queen Mary II, w Grand Hyatt w Szanghaju oraz w Hotelu Mandarin Oriental w Barcelonie. Szefem marki Axor jest Philippe Grohe, wnuk założyciela firmy – Hansa Grohe. www.hansgrohe.pl designalive.pl
26 newsletter
9
Kontroler
Gdzie wybrać się na piknik? Która dzielnica najlepiej nadaje się na poranny jogging? Jakie alergeny mogą pojawić się w mieście, do którego właśnie planujesz wyjazd? Grupa kanadyjskich projektantów stworzyła Tzoa – niewielkie urządzenie, które może badać jakość powietrza i stężenie promieniowania UV. System zbiera również dane o tym, czy dany użytkownik przyjmuje wystarczająco dużo promieniowania słonecznego zimą oraz czy nie przekracza wskazanej dawki słońca latem. Tzoa zbiera dane z otoczenia i przesyła je do smartfona, gdzie specjalna aplikacja przetwarza dane, a potem zapisuje na mapach dostępnych dla wszystkich użytkowników, www.mytzoa.com Eliza Ziemińska
Oniryczna elektronika Debiutancki album Hulby
10
Hulba to pseudonim artystyczny Mateusza Hulboja. Muzyk na stałe działa w zespole Kapelanka. Teraz występuje w nowej roli – producenta muzycznego. „3:30” to sześcioutworowa debiutancka EPka łącząca instrumenty klasyczne z zaskakująco dojrzałą elektroniką Hulby, któremu akompaniowali: Agata Nowak na skrzypcach, Piotr Nowak – trąbka, Michał Paluch odpowiedzialny za dźwięki gitary akustycznej, Wawrzyniec Topa grający na kontrabasie, gitarze basowej i skrzypcach oraz Michał Bryndal zasiadający za perkusją. Teksty Jarosława Hulboja, który dotychczas dał się poznać jako projektant, kurator oraz wykładowca, wyśpiewała Basia Pospieszalska. Gatunkowo eklektyczne zestawienie odbiera pokusę szufladkowania. EPka daje przyjemność, gdy słucha się jej w całości, w ciemności, np. o… 3:30 nad ranem. Wydawnictwo ukazało się na rynku w sposób nietypowy – rozprowadzane jest na nośniku USB. Z kolei znajdujący się na nim kod QR, dzięki któremu dotrzemy do większej ilości materiałów, wydrukowano techniką 3D, www.facebook.com/hulbamusic Angelika Ogrocka
Na razie przejechał dopiero 700 000 mil, ale wiadomo, że to dopiero początek. Samojezdny samochód Google’a został zaprezentowany w zeszłym roku, a już dziś postęp prac nad projektem pozwala szacować, że potrzeba jeszcze pięciu lat, by pojazd wszedł do użytku komercyjnego. Do tej pory w stworzeniu prototypu pomagały takie marki jak: General Motors i Mercedes–Benz. Pierwsze testy najnowszego efektu prac będą przeprowadzane w tym roku w San Francisco, www.google.com Eliza Ziemińska
designalive.pl
zdjęcia: materiały prasowe
Bez załogowy
DZIAĹ 27
designalive.pl
28 newsletter
12
Kobieca moc Czy moda może mieć coś wspólnego z władzą? Jak strój może wpłynąć na reputację? Jak ubierają się kobiety „na szczycie”? Wystawa „Women Fashion Power”, zorganizowana przez Design Museum w Londynie, prezentuje, w jaki sposób panie wykorzystują modę, by zaznaczyć swoją pozycję w świecie. Zaprojektowana przez Zahę Hadid ekspozycja, na którą składają się: wywiady, materiały multimedialne oraz oryginalne stroje, jest największą prezentacją współczesnej mody, jaka była do tej pory organizowana w Wielkiej Brytanii. Wystawa potrwa do 26 kwietnia 2015 roku, www.designmuseum.org Eliza Ziemińska
designalive.pl
żyrandol hollywood conical, Brand van Egmont
salon oświetleniowy
Najciekawsze i najmodniejsze lampy w Warszawie. 800 m² ekspozycji z lampami znanymi i absolutnymi nowościami. Kryształowe żyrandole, lampy stołowe i podłogowe, do salonu, kuchni, łazienki, sypialni, gabinetu, ogrodu i biura. Ikony europejskiego designu i zawsze wspaniałe inspiracje.
02-212 Warszawa, ul.Bakalarska 34, www.luminosfera.pl
30 newsletter
13 Zwierciadła projektantki Minimalistyczne akcesoria
Znana z minimalistycznych, ponadczasowych, filcowych projektów szwedzka projektantka Pia Wallen zdecydowała się na nieco inne niż do tej pory podejście do mody. Tak stworzyła kolekcję My Mirrors. Najpierw powstało filcowe etui na laptopa. Projekt z czasem ewoluował – artystka zaczęła eksperymentować z kolorami, kształtami czy materiałami. Użyła lakierowanej skóry oraz metalowych, błyszczących guzików. Na kolekcję składają się kopertówki, torby, etui na laptopy oraz bransoletki. Ceny zawierają się pomiędzy 49 a 99 euro, www.piawallen.se Sylwia Chrapek
designalive.pl
Dwie dekady F1 GTRs
W dwudziestą rocznicę zwycięstwa w słynnym wyścigu Le Mans, McLaren wyprodukował limitowaną serię 650S Spider Le Mans coupé. Samochód został zainspirowany ikonicznym bolidem F1 GTRs – zwycięzcą morderczego przejazdu z 1995 roku. Nowy pojazd został zbudowany przy wykorzystaniu współczesnych technologii i lekkich materiałów, dzięki czemu może osiągnąć prędkość do 200 mil na godzinę. To, co przede wszystkim przypomina pamiętny bolid, to konstrukcja wlotu powietrza zamontowana na dachu nowego samochodu. Cena to ok. 268 tys. dolarów, www.mclaren.com Eliza Ziemińska
14
Australijska elegancja
Bielizna z bambusu
Za marką Hopeless Lingerie stoi Gabrielle Adamidis. Od 2008 roku swoje projekty wykonuje ręcznie w Melbourne, w Australii. Bielizna Lila Knickers to jeden z konceptów Adamidis. Łączy w sobie wszystko to, co charakterystyczne dla projektantki – minimalizm, elegancję, umiejętne połączenie klasyki z nowoczesnością, gładkie materiały, igranie z konwencją. Bielizna zaprojektowana jest z luksusowego bambusowego jerseyu, który nadaje jej niezwykłej lekkości i miękkości. Dostępna w cenie 100 dolarów australijskich, www.hopelesslingerie.bigcartel.com Sylwia Chrapek
15 designalive.pl
32 Dział
Okrąg N Eliza Ziemińska
designalive.pl
iektórzy pracodawcy wiedzą jak dbać o swoich pracowników. Timothy Oulton, założyciel brytyjskiej marki meblowej specjalizującej się w tradycyjnych technikach produkcji, wybudował osiedle dla swoich projektantów przebywających w Chinach. W jego centrum powstał Dome home – miejsce spotkań i wspólnej pracy. Otoczony egzotycznym sadem budynek został wykonany w całości z drewna, przy uwzględnieniu najsurowszych wymogów dla domów energooszczędnych. Oryginalna przestrzeń ma inspirować i zachęcać projektantów do wspólnych spotkań, www.timothyoulton.com
newsletter 33
16
lak designalive.pl
zdjęcie: materiały prasowe
17
newsletter 35
Królewskie nagrody The Royal Institute of British Architects w Londynie już od 1836 roku wręcza prestiżowe nagrody dla najlepszych studentów architektury z całego świata. W tegorocznej edycji wzięła udział rekordowa liczba 317 uczelni z 61 krajów. Wyróżnienia przyznawane są w trzech kategoriach. Brązowy i srebrny medal za osiągnięcia w trakcie trwania studiów oraz medal za pracę dyplomową. Złoty medal przyznawany jest dopiero za wybitny dorobek we własnej praktyce architektonicznej, a jego laureatami byli m.in.: Frank Lloyd Wright, Le Corbusier, Walter Gropius i Ludwig Mies van der Rohe, www.architecture.com Tekst: Eliza Ziemińska
designalive.pl
Zagraj
Rzemieślnicza planszówka
18
„Uwolnić projekt” to inicjatywa promująca nowy model produkcji i dystrybucji dóbr materialnych w oparciu o wolne licencje Creative Commons oraz relacje, jakie użytkownik nawiązuje z lokalnym rzemieślnikiem–wytwórcą. W ramach projektu powstała również edukacyjna gra planszowa dla dzieci, podczas której uczestnicy wcielają się w dawnych rzemieślników. Zabawa polega na zdobywaniu materiałów i sprzętów pomagających w wytwarzaniu przedmiotów. Podczas rozgrywki uczestnicy dowiadują się czym były m.in.: buńka, lerka do skręcania, koło garncarskie. Grę można bezpłatnie pobrać ze strony projektu i wydrukować, www.uwolnicprojekt.org Eliza Ziemińska
19 Niezależnie od miejsca, ludzie na całym świecie znajdują w ciągu dnia czas na małe przekąski. Ilustratorka Bea Crespo i fotograf Andrea G. Portoles stworzyli serię obrazów pod tytułem Brunch City, odnoszącą się do odmiennych upodobań kulinarnych w różnych krajach. Każde z miast, wybranych do zaprezentowania w projekcie, zostało zilustrowane za pomocą charakterystycznej przekąski, jaką jego mieszkańcy posilają się w ciągu dnia, www.beacrespo.es Tekst: Eliza Ziemińska Zdjęcia: Bea Crespo i Andrea G. Portoles
designalive.pl
zdjęcia: materiały prasowe
Kulinarne podróże
newsletter 37
Barwne naczynia Z siatki na zakupy
20
Na pierwszy rzut oka obiekty przypominają piaskowe rzeźby albo ręcznie malowaną ceramikę. Nic bardziej mylnego. Plag to seria kubków i mis wykonywanych z polietylenu. Ta masa sztucznego tworzywa zalewa nas w każdym markecie w formie siatek na zakupy, a potem zostaje porzucona na wysypisku. Waël Seaiby, szkocki projektant, postanowił poprzez technikę upcyklingu, wykorzystać marnowane tworzywo, by stworzyć funkcjonalne, a przy tym niezwykle dekoracyjne naczynia. Koncept docenili na Uniwersytecie Edynburskim, gdzie otrzymał nagrodę Innovation Initate Grave. Produkty dostępne są w różnych rozmiarach i kombinacjach kolorystycznych oraz innych wzorach. Z racji tego, że tworzone są ręcznie, każdy z nich ma swój niepowtarzalny charakter. Ceny wahają się od 150 do 300 funtów, www.waelseaiby.com Angelika Ogrocka
designalive.pl
38 newsletter
Rozsiądź się wygodnie
21
Kultura i technologia to przeciwieństwa? Zdecydowanie nie. Udowadniają to artyści zebrani wokół amsterdamskiej pracowni Jorisa Laarmana. Jak sami podkreślają – stawiają na eksperymentalny design w połączeniu z najnowszymi technologiami. Ich celem jest studiowanie oraz kształtowanie przyszłości. Osoby pracujące nad projektami to rzemieślnicy, naukowcy, inżynierowie, projektanci oraz filmowcy. Ich prace starają się łamać konwencje – działają na polu eksperymentalnego procesu produkcji, wyposażenia wnętrz, instalacji muzealnych, architektury, filmu czy warsztatów na uczelniach na całym świecie. Koncept Microstructures ma być kolejnym krokiem w rozwoju cyfrowego tworzenia materiałów. Według projektantów, drukowanie 3D wkrótce stanie się świetnym narzędziem do produkcji, a nie tylko prototypowania. W ramach tej inicjatywy powstały The Soft Gradient – pierwsze krzesło z poliuretanu wydrukowane w tej technologii, jak i Aluminum Gradient z aluminium. Oba cechuje solidność, wygoda oraz stosunkowa lekkość. Uwagę zwraca też nietypowa faktura tych przedmiotów. Prototyp, www.jorislaarman.com Sylwia Chrapek
designalive.pl
zdjęcia: materiały prasowe
W służbie przyszłości
22
Kąpiel słoneczna
Choć aura za oknem jest wciąż niesprzyjająca, można już zacząć marzyć o letnich popołudniach na świeżym powietrzu. Szwedzka marka Roshults, specjalizująca się w meblach ogrodowych, rozszerzyła swoją ofertę o minimalistyczny prysznic ogrodowy. Podstawa wykonana z teaku wraz z prostą ramą to wszystko, czego trzeba, by ochłodzić się w gorące dni na tarasie. Cena wynosi 2 967 euro, www.roshults.se Eliza Ziemińska
Żar Żor
Informacja turystyczna, centrum komunikacji, przestrzeń ekspozycyjna, a także omówienie lokalnej historii. Te funkcje scala otwarte w grudniu Muzeum Ognia. Miejsce jego powstania nie jest przypadkowe – źródłosłów Żor, w których mieści się instytucja, wywodzi się od „żaru”. Z kolei 11 maja mieszkańcy obchodzą Święto Ogniowe, błagając tym samym o ochronę przed żywiołem kilkukrotnie niszczącym miasto. Wystawa muzealna prowadzi przez zabawę po naukę, zagłębiając się w różnorakie aspekty ognia. Elewacja z miedzi w kolorze wibrującego oranżu przywołuje jednoznaczne skojarzenia – z roznieconym ogniem. Nieregularna bryła instytucji to zasługa Barbary i Oskara Grąbczewskich ze studia OVO Grąbczewscy Architekci. Muzeum Ognia, ul. Katowicka 3, Żory. Czynne od wtorku do niedzieli, www.facebook.com/muzuemognia
Tekst: Angelika Ogrocka Zdjęcie: Tomasz Zakrzewski designalive.pl
40 newsletter
Sport na szczycie Nikogo już nie dziwi bujna zieleń na szczycie budynku czy rozległy taras zamiast tradycyjnego dachu. Chińska pracownia LYCS poszła o krok dalej. W projekcie szkoły podstawowej, mieszczącej się w gęsto zabudowanym centrum miasta, udało się wygospodarować miejsce na 200–metrową bieżnię, właśnie na dachu. Dzięki temu instytucja zyskała obszerny dziedziniec o powierzchni 3 000 mkw. przy jednoczesnej niewielkiej powierzchni zabudowy działki, www.lycs-arc.com Eliza Ziemińska
designalive.pl
DZIAŁ 41
zdjęcia: materiały prasowe
25
Forteca
I przenośny azyl zarazem Świat betonu i nieustające życie w biegu skłaniają do ucieczki w odosobnienie. Idealną odpowiedzią na tę potrzebę zdaje się być Shelter duńskiej firmy Vipp. Wnętrza tego 55-metrowego przenośnego, dwupoziomowego mieszkania wykonano z największą precyzją, zwracając uwagę zarówno na funkcjonalność, jak i piękno przedmiotów. Wyciszeniu sprzyja zastosowana kolorystyka – czerń, biel oraz odcienie szarości. Przeszklone ściany wpuszczają zaś wiele światła, pozwalając na niezwykle intymny kontakt z naturą, o który tak trudno w miejskiej dżungli. Jedynym zmartwieniem jego posiadacza jest wskazanie miejsca, gdzie Shelter zostanie umieszczony. Koszt to niecałe 600 tys. dolarów plus cena transportu, www.vipp.com Sylwia Chrapek
24 designalive.pl
42 Krystyna Łuczak–Surówka SELEKCJA
NIE MA KRÓLIKA Z KAPELUSZA Na ostatnim egzaminie ze wzornictwa w Polsce moja studentka na końcu testu narysowała królika wychodzącego z kapelusza. Obok napisała: „królika nie było”. Tego testu nigdy, nawet po ustawowych dwóch latach, nie wrzucę do niszczarki. Jakkolwiek magicznie i nienaukowo to zabrzmi, rysunek ten ma bezpośredni związek z tematem zajęć i pozyskiwaniem wiedzy
Historyk i krytyk wzornictwa. Wykładowca Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Specjalizuje się w polskim designie
M
ówiąc o roli historii, zawsze przedstawiam moim studentom królika. Iluzjonista pokazuje pusty kapelusz, a chwilę później wyciąga z niego zwierzę. Gdyby historia polegała tylko na znajomości faktów, wystarczyłoby zapamiętać, że kapelusz był czarny, pusty i nagle pojawił się biały królik. Wszyscy jednak wiemy, że to iluzja, a królik nie wziął się znikąd. Z pewnością miał matkę i ojca. Prawdopodobnie miał również rodzeństwo. Historia to świadomość – skąd, kiedy, jak, dlaczego, przez kogo pojawił się królik? Dokąd zmierzał oraz kiedy, jak, dlaczego, przez kogo? To magia historii. Olgierd Szlekys i Władysław Wincze to dobrze znani polscy projektanci wnętrz i mebli. Członkowie Spółdzielni Plastyków ŁAD. Mistrzowie projektowania dla kolejnych generacji. Niektórzy wiedzą, że w czasie okupacji prowadzili Spółkę Autorską Szlekys Wincze, projektując i produkując meble. Wzory te stały się podstawą dla reaktywowanego po wojnie warsztatu stolarskiego designalive.pl
ŁAD–u. Były produkowane seryjnie, w tym ten niezwykle popularny zydel (projekt ok. 1942, produkcja warsztaty ŁAD w Kłodzku od 1945 ). Przykład sięgania do tradycji i jednocześnie tworzenia wyrobu odpowiadającego wymogom współczesności. Prosty konstrukcyjnie, łatwy w produkcji, adresowany do małych mieszkań. Mało kto wie, że byli pierwszymi projektantami oficjalnie zatrudnionymi niemal zaraz po wojnie przez Centralne Zjednoczenie Przemysłu Drzewnego w Warszawie. W Biurze Studiów i Projektów otrzymali etaty architektów wnętrz (zawód projektanta przemysłowego nie istniał jeszcze w naszym kraju), a celem ich pracy były wzory sprzętów dla przemysłu. Nieziszczone marzenia o wdrożeniach wielkoseryjnych sprawiły, że obaj szybko zrezygnowali – Szlekys w 1947 roku, Wincze w 1948. Ich meble nadal realizowano w warsztatach ŁAD–u i stąd znamy je tak dobrze. Na jednym z zydli leży niewielkie kartonowe pudełko. To opakowanie sztućców Hefra. Muszę przyznać, że wciąż niewiele o nim wiem. Służyło do różnych modeli wyrobów i występowało w różnych rozmiarach, zależnie od zawartości (tu wersja na sześć sztućców). Hefra, choć jej korzenie sięgają XIX wieku, rozpoczyna swą historię oficjalnie w 1965 roku (połączenie Fabryki Braci Henneberg, upaństwowionej w 1948 jako Warszawska Fabryka Platerów z byłym Zakładem Józefa Frageta), przyjmując nazwę Warszawska Fabryka Platerów Hefra (He– nnebrg, Fra–get). Zakład istnieje do dziś, jednak nikt od zarządu, przez sekretarkę, po magazynierów (pytałam we wszystkich działach) nie był mi w stanie odpowiedzieć na pytanie: u kogo i kiedy zamówiono projekt tego opakowania? Historia ta mnie fascynuje, choć nie jestem specjalistą od projektowania graficznego. Szachownica prostokątnych form, negatywowy układ kompozycyjny, biało–czarna kolorystyka, uproszczony wizerunek każdego sztućca
osobno. Dobry projekt. Sprawdzi się zarówno jako opakowanie na sześć łyżeczek, jak i komplet 24 sztućców. Mam różne wersje i głębokie przekonanie, że kiedyś dowiem się, kto za tym stoi, nawet jeśli nie pamiętają tego najstarsi pracownicy firmy. Nie zawsze znamy odpowiedzi na wszystkie pytania. Tym, co warunkuje naszą edukację, jest ich szukanie. Stąd odwieczny dylemat przyczynowo–skutkowy: „co było pierwsze: jajko czy kura?” trapiący filozofów i naukowców. Nie dorzucę argumentu do tej dyskusji, tylko opowiem o kurze, której historię tropię, bo znam ją od dzieciństwa. Kury były w moim domu rodzinnym, u babć i cioć. Rozsiadły się w wielu polskich domach licznie od lat 70. XX wieku jako niezwykle popularny wyrób Huty Szkła Gospodarczego Ząbkowice w Dąbrowie Górniczej. Natrafiłam jednak na ślad kury–pojemnika nie tylko w katalogach z lat 70., ale też już w roku ok. 1910 (wówczas Towarzystwo Akcyjne Ząbkowickiej Fabryki Szkła w Ząbkowicach). Niestety brak nazwiska autora tego wzoru. Zwierzęta te występują w trzech rozmiarach i różnych kolorach. Najliczniej obecne są te największe, z mlecznego szkła (lattimo). Obok nich spotykamy czarne (szkło hialitowe) oraz ze szkła przezroczystego (czyste, miodowe, różowe, niebieskie). Służyły jako bombonierki, maselniczki i – co nasuwa się intuicyjnie – pojemniki na jajka. Największa w mojej kolekcji, wręcz klasyczna biała kura u mojej babci siedzi na lodówce i „wysiaduje” jajka. Nie martwi mnie, że nie wiem, kto ją zaprojektował. To, co jeszcze nieodkryte, co przede mną, ma dla mnie wartość. Kiedy ponad dekadę temu ktoś zadał mi pytanie: „Kiedy ty przestaniesz się uczyć?”, odpowiedziałam szybko i szczerze „Nigdy. Jak nadejdzie ten dzień, to będzie oznaczało, że mnie już nie ma”. Zdanie swoje podtrzymuję. Żyję, więc się uczę. Czasami mam też przyjemność uczyć innych.
portret: rafał placek
Tekst: dr Krystyna Łuczak–Surówka Zdjęcie: Jan Lutyk
DZIAŁ 43 Zydle, proj. Olgierd Szlekys i Władysław Wincze, ok. 1942, prod. warsztaty ŁAD–u w Kłodzku, (jesion, sosna palona) Kura, lata 70., HSG Ząbkowice, (1 duża i 3 średnie) Opakowanie sztućców Hefra Przedmioty pochodzą z prywatnej kolekcji dr Krystyny Łuczak–Surówki
designalive.pl
44 hkjkjhkjh
Gen ciekawoŚci W edukacji trzeba się znaleźć tak samo, jak w życiu. Można brać to, co jest zaprojektowane albo projektować samemu – mówi Agata Wilam – mama czwórki dzieci, inicjatorka Uniwersytetu Dzieci, która bierze sprawy w swoje ręce i zmienia edukację w Polsce. Jej zdaniem, zadawanie pytań wywołuje najlepsze środowisko do uczenia się. Witam więc na lekcji z Agaty Wilam. Co wkodowała nam natura? Po co jest instynkt? Do czego może służyć nóż? Dlaczego warto wrócić do Sokratesa? Jak uczymy się dziś? Co będzie jutro? Co zachwyciło dziś rano? Rozmawia: Ewa Trzcionka ilustruje: alicja woźnikowska-woźniak Zdjęcia: Yulka Wilam
P
rzy jej udziale w Polsce przez ostanie dwie dekady działy się rzeczy ważne. Zawsze orbitujące między wiedzą, kulturą i technologią. Wydawnictwo Pascal, Optimus Pascal Multimedia, Muzeobranie, Onet. pl i Uniwersytet Dzieci – oczko w głowie, o którym opowiada z pełną pasją i dumą. Z Agatą, nominowaną do nagród Design Alive Awards w kategorii Animator, spotkałyśmy się w Krakowie, przy dyniowej zupie. Zjadłyśmy ją prawie zimną, bo rozmowa gnała jak rakieta przez kilka galaktyk. Edukacja, którą znamy, była zaprojektowana na inne czasy. Zaprojektowana jest szkoła, natomiast szeroko rozumiana edukacja – czyli to, co nabywamy, by się w świecie odnaleźć – nie jest, to budowanie rakiety w nieustannym locie. Jesteśmy projektowani przez naturę, przez kulturę, przez miejsca i sytuacje, w których się znajdujemy. I to jest nasz start. To niemal słowa Erika Ericssona, który powiedział, że: „inwencja twórcza rodzi się z przyrodzonego geniuszu dzieciństwa i ducha miejsca”. Zależymy od miejsca, od dzieciństwa, ale potem dużo możemy z tym zrobić. Mamy na to wpływ. Jak to wygląda z perspektywy mamy? Co można zrobić, by zadbać o ten pierwotny kapitał dzieciństwa, by szkoła go nie zaprzepaściła? Takie podejście z góry zakłada relację walki. Wielu zadaje sobie pytanie: Po co w ogóle szkoła jest? Dochodzą do wniosku, że po nic. I podejmują bardzo odważny krok – samodzielnie edukują dziecko w domu. Mamy więc wybór – korzystać ze szkoły lub nie. Moja relacja ze szkołą owszem jest dynamiczna i co jakiś czas na nowo to pytanie sobie zadaję, by od nowa się do niej odnieść i jako mama, i jako osoba animująca edukację. No więc – po co jest szkoła? Z pewnością formuje człowieka do życia w społeczeństwie, które ma jakieś wymogi. Szkoła wychowuje obywateli. Z drugiej strony do szkoły wchodzą jednostki, indywidua, z których każde jest inne – ma swoje potrzeby, słabości, talenty. I wydaje się, że szkoła powinna harmonijnie te dwie kwestie łączyć. Bo nie byłoby dobrze, gdyby szkoła kształciła tylko indywidualności, bez kontekstu społecznego i nie byłoby dobrze, gdyby kształciła tylko tryby społeczeństwa według aktualnego zapotrzebowania. Ta szala przechyla się jednak zależnie od „inwestora” – jeśli jest nim państwo, to inwestuje w obywateli, a jeśli rodzic w domu, to nastawia się na indywidualność. Historia edukacji sięga dalej niż po starożytność. Szkołę zaprojektowano stosunkowo niedawno, jednak już jest anachroniczna. Co więcej, szkoła uczy dziś obywateli, którzy świat będą czynnie
ludzie 45 tworzyć dopiero za kilkanaście lat. Puszczając wodze fantazji, jak widzisz szkołę w przyszłości? Może się bardzo mocno zmienić. Tkwimy w systemie masowego szkolnictwa, który stworzony został w XIX wieku i wtedy miał bardzo dużo zalet. Wielu, którzy nie mieli dostępu do edukacji, ten dostęp wtedy dostało. Obecnie ten model jest chwiejny. Szczególnie poprzez rozrost technologii tak przeobrażającej świat, że dotychczasowa szkoła przestaje mieć sens. Kompetencje przekazywania wiedzy przechodzą gdzieś indziej. Samodzielnie możemy do niej dotrzeć. Nie oznacza to jednak, że nauczyciel przestaje być w szkole potrzebny. Wręcz przeciwnie – wchodzi w rolę mistrza, który wprowadza w świat wiedzy. Takie nauczanie ma korzenie w starożytności. Nie warto do niego wrócić właśnie dziś? Model sokratejski, gdzie mistrz zadaje uczniowi pytania, jest piękny i cudownie byłoby do niego wrócić. Wprawdzie społeczny kontekst się radykalnie zmienił, ale sam model jest ponadczasowy. Jest mi bardzo bliski, bo stwarza najlepsze środowisko do poznawania. Wywołuje motywację uczenia się, zadawania pytań sobie i światu, a także poszukiwania na nie odpowiedzi. I w nurtach nowoczesnej edukacji dokładnie do tego modelu się wraca – uczeń jest w stanie do wszystkiego samodzielnie dotrzeć, tylko trzeba mu taką sytuację stworzyć od dziecka. W dużej mierze tak działają tzw. szkoły demokratyczne. Czym jest szkoła demokratyczna? Mówiąc prosto, to szkoła, w której dziecko mówi, czego chce się nauczyć i nauczanie za tym podąża. Uczeń steruje procesem uczenia, a dorosły jest mądrym mentorem, który mu w tym pomaga. Tu nie ma zewnętrznej podstawy programowej. Bazą dla nauczania demokratycznego jest to samo, co stanowi fundament dla UD – dzieci same z siebie są badaczami. Człowiek jest tak skonstruowany, że chce się nauczyć. Nikt nie zmusza dziecka, by nauczyło się chodzić, łapać grzechotkę. My tego chcemy! Chwytać, chodzić, mówić, potem: czytać, pisać, rozumieć, bo nam to jest potrzebne. Natura wkodowała nam gen ciekawości, który służy po to, by przetrwać. Nie mamy kłów i pazurów, ale mamy coś innego, co pozwala nam się w tym świecie orientować. Więc to nawiązuje do tych rudymentarnych podstaw, musimy tylko umieć do nich powrócić. Stworzyć warunki, by naturalny gen ciekawości mógł zadziałać. To uzmysławia, jaką wagę w poznawaniu świata przez dziecko, ma poznanie samego siebie. To niezwykle ważny element. Poznaj siebie. Potem możesz budować, zmieniać. Masz na to wpływ, masz wolność, rozum, uczucia, zmysły, możliwości wokół siebie. Ale wpierw dowiedz się: kim jesteś? I tu niestety klasyczna szkoła nawala, nie pomaga, nie daje nawet takiej szansy.
Bo skupia się na wyrównywaniu braków względem z góry ustalonego programu i mówi jacy mamy być? Tak. Nie pyta, kim jesteś? nie interesuje się tobą. Moja najstarsza córka Julka wybierając gimnazjum zdecydowała się na takie, w którym rekrutacja polegała na autoprezentacji. Oni chcieli poznać swoich przyszłych uczniów, zobaczyć kim są, czym się interesują, co jest dla nich ważne. To przeważyło. Tworząc UD, chcieliśmy pokazać różnorodność świata wiedzy, by mali studenci mogli poznać siebie poprzez różne dziedziny i poprzez naukowców–mistrzów, których z nimi spotykamy. W programie „Inspiracje”, dziecko ośmio–, dziewięcioletnie doświadcza pięciu gałęzi wiedzy. Zaczynamy od nauk przyrodniczych – fizyki, chemii, astronomii, geologii – od fundamentalnych praw natury, które są, czy ci się to podoba czy nie. Potem mamy nauki humanistyczne, dzieci dowiadują się: kim są, kim jest człowiek? Ale też, że jest twórcą, działa, myśli. Kolejna ścieżka – społeczna – mówi, że nie jesteś sam. Nauki techniczne, to gałąź będąca efektem trzech poprzednich – jako twórcy w poznanej przestrzeni przyrodniczej tworzymy wynalazki; jeśli działamy w grupie, to możemy łączyć kompetencje i motywacje. A piąta gałąź to matematyka, która to wszystko spina strukturą myślenia. Każda z tych ścieżek daje możliwość poznania bardzo wielu tematów. Dzieci poznając teatr, streetart, geologię i matematykę mogą zobaczyć siebie w tym świecie. Dla młodszych dzieci zajęcia są jeszcze bardziej doświadczalne. Maluchy wchodzą w relację ze światem, bawiąc się. Natomiast dzieci starsze, uczniowie 4–5 klas mają już wiedzę – szkolną, życiową, domową, telewizyjną – i są w stanie przetwarzać ją, wyciągając wnioski. Im podsuwamy więc konkretne tematy. A na końcu, na pograniczu podstawówki i gimnazjum jest program „Mistrz i uczeń”, kiedy młody człowiek może przez całe półrocze podążać obraną ścieżką, by zobaczyć, jakby to było, gdybym się tym zajmował. To chyba bolączka wielu zajęć pozaszkolnych, gdy wszystko trwa krótko, bez czasu na przygotowania, rozwinięcie, popełnianie błędów i ich naprawianie. Uniwersytet też ma te ograniczenia. Samodzielne eksplorowanie, dochodzenie do odpowiedzi na pytania jest bardzo ważne, więc w miarę możliwości, staramy się stwarzać naszym studentom takie możliwości, jednak przy wielu ograniczeniach. Znam szkoły, które wręcz na tym bazują i dają możliwość poznania siebie na każdym etapie działania. Łącznie z tym, że jeśli nic ci się nie chce robić, to nie robisz. Trudno, masz stracone pół roku, ale i tak to musisz sam podsumować. Co to za szkoła? Dwójka z naszych dzieci przez kilka miesięcy chodziła w San Francisco do szkoły Brightworks. Założycielem jest Gever Tulley*. Tam nauka oparta jest o projekt i temat designalive.pl
46 Dział
designalive.pl
ludzie 47
przewodni, przykładowo: „Lustra”. Mówiąc o lustrach, myślimy o fizyce, matematyce, sztuce, psychologii. Wpierw uczniowie ten temat eksplorują, potem patrzą, w jakim aspekcie te lustra są dla nich interesujące i podejmują projekt. Na końcu efekty są prezentowane. Więc siłą jest podejście projektowe: wpierw eksploracja badawcza, potem działanie, napotykanie na problemy, rozwiązywanie ich, czasem porażki. Na koniec musisz udostępnić tę wiedzę poza siebie. Nie ma programu nauczania. Robiąc projekt, musisz sam dociekać. Nie ma też przymusu. Jeśli się zdarzy, że uczniowi się nie chce, to może odpuścić, ale on wtedy wie, że to była jego decyzja. Sam musi wyciągnąć wnioski. Paradoksalnie takie doświadczenie straty kilku miesięcy może uchronić go w przyszłości przed stratą kilku lat! Czego takie doświadczenie uczy? Odpowiedzialności, samodzielności i pozwala zrozumieć, że to ja jestem podmiotem uczenia. Jeśli oszukuję, to oszukuję siebie. Więc, jeśli się uczę, to uczę się dla siebie, a nie dla mamy, dla nauczycielki, dla stopni. Bo stopnie nie są wartością, tylko miarą. Pokazują pewną rzeczywistość, tak jak waga pokazuje, ile ważymy. Oczywiście ocena może być niesprawiedliwa, waga może być źle skalibrowana… Czy możemy się nie mierzyć, nie ważyć, nie poddawać ocenie? Jasne. Jednak, jeśli myślimy o nauczaniu, to myślimy o pewnym rozwoju. Sami chcemy wiedzieć, gdzie jesteśmy z tym rozwojem i wtedy jakaś miara jest nam konieczna. Choć można sobie wyobrazić, że nie mierzymy się, tylko gdzieś pędzimy, doświadczamy każdej chwili. To zależy od naszego podejścia do świata, do życia. Nasuwa mi się tu pozytywny przykład fińskiego systemu edukacji. W Finlandii dzieci idą do szkoły w wieku siedmiu lat, a sprawdzane są po raz pierwszy dopiero, gdy mają lat 16. Nie ma ocen, testów, zadań domowych, podziału na lepszych i gorszych. Jeszcze 40 lat temu kraj był uznany za zacofany, a jedynym bogactwem było drewno. W latach 70. ubiegłego wieku przeszedł gruntowną zmianę systemu edukacji, który dziś jest uznawany za jeden z najlepszych na świecie, bo pomógł podźwignąć kraj z biedy, kształcąc społeczeństwo oparte na wiedzy. Dziś zawód nauczyciela stał się prestiżowy, a większość uczniów chce kształcić się na studiach. Ponadto cała edukacja jest finansowana przez państwo. Efekty tej inwestycji widać choćby we wzroście fińskiego PKB. Natomiast szkoła, z jaką mamy do czynienia w Polsce sprawdza ucznia od najwcześniejszego okresu. Kartkówki, testy, sprawdziany – cały system ocen! Trzeba sobie zadać pytanie, co oceniają te oceny? Oceniają sam system! Trudne to…
Stąd może pozorna epidemia wszelakich dysfunkcji, jakie pojawiają się na polu nauczania. Dysleksje, dysortografie, nadpobudliwości psycho–ruchowe, zaburzenia sensoryczne. Co one faktycznie opisują? Że jesteś niedostosowany. Ale do czego? Do życia czy do systemu? Doskonale wiemy, że taki glejt jest potrzebny tylko na etapie szkoły, w późniejszym życiu ta „dysfunkcja” w większości przypadków w niczym nie przeszkadza, a czasem wręcz staje się wyznacznikiem drogi życia. Człowiek, tak jak wszystko, jest coraz lepiej opisany. To wszystko kiedyś też było, ale nie było nazwane. Intencją opisania tych dysfunkcji było, by pomóc, a nie przeszkodzić. W rzeczywistości bywa inaczej. Takie przypadki urosły do rangi epidemii, ponieważ szkoła w centrum stawia ściśle określone kompetencje. W pierwszym okresie nauki dziecko musi czytać, pisać i liczyć oraz musi być grzeczne. Ma siedzieć i słuchać. Szkoła uważa, że te umiejętności są najważniejsze, więc jeśli tu rozwój następuje inaczej, to diagnozuje się problem. A tymczasem nie widzi się problemu, jeśli dziecko jest mało kreatywne lub gdy nielogicznie działa. Według szkoły musisz umieć tabliczkę mnożenia, jednak nie musisz logicznie myśleć. A społeczeństwo się zmienia i „wymusza” nowe kompetencje. W przyszłości będziemy mieć, a właściwie już dziś mamy, dużo wolności, dużo wkoło dostępnych danych, możliwości komunikacji. Tu potrzebna jest samodzielność i odpowiedzialność. Do tego musi przygotować szkoła. Uczyć nawigacji w niewiadomym, bo nikt nie wie, co będzie jutro? Istnieją w nas obawy i napięcia wynikające ze strachu przed inwigilacją poprzez technologię. Polityczna sytuacja też zaczyna się zmieniać… Gdyby do tego się odnieść z UD, to my chcemy pokazać świat tak daleko, jak się da. Chcemy, by dziecko umiało ten świat rozumieć i potrafiło w nim działać. Budujemy na dziecięcej ciekawości, robimy wszystko, by ta ciekawość w nich została. Może się jednak zdarzyć coś, co sprawi, że w przyszłości znowu najważniejsze będą kompetencje pierwotne, na przykład siła w nogach, by uciekać. Wszyscy zaangażowani w edukację przygotowujemy jednak dzieci do zaawansowanego, a nie cofniętego o epoki świata. Tak przy okazji: w Polsce wychowanie fizyczne ma się bardzo dobrze, w porównaniu np. do Stanów Zjednoczonych. Zresztą w Polsce mamy bardzo dużo dobrych rozwiązań i jestem daleka od całkowitego negowania polskiego systemu edukacji. Rozbudowałaś ideę piękną i skuteczną. Gdzie teraz Twoja rakieta popędzi? Do tej pory przez nasze zajęcia przewinęło się ok. 25 tys. dzieci. To niewiele. Ale naszą intencją nie jest budowanie liczb. Staramy się, by temu, kto już znalazł się w naszej
orbicie, dać jak najwięcej, by rozwijał się. W jednym momencie, w czterech naszych ośrodkach: w Krakowie, Wrocławiu, Warszawie i Olsztynie uczy się około sześciu tys. małych studentów. Nie spędzają u nas dużo czasu, spotykamy się kilka razy w miesiącu. Tej liczby jednak nie da się zwiększyć, bo trudno byłoby znaleźć tylu naukowców, zapanować nad tym logistycznie. Natomiast pojawiło się pytanie – co by było, gdyby takie rzeczy działy się na co dzień w szkole? Bo to, że takie fajne rzeczy dzieją się od czasu do czasu w weekendy poza szkołą, to nie ma zbytniego wpływu na rzeczywistość. A ja się nie zgadzam z podejściem, że szkoła jest, jaka jest i szukajmy wiedzy poza nią. Te kilkadziesiąt godzin tygodniowo, miesięcznie daje niewyobrażalną ilość czasu, jaki dziecko wydziela ze swojego życia. Dlatego trzeba działać w szkole. Już zaczęliśmy udostępnianie naszej wiedzy nauczycielom. Bo choć wiele nowoczesnych alternatyw edukacyjnych, przykładowo Khan Academy, funkcję nauczyciela podważa, ja wierzę w nią. Model odwróconej klasy, czyli Khan Academy, zakłada, że nauczyciel jest, jednak nie wykłada wiedzy. Khan Academy zakłada, że w domu uczysz się, oglądając udostępnione filmiki. Tam też poznajesz pewne zagadnienia, pozyskujesz wiedzę, a do szkoły przychodzisz rozwiązywać zadania i tam jest osoba, która ci pomaga w tym. Czy to nie nowa postać mentora? Nauczyciel właśnie wtedy mentorem się staje. Nie jest wykładowcą, ale przewodnikiem, wchodzi z wiedzą tam, gdzie jest potrzebny. I to jest nowa tendencja w edukacji. Tu też pojawia się kwestia technologii w edukacji jako narzędzia, poprzez które możesz sięgnąć po wiedzę. Technologie, jak każdy wynalazek mogą być użyte zależnie od intencji użytkownika. Nóż kroi chleb i jest narzędziem zbrodni. Te decyzje człowiek podejmuje od momentu, gdy podniósł kamień. Razem z mężem, Piotrem Wilamem, tworzycie niezwykle kreatywna parę. Tę kreatywność przekazujecie swoim dzieciom. Córka Julia jest znaną fotografką. Można by pomyśleć, że trafiliście na dobrych nauczycieli. Czy pamiętasz swoich mentorów? Nie mam wspomnień o mistrzach, jednak mam przebłyski tego, co było inspirujące w liceum. Razem z Piotrem chodziliśmy do LO im. Kopernika w Bielsku–Białej i mieliśmy całą gamę ciekawych nauczycieli. Klas było wtedy niewiele, wszyscy znaliśmy się między sobą, mieliśmy poczucie przynależności i wspólnoty. W gronie nauczycieli było sporo indywiduów, którzy wiedzę przekazywali niekoniecznie doskonale. Jednak byli jacyś, byli charakterystyczni i jasno określeni. To miało znaczenie, dało nam impuls do kształtowania indywidualności w sobie. Potem studiowałam w czasach, gdy designalive.pl
48 ludzie
od rzeczywistości należało uciec albo trzeba było myśleć o niej bardzo praktycznie, np. studiować handel zagraniczny. Wybrałam ucieczkę i teatrologię w Krakowie. Robiłam coś, co nie dawało praktycznych umiejętności, ale dawało możliwość obcowania z mądrym światem. Po studiach poczułam, że mam dość teorii, porzuciłam marzenie o reżyserii, byłam spragniona, by zrobić coś bardzo praktycznego. To był początek lat 90. Otworzyło się wiele nowych możliwości i to było bardzo pociągające. I wtedy narodził się Pascal? Tak, wtedy powstało Wydawnictwo Pascal. Rosło i miało się dobrze. Wtedy naturalną koleją rzeczy było przejście w środowisko internetowe. Piotr razem z Tomkiem Kolbuszem założyli Optimus Pascal Multimedia, firmę wydającą CD ROMy – w dużej mierze edukacyjne. Wtedy były przełomowe. To był kolejny krok w kierunku cyfrowego świata. Potem przyszedł czas na Onet. pl, który był wydarzeniem przełomowym. Piotr był współzałożycielem, ja pełniłam funkcję jednego z dyrektorów, byłam też szefem redakcji. A jeszcze później zajęłam się Muzeobraniem, projektem z pogranicza edukacji i multimediów. Sporo tego, jak na jedną osobę. A kiedy odpoczywasz? Z dala od technologii? Masz czas na zachwyty? W przyrodzie naprzykład? W moim życiu świat stworzony przez człowieka dominuje. Jednak, owszem, natura jest w stanie mnie zafascynować, gdy jest ku temu okazja. To są często pojedyncze momenty. Choć jeden taki zdarzył się dzisiaj rano! Potrafisz więc je wyłapać! Absolutnie tak, bo one są kluczowe. Mieszkamy na górce. Mamy widok na Kraków z jednej strony i Tatry oraz wszystko, co pomiędzy nami i nimi z drugiej. Codziennie rano w staję z myślą: „ciekawe co widać?”. Dziś widziałam pasma gór, które wyglądały jak wycięte z kartonu, płasko ustawione jedne przed drugimi. Spowite w mgiełce. Prześwietlone. Było to bardzo teatralne. Tej perspektywy za oknem mamy ze 100 kilometrów i to ma znaczenie. Patrzę też w górę, w niebo i to są te kontakty, bardzo żywe. Warto je kolekcjonować? Ich trzeba doświadczać! Nawet bez konieczności wyjeżdżania w daleką podróż. Czego ci najbardziej brakuje? Najłatwiej powiedzieć wstecz, że czegoś się żałuje, ale ja widzę to inaczej. Jestem już na tyle dużą dziewczynką, że wiem, że życie to sztuka dokonywania wyborów. I nie ma co żałować. Można się jednak czegoś nauczyć. Jest w tym pewien dramatyzm, ale dobry. Czuję, że życie jest takie bogate, muszę z niego wybierać, ale szczęśliwie mam z czego! Powrócę jednak do poczucia braku, bo czuję, że jesteś osobą, która, gdy brak zdefiniuje, to będzie potrafiła coś z tym zrobić. designalive.pl
Za takim pytaniem można by pójść w wiele stron… Czasem brakuje mi odwagi. Siły przebicia. Gdybym działała odważniej, szybciej podejmowała decyzje, mogłabym zajść dalej ze swoimi projektami... Potrzebujesz tego? Czasami tak. Z czego jesteś najbardziej dumna? Z rodziny. Mam dużą, fajną rodzinę. Mamy z Piotrem czwórkę dzieci. Nasza najstarsza córka, Julka już założyła swoją rodzinę. I to jest piękne, że ten „projekt rodzina” działa. Zerwanie pępowiny nie boli? Przy wypuszczaniu z gniazda trzeba zaryzykować. Dać dzieciom wolność. Myślę, że rodzice w Polsce, matki szczególnie, mają z tym problem. Są opiekuńcze, czasami zanadto i to powoduje, że nie do końca wierzą w swoje dzieci. A to jest bolesne dla obu stron. Kiedyś, mam wrażenie, ludzie szybciej dojrzewali do samodzielności życiowej. Dziś są dojrzali… inaczej. Wychowanie odbywa się na zasadzie inkubatora. Projektujemy te dzieci, wypełniamy cały ich czas: prowadzimy do szkoły, po szkole nie mogą „marnować” czasu, więc zapisujemy je na zajęcia rysunku, na basen, tenis czy angielski. Ich życie staje się zaprojektowane, włącznie ze światem wokół, który można im kupić, począwszy od grzechotki. Tymczasem świetną zabawką jest marchewka, która do tego jeszcze smakuje. My jako matki przestajemy zawierzać instynktowi. A w końcu jesteśmy częścią natury, która podpowiada, jak coś zrobić. Są książki, internet, fachowcy, którzy radzą. Ale wystarczy się wsłuchać w siebie. Przecież instynktownie wiemy, że mamy cofnąć rękę, gdy czujemy coś gorącego. I gdy myślimy o dziecku, to czasami trzeba dać mu się sparzyć. Bo więcej uczymy się na porażkach niż na sukcesach? Dokładnie i takie doświadczenie w przyszłości może uchronić go przed czymś bardziej tragicznym w skutkach. My od pierwszych dni budujemy to, kim jesteśmy. Powracając do edukacji – system się wcale nie interesuje, jaki ten człowiek jest, tylko planuje, co my jako społeczeństwo chcemy z tym człowiekiem zrobić? Ponieważ ideę UD chcemy wprowadzić do szkół, prowadzę szkolenia dla nauczycieli. Zaczynam od tego, że pokazuję im zebrane niegdyś pytania od dzieci, które mówią, czego dzieciaki chciałyby się dowiedzieć od naukowców? Pierwsze reakcje nauczycieli są entuzjastyczne, potem pytam, które z tych zagadnień pojawiają się w szkole? Następuje konsternacja, bo niemal żadne. O co dzieci pytają? Co je fascynuje? Siedmio–, ośmiolatki najczęściej pytają o kosmos. A w programie nauczania tego nie mają. Może pojawiają się nazwy planet Układu Słonecznego. Nie ma nic więcej o tym, co jest po drugiej stronie: czy ist-
nieje życie? Jak powstał wszechświat? Czy Księżyc jest zimny? A dinozaury? To zagadnienie drugie w kolejności, jeśli mówimy o dziecięcej fascynacji. I tego tematu też nie ma, tak jak i wielu innych. Ta ciekawość jest kompletnie zlekceważona, a ona jest fundamentem, bo jeśli, ktoś jest zaciekawiony, to sam się chce dowiedzieć więcej, nauczyć. I to tyle! Dalej uczenie jest już proste. Wystarczy pomagać dziecku znaleźć odpowiedź. W UD tych odpowiedzi udzielają naukowcy, natomiast nauczycielom szkolnym pomagamy, przygotowując scenariusze lekcji, oparte na tych wykładach. I jeśli nauczyciel nie ma wiedzy, to dzięki tym scenariuszom może przygotować ciekawe lekcje o dinozaurach czy Księżycu. Dajemy mu tę wiedzę, ale też sposób, jak tego tematu doświadczyć, jak odnieść go do rzeczywistości. Niedawno byłam z moim zespołem w Dolinie Krzemowej i przygotowywaliśmy materiały z naukowcami z Uniwersytetu Stanforda i z NASA. Tam usłyszeliśmy, że szukają takich partnerów jak my, bo dajemy możliwość doświadczania. prowadzenia doświadczeń z dziećmi. Jak wygląda doświadczanie wiedzy w Uniwersytecie Dzieci? Jeśli mamy pytanie od dzieci: „Dlaczego mydło się pieni?” i w odpowiedzi na nie przygotowujemy zajęcia i scenariusz lekcji, to dzieci dowiedzą się „jak to działa” np. odgrywając scenkę w teatrze mikroskopowym, w której cząsteczki mydła „walczą” z brudem i zawiązują sojusz z wodą. Bez potrzeby rysowania na tablicy długich chemicznych wzorów, przez zabawę, dowiadują się, że cząsteczka mydła ma taką część, która uwielbia wodę i drugą, która jej nie cierpi. Ustawia się więc odpowiednio i z jednej strony łapie brud, a drugą wodę. I już. Sześcio- i siedmiolatki, dla których takie zajęcia są przeznaczone rozumieją cały proces. Same w prosty sposób mogą doświadczyć, co to jest napięcie powierzchniowe i jak działa na nie mydło. Do takich doświadczeń bardzo przydaje się na przykład zmielony pieprz i biurowe spinacze, które dzieci próbują umieścić na powierzchni wody tak, by nie zatonęły. Potem jednak, przy pomocy dajmy na to płynu do mycia naczyń zmieniają napięcie i posyłają drobne przedmioty na dno. Odkąd przygotowaliśmy te zajęcia, sama przestałam próbować umyć tłustą patelnię samą wodą. Czego dzieci będą uczyć się od naukowców NASA? Będą się uczyć, jak zważyć Ziemię. www.childrensuniversity.eu www.scenariuszelekcji.edu.pl www.uniwersytetdzieci.pl *) Gever Tulley – naukowiec, informatyk, mówca TED, założyciel Szkoły Brightworks i Szkoły Majsterkowania (Tinkering School), autor książki „50 niebezpiecznych rzeczy (na które powinieneś pozwolić dzieciom)”
DZIAĹ 49
designalive.pl
50 wydarzenia
A Night in the Studio Ina Hyun K Shin, 2014
Home is Bear the Heart is Mister Peebles, 2014
300 lat dzieciństwa 1 800 odtworzonych obiektów, 107 lalek, 300 lat historii. Ekspozycja „Small Stories” to tylko pretekst do refleksji o tym, jak zmienia się codzienność brytyjskich rodzin. Wszystko to podane w poetyce dziecięcej, nie mylić z dziecinną TEKST: SYLWIA CHRAPEK
ondyńskie Muzeum Victorii & Alberta to największe w świecie muzeum sztuki i rzemiosła. Już od czasów założenia w 1852 roku nie miało być tylko klasyczną ekspozycją. Dzisiaj również w muzealnictwie to prekursorzy krzewienia wiedzy o swoich zbiorach (i nie tylko) poprzez doświadczanie. W ofercie, poza tradycyjną działalnością wystawienniczą, można znaleźć wydzielony Departament Nauki z unikalną ofertą. Poprzez wydarzenia, warsztaty oraz inne aktywności pracownicy starają się rozbudzić kreatywność i radość z tworzenia w każdym, bez względu na wiek, promując tym samym ideę uczenia się przez całe życie (lifelong learning). Przykładami takich działań są choćby warsztaty, na których dzieci czerpią inspirację i pomysły z muzealnych zbiorów, by później pod czujnym okiem pedagogów, artystów i projektantów stworzyć coś własnego – trójwymiarowe książki, cyfrowe wzory zainspirowane Bliskim Wschodem czy modele architektoniczne. Dla starszych uczniów prowadzi się tu cyklicznie spotkania dotyczące ich rozwoju: kariery w zawodzie projektanta czy tworzenia gier komputerowych. Są też zajęcia przeznaczone dla osób, które klasyczną edukację już zakończyły i szukają sposobów na przyszłość. Tutejszy Library (A Recent Plan) Liberty Art Fabrics Interiors, 2014 designalive.pl
zdjęcia dzięki uprzejmości Victoria and Albert Museum, London
I always Dreamed of an Underwater Aquarium Bathroom, Katy Christianson, 2014
Monsters in the Pantry Peter Marigold, 2014
Offline Hideaway Dominic Wilcox, 2014
Wilderness Dreams Orly Orback, 2014
The Longest Party Table in the World PriestmanGoode, 2014
kurs projektowania i szycia ubioru dla młodych kobiet odbywa się w świetle największych twórców. Zbiory V&A posiadają bowiem kolekcje największych mistrzów igły, a organizowane tu pokazy mody „Fashion in Motion” prezentują szerszej publiczności dzieła najlepszych projektantów. Jednym z wydziałów V&A jest dedykowane najmłodszym Muzeum Dzieciństwa (Museum of Childhood) położone w londyńskiej dzielnicy Bethnal Green. To nie tylko wystawa, ale także, a może przede wszystkim, miejsce spotkań. Wśród proponowanych aktywności są tu m.in.: sensoryczne narracje, demonstracje, sesje sztuki i robótek ręcznych oraz wiele więcej. Wśród organizowanych wydarzeń można też znaleźć „London’s Children Book Swap”, czyli społeczną akcję wymiany dziecięcych książek. Jednym z przykładów synergii świata muzealnego z potrzebą alternatywnych form edukacji jest ekspozycja „Small Stories”. To krótkie, ale jakże treściwe, opowieści zbudowane na fundamentach najpiękniejszych domów dla lalek. „Small Stories” odkrywa detale codziennego życia brytyjskich rodzin, ich zmieniających się na przestrzeni lat relacji rodzinnych, tradycji, poczucia smaku i elegancji, przeobrażającej się mody czy różnic społecznych. To międzypokoleniowa podróż do miniaturowych światów i ich małych kłótni, przyjęć, zbrodni czy zwyczajnych popołudni. Misternie wykonana kolekcja zanurza się w trzystuletnią historię. Pracownicy muzeum przywołali do życia aż ponad 1 800 obiektów, w tym 107 lalek. – Domy dla lalek mogą być autobiograficzne bądź kreować fantastyczne światy. Te wyjątkowe przestrzenie, to depozyty prawdziwych wspomnień, fantazyjnych pomysłów, a często także trwającego wiele lat poświęcenia – mówi kuratorka wystawy Alice Sage. Wystawa „Small Stories” została uzupełniona o twórcze warsztaty. Dzieci, pełne wrażeń po obejrzeniu wystawy i wysłuchaniu opowieści, mogą przejść do kreowania elementów własnego miniaturowego świata: książek, tapet czy mebli. Poznają sztukę, rzemiosło i historię nie tylko poprzez spoglądanie na nie z daleka, ale i poprzez naukę ich współtworzenia, przez co sami stają się ich częścią. Wystawa „Small Stories” otwarta jest do 6 września 2015 roku. Później ma się znaleźć w innych częściach Wielkiej Brytanii, Europy oraz w Stanach Zjednoczonych, www.vam.ac.uk/moc designalive.pl
52 Dział
W pracy nad deską surfingową wykorzystywane są elektronarzędzia. Dorota dokumentowała każdy etap
designalive.pl
DZIAŁ 53
Zaplanowałam Ewolucję Dorota Kabała. Projektantka. Założycielka studia We design for physical culture. Właśnie wróciła z Brazylii, skąd przywiozła własnoręcznie wykonaną deskę surfingową i wiedzę na temat procesu jej powstawania Tekst: Julia Cieszko Zdjęcia: We design for physical culture
designalive.pl
T
o nie jest obrazek z plażą i oceanem na tle zachodzącego słońca. To nie jest historia tylko o Dorocie Kabale, choć to właśnie ona nam ją opowiada. Bohaterów jest więcej: surfing, sport, Brazylia i projektowanie, a przede wszystkim życiowy stan idealny, w którym pasja spotyka się z pracą. Umówić się na rozmowę jest trudnym zadaniem, bo czasu Dorota obecnie ma niewiele. Za chwilę wyjeżdża na targi do Kolonii, na których pokazana zostanie wystawa jej projektu, stamtąd na wykład do poznańskiej School of Form. Dla wielbicielki surfingu spotkanie z Dorotą jest prawdziwym wyzwaniem. No bo jak tu nie zazdrościć tych fal w Ameryce Południowej i to na zrobionym przez siebie sprzęcie? Od początku wiedziałam, czego nie chcę przekazać poprzez nasze wspólne spotkanie. Historia dziewczyny, która pojechała do Brazylii i nauczyła się robić deski surfingowe zakrawa o łatwo wpadający romantyczny banał. Nie będzie to rozmowa z osobą, która miała szczęście i pieniądze, by pojechać i zrobić coś spektakularnego, bo przecież w oczach przeciętnego Europejczyka, shaping deski blisko plaży z pewnością należy do takich wyjątkowych atrakcji. Nie było fajerwerków, nie wygrała w totka, nie zrobiła tego dla jednorazowego efektu promocji. Historia owszem jest wyjątkowa, ale przede wszystkim jednak zaplanowana. Osadzona racjonalnie w zawodowych i życiowych pomysłach Doroty. Surfing to dla wielu sposób na życie, a nawet na jego przetrwanie. Przypadłość, która potrafi od rana do wieczora wypełnić każdą myśl. Warunki pogodowe, pływanie, treningi, wyjazdy. Cel: złapać najlepszą falę. Do tego jest jeszcze muzyka, moda, fotografia, film, gdzie surfing staje się głównym bohaterem. Co ciekawe, większość osób śledzących i podziwiających ten sport, wcale go nie uprawia. Chcą po prostu oddychać tym powietrzem, należeć do tej elitarnej grupy, ubierać się tak samo, tak samo żyć. Australia, Brazylia, Portugalia, Polska. Przemysł surfingowy fakturuje miliardy rocznie. Największe marki odzieżowe sprzedają więcej T-shirtów i strojów kąpielowych, tylko dlatego, że pozycjonują się poprzez ocean i fale. Wizerunek wolnego, żyjącego designalive.pl
w zgodzie z naturą surfera wykorzystują w reklamach nawet firmy ubezpieczeniowe. Po prostu wielu z nas kręci surferskie życie hipisa. Co jest tak porywającego w tej dyscyplinie? To, że łączy się z plażą i wodą, widokiem raju z palmą, że z definicji wymaga pięknej pogody? Niekoniecznie. Bo co na to powiedziałaby silna ekipa z Polski, dla której grudniowy surfing we Władysławowie jest standardem. Jedni potwierdzą, że to wolność, styl życia, inni, że po prostu sport i adrenalina. Dla Doroty Kabały surfing nie jest jednorazową fascynacją i modnym dodatkiem w czasie wolnym. To silne połączenie pasji i pracy, poszukiwana przez wielu z nas idealna symbioza. Dla dziewczyny, która od dziesiątego roku życia trenowała pływanie synchroniczne, woda i fale to naturalne środowisko – nasi wspólni znajomi na wyjazdach surfingowych nazwali ją „foką”. Wprowadzenie sportu w życie zawodowe okazało się tylko kwestią czasu. Warszawa. Początek roku. Zima jeszcze nie przyszła. Z Dorotą spotykamy się na Starej Ochocie w jej biurze. Kamienica międzywojenna, typowa dla tej okolicy. Białe, wysokie ściany. Za krzesłem oparte deski: kite, deskorolka, snowboard. Praca wre. Dorota przygotowuje się do kolejnej wystawy polskiego designu. Gdzie następne pływanie? – Maroko – odpowiada z uśmiechem. – Chcesz JĄ zobaczyć? – No jasne! – odpowiadam podekscytowana. Z opartego o ścianę pokrowca wyciąga białą deskę surfingową z charakterystyczną grafiką. Typ zbliżony do „funboard”, najczęściej nazywana Evolution. – Te trzy czarne „X” symbolizują miejsca, które determinują tworzenie deski. Widzisz podpis? To nasz wspólny: shapera, który mnie uczył i mój – tłumaczy, delikatnie odwracając deskę na drugą stronę. – Pamiętam ten moment, kiedy przywiozłam ją do Polski. Owinięta kilkanaście razy w folię ważyła dwa razy więcej. Miałam obawy, że coś się z nią stanie. To prawie jak z dzieckiem. Dorota lubi dobrze wykonane rzeczy. Pojechała do Brazylii nie tylko surfować i wrócić z własną deską, ale przede wszystkim zdobyć wiedzę na temat procesu jej wykonania, spotkać się z rzemieślnikami, którzy ręcznie je wykonują, podpatrzeć ich pracę. Nawet nauczyła się portugalskiego, by móc z nimi rozmawiać. – Pamiętam, jak na trasie Poznań – Warszawa, w pociągu umawiałam się na spotkanie z shaperem spod São Paulo. Byłam pod Kutnem i rozmawiałam z gościem z małego miasta w Brazylii. To było tak absurdalnie proste, że aż nierealne! Różnica między ręcznie wykonaną deską a tą wyprodukowaną seryjnie, nawet w procesie masowej personalizacji, jest zasadnicza. Z jednej strony to rodzaj doświadczenia i emocji – masz sprzęt, który powstał specjalnie dla ciebie. Jak podkreśla Dorota, jest to wyjątkowa relacja z produktem i jego kontekstem. Rzemieślnik, lokalny lider, duchowość. Z drugiej, istnieje jeszcze bardziej praktyczna przyczyna. Wiele
ludzie 55
Dorota pracowała w warsztacie shaper'a, w którym uczyła się rzemiosła, i w którym wykonała swoją pierwszą deskę
designalive.pl
osób pływa na sprzęcie niedostosowanym do swoich umiejętności i ciała, ignorując pierwszy, niezwykle ważny, etap wyboru, czyli poznania siebie na wodzie, trafnej oceny własnych umiejętności. – Byłam tego przykładem. Gdy stanęłam na wykonanej przez siebie desce, nie mogłam uwierzyć w rezultat. Zaczęłam naprawdę surfować. Spersonalizowany sprzęt z fabryki oczywiście jest dobrym rozwiązaniem. Pod warunkiem, że naprawdę wiesz, czego potrzebujesz. Właśnie dlatego chcemy robić deski dla innych, pomagać w wyborze i wspólnie z klientem stworzyć unikatowe, funkcjonalne rozwiązania. Dorota przeszła przez wszystkie etapy designalive.pl
rzemieślniczej pracy: dobór parametrów deski, definiowanie jej formy, wykończenie powierzchni – wszystkiego nauczył ją brazylijski shaper. To była relacja uczeń i mistrz. On pokazywał. Ona bardzo szybko łapała. Zawsze miała zdolności manualne, zarówno te wrodzone, jak i wyćwiczone, łatwość w ocenie symetrii, „oko” projektanta. Wszystko to pomogło jej w rzemieślniczej pracy. Zdobyła know how. – Przez te dwa miesiące spędzone w Brazylii po prostu się uczyłam. Codziennie rano jechałam na plażę, często na stopa. Dwie sesje surfingu po kilka godzin. Odpoczynek, sok ze świeżych owoców i spanie. Wraz z zachodem słońca zabierałam się za deskę
w warsztacie. Zapisywałam, podpatrywałam, naśladowałam. Zamknięte pomieszczenie, ostre światło jarzeniówki, a ja prawie jak w transie, cała w białym pyle, chodziłam dokoła deski. Najpierw jest szlifowanie, wyznaczanie, usunięcie zbędnych części materiału. Kolejne etapy to finalizowanie kształtu i wyrównanie. Fascynacja surfingiem u Doroty nie kończy się tylko na pływaniu i projektowaniu. Zależy jej również na tym, by odczarować, ekskluzywne myślenie o tej dyscyplinie, bo w swej naturze jest to sport demokratyczny, nie wyklucza, nie wynika ze stanu posiadania. To nie tylko subkultura, poszukiwanie dobrej zabawy, spotkania z ludźmi i wspól-
ludzie 57 W procesie ręcznego wykonania deski surfingowej wykorzystywane są m.in. proste narzędzia dostosowane do poszczególnych etapów pracy
ne wyjazdy. Brazylia jest tego najlepszym przykładem. W kraju, w którym są prawie trzy miliony surferów i trzy tysiące kilometrów wybrzeża, surfing stał się powszechny. Kluby sportowe otwiera się nawet w biednych fawelach. – To nie jest sport dla bogatych, to nie tam jeżdżą gwiazdy. Ludzie uprawiają go po pracy, wskakując w stare koszulki. Niezwykle ważne było dla mnie, by nauczyć się robienia deski w kraju, w którym uprawianie surfingu jest elementem jego kultury. To trochę jak narty na Słowacji, wszyscy jeżdżą i nikt z tego nie robi sensacji, jest to zwyczajna część życia. Ciekawa byłam, kiedy w jej głowie powstał
ten ambitny plan? – Zawsze chciałam zrobić własną deskę surfingową. Pod względem stosunku formy do funkcji, jest to najczystszy produkt, jaki znam. Wszystkie elementy są uzasadnione, wszystkie wymiary determinują działanie. A przy tym jest piękna. Żałuję, że inne otaczające nas przedmioty nie są tak idealne. Poza tym deska surfingowa to coś więcej niż używany przez ciebie sprzęt sportowy. To jest bardziej emocjonalna więź, którą można porównać do związku, jaki łączy dżokeja z koniem. Na pytanie o jej pierwszą beczkę, czyli wpłynięcie pod dużą falę, reaguje rozbawiona: – Żeby była jasność. Ja nie surfuję dobrze. Bardzo szybko się uczę, ale jestem
na początku swojej drogi. Owszem, mój instruktor żałuje, że nie filmował mnie od początku –miałby film promujący szkołę i mój progres. Dorota, trzymając kawałek materiału, z którego powstała jej deska, naśladuje ruch szlifowania. – Wiesz, to jest pamięć mięśni. Tego nie zapominasz. Dźwięk ocierania papierem ściernym o piankę wzbudza we mnie ekstatyczną radość. Chciałabym móc to zrobić jeszcze wiele razy. Ciekawe, że mały skrawek tworzywa sztucznego staje się pretekstem do dalszej rozmowy o restarcie zawodowym, zmianach, Brazylii i sposobie na życie. Gdy w 2012 roku zakończyła pracę w swoim poprzednim
58 ludzie Dorota Kabała specjalizuje się w projektowaniu dla branż sportowych oraz samych sportowców. Współwłaścicielka studio We design for physical culture pracującego dla producentów sprzętu sportowego oraz instytucji wspierających rozwój sportu i rekreacji, m.in. Stadionu Narodowego i Nobile. Projektant i kurator wystaw The Spirit of Poland w Brazylii. Współtwórczyni marek Knockoutdesign i Shinoi. Wykładowczyni School of Form na wydziale Industrial Design
studio projektowym, zatrzymała się na moment i zastanowiła, czego tak naprawdę chce? Nie od razu przyszła odwaga do stworzenie własnej marki. – Jest takie miejsce nad jeziorem na Mazurach. Zawsze tam przychodzę, siadam i myślę, gdy pojawia się pytanie: „Co dalej?” Poszłam z notatnikiem i postanowiłam nie wracać dopóki czegoś nie zaplanuję. Wypisałam elementy, z których składa się moje życie: co mam w swoim portfolio, jakimi kompetencjami i kontaktami dysponuję. Gdzieś w środku zawsze chciałam projektować sprzęt sportowy. Dlaczego nie spróbować właśnie teraz? Zanim powstało We design for physical culture, które w swoim dorobku ma już współpracę z takimi liderami rynku jak Nobile, Dorota miała dwa życia: projektowe i sportowe. Pół dnia spędzała w dresie i adidasach, a drugie pół w białej koszuli na wernisażach, z których i tak uciekała na basen. Przemyślała więc, podsumowała i pozwoliła na to, by pasja połączyła się z życiem zawodowym. Sport powoduje, że potrafi wygenerować największą motywację z możliwych. Wraca przed komputer z przyjemnością, a jej entuzjazm utrzymuje się przez cały czas trwania projektu. Praca przestała być tylko obowiązkiem. – Mam studio, które zajmuje się projektowaniem dla sportu i wszystko, co robię odnoszę właśnie do tego. Nie wierzę w projektowanie sprzętu bez uprawiania danej dyscypliny. Jeżeli chcę, by nasze studio pracowało dla jakiejś dziedziny, wiem, że muszę jej spróbować. Jakiś czas temu były też biegówki, a nawet parkour. Surfing okazał się jednak sportem, który najbardziej ją pochłonął. Uzasadnia wszystkie treningi i poranny basen o siódmej rano. Dorota jest typem sportowca pod każdym względem. Jeśli coś robi, to ma to mieć sens. Dyscyplina, wytrwałość, logiczny plan. Tak było i z surfingiem. Choć spróbowała po raz pierwszy pięć lat temu w Nowej Zelandii, to jednak decyzję o tym, że zajmie się tym na poważnie podjęła dopiero, gdy pozwoliła jej na to praca. – Wszystkie moje zainteresowania, które dotychczas wpychały się w wolne chwile, wakacje, nagle znalazły uzasadnienie. Stały się wsparciem dla mojego zawodu. Surfing przestał być tylko zabawą. Stał się drogą to tego, by dobrze projektować. Egzotyczne wakacje, suszące się bikini i zdjęcia brazylijskiej plaży to nie był scenariusz, który przyjęła Dorota. – Teraz, gdy siedzę na mojej desce i czekam na falę, widzę cały ten proces. Widzę warsztat shapera, siebie z papierem ściernym i myślę: „No dobra, zrobiłam deskę”. A przecież jeszcze dwa lata temu sądziłam, że gdy tego dokonam, świat będzie inny. Myliłam się, stało się to po prostu częścią mojego życia. – Rozmawiasz teraz ze mną, ale tak naprawdę to chciałabyś być gdzieś indziej? – Na razie czuję, że bycie w Warszawie ma sens. Często podróżuję, ale zachowuję równowagę, by nie żyć od wyjazdu do wyjazdu. Zmierzam do tego, by mieć przyjemność z życia non stop, by czuć, że jestem w moim miejscu bez względu na położenie geograficzne. designalive.pl
60 sztuka życia
ZEW
Przyroda jest niedoskonale doskonała, pełna swobody i nieskończonych możliwości, z błotem i pyłem, pokrzywami i niebem, chwilami transcendentnych doświadczeń i zdartymi kolanami. Co się stanie, jeśli te wszystkie elementy dzieciństwa ulegną erozji, gdy młodzi ludzie nie będą już mieli czasu ani przestrzeni na zabawę we własnym ogródku, jeżdżenie rowerem po ciemku w świetle gwiazd i księżyca, spacery przez las w stronę rzeki, leżenie w wysokiej trawie w gorące lipcowe dni, oświetleni przez poranne słońce, […]? – Richard Louv, „Ostatnie dziecko lasu”
Tekst i zdjęcie: Ewa Trzcionka
Publikacja, która zmienia. Kąt patrzenia na siebie, na społeczeństwo, na rodzinę i na świat systemów, jakie nas zawierają – tych kulturowych i tych naturalnych, o których znaczeniu zapominamy. „Ostatnie dziecko lasu” w podtytule sugeruje: „jak uchronić nasze dzieci przed zespołem deficytu natury”. I choć nieufnie podchodzę do kolejnych definicji, szufladek i określania deficytów, to w tym wypadku lektura pozwoliła odetchnąć. Pomogła nazwać coś, co podświadomie uwiera od dawna. A skoro „zrozumienie to rodzaj ekstazy”, cytując za astrofizykiem Carlem Saganem, to życzę takich właśnie ekstaz podczas czytania i dalszych samodzielnych przemyśleń i obserwacji. Pisana 10 lat temu przez amerykańskiego dziennikarza Richarda Louva książka, jest dziś w Polsce nadzwyczaj aktualna i potrzebna. Szczęśliwie nasze związki z naturą są silniejsze niż w kraju za oceanem, możemy więc jeszcze zapobiegać, zanim trzeba będzie leczyć. Louv w obszernym opracowaniu pokazuje niezwykle silne związki między kreatywnością, życiem społecznym, rozwojem emocjonalnym a doświadczaniem świata przyrody w dzieciństwie. Uniwersalne obserwacje i ciekawe wnioski zawarte w tej książce przydadzą się nie tylko rodzicom. Coraz szybszy, często wirtualny świat przepełniony jest danymi, nie daje jednak szans na rzeczywiste doświadczanie wszystkimi zmysłami i na rozumienie. W świecie „płaskich” informacji, zakazów, nakazów i sugestii nie jesteśmy w stanie działać za pomocą naturalnego instynktu. Rośnie zatem nasza wiedza teoretyczna i rozwijają się pewne rodzaje inteligencji, maleje jednocześnie samodzielność życiowa i zaradność, której nauczyć można się jedynie poprzez żywe doświadczanie. Lektura pełna jest nie tylko teorii i badań. Skupia na swoich stronach konkretne przykłady osób wiążących dzieciństwo z obcodesignalive.pl
waniem z przyrodą. Architekt przywołuje, czego nauczyło go budowanie baz i domków na drzewie. Poeci wspominają chwile transcendentnego zachwytu, jakiego doznawali dzięki przyrodzie. Projektanci wspominają możliwości, jakie dawała przyroda poprzez tzw. części swobodne pobudzające do działania. Wielu zachwyca się klockami Lego, które są właśnie takim zbiorem części swobodnych. Jeśli tylko dziecku pozwolimy zburzyć komplet i działać na nowo, po swojemu. Nie zastanawiamy się jednak, że najbogatszym zbiorem części swobodnych jest natura z całą swoją obfitością roślin, zwierząt, piasku, kamieni, strumieni, gałęzi, siły wiatru, ciepła i mrozu. „Kontakt z przyrodą pozwala dzieciom zrozumieć zasady naturalnych systemów poprzez bezpośrednie doświadczanie. Mogą poznać takie podstawowe zjawiska jak sieci zależności, obiegi materii i energii oraz procesy ewolucyjne. Uczą się, że przyroda opiera się na jedynym w swoim rodzaju procesie regeneracji”. Życie naszych „młodych” jest coraz bardziej usystematyzowane, ograniczane pozorną przyjemnością i sztucznymi atrakcjami. Ciekawymi tylko na chwilę. Według przytoczonych przez Louva badań przeprowadzonych w Szwecji, dzieci bawiące się na zorganizowanych placach zabaw często zajęcie przerywają i zajmują się kolejnym, szybko też się nudzą. W miejscach pełnych natury potrafią budować wielodniowe scenariusze zabaw. „Gdy dzieci
bawiły się na placach zabaw ich hierarchia została ustalona przez zdolności fizyczne. Gdy zabawa przeniosła się w tereny zakrzewione, pełne traw, drzew dzieci zaczęły odgrywać role, udawać pewne sytuacje. Pozycję dziecka w grupie wyznaczały umiejętności językowe, kreatywność i pomysłowość”. Przyroda, to nieskończone pole eksploracji, kreatywności, ale też niebezpieczeństw. Tego też nam brak – strach, ból, porażka to elementy natury naszej i tej otaczającej, to narzędzia nauki. Na stronach książki John Rick, nauczyciel gimnazjum wspomina doświadczenia, jakie nabył przy budowaniu domku na drzewie: „Dzięki naszym porażkom dowiedzieliśmy się dokładnie, jak wszystko działa. Rozumieliśmy prawa fizyki na długo, zanim zaczęliśmy się o nich uczyć w szkole”. Oddzielenie nas od świata przyrody grozi nie tylko z powodu rozwoju technologii i kurczenia się dzikich terenów oraz oddalania się od nich, ale również z powodu, paradoksalnie, prawa. „Żadna z nowych technologii informacyjnych nie korzysta z dotyku, wszystkie starają się oddzielić od bezpośredniego doświadczenia. Dodajmy do tego wzrost stopnia kontroli w miejscu pracy i szkole, gdzie zabrania się nam albo mocno zniechęca do jakiegokolwiek fizycznego kontaktu i pojawia się problem”. Młode naczelne umierają z braku kontaktu dotykowego… Tak, to o nas.
rzeczy 61 NEON to ostatnio bardzo popularna forma identyfikacji wizualnej. Uświadomiliśmy sobie, że w naszej redakcji również mamy dla niego miejsce. Czarodzieje szkła z firmy Kapilar wykonali dla nas projekt specjalny. Logo „Design Alive” rozbłysło! Unikat, www.kapilar.pl
sesja nr 14 To już dwa lata sesji zdjęciowych. Tu, co kwartał pokazujemy meble, książki, ubrania i różne drobnostki, które wpadły nam w oko. Zmieniają się obiekty, paczki przychodzą i odchodzą. Wszyscy kurierzy i spedytorzy znają nas już doskonale! Część u nas zostaje. Przedmiotów oczywiście, choć kurierzy też czasem na kawę zostają. Redakcja „Design Alive” zmienia się w swoistą galerię i biblioteczkę najlepszych książek, może przyjdzie czas, by drzwi otworzyć szerzej? Tymczasem kolejna porcja inspirujących lektur i przedmiotów do kochania OPRACOWANIE: ANGELIKA OGROCKA, ZDJĘCIA: MARIUSZ GRUSZKA
designalive.pl
62 rzeczy PLECAK jednoosobowej firmy Farmer's Racer. Lars Gustavsson pomysł ręcznie szytych toreb zaczerpnął z kultury dziewiętnastowiecznych marynarzy. Idealne na zmienne warunki pogodowe – skóra wprost ze śnieżnobiałych wołów oraz woskowana bawełna przetrwają zarówno wiatry, jak i ulewy. Obiekt nie tylko pojemny, łatwy do utrzymania w porządku, ale też pełniący rolę pamiętnika – historia użytkowania pozostawia ślad. 270 euro, www.farmersracer.com DODATKI niemieckiej marki tekstylnej Sieger. Cechą charakterystyczną produktów wychodzących spod znaku gwiazdy jest zestawianie wielu, często nietypowych barw ze sobą, które urozmaicą stonowaną i klasyczną garderobę każdego mężczyzny. Szal kosztuje 229 euro, pasek – 98 euro, a poszetka – 57 euro, www.sieger-germany.com POSZUKIWACZE to główni bohaterowie publikacji „The Outsiders. New Outdoor Creativity”. Zarówno w wersji znanych gadających głów takich jak: polarnik Arved Fuchs, narciarz Ane Enderud czy kajakarz Mark Kalch, jak i miejsc, do których chętnie udajemy się, szukając harmonii, ukojenia i spokoju w czasie przeznaczonym na urlop lub ucieczkę od obowiązków. Gestalten, 39,90 euro, www.shop.gestalten.com AKCESORIA kuchenne Normann Copenhagen. Seria zaprojektowana przez Simona Legalda składa się z: wałka, pieprzniczki, solniczki i moździerza. Obiekty wykonano z drewna dębowego, a ich trzonki i uchwyty z marmuru. Do kupienia pojedynczo od 74 euro lub w pakiecie, www.normann-copenhagen.com
designalive.pl
DZIAŁ 63
KOOPERACJA Polski i Turcji z okazji 600–lecia przyjaźni między krajami zaowocowała wystawą oraz publikacją. „Cook for book” to 12 przepisów trzech cenionych tureckich kucharzy i polskiego mistrza Tomasza Trąbskiego z restauracji Concordia Taste w Poznaniu. Książka wydana w polskiej i angielskiej wersji zarazem, www.culture.pl LAMPA Eikon Basic Mint studia projektowego Schneid. Nilas Jessen i Julia Mülling dbają o poszanowanie środowiska, toteż ich drewniane obiekty zrealizowano z nie lada pieczołowitością. Minimalistyczne obiekty pozwalają na zmianę abażurów, kiedy tylko przyjdzie nam na to ochota. 249 euro, www.schneid.org NACZYNIA powstałe we współpracy bolesławieckiej fabryki ceramiki, Oskara Zięty oraz Galerii Wnętrza z Wrocławia, która stoi za tą inicjatywą. Projektant znany z uwielbienia dla innowacyjnych technologii, zaproponował nietypowe dekoracje kubków, podkładek i talerzy. Do wyboru m.in. te z czcionkami Mariana Misiaka, stadem kruków lub słojami drzew. Koncept z możliwością produkcji, www.polish-pottery.com.pl
designalive.pl
64 Dział
designalive.pl
rzeczy 65 ← WAZON Malwiny Konopackiej. Na motyw przewodni projektantka wybrała oko, twierdząc, iż to figura niezwykle pojemna znaczeniowo i graficznie. Na co dzień zajmuje się szeroko pojętą ilustracją, toteż produkty zdobi własnoręcznie. Wyżłobione wzory determinują wrażenie trójwymiarowości. 1 500 zł, www. facebook.com/malwinakonopacka KOMPLET kawiarniany Marii Jeglińskiej. Mała Czarna to hołd dla socrealistycznych lokali, których wyposażenie stanowiły zazwyczaj siedziska z metalowego drutu. Krzesło zdaje się być przeniesione prosto z kartki i narysowane w przestrzeni. W fazie produkcji, www.mariajeglinska.com ALBUM pokazujący ponad sto plakatów filmowych, teatralnych i społecznych autorstwa Andrzeja Krajewskiego. Publikację „Moje okładki” rozpoczynają artykuły Tytusa Klepacza i Krzysztofa Lenka na temat życiorysu i twórczości rysownika, malarza, plakacisty. Korporacja ha!art, 40 zł, www.ha.art.pl KOMPENDIUM autorstwa Caroline Roberts i Lawrence'a Zeegena. W pięciu rozdziałach „50 lat ilustracji" odnajdziemy przegląd najważniejszych sylwetek światowych artystów. Wśród nich na wyróżnienie zasłużyli także polscy ilustratorzy, w tym: Franciszek Starowieyski, Rafał Olbiński czy Roman Cieślewicz. Top Mark Centre, 129 zł, www.tmc.com.pl
PRZEGLĄD realizacji fińskiego studia. Już okładka „Lahdelma&Mahlamäki Architects: Works” pokazuje, jak duży wpływ na świat polskiej architektury mieli jego twórcy. Muzeum Historii Żydów Polskich jako jedno z dwudziestu obiektów z naszego kraju było nominowane do nagrody im. Miesa van der Rohe. Wydawnictwo Rakennustieto Oy, 58 dolarów, www.rakennustieto.fi RETROSPEKTYWA, a zarazem pierwsze obszerne opracowanie twórczości odważnej, będącej fenomenem formacji. W publikacji „Agresywna niewinność. Historia grupy Luxus” przeplatają się historyczne eseje z rozmową sterowaną przez Piotra Rypsona. Na deser niepublikowane wcześniej ilustracje. Wydawnictwo BWA Wrocław – Galeria Sztuki Współczesnej, 50 zł, www.bwa.wroc.pl WYWIAD z Wiesławem Borowskim, współzałożycielem i wieloletnim dyrektorem Galerii Foksal. „Zakrywam to, co niewidoczne” to trochę autobiografia, trochę opowieść o artystycznej formacji. Przez historię prowadzą nas historycy i krytycy sztuki: Adam Mazur i Ewa Toniak. Za kompilację odpowiada wydawnictwo 40 000 malarzy. 39,90 zł, www.40000malarzy.pl
OPRACOWANIA pod redakcją Andrzeja Szczerskiego. Zainicjowana przez wydawnictwo DodoEditor seria „Modernizmy” pokazuje najlepsze realizacje w tymże nurcie na ziemiach Polski. Dotychczas wydano dwa tomy. Pierwszy oprowadza po województwie krakowskim, Zakopanem oraz uzdrowiskach Beskidu Sądeckiego. Drugi, najnowszy, skupia się na Katowicach, beskidzkich kurortach, a także śląskich ikonach. Każdy tom to koszt 95 zł, www.dodoeditor.pl ANALIZA małżeńskiego duetu historyków designu. Charlotte i Peter Fiell pokazują ewolucję projektowania, wychodząc od prehistorii, skupiając się na czasach obecnych, by dojść do hipotez futurystycznych. „Design. Historię projektowania" otwiera maksyma Anthonego Bertrama tłumacząca design jako tworzenie rzeczy zaspokajających potrzeby ludzkie. Wydawnictwo Arkady, 89,90 zł, www.arkady.com.pl
PRECJOZA Agaty Bieleń. Minimalistyczna, tworzona ręcznie ze stali szlachetnej biżuteria, w której uwidacznia się umiłowanie klasyki i architektury. Lekkie, subtelne formy zaskakują trójwymiarowością i solidnością wykonania. Na zamówienie, dostępne od 135 złotych, www.agatabielen.com PIERŚCIONKI marki June Design, czyli jednoosobowej firmy Katarzyny Wójcik. Rzemieślniczy kunszt przenika się z precyzją geometryczności poprzez ręczne wykonanie, co nadaje poszczególnym egzemplarzom wyjątkowości. 229 zł, www.junedsgn.com
designalive.pl
66 Dział
WAŁKI Blackroll Polska usprawniające motorykę ciała. Odpowiednie dla osób po zabiegach medycznych, jak i dla tych uprawiających sport rekreacyjnie. Poprawiają gibkość ciała, balans, siłę. Kompaktowe, łatwe do czyszczenia, wodoodporne. Dostępne w różnych rozmiarach i kolorach. Od 49 zł, www.blackroll.com.pl TORBY sopockiej marki Code Zero. Żeglarki klimat to zasługa nie tylko zaprojektowanych wzorów, ale i materiału, z jakiego powstały obiekty. Twórcy bowiem szyją je z odzyskanych starych żagli. Do wyboru kilka rozmiarów. U nas gości średnia dakronowa (do kupienia za 229 zł) oraz duża wykonana z materiału żaglowego (za 259 zł), www.codezero.pl FOTEL o oryginalnym kształcie Przemysława „Maca” Stopy dla Profim. Idealny przykład na efektywne wykorzystanie przestrzeni. Umieszczona pod siedziskiem półeczka to praktyczne miejsce na przechowanie przedmiotów takich jak: laptop, torba bądź inne podręczne akcesoria. Dostępny niebawem, www.profim.pl
designalive.pl
rzeczy 67
BLUZKA młodej marki Wisłaki. Minimalistyczne czarno– białe projekty to zasługa kooperacji Dominiki Naziębły oraz ilustratorek: Agaty Dudek i Gosi Nowak, która przeniosła wizerunki chronionych nadwiślańskich zwierzątek na organiczną bawełnę gots. Do wyboru aż osiem stworzeń, w tym: zimorodek, bóbr, wydra czy orzeł bielik. Między 99 a 259 zł, www.wislaki.com BRANSOLETKI June Design, więcej na s. 65 Książka „Ostatnie dziecko lasu” 39,90 zł, www.mamania.pl, więcej na s. 60 SPÓDNICA, projekt Natashy Pavluchenko. Zależnie, co dobierzemy do kompletu poczujemy sie jak: królowa dnia, nimfa czerwonego dywanu albo leśna księżniczka! Zawsze jednak wyjątkowo i kobieco. 900 zł, www.natashapavluchenko.pl LAMPA z kolekcji Lineworks siostrzanego duetu: Monika Brauntsch i Sonia Słaboń, czyli studia Kafti. Proste, lekkie, przygotowane do samodzielnego montażu, a przy tym tworzone ręcznie. Geometryczne wzory wydrukowano na Tyveku, co pozwala na tworzenie dowolnych marszczeń w materiale. 380 zł, www.kafti.com
designalive.pl
Building no.8 Zdecydowano, by zrobić jak najmniej TEKST: Julia Cieszko ZDJĘCIA: Skalso Arkitekter
otlandia, nazywana Wyspą Wikingów, dzięki urokom krajobrazu oraz pirackiej i krzyżackiej przeszłości stała się znaną atrakcją turystyczną. W jej północnej części, z dala od sielankowej rzeczywistości w stylu skandynawskim, znajduje się miejsce całkowicie inne – półwysep Bungenäs. Jeszcze do niedawna niedostępny nawet dla mieszkańców wyspy. Nizinny teren bogaty w zasoby mineralne przez pierwszą połowę XX wieku stanowił centrum wydobycia wapienia. W 1963 roku przerodził się w zamknięty
G designalive.pl
poligon wojskowy, który przez kolejne 40 lat ukształtował osobliwy porządek architektoniczny. W unikatowy pejzaż Bungenäs przez lata zatapiały się kolejne budynki. Z czasem opuszczone. Ślady obecności militarnej oraz przemysłu wapiennego są nadal widoczne – wraz z podłożem skalnym i bujną roślinnością nadają tym terenom aurę tajemniczości. Omszałe bunkry, ukryte pomieszczenia wojskowe, zardzewiałe piece do wypalania wapna są naturalnym elementem tej części wyspy. To, co przez lata porastały trawy, w połączeniu z nowoczesną architekturą zostało odkryte na nowo, stając się atrakcją kulturalną regionu.
W 2010 roku Skälso Arkitekter, lokalne studio projektowe z Gotlandii, otrzymało zlecenie wykonania i wdrożenia planu zagospodarowania przestrzennego półwyspu. Głównym celem postawionym przed młodymi architektami było zachowanie specyfiki miejsca oraz stworzenie atmosfery przyjaznej mieszkańcom i gościom. Za sprawą nowoczesnej architektury i dobrej strategii rozwoju, Bungenäs ma być miejscem łączącym przyrodę, rekreację i kulturę, a plan zagospodarowania ma chronić tożsamość półwyspu, zarówno roślinność, jak i schedę budowlaną minionych epok. Ekipa Skälso Arkitekter podjęła się ñ
architektura DZIAĹ 69
designalive.pl
70 Dział Skälso Arkitekter mają swoją siedzibę na Gotlandii (Visby oraz Fårösund). Biuro powstało w 2010 roku i tworzy je czwórka architektów: Joel Phersson, Erik Gardell, Lisa Ekström, Mats Hakansson.
designalive.pl
architektura 71
ostrożnej odnowy istniejących budynków, odtwarzając ich formę i nadając nowe funkcje użytkowe. Dawny sklep jest kafejką, wojskowa stołówka – restauracją z małym hotelem. W magazynie, w którym składowano wapień, działa obecnie restauracja i galeria goszcząca koncerty czy spektakle teatralne. Prawdziwym wyzwaniem, a jednocześnie najbardziej oryginalnym etapem w pracy Skälso, stał się proces adaptacji starych obiektów, będących swoistym symbolem półwyspu Bungenäs. Jedną z ciekawszych interwencji w naturalny krajobraz miejsca jest Building no. 8. Stary bunkier został przekształcony przez architektów w nietypowy dom wakacyjny dla małej rodziny. Budynek zlokalizowany w środkowej części półwyspu, w latach świetności poligonu używany był przez wojskowych jako warsztat mechaniczny. Betonowa struktura, militarny relikt czasów zimnej wojny sprawia wrażenie zatopionego w ziemi, wolno wynurzającego się z kamiennego podłoża. Minimalistyczna
forma sprzed lat nie została poprawiona, ulepszona, udekorowana, stała się wręcz najważniejszym elementem, odkrytym na nowo, odzyskanym. Kontekst, miejsce, jak i sam budynek sprawiają, że Building no. 8 intryguje podwójnie – 55 mkw. łączących przeszłość z nową funkcją. Opuszczony obiekt otoczony lasem sosnowym został wybrany przez architektów ze względu na swoje korzystne położenie – główna fasada skierowana jest w stronę południową, na morze. Szare, odrapane mury zlewają się z otoczeniem. Wejście główne, znajdujące się dokładnie w tym samym miejscu, w którym stworzyli go wojskowi, prowadzi do surowego, minimalistycznego salonu. Naturalne światło wprowadzono do domu dzięki wycięciu otworów w betonowych ścianach i umieszczeniu w nich szklanych drzwi. Przyczyną dla otwartej przestrzeni wnętrz, była chęć zachowania naturalnego, industrialnego charakteru bunkra – zdecydowano, by zrobić jak najmniej. Świadomie zrezygnowano z jakichkolwiek ozdób, ograniczono
niepotrzebną kolorystykę. Oryginalne, betonowe ściany, sufit i podłogi zostały tylko porządnie wyczyszczone, a stare zadrapania uznano za immanentny element charakteru budynku. Niektóre z zaledwie kilku obecnych mebli pochodzą jeszcze ze starego poligonu. Kuchnia to regał i duży stół jadalniany. Dodano też piecyk oraz prostą, ale funkcjonalną, łazienkę. Z przodu budynku zbudowano mały skwer, pełniący rolę tarasu. Obecny w podłożu wapień, wykorzystano na budowę niskich ścianek otaczających wejście domu, tworząc tym samym, swoisty mikroklimat, namiastkę intymności dla mieszkańców. Choć budynek jest obecnie używany jako prywatny domek wakacyjny, to nie stanowi stereotypowej przestrzeni letniskowej. Okazała dacza w środku takiego otoczenia byłaby dość dziwnym zjawiskiem. Architekci Skälso umiejętnie zachowali urok miejsca, uszanowali kontekst historyczny i stworzyli miejsce wyjątkowe. Bo całkowicie prawdziwe. www.skalso.se designalive.pl
Abacus Dla wszystkich, którzy mają problemy z liczeniem. Szafka Abacus, której drzwiczki są jednocześnie liczydła72rozwiać Dział mi, pomoże matematyczne wątpliwości. Prototyp, www.abacusdesign.se
Artek Kaari Collection to pierwszy owoc współpracy fińskiej marki Artek z braćmi Bouroullec. Seria opiera się na prostych, ale inteligentnych elementach wykorzystanych przy konstrukcji stołów i półek. Cena jeszcze nieznana, www.artek.fi
Designsaga Zimno, ale nie mroźnie. Ciemno, ale nie ponuro. Przestronnie, ale nie pusto. Skandynawsko jak w baśni Andersena. Jestem w Sztokholmie, który o tej porze roku jeszcze drzemie, przysypany śniegiem. W każdym oknie świecą się lampki dla zabłąkanych wędrowców, jak latarnie morskie na morzu. W mieście, które jest ponad dwa razy mniej liczne od Warszawy, mieszkańcy przemieszczają się powoli, spokojnie. W niewielkiej odległości od centrum odbywają się sztokholmskie targi wyposażenia wnętrz, będące największym tego typu wydarzeniem na północy Europy. Ci, którzy szukają tu podobnych emocji jak w Mediolanie, wyjadą zaskoczeni. Szwedzki tydzień designu upływa w nastroju spokoju i harmonii, a każdy element, od stoiska wystawienniczego po wydarzenia promujące nowe produkty, jest tu idealnie dopasowany i skomponowany. tekst: Eliza Ziemińska
Lammhults Pow to siedzisko–bujak zainspirowane fenomenem Power Pose – postawy ciała zalecanej dla zwiększenia pewności siebie. Projekt studentki z Bergen Academy of Art and Design Vilde Øritsland powstał dzięki współpracy marki Lammhults ze skandynawskim uczelniami. Cena nieustalona, www.lammhults.se
designalive.pl
Please wait to be seated Fotel Keystone, zainspirowany trzema elementami romańskiego mostu, to projekt holenderskiego studia OS & OOS. Pierwotnie zaprojektowany z innych materiałów, dzięki współpracy z marką Please wait to be seated zyskał miękkie obicie i tapicerkę. Cena to 2 919 euro, www.pleasewaittobeseated.dk
Louis Poulsen Minimalistyczna i praktyczna. Nowa interpretacja lampy biurkowej NJP Table to efekt współpracy japońskiego studia Nendo z marką Louis Poulsen, duńskim producentem oświetleniowych klasyków. Cena jeszcze nieznana, www.louispoulsen.com
Vifa Piękne kolory i tkaniny. Głośniki duńskiej marki Vifa mogą stać się efektownym elementem wystroju wnętrza. Od 399 euro, www.vifa.dk
Be Rogacz ze Skandynawii? Tylko jako element wystroju wnętrza. Metalowa półka w kształcie głowy jelenia pomieści drobne bibeloty, a nawet DZIAŁ 73 książki. Od 440 euro, www.bedesign.fi
Wastberg Lampy w152, zaprojektowane przez londyńskie studio Industrial Facility, mówią wiele o współczesnych potrzebach. Są nie tylko źródłem światła, ale również dają możliwość ładowania urządzeń mobilnych. Cena to 325 euro, w sprzedaży od czerwca, www.wastberg.com Baumann Wygląda jak geometryczna rzeźba. Trójwymiarowa tkanina szwajcarskiej marki Creations Baumann to setki niewielkich trójkątów naszytych jak cekiny na półprzezroczysty materiał. Cena nieustalona, www.creationbaumann.com
Elfa Sparring+ to nowy system marki Elfa, przeznaczony do uporządkowanego przechowywania wszelkich sprzętów i materiałów potrzebnych w biurze, www.elfa.com
Skoltuna Już od 1607 roku Skultuna tworzy przedmioty z mosiądzu i srebra. Manufaktura założona na polecenie króla Karla IX kieruje się nieprzemijającym poczuciem piękna, jakości i funkcjonalności, działając w tym samym miejscu już ponad cztery stulecia. Ceny od 180 koron szwedzkich, www.skultuna.com
Nordgrona Oczyszczają powietrze, regulują poziom wilgoci w pomieszczeniu, poprawiają akustykę. Na dodatek nie trzeba ich czyścić. Panele z arktycznego mchu to rozwiązanie dla tych, którzy często zapominają podlewać kwiaty, a mimo tego cenią zieleń w domu. Ceny rozpoczynają się od 1 100 koron szwedzkich, www.nordgrona.com
Zdjęcia: materiały prasowe
Menu Poręczne pojemniczki z elastycznego tworzywa od duńskiej marki Menu sprawdzą się w kuchni, biurze i w łazience. Od 100 koron szwedzkich, www.menu.as
designalive.pl
74 architektura
ARCHITEKTURA WSZYSTKICH ZMYSŁÓW Zaczęło się jak zawsze w takich przypadkach. Od refleksji, przemyśleń, wątpliwości. Bo jak skłonić współczesnego człowieka do zrozumienia nowoczesnej architektury? Po prostu pozwalając mu z niej korzystać wszystkimi zmysłami TEKST: ANGELIKA OGROCKA, zdjęcia: living architecture
lain de Botton kilka lat temu wydał książkę „Architecture of Happiness”, rozważając w niej rolę piękna. Główną myśl dzieła stanowiła analiza ludzkich potrzeb manifestowana w architekturze. Zaobserwował także, że człowiek z niewyjaśnionych przyczyn po prostu obawia się współczesnych projektów, nie rozumiejąc ich. Spowodowało to, że w 2010 roku de Botton powołał do istnienia ideę Living Architecture. Inicjatywa promuje nowoczesne budownictwo w dość nietypowy sposób. Przyzwyczajeni jesteśmy, że w muzeach i galeriach strofują nas słowa: „Nie dotykać”, a ikony architektury możemy zwykle podziwiać jedynie patrząc z ulicy, organizacja proponuje doświadczanie architektury całym sobą. Nie sposób nie przytoczyć tu słów, jakimi w 2005 roku architekt Juhani Palasmaa poruszył świat, wydając książkę „Oczy skóry. Architektura zmysłów”: „Nadmierna koncentracja na intelektualnych i konceptualnych aspektach architektury przyczynia się do zaniku jej fizycznego, zmysłowego i cielesnego charakteru. […] Ta redukcyjna koncentracja sprawia, że narasta architektoniczny autyzm, zinternalizowany i autonomiczny dyskurs, który pozostaje niezakorzeniony w naszej wspólnej egzystencjalnej rzeczywistości”. – pisał fiński myśliciel. Wtedy to architekci i nie tylko zapragnęli odkrywać potęgę zmysłów i ich bogaty, a uśpiony potencjał. Można przypuszczać, że niejako w odpowiedzi powstała inicjatywa „Holidays in Modern Architecture” – całoroczna propozycja wynajmu jednego z ośmiu domów za ok. 20 funtów na dobę. Na weekend, na wakacje, na święta. Kilku najbardziej utalentowanych światowych projektantów z odmiennych pokoleń otrzymało zadanie wykonania obiektu mieszkalnego w różnych częściach Wielkiej Brytanii. Wyszło eklektycznie i zachwycająco. Działacze z Living Architecture chcą w ten sposób oswoić aktualne i przyszłe koncepcje, a także zwiększyć uznanie dla projektowania, doświadczając go w pełni. Architekci bawią się z naszymi przyzwyczajeniami, ujmując transformację brytyjskiej wsi – od sztucznego luksusu do estetycznej użytkowości. Najbardziej jednak cenne jest samo bycie w architekturze, uczenie się jej i chłonięcie jej wszystkimi zmysłami. www.living-architecture.co.uk
76 architektura
1
The Long House Cockthorpe
Dziesięcioosobowa rezydencja na ziemiach północnego Norfolku to pierwszy od 30 lat projekt mieszkalny tworzącego Hopkins Architecture małżeństwa – Michaela i Patty Hopkinsów. Istniejące od 1976 roku studio połączyło estetykę wysokiej technologii z tradycyjnym rzemiosłem. Z piętra można dostrzec morze oddalone o niecałe trzy kilometry od obiektu. Stonowaną, a przy tym ogromną otwartą przestrzeń przełamują wyraziste barwy poszczególnych mebli. Wykonana z kamieni pochodzących z lokalnego kamieniołomu fasada oddaje kunszt okolicznych budynków. By jednak chronić mieszkańców od wiatrów błotnych, została nieco wysunięta poza granice budynku.
designalive.pl
4
The Dune House
Thorpeness Założone przez Einara Jarmunda, Håkona Vigsnæsa studio Jarmund/Vigsnæs Architects (JVA) działa od 1996 roku w Norwegii. Ich koncepcja w ramach angielskiej inicjatywy to reinterpretacja nadmorskich domów. Sam budynek mieści się nad brzegiem morza, a znajdujące się wokół trawiaste wydmy chronią go przed silnymi wiatrami. Dziewięcioosobowy obiekt łączy nowoczesność z brytyjską tradycją. Szklany parter sprawia wrażenie osadzenia go bezpośrednio na diunie. Typowy dwuspadowy dach pokazali w nowej odsłonie, dostosowując go do wyglądu okolicznych szczytów i hangarów. Jednak z daleka przypomina zabawny kapelusz przykrywający szklaną strukturę.
designalive.pl
78 Dział
designalive.pl
DZIAĹ 79
designalive.pl
80 architektura
2
The Shingle House
Dungeness Szkockie studio NORD Architecture – Northern Office for Research and Design powstało w 2002 roku dzięki Robinowi Lee i Alanowi Pertowi. Zaprojektowany przez nich w hrabstwie Kent kompleks zmieści ośmiu rezydentów. Prostota budynków odnosi się do chatek rybackich rozsianych po całym nabrzeżu. Na uwagę zasługuje miejsce, w którym ulokowany jest obiekt – plaża stanowi rezerwat przyrody. Toteż w każdej chwili można otworzyć wielkie połacie okien i podziwiać niezwykłą faunę i florę. Czerń bryły skontrastowana została z bielą wnętrz. Z kolei wewnętrzny dziedziniec chronią od wiatru ogromne przeszklenia.
designalive.pl
7
Life House
Llanbister Estetykę Johna Pawsona kojarzą wszyscy. Brytyjski projektant to ascetyczny minimalista. W takim też duchu zaprojektował obiekt w środkowej Walii. Czarna ręcznie wykonana cegła na zewnątrz, biała w środku, a do tego drewniane stropy i dębowe podłogi. Miejsce ma zapewniać przestrzeń do refleksji poprzez swoje proste piękno. Obiekt będzie posiadał trzy sypialnie. Otwarcie planowane jest na wiosnę tego roku.
designalive.pl
82 architektura
3
Balancing Barn
Walberswick Dla hrabstwa Suffolk budynek przygotowało studio MVRDV z Rotterdamu, które działa od 1993 roku. Założyciele – Winy Maas, Jacob van Rijs i Nathalie de Vries postawili na kreatywność. Nietypowy dom balansuje na krawędzi zbocza. Połowa przytwierdzona do wzgórza została zbudowana z cięższych materiałów niż ta lewitująca nad ziemią. Dzięki temu przestrzeń pod nią wykorzystano jako plac zabaw, umieszczając tam huśtawkę dla dzieci. Drewniane wnętrza zdobią dosadne barwy ułożone w geometryczne wzory. Pokoje mogące pomieścić osiem osób zakryte są przez rosnące nieopodal drzewa. Natomiast mieniąca się srebrzysta elewacja odbija otoczenie, co sprawia, że wtapia się w otoczenie jak kameleon.
designalive.pl
8
The Secular Retreat Salcombe
Pragnieniem twórcy jest, by odwiedzający nie chciał nigdy opuścić obiektu. Projektowany przez Petera Zumthora dom stanowić będzie raj od presji współczesnego życia. Propagowana przez laureata nagrody im. Miesa van der Rohe idea doświadczania zwielokrotniona została inspiracją klasztorami – spokojem ich mieszkańców, poświęcaniem czasu na kontemplację. Taki też ma być budynek w południowym Devon. Jako dominujący element architekt wybrał beton. Wnętrza zostaną udostępnione w 2016 roku.
designalive.pl
5
A Room for London
Londyn Łódka nad Tamizą – nic dziwnego, w końcu to rzeka. Zdziwienie przychodzi, gdy okazuje się, że okręt umieszczono na budynku Queen Elizabeth Hall. I zamiast pływać, wygląda jakby latał. Projekt to kooperacja londyńskiego studia David Kohn Architects działającego od 2007 roku oraz artystki Fiony Banner. Jako wzorzec posłużyła zmierzająca do Kongo łajba ze słynnej powieści Josepha Conrada. Apartament posiada tylko jedną sypialnię. Ma za to biblioteczkę, którą obowiązkowo należy odwiedzić. Choćby po to, by uzupełnić dziennik pokładowy z pobytu. Twórcy planują dalsze wojaże obiektu.
designalive.pl
architektura 87
6
A House for Essex
Wrabness Znany z szalonych performansów Grayson Perry wraz z działającym od 1995 roku Fashion Architecture Taste (FAT) stworzyli najbardziej ekscentryczny projekt w ramach Living Architecture. Hrabstwo Essex zyskało dom inspirowany legendami oraz tradycjami przydrożnych kapliczek. Główny element obiektu to dekoracje – użyto do nich ponad dwa tys. wzorzystych płytek z miedzianego stopu. Ponadto dach zdobią cztery symboliczne rzeźby, a wnętrze wypełnione jest mozaikami i tkaninami. Ten archetyp skorelowany ze współczesnością prawdopodobnie przeznaczony będzie dla kwartetu mieszkańców. Premiera już niebawem.
www.living-architecture.co.uk
88 miejsca
�
�
W miasto!
�
Poznajcie miejsca, które koniecznie musicie odwiedzić podczas pobytu w Mediolanie. Niezależnie od tego, kiedy będzie wam to dane, choć Milan Design Week ( 14–19.04 ), to bardzo dobry czas na stolicę Lombardii Tekst i zdjęcia: Wojciech Trzcionka
�
� Spazio Rossana Orlandi
� Museum Triennale di Milano
� Fiera
Viale Emilio Alemagna 6 www.triennale.it Jedno z najważniejszych miejsc na mapie Mediolanu. Tu dziennikarze z całego świata kierują pierwsze kroki już w poniedziałek, zanim jeszcze tydzień designu na dobre wystartuje. Muzeum pełne jest wystaw i premier. Uwielbiam jego wnętrza i atmosferę. – Tutaj organizowane są wystawy o wzornictwie, ideach i trendach. Można obejrzeć wszystkie ważne ikony designu. A potem w pobliskim parku wylegiwać się na trawie – śmieje się Gosia Rygalik, projektantka. Wejście płatne.
www.salonemilano.it Kompleks targowy, jeden z największych w Europie (oddany do użytku w 2005 roku) zaprojektowany przez włoskiego architekta Massimiliano Fuksasa, charakteryzuje fantazyjna linia szklanego dachu (46 tys. mkw.). Same targi iSaloni najlepiej odwiedzić w pierwszym dniu, gdy jest jeszcze „spokojnie". Wszystkie największe marki meblowe świata mają tu swoje premiery, a przyjeżdża je oglądać 300 tys. ludzi. Po przejściu dwóch z ponad 20 hal nie pamiętasz już, kto co pokazywał? Dlatego pstrykam nowości i ich opisy telefonem. Potem zgłębiam w domowym zaciszu. Wejście płatne.
designalive.pl
Via Matteo Bandello 14/16 www.rossanaorlandi.com Galeria skupia awangardę światowego projektowania. Odwiedza się ją dla klimatycznych wystaw urządzonych w każdym zakamarku wiekowej kamienicy i jej podwórek. Działa tu również sklep, w którym każda rzecz została starannie wyselekcjonowana przez Rosanę Orlandi – kultową mediolańską postać, słynną łowczynię młodych talentów. Zawsze w okularach swojego projektu, zawsze z papierosem. – Spazio działa trochę jak konceptualny sklep, jednak podczas targów żyje przede wszystkim unikalną sztuką i designem. To tutaj natrafimy na prace młodych projektantów i artystów z całego świata. Pojawiają się także osobowości niezwiązane ze światem sztuki, które jednak mają ochotę na pewien rodzaj ekspresji i Rossana im ją umożliwia. Jest genialna w wyszukiwaniu osób potrafiących coś przekazać światu. Mamy już całkiem sporą grupę twórców, którzy „zaczynali" u Rossany, a obecnie pną się po szczeblach swoich karier artystyczno–projektowych – opowiada Ada Pulwicki, architekt wnętrz. Wejście bezpłatne.
�
�
�
�
� Brera
� Ventura Lambrate
� Bar Basso
www.breradesigndistrict.it Ekskluzywna dzielnica w centrum miasta, gdzie chodzi się na imprezy i premiery wielkich marek, które mają tu swoje showroomy. Uwielbiam przechadzać się od sklepu do sklepu, od galerii do galerii, od rzemieślnika do przypadkowej kamienicy, w której akurat coś ciekawego się dzieje z okazji święta projektowania. A po drodze popijam espresso i zajadam najlepsze lody na świecie. Większość wejść bezpłatnych.
www.venturaprojects.com Jedno z najciekawszych miejsc podczas całego tygodnia designu. To tu bije mediolańskie źródło trendów. Dzielnica pełna awangardy, ludzi i wydarzeń, które od kilku lat w Mediolanie animują Holendrzy. Tu też prezentują się szkoły z całej Europy i młodzi projektanci. Świeżość wprost kipi z każdej hali. Wystaw jest tyle, że nie sposób ich opisać, więc odwiedźcie stronę Ventury. Wejście bezpłatne.
Via Plinio 39 www.barbasso.com Kultowe miejsce spotkań branży kreatywnej w Mediolanie. Lans w pełnym wydaniu. Najlepsze imprezy. – Kultowy bar, który, choć jest położony na uboczu, każdego wieczoru odwiedzają tłumy. Kiedyś nikogo tu nie było, dziś przychodzą tu setki projektantów i ludzi związanych z projektowaniem – tłumaczy Tomek Rygalik. Wejście bezpłatne, a na imprezy w czasie tygodnia designu tylko z zaproszeniami.
� Leclettico
� Edit by Designjunction
Via San Gregorio 39 www.leclettico.it Galeria założona dwa lata temu przez ekscentrycznego kuratora Claudio Loria. Ręcznie robione meble, piękna sztuka – cudowne miejsce. Must be and see! Wejście bezpłatne.
Via Pietro Mascagni 6 www.thedesignjunction.co.uk W 2011 roku w czasie London Design Festival pojawiła się strefa Edit by Designjunction. Od razu wzbudziła zachwyt. Dwa lata temu idea przeniosła się do Włoch. W czasie mediolańskich wydarzeń, w tym roku Edit zadomowi się w budynku dawnej szkoły Casa dell’Opera Nazionale Balilla. Dużo młodych marek, drewna i innych naturalnych materiałów, dopieszczonych kształtów. Warto wpaść. Wejście płatne.
designalive.pl
90 miejsca
�
��
�� ��
� 10 Corso Como
�� Zona Tortona
�� Dom Gio Ponti
www.10corsocomo.com Sklep inny niż wszystkie. Z tarasem, pełen zieleni, z konfekcją niszowych marek i znakomitą galerią. Od lat kultowe miejsce, gdzie design, dobre jedzenie i aktywność artystyczna spotykają się na równych prawach. Bez wątpienia punkt obowiązkowy dla osób wybierających się do Mediolanu i chcących poznać klimat miasta. Wejście bezpłatne.
www.tortonaroundesign.com To miks targów i prezentacji. Przed laty jedno z najciekawszych miejsc na mapie mediolańskiego designu. Dziś nie ma już tej świeżości, którą zapewniał niegdyś jego twórca, słynny poszukiwacz talentów i badacz trendów Giulio Cappellini i skupiał wokół Superstudio Piu. Ale i tak warto tu przyjść, by zobaczyć, co tym razem wykombinował Holender Marcel Wanders w swojej ogromnej hali przy via Savona 56. Wejście płatne w Superstudio Piu, galerie poza nim są w większości bezpłatne.
Via Dezza 49 Gio Ponti (1891–1979) był słynnym włoskim architektem i projektantem oraz redaktorem naczelnym czasopisma artystyczno–architektonicznego „Domus”, które założył w 1928 roku i prowadził aż do śmierci (kultowe pismo działa do dzisiaj). Sławę przyniósł mu mediolański wieżowiec Pirelli z 1958 roku, wówczas najwyższy obiekt w mieście (127 m). Bardzo nowatorski, w formie okrętu. Od 1957 roku Ponti mieszkał w zaprojektowanym przez siebie wraz z całym wyposażeniem bloku (na zdjęciu). Dziś budynek uchodzi za ikonę architektury. Nieudostępniony do zwiedzania wewnątrz.
�� Villa Necchi Campiglio
��
Via Manzoni 12 www.casemuseomilano.it Naviglio Grande Jeden z najciekawszych budynków w mie– Właściwie poleciłbym całą strefę wokół ście. Willa z lat 30. ub. wieku w stylu art Canale Naviglio Grande. déco projektu Piero Portaluppi. Jeżeli nie uda się Wam jej zobaczyć od środka, to ko- To miejsce znajduje się blisko Tortony, ale bywa często omijane. Wygląda po prostu niecznie zobaczcie film „Jestem miłością” (reż. Luca Guadagnino) w którym willa „gra” na to, że gdy ktoś na Zonę już trafi, to myśli wówczas, że odnalazł mediolańską główną rolę. Mówi też o samotności, pukwintesencję. Jest jednak w błędzie. Strefę stce i emocjonalnym chłodzie głównej boNaviglio Grande wypełnia mnóstwo niszohaterki Emmy, zagranej znakomicie przez wych inicjatyw, jak sklepy czy restauracje. Tildę Swinton. Wejście płatne. Więcej s. 96 I tutaj znajduje się jedna z dwóch kultowych mediolańskich restauracyjek Fabbrica, gdzie zjemy genialną pizzę, w świetnej atmosferze, a przy okazji nie wydamy majątku – opowiada projektant Tomek Rygalik.
�� Dolce & Gabbana
Via Goldoni 10 www.dolcegabbana.com Siedziba główna słynnej marki odzieżowej została zaprojektowana przez pracownię Studio Piuarch, która na potrzeby firmy zaadaptowała dwa budynki z lat 20. i 60. minionego stulecia. Obiekt został wykończony białym marmurem namibijskim, szkłem i płytami z surowej stali. Nieudostępniony do zwiedzania wewnątrz.
��
Lubimy też dobrze zjeść, a w Mediolanie można oddawać się rozkoszy podniebienia nieustannie. Kilka sprawdzonych miejscówek ■ Non Solo Pizza Via Raffaello Sanzio 14
■ Latteria Davenia Via Tortona 26
■ La Cappelletta Via Carlo Bertolazzi 26
■ Ristorante La Cantinetta Via Pipamonti 19
■ Fabbrica Pizzeria Alzaia Naviglio Grande 70
■ Cioccogelateria Venchi Via Boccaccio 2, Piazzale Cadorna
��
��
��
�� Wieżowiec Velasca
�� Museo Nazionale della
Piazza Velasca 3-5 99–metrowy budynek, dziś symbol narodzin nowoczesnej włoskiej architektury, został wzniesiony w 1954 roku w duchu brutalizmu. Jego bryła nawiązuje do charakterystycznych dla regionu Lombardii, masywnych form średniowiecznych twierdz i wież obronnych. Projekt Giana Luigiego Banfiego, Lodovica Belgiojoso, Enrica Peressuttiego i Ernesto Nathana Rogersa (BBPR).
Scienza e della Tecnologia Via S. Vittore 21 www.museoscienza.org Przez dwa lata w muzeum nauki i techniki gościła strefa MOST „urządzona” przez znanego brytyjskiego projektanta Toma Dixona. Od ubiegłego roku jej nie ma, ale muzeum i tak warto odwiedzić. Choćby dla wielkiej łodzi podwodnej, pięknych pociągów czy rekonstrukcji pierwszej maszyny latającej projektu Leonarda da Vinci. Wejście płatne.
designalive.pl
Vorrei presentare... Milano!* TEKST I ZDJĘCIA: WOJCIECH TRZCIONKA
Mediolan (wł. Milano, łac. Mediolanum, lomb. Milan lub Milà) to stolica mody, designu i sztuki. Jedno z najbogatszych miast Europy. Jedno z płuc ekonomii Włoch. Stolica szaleństwa zakupów i niebywałej elegancji. Choć to tu znajdują się „Ostatnia wieczerza” Leonadra da Vinci i gotycka Katedra Narodzin św. Marii zwana Duomo, to jednak jest to miasto zabytków klasy średniej, a jak na włoskie standardy – nawet miernej. Ale to w końcu miasto, które każdy kiedyś pokocha. Po swojemu, za coś innego. Nigdy za pierwszym razem. Ja zakochałem się dopiero za trzecim. Depcząc jego ulicami, fotografując miejsca, ludzi, zwykłe życie… designalive.pl
miejsca 93
designalive.pl
94 miejsca
designalive.pl
*
Chciałbym przedstawić… Mediolan!
designalive.pl
ioSono Emma
Gdy wchodzę za mury otaczające dom przy Via Mozart 14, staję się na chwilę Tildą Swinton. Jak ona, lekko stąpam po żwirowej ścieżce. Mijając pergole porośnięte pachnącą glicynią, kieruję kroki w stronę eleganckiej rezydencji lombardzkich przemysłowców ukrytej w zieleni przed zgiełkiem Mediolanu
kadry pochodzą z filmu „Jestem miłością”, reżyseria: Luca Guadagnino, dystrybutor na Polskę: Gutek Film
Tekst: Iwona Gach
designalive.pl
archikony 97
raz pierwszy do Villi Necchi Campiglio przywiodło mnie pragnienie chwilowej choćby ucieczki od intensywności i krzykliwości targowych doświadczeń podczas Milan Design Week. Kierunek wskazał obejrzany niegdyś film w reżyserii Luki Guadagnino „Jestem miłością” („Io sono l’amore”), w którym brytyjska aktorka wcieliła się w rolę Emmy, żony tekstylnego magnata. Ten melodramat z 2009 roku krytyka okrzyknęła arcydziełem gatunku. Niemała w tym, jak sądzę, zasługa Villi Necchi Campiglio, która niczym jeden z bohaterów zbudowała ten piękny obraz i jego niepowtarzalny klimat. Tego dnia głodna impresji słonecznej Italii i chwili wytchnienia od obrazów boleśnie przepełniających moją głowę, po zapoznaniu się z paroma setkami premier w branży wyposażenia wnętrz, weszłam w świat, który mnie oczarował. Villa Necchi Campiglio powstała w latach 1932–1935, gdy włoska Lombardia przeżywała rozkwit przedsiębiorczości i jednocześnie architektury miejskiej (to wówczas powstała np. pierwsza na świecie płatna autostrada Mediolan–Varese). Właścicielami rezydencji były siostry Nedda i Gigina Necchi oraz mąż tej drugiej, Angelo Campiglio. Mieszkali w niej do śmierci. W 2001 roku jako ostatnia zmarła Gigina, dożywszy wcześniej setnego roku życia. Willa została przekazana na rzecz miasta. Poddano ją renowacji, a następnie udostępniono do zwiedzania w 2008 roku. Ród Necchi Campiglio składał się z typowych przedstawicieli wyższych sfer zamożnej klasy fabrykantów mediolańskich – firma Necchi produkowała słynne maszyny do szycia. Kochali dostatnie
życie, byli też mentorami nowoczesności, mecenasami sztuki, angażowali się w życie obywatelskie i kulturalne miasta. W okresie powojennym ta grupa społeczna przyczyniła się do unowocześniania tkanki miejskiej Mediolanu, co było widoczne choćby poprzez uruchomienie pierwszej linii metra czy terenów targów międzynarodowych Fiera. To tam właśnie począwszy od 1961 roku odbywają się corocznie Salone Internazionale del Mobile di Milano – największe w świecie targi wyposażenia wnętrz. Necchi Campiglio powierzyli zaprojektowanie swojej miejskiej willi wraz ze wszystkimi wygodami nowoczesnego budynku jednorodzinnego: kortem tenisowym, basenem z podgrzewaną wodą i ogrodem architektowi Pierowi Portaluppiemu ( 1888–1967 ). Choć przejrzysta bryła budynku powstała w duchu surowego funkcjonalizmu, który stanowczo odrzucał wszelką dekorację, to wnętrza zdominowała stylistyka art déco. Po drugiej wojnie światowej właściciele z pomocą architekta Maria Bruzziego ( 1900–1981 ), uzupełnili przestrzenie o kolekcję XVII i XVIII–wiecznej sztuki oraz umeblowanie nawiązujące do sztuki neorenesansowej, nadając im jeszcze bardziej szlachetnego charakteru. Najciekawsze w tym budynku jest harmonijne przenikanie się funkcjonalnej przestrzeni z dekoracyjną wytwornością wypływającą zapewne z przywiązania właścicieli do wielowiekowej tradycji włoskiej architektury. Luksus i najwyższej klasy rzemiosło widać w każdym detalu wyposażenia: w palisandrowych panelach zdobiących ściany holu wejściowego, powtarzających się rytmicznie, geometrycznych formach przed-
s z l ac h e t n o ść m at e r i a łó w mistrzostwo wykonania
archikony 99
designalive.pl
100 archikony Szlakiem prywatnych rezydencji Villa Necchi Campiglio należy do sieci Case Museo di Milano, zrzeszającej jeszcze trzy inne fascynujące domy–muzea udostępnione do zwiedzania przez spadkobierców słynnych mediolańskich rodów: Muzeum Bagatti Valsecchi, Dom Boschi di Stefano oraz Muzeum Poldi Pezzoli. Wszystkie znajdują się w centrum miasta, a wizyta w nich pozwala poznać osobiste historie architektury, sztuki użytkowej przez pryzmat ewolucji społecznej Mediolanu
designalive.pl
Funkcjonalna przestrzeń d e k o r a c yj n a w y t w o r n o ś ć
miotów sztuki użytkowej, mosiężnych osłonach grzejników czy w orzechowej balustradzie holu głównego. Moim ulubionym pomieszczeniem jest słoneczna weranda z zestawem wygodnych sof w kolorze seledynowym zaprojektowanych przez samego Portaluppiego. To w ich welurowych objęciach wspominając czułe objęcia kochanka, miękko zapadała się Tilda Swinton w dziele Guadagnino. Do pomieszczenia prowadzą rozsuwane mosiężne drzwi powtarzające „cegiełkowy” motyw z holu, a olbrzymie, otwierane na oścież okna integrują wnętrze z pięknym ogrodem. Tam, w cieniu dostojnych drzew rosną pióropusze paproci, zielone dywany roślin okrywowych, eleganckie hortensje, szlachetne kompozycje klonów palmowych odbijające się w tafli basenu. Ujmujące są także prywatne pomieszczenia właścicieli na pierwszym piętrze, do których prowadzi olbrzymie atrium o kolebkowym sklepieniu wyposażone w przepastne szafy prezentujące oryginalną garderobę sióstr Necchi. Łazienki przy każdym z apartamentów są na wskroś nowoczesne. Mogłyby służyć za projekty modelowe w niejednej współczesnej willi. Pod dłonią czuć szlachetność materiałów i mistrzostwo wykonania, o jakie dziś już trudno. Swoją drogą przestronne stanowisko prysznicowe wyłożone solidnymi
blokami marmuru, z przeszkleniami i dyszami do hydroterapii musiały być sporą ekstrawagancją w latach 30. ubiegłego wieku. Lubię poszerzać terytorium doznań podczas zawodowych eskapad o dodatkowe konteksty, miejsca i nastroje, czasem odległe od tematu głównego podróży, jednak dające pełniejszy obraz miejsca, w którym jestem. Kiedy na zaproszenie Studia Fabrica (studio projektowe grupy Benetton) odwiedzałam willę ponownie w kwietniu ubiegłego roku, trwał tam właśnie wernisaż wystawy prezentującej prace inspirowane włoskim krajobrazem i architekturą. Nad ogrodowym basenem unosił się szept przyjacielskich rozmów przy lampce białego wina, przerywany od czasu do czasu przyjemnie brzmiącym śmiechem. Młynek do kawy „zachrzęścił” wymownie, a następnie podwójne „stuk stuk” o barowy blat zapowiedziało aromat wybornej kawy. Raczyłam się nią przez resztę popołudnia, delektując się „dolce far niente”. Chwila ta w niczym nie przypominała niepokojącej aury filmowego wieczoru, kiedy Emma wybiega po marmurowych schodach w stronę basenu, gdzie już wkrótce wydarzy się coś, co na zawsze odmieni jej losy… Mój kadr z Villi Necchi nakarmił ciepłem zmysły i na cały rok wypełnił przegródkę wspomnień z napisem „Mediolan”. www.casemuseomilano.it
designalive.pl
Carlo i Camilla 102 Dział
w tartaku smaków
Najmodniejsze miejsce w Mediolanie. Uhonorowane wyróżnieniem na najlepszą nowo otwartą restaurację 2014 roku przyznawanego przez „Wallpaper”. A jeszcze niedawno przestrzeń pozakładowa stojąca odłogiem TEKST: ANGELIKA OGROCKA, ZDJĘCIA: NATHALIE KRAG
designalive.pl
DZIAĹ 103
designalive.pl
104 Dział
designalive.pl
Budynek, w którym obecnie mieści się restauracja, pochodzi z 1932 roku. Podczas drugiej wojny światowej został uszkodzony na skutek działań batalistycznych. 14 lat później odbudowano go, by prowadzić w nim tartak. Ostatecznie w latach 70. zatrzymano produkcję. Syn właścicieli, Carlo Solci, na przełomie wieków postanowił przywrócić obiektowi dawną świetność. Jednak to nie on stał się odpowiedzialny za rozgłos, jaki zyskało bistro. Tanja, wnuczka założycieli, a córka Carla, zaadaptowała przemysłową przestrzeń w niemalże kultowy już lokal Carlo e Camilla in Segheria. We Włoszech nic nie jest bezosobowe, za każdym przedsięwzięciem stoi ktoś, za kim też ktoś stoi. Więc po kolei. Tanja, znana w mediolańskim towarzystwie projektantka wnętrz i kuratorka sztuki i designu zaprosiła do współpracy Carla Cracco, zdobywcę kulinarnej gwiazdki Michelina, który również nie należy do anonimowych postaci. Prowadzi telewizyjny program „Hell’s Kitchen Italia” oraz ocenia początkujących kucharzy we włoskiej edycji „Master Chefa”. W restauracji przewodzi zapleczu gastronomicznemu, które zrzesza młode talenty kulinarne. Każdy przygotowany tam posiłek staje się performansem. Potrawy to nowoczesne reinterpretacje klasycznych dań. I choć gotowanie twórcze, to sztuka improwizacji, w tej rewelacyjnej kuchni nie istnieją przypadki. Każdy składnik to świeży, lokalny i specjalnie dobrany do pory roku produkt. Prócz niewielu stałych pozycji w menu, miejsce szczyci się wciąż nowymi pomysłami kulinarnymi. Niektóre zmieniają się nawet co dzień. Za trunki odpowiedzialny jest Filippo Sisti. Poprzez promowaną przez siebie technikę „cooking liquid” przekracza granicę między kuchnią a barem. Wykonane przez niego napoje to kolejne show. W unowocześnionych wersjach drinków używa takich składników, jak: sery pleśniowe, strusie jaja czy pędy groszku. A wszystko to miesza w niezwykły sposób, sięgając nawet po procesy smażenia lub gotowania. Choć tartak już nie istnieje, naznaczył sobą charakter wnętrz. Postindustrializm objawia się głównie w surowej strukturze betonu i eksponowanej cegle. Z kolei wystrój oddaje hołd najlepszym realizacjom włoskiej kultury. Dominantą przestrzeni są skrzyżowane, ciągnące się przez cały obiekt drewniane stoły. Takiej wspólnocie splendoru dodają dwa zjawiskowe kryształowe żyrandole. Wzdłuż ław ciągną się kobaltowe i zielone krzesła projektu Jaspera Morrisona. Popularne Tate Color wyprodukował w nowej odsłonie kolorystycznej Cappellini. Gdy goście już na nich zasiądą, potrawy podane zostaną wprost na białą elegancję porcelanowych naczyń Richard Ginori. I rozpocznie się głośne, wielogodzinne włoskie biesiadowanie. www.carloecamillainsegheria.it
Portret na stronie obok: właścicielka restauracji i projektantka wnętrz Tanja Solci, szef kuchni Carlo Cracco oraz Nicola Fanti, manager
designalive.pl
N Śląsk to moja Ameryka – wielokrotnie powtarzał wybitny kompozytor Wojciech Kilar. „Ślązak ze Lwowa”, który z Katowicami związał się niemal na całe swoje życie. Dziś przyjeżdżając do stolicy górnośląskiej aglomeracji na koncert Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia, czuje się, że ta „kilarowa Ameryka” naprawdę istnieje. Pchani duchem wielkiego kompozytora trafimy na plac jego imienia, gdzie wszystkie ścieżki poprowadzą nas pod adres Kilara 1, do muzycznej mekki Śląska. TEKST: MARCIN MOŃKA, ZDJĘCIA: MARIUSZ GRUSZKA
O
S
P Gdy muzycy po raz pierwszy pojawili się w nowej przestrzeni specjaliści z Nagata Acoustics, odpowiedzialni za wszystkie akustyczne rozwiązania przekonywali ich: „Teraz wy musicie nauczyć się tej sali”. Dziś, zaledwie po kilku miesiącach muzycy są pewni, że nie zamieniliby jej na żadną inną
R
DZIAĹ 107
designalive.pl
108 miejsca
N
Nowo otwarty gmach NOSPR, już dziś jest zaliczany do grona najpiękniejszych i najbardziej funkcjonalnych w skali nie tylko europejskiej. Wpisuje się doskonale w kulturalną oś miasta, sąsiadując z Muzeum Śląskim i powstającym Centrum Kongresowym.
Radość
Pamiętam taki koncert NOSPR sprzed niemal dekady, gdy zespół poprowadził Krzesimir Dębski. Był to Poranek Noworoczny. Panowała na nim atmosfera swobodniejsza niż zwykle podczas koncertów, a ceniony kompozytor rozszyfrował skrót ensemblu: Nasza Orkiestra Sprawi Państwu Radość. Katowicka robiła to już od kilkudziesięciu lat. Na jej brzmieniu wychowały się pokolenia, nie tylko melomanów. Bywanie na jej koncertach nigdy nie było ponurym obowiązkiem, lecz aktywnością nobilitującą w środowisku. A przede wszystkim szansą na pełniejsze życie. Nie ma przecież uniwersalniejszego języka niż świat dźwięków. Dziś pomału ten trend powraca – na koncerty NOSPR obecnie przychodzą tłumy. A orkiestra potrafi otworzyć się na zupełnie nową publiczność. Gdy na początku marca koncertował tutaj Radzimir Dębski, syn wspomnianego wcześniej Krzesimira, bilety na to wydarzenie rozeszły się w kilka dni. designalive.pl
Artyści wkraczają na scenę przez drewniane drzwi, których struktura rozprasza fale dźwiekowe
Na estradzie obok Jimka (pseudonim artystyczny Radzimira) i symfoników pojawił się m.in. Joka, znany z formacji Kaliber 44. Gdy spotykam się z orkiestrą i rozmawiamy o pracy w nowej przestrzeni, pojawia się wiele na temat: znakomitych przestrzeni, komfortu, wreszcie – uznania ze strony słuchaczy. Choć ci byli od zawsze, jednak to, co dzieje się obecnie, zaczyna przypominać atmosferę znaną z wydarzeń kulturalnych
niekojarzonych z salami filharmonicznymi. – To już nowy trend, taki fajny pozytywny snobizm, aby pojawiać się u nas na koncertach – przyznaje Jowita Kokosza, szefowa działu promocji NOSPR. Rzeczywiście, gdy tylko odwiedzamy któryś z koncertów abonamentowych, sala jest wypełniona do ostatniego miejsca. Po jego zakończeniu ludzie nie zbiegają szybko po schodach, by odebrać z szatni pozostawione w niej
płaszcze i czym prędzej udać się do domu, lecz celebrują moment pobytu w nowych przestrzeniach. Osoby, które przychodzą dziś posłuchać dzieł Szostakowicza, Strawińskiego, Wagnera czy Brahmsa w większości pamiętają jeszcze poprzednią salę w Centrum Kultury Katowice na Placu Sejmu Śląskiego. Pojawiło się jednak wielu nowych słuchaczy, nie tylko z Górnego Śląska i Zagłębia, choć oni przeważają, lecz
także z Małopolski, Dolnego Śląska i wielu innych regionów. – Orkiestra ma taką renomę, że warto przejechać te kilkaset kilometrów, by posłuchać jej na żywo – usłyszałem od jednej z melomanek, która na koncert przyjechała akurat z Warszawy. Ale nie tylko brzmienie orkiestry „na żywo” przyciąga do gmachu przy placu Wojciecha Kilara 1. To także miejsce, która jeszcze na długo przed inauguracją stało się tema-
tem rozmów, domysłów i dywagacji. Dziś wiemy już, że to jedna z najlepszych przestrzeni koncertowych na świecie. Wybitny pianista Krystian Zimerman, który zagrał w nowej siedzibie orkiestry na inaugurację, przyznał, że w to absolutnie światowa czołówka. I nie mówił tego z kurtuazji – pochodzący z Zabrza wirtuoz zwykle potrafi jasno, precyzyjnie i przede wszystkim bez zbędnej „zasłony”, wyrazić swoją opinię.
Orkiestra jest niczym żywy organizm. Wszystkie jego „naczynia” są ze sobą połączone w jednym orkiestrowym krwiobiegu. I choć na czele zespołu zawsze stoi dyrygent pamiętajmy, że znaczenie mają nawet najdrobniejsze szczegóły. W dużej sali akustyka sprawia, że możemy usłyszeć nawet dźwięk... przesuwanego pulpitu
112 miejsca
Połączenie dwóch rozwiązań w wielkiej sali koncertowej sprawia, że brzemienia orkiestry można doświadczać na tyle różnych sposobów. Z jednej strony mamy klasyczny model z estradą znajdującą się przed widownią z drugiej zaś układ winnicy, w myśl którego słuchacze siedzą wokół orkiestry
114 miejsca Na Śląsku miłość do muzyki przekazuje się z pokolenia na pokolenie. Skrzypaczka Karolina Wawrzynowicz otrzymała ją od swoich rodziców. Dziś w orkiestrze gra wspólnie ze swoją mamą
Tradycja
Słuchanie muzyki na żywo nie tylko sprawia, że stajemy się lepsi. O jej terapeutycznych właściwościach wiemy od dawna. Jeszcze bardziej szczególne jest muzykowanie – na Śląsku usłyszycie nieraz, że nikt nie wynalazł lepszego sposobu na budowanie dobrych relacji niż wspólna gra na instrumentach. Muzykujących rodzin na Śląsku jest naprawdę wiele. Zdarza się, że początkowa muzyczna pasja przeradza się w prawdziwą fascynację, a następnie nie pozostawia złudzeń w kwestii wyboru swojej ścieżki. Po latach intensywnych ćwiczeń i prób nadchodzi wreszcie chwila, gdy dołącza się do orkiestry. – Właściwie nie miałam innej życiowej drogi niż gra w orkiestrze – przyznaje skrzypaczka Barbara Szefer–Trocha, która z NOSPR jest związana od ponad 30 lat. Pochodzi z muzycznej rodziny, jej ojciec był m.in. szefem chóru, mama z kolei uczyła muzyki. – Wszystko zawdzięczam rodzicom, którym codziennie chciało się wozić mnie do szkoły muzycznej, a także w wolnych chwilach ze mną ćwiczyć – dodaje. Dziś w słynnej katowickiej orkiestrze gra razem córką, Karoliną Wawrzynowicz. – Chciałam przekazać jej miłość do muzyki i chyba się udało – dodaje z uśmiechem. Doskonale pamięta swoje początki w orkiestrze oraz rozmowy na temat nowej siedziby, które w Katowicach były toczone od kilkudziesięciu lat. – To, że jesteśmy tutaj to jasny dowód na to, że marzenia się spełniają – dodaje skrzypaczka.
Orkiestra we własnym domu
Gdy spojrzymy wstecz i poznamy dzieje tej orkiestry, okaże się, iż jest to jej dopiero designalive.pl
pierwszy w pełni prawdziwy dom. Wprawdzie jej czasy najdawniejsze – czyli warszawskie lata 30., następnie okres powojenny i reaktywacja już w Katowicach pod szyldem Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia – wszystko to muzycznie wspaniały czas, pozostający jednak wciąż w cieniu tymczasowości. Dziś siedziba NOSPR, stworzona przez studio architektoniczne Tomasza Koniora, zachwyca od pierwszego zetknięcia. To dwie imponujące sale koncertowe – na 1 800 i 300
miejsc. W sumie w nowej siedzibie znajduje się ponad 100 różnego rodzaju pomieszczeń, służących muzykom i osobom pracującym na rzecz orkiestry. – Jeszcze przed przeprowadzką wiedzieliśmy, że trafiamy do naszego nowego domu – przyznaje Wincenty Krawczyk, altowiolista. To poczucie wspólnoty, jakie daje współistnienie i praca w prawdziwym domu, sprawia, że także muzyka wkracza w zupełnie nowy wymiar. To nie tylko „pełnia brzmienia” katowickiego zespołu, ale też ten trudno uchwytny
„duch muzycznych doświadczeń”, unoszący się w budynku, formalnie nawiązującym do śląskich form i kolorów. A przy tym wszystkim – muzycy, których można spotkać w budynku, są po prostu radośni.
Swoje miejsce odnalazły tu i inne zespoły działające w regionie, jak: Kwartet Śląski, Orkiestra Muzyki Nowej czy Zespół Śpiewaków Camerata Silesia regularnie koncertujące w nowych przestrzeniach. I jeszcze jedna – nie do przecenienia – rzecz, Zaproszenie która tak mocno leży na sercu wszystkim Obecnie NOSPR to nie tylko duże koncerty tym związanym z NOSPR, poczynając symfoniczne z uznanymi dyrygentami z ca- od jej szefowej, Joanny Wnuk–Nazarołego świata. To również wiele z mniejszych wej. To troska o muzyczne wychowanie, wydarzeń, równie istotnych jak wykonanie podsycanie wrażliwości na świat dźwię„Symfonii tysiąca” Gustava Mahlera czy dzieł ków – nieprzemijające piękno świata kreRicharda Straussa. owanego w salach koncertowych. Dla-
tego też tak ważne są te najdrobniejsze nawet rzeczy pomagające w muzycznej edukacji. Na Śląsku jednak wiedzą o tym od lat – a nowe, żyjące przez cały czas, sale koncertowe są nie tylko spełnieniem marzeń, ale także naturalnym środowiskiem dla ludzi, którzy muzykę pokochali bezwarunkowo i potrafią się nią dzielić.
katodzi 116 sztuka wyboru
DOMINIK
Koszutka
Najmniejsza ale za to najfajniejsza dzielnica Katowic, w której Geszeft ma zaszczyt działać. Zatopiona w zieleni, socrealistyczna architektura, stała się tłem dla ciekawych działań dzielnicowych. Powstają nowe miejsca tj. pracownia krawiecka Poszetka, kawiarnio–piekarnia Lokal czy galeria Dwie Lewe Ręce. To tutaj za jakiś czas będzie biło serce Katowic.
wybierają: Michał Kubieniec i Dominik Tokarski, twórcy sklepu–kawiarni Geszeft w Katowicach
MICHAŁ Niedzielny obiad
Może trochę prozaiczny temat, ale nie wyobrażam sobie życia bez schabowego, mielonego, rolady czy rosołu. Oczywiście wszystko w swoich proporcjach i ilościach. Niemniej ważne jest dla mnie, co i z kim jem. Dobra kuchnia to podstawa. Życie wtedy smakuje lepiej.
Family und friends
Powiązanie mocne z punktem wyżej, bo miasto to ludzie. Bez bliskich, z którymi można wypić piwko na murku, iść na imprezę, do lasu na spacer czy na pyszny obiad, życie traci sens. To jest wartość niewidzialna. Często dostrzegana, gdy wyjedzie się na trochę dłużej. Akurat miałem sposobność wyjeżdżania i z nieskrywaną radością wrócałem.
Koszulki „Wielkie Katowice”
Coś co powinien mieć każdy lokalny patriota. Seria koszulek zaprojektowana przez Artura Olesia w kooperacji z KATO. Mały Paryż, Polskie Las Vegas czy Polskie Chicago to nazwy, których kiedyś używano mówiąc o Katowicach, a teraz przywrócono je w formie T-shirtów, będących hołdem dla miasta. Oczywiście z lekkim przymrużeniem oka.
designalive.pl
iałacze Klasyczne adidaski
Mam hopla na punkcie wygodnych i klasycznych butów. Nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez nich. Wręcz nałogowo nabywam nowe pary, nie zdążając zużyć tych starszych. W zasadzie to jedyny taki nawyk, jaki posiadam, więc w głębi duszy sobie wybaczam. I poprawiam samopoczucie kolejnymi zakupami.
Katowice
Ino Modernizm!
Katowice nie mają zabytkowej starówki. I bardzo dobrze. Nie ma potrzeby udawania Krakowa. Mamy za to świetną architekturę modernistyczną, zarówno tą przedwojenną, jak i powojenną. Pierwszy w Polsce drapacz chmur, Spodek, Superjednostka, Tauzen czy Domy Handlowe Zenit i Skarbek. Katowice nauczyły mnie doceniania tej trudnej i niekoniecznie pięknej na pierwszy rzut oka architektury. W związku z tym, gdziekolwiek bym nie pojechał, tam szukam lokalnego „brutala” zamiast klasycznych ryneczków.
Jakaś taka dziwna sympatia jest między nami. Uwielbiam to miasto, choć czasami wkurza mnie tu wszystko i mam ochotę uciec daleko. Ukształtowało mnie jako dorosłą osobę. Czuję, że tutaj mogę się realizować zawodowo i że właśnie tutaj jest jakaś trudna do opisania energia, z której korzystam w działaniu.
Pani Joanna i pies Ryszard
Moi najbliżsi. Przyszła żona Joanna i pies Ryszard, zwany też „Synem”. To oni wspierają, dodają sił i energii do pracy. Bez nich nie byłoby też Geszeftu. Joanna zaprojektowała wnętrza a Ryszard pilnował wykonawców. Codzienny spacer do parku tzw. pętelka, to nasz wspólny rytuał, który jest obowiązkowym zakończeniem każdego dnia pracy.
Muzyka elektroniczna
Jedzenie na mieście
Kocham jeść na mieście! Celebrować posiłki ze znajomymi, w nowo odkrytych knajpkach. Zawsze, jak gdzieś jadę czy ktoś do mnie wpada to planuję wycieczki pod kątem jedzenia. Dopiero w drugiej kolejności myślę o innych atrakcjach turystycznych. Burgery, kuchnia włoska, indyjska czy jakakolwiek inna. Oczywiście nie zapominając o śląskich klasykach typu: rolada, kluski śląskie i modro kapusta.
To coś, co towarzyszy mi od zawsze. Już jako dziecko fascynowały mnie dźwięki Jarre’a. Z czasem to ewoluowało. Szczęśliwie bardzo dobry festiwal Tauron Nowa Muzyka odbywa się w Katowicach. Korzystam więc z tego dobrodziejstwa co roku pełnymi garściami.
designalive.pl
W fabryce Rolls–Royce’a klient ma nawet swój pokój z łazienką. – Nasi klienci nie kupują samochodów, tylko emocje. Nie dyskutujemy o ich gustach. Gdy chce żółty wóz, to dostaje najlepszy żółty na świecie. W Goodwood „klient” to słowo klucz
L
ot business class. Przejażdżka Rolls–Roycem z własnym szoferem. No i nocleg w wiktoriańskim hoteliku, w którym niegdyś nocowali, a może nawet spali w tym samym łóżku, prezydent Ronald Reagan czy księżna Diana. Etykieta na każdym kroku. Tak zaczyna się „zwyczajna” wizyta „Design Alive” w nadzwyczajnej fabryce Rolls–Royce’a w brytyjskim Goodwood. Markę Rolls–Royce, jako synonim luksusu nad luksusami, zna każdy. Po raz pierwszy, że tak powiem – bliżej, poznałem ją dwa lata temu podczas salonu motoryzacyjnego we Frankfurcie nad Menem. Zapamiętałem wtedy dwie rzeczy: odkurzacz, którego sprzątaczka użyła zaraz po moim wyjściu z limuzyny (nadmienię czyniła to po każdym gościu) oraz „gwiaździstą” podsufitkę Phantoma ( 1 300 lampek ledowych rozświetlających przestrzeń nad pasażerem). Tym razem było inaczej. – Jak się pan ma, sir? – powitał mnie na lotnisku Colin, mój osobisty szofer. – Wspaniale! Choć widzę, mój drogi, że pogoda znów nas nie rozpieszcza – zagaiłem. – Tak, proszę pana. Znów mgła i mżawka. Czyż jednak nie jesteśmy już do tego przyzwyczajeni? – odparł, po czym designalive.pl
Tekst i zdjęcia: Wojciech Trzcionka
z majestatem godnym szofera zamknął za mną drzwi. Rolls–Royce Phantom płynnie, w ciszy, ruszył w kierunku Goodwood, na południe od Londynu. W ubiegłym roku minęło dokładnie 110 lat od zbudowania pierwszego Rolls– Royce’a. Co ciekawe, stało się to jeszcze na dwa lata przed zawiązaniem firmy. Markę założyli w latach 1905–1906 w Manchesterze Charles Rolly i Henry Royce, którzy po prostu chcieli tworzyć najlepsze samochody na świecie. Stworzyli. Również jedne z najdroższych. Fabryka zmieniała siedziby pięciokrotnie. Ostatnio w 2003 roku po przejęciu przez BMW. Mieści się obecnie w malowniczej miejscowości Goodwood w hrabstwie West Sussex słynącej również z toru i wyścigów samochodowych. Fabryka, która ani z oddali, ani z bliska nie wygląda jak fabryka, położona jest wśród rozległych lasów i sielskich łąk otoczonych kamiennymi murkami. Wkoło pasą się owce, a z lasów spowitych mgłą co chwila wylatują bażanty, ulubione ptactwo lokalnej społeczności, której głównym hobby jest łowiectwo. Taką lokalizację wybrano nieprzypadkowo. Multimilionerzy, którzy przyjeżdżają tu zamawiać swoje samochody i obserwować, jak powstają, nie powinni wychodzić
z zachwytu: polować, grać w golfa i w polo, pić whisky oraz palić cygara. Budynek fabryki stworzyło słynne studio projektowe Nicholasa Grimshawa. Stal i wielkie okna sprawiają, że z zewnątrz budynek bardziej przypomina ruchome muzeum motoryzacji. Tego wrażenia nie traci się też wewnątrz. Nawet na liniach produkcyjnych, gdzie jest czyściej niż w mieszkaniu Perfekcyjnej Pani Domu. Obecnie wytwarza się tu – głównie na zamówienie – trzy modele wozów. To limuzyny Phantom oraz Ghost i od dwóch lat sportowy Wraith. Ten ostatni kompletnie odmienił wizerunek
miejsca 119
skostniałej marki. Ogromny wóz (przyspieszenie do setki w 4,6 s przy wadze dochodzącej do trzech ton) zaczęli bowiem zamawiać młodzi bogacze. Gdy w roku przejęcia marki przez BMW sprzedawano zaledwie 300 sztuk Rolls– Royce’a, w roku ubiegłym nabywców znalazło już 3 630 limuzyn. Marce nie zależy jednak na ciągłym wzroście liczby sprzedawanych samochodów, ale bardziej na wartości poszczególnych egzemplarzy. Dlatego w Goodwood najważniejszy jest dział zamówień specjalnych, w którym spełnia się najbardziej dziwaczne zachcianki klientów, jak np. przystrojenie wnętrza limuzyny diamentami.
Tak, tak, był taki klient. Oczywiście szejk. – Dzięki temu, że to klienci przychodzą do nas ze swoimi pomysłami na unikatowy wóz, to jesteśmy w wyjątkowej sytuacji, bo nie musimy robić badań rynku. Sami nam mówią, czego potrzebują – przekonuje Gavin Hartley, szef działu Bespoke Design w Goodwood. – Nie dyskutujemy o gustach klientów. Czasami zamawiany kolor może się nam wydawać dziwny w naszej szerokości geograficznej, ale jak wóz trafia do Abu Dabi, to nagle okazuje się że barwa wspaniale koresponduje z nowoczesną architekturą i pustynią. Tak więc, gdy klient chce żółty wóz, to dostaje najlepszy żółty na świecie.
Możliwości mamy praktycznie nieograniczone. Posiadamy paletę 44 tys. możliwych kolorów, ale zawsze możemy zrobić ten specjalny dla wyjątkowego klienta. Kiedyś wyprodukowaliśmy złotą farbę z dodatkiem prawdziwego kruszcu. 30 litrów kosztowało 23 tys. funtów. Czasami przychodzi nam też odwzorować barwę. Jak dla pewnej klientki, która była tak zajęta, że nie miała czasu do nas przyjechać, ale przysłała nam jej ulubioną pomadkę Chanel i liścik, że właśnie taki kolor chce. Inny klient zażyczył sobie deskę rozdzielczą z drewna drzewa rosnącego w jego ogrodzie. Oczywiście życzenie zrealizowaliśmy. Od tego jesteśmy. designalive.pl
120 miejsca rolls royce, sielska angielska wieś i mgła. Wszystko na miejscu
Linia produkcyjna wygląda jak sterylny zakład optyczny. Wszędzie mnóstwo tabliczek z napisami „nie dotykać”. Gdy raz się nieopacznie oparłem o skorupę Phantoma, pracownik ochrony nagle wyrósł jak spod ziemi i… skrzyczał mnie, że jestem niepoważnym ignorantem, bo to będzie wóz za jakieś 300 tys. funtów i gdyby jego właściciel wiedział, że ktoś się o niego oparł, to… Od momentu zamówienia Rolls–Royce’a do jego odbioru mija zazwyczaj pół roku. Najdłużej trwa tworzenie i kompletowanie specjalnie zamówionych elementów przywożonych od poddostawców. Na miejscu wyrabia się tylko specjalne elementy z drewna i skóry. Na tapicerkę jednego Rolls–Royce’a zużywa się od ośmiu do jedenastu skór cielęcych. „Gwiaździsta” podsufitka robiona jest ręcznie przez 30 godzin z 1 300 lampek ledowych. Sam montaż wozu – w zależności od modelu – mieści się w 30 godzinach. Phantom, na przykład, na linii produkcyjnej zatrzymuje się 16 razy każdorazowo na 49 minut. Ach, ci precyzyjni Niemcy z BMW! To wystarczy, żeby pracownicy odpowiednich działów zmontowali właściwe elementy. Wraith dla odmiany ma jedenaście 2,5–godzinnych postojów. Na linii nikt się specjalnie nie spieszy. Praca odbywa się w zupełnej ciszy i skupieniu. Jeszcze bardziej sterylnie jest w lakierni, której pracownicy nie mogą mieć nawet brody. Na polakierowanie jednego wozu zużywa się 30 litrów farby. Dzieje się to trzykrotnie w ciągu sześciu dni, a potem poleruje ręcznie. Już wiadomo, dlaczego potem designalive.pl
Zamożni klienci Rolls Royca mogą przebierać w dowolnej ilości dodatków czy kolorów
ochroniarze upominają dziennikarzy, którzy nieopatrznie oprą się o karoserię... Klientami Rolls–Royce’a są milionerzy, królowie, szejkowie, aktorzy, muzycy. Jedni kupują limuzyny dla wygody, inni dla lansu. Samochody wyjeżdżają głównie na Bliski Wschód lub do Chin. – Nasi klienci nie kupują samochodów, oni kupują emocje – mówi Frank Tiemann, rzecznik prasowy Rolls–Royce’a. Wielu klientów zamawia wóz z myślą, że nigdy go nie sprzeda. Jeden z takich zapaleńców mieszka na Sachalinie, wyspie na Oceanie Spokojnym u wybrzeży Rosji. Serwis przylatuje do niego raz do roku na trzy dni, pokonując osiem tys. km w jedną stronę. Inny „szaleniec” kupił potężnego Antonowa, aby móc latać ze swoim Rolls–Roycem do serwisu w Kijowie. Jednak najbardziej znany klient brytyjskiej marki to Amerykanin Michael Fux, który co roku kupuje jedną limuzynę. Jeździ nią przez rok, a potem wstawia do prywatnego muzeum. Natomiast największe jednorazowe zamówienie w Goodwood zrealizował Stephen Hung – zamówił 30 czerwonych Phantomów do swoich hoteli i kasyn w Chinach. Za limuzyny zapłacił 20 mln dolarów. Każda z nich jest o pięć cm krótsza od wersji europejskiej, aby chińscy szoferzy nie musieli wyrabiać prawa jazdy na autokar. Rolls–Royce to taka fabryka marzeń. Milionerzy realizują tu swoje pragnienia, a tacy jak ja – miłośnicy motoryzacji – przyjeżdżają pomarzyć. I z samymi marzeniami najczęściej już pozostają. www.rolls-roycemotorcars.com
DZIAĹ 121
designalive.pl
MEMU MIASTU Na… tekst: janusz kaniewski* ilustracje: janusz kaniewski design
M
iałem szczęście żyć w jedynym stuleciu w czterotysięcznej historii urbanistyki, kiedy po mieście jeździło się samochodem. Nowoczesne miasta takie jak: Kopenhaga, Zurych, Berlin wypychają auta z centrum. I teraz strzelajcie do mnie ekolodzy, urbaniści, futuryści! Zdążyłem się załapać na: parkowanie za darmo; kolekcjonowanie mandatów; podrywanie dziewczyny – dziś żony – na Alfę Romeo Mi.To.; jeżdżenie z rykiem silnika garbusem tak przerdzewiałym, że w nocy przez dziury w podłodze właziły mi koty; zdążyłem przejechać czterystukonnym BMW przez tunel; postraszyć mieszkańców Szwajcarii rajdem Lotusem SuperSeven; zaszumieć Ferrari 356 na torze testowym Pininfariny; pomknąć 160 km/h Chryslerem z 1965 roku mostem w Warszawie; pojechać starym dwudrzwiowym Mercedesem z siostrą do Cannes; nakraść oleandrów z czyjegoś ogrodu; wypełnić nimi wnętrze po otwarte szyby; pić wino i zasypiać na kwiatach. Mam do dziś tego Mercedesa, a na co dzień jeżdżę bodaj najładniejszym dziś samochodem – Mazdą 6. Ale ta historia się kończy.
Pokazane teraz w Genewie Ferrari 488 GTB, gdzie rysowałem wnętrze, to prawdopodobnie ostatni taki projekt. Jest coś ciekawszego. Przyszłość transportu w mieście – a to mnie interesuje – to nie zabawki, tylko zintegrowane systemy komunikacji. Na styku wzornictwa przemysłowego, urbanistyki, zarządzania energią i – paradoksalnie – adrenaliny, bo to ona napędzała historię automobilizmu. Igramy z ogniem, na nagich emocjach: zaprojektowaliśmy z ludźmi z mojego studia wagon restauracyjny w nominowanym do nagrody Dobry Wzór pociągu Dart. Na tyle przyjazny, żeby ludzie przesiadali się z samochodów do pociągu. Na tyle nieprzyjazny, żeby nie przesiadywali w Warsie z laptopami. Bardzo cienka linia! Czym zastąpić dumę z posiadania lepszego wozu niż ma sąsiad w czasach, kiedy obaj musimy przesiąść się do autobusu? Projektujemy teraz dwa takie pojazdy: autobus miejski i tramwaj. Czy uda nam się przenieść choć cząstkę seksapilu własnego pojazdu do transportu publicznego? Ale zanim jesienią nastąpią te dwie kluczowe dla mnie premiery, zanim ugruntujemy sobie pozycję najbardziej futurystycznej pracowni w Polsce, zanim z panoramy mia-
Prezentacja modelu Zły w skali 1:5 będzie miała miejsce na przełomie marca i kwietnia tego roku, partnerzy: Mazda, 3DLab, Aquaform, Taps, Catia, Chivas Regal. Model jeżdżący światło fleszy ujrzy rok później designalive.pl
janusz kaniewski drive 123
sta znikną auta – wiosną tego roku pokażemy samochód. To nawiązanie do tradycji turyńskich carrozzieri, którzy przy okazji ważnych premier wielkoseryjnych producentów pokazywali swoje wersje autorskie. W tym roku równolegle do premiery najbardziej kultowego kabrioletu na świecie – Mazdy MX-5 – pokażemy coś… gorszego. I to będzie mój hołd dla mojej miłości – tradycyjnej motoryzacji. To będzie „zły” samochód, bo będzie nazywał się Zły – jak z powieści Tyrmanda. Już o nim wspominałem na łamach „Design Alive” (DA nr 7, lato 2013 ). Nie wiedziałem jednak, że tak prędko stanie się namacalną rzeczywistością. Będzie kwintesencją, emanacją wszystkich demonów, którymi w ledwie sto lat obarczyliśmy ten przedmiot. Samochód im gorszy, tym lepszy: musi jeździć niebezpiecznie szybko, być agresywny i arogancki z wyglądu, okazywać arogancję kierowcy względem pasażera, być hałaśliwy, mieć twarde zawieszenie,
*Projektuje pojazdy specjalistyczne, wnętrza kolejowe, samochody, stacje benzynowe, architekturę. Pracuje dla Ferrari i Pininfariny, doradza samorządom miast. Wykładowca RCA w Londynie i IED w Turynie. Na czele rankingów innowacyjności (Forbes) i kreatywności (Brief) w Polsce. Współorganizator i kurator Gdynia Design Days 2012.
żadnych funkcji zwiększających komfort, niepraktyczne szerokie koła powodujące zanieczyszczenie, hałaśliwe duże rury wydechowe, wnętrze wybite skórą zabitych zwierząt, zero drzwi, przedniej szyby, ogrzewania, radia. Będzie budził zazdrość i zawiść, będzie niedostępny – nie zamierzam go produkować. Świetną, nowoczesną technologię Mazdy Skyactiv popsujemy dwiema sprężarkami, zmienionymi filtrami powietrza, wydechem, zawieszeniem, radykalnie zmniejszoną masą. Dojrzeliśmy. Jeszcze tylko raz, ostatni raz przejedziemy się przez miasto w nocy pod gwiazdami własnym samochodem z... (tu rozsądek podpowiada autocenzurę) prędkością i od jutra jesteśmy najnowocześniejszą pracownią projektowania transportu przyszłości w Polsce z doświadczeniem, którego dostąpili nieliczni szczęśliwcy w historii transportu.
DO wIDZENIA
Reine Reine Reine Reine Reine Reine Reine Reine de la de de la la de la Route Route Route Route Citroën Citroën Citroën SM SM tekst i zdjęcia: tomasz jagodziński
U
mówiłem się w dość niepozornym i nieprzyjaznym miejscu – parkingiem pod jednym z biurowców. Wszędzie pełno samochodów, zgiełk, pokrzykiwania klaksonami, ludzie spieszący do codziennych obowiązków. Nie lubię tych nerwowych poranków. Źle się czuję w takim otoczeniu. Szukam miejsc, w których mogę się od tego odciąć. Nauczyłem się już nie reagować na bodźce w reklamach wmawiających mi dolegliwości i sposoby, by mnie wzmocnić, wybielić, uwolnić od wzdęć, zmarszczek czy starości. Tyle, że ja wcale nie chcę być idealny. Dotarłem w umówione miejsce. Mój dzisiejszy azyl. Jarek, właściciel „Reine de la Route” czekał już na mnie w podziemiach. Brama od skrytego garażu była uchylona – „królowa drogi” spoczywała na chłodnej podłodze otulona kocem, który, mimo, iż szczelnie ją okrywał, nie kamuflował dobrze mi znanych kształtów. Wyraźnie zaznaczony długi profil przywiódł na myśl charakterną Włoszkę, choć wcale nią nie
jest. Przechodząc ku tyłowi, w celu odkrycia tej wspaniałości, nie dało się nie zauważyć, że i korpus zdradza śródziemnomorskie pochodzenie. Czas odsłony. Zaprezentowała się wspaniale. Zazwyczaj widywałem taką arystokrację w złocie, ta jednak ma kolor atramentowy, który moim zdaniem lepiej współgra ze srebrnymi i chromowanymi elementami galanterii, jaką ją obdarowano, jak i z żółtym kolorem halogenów. Przyszła pora zbudzić ją do życia. Błękitnokrwiste nie budzą się łatwo. Po trzeciej próbie jej włoskie serce zaczęło bić, a ona delikatnie zakasłała i zaczęła oddychać swobodniej. Po krótkiej chwili uniosła się majestatycznie i zaczęła „mówić” swoim lekko zachrypniętym głosem. Na początku lat 70-tych XX wieku, gdy narodziła się „królowa”, prasa motoryzacyjna mnożyła pochlebstwa pod jej adresem. Nawet sąsiedzi zza wschodniej granicy określili ją mianem „Frankreich Wunderauto” czy „Technisches Wunderwerk”. Skąd u producenta aut masowych, jakim do tej pory
tomasz jagodziński jazda 125
był Citroën, pojawiła się maszyna, która przyprawiła o mocne bicie serca? Parę lat wcześniej firma pokazała światu równie wspaniałe auto, które entuzjastycznie przyjęło się na rynku, model DS, którego przydomek był kobiecy, bowiem nazywano go „bogini”. Marka wówczas przedstawiła wiele nowatorskich rozwiązań m.in. hydropneumatyczne zawieszenie, skrętne światła i wspaniałą sylwetkę. DS był nowoczesny, luksusowy i awangardowy jednak brakowało mu mocy. I tak w roku 1967 Citroën nabył 60 proc. udziałów w borykającej się z kłopotami finansowymi firmie Maserati. Rodzina Michelin będąca wówczas właścicielem Citroëna chciała, aby w jej prestiżowym aucie znalazł się silnik włoskiej marki. Lekką widlastą „szóstkę” skonstruował więc sam Giulio Alfieri, wykorzystując do tego celu istniejącą już V8. Testy nowej jednostki przeprowadzano, wykorzystując specjalnie przygotowany model Panharda, najstarszej francuskiej marki samochodów należącej również do Michelin. Później badano go także w testowych DS–ach. A w 1970 roku na samochodowym salonie w Genewie został zaprezentowany nowy, futurystyczny – zarówno z wyglądu, jak i technicznie – nowy model Citroën SM, pojazd z kategorii Gran Turismo. Dzięki niemu firma wyciągnęła się ponad wizerunek producenta samochodów dla ludu. Premierowy model miał futurystyczne kształty, hydropneumatyczne zawieszenie, wspomaganie kierownicy zależne od prędkości jazdy. Skrętne światła doświetlały drogę na zakrętach, a obręcze kół były wykonane ze specjalnego tworzywa. W celu promocji samochodu i przedstawienia jego możliwości w roku 1971 Citroën wystawił w Rallye
Citroën SM Futurystyczne kształty, hydropneumatyczne zawieszenie, wspomaganie kierownicy zależne od prędkości jazdy. Skrętne światła doświetlające drogę na zakrętach, obręcze kół wykonane ze specjalnego tworzywa
de Maroc, obok jeżdżących już wcześniej w rajdach wersji DS, także SM, który wygrał generalną klasyfikację rajdu. Ponadto w roku 1971 marka spod znaku dwóch szewronów stanęła na jeszcze innym podium. W konkursie Car of the Year na pierwszym miejscu uplasował się model GS, a na trzecim, właśnie SM.
Niesamowite wrażenia jazdy „królowa” zapewnia także dzisiaj Moc silnika na poziomie ok. 170 KM pozwala na całkiem dynamiczne przemieszczanie się i prędkość maksymalną w okolicach 220 km/h. Jednak nie to jest w tym aucie ważne, a raczej styl, w jakim się podróż odbywa. Wrażenie płynięcia nad drogą zapewnia hydraulika w zawieszeniu, kontrolowanie kierunku jazdy za pomocą specyficznego układu kierowniczego również przenosi nas w inny świat, gdzie każdy nawet drobny ruch volantem jest odbierany inaczej niż ze znanych nam aut. Ponadto na postoju kierownica sama wraca do pozycji wyjściowej i prostuje koła. O dobrą „muzykę” dla uszu dba pochrypujący układ wydechowy, ale jest i znajdujący się między fotelami radioodtwarzacz (na kasety), który został zaprojektowany specjalnie dla SM. Są też: fotele pokryte skórą, klimatyzacja, elektrycznie sterowane szyby i inne luksusy. Jednak życie z mieszaniną krwi włosko–francuskiej nie jest usłane różami. „Królowa” zachwyca, ale i wymaga wyjątkowego traktowania. Raz na jakiś czas musi poczuć drogę pod kołami,
bowiem dłuższe unieruchomienie tragicznie wpływa na specyficzne zawieszenie. Po takiej przejażdżce nierzadko będzie potrzebna wizyta u specjalisty. Silnik Maserati jest wyposażony w trzy gaźniki potrafiące rozregulować się po kilkuset kilometrach podróży. SM jest więc „królową” w pełni swojego jestestwa: umie chwytać za serce, zrobić wspaniałe wrażenie, ale również pokazać swoją kapryśną naturę. Nie dziwi więc fakt, że dla głów państw należało przygotować specjalne wersje. Zajęła się tym firma karoseryjna Henri Chapron –wyprodukowała dwa egzemplarze czterodrzwiowego cabrio SM Presidentielle II, który zastąpił dotychczasowy Presidentielle I bazujący na DS. Ponadto pojawiło się siedem sztuk limuzyny czterodrzwiowej Mylord Salon oraz osiem kopii cabrio modelu Opera. SM nie miał swojego poprzednika ani następcy, Citroën wytworzył w latach 1970–1975 12 920 sztuki tego modelu. Niewiele trafiło za ocean. Nabywców stamtąd przerażała potrzeba specjalnej troski i brak było osób, które mogłyby podejść do tego auta z narzędziami, nie robiąc mu krzywdy. W tamtych czasach motoryzacja, choć emocjonalna, była w USA nieskomplikowana. Citroën został w 1974 roku kupiony przez Peugeota, który to „uśmiercił” SM–a bezpowrotnie. Pora przykryć „Reine de la route”, niech odpocznie i pięknieje. Zamykamy garaż. Idę znowu przez parking pełny zgiełku i wrzawy, jednak nie irytuje mnie już tak bardzo. Nie dotyka, jestem gdzieś ponad tym wszystkim, zamknięty w bańce, która się unosi nad ziemią. A może się tylko nawdychałem spalin? Kto wie.
designalive.pl
126 trendbook
Iga Szczugieł i Krystian Dziopa autorzy zwycięskiego projektu PlatiMat w konkursie Future Living Award
Hybrydowa konstrukcja maty pobiera, kumuluje i racjonalnie korzysta z energii
Kuchnia w plecaku Marka Siemens po raz drugi nagrodziła najciekawsze wizje kuchni przyszłości. Spośród 100 nadesłanych prac interdyscyplinarne Jury, a w nim redaktor naczelna „DA” Ewa Trzcionka, przyznało nagrodę główną Idze Szczugieł i Krystianowi Dziopie za projekt PlatiMat Tekst: Agnieszka Król
Ogłoszoną w maju 2014 roku drugą edycję konkursu Future Living Award dla architektów, projektantów wnętrz oraz pasjonatów projektowania zwieńczyła styczniowa uroczysta gala w kinie Iluzjon w Warszawie. Jury oceniając prace, poza oryginalnością i innowacyjnością, skupiło się na trafności odpowiedzi projektów na wyzwania, jakie niesie przyszłość. Zwycięski projekt doceniono przede wszystkim za wnikliwą obserwację kierunków rozwoju technologii oraz tendencji w zmianach społecznych. Otwiera bowiem kuchnię na różne style życia, a także „odrywa” istotę kuchni od konkretnego miejsca, czyni ją mobilną i niezależną. Oprócz nagrody pieniężnej w wysokości 15 000 zł, autorzy otrzymali także wyróżnienie specjalne redakcji naszego magazynu. PlatiMat to projekt konceptualny, niezwykle śmiały i wcale nie taki niemożliwy, by ziścił się w przyszłości. Młodzi, wrażliwi twórcy oparli go na swoich własnych potrzebach, doświadczeniach i obserwacjach: świata, technologii i człowieka. Zaprojektowana przez Igę Szczugieł i Krystiana Dziopę „kuchnia przyszłości” to mata, która chłodzi, grzeje i jest jednocześnie blatem roboczym. Ponadto pochłania i kumuluje energię ze słońca oraz z procesów zachodzących w kuchni (podgrzewanie, ruch pary wodnej); pozwala designalive.pl
też oszczędzać wodę, odzyskując ją i filtrując. Minimalistyczna, futurystyczna forma pozwala matę kuchenną zwinąć, przenieść i użyć gdziekolwiek zechcemy przyrządzić posiłek: w salonie, w ogrodzie, na ulicy, w lesie… Jak powstawał PlatiMat? Iga Szczugieł: Zsumowaliśmy całą naszą wiedzę, która była niewielka. Próbowaliśmy więc dowiedzieć się: co już istnieje, co jest prawdopodobne i jakie technologie są tylko kwestią czasu? Krystian Dziopa: Technologia jednak nie miała nas ograniczać. Wyobrażenie o przyszłości zmienia się z dnia na dzień, będziemy mieli inną wiedzę i inne możliwości. Wszystko się zmienia. Jutro może być inaczej. I. Sz.: Dlatego projekt oparliśmy na intuicji. Oraz potrzebie mobilności? Wspominaliście ze sceny, że przemieszczanie jest wpisana w wasze życie. I. Sz.: Wierzymy, że człowiek powróci do poruszania się o własnych siłach. Teraz mamy moment przesilenia w braku samodzielności w przemieszczaniu: dzieci z nadwagą, emeryci zamknięci w czterech ścianach. Dlatego wierzymy, że nasza aktywność wzrośnie, a życie podąży do balansu. K. Dz.: Projekt wyrósł też z obserwacji. Jest nas coraz więcej, matka Ziemia daje nam
tyle, ile może, ale to Eldorado się kończy. Jeśli będziemy zaawansowani technologicznie, a odetniemy się na własne życzenie od źródeł energetycznych, to jedyne, o czym już trzeba myśleć, to kompresowanie wszystkiego: energii, funkcji, objętości, drogi. W projekcie skupiliśmy się na tym i na harmonii, na balansie energetycznym, by energia nie szła w przysłowiowy i dosłowny kosmos. Przykładowo: lodówka chłodzi wewnątrz, ale z tyłu grzeje. Dlaczego by tego nie skumulować i spożytkować w swego rodzaju hybrydzie do chłodzenia i podgrzewania posiłków? Takich marnowanych w kuchni energii jest wiele. Choćby z gotowania rosołu... Dlaczego wzięliście udział w konkursie? I. Sz.: Udział w konkursie był dla nas otwarciem. Dostaliśmy tylko motto nieobarczone żadnymi detalami typu: skala, budżet, itp. K. Dz.: To dało motywację, by tworzyć samodzielnie, zrobić odważny krok w przyszłość. To czego czasem brakowało w szkole. Widzimy te niedostatki w edukacji. Ale to nas nie ogranicza, skoro jesteśmy świadomi, że należy dalej szukać. Samo to, że studia nie dały wszystkiego, motywuje. Ponadto mamy ambicję, zacięcie, by drążyć dalej. Jeśli dostajesz coś pod nos, to oznacza, że to już jest, to nie jest nowe, dlatego tak ważna jest samodzielność w tych projektowych poszukiwaniach. Widzicie siebie z tym plecakiem i PlatiMatą na szlaku? I. Sz.: Oczywiście. Mieszkam blisko gór, w Szczyrku, wędrowanie jest elementem mojego życia. Krystian jeździ dużo na rowerze. Nie mamy zbyt zasobnego portfela. Taka mata kuchenna byłaby doskonałym sposobem na samodzielność podczas poznawania świata. Tendencja „uwalniania kuchni” widoczna była także w innych pomysłach zauważonych przez tegoroczne Jury SFLA. Michał Sajdak, zdobywca II miejsca w projekcie PLATEoN zaproponował wykorzystanie technologii bezprzewodowej proces podgrzewania i chłodzenia został przeniesiony bezpośrednio do naczyń i garnków, z pominięciem wszelakich sprzętów. Ex aequo II miejsce w konkursie przypadło także Sabinie Sujeckiej za Kitchen Spot – projektantka zaproponowała kuchnię jako przestrzeń publiczną do wynajęcia, zakładając, że w przyszłości mieszkania w zatłoczonych metropoliach nie będą w stanie pomieścić kuchni. www.future-living-award.pl
trendbook 127
Michał Kulesza
Olia
Anna Karpińska
Robert de Bock
Nawyk troski Pierwsza myśl po przebudzeniu? Zalogować się na fejsa. Zdałeś egzamin, urodziło się dziecko, złamałeś rękę – koniecznie twitnij. Znalazłeś coś ciekawego – udostępnij na tablicy. Spadł pierwszy śnieg, kupiłeś nowy ciuch – nie omieszkaj sfotografować i wrzucić na Insta. Zachwyciłeś się filmem – uploaduj recenzję na vloga. Można by tak bez końca… Jeśli kilka lat temu bez posiadania konta na którymś z portali byłeś praktycznie martwy towarzysko, nie uznawano Cię za interesujący obiekt, o tyle teraz następuje zmiana. Internauci przerażeni i zmęczeni ilością nadprodukcji niepotrzebnego potoku słów i multimediów, coraz częściej decydują się na odcięcie od mediów społecznościowych. Wirtualny świat ma dla nich jednoznacznie konotacje – jako jeden wielki nieuporządkowany śmietnik, w którym więcej czasu trzeba spędzić na selekcję informacji niż ich przyswojenie. Wolą zrezygnować. Część zirytowanych użytkowników bierze sprawy w swoje ręce. Wciąż istnieje w nich potrzeba komunikacji internetowej, jednak na własnych zasadach. Powstające witryny narzucają na logujących się pewne ograniczenia – ma być krótko, starannie i z dbałością o jakość. Niezależnie od formy: filmy, obrazy, muzyka, teksty. Jednym z przykładów jest Tookapic.
Portal powstał z innych pobudek, lecz idealnie wpisuje się w ideę troski o cyfrową przestrzeń. Paweł Kadysz, założyciel serwisu, w czasie przeprowadzki do nowego domu postanowił dokumentować ten proces. Powstał w ten sposób cykl fotografii „365 photo project”, który prezentował codziennie jedno zdjęcie z życia lokatorów. Inicjatywa prowadzona w celach pamiątkowych przerodziła się w nowatorską witrynę. Tookapic pozwala na dodanie tylko jednej fotografii dziennie. Docelowo propozycja ta skierowana jest dla osób chcących kształcić się w tejże sztuce. Zmusza to amatorów do edukacji, troski o staranność obrazów. – Paulina Wójtowicz Młodzi ludzie tworzą dla lajków, łapek w górę i retweetów. Niewiele osób robi coś dla siebie. Tak naprawdę dla siebie – zauważa Paweł Kadysz. – Tookapic to serwis dla ludzi, którzy fakDlatego tak ważny jest aspekt samodoskona- tycznie chcą zrobić coś dla siebie. Nie ma lenia. Regularna prezentacja wyrabia nawyk. tu miejsca na bylejakość. Taki projekt wymaga Twórcy dopuszczają jednodniową przerwę. zaangażowania i pracy, a do tego młodzi interGdy opuścimy dwie doby, zabawa rozpo- nauci nie są przyzwyczajeni – zaznacza twórca czyna się od początku. A obserwując rozwój portalu, dodając jednocześnie – Jestem pewumiejętności innych fotografujących, rozbu- ny, że nie doczekamy się wielomilionowej dzamy sferę zdrowej rywalizacji. Bo celem nie społeczności. Kłóciłoby się to z założeniami jest wygrana, a zdobycie jak największych serwisu. Od początku przecież stawialiśmy kompetencji i sprawności w wykorzystywa- na jakość, nie na ilość – podsumowuje Paweł niu talentu fotograficznego, by wyróżnić się Kadysz. I tak trzymać, www.tookapic.com z tłumu innych świetnych artystów. angelika ogrocka designalive.pl
T Szatniarka
—Ubranie ma duszę, zrezygnuj z szybkiej mody—namawia słynna aktorka Tilda Swinton
designalive.pl
T
trendbook 129
Tekst: Wojciech Trzcionka, zdjęcia: Giovanni Giannoni
o dość niecodzienne, gdy słynna aktorka, laureatka Oscara, grająca główną rolę w spektaklu, jeszcze zanim ten rozpocznie się na dobre, jako szatniarka odbiera od ciebie kurtkę. Ale jeszcze bardziej niecodzienne jest to, że potem twoja kurtka „gra” w przedstawieniu, razem z garderobą pozostałych widzów. Nic dziwnego, że jednoosobowy performance „Szatnia” („Cloakroom”) wybitnej brytyjskiej aktorki Tildy Swinton zachwyca na kolejnych wydarzeniach. Ubrania widzów są przez aktorkę nie tylko ubierane, obwąchiwane, rzucane w geście wydobywania poezji ze „zwykłych ciuchów”. Aktorka cały czas do nich szepce, niektóre pieści. Bo wcale nie są zwykłe, mają duszę! Premiera „Szatni” miała miejsce jesienią na jednej z najważniejszych imprez artystycznych we Francji, Festival d’Automne w Paryżu. W styczniu Swinton pokazała monodram w mekce męskiej mody, na słynnych targach Pitti Uomo we Florencji. Wzbudzając tym samym ogólny zachwyt pomimo, iż godzinny spektakl wymierzony jest właśnie w „branżę” produkującą niekończący się strumień towarów, a także zmuszającą nas do ich ciągłego kupowania. Artystka zachęca do przystopowania i zastanowienia się: Czy nie wystarczy ci już to, co posiadasz? – Ubranie ma duszę, zrezygnuj z szybkiej mody – namawia.
Performance wyreżyserował francuski historyk mody Olivier Saillard (dyrektor Palais Galliera, Musée de la Mode de la Ville de Paris), który w jednoosobowym spektaklu pełnym improwizacji bada ukryte człowieczeństwo w płaszczach, kurtkach, szalikach, torbach i innych częściach garderoby wiszącej w ogólnodostępnych miejscach. – Kiedyś podczas odwiedzin w operze tknęło mnie, że szatnia to jak muzeum mody – mówi Olivier Saillard. Na scenie aktorka korzysta z ubrań przynoszonych przez widzów. To monodram, performance, happening? Swinton twierdzi: – Trudno dokładnie opisać, co to jest. Łatwiej, czym nie jest. To nie teatr, nie taniec, nie rzeźba, nawet nie intelektualny esej. Podziwiam dziennikarzy, którzy próbują to coś opisać (uśmiech). Dla mnie to godzina spędzona w przestrzeni gry. Jedną z inspiracji był fakt, że przez dwa lata przechodziłam obok szafy mojej zmarłej mamy. Ciało umarło, ubrania pozostały – mówi aktorka, niejako żałując, że te nie mogą do niej przemówić, bo jak wiele przecież mogłyby jej o matce opowiedzieć? Dlatego artystka rozmawia z ubraniami na scenie. Uczłowiecza, bo będąc blisko nas zyskały duszę. – Zastanawiałam się, co po mamie zostawić, co nosić, co oddać? Tak, tak, nosić! Kiedyś w wielu krajach, np. w Irlandii, była tradycja przekazywania ubrań z pokolenia na pokolenie. A jaka jest twoja relacja z ubraniami? Swinton: – Bardzo osobista, wręcz intymna, bo ubrania przede wszystkim pozwalają mi utrzymać
stałą temperaturę ciała. Mam swoje ulubione ciuchy, niektóre noszę od lat. Nowe, kupowane od czasu do czasu, sprawiają mi ogromną radość. Każda sztuka odzieży prowokuje relacje. Brytyjska aktorka (ur. 1960 r.), laureatka Oscara, zwana Muzą Dwuznaczności, ze względu na jej nieoczywistą urodę, która pozwala jej grać zarówno role damskie, jak i męskie, słynie z oryginalnych wystąpień. Pierwszy performance zrealizowała w 1995 roku, po śmierci jej mentora Dereka Jarmana – przez osiem godzin spała wtedy w The Serpentine Gallery. W 2013 roku, niedługo po śmierci matki, w nowojorskim The Museum of Modern Art (MoMA) Tilda Swinton stworzyła podobny performance „The Maybe”, śpiąc na oczach widzów w szklanej klatce. W tym samym roku w spektaklu „Eternity Dress” stworzonym z Olivierem Saillardem odtwarzała na scenie proces tworzenia sukni couture. Rok wcześniej w paryskim Palais de Tokyo pokazała „The Impossible Wardrobe” – chodząc po wybiegu zakładała na siebie różne części garderoby słynnych ludzi: Napoleona I, Yves Saint Laurenta czy Betty Catroux. Projekt „Szatnia” ma być zwieńczeniem trylogii poświęconej modzie.
designalive.pl
130 trendbook
Artyści zaangażowani TEKST: ANGELIKA OGROCKA, ILUSTRACJE: GUILLAUMIT MIT
O
tym, że edukacja nie musi być nudna, stereotypowa, odpychająca, wiemy wszyscy. A raczej marzymy, by wreszcie pojawił się ktoś zmieniający takie podejście. Do rewolucji może jeszcze kilka kroków za daleko. Jednak już teraz odnajdziemy jednostki sprawnie wykorzystujące swój warsztat artystyczny do zachęcenia i przyciągnięcia opornych na wiedzę. Zabawne kreskówkowe postacie odwołujące się do tych, które pamiętamy z dawnych gier wideo czy te japońskie, a przy tym kombinacja form geometrycznych. Tak prezentuje się charakterystyczny styl pochodzącego z Francji ilustratora ukrywającego się pod pseudonimem Guillaumit Mit. Artysta potrafi działalność graficzną przekuć w ciekawe inicjatywy. designalive.pl
Wraz z innymi tworzy muzyczno–graficzny kolektyw Gangpol & Mit. Wspólnie wydają płyty, filmy, książki. Ich koncerty to połączenie cyfrowego popu wykorzystującego syntezatory i zaangażowane społecznie, a nawet komentujące rzeczywistość teksty z wyświetlanymi obrazami. Sami członkowie formacji czasami przebierają się za postacie z kreskówek. Jednocześnie po imprezie, prowadzą różnorakie warsztaty profilowane dla określonej grupy odbiorców, głównie dla dzieci. Wybierając niesztampowe elementy rzeczywistości, zrzeszają wokół siebie zaciekawione, często niechętne jakimkolwiek formom edukacji osoby. Do proponowanych przez nich programów należy choćby nauka animacji. Jednak działania Mita nie są jedynymi na świecie. Na polskim gruncie, osób bliskich takiemu podejściu znajdziemy całą masę. Projektanci, artyści, rzemieślnicy – na każdej imprezie związanej z kreatywnością nie brakuje zajęć, gdzie dzieciom przekazują swoja pasję. Podobną potrzebę czują muzycy. Asi Mina, czyli Asia Bronisławska, wokalistka, autorka, animatorka. Angażuje się w wiele projektów m.in. The Complainer czy Mołr Drammaz. Subtelne kompozycje wierszy własnych i ikon polskiej liryki jak choćby Mirona Białoszewskiego spaja w zaskakujące aranżacje. Te nieczęsto stają się pretekstem do opowiedzenia uniwersalnych historii. W swą podróż zaprasza nie tylko dorosłych. Na muzycznych imprezach i nie tylko prowadzi warsztaty z dziećmi. Z nimi to tworzy instrumenty z warzyw. Finałowy koncert na flecie z marchewki jest dla młodego człowieka z pewnością niezapomniany. www.guillaumit.tumblr.com www.gangpol-mit.blogspot.com www.radiominus.com www.asimina.mikmusik.org
wydarzenia 131
Architektura wojny Martin Kollar, który za projekt fotograficzny „Field Trip” zrealizowany w Izraelu i na Zachodnim Brzegu otrzymał prestiżową nagrodę Leica im. Oskara Barnacka, przyjedzie do Polski Tekst: Łukasz Potocki
Celem projektu „Field Trip” było zaprezentowanie różnorodności a także przedstawienie złożoności tego jednego z najbardziej problematycznych regionów świata. Martinowi Kollarowi czas spędzony w Izraelu przywołał wspomnienia z komunistycznej Czechosłowacji (fotograf urodził się w 1971 roku w Żylinie na dzisiejszej Słowacji). Wyrywkowe przeszukania i aresztowania przez policję są częste, a ludzie żyją w ciągłym strachu przed inwigilacją i donosami. Swoimi zdjęciami Kollar wyraziście ilustruje codzienność mieszkańców regionu. Uchwycił zarówno zwykłe sceny z życia, jak i sytuacje absurdalne i komiczne. Jego portfolio jest bardzo zróżnicowane wizualnie i przedstawia różne tematy – od dokumentowania obecności wojsk na Zachodnim Brzegu do zdjęć architektury, krajobrazów, natury i portretów mieszkańców Izraela. Sceny, które uchwycił, są w równym stopniu banalne, absurdalne i komiczne –
a czasem tragiczne. Martin Kollar dokumentuje dziwną, niespokojną normalność, poprzez nią pokazując traumę, z jaką żyją mieszkańcy tego regionu. Każde ze zdjęć może być oglądane jako odrębne dzieło, mają jednak pewien wspólny element – wszechobecne napięcie. Wojsko zdaje się być wszędzie, granice między strefami zmilitaryzowanymi a życiem codziennym zacierają się. Wystawę prac Martina Kollara będzie można zobaczyć podczas łódzkiego Fotofestiwalu w dniach 28 maja – 7 czerwca. www.fotofestiwal.com
132 wydarzenia
Design to odpowiadanie na pytania To była najlepsza Arena Design w siedmioletniej historii wydarzenia Tekst: WOJCIECH TRZCIONKA Zdjęcia: WERONIKA TROJANOWSKA, PIOTR PASIECZNY
Od lewej: Ryszard Balcerkiewicz, twórca i prezes Noti oraz projektanci pracujący dla marki: Jerzy Porębski, Krystian Kowalski, Renata Kalarus, Tomasz Augustyniak, Piotr Kuchciński i Tomek Rygalik
N
ajlepsza, co nie znaczy, że nie może być jeszcze lepsza – dodawali uczestnicy i goście targów. Poziom znacznie podnieśli znakomici prelegenci, ciekawe wystawy i nowa strefa Human Toch, która została zaprojektowana dla Concordia Design przez studio Mode:lina jako centralne miejsce Areny, gdzie można dobrze zjeść i wypić kawę, czy w końcu miejsce wymiany doświadczeń, spotkań, edukacji, szukania nowych koncepcji i pomysłów. Siódma edycja Areny Design odbywająca się w dniach 17-20 lutego kontynuowała motyw materiałów w kontekście innowacyjnych poszukiwań. W tych obszarach designalive.pl
poruszali się też zaproszeni eksperci – znani projektanci, producenci i trendwatcherzy. – Design to odpowiadanie na pytania. Jeżeli nie odpowiadasz na pytania, to taki design nie ma sensu – mówił Edward Barber ze studia Barber & Osgerby, gwiazda Areny. O nowych materiałach, nowych nawykach i produktach przyszłości opowiadała Ineke Hans, jedna z najbardziej znanych holenderskich projektantek. Dużym zainteresowaniem cieszyły się też wykłady Izabeli Bołoz, polskiej projektantki z dyplomem Design Academy Eindhoven czy Jürgena Mayera, berlińskiego architekta, twórcy ikonicznego obiektu Metropol Parasol w Sewilli. W tym roku za projekt aranżacji Areny
odpowiadała projektantka Maria Jeglińska, a materiały dostarczyła firma Pfleiderer, partner strategiczny wydarzenia. Przemysław Strzyż, dyrektor marketingu Pfleiderer Grajewo SA: – Arena Design to miejsce szczególne, skupiające na jednej przestrzeni biznes, wzornictwo, edukację. Oprócz tego, że jesteśmy partnerem strategicznym wydarzenia, w tym roku chcieliśmy również zaznaczyć naszą obecność poprzez liczne aktywności m. in. ekspozycję kolekcji dekorów „Materials we love. Concept by Zięta & Kuchciński”. Podczas Areny ciekawie zaprezentowały się szkoły, głównie Uniwersytet Artystyczny w Poznaniu z 14. odsłoną Programu
DZIAŁ 133
W finale konkursu Top Design znalazło się 20 produktów. Jury pod przewodnictwem Marka Adamczewskiego postanowiło nagrodzić 10 z nich
Edward Barber ze studia Barber & Osgerby, gwiazda Areny Design
Edukacyjno-Projektowego, tym razem poświęconego nowoczesnym kuchniom. – Po tylu latach współpracy z firmami i studentami jesteśmy już jak rodzina – uśmiechała się Katarzyna Laskowska z Uniwersytetu Artystycznego, twórczyni i koordynatorka programu PE-P. Tuż obok znajdowała się wystawa „10 lat Noti”, której kuratorem był Piotr Kuchciński, dyrektor artystyczny Noti. Obchodząca okrągłe urodziny marka od pierwszego projektu konsekwentnie realizuje hasło „Po pierwsze design”. Na retrospektywnej ekspozycji zobaczyliśmy projekty mające największe znaczenie w rozwoju firmy od tych najwcześniejszych po najnowsze.
– Każdy z projektantów, z którym współpracujemy to indywidualista, jednak udało nam się przez te 10 lat stworzyć pewien kod stylistyczny, rozpoznawalny i dla nas charakterystyczny. Projekty łączy filozofia marki oparta na innowacji. To trudna droga, ponieważ produkt trafia na rynek, który często nie jest na niego przygotowany – mówił prezes Noti Ryszard Balcerkiewicz. Najnowsze rozwiązania materiałowe w oświetleniu zostały natomiast zaprezentowane podczas debiutującej wystawy „Viva Light”, której kuratorem była Małgorzata Ratajczak (Emandes). To inauguracja szerszej inicjatywy skupiającej i aktywizującej środowisko związane z przemy-
słem oświetleniowym; pokazane zostały nowości oświetleniowe firm polskich i zagranicznych. Najszerzej zaprezentowała została jednak wystawa prezentująca laureatów tegorocznej edycji konkursu Top Design (kurator Maria Jeglińska). W finale konkursu znalazło się 20 produktów. Jury pod przewodnictwem Marka Adamczewskiego postanowiło nagrodzić 10 produktów, przekonując, iż są to przykłady udanych inwestycji we wzornictwo. Tytuł Top Design Awards 2015 otrzymały: piekarnik Franke myMenu CS my912 M XS DCT 60+; Koncept łazienki 10° firmy Ravak; fotele LightUP i NU od Profim; urządzenie Motion Sensor od Fibar Group; autobus Solaris Urbino; drukarka 3D Zortrax M200; dekor Orzech Columbia firmy Schattdecor; drzwi Prizma marki Porta; nożyczki Renomed. Nowością tegorocznej edycji Areny była wystawa prac młodych projektantów w ramach pierwszej edycji konkursu Porty by Me, organizowanego przez Międzynarodowe Targi Poznańskie i firmę Porta KMI Poland. „Design Alive”, jako patron targów, pokazał trzecią edycję wystawy prezentującej laureatów Design Alive Awards. Ekspozycja powstała w partnerstwie z m.in. marką Kinnarps, która wyposażyła stoisko w nowe meble i uznane już klasyki oraz firmą Pajak Sport, która uszyła wystawę ze… śpiworów. – W tym roku zebraliśmy sporo dobrych recenzji i po raz kolejny pobiliśmy rekord frekwencji. To dobry znak na przyszłość – przekonuje Monika Wietrzyńska, dyrektor Areny Design. www.arenadesign.pl designalive.pl
134 Kooperacje Pfleiderer
Materiały które inspirują Odwiedzając w tym roku Arenę Design i targi Meble Polska w Poznaniu, można było przekonać się niejednokrotnie, że materiały Pfleiderer to znakomite tworzywo dla tych, którzy chcą tworzyć niebanalne projekty mebli, wnętrz czy scenografii Tekst: WANDA MODZELEWSKA, ANGELIKA OGROCKA Zdjęcia: PIOTR PASIECZNY
P
oznańska impreza była przede wszystkim miejscem, gdzie mogliśmy śledzić kolejny etap rozwoju projektu „Materials we love. Concept by Zięta & Kuchciński”. Dekory stworzone przy współpracy z dwoma znakomitymi polskimi projektantami - Oskarem Ziętą i Piotrem Kuchcińskim wzbudziły duże zainteresowanie wśród producentów mebli. Na specjalnym stoisku między halami 7, 7A, 8 i 8A, targowi goście mogli zobaczyć pierwsze modele wyprodukowane przy ich wykorzystaniu. Były to propozycje firm Meble VOX, Szynaka Meble, Stolkar, Dig-Net, Meblosiek, Krismar i Comad. Na przykładzie mebli mieszkaniowych, młodzieżowych, kuchennych i łazienkowych można było przekonać się, że nowe dekory inspirowane betonem, orzechem i daglezją świetnie wyglądają zarówno łączone ze sobą, z dekorami uni, jak i solo. Kamil Lenart z firmy Dig-Net przekonywał, że pomysł z wykorzystaniem nowych dekorów był strzałem w przysłowiową dziesiątkę – dzięki nim meble firmy cieszyły się bardzo dużym zainteresowaniem. Podobnie mówili przedstawiciele innych firm meblowych. – Zdecydowaliśmy się wybrać dwa dekory - daglezję bieloną i beton (smooth concrete brown) i już dziś wiemy, że była to bardzo dobra decyzja. System mebli kuchennych cieszy się dużym zainteresowaniem wśród kupców, dlatego miejsce w regularnej ofercie ma już zapewnione - przekonywała Sylwia Wiśniewska z Fabryki Mebli Stolkar. – Dekory „Materials we love. Concept by Zięta & Kuchciński” wykorzystaliśmy do aktualnie istniejącego systemu Harmony. System składa się z sześciu elementów, które dowolnie ze sobą zestawiane, tworzą harmonijne i nowoczesne wnętrze – mówiła Joanna Adamowicz z firmy KrisMar. Firma Szynaka Meble jeszcze nie wdrożyła dekorów realizując na razie koncept, ale nie wyklucza produkcji seryjnej z ich wykorzystaniem. – Zdecydowaliśmy się zastosować do naszego modelu jeden z dekorów „Materials we love. Concept by Zięta & Kuchciński” i zaprezentować kredens i stolik okolicznościowy. designalive.pl
20 000 osób odwiedziło w dniach 17-20 lutego targi Meble Polska, Arena Design i Home Decor. Międzynarodowe Targi Poznańskie odnotowały tym samym kolejny rekord frekwencji
Od lewej: Projektant Oskar Zięta, Przemysław Strzyż – dyrektor marketingu Pfleiderer, Monika Wietrzyńska – dyrektor Arena Design i Józef Szyszka – dyrektor targów Meble Polska
Dekory z kolekcji „Materials we love. Concept by Zięta & Kuchciński” można było też podziwiać na Arenie Design, gdzie pojawiły się w projektach scenografii stref Forum i Top Design oraz specjalnej wystawie
Wykonaliśmy je z płyty akrylowej o wysokim połysku połączonej z płytą laminowaną w kolorze orzecha – powiedział Sławomir Łukaszewski z Szynaka Meble. – Jesteśmy bardzo dumni z tego, że nasza nowa kolekcja wzbudziła zainteresowanie wiodących w branży firm. Warto podkreślić, że na naszym stoisku pokazaliśmy tylko wybrane przykłady jej wykorzystania. Znacznie więcej mebli z dekorami „Materials we love” oraz z innymi dekorami z naszej oferty pojawiło się na stoiskach naszych partnerów – zaznaczył Przemysław Strzyż, dyrektor marketingu Pfleiderer. Dekory z kolekcji „Materials we love. Concept by Zięta & Kuchciński” można było też podziwiać na terenie Arena Design, gdzie pojawiły się w projektach scenografii stref Forum i Top Design. Maria Jeglińska, projektantka tych przestrzeni, połączyła je z jasnym błękitem, ciepłą żółcią oraz z surową płytą mfp®. – Arena wyglądała w tym roku zjawiskowo dzięki materiałom, które otrzymaliśmy od Pfleiderera. Marka jest naszym partnerem strategicznym już od kilku lat, a Arena 2015 zebrała naprawdę
Na specjalnym stoisku między halami 7, 7A, 8 i 8A targowi goście mogli zobaczyć pierwsze modele wyprodukowane przy wykorzystaniu nowych dekorów. Były to propozycje firm Meble VOX, Szynaka Meble, Stolkar, Dig-Net, Meblosiek, Krismar i Comad
bardzo dobre recenzje. Cieszymy się, że możemy współpracować – powiedziała Monika Wietrzyńska, dyrektor Arena Design. – Tegoroczna Arena Design i targi Meble Polska potwierdzają, że w dziedzinie kreowania materiałów mamy wiele do zaoferowania. Z naszych materiałów mogą korzystać zarówno producenci mebli, jak i projektanci wnętrz czy scenografii. Bardzo nas cieszy, że w tym roku posłużyły jako tworzywo do tak wielu projektów: od nowych kolekcji mebli, po eksperymentalne prototypy wdrażane przez uczestników Programu Edukacyjno-Projektowego – dodał Przemysław Strzyż. Na kontynuację projektu liczy też Oskar Zięta: – Gdy zaczęliśmy badać trendy, aspekty socjologiczne oraz to, jakie materiały przyszli konsumenci będą chcieli stosować, zaczęliśmy zastanawiać się, jak będą wyglądały przestrzenie, w których te materiały będą funkcjonować. Pojawiła się nam wtedy cała paleta różnych materiałów. Finalnie wybraliśmy dwa. Mam nadzieję, że projekt ten będzie stale rozwijany, a meble będą równie ponadczasowe jak sam dekor.
136 wydarzenia
Po
Roczne tournée w śpiworach Tekst: EWA TRZCIONKA Zdjęcia: WOJCIECH TRZCIONKA
tym spotkaniu zmieniliśmy całą koncepcję wystawy. Iskra w oku, porozumiewawcze spojrzenia! I działamy! Wystawa Design Alive Awards 2014 powstała w cztery dni robocze. Do Bielska-Białej pojechałam, by kupić kurtkę, oczywiście puchową, pikowaną, najlżejszą i najcieplejszą, bo z tego w świecie słynie nominowana do Design Alive Awards 2014 w kategorii Strateg bielska firma Pajak Sport. Tam spotkałam Wojtka Kłapcię, jednego z zarządzających firmą. Od słowa do słowa i zrodziło się! Dosłownie w kilkanaście minut powstała nowa, pełna koncepcja prezentacji laureatów Design Alive Awards 2014. A projektowanie zaczęliśmy od końca, bo nie znosimy wyrzucać. Wystawa, to nic innego, jak letnie śpiwory, naciągnięte na dobrze już znane naszym Czytelnikom z poprzednich imprez miedziane stelaże. Kiedy skończy się roczne tournée, ekspozycja zyska drugie życie. – Śpiwory są w pełni wymiarowe i funkcjonalne. Pomieszczą jedną lub dwie bardzo lubiące się osoby. Satynowe poszycie, syntetyczne wypełnienie i dwustronne zamki zapewnią komfort w letnie noce – zapewnia Wojtek, który z ramienia Pajaka „przetłumaczył” nasz pomysł na pajakową technologię i materiały. Śpiworów jest pięć, a kolejka po nie już jest długa, więc nie zmarnuje się nic. Tak to w naszym wydaniu wygląda zrównoważone projektowanie. Nie udałoby się jednak, gdyby nie taki partner, przypadek i ta iskra w oku! To nie pierwszy eksperyment „Design Alive” z innowacyjnymi technologiami. Debiutancka ekspozycja wykonana była ze starych banerów, druga z kolei z materiału Tyvek. Do wykonania tegorocznej użyto jednego z najbardziej zaawansowanych technicznie wypełnień PrimaLoft Silver. Fotografie nadrukowano na satynowej tkaninie. Pajak Sport to rodzinna firma założona w Bielsku-Białej w 1983 roku przez Ewę i Andrzeja Pająków (dziś firmą kierują Andrzej, jego syn Wojciech oraz Wojciech Kłapcia). Małżeństwo starało się wypełnić lukę w wyposażeniu sportowym na rynku polskim. Udało się. Od tamtej pory niezmiennie zaskakują kolejnymi wdrożonymi rozwiązaniami. Nas zachwycili linią śpiworów puchowych Radical H, za które otrzymali nominację do Design Alive Awards. Do ostatnich osiągnięć należy pierwszy himalajski kombinezon narciarski zaprojektowany specjalnie dla Andrzeja Bargiela, który dotarł wraz z nim aż na Shishapangmę i Manaslu. Wystawę Design Alive Awards 2014 można było zobaczyć premierowo w dniach 17-20 lutego na poznańskiej Arenie Design, gdzie stoisko pomogła nam zaaranżować marka Kinnarps. Na wystawie zobaczymy nowości firmy oraz uznane już klasyki. Zaraz po Poznaniu wystawę pokazaliśmy podczas dni otwartych w naszej redakcji w Cieszynie ( 27 lutego-1 marca) w ramach 10. urodzin Zamku Cieszyn. Ekspozycję planujemy zaprezentować również na Gdynia Design Days, festiwalu Tauron Nowa Muzyka czy podczas Łódź Design Festival. Sponsorami projektu są: Pajak Sport, Kinnarps, Barlinek, Schattdecor, Tołpa i Siemens. Neon „Design Alive” wykonała firma Kapilar.
designalive.pl
promocja DZIAŁ 137
Najlepszy z najlepszych Piekarnik Franke myMenu zwycięzcą w konkursie Top Design Award 2015
Piekarnik Franke myMenu CS my912 M XS DCT 60+ nadaje nowy wymiar przestrzeni kuchennej i może być zdalnie sterowany poprzez smartfon lub tablet. Stale rozbudowywana lista przepisów dostępna w formie bezpłatnej aplikacji myMenu, pozwala wybrać przepis w zależności od potrzeb oraz składników, którymi dysponujemy lub naszych upodobań. Krok po kroku pokazuje jak przygotować danie, wskazuje liczbę kalorii, a także stopień trudności. Piekarnik wyposażony jest w programy automatyczne: Menu Kompletne, Wellness, Pizza Menu. Urządzenie posiada 12 funkcji, pojemność 73 l, sterowanie sensorowe z wyświetlaczem LCD oraz drzwi potrójnie przeszklone. DCT w nazwie piekarnika oznacza, że wykorzystuje on energooszczędną metodę grzania – Dynamic Cooking Technology. Polega ona na zastosowaniu innowacyjnych grzałek, które nagrzewają się dużo szybciej w porównaniu do tradycyjnych i zużywają na to znacznie mniej energii. Cena: 5 999 zł
P
rzemyślane wzornictwo urządzeń kuchennych oraz innowacje technologiczne zastosowane przez Franke sprawiają, że kuchnia staje się miejscem wyjątkowym, w którym z przyjemnością będziemy przygotowywać posiłki i przyjmować gości. Systemy kuchenne Franke zostały dopracowane w najmniejszym szczególe, są funkcjonalne i spójne stylistycznie. Dzięki temu każdego roku zdobywają nagrody i wyróżnienia w najbardziej prestiżowych konkursach wzorniczych. Kolejną już nagrodę otrzymał właśnie piekarnik myMenu. Tym razem został laureatem konkursu Top Design Award 2015 podczas Arena Design w Poznaniu. Jury doceniło doskonałą estetykę urządzenia, wyjątkowy design oraz nowoczesne technologie, takie jak DCT (Dynamic Cooking Technology), możliwość pieczenia na czterech poziomach jednocześnie oraz
Nagrodę Top Design odebrała podczas gali Monika Konaszewska, marketing manager Franke Polska (pierwsza z prawej). Od lewej: Marek Adamczewski – przewodniczący jury konkursu, Iwona Wendel – podsekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury i Rozwoju oraz Przemysław Trawa, prezes Międzynarodowych Targów Poznańskich
możliwość zdalnego sterowania za pośrednictwem tabletu lub smartfonu. Celem Top Design Award jest promocja wyjątkowego wzornictwa, na najwyższym, światowym poziomie. Jury konkursu złożone z najlepszych specjalistów w dziedzinie designu, wybrało 20 produktów, które wzięły udział w finałowym etapie, podczas wystawy, w ramach Areny Design w Poznaniu. Laureatów poznaliśmy 17 lutego podczas uroczystej gali. Piekarnik Franke myMenu otrzymał tytuł Top Design Award 2015 w kategorii Kuchnie. Zwycięstwo w konkursie jest potwierdzeniem, że myMenu stanowi perfekcyjne połączenie wybitnej jakości wzorniczej, ergonomii i bezpieczeństwa użytkowania. Kluczowe jest tu również zastosowanie zaawansowanej technologii, która stanowią prawdziwą rewolucję w korzystaniu z piekarników. www.franke.pl designalive.pl
138 wydarzenia Dział
Arena Oto najciekawsze polskie produkty, jakie odkryliśmy podczas siódmej już edycji Areny Design w Poznaniu WYBÓR: WOJCIECH TRZCIONKA, TEKST: ANGELIKA OGROCKA
Dizajn ze sznurka Studentki katowickiej Akademii Sztuk Pięknych zaobserwowały rękodzielnicze pasje mieszkańców Śląska Cieszyńskiego, głównie Czechowic–Dziedzic i Orłowej w Republice Czeskiej. W ramach międzynarodowego projektu Dizajn na Pograniczu pokazały panele do nauki techniki szycia i haftu krzyżykowego. Odnosząca się do tradycji instalacja pozwala nie tylko na rozbudzenie pasji, ale i na rozwój zdolności manualnych. Koncept.
designalive.pl
Reflex Rozweselić szary komunizm. Taki cel postawił sobie dekady temu Tomasz Andrzej Rudkiewicz. Minimalistyczne, a przez to wciąż wyglądające nowocześnie, lampy zyskały drugie życie. Projektant bowiem postanowił odświeżyć produkowane niegdyś lampy, wybierając te najbardziej klasyczne. Obecnie kolekcja Reflex dla marki Tar to trzy odmienne propozycje. Ceny wahają się pomiędzy 370 a 460 zł, www.tar-design.pl
Nożyczki Renomed Firma Renomed działa na polskim rynku od 1981 roku, eksportując towar zarówno do Europy, jak i reszty świata. Za najnowszy projekt nożyczek jury konkursu Top Design uhonorowało markę oraz projektantkę Donatę Rucińską wyróżnieniem w kategorii moda i akcesoria. Nad tym niezwykle precyzyjnym narzędziem trwają właśnie prace wdrożeniowe, www.renomed-tm.pl
zdjęcia: materiały prasowe, Marcin Pabiniak, dzięki uprzejmości firmy Balma
Prizma Maciej Cylkowski, Zdzisław Kwidzyński i Sylwester Osojca z marki Porta niewątpliwie zaczerpnęli wiele z kubistycznych i konstruktywistycznych nurtów. Funkcjonalność i klarowność formy przełożyli na prostotę geometrycznej formy drzwi Prizma. Za pomysł uhonorowano ich projekt tytułem Top Design 2015 w kategorii wyposażenie wnętrz. Prototyp, www.porta.com.pl
DZIAŁ 139
Wyspa Marka Profim od dwudziestu lat pretenduje do miana eksperta od siedzisk biurowych. Wyspa sprawdzi się nie tylko w przestrzeniach pracowniczych, ale i w środowisku domowym. Kanapa sprawia wrażenie wtłoczenia w miękką ścianę, o którą możemy wygodnie oprzeć się w chwilach wytchnienia. Dostępna w sprzedaży niebawem, www.profim.pl
L117 Praca dyplomowa Bartłomieja Pawlaka to rodzina lamp biurowych, każdy element wykonany jest z jednego kawałka blachy. Projektant za cel postawił sobie stworzenie przedmiotów jak najtańszych. Nam najbardziej podobają się te do postawienia na biurko – poprzez geometryczną podstawkę możemy nieustannie zmieniać kąt nachylenia światła, co urozmaici często monotonne prace biurowe. Użyte diody LED dzięki swojemu białemu zimnemu strumieniowi świetlnemu pobudzają do pracy w dwóch trybach – przed monitorem bądź przy biurku. Lampa zastąpi też magnesową tablicę – możemy do niej przypiąć, co tylko chcemy. Koncept z możliwością produkcji, www.bartlomiejpawlak.pl
10° Nazwa serii nawiązuje do obrócenia i nachylenia poszczególnych produktów o owe 10° względem pomieszczenia. Według projektanta Kryštofa Nosála podnosi to komfort użytkowania mebli łazienkowych. Asymetryczna wanna zyskuje dzięki takiemu rozwiązaniu przestrzeń prysznicową oraz półkę przeznaczoną na bibeloty lub wykorzystywaną jako siedzisko. W zestawie także umywalka, baterie łazienkowe i meble. Koncept, www.ravak.pl
Ivo Przeznaczone do ogrodu idealnie wpisują się w kontekst natury wokół. W skład mebli ogrodowych Ivo marki Litex Garden wchodzą: przypominające wyglądem liście krzesło i okrągły stolik, w którym sprytnie ukryto pojemnik na różnorakie drobiazgi. Elegancję obiektów doceniło Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego Polski, nagradzając projektantkę Dorotę Dębską w 2014 roku. Cena krzesła to 539 złotych, z kolei stolika – 835 złotych, www.litexgarden.pl
Krzesło Kowalskiego Fibaro Motion Sensor Bystre niczym oko kota. Tak zapowiadają jego twórcy, Maciej Fiedler i Łukasz Gdyk z marki Fibaro. Za swój innowacyjny produkt otrzymali nagrodę Top Design w kategorii media i sprzęt elektroniczny. Ten multisensor to detektor ruchu, informator o temperaturze, natężeniu światła, a nawet trzęsieniu ziemi. Przy okazji uczy się nawyków właściciela i pełni funkcję przypominacza. Idealne dla zapominalskich, 239 złotych, www.fibaro.com
Zaprojektowane dekady temu, przez swoją nowatorską formę nie weszło do stałej produkcji. Dobrze, że powstają projekty na miarę Nowego Modelu. Organizacja postawiła sobie za cel przywracać klasyki polskiego wzornictwa. W ten sposób krzesło Bogusławy i Czesława Kowalskich trafiło na stałe do kolekcji marki. A my możemy cieszyć się prostotą formy wykonanej z bukowego drewna w połączeniu z kasztanowym fornirem. Cena to 580 złotych, www.nowymodel.org
designalive.pl
140 wydarzenia
100 lat Zamku! Tekst: Angelika Ogrocka Zdjęcia: Dominik Gajda i Marek Swoboda
Gdy w 2005 roku powstawało pierwsze w Polsce centrum kreatywne, nikt nie spodziewał się, że stanie się tak ważne. Śląski Zamek Sztuki i Przedsiębiorczości, bo tak brzmiała jego pierwotna nazwa, od wkroczenia na scenę polskiego projektowania, wspierał i promował rodzime wzornictwo. Choć w nazewnictwie nastąpiła transformacja, ekipa tworząca Zamek Cieszyn nieustannie dba o nasze dobre poczucie estetyki i sensu w powstawaniu nowych usług, przedmiotów i przestrzeni. – Przygotowując się do stworzenia tego miejsca, wiedzieliśmy, że mamy działać na styku kultur. Miałam świadomość, że nic w kwestii designu nie umiem. To było ważne dla załogi mówić: „nie wiem”. Przez to zachęcaliśmy do współpracy innych. Mogliśmy na kompetencji i doświadczaniu tych osób bazować w tworzeniu Zamku – opowiadała w ramach Rozmów „Design Alive” przewodząca od początku Zamkowi – Ewa Gołębiowska. Obchodzone uroczyście Urodziny Zamku przyciągają co roku zarówno profesjonalistów, jak i amatorów dobrego projektowania. W tym roku szczególnie było widać piękno i sens łączenia tradycji z nowoczesnością. W programie znalazły się więc: warsztaty ceramiczne, zabawy z owczą wełną, zajęcia ręcznego kreowania znaków pod okiem Karola Śliwki, nazywanego słusznie „artystą znaku”; ale i projektowanie kulinariów za pomocą druku 3D wraz z Tomkiem i Gosią Rygalikami. Redakcja „Design Alive” również dorzuciła swoje „trzy grosze kreatywności”. Prócz wspomnianego panelu dyskusyjnego, chętni mogli odwiedzić nasze biuro, gdzie witaliśmy przysłowiowym chlebem i… smalcem. Uważne oko Czytelnika wypatrzyło (i może wciąż to zrobić) ostatnie z naszych okładek autorstwa Bartłomieja Witkowskiego na wystawie „Dizajn tuStela”, której kuratorami byli Alicja Woźnikowska–Woźniak i Marcin Mońka, których ilustracje i teksty znajdziecie i w tym numerze.
designalive.pl
Od góry: Ewa Gołębiowska – dyrektor Zamku Cieszyn; Alicja Woźnikowska–Woźniak i Marcin Mońka – kuratorzy wystawy „Design tuStela”; warsztaty z projektowania jedzenia z Tomkiem i Gosią Rygalikami; mistrz Karol Śliwka – projektant znaków w trakcie warsztatów; Krystyna Łuczak–Surówka – krytyk designu podczas warsztatów ceramicznych z Bogdanem Kosakiem; adept projektowania – podczas jubileuszowych wydarzeń było ich wielu. Wielu też z chęcią wróci za rok.
141
peryferie? Do rozmów „Design Alive” od lat zapraszamy kreatywne persony z różnych dziedzin kreatywności. Dzięki konfrontacji różnych światów, nie tylko dowiadujemy się więcej na temat ich działalności zawodowej i prywatnej, ale także wyłapujemy wyłaniające się z dyskusji przemyślenia. Na pierwszy temat tegorocznych Rozmów „Design Alive”, które odbyły się w ramach 10. Urodzin Zamku Cieszyn, Ewa Trzcionka, redaktor naczelna wybrała „Peryferie”. Wśród zaproszonych znaleźli się ludzie kultury i przedsiębiorczości związani ze Śląskiem Cieszyńskim. Panel otworzyła Ewa Gołębiowska, dyrektorka Zamku, gość specjalny. W ślad za jej rozmyślaniami poszli: Joanna Rzepka–Dziedzic, prowadząca Galerię Szarą; Wojciech Kłapcia, dyrektor sprzedaży marki Pajak Sport; Tom Swoboda, artysta wizualny; Przemysław Czernek, historyk sztuki oraz Urszula Szwed, działaczka spółdzielni socjalnej „Parostatek”. – My mieszkający na tzw. prowincji lubimy centra odwiedzać, czerpać z ich bogactw. Miło jednak jest wrócić i dać sobie czas na przetrawienie tego, czego zaczerpnęliśmy. Oddalenie od skupisk ludzi, wydarzeń i szeroko rozumianych atrakcji, działa jak sito. Wybierasz to, co najlepsze. To nieistotne, gdzie działasz, jeśli wiesz, co chcesz robić. Gdy robisz to dobrze, to i tak cię znajdą – podsumowali rozmówcy w miejscu, które samo sobą zdaje się potwierdzać tę regułę. Na kolejne ciekawe rozważania zapraszamy już niebawem.
Od góry: O peryferiach rozmawiają: Wojciech Kłapcia (Pajak Sport), Urszula Szwed (Parostatek), Ewa Trzcionka („Design Alive”), Przemysław Czernek – historyk sztuki, Ewa Gołębiowska – dyrektor Zamku Cieszyn, Joanna Rzepka–Dziedzic (Galeria Szara), Tom Swoboda – artysta wizualny; Tom Swoboda i Ewa Gołębiowska – takie rozmowy są potrzebne, czasem jesteśmy obok, a nie wiemy, czym zajmuje się nasz sąsiad; Ewa Gołębiowska po raz pierwszy na Zamku stała się gościem – specjalnym; Agula Swoboda – malarka (w środku) rozmowie przysłuchiwała się, ale też podzieliła się swoimi refleksjami o swoim życiu w Cieszynie; – To, że dane ośrodki stają się centrami, mimo że nimi nie są geograficznie, wynika z mentalności osób, które tam są – podsumował Wojciech Kłapcia
designalive.pl
142 wydarzenia
KALENDARIUM marzec–lipiec 2015 prowadzi: angelika ogrocka
MARZEC Dizajn tuStela do 31.05 Cieszyn www.zamekcieszyn.pl
KWIECIEŃ DA
Najciekawsze projekty Śląska Cieszyńskiego wyszukali i spójnie skomponowali: Alicja Woźnikowska–Woźniak i Marcin Mońka. Na pokazanej ekspozycji nie zabrakło również „Design Alive” oraz naszych współpracowników m.in.: studia Ultrabrand. La Biennale Internationale Design Saint-Étienne 12.03–12.04 Saint-Étienne (Francja) www.biennale-design.com „Doświadczanie piękna” to temat dziewiątej edycji imprezy odbywającej się do dwa lata w alpejskiej miejscowości. Międzynarodowe towarzystwo spajać będą artyści prosto z Korei dzięki inicjatywie UNESCO Cities of Design. Maison & Objet, Singapur 10–13.03 Singapur (Singapur) www.maison-objet.com/asia Po Paryżu, nadszedł czas na Azję. W mieście–państwie wzorem europejskich targów wystawiają się najważniejsze światowe marki. Dziesiątki wydarzeń, międzynarodowi goście, tysiące uczestników. Tytuł designer of the Year 2015 przypadło w udziale stuiu Neri & Hu Design and Research Office, których prace również do obejrzenia w czasie targów. Maison & Objet, Singapur 10–13.03 Singapur (Singapur) www.maison-objet.com/asia Po Paryżu, nadszedł czas na Azję. W mieście–państwie wzorem europejskich targów wystawiają się najważniejsze światowe marki. Dziesiątki wydarzeń, międzynarodowi goście, tysiące uczestników. Design Days Dubai 16–20.03 Dubaj (Zjednoczone Emiraty Arabskie) www.designdaysdubai.ae Na dubajskie obchody dni designu składa się kilka mniejszych inicjatyw. Art Dubai, Art Week, Downtown Design, The Global Art Forum oraz Campus Art Dubai – wszystkie z arcyciekawymi programami. Basel World 19–26.03 Bazylea (Szwajcaria) www.baselworld.com Biżuteria i zegarki to główni bohaterowie bazylejskich najważniejszych w tej branży targów. Nie istnieje bardziej adekwatne miejsce na prezentację słynnej szwajcarskiej precyzji. Art Dubai 18–21.03 Dubaj (Zjednoczone Emiraty Arabskie) www.artdubai.ae Wiodące targi sztuki łączące Bliski Wschód, Afrykę i Azję Południową wyznaczające punkt spotkań współczesnej sztuki. W programie trzy sekcje: Contemporary, Modern i Marker, a także projekty filmowe oraz radiowe.
designalive.pl
Motor Show 10–12.04 Poznań www.motorshow.pl Miłośnicy motoryzacji wpadają obowiązkowo. Resztę zachęci mnogość wystawianych eksponatów: od samochodów, przez motocykle, po caravaning. Na dodatek wydawnictwa branżowe, akcesoria samochodowe czy usługi finansowe. Salone del Mobile 14–19.04 Mediolan (Włochy) www.salonemilano.it Choć wydarzenie debiutowało już w 1961 roku, co roku zaskakuje. To najważniejsze, największe i najsłynniejsze wydarzenie przyciaga tłumy odwiedzających. Ci z kolei rozpraszają się po mieście w poszukiwaniu kolejnych przygotowanych niespodzianek. Obecnie do współpracy zaproszono włoskiego architekta Michele'a De Lucchiego, który przygotowuje projekt specjalny „The Walk” interpretujący środowisko biurowe. Salone del Mobile 14–19.04 Mediolan (Włochy) www.salonemilano.it Choć wydarzenie debiutowało już w 1961 roku, co roku zaskakuje. Obecnie do współpracy zaproszono włoskiego architekta Michele De Lucchi, który przygotowuje projekt specjalny „The Walk” interpretujący środowisko biurowe.
MAJ Milan Expo 1.05–31.10 Mediolan (Włochy) www.expo2015.org Początków wystawy poszukuje się już w osiemnastym wieku. Każde wydanie owocuje ciekawymi realizacjami architektonicznymi. Mediolańskie zatytułowane jest „Wyżywienie planety, energia do życia”. NYC x Design 8–19.05 www.nycxdesign.com ICFF 16–19.05 Nowy Jork (Stany Zjednoczone) www.icff.com Maj zdecydowanie należy do Stanów Zjednoczonych. Po festiwalu skierowanym dla szerokiego grona odbiorcy, przyjdzie czas na targi architektury i wyposażenia wnętrz. Warte odwiedzenia. Maison & Objet, Miami 12–15.05 Miami (Stany Zjednoczone) www.maison-objet.com/americas Po wersji azjatyckiej, na swoją odmianę doczekały się także kontynenty amerykańskie. Do zaprezentowania na tymże kontynencie zapraszanych jest 200 marek wybranych z pierwotnej, paryskiej odmiany wydarzenia. Do tytułu Designer of the Year 2015 wytypywano brazylijskiego architekta, José Zanine Caldasa.
Clerkenwell Design Week 19–21.05 Londyn (Wielka Brytania) www.clerkenwelldesignweek.com Wielokrotnie doceniana inicjatywa. Z przedsięwzięcia dzielnicowego swoją rangę podnosi konsekwentnie, stając się imprezą, na którą trzeba wpaść. Szczególnie dla rozeznania w brytyjskich markach. FotoFestiwal Łódź 28.05–7.06 Łódź www.fotofestiwal.com
DA
„Hit the Road: Fotografowie w drodze” – to motyw przewodni tegorocznej odsłony łódzkiego wydarzenia. Na dyrektor artystyczną wybrano Alison Nordström, kuratorkę, pisarkę i badaczkę fotografii. Więcej na s. 131
Internazionale DZIAŁ 143Salone del Mobile odbędzie się w dniach 14–19 kwietnia. Fot. Wojciech Trzcionka
CZERWIEC Barcelona Design Week 2–14.06 Barcelona (Hiszpania) www.barcelonadesignweek.es Choć twórcy nie chcą za wiele ujawnić, wiadomo, że ta edycja będzie wyjątkowa. Bowiem festiwal świętować będzie już dziesiąte urodziny. Jak co roku zaprasza do siebie światowe marki, firmy i projektantów. DMY Berlin 11–14.06 Berlin (Niemcy) www.dmy-berlin.com Na tymże wydarzeniu okazję do spotkań mają zarówno projektanci, jak i osoby interesujące się innowacjami. Wszyscy zgodnie rozważając osiągnięcia światowego designu i przewidując miejsce proponowanych rozwiązań w przyszłości.
Design Miami/Basel 16–21.06 Basel (Szwajcaria) www.designmiami.com
Gdynia Design Days 3–12.07 Gdynia www.gdyniadesigndays.eu
Kolekcjonerzy, projektanci, kuratorzy, krytycy. Każdy, kto choć trochę obcuje ze sztuką koniecznie musi odwiedzić to wydarzenie. W programie wykłady i dyskusje na temat świadomości współczesnego rynku.
Kuratorzy tegorocznej edycji na hasło przewodnie wybrali "sieci". Nie tylko te nasuwające skojarzenie z bliskością morza, ale także społeczne, wirtualne czy biologiczne. Przygotowane projekty będą interpretować miastotwórcze powiązania. Więcej na s. 16
LIPIEC Open'er Festival 1–4.07 Gdynia www.opener.pl Z roku na rok festiwal rozszerza formułę, włączając coraz więcej inicjatyw. Na terenie lotniska Kosakowo zabrzmią kolejne gwiazdy. Na razie swoją obecność potwierdzili: Faithless, Hozier, Kasabian czy Mumford and Sons.
designalive.pl
144 koktajl
prowadzi: agnieszka król
gala Siemens Future Living Award 2014
Warszawa, 15.01.2015
Już po raz drugi DA jest partnerem konkursu marki Siemens na koncepcję kuchni przyszłości. Wyróżnienie specjalne naszej redakcji dla projektu „PlatiMat” autorstwa Krystiana Dziopy i Igi Szczugieł wręczyła redaktor naczelna Ewa Trzcionka.
nowe oblicze showroomu Kinnarps’a
Warszawa, 01.01.2015
Kalendarz Design Alive na rok 2015 przygotowany we współpracy m.in. z marką Kinnarps będzie odmierzał pracowite dni w odnowionym warszawskim showroomie tego szwedzkiego dostawcy nowoczesnych rozwiązań biurowych.
gala finałowa iF Design Awards Monachium, 27.02
Po Oskarze dla Idy, kolejny sukces polskiej kreatywności! Nasza reprezentacja zgarnęła poięć nagród w międzynarodowym konkursie iF za najlepszy na świecie design! Na zdjęciu przedstawiciele zwycięskich firm z Polski: Amica, Meble Vox, Solaris Bus&Coach, Ericpol, Wiedermann w towarzystwie Design Alive podczas gali finałowej w monachijskim BMW Welt.
designalive.pl
Alicja Woźnikowska–Woźniak Mocne Plecy 145
↑ filozof ← ADIAL → mag
I Krystian Żelazo Ilustracje te czesto wyrwane są z szerszego kontekstu, który można sobie dopowiedzieć na swój sposób. Często nie są zamknięta puentą… mają charakter otwarty wybiera: alicja woźnikowska–woźniak
↑ WLAD
lustracja jest często dodatkiem, uzupełnieniem tekstu. Prócz ścisłego grona fachowców, mało kto zgłębia ją samą w sobie. A ona sama i jej pogranicza są pasjonujące. Tu na Mocnych Plecach będę zgłębiać to, co mnie zafascynowało. Bez fachowych analiz, zasad i wstępnych reguł. Subiektywnie. Poszukam w cieniu, w młodniku i po kątach, bo wielu zdolnych ilustratorów tam właśnie wyobraźnię i wrażliwość przelewa na rysunek. Miejsce jest nieprzypadkowe. Blisko połowa czytelników, nie tylko „Design Alive”, lekturę zaczyna od końca. Pierwszy więc na Mocne Plecy trafia Krystian Żelazo, którego śledzę od dawna. Śląski ilustrator i grafik. Tworzy komiksy do autorskich scenariuszy, opatrując je ambitnymi ilustracjami, dbając o ich wysoki poziom warsztatowy. Jest laureatem II i III nagrody na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi w latach 2013 i 2014. Komiksowy styl myślenia i estetykę widać również w jego niezależnych ilustracjach. Pozostawiają wrażenie niedopowiedzenia i otwartości, która pozwala nadać indywidualną puentę każdemu odbiorcy. Dla autora ważny jest klimat i atmosfera. A to, w jaką treść ubierze je nasza fantazja, zależy już tylko od nas. W moim osobistym odczuciu na szczególną uwagę zasługuje staranność, z jaką Krystian Żelazo podchodzi do wybranych przez siebie tematów. Stawia na rzetelne rozwijanie swojego warsztatu, co na pewno zaprocentuje najwyższą jakością estetyczną i artystyczną. Dlatego jest to mój ilustratorski typ. Autor, którego warto śledzić i który jeszcze niejedno pokaże w polskim komiksie i ilustracji. www.krystianzelazo.blogspot.com designalive.pl
146 Dział
designalive.pl
DZIAŁ 147
Kreacje z natury Konkurs Wa r s z taty performance
S TO LA R N I A
Już wiosną nowa edycja
w w w. b a r l i n e k . c o m . p l w w w. d e s i g n a l i v e . p l
Przy współpracy z
designalive.pl