magazyn pięknych idei
nr 20 zima 2016 cena 20 zł (w tym 8% vat)
celebracja 20
może mężczyźni nie stosują makjażu, ale tak samo gromadzą na skórze zanieczyszczenia: pot, łój, kurz itp. I tak samo jak myją zęby pastą do zębów, powinni umyć skórę twarzy odpowiednio dobranym produktem.
skóra po goleniu potrzebuje odpowiedniego wsparcia – balsamu. Zregeneruje mikrouszkodzenia, zadba o właściwe nawilżenie skóry i przygotuje ją do przyjęcia kolejnych kosmetyków.
wybierz odpowiedni krem, który nawilży, ochroni i zregeneruje skórę. Zwróć uwagę na oznaczenia wieku umieszczone na kartonikach kremów, ale nie traktuj ich tak kategorycznie. Ponieważ Twoja skóra nie zawsze wygląda na tyle lat, ile sugerowałby wiek.
pielęgnacja męska powinna być prosta i kompaktowa. Ale woda z mydłem nie wystarczą, aby oczyścić i pielęgnować skórę. Ba, mogą ją przesuszyć i podrażnić. Dlatego na początek bezpieczniej wybrać mniej agresywny kosmetyk – piankę lub żel.
balsam to nie krem i pełni inną funkcję, zatem męska pielęgnacja nie powinna się na tym kończyć.
w przypadku skóry zniszczonej np. promieniowaniem słonecznym, stresem, nieprzespanymi nocami czy używkami, musimy wyciągnąć silniejszą broń. Wybierz kosmetyk z wyższej kategorii wiekowej w formie miesięcznej kuracji wzmacniającej. Tak, by skóra mogła szybko dojść do siebie.
spotkaj się z nami na:
tolpamniejwiecej
dermokosmetyki: pielęgnacja męskiej skóry wrażliwej 0%
tak
alergenów PEG-ów silikonów oleju parafinowego
roślinne składniki aktywne fizjologiczne pH opakowanie bezpieczne dla środowiska – poddawane recyklingowi
konserwantów
szczegóły na opakowaniach
w linii także:
żel głęboko oczyszczający do mycia twarzy, 125 ml
SOS balsam przeciw podrażnieniom, 40 ml
SOS regenerująca maska przeciw starzeniu, 2 x 6 ml
dostępne m. in. drogeriach Rossmann, Hebe i Super-Pharm
HEKSAGONALNA KRAINA SZAROŚCI Heksagony stanowią fantastyczną alternatywę dla klasycznych prostokątnych i kwadratowych płytek ceramicznych. Wprowadzają do wnętrz nietuzinkowy rys i sprawiają, że przestrzeń prezentuje się niezwykle designersko. Piękny popielaty odcień i elegancka matowa powierzchnia to sztandarowe znaki rozpoznawcze linii heksagonalnych płytek Taurus Grys Ceramiki Paradyż.
WWW.PARADYZ.COM
Projekt to połączenie dwóch prostych form: trójkątów równobocznych i trapezów. Układanie ich pod różnymi kątami, naturalny rysunek usłojenia drewna, a także nacechowanie kolorystyczne właściwe dla naturalnego surowca, to recepta na prawdziwą podłogę, która sama w sobie skomponuje idealną scenografię wnętrza. „Kreacje z natury” to nie tylko opowieść o produkcie, ale także o wyjątkowych ludziach, którzy go tworzą: projektantach, rzemieślnikach, ekspertach. Podczas kilku dni spędzonych w fabryce, wśród barlineckich lasów, budzi się magia drewna, wywołana dobrą energią wymiany myśli, wiedzy i doświadczeń.
www.barlinek.com
Agnieszka Przewoźna Zwyciężczyni II edycji Konkursu Kreacje z Natury projekt podłogi HEKSAGONY
12 spis treści
20
NEWSLETTER 20 nowości, wiadomości, ciekawostki na dobry początek
FELIETONY 84 MAGDA KORCZ, ANNA PIĘTA Podsłuchane Generator radości 86 MAREK WARCHOŁ Rozmówki Architektoniczne Raport z oblężonego umysłu 144 PRZEWODNIK ESTETYCZNY Monika Brauntsch Tokio 176 ALICJA WOŹNIKOWSKA-WOŹNIAK Mocne plecy Agata Wierzbicka
ARCHITEKTURA I MIEJSCA 96 Archikona La Ricarda Dom ze szkła 106 Loft według Studia Job Czyste płótno 116 Wszystko ma znaczenie Restauracja, bistro, café 126 Room Mate Hotel Giulia w sercu miasta 134 Lata samotności Ceglane Domy
Dom jednorodzinny „Arka”, więcej na s. 70
designalive.pl
LUDZIE 70 Ścieżka do męskiego tryptyku Robert Konieczny 140 SZTUKA WYBORU W podróży Wybiera Anna Orska 160 ODDECH Kolaże i zdjęcia według Danuty Włodarskiej
RZECZY 48 KOOPERACJE BARLINEK Najważniejsze jest doświadczenie 90 Emocje i sesja zdjęciowa nowe na rynku 154 Łódzki przegląd pofestiwalowy Urodzinowa feta 156 Nowości z Półwyspu Iberyjskiego Hiszpański projekt 163 WAŻNA RZECZ Celebracja według studentów Wydziału Wzornictwa warszawskiej ASP
WYDARZENIA 18 Koktajl Urodzinowe spotkania 166 Wystawa w Fundacji Louis Vuitton Siergiej Shchukin i jego ikony 170 Podsumowanie Łódź Design Festival Dekada zmian 172 Kreacje z natury Robimy to, co prawdziwe
14 edytorial Zdjęcie: Maite Felices
W kole celebracji Pięć lat temu na świat przyszedł pierwszy numer „Design Alive”, a w nim wywiad z architektem Robertem Koniecznym, który rozpoczynał wtedy nowy rozdział w życiu – budowę własnego domu w górach. Dwadzieścia numerów później, oddaję w Wasze ręce jubileuszowy numer, a w nim „Arka” – dom na zboczu Równicy, już zamieszkany. A mieszka w nim nie tylko rodzina, ale i piękna historia mężczyzny poszukującego własnego miejsca na ziemi. Pięć lat życia, dwadzieścia numerów. Po raz kolejny koło się zamyka. Oby nie zapomnieć o celebracji! Świętujmy zatem, róbmy rachunek sumienia, zostawmy za sobą balast, bądźmy tu i teraz, zanim popatrzymy w przyszłość. Bo tam będziemy zupełnie inni i nie mamy bladego pojęcia jacy, nawet jeśli bardzo będziemy designalive.pl
chcieli siebie tam wyobrazić. Wiem, brzmi to dziwnie, zwłaszcza w momencie, gdy razem z projektantami z Hopa Studio i Ultrabrand pracujemy nad nową koncepcją naszego kwartalnika. I, co więcej – odrobinę już Wam zdradzamy na tylnej okładce. Przypuszczam jednak, że ewolucja „DA” zaskoczy i Was, i nas, bo ewoluujemy wspólnie, jak zmienne elementy składowe: redaktorzy, graficy, fotografowie, partnerzy, przyjaciele, i Wy – Czytelnicy. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy. A tymczasem celebrujmy każdą chwilę, i każdą stronę „DA” w starej szacie.
Redaktor naczelna
CAPE COD The new bathroom series by Philippe Starck. www.duravit.pl
MAGAZYN PIĘKNYCH IDEI
NR 20 ZIMA 2016
CENA 20 ZŁ (W TYM 8% VAT)
Na okładce: Nowa kolekcja „Absolwentki” marki ESTby ES w obiektywie Zuzy Krajewskiej. Czytaj więcej na stronie 31
Redaktor naczelna Ewa Trzcionka e.trzcionka@designalive.pl
Dyrektor marketingu i reklamy Iwona Gach i.gach@designalive.pl
Znajdziesz nas w sprzedaży w sieciach Empik, Inmedio i Relay oraz w m.in.:
Zastępczyni redaktor naczelnej Julia Cieszko j.cieszko@designalive.pl
Dyrektor wydawniczy Wojciech Trzcionka w.trzcionka@designalive.pl
Warszawa
Łódź
Vitkac ul. Bracka 9
Bardzo Rozsądnie Piotrkowska 142
Dyrektor artystyczny Bartłomiej Witkowski b.witkowski@designalive.pl
Dział reklamy Magdalena Krelińska m.krelinska@designalive.pl
Między Nami ul. Bracka 20
Katowice
Redaktor prowadzący online Wojciech Trzcionka w.trzcionka@designalive.pl
International sale Mirosław Kraczkowski mirekdesignalive@gmail.com
Zespół redakcyjny Sylwia Chrapek, Daria Linert, Małgorzata Tomaszkiewicz-Ostrowska, Łukasz Potocki
Reklama reklama@designalive.pl tel. kom.: +48 602 15 78 57 tel. kom.: +48 602 57 16 37
Felietoniści Katarzyna Andrzejczyk-Briks, Karolina Kosyna, Monika Brauntsch, Magda Korcz, Anna Pięta, Alicja Woźnikowska-Woźniak, Marek Warchoł, Dorota Brauntsch, Eliza Ziemińska Współpracownicy Maria Gajewska, Karolina Kamoda, Szymon Najder, Alicja Pałys, Jan Lutyk, Rafał Soliński, Krzysztof Pacholak, Dariusz Stańczuk RMF Classic, Mariusz Gruszka Ultrabrand, Marek Swoboda
Prenumerata prenumerata@designalive.pl Wydawca Presso sp. z o.o. ul. Zdrojowa 238, 43-384 Jaworze NIP 548 260 62 28 KRS 0000344364 Nr konta 59116022020000000153175837 e-mail: presso@designalive.pl
Sklep COS ul. Mysia 3 Pan tu nie stał ul. Koszykowa 34/50 Kraków Puro Hotel ul. Ogrodowa 10 Hotel Copernicus ul. Kanonicza 16 Hotel Stary ul. Szczepańska 5 Hotel Pod Różą ul. Floriańska 14 Marka concept store ul. Józefa 5
Hotel Monopol ul. Dworcowa 5 Wrocław Puro Hotel ul. Włodkowica 6 Hotel Monopol ul. H. Modrzejewskiej 2 Gdańsk Puro Hotel ul. Stągiewna 26 Zakopane VILLA 11 ul. Broniewskiego 11
Poznań Puro Hotel ul. Stawna 12 Bookarest Stary Browar ul. Półwiejska 42 Sklep COS Stary Browar ul. Półwiejska 42 Concordia Design ul. Zwierzyniecka 3
Korekta CentrumKorekty.pl Logo i layout Bartłomiej Witkowski Ultrabrand Skład i łamanie Ultrabrand Druk Drukarnia Beltrani / Kraków Redakcja designalive® ul. Zdrojowa 238, 43-384 Jaworze redakcja@designalive.pl fax: +48 33 858 12 65 Copyright © 2016, Presso sp. z o.o. Kopiowanie całości lub części bez pisemnej zgody zabronione. Redakcja „Design Alive” nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść zamieszczanych reklam. Wydawca ma prawo odmówić zamieszczenia ogłoszenia lub reklamy, jeżeli ich treść lub forma są sprzeczne z charakterem i regulaminem pisma oraz portalu.
designalive.pl
Geszeft ul. Morcinka 23-25
Pełna lista miejsc: www.designalive.pl
© Inter IKEA Systems B.V. 2016
Życzysz dobrze swoim pracownikom? Wszystkiego najlepszego mogą szukać z kartą upominkową IKEA Więcej prezentowych inspiracji znajdziesz na IKEA.pl
18 koktajl
Urodzinowo
W wybornym towarzystwie świętuje się najlepiej! Zobaczcie, kogo spotkaliśmy na 10. urodzinach Łódź Design Festival. A że prezenty lubi każdy, to gości ŁDF obdarowaliśmy limitowanym wydaniem „Design Alive”. 100 lat!
01
03
05
06
10
11
12
13
07
14
02 04
08
09
15
01. Agnieszka Stefańska Architekt, Przemo Łukasik Architekt | 02. Dorota Karbowska-Zawadzka Dyrektor Marketingu Barlinek S.A. | 03. Wanda Modzelewska PR Manager | 04. Piotr i Agnieszka Kuchcińscy | 05. Agata Nowak Projektantka | 06. Agnieszka Bar Projektantka | 07. Henryk Stawicki Change Pilots | 08. Ewa Trzcionka Redaktor naczelna „Design Alive”, Michał Piernikowski Łódź Design Festival | 09. Tomasz Błuszkowski Architekt | 10. Małgorzata Kopczyńska Akademia Sztuki w Szczecinie | 11. Jarosław Hulbój Projektant | 12. Szymon Hanczar Architekt | 13. Agata Kiedrowicz Projektantka | 14. Monika Brauntsch i Ewa Solarz WILK Otwarty Klaster Designu | 5. Olga Łosiak Łódź Design Festival
designalive.pl
RISING TALENT AWARDS JAY OSGERBY SEBASTIAN COX
SIR PAUL SMITH JOHN BOOTH
NIGEL COATES STUDIO SWINE
TOM DIXON ZUZA MENGHAM
ILSE CRAWFORD MARCIN RUSAK
SIX RENOWNED DESIGNERS NOMINATE SIX RISING TALENTS FROM THE UK With special thanks to Sir John Sorrell
ROSS LOVEGROVE GILES MILLER STUDIO
M&O PARIS JAN. 20-24, 2017 PARIS NORD VILLEPINTE THE LEADING DECORATION SHOW CONNECTING THE INTERIOR DESIGN & LIFESTYLE COMMUNITY WORLDWIDE
#MO 17 WWW.MAISON-OBJET.COM
INFO@SAFISALONS.FR SAFI ORGANISATION, A SUBSIDIARY OF ATELIERS D’ART DE FRANCE AND REED EXPOSITIONS FRANCE / TRADE ONLY / DESIGN © QUARTOPIANO – BE-POLES
20 autorzy
Dorota Brauntsch Mimo 36 lat wciąż nie wie, co chce robić w życiu. Studiowała politologię i dziennikarstwo, pisała dla gazet, ze swoimi siostrami projektowała lampy dla Kafti Design, pracowała jako contentowiec dla dużych korporacji, ale w ostatnim czasie nieśmiało wraca do swoich marzeń z „młodości” i coraz częściej chwyta za aparat. Jej zdjęcia można zobaczyć na autorskim blogu (dorotabrauntsch. tumblr.com), fotografuje też dla nogo – firmy zajmującej się odnawianiem rowerów. Udało jej się połączyć dziennikarskie doświadczenie i fotograficzne zapędy w projekcie o ceglanych domach, który pokazujemy w tym numerze „Design Alive”. Prezentowany tekst oraz zdjęcia to zaczątek publikacji historyczno-reporterskiej na temat starych ceglanych domów na Górnym Śląsku, s. 134
Michele Curel Urodziła się i wychowała w Nowym Jorku jako córka Argentyńczyków. Jej rodzice uwielbiali podróże, a raz zabrali ją nawet w długą wyprawę samochodem od Alaski po Patagonię. Rodzinną pasję Michele połączyła z zawodem. Po przeprowadzce do Barcelony rozpoczęła studia dziennikarskie. Tam też nauczyła się doceniać dobrą architekturę, którą do dzisiaj fotografuje we wszystkich zakątkach świata. W Stanach Zjednoczonych pracowała jako asystentka świetnych fotografów, dzięki czemu zdobyła doświadczenie i utorowała sobie drogę do świata wydawniczego. Współpracowała między innymi z takimi tytułami jak: „The New York Times”, „Newsweek”, „Times”, „National Geographic”, „Vainity Fair”, „Forbes”, „Elle”, „La Vanguardia”, „El Pais”. Specjalizuje się architekturze, wnętrzach, portretach oraz fotografii podróżniczej. W najnowszym numerze „Design Alive” przedstawiamy jej zdjęcia wykonane w Casa Gomis, s. 96
Marek Swoboda Fotograf, który swoje doświadczenie teoretyczne i zawodowe zdobywał w Wielkiej Brytanii. Obecnie współpracuje z firmami i projektantami branży projektowej w kraju, Europie i na świecie. Zajmuje się fotografią reportażową, architektury i produktu. Uwielbia portret. W tym numerze „Design Alive” zobaczymy jego sesję przedstawiającą nowości rynkowe. Na ostatnim Łódź Design Festival „złapał” ciekawych gości: projektantów, architektów i twórców marek.
designalive.pl
newsletter 21
Codzienne doświadczenia Kinga Offert to poznańska ilustratorka, której prace charakteryzują się kolorem, optymizmem i humorem. Widać w nich duże zainteresowanie ludźmi i otoczeniem, przefiltrowane przez jej indywidualny styl. Jednym z ciekawszych wątków, który Offert wykorzystuje w różnych formach, jest seria ilustracji ze stołami w roli głównej. Inspiracją do jej powstania były codzienne doświadczenia związane z jedzeniem: w towarzystwie dzieci, chaotyczne i pełne
bałaganu. Kolejne „stoły” to już jej odpowiedź na to, jak biesiadują inni. Autorka obserwuje ludzi siedzących w kawiarniach i restauracjach. Uwiecznia ich typowe zachowania przy stole – na przykład moment, gdy fotografują jedzenie. Jak sama podkreśla, ciekawią ją „ładne” zdjęcia z magazynów, na których stylowo ubrani ludzie siedzą przy pięknych zastawach i wybornym potrawach. – Wszytko to tworzy idealną kompozycję, na którą przyjemnie się patrzy.
Ilustruję te sytuacje i chcę to pozostawić bez komentarza – podkreśla ilustratorka. Często spotykanymi motywami w jej twórczości są również hulajnoga i longboard, które Offert przeniosła ostatnio na ceramiczne talerze. Zainteresowanie typowo miejskim sportem artystka kontynuuje we współpracy z marką Surfing w mieście. www.offert.com.pl Julia Cieszko designalive.pl
22 newsletter
Ekstrawagancja w standardzie Nowa kolekcja Acne Studios
Szwedzka marka Acne Studios nieustannie balansuje między wielką modą a ready-to-wear, oferując produkty dla tych, którzy nie boją się eksperymentować z własnym wizerunkiem. Kolekcje wyróżniają się odważnymi krojami, a także eklektycznym zestawieniem materiałów i faktur. To po prostu świetne krawiectwo połączone z nowoczesnym stylem. Nazwa „Acne” to skrót od angielskiego hasła „Ambition to Create Novel Expressions” („ambicja do tworzenia nowych wrażeń”) – wyraża filozofię firmy na wielu poziomach. Jej twórca, projektant Jonny Johansson, proponuje konstrukcje, które stały się zaprzeczeniem standardowej definicji piękna. Midispódnica ustępuje miejsca zdedesignalive.pl
formowanym kształtom, które nadal podkreślają urodę ludzkiego ciała. Od 19 lat marka stawia na odwagę w dyktowaniu trendów, broni swojego minimalizmu i typowej dla Skandynawów szczerej ekstrawagancji. Przede wszystkim jednak słucha ludzi, obserwuje ulicę – co jak co, ale produkty Acne świetnie prezentują się w zestawieniu z prostymi ciuchami z sieciówek. Johansson nigdy nie planował wielkiej kariery w luksusowym świecie mody. Na próbę wyprodukował 100 par dżinsów, które rozdał przyjaciołom. Dopiero entuzjastyczne przyjęcie jego projektów przez topowe media zachęciły go do dalszego działania i rozwijania marki – ale tylko i wyłącznie na własnych zasadach.
Najnowsza kolekcja Acne Studios to nie tylko modowa kreacja, ale również inspiracja wydarzeniami ze świata, zwłaszcza kryzysem imigracyjnym. Johansson poszukuje wzorów poza granicami Szwecji, odkrywając przed nami bogatą tradycję tekstylną Bliskiego Wschodu. Różnorodne motywy geometryczne charakterystyczne dla krajów arabskich pojawiają się w całej kolekcji. Ciężkie długie swetry wyglądają jakby wycięte z orientalnych dywanów, a kaftany przypominają patchwork z szali noszonych przez nomadów saharyjskich. www.acnestudios.com Julia Cieszko
newsletter 23
designalive.pl
24 newsletter
designalive.pl
WWW.IMM-COLOGNE.COM
Light & Fast Po pierwsze lekko, po drugie szybko. Waga ubrań i plecaka podczas wyprawy górskiej determinuje nasz ruch – dla marki Pajak to oczywistość. Rodzinna firma zarządzana jest przez młody, zaangażowany zespół, który połączył swoje pasje z funkcjonalnymi produktami dla ludzi aktywnych, kochających góry i podróże. Kurtka Phantom to przede wszystkim ergonomiczny, nieograniczający ruchów krój oraz wypełnienie z polskiego puchu gęsiego. Zajmuje niewiele miejsca w bagażu i można ją zapakować w załączony woreczek. Kurtka ma kieszenie zamykane na zamek, regulowany obwód w pasie i kaptur – przydają się w trakcie różnych aktywności: od wspinaczki po narciarstwo czy skitouring. Dla osób liczących każdy gram ekwipunku Pajak stworzył również plecak XC3. System zamykania roll-top zapewnia wysoką wodoodporność, a wzmocnienia w dolnej części plecaka dodatkowo zabezpieczają go przed przetarciami. Najnowsza wersja została wyposażona w wodoodporny zamek na boku, ułatwiający dostęp do głównej komory plecaka, oraz system mocowania bukłaka z wodą. Waga całkowita to 650 gramów, co przy pojemności 42 litrów zapewnia jeden z lepszych wyników na świecie. Nie bez powodu plecak otrzymał wyróżnienie Must Have na Łódź Design Festival 2013, a także został nagrodzony specjalnym wyróżnieniem w konkursie Śląska Rzecz 2009 i dwukrotnie nominowany w konkursie Polski Wzór Instytutu Wzornictwa Przemysłowego. Ceny: Phantom: 859 zł, XC3: 689,00 zł. www.pajaksport.pl. Towarzyszące produkty marki 66 Degrees North: płaszcz Laugavegur, 185 euro; czapka Workman, 19 euro (na zdjęciu edycja specjalna stworzona z graficznym studiem Or Type). www.66north.com
MIĘDZYNARODOWE TARGI MEBLI I WYPOSAŻENIA WNĘTRZ
16–22.01.2017
Wyznaczamy kierunki: imm cologne nadają silne impulsy zapewniając rok pełen sukcesów. To wyjątkowa możliwość dla międzynarodowej branży meblowej do zapoznania się z jedyną w swoim rodzaju ofertą z zakresu mebli, akcesoriów i wyposażenia wnętrz – obejmującą zarówno najnowsze trendy i innowacje jak też tematykę poświęconą kuchniom jako centrom codziennego życia w ramach LivingKitchen. Odwiedź Kolonię i odkryj
Zdjęcie: Marek Ogień
światowy rynek wyposażenia wnętrz zebrany w jednym miejscu!
imm cologne razem z:
Przedstawicielstwo Targów Koelnmesse w Polsce Sp.j., ul. Bagatela 11 lok. 7 00-585 Warszawa Tel.: +48 22 848 80 00 Fax: +48 22 848 90 11 info@koelnmesse.pl
designalive.pl
26 Dział
Celebrując szkło Pragmatyzm i sztuka
Agnieszka Bar to specjalistka od szklanej materii. Wszystko zaczęło się od rodzinnych tradycji rzemieślniczych, podpatrywania starszych, nauki tego, jaką wartość mają przedmioty wytworzone ręcznie. Obecnie jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych polskich projektantek, dla której szkło stało się centrum kreacji przedmiotów zarówno codziennego użytku, jak i tych estetyzujących naszą przestrzeń. Bar stara się łączyć pragmatyzm ze sztuką. Mimo że w dzisiejszych czasach wytwarzanie szklanych obiektów jest najczęściej zautomatyzowane, artystka Tekst: Sylwia Chrapek Sesja: widno Zdjęcia z wystawy: Kamil Salanyk
designalive.pl
odnalazła w nim unikatowość. Działa w obrębie – jak sama mówi – „twórczego rytuału”, na który składają się: żar pieca hutniczego, płynne szkło, zapach drewna, para, a następnie wilgoć i hałas maszyn szlifierskich. Projektantka z powodzeniem buduje własną markę, a także współpracuje ze swoją Alma Mater – wrocławską ASP. Niedawno jej prace można było zobaczyć na autorskiej wystawie „Celebrating Glass” podczas Vienna Design Week oraz na Designblok w Pradze. Jak sama przyznaje, wystawa jest kontynuacją drogi, którą podjęła, a zarazem
zapisem emocji związanych z wytwarzaniem szklanych obiektów. Ekspozycja powstała w wyniku badań w Katedrze Szkła ASP, Centrum Sztuk Użytkowych i Innowacyjności oraz częściowo dzięki współpracy z polskimi i czeskimi hutami szkła. „Celebrating Glass” została zorganizowana między innymi dzięki Culture.pl – programowi zagranicznej promocji polskiego wzornictwa prowadzonemu przez Instytutu Adama Mickiewicza. Nowe obiekty powstałe w ramach wydarzenia można zobaczyć na stronie autorki. www.agnieszkabar.pl
newsletter 27
Collect
W skandynawskim duchu
Najnowsza kolekcja ferm LIVING to estetyka w najlepszym skandynawskim wydaniu. Propozycje firmy na jesień i zimę 2016 łączy spokojna, wyciszona kolorystyka, naturalne materiały najwyższej jakości oraz bezkompromisowe podejście do formy, która została ograniczona do absolutnego minimum. Naszym zdecydowanym faworytem jest seria lamp Collect; ich ostateczny kształt zależy od fantazji użytkownika – może skomponować je z różnych elementów dostępnych w ofercie. Cena: od 150 EUR. www.fermliving.com Gosia Tomaszkiewicz-Ostrowska
designalive.pl
28 newsletter
Designs for Discomfort Miejsca, w których nie chcesz być
Zmieszanie, strach, spokój, kontrola, zakłopotanie – te i wiele innych emocji wywołuje seria 98 zdjęć z cyklu „Designs for Discomfort”. Na pierwszy rzut oka to po prostu fotografie schludnych, nieraz ciekawie zaprojektowanych wnętrz. Dodatkowy porządek wprowadza paleta barw: każde ze sfotografowanych pomieszczeń opisano jednym z kolorów w nim zastosowanych. Dopiero po chwili odkrywamy, że są to miejsca trudne – takie, które wiążą się dla wielu z najgorszymi momentami w ich życiu. Są tu krematoria, więzienia, kliniki uzależnień, domy pogrzebowe, posterunki policji, szpitale psydesignalive.pl
chiatryczne, sądy. Jak zaprojektować takie wnętrza? Na ile w takich pomieszczeniach można mówić o dobrym czy złym guście? Jakie są granice estetyki i etyki? Autorka zdjęć eksploruje te zarazem obce i prozaiczne światy, ścierając ze sobą realizm i idealizm. Ukazuje, że ludzka natura dąży do kontroli nad tym, co nieraz jest niekontrolowane i niewygodne. To też po prostu interesujące studium porównawcze, które bierze na warsztat prawie 100 różnych rozwiązań w niełatwych do zaprojektowania miejscach. Twórczynią „Designs for Discomfort” jest Lynne Brouwer – młodziutka holenderska
artystka, która ledwie rok temu zdobyła licencjat na kierunku Design w ramach Royal Academy of Art w Hadze. Sama wystawa odbiła się szerokim echem: dotychczas pojawiła się między innymi na Salone del Mobile w Mediolanie, w Museum for Contemporary Art GEM w Hadze, Van Abbe Museum w Eindhoven, a także podczas Dutch Design Week czy na polskim Łódź Design Week. Brouwer została laureatką Silver Camera Award for Best National Documentary Series, zdobyła także Overduin Award. www.lynnebrouwer.com Sylwia Chrapek
Grupa BSH jest licencjobiorcą w odniesieniu do znaków towarowych, do których uprawniona jest Siemens AG.
iSensoric. Technologia, która wyzwala kreatywność. Piękno, które inspiruje. www.siemens-home.pl Ekskluzywna linia sprzętu do zabudowy marki Siemens łączy elegancję oszczędnej formy z futurystyczną funkcjonalnością. Nowatorskie rozwiązania widoczne są zarówno w pięknym i konsekwentnym wzornictwie, jak i w zaawansowanej technologii, przekładającej się na maksymalną samodzielność i efektywność wszystkich urządzeń. Kontrolowane przez elektroniczne systemy sensorowe, pracują oszczędnie i cicho, z gwarancją
doskonałych efektów. Zarówno piekarniki, płyty grzewcze, okapy, jak i zmywarki oraz chłodziarki to prawdziwi eksperci, stworzeni do perfekcyjnego spełniania oczekiwań użytkownika. Technologia iSensoric otwiera przed nami nowe horyzonty, nadając obowiązkom kuchennym rangę kreatywnej twórczości. Marka Siemens wkracza w nową erę, inspirując swoich Klientów do odkrywania nieznanych dotąd możliwości dla domowej kuchni.
Siemens. The future moving in.
30 Dział
Nowoczesna oaza Dziecięce marzenia architekta
Fahouse to dom projektu Jeana Verville’a zlokalizowany w lasach południowego Quebecu, stworzony dla młodej rodziny. Przestrzeń jest bardzo mocno inspirowana dziecięcym wyobrażeniem o domu z dwuspadowym dachem, jednak na swój archetyp Verville nałożył bardzo współczesną perspektywę. Z zewnątrz Fahouse przypomina czarną szkatułkę, która zazdrośnie strzeże swojej zawartości. Wystarczy jednak kilka kroków, aby dzięki ogromnym, panoramicznym przeszkleniom
designalive.pl
zobaczyć ścianę lasu. Architekt zaproponował dwubryłową konstrukcję, którą symbolicznie połączył wstęgą tarasu okalającą cały dom. Bliska współpraca projektanta z mieszkańcami domu pozwoliła na maksymalne dostosowanie go do indywidualnych potrzeb i stylu życia rodziny. Do dyspozycji dzieci jest mniejszy domek, w którym zainstalowano piętrowe łóżka i niewielkie przejścia między pomieszczeniami sprzyjające zabawie. W drugiej części domu zaprojektowano rozległą
przestrzeń wspólną oraz zaciszną sypialnię z łazienką, której największym atutem jest zniewalający widok z okien. Fahouse to ciekawa propozycja dla wszystkich, którzy marzą o spokoju, odpoczynku od miejskiego zgiełku i zapomnieniu o codziennych troskach. W tym domu chce się przeżyć niejedno lato leśnych ludzi... Możemy tylko pozazdrościć! www.jeanverville.com Gosia Tomaszkiewicz-Ostrowska
newsletter 31
Absolwentki Klasyka bez banału
ESTby ES to marka znana miłośniczkom dyskretnej elegancji. Projekty Gosi Sobiczewskiej opierają się szybko przemijającym trendom i, co najważniejsze, nie trącą nudą. Kolekcja jesień–zima, zatytułowana Absolwentki, to 23 sylwetki stworzone z bawełny satynowej, gładkiej wiskozy, wełny, wzorzystej dzianiny reliefowej i elastycznego, perforowanego poliamidu i poliestru. Charakteryzuje się głębią koloru, klasycznymi krojami i miękkimi splotami – a wszyst-
ko to zanurzone w delikatnym klimacie lat 60. Na autorskim, ręcznie wykonanym nadruku, przeniesionym na bawełnę techniką cyfrową, graficzne linie, nici, włókna, a może żyłki przepychają się z akwarelowym tłem. Kolekcja została w całości stworzona w Polsce z tkanin i dzianin głównie wyprodukowanych w naszym kraju. www.estbyes.com Julia Cieszko
Zdjęcia: Zuza Krajewska, Stylizacja: Robert Kiełb | www.laf-am.com Make up: Sylwia Rakowska, Van Dorsen Talents, Hair: Gor Duryan | D’Vision Art Modelki: Karolina Słysz, D’Vision, Maria Łobacz, Model Plus Scenografia: Maria Strulak, Dress the Space Produkcja: Robert Kiełb, www.laf-am.com, Adrian Siekierski
32 newsletter
Wybór konesera Nowa odsłona projektów sprzed lat
Duńska firma Gubi potrafi wybierać to, co najlepsze w historii wzornictwa, umiejętnie łącząc projekty sprzed lat z nowymi trendami oraz technologiami. Nie inaczej jest w przypadku nowości na najbliższy sezon: kolekcja poruszy każdego konesera designu i komfortu. W ofercie znajdziemy zarówno klasyczne lampy Grety Grossman z lat 50. XX wieku, jak i nowe projekty studia GamFratesi. www.gubi.dk Gosia Tomaszkiewicz-Ostrowska
designalive.pl
Uczta dla współczesnego Lukullusa W dzisiejszych czasach niestety nie ucztujemy zbyt często, mimo że czas spędzony przy stole w gronie bliskich to jedna z największych przyjemności w życiu. Francuska marka Petite Friture postawiła sobie za cel stworzenie zastawy stołowej, która zapraszałaby do delektowania się każdą chwilą i celebrowania wspólnych spotkań. Do współpracy zaproszono studio projektowe FÄRG & BLANCHE oraz Revol – fabrykę porcelany z prawie 250-letnią historią. Projektanci zaproponowali ekspresyjną formę przeciętą dynamiczną siatką linii, którą uzyskano poprzez nakładanie filcowych form na świeżo wypalone naczynia, a następnie przewiązywanie ich sznurkiem. Stół zastawiony porcelaną Sucession to prawdziwa uczta dla wszystkich zmysłów: niecodzienna, organiczna forma przykuwa wzrok, chropowata tekstura dostarcza bodźców dotykowych, a oszczędna paleta kolorów nie odwraca uwagi od serwowanych dań, które angażują zmysły węchu i smaku. www.petitefriture.com Gosia Tomaszkiewicz-Ostrowska
newsletter 35
designalive.pl
36 newsletter
Gośc(inny) stół Projektowanie jako zderzenie kultur
W wytwornych wnętrzach drezdeńskiego Muzeum Sztuki i Rzemiosła zaprezentowano nietypową wystawę Studia Rygalik „Cultural Collisions” – wielowymiarową reinterpretację klasycznej koncepcji zderzenia kultur. Projekt przybrał postać warsztatów, a powstał dzięki współpracy z mieszkańcami miasta pochodzącymi z różnych środowisk i krajów: wśród uczestników znaleźli się zarówno młodzi twórcy z Niemiec, jak i uchodźcy z Bliskiego Wschodu. Punktem wyjścia stał się stół stworzony przez projektantów Studia Rygalik: jego blat jest skomplikowaną mozaiką kształtów zaczerpniętych z różnych obszarów kulturowych. Jednak stół bez krzeseł i ludzi designalive.pl
staje się jedynie martwym rekwizytem codzienności, dlatego zadaniem uczestników warsztatów było zaprojektowanie i wykonanie siedzisk odzwierciedlających ich osobistą historię i tradycję. W ten sposób powstały „obiekty do siedzenia” o indywidualnym rysie. Wśród nich znalazły się między innymi: fotel Hakawati zaprojektowany z myślą o opowiadaniu historii, Krzesło 1.5 – kwintesencja gościnności charakterystycznej dla kultur Wschodu, oraz krzesło Nic nie jest odpadem, wpisujące się w szerszy trend upcyclingu. Drugą część warsztatów poświęcono kulturze kulinarnej, która jest bezsprzecznie częścią światowego dziedzictwa kulturowego,
a jednocześnie obiektem świadomej praktyki projektowej. Wspólne działania zakończono wystawnym brunchem dla ponad 100 osób, podczas którego zaprezentowano wszystkie prace. Niewątpliwą atrakcją było kreatywne menu przygotowane przez uczestników warsztatów – podano między innym tort z hummusem oraz shoty z kawy arabskiej zaprawionej rumem. Ciekawą pamiątką z intensywnych dni warsztatowych stała się relacja filmowa przygotowana przez Michała Marczaka, laureata tegorocznego festiwalu Sundance. www.studiorygalik.com Gosia Tomaszkiewicz-Ostrowska Zdjęcia: Tomas Soucek
DZIAĹ 37
designalive.pl
38 newsletter
Plecie się
Warsztaty z mistrzem Janem Zogatą
Wieś Jaworzynka w Beskidzie Śląskim to jedyne miejsce w Polsce, gdzie do dzisiaj przetrwała szczególna tradycja plecenia koszy kontynuowana przez mistrza Jana Zogatę. Ich ściany powstają z korzeni świerkowych, a osnowa – z jesionowych szczapek. Na dnie znajduje się ręcznie strugany, bukowy krzyżak, którego zastosowanie jako części konstrukcyjnej jest zupełnie unikatowe. Kosze mistrza są znacznie mniejsze od tych wykonywanych w przeszłości, ale nie różnią się pod względem jakości i techniki wykonania. Misją cieszyńskiego stowarzyszenia Serfenta jest zachowanie dla przyszłych pokoleń rzemiosła plecionkarskiego jako niezwykle istotnej części niematerialnego dziedzictwa designalive.pl
kulturowego. W tym roku, przy wsparciu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Serfenta zorganizowała cykl cotygodniowych warsztatów plecionkarskich u mistrza Jana Zogaty. Wzięła w nich udział grupka ochotników, w tym troje uczniów szkoły podstawowej i gimnazjum z pobliskiej Istebnej. Nauka obejmowała pozyskanie i obróbkę materiału, struganie krzyżaka i jesionowych osnów oraz wyplatanie poszczególnych elementów kosza. Zajęcia wymagały dużego zaangażowania od uczestników – technika jest bardzo pracochłonna. Aby otrzymać jednolity kolorystycznie efekt, najlepiej zaplanować pracę na sześć godzin w ciągu – w przeciwnym razie korzenie mogą przybrać
inne odcienie wynikające z różnego czasu ich moczenia. Serfenta to wiodąca instytucja w dziedzinie badań nad plecionkarstwem. Ma na swoim koncie dyplom uznania od Polskiego Komitetu ds. UNESCO oraz tytuł „Ludowego Oskara” za najlepszy projekt badawczy zrealizowany w 2011 roku („Plecionkarskim szlakiem Polski”). Serfenta publikuje, organizuje warsztaty plecionkarskie, konferencje i badania terenowe w zakresie rzemiosła. Więcej informacji na temat wydarzeń można znaleźć na stronie stowarzyszenia. www.serfenta.pl Gosia Tomaszkiewicz-Ostrowska Zdjęcia: Rafał Soliński
40 Dział
designalive.pl
newsletter 41
Królestwo gliny
Terra Cotta Studio w Wietnamie
Ta prosta ceglana kostka o przepięknej, ażurowej fasadzie, to studio wietnamskiego artysty Le Duc Ha, który tworzy rzeźby i gliniane naczynia. Miejsce, zaprojektowane przez pracownię architektoniczną Tropical Space, otrzymało nazwę Terra Cotta Studio i pełni funkcję pracowni połączonej z przestrzenią wystawienniczą. Wnętrze wypełniają nieomal 7-metrowe bambusowe rusztowania, na których prezentowane są prace, a na najniższej kondygnacji ulokowano pracownię ze stołem garncarskim. To projekt całkowicie skupiony na użytkowniku i jego potrzebach. Wysokość budynku gwarantuje, że prace nie zostaną
zniszczone nawet podczas wylewu pobliskiej rzeki. Koronkowa fasada to prosty sposób, aby pozostać w kontakcie z otaczającą naturą – nieustającym źródłem inspiracji dla artysty. Okrągły otwór umieszczony bezpośrednio nad kołem garncarskim dostarcza naturalne światło, a jednocześnie umożliwia odwiedzającym zobaczenie artysty podczas pracy. Ławki ukryto wśród rusztowań, tak aby wszyscy goście mogli nacieszyć się sztuką, architekturą i pięknem krajobrazu. www.khonggiannhietdoi.com Gosia Tomaszkiewicz-Ostrowska
42 newsletter
Niezwykły uśmiech Instalacja The Smile (Uśmiech) była jedną z głównych atrakcji tegorocznej edycji London Design Festival. Autorką spektakularnej drewnianej konstrukcji jest Alison Brooks, założycielka słynnej pracowni Alison Brook Architects, znana z zamiłowania do rzeźbiarskich kształtów i dopracowywania najdrobniejszych szczegółów. Projekt powstał we współpracy z firmą Arup – jedną z najlepszych firm konstrukcyjnych na świecie – oraz Stowarzyszeniem Handlowym Amerykańskiego Przemysłu Drewna Liściastego (AHEC). To niezwykłe dzieło, wykonane z klejonego warstwowo drewna tulipanowca amerykańskiego, było można podziwiać na przełomie września i października na terenie Rootstein Hopkins Parade Ground w Chelsea College of designalive.pl
Arts. – To najtrudniejsza konstrukcja, jaką kiedykolwiek zbudowano z drewna klejonego warstwowo, w każdym aspekcie wykorzystująca absolutnie maksymalne możliwości tego naturalnego materiału – stwierdził Andrew Lawrence, dyrektor firmy Arup. Kształtem The Smile przypomina delikatnie wygiętą, prostokątną w przekroju formę, która jest pusta w środku. Można po niej normalnie spacerować, choć podobnie jak koło, ma ona tylko jeden punkt podparcia. Wchodząc do środka przez wejście umieszczone w miejscu wygięcia, można przejść z jednego końca konstrukcji na drugi, odkrywając nowy rodzaj przestrzeni, która stopniowo wznosi się w kierunku światła. Dla AHEC The Smile, będący wynikiem wieloletnich prac badawczo-rozwojowych, jest
zdecydowanie jednym z najważniejszych projektów. – Konstrukcja jest dowodem na to, że amerykańskie drewno liściaste może odgrywać wiodącą rolę w rewolucji związanej z wykorzystaniem drewna jako materiału budowlanego – zauważył David Venables, dyrektor AHEC na Europę. – Wszystkie nasze wcześniejsze projekty stworzone z okazji LDF, czyli Timber Wave, Out of the Woods, Endless Stair oraz The Wish List spotkały się z wielkim zainteresowaniem. Jednak to The Smile stanowi zdecydowanie najbardziej zaawansowaną, wybiegającą w przyszłość konstrukcję. www.americanhardwood.org Łukasz Potocki Zdjęcia: Dav Stewart
44 newsletter
Urban farm Nowa funkcja osiedla
Każdy, kto kiedykolwiek wynajmował mieszkanie, wie, jak trudno znaleźć ciekawe miejsce w dobrej lokalizacji, które jednocześnie zaspokajałoby podstawowe potrzeby estetyczne. Urban Farm na Staten Island w Nowym Jorku to zespół gustownie urządzonych apartamentów na wynajem, które zadowolą nawet najbardziej wybrednych klientów. Dla mieszkańców przygotowano designalive.pl
również przytulne kafejki, miejski ogródek warzywny oraz przestrzeń co-workingową. Dzięki temu Urban Farm spełnia wszystkie potrzeby młodych ludzi. Na podobną realizację w Polsce raczej będziemy musieli poczekać, ale pomarzyć zawsze można... www.urbystatenisland.com Gosia Tomaszkiewicz-Ostrowska
46 newsletter
Mistrzowie minimalizmu
Współpraca COS x HAY
Kolekcja akcesoriów i dodatków dla domu sygnowana przez COS x HAY to naturalna konsekwencja wieloletniej współpracy obu marek. Wspólnym mianownikiem dla gamy produktowej są: wyrafinowany minimalizm, geometryczne kształty, pastelowe kolory oraz naturalne materiały. Cała kolekcja dostępna jest w wybranych showroomach COS oraz w sklepie internetowym. Ceny od 19 eur. www.cosstores.com Gosia Tomaszkiewicz-Ostrowska
designalive.pl
48 newsletter
LZF
Siła obrazów
Lampy hiszpańskiej firmy LZF od ponad 20 lat są wykonywane ręcznie z drewnianych fornirów w hiszpańskiej wiosce nieopodal Walencji. Emitowane przez nie światło jest niezwykle ciepłe i nastrojowe, a same lampy wydają się tańczyć, wirując pod sufitem. LZF dba o to, by wszystkie produkty otrzymały odpowiednią oprawę, dlatego również i ostatnią kolekcję uwieczniono na pięknych fotografiach. Sesja zdjęciowa wykonana przez studio KlunderBie ma w sobie siłę obrazów Joana Miró i Pieta Mondriana. Mocne kolory podstawowe i odważne geometryczne kształty zostały uzu-
pełnione monochromatycznymi sylwetkami ludzi, przełamującymi graficzną sterylność fotografowanych wnętrz. Mimo zestawienia tak dominujących wizualnie elementów, we wszystkich ujęciach pierwszoplanową rolę odgrywają lampy z najnowszej kolekcji. Fotografowie Nienke Klunder, Wiglius oraz Like Marivi stworzyli w hiszpańskiej Gironie przepiękną scenerię dla najnowszej, bardzo udanej kolekcji lamp LZF. www.lzf-lamps.com Gosia Tomaszkiewicz-Ostrowska Zdjęcia: Nienke Klunder & Wiglius de Bie, KlunderBie
designalive.pl
50 kooperacje barlinek Agnieszka Przewoźna. Projektuje wnętrza i meble. Ukończyła wydział Architektury Wnętrz na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Doceniona między innymi w konkursie make me! na Łódź Design Festival.
Najważniejsze jest doświadczenie tekst: Julia Cieszko
Z
aczęło się niewinnie: młoda architektka z Poznania projektuje wnętrza. Rozmawia z klientami, producentami, dostawcami. Na swoim koncie ma już kilka bardzo dobrych realizacji. Wie, czego oczekują jej odbiorcy: jakich pomysłów i jakości szukają. Często korzysta z produktów Barlinka, które na polskim rynku są sprawdzonym rozwiązaniem wnętrzarskim, zawsze też na bieżąco sprawdza nowości tej marki. W ostatnim momencie decyduje się na udział w konkursie „Kreacje z natury”. Klikając „Wyślij”, zgłasza projekt na kilka minut przed upływem terminu. Jak sama teraz żartuje, nie liczyła na wiele – w zasadzie sądziła, że jej pomył jest zbyt prosty, oczywisty. Nic bardziej mylnego. Bo Agnieszce Przewoźnej, choć nie do końca wierzyła w siebie, ostatecznie udało się zdobyć pierwszą nagrodę. – Wielokrotnie podkreślałam, że nie wymyśliłam nic innowacyjnego – mówiła już jako zwyciężczyni „Kreacji z natury 2015”. – Wszystko wyrosło z heksagonu, który w swoim czasie był bardzo popularny w architekturze wnętrz i który często chcieli wykorzystywać moi klienci na swoich podłogach – wyjaśnia tuż po ogłoszeniu wyników. Nie wiedziała jednak, że był to dopiero początek prawdziwej przygody. – Ja tą deską designalive.pl
dostałam dosłownie po głowie. To warsztaty otworzyły mi oczy. Uświadomiłam sobie dzięki nim, jak wiele elementów składowych produktu: transport, rynek i koszty powinnam brać pod uwagę – tłumaczy projektantka. Inicjatywa „Kreacje z natury” narodziła się w 2014 roku i jest realizowana pod dyrekcją Doroty Karbowskiej-Zawadzkiej, dyrektor marketingu firmy Barlinek, poprzez Barlinek Institute of Design i „Design Alive”. Idea opiera się na trzech najważniejszych filarach: konkursie, do którego zapraszani są projektanci i architekci, warsztatach oraz wspólnej, końcowej wystawie. Punktem kulminacyjnym całorocznej pracy jest Łódź Design Festival, w trakcie którego między innymi ogłaszani są zwycięzcy. To, co jednak ważne w historii Agnieszki, to nie sam konkurs, ale warsztaty – uczestnicy biorą w nich udział, zanim stworzą finalny projekt deski podłogowej. To tutaj idea musi się zmierzyć z materią. Młodzi projektanci poznają produkt, analizują jego możliwości, zdobywają doświadczenie. Pracują z prawdziwym obiektem, ucząc się jego obróbki. Konfrontują swoje pomysły z realiami procesu produkcyjnego. Agnieszka Przewoźna zwycięsko przeszła wszystkie etapy. Projektowała, konsultowała, podpatrywała, zmieniała, by ostatecznie
stworzyć produkt, który nie tylko spodobał się jury, ale – co najważniejsze – miał spory potencjał komercyjny. Barlinek zdecydował się, by kontynuować współpracę i stworzyć pierwszy prototyp. W ten sposób powstała podłoga z płytek heksagonalnych, inspirowanych plastrem miodu. Choć sam pomysł na formę wykorzystywany jest we wnętrzach już od dawna – czy to w postaci płytek ceramicznych, czy też paneli ściennych – to jednak podłoga z takim wzorem, wykonana ze szlachetnego drewna, jest nowością. Heksagonalny układ w drewnianej oprawie to zdecydowanie krok naprzód. Pomysł łączy dwie proste formy: trójkąty równoboczne i trapezy, które układane pod różnymi kątami dają świetny efekt wizualny. Projekt jest obecnie na etapie zaawansowanego prototypu i doczekał się sesji zdjęciowej. Choć pozostało jeszcze wiele do zrobienia, już teraz możemy podziwiać efekt dotychczasowej pracy. Widać doświadczenie, które autorka wyniosła zarówno z warsztatów, jak i z samej współpracy z Barlinkiem. Nam jako klientom pozostaje już tylko czekać na ostateczny produkt dostępny w sklepach i kolejne przedsięwzięcia poznańskiej projektantki. www.kreacjeznatury.pl
designalive.pl
52 newsletter
Cassina
Mocny akcent w świecie luksusu
Props, stworzony przez Konstantina Grcica dla włoskiego giganta Cassina, to mocny, architektoniczny akcent we wnętrzu. Projekt lokuje się na pograniczu przedmiotu użytkowego i obiektu, którego przeznaczenie wymyka się łatwym kategoryzacjom. Props może symbolicznie dzielić przestrzeń, pełnić funkcję podpórki czy też dodatkowego miejsca, dzięki któremu każdy przedmiot zostanie pięknie wyeksponowany. www.cassina.com
designalive.pl
Kulturalna reinkarnacja
Ruhry
Na polach Nadrenii Północnej-Westfalii, nad rzekami Ruhrą, Emscher i Lippe, zamiast zbóż wyrosły w XIX wieku wielkie piece i kopalniane szyby. Przez ponad sto lat wydobywano tu węgiel i przekuwano stal. Dziś w postindustrialnej scenerii eksploatuje się sztukę. W najnowszym wcieleniu Metropolia Ruhry jest największą w Europie areną kultury.
T
ransformacja była koniecznością, gdyż pomimo wcześniejszych starań, u progu XXI stulecia, przed 5-milionową populacją złożonej z 53 miast aglomeracji (w tym kluczowej piątki: Duisburg, Oberhausen, Essen, Bochum i Dortmund) stanęło widmo bezrobocia i nędzy. Światowy rynek podbiły efektywniejsze od węgla źródła energii, więc kopalnie trzeba było zamykać. A że współczesny świat bardziej niż ton stali potrzebuje innowacyjnych technologii, wygaszono wielkie piece. Strategię transformacji oparto jednak na industrialnej spuściźnie. Przywraca się świetność obiektom, adaptując je do nowych funkcji. Choć ostatnie fabryki zamkną podwoje w 2018 roku, efekty przemian imponują. Współczesne Zagłębie Ruhry, przemianowane na Metropole Ruhr, to marka, za którą stoi 250 festiwali muzycznych, teatralnych i sztuk wizualnych, ponad 200 muzeów, 120 teatrów, 100 ośrodków kultury, 100 sal koncertowych oraz centrum rozrywki w dawnym porcie przeładunkowym w Duisburgu.
Tło wydarzeń kulturalnych stanowi 3500 zabytków epoki industrialnej. Najciekawsze z nich łączy Szlak Kultury Przemysłowej, wiodący z Duisburga do Hamm i Hagen, długości 400 km. Jest na nim „największa kopalnia świata” – wielofunkcyjny kompleks przemysłowy „Zeche Zollverein” w Essen. Wizytówką tego zespołu z listy UNESCO jest czerwona fasada stalowni, powstała podczas prac modernizacyjnych w latach 1927-1932. Zaś sześć pnących się ku niebu kominów należy do głównych symboli dawnego Zagłębia. W murach kopalni Zollverein ma siedzibę Red Dot Design – najbardziej licząca się w świecie wystawa współczesnego wzornictwa. Funkcjonujące w tym samym kompleksie Muzeum Ruhry zapowiada na przyszły rok „Podzielone Niebo”, niezwykłą wystawę poświęconą koegzystencji wyznawców nierzadko skonfliktowanych religii, przybyłych tutaj w XIX wieku w poszukiwaniu pracy. Placówki sieci ekspozycyjnej Ruhr Kunst Museen prezentują sztukę XIX i XX wieku, pozostającą w ścisłej korelacji z dziejami regionu. Stanowią wprawdzie niespełna 10% wszystkich tamtejszych muzeów, ale jest
wśród nich szczycące się najdłuższą tradycją, otwarte w 1883 roku Muzeum Sztuki i Historii Kultury w Dortmundzie czy bijące dziś rekordy popularności Folkwang w Essen. Poświęcono je różnorodnym formom artystycznego wyrazu, a wystawy książek, filmów czy fotografii zarówno tematyką, jak i formułą przyciągają rocznie 800 tysięcy gości. Muzea dawnego Zagłębia Ruhry nie są jedynie zbiorami artefaktów, ale interaktywnymi kompleksami. Prezentacje sztuki przyjmują żywe formy. Zwiedzający mogą czynnie uczestniczyć w oferowanych programach. Ba, oprócz wystaw, koncertów czy konferencji organizowane są tam turnieje, na przykład gry w bule,
urządzeniom projekcyjnym zwiedzający „doświadczą, jak genialne są małe i wielkie układy biologiczne”. Obok imponujących przedsięwzięć nie brak ofert dla koneserów, którym dedykowane są kameralne ekspozycje prezentujące dorobek wybitnych indywidualności ze świata sztuki współczesnej. Na przykład fascynację fotografią jako językiem uniwersalnym Philippa Goldbacha zaprezentuje Campusmuseum Uniwersytetu w Bochum, a biograficzne Studio Wilhelma Lehmbrucka w Duisburgu przygotowało bogatą wystawę rzeźb artysty. Choć przed nami jeszcze zima, Metropolia Ruhry zaprasza na szczególne wydarzenia już w 2017. Noc 24 czerwca 2017 roku będzie wielkim festiwalem kultury, na którego program złoży się 500 wydarzeń. Od 12 sierpnia do 24 września 2017 odbędzie się kolejna edycja RuhrTriennale, festiwalu-święta muzyki, tańca, teatru, performance i sztuk wizualnych. Bogactwo kulturalnych wydarzeń przez cały rok, mnogość obiektów wartych odwiedzenia oraz oryginalne rozrywki, takie jak hulanie segwayami po hałdach, nurkowanie w nieczynnym gazometrze czy zwykłe przejażdżki rowerami po Parku Krajobrazowym Duisburg-Nord, czynią z Metropolii Ruhry intrygujący cel, zwłaszcza tak modnych ostatnio citybreaków.
targi czy imprezy firmowe. Działa tak na przykład LWL-Industriemuseum koncentrujące na co dzień uwagę na kulturze przemysłowej – jedno muzeum w ośmiu różnych obiektach. W „najwyższej hali wystawowej świata”, jak zwykło się mówić o przystosowanym do celów ekspozycyjnych Gazometrze w Oberhausen (budynek ma 117,5 m wysokości), rok 2017 upłynie pod znakiem „Cudu Natury”. Będzie to niepowtarzalna wystawa zdjęć wybitnych fotografików i filmów serii „Planeta Ziemia” wyprodukowanej przez BBC. Zdaniem kuratora wystawy, prof. Petera Pachnicke, dzięki najnowocześniejszym
www.ruhr-tourismus.de
INFO Wszelkie informacje o Zagłębiu Ruhry, z programem wydarzeń: www.ruhr-tourismus.de oraz (również po polsku) www.metropoleruhr.de Kalendarz wystaw: www.ruhrkunstmuseen.com/ausstellungen Program nocy 24 czerwca 2017: www.extraschicht.de Festiwal RuhrTriennale: www.ruhrtriennale.de Najlepiej polecieć do Dortmundu (www.dortmund-airport.de). Z Polski bezpośrednie połączenia oferują: WizzAir (z Gdańska, Katowic i Wrocławia) i Ryanair (z Krakowa). Ceny biletów zaczynają się już od kilkudziesięciu złotych.
54 newsletter
Hiszpańskie klimaty
Nie da się ukryć – nadeszła jesień, a już niedługo przywitamy monochromatyczną zimę. Dlatego z ogromną przyjemnością oglądamy wnętrza Valencia Lounge Hostel zaprojektowane przez studio Masquespacio
Projektanci chcieli stworzyć nowoczesną przestrzeń, która mimo to byłaby ciepła i przytulna. Dla potrzeb hostelu zaadaptowano budynek z zeszłego stulecia, okazując ogromny szacunek dla zastanej architektury: pieczołowicie odrestaurowano piękne sztukaterie oraz wzorzyste, cementowe posadzki charakterystyczne dla tego regionu. Każdy pokój otrzymał indywidualny wystrój: można wybrać wnętrze zaprojektowane z myślą o fanach surfingu, muzyki czy etno. Wiele elementów wyposażenia, jak na przykład lampy oraz wyradesignalive.pl
ziste graficzne wzory pokrywające ściany, stworzono specjalnie dla hostelu, co jeszcze bardziej podkreśla jego wyjątkowość. Rezultat jest spektakularny: dzięki konsekwentnej realizacji założeń projektowych powstało miejsce emanujące pozytywną, iberyjską energią. Polecamy je na krótkie wypady i na dłuższe wakacje, nie tylko w środku zimy. Cena za noc: od 164 zł. www.valencialoungehostel.com, www.masquespacio.com Gosia Tomaszkiewicz-Ostrowska
the show 10 – 14. 2. 2017 Źródło inspiracji, innowacyjnych materiałów, rękodzieła oraz oryginalnego designu. Szeroki wybór asortymentu. Odwiedź najważniejsze targi dóbr konsumpcyjnych na świecie. Informacje i karty wstępu: ambiente.messefrankfurt.com tel. (22) 49 43 200 info@poland.messefrankfurt.com
56 newsletter
Stal Collectief Miejsce dla nomady
O ile w przeszłości koncept „mieszkać” niósł w sobie aspekt permanentności, to dzisiaj coraz częściej bardziej pomieszkujemy niż mieszkamy, bywamy niż jesteśmy. Pawilon Hofera, zaprojektowany przez Stal Collectief, nie ma ambicji stania się stałym miejscem zamieszkania – ma po prostu udzielać tymczasowego schronienia o każdej porze roku. Sama konstrukcja pawilonu również jest tymczasowa: trzy z czterech ścian są ruchome, więc budynek otwiera się na zewnętrzny świat w zupełnie dosłownym sensie. Pawilon Hofera trudno zaszufladkować – to znacznie więcej niż nowoczesny szałas, ale znacznie mniej niż dom. Jedno można powiedzieć z całą pewnością: jest to bardzo intrygujący eksperyment. wwwstalcollectief.com Gosia Tomaszkiewicz-Ostrowska
designalive.pl
SWALLOW’S TAIL furniture
Stół ST CALIPERS BD proj. Piotr Grzybowski Swallow’s Tail Furniture ul.Olecka 23, 04-980 Warszawa www.stfurniture.com facebook.com/swallowstailfurniture/ instagram.com/swallowstailfurniture/
Bydgoszcz EUFORMA, ul. Kościuszki 27 85-079 Bydgoszcz Gdańsk Tila.pl, ul. Karpów 19B 80-316 Gdańsk Łódź MILIONOVA Fabryka Designu, ul.Milionowa 2 90-361 Łódź Warszawa EUFORMA, ul. Puławska 108/112 02-620 Warszawa Wrocław Stacja Dizajn, pl. Orląt Lwowskich 20D 53-605 Wrocław
58 newsletter
RUST
Rdzawe odcienie
Kolekcja Rust, zaprojektowana przez naczynia, których tekstura, kolor i jego naAdrianne Prin, to przykład na to, jak ma- sycenie zmieniają się ze względu na nieustateriały powszechnie uważane za odpady jący proces utleniania się drobinek metali. mogą stać się przyczynkiem do powsta- Z czasem produkty z serii Rust pokrywają się nia wyjątkowych produktów. Projek- rdzą, a w przypadku tych z dodatkiem mietantka opracowała unikalną technologię dzi – niebieskozieloną patyną. Kolekcja obejłączenia gipsu modyfikowanego z opiłka- muje pudełka, osłonki na doniczki, tace i wami metalu. Opiłki pozyskała z lokalnych, zony, a w przyszłości mają się w niej znaleźć londyńskich warsztatów zajmujących się także zegary. Produkty dostępne na stronie obróbką metali, a nawet punktów dora- www.prin.in. Ceny ustalane indywidualnie. biania kluczy. W efekcie powstały zupełnie niepowtarzalne, ręcznie formowane Gosia Tomaszkiewicz-Ostrowska
designalive.pl
promocja 59
Piękno i funkcjonalność Stoisko Profim na targach Orgatec 2016
„Beautifully functional” to hasło będące motywem przewodnim firmy Profim na tegorocznych targach Orgatec 2016. Piękno i funkcjonalność to dla Profim dwie strony tego samego medalu, dwie nierozłączne ikony. Dlatego produkty firmy nigdy nie są kompromisem – są po prostu piękne i funkcjonalne. Tym razem firma przygotowała aż siedem premierowych kolekcji oraz kilka już istniejących w zupełnie nowych odsłonach. Projekt stoiska pozostał w formie otwartej bez zbędnej zabudowy ograniczającej przestrzeń, z jasnymi elementami wystroju tworzącymi tło dla różnokolorowych tapicerek kolekcji. Jedną z nowości była kolekcja krzeseł obrotowych Violle zaprojektowana przez niemieckie biuro projektowe ITO Design. Violle to produkt klasy premium w segmencie foteli pracowniczych o wyjątkowo eleganckiej i przemyślanej formie. Kolejną premierę stanowiły wysublimowane zestawy soft seating i kompaktowe fotele do stref spotkań autorstwa francuskiego projektanta Christophe’a Pilleta – Chic, Chic Air i Chic Tables. Kolekcja Chic to przykład koncentracji na lekkości i dopracowanej formie; tym, co najważniejsze w mniej formalnych, ale wciąż eleganckich przestrzeniach jak kawiarnie, restauracje, strefy dla gości czy biurowe i hotelowe lobby.
Chic i Chic Air – premierowe kolekcje Profim zaprojektowane przez Christope’a Pilleta Violle – krzesło obrotowe zaprojektowane przez niemieckie studio ITO Design Mickey – multifunkcjonlna pufa projektu ITO Design
Druga z kolekcji Chic Air to niezwykle lekkie w formie meble, które wyróżnia minimalistyczny, wysublimowany design. Kompaktowe krzesła i ławki są nieszablonowe, delikatne i doskonale nadają się do miejsc spotkań. Uzupełnieniem obydwu kolekcji są stoliki Chic Tables, dostępne w niższej wersji kawowej i wyższej restauracyjnej. Następną nowością prezentowaną na targach były stołki Mickey – kolejny projekt ITO Design. Ich wyjątkową zaletą jest możliwość odchylania na boki, a tym samym podążania za pozycją osoby siedzącej. www.profim.pl designalive.pl
60 newsletter Dział
Meble, które mają pięknie trwać Swallow’s Tail Furniture to polska marka założona w 2014 roku. Uznanie zyskała dzięki nagrodom Must Have 2015 i iF DA 2016. Swallow’s Tail Furniture tworzy dwoje projektantów z wrocławskiej ASP: Magdalena Hubka, absolwentka wydziału grafiki artystycznej, oraz Piotr Grzybowski, który ukończył architekturę wnętrz. Projektowaniem mebli zajmują się od 1999 roku. Władesignalive.pl
sne studio i manufakturę zaczęli budować w 2012 roku, by dwa lata później wejść na rynek. – Oglądamy się w przeszłość, by czerpać z najlepszej tradycji meblarstwa, ale patrzymy też w przyszłość, by tworzyć nowe rozwiązania – tłumaczy Magdalena Hubka. Projektanci STF odtwarzają ulotną sztukę rzemiosła i proponują nowoczesne wzornictwo, projektują z szacunkiem do ma-
teriału, tworząc nowatorskie konstrukcje. – Nasze poszukiwania w designie zwracają uwagę na powrót do tego, co zanika obok skomercjalizowanego działania masowej produkcji: unikalne sposoby wytwarzania oraz lokalne metody rzemieślniczej produkcji coraz rzadziej przekazywane z pokolenia na pokolenie – mówi Piotr Grzybowski. www.stfurniture.com
promocja 61
Zabawa z historią
Renesans w interpretacji współczesnych projektantów w Mercure Kraków Stare Miasto
zdjęcia: materiały prasowe mercure
P
rojektanci z Kaczmarek Studio stworzyli wnętrze, dzięki któremu przeniesiemy się do epoki Jagiellonów. Portret Barbary Radziwiłłówny zdobiący lobby to powiększenie xvi-wiecznej miniatury według Lucasa Cranacha Młodszego, a jednocześnie obraz multimedialny. Królowa „ożywa” trzy razy na godzinę i oprowadza gości po Krakowie. Równie jednoznacznym odniesieniem do epoki i miasta królów Polski jest brand wall marki Mercure, na którym widnieją głowy wawelskie wydrukowane w technologii 3D. Lampy, fotele, kanapy i stoły to dzieła współczesnych europejskich projektantów. Fotel stworzony przez Toma Dixona stanowi współczesną wariację na temat
królewskiego tronu. Podobne skojarzenia wywołuje siedzisko projektu Andreu Worlda. Twórcy marki Norr11 stworzyli natomiast fotele, których nowoczesna forma i minimalistyczne wzornictwo to kwintesencja elegancji i wyrafinowania. Stoły i stoliki są dziełami twórców związanych z markami Dutchbone, Billiani i Gubi. Wzrok przyciąga również kolorowa, rozłożysta kanapa projektantów Moooi. Oświetlenie lobby i restauracji Winestone to osobna opowieść – lampy ledowe skomponowane ze złotych kół kojarzą się z koronami królewskimi, a dzieła Toma Dixona w tym samym kolorze rzucają w restauracji piękne światło. Zapraszamy! www.mercure.com designalive.pl
62 newsletter
Kamienica na skraju parku Przestronny apartament w Szczecinie to najnowsza realizacja Studia Loft Kolasiński. Budynek pochodzi z 1907 roku, dlatego oprócz wprowadzenia nowoczesnych elementów wyposażenia wnętrz postanowiono przede wszystkim poddać renowacji elementy sztukaterii pochodzące z ubiegłej epoki i odrestaurować oryginalną drewnianą podłogę. Klasyczny styl prawie stuletniej kamienicy stał się ramą dla wnętrza będącego eklektyczną mieszanką elementów, których wspólnym mianownikiem jest wysoka jakość i świetne wzornictwo. W apartamencie znajdziemy prawdziwe perełki designu: komodę zaprojektowaną przez Rajmunda Hałasa, dywan autorstwa Pierre’a Guariche’a i komplet mebli drewnianych stworzonych przez Grete Jalk. Imponującą kolekcję evergreenów uzupełniono autorskimi meblami, które Studio Kolasiński tworzy pod indywidualne zamówienia klientów w zaprzyjaźnionej stolarni. W tym przypadku na potrzeby apartamentu powstało unikatowe dębowe łóżko. Studio Loft Kolasiński tworzy wnętrza zachwycające niesamowitym wyczuciem stylu i umiejętnością żonglowania konwencjami. www.loft-kolasinski.pl Gosia Tomaszkiewicz-Ostrowska Zdjęcia: Karolina Bak
designalive.pl
64 newsletter
Lekcja modernizmu Nowa kolekcja Menu
Formalny minimalizm, wysoka funkcjonalność i uznanie dla rzemiosła to wartości wspólne dla modernizmu i skandynawskiego wzornictwa. W tegorocznej kolekcji Modernism Reimagined duńska firma Menu oddaje hołd twórcom z początku zeszłego stulecia. Pozostaje pytanie o to, czy Menu, podobnie jak niegdyś moderniści, chce uczynić dzisiejszy świat lepszym, czy tylko piękniejszym? Kolekcja niebawem będzie dostępna w Polsce. www.menu.as Gosia Tomaszkiewicz-Ostrowska
designalive.pl
promocja 65
Święta cały rok Ciesz się magiczną porą roku na co dzień, nie tylko od święta
Ś zdjęcie: Materiał prasowy IKEA
więta to wyjątkowy okres w roku – czas rozmów, biesiadowania przy stole i rodzinnej bliskości. To moment, kiedy dzielimy się wszystkim, co mamy – zaczynając od uśmiechu, poprzez potrawy, aż do szczęścia i miłości. Warto uniknąć świątecznej bieganiny i nacieszyć się świętami. Przeżyć je po swojemu, by były najlepsze spośród wszystkich, które kiedykolwiek przeżyliśmy
Wszyscy kochamy święta. Wspólne pieczenie ciasteczek, domowe porządki i wreszcie długie rozmowy przy wspólnym stole razem z bliskimi. Wyjątkowa atmosfera celebrowania świątecznych chwil sprawia, że zapominamy o codziennych troskach i możemy się odprężyć. Zachęca do tego IKEA, która prezentując świąteczną kolekcję VINTER, przekonuje, że warto cieszyć się magiczną porą roku na co dzień, nie tylko od święta. Zimowa kolekcja IKEA to zaproszenie do domów nie tylko świąt, ale i najbliższych osób oraz nieoczekiwanych gości. Pokazuje, że jest wiele sposobów na wprowadzenie do domu świątecznej atmosfery,
ale najważniejsi jesteśmy my i nasi bliscy. Różnorodność inspiracji sprawia, że tegoroczne święta każdy może zorganizować po swojemu. Kolorowe dekoracje, tekstylia, oświetlenie, zastawa stołowa czy produkty do gotowania i jedzenia – wszystko po to, by w te święta dom emanował gościnnością. Tegoroczna seria VINTER inspirowana jest szwedzkim folklorem z końca XIX wieku. Zapożycza tradycyjne wzory i nadruki oraz ujmuje prostotą autentycznych oraz ciepłych materiałów – między innymi wełny, skóry czy naturalnego drewna. Wszystko to w wyciszonych i naturalnych kolorach z dodatkiem sezonowych odcieni złota i czerwieni. Dzięki temu świąteczny nastrój możemy zatrzymać przez długi czas. Pakowanie prezentów nie musi być stresującym zajęciem. Wystarczy znaleźć przytulny kącik i dać sobie trochę czasu. W kolekcji IKEA znajdziemy gotowe pudełka, torebki i etykiety, dzięki którym poradzimy sobie z tym zadaniem nawet w ostatniej chwili. Warto pomyśleć również o niespodziewanych gościach – i nie
chodzi tu o dodatkowe nakrycie przy stole. Przyda się też przestrzeń do spania, która razem z ciepłymi tekstyliami i przytulnym oświetleniem sprawi, że niejeden gość znajdzie swoje idealne miejsce do odpoczynku. Zastanawiasz się, jak uda się tegoroczne pieczenie ciasteczek? Nie przejmuj się i zrób to wspólnie z bliskimi, by poczuć świąteczny nastrój w kuchni. Często to właśnie tam powstają najpiękniejsze prezenty od serca, nie tylko od święta. Dlatego w tym roku IKEA proponuje wszystko, czego potrzebujemy do gotowania i jedzenia. Przydadzą się formy do pieczenia, zastawa stołowa, a nawet ciepłe kapcie i kolorowe fartuszki. Wspólne gotowanie z bliskimi umili szwedzki, świąteczny napój GLÖGG, doprawiany cynamonem, kardamonem i imbirem. Istnieje wiele sposobów na wprowadzenie do domu świątecznej atmosfery, niekoniecznie z pomocą tradycyjnej choinki. Nie dajmy się przytłoczyć świętom. Pożegnajmy niepotrzebne nerwy, a przywitajmy siebie. Cieszmy się spotkaniem z bliskimi i sprawmy im radość! designalive.pl
Obiekty, które zmuszają do myślenia
Czajniczek do herbaty projektu Jana Kochańskiego i Piotra Kodzisa
Kampania „Dbamy o lepszą codzienność” Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska
Czy niedoskonały przedmiot codziennego użytku może pomóc nam w lepszym życiu? W ramach kampanii „Dbamy o lepszą codzienność” Sieć Obywatelska Watchdog Polska zaprosiła projektantów do stworzenia serii na pozór zwyczajnych przedmiotów. W trakcie użytkowania odkrywamy jednak, że są nieidealne i zaprzeczają standardowym wyobrażeniom. Na ich przykładzie Watchdog Polska uświadamia, że podobnie dzieje się z naszym otoczeniem. Organizacja chce nas zainspirować do myślenia, inicjuje dyskusję, a przede wszystkim zwraca uwagę na konieczność aktywnego współdziałania w lokalnych społecznościach, zainteresowania się własną okolicą i wszystkim tym, co w niej nie funkcjonuje tak, jak powinno. Główną ideą kampanii jest przedstawienie filozofii działań strażniczych Sieci Obywatelskiej, czyli stałego monitorowania decyzji instytucji publicznych wpływających na nasze życie. „Dbamy o lepszą codzienność” ma jednak opowiadać o tym w sposób nietypowy i – jak mają nadzieję twórcy – zachęcać do obserwacji przestrzeni, w której żyjemy. Do udziału w inicjatywie zostali zaproszeni polscy projektanci: Jan Kochański, Nikodem Szpunar, Kamila Niedźwiedzka, Agnieszka Bar, Jakub Koźniewski oraz wspierani przez Sieć Obywatelską strażnicy: Piotr Kodzis, Monika Bienias, Wojciech Paszkowski, Małgorzata Łosiewicz i Robert Chomicki. W wyniku ich spotkań powstały przedmioty użyteczne i, co najważniejsze, symbolizujące pracę organizacji. Przedstawiane kolejno w trakcie kampanii, opowiadają codzienne historie z całej Polski. Wszystkie można kupić w sklepie internetowym Watchdog Polska. www.siecobywatelska.pl/sklep
Lustro zaprojektowane przez Nikodema Szpunara i Kamilę Niedźwiedzką oraz strażniczkę Monikę Bienias
Tekst: Julia Cieszko Zdjęcia: Materiały prasowe
Sieć Obywatelska Watchdog Polska to organizacja pozarządowa działająca już od ponad 12 lat. Zajmuje się edukacją i wsparciem obywateli we wpływaniu na decyzje władz i instytucji publicznych poprzez takie narzędzia jak: dostęp do informacji publicznej, monitoring władz i instytucji oraz promocję działań strażniczych
newsletter 67 Pierwszy produkt zaprezentowany w kampanii „Dbamy o lepszą codzienność” to czajniczek do herbaty projektu Jana Kochańskiego i Piotra Kodzisa. Poprzez niestandardowe ułożenie elementów takich jak drewniana rączka, pokrywka, podstawka i dzióbek, naczynie zmusza do nietypowego ruchu ręką. – Dobrze zaprojektowane przedmioty są dla użytkowników niewidzialne i nie nastręczają problemów. Pomagają w spełnianiu podstawowych, codziennych czynności. Jeśli przedmiot działa poprawnie, nie widzimy go na co dzień – opowiada o swojej pracy na rzecz kampanii Jan Kochański. – W tym projekcie zaintrygowało mnie to, że musiałem spojrzeć na swoją pracę w nieco inny sposób – musiałem stworzyć produkt, który właśnie nie będzie do końca dobrze funkcjonował – dodaje projektant.
Szklanka zaprojektowana przez Agnieszkę Bar i Wojciecha Paszkowskiego
– Głównym problemem, który zauważyliśmy, jest to, że lokalna władza często działa niejasno, nie pokazuje wszystkiego, co robi: nie przekazuje informacji mieszkańcom. Ten problem jawności informacji zainspirował nas do tego, żeby pójść w kierunku lustra i klarowności odbicia. Zaprojektowane przez nas lustro jest wyjątkowe – pokryte wzorem, który sprawia, że widoczne w nim odbicie jest nierówne, poszatkowane. Efekt jest taki, jakbyśmy spoglądali na swoje odbicie przez deszcz. Obraz jest rozmyty i pocięty – tłumaczą Nikodem Szpunar i Kamila Niedźwiedzka. – Dzisiaj wszyscy się spieszymy. Myślę, że dążenie do wyciszenia, do sprowadzenia pewnych czynności do rytuałów, ma sens. Myśląc o tym projekcie, sama też siebie obserwuję i wydaje mi się, że posiadanie takiego nieoptymalnego przedmiotu, z którego korzystamy codziennie, może wywołać chęć zmiany – podkreśla Agnieszka Bar, której pochylone szklanki wydają się być idealnym symbolem dążenia do stabilizacji w lokalnych społecznościach. Jakub Koźniewski po spotkaniu ze strażnikami stworzył klawiaturę – ma nas skłaniać do refleksji nad poziomem dyskusji internetowych. Klawisz Enter z wyczuwalną fakturą zachęca do zastanowienia się przy każdym użyciu. Koźniewski stworzył dodatkowo program, który na bieżąco analizuje pisany przez nas tekst. Gdy pojawiają się w nim zbyt kategoryczne, definitywne stwierdzenia, daje nam sygnał, żebyśmy chwilę się zastanowili.
Klawiatura projektu Jakuba Koźniewskiego, Małgorzatę Łosiewicz oraz Roberta Chomickiego
designalive.pl
68 danuta włodarska oddech
70 ludzie
designalive.pl
DZIAŁ 71
Ścieżka do męskiego tryptyku
„Gospodarz” – tak brzmiał pierwotny tytuł tego wywiadu. Zastanawiało mnie, czy Robert Konieczny potrafił zaprojektować sobie dom, w którym poczuje się jak „u siebie”. Nie jak w ikonie, nie jak w architektonicznym obiekcie, tylko jak w prawdziwym domu. Przez pięć lat obserwowałam, jak zmienia się koncepcja, jak stawały pierwsze ściany, jak ten dom się wznosi. Ale właściwie któż tego nie śledził? Każdy zainteresowany polską architekturą współczesną patrzył mu na ręce. Konieczny to przecież utytułowany i rozpoznawalny twórca, laureat prestiżowych nagród krajowych i zagranicznych. Ale co wtedy kryło się za tą fasadą? Kiedy projektował innym kolejne domy marzeń, gdzie był jego własny dom? Do Brennej pojechałam z ciastem. Liście już czerwieniły się i złociły, a powietrze było nadzwyczaj przejrzyste. Roberta zastałam na leżaku – łapał jesienne promienie za domem. Spokojny, uśmiechnięty. Był u siebie. Blisko lasu. Poczułam, że nie mam ochoty pytać go o architekturę: dzień był na to zbyt piękny Rozmawia: Ewa Trzcionka Zdjęcia: Wojciech Trzcionka
designalive.pl
72 ludzie
O !
Jakie gustowne plastikowe talerzyki. Komponują się niebywale ze współczesną, minimalistyczną architekturą. A ja to pierniczę. Nie zwracasz uwagi na takie szczegóły? A jak było kiedyś, też pierniczyłeś? Kiedyś nie. Jak projektowaliśmy pierwsze domy, to nawet sztućce dobieraliśmy klientom. Talerze, krzesła – wszystko, żeby pasowało. Dobierałeś klientom, a sobie teraz nie dobrałeś do nowego domu? Nie no, staraliśmy się. Patka [Patrycja, partnerka Roberta Koniecznego – przyp. red.] dobrała fajną porcelanę, a te plastikowe talerzyki nie wiem, skąd się wzięły, ale bardzo je lubię. Nowy dom. Może przeszedłeś na wyższy etap poczucia egzystencji. Może? (śmiech) Czujesz się tutaj „u siebie”? Jak tu przyjeżdżam, to nie chce mi się stąd wracać do Katowic, do pracy. To jest moje miejsce. Dobrze się tutaj czuję. Zawsze jest tu coś do roboty. Przede wszystkim tutaj poczułem się gospodarzem. Muszę doglądać, pamiętać o wielu rzeczach. Sprawdzać, czy wszystko jest OK. Jak to z domem. Miałeś wcześniej swój dom? designalive.pl
Ja się w domu wychowałem. Pierwsze dziewięć lat mieszkałem w Rudzie Śląskiej, w domu rodzinnym, który do dziś mi się śni. Jak się wyprowadzałem stamtąd, bo rodzice dostali mieszkanie w Katowicach, to był to dla mnie duży dramat. Od tamtego czasu czułem się wyjęty ze swojego świata. Czyli to był dom dziadków? Dom był dziadków, ale z rodzicami mieliśmy w nim swoje mieszkanie. Pod nami mieszkała prababcia, na górze my z rodzicami, a w innej części dziadek z babcią. To był stary, rodzinny dom. Wielopokoleniowe domy zawsze zostawiają dobre piętno. Z jednej strony tak, ale teraz rozumiem, dlaczego rodzice chcieli się stamtąd wyprowadzić. Wtedy tego nie rozumiałem, bo było to dla mnie miejsce najlepsze na świecie. Wspaniałe dzieciństwo. Wiesz, jak to kiedyś było: można było latać od rana do wieczora. Wracało się do domu dopiero, jak było ciemno. Pełna wolność. Chodziliśmy po dzikich ogrodach, sadach, po torach kolejowych, po hałdach, bunkrach. Robiliśmy domki na drzewach. A Twoje dziewczyny mają tutaj w Brennej tyle wolności? Teraz są inne czasy. Ale ostatnio puściliśmy je i pobiegły do rzeki pobawić się.
Przybiegły z piskiem i mówią, że widziały węża i żmiję. Jak coś takiego usłyszysz, to się trochę spinasz, bo to jest niebezpieczne. I co im powiedziałeś? Żeby już tam nie chodziły. No wiesz! A ty co byś powiedziała? Że mają odejść i nie drażnić. Właściwie to one zobaczyły żmiję z metra i zwiały. Prawda jest taka, że i tak tam chodzą, tylko teraz już w butach gumowych, bo takie ukąszenie nie jest miłe. Mnie tutaj już ukąsił wąż. Nie zauważyłem go, jak wysiadałem z samochodu, wystraszył się i rąbnął mnie. Naplułem na palec, przetarłem nogę, bo byłem strasznie brudny. Patrzę, a tam dwie czerwone kropki. Miejscowi powiedzieli: „A tam, nic ci nie będzie”. Ktoś doradził, żebym pił wapno. Pojeździłem jeszcze po aptekach, a to była niedziela. Dopiero w Skoczowie była otwarta. Piłem wapno, ale w nocy bardzo źle się czułem, duszności mnie łapały. Nie przespałem nocy, tylko popijałem sobie to wapno, a potem pojechałem do Cieszyna do kolegi lekarza. Ginekologa. (śmiech) Tak, ginekolog jest najlepszy na ukąszenia węży. To był jedyny lekarz, jakiego znam, poza tym to była już środa. Zrobił mi badania
DZIAĹ 73
designalive.pl
74 ludzie
Przez to, że był projektowany długo, to był przemęczony. Za dużo chcesz, działasz kompromisowo. Jeszcze tu okno, tam taras…
krwi i powiedział, że nie ugryzła mnie żmija, tylko jakaś mieszanka. Miejscowi mówią, że są tutaj żmije, miedzianki i krzyżówki tych gatunków i mnie musiała ukąsić albo miedzianka, albo ta krzyżówka. Do piątku jeszcze źle się czułem. No więc, jak sobie potem myślisz, że to spotka takiego dzieciaka… Tu powyżej mieszka lekarz, zawsze chodzi w wysokich butach, tak samo jego dzieci, a w lodówce trzyma surowicę. Co jeszcze tu na Ciebie czyha? Tylko węże, kleszcze i żmije. One zawsze tu były i zawsze tu będą, to my tu jesteśmy gośćmi, a nie one. Czujesz się intruzem czy asymilujesz się z przyrodą? Cała idea domu powstała na asymilacji. Stąd przecież wynikła zmiana koncepcji. Projektowanie pierwszego domu trwało dwa lata. Wiesz, jak się dla siebie projektuje – na kolanie, po godzinach. Pierwotny projekt był przemęczony. Pamiętam go. Pamiętasz „Paśnik”? Kiedy Cię olśniło, że nie o to chodzi? Powiedziałem o tym na działce, drugiego dnia budowy. Siedzieliśmy tu z moim tatą, z Lenką [córką – przyp. red.] i Patrycją, i po tych dwóch dniach kopania przerwałem budowę. Była już dziura w ziemi designalive.pl
do połowy fundamentów. Do dziś nie potrafię sobie wytłumaczyć tej decyzji. Z jednej strony to było racjonalne, a z drugiej to był jakiś abstrakt. Nagle poczułem, że „nie” i koniec. Czy to jest zawodostwo? Chyba nie. Ale to był Twój dom. Nie byłeś tylko zawodowcem, ale też inwestorem, właścicielem, domownikiem. Z czasem to zrozumiałem, że to chyba była zawodowa decyzja. Bo kiedy dowiedziałem się o osuwiskach, gdy w Polsce zaczęły zjeżdżać domy, nie dawało mi to spokoju. Postanowiłem jednak przerwać budowę tego, co było większym zagrożeniem, niż to, co miałem dopiero wymyślić. Zrozumiałem, że nie chcę, żeby ten dom „kopał się” z naturą, tylko żeby był z nią w symbiozie. Lepiej późno niż wcale. Co było głównym powodem zmiany? Jak wykopiesz w poprzek stoku rów pod fundament czy oporowy mur i źle go zasypiesz, to jest niebezpieczeństwo, że naleje się do niego woda. Wejdzie nim pod wierzchnie warstwy, które rozmiękną i zrobi się poślizg. Wszystko wtedy zjeżdża. Konstruktor poradził mi, żeby przy takim terenie nie naruszać za bardzo gruntu. No ale jak tu nie naruszać gruntu, jak zaplanowana była ściana oporowa? Nie wiedziałem, co zrobić, ale poczułem, że muszę to przerwać.
A co na to Patrycja? Ona też na ten dom przecież czekała, też miał być jej. Wyobraź sobie teraz taką sytuację – umawiasz się z facetem do kina i on ci odmawia. Wytwarza się pewne napięcie, prawda? Ale takie, że można przełknąć. A teraz wyobraź sobie moją sytuację. Nie wiem, do czego to przyrównać. Chyba do chwili przed ołtarzem. Kobieta czeka, a ja mówię „nie”. I nie wiem, kto wtedy gorzej się czuje. Tam na budowie musiałem powiedzieć, że przerywamy budowę domu, który projektowałem dwa lata, że muszę zrobić nowy projekt. No i powiedziałem. A Patka na to: „Jaja sobie robisz?! Jak długo będziesz robił nowy projekt?”. I wtedy, trochę ze strachu, mówię: „Trzy dni”. To była sobota. Powiedziałem „koparkowemu”, żeby nie brał żadnej innej roboty, bo w poniedziałek się odezwę i jedziemy dalej. Nie pamiętam, jak wracaliśmy do domu, do Katowic, czy ze sobą rozmawialiśmy. Podejrzewam, że nie. Wymazałem to z pamięci, to było dla mnie takie obciążenie. Ale jednocześnie już myślałem, co mam robić dalej. Jaki ten dom ma być. A jaki był tamten projekt? Przez to, że był projektowany długo, to był przemęczony. Za dużo chcesz, działasz kompromisowo. Jeszcze tu okno, tam taras…
DZIAĹ 75
designalive.pl
76 ludzie
Budowa trwała cztery lata i to był dla mnie totalny hardkor. Zestarzałem się, przestałem spać
A jak masz trzy dni, to musisz zapierdalać! Jedziesz bez trzymanki i totalnie bezkompromisowo. Wszystko dopasowane do jednej myśli – dom jako rama dla widoku. W takiej lokalizacji to zrozumiałe. Kto znalazł to miejsce? Wszystko zainicjowała Patka. Ona szukała działki. Ja tego nie chciałem. Najpierw chciała wyprowadzić się z Katowic do domu na przedmieściach, ale dla mnie to nie był dobry pomysł logistycznie. Uspokoiła się na pół roku. Potem naszło ją na góry, bo będzie odskocznia. Miał być domek taki na 50 metrów. Potem stale to przeprojektowywaliśmy i dom zrobił się na grubo ponad 100 metrów. A „Arka” jaką ma powierzchnię? Grzanej powierzchni jest 100 metrów, zamykane tarasy to kolejne 40. Poniżej techniczne pomieszczenia, powyżej nieużytkowe poddasze. Czyli i tak dużo. Ale skoro miałem zmieniać projekt, to chciałem, żeby dom staniał. Poza tym miało być bezpiecznie. Parterowy dom odkręciłem od stoku. Choć zobacz – wejście jest na poziomie gruntu, a sypialnia już jest na poziomie piętra. Jest poczucie bezpieczeństwa. I widok z każdego pokoju. Jaki piękny źrebak! Urodził się niedawno, dwa tygodnie temu designalive.pl
jeszcze go nie było. A wracając do koncepcji: najważniejsze jest to, że dom jest „mostem”. Stoi na trzech ścianach ustawionych wzdłuż stoku, a pod nim przepływa woda, nie narusza to za bardzo gruntu. Budowa trwała cztery lata i to był dla mnie totalny hardkor. Zestarzałem się, przestałem spać. Jednocześnie toczył się Szczecin [budowa Centrum Dialogu „Przełomy” w Szczecinie – przyp. red.]. Czasami musiałem tego samego dnia być w Szczecinie pilnować budowy i jeszcze zdążyć przyjechać tutaj, żeby konsultować górali [ekipa budowlana, z którą Robert Konieczny współpracuje od lat – przyp. red.]. Czasem wracałem jeszcze do Katowic tego samego dnia. Po prostu rzeźnia. Tym bardziej że pracowałem nad swoim domem. Rozwiązywałem problemy i klienta, i architekta, i wykonawcy. Obciążenie totalne. Nie miałem też na tyle kasy, żeby ten dom wybudować. Na szczęście właściwie wtedy dowiedziałem się, jak bardzo rozpoznawalnym architektem jestem. Wiele firm pomogło mi w tej budowie. Same się zgłaszały. Dużo też przez te kontakty wyedukowałem się. Przykładowo kiedyś interesowały mnie głównie ramy okien i nie wiedziałem, jak ważne jest szkło. Okazało się, że szyby to kluczowa rzecz! Kryształowe dają idealną przezierność od strony widoku,
te od południa blokują energię cieplną w 50 procentach i dom się nie nagrzewa. Ale wizualnie nie ma między nimi różnicy. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że „Arka” „popłynie”, że będzie aż tak szeroko publikowana. Ale przez to czuję, że zapracowałem na te szyby. (śmiech) Wrócę jednak do istoty domu. Patrycja zrobiła z Ciebie gospodarza? Patka lubi się przemieszczać, podróżować. Kiedy dom był już skończony i po raz kolejny mieliśmy tu przyjechać i pobyć, usłyszałem: „To co? Znowu do tej „Arki”?”. Zdębiałem! Hello! Ale jak to? Gdybym tego domu nie wybudował, to byśmy sobie już mogli do końca życia po fajnych hotelach jeździć i nie mieć niczego na głowie? Ale ja tego nie żałuję, że on jest. Bo jestem typem, który przywiązuje się do miejsca. Nie jestem domatorem, ale lubię mieć dokąd wracać. A życie jednak powodowało, że stale przenosiłem się z miejsca na miejsce i one nie były moje. Do dziś śni mi się dom rodzinny… Poza tym od dziecka lubiłem góry. Które góry Cię kształtowały? Od trzeciego roku życia jeździłem z moimi dziadkami pod namiot. Biwakowaliśmy pełne dwa miesiące. Jestem wychowany w górach. W Beskidach, Pieninach. Trzy Korony były dla nas jak dom. Nie było
DZIAĹ 77
designalive.pl
78 ludzie
W ogóle z tym lokalem był niezły dżez. Niestety w tym mieszkaniu mieszkał wcześniej jakiś recydywista i cały czas ścigała go policja
kempingów. Po prostu przyjeżdżaliśmy i zakładaliśmy biwak nad rzeką. Dunajec, Poprad. A Brenna Leśnica? Byłem tu rok w rok. Dlatego to miejsce było dla mnie tak naturalne na dom. Brenna to nie to samo co Wisła czy Ustroń, bo to już są kurorty – tłumy, spacerowicze, deptaki, pan z panią na elegancko. A tu mogę w gumowcach zjechać na dół i nikogo to nie zdziwi. Jest fajnie! Normalnie. Jak byłem mały, to byłem najszczęśliwszy, gdy babcia zakładała mi stare gacie i starą koszulę. Wiedziałem, że mogę się w tym wytarzać totalnie i nikt mnie nie obryczy. Czułem wolność. I tutaj też zwożę takie stare ciuchy, w których mogę się zciorać. Chciałabym trochę prześledzić historię miejsc, w których mieszkałeś. Wyprowadziliście się z domu rodzinnego w Rudzie Śląskiej, zamieszkaliście z rodzicami w Katowicach i co dalej? Mieszkałem tam do początku studiów. Potem umarł mój dziadek i na chwilę wróciłem do rodzinnego domu, by pomieszkać z moją babcią. To jednak było tylko takie bywanie, bo studia, znajomi. Częściej mnie tam nie było, niż byłem. Potem poznałem Marlenę [Marlenę Wolnik, architektkę i byłą żonę, z którą Robert zakładał KWK designalive.pl
Promes – przyp. red.] i zamieszkaliśmy w Rybniku, w domu teściów. Tam spędziłem 10 lat. Udało Ci się poczuć tam „u siebie”? Nie. Nigdy. To nie było moje miejsce. Jak stamtąd odszedłeś, po tych 10 latach, po rozstaniu z żoną? Wyprowadzka była dramatyczna. Dla mnie to był hardkor… Kiedy rozstaliśmy się, Marlena wyjechała z domu, a ja ciągnąłem całe KWK. Właściwie KWK Promes to byłem wtedy ja i dwóch praktykantów. I to było niesamowite – biuro było już mega znane na świecie, tu publikacje zagraniczne, sława, a tu – taka mañana! W piwnicy u teściów i to na wylocie. Prawie na granicy przeżycia. To było jeszcze przed nagrodą dla Domu Aatrialnego [najlepszego domu świata według jury WAN House of the Year Award 2006 – przyp. red.]. Kończyłem wtedy projekt pewnego biurowca i umowa była taka, że kiedy go skończę, to się wyprowadzam. Skończyłem dzień przed Wigilią i musiałem się wynieść. Bez domu, bez biura, bez kasy. Brak kasy powodował największy problem. Stres? Straszny. I gdyby nie pomoc kumpla, który bardzo mnie wtedy wsparł, nie wiem, gdzie bym wylądował. Wpuścił mnie do mieszkania, które miał przejąć Urząd Miasta. Nie
mógł ani go wynająć, ani nic wtedy z nim zrobić, żadnej działalności gospodarczej itd. Było bez ogrzewania, totalnie zdemolowane. Jak się tam już wbiłem, to moi górale, z którymi pracuję od lat, za friko pomogli mi odświeżyć ten lokal. Pozbijali tynki, pomalowali, zrobili jedną łazienkę, a reszta została, jak była. Mam z tym miejscem jednak kilka śmiesznych wspomnień. I to była siedziba KWK Promes? Tak, to była siedziba tego sławnego biura KWK Promes. Ja i dwóch praktykantów. Zresztą jeden z nich pracował u mnie jeszcze bardzo długo potem, a wtedy sprowadził się tam, do biura, z jeszcze jednym kumplem. W ogóle z tym lokalem był niezły dżez. Niestety w tym mieszkaniu mieszkał wcześniej jakiś recydywista i cały czas ścigała go policja. Kiedyś siedzimy w kupie, grzejemy się, bo ciepło było tylko w jednym pokoju, i przychodzi policja: „Co wy tu robicie?”. „A tak sobie siedzimy” – mówię. „A czyje to jest mieszkanie?”. „Kolegi.”, „A gdzie on jest?”. „A nad morzem.”. Poleciałem trochę w kulki (śmiech). No to jazda. Wyciągnęli krótkofalówki, zadzwonili na komendę, posprawdzali nam dowody. Zacząłem coś dyskutować. No i podpadłem jednemu z nich i usłyszałem: „Jak jeszcze raz cię
DZIAŁ 79
tu dorwę, to idziesz na 48 godzin. Bez gadania.”. Myślę sobie: „Ja pierdolę!” No i potem w tym moim niby-biurze co ktoś zadzwonił na domofon, to wybiegałem na klatkę sprawdzać, czy to czasem nie policja… Robert, opowiadasz to dzisiaj z uśmiechem, jako anegdoty, a jak czułeś się wtedy? Nie było mi do śmiechu. Spotkania z klientami w biurze to był taki stres, no bo w każdej chwili mogła wpaść policja i wyprowadzić tego „pana architekta”. W kajdankach. (śmiech) Na szczęście nie byliśmy tam długo, a skończyło się to gwałtownie. Było to zimą. Na sekretarkę nagraliśmy coś w stylu „Dzień dobry, tu KWK Promes…”, a przypomnę ci, że tam nie można było prowadzić żadnej działalności. No i zadzwonił ktoś z Urzędu Miasta i wszystko się rypnęło. Zadzwonił ten kumpel i mówi, że musimy się zwijać natychmiastowo. W trzy godziny! To w tym szale wbiłem wszystko do Patrycji, do jej mieszkania na dziesiątym piętrze na Paderewie [osiedle im. I.J. Paderewskiego w Katowicach – przyp. red.], gdzie wtedy mieszkałem. Udało się ustawić jakiś roboczy stół. Pracowało nas już wtedy czterech. Do tego Patrycja, małe dziecko… Po prostu masakra. Czyli rodzina już była.
Tak, stabilizowałem się. Taka bardzo mała stabilizacja. (śmiech) Ale nie mieliśmy w tym mieszkaniu netu i ukradkiem przychodziłem do tamtego mieszkania, do zakamuflowanego komputera, który tam zostawiłem. Tam – totalny rozpiździel, zimno, że para z dzioba leciała. Zresztą, jak tam pracowaliśmy, to też było zimno, że w kurtkach, czapkach i rękawiczkach siedzieliśmy cały dzień. Tylko poobcinaliśmy końce palców, żeby było jak działać na komputerze. No ale do rzeczy: pojechałem tam, by odebrać ważnego mejla. Otwieram go i czytam, że dostaliśmy nagrodę za najlepszy dom świata… W tym zdezelowanym biurze, nielegalnie? A co śmieszniejsze, proszą nas o kontakt i numer telefonu, bo będą dzwonić. Jezu… Zadzwoniła jakaś kobieta. To wyglądało jak z tego filmu Nic śmiesznego, jak gość z jednej strony pali sobie cygaro, a z drugiej Pazura w deszczu stoi w tej za niskiej budce, w błocie i ten pies na niego ujada! (śmiech) Tragikomedia! Do tego ten jej radosny głos: „Oł, heloł! Super ekstra gratulacje! Przy odbiorze nagrody zapraszamy Was na lancz do Londynu!”… (śmiech)… Szybko wyliczyłem, że ta nagroda wystarczy nam na piec gazowy…
Ale po odliczeniu biletu do Londynu? Nie, z biletem. Dlatego nie polecieliśmy. Nie mieliśmy w ogóle kasy… To było… Surrealistyczne… a jak wytłumaczyłeś się pani z Londynu? Że jestem zbyt zajęty, by przylecieć. „Ju noł! Stale w trasie jestem. Dubaj! Hongkong!” (śmiech) A Ty w tej czapce, w rękawiczkach bez palców, przykucnięty w kącie, dowiadujesz się, że jesteś światowej sławy architektem… Taki był rok 2007 w KWK Promes. 10 lat temu. Bardzo przełomowy rok. Bardzo… Potem wynajęliśmy już lokal w Katowicach. Zaczęło się już lepiej dziać. A gdzie wtedy mieszkałeś? Dalej z Patrycją w jej mieszkaniu, czyli ciągle nie u siebie. Stale miałem poczucie braku własnego miejsca. Coś o tym wspólnie wiemy, jak to jest ekstra wtedy. (śmiech) Nigdy nie wiadomo, co w życiu Ci się przytrafi, co? Co było potem? W firmie zaczęło super hulać. Poukładało się. Wtedy Patka zaczęła wyskakiwać z różnymi pomysłami. Dziś jestem jej za to wdzięczny. Nie żałuję tego, ale to było trudne. Wpierw chciała wyprowadzać się
80 ludzie
Jak przyjeżdżam wieczorem, tu jest strasznie ciemno, właściwie nic nie widać. Ale jak złapię światłami zająca, to wiem, że nikogo w domu nie ma
na przedmieścia. Wybiłem jej to z głowy, bo że zawdzięczam jej to, że nie żyję jak jakiś tam na Paderewie było wygodnie – blisko lowelas, który co chwilę gdzieś u kogoś jest przedszkole, szkoła, praca, komunikacja, kątem, tylko dorobił się w końcu czegoś park pod nosem. Super logistyka. I ją prze- swojego – i to jest prawda. Zmobilizowała konałem. Umówiliśmy się jednak, że skoro mnie, bo do tamtej pory głównie potrafiłem w Katowicach mamy takie małe mieszka- inwestować w samochody. nie, to budujemy dom w Brennej. Dom Aha… budował się jednak bardzo długo. Patrycja Nawet jak nie miałem totalnie kasy, ale tak stale się dziwiła, że nie powstał w pół roku t o t a l n i e, to zawsze wynalazłem takie i że mogliśmy kupić domek typu Brda i nie auto, które mnie pociągnęło i wydawałem byłoby kłopotów. Ale nie było takich dużych na nie całe pieniądze. Totalny debil. Brdów. Brd? Ale miałeś czym jechać do klienta. Zrobić Brdów. wrażenie. Mieszkaniem przecież nie Postanowiliśmy więc zmienić mieszkanie pojedziesz. Może była w tym jakaś strana większe. I to był dla mnie już problem. tegiczna myśl? Wróćmy do „Arki”. Jak Byłem finansowo zarżnięty przy budowie długo tu mieszkasz? „Arki”, i do tego musiałem wziąć kredyt. Od nieco ponad roku. I nadal są jakieś nieTeraz nie żałuję, bo dalej jesteśmy na Pa- skończone rzeczy. derewie, tylko w większym mieszkaniu. To śmiem przypuszczać, że już nie będą No i powiem tak: kobieta mobilizuje, daje skończone. wyzwania, by im sprostać… Dumny jestem (śmiech) Jest takie niebezpieczeństwo, ale teraz. sam się mobilizuję. Dzwonię do elektryków, popędzam, rozwiązuję na bieżąco różne Czujesz, że masz u boku prawdziwą sprawy. No, mieszkam! Na przykład teraz kobietę. chciałem zgłosić w gminie wywóz śmieci, Tak. I stale nowe wyzwania. (śmiech) ale stwierdziłem, że sam będę je zwoził. A to większe mieszkanie czyje jest? Nasze, na spółę. I w końcu coś było moje. Nie chcę tu przy domu niczego stawiać, bo Poczułem to wreszcie. To było dwa lata tu przychodzą zwierzęta. Rozkopują, zresztą temu. I Patka sama mi to powiedziała: zdrowe to to dla nich też nie jest. designalive.pl
Jakie zwierzęta do Was przychodzą? W ogóle nazwa „Arka” powstała z formy „barki”, „arki”… …która przycumowała na zboczu góry Ararat. …raczej na zboczu Równicy. (śmiech) Ale magią tego miejsca jest to, że zaczęły tu przychodzić wszystkie okoliczne zwierzęta. Te gospodarskie, które wypasają się w okolicy, owce, konie, wydeptały całą trawę, bo tu mieszkają pod domem, wycierają się o podniebienie, czochrają się o krawędzie… Zresztą widać, jakie już w tym miejscu ściany są brudne. Zimą przychodzą tu też jelenie. Zając się chyba tylko nie czochra, bo jest za niski. Ale też tu mieszka. Miałem z nim kiedyś niezłą historię. Jesteśmy sobie w domu i przez okna od południowej strony, od stoku, widzę zająca: siedzi i się gapi bez ruchu. Jak w skeczach Monty Pythona. Sceneria się zmienia, a jeden gość siedzi bez ruchu. I tak u nas: my chodzimy, świecimy światła, a ten siedzi. W końcu pozamykaliśmy ściany, podnieśliśmy most. Poszliśmy spać. Rano spotkałem go pod domem. Wiesz, o co mu chodziło? Bo jak nas nie ma, to on sobie lajtowo przychodzi pod dom i idzie spać. A zobaczył jakąś ekipę, zdziwił się, bo w końcu my tu jesteśmy
DZIAŁ 81
rzadziej niż on, i bał się przyjść do swojego legowiska. Dopiero jak poszliśmy spać, to on też. Raczej pojawia się sam, ale raz przyszedł sobie z jakąś zającową. Wiesz, każdy musi się kiedyś ustatkować. Pokazał jej chatę… I szepnął: „Patrz mała. Konieczny mi ją projektował!” (śmiech) Wiesz, co w tym miejscu jest fajne? Jak przyjeżdżam wieczorem, tu jest strasznie ciemno, właściwie nic nie widać. Ale jak złapię światłami zająca, to wiem, że nikogo w domu nie ma. Jest bezpiecznie. A jak zająca nie ma, to jestem bardziej czujny. W sumie dobry układ masz z tym zającem: lokum za ochronę, jak u dobrego gospodarza. Wspominasz jednak o strachu, jaki wiąże się z byciem tutaj na odludziu. Czy ten stan się zmienia? Teraz jest inaczej. Patrycja od początku bardzo bała się tego bycia daleko od domów. Stąd wiele rozwiązań się wzięło: odkręcenie od stoku, przesuwane ściany od strony zbocza. Chciałem, żeby czuła się tutaj bezpiecznie, komfortowo i intymnie. Bo wystarczy, że ktoś, jakiś turysta nawet, podejdzie w nocy pod wielkie okno i już masz pozamiatane ze strachu. Więc stąd te wszystkie rozwiązania, choć ja sam tego nie chciałem. Albo ten most zwodzony: broniłem się tego,
bo to tylko problemy technologiczne. Nic nie przychodziło mi do głowy, ale potem wpadło mi to rozwiązanie, żeby most zwodzony do domu połączyć z okiennicą. Ale teraz, jak jestem sam, to też się zamykam wieczorem od strony stoku. Odgradzam się, to dla mnie naturalne. Zostaje mi za to widok na Brenną. To widok, który bardzo lubię: zarys gór, światła domów w dolinie. Nie przeszkadza mi też, że inni na mnie z dala patrzą. Ja lubię patrzeć poza dom. No właśnie. Dom. Twój dom. I to jest fajne. To miejsce, do którego możesz wrócić. Być w nim. A co czyni Ciebie tutaj gospodarzem? Również obowiązki. Muszę myśleć o tych kurkach zakręconych, wyłączonym świetle, pozamykanych oknach. Myślę, co się stało, jak włącza się alarm. Zwykle to przez muchy, bo do tego domu wejść się po prosty nie da. Ale zastanawiam się, czy nie pękła rura… Nie boisz się zostawiać dom sam? Tu właściwie jest bezpiecznie, a poza tym jak tu podjeżdżasz, to wszyscy cię obserwują. Sąsiad Zbyszek zawsze ma oko na dom. Widzi, jak pojawia się ktoś obcy. A zabezpieczyłeś się przed utratą widoku? Jest szansa, że ktoś wybuduje się przed Twoim oknem? Poniżej też są działki budowlane i co?
Gram w totka, żeby je wykupić, ale zniechęcam się, bo najwyżej to trafiła mi się dwójka. (śmiech) To może lepiej zaoszczędzić, niż liczyć na łut szczęścia? Dobrze powiedziane. Zawsze sobie tłumaczę, że w ten sposób Bozia zmusza mnie do roboty, bo jakbym tak wygrał, to leżałbym do góry brzuchem, a tak – masz robić swoje i tyle. A jeśli chodzi o teren, to on jest bardzo trudny. Najprawdopodobniej osuwiskowy. Z tym też wiąże się niezła historia. Przyjechali goście robić odwierty przed rozpoczęciem budowy. Nie było mnie. Potem rozmawiam z sąsiadem Zbyszkiem. Przyjechał do nich na motorze i powiedział, że tu sama skała jest. Goście uwiercili ledwo metr i zwinęli się. Nie zrobili właściwie tego badania. Wkurzyło mnie to, bo dopiero, jak już kopaliśmy fundamenty, to zobaczyliśmy, z czym mamy do czynienia. Cztery metry w głąb, a tu sama glina i kamienie. Wezwałem konstruktora i tego geologa, który wysłał tu chyba córkę, i ta dziewczyna nam mówi, że to jest zwietrzelina. Powiedziałem wtedy, że badania w sumie nie było, więc sprawa jest gruba… Przyjrzeliśmy się terenowi. Poniżej mojego domu jest przypuszczalnie coś, co hamuje ziemię, widać designalive.pl
82 ludzie
„Arka” w latach 2010 i 2016
to po ukształtowaniu, ale i tak jest ryzyko zjechania w dół. Tak jak wszędzie wkoło. Widzisz ten zgrabny domek z szarym dachem poniżej? Tam mieszka pewna pani konstruktor, która pracuje w Bielsku. Kiedyś przyszła do mnie i mówi tak: „A wie Pan, że możemy być bliższymi sąsiadami?”. A ja mówię: „No wiem, ale już z góry za to przepraszam.” (śmiech) „Z góry” mówisz. Na razie. Czyli pani, która mieszka jakieś 300 metrów od Ciebie, spodziewa się, że możesz do niej wpaść na kawę z własną kawą, ekspresem i domem. Liczysz się z tym, że możesz się zsunąć? Zsunąć albo pokulać… (śmiech) Żarty żartami, ale to są trudne sprawy, bo gdyby się tak stało, to tracisz dom i działkę. Bo co ci zostaje? Fabryka kamienia? Z czasem pastwisko? Pole? Takie jest życie. Tak do tego muszę podchodzić. Może ten kształt arki coś wróży? A tymczasem jak spędzasz tu czas? Chodzimy w góry, do schronisk. Na Błatnią albo na Równicę. Koszę trawę. Jak nie skoszą jej konie albo barany wcześniej. Wycisza Cię ten dom? Zanim przyjechałaś, to można powiedzieć, że zmitrężyłem czas: umyłem się, zjadłem
śniadanie, trochę posiedziałem przy kom- lone. A jak my siedzimy na dupach, to trzepie, trochę ogarnąłem i poleżałem na leżaku. ba uważać. Tak powinny wyglądać soboty. I szukamy zastępczego ruchu – na przyZwykle mi się to nie zdarza. Taki jestem, kład sportu. Często też pracujemy, że od razu kombinuję, co tu zrobić. Przy- by zatrudniać innych, którzy zajmą się znaję, że jakby trawa nie była skoszona, naszym dzieckiem, posprzątają. Idziemy to już bym szedł ją kosić, bo wiem, że jak- do knajpy na obiad, który ktoś za nas bym odpuścił, to będzie gorzej, zwłaszcza gotuje. Wykonują za nas te najbardziej że konie są zamknięte. Tu jest fajnie, są faj- elementarne czynności. ni ludzie. Tu robi się fizycznie. Sąsiad też Dziwne, nie? Z drugiej strony robię to, co stale zasuwa: albo jedzie z gór z drzewem, lubię. A tu znalazłem miejsce na taką fialbo ma robotę na gospodarce – naprawia, zyczną pracę dla równowagi. buduje, gdzieś jedzie, stale w ruchu. A jak Żyjecie w symbiozie. A co z ogrodem? poda ci rękę na powitanie, to jakbyś się Myślałeś o jakimś urządzaniu przestrzeni ze skałą witał. wkoło domu? Tak, ale tylko jako przedłużenie tego, co To praca realna. Mam czasem wrażenie, jest. Po drodze rośnie sad owocowy. Chcę że my zajmujemy się taką abstrakcją… Też mam takie wrażenie pokorne. Ja „coś go przedłużyć, żeby zasłonić widok domów tam sobie myślę”… On „coś” robi. Wiesz, na pierwszym planie. A od góry, od drogi, co mi kiedyś powiedział? Że nie musi się chcę posadzić jedno drzewo, bo jak jedzie przejmować, co zje. Gadaliśmy kiedyś z lasu transport drewna, to muszę tym drzeo kiełbasie i mówię mu, że wieprzowe mię- wem zabezpieczyć się, gdyby bele osunęły so jest takie mniej zdrowe, ciężkostraw- się na zakręcie na dom. Powyżej zrobimy ne. A on mi na to, że jego starka [gwarowe tylko podest, bo ta przestrzeń po prostu mi określenie „babci” – przyp. red.] też jadła się podoba i nie chcę jej zakłócać. wieprzowe i żyje dalej, a ma prawie 100 Skoro chcesz sadzić owocowe drzewa, lat. Tylko że jak ona się narobiła w polu, to kolejnym krokiem będą przetwory? to przeszło przez nią wszystko. Nie musia- Niekoniecznie. Jak opadną, to zwierzęta ła przejmować się dietą: co zjadła, było spa- je zjedzą.
Robert Konieczny. Architekt, absolwent Wydziału Architektury Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Twórca biura KWK Promes, którego zespół w 2007 roku znalazł się na liście 44 najlepszych młodych architektów świata według wydawnictwa Scalae. Laureat corocznej nagrody Ministra Kultury za wybitne osiągnięcia w Polsce (jako drugi architekt w historii). W 2012 roku został niezależnym ekspertem Fundacji Miesa van der Rohe, która wraz z Komisją Europejską co dwa lata przyznaje nagrody w dziedzinie architektury. Zwyciężył w konkursie portalu World Architecture News na najlepszy dom mieszkalny na świecie, zostając laureatem
prestiżowej nagrody House of the Year 2006 za projekt Domu Aatrialnego. Laureat konkursu Europe 40 under 40 organizowanego przez The European Center for Architecture Art Design and Urban Studies. Projekty Roberta Koniecznego i KWK Promes zdobyły wiele innych nagród i wyróżnień, między innymi w Chicago, Barcelonie, Berlinie. Konieczny jest również jednym z najczęściej publikowanych polskich architektów za granicą. Krytyk Hans Ibelings w swojej książce European Architecture Since 1890 wymienił KWK Promes jako jedną ze współczesnych polskich pracowni, która wniosła wkład w rozwój architektury europejskiej.
To faktycznie arka, panie Noe! Ten projekt nabrał drugiego znaczenia. To jest symbioza w działaniu. Konie wpuszczam nie dlatego, że tak jest urokliwie. Urokliwie jest przy okazji, ale one przede wszystkim koszą mi trawę. A dla mnie to cztery i pół godziny roboty! I chyba gorzej wyglądasz w pejzażu niż ten koń… Szczególnie jak mam robić w upale. (śmiech) Miastowi znajomi w tych sytuacjach w ogóle się nie odnajdują. Kiedyś byłem bardzo zmęczony, chciałem się zdrzemnąć. Byli u mnie znajomi i nie potrafili rozpalić ogniska. Posłałem ich do lasu po chrust. A ich syn pyta mnie, co to jest „chrust”. No, hello! Trzynastolatek? Rozpaliłem fojer [gwarowe określenie ognia – przyp. red.] z tego, co było pod ręką, bo jak tu tego nie umiesz, to lipa. Musisz się też znać na grzybach. Orientować się w terenie. Tu stale jest co robić. Poza tym ja tu projektuję. Siedzę przy stole w kuchni albo na ganku. Nie masz tu pracowni. Nie potrzebuję. Nawet u siebie w pracowni nie mam takiego miejsca, jak biuro. Pracuję gdzie popadnie, rysuję gdzie popadnie. Zdarza się, że i po gazecie, czymkolwiek,
co mam pod ręką. Potem muszę wydrzeć to i zachować. Nigdy nie skupiałem się na tym, na czym pracuję. Większość pracy odwalam w myślach. Nawet jak jadę samochodem, to sobie wyobrażam – potem tylko rysuję w pracy. Czujesz się teraz „ze wsi”? Stąd? I bardzo mi to pasuje. Popatrz po okolicy. Tu miejscowi nie grodzą się. Albo mają tylko symbolicznie wyznaczoną granicę. Płoty są tylko po to, żeby przykładowo kurki nie pouciekały. Z każdej strony dojdziesz do chałupy. Tu tylko miastowi się grodzą i wystawiają wielkie mury. Mam niedaleko dwie sąsiadki, starsze panie, które przesiadują przed domem, można do nich spokojnie podejść, pogadać. Ja też nie potrzebuję płotu albo chodnika. Tych kilka kamieni przy wejściu zrobiłem za parę złotych. Wpierw myślałem, męczyłem się, kombinowałem, jak zrobić dojście do domu. Potem wypatrzyłem u sąsiada na placu niewielkie głazy. Kupiłem je za stówę, poukładaliśmy i jest ścieżka do domu! Subiektywnie patrząc, to rzecz, która najlepiej mi się tutaj udała. Bo wpierw rozmyślałem, jak zagospodarować tę przestrzeń wokół domu. Dopiero z czasem zrozumiałem, że najlepszy będzie brak tego ogródka.
A jakiekolwiek potrzebne elementy, takie jak ta ścieżka, nie będą wychodziły z domu, tylko stąd, z gór. Tylko ta arka sobie płynie w przyrodzie. A Ty w domu-obserwatorium. I to jest najpiękniejsze! Patrzę na kolejne pory roku. Różne widoki. Jak masz ładną pogodę, to OK, jest spoko, ale jak masz pogodę tak zwaną „nieładną”, to tu wtedy jest pięknie! Jak są mgły, jak leje. To, co się dzieje za oknem, jest magiczne! Mgły pozwalają przyglądać się bliższym planom. Widać ruch powietrza… Kosmos. To najpiękniejsza pogoda. Albo burze! Wracałem kiedyś na rowerze. Było ciepło, lało. Na dole jeszcze było spokojnie, ale tu, u góry, już grzmociło. Na otwartej przestrzeni robi to wrażenie. To może przy rogu domu posadź jesion? Tak kiedyś chroniono chałupy przed piorunami. Rośnie szybko i wysoko. Będziesz miał idealny odgromnik, a przy okazji ochronisz się przed balami ze zwózki drewna. To ma sens. Meble wewnątrz są z bielonego jesionu. Może faktycznie jesion sobie posadzę? I do męskiego tryptyku zostanie Ci już tylko syn. designalive.pl
Świadome wybory Ania: Co się udało? Przede wszystkim HUSH Warsaw się udał. Moim zdaniem tych 10 edycji zmieniło oblicze rynku mody. To zawsze było dla mnie najważniejsze. Gdy zaczynałyśmy, naszą siłą napędową była chęć poruszenia skostniałych zasad. Chciałyśmy skończyć z czerwonym dywanem, dzięki czemu moda miała szansę nabrać innego wymiaru. I właśnie z tego jestem najbardziej dumna! Udało się pokazać fantastyczne, dobrze prosperujące marki. Projektanci odnaleźli swoich odbiorców, stworzyły się piękne relacje. Zaznaczyłyśmy potrzebę tworzenia projektów mody dla prawdziwych ludzi i wiemy, że to, co robimy, stało się znakiem jakości. I to jest fajne! Budujące. Magda: Udało się z wielkiego zalewu produktów, nazwisk, firm odzieżowych, projektantów wyłonić setkę marek, które się wspaniale rozwijają. Które widzimy, że są na dobrej drodze do jeszcze większego sukcesu. Nasze wydarzenie nie jest już im potrzebne, bo przez te lata wszyscy nauczyliśmy się dobrego projektu i biznesu. Teraz czas myśleć o rynkach zagranicznych, własnych butikach i rozwijaniu sprzedaży online. HUSH Warsaw nadal będzie dla nich ważny, bo to sposób na integrację branży, ale przestał być celem samym w sobie. To, co najważniejsze w skali naszego kraju, to oswojenie Polaków z polską modą. Modą nie tylko z wybiegów dla celebrytów, ale tą faktycznie dostępną dla wszystkich, dobrze zaprojektowaną, uszytą. Zrozumieliśmy, że fajnie jest „nosić” polskich projektantów! Ania: Integracja branży jest również świetnym przykładem. Spotkania, rozmowy, wspólne projekty. Obserwowaliśmy współpracę na wielu płaszczyznach. Ile przyjaźni zrodziło się w tym czasie, mimo że środowisko modowe jest bardzo podzielone. Wspólne wyjazdy, targi, warsztaty. To naprawdę duża satysfakcja! Magda: Nie zawsze jednak jestem taką optymistką i nie wszystko, co dobre, przetrwało. Moda jest skomplikowaną branżą – tak dzieje się na całym świecie. Wątek finansowy jest punktem wyjścia dla dobrego biznesu. Obserwowałam przez lata wiele konceptów, które były świetne, ale niestety nie przebiły się, nie zaadoptowały do zmian, a przede wszystkim nie utrzymały się. Powstające obecnie marki, startujące z wysokiego pułapu zasobów, dobrze sobie radzą, bo świadomość jest już całkowicie inna. Sukces odnieśli i nadal odnoszą projektanci, którzy dokładnie wiedzą, co chcą robić i dla kogo. Od początku sprecyzowali swoją drogę i wiedzieli, na jakie ustępstwa muszą pójść, by tę markę i swoje projekty rozwijać. Ania: Wiele osób, projektując, tworząc swoje biznesy – niekoniecznie dobre designalive.pl
GENERATOR RADOŚCI Annę Piętę i Magdę Korcz zatrzymujemy na chwilę przed 10. jubileuszową edycją targów mody HUSH Warsaw. To już prawie cztery lata promocji polskich projektantów, dobrej jakości, integracji branży, ciężkiej pracy, ale i dużej radości z efektów. Widziały wiele, skrytykowały jeszcze więcej. Ale to między innymi dzięki nim polski projektant ma dla kogo tworzyć, bo dobrą modę, oprócz oglądania, Polacy zaczęli również kupować. Dzięki odwadze i konsekwentnej strategii wiele już nam powiedziały i pokazały, szczerze dziękując tandecie i czerwonym dywanom. Znalazły swój własny, mądry koncept na piękną, niezależną, a przede wszystkim polską modę
i jakościowe – wbiło się w nurt. Na fali popularności polskiej mody niezależnej popłynęło wiele słabych produktów. Siłą rozpędu sprzedawały się kopie! Przykładem marki, która pomimo ograniczonych środków na początek, z dobrą strategią, pomysłem i produktem, upadkami i z wzlotami, przetrwała do dzisiaj i świetnie sobie radzi na rynku, jest Risk Made in Warsaw. Moje ukochane Nenukko, Kuczyńska – pamiętam ich obawy, ale zalew dziwności i kopii tylko ich wzmocnił; urosły i nadal reprezentują wysoki poziom. Są też takie marki jak UEG, który całkowicie wyniósł się z tego rynku – i słusznie, bo poszerza skalę zupełnie gdzie indziej (Azja, Wielka Brytania). Często, na kanwie doświadczeń projektantów, których marki upadły, powstają nowe, z lepszym dofinansowaniem, ale też korzystające z błędów swoich poprzedników. Rynek mody ewoluuje, zmienia się, kotłuje, ale nadal widzimy, że to, co dobre projektowo i biznesowo, zostanie. Widać, dla kogo własna marka to życiowy wybór, kto traktuje to poważnie i konsekwentnie rozwija modę.
dostępności w internecie. Przez ostatnie lata rozwój sprzedaży online w Polsce wpłynął pozytywnie na promocję polskich projektantów oraz na upowszechnianie się dobrych wzorów. Każdy w zasadzie może ubierać się tak, jak faktycznie chce, a nie pod dyktando sieciówek. Jeśli mieszkasz w małej miejscowości, a uwielbiasz COS i styl tej marki, zamawiasz produkty w kilka minut. Podobnie działa to w przypadku naszych projektantów. Ania: I tutaj kończy się jednak mój optymizm. Magda: Chodzi ci o to, że nadal większość z nas lubi pastelowe sukienki z falbankami i koronkami? Niestety nic w tej kwestii się nie zmieniło. Polacy ubierają się średnio. Zaskakująco dobrze wyglądamy w dużych miastach, które spokojnie możemy porównać do ulic innych europejskich stolic. Patrząc jednak na cały kraj, muszę niestety przyznać, że jesteśmy banalni. Nie dam sobie wmówić, że jest to wynik braku pieniędzy. To niska świadomość estetyczna przejawiająca się w wielu aspektach naszego życia. I tutaj zamyka się koło, bo im bogatsze społeczeństwo, tym oczywiście wyższa Polska ulica świadomość. Ania: Porównując polską ulicę sprzed kilMagda: To, o czym rozmawiamy, nie do- ku lat z tym, co widzimy teraz, to trzeba tyczy tylko Warszawy, Poznania i innych jednak przyznać, że jest ogromna przepaść. wielkich polskich miast. Cieszę się, że moda Wybierałam ostatnio nasze zdjęcia z tardociera poza główne ośrodki dzięki swojej gów sprzed kilku edycji i zadawałam sobie
podsłuchane 85
pytanie – dlaczego ci ludzie tak dziwnie wyglądają? Choć moi zagraniczni goście zawsze zachwycają się tym, jak ubrane są Polki – stylowe, wymuskane, modne – to jednak brakuje mi fajnego, poprawnego „średniactwa”. Widzę zbyt dużo kontrastów: idealnych ludzi ubranych dokładnie w zgodzie z trendami albo tych kierujących się zasadą – mam to w dupie. Brakuje mi odważnych, szalonych pomysłów! Wczoraj jechałam komunikacją miejską i zachwycałam się dziewczyną w wieku licealnym, która była tak ubrana, że nie mogłam oderwać od niej wzroku. Ja do takiej świadomości ubioru musiałam dochodzić 20 lat. Młodsi od nas robią to coraz lepiej! Może jest to wynik większego dostępu do internetu, podglądania, jakości produktu. Nie wiem. Robią to wspaniale!
że wydaje nam się, że lubimy i potrafimy celebrować, ale jak przychodzi co do czego, to spontaniczność gdzieś się ulatnia. Trzeba się napić, żeby nerwy puściły i pojawiła się jakaś radość. Ania: Magda, a czy my potrafimy celebrować? Nauczyłyśmy się tego? Magda: Zgadzam się, że nam wszystkim brakuje formy celebracji. Doceniam takie okazje, które wymagają ustalonego kodu, konwencji w dobrym słowa znaczeniu. Chciałabym, żebyśmy mieli dobry narodowy nawyk pozwalający spotkać się w gronie przyjaciół i wspólnie cieszyć tym, co mamy, widzimy, potrafimy. Wiem, że nie każdy tego potrzebuje. Nie dla każdego celebracja to impreza. Niektórzy celebrują tylko pogrzeby… Ania: Zobacz. My też nie potrafimy celebrować tego, co osiągnęłyśmy. Zapętlamy Radość się w wir pracy – po każdej edycji HUSH-a, po chwili odpoczynku, wskakujemy w koMagda: Miałyśmy rozmawiać o celebra- lejną. Taka już nasza przypadłość narodocji, zabawie, korzystaniu z życia. Mi sło- wa, że nie potrafimy cieszyć się z własnych wo „celebracja” kojarzy się z „celebrytą”. sukcesów, docenić trud pracy. Zrobiłam Widziałaś, jak wyglądają na „ściankach”? kiedyś takie ćwiczenie. Po targach napiI my się dziwimy, że polska ulica to różowe sałam do was prośbę o listę rzeczy, które falbanki? Mam wrażenie, że nie potrafimy według was wyszły bardzo dobrze w danej cieszyć się nawet ubiorem. W celebrytach edycji targów. W odpowiedzi otrzymałam nie ma absolutnie życia: stoją tam smutni, informację – ogólnie HUSH był super, a tutaj większość z nich jest po prostu źle ubra- lista rzeczy do poprawki. Mam wrażenie, na, a do tego zachowują się, jakby byli tam że my Polacy mówimy tylko o tym, co nie postawieni na siłę. Ich przykład pokazuje, wyszło. To zapewne wiąże się z brakiem
umiejętności do przyjmowania komplementów i generalnie do alergii na luz (jakby miał nas zabić). Magda: Ale trzeba przyznać, że mamy bardzo dużo małych chwil radości, które doceniamy i które pomagają nam celebrować to, co robimy. Po bardzo intensywnym czasie w pracy dajemy sobie jeden dzień na kompletną ciszę. Oderwanie od e-maili, telefonów. Często spotykamy się wtedy we wspólnym gronie, ale w innym otoczeniu – pijemy wino, jemy ciasta, wznosimy toasty. Bardzo często radość przychodzi do mnie nawet dopiero po dwóch tygodniach. Stres opada, a ja z wielkim uśmiechem zastanawiam się nad tym, co się wydarzyło! Wskakuję na ukochany rower, który teraz zimą zmieniam na narty – ruch to moje źródło energii. Cudownie czuję się też w pracowni ceramiki, zachwycam się wszystkim – od kształtowania po malowanie. To prawie jak z twoim tańcem i muzyką! Ania: Moimi generatorami radości są zawsze balony na hel w trakcie HUSH Warsaw. Cieszę się na nie kilka miesięcy. Kocham świecące dodatki, dekoracje. Drugą rzeczą są oczywiście bąbelki: to ubaw dla wszystkich gości! Ale wracając do mody, uwielbiam oczywiście nowości, gdy zaczynamy współpracę z nowymi markami. Pamiętam Bodymaps i ich premierę! To był szał. Poza tym nowe materiały, modele, wzory. Do tego również wyszukiwanie nowych produktów – ale nie po to, by je mieć, ale by dzielić się nimi, pokazywać, inspirować. Co sezon ekscytuje mnie oczekiwanie na nowe projekty Kuczyńskiej, Orskiej, Sobiczewskiej. Już czekam, bo wiem, że szykują pomysły. Dostaję gorączki, gdy mogę kolekcjonować modę, unikaty – gdy wiem, że kupuję już ostatnią sztukę, że daną sukienkę ma tylko ograniczona liczba osób. Magda: Dobre sesje zdjęciowe, nowe udane kolekcje to podstawowe źródło radości, gdy praca w modzie jest całym twoim życiem, pasją. Europejski poziom w jakości i estetyce! Zawsze ogarnia nas w HUSH-u radość, gdy pojawiają się nowe koncepty modowe, takie jak ostatnio Magda Butrym albo Transparent Shopping Collective, gdy marki ewoluują, uczą się komunikować i rozwijają biznesowo. Z kolei po HUSH-u najwięcej satysfakcji daje mi wspólne zdjęcie z całym naszym teamem kilkunastu osób i wolontariuszy. Są mocno zaangażowani we współpracę – efektem jest gigantyczna energia na wydarzeniu. Są wspaniali: ta ich szczera, absolutna miłość do tego, co robią, i do życia w ogóle. Uwielbiam ich! Muszę przyznać, że wszystkie nasze „małe chwile” i przyjemności zebrałyśmy w jedną przestrzeń w trakcie zimowej 10. edycji HUSH-a. Dużo mody, zieleni, smaków, zapachów, przyjemnej lektury, stylizacji. Po prostu! All you need is celebration! Wszyscy więcej celebrujmy dziś, a mniej martwmy się na zapas o jutro. designalive.pl
86 marek warchoł rozmówki architektoniczne
Raport z oblężonego umysłu Tekst i ilustracje: Marek Warchoł
Wielce Szanowna Pani Prezydent,
N
iniejszym przekazuję na Pani ręce wstępny raport ze śledztwa prowadzonego przez zespół, którym mam zaszczyt kierować. Jednocześnie ośmielam się prosić o dalsze, nieustające poparcie dla naszej sprawy, jako że zebrany już przez nas materiał dowodowy nie pozostawia wątpliwości i pozwala mi stwierdzić z pełną odpowiedzialnością: tajne lobby architektów istnieje. Jak przekona się Pani z lektury poniższych ustępów, organizacja ta stanowi poważne zagrożenie dla porządku publicznego. Nie znamy, jak dotąd, konkretnych zamiarów tej podejrzanej sekty, nie zdziwiłbym się jednak, gdyby okazała się spowinowacona z którymś ze zbrodniczych stowarzyszeń, takich jak iluminaci lub reptilianie, designalive.pl
planujących stopniowe przejęcie władzy nad ludzkością i światem. Jak udało nam się ustalić, bractwo odwołuje się do szeroko pojmowanej tradycji wolnych murarzy. W przeciwieństwie do większości lóż nie są jednak silnie zhierarchizowani, choć bez wątpienia przewodzi im jakiś mistrz, co potwierdzają fragmenty prywatnej korespondencji przechwycone przez moich ludzi. Ustalenie tożsamości tego człowieka będzie jednak niezwykle trudne. Wątpię, by był to ktoś znany szerszej publiczności – moje podejrzenia skierowałbym raczej w stronę jakiegoś skromnego wyrobnika, utrzymującego się z adaptacji domków lub projektowania sieciowych obiektów handlowych. Czł o n kow i e o rga n i zac j i sp otyka ją się najprawdopodobniej na tajnych
zgromadzeniach zwoływanych przy okazji zjazdów Okręgowych Izb Architektów lub SARP-u. W korespondencji, o której wspomniałem, odnaleźliśmy fragmenty opisów praktyk, którym oddają się podczas tych spotkań. Niejednokrotnie pojawiają się w nich odniesienia do Wielkiego Architekta Wszechświata – owego mitycznego masońskiego bóstwa, Doskonałego Projektanta, uosobienia wszelkich architektonicznych cnót. Dziwny to bóg: rozmyty i bezosobowy, pozbawiony właściwości i niekonkretny. To demon o niezliczonych atrybutach i imionach, którymi jego wyznawcy z upodobaniem obarczają go od wieków. Zwano go już Formą lub Funkcją, Złotą Proporcją, Konstrukcją i Dekonstrukcją, Stałością i Ruchem. Celebrowano na zmianę
Układ alei słynnego na całą Europę cmentarza Centralnego przypomina kształt skarabeusza – symbolu używanego przez wolnomularzy – trzymającego w łapkach cmentarną kaplicę
jego jasną lub ciemną stronę, sławiono jego piękno lub wywyższano brzydotę. Nieprzypadkowo, jak sądzę, bożek ten nie ma swej własnej twarzy i trwałego imienia – dzięki temu każdy członek bractwa może wstawić w jego puste oblicze własną twarz i tym sposobem oddawać hołd samemu sobie pod postacią boga – demiurga, twórcy i burzyciela. Architekci wierzą, że bóg po raz pierwszy objawił się światu w zamierzchłej starożytności, kiedy to rękami swych niewolników wzniósł piramidy dla faraonów, babilońskie zigguraty czy wreszcie Salomonową Świątynię – ów doskonały twór czystej abstrakcji. W tych wielkich budowlach ujawnia się główna rola architektury – zniszczyć naturę, podporządkować rzeczywistość rygorom sztucznych koncepcji, ułożyć świat na nowo
zgodnie z zasadami chłodnej, zbrodniczej geometrii. Powiedzmy to sobie jasno: od najdawniejszych czasów architekci robią wszystko, aby ośmieszyć i przeinaczyć na własną, geometryczną modłę wszelkie stworzenie, najdoskonalsze dzieło jedynego Pana i prawdziwego Boga. Nie jest dziś dla nikogo tajemnicą, że w proporcjach, wymiarach i sposobie usytuowania egipskich piramid ukryto mroczne, diaboliczne przesłanie. Dziedzictwo Hemona, twórcy piramidy Chufu, uważanego przez członków bractwa za pierwszego mistrza ich organizacji, pielęgnowane jest po dziś dzień. Nie będę się tu rozwodził nad historycznymi przykładami tych demonicznych praktyk projektowych, ale namawiałbym każdego, by przyjrzał się z uwagą mapie własnego miasta, a z pewnością odkryje
ukryte w niej dziwne i powtarzające się wzory, pentagramy, swastyki lub inne szatańskie symbole. Wspomnę tylko o Szczecinie, moim rodzinnym mieście: mało kto wie, że układ alei słynnego na całą Europę cmentarza Centralnego przypomina kształt skarabeusza – symbolu używanego przez wolnomularzy – trzymającego w łapkach cmentarną kaplicę. Pogański bożek miażdżący w swych kleszczach przybytek chrześcijańskiego Boga! Czyż to nie wystarczający dowód na bluźnierczy i zbrodniczy charakter tej wstrętnej organizacji?! Czas, bym sformułował główną tezę tego sprawozdania, będącego w istocie aktem oskarżenia wobec rozpanoszonej od wieków sekty. Otóż twierdzę, że każdy budynek, który wychodzi spod deski projektanta należącego do bractwa, jest w istocie designalive.pl
88 marek warchoł rozmówki architektoniczne
Prawdziwy język architektury wsącza się w nasze umysły, zaraża dusze, rozleniwia ciała. Nad wszystkim zaś od wieków czuwa tajne lobby sługusów i celebrantów demona o wielu twarzach
świątynią wzniesioną ku czci Wielkiego Architekta Wszechświata. Dotyczy to zwłaszcza obiektów publicznych, nagradzanych w konkursach, opisywanych w gazetach i chętnie odwiedzanych przez turystów. Nie jesteśmy świadomi znaczeń i treści skrzętnie ukrytych w proporcjach, dekoracjach czy w samym ukształtowaniu tych budowli. Zdaję sobie sprawę, jak trudno jest dowieść słuszności tej tezy, wystarczy jednak odrobina wiedzy na temat masońskiej i satanistycznej symboliki oraz nieco wrażliwości i wyobraźni, by dostrzec zalążki zatrważającej prawdy… Oto Gdański Teatr Szekspirowski – jedna z najgłośniejszych i najbardziej chwalonych realizacji ostatnich lat. Przyjrzyjmy się uważnie jego czarnej, jakby niepełnej bryle – czyż nie przypomina ona podstawy nieukończonej piramidy, będącej jednym designalive.pl
z najczęstszych masońskich motywów? Czy, obserwowana z odpowiedniej perspektywy, nie okazuje się kopią zigguratu w Ur, owej demonicznej świątyni dedykowanej księżycowemu bóstwu? Inny przykład: obecnie realizowany biurowiec Bałtyk w Poznaniu (dzieło wielbionej przez architektów holenderskiej pracowni) będzie miał formę piramidy o ściętym wierzchołku – czyli masońskiego tronu przygotowanego dla Wielkiego Architekta. Jak można nie odczytać tak oczywistego przekazu? Motywy trójkątów, piramid i stożków, powtarzane tu i ówdzie w takiej czy innej formie, to nic innego jak wyobrażenia owego złowrogiego demona, spozierającego ku nam przez trójkątne okno. Proszę przypomnieć sobie choćby trójkątne, narożne przeszklenie w warszawskim Muzeum Historii Żydów Polskich, jak również
W jaki punkt kosmosu wpatruje się trójkątne oko (!) krzywej wieży Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku? Czego oczekuje? Kogo się spodziewa?
odpowiadającą mu szklaną połowę piramidy wetkniętą w przeciwległy narożnik. Zaszyfrowane w architekturze treści mogą mieć wszelako bardziej abstrakcyjny charakter, docierający do głębszych pokładów mistycznej symboliki. Jak wiadomo, najbardziej rozpowszechnionym w popkulturze emblematem masonerii (jej swoistym „logo”) jest rysunek cyrkla i węgielnicy, zwróconych ku sobie rozwartymi kątami swych ramion. Znak ten wyraża jedność przeciwieństw, harmonię między męskim i żeńskim, poziomem i pionem, dobrem i złem. Owa jawnie antychrześcijańska symbolika przejawia się niekiedy w architekturze w najbardziej nieoczekiwany sposób. Odkryłem to, przechadzając się ostatnio w okolicach placu Solidarności w Szczecinie, gdzie tuż obok siebie wzniesiono dwa budynki uznane już za ikony nowej polskiej
Marek Warchoł
Trochę architekt, ale nie do końca. Krótkowidz, agnostyk. Z przymusu petent, klient, pacjent, konsument, wyborca. Genetyczny hochsztapler i prowokator. Pisze, bo inaczej nie może, a mówić się boi. Laureat wielu konkursów literackich, które jeszcze nie zostały ogłoszone. Lubi brzydką architekturę, niemoralne książki i filmy Béli Tarry. Woli góry, psy, irysy. Marzy o siedmiu równoległych żywotach, ale nie szuka utraconego czasu. Urodzony jako niemowlę, dziś wraca do korzeni.
Oto Gdański Teatr Szekspirowski. Przyjrzyjmy się uważnie jego czarnej, jakby niepełnej bryle – czyż nie przypomina ona podstawy nieukończonej piramidy, będącej jednym z najczęstszych masońskich motywów?
architektury: filharmonię i Centrum Dialogu „Przełomy”. Chociaż wiele mądrych słów napisano o każdym z tych obiektów z osobna, nikt nie pokusił się o wspólną analizę tego zespołu zabudowy. Uczynię to teraz, w dwóch zdaniach. Filharmonia – krystaliczna, strzelista, biała – to niebo. „Przełomy” – szare, zwrócone ku podziemiom, przysadziste – to piekło. To, co na górze, jest tym, co na dole – jak zapisano w bluźnierczej Tablicy szmaragdowej. Niebo i piekło – jednako ważące, bliskie sobie, tożsame… Wiele jeszcze pozostaje do zbadania. Na podstawie mych obserwacji mogę jednak stwierdzić jedno – pomimo dominującego rzekomo w architekturze umiłowania do chaosu i przypadkowości, w rzeczywistości nie ma w niej miejsca na chaos i przypadek. Jakie sekretne, okultystyczne treści kryją się w geometrii połamanych, niere-
gularnych planów krakowskiej Cricoteki lub nowego Muzeum Lotnictwa Polskiego? Na jakie konstelacje wskazują, jakie tajemne, astrologiczne osie wyznaczają skośne linie ścian gdańskiego Centrum Solidarności? W jaki punkt kosmosu wpatruje się trójkątne oko (!) krzywej wieży Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku? Czego oczekuje? Kogo się spodziewa? Nie można uciec od architektury. Niemoralnych książek lub bezbożnych filmów można zwyczajnie unikać – ale nie sposób uniknąć tego, co wszechobecne, co nas otacza ze wszystkich stron, w czym zmuszeni jesteśmy mieszkać, pracować i się kochać. Nic dziwnego, że szatan właśnie architekturę obrał jako swój główny oręż w zmaganiach z Bogiem, naturą i moralnością. Przyjmując pozór użyteczności, sztuki służącej dobru i wygodzie człowieka, architektura jest
w samej swojej istocie kpiną z ludzkości, z boskiego stworzenia, z natury (którą musi przecież zgwałcić, by móc się narodzić). Architektura to tajna broń złośliwego demiurga, z pomocą której chce nas zniewolić, przeprogramować. Stosując tajne, podprogowe kody, dociera do najgłębszych pokładów świadomości, aby je zmieniać dla swej własnej uciechy. Prawdziwy język architektury wsącza się w nasze umysły, zaraża dusze, rozleniwia ciała. Nad wszystkim zaś od wieków czuwa tajne lobby sługusów i celebrantów demona o wielu twarzach. Na tym kończę moje wstępne sprawozdanie. Uczynię wszystko, by szczegółowy raport był gotowy z końcem przyszłego roku; wówczas osobiście przekażę go na Pani ręce. Z szacunkiem i poważaniem mgr inż. arch. X.Y. designalive.pl
90 rzeczy
EMOCJE
Szczęście, uciecha, euforia, satysfakcja… Kolejna sesja w naszym magazynie to pochwała formy, smaku, słowa i talentu. To uczta wizualna serwowana przez twórców, pasjonatów, którzy jak zawsze zaskakują nas swym pozytywnym spojrzeniem na świat! Szukajmy radości i kreacji. Cieszmy się i bawmy! Tekst: Julia Cieszko, Wojciech Trzcionka Zdjęcia: Marek Swoboda
05
01
02
03
04
designalive.pl
07
06
01. La Siesta Gliniany dzbanek powstał dla hiszpańskiej marki Gandia Blasco, a za projekt odpowiedzialni byli Raky Martínez, Alberto Martínez i Héctor Serrano. Forma La Siesta nawiązuje do zwyczajnej plastikowej butelki. Dzięki szlachetnemu materiałowi projektantom udało się stworzyć niezwykle nowoczesny i praktyczny przedmiot. La Siesta wykonywana jest ręcznie według tradycyjnego rzemiosła. Około 240 zł. www.gandiablasco.com 02. Szklanka z dnem szlifowanym w kilku płaszczyznach pod różnymi kątami, dzięki czemu stoi pod skosem. Produkt powstał w ramach kampanii „Dbamy o lepszą codzienność”. Stowarzyszenie Sieć Obywatelska – Watchdog Polska zaprosiło projektantów do stworzenia serii przedmiotów zainspirowanych filozofią działań strażniczych. Projekt: Agnieszka Bar, Wojciech Paszkowski. Cena 140 zł za komplet dwóch szklanek. 03. BIRD Rodzina drewnianych ptaków to jeden z symboli duńskiego designu
08
lat 50. Wprowadzona do produkcji w 1959 roku, została zaprojektowana przez Kristiana Vedela. Drewniane i minimalistyczne ptaszki wykonywane są ręcznie w Danii, przy użyciu najlepszej jakości wędzonego lub naturalnego drewna dębowego. Około 220 zł. www.architectmade.com 04. „BODY”. Katalog z wystawy W ramach projektu „Człowiek Antropocenu” zorganizowanej w ramach Europejskiej Stolicy Kultury 2016 odbyło się niezwykłe wizualne wydarzenie „BODY” – wystawa na styku sztuki, designu i fotografii. Kuratorka Dorota Stępniak zebrała we Wrocławiu prace ponad 30 projektantów z całego świata, przedstawiając zagadnienie ludzkiego ciała. Zintegrowana z dźwiękiem i światłem prezentacja była zbiorem produktów, konceptów wzorniczych, fotografii i filmów zachęcających do dyskusji na temat otaczającego nas świata. Body Exhibition Catalogue, Wrocław 2016. Projekt: Punkt Widzenia, Michał Siciński.
05. Bujnie Nasze biura i salony bardzo kryształowego w Polsce. Huta słynie chętnie ozdabiamy kwiatami, ale nieste- z ręcznie formowanych i szlifowanych ty nie każda roślina dobrze prezentuje produktów – tę tradycyjną technikę wysię na podłodze czy parapecie. Dlatego twarzania można poznać w zabytkowej Bujnie proponuje proste, dopracowane fabryce w sercu Karkonoszy, w Piechow formie, minimalistyczne, metalowe wicach koło Szklarskiej Poręby. Wśród konstrukcje z miejscem na doniczkę. kryształowych kolekcji znajdują się Stojaki na kwiaty zaprojektowała Izabela zarówno produkty nawiązujące do XIXSerej. Zbudowane są ze stali ciągnionej, -wiecznego wzornictwa, ale i bardzo nowoczesne, osadzone we współco zapewnia im niezwykłą wytrzymałość na obciążenia, a jednocześnie sprawia, czesnej stylistyce. Ceny od ok. 60 zł. że są bardzo lekkie i łatwe w przenosze- www.crystaljulia.com niu. Lakierowanie proszkowe, któremu 08. Kolekcja MAR.GO polskiej marki są poddawane, zapewnia ochronę przed VOLA to seria czterech dekorowanych uszkodzeniami mechanicznymi i korozją, wazonów z ręcznie dmuchanego szkła, dzięki czemu kwietniki z powodzeniem kształtowanego w drewnianych formach. sprawdzają się też w zewnętrznych eks- Są w nieco zapomnianych cylindryczpozycjach. Ceny od 95 zł. www.bujnie.pl nych kształtach rodem z lat 60. i 70. XX 06. United. Kompot organiczny o sma- wieku. Wykonano je z ukłonem w stronę ku owoców późnego lata. Natura wraca tradycyjnego rzemiosła, a dzięki liniodo miasta. Łódzki napój w specjalnej wym, podkreślającym formę zdobieniom urodzinowej wersji na festiwal designu. odzyskały dawną charyzmę. Pretendując www.facebook.com/unitedflavours do miana ponadczasowych, śmiało sta07. Huta Julia To jeden z niewielu ist- wiają czoła współczesnemu designowi. niejących do dziś producentów szkła Ceny od 290 zł. www.vola.com.pl
92 Dział
01
designalive.pl
rzeczy 93
02
04/05
03
01. Offline Collage Przedsięwzięcie powstało na początku tego roku i jest dziełem osoby na co dzień niezwiązanej ze sztuką. Karolina Grabowska pracuje w branży IT i gdy tylko może, ucieka od bezrefleksyjnych maszyn w pociągający ją świat surrealizmu i absurdu, tworząc ręcznie wyklejane kolaże. Obrazy wychodzące spod nożyczek Offline Collage balansują na granicy jawy i snu. Są projekcją marzeń sennych, w których ważną rolę odgrywa postać kobiety, a najchętniej wykorzystywanym motywem jest przestrzeń kosmiczna. Prace powstają dzięki materiałom znalezionym w pismach i albumach z lat 50. W ich poszukiwaniu Karolina buszuje po antykwariatach, pchlich targach i aukcjach internetowych. Z połączenia stylu retro ze współczesnymi elementami powstają kolaże będące wypadkową różnych emocji i fascynacji autorki: od kina, przez książki, po muzykę. www.facebook.com/offlinecollage
02. „Styl gotycki wyklucza się. Mię- państwa. Powstało wtedy wiele nowo- niami, futurystyczna szkoła muzyczna, dzywojenna architektura w woje- czesnych budynków o różnej funkcji, „barokowe” kamienice – każdy z nich skrywa fragment ciekawej opowieści wództwie śląskim” Książka powstała stanowiące rdzeń tego albumu. W tle w Śląskim Centrum Dziedzictwa Kultu- pokazano ciekawe detale: typografię, o architekturze i polityce. Działalność szyldy, neony, rzadko widywane dziś rowego w Katowicach, a jej autorami Grabowskiej-Hawrylak była ściśle zwiąsą Anna Syska (opracowanie meryto- samochody. Latem w mieście jest nie zana z Wrocławiem – tu jako pierwsza ryczne) i Tomasz Kiełkowski (fotografie). tylko fotograficznym albumem, ale kobieta po wojnie otrzymała dyplom Wydawnictwo zawiera zdjęcia i opisy 120 i przewodnikiem – zawiera informacje architekta. Wystawa „Patchwork” była budynków znajdujących się na Górnym o położeniu przedstawionych obiektów największą dotąd prezentacją jej proŚląsku i sąsiednich obszarach. Są wśród oraz mapy. Tekst do książki napisała Do- jektów i realizacji.58 zł. www.ma.wroc.pl nich realizacje zarówno utalentowanych rota Masłowska. 67 zł. www.beczmiana.pl 05. „Marek Cecuła – Polskie Prolokalnych twórców, jak i światowej sła- 04. „Patchwork. Architektura Jadwi- jekty Polscy Projektanci”. Katalog wy architektów, takich jak: Dominikus gi Grabowskiej-Hawrylak”. Katalog z wystawy Bohaterem trzeciej ekspoBöhm, Josef Hoffmann, Erich Mendel- z wystawy Muzeum Architektury we zycji Muzeum Miasta Gdyni z cyklu posohn, Karol Schayer czy Konrad Wach- Wrocławiu zaprosiło na wystawę po- święconego polskim projektantom był święconą jednej z najbarwniejszych smann. 34 zł. Marek Cecuła – uznany na świecie cera03. „Latem w mieście”. Mikołaj Dłu- postaci w historii polskiej powojennej mik, projektant przemysłowy, pedagog, gosz Album Mikołaja Długosza to zbiór architektury. Choć Jadwiga Grabowska- wykładowca i kurator. Retrospektywa fotografii wybranych z zawierającego kil- -Hawrylak zasłynęła przede wszystkim kuratorek Anny Frąckiewicz i Weroniki kadziesiąt tysięcy zdjęć archiwum insty- projektem wrocławskiego „Manhattanu”, Szerle ukazała fenomen działalności polskiego projektanta, a także jej różtucji produkującej pocztówki w czasach jej dorobek jest znacznie obszerniejszy: PRL-u. W latach 70., z których pochodzi projektowane w latach 50. XX wieku ne wymiary: zarówno międzynarodowy, ta kolekcja, socjalistyczne władze zacią- szkoły, wielkie osiedle wznoszone wśród uniwersalny, jak i lokalny oraz współczegnęły ogromne długi na modernizację ruin, dom z dwupoziomowymi mieszka- sny. www.muzeumgdynia.pl
designalive.pl
94 Dział 01
designalive.pl
rzeczy 95 02
04/05
03
01. Lustro pokryte wzorem wykonanym w technice sitodruku, który sprawia, że widoczne w nim odbicie jest nierówne, poszatkowane. Produkt powstał w ramach kampanii „Dbamy o lepszą codzienność”. Stowarzyszenie Sieć Obywatelska – Watchdog Polska zaprosiło projektantów do stworzenia serii przedmiotów zainspirowanych filozofią działań strażniczych. Projekt: Kamila Niedźwiedzka, Nikodem Szpunar (Studio Szpunar), Monika Bienias. Cena 170 zł. 02. „Binek i Pulpet w świątyni Majów”. Krzysztof Łaniewski-Wołłk Kolejna ciekawa propozycja Wydawnictwa Dwie Siostry. Książka obrazkowa pomysłowo wykorzystująca formę. Przemierzając wraz z bohaterami labirynt korytarzy zapomnianej świą-
tyni, czytelnicy szukają właściwej drogi przez kolejne strony książki. Nim trafimy do wyjścia, będziemy musieli kilkakrotnie przemierzyć ją w tę i z powrotem, a po drodze wypatrzeć ukryte szczegóły i rozwiązać zaszyfrowane zagadki. Koncepcja i scenariusz: Krzysztof Łaniewski-Wołłk, ilustracje: Adam Wójcicki. 34 zł. www.wydawnictwodwiesiostry.pl 03. More Inside Kosmetyki do stylizacji włosów z serii „More Inside” firmy Davines są opakowane w piękny papier ozdobiony na wzór tradycyjnej japońskiej sztuki zdobniczej zwanej chiyogami. Styl ten rozwinął się w epoce Edo (1603–1868) i wykorzystywał wzory inspirowane naturą (kwiaty, zwierzęta). Dla każdego kosmetyku zaprojektowano specjalny wzór papierowego opakowania, pochodzącego z kontrolowanych źródeł i z cer-
tyfikatem FSC. Emisja CO2 wynikająca z jego produkcji jest rekompensowana przez ponowne zalesienie i działanie na rzecz ochrony lasów. Ceny od 70 zł. www.davines.com 04. Miód pitny z Miodosytni Imbiorowicz to produkt naturalnej fermentacji miodu, pochodzącego z pasieki zlokalizowanej w Powidzkim Parku Krajobrazowym. Starannie wyselekcjonowane dodatki, najwyższej klasy drożdże oraz świeżo tłoczone soki zapewniają wyjątkową jakość trunków. Jak podkreślają twórcy, ich produkty są osobiście nadzorowane – od wybierania surowca z ula, przez proces sycenia i fermentacji brzeczki, leżakowanie aż do butelkowania. Każda partia jest niepowtarzalna, a każda nuta smakowa – unikalna. Ceny od 35,90 zł. www.imbiorowicz.pl
05. Many Mornings Polska marka produkująca kolorowe skarpety, stworzona przez rodzinne przedsiębiorstwo z 25-letnim doświadczeniem. Miejsce założenia firmy też nie jest przypadkowe: powstała w Aleksandrowie Łódzkim, w którym przemysł włókienniczy ma już ponad stuletnią historię. Inspiracje do tworzenia czerpią ze wszystkiego, co ich otacza: spotkań z przyjaciółmi, nowych doznań, licznych podróży – jest to dla nich przede wszystkim frajda, którą chętnie się dzielą. Many Mornings to marka odpowiedzialna społecznie. Kupując parę skarpet, drugą firma przekazuje do domów dziecka, bezdomnym i innym osobom, które nie mogą sobie pozwolić na zakup odzieży. Ceny od 15 zł za parę. www.manymornings.com
designalive.pl
W pobliżu Barcelony, pomiędzy morzem a pasami startowymi lotniska El Prat, wierzchołki wysokich sosen skryły spektakularny dom z falującymi sufitami i ścianami ze szkła. Odkrywamy miejsce wyjątkowe, zaprojektowane dla muzyki, stanowiące jeden z symboli hiszpańskiej architektury XX wieku. Oto La Ricarda, zwana też Casa Gomis Tekst: Julia Cieszko Zdjęcia: Michele Curel, Julia Cieszko
designalive.pl
Zdjęcie: dzięki uprzejmości Urzędu El Prat de Llobregat
Dom ze szkła. La Ricarda
archikona 97
designalive.pl
98 archikonA
P
inie górują nad horyzontem. Docieramy do delty rzeki Llobregat, wokół której rozciągają się tereny parku narodowego. To przedziwne miejsce, gdzie życie ludzi i zwierząt toczy się dalej, niewzruszone uciążliwym hałasem lądowań i startów samolotów. Mimo upału dzika śródziemnomorska roślinność mieni się zielenią na tle turkusowego morza. Wypielęgnowane palmy pożegnaliśmy na granicy Barcelony. Teraz nad głowami widać już tylko przelatujące samoloty. Jak to bywa w Hiszpanii, idealna droga prowadzi aż do samej plaży, a my parkujemy w pięknym zakątku dla lokalnych wielbicieli żagli. Grupka dzieci z nauczycielami wędruje chodnidesignalive.pl
kiem – zapewne wybierają się na kolejną lekcję WF-u poza murami szkoły. Jesteśmy na terenie El Prat de Llobregat – katalońskiej miejscowości położonej w obszarze metropolitarnym Barcelony. Miasta osobliwego, bo ponad jedną czwartą jego powierzchni zajmuje międzynarodowy port lotniczy, który od wielu lat stopniowo zabiera naturze miejsce. Lotnisko praktycznie wchłonęło lokalne tereny, stając się gigantycznym tworem usługowo-przemysłowym otoczonym wodą i górami. Wysiadamy z autobusu. Naszą grupę przejmuje sympatyczna pani – dziarskim okrzykiem „Vamos!” prowadzi nas w stronę czegoś na kształt zarośniętego dzikiego parku.
Sześćdziesięcioparoletnia Hiszpanka świetnie radzi sobie z dyscypliną, głośno, wyraźnie tłumaczy i gestykuluje w sposób typowy dla południowców. Z niecierpliwością pytamy o możliwość kontaktu z właścicielami domu, o książki, publikacje oraz materiał fotograficzny. – Zdjęcia? Owszem, mamy ich sporo. Jest kilka przepięknych sesji całego domu. Mam też wiele naszych rodzinnych fotografii, zarówno z budowy, jak i z dzieciństwa. W zasadzie należą do mojej mamy, ale pokażę wam je z przyjemnością – dodaje. Bo sympatyczna Marita nie jest wcale zwyczajną panią z urzędu, ale córką samego Ricardo Gomisa: wielkiego wizjonera i inżyniera, który w latach 50. w Hiszpanii
władanej silną ręką generała Franco odważył się wybudować dom wyprzedzający swoją epokę. Nasza przewodniczka wychowała się w Casa Gomis – domu ze szkła, jak nazywają go miejscowi, w legendarnej willi, odzyskującej obecnie miano symbolu katalońskiego racjonalizmu.
z całej Europy, próbując uniknąć okropności wojny. Wraz z rosnącą liczbą ludności powiększały się zyski lokalnych firm. Był to czas wyższej klasy średniej i bogacącego się społeczeństwa. Konserwatyzm katalońskiej szlachty powoli ustępował miejsca zabawie, uciechom i, przede wszystkim, muzyce. Nie bez przyczyny: znawcy jazzu Lata 30. Jazz i modernizm do dzisiaj nazywają Barcelonę Nowym OrNeutralność Hiszpanii w czasie I wojny leanem Morza Śródziemnego. Boom gospoświatowej doprowadziła do spektakularnego darczy lat 30. przyniósł również oczekiwany rozwoju gospodarczego Barcelony. Potężny rozwój myśli architektonicznej – legendarną przemysł włókienniczy Katalonii zwiększył katalońską secesję powoli doganiał moderswoją produkcję dzięki silnemu popyto- nizm drugiej Republiki Hiszpanii, nazywany wi na mundury, zwłaszcza dla francuskiej na Półwyspie Iberyjskim „racjonalizmem”. armii. Pociągami zjeżdżali tu repatrianci Najświetniejsze budowle tego okresu
zawdzięczamy powstałej w 1930 roku grupie GATEPAC (Grupa Hiszpańskich Architektów i Techników dla Postępu Architektury Współczesnej), która właśnie w Katalonii działała najprężniej. Wśród jej założycieli byli między innymi Josep Lluís Sert oraz Antonio Bonet – ważne nazwiska również w samej historii La Ricardy. Rodzina Gomisów Na początku lat 30. XX wieku Ricardo Gomis studiował inżynierię. Interesowały go wszelkiego rodzaju nowości techniczne związane z nagłośnieniem, a muzyka była jego wielką pasją. Chciał wykorzystać zdobyte umiejętności i wiedzę techniczną, aby designalive.pl
100 Dział
wprowadzić muzykę do domów i miejsc publicznych. Gomis pochodził z bogatej rodziny przemysłowców i w tych samych kręgach poznał swoją towarzyszkę życia, Inés Bertrand, która w pełni podzielała jego miłość do muzyki, sztuki i architektury. Po ślubie zdecydowali się wybudować wspólny dom, który już na etapie tworzenia projektu stał się symbolem fascynacji kulturą i nowoczesną myślą projektową. Jako miejsce wybrali kilkuhektarową posiadłość otoczoną lasem sosnowym, należącą do rodziny Bertrandów od 1895 roku. Ziemię z widokiem na staw La Ricarda i Morze Śródziemne kupił Manuel Bertrand y Salsas – przedsiębiorca tekstylny, którego działalność przyczyniła designalive.pl
się do rozwoju okolicy, budowy dróg i kanalizacji. Ricardo Gomis, baczny obserwator świata sztuki i znawca architektury, chciał stworzyć swój dom we współpracy z cenionymi projektantami. Początkowo za koncepcję miał być odpowiedzialny Josep Lluís Sert, współtwórca hiszpańskiego pawilonu na Międzynarodowej Wystawie w Paryżu w 1937 roku (tego, w którym Picasso pokazał swoją Guernicę). Jednak tragiczna sytuacja polityczna Hiszpanii i krwawa wojna domowa zmusiły Serta i wielu innych utalentowanych twórców do emigracji. Gomis skontaktował się więc z jego współpracownikiem z czasów
paryskich, Antionio Bonetem, który jeszcze w 1936 roku, zaraz po studiach architektonicznych, wyjechał do Francji uczyć się w studiu Le Corbusiera. Niestety zawierucha wojenna również i Boneta zatrzymała poza granicami kraju – zmuszony do wyjazdu do Argentyny z krótką wizytą wrócił dopiero w 1949 roku. Wtedy Gomisowie i Bonet spotkali się po raz pierwszy i jak wspomina Marita, od razu połączyła ich wspólna pasja i podobna wizja architektury. La Ricarda od początku była więc projektem wyjątkowym, wynikiem dużego zaangażowania i fascynacji. Tylko taka energia pozwalała stworzyć dom w procesie intensywnej korespondencji pomimo trudnych
archikona 101
Inés i Ricardo odnaleźli człowieka, który nie tylko zrozumiał i podzielał ich niezwykłą wrażliwość artystyczną, ale również, jak się później okazało, stał się oddanym przyjacielem, z którym tworzenie domu było przygodą życia i realizacją marzeń
czasów hiszpańskiej izolacji. Bonet wysyłał swoje pierwsze koncepcje i plany z Buenos Aires, stamtąd kierował również budową. Choć jego pierwszy projekt nie zyskał aprobaty rodziny Gomisów, gdyż zbyt mocno zdominował krajobraz, to jednak kolejny, z 1953 roku, okazał się jego całkowitym zaprzeczeniem. Przedstawiał dom oparty na dialogu z otoczeniem. Dyskretny i subtelny – nie tylko dzięki architekturze samej w sobie, ale również za sprawą wybranych materiałów i kolorów. Architektura. Rodzinne wspomnienia Marita zaprasza nas do domu. Aby się do niego dostać, musimy wejść na teren
posesji bujnie porośniętej roślinnością. Cały czas towarzyszą nam zapachy morza, sosen i zakurzonej ulicy. Zagłębiamy się w sam środek trzciny cukrowej – trasa wydaje się być nieuczęszczana. Dochodzimy do bramy powoli zarastającej trawami – zwyczajnej, jednej z tych, które można spotkać w fabrykach. Przez zielony tunel niskich palm dochodzimy do zacienionego, chłodniejszego lasu, w którym skrywa się La Ricarda. Budowla niezwykła i pełna historii. Pofalowane dachy, oszklone fasady łączą się z kolorowymi, ażurowymi ściankami i murami w ceramicznych hiszpańskich kaflach. Otoczona lasem sosnowym Casa Gomis została podniesiona lekko ponad wydmy.
Parterowy dom składa się z połączonych asymetrycznie pawilonów. Ułożone w poziomie tworzą jadalnię, salon, sypialnie – towarzyszą im taras, podcienia i basen. W całym budynku widać różnorodność rozwiązań materialnych oraz funkcjonalnych. Jedynym z odosobnionych pawilonów miał być pokój prywatny właścicieli. Praktyczna pani Gomis sprzeciwiła się jednak tym pomysłom: w przypadku złej pogody nie miała ochoty na wychodzenie do kuchni z parasolem czy też powrót do własnego pokoju w płaszczu. Na jej prośbę zaprojektowano więc korytarz łączący centrum domu z sypialnią. Całkowicie pokryto go szkłem, dzięki czemu będąc w budynku, designalive.pl
102 archikona
Zdjęcie: Michele Curel
„Falujące sklepienia dachów nawiązują do wiszących, okolicznych sosen. Wszystkie detale konstrukcyjne i dekoracyjne – drzwi, dywany, meble, kolorystyka – sprzyjają przestrzeni i światłu. Bonet z Gomisem stworzyli wspólnie funkcje, dzięki którym powstał nowy rodzaj myślenia o użytkowaniu przestrzeni. Sypialnia główna, salon, łazienki są dyskretnie połączone z innymi sekcjami poprzez oszklone korytarze. Osobne skrzydło domu jest zarezerwowane dla dzieci, gdzie każdy z pokoi poprzez drzwi przesuwne ma dostęp do własnego placu zabaw. Dwie przestrzenie „spotykają się” w sercu willi – sali zaprojektowanej do spędzania wspólnie czasu, słuchania muzyki, rozmów, spotkań, koncertów”. (cyt. za: es.wikiarquitectura.com)
wciąż możemy obserwować piękno otaczającego krajobrazu. La Ricarda z założenia miała być budynkiem jednokondygnacyjnym. Zrezygnowano z widoku na morze na rzecz pełnej symbiozy z krajobrazem. Fale jednak cały czas słychać (jeśli tylko nie przelatuje nad nami samolot). Do domu wchodzi się przez patio, na którym umieszczono rzeźbę witającą gości. Marita stawia drabinę przy budynku. – Wskakujcie, nie bójcie się. Stamtąd jest piękny widok – zachęca do wdrapywania się na dach. Wieża usytuowana w okolicznych sosnach, w której zaplanowano zbiornik wody, stała się jedynym kontrapunktem designalive.pl
wertykalnym. Północne ściany willi pokryto typową w tej części Hiszpanii ceramiką w zielonej i brązowej kolorystyce. Na stronach południowej i zachodniej wstawiono szkło, które stanowi jeden z ważniejszych materiałów obiektu. Mocnym akcentem jest gres widoczny zarówno na podłogach, jak i w zaprojektowanych przez Boneta ażurowych płytach, wydzielających przestrzeń. Marita pokazuje nam wnętrza. Z dumą opowiada o pomysłach swojego ojca i jego fascynacji symetrią. – W tym domu wszystko ma znaczenie. W każdym meblu odkrywam jakiś symbol – podkreśla córka inżyniera. – Kiedy już zostałeś zaproszony
DZIAŁ 103
Zdjęcie: Michele Curel
do La Ricardy, wszystko stało przed tobą otworem. Niezwykła relacja pomieszczeń z naturą. W piękne dni rodzice otwierali szklane ściany i „przedłużali” salon, wyciągając meble na zewnątrz. Ta część ogrodu stawała się naszą jadalnią. Tata podkreślał, że ktokolwiek znajduje się w kuchni i ciężko pracuje, powinien mieć to samo światło i ten sam widok, co każda osoba odpoczywająca i rozmawiająca w salonie – wspomina Marita Gomis Bertrand. Kolejną cechą charakterystyczną domu są jego proporcje. Gomis był perfekcyjnym inżynierem, a projekt domu zlecił architektowi, który równie jak on przywiązywał
wagę do szczegółów. Wszystko zostało dokładnie wykalkulowane. – Pamiętam, jak nasz tato podkreślał: „W tym domu wszystko jest wielokrotnością lub podwielokrotnością”. Ale gdy jesteś nastolatkiem, nie zwracasz uwagi na to, co mówią do ciebie rodzice – dodaje z uśmiechem. – Zobaczcie. Ten stół to dokładny odpowiednik czterech elementów w salonie. To ta sama powierzchnia, którą widzimy przed kominkiem – mówi, wskazując na mebel ogrodowy. Takie zależności można spotkać w całym domu. Ukryte dla gości, ale niezwykle ważne dla twórców – równoległości i prostopadłości miały ogromne znaczenie
w techniczno-muzycznym świecie Gomisa. Marita prowadzi nas do części zaprojektowanej dla dzieci: było ich sześcioro i każde miało swój pokój: malutki i prosty. Wujek Marity, sławny fotograf, zrobił zdjęcia roślinności z okolicy La Ricardy. Każde dziecko mogło wybrać zdjęcie takiej, którą najbardziej lubiło, a ramą dla fotografii stały się fronty szafek – może to rozwiązanie typowe dla obecnych trendów, ale w latach 60. było innowacją. Za domem stoi przypominający iglo i również zaprojektowany przez Boneta dom dla Urkiego – ukochanego owczarka niemieckiego, pierwszego psa w rodzinie Gomisów.
104 archikonA
Zdjęcie: Michele Curel
Rodzina wprowadziła się do La Ricardy w 1962 roku. Ricardo Gomis stworzył nie tylko dom dla swojej rodziny, ale i schronienie dla katalońskiej sztuki i muzyki
Dom muzyki W La Ricarda podziwiamy wszystko: od mebli, materiałów wykończeniowych, założeń architektonicznych, aż po przepiękny krajobraz. W sali głównej umieszczono zdjęcia, plany i publikacje – mała wystawa ma przypominać, że historia Casa Gomis nie zakończyła się wraz z budową. Dom oprócz tego, że stał się miejscem dla całej rodziny, to przede wszystkim odegrał ważną rolę w życiu powojennych twórców, stając się symbolem niezwykłej pasji i potrzeby uczestnictwa w kulturze hiszpańskiej wbrew rosnącej dyktaturze. designalive.pl
W powojennej Barcelonie próbowano odbudować silną awangardę z okresu republiki – stłamszoną po zwycięstwie Franco. W ten nurt włączył się również Ricardo Gomis, który wraz z grupą przyjaciół (architektem Sixte Illescasem, mecenasem sztuki Joanem Pratsem oraz krytykiem Sebastià Gaschem) stworzył Club 49. Przez ponad dwie dekady grupa prowadziła intensywną działalność kulturalną w dziedzinie poezji, muzyki, teatru i sztuk wizualnych. Organizowano imprezy, koncerty, spektakle i pokazy tańca. Wystawiano artystów takich jak Miró, Tapies czy też Leopoldo Pomes. La Ricarda stała się kulturalnym centrum „walki” Clubu 49
DZIAŁ 105
Zdjęcie: Michele Curel
o utrzymanie ducha nowoczesności wbrew istniejącym warunkom politycznym. Bywali tutaj najwięksi twórcy oraz intelektualiści katalońskiego środowiska. Spotykali się, rozmawiali, słuchali muzyki. Gdy Johnny Cage odwiedził Barcelonę, Ines Bertrand wydała na jego cześć przyjęcie w swoim wielkim salonie. Dzisiaj architektoniczne dzieło Boneta stało się niemożliwe do zamieszkania – samoloty przelatują prawie nad głowami, a gdy startują, praktycznie nie da się rozmawiać. Dom przekształcono w prywatne muzeum otwarte codziennie, jednak na wizyty trzeba umawiać się z dużym wyprzedzeniem.
Potomkowie Gomisów przyjeżdżają tutaj bardzo często, bo choć hałas stał się zbyt uciążliwy, to jednak La Ricarda wymaga ciągłej renowacji. Rodzeństwo samodzielnie opiekuje się najpiękniejszą pamiątką po swoich rodzicach, która nadal nie została wpisana na listę zabytków i nie jest finansowana przez władze katalońskie. Rodzina Gomis w „szklanej wilii” mieszkała do połowy 1999 roku, gdy rozpoczęto pierwszy wielki remont dachu. – W tym domu wszystko zawsze trwa i zawsze trwało. Na samą tylko analizę niezbędnych prac poświęciliśmy rok – podkreśla spadkobierczyni. Marita jednak się nie poddaje, jest
dobrej myśli. Historia La Ricardy, pokazywanie pomysłów ojca i talentu Boneta jest częścią tożsamości jej rodziny, spuścizną dwudziestowiecznej kultury Hiszpanii. Sześcioro rodzeństwa robi wiele, by ocalić ją od zapomnienia. Najważniejsze media hiszpańskie już opisują potrzebę ratowania miejsca, a dzięki środkom zebranym na platformie crowdfundingowej Xavier García i Albert Murillo stworzyli piękny film dokumentalny. Wycieczki dla dziennikarzy organizują firmy z branży designu i mody, a zwiedzanie Casa Gomis na stałe weszło do kalendarza studentów architektury z Barcelony. designalive.pl
106 Dział
designalive.pl
architektura 107
Czyste płótno Ekscentryczny, surrealistyczny, autentyczny. Położony w dzielnicy diamentów w Antwerpii – mieście będącym sercem jubilerskiego świata. Klejnot w koronie Studia Job: loft wypełniony po brzegi ikonami XX-wiecznego designu Tekst: Eliza Ziemińska Zdjęcia: Dennis Brandsma dla EH&I
designalive.pl
108 architektura
Studio. Wśród mebli między innymi: model namiotu cyrkowego (Studio Job), dywan Shushi (Campana Brothers), modułowa szafka 663 Gispen (Wim Rietveld z 1954 roku)
J
manufaktury. Jednocześnie trudno nie zauważyć tu postmodernistycznych trików. Mieszanie konwencji, tradycyjnych symboli i ikon kultury europejskiej z pospolitymi kontekstami doprowadziła do powstania karykaturalnych, ironicznych przedmiotów. Wśród projektów Studia Job znajdziemy witraże, rzeźby, tkane dywany, inkrustowane blaty stołów, odlewy z brązu. Bawiąc się materiałami, skalą i archetypicznymi kształtami, Tynagel i Smeets kwestionują wyobrażenia na temat funkcjonalności, stylu i masowej produkcji. Ich projekty często przybierają łatwo rozpoznawalne kształty wazonu, świecznika czy czajnika, które zostały powiększone do nietypowych rozmiarów. Przedmioty te tracą w ten sposób nie tylko funkcję, ale też pierwotne znaczenie. Jest coś pociągającego w ich podejściu do przedmiotów. Być może to pozorny brak zasad, nieustannie przełamywany doprowadzonym do perfekcji rzemiosłem, odzwierciedlający spokojną pewność ich Ekspresyjny symbolizm twórców – bardziej przypominają artystów Ich neorenesansowe prace, czerpiące z tra- niż projektantów, ale w rzeczywistości nie Sztuka czy design? Tynagel i Smeets nieco lekceważąco odno- dycji rzemieślniczych, stoją w opozycji są zainteresowani żadną z tych etykiet. Poszą się do pytań o misję, funkcję i znaczenie do modernizmu i funkcjonalizmu. To jak- dobnie jest w przypadku loftu położoneich projektów – to dlatego, że kierują się by kontynuacja rzemieślniczych ruchów go w Antwerpii, gdzie mieszka i pracuje innymi wartościami. To, co dla nich istotne, Arts and Crafts, które przeciwstawiały się Smeets. Choć przestrzeń jest zaprojektoto jakość. Jak sami przyznają, ważne jest to, produkcji przemysłowej na rzecz ręcznej wana, nie nosi śladów ludzkiej ingerencji. ob Smeets i Nynke Tynagel to bratnie dusze i współpracownicy, założyciele Studia Job. 16 lat po ukończeniu Design Academy w Eindhoven i założeniu wspólnej pracowni uważani są za pionierów współczesnego rzemiosła artystycznego. Mają na koncie wiele projektów i wystaw. Choć najłatwiej nazwać ich projektantami, nie interesuje ich design. Mimo że ich ornamentalne, nasycone prace niosą wiele znaczeń, oni sami nie mają misji ani celu. Kiedy rozmawialiśmy w 2013 roku podczas prezentacji ich prac na targach w Mediolanie, Job Smeets przyznał z rozbrajającą szczerością: – Nigdy nie myślimy o odbiorcach naszych projektów, chociaż lubimy ich zaskakiwać. Nie zastanawiamy się nad odbiorem naszych prac tak jak artyści. Przede wszystkim chcemy wyrażać siebie poprzez design: to nasz jedyny cel. Nie próbujemy zbawiać ani ulepszać świata. Nie musimy dokonywać wielkich odkryć. Nie mamy celu, by czynić kogoś szczęśliwym bądź smutnym.
designalive.pl
by ich projekty przetrwały dłużej niż meble z Ikei – a to dlatego, że oprócz walki z czasem nie możemy wiele więcej zrobić. I chyba ta ich szczerość i nonszalancja są właśnie tak pociągające. To samo widać w ich projektach. Na myśl przychodzi mi Jeff Koons, amerykański artysta końca XX wieku: swoimi inteligentnymi, choć często obrazoburczymi pracami bawił się z widzem, przypominając nieco błazna, którego nieznośne żarty obnażają nasze niedoskonałości. Podobnie projekty Studia Job, niczym wyciągnięte ze scenografii filmu Alejandro Jodorowsky’ego, mogą na początku budzić oburzenie. Jednak nie są to tylko banalne chwyty, ale zamierzona gra z widzem. Albo użytkownikiem, bo mimo wszystko mamy do czynienia z przedmiotami codziennego użytku, które nieustannie próbują stać się muzealnymi eksponatami. Zresztą kto dziś zadaje sobie pytanie o granice między wzornictwem a sztuką?
DZIAล 109 Studio. Atelier van Lieshout. Lampka i telefon z kolekcji prywatnej projektantรณw
designalive.pl
110 architektura Jadalnia. Żyrandol: Paper Chandelier (Moooi, Studio Job). Porcelanowy miecz i stół projektu Studio Job. Krzesła Pyramid (Ahrend, Wim Rietveld z 1960)
designalive.pl
DZIAŁ 111 Maski Suske & Wiske położone na modułowej szafce 663 Gispen (Wim Rietveld z 1954 roku)
designalive.pl
112 architektura Kto: Studio Job, czyli Nynke Tynagel i Job Smeets Gdzie: „Dzielnica diamentów”, Antwerpia, Belgia Co: Loft mieszkalny w wyremontowanym magazynie z lat 50. xx wieku Powierzchnia: 700 m2
Powrót do korzeni Loft mieści się w magazynie położonym w „diamentowej dzielnicy”, zamieszkałej przez architektów, artystów i projektantów. W ciągu lat budynek pełnił różne funkcje (był między innymi siedzibą szkoły prowadzonej przez wspólnotę żydowską) i z tego powodu „obrósł” w różne dobudowy. Jest jednym z nielicznych betonowych domów w mieście pełnym kanałów i już samo to zadecydowało o jego wyjątkowości. Z tego powodu podjęto decyzję o pozbyciu się wszystkich zbędnych elementów niestanowiących oryginalnej konstrukcji budynku. Pozwoliło to na otwarcie przestrzeni w środku, a także rozmycie granicy z zewnętrzem przez zastosowanie ogromnych przeszkleń. Pierwotna struktura budynku nie została zakłócona żadnym dodatkowym elementem. Beton, drewno i elementy kompozytu to jedyne materiały, które posłużyły przy wykończeniu wnętrz. Jedyną znaczącą ingerencją były schody z charakterystyczną rzeźbioną barierką zaprojektowaną przez holenderskiego projektanta Maartena Baasa. Prywatne muzeum Wśród przestrzeni zaprojektowanych i użytkowanych przez Studio Job są galeria, apartament i dom wakacyjny. Wszystkie te miejsca urządzili na podobnej zasadzie: bardziej przywodzą na myśl dzieła sztuki. Antwerpijski loft to raczej muzeum designalive.pl
niż mieszkanie – i taki właśnie był zamiar. Wnętrze miało stworzyć neutralne tło dla wyeksponowania ulubionych przedmiotów pary projektantów. Część z nich powstała w ramach ich współpracy w Studiu Job, a poza tym znajdziemy tu meble i obiekty, które cenią. – Wiele przedmiotów pochodzi z lat 50., kiedy modernizm przejawiał się w najczystszej formie – podkreśla Smeets. Mamy tu Tulip Table Eero Saarinena, Wire Chair Harry’ego Bertoi, modułową szafkę Wima Rietvelda. Pojawiają się też bardziej ekstrawaganckie obiekty, jak fotel projektu Joe’go Colombo czy wielki wieszak-kaktus Guframa. Znajdziemy również starsze projekty, jak sofa Kubus Jozefa Hoffmanna czy krzesło Wima Rietvelda obite tapicerką Studia Job dla marki Maharam. Na kolekcję składają się także szklane wazy czeskiego artysty Bořka Šipka, ręcznie tkane dywany projektu braci Campana czy urna z brązu holenderskiego artysty Armando. Są tu również grafiki Lucio Fontany, plakaty Keitha Haringa oraz obrazy flamandzkiego ekspresjonisty Constanta Permekego. Nie mogło też zabraknąć prac Studio Job. Wśród nich między innymi: papierowy żyrandol zaprojektowany dla Moooi, ręcznie tkany, okrągły dywan stworzony na zamówienie Nodusa, szezlong-modułowy fotel, charakterystyczny przeskalowany miecz, a także przedmioty z drewna różanego
i brązu. Pojawiają się tu charakterystyczne wzory ze szkieletów zagrożonych gatunków zwierząt. Jedynym elementem zaprojektowanym przez studio specjalnie dla tego wnętrza jest witraż prezentujący Tynagela i Smeetsa, oddzielający kuchnię od pozostałych części loftu. Na dachu budynku znajduje się jeden z największych ogrodów w Antwerpii, jednak projektanci przyznają, że nie są fanami ogrodnictwa – jest to po prostu miejsce, w którym można się przewietrzyć. Jedyną dekoracją jest tu ogromny, pozbawiony swojej funkcji aluminiowy żyrandol i fotel projektu Boba Copraya i Nielsa Wildenberga. Choć, jak przyznają Tynagel i Smeets, inspiracją do projektu były żelbetowe bunkry, loft nie miał przypominać niedostępnego skarbca i mimo tego, że wygląda jak muzeum, jest też miejscem do życia i pracy. – Nie mieliśmy wizji. Po prostu zaadaptowaliśmy przestrzeń, szanując jej historię i budując most do przyszłości. Pamiętaj, że architekturę można tylko wynająć, nawet jeśli kupujesz ją na własność. Ten budynek będzie żył dłużej od nas, dlatego zawsze tworzymy neutralne przestrzenie – tłumaczą. Mimo że surowy loft wypełniony kolekcją mebli nie jest neutralny, a raczej mocno sugestywny, miejscami nawet nieznośnie wyrazisty, gra, którą Studio Job prowadzi z widzem, wciąga i intryguje jak kosztowna błyskotka.
DZIAŁ 113 W łazience między innymi: regał Paper Cupboard projektu Studio Job
designalive.pl
114 danuta włodarska oddech
116 miejsca
M
am wrażenie, że wciąż mówimy o jedzeniu, dietach, nowych miejscach, w których warto spróbować kuchni z różnych stron świata lub rodzimych specjałów. A co jedzenie i miejsca spotkań mówią o nas? Wybrane przeze mnie restauracje, kawiarnie i bary tworzą bardzo subiektywny zestaw. Nie jestem smakoszem, więc bywam w nich przede wszystkim, by zobaczyć, jak wyglądają. Oglądam z zawodowej i osobistej ciekawości, prowadząc swoje amatorskie badania antropologiczno-kulinarne. Obserwuję, jak trendy wędrują i zadamawiają się w naszym życiu. Sprawdzam, czy jest jakiś patent, tajemniczy składnik, który decyduje, że dane miejsce jest lubiane przez ludzi? Jak działa w nich architektura? Czy to ona decyduje o tym, że wybieramy takie, a nie inne miejsca spotkań, niczym scenografię i tło dla naszego życia? W moim zestawieniu pojawiają się zarówno niewielkie, autorskie miejsca (Carmnik, Zakład czy Gdynia Osobowa), jak i wysokobudżetowe, firmowe lokale, w dużej i małej skali. Najważniejszym kryterium wyboru był jednak pomysł i atmosfera miejsca. Są tak różne, jak różne style i trendy panują na rynku gastronomicznym i jak różni jesteśmy my sami.
Zorza Bistro
Wszystko ma znaczenie Restauracja, bistro, café Jedzenie stało się bardzo ważnym elementem naszego codziennego życia. Oglądamy namiętnie programy z mistrzami kuchni i restauratorami. Kupujemy książki kucharskie, chodzimy na kursy i warsztaty gotowania. Na Instagramie i platformie Pinterest królują fotografie jedzenia albo miejsca, w których spotykamy się, by coś zjeść, ale może… jemy, żeby się spotkać? Nic bowiem tak nie zbliża, jak wspólny posiłek – i może nie chodzi tu nawet o jedzenie, tylko o celebrowanie chwili, pretekst do bycia tu i teraz Tekst: Katarzyna Andrzejczyk-Briks
Wnętrza opowiadają historię Już dawno skończyły się czasy, w których do sukcesu wystarczyło podanie gościom czegokolwiek do jedzenia i czysty lokal. Dziś, aby zaistnieć w pamięci ludzi i zamienić ich w naszych, najlepiej stałych klientów, musimy być „jacyś”. Pomysł na swój własny styl i świadomość, dla kogo powstaje dane miejsce, są pierwszymi krokami do udanego projektu. Duszą każdego miejsca są zawsze ludzie, którzy je tworzą: twórczy właściciel, dobry kucharz, uważna obsługa. Choć dobre jedzenie uratowało niejedno brzydkie wnętrze, znaczenie projektu wnętrza jest niebagatelne. Ludzie lubią zmiany, podróżują realnie lub wirtualnie, więc liczy się „bycie trendy”, czyli nadążanie za nowinkami i modami. W naszej obrazkowej rzeczywistości wygląd miejsca jest niezwykle ważny także z innego powodu. Fotogeniczność pomoże w zdobywaniu następnych klientów: ludzie kolekcjonują piękne obrazy, chwile, nastroje. Chętnie dzielą się nimi w mediach społecznościowych. W ten sposób klienci robiący zdjęcia posiłków i miejsc stają się ambasadorami produktów i marek. Jednak wygląd to nie wszystko: dobry projekt daje możliwość wpływu poprzez architekturę na emocje i zachowania użytkowników. Najważniejsza jest świadomość, że projektowanie restauracji czy kawiarni to coś więcej niż projektowanie wystroju. Tworzymy usługę i doświadczenie klienta, a architektura jest tu narzędziem, dzięki któremu
wywołujemy oczekiwany efekt. Ma pomóc uwierzyć w „opowiadaną” przez wnętrze historię i poczuć się w tej przestrzeni wygodnie i bezpiecznie. W dobrze zaprojektowanym miejscu dzieje się to niezauważenie – po prostu czujemy spójność pomiędzy tym, co i jak jemy. Tu każdy element jest ważny. Zaczynając od nazwy i logo, poprzez zachęcający szyld, wnętrze, estetyczne i czytelne menu, ubiór i zachowanie obsługi, a na smacznym jedzeniu kończąc.
z laptopem przy porannej filiżance espresso, inne do spotkania w kilkuosobowym gronie, a jeszcze inne do zadań specjalnych: uroczystości rodzinnych i randek. Jednym z podstawowych i częstych błędów wielu wnętrz restauracyjnych jest maksymalne wykorzystanie przestrzeni na stoliki bez uwzględnienia zasad proksemiki. Wiadomo, że miejsca w pobliżu drogi do sanitariatów i dróg komunikacyjnych nie będą cieszyć się powodzeniem, a zbyt bliskie odległości między stolikami zmniejszą poczucie intymności. Błędy łatwo zauważyć w fazie użytkowania: wystarczy obserwować zachowania naszych klientów i szybko dowiemy się, które miejsca wymagają korekty i nowych pomysłów.
miejsca, w których jemy i spotykamy się dziś w różnych miastach Polski, nie mogę uniknąć wrażenia, że w tej opowieści trendy w projektowaniu czy moda na nowe rodzaje jedzenia wcale nie są najważniejsze. Jest to raczej podróż w sferę naszych wyobrażeń i tęsknot. Deyan Sudjic w swojej książce B jak Bauhas pisze o współczesnej restauracji Delunay, której wnętrze przypomina te z początku XX wieku: „(…) jest szczególnie wyrazistym obrazem tego, czym stało się jedzenie na mieście: doświadczaniem Wszystko ma znaczenie naszego wyobrażenia o tym, jak powinno Juhani Pallasmaa od wielu lat zwraca wyglądać życie innych ludzi”. Wiele wnętrz, uwagę na to, jak ważne w projektowaniu świadomie lub nie, odwołuje się do naszych są wszystkie zmysły. Ten fiński profesor aspiracji i ukrytych potrzeb oraz do emocji. jest także propagatorem neuroarchitektury, Dzięki wnętrzom możemy podróżować która bada relacje między otoczeniem a mów przestrzeni: gdy po długim dniu prazgiem oraz układem nerwowym człowieka. Dźwięk gościnności i mistrz nastroju cy w warszawskiej korporacji wpadamy Okazuje się, że przestrzeń działa na nas „Każdy budynek i każda przestrzeń mają na drinka i kolację do zaprojektowanego nieustannie, choć podświadomie. Profe- swój charakterystyczny dźwięk intym- z wielkomiejskim rozmachem baru Stixx, sor psychologii eksperymentalnej Charles ności lub monumentalności, zaproszenia poczujemy się, jakbyśmy byli w Nowym Spence z Oxford University podkreśla, jak lub odrzucenia, gościnności lub wrogo- Jorku; odwiedzając Zorzę, przeniesiemy się duże znaczenie w branży restauracyjnej ści” – pisze Juhani Pallasmaa w Oczach do Paryża czy Barcelony. Możemy też pomają małe rzeczy, detale, których świado- skóry. Dźwięk to coś, czego nie widzimy, dróżować w czasie i poczuć się przez chwilę mie nie zapamiętujemy: ciężar sztućców, ale może on skutecznie zniechęcić naszych jak bywalcy kultowych kawiarni w PRL-u, kolory zastawy i obrusa, docierające do nas gości do pobytu w danym wnętrzu. Dwa zjadając ptysie w warszawskim Lukullusie zapachy, dźwięki i oświetlenie. „Wszystko, dominujące w ostatnich latach trendy na Chmielnej. Tak naprawdę każdy z nas czego doświadczasz, ma wpływ na odbiór (minimalizm i styl industrialny) stawiają wybierze inne miejsce na spotkanie w zarzeczywistości. (…) To, co widzisz, może na materiały takie jak: metal, beton, kamień, leżności od okazji i towarzystwa. W dużej zmienić to, co słyszysz. To, co słyszysz, może szkło. Wszystkie one mimo atrakcyjnego mierze zadecyduje o tym właśnie atmosfera zmienić to, co smakujesz”. Jego badania po- wyglądu mają jedną wadę – źle wpływają konkretnego lokalu i emocjonalne skojarzekazują wpływ kolorów i dźwięku na nasze na akustykę. Wnętrza w tym stylu są czę- nia, jakie ze sobą niesie. odczucia smaku i zapachu. Uświadamiają sto wysokie, z antresolą, co dodatkowo one, że „doświadczenie jedzenia i picia od- zwiększa te problemy, a miejsce przyjazne Powidoki bywa się w naszych umysłach tak samo jak to balans dźwięku. Badania pokazują, że gdy Droga na skróty może okazać się niebezw naszych ustach”. Badania Charlesa Spen- restauracja jest zbyt cicha, ludzie odbierają pieczna. Niewielu jest ludzi, którzy mają ce’a są pionierskie, więc trudno póki co ją jako pozbawioną atmosfery, zbyt sztywną swój własny pomysł na lokal, jedzenie i atprzewidzieć ich użycie w praktyce. Ważne i formalną. Delikatna muzyka w tle i szum mosferę. To niewielka grupa liderów. Jest za jest, by projektować przestrzeń uwzględ- rozmów pozwalają poczuć się swobodniej to wielu, którzy bardzo często korzystają niającą taką wielozmysłową perspektywę: i intymniej. Z kolei zbyt głośna muzyka z cudzych, sprawdzonych pomysłów. Tak nie odciągnie uwagi od jedzenia, stworzy działa stresująco i szybko męczy, a poza rodzą się wnętrza-powidoki. Jeśli jakieś warunki do rozmowy, zbuduje atmosferę tym, co ciekawe, wpływa także na nasz miejsce odniesie sukces, pojawiają się jego spotkania, pomoże w celebrowaniu chwili. smak: tłumi zdolność do odczuwania sło- bracia bliźniacy. I tak z czasem niemal dyczy i słoności potraw. Absolutnym mi- wszędzie zobaczymy ściany pomalowane Możliwość wyboru strzem w tworzeniu nastroju jest również farbą tablicową, industrialne lampy i meble Nasze potrzeby wobec przestrzeni można światło. Wydaje się jednak, że projektanci albo ekologiczne palety. Naśladownictwo przetestować za pomocą łatwego ekspery- zwracają uwagę głównie na wygląd tzw. widać w kopiowaniu produktów, nazw, lomentu. Zastanówmy się, jakie stoliki wybie- „designerskiej” lampy, a już mało kto za- gotypów czy nawet czcionek. Liderzy mają ramy najchętniej w restauracji czy kawiarni. stanawia się nad tym, jakie światło emituje za to tę ogromną umiejętność przecierania Zwykle te, które znajdują się pod ścianami dana lampa. Fascynowała mnie na przykład szlaków: zmieniają swoją ulicę, a czasem i pozwalają nam widzieć wejście. Edward kariera uwielbianych w ostatnich sezonach nawet całą dzielnicę. To rzeczywiście nieT. Hall – twórca proksemiki, który badał industrialnych żarówek, które, choć bardzo zwykle trudna branża: wymagająca, zmienrelacje ludzi i przestrzeni w różnych kultu- ładne, są uciążliwe dla oczu i tworzą nie- na, poddana stałym porównaniom i presji rach – stwierdził, że podstawową potrzebą zliczone cienie we wnętrzu. Rzadko kto ze strony klientów, którzy są coraz bardziej jest poczucie bezpieczeństwa. Powstaje ono, myśli także o barwie światła i jego wpływie wymagający i coraz mniej lojalni. Jednak to, gdy nasza przestrzeń osobista i społeczna na psychikę użytkowników. Barwa ciepła co najcenniejsze i najtrudniejsze w realizacji, nie jest naruszana przez innych. W otwartej ma lekko żółty odcień nadający wnętrzom to oryginalne pomysły i autentyczność – ich przestrzeni granice tej niewidzialnej sfe- przytulny charakter, działa relaksująco, nie da się po prostu udawać. ry pomagają nam zachować przedmioty, sprzyja spotkaniom. Z kolei barwa zimna Lektury: Charles Spence, Betina Piquerasna przykład ściany i ścianki działowe, wyso- stymuluje do działania. kie oparcia siedzeń, podłokietniki. Świado-Fiszman, The Perfect Meal: The Multisensory mość bycia stale widzianym męczy i wywo- Nostalgia i emocje Science of Food and Dining, New Jersey 2014. łuje stres. Ludzie podświadomie poszukują Wnętrze jest rodzajem opowieści, w któwięc miejsc w narożnikach czy niszach, bo rej rolę główną odgrywa bardzo często to one zapewniają im intymność i prywat- nostalgia za przeszłością lub tęsknota za 1 www.troldtekt.com/News/Themes/Restaurants/ Sound_and_taste ność. Ważne, by dać gościom wybór. Pewne lepszym światem, który dopiero stworzymy. 2 Juhani Pallasmaa, Oczy skóry. Architektura i zmysły, miejsca będą idealne do samodzielnej pracy Zastanawiając się nad tym, jak wyglądają Instytut Architektury 2012, s. 62 designalive.pl
118 miejsca
01 Herbaciarnia Odette Adres: ul. Twarda 2/4, Warszawa Projekt: UGO Architecture Zdjęcia: Tom Kurek Herbaciarnia Odette to siostrzany lokal Cukierni Odette, zaprojektowany przez poznańską pracownię ugo. Wnętrze wydaje się przytulne dzięki tapecie z charakterystycznym wzorem tropikalnych liści (Martinique), palisandrowej ladzie i fornirowanym meblom w opływowych kształtach. Efektowna, minimalistyczna lampa nad ladą, kinkiety na ścianach oraz regał z herbatami wykonano z metalu. Te akcenty w kolorze mosiądzu (złota), królującym we wnętrzach od kilku sezonów, nadają Odette wyrafinowany i elegancki charakter – dobrze koresponduje to z prestiżową lokalizacją. Zieleń herbaciarni skontrastowana jest z piękną czerwienią pomieszczenia na drugim planie. Ta organiczna w kolorach i kształtach mieszanka jest bardzo przyjazna dla naszego oka. Styl wnętrza stanowi elegancką oprawę dla słodyczy podawanych w Odette. www.odette.pl, www.ugo.com.pl
02 Bistro di Café Deli Adres: Sky Tower, Wrocław Projekt: buck.studio Zdjęcia: Marcin Pawłowski Kawiarnia z piekarnią zaprojektowana z założeniem, że ma być wnętrzem „na co dzień”, swobodnym i przyjaznym. Autorzy projektu, buck.studio, poszukiwali inspiracji we wzornictwie z połowy xx wieku. Widać to w organicznym kształcie dużego stołu, opływowej linii ławki i modelu krzesła. Piękna mgławica lamp nad dużym stołem to dalekie echo okrągłych lamp znanych z kawiarni prl-u. Bardzo podoba mi się udane połączenie industrialnych materiałów (metal, szkło zbrojone, stal, glazura, surowe ściany) z modnym obecnie czarno-białym marmurem, skromną sklejką i drewnem, które ocieplają wnętrze. Charakterystycznym akcentem jest przeskalowany kredens ozdobiony drewnianą mozaiką. Kawiarniany charakter podkreśla podłoga z motywem czarno-białej szachownicy, który stał się także elementem identyfikacji wizualnej zaprojektowanej przez buck.studio. www.dicafedeli.pl, wwww.buck.pl/pl
designalive.pl
120 miejsca
03 Zorza Bistro Adres: ul. Żurawia 6/12, Warszawa Projekt: Grupa Warszawa + Kinga Mostowik Zdjęcia: materiały prasowe Zorza Bistro to kolejna realizacja Grupy Warszawa, która ma ogromne wyczucie trendów i miejsc. Wysokie sufity, dominujące we wnętrzu kolumny i lastryko na posadzkach to elementy zastane po poprzednim lokalu. Idealnie połączono je z eklektycznym, swobodnym stylem Zorzy. Materiały zostały dobrane tak, by z czasem szlachetnie się starzały – wybór padł na mosiądz, kamień i drewno. Trudno określić jednoznacznie styl wystroju Zorzy. Z pewnością jest to ciekawa, eklektyczna mieszanka stylu art déco ze stylem industrialnym i vintage. To, co mnie ujęło, to użycie koloru – złocista ściana, złote elementy mebli i szklanych ścianek. Ciepły kolor kojarzy się z wnętrzami hiszpańskimi czy portugalskimi – jest tu elegancko, energetycznie, a przy tym swobodnie. www.zorzabistro.pl, www.grupawarszawa.com
04 Perłowa Pijalnia Piwa Adres: ul. Bernardyńska 15A, Lublin Projekt: Projekt Praga: Marcin Garbacki, Karolina Tunajek, Katarzyna Pyka, Zuzanna Bujacz, Piotr Lutarewicz Zdjęcia: Rafał Kłos Perłowa Pijalnia Piwa jest lokalem firmowym browaru Perła i mieści się w budynku należącym do zespołu dawnego browaru Vettera. Architekci z Projekt Praga w niewielkim stosunkowo wnętrzu posłużyli się ciekawym pomysłem. Głównym bohaterem jest imponujący, owalny, 30-metrowy bar i wisząca nad nim podświetlona półka na szkło i butelki. Całość odbija się efektownie w lustrzanym suficie, który optycznie powiększa niewysokie pomieszczenie. Połączono tu ze sobą zimne i ciepłe materiały. Kontuar z giętej blachy cynkowej nawiązuje do tradycyjnych kontuarów odlewanych z cyny oraz do urządzeń używanych przy produkcji piwa. Efekt odcięcia od rzeczywistości i przytulności tworzy ażurowa okładzina ścian wykonana z dębowych listewek, która filtruje światło słoneczne. Kojarzy się ze stylem skandynawskim – podobnie jak opływowa linia baru i otaczające go lampy. Uwagę zwraca szyld z eleganckim logo – menu i system identyfikacji odwołują się do historii browaru Perła. www.perla.pl/pijalnia-piwa, www.projektpraga.pl
designalive.pl
122 miejsca
05 Główna Osobowa Adres: ul. Antoniego Abrahama 39, Gdynia Projekt: Filip Kozarski i PB/Studio Nagrody: wygrana w konkursie Gdynia Design Days w kategorii „Najlepiej zaprojektowany lokal gastronomiczny” Zdjęcia: Tom Kurek Główna Osobowa to ciekawy przykład na to, jak połączyć aktualne trendy wystroju wnętrza i jedzenia z coraz bardziej cenioną lokalnością i poszukiwaniem miejskich korzeni. Właśnie to lubię najbardziej. Po co opowiadać cudze historie, gdy możemy odnaleźć własne? Nazwa „Główna Osobowa” nawiązuje do pobliskiej stacji kolejowej, ale skłania także do gry skojarzeń: może oznacza Gdynię stworzoną na miarę każdego z nas? Dworcowy charakter lokalu podkreślają szyld i tablica z menu przypominająca rozkład przyjazdów i odjazdów pociągów, jak również znaki świetlne nad toaletami. Industrialny charakter wnętrza (beton na podłodze, ceglane ściany malowane na biało, widoczne instalacje) dopełniają surowe, ale miłe w dotyku i solidne materiały (drewno dębowe i grube tkaniny). Zgromadzono tu także dodatki w stylu vintage, swojskie fotele, regalik czy stoliki z lat 60. Najważniejsze są jednak detale, jak na przykład karta menu pisana maszynową czcionką. Główna Osobowa ma wszystko, co niby już znamy, ale świetnie dobrana proporcja składników sprawia, że czujemy „nowość”. www.osobowa.pl, www.p-bstudio.com
06 Lokal firmowy cukierni Lukullus Adres: ul. Chmielna 32, Warszawa Projekt: Jan Strumiłło we współpracy autorskiej z Janem Dybowskim Zdjęcia: Jakub Certowicz i Przemysław Nieciecki Jeden z kilku lokali rodzinnej firmy Lukullus słynącej ze smacznych ptysi i doskonałych słodyczy. Chmielna 32 powstała z inspiracji stylem transatlantyków i polskiego wzornictwa lat 50. i 60. XX wieku. Inspiracja statkami pasażerskimi pojawiła się naturalnie, jako konsekwencja pobliskiego kina „Atlantic”. Elementy vintage związane są między innymi z pasją inwestorów – Alberta Judyckiego i Jacka Malarskiego – którzy kolekcjonują elementy wyposażenia wnętrz. Architekt wykorzystał tu na przykład ozdobne drewniane panneau wiszące w drugiej sali czy meble i lampy z połowy XX wieku. Jan Strumiłło, autor projektu, nazwał styl Lukullusa „ekskluzywnym PRL-em” – jest to oczywiście nostalgiczna wizja, a nie historyczna stylizacja. Oprócz odwołania do wystroju transatlantyków dostrzegamy płynną linię charakterystyczną dla stylu Alvara Aalto. Zaletą tego wnętrza jest jego oryginalność i przytulność. Ciepłą atmosferę zawdzięczamy tekowym okładzinom ścian, a opływowe kształty mebli i miękkie poduchy zapraszają do odpoczynku. Użyte materiały (drewno i tkaniny) dobrze wpływają również na akustykę wnętrza, tłumiąc gwar ulicy. Styl vintage ma też ważną zaletę: łączy pokolenia. Akcenty retro (kinkiety, meble, posadzka z łupanych kamieni) dla starszego pokolenia są nostalgicznym nawiązaniem do czasów młodości, a dla młodszych miłośników – oznaką mody na vintage. Bardzo udane jest także połączenie kolorów: pełne ciepła i energii oranże dopełniają zimne kolory: niebieski w obiciach mebli i granatowy na suficie. Wszystko zgodnie z trendami, ale po swojemu. To wnętrze działa jak wehikuł czasu: możemy na chwilę zanurzyć się w jego przestrzeni i oddać chwili przyjemności. Oryginalność, poczucie bezpieczeństwa i solidności, jakie z niego emanują, doskonale (choć nienachalnie) wprowadzają nas w filozofię cukierni Lukullus: łączenie tradycyjnych przepisów, autentycznych smaków i naturalnych produktów z nowoczesnym zarządzaniem rodzinną firmą. www.cukiernialukullus.pl, www.janstrumillo.com
designalive.pl
124 miejsca 08 DOKI Gastrobar Adres: ul. Piotrkowska 138/140, Łódź Projekt: Nastazja Kropidłowska Zdjęcia: Jacek Olszewski Lokal założony w morskich kontenerach – teoretycznie może być mobilny, ale póki co „zacumował” w strefie OFF Piotrkowska. Dwukondygnacyjne wnętrze zaprojektowane przez Nastazję Kropidłowską jest dość ciemne: dominuje tu czerń z akcentami kolorowych mebli. Surowy, industrialny charakter przełamują humor i luz (na przykład grafika ze szkieletami, neonowy napis z hasłem „For gentlemen, punks & divas”, by każdy czuł się jak u siebie, muzyka z Mody na sukces). Zaletą Doków jest niewielki taras, na którym można posłuchać muzyki i poczuć się jak na pokładzie statku w sercu miasta. www.nkropidlowska.com
07 Carmnik Kantyna Adres: ul. Antoniego Abrahama 21/23, Gdynia Projekt i zdjęcia: PB/Studio Niewielka kantyna nawiązuje estetycznie do food trucka, od którego zaczęła się przygoda lokalnej marki serwującej burgery. Projektanci z PB/Studio zastosowali sklejkę jako motyw przewodni wnętrza i znak firmowy Carmnika, dodając akcenty w mocnych kolorach. Głęboka zieleń pojawiła się na ścianie z płytkami, meblach i dodatkach, a uzupełniają ją bordo i mosiądz. Domowy charakter wnętrza tworzy ścianka-regał pełna bibelotów. Wnętrze jest proste, ale pomysłowe i przyjazne. www.carmnik.pl, www.p-bstudio.com
10 Stixx Bar & Grill Adres: pl. Europejski 4A, Warszawa Projekt: Pracownia Wądołowski Zdjęcia: Michał Wądołowski Stixx imponuje wielkością i rozmachem: jednocześnie może się tu bawić i biesiadować kilkaset osób. Lokalizacja w magazynie dawnych Wojskowych Zakładów Graficznych Bellona była inspiracją do nadania wnętrzu industrialnego klimatu, ale w eleganckiej i uładzonej odsłonie. Odkryta cegła, betonowa podłoga i ściany łączą się z elegancką okładziną z płyt w ciemnym odcieniu drewna i akcentami z czarnego szkła Lacobel. Migoczące ekrany sprawiają, że wnętrze przypomina studio telewizyjne rodem z MasterChefa. Panuje to wielkomiejska atmosfera, a dużym plusem jest zaaranżowanie tak dużej przestrzeni w przyjazny użytkownikowi sposób. www.stixx.pl, www.wadolowski.eu
09 Lokal Bakery Adres: ul. Misjonarzy Oblatów nmp 29, Katowice Projekt: Lech Moczulski, Przemysław Nowak – Mili Młodzi Ludzie Zdjęcia: pion Lokal Bakery to piekarnia z kawiarnią zlokalizowana w centrum katowickiej Koszutki. Z zewnątrz – uderzający prostotą szyld wycięty z drewna: stanowi zapowiedź tego, że będzie naturalnie i swojsko. We wnętrzu – neon z napisem lokal efektownie odcinający się od czarnej przestrzeni za ladą. Pozostałe ściany i lico lady wykończono oszlifowanym drewnem budowlanym. Półki z koszami na chleb, oświetlenie i metalowe krzesła mają industrialny charakter, ale nie dominują we wnętrzu. Wystrój został tak przemyślany, żeby można go było łatwo wykonać samemu, czyli w myśl zasady diy. Mili Młodzi Ludzie, którzy zaprojektowali Lokal, postawili na skromne materiały i prostotę: one zawsze się obronią. www.milimlodziludzie.com designalive.pl
Giulia w sercu miasta Mediolan – stolica luksusu, mody, designu i najlepszych panzerotti na świecie. Miasto, w którym sztuka współczesna Fundacji Prada, balet w La Scali i torebki na słynnej Via Montenapoleone przyciągają tłumy równie mocno co awangardowe wystawy w niewielkich galeriach i drinki w kultowym „Bar Basso”. To miasto ma wszystko: zarówno styl, jak i chaos włoskiej ulicy, tradycję i nowoczesność zestawione na każdym rogu, cudowną mieszaninę designu z prostotą i południowym luzem. I właśnie taki musiał być pierwszy mediolański hotel sieci Room Mate zaprojektowany przez Hiszpankę Patricię Urquiolę Tekst: Julia Cieszko Zdjęcia: materiały prasowe
designalive.pl
miejsca 127
designalive.pl
128 miejsca
DZIAŁ 129
G
iulia to kwintesencja klasy i włoskiego smaku. Ale to nie luksus odgrywa tutaj główną rolę. To przede wszystkim Mediolan – jego nowoczesność, kontrasty i sztuka stały się najważniejszą inspiracją dla projektantki Patricii Urquioli, autorki wnętrz i wyposażenia. Hotel nawiązuje do charakterystycznego mediolańskiego stylu z połowy XX wieku, w którym subtelny vintage łączy się z domową atmosferą. Room Mate Giulia położony jest w samym sercu miasta, zaledwie kilka kroków od Piazza del Duomo i galerii Vittorio Emanuele. 85 pokoi pełnych elegancji, odważnych form i inspiracji retro. To prawdziwe estetyczne doznanie jak na stolicę designu przystało – dla niektórych kolejny bardzo dobry powód, by odwiedzić to miasto bez względu na porę roku. – Giulia łączy istotę Mediolanu: nowość, estetyczną świeżość, zabawę i otwartość. Hotel odzwierciedla miasto poprzez kolory, materiały, obrazy, mieszankę różnych języków i kodów estetycznych, a także dokładność w szczegółach – podkreśliła Patricia Urquiola zaraz po otwarciu. I faktycznie. Hotel ma unikalny klimat dzięki mocnym nawiązaniom do rozwiązań estetycznych typowych dla stolicy Lombardii – widać je na każdym kroku zarówno w formie, jak i w materiałach. Podobnie jak w mediolańskiej katedrze Duomo podłogę w holu wykonano z różowego marmuru. Cegły z terakoty – typowy element w lokalnej designalive.pl
130 Dział
132 Dział
architekturze – pokazane zostały na zakrzywionej ścianie holu, tworząc piękny trójwymiarowy efekt. Powtarzające się wzory geometryczne odnoszą się do mediolańskiej grafiki: kolejnego ważnego punktu w kulturze miasta. W całym hotelu podziwiać można prace różnych artystów, fotografów, ilustratorów, których łączy jedno – wszyscy są „Milanesi”. Pokoje zaprojektowano na wzór domowych przestrzeni – wszystkie są przytulne, w klimacie vintage i z czarującymi dodatkami przypominającymi różne epoki oraz style. Twórcy chcieli stworzyć miejsce przyjazne, w którym goście znajdą wszystko to, czego potrzebują na co dzień – podobnie jak we własnych domach. Giulia jest hotelem klasy ekonomicznej, ale wyróżnia się wykończeniem z najwyższej półki: większość mebli zaprojektowała sama Patricia Urquiola, a ich wykonaniem zajęła się marka Cassina (hiszpańska architektka została niedawno mianowana jej dyrektorem kreatywnym). Łóżka, stoły, sofy, meble w sypialniach, lustra oraz przepiękne zasłony, stworzone przez Cassina Contract specjalnie na potrzeby tego projektu, łączy łagodny kobiecy styl. W pokojach znajdziemy meble marek Kartell i Moroso, charakterystyczne oświetlenie Flos i Oluce oraz wzorzyste tkaniny Kvadrat. Dolny hol przypomina eklektyczny miszmasz z meblami i kombinacjami kolorystycznymi, których zwieńczeniem stały się grafiki wykonane przez lokalnych artystów.
miejsca 133
Room Mate Hotels to międzynarodowa sieć hoteli butikowych założona w Hiszpanii w 2005 roku przez byłego olimpijczyka Enrique „Kike” Sarasola. Wszystkie miejsca łączy przekonanie, że najlepszym sposobem podróżowania jest odwiedzanie przyjaciół – ich styl życia i znajomość okolicy sprawiają, że nawet w nieznanym miejscu czujemy się jak u siebie. Każdy hotel zaprojektowano z myślą o komforcie, cieple i przyjaznej atmosferze, a najistotniejszym doświadczeniem, które ma się stać udziałem gości, jest design. Dotychczas do współpracy w tworzeniu Room Mate Hotels zaproszeni zostali: Patricia Urquiola, Lorenzo Castillo, Pascua Ortega i Teresa Sapey
designalive.pl
134 architektura
Ceglane Domy Lata samotności Pozostało ich kilka. Nikt nie wie, ile naprawdę ich było. Nikt się o nie nie zatroszczył, zanim zaczęły masowo znikać. Czeka je gorszy los niż ich drewnianych przodków, bo ci zdołali schronić się w skansenach lub przetrwać, uwiecznieni na wiejskich pejzażach. Niektóre zostały wpisane do rejestru zabytków, ale to nie uchroniło ich od zagłady. Te, które ocalały, zostały skryte pod grubą warstwą styropianu i tynku, przebudowane, okaleczone plastikowymi oknami i dachówkami z tworzyw sztucznych. Wiele z nich dawno już wyburzono, inne popadają w ruinę. Wiedzą, że kiedy woda wejdzie do środka przez dziurawy dach, nie ma już dla nich nadziei. Ich dni są policzone, ich los zależy tylko i wyłącznie od dobrej woli właścicieli. Ale ci w większości zapomnieli, że ich dziadkowie i pradziadkowie własnymi rękami uformowali każdą pojedynczą cegłę, z której powstały. W każdą cegłę zostało włożone serce tego, który ją ulepił. Dziś tego serca zabrakło. Poznajcie historię Ceglanych Domów Tekst i zdjęcia: Dorota Brauntsch
designalive.pl
architektura 135
136 architektura We wsi Grzawa zachowały się najstarsze domy na terenie powiatu pszczyńskiego. Do dnia dzisiejszego czytelny jest pierwotny układ jednodrożnicowy – ceglane gospodarstwa usytuowane są wzdłuż głównej drogi. Ten dom powstał w 1842 roku, liczy więc 174 lata. Choć został wpisany do rejestru zabytków, najprawdopodobniej zostanie wyburzony ze względu na bardzo zły stan techniczny
Kraina z cegły est 2. połowa XIX wieku. W niewielkiej krainie, którą dziś nazwalibyśmy regionem etniczno-historycznym, życie toczy się własnym rytmem. Mimo naporu kilku żywiołów politycznych zamieszkujący ją ludzie żyją po swojemu, bo dzieli ich od świata wielka puszcza i szeroka rzeka. Mają swoje zwyczaje, a siła charakteru wspomagana przez naturalne ukształtowanie terenu pomaga im w zachowaniu odrębności kulturowej. Do tej pory budowali z drewna, tak jak nakazywała tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie. Chociaż władze próbują zmusić miejscowych cieśli do stosowania fachwerbau, czyli konstrukcji ryglowej, w regionie nie powstaje ani jeden obiekt tego typu. Oni chcą budować tak jak ich dziad i pradziad. Jesteśmy na ziemi pszczyńskiej. Tutaj dba się o lokalne zwyczaje. Na Śląsku intensywna eksploatacja złóż przeobraża sielski krajobraz w industrialny, ale region pszczyński pozostaje nietknięty. Pokłady węgla leżą tu na głębokości czyniącej wydobycie nieopłacalnym. Mieszkańcy ubolewają, że ominie ich szansa na szybki wzrost gospodarczy, jednak już wkrótce ich los ma się odmienić. Kiedy w 1846 roku pszczyńskie włości przejmuje bogaty ród von Hochberg, miejscowej ludności zaczyna żyć się lepiej. Powstaje sieć komunikacyjna – utwardzone drogi i linia kolejowa. Można wyjeżdżać za pracą do większych designalive.pl
Elewacja boczna to pole popisu dla miejscowych inwencji twórczych. W górnej części często pojawiały się ozdobne okienka w kształcie gwiazd lub księżyców, motywy roślinne czy symbole religijne – Oko Opatrzności i świątki, czyli małe figurki umieszczane w niewielkich wnękach
Budowa tego domu została zakończona w 1863 roku. We wnętrzu do dziś zachowały się oryginalne sklepione stropy. Dach pokryty jest ręcznie wyrabianą dachówką „karpiówką”, którą układano w łuskę. Dachówki wypalano w piecach podobnie jak cegłę
Tylko w nielicznych gospodarstwach zachowały się oryginalne drewniane szprosowe okna. Eleganckie, półkoliste wnęki, w których zamknięty jest otwór okienny, to jedne z nielicznych form dekoracji, na które pozwalali sobie ówcześni właściciele
miast, wywozić płody rolne. Bogacący się mieszkańcy ziemi pszczyńskiej zastępują drewniany budulec ręcznie formowaną cegłą. Pośród pól powstają ceglane gospodarstwa otoczone opłotkami, tonące wśród sadów, ze stodołą u boku. Piękne i okazałe. Proste bryły, skromny detal, drewniane okna i drzwi. Krajobraz wsi pozostaje niezmącony. Nic tu nie razi, nic nie przeszkadza, w oczy nie kuje bezguście architektoniczne. Przyroda współgra z architekturą w barwach i kształtach – drewno, kamień i cegła naturalnie wtapiają się w pejzaż pól i lasów. Ład i harmonia krajobrazu zostają zachowane, by już wkrótce bezpowrotnie zginąć w chaosie kształtów, kolorów i syntetyków. Choć w regionie działa już kilka cegielni, taniej jest samemu zwieźć glinę z pobliskich stawów i lasów, a potem uformować cegłę. Odpowiednią mieszankę glin wlewa się w drewniane foremki i suszy na słońcu. Kiedy lekko podeschnie, lokalni znawcy rzemiosła budują z niej wielkie piece. Nie każdy wie, jak taki piec postawić – otwory i wejście zapewniają prawidłową wentylację, a utrzymywanie odpowiedniej temperatury to wiedza tajemna. Jeśli będzie za zimno lub za gorąco, cegła popęka lub zbrązowieje, tracąc swe rude odcienie. Ci, którzy opanowali sztukę stawiania pieców, jeżdżą od wsi do wsi, pomagając innym wypalić budulec. Niewielu stać na „maszynówkę”, czyli cegłę fabryczną.
138 architektura Dom z 1887 roku we wsi Miedźna. Jeden z nielicznych domów w regionie zamieszkany bez przerwy od dnia powstania. Prostokątne szprosowe okna ujęte są parami w tynkowane bielone opaski, a do wnętrza prowadzą drewniane drzwi poprzedzone schodkami
Zapewne w ciągu kilkunastu lat tradycyjne domy wiejskie znikną bezpowrotnie lub w wyniku modernizacji zostaną całkowicie przekształcone
Typowy dla budownictwa drewnianego zwyczaj rycia daty powstania chałupy w głównej belce stropu lub futrynie drzwi został przyjęty również w budownictwie murowanym. Daty zakończenia budowy umieszczano także w szczytowej elewacji bocznej. Była to ówczesna forma dokumentacji – nie istniały bowiem dokumenty budowlane, zawierające informacje o danym budynku
Powstawanie Ceglanych Domów przyśpieszają pruskie przepisy przeciwpożarowe zabraniające stawiania budynków z drewna. Choć chałupy drewniane powoli znikają z krajobrazu wsi pszczyńskiej, w ceglanych murach przetrwa pamięć o ich przodkach. Choć skala i kubatura murowanych gospodarstw są większe, miejscowi cieśle i murarze zachowują w nich niemal identyczne rozwiązania przestrzenne i funkcjonalne. Po II wojnie światowej, kiedy cała produkcja cegły zostaje skupiona na potrzeby odbudowy Polski, wielu pszczyńskich chłopów nadal formuje cegłę ręcznie. Ostatnie Ceglane Domy powstają na ziemi pszczyńskiej w latach 50. i 60. XX wieku, by ustąpić miejsca betonowym pudłom o płaskich dachach. Stulecie Ceglanych Domów minęło. Na palcach jednej ręki Pierwszy nowoczesny akt prawny powojennej Polski, czyli ustawa o ochronie dóbr kultury, został ogłoszony w 1962 roku. Nieprecyzyjnie określono w niej terminy „zabytek” i „dobro kultury”, co dawało szerokie pole do nadinterpretacji ówczesnym władzom. W ten sposób wielu budynkom, które stanowiły o świetności dawnej państwowości i kultury polskiej, odmówiono statusu zabytku, pozbawiając je tym samym ochrony i opieki. Na terenie obecnego powiatu pszczyńskiego pierwsze Ceglane Domy zostały wpisane do rejestru zabytków w latach 1965 i 1966.
designalive.pl
Tonące w polach kukurydzy ceglane gospodarstwo, w skład którego wchodzi ceglano-drewniany dom, stodoła oraz budynek z lat 50. XX wieku. Obecny właściciel nie zna daty powstania starszej części gospodarstwa, ale sądząc po zabudowie, można szacować, że liczy grubo ponad 200 lat. W starszym budynku część drewnianą zajmowali mieszkańcy, zaś część z cegły służyła za oborę – do dziś spełnia swą funkcję gospodarczą
Było ich niespełna 30, ale i tym nie zagwarantowano przetrwania. Dziś pozostało ich kilka. Nowa ustawa o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami z 2003 roku nałożyła na gminy obowiązek prowadzenia ewidencji zabytków. Czy sytuacja gospodarstw z cegły poprawiła się? Pozornie tak. Wiele z ceglanych budynków po ponad 100 latach istnienia doczekało się pewnej formy ochrony w postaci tzw. „karty adresowej”. Niestety wciągnięcie domów na listę gminnej ewidencji zabytków nie uchroni ich od dalszej degradacji. Właściciele nie muszą uzyskiwać pozwoleń od konserwatora na ocieplenie czy wymianę dachu lub stolarki okiennej, więc cenne detale określające tożsamość tych zabytkowych budynków giną pod tynkiem czy zostają zastąpione nowoczesnymi zamiennikami. Jaki więc los czeka Ceglane Domy? Prognozy są ponure. W Gminnym Programie Opieki nad Zabytkami na terenie Gminy Pszczyna na lata 2015–2018 czytamy: „Zapewne w ciągu kilkunastu lat tradycyjne domy wiejskie znikną bezpowrotnie lub w wyniku modernizacji zostaną całkowicie przekształcone. Najwartościowsze domy wiejskie w formie pierwotnej (…) zachowały się w pojedynczych przykładach”. Artykuł jest częścią szerszego cyklu o nazwie „Ceglane Domy”, który obserwować można na www.facebook. com/ceglanedomy
słabość
nie poznałam
inspirują przyznaję się
designalive.pl
uwielbiam
sztuka wyboru 141
samodzielne
miłości
w podróży
Anna Orska. Projektantka, dzięki której biżuteria nie jest już tylko szlachetnym kamieniem w złocie i srebrze. To w ogóle nie jest już tylko biżuteria. Do swoich kreacji dodaje piękne historie z całego świata, którymi inspiruje i zachwyca w każdej nowej kolekcji. Tworzy małe dzieła sztuki, opierające się modzie i trendom. Odważnie zaskakuje formą i materiałem. W swoich projektach wykorzystywała już rzemienie, papier, a nawet liny alpinistyczne i żeglarskie – w jej rękach trudne obiekty stają się pięknym, ponadczasowym motywem. Anna Orska od wielu lat łączy sztukę z wzornictwem. Niczym rzemieślnik w swoim warsztacie, wykuwa niepowtarzalne wzory. Niczym przewodnik zaprasza nas do tajemniczych krain Zdjęcia: prywatne archiwum projektantki
unikam
Inspirują mnie miejsca i ludzie, których spotykam. Sformułowanie nieco przebrzmiałe, jednak to czysta prawda! Każda podróż to dla mnie okazja do poznawania i nauki. Później czuję się w obowiązku tę wiedzę spożytkować. Taka przykładowo jest geneza mojej ostatniej kolekcji – nazwałam ją Nepal. Warsztat i rzemiosło – czyli to, co wyznaczyło moją drogę zawodową. Skłonność do tworzenia rzeczy własnymi rękami wyniosłam z domu rodzinnego. Nic nie daje mi większej radości, niż samodzielne realizowanie własnych pomysłów: to dzieje się właśnie dzięki warsztatowi i rzemiosłu.
wracam
Moniówka – miejsce na Warmii, do którego regularnie wracam. To nie pensjonat, ale niezwykle gościnny dom, ukryty wśród wysokich traw i pełen zwierząt. Czas się tam jakby zatrzymał i właśnie dlatego można naprawdę wypocząć. Uważam, że jest coś szczególnie interesującego w robakach. Są tak małe, a potrafią budzić w ludziach tak wielki lęk. Największą słabość mam do świetlików. W zasadzie natura jest dla mnie ciągłym źródłem inspiracji. Pozornie taka wszechobecna, a jednak dla mnie nieoczywista.
Prace Romana Opałki – artysty, któreRower na przełaj po lesie. Ścieżek uni- go nie poznałam, choć miałam taką możliwość. Bardzo tego żałuję, bo teraz kam – to by było za łatwe. niestety jest już za późno. Słodycze – zawsze i w każdej ilości! Objadam się słodyczami, uwielbiam je! Uwielbiam kwiaty, ale nie te ścięte, Z tej miłości do cukru stworzyłam linie w wazonie. Dla mnie najpiękniejsze są żywe, najlepiej dzikie i egzotyczne. cukierkowej biżuterii – kolekcję Love. Wśród nich moim absolutnym fawoUwielbiam wodę – pływanie, żagle, rytem jest jaśmin – bez skrępowania Mazury, Bałtyk, wodospady Iguazú. przyznaję się do uzależnienia. PachPochodzę znad morza i częściowo nę jaśminem, używam olejku z jaśminu, stąd mój sentyment do wody. Woda piję jaśmin, nawet przywożę go z popotrafi zachwycać, czasem zapewnia dróży zamiast pamiątek. fantastyczną zabawę, a innym razem działa kojąco i uspokajająco.
designalive.pl
designalive.pl
danuta włodarska oddech 143
144 przewodnik estetyczny
designalive.pl
DZIAŁ 145
KIO
Patrząc na Tokio z góry, nasuwa się jedno skojarzenie: biała planeta. Poćwiartowana, ułożona w wielki betonowy labirynt – prawie bez drzew, za to z dziwnymi tworami architektonicznymi i absolutnym chaosem wizualno-komunikacyjnym. Całość znacząco odbiega od klasycznego piękna, do którego przywykliśmy. Zapewne z miejscami jest tak jak z ludźmi – im bardziej je poznajemy i lubimy, tym ładniejsze nam się wydają. Piękno Tokio także nie jest oczywiste. Jednak nawet szybka wizyta w Kraju Kwitnącej Wiśni pozwala stwierdzić, jak silnym konstruktem społecznym jest piękno. Nie chodzi tylko o to, że nam i Japończykom (czy Azjatom) podoba się co innego. Zupełnie inna jest nasza percepcja, co innego przykuwa naszą uwagę, co innego zdaje się mieć wartość Tekst: Monika Brauntsch Zdjęcia: Monika Brauntsch, Dorota Brauntsch
146 przewodnik estetyczny
W
Tradycja i nowoczesność naszej kulturze są one zwykle oddzielone grubą linią demarkacyjną. Owszem, tradycja bywa hołubiona, ale zwykle jest traktowana niczym rezerwat: oglądamy ją zza ogrodzenia. Tymczasem w Tokio stare i nowe wydają się koegzystować. W kwestii samej przestrzeni ma to zapewne związek ze specyficznym położeniem geograficznym i historią miasta. Doszczętnie zniszczone podczas wielkiego trzęsienia ziemi w regionie Kantō w 1923 roku, odbudowane naprędce miasto straciło swoją szansę na reorganizację urbanistyczną. Podobnie było po bombardowaniach w czasie II wojny światowej. Co prawda linia horyzontu (o ile komuś uda się ją dostrzec w gęstej i chaotycznej zabudowie) zmienia się dynamicznie i wciąż powstają tu nowe budynki, prawdziwy urok miasta kryje się w cieniu wysokościowców – w uliczkach, czasami tak wąskich, że nie designalive.pl
forma się tam rozwinęła. Dopiero lata później, uczestnicząc w Tokyo Designers Week, zaobserwowałam ciekawe zjawisko. Otóż im mniejszy eksponat, tym więcej tłoczyło się wokół niego osób. Podobnie rzecz ma się z japońskimi muzeami, które częściej prezentują makiety i miniatury historycznych miejsc niż artefakty. Sednem każdego miejsca, a także przedmiotu, wydaje się być detal. Widać to w sposobie organizacji sklepów czy barów. W naczyniach, jedzeniu i sztuce jego podawania. W meblach, w których nie widać gwoźSkala i detal dzi i łączeń. W spacerujących po mieście Także pod tym względem wśród Japończy- ludziach odzianych w tradycyjne kimona ków jest inaczej. Nie chodzi o to, że dla nich i śmiałej modzie (wszak asymetrię do świata skala nie ma znaczenia. Wręcz przeciw- fashion wprowadzili Japończycy). W dopranie – im coś mniejsze, tym większe robi cowanych japońskich ogrodach i starannie wrażenie. Pamiętam, że gdy po raz pierwszy pielęgnowanych drzewkach bonsai. Detalu usłyszałam o miniaturach w sztuce japoń- nie trzeba szczególnie w Japonii szukać: skiej, szczególnie mnie to nie zaintrygowało. mimo że jest subtelny, dzięki temu właśnie Zaakceptowałam po prostu fakt, że taka przykuwa uwagę. zmieściłby się tam samochód. W starannie kultywowanej tradycji, którą uosabiają maty tatami rozłożone na podłogach restauracji, świątynie schowane pomiędzy wieżowcami, chwiejące się drewniane budynki wyglądające niczym z innej epoki. O ile główne atrakcje turystyczne jednych mogą zachwycić, a innych rozczarować, to jednak najlepszym sposobem na eksplorowanie Tokio jest błądzenie wąskimi uliczkami i natykanie się na ślady dawnego miasta, kryjącego się pod tym nowoczesnym.
DZIAĹ 147
designalive.pl
148 Dział
designalive.pl
DZIAŁ 149
150 przewodnik estetyczny
Podczas gdy u nas sztuka traktowana bywa jak sacrum, zaś czynności życia codziennego należą do strefy profanum, w Japonii nie są one wcale oddzielone
Sposób i proces W Japonii liczy się nie tylko efekt, ale także, a może przede wszystkim, sposób. Świetnym przykładem może być wizyta w onsenie (gorących źródłach) czy tradycyjnym japońskim zajeździe, ryokanie. Ponieważ wiele z nich cieszy się wielowiekową tradycją, stanowią kwintesencję Japonii. Co prawda w Tokio jest ich już niewiele, ale tym bardziej warto wybrać się poza miasto. Nic tak nie oddaje piękna i prostoty Japonii, jak wnętrza z tatami na podłodze i przesuwanymi drzwiami shoji, ogrody z miniaturowymi bonsai i pływającymi w stawach karpiami koi, japońskie yukaty (bawełniane kimona) czy tradycyjne posiłki. Co ciekawe, całość podlega restrykcyjnemu harmonogramowi – począwszy od powitania, po posiłki podawane o określonych porach, kąpiel (często w onsenie) czy serwowanie parzonej w tradycyjny sposób herbaty. Nawet godziny przyjazdu i odjazdu są tu sztywno określone, gdyż pobyt w tym miejscu jest ceremonią samą w sobie.
Tutejsze miejsca i przedmioty kryją swoją opowieść. Może być ona związana z japońską tradycją, znaczeniem ideogramów kanji (często mają kilka różnych znaczeń) lub po prostu być innym rodzajem historii czy wyjaśnienia, jak dana rzecz czy miejsce działają. Sztuka Nie pisanie – lecz kaligrafia, nie szef kuchni – a mistrz sushi, nie bukiet – ale ikebana. Podczas gdy u nas sztuka traktowana bywa jak sacrum, zaś czynności życia codziennego należą do strefy profanum, w Japonii nie są one wcale oddzielone. O ile u nas powrót do rzemieślnictwa jest trendem, o tyle Japończycy nigdy go tak naprawdę nie porzucili. Zapewne sztuka przyrządzania potraw zasługiwałaby na osobny artykuł: to prawdziwa ceremonia, a mistrzowie cieszą się powszechnym szacunkiem. To, co rzuca się często w oczy już po wejściu do restauracji, to sposób jej urządzenia – jest nie tylko bardzo klasyczny, ale też
niesamowicie funkcjonalny. W lokalach, w których serwowane są posiłki, klienci zasiadają często wokół baru, zaś uwijający się za nim kucharze podają im ramen czy sobę. Kaiten sushi, czyli restauracje z przesuwającymi się taśmami, na których kucharze ustawiają różne rodzaje sushi do wyboru, to także japoński wynalazek. W przypadku restauracji wszystko jest utrzymane w mocno japońskiej stylistyce i budzi zachwyt: od elementów wystroju, po naczynia i sztućce. Ważne jest to, jak poszczególne składniki są krojone, w jakiej kolejności podawane, jak serwowane. Food design nie jest w Japonii modą. Jest faktem. Japonii trzeba doświadczyć. Choć barier jest wiele – począwszy od języka, po niezrozumiałą nawet dla Japończyków organizację przestrzeni czy też specyficzny system komunikacji miejskiej. Jednak sposób działania, szacunek do tradycji i rzemiosła, dbałość o szczegół i piękna narracja towarzysząca miejscom czy produktom to coś, obok czego nie sposób przejść bez zachwytu.
DZIAĹ 151
designalive.pl
designalive.pl
danuta włodarska oddech 153
154 rzeczy Sofa Melisa
10/960 siwaki
Blue Monstera
Z natury
Urodzinowa feta Tekst: Julia Cieszko Zdjęcia: materiały prasowe
uż po raz dziesiąty Łódź Design Festival zaprosił wielbicieli projektowania na swoje coroczne święto. Jak zawsze zobaczyliśmy zarówno dobre produkty, jak i obiecujące koncepty wzornicze, które mają szansę niebawem pojawić się na rynku. Festiwal był okazją do spotkań z ekspertami i twórcami z Polski i zagranicy, którzy w większości przez te lata stali się już naszymi przyjaciółmi. Oglądaliśmy, słuchaliśmy i śledziliśmy ciekawe historie powstawania produktów – od mebli aż po motoryzację. designalive.pl
Cieszyliśmy oko klasykami ze świata wyposażenia wnętrz i, jak to bywa na design weekach, poszukiwaliśmy premier, nowości i zaskakujących idei. Pośród setek produktów i konceptów wybraliśmy dla was najciekawsze – kluczem doboru, jak zawsze w projektowaniu, stały się funkcja i estetyka. A że jesteśmy w urodzinowych nastrojach, prezentujemy przede wszystkim radość i piękno! Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, Łódź Design Festival! Z okazji naszego jubileuszu wybraliśmy u was kilka ulubionych obiektów.
Renesans
Stolik R-1378
Seem Soap
Seria lamp Prima
10/960 siwaki. Zestaw naczyń ceramicznych to wspólny projekt: Olgi Milczyńskiej, Antoniny Kiliś, Magdaleny Mojsiejuk oraz Iriny Grishiny. Celem było ożywienie tradycji garncarskiej w Medyni Głogowskiej – ośrodku wiejskiego garncarstwa istniejącego od XIX wieku. Obiekty wykonano na kole garncarskim, a następnie wypalono w tradycyjnym piecu. www.augustaugust.pl, www.cargocollective.com Plakat Blue Monstera. To przepiękny symbol charakterystycznego stylu wrocławskiej ilustratorki Gosi Herby. Jej prace widujemy w wielu polskich i zagranicznych czasopismach, magazynach i książkach. Projektantka często przenosi motywy z obrazów na ręcznie malowaną porcelanę i drukowane tkaniny. www.gosiaherba.pl Kolekcja ceramiki Renesans. Po bardzo udanej współpracy z Oskarem Ziętą manufaktura Bolesławiec stworzyła kolekcję sygnowaną przez Dorotę Koziarę. Polską projektantkę uwielbiamy za prostotę formy i bogactwo koloru, co wspaniale pokazała w nowej odsłonie tradycyjnej ceramiki. www.ceramika-design.com.pl Sofa Melisa. Tomasz Augustyniak stworzył dla marki NAP idealny mebel: wygodny i piękny. Miękka sofa o głębokim siedzisku nawiązuje do skandynawskiego wzornictwa. Fotel, podnóżek i szezlong to świetne dopełnienie całej serii. www.nap.com.pl
Dashes
Seria lamp Prima. Prima Mini, Maxi & Duo zaprojektowane przez Alicję Pałys dla Brambli są modułową zabawą z oświetleniem. Mają wymienne klosze, dzięki czemu możemy tworzyć różne wersje na tej samej podstawie. Przykład połączenia tradycyjnego rzemiosła i młodej myśli projektowej. www.brambla.com Stolik R-1378. Politura przywraca do życia najciekawsze, często nieznane pomysły polskich powojennych projektantów i wdraża je na nowo do seryjnej produkcji. Tym razem zobaczyliśmy stolik i fotel zaprojektowane w 1962 roku przez Janusza Różańskiego. www.politura-berlin.de Seem Soap. Lehmann Mathilde i Sée Valentine proponują nowe podejście do formy zwyczajnych obiektów. Stworzyły mydła, które stają się pięknym elementem dekoracyjnym. W trakcie mycia nasze dłonie i woda sprawiają, że pewne detale się zmieniają, a kolory mieszają, powstaje coś zupełnie nieoczekiwanego. Kształty mydeł to połączenie prostych, ostrych krawędzi z miękkimi, organicznymi krągłościami. Seem Soap są wykonywane ręcznie w paryskim studiu projektantek. Każdy element jest unikalny i wymaga czasu, odpowiedniej dbałości o detale. Do produkcji wykorzystywane są mydła roślinne oraz naturalne barwniki i hypoalergiczne aromaty. www.seemsoap.fr Dashes. Projekt Marty Morawskiej-Omaleckiej to minimalistyczne meble wyróżniające się lekkością i świeżością. Dzięki obserwacji domowników autorka dodała obiektom ciekawe funkcje. Koziołek jest odpowiedzią na nawyk odwieszania półbrudnych, półczystych ubrań na krzesło czy fotel, stołek zaś wyposażono w podnóżek wygodny dla dzieci oraz uchwyt do przenoszenia. Wieszak pełni funkcję otwartej szafy, wymuszającej utrzymywanie ładu; dolne poprzeczki przeznaczone są do przechowywania obuwia. Stolik można podsunąć pod sofę lub łóżko, tak aby wygodniej odłożyć kawę czy książkę. www.martamorawska.pl Z natury. Kupujemy coraz więcej i nie zastanawiamy się, kto i w jaki sposób wyprodukował nasze ubrania. Wciąż jako społeczeństwo mało się zastanawiamy, jaką cenę za tanią modę płaci środowisko. Publikacja Joanny Pieczyńskiej na temat naturalnego farbowania tkanin skierowana jest do każdego, kto chce poznać zasady barwienia ekologicznego i nietoksycznego dla człowieka. Może stać się pomocą zarówno dla scenografów, kostiumografów, projektantów mody, jak i projektantów. Zawiera informacje o zastosowaniu poszczególnych barwników i zapraw do farbowania – znanych i wykorzystywanych od setek lat. Użytecznym dodatkiem do publikacji jest przepięknie wykonany próbnik. Okładka książki pokryta została ręcznie farbowanym jedwabiem. www.behance.net/joannapieczynska
156 rzeczy Nanimarquina
Marset
Cosentino
Hiszpański projekt Włoskie, duńskie, szwedzkie. Wzornictwo, które znamy, lubimy, kupujemy. Lokalna kultura i biznes spotykają się w projektowaniu, tworząc silne marki łatwo kojarzone z danym krajem. A co z Hiszpanią? Czy wystarczająco mocno przebiła się do świadomości polskich konsumentów również w dziedzinie designu? Czy znamy ich produkty? Rozróżniamy i świadomie kupujemy? Przedstawiamy wam kilka najciekawszych nowości z hiszpańskiej sceny projektowej, które coraz częściej można zobaczyć w polskich projektach wnętrz Tekst: Julia Cieszko Zdjęcia: materiały prasowe firm dzięki uprzejmości RED Asociación de Empresas de Diseño Español
Ź
ródeł dobrego hiszpańskiego designu i początków najsilniejszych marek z branży projektowej poszukiwać powinniśmy przede wszystkim w ciężkiej pracy indywidualnych twórców i rodzin producentów, którzy w latach 70. – jeszcze za czasów dyktatury Franco – podróżowali po świecie i sprowadzali świeże pomysły na izolowany Półwysep Iberyjski. Byli to pionierzy, którzy własnymi siłami łączyli kreację z produkcją, tworzyli meble droższe, ale za to nowoczesne, inne niż te oglądane w hiszpańskich tradycyjnych domach. Za odważnymi poszli inni, dzięki czemu design rozwijał się aż do prawdziwego boomu w latach 80. XX wieku. Pojawiły się pierwsze nagrody i organizacje, a firmy rozpoczęły zdobywanie zagranicznych rynków poprzez udział w najważniejszych targach wnętrzarskich. Otwierały się media branżowe, szkoły, fabryki produkowały coraz więcej. Pomogły legendarne igrzyska olimpijskie zorganizowane w Barcelonie w 1992 roku
designalive.pl
i dofinansowania unijne, nierzadko połączone z mądrymi decyzjami lokalnych władz. Potem głos zabrało nowe pokolenie, już kształtujące się w demokratycznym i wolnorynkowym środowisku. Martí Guixé, Ana Mir, Martin Azúa, Curro Claret to tylko nieliczni ze wspaniałych projektantów, którzy nie tylko tworzyli produkty, ale również kreowali idee – równie potrzebne w zmieniającym się społeczeństwie hiszpańskim co zwyczajne przedmioty. Sławy takie jak: Mariscal, Hayón i Urquiola godnie reprezentowały hiszpańskie marki na światowych wydarzeniach i, jak widzimy obecnie, każdy z nich ukształtował własne, skuteczne definicje projektowania, biznesu i kreacji. Choć XXI wiek przyniósł Hiszpanom wiele sukcesów w branży, to jednak nadal pozostawało dużo do zrobienia. Producenci i właściciele marek musieli postawić na mądrą współpracę ze światem projektowym, tak by klient mógł kupować dobre produkty nie tylko w wydaniu ekskluzywnym. A to w czasach kryzysu
i przenoszenia produkcji było niezwykle trudne dla obu stron. Na próżno więc szukać jednorodnego stylu hiszpańskich marek i projektantów. Przez ostatnie 30 lat każda na swój sposób kształtowała własną drogę: czy to dzięki mądrości i jedności rodzinnych przedsiębiorstw, tradycji, dobremu rzemiosłu, czy też odwadze biznesowego zarządzania. To, co jednak obecnie łączy twórców i przedsiębiorców z Półwyspu Iberyjskiego, to siła, brak kompleksów i pewność siebie, które podobnie jak w latach 70. dają biznesowe podstawy do rozwijania świetnych pomysłów. Firmy te stworzyły warunki do prawdziwej eksplozji hiszpańskiej kreatywności, przejawiającej się zarówno w radosnych, słonecznych wzorach, jak i tych oszczędnych, minimalistycznych, będących idealnym uzupełnieniem hiszpańskiej architektury. Wiele z nich z powodzeniem promuje się na rynku krajowym i zagranicznym, docierając z dobrymi produktami również do polskich domów.
LZF
Nanimarquina Jedna z najbardziej znanych marek hiszpańskich, która od 1987 roku stawia na produkcję i projektowanie dywanów oraz tekstyliów z najlepszych surowców. Jakość wyrażana jest na wielu poziomach. Współpracuje ze świetnymi projektantami, takimi jak chociażby: Martí Guixé, Javier Mariscal, Ron Arad, Nipa Doshi i Jonathan Levien, którzy przenoszą dywany do kategorii domowych dzieł sztuki. Co jednak najważniejsze, marka ma już na swoim koncie wiele przedsięwzięć z zakresu sprawiedliwego handlu i pomocy krajom rozwijającym się poprzez aktywizację lokalnych organizacji. Po przeniesieniu swojej produkcji do Indii, Nanimarquina nawiązała współpracę z organizacją Care&Fire, której głównym celem jest walka z niewolniczą pracą dzieci, edukacja najmłodszych oraz dążenie do poprawy warunków osób zatrudnionych w przemyśle tekstylnym w Indiach, Nepalu oraz Pakistanie. Za najnowszą kolekcją Nanimarquina – Lattice – stoją Ronan & Erwan Bouroullec. www.nanimarquina.com LZF Marka, która dzięki swym ręcznie wytwarzanym lampom zdobyła ogromną popularność na rynku wyposażenia wnętrz. Założona pod koniec 1994 roku, LZF produkuje oświetlenie wyłącznie z forniru – pozwala to na spektakularne efekty form oraz tworzonego światła. Ich lampy tworzą nowoczesny styl i ciepłą atmosferę zarówno w domach, jak i miejscach publicznych. LZF ma na swym koncie kilka nagród: Good Design, Design Plus oraz Red Dot – wszystkie zdobyte dzięki współpracy z uznanymi projektantami. Marka bardzo interesująco opowiada również wizualnie o swoich obiektach. W ostatniej kampanii „Telling Tales” promującej najnowszą kolekcję zobaczyliśmy aranżacje w stylu Edwarda Hoppera i Alfreda Hitchcocka. www.lzf-lamps.com
Gandiablasco
Cosentino To jeden ze światowych liderów produkcji i dystrybucji naturalnego kamienia, konglomeratów kwarcowych i powierzchni architektonicznych, działający już od 25 lat. Jej najbardziej znaną marką jest stworzona w 1990 roku Silestone poświęcona w pełni produktowi o tej samej nazwie. Silestone® jest materiałem przemysłowym powstałym z kombinacji kwarcu (94 procentach) oraz spoiwa – żywicy poliestrowej o doskonałych właściwościach fizykochemicznych. Taki skład pozwala na tworzenie różnych form i zapewnia wytrzymałość, co ma szczególne znaczenie przy planowaniu aranżacji wnętrz – od blatów kuchennych aż po najbardziej awangardowe projekty obiektów użyteczności publicznej. www.cosentino.com
Gandiablasco to przede wszystkim meble zaprojektowane przez największych mistrzów designu: Patricię Urquiolę, Francesca Rifé i Mario Ruiza. Wszystko zaczęło się w 1941 roku w branży tekstylnej i nabierało obecnych kształtów w latach 80. dzięki aktywnym działaniom kolejnego pokolenia właścicieli. Obecnie marka jest jednym z największych światowych specjalistów mebli zewnętrznych: możemy je zobaczyć na luksusowych tarasach, plażach i basenach. Tekstylne tradycje Gandiablasco kontynuuje pod marką GUN, tworząc przepiękne tkaniny, dywany i pufy. www.gan-rugs.com, www.gandiablasco.com Marset Firma z powodzeniem zdobywa salony oświetleniowe na całym świecie. Dzięki młodym projektantom udało się stworzyć całkiem świeży, bardzo nowoczesny wizerunek marki. Każda kolejna lampa staje się ciekawym wzorem o bardzo dobrej jakości. Wiele produktów powstaje w ramach „chmur” kolekcji, dzięki czemu rodzą się ciekawe aranżacje: zarówno w miejscach publicznych, jak i prywatnych. Marset podkreśla, że dba o światło w jego różnych niuansach i efektach, aby stworzyć atmosferę z charakterem, przyczyniając się do poprawy jakości życia ludzi. Obiekty z najnowszej kolekcji zaprojektowali między innymi: Mathias Hahn, Rob Zinn, Joan Gaspar i Christophe Mathieu. www.marset.com
designalive.pl
158 rzeczy Mosaista
Mosaista Przez lata firma miała jeden cel – wprowadzać nowoczesne projektowanie i świeże pomysły różnorodnych artystów do branży tradycyjnych mozaik hiszpańskich. Zajmuje się zarówno projektowaniem i produkcją, jak i restauracją starych ceramicznych podłóg. Najnowsza kolekcja Mosaista to Stone Tissue przewrotnie nawiązuje do kolorów i atmosfery brytyjskiej elegancji w tradycyjnym hiszpańskim materiale. www.mosaista.com Bover To marka powstała w Barcelonie i silnie inspirowana lokalną architekturą oraz nowoczesnym wzornictwem. Spektakularny żyrandol Dome 180 zaprojektowany przez Benedettę Tagliabue zaskakuje skalą oraz formą: włoska projektantka stworzyła obiekt na styku sztuki i designu. Lampa przestała być tylko urządzeniem emitującym światło, lecz stała się rzeźbą kreującą szczególną atmosferę wnętrz. Ponad 170 dużych i małych kawałków drewna tworzy piękną artystyczną instalację, przypinającą lata świetności katalońskiej burżuazji. www.bover.es Expormim W tym roku Expormim pokazał między innymi dwa nowe obiekty, które do tradycji dodają szczyptę europejskiego, nowoczesnego designu. Rattanowy fotel, kultowy produkt hiszpańskiej produkcji, został oddany w ręce Jaime’go Hayóna. W nowej wersji Frames przedstawił on własną wizję wzornictwa, wprowadzając odrobinę stylu glamour do rustykalnego klimatu. Kolekcja Twins zaprojektowana przez Mut Design to z kolei zestawienie dwóch foteli zbudowanych na podobnej podstawie: świetnie wyglądają razem i osobno. www.expormim.es Omelette Ed To marka stosunkowo młoda, ale już znana w hiszpańskim środowisku projektowym. Na szczególną uwagę zasługuje seria charakterystycznych luster – ich silnie zaznaczona linia konturów sprawia, że stają się mocnym akcentem we wnętrzach. www.omelette-ed.com Simon Firma ze stuletnią tradycją, która urosła z małego warsztatu w hiszpańskim Olot do międzynarodowej grupy posiadającej swoje fabryki również w Polsce. W swoim portfolio ma obecnie ponad 5500 produktów z branży elektrycznej i oświetleniowej. W jednej z ciekawszych tegorocznych serii do produkcji gniazdek i włączników wykorzystano drewno. www.simon.es Miras Firma charakteryzująca się oryginalnym podejściem do formy elementów wyposażenia wnętrz. W 1963 roku Juan Miras rozpoczął pracę w warsztacie stolarskim w Rubi (Barcelona), zdobywając doświadczenie i poznając tajniki zawodu. Jego syn Javier, zainspirowany ojcem, zdecydował się studiować stolarkę w szkole Salezjanów w Sarrià. Wspólna rodzinna pasja doprowadziła do stworzenia firmy, która na rzemieślniczą jakość nałożyła nowoczesne wzornictwo. Kolekcja Float to więcej niż kuchnia – to przede wszystkim zaprzeczenie standardowej formy, dobre materiały i świetne wzornictwo. www.miraseditions.com Gastón y Daniela. Pierwszy sklep z wysokiej jakości tekstyliami dekoracyjnymi powstał w 1876 roku. Od tego czasu wiele się zmieniło wzorniczo, pozostała jednak wysoka jakość rzemiosła. Choć firma jest otwarta na nowe trendy estetyczne i często wykorzystuje innowacyjne technologie, to jednak spośród hiszpańskich marek wydaje się jako jedna z nielicznych stać na straży iberyjskiej tradycji projektowej. www.gastonydaniela.com
Bover
Omelette Ed
Miras
Gastรณn y Daniela
Simon
Expormim
designalive.pl
danuta włodarska oddech 161
Danutę Włodarską, absolwentkę ASP w Łodzi, poznaliśmy za sprawą jej marki Two or three things. Jej seria stołów powstała z inspiracji sceną z filmu Jean-Luca Godarda. Projektantka odniosła się w swoich produktach do obrazów tworzonych przez francuskiego reżysera – zarówno do filozoficznych rozważań, jak i do konkretnych kadrów. Blaty wykonane są ze starannie selekcjonowanych liści forniru nawiązujących swoim wzorem do wirującej kawy przedstawionej w filmowym kadrze. Stół stoi na smukłych, zwężających się ku ziemi nogach, nawiązujących do lat 60. Włodarska zaprezentowała swoje projekty na najważniejszych festiwalach designu: DMY w Berlinie, Design Week w Mediolanie, Biennale Interieur w Kortrijk czy Clerkenwell Design Week w Londynie. Skutecznie promuje i rozwija sieć sprzedaży. Im bardziej ją jednak poznajemy, tym mocniej dostrzegamy dychotomię w działaniach – swego rodzaju rozdarcie pomiędzy sztuką a projektowaniem. Artystka dała się poznać jako twórczyni marki, ale jej zwrot w kierunku sztuki jest niezwykle widoczny. Trzeba przyznać, że to właśnie artystyczna ekspresja wydaje się napędzać projektowanie, a rynek nie determinuje jej artyzmu. Gdzieś pomiędzy marką, projektowaniem a sztuką powstała seria kolaży i fotografii, w której stół i emocje obrazów Godarda przenikają się z pięknymi pomysłami Włodarskiej. Kolaże: wykonanie Danuta Włodarska przy użyciu zdjęć Ewy Dworczyk. Zdjęcia: Wiktor Skok
PRENUMERUJ www.designalive.pl/magazyn/prenumerata roczna prenumerata: 70 zł roczna prenumerata studencka: 60 zł dwuletnia prenumerata: 130 zł dwuletnia prenumerata studencka: 110 zł
ważna rzecz 163
Celebracja
To
dla nas przede wszystkim rytuał przejścia między jednym stanem a drugim. Moment, który stanowi punkt zwrotny i jest wyznacznikiem nowego okresu. Bywa, że zmiana niesie smutek, strach i niepewność tego, co będzie potem – wszak żegnamy się z tym, co znane, i wchodzimy w nieokreśloną dla nas przyszłość. Czas przygotowań jest długi i wyczerpujący. Często wymaga wiele pracy, przez co sama chwila świętowania już nie cieszy. Równie ważnymi aspektami celebracji są kicz i przesyt, pewna przaśność, tak
widoczna w polskiej tradycji nowoczesnego świętowania. Znamy pompę związaną z wyprawianiem urodzin, ślubów, wesel, chrzcin i świąt, zwłaszcza Bożego Narodzenia: bogate stroje, więcej jedzenia niż da się zjeść, a na każdym stole wódka i cola; na włosach tapir, na udzie studniówkowa podwiązka, a ostatecznego sznytu kreacji nadają sztuczne perły i odświętna garsonka. Mimo to kochamy świętować. Ten rytuał przejścia jest zwieńczeniem, ukoronowaniem naszych starań, chęci i aspiracji – radosnym podsumowaniem etapu w życiu:
cieszymy się z naszych osiągnięć, celebrujemy siebie. Z utęsknieniem czekamy na wigilijną kolację, na tort urodzinowy, na rocznicowe kwiaty. Cieszymy się towarzystwem najbliższych, znajdując w nim wytchnienie. Sącząc colę, kończymy dzień z uśmiechem na ustach i nadzieją na dobrą przyszłość. Z okazji urodzin magazynu „Design Alive” przygotowali: Karolina Komoda, Maria Gajewska, Alicja Pałys, Szymon Najder – studenci Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. designalive.pl
164 Dział
designalive.pl
DZIAĹ 165
designalive.pl
166 wydarzenia
Siergiej Shchukin i jego ikony
Siergiej Shchukin. Zdjęcie z około 1900 roku © Musée d’Etat des Beaux Arts Pouchkine
Paryż. Nie ma innego miasta, którego nazwa wypowiadana jest z lekką nutką zamyślenia, ale i artyzmu w głosie. Twórcza bohema, klimat, historia, kawiarnie i gwar ulic sprawiają, że jak żadne inne miejsce na świecie kojarzony jest z malarstwem. Tej jesieni, dzięki wystawie „Icons of Modern Art. The Shchukin Collection” przygotowanej przez Fundację Louis Vuitton, znów mamy szansę poczuć klimat paryskiej sztuki modernizmu. Około 130 obrazów znamienitych twórców (takich jak Monet, Picasso, Matisse, Gauguin i Derain) zawiśnie na ścianach prestiżowej francuskiej instytucji, tworząc nie tylko znakomitą ekspozycję, ale przede wszystkim symbol epoki. Zobaczymy spektakularną próbę połączenia różnych światów i kultur oddanych sztuce od wieków Tekst: Karolina Kosyna zdjęcia: Materiały prasowe FUNDACJA LOUIS VUITTON
Icons of modern art The Shchukin Collection, Pushkin Museum–Hermitage Museum, 22.10.2016 –20.02.2017, Fundacja Louis Vuitton, Paryż
S
iergiej Shchukin to biznesmen-wizjoner i kolekcjoner dzieł francuskich twórców, który odcisnął swoje piętno na ruchu modernistycznym w sztuce paryskiej. Swojego pierwszego „Moneta” zakupił w 1897 roku, co dało początek wspaniałej, liczącej ponad 280 dzieł kolekcji obejmującej twórczość impresjonistów, postimpresjonistów oraz sztukę nowoczesną. Mimo trudnej sytuacji politycznej, Shchukin wiele razy burzył bariery między Paryżem a Moskwą. Napędzany przez osobistą pasję, w której kultura stała się misją, nawiązał współpracę ze znamienitymi osobistościami malarskiego świata. Choć dzieła zebrane przez Shchukina pokazywane były w instytucjach państwowych i w kilku designalive.pl
muzeach w jego rodzinnej Rosji, za każdym razem wiązało się to z wieloma wysiłkami i przedarciem się przez ocean biurokracji. Po raz pierwszy od ponad 100 lat kolekcja Siergieja Shchukina opuściła Rosję i zostanie zaprezentowana w Paryżu – wraca więc do swego domu, choć tylko na chwilę. To symbol, który czyni wystawę jeszcze bardziej mistyczną. Co składa się na wyjątkowość kolekcji? Trudno przecenić jej wartość historyczną, zważywszy na kwoty sprzedaży osiągane przez arcydzieła tego pokroju. Zajmujące jednak jest to, że Shchukin potrafił nawiązać głębokie kontakty z artystami. Wiązało się to z przekraczaniem barier kulturowych, przy czym umiejętności interpersonalne
odgrywały tu dużą rolę. Oczywiście zasoby finansowe i umiejętność patrzenia i czytania sztuki również miały niebagatelne znaczenie. Shchukin nie przebywał jednak w towarzystwie Paryżan wyłącznie na oficjalnych spotkaniach, ale zdobywał sympatię artystów w kłębach dymu i wódki. Jako kolekcjoner sztuki potrafił zjednać sobie ludzi z każdego paryskiego kręgu. Rozumiał, że kolekcjonerstwo jest twórczością napędzaną podobną energią co proces tworzenia. Sam Picasso w swojej przewrotnej skromności stwierdził: „Kim jest malarz? To tylko kolekcjoner, który chce zgromadzić zbiory, tworząc własne wersje ulubionych obrazów pędzla innych artystów; przynajmniej ja od tego wychodzę, to rozwijam”.
168 wydarzenia Paul Cézanne (1839–1906, Francja) L’Homme à la pipe (Le Fumeur) [Człowiek z fajką] 1890–1893, olej na płótnie, 91 × 72 cm, Musée d’Etat des Beaux Arts Pouchkine, Moskwa
Nie sposób pozbyć się myśli, że kolekcjonowanie dzieł sztuki to powołanie do misji kulturotwórczej i bycie mecenasem kultury jednocześnie Kuratorem wystawy i towarzyszącym jej wydarzeniom jest Anne Baldassari, na co dzień dyrektorka Muzeum Picassa w Paryżu. Nieprzeceniony wkład wniósł wnuk Shchukina, André Marc Delocque-Fourcaud, który jako znawca kolekcji dziadka wykazał się ogromną wiedzą historyczną dotyczącą prezentowanych dzieł. Shchukin zaczął gromadzić kolekcję w 1898 roku. Pozyskiwał głównie impresjonistyczne obrazy, co wówczas wydawało się typowe dla tej klasy społecznej. Jego rezydujący w Paryżu brat, Ivan, pokazał mu obrazy Cézanne’a, a następnie poznał z Gertrudą Stein i rodzinami kolekcjonerów – ten moment okazał się przełomowy. Steinowie wprowadzali Shchukina w świat designalive.pl
malarstwa Matisse’a i Picassa, otwierając go na twórczość, którą nie zawsze rozumiał. Ostatecznie nabył ich kolekcję i postanowił ją rozwijać, odnajdując w tym sposób na życie. Jego wnuk powiedział: „Zbieranie stało się rodzajem lekarstwa. Pracownia, w której wisiało ponad 50 obrazów Picassa, w której sam również malował, była jego oranżerią, gdzie mógł znaleźć spokój, mógł odpocząć, ale też oddychać pięknem wiszącym na ścianach”. Prezentowana w Paryżu kolekcja Siergieja Shchukina to twór złożony, o wielowarstwowej naturze, wymagający działań z rozmaitych sfer ludzkiej aktywności. Przede wszystkim ustanawia więź między widzianymi dziełami a niewidzialnym
duchem modernistycznego Paryża. Jest wspomnieniem, impresją – przepiękną ekspozycją. Za jej sprawą Fundacja Louis Vuitton udowodniła, że sztuka może działać ponad podziałami – jest to możliwe dzięki kolekcjonerom, którzy oprócz grubego portfela posiadają pasję i chęci. Mają ten ważny zmysł – umiejętność przewidywania i silną indywidualność zbieracza. „Icons of Modern Art. Shchukin Collection” to w końcu pomost między dwoma krajami, których współpraca na poziomie politycznym i gospodarczym nigdy nie była prosta; to przepiękna sztuka łączenia różnorodnych światów. Wystawę można zobaczyć do 20 lutego 2017 roku. www.fondationlouisvuitton.fr
Fundacja Louis Vuitton znajduje się w Lasku Bulońskim, w budynku zaprojektowanym przez Franka Gehry’ego – artysta inspirował się przy tym obrazami Picassa. Wiele osób oddanych sztuce traktuje siedzibę fundacji jako symbol napędzający rozwój współczesnego Paryża. Mimo to Paryżanie zdają się nie doceniać ani nowatorskiej architektury, ani zasług fundacji w dziedzinie kultury. Wystawa „Icons of Modern Art. The Shchukin Collection” ma szansę to zmienić
Pablo Picasso (1881–1973, Francja) La Dryade [Driada], lato–jesień 1908, olej na płótnie, 185 × 108 cm, © Succession Picasso 2016, Musée d’Etat de l’Ermitage, Sankt Petersburg, 2016
Henri Matisse (1869–1954, Francja) La Desserte (Harmonie rouge, La Chambre rouge) [Harmonia w czerwieni (deser)], wiosna–lato 1908, olej na płótnie, 180,5 × 221 cm, © Succession H. Matisse, Musée d’Etat de l’Ermitage, Sankt Petersburg, 2016
10. edycja Łódź Design Festival ( 13–23 października) stanowiła próbę pokazania, jak zmienił się polski design przez ostatnią dekadę. Starała się odpowiedzieć na pytanie, czym jest tożsamość jego użytkowników, twórców oraz samych projektów, o których znaczeniu sami decydujemy. Dzięki wystawie jubileuszowej przypomnieliśmy sobie wzornictwo sprzed 10 lat. Było mniej świadome, odważne, jakby Polacy byli pełni kompleksów i dystansu do tego, że w naszym kraju można tworzyć piękne, funkcjonalne rzeczy, które wpisywałyby się w ówczesne trendy. Przez ostatnią dekadę zmieniła się nie tylko postawa projektantów, ale też użytkowników. Kluczowy okazał się rozwój estetyki, a także sam proces projektowania i tworzenia: tak aby produkcja była świadomą częścią systemu mającego wpływ na środowisko lokalne i globalne, na kulturę i gospodarkę. Na pokonkursowej wystawie „make me!” przedstawiono projekty innowacyjne, skupione na designie przyszłości. Co mówią projekty o ich twórcach? Są odważni, pełni pasji i wiary, że tworzone rzeczy nie tylko zmieniają przestrzeń wokół nas, ale wpływają również na to, jakie wartości są w tej przestrzeni ważne. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że wracamy do korzeni, do tożsamości narodu. Przykładem może być projekt domowego bimbrownika Just in bimber Małgorzaty Szostak. To pięknie wykonany stół stanowiący kompleksowe narzędzie do przygotowania domowej roboty trunków, tak mocno wpisanych w polską kulturę. Nowe spojrzenie na dbanie o naturę w ujęciu home made przedstawia koncept domowego kompostownika Alicji Sieradzkiej. Kuratorka Agnieszka Jacobson-Cielecka powiedziała kiedyś, że „dorosłym ludziom nikt nie opowiada bajek. Nikt prócz przedmiotów”. Może dlatego w wielu projektach odnajdziemy elementy zabawy – to ona stanowi podstawę egzystencji dziecka, zanim jego świat zostanie ułożony według przyjętych norm i zasad. Kto zabroni nam podróży na Marsa w ramach wystawy „Mars 2030” i realizacji projektów, które mogą być wykorzystane w przyszłości? Fajnie
designalive.pl
01
Dekada zmian Tempo życia sprawia, że mamy coraz mniej czasu na zastanowienie się, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Jednoznaczna odpowiedź na te pytania przysporzyłaby wiele trudu, bo zależy od kontekstu, momentu, miejsca i czasu. Podobnie byłoby, gdybyśmy mieli określić tożsamość otaczających nas rzeczy. Co stanowiłoby punkt odniesienia? Czy o wartości projektów decydują wyłącznie liczby? Tekst: Karolina Kosyna Zdjęcia: Marek Swoboda
02
też było pobawić się kolorami w ramach 01. IKEA Cafe w centrum festiwalowym wystawy „Fun with Flags”, która nie tyl- 02. Na ŁDF jak co roku przygotowako odkryła sekrety identyfikacji narodów liśmy specjalne wydanie magazynu poprzez kolory flag i ich ukryte znaczenia, „Design Alive” ale również dawała możliwość powrotu 03. Na wystawie „Eye-dentity – Poster Stories” zobaczyliśmy plakaty oddo czasów niczym nieposkromionej kreacji. wołujące się do tożsamości poprzez Podobnie „Eye-dentity – Poster Stories”, wyobraźnię odbiorcy która prezentowała plakaty odwołujące się 04. Wystawę Design Alive Awards do tożsamości poprzez wyobraźnię odbiorcy. można było oglądać w showroomie Z kolei projekty Joanny Rusin w ramach Milionova wystawy „Et(n)os” łączyły sztukę ludową 05. Stoisko marki TON przyciągało nietypową aranżacją z rękodziełem, tradycję z nowoczesnością, rzemiosło z nowymi technologiami.
wydarzenia 171
03
Jan Pfeifer zwycięzcą konkursu „make me!” 2016 Wygląda jak zwykła balustrada, jednak jest niezwykła, bo gra! Instrument miejski – zaprojektowany przez Jana Pfeifera – to zwycięzca dorocznego konkursu „make me!” organizowanego przez Łódź Design Festival
04
Celem projektu było stworzenie miejsca spotkań, zabaw i doświadczeń audialnych. Przekazywanie radości, jaka płynie ze wspólnego muzykowania. Projekt jest wynikiem obserwacji zachowań dzieci bawiących się w parku Bródnowskiego w Warszawie. Przechodząc pomostem, dzieci uderzają patykami w szczeble barierki, tworząc przy tym przypadkową muzykę. – Ta obserwacja skłoniła mnie do zaprojektowania instrumentu muzycznego w formie barierki, której dźwięki są w pełni harmoniczne, a konstrukcja jest w pełni bezpieczna – opowiada Pfeifer. Projekt składa się z kilku modułów – można je dowolnie ze sobą łączyć w zależności od miejsca, jakim dysponujemy. Każdy moduł to oktawa, czyli osiem pod-
stawowych dźwięków. Rama zrobiona jest z profili stalowych, a szczeble – z wypłaszczonych rur ze stali nierdzewnej. Zabieg spłaszczania rur sygnalizuje nam długość dźwięków, a także nadaje zwykłym materiałom przemysłowym rangę instrumentu muzycznego. Aparatura elektroniczna ukryta wewnątrz pozwala na korekcję dźwięku, tak aby instrument nie był za głośny i nie zakłócał spokoju. Jan Pfeifer jest tegorocznym absolwentem Wydziału Wzornictwa na ASP w Warszawie. Współpracuje z warszawskim zakładem rzemieślniczym Pracownia Abażurów Grochowska oraz projektuje pomoce dydaktyczne dla nauczycieli. Jest zwycięzcą 9. edycji Young Design 2016 Instytutu Wzornictwa Przemysłowego.
05
Co zatem tworzy tożsamość współczesnego designu? Sądzę, że to zasługa niewidzialnych „bohaterów” dnia codziennego, z którymi jesteśmy zżyci, do których przywykliśmy, a których już nie zauważamy. Mogliśmy się im bliżej przyjrzeć na wystawie „On Focus”. Zaprezentowano na niej zbiór przedmiotów codziennego użytku, których wartości nie potrafimy docenić, bo na stałe wpisują się w naszą rzeczywistość. Nie jest to związek oparty na miłości i nienawiści – jest raczej budowany na wspólnym zaufaniu, uczeniu się siebie,
ewolucji myśli projektowej. Doskonale uchwyciły to też wystawy „Retrospekcje. Polski design początku XXI wieku”, „No Randomness” oraz „RE:made OBJECTS”. Inspiracją do tworzenia jest nie tylko człowiek, ale też natura i proces twórczy, który jest nią powodowany. Dowodzi to, że tożsamość nie jest tworzona w duecie twórca–odbiorca, ale swój głębszy sens zawdzięcza ona również ideom, miejscom i wartościom. Tożsamość Łódź Design Festival zrodziła się z pasji do tworzenia, do piękna,
z potrzeby poprawy jakości codziennego życia człowieka. Ta tożsamość jest nieskomplikowana, a o pięknie i funkcjonalności rzeczy stanowi ich prostota – to ona jest również gwarantem długowieczności. Polski design jest nośnikiem nie tylko wiadomości, ale też zapisuje historie i emocje z nimi związane. Jubileuszowa edycja ŁDF to odpowiedź na pytania nie tyle o cel, ale o drogę. Rozważa nie tylko to, dokąd zmierzamy, ale też to, jakie są etapy tej podróży, w której projekty stanowią o tożsamości szeroko rozumianego designu. designalive.pl
Robimy to, co prawdziwe W ramach Łódź Design Festival odbyła się kolejna edycja „Kreacji z natury” – wspólnej inicjatywy firmy Barlinek i magazynu „Design Alive”. Organizowany po raz trzeci konkurs i warsztaty dla projektantów zakończyły się uroczystą galą wręczenia nagród oraz wystawą najlepszych projektów desek podłogowych z ostatnich lat Tekst: Julia Cieszko Zdjęcia: Marek Swoboda
I
nicjatywa „Kreacje z natury” narodziła się w 2014 roku w Barlinek Institute of Design. Projekt opiera się na trzech najważniejszych filarach: konkursie, do którego zapraszani są projektanci i architekci, warsztatach organizowanych przez firmę Barlinek oraz wspólnej, końcowej wystawie. Po raz kolejny punktem kulminacyjnym całorocznej pracy projektantów i organizatorów stał się festiwal designu w Łodzi. Wydarzenie prowadziła Ewa Trzcionka, redaktor naczelna „Design Alive”. Zanim uczestnicy konkursu stworzą finalny projekt deski podłogowej, biorą udział w letnich warsztatach rzemieślniczych w Barlinku: poznają tam produkt, analizują jego możliwości, zdobywają doświadczenie, a przede wszystkim inspirują się magią drewna i energią całego zespołu. Uczestnicy pracują z prawdziwym produktem: uczą się obróbki materiału i konsultują się z pracownikami fabryk, których wiedza pomaga w realizacji pomysłów. Całą tę przygodę zobaczyliśmy w Łodzi na filmie podsumowującym spotkanie projektantów i ich pracę w Barlinku. – Już pierwsze edycje projektu miały pokazać, że wszystko, co robimy, jest prawdziwe – dokładnie tak samo, jak nasze podłogi. Nie zależało nam na kolejnej kampanii PR, która zakończy się rozdaniem nagród i rozejściem się do domów. Dlatego „Kreacje z natury” to długotrwały proces, który ma prowadzić do rzeczywistych efektów – podkreśliła Dorota Karbowska-Zawadzka, dyrektor marketingu firmy Barlinek. – W tym roku zaprosiliśmy na warsztaty 20 osób. Przez trzy dni pokazywaliśmy fabrykę, rozmawialiśmy i przedstawialiśmy specjalistów. Następnie zaczęliśmy konkretną pracę. Uczestnicy dostali materiał, cięli, rysowali, malowali, barwili. Dobrze się bawili, ale i uczyli – dodała, podkreślając niezwykłe pomysły projektantów z poprzednich
edycji: wszystkie pokazano na tegorocznej wystawie stworzonej specjalnie na ŁDF. Na scenie nie mogło zabraknąć Agnieszki Przewoźnej – zeszłorocznej zwyciężczyni konkursu „Kreacje z natury”. Jej projekt płytek heksagonalnych, inspirowanych plastrem miodu, jest dowodem na to, że konkurs Barlinka prowadzi również do konkretnego produktu. Pomysł jest obecnie na etapie zaawansowanego prototypu i doczekał się sesji zdjęciowej. – Potrzebujemy jeszcze dużo czasu, ale już tutaj w Łodzi udało nam się pokazać efekt ciężkiej i długotrwałej pracy – podkreśliła poznańska architektka. – Najważniejsze jest jednak doświadczenie, które wyniosłam zarówno z warsztatów, jak i z samej współpracy z firmą. Praca z produktem to bezcenna wartość, której nie dają inne konkursy – podkreśliła Przewoźna. W trakcie spotkania jury pod przewodnictwem architekta Przema Łukasika ogłosiło wyniki. Tematem przewodnim tegorocznej edycji konkursu „Kreacje z natury” była deska przyszłości. Wyróżnienie za swoją pracę otrzymał Karol Klata, który oprócz samego wzoru zaproponował nowy sposób podejścia do układania produktu. Drugie miejsce oraz nagrodę pieniężną w wysokości 5000 zł zdobył Aleksey Gorelov – jego pracę zobaczyliśmy na filmie prezentującym układanie desek niczym w grze tetris. W tym roku wynik konkursu nie był jednoznaczny, a jury zdecydowało się przyznać pierwszą nagrodę dwóm zespołom. Pierwsze miejsce oraz 10 000 zł zdobyli równolegle Łukasz Jaworski oraz zespół projektowy: Aleksandra Kuta i Miłosz Cichoń. – Dwie pierwsze nagrody to projekty, nad którymi bardzo długo się zastanawialiśmy. Mieliśmy problem z wyborem, ponieważ oba, choć różne i podobne, to jednak pokazują, że kiedyś będziemy mogli pracować w zespo-
łach. Będziemy łączyć różne pomysły. Pomyśleliśmy, że nasza decyzja może spowodować kooperację, że może w przyszłości powstanie wspólny projekt – podkreśliła przedstawicielka jury, architektka Agnieszka Stefańska. – Na warsztaty przyjechałem z całkowicie innym projektem. Miałem w głowie podłogę łączącą ogrzewanie i klimatyzację. W trakcie rozmów przez przypadek mój pomysł ewoluował w zupełnie coś nowego. Wyobraziłem sobie konkretny problem – na przykład osób na lotniskach. Nasz telefon czyta bilet lotniczy, a podłoga poprowadzi nas do miejsca odlotu. Banalny pomysł, który po rozmowach z konstruktorami, elektronikami, informatykami i obserwacji rozwiązań obecnych na rynku, okazuje się możliwy – tłumaczył Łukasz Jaworski, odbierając nagrodę. – Instytut Barlinka jest przedsięwzięciem, na które trzeba zasłużyć – podkreślił w trakcie rozdania nagród Przemo Łukasik. – Najważniejszy w tworzeniu jest proces ewolucji. Projektant musi być odważny, musi chcieć się zmieniać, cofać krok, dwa po to, by szukać najlepszego rozwiązania. Dwa zwycięskie pomysły to projekty tzw. trzech kropek, które zostawiają nam otwarte drzwi, nie doprecyzowują wszystkiego i które, mam nadzieję, spowodują, że te zespoły się połączą – dodał architekt, wręczając nagrodę Miłoszowi Cichoniowi za projekt podłogi umożliwiającej bezprzewodowe ładowanie urządzeń. – Muszę podziękować Przemo Łukasikowi, który naciskał na nas przez wszystkie obrady jury. Zmusił nas do myślenia o tym, co będzie za 10–20 lat. To jemu zawdzięczamy nowe spojrzenie na produkt konkursowy, by nie zapominać o konieczności dodawania mu ważnych funkcji, wartości, myśląc o przewadze w przyszłości, o szukaniu nowej ścieżki – podsumowała Dorota Karbowska-Zawadzka. www.kreacjeznatury.pl
wydarzenia 173 Jurorzy oraz laureaci trzeciej edycji konkursu „Kreacje z natury”. Od lewej: Karol Klata, Aleksey Gorelov, Łukasz Jaworski, Miłosz Cichoń, Szymon Hanczar, Dorota Karbowska-Zawadzka, Agnieszka Stefańska, Tomasz Błuszkowski, Przemo Łukasik i Ewa Trzcionka
Wystawa „Kreacje z natury” prezentowana na ŁDF to przede wszystkim historia najciekawszych prac powstałych podczas ostatnich dwóch edycji konkursu oraz film świetnie oddający atmosferę warsztatów. Bardzo rozbudowana ekspozycja przedstawia projekty m.in.: Agnieszki Przewoźnej, Justyny Franczak, Olgi Grabowskiej i Olgi Nowosad, Katarzyny Sroki i Filipa Zastawiaka, Mai Sobury, Agaty Smok, Anny Łoskiewicz-Zakrzewskiej i Joanny Ochoty. Projekt wystawy: Grupa Tabanda: Megi Malinowska, Tomek Kempa, Filip Ludka
designalive.pl
174 promocja
Trendy rodzą się w nas
Interprint na Łódź Design Festival 2016
W
świecie, w którym wszystko nieustannie się zmienia, przewidywanie przyszłych trendów wzorniczych jest w zasadzie niemożliwe. Ale można wskazać tendencje, które dopiero powstają. Trzeba tylko uważnie obserwować. Na co patrzeć i na kogo? Na nas samych, bo to ludzie i nasza codzienność są źródłem zmian. Przygotowaną przez firmę Interprint wystawę, którą można było oglądać w ramach jubileuszowej, 10. edycji Łódź Design Festival, poświęcono „bohaterom” naszej codzienności: meblom, dodatkom i wszelkim detalom, które otaczają nas każdego dnia. Bazując na formach codziennie spotykanych w naszych domach, biurach, parkach czy barach, Interprint pokazał, jakie kształty, kolory i wzory cieszą się obecnie największym zainteresowaniem i będą podbijać świat wzornictwa w najbliższym czasie. Pod hasłem „On focus” firma wzięła pod lupę to, co zazwyczaj nie jest zauważane, a już na pewno nie analizowane i doceniane. A szkoda, bo festiwalowa ekspozycja mebli zaprojektowanych przez Maję Palczewską udowadnia, że w elementach naszej codzienności kryje się wiele przesłań. Warsztaty znaczeń – Kiedyś konsument do wyboru miał „to i to”, a dziś „to, to i to, i to, i jeszcze to…”. Elementy naszego otoczenia nieustannie podlegają zmianom – tak jak Księżyc przechodzący designalive.pl
Dom, w którym wykorzystano płyty firmy Swiss Krono, stanowi miejsce wypoczynku i cieszenia się życiem. Zachęca do tego fantazyjny dekor Szczypta Szaleństwa (D4864), świetnie odcinający się od neutralnej bieli (Biały Polarny, U3293,) i szarości (szary lawa, U3057, i jaśminowy, D3266) W przestrzeni biurowej, w której zastosowano płyty firmy Kronospan, zarówno na podłodze, jak i meblach królują spokojne dekory drewnopodobne. Utrzymane w jasnokremowej kolorystyce, ujmują delikatnością układu słojów i subtelnymi bieleniami wzoru Blonde Liberty Elm (K017)
Łazienka z płytami Pfleiderer zaskakuje wyrazistością. Zastosowane tu dekory betonowe – Raw Concrete (F6461) i Smooth Concrete (F6464) – połączono z eteryczną Daglezją (R3901), uzyskując kompozycję pełną charakteru i wdzięku Energetyczną zabudowę zobaczyć można w przestrzeni barowej, gdzie z wykorzystaniem płyt marki Egger zbudowano ladę, przy której aż chce się dobrze bawić. Żółć (F437) doskonale współgra tu z grafitem (U961), metalem (F633) i dekorem inspirowanym drewnem (H1487)
w kolejne fazy. Podobnie jak on, trendy mogą dopiero wschodzić, być w pełni lub kończyć swój bieg – powiedział podczas specjalnie przygotowanych warsztatów Maurizio Burrato, na co dzień pracujący w dziale Design Development Interprint. W spotkaniach, które poprowadził, wzięło udział wiele osób zainteresowanych współczesnym designem – byli wśród nich projektanci, architekci, studenci, pracownicy firm z branży meblowej i wyposażenia wnętrz. Słuchali, dotykali struktur płyt meblowych, oglądali wzory papierów
dekoracyjnych i mebli, ale przede wszystkim rozważali rolę designu w naszym życiu i to, skąd najnowsze trendy tak naprawdę pochodzą. – W najnowszych tendencjach widoczny jest powrót do stylistyki lat 60., zwiększenie popularności metalu i zieleni, inspiracje architekturą... Skąd biorą się te zmiany? Bez wątpienia to my jesteśmy ich źródłem. To nasze potrzeby, emocje i upodobania leżą u podstaw rodzących się trendów. Nikt z góry nie decyduje o tym, co będzie modne. To się po prostu dzieje – podsumował Burrato.
Blogerzy chcą wiedzieć Ciekawym uzupełnieniem wystawy Interprint i warsztatów Maurizio Burrato było niedzielne spotkanie z blogerami, uczestnikami Meetblogin – cyklicznej imprezy odbywającej się w ramach Łódź Design Festival. Sylwia Lasota z firmy Interprint i Maja Palczewska, prowadzące to spotkanie, opowiadały zgromadzonym m.in. o dekorach wykorzystanych na festiwalowym stoisku. W czterech strefach (łazience, biurze, barze i domu) do stworzenia zabudowy wykorzystano płyty czterech partnerów Interprint, firm: Pfleiderer, Kronospan, Egger i Swiss Krono. Każda z tych przestrzeni miała inny charakter, bo każda niesie ze sobą różne zna– czenia i zaspokaja inne potrzeby. Łazienka jest miejscem, gdzie witamy dzień: z jednej strony szukamy harmonii, a z drugiej – inspiracji. Biuro to miejsce pracy, kreatywnych pomysłów i działania. Bar to miejsce odpoczynku, ale aktywnego, naładowanego energią. Ostatni przystanek, dom, stanowi natomiast miejsce, w którym szukamy harmonii zabarwionej szczyptą szaleństwa. Znaczenia te, zdeterminowane funkcją wnętrza, były doskonale widoczne w zastosowanych dekorach: w ich barwach i wzorach. Wystarczyło tylko zatrzymać się, przyjrzeć się im i je zobaczyć. www.interprint.com
176 Alicja Woźnikowska-Woźniak Mocne Plecy
Agata Wierzbicka
Wyrazistość, człowiek i piękna forma – to trzy najważniejsze dla mnie składowe ilustracji Agaty Wierzbickiej, projektantki i ilustratorki, działającej na pograniczu designu i sztuki
Prace Agaty pokazują człowieka w życiu codziennym, choć jest on wyrwany z kontekstu. Ilustratorka skupia się tylko na tym, co najważniejsze: emocjach, ruchu i sylwetce. Przedstawione przez nią postacie są uchwycone w krótkiej chwili, na czystym tle, co pozwala nam skupić się na ich indywidualnym charakterze i ekspresji. Dużą inspiracją dla Wierzbickiej jest moda – zewnętrzne odzwierciedlenie osobowości człowieka. designalive.pl
Ilustratorka posługuje się różnymi technikami plastycznymi, przy czym najbliższe są jej techniki cyfrowe i malarstwo. Jak sama mówi, nie jest osobą na tyle cierpliwą, by poświęcać danej ilustracji wiele dni. Dlatego jej prace mogą sprawiać wrażenie niedokończonych. W moim odczuciu to niedokończenie jest siłą ilustracji Wierzbickiej – podbija oraz krystalizuje to, co jest w nich najważniejsze: człowiek i jego indywidualność.
E DY TO R I A L
designalive.pl
W kole celebracji Pięć lat temu na świat przyszedł pierwszy numer „Design Alive”, a w nim wywiad z architektem Robertem Koniecznym, który rozpoczynał wtedy nowy rozdział w życiu – budowę własnego domu w górach. Dwadzieścia numerów później, oddaję w Wasze ręce jubileuszowy numer, a w nim „Arka” – dom na zboczu Równicy, już zamieszkany. A mieszka w nim nie tylko rodzina, ale i piękna historia mężczyzny poszukującego własnego miejsca na ziemi. Pięć lat życia, dwadzieścia numerów. Po raz kolejny koło się zamyka. Oby nie zapomnieć o celebracji! Świętujmy zatem, róbmy rachunek sumienia, zostawmy za sobą balast, bądźmy tu i teraz, zanim popatrzymy w przyszłość. Bo tam będziemy zupełnie inni i nie mamy bladego pojęcia jacy, nawet jeśli bardzo będziemy chcieli siebie tam wyobrazić. Wiem, brzmi to dziwnie, zwłaszcza w momencie, gdy razem z projektantami z Hopa Studio i Ultrabrand pracujemy nad nową koncepcją naszego kwartalnika. I, co więcej – odrobinę już Wam zdradzamy na tylnej okładce. Przypuszczam jednak, że ewolucja „DA” zaskoczy i Was, i nas, bo ewoluujemy wspólnie, jak zmienne elementy składowe: redaktorzy, graficy, fotografowie, partnerzy, przyjaciele, i Wy – Czytelnicy. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy. A tymczasem celebrujmy każdą chwilę, i każdą stronę „DA” w starej szacie.
Redaktor naczelna
DA 2 0
178 Dział