Detalks12(12)2012

Page 1

nr 1 2(1 2)201 2


W numerze: kulturoskopia

44

Z Jestem pamietnika jaki jestem. kartek się nie wyrywa. Rozmowa z Rahimem.z Jerzym Połomskim. Rozmowa

84

Z pamietnika kartek się nie wyrywa. Rozmowa 99% ludzi to idioci. Rozmowa z członkami zespołu Cool Kids of Death. z Rahimem.

polityzacja

1 42

socjoliza

1 48

Z Wybory pamietnika po dziwnej kartekkampanii. się nie wyrywa. Rozmowa z Rahimem.z dr Maciejem Turkiem. Rozmowa

Z pamietnika kartek się nie wyrywa. Rozmowa Z Rahimem. pamietnika - najlepsza kartek hokejowa się nieliga. wyrywa. Rozmowa z NHL z Rahimem.z Mariuszem Czerkawskim. Rozmowa

Redaktor naczelny: Kuba Dobroszek Zespół: Jakub Cieśla, Mateusz Kuśmierek, Piotr Tomala, Michał Wróblewski Stali współpracownicy: Karolina Jaskólska Projekt graficzny: Jakub Cieśla Projekt okładki: Karolina Skulska Zdjęcia członków redakcji: Adam Gutkowski Adres redakcji: ul. Dworska 7, 43-418 Pogwizdów, 602 644 053 redakcja@detalks.pl

2

www.detalks.pl


Dzień

witam dobry,

Życiowe wybory Dobroszek Dobroszek: Interesują Cię wybory w Stanach? Cieśla: Trochę bardziej niż tamtejsza liga hokejowa Czy jeżeli odpowiem, że mnie bardziej interesuje NHL (i to nie tylko dlatego, że Mariusz Czerkawski przewiózł mnie swoim Land Roverem) to wyjdę na politycznego ignoranta? Jeśli ty nazywasz siebie politycznym ignorantem, to nie wiem kim jestem ja. Dlatego wytłumaczę się pewnym zgrabnym stwierdzeniem, że podchodzę to wszystkiego bardziej systemowo. Tak w ogóle jeździsz na łyżwach? Nie. Ale nie muszę jeździć na łyżwach, żeby pasjonować się hokejem. Ostatnie Igrzyska pamiętam z dwóch wydarzeń – turnieju hokejowego oraz randki, na której nie zjawiła się dziewczyna. Przykro mi. N atomiast, co do wyborów w Stanach – Ciebie interesują? Odczułeś różnicę w rządach Busha i Obamy? Myślę, że niespecjalnie. Fakt faktem, że za Busha więcej mówiło się o "strategicznym partnerstwie" między Polską a USA, ale tak naprawdę chyba tylko na mówieniu się kończyło. Jednak moja dusza skrytego Republikanina nie miałaby spokoju, gdybym nie trzymał kciuków za Romneya. Choć po przeczytaniu wczorajszych sondaży ze "swing states" - prawdopodobnie znów zwycięży Obama. Ja mam nadzieję, że wygra Obama. Pewnie dlatego, że wspiera go mój ulubiony zespół – The N ational. Poza tym nie nazwałbym Cię skrytym

Cieśla Republikaninem. Jesteś jedną z najmniej skrytych osób w kwestiach politycznych jakie znam. Nie prowokuj mnie, wiesz do czego jestem zdolny. Do przedawkowania energetyków? Doskonale wiesz, że od czasu pewnej przygody z litrem Tigera, nie piję tego gówna. Chyba, że składamy Detalks do późna, to co innego! No i prawdopodobnie dziś się skuszę - czeka mnie w końcu cała noc z amerykańskimi wyborami! Jak to upojnie brzmi... Skądinąd twoje przedawkowanie miało miejsce po koncercie wspomnianego The N ational, przypadek? Wątpię. Pamiętam, że poprzednie wybory również śledziłem całą noc. Następnie poszedłem rano do szkoły, jeszcze w liceum i próbowałem poderwać koleżankę z ławki na wiedzę, którą przyswoiłem przez te kilka godzin gapienia się w telewizor. Do końca roku siedziałem już sam. Mam nadzieję, że w tym roku będzie inaczej. Wiesz, jak to śpiewał jeden z naszych gości – z dziewczynami nigdy nie wie, oj nie wie się. Poradziłbym naszym czytelnikom, że jeśli oni chcą zaimponować swoim drugim połówkom, powinni przeczytać najnowszy numer Detalks. Ale kiedy sobie pomyślę z jakim skutkiem mi to wychodzi, to nie wiem czy warto... Lepiej coś zaśpiewać. . .

www.detalks.pl

3


kulturoskopia

J ESTEM

J AKI J ESTEM Rozmowa odbyła się w samo południe, następnego dnia po jednym z dwóch krakowskich koncertów. Cała sala śpiewała z Nim. Oczywiście, tańcząc walca, walczyka, parami. ŁUKASZ PIETER: 55 lat na scenie - wielki jubileusz, dlatego też wielkie gratulacje. W Krakowie oba pańskie koncerty zostały wyprzedane... JERZY POŁOM SKI: Dziękuję bardzo. Rzeczywiście pod takim hasłem te koncerty zostały zorganizowane, ale to nie była moja inicjatywa. N ie chcę obchodzić jubileuszy, to nie w moim stylu. Organizator tak zdecydował, ja się po prostu zgodziłem, ale oczywiście cieszy mnie, że jest zainteresowanie. KUBA MATUSZYK: Kraków to miasto, które jest dla pana w jakiś sposób wyjątkowe? Spotykam się tu z prawdziwą, szczerą sympatią i

4

www.detalks.pl

uśmiechem. Ludzie chyba odwzajemniają mój ciepły stosunek do Krakowa - miejsca zachwycającego pod każdym względem. Będę szczery - gdy zabrakło nam Lwowa po wojnie, tym bardziej lokuję swoje uczucia w tym pięknym, królewskim mieście. Historia uśmiechała się zresztą do niego, wystarczy spojrzeć, co stało się z Warszawą w czasie II wojny światowej. A Kraków ocalał niemal nienaruszony. . . Pieter: Krakowskie koncerty zorganizowano w Piwnicy Pod Baranami - miejscu historycznym pod względem muzycznym... To miejsce naznaczone magią. N ie wiem dokład-

fot. www.maxflo.pl

Rozmawiali Kuba Matuszyk i Łukasz Pieter


tego pełną świadomość. Pieter: Artysta musi więc szukać wyjątkowego sposobu, by dotrzeć do swojego słuchacza? Większość w sprawach sztuki nie ma racji, rację ma mniejszość, dla której naprawdę warto tworzyć coś wyjątkowego. Obserwuję w dzisiejszych mediach zdecydowane obniżenie poziomu artystycznego. Buduje się pod gust większości, która kupuje oczywiście to, co jej się podaje, ale wartość tego jest najczęściej bardzo wątpliwa.

,,

nie, jak teraz działa Piwnica, bowiem nie widzę tam nazwisk, które dawniej decydowały o jej opinii, ale na pewno do dziś czuć tam w powietrzu ten wyjątkowy klimat, tak właściwy dla Krakowa. Pierwszy koncert był niezwykle udany. Kwiaciarki zaskoczyły mnie prezentem w postaci stu róż, które zresztą rozdałem publiczności, bardzo to było miłe. Dodatkowo prezydent miasta uhonorował mnie odznaczeniem, za które serdecznie dziękuję. M ożna powiedzieć, że Kraków dba o artystów i to na pewno cieszy i podbudowuje. Kraków jest ikoną takiego właśnie nieco staroświecko pojętego "piosenkarstwa". Przykładem może być Ewa Demarczyk, która niestety tak mało nagrywała i choć jej nazwisko jest wielkie, właściwie po sobie nie zostawiła zbyt dużo. Pieter: Często mówi się o panu: legenda. To komplement, czy coś, co pana jednak jakoś peszy? N ie, naprawdę mnie to cieszy, jednak szczerze mówiąc, nie przykładam do tego wielkiego znaczenia, bo dla każdego słowo "legenda" ma inny wymiar i ciężar gatunkowy. M yślę, że o mnie można tak powiedzieć w kontekście lat, które spędziłem na scenie, a jeśli jeszcze dodatkowo ktoś ceni moją muzykę, to tylko może być przyjemniej. "Je suis comme je suis" - "Jestem jaka jestem" - taką piękną piosenkę zaśpiewała kiedyś Juliette Greco i chyba to jest najważniejsze dla artysty. Oczywiście można się zmieniać, szczególnie na lepsze, ale te wartości, które mamy w sobie w nas zostają i kształtują naszą oryginalność, osobowość artystyczną. Matuszyk: Ta oryginalność to klucz do sukcesu? N ajsłabiej radzą sobie artyści, którzy nie potrafią wyrażać siebie. Są odtwórczy, bez pomysłu na pokazanie swojej wyjątkowości i tego "wnętrza", które tak ważne jest dla każdego, kto chce zaistnieć na scenie. M ożna stwierdzić, że im bardziej ktoś jest odmieńcem, tym bardziej zaciekawia. Zawody artystyczne są niezwykle trudne, niesprawdzalne. Co bardzo ważne trzeba mieć osoby, którym się wierzy i które pomagają budować to, co chcemy przekazać naszym odbiorcom. Jesteśmy takimi, jakimi nas widzą i artysta musi mieć

Ludwik Sempoliński, dość poważnie wpłynął na moje życie, mówiąc: "Jurek ty masz na nazwisko Pająk, to nie jest nazwisko na afisz... Zmień je". Matuszyk: Chciał pan być architektem, trafił pan jednak do szkoły aktorskiej. Aktorem pan nie został, ale scena stała się pańskim sposobem na życie. M iałem zaszczyt pracować z wielkimi profesorami: Leonem Schillerem, Aleksanderem Zelwerowiczem i wieloma innymi. Jeden z nich, Ludwik Sempoliński, dość poważnie wpłynął na moje życie, mówiąc: "Jurek ty masz na nazwisko Pająk, to nie jest nazwisko na afisz. . . Zmień je". Co ciekawe podobne uwagi miał do Wiesława Gołasa, który był wtedy na trzecim roku. . . Wiesiek nie zmienił, a przecież dziś nikt nie ma żadnych złych skojarzeń, bo to wyjątkowy aktor. A czemu ja zostałem Połomskim? Jeszcze w czasach studenckich jeden z kolegów muzyków tak mnie zapisał na plakacie promującym jeden z naszych występów i tak już zostało. Pieter: Status gwiazdy w czasach PRL znaczył więcej czy mniej niż dziś? Za czasów PRL nasze pokolenie nic nie miało za wykonywanie utworów - pieniądze otrzymywali autorzy tekstów i kompozytorzy. M y nagrywaliśmy za darmo. Dodatkowo przez lata prawa do na-

www.detalks.pl

5


kulturoskopia szych utworów były sprzedawane, a my nie mieliśmy z tego ani grosza. Ostatnio wydano zbiór moich największych przebojów i to dało mi trochę funduszy, ale latami żyliśmy po prostu z koncertów i wykonywania tej muzyki. Matuszyk: Można powiedzieć więc, że wcale nie było tak łatwo? Ja miałem kolorowe życie, dlatego nie zgłaszam pretensji do PRL, choć mnie ten ustrój bardzo uwierał. Wtedy polityczne sprawy nie były możliwe do podnoszenia. Jacek Kaczmarski musiał latami zaczekać ze swoimi protest-songami. Za naszych czasów tworzyło się utwory liryczno-dramatyczne, które były po prostu potrzebne pu-

,,

Gdyby nie stan wojenny śpiewałbym tę piękną piosenkę, którą tak świetnie wykonuje Maryla Rodowicz "Niech żyje bal". Ale Maryla to prawdziwa "łowczyni" przebojów, znakomicie czuje ducha czasu. bliczności. N as "wypuszczano" do Polonii, która odcięta od tego, co w kraju. Oni byli zachwyceni, hołubili nas tam. N ie miało nawet znaczenia, co zaśpiewamy, oni tak bardzo tęsknili za krajem, że mieli naprawdę łzy w oczach słuchając naszych piosenek. Matuszyk: Sam pan sobie wybierał utwory? Właściwie dostawaliśmy do wykonywania piosenki, które były zamawiane przez radio. Ówczesny dyrektor Polskiego Radia, słynny Władysław Szpilman wzywał nas i mówił: "proszę nagrać mi taki a taki utwór". Gdy trochę już nabrałem pewności siebie i zaprotestowałem, że, nie bardzo czuję te piosenki, miałem trzy lata przerwy w nagrywaniu. . . Pieter: Gdy tworzył pan swoje piosenki wielu młodych ludzi, którzy teraz znają pańskie utwory,

6

www.detalks.pl

nie było jeszcze na świecie. To na pewno coś, co mnie bardzo cieszy. N iejako traktuję to jako coś naturalnego, bo wiem, że jeśli moich piosenek słuchali rodzice, to zostaje to u ich dzieci i także one mnie kojarzą. Jeśli jeszcze dodatkowo wzbudzam w nich ciepłe uczucia, to mogę być szczęśliwy. Matuszyk: Kilka lat temu zdecydował się pan na nagranie nowej wersji utworu "Bo z dziewczynami" z zespołem Big Cyc. To była dla pana forma żartu, prowokacja czy po prostu dobra zabawa? Przede wszystkim Krzysztof Skiba to przeinteligentny facet. Czytam jego felietony i trudno odmówić mu racji w wielu sprawach. A jak doszło do nagrania tego numeru? Występowaliśmy na jednym koncercie na rynku we Wrocławiu i powstał pomysł, by zrobić coś innego, coś nowego. Zaśpiewałem z nimi jeden ze swoich hitów i potem pojawiały się pytania, czy zmieniam styl śpiewania (śmiech). N ie, to nie moja działka, ale zrobiłem to z dużą przyjemnością. Matuszyk: A czy jest utwór, który chciałby pan zaśpiewać albo żałuje, że nie jest jego? Oj miałem trochę "poślizgów" w swoim życiu. . . Gdyby nie stan wojenny śpiewałbym tę piękną piosenkę, którą tak świetnie wykonuje M aryla Rodowicz - "N iech żyje bal". Ale M aryla to prawdziwa "łowczyni" przebojów, znakomicie czuje ducha czasu. Ona wie, że jeśli jest trend, by na scenie ubierać się jak Lady Gaga albo M adonna, która zresztą śpiewa, jak śpiewa, to trzeba to zastosować. Taka jest rzeczywistość, choć mi osobiście nie za bardzo to odpowiada. Matuszyk: Mówi pan, że Maryla Rodowicz jest "łowczynią". Od pana udało jej się złowić samochód, Fiata. Rzeczywiście tak było. . . (śmiech). Potem do mnie przychodziły jej mandaty za przekroczenie prędkości, ale to tylko barwna historyjka i nie mam do niej żalu. A M aryla potrafiła "łowić" jak nikt inny. Przecież bardzo ładna piosenka "Kolorowe jarmarki" jest znana dużo bardziej w jej wykonaniu niż jej twórcy, Janusza Laskowskiego. Ale ona znów wyczuła ten wyjątkowy klimat. M aryla także dziś po-


trafi konkurować i przede wszystkim ją na to stać pod względem finansowym. Jest idealna na takie czasy i duże brawa dla niej, bo to bardzo inteligentna kobieta, dowcipna. Pieter: Właśnie odnośnie kobiet... Czy po tylu latach na scenie, Jerzy Połomski wie już "co z tymi dziewczynami"? A skąd! Właśnie to jest cała atrakcja i zagadka dla faceta, że nigdy nie wie i chyba już wiedzieć nie będzie. M iałem wiele piosenek z "dziewczynami" w tytułach i stąd nawet powstała ta kolejna. . . Cóż, to piękna sprawa, ale tak w życiu już jest: przelotne zauroczenia, jakieś wyjątkowe emocje, dla których żyjemy. . . Dziewczyny chcą podbijać świat i chwała im za to. Pieter: Najpiękniejsza myśl, którą ma pan po tych 55 latach na scenie, dlaczego było warto? Całe życie robiłem to, co lubiłem i to największa nagroda. Żałuję tylko, że w dużej części odeszli już ci, których kochałem, którzy pisali mi teksty i komponowali. Teraz tworzy się już inną muzykę, która tak naprawdę nie bardzo mnie wyraża. Dzisiejsze teksty muszą być poparte rzeczywistą młodością, która już za mną i nie będę na siłę udawał, że jest inaczej. W moim wieku musi być

tekst, który mnie uwiarygodnia. . . Dużo przeżyłem, ale nie delektuję się tym. N igdy nie pisałem żadnych dzienników, nie wyraziłem zgody na żadną biografię, bo uważam, że piosenkarz istnieje tylko wtedy, gdy śpiewa dla swojego pokolenia. N ic nie można robić na siłę, nie zamierzam udawać i próbować przypodobać się komukolwiek. N ajważniejsza jest autentyczność. Pieter: Na koniec: jakie to uczucie, gdy rzeczywiście cała sala z panem śpiewa? Ludzie czekają na tę piosenkę, także tu w Krakowie oczywiście ją wykonałem. . . Tak się składa, że przez lata moja osoba była oceniana na podstawie kiepsko nagranej wersji "Całej sali. . . ", ale nic na to nie mogę poradzić. Wiedzą panowie, nie spodziewałem się, że piosenka może mieć swoje niezależne życie. Uważam, że ktokolwiek by ją zaśpiewał, stałaby się popularna, bo po prostu podoba się ludziom. Każdy artysta ma takie utwory i trzeba to zrozumieć. N a rynku potrzebne są różne piosenki, o różnym poziomie oraz stylu - publiczność ich potrzebuje. Ważne tylko, by artysta w każde wykonanie włożył serce, entuzjazm i radość życia.

www.detalks.pl

7


kulturoskopia

9 9 % LU D Z I TO I D I O CI

Dziesięć lat to w muzyce bardzo długi okres. Debiutując, zespół Cool Kids of Death musiał odnaleźć się w zupełnie innym środowisku. Miniona dekada przyniosła wiele zmian. Zdaniem członków zespołu - niekoniecznie pozytywnych. Rozmawiał Jakub Cieśla (rozmowa odbyła się 20.1 0.201 2 w krakowskim klubie Rotunda przed koncertem zespołu)

JAKUB CIEŚLA: Pierwsze pytanie będzie trochę nie na serio. Czy powodem, dla którego nie rzucacie już butelkami z benzyną jest to, że od początku minionej dekady jej cena zdecydowanie wzrosła? KUBA WAN DACHOWICZ: Są sprzeczne opinie w zespole. N igdy nad tym poważnie się nie zastanawialiśmy. To teraz na poważnie. Przez ostatnie dziesięć lat wystarczająco się wykrzyczeliście i wynikiem tego była bardziej spokojna płyta?

8

www.detalks.pl

Po prostu chcieliśmy sobie zrobić przerwę. Mieliście ustaloną treść i to ona wymusiła nową formę czy z góry założyliście, że teraz CKOD będzie bardziej spokojne? N ie mieliśmy nic ustalonego. N ie kierowała nami żadna teza ani koncept. Postawiliśmy jedynie na mniej przesterowane gitary. Cały czas eksperymentowaliśmy z samplami i z brzmieniami elektronicznymi. W jakim stopniu na waszą muzykę wpływa to jak wy się zmieniacie, a w jakim zmiany w otaczającym świecie? W ogromnym stopniu. Wszystkie te zmiany są ze


zależność? Można w ogóle mówić, że kiedykolwiek byliście od kogoś zależni? Wydaję mi się, że nigdy nie byliśmy zależni, bo robiliśmy płyty sami i kierowaliśmy się własnym "widzimisię". Powstaje pytanie w jakim stopniu to własne widzimisię było potrzebą serca, a w jakim wyrachowanym podejściem do rynku muzycznego i do naszych fanów. Gramy to, co nam się podoba, a nie to, co wypadałoby zagrać, żeby zdobyć większą rzeszę fanów. Kontrakty z wytwórnią nigdy was nie ograniczały? Wspominaliście kiedyś o problemie z wydaniem płyty zagranicą. To był zupełnie inny problem. Wydawca, który produkował płytę nie dał nam ścieżek, do których moglibyśmy dograć angielskie wokale. To nie miało nic wspólnego z blokowaniem nas przez wytwórnie płytową. N igdy nie mieliśmy poważnych problemów z ich strony. Wynikało to z waszej zapobiegliwości i świadomości przed podpisaniem kontraktu? Duże wytwórnie stosują jakieś „niebezpieczne” zapisy w przypadku artystów, którzy sami nie wiedzą czego chcą i nie mają na siebie pomysłu. W przypadku takiego zespołu jak my, to do nas należała inicjatywa, bo wiedzieliśmy w jaki sposób chcemy się promować. Były oczywiście zagrania, które nie były z nami konsultowane, ale nie można powiedzieć, że były one złe. N a przykład duże bilbordy z okładką naszej płyty w Warszawie.

,,

sobą połączone i nie sposób oddzielić jednej sfery od drugiej. M ożna powiedzieć, że działa na nas cały konglomerat przyczyn i okoliczności. To, co denerwowało was dziesięć lat temu, zostało w was czy próbujecie się od tego odcinać? Większość rzeczy została. I niestety niektóre z nich są jeszcze bardziej denerwujące, ponieważ są to zjawiska na stałe wpisane w nasz krajobraz. Teoretycznie jesteśmy starsi i powinniśmy ze spokojem do tego podchodzić, ale często tak nie jest. Świat się zmienia i muzyka też. Wy wybiliście się na schemacie buntu. Czy dziś można się w taki sposób wypromować? Zdecydowanie można. Wszystkie zespoły typu Linkin Park i Green Day nie mają innego wyboru. M ogą tylko odwoływać się do etosu buntu. Czy jest to wiarygodne i przekonujące – to inna sprawa. Cały czas, w ten czy inny sposób buntownicze hasła są powtarzane. Chodzi mi jednak o muzyków, którzy jeszcze nie mają wypracowanej pozycji. Green Day debiutował przecież pod koniec lat osiemdziesiątych. Czy młodzi, buntując się mogą osiągnąć sukces? W Polsce w ogóle trudno mówić o tym, że jakiś zespół rockowy osiągnął sukces. N a świecie jednak zawsze będą istnieli nastolatkowie ubierający się na czarno, którzy będą chcieli słuchać w jakimś sensie buntowniczej muzyki. Oni będą kupować płyty i empetrójki i ta nisza będzie zagospodarowana przez firmy wydawnicze. M oim zdaniem zawsze będą zespoły zbuntowane, których fani będą nosić się na czarno i w trupie czachy. Wasi fani też wpisywali się w ten opis? N ie do końca, ale trupia czacha towarzyszyła nam dość często. Sprzeciw odwołuje się do takiej estetyki. Wspomniane już czachy czy ćwieki są obecne od dwudziestu paru lat. . . ...nawet trochę dłużej. Teraz już ćwieki można kupić w sklepach typu Zara. Bunt stał się elementem popkultury? Już bardzo dawno temu. "Planem Ewakuacji" osiągnęliście muzyczną nie-

Wydaję mi się, że nigdy nie byliśmy zależni, bo robiliśmy płyty sami i kierowaliśmy się własnym "widzimisię". Aktualnie widoczny jest trend w kierunku wydawania muzyki niezależnie od wytwórni. Czy będzie to kiedyś dochodowe? N ie będzie to dochodowy sposób, dopóki nie będzie przepisów, które zapewnią artystom wynagrodzenia z racji pojawiania się ich utworów w

www.detalks.pl

9


kulturoskopia sieci, odtworzeń w radiach internetowych czy na YouTube. Chociaż na YouTube już jest coś takiego. Empetrójka to jest coś takiego, co może być kopiowane w nieskończoność bez straty jakości. N ikt nie wpadł niestety na pomysł na to jak uszczelnić system, żeby konsumenci stanowiący nasz target nie mogli pobierać muzyki za darmo. N ie ma mowy o zarabianiu pieniędzy, dopóki nie zacznie być to w jakiś sposób egzekwowane. Z jednej strony można powiedzieć, że okazja czyni złodzieja, a z drugiej to jest coś w mentalności ludzi. Za granicą potrafiono sobie poradzić z tym problemem. Wydaję mi się, że światopogląd ludzi zawsze będzie taki sam. Jeśli coś można mieć za darmo, bez kary, to będzie się z tego korzystać. Być może na zachodzie prawo jest lepiej egzekwowane, być może mają więcej pieniędzy i z lenistwa wolą zapłacić parę groszy, niż szukać jakiś torrentów po zakamarkach Internetu. Pani, która chce posłuchać płyty zespołu Bajm nie jest na tyle obyta z Internetem, żeby sobie znaleźć pirata. W przypadku naszego zespołu, odbiorcy bez problemu znajdą nasze albumy za darmo. N a płytach nie da się zarabiać, a wytwórnia potrzebna jest też do organizacji koncertów i do pomocy w wytworzeniu medialnego wizerunku.

(Marcin Kowalski dosiada się do stolika)

Wnikając przez 10 lat do środowiska muzycznego zmieniliście o nim zdanie? Na lepsze, na gorsze? Kuba: Jeśli chodzi o sprawy związane z mechanizmami sprzedaży, to za pierwsze płyty mieliśmy jakieś tam pieniądze. Zamieniło się to na gorsze dla nas. Dla ludzi, którzy mogą mieć spiracone płyty oczywiście jest to lepsza rzeczywistość. M arcin Kowalski: Rozwinęły się możliwości promocji muzyki w Internecie. W Polsce w małym stopniu przekłada się to na gaże dla muzyków. N ie

1 0 www.detalks.pl

tylko chodzi o sprzedaż płyt. Ludzie nie chodzą na koncerty. Jeśli już to tylko na darmowe festiwale. Kuba: N awet James M urphy z LCD Soundsystem twierdzi, że kończy karierę muzyczną, bo nie przynosi to żadnych dochodów. Z drugiej strony to rozumie, ponieważ nie jest powiedziane dlaczego ludzie mają przyjąć taki aksjomat, że wykonawca muzyki musi zarabiać jakiekolwiek pieniądze. M oże przekonanie, że na muzyce powinno się zarabiać jest reliktem minionych czasów, kiedy M ick Jagger, Beatlesi, M ichael Jackson grali i zarabiali mnóstwo kasy. M arcin: Tu chodzi też o ducha czasu. Dziś jest inna rzeczywistość. Żeby grać swoją muzykę trzeba mieć duże samozaparcie i czerpać przyjemność z samego grania. Jeśli chodzi o aspekt finansowy, to nie są te czasy kiedy można zarobić potworne pieniądze. Kuba: N ie tyle potworne, co w ogóle pieniądze. Ciężko znaleźć zespół, który może sobie pozwolić na życie tylko z muzyki. Zależy to też od tego jakie ktoś ma wymagania od życia, ale zazwyczaj każdy robi coś na boku. Chciałem wrócić do Generacji Nic. 10 lat temu mówiłeś, że dwudziestoparolatkowie nie mają jakiegoś łącznika. Widzisz teraz coś co byłoby czymś takim? Kuba: N ie tyle chodziło mi o łącznik, co o platfor-


mę wymiany myśli i chęć takiej wymiany. Czymś takim stał się Internet. Kuba: Tak. Tylko nie wiem na ile ta wymiana myśli jest autentyczna. N a portalach typy Facebook panuje żywioł głupoty. Ale każdy ma takiego Facebooka na jakiego sobie zasłużył. M arcin: Jeśli chodzi o polskie życie kulturalne, to Kościół nigdy nie aprobował wolnomyślicielstwa. . . (śmiech). Kuba: (śmiech). M arcin widzę, że profesor Tazbir włączył się do rozmowy. M arcin: . . . ciąży to wielkim cieniem na współczesności. Kościół Katolicki jest wszystkiemu winny? M arcin: N ie wszystkiemu. Kuba: W obliczu Kościoła wszystko jest winą człowieka. Za grzech pierworodny odpowiada człowiek, za ukrzyżowanie Jezusa odpowiada człowiek. To nam mówi Kościół Katolicki i tego powinniśmy się trzymać. Zaznacz w wywiadzie, żeby czytelnicy wiedzieli, że zaraz obok nas na stadionie Cracovii odbywa się spotkanie religijne. (śmiech)

(z sąsiadującego stadionu Cracovii słychać śpiewy religijne) Zakłóciło to waszą próbę? Kuba: W żadnym wypadku. Wręcz przeciwnie wzbogaciło. M arcin: To wydarzenie bardziej wzbogaciło Kościół niż nas. I duchowo i materialnie. (śmiech) Żałujecie, że uroczystości na Cracovii skończą się przed początkiem waszego koncertu? Kuba: N ie. Żałujemy tego, że nas tam nie będzie. M arcin: Szkoda, że nikt nas nie zaprosił. Myślę, że Cool Kids of Death nie byłoby w stanie wypełnić stadionu. Kuba: Podejrzewam, że żaden z artystów, którzy występują na tym kościelnym przedstawieniu nie przyciągnąłby żadnej widowni do klubu Rotunda. Tylko dlatego jest tam tyle osób, ponieważ jest to wydarzenie kościelne. Dlatego tak bardzo żałujemy, że nas tam nie ma. M ielibyśmy okazję wystąpić dla dużej publiczności, która jeszcze nie zna naszego zespołu.

Przekonalibyście ją do siebie? Kuba: Być może. Jeśli delikatnie zmienilibyśmy teksty. . . … i zmienili gitary elektryczne na akustyczne... Kuba: . . . albo na harfy. Do tego stroje anielskie. Chociaż M arcin ma tak anielską twarz, że nie potrzeba żadnego stroju. M arcin: (śmiech) Może jednak wrócimy do problemu Internetu. W kontekście muzyki odbieracie go pozytywnie czy negatywnie. Nie pytam was o to tylko jako muzyków, ale także jako fanów muzyki. Kuba: To jest złożony problem. Z jednej strony Internet dużo umożliwił, a z drugiej wiele rzeczy spieprzył. M arcin: M oim zadaniem to jest bardzo prosta kwestia. Dzięki Internetowi dostępność do muzyki jest nieporównywalnie łatwiejsza. Kuba: Współpracujemy z firmą deskorolkową Pogo z Łodzi. Dostaliśmy od nich takie wlepki z cytatem z jakiegoś znanego deskorolkowca: „ Internet spierdolił wszystko na świecie” . M oim zdaniem jest to prawda. Jest mnóstwo gówna i ciężko znaleźć coś interesującego. Kuba: Jest samo gówno. Moim zdaniem zależy to też od tego w jaki sposób korzysta się z dostępnych mediów. Kuba: Oczywiście zdarzają się dobre rzeczy. Ciężko to oceniać w kategoriach dobra i zła. Informacja może być zmistyfikowana. N a Facebooku możesz mieć metr osiemdziesiąt i być kobietą. M ożesz udawać kogoś innego, kim może jesteś gdzieś we wnętrzu. Ktoś w życiu codziennym jest szykanowany i dopiero wirtualnie możne pokazać swoje prawdziwe oblicze. M arcin: N ależałoby zapytać, czy to w takim razie rzeczywistość jest mistyfikacją. Kuba: Internet nie jest podmiotem, który można oceniać, nie ma własnej woli. N ie ma magicznej ręki, która steruje użytkownikami. Badając to medium można oceniać obraz ludzkości. A niestety 99 procent ludzi to idioci.

www.detalks.pl

11


polityzacja

W YB O R Y

PO D ZI WN EJ KAM PAN I I Roosevelt, Truman, Eisenhower, Kennedy, Johnson, Nixon, Ford, Carter, Reagan, Bush, Clinton, Bush, Obama, ???. Rozmawiał Kuba Dobroszek

KUBA DOBROSZEK: Wyobraźmy sobie pewną sytuację. Siedzimy teraz w amerykańskim barze – dużo keczupu, obrus w biało-czerwoną kratę. Wokół nas, przy innych stolikach, mnóstwo Amerykanów. O czym dyskutują? Przejmują się wyborami, czy bardziej obchodzi ich lockout w NHL lub rozpoczęcie sezonu NBA? DR M ACIEJ TUREK: M yślę, że w tym momencie interesuje ich przede wszystkim huragan Sandy. Nawet jeśli ten nasz wyimaginowany bar znajduje się na zachodnim wybrzeżu? Tak, bo to jest temat ogólnonarodowy. Jeśli ludzie sami nie mieszkają lub mieszkali w pewnym miejscu, to na pewno mają w nim jakąś rodzinę lub znajomych, o których się martwią. A abstrahując od Sandy? Do huraganu wrócimy później. Prezydent jest symbolem narodu amerykańskiego. W jakimś sensie, uosabia nie tylko system polityczny, ale także całe społeczeństwo. Weźmy taki Biały Dom – od czasu prezydenta Adamsa wszyst-

12

www.detalks.pl

kie decyzje są podejmowane nie tyle w jednym budynku, co w jednym pomieszczeniu! W Gabinecie Owalnym. Oczywiście różne inne rzeczy też tam się działy, wspomnijmy choćby prezydentów Kennedy'ego i Clintona. Ale to nie umniejsza znaczeniu Białego Domu. Wybory prezydenckie są raz na cztery lata i wszyscy je obserwują. Prezydent jest taką osobą, że jeśli coś powie, albo czegoś nie powie, gdy powinien - momentalnie ten fakt zostaje zauważony w mediach. Czyli można powiedzieć, że Amerykanie są podobni do Polaków, którzy znają się na polityce, piłce nożnej, czasami formule 1 i skokach narciarskich? Tak, żywo debatują o wydarzeniach politycznych. Jak to się tam mówi „ all politics is local” . Podejście lokalnych przedstawicieli, reprezentujących obywateli we wszystkich segmentach władzy też jest inne. To nie jest tak jak w Polsce, że głosujemy na


kandydata do Sejmu i o nim zapominamy. A on o nas. Ponadto takie wydarzenia jak debaty prezydenckie (albo debaty kandydatów) ogląda się w knajpach. Tak jak mecze. I później ludzie dyskutują o tym, co powiedziano albo przemilczano. Wróćmy zatem do huraganu. Czy decydujący głos w wyborach będzie należał do Sandy? Kto wie? Przez ostatnich parę dni obie kampanie są w stanie lekkiego zawieszenia. Nawet bardziej niż lekkiego! Obama odwołuje swoje wiece wyborcze i wraca do Waszyngtonu. Kiedy jest stan klęski żywiołowej, to Amerykanie przeważnie jednoczą się wokół prezydenta. Ale z drugiej strony, my nie wiemy ile ludzi tak naprawdę będzie w stanie pójść na wybory. Szkody są duże, już dzisiaj szacowane na 50mld dolarów. Z przekazu medialnego zniknęła także wszelka retoryka wyborcza. Bo jeśli giną ludzie albo dorobek ich życia, to trudno mówić o wyborach. N ie wiadomo tak naprawdę, co ci kandydaci powinni teraz zrobić. Jakkolwiek źle to zabrzmi, ale Sandy może zostać sprzymierzeńcem jednego z nich. Być może. Dowiemy się po wyborach, kiedy będziemy znali dokładne wyniki i badania, głównie odnoszące się do frekwencji wyborczej i tego kto pojawił się przy urnach. M yślę, że największy wpływ może mieć aspekt jednoczenia się wokół prezydenta, o którym wspominałem już wcześniej. Czyli wiatr w żaglach Romneya, bardzo mocno odczuwalny jeszcze kilka dni temu, u schyłku kampanii słabnie? Romney, pierwszą debatą, znakomitą w swoim wykonaniu, wrócił z dalekiej podróży. Druga została uznana za zwycięstwo Obamy. W trzeciej był remis ze wskazaniem na Romneya, dopóki Republikanin nie zdecydował się dobić przeciwnika, wypominając prezydentowi brak przywództwa wobec dramatycznych wydarzeń w Libii z 2012r. Ale to obróciło się przeciwko niemu. Wszystko wróciło do normy, bo przed debatami wszyscy spodziewali się, że obecny prezydent zdecydowanie pokona swojego kontrkandydata.

Pamiętam start kampanii – po jednej stronie Obama, jak zawsze świetny medialnie. Po drugiej – Romney czytający tekst z promptera. Ciekawe jest, że po drugiej i trzeciej debacie sondaże powinny wrócić do normy. Ale tak się nie stało. M oże kluczowe okazało się, że w końcowym etapie kampanii, Romney nie popełniał tak wielu gaf. Wcześniej co chwila coś mu się przydarzało. N ie wiem też jaki wpływ na wyborców miała ta pierwsza debata. M am na myśli tematy, które zostały podczas niej poruszone. N iskie wskaźniki ekonomiczne, zarzucenie prezydentowi braku zdolności przywódczych, zdefiniowanie swojego planu (słynne pięć punktów). . . Co ważniejsze, po pierwszej debacie, baza republikańska uwierzyła, że ich kandydat może jeszcze wygrać. Do tamtej pory nie wierzyli w Romneya? N ie do końca wiedzieli czy to jest ich kandydat. On miał różne etapy – raz mówił jedno, a raz drugie. Świetnie obrazuje to okładka najnowszego New Yorkera, gdzie Romneyowi usuwa się tatuaże obrazujące jego przekonania. Dlatego część bazy była zdystansowana. Ale po pierwszej debacie uwierzyli, że jeszcze nie wszystko stracone. A to przekłada się nie tylko na sondaże. Tę rosnącą wiarę można łatwo zmierzyć – sprawdzić czy zwiększyły się wpłaty na fundusze wyborcze albo czy wzrosła liczba wolontariuszy. Na ile ważne są sondaże ukazujące poparcie w skali kraju, a na ile w poszczególnych stanach? Ogólnokrajowe nie mają żadnego znaczenia, bo tak naprawdę liczą się tylko sondaże dotyczące kilku stanów. Tzw. „swing states”. Czyli te pozostające w grze. Ponadto, kiedy interpretuje się sondaże, trzeba brać pod uwagę, że ludzie kłamią. Deklarować, a głosować, to co innego. W Stanach dochodzi jeszcze kwestia rejestracji na wybory. Co prawda skala odchylenia jest niska, ale trzeba sobie zdawać z niej sprawę. Nie pamiętam nazwy zjawiska, ale podczas ostatnich wyborów obawiano się o przeszacowanie wyniku Obamy. Ludzie deklarowali, że zagłosują na czarnoskórego kandydata, ponieważ nie

www.detalks.pl

13


polityzacja chcieli wyjść na rasistów. To się nazywa „ efekt Bradleya” , od nazwiska burmistrza Los Angeles, Toma Bradleya. N a początku lat 80 ubiegał się on o urząd gubernatora Kalifornii. M iał zawyżone wyniki w sondażach, bo ludzie bali się powiedzieć, że chcą zagłosować na innego kandydata. W obawie przed posądzeniem o ra-

,,

Pojawiają nam się już kandydaci latynoscy i wszyscy przyzwyczajają się do tego, że prezydentem będzie kiedyś Latynos.

sizm. W tej kampanii takie zjawisko nie występuje. Pojawiają nam się już kandydaci latynoscy i wszyscy przyzwyczajają się do tego, że prezydentem będzie kiedyś Latynos. W styczniu 2008 roku opublikowano ciekawy sondaż, składający się z trzech pytań: czy oddałbyś głos na czarnoskórego kandydata, czy twoi znajomi oddaliby głos na czarnoskórego kandydata, czy inni ludzi zagłosowaliby na czarnoskórego kandydata. Wyniki wyglądały mniej więcej następująco: 90% tak, 65% tak, 54% tak. Pytanie, która z tych liczb jest najbardziej miarodajna. A jak, kilka lat temu, wyglądały szanse na prezydenturę mormońskiego kandydata? W prawyborach republikańskich przed wyborami z 2008 roku rzeczywiście zastanawiano się, czym właściwie jest ta religia. Ale okazało się, że jednak nie miała ona wpływu na wynik. I bardzo dobrze. To może bardziej przeszkadza ludziom majątek Romneya? N a pewno! Często mówi się, że dany kandydat jest „out of touch” , jeżeli nie czuje do końca potrzeb ludzi. Kilka wypowiedzi Romneya, dotyczących jego fortuny, wskazywałoby na bycie „out of touch” . Przypomina się choćby jedna z słynnych kwestii, kiedy podczas jednej z debat prawyborczych, M itt Romney, nie wiadomo czemu, zaproponował Rickowi Perry'emu (gubernatorowi

14

www.detalks.pl

Teksasu) zakład o, bagatela, 10 tys. dolarów. M ieszkańcy Arkansas czy M ississipi na pewno nie byli zadowoleni. Więc ludziom nie przeszkadza majątek Romneya, ale fakt, że się z nim tak obnosi. Choćby odmowa pokazania zeznań podatkowych. Jedną z naczelnych zasad życia publicznego, powinna być przecież transparentność. Jeżeli jestem kandydatem, to nie mam nic do ukrycia. Pół żartem, pół serio – Donald Trump powinien zaproponować mu grubą sumę pieniędzy za pokazanie tych zeznań. Może wtedy je ujrzymy. (Donald Trump zaproponował Obamie, że przekaże mu czek na 5 milionów dolarów, do wykorzystania na cele dobroczynne, jeśli ten ujawni publicznie swoje świadectwa ze studiów oraz podanie o paszport – red.) Pięć milionów by pewnie Romneya nie przekonało. Gdyby to było 50, to może by się skusił, ale nie wiem czy wtedy Donald Trump dałby radę. Propozycja Trumpa to jeden z „ciekawszych” momentów kampanii. Jaka ona była? Czy taka jak się spodziewano – brutalniejsza, ze względu na to, że po raz pierwszy odbywała się bez limitów finansowych? Trump jest takim naczelnym stańczykiem tej kampanii, sam przez chwilę był nawet kandydatem na prezydenta. Gdy się wycofał, serwis Politico napisał, że pewnie i tak niewiele by ugrał, ale chociaż byłoby wesoło. A wracając do kampanii, to była bardzo dziwna. Jest bardzo dziwna, bo przecież wciąż trwa. W jakim sensie dziwna? Bardzo powoli się rozkręcała. W momencie, kiedy nastawialiśmy się na szybkie rozstrzygnięcie w prawyborach republikańskich – one się przedłużyły. I gdy zaczęliśmy oczekiwać dalszej walki, jedynemu kandydatowi, który mógłby Romneyowi zaszkodzić, zabrakło pieniędzy. Później były te jego wpadki, a w konsekwencji – spadek notowań w sondażach. Romney nie potrafił także narzucić swojego tematu kampanii, którym powinna być ocena czterech lat rządów obecnego prezydenta. N asuwa się słynne pytanie Ronalda Reagana z de-


wyborców niezależnych, bo powiedział, że w takich warunkach żaden prezydent by sobie nie poradził. Wtedy wydawało się, że już jest po wszystkim. Pewien weteran republikańskich kampanii wyborczych powiedział nawet, że Clinton zapewnił prezydentowi reelekcję. Ale jeden dzień w polityce to naprawdę bardzo dużo. Media były zaskoczone tym przemówieniem, ponieważ ono tak naprawdę zaszkodziło Hilary Clinton. Gdyby była Pierwsza Dama zdecydowała się na start w wyborach za cztery lata, trudniej byłoby jej kandydować po podwójnej kadencji Demokraty. W dodatku wcześniej, Obama i Bill Clinton niespecjalnie okazywali sobie sympatię. N ie zgodzę się. M yślę, że Hilary na pewno zaprezentowałaby swój program. Amerykańskie wybory zazwyczaj koncentrują się przede wszystkim na polityce wewnętrznej, a Hilary zajmuje się obecnie polityką zagraniczną, więc pewnie nie byłaby oceniana w tym kontekście. Ona jest uznawana za bardzo dobrego sekretarza stanu. Administracja miała kilka wpadek, ale sojusznicy europejscy podkreślają, że polityka zagraniczna nie wygląda już jak za czasów Busha - „ dyktat buta” i arogancja. Mówi pan o polityce zagranicznej USA, wspomniał

,,

baty prezydenckiej z 1980 roku, który w kończącym przemówieniu zapytał Amerykanów: „ czy powodzi wam się lepiej niż cztery lata temu?” . Co ważne, to była wtedy jedyna debata prezydencka. Która do teraz jest rekordowa pod względem oglądalności. Romney w swojej kampanii nie zadał takiego pytania. A jeśli już chciał – przydarzały mu się wpadki. Antidotum miała być podróż zagraniczna, ale ona też okazała się klapą. N ajpierw Romney obraził organizatorów Igrzysk, a potem w Izraelu stwierdził, że Palestyńczycy są kulturowo gorsi. Umiarkowanym sukcesem mogła być wizyta w Polsce. Umiarkowanym pod tym względem, że Republikanin nie zaliczył u nas żadnej wpadki. Później była konwencja Republikanów, która ze względu na huragan została opóźniona o jeden dzień. I ona była bardzo dobra dla Romneya i Paula Ryana, bo wtedy zaczął pojawiać się temat oceny tych czterech lat prezydentury Obamy. Clint Eastwood wypadł dobrze? N ieszczęsny Clint Eastwood! Wszyscy się na nim skupili. Ja najpierw przeczytałem to jego wystąpienie. W skrypcie były ciekawe rzeczy – „nie ważne kto sprawuje urząd, Republikanin czy Demokrata, należy go zmienić, jeśli nie sprawdza się i nie spełnia pokładanych w nim nadziei” . W jakim stopniu jego wystąpienie było improwizowane? Z tego co wiemy, dopiero tuż przed wyjściem na scenę Eastwood poprosił o krzesło. Sztabowcy Republikanów mu je dali, myśląc, że to jakiś element show. Ale mieliśmy także informację, że skrypt został zaakceptowany przez doradców Romneya. Tego typu konwencje są bardzo reżyserowane i „ pilnowane” , bo każde odstępstwo może w znaczący sposób zaszkodzić kandydatowi. Z drugiej strony, kto miałby tyle odwagi, żeby zabronić powiedzieć czegoś Brudnemu Harry'emu? Tymczasem po drugiej stronie barykady konwencja Demokratów i Bill Clinton. Bill Clinton to znakomity mówca, miałem okazję słuchać go osobiście w innym bardzo dobrym wystąpieniu. Clinton zwracał się do Demokratów i

Pewien weteran republikańskich kampanii wyborczych powiedział nawet, że Clinton zapewnił prezydentowi reelekcję. Ale jeden dzień w polityce to naprawdę bardzo dużo. także o podróży do Europy Mitta Romneya. Czy fakt, że Romney odwiedził tylko trzy kraje, w tym Polskę, świadczy o tym, że dla nas lepiej byłoby, gdyby wybory wygrał właśnie on? To nie ma żadnego znaczenia. Bardzo często zachłystujemy się takimi informacjami. N iby byliśmy

www.detalks.pl

15


sojusznikami za prezydentury Obamy, Busha, Clintona, ale co z tego? Choć za Clintona udało nam się akurat wejść do N ATO. Ale polski rząd musi przede wszystkim sam zdefiniować, czego oczekuje od amerykańskich partnerów. I im to powiedzieć. Nie potrafimy tego zrobić? Czasami mam wrażenie, że najczęstszym tematem w relacjach polsko-amerykańskich są te nieszczęsne wizy, co jako dla obywatela największego państwa w Europie ŚrodkowoWschodniej jest niepokojące. Powinniśmy podnosić poważniejsze sprawy. Zostawmy Polskę, wróćmy do Stanów i skupmy się na innym pojedynku, nie mniej ciekawym. Joe Biden i Paul Ryan – dwójka kandydatów na wiceprezydenta. Biden, po ostatnich wyborach, gdzie jego kontrkandydatką była Sarah Palin, ma zdecydowanie silniejszego przeciwnika. Z jednej strony, Joe Biden miał ułatwione zadanie, właśnie ze względu na Sarah Palin, ale z drugiej – utrudnione. Cały czas był porównywany do Dicka Cheneya – najpotężniejszego wiceprezydenta w historii, który niejednokrotnie wpływał na decyzje prezydenta Busha. Joe Biden jest o tyle dobrze oceniany, bo on spełniał wszystkie funkcje, których się od niego oczekiwało. Barack Obama nie miał doświadczenia w polityce zagranicznej, więc Joe Biden, jako wieloletni członek senackiej Komi-

,,

Sama debata między Bidenem a Ryan'em wyglądała tak, jakby uczeń był przepytywany przez profesora, przy czym profesor cały czas się uśmiechał.

sji ds. zagranicznych bardzo mu pomagał w różnych inicjatywach. W dwóch pierwszych latach prezydentury, często wysyłany był na kluczowe szczyty międzynarodowe czy też brał udział w ne-

16

www.detalks.pl

gocjacjach na Bliskim Wschodzie. A jaki jest Paul Ryan? Jest postacią bardzo polaryzującą. Uwielbiany przez republikańskich konserwatystów, a, ze względu na kontrowersyjne propozycje budżetowe, nielubiany przez Demokratów. Sama debata między Bidenem a Ryan'em wyglądała tak, jakby uczeń był przepytywany przez profesora, przy czym profesor cały czas się uśmiechał. Debata była bardzo ostra. Było widać, że Paul Ryan jest młodą, ambitną osobą, o dużych aspiracjach politycznych. M yślę, że gdyby wiceprezydent Ryan został zaprzysiężony 20 stycznia, to w polityce gospodarczej byłby jedną z wiodących postaci. Bo trzeba pamiętać, że mamy do czynienia z pierwszym od bardzo dawna kandydatem na wiceprezydenta, który jest zaliczany do liderów kongresowych. Paul Ryan odebrał Obamie młodych wyborców? Z młodymi wyborcami jest tak, że oni nie zawsze pamiętają jak było cztery lata wcześniej. Jeżeli podczas poprzednich wyborów nie byli politycznie świadomi, a teraz mówi się im, że w gospodarce dzieje się źle – to w takim sensie Ryan mógł ich Obamie odebrać. Ale raczej nie dopatrywałbym się bezpośredniego związku, bo prezydent jest w dalszym ciągu osobą lubianą, która często pojawia się na wszelakich kampusach. W dodatku sprawił, że „Pan Facebook” ubrał krawat. Obama jest w tym wszystkim bardzo naturalny. Oczywiście nie mniej niż Paul Ryan, ale na pewno bardziej niż M itt Romney. A Amerykanie mają to do siebie, że przy wyborze bardzo rzadko biorą pod uwagę, kto jest kandydatem na wiceprezydenta. No to na koniec zostaje nam jeszcze jedno starcie – Pierwszych Dam. Tu chyba możemy już wskazać zwyciężczynię. Co pan ma na myśli? Michelle Obama stała się wymarzoną Pierwszą Damą, symbolem klasy średniej. Dodatkowo media podkreślały, że wypadła lepiej podczas konwencji Demokratów, niż Ann Romney na

fot. mypis.pl

polityzacja


konwencji Republikanów. Gdy Michelle opowiadała o swoich niewolniczych korzeniach, Ann musiała szukać dziadka z Walii, który zbliżył ją nieco do przeciętnych Amerykanów. To zależy, co rozumiemy pod pojęciem „ lepiej wypadła” . N ie możemy powiedzieć, która byłaby lepsza, bo nie mamy porównania. Jeden z komentatorów N ew York Timesa napisał, że żony kandydatów tak naprawdę muszą mówić te same, ustalone regułki: „To jest mój mąż, kocham go, głosujcie na niego” . Równocześnie jest to jak najbardziej zrozumiałe. M ichelle Obama jest na pewno bardziej naturalna. Z kolei Ann Romney jest zdystansowana, choć może dlatego, że rzadko była obecna w mediach i nie jest jeszcze tak z nimi obyta. Jeśli Mitt Romney wygra wybory prezydenckie, to z pewnością będzie obecna w mediach aż nadto. 6 listopada przekonamy się, czy Ann będzie musiała przyzwyczaić się do blasku fleszy.

www.detalks.pl

17


socjoliza

N H L - N AJLEPSZA H OKEJOWA LI G A

fot. facebook - Mariusz Czerkawski

Hokej jest nudny, ciekawy, interesujący, brutalny, dynamiczny, skomplikowany. (po przeczytaniu wywiadu niepotrzebne skreślić). Rozmawiał Kuba Dobroszek KUBA DOBROSZEK: Grywa pan czasem w NHL na konsoli? M ARIUSZ CZERKAWSKI: Oczywiście spotkałem się kiedyś z tym tytułem, ale ja jestem bardzo „ anty” jeśli chodzi o gry komputerowe. A ja wręcz przeciwnie! Pańskie nazwisko ujrzałem po raz pierwszy, jeszcze w szkole podstawowej, kiedy ojciec kupił mi NHL na komputer. Wybieram New York Islanders, a tu Polak – Mariusz Czerkawski!

18

www.detalks.pl

Zgadza się! (śmiech) Kiedy pozostali Polacy, ci mniej skomputeryzowani, zaczęli rozpoznawać pańskie nazwisko? Trudno powiedzieć. W momencie, kiedy już doszedłem do najlepszej ligi hokejowej na świecie, czyli N HL, to sporo zaczęło się dziać, jakoś zainteresowano się tym sportem. Ja cały czas robiłem swoje, realizowałem swoją pasję. Czyli mieliśmy kiedyś w Polsce boom na hokeja? Zdecydowanie! N a pewno koniec lat 80. , gdy za-


polskim hokeju, to tak jakbym powiedział, że polska piłka nożna jest nudna. Z tym, że mamy kilku piłkarzy, którzy grają na względnie światowym poziomie, o hokeistach nic nie wiadomo...

,,

czynałem grać w polskiej Ekstralidze był okresem, kiedy w naszej branży toczyły się gorące dyskusje. W 1991 roku wyjeżdżałem do Szwecji i zrobiło się trochę głośniej, bo przenosiłem się do tak naprawdę najlepszej ligi w Europie – Szwedzi zostali M istrzami Świata w 1992r. i M istrzami Olimpijskimi w 94r. Była to dyscyplina popularna, zwłaszcza w kontekście Igrzysk Olimpijskich. N iestety ostatnie lata były trochę okresem posuchy, więc teraz trzeba zrobić wiele, żeby odbudować status hokeja. Jest szansa na odbudowanie tego statusu? M yślę, że tak. Wszystko zaczyna iść w niezłym kierunku. N owy prezes PZHL, Piotr Hałasik, zatrudnił już świetnych fachowców – m. in. trenera Zacharkina i konsultanta Wiaczesława Bykowa, który jest legendą światowego hokeja. M am nadzieję, że ci ludzie wyciągną to, co najlepsze z chłopaków, których będą mieli do dyspozycji. Oczywiście, że każdy mówi o pracy u podstaw, fundamentach, popularyzacji sportu – to wszystko wiemy. M uszą jednak nadejść sukcesy reprezentacji, które będą magnesem przyciągających zwolenników hokeja. Same sukcesy sportowe wystarczą? Tego nie wiem. N atomiast nie spotkałem jeszcze osoby, która powiedziałaby mi, że hokej jest nudną grą! Oglądając ten sport, wszyscy mówią, że to jest naprawdę świetne widowisko. Tylko, że jest go w Polsce mało. N ie ma sukcesów - nie ma zainteresowania sponsorów czy mediów. Nie spotkał się pan z osobą, która powiedziałaby, że hokej jest nudny. Ja też nie. To może w takim razie polski hokej jest nudny? Jest pełno ludzi, którzy potrafią narzekać. N a pewno w Czechach, Szwecji czy Rosji jest wyższy poziom. N ie mówiąc już o N HL. Ale mamy taki hokej, na jaki nas w tym momencie stać. M omentami może być nudny, ale tylko dla tych, którzy się hokejem interesują, wiedzą na czym ten sport polega. Ostatnio spotkałem osobę, która była pierwszy raz na meczu warszawskiej Legii i uważała, że to niesamowite emocje i wspaniały mecz, a to nie było nawet spotkanie Ekstraligi! M ówiąc o nudnym

Wszystko zaczyna iść w niezłym kierunku. Nowy prezes PZHL, Piotr Hałasik, zatrudnił już świetnych fachowców – m.in. trenera Zacharkina i konsultanta Wiaczesława Bykowa, który jest legendą światowego hokeja. Jestem zdania, że mamy w Polsce kilku zawodników, którzy są w stanie przyciągnąć do hokeja. Owszem, brak nam hokeistów światowej klasy, czego żałuję. Bo gdybyśmy mieli paru zawodników grających w najlepszych europejskich ligach, można byłoby z nich stworzyć reprezentację, która wzbudziłaby zainteresowanie. Zapytałem o „polski nudny hokej” ponieważ jestem z tych osób, którzy w jakimś stopniu się tą dyscypliną interesują. Miałem niedawno okazję być na meczu czeskiego Trinca, wciąż mistrza Czech. W porównaniu z tym, co zobaczyłem na meczu Cracovii, to był to jakiś kosmos. N iestety. . . Może pańska książka zmieni myślenie Polaków o hokeju. Dużo ludzi, sięgając po tę książkę po raz pierwszy dowiaduje się więcej o tej dyscyplinie. N a moim przykładzie chciałem pokazać jak wygląda codzienna rywalizacja o miejsce w składzie, przystosowanie się do życia w innym kraju. Zawsze podziwiałem ludzi, którzy wyjeżdżali za pracą zagranicę, szukają zmian na lepsze. Ja też chciałem się rozwijać, grać w silniejszej drużynie.

www.detalks.pl

19


Czy w NHL wciąż są najsilniejsze drużyny na świecie? N a razie jest przerwa. Lockout. Zgadza się. Ale myślę, że mimo wszystko tak. Zapewne pomyślałeś w tym momencie jeszcze o KHL? Czyli – Kontynentalnej Lidze Hokejowej. Ta liga cieszy się sporym powodzeniem, ściąga się do niej wspaniałych zawodników. Ale uważam, że to jednak w N HL grają ci najlepsi. Oviechkin i Crosby to zawodnicy na miarę takich legend jak Jaromir Jagr czy Mats Sundin? W Stanach Zjednoczonych są cztery główne sporty. Jeżeli chodzi o cały kraj, hokej jest jednak na ostatnim miejscu. Ale są takie miasta jak Boston, N owy Jork czy Buffalo, gdzie hokej jest numerem jeden, a mecze wypełniają całe hale. N ie mówiąc już o Kanadzie, tam hokej jest jak religia. Pamiętam ostatnie Igrzyska Olimpijskie w Vancouver – specjalnie z okazji meczu finałowego, między USA a Kanadą, ludzie dostali urlopy, tylko po to, by mogli obejrzeć mecz. Największe place były pełne od kibiców! Crosby jest teraz w Kanadzie bohaterem narodowym. Ale pokolenia się zmieniają. Za kilkanaście lat będzie kolejny Crosby, kolejny Oviechkin. Do

,,

Często stawaliśmy naprzeciw siebie na lodzie, ale Krzysztof „chętniej” rywalizował z tymi bardziej agresywnymi zawodnikami z mojej drużyny, tzw. tough guys.

dzisiaj są spory o największą legendę w historii hokeja. Przy okazji Igrzysk w Vancouver sporo mówiło się o tym, że to właśnie Crosby jest tym największym. Zawsze najbardziej pamięta się tych zawodników

20

www.detalks.pl

ze „ swoich czasów” . Stąd nie jestem w stanie obiektywnie wskazać tego najlepszego. A wie pan jaką sytuację najbardziej zapamiętałem z ostatnich Igrzysk? Moment, w którym Oviechkin staranował Jagra podczas meczu Czechy – Rosja. Coś jakby symboliczne przekazanie pałeczki. W hokeju granica między „ brutalnością” , a „ twardością” jest bardzo cienka, bardzo dużo można jeżeli chodzi o grę ciałem. Ale mimo wszystko, jak na tak ogromną ilość starć, jest mało tej brutalności. Szacunek dla przeciwnika. Choć oczywiście zdarzają się i zagrania brutalniejsze, za które zawodnicy są zawieszani; tego nie unikniemy, bo hokej jest najszybszą grą zespołową na świecie. W kontekście twardej gry nasuwa mi się pewne nazwisko – Krzysztof Oliwa. Była między wami rywalizacja? N ie do końca. Obaj trenowaliśmy w Tychach, w N HL graliśmy już w innych zespołach. Często stawaliśmy naprzeciw siebie na lodzie, ale Krzysztof „ chętniej” rywalizował z tymi bardziej agresywnymi zawodnikami z mojej drużyny, tzw. tough guys. N iemniej zawsze miło było widzieć Polaka po drugiej stronie. Wielokrotnie z Krzysztofem Oliwą reprezentowaliście nasz kraj na arenie międzynarodowej. Czy Mistrzostwa Świata w hokeju mają jeszcze jakiś prestiż? Kiedy ogląda się mecze MŚ, gwiazd NHL się nie widzi... To zależy – jeśli gwiazdy odpadają z rozgrywek o Puchar Stanleya, to jest szansa, że ci zawodnicy przyjadą. N iestety kalendarz jest bardzo niefortunnie ułożony – M istrzostwa Świata odbywają się w maju, czyli wtedy, kiedy najlepsi grają jeszcze w play-offach. Błąd organizacyjny? Tak, ale z drugiej strony jak można zmuszać kogoś do grania przez cały rok w hokeja na lodzie? Czasowo jest to ciężkie do rozwiązania. N a szczęście są Igrzyska Olimpijskie, gdzie zawsze możemy oglądać najlepszych w akcji. Pana z kolei, możemy oglądać teraz podczas turniejów golfowych oraz, okazjonalnie, na meczach piłkarskich. To właśnie pan strzelił pierwszego

fot. mypis.pl

socjoliza


gola na Stadionie Narodowym w Warszawie! (śmiech)Wcześniej były tam dwa mecze, ale faktycznie nikomu nie udało się zdobyć bramki. M y graliśmy towarzyski mecz z Ukrainą. Spełniło się pańskie marzenie grania przed własną publicznością. Dokładnie. Po strzeleniu tej bramki dostałem tyle samo gratulacji, co po asyście, którą zaliczyłem podczas M eczu Gwiazd N HL w 2000r. ! Piłka nożna była kiedyś sportem, który bardzo lubiłem. Zapragnąłem jednak zostać zawodowym hokeistą i do tego dążyłem. Zacząłem mniej więcej w wieku 8 lat, co jest niesamowite, że tak wcześnie można już mieć bardzo sprecyzowane plany i cele. W szkole nie było problemów? N ie, uczyłem się całkiem nieźle! Oczywiście było sporo roboty z nadrabianiem lekcji, przepisywaniem zeszytów. . . Skończyłem podstawówkę, szkołę średnią, potem mając 19 lat wyjechałem zagranicę, więc nie kontynuowałem nauki. Ale było zupełnie inaczej niż obecnie. Teraz, kiedy każdy ma laptopa, jest dużo łatwiej. A ja woziłem ze sobą na zgrupowania książki i zeszyty. Czytałem, że ojciec panu bardzo pomagał. Np. zawsze musiał pan wracać o 23. Grał pan ze starszymi chłopakami, ale nie mógł z nimi balować do rana. Zawsze grałem ze starszymi rocznikami. Rzeczywiście często musiałem wracać, podczas gdy oni się świetnie bawili. Ale za to następnego dnia była

różnica na lodzie – ja wypoczęty, a oni zmęczeni. (śmiech) Na zakończenie chciałbym zapytać jeszcze o „białe orliki”. Czy państwo pomaga w realizacji tego projektu? Mam wrażenie, że władze, gdyby mogły, chwaliłyby się tylko i wyłącznie tymi zielonymi. To, ze względu na M istrzostwa Europy, był priorytet. Ale mam nadzieję, że teraz doszli do wniosku, że również „ białe orliki” należy rozwijać. Dzieciaki w zimie bardzo często mają niezagospodarowany czas, jest kiepsko z zabawami. Pan bardzo stara się tym dzieciakom pomóc! Bardzo się cieszę, że moje Stowarzyszenie Sport 7, dzięki któremu ostatnio m. in. wyszkoliliśmy wielu instruktorów na „ białe orliki” , w jakimś tam stopniu zaszczepia radość sportu w młodych ludziach. Panu więc życzymy powodzenia w nowej pasji. A polskiemu hokejowi? Powodzenia w listopadowych eliminacjach. Będzie bardzo ciężko. Zagramy m. in. z Ukrainą, która ma w swoim składzie kilku zawodników z N HL i KHL. Ten lockout w N HL nam na pewno nie pomaga. Może lockout do listopada się zakończy. Oczywiście szansa jest. Ja brałem udział w dwóch lockoutach – w 1994r. oraz w 2004r. Ten pierwszy zakończył się dopiero w styczniu. To są bardzo ciężkie negocjacje i nie jest łatwo o kompromis.

www.detalks.pl

21


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.