nr 4 ( 1 8 ) 2 0 1 3
Rozm owa z Popa rzon ym i K a w ą Tr z y
Rozm owa z prof. Danutą Waniek
#ochujałem #kościół #płyta #Kaczyński #Leningrad
#Miller #dług #Palikot #Kwaśniewski #zaufanie
Rozm owa z Pawłem Michalskim
#Dhaulagiri #sukcesy #Nepal #sponsorzy #PRL
Redaktor naczelny: Kuba Dobroszek Zespół: Jakub Cieśla, Mateusz Kuśmierek, Piotr Tomala, Michał Wróblewski Stali współpracownicy: Karolina Jaskólska Anna Kot, Karolina Niżyńska, Aleksander Leszczyński Projekt graficzny: Jakub Cieśla Projekt okładki: Kiara Mercało Ilustracje: Karolina Brzezowska, Piotr Marek, Kiara Mercało Adam Wierzbicki Adres redakcji: ul. Dworska 7, 43-418 Pogwizdów, 602 644 053 redakcja@detalks.pl ,
,
2
www.detalks.pl
KUBA DOBROSZEK: Zawsze chciałem tworzyć pismo kulturalne i artystyczne. Tak więc - cześć chuju! M ICHAŁ WRÓBLEWSKI: Stawiasz mnie na jednym piedestale z papieżem? Z jednej strony to zaszczyt, z drugiej - niezręczność. To ja również skorzystam z wolności słowa i powiem - durnia mamy za naczelnego! Ciekaw jestem jak na podobną zaczepkę zareagowałby Janusz Palikot, który nie tak dawno w idiotyczny sposób bronił jeszcze bardziej idiotycznej wypowiedzi niejakiej Ewy W. Rozmowę z Palikotem zatytułowałbym "Wywiad z chujem", myślisz, że by mu się spodobało? Chuj chujowi nierówny, jak to się mówi. Donatan stwierdził ostatnio u Wojewódzkiego, że "chuj" to zaiste piękne słowo. Uniwersalne, łączące narody. Chujowo trochę ten kraj wygląda. Z jednej strony dyskutujemy już któryś dzień nad zdaniem, o którym powinno się zapomnieć jeszcze przed jego napisaniem. Z drugiej - jak tu nie piętnować głupoty? Przepraszam, zamysłu artystycznego. Ale Twoim zdaniem dyrektor Wójciak została okryta piętnem czy chwałą? Wczoraj u Lisa "chuj" wygrał nawet z ministrem Sikorskim. Chuj ważniejszy niż polityka zagraniczna. Słabo. Każdy męczennik, a na taką kreują Wójciak bliskie jej środowiska, spotyka się niejako z chwałą. Zwłaszcza jeśli walczy o wolność słowa. Bo wiesz, jak to słusznie zauważył wczoraj pewien internetowy mem, nazwać poseł Grodzką facetem to średniowiecze i nietolerancja. Powiedzieć o papieżu chuj - wolność słowa! Czasem mam wrażenie, że "chuj" i "facet" to wyrazy bliskoznaczne, więc nie pochylałbym się nad tym zbytnio. Słusznie, nie warto. Liczę natomiast, że nasz wstępniak też zostanie potraktowany jako manifest wolności słowa i nie pójdziemy siedzieć. Bo w więzieniu to nam nawet chuje muje dzikie węże nie pomogą...
www.detalks.pl
3
kulturoskopia
Wszyscy boją się przed nimi grać. Rozmawiały Anna Kot i Karolina Niżyńska
ANNA KOT: Czas na pierwsze trywialne pytanie: dlaczego Poparzeni Kawą Trzy? KRZYSZTOF TOM ASZEWSKI: Wiedziałem… KAROLINA NIŻYŃSKA: I czemu nie siedem, skoro w zespole jest was siedmiu ? JACEK KRET: Bo był Rocky I, Rambo II i są Poparzeni Kawą Trzy. Rolling Stones było zajęte, Pink Floyd było zajęte. Led Zeppelin też. A.K: Ale wasza muzyka nie jest podobna do tamtych zespołów… J. K: N o, ale nazwa tak. A.K: A muzyka, którą gracie? J. K: W 2005 - 2006 roku graliśmy głównie covery rosyjskiej grupy Leningrad i Piatnica. Tu można doszukiwać się korzeni zespołu i naszej muzyki. K.N: Co to znaczy, że zespół powstał na konferencjach prasowych? J. K: To jest plotka (śmiech). K.N: Którą sami rozpowszechniacie i piszecie o niej na waszej stronie internetowej. J. K: Po prostu na konferencjach prasowych czasami któryś z naszych kolegów dziennikarzy powstaje i zadaje pytanie. A.K: A tak poważnie? J. K: Wśród nas są dziennikarze zajmujący się sprawami śledczymi lub polityką. Większość czasu spędzają w sejmie albo na konferencjach prasowych związanych ze sprawami politycznymi. K. T: Albo kryminalnymi. J. K: N o, jedno i drugie to jest to samo. A.K: To na tych konferencjach wszyscy się spiknęliście? J. K: N ie, wszystko zaczęło się na jednej imprezie organizowanej przez RM F. Organizatorzy, a wśród nich Romek Osica , wymyślili, że fajnie będzie, jeśli ktoś z redakcji na niej zagra. W redakcji były osoby śpiewające i grające; między innymi Łysy (Krzysztof Zasada, przyp. red. ) - gitarzysta, Marian Hilla – saksofonista, Tomek Kasprzyk (Kasprol) bas. K. T: Wtedy jeszcze Marian grał na oboju. Bo on jest oboistą, skończył studia muzyczne. A Romek zaśpiewał. K.N: A wy? J. K: M y przyszliśmy do zespołu później. Tak jak Mariusz Gierszewski i Jagielski . N o, i na tej imprezie RM F-u zagrali … K. T: Cztery utwory! J. K: … cztery utwory, które się tak spodobały, że zaczęli grać je w kółko. Grali jako support Perfectu. K. T: A po nich zagrali jeszcze drugi koncert (śmiech). J. K: N o i tak się zaczęło - w sejmie. Chyba, bo już nie pamiętam, ale niech tak będzie dla dobra legendy (śmiech). N a korytarzach sejmowych chłopcy zaczęli opowiadać o tym, jak świetnie wypadł koncert. Do rozmów dołączył się Mariusz Gierszewski z Radia Zet. Powiedział, że zna świetnego perkusistę - Wojtka Jagielskiego. Zebrała się piątka chłopców, zmontowali ekipę i zaczęli grać dla funu. A.K: Covery Leningradu? J. K: Tak, bo to rewelacyjna muzyka, a w Polsce wtedy nieznana! Krzysiek Zasada był kiedyś korespondentem RM F-u w M oskwie i przywiózł parę nagrań Leningradu. To była kapela bardzo undergroundowa, choć w Rosji bijąca wszelkie rekordy popularności. A grali super muzykę. I tak Poparzeni grali przez kilka
www.detalks.pl
5
miesięcy K.N: A wy przyszliście skąd? J. K: Kiedyś na koncercie Łysemu pękła struna i zapowiadający powiedział: „Och, przerwa techniczna, ale przerwę techniczną wypełni Jacek Kret, który wie dużo o Leningradzie” . Wszedłem na scenę i zamiast opowiadać zaśpiewałem… utwór Shnurova, frontmana Leningradu, "N o Future" (śmiech). N o i jak zaśpiewałem, to spotkaliśmy się na jednej, potem na drugiej próbie i już zostałem w zespole. Do tego Marian wymyślił, że potrzebujemy jeszcze trąbkę. Powiedział, że ma świetnego trębacza, który nadaje na tych samych falach, co my. A.K: Przyjęcie do zespołu nie jest chyba łatwą sprawą. J. K: N ie jest łatwo, bo wszyscy muszą do siebie pasować. Jak ktoś sobie popatrzy, to od razu zobaczy, że jesteśmy wymarzonym basebondem . A.K: Boysbandem chyba. J. K: Basebondem, a wiesz dlaczego? Bo każdy inaczej wygląda i dla swojej ukochanej jest Jamsem Bondem. A.K: Jakie piękne teorie. J. K: Super to wymyśliłem, nie? Ale popatrzcie na nasze zdjęcia: jeden długie włosy, drugi łysy, trzeci perkusista… , czwarty blondyn. Jesteśmy w różnym wieku, ale wszyscy mamy tak samo nasrane we łbie. A.K: O tym samym pomyślałam. J. K: Bo wszyscy wyznajemy religię M onty Pythona. K. T: A nasze ukierunkowania polityczne można znaleźć w M inisterstwie Głupich Kroków. K.N: Krzysiu, a Ciebie wzięli z kościoła? K. T: N o tak, bo był potrzebny ktoś mający coś wspólnego z „Żywotem Briana” . A.K: Przed czy po jego ukrzyżowaniu doszliście do wniosku, że czas na granie własnej muzyki? J. K: Jak już zebraliśmy siódemkę wspaniałych, doszliśmy do wniosku, że nie możemy dłużej grać rosyjskich coverów. Chcieliśmy też grać więcej koncertów i wydać płytę. Decydujący był jednak moment, kiedy zaprosiliśmy Leningrad do Polski. Zorganizowaliśmy dwa koncerty, na których również zagraliśmy. A nie mogliśmy przecież grać ich piosenek. K. T: Koncerty w Warszawie i wielkim Krakowie. A.K: O proszę, kiedy to było? J. K: W 2009 roku. Zagraliśmy w Stodole, która pękała w szwach. A to był okres kiedy Leningrad chciał zakończyć karierę. K. T: To miały być ich ostatnie koncerty. J. K: I tak było. Po koncercie w Stodole, Shnurov rozwalił gitarę i powiedział oficjalnie, że to koniec Leningradu. A.K: STOP! Wy byliście supportem? J. K: Tak. A.K: Czyli plotka, że Poparzeni Kawą Trzy to grabarze jest prawdziwa! Gracie jako support - kapela się rozwiązuje. J. K: Tak, rok wcześniej była taka sama sytuacja z Piatnicą. K. T: Wszyscy się boją grać po nas. Wolą przed nami. K.N: Grabarze to blisko twojej profesji, Krzysiu. Ta sama działalność. K. T: Ta sama branża. Ja jestem organistą. J. K: Skończę o tym Leningradzie, co? A.K: Opowieść Kreta „Jak pogrzebaliśmy Leningrad” - dajesz!
6
www.detalks.pl
J. K: Zagraliśmy jako support, a po koncercie podszedł do mnie Shnurov i powiedział: Jacek, w Rosji to nikt nam nie robi supportów. Po pierwsze, by ich obrzucili butelkami, bo wszyscy czekają na nas, a po drugie, po co? A dzisiaj? N ie dosyć, że ktoś nam zagrał support, to jeszcze bisował (śmiech). K. T: Zagraliśmy sześć kawałków, które zrobiliśmy na szybko do tekstów Rafała Bryndala. M uzykę przyniósł Krzysiek Zasada , ale opracował ją cały zespół. A.K: Trafiliście do odbiorców. J. K: Tak, okazało się, że dość dobrze nam to wychodzi i zrobiliśmy materiał na całą płytę. N agrywaliśmy ją rok, bo to nie jest taka prosta sprawa. A.K: Dlaczego? J. K: Ciężko się nam wszystkim zjechać do studia. Poza tym, my to robimy amatorsko, nie jesteśmy związani z żadną wytwórnią czy producentami. N ie czujemy żadnego oddechu na plecach. K.N: Wszystko robicie sami. J. K: Tak, bo chcemy to robić sami. Informacja dla Urzędów Skarbowych, komorników i tak dalej - za to, co robimy nie dostajemy żadnych dużych pieniędzy. Co więcej! M usimy też zdobywać na to pieniądze. Wszystkich sponsorów prosimy o zgłaszanie się na naszą stronę i sponsorowanie naszej nowej płyty. A.K: Zanim o nowej płycie to pogadajmy jeszcze o piosenkach, które już wszyscy znają. Niektóre z nich są kontrowersyjne. Wśród was są dziennikarze polityczni - Romek, Krzysiek czy Mariusz, a znani jesteście głownie z piosenki "Jarosław Ka". J. K: To ja odpowiem teraz głosem Romka Osicy: "Odkąd ci panowie są na scenie politycznej i są bardzo rozpoznawalni - no, teraz już tylko jeden - liczne kabarety się z nich wyśmiewają. " K. T: Z wszystkich polityków się śmieją. J. K: N o tak, przecież "Polskie Zoo", to nie tylko o Kaczorach było. K.N: Ładne z nich były chomiki. A.K: A z Tuska Kaczor Donald. J. K: N asza piosenka na początku nazywała się „Kartofle dwa". . . K. T: I była nagrywana w Krakowie. J. K: Ta wersja lata gdzieś jeszcze w Internecie. Wszystko wzięło się z tego, jak jedna z niemieckich gazet porównała Kaczyńskich do kartofli. K.N: "Die Tageszeitung" szydziła z braci Kaczyńskich na okładce. A.K: O proszę jaka oczytana. J. K: Bryndal napisał o tym tekst, który jest bardziej kabaretowym tekstem. N ajlepsze w tym wszystkim było to, że świętej pamięci Prezydent Lech Kaczyński był wielkim fanem tej piosenki. K. T: Zaprosił nas nawet na opłatek do pałacu, żebyśmy ją zagrali. A.K: Byliście? J. K: N ie, mieliśmy wtedy już zakontraktowany koncert. Powiedział wtedy, że szkoda, ale opłatka nie przesunie, a my koncertu odwołać nie mogliśmy. To było wspaniałe. Poza tym, on był jednym z polityków, który wstawił się za naszym basistą Mariuszem Gierszewskim , jak miał zarzuty prokuratorskie.
www.detalks.pl
7
A.K: Wtedy, kiedy jego i Krzyśka Skórzyńskiego ścigał prokurator z Krakowa za ujawnienie treści zeznań świadka w sprawie akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa. J. K: Tak, mieli zarzuty prokuratorskie - głośna sprawa. I nikt inny, tylko świętej pamięci prezydent Lech Kaczyński wstawił się za nimi i bardzo się z tego cieszymy. K. T: Bo nie musimy go odwiedzać w więzieniu. J. K: I było wszystko w porządku. A że różne opcje mogą sobie wykorzystywać to do swoich rozgrywek politycznych, no to… K.N: Ale to było jeszcze wtedy jak piosenka nazywała się „Kartofle dwa”? J. K: Tak. Bo piosenka „ Jarosław Ka. ” jest o Jarosławie Krecie! Czyli bliźniaku nieobecnego tutaj Jacka Kreta … A.K: A, bo to głos Romka wciąż jest … (śmiech) J. K: Piosenka mówi o jego fobiach, chorobach. Bryndal postanowił napisać o nim piosenkę, a ktoś to przekręcił. Zdaje się, że nawet pomogło to temu komuś zdobyć więcej głosów w wyborach parlamentarnych. A.K: Czyli promocja PiS-u? J. K: Tak, my wszyscy jesteśmy politycznie po tamtej stronie (śmiech). A.K: Macie też no… wulgarne piosenki. „Ochujałem” jest chyba najsłynniejszą. J. K: Ta piosenka jest inspiracją z twórczości Shnurova, którą Bryndal bardzo lubi. Chciał pokazać, że można używać pięknego polskiego słowa, używanego częściej niż słowa świętych. K.T: Poza tym, to słowo idealnie pasuje jako refren do całego tekstu. J. K: N o tak, przecież nie mówisz „Co ci się stało?” tylko „ N o co Ty? Ochujałeś?” . A.K: "Zwariowałeś"można zawsze powiedzieć. K.N: Albo "coś ci dolega"? J. K: N o, może w ogóle „Bóg cię opuścił?” . K. T: M ózg ci się zepsuł? J. K: Polskie słowa uważane za wulgarne stają się coraz bardziej powszechne i trafiają do codziennego języka, np. "zajebiście". Używanie tego słowa w latach 70-tych czy 80-tych było strasznym grzechem. A teraz weszło do potocznego języka. Używane jest w telewizji, radiu. K.N: Ale to jest psucie języka. J. K: N ie, nie. Ochujałem niedługo dzięki nam będzie używane w szkołach podstawowych i przedszkolach. K.N: No tak, w ogóle w elementarzach będzie… J. K: W aulach uniwersytetów i politechnik. Do tego dążymy! A.K: Edukacja młodego pokolenia. J. K: Tak, to jest nasza tajna umowa z panem M iodkiem. K. T: N a całej naszej płycie jest tylko JEDEN wulgaryzm - „Ochujałem” . A jesteśmy nazywani najbardziej wulgarnym zespołem na świecie. J. K: Tak, „Dziwka z naprzeciwka” , to jest bardzo ładne nagranie. Sentymentalne. A.K: Na nowej płycie też będzie nowy hard tytuł „Z chujem po prośbie”. Inne piosenki na nową płytę są gotowe? K. T: Tak, jest pomysł muzyczny na… te słowa: "Chodząc z chujem po prośbie". A co do innych piosenek, parę pomysłów się zrodziło. Od kilku dni jesteśmy w studiu. Wojtek swoją część już nagrał prawie w całości. J. K: M amy kilka kawałków na płytę, które już były nagrane, np. „ 5 minut” i "Pił-
8
www.detalks.pl
karSKA". Będzie też piosenka, którą pierwszy raz zagraliśmy w grudniu – „Byłaś dla mnie wszystkim” . A.K: Zajebista piosenka! J. K: Bardzo fajna. M amy jeszcze jedną fajną piosenkę… M ożemy powiedzieć? K. T: M ożemy - premierowo. „Biała skarpeta i sandał” . To będzie przebój lata. Inspiracją była biała skarpeta frotte i klapeczki Kuboty. K.N: Kubota. Klapeczki nazywają się Kubota. Będzie teledysk? J. K: Tak. Już mamy pomysł w głowie, tylko klapeczek brakuje. K.N: Nasz kolega ma, może się zgodzi wypożyczyć. J. K: Powinni nam podarować jedną parę za lokowanie produktu w teledysku. Oprócz tego nagrywamy jeszcze „Celebrystę” A.K: Dobra, konkrety - kiedy ta płyta będzie wydana? J. K: Planowaliśmy do wakacji, ale podobno w wakacje się nie wydaje płyt, bo młodzież nie ma pieniędzy. K.N: Na festiwale jeździ, w dupach się poprzewracało… J. K: N o właśnie. Wydamy więc we wrześniu/październiku. K.N: I młodzież wtedy kupi? J. K: Gramy dla wszystkich. Ostatnio była śmieszna sytuacja na jednym koncercie. Od początku bardzo udzielała się kilkuosobowa grupa – skakali, machali rękami. Po koncercie do nas podeszli, podziękowali za świetną imprezę, a my im za to, jak się bawili. N o i pytam: skąd wy jesteście? A oni mówią, że z Uniwersytetu Trzeciego Wieku (śmiech). M amy też takie sytuacje, że babcia z wnukiem przyjdzie na koncert i się świetnie bawi. N ie drażnią jej pseudo-wulgaryzmy i jest super. A.K: A jak do tych nagrań ma się wasz występ z Krakowską Orkiestrą Staromiejską na Woodstocku? J. K: Dla nas to był zaszczyt zagrać z tą orkiestrą. Ktoś pokazał nam jak grają nasz "Kawałek do tańca", skontaktowaliśmy się z nimi i okazało się, że mają w swoim repertuarze więcej niż tę jedną piosenkę. N asz występ na festiwalu miał reżyserować ten sam człowiek, który współpracował z nami już w Sopocie i na Festiwalu Piosenki Rosyjskiej w Zielonej Górze. Potem jeszcze graliśmy "PiłkarSKĄ" w Warszawie. Zaprosiliśmy na scenę policjantów, strażaków, Chucka N orrisa, księdza… A.K: Wtedy przegraliście z "Koko koko euro spoko". J. K: Wszyscy z nim przegrali. M y pokazaliśmy kawałek, który się chyba przyjął. Bryndal jest zagorzałym fanem piłki nożnej. N amawiał nas już dawno do nagrania piłkarskiej piosenki. Tekst dostaliśmy już dawno, jeszcze przed wszystkimi rozróbami związanymi z Euro. K.N: Jeszcze zanim się babcie skrzyknęły, żeby zaśpiewać piosenkę. K. T: A teledysk kręciliśmy po koncercie z Enejem. Było ciężko. . . J. K: Wróćmy do naszego występu z orkiestrą. M nie zaintrygował swoim tekstem reżyser koncertu, który powiedział, że my zawsze wymyślamy coś ciekawego i nie jesteśmy sztampowi. Pojechaliśmy do Krakowa, spotkaliśmy się z orkiestrą i szczeny nam opadły, gdy usłyszeliśmy jak oni grają. K. T: N iewiele osób na Woodstocku wiedziało, że oni z nami zagrają. Ukryliśmy to. K.N: Zagrali z wami cały koncert? J. K: Pomysł był taki, że zagrają z nami w bisach, ale z dwóch piosenek zrobiły się cztery. Wnieśli krzesła na scenę i jak to huknęło! Zastanawialiśmy się jak
www.detalks.pl
9
wypadniemy, bo tam były setki tysięcy ludzi stojących przy namiotach, gdzieś po horyzont albo tych pod sceną, czy taplających się po lewej stronie w wielkiej kałuży błota. A.K.: Jakby tam nie było tego błota, to ja bym tam była pierwsza. J. K: To jest wielkie pole, scena jest ogromna. Przed sceną jest wielki piaszczysty teren, więc jak jest sucho przez trzy dni, to unosi się taki kurz, że wbija się w nogi. Ci, którzy skaczą maja wielką frajdę. K.N.: Tak, na pewno wielką… A.K.: Karolina nie znosi błota, kurzu, nic takiego. "Pani z miasta". J. K: Dałabyś tam radę, naprawdę. Po lewej stronie jest rura, pod którą podłącza się straż pożarna i robi wielki prysznic i ludzie taplają się w błocie. K.N.: Jak świnie. Taplają się w błocie jak świnie. J. K: I to jeszcze w takt muzyki! Ci, którzy tego nie lubią mogą siedzieć przy namiotach. Tam sobie piją herbatkę zieloną. . . K.N.: I jedzą herbatniki. J. K. I konserwy. A.K: Ja bym się tam idealnie odnalazła. Dużą frajdę wam sprawiają takie koncerty? Poza graniem w kościele i bieganiem po sejmie? J. K: Ostatnio graliśmy w paru klubach w Warszawie, teraz wolimy występować w tych mniejszych. N ajlepszy koncert był w Barometrze. Pełna sala - jakieś 150 osób - miejsca było tak mało, że musieliśmy Wojtka z perkusją postawić z boku, bo scena była na rozciągnięcie nóg. Ja musiałem grać bokiem, bo grając na puzonie trzeba taką rurę wyciągać i grałem Krzysiowi przed nosem. A jak on już wyjął "Balbinę"… K. T: Ja Ci zawsze współczuję, bo jak wyciągam "Balbinę", to narażone jest wszytko po lewej stronie na wysokości roztrąbu. A.K: "Balbina" czyli twoja tuba, jest jeszcze "Kaśka"? J. K. : Kaśka? Kaśka nie. Ta maciora wielka jeszcze nie ma imienia. M ówimy na nią maciora. To jest saksofon barytonowy Mańka . K.N: Mówicie, że wolicie grać w małych klubach, a jedziecie latem na kilka festiwali. J. K: Zapraszają nas, to jedziemy. Zagramy na Life Festival w Oświęcimiu, w Łowiczu na Lemon i w kilku miastach na Juwenaliach. M oże w Jarocinie? Zobaczymy. I tak sobie gramy. A.K: Do końca świata. K.N: Tylko nie kończ: i o jeden dzień dłużej! J. K: Raczej aż nas z domu nie wyrzucą. K. T: A mnie z parafii. To jest dobre odreagowanie. Każdy, kto kocha muzykę, chciał kiedyś grać w kapeli. N am się udało.
1 0 www.detalks.pl
J. K: A jak nas wywalą z domu, to dalej będziemy się spotykać i grać. M amy jedną zasadę: jak któryś z nas nie może zagrać koncertu, bo ma jakieś swoje zawodowe obowiązki, czy coś podobnego, to. . . i tak zagra! (śmiech). Gramy wszyscy albo wcale. Krzysia często to dopada - jest koncert, a on ma śluby. . . A.K: Tymczasem wywalamy Karolinę z Warszawy. Zaraz ma pociąg do Krakowa. K. T: Bardzo lubię Kraków, ale uważaj tam na siebie, bo mnie by tam czterokrotnie potrącił samochód. J. K: Dawno nas tam nie było, może byśmy pojechali? Ale czekajcie, opowiadaliśmy wam, jak Łysy kupił ostatnio nowy wzmacniacz. . ?* A.K: Jestem ciekawa… J.K: To już może out off record, bo zaczniemy przynudzać, a Karolinie pociąg zwieje. *Krzysztofowi Zasadzie zazdrościmy wzmacniacza, z którego korzystał też Jan Borysewicz.
www.detalks.pl
11
polityzacja
Kwaśniewski, Miller, Palikot - komu zaufać? Rozmawiali Kuba Dobroszek i Michał Wróblewski
12
www.detalks.pl
MICHAŁ WRÓBLEWSKI: W 1995r. była pani szefową zwycięskiej kampanii prezydenckiej Aleksandra Kwaśniewskiego. Jak patrzy pani na Kwaśniewskiego dziś, po tych kilkunastu latach? Jakie zmiany pani w nim dostrzega? DAN UTA WAN IEK: To już na pewno jest ktoś inny… KUBA DOBROSZEK: Dlaczego? Politycy, którzy swoją drogę, zarówno życiową jak i polityczną, rozpoczynali na początku lat 90. , nie do końca wiedzieli dokąd doprowadzi ich obrana koncepcja. To były bardzo trudne i zmieniające się na naszych oczach czasy. M yśmy włączyli się, z Aleksandrem Kwaśniewskim na czele, w budowę nowego systemu – gospodarczego i politycznego – w gruncie rzeczy nie wiedząc, jaki będzie tego efekt końcowy. Dzisiaj jest łatwiej mówić o tym, co było, ponieważ efekty, po tych dwudziestu latach są widoczne gołym okiem. Polacy ogółem, choć zainicjowała to mniejszość, zaczęli wtedy budować kapitalizm. Solidarność obiecywała - mówię to na podstawie programu wyborczego z 1989r. - to, co najlepsze w socjalizmie i to, co najlepsze w kapitalizmie. A takiego systemu na świecie nie ma. (pani profesor dzwoni telefon)
Przepraszam na moment.
(krótka rozmowa telefoniczna pani profesor)
Przepraszam, dzwoniła M agda Środa. M amy problem z obecnością policjantek na Kongresie Kobiet, więc musimy interweniować. K.D: Mamy nadzieję, że problem uda się szybko wyjaśnić. A wracając do polskiego kapitalizmu... W czasie kampanii prezydenckiej, dawało się już odczuć jego pierwsze negatywne skutki: upadek wielkich zakładów pracy, pozbywanie się wielkoprzemysłowej klasy robotniczej, narastanie nierówności, odstępowanie od zasady państwa świeckiego. I Aleksander Kwaśniewski, np. jeżeli chodzi o ten ostatni punkt – zasadę państwa świeckiego – bardzo walczył, głosił taką potrzebę. A byliśmy już wtedy w zaawansowanej fazie przygotowywania nowej konstytucji. Jednak potem, kto pamięta ten pamięta, szalenie zależało mu na zdecydowanym polepszeniu kontaktów z Kościołem katolickim. I tak jak w wypadku pierwszej kampanii opowiedzieli się za Kwaśniewskim ludzie stojący na gruncie takiego lewicowego systemu, tak na reelekcję duży wpływ miał Kościół. Dlaczego? Bo Aleksander Kwaśniewski zmienił swoje zdanie na temat konkordatu. A ja wciąż widzę negatywne skutki tego konkordatu. Ciekawa jestem jak Kwaśniewski odnosi się teraz do tego złego wpływu niektórych instytucji wspierających księży. Jestem bardzo przywiązana do lewicowości, to jest moja tożsamość. Prawica jest bardziej egoistyczna i zawsze wie lepiej, co jej się tam w głowie wykluje. M.W: Nie jest tak, że polityk dzierżący władzę, jak niegdyś prezydent Kwaśniewski, musi się swojej tożsamości światopoglądowej niejako wyzbyć? Jeżeli chce się wyzbyć, to niech o tym powie podczas kampanii wyborczej! Uważam, że wyzbywać się nie można, wręcz przeciwnie! Oczywiście czasem
www.detalks.pl
13
pewne wydarzenia, procesy weryfikują nasze poglądy – to one pozwalają sprawdzić, czy mieliśmy rację, czy nie. Czasem trzeba ów pogląd zmienić, ale całkowicie wyrzec się siebie? Ja sobie tego nie wyobrażam. M.W: SLD, który teraz jest w opozycji, wyraźnie ściga się z Palikotem na lewicowość. Gdy Sojusz trzymał stery w państwie, raczej wstrzymywał się od zapędów ku rewolucji obyczajowej. K.D: Co niedawno wypomnieli Sojuszowi posłowie Platformy Obywatelskiej, mówiąc, że niemożliwość uchwalenia liberalnej ustawy dotyczącej związków partnerskich i homoseksualnych, to konsekwencja wcześniejszych działań lewicy. W kadencji 93-97 SLD podchodziło do sprawy, o której wspomnieliście. Prezydentem był wtedy jeszcze Lech Wałęsa. I np. : myśmy bardzo chcieli, żeby kwestia dostępu do aborcji była rozstrzygnięta, podobnie jak kiedyś we Włoszech, w drodze referendum. Wówczas pan Wałęsa powiedział, że w sprawach sumienia się nie głosuje. A to nie jest sprawa sumienia, gdyż dzisiaj mamy w Polsce wiele niechcianych dzieci, które są tępione przez niedojrzałych rodziców. Albo co gorsza – uśmiercane. Jeśli ktoś nie widzi przyczyny i skutku, to znaczy, że niewiele wokół siebie dostrzega. M yśmy doprowadzili do tego, że złagodzona ustawa aborcyjna obowiązywała przez rok – to było jeszcze na podstawie M ałej Konstytucji. N atomiast prawica zaskarżyła tę ustawę do Trybunału Konstytucyjnego. M ożecie zapytać dziś krakowskiego uczonego, prof. Andrzeja Zolla, dlaczego on – prawodawca w tej sprawie – oświadczył, że ustawa jest niezgodna z zasadami demokratycznego państwa. Uzasadniał to, posługując się kwestiami religijnymi. M oglibyśmy wtedy pewnie wypracować wiele innych, bardziej liberalnych projektów, ale sprawę rozstrzygnął Trybunał. Kiedyś Sojusz był silnym ugrupowaniem, jednak wciąż potrzebującym PSL. Dlatego można by ten rząd rozliczać, gdyby on był jednorodny politycznie. N atomiast, kiedy ma się koalicjanta trzeba iść na kompromisy. Dla SLD i Aleksandra Kwaśniewskiego ważnym postulatem było wejście do Unii Europejskiej. A księża byli bardzo „ anty” – z ambon nakłaniali do głosowania przeciw. Wszystkie rządy, łącznie z obecnym, byłyby w poważnych kłopotach, gdyby tamto referendum akcesyjne zostało rozstrzygnięte negatywnie. N a obszarach wiejskich, gdzie księża mają największy wpływ, te wyniki były różne. To duże miasta przesądziły o sukcesie referendum. M.W: W jakim stopniu Kościół w Polsce wpływa dziś na władzę? Ten wpływ jest zdecydowanie za duży. Choć i tak Kościół został bardzo mocno osłabiony przez własne grzechy. To jest instytucja, która ludziom świeckim, politykom, stawiała bardzo wysokie wymagania. Pamiętam bp. Józefa Życińskiego, który formację, do której należałam, porównywał z N SDAP. N SDAP, która miała na swoim sumieniu śmierć milionów ludzi i zniszczenie dorobku materialnego wielu narodów! A my możemy o tym mówić w jeszcze innych kategoriach, ponieważ jesteśmy obywatelami państwa, które w wyniku II wojny światowej
14
www.detalks.pl
zostało dosłownie przesunięte, nie mogło przeciwdziałać. Kościół powołuje się wciąż na jakąś szczytną historię, a to jest wszystko nieprawda. Kościół zrobił tyle dobrego dla Polski, co złego. M.W: Politycy boją się Kościoła? Bardzo się boją, a ja nie wiem dlaczego. Jeżeli się dostarczy ludziom argumentów, to ten Kościół taki silny już nie jest. Dlaczego w poprzednich wyborach tak dobry wynik uzyskał Palikot? On wykorzystał pewną sytuację – wówczas, kiedy się działy w Warszawie awantury pod krzyżem, nagle pewien kucharz zdołał zwołać ludzi, którzy się na to nie godzili. I okazało się, że nie tylko na krzyk Kościoła ludzie mogą wyjść na ulicę. M łodzi ludzie trochę z tych awantur drwili, o czym świadczą takie hasła jak „ boli mnie w krzyżu” . Jednak nie zmienia to faktu, że politycy, a przede wszystkim Janusz Palikot, odkryli, że w tym kraju żyją również ludzie, którzy myślą inaczej. M.W: A zgodziłaby się pani z Leszkiem Millerem, który wprowadza dychotomię: lewica „prawdziwa” w odniesieniu do swojej partii i lewica „mianowana”, której przywódcą ma być Palikot? M iller nie ma prawa się na ten temat wypowiadać! On ma wiele grzechów na sumieniu - mam tutaj na myśli jego liczne odstąpienia za czasów premierostwa od wyznaczników lewicowych. To, że czasami musiał coś zrobić, to ja bym zrozumiała, gdyby on tylko próbował swoim wyborcom wszystko wyjaśnić. N ie ja, tylko M iller sobie z ówcześnie najbogatszymi ludźmi organizował sylwestra w Zakopanem. M.W: Dzisiaj Leszek Miller chce obłożyć najbogatszych czterdziestoprocentowym podatkiem. Ciekawe, czy to samo by zrobił, gdyby rządził. . . M.W: Właśnie dlatego pytałem wcześniej o tożsamość i przywiązanie do zasad. Dla mnie Leszek M iller jest przykładem człowieka władzy – w zależności czy ona się do niego zbliża, czy oddala, on modyfikuje swoje poglądy! Tę elastyczność traktuję bardzo podejrzliwie. K.D: Czyli Aleksander Kwaśniewski stioi chyba przed trudnym wyborem – z jednej strony „elastyczny” Leszek Miller, a z drugiej Janusz Palikot, który też do najbardziej wytrwałych w poglądach nie należy. Przepraszam za określenie, ale wszyscy mają coś za paznokciami. Jeżeli oni się dzisiaj odwołują do lewicowości, to przede wszystkim dlatego, że prawica jest
www.detalks.pl
15
poukładana i zajęta. Wszystko będzie musiało ulec sprawdzianowi, być może M iller też coś sobie przemyślał. On czasem mówi, że nie rozumie dlaczego kiedyś się tak zachował, że popełnił błąd. Ale on popełnił ich tyle, że ja nie mam do niego zaufania! Ale nie mam też pełnego zaufania do Aleksandra Kwaśniewskiego. On jest bardzo zdolnym człowiekiem, który potrafi w interesujący sposób przedstawić swój punkt widzenia, ale czy on przy tym wszystkim pozostanie? M.W: „Aleksander Kwaśniewski to polityk, który najlepiej potrafi analizować bieżące wydarzenia polityczne w Polsce. Zawsze potrafi powiedzieć coś nowego, coś niebanalnego.” To pani słowa z niedawnej rozmowy z Janiną Paradowską. Pani profesor, co ostatnio nowego i niebanalnego powiedział nam prezydent Kwaśniewski? On próbuje przekazać pewną nowinkę polityczną. To jest w pewnym sensie uczynienie takiego zwrotu z polityki „ do wewnątrz” . W tym momencie, gospodarczo, w osiemdziesięciu procentach jesteśmy uzależnieni od decyzji Unii Europejskiej! M.W: De facto dwóch państw. K.D: Niemiec i Francji. Oczywiście tych najbogatszych. Kwaśniewski zwrócił uwagę, że tam trzeba budować bardzo silną flankę, grupę nacisku, ponieważ tam będą podejmowane decyzje dotyczące nas wszystkich. N a gruncie politycznym, Polacy rozmawiają ze sobą w taki sposób, jakby w dalszym ciągu żyli w systemie gospodarczym sprzed referendum akcesyjnego. Jest oczywiście wielkie halo, gdyż przygotowywany jest budżet europejski, tylko jak to się dzieje, że nie jesteśmy w ogóle gotowi, żeby te pieniądze dzielić na nas wszystkich? M.W: Stąd potrzeba zwrotu ku Europie federalistycznej, co tak głośno podnoszone jest przez Europę Plus? Bardzo chciałabym wiedzieć jak te miliardy zostaną wykorzystane. Czy będzie o tym decydował bardzo wąski rząd, samodzielnie biorąc zobowiązania w imieniu nas wszystkich? Przecież Polska jest niezwykle zadłużonym krajem! M y cały czas żyjemy na koszt przyszłych pokoleń! Zadłużony jest rząd, samorządy, społeczeństwo. . . Bardzo przepraszam za tę pesymistyczną pointę, ale niestety obowiązki wzywają. M.W: Oczywiście, dziękujemy bardzo za rozmowę.
16
www.detalks.pl
www.detalks.pl
17
socjoliza
Polska to kraj himalaistycznych sukcesów. Rozmawiał Kuba Dobroszek
18
www.detalks.pl
Rozmowa odbyła się za pośrednictwem komunikatora Skype.
KUBA DOBROSZEK: Jest pan jeszcze w Polsce? PAWEŁ M ICHALSKI: Tak tak, wylatuję dopiero pierwszego kwietnia. Czytałem na pańskiej stronie internetowej (www.pawelmichalski.com – red.), że relację z wyprawy będzie można śledzić właśnie od początku kwietnia. Celowo nie napisałem dokładnej daty. Pierwszego kwietnia lecę, drugiego będę w Katmandu. Sama wyprawa rozpocznie się czwartego. Na kiedy planowane jest wejście na szczyt? Trudno powiedzieć. Proces aklimatyzacji trwa, więc podejrzewam, że najwcześniej na początku maja. To też oczywiście zależy od warunków pogodowych, ilości śniegu pozostałego po zimie. . . Bilet powrotny mam zarezerwowany na koniec maja. N o chyba, że uda się wejść wcześniej. Proszę wybaczyć jeśli nie przeczytam prawidłowo nazwy góry... Dałlagiri, bez tego h (śmiech). Jaka ona jest? N azwę (w sanskrycie) tłumaczy się jako – Biała Góra. N azwa wzięła się, być może, ale nie jestem pewien, z dawnych czasów, kiedy tubylcy widzieli górę, która była cała w śniegu. Szczyt, co pokazuje zdjęcie na mojej stronie internetowej, jest dosyć specyficzny. Zresztą rejon dookoła Dhaulagiri jest celem wielu wycieczek trekkingowych. Łatwo pozyskać sponsorów na taką podróż? Bardzo trudno i, muszę to podkreślić, trudno w Polsce. To się zmienia, ale nie ma u nas kultury sponsoringu. W krajach zachodnich czy w Stanach jest coś takiego, że kiedy firma wykłada pieniądze, robi to nie dlatego, bo chce mieć dosłowne przełożenie - „ ja cię sponsoruję, a mi rośnie sprzedaż” - ale robi to ze względu na odpowiedzialność społeczną. Podrasowanie wizerunku firmy. N ie wiem czy pamięta pan wyprawę zimową na K2. N azywała się N etia K2. Oczywiście, było o tym bardzo głośno. N etia wtedy wchodziła na rynek. M iałem znajomą, która tam pracowała, więc wiem, że oddźwięk po wyprawie, mimo że nieudanej, mieli niesamowity. Każdy kto słyszał N etia, od razu myślał K2. Rozpoznawalność marki drastycznie wzrosła. N atomiast, kiedy ja teraz szukam sponsorów, idę do firmy „X” i uda mi się dostać do prezesa, to ten prezes mówi mi np. że oczekuje, że po wyprawie sprzedaż ołówków, które produkuje wzrośnie o 30%. M am na myśli przede wszystkim mniejsze firmy. W korporacjach, w teorii, jest łatwiej, ale trudniej dostać się do osoby decyzyjnej. Rozumiem, że ma pan ogromne problemy na znalezienie dofinansowania... To się zmienia, ale bardzo powoli. Wydaje mi się, że jest problem z działami marketingu, bo tak naprawdę ludzie, którzy tam pracują, powinni potrafić wykorzystać taki event do swoich celów. Zauważam ociężałość, niechęć, bo ten sport nie jest aż tak widowiskowy jak piłka nożna czy siatkówka, więc mało osób się nim interesuje. Pomijam takie zamieszania medialne jak ostatnie w związku z wyprawą na Broad Peak.
www.detalks.pl
19
Dotacje państwowe? M ówimy o dofinansowaniu z Polskiego Związku Alpinizmu? Między innymi. Wyprawa na Dhaulagiri nie jest wspomagana przez PZA. Wiadomo, że kwoty na dofinansowanie, które otrzymuje teraz każdy związek w Polsce, są małe. Wnioski rozpatrywane są indywidualnie, mój oceniono niestety negatywnie. Czyli źle się mają alpiniści w naszym kraju. N epal, gdzie umiejscowionych jest mnóstwo celów alpinistów, żyje głównie z turystów. Tam nie ma przemysłu, rolnictwo prawie nie istnieje, więc pieniądze idą z pozwoleń, które są bardzo drogie. O jakich kwotach mówimy? Pozwolenie na M ount Everest kosztuje 10 tysięcy dolarów. Do tego trzeba doliczyć organizację, karawany itd. , co daje koszty, jak dla mnie, astronomiczne. Inne góry są ciut tańsze, ale to wszystko cały czas drożeje. W N epalu byłem pierwszy raz w 2005r. i był on prawie o połowę tańszy. O ile noclegi można znaleźć tanie, o tyle wizyta w restauracji czy knajpie wychodzi drożej niż w Polsce! Komercjalizacja gór. Takie państwa jak N epal czy Pakistan wyczuły, że tu jest duży zysk. Ceny idą w górę, ale turyści i tak przyjeżdżają. Domyślam się, że taka Martyna Wojciechowska, ulubienica mediów, ma łatwiej z uzyskaniem pieniędzy. Cieszę się, że ona weszła na Everest, zdobyła wiele innych szczytów, bo to w jakiś sposób, wśród ludzi, którzy oglądają jej programy, rozpropagowało sport. N a pewno M artynie Wojciechowskiej jest łatwiej, bo to osoba rozpoznawalna, ale, jak wszędzie, są zawsze dwie strony medalu – każde potknięcie kogoś znanego jest skrupulatnie odnotowywane, a wypowiedzi w wielu wypadkach przekręcone lub zmanipulowane. Ja wolę zachować swoją prywatność, zwłaszcza w górach, bo wspinam się dla siebie. Też pewnie mógłbym w jakiś sposób stać się bardziej medialny, ale to by krępowało ręce, czułbym się w pewien sposób obnażony, obdarty z przeżywania gór. . . Jest pan bohaterem? Bohaterem? W żadnym wypadku! Wie pan, zwykli ludzie nie wspinają się na ośmiotysięczniki... Jeżeli ja się tym zajmuję, właściwie już od dziecka – mając pięć lat wszedłem na Kościelec w Tatrach, to nie jest to żadne bohaterstwo. Tak samo może pan powiedzieć, że ktoś jest bohaterem, bo udało mu się przejechać z Zakopanego do Gdańska – po naszych drogach, w czasie takiej wiosny, jaką mamy obecnie, między, jak to się często zdarza, idiotami, którzy są pod wpływem alkoholu. Wspinam się, chłonę góry, cierpię zimno, a czasami ból fizyczny. N ie jestem ani bohaterem, ani męczennikiem. Robię to, żeby zaspokoić moje wewnętrzne potrzeby, pragnienia i marzenia. Jest w tym duża doza egoizmu równoważona przez pokorę, jakiej uczą góry. Dzięki wspinaczce, wydaje mi się, że potrafię spojrzeć na moje życie i otoczenie na nizinach, z perspektywy dającej szanse
20
www.detalks.pl
normalnej egzystencji w czasach tak bardzo „ szybkich” i „ zagonionych” Nie czuje się pan bohaterem, tymczasem publicysta Janusz Rolicki napisał, że himalaizm jest plastrem na nasze narodowe kompleksy. Tak można powiedzieć właściwie o każdej dziedzinie sportu. Czy Adam M ałysz, Justyna Kowalczyk, nie są takimi plastrami? Wszystkie narody mają mniejsze lub większe kompleksy, ale wiadomo, że każdy sukces cieszy. Jeśli ktoś uważa, że nie ma sukcesów gospodarczych lub politycznych, to odwołuje się do M ałysza lub, w tej chwili, himalaizmu zimowego. Wydaje mi się, że stwierdzenie p. Rolickiego jest przesadzone. To, że ktoś wejdzie na jakąś górę, tak naprawdę nic nie zmienia w naszym otoczeniu. N atomiast, na pewno może zmienić każdego z nas indywidualnie, w sensie sportowym. N iekoniecznie mam na myśli od razu sport wyczynowy. To może być spacer, nordic walking, bieganie itd. Sukces w górach może być impulsem dla każdego – do jakiejkolwiek formy ruchu. Mamy sporo tych górskich sukcesów Polacy, choć nie mają u siebie wysokich gór, są specjalistami w himalaizmie, co stwierdził nawet Simone Moro – wybitny włoski alpinista. Polacy, jako wspinacze, dojrzeli w latach 70. do podboju gór alpejskich i wysokich. Byli zmotywowani do podwyższania swoich kwalifikacji, mieli doskonałe wyniki i chcieli się wspinać w górach świata. Utrudnieniem był ówczesny system. Paszporty nie były w domu, ale w ministerstwie i trzeba było się o nie starać. N ajłatwiej było wyjechać w Kaukaz, bo on wtedy należał do ZSRR. Tak to wyglądało… Kaukaz, Alpy, Andy i w końcu Himalaje, Karakorum i Hindukusz. Ewidentnym przykładem jest mój ojciec, który niedawno obchodził 50-lecie wspinaczki wysokogórskiej, przez wiele lat był w czołówce europejskiej i światowej. Tata opowiadał mi jak to wszystko kiedyś wyglądało. Członkowie kadry narodowej mieli większe szanse wyjechać. Wspomaganie finansowe państwa też oczywiście było bardzo małe, dlatego alpiniści wykonywali prace wysokościowe tj. malowanie czy naprawa kominów. . . Podczas jednego z paneli dyskusyjnych, poświęconych związkom himalaizmu z kulturą, Michał Jagiełło – alpinista, pisarz – stwierdził, że na polskie osiągnięcia niemały wpływ mieli także tacy twórcy jak Stanisław Witkiewicz czy Kazimierz Przerwa-Tetmajer, którzy stworzyli, cytuję, „pewien typ refleksji o górach i ratownictwie”. O tym teraz nikt nie pamięta. Jagiełło odniósł się do źródeł. Tatry kiedyś wydawały się bardzo magiczne. M ój ojciec, gdy w dzieciństwie pierwszy raz jechał
www.detalks.pl
21
w Tatry, przygotowywał się na wycieczkę bardzo długo, bo to miejsce było wtedy takie niedostępne. Ludzie w jakiś sposób chcieli sprawdzić o czym pisali tacy autorzy jak właśnie Przerwa-Tetmajer, który przecież bardzo dobrze znał Tatry. Z czasem ta ciekawość przerodziła się we wspinaczkę i pierwsze sukcesy. Czy społeczeństwu te nasze sukcesy wspinaczkowe były potrzebne? Wszyscy wiemy jaka była sytuacja społeczno-polityczna na przełomie lat 70. i 80., więc zastanawiam się, czy nie było to w jakimś stopniu mobilizujące również dla zwykłych ludzi. Było na pewno. Środowisko górskie składało się w przeważającej części z osób będących w opozycji do ówczesnego systemu, sukcesy polskich wspinaczy pomagały w tych ciężkich czasach. Kij ma jednak dwa końce. Z jednej strony, Polacy wspinali się wyżej i lepiej, z drugiej propaganda działała. Jeżeli Polak, który był obywatelem kraju należącego do bloku socjalistycznego, osiągnął sukces, to propaganda obwieszczała, że zdobyto szczyt „ ku chwale socjalizmu” . Ci co byli dobrzy - wyjeżdżali, bo byli dobrzy. Ścisła selekcja. W tej chwili wszystko się rozmyło, bo wiadomo, że jeśli ktoś ma pieniądze, to jedzie gdzie chce, robi co chce. Ta czołówka najlepszych wspinaczy była duża? Kilkanaście osób. Większość z nich niestety nie żyje. Było wiele tragedii w górach, podczas których ta grupa się wykruszyła m. in. Jerzy Kukuczka czy Wanda Rutkiewicz. U schyłku lat 80. , z tych najlepszych została garstka. Powstała taka trochę luka pokoleniowa – kiedy rozpoczęły się u nas przemiany, to każdy mógł wyjeżdżać, ale nikt nie miał pieniędzy. To powstrzymało trochę ekspansję polskiej wspinaczki. Dopiero kiedy nasza demokracja okrzepła, ludzie zaczęli zarabiać pieniądze i mieć te pieniądze, wróciliśmy do świata wspinaczkowego. Polskie osiągnięcia himalaistyczne zapewne pomogły w powrocie. Gdzieś w głowach ludzi to pozostało. Skoro mamy takie fajne korzenie, to warto wszystko kontynuować. Polacy postrzegani są w świecie wspinaczkowym jako dobrzy fachowcy, nie tylko dzięki wejściom zimowym, których dokonaliśmy. Organizuje się wiele wypraw owocnych w sukcesy, o których media nie mówią – w Ameryce Południowej, Grenlandii czy nawet Alpach. . . Determinacja jest w narodzie, zwłaszcza w tym środowisku górskim. Można mówić o jakimś pospolitym ruszeniu, jak to miało miejsce w latach 70.,
22
www.detalks.pl
80.? M yślę, że nie. Kiedyś to środowisko było bardziej hermetyczne. Właściwie wszyscy się znali. W tym momencie, oprócz komercjalizacji gór, o której rozmawialiśmy wcześniej, nastąpiła niesamowita specjalizacja jeśli chodzi o wspinaczkę, mamy wspinaczkę skalną, sportową (sztuczne ścianki), wielkościanową, taternictwo itd. . . . Są ludzie, którzy nie ruszają się dalej niż Tatry czy Alpy, albo wspinają się tylko i wyłącznie w lecie. Dodatkowo jesteśmy zajęci zawodowo, coraz mniej czasu poświęcamy na sport, w tym też i wspinaczkę. Czy ci, którzy jednak ruszają się poza Tatry, mają jeszcze dużo do zdobycia? Przede wszystkim Karakorum w Pakistanie, gdzie jest jeszcze ok. 600 szczytów sześciotysięcznych. Tam eksploracja zajmie długie długie lata. Co do szczytów ośmiotysięcznych, to wszystkie zostały już zdobyte, ale można przecież opracować nowe drogi, albo przejść takimi, które nigdy nie zostały powtórzone, jak droga, południowym filarem, Jerzego Kukuczki na K2. Wyczyny wspinaczkowe, to nie tylko wejścia na te najwyższe szczyty. Zachęcam wszystkich do odkrywania gór tych niskich i wysokich, bliskich i egoztycznych. . . bo warto! Paweł Michalski – członek kadry narodowej Polskiego Związku Alpinizmu we wspinaczce wysokogórskiej, członek Łódzkiego Klubu Wysokogórskiego, w 201 2r. zdobył Broad Peak, www. pawelmichalski. com
www.detalks.pl
23