MANAGER+

Page 1

numer 6 • styczeń • cena detaliczna: 20 PLN W tym 8% VAT

wywiad Z:

MICHAŁEM

SADOWSKIM

Brand24

NA TAPECIE: eWindykator • TextBookers • petsEe • pressium • prawkomat • PIZZA PORTAL • ALEBILET • mobiledo WYWIADY: Grzegorz Hyży • Bartosz Góralewicz & Wojciec Mazur - Elephate • Krzysztof Cieślak - b-mind Szymon piekarz - LIMTEL • Ilona Gnat-Siuda - mama snapPy Oliviera • PATRYK PAWLIKOWSKI - SHOPLO



Ziglar Zig powiedział kiedyś coś bardzo mądrego: „Jesteś urodzony, by zwyciężać, jednakże aby być zwycięzcą, musisz zaplanować zwycięstwo, przygotować się do

biznes ekonomia marketing

zwycięstwa i oczekiwać zwycięstwa”. To tak jak z motywacją. Kiedyś na swojej drodze

www.managerplus.pl

w szkole spotkałem nauczycielkę, która na pierwszych zajęciach postawiła każdemu szóstkę za nic i powiedziała, że teraz wszyscy jesteśmy najlepsi w klasie, a co my z tym zrobimy – to już tylko nasz wybór. Identycznie jest z nami. Zaczynamy nowy rok i możemy określić cele, ale nie wszyscy będziemy pielęgnować je tak wytrwale jak inni. To my kreujemy swój świat, swój smutek, ból i porażki, ale też radość, siłę i zwycięstwa. Dzisiaj romanse częściej rodzą się w internecie niż w obustronnym spojrzeniu serc. Internet pochłonął wiele kategorii: od naszej prywatności po nasze relacje zawodo-

Redaktor naczelny: Dawid Swakowski Zastępca redaktora naczelnego: Anna Janicka Korekta: REDAKCJĘ MAGAZUNU MANAGER+ SPRAWDZAJĄ:

we. Są ludzie, którzy piszą książki takie jak „Internet jako nowe dobro wspólne” czy „Internet. Czas się bać”. My jako ludzie nie możemy zadecydować, czy sieć to powód satysfakcji i radości, czy strachu i samotności. Wiele osób się w tym zatraca, wielu osobom też pozwala to znaleźć światło i prawdziwego siebie. Moje podsumowanie jest takie: nie uzależniamy się od internetu, lecz od ludzi, których możemy w nim spotkać. Ja spotkałem tam Michała, który jest gościem naszej okładki. Pamiętam, że kiedy zaczynałem rozglądać się w internecie, Michał był jedną z pierwszych zaobserwowanych przeze mnie osób. Wpadłem w podziw. On jest gwiazdą świata startupów, a przy tym całkowicie normalnym facetem. Zarabia pieniądze, robi to, co kocha, i ma czas, by pograć w gry czy oglądać seriale, a do tego ludzie go uwielbiają. To niespotykane, bo przecież żyjemy w ogólnym przekonaniu, że Polska to kraj nienawiści i zazdrości. Porozmawiałem z nim o tym, jak to wszystko się zaczęło, w jaki sposób odpoczywa od pracy i gdzie spotkamy Michała Sadowskiego za kilka lat. Może na Wall Street…? Czas pokaże. Internet to przyszłość, dlatego w tym wydaniu oprócz samego lidera Brand24 mamy wiele innych osób ze świata przyszłości. Ludzi i firm, które mają potencjał odnieść spektakularny sukces. Oni nie tylko są urodzeni, by zwyciężać, lecz także mają plan, by zwyciężyć. I sumiennie spełniają założenia, których nie narzucają sobie tylko 31 grud-

Projekt i skład: Wiktor Kardasiński wiktorkardasinski.pl Kontakt, biuro reklamy: biuro@managerplus.pl +48 732 004 904 Zdjęcie na okładce: Fotograf: Żaneta Niżnikowska NM STUDIO www.nmstudio.eu Makijaż: Dagmara Wróbel Studio: Qbek Studio www.studiodowynajecia.com Wydawca: Firma Fotograficzno - Wydwnicza PhotoStudioWM, 87-100 Toruń, www.photowm.pl

nia, lecz z każdym małym sukcesem podnoszą poprzeczkę, by przeskoczyć kolejny dzień, tydzień czy miesiąc, kończąc na roku. To dla mnie wielki zaszczyt, że wspólnie z zespołem magazynu Manager+ i takimi osobistościami w ten sposób otwieramy rok 2015. Na sam koniec zacytuję mojego ulubionego francuskiego scenarzystę. „Ludzie wierzą, że aby odnieść sukces, trzeba wstawać wcześnie. Otóż nie – trzeba wstawać w dobrym humorze!”

Dawid Swakowski Redaktor Naczelny

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za formę i treść zamieszczonych ogłoszeń i reklam.





Spis treści

22.

34.

56.

71.

9.

W TYM MIESIĄCU W EMPIKU

10.

POTRZEBUJESZ TEKSTU I DOBREGO COPYWRITERA? Textbookers.com pędzi z pomocą

12.

UCIECZKA DO WOLNOŚCI, czyli telewizja w epoce potelewizyjnej

14.

DOTRZEĆ Z INFORMACJĄ DO DZIENNIKARZY

16.

MANAGER POTRZEBUJE DANYCH - BANAŁ?

18.

INTERNETOWY WINDYKATOR

21.

SENTIONE - MONITORING INTERNETU

22.

GRZEGORZ HYŻY - WYWIAD

27.

RYNEK, KTÓRY NIE ISTNIAŁ Prawkomat.pl

28.

ZESPÓŁ DZIEWCZYNY

33.

FEEDINK.COM Polski startup z globalnym potencjałem

34.

ELEPHATE - WAGA CIĘŻKA SEO

37.

BIZNES W SIECI DLA KAŻDEGO

38.

CZEGO MOŻNA SIĘ NAUCZYĆ, PRACUJĄC W STARTUPIE?

39.

ROZMOWA Z NATALIĄ PRZYBYSZ

42.

KUPIĘ, SPRZEDAM... AleBilet.pl

44.

Z TYM NARZĘDZIEM NIE ZGINIESZ W OTCHŁANIACH INTERNETU

45.

LIMTEL Rozmowa z Szymonem Piekarzem

47.

PATRYK PAWLIKOWSKI - WYWIAD Shoplo.pl

50.

KRZYSZTOF CIEŚLAK - WYWIAD B-Mind

52.

ANNA RYŚ - WYWIAD TurboTłumaczenia

56.

LECH KANIUK - WYWIAD PizzaPortal.pl

60.

MICHAŁ SADOWSKI - WYWIAD Brand24

66.

POCHWAL SIĘ SWOIM PUPILEM Petsee.pl

68.

ILONA GNAT-SIUDA & SNAPPY OLIVIER

70.

PO RAZ PIERWSZY, DRUGI I TRZECI… SPRZEDANE! Czyli skuteczne techniki sprzedaży

72.

NAJSKUTECZNIEJSI PRAWNICY W JEDNYM MIEJSCU

74.

DAWID RECENZUJE

76.

RELAKS Z PERSPEKTYWY TRADYCJI MEDYTACYJNEJ

14.

28.

50.

60.

9



W tym miesiącu w Empiku MUZYKA

KSIĄŻKI Sekrety i skandale

„Lennon. Człowiek, mit, muzyka”

Tom Riley (premiera: 14.01) John Lennon w kolejnej literackiej odsłonie. Tym razem na biografię słynnego muzyka nowe światło rzuca Tom Riley. Znane fakty z życia gwiazdora interpretuje w często nieoczywisty i oryginalny sposób. Kreśli bardzo dokładny portret psychologiczny i umiejętnie prowadzi czytelnika przez mit Lennona. Dzięki tej książce łatwo zrozumieć jego fenomen.

A to ciekawe...

„Naukowa lista przebojów. Wybór faktów, anegdot i żartów ze skarbnicy nauki”

Simon Flynn (premiera: 14.01) Simon Flynn przygotował zestaw ciekawostek z różnych dziedzin, podanych i wyselekcjonowanych jednak w taki sposób, by odbiorca mógł nie tylko dowiedzieć się czegoś ciekawego, lecz także nie raz i nie dwa zaskoczyć się, zdumieć albo zaśmiać. Nauka w jego wydaniu nie jest taka straszna – nawet fizyka wydaje się dobrą zabawą. Jeśli chcecie dowiedzieć się, jak przy pomocy linijki, czekolady i mikrofalówki zmierzyć prędkość światła, sięgnijcie po tę książkę.

Mroczny debiut

„Czarne minuty”

Martin Solares (premiera: 22.01) Debiut Solaresa to świetnie napisany, sprawny i wciągający bez reszty kryminał. Autor zabiera czytelnika w mroczny świat mordu, przemocy i pasji: sprzedajni policjanci, bezwzględni politycy oraz ich niebezpieczne sekrety. Funkcjonariusz Ramon Cabrera prowadzi śledztwo w sprawie zabójstwa młodego dziennikarza. Angażując się w nie coraz bardziej, dociera do powiązań z wielką zbrodnią, która wydarzyła się w latach 70. XX wieku. Po raz pierwszy słyszy o Szakalu.

FILM

poleca: Michał Baniowski

Niezawodnie

„Restriction” Archive (premiera: 12.01) „Restriction” to dziesiąta płyta w karierze zespołu Archive. Można powiedzieć, że grupa to już starzy rutyniarze, którzy wiedzą, jak uszczęśliwić swoich fanów. Na nowym krążku proponują dwanaście premierowych utworów, każdy w osobnym charakterze, razem jednak tworzą spójną i wyrafinowaną całość. Jak zawsze świetnie brzmiącą i jak zawsze zaskakującą. Archive po raz kolejny nie zawodzi.

Stylowo

„Empik Jazz Club: The Very Best of Marcin Nowakowski” Marcin Nowakowski (premiera: 13.01)

„Empik Jazz Club: The Very Best of Charlie Parker” Charlie Parker (premiera: 13.01)

Empik kontynuuje swój stylowy cykl jazzowych składanek. W styczniu na półki sklepowe trafią dwie kolejne, sygnowane nazwiskami dwóch saksofonistów: Marcina Nowakowskiego i Charliego Parkera. Pierwszy z nich to jeden z najzdolniejszych polskich muzyków nazywany europejskim ambasadorem smooth jazzu. Nagrywając kolejne płyty, dołączył do elity tego gatunku. Upodobał sobie amerykańskie brzmienie, które świetnie sprawdza się zarówno podczas nagrań, jak i koncertów. Drugi z nich to z kolei prawdziwa legenda i twórca modern jazzu. Wymieniany jednym tchem obok Ellingtona, Davisa i Coltrane’a. Wpływ, jaki wywarł na cały świat jazzu, jest nie do przecenienia. Składanki z twórczością tych artystów to gwarancja wysokiej jakości.

Ragnar na DVD

„Wikingowie. Sezon 1”

reż. Michael Hirst (premiera DVD: 21.01) Produkcja kanału History okazała się wielkim sukcesem na całym świecie. Również w Polsce „Wikingowie” zdobyli ogromną rzeszę fanów. Informacja o premierze pierwszego sezonu na DVD na pewno ich ucieszy. Losy Ragnara Lothbroka to pasjonująca przygoda o bohaterstwie, lojalności, męstwie i odkrywaniu nieznanych lądów. Serial jest wiarygodny i bardzo realistyczny. Jako pierwsza telewizyjna produkcja tak dosadnie i brutalnie przedstawia życie skandynawskich wojowników. Kto nie widział, powinien nadrobić zaległości.

9


TECHNOLOGIE

POTRZEBUJESZ TEKSTU I DOBREGO COPYWRITERA?

TEXTBOOKERS.COM PĘDZI Z POMOCĄ Na pewno znają to wszyscy. Nie masz inspiracji, pomysłów, a tekstu potrzebujesz na już. Tekst oczywiście musi być solidny i sprawnie napisany, a Ty nie wiesz, jak się za to zabrać. Jednocześnie boisz się zaryzykować i zlecić napisanie tekstu komuś, kogo nie znasz. Szczecińska firma TextBookers.com ma na to sposób! To właśnie ona stworzy dla Ciebie tekst na każdy temat. Zostanie on oczywiście dokładnie sprawdzony pod kątem unikalności, dzięki czemu firma gwarantuje stuprocentowe bezpieczeństwo.

Jak wiadomo do rozwoju każdej firmy niezbędny jest dobry tekst. Rynek firm copywriterskich w Polsce jest pozornie bogaty, ale tak naprawdę wciąż daleki od ideału. Z tekstem w internecie można zrobić wszystko. W wielu z nich rażą błędy ortograficzne, merytoryczne, a czasem wręcz brak dobrze przekazanej treści. A jaka jest przyszłość copywritingu? Zapotrzebowanie na treść będzie zawsze. Coraz więcej firm stawia na promowanie siebie poprzez content marketing. Dobra treść staje się głównym warunkiem jego skuteczności. Stworzenie dobrego contentu to oczywiście wyzwanie dla copywritera posiadającego odpowiednią wiedzę i umiejętności.

TextBookers oferuje głównie teksty preclowe (nie lada gratka dla firm pozycjonerskich), teksty zapleczowe z zakresu SEO copywritingu, a także opisy do katalogów przydatne w dodawaniu strony do jakiegokolwiek katalogu. To najlepsza opcja – nie tylko dla początkujących przedsiębiorstw. Pomoc TextBookers.com może się okazać najlepszym kluczem do sukcesu. Firmę wyróżniają: niska cena, profesjonalizm, szybkie działanie i oczywiście gwarancja bezpieczeństwa. Co najważniejsze, platforma TextBookers nie boi się współpracy z klientem i uwzględnia wszystkie uwagi. Zapewnia wysoką jakość obsługi i doskonałych copywriterów, a przed wykonaniem zlecenia – oczywiście dogłębny research na wskazany przez klienta temat.

Unikalność, profesjonalizm, skuteczność.

O co w tym chodzi?

Dobrze znana w środowisku branżowym platforma TextBookers.com, dzięki swojej unikalności i profesjonalizmowi, ma przewagę nad innymi serwisami. Celem strony jest pomaganie klientom w uzyskaniu dowolnej liczby tekstów w mniej niż 48 godzin. Słowem: pomoc firmom, osobom, blogerom w promocji poprzez dobry tekst. Patrząc na dotychczasowe, doskonałe pod każdym względem teksty, można powiedzieć, że TextBookers dokonuje przełomu w polskim copywritingu.

Nadszedł czas content marketingu. To doskonały okres dla platformy TextBookers. Nasi copywriterzy napiszą dla Ciebie tekst szybko i profesjonalnie. Wystarczy zlecić tekst w kilku prostych krokach: wykupić wirtualną walutę, zamówić tekst i czekać na e-mail z informacją o tym, kiedy tekst będzie już gotowy do zatwierdzenia. W zależności od wielkości doładowania można otrzymać nawet 15% darmowych punktów.

10


TECHNOLOGIE Oczywiście to się opłaca! W panelu można zaakceptować teksty lub zgłosić je do poprawy, a także w łatwy i szybki sposób wyeksportować je do zewnętrznych systemów. Warto też polecać serwis innym. Sprytne! Za każdego poleconego użytkownika można otrzymać bonus w wysokości 5% za każdym razem, kiedy użytkownik będzie chciał doładować konto. Skorzystacie na tym nie tylko Wy, lecz także Wasi znajomi, którzy dowiedzą się o działaniu TextBookers.com. Wachlarz kompleksowych usług dopełniają tłumaczenia. Chcesz szybko i sprawnie przetłumaczyć tekst z angielskiego na polski? Wejdź na TextBookers.com, a znajdziesz tu doskonałych specjalistów od tłumaczeń. I oczywiście wszystko w imię trzech zasad: szybko, tanio i bezpiecznie.

A co na to copywriterzy? TextBookers.com to jeden z najpopularniejszych serwisów w Polsce umożliwiający zarabianie pieniędzy poprzez pisanie tekstów na zlecenie. To platforma dobra dla copywriterów szukających twórczych i ciekawych zleceń. Firma stale poszukuje osób zainteresowanych pisaniem tekstów i – co najważniejsze – oferuje konkurencyjne stawki i

elastyczne godziny pracy. Ważne jest także to, że nie trzeba się trudzić, aby dopełniać formalności. Wystarczy założyć konto na platformie, napisać próbny tekst, a kiedy firma pozytywnie rozpatrzy potencjalnego kandydata, po prostu zacząć pracę! Po zalogowaniu będziecie mieć do czynienia z przejrzystym panelem, co pozytywnie wyróżnia TextBookers na tle innych serwisów. Warto przykładać się do pisanych tekstów, ponieważ za każdy napisany tekst otrzymuje się ocenę w skali 1–6. Oceny te mają nie tylko wpływ na zarobki, lecz także na dalszą karierę w TextBookers i pracę przy ciekawszych i lepiej płatnych tekstach. Wszystkich freelancerów, którzy pragną współtworzyć platformę TextBookers.com, odsyłamy właśnie tam – u nas zlecenie znajdzie się zawsze. Zadowolenie klientów i copywriterów wyróżnia TextBookers na tle konkurencji. Firma doskonale zdaje sobie sprawę, że tekst to kluczowy element w drodze do sukcesu. Oprócz wartościowych informacji i ciekawej formy TextBookers zapewnia teksty na wysokim poziomie merytorycznym, udowadniając, że warto inwestować w treści wysokiej jakości. I to właśnie ta platforma pomoże wszystkim początkującym przedsiębiorcom wykreować swoją firmę na eksperta w danej branży.

r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a


TECHNOLOGIE

UCIECZKA DO WOLNOŚCI CZYLI TELEWIZJA W EPOCE POTELEWIZYJNEJ

Miał być to rok 2000, potem, według kalendarza Majów 2012, kolejnym typem był 2014, a dzisiaj, jakżeby inaczej - specjaliści stawiają na rozpoczęty 2015. Tak, za każdym razem miał to być rok końca świata. W przypadku dwóch ostatnich liczb rok końca świata jaki znamy, czyli rok końca… telewizji.

Już za miesiąc, za dwa, za pół roku, za rok będzie inaczej – wieszczą od dłuższego czasu eksperci, wyglądając zza rodzimych opłotków i wypatrując nadejścia Armagedonu, którego drugie imię brzmi: Netflix. Wiele wskazuje na to, że 2015 rok istotnie może być rokiem debiutu amerykańskiego gigantycznego serwisu w Polsce, który w Stanach Zjednoczonych, Ameryce Południowej i od całkiem niedawna w dużej części Europy zdominował rynek VOD, stając się również producentem contentu z bijącym rekordy popularności serialem „House of Cards”. Mainstreamowe stacje telewizyjne prowadzące swoje własne „wypożyczalnie” internetowe robią dobrą minę do złej gry, przekonując, że Netflix może nie osiągnąć w Polsce tak dużej popularności jak w innych krajach, mając utrudniony dostęp chociażby do polskich seriali produkowanych na zlecenie TVN czy Polsat. Coś w tym jest, jednak wydaje się, że amerykański gigant poradzi sobie z pozyskaniem polskich produkcji… lub bez nich i że clue zagadnienia może leżeć gdzie indziej. Gdzie?

Clue to odejście od telewizji linearnej jako takiej. Możliwość wyboru seriali, filmów, widowisk, koncertów i dynamicznej publicystyki w Internecie sprawia, że wraz z rozwojem funkcji smart w telewizorach staną się one „po prostu” ekranem do odtwarzania (trudno używać słowa „odbioru”) treści, podobnie jak tablety i smartphony o czym wspominaliśmy niedawno na łamach Manager Plus. Zatrzymywanie obrazu, powrót do przerwanej transmisji (czy to jeszcze transmisja?), cofanie, wybór programu według kategorii, przełożenie na ekran całej Internetowej galaktyki z jej milionami gwiazd i gwiazdeczek, VOD z dostępnymi „od ręki” nowościami – to dzisiaj już codzienność. Telewizję w dotychczasowym rozumieniu, czyli linearnie punkt po punkcie realizowany przekaz z góry przygotowanych pozycji programowych czeka – jeżeli nie śmierć, to kryzys i powolny uwiąd, zejście do niszy zapomnienia, ciche siedzenie w kącie. Jak telewizje, wraz ze swoim wielkim potencjałem produkcyjnym, nadawczym, ludzkim, technicznym mogą się przed tym skutecznie bronić? Telewizje mogą dać widzowi prawdziwy wybór. W jednym z dialogów Woodego Allena pojawia się kwestia: zaprosiłem ją do domu, i zanim się spostrzegłem już to ona trzymała pilota od telewizora. Pilot jako symbol władzy w domowej przestrzeni to ładny znak czasów zappingu. Ale czasy te już się kończą, bo wolny wybór coraz częściej będzie polegał nie na zaglądaniu na poszczególne

12

kanały techniką „co tam teraz leci”, lecz wyborem programu według kategorii, treści, konkretnych, rozpoznanych upodobań widza, jego zainteresowań i wcześniejszych zachowań. Pierwszym krokiem do tak pojmowanej wolności będzie ucieczka od pakietów w ofercie telewizji kablowych, czyli – to określenie modne przede wszystkim w USA – Telewizja a la carte.

A la Carte – pełna wolność? Nadawcy (jeszcze bardziej niż sieci kablowe) bronią się przed „rozpakietowaniem” kanałów, argumentując, że bardziej popularne kanały utrzymują te niszowe, mające ambitniejszy program i mniejszą liczbę widzów. To prawda, ale nie w każdym przypadku. Wiadomo, że kanał poświęcony piłce nożnej będzie miał więcej widzów, niż ten, w którym większość czasu transmituje się rozgrywki polo. Ale jaki odsetek osób zainteresowanych polo jest w stanie zapłacić więcej za swój ulubiony kanał? Z pewnością wyższy, niż w przypadku kibiców piłkarskich. Segmentowanie oferty – prawda stara jak świat. Sprzedaż „wiązana” – również, tylko że Internet zachwiał nią jak nigdy dotąd: Lubię polo, lubię konie. Dlaczego mam płacić za pakiet zawierający kanał piłkarski? To dziękuję – poszukam transmisji w Internecie, albo poszperam w Youtub’e – znajdę filmy nagrane przez fanów uderzania kijami w ciężką piłkę podczas jazdy konnej.

Może zatem kompromis? Rozbijanie pakietów kanałów, tworzenie zestawów programowych (zestawów konkretnych audycji) w zależności od ich tematyki to przyszłość telewizji. Narzędziem w takim konstruowaniu oferty telewizyjnej będą oczywiście aplikacje Internetowe – niezależne oraz te tworzone przez głównych graczy telewizyjnych. W Polsce eksperyment z ofertą zbliżoną do telewizji a la carte od jakiegoś czasu przeprowadza Netia, Polsat promuje swoją Iplę (choć jest ona głównie archiwum treści i wyborem klasycznych, pakietowanych tematycznie kanałów), a ogromne zamieszanie na rynku spowodowało rozszerzenie telewizji naziemnej. Niedawno ruszyła platforma SMART OCTOPUS, czyli platforma oferująca klientom po pierwsze możliwość wyboru poszczególnych kanałów bez konieczności kupowania ich w pakietach (i sporo z nich wręcz za darmo), po drugie selekcję poszczególnych programów (audycji) w zależności od ich tematyki, niezależnie od kanału, na którym są nadawane. Stworzony Octopus działa zarówno na ekranach urządzeń mobilnych, jak i na ekranach telewizorów, nie koniecznie


Paraliżujące kłopoty. tych wyposażonych w funkcję smart (do telewizora z wejściem HDMI wystarczy podłączyć niewielkie urządzenie z zainstalowaną aplikacją) przez co swoją ulubioną platformę TV można zabrać ze sobą wszędzie. Użytkownicy od razu zadali sobie pytanie „Po co mam płacić za telewizję i wiązać się umowami?” – w Smart Octopus mogą mieć to za darmo lub płacić tylko za to z czego korzystają – co od razu wzbudziło ich zainteresowanie. Identyfikacja upodobań odbiorcy oraz zaangażowanie go w tworzenie jego „własnej” telewizji to również świetne narzędzie marketingowe i reklamowe, które jednocześnie odciąża użytkowników od niechcianej i nietrafionej reklamy. Nie trzeba o tym nikogo z branży przekonywać: celne trafienie z reklamą – rzecz bezcenna. Ale trafienie to nie wszystko – dlaczego nie jest ona mierzalna, płatna za efekt a co więcej interaktywna? „Już niebawem poza ułatwieniami w wyborze kontentu dla użytkowników, prostszym modelem biznesowym z możliwością układania własnych pakietów czy darmowymi kanałami uruchomimy interaktywną i targetowaną behawioralnie reklamę, co będzie kolejną naszą innowacją do tej pory nie występującą na rynku a skierowaną do kolejnych członków tego środowiska jaką są reklamodawcy. Interaktywność i personalizacja to główne wartości na jakie stawiamy w platformie, dlatego platforma będzie się rozwijać i stopniowo będziemy wprowadzać kolejne innowacyjne rozwiązania – również skierowane do nadawców, którzy są trzecią grupą układanki w tej branży. – zdradza nam Sebastian Handzlik, CEO Interaktywne Media, właściciela marki Smart Octopus. Liczba pobrań tej aplikacji w ciągu pierwszego tygodnia rosła lawinowo. Niewielki start-up w ciągu kilku dni zaistniał wśród rzeszy odbiorców, co jednoznacznie określa rynkowy trend. Spółka trafiła w samo sedno nadchodzących trendów, bez znaczącego kapitału, a już interesują się nią duże fundusze inwestycyjne, które przyglądając się efektom działań Smart Octopus zastanawiają się czy i kiedy wejść w biznes. Czas gra na korzyść spółki, bo wartość biznesu rośnie wraz z zajmowaniem przez nią pola i niszy rynkowej.

Skomplikowany jest obszar prawny „dystrybucji” kanałów przez Internet. Teoretycznie główne kanały koncesjonowanej telewizji (min. TVP, Polsat, TVN) podlegają określonej przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji zasadzie „must carry”, czyli pośrednicy, w tym operatorzy Internetu (IPTV) mają wręcz obowiązek je upowszechniać. Nadawcy – telewizje - oczywiście bronią się przed Internetem, obawiając się braku wpływu na dystrybucję, potencjalne piractwo, „pasma” reklamowe itd. Mniejsi nadawcy (i dystrybutorzy) są bardziej otwarci, umożliwiając operatorom Internetowym legalne rozpowszechnianie swoich treści, bo dobrze wiedzą, że większy zasięg to większy odbiór i tym samym większe wpływy z reklam. Problem w tym, że tylko i wyłącznie oddając widzom wolność wyboru, wolność od pakietów i możliwość samodzielnego „kształtowania ramówki” telewizje mogą przetrwać najbliższą rewolucję. Inaczej, sparaliżowane i zastygłe w bezruchu, jak niektóre małe ssaki na widok węża, oddadzą pole Netflixowi i podobnym serwisom. I to będzie prawdziwy koniec telewizyjnego świata jaki znamy, bo nikt nie będzie zainteresowany tym, „co akurat leci w tv” czy „jaki to kanał” Będzie wolał zajrzeć do sieci. Dostanie tam informację, rozrywkę, film. I żadnych pakietów. Producentem tego contentu będzie Netflix, a nie dzisiejsza, nawet najpotężniejsza stacja telewizyjna. No chyba, że ta się dostosuje do rynku lub …kupi Netflix. Choć będzie raczej odwrotnie.

SEBASTIAN HANDZLIK Specjalista i manager z doświadczeniem w dziedzinie informatyki, telekomunikacji i mediów. Jest właścicielem providera internetowego Italnet, CEO Interaktywne Media – spółki marki SMART OCTOPUS, który po mlawyer.eu jest kolejnym biznesem zapowiadającym rewolucję na rynku. Z wykształcenia informatyk i manager po studiach na AGH i UW.


INTERNET

D otrzeć z informacją do dziennikarzy

Każda firma chciałaby aby media o niej pisały – najlepiej często i w samych superlatywach. W praktyce okazuje się jednak, że trudno zainteresować dziennikarzy, jeśli nie wydarzyło się coś naprawdę istotnego. Trzeba skupić się na budowaniu relacji i regularnie dostarczać im ciekawe treści.

Specjaliści od komunikacji wiedzą, jak dużo czasu trzeba poświęcić na kontakty z prasą oraz przygotowywanie i dystrybucję odpowiednich materiałów – bez żadnej gwarancji, że coś zostanie opublikowane. Problem najczęściej polega na tym, że osoby odpowiedzialne za media relations używają kilku odrębnych narzędzi i muszą wykonywać żmudne czynności, których za bardzo nie da się zautomatyzować. Praktyka wielu firm wygląda tak, że dane kontaktowe przechowywane są w Excelu, do tworzenia informacji używa się Worda, zdjęcia i dodatkowe materiały są zgrywane na dysk sieciowy, a komunikat wysyłany jest za pomocą programu pocztowego. Wszystko to zajmuje dużo czasu, a na koniec i tak nie wiadomo, czy ktoś zainteresował się wysłanymi do niego materiałami.

Dziennikarze znajdą tam potrzebne im informacje, zdjęcia, prezentacje i filmy.

Rozwiązaniem usprawniającym ten proces jest zastosowanie dedykowanego systemu do komunikacji z mediami. Narzędzia internetowe takie jak Pressium.pl integrują wspomniane wcześniej funkcje, eliminując konieczność wykonywania wielu czynności, a dodatkowo dają dostęp do szczegółowych statystyk, pokazując skuteczność podejmowanych działań. Osoba odpowiedzialna za komunikację może więc pracować szybciej i efektywniej, skupiając się na ważniejszych zajęciach.

O tym, na co zwrócić uwagę przy tworzeniu takiej strony we własnym zakresie, można dowiedzieć się z ramki „Biuro prasowe online w 6 krokach”. Choć da się do tego celu wykorzystać dowolny system CMS, to wiele czynności trzeba będzie wykonywać jednak ręcznie. Dlatego osobom prowadzącym lub chcącym prowadzić aktywną komunikację polecam Pressium, dzięki któremu wiele czynności można zautomatyzować, zwłaszcza że jest to tylko jeden z elementów całego rozwiązania.

Biuro prasowe online

Pisz, rozsyłaj, monitoruj

Istotnym elementem tego typu rozwiązań jest możliwość stworzenia biura prasowego online, czyli odrębnej strony internetowej, na której są umieszczane wszystkie materiały dla mediów. Serwis taki działa niezależnie: pod własnym adresem lub jako część witryny firmowej.

Udostępnianie treści, które dziennikarze mogą znaleźć w internecie, to podstawa, ale też działanie, w którym liczymy na to, że ktoś będzie sam poszukiwał konkretnych wiadomości. Istotniejsze jest jednak aktywne dostarczanie informacji, dlatego biuro prasowe powinno być zintegrowane z całym systemem do zarzadząnia komunikacją. Dzięki temu

14

Jeśli dane będą na bieżąco aktualizowane, a materiały graficzne atrakcyjne wizualnie, media chętnie będą z nich korzystać. Ważne jest jednak to, aby zachować odpowiednią strukturę i przejrzystość działu. Dlatego warto kategoryzować i oznaczać tagami informacje, umożliwić ich wyszukiwanie oraz wyodrębnić dostęp do przeglądania różnych typów zasobów. Dziennikarz, który łatwo znajdzie ciekawe materiały, może ich użyć nie tylko do zilustrowania tekstu na temat naszej firmy lub produktu, lecz także np. przekrojowego artykułu o branży, w którym poszczególne firmy bezpośrednio nie są omawiane.


INTERNET nie dubluje się działań, a raz przygotowane materiały można później łatwo rozesłać e-mailem. Nie trzeba się martwić o skalowanie zdjęć, wyszukiwanie miejsca, w którym będą one umieszczone i tworzenie odsyłaczy, bo wszystko zrobi się automatycznie. W e-mailu wysyłanym do dziennikarzy znajdują się jedynie miniatury ilustracji, a dopiero po ich kliknięciu pobierany jest plik w wysokiej rozdzielczości. Nie zapychamy więc skrzynek pocztowych i szanujemy transfer osób korzystających z urządzeń mobilnych, dając odbiorcom możliwość wyboru jedynie potrzebnych im zdjęć. System eliminuje również sytuacje, gdy przy wysyłce do wielu osób przez przypadek udostępniona zostaje cała lista mailingowa. Co ważne, na bieżąco widać efekty podejmowanych działań. Moduł analityczny pokazuje statystyki obrazujące odwiedzalność biura i zainteresowanie poszczególnymi komunikatami, a także skuteczność prowadzonych wysyłek. Widać, kto konkretnie otworzył wysłaną do niego informację i kliknął w załączniki. Osoby, które po raz pierwszy mają dostęp do tego typu analiz, mogą się zdziwić, jak wielu dziennikarzy w ogóle nie otwiera wysłanej do nich korespondencji. Wynika to z faktu, że media są „zasypywane” różnego rodzaju wiadomościami. Poszczególni członkowie redakcji otrzymują dziennie nawet ok. 100 tego typu e-maili, więc często podchodzą do nich bardzo wybiórczo. Dlatego informacja zwrotna jest tak bardzo istotna i pomaga w podejmowaniu dalszych decyzji, np. w przeprowadzeniu tzw. follow-upu, czyli obdzwanianiu dziennikarzy, lub też ograniczenia swoich kontaktów jedynie do osób, które są zainteresowane wysyłanymi do nich wiadomościami.

BIURO PRASOWE ONLINE W 6 KROKACH Estetyczna i aktualna witryna firmowa to wymagany standard. Jej odrębną cześć powinno stanowić odpowiednio przygotowane biuro prasowe. Jak to zrobić?

1.

Umieść na swojej witrynie wyraźny odsyłacz do biura prasowego. Powinien znajdować się w menu, choć niekoniecznie w głównym – często znajduje się na dole strony. Warto również zadbać o to, aby biuro miało odrębny, łatwy do zapamiętania adres, np. media.nazwa-firmy.pl

2. Zadbaj o czytelny podział udostępnianych materiałów. W ramach biura prasowego wydziel sekcje osobne sekcje dla informacji, ilustracji i multimediów, tak aby dziennikarze mieli bezpośredni dostęp do materiałów, których potrzebują.

3. Udostępnij zdjęcia w różnych rozdzielczościach. Prasa drukowana potrzebuje zdjęć w wysokiej rozdzielczości, zaś media

Zgrany zespół Dla kilkuosobowych zespołów istotna jest możliwość współdziałania. Excel jako sposób na przechowywanie kontaktów jest w tym przypadku bardzo niewygodny, a zawarte w nim dane mają tendencję do dezaktualizacji, ponieważ nikt nie ma czasu ani ochoty się nimi zajmować. Znacznie lepiej sprawdza się scentralizowana, wspólnie zarządzana baza danych i wgląd w zmiany dokonywane przez poszczególnych pracowników, którym można przydzielać różne poziomy uprawnień. W przypadku osób, które pracują dla różnych marek lub klientów, przydatna jest także możliwość obsługi kilku biur prasowych i prowadzenia komunikacji z jednego, centralnego panelu użytkownika. Biuro prasowe, automatyzacja podejmowanych działań, śledzenie ich efektów i praca w zespołach – to główne zalety rozwiązań do komunikacji z mediami. Pressium.pl powstało w odpowiedzi na realne problemy, bo wierzymy, że za pomocą nowoczesnych narzędzi można je wyeliminować, ułatwiając pracę zarówno osób odpowiedzialnych za kontakty z mediami, jak i samych dziennikarzy. Zachęcam do kontaktu i sprawdzenia możliwości naszego rozwiązania!

GRZEGORZ TETER CEO i współzałożyciel serwisu Pressium.pl usprawniającego komunikację z mediami. Wiele lat przepracował jako dziennikarz i redaktor popularnych magazynów komputerowych, a swoje doświadczenie zawodowe i zainteresowanie internetem przekształcił w biznes, tworząc narzędzie dla specjalistów od public relations.

internetowe preferują mniejsze pliki, nie wymagające przerabiania. Tę samą ilustrację warto udostępnić w różnych formatach, nie zapominając o podpisaniu tego, co na niej widać.

4.

Przygotuj pakiet prasowy W jednym miejscu zbierz najistotniejsze informacje o firmie oraz logo i zdjęcia kluczowych osób wraz z ich biografiami, a także wszystkie inne materiały, które pomogą dziennikarzowi opisać i zilustrować Twoją organizację.

5.

Poinformuj, kto odpowiada za kontakt z mediami Jeśli w firmie jest kilka takich osób, wyraźnie zaznacz podział kompetencji, aby było wiadomo, z kim i w jakich sprawach można się kontaktować.

6. Umieść formularz rejestracji dla dziennikarzy Kontakt do dziennikarza zainteresowanego otrzymywaniem informacji o firmie to cenna wartość. Warto umożliwić rejestrację tym, którzy jeszcze nie są na Twojej liście wysyłkowej.

15


INTERNET

MANAGER POTRZEBUJE DANYCH - BANAŁ? różnych miastach reklamy pojawiły się zgodnie z harmonogramem tam, gdzie miały się pojawić. Członkowie społeczności PeekQuicka mogą też kontrolować (według podanych wytycznych) poprawność realizacji akcji promocyjnych czy eventów. Każdy, kto ma do wykonania audyt lub badanie, może skorzystać z PeekQuicka – niezależnie od tego, czy chodzi o kilkaset punktów do sprawdzenia, czy jeden.

Czy pozyskiwanie informacji jako podstaw do podejmowania decyzji jest powszechne i zakorzenione w świadomości osób kierujących firmami? W dużych strukturach z pewnością tak. W mniejszych organizacjach wciąż jednak bardzo często bazuje się bardziej na intuicji osób zarządzających. O tym, jak uprościć proces pozyskiwania danych i wprowadzić go do codziennej rutyny organizacyjnej, rozmawiam z Katarzyną Zalass, CEO w PeekQuick.

Co to takiego PeekQuick? PeekQuick to narzędzie stworzone do zbierania z rynku informacji niezbędnych przedsiębiorstwom. Łączymy firmy z osobami, które są gotowe zbierać i dostarczać zamówione dane. Użytkownicy PeekQuicka mogą sprawdzać produkty, ceny, miejsca, ludzi – w zasadzie wszystko, co ważne jest dla funkcjonowania firmy. PeekQuick jest nowatorskim podejściem do badania rynku, stworzonym dzięki wiedzy i doświadczeniu, jakie udało nam się pozyskać, realizując badania tradycyjnymi metodami w ramach działalności firmy Zalass Consulting. Do czego służy? PeekQuick to platforma działająca dwutorowo. Dla zleceniodawców to partner biznesowy, dla zleceniobiorców – przygoda i dodatkowe zarobki. Nie wchodząc w większe szczegóły, PeekQuick umożliwia firmom zdalną i szybką organizację badań standardów i jakości obsługi w dowolnym miejscu w Polsce. Zlecenia w formie konkretnych zadań są realizowane przez ciągle rosnącą społeczność PeekQuicka, a wyniki zleceniodawca otrzymuje na bieżąco poprzez swój profil na platformie.

Jakich klientów udało się już pozyskać? Realizujemy projekty dla klientów o rozbudowanych sieciach sprzedaży w różnych branżach. Współpracujemy m.in. z Piotrem i Pawłem, Coffee Heaven, Lee Cooperem, MyTravel. Obsługujemy sieć sklepów zoologicznych, apteki, a także hotele i salony samochodowe. Trzeba jednak zaznaczyć, że Zalass Consulting realizuje obecnie badania w bardziej tradycyjny sposób. Rozumiem, że nadchodzą zmiany… Tak, wspomagamy się teraz technologią – po to, by usprawnić proces rekrutacji, selekcji i szkolenia osób wykonujących badania. Nie udostępniamy natomiast naszym klientom możliwości samodzielnego zlecania i nadzorowania projektów. Tę propozycję skierujemy na rynek dopiero w styczniu 2015 roku, gdy uruchomimy pełną funkcjonalność platformy PeekQuick. Nasi korporacyjni klienci zyskają w ten sposób dodatkowe narzędzie do incydentalnego zbierania mniejszych partii danych niezbędnych do podejmowania codziennych decyzji. Dla mniejszych firm, w tym mikroprzedsiębiorstw, uruchomienie PeekQuicka oznacza otwarcie rynku badań. Do tej pory projekty badawcze były często poza ich zasięgiem finansowym. PeekQuick zlikwiduje ten problem. A czy znajdują się chętni od inwestowania w PeekQuick? Jak najbardziej. We wrześniu 2014 roku w PeekQuicka zainwestował SATUS Venture. Pomysł od razu spodobał się w funduszu – ze względu na innowacyjność i funkcjonalność. Nie bez znaczenia było też zgromadzone portfolio rozpoznawalnych klientów. Rozmowy trwały prawie rok, ale cierpliwość się opłaciła. Teraz, dzięki połączeniu sił, rozwój PeekQuicka będzie zapewne jeszcze bardziej dynamiczny.

Uściślijmy: badanie, czyli co konkretnie? W tej chwili PeekQuick umożliwia zorganizowanie całego spektrum badań realizacji standardów, jakości obsługi (w tym mystery shopping i mystery calling) oraz satysfakcji klienta. Możliwe jest także skontrolowanie i sprawdzenie właściwie każdej rzeczy ważnej dla przedsiębiorcy: od badań konkurencji, przez realizację zaplanowanych kampanii reklamowych (również online) i kontrolę eventów, aż po testy platform, aplikacji, programów, a nawet pomysłów i idei.

Czym PeekQuick różni się np. od Zlece.pl albo serwisu Favore.pl, który w swojej ofercie również ma dział ze zleceniami? Odpowiadam na to pytanie, choć prawdę mówiąc, sądzę, że po zrozumieniu, do czego służy PQ, jest ono trochę… niepotrzebne :-). PeekQuick jest narzędziem do gromadzenia informacji z rynku. Zarejestrowanej w serwisie społeczności firmy zlecają się różnego typu badania; nie można zlecić np. remontu mieszkania czy wykonania wizytówek. PeekQuick to wyspecjalizowane narzędzie, oparte na mocy społeczności, służące do zdobywania niezbędnych firmom danych.

Kto powinien z niego korzystać? Każda firma o rozbudowanej sieci sprzedaży, która dba o zachowanie wysokich standardów jakości obsługi, satysfakcję klienta, a także chce być na bieżąco z działaniami konkurencji. Dodatkowo PeekQuick może służyć managerom i przedsiębiorcom, którzy chcą od czasu do czasu przeprowadzić kontrolę realizowanych działań, np. sprawdzić, czy wszystkie zaplanowane w

Pomysł wygląda interesująco, ale wiąże się chyba z dużym ryzykiem. Dlaczego firmy miałyby korzystać z Waszej platformy zamiast zlecać badania w tradycyjny sposób? Ponieważ, jak w przypadku większości innowacyjnych rozwiązań, zlecenie badań przez PeekQuicka jest wygodniejsze, szybsze i tańsze od tradycyjnych metod. PeekQuick bazuje na sile społeczności, która

16


INTERNET zawsze jest do dyspozycji zlecającego. Ta licząca już kilka tysięcy i rosnąca sieć użytkowników przez swoje rozproszenie jest w stanie łatwo i niskokosztowo dotrzeć do dowolnego miejsca w Polsce. Samo zlecenie badania jest wspierane przez konsultanta, a wyniki otrzymuje się w bezpośrednio na platformie. Dla przykładu: odpowiedzialny za wygląd witryn manager, który chce zlecić badanie sześciu placówek w trzech miejscach w Polsce, nie musi kontaktować się z firmami badawczymi, załatwiać formalności, czekać na rekrutację audytorów, zebranie wyników i w końcu raport. Zamiast tego, siedząc wygodnie we własnym fotelu, zakłada projekt zawierający sześć zadań (jedno dla każdego punktu, który ma zostać sprawdzony) na PeekQuicku. Użytkownicy zgłaszają chęć realizacji zadań. Jeśli zamawiający udostępnił materiał szkoleniowy i wyklikał konieczność sprawdzenia wiedzy u osób ubiegających się o taski, użytkownicy przechodzą test wiedzy. Pierwsza osoba, która zakończy go z wynikiem pozytywnym, zostaje przydzielona do zadania. Optymalnym czasem na rekrutację jest 48 godzin, ale 90% zleceń na PeekQuicku jest podejmowane w ciągu godziny od publikacji. Wyniki badań są publikowane na platformie w czasie rzeczywistym. Komplet zamówionych danych może być dostępny dla zamawiającego w ciągu jednego dnia. To szybki, efektywny i bardzo elastyczny sposób na badanie rynku.

Co Was jeszcze czeka? Na pewno doskonalenie platformy i dalsze innowacje w zakresie badań rynkowych. Dzięki połączeniu tradycyjnych metod pracy ze społecznościowym podejściem PeekQuicka udało nam się wyjść poza powszechne na rynku podejście do badań. Działamy dynamicznie, żeby być w zgodzie z konsumentem, którego potrzeby są naszym głównym obszarem badań i obszarem starań naszych klientów. Prowadzimy ciągłe analizy, by móc dostarczać klientom wiarygodne raporty i trafione sugestie. Opracowaliśmy własny wskaźnik, który pokazuje realną efektywność zarządzania customer experience w przedsiębiorstwie. Na ten nowy wskaźnik, który nazwaliśmy CEME (customer experience management efficiency), składają się odpowiednio wyważone kwestie związane z realizacją standardów oraz z satysfakcją klienta. Zgadzam się z opinią, że nie jest najważniejsze to, jakie wskaźniki mierzymy, lecz to, co robimy z pozyskaną wiedzą. Do nas należy jednak ułatwianie życia klientom i sprawianie, by praca na dostarczanych przez nas danych była jak najłatwiejsza. Wskaźnik CEME pokazuje z jednej strony, czy ogromne sumy wydawane na proces standaryzacji są inwestowane w te obszary, które faktycznie są ważne dla klienta. Z drugiej strony odzwierciedla poziom satysfakcji. Dążymy do takiego stanu, w którym standardy firmy są odpowiedzią na potrzeby klientów, poziom satysfakcji rośnie, a wydatkowane środki przynoszą mierzalny zwrot. Kolejne firmy obdarzają nas zaufaniem, wierzą w nasze koncepcje i to jest największa nagroda! Na głównej stronie PeekQuick widnieje zapowiedź: już wkrótce zakupy, zdjęcia i zdobywanie informacji staną się sposobem na dodatkowe zyski. Jak to możliwe? Każdy, kto jest pełnoletni i odpowiedzialny, może stać się częścią społeczności PeekQuicka, by podejmować nowe zlecenia. Członkowie społeczności wybierają takie zadania, które mogą bez problemu zrealizować i które ich ciekawią. Nie ma tu żadnego przymusu. Taski są różne, ale przeważnie można je wykonać przy okazji – po drodze do pracy, na uczelnię, w czasie codziennych zakupów. Im dłużej dany użytkownik z nami współpracuje, tym lepiej płatne zlecenia może realizować. Dla wszystkich skrupulatnych, terminowych i ciekawych świata PeekQuick to świetny sposób, żeby bez dużego wysiłku zarobić dodatkowe pieniądze.

Jaka jest szansa, że zlecanie badań za pośrednictwem PeekQuick stanie się powszechnym zabiegiem? Wierzę, że to właściwie tylko kwestia czasu. Koncepcja PeekQuicka jest oparta na naszych doświadczeniach w branży, ale – co ważniejsze – na doświadczeniach światowego rynku badań, na którym pokrewne rozwiązania działają już dłuższy czas, sprawdzają się i ciągle rozwijają. Coraz więcej firm zdaje sobie sprawę z możliwości internetu oraz z faktu, że czas jest na wagę złota. W Polsce czasami pojawia się jeszcze element nieufności wobec tak nowoczesnych rozwiązań, ale ten problem rozwiąże się samoczynnie po wypróbowaniu możliwości platformy. Projekt jest jeszcze w trakcie realizacji. Jaką część koncepcji udało się już wdrożyć? Wdrożona i funkcjonująca jest część dla osób wykonujących zadania. Nasi klienci korzystają już z systemu raportowego, w którym prezentujemy zebrane dane. W fazie testów jest obecnie część dla biznesu, która umożliwi przedstawicielom firm samodzielne zlecanie i nadzorowanie projektów (z możliwością całkowitego pominięcia konsultantów Zalass Consulting). Mamy nadzieję na całościowe wdrożenie w styczniu 2015 roku, więc już bardzo niedługo.

Każdy, kto ma potrzebę tzw. dorobienia, ma szansę na znalezienie odpowiedniego dla siebie zlecenia? Od każdej reguły są oczywiście wyjątki, ale zasadniczo tak, jak najbardziej. Oczywiście do każdego zadania jest wielu chętnych, a zanim zlecenie zostanie przyznane konkretnej osobie, wszyscy aplikujący muszą przeczytać materiały, których znajomości wymaga zleceniodawca, oraz wypełnić test potwierdzający zdobycie wymaganej wiedzy. Osoba, która jako pierwsza wypełni test z pozytywnym wynikiem, otrzymuje zadanie. Taski są różne, więc czasem można trafić na takie, którego nie można się podjąć, np. osoba bez prawa jazdy nie będzie w stanie przeprowadzić badania salonów samochodowych, gdzie wymagana jest jazda próbna. Niemniej większość zadań nie ma tego typu ograniczeń. Jedyne, czego wymagamy, to samodyscypliny, terminowości i otwartości na nowości. Czy na stronie będzie można znaleźć również zlecenia od Twojej firmy? Oczywiście! Mamy wiele własnych planów związanych z mocą społeczności PeekQuicka. Chcielibyśmy na przykład zlecać szerzej zakrojone badania społeczne, których wyniki potem udostępnimy w ramach case study na naszym blogu. Nie zapominajmy jednak, że istotą platformy jest otwarcie się na wielu zleceniodawców o bardzo zróżnicowanych potrzebach, których łączy jedno: konieczność zdobycia konkretnych informacji, kluczowych dla rozwoju firmy. Jak to zrobić najefektywniej? My stawiamy na PeekQuicka.

17


INTERNET

INTERNETOWY WINDYKATOR Październik 2011 roku – pierwszy polski przedsiębiorca wdraża system. Do dziś przez eWindykator przeszły monity za łączną kwotę 41 milionów złotych.

Czym jednak jest eWindykator?

wdrożenie tego typu aplikacji.” – Mówi pomysłodawca i założyciel eWindykatora – Jan Pisula.

„Wszystko zaczęło się od tego, że moja znajoma pracująca w hurtowni budowlanej narzekała na kontrahentów, którzy nie płacili w terminie. Wszystkie przypomnienia, wezwania do zapłaty były tworzone przez ludzi. Do tego jeszcze telefony. Było tego tyle, że sama nie wyrabiała się ze wszystkim.”

Stwierdziłem wtedy, że takie narzędzie w formie usługi może sprawdzić się w sektorze MŚP. Złożyłem wniosek o dotację z programu 8.1 Innowacyjna Gospodarka. Udało się i ruszyliśmy jesienią 2011 r. W październiku pozyskaliśmy pierwszego klienta. Do dzisiaj wysłaliśmy ponad 250 tysięcy wiadomości przypominających o płatnościach, a łączna kwota wysłanych monitów wynosi ponad 41 milionów złotych.

Realna potrzeba Podobne problemy miało kilku moich klientów, dla których wdrażałem systemy CRM z opcjami windykacji. Potrzebowali narzędzia, które byłoby dostosowane do ich potrzeb i proste w obsłudze. Jednak w przeciwieństwie do korporacji nie mogą sobie pozwolić na

„Oszczędność czasu i nakładów pracy jest ogromna. Gdyby liczyć pracę eWindykatora, jako pracę jednej osoby to wysłanie wiadomości zajęłoby ponad 14 lat przy założeniu, że na jedną wiadomość przeznaczamy 6 minut. Dzięki temu można zaoszczędzić mnóstwo czasu, który przeznaczamy na wysyłanie zestawień faktur mailem, no i na telefonach przypominających naszym klientom o zaległych płatnościach.” – Wylicza Małgorzata Pisula, która odpowiada za rozwój eWindykatora.

Klienci są zadowoleni z oszczędności Przykładem może być firma Ramex, która korzysta z eWindykatora od lipca tego roku. W tym czasie eWindykator wysłał dla Ramex 4 tysiące maili i wiadomości sms. Gdyby liczyć jedną wiadomość, jako 6 minut to w dwa miesiące zaoszczędzili 4 pensje pracownika, który zajmowałby się tylko i wyłącznie wysyłaniem wiadomości o fakturach do zapłacenia. Dzięki temu pracownicy działu windykacji w Ramex zajmują się tylko trudniejszymi sprawami, które wymagają kontaktu osobistego. Orange Logistics, czyli kolejny klient eWindykator działa na rynku firm logistycznych. Mają klientów w różnych krajach. Wysyłamy dla nich monity w kilku językach. W pewnym okresie tego roku wysłali 8157 wiadomości. Korzystając z przelicznika 6 minut na wiadomość możemy łatwo policzyć, że zaoszczędzili 6 miesięcy pracy na etacie jednego pracownika. Gdyby jednak Ci pracownicy robili sobie przerwy, pili kawę, wychodzili na lunch to okazałoby się, że przecież zajmuje to znacznie więcej czasu. W mniejszych firmach, z kolei, windykacją dość często zajmują się właściciele. Żeby zapewnić firmie płynność finansową potrafią tracić naprawdę dużo czasu. Dzięki nam mogą przeznaczyć ten czas na działania, które przyniosą w przyszłości zyski.

18


INTERNET W praktyce eWindykator jest rozwiązaniem, co najmniej kilkakrotnie tańszym niż zatrudnienie osoby do windykacji klientów, ale najskuteczniej działa właśnie w połączeniu z osobą, która zajmuje się windykacją. Odciążona ze spraw „błahych”, które po prostu wymagają przypomnienia o niezapłaconej fakturze może zająć się przypadkami, które wymagają większej uwagi. Wszystko dzięki temu, że w porównaniu do dedykowanych rozwiązań eWindykator jest bardzo prosty we wdrożeniu. Wystarczy zainstalować na komputerze wtyczkę, która integruje program księgowy z eWindykatorem i ustawić procedurę. Wszystkie powiadomienia wysyłane są do klientów automatycznie. Dzięki temu z eWindykatora może korzystać tak naprawdę każde przedsiębiorstwo. W Firmie Sonac było inaczej: „System został dostosowany do działań windykacyjnych w naszej Firmie. Korzystamy, na przykład, z powiadomień w języku angielskim i polskim, a eWindykator jest skonfigurowany w ten sposób, że rozpoznaje język, w którym należy kierować korespondencję do Klienta.” Mówi VicePrezes ERS Poland, producenta (sonac. pl, darlingii.com)

„Po wdrożeniu słyszymy: Jak mi to pomaga teraz! Nie spodziewaliśmy się aż takich efektów! - 90 % księgowych i specjalistów ds. należności reaguje właśnie w ten sposób i to jest cały urok pracy w eWindykatorze” – Mówi Maciej Zacharek, Specjalista ds. Wdrożeń

Ambitne plany na przyszłość Mamy plan rozwoju eWindykatora, ale to jak aplikacja będzie wyglądać w przyszłości będzie zależeć głównie od potrzeb naszych klientów. Niedawno dodaliśmy funkcjonalność CRM windykacyjnego “Zarządzaj windykacją” do . Możliwe również, że w aplikacji będzie można wygenerować i wysłać pozew do E-sądu. „Choć mamy najlepszy produkt na rynku to nie osiadamy na laurach. Cały czas myślimy o tym w jakim sposób ułatwić naszym klientom pracę.” – mówi Jan Pisula, CEO Firmy Netinteractive, która jest właścicielem systemu eWindykator.

r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a



SentiOne

- NAJSKUTECZNIEJSZEGO NARZĘDZIA DO MONITORINGU INTERNETU Wykorzystywanie potencjału internetu w swych działaniach nie jest już domeną wyłącznie wielkich firm. Małe i średnie przedsiębiorstwa coraz chętniej zaczynają realizować działania w sieci. Do tej pory przeciętna firma ograniczała swoją wirtualną aktywność do postawienia strony internetowej, pozycjonowania oraz sporadycznego umieszczania reklam w wyszukiwarkach. Dzięki monitoringowi sieci, za niewielkie pieniądze można osiągnąć dużo więcej. Wyszukiwarki internetowe odnajdują strony, natomiast narzędzia do monitoringu internetu takie jak SentiOne wyszukują wszystkie opinie i wypowiedzi na wskazany temat. SentiOne jest profesjonalnym narzędziem do monitorowania informacji na wybrany temat w całym internecie. Wyniki w SentiOne są odświeżane na bieżąco, w czasie rzeczywistym. Dzięki temu, kiedy tylko nowa wypowiedź zostanie opublikowana w internecie, natychmiast pojawia się w systemie. SentiOne współpracuje z 750 dużymi oraz lokalnymi markami na 9 rynkach europejskich: w Polsce, Holandii, Czechach, Rumunii, Estonii, na Węgrzech, Litwie oraz Łotwie i Słowacji. Jako jedyny podmiot specjalizuje się w monitoringu internetu w Europie Środkowo-Wschodniej. Firma docelowo planuje monitoring wszystkich krajów europejskich. W 2015 swoje usługi rozszerzy na Austrię, Szwajcarię, Włochy i Belgię. SentiOne oferuje dostęp do danych historycznych do pięciu lat wstecz, oferując swoim klientom bazę liczącą ponad 3 miliardy wypowiedzi. Co interesujące, narzędzie powstało w Polsce na styku nauki i biznesu. Jego twórcy to młodzi, ambitni, absolwenci Informatyki, Katedry Algorytmów i Modelowania Systemów na Wydziale Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki Politechniki Gdańskiej. Twórcą systemu są Bartosz Baziński i Michał Brzezicki, którzy znaleźli się w gronie dziewięciu młodych naukowców, nagrodzonych stypendium naukowym w ramach szóstej edycji programu Ventures Fundacji na rzecz Nauki Polskiej (FNP). Za sukcesem SentiOne stoi również Kamil Bargiel, absolwent Szkoły Głównej Handlowej na kierunku Finanse i Rachunkowość. Ukończył on prestiżowy program menedżerski CEMS (Community of European Management Schools) na Aalto University w Helsinkach, gdzie uzyskał tytuł CEMS Master’s Degree w International Management. Kamil pierwszy start-up założył jeszcze podczas studiów, a jego firma jako pierwsza w Polsce pozyskała dofinansowanie funduszu AIP Seed Capital oraz wsparcie kapitałowe inwestora z USA - Tada Witkowicza. Ciężka praca, determinacja w dążeniu do celu i wiara w swoje siły sprawiły, że panowie stworzyli narzędzie, które szybko zyskało popularność również poza granicami naszego kraju. W ciągu kilku miesięcy, SentiOne podbiło Europę Środkową i Wschodnią.

r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a

GENEZA EUROPEJSKIEGO SUKCESU


WYWIAD Fot: Qbek Studio | www.studiodowynajecia.com

GRZEGORZ HYŻY Rozmawiał: Michał Baniowski

22


WYWIAD

Jak Ci się podoba w show-biznesie? Szczerze mówiąc, jeszcze nie czuję, żeby mnie jakoś pochłonął. Od samego początku staram się trzymać dystans i skupiać wyłącznie na dźwiękach i sprawach okołomuzycznych. Natomiast zdaję sobie sprawę z tego, że wspomniany show-biznes w mniejszym lub większym stopniu jest nieodłączną częścią kariery i prędzej czy później czekają mnie pewne kompromisy. Czujesz się już pewnie? Wiesz, jak w pełni wykorzystać wszystkie możliwości, jakie daje status gwiazdy w Polsce? Pewnie czuję się tylko na scenie, to mój żywioł. Całej reszty się uczę i myślę, że jeszcze sporo przede mną. Na całe szczęście są wokół mnie ludzie, którzy mają o wiele większe doświadczenie i dbają o to, by stawiane przeze mnie kroki prowadziły do wcześniej postawionego celu. Co Cię najbardziej zaskakuje w tej branży? Na pewno zaskoczeniem było to, że nie wygrałeś X Factora. Dopiąłeś jednak swego i nagrałeś płytę. Firmy fonograficzne zabijały się o Ciebie po programie? Czy zaskoczeniem? Nie wiem… Poszedłem do programu, mając już konkretny pomysł na siebie, a sam program miał pomóc mi w jego realizacji lub chociaż przybliżyć mnie do spełnienia postawionych wcześniej celów. Wygrana była marzeniem, ale priorytetem dla mnie było powiększenie grona odbiorców oraz zainteresowanie swoją osobą dużej

wytwórni muzycznej, co w efekcie i najlepszym scenariuszu doprowadziłoby mnie do podpisania kontraktu płytowego. I mimo że programu nie wygrałem, to ostatecznie udało się mój osobisty plan zrealizować w 100%. Co było dla Ciebie najważniejsze przy podpisywaniu kontraktu? Przede wszystkim możliwość realizacji siebie i nagrania albumu oddającego to, co w danym momencie siedziało i grało mi w sercu. Chciałem mieć pewność, że płyta będzie spójna z moją wizją i z tym, co i jak czuję przy jak najmniejszej liczbie kompromisów. Dużo musiałeś negocjować czy od razu dostałeś to, czego oczekiwałeś? Na całe szczęście ludzie z wytwórni potraktowali mnie bardzo profesjonalnie i angażując się w projekt na poważnie, pozwolili mi nagrać taką płytę, o jakiej marzyłem. Album „Z całych sił” szybko stał się złotą płytą, czyli sprzedał się w nakładzie 15 tysięcy sztuk. To dużo czy mało jak na polskie realia? To ogromny sukces. Jestem naprawdę bardzo wdzięczny słuchaczom za zaangażowanie i zaufanie – tym bardziej że jest to mój debiut. W dzisiejszych czasach to bardzo dobry wynik. Biorąc pod uwagę nasz rynek i jego skłonności do wyboru muzyki w internecie, która jest na wyciągnięcie ręki, taki fan czy słuchacz sięgający po fizyczny egzemplarz płyty jest na wagę złota.

Tak czy siak ten wynik prawdopodobnie nie jest wymierny, bo Twoja popularność zatacza szersze kręgi. Oglądalność Twoich filmów na YouTubie liczy się już w milionach wyświetleń. To dla Ciebie ważna informacja? Tak, bo to oznacza pewną aprobatę do tego, co i w jaki sposób robię; że te muzyczne kroki idą w dobrym kierunku. A trzeba pamiętać, że internet zaraz obok telewizji i radia to najsilniejsza dźwignia do popularności. Umiejętnie wykorzystana bardzo wspomaga karierę i umożliwia dotarcie w krótkim czasie do ogromnej ilości serc i uszu. W jaki jeszcze inny sposób fani okazują Ci swoje wsparcie? Oj, w przeróżny, cały czas mnie zaskakują! Od takich przyziemnych, codziennych uśmiechów wymienianych na ulicach po długie i przemiłe rozmowy. Dzielenie się własnymi przeżyciami, emocjami, jakie obudziła w nich moja twórczość, po wiadomości na Faceboku i innych serwisach społecznościowych. To naprawdę miłe i bardzo ważne. To sygnał, że płyta dźwiękami i treścią, płynąc przez uszy, dociera prosto do serducha i wywołuje emocje. Pozwala się z nią w wielu aspektach utożsamiać. Zdarza się, że popularność bywa dla Ciebie uciążliwa? Nie. Może dlatego, że nie spadła na mnie z dnia na dzień i od momentu udziału w programie przez rok rosła w siłę, dając mi czas,

23


WYWIAD i wielokrotnie swoich sił w różnych formatach i produkcjach telewizyjnych. Ja sam z decyzją o wzięciu udziału w programie nosiłem się kilka lat. Ostatecznie postawiłem na jedną kartę: dałem sobie jedyną szansę.

Dokładnie tak było! Po raz pierwszy spotkaliśmy się tuż po zakończeniu programu na niezobowiązującą rozmowę o ewentualnej współpracy, a okazało się, że nasze wizje co do materiału były na tyle spójne, że od razu rzuciliśmy się w wir pracy.

„[...] mimo, że programu nie wygrałem to ostatecznie udało się mój osobisty plan zrealizowac w 100%”.

Postawiliście w całości na autorski materiał. Z perspektywy czasu czujesz, że wycisnęliście cytrynę do końca, że to najlepsze utwory, na jakie wówczas było Was stać? Myślę, że tak. To był naprawdę intensywny czas. Pracowaliśmy całym sercem i z całych sił, by ten album był wyjątkowy.

Zależy Ci na tym, aby łatka X Factora odkleiła się od Ciebie? Nie zastanawiałem się nad tym… Myślę, że to się jakby samo w naturalny sposób zaciera.

Planujesz stale tworzyć z Tabbem czy chciałbyś współpracować też z innymi producentami? Nie wykluczam ponownej współpracy, natomiast decyzja doboru producentów czy ludzi współpracujących będzie oparta o moją wizję nowego materiału, nad którym cały czas pracuję.

by obyć się z tą myślą i z tym, jak to wygląda na co dzień. Poza tym od samego początku postawiłem jasną granicę pomiędzy życiem prywatnym a zawodowym i póki ktoś na siłę nie będzie próbował tego zmienić, to nie powinno mi to sprawiać kłopotu. Jak reagują na Ciebie ludzie z branży, inni wykonawcy? Bycie człowiekiem z talent show to piętno czy nobilitacja? Myślę, że większość osób i artystów, których miałem okazję poznać, reaguje bardzo pozytywnie. Odczułem, że raczej nie liczy się to, skąd przychodzisz, tylko z czym! Jeśli materiał jest dobry, a my potrafimy go obronić, koncertując na żywo, to już połowa sukcesu. Na drugą połowę, czyli na szacunek i uznanie, pracuje się latami. Jak wcześniej sam postrzegałeś ludzi, którzy wybili się dzięki programowi telewizyjnemu? Niestety wiedziałem, że nie jest to lekki chleb i często sam talent nie wystarczy. Wielu moich znajomych ze światka muzycznego bezskutecznie próbowało już wcześniej

24

Jak myślisz, kiedy to nastąpi? Dzisiaj śmiało mogę powiedzieć, że większość z moich fanów nie kojarzy mnie z X Factora, lecz z singli, które podbiły listy przebojów. Na pewno dużym krokiem do osiągnięcia artystycznej suwerenności było podjęcie współpracy z Tabbem, producentem z Poznania. Od razu poczuliście, że coś z tego będzie?

Płyta „Z całych sił” ukazała się w maju 2014 r. Masz już pomysł na kolejną? Pomysły rodzą się każdego dnia i staram się je rejestrować na urządzeniach przenośnych, by za chwilę razem z chłopakami z zespołu po-


WYWIAD święcić temu trochę więcej czasu i posklejać materiał w całość. Fani na pewno czekają! Z punktu widzenia obserwatora rok 2014 był dla Ciebie bardzo udany: debiutancka płyta, złota płyta, pierwsze miejsca na listach przebojów, sporo koncertów. Jak byś go podsumował? Fani czekają, fani wspierają i rosną w siłę. Każdego dnia obserwuję, jak liczba powiększa się o kolejne serducha. ;) Nie mógłbym wymarzyć sobie lepszego roku i scenariusza na debiut muzyczny. Najpierw płyta pokryła się złotem, potem posypały się różne prestiżowe nominacje muzyczne m.in. do MTV Music Awards, nagroda za debiut roku na Eska Music Awards, zaproszenia na legendarne festiwale, jak chociażby Sopot Festiwal, no i przede wszystkim koncerty, masa koncertów, które kocham! Rok 2015 będzie jeszcze lepszy? Ja mam przede wszystkim nadzieję, że uda nam się zakończyć pracę i wydać kolejny megaalbum, że odwiedzimy kolejne miejsca z naszymi dźwiękami, które dalej będą porywały serca słuchaczy na dłużej. Jakie w chwili obecnej są Twoje priorytety? Aktualnie przygotowujemy się do drugiej części zimowej trasy klubowej „Z całych sił”. Bardzo serdecznie zapraszamy na koncert do Stodoły już 8 lutego. A każdą wolną chwilę poświęcam najbliższym mi osobom. Jakieś noworoczne postanowienia? Jeszcze nie wymyśliłem… Haha. ;) Bardzo cenię sobie własny rozwój, więc niezależnie od pory roku, realizując lub zbliżając się do konkretnego celu, stawiam sobie następny, żeby niepotrzebnie nie tracić czasu na rozmyślania.

25



Rynek, który nie istniał PRAWKOMAT.PL

INTERNET

JULIA ZIÓŁKOWSKA

Na rynku europejskim, także polskim, od kilku lat obserwujemy silny trend wszechstronnego wykorzystania internetu – to właśnie tutaj potencjał dostrzegają przedsiębiorcy. Działalności stacjonarne, ograniczone terytorialnie, coraz częściej zamieniają biurko z kasą fiskalną na e-biznes, dzięki któremu mogą trafić do rzeszy klientów wcześniej dla nich nieosiągalnych. I tutaj rodzi się pytanie: co z branżami, które nie mogą w pełni prowadzić swojej działalności przez internet? Jednym z przykładów takiej działalności są ośrodki szkolenia kierowców, które w 2013 roku skutecznie przeszkoliły 447 386 osób, generując tym samym ogromne koszta, związane często z nieskuteczną reklamą. Nawet najlepsze szkoły muszą wyróżnić się wśród konkurencji, która nie walczy jakością, ale ceną. Trzeba pamiętać, że brak jakości w tym przypadku nie oznacza jedynie dodatkowego stresu czy wielokrotnie niezdanego egzaminu państwowego, ale przede wszystkim obniżenie naszego bezpieczeństwa na drogach. Z rozwiązaniem przychodzi ogólnopolska innowacyjna platforma Prawkomat.pl. Daje ona nie tylko możliwość porównania sprawdzonych, rzetelnych oraz certyfikowanych szkół, lecz także pozwala na rezerwację lub zakup ratalny kursu przez internet. Dla szkoły jako partnera jest to idealny sposób na pozyskiwanie klientów, ponieważ

nie musi inwestować pieniędzy w reklamę. Co więcej, ośrodek dostaje wsparcie, które umożliwia obniżenie kosztów prowadzenia działalności na wielu płaszczyznach. Co z osobami, dla których Prawkomat.pl powstał? Dlaczego tak wielu młodych ludzi chce z niego korzystać? Przytoczymy słowa znanego youtubera, który nagrał dla serwisu film promocyjny, uświadamiający powody zrobienia prawa jazdy oraz skorzystania z serwisu Prawkomat.pl: ,,Znudzenie jeżdżeniem autobusami, chodzeniem na nogach”, ,,Nie wiemy, gdzie jest słabo, a gdzie spoko”, ,,Zniżki w wybranych szkołach”. K ursanci dodatkowo otrzymują 100 zł za zdanie prawa jazdy za pierwszym razem oraz 30 zł za każde skuteczne polecenie serwisu znajomym. Przyszli kierowcy otrzymują gwarancję, że kurs, który podejmą, zostanie przeprowadzony w profesjonalny sposób. Ponadto biorą udział w losowaniu nagród rzeczowych, a w przyszłości znajdą się w gronie osób, które mogą dostać możliwość korzystania przez 7 dni z nowoczesnego samochodu z pełnym bakiem paliwa. Platforma jest nowością, lecz dociera do coraz większej grupy odbiorców, także partnerów. Czy rynek, który do tej pory nie istniał, jest wart inwestycji? Odwiedź i poznaj Prawkomat.pl – obserwuj, jak zmienia się rynek, który nigdy wcześniej nie istniał!

r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a

27


WYWIAD

DZIEWCZYNY ROZMAWIAŁ: TOMASZ NOWAK ZDJĘCIA: ZOSIA ZIJA/JACEK PIÓRO • STYLIZACJE: KASIA ŁASZCZ MAKE UP I WŁOSY: KARINA WACŁAWIK • PRODUKCJA: NANA MUSIC

28


WYWIAD rzysz, od tego, czy się spodoba, i od pewnych nieokreślonych energii, które muszą się skumulować w pewnej czasoprzestrzeni. Wtedy działa nagle wszystko! Mocno w to wierzę. Właśnie! Najważniejsza jest nieustającą wiara w sukces – co jest tak naprawdę najtrudniejsze. Słyszałem Waszą EP-kę, podobała mi się. Ale co dalej? Gdzie płyta i koncerty? Bardzo nam miło. Wszystko będzie. Postanowiłyśmy powoli się odbudowywać; chcemy dawać się tak naprawdę poznawać, prezentować. Nie wiemy, w jakim czasie spełnią się nasze cele, ale się spełnią. Muzyka w Polsce chyba wygląda coraz lepiej. Jeżeli miałybyście wskazać kogoś z Polski, kto robi karierę i którego śladami mogłybyście pójść, to kogo byście wybrały? Na szczęście przykładów jest coraz więcej! Mela Koteluk, Skubas, Kari Amirian. Dlaczego akurat tak? Bo jest to pokazywanie swojej twórczości. Te osoby skupiają się na muzyce, są wytrwałe, budują swój wizerunek od początku bardzo spójnie.

Powiedźcie trochę o tym jak to było od X Factor do dzisiaj? Oj, dużo się działo! Zaraz po programie grałyśmy bardzo dużo eventów i trochę koncertów. Świat eventów nieco nas pochłonął. Wyglądało to tak, że nagle z dnia na dzień ciągle grasz i jeździsz, nie masz czasu nawet pomyśleć. Wtedy powinien chyba myśleć za Ciebie manager (mówię tu o kwestiach strategicznych zespołu). U nas jakoś nie składało się w tej względzie najlepiej. Nie było chyba pomysłu, co tu zrobić z nami dalej, a my nie miałyśmy siły ani głowy do tego, by ogarnąć materię. Dla mnie osobiście wiele zmieniło się ok. 2 lat temu, czyli tak naprawdę w czasie, kiedy wciąż grałyśmy całkiem sporo. Mianowicie dowiedziałam się, że z moją ciążą niestety nie będę mogła brykać na scenie zbyt długo… I to tak naprawdę był początek wielkich zmian – nie tylko w zespole, lecz także w życiu. Patrząc z perspektywy czasu, wiemy, że naszym największym błędem było to, że nie dałyśmy

się poznać szerokiej publiczności. Myślę tu o koncertach klubowych, których zagrałyśmy dosłownie kilka – w stosunku do liczby imprez zamkniętych to śmiesznie wygląda. Prawda jest taka, że jeżeli nie próbujesz gromadzić swojej publiczności, to po jakimś czasie nie istniejesz. Kiedy byłyście w programie, myślałyście, że będziecie dalej, niż dzisiaj jesteście? Pewnie tak myślałyśmy :-). Jak układała się Wasza współpraca z managerami? Byłyście zadowolone z pierwszego wyboru? Naszym pierwszym managerem był Robert Jackiewicz – złoty człowiek, mecenas, który managerem de facto nigdy nie był. Zatrudniał różnych ludzi do opieki nad nami – z różnym skutkiem. Później miałyśmy jeszcze dwóch managerów… I w końcu mamy kogoś, na kogo naprawdę warto było czekać. Trafiłyście na fajny projekt (Panny Wyklęte), fajnych ludzi (Ola Cichy) i pytanie czy da się z muzyki w Polsce fajnie żyć? Czy to sztuka dla sztuki? Pewnie da się fajnie żyć. :-) Liczymy na to. Wszystko zależy od tego, jaką muzykę two-

Programy talent show, co o nich sądzicie? Nie wypromowały w dużej mierze średnich artystów? Zrobiły więcej dobrego czy złego? Są różne programy. Można wykorzystać czas antenowy w słusznym celu – i to się udało choćby Dawidowi Podsiadło. Nie zapominajmy jednak, że uczestnicy są po to, by stworzyć show i zapełnić program, a telewizja nie jest od tego, by im biednym pomóc. Teraz na pewno świetne jest to, że można pokazać swój zespół czy muzykę, a nie tylko śpiewać covery. Czego miałbym Wam życzyć na sam koniec? Dobrej płyty, z której będziecie dumne, czy hitu w radiu, koncertów za 30 tysięcy i publikacji na Pudelku? Która droga jest Wasza? Życz nam mnóstwa koncertów z wypełnionymi po brzegi salami koncertowymi, niesłabnącej satysfakcji z grania i tego, żebyśmy nie musiały się martwić o przyszłość! A na Pudelku już raz byłyśmy – gdy wyleciałyśmy z X Factora. :-)

29


WYWIAD

30




POLSKI STARTUP Z GLOBALNYM POTENCJAŁEM – wszystko o plikach produktowych

Rynek ecommerce z dnia na dzień rozwija się z zawrotną prędkością. Daje on ponadprzeciętne możliwości firmom, które tym samym zyskują szansę rozwoju nie tylko na rynku krajowym, ale i międzynarodowym. Czym jest system feedink.com? W najprostszych słowach narzędzie to umożliwia generację pliku produktowego (z ang. product feed’a) dla dowolnej strony internetowej. Co można zyskać? Start-up przyczynia się przede wszystkim do optymalizacji pracy w kampaniach AdWords, PLA, Remarketing, a także w sieciach afiliacyjnych czy też w porównywarkach cenowych. Co więcej, całość ma miejsce bez obecności działu IT. Dzięki temu można zminimalizować wydatki, a także na własne oczy przekonać się, jak prosta jest droga to zwiększenia zysków w krótszym czasie.

Jak postrzegać pliki produktowe dla ecommerce? Plik produktowy zapewnia komunikację pomiędzy sklepem a platformą, dla której jest udostępniany. Jakość danych dostarczanych w pliku jest bardzo istotna do prowadzenia efektywnych działań w tym kanale marketingowym. Im więcej informacji zostanie zawartych w pliku produktowym, tym łatwiej będzie konsumentowi znaleźć naszą ofertę.

Co o product feed’zie muszą wiedzieć reklamodawcy? Jak powinien być postrzegany plik produktowy? Przede wszystkim, jako wysokiej jakości kanał przekazywania informacji. Dotyczy to głównie sprzedaży online, w której ilość czy cena produktów nie są elementami stałymi. Co więcej, plik produktowy to istotna część strategii marketingowej przedsiębiorstwa. • Po pierwsze: ważna jest aktualność. Najlepiej aktualizować product feed codziennie. Panuje tu powszechna zasada: im częściej, tym lepiej. • Po drugie: informacje, informacje i jeszcze raz informacje. Podanie znacznej ilości danych jest zdecydowanie lepszym rozwiązaniem niż ograniczenie się jedynie do tych kluczowych. • Po trzecie: unikalność. Chcesz się wyróżnić? Nie powielaj znanych wszystkim schematów. Stwórz coś nowego i wybij się ponad konkurencję. Jak jeszcze można wykorzystać pliki produktowe? Chcesz na bieżąco porównywać ceny swojej konkurencji? Reagować na nowości czy promocje? Optymalizować swoje działania marketingowe w obszarach, w których jesteś faworytem? Dostęp do tych danych uzyskasz poprzez stworzenie pliku produktowego swojej konkurencji.

Patrzymy na zachód! Product feed marketing dla każdego ecommerce stał się jednym z istotniejszych i najbardziej efektywnych kanałów marketingowych. Przez proste i szybkie zarządzanie danymi marketer otrzymuje możliwość lepszego dotarcia do potencjalnego konsumenta. Na koniec stawiamy, więc pytanie: Czy Polski ecommerce gotowy jest podążać za trendami zachodu?

r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a

FEEDINK.COM

Na koniec stawiamy, więc pytanie: Czy Polski ecommerce gotowy jest podążać za trendami zachodu?


WYWIAD

ELEPHATE

WAGA CIĘŻKA SEO Polska agencja SEO z sukcesem przeniosła swoją działalność na rynek zagraniczny, podejmując tym samym najlepszą możliwą decyzję biznesową. O SEO, rozgryzaniu algorytmów Google, ich rozwoju, innowacyjności w pozyskiwaniu klientów i najlepszej atmosferze w pracy opowiedzą Bartosz Góralewicz i Wojciech Mazur, właściciele agencji Elephate. W Elephate pracują zarówno zapalone geeki, jak i humanistyczne, artystyczne dusze. Bo SEO to nie tylko specjalistyczna, techniczna i analityczna wiedza, lecz także zdobywanie linków i ruchu poprzez świeże podejście, poczucie estetyki i kreatywne działanie. Elephate jest multikulturową agencją, w której pracują ludzie z różnych części świata, o różnych kolorach skóry i różnych doświadczeniach. Dzięki temu cechuje ich bardzo otwarte spojrzenie na rynek SEO. Lubimy to, co robimy, i przy tym bawimy się świetnie.

ROZMAWIAŁA: KAROLINA STARSIAK

34


WYWIAD Często podkreślacie, że wyróżniacie się tle innych agencji SEO. Na czym polega Wasz ewenement? Bartosz Góralewicz: Rynek w Polsce jest nasycony agencjami SEO, dlatego świadomie zdecydowaliśmy się na jego opuszczenie. Nie ukrywamy, że mieliśmy sporo obaw z tym związanych. Wybić się jako agencja SEO na rynku światowym to było dla nas na pewno tzw. ultimate challenge. Tempo, które sami sobie narzuciliśmy, do dzisiaj jest czasem trudne do wytrzymania. Na szczęście bardzo się wzajemnie z Wojtkiem motywujemy, aby przebiec tę extra mile. Myślę, że to nas wyróżnia. Wiele osób mówi, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwych… Dla nas stało się to faktem. Pierwsze napisane przez nas case study (www. expedia.com) cytowano m.in. w „Forbsie” i stało się jednym z najpopularniejszych w USA. 9 miesięcy później wraz z Wojtkiem udało nam się zdobyć zaproszenie na konferencję typu „invite only” SEOktoberfest wraz z 48 największymi ekspertami SEO z całego świata (eBay, Disney, Trivago, Facebook, Microsoft, LinkedIN itd.). To tylko najważniejsze dla mnie wydarzenia z tego roku, jednak było ich o wiele, wiele więcej. W momencie, kiedy odpisuję na te pytania, jeden z naszych artykułów właśnie stał się tzw. viralem w branży SEO, prawie przeciążając nasz serwer po tweecie Randa Fishkina z Moz.com. W Polsce mówienie o własnych sukcesach nie jest dobrze widziane, więc na tym skończę (śmiech).

Cały rok 2014 był dla nas ogromnym zaskoczeniem. Przez zupełny przypadek podjęliśmy najlepszą decyzję w naszym życiu. Czyli klientów w Elephate nie brakuje? Wojciech Mazur: Nie brakuje. I paradoksalnie w naszej firmie nie mamy ani jednego sprzedawcy. Kładziemy nacisk na dzielenie się swoją wiedzą poprzez publikowanie eksperckich artykułów oraz case studies, nad którymi pracujemy. Tworzymy treści, które przyciągają najbardziej świadomych i jednocześnie najbardziej wymagających klientów. Wysokiej jakości content marketing jest więc naszym głównym źródłem pozyskiwania zleceń. Artykuły Bartka cieszą się największym zainteresowaniem, ale każdy członek naszego zespołu ma świadomość znaczenia publikacji i regularnie pisze posty na blogu firmowym oraz w innych branżowych magazynach. BG: Mieliśmy ostatnio kilka rozmów, w których zderzyły się realia polskie z zachodnimi. Dla nas praca z 8–10 klientami oznacza, że my i nasz cały 10-osobowy team naszej agencji ledwo wyrabiamy się z deadline’ami. Praca nad setkami czy tysiącami klientów nie jest i nie będzie naszym celem. Duża część naszego brandu oparta jest na naszych nazwiskach. Przykładowo: nasz klient jest gotów zapłacić więcej niż rynkowe stawki, żeby mieć pewność, że ja piszę ostateczny raport i czuwam nad sytuacją. Powoli z naszej agencji wyłaniają się następne pożądane nazwiska. Wschodzącą gwiazdą jest nasz head of SEO – Łukasz Kalus. Myślę, że minie jeszcze parę miesięcy i jego nazwisko

będzie coraz bardziej rozpoznawalne w branży SEO. Na czym zaczęliście zarabiać? Jakie były pierwsze Wasze projekty? WM: Zaczynaliśmy tylko we dwójkę, przede wszystkim tworząc i promując własne afiliacyjne strony internetowe, których cel był dość prosty: miały zarabiać dzięki monetyzacji ruchu poprzez programy partnerskie. Wybieraliśmy najbardziej dochodowe i zarazem najtrudniejsze branże, jak m.in. finanse, suplementy diety, hazard. Pozwoliło nam to szybko zdobyć doświadczenie w najbardziej wymagających niszach, głównie na rynkach zagranicznych. Nauczyliśmy się też dzięki temu skupiać tylko na działaniach przynoszących wymierne rezultaty. BG: To prawda, w Polsce „robienie topów” na „chwilówki”, „kredyty” czy różnego rodzaju tabletki nie wybacza braku umiejętności. Jeśli nie jesteś najlepszy – wracasz do domu bez $. Po rynku polskim zaczęliśmy z afiliacją na rynkach światowych. Naszym największym sukcesem było top 1 na frazę „live sex” w Google.com oraz utrzymanie strony na tej pozycji przez parę miesięcy. Porównanie zarobków na tej stronie z odpowiednikiem w Polsce było również jednym z czynników, które popchnęły nas do opuszczenia naszego rodzimego rynku. Skąd pomysł na nazwę Waszej firmy? WM: „Elephate” jest połączeniem angielskich słów „elephant” i „elevate”. Strony wielu klientów, którzy się do nas zgłaszają, znajdują się

35


WYWIAD w naprawdę trudnych sytuacjach. Tworzymy i wdrażamy strategie rozwoju widoczności dla stron o zasięgu międzynarodowym, często w bardzo konkurencyjnych branżach. Naszą specjalnością jest podnoszenie („elevate”) nawet bardzo trudnych i ciężkich jak słoń („elephant”) przypadków. ;) Jak bardzo opłacalne jest współpracowanie z klientami z zagranicy? BG: Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie tak, aby nie bazować na oczywistych dla wszystkich frazesach. Opłacalność może być rozumiana na wiele sposobów. Różnice w zarobkach między Polską i Zachodem to coś oczywistego, więc pozwolę sobie zwrócić uwagę na coś innego. Przykład może się wydać absurdalny, jednak myślę, że będzie bardzo ciekawy! Od kiedy staliśmy się popularni na Zachodzie, coraz częściej piszą do nas korporacje z Polski. Tutaj zderzamy się z różnicami w mentalności. Dogranie umowy/kontraktu z dużą firmą z Polski zajmuje od 2 do 4 miesięcy. Z firmą z USA od 3 dni do miesiąca. Opłacalność projektu jest co najmniej 4 razy większa, zanim jeszcze wykonamy jakąkolwiek pracę związaną ze stroną.

36

W jakim kierunku zmierzacie z Waszą agencją? WM: Ze względu na dynamiczny rozwój trudno nam przewidzieć, w którym miejscu będziemy znajdować się za rok czy dwa. Charakterystyczne dla nas jest to, że lubimy stawiać sobie tylko ambitne cele i pozostajemy wymagający w stosunku do samych siebie wewnątrz w agencji. Nie zapominamy o tym, że należy się ciągle rozwijać i podnosić swoje umiejętności oraz wiedzę. Na pewno będziemy dążyć do tego, aby zająć istotne miejsce wśród liderów na światowym rynku SEO i online marketingu. BG: Tutaj nie zgodzę się w pełni z Wojtkiem. Nie będziemy dążyć do tego, aby stać się liderami na światowym rynku SEO. W ciągu roku, góra dwóch się nimi staniemy. Innej opcji nie przewiduję. Jeśli utrzymamy chociaż 50% tempa z roku 2014, cel zdecydowanie będzie do osiągnięcia. Jaką radą podzielicie się z właścicielami stron internetowych oraz innymi agencjami zajmującymi się SEO? WM: Musisz przede wszystkim jak najlepiej znać swój biznes oraz mieć szersze spojrzenie – nie tylko na samego siebie, lecz także na cały

rynek, w którym się znajdujesz. Umiejętność obiektywnej oceny i krytycznego spojrzenia na siebie lub na własną stronę internetową jest również bardzo ważna. Działając w internecie, na wyciągnięcie ręki masz dostęp do ogromnej ilości informacji i danych o swojej branży oraz o konkurencji. Należy po prostu po nie sięgnąć i umieć wykorzystać. Dodałbym też to, aby uważnie słuchać swoich klientów. Poznawać ich potrzeby oraz problemy, z którymi się zmagają. Poprzez bezinteresowne zaoferowanie im pomocy w ich rozwiązaniu można zbudować sobie grono bardzo oddanych i zaangażowanych ambasadorów swojej marki. BG: Według mnie najważniejsze jest to, aby skupiać się tylko na tym, na co mamy wpływ. Jeśli Google zmienia zasady, dopasuj się do nich. Nieważne, czy są według Ciebie sensowne, czy nie. Rok 2013 pokazał, że rozwinęły się firmy, które pierwsze się dopasowały. Naszym celem nie jest przecież oszukanie systemu, ale zarobienie pieniędzy dla naszych klientów.


INTERNET

Biznes w sieci dla każdego Mobiledo – wrocławska firma, która wprowadziła na rynek webaplikację konwertującą istniejące strony WWW do wersji mobilnych – od nowego roku startuje z usługą pozwalającą każdemu stworzyć własną stronę internetową.

Nie musisz być programistą ani grafikiem, aby stworzyć w pełni funkcjonalną stronę internetową dla swojej firmy. Z usługą Mobiledo w kilku prostych krokach zaprojektujesz przejrzystą i estetyczną witrynę, która dodatkowo zostanie automatycznie przekonwertowana do wersji mobilnej. Twoja działalność będzie żyć w internecie oraz będzie dostępna na dowolnej platformie. Stworzona strona WWW będzie działać płynnie zarówno na komputerach, jak i na tabletach. KAŻDY będzie miał dostęp do Twoich usług z KAŻDEGO miejsca. Wszelkie zmiany wprowadzone na stronie stacjonarnej będą automatycznie aktualizowane na stronie mobilnej. Ponadto wersja mobilna posiada tzw. funkcję click-to-call – przycisk, dzięki któremu klient będzie mógł zadzwonić do Ciebie bez potrzeby „wklepywania” numeru. Stworzenie własnej strony internetowej wraz z jej konwersją do wersji mobilnej jest darmowe. W skład podstawowego planu wchodzi strona główna, 5 podstron oraz kilka przygotowanych szablonów graficznych.

KONRAD HAWRO

W ofercie pakietów płatnych (te zaczynają się już od 20 zł miesięcznie) znajdziemy przede wszystkim własną domenę oraz paletę narzędzi do personalizowania strony pod daną branżę. Po uruchomieniu systemu tworzenia stron WWW Mobiledo będzie cały czas badać opinie osób korzystających z ich usług, aby nieprzerwanie ulepszać i poszerzać możliwości swojego produktu.

63% (źródło: www.jestem.mobi)

Tyle osób korzysta z przeglądarki www wprost ze swojego smartfona. Projektując stronę internetową musimy być świadomi tego, że wzrost liczby użytkowników mobilnego internetu rośnie w ekspresowym tempie. Jeżeli nie chcemy pozostać w tyle za naszą konkurencją musimy pamiętać o tym, by przystosować do tego naszą witrynę. Dzięki Mobiledo.pl już teraz stworzysz wersję mobilną dla własnej strony www i zyskasz nowych klientów korzystających z mobilnej sieci.

37


BIZNES

CZEGO MOŻNA SIĘ NAUCZYĆ, PRACUJĄC W STARTUPIE? Mój staż pracy w startupie przekroczył (już) ponad rok. Zaczynając pracę w Landingi nie miałam pojęcia o działaniu tego typu firm. Dziś śmiało mogę powiedzieć, że przez ten rok nauczyłam się naprawdę dużo.

1. Nauka każdego dnia Być może brzmi to nieco górnolotnie, ale takie są właśnie moje odczucia. Startupowa rzeczywistość sprawia, że wiele zadań trzeba wykonać samemu i zazwyczaj nie ma na miejscu żadnego “kierownika”, który poprowadzi nas za rękę. Niejednokrotnie trzeba w krótkim czasie dowiedzieć się jak coś zrobić, a potem po prostu działać, ucząc się rzecz jasna na błędach. Reasearch to chleb powszedni w takiej firmie. Natomiast błędy nie są rozpatrywane w kategoriach porażki, a sposobu na budowanie bezcennego doświadczenia. Plusem jest również codzienny kontakt z dziedzinami, do których nie mielibyśmy dostępu, siedząc na jednym z wielu pięter i działów jakiejś korporacji. W startupie ma się możliwość obserwowania m.in tego jak od kuchni wygląda prowadzenie biznesu.

2. Nowe możliwości Tak naprawdę nie mam doświadczenia w pracy w typowej korporacji. Nie wiem, więc jak właściwie to jest, ale z opowieści znajomych wynika, że jednym z najbardziej nie lubianych słów w takich miejscach, szczególnie dla osób bardziej kreatywnych, jest słowo “procedura”. Procedura, która zabija każdą próbę wychylenia się z myślą spod znaku: “Może zrobimy to inaczej?”. Nie możemy zrobić tego inaczej, bo są przecież “procedury”. Nie mam nic przeciwko sprawdzonym schematom działań. Startup jednak ma to do siebie, że otwiera się na to co nowe i nie boi się ryzykować.

PAULINA KAMIŃSKA W firmie Landingi zajmuje się content marketingiem, prowadzi bloga o marketingu internetowym oraz działania w social media. Miłośniczka ilustracji książkowej.

38

3. Samodzielność Zdarza się tak, że w startupie to czym się zajmujesz sprawia, że jesteś jednoosobowym działem. Gdy zajmujesz się content marketingiem to zajmujesz się nim w 100%. Piszesz, wymyślasz, szukasz informacji, prowadzisz działania w social media, wysyłasz mailingi i wykonujesz szereg innych działań. Nie masz copywritera, bo sam nim jesteś. O grafika też trudno, więc kombinujesz jak przygotować grafiki samemu. Nie zawsze jesteś w stanie ogarnąć wszystko tak jakbyś chciał, ale to sprawia, że stajesz się samodzielny. Samodzielności nie należy mylić z samowystarczalnością. Należy ją utożsamiać z taką umiejętnością, która sprawi, że coraz rzadziej spotkają cię sytuacje, kiedy pomyślisz, że z czymś sobie nie poradzisz.

4. Weryfikacja zawodowa Praca w takiej firmie szybko również weryfikuje to kim chcesz zostać pod względem zawodowym. Myślę, że jest to problem wielu osób, które kończą studia i nie wiele wiedzą o tym kim w zasadzie chcą być. Być może to paradoks, bo 5 lat studiów wydaje się być dostatecznie długim okresem na tego sprawdzenie. Jednak rzeczywistość jest taka a nie inna, kierunek okazuje się nie przyszłościowy, a z całą pewnością my sami zmieniamy się po tych latach. W startupie nie możesz być Kowalskim, zatrzaskującym drzwi pracy o godzinie 16. Jeśli trafisz do firmy, która jest na początku swojej drogi i przez miesiące tworzenia contentu (w skrajnych przypadkach załamania nawet takiego ze słodkimi kotkami) zobaczysz, że oprócz własnego “lajka” i kolegi z pracy, nie ma żadnej reakcji, masz do wyboru dwa rozwiązania. Albo maksymalnie się zaangażujesz i uprzesz, dążąc do tego, by odnieść sukces albo po prostu zrezygnujesz. Praca w startupie pozwala na rozwój. Przede wszystkim umożliwia jednak to wtedy, gdy sami chcemy się rozwijać, a praca nie jest dla nas tylko i wyłącznie niewygodną koniecznością.


WYWIAD

NATALIA PRZYBYSZ ROZMAWIAŁ: MICHAŁ BANIOWSKI

39


WYWIAD

Spodziewałaś się tak dobrego przyjęcia „Prądu”? Nie. Pisząc te piosenki i będąc w samym środku ich znaczeń i przeżywając wszystkie te uczucia które w nich są nie myślałam o odzewie. Pisałam i śpiewałam subiektywnie i nawet bałam się nieco że może to wszystko zbyt osobiste. Prawie każda piosenka jest jakby adresowana do kogoś konkretnego w moim życiu. Jednak widzę że udało mi się jakby schować za uniwersalizmem na jakim mi zależało i teraz ludzie piszą do mnie listy że są to piosenki o nich i dla nich.

Music to profesjonaliści. Śnię po nocach do tej pory że zapomniałam piosenek albo że moi muzycy zrobili sobie głupie fryzury na koncert. Bardzo mi zależy by wszystko było w porządku. Te piosenki są dla mnie ważne.

Śledziłaś rankingi najlepszych albumów 2014? „Prąd” zajmował w nich wysokie miejsca. Widzę co się dzieje i jestem w totalnym szoku. Jurek Zagórski - producent płyty i mój ukochany gitarzysta i szwagier.. jest także w szoku. Zastatnawiamy się nie raz czy przypadkiem to nie jakaś zmowa - bo ta płyta dotarła i została pokochana przez wielu ludzi. To bardzo wyjątkowe.

W materiałach prasowych znalazł się cytat Tymona Tymańskiego: „ta płyta to babski Jack White”. Twoim zdaniem trafił w sedno? Miło mi się zrobiło gdy to usłyszałam. Jednak miał na myśli chyba piosenkę XJS którą razem ze mną śpiewa.

Nie ukrywasz, że dla Ciebie to płyta szczególna, bardzo osobista. Miałaś tremę przed premierą? Tak. Z wiekiem odkrywam że coraz większa staje się ta trema. Coraz więcej robię i opiekuję się pełniej swoją twórczością. Zanim ta płyta została wytłoczona a jej okładka wydrukowana było dużo etapów pośrednich którymi się stresowałam mimo że firma Warner

40

Teraz możesz powiedzieć, że ciśnienie już z Ciebie zeszło? Nie wiem. Styczeń mam wakacyjny i im dłużej trwa tym częściej wracają sny o koncertach… czasem czuję że moim domem jest scena. Przebywam w nim zatem dość krótko i bywa że czuję się bezdomna.

Po płycie z coverami Janis Joplin znów zaprezentowałaś się w stylu retro. Twój flirt 
z muzyką lat 60. i 70. trwa już drugą płytę. To dłużej niż myślałaś? Ja nie wiem czy to jest retro. Widzę jak bardzo muzyka zatacza kręgi. Dostęp do nowoczesnych technologii nie dla każdego jest pociągający. To jest po prostu klasyka. Jak pożywienie jak chleb. Gitara jest jak krzemień. Wskrzesza ogień od prehistorycznych czasów bluesa i myślę że zawsze będzie poruszać serca.

Co takiego tak długo Cię przy niej trzyma? Janis mnie poprowadziła. Użyła najskuteczniejszego narzędzia które na mnie działa. Chwyciła mnie za gardło i pociągnęła zostawiając w nim trwałe zmiany… Wokalnie było to dla mnie wyzwanie i tak znalazłam się w samym środku genialnych kompozycji i tego ognia. Chodzi o ciepło. Blues i rock’n’roll towarzyszyły Ci na długo przed „Kozmic Blues”? Blues zawsze. Od najmłodszych lat. Jakich artystów słuchałaś tworząc utwory na „Prąd”? Tych co zawsze i całej masy nowości (nie zawsze oznacza to nowości teraz wydanych). Bardzo dużo dostaję sugestii od moich przyjaciół z którymi pracuję. Niechętnie dzielę się tym w wywiadach. Prościej byłoby mi Wam pokazać szufladę z majtkami:) Na albumie znalazły się piosenki Czesława Niemena i Tadeusza Nalepy. „Kwiaty ojczyste” wybrałaś ze względu na wspomnienia związane z udziałem w koncercie „Niemen mniej znany”. A „Do kogo idziesz”? „Kwiaty Ojczyste” są totalne muzycznie, a tekst jest tak polski bo obfituje w nazwy własne kwiatów rzek i miast. Chcę wciąż pokazać wokalistom że nasz język jest bardzo muzyczny i plastyczny. O ile nie mamy domu za granicą i nie śnimy w obcym języku


WYWIAD nie chowajmy się za niezrozumiałym dla publiczności. Po co to robimy? „Do kogo idziesz?” Miry Kubasińskiej było ze mną długo przed materiałem Janis. Było też pomostem i mapą dla mnie która pomogła mi przejść przez pierwszy utwór Janis „Move Over”. Od tego wszystko się zaczęło. Bardzo lubię klimat piosenki Miry. Jest zimny i gorący i ma taką jakby teatralną konstrukcję emocjonalną. Próbowałaś aranżować z zespołem inne utwory? (nie i tak, ale to pytanie jakieś dziwne) W zdecydowanej większości „Prąd” to jednak płyta autorska. Odtworzenie klimatu dawnych lat przyszło z łatwością? Nie staraliśmy się jakoś szczególnie na nowo. Podobało mi się wiele osiągniętych w Kozmic Bluesie efektów. Poszliśmy o krok dalej z instrumentami. Wszystko nagraliśmy na taśmę. Ja zostałam przy wąskim i ciemnym brzmieniu starego mikrofonu Electro Voice i nagrałam wokale tak jak przy poprzedniej płycie w LWW. Słychać, że czujesz się w nim jak ryba w wodzie. To droga obrana na lata, czy tylko jeden 
z przystanków? Zobaczymy. Miło mi jest jednak móc nie kombinować stylistycznie. Myśleć treścią bo formę już jakby mam. Materiał z płyty zdążyłaś już wielokrotnie sprawdzić na koncertach. Jak myślisz, jacy fani przychodzą teraz posłuchać Natalii Przybysz? Zupełnie nowi, którzy kojarzą

Cię dzięki piosence „Miód”, czy tacy, którzy pamiętają jeszcze Sistars? Ludzie są różni i wspaniali. I dużo kobiet i to pięknych jakoś dziwnie… Ale są też mężczyźni którzy głośno śpiewają refren :Jak to się stało że zapomniałam o moich piersiach. Przed jaką publicznością gra Ci się najlepiej? Taką, która zna wszystkie teksty, czy taką, która dopiero uczy się Twojego repertuaru? Ta „świeża” stanowi dla Ciebie wyzwanie? Nie myślę w ten sposób. Politycy pozyskują swój lektorat kłamstwami i blichtrem. Jestem słaba i szczera. Raczej ryzykuję pośmiewiskiem za każdym razem na scenie. Jakie wyzwania stoją przed Tobą teraz? Utrzymać się w formie do 89tki i dalej nagrywać dbając o rodzinę i super się bawić. Marzy Ci się by jeszcze kiedyś powtórzyć tak efektowy sukces, jaki udało osiągnąć się
z Sistars? Taka grubość sukcesu to nie dla mnie. Pierwszy raz od czasów Sistars przychodzi na moje koncerty taka ilość ludzi. Mam nieco miękkie nogi gdy to widzę ze sceny. Z jednej strony szczerzę się do nich i serce moje się cieszy ale po koncercie chce uciekać do hotelu, a wiem, że nie mogę, bo każdy z tych oczekujących na uścisk łapy czy przytulenie to człowiek, istota do której pisałam te listy-piosenki. Trzeba im podziękować za obecność i często kontakt po jest bardzo ciekawy. Od pewnego czasu wraz z siostrą oraz grupą producentów Night Marks Electric Trio rozwijasz nowy projekt. Póki co

Archeo działa spokojnie. Scena namiotowa na Openerze, kawałek na wydawnictwie „U Know Warsoul”, singiel „Leki”. Kiedy ruszycie pełną parą? Paulina kończy drugą płytę Rita Pax. To będzie piękny album na który czekam wśród fanów:) Potem przyjdzie czas na Archeo. Myślisz, że dzięki Archeo przyciągniecie jeszcze inną grupę odbiorców? Nie dzielę ludzi na grupy. Sama nie wiem gdzie jestem-w której grupie. Daleko mi do takiej premedytacji. Jak wpływa na Ciebie takie wielotorowe funkcjonowanie? Jest to Poligamia. Kontakty z różnymi gatunkami i twórcami i wszędzie miłość. Jest to bardzo uwalniające i czuję się dopieszczona na różnych poziomach. Uwielbiam też nasz zespół Shy Albatross który stworzył i powołał do życia Raphael Rogiński gdzie śpiewam z nim oraz z moim perkusistą Hubertem Zemlerem i genialnym Miłoszem Pękalą Twoja aktywność na muzycznej scenie jest godna podziwu. Jak wiele chciałabyś jeszcze zrobić? Nie wiem. Mam nadzieję że pójdę w jakość a nie w ilość. Ważne by robić. Wiem że chcę wciąż trwać przy muzyce bo to jest źródło nieśmiertelności;) Myślisz, że Ci się uda? Zobaczymy. Serdecznie pozdrawiam, Michał Baniowski

41


INTERNET

AleBilet.pl

Kupię, sprzedam... AGNIESZKA BIŃCZYCKA

Wirtualny świat służy nam pomocą, funkcjonuje równolegle, uzupełnia i dopełnia świat rzeczywisty. Czasem niektórym wydarzeniom nadaje drugie życie, rozpowszechnia informacje. Wirtualny świat coraz bardziej się specjalizuje. „Podzielono świat na części”, jak śpiewał niegdyś zespół Daab. I choć brak zgody na podziały przyświecał piosence, tak teraz nie sposób wyobrazić sobie wirtualnej rzeczywistości bez selekcji tematycznej. To przecież ułatwia szybsze dotarcie do interesujących nas wydarzeń czy informacji; odpowiednia wyszukiwarka wybiera za nas w mig to, co nas interesuje. Mało tego, wirtualny świat „pracuje” czasem za nas i w naszym imieniu. Ile razy zostaliśmy odprawieni z kwitkiem spod kasy biletowej? I czyż nie zdarzyło nam się zrezygnować z wydarzenia bez możliwości osobistej sprzedaży biletu wcześniej na nie zakupionego? Dzięki serwisowi aleBilet.pl tego typu dylematy możemy mieć już raz na zawsze z głowy. Serwis aleBilet.pl jest stroną poświęconą transakcjom kupna i sprzedaży biletów na ważniejsze i większe imprezy w całym kraju, w jednej z czterech kategorii tematycznych: festiwale, sport, scena oraz koncerty. Jednocześnie serwis pełni funkcję informacyjną: tym, którzy chcieliby co nieco dowiedzieć się o minionych wydarzeniach, oferuje na blogu wiadomości w pigułce w postaci recenzji z wybranych wydarzeń. Jeśli na stronie nie ma imprezy, na którą chcemy kupić lub sprzedać bilet, możemy ją zgłosić dzięki specjalnie do tego przeznaczonej zakładce „Zgłoś imprezę”.

42

Każda z wymienionych kategorii podzielona jest na podkategorie tematyczne, a serwis zaopatrzony jest w wewnętrzną wyszukiwarkę, dzięki której nie ma potrzeby przekopywać się przez gąszcz informacji. Od razu po wpisaniu daty wydarzenia w odpowiedniej podkategorii można łatwo trafić na trop, który nas interesuje. Co więcej, dzięki aleBilet.pl mamy szansę nabyć bilet „z drugiej ręki” na wydarzenie, które w oficjalnym obiegu zostało sprzedane. Wydarzenie, które wybraliśmy, jest także opatrzone odpowiednią notką oraz datą. Jeśli chcemy sprzedać bilety na imprezę, która widnieje już w spisie imprez w serwisie, wówczas przesuwamy się zgodnie ze wskazówkami. Niechciane bilety możemy bezpłatnie wystawić, podając cenę. Rejestracja użytkownika na stronie trwa tylko chwilę. Po zalogowaniu się na aleBilet.pl możemy przejrzeć ofertę sprzedaży, wyszukać wydarzenia, wybierając odpowiednio interesujące nas kategorie lub też sprzedać bilet. Przy sprzedaży wybieramy z umieszczonych na serwisie wydarzeń to, które dotyczy naszej transakcji, i postępujemy zgodnie z dalszą instrukcją. Ważne jest to, że cena biletu nie może być wyższa od ceny proponowanej przez organizatora wydarzenia. Ponadto serwis do każdej kwoty podanej przez sprzedającego dolicza 15% oraz koszty zakupu, przy czym informuje, że wszelkie opłaty dodatkowe pokrywa kupujący. Serwis zapewnia, że transakcja kupna-sprzedaży jest bezpieczna, jasno podaje zasady oraz termin otrzymania biletów (w przypadku kupna) albo gotówki (przy sprzedaży). AleBilet gwarantuje zarówno


INTERNET sprzedającym, jak i kupującym, że transakcja zostanie zrealizowana pomyślnie i – co najważniejsze – na czas. Wymiar estetyczny serwisu czy też design określić można jako minimalistyczny, skromny: dominuje kolor biały, służy też on jako tło serwisu z niebieskimi zakładkami. Kompozycja pozwala bardzo sprawnie poruszać się po stronie tym, którzy zajrzeli na aleBilet.pl po raz pierwszy i pragną od razu skorzystać z oferty i dokonać transakcji. Dość spory procent (15%) może zniechęcać potencjalnych klientów serwisu aleBilet.pl, a ograniczenie się tylko do transakcji związanych z wejściówkami na wydarzenia może spowodować, że strona nie znajdzie zbyt wielu odbiorców. Być może dobrym pomysłem na rozwój byłoby rozszerzenie działalności o transakcje biletowe na przejazdy dalekobieżne czy loty. To pozwoliłoby utrzymać tematykę serwisu, ale otworzyłoby go na branże usługowo-transportowe.

43


INTERNET

Z TYM NARZĘDZIEM NIE ZGINIESZ W OTCHŁANIACH INTERNETU W internecie drzemie niesamowity potencjał i można w nim naprawdę sporo zarobić. Zanim to jednak nastąpi, konieczne jest zaistnienie w świadomości internautów. W tej chwili do sukcesu najskuteczniej prowadzą virale i wyszukiwarki. W pierwszym przypadku o powodzeniu decyduje emocjonalność przekazu, w drugim kwestie techniczne.

W dobie nieustannie zmieniających się algorytmów wyszukiwania żaden właściciel strony nie może sobie pozwolić na SEO-bezczynność i nieobecność w wynikach wyszukiwarek. Czy jednak oznacza to konieczność odwoływania się do pomocy fachowców? Już nie! Na rynku pojawiło się nowe, inteligentne narzędzie: internetowy SEO manager dla amatorów i profesjonalistów. Jest nim GranateSEO.

Alter ego robotów

Co otrzymasz w pakiecie? Prace przygotowawcze do pozycjonowania, czyli wspomnianą już optymalizację, a oprócz tego: • • • • •

Program rozpoczyna działanie od dokładnego przeskanowania witryny. Działa tak jak roboty wyszukiwawcze: bada nie tylko stronę główną, lecz także wszystkie podstrony serwisu, czym odróżnia się od podobnych programów dostępnych na rynku, które badają zazwyczaj jedynie stronę główną. GranateSEO wskazuje błędy, które obniżają pozycję strony, i sugeruje poprawki. Dzięki temu łatwo można odnaleźć błędny tytuł czy brak opisu przy obrazku, które często utrudniają znalezienie strony internautom. Profesjonaliści, webdesignerzy, webmasterzy i właściciele agencji reklamowych również docenią jego zalety. GranateSEO automatyzuje proces optymalizacji, dzięki czemu skraca czas pracy.

Zrób to sam GranateSEO samodzielnie skanuje stronę i podsuwa sugestie zmian. Dla każdej strony indywidualnie znajduje błędy i na ich podstawie przedstawia propozycje naprawienia ich. Następnie krok po kroku przeprowadza użytkownika przez proces naprawy, który można wykonać samodzielnie, a co najważniejsze, nie wymaga on umiejętności programowania ani znajomości języka HTML. W programie pojawia się też możliwość zlecenia optymalizacji fachowcom – i to bezpośrednio z panelu administracyjnego.

44

dostęp do pełnych statystyk, informacje o parametrach związanych z pozycjonowaniem zliczanie zaindeksowanych stron serwisu, monitoring pozycjonowania, czyli bieżące badanie pozycji strony w różnych wyszukiwarkach zarządzanie profilami społecznościowymi

Ergonomia i ekonomia zarządzania Ergonomia tego urządzenia jest jedną z jego głównych zalet. Wszystkie dane prezentowane są w sposób czytelny i zrozumiały. Prezentacje graficzne zwiększają ich czytelność i komfort analiz. Można również generować raporty i przedstawiać je klientom. GranateSEO ma też ogromne walory ekonomiczne. Ceny abonamentu zaczynają się od 5 zł miesięcznie. Program dostępny jest w wersji demonstracyjnej. Wykupienie abonamentu jest możliwe już na okres jednego miesiąca, po którym klient bez konsekwencji może zrezygnować. Przygoda z GranateSEO ma jednak dużą szansę wydłużyć się oraz zdobyć zaufanie i sympatię użytkownika. To innowacyjne i unikatowe narzędzie, które perfekcyjnie dopasowano do wymogów współczesnego internetu. Program jest ciągle udoskonalany, na bieżąco tworzone są jego nowe funkcje, zmienia się równie dynamicznie – jak sam internet i algorytmy popularnych wyszukiwarek. Strona oprogramowania znajduje się pod adresem http://GranateSEO.com/


LIMTEL ROZMAWIAŁA: JULIA ZIÓŁKOWSKA

Co macie do zaoferowania swoim klientom? Rozwiązanie, które pomaga budować pozytywne relacje z klientem i dzięki temu zwiększać sprzedaż. Limdesk.com to prosty i intuicyjny system, dzięki któremu każda osoba może zarządzać pytaniami od klientów niezależnie od tego czy pochodzą one z telefonu, maila, czata, facebooka czy strony internetowej. Nasi klienci mają do dyspozycji system dostępny z poziomu przeglądarki ( limdesk.com ), który projektowaliśmy z myślą o tym aby nie zmieniali swoich obecnych przyzwyczajeń. Adaptujemy się do obecnych zwyczajów naszych klientów i pokazujemy, że mogą więcej. Co odróżnia was od konkurencji? Nasza konkurencja myśli o przedsiębiorcach, którzy doświadczają problemu obsługi I kontaktu z klientem. Czyli takich, którzy już troche mają za sobą. My wychodzimy z innego założenia. Naszym celem są firmy I osoby, które zajmują się biznesem nawet wtedy kiedy nie nazywają tego jeszcze firmą. Np osoby handlujące na allegro, ebayu ale także takie prowadzące małe sklepy internetowe czy hotele. Aby takie osoby myślały o używaniu rozwiązania informatycznego trzeba oddać im narzędzie które rzeczywiście pomaga zwiększać zyski a w przypadku małej firmy ten jeden nie odebrany telefon może świadczyć o tym czy ktoś przeżywa kolejny miesiąc czy nie. Nasz system jest ektremalnie prosty, został zaprojektowany w sposób nie pretensjonalny I tego właśnie oczekują ludzie, prostego system, który mogą zrozumieć bez studiowania ton dokumentacji. Każdy nasz użytkownik może korzystać z system za darmo do 2 użytkowników I 1 gb pojemności dyskowej. Innym naszym wyróżnikiem jest telefon. Nikt inny na świecie nie wykorzytsuje I nie oferuje telefonu w taki sposób jak my. Każdy użytkownik nawet ten darmowy może założyć darmową infolinię na wybranym numerze Czy to Polskim czy zagranicznym ( w ciągu miesiącu umożliwimy dostęp do numeracji z co najmniej 70 krajów świata ). Założona infolinia chodzi natychmiastowo I co najważniejsze można ją odbierać na stronie internetowej. Nie ingerujemy również w to jakiego innego system używa nasz klient. Uzupełniamy go, tworzymy mnóstwo wtyczek dzięki którym bez zbędnych komplikacji można uzupelnić swoje dotychczasowe narzędzie o nowe możliwości realnie wpływające na firmę

r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a

SZYMON PIEKARZ

WWW.LIMDESK.COM

ZBUDUJ CENTRUM OBSŁUGI KLIENTA W 3 MINUTY ZARZĄDZAJ PYTANIAMI OD KLIENTÓW W NOWY, LEPSZY SPOSÓB ZAUFAŁO NAM JUŻ PONAD

45000 OSÓB

WBUDOWANY CHAT

WBUDOWANY TELEFON

INTEGRACJA EMAIL

SOCIAL MEDIA & API

KORZYSTAJ ZA DARMO DO 2 UŻYTKOWNIKÓW I 1GB PRZESTRZENI DYSKOWEJ


MARKETING Jakie technologie są podstawą funkcjonowania waszej platformy? Technologii jest sporo I opis tego tutaj byłby dość sporą dokumentacją techniczną. Może lepiej powiedzieć o tym co nas wyróżnia technologicznie. Przede wszystkim to, że jesteśmy pionierami w zakresie technologii WebRTC, która dopiero przedziera się przez rynek. Fachowo Limdesk jest usługą OTT ( Over The Top ) Service, która jest bardzo dobrym rozwiązaniem na uzupenienie oferty dla wszelkich firm telekomunikacyjnych czy banków Czy nastawiacie się na profesjonalistów czy raczej na przeciętnego odbiorcę? Nastawiamy się na normalych ludzi, na właścicieli kwiaciarni, restauracji, hotelów, firm usługowych, sklepów internetowych. Chcemy dać narzędzie do prowadzenia dowolnego rodzaju biznesu wskazując, że klient jest najważniejszy I dbanie o niego w dzisiejszych czasach znaczy być albo nie być.

Gdzie mieści się wasza główna siedziba? Firma została założona w Olsztynie I tu ma swoją siedzibę, jednak z czasem jej część przeniosła się do Warszawy gdzie opracowywana jest strategia rozwoju I marketing. W naszych planach jest również biuro w Londynie i Stanach Zjednoczonych. Ile osób zatrudniacie? Obecnie zatrudniamy około 20 osób Czy prowadzicie rekrutację? Nie prowadzimy standardowej rekrutacji, większość naszego doskonałego zespołu to ludzie którzy sami się do nas zgłosili, pokazali na co ich stać i pozostali. Wierzymy w to, że firmę I product najpierw muszą pokochać pracownicy aby odnosiła sukces wsród klientów. Jesteśmy otwarci na każdą osobę, która ma odwagę ciężko pracować I uzupełniać naszą firmę.

Jakie rynki są dla was najbardziej konkurencyjne? Działamy w 10 językach w 40 krajach świata. Mamy klientów na każdym kontynencie ( w chwili obecnej aż 45 tyś ) dopiero definujemy te rynki które są najbardziej dla nas istotne ( nalezy pamietać, że Limdesk jako product komercyjny 3 miesiące ). Myślimy od samego początku międzynarodowo dlatego nie podchodzę do tego na zasadzie analizy konkrencji w ujęciu rynkowym. W świecie internetu te pojęcie czasami nie pozwala wyciągać odpowiednich wniosków Czego możemy oczekiwać od was w 2015 roku? Ekspansji międzynarodowej, kilkuset tysięcy klientów, zainteresowania mediów zagranicznych no I pewnie kluczowej dla nas inwestycji która pozowli nam rozwinąć skrzydła jeszcze bardziej

Czy możecie zdradzić jaki jest udział w firmie polskiego kapitału, w tym GPV? TO pytanie należało by zadać GPV, z mojej wiedzy GPV to Polski kapitał.

r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a


LUDZIE INTERNETU

PATRYK PAWLIKOWSKI Shoplo.com

ROZMAWIAŁ: ALEXANDER WIŚNIEWSKI

47


LUDZIE INTERNETU Skąd pomysł na założenie właśnie takiej firmy? Mówi się, że potrzeba jest matką wynalazków. Tak było i w tym przypadku. Wszystko zaczęło się od tego, że sam chciałem otworzyć sklep internetowy. Zacząłem przeglądać dostępne na rynku rozwiązania, przede wszystkim w modelu SaaS. Szukałem prostej platformy, która pozwoli osobie bez żadnej wiedzy technicznej stworzyć dobrze wyglądający i w pełni funkcjonalny sklep. Niestety, szybko okazało się, że żadne z dostępnych na rynku rozwiązań nie spełnia tych – wydawałoby się – wcale niewygórowanych wymagań. Postanowiłem więc stworzyć coś sam. Wówczas swoją pomoc zaoferował mi Grzegorz Lech, który zajął się przedsięwzięciem od strony technicznej. Przystąpiliśmy do pracy i… tak powstało Shoplo – narzędzie, z którego korzysta już prawie 1000 e-sprzedawców. Takich platform jest kilka, w czym jesteście lepsi od innych? Każdemu polecam sprawdzenie dostępnych narzędzi samemu. Spróbuj założyć ładny, skuteczny sklep na dowolnej z platform na naszym rynku. Potem porównaj czas, w jakim udało Ci się to zrobić, rezultat (a więc jakość sklepu: to, jak wygląda i działa) oraz budżet, jaki na to przeznaczyłeś. Nie boję się takich porównań, bo Shoplo broni się w nich samo. Już na początku pracy nad produktem naszym głównym założeniem miało być to, że chcemy się maksymalnie odróżnić od konkurencji. Myślę, że to się nam udało: na Shoplo sklep zakładasz szybko, bez ukrytych opłat i prowizji. Zyskujesz dostęp to najpiękniejszych szablonów e-commerce, przygotowanych od razu w RWD. Jako jedyni w Polsce oferujemy też zewnętrzny app store, dzięki któremu każdy może wybierać funkcjonalności sklepu stosownie do swoich potrzeb, instalując wybrane aplikacje jednym kliknięciem. Shoplo to więcej niż platforma sklepowa. Nie chcemy zatrzymywać się na dostarczeniu klientom narzędzia do e-sprzedaży. Wiemy, że poza nim potrzebują jeszcze innego wsparcia, aby wystartować: edukacji, pomocy w marketingu i generowaniu sprzedaży czy integracji do wielokanałowej sprzedaży. Dlatego nie poprzestajemy wyłącznie na kwestiach technicznych, a do produktu dodajemy wszystkie niezbędne usługi, aby sprzedaż w sieci była rzeczywiście prosta i dostępna dla każdego. Jaki jest Wasz najmocniejszy punkt, a nad czym chcesz jeszcze popracować? Z badania przeprowadzonego wśród naszych klientów wynikło, że najczęstszymi powodami wyboru Shoplo są wygląd naszych sklepów

48

(czyli możliwość skorzystania z pięknych szablonów z naszego theme store) oraz prostota korzystania z oprogramowania. Wielu e-sprzedawców za mocny punkt Shoplo uznaje też wsparcie, jakiego udzielamy w zakresie edukacji, marketingu i generowania sprzedaży. Shoplo to jedyna platforma, która oferuje liczne wtyczki do multichannelu oraz pomaga e-przedsiębiorcom wypromować ich produkty, dodając je do Shoplo Market (to marketplace z najbardziej unikalnymi produktami z sieci). To, nad czym chcemy pracować, to dalsze rozwijanie integracji do sprzedaży wielokanałowej. Już teraz osoby sprzedające na Shoplo mogą automatycznie wystawiać swoje produkty na Allegro, eBayu, Facebooku, Allani, Domodi, w porównywarkach cenowych (Google Shopping, Ceneo, Nokaut, Skąpiec), na blogach czy stronach partnerów (dzięki widgetom). Chcemy w najbliższym czasie udostępnić podobne integracje z kolejnymi marketplace’ami, jak np. Mustache, Etsy czy Dawanda, po to, aby nasi klienci z jednego miejsca mogli zarządzać sprzedażą we wszystkich kanałach, w których są obecni. Pezet czy Dziedzic Pruski to spore transfery. Trudno się ich przekonywało do zmiany platformy sprzedażowej? Dużą satysfakcją jest dla mnie to, że większość nowych klientów przychodzi do nas z poleceń naszych obecnych użytkowników lub po prostu ze strony internetowej. Nie mamy działu handlowców, którzy atakują potencjalnych klientów telefonami. Marki, o które pytasz, trafiają do nas dzięki pozytywnym referencjom od osób korzystających już z Shoplo. To cieszy mnie podwójnie, także dlatego, że stanowi potwierdzenie jakości naszego produktu – tego, że jest to obecnie najlepsze rozwiązanie na naszym rynku. Nie ma w końcu lepszej rekomendacji niż zadowoleni klienci. Sklepy, o których wspominasz, działają u nas na normalnych zasadach: płacą, wymagają i są zadowoleni, a my ich uwielbiamy i cieszymy się, że są z nami. Jakieś transfery są jeszcze w trakcie realizacji? Nie będę ukrywać, że zainteresowanie Shoplo jest spore. To tylko motywuje nas, aby dalej rozwijać produkt. Jeszcze do końca tego roku wypijemy szampana z kilkoma fajnymi nowymi brandami. :) Jest szansa, by nie mając nic, założyć sklep i osiągnąć sukces? To zależy, jak zdefiniujemy „nic”. Śmiało mogę powiedzieć, że często wystarczy dobry pomysł oraz chęć jego realizacji. Z dumą obserwuję

marki, które startowały razem z nami 2 lata temu. Zaczynały od skromnych kilkuset złotych obrotu miesięcznie, a teraz generują już kilkadziesiąt tysięcy przychodu. Ze swojego punktu widzenia widzę dwie cechy, które powinien mieć każdy zaczynający e- przedsiębiorca. Pierwsza z nich to wytrwałość, a druga to dobre zrozumienie grupy docelowej. Tylko wtedy podejmowana akcje marketingowe mogą być skuteczne. Na przykładzie naszych sprzedawców obserwuję, że ci, którzy odnieśli sukces, to osoby, które doskonale znały swój target, ponieważ często w fazie początkowej to właśnie oni sami byli odbiorcami swoich produktów. Żyjemy w czasach, w których internet sieje postrach. Dużo zakłada się teraz sklepów internetowych? Nie wiem, czy odnoszenie się do sklepów internetowych jest tutaj trafne. Sama liczba sklepów w Polsce sumarycznie mocno się nie zmienia z roku na rok. Istniejące podmioty zamykają się lub konsolidują, a na ich miejsce powstaje część nowych. To, na co warto zwrócić uwagę, to liczba nowych marek zakładanych przez młodych, początkujących przedsiębiorców. Na tej podstawie można powiedzieć, że w segmencie w którym działamy – czyli fashion, home decor, DIY – wzrosty są naprawdę ogromne. Z naszego punktu widzenia każdy taki brand jest potencjalnym przyszłym e-sprzedawcą. Wracając więc do pytania: tak, powstaje bardzo dużo nowych marek, z których duża część będzie potrzebować sklepu internetowego. Co planowałeś, kiedy zakładałeś Shoplo, a co planujesz dzisiaj? Gdzie chcesz być za rok czy dwa? Tworząc Shoplo, miałem raczej plany krótkoterminowe: stworzenie produktu, z którego będą korzystać inni ludzie w Polsce. Ludzie, którzy mieli podobne problemy do moich. Dziś chciałbym, aby za pomocą Shoplo nasi klienci sprzedawali jeszcze więcej. Chciałbym realnie pomagać zarabiać im więcej dzięki sprzedaży online, wspomagać w budowaniu ich własnych biznesów i dać im z tego taki fun, jaki miałem ja, tworząc swój pierwszy sklep. W przyszłości widzę Shoplo jako narzędzie dla każdego sprzedawcy na całym świecie. Nieważne, co będziesz oferować swoim klientom – przygodę z ecommerce rozpoczniesz od Shoplo. Z jednego miejsca sprzedając we wszystkich możliwych kanałach sprzedaży. To jest przyszłość e-commerce i tam chcemy być obecni także my.



LUDZIE INTERNETU

KRZYSZTOF CIEŚLAK B-Mind

Rozmawiał: Przemysław Gajewski

50


LUDZIE INTERNETU W poprzednim numerze Managera + radziłeś, jak zadowolić klientów. Wszystkiego nauczyłeś się w praktyce? Jak mawiał Cezar: “Nauczycielem wszystkiego jest praktyka”. Staram się wyciągać wnioski, analizować sytuacje i zachowania, wyprzedzać niektóre zdarzenia, wymieniać się doświadczeniami z innymi, obserwować otoczenie. Sposobów jest wiele, ale najlepsze efekty daje praktyka. Czy dzielisz się swoją wiedzą z innymi ludźmi spoza pracy? Jeśli tak, to gdzie można Cię spotkać/usłyszeć? Staram się brać aktywny udział w branżowych spotkaniach, gdzie mogę spotkać ludzi zajmujących się pokrewnymi dziedzinami, choć nie tylko, a to często okazuje się niezwykle inspirujące. To świetna okazja do wymiany doświadczeń, poznania kreatywnych i barwnych ludzi. Zdarza mi się również prowadzić prelekcje na temat zagadnień w danej chwili najbardziej pożądanych, np. aplikacje mobilne, działania w social media itd.

współpracę z każdym klientem, bez względu na skalę, jaką reprezentuje. Domyślam się, że sporo wymagasz też od siebie. Czego klienci mogą oczekiwać od B-­MIND? Parafrazując cytat: “Mogą oczekiwać najlepszego, a powinni być przygotowani, że otrzymają znacznie, znacznie więcej”. Najpierw serwujemy: kreatywność, innowacyjność, a następnie: terminowość, partnerstwo i solidność.

Jak się czujesz w roli eksperta? Uznanie siebie za eksperta oznaczałoby, że osiągnąłem i wiem już wszystko. Będąc mocno nieskromnym - mam ogromną (ale wciąż brakuje czasu na jej poszerzenie) wiedzę począwszy od zagadnień technologicznych aż po zagadnienia socjologiczne (praktyka), ale ta branża zmienia się i rozwija tak dynamicznie, że ciągle czuję niedosyt i wiem, że najwięcej przede mną. To właśnie motywuje mnie najbardziej.

Na czym polega największa siła B-MIND? Czy śmiało możesz powiedzieć, że jesteście najlepszym zawodnikiem na rynku? Największą siłą i wartością są ludzie - zespół, bez którego B-MIND nie osiągnąłby sukcesu. Gdyby nie oni, to pewnie teraz rozmawiałbyś z kim innym :) Czy jesteśmy najlepsi? Oczywiście! Chyba nie oczekiwałeś innej odpowiedzi… A poważnie - jesteśmy na rynku dużo krócej niż obecni, czołowi gracze. Nie konkurujemy z nimi, gdyż nasza strategia zakłada zupełnie inną jakość, operuje na innych wartościach. Bardzo dużo wyniosłem z blisko 3-letniej współpracy z markami zachodnimi. W B-MIND wdrażam kulturę zupełnie inną niż ta, którą możemy zastać w innych agencjach. Aspirujemy do tego, aby być wyjątkowymi i wierzę, że obraliśmy właściwy kierunek :) Funkcjonujecie na kilku płaszczyznach: interaktywna strategia, promocja w sieci, social media, projekty unijne, serwisy www, aplikacje mobilne i społecznościowe. Która z nich najbardziej wpisuje się we współczesne trendy? Jakich zleceń macie najwięcej? Do tej pory statystyki wskazywały na serwisy i aplikacje. Rozwijamy się i na tę chwilę najwięcej zapytań i realizacji mamy w dziedzinach: strategii, serwisów, social media, aplikacji, czyli prawie wszystkie dziedziny, którymi się zajmujemy.

Z jakimi markami do tej pory współpracowaliście? Wasza myśl przewodnia mówi, że “pracujecie tylko dla wymagających klientów”. Wymagający klienci to tacy, przy których nasz zespół rozwija swoje kompetencje, ma przed sobą coraz bardziej wymagające cele. To daje dużego “kopa”. Do tej pory mieliśmy przyjemność pracować dla takich graczy jak: Mercedes-Benz Polska, H&M, Walutomat, Raben Group, Beyond.pl, Wader i wielu, wielu innych równie wspaniałych marek. Z wieloma poważnymi markami rozpoczęliśmy także współpracę globalną. Który z dotychczasowych klientów był najbardziej wymagający? Nie wiem dlaczego, ale określenie “wymagający” budzi obecnie negatywne konotacje. Każdy klient, który ma sprecyzowane oczekiwania, jest wymagający! I wiesz, dotyczy to zarówno mnie, jak i Ciebie. Cenię sobie

Branża digital charakteryzuje się tym, że jest bardzo dynamiczna. Trzeba być więc na bieżąco. W jaki sposób uzupełniacie swoją wiedzę? Wymiana doświadczeń, szukanie inspiracji, uczenie się na błędach, czytanie, oglądanie i dużo, dużo myślenia i analizowania.

To Twoim zdaniem dobry kierunek dla branży digital? Azymut jest właściwy, gdy prowadzi do właściwego portu.

Wasze hasło to: „Kreujemy digital”. Brzmi mocno, jak hasło firmy pewnej swoich umiejętności. Na czym opieracie tę pewność? Wyprzedzamy oczekiwania naszych klientów, a oni rewanżują się nam chęcią kontynuowania współpracy - to chyba najlepsze ukoronowanie tego, czym się zajmujemy w B-MIND.

Ostatnie pytanie, nieco z innej beczki, na czym pracujesz (komputer, oprogramowanie) i czym był Twój wybór podyktowany? Przyznaję, “jestę fanboję”, a poważnie - jak każdy esteta cenię sobie walory wizualne, lubię pracować na prostym, wygodnym i intuicyjnym sprzęcie. Na co dzień korzystam z Maca i iPhone’a. W kontekście oprogramowania - pracuję na takim, które pozwala zrealizować zaplanowane cele.

51


LUDZIE INTERNETU

ANNA RYŚ TurboTłumaczenia ROZMAWIAŁA: ANNA JANICKA

52 Fot: Mirek Szymański | www.mirekszymanski.com


LUDZIE INTERNETU Jakie były Twoje początki? Obudziłaś się i stwierdziłaś: dzisiaj zakładam firmę? Był moment, w którym zdałam sobie sprawę, że chcę pracować dla siebie, a nie dla kogoś innego. Ale zdecydowanie nie była to nagła decyzja. Wiele wcześniejszych decyzji czy sytuacji, z jakimi spotkałam się w życiu, miało wpływ na to, że teraz jestem współzałożycielką i CEO TurboTłumaczeń. Miałam to szczęście, że udało mi się wyjechać na studia za granicę – Belgia, Hiszpania, Anglia – a jeszcze w liceum spędziłam rok w USA. Obcowanie z ludźmi z wielu różnych kultur i wyrwanie się z nieco szarej, polskiej codzienności na pewno dało mi do myślenia. Po studiach wróciłam na stare śmieci. Trochę przez przypadek, a trochę dlatego, że tęskniłam. Wtedy też uświadomiłam sobie, jak bardzo ludzie, którzy całe życie mieszkają w Polsce, nie zdają sobie sprawy z możliwości, jakie daje nasz kraj. Tak, takich, które sami musimy znaleźć lub sobie stworzyć – których nikt nam nie poda na srebrnej tacy – ale jednak wielkich możliwości. Mówili o tym, że jedyną szansą na lepsze życie jest praca za granicą. Na szczęście nie wszyscy. Szybko trafiłam do AdTaily, z Kubą Krzychem na czele i grupą zmotywowanych ludzi na pokładzie. Tak zaczęła się moja przygoda ze startupami. Wtedy jeszcze nie do końca wiedziałam, o co chodzi w startupach, ale zaczęłam poznawać mechanizmy ich działania i ludzi powiązanych z krakowskim środowiskiem startupowym. Kiedy moja przygoda z AdTaily skończyła się, nie myślałam o zakładaniu własnej firmy. A może trochę myślałam? Ale nie miałam żadnego genialnego pomysłu. Byłam przyzwyczajona do pracy na etacie w małej firmie i czegoś takiego szukałam. Któregoś dnia natknęłam się na filmik Pawła i Michała, którzy szukali osoby, która pomoże im przy projekcie serwisu oferującego szybkie, profesjonalne tłumaczenia online. Zgłosiłam się, bo akurat nie miałam nic lepszego do roboty i po rozmowie z chłopakami zakochałam się w pomyśle, a oni stwierdzili, że oddadzą go w moje ręce. To nie była łatwa decyzja. Nigdy wcześniej nie zarządzałam nawet zespołem w firmie, a co dopiero całą firmą. Wtedy Paweł przekonał mnie, że mam potencjał, z którego sama nie zdawałam sobie sprawy, i powiedział, że wszystkiego da się nauczyć. Zaufałam mu, zaufałam sobie i zaufałam Grześkowi Miklaszewskiemu oraz Robertowi Siemińskiemu, którzy zostali moimi współzałożycielami. Razem od prawie dwóch lat

tworzymy firmę, która przynosi nam dużo radości i daje wielkie możliwości rozwoju. Dlaczego dokładnie zakochałaś się w tym pomyśle? Na pewno dlatego, że od razu zrozumiałam, o co chodzi, dlaczego ludziom taki serwis może się przydać i na czym będzie zarabiać. TurboTłumaczenia i TurboKorekty, w przeciwieństwie do wielu innych projektów startupowych, jest bardzo łatwo wyjaśnić – nawet mojej babci, dla której korzystanie z komputera to czarna magia. Ot, robimy szybkie, profesjonalne tłumaczenia i korekty online 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Mamy dużą bazę doświadczonych, zweryfikowanych tłumaczy, dzięki czemu możemy zagwarantować wysoką jakość oraz to, że ktoś jest zawsze dostępny, aby natychmiast podjąć zlecenie. Proste, prawda? Ale bardziej chodziło o to, że pomysł mi się po prostu spodobał i już słuchając o nim po raz pierwszy, tworzyłam w mojej głowie wizję tego, jak na jego podstawie można stworzyć firmę, którą pokochają ludzie na całym świecie. To były trochę takie mimowolne wizje i wtedy zrozumiałam, że bardzo, bardzo chcę się zaangażować w projekt. Odrzucenie propozycji ciekawej pracy na etacie, którą dostałam w tym samym czasie, i podjęcie ryzyka prowadzenia własnej firmy, bez gwarancji jakichkolwiek przychodów, było trudne. Ale nie żałuję tej decyzji. Tworzenie czegoś swojego i nieustanne uczenie się przynosi mi wielką satysfakcję. Jaki był Twój przełomowy okres w życiu? Nie wiem, czy jestem w stanie znaleźć jeden najbardziej przełomowy. Postanowienie o założeniu własnej firmy i wszystko to, o czym już mówiłam, na pewno miało duże znaczenie. Ale pierwszym przełomowym okresem w moim życiu był wyjazd do USA, gdzie ukończyłam drugą klasę liceum. Wtedy byłam jeszcze nieśmiałą, niepewną siebie dziewczynką, która nie była w stanie sklecić kilku poprawnych angielskich zdań. Nie dlatego, że byłam mało zdolna. Raczej dlatego, że nigdy nie potrafiłam mówić w obcym języku – „byle się dogadać”. Zawsze wolałam nie odzywać się w ogóle albo odpowiadać jednym słowem, niż powiedzieć coś niepoprawnym angielskim lub francuskim. I tak, to na pewno jedna z moich wad, bo przecież logicznie rzecz biorąc, wiem, że ludzie są w dużej mierze wyrozumiali i cieszą się, że próbujesz rozmawiać z nimi w ich własnym języku. Już sama decyzja o tym, żeby na cały rok zostawić rodzinę oraz znajomych

i uczyć się w dalekim kraju, pomimo marnej znajomości angielskiego, była dla mnie przełomowa. A pobyt w Stanach na pewno sprawił, że nauczyłam się wiele o sobie i o tym, że mogę się zmienić na lepsze i jest sens nad sobą pracować. Poznałam ciekawych ludzi i inny sposób postrzegania świata. Stałam się trochę bardziej otwarta, trochę bardziej pewna siebie i zaczęłam się zdecydowanie lepiej mówić po angielsku. To wszystko miało duży wpływ na późniejsze lata mojego życia. Dużo jest kobiet w dzisiejszym świecie startupów? Nadal niewiele, ale na szczęście coraz więcej. Na szczęście, bo podobno kobiety są lepszymi managerami. ;) Chociaż tak naprawdę zdolności umysłowe człowieka niewiele mają wspólnego z jego płcią – a to właśnie one w startupach najbardziej się przydają. Na pewno częściowo jest to spowodowane tym, że kobiety, zwłaszcza w Polsce, po prostu rzadziej podejmują ryzyko założenia własnej firmy. Ale chyba istotniejsze jest to, że bardzo dużo ludzi zaangażowanych w startupy to osoby techniczne, a kobiet kończących kierunki techniczne lub też po prostu intersujących się inżynierią czy programowaniem jest wciąż o wiele mniej niż mężczyzn. Ja zdecydowanie nie jestem osobą techniczną, ale z programistami, ich sposobem myślenia oraz możliwościami zaznajomiłam i oswoiłam się jeszcze za czasów AdTaily. Przez chwilę nawet myślałam o tym, żeby nauczyć się programować, i może kiedyś do tego pomysłu wrócę. Wbrew pozorom to podobno nie takie trudne, jak mogłoby się wydawać, i coraz więcej kobiet zdaje sobie sprawę z tego, że to bardzo fajna ścieżka kariery. Tak czy siak: nie trzeba umieć programować, żeby założyć startup. Ważniejszy jest dobry pomysł, wytrwałość i duża doza motywacji oraz zaangażowania w projekt. Czyli rzeczy zupełnie niezależne od płci. Czym różni się startup od zwykłej firmy, skoro nie technologią? Definicji jest dużo i w sumie nie wiem, czy jest jakaś oficjalna. Dla mnie startup to przede wszystkim młoda, innowacyjna firma, która z założenia jest w stanie osiągnąć globalny sukces i w dużej mierze wykorzystuje do tego internet. Innowacyjność jest tutaj kluczem, nie tylko w samym produkcie czy usłudze, jaką oferuje firma, lecz także w sposobie przedstawiania oferty czy docierania do potencjalnych klientów i komunikowania się z nimi. Technologia jest zdecydowanie pomocna. Na pewno łatwiej dotrzeć do większej

53


LUDZIE INTERNETU liczby ludzi z oprogramowaniem, które można sprzedać i dostarczyć przez internet, niż z fizycznym produktem, który trzeba zapakować i wysłać za granicę. Do tego oprogramowanie można dać komuś do przetestowania za darmo, czego raczej (chociaż są różne podejścia) nie robi się z elektronicznymi gadżetami, zabawkami czy skarpetkami. Ale nie oznacza to, że firma mocno technologiczna z założenia osiągnie większy sukces niż ta produkująca skarpetki. Liczy się przede wszystkim to, czy produkt lub usługa zaspokaja potrzeby grupy docelowej oraz czy startup potrafi do tej grupy dotrzeć i sprawić, że klienci będą zadowoleni z zakupu, a także to, czy będzie potrafić działać w skali globalnej, ewoluując razem z potrzebami klientów lub wręcz te potrzeby przewidując. Startup różni się od zwykłej firmy również sposobem zarządzania i myślenia. Liczy się szybkość działania i nastawienie na ciągłe zmiany, nawet te drastyczne. Startupowiec nie zakłada, że ma idealne rozwiązanie, którego nigdy nie trzeba będzie poprawić. Uczy się na błędach, zamiast się nad nimi rozwodzić. Zdaje sobie sprawę z tego, jak ważne jest słuchanie klientów i partnerów, ale nie słucha ich bezkrytycznie. Monitoruje, pyta, sprawdza, testuje i na tej podstawie podejmuje decyzje.

projektem, np. z moimi braćmi, którzy też są współzałożycielami startupów (DrOmnibus i EarlyLogic). Co Cię inspiruje do dalszej pracy? Dla mnie najistotniejsza jest przede wszystkim możliwość stałego rozwijania oraz uczenia się i poznawania nowych ludzi. Każda nowo poznana osoba może mieć większy wpływ na nasze życie niż nam się początkowo wydaje. Może nie od razu, ale w bliższej lub dalszej przyszłości. Uwielbiam zawierać nowe znajomości także dlatego, że jest to przełamywanie mojej wrodzonej nieśmiałości: cieszę się jak dziecko, kiedy udaje mi się poprowa-

dzić sensowną, korzystną w jakiś sposób dla obydwu stron konwersację. Korzyścią dla mnie jest już samo poznanie interesującego człowieka. Uwielbiam także dzielić się moją wiedzą i doświadczeniami z osobami, dla których to, co mam do powiedzenia, jest inspirujące i motywujące do działania. Skoro ja potrafię prowadzić własną firmę i wierzę w jej globalny sukces, to znaczy, że możliwości faktycznie istnieją i może warto zaryzykować, nie bojąc się ewentualnej porażki. Bo przecież nie są one niczym więcej niż lekcjami, z których powinniśmy wyciągać wnioski i dzięki którym ostateczne osiągnięcie celu jest możliwe.

Gdzie widzisz siebie i swój biznes za 2–3 lata? Plan jest prosty i ambitny. Chcemy stać się liderem na europejskim rynku tłumaczeń online. Możliwe, że przez jakiś czas skupimy się na Europie Środkowo-Wschodniej, ale już teraz testujemy także rynki zachodnie, zaczynając od Francji. A więc tłumaczenia w pierwszej kolejności, a następnie korekty. Nie wykluczam, że w ciągu najbliższego roku coś się zmieni i podejmiemy decyzję o zupełnie innym kierunku, mając na uwadze dobro firmy i szybki rozwój. Na szczęście nie jesteśmy korporacją i takie decyzje możemy podejmować błyskawicznie. To ważne, bo w dzisiejszym świecie potrzeby klientów ewoluują i musimy być w stanie się do nich dostosować. Musimy też nieustannie monitorować rynek i zauważać nowe możliwości rozwoju. Dlatego nie jestem w stanie powiedzieć, jak dokładnie będą wyglądać TurboTłumaczenia za 3 lata. Zresztą prognozy prognozami, ale 3 lata to bardzo długi okres, a ja nigdy nie lubiłam się bawić we wróżkę. Być może firma przekształci się w coś zupełnie innego, a być może będę już wtedy pracować nad kolejnym

54 Fot: Mirek Szymański | www.mirekszymanski.com



LUDZIE INTERNETU

LECH KANIUK PizzaPortal.pl ROZMAWIAŁ: MICHAŁ BANIOWSKI

Podaj adres, zamów, smacznego – trzy podstawowe kroki, na których opiera się działanie serwisu Pizzaportal.pl. U podstaw funkcjonowania kulinarnego e-biznesu leży jednak o wiele więcej elementów. Lech Kaniuk o pizzy tylko wspomina. Więcej mówi o tym jak w Polsce kształtuje się rynek zamawiania jedzenia online.

Jaką pizzę lubisz najbardziej? Prawdziwą włoską margheritę. Co trzeba zrobić, aby zamówić ją za pośrednictwem Pizzaportal.pl? Wpisać adres, na który chcemy mieć dostarczone jedzenie, wybrać ulubioną restaurację i złożyć zamówienie za pomocą kilku kliknięć na stronie internetowej pizzaportal.pl lub za pomocą naszych aplikacji mobilnych. Jest to bardzo proste i nie trzeba przechodzić dodatkowego procesu rejestracji. Można również płacić online, zbierać i płacić punktami Payback oraz czytać opinie innych użytkowników na temat restauracji i poszczególnych produktów. Jak bogatą macie w tej chwili bazę restauracji? Około 2500 restauracji, ale w najbliższym czasie zwiększymy naszą bazę do 3000 lokali w całej Polsce. Czy Pizzaportal.pl ma realny wpływ na ich funkcjonowanie? Absolutnie tak. Nie tylko otwieramy dodatkowe kanały sprzedaży dla restauracji, lecz także zbieramy dane, których żadna restauracja nie byłaby w stanie. Gromadzimy również

56

opinie od użytkowników, na które restauracja może odpowiadać, co również pomaga rozwijać lokal. Czas przyjmowania zamówienia, porównując do odbierania go przez telefon, jest krótszy. To też pozwala na lepszą obsługę w lokalu oraz pilnowanie jedzenia w piecu, a klientowi jest łatwiej złożyć zamówienie, bo nie musi się dodzwaniać do lokalu. Kiedy zaczynałem, w Polsce było jedynie 200–300 restauracji, które oferowały zamówienia online, a dzisiaj jest ich już blisko 3000. Zbudowałem rynek i podłączyłem polskie restauracje online. To jest pierwsza zmiana. Teraz nadszedł kolejny etap zmian tego rynku, a mianowicie dostawa. Planuję całkowicie zmienić sposób funkcjonowania dostaw, co pozwoli podnieść ich jakość oraz skrócić czas dostarczenia jedzenia o 50%! To zajmie kolejne kilka lat, ale już w 2015 roku będą już widoczne efekty w wybranych restauracjach.

dzielić swoim obrotem, ale mamy informacje, że w części z nich nasz udział to około 20% całego obrotu.

A jak to wygląda w szerszej skali? Czy działalność serwisów takich jak Twój wyraźnie przekłada się na ruch w biznesie restauracyjnym? Wiemy, że dzięki nam wiele restauracji rozwinęło się na rynku, a nawet przetrwały trudny moment. Nie wszystkie restauracje chcą się

Czy na podstawie ciągle rozwijającego się rynku można stwierdzić, że przyzwyczajenia konsumentów ulegają przemianie? Jest przejście z offline do online. Nie zmieniają się jednak preferencje smakowe. Nasz serwis i nasze algorytmy pozycjonujące restauracje pomagają użytkownikom poznawać nowe

W sieci powstaje coraz więcej stron umożliwiających zamawianie jedzenia online. Dla Was to dobry znak? Absolutnie tak. Na rynku przewinęło się już wiele serwisów do zamawiania jedzenia online. Konkurencja jest zdrowa i mobilizująca. Rynek, na którym nie ma mocnej konkurencji, nie jest dla mnie interesujący. Chciałbym jednak dodać, że wiele firm z dużym doświadczeniem i wsparciem inwestorów zmuszonych było się wycofać, bo jest to bardzo trudny biznes. Najlepszym przykładem jest przejęcie przez nas serwisu Foodpanda.pl. Była to inwestycja prowadzona przez Rocket Internet. Wciąż jednak największą konkurencję stanowią dla nas zamówienia jedzenia przez telefon.


Co nas czeka za kilka lat? Restauracje zamkną się dla przechodniów i będą wyłącznie robić jedzenie na dowóz? Absolutnie nie. Zamówienia online nie są w stanie zastąpić wrażeń, których doznajemy, gdy siedzimy w lokalu, podchodzi do nas kelner i serwuje piękne danie na talerzu. Zamawianie jedzenia z dostawą jednak bardzo się zmieni. Planujemy kilka innowacji, które będziemy wprowadzać w 2015 roku, mające jeszcze bardziej ulepszyć takie doświadczenia. Jak się mają do tego aplikacje mobilne? Ich istnienie zakłada, że konsument może zamówić sobie jedzenie, będąc poza domem, bo przecież gdy jest w domu, to może to jedzenie zamówić sobie przez komputer. A jeśli jest poza domem, to po co ma zamawiać, skoro może zjeść na mieście? Aplikacje są prostsze i czasami szybsze. Telefon zawsze mamy przy sobie, więc nawet nie trzeba wstawać po laptop czy włączać komputera, żeby zamówić. Kilka kliknięć w telefonie – i mamy potwierdzenie, że jedzenie jest w drodze. Coraz więcej osób decyduje się zamawiać przez smartfony. W Polsce aplikacje mobilne to wciąż nowość. Zaledwie 15% osób zamawia u nas przez aplikację. W innych europejskich krajach sięgamy już poziomu około 50%, a w Korei Południowej przekroczyliśmy 95% zamówień składanych w ten sposób. Jak wielu użytkowników korzysta z gastroaplikacji? Z naszych aplikacji korzysta już ponad 360 000 osób. W jaki inny sposób firmy z sektora gastronomii działające w internecie mogą wyjść do klienta? Są katalogi restauracji i serwisy typu Gastronauci.pl. Jak robi to Pizzaportal.pl? Oprócz ogólnego marketingu rozwijamy aplikację na Samsung SmartTV oraz współpracujemy m.in. z T-Mobile, który promuje naszą aplikację. Prowadzimy również kooperację z portalem Wirtualna Polska, gdzie pod adresem pizza.wp.pl można też składać zamówienia. Sposobów jest wiele i ciągle się rozwijamy. Chcemy być dostępni tam, gdzie jest nasz klient, i ułatwiać mu zamawianie jedzenia. Na koniec wielka prośba o przytoczenie historii Pizzaportal.pl. Pomysł jest trafiony w dziesiątkę. Bardzo ciekawi mnie proces powstawania i wcielania go w życie. Bardzo dziękuję.

r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a - r e k l a m a

restauracje. Ci, którzy zaczęli już korzystać z naszych aplikacji, przekonują się, jakie jest to wygodne. Czasami widzimy, że częściej zamawiają.


LUDZIE INTERNETU Lech Kaniuk (ur. 30 listopada 1983 w Warszawie) – przedsiębiorca, dyrektor zarządzający firmą „Restaurant Partner Polska” Sp. z o.o. Łódź i serwisem PizzaPortal.pl. W latach 2006-2012 współwłaściciel grupy OnlinePizza Norden AB, operującej w Szwecji, Austrii i Finlandii. Urodzony w Polsce. Dorastał i wychowywał się w Szwecji. Rozpoczął studia na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi, które przerwał po roku. Absolwent Lulea University of Technology. Działał w uczelnianym inkubatorze przedsiębiorczości. Pomagał realizować telewizyjne programy o innowacyjności oraz miał własną audycję w radiu. W inkubatorze spotkał obecnych wspólników: Erika Mellströma i Daniela Löfmarka. Po dołączeniu kolejnych udziałowców, powstała firma OnlinePizza.

KARIERA W BIZNESIE Jako 18-latek sprzedał swoją pierwszą innowację dla Wargon Alloys. Było to specjalne łącze do sprzętów, wykorzystywane w procesie tworzenia Ferrokisel. Jako 20 latek został najmłodszym doradcą ds. innowacji w Szwedzkiej Państwowej firmie ALMI Foretagspartner. W 2006 r. stworzył wspólnie z doktorantem spółkę KYAB AB, która na podstawie innowacji mierzy wykorzystywanie energii w budynkach będącą dzisiaj firmą na 4 rynkach. W 2008r otrzymał patent za innowacyjną przykrywkę do mikrofalówek. W 2009 wydał książę jak iść od pomysły do komercyjnego produktu. Od 2006 roku pomagał tworzyć OnlinePizza Norden AB. W 2009 roku dołączył na pełen etat, żeby rozpocząć działalność w Polsce. Dokładnie w Łodzi. Tu Kaniuk założył spółkę córkę. Portal ruszył w styczniu 2010 roku. W ciągu zaledwie 2 lat udało się uzyskać przewagę na polskim rynku. W kwietniu 2011 roku PizzaPortal.pl przejął serwis NetKelner.pl. Tego samego roku w lipcu wykupiono również udziały portalu Szama.pl. To spowodowało zdominowanie polskiego rynku zamówień jedzenia online. Rok 2012 – huczne przejęcie OnlinePizza Norden (w tym także łódzkiego portalu) przez niemieckiego inwestora – Delivery Hero, za które Kaniuk i jego współpracownicy otrzymali 120 milionów złotych. Sukcesy sprawiły, że Kaniuk stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych i cenionych polskich startupowców. Tego samego roku założył agencję reklamową która obsługiwałą między innyi linje lotnicze Norwegia na rynku Polskim. 19 czerwca 2013 roku w Warszawie odbyła się pierwsza edycja Grow up Start Up w którym Kaniuk był Panelistą. Wśród prelegentów znalazły się takie gwiazdy, jak Morten Lund, sir Richard Branson, James Tipple czy Bob Dorf. 29 listopada 2013 otrzymał główną nagrodę w kategorii Wzór Przedsiębiorczości od SF BCC. Wśród nagrodzonych był również Rafał Brzoska który otrzymał nagrodę w kategorii Siła Przedsiębiorczości. Kaniuk jest równiez Członkiem Rady Nadzorczej w spółce która stworzyła jedną z najpoluparnieszych aplikacji w Polsce, Listonic. Od 2013 roku inwestuje razem z Łukaszem Wejchertem w aplikację iTaxi, najpopularniejsza aplikacja do zamawiania taksówki w Polsce. Kaniuk jest dzisiaj wspólnikiem Delivery Hero Holding oraz pełni funkcje Dyrektora Zarządzającego w Polskiej spółce córce.

58



LUDZIE INTERNETU

MICHAŁ SADOWSKI Brand24

ROZMAWIAŁ: DAWID SWAKOWSKI

60 Fot: Qbek Studio | www.studiodowynajecia.com


LUDZIE INTERNETU Kiedy pojawił się pomysł stworzenia Brand24? Czy jest to fascynująca historia, na podstawie której David Fincher mógłby nakręcić kontynuację „The Social Network”, czy raczej żmudna analiza rynku i wyszukiwanie luki, dzięki której można zaistnieć na rynku? Pomysł przyszedł mi do głowy dokładnie w lipcu 2010 roku. Gościłem w tym czasie na konferencji Computerworld, gdzie przekonywałem firmy z branży contact center, że warto otworzyć się na internet jako nowy kanał obsługi klienta. Tu szybko pojawiła się potrzeba narzędzia, za pomocą którego konsultanci tego typu firm mogliby przetwarzać zapytania spływające za pośrednictwem sieci. Wtedy rozpoczęliśmy pracę nad Brand24, choć na początku w bardzo skromnym wymiarze. Tak naprawdę wszystko nabrało tempa dopiero w 2011 roku. Projekt zrodził się także z własnej potrzeby. Przez pewien czas korzystaliśmy z Google Alerts, które wykorzystywaliśmy do monitoringu tego, co mówi się o prowadzonych przez nas serwisach internetowych. Usługa jest jednak dość ograniczona i na dłuższą metę potrzebowaliśmy czegoś znacznie bardziej rozbudowanego. Brakowało nam przede wszystkim archiwum dyskusji związanych z prowadzonymi przez nas projektami oraz garści statystyk weryfikujących efekty naszych działań promocyjnych. Przez parę miesięcy korzystaliśmy z najróżniejszych konkurencyjnych rozwiązań tego typu. Tam również kompletność danych pozostawiała wiele do życzenia. Bardzo często byliśmy w stanie samodzielnie dotrzeć do dyskusji, których usługa nie wychwyciła. Uznaliśmy, że problem można rozwiązać lepiej i warto to ubrać w zautomatyzowane narzędzie działające w modelu SaaS (software-as-a-service, gdzie dostęp jest na abonament).

to obśliniony i zmarznięty wstaję po krótkiej drzemce odbytej na poboczu autostrady A2, którą wracam do Wrocławia z całodniowych spotkań z klientami w Warszawie. Często jestem tak zmęczony, że nie ufam sobie za kierownicą i muszę się zdrzemnąć. Moja mina nie jest wtedy najlepszą zachętą do robienia startupów, ale mimo wszystko plusy takiego modelu pracy dominują. Ktoś kiedyś mądrze powiedział, że „być przedsiębiorcą to żyć przez parę lat tak, jak większość ludzi nie chce, aby żyć przez resztę życia tak, jak większość ludzi nie może”.

waniu w centrali lotów w Houston słychać brawa, ludzie skaczą i przybijają sobie piątki, drąc się na całe ryło: „Yeah!!!”. Ogromną wartość miała dla nas też informacja zwrotna od Rafała Agnieszczaka, który był jednym z pierwszych testerów narzędzia. Gdybym miał kogoś w Polsce nazwać swoim mentorem, zdecydowanie byłby to Rafał. Rafał podesłał nam listę poprawek, ale nie zjechał produktu – i wtedy wiedziałem już, że może być dobrze. Reasumując: kilka lat temu nie pomyślałbym nawet, że tego typu ludzie będą pozytywnie oceniać moje skromne narzędzie, a przede wszystkim z niego korzystać. – To dobre wspomnienia. A pamiętasz chwile, które Cię trochę zdołowały albo Ci dały do myślenia? Tak. Tego typu chwile były szczególnie obecne, kiedy odeszliśmy z poprzedniej firmy i zaczęliśmy pracę nad Brand24 na full time. Po kilku miesiącach byłem finansowo mocno pod kreską, bo przyzwyczajeni byliśmy do dobrych pensji, a tu nagle 10 miesięcy bez kasy. Pamiętam, że garść „przyjaciół” z naszego życia zawodowego niespecjalnie była skora do pomocy. W chwili desperacji niektórym oferowaliśmy nawet Brand24 za free, jeśli tylko dadzą nam pensje, albo 100% udziałów w projekcie – byle tylko mieć na rachunki i utrzymanie. Nie chcieli. Bogu dzięki.

„Codziennie budzę się i chodzę spać z myślą o Brand24, o tym jak można byłoby przenieść projekt na kolejny poziom”.

Jak postrzegasz teraz swoją obecność w sieci, tworząc już od kilku lat Brand24? Czy nadal jest to dla Ciebie hobby, czy pojawiają się jednak momenty zmęczenia i zniechęcenia? Nadal jest to hobby i pasja. Codziennie budzę się i chodzę spać z myślą o Brand24, o tym, jak można byłoby przenieść projekt na kolejny poziom. Skłamałbym jednak, mówiąc, że zawsze wszystko jest różowe i nie ma chwil zmęczenia czy nawet zniechęcenia. Często bowiem budowa tego typu biznesu to nie tylko wyjazdy do Doliny Krzemowej czy Indonezji. To także pobudka o 3 w nocy, kiedy

Czy jesteś zadowolony z obecnego kształtu Brand24? Jak wyobrażałeś sobie projekt, gdy z nim ruszałeś? Jestem bardzo dumny z tego, co udało się osiągnąć. Przyznam, że nie uwierzyłbym, gdyby ktoś powiedział mi parę lat temu, że firma po kilku latach będzie generować milionowe przychody (niestety na razie w złotówkach) oparte na klientach z kilkunastu krajów świata i że będą zdarzać się miesiące, w których pokonam 70 000 km, podróżując w sprawach firmowych do takich miejsc jak San Francisco, Nowy Jork czy Dżakarta. Wtedy patrzyłem na branżę internetową trochę przez szklany sufit. Chciałem być jej częścią i chciałem, żeby nie tylko moje narzędzie było dobrze w niej odbierane i doceniane, lecz także ja sam. Pamiętam, że pierwszy wywiad w sprawie Brand24, jeszcze zanim zaczęliśmy narzędzie sprzedawać, przeprowadził ze mną Maciek Budzich. Maciek był i jest dla mnie jednym z idoli od czasu jego prezentacji na konferencji Rewolucja w komunikacji, na której chyba w 2008 roku byłem jednym ze słuchaczy. Po tym wywiadzie byłem tak podekscytowany, że przez najbliższe 2–3 tygodnie odświeżałem kanał Maćka na YT w oczekiwaniu klipu. Pamiętam także pierwszą pozytywną wzmiankę o Brand24 autorstwa Pawła Tkaczyka, który napisał: „Bawię się Brand24 i jestem zachwycony”. Moment, w którym zobaczyliśmy to na profilu Pawła na Facebooku, wyglądał dokładnie tak jak sceny z filmów o lotach w kosmos, kiedy po udanym lądo-

Jesteście świeżo po aktualizacji Brand24, jak wrażenia? Na moim Facebooku w dniu premiery aktualizacji nie istniał nikt inny. Każdy pisał o nowym Brand24. Nowa wersja Brand24 to największe wydarzenie w losach firmy. To moment przełomowy, w którym wyrastamy nieco z fazy startupu i stajemy się nieco bardziej dojrzałym biznesem. Premiera wyszła rewelacyjnie, choć prawie wpędziła mnie do grobu. Termin przekładaliśmy pięciokrotnie. Najpierw mieliśmy wystartować na Internet Beta, które dla mnie zawsze jest głównym wydarzeniem branżowym roku. Przez wyjazdy do USA na tamtejsze konferencje nie udało się zdążyć. Potem przełożyliśmy termin na październik. Znowu lipa. To może listopad? Nic z tego. Ostatecznie premiera odbyła się 4 grudnia. Miała być 3 grudnia, bo następnego dnia zapowiadał się najgorszy możliwy termin do startu czegokolwiek. Miałem wtedy dwie prelekcje – w Poznaniu i Warszawie. Skończyło się tak, że ostatnie rzeczy dopinałem na zestawie głośnomówiącym w trasie. Większość osób

61


wyobraża sobie pewnie moment odpalenia nowej wersji jako poetycki gest zrealizowany wprost z pięknego biura. Ja natomiast uruchomienie przeżyłem, siedząc na kamiennej podłodze korytarza poznańskiego uniwersytetu, gdzie znalazłem gniazdko i podłączyłem się ze sprzętem na godzinę przed prelekcją. Równolegle do startu odpowiadałem kilku osobom na pytanie, czy stoję w kolejce do dziekanatu (jak się okazało, za mną były drzwi). Po chwili musiałem też wejść w polemikę z panią z dziekanatu, która twierdziła, że nie wolno mi było siedzieć tam, gdzie siedziałem. Tak więc wesoło i nerwowo. Na szczęście jednak poszło dobrze. – Najważniejsze, że wyszło tak, jakbyś siedział w biurze i poetycko popijał whisky, delektując się sukcesem. A czy uważasz, że warto swoją firmę utożsamiać personalnie? Tak jak Ty utożsamiasz się mocno z Brand24 czy Michał Górecki z koszulkowo.com. Myślę, że warto. Ludzka twarz zawsze sprawia, że innym łatwiej kibicować i sympatyzować z marką. Nie lubimy bezdusznych, bezosobowych podmiotów gospodarczych. Dużo łatwiej również pokazać ludziom, dlaczego robimy to, co robimy. Choć tu ponownie nie zrobiliśmy tego z rozmysłem –raczej po

62

pewnym czasie zdaliśmy sobie sprawę z tego, jak ważne jest uczłowieczanie firmy. Czy w erze wszechobecnego dostępu do sieci, serwisów społecznościowych, powiadomień dochodzących o każdej porze dnia i nocy próbujesz uciec czasem do świata pozbawionego współczesnych technologii? Kiedy zazwyczaj wyłączasz smartfona i laptopa? Smartfon jest zawsze pod ręką i zawsze naładowany. Dostaję palpitacji, kiedy telefon mi się rozładowuje i nie mam kontaktu ze światem. Zawsze wyobrażam sobie, że ktoś tam akurat w sieci mówi o nas, a ja nie mogę zareagować. Jest to wprawdzie trochę męczące, bo od jakiegoś czasu ludzie testują nasze możliwości monitoringu, pisząc w sieci: „Sadowski, cho no tu”. Jeśli zareaguję szybko – jest to najlepsza reklama dla mojej firmy. Jeśli nie, wręcz przeciwnie. Niemniej uwielbiam rozmawiać z ludźmi, więc nie przeszkadza mi to. Co dalej? Gdzie widzisz siebie za 2–3 lata? Za 2–3 lata widzę siebie jako szefa firmy, która jest światowym liderem w monitoringu internetu. Tak silną markę, jaką zbudowaliśmy w Polsce, zbudujemy teraz w wersji global (ze szczególnym uwzględnieniem USA).

Liczę też, że w tym czasie wiele się nauczę o tym, jak działają nieco większe biznesy. Uważam, że jestem niezłym startupowcem. Jako menadżer w bardziej zaawansowanej firmie jestem jednak parówą. Większość moich zalet z życia startupowca staje się bowiem wadami w prowadzeniu rozwiniętego biznesu, który skalujemy globalnie. Przykładowo: w fazie startupu było bardzo fajne to, że w zasadzie wszystko potrafiłem zrobić sam. Grafikę, kod strony, marketing itd. W tej chwili powinienem już dawno nauczyć się cedować te obowiązki na ludzi, którzy zrobią to lepiej i którzy przede wszystkim mają na to czas. Ten okres to dla mnie i wspólników duże wyzwanie, ale uczymy się dużo i szybko, więc wiem, że się uda. Jesteś zadowolony ze swojego obecnego życia czy raczej widziałbyś się w alternatywnej rzeczywistości jako np. pilot Jumbo Jeta lub ogrodnik w Nowej Zelandii? Nie zamieniłbym swojego życia na żadne inne. Nie zamieniłbym się nawet z ludźmi, którzy już odnieśli sukces w branży, którą ja zamierzam podbić, bo najprzyjemniejszy dla mnie jest sam wyścig, a nie odcinanie kuponów z wygranej.


63


LUDZIE INTERNETU Myślałeś o pozainternetowych projektach, interesach? Jeśli tak, to co by to było? Jakoś dużo o tym nie myślę, ale kiedyś przyszło mi do głowy, że gdyby zamknęli internet, otworzyłbym sieć sklepów spożywczych drive-thru. Jestem typem człowieka, który nie znosi marnowania czasu, a niestety podczas powrotu do domu często muszę stanąć w sklepie i kupić jakieś podstawowe rzeczy. Fajnie byłoby to zrobić to bez wysiadania z auta. Czego nauczyłeś się, prowadząc Brand24? Jest tego dużo. Przede wszystkim tego, że nie sam bazowy pomysł jest najważniejszy. Nie byliśmy pierwszym narzędziem monitoringu – ani drugim, ani trzecim, ani dziesiątym. A mimo to jesteśmy liderem. Jest tak, ponieważ rozwiązaliśmy problem monitoringu internetu „trochę” lepiej, niż pozostali. Bardzo często to wystarczy, żeby wykroić sobie solidny kawałek rynku. Pomysły są łatwe, liczy się egzekucja. Drugą rzeczą jest to, że nauczyłem się, jak istotne jest systematyczne oddawanie obowiązków. Dawanie ludziom kolejnych szans na pokazanie, że finalnie są w stanie rozwiązać problem lepiej niż ja sam. Trzecia i chyba najważniejsza nauka jest taka, że trzeba uwierzyć w siebie. Trzeba wierzyć, że można zbudować udany lokalny, a nawet globalny biznes. Trzeba mierzyć wysoko. Nie z braku skromności czy arogancji, ale dlatego, że historia pokazuje, iż wszystko jest możliwe. Mamy już pierwsze biznesy, które z Polski sprzedają swoje produkty na cały świat. My będziemy kolejnym. Nigdy nie wierzyłem w to bardziej niż po ostatnich 3 latach prowadzenia tego biznesu w Polsce.

W jaki sposób odrywasz się od pracy? Trenuję amatorsko capoeirę, BJJ/MMA, akrobatykę. Gram też dużo w gry komputerowe i oglądam seriale. Słucham sporo książek (kilkadziesiąt rocznie). Wprawdzie treningi ostatnio nieco zaniedbałem, ale wracam teraz i postaram się tego pilnować. Zdałem sobie bowiem sprawę, że goniąc za sukcesem, czasami możemy zapomnieć o ludziach, z którymi najfajniej byłoby się nim dzielić. O rodzinie i przyjaciołach, którzy wspierali przez cały czas. Trzeba uważać, żeby w pogoni za biznesem nie obudzić się z sukcesem na koncie, ale w pustym pokoju. – Jakie seriale oglądasz? Kiedyś pisałeś, że jesteś całkiem dobry w Fifę. Pochwal się: jesteś tak samo mocny w Fifę co w monitoringu? Nie mnie oceniać, ale dawno już nie przegrałem w Fifę meczu, a gram w sieci na najwyższym nieprofesjonalnym poziomie. Naturalnie chłopaki, którzy jeżdżą na WCG, nie zostawiliby na mojej drużynie suchej nitki, ale coś tam gram. Dużo lepsze wyniki miałem w Battlefielda i Quake’a 3. Szczególnie w tym ostatnim mogę powiedzieć, że grałem z najlep-

„[...] trzeba wierzyć w siebie. Są momenty, w których jest ciężko. Czasami nawet bardzo ciężko. Trzeba jednak wierzyć, że w tunelu jest światełko”.

Co według Ciebie musi zrobić mężczyzna, aby być spełnionym? Myślę, że u nas wszystkich, niezależnie od płci, głównym motywatorem jest chęć bycia docenionym. To jest element, który napędza wszystkie wysokopoziomowe motywatory. Problem ze „spełnieniem” polega na tym, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jeszcze 3 lata temu – słysząc od kogoś prognozę tego, co udało nam się osiągnąć – powiedziałbym, że biorę w ciemno i mogę przejść w spoczynek spełniony. Kiedy jednak już tu jestem, chcę więcej. Chcę być doceniany nie tylko w Polsce, lecz także poza nią. To jest teraz mój główny cel.

64

szymi na świecie. Nigdy nie byłem najlepszy, ale o czołówkę pewnie się otarłem. Co do seriali, to oglądam lub oglądałem (bo się skończyły) sporo. Ostatnio nowy sezon „Homeland”, „Peaky Blinders”, „Sherlocka”, „Gotham”, „Boardwalk Empire”, „Sons of Anarchy”, „Banshee”, „Marco Polo” lub moje ulubione: „Family Guy” czy „American Dad”. Często też wracam do klasyków takich jak „The Wire”, „Ghost in the Shell” sezon 1 i 2, „Death Note” czy „Futurama”. Wszystkie te seriale widziałem już po kilka razy i niektóre znam wręcz na pamięć. Jaka przyszłość czeka serwisy społecznościowe takie jak Facebook czy Twitter? Czy Brand24 jest przygotowany na ewentualne zmiany? Tego typu serwisy zmieniają się nieustannie i my na te zmiany reagujemy, czasami nawet je przewidujemy. To naturalna kolej rzeczy w tej branży. Myślę, że największe zmiany w najbliższych miesiącach przyniesie start wyszukiwarki

Facebooka z prawdziwego zdarzenia oraz rosnące znaczenie Twittera w Polsce – czyli najlepszego aktualnie medium do budowania relacji z klientem. Kogo w Polsce poleciłbyś młodym przedsiębiorcom do naśladowania w Polsce? Czy są ludzie, którzy mogą być jakimś wzorem do naśladowania? Kto jest Twoim idolem w świecie biznesu? W Polsce, tak jak wspomniałem, moim mentorem czy też idolem jest Rafał Agnieszczak. Z zagranicy przede wszystkim Elon Musk, Ben Horowitz oraz David Heinemeier Hansson. Trzy najważniejsze rady od Ciebie dla osób, które teraz, czytając ten wywiad, myślą o swoim pierwszym startupie. Jaka jest recepta na sukces? Po pierwsze, trzeba wierzyć w siebie. Są momenty, w których jest ciężko. Czasami nawet bardzo ciężko. Trzeba jednak wierzyć, że w tunelu jest światełko. Po drugie, trzeba zapieprzać. Sukces bardzo rzadko spotyka ludzi pracujących w pierwszym roku firmy po 7 h na dobę. Po trzecie, trzeba dbać o egzekucję. Diabeł zawsze tkwi w szczegółach. Często zdarza się, że z dwóch podobnych na pozór projektów jeden wypala, drugi nie. Wynika to zawsze z dbałości o szczegóły, ze sposobu, w jaki nasz pomysł wprowadzamy w życie. Uważasz, że edukacja w Polsce pomaga w rozwoju przedsiębiorczości u młodych ludzi? Zdecydowanie nie. Edukacja w Polsce to manufaktura do masowego tworzenia podobnych rąk do pracy. Specjalistów, którzy wypełnią stanowiska firm założonych przez ludzi, którzy studia przelecieli na trójach lub którzy nawet ich nie skończyli. Ogromnie brakuje nam trybów nauczania, które promowałyby ludzi wybitnych w pojedynczej dziedzinie lub właśnie ludzi przedsiębiorczych. Przeciętny 4-latek zadaje na dobę ponad 400 pytań. Gdzieś po drodze gubimy to i przestajemy pytać. Przestajemy zastanawiać się, czy coś może być robione inaczej. Lepiej. Przedsiębiorca to ktoś, w kim tego ognika nie ugaszono do końca, a założenie własnego biznesu rozpala go na dobre. Dziękuję za rozmowę i życzę, Michale, by nadal dopisywała Ci taka satysfakcja w życiu zawodowym jak dzisiaj.


65


LIFESTYLE Istnieje bardzo wiele powodów, dla których zwierzęta nie

Petsee.pl to serwis, w którym każdy może stworzyć swój profil

korzystają z internetu, pierwszy z nich to ten, że nasi ulubieńcy

osobisty oraz powiązane z nim profile swoich domowych

nie potrafią pisać. Zupełnie natomiast nie rozumiemy, dlaczego

ulubieńców. Na portalu możesz publikować statusy o tym,

w internecie jest tak mało miejsc skupiających właścicieli

co nowego zbroiły Twoje zwierzaki, wrzucać zdjęcia a także

zwierząt.

zabawne filmiki z ich udziałem! Bądź zawsze na bieżąco z tym, co dzieje się nie tylko u Twoich przyjaciół, ale także u ich

Skoro czytasz te słowa, to na powyższe pytanie odpowiadasz

zwierząt! Dzięki temu wszyscy użytkownicy internetu mogą

sobie właśnie teraz. My zrobiliśmy to jakiś czas temu, siedząc

bliżej poznać Twoje czworonogi.

na plaży i zajmując się czymś zupełnie innym niż praca. Petsee.pl powstało w grudniu 2014 roku, choć sama idea

Masz możliwość poznania nowych ludzi, którzy podzielają

narodziła się dużo wcześniej i przyszła nam do głowy zupełnie

Twoją miłość do golden retrieverów, scottish foldów, czy

niespodziewanie. Relaksując się na piachu przy nektarze

legwanów zielonych.

odprężenia (prawilnie: płynnym złocie podwórek) widzieliśmy psy skaczące za frisbee, oraz te pozujące do zdjęcia lub pomagające właścicielowi sprawdzić maile na jego smartfonie. Wtedy pojawił się pomysł na stworzenie serwisu poświęconego naszym pupilom. Dziś, po długich miesiącach projektowania

Warto zwrócić uwagę, że Petsee to serwis dla właścicieli

i planowania szczegółów, chcemy przedstawić Ci efekt naszych

wszystkich zwierząt, nie tylko psów i kotów. Dzięki temu

zmagań.

możesz szybko i bezproblemowo wymieniać się z pozostałymi użytkownikami

doświadczeniami,

dzielić

poradami

i wskazówkami, zarówno tymi odnośnie hodowli, rodzajów karmy, jak również najbardziej sprawdzonymi sposobami tresury.

To nie wszystko.

Jak pochwalić się swoim pupilem w social media? Najprościej jest wrzucić jego zdjęcie na facebooka lub instagram. Nie

Dzięki usłudze GEOLOKALIZACJI masz możliwość znalezienia

da się jednak ukryć, że z racji swojego ogólnego profilu,

najlepszego specjalisty w pobliżu Ciebie. Weterynarz, treser,

najpopularniejsze serwisy nie zawsze spełniają oczekiwania

hotel zwierząt - wystarczy jedno kliknięcie i już nigdy nie

miłośników czworonogów. Z pomocą przychodzi Petsee.

będziesz przerzucał szuflad w poszukiwaniu wizytówki weterynarii.

66


LIFESTYLE Oprócz walorów czysto rozrywkowych oraz informacyjnych

ludzi, uzyskasz wiele przydatnych informacji oraz pomożesz

Petsee.pl ułatwia także spełnianie potrzeb serca.

bezdomnym zwierzętom znaleźć nowych właścicieli. Najważniejsze jednak, że dzięki Tobie mamy szansę stworzyć największą społeczność w internecie. Społeczność ludzi kochających zwierzęta.

Śmiało - wejdź i zobacz, kogo słychać.

Dokładnie tak. Petsee.pl to zarówno niezwykle przyjemny serwis służący zabawie, jak i portal, dzięki któremu możesz zaadopotować zwierzaka lub pomóc mu znaleźć nowy dom. System dodawania i przeglądania ogłoszeń jest bardzo intuicyjny - wystarczy dosłownie kilka kliknięć. Dzięki integracji z innymi serwisami social media, Twoje ogłoszenie może być szybko i łatwo udostępnione np. na facebooku. Z racji tego, że założeniem Petsee jest zebranie społeczności osób kochających zwierzęta, ogłoszenia o adopcji w tym serwisie mają szansę stać się niezwykle skutecznym sposobem na znalezienie wielu bezdomnym zwierzętom nowych domów, w których zobaczą co to radość, opieka, zobaczą kim jest prawdziwy przyjaciel. Petsee.pl to miejsce, w którym pochwalisz się swoim czworonożnym przyjacielem, poznasz podobnych sobie

CEO i współzałożyciel firmy Petsee.pl, mającej siedzibę w Trójmieście. Od lat związany z tworzeniem stron internetowych. Miłośnik niestandardowych rozwiązań, kochający piłkę siatkową, sporty zimowe i podróże. Jak mówi z uśmiechem sam o sobie - wolałby ponieść porażkę robiąc to co kocha, niż osiągnąć sukces w czymś, czego nienawidzi. 67


WYWIAD

ILONA GNAT-SIUDA & Snappy Olivier ROZMAWIAŁ: JAKUB JANKE

68


Wiemy, że konkurs na Baby Mistera Internetu, który Oliwier wygrał, nie był jego pierwszym i zapewne ostatnim, zwłaszcza jeśli spojrzy się na jego inne osiągnięcia. Chcecie bądź macie nadzieję, że Oliwier w przyszłości zostanie znanym blogerem albo będzie powiązany ze światem mody, czy traktujecie to tylko jako przygodę? Do konkursu zgłosiliśmy Oliwiera po namowie rodziny i znajomych, którzy od zawsze powtarzali, że jest ślicznym dzieckiem. Konkurs udało się wygrać, co było trampoliną do kolejnych naszych działań: stworzenia profilu na Facebooku (fb.com/SNAPPYOLIVIER) i zgłoszenia Oliviera do agencji artystycznych dla dzieci. Jeśli Oliwier będzie chciał i jeśli to, co robimy, dalej będzie mu sprawiało przyjemność, jak sprawia do tej pory, to my jako rodzice będziemy bardzo szczęśliwi i dumni, że nasze dziecko robi to, co kocha. Wiadomo, że jak każdy rodzic chcemy dla niego jak najlepiej. Obecnie traktujemy wszystko jak przygodę, a czas pokaże, co będzie później. Skąd pseudonim Snappy Olivier? Oliwier jest bardzo żywym, pełnym werwy dzieckiem, co właśnie z tłumaczenia na język angielski oznacza „snappy”. Wszędzie go pełno, jest ciekawy świata i ludzi, dlatego wydaje nam się, że ten pseudonim idealnie odzwierciedla jego osobowość. Jak Oliwier reaguje na przebieranie i pozowanie do zdjęć? Dzieci są zazwyczaj niecierpliwe i trudno zatrzymać je w miejscu. Oli uwielbia się przebierać, mimo tak młodego wieku nie ma z tym problemu. Staramy się, aby nie był to dla niego przykry obowiązek, ale forma zabawy; nie chcemy na nim nic wymuszać. Znamy swoje dziecko i bacznie obserwujemy jego reakcje na różne sytuacje, aby w razie czego

w odpowiedni sposób zareagować. Wyłapujemy odpowiednie momenty, kiedy Oliwier po prostu się bawi, z czego wychodzą bardzo ciekawe, naturalne kadry. Oliwier potrafi też zapozować, pięknie uśmiecha się do zdjęć, macha do przechodniów, a gdy ma dość, pokazuje nam to. Bardzo lubimy sesje na świeżym powietrzu, gdzie dużo się dzieje. Miło nam, gdy ludzie zwracają uwagę na Oliwiera, pomagają przy zdjęciach, chwalą jego stylizacje i mówią, że jest ślicznym dzieckiem. :) Skąd czerpie Pani pomysły na stylizacje syna? Nie czerpię inspiracji z żadnego miejsca. Współpracujemy ze stylistką Izabelą Faber, która pomaga nam w doborze stylizacji dla Oliwiera. Wydaje mi się, że ważną rzeczą jest przede wszystkim fantazja, poszukiwanie swojej własnej drogi, a nie wzorowanie się na kimś. My szukamy nowych rozwiązań, nietypowego wykorzystywania części garderoby, mieszamy style i cieszymy się, kiedy ma to pozytywny odzew. Znane na całym świecie serwisy modowe kilkukrotnie wyróżniły i pokazywały stylizacje Oliwiera w sieci. Jak do tego doszło? Oliwier ma konto na Instagramie (Snappy_ Olivier), a jego stylizacje już kilkukrotnie zostały docenione i wyróżnione przez polskie oraz międzynarodowe serwisy pokazujące na Instagramie najlepsze dziecięce stylizacje na świecie, m.in.: Dzieciole, Kidsood, Stilkolikkids, kids_street_fashion, Fashionlittlekids, Beautiesandgents, kids_fashions_, stylish_cubs, fashionboys_official, fashion_baby_2014, fly_little_guy, it Kid Boy, Krown’d.Kid. Pokazując stylizacje na Instagramie, dajemy serwisom modowym pozwolenie na udostępnianie zdjęć. Kiedy któremuś z nich spodoba się stylizacja, kopiuje ją i pokazuje u siebie. Dzięki temu wiele polskich marek odzieżowych dla dzieci – właśnie za pośrednic-

twem internetu i stylizacji Oliwiera – zostało pokazanych na arenie międzynarodowej. Każdy pozytywny komentarz pod naszym zdjęciem bardzo nas cieszy i dodaje nam skrzydeł do kolejnych działań. Jak wyglądała Wasza współpraca ze znanym projektantem mody? Specjalnie dla Pani syna odzież projektował PLICH. Jesteśmy bardzo zadowoleni ze współpracy z jednym z najlepszych polskich projektantów. PLICH specjalnie dla Oliwiera uszył cudowny kaszmirowy płaszczyk i miniwersję swojej kultowej koszulki. Dodatkowo czujemy się zaszczyceni, że Oliwier został pierwszym dzieckiem, które przekroczyło atelier PLICH i dla którego PLICH coś zaprojektował. Najbliższe plany zawodowe małego modnisia to… Mamy nadzieję, że nowy rok przyniesie Oliwierowi dużo pozytywnych momentów. Dalej będziemy pokazywać jego stylizacje, robić zdjęcia, promować polskie marki i z nimi współpracować. Szykują się nowe wywiady, projekty. Snappy Olivier wypuści swoją wyjątkową linię koszulek. Na pewno będzie co obserwować! ;)

69


MARKETING

PO RAZ PIERWSZY, DRUGI I TRZECI… SPRZEDANE!

CZYLI SKUTECZNE TECHNIKI SPRZEDAŻY Nieważne, czy masz firmę oferującą usługi, zaopatrzony tysiącem produktów sklep, czy po prostu jesteś domowym sprzedawcą, który chce pozbyć się kilku rzeczy, musisz umieć skutecznie zrobić jedną rzecz: skutecznie to sprzedać. Mogłoby się wydawać, że nie jest to takie trudne zadanie, wystarczy po prostu przekonać do siebie parę osób, a później można cieszyć się wysokim zyskiem. Nic bardziej mylnego. Przeczytaj nasz poradnik sprzedażowy i naucz się kilku tricków, które spowodują, że staniesz się skuteczniejszym sprzedawcą.

Dzisiejsi klienci różnią się od tych w roku 1999. Są inteligentni, mądrzejsi, mają dostęp do internetu, porównywarki cen, produktów, usług oraz przede wszystkim – są świadomi. W dyskusji z nimi nie możesz więc korzystać ze starych, wyeksploatowanych do granic możliwości sztuczek, ponieważ kiedy klient wyczuje powiew starości lub próbę oszukania go – ucieknie. Jak temu zapobiec? Przede wszystkim zacznij od siebie jako sprzedawcy, czy kierownika firmy. Naucz się pokory i dopuść do siebie myśl, że nie jesteś monopolistą w danym sektorze (nawet jeśli jesteś). Zastanów się, jakie są Twoje słabe strony i jak możesz je wzmocnić. Wyobraź sobie, że musisz być lepszy od rzeszy sprzedawców, oferujących dokładnie te same usługi, co Ty. A może nawet lepsze… Należy także dodać, że to wcale nie jakość jest najważniejszym czynnikiem przy sprzedaży danego produktu. Czy naprawdę Microsoft jest najlepszy na świecie? Nie. Ale ma najlepszych fachowców od sprzedaży. Pamiętaj także, że czasami udana transakcja niekoniecznie oznacza sprzedaż dzięki właściwej technice sprzedaży, ale… sprzedaż pomimo stosowanej techniki sprzedaży. Zdarza się, że klient nabywa dany produkt lub usługę z przymusu, braku innych możliwości… Nie dlatego, że świetnie mu coś sprzedałeś.

70

Przy wybieraniu właściwej techniki sprzedaży, należy podzielić je najpierw na te, skupione na kliencie, bądź na produkcie (nigdy na sobie!) i dostosować do nich cele i możliwości swojej firmy. Poniżej prezentujemy kilka najważniejszych i najpopularniejszych metod sprzedaży. Metoda wysokowartościowa – gdzie najważniejsi są klienci oraz rozmowa. Otwarcie sprzedaży w tym wypadku nie powinno zająć więcej niż 5 minut. Musimy wziąć pod uwagę, iż nasi klienci przy tym typie sprzedaży są dużymi firmami, przedsiębiorstwami, które wiedzą, co i od kogo kupują. Najlepiej podać wtedy kilka suchych, lecz świadczących o naszej niewątpliwej przewadze nad innymi firmami faktów, które wywrą na potencjalnym nabywcy wrażenie. Podczas rozmowy konieczne jest precyzyjne udzielanie odpowiedzi na zadawane nam pytania. Udzielaj je w formie krótkiej, zwięzłej, aczkolwiek wyczerpującej. Jeśli przygotowujesz do takiej rozmowy swoich pracowników, wyposaż ich w jak najlepszą wiedzę, np. poprzez zadawanie im przykładowych pytań podczas szkolenia. Uzyskując wymijającą i ogólną odpowiedź, klient może się łatwo znudzić i zniechęcić i już pod koniec spotkania zastanawiać się nad skorzystaniem z usług naszej konkurencji. Metoda SPIN, w której spotkanie przypomina raczej warsztaty rozwoju osobistego. Zadawane są tam pytania, mające ukierunko-


MARKETING wać i utwierdzić naszego klienta w przekonaniu, że Twój produkt stuprocentowo spełni jego oczekiwania oraz uczyni jego życie łatwiejszym. Wstęp (przedmowę) takiego spotkania należy podzielić wtedy na trzy fazy: Pierwsza – podczas której przedstawimy naszą firmę, mówiąc o jej największych sukcesach i pokrótce o oferowanych usługach. Druga – przedstawienie celu Twojego przybycia, celu spotkania, przedstawienia swoich oczekiwań co do przeprowadzanego spotkania. Trzecia – czyli zakontraktowanie możliwości zadawania pytań, aby klient nie poczuł się przytłoczony ilością informacji i nie próbował przerywać Twojego wystąpienia próbą zadania ważnego dla niego pytania. Rozszyfrujmy teraz skrót SPIN i wyjaśnijmy, czy czym polega ta metoda. S – zadawanie pytań sytuacyjnych, kiedy mimochodem (nie przez pytania wprost!) dowiadujemy się, jak wygląda sytuacja klienta, co jest źródłem jego problemów, jakie ma oczekiwania, potrzeby (zdobytych informacji nie może być za dużo, nie jest to wywiad środowiskowy, lecz garść informacji, którą musi zdobyć sprzedawca, aby później skuteczniej sprzedać produkt). P – zadawanie pytań problemowych, które pomagają nam odkryć prawdziwe problemy naszego klienta. Pomaga nam to w odpowiednim dopasowaniu techniki dalszej sprzedaży. Pytanie problemowe zwykle przybiera formę pytania „czy pańska firma jest zadowolona z…?” „jakie niedogodności spotykają państwa firmę…?”. I – pytania implikacyjne – pozwalające na zobrazowanie konsekwencji z utrzymywania dotychczasowych problemów i pozostawienia ich nierozwiązanymi. Stanowią one wzmocnienie motywacji do zakupu produktu. N – naprowadzające, polegają na wprowadzaniu pytań retorycznych, które pozwalają klientowi na uzmysłowienie sobie, że rozpaczliwie potrzebuje on naszego produktu, takich jak „czy rozwiązanie problemu X jest dla pana ważne?”, „dlaczego uważa pan, że rozwiązanie sprawy X byłoby użyteczne dla pańskiej firmy w przyszłości?”. W metodzie tej chodzi o uświadomienie klientowi jego problemów, uwydatnienie ich (ale nie zawstydzenie!) i przedstawienie pomocy w postaci Twojego produktu. Kolejnym systemem jest system Sandlera, który skupia się na przyczynach problemu. Pozwala on stwierdzić, czy czynnik jest zewnętrzny, wewnętrzny, skupia się na zrozumieniu problemu i odzyskaniu odpowiedzialności za jego rozwiązanie. Odzyskanie owej odpowiedzialności za np. poziom sprzedaży może mieć wpływ na jego rozwiązanie, którym jest oferowany przez nas produkt.

firmy, która w celach i strategii firmy wyznaczyła sobie grupę docelową o niższych zasobach finansowych. Metoda skupiająca się na osobie decyzyjnej pozwala maksymalnie skrócić czas pomiędzy wystąpieniem i zaoferowaniem produktu, do momentu jego faktycznego zakupu. Dzięki tej metodzie, nasi przedstawiciele nie usłyszą bardzo popularnych zwrotów typu „muszę jeszcze z kimś porozmawiać” lub „niestety ta decyzja nie leży w mojej gestii, muszę przedstawić to osobie X”. W przypadku rozmowy z osobą nie-decyzyjną, ważna jest odpowiednia edukacja i przygotowanie, ponieważ musimy wywrzeć wrażenie i przekonanie na tej osobie, że przedstawienie naszej oferty jego przełożonemu ma sens. Pomogą tu retoryczne, pomocnicze pytania typu: „i co dzięki temu uzyskałby pana szef” lub „jak pomogłoby to pana szefowi w codziennym funkcjonowaniu firmy?”. Pozostawiając osobę z takimi pytaniami i przedstawionymi, gotowymi odpowiedziami, możemy być pewni wyboru naszej firmy. Na koniec sposób dla sprzedawców bardziej doświadczonych – ustalenie źródła oporu, niechęci i podejrzliwości klienta oraz skuteczne i szybkie pozbycie się ich. Jak? Dzięki doborowi odpowiednich słów, stwierdzeń i budowaniu uczuć, które stanowią odpowiedź i jednocześnie zaprzeczenie uprzednio odkrytych niechęci. Jeśli wyczuwasz, że klient boi się nieterminowości z Twojej strony, postaraj się podać mu kilka argumentów, przemawiających za Twoją terminowością („w tym roku nasza firma terminowo przeprowadziła X transakcji). To niewątpliwie metoda najlepsza, która w połączeniu z którąś z powyższych, stanowi gwarancję udanej sprzedaży. Przy studiowaniu wszystkich wymienionych powyżej metoda należy pamiętać, że mogą się one dezaktualizować. Nie można także zamykać się tylko na kilak tych, wymienionych w różnych podręcznikach, czy na szkoleniach. Warto poświęcić trochę czasu we własnej firmie i razem ze swoimi współpracownikami postarać się wypracować własny, skuteczny sposób sprzedaży, indywidualnie dopasowany do naszej firmy. Mamy wtedy pewność, że każdy z etapów takiej sprzedaży przyniesie niebywałe efekty. I że nasza konkurencja długo będzie zastanawiała się „jak to zrobiliśmy?”.

MICHAŁ BĄK Strateg w firmie www.majkb.com, tworzącej kreacje marketingowe dla e-commerce i nie tylko.

Dużo mniejszym systemem sprzedaży są zwyczajne próby rozwiązania problemu poprzez alternatywę dla dotychczasowych rozwiązań. Nie jest to system wyrafinowany i oryginalny, ale doskonały dla początkujących, którzy dopiero stawiają kroki w świecie sprzedaży i handlu. System budżetowy skupia się na środkach finansowych klienta, jakie jest on w stanie przeznaczyć na nasz produkt. Może się okazać, że klient jest zbyt biedny, aby pozwolić sobie na usługi naszej firmy. Wtedy pozostaje jedynie zaproponowanie usług zaprzyjaźnionej

71


INTERNET

NAJSKUTECZNIEJSI PRAWNICY W JEDNYM MIEJSCU Z Katarzyną Abramowicz rozmawiał Founder, radca prawny

Skąd pomysł na serwis Specprawnik.pl? Pomysł na serwis SpecPrawnik to wynik świadomie uruchomionego procesu poszukiwania rozwiązań doskonalszych od istniejących w zakresie potrzeb klientów prawników, a także poszukiwań w internecie krajowym i zagranicznym oraz dyskusji i przemyśleń. Nie ma na rynku rozwiązań pomagających wybrać i skontaktować się z prawnikiem. Sformułowaliśmy sobie te najważniejsze kryteria i gdy znaleźliśmy sposób ich przedstawienia klientom, wiedzieliśmy, że trzeba to zrealizować. Czy mieliście doświadczenie w prowadzeniu firmy w internecie? Tak. Uczestniczyłam w tworzeniu przez ojca, Zbigniewa Abramowicza, serwisów takich jak Przelewy24.pl (płatności internetowe), Bilety24.pl (bilety przez internet), Box24.pl (ogłoszenia do prasy przez internet) czy 3gry. pl (lotto przez internet). Wszystkie te serwisy służą internautom do dziś i wszystkie zawierały zawsze wiele innowacyjności. Najbardziej znanym z nich jest serwis płatności internetowych Przelewy24.pl, z którym spotyka się prawie każdy kupujący przez internet. Zastosowane

72

w nim nasze rozwiązania kopiowały później wszystkie podobne serwisy płatności. Czy są Waszym zdaniem jakieś główne różnice w prowadzeniu firmy w internecie? Internet wprowadził szerokie możliwości komunikowania się i przekazywania danych na odległość. Mówiąc o firmie internetowej w ogólności, mamy na myśli firmę, która organizuje różne formy tych właśnie nowych możliwości dla potrzeb wykorzystania (sprzedaży) produktów i usług firm klasycznych. Skąd mieliście finansowanie dla Specprawnik.pl? Serwis finansowany jest z naszych prywatnych środków. Aktualnie dla przyspieszenia jego rozwoju zdecydowaliśmy się na rozmowy z inwestorami. Na czym dokładnie polega działanie tego serwisu, na czym zarabia? Specprawnik.pl to cenne źródło informacji o doświadczeniu i przydatności prawników do naszych problemów. Można łatwo połączyć się z wybranym prawnikiem i przekazać mu np. sądową lub inną prawną sprawę, z którą się borykamy. Z prawem jest tak, że jeśli źle ocenisz swoją sytuację, możesz stracić pieniądze, dom czy wylądować w więzieniu. Dlatego tak ważny jest wybór doświadczonego prawnika.

O czym trzeba pamiętać przy porywaniu się na biznes internetowy? Oprócz pomysłu dobrze mieć środki własne (im więcej, tym lepiej) oraz wyszukać właściwych ludzi, którzy pomysł przekują w rozwiązania. Dziś już nie wystarczają rozwiązania amatorskie. Należy pamiętać, że po uruchomieniu serwis będzie wymagał praktycznie ciągłej rozbudowy, zmian i uzupełnień. Dziś dochód z serwisu jest bardzo rzadko natychmiastowy. To zajmuje czasem kilka lat: zyski najpierw są znikome lub w ogóle ich nie ma, a nakłady spore. W naszym przypadku to dotychczas wydatek kilkuset tysięcy złotych, a należy pamiętać, że sporą część zadań mogliśmy wykonać osobiście. Co doradzilibyście ludziom, którzy marzą o własnym biznesie w sieci? Jeśli masz pomysł na usprawnienie czegoś w danym środowisku, zgłoś się najpierw do osób z niego i porozmawiaj z nimi. Kiedy tylko to możliwe, rozmawiaj o pomyśle z osobami, które mają już doświadczenie i wiedzę w organizacji nowych przedsięwzięć tego typu. Nie bój się zakładać z nimi spółki – w pojedynkę jest najtrudniej. Największym hamulcem oczywiście zawsze są pieniądze, trzeba więc znaleźć sposób, żeby tak nie było.



TECHNOLOGIE

DAWID RECENZUJE

Lenovo Yoga Tablet 2 8’’ - Test tego tabletu skończył się płaczem. Płakałem ze szczęścia jak dziecko, że mogę wrócić do swojego iPada. Lenovo był równie dobry co dowcipy Karola Strasburgera. Lubił złapać zawieszkę przy kilku aplikacjach uruchomionych jednocześnie, czasami wyskakiwał jakiś mało zabawny błąd. Lenovo to przykład świetnego marketingu i bardzo przeciętnego produktu, ale z potencjałem – bo na wyróżnienie zasługuje świetna podstawka oraz bardzo przyjemny dźwięk. Jeżeli mogę mieć noworoczne życzenie, chciałbym ten tablet zobaczyć połączony z Windowsem. Bo może Lenovo wybrało złą partnerkę do tańca…?

Panasonic LUMIX FZ1000 - Powiedzmy, że masz zjazd absolwentów liceum. Będą starzy kumple, więc odbędzie się licytacja ego. Kto więcej osiągnął, kto ma ładniejszą żonę, a na psie kończąc. Załóżmy, że uczestniczysz w aukcji i chcesz sprzedać całe swoje życie, tak jak tylko będziesz mógł je pokolorować. Ale żona już nie waży 55 kilogramów, tylko 95, no i dzieci mają ciągle trądzik. Wszyscy będą chcieli zobaczyć zdjęcia, a tutaj nie wygląda to dobrze. Znalazłem lekarstwo: aparat, który nawet w rękach amatora potrafi wykonać w pełni profesjonalne zdjęcia. Świętnie dobiera ostrość, ma bardzo intuicyjne menu. Wszystko wygląda na nich dwa razy lepiej niż w rzeczywistości, bo – jak mówi moja kobieta – mężczyźni kłamią, kobiety się malują. a aparaty… Sprawdźcie sami.

Panasonic TX-47AS650 - Kiedy czasami widzę zdjęcia moich byłych dziewczyn, to zastanawiam się, co było u mnie nie tak i czy pierwsze zauroczenie może tak zabić obraz rzeczywistości. Dzisiaj poznałem odpowiedź, wysłał mi ją Panasonic. Opisywałem tutaj wcześniej jeden z telewizorów – lidera na rynku. Zauroczyłem się w nim, nie widziałem poza nim świata, a świat pokazał mi siebie, kiedy znowu chciałem na niego spojrzeć. Sprzęt warty 3500 zł, jakościowo dorównujący półce, która jest dwa razy droższa. Razem z jakością idzie wygląd: wygląda piekielnie dobrze. Bądź hipsterem, zrób sobie prezent na święta w styczniu! Jeżeli Twój syn ogląda porno, niech ogląda w dobrej jakości, daj mu się uczyć. Przecież wiesz, że doświadczenie jest ważne.

OCENA: 7/10

OCENA: 9/10

OCENA: 10/10

Lenovo Yoga Tablet 2 8’’ (1099zł) System operacyjny: Procesor : Pamięć : Wyświetlacz (przekątna): Wymiary: (wys/sz/gr) Waga: Wyświetlacz (rozdzielczość): Bateria (pojemność): WiFi Bluetooth

Porty

Kamera (Mpix) Dźwięk

Android 4.4 KitKat Procesor czterordzeniowy Intel Atom Z3745 1,33 GHz

Panasonic LUMIX FZ1000 (3249zł) aparat hybrydowy

Ekran

47 cali / 119 cm, 16:9

Wymiary

137 x 99 x 131 mm

Rozdzielczość

Full HD, 1920 x 1080

Waga

16GB, 2GB RAM

400g 1920 x 1200 px

Obiektyw Matryca

1”, CMOS, Venus Engine

Rozdzielczość Czułość ISO Przekątna ekranu Typ ekranu

6400 mAh TAK TAK, 4.0 1x Micro USB, Wyjście słuchawkowe, Czytnik kart micro SD/micro SDHC/micro SDXC 1.6 Mpix - przód, 8 Mpix - tylna Wbudowane dwa głośniki, Dolby Audio

Nagrywanie filmów Mikrofon stereofoniczny Zdjęcia seryjne Stabilizacja obrazu Migawka Obsługa kart Lampa błyskowa

20 MP 125-12800 (rozszerzalne do 80-25600) 3” niedotykowy, obrotowy 3840×2160 (30p), 1920 x 1080 (60p, 60i, 30p, 24p) 1280×720 (30p), 640 x 480 (30p) TAK do 12 kl./s tak, optyczna, 5-osiowa 30-1/16000s SD/SDHC/SDXC tak, pop-up (zasięg do 13,5 m)

Wizjer

elektroniczny, 0,7x, 2,36 mln punktów

Bateria

DMW-BLC12PP

Wydajność

ok. 360 zdjęć wg CIPA

Nastawy automatyczne

tak

Nastawy ręczne

tak

Efekty

tak

Inne

74

831 gramów z baterią 25-400 mm (ekwiwalent dla pełnej klatki), 16x, f/2,8 w całym zakresie ogniskowych

8 cale/cali 148,9 x 210 x 7 mm

Panasonic TX-47AS650 (2649zł)

Typ

Wi-Fi, USB, Micro HDMI (C), akcelerometr, tryb time-lapse

Technologia 3D Tuner Technologia odświeżania

pasywna (polaryzacyjna) DVB-C - cyfrowy kablowy, DVB-T/ T2 - cyfrowy naziemny, analogowy Backlight Scanning 1200 Hz

Funkcje poprawy obrazu

panel IPS, czujnik oświetlenia zewnętrznego, Clear Panel, Content Optimiser

System dźwięku przestrzennego

VR-Audio True Surround

Moc głośników

2 x 10 W

Smart TV

tak

Wi-Fi

tak

DLNA

tak

HbbTV

tak

Przeglądarka internetowa

tak

Nagrywanie na USB Komunikacja dodatkowa

tak Bluetooth

Wymiary z podstawą (szer. x wys.x gł.)

107,4 x 67,1 x 21,4 cm

Wymiary bez podstawy (szer. x wys.x gł.)

107,4 x 62,5 x 5,4 cm

Waga z podstawą / bez podstawy

14 kg / 13 kg


TECHNOLOGIE

ACER Aspire V Nitro VN7-791G - Dobra pozycja najazdowa, dynamicznie wybicie z progu – następnie kontrola lotu aż do lądowania z telemarkiem. Tak kojarzył mi się głównie Adam Małysz, którego skoki były idealne. Znalazłem sprzęt, który skakałby równie dobrze jak Adam, gdyby miał nogi. Acer ma w sobie kamerę 3D – fajny gadżet, ale czy tak bardzo potrzebny? Wedle gustu. Testowałem tyle laptopów, ile Anna Mucha opiekunek dla swoich dzieci, i ten obecnie jest w top 3. Sprawny w pracy, dynamiczny w rozrywce. Wszystko na najwyższym poziomie, niestety cena też. Procesor i7, bardzo przyjemny dźwięk, a do tego nie grzeje się jak Dariusz Michalczewski na homoseksualistów. Drogi, ale luksus jest luksusem wtedy, kiedy ma wysoką cenę.

OCENA: 10/10

OCENA: 8/10

ACER Aspire V Nitro VN7-791G (3999zł) System operacyjny Procesor Liczba rdzeni Ekran

Lenovo S210 1037U - Mam przyjaciół (niewielu, ale mam) i jest w tym gronie gość, który nie wyróżnia się z tłumu, ale imponuje poczciwością i tym, że kiedy potrzebujesz pogadać – z nim porozmawiasz; kiedy będziesz chciał celebrować sukces – on będzie obok Ciebie. Tak jest również z tym laptopem. Fajny, klasyczny, bez fajerwerków. Dobry do pracy i do mniej wymagającej rozrywki. Jakościowo bardzo porządny, design elegancki, a do tego przyjemny dotykowy wyświetlacz. Niewiele mogę dodać, by nie lać wody. To po prostu narzędzie warte swojej ceny.

Windows 8 Intel Core i5-4210H 2,9-3,5 GHz 2 17.3'', 1920 x 1080 (16:9)

Lenovo S210 1037U (999zł) System operacyjny Procesor Liczba rdzeni Ekran

Windows 8 Intel® Celeron® 1037U 1,8 GHz 2 11,6’’, WXGA 1366 x 768 pikseli (16:9)

Typ matrycy

błyszcząca IPS

Pamięć RAM

8 GB, DDR3

Dysk twardy

SSHD - 1 TB HDD, 8 GB SSD

Pamięć RAM

4 GB, DDR3

Grafika

NVIDIA GeForce GTX 860M

Dysk twardy

500 GB, SATA 5400 obr/min

Pamięć karty graficznej Rodzaj napędu Wbudowana kamera Karta dźwiękowa Wbudowane głośniki Wbudowany mikrofon

2 GB DVD+/-RW Super Multi Dual Layer tak, HD zintegrowana, Dolby Digital Plus Home Theater 2 tak

Karta sieciowa

10/100/1000

Karta bezprzewodowa Wi-Fi

802.11 a/b/g/n

Bluetooth Czytnik kart pamięci

tak, 4.0 SD

Typ matrycy Ekran dotykowy

Grafika Pamięć karty graficznej Rodzaj napędu Wbudowana kamera Karta dźwiękowa Wbudowane głośniki Wbudowany mikrofon

błyszcząca tak

Intel® HD Graphics współdzielona z pamięcią systemową brak tak zintegrowana 2 tak

Karta sieciowa

10/100 Mbps Ethernet

Karta bezprzewodowa Wi-Fi

802.11 b/g/n

Bluetooth Czytnik kart pamięci

tak, 4.0 2 w 1 (SD, MMC)

75


LIFESTYLE

RELAKS Z PERSPEKTYWY TRADYCJI MEDYTACYJNEJ Być może zetknęliście się na swojej drodze – czy to osobiście, czy ze słyszenia – z jogą. Najczęściej kojarzoną z nią praktyka pozycji jogi jest stosunkowo nowym nurtem w tej starożytnej nauce, która zasadniczo sprowadza się do uporządkowanego stosowania technik relaksu, uważności, koncentracji i medytacji. Jeden z działów jogi określany jest terminem pratjahara, który jest często nie do końca zrozumiały nawet dla osób zainteresowanych jogą. Ci bardziej zainteresowani tradycją jogi kojarzą zazwyczaj jedno z tłumaczeń tego terminu: że to praktyka wycofania zmysłów, co nadal niewiele im wyjaśnia. Patańdźali, jeden z najwybitniejszych joginów, pisze tak: „Pratjahara zachodzi, gdy oddzielamy zmysły od potencjalnych obiektów, by naśladowały sattwiczny stan umysłu”. Przyjmujemy zatem robocze założenie, że naturalnym stanem umysłu jest stan określony jako sattva, a zatem stan lekkości, spokoju, harmonii. Ten stan może być zaburzony, gdy umysł rozprasza się, a jedną z najczęstszych przyczyn rozproszenia są zmysły, które kierują naszą uwagę na obiekty zewnętrzne. U Patańdźalego, około dwa tysiące lat temu, pratjahara nie była najprawdopodobniej osobną praktyką, a raczej pewnego rodzaju stanem, który ma wyniknąć z oczyszczenia umysłu w pranajamie (praktykach koncentracyjno-oddechowych) i ma być tłem do praktyk koncentracyjno-medytacyjnych. W późniejszych szkołach rozumienie tego terminu rozwija się w kierunku nie tylko „wycofania zmysłów”, lecz także medytacji uważnościowej i głębokiego relaksu. Relaks w jodze ma kilka znaczeń: odpoczynek/regeneracja, rozluźnienie ciała, uspokojenie umysłu. Każdy z tych aspektów jest ważny i tak naprawdę najlepiej, jeśli wszystkie występują naraz, tak by wprowadzić nas w zupełnie neutralny (ani pasywny, ani aktywny) stan ciała i umysłu. Gdy mówimy o ostatecznej formie relaksu, to jest ona całkowitym porzuceniem kontroli, ale z zachowaniem uważności. Spokojnie leżymy lub siedzimy, a gdy pojawiają się jakieś doświadczenia, pozwalamy im przepływać przez nas: nie nazywamy ich, nie oceniamy ich, nie wypieramy, ale też nie „dokarmiamy”. Gdy pojawia się jakaś emocja, to nie staramy się jej wyprzeć; pozwalamy sobie ją przeżyć, nie nazywamy jej (nie nadajemy etykiety, stwierdzając, że to np. lęk czy gniew itp.), nie oceniamy jej, nie nakręcamy jej. Nie pozwalamy, żeby pociągnęła nas za sobą ani żebyśmy się zidentyfikowali z nią – pozwalamy sobie ją przeżyć. Tak samo traktujemy myśli, wrażenia zmysłowe i każde inne doświadczenie.

Oczywiście wyżej opisana forma będzie dla wielu osób zbyt wymagająca, dlatego można spróbować też kilku sposobów na zrelaksowanie się, które podaję poniżej. • Połóż się i oddychaj brzusznie: niech z wdechem brzuch się unosi, a z wydechem wycofuje. Jeśli trudno Ci się rozluźnić – rób wdech nosem, a wydech ustami. •

Przyjmij wygodną pozycję siedzącą lub leżącą i delikatnie wydłużaj wydechy. Dla wielu osób będzie to działało rozluźniająco.

W wybranej wygodnej pozycji podawaj sobie sugestię rozluźniania kolejnych części ciała, koniecznie idąc w jakimś uporządkowanym kierunku, np. od stóp do głowy.

Napinaj dany mięsień i po chwili zupełnie rozluźniaj go. W ten sposób popracuj ze wszystkimi częściami ciała.

Warto wiedzieć, że najpotężniejszy potencjał we wprowadzaniu nas w stan głębokiego relaksu, a przede wszystkim w zintegrowaniu go z naszym życiem codziennym, ma praca z nastawieniem naszego umysłu, z oczyszczeniem go. Tradycyjnie pierwszym krokiem do oczyszczenia umysłu jest wypracowanie postawy tolerancji, braterstwa/siostrzeństwa i rozumienia poglądów innych. Wybitny mistyk Indii Inayat Khan tak pisze o tym etapie pracy: „Trzeba rozpatrywać punkt widzenia innej osoby, ponieważ z punktu widzenia rzeczywistości każdy punkt widzenia jest naszym punktem widzenia. Im bardziej «pojemni» się stajemy w tym względzie, tym większe urzeczywistnienie staje się naszym udziałem, tym bardziej widzimy, że każdy punkt widzenia jest właściwy. Jeśli ktoś potrafi rozszerzyć swoje rozumienie na rozumienie innej osoby, jego świadomość staje się «większa», niczym świadomość dwóch osób naraz. A może stać się tysiąckrotnie «większa», gdy przyzwyczaimy się do rozumienia myśli innych osób”. Rzeczywiście, dzięki tolerancji i rozumieniu innych naprawdę uchodzi z nas wiele napięcia. Na tym oczywiście nie poprzestajemy, musimy trenować nasze nastawienie nadal. I tutaj, jak pisze Inayat Khan, „drugim krokiem jest nauczyć się widzieć dobre w złym i złe w dobrym”, a trzecim „zidentyfikowanie się z czymś, czym nie jesteśmy”, czyli po prostu nauka relaksu, koncentracji i kształtowanie umiejętności skupienia w kierunku samadhi. Jogini wierzą, że właśnie w taki sposób możemy oczyścić umysł z naszych fałszywych identyfikacji. I takiego oczyszczenia Wam życzę.

MACIEJ WIELOBÓB jest nauczycielem medytacji i jogi, autorem czterech książek, mężem i tatą. Oprócz „konwencjonalnych” form kształcenia przeszedł także ponad 20-letni trening na nauczyciela inicjatora w jednej z tradycyjnych szkół indyjskich. W swojej pracy stara się przekazywać głębię tradycyjnych ścieżek w sposób zrozumiały i użyteczny dla współczesnego człowieka. Pomaga uwalniać się od napięcia, wykorzystywać pełnię swoich możliwości, uczy uważności i spokoju. Zna mistycyzm indyjski od środka jako nauczyciel inicjator w tradycyjnych szkołach medytacyjnych i uwielbia pokazywać konkretne zastosowania tradycyjnych koncepcji i narzędzi w naszym życiu codziennym. Jego strona WWW z newsletterem: www.maciejwielobob.pl

76






Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.