15 minute read
ŚRODOWISKO
ŻÓŁWIE
samotność długodystansowca
Tekst i zdjęcia: Małgorzata Sobońska-Szylińska
Zawsze, gdy pod wodą natknę się na żółwia, przypominają mi się żyrafy w afrykańskich parkach narodowych.
Spotkanie pierwszej z nich wywołuje u wszystkich ogromny entuzjazm. Druga i trzecia również wydają się na tyle atrakcyjne, że spusty migawek aparatów strzelają jak karabin maszynowy. Czwarta jest ok, ale czy warto wyciągać aparat? A w ogóle przydałyby się już jakieś lwy albo chociaż słonie...
Tak samo jest z żółwiami – rzadko się zdarza, żeby ktoś leciał na drugi koniec świata specjalnie po to, by zanurkować z określonym gatunkiem żółwi. One są albo ich nie ma w miejscach nurkowych niejako przy okazji. Pierwszy napotkany osobnik zazwyczaj płynąc w toni ciągnie za sobą sznur podwodnych paparazzi, ale gdy tylko skądś nagle wyłoni się rekin lub manta – od razu kradnie cały show.
Po wynurzeniu niemal każdy z nurków biegły w sztuce rozpoznawania poszczególnych gatunków rekinów, jest w stanie bezbłędnie wyrecytować poprawne nazwy wszystkich uchwyconych obiektywem osobników. A żółwie? Nawet jeśli były, to pozostają anonimowe i stanowią jedynie tło dla innych gwiazd podwodnego świata. Miałam co najmniej kilka okazji w życiu, by przekonać się, że żółwie nie są jedynie statystami. Odgrywają swoje bardzo istotne role w całym ekosystemie, a przy okazji, jak przystało na szare eminencje, załatwiają własne interesy. Ich obserwacja może natomiast sprawić wiele przyjemności.
Przed trzema laty na hawajskiej wyspie Maui nurkowaliśmy z plaży przy obrośniętych świeżą rafą gruzach po pomoście, który zawalił się pod naporem pacyficznego sztormu. Miejsce to nazywało się Mala Ramp i można powiedzieć, że od żółwi było wręcz tłoczno. Podczas jednego tylko nurkowania spotkaliśmy co najmniej kilkanaście dorodnych osobników. Niektóre pływały unosząc się zgrabnie nad rafą, inne eksplorowały wnęki i rozpadliny rafowego gruzowiska. Ponieważ miejscówka ta obfitowała w inne atrakcje – rekiny białopłetwe oraz frog fishe – skupiałam się głównie na nich, aż do momentu, gdy na doświetlonym promieniami słońca betonowym bloku spostrzegłam
żółwia. Leżał rozglądając się wolno na boki, jakby od niechcenia. Nie próbował się zaszyć w dziurę ani „zerwać się do nagłego lotu”. Emanował stoickim spokojem. Położyłam się zatem na dnie naprzeciwko niego i przez maskę próbowałam przez kilka chwil patrzeć mu prosto w oczy. Nie było to trudne, bo on również się we mnie wpatrywał. Patrzył z wielką atencją, wyciągał szyję, przyglądając się dziwnemu zwierzęciu, z którego rytmicznie wydobywały się bąbelki powietrza. Najwyraźniej bardzo go to ciekawiło. Parę razy zamrugał, a na koniec wolno i majestatycznie przymknął powieki, zupełnie tak, jakby poczuł się już lekko znudzony. Wyglądało to bardzo „po ludzku”, więc po plecach przebiegł mi dreszcz i obudziły się we mnie wyrzuty sumienia z powodu tych wszystkich nurkowań z żółwiami, w trakcie których nie poświęciłam im należytej uwagi. Bo jeśli chodzi o żółwie, powodów do zawładnięcia naszą uwagą jest naprawdę całe mnóstwo. Zacznijmy od tego, że żółw jest jedynym przedstawicielem kręgowców, który co do zasady ma zewnętrzny szkielet. Składają się nań dwa elementy – karapaks w części grzbietowej i plastron w części brzusznej. Są one ze sobą połączone, tworząc zewnętrzny pancerz. Oczywiście, w filmach rysunkowych dla dzieci każdy z nas spotkał się z wyobrażeniem, że ów pancerz jest domem, w którym żółw po prostu mieszka. Nic bardziej mylnego! Pancerz jest integralną częścią żółwia i nie da się go z niego wyciągnąć jednocześnie go nie zabijając. Karapaks powstał z przekształcenia się wyrostków na kręgosłupie i połączonych z nimi żeber, natomiast plastron, to nic innego, jak rozrośnięte obojczyki i żebra brzuszne. Drobne kostki u żółwi przekształciły się w płyty kostne, które
z wierzchu pokryte są zrogowaciałymi tarczkami. Plastron z karapaksem połączony jest mostkiem lub czymś w rodzaju zawiasów. Mostek może być elastyczny lub twardy. Jeśli jest elastyczny lub zamiast niego występują zawiasy, to zwierzę może dodatkowo domykać pancerz, chowając w jego wnętrzu wszystkie swoje miękkie części ciała i w ten sposób bronić się przed potencjalnym niebezpieczeństwem zagrażającym mu ze strony morskich drapieżników. Jednak nie wszystkie żółwie żyją w swoim pancerzu. Niektóre gatunki, np. żółwie skórzaste, mają ciało pokryte gładką i miękką skórą. Jeśli już jednak pancerz chroni żółwia, to wówczas ujawnia się kolejny wyjątek w świecie kręgowców. Otóż w takim wypadku żółw jest jedynym przedstawicielem tej grupy zwierząt, u którego zarówno biodra, jak i łopatki znajdują się wewnątrz żeber. To tak, jakby szkielet ludzki odwrócić na lewą stronę. Karapaksy stanowią pole do popisu dla pięknych wzorów i faktur. Są zazwyczaj zbudowane z 4 lub 5 par płytek kostnych rozmieszczonych symetrycznie po obu stronach pancerza, pośrodku którego, tak, jak np. u żółwi szylkretowych, może przebiegać centralny pas płytek. Układają się w mozaiki i przyjmują rozmaite ubarwienie. Czasem poszczególne części pancerza wysmuklają się w regularne piramidy, mają rogi, wyrosty i grzebienie, a wszystkie te ozdobniki zachowują proporcje i wymiary, jakby chciały zrobić wrażenie na Euklidesie, starożytnym twórcy reguł geometrii. Do tego dochodzi ubarwienie. Im bardziej zimne środowisko, tym karapaks jest ciemniejszy. Jak wiadomo, ciemne kolory w dużo większym stopniu absorbują ciepło, a żółw je uwielbia. Gdy jest zbyt zimno, tzn. temperatura spada poniżej 20-25°C, wówczas zapada w hibernację, ale gdy robi się za gorąco i temperatura przekracza 35°C, to żółw potrafi zasnąć snem letnim, czyli wpaść w stan tzw. estywacji. Małe żółwiki wykluwają się z jaj z miękkimi pancerzykami. Dopiero zaopatrzenie organizmu w odpowiednią ilość wapnia i upływ czasu czynią z nich „prawdziwych twardzieli”.
Karapaksy żółwi wodnych są znacznie bardziej spłaszczone niż ma to miejsce u żółwi lądowych. Wytłumaczenie jest proste – w toni to, co się liczy, to jak najbardziej opływowy kształt.
Wracając do mojego zaprzyjaźnionego żółwia z Mala Ramp na Maui, do dziś pamiętam głębię jego spojrzenia. Podejrzewam, że ten przenikliwy wzrok widział wszystko, co chciał zobaczyć, a nawet jeszcze więcej. Żółwie właściwie nie słyszą (nie mają bowiem ani otworów usznych, ani błon bębenkowych, ani też narządów, które można by nazwać uchem środkowym), za to ich wzrok można określić jako iście sokoli. Nie tylko rozróżniają kolory, ale są również w stanie dostrzec promieniowanie podczerwone i ultrafioletowe.
Leżąc naprzeciwko mojego przyjaciela, który później, gdy już lepiej zapoznałam się z systematyką żółwi, okazał się zielonym żółwiem morskim, na Hawajach nazywanych „Honu”, zwróciłam uwagę na jego szczęki. Oglądany en face był podobny do orła. Jego górna szczęka przypominała dziób i zachodziła na dolną. W pewnym momencie, gdy żółw rozchylił nieco szczęki, przez ułamek sekundy ujrzałam to, co miał w paszczy zamiast zębów.
Było to coś na kształt listew i mogłam jedynie domyślać się, że były one ostre jak brzytwa. Listwy te u gatunków roślinożernych są dodatkowo wyszczerbione, żeby lepiej działać przy miażdżeniu pokarmu. Żółwie zielone są głównie roślinożerne, zupełnie inaczej niż spokrewnione z nimi najbliżej żółwie karetta. Te ostatnie wyróżnia również stosunkowo największa wśród żółwi głowa, co zwiększa siłę nacisku jego szczęk podczas miażdżenia skorup sporych niekiedy mięczaków. Jednak największą siłą nacisku szczęk legitymuje się żółw nazywany skorpuchą sępią. Można go spotkać w słodkich wodach Ameryki Północnej i jest on uważany za jedyny gatunek żółwia niebezpieczny dla człowieka. Jego szczęki zaciskają się z siłą 75 kg/cm2, łatwo więc przewidzieć, co by się mogło stać, gdyby znalazł się pomiędzy nimi np. palec – działające jak nożyce listwy zębowe bez trudu oddzieliłby go od reszty ciała. Dla porównania, szczęki osławionego pitbulla teriera mają siłę nacisku wynoszącą 107 kg/cm2.
Najbardziej wzruszające historie związane z żółwiami dotyczą ich przychodzenia na świat, walki z przeciwnościami losu od pierwszej sekundy po wykluciu z jaja oraz, jeśli im się poszczęści, prowadzenia wieloletniego samotnego życia w głębinach. Podobno najstarszy żyjący obecnie żółw ma na imię Jonathan i mieszka na wyspie Św. Heleny. Pochodzi z Seszeli i kiedy przeprowadził się na wyspę znaną z więzienia Napoleona, dobiegał pięćdziesiątki. Naukowcy przebadali go w każdym możliwym aspekcie, jedna z ich konkluzji doprowadziła ich do wniosku, że sędziwy Jonathan jest… gejem. Popularny stereotyp kojarzony z żółwiami dotyczy tempa ich poruszania się. Nawet małe dziecko doskonale wie, co oznacza określenie „poruszać się w żółwim tempie”. Ale czy oddaje ono całą prawdę o tych zwierzakach? Jak każdy medal i ten ma dwie strony. Z uwagi na opływowe kształty niektóre z żółwi morskich, np. żółw skórzasty, są w stanie w wodzie osiągnąć prędkość 35 km/h. Zresztą, kto z nas próbując dopędzić żółwia pod wodą, żeby zrobić mu zdjęcie „od frontu”, nie wypluł Sobie płuc? A ostatecznie żółw i tak mu umknął nabierając rozpędu paroma machnięciami płetw. Z drugiej strony, na lądzie żółwie poruszają się w wybitnie nieporadny sposób. Prześmiewczy gatunek ludzki urządza nawet zawody lekkoatletyczne dla żółwi. Aktualnym rekordzistą świata jest niejaki Bertie (żółw lamparci), który w ciągu 20 sekund przebył aż 5,48 metra. Jego niesamowicie wyśrubowany wynik został nawet wpisany do księgi rekordów Guinnessa. Gdyby utrzymał podobne tempo przez godzinę, pokonałby w tym czasie niemalże kilometr. Ale mówimy o rekordziście. Przeciętny żółw jest o wiele wolniejszy. Zdaniem badaczy, żółwie nie tylko wolniej się poruszają, ale również wolniej myślą, jeśli w ogóle myślą. W XVII wieku, a więc za czasów Kartezjusza będącego głosicielem tezy, że zwierzęta nie czują bólu i są jedynie maszynami, którymi kieruje instynkt samozachowawczy, masowo przeprowadzano okrutne eksperymenty i doświadczenia na zwierzętach. Do grona „królików doświadczalnych” trafiły również żółwie. Ówczesny badacz Francesco Redi pozbawił żółwia mózgu i okazało się, że okaleczony w ten sposób osobnik żył jeszcze przez 6 miesięcy. Gdy Redi posunął się jeszcze dalej i obciął innemu
nieszczęsnemu żółwiowi głowę – zwierzę zdołało przeżyć w tym stanie jeszcze przez 23 dni. Co należałoby o tym sądzić?
Może to, że żółwiowi niewiele potrzeba do szczęścia? Czasem zbędny jest również mózg, skoro od myślenia głowa boli. Prawda jest taka, że trudno rozgryźć to, co siedzi w głowie tego gada. Nawet, jeśli coś w niej siedzi, to żółw z pewnością niechętnie się tym z kimkolwiek podzieli. Jest bowiem obsesyjnym samotnikiem. Jedynymi dla niego pretekstami, które popychają go do kontaktu z innymi przedstawicielami swojego gatunku są gody, okres gniazdowania i rozród. Żyjąc samotnie, żółwie lubią dalekie podróże. Wbrew pozorom, zawsze doskonale wiedzą, dokąd płyną i mają idealne wyczucie właściwego kierunku. Pomaga im w tym specjalny szósty zmysł, a może raczej piąty, skoro nie wykształcił się u nich słuch. Mowa tu o zmyśle magnetycznym, który rejestruje linie pola magnetycznego. Ludzie o czymś takim mogą tylko pomarzyć. Zmysł ten działa tylko pod wodą i na lądzie żółw zdany jest głównie na bodźce wzrokowe.
Pamiętam, jak zostałam nauczona tego, jak obchodzić się z żółwiem, który podejmuje próbę przejścia przez ulicę. Było to na wyspie Mustique należącej do archipelagu Małych Antyli. Na wyspie tej znajduje się szereg luksusowych posiadłości należących do sławnych celebrytów, a także do brytyjskiej rodziny królewskiej (wyspa na pewno zapisała się w pamięci tych, którzy oglądali serial „Crown” na Netflixie). Wszechobecny luksus i wymagający rezydenci sprawiają, że wszyscy pracownicy zatrudnieni na wyspie są jakby z innego świata. Są empatyczni, kulturalni, obsesyjnie dbają o środowisko i są świadomi wszystkich zagrożeń, z którymi ma do czynienia nasza planeta.
Któregoś dnia wybrałam się z kierowcą na wycieczkę po wyspie. Nasz elektryczny pojazd sunął bezszelestnie po idealnie gładkim asfalcie, kiedy nagle stanął jak wryty. Przez drogę chciał przejść niewielki czarny żółw. Wyszliśmy z samochodu. Kierowca stanął nad mozolącym się żółwiem i nieskazitelną angielszczyzną wyrecytował, że mamy dwa wyjścia – albo poczekamy aż żółw przejdzie sam na drugą stronę jezdni, co może zająć mu jakieś pół godziny, albo go przeniesiemy. Wybranie drugiej opcji wymagało od nas daleko posuniętej staranności. Samo podniesienie za pancerz i przetaszczenie zwierza na drugą stronę jest banalne, najważniejsze jest prawidłowe ułożenie żółwia (we właściwym kierunku) po ponownym postawieniu go na ziemi. Trzeba to zrobić dokładnie w takim samym kierunku, w jakim pierwotnie ustawiony był napotkany przez nas żółw. Jeśli postawimy go w odwrotnej pozycji, to zacznie ona automatycznie przebierać swoimi odnóżami i przechodzić przez ulicę. Gdy już przez nią przejdzie, zorientuje się w końcu, że nie o to mu chodziło, odwróci się i wszystko zacznie się od początku. Tym razem z powrotem. Te wszystkie czynności mogą mu zająć tak długo, że w międzyczasie zapadnie zmrok i sytuacja zrobi się dla niego naprawdę niebezpieczna. Na Mustique ruch pojazdów jest śladowy, ale kto jest w stanie zauważyć czarnego żółwia na drodze w środku nocy – temu konia z rzędem.
Morskie żółwie wychodzą na ląd głównie, a niektóre gatunki, jak na przykład żółw szylkretowy – wyłącznie, w celach związanych z gniazdowaniem. Zanim to się jednak stanie, musi wystąpić kilka okoliczności. Pierwszą z nich są gody w wodzie, podczas których samce zapładniają samice w drodze kopulacji (u żółwi szylkretowych odbywają się one w lutym lub w marcu). Do godów mogą przystąpić jedynie dojrzałe osobniki, a ten stan osiągany jest przez żółwie dość późno, w niektórych przypadkach żółwie dochodzą do pełnej dojrzałości płciowej dopiero w wieku 32 lat! Ale to nic nie szkodzi, dla nich czas płynie wolniej, więc, mimo że później zaczynają – wszystko, co sobie zaplanowały na pewno zdążą zrealizować.
Po długiej ciąży (u niektórych gatunków potrafi ona trwać nawet 2 lata) samice nocą wychodzą na plażę, kopią przednimi kończynami dół, w którym składają jaja (u żółwi skórzastych ich wielkość porównywalna jest do kul bilardowych) w ilości od kilkudziesięciu do kilkuset. Dla lepszego kamuflażu jaja przysypywane są piaskiem. Czasami akcja składania jaj przez żółwie jest tak masowa, że jej skala przekracza granice wyobraźni. Na australijskiej wyspie Raine, leżącej w obrębie Wielkiej Rafy Koralowej, biolodzy naliczyli ok. 64.000 żółwi zielonych biorących udział w zbiorowym gniazdowaniu. W tym kolektywie, każda żółwica zajmuje się jednak tylko budową swojego gniazda. Podczas pracy u samic można zaobserwować osobliwe zjawisko – z oczu lecą im łzy. Czyżby było to wyrazem głębokiego wzruszenia spowodowanego doniosłością chwili? Nie, tak działa zapobiegliwa fizjologia. „Łzy” obmywają oczy z soli, przez co pobyt na lądzie staje się dla samicy mniej uciążliwy. Załatwiwszy sprawę samica wraca do oceanu i odpływa w siną dal. Jaja tymczasem dojrzewają w kopczykach. Dzień narodzin u większości żółwi morskich przychodzi po około 60 dniach. W zależności od tego, jaka była temperatura inkubacji jaj, wylęgną się samiczki (jeśli temperatura była wysoka, tj. przekraczała 29,9°C) albo samczyki (jeśli była niższa). Dwudziestokilku-gramowe maluchy odziane w miękkie pancerzyki, wydostawszy się z jaj, zaczynają swoją desperacką podróż w stronę morza. Kierują się światłem księżyca odbitym w wodzie (jeśli w pobliżu pojawi się np. samochód z zapalonymi światłami – z pewnością źle wpłynie to na orientację żółwich niemowląt) i zakodowaną w genach potrzebą znalezienia się w wodzie. Ta wędrówka okazuje się najbardziej niebezpiecznym etapem ich życia. Może się zdarzyć, że do wody dotrze jedynie niewielki odsetek spośród nich. Maluchy zostaną zdziesiątkowane przez czyhające na nie hordy drapieżników takich jak mewy, kraby, a czasem nawet dzikie, zabłąkane psy. Te, którym się uda dotrzeć do wody, wcale nie mogą odetchnąć z ulgą. Tu czekają na nie z kolei rozwarte szczęki wygłodniałych orek i rekinów.
Wiek 5-10 lat, w którym żółwie będą mogły uznać, że są w miarę bezpieczne, osiągną tylko nieliczne z nich, a i wtedy ich świat wcale nie będzie idealny. Będą narażone na śmierć w sieciach rybackich, jako ofiary przyłowu, zostaną schwytane w celach kulinarnych lub dla pozyskania ich pięknych karapaksów wykorzystywanych do produkcji różnego rodzaju ozdób (choć w większości państw jest to już nielegalne). Zupę z żółwia czy pamiątkę
z jego karapaksu wciąż dostaniemy zgodnie z prawem w południowo-wschodniej Azji. W Japonii w ofercie sklepów optycznych znajdziemy nawet oprawki wykonane ze skorupy żółwia. W Chinach natomiast sprzedawane są „breloczki” z żywymi malutkimi żółwikami w środku plastikowej torebki wypełnionej płynem. Podobno uwięzione zwierzątko jest w stanie przeżyć w takich warunkach co najmniej miesiąc. Co ciekawe, te żywe breloczki cieszą się coraz większą popularnością wśród Chińczyków, którzy kupują je głównie po to, by wypuścić małe żółwiki na wolność…
Obecnie wszystkie gatunki żółwi morskich (żółw szylkretowy, karetta, zielony, oliwkowy, zatokowy, skórzasty i australijski natator) są pod ochroną. Szacuje się, że liczba wszystkich gatunków tych gadów jest bliska 300. Wiele z nich trafia do domowych terrariów lub żyje w środowiskach skrajnie różnych od tych, które poznajemy nurkując w tropikalnych morzach i oceanach. Żółwie pustynne czy stepowe, tak bardzo przystosowały się do życia w suchym środowisku, że gromadzą zapasy wody w swoim pancerzu, a bez pożywienia mogą obyć się nawet przez rok. W Polsce żyje tylko jeden gatunek żółwia – żółw błotny. Jest on jednak tak rzadki, że prawdopodobieństwo natknięcia się na niego w leśnym jeziorku czy stawie można porównać do znalezienia kwitnącego kwiatu paproci w najdłuższą noc w roku. Na początku
XXI w. w Polsce zapanowała moda na hodowanie żółwi w domowych terrariach. Dziś sytuacja jest już inna, ale 20 lat temu wiedza domowych hodowców na temat diety i warunków, w których powinny żyć żółwie była znikoma. Nieprawidłowe zbilansowanie pokarmu może prowadzić do wynaturzeń w narastaniu skorupy co przekłada się na nieprawidłowe funkcjonowanie poszczególnych narządów. Podglądanie żółwi w naturze dostarcza dużo bardziej precyzyjnych odpowiedzi na temat ich nawyków. Wiadomo, że ulubionym pożywieniem żółwia szylkretowego są gąbki, również te zwapniałe. Pamiętam jedno ze swoich pierwszych nurkowań w pobliżu malezyjskiej wyspy Sipadan. 20 lat temu tamtejsza rafa była wzorcowa i zupełnie niezniszczona. Podpływały do niej wielkie żółwie szylkretowe i chrupały ją swoimi orlimi dziobami, aż dźwięk tego chrupania rozchodził się po morskich głębinach. Przysmakiem żółwi skórzastych są natomiast meduzy. Dlatego, życie tego gatunku zagrożone jest w dwójnasób. W wodzie morskiej pływa coraz więcej plastikowych torebek – dla żółwia skórzastego wyglądają one jak meduzy, dlatego połyka je przez pomyłkę a potem umie-
ra…
Spośród żółwi lądowych największe wrażenie zrobiły na mnie żółwie słoniowe, które spotkałam na Galapagos. Ich masywne karapaksy wyglądają jak odwrócona wanna, zaś odnóża wyposażone w pa-
zury są wręcz olbrzymie. Najbardziej sympatycznie prezentuje się jednak pyszczek. Jest zawsze pogodny i uśmiechnięty, nawet podczas pałaszowania zieleniny. Żółw słoniowy, choć wydaje się olbrzymi, wcale nie jest największym przedstawicielem żółwiego świata. Tutaj palmę pierwszeństwa dzierży żółw skórzasty. Największy zbadany osobnik z tego gatunku ważył 650 kg i mierzył ponad 2 metry długości.
Niezależnie od tego, jak stary jest żółw, jak jest ciężki i jaką długość ma jego karapaks – z pewnością jest on niezwykłym urozmaiceniem każdego nurkowania, bądź wycieczki po lądzie, na których zechce się pojawić. Dlatego myślmy ciepło o żółwiach, przynajmniej raz do roku, 23 maja, kiedy to obchodzony jest Światowy Dzień Żółwia.