6 minute read

Sardynia - wyspa ukrytych skarbów

Tekst i zdjęcia: Stella Del Curto

Szmaragdowe morze pomiędzy małymi zatoczkami i dużymi plażami z białym piaskiem, które nie mają nic do pozazdroszczenia najsłynniejszym karaibskim krajobrazom, które wszyscy przywykliśmy oglądać na ulotkach i folderach turystycznych - to właśnie Sardynia, niesamowita wyspa, która podbija serce każdego, kto miał okazję ją odwiedzić. Czyni to swoimi naturalnymi kontrastami, światłem i kolorami. Kraina starożytnych tradycji, gdzie króluje dzika i nieskażona przyroda.

Sardynia, położona na środku Morza Śródziemnego, z przewagą terenów górzystych oferuje więcej, niż można się spodziewać, ponieważ niewielu wie, że na terytorium Supramonte wyspa ta ma również jedne z najbardziej fascynujących miejsc do nurkowania jaskiniowego w Europie, które stanowią oszałamiającą mieszankę pomiędzy cudownymi dekoracjami, jakie można znaleźć w meksykańskich cenotach, a bardziej enigmatycznymi i surowymi jaskiniami Francji.

Zakochałam się w tej wyspie wiele lat temu. Od razu zauroczyłam się niesamowitym i wyjątkowym środowiskiem naturalnym, jednocześnie surowym i pięknym. Od tamtej pory staram się regularnie wracać, aby cieszyć się nurkowaniem, dokumentować jaskinie przy pomocy aparatu fotograficznego, a przy okazji wspierać ważny projekt ochrony i eksploracji jaskiń Phreatic. Jego celem jest poszerzanie wiedzy na temat zasobów wód podziemnych i jaskiń morskich, aby zapewnić ich lepszą ochronę. Projekt jest prowadzony z pasją i dużym zaangażowaniem przez Andreę Marassicha i opiera się na pracy wielu wolontariuszy, którzy z roku na rok pomagają go rozwijać.

Bazą wypadową dla nurków jaskiniowych jest małe miasteczko Cala Gonone, leżące nad samym morzem. Z położonego wyżej większego miasta Dorgali, gdzie na co dzień mieszka większość ludzi, prowadzi tu tylko jedna droga. Życie w okolicy toczy się sezonowo i latem jest tu tłoczno od setek turystów, którzy zapełniają promenadę i ulice, z kolei zimą miejsce jest niemal całkowicie opustoszałe.

Stąd – w ramach swoistego cichego rytuału – każdego ranka następuje spotkanie najpierw w centrum nurkowym, a następnie w porcie, aby przygotować i załadować cały sprzęt na zodiaka, który zabierze nas na morze w celu odwiedzenia jednego z podwodnych systemów jaskiń znajdujących się w Zatoce Orosei. Są to głównie słodkowodne źródła z domieszką słonej wody morskiej i mają unikalne cechy charakterystyczne, takie jak liczne dekoracje i nacieki, świadczące o tym, że tutejsze środowisko było kiedyś suche. Znajdziemy tu liczne rozgałęzienia, studzienki i płytkie galerie z zachwycającymi i niesamowitymi refleksami.

Po załadowaniu sprzętu na łódź nadchodzi najtrudniejsza część dnia: zakładanie ocieplaczy, a następnie suchych skafandrów. W upale, jaki panuje w porcie, wykonanie tego bez nadmiernego pocenia się jest praktycznie niemożliwe, dlatego wszyscy starają się stosować niestandardowe, a czasem nawet bardzo wymyślne środki zaradcze np. jak wykorzystywanie każdego centymetra kwadratowego dostępnego cienia, chociaż oznacza to utrzymanie równowagi na RIB-ie, aby pozostać tak suchym, jak to tylko możliwe, czekając na odpłynięcie i morską bryzę, która przyniesie ulgę.

Jaskinie znajdują się w różnych odległościach: Bue Marino to najbliższa z nich, oddalona o mniej więcej dziesięć minut rejsu i mająca trzy różne rozgałęzienia: odgałęzienie południowe, odgałęzienie środkowe i odgałęzienie północne. Dostęp do niej jest dość łatwy, gdyż po przejściu krótkiego syfonu o długości około jednego metra, można z powrotem wpłynąć do jeziora Smeraldo, znajdującego się w środowisku jaskiniowym. Po drugiej stronie tego jeziora zaczyna się właściwy system jaskiniowy, a stąd, po założeniu kołowrotka, można wybrać, czy chce się płynąć główną liną przez odgałęzienie północne, czy też zrobić jump i płynąć przez odgałęzienie środkowe. Oba warte są tego, by w nich zanurkować, choć ja jestem szczególnie zakochana w odnodze północnej. Nawigując przez pierwszą część, wszystko odbywa się w słonej wodzie i widoczność jest tu dość mocno ograniczona przez osady organiczne, ale po około 25 minutach poruszania się „z płetwy”, czyli czasie potrzebnym na dotarcie do słodkiej wody, dzieje się cud: temperatura wody spada z 24–25°C do 14–15°C i nagle woda staje się krystalicznie czysta. Dopiero teraz jaskinia ukazuje swoje piękno oraz wszystkie ogromne i majestatyczne korytarze. Od tego momentu zaczyna się niesamowita sekwencja kanionów i tuneli, z których każdy ma inny kształt i zdobienia. To właśnie one uczyniły z tego miejsca jeden z klejnotów europejskiego nurkowania jaskiniowego oraz radość dla zapalonych fotografów, takich jak ja.

Chociaż nurkowałam w tej jaskini już wielokrotnie, to za każdym razem, gdy wracam, mój wzrok przykuwają nowe szczegóły, a czas ucieka w mgnieniu oka i szybko docieram do punktu, który wydaje się końcem drogi. Jednak w rzeczywistości jest to szczelina, po której prawej stronie znajduje się mała odnoga, która ciągnie się jeszcze przez jakiś czas, stając się coraz bardziej szczegółowa, z tak dziwnymi kształtami i dekoracjami, że wydaje mi się, iż wpadliśmy do krainy czarów. Właśnie kraina czarów jest dla mnie obrazem powracającym podczas nurkowania jaskiniowego: myślałam o niej w Meksyku, kiedy po raz pierwszy wskoczyłam do „króliczej nory” w cenocie Car Wash. Wyobraziłam sobie najpierw Alicję, potem Białego Królika, a następnie – w jakimś dziwnym połączeniu – Morfeusza i Neo w Matrixie. „Niebieska pigułka – historia się kończy, budzisz się w swoim łóżku i wierzysz w to, w co chcesz wierzyć. Czerwona pigułka – zostajesz w krainie czarów, a ja pokazuję ci, jak głęboko sięga królicza nora”.

Ponownie wybieram czerwoną pigułkę i pozostaję jeszcze trochę w krainie czarów. W tym miejscu możliwe jest również wynurzenie się i wyjście z wody, a następnie eksploracja suchego odcinka, aż do kolejnego miejsca, z którego można kontynuować nurkowanie. Jednak to oczywiście wymaga odpowiednich umiejętności speleologicznych. Środowisko naturalne jest tu niesamowite zarówno na powierzchni, jak i pod wodą. Spędzam prawie dwie godziny w części suchej na ustawianiu świateł i robieniu zdjęć, a następnie pakowaniu całego sprzętu, ubieraniu butli i zbieraniu się do powrotu, Nie jest łatwo... Zawsze chciałbym mieć więcej czasu, więcej światła i więcej gazu, żeby zostać trochę dłużej lub dotrzeć nieco dalej.

Z moim towarzyszem życia Raffaelem i naszą przyjaciółką Cristiną wracamy wyimaginowaną podwodną ścieżką, aż znów docieramy do słońca i łodzi, która cierpliwie czekała na nas w to palące sardyńskie popołudnie, tylko częściowo chroniona przez cień, który rzucają na morze pobliskie klify.

Wracamy do portu w Cala Gonone, gdzie poranny rytuał należy wykonać teraz w odwróconej kolejności: musimy rozładować cały sprzęt, opłukać ze słonej morskiej wody i wysuszyć. Chociaż dzień się jeszcze nie skończył, to już jesteśmy gotowi na jutro, na nową przygodę w jednej z kolejnych jaskiń, które są dostępne do nurkowania w tym rejonie: Bel Torrente, z odnogą, w której można znaleźć kości mnicha; Cala Luna, która wzięła swoją nazwę od znajdującej się w pobliżu słynnej plaży i która jest labiryntową i bardziej intymną jaskinią; Grotta del Fico, zabawny i piękny plac zabaw z wieloma zagłębieniami i wypłyceniami oraz ostatnia, ale nie mniej ważna Utopia / Euforia, głęboka i ogromna.

This article is from: