Przegląd Polski MIESIĘCZNY DODATEK KULTURALNY
Guggenheim Museum
nowego dziennika
LIPIEC 2015
1071 Fifth Ave, NY
guggenheim.org Godziny otwarcia:
ZDJĘCIE: GUGGENHEIM MUSEUM/KRISTOPHER MCKAY
poniedziałek 10:00 rano –5:45 ppoł. wtorek 10:00 rano –5:45 ppoł. środa 10:00 rano –5:45 ppoł. czwartek – zamknięte piątek 10:00 rano –5:45 ppoł. sobota – 10:00 rano – 7:45 wiecz. (5:45-7:45 – opłata według uznania) niedziela 10:00 rano –5:45 ppoł.
W nowojorskim Muzeum Guggenheima na wystawie Storylines: Contemporary Art at the Guggenheim można oglądać (do 9 września 2015 r.) – wśród dzieł twórców z całego świata – prace polskich artystów Agnieszki Kurant i Pawła Althamera. Organizatorzy składającej się ze stu obiektów ekspozycji pokazują różnorodność sposobów, których do komunikacji używają współcześni artyści, jak: instalacje, malarstwo, fotografie, rzeźby, nagrania wideo i performance. Oprócz dzieł Polaków prezentowane są prace: Kevina Beasleya, Carol Bove, Trishy Donnelly, Rachel Harrison, Camille Henrot, Rashida Johnsona, Matta Keegana, Marka Mandersa, Josephine Meckseper, Alexandre’a Singha i innych. Na fasadzie muzeum widnieje Koniec podpisu – The End of Signature Agnieszki Kurant (na zdjęciu) – przedstawiony w formie projekcji laserowej, przypominającej neon, generowany komputerowo podpis stapiający w jeden podpisy ludzi odwiedzających wystawę w Guggenheim Museum.
Myśli i obserwacje Krzysztofa Zanussiego spisała Teresa Bętkowska
O Słowniku Biograficznym z prof. Andrzejem Romanowskim rozmawia Rita Pagacz-Moczarska
Film o Rudolfie Modrzejewskim budowniczym mostów w USA przedstawia Peter Obst
2 Przegląd Polski
Najbardziej interesuje mnie dialog z ludźmi DODATEK KULTURALNY nowego
dziennika
LIPIEC 2015
w ten sposób niż za pomocą nudnej relacji z miejsca tragedii, ponieważ nie różni się ona od zwykłego dziennikarstwa.
Z Agnieszką Kurant, której prace można oglądać na wystawie Storylines w nowojorskim Guggenheim Museum, rozmawia Andrzej Dobrowolski
Inspiruje panią nie tylko świat sztuki, ale raz będzie to jasnowidz lub hipnoza, kiedy indziej pogoda czy próby ingerencji w pogodę, odwołuje się pani do polityki, do ekonomii, to znów interesuje panią pamięć zbiorowa, obszary fantomowe. Czy znajduje pani w tym jakiś wspólny mianownik? Jaką jeszcze wartość usiłuje pani do tego dodać od siebie?
Studiowała pani historię sztuki, fotografię, kreatywne kuratorstwo. Kim się pani najbardziej czuje?
ZDJĘCIE: COURTESY OF TANYA BONAKDAR GALLERY
ZDJĘCIE: COURTESY OF GUGGENHEIM MUSEUM
Wspólnym mianownikiem jest pojęcie, które wymyśliłam – “widmowy lub fantomowy kapitał”. Interesuje mnie, w jaki sposób rzeczy, których naprawdę nie ma, nie istnieją w sensie fizycznym, oraz fikcje stają się przedmiotem spekulacji i wpływają na politykę i ekonomię. Np. plotka lub zhakowanie konta twittera Obamy, pogoda, chmura wulkaniczna nad Islandią powodują gigantyczne straty na giełdzie. Interesują mnie zjawiska, takie jak m.in. handel pustką w postaci nowej sfery rynku nieruchomości opartej na obrocie pustą przestrzenią ponad budynkami (tzw. air rights). Można ją kupić za milion dolarów i w ten sposób zagwarantować sobie, że sąsiedzi nie rozbudują w górę swoich budynków i nie zablokują nam widoku z okna. Kiedyś Marcel Duchamp sprzedawał powietrze Paryża w butelce. Ogromny biznes, handel pustką jest jakby przewrotną realizacją tego pomysłu, idei artysty. Nie została zrealizowana w sztuce, lecz w realnym życiu. W latach 70. w historii sztuki ważny był konceptualizm, dematerializacja dzieła sztuki. Nie chodziło o przedmiot, lecz o koncept, ideę. Idea torię sztuki na Uniwersytecie Łódzkim (1997-2002), fotografię w PWSFTiTv w Łodzi (1998-2001) dematerializacji była jednak faktycznie tylko Czym jest dla pani sztuka? oraz kreatywne kuratorstwo (creative curating) w londyńskim Goldsmith College (2002-2003). Sztuka jest dla mnie alternatywnym rodza- W 2008 roku została zaproszona do udziału we Frieze Projects przy targach Frieze w Londynie. W deklaratywna. Artyści robili niewidzialne, niejem wiedzy o świecie i doświadczania świata. 2009 roku była nominowana do międzynarodowego finału nagrody Henkel Art Award. Swoje pra- materialne dzieła, np. chmurę na pustyni. Prace te miały certyfikaty autorstwa lub dokumenMówi o ważnych problemach rzeczywistości, ce wystawiała w Wenecji, Rotterdamie, Paryżu, Londynie, Atenach, Moskwie, Sao Paulo. Obecnie tacje fotograficzne. Zastępowały one te dziechoć innym językiem. Jest alternatywą dla na- mieszka i pracuje w Nowym Jorku. ła i sprzedawano je na aukcjach oraz w galeuki, dla polityki, dziennikarstwa. Artyści mają często, pochodzącą nie wia- szości narodowych, religijnych, politycznych Wiele z nich powstało w środowiskach otwar- riach. Stawały się jeszcze bardziej sfetyszyzodomo dokładnie skąd, intuicję. Wielu uczonych czy seksualnych. Posiedli inny sposób mówie- tych artystycznie, wrażliwych na problemy sztu- wanym przedmiotem niż np. normalna rzeźba. Moim zdaniem konceptualną sztukę zwieńzainteresowanych sztuką podkreśla, że czasem nia o różnych ważnych problemach i zwraca- ki. Może jest to więcej niż przypadek, iż Lenie stoi za tym proces naukowy, logiczny. Ar- nia na nie uwagi społeczeństwa, niekoniecz- nin i Trocki spędzali czas w tej samej kawiar- czyło fiasko, ponieważ deklaracje o dematetysta wpada nieraz na pomysł, którym dopie- nie za pomocą broni politycznej, demonstra- ni w Zurychu, gdzie przychodziło wielu arty- rializacji nie są prawdą. Paradoksalnie ideę dematerializacji realizuje kapitalizm. I tak bliro wiele lat później zajmuje się nauka. Ponie- cji, haseł. Często też to artyści, dużo wcześniej stów, w tym Tristan Tzara. sko 70, a może nawet 90 proc. pieniędzy w waż większość artystów żyje w ubóstwie, to- niż filozofowie i ekonomiści, intuicyjnie twoteż często wrażliwi są na problemy społeczne. rzą lub opisują zjawiska, takie jak np. komuCzy sztuka powinna być zaangażowana spo- obiegu światowym istnieje tylko wirtualnie, a nie w postaci banknotów i monet. Jest coraz Pochodzą z grup nieuprzywilejowanych, mniej- na, anarchizm, społeczeństwo bez pieniędzy. łecznie? Wciąż toczy się na ten temat debata. W Pol- więcej produktów niematerialnych. Coraz sce spotykałam się często z komentarzami, że większa część gospodarki w USA, ale też w moja sztuka nie jest bezpośrednio społecznie Polsce, opiera się na konceptach, strategiach, zaangażowana. Wydaje mi się, że jest to duże patentach, prawach autorskich, pracy opartej nieporozumienie. W Polsce panuje przekona- na wiedzy. Handluje się niematerialnymi pronie, że aby sztuka była polityczna, musi np. po- duktami – dobrym przykładem jest tu handel kazać zdjęcie dziecka umierającego w Afry- długami oraz cały mechanizm spekulacyjny ce. A przecież można o tym mówić nawet uży- kredytów oparty na wydawaniu pieniędzy, któwając abstrakcyjnych obrazów. O polityczno- rych de facto jeszcze nie mamy, co jak wiaści sztuki decyduje kontekst, wiele czynników, domo, prowadzi często do tzw. bańki spekuktóre nie są oczywiste. Często sztuka odwo- lacyjnej. W rozwiniętych krajach coraz mniejłująca się do dziennikarskiego fragmentu rze- szą rolę odgrywa praca ludzkich rąk. Jest zastępowana robotyzacją. W cyklu prac Widmoczywistości nie jest dobra. W latach 70. amerykański artysta Richard wy kapitał – np. w pracy Minus jeden dolar Serra zrobił instalację w przestrzeni publicz- (moneta symbolizująca m.in. handel długami) nej Tilted Arc (Pochylony łuk), co wywołało – zwróciłam właśnie uwagę na to, że to co się burzę. Mieszkańcy prosili o usunięcie rzeźby. nie do końca udało w sztuce w latach 70., funkRozgorzała debata, jaką zmianę wprowadza cjonuje teraz we współczesnym kapitalizmie. taka abstrakcyjna forma w codzienny rytuał Nie jest przypadkiem, że odejście od wyznaprzechodzenia przez skwer. Abstrakcyjny, nie- czania wartości dolara w porównaniu z ceną komunikujący kształt wywołał ciekawy kon- złota (system Bretton Woods), które uważa się tekst. Później obrosła w niego ta rzeźba. Jej za symboliczny początek wirtualizacji, dematreścią stał się także ten kontekst i cała dysku- terializacji gospodarki, zbiegło się w czasie z Agnieszka Kurant, fragment filmu Cutaway, w którym artystka wykorzystała postacie wycięte sja. Nieraz można przekazać więcej właśnie początkiem sztuki konceptualnej. z różnych filmów fabularnych Czuje się w stu procentach artystką. Żyjemy w czasach, kiedy ten zawód bardzo się profesjonalizuje. Artyści chodzą do profesjonalnych szkół, bowiem edukacja jest ważna i są właściwie gotowe przepisy mówiące, co zrobić, aby być artystą. Ja natomiast bardzo się cieszę, że nie należę do tej grupy osób, że mam niestandardowy background. Studiowałam jednocześnie historię sztuki i filozofię. Tak naprawdę to moje zainteresowania i twórczość wywodzą się z szerszych niż tylko świat sztuki obszarów. Interesuję się nauką, polityką, ekonomią, filozofią. Wydaje mi się, że artyści powinni mieć szersze horyzonty, niż zamykanie się w świecie sztuki, który, w odróżnieniu na przykład od filmu, często jest zbyt hermetyczny i niezrozumiały dla zwykłych ludzi. Akademie sztuk pięknych w Polsce są często nadal tradycyjne, anachroniczne. Tymczasem artyści ciekawi rzeczywistości spoza sztuki i studiujący inne dziedziny wiedzy zamiast sztuki, tworzą często o wiele bardziej intrygujące i odkrywcze rzeczy. Agnieszka Kurant – artystka sztuk wizualnych – urodziła się w roku 1978 w Łodzi. Studiowała his-
Balansuje pani między widzialnym a niewidzialnym, słyszalnym a niesłyszalnym; czemu to służy?
Zdałam sobie sprawę, że we współczesnej ekonomii i polityce istnieje wiele rzeczy, które, gdy się o nich opowiada, brzmią poetycko, fascynująco. Ukrywa to jednak horror eksploatacji ludzi, bańki spekulacyjne, czego ofiarą padają zwykli obywatele. Mechanizm kredytu jest zachęcaniem do wydawania pieniędzy, których się nie ma, pieniędzy z przyszłości. Jest to też handel pustką. Znalazłam, jak sądzę, sposoby na interesujące i intrygujące przedstawienie tych problemów zwykłym ludziom i zwrócenie im uwagi na horrory współczesnego kapitalizmu. Wiele osób zaciekawiły lewitujące rzeźby i zastanawiają się, jak to działa. Niektórzy w ślad za tym zainteresują się prawami powietrznymi. W swoich pracach pragnę zbudować most między różnymi intelektualnymi i ekonomicznymi dyskursami trudnymi do zrozumienia dla zwykłych ludzi a bardziej dostępną sztuką. Czerpie pani nieraz z dokonań innych artystów, a nawet wykorzystuje pani to, co oni odrzucili. Co panią do tego zainspirowało?
dziennika
Przegląd Polski
3
Jak pani to przetłumaczyła to w “Cutaways” na swój język sztuki?
Zainteresowały mnie postacie wycięte z różnych filmów fabularnych. Badania trwały rok i były skomplikowane, ponieważ wycięte fragmenty z filmu nie są łatwo dostępne. Walter Murch – montażysta Francisa Coppoli – był zachwycony pomysłem. Pomógł mi skontaktować się z wieloma reżyserami, sam dał mi postać, którą wyciął z filmu Rozmowa. Znalazłam ok. 200 ogromnie ciekawych postaci i wybrałam trzy, które, moim zdaniem, były najbardziej interesujące i razem pasowały do siebie. Chodziło mi o spotkanie trzech fantomów wyciętych z filmów (Rozmowa, Znikający punkt i Pulp Fiction), które spotkałyby się w jednym miejscu i czasie. Wykorzystałam do maksimum wycięte dialogi w ten sposób, żeby się zazębiały. Resztę trzeba było dopisać, żeby wszystko miało sens. W moim filmie zgodzili się zagrać aktorzy występujący wcześniej w tych trzech wyciętych fragmentach. Umieściłam też w napisach na końcu Cutaways nazwiska aktorów wyciętych z 200 innych filmów. Pisał o tym Hollywood Reporter i udało się nawet przemycić rozmowę o kwestiach poważnych i politycznych do tego komercyjnego magazynu.
Agnieszka Kurant, A.A.I. Kopce-rzeźby zbudowane w laboratorium przez termity z kolorowych piasków, opiłków złota i pokruszonych kryształów
Autor, przez duże A, nie od razu powstał. Podpis malarza czy architekta na katedrze zaczął się rodzić dopiero pod koniec średniowiecza. Mnie intryguje rozpad problemu autorstwa. Zauważyłam, jak bardzo w sztuce autor jest przeceniany. Jedna osoba zbiera laury i pieniądze, natomiast nie zwraca się uwagi na ludzi, którzy jej pomogli, takich jak choćby mężowie, żony, przyjaciele, współpracownicy, nauczyciele i studenci. Często inspirują artystów, a nie słychać o nich ani słowa. Artysta nie żyje przecież w próżni. Jego sztuka kształtuje się w dialogu z innymi. Z tych rozmyślań, a także z tego, że pismo odręczne, które było wyznacznikiem nowoczesnej cywilizacji, wychodzi z użycia, narodził się we śnie pomysł generowanego komputerowo podpisu z podpisów zwiedzających wystawę w Guggenheim Museum. Miał to być podpis wyglądający jak kolektywny znak. Wynajęłam programistę, by napisał algorytm, który stapia podpisy zwiedzających w jeden. Widnieje on teraz na fasadzie Guggenheim Museum.
ogromne nieraz kopce, porównywane do katedr lub piramid. Normalnie używają gliny i piasku. Ja natomiast, we współpracy z entoDo jakiego odbiorcy adresuje pani swoje pramologami z Harvardu i University of Florice? da, daliśmy termitom wspólnie w laboratoNie lubię, kiedy sztuka staje się elitarna, serium kolorowe piaski, opiłki złota i pokrulektywna i apeluje do wąskiej grupy zorientoszone kryształy, z czego budowały niesamowanych ludzi. Bardzo mnie interesuje nawiąwicie kolorowe rzeźby. To tak jakby każdą z zanie kontaktu z szerszą publicznością. Mótych rzeźb zbudowało całe społeczeństwo. Terwię o tym, o czym chcę, ale w taki sposób, żemity mają klasowo zorientowane społeczeńby to zrozumiał także człowiek, który niekostwo, podział pracy. Występują u nich np. klaniecznie interesuje się filozofią lub sztuką. Dla sy jakby rolników hodujących grzyby, pielęmnie najważniejsze jest, by sztuka zadawała gniarek, żołnierzy. Takich gatunków, które w pytania i zwracała uwagę ludziom na różne proprocesie ewolucji wykształciły zorganizowablemy. ne społeczeństwa pracownicze, jest w naturze tylko 20. Oprócz człowieka należą do nich Jak wygląda u pani proces twórczy; czy ma mrówki, pszczoły, łyse szczury. pani zaplanowany zawczasu ostateczny reUżycie społeczeństwa termitów, by zbudozultat, czy rodzi się to w dziele tworzenia? wały moje rzeźby, to rodzaj ekologicznego sweMoja praktyka artystyczna nie jest taka jak atshopu. Eksploatuję termity, a one nawet o przeciętnego artysty. Nie potrzebuję właściwie tym nie wiedzą, ponieważ prawie nie widzą studia. Najbardziej interesuje mnie dialog z kolorów i jest im wszystko jedno z jakiego twoludźmi. Początkiem procesu twórczego jest dla rzywa budują. My wszyscy jesteśmy swoistymnie lektura. Bardzo dużo czytam, głównie pumi termitami. Na przykład kiedy używamy Fablikacje naukowe, literaturę non-fiction, dziencebooka i Google’a, te firmy czerpią z nas zynikarstwo śledcze i analityczne, publikacje z ski, ponieważ sprzedają nasze dane do korpodziedziny filozofii, socjologii, teksty na temaCzego oczekuje pani od odbiorcy? ty społeczne i polityczne. Interesuję mnie, co Moją ambicją jest, by widzowie zastanowi- racji reklamowych, które nam później przesysię wokół dzieje. Następnie się od tego trosz- li się na temat różnych problemów, które mnie łają targetowane dla nas reklamy. Według ogłokę oddalam i ekstrapoluję. Wraca to do mnie absorbują. Chciałabym, aby patrzyli krytycz- szonych danych pojedynczy użytkownik Faw przekształconej formie poddanej logice snu, nie na otaczającą ich rzeczywistość i zadawa- cebooka przynosi tej firmie rocznie 36 dolajak też to, czym myślałam, na jawie. Na przy- li sobie pytania. Chodzi o to, aby nic nie brać rów. Nie płaci się nam za to, że Facebook jest kład myślałam dużo o kwestii autorstwa w za pewnik. Patrzeć krytycznie na to, co się wi- coraz bogatszy. Termity nie mają świadomości, a wypracowspółczesnym świecie, geniusza, pojedyncze- dzi czy czyta w mediach, ogląda na ulicy, pago autora wynoszonego na piedestał, zwłasz- trzeć trochę dalej. Jeśli widzów oglądających wały zorganizowane społeczeństwo. Być mocza w czasach modernizmu, i jak się to powo- moje prace inspiruje to do zadawania sobie py- że nasza kultura i sztuka też wyewoluują w li rozpada, bo mamy Wikipedię pisaną przez tań, jest to najlepsze, co mi się może zdarzyć. coś innego. Mówi się, że kultura jest przystowielu ludzi, coraz częściej powstają think tan- Jakich udzielą sobie odpowiedzi, to już ich in- sowaniem ewolucyjnym, które powstało, aby człowieka uchronić przed strachem przed śmierki, formy crowdsourcingu. Mam nadzieję, że dywidualna sprawa. cią lub, podobnie jak religia, pomóc mu się lebędzie to miało coraz większe znaczenie dla twórczości artystycznej. Tworzenie kolektywCzym chciałaby pani jeszcze świat zadziwić? piej zorganizować wokół pewnych idei, obrane, zbiorowy autor nie jest zresztą wynalazOstatnio realizuję serię na bazie outsour- zów, ikon. Interesuje mnie to, że cały czas ewoluujekiem współczesnych czasów. Biblia czy mi- singu. Postanowiłam ideę polegającą na zatologia nie mają jednego autora. W dodatku trudnianiu przez przedsiębiorców tańszej si- my, a obecne zmiany technologiczne powosą to autorzy nieznani, treść uzupełniały róż- ły roboczej w innych krajach, posunąć o krok dują zmiany ewolucyjne. Ma to powolny przene pokolenia. Teraz jest powrót do pierwotne- dalej. Zrobiłam outsoursing do innego gatun- bieg. Efekty zauważymy pewnie dopiero za go fenomenu braku autora. ku w przyrodzie, do termitów, które budują kilkaset lub kilka tysięcy lat. p
ZDJĘCIE: COURTESY OF TANYA BONAKDAR GALLERY
Interesowało mnie, jak różne narracje wchodzą do historii, kto je opisuje, a kto decyduje, że zostały usunięte. Zrobiłam rok temu film Cutaways, który przykuł uwagę komercyjnych mediów i Hollywood, ostatnich miejsc, o których można by pomyśleć, że kogokolwiek obchodzą tam problemy społeczne czy bezrobocie. Zainteresowałam się postaciami, które wycięto z różnych filmów. Zdałam sobie sprawę, że montaż jest nie tylko ważnym narzędziem w sztuce, w życiu politycznym, ale sami używamy go, decydując np. na Facebooku, kto jest naszym przyjacielem, a kto nie jest, na co wydamy pieniądze w danym miesiącu, który proszek do prania kupimy. Wybieramy. Coś odpada, a coś zostaje. O takich rzeczach cały czas się mówi. Na przykład, że emeryci lub ludzie tuż po studiach i bezrobotni zostali wycięci z systemu i nie zajął się nimi nowy rząd, że nic się im nie proponuje. Chciałam o tym opowiedzieć bez użycia górnolotnych, politycznych, trudnych do wyjaśnienie sformułowań. Jak wiadomo, w filmie wiele materiałów w procesie montażu odpada, bo musi być skrócony, bo nie ma pieniędzy czy ze względów cenzuralnych itp. Podobnie jest w książkach poświęconych historii. Znalazł się tam spektakularny skok Lecha Wałęsy przez płot w stoczni, ale rzadko mówi się o wielu studentach pochodzenia żydowskiego, którzy strajkowali na uniwersytecie w imię reformy systemu i byli w efekcie zmuszeni do emigracji z Polski w 1968 roku. Wielu naukowców pracuje nad trudnym do rozwiązania problemem, a tylko jeden dostanie Nagrodę Nobla. Wielu robi ważne rzeczy, są potrzebni, a tylko jeden ma szczęście, jednemu się udało. Podobnie jest w świecie sztuki. Wszyscy “nieudani” pisarze, artyści są także niezbędni. Określa się ich w nauce mianem cichych bohaterów. Kupują bilety do muzeów, do kina, magazyny, dzięki nim ten przemysł istnieje. Są nieodzowni dla istnienia systemu. Nie istniałby, gdyby pozostała tylko niewielka grupka najlepszych.
DODATEK KULTURALNY nowego
ZDJĘCIE: COURTESY OF TANYA BONAKDAR GALLERY
LIPIEC 2015
Agnieszka Kurant, Widmowa biblioteka. Na półce stoją fizycznie stworzone przez artystkę książki, które istnieją wyłącznie w dziełach innych pisarzy, np. Stanisława Lema czy Vladimira Nabokova
4 Przegląd Polski
W poluzowanym krawacie DODATEK KULTURALNY nowego
dziennika
LIPIEC 2015
TERSA BĘTKOWSKA
Węże – antynagrody wyróżniające najgorsze polskie filmy – zostały wymyślone przez krytyków filmowych. Pierwszy raz zostały przyznane w roku 2012. Posiada je już sporo rodzimych artystów. Rzecz w tym, że w obecnym roku nagroda trafiła do rąk filmowca obsypanego niezliczonymi laurami, uważanego dotąd za jednego z najwybitniejszych w polskim kinie – do Krzysztofa Zanussiego.
Obce ciało (2014) – reżyseria i scenariusz: Krzysztof Zanussi; muzyka: Wojciech Kilar; w obsadzie: Agata Buzek, Agnieszka Grochowska, Weronika Rosati, Riccardo Leonelli, Czułpan Chamatowa, Sławomir Orzechowski, Ewa Krasnodębska
Krzysztof Zanussi – jeden z najwybitniejszych reżyserów polskiego kina. W swoich dziełach porusza odwieczne problemy: miłości, śmierci, szczęścia i sumienia, przyglądając się, jak objawiają się one w dzisiejszym świecie
W PANCERZU – Czy stylizuję się na sztywniaka? Mam taką odpowiedź: otóż skończyłem szkołę podstawową i średnią w latach stalinowskich. To były też lata biedy rodzinnej. Ojciec – inżynier, który odbudowywał Warszawę – płacił ogromne domiary za swoje prywatne przedsiębiorstwo. W rezultacie tego, chodząc do szkoły, musiałem donaszać po nim garnitury. Wyglądałem w nich jak strach na wróble! Były za duże, więc się wstydziłem. Ale wtedy moja matka powiedziała coś, co zapamiętałem na całe życie: “Jeśli ty będziesz się wstydził za coś, czemu nie jesteś winien, to ja będę miała powód wstydzić się za to, że mam niemądrego syna”. Zrozumiałem te słowa. I z pewną wręcz zadziornością zacząłem chodzić w dwurzędowych, obszernych ubraniach ojca, a patrząc na kolegów myślałem sobie: śmiejcie się, śmiejcie, mnie to nie obchodzi. Nie obchodziło? Obchodziło, oczywiście. Tyle że wtedy właśnie wszedłem w ten swój pancerz, który mnie bronił. Notabene i dziś, choć jestem otwarty na ludzi, w jakiś sposób tym pancerzem od nich się odgradzam – z nikim prawie nie jestem na “ty”, co jest dość dziwaczne. Tyle że mnie dystans broni. Ułatwia życie. Bo ktoś, kto ze mną jest na “ty”, może dzwonić w połowie nocy i żądać pożyczki, a ja zaspany zapytam tylko: ile? Natomiast gdy ktoś zwraca się “proszę pana”, to ja proszę, aby zadzwonił do mnie po porannej kawie. WSZYSTKIE JĘZYKI ŚWIATA – Nie, nie władam wszystkimi językami świata. Ci co tak mówią, to wygadują głupstwa. Ale ojciec kiedyś mi powiedział, że – owszem – jestem przygotowany do pracy w recepcji międzynarodowego hotelu. A reszta będzie już zależeć od tego, co powiem... WŁOSKI SZCZEP – Moi przodkowie pochodzą z północnej części Włoch, tej nieco zgermanizowanej – naj-
FOTO: EPA/CLAUDIO PERI
Wielki Wąż – zdaniem krytyków oraz widzów(?) – ma zaświadczać, że Obce ciało nie przypadło im do gustu. Nie spodobał się ani scenariusz filmu, ani jego reżyseria. Dlatego zapewne twórca tego kinowego obrazu nie ukrywał zdziwienia, gdy wszedł do sali Teatru Groteska w Krakowie i zobaczył, że pęka ona w szwach. Że aż tak wiele osób przyszło na spotkanie z nim, pomimo iż – jak stwierdził w wywiadzie dla włoskiej prasy – feministki i hejterzy odsądzają go (za owe Obce ciało) od czci i wiary. Wśród obecnych na tej wcale niemałej sali teatralnej byłam i ja. Z wielką uwagą wsłuchiwałam się w odpowiedzi warszawskiego gościa na pytania gospodyni wieczoru Marii Malatyńskiej – publicystki, wykładowczyni w PWST i krytyczki filmowej. Zwłaszcza że ich dialog zaczął się tak: – Pana wizerunek zewnętrzny jest wciąż taki sam… – … no nie, zmieniam krawat! – To prawda. Ale zawsze jest elegancki garnitur, koszula i nieodłączny krawat. – Sztywniactwo! Ja jestem rzeczywiście sztywniakiem. Początek spotkania zapowiadał dystans gościa do siebie. Pomyślałam: może warto utrwalić na papierze choć kilka fragmentów (wyrwanych z całości) wypowiedzi Zanussiego, który występuje publicznie jakby… w poluzowanym nieco krawacie? Wszak przybliżą nam filmowca jako twórcę ponad trzydziestu filmów fabularnych i kilku książek, ale także jako człowieka – jego myśli, jego obserwacje, jego doświadczenia.
lepszy dowód, że piją też grappę a nie tylko wino. Dzięki bogatym kuzynom (tak, właśnie tych od produkcji lodówek i pralek), którzy towarzyszą mi odkąd pamiętam, miałem więc szansę na wgląd w obszary społeczne, w jakie normalnie nigdy bym nie zajrzał. Opowiem tu anegdotę. Otóż przydarzyło mi się coś, co może zdarzyć się tylko w bajce. W 1980 roku mój fabularny Kontrakt zamykał festiwal filmowy w Wenecji. Na tę uroczystość zaprosiłem kuzyna. Usiadł obok mnie, obok Federico Felliniego, a także premiera Giulio Andreottiego. No, pomyślałem, lepiej być już nie może! Widzowie film dobrze przyjęli, bili brawa na stojąco. Po filmie wychodzimy z kuzynem z pałacu, gdzie wyświetlany był Kontrakt, a ten zaczyna rozmowę o tym… co zjeść na kolację. Żadnego wrażenia film na nim nie wywarł?! Następnego ranka, schodząc po schodach hotelu, w którym ongiś pomieszkiwał Tomasz Mann, również i Luchino Visconti, ujrzałem kuzyna, który z uwagą przeglądał prasę. Na mój widok wykrzyknął: Krzysztof, to ja nawet sobie nie wyobrażałem, że ty jesteś taki sławny! Odpowiedziałem, że przecież widział, słyszał brawa na sali. No tak – mówi kuzyn – ale jak ja wchodzę do fabryki, to robotnicy też zawsze klaszczą. Potem już dywagował o reklamie. O tym, ile by trzeba zapłacić za centymetr kwadratowy druku, gdyby przyszło mu zamieścić na pierwszych stronach aż tylu pism nazwisko Zanussi.
kład, jak znakomity, bardzo inteligentny Zbigniew Zapasiewicz walczył ze swoją nadświadomością. On ją jednak dla potrzeb roli filmowej czy teatralnej potrafił pokonać. O ROZWOJU SZTUKI – Aby się rozwijać, człowiek musi sobie narzucić wiele zakazów i rygorów. Co przez to rozumiem? Powołam się na takowe wydarzenie. Otóż razu pewnego Franciszek Starowieyski umówił się z grafficiarzami, że będą równocześnie malować. Malowali, malowali, malowali – po czym grafficiarze podeszli do obrazu Starowieyskiego i prawdziwie zachwycili się tym, co on namalował, ale równocześnie zapytali: czy pana nie ogranicza rama? Starowieyski więc coś domalował, wyszedł poza ramę. Oni znowu: a nie brak panu trzeciego wymiaru? Starowieyski złapał za glinę i przykleił ją do obrazu. Ale oni mieli kolejne pytanie: czy pan jest pewien, że pan jest artystą, jak pana nic nie ogranicza?
JĘZYK KINA – Jeśli jakiś student konserwatorium dorabia w knajpie, to gdy rano przychodzi na lekcje fortepianu, od razu słychać, że zatracił wrażliwość na dźwięk – zaczyna walić w klawisze, bo wie, że tak można. To samo dzieje się z młodymi filmowcami tworzącymi reklamy. Zmieniają język kina. Dziś widzowie, patrząc na wolno poruszające się włosy kobiece na telewizyjnym ekranie, od razu wiedzą, że to reFILOZOF EKRANU klama szamponu. A jeśli oglądają zachodzą– Studiowałem filozofię na Uniwersytecie Ja- ce słońce, to widok ten nie kojarzy im się z giellońskim, u profesora Ingardena. Pomimo to końcem dnia, lecz reklamą wakacji w Hunuważam się za filozofa amatora. Że niby jestem gardzie. Zatem – a takie jest moje zdanie – możuznawany przez niektórych za filozofa nasze- na zrobić kilka reklam, ale nie brnąć dalej. Tymgo kina? Powiem szczerze: świadomość tego, czasem wielu młodych filmowców brnie – bo co się robi, jest kulą u nogi. Artysta jest dużo trzeba pracować, by spłacić kredyt mieszkabardziej wolny w tworzeniu wtedy, gdy działa niowy, by utrzymać rodzinę. Bezwstydnie użyintuicyjnie; nadmiar świadomości to balast, któ- wają więc środków przesadnych, banalnych, ry trzeba pokonać. To dotyczy nie tylko reży- dobrze widzianych w reklamie. Tym samym serów. Także i aktorów. Obserwowałem, na przy- tracą wrażliwość. I kicz przenika do kina…
DODATEK KULTURALNY nowego
LIPIEC 2015
5
Film o Ralphie Modjewskim
PETER OBST
KARUZELA KULTURY – Jestem przywiązany do wartości w kulturze, żaden modernizm mnie nie dotknął – wiem, że jest kultura wyższa i niska. Nie inna – lecz lepsza i gorsza. Tu wesprę się anegdotą opowiadaną przez Woody’ego Alena. Otóż człowiek z kompleksem niższości przez jakiś czas spotykał się z psychiatrą, mówił mu o swym wielkim cierpieniu z powodu inności. Psychoanalityk słuchał, słuchał, aż w końcu powiedział: pan nie ma żadnego kompleksu niższości, pan jest po prostu gorszy… Ja też wierzę, że są rzeczy lepsze i gorsze, a nie tylko “inne”. Kłócę się więc z naszymi kulturoznawcami, gdyż oni – moim zdaniem – ulegli przelotnej modzie, niedowierzają, że jest coś, co stanowi szczyty, i coś, co niziny sztuki. Tu od razu dodam: kultura pop ma miejsce w naszym życiu, jest ważna i ja to szanuję. Tylko bardzo bym chciał, aby twórcy jednej i drugiej dojrzeli się wzajemnie – bo na ogół się nie oglądają. Pamiętacie państwo hiphopowców polskich, którzy popisywali się swoimi umiejętnościami przed papieżem? Następnego dnia ta grupa chłopców aż dla 57 stacji telewizyjnych w świecie była pierwszym newsem! Czy to komentować? Powiem tylko, że przekazałem kiedyś list do Jana Pawła II, w którym napisałem, że są u nas w kraju chłopcy, którzy występują w wielu metropoliach świata, ale z okien pałacu watykańskiego jeszcze ich nie dostrzeżono. Po występie hiphopowców Ojciec Święty – czego już żadna telewizja nie pokazała – tych chłopców zapytał: po co wy to robicie? Bo jeśli po to, aby świat widział piękniejszy taniec, to dobrze. Bardzo dobrze. Ale jeśli tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę czy zarobić – to jest to sztuka skażona.
Od prawie trzech lat Basia i Leonard Myszyńscy z sOlar Eye Communications z Irvine w Kalifornii pracują nad filmem dokumentalnym o Rudolfie Modrzejewskim – znanym w Ameryce jako Ralph Modjeski.
ZDJĘCIE: SOLAR EYE COMMUNICATIONS
Pomysł narodził się podczas kręcenia dokumentu o Helenie Modrzejewskiej. Zakiełkowała w nich wówczas myśl, by zrobić również film o jej synu, który był jednym z przodujących inżynierów mostowych na świecie. Sukces filmu o aktorce i polskiej patriotce Modrzejewskiej pt. Modjeska: Woman Triumphant (Modrzejewska: Kobieta zwycięska) – otrzymał wiele pochwał i został pokazany przez stacje telewizji publicznej (PBS) w Stanach Zjednoczonych – przyczynił się do podjęcia dzieła jeszcze ambitniejszego: zrealizowania filmu, którego celem jest rozsławienie Rudolfa Modrzejewskiego. Choć stał on na czele budowy wielu najbardziej popularnych amerykańskich mostów – jak San Francisco-Oakland Bay Bridge, CA, most im. Benjamina Franklina w Twórcy filmu o Modrzejewskim – Basia i Leonard Myszyńscy Filadelfii, PA, im. Huey Longa w Nowym Orli wywiady z wieloma ekspertami o roli Moleanie, LA, czy Roosevelta w Poughkeepsie, NY drzejewskiego w tworzeniu mostów kolejowych – jego nazwisko ciągle jest mało znane. Artyi samochodowych, z uwzględnieniem jego wpłykuł w gazecie Philadelphia Inquirer z 17 wrzewu na rozwój inżynierii i historii transportu w śnia 1987 roku pt. The Forgotten Bridge BuilStanach Zjednoczonych. Zbadali wiele źródeł der (Zapomniany budowniczy mostów) przyi informacji, w tym również ogromne archiwum czynił się do podjęcia tłumaczenia biografii Molistów i zdjęć w Smithsonian Museum w Wadrzejewskiego napisanej w Polsce przez prof. szyngtonie. Film zawiera wiele nowych ujęć foinż. Józefa Głomba. Książka ta była również tograficznych robionych z helikopterów i z kaużywana przez Myszyńskich jako przewodnik mer montowanych na dronach, co pozwoliło dotyczący życia i pracy inżyniera Modrzejewpokazać piękno i ogrom struktur mostowych. skiego. (Jest nadal dostępna: http://www.poliDr Gray Brechin z University of California shcultureacpc.org/books/Modjeski_book.html). w Berkeley stwierdził, że “filmowcy uratowaFilm Bridging Urban America – The Story li od zapomnienia jednego z gigantów ameryof Ralph Modjeski (Mosty w miastach Amerykańskiej inżynierii lądowej: Rudolfa Modrzeki – historia Rudolfa Modrzejewskiego) będzie jewskiego. Projektanta kilku najbardziej spekkosztował 170 tys. dolarów, z czego 21 tys. zotakularnych mostów w Ameryce, którego prastało przeznaczone na końcowy montaż filmu ca nad San Francisco-Oakland Bay Bridge wciąż i animacje. Stąd też jakakolwiek pomoc finaninspiruje. Ten most zalicza się do najlepszych sowa jest mile widziana. Filmowcy oferują paosiągnięć z czasów administracji Franklina D. miątki w formie plakatów filmowych, podania Roosevelta i jego New Dealu, kiedy trzeba bynazwiska na ekranie, ograniczoną edycję fotoło podnieść kraj z wielkiego kryzysu. Modrzegrafii mostów i inspirowany filmem album fojewski – wykorzystując swój umysł i posługutograficzny mostów pt. Urban Man (Miejski człojąc się suwakiem logarytmicznym – zrobił to, wiek) – http://bridginguamericafilm.com/. czego dzisiejsi inżynierowie nie mogą wykoZbieranie materiałów do filmu jest już zanać bez zaawansowanych programów kompukończone. Obecny etap projektu to prace tzw. terowych. Zaprojektował most, który stoi już postprodukcji. Podczas filmowania Myszyńscy ponad 80 lat jako kluczowy element gospodarodwiedzili osiem głównych mostów i dwanaki w rejonie zatoki San Francisco”. p ście miast Ameryki Północnej. Przeprowadzi- Rudolf Modrzejewski (Ralph Modjewski)
ZAMĘT WARTOŚCI – Komu chcę się podobać? To jest podstawowe pytanie każdego artysty. Ja – z pozycji filmowca – chciałbym podobać się takim umysłom, jaki prezentował, na przykład, profesor Kołakowski. Słowem: chcę nadal adresować swoje filmy do publiczności z najwyższej półki – do koryfeuszy nauki, kultury i sztuki. Wiem, z pozycji księgowego inaczej to wygląda – nie sztuka dla elit się liczy, lecz dla masowej publiczności, bo w kasie zostają pieniądze… Tak, to zamęt wartości, które do siebie nie przystają.
ZDJĘCIE: MODJESKI AND MASTERS
SZTUKA FILMOWA – Nie jest ona od tego, by odpowiadać na pytania. Sztuka ma je stawiać – odpowiadać sobie musi widz po obejrzeniu filmu. Jeśli odpowiedzi płyną z ekranu, to nie jest sztuka, a propaganda. Agitacja. Co znaczy, że obraz jest artystycznie martwy. Czy ja nadal będę w filmie stawiał pytania? Szykuję następny projekt…
W INTERNECIE:
Informacje o filmie: https://www.facebook .com/bridgingurbanamerica; reklama filmu: https:// vimeo.com/ 129575856.
ZDJĘCIE: SOLAR EYE COMMUNICATIONS
ODRZUCENIE – Nie zawsze byłem głaskany po głowie, czasem dostawałem kopniaki. Ale z takim zmasowanym atakiem, z takim ostracyzmem, hejtem jak po filmie Obce ciało – zrobionym z serca, niewyspekulowanym, opartym na znanych mi wydarzeniach – dotąd się nie spotkałem. Czy jest mi przykro? Pewnie. To boli. Zwłaszcza że film jest blokowany (ale wyszedł na DVD, można więc będzie go obejrzeć; notabene jeżdżąc po świecie pokazuję go na spotkaniach – odbiór jest pozytywny). Nie znaczy jednak, że przez Węże przestanę być sobą, że zaprzeczę wartościom, które mają dla mnie znaczenie. A tak nawiasem, to ja wcale nie mam wiele powodów do narzekania. Te melancholijne nuty w moich tutaj wypowiedziach trzeba skreślić, bo w gruncie rzeczy udało mi się naprawdę zrobić wiele. Na pytanie, które ze swoich filmów uważam za najlepsze, jednak nie odpowiem, bo to pułapka w stylu: które ze swoich dzieci rodzice kochają najmocniej? To widzowie wybierają moje filmy. Ja tylko wykładam swój straganik, a oni sami decydują o wyborze. p
Przegląd Polski
dziennika
Most San Francisco-Oakland Bay w Kalifornii
6 Przegląd Polski
DODATEK KULTURALNY nowego
dziennika
LIPIEC 2015
Frida Kahlo w Botanical Garden
WYSTAWY | BOŻENA CHLABICZ
Jakie? Na przykład taka, którą od końca maja można oglądać w przestrzeni… New York Botanical Garden. Daleko, bo aż na Bronksie. Ale Nowojorski Ogród Botaniczny warto odwiedzić nie tylko przy okazji tej konkretnej ekspozycji. Choć rzeczywiście jest to wystawa szczególna i – zwłaszcza na tle standardowych prezentacji muzealnych – wyjątkowa. Po pierwsze dlatego, że choć po raz kolejny pokazuje dorobek jednej z najbardziej popularnych artystek w dziejach sztuki, nie tylko najnowszej – Fridy Kahlo, czyni to w sposób oryginalny i odkrywczy. W kontekście trzech wystaw poświęconych tej fascynującej postaci, w tym jeszcze jednej w Nowym Jorku, a także wydawanych dziesiątkami biografii, albumów i nieprzeliczonych gadżetów z wizerunkiem słynnej Fridy, określenia “oryginalny” i “odkrywczy” brzmią jak mission impossible. A jednak się udało. Po drugie, siłą tej niezwykłej ekspozycji jest jej inteligentne podążanie ścieżkami sztuki współczesnej, która z roku na rok i z biennale na biennale staje się coraz bardziej – by tak rzec – ekspansywna. Jakby usilnie pragnęła zerwać z narzuconą jej przez akademików specjalizacją na malarstwo, rzeźbę i “resztę”, uciec z galerii i wmieszać w kolorowy tłum na ulicach. Nie bez powodu stoiska znanych galerii na międzynarodowych targach sztuki to teraz zwykle multimedialne “instalacje”, a znaczna część eksponatów na Armory Show do złudzenia przypomina ofertę na targi wnętrzarskie. Nie przypadkiem uznani na świecie artyści coraz częściej projektują wszystkie aspekty swoich ekspozycji, a więc także aranżację przestrzeni, meble i oświetlenie, a nawet formę zaproszeń i plakatów. Trudno też przeoczyć okoliczność, że ulice, skwery i parki Nowego Jorku i innych miast na całym świecie coraz szczelniej wypełniają autentyczne dzieła sztuki najnowszej. Jakby po latach niezrozumienia i wyobcowania artyści zapragnęli wreszcie opuścić świątynie sztuki i zamiast wernisaży urządzać miasta, domy i wnętrza. Inna sprawa, że zanim rzeźby i obrazy pozamykano w białych ścianach muzeów, towarzyszyły one zwyczajnemu życiu w salonach, kościołach, w parkach i właśnie na ulicach. W tamtych czasach artyści byli – pewnym sensie – rzemieślnikami. Ale też – jak Leonardo – projektantami i dekoratorami wnętrz i ogrodów, autorami scenografii do przeróżnych wydarzeń artystycznych i towarzyskich i wreszcie twórcami i animatorami własnych biografii. Sami współtworzyli swoje legendy. Liczni artyści z dawnych czasów w tym właśnie przypominali zresztą i wyprzedzali o całe epoki dzisiejszych celebrytów. Wielu z nich reżyserowało swoje własne życie tak, jak reżyseruje się sztukę teatralną, dbając też o właściwą – i dostępną na miarę epoki – oprawę medialną. Zachowany dorobek wybitnych twórców z minionych stuleci dobitnie świadczy również, że to właśnie słynni malarze i rzeźbiarze wymyślili selfie, i to na długo przed epoką Instagramu. Nie ma bodaj żadnego wybitniejszego twórcy, który nie pozostawiłby po sobie choćby jednego autoportretu. Tego wszystkiego nie sposób jednak dociec
Frida Kahlo, Autoportret z naszyjnikiem z cierni i kolibrem, 1940
FOTO: ARCHIWUM
Choć Metropolitan Museum stanowi największą z turystycznych atrakcji Manhattanu, a sława MoMA czy Muzeum Guggenheima dawno już wykroczyła poza granice Ameryki, są takie wystawy, których – nawet przy zaangażowaniu najwybitniejszych specjalistów i nakładów – nie udałoby się zrobić w żadnej z wymienionych świątyń sztuki.
alizowaną kreacją Fridy. Na długo przed epoką celebrytów skrupulatnie reżyserowała ona zarówno swoją biografię, jak i jej kulisy. W Lazurowym Domu mieściło się też studio malarskie artystki, a bujna natura dominująca w jej niepokojących obrazach pochodziła – co zaświadczają zarówno wspomnienia gości Casa Azul, jak i zachowane fotografie – z przydomowego ogrodu. Podobnie jak kwiaty, które malowała na autoportretach wpięte we włosy i ułożone w malownicze bukiety na stole w jadalni, które służyły też za modele jej bajecznie kolorowych martwych natur. Toteż czternaście zgromadzonych na wystawie dzieł Fridy, w tej liczbie znany Autoportret z naszyjnikiem z cierni i kolibrem (Self-Portrait with Thorn Necklace and Hummingbird) i kilka innych płócien oraz szkiców, pokazano w ogrodzie w otoczeniu… LazuroweWyjątkową, kto wie, czy nie go Domu z Meksyku! W gigantycznej, przeszklonej przestrzeni najważniejszą rolę odgrywa słynnego Haupt Conservatory zrekonstruowana wystawie sztuki Fridy natura. ne bowiem zostały fragmenty ciemnobłękitnych ścian Casa Azul i malarskie studio Fridy, a w tle, na końcu ścieżki, jak ta w Meksyku wysaz okna, przy którym stały sztalugi. Coś jednak dzanej drobnymi kwiatami, stanęła słynna zrobić można. Przynajmniej w wyjątkowych przy- schodkowa piramida, na której Diego Rivera padkach. I takim właśnie “przypadkiem” oka- eksponował na tyłach Lazurowego Domu swozała się dla zespołu kuratorskiego Frida Kahlo. je zbiory sztuki przedkolumbijskiej. Teraz piZadanie pokazania życia artystki i jej dzieła ramida, utrzymana w jaskrawych barwach przejna tle specyficznego otoczenia Botanical Gar- rzałych płatków słonecznika, różu i błękitu, poden było o tyle łatwiejsze, że życie Fridy zaczę- służyła za postument kaktusom. Ustawione w ło się, trwało i przedwcześnie zakończyło w jed- glinianych donicach przypominają o rodowonym konkretnym miejscu na ziemi. W Casa Azul dzie słynnej malarki, dla której stanowiły źróna obrzeżach Mexico City, gdzie słynna mek- dło niewyczerpanej artystycznej inspiracji. Wyjątkową, kto wie, czy nie najważniejszą sykańska feministka, komunistka, skandalistka i artystka (dokładnie w takiej kolejności) przy- rolę odgrywa bowiem na wystawie sztuki Friszła na świat, a potem mieszkała z niemniej niż dy po prostu natura – bohaterka i najwdzięczniejsza modelka niepokojących obrazów utaona sama słynnym mężem Diego Riverą. Lazurowy Dom, gdzie dzisiaj mieści się mu- lentowanej artystki amatorki, której krótkie żyzeum Kahlo, od początku był i do dzisiaj jest cie poza sztuką było wypełnione cierpieniem. Znawcy twórczości Kahlo bujną meksykańotoczony bujnym, tropikalnym ogrodem. Wszystko, zarówno wnętrza, jak i otoczenie, ską przyrodę, obecną we wszystkich jej praa także sam wizerunek malarki, od jej sukni cach malarskich, uważają zresztą za najbarpoczynając, a na misternych fryzurach koń- dziej charakterystyczny element oryginalnecząc, było tam starannie zaplanowaną i zre- go stylu Fridy. błądząc w ciszy wśród białych ścian sławnych muzeów. Żeby to wszystko pokazać, trzeba by robić wystawy zupełnie inaczej. Jak? Otóż może właśnie tak, jak zrobiona jest ekspozycja Frida Kahlo: Art. Garden, Life w New York Botanical Garden. Czyli kontekstowo. Nie bez powodu kuratorem ekspozycji została Adriana Zavala, historyk sztuki znana z kompleksowego podejścia do dzieł plastycznych, których interpretacja – według jej koncepcji – wymaga pokazania ich w otoczeniu możliwie jak najbliższym tego, w którym rzeczywiście postawały. Nie da się – co oczywiste – cofnąć czasu. W przeważającej większości przypadków nie da się też zrekonstruować pracowni artysty, domu, sypialni, stolika w ulubionej kawiarni czy widoku
I właśnie dlatego to natura, przywieziona na Bronx z Meksyku, ale też ta pochodząca z nowojorskich “zbiorów własnych”, jest bodaj najważniejszym elementem tej niecodziennej ekspozycji. Niemal równie ważne, jak malowidła i fotografie, są tu bowiem prawdziwe filodendrony, sportretowane na większości płócien Fridy. Zresztą nie tylko one, bo swoją rolę mają na wystawie do spełnienia także słoneczniki oraz inne “modelki” jej najbardziej znanych kompozycji – cynie, kalie i georginie. Płótnom Fridy w ogrodowej cieplarni towarzyszą jeszcze oleandry i róże, fuksje i gardenie, paprocie i palmy, no i kaktusy, kaktusy, kaktusy… Kaktusów pełno jest także w najbliższym otoczeniu Haupt Conservatory, gdzie – w glinianych donicach przywołujących na pamięć dziedzińce meksykańskich domów – stoją w szpalerach przy parkowych ścieżkach wysypanych drobnymi kamykami. Spory fragment Botanical Garden przypomina teraz zresztą – dzięki wysiłkowi zespołu przygotowującego wystawę – fragment Meksyku, tak jak wcześniej, przy okazji ekspozycji poświęconej malarstwu Claude’a Moneta przeszedł udaną metamorfozę w ogrody w Giverny. Bo podobne mariaże natury i twórczości (nie tylko artystycznej – na podobnej zasadzie stworzono też tu wystawę Karola Darwina) to już swoista tradycja nowojorskiego ogrodu. Taka forma ekspozycji z pewnością stanowi atrakcyjną alternatywę dla tradycyjnych prezentacji muzealnych, ale rzecz nie tylko w komforcie zwiedzania. Bo zakładana (i zrealizowana) kontekstowość podobnych ekspozycji rzeczywiście pozwala spojrzeć na znanych twórców i ich lekko już “opatrzone” i strywializowane dzieła z nowej perspektywy. Pozwala także dostrzec w bohaterach ekspozycji prawdziwych ludzi, oddających się – gdy akurat nie uprawiali sztuki – innym zajęciom, w tym także zabiegom zmierzającym do estetyzacji ich otoczenia i biografii. Takie podejście do tematu doskonale sprawdziło się w przypadku Fridy, bo dzięki temu publiczność dostrzega w niej mistrzynię nie tylko malarstwa, ale też autoreklamy i kreowania wizerunku. Przy okazji takich ekspozycji ogród na Bronksie wpisuje się też w najnowsze trendy muzealne, bo propagatorzy tak zwanej public art już ponad pół wieku temu zdecydowali przecież, by sztuka opuściła muzea (pierwsze było nowojorskie Metropolitan) i stanęła na trawnikach. Na początek w Central Parku, ale z czasem – jak widać – ta nowa moda wyszła znacznie poza granice Manhattanu i samej Ameryki. W tej chwili takie wystawy w plenerze to już standard, czego dowodem jest choćby najsłynniejszy na świecie przegląd twórczości najnowszej – Biennale w Wenecji. Od początku (a impreza liczy już sobie 56 lat) sztukę współczesną pokazywano tam w przestrzeni I Giardini, czyli w parku z widokiem na słynną lagunę. W ten sposób także aktualne pokolenie artystów i kuratorów wpisuje się w wielowiekową tradycję pokazywania sztuki w plenerze, w czym teoretycy upatrują odwiecznego dążenia do pojednania między kulturą i naturą. Coś takiego udało się podobno tylko raz – w ogrodach Edenu, choć i to nie jest pewne, bo kulturę w raju reprezentowały – zdaje się – zaledwie skromne opaski z liści… Ale sądząc po efekcie osiągniętym w przypadku wystawy Frida Kahlo: Art. Garden, Life – warto próbować. p Frida Kahlo: Art. Garden, Life 16 maja – 1 listopada 2015 New York Botanical Garden 2900 Southern Blvd. Bronx www.nybg.org
Boskie grozy i czary
LIPIEC 2015
DODATEK KULTURALNY nowego
dziennika
Przegląd Polski
7
TEATR | GRAŻYNA DRABIK
Od lewej: Tim Kazurinsky, Jim Parsons, Christopher Fitzgerald w komedii An Act of God
Bo oto okazuje się, że Pan Bóg jest nie tylko dla nas tajemnicą. Dla siebie samego też jest niepojęty. Może tym cenniejszy jest więc nowy zestaw 10 przykazań, z naczelnym napomnieniem, że powinniśmy mniej narzekać i zamiast spodziewać się boskich ingerencji sami zająć się wreszcie porządnie własnymi sprawami. * Z Bogiem niełatwo dojść do ładu, lecz żyć bez Boga, ledwie w cieniu jakoby jego ludzkiego odbicia, to już całkiem źle. Odkrywa to dwóch młodych wojowników z gwardii królewskiej strzegącej Wielkie Warowne Miasto Agra w Indiach. Przyszło im służyć pod Szahdżahanem, o bezmiernej władzy i wielu tytułach: Gwiazda Wiary, Drugi Owoc Szczęśliwej Unii Jupitera i Wenus, Cesarz Wielkich Mogołów, Król Świata, Cień Boga na Ziemi… Guards at the Taj, nowa sztuka Rajiva Josepha, amerykańskiego pisarza z Cleveland w Ohio, o wielokulturowych korzeniach (francusko-niemieckich po stronie matki, indyjskich po ojcu), jest osadzona na pograniczu historycznych rozważań i przypowieści, realistycznego dramatu i baśni. Akcja skupia się wokół zakończenia budowy mauzoleum Tadż Mahal, którym Szahdżahan pragnie uświęcić pamięć ukochanej żony Mumtaz Mahal, zmarłej przy porodzie ich czternastego dziecka. Wspaniały grobowiec, budowany przez 20 tysięcy najlepszych rzemieślników pod kierunkiem Ustada Ahmada Lahori, architekta o szczodrej i beztroskiej duszy, ma być najpiękniejszą rzeczą kiedykolwiek zbudowaną przez człowieka. Ma być symbolem, lecz i końcem Piękna – tak pragnie Władca. Pragnienie Władcy jest nakazem dla wszystkich, niezależnie od kosztów. Legendy mówią, że za to nadzwyczajne piękno wszyscy budowniczowie drogo zapłacą. Sztuka stara się ogarnąć zbyt rozległe terytorium tematyczne, bowiem traktuje o naturze piękna; sile wyobraźni; kaprysach bezgranicznej władzy; strachu, naiwnych nadziejach i bezsilności maluczkich; nieodwracalnych konsekwencjach okrutnego czynu; poddaniu się nakazowi bezwzględnego posłuszeństwa, o karze i nagrodzie za to poddanie; iluzjach wyboru, gdy wyboru naprawdę nie ma; niebezpiecznych kosztach zachowania osobistej lojalności, lecz może jeszcze większych kosztach zdrady samego siebie… Łatwo jednak wybaczyć pewne zagubienie co do ogólnego kierunku sztuki, wobec językowych bogactw i delikatności, z jaką Joseph
szkicuje związek między dwoma przyjaciółmi. O diametralnie różnych osobowościach, są jednak ze sobą do głębi związani. Milczący Humayun nadrabia lęki przed surowym ojcem nadmiernym posłuszeństwem i dyscypliną. Choć niezbyt bystry, zna jednak wszystkie ptaki i potrafi każdego zidentyfikować przez śpiew i zawołanie. Babur, pełen fantazji i inwencji, gada bez przerwy, spóźnia się i wierci, jest ciekaw wszystkiego i gotów kwestionować nawet zakazane sprawy. Pojedynczo Humayun i Babur są ledwie kółeczkami w maszynie toczącej się bezwzględnym rytmem. Razem, mogą zamienić nudny czas nocnych godzin straży w przygodę pulsującą życiem. Rozmawiają o ptakach. Wspominają dziecinne zabawy. Gwiazdy nad nimi dostarczają Baburowi okazji do pytań i marzeń. Śni o swobodnym locie. Snuje opowieści o budowie – być może, kiedyś – “latających maszyn”. O podróżach – jego i przyjaciela – jeszcze dalej niż gwiazdy. Zbliża się świt, gdy wreszcie zostanie odsłonięty Tadż Mahal, po 16 latach budowy w ukryciu, za kurtyną wysokich murów. Nikt jeszcze nie widział zakończonej budowli. Pierwszym i jedynym najpierw świadkiem ma być tylko Szahdżahan. Strażnikom, stojącym pod murem, nie wolno się odwrócić. Babur, oczy-
wiście, nie wytrzyma. Odwraca się i stoi nieruchomy w zachwycie. Przynagla gorąco przyjaciela, by także popatrzył. Humayun nie może oprzeć się jego słowom. I my także podzielamy ten magiczny moment. W grze różowo-fioletowych świateł Davida Weinera, przy dźwiękach tajemniczo wyciszonej muzyki Roba Milburna i Michaela Bodeena, okiem wyobraźni najwyraźniej widzimy wyłaniające się w pierwszych promieniach słońca piękno z białego marmuru i szlachetnych kamieni. p David Javerbaum, An Act of God. Reżyseria: Joe Mantello, scenografia: Scott Pask, kostiumy: David Zinn, oświetlenie: Hugh Vanstone, inżynieria dźwięku: Fitz Patton, muzyka: Adam Schlesinger, efekty specjalne: Jeremy Chernick. Występują: Christopher Fitzgerald (Michael), Tim Kazurinsky (Gabriel) oraz Jim Parsons (God). Premiera 1 czerwca, przedstawienia do 2 sierpnia, w Studio 54, 254 W. 54 St., przy Broadwayu. Rajiv Joseph, Guards at the Taj. Reżyseria: Amy Morton, scenografia: Timothy R. Mackabee, kostiumy: Bobby Frederick Tilley II, oświetlenie: David Weiner, muzyka i inżynieria dźwięku: Rob Milburn & Michael Bodeen. Występują: Omar Metwally (Humayun) oraz Arian Moayed (Babur). Atlantic Theater Company, premiera 11 czerwca, przedstawienia do 12 lipca, w Linda Gross Theater, 336 W. 20 St., przy Ósmej Avenue.
ZDJĘCIE: DOUG HAMILTON
A na ziemi, cóż, coraz większy jakby bałagan. Roi się od fałszywych proroków i aroganckich rzeczników, każdy najpewniejszy, że on i tylko on posiada prawdę, co do boskiej natury i boskich wymagań. Jedna ludzka nieporadność prześciga się z drugą, bez liku. Sprzeczne prośby o boską ingerencję konkurują z sobą. I te nieustanne pretensje do Pana Boga, te ciągłe wyrzuty i żale. W An Act of God David Javerbaum eksperymentuje z hipotezą, co by to było, gdyby Pan Bóg zdecydował, że dość tajemniczości. Trzeba wreszcie sprawy jasno i ostatecznie wyjaśnić. Pewnego razu, przy efektownym łomocie grzmotów, w oszałamiającym błysku światła (jakby niebo na moment się rozwarło i zaraz zatrzasnęło z powrotem), zstąpił na ziemię, by z nami na serio porozmawiać. Tym razem wybrał sobie na objawieniową formę postać zwykłego dwunoga. Wcielił się w pewnego komika, znanego jako Sheldon Cooper, młody naukowiec niezbyt przystosowany do normalnego życia, w telewizyjnym serialu The Big Bang Theory. Spod białej szaty, w stylu rzymskiej togi, wystaje kołnierzyk koszuli w kratkę. Z pod spodu wysuwają się czerwone tenisówki. I właściwie to już wszystko z dramatycznej oprawy. Jeszcze tylko trzeba dodać schody pośrodku wznoszące się ku górze, podświetlone na mocno niebiesko, i rozłożystą, nieskazitelnie bielistą kanapę, niby w jakimś luksusowym studium telewizyjnego talk-showu. Panu Bogu towarzyszą w tej ziemskiej przygodzie dwaj archaniołowie: posłuszny Michał (na poważnie komiczny Christopher Fitzgerald) będzie solennie cytował fragmenty z gutenbergowskiej Biblii. Gabriel (Tim Kazurinsky, nieśmiało przekorny) od czasu do czasu przyjmie pytania od zebranej gawiedzi, dodając do nich także parę swoich. Jego dociekliwość jednak zostanie ukrócona i zapłaci za nią naderwanym skrzydłem. Reszta to już szybko toczący się monolog: sprawny, cięty i świetnie podany przez Jima Parsonsa. Udanie połączyły się talenty dwóch zawodowych prześmiewców. Javerbaum dostarczał przecież teksty dla Jona Stewarta i Stephena Colberta. Zaś Parsonsowi pseudobiblijny język spływa z ust jak miód słodko i gładko. Dostajemy kilka nieortodoksyjnych lekcji teologii, trochę docinków do współczesnych ekscesów i parę sprostowań opowieści zachowanych w bardziej tradycyjnym przekazie. Nasi przodkowie? Tak, tak, żyła sobie spokojnie pierwsza para w raju: Adam i Steve, póki nie skusili się na owoc z Drzewa Wiedzy, że Ich Styl Życia Jest Grzeszny. Potem, cóż, zrobiło się poprawkę, ciach, ciach, i już był Adam i Ewa. Historia Noego? Całkiem prawdziwa, tylko co do “wszystkich zwierząt”, to sporo przesady. Ledwo parę szczeniaków zabrało się do arki. Abraham i Izaak? Rzeczywiście, to dziwna historia. Wtedy właśnie, wyznaje zasumowany na moment Pan Bóg, “zrodziło się moje podejrzenie, że mam jakiś naprawdę poważny problem”…
ZDJĘCIE: JEREMY DANIEL
Bóg jest wspaniały i groźny, wszędzie i zawsze. Bez początku i końca, bez granic i ograniczeń. Wszystko wie i wszystko może. To, co było; to, co jest; i to, co będzie. My, dobitnie wpisani w jedno konkretne ciało i jeden konkretny czas, jak możemy pojąć wszechobecną boskość? Nie możemy. Mamy przecież tylko okruchy objawień i rozległe obszary tajemnic.
Omar Metwally (z lewej) i Arian Moayed w sztuce Rajiva Josepha Guards at the Taj
8 Przegląd Polski
W trosce o prawdę dziejową DODATEK KULTURALNY nowego
dziennika
LIPIEC 2015
Z prof. Andrzejem Romanowskim, redaktorem naczelnym Polskiego Słownika Biograficznego, rozmawia Rita Pagacz-Moczarska
wy. Pod względem liczby biogramów jest on absolutnym rekordzistą. Napisał ich 337. Objętość Słownika to ponad 32 tysiące stron drobnego, dwuszpaltowego druku i ponad 27 tysięcy życiorysów. Jakie są zasady wydawania Słownika?
Przekazał mi tę pracę prof. Henryk Markiewicz oraz dyrekcja Instytutu Historii PAN w Warszawie. Profesor mógł z powodzeniem jeszcze przez wiele lat być redaktorem naczelnym Słownika, ale zdecydował inaczej. Warto podkreślić, że po rezygnacji z tej funkcji pozostał członkiem Komitetu Redakcyjnego i wiele wnosił do ostatecznej wersji naszych biogramów. Bardzo dużo mu zawdzięczamy. Profesor był redaktorem naczelnym 13 lat, ale w Komitecie Redakcyjnym zasiadał od roku 1960 do śmierci w roku 2013.
Idea Słownika narodziła się w Polskiej Akademii Umiejętności w roku 1931. W kalendarium PBS odnotowano, że w ciągu kolejnych czterech lat uchwalono regulamin wydawnictwa, a następnie powołano Komisję Wydawniczą, Radę Słownika, Komitet Redakcyjny oraz biuro redakcyjne, w którym pracę rozpoczęli Kazimierz Lepszy, Helena Wereszycka, Janina Skowrońska, Stanisław Buratyński. Pierwsze zamówienia na życiorysy wysłano w czerwcu 1934 roku. Jak dalej potoczyły się losy Słownika?
Do roku 1939 ukazały się cztery tomy PSB, obejmujące biogramy do hasła “Dąbrowski Ignacy”, oraz większość tomu V, ogółem do hasła “Drohojowski Jan”. Podczas II wojny światowej, z oczywistych względów, nastąpiła przerwa w wydawaniu Słownika. Tom V ukazał się w roku 1946. Pod redakcją prof. Władysława Konopczyńskiego wydany został jeszcze VI tom, do hasła “Firlej Henryk”, przygotowano także cztery zeszyty tomu VII. Jednak w 1949 roku prof. Konopczyński został z przyczyn politycznych zmuszony do rezygnacji z funkcji głównego redaktora i wydawnictwo zostało zawieszone. Wniosek o wskrzeszenie Słownika pojawił się na zgromadzeniu ogólnym PAN po odwilży październikowej 1956 roku. Tę inicjatywę natychmiast podjął Instytut Historii PAN, który rozpoczął działalność trzy lata wcześniej. Jego twórcą i pierwszym dyrektorem był prof. Tadeusz Manteuffel, który na bazie biura redakcyjnego Słow-
W zeszytach Polskiego Słownika Biograficznego znajdują się biogramy Polaków i osób z Polską związanych od IX wieku do roku 2000
Andrzej Romanowski – profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, literaturoznawca, publicysta, polityk. Był stypendystą Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku (1990). Obecnie jest kierownikiem Katedry Kultury Literackiej Pogranicza na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz wykładowcą. W roku 2003 został również pracownikiem Instytutu Historii PAN w Warszawie
ZDJĘCIE: MARIUSZ KUBIK
Funkcję redaktora naczelnego Słownika pełni pan od 2 stycznia 2003 roku...
Kontynuatorem dzieła prof. Rostworowskienika stworzył Pracownię Biograficzną, prowago był, wspomniany już wcześniej, prof. Hendzącą kwerendy archiwalne. Można więc powiedzieć, że dzięki Instytutowi Historyczneryk Markiewicz, pod którego redakcją wydamu PAN dokonało się ponowne narodzenie PSB. nych zostało dziewięć tomów PSB. W gronie W 1957 roku w miejsce przedwojennej Rady szczególnie zasłużonych redaktorów jest też Słownika powołano komitet redakcyjny, na któdr Helena Wereszycka, której portret znajdurego czele stanął Kazimierz Lepszy. Pod jego je się w pana gabinecie obok portretów redaktorów naczelnych PSB. redakcją ukazały się tomy do hasła “Jarosiński Paweł”. Profesor Lepszy przeniósł SłowHelena Wereszycka, żona znakomitego histonik z jego tradycją przedwojenną w czasy PRL. ryka prof. Henryka Wereszyckiego, w latach 30. ubiegłego wieku zajmowała się przygotowaniem Twórcą obecnej formuły Słownika jest prof. kartoteki biograficznej. W redakcji PSB od poEmanuel Rostworowski, który redaktorem na- czątku pracowała jako redaktor biogramów z czelnym został po śmierci prof. Lepszego, w XVIII wieku. W latach 1958-1976 była sekreroku 1964. Co należy do jego największych tarzem redakcji, a w czasie gdy prof. Lepszy był zasług? rektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, pełniProf. Rostworowski zaczął od autorów wy- ła de facto funkcję redaktora naczelnego. magać uszczegółowienia i rozbudowania bioW tym miejscu chciałbym wymienić jeszcze gramów, a w miarę możliwości także prowa- trzy zasłużone dla Słownika panie, z którymi dzenia badań archiwalnych, czego wcześniej na miałem okazję się zetknąć. Pierwsza to dr Haogół nie robiono. Jego wielką zasługą jest pod- lina Kowalska-Kossobudzka, kierownik Pracowniesienie poziomu naukowego biogramów. ni Staropolskiej w latach 1976-2002 i zastępca Udawało się mu też zamieszczać w Słowniku redaktora naczelnego w latach 1977-2002. takie informacje, które gdzie indziej nie były Zmarła kilka miesięcy przed objęciem przeze dopuszczane przez cenzurę. Dzięki temu poja- mnie funkcji redaktora naczelnego. Druga to wił się, na przykład, biogram żołnierza Armii dr Alina Szklarska-Lohmannowa, z którą już Krajowej i powojennego podziemia antykomu- pracowałem, i która obdarzała mnie przyjaźnią. nistycznego Franciszka Niepokólczyckiego – Pełniła funkcję redaktora biogramów z historii znalazła się w nim informacja, że został on po XX wieku, w latach 1976-1999 była kierowniwojnie skazany na karę śmierci. Podobnie by- kiem Pracowni XIX i XX wieku, a w latach 1977ło w przypadku Witolda Pileckiego, w którego 1999 zastępcą redaktora naczelnego. Trzeba też biogramie podano, że został stracony. Słownik wspomnieć o wieloletniej redaktorce historii sztubył publikacją niszową o niedużym nakładzie, ki i sekretarza redakcji pani Róży Biernackiej. więc druk takich informacji był możliwy. Z druPodkreślić należy również zasługi przewodgiej jednak strony, PSB znajdował się na pół- niczących Rady Naukowej PSB. Przewodnice w każdej większej bibliotece. Takie zjawi- czący Rady Naukowej to najważniejsza ososko jak PSB było niemożliwe w którymkolwiek ba całego przedsięwzięcia. Od roku 1999 funkz ówczesnych krajów “realnego socjalizmu”. cję tę pełni prof. Janusz Tazbir. Wcześniej, w Prof. Rostworowski, jako badacz XVIII wie- latach 1993-1999, przewodniczył Radzie prof. ku, sam był też autorem około 60 życiorysów. Aleksander Gieysztor, a przed nim, w latach Pod jego kierownictwem wzrosło również tem- 1975-1992, prof. Stefan Kieniewicz. po: w ciągu 25 lat ukazały się 22 tomy SłowWspominając osoby, bez których nie byłonika. To głównie Rostworowski spowodował, by Słownika, nie można zapomnieć o autorach. że dziś Polski Słownik Biograficzny znajdu- Wśród tysięcy osób zaangażowanych w pisaje się w ścisłej czołówce narodowych słowni- nie biogramów trzeba przypomnieć przynajków biograficznych świata. mniej dr. Stanisława Konarskiego z Warsza-
Po pierwsze, w Słowniku znajdują się wyłącznie biogramy osób nieżyjących. Po drugie, nigdy dość powtarzania, że nie zawsze są to Polacy w sensie etnicznym, bo przecież na przestrzeni wieków Rzeczpospolita była ojczyzną wielu narodów: Żydów, Niemców, Ukraińców, Litwinów, Białorusinów... Są tu też biogramy różnych artystów, którzy gościli w Polsce, tu tworzyli i zostawiali swoje dzieła, jak Bartolomeo Berrecci, Jan Piotr Norblin, Canaletto czy Bacciarelli. I wreszcie po trzecie – we wstępie do I tomu PSB Władysław Konopczyński napisał: “Przeznaczony dla szerokich kół inteligencji Słownik ma na celu wyłącznie informacje, a nie szerzenie jakichkolwiek zasad czy programów. Nie wysławia ani nie zniesławia, nie jest «Plutarchem» polskim, nie ubiega się za rewelacją ani rewizją starych poglądów. Jeżeli niektóre osobistości w świetle naszych badań stracą nieco ze swego nimbu, to za to setki innych, zapomnianych lub niedocenionych, odzyskają miejsce w pamięci pokoleń ze swym dodatnim plonem życiowym. Niewątpliwie stracą na tym ulubieńcy dziejów, zyska naród jako zespół twórczych pokoleń – i zyska prawda dziejowa”. Słowa profesora, że “Słownik nie wysławia ani zniesławia”, stały się dewizą Słownika. Według jakich kryteriów wybierane są osoby, których biogramy zamieszczane są w PSB?
W czasach prof. Konopczyńskiego były to najważniejsze osoby w historii Polski, z dodatkiem osób drugiego i trzeciego planu. Potem, w czasach prof. Rostworowskiego, te kryteria się rozszerzyły. Kto decyduje o tym, czyj biogram zostanie zamieszczony w Słowniku?
Decyduje redakcja, opierając się na swoich kartotekach oraz materiałach zgromadzonych w swym archiwum. Powstaje lista haseł w danym odcinku alfabetu. Takie listy są publikowane z kilkuletnim wyprzedzeniem. Na przykład, pierwsze zamówienia haseł na litery “U” i “V” będziemy rozsyłać w latach 2019-2020. Listę proponowanych haseł rozsyła się następnie do środowisk naukowych w kraju i za granicą. Uzupełniają ją lub dokonują skreśleń wybitni specjaliści. Na podstawie w ten sposób przygotowanej ostatecznej listy redakcja spotyka się, dyskutuje, czyj biogram powinien być opublikowany. Potem trzeba te biogramy zamówić. Kolejna weryfikacja następuje po ich otrzymaniu, bo czasem okazuje się, że bohater jednak aż tak wybitnych zasług nie ma. O tym, czy biogram ostatecznie znajdzie się w Słowniku, decyduje znów redakcja. Czasem pewnych skreśleń lub uzupełnień dokonuje ciało wobec redakcji nadrzędne, Komitet Redakcyjny. Obraduje on nad każdym zeszytem pod przewodnictwem redaktora naczelnego PSB. Z pewnością spotkał się pan z opiniami, że prace nad Słownikiem idą zbyt wolno. Co pan wtedy odpowiada?
Napisanie, a potem zredagowanie tekstu do PSB nie jest rzeczą łatwą. Wszystkie biogramy przygotowywane są z największą naukową starannością. Najpierw do potencjalnego autora kierowane jest pytanie o zgodę na opracowanie życiorysu w określonym terminie. Po uzyskaniu akceptacji wysyłana jest umowa autorska. Gdy jednak redakcja otrzymuje biogram, redaktor danego działu prowadzi jakby drugie, paralelne badania naukowe, tak jak autor. Redaktor ma obowiązek sprawdzić całą biblio-
towali do następnego konkursu, o ile zostanie rozpisany. Chcę wierzyć, że byt Słownika będzie zabezpieczony. PSB jest od kilku lat objęty honorowym patronatem Sejmu. To, oczywiście, pieniędzy nie przynosi, ale daje jakieś poczucie bezpieczeństwa.
ce natychmiast. Na tę drugą serię dwukrotnie otrzymaliśmy fundusze z Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki, ale za każdym razem było ich za mało, by w sposób odpowiedzialny podjąć wyzwanie.
W lutym 2015 ukazał się 204. zeszyt, który jest zarazem pierwszym zeszytem 50. tomu PSB. Ten fakt jest doskonałą okazją nie tylko do podsumowań, ale i refleksji nad przyszłością Słownika. Jakie zadania stoją obecnie przed jego redaktorami?
W sumie 20 osób. Pracami redakcyjnymi zajmuje się 14 osób, trzy są od administracji, dwie pracują w sekretariacie i jedna w bibliotece.
ZDJĘCIA: WIKIPEDIA.ORG
Są trzy wielkie zadania. Pierwsze – to ukończenie serii zasadniczej. Po 80 latach kończymy obecnie hasła na literę “Sz”. 49. tom Słownika zakończył się hasłem “Szyjewski Andrzej”. Biogramy na literę “Ż” ukończymy zapewne około roku 2035, na stulecie Słownika. Drugie zadanie – to uruchomienie drugiej serii PBS. Znajdą się w niej przede wszystkim biogramy osób, które w momencie wydawania poszczególnych tomów jeszcze żyły, zmarInicjatorem i pierwszym redaktorem Polskiego ły natomiast do 31 grudnia roku 2000. Są wśród Słownika Biograficznego był Władysław Konich m.in.: Władysław Anders, Józef Beck, Olnopczyński, profesor Uniwersytetu Jagiellońga Boznańska, Maria Dąbrowska, Witold skiego, historyk, członek Towarzystwa NaukoGombrowicz, Władysław Gomułka, Zbigniew wego Warszawskiego i Polskiej Akademii Herbert, Józef Haller i wielu, wielu innych. Na Umiejętności razie te osoby, niewątpliwie zasługujące na miejgrafię załączoną przez autora. Zarówno to spraw- sce w PSB, swoich biogramów jeszcze nie madzenie, jak i samodzielne badania redaktora owo- ją. Do nich dojdą jeszcze osoby z różnych przycują często wzbogaceniem biogramu o nowe czyn pominięte – z powodu ostrzejszej niż dziś fakty. Gdy w ten sposób przygotowany biogram selekcji czy zwykłego niedopatrzenia. Na jest gotowy, trafia on do kierownika Pracow- przykład, nie ma w Słowniku biogramu arcyni, który wprowadza swoje uwagi. Kolejne uwa- biskupa gnieźnieńskiego Janisława, który kogi wprowadza redaktor naczelny. Tą drogą, ronował Władysława Łokietka, a potem Kazimniej więcej co cztery miesiące, powstaje 80- mierza Wielkiego. Bywają więc i takie niedopatrzenia... Są też rezultaty działania cenzury 90, czasem nawet 100 biogramów. Są jednak rezultaty tej benedyktyńskiej pra- w PRL. Nie ma na przykład biogramu antykocy, bo Słownik jest wysoko oceniany. Pamię- munistycznego partyzanta Józefa Kurasia, tam, na przykład, jak w pierwszym zeszycie, pseudonim “Ogień”. Te wszystkie życiorysy który redagowałem, miałem w spisie hasło “Sta- powinny znaleźć się w drugiej serii PSB. Ta druga seria musi mieć odrębny zespół renisław, biskup kijowski z pierwszej połowy XV wieku”. Autor i redaktorka doszli jednak do dakcyjny i odrębne finansowanie. Opracowywniosku, że było dwóch kijowskich biskupów wane tomy powinny być publikowane równoo imieniu Stanisław, żyjących niemal w tym legle do serii zasadniczej. Będą to więc odsamym czasie: Stanisław, syn Marcina, i Sta- rębne prace przygotowawcze, kartoteki, listy nisław z Budzowa, syn Mikołaja. Rozdziele- haseł, zamówienia biogramów, redagowanie. Trzecim zadaniem jest uruchomienie bieżąnie postaci, które z upływem czasu zlały się w jedną postać, to jednak nieledwie codzienność cej nekrologii, czyli biogramów osób zmarSłownika. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałem. łych od 1 stycznia 2001 do 31 grudnia 2010. A co odpowiem na uwagę, że prace idą zbyt Wśród nich są: Jan Paweł II, Czesław Miłosz, wolno? Idą w tym samym mniej więcej tem- Stanisław Stomma, Jacek Kuroń, Edward Giepie, co w innych europejskich słownikach bio- rek, Jan Nowak-Jeziorański, Jan Józef Szczegraficznych, na przykład austriackim czy pański... Ta seria również będzie musiała mieć szwedzkim. Przy czym nasze biogramy są na odrębny zespół redakcyjny. Kolejna seria bieogół bez porównania bardziej rozbudowane. żącej nekrologii powinna objąć lata 2011-2020; na jej uruchomienie mamy jeszcze rok. (...) Jaki jest nakład Słownika?
Zamyka się w liczbie 1700 egzemplarzy. Od 19 grudnia 2014 funkcjonuje również internetowy Polski Słownik Biograficzny. Jak doszło do uruchomienia tego przedsięwzięcia?
dziennika
Ile pieniędzy potrzeba na rozpoczęcie prac nad tą, najbliższą dziś, drugą serią?
Trzy miliony złotych. Opracowaliśmy na to szczegółowy kosztorys. Gdyby takie pieniądze się pojawiły, moglibyśmy rozpocząć pra-
Ile osób pracuje dziś w redakcji PSB?
A ile osób dodatkowo trzeba byłoby zatrudnić, by równolegle trwały prace nad drugą i trzecią serią PBS?
O trzeciej serii na razie nie myślimy – nie da się zrobić wszystkiego. Na drugą serię trzeba 7-10 osób. Trzy osoby z obecnej redakcji PSB wstępnie już zostały do nowej pracy oddelegowane. One muszą być w tej redakcji przynajmniej na początek łącznikami. Redaktorem prowadzącym tę serię zgodził się zostać nasz pracownik Mariusz Ryńca.
Sprawy finansowe to niejedyny problem, z jakim boryka się redakcja PSB. Z jakimi wyzwaniami trzeba się jeszcze zmierzyć, by myśleć o rozwoju tego przedsięwzięcia?
Jeśli chcemy myśleć o rozwoju Słownika, to przede wszystkim musimy mieć stabilność finansową. Nie jest dobre, że cały czas musimy się starać o dofinansowanie. Jednak drugim ważnym problemem jest to, że w ogólnym systemie rozliczeń, ewaluacji, są w PSB punktowane jedynie biogramy, które mają powyżej pół arkusza. Te biogramy to jednak tylko 10 procent! A przecież każdy życiorys w PSB jest przedsięwzięciem naukowym, czasem nawet trudniejszym niż napisanie artykułu. Chodzi więc o to, by punktowane były – jeżeli już nawet nie wszystkie (jestem realistą), to przynajmniej większość biogramów. Z satysfakcją chcę powiedzieć, że trzy wydziały Uniwersytetu Jagiellońskiego – Wydział Historyczny, Wydział Polonistyki oraz Wydział Prawa – podjęły już uchwały apelujące o zwiększenie punktacji za biogram napisany dla PSB. Dla nas te punkty są niezmiernie ważne – to nasze “być albo nie być”. Autorzy coraz częściej odmawiają pisania biogramów, a jedną z przyczyn jest właśnie obecny system punktacji. Razem z pracownikami Narodowego Instytutu Audiowizualnego musimy też zajmować się wersją internetową Słownika. To będzie trwało latami – także ze względu na konieczność honorowania praw autorskich. A poza tym istnieją te trzy wielkie perspektywiczne zadania, o których wspomniałem poprzednio. Prof. Rostworowski marzył o “Słowniku w permanencji”. Próbujemy realizować to marzenie. Słownik ma towarzyszyć narodowi, ma rejestrować przebieg polskich biografii tak długo, jak długo istnieć będzie Polska. p Źródło: “Alma Mater”, miesięcznik Uniwersytetu Jagiellońskiego, styczeń-marzec 2015, nr 171-172
Idea internetowej wersji Słownika zrodziła się w 2003 roku podczas mojej – w sumie przypadkowej – rozmowy z pisarzem i publicystą Michałem Komarem. I to Michał Komar tę sprawę bohatersko prowadził przez 12 minionych lat, aż do szczęśliwego finału, który nastąpił właśnie w grudniu minionego roku. Internetowy PSB – znajdujący się pod adresem www.ipsb.nina.gov.pl – pojawił się w rezultacie umowy Instytutu Historii PAN z Narodowym Instytutem Audiowizualnym. Został objęty patronatem prezydenta Rzeczypospolitej. Na razie w internecie dostępnych jest pięć tysięcy haseł, które wzbogacone zostały zdjęciami i archiwalnymi nagraniami. Dalsze hasła będą zamieszczane sukcesywnie, w miarę wykupywania praw autorskich od autorów biogramów lub ich spadkobierców. (...) Na lata 2012-2016 Słownik otrzymał dofinansowanie z Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki ministra nauki i szkolnictwa wyższego. Co będzie dalej?
Dotacja znacznie poprawiła naszą sytuację finansową. Co będzie dalej? Będziemy star-
Siedziba Polskiej Akademii Umiejętności w Krakowie, w której mieści się redakcja Polskiego Słownika Biograficznego
Przegląd Polski
9
Ogłoszenie I edycji nagrody dla osób i organizacji spoza Polski
“Świa dek Hi sto rii”
IPN ogłasza I edycję nagrody międzynarodowej „Świadek Historii” przeznaczonej dla osób i organizacji spoza Polski. Jest to honorowe wyróżnienie, do tej pory przyznawane obywatelom polskim. Od tego roku mogą je otrzymać wszyscy ci, którzy szczególnie zasłużyli się dla upamiętniania historii narodu polskiego i propagowania wiedzy o niej, a żyją i działają poza granicami naszego kraju. Nagroda „Świadek Historii” to wyróżnienie honorowe, ustanowione w marcu 2009 r. zarządzeniem prezesa IPN i przyznawane przez Instytut Pamięci Narodowej. Otrzymują ją osoby i instytucje szczególnie zasłużone dla upamiętniania historii narodu polskiego oraz wspierające IPN w realizacji ustawowej działalności w obszarach edukacyjnym i naukowym. Wśród dotychczasowych laureatów znalazło się liczne grono kombatantów, nauczycieli, działaczy społecznych i samorządowców.
ZDJECIA: IPN
DODATEK KULTURALNY nowego
LIPIEC 2015
Decyzją prezesa Instytutu zasięg nagrody rozszerzono o edycję mającą za zadanie szczególne uhonorowanie osób wspierających działalność IPN wśród Polaków mieszkających poza granicami kraju. Zapraszamy do zgłaszania kandydatur osób i instytucji działających poza granicami Polski szczególnie zaangażowanych w pielęgnowanie pamięci historycznej, dbających o zachowanie, propagowanie i poszerzanie wiedzy oraz odkrywanie zapomnianych faktów czy osób zasłużonych dla narodu polskiego. Wnioskować można także o uhonorowanie pośmiertne. Wniosek o przyznanie nagrody powinien zawierać dane kandydata, opis jego zasług i osiągnięć uzasadniających przyznanie nagrody, dostępne wnioskodawcy kopie dokumentów poświadczających te zasługi i osiągnięcia. Do wniosku należy dołączyć zgodę kandydata na zgłoszenie (nie dotyczy kandydatów zgłaszanych pośmiertnie). Komunikat na temat „Świadka Historii” wraz z wymaganymi formularzami znajduje się na stronie internetowej IPN (www.ipn.gov.pl – na stronie głównej w aktualnościach i w zakładce „Konkursy i nagrody”). Wyłącznie pisemne zgłoszenia należy nadsyłać do dnia 31 lipca 2015 r. (decyduje data stempla pocztowego) na adres: The Institute of National Remembrance Instytut Pamięci Narodowej ul. Wołoska 7, 02-675 Warszawa (BEP „Świadek Historii”) W sprawie nagrody można również kontaktować się z Katarzyną Miśkiewicz lub z Karoliną Kolbuszewską, pisząc na adres e-mailowy: swiadek.historii@ipn.gov.pl. p
10 Przegląd Polski
DODATEK KULTURALNY nowego
dziennika
LIPIEC 2015
Kochaj obcego jak siebie samego ANDRZEJ TARGOWSKI
Prof. Maria Barbara Topolska, znana badaczka i twórczyni koncepcji wspólnej historii Polski, Litwy, Białorusi i Ukrainy, jako wielowiekowej wspólnoty kulturowej, jest autorką kolejnej książki na ten temat: Historia wspólna czy rozdzielna. Polacy, Litwini, Białorusini, Ukraińcy w ich dziejowym stosunku (XV-XX w.).
Na podstawie wieloletnich badań i najnow szej (do 2014 r.) literatury autorka odnosi się do procesu przemian w tak ważnych obsza rach, jak: religia chrześcijańska, oświata i pi śmiennictwo, rola elit, zwłaszcza spolonizo wanych; przemiany świadomości narodowej, europejski wymiar architektury sakralnej, świeckiej i inne. Owe czynniki, wzbogacają ce międzykulturową komunikację społeczną, mocno pod względem merytorycznym uzupeł niają często spłycone programy nauczania, a Historia wspólna czy rozdzielna. szczególnie przekazy w prasie i telewizji, obPolacy, Litwini, Białorusini, liczone na konflikt i odnowę stereotypów, a Ukraińcy w ich dziejowym nie na pokojowe współżycie. Autorka bardzo stosunku (XV-XX w.). troskliwie ukazuje wspólne zasługi czterech Oficyna Wydawnicza Kucharski, narodów i przedstawicieli narodowości w poToruń, 2015 chodzie cywilizacji europejskiej aż poza Dźwinę i Dniepr – jednak taktownie i udoku- powodem do dumy, gdy ich dzieło i innych ków, wskazuje, że owo pogranicze – wielki mentowanie wskazując, że proces zachodnie- narodowości (a głównie spolonizowanych ich obszar współżycia wielu narodowości i kulgo ucywilizowania miał głównie miejsce w ję- przedstawicieli), dotyczy, zdaniem autorki, sta- tur (a de facto w tym tzw. polskie Kresy) – funkcjonowało w lokalnej i ponadlokalnej harzyku polskim, dominującym ze względów po- łego uczestnictwa w Europie. Niewątpliwie Międzymorze (jej zachodnia monii. Czego nie można powiedzieć, o stosunlitycznych i geograficznych. Wszakże Polska flanka do Adriatyku pozostawała pod wpły- kach między centrami tych narodów. Aczkolbyła i jest najbardziej wysunięta na zachód. Szybszy od XVI w. proces zderzenia kultur wem Turcji) było w ostatnich 500 latach pod wiek autorka w swej książce wprowadziła nuzachodniej i wschodniej, chrześcijaństwa i pra- silnym wpływem Polski i Rosji. Państwa te tę pewnego rozczarowania, że ta lokalna harwosławia, przebiegał w bardziej zrozumiałym były potęgami, a Rzeczpospolita Obojga Na- monia albo zgoda czy tolerancja, tak praktydla wszystkich, niż łacina, języku polskim. By- rodów do połowy XVII w. była największym kowana we współczesnej Europie bez granic, ły to wymogi funkcjonowania wielkiego pań- państwem w Europie. Do czasu potopu nie została zauważona w historii wymieniostwa do końca XVIII w., życia gospodarcze- szwedzkiego panował tzw. polski pokój, zaś nych narodów, a co gorsza – historycy z tych go i społecznego we wszystkich przejawach. Polacy byli podziwiani w Europie Zachod- państw w XX w. przyjęli otwarty albo lekko Autorka krytykuje tradycyjne podejście niej i ratowali ją np. przed najazdem maho- tylko ukryty antypolonizm. Innymi słowy nieniektórych historyków – tak polskich, jak i za- metan z Turcji w 1683 r. pod Wiedniem. Jed- powodzenia, jakie spadły na te kraje, były spogranicznych – do rozdzielnego analizowania nak od tego czasu zaczął się stopniowy upa- wodowane przez Polaków i Rosjan. Żeby wyjść z tego impasu, nasuwa się pyhistorii tych czterech wymienionych narodów dek Polski, i to wskutek polityki tzw. przed(państw, w zależności od czasu ich funkcjo- murza chrześcijaństwa i także trwania zbyt tanie: czy omawiane przemiany cywilizacyjnowania), podczas gdy relacje między nimi w długo w okowach modelu feudalnego. Tym ne na styku chrześcijaństwa i prawosławia i wiekach XV-XX były bardzo mocne, zwłasz- niemniej Polacy byli pasem transmisyjnym udział w nich nie tylko Polaków musiały docza na ich pograniczach. Np. przemiany cy- europeizacji. I nic dziwnego, że polonizowa- prowadzić wcześniej czy później bardziej do konfliktu aniżeli do zgody, co świetnie schawilizacyjne w duchu zachodnim na omawia- li pozostałe trzy narody. rakteryzował Samuel Hunnych obszarach były atraktington w swej koncepcji Zdecyjne od połowy XVII w. Historia czterech narodów nie musi być pasmem udręk rzenia cywilizacji (1996), kiedla carów i ich otoczenia w i krzywd, a powodem do dumy, gdy ich dzieło dotyczy, dy scharakteryzował nowy Rosji, a wraz ze stopnioporządek świata po zakończewym zaborem omawiazdaniem autorki, stałego uczestnictwa w Europie. niu zimnej wojny. A tak donych ziem aż do I wojny bitnie widoczny nawet w wojświatowej były podstawą Trudny w tej krótkiej wypowiedzi jest opis nie cywilizacji islamskiej z cywilizacją zachodmodernizacji tego imperium. Historia narodów (państw) stanie się wów- schizofrenicznego stosunku Rosji do przemian nią w XXI w. Gdyby centra owych czterech czas prawdziwa, kiedy wszystkie relacje bę- w duchu zachodnim owych narodów i narodo- państw (narodów) funkcjonowały w ustabilidą uwzględniane i analizowany będzie ich wości. Czerpiąc z nich, zwłaszcza w dobie swej zowanych warunkach, to doświadczenie powpływ na przebieg procesów cywilizacyjnych wielkiej modernizacji w XIX w., Rosja poczu- granicza kulturowego mogłoby ewentualnie na ziemiach Litwy, Białorusi i Ukrainy. Moż- ła bezsilność wobec polskości. Jeszcze w la- zostać utrwalone. Niestety, narody te, a na się obawiać, że jeśli integracyjne podejście tach 1830-1831, z powodu braku szkolnictwa zwłaszcza ukraiński i polski, bardzo ucierpianie nastąpi, to historie tych państw będą mia- na wzór zachodni, musiała tolerować wzorco- ły na podbojach, rozbiorach i wojnach. Stąd ły “parafialny” charakter. Mowa tu oczywiście wy dla niej Wileński Okręg Szkolny, zaś pierw- narody te tak pilnie szukają winnych. I znao badaniach podejmowanych w XXI w., kie- szy imperialny spis dziewięciu zabranych gu- lazły ich m.in. w Polakach. Ludobójstwo, bratobójstwo w najgorszym dy, prócz Białorusi, w pozostałych państwach berni z 1897 r. – wykorzystany szczegółowo przez autorkę – wykazał w nich ok. 4,5 pro- dla tych ziem XX w., przymusowe migracje istnieje wolność wypowiedzi. Oczywiście, żeby opracować kompleksowo cent posługujących się językiem polskim, ale wspomniane w omawianej książce zmieniły wspólną historię Międzymorza (od Bałtyku do aż 19,5 proc. rzymskich katolików (w tym 76,5 wzajemne relacje czterech państw i narodów. Morza Czarnego), jak te tereny nazywał Le- proc. w guberni kowieńskiej, zamieszkanej przez Ograniczenia w rozpowszechnianiu osiągnięć szek Moczulski, trzeba podchodzić do niej z ok. 66 proc. ogółu Litwinów i Żmudzinów, i wspólnej przeszłości nie wpływają na nie kodużej perspektywy i bez nacjonalistycznego 59 proc. katolików w guberni wileńskiej, w tym rzystnie. Żeby jednak uratować honor Polaków, warspojrzenia, jakie szczególnie ma obecnie mówiących po polsku było tylko 8,2 proc.). Promiejsce u wielu autorów litewskich i ukraiń- ces rusyfikacji tych ziem dotkliwy w XX w. jest to porównać doświadczenie funkcjonowania skich, na co dobitnie zwraca uwagę autorka. dla nas sprawą doskonale widoczną, a nawet pogranicza w Ameryce Północnej. Stany ZjedPomija się bowiem np. dzieje Żmudzinów, Inf- bardzo czułą w ostatnich dwóch latach (2014- noczone powstały w wyniku zrzucenia jarzlant, Białorusinów (w dziejach Wielkiego Księ- 2015), kiedy Rosja ma apetyt na odbudowę Ro- ma Wielkiej Brytanii i, mimo że zostały zasiedlone od początku przez emigrantów z kilstwa Litewskiego), Kozaków – również prze- sji w granicach sowieckiego imperium. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ autorka, kudziesięciu krajów, to jednak wybrano tu jęciwników Rosji – itd. Historia czterech narodów nie musi być pasmem udręk i krzywd, a wbrew fatalizmowi szeregu polskich history- zyk angielski. Jako najbardziej skuteczny, i to
język byłych okupantów, czyli angielski, ponieważ nie tylko był dobrze znany wielu mieszkańcom, ale także był językiem rewolucji przemysłowej, którą transformowano z Anglii. A zatem był językiem „wygodnym” dla biznesu i przemysłu. Przez blisko 200 lat hierarchia Kościoła rzymskokatolickiego w USA nie zezwalała na odprawianie mszy w językach imigrantów, np. w języku polskim, po to, aby przybysze szybko się asymilowali w jeden naród. Dopiero za prezydentury Billa Clintona pod koniec XX w. wprowadzono “podwójnych” Amerykanów, np. Polish-American, German-American, French-American, Mexican-American itd. Zezwolono na odprawianie mszy w językach imigrantów, tym samym przekształcając naród amerykański w polityczne społeczeństwo amerykańskie z potrzebami najpierw załatwiania swoich etnicznych interesów, a potem interesów ogólnoamerykańskich. Nie zawsze dla dobra państwa. Czy język polski nie mógł być traktowany na wschodnim pograniczu kulturowym Europy jak język angielski w USA? Jako pełniący funkcję integracyjną i modernizacyjną? Ostatecznie dzisiaj w XXI w. naukowcy, jeśli chcą być zauważeni w świecie, muszą publikować po angielsku. Kiedyś walczyli z tym Francuzi, bardzo dumni ze swego pięknego języka, który był językiem dyplomacji, by poddać się angielskiemu w relacjach międzynarodowych. Co wynika z mądrej książki autorki dla nas dzisiaj i w przyszłości? Studiując historię w szkołach i na uczelniach trzeba zwrócić uwagę na pozytywne dokonania Polaków i osób spolonizowanych w przyjmowaniu wspólnego, zachodniego modelu kultury i praktykować je obecnie w życiu społecznym w tych regionach. Mamy wszak wspólnych bohaterów, pisarzy, polityków, działaczy, artystów. A także trzeba zachęcać naszych sąsiadów, by widzieli potrzebę uniwersalizacji komunikacji międzykulturowej w kierunku wzajemnej tolerancji i pokoju. Zwłaszcza w czasach, kiedy otwierają się granice i ludzie mogą mieszkać i pracować gdzie chcą i mogą. Przypuszczalnie rozwój cywilizacji globalnej spowoduje potrzebę na otwartość życia i akceptację inności. Tak jak kiedyś chrześcijaństwo podbiło Europę i Amerykę swym jakże prostym zawołaniem “kochaj bliźniego jak siebie samego”, tak obecnie powinniśmy praktykować zawołanie “kochaj obcego jak siebie samego”. p
LIPIEC 2015
DODATEK KULTURALNY nowego
Li piec bez li py
Przegląd Polski
dziennika
Raport z raju
11
MAREK KUSIBA – ŻABKĄ PRZEZ ATLANTYK
PIOTR FLORCZYK – LISTY Z LOS ANGELES
Zwolennicy ojczyzny sa- kach z Syrii, którzy podpadną katolikom z mych Polaków twierdzą, że Polski? Aż strach pomyśleć... Strachu musiał za dużo w niej kultur i naro- się najeść 31 lipca 1937 roku Bruno Jasieńdowości napływowych, co ski; tego dnia został aresztowany (a potem utrudnia kulturze polskiej rozstrzelany) przez NKWD. 21 lipca przypadominację. To niech się wy- da z kolei sto czternasta rocznica urodzin tebija na niepodległość! – mo- go poety futurysty. Satyryk i rysownik Jerzy Lipiec, z którym gę doradzić. Polska byłaby bardzo smutnym krajem, gdyby ją zamiesz- mieszkałem w lubelskim akademiku całe cztekiwali sami Polacy, ale na szczęście napły- ry lata (i całe cztery dekady temu), często powają nie-Polacy. W lipcu ma przyjechać do wtarzał, że lipiec najważniejszy. Bo to niby k-raju nad Wisłą sześćdziesiąt rodzin z Syrii. sezon ogórkowy, za ciepło na wojny i podSyria w ogniu walk, giną tysiące ludzi, ucie- boje, a tymczasem w lipcu dokonywane są kły już blisko trzy miliony, a rząd polski dra- czyny rewolucyjne w dziejach ludzkości. Nie pie się po głowie, czy przyjąć, czy nie przy- szukajmy daleko, weźmy chociaż 1 lipca, jąć kilkaset osób. W stanie wojennym kraj Dzień Kanady: zaprzysiężono unię polskomniejszy liczebnie od Polski, Kanada, przy- -litewską, powstała Rzeczpospolita Obojga jęła bez wahania kilka tysięcy polskich Narodów (1569); wojska koronne i chłopstwo z kosami na sztorc odbiły uchodźców z kraju objęstolicę z rąk Szwedów tego “wojenką jaruzelską”, Wstyd mi za (1656). W połowie lipca z a nie prawdziwą, bardzo kolei rozegrała się bitwa krwawą i okrutną wojną. krajową politykę pod Grunwaldem (1410), Tymczasem Polska jest przymykania oczu tudzież lud Paryża zburzył już “pra wie go to wa” Bastylię i wybuchła rewoprzyjąć sześćdziesiąt, ale (i bram) dla uchodźców. lu cja fran cu ska (1789). tylko chrześcijańskich roTakże w połowie lipca rozdzin. I to po rocznych zabiegach Fundacji Estera. Życie syryjskiego poczęła się pierwsza wyprawa człowieka na katolika może w każdej chwili przeciąć se- Księżyc (1969). Daty w nawiasach podaję na ria z kałasznikowa w rękach “bojownika” Pań- wszelki wypadek, bo nie wszyscy czytelnistwa Islamskiego. Mógłbym opieszałość rzą- cy młodszego pokolenia muszą je znać: w du polskiego skomentować zdaniem zmarłe- szkole ich już tego nie uczą. Bo kogo dziś go w lipcu 1969 Witolda Gombrowicza: “Nie może obchodzić, że 22 lipca 1951 oddano do jestem na tyle szalonym, żebym w Dzisiej- użytku pierwsze mieszkania dzielnicy MDM szych Czasach co mniemał albo i nie mnie- w Warszawie, do których zaczęli się wpromał” – jak pisał w Trans-Atlantyku, ale wy- wadzać wybitni przedstawiciele klasy robotstarczy, że napiszę: jako imigrantowi, miesz- niczej, a także nieroby, czyli literaci? Skoro o literatach mowa: 22 lipca nieodkającemu w kraju zbudowanym przez imigrantów, w znacznej ich liczbie wygnanych parcie kojarzy mi się z Leopoldem Tyrmanze swoich ojczyzn przez wojny i prześlado- dem, nie dlatego, że nierób, a dlatego, że nawania, czyli politykę, jest mi wstyd. Za kra- pisał powieść Gorzki smak czekolady “Lujową politykę przymykania oczu (i bram) dla cullus” (choć czekolady “Lucullus” nie wyuchodźców, umywania rąk i chowania gło- twarzała firma 22 Lipca, dawniej E. Wedel i wy w piasek. A przecież “nie ma ucieczki przed dziś ponownie E. Wedel). Saga Tyrmanda o gębą, jak tylko w inną gębę. Przed pupą zaś przestępczym półświatku Warszawy nie tylko, że nie straciła na świeżości, ale i rzeczyw ogóle nie ma ucieczki”. No, chyba że w celibat. Rozumiał to ksiądz wistość współczesnej Polski dodała jej niefilozof Józef Tischner, który miał do zagad- zwykłego blasku. Pojawił się też nowy elenienia stosunek filozoficzno-humorystyczny. ment, nieznany w dobrych czasach Złego: Podbił kiedyś miłą oku asystentkę w wiedeń- miejsce czerwonych gangsterów bez kwaliskim Instytucie Nauk o Człowieku prośbą, by fikacji zajęli fachowcy od mokrej roboty. Bez nie budziła go pod żadnym pozorem, “no chy- zmian pozostaje natomiast luka do wypełnieba że zniosą celibat, wtedy natychmiast!”. Ti- nia przez polską powieść, powstałą po imschner zmarł piętnaście lat temu, celibatu nie plozji Złego. Próbował ją zasypywać drobzniesiono. Pogrzeb księdza Tischnera odbył nymi kamykami opowiadań Marek Nowakowsię 2 lipca. Brakuje go dzisiaj, ale nie wszyst- ski, ale przed rokiem z okładem zasypali jekim. Adam Szostkiewicz w Polityce: “Jesz- go trumnę piachem na Powązkach. To dobrze, że Polska ma przyjąć w lipcu cze za życia Tischner doświadczył, jak go nienawidzą za jego otwartość na ludzi i idee spo- sześćdziesiąt rodzin z Syrii. Kanada przyjęła za nurtu katolicyzmu nacjonalistycznego. już tysiąc sześćdziesiąt rodzin, a w ciągu najNawet na łożu śmierci dostawał anonimy wy- bliższych trzech lat przyjmie kolejnych dzierażające radość, że umiera w cierpieniach. Bo- sięć tysięcy Syryjczyków, w większości chrzeże, broń katolika, który podpadnie «Polakom ścijan. Oby dla tych nieszczęśników, lądująkatolikom»”. A cóż dopiero mówić o katoli- cych nad Wisłą, był to lipiec bez lipy... p
Niestety każda podróż do śmy, owszem, ale tylko z pragnienia, i aż tak, Polski zaczyna się i kończy że w Asyżu cichaczem przyłączyłem się do pielzwiedzaniem miejsc nazna- grzymów z Polski, którzy z góry zjeżdżali na czonych przez Historię. Nie- kolanach wprost do bazyliki św. Franciszka. którymi z nich – na przykład, Gdyby nie wartownik, pilnujący, aby zwiedzagdzie i kiedy studiował Mi- jący byli odpowiednio ubrani, zatrzymałbym kołaj Kopernik – szczyciłby się dopiero na ołtarzu. Cóż, pantalony mają się się każdy naród, ale ich licz- nijako do uprawiania kolarstwa, aczkolwiek ba jest znikoma w porównaniu z miejscami, przez moment próbowałem gościa przekonać, które podkreślają czyjeś bohaterstwo lub mar- że moje obcisłe spodenki niczym się nie różtyrologiczną śmierć. Tu został rozstrzelany ta- nią od tak ukochanych przez europejskich faki a taki. Tam walczono do ostatniej butelki shionistów kabli, drutów i rurek. Zresztą z wchodzeniem i wychodzeniem z benzyną, a gdy już zabrakło prawdziwej amunicji, walka była kontynuowana widłami, a mieliśmy ciągle problemy. O ile do kościoła nawet rękami i nogami. Co więcej, istnieje zawsze można wejść tylnymi drzwiami – “Bóg kategoria miejsc pamięci, które swoją wymow- zapłać” – to wysiąść z samolotu już nie barnością zaistniały w świadomości całego dzo. Wprawdzie zapłacone było, ale w Kraświata. Myślę tutaj głównie o Auschwitz – kowie padał deszcz, a jak w Krakowie pada, p.s. czas najwyższy, aby nazwa skądinąd faj- to lepiej z samolotu nie wysiadać, bo można nego miasta Oświęcim przestała funkcjono- dostać w głowę czymś kwaśnym lub samą Wanwać jako synonim dla obozu koncentracyj- dą, co Niemca nie chciała. Więc staliśmy w nego – które odwiedziłem już wielokrotnie, korytarzu, z otwartymi drzwiami, z przystaale ostatnio po raz pierwszy od lat podczas wionymi doń schodami, ale rozkaz nie padał, wakacji, kiedy nadmiar zwiedzających zmu- bo Ryanair rezygnuje nawet z zadaszenia przejsza muzealników do traktowania przybyszy ścia dla swoich pasażerów. Odpowiedź na to, z subtelnością taśmy fabrycznej. Tłok. Ścisk. dlaczego w tym samym czasie obsługa lotniWykrywacze metali (na szczęście nie szlachet- ska nie opróżniła luków z bagaży, jest poza nych). Samo tempo zwiedzania nie pozwala moim zasięgiem, ale pewnie nie dostali odoprzeć się wrażeniu, że Auschwitz się komer- powiednich peleryn, tam, w tym namiocie, któcjalizuje. Jak słusznie zauważył J., gdyby ktoś ry robi za tymczasowy International Terminal, wpadł na – nomen omen – niesmaczny po- gdzie następnie dane nam było czekać kolejmysł sprzedawania popcornu i nachosów, to ne trzydzieści minut na walizki. Dowcipnisie. kolejki byłyby jeszcze dłuższe. Sytuacja ma Gdyby było wśród nas tylu Amerykanów, ilu się podobnie w kopalni soli w Wieliczce, acz- spotkaliśmy na rowerach we Florencji i Corkolwiek tam, 100 metrów pod ziemią, zwięk- tonie, lub choć jeden Stasek z Ćikago, to pewszona liczba punktów sprzedaży pamiątek i nie inaczej by to wyglądało, ale nie ma co rozinnego badziewia wykonanego niekoniecznie dzierać szat i pisać skarg do urzędów, gdzie z soli, znajduje swój odpowiednik w nowo właśnie podano kolejne cappuccino. Fajnie było – i nie ma już co narzekać na Penotwartych odcinkach trasy turystycznej. Wbrew górniczemu powiedzeniu, pod ziemią dolino, które rozpędza się i zwalnia, rozpędza się i zwalnia, lub na korki, którymi krztusi się też można przyjść na świat. niejedno polskie miaByć może dlatego sto, bo każdy Kowalzdecydowaliśmy się Zjedliśmy, co mieliśmy zjeść, wypić, ski marzy o kupieniu podróżować najwypiliśmy, przy okazji ściskając dłoń sobie piętnastoletniepierw przez tydzień go auta. Zjedliśmy, co na rowerach po Italii. niejednego prezesa, prezydenta, mieliśmy zjeść, wypić, W ten sposób człoszczura z korpo oraz pani sprzedająwypiliśmy, przy okawiek sam sobie jest cej precle nieustannie od czterdziezji ściskając dłoń niewinien, jeśli zabłądzi jednego prezesa, prelub opadnie z sił. Jazstu lat w tym samym miejscu, a zydenta, szczura z da na dwóch kółsłońce wciąż nam świeci. korpo oraz pani sprzekach, często po lampdającej precle niece lub dwóch sangiovese, między winnicami oraz sadami drzewek ustannie od czterdziestu lat w tym samym miejoliwkowych, które w tym roku nie były w sta- scu, a słońce wciąż nam świeci. Za błędy ortonie oprzeć się owadzim szkodnikom, napędza- graficzne oraz zniesławienie przepraszamy, ale ła wyobraźnię, apetyt oraz sportową rywaliza- za poezję już nie. Jesteśmy wierni, idziemy. Tym cję. W Arezzo podziwialiśmy słynne freski Pie- samym cykl Listy z Los Angeles ogłaszam za ro della Franceski, stąpając śladami barbarzyń- zamknięty. Niech przechodzi do Historii, tej najców. W Todi, w samo południe, jedliśmy piz- prawdziwszej – niech tam trochę narozrabia. Ale zę na tarasie z widokiem na resztę Umbrii. Oczy- bynajmniej nie żegnam się z Państwem na zawiście najpierw trzeba było doń wjechać – pod wsze, na pewno nie w sposób, w jakim robił to górę, pod górę, pod górę – ale opłacało się. 30 Brad Pitt u Tarantina – “A-rriiiiiiiiiivederci” – km. 75 km. 100 km. I tak w kółko. Umierali- tylko przez nasze swojskie see you later. p
EK POLISH BOOKSTORE POLECA – ZADZWOŃ: (201) 355-7496 Jan Kanty Pawluśkiewicz, Wacław Krupiński: Jan Kanty Osobny To niewyczerpana opowieść o Janie Kantym Pawluśkiewiczu. Prawdziwy wywiad rzeka, która płynie niespiesznie od anegdoty do anegdoty, dając czytelnikowi niezapomniane widoki na prywatne i artystyczne życie. A jest co podziwiać! Kompozytor wielkich przebojów, twórca poematów symfonicznych, musicali i oper, artysta związany z Piwnicą pod Baranami i Teatrem STU, założyciel legendarnego zespołu Anawa, w którym występował razem z Markiem Grechutą i Zbigniewem Wodeckim, twórca muzyki teatralnej i filmowej odsłania kulisy pracy z artystami, wspomina poszukiwania własnej drogi twórczej, opowiada o inspiracjach i irytacjach. s. 367, 21.00 dol.
WWW.EKBOOKSTORE.COM
Shaun Usher: Listy niezapomniane Zbiór ponad stu wyjątkowych, najciekawszych i najważniejszych listów w historii ludzkości: pismo Leonarda da Vinci szukającego pracy; list, w którym zabójca Johna Lennona pyta eksperta, ile może być warta płyta, którą eks-Beatles podpisał dla niego w dniu morderstwa; pożegnanie japońskiego kamikadze z dziećmi napisane tuż przed misją; list Mario Puzo do Marlona Brando z propozycją zagrania w Ojcu chrzestnym; list 14-letniego Fidela Castro do prezydenta Roosevelta z prośbą o przesłanie dziesięciu dolarów; apel o pokój wystosowany przez Mahatmę Gandhiego do Adolfa Hitlera... i wiele innych, równie fascynujących. s. 413, 27.00 dol.
Marcin Rotkiewicz: Mózg i błazen Jerzy Vetulani (ur. 1936), neurobiolog, jest profesorem Instytutu Farmakologii PAN w Krakowie, członkiem Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności, jednym ze współzałożycieli Piwnicy pod Baranami. Odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi i Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. W rozmowie z Marcinem Rotkiewiczem mówi o sobie, nauce, narkotykach, krakowskich artystach i Janie Pawle II, którego znał osobiście. s. 187, 22.00 dol.
Zdzisław Beksiński: Opowiadania Pół wieku po zakończeniu pisania pojawia się wreszcie drukiem pierwszy wybór jego niesamowitych – w każdym znaczeniu tego słowa – tekstów. Oniryzm, pastisze literatury sensacyjnej i antyutopijnej, surrealizm, zabawy formą, nawiązanie do estetyki filmu, widowiska telewizyjnego i popkultury, literatura konfesyjna i dygresyjna, humor i makabra – lektura Beksińskiego to pisarska podróż przez liczne znane nurty i mody literackie XX wieku. Dla koneserów. s. 408, 24.00 dol.
Ze świata kultury 12 Przegląd Polski
DODATEK KULTURALNY nowego
dziennika
LIPIEC 2015
notatnik lipcowy LINCOLN CENTER
70 Lincoln Center Plaza, NY Lincoln Center Festival lincolncenterfestival.org
15. FESTIWAL OGRODY MUZYCZNE ROZPOCZĘTY
LAURY LITERACKIE Pen Pinter Prize, brytyjska nagroda ustanowiona na cześć wybitnego dramaturga Harolda Pintera, przyznawana jest poetom i pisarzom występującym w obronie wolności słowa. Tegorocznym laureatem został James Fenton, poeta, korespondent wojenny i wykładowca literatury na Oxford University. Antonia Frazer powiedziała: “James Fenton to twórca, którego Harold Pinter podziwiał za cały dorobek literacki, ale przede wszystkim za błyskotliwą poezję polityczną”. Z kolei najważniejsze wyróżnienie irlandzkie – Impac Dublin Literary Award – w wysokości 112 tysięcy dolarów przypadło Jimowi Crace, autorowi powieści Harvest. Jej akcja toczy się w odległej angielskiej wiosce, gdzie gospodarczy i społeczny postęp stopniowo zakłóca idylliczny tryb życia jej mieszkańców. Natomiast dwie najstarsze nagrody w dziedzinie literatury dziecięcej przyznawane przez brytyjskich bibliotekarzy odebrali: Tanya Landman (CILIP Carnegie Medal ) i William Grill (Kate Greenaway Medal). Landman nagrodzono za opartą na faktach historycznych powieść Buffalo Soldier, której bohaterką jest była niewolnica Cathy Williams walcząca w wojnie secesyjnej w męskim przebraniu jako William Cathaway. Powieść Grilla Shackleton’s Journey poświęcona jest wyprawie brytyjskiego podróżnika Ernesta Shackletona na Antarktydę w 1914 roku.
CZARNO NA BIAŁYM Dwa lata temu na Festiwalu Filmowym w Cannes Szymon Brodziak z Poznania uznany został za najlepszego fotografa w dziedzinie czarno-białych kampanii reklamowych. Jego zdjęcia ukazują się w zagranicznych magazynach mody, a bohaterkami prowokacyjnych niekiedy fotografii są przede wszystkim kobiety. 35 wielkoformatowych zdjęć artysty oglądać można do 15 listopada w berlińskim
6 VII – 2 VIII w programie m.in.: National Ballet of China z przedstawieniami baletowymi The Peony Pavilion i The Red Detachment of Women; koncert muzyki Danny’ego Elfmana do filmów Tima Burtona; The Cleveland Orchestra pod dyr. Franza Welsera-Mösta zaprezentuje operę Daphne Richarda Straussa, a także: Symphony No. 5 Dvo áka, Hymne i Chronochromie Messiaena oraz Symphony No. 6 Beethovena i Symphonia domestica Straussa; Teatr Narodów z Rosji przedstawi Miss Julie Strindberga; Ninagawa Company z Japonii – Kafka on the Shore Harukiego Murakamiego; Gabriadze Theatre z Gruzji – Ramona (marionetki)
MOSTLY MOZART FESTIVAL mostlymozart.org/events
wykonawcy m.in.: Mostly Mozart Festival Orchestra, International Contemporary Ensemble, Academy of Ancient Music, Danish String Quartet, Emanuel Ax – fortepian, Steven Osborne – fortepian, Lars Vogt – fortepian, Jean Johnson – klarnet, Joshua Bell – skrzypce, za darmo można posłuchać 25 lipca w Avery Fisher Hall koncertu Mostly Mozart Festival Orchestra, która wykona: Symphony No. 34 Mozarta i Symphony No. 4 Brahmsa; godz. 7:30 wiecz. (bilety będą wydawane od godz. 10 rano Avery Fisher Hall Box Of fice) 25 VII – 22 III
ZDJĘCIE: WIKIPEDIA.ORG
W samym sercu Warszawy – na dziedzińcu Zamku Królewskiego – odbywa się jubileuszowa, 15. edycja letniego festiwalu Ogrody Muzyczne. Gościem honorowym w tym roku jest Wielkie Księstwo Luksemburga, które 1 lipca 2015 roku objęło prezydencję w Unii Europejskiej. Na program festiwalowy składają się słynne opery, prezentacje baletowe, koncerty i filmy o muzyce. Pomysłodawca i twórca festiwalu Ryszard Kubiak oraz dyrektor muzyczny Zygmunt Krauze podkreślają, że z okazji jubileuszu Ogrodów został przygotowany szczególnie bogaty program. Festiwalową perełką ma być koncert luksemburskiego zespołu Lucilin, który zagra z muzykami z Warszawy. Z kolei dyrektor artystyczna Ogrodów Barbara Pietkiewicz-Kraśko zaznacza, że festiwalowe czwartki są przygotowane z myślą o dzieciach. W tym roku dominować będzie postać Fryderyka Chopina, w związku ze zbliżającym się konkursem chopinowskim. Od czasu pierwszej edycji festiwal odbywa się każdego roku w lipcu, przyciągając ok. 40-50 tysięcy widzów, oferując publiczności ponad 30 różnych wydarzeń. Powstał on, aby prezentować audiowizualne produkcje oper, baletów oraz filmy o sztuce. Prezentacje odbywają się w namiocie dla ok. 1000 widzów na dziedzińcu Zamku Królewskiego. Festiwal Muzyczne Ogrody potrwa do 30 lipca.
Jednym z gości ubiegłorocznego festiwalu był Bogusław Kaczyński – krytyk muzyczny, popularyzator opery, operetki i muzyki poważnej (na zdj. z Barbarą Pietkiewicz-Kraśko)
Muzeum Fotografii. Wystawę Newton. Horvat. Brodziak przygotowała fundacja Helmuta Newtona. Pokazano na niej także dzieła „króla perwersji” Helmuta Newtona, legendy fotografii mody oraz prace Franka Horvata, który od lat 90. eksperymentuje z Photoshopem.
CO CZUJĄ ROBOTY? W berlińskiej Komische Oper odbyła się premiera My Square Lady w reżyserii Arno Waschka, dzieła opartego na sztuce G.B. Shawa Pigmalion i broadwayowskim musicalu My Fair Lady. W głównej roli wystąpił robot-humanoid Myon, skonstruowany przez specjalistów z wydziału neurorobotyki na Uniwersytecie Beuth. Myon wraz z grupą artystów Gob Squad przygotowywał się do występu przez kilkanaście miesięcy, uczył się wyrażania uczuć, poznawał tajniki sztuki operowej i dyrygentury. Miłośnicy opery mogą śledzić emocjonalną ewolucję Myona, który nie został zaprogramowany jak większość robotów. O tym, czy udoskonali swoje artystyczne umiejętności, przekonają się pod koniec operowego sezonu.
ło, w formie artystycznego spektaklu, pogrzeb syryjskiej kobiety i jej córki, które utonęły próbując dostać się do Włoch. Artyści chcieli zwrócić uwagę polityków i mieszkańców Unii Europejskiej na palący problem emigracji. Miejsca dla zaproszonych polityków pozostały puste, a przedstawiciel Partii Zielonych Volker Beck oświadczył: “Wykorzystywanie ciał uchodźców jako obiektów akcji artystycznej jest osobliwe i świadczy o braku szacunku”.
MIĘDZY SŁOWAMI
Sven Sellmer i Katarzyna Leszczyńska otrzymali Nagrody im. Karla Dedeciusa, najwyższe wyróżnienie przyznawane tłumaczom polskim i niemieckim. Leszczyńska przekłada powieści m.in. Marielli Mehr i Herty Müller oraz publikuje teksty o literaturze niemieckiej. Sellmer, z wykształcenia indolog, tłumaczył prace Mariana Pankowskiego i Czesława Miłosza. Z kolei Francuzka Laurence DyŹvre została laureatką Nagrody Transatlantyk, przyznawaną przez Instytut Książki za propagowanie literatury polskiej. DyŹre przełożyła na francuski ok. 60 książek, w tym dzieła m.in. SKARBY MAJÓW Tadeusza Borowskiego, Stanisława Lema, Do połowy października potrwa w liverpo- Henryka Sienkiewicza, Andrzeja Sapkowskieolskim World Museum ekspozycja zatytuło- go i Adama Zagajewskiego. W zeszłym roku wana Mayas: Revelation of an Endless Time. nagroda trafiła do rąk Billa Johnstona z ameOd roku 1000 p.n.e. do roku 1542 królestwo rykańskiego Indiana University. Majów rozciągało się od wschodniego MekMIRÓ POD GOŁYM NIEBEM syku po krańce Ameryki Środkowej. Dzięki prawie 400 cennym przedmiotom wypożyczoJoan Miró, pochodzący z Barcelony rzeźnym z meksykańskich muzeów zwiedzający biarz i malarz, przedstawiciel hiszpańskiego mają okazję poznać kulturę Majów, ich histo- surrealizmu, stosował w swoich pracach prorię, astronomię, szamańskie rytuały, zwycza- ste formy i jaskrawe barwy. Rzeźby tworzył je oraz życie codzienne. z brązu, elementów natury: kamieni, korzeni i kawałków drewna oraz z przedmiotów coAKCJA-PROWOKACJA dziennego użytku. W ogrodach Rijksmuseum Motto niemieckiej grupy artystów Centrum w Amsterdamie do 11 października oglądać Politycznego Piękna głosi: “Sztuka musi można 21 rzeźb Miró. Rok temu wystawiono sprawiać ból, prowokować i stawiać opór”. Na w nich prace Henry’ego Moore’a. cmentarzu w Berlinie Centrum przygotowaOPR. MAŁGORZATA MARKOFF
CENTRAL PARK Naumburg Bandshell naumburgconcerts.org/ bezpłatne koncerty na świeżym powietrzu we wtorki w godz. 7:30 wiecz.-10:30 wiecz. 14 VII Boston Symphony Chamber Players 21 VII Orpheus Chamber Orchestra
Shakespeare in the Park publictheater.org The Delacorte Theater 81 Central Park West 23 VII – 23 VIII
Cymbeline, reż. Daniel Sullivan
BRYANT PARK 1065 6 Avenue, NY
HBO’s Bryant Park Film Festival; godz. 8:00 wiecz. 6 VII The Poseidon Adventure (1972) 13 VII I’m No Angel (1993) 20 VII Badlands (1973) 27 VII Footloose (1984)
Bryant Park Shakespeare (The Drilling Company) shakespeareintheparkinglot.com/ 17 VII – 2 VIII Romeo and Juliet, reż. David Marantz, piątek-sobota, godz. 6:30 wiecz., niedziela – godz. 2:00 ppoł.
Broadway in Bryant Park największe przeboje z broadwayowskich musicali prezentowane na dużym ekranie – czwartki, godz. 12:30-1:30 9 VII Stomp, Wicked, It Shoulda Been You, Fuerza Bruta 16 VII Finding Neverland, Chicago, Mamma Mia! 23 VII Kinky Boots, Beautiful, Phantom of the Opera, Sayonara 30 VII Matilda, On the Town, Les Miserables
METROPOLITAN MUSEUM OF ART metmuseum.org 1000 Fifth Ave., NY 20 VII Pattern, Color, Light. Architectural Ornament in the Near East (500-1000) – prezentacja ornamentów architektury z Egiptu, Iraku, Syrii i Turcji pochodzących z czasów na przestrzeni VI-X wieku
Miesi´czny dodatek kulturalny nowego dziennika
www.dziennik.com/przeglad-polski Redaguje: Jolanta Wysocka jw@dziennik.com