Przegląd Polski nowego dziennika
WRZESIEŃ 2015
Broadway Week
Off-Broadway Week
7-20 września 2015 www.nycgo.com/broadway-week
21 września – 4 października 2015 www.nycgo.com/off-broadway
Na zdjęciu (od lewej): Lisa O’Hare, Bryce Pinkham i Lauren Worsham w scenie z komedii A Gentleman’s Guide to Love & Murder, nagrodzonej czterema Tony Awards, w tym za najlepszy musical roku 2014.
W Nowym Jorku ogłoszony został jesienny Broadway Week, podczas którego można kupić na wybrane broadwayowskie przedstawienie dwa bilety w cenie jednego. Nie wszystkie musicale biorą udział w tym wydarzeniu, ale większość z nich, tym razem 23, oferuje zniżkowe ceny. Są wśród nich: An American in Paris, Lion King, Jersey Boys, Amazing Grace, Les Miserables, A Gentleman’s Guide to Love & Murder, Wicked, Old Times czy The Fantom of the Opera. Również teatry na off-Broadwayu proponują tańsze bilety na swoje spektakle, m.in. Avenue Q, Fuerza Bruta, Gazillion Bubble Show.
W 600-lecie urodzin Jana Długosza Tomasz Graff
Wstrząsająca kronika Mała zagłada Anny Janko
Narodowość nie jest marką z dyr. IKP Bartkiem Remisko
Edward Zyman
rozmawia Tomasz Hollanek
ZDJĘCIE: YOUTUBE
MIESIĘCZNY DODATEK KULTURALNY
2 Przegląd Polski
DODATEK KULTURALNY nowego
dziennika
WRZESIEŃ 2015
600 lat te mu przy szedł na świat Jan Dłu gosz TOMASZ GRAFF
Historyk i patriota, wzór dla polityków
Jan Długosz herbu Wieniawa urodził się w Brzeźnicy koło Radomska pod koniec 1415 roku (być może 1 grudnia). Jego rodzicami byli Jan z Niedzielska, bohater spod Grunwaldu, i Beata z Borowna. Pod Grunwaldem ojciec Długosza pojmał komtura brandenburskiego Markwarda von Salzbach, który wcześniej zalazł za skórę Witoldowi, obrażając jego matkę Birutę. Jan z Niedzielska za swój czyn otrzymał starostwo brzeźnickie, a w 1421 roku był już starostą nowokorczyńskim. Po śmierci matki przyszły dziejopis był wychowywany przez macochę, która nie lubiła swoich pasierbów i procesowała się z nimi jeszcze po śmierci męża. Jan Długosz nie był jedynakiem, wręcz przeciwnie, jego rodzeństwo było bardzo liczne, a w domu panował nieustanny gwar. Jan uczył się pilnie w szkole nowokorczyńskiej. Według anonimowego autora Vita Ioannis Dlugossii…, być może Kallimacha, już jako sześciolatek potopił wszystkie swoje zabawki w pobliskim stawie, aby nie odciągały go one od nauki. Codziennie rano wystawał też przez bramą zamku, czekając, aż odźwierny ją otworzy, a on będzie mógł iść do szkoły. Mając lat 13, Długosz rozpoczął studia na Uniwersytecie Krakowskim. Studiował dialektykę i filozofię, ale nie uwieńczył swoich wysiłków zdobyciem stopnia bakałarza czy magistra, głównie ze względu na problemy finansowe. Warto jednak wspomnieć, że w pierwszym okresie działania odnowionego Uniwersytetu tylko 5 procent studentów uzyskiwało magisterium. Jana Długosza niezbyt pociągała scholastyka. Uważał, że prawdziwa mądrość kryje się w “znajomości dziejów dawnych, tak domowych jako i postronnych, u mędrców poczytanej za matkę cnoty i mistrzynię życia”. Już jako szesnastolatek został przyjęty do grona domowników, jako tzw. familiaris biskupa krakowskiego Zbigniewa Oleśnickiego. To wydarzenie zaważyło na całym jego życiu. Odtąd swoje losy związał z najwybitniejszym pośród średniowiecznych polskich polityków mężem stanu, któremu wiernie służył, początkowo jako notariusz, potem sekretarz i wreszcie kanclerz kurii biskupiej, wielbiąc go i jego czyny swoim piórem. W 1434 roku stryj Długosza, Bartłomiej, notabene także uczestnik bitwy grunwaldzkiej, przekazał mu probostwo kłobuckie, a dwa lata później 21-letni Jan został już kanonikiem krakowskim, mimo że nie posiadał jeszcze wtedy wymaganych prawem kanonicznym święceń. W trakcie dalszych kolei życia udało mu się także uzyskać beneficja w Wiślicy, Sandomierzu, Kielcach i Gnieźnie, a nawet nominację na arcybiskupstwo lwowskie, którego przed śmiercią nie zdążył już jednak objąć. W 1440 roku Jan Długosz został księdzem i w tym samym czasie u boku Zbigniewa Ole-
ZDJĘCIE: WIKIMEDIA.ORG/ SKABICZEWSKI
W długim łańcuchu pokoleń co jakiś czas pojawia się jednostka wybitna, która odciska swoje niezatarte piętno na dziejach narodu. Bohater tego artykułu z pewnością należy do grona tych, bez których polska kultura byłaby znacznie uboższa.
Pomnik Jana Długosza w parku Jordana w Krakowie
śnickiego wyruszył na Węgry, aby uczestniczyć w koronacji Władysława zwanego później Warneńczykiem. Gdy wracali do Polski, Długosz wraz z innymi dworzanami uratował życie swojemu chlebodawcy, chroniąc go własną piersią przed ciosami i strzałami miejscowej ludności. Jako pracownik kancelarii Ole-
le i stanowi kopalnię wiedzy na temat życia późnośredniowiecznych mieszkańców Małopolski oraz organizacji i funkcjonowania parafii, klasztorów, miast, miasteczek i wsi. W 1448 roku Długosz napisał z kolei Banderia Prutenorum, czyli charakterystykę chorągwi krzyżackich zdobytych m.in. pod Grun-
Rok 2015 jest poświęcony Janowi Długoszowi – ojcu polskiej historiografii i heraldyki, twórcy największego dzieła opisującego dzieje państwa polskiego. śnickiego Długosz wykazał się wielką pracowitością i talentem administracyjnym. Pieczołowicie spisywał inwentarz dóbr stołowych biskupstwa (dzisiaj zaginiony), co pomogło mu później w skompletowaniu materiałów do powstałej w latach 1470-1480 tzw. Liber beneficiorum, czyli księgi uposażeń diecezji krakowskiej, z której do dzisiaj obficie czerpią m.in. historycy i historycy sztuki. Składa się ona z trzech części zachowanych w orygina-
waldem. W dziele tym pomagał mu malarz Stanisław Durink. W latach 1454-1480 opracował natomiast Insignia seu clenodia Regni Poloniae, polski herbarz, zawierający oprócz charakterystyki godła państwowego także opisy 71 herbów rodów rycerskich, jak również 17 herbów ziemskich i 4 herbów kapitulnych. Kronikarz opracował ponadto żywoty św. Kingi-Kunegundy, św. Stanisława, a także katalogi polskich biskupów. Jego najwybitniejszym
dziełem były jednak słynne do dziś Roczniki, czyli w wersji łacińskiej Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae, zawarte w 12 księgach. Spisał w nich dzieje polskie od czasów najdawniejszych do swojej śmierci (1480). O talencie Długosza przekonuje już piękny wstęp do Annales, tzw. Chorografia, obejmujący szczegółowy opis ziem polskich, litewskich, ruskich i Mołdawii. W kolejnych księgach Długosz ujawnił swój godny podziwu warsztat historyka. Nierzadko dawał czytelnikom do zrozumienia, że skupiał się na krytycznej ocenie źródeł, które miał do dyspozycji. Z pewnością kronikarz może być też doskonałym nauczycielem dla rządzących Polską, a lektura jego dzieł powinna być obowiązkowa dla współczesnych elit. Niemal z każdej karty Roczników promieniuje bowiem jego patriotyzm i mocne przekonanie, że choć czasem na polskim tronie zasiadają nieudolni władcy, to jednak najwyższą wartością wszystkich mieszkańców Królestwa winna być Ojczyzna, traktowana przez kronikarza jako jedno ciało, co zresztą było czytelną analogią do popularnego wówczas pojęcia Corpus Regni. W rozważaniach Długoszowych na pierwsze miejsce wysuwa się zatem nie kategoria narodu, ale kategoria państwa. Rolą władcy jest dbać o własność, w tym własność kościelną. Jeśli władza państwowa tego nie czyni, jest ona wówczas niesprawiedliwa, niepewna i chwiejna. Idealny stan rządów istnieje tylko wtedy, gdy mieszkańcy Polski mogą “korzystać z wolności, majątku, spokoju i wolnego czasu, a nadto spodziewać się stopniowej poprawy warunków”. W funkcjonowaniu państwa niezbędne jest również dobre prawo. Dlatego Długosz podkreślał, że od czasów prawodawcy Kazimierza Wielkiego “obyczaje Polaków stały się bardziej prawe, łagodniejsze i kierujące się umiarem”. Natomiast rolą Kościoła powinno być prowadzenie ludu do zbawienia, a jego pasterze winni interweniować, gdy widzą, że monarcha błądzi, grzeszy lub podejmuje złe decyzje. Dlatego też Długosz swojego protektora Zbigniewa Oleśnickiego starał się wykreować na biskupa idealnego, drugiego św. Stanisława, który nie boi się przeciwstawić się np. Władysławowi Jagielle i jego stronnikom. Tak było chociażby w kwestii husyckiej. Zbigniew Oleśnicki sprzeciwiał się jakimkolwiek kontaktom z heretykami, mimo że część doradców króla, w tym niemal cały polski episkopat, uważała, iż warto mieć takiego sojusznika przeciw Krzyżakom. Długosz był niezwykle pryncypialny w przedstawieniu tzw. sprawy Jana Husa. Jego zdaniem czeski reformator był mężem “niskiego pochodzenia i stanu”, który na soborze w Konstancji “uporczywie zaprzeczał zarzucanemu mu występkowi” i “Dlatego też słusznym wyrokiem soboru, mimo zapewnionych mu środków bezpieczeństwa, które nie powinny chronić heretyków, na zgromadzeniu ogólnym, wyrokiem całego soboru pozbawiono go godności […], skazano go jako heretyka, a władze świeckie spaliły go na stosie”. Mimo to Długosz podziwiał odwagę, z jaką Hus szedł na śmierć. Kronikarz lubił też Czechów, mówiących podobnym językiem, choć według niego husycka nauka zmąciła ich umysł. Szczególnie niechętnie wypowiadał się Długosz o Żydach, dając posłuch średniowiecznej czarnej legendzie o rytualnych mordach, zatruwaniu studni itd. Choć potępiał pogromy, jakie miały miejsce w Krakowie, to jednak zauważył, że były one karą za niegodziwe czyny ludności żydowskiej. Z obrzydzeniem pisał, że przywileje i wolności Żydów obrażają majestat Boży, a “ich cuchnący odór trwa aż
WRZESIEŃ 2015
DODATEK KULTURALNY nowego
Przegląd Polski
dziennika
ZDJĘCIE: ARCHIWUM
do dnia dzisiejszego”. Przychylnie jednak patrzył na żydowskich konwertytów. Po klęsce chojnickiej w 1454 roku napisał, iż owa przegrana była wynikiem gniewu i kary Boskiej za wydanie przez Kazimierza Jagiellończyka przywileju dla Żydów. Tę samą przyczynę upatrywał także dla pożaru Krakowa w roku następnym. Jego zdaniem przywileje dla Żydów były hańbą dla świętej wiary i zniewagą Imienia Bożego. Miał także za złe Kazimierzowi Wielkiemu, że ten pozwolił Żydówce Esterce na wychowanie ich dzieci [nieślubnych – przyp. red.] w judaizmie. Długosz równie niechętny był wobec pogan, do których zaliczał także wyznawców islamu. Według niego byli oni perfidni, okrutni, przebiegli, rozpustni, a także pozostawali na usługach diabła. W związku z tym czekał ich tylko ogień piekielny. Natomiast wszelkie klęski chrześcijan w walce z poganami były wynikiem grzechu, karą Bożą itd. Turków z kolei nazwał plemieniem plugawym i haniebnym, a poległy z ich ręki pod Warną król Władysław został ukazany jako ideał chrześcijańskiego rycerza-krzyżowca. Zdaniem kronikarza po zdobyciu Konstantynopola w 1453 roku słynny kościół Hagia Sophia został zhańbiony “wstrętnym obrządkiem Mahometa”. Długosz potrafił jednak z przychylnością pisać o zwycięstwach pogan nad wojskami chrześcijańskimi, jeśli owymi chrześcijanami byli nielubiani przez niego Krzyżacy. Oskarżał zakon o liczne zbrodnie, m.in. o rzeź mieszkańców Gdańska. Ponadto uznał, że Krzyżacy są gorsi nawet od barbarzyńców. Mieli oni stale unosić się pychą i złorzeczyć Polakom za to, że Pan Bóg to właśnie Polskę, a nie ich zakon, wyznaczył do chrystianizacji pogańskiej Litwy. W opinii Długosza Polacy byli zatem narodem szczególnym, wybranym przez Boga, aby nieść światło wiary poganom. Mimo upływu kilkudziesięciu lat od chrztu Litwy Długosz niezbyt przychylnie wyrażał się o Giedyminowiczach, jak i o wszystkich mieszkańcach Wielkiego Księstwa, często podkreślając, że Litwini wiele zawdzięczają Polsce. Jan Długosz przez 25 lat pracował nad najważniejszym dziełem swojego życia Rocznikami, czyli Potrafił z sympatią pisać o Tatarach, jeśli wy- kronikami sławnego Królestwa Polskiego – Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae, zawartymi dawali mu się dobrymi kandydatami na sojusz- w 12 księgach ników Polski. W innym przypadku bez ogródek nazywał ich lubieżnikami. Niemniej je- Wawelem. Na kartach Roczników można od- śnickiego z władzą świecką. Zdając sobie spraden z wodzów tatarskich – Hadżi Girej, choć naleźć także piękny obraz patriotycznego du- wę z wybuchowego usposobienia kardynała, rabył muzułmaninem, nie został przez Długo- cha Długosza: po II pokoju toruńskim (1466), dził mu jednak, aby ten powściągnął swoje emosza nazwany barbarzyńcą, ponieważ “przecież do którego zawarcia zresztą znacznie się przy- cje, zwłaszcza w dobie konfliktu z Kazimienigdy o człowieku nie należy sądzić według czynił jako królewski dyplomata, z pewnym pro- rzem Jagiellończykiem. Dlatego pisał do Zbifetycznym natchnieniem pisał o ziemiach, któ- gniewa: “Najlepiej byłoby, sądziłbym, gdybyś jego pochodzenia”. Kronikarz nie potępiał także wybitnych pi- re w przyszłości powinny wrócić do Polski: “I go, ojcze przewielebny, leczył łagodną medysarzy starożytnych, a wręcz przeciwnie, był ich mnie piszącego obecne Roczniki ogarnęła nie- cyną, nie łajaniem, lecz słusznymi uwagami pomiłośnikiem. Z lubością wzorował się na dzie- mała radość z powodu zakończenia wojny pru- prawiając […], a pokazywał mu twarz łagodle Tytusa Liwiusza, które jako pierwszy spro- skiej i zwrotu ziem dawno oderwanych, a tak- ną i przychylną”. Jako zaufany człowiek biskuwadził do Polski, a Numę Pompiliusza porów- że połączenia Prus z Królestwem, jako że na- pa krakowskiego, osobiście wręczył mu przynywał nawet do Konstantyna Wielkiego. W od- der boleśnie znosiłem, że Królestwo Polskie by- wieziony z Rzymu kapelusz kardynalski (1449). niesieniu do prawosławnych wykazywał nato- ło szarpane przez różne narody i ludy. Szczę- Tym samym Zbigniew Oleśnicki stał się miast postawę ambiwalentną. Z jednej strony śliwy jestem, że doczekałem dnia, ja i inni moi pierwszym dostojnikiem w historii polskiego ubolewał nad upadkiem Konstantynopola i po- współcześni, którym przypadło w udziale wi- Kościoła, który został zaszczycony tą godnogromami dokonanymi przez Turków na tam- dzieć to ponowne zjednoczenie po tylu wiekach. ścią, w owym czasie dostępną tylko dla nietejszych chrześcijanach, a z drugiej zaznaczył, Wierzę, że byłbym szczęśliwszy, gdyby na mo- licznych. Kolegium kardynalskie liczyło wówże ta klęska była karą Bożą za niemoralne ży- ich oczach za miłosierdziem Bożym zwrócono czas niewiele ponad 20 osób. Długosz niemal cie Greków, ich tchórzostwo i ciągłe oszukiwa- też i zjednoczono z Królestwem Polskim Śląsk, nie widział wad Oleśnickiego, a po jego śmiernie łacinników w sprawie unii kościelnej. ziemie lubuską i słupską […]; odszedłbym bo- ci nazwał go nawet “Ojcem Ojczyzny” (Pater Obarczał ich też winą za rozdarcie Kościoła. Nie wiem stąd weselszy i leżałbym w moim śnie Patriae). Niemniej, starając się być obiektywprzyjemniej i milej ny, zarzucił mu jednak nepotyzm. Jeśli jednak uznawał prawopojawiały się wątki niewygodne w biografii biodpoczywając”. sławnego chrztu i “Każdy jest dłużnikiem swojej ojczyzny Z Roczników prze- skupa, to kronikarz potrafił je pominąć. Tak bynazywał wybija niejednokrotnie ło np. w sprawie koncyliaryzmu, czyli doktryznawców prawow takim stopniu, w jakim siły jego umysłu jeszcze średniowiecz- ny, która zakładała wyższość soboru nad własławia schizmapozwalają mu dług spłacić” – Jan Długosz na maniera pisarska dzą papieską. Oleśnicki i całe środowisko kotyckimi sekciaautora, ale rację miał ścielne krakowskie w czasie tzw. schizmy barzami. Kpił sobie profesor Stanisław zylejskiej (1439-1449) byli gorliwymi koncyz nieuctwa ich kapłanów i widocznego zniewieścienia, a na- Grzybowski, który widział w Długoszu już czło- liarystami i zwolennikami soboru bazylejskiewet pomawiał o grzech sodomii. Twierdził, że wieka humanizmu, świadomego odrębności go oraz antypapieża Feliksa V. Po zażegnaniu polscy władcy mają prawo władać ich ziemia- swojej epoki. Zdaniem profesora “człowiek Dłu- schizmy sprawa ta była bardzo niewygodna, tym mi, a jakakolwiek unia musi dokonać się na wa- goszowy nie jest bynajmniej igraszką losu. bardziej że biskup krakowski odrzucił początkowo godność kardynalską ofiarowaną mu przez runkach katolickich. Długosz wielką nadzieję Kształtuje go i odpowiada za swe czyny”. W 1450 roku Jan Długosz spełnił najwięk- prawowitego papieża i przyjął kapelusz od konna wzmocnienie katolicyzmu widział w misji św. Jana Kapistrana, który przybył do Krako- sze marzenie swojego życia, jakim była piel- cyliarystów. Dlatego też Jan przemilczał te fakwa na zaproszenie m.in. kardynała Zbigniewa grzymka do Ziemi Świętej, którą podjął wspól- ty, a badacz o tych wydarzeniach musi dowiaOleśnickiego. Ten żarliwy kaznodzieja przez wie- nie ze swoim przyjacielem Janem Elgotem. dywać się z innych źródeł. Długosz starał się jednak podchodzić do swole miesięcy głosił kazania do tłumów wiernych Wzruszająco pisał: “Na próżno żyłem dotychi przyczynił się nie tylko do wielu nawróceń, czas, dopóki ziemi rodzinnej Zbawiciela nie jej pracy z wielką rzetelnością. Konfrontował ale i do założenia w dawnej stolicy Polski kon- oglądałem”. Bezgranicznie oddany Kościoło- dostępne mu relacje i dokumenty, uczył się obwentu bernardynów, który istnieje do dziś pod wi, całym sercem popierał walkę polityczną Ole- cych języków, aby poznać nowe źródła i nie
3
zanudzał swojego czytelnika. Pisał nie tylko o polityce, ale i o sprawach obyczajowych, zjawiskach na niebie, ubiorach, zachowaniu się młodzieży, itd. Roczniki są bezsprzecznie kopalnią wiedzy o dawnej Polsce, tym bardziej że wiarygodność przekazu Długosza w wielu przypadkach została potwierdzona innymi źródłami. Szczególnie cenne są zwłaszcza ostatnie księgi tego dzieła, gdzie autor informował o zdarzeniach, w których bezpośrednio brał udział. Po śmierci Oleśnickiego kronikarz wpadł w niemałe tarapaty, kiedy wbrew woli Kazimierza Jagiellończyka poparł kandydaturę na biskupstwo krakowskie bratanka Oleśnickiego – Jakuba z Sienna. Król z żelazną konsekwencją przeprowadził jednak swoją wolę i zmusił kapitułę do uznania swojego kandydata. Długosz i inni zwolennicy Jakuba z Sienna spotkali się natomiast z represjami. Kronikarz musiał uciekać do Melsztyna i Pińczowa, a jego dom w Krakowie został splądrowany i zajęty przez ludzi króla. Monarcha jednak przywrócił do łask swoich przeciwników, a samego Długosza obdarzył tak wielkim zaufaniem, że zaproponował mu wychowanie synów zrodzonych ze związku małżeńskiego z Elżbietą Rakuszanką (1467). Długosz po wahaniach zgodził się, przekonany argumentem, że “nic lepszego nie może zrobić dla kraju, jak przygotować umysły tych, którzy mają nim rządzić”. Jako nauczyciel Długosz był surowy wobec królewiczów, co szczególnie podobało się ich ojcu. Starał się także zainteresować ich historią Polski oraz dziełami włoskich humanistów. Uczył synów królewskich gramatyki łacińskiej z podręcznika Donata i sztuki wymowy. Jego ulubionym uczniem był królewicz Kazimierz, późniejszy święty, który już w dzieciństwie wyróżniał się bystrością umysłu i bogobojnością. Po latach wychowankowie Długosza z nostalgią wspominali czas nauki i z wielką wdzięcznością wyrażali się o swoim nauczycielu i wychowawcy. Zaufanie królewskie objawiało się także częstym powierzaniem Długoszowi misji dyplomatycznych. Jako dyplomata i ekspert kronikarz odegrał dużą rolę w negocjacjach z Krzyżakami w końcowej fazie wojny trzynastoletniej. Uczestniczył m.in. w ustalaniu warunków II pokoju toruńskiego (1466). Wyruszał także z poselstwami do Czech i Węgier. Wraz ze swoim wychowankiem Władysławem Jagiellończykiem udał się ponadto do Pragi po koronę czeską, ale proponowanego mu arcybiskupstwa praskiego nie przyjął i wrócił do Polski. U schyłku życia prosił, aby jego dzieło spisywania dziejów Polski było kontynuowane przez historyków wywodzących się z grona profesorów Uniwersytetu Krakowskiego. Chciał więc, aby krakowscy uczeni “księgi te dziejów w dalszym ciągu pisali, a nigdy przerwy w nich lub zaniechania nie dopuszczali”. Jan Długosz przeszedł do historii nie tylko jako wybitny dziejopis, który nie miał sobie równych w ówczesnej Europie, ale także jako hojny mecenas, opiekun studentów i fundator kościołów. Z jego fundacji zbudowano bądź przebudowano m.in. świątynie w Kłobucku, Szczepanowie, Raciborowicach, Chotlu Czerwonym czy krakowski kościół na Skałce, do którego sprowadził konwent paulinów. Po czterech wiekach od śmierci Długosza jego kości przeniesiono z krakowskiej katedry właśnie na Skałkę, otwierając tym samym tradycję pochówków wybitnych Polaków w miejscowym Panteonie. Do Kłobucka Jan sprowadził z kolei kanoników regularnych laterańskich. Myślał także o fundacji klasztoru kartuzów na Kazimierzu albo dzisiejszych Bielanach, ale inicjatywa ta nie doczekała się ostatecznej realizacji. Pomagał również w odbudowie po pożarze krakowskiego klasztoru klarysek, ufundował wiślicki dom wikariuszy, sandomierski dom dla mansjonarzy i niezachowany do dzisiaj dom psałterzystów na Wawelu. Z jego inicjatywy odnowiono bursę dla ubogich, bursę węgierską i zbudowano bursę prawników. Doglądał także budowy bursy Jeruzalem fundowanej przez Zbigniewa Oleśnickiego. Wiele kościołów obdarzył sprzętami liturgicznymi. » STR. 5
Narodowość nie jest marką
4 Przegląd Polski
DODATEK KULTURALNY nowego
dziennika
WRZESIEŃ 2015
Z Bartkiem Remisko, dyrektorem Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku, o osiągnięciach polskich artystów pracujących w USA oraz o narodowej narracji w sztukach wizualnych, rozmawia Tomasz Hollanek
Raczej nie… (śmiech). Emanowanie daną narodowością nie jest nadrzędnym celem ani rolą sztuki. Jeśli w ogóle łączyć te dziedziny – sztuki i promocji naszego państwa czy narodu – to raczej tylko w kontekście wspierania polskich artystów za granicą. Narodowej “propagandy” nikt nigdy jeszcze nie uznał za sztukę wysoką, ewentualnie może być ona jedynie postrzegana w kategorii typu “ciekawostka” lub dosadniej “kuriozum”. Socrealizm czy sztuka “ku pokrzepieniu serc” mają oczywiście swoje miejsce w historii sztuki, ale niekoniecznie są uniwersalnie rozumiane, a tym bardziej doceniane. Zresztą sztuki wizualne same doskonale się bronią przed takim ich utylitarnym traktowaniem. Bunt i krytyczność często po prostu leżą w ich naturze. Oczywiście artyści są bardzo różni, prezentują odmienne postawy artystyczne. Do Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku, który – co warto zauważyć – jest częścią Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP, a nie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, dociera sporo spontanicznych zgłoszeń od ludzi, którzy zdają się kierować karierą artystyczną tak, by wpisać się w ten “patriotyczny” schemat promocji Polski. Sztuka oczywiście bywa w jakiś sposób zaangażowana narodowo, politycznie czy szerzej – etnicznie, ale w zamierzeniu swoim z założenia nie promuje, na przykład, sukcesu polskiej transformacji czy generalnie polskiej racji stanu. Narodowość to nie brand, z którego można tak wprost korzystać. Marką może być natomiast kultura, czyli np. sztuka tworzona przez polskich artystów.
ZDJĘCIE: WERONIKA KWIATKOWSKA
Czy współczesną sztukę można podzielić na taką, która promuje Polskę, i taką, która do Polski zniechęca albo ukazuje ją w złym świetle?
Bartek Remisko – od ponad czterech lat związany z Instytutem Kultury Polskiej w Nowym Jorku. Od sierpnia ub.r. pełni funkcję jego dyrektora. W instytucie zajmuje się sztukami wizualnymi i relacjami polsko-żydowskimi. Pracował, między innymi, dla Orange Polska w Warszawie, Parlamentu Europejskiego oraz Komisji Europejskiej w Brukseli, a także Centrum Pompidou oraz polskiej misji przy UNESCO w Paryżu i przy ONZ w Nowym Jorku. Specjalista w dziedzinie zarządzania kulturą. Absolwent UW, UJ, SGH w Warszawie oraz paryskich Science-Po i Université Paris VIII. Obecnie student podyplomowego programu dla menedżerów kultury na NYU.
wą analizę. W USA są “spoza”, mogą być postrzegani jako ci “z zewnątrz” – to ich na pewno łączy, choć każdy robi coś zupełnie innego. Krzysztof Wodiczko, Piotr Uklański, C.T. Jasper, Joanna Malinowska, Agnieszka Kurant tworzą w Stanach, są Polakami – ale dla rozumienia ich sztuki nie wydaje się to niezbędne. Chociaż akurat w przypadku Uklańskiego można by z tym bardziej dyskutować – dla niego polskość jako motyw i temat wydaje się ważniejsza. Ale Uklański to wizualny mastermind, nie operuje polsko-polskimi pojęciami, wykracza poza ograniczającą sztampę. Gra nią, niezwykle zresztą moim zdaniem umiejętnie i zajmująco, a mówię to z pozycji widza. To jego zacięcie do bycia artystycznym bad boyem doskonale widać było właśnie niedawno w Metropolitan Museum. Poprzez swoją wystawę artysta zagrał z tradycyjną kolekcją, zawłaszczył sztukę innych dla siebie, jednocześnie oddając jej swoisty hołd. Takie jest już jego emploi, korzysta z kultury i przetwarza ją – według siebie, dla siebie, ale i dla nas, widzów, czym zmusza nas do myślenia, np. do zastanowienia się nad tym, co i po co to robi.
na rezydencję artystyczną w roku 2011 do Nowego Jorku, potem byliśmy partnerem jej indywidualnej wystawy w Sculpture Center, a teraz jesteśmy partnerem jej udziału w grupowej wystawie w Guggenheim Museum, gdzie pokazuje swoje prace m.in. z Pawłem Althamerem, którego wiele razy również wspieraliśmy – jak na przykład podczas jego indywidualnej wystawy w The New Museum w zeszłym roku. Z C.T. Jasperem, do niedawna znanym jako Christian Tomaszewski, i Joanną Malinowską współpracujemy od jakiegoś już czasu. Można powiedzieć, że towarzyszymy ich Twórcy z Polski odnoszą kolejne sukcesy w karierom zawodowym na wielu etapach. ObecStanach Zjednoczonych właśnie dlatego, że nie jesteśmy partnerem Zachęty – Narodowej bardzo polscy nie są? Galerii Sztuki w Warszawie przy ich wspólCoraz mniej współczesnych artystów na nym projekcie, który w tym roku reprezentuświecie mieści się generalnie w ścisłych kaje Polskę na biennale w Wenecji i który możtegoriach “narodowości”. Rzadziej się “osana oglądać we Włoszech do końca listopada. dzają”, są dość mobilni, wielu mieszka w kilArtyści wraz z kuratorką Magdaleną Moku miejscach jednocześnie, są otwarci na inskalewicz (pracującą obecnie w Nowym Jorne kultury i ich wpływy. Mówi się nawet czaku, w Museum of Modern Art) postanowili, przy sem, że rośnie pokolenie do pewnego stopnia współpracy lokalnych mieszkańców, wystawić wykorzenione i że można w tym dopatrywać Halkę Moniuszki na Haiti. Wybór padł na miejsię jakiegoś zagrożenia. Jednak tego bym się sce, gdzie do dziś mieszkają potomkowie polnie obawiał, bo obecne otwarcie artystów na skich żołnierzy z legionów napoleońskich. Na świat jest bardzo ciekawe dla nas, widzów. Początkujący twórcy próbują czasami rzeczywiCzy Instytut przyczynił się w jakimś stopniu weneckim biennale prezentują monumentalną, panoramiczną projekcję filmową z dokuście stworzyć coś, co będzie “działało” i w Eudo tych osiągnięć? ropie, i w Stanach. Takich, których twórczość Wystawę Piotra Uklańskiego pomogliśmy mentacją przedstawienia opery. Pomimo że jenacechowana jest prawdziwie indywidualnym, jedynie wypromować, ale to on sam przez ostat- go twórcy pracują poza Polską, nikt nie miał nowatorskim myśleniem, nie pojawia się wie- nie lata zapracował na swoją pozycję w USA. wątpliwości, że reprezentują polską sztukę. lu. Ci, których się dostrzega, proponują coś Samodzielna wystawa w Metropolitan Museum świeżego, zaskakującego – coś naprawdę swo- pokazuje tylko, że teraz może już chyba naCzy pomagacie początkującym artystom? jego, szczerego i nierzadko interdyscyplinar- prawdę wszystko. Dla Krzysztofa Wodiczki, arNaszą nadrzędną rolą jako placówki dyplonego. Artyści często nie są przywiązani tylko tysty już o światowym autorytecie i sławie, mo- matycznej jest promowanie, a nie do końca do jednego z mediów – mogą być i malarza- żemy być tylko partnerem, jak ostatnio pod- pomaganie. Nie działamy, niestety, jako artymi, i artystami wideo czy performerami. czas kolejnej odsłony jego projektu poświę- styczny inkubator, czego bym sobie może i Polscy artyści wizualni, którzy odnieśli w No- conego weteranom amerykańskim, który wraz życzył, ponieważ nie mamy do tego ani odwym Jorku sukces, operują językiem, który z z nowojorską organizacją More Art przedsta- powiednich narzędzi, ani środków. Ale starajakiegoś powodu zainteresował Amerykanów. wialiśmy na Union Square pod koniec 2012 my się wspierać, w miarę możliwości pomaKiedyś być może ktoś pokusi się o szczegóło- roku. Agnieszkę Kurant z kolei zaprosiliśmy gać. Nie jesteśmy jednak w stanie sami tak
naprawdę weryfikować artystów bez większego dorobku, dlatego szukamy osób już z pewnymi osiągnięciami w Polsce, które mogłyby sprawdzić się na rynku amerykańskim. Współpracujemy więc blisko z polskimi instytucjami oraz amerykańskimi muzeami, galeriami i organizacjami non profit przedstawiającymi w USA sztukę współczesną. Czasem zdarza nam się też fundować pobyty rezydencjonalne, pomagające artystom w ich rozwoju zawodowym. Mieszkanie w Nowym Jorku jest drogie, koszty utrzymania wysokie, a dodatkowo dzięki nam polscy artyści zyskują nowe kontakty zawodowe, zbierają doświadczenia, odwiedzają muzea i galerie, konfrontują się z nowojorską sceną artystyczną. Co ciekawe, coraz więcej w Polsce zaczyna się mówić ostatnio o “przemysłach kreatywnych” i potrzebie ich wspierania i promocji, a sztuka, czy tego chcemy, czy nie, też jest gdzieś jego częścią. Jako Instytut nie tylko pomagamy więc rozwijać się zawodowo wybranym artystom polskim, ale przede wszystkim – w imieniu naszego kraju – w ten sposób inwestujemy również w rozwój intelektualny przedstawicieli twórców naszej współczesnej kultury. Płacicie artystom, więc w zamian czegoś wymagacie?
Przede wszystkim promujemy polską sztukę współczesną, jej obecność w najważniejszych amerykańskich instytucjach kultury i, rzeczywiście, pomagamy również im finansowo, ale ponieważ zawsze działamy we współpracy z lokalnymi instytucjami, to właśnie po stronie muzeów i galerii jest gros kosztów związanych z ich prezentacją. Na przykład prace Pawła Althamera i Agnieszki Kurant, wystawione w Guggenheim Museum w ramach ogromnej wystawy czasowej Storylines, znajdują się już w kolekcji stałej tej instytucji. Pomogliśmy częścio-
WRZESIEŃ 2015
DODATEK KULTURALNY nowego
zainteresować amerykańskich kolegów i amerykańskie instytucje polscy kuratorzy sztuki współczesnej, których również zdarza nam się do USA zapraszać, albo którzy po prostu tu mieszkają na stałe i pracują, jak wspomniana wcześniej Magdalena Moskalewicz w MoMA czy uznany krytyk sztuki Marek Bartelik, piszący dla Art Forum i Brooklyn Rail, lub do niedawna Adam Budak w Hirshhorn Museum w Waszyngtonie. Możemy oczywiście obracać się ciągle we własnym sosie, analizować w kółko polskie problemy – w tym także jest wartość. Ale nie powinniśmy mieć pretensji, jeśli ktoś obcy nie ma ochoty tego oglądać, zastanawiać się nad naszą lokalnością, szczególnie uwarunkowaną historią i pewną hermetycznością. Szanuję różne postawy artystyczne, ale zadziwiają mnie niekiedy artyści, którzy mają pretensje do nas, że ich nie promujemy. Po prostu, po pierwsze, nie możemy promować wszystkich, a po drugie – oblicza sukcesu artystyczTaka intuicja nie jest częsta? Na pewno nie każdemu się udaje tu wybić. nego są bardzo różne. Nie wszyscy artyści muPowinniśmy mieć na uwadze, że Amerykanie szą być “globalni”, nie muszą wystawiać w wielwychowywali się w innej kulturze wizualnej kich muzeach i galeriach, znalezienie swojej “niniż my, Polacy, mają inne potrzeby estetycz- szy” jest równie wartościowe, jeżeli czasami ne i trudno też przewidzieć, co do nich trafi. nie bardziej. I mówię to całkowicie poważnie. Polska sztuka ma się naprawdę dobrze, bo Ostatnio, na przykład, usłyszałem od amerykańskich kuratorów, że zachwyciła ich Melan- jest dyskursywna, dość zróżnicowana, szuka cholia Malczewskiego, wystawiona w Gago- ciągle swojego języka, porusza się często na sian Gallery na Chelsea. I to mnie bardzo mi- styku różnych dyscyplin i nie jest jedynie zało zaskoczyło. Zresztą sama wystawa, w ra- patrzona na “zachodnie” trendy. Zresztą i to mach której obraz został wystawiony, była na- również się w globalnym świecie zmienia i prawdę świetna i szeroko recenzowana. Mo- przysłowiowe peryferia zaczynają być coraz że to właśnie gdzieś w tym też kryje się po- bardziej ciekawe dla tzw. mainstreamu. W Polmysł na promowanie Polski za granicą? W przy- sce jest wielu obiecujących artystów młodebliżaniu cudzoziemcom twórczości wybitnych go i średniego pokolenia oraz tych ze starszepolskich artystów, którzy dawniej nie zyska- go, których dorobek zaczynamy na nowo odli należytego im rozgłosu? A takich artystów krywać, o czym mówiłem wcześniej. Wielu jest naprawdę wielu, a już na pewno wiele jest twórców mieszka też w USA, czasowo lub na kobiet, jak chociażby Ewa Partum, Maria Ja- stałe, i jestem pewny, że ich nazwiska, przyremianka, Teresa Żarnower, Natalia LL, Erna najmniej niektóre, jeszcze usłyszymy. Przy okaRosenstein, Teresa Pagowska, fotografka Zo- zji pamiętajmy, że Polacy doskonale wiedzą fia Rydet, i oczywiście panowie: Stanisław też, czym jest cenzura. Rozumieją, że twórDróżdż, Andrzej Wróblewski czy fotografik com nie można zamykać ust, ale również sproTadeusz Rolke, aby wymienić jedynie kilka wadzać do roli “nadwornych” artystów opłynazwisk. Sukcesy wystaw Aliny Szapoczni- wających we wszystko. Próby zakończenia arkow w USA w 2012 roku dowodzą, że moż- tystycznej dyskusji – na przykład ze wzglęna na nowo pokazać prace artysty lub go po dów “narodowych” – zawsze stanowią jednak prostu odkryć dla szerszej publiczności. Ale realne zagrożenie i zwykle przynoszą odwrotna to potrzeba nie tylko czasu, rzeszy ludzi i ne od zamierzonych skutki… Zgubienie przyinstytucji zaangażowanych, ale również po pro- słowiowego pazura czy zbytni komfort mogą stu pieniędzy, również polskich. Warto pamię- okazać się dla twórcy artystycznie niebezpiecztać przy tej okazji, że wiele lat temu Instytut ne. W tym właśnie tkwi siła sztuki i jej ogromzwrócił uwagę kuratorki MoMA na twórczość na wartość dla narodowej kultury, a także jej Szapocznikow podczas jednej z wizyt studyj- rola dla nas, widzów: swoistego lustra czy konych do Polski, które regularnie dla naszych mentarza do otaczającej nas rzeczywistości, nieamerykańskich instytucji partnerskich organi- koniecznie zawsze miłego. p zujemy, a potem wsparł nowojorską wystawę rzeźbiarki. Dotąd najbardziej rozpoznawalną polską artystką w Stanach Zjednoczonych była chyba Magdalena Abakanowicz i może Katarzyna Kobro. A tak już na marginesie, żeby pokazać szerokie spektrum narzędzi, które wykorzystujemy do promocji polskiej sztuki w USA, chciałbym dodać, że na stałe współpracujemy z nowojorskim MoMA i Muzeum Sztuki w Łodzi w ramach projektu badawczego obydwu tych instytucji, którego rezultaty będziemy mogli oglądać w Nowym Jorku już wkrótce. W ten sposób właśnie postrzegamy promocję polskiej sztuki nowoczesnej i współczesnej za granicą. W tym roku zresztą mija 15 lat działalności Instytutu i cieszę się, że mogłem być przez cztery ostatnie lata jego częścią. Myślę, i mówię to bez fałszywej skromności, że w sztukach wizualnych naprawdę sporo udało nam się przez ten czas osiągnąć.
dziennika
Przegląd Polski
Czy stan polskiej sztuki możemy oceniać poprzez rosnące nią zainteresowanie na Zachodzie?
Oczywiście, że nie, bo to zainteresowanie to też rynek sztuki, który jest dość specyficzny, podatny na mody i czasami naprawdę chimeryczny. Ale, obserwując odbiór polskiej twórczości za granicą, można dostrzec, do jakiego stopnia sztuka dotyczy nas i naszych problemów, czy wykracza poza zagadnienie polskości i czy potrafi zainteresować obcokrajowców. I okazuje się, że potrafi! Swoją wizją są w stanie również
O projektach współorganizowanych przez Instytut można przeczytać w najnowszej broszurze programowej IKP na sezon jesień/zima 2015, dostępnej od września na stronie internetowej: http://www.polishculture-nyc.org.
ZDJĘCIE: WIKIMEDIA.ORG
wo sfinansować koszty ich wystawienia, jednak to muzeum jest i kuratorem ekspozycji, i głównym jej sponsorem. Mogę zdradzić, że początkowo w wystawie była przewidziana większa liczba polskich artystów, ale koncepcje kuratorskie zmieniały się i znalazły się na niej jedynie dwie prace. Na pewno z jednego możemy być dumni – prace polskich artystów są nie tylko w stałej kolekcji Guggenheima, ale też w MoMA i Metropolitan Museum Wracając zaś do Agnieszki Kurant, to można śmiało powiedzieć, że jej kariera nabrała rozpędu po wspomnianym wcześniej zaproszeniu jej przez Instytut na rezydencję artystyczną cztery lata temu. Artystka zajmuje się od jakiegoś czasu w swojej twórczości zagadnieniem “fantomowości”, które, co jak zresztą widać, wyjątkowo przypadło Amerykanom do gustu. Widocznie Ameryka teraz akurat tego potrzebuje...
5
Jan Długosz w swojej pracowni na obrazie Antoniego Gramatyki, 1878 rok
Historyk i patriota, wzór dla polityków
» W Krakowie pozostawił po 1887 opublikowano żywoty św. Stanisława i św. Kingi, katalogi biskupów polskich, żywot sobie dom, który obecnie pełni funkcję rektoratu Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła Zbigniewa Oleśnickiego przypisywany DłuII. Niektórzy pisarze staropolscy uważali, że goszowi, Insignia seu clenodia oraz Banderia Prutenorum, a także listy Długosza. Wydawumarł w opinii świętości. Ostatnie tchnienie cami byli w tym przypadku Ignacy Polkowwydał 19 maja 1480 roku. Śmiało można go nazwać ojcem polskiej hi- ski i Żegota Pauli. Po II wojnie światowej (od 1961) z inicjastoriografii, bo choć wcześniej powstawały dzieła Anonima tzw. Galla, Wincentego Kadłubka tywy profesora Jana Dąbrowskiego rozpoczęczy Janka z Czarnkowa, to właśnie Długosz ja- to wydawanie krytycznej edycji łacińskiej i ko pierwszy spośród opisujących polskie dzie- polskiej Annales – Roczników. Przedsięwzięje średniowiecznych kronikarzy ujawnił nowo- cie zakończono dopiero w latach 2005-2006. żytny już warsztat historyka, a na jego dziełach Edycja ta oparta była na tzw. autografie Jana wychowały się pokolenia Polaków. Wzorowa- Długosza, dostępnym dla badaczy tylko do roli się na nich pisarze tej klasy co Maciej z Mie- ku 1405. Za lata 1406-1480 dysponowano tylko odpisami Annales i chowa, Marcin Bielski dlatego tekst Długoszowy czy Marcin Kromer, W dziejach kultury polskiej trzeba było odtworzyć na obficie czerpiąc z jego podstawie najbliższych twórczości. Sam DłuKroniki Jana Długosza oryginałowi kopii. Spogosz nie miał jednak zajmują miejsce wyjątkowe, śród dziesiątków uczoszczęścia do pośmiertponieważ wpływały na nych, którzy pracowali nego wydania swoich nad publikacją tego dzieprac. Jego najwybitświadomość historyczną Polaków. ła, należy wymienić wyniejsze dzieło, czyli bitnych specjalistów z zaRoczniki, miały zostać w całości opublikowane w 1614 roku przez Ja- kresu historii Polski średniowiecznej i znawna Szczęsnego Herbuta. Niestety, po ukazaniu ców języka łacińskiego: profesorów Jana Dąsię tomu kończącego narrację na roku 1240, Her- browskiego, Krystynę Pieradzką, Zbigniewa but, były rokoszanin, musiał zrezygnować z Perzanowskiego, Stanisława Gawędę, Mariaprzedsięwzięcia. Powodem był stanowczy pro- na Plezię, Jerzego Wyrozumskiego, Krzysztest niektórych polskich magnatów, obawiają- tofa Baczkowskiego i Krzysztofa Ożoga. cych się upublicznienia niezbyt przychylnego Obecnie trwają prace nad ponownym, krytyczobrazu działań ich przodków, a nade wszystko nym wydaniem innych dzieł znakomitego dziesprzeciw samego Zygmunta III, który, będąc pół- jopisa. Szczególnie oczekiwana jest edycja Likrwi Jagiellonem, uważał, że potomkowie Ja- ber beneficiorum. W 600. rocznicę urodzin Jagiełły zostali przedstawieni przez Długosza w na Długosza trwają i są planowane liczne konniekorzystnym świetle. Dość powiedzieć, że Dłu- ferencje, sympozja naukowe i okolicznościogosz nazwał Sonkę Holszańską, a zatem pra- we wydarzenia. Kronikarz nadal zatem wyprababkę Zygmunta Wazy, kobietą płochą, któ- chowuje i uczy Polaków miłości do Ojczyra posiadała urodę piękniejszą od obyczajów. zny i jej pięknych dziejów. p Po próbie Herbuta edycję Roczników przygotowywał słynny Samuel Nakielski, autor dzieła Miechovia, ale z nieznanych powodów Wybrana literatura: projekt ten nie został zrealizowany. Ostatecz- Bobrzyński M. , Smolka St., Jan Długosz. Jego życie i nie w 1711 roku ukazało się tzw. wydanie lip- stanowisko w piśmiennictwie, Kraków 1893 skie (część nakładu wydano we Frankfurcie) Borkowska U., Treści ideowe w dziełach Jana Długorosyjskiego radcy stanu Henryka Huyssena ja- sza, Lublin 1983 ko Historiae Polonicae libri XII. Było to pierw- Grzybowski S., Jan Długosz, [w:] Wielcy ludzie Kościoła, Kraków 2003. sze wydanie całości Roczników, ale zawiera- Korczak L., Jan Długosz, [w:] Wielka Księga Patrioło wiele wad. Edycja ta została wznowiona tów Polskich, red. A. Nowak, K. Ożóg, L. Sosnowski, Kraprzez Mitzlera de Kolof w 1776 roku, w serii ków 2013 Historiarum Poloniae et Magni Ducatus Li- Piotrowicz K., Długosz Jan, [w:] Polski Słownik Biothuaniae scriptorum collectio magna wydanej graficzny, t. 5, Kraków 1939-1946 w Warszawie. W latach 50. XIX wieku w krakowskim środowisku naukowym z inicjatywy Aleksandra Przezdzieckiego podjęto się realizacji wydania wszystkich dzieł Długosza w ramach serii Opera Omnia. W pierwszej kolejności ukazały się Liber beneficiorum dioecesis Cracoviensis (1864), następnie przekład polski Roczników autorstwa Karola Mecherzyńskiego i ich edycja łacińska. Z kolei w roku
DOK. ZE STR. 3
6 Przegląd Polski
Ten czwarty z parku DODATEK KULTURALNY nowego
dziennika
WRZESIEŃ 2015
DARIUSZ PAWLICKI
Posąg Williama Cullena Bryanta został odsłonięty w roku 1911
jako nauczyciel akademicki. W latach 19431955 był członkiem zespołu redakcyjnego opiniotwórczego czasopisma Partisan Review, a od 1955 do 1957 współredagował, równie wpływową, New Republic. Pierwszy zbiór wierszy Schwartza In Dream Begin Responsabilities, wydany w roku 1938, został bardzo dobrze przyjęty przez krytykę. Zresztą z taką samą reakcją spotkały się
ZDJĘCIE: NOWY DZIENNIK
Delmore Schwartz z urodzenia był nowojorczykiem (później miało okazać się, że również “ze śmierci”); a dokładniej – brooklyńczykiem. Urodził się w sierpniu 1913 roku w rodzinie Żydów przybyłych z Rumunii. W późniejszych latach studiował filozofię na University of Wisconsin, New York University i na Harvardzie. Na dwóch ostatnich z tych uczelni, jak również w Princeton, pracował potem
ZDJĘCIE: NOWY DZIENNIK
się nim po generalnym remoncie zakończonym w 1989 roku. Wcześniej, szczególnie w latach 50. i 60. XX wieku, był to zaniedbany park, odwiedzany licznie przez handlarzy narkotyków i ich klientów, jak również przez bezdomnych. Było to też miejsce konsumpcji taniego alkoholu. Sprzyjało temu usytuowanie w jego bezpośrednim otoczeniu wielu sklepów z napojami wyskokowymi.
ZDJĘCIE: WIKIMEDIA.ORG
Troje spośród nich jest w tym miejscu stale obecnych. Stoją tam bowiem ich pomniki. Posąg Williama Cullena Bryanta, odsłonięty w 1911 r., jest okazały. Natomiast pomniki Johanna Wolfganga Goethego i Gertrudy Stein są niewielkie. William C. Bryant wielokrotnie przebywał w miejscu, gdzie później powstał park nazwany jego imieniem. Chociażby wtedy, gdy zwiedzał Kryształowy Pałac wzniesiony w 1853 r. Mieścił on ekspozycje składające się na Wystawę Światową. Pięć lat później tę imponujących rozmiarów żelazno-szklaną budowlę zniszczył wielki pożar. Spotkał go zresztą ten sam los, co jego londyński pierwowzór. To, że w centralnej części Manhattanu od 1932 r., stoi pomnik autora Fausta, jest wynikiem działań Nowojorskiego Towarzystwa Goethego. Wprawdzie on sam nigdy nie odwiedził Stanów Zjednoczonych, ale jego dzieła wywarły wpływ na literaturę tego kraju. Gertruda Stein natomiast, chociaż nigdy w Nowym Jorku nie mieszkała, to go odwiedzała. Dlatego jej wizyta w Bryant Parku jest bardzo prawdopodobna. Tak więc postawieniem w 1992 roku jej pomnika uczczono pamięć amerykańskiej pisarki i poetki. Troje poetów zatem już znamy. A kim jest ten czwarty? To Delmore Schwartz. Choć jego pomnik nie stoi w Bryant Parku (prawdopodobnie także nigdzie indziej), to jak najbardziej jest on związany z tym miejscem. Te związki dotyczą jednak okresu, gdy Bryant Park nie był miejscem eleganckim, jakim jest obecnie. A stał
ZDJĘCIE: WIKIMEDIA.ORG
Bryant Park, sąsiadujący z gmachem głównym Nowojorskiej Biblioteki Publicznej na Manhattanie, kojarzy się mi z czworgiem poetów.
Pomnik Gertrudy Stein – upamiętniający tę amerykańską pisarkę i poetkę – stoi w parku Bryanta od 1992 roku
Pomnik Johanna Wolfganga Goethego stanął dzięki działaniom nowojorskiego towarzystwa imienia twórcy Fausta
DODATEK KULTURALNY nowego
WRZESIEŃ 2015 i inne jego książki poetyckie, jak również utwory dramatyczne, eseje, nowele, tłumaczenia wierszy (np. utworów Arthura Rimbauda). Wypada jednak stwierdzić, że twórczość Schwartza – zarówno poetycka, jak i prozatorska – była bardziej ceniona przez krytyków, innych poetów, dramaturgów, prozaików niż przez tzw. zwykłych czytelników. Stąd brały się takie, na przykład, opinie, że był “autorem (szczególnie jednak poetą) elitarnym, czytywanym i dyskutowanym w kręgu znawców i snobów”, “poetą dla poetów”. A pośród tych, którzy z uznaniem wyrażali się o jego dokonaniach, były takie literackie znakomitości, jak np.: Allan Tate, Saul Bellow, John Berryman, Vladimir Nabokov. W utworach Delmore’a Schwartza, w przeciwieństwie do ogółu czytelników, pociągał ich “wysokiej próby intelektualizm”, skupiony na tych szczególnych zagadnieniach egzystencjalnych i moralnych, jakie towarzyszą człowiekowi we współczesnym świecie, jakże szybko się zmieniającym. W miarę upływu lat życie Schwartza zaczęło się komplikować. Coraz częstsze nawroty choroby psychicznej, jak również narastające problemy z alkoholem, sprawiły, że oba jego małżeństwa zakończyły się rozwodem, a kariera nauczyciela akademickiego i redaktora New Republic została przerwana. Znacznemu ograniczeniu, ilościowemu, jak i jakościowemu, uległa też twórczość Schwartza. Pod koniec życia zaniechał jej zresztą w ogóle. Zaczął bowiem żyć w świecie, który kreowała jego chora psychika. W tym czasie mieszkał na Manhattanie. Zaniedbany, skłócony z rodziną, podejrzliwy wobec wszystkich, był w ciągłych kłopotach finansowych. O losie Schwartza pod koniec życia świadczy i ten fakt, że aby się z nim skontaktować, trzeba było poświęcić wiele dni na odnalezienie go. Do miejsc, które szczególnie często odwiedzał (jeżeli był w stanie poruszać się, z racji nadużywania alkoholu), należał – obok Times Square i jego okolic – właśnie Bryant Park.
7
XX, zwłaszcza jego druga połowa, przyniósł w tym względzie zdecydowane zmiany. Zaowocowały one m.in. większą liczbą “odstępstw od normy”. Delmore Schwartz jest tylko jednym przykładem. Inne (ograniczam się prawie wyłącznie do poetów) to np. Hart Crane, Vachel Lindsay, Edna St. Vincent Millay, John Barryman, Robert Lowell, Ernest Hemingway, Anne Sexton, Sylvia Plath, Theodore Roethke, Lew Welch. Z jednej strony dało o sobie znać zwiększone poczucie wolności, wolności przynależnej człowiekowi, obywatelowi, ale przede wszystkim twórcy. Z drugiej zaś – korzystniejsze i liczniejsze możliwości zarobkowania dla ludzi pióra. Obok zarabiania na życie pisaniem czy pełnienia obowiązków redaktorów czasopism, jak to miało miejsce dotychczas, zyskali bowiem możliwości tworzenia dla telewizji, radia, filmu; nauczania “twórczego pisania” itp. To, a także rozliczne stypendia i nagrody stworzyły warunki materialne sprzyjające rozwojowi literatury (jej jakość jest inną sprawą), równocześnie jednak wytworzyły jeszcze silniejszą presję na osiągnięcie sukcesu literackiego. Tymczasem coraz trudniej jest zabłysnąć, zrobić karierę, zwiększyła się bowiem niepomiernie konkurencja, większe są także oczekiwania wobec twórców. Te oczekiwania sprowadzają się, w głównej mierze, do pisania bestsellerów. A w razie braku takowych, mogą pojawić się problemy, z psychicznymi włącznie. Upraszczam? Może. Ale chyba tylko trochę!
RYS. RYSZARD SAWICKI
*
* Nie było mi trudno wyobrazić sobie Delmore’a Schwartza w Bryant Parku. Widziałem go przesiadującego samotnie na ławkach, rozmawiającego z samym sobą, krzykiem odpędzającego wyimaginowane osoby (może także nawiedzające go demony). Mimo że jest to obecnie miejsce z zadbanymi trawnikami i alejkami, to platany, pomniki Bryanta i Goethego, tak jak i żeliwne ogrodzenie pamiętają najpewniej wizyty poety w tym miejscu. Były one tu bowiem, gdy park miał zupełnie inny, wspomniany wyżej charakter. Myśli dotyczące Schwartza towarzyszyły mi
Przegląd Polski
dziennika
Delmore Schwartz był głosicielem tragicznej koncepcji bytu ludzkiego we współczesnym świecie
zawsze, gdy odwiedzałem Bryant Park. To pewnie dlatego, że wiedziałem, iż tu bywał. A jego tragiczny los był i jest dla mnie niejednokrotnie punktem wyjścia do rozważań nad sytuacją artystów, ludzi pióra w społeczeństwie amerykańskim. Ci żyjący w XIX wieku niewiele różnili się od pozostałych ludzi (w słowie “niewiele” zawiera się ten stały poziom odmienności, jaki wyróżnia artystów spośród innych ludzi). Wyjątki jeśli chodzi o ludzi pi-
szących, to: Edgar A. Poe i Emily Dickinson. Tak jak reszta Amerykanów, zakładali bowiem rodziny, zarabiali na ich utrzymanie, kierowali się w życiu zasadami powszechnie akceptowanymi; przynajmniej ich większością. I w tym świecie, z lepszymi bądź gorszymi wynikami, funkcjonowali. Także problemy ze zdrowiem psychicznym nie dotykały ich częściej niż innych. Może dlatego, że “nie mieli na to czasu”, zajęci twardą walką o byt. Wiek
Powstałej z pierwszych dwóch wojen Êwiatowych dwudziestego wieku) To miasta jaêƒ, co spoziera jednym rozjarzonym oknem w drugie Gdy kwadraty i szachownice błyskajà nocà na olbrzymiej Tafli mroku i majaczàcymi ˝ółto Êwiatełkami grobów Jestem poetà rzeki Hudson i tego, co z niej si´ wspina Skrywajàcych tyle istnieƒ. To jest mózg miasta Êwiateł, gwiazd, mostów A tak˝e mianowanym przez siebie laureatem Nagrody Atlantyku – Który patrzy i mówi: wi´cej: wi´cej i wi´cej: wcià˝ wi´cej. serc ludzi, którzy go przebyli tłum. Grzegorz Musiał po Ameryk´ nowà.
Delmore Schwartz
Ameryka, Ameryka!
Wlok´ si´ pod ci´˝arem chimer, nadziei zdobytych w znoju chorej ekstazie zrywach i ciàgach nastroju, dziwach udziwnionych Królestwa emocji, które trzeba dostrzec i przed którym ostrzec. Bom jest poetà ˝łobka (w mieÊcie) i cmentarza (w mieÊcie) Gazem i jazzem tajemnego miasta w sercu i w głowie. To pieʃ naturalnej jaêni miasta dwudziestego wieku. Prawdà jest, choç cz´Êciowà, ˝e miasto to “tyrania liczb” (To zaÊpiew jaêni miejskiej metropolitalnej i metafizycznej
Ostatni okres swego życia Schwartz spędził w zupełnej samotności. Bardzo często zmieniał miejsca zamieszkania. Zmarł w 1966 roku w tanim hotelu Columbia na Manhattanie, w którym od kilku dni przebywał incognito. Jako przyczynę śmierci podano atak serca. Przez trzy dni ciało poety leżało w kostnicy nierozpoznane. A w tym czasie nikt nie zauważył jego nieobecności pośród żywych. Ale okoliczności śmierci Delmore’a Schwartza są na tyle niejednoznaczne, że często w tekstach na jego temat można natknąć się na wzmianki w rodzaju: “niejasne okoliczności śmierci”, “niewykluczone, że było to samobójstwo”, “prawdziwej przyczyny śmierci, tak naprawdę, nigdy nie ustalono”. Grzegorz Musiał w Ameryce, Ameryce! Antologii wierszy poetów amerykańskich po 1940 roku uczynił na ten temat taką oto ciekawą uwagę: “Śmierć Delmore’a Schwartza, jak śmierć Sylvii Plath i Johna Berrymana, nie była samobójstwem, a morderstwem – poezji na poecie, któremu nie udało się do końca wytrzymać jej ciśnienia lub we właściwym czasie jej obłaskawić”. p
Po ka˝dym Êwi´cie nawiedzanych widmami pokoleƒ. Mów o nas, co chcesz; takimi uczyniła nas miłoÊç. JesteÊmy z takiej materii, z jakiej zrobione sà sny I krótkie nasze ˝ywoty podległe sà rzàdom bogów, Pana Wygrywajàcego na piszczałce, goniàcego za pragnieniem I winobraniem; i bóstwa z łukiem i strzałà, Kupidyna, przebijajàcego na wskroÊ serce, z nagła i na zawsze.
Prochem jesteÊmy i w proch si´ obrócimy, gdy ju˝ opadnie Złoty deszcz i osiàdà popioły, kiedy bràz Rozbije si´ i rozkruszy, gdy przeminà bezkształtne posàgi Zimy, snu i nicoÊci. Kiedy Domowe Êwiatła wszechÊwiata Rozbłysnà i zapłonà? Umysł to miasto jak Londyn Bo to nie morze Zadymiony i ludny; to stolica Szu mià ce w musz li, Jak Rzym, zrujnowany i wieczny, Ani serce w godzinie harfy, Zasobny w pomniki, których nikt ju˝ Ale pora˝ajàcy l´k przed nieposkromionymi Nie pami´ta. Bo umysł, jak Rzym, mieÊci w sobie Koƒmi Apokalipsy, p´dzàcymi w dzikim popłochu Katakumby, akwedukty, amfiteatry, pałace, KoÊcioły i posàgi na koniach, obalone, potrzaskane lub zbrukane. Ku Arkturowi – i powracajàcymi nagle... Umysł włada ruinami i sam jest we władaniu ruin tłum. Grzegorz Musiał
Umysł to staro˝ytna i sławna stolica
8 Przegląd Polski
Realista na Manhattanie DODATEK KULTURALNY nowego
dziennika
WRZESIEŃ 2015
WYSTAWY | BOŻENA CHLABICZ
Ale to powszechne przekonanie, choć potwierdzone artystyczną praktyką, nie jest wcale tak do końca prawdziwe, czego najlepszy dowód stanowi wystawa w Museum of Arts and Design na Manhattanie. W położonym przy Columbus Circle, w najbliższym sąsiedztwie Central Parku, MAD trwa otóż ważna i zarazem fascynująca wystawa twórczości Richarda Estesa – jednego z najwybitniejszych przedstawicieli nurtu artystycznego o nazwie hiperrealizm (zamiennie: fotorealizm). To najbardziej (po surrealizmie) popularny spośród licznych “realizmów” sztuki najnowszej. Ekspozycja Richard Estes. Painting New York City jest godna zainteresowania przede wszystkim dlatego, że choć Estes trafił do wszystkich podręczników twórczości współczesnej, a cała jego kariera startowała i rozwijała się w NoRichard Estes, wym Jorku, to nigdy dotąd nie miał indywiduDowntown, 1978, alnej wystawy na Manhattanie. Natomiast na olej na płótnie określenie “fascynująca” wystawa zasługuje Hiperrealizm, wbrew pozorom, jakie nadagłównie ze względu na starannie wyreżyseroje mu fotograficzna wierność wobec świata wany “moment zaskoczenia” publiczności. Bo chociaż mamy do czynienia z artystą cią- przedstawionego, też był bowiem – jak zreszgle aktywnym, jest to ekspozycja obrazów wy- tą cała sztuka współczesna – eksperymentem glądających jakby je namalował rasowy reali- badającym relacje jednostki i świata. Tyle że sta sprzed stulecia. Choć – zdaje się – nawet czynił to głównie na gruncie percepcji, analimistrzowie realistycznej iluzji, francuscy aka- zując zasady widzenia. Zadawał pytania o pojęcie “podobieństwa”, demicy, chyba nie sprostaliby takiemu wyzwaniu. Nie dość bowiem powiedzieć, że płótna Es- “rozpoznawalności”, relacji między obiektem isttesa wiernie portretują “świat przedstawiony”. niejącym rzeczywiście i jego wizerunkiem w One czynią to bowiem równie precyzyjnie jak sztukach plastycznych. Analizował drogę, na obiektyw aparatu fotograficznego. Wszystko jest której “układ plam na płótnie w określonym więc na nich bardziej wyraziste niż w rzeczy- porządku” staje się – w oczach i świadomości wistości. I bardziej realistyczne niż to, co zdo- widza – “koniem, piękną kobietą lub pejzażem”, łał wcześniej w sztuce osiągnąć realizm. Pre- a więc dziełem artystycznym. Ekspozycja w Museum of Arts and Design cyzją w portretowaniu detali malarstwo Estesa (które zdecydowanie góruje bowiem nie właśnie tylko nad malarstwem z przeszłoNa płótnach Estesa wszystko jest tą wystaści, ale też nad ostrością widzenia, jaką dysponuje ludzkie oko. bardziej wyraziste niż w rzeczywistości. wą debiutowało Taka właśnie pogłębiona, wsparI bardziej realistyczne niż to, co zdołał ja ko orta najnowszymi osiągnięciami ganizator technologii dokładność w odtwawcześniej w sztuce osiągnąć realizm. ekspozyrzaniu wyglądów świata, dostępcji indyna jedynie aparatom fotograficznym, wyróżnia i definiuje nurt artystyczny okre- widualnych) poglądowo dowodzi zresztą, że ślany w podręcznikach jako “realizm fotogra- hiperrealizm “jest właśnie o tym”, na margificzny” (fotorealizm). Inaczej – hiperrealizm. nesie wystawy dając publiczności możliwość Obrazy fotorealistów (bo jest to nurt malar- zapoznania się z tajnikami warsztatu Richarski), choć robione tradycyjnie, a więc pędz- da Estesa. Płótnom towarzyszy bowiem polem i farbą na płótnie, wyglądają jak wysokiej kaźna prezentacja fotografii, szkiców i studiów jakości odbitki graficzne zdjęć wykonanych malarskich w różnych stadiach zaawansowaw średnim formacie. Od tradycyjnych dzieł aka- nia, pozwalająca obserwować proces twórczy, demików różnią się zaś jeszcze i w tym, że przez co zbliżyć się do sensu eksperymentu, jakim niewątpliwie był hiperrealizm w załoignorują niektóre zasady działania wzroku. Całe powierzchnie płócien nadrealistycznych żeniu jego pomysłodawców i twórców. Kiedy spojrzeć na owe niedokończone są bowiem zwykle jednakowo “ostre”, choć dla oka detale położone na obrzeżach pola wi- kompozycje, wydaje się oczywiste, że płótna Estesa i innych reprezentantów tego nurtu nie dzenia są – w naturalny sposób – rozmyte. Właśnie dlatego obrazy Estesa i innych re- były tworzone po to, by pełnić rolę zwierciaprezentujących realizm fotograficzny, choć dła, w którym miałby się przeglądać most Broprzedstawiające i pozwalające bezbłędnie zlo- okliński, Staten Island czy Flatiron. Inna sprawa, że w przypadku najwybitniejkalizować portretowane obiekty w topografii miasta, mimo wszystko wydają się jakoś… niena- szych malarzy realistów z minionych epok nituralne. A kiedy spojrzeć na nie tak, jak można gdy tak nie było. Jeśli pominąć masową proje oglądać w MAD, okazują się też niemal rów- dukcję, w założeniu pełniącą funkcje dekoracyjne, “wielkiej sztuce” zawsze chodziło o coś nie “abstrakcyjne” jak klasyczne abstrakcje.
FOTO: ARCHIWUM
Sztuka współczesna tym się przede wszystkim różni od tej tradycyjnej, tworzonej w minionych stuleciach, że jej relacje z potocznie rozumianym realizmem są – nazwijmy to – skomplikowane. Toteż zwykło się uważać, że nie jest ona raczej adresowana do wielbicieli konwencjonalnej twórczości przedstawiającej.
więcej. Tym razem owym “więcej” miała być – jak się zdaje – rehabilitacja wszelkiej artystycznej abstrakcji. Malarze hiperrealiści, po pierwsze, podważyli stosunkowo powszechne wśród przeciwników twórczości najnowszej przekonanie, że artyści naszych czasów… nie umieją malować. Płótna Estesa (a poza tym jeszcze Chucka Close’a, Roberta Bechtle’a i innych) dowodzą, że owszem, potrafią. Tylko… nie chcą? Czemu zatem nie chcą? Cóż, może dlatego, że realizm to kierunek, który już wcześniej wyczerpał wszystkie swoje możliwości, a w funkcji dekoracyjnej, dokumentacyjnej i sentymentalnej został wyparty z rynku przez doskonalszą technicznie i bardziej dostępną fotografię. Jak dowodzi wystawa w MAD, fotorealistom w tej sytuacji zostały już tylko wirtuozerskie popisy w rodzaju zwielokrotnionych, lustrzanych odbić w kolejnych odbiciach i obrazów nakładanych na obrazy, w której to sztuce Richard Estes wciąż pozostaje niedoścignionym wirtuozem. Jest on też najbardziej bodaj godnym następcą innego portrecisty Nowego Jorku – Edwarda Hoppera. Jego płótna emanują tym samym, co widać u słynnego poprzednika: smutkiem pustych ulic i barów, w których wieczorami przesiadują samotni nowojorczycy. A tłumne, hałaśliwe ulice wciąż wypełnia u niego ta sama, co przed wiekiem u Hoppera, dławiąca melancholia. W galeriach MAD, śladem słynnego hiperrealisty podążamy więc, jak wcześniej za Hopperem, alejami Manhattanu, przeglądając się w szklanych oknach wystawowych, przez które sklepowe wnętrza prowadzą niekończący się dialog z nowojorską ulicą. Zapuszczamy wzrok w opustoszałe zaułki. Śledzimy panoramę Manhattanu z pokładu promu płynącego w kierunku Staten Island. Wbijamy spojrzenie w widoki za szybą mknącej Piątą żółtej taksówki… Ale po bardziej wnikliwym spojrzeniu na same gładkie widoki miasta, a zwłaszcza na obrazy w kolejnych stadiach realizacji, dokonujemy zupełnie nieoczekiwanego odkrycia. Na poziomie płótna i farby iluzja rzeczywistości bardziej prawdziwej niż samo życie rozpada się bowiem na milion maleńkich punk-
tów czystego pigmentu, tyle że znacznie mniejszych niż te, którymi świadomie prowokowali paryską burżuazję najwięksi realiści XIX stulecia – impresjoniści. To oczywisty dowód na okoliczność, że na początku każdy obraz, także i ten hiperrealistyczny, a więc “prawdziwszy niż rzeczywistość”, jest… abstrakcją. Co z kolei wiedzie do konkluzji, że każda (no, prawie) abstrakcja to realizm w czystej postaci. Tyle że rozumiany inaczej niż w tradycyjnej definicji. Nie jako podobieństwo wyglądu, lecz raczej jak odwzorowanie “zasad”, i widzenia, i istnienia. Tak postrzegana abstrakcja jest trochę jak fizyka współczesna. W gruncie rzeczy na trudnym do przełożenia na codzienne doświadczenie poziomie atomowym czy kwantowym rzeczywistość jest bardziej “rzeczywista” niż to, co z niej na co dzień postrzegamy naszymi niedoskonałymi zmysłami. Abstrakcja jest – w pewnym sensie – takim właśnie kwestionowaniem naturalnego sposobu widzenia, a co za tym idzie – także rozumienia świata wokół nas i wewnętrznej rzeczywistości drugiego człowieka. Rozkładaniem doczesności i wieczności na elementy składowe. Ciągłym dowodzeniem, że tak naprawdę nic nie jest takie, jakie się wydaje. Przy uważniejszym, bliższym kontakcie także obrazy Richarda Estesa, doskonalsze niż sportretowane na nich “prawdziwe” pejzaże Nowego Jorku, okazują się niczym innym – jak cała sztuka w ogóle – niż złudzeniem. Inna sprawa, że złudzeniem – opartym na fałszywym świadectwie ludzkich zmysłów – jest przecież także nasza wizja świata w ogóle. Na szczęście – o czym przekonuje choćby wystawa Richarda Estesa w manhattańskim MAD – to złudzenie bywa czasem piękne. p Richard Estes. Painting New York City 10 marca – 20 września 2015 Museum of Arts and Design 2 Columbus Circle, Manhattan www.madmuseum.org
Nieuleczalne blizny
WRZESIEŃ 2015
DODATEK KULTURALNY nowego
dziennika
Przegląd Polski
9
EDWARD ZYMAN
Jak nazwać w języku literackim to, co niewyrażalne? Jak wyrazić słowami tragedię, wobec której najwłaściwszą (może nawet: jedyną) formą ekspresji jest milczenie? Będące – zwłaszcza dla dzieci-świadków niewyobrażalnego zdziczenia ludzkiego gatunku – stanem paraliżującej bezradności, ale równocześnie rozpaczliwej samoobrony. Zachowania, wbrew bolesnym doświadczeniom, niezbędnej dla życia wiary w człowieka i tym samym w sens ludzkiej egzystencji.
Anna Janko na powyższe pytania znajduje w Małej zagładzie przekonującą artystycznie odpowiedź. W opowieści o apokalipsie swojej matki i jej rodzeństwa oraz mieszkańców wsi Sochy na Zamojszczyźnie, których Niemcy wymordowali 1 czerwca 1943 roku, wybiera jedyny możliwy rodzaj przekazu. To znaczy taki, który sprawia, że obcujemy z literaturą najwyższej próby. Jest to, oczywiście, sprawa talentu autorki, ale także jej świadomości, że doświadczeń granicznych nie da się wykrzyczeć. Że patos to ostatni instrument, po który w podobnych przypadkach winien sięgać pisarz. Anna Janko jest poetką, autorką kilku znaczących książek prozatorskich, czuje doskonale słowo, ma w sobie ów rzadki dar wstrzemięźliwej narracji, która nie epatuje bogatą literacko inkrustacją, lecz przekonuje swą naturalną powściągliwością. Janko nie pisze powieści, nie tworzy fraz, które mają nas olśnić, wybiera formułę intymnego zwierzenia, spowiada się nam, czytelnikom, ze swojego, nigdy nieukojonego bólu, który “genetycznie” przejęła od matki, znanej poetki Teresy Ferenc, autorki m.in. poświęconego tragedii swej rodzinnej wsi tomu Wypalona dolina. Napisze Anna Janko, w pewnym miejscu: “postanowiłam przewlec Mała zagłada, słowa przez groby moich przodków”. Po to, Wydawnictwo by zamknąć w tych wypowiedzianych i zapi- Literackie, Kraków sanych słowach raz na zawsze tkwiący w niej 2015 prenatalny strach, choć tak naprawdę jest on utrwaliły konkretne postacie, ich dramatycznie do opisania. Zwierzenie, w którym uczestniczymy przez ne słowa, dziki strach, niewyobrażalny ból ofiar ponad dwieście pięćdziesiąt stron opowieści, i metodyczne okrucieństwo nazistów. Matka, gęstych od porażających szczegółów, ma po- której autorka zdaje relację ze swych wypraw stać głównie rozmowy z matką, która przez do Soch, rozmów z żyjącymi tam ludźmi, ale całe dzieciństwo, młodość i dorosłe życie także z licznych lektur książek i historycznych “dźwigała księgę wojny”. Utrwalona na okład- opracowań, obejrzanych filmów, pełnych częce dziewięcioletnia Renia, podobnie jak towa- sto ewidentnych pomyłek, niedomówień i inrzyszący jej na zdjęciu pięcioletni brat Jasio, tencjonalnych kłamstw, nie zgadza się na to a także licząca wówczas rok Kropka oraz określenie. Poprawia ją, myśmy tak nie mówszystkie cudem ocalałe z zagłady soszańskie wili. Autorka o tym wie, dlatego język jej opodzieci nigdy nie wyzwoliły się z wypełniają- wieści unika politycznej poprawności. Jest koncej je traumy, która nie pozwalała zapomnieć kretny i precyzyjny, nabrzmiały od dat, faki sprawiała, że mimo upływu lat obrazy tam- tów, nazwisk. Tak, to zrobili Niemcy, konkretni, których tych przerażających wydarzeń, bezsilność i rozpacz mordowanych, bestialstwo oprawców, któ- należałoby wymienić z imienia i nazwiska. rzy z właściwą sobie precyzją realizowali zbrod- “Wszystko, co nami wstrząsa, musi być pojenicze zadanie, pozostały w nich wciąż inten- dyncze i mieć swoje imię”. Zarówno ofiara, jak i jej oprawca. Stąd w książce długa (ale ani sywnie żywe. przez chwilę nie Au tor ka roz ma wia z nużąca) lista postamatką, ale także z nieliczAnna Janko wybiera formułę ci: nie win nych nymi już dziś świadkami tej ofiar i ich katów. zapomnianej przez historię intymnego zwierzenia, Kiedy autorka odhekatomby. Jako dorosła spowiada się nam, czytelnikom, wiedzi Majdanek osoba wielokrotnie odwie(w którym mogła dza Sochy, z precyzją arze swojego, nigdy nieukojonego bólu, cheologa odtwarza szczektóry “genetycznie” przejęła od matki. się znaleźć część sierot z Soch), z góły tamtego ginącego w bo le sną uwa gą niepamięci świata, przytaoglą dać bę dzie cza słowa lokalnej poetki, piętnastoletniej wówczas Barbary Szawary, cy- umieszczone na ścianach fotografie pomordotuje zapisy i wspomnienia innych mieszkań- wanych dzieci, na które z przeciwległej ściaców, m.in. rówieśnicy Teresy Ferenc, jej stry- ny spoglądają twarze Niemców, ich morderjecznej siostry Staszki. Jak na ekranie przewi- ców. Hermann Florstedt (komendant od styczjają się przed naszymi oczami wstrząsające, nia do października 1943), Max Blancke (druprzeraźliwie wyraziste klatki filmowe, które gi lekarz), Erich Muhsfeld (szef krematorium),
torka ukazuje nam (i sobie) z goryczą źródło zła. Jest nim człowiek. Tak było w zamierzchłej przeszłości, i tak jest dzisiaj. Druga wojna światowa nie była wyjątkiem. Była do pewnego stopnia (to straszne) “normą”. Taką jak okrucieństwo w czasach Homera (Agamemnon w Iliadzie wydaje swoim żołnierzom rozkaz: “Niech dzieci z łona matek na łup śmierci idą”), taką jak znane z Pamiętników Paska okrutne praktyki polskiego rycerstwa pod Moskwą na początku XVI wieku (“I tak się stało, że nie tylkośmy bojar, chłopów, niewiast wysiekali, ale nawet niemowlątka u piersi matek w pół przecinali i tak być musiało”), taką jak ludobójstwo popełnione na ludności ormiańskiej w Imperium Osmańskim w latach 1915-1917, taką jak rzezie krwiożerczego plemienia Hutu, pastwiącego się nad swoimi sąsiadami Tutsi, taką jak jak oszalałe okrucieństwo na Bałkanach w latach 90. czy wreszcie taką jak stosunkowo niedawne amerykańskie naloty dywanowe na wioski afgańskie u stóp twierdzy górskiej Tora-Bora. “Wojna – napisze w pewnym miejscu autorka – nie umiera nigdy. Tylko zmienia mundury”. A gdzie indziej wyzna: “Jedno jest pewne: nie należy oczekiwać zmian na lepsze, bo coś takiego jak postęp moralny w historii nie istnieje”. Inaczej mówiąc Mała zagłada jest także rozmową autorki samej z sobą. Próbą zrozumienia współczesnego świata, w którym każda zbrodnia jest możliwa, i która niemal zawsze pozostaje bez kary. Ta ważna w dorobku pisarki książka musiała powstać, bo nie mogła jej napisać doświadczona boleśnie dziewięcioletnia Renia, jej dorosła matka, znana poetka Teresa Ferenc, ale także dlatego, że nie mogła jej nie napisaćAnna Janko. Z pisarskiego i czysto ludzkiego obowiązku, by dać świadectwo prawdzie. Bez przemilczeń i niedomówień. Nie tylko dlatego, by oddać sprawiedliwość ocalałym z zagłady mieszkańcom Soch, których mordercy nigdy nie zostali ukarani, a oni, ich ofiary, nie otrzymali należnego im zaElsa Ehrlich (główna nadzorczyni), jej pomoc- dośćuczynienia. O których milczą poważne nice Louise Danz, Hermine Braunsteiner, Hil- opracowania historyczne w cieszącej się niedegard Lachert, Elizabeth Konoblich i wielu nagannym samopoczuciem Europie. Nie tylwielu innych. Twarze nie tylko psychopatycz- ko dlatego, że Europa ta (i przyjazna nam Amenych zwyrodnialców, ale także jowialnych pa- ryka także) cierpi na dotkliwą chorobę pamięnów w średnim wieku, solidnie wykonujących ci, gdy mówi i pisze o “polskich obozach śmierswoją pracę urzędników, ojców, którzy po za- ci”). Gdy lekką ręką historycy niemieccy (i nie gazowaniu odpowiedniej, przewidzianej pre- tylko) przeprowadzają skuteczny zabieg “ekscyzyjną normą liczby “podludzi”, wracali na terioryzacji zbrodni, obarczając winą za ludobójstwo dokonane przez hitlerowską Rzeszę łono rodziny. I takich samych pań. Napisałem, że autorka Małej zagłady roz- jej ofiary. Także dlatego, by powiedzieć kilka mawia ze swoją matką, że tym samym książ- prostych prawd o “polskim antysemityzmie”, ka jest ich wspólną, dopełniającą się opowie- który ma się nijak do gigantycznego w swych ścią. Prawdą jest jednak również to, że napi- rozmiarach antysemityzmu państwowego Eusać ją mogła tylko córka. “Robię to – napisze ropy w czasie II wojny światowej. Ale może Janko – z twojego powodu, bo ty nie jesteś w przede wszystkim z miłości i empatii dla matstanie. I dla moich dzieci, żeby wiedziały. Ale ki, której poświęca w swej opowieści wiele teraz już nie jestem pewna, czy ma to sens”. pięknych, wzruszających i ujmujących słów. Przytoczmy w tym miejscu końcowe, kieTo szczere, zamykające akapit wyznanie ma konkretne przyczyny. I nie najważniejsza z nich rowane właśnie do matki słowa książki. “Zajest świadomość, że zapisane słowo nie do koń- brałam ci twoją historię, mamo, twoją apokaca ocala, że być może tylko łagodzi strach i lipsę. Karmiłaś mnie nią, gdy byłam mała, ból, które nie znikają, lecz osadzają się w nas szczyptą, po trochu, żeby mnie tak całkiem nie głębiej, przyczajają na pewien czas, by w od- otruć. Ale się uzbierało. Mam ją we krwi. Dziepowiedniej chwili ponownie dać o sobie znać siątki lat zaciemniała mi obraz świata. Dziś ze zdwojoną siłą. Przyczyną poważniejszą, jak może więcej jej we mnie niż w tobie. Całe żysądzę, jest świadomość autorki, do czego zdol- cie powstrzymywałam się od życia, bo czekana jest psychopatyczna historia i jej główny łam na wojnę. Nie chcę już dłużej tak… Co aktor – człowiek. I tak należy czytać Małą za- mam z tą naszą historią zrobić teraz? Moje dziegładę. Jako wstrząsającą kronikę niewyobra- ci jej nie chcą. Włożę ją w szczelne zdania, w żalnej zbrodni Wehrmachtu, której wieś So- zamknięte akapity. Żeby się już ani dym, ani cha była przykładem jednym z wielu, ale tak- języki ognia, ani łzy nie pokazywały. I żebyś że, jako skłaniający do najgłębszej refleksji trak- jej nie musiała zabierać na tamten świat. Po tat o naturze ludzkiej i stworzonej przez czło- wszystkim napiszę słowo: KONIEC”. Dawno, bardzo dawno nie czytałem tak wieka cywilizacji. Od zarania pełnej zbrodni, przemocy i bezprzykładnego bestialstwa. Au- świetnej, mądrej i przejmującej książki. p
10 Przegląd Polski
Ma ła Pol ska na ma pie USA DODATEK KULTURALNY nowego
dziennika
WRZESIEŃ 2015
Z Małgorzatą Kot, dyrektor zarządzającą Muzeum Polskiego w Ameryce, rozmawia Maria Kądzielska
Muzeum składa się z trzech części: z rzeczywistego muzeum, biblioteki i archiwum. W skład zbiorów wchodzą obrazy, witraże, rzeźby, starodruki, eksponaty kultury ludowej i przedmioty codziennego użytku. Archiwum jest zamknięte dla zwiedzających – posiadamy tam kolekcję m.in. map, listów królewskich, listów napisanych przez Tadeusza Kościuszkę. Szczycimy się ogromnie cennym zbiorem poloników napisanych po polsku i po angielsku. Nie mają ich biblioteki w Polsce. Zbiory naszego muzeum w dużej części pochodzą z darów od prywatnych donatorów, ale także z zakupów. Zrąb naszej kolekcji pochodzi ze zorganizowanej w 1939 roku Wystawy Światowej w Nowym Jorku. Z powodu wybuchu wojny nie wróciły do Polski, ale zostały przekazane do naszej placówki. Takim przykładem jest witraż Symbol Polski odrodzonej Mieczysława Jurgielewicza, bogata kolekcja drzeworytów, m.in. Chrostowskiego, Jurgielewicza, Cieślewskiego, a także wiele płócien w galerii malarskiej i ogromna kolekcja plakatów, z których jedynie niewielka część jest wystawiona. Ta wystawa światowa w jakiś sposób zatrzymała nas w czasie w latach 30. Wielu specjali-
ZDJĘCIE: JULITA SIEGIEL
Jaki charakter mają zbiory Muzeum Polskiego w Ameryce? Jaki jest nasz dorobek kulturowy w tym kraju?
Małgorzata Kot: "Trudno wycenić finansowo nasze zbiory, ponieważ mają one również wielką wartość sentymentalną"
stów, którzy się zajmują kulturą polską XX-lecia międzywojennego, trafia do nas, ponieważ prac niektórych twórców już nie mogą w Polsce zobaczyć. Posiadamy w naszych zbiorach na przykład wytwory kowalstwa artystycznego Henryka Grunwalda i jego niezwykłe dzieło noszące nazwę Herb polsko-amerykański.
madzoną piękną kolekcję sztuki, nawiązującą do międzywojnia. Wśród obrazów znajdują się między innymi: Portret dr. Jerzego Maciaka Witkacego, Dzieci Wrześni Ludwika Stasiaka, Madame Paris Olgi Boznańskiej, Joanna d’Arc Jana Styki, oraz kolekcja rzeźb: Kolędnicy Karola Tchorka czy Łucznik z brązu Kazimierza Pietkiewicza.
ków jest pod wielkim wpływem tego twórcy i dają temu wyraz pisząc o nim artykuły. Jaki jest najcenniejszy eksponat muzeum?
Trudno powiedzieć. Ze zbiorów biblioteki będzie to najstarsza książka z 1508 roku, a z obrazów to w zależności, jak my do tego podchodzimy. Czy to jest ten jedyny w swoim roCzy mogłaby nam pani przybliżyć historię tedzaju witraż Symbol Polski odrodzonej, czy Co znajduje się w największej sali muzeum? ofiarowany nam obraz Jacka Malczewskiego go muzeum i jego zbiorów? Jest to muzeum Polonii stworzone przez ZjedMożemy tam zobaczyć cztery gigantyczne Rodzina – bardzo nietypowy z mglistą postanoczenie Polskie Rzymsko-Katolickie w Ame- płótna, które jako pierwsze rzucają się w oczy, cią pośrodku? Niezwykle ciekawym obrazem ryce. Wiele eksponatów pochodzi od darczyń- czyli Pułaski pod Savannah Stanisława Ka- jest Narkotyk Borowskiego. Związana z nim ców, napływały do nas z całych Stanów Zjed- czora-Batowskiego. Ten obraz był początko- anegdota podaje, że Japończycy mają w jednoczonych jako odzew na apele Mieczysława wo wystawiony w Pawilonie Polskim na wy- nym z przewodników po Chicago właśnie ten Haimana, twórcy tego miejsca. Zaczątkiem pol- stawie Sto lat postępu w Chicago, a potem w obraz. Trafiają więc do nas wycieczki japońskiego muzeum był pokój Paderewskiego – wyniku konkursu w chicagowskim Art Insti- skie, aby zobaczyć, że w polskich zbiorach jest pierwszy lokal muzealny. Z czasem muzeum tute, gdzie uroczystego odsłonięcia dokonała płótno ukazujące kobiety palące opium, bo ten rozbudowywało się, przejmując salę główną, Eleonora Roosevelt. Drugim płótnem jest Szar- motyw w ich sztuce jest niezmiernie rzadki. galerię, w której się obecnie znajdujemy, a któ- ża Czerkiesów na Krakowskim Przedmieściu Trudno wycenić finansowo nasze zbiory, pora wcześniej była balkonem. Mamy tutaj zgro- Wojciecha Kossaka. Pozostałe dwa obrazy to nieważ one mają również wielką wartość sendzieła Jana Henryka Rosena Wielkie postacie tymentalną. To zależy, co nam w sercach gra... polskiej przeszłości i Polska przyszłości, przygotowane specjalnie na wystawę światową. W Dużo emocji i zainteresowania wzbudza pokój Sali Głównej im. Sabiny F. Logisz znajdują Paderewskiego, podobno nawet sam mistrz się się ponadto odlew jednej części Drzwi Gnieźw nim czasem pojawia. Jakie eksponaty monieńskich, pełne repliki zbroi husarskiej, wiżemy zobaczyć w tym pomieszczeniu? traż Wyspiańskiego Święta Salomea czy wspoZnajdują się tu bardzo ważne eksponaty tak minany wcześniej gigantyczny witraż Jurgie- dla nas, jak i dla legendy pianisty. Samo polewicza. Mamy też pamiątki pochodzące z da- mieszczenie jest odtworzonym pokojem z holekiej przeszłości, jak choćby drewniane sa- telu Buckingham w Nowym Jorku, ostatnienie Marii Leszczyńskiej z 1703 roku. go miejsca pobytu artysty na tej ziemi. Są tu zgromadzone bezpośrednie pamiątki po nim, Czy sugerowałaby pani, aby na któryś z eks- jak pisane przez niego listy, notatniki, jego ponatów zwrócić specjalną uwagę? płaszcz, w którym często był fotografowany, Dla nas, którzy już się zakorzeniliśmy w lub jego pióro, którym – według przekazu Ameryce, bardzo ważny jest fakt, że posiada- świadków – był podpisany traktat wersalski. my pamiątki po bohaterach obydwu narodów, Niedawno, bo 29 czerwca br., w 74. rocznicę czyli po Tadeuszu Kościuszce, po Kazimierzu śmierci Paderewskiego, została wystawiona Pułaskim, a przede wszystkim to, że mamy ca- maska pośmiertna, stworzona przez Malwinę ły pokój poświęcony Ignacemu Paderewskie- Hoffman 30 czerwca 1940 roku. Jedną z najmu. To są wspaniałe pamiątki narodowe, do ważniejszych pamiątek jest zestaw prywatnie których my, jako pracownicy, jesteśmy bar- używanych przez niego rzeczy, łącznie z padzo przywiązani i do których przywiązują się pierośnicą, jaką dostał od członków rządu, przerównież zwiedzający. Obserwujemy, że każ- nośną maszyną do pisania oraz zegarkiem, któdy, kto zwiedza muzeum, wyszukuje ciekawe ry otrzymał od Polonii na 75. urodziny, obradla siebie elementy. Jeśli ktoś jest z Krakowa, mowanym 75 diamencikami i rubinami. to Glob Jagielloński będzie elementem jego zainteresowania, jeśli ktoś jest z Warszawy – Czy muzeum organizuje jakieś akcje promuDział Paderewskiego jące te gigantyczne zbiory? wybierze nasz stylizowany herb warszawski, to odtworzony pokój W tym roku po raz pierwszy mieliśmy plea ktoś, kto lubi Boznańską, będzie wracał akurat do jej obrazu. Na przykład Stanisław Szu- ner wewnętrzny pt. Artyści w akcji. Do muz hotelu Buckingham w Nowym Jorku, kalski sprowadza do nas wiele osób, które w zeum przyjechało 11 artystów, aby według włajakiś sposób fascynuje on swoją legendą. Tu snego uznania namalować, narysować oraz gdzie artysta mieszkał warto zauważyć, że kilku naszych pracowni- uszyć niektóre z eksponatów z naszych zbiodo śmierci ZDJĘCIE: MARIA KĄDZIELSKA
Fascynujące, jak wiele przedmiotów, dzieł sztuki i pamiątek Polacy potrafili przewieźć na inny kontynent, odległy o tysiące kilometrów, i to jeszcze przed epoką podróży lotniczych. Są to rzeczy unikatowe, za którymi najczęściej kryje się jakaś niezwykła historia. Polska – może nawet bardziej niż kiedyś – potrzebuje miejsca w USA, które będzie budowało jej tożsamość i świadczyło o jej historii, tak aby w zalewie obcych kultur pamiętać o własnej. Takim miejscem jest Muzeum Polskie w Ameryce w Chicago, które konsekwentnie realizuje zadanie: “Zachować przeszłość dla przyszłości”.
WRZESIEŃ 2015 rów. Na przykład jedna z artystek namalowała Kolędników – stojących i śpiewających na łące, w pełnych kolorach. Jeden z malarzy uwolnił z wnętrza budynku naszą kapliczkę – która też pochodzi z wystawy światowej i będzie poddawana konserwacji – i umiejscowił ją na łące. Dla mnie było to fascynujące przeżycie, widzieć, jak artyści w trzy-cztery godziny namalowali coś, co jest częścią naszego pejzażu muzealnego i od zawsze stanowiło martwą naturę, a tymczasem oni przenieśli je do natury ożywionej. Nasza placówka jest zatem miejscem, które inspiruje bardzo wiele osób.
DODATEK KULTURALNY nowego to zrozumienia naszej roli przez społeczeństwo, pozyskania jego sympatii oraz rzetelnego corocznego wsparcia, czyli funduszy, które pomogą nam tworzyć to wspólne, bo polskie, miejsce na mapie Stanów Zjednoczonych. Kto odwiedza muzeum?
dziennika
Przegląd Polski
F i lut Fe luś
11
MAREK KUSIBA – ŻABKĄ PRZEZ ATLANTYK
ZDJĘCIE: MARIA KĄDZIELSKA
Prócz Polaków mieszkających w Chicago i Wolność słowa jest pięk- nia pary z rajskiego Edenu i dały początek polskich turystów odwiedzają nas w czasie ronym ogrodem, który wyma- dziennikarstwu, jednemu z dwóch najstarszych ku szkolnego polskie szkoły – są to czasem gruga codziennej pielęgnacji. zawodów świata. To ciekawość następstw py liczące stu, dwustu uczniów, więc mamy speCzasami wydaje mi się, że owego pamiętnego zdarzenia jest powodem cjalnie dla nich przygotowany program. W czawolność informacji, wywal- zakładania gazet. Wszędzie dziś pełzają węsie lata przychodzą do nas wycieczki z różnych czona w 1989 r., jest w Pol- że syczące śliskie namowy do ich kupowaklubów, i to nie tylko polskich. Odwiedzają nas sce jedynie szklarnią, w któ- nia, a zawartość Biblii to nic innego jak hirej wybija się kolejne szyb- storia ludzkości w pigułce, połykanej każdeA w jaki sposób to miejsce jest inspirujące Amerykanie, którzy przyjechali turystycznie do Chicago, a mają w sobie jakąś cząstkę polsko- ki; kwiatki zaczynają usychać, a rury nawad- go dnia przez media, po odpowiednim przedla pani? My wszyscy, którzy tu pracujemy, kocha- ści. Natomiast często się zdarza, że Polacy, któ- niające tę wolność, zwane demokracją, pod- robieniu nazwisk i nazw. Najlepiej sprzedającym się produktem są my to miejsce i często związujemy się z nim rzy tu mieszkają, przychodząc na wyprzedaż legają korozji. Koło się zamyka. Kolejną szybkę w tej szklarnio-cieplarni pol- wiadomości. I nie bez powodu tym pierwszym na całe życie, czego przykładem jest osoba Sa- lub na jakąś imprezę, dopiero wtedy trafiają do biny Logisz, której nazwiskiem nazwana jest muzeum. Istnieje ponadto przypadek osób, któ- skiej prasy wybił niedawno niejaki Robert Fe- ogniwem w łańcuchu zdarzeń, które uformosala główna. Sabina Feliksa Logisz pracowa- re po latach spędzonych w USA, a przed po- luś, naczelny Faktu, zatwierdzając do druku wały historię, było drzewo wiadomości. Przy ła w muzeum przez ponad 69 lat swojego ży- wrotem do Polski, w ostatnim momencie, przy- okładkę z umierającym, 10-letnim dzieckiem odrobinie wyobraźni i frywolności można rajcia. Zaczynała pracę jeszcze z Mieczysławem chodzą do naszego muzeum, bo szkoda im go zranionym siekierą przez szaleńca w Kamien- ską Ewę nazwać pierwszą “researcherką”, Heimanem jako młoda, 19-letnia dziewczyna. nie zobaczyć. Oczywiście najprzyjemniejsze są nej Górze. Trzeba mieć naprawdę kamienne Adama pierwszym dziennikarzem, a Pana BoNigdy nie wyszła za mąż, oddała swoje życie wycieczki prywatne, kiedy przychodzi pojedyn- serce, by coś takiego zrobić. I trzeba być dzien- ga – pierwszym redaktorem. Być może dlamuzeum. Tak się składa, że pracowałam z nią cza rodzina – jest oprowadzana po wystawach nikarską hieną, by potem się tak oto z tego tego tak wielu redaktorów uważa się dziś za przez dziewięć lat w bibliotece. To ona w du- przez naszych przewodników i najczęściej za- uczynku tłumaczyć: “Przyznaję, że okładka bogów, ferujących wyroki i stawiających przed żej mierze nauczyła mnie angielskiego i spe- kochuje się w tym muzeum. W takich momen- jest mocna, bo przemawia z niej przerażenie różnymi ogrodami Eden cherubów, połyskujących ostrzami piór, cyficznego podejścia do tego języka. Przez pe- tach ludzie najsilniej przywiązują się i zaczy- bezbronnego dziecka”. I by strzegli przed incynicznie: “Nie uczestniwien czas mówiłam tak jak starsza pani po stu- nają traktować to miejsce jako własne. Na Zachodzie wolność słowa tru za mi dro gi do czymy w wyścigu na to, diach w Akademii Najświętszej Rodziny z Nadrzewa życia (po polktóra gazeta ma więcej zaretu, co musiało być bardzo zabawne. ByJakie wydarzenia odbędą się w muzeum może nie jest cieplarnią, sku mówi się ordykrwi, kryminałów i złych ła naszą opiekunką i encyklopedią zarazem, w najbliższym czasie? ale nie rządzą tu gazetami narnie: do żłobu). Pan wiedziała wszystko. Prócz angielskiego móCzeka nas spotkanie organizowane przez Fun- ludzi z czarnymi paskaFeluś zachowuje się wiła jeszcze doskonale po polsku, chociaż ni- dację Kultury Tatrzańskiej, która zamierza wy- mi na oczach”. Jasne. Felusie i inne filuty.. tak samo. gdy nie była w Polsce, oraz po francusku, ła- słać do Polski na triatlon żołnierza amerykań- “Staram się zrozumieć Wynikiem wygnacinie i rosyjsku. Trwała w ogromnym zaan- skiego, który przepłynie Zatokę Gdańską, po- oburzenie, jakim zapłonęgażowaniu w prace muzeum, a jej ostatnim tem przejedzie na rowerze z Gdańska do Tatr ła część środowiska na widok tej okładki”. nia naszych praojców z raju było spłodzenie życzeniem było, aby uroczystości przedpogrze- i w Zakopanem wejdzie na Rysy. W tym przed- Oczywiście, jakże by inaczej: “W przypad- przez nich braci Kaina i Abla, które doprobowe zorganizowano właśnie w tym gmachu, sięwzięciu będzie wspólpracował również ku okrutnego i po ludzku niepojętego mordu wadziło do wydarzeń, z opisu których żyje w sali głównej. Wszyscy braliśmy w nich udział. polski konsulat. Z innych wydarzeń warto wy- w Kamiennej Górze, dysponując takimi zdję- 99 procent gazet na tym łez padole, czyli morderstwa i jego konsekwencji. Może przypomienić koncert muzyki Paderewskiego orga- ciami, nie mogliśmy zrobić innej jedynki”. Mogliście, panie Feluś, ale daliście plamę mnę: pewnego dnia rzekł Kain do Abla: W zeszłym roku została pani mianowana dy- nizowany na rzecz odnawiania starodruków oraz (krwi), bo wbrew temu, co pan wygaduje, “Chodźmy na pole”. A gdy wyszli na pole, Karektorem zarządzającym Muzeum Polskiego odbędzie się otwarcie wystawy Nikifora. Mauczestniczycie w wyścigu krwi. I daliście tę in zabił Abla. Wtedy Pan Bóg zapytał Kaina w Ameryce. Wcześniej, przez 19 lat, była pa- my też zaplanowane spotkanie z Aleksandrą ni kierownikiem biblioteki muzealnej. Zna pa- Ziółkowską-Boehm na początku października, okładkę w sierpniu, doskonale znając kon- o jego brata, a gdy usłyszał pokrętną odpotekst – umierające w powstaniu warszawskim wiedź, ogłosił wyrok wyklęcia go z jego spłani zatem na wylot potrzeby i problemy tego na którym opowie nam o Melchiorze Wańkowiczu. Pod koniec września będziemy mieć bar- bohaterskie dzieci-mali powstańcy. Taki był chetka pola, które uprawiał, i wypędzenia. Odmiejsca. Jakie one są? Przede wszystkim potrzebni są nam człon- dzo ciekawą, już piątą edycję akcji Sztuka dla wasz pokrętny plan. A dzieci śpiewały, idąc tąd Kain stał się tułaczem i zbiegiem na ziekowie wspierający, ponieważ dzięki nim mo- serca, a 12 września będzie tu organizowany na śmierć: “Warszawskie dzieci, pójdziemy mi i zamieszkał w kraju Nod, na wschód od żemy realizować różne programy. Mamy zespół drugi doroczny festiwal latawców. Planujemy w bój,/ Za każdy kamień Twój, Stolico, da- Edenu. Tak powstały dzieje tułactwa wszelgenialnych specjalistów, ludzi oddanych pracy, zbiórkę pieniędzy na remont sali głównej i wie- my krew!”. Pan Feluś (bo nie nazwę go dzien- kiego i emigracji, a niedługo potem zapoczątktórzy kochają to miejsce. Mamy wspaniałych le innych fascynujących przedsięwzięć. Zatem nikarzem, przez szacunek do swojego zawo- kowana została historia prasy emigracyjnej, wolontariuszy, bez których nigdy nie udałoby bardzo wiele się dzieję i nie pozostaje nic in- du) musi znać tę piosenkę, jak i uczucia Po- gdyż ciekawość wiadomości z kraju Nod zanam się tak wiele zrobić, mamy też dobry ze- nego, jak tylko brać w tym wszystkim udział laków wobec bohaterskich malców, przele- częła w pewnym momencie przewyższać ciewających krew za przyszłą, wolną Polskę, w kawość wiadomości z drzewa wiadomości. spół rady dyrektorów. To, czego nam potrzeba, i wspierać nasze inicjatywy. p której i takie Felusie razem z bandą jego ta- Doprowadziło to do następstw, których nabloidowych hien mogą cieszyć się wolnością, wet w Biblii nie przewidziano – wielu dzientakże słowa (tyle że źle pojętą). I być może nikarzy, którzy wyemigrowali np. z PRL rząchodzą co niedziela do kościoła, a już na pew- dzonej przez komunistów, nie mogło wrócić no powołują się na wiarę w Boga. To może do Polski rządzonej przez postkomunistów, bo panom (i paniom) z Faktu przypomnę kilka ci ostatni okazali się gorsi od swych poprzednich wcieleń (patrz: Feluś). prostych faktów. I ja się tam nie wybieram, tak mi obrzydło To nie kto inny, jak Pan Bóg przeprowadził pierwszy w dziejach ludzkości wywiad, to najstarsze (zaraz po prostytucji) zajęcie świazaczynający się od słów skierowanych do ukry- ta. W wielu krajowych mediach rządzi kulwającego się wśród drzew ogrodu Adama: tura chama i gbura, może dlatego najlepsze i “Gdzie jesteś?”. Już drugie pytanie okazało się najważniejsze teksty w języku polskim od wieretoryczne, gdyż brzmiało: “Któż ci powie- lu lat pisane są, lub drukowane, na Zachodział, że jesteś nagi? Czy może zjadłeś z drze- dzie? Nie twierdzę, że wolność słowa jest tu wa, z którego ci zakazałem jeść?”. Następne cieplarnią, ale nie rządzą tu (na szczęście!) fragmenty wywiadu doprowadziły do wygna- gazetami takie Felusie i inne filuty... p W zbiorach biblioteki Muzeum Polskiego znajduje ta najstarsza książka – z 1508 roku
EK POLISH BOOKSTORE POLECA – ZADZWOŃ: (201) 355-7496 Agata Tuszyńska: Narzeczona Schulza Legenda genialnego Brunona Schulza zaczyna żyć własnym życiem w parę chwil po śmierci. Pośmiertnym sukcesom Schulza z pewnego oddalenia przygląda się tajemnicza kobieta… To Juna, znana czytelnikom z dedykacji do Sanatorium pod Klepsydrą. Agata Tuszyńska w swojej książce proponuje literacką opowieść, w której mieszają się dramatyczne wątki miłości i wojny. Pisarkę zainspirowała tym razem postać Juny, Józefiny Szelińskiej, jedynej kobiety, której Bruno Schulz zaproponował małżeństwo. s. 256, 26.00 dol.
WWW.EKBOOKSTORE.COM
Piotr Zychowicz: Pakt Piłsudski-Lenin. Czyli jak Polacy uratowali bolszewizm i zmarnowali szansę na budowę imperium Podczas wojny 1920 roku Polacy dwukrotnie mogli zdobyć Moskwę i obalić reżim bolszewików. Musieliby jednak zawrzeć przymierze z białymi rosyjskimi generałami. Najpierw z Antonem Denikinem, potem z Piotrem Wranglem. Niestety, Józef Piłsudski odrzucił tę możliwość i podjął tajne rozmowy z Włodzimierzem Leninem. Uważał bowiem, że Rosja czerwona będzie dla Polski mniej groźna niż biała. Był to katastrofalny błąd. s. 472, 29.00 dol.
David Ritz: Respect. Życie Arethy Franklin Monumentalna, nieocenzurowana biografia Arethy Franklin stworzona przez jednego z najbardziej znanych biografów świata muzyki. David Ritz przygotowywał się do napisana tej książki niemal 40 lat. Prowadził długie rozmowy z gwiazdą, jej rodzeństwem i współpracownikami. Dzięki temu powstała jedyna pełna, a przede wszystkim odbrązowiona opowieść. Za maską diwy XX wieku dostrzegamy opuszczoną córkę, nastoletnią matkę, kobietę zmagającą się z uzależnieniami i zmianami nastroju oraz piosenkarkę ponad wszystko pragnącą sławy, uparcie odnajdującą drogę do zwycięstwa. s. 536, 34.00 dol.
Leszek Szymanowski: Zakazane śledztwo Śledztwo w sprawie zamachu na Jana Pawła II jak żadne inne w historii zasługuje na miano “zakazanego śledztwa”. Służby specjalne państw komunistycznych były zdeterminowane, aby zrobić wszystko, by prawda o spisku na życie papieża Polaka nigdy nie ujrzała światła dziennego. Dlatego rozpoczęły wielką operację zacierania śladów, używając dezinformacji, kłamstw, zabójstw i “seryjnych samobójstw”. s. 248, 25.00 dol.
Ze świata kultury DODATEK KULTURALNY nowego
dziennika
WRZESIEŃ 2015
notatnik na wrzesień MORGAN LIBRARY themorgan.org
225 Madison Ave. i 36 St., NY 25 IX Ernest Hemingway: Between Two Wars – wystawa zaprezentuje rękopisy opowiadań Hemingwaya i maszynopisy powieści, jak m.in. Słońce też wschodzi czy Komu bije dzwon oraz korespondencję pisarza z Gertrudą Stein czy F. Scottem Fitzgeraldem, a także jego fotografie i rzeczy osobiste; do 31 stycznia 2016 ZDJĘCIE: ANITA WĄSIK-PŁOCIŃSKA/ MUZYCZNEASPIRACJE.PL
12 Przegląd Polski
Nokturnom są poświęcone tegoroczne Chopiniana – Dni Fryderyka Chopina, które trwać będą od 11 do 20 września w Płocku. Tradycją festiwalu – odbywającego się od 2002 r. – są koncerty w miejscach związanych z życiem kompozytora, jak np. w bazylice św. Krzyża w Warszawie, gdzie spoczywa jego serce, czy kościele ss. Wizytek przy Krakowskim Przedmieściu, w którym młody Fryderyk grywał na organach podczas mszy dla uczniów i studentów, lub też w Łazienkach Królewskich. W 2012 roku Chopiniana przeniosły się na Mazowsze: koncerty odbywają się m.in. w Płocku, Żelazowej Woli, Sannikach. W tegorocznej odsłonie oprócz nokturnów zabrzmią również inne kompozycje związane z nocą, np.: Wariacje Goldbergowskie Bacha, Nachtstücke Schumanna czy nocne serenady Mozarta ze zbiorów Eine kleine Nachtmusik. Wystąpią soliści: Ewa Pobłocka i Karol Radziwonowicz, którzy zaprezentują nokturny Chopina, wybitny wiolonczelista młodego pokolenia Marcin Zdunik w duecie z pianistą Aleksandrem Dębiczem (na zdj.), a także trzy zespoły kameralne. W programie przewidziano prezentację poezji związanej z muzyką i nocą, którą recytować będą znani aktorzy. Już po raz trzeci w historii festiwalu odbędzie się edukacyjna gra miejska dla dzieci i młodzieży związana z tematem przewodnim festiwalu.
wizualnych Paulina Ołowska. W rolach głównych wystąpią Valerie Cutko i David Grant. Z kolei 7 września w paryskiej siedzibie W fascynującą podróż po starożytnej Persji od 24 września zabierze swoich gości mu- UNESCO odbędzie się koncert muzyki klazeum Wereld w Rotterdamie. Zamysłem sycznej na cześć Michała Kleofasa Ogińskietwórców ekspozycji zatytułowanej Persowie. go, XVIII-wiecznego kompozytora, pisarza i Wojownicy i poeci jest przypomnienie, że per- dyplomaty. W tym roku mija 250. rocznica jeska sztuka to nie tylko wiersze, architektura go urodzin. Wystąpi polska mezzosopranistczy gobeliny, ale także broń i związana z nią ka Elżbieta Zapolska wraz z białoruską piaFurusiyya, jedna z najczęściej praktykowanych nistką Ekateriną Glazovskayą i litewskim kwartetem smyczkowym Čiurlionis. Oprócz utwow świecie islamskim sztuk walki. Na wystawie można obejrzeć pozłacane, zdo- rów Ogińskiego muzycy zagrają kompozycje bione wersetami z Koranu zbroje, miecze, tar- Josepha Haydna, Marii Szymanowskiej i Giocze, sztylety, końskie uprzęże, a także malo- vanniego Batisty Viottiego. widła, ceramikę i dywany. Większość dzieł poBANKSY NIE DLA DZIECI chodzi z okresu największego rozkwitu imperium perskiego. W brytyjskim miasteczku Westeon-superRzadko wymieniane w przewodnikach tu- -Mare powstał nietypowy park rozrywki Dirystycznych Rotterdamskie Wereldmuseum smaland, którego pomysłodawcą był jeden z mieści się w dawnej siedzibie Royal Yacht Club, najbardziej tajemniczych przedstawicieli świaw pięknym budynku położonym w centrum ta sztuki Banksy. Zaprosił on do współpracy miasta, na brzegu Mozy. Szczyci się niezwy- 60 artystów z 17 krajów, w tym Damiena Hirkłymi zbiorami etnograficznymi z Azji, Afry- sta. W ponurym i zdewastowanym miejscu, nieki, obu Ameryk, Pacyfiku i Oceanii. Posiada- stosownym zdaniem Banksy’ego dla dzieci, na przez muzeum kolekcja sztuki buddyjskiej wystawiono m.in. instalacje ukazujące miejjest jedną z największych na świecie. W 2014 skie ulice po gwałtownych zamieszkach, łódroku Dalai Lama osobiście otworzył w We- ki wypełnione uchodźcami, rozbitą karocę Kopreld stałą wystawę Ocean of Wisdom, prezen- ciuszka i paparazzich fotografujących jego tującą sztukę związana z buddyzmem tybe- zwłoki, budzący grozę opustoszały zamek i tańskim. zniekształconą rzeźbę Małej Syrenki. Zwiedzający mogą także sfotografować się na tle ZAPOWIEDZI makiet przedstawiających terrorystów. Ta Matka. Niesmaczna sztuka w dwóch aktach ”najbardziej rozczarowująca brytyjska atrakcja z epilogiem to groteskowy dramat Stanisława turystyczna” otwarta będzie do 27 września. Ignacego Witkiewicza z 1924 roku. Ukazuje PISARZ Z WALL STREET złożone relacje między starzejącą się matką i wykorzystującym ją emocjonalnie i finansoJames Tait Black Award to najstarsze wywo synem. W dniach 14-27 września oparty różnienie literackie w Wielkiej Brytanii. W tym na polskiej sztuce performance obejrzą zwie- roku jego laureatem został urodzony w Bandzający londyńską galerię Tate Modern. W ra- gladeszu Zia Haider Rahman, prawnik i banmach serii wieczornych spektakli przygoto- kier z Wall Street. Jury pod przewodnictwem wała go jedna z najpopularniejszych artystek profesora Randalla Stevensona nagrodziło je-
PERSOWIE W ROTTERDAMIE
go debiutancką powieść In the Light of What We Know. Stevenson oświadczył: “Dzieło Rahmana porusza całą gamę zagadnień, od wojny w Afganistanie, eskalacji islamskiego fundamentalizmu po kryzys bankowy na świecie. To naprawdę imponujący debiut”.
SERCE SARAJEWA Mustang, film młodej tureckiej reżyserki Deniz Gamze Ergüven, zdobył Serce Sarajewa, najwyższą nagrodę festiwalu filmowego zorganizowanego w tym mieście po raz 21. Jego bohaterkami są nastoletnie siostry wychowywane na głębokiej tureckiej prowincji przez babcię i religijnego wujka Erola. Erol zabrania dorastającym dziewczynkom kontaktu ze światem, konfiskuje im komputery, telefony komórkowe i kosmetyki. Ulegając presji rodziny rozpoczyna poszukiwania odpowiednich kandydatów na męża. Młode aktorki, które wcieliły się w role osieroconych sióstr, otrzymały kolektywnie nagrodę za najlepsze kreacje aktorskie.
STRASZNE BAŚNIE BRACI GRIMM Pochodzący z Kassel bracia Jakub i Wilhelm Grimm, XIX-wieczni pisarze, lingwiści i twórcy słownika języka niemieckiego, doczekali się własnego muzeum w tym mieście. Oficjalne otwarcie muzeum Świat Grimmów nastąpi 4 września. Oprócz historycznych dokumentów i instalacji ilustrujących wybrane pojęcia z ich monumentalnego słownika, oglądać będzie można eksponaty i scenografie nawiązujące do słynnych baśni zebranych i opublikowanych przez Grimmów, m.in. Królewny Śnieżki, Czerwonego Kapturka, Śpiącej królewny, Jasia i Małgosi oraz Kopciuszka. Muzeum stoi w parku krajobrazowym Wilhemshöhe, a koszt jego budowy wyniósł ponad 23 miliony dolarów.
OPR. MAŁGORZATA MARKOFF, URSZULA KRÓL
MUSEUM OF MODERN ART
11 West 53 St., NY moma.org 14 IX Picasso Sculpture – pierwsza od niemal pół wieku wystawa w USA innowacyjnych trójwymiarowych prac Picassa, do których realizacji artysta używał często niekonwencjonalnych materiałów; do 7 lutego 2016
THE METROPOLITAN OPERA
Lincoln Center Plaza, NY metopera.org 4-7 IX The Metropolitan Opera’s 2015 Summer HD Festival – ostatnie projekcje oper na świeżym powietrzu, które można oglądać na fasadzie Met za darmo: Romeo i Julia – występują: Anna Netrebko i Roberto Alagna, dyryguje Plácido Domingo; 4 IX, godz. 7:45 wiecz. Traviata – występują: Natalie Dessay, Matthew Polenzani, Dmitri Hvorostovsky, dyryguje Fabio Luisi; 5 IX, godz. 8:00 wiecz. Don Giovanni – występują: Mariusz Kwiecień, Marina Rebeka, Barbara Frittoli, dyryguje Michael Grandage; 6 IX, godz. 7:45 wiecz. Aida – występują: Liudmyla Monastyrska, Roberto Alagna, Olga Borodina, dyryguje Fabio Luisi; 7 IX, godz. 8:00 wiecz. 21 IX gala otwarcia sezonu operowego 2015-16 – Otello Verdiego; występują: Sonya Yoncheva, eljko Lu ić, dyryguje Yannick Nézet-Séguin; godz. 6:30 wiecz.; inne terminy Otella w tym miesiącu: 24 i 28 września, godz. 7:30 wiecz.
LINCOLN CENTER
Alice Tully Hall 1941 Broadway 6 IX The World Civic Orchestra pod dyrekcją Vincenta Koha zagra utwory Brahmsa i Dvoraka; solistka – HaiYe Ni (wiolonczela); godz. 2:00 ppoł.
53. NEW YORK FILM FESTIVAL 2015
filmlinc.com/nyf f2015 25 IX – 11 X W programie filmy fabularne, dokumentalne, najnowsze i klasyki kina amerykańskiego i światowego, m.in.: The Walk – Robert Zemeckis, Steve Jobs – Danny Boyle, Miles Ahead – Don Cheadle, Bridge of Spies – Steven Spielberg, Brooklyn – John Crowley, Carol – Todd Haynes, De Palma – Noah Baumbach, Jake Paltrow, The Assassin – Hou Hsiao-hsien, The Lobster – Yorgos Lanthimos, Mia Madre – Nanni Moretti
MUSEUM DAY LIVE 26 IX możliwość zwiedzenia za darmo jednego z 95 muzeów w stanie Nowy Jork, m.in.: Bartow-Pell Mansion Museum na Bronksie, Walt Whitman Birthplace State Historic Site w Huntington Station, Historic Richmond Town na Long Island, Rose Hill Mansion w Genevie, Hudson River Museum w Yonkers, The Buf falo History Museum i Nash House Museum w Buf falo
Miesi´czny dodatek kulturalny nowego dziennika
www.dziennik.com/przeglad-polski Redaguje: Jolanta Wysocka jw@dziennik.com