Nowy Dziennik 2015/10/02 Przegląd Polski

Page 1

Przegląd Polski MIESIĘCZNY DODATEK KULTURALNY

nowego dziennika

PAŹDZIERNIK 2015

IGOR MITORAJ: STRENGTH IN FRAGILITY

10 września – 17 października 2015 CARA GALLERY 508 West 24th Street

Igor Mitoraj, Ithaka, 1991

Nikifor Krynicki w USA 50 akwarel na 3 wystawach

Polskie filmy w Austin, TX Rozmowa z Joanną Gutt-Lehr

Moda na Tyrmanda Adaptacje Złego w Polsce

Anna Arciszewska

Joanna Sokołowska-Gwizdka

Maria Kądzielska

ZDJĘCIE: MARIAN POLAK CHLABICZ

Manhattańska CARA GALLERY prezentuje dzieła IGORA MITORAJA – światowej sławy polskiego rzeźbiarza współczesnego, ucznia Tadeusza Kantora, na stałe mieszkającego we Włoszech, w toskańskiej Pietrasancie, gdzie cieszył się wielkim uznaniem. Na wystawie znalazły się prace charakterystyczne dla różnych technik i etapów twórczości Mitoraja – zmarłego 6 października 2014 roku – od brązów poprzez marmury po rzadko wystawiane prace na papierze. Rzeźby Mitoraja, wykonywane w carraryjskim marmurze i w brązie, inspirowane są klasyczną rzeźbą grecką i renesansową, w której artysta dostrzega uniwersalne odniesienia także do kondycji współczesnego człowieka. Głównym tematem jego prac jest ludzkie ciało, jego piękno i kruchość, oraz głębsze aspekty ludzkiej natury, które pod wpływem czasu ulegają wynaturzeniu. Odwołując się do mitologii lub historii Grecji i Rzymu, artysta pokazuje piękno i idealne proporcje rzeźb klasycznych, jednocześnie uzmysławiając odbiorcy ich ludzką naturę i niedoskonałość poprzez umyślne spękania, uszkodzenia posągów, ich fragmentaryczność.


2 Przegląd Polski

Prze pra szam, czy ma cie „Złe go”? DODATEK KULTURALNY nowego

dziennika

PAŹDZIERNIK 2015

– Hałas Warszawy – rzekła Marta – jaki niezrozumiały. – Dla mnie hałas Warszawy jest inny – rzekł cicho Halski. – Wczesne, poranne syreny znad Wisły, z rzecznych statków, z odległych fabryk, dworców i torów kolejowych...

Kolejnym atutem powieści jest metodyczny opis ulic i kawiarni, z których część jest nam dobrze znana również dzisiaj, a porównywanie ich życia z lat pięćdziesiątych ze współczesnym przynosi wiele frajdy. Tym sposobem poznajemy nocne życie takich lokali, jak: Kameralna, Pod Kurantami, Klub Literatów, Lajkonik, Szwajcarska, Kopciuszek, Bar Każde miasto posiada swoją epopeję, historię, jak: przodownicy pracy, proletariat czy klasa Owocowy itp. Zatem obok historii miłosnej w której to właśnie ono pełni rolę głównego pracująca, a język ulicy, gdzie w użyciu były Marty Majewskiej i Halskiego oraz potyczki bohatera. Paryż ilustrują powieści Balzaka, Lon- określenia: knypa, kozak, szmergiel, sfatygo- Nowaka i Merynosa pojawia się wiele niezwydyn został zaklęty w Oliwerze Twiście Dicken- wany czy kręcić się jak wesz po grzebieniu. kle trafnych spostrzeżeń na temat życia sasa, a kiedy myślimy o Warszawie, automatycz- Zdania typu: „Cały zasób elokwencji brudna- mego miasta. Barbara Hoff, słynna projektantnie przychodzi nam do głowy Zły Leopolda wego blondyna wydał się zaraz nędzną freblów- ka mody PRL-u oraz druga żona pisarza, wskaTyrmanda. Podobno autor opisał miasto na kar- ką wobec uniwersyteckiego poziomu oracji go- zuje na dwie inspiracje tej powieści, jakimi tach swojej książki z taką dokładnością, że po- ścia w berecie”, mogą budzić zachwyt nie tyl- były ballady miejskie oraz książka Eugene Sue Tajemnice Paryża – sensacyjna historia o podwieść mogłaby być przewodnikiem po War- ko wśród językoznawców. szawie z lat pięćdziesiątych. Wróciła moda na Leopolda Tyrmanda, powojenną estetykę i dawną Warszawę z jej ruinami, wulgarnym językiem i szemranym interesem. Znowu jesteśmy ciekawi, jak wyglądała i w jaki sposób funkcjonowała stolica tuż po wojnie, kiedy rodziło się w niej na nowo normalne, codzienne życie. Powieść Tyrmanda była pierwszą pozycją, należącą bardziej do popkultury, która rezygnowała z opisywania powojennej traumy lub rodzącego się systemu komunistycznego, a miała formę trzymającego w napięciu kryminału. To był oddech i powiew wolności, nadejście innego sposobu pisania – bardziej na modę zachodnią. Pełna humoru, trzymająca w napięciu, pisana językiem wolnym od nowomowy, stanowiła znaczną odmianę dla rynku wydawniczego, zdominowanego przez socrealistyczną propagandę. 10 maja 1954 roku wydawnictwo Czytelnik wystawia zaświadczenie o zamówieniu na „powieść sensacyjną o chuliganach i bikiniarzach”, czyli właśnie na Złego. Książka stała się bestsellerem. Dedykacja umieszczona na początku: „Mojemu rodzinnemu miastu – Warszawie” ujęła szeroką rzeszę czytelników. Tyrmand stał się nie tylko pisarzem warszawiaków, ale również świata przestępczego i kryminalnego podziemia stolicy. Jak podaje Mariusz Urbanek w biografii Zły Tyrmand, pisarz był uznawany za takiego znawcę tematyki, że Komenda Główna MO zaprosiła go na cykl wykładów o chuligaństwie. Henryk Dasko o fenomenie powieści pisał: „Zły wydany w grudniu 1955 okazał się nie tylko największym sukcesem literackim Tyrmanda, w pełni ukazującym jego świetny talent narracyjny i dar obserwacji, lecz również największym sukcesem wydawniczym powojennej prozy polskiej. Złego czytali wszyscy; nigdy przedtem ani nigdy potem nie powstała książka, która w podobny sposób elektryzowałaby wszystkie środowiska czytelników; z wyjątkiem Marka Hłaski żaden pisarz nie zdobył tak błyskawicznego rozgłosu”. Co jednak posiada Zły, że nawet współcześnie, niemal sześćdziesiąt lat po pierwszej publikacji, książka wciąż może jeszcze zachwycać i wzruszać? Przede wszystkim Tyrmand zamknął w powieści obraz stolicy, który już na zawsze odszedł, a o którym stosunkowo mało wiemy. Unieśmiertelnił język nie takich słów, Plakat ze sztuki Zły w reżyserii Jana Buchwalda w Teatrze Powszechnym w Warszawie

Leopold Tyrmand

FOTO: ARCHIWUM

MARIA KĄDZIELSKA

ziemnym świecie francuskiej stolicy, którą Tyrmand się zaczytywał. Nauczył się z nich bycia uważnym obserwatorem i wydobywania z rzeczywistości tego, co ogólne, choć zilustrowanego indywidualnymi przykładami. Z wyraźnym zachwytem portretuje on najróżniejsze aspekty życia społeczności miejskiej. Przykładem jest słynny opis warszawskich tramwajów, w których latem zawsze wszystkie okna są zamknięte, a zimą otwarte. Pisarz był również uważnym obserwatorem mody, o której pisze: „O, mody warszawskie! Tak już jest, że żywiołowość mody męskiej przewyższa w Warszawie modę damską. (…) Moda męska ma w tym mieście coś z sił natury bardziej ślepych i bezdusznych niż moda damska. Zdarza się, że model wiatrówki, nowy rodzaj wiązania krawata lub nowy typ popularnego obuwia zdobędzie sobie herb elegancji i wtedy młodzież męska Warszawy zaczyna się upodabniać do ogarniętego pożarem lasu”. Wiele z tych przewrotnych i lekko złośliwych tyrmandowych opisów nie straciło na aktualności do dziś. Najważniejszą kwestią jest jednak koncepcja samego głównego bohatera. Zły to nasz jedyny polski superbohater. Postać na miarę Spidermana lub Batmana, która podobnie jak oni mierzy się z pytaniem, czy jej działania są moralnie słuszne lub ogólniej: czy czyny oparte na przemocy, nawet w dobrej wierze, nie są zawsze ambiwalentne. Konstrukcja tej postaci wyraża romantyczny model „strażnika miasta”, opiekuna mieszkańców, który skuteczniej od policji wymierza sprawiedliwość i broni słabszych. Tak jak Nowy Jork ma swojego człowieka-pająka, który wie, że „wielka moc to wielka odpowiedzialność”, tak Warszawa ma Złego. Swoją misję wyjawia on w rozmowie z Kalodontem: „Przede wszystkim musimy stoczyć walkę w tym mieście. Ciężką, trudną walkę. O to, aby spokojni ludzie mogli cieszyć się swym spokojem”. Paradoksem Nowaka jest jednak wykorzystanie jego osoby jako symbolu złego-człowieka. Ten, który powinien być nazywany „dobrym” lub „obrońcą”, staje się postrachem i jest ścigany zarówno przez świat przestępczy, jak i przez policję. Tym sposobem Tyrmand ujawnia działanie propagandy i siłę prasy: „Słowo odegrało rolę trującego gazu. Przenikało wszędzie i wyrządzało krzywdę atakowanemu. (…) Ta sama nieskończoność znaczeń zawarta została w słowie ZŁY, rzuconym od niechcenia przez Filipa Merynosa, i słowo to utkwiło w potocznym języku Warszawy”. Zatem sprawdza się stara zasada, że ten, który najsilniej poświęca się dla innych, jest najsurowiej oceniany i najczęściej płaci za to najwyższą cenę. Te wszystkie cechy świadczą o tym, że powieść Tyrmanda to również świetny thriller, którego zakończenie trudno przewidzieć. Zachwycała się nim nawet tak nobliwa polska pisarka jak Maria Dąbrowska, która w dzienniku zapisała: „Do trzeciej w nocy czytałam Złego Tyrmanda. Wszyscy się z tego wyśmiewają, a ja uważam to za ważną książkę 10-lecia. Może równie ważną, jak w swoim czasie Dzieje grzechu Żeromskiego; niższa klasa artyzmu, ale tak


samo szmirowato-melodramatyczna; lecz rzeczywistość jest szmirowata i to powinno było znaleźć swój ekwiwalent w literaturze. Pisane, mimo pewnych dłużyzn, z takim talentem, że w miarę czytania robiło mi się słabo i dostawałam bicia serca. Czułam, że sobie szkodzę, a jednak czytałam”.

Powieść Tyrmanda była pierwszą pozycją, należącą bardziej do popkultury, która rezygnowała z opisywania powojennej traumy lub rodzącego się systemu komunistycznego, a miała formę trzymającego w napięciu kryminału.

Sam Zły doczekał się w ostatnim czasie dwóch ważnych adaptacji. W październiku 2010 roku miała miejsce premiera spektaklu na podstawie powieści w reżyserii Jana Buchwalda w Teatrze Powszechnym w Warszawie. W rolę Marty Majewskiej wcieliła się Paulina Chruściel, Halskim był Piotr Ligienza, zaś Henrykiem Nowakiem Grzegorz Falkowski. Spektakl nie zyskał jednak dobrych recenzji. Głównym zarzutem była zbyt wielka chaotyczność oraz brak najważniejszego bohatera, czyli właśnie Warszawy. Krytyk teatralny Paweł Sztarbowski na łamach Metra zasugerował, że gdyby spektakl zaczynał się od sceny końcowej, czyli współczesnej szansy na „prawdziwy” superprzekręt, mogłoby to być naprawdę ciekawe przedstawienie. Drugą inscenizacją jest musical Zły w reżyserii Wojciecha Kościelniaka, grany w Teatrze Muzycznym w Gdyni, którego premiera miała miejsce 4 września 2015 roku. Spektakl jest wolny od wszystkich chorób, jakie toczą nowojorski Broadway i londyński West End. Stanowi on bowiem połączenie musicalu z teatrem dramatycznym, a tym samym oferuje widzom śpiew i taniec, które wyrażają konkretny sens i tworzą fabułę. To prawdziwe dzieło sztuki, a nie komercyjne show dla spragnionych wrażeń turystów. Reżyser perfekcyjnie zrozumiał tę kultową książkę okresu PRL-u oraz oczekiwania widzów wobec jej adaptacji. Stworzył wierną inscenizację powieści, czyniąc jednocześnie odwołania do współczesnej kultury masowej – wprowadzając postać Zorro oraz elementy komiksowe rodem z Marvela (część wypowiedzi bohaterów pojawia się w dymkach na ścianach). Z pewnością Zły, obok Lalki i Chłopów, będzie współtworzył nowy kanon ambitnego musicalu, który wykracza poza warstwę wyłącznie estetyczną.

Przegląd Polski

dziennika

3

Promocja Złego przed premierą w Teatrze Muzycznym w Gdyni

Syn pisarza Matthew Tyrmand, który był obecny na premierze, stwierdził, że musical Zły jest świetną adaptacją powieści jego ojca. „Twórcy doskonale oddali atmosferę upadku, która toczyła Warszawę w latach pięćdziesiątych – podkreślił – przy czym jednocześnie świetnie zachowywali poczucie joie d’vivre codziennego życia. W całość zostały wplecione zabawne przerywniki, zaś charakterystyka postaci była dobrze wyjęta z książki i przeniesiona na scenę. Jestem pod ogromnym wrażeniem całego przedsięwzięcia i mam nadzieję, że spektakl ma szansę zaprezentować się również w Warszawie”. Jedyne, czego Zły do dziś się nie doczekał,

to adaptacja filmowa. Ta książka zasługuje na wysokobudżetową produkcję, w której zostanie zrekonstruowana stolica we wszystkich detalach i która ukaże ekspresyjne sceny walki oraz grozę przestępczego środowiska, z jego specyficznym językiem i unikatowym charakterem. Powieść Tyrmanda to materiał na film, do którego nie trzeba wiele dodawać, wystarczy ożywić opisany w niej świat za pomocą nowoczesnej techniki, a on wciągnie w swoje niebezpieczne, ale i magiczne zaułki polską publiczność. Książka bowiem aż dźwięczy zaklętym w niej miastem, wystarczy jedynie dobrze się w nią wsłuchać. p

ZDJĘCIE: EDGAR DE PORAY

Tak jak w pięćdziesiątych latach Zły posiadał wszystkie cechy, aby nazwać go bestsellerem, tak teraz jest klasykiem, którego wstyd nie czytać. Książka cieszy się dużą popularnością. W 2007 roku ukazała się w formie audio-booka (lektorem jest Marek Kondrat), zaś w 2011 roku wydawnictwo MG rozpoczęło cykl wydawania wszystkich powieści Tyrmanda właśnie od Złego. Ze wszystkich książek tego wydawnictwa to ta sprzedawała się najlepiej podczas tegorocznych Targów Książki w Warszawie. W 2014 roku ukazała się również wcześniej niepublikowana minipowieść Wędrówki i myśli porucznika Stukułki. Wydawnictwo MG ogłosiło konkurs na jej dokończenie. Wciąż czekamy na wyniki.

DODATEK KULTURALNY nowego

ZDJĘCIE: LESZEK NICK SADOWSKI

PAŹDZIERNIK 2015

Musical Zły – na podstawie powieści Leopolda Tyrmanda pod tym samym tytułem – wystawiony na scenie Teatru Muzycznego w Gdyni


4 Przegląd Polski

Hi sto rie fil mo we opar te na fak tach DODATEK KULTURALNY nowego

dziennika

Z Joanną Gutt-Lehr – prezes Komitetu Festiwalu Polskich Filmów w Austin i wykładowcą matematyki na Texas State University – rozmawia Joanna Sokołowska-Gwizdka

Pani Joanno, trwa gorący okres przed kolejnym, 10. już Festiwalem Polskich Filmów w Austin w Teksasie. Będą pokazane filmy fabularne: „Bogowie” – o Zbigniewie Relidze, „Jack Strong” – o pułkowniku Kuklińskim, „Obietnica” – dotyczący problemów współczesnej młodzieży, „Zbliżenia” – mówiący o trudnych relacjach matki z córką, a także kryminał „Ziarno prawdy”. Jakich jeszcze emocji możemy się spodziewać?

Dodaliśmy do programu jeszcze jeden film pełnometrażowy, który we wrześniu wszedł na ekrany w Polsce – Anatomia zła według scenariusza i w reżyserii Jacka Bromskiego. To trzymający w napięciu thriller z bardzo dobrą obsadą. Krzysztof Stroiński na 40. Festiwalu Filmowym w Gdyni otrzymał nagrodę za najlepszą rolę męską w tym filmie. Świetnie zagrał też młody aktor Marcin Kowalczyk, wschodząca gwiazda polskiego kina. Film odwołuje się do kilku głośnych afer ostatnich lat w Polsce – zabójstwa generała Marka Papały, nierozwiązanej do dziś zagadki zniknięcia dziennikarza Jarosława Ziętary oraz do oskarżenia o zbrodnie wojenne polskich żołnierzy walczących w Nangar Khel w Afganistanie. Jest jeszcze jeden powód naszej radości, że możemy zaprezentować ten obraz. Otóż muzykę do niego skomponował Ludek Drizhal. Muzyk ten, kiedy kilka lat temu mieszkał w Austin, przyszedł na nasz festiwal. Jednym z gości był wówczas Jacek Bromski. Tak się poznali, dogadali, a Anatomia zła to już czwarty owoc ich współpracy. Jeszcze jeden austińczyk, Spencer David Gibb, muzyk, fotograf, właściciel studia nagrań w Austin, jest „uwikłany” w tę współpracę. Spodziewamy się, że wraz z aktorem Marcinem Kowalczykiem wszyscy będą naszymi gośćmi na tegorocznym festiwalu. Wiele osób czeka na głośny film Jana Komasy „Miasto 44” o powstaniu warszawskim. W tym roku, w rocznicę powstania, film, poprzedzony wstępem historyków, był emitowany w telewizji niemieckiej, w czasie największej oglądalności. Niemcy zauważyli, że młody reżyser przekazał fakty, ale bez dotychczasowego, tak wielkiego obciążenia emocjonalnego, którego nie mogli uniknąć twórcy pamiętający ten czas. Powstała dzięki temu przestrzeń do dyskusji na temat obecnych relacji polsko-niemieckich.

Miasto 44 to pieczołowicie przygotowywane przez osiem lat dzieło młodego, szalenie zdolnego reżysera, którego publiczność Austin zna z filmu Sala samobójców. Żałuję, że filmu nie może zobaczyć moja mama, która walczyła w powstaniu i do końca życia o nim mówiła, jako o jednym z najważniejszych przeżyć. Jan Komasa powiedział: „Gdy pisałem scenariusz, nie wiedziałem jeszcze, że ten film jest ważny dla tak wielu pokoleń Polaków. I to nie dla ekspertów, polityków, ale przede wszystkim dla zwykłych, rozsypanych po całym świecie ludzi”. Chcę w tym miejscu zaznaczyć, że zdajemy sobie sprawę, iż dla amerykańskiej publiczności polskie filmy nie zawsze są czytelne. Staramy się więc poprzedzać projekcje wprowadzeniem. Wstęp do Miasta 44 przedstawi profesor historii na Uniwersytecie Teksaskim, dr Tatiana Lichtenstein.

Konkurs był otwarty dla niezależnych filmowców i studentów z całego świata. Kryteria dotyczyły długości (do 10 minut) i tematu – film miał mieć związek z Polską. Z wyselekcjonowanej przez nas grupy 40 filmów jurorzy wybiorą 5 obrazów, które zostaną pokazane na festiwalu. Przewidujemy nagrodę dla najlepszego filmu wyłonionego przez jury i nagrodę publiczności. Autor nagrodzonego filmu dostanie statuetkę, Silver Reel Award, i 500 dol., a Austin Film Society obiecało pokazać film online na swoich kanałach. Nagrodę publiczności, 200 dol., ufundowała organizacja z Austin – Door No 4, wystawiająca tzw. Immersive Experience.

PAŹDZIERNIK 2015

W tym roku festiwal będzie gościł wspomnianego już reżysera i prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich Jacka Bromskiego, a także Annę Kazeja-Dawid – reżyserkę „Obietnicy”, Pawła Wysoczańskiego – reżysera dokumentu „Jurek”. Często się zdarza, że University of Texas at Austin korzysta z wizyt polskich twórców w Teksasie?

Co roku staramy się, aby festiwalowi goście dzielili się swoją wiedzą i doświadczeniem ze studentami wAustin. W tym roku Zbigniew Banaś będzie miał wykład w Center for Russian, East European & Eurasian Studies na teksaskim uniwersytecie. Wydział ten odwiedziło wielu polskich twórców. Kiedyś nawet zorganizowaliśmy rozmowę przez Skype’a ze wspaniałym reżyserem, operatorem i scenarzystą Sławomirem Idziakiem. Wszystkich filmowców natomiast zaprosił Wydział Radia Filmu i Telewizji Uniwersytetu Teksaskiego. Paweł Wysoczański i Anna Kazejak-Dawid poprowadzą tam warsztaty.

Bardzo ważne jest, aby wprowadzenia do filmów opowiadających o skomplikowanej polskiej historii i postaciach w tę historię uwikłanych przedstawiali fachowcy.

Tak. Oprócz wspomnianej już dr Tatiany Lichtenstein do filmu Jack Strong wprowadzi widzów Elliot Nowacky z Center for Russian, East European and Eurasian Studies na UT oraz Chale Nafus, znawca filmu, wieloletni wykładowca i były dziekan wydziału humanistyki na lokalnej uczelni. Poza tym Zbigniew Banaś, wykładowca z wydziału filmowego na Loyolla University, który prowadzi konferencje na wielu festiwalach, m.in. Camerimage, przyjął nasze tegoroczne zaproszenie i nie tylko będzie poprzedzał filmy wstępami, ale prowadził sesję Question&Answer z uczestnikami Austin Polish Film Festival 2015. Interesująco zapowiada się też sekcja filmów dokumentalnych: „Ludzie na moście” – o Wisławie Szymborskiej, „Obiekt” – o akcji ratunkowej rozgrywającej się na ośnieżonym lądzie i pod wodą, „Joanna” – o blogerce, u której wykryto śmiertelną chorobę itd. Jakie kryterium przyjęli państwo decydując się na taki wybór?

Staramy się pokazywać filmy, które urzekną widza, a jednocześnie pasują do programu i jego motywu przewodniego. Dlatego dwa dokumenty, które trafiły do programu, to portrety: Joanna – nominowana do Oscara – i Jurek – opowieść o himalaiście Jerzym Kukuczce. Staramy się też pokazać zdolne, młode polskie kino, stąd Obiekt Pauliny Skibińskiej ze zbiorów Studia Munka, nagrodzony m.in. za „poezję wizualną” na Festiwalu Sundance. ALudzie na moście i ich bohaterka z pewnością urzekną naszą publiczność. Beata Poźniak, autorka tego niezwykłego filmu, jest ciekawą artystką i mamy nadzieję gościć ją na festiwalu. Po raz pierwszy w tym roku ogłosili państwo konkurs dla młodych adeptów sztuki filmowej na film krótkometrażowy. Duże było zainteresowanie?

Plakat Festiwalu Polskiego Filmu w Austin – zaprojektowany przez prof. Leszka Żebrowskiego z Akademii Sztuki w Szczecinie


PAŹDZIERNIK 2015

DODATEK KULTURALNY nowego

dziennika

Przegląd Polski

Kij na świę te mał py

5

JADWIGA NOWAK

AUSTIN

Polish Film Festival www.austinpolishfilm.com

22-25 X 2015

Współpraca twórców festiwalu z instytucjami kultury w Austin stała się festiwalową tradycją, co sprzyja zapoznaniu widza amerykańskiego z polską kinematografią.

Staramy się zainteresować polską kulturą różne organizacje wAustin, m.in. Austin Film Society, tutejszy American Institute of Graphic Arts, Austin Jewish Film Festival. Część dochodów z festiwalu przeznaczamy na wsparcie funduszu stypendialnego „Polish Study”, pozwalającego studentom amerykańskim na wyjazdy naukowe do Polski. Na festiwal z wystawą przyjedzie z Warszawy Michał Poniż – kolekcjoner plakatów filmowych i teatralnych, który niegdyś studiował w Szkole Filmowej w Austin. Oprócz projekcji filmowych uczestnicy festiwalu będą zatem mogli zapoznać się z polską sztuką plakatu.

Wystawa polskiej sztuki plakatu towarzyszy festiwalowi od samego początku. Polski plakat napawa zachwytem, a wAustin ma wielbicieli. Jednym z nich od wielu wielu lat jest reżyser Richard Linklater, autor nominowanego niedawno do Oscara filmu Boyhood. Okazało się, że z Michałem Poniżem znają się z czasów studenckich, a Linklater jest szczęśliwym właścicielem wielu wspaniałych okazów. Niektóre z nich podarował Austin Film Society, gdzie zdobią ściany i zachwycają. Jest też ściana poświęcona polskiemu plakatowi w Marchesa Hall & Theater, gdzie od 2011 roku odbywa się Austin Polish Film Festival. Michał Poniż planuje wystawić perełki mistrzów: Tomaszewskiego, Świerzego, Młodożeńca, Górkę i innych. Nie mogę się doczekać. To będzie uczta dla oka i duszy. W tym roku plakat festiwalowy zaprojektował Leszek Żebrowski, profesor Akademii Sztuki w Szczecinie. Plakaty filmowe z Festiwalu Polskich Filmów w Austin tworzą już samodzielny zbiór i są nierozerwalną częścią festiwalowej historii. Czy i te plakaty będzie można zobaczyć podczas imprezy filmowej?

Jesteśmy zaszczyceni i zachwyceni, że prof. Leszek Żebrowski zaprojektował nam plakat festiwalowy. To wyjątkowy artysta i wspaniały człowiek. Cóż za wyobraźnia i talent! Kolekcja, o której pani mówi, liczy już sobie 10 plakatów, w tym 5 jego autorstwa. Chwaliliśmy się nią w zeszłym roku. Ponieważ w tym roku zostawiamy Michałowi Poniżowi wolną rękę w organizowaniu wystawy plakatu, nie umiem powiedzieć, czy dodamy naszą kolekcję do tego, co już zaplanował. Przyglądając się tegorocznemu festiwalowemu repertuarowi widać wyraźnie motyw przewodni – historie filmowe oparte są na faktach. Jaką Polskę zobaczy zatem widz amerykański podczas październikowego wydarzenia?

Myślę, że widz amerykański zobaczy Polskę jako miejsce, gdzie krzyżują się nurty historii. Zarówno jednostki, jak i społeczeństwo aktywnie uczestniczą w kreowaniu tej historii, nie poddając się biernie jej biegowi. Twórcy tegorocznych filmów zmuszą widza do refleksji, myśleniu o życiowych i etycznych decyzjach. Widzowie zobaczą nasz kraj jako miejsce tętniące talentami i z pewnością warte ujrzenia na własne oczy. p

Kiedy czyta się Strategie życia Krzysztofa Zanussiego, przychodzi na myśl fragment ze Sztuki pokoju japońskiego twórcy stylu walki aikido Morihei Ueshiby: „Pozwól przeciwnikowi iść tam, gdzie chce – zmień mu drogę, jeśli tego pragnie, a potem pozwól mu upaść tam, gdzie chce”. Strategie życia, czyli jak zjeść ciastko i je mieć to autobiografia Krzysztofa Zanussiego w pytaniach i odpowiedziach. Materiały ze spotkań z młodzieżą, która, reżyser nie ma tu złudzeń, przeważnie nie zna jego filmów i nic o nim nie wie. Anegdoty zebrane z życia uczelnianego, z wykładów dla studentów, którzy żyją już rzeczywistością XXI wieku, nie znają wojny, głodu, politycznego terroru, smaku ideologicznego zniewolenia i, co tu dużo mówić, nierzadko nie mają pojęcia o historii, geografii, literaturze isztuce – kilkadziesiąt lat zreformowanej edukacji zrobiło swoje. Oni urodzili się wolni, populistyczne róbta, co chceta ośmieliło ich do tej wolności, a opcja: cofnij w programach komputerowych pozwoliła nabrać przekonania, że w życiu może być przecież podobnie – jeśli zabrniemy w ślepy zaułek, co nam przeszkodzi po prostu odwrócić się na pięcie i wrócić do punktu wyjścia? Krótko mówiąc, książka stanowi zapis trudnej pokoleniowej rozmowy. Dialogu człowieka, który – z racji swojego dorobku życiowego i artystycznych dokonań – czuje się w obowiązku przekazać swoją wiedzę i doświadczenie, z młodymi, których stan umysłu został zaprogramowany na ultraliberalną, pragmatyczną postawę życiową. „Nie mogąc często argumentować pozytywnie – pisze Zanussi – (żeby uniknąć pomówień o religijną motywację) wypracowałem metodę rozumowania przez sprowadzanie do niedorzeczności”. Ale wykazanie młodym niedorzeczności ich postawy życiowej to przecież dopiero początek konstruktywnego dialogu. Tak czy inaczej trzeba w końcu przejść do sedna, do rozmowy o absolutnych wartościach, które zawsze będą się chronić w rejonach już boleśnie wyszydzonych i zdeprecjonowanych przez postmodernistyczne, neopragmatyczne filozofowanie, w najlepszym zaś przypadku w okolicach etycznego rozumowania pozbawionego metafizyki. W obszarze okaleczonej moralności wydanej na pastwę wszystkich możliwych ludzkich słabości, beż żadnego wsparcia, bez jakiegokolwiek zabezpieczenia przed zwątpieniem w sens ludzkiego życia. Podstawowa trudność w tym pokoleniowym dyskursie – jak w ogóle zwrócić uwagę młodych, zaindoktrynowanych wiarą wsiłę pieniądza ikonieczność szybkiego, choćby po trupach sukcesu, na niezbywalne i konieczne do życia ludzkie wartości, takie jak miłość, wierność, przyjaźń, rodzina. Jak wytłumaczyć im, nastawionym na karierę zawodową i szybkie bogacenie się co to znaczy kochać, być odpowiedzialnym za innych, być człowiekiem.

się wszystkimi możliwymi medialnymi kanałami i zawłaszcza przestrzeń przynależną niegdyś wyłącznie kulturze wysokiej. Elity, nie tak dawno jeszcze kulturalne, pokornie spuszczają głowę przed barbarzyńcami i niechętnie wracają do czasów, kiedy w kulturze ważne miejsce zajmowały kryteria estetyczne, kiedy dzieło sztuki miało skłaniać do refleksji Rzecz to tym trudniejsza, że ten podstawo- nad dobrem, prawdą i pięknem. Gorzkie to rozważania dla twórcy kina auwy konflikt pokoleniowy rozgrywa się w przestrzeni konfliktu o zasięgu światowym. Obec- torskiego. Jego osobiste doświadczenia ostatna wojna światowa, brutalna i nie całkiem prze- nich lat przekonały go o sile rażenia szerzącecież bezkrwawa, toczy się właśnie wewnątrz go się w kulturze prymitywizmu i chamstwa, tak zwanego społeczeństwa rozwiniętego. o bezsilności duchowych autorytetów, artystów Społeczeństwa stojącego coraz wyżej w roz- i ludzi pióra. Skarlały świat skarlałego człowieka. „Mam tutaj – wyrzuca z siebie Zanussi – poczucie pewnej nieodpowiedzialności humanistyki, która dopuściła do tego, żeby dla świętego spokoju niczego nie wartościować, bo jak coś będziemy wartościowali, to komuś będzie przykro”. Odejście od wartościowania w kulturze przekłada się proporcjonalnie na brak rozeznania w tym, co jest moralnie dobre, a co złe. Uderza w wartości najwyższe, które stanowią o wartości życia. „Człowieczeństwo – dopowiada Zanussi – jest pewną wartością, która stanowi kontinuum, to znaczy można być bardziej albo mniej człowiekiem. To „człowieczeństwo stopniowane” jest wyrazem poglądu, że wartość życia może być większa lub mniejsza. Jak jest bardzo mała, to można ją właściwie przekreślić. Można powiedzieć również, że czasem wartość życia jest zerowa. I wiadomo, że takie odczucia leżały u podłoża nazistowskiej eksterminacji”. Książka Zanussiego, która w założeniu miała być przewodnikiem dla młodych umysłów po meandrach i pułapkach życia, jest jednak pełna goryczy i lęku. Autor słusznie obawia się, że niełatwa będzie droga jego rozważań do mło dych czy tel ni ków. I nie chodzi tu tylko o brak pokoleniowego porozumienia czy nieskuteczną metodę argumentacji, problem w tym, że spośród krytyków i medialnych zarządców nikt nie pokwapi się, żeby przybliżyć tę książkę młodym. Nikt nie wyłoży jej na witrynie księ garskiej, nie pokaże jej WYDAWNICTWO POZNAŃSKIE 2015 na szklanym ekranie, nie zachęwoju cywilizacyjnym – nigdy chyba ludziom ci do czytania. Cisza będzie nad tą książką, bo nie było tak dobrze, zdobycze techniki i nauki ona o wartościach, o człowieczeństwie, o arynie służyły tak znacznej liczbie ludności, tak stokratyzmie ducha i dobrym guście, o konieczpowszechnie jak dziś – które składa się, o iro- ności dokonywania trudnych życiowych wynio!, z coraz bardziej chamskich i prymityw- borów, pomaganiu sobie nawzajem, o wrażlinych jednostek. Zanussi stawia tu bezwzględ- wości społecznej – o wszystkim, co stanowi ną diagnozę: syte społeczeństwa są niekultu- o jakości ludzkiego istnienia. W tym momencie czas był, by sięgnąć już ralne. Ich kultura to tania rozrywka. Sztuka to kicz i tandeta. Oto gust, który lansuje syta więk- raczej po Sztukę wojny starożytnego chińskieszość. Nie ma się co łudzić. Żyjemy w cza- go stratega Sun Tzi. Dziś adepci sztuki pokosach, kiedy arystokratyzm ducha został wy- ju są, niestety, na przegranej pozycji. A jeśli pchnięty na bokserski ring pod pięści plebej- jeszcze się łudzą, że pokojową argumentacją skiej rubaszności. Wszyscy byliśmy przecież coś wskórają, niech za naukę posłuży im wspoświadkami wyjścia z szafy Wisławy Szymbor- mnienie Zanussiego z podróży do Indii o skłaskiej, która po Nagrodzie Nobla przyznała się daniu ofiary w świątyni małp w Benares-Wado erotycznej fascynacji tężyzną fizyczną An- ranasi. Tam oprócz ofiarnego kosza owoców drzeja Gołoty, wszyscy możemy słuchać po- niezbędny jest porządny kij. Małpy są święte, ezji nieżyjącego już Tadeusza Różewicza, któ- pewnie, ale drapanie przez małpy już nie. p ra sięgnęła właśnie hiphopowego bruku. Pop Krzysztof Zanussi, Strategie życia, czyli jak kultura wkracza dziś śmiało na tereny dla niej jeszcze do niedawna niedostępne. Przesącza zjeść ciastko i je mieć,


Kalekie piękno

6 Przegląd Polski

DODATEK KULTURALNY nowego

dziennika

PAŹDZIERNIK 2015

BOŻENA CHLABICZ

W toskańskim krajobrazie ich obecność wywarła podobnie przejmujące wrażenie, jak wszędzie tam, gdzie trafiły wcześniej, bo dramat Mitorajowych brązów i marmurów wydaje się jednakowo oczywisty zarówno w kulisach krakowskich Sukiennic, jak w otoczeniu postmodernistycznej, zdehumanizowanej architektury londyńskiego Canary Wharf czy wśród wieżowców paryskiej La Defence. Bo też armia rozpoznawalnych na pierwszy rzut oka bohaterów epopei Igora Mitoraja odgrywa przed nami wciąż tę samą „historię”. Jaką? To już – jak zawsze, gdy chodzi o sztukę – kwestia interpretacji. Aktorzy owej opowieści to – niezmiennie – postaci nawiązujące stylem i konwencją do greckiego antyku, tyle że, w przeciwieństwie do klasycznych marmurów i brązów, kalekie, cierpiące, zdefektowane, noszące wyraźne ślady zmagań z trudami egzystencji. Jak odczytywać przesłanie tak zdefiniowanej twórczości? Ten antyk to u artysty na serio czy też raczej parodia? Hołd czy branie w nawias i opatrywanie znakiem zapytania? A sensy i znaczenia? Czy są naprawdę aż tak oczywiste, że nie pozostawiają miejsca dla interpretacji? Bo przecież trudno uznać, żeby przypowieść o ideałach sięgających bruku można było wyrazić bardziej wprost, niż czynią to rzeźby Igora Mitoraja… Za to właśnie, za konwencjonalną, powtarzalną i bliską manierze formę oraz niedostatek treści krytycy nieszczególnie kochali mistrza z Pietrasanty. Jego twórczość, konsekwentnie realistyczna, czy raczej surrealistyczna, figuralna i jawnie alegoryczna, nie bardzo wpisywała się też w konwencje artystyczne współczesności. A to dawało łatwy pretekst do traktowania artysty z dystansem. Że manieryczny, anachroniczny, płytki, wtórny…

Igor Mitoraj, Luna Nera, 2011

FOTO: MARIAN POLAK CHLABICZ

Tam, gdzie leży – mniej więcej w połowie drogi między Luccą i Carrarą – niewielkie malownicze miasteczko Pietrasanta. To miejsce już w epoce renesansu zyskało miano Nowych Aten, a to ze względu na sentyment, jakim darzyli go włoscy rzeźbiarze tamtego czasu. Tutaj właśnie, w Pietrasancie, w bliskim sąsiedztwie słynnych kamieniołomów Carrary – żył i tworzył Michał Anioł. Nie do Michelangela pielgrzymowały jednak tego lata tłumy wielbicieli sztuki z całego świata, zjeżdżające co dwa lata na Biennale do Wenecji. W tym skromnym toskańskim miasteczku, wśród kocich łbów, drewnianych okiennic i porannego zapachu kawy w malowniczych, obrośniętych dzikim winem i pelargoniami zaułkach, mieszkał i pracował, śladem licznych wybitnych poprzedników, światowej sławy rzeźbiarz współczesny – zmarły jesienią ubiegłego roku – Igor Mitoraj. Tak – wielkiej światowej sławy rzeźbiarz współczesny, wychowany w Grójcu, wykształcony w Polsce, uczeń Tadeusza Kantora. Choć tak się złożyło, że – przynajmniej do tej pory – nad Wisłą znacznie mniej popularny i w ogóle mniej znany niż gdzie indziej na świecie. To się nieco zmieniło wostatnich latach, zwłaszcza po dużej wystawie w Krakowie. W minionej dekadzie artystę nagrodzono za osiągnięcia dla kultury polskiej medalem Gloria Artis oraz Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Jedna z prac artysty stanęła też niedawno na warszawskim Żoliborzu, z której to okazji w prasie artystycznej pojawiły się zdawkowe komentarze. Do mediów przebiła się też informacja o śmierci artysty w Paryżu. Niemniej w Polsce, jeśli już wspominano o Igorze Mitoraju, to albo w atmosferze sensacji, albo krytycznie. Co innego we Włoszech, a zwłaszcza w Pietrasancie, gdzie jeszcze za życia otaczano rzeźbiarza kultem, porównywalnym chyba tylko z uwielbieniem wobec samego Michała Anioła. Trudno się dziwić. Pracownia artysty, przyjaciela Felliniego, ściągała do miasteczka tłumy turystów. Kiedy Mitoraj odszedł, burmistrz ogłosił w mieście oficjalną żałobę, a w smutku pogrążyły się całe Włochy. Pogrzeb Igora Mitoraja (spoczął w Pietrasancie) stał się w jego przybranej ojczyźnie wydarzeniem rangi państwowej, a trwającą w tamtym czasie ogromną wystawę artysty w Pizie – tuż przy słynnej Krzywej Wieży – przedłużono o pół roku. Do organizacji wielkiej retrospektywy swojego najwybitniejszego (po Michale Aniele) obywatela zabrała się też Pietrasanta irównolegle zweneckim Biennale całe miasteczko i jego najbliższe okolice zmieniły się w wielką otwartą galerię dzieł rzeźbiarza. Malownicze zaułki, ceglana wieża kościoła i łagodne, porośnięte oliwnymi gajami i szpalerami cyprysów toskańskie pejzaże na trzy miesiące stały się w ten sposób tłem dla Aniołów upadających pod ciężarem egzystencji, Wojowników złamanych doświadczeniem codzienności iErosów spętanych nadmiarem pragnień czekających na spełnienie.

FOTO: NOWY DZIENNIK/ ALEKSANDRA SŁABISZ

Biennale w Wenecji – najważniejszy na świecie przegląd sztuki najnowszej – w tym roku spontanicznie rozszerzyło swoje tradycyjne terytorium. Większość krytyków, marszandów i zwykłych turystów, po wizycie w Ogrodach (Giardini) i Arsenale, tym razem udawała się bowiem dalej, do Toskanii.

Igor Mitoraj, Hands Study

Dopiero od niedawna zmienił się nieco ton wypowiedzi świata sztuki o dorobku Mitoraja. A zmienił się po pierwsze dlatego, że poszerzył się margines tolerancji dla twórczości popularnej, adresowanej do szerokiego odbiorcy. A po drugie – pojawili się wśród uznanych krytyków obrońcy współczesnego realizmu. Na czele z wysoko oceniającym twórczość rzeźbiarza z Pietrasanty Donaldem Kuspitem, autorem słynnej Śmierci sztuki. W ten sposób świat muzeów, galerii i opiniotwórczych magazynów artystycznych dostrzegł, a teraz próbuje jakoś „oswoić” i wpisać do kategorii współczesności brązy i marmury Mitoraja, co powinno przyjść o tyle łatwiej, że istnieje przecież dość licznie reprezentowana kategoria rzeźbiarzy uprawiających ten sam gatunek twórczości, który można by roboczo określić jako „monumentalną sztukę popularną”. Z nowocześnie rozumianym realizmem w formie i dydaktyzmem w treści krytycy już wcześniej pogodzili się przecież w przypadku takich artystycznych sław współczesności, jak choćby Fernando Botero, Valdes czy – na lokalną, nowojorską skalę – Tom Otterness. Teraz przyszła pora na Mitoraja. Na dwóch ostatnich edycjach tutejszej Armory Show do prac wymienionych wyżej twórców dołączyły rzeźby mistrza z Pietrasanty. Chyba dołączyły już na stałe, czego dowodem może być wystawa w Cara Gallery. Pierwsza wmieście odponaddwudziestolecia. Galeria pokazała wprawdzie niewielki wybór prac artysty, ale zadbała o taką ich ekspozycję, że pomimo niewielkich rozmiarów zachowały one swój monumentalny charakter i siłę ekspresji. A to niezwykle ważne, bo owa ekspresja to chyba największy z atutów twór-

czości Mitoraja. Jego prace bronią się głównie dlatego, że zdolne są wzbudzać emocje masowej publiczności. Ekspozycja jest więc, owszem, skromna, bo też sama galeria, działająca w zagłębiu artystycznym na Chelsea, w prestiżowej lokalizacji, tuż obok estakady parku High Line, jest niewielka. Niemniej znalazły się na niej prace charakterystyczne dla różnych technik i etapów twórczości Mitoraja, od brązów poprzez marmury po – rzadko wystawiane – prace na papierze. Cara Gallery pokazała też wszystko to, co w twórczości artysty z Pietrasanty najbardziej rozpoznawalne – klasyczny, sięgający antyku kanon rzeźbiarski i jego współczesną dekonstrukcję poprzez defragmentację (okaleczanie i owijanie w bandaże). Kalekie marmury i ułomne brązy Mitoraja po tych zabiegach przypominają modne już w epoce renesansu wykopaliska rzeźbiarskie z czasów starożytnych, których klasyczna uroda została nadwątlona działaniem czasu. Jak w przypadku słynnej Nike z Samotraki czy ustawianych w willach bogatych florenckich bankierów połamanych kolumn jońskich i doryckich. Podobnie „zdekonstruowane” – pod wpływem tej samej mody – były już zresztą rzeźby Michała Anioła, wielkiego poprzednika Mitoraja w Pietrasancie. Czy pomimo tych wszystkich odniesień, zapożyczeń i oczywistych skojarzeń dzieła Mitoraja pokazane w Cara Gallery są w stanie obronić tezę, że Igor Mitoraj „wielkim artystą był”? Trudno powiedzieć. Ale trzeba przyznać, że kuratorzy dostarczyli wszelkich możliwych argumentów na jej poparcie. Z jakim skutkiem? Ato już – jak zawsze zresztą – zależy wyłącznie od oceny publiczności. p Igor Mitoraj: Strength in Fragility 10 września – 17 października 2015 Cara Gallery 508 West 24th Street Manhattan


7

Pięk ne ko bie ty i pięk na wi zy ta PAŹDZIERNIK 2015

DODATEK KULTURALNY nowego

dziennika

Przegląd Polski

GRAŻYNA DRABIK

Największy i najważniejszy spektakl początków jesiennego sezonu w tym roku to był z pewnością przyjazd papieża Franciszka. Miasto zamieniło się w amfiteatr, ulice w rzędy wypełnione widzami stojącymi w cierpliwym oczekiwaniu.

*

Centralną postacią wsztuce Richarda Maxwella Isolde jest znana aktorka, która swym kunsztem wzbudza entuzjazm i szacunek. Nie dziwi więc, gdy słynny architekt, zatrudniony przez męża Izoldy, by pomógł jej zaprojektować i zbudować wymarzony, idealny dom letni, już przy pierwszym spotkaniu mówi o swoim dla niej głębokim podziwie. Szybko rozpoznajemy zarysy kształtującego się trójkąta: piękna kobieta, przyzwyczajona do uwagi innych dla swych potrzeb, wzlotów i upadków. Patrick, zamożny mąż, uczuciowo zaangażowany i troskliwy, lecz w swym osadzeniu w sprawach praktycznych funkcjonujący na rozbieżnej fali od niepokojów ducha Izoldy. I ten trzeci, o dźwięcznym imieniu Massimo, z temperamentu bratnia dusza aktorki, swobodnie poruszający się w rejonach wzniosłej retoryki, brawurowo spontaniczny. Sztuka rozwija wątek zdrady, jakby przynajmniej częściowo usprawiedliwionej porywającą siłą pożądania. Na jednym poziomie akcja rozwija się prawie naturalistycznie, w wygodnym domu, z widokiem na sielski krajo-

ZDJĘCIE: STEPHANIE BERGER

Poszczególne punkty wizyty były niby stacje łagodnej drogi krzyżowej, którą zdążała uparcie niewielka figura ubrana na biało, przecinając miasto – w maleńkim fiaciku, w otwartym „papamobilu” – z północy na południe, ze wschodu na zachód, z dołu miasta ku górze, przez zielone serce parku. Wszędzie był witany serdecznie, zaznaczając swą obecność przez ulotny moment. Miejsca modlitwy i spotkań z rodzinami tych, którzy zginęli tragicznie 11 września, ze strażakami, z bezdomnymi, z dziećmi, z wiernymi, z ludźmi innej wiary, i z niedowiarkami złożyły się w rodzaj litanii, gdzie pamięć o nieszczęściach i ludzkich bólach splatał się z pogodą ducha i pociechą. I wszędzie – we wspaniale odnowionej i rozświetlonej katedrze św. Patryka; rozległej sali Zgromadzenia w Narodach Zjednoczonych; miejscu pamięci na dawnym planie dwóch wież World Trade Center; skromnym kościółku Matki Boskiej Królowej Aniołów na 112 Ulicy we Wschodnim Harlemie; przepastnej przestrzeni Madison Square Garden – rozbrzmiewało podobne przesłanie o pokój, o rozpoznanie ludzkiego osamotnienia, o potrzebie troski o drugiego człowieka, lecz i troski o Ziemię, tę jedyną Ziemię w naszych rękach i naszą ręką niszczoną. Atakże dobitne przypomnienie: „Nadzieja, która uwalnia nas od sił wpychających w osamotnienie i obojętność wobec innych. Nadzieja, która nie boi się zaangażowania działającego jak zaczyn gdziekolwiek tam, gdzie mieszkamy i pracujmy. Nadzieja, która pozwala nam rozpoznać, nawet w oparach smogu, obecność Boga, jak chodzi po ulicach naszego miasta”.

Juliette Binoche jako Antygona w sztuce pod tym samym tytułem

braz za oknem, przy eleganckich drinkach. Lecz odwołuje się także do pamięci odwiecznych mitów i do marzeń. W pragmatycznie określonej rzeczywistości Patricka i jego przyjaciela, wuja Jerry'ego odwołanie do średniowiecznego mitu i wielkich uczuć wydaje się absurdalne. Liczy się projekt wykreślony precyzyjnie na papierze, dokładnie wyliczone koszty, drewno i inne materiały przygotowane do budowy. Lecz i w ich świecie działanie wymyka się spod racjonalnej kontroli. Ramy wyznaczone przez rozsądek i logikę rozsadzają pierwotne instynkty, pragnienie obrony terytorium, potwierdzenia posiadania. Łuk napięć bieży między biologią a wyrafinowaniem, między prymitywną „disco polo” a wyszukaną muzyką – w kluczowej scenie rozbrzmiewa aria Liebestod z wagnerowskiej opery Trystan i Izolda. Co jednak czyni sztukę Maxwella szczególnie ciekawą, to nakładające się warstwy odniesień i znaczeń. W wątek o emocjonalnych splotach i zderzeniach między Izoldą, Patrickiem i Massimo wpisują się refleksje o roli wyobraźni, tej cudownej umiejętności uwierzenia w coś, co nieuchwytne. Dążenie Izoldy dorealizacji swego marzenia podsuwa pytania, jak nadajemy fizyczny kształt czemuś, co jeszcze nie istnieje poza naszym wyobrażeniem i pragnieniem – jak „idealny dom”, jak inscenizacja sztuki, jak napisanie nowej książki. Te pytania łączą się także z niepokojem o rozmywające się granice osobowości, mocno związanej z dynamiką pamięci. W scenie otwierającej sztukę Izolda powtarza słowa monologu: „Znamy tę historię. Miałam przypłynąć statkiem i go uratować. Lecz wiemy, że na pokładzie łodzi znajdował się dywersant…”. Milknie. Zwraca się do Patricka siedzącego z tyłu: „Podaj sło-

wo”. Zaczyna recytować od początku. Znów zapomina. Prosi o podpowiedź. To może być dramat starzejącej się aktorki, z większym trudem uczącej się roli. Lecz Izolda zaczyna zapominać nie tylko kwestie, które ma wypowiadać ze sceny, ale także rzeczy, o których mówi w „prawdziwym” życiu. Dramat się rozszerza, niepokój Izoldy rozbiega się coraz dalej, jak kręgi na wodzie. Ogarnia także nas, gdy zapytuje: „Jak opłakiwać to, czego nie możemy sobie przypomnieć? Pozostaje ci ledwie cień jakiejś tęsknoty, wygłuszone poczucie pustki. Jak subtelny jest dar pamięci? Jak cenny?”.

towość na śmierć – w sposób, który wydaje się całkowicie „naturalny”, a jednocześnie genialnie „zagrany”. Dorównuje jej z przekonaniem Patrick O'Kane w roli Kreon, który drogo płaci za arogancką pewność własnych, i tylko własnych racji. Inscenizacja Antygony przygotowana przez Ivo van Hove'a jest przykładem, jak potężny efekt może osiągnąć precyzyjna ręka reżysera, podchodzącego do tekstu z odwagą i własną wizją, lecz i szacunkiem, nadając całości przejrzysty kształt. Sztuka nabiera przejmującej wymowy, jakby Sofokles zwracał się bezpośrednio do nas. Przypomina z naciskiem o kosztach bezwzględnych osądów, konieczności wyJesień przed nami pełna ciekawych wyda- ważonych decyzji i odwadze rozpoznania włarzeń. Otworzyła paradę Isabella Rossellini przy- snych ograniczeń (Antigone Sophoklesa, w nowołując postać swojej matki, wspaniałej Ingrid wym tłumaczeniu Anne Carson. 24 września – 3 Bergman. Opowieści przyjaciół i artystów, października, w BAM Harvey Theater). Awśród zbliżających się premier i wizyt warz którymi aktorka współpracowała, splatały się z fragmentami jej osobistych zapisków i listów, to zwrócić szczególną uwagę na Fool for Love, czytanych bez afektacji przez Isabellę Rossel- z powodu autora, Sama Sheparda, i świetnej Nilini i Jeremy'ego Ironsa. Wspomnienia dopeł- ny Ariandy (premiera 8 października, Samuel J. niał bogaty wybór materiałów wizualnych: tro- Friedman Theatre); Cloud Nine, bo brytyjska chę osobistych zdjęć i rodzinnych nagrań, lecz pisarka Caryl Churchill ma genialne wyczucie przede wszystkim sceny z jej filmów: u szwedz- języka i ostry humor (5 października – 1 listokich reżyserów Gustafa Molandera i Pera Lind- pada, Atlantic Theatre Company); Medea, berga; w hollywoodzkich filmach Davida Sel- z sympatii do La MaMa i ciekawości, co wyzincka w latach 40.; z trudnej „podróżniczej” myślił włoski artysta znany z przewrotności (8trylogii Roberta Rosselliniego z lat 50.: Strom- 18 października, Ellen Stewart Theater). p boli, Europa '51 i Podróż do Włoch; po Jesienną sonatę Ingmara Bergmana z 1978 r. (12 wrze- Richard Maxwell, Isolde. Reżyseria: Richard Maxwell; sceśnia, BAM Opera). nografia i oświetlenie: Sascha van Riel; kostiumy: Romy Teraz na scenie w Harvey Theatre domaga Springsguth & Kaye Voyce. Występują: Jim Fletcher (Pasię absolutnej uwagi księżniczka Antygona. Ju- trick), Brian Mendes (Uncle Jerry), Tory Vazquez (Isolde) liette Binoche oddaje jej trudne pasje – deter- i Gary Wilmes (Massimo). New York City Players, przedminację, lojalność wobec tragicznie zmarłego stawienia 6-27 września w Polonsky Shakespeare Center, brata, bezwzględność wobec próśb siostry, go- Theatre for a New Audience, 262 Ashland Pl., Brooklyn.

*


8 Przegląd Polski

DODATEK KULTURALNY nowego

dziennika

Ze Żmudzi pod Tatry

PAŹDZIERNIK 2015

Wokół „Koliby” rośnie wiele drzew. Część z nich pewnością przyglądała się powstawaniu (w latach 1892-94) tego okazałego drewnianego domu. Pierwszego obiektu wzniesionemu w stylu nazywanym zakopiańskim, według projektu Stanisława Witkiewicza, będącego jego twórcą.

na studia artystyczne do St. Petersburga, a potem do Monachium. W stolicy Bawarii cierpiał niedostatek, nierzadko głodował, czuł się samotny i nieobce były mu myśli samobójcze. Ale też na ten czas przypadł początek jego przyjaźZ RODU WITKIEWICZÓW Ród Witkiewiczów wywodzi się ze Żmu- ni z Józefem Chełmońskim, poznanie Adama dzi. I tam, a konkretnie w rodzinnym majątku Chmielowskiego (późniejszego brata Alberta), w Poszawszu*, 8 maja 1851 r. urodził się Sta- którego poglądy na sztukę wywarły wielki i trwanisław Witkiewicz. Na ukształtowanie jego świa- ły wpływ na Witkiewicza. Po powrocie do kraju wraz z Chełmońskim, topoglądu wielki wpływ wywarło powstanie styczniowe. Z podziwem patrzył na zaangażo- Antonim Piotrowskim i Chmielowskim otwowanie swego ojca w narodową sprawę. Ignacy rzyli na poddaszu Hotelu Europejskiego „WielWitkiewicz pełnił bowiem funkcję naczelnika ką malarnię”. Warszawska publiczność, gustucywilnego powiatu szawelskiego. Syn natomiast jąca w tradycyjnej, uwznioślonej sztuce, odrzudostarczał do obozów powstańczych żywność, ciła jednak proponowane przez trzech artystów malarstwo realistyczne. Aby więc zarobić amunicję, obrok dla koni. Po upadku powstania majątek Witkiewiczów na utrzymanie, Stanisław Witkiewicz zajął się został skonfiskowany, a Ignacego Witkiewicza ilustracjami do czasopism i książek. Wtedy też skazano na śmierć. W wyniku starań jego żo- poznał Helenę Modrzejewską, z którą złączyny Elwiry z Szemiotów wyrok zamieniono na ze- ła go niespełniona miłość, nigdy niewygasła. słanie na Sybir. W Tomsku, gdzie został osa- Na początku lat 80. Witkiewicz zachorował dzony, Ignacemu towarzyszyła dobrowolnie nie- na gruźlicę i na leczenie wyjechał w Alpy Tymal cała najbliższa rodzina: żona, trzy córki rolskie. Po powrocie, w 1884 r., objął funkcję kierownika artystycznego Wędrowca, redagoi dwóch synów, w tym Stanisław. Wiosną 1868 r. Stanisław Witkiewicz wyru- wanego w Warszawie. szył do kraju. Pragnął podjąć starania o wczeSTANISŁAWÓW WITKIEWICZÓW BYŁO DWÓCH W świadomości większości ludzi istnieje tyl- śniejszy powrót z zesłania ojca (w tym samym ŻONA I SYN ko jeden Witkiewicz – Stanisław Ignacy Wit- roku rodzina wróciła, ale Ignacy Witkiewicz Wkrótce po objęciu posady w WędrowcuWitkiewicz, który przyjął przydomek Witkacy; wy- zmarł w drodze). Chciał też wziąć udział w ko- kiewicz ożenił się z Marią Pietrzkiewicz, nabitny dramaturg, oryginalny malarz, teoretyk lejnym zrywie narodowym. Wychowany w tra- uczycielką muzyki. W roku 1885 przyszedł sztuki; znany także ze swego ekscentrycznego dycji powstańczej, był przekonany, że społe- na świat Stanisław Ignacy Witkiewicz. Ponieżycia. Na powstanie jego swoistej legendy wpływ czeństwo polskie wkrótce ponownie chwyci waż Stanisław Witkiewicz obiecał Helenie Moteż miało samobójstwo, które popełnił 18 wrze- za broń. Ale podczas pobytu w królestwie i Ga- drzejewskiej, że będzie matką chrzestną jego śnia 1939 r. na wieść o wkroczeniu do Polski, licji stwierdził, że o kolejnym powstaniu my- dziecka, chłopiec został ochrzczony dopiero śli bardzo niewielu. Rozczarowany wyjechał sześć lat później. Wtedy to – w 1891 r. – wieldzień wcześniej, armii radzieckiej.

Warto odwiedzić także inne jego dzieła architektoniczne w Zakopanem. Chociażby te najbardziej, obok „Koliby”, znane – kaplicę na Jaszczurówce i dom „Pod Jedlami”. Kaplica jest niewielka, ale jej bryła powoduje, że można wodzić po niej wzrokiem, poczynając od dwuspadowego dachu zwieńczonego sygnaturką, a kończąc na otaczającym ją starym lesie świerkowym. Nietrudno wyobrazić sobie Stanisława Witkiewicza stojącego przed wejściem do kaplicy. Uśmiechającego się lekko – zadowolonego ze swego dzieła. Patrząc również na dom „Pod Jedlami” oczami wyobraźni widzę, jak po okazałych, kamiennych schodach wchodzi na piętro. Puka do drzwi. A po jakimś czasie jego sylwetka pojawia się wjednym zokien wychodzących na północ – podziwia rozległy widok na Zakopane (wówczas jeszcze wieś), jak też łagodne szczyty, w tym Gubałówkę. Przeszedłszy zaś na przeciwną stronę domu, spogląda Witkiewicz na panoramę Tatr. Piękna architektura tego domu usytuowanego celowo na okazałym wzniesieniu, przyciąga uwagę. Tak jak i panorama gór, stanowiących jego naturalne tło.

Bohaterem jednak tego szkicu będzie jego ojciec Stanisław Witkiewicz, ów drugi Witkiewicz, niesłusznie zapomniany.

W „Kolibie” otwarto w grudniu 1993 r. Muzeum Stylu Zakopiańskiego, którego wnętrza zaaranżował Władysław Hasior

Jacek Malczewski, Portret Stanisława Witkiewicza, 1897 r.

ZDJĘCIA: WIKIMEDIA.ORG

DARIUSZ PAWLICKI

ka aktorka wróciła z zagranicznych wojaży. Warto dodać, że ojcem chrzestnym chłopca był słynny Jan Krzeptowski, zwany Sabałą. Małżeństwo Witkiewiczów nie należało do udanych. Maria Witkiewiczowa, zawiedziona w miłości małżeńskiej, całe uczucie przelała na swe jedyne dziecko. Wychowywała je zresztą we wrogości do ojca. Na początkową niechęć syna do ojca wpływ miał też fakt, że Stanisław traktował potomka jak człowieka dorosłego – bez żadnych roztkliwień. W późniejszych latach to Stanisław Witkiewicz zajął się wychowaniem syna. Czynił to zresztą w bardzo oryginalny sposób. Na przykład, jako zdecydowany przeciwnik systemu szkolnego, zorganizował Stasiowi lekcje w domu. Jedynie egzaminy semestralne zdawał w szkołach. Pozwalał również synowi czytać wszystko, na co tylko miał ochotę. Sprzyjał też rozmaitym jego zainteresowaniom. O tym, co to wychowanie przyniosło, przekonano się najpierw w Polsce, potem na świecie. O podejściu ojca do sztuki, tożsamej dla niego z życiem, świadczy, między innymi, taki oto fragment listu do syna (czerwiec 1905 r.): „Można jeść z głodu tanie pomyje (...), ale nie wolno jest pić pomyj ducha, pomyj sztuki dlatego, że tanie. Oddaj wszystko, co masz za jeden diament myśli i wróć bosy, oberwany, ścigany przez wierzycieli, ale nie kupuj taniej wiedzy, tandetnego ducha, tandetnej rozkoszy dlatego, że tania. Otrząśnij się z przygnębienia – bądź dumny, nie zadowalaj się byle czym ani w sztuce, ani w życiu (...)”. Winnym liście do syna, będącym reakcją na jego zamiar podjęcia, w 1905 r., studiów w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, tak napisał: „Co za szczególną mieszaniną sprzeczności jest życie i czy koniecznie każde nowe pokolenie musi być antytezą i reakcją poprzedzającego? Więc po to my walczyliśmy przeciwko niewoli szkolnej, przeciw stadnemu duchowi w sztuce (...) żebyście wy właśnie czuli się dobrze w szkolnym systemie?”. Zachowane w znacznej części, zresztą bardzo liczne, listy** Witkiewicza seniora do Witkiewicza juniora uzmysławiają, jak bardzo przejmował się losem syna (ten zaś listy swoje do ojca zniszczył po jego śmierci). Jak starał się, mimo upływu lat, wciąż nim kierować, doradzać, chronić go. Jak też jednocześnie potrafił być, zwłaszcza w początkowym okresie, apodyktyczny. WSZECHSTRONNY ARTYSTA Stanisław Witkiewicz był nie tylko architektem i malarzem, ale również teoretykiem sztuki, krytykiem artystycznym, poetą, publicystą, projektantem przedmiotów użytkowych (w tym mebli), strojów, biżuterii, instrumentów muzycznych. W jednym ze swoich tekstów pisał: „Artysta musi być bezwzględnie szczery. To co czuje i jak czuje w (...) chwili, w której w jego umyśle powstaje obraz – to musi on wypowiedzieć bez żadnych zastrzeżeń, żadnych zboczeń, z całą żywiołową bezwzględnością”. Do tego dochodziło jeszcze propagowane przez niego pojęcie prawdy artystycznej. Polegającej jednak nie na wiernym, fotograficznym przedstawieniu na obrazie natury. Uważał bowiem, że artysta ma prawo do dokonywania wyboru i prze-


PAŹDZIERNIK 2015

DODATEK KULTURALNY nowego

dziennika

Przegląd Polski

9

Rok 2015 został ogłoszony w Zakopanem „Rokiem Witkiewiczów” – Stanisława Witkiewicza i Stanisława Ignacego Witkiewicza „Witkacego”. Na zdjęciu: ze zbiorów Muzeum Tatrzańskiego: ojciec i syn, ok. 1910 r.

stylu, pod koniec XIX w., miał bardzo wiele zamówień na projekty domów. Nie pobierał za nie honorariów w ogóle albo bardzo niewielkie. Propagowanie bowiem budownictwa w stylu zakopiańskim, jako rdzennie polskiego, traktował, jako swój obowiązek patriotyczny. Zdecydowanie inny punkt widzenia na tę sprawę miała jego żona zajmująca się finansami rodzinnymi.

Grób Stanisława Witkiewicza na Cmentarzu Zasłużonych na Pęksowym Brzyzku w Zakopanem

kształcania w wyobraźni elementów występujących w naturze. Owo przekształcanie może być jednak tylko takie, aby widz oglądający dzieło czuł, że ma do czynienia z czymś rzeczywistym, prawdziwym. Pojęcie prawdy artystycznej, według Witkiewicza, dotyczy doskonałości kształtu przedstawianych obiektów, harmonii barw, światłocienia. Z tym, że może ona się ograniczyć do doskonałości w przedstawieniu jednego z tych elementów. To dlatego wyraził pogląd, że można „samo światło uznać za treść obrazu”. Witkiewicz był także wyrazicielem poglądu, że „bezwzględną wartość dzieła mierzy się tylko jego cechami artystycznymi”. Wierny temu poglądowi zwalczał konsekwentnie wyznawany przez rodaków (zresztą nie tylko przez nich) prymat treści w sztuce, który zaowocował stworzeniem hierarchii tematów. Właśnie tej kwestii był poświęcony szkic Witkiewicza Malarstwo i krytyka u nas, zawierający następujący spektakularny fragment: „Z jakichkolwiek też powodów i ktokolwiek się smuci lub cieszy, światło rozkłada się na nim zawsze według jednej i tej samej zasady. Czy to będzie Zamoyski pod Byczyną, czy Kaśka zbierająca rzepę, nie przybędzie ni w pierwszym, ni w drugim wypadku ani jednego połysku, ani jednego cienia albo refleksu, jeżeli będą o tej samej porze dnia oglądani (...)”. Wręcz policzkiem, żeby nie wyrazić się dosadniej, dla osób głoszących wyższość tematu w sztuce, było owo zrównanie, jako tematu malarskiego, zwycięskiego hetmana wielkiego koronnego Jana Zamoyskiego z Kaśką zbierającą rzepę. Na kontrowersyjny odbiór Witkiewiczowskich poglądów na sztukę, w wielu punktach zbieżnych z tzw. nową sztuką, która u schyłku XIX w. kształtowała gusty estetyczne w Europie, wpływało nie tylko to, że polska publiczność ceniła dzieła o tematyce patriotycznej. Równie ważne było, że winny one być tworzone w duchu akademickim. Tymczasem w kwestii ducha akademickiego Witkiewicz głosił pogląd zdecydowanie przeciwny. Odrzucał bowiem ograniczenia akademickie i wzory pochodzące z antyku,

jak też dziewiętnastowieczną konwencję odtwarzania rzeczywistości. TATRY I PODHALE Od roku 1886 Stanisław Witkiewicz był częstym gościem w Zakopanem. Aw czerwcu 1890, ze względu na stan zdrowia (gruźlica), zamieszkał w nim z rodziną na stałe. Tak jak wielu współczesnych mu polskich artystów i pisarzy, należał do wielbicieli skrawków Polski, które nazywały się: Tatry i Podhale. Góry, jak i tereny rozciągające się u ich stóp, były częstymi tematami jego prac malarskich i literackich. Przykładami tych pierwszych mogą być obrazy: Wiatr halny, Owce we mgle, Czarny Staw – kurniawa, Widok tatrzański – gniazdo zimy, Pejzaż zimowy w Tatrach, Morskie Oko. Jego teksty prozatorskie związane tematycznie z Tatrami są zapisem aktualnych wrażeń, nastrojów, oglądanych kolorów. Utwory Witkiewicza są powszechnie uważane za najpiękniejsze współczesne opisy przyrody. Książka Na przełęczy. Wrażenia i obrazy z Tatr, będąca także opisem życia górali tatrzańskich, przez kilka dziesięcioleci była swego rodzaju biblią Tatr. Obecnie już nie jest, ale i żadna książka nie zastąpiła jej w tej roli. W 1891 r. ukazało się pierwsze wydanie Sztuki i krytyki u nas, analizującej stan sztuk plastycznych, jak też krytyki sztuki na ziemiach polskich. W roku następnym, na łamach Kuriera Warszawskiego, Stanisław Witkiewicz opublikował cykl artykułów zatytułowanych Styl zakopiański, które miały na celu, między innymi, nadanie charakteru rodzimego, podhalańskiego zakopiańskiej Szkole Przemysłu Drzewnego. Szkoła ta, kierowana przez obcokrajowców, była bowiem rozsadnikiem obcych wzorów, chociażby tyrolskich. Witkiewicz nie tylko stworzył styl zakopiański, lecz też bardzo wiele uczynił dla jego popularyzacji. Twierdził bowiem, że stanowi on „resztki zaginionego, dawnego, drewnianego stylu polskiego, że z tych resztek da się styl polski odtworzyć”. W związku z popularnością tego

W lovrańskim okresie swego życia napisał też wiele listów. Była to bowiem forma kontaktu przede wszystkim z żoną i synem, ale także z innymi osobami, w tym z siostrą Marią. Sprawy związane ze sztuką, krytyką artystyczną nie przestały być nigdy bliskie autorowi Sztuki i krytyki. Do końca jego dni członkowie rodziny, ale nie tylko oni, przesyłali do Lovranu katalogi z wystaw, albumy z reprodukcjami prac plastycznych. Zresztą zamierzał pisać na temat m.in. sztuki awangardowej. Planów tych jednak nie zrealizował. W sferze zamierzeń pozostała też praca poświęcona malarstwu Józefa Chełmońskiego. Ale to w Lovranie, mimo tak wielu problemów, udało mu się zaprojektować ostatnie swe dzieło architektoniczne – budynek Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem. I doprowadzić, za sprawą intensywnej korespondencji, do jego realizacji. Stan finansów Witkiewicza podczas pobytu na półwyspie Istria był opłakany. Pozbawiony możliwości zarobkowania utrzymywany był przez siostry i Marię Dembowską – swego anioła opiekuńczego. Musiał też wyrzec się wielkiego marzenia – zobaczenia syna, któremu nie był w stanie opłacić podróży i pobytu. A syn był w takiej samej sytuacji finansowej. 5 września 1915 r. Stanisław Witkiewicz, schorowany i tęskniący za synem, zakończył w Lovranie bardzo pracowite życie. Dwanaście dni później jego ciało spoczęło na cmentarzu na Pęksowym Brzyzku w Zakopanem. Na grobie stoi wysoki słup zwieńczony drewnianym, czterospadowym daszkiem – typowy żmudzki smektalis – przypominającym, skąd pochodził ten, który był, między innymi, twórcą stylu zakopiańskiego. p

OSTATNIE LATA ŻYCIA W 1904 r. stan zdrowia (płuca i serce) Stanisława Witkiewicza, gwałtownie się pogorszył; niemal nie opuszczał domu, a bardzo często również łóżka. Za namową lekarzy zdecydował się wyjechać na pewien czas na Południe. Pocieszeniem dla niego było to, że w tej podróży mógł mu towarzyszyć syn. 21 października wspomnianego roku wyruszyli do Lovranu na półwyspie Istria (obecnie w granicach Chorwacji), niedaleko Triestu (pierwotnie miejscem pobytu miała być mała wyspa na Adriatyku – Lussin Piccolo). Witkacy powrócił stamtąd do Zakopanego na początku stycznia 1905 r., zaś jego ojciec – w maju. W listopadzie 1908 r., pod opieką Marii Dembowskiej, z którą był związany, i swej siostry Eugenii, Witkiewicz senior ponownie udał się do Lovranu. Był przekonany, że tak jak poprzedno, będzie to pobyt tylko kilkumiesięczny. Nie przypuszczał, że do Polski żywy już nie powróci. Postępy gruźlicy sprawiły, że był coraz słabszy, coraz bardziej wyniszczony. Dawał mu się we znaki także artretyzm. Tak więc o podróży do Zakopanego mógł już tylko marzyć. I marzył! O tym, w jakiej kondycji fizycznej znajdował się wówczas, świadczy np. fakt, że po 1908 r. nie powstała już żadna praca malarska – nie był bowiem w stanie posługiwać się pędzlem. Choroba w zaawansowanym stadium, w połączeniu z artretyzmem, dokonała też, dosłownego, rozstrzygnięcia swoistej rywalizacji, jaka w nim dotąd się odbywała. Do wspomnianego roku Witkiewicz-artysta rywalizował bowiem o czas z Witkiewiczem-pisarzem. I przez większą część życia twórczego autora Mgły wiosennej, ten pierwszy najczęściej wygrywał. Pisanie, które stało się dla Stanisława Witkiewicza jedyną dostępną mu formą wypowiedzi, nie było jednak, co należy podkreślić, formą zastępczą, rodzajem namiastki twórczości. Było bowiem traktowane jak najbardziej poważnie. Zostało zresztą przyjęte z radością, można powiedzieć, że wręcz z wdzięcznością. Nietrudno wyobrazić sobie, jak czułby się ten niezwykle aktywny intelektualnie człowiek, gdyby także możliwość pisania została mu odebrana. Ao tym, czym ona stała się dla niego, świadczy zdanie z listu do syna (21 stycznia 1912 r.): „Marzę o dniu, w którym porwę za pióro”. Nie zawsze bowiem, z powodów zdrowotnych, był w stanie pisać. Ale gdy było to możliwe, czuł Książka Stanisława Witkiewicza Na przełęczy. się szczęśliwy. Starał się wówczas zapisać dzien- Wrażenia i obrazy z Tatr przez kilka dziesięcioleci nie przynajmniej kilka stron. Teksty, które wów- była swego rodzaju biblią tatrzańską czas powstały (znaczna ich część zaginęła), nie dotyczyły jednak sztuki. Były to rozważania po- * Dwór Witkiewiczów w Poszawszu, zresztą w znakoświęcone polityce, sprawom społecznym, etymitym stanie dotrwał do naszych czasów. ce. Mające, w zamierzeniu autora, wskazać Po- ** Stanisław Witkiewicz, Listy do syna; opracowały Bolakom drogę do odbudowania własnej państwożena Danej-Wojnowska i Anna Micińska, Warszawa: wości, jak też umożliwić naprawę ludzkości. PIW, 1969, s. 835.


10 Przegląd Polski

To piękne malarstwo, które zwyczajnie zachwyca DODATEK KULTURALNY nowego

dziennika

PAŹDZIERNIK 2015

ANNA ARCISZEWSKA

NIKIFOR KRYNICKI nie potrafił porozumieć się z otoczeniem. Przed poniżaniem i wyśmiewaniem schował się we własnym świecie, w którym z wielką pasją malował. Przypadkowo odkryty, w końcu został doceniony i uznany za jednego z najznakomitszych na świecie malarzy naiwistów. Od kilku tygodni jego akwarele można oglądać w USA.

Na pierwszą tak dużą wystawę polskiego artysty, pochodzenia łemkowskiego, składa się 50 akwarel. Wśród nich są Nikifor na spacerze, Obraz dwudzielny: sceny w cerkwi oraz Kolejka. Obecnie można je oglądać w Elizabeth C. Tower Gallery, należącej do Daemen College w Amherst w stanie Nowy Jork. Imponująca kolekcja odwiedzi również Muzeum Polskie w Chicago, gdzie będzie pokazywana od 23 października do 15 stycznia przyszłego roku. Następnie powędruje do Springfield w stanie Missouri na miesięczny pokaz w galerii Meyer Library, należącej do Uniwersytetu Stanowego Missouri. To właśnie jeden z jego profesorów, Jacek Frączak, wpadł na pomysł pokazania akwarel Nikifora w Stanach Zjednoczonych. „Wszystko zaczęło się dosyć przypadkowo. Jakiś czas temu odwiedził mnie w Springfield prof. Andrew Wise, szef Wydziału Historii w Daemen College. Rozmawialiśmy o rozmaitych akademickich projektach. Andrew to specjalista od historii Europy Środkowo-Wschodniej, co roku jeździ ze studentami latem do Przemyśla. Kiedy wspomniał o sesji historycznej poświęconej Łemkom, którą planował, zasugerowałem, abyśmy wzbogacili ten projekt o wystawę Nikifora wraz z projekcją filmu Krzysztofa Krauzego pt. Mój Nikifor. Na początku nie wiedział, kto to jest, ale gdy opisałem mu postać artysty z Krynicy, bardzo się nim zainteresował. Od tej rozmowy minął rok, a wystawa jest już do zobaczenia w galerii w Amherst” – opowiada prof. Jacek Frączak. Przedsięwzięcie ma na celu przybliżenie amerykańskiej publiczności, zwłaszcza środowiskom akademickim i polonijnym, twórczości i osoby Nikifora Krynickiego. „Dlaczego warto pokazywać jego prace tutaj, w Ameryce? Myślę, że co najmniej z kilku powodów. Przede wszystkim jest to najzwyczajniej w świecie bardzo piękne malarstwo, które zachwyca, i jestem pewny, że każdy choć trochę wrażliwy na sztukę na pewno do ce ni twór czość Ni ki fo ra. Po drugie, już sama historia artysty jest wyjątkowa. Odrzucony przez społeczeństwo, nierozumiany, tworzył genialne obrazy, obok których nie można przejść obojętnie” – podkreśla prof. Jacek Frączak. Wystawa prezentowana w Stanach Zjednoczonych pochodzi ze zbiorów znanego artysty rzeźbiarza Alfonsa Karnego. Znał on Nikifora i wielokrotnie bywał w Krynicy, dokonując zakupów. Był to czas powojenny. „Kar-

Nikifor Krynicki na rynku w Krynicy, swoim ukochanym mieście

ny, opisując postać Nikifora, wspominał biedę pokoiku, w którym artysta zamieszkiwał, jego ubiór, trudno zrozumiałą mowę. Z osobliwości, które zapamiętał, było to, że Nikifor nie przyjmował ponoć papierowych banknotów, tylko monety, i Karny zawsze musiał wo-

zić ich ze sobą sporawy pojemnik. Aswoje pra- zostawiała pod mostem. Po matce Nikifor ce malarz trzymał w dużej, drewnianej skrzy- odziedziczył wady słuchu i wymowy. Osieroni, na której miał posłanie. Karny opisywał te cony podczas I wojny światowej, nieumiejąspotkania z Nikiforem bardzo barwnie, wręcz cy porozumieć się z otoczeniem, traktowany przez krynicką społeczje odgrywał – opowiada prof. Frączak i dodaność jako odmieniec, był Nikifor wciąż poniżany i wyje: – Sądzę, że by w pełśmiewany. Po wielu lani zrozumieć twórczość jest jedną z najbardziej tach wysłuchiwania jedyNikifora, trzeba poznać fascynujących postaci nie jego „bełkotu” zaprohistorię, jaka stoi za tym wadzono malarza do lanie zwy kłym czło wie na scenie sztuki ryngologa, który zdiakiem, przepełnioną bóeuropejskiej XX wieku. gnozował wrodzoną walem i samotnością, a jeddę – przyrośnięty język, nocześnie pięknem twoco nieodwracalnie utrudniało mówienie. Do rorzonych przez niego dzieł”. Dzieciństwo Nikifora Krynickiego, a wła- ku 1963 nie posiadał nazwiska – posługiwał ściwie Epifaniusza Drowniaka, upłynęło się jedynie imieniem. Wtedy dopiero wyrobiow skrajnej nędzy. Urodził się prawdopodob- no mu dowód osobisty i paszport oraz urzęnie w 1895 roku w Krynicy Wsi, jako syn upo- dowo nadano nazwisko „Krynicki”. W dokuśledzonej, samotnej i bardzo biednej wiejskiej mentach zapisano fikcyjną datę urodzenia i fałkobiety. Jego ojciec był Polakiem, jak się przy- szywe imiona rodziców. Dopiero długo po jepuszcza, jednym z artystów malarzy, których go śmierci sąd w Muszynie w 2003 roku rozwielu mieszkało wtedy w willi „Trzy Róże”, strzygnął, że prawdziwe imię i nazwisko Ninajwiększego w tamtym czasie pensjonatu kifora to: Epifaniusz (Epifan) Drowniak. Obrazki zaczął malować około 1915 roku, w Krynicy. Matka Nikifora, niema Rusinka Eudokia (Jewdokia) Drowniak pracowała tam ja- wykorzystując wszystko, co tylko się do tego ko sprzątaczka. Ze swym nieślubnym dziec- nadawało – na przykład austriackie druki urzękiem żyła w całkowitej izolacji. Mówiono, że dowe, zużyte zeszyty szkolne, opakowania kiedy szła do pracy, zawiniątko z chłopcem po czekoladkach i papierosach czy papier pa-


PAŹDZIERNIK 2015

DODATEK KULTURALNY nowego

dziennika

Przegląd Polski

11

Po że gna nie z Bro nią MAREK KUSIBA – ŻABKĄ PRZEZ ATLANTYK

Często na obrazach Nikifora pojawiają się stacje kolejowe i tory. Wiele stacji ma nazwy miejscowości, których nie da się znaleźć na mapach, przykładem są obrazy pt. Kolejka czy Stacja – prace te można zobaczyć wśród 50 innych akwarel na wystawach w USA

„Bardzo się cieszę, że możemy pokazywać kowy. Przez całe życie Nikifor był bardzo mocno uczuciowo związany z Krynicą, więc gdy jego prace tutaj, w Stanach Zjednoczonych. ramach akcji „Wisła” trafił w okolice Szcze- Na razie są to trzy wystawy, ale jestem otwarcina – o czym świadczy jego malarstwo z tam- ty na propozycje i chętnie udostępnię kolektego okresu (morze, molo czy parasole plażo- cję na przykład dla kolejnych galerii czy uniwe) – to, nie zwracając uwagi na rygory de- wersytetów” – deklaruje prof. Jacek Frączak. kretu o wysiedleniu bądź też nie rozumiejąc Warto dodać, że Nikifor nie jest pierwszym sytuacji, wrócił do swojej rodzinnej miejsco- artystą z Polski, którego w Stanach Zjednowości. Władze nowosądeckie wydały w tym czonych promuje polski naukowiec. Niedawczasie zakaz meldowania Łemków, zatem od- no na Uniwersytecie Missouri została otwarnalazł tu zaledwie kilka rodzin łemkowskich, ta inna wystawa o polskim kolorycie – prei to tylko etnicznie mieszanych. Stał się więc zentująca ilustracje Mirosława Urbaniaka, wędrowcem, wyrzutkiem społeczeństwa, z cza- znakomitego rysownika prasowego, który sem przeistoczył się w żebraka. Jeszcze trzy- współpracował z Życiem Warszawy, a obeckrotnie go wywożono, a on zawsze wracał. Swo- nie jest cenionym autorem m.in. komiksów, ją „przenośną pracownię” rozkładał codzien- z powodzeniem także porusza się w świecie nie w różnych punktach uzdrowiska, stając się reklamy. p dla mieszkańców i kuracjuszy nieodłącznym elementem Krynicy. Był półanalfabetą, dlatego na jego obrazkach – podpisywanych „Netyfor malarz” lub „Matejko” – widnieją koślawe napisy pełne błędów. W jego twórczości znajdują odbicie fakty z jego życia, m.in. właśnie wysiedlenia i podróże. Szczególną zaś inspiracją Nikifora stała się cerkiew greckokatolicka. Wiele jego dzieł przedstawia pejzaż z sylwetką cerkwi w tle, wnętrza świątyń lub wizerunki świętych widziane w specyficzny sposób – oczami prymitywisty. Malarz często też portretował przechodniów, ludzi otaczających go na co dzień, a także samego siebie. Oblicza się, że w ciągu swego pracowitego życia Nikifor namalował kilkadziesiąt tysięcy obrazków i nigdy się nie powtarzał. Znaczną ich liczbę rozdał lub zagubił bądź sprzedał w latach największej biedy. Talent Nikifora jako pierwszy odkrył ukraiński malarz Roman Turyn. To on zaprezentował go światu i sprawił, że niepozorny artysta z Krynicy, odrzucony przez społeczeństwo, został wreszcie doceniony. Po latach nędzy Nikifor pod koniec życia dostąpił zaszczytu wystawiania swoich obrazów w prestiżowych galeriach na całym świecie. Zyskał międzynarodową sła- Artysta malował najchętniej akwarelą, czasami łączoną wę, był pokazywany w towarzystwie z temperą bądź farbą olejną, rzadziej – w ostatnich latach największych znakomitości polskie- życia – używał kredek. Na zdjęciu: autoportret Nikifor go malarstwa współczesnego. na moście

Sukces ma wielu ojców, tyl- domości, najpopularniejszego czasopisma liko klęska jest sierotą. To cy- terackiego wychodźstwa polskiego w XX wietat z książki Javiera Moro, za- ku. Dzięki pomocy m.in. Stefanii Kossowtytułowanej Szkarłatne sari. skiej i Jerzego Giedroycia Archiwum zgroJavier Moro urodził się w ro- madziło ponad 350 „polskich” kolekcji archiku 1955, w tym samym roku, walnych z całego świata, stając się najważw którym przyjechała do Ka- niejszym ośrodkiem w kraju dokumentująnady Bronka Michałowska. cym dziedzictwo kulturalne polskiego wyJego książka jest niezwykłą historią zwykłej chodźstwa. Liczy ponad 60 tys. manuskryptów i listów; wśród nich znajdują się rękopikobiety, poślubionej Indiom. Historia życia Bronki Michałowskiej (opi- sy Władysława Andersa, Edwarda Raczyńsana interesująco na tych łamach przez skiego, Kazimierza Wierzyńskiego, Józefa Edwarda Zymana) jest niezwykłą historią nie- Mackiewicza, Józefa Czapskiego, Czesława zwykłej kobiety, poślubionej sztuce. Bronka, Miłosza, Witolda Gombrowicza, Tymona Terpodobnie jak Sonia, bohaterka powieści, po- leckiego, Jerzego Stempowskiego, Tadeusza rzuca własny świat, który pochłonęła wojna, Nowakowskiego, Jana Lechonia, Mariaaby wtopić się w nową ojczyznę, a nawet kil- na Hemara i wielu tysięcy innych. Jak pisze Moro, sukces ma wielu ojców, tylka ojczyzn – najpierw Anglię, a potem, na całe sześćdziesiąt lat, daleką, odległą nie tylko ko klęska jest sierotą. W przypadku spuścifizycznie od jej Wilna, Kanadę. Przeżyje w niej zny Bronki Michałowskiej możemy mówić wspaniałe chwile, lecz także osobiste trage- wyłącznie o sukcesie, i nie jednym, a dwóch die. Jej siła, uczciwość i poświęcenie sztuce ojcach tego sukcesu: ze strony Archiwum Emigracji jest nim dr Mirosław sprawią, że stanie się ucieA. Supruniuk, historyk leśnieniem nadziei wielu kultury, nauki i sztuki, artwórców-emigrantów, że Archiwum Bronki chiwista, założyciel i kieich dzieło nie przepadnie Michałowskiej, rownik Archiwum Emigraw chwilą ich odejścia cji i Muzeum Uniwersytecdo lepszego świata. wagi blisko tony, kiego w Toruniu, tudzież Podobnie jak Włoszka wraca do ukochanej redaktor czasopisma ArSonia z okolic Turynu, zachiwum Emigracji. Po strofascynowana egzotyką Inojczyzny… nie kanadyjskiej ojcuje tedii i miłością do Hindusa mu sukcesowi Henryk Rajiva Gandhiego zyskaWójcik, lubliniak, historyk ła drugi kraj rodzinny, tak i Bronka zyskała w Kanadzie i Toronto dru- sztuki po KUL-u, zapalony bibliofil, kolekgą ojczyznę, choć nie przestała ani na chwilę cjoner i wydawca pięknych druków, posiadacz kochać Polski i żywo się nią interesować. Jej unikalnych kolekcji exlibrisu amerykańskiemiłość do kraju nad Wisłą, a wcześniej i Wi- go i brytyjskiego z przełomu XIX i XX wielejką, wyraziła się najlepiej w ostatniej woli ku. W jego wielotysięcznej bibliotece szczemalarki, aby większość jej prac trafiła do oj- gólne miejsce zajmują polskie emigracyjne druczyzny. I tak się stało: w kilka miesięcy po jej ki bibliofilskie oraz bogate zbiory historyczodejściu, ogromny zbiór prac malarskich wraz nych map polskich, exlibrisu polskiego, wiz archiwum pojechały do Torunia, a konkret- dokówek kresowych, Lublina i Wilna, druków nie do Archiwum Emigracji. Winny jestem ulotnych stanu wojennego oraz dawnej Czytelnikom kilka słów o tej wielce pożytecz- i współczesnej grafiki polskiej. Henryk jest nej instytucji. Archiwum Emigracji jest samo- także współtwórcą Archiwum Solidarności dzielną pracownią archiwalno-badawczą Uni- przy Bibliotece Uniwersyteckiej w Toronto. wersytetu Mikołaja Kopernika wToruniu. Zaj- Dzięki jego wielomiesięcznej pracy (z pomomuje się gromadzeniem, opracowywaniem cą kilkorga oddanych przyjaciół artystki) i bezi udostępnianiem archiwaliów, księgozbiorów, interesownej zupełnie miłości do kultury poldzieł sztuki i pamiątek związanych z polską skiej archiwum Bronki, wagi blisko tony, zodiasporą w XX i XXI wieku. A zatem Archi- stało wysłane do ojczyzny. Jak pisze o książce Moro Bernardeta Łagowum Emigracji gromadzi spuściznę ludzi pióra, wydawców, ludzi nauki i artystów pol- dzic-Mielnik, „historię Soni czyta się jednym skich rozsianych po świecie i tworzących po- tchem”. Nikt jeszcze nie napisał książki o żyza Polską. Gromadzi też księgozbiory i ar- ciu Bronki Michałowskiej, ale jej historia to chiwa instytucji społecznych, kulturalnych fascynująca opowieść o kilku światach, stui politycznych, a także zbiory galerii sztuki, letnim życiu na przełomie wielu epok, histooficyn wydawniczych i księgarskich oraz ria artystki pochłoniętej swoją pracą. A także wszelkie pamiątki po wychodźstwie polskim historia sukcesu, jakim stało się wielomiesięczne pożegnanie z Bronią, której ogromny doXX i XXI wieku. Archiwum Emigracji powstało przed dwo- robek, starannie skatalogowany, obfotografoma dekadami w wyniku przekazania przez Ste- wany i zapakowany właśnie znajduje się w drofanię Kossowską do Biblioteki Uniwersytec- dze powrotnej do jej pierwszej, ukochanej przez kiej archiwum londyńskiego tygodnika Wia- nią ojczyzny. p

EK POLISH BOOKSTORE POLECA – ZADZWOŃ: (201) 355-7496 Ludzie Znaku. Redakcja Anna Mateja Książka prezentuje sylwetki osób tworzących Wydawnictwo Znak oraz związane z nim środowisko, jak: Jacek Woźniakowski, Jerzy Turowicz, Stefan Wilkanowicz, Stefan Kisielewski, Zygmunt Kubiak, Hanna Malewska, Marek Skwarnicki, ks. Józef Tischner. Z niejednolitego zbioru tekstów o tej szczęśliwej, a dziwnej konstelacji osób tak różnych, wybitnych iindywidualnych, ajednak wokreślonej koniunkturze historycznej działających we wspólnym kierunku i – nie bez napięć i sporów, lecz niezwykle twórczo – realizujących cele dzięki „świetnemu rozeznaniu wartości” oraz dzięki mądrości, uczciwości i roztropności – wyłania się głęboki sens. s. 464, 26.00 dol.

Paweł Muratow: Obrazy Włoch. Florencja Tym razem w swojej relacji pisarz oglądający Włochy na początku XX w. – ich krajobrazy, rzeźby, obrazy, architekturę i kulturę – wiedzie czytelnika do Florencji. Jak pisze, „dzisiejsza Florencja oglądana spod San Miniato niezbyt przypomina owo miasto, o którym marzył Dante. Ale mimo wszystko serce podpowiada nam, że we Florencji pozostało na zawsze coś z wyrazistej linii jej konturów, wniebieskiej barwie jej błogosławionej doliny, wzakręcie Arna płynącego z gór. Florencja! To ważna sprawa w życiu każdego z nas, tak ważna jak pierwsza miłość, jak pierwsze muśnięcie skrzydeł Muzy...”. s. 209, 19.00 dol.


Ze świata kultury 12 Przegląd Polski

DODATEK KULTURALNY nowego

dziennika

PAŹDZIERNIK 2015

No tat nik paź dzier ni ko wy NJPAC Newark, NJ njpac.org 1 Center St. Newark, NJ

17. MIĘDZYNARODOWY KONKURS PIANISTYCZNY IM. FRYDERYKA CHOPINA

Thibaudet Plays Gershwin – pianista Jean-Yves Thibaudet zagra zNew Jersey Symphony Orchestra poddyr. Jacques'a Lacombea'a utwory Gershwina oraz Bernsteina; godz. 1:30 ppoł. (22 X), godz. 8:00 wiecz. (23 X) 24 X koncert London Symphony Orchestra pod dyr. Valery'ego Gergieva, solista – Yefim Bronfman (fortepian); w programie utwory Bartoka i Strawińskiego; godz. godz. 8:00 wiecz. 31 X Rahmaninoff's Second Symphony wykonaNew Jersey Symphony Orchestra pod dyr. Christopha Königa, solista – Jonathan Biss (fortepian); godz. 8:00 wiecz. 22-23 X

CARNEGIE HALL carnegiehall.org 57th St. i 7 Ave.

recital fortepianowy Maurizia Polliniego; wprogramie utwory Schumanna i Chopina; godz. 3:00 ppoł. 12 X Senior Concert Orchestra of New York – koncert orkiestry złożonej zmuzyków-weteranów dużych orkiestr symfonicznych i operowych, jak New York Philharmonic, Chicago Symphony Orchestra czy Metropolitan Opera Orchestra; dyryguje David Gilbert; godz. 2:00 ppoł. 14 X The Philadelphia Orchestra pod dyr. Yannicka Nézeta-Séguina zaprezentuje utwory Griega, Bartoka, Sibeliusa; solista – Gil Shaham (skrzypce); godz. 8:00 wiecz. 16 X American Symphony Orchestra pod dyr. Leona Botsteina zaprezentuje koncert sztuki, poezji, filozofii i gwiazd będących inspiracją dla muzyki; w programie utwory: Richarda Straussa, Schullera, Muhly'ego, Dutileux; godz. 8:00 wiecz. 20 X Boston Symphony Orchestra pod dyr. Andrisa Nelsonsa zagra utwory Beethovena, Brahmsa, Curriera; solista – Lars Vogt (fortepian); godz. 8:00 wiecz. Orkiestra zBostonu da jeszcze dwa koncerty:21X(R. Strauss Elektra) i22X(Prokofiev, Rachmaninoff); godz.8:00 wiecz.

ZDJĘCIE: EPA/ SILVINA FRYDLEWSKY

11 X

1 października rozpoczął się w Warszawie 17. Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina. Zainaugurował go nadzwyczajny koncert z udziałem Marthy Argerich – triumfatorki konkursu z 1965 roku (na zdj.po koncercie w Colon Theatre of Buenos Aires w Argentynie). W tegorocznych zmaganiach weźmie udział 84 pianistów. Najliczniejszą grupę artystów stanowią reprezentanci Chin i Polski – po 15 osób. Ponadto w konkursie wystąpi 12 pianistów z Japonii, 9 z Korei, 7 z Rosji, 5 ze Stanów Zjednoczonych, po 3 z Kanady, Wielkiej Brytanii i Włoch. W jury, któremu przewodzi prof. Katarzyna Popowa-Zydroń, obok zwycięzców i laureatów głównych nagród poprzednich edycji konkursu (m.in. Marthy Argerich, Adama Harasiewicza, Garricka Ohlssona, Dang Thai Sona, Yundi Li, Piotra Palecznego, Ewy Pobłockiej, Janusza Olejniczaka) zasiądą także uznani koncertujący pianiści i znakomici pedagodzy. Konkurs Chopinowski transmitowany będzie w całości w TVP Kultura oraz w Programie 2 Polskiego Radia. Ponadto Telewizja Polska – oprócz koncertu inauguracyjnego – planuje transmisję w Programie 2 koncertu zwycięzcy konkursu (21 października), będą również retransmisje w TVP Polonia. Po raz pierwszy w historii wydarzenie będzie też dostępne na żywo w serwisie YouTube. Konkursowe zmagania, podzielone na cztery etapy, potrwają do 20 października.

IMIGRANCI – INNE OBLICZE

Chiński dysydent i wybitny artysta Ai Weiwei oraz pochodzący z Indii rzeźbiarz Anish Kapoor wraz z tysiącami ludzi przeszli ulicami Londynu naznak solidarności zuchodźcami, którzy masowo przybywają do Europy. Europa stoi w obliczu największego kryzysu migracyjnego od czasów II wojny światowej. Symbolem potrzeb uchodźców były koce, które nieśli uczestnicy marszu. W Royal Academy of Arts otwarto właśnie retrospektywę dzieł Ai Weiweia, która potrwa do 13 grudnia. Z kolei na 60-metrowej rzeźbie Kapoora Dirty Corner, odsłoniętej w czerwcu w ogrodach Wersalu, wandale wymalowali antysemickie hasła. Artysta podjął kontrowersyjną decyzję, aby napisy pozostały jako symbol nietolerancji, ale lokalny sąd nakazał ich usunięcie. Kapoor pokrył część statuy złotą folią i oświadczył, że dzięki decyzji władz rasizm zatriumfował po raz kolejny. Odmienny wizerunek uchodźców zaprezentowała Syrian Expat Philharmonic Orchestra (SEPO), która zagrała wSali Koncertowej wBremie. Trzydziestu muzyków syryjskich pod batutą Martina Lenza wykonało dzieła twórców europejskich oraz współczesnego kompozytora syryjskiego Mayasa Al-Yamaniego. Natomiast w Paryżu 23-letni student z Aleppo, ukrywający się pod pseudonimem Baraa al Halabi, odebrał nagrodę mediów francuskich za najlepsze zdjęcie prasowe. Fotografia wykonana w roku 2014 w dniu wyborów prezydenckich ukazuje bombardowanie syryjskiego miasta i eksplozję w lokalnym meczecie. Halabi, który za udział w demonstracjach antyrządowych trafił do więzienia, oświadczył: „Jestem synem syryjskiej rewolucji i to dzięki niej zostałem fotografem”.

TORONTO – MEDIOLAN

Podczas festiwalu filmowego w Toronto widzowie po raz 40. zadecydowali o wyborze najlepszego filmu. Tegorocznym zdobywcą People’s Choice Award został irlandzki dramat Room w reżyserii Lenniego Abrahamsona. Jego bohaterką jest porwana kobieta Ma (w tej roli Brie Larson), która w pięcioletniej niewoli wychowuje synka Jacka. Chłopiec nie ma pojęcia, że za ścianą szopy, w której jest uwięziony, istnieje inny świat. Zwycięzcą 20. edycji Festiwalu Filmowego w Mediolanie ogłoszono obraz Yareda Zeleke z Etiopii zatytułowany Lamb. Film opowiada historię niezwykłej przyjaźni małego Ephraima z owieczką. Kiedy wujek chłopca postanawia złożyć zwierzę w ofierze z okazji religijnego święta, Ephraim ratuje owieczkę i ucieka ze wsi.

KOLEJNY LAUR DLA ZAHY Pochodząca z Iraku Zaha Hadid jest znaczącą postacią w świecie architektury. Mieszka na stałe w Londynie, ale obecnie wykłada na Uniwersytecie Wiedeńskim. Najsłynniejsze budowle, które zaprojektowała, to m.in. opery w Guangzhou i Cardiff, most w hiszpańskiej Saragossie, Muzeum Nauki w Wolsburgu i Olimpijskie Centrum Sportów Wodnych w Londynie. Jest laureatką prestiżowych nagród Miesa van der Rohe i Stirlinga, a w 2004 roku była pierwszą kobietą, którą uhonorowano Nagrodą Pritzkera. We wrześniu jako pierwsza kobieta odebrała z rąk królowej złoty medal za dorobek życia. Laur ten przyznawany jest przez Królewski Instytut Architektów Brytyjskich.

VINCENT I EDVARD

W amsterdamskim Van Gogh Museum otwarto wystawę Munch: Van Gogh, na której podziwiać można prace dwóch wybitnych malarzy, którzy pod koniec XIX wieku mieszkali i tworzyli na paryskim Montmartre, ale nigdy się nie spotkali. Obaj podziwiali twórczość Édouarda Maneta, pasjonowali się fotografią i sztuką japońską. Obaj zmagali się z zaburzeniami nerwowymi i alkoholizmem. Holenderski malarz popełnił samobójstwo w 1890 roku; Munch zmarł w samotności w roku 1944. Zestawione ze sobą dzieła, często o podobnej tematyce, są dla zwiedzających okazją do poznania źródeł ekspresjonizmu. Najcenniejsze obrazy pokazane wAmsterdamie to m.in. Żółty dom, Gwiaździsta noc nad Rodanem i Pole pszenicy przed burzą van Gogha oraz Krzyk, Czerwony winobluszcz i Madonna Muncha.

Z POLSKIM AKCENTEM Do 4 października potrwa w Moskwie Międzynarodowy Festiwal Teatrów Dziecięcych Gawrosz. Tegoroczna edycja poświęcona jest teatrom polskim. Zaproszeni zostali artyści z Warszawy, Wrocławia, Poznania, Białegostoku iTorunia. Mali Rosjanie obejrzą m.in. Najmniejszy bal świata – widowisko multimedialne w reżyserii Pawła Aignera, sztukę Lenka, poświęconą problemom tolerancji i akceptacji odmienności, pantomimę Mikrokosmos w reżyserii Konrada Dworakowskiego oraz spektakl filozoficzny Gęś, śmierć i tulipan. W tym roku mija 250. rocznica powstania teatru publicznego w Polsce. OPRACOWAŁA MAŁGORZATA MARKOFF

MORGAN LIBRARY AND MUSEUM themorgan.org 225 Madison Ave. i 36 St., NY

30 X Graphic Passion: Matisse and the Book Arts – ok. 30 książek, do których Matisse wykonał ilustracje lub też był zaangażowany w ich układ graficzny, ornamentację czy projekty okładek (do 18 I 2016)

METROPOLITAN MUSEUM OF ART metmuseum.org 1000 5th Avenue, NY

20 X Fashion and Virtue. Textile Patterns and the Print Revolution, 1520-1620 – interdyscyplinarna wystawa łącząca drukowane książki, rysunki, próbki tkanin, kostiumy, obrazy i różne dzieła sztuki z okresu renesansu, kiedy to pojawiły się pierwsze drukowane źródła wzorów tekstylnych (do 10 I 2016) 26 X Design for Eternity. Architectural Models from the Ancient Americas – modele zkamienia, ceramiki, drewna i metalu od minimalistycznych przedstawień świątyń i domów do całych kompleksów architektonicznych zaludnionych postaciami; eksponaty – z muzeów w USA i z Peru (do 18 IX 2016)

13TH ANNUAL OPEN HOUSE NY WEEKEND ohny.org/weekend

Architecture open house – przez dwa dni są otwarte drzwi do najważniejszych budynków w Nowym Jorku, oferując wyjątkową okazję poznania miasta; rezerwacje – od 1 X (ohny.eventbrite.com). 17-18 X

MIESIĘCZNY DODATEK KULTURALNY

nowego dziennika

WWW.DZIENNIK.COM/PRZEGLAD-POLSKI REDAGUJE: JOLANTA WYSOCKA JW@DZIENNIK.COM


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.