3 minute read

Na celowniku ewangelika Od marazmu do nadziei Łukasz Cieślak

Next Article
Z kart historii

Z kart historii

Na celowniku ewangelika

Łukasz Cieślak

Advertisement

Od marazmu do nadziei

Przy okazji końca roku zawsze czekam na chwilę, w której zapiszę coś w nowym kalendarzu. Pierwsze ważne terminy w roku, jakieś spotkania, wizyty. Nowy początek i wielka niewiadoma, ale też koniec wpisów w starym kalendarzu, czyli nic już się nie zmieni, niczego nie da się naprawić ani zepsuć. Fakt przemijania dociera wtedy do mnie najmocniej. Uświadomiłem sobie, że z końcem 2020 roku minie 1/5 nowego stulecia. Gdybyśmy cofnęli się do roku 1920, żylibyśmy w państwie ledwo co odrodzonym, podnoszącym się po zawierusze I wojny światowej. Dziś jesteśmy w diametralnie innej rzeczywistości, i aż strach pomyśleć, jak w 2120 roku będą na nas spoglądać nasi potomkowie. Jak nas ocenią i co będą sądzić o naszych mniejszych czy większych wyborach. Tego się jednak nie dowiemy, gdyż sztuki podróżowania w czasie jeszcze nie opanowaliśmy.

Mijający rok zapamiętam jako wyjątkowo nieprzyjemny. Wybuch pandemii Covid-19 i związane z tym utrudnienia, zachorowania bliższych lub dalszych znajomych, zgony osób, które znałem… Nie mam wątpliwości, że to nie był dobry rok. Chociaż nie. Mogę powiedzieć, że ma jedną dobrą cechę: skończy się 31 grudnia.

Należy zauważyć, że mijający rok nie był źródłem jedynie pesymistycznych odczuć i wrażeń. Pandemia przyniosła też sporo dobra i życzliwości między nami, gdy można było komuś pomóc z zakupami, dostarczyć potrzebne leki czy choćby zadzwonić i porozmawiać. Sporo było okazji, by okazać pomoc i wsparcie.

Wydarzenia mijającego roku skłaniają także do stawiania pytań, na które odpowiedź wkrótce poznamy. Czy uda się zachować pracę? Czy zamknięte tygodniami sklepy, hotele, baseny, siłownie podniosą się z finansowego dołka? Czy uda się pojechać lub polecieć na urlop? Bardzo chciałbym, aby rok 2021 odpowiedział na te pytania twierdząco.

Pomimo lęków i niepokojów świat wkroczy w nowy rok, a potem w kolejny, i następny. Bagaż mijającego roku dość dobitnie pokazuje, że musimy umieć odłożyć nasze plany lub zrezygnować z zamiarów, i trzeba to robić bez popadania w rozpacz. Jak przekonuje autor Listu do Hebrajczyków: „Albowiem nie mamy tu miasta trwałego, ale tego przyszłego szukamy” (Hbr 13, 14). Trudno się z tym nie zgodzić. Wskazówkę co do traktowania przemijania czy przyszłości pozostawił też Jezus, mówiąc: „Nie troszczcie się więc o dzień jutrzejszy, gdyż dzień jutrzejszy będzie miał własne troski. Dosyć ma dzień swego utrapienia.” (Mt 6, 34). Daleki jestem od przypisywania Jezusowi poglądów stoickich, ale przywołane słowa nietrudno traktować jako namawianie do czegoś, co powszechnie nazywa się stoickim spokojem. Przyznam, że w roku 2020 szczególnie często wracałem do tych właśnie słów Jezusa i zabieram je z sobą też w rok następny.

Trudno jest walczyć z przemijaniem, nie mając żadnej adekwatnej broni. Pozostaje się z nim pogodzić i bacznie obserwować. Romantycznie rzecz ujmując, można za Wisławą Szymborską stwierdzić: „Żaden dzień się nie powtórzy, / nie ma dwóch podobnych nocy, / dwóch tych samych pocałunków, / dwóch jednakich spojrzeń w oczy”. Gdy się głębiej nad tym faktem zastanowić, to w przemijaniu najciekawsze jest właśnie to, że ono zawsze niesie ze sobą coś nowego. Jak wiemy, nowe nie musi zawsze równać się z dobre, ale na pewno nowe równa się z wymagające. Nie chcę zabrzmieć jak coach, ale nie mając wpływu na nieuchronność przemijania, nie mamy też innego wyboru, niż traktować ten fakt jako wyzwanie. Wychodząc z marazmu roku 2020 trzeba będzie od siebie wymagać tego, aby z przemijania wyciągać tylko właściwe wnioski, bo jak pisze poetka: „nie będziemy repetować / żadnej zimy ani lata”.

Koniec roku w kościelnej terminologii to czas adwentu, oczekiwania na Boże Narodzenie. W tym roku będą to szczególnie dziwne święta, podobnie jak dziwna była Wielkanoc. Nadal jest więcej pytań niż odpowiedzi w kwestii tego jak je zorganizować i spędzić, gdy zalecane jest unikanie kontaktów towarzyskich. Może jednak święta ogołocone z zakupowo-prezentowego harmidru zyskają jakieś nowe znaczenie, jakiś nowy sens? Może uświadomią nam, że w Wigilii nie jest ważny barszcz z uszkami i śledzie, ale emocje wywołane spotkaniem się wokół stołu. A może okaże się, że wcale tych dwunastu potraw nie potrzebujemy, a zamiast tego pójdziemy na długi spacer? Albo uznamy, że tak naprawdę świąt nie lubimy i będzie okazja przestać się dłużej oszukiwać? Cóż, wszystko przed nami, ale rok 2020 uczy, że niestandardowe rozwiązania mogą okazać się jedynymi możliwymi.

Patrząc więc na odchodzący rok i wchodząc w nowy rok, za apostołem Pawłem możemy powiedzieć: „A nie tylko to, chlubimy się też z ucisków, wiedząc, że ucisk wywołuje cierpliwość, A cierpliwość doświadczenie, doświadczenie zaś nadzieję; A nadzieja nie zawodzi, bo miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który nam jest dany” (Rz 5, 3-5). Oby to właśnie „nadzieja” była słowem roku 2021 i oby była to nadzieja spełniona w najlepszy dla każdego z nas sposób!

This article is from: