3 minute read

Okiem cywila

Next Article
Jedynie Słowo

Jedynie Słowo

Być jak wszyscy

Jak wygląda kibol? Wszyscy natychmiast potrafi my sobie go wyobrazić: krótko ostrzyżony, w dresie, koniecznie z emblematami ukochanego klubu, a od paru lat zamiast herbu warszawskiej Legii, wrocławskiego Śląska czy poznańskiego Lecha będzie miał na czapce Powstańczą Kotwicę albo Żołnierzy Wyklętych. A jak wygląda malarz? Od razu mamy przed oczami nieuporządkowane włosy, powłóczyste, kolorowe ubrania, pochlapane farbą… Jest prawdą, że instynktownie kreujemy swój wizerunek. Fan Harry’ego Pottera z radością przypnie do kluczy breloczek z herbem Hogwartu, zapalony fanatyk Gwiezdnych Wojen kupi odkurzacz z wizerunkiem Dartha Vadera, a wielbiciel cięższej muzyki kupi koszulkę z napisem Metallica. Wielkie korporacje potrafią skutecznie zarabiać na naszych upodobaniach, zgodnie ze słynnym hasłem „bądź sobą – pij Pepsi”, wyartykułowanym w reklamie lata temu przez Pawła Kukiza. Magia logo działa znakomicie także w przypadku pospolitych złodziei: ile razy na targu natrafi liśmy na podejrzanie podobne do toreb Louisa Vuittona torebki „Luoisa Voutona”? Noszenie takich „Lujów Vujtonów” zdarzało się nagminnie polskim celebrytom, a piosenkarka Dorota Doda Rabczewska, królowa tabloidów, z dumą pokazywała spalony na solarium silikonowy biust w bazarowym „Diorze”. Zamiłowanie do naśladowania elit nie jest ani nowe, ani niezwykłe. Przez stulecia elity dyktowały modę, określały dresscode. Doda przyznała po latach w wywiadzie, że nosiła podróbki, by poczuć się „jak w prawdziwym Diorze”. Być jak Paris Hilton albo Britney Spears. Sławna i bogata. Dołączyć do elity. Nie inaczej jest z kibolem, który zakładając klubowy szalik ma poczucie przynależności do grupy. To daje poczucie siły – kto raz w życiu był na stadionie, ten wie, jak ważna jest siła grupy i jak istotne jest dostosowanie się do panujących w tym środowisku zasad. Rośnie poziom testosteronu, kumple zawsze staną za tobą… W pracy nosimy uniform jak mundur, bo takie są wymagania. Tego oczekuje szef i klient, tego oczekuje nasze otoczenie, rodzina, znajomi. Pozostaje pytanie, na ile wówczas „jesteśmy sobą”? Mało kto na własny ślub przyszedł by w dziurawych dżinsach. Bo może zatem, podatność na manipulację przez reklamy i środowisko to – mimo wszystko – jest część nas? W końcu, jak mawiał Marcin Luter, człowiek tym się różni od zwierzęcia, że ma świąteczne ubranie.

Advertisement

OKIEM CYWILA

Urszula Radziszewska

Wartość ubioru

Na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci kolorowa prasa i szybki internet ukształtowały nasze globalne społeczeństwo do tego stopnia, że zanikaj ą lokalne tradycje, a tworzą się nowe, choć nie zawsze uniwersalne i lepsze od tych starych. Tam, gdzie jeszcze modne, świeckie święta i zwyczaje nie wyparły tych tradycyjnych i klasycznych, zmienił się sposób ich celebrowania. Nie chodzi tu o podawanie sushi podczas wigilijnego posiłku, ale o swobodny oraz niedbały sposób ubierania się w miejsce stroju wyjściowego.

Nie bulwersują już jak kiedyś trampki zakładane do garnituru, podkoszulka zamiast koszuli z krawatem albo dres z kapturem naciągniętym na głowę podczas pogrzebów, wesel, przyjęć rodzinnych lub ofi cjalnych uroczystości szkolnych i państwowych. Włosy długie, krótkie, kolorowe, ich brak, lub fryzura rasta również stały się nieodłącznym elementem ludzi dorosłych, kulturalnych, wykształconych i także są wszędzie dopuszczalne oprócz najwyższych kręgów politycznych.

Ekscentryczne elementy ubioru, które kiedyś były zarezerwowane dla artystów i nastolatków noszone są dzisiaj przez dyrektorów (nie tylko kreatywnych), doktorów, lekarzy i prawników. Wytatuowane na całym ciele panie menadżerki oraz przyozdobieni kolczykami w nosach, językach i policzkach ich podwładni tworzą kolorowy obraz ludzi w naszym otoczeniu rodem z komiksu. Wszyscy oni, wzorując się na półbogach z czerwonych dywanów, silą się na oryginalność, zaprzeczając w ten sposób wzorcom wyniesionym z domu, dobremu gustowi i zasadom savoir-vivre.

Takie prowokacyjne zachowanie i negowanie przyjętej etykiety typowe jest właśnie dla zbuntowanych nastolatków i niedocenionych artystów. Ale skoro całe społeczeństwa i pokolenia przyzwalają na wprowadzanie ich na salony, to winny być świadome, że zubożają własną kulturę i zatracają swoje korzenie.

Marek Hause

This article is from: