Niebo w kolorze popiołu

Page 1



Niebo w kolorze popiołu

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 1

28.01.2020 11:44


032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 2

28.01.2020 11:44


s. Benedykta Karolina Baumann OP

Niebo w kolorze popiołu

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 3

28.01.2020 11:44


Redakcja: Magdalena Sitek Konsultacja w zakresie języka rosyjskiego: Magda Koman Korekta: Ewelina Michniowska-Addario Skład: Tomasz Mstowski Projekt okładki: Amadeusz Targoński Zdjęcie na okładce: © Everett Collection/shutterstock.com © Nejron Photo/shutterstock.com ISBN 978-83-7797-032-4 © Edycja Świętego Pawła, 2020 ul. Św. Pawła 13/15 • 42-221 Częstochowa tel. 34.362.06.89 • fax 34.362.09.89 www.edycja.com.pl • e-mail: edycja@edycja.com.pl Dystrybucja: Centrum Logistyczne Edycji Świętego Pawła ul. Hutnicza 46 • 42-263 Wrzosowa k. Częstochowy tel. 34.366.15.50 • fax 34.370.83.74 e-mail: dystrybucja@edycja.com.pl Księgarnia internetowa: www.edycja.pl

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 4

28.01.2020 11:44


Część I

Najwyższa cena

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 5

28.01.2020 11:44


032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 6

28.01.2020 11:44


STASIA RODZIŃSKA. 1905 Muzyka była jak latanie. Kiedy Stasia zamknęła oczy, czuła, że jest lekka, tak lekka jak drobinki kurzu tańczące w promieniach słońca wpadających do nawojowskiego kościoła przez witraż. Jej sześcioletnia dusza chciała, żeby tak już zostało. Żeby nie trzeba było bosymi stopami dotykać szorstkiej ziemi. Żeby stać się jednym z tych oszałamiających dźwięków, które jej tato, wiejski organista, wyczarowywał z jakiegoś tajemniczego urządzenia hen, wysoko, wysoko. Urządzenie nazywało się organy i na pewno było człowiekiem, a przynajmniej bardzo mądrym zwierzęciem, bo śmiało się i płakało, krzyczało i opowiadało szeptem jakieś fantastyczne historie, mruczało kołysanki i wydawało wojenne okrzyki jak rycerze z legend, które mama czytała na dobranoc. Stasia mogłaby tak siedzieć i słuchać godzinami. Muzyka wznosiła się i opadała jak fale wzburzonego morza, pełnego zatopionych skarbów. To dziwne granie wpadało prosto do jej serca i pozostawiało smutek. Dziewczynka nie umiała nazwać tego smutku, bo jeszcze nie znała słowa „tęsknota”. Mówiono, że miejsce, gdzie tato siedział i grał, to chór, ale ona wiedziała swoje. To na pewno jest niebo, a nie żaden chór. Przecież mamusia jej kiedyś tłumaczyła, że niebo jest bardzo wysoko i jest tam pięknie. I że jeśli ktoś tam trafia, to już niczego więcej nie pragnie. A ona, mała Stasia, właśnie tam trafiła. Zamieniła się w pyłek tańczący w słońcu. – Stasiu! Stasiu! – Nagłe wołanie sprawiło, że pyłek spadł na ziemię. – Znowu uciekłaś do kościoła. Obiad na stole! – Mocne

7

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 7

28.01.2020 11:44


ręce mamy wyciągnęły ją z ogromnej, kościelnej ławki i postawiły na posadzce. Mama miała długą spódnicę i duży fartuch, w którym można się było schronić. Była młoda, silna i ładna. Pachniała polnym wiatrem i zupą grzybową, którą Stasia lubiła prawie tak jak muzykę taty. – Mamusiu… Tatuś tak ślicznie gra. Chcę posłuchać. – Posłuchamy jutro po sumie. Będzie miał koncert. A teraz nie wolno mu przeszkadzać, bo ćwiczy. – Ale ja nie przeszkadzam. Ja tylko słucham. – Stasiu, każdy potrzebuje czasem pobyć sam i trzeba to uszanować. – Aha. Pewnie tatuś teraz tańczy w słońcu… – Jak to tańczy w słońcu? – Jak te pyłki w oknie, mamusiu, patrz! Mama przyjrzała się tęczowym refleksom słońca przebijającym się przez witraż i powiedziała: – Jak tu dużo kurzu. Trzeba w końcu posprzątać kościół. Stasia poszła posłusznie za mamą. Ale było jej przykro, bardzo przykro. Przecież pyłki tańczące w słońcu są jak muzyka taty. Można je tylko podziwiać.

WILNO 1939 – Przepraszam, gdzie jest ulica Witebska? Nikt nie wiedział. Może to byli akurat przyjezdni. Upał był nie do zniesienia. Rozgrzany sierpniowym słońcem bruk sprawiał, że wędrówka po ulicach Wilna, zwłaszcza w eleganckich butach na obcasach, przypominała marsz przez pustynię. Janeczka Ostrouchowa miała już tej wędrówki serdecznie dość, ale wyraźnie chciała jak najszybciej dotrzeć do celu. Mijała rozleniwione

8

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 8

28.01.2020 11:44


pary, dzieci z watą cukrową w dłoniach i kobiety z psami. W pewnej chwili zatrzymała się, zniechęcona i zdezorientowana. – Przepraszam. – Zaczepiła jakiegoś wyrostka w obdartej marynarce. – Szukam Witebskiej. – Tam, gdzie ten sierociniec? – Chłopak spojrzał zdumiony na postawną kobietę w szykownym żakiecie i finezyjnym kapelusiku zakrywającym, zgodnie z najnowszą modą, zaledwie czubek głowy, jak gdyby tego rodzaju dama nie miała prawa wstępu na peryferie miasta, do dzielnicy wykluczonych. – To tutaj, za zakrętem – dodał pośpiesznie i kilka razy obejrzał się jeszcze za elegancką nieznajomą. Witebska była niepozorną uliczką, prawie na przedmieściach. Tak małą, że wyglądała, jakby się chciała bawić w chowanego z zagubionymi przechodniami. Ot, kilka skurczonych domków, za którymi rozpościerała się nieoswojona łąka. Okazały budynek, w którym mieścił się klasztor sióstr dominikanek i sierociniec, otoczony parkiem, prężył się dumnie ponad całą tą budowlaną biedotą. Na szczęście mieścił się zaraz na początku ulicy.

*** Dzieci ustawiły się w pary. Kilka sióstr zajęło się ich liczeniem, co było nie lada wyzwaniem, ponieważ podopiecznych była prawie setka, jak co roku, na letnich półkoloniach organizowanych przez dominikanki. Uczestniczyły w nich najuboższe dzieci Wilna. Wysoka zakonnica o przykuwających uwagę niebieskich oczach, w których malowało się zdumiewające połączenie czułości i stanowczości, zawołała: – Wszyscy. Możemy ruszać. Była to siostra Julia Rodzińska, przełożona klasztoru dominikanek i kierowniczka żeńskiego sierocińca na Witebskiej. Mówiono w mieście, że kochała swoją pracę, nie licząc godzin, a nawet

9

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 9

28.01.2020 11:44


nie rozróżniając pór dnia i nocy. W Wilnie pracowała od prawie dwudziestu lat. Nim została kierowniczką sierocińca, była w nim przez długi czas wychowawczynią, uczyła także w kilku szkołach języka polskiego, religii i historii. Była tak cenionym nauczycielem, że powierzono jej Szkołę Ćwiczeń dla początkujących pedagogów, a także kierownictwo Szkoły Powszechnej nr 20. Jednak od pięciu lat pracowała już tylko w sierocińcu dominikanek jako kierowniczka. Otrzymała nawet nagrodę Wojewody Miasta Wilna za wzorowe prowadzenie placówki, a mieszkańcy miasta i żurnaliści lokalnych dzienników zaczęli ją nazywać matką sierot. Niejedna pochodząca z wileńskiej biedoty dziewczyna powierzała siostrze Julii swoją smutną opowieść i dziecko, którego nie była w stanie wychować. „To jedyne miejsce, gdzie mogę ze spokojem oddać moją córeczkę, i wiem, że Bóg mi wybaczy” – mówiły te kobiety, dzieci prawie, często w wieku najstarszych wychowanek sierocińca. Przerażone. Pozostawione same sobie. Wytykane palcami. Kochanki, które miały być dla kogoś całym światem, ale pojawił się „kłopot”, którego nie chciały się pozbyć. Niedoszłe samobójczynie. Oskarżone o jedną z największych zbrodni kodeksu moralnego porządnych ludzi: bycie panną z dzieckiem. Wyśmiewane i zaszczute. Nigdy nie odchodziły z domu przy Witebskiej bez słowa otuchy. „Bóg ci już wybaczył” – mówiła siostra Julia. „I jest z ciebie dumny, bo pozwoliłaś swojemu dziecku przyjść na świat”. Trudno im było uwierzyć w te słowa, a równocześnie niczego nie pragnęły tak bardzo, jak je usłyszeć. I wychodziły po takiej rozmowie wyprostowane, z podniesioną głową, przywrócone życiu. Podopieczne Zakładu dla Sierot sióstr dominikanek były zawsze ubrane w kolorowe sukienki. Jeśli ktokolwiek spytał siostrę Julię, dlaczego jej wychowanki nie noszą mundurków, odpowiadała

10

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 10

28.01.2020 11:44


niezmiennie: „Czy dzieci w swoich domach rodzinnych są ubierane w mundurki? A przecież dla naszych dzieci sierociniec na Witebskiej jest domem. Innego nie mają”. Opowiadano, że kierowniczka Zakładu dla Sierot sama jest sierotą przygarniętą przez siostry. Jedni wierzyli tym rewelacjom, inni wzruszali ramionami, jeszcze inni twierdzili, że to brednie. Nikt jednak nie potrafił powiedzieć nic pewnego. Tego dnia dzieci wybierały się na piknik do Ponar. Okolica wymarzona na tego typu wycieczki. Gęste lasy, nasycone soczystą zielenią, przez którą przebijało się słońce, były wprost stworzone do zabaw w berka, podchody, „chusteczkę haftowaną” i gry w palanta. Na ulicę Witebską zajechały furmanki i kilka samochodów, które miały zabrać dzieci na wycieczkę. – Ja chcę na furmankę! – Ja chcę na furmankę! – A właśnie, że ja, ty byłaś wczoraj! – Proszę o ciszę. – Głos niebieskookiej zakonnicy był spokojny i w tym zgiełku prawie niesłyszalny, ale dzieci natychmiast zamilkły. – Młodsze grupy wsiadają do samochodów, a starsze na furmanki. Akcja przebiegła nadzwyczaj szybko. Pierwszy samochód właśnie ruszał, kiedy przez tłum dzieci i sióstr zakonnych przedzierała się jakaś elegantka w zgrabnym kapelusiku i z walizką w ręce. Podeszła do siostry o nieufnym spojrzeniu. – Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! – zawołała dźwięcznym, zdyszanym głosem. – Na wieki wieków, amen – odpowiedziała zakonnica, prześlizgując się wzrokiem po sylwetce przybyłej. – Czym mogę pani służyć? – Szukam siostry Julii.

11

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 11

28.01.2020 11:44


– Och, przykro mi, ale jest zajęta. – Poczekam. – Wybiera się z dziećmi na całodzienną wycieczkę. Chyba nawet pojechała już z pierwszą grupą i nie wiem, kiedy wró… W tej chwili z jazgotliwej gromady wyłoniła się biała, postawna sylwetka niebieskookiej siostry zakonnej. Dopadła pięknej nieznajomej i – ku nieopisanemu zdumieniu swojej współsiostry – padła w jej objęcia. – Janeczka! – Stasia! Skonsternowana siostra zrobiła krok do tyłu. – Och, przepraszam… – wykrztusiła. – Nie wiedziałam, że to rodzona siostra siostry przełożonej. Siostra Julia Rodzińska spoważniała. – Siostro Adelo, każdego, kto tutaj przychodzi, traktuję jak rodzonego brata albo siostrę. Zapamiętaj to dobrze. – Oczywiście – powiedziała szybko siostra Adela i zniknęła w drzwiach klasztoru. – Siostry! Dzisiaj zostaję. Mam gościa. Gość był jak odległe wspomnienie, które nagle odzyskało swoją twarz. I moc.

NAWOJOWA 1907 Stasia otworzyła oczy. Obudziły ją jakieś dziwne, szorstkie dźwięki. Krople deszczu zmieszane z mokrym śniegiem stukały miarowo o parapet. Ale nie, to nie to. Słuchała. To był kaszel. Z mamą działo się coś niedobrego. Stasia wyskoczyła z łóżka, potrącając Janeczkę, która cicho jęknęła i przewróciła się na drugi bok.

12

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 12

28.01.2020 11:44


Mama miała popielatą twarz i opierała się o kafle pieca. Na jej spódnicy i podłodze było kilka czerwonych plam. – Mamusiu! Mamusiu! Co ci jest? Mama nie odpowiadała. Potem Stasia słyszała, jak pan doktor tłumaczy tacie przyciszonym głosem, że mama pluje krwią, więc jest bardzo źle. – Gruźlica, panie Rodziński. – I nie ma żadnej nadziei? – Można spróbować wyjazdu do wód, ale to droga kuracja i zazwyczaj nie pomaga. – Od czego pan jest, skoro nie potrafi pan wyleczyć mojej żony?! – Panie Rodziński, jestem lekarzem, a nie Bogiem. Stasia narzuciła na ramiona wełnianą chustkę i wybiegła z domu. Nawet nie czuła, jak jej stopy grzęzną w błocie zmieszanym z szarym, topniejącym śniegiem. Nie czuła wiatru wpadającego do ust i mokrych płatków śniegu we włosach. Wpadła do kościoła i uklękła. Siostra w białym habicie układała kwiaty. – Stasiu, co ty tu robisz sama w taką pogodę? – Ja tylko na chwileczkę. Niech mi siostra pozwoli. Panie Boże – modliła się – pan doktor powiedział, że nie potrafi uleczyć mojej mamy, bo nie jest Bogiem. W takim razie Ty to potrafisz. Potrafisz, prawda? Zabierz moją mamę do wód. Podobno to jej może pomóc. Stasia przypomniała sobie bajkę, którą kiedyś mama czytała jej i Janeczce na dobranoc. O głupim Jasiu, który przyniósł chorej matce dzban cudownej, uzdrawiającej wody i okazało się, że wcale nie jest taki głupi. Trzeba się jakoś dostać do tych wód… Patrzyła na kościelny witraż. Kolory były zgaszone. Nie było widać pyłków tańczących w słońcu.

*** 13

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 13

28.01.2020 11:44


Mamusia była coraz bielsza i znikała. Jak płatek śniegu na parapecie. Stasia siedziała przy jej łóżku. – Mamusiu… ty nas nie zostawisz, prawda? Mama uśmiechnęła się z wysiłkiem. – Stasieńko, wiesz, że nigdy was nie zostawię. Bez względu na to, gdzie będę. – Ale ja chcę, żebyś była tutaj, z nami! – zawołała Stasia. Mama patrzyła na nią długo i poważnie. Stasia zrozumiała, że chce jej powiedzieć coś bardzo ważnego. – Kochanie, może Pan Bóg chce mnie zabrać do nieba, bo tam jestem bardziej potrzebna. – Nieprawda! – Prawda, Stasiu. Pan Bóg chce, żebym w niebie zbudowała dla was piękny dom: dla ciebie, Janeczki, Ludwika, Julka i taty… Żebym go posprzątała, pobieliła, zawiesiła obrazki Pana Jezusa i Matki Bożej i czekała na was z zupą grzybową. Tak jak lubisz. Stasia zaczęła płakać. – Ale ja nie chcę zupy grzybowej! Ja chcę ciebie! – Córeczko, tutaj, na ziemi, i tak musimy się kiedyś rozstać, a kiedy zamieszkamy razem u Pana Boga, to już na zawsze, wiesz? – A kiedy będzie już na zawsze? – Nie wiem, Stasiu. Tylko Pan Bóg to wie. Ty musisz jeszcze tutaj zostać. Jesteś potrzebna tacie, Janeczce, braciom. I masz jakieś ważne zadanie do spełnienia na ziemi. – Tak jak ten Jasio z bajki, który miał przynieść wodę? – Tak. Jest bardzo dużo ludzi na świecie, którzy potrzebują takiej cudownej wody, żeby odzyskać siły. – Ale ja nie potrzebuję tych obcych ludzi, tylko ciebie. – Stasiu, to oni ciebie potrzebują. Nawet jeśli cię jeszcze nie znają. Bądź dzielna. Pamiętasz, jak kiedyś patrzyłaś na słońce, które wpadło do kościoła przez szybę?

14

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 14

28.01.2020 11:44


Oczywiście, że pamiętała. Ten obraz niezmiennie ją zachwycał. Zazdrościła pyłkom wolności i lekkości. Ale myślała, że mama wtedy nie zrozumiała jej zachwytu. Tymczasem mama wyciągnęła dłoń i pogłaskała Stasię po policzku. – Ile razy zobaczysz promień światła wpadający przez okno do ciemnego pomieszczenia, popatrz na pyłki. Ja będę takim pyłkiem tańczącym w świetle. Dla ciebie. Stasia położyła głowę na nieruchomej dłoni mamy. Kobieta przymknęła oczy i od tego wieczoru nic już nie mówiła. Świat pogrążył się w ciszy.

*** Stasia otworzyła okno. Pachniało wiatrem. Janeczka goniła po całym podwórku chudego, wystraszonego kota, przewracając się raz po raz na małych nóżkach. Ludwika i Julka jak zwykle nie było. Coraz rzadziej pokazywali się w domu. Przestali też chodzić do szkoły. Wróble kłóciły się na zmarzniętych gałęziach brzozy za oknem. Powoli budziła się wiosna. Wydawało się jednak, że nie ma prawa wstępu do małej, chylącej się do ziemi organistówki z podziurawionym dachem i źle zabezpieczonymi przed zimnem oknami. – Tatusiu – mówiła Stasia – zimno. Dach i okna nieszczelne, a Janeczka ostatnio kaszle… Ojciec patrzył na Stasię otępiałym wzrokiem i milczał albo mówił tylko: – Nie mamy pieniędzy. Po śmierci mamy dom był ciemny i pusty. Tata rzadko w nim bywał, a jeśli przychodził, to zamykał się w pokoju i kładł do łóżka. Stasia nauczyła się sprzątać, prać bieliznę w lodowatej rzece Kamienicy, zaplatać Janeczce warkocze i gotować na przednówku wodnistą zupę z na wpół zgniłych ziemniaków. Zapomniała o tańczących pyłkach.

15

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 15

28.01.2020 11:44


Było prawie południe, a tata jeszcze nie wyszedł z pokoju. Stasia uchyliła drzwi. Leżał bez butów na podłodze. – Tatusiu! – krzyknęła i dopadła ojca. Śmierdział piwem. – Jezusie, Synu Dawida… – szepnął prawie niedosłyszalnie. Stasia pochyliła się nad ojcem. – Tato, wstawaj! – Ulituj się nade mną – zawołał głośniej i był w tym wołaniu cały ciężar jego samotności i rozpaczy. – Ja mam dzieci… ja muszę… – Zamknął oczy i przywarł kurczowo do spróchniałych desek podłogi, jakby chciał, żeby go wchłonęły. Stasia przez chwilę trzymała go za rękę i usiłowała pociągnąć. W końcu opadła bez sił. Płakała.

NAWOJOWA 1909 Styczniowy wiatr gwizdał w kominie. Lodowate powietrze wkradło się do izby. Brakowało opału. Stasia i Janeczka leżały na łóżku w ciemności, kuląc się pod cienkim kocem. U powały tańczyły dziwaczne cienie. Były to odbicia konarów drzew zza okna, ale wyglądały jak dłonie czarownic. Dziewczynki przywarły do siebie. Razem było cieplej i bezpieczniej. Stasia zamknęła oczy i zobaczyła mamę idącą do niej z wielką, parującą wazą. – Stasiu, zupa grzybowa, tak jak lubisz. Stasiu, wstawaj! Stasiu, otwórz drzwi! – Mamusia? – Poderwała się z łóżka. Otrzeźwił ją lodowaty powiew, jaki wślizgnął się przez nieszczelne okno. Ktoś łomotał w drzwi. Z podwórka dolatywały jakieś głosy. – Stasiu, wstawaj! Stasiu, otwórz drzwi! Świtało, ale zimowy poranek niczym nie różnił się od nocy. Stasia odsunęła rygiel. Za drzwiami stała Klimczakowa, ich

16

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 16

28.01.2020 11:44


sąsiadka, jej mąż i kościelny o nazwisku Ogórek. Trzymali pod ręce tatę, który był zupełnie bezwładny. Patrzyli na dziewczynkę z zakłopotaniem. – Trzeba rozpalić w piecu i zagrzać wodę – powiedziała Klimczakowa. – Nie ma opału. – To położymy go pod pierzyną. – Nie ma – powiedziała spokojnie Stasia. – Tatko wszystko sprzedał. Ojciec opadł na łóżko. Był nieobecny i bezkształtny. Stasia cofnęła się z odrazą. Wszystko, co działo się w ich domu, odkąd umarła mamusia, wydawało się Stasi okrutnym złudzeniem. Jak gdyby ktoś podmienił jej życie. Nie było rzeczywiste, a jednak uporczywie trwało. Każdego wieczoru, kiedy Stasia kuliła się w zimnej izbie, tuląc jeszcze bardziej zmarzniętą Janeczkę, miała nadzieję, że gdy obudzi się następnego dnia rano, znowu zobaczy wpadający przez okno promień słońca. I krzątającą się przy piecu mamę. Usłyszy, jak mama śpiewa. Zapachnie zupą grzybową. I nagle okaże się, że to wszystko się Stasi śniło. Podbiegnie do mamy, przytuli twarz do jej miękkiej, długiej spódnicy i usłyszy: „Oj, głuptasku, sen mara, Bóg wiara. Obudź Janeczkę, bo śniadanie na stole”. A potem tatko zabierze Stasię do kościoła i nauczy ją grać na organach. Stasię budził jednak chłód, a gdy otwierała oczy, witał ją ciągle ten sam widok dawno wygasłego pieca. A teraz przynieśli tatę. Zdarzało się to coraz częściej, więc Stasia przestała pytać, dlaczego tato nie może chodzić sam i ma zabłocone ubranie. Dlaczego mruczy coś pod nosem, cuchnie czymś gorzkim i nieświeżym, co nazywano piwem, i nie przynosi do domu pieniędzy.

17

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 17

28.01.2020 11:44


Stasia czuła, że jest coraz bardziej obok. Obok taty, obok opuszczonego domu, obok płaczącej młodszej siostry i zbuntowanych braci, których nigdy nie ma, a najbardziej obok samej siebie. Jak gdyby jej dusza schowała się w skorupce i pozostawiła osierocone ciało, bezdomne, błąkające się po świecie bez celu, oschłe. Tak było jednak najlepiej. Nic nie czuć. Niczego nie chcieć. Za niczym nie tęsknić. Patrzyła spokojnie, jak kładą tatę na łóżku, szukają jakiegoś koca. Ktoś biegnie do domu po drewno na opał. Nareszcie będzie ciepło – pomyślała tylko i stała dalej bez ruchu. – Trzeba po doktora! – Tak po nocy? – Jakiej nocy, jest prawie piąta rano. – O tej porze jeszcze śpi. Szepty przepływały przez jej świadomość ospale, jakby dotyczyły kogoś obcego, a nie jej taty. – Gdzie go znaleźli? – Pod płotem. Koło Kmieciowej chałupy. Leżał w zaspie, cud, że nie zamarzł. Chodził wczoraj z naszym plebanem po kolędzie. Mówią, że dobrze sobie popił, bo tam wódką częstowali. Proboszcz jeden kieliszeczek, a Rodziński… – Cichajta, nie przy dzieciach. – Co one tam wyrozumią. – Żebyśta się nie zdziwili. Lelito, wiejski doktor, długo tatę oglądał, osłuchiwał i opukiwał. Wyglądało to jak czary. Wreszcie wyprostował się, popatrzył na Klimczakową i kilkoro tłoczących się przy łóżku bab i chłopów, omijając wzrokiem Stasię – jakby jej w izbie nie było – i powiedział: – Zapalenie płuc. Długo nie pociągnie.

*** 18

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 18

28.01.2020 11:44


Stasia zabrała miskę nietkniętej, zimnej zupy i chciała wyjść z izby. – Stasiu… Usłyszała ciche wołanie. Było jak wstrząs. Pierwszy raz od wielu miesięcy tato zwrócił się do niej po imieniu. Powoli usiadła na brzegu łóżka i wpatrywała się w milczeniu w chorego. Twarz miał żółtą i zapadłą, oczy nienaturalnie duże, a na czole posklejane od potu włosy. Próbował się uśmiechnąć, ale wykrzywił tylko usta w jakimś bolesnym grymasie. – Już jest lato? – zapytał, jakby nagle zbudził się ze snu. – Tak, tato, koniec lipca. – Żniwa. – Tak, tato. – Gdzie się podziały te wszystkie miesiące? Milczeli. – Byłeś chory – odezwała się po chwili Stasia z wysiłkiem. – Ja cały czas jestem chory, Stasiu. Odkąd mama umarła. Nie byłem dla was dobry. Stasia nie czuła ani litości, ani wzruszenia, ani strachu. Wpatrywała się tępo w spróchniałe deski podłogi. Wielki, czarny pająk wybiegł spod łóżka. Stasia przydepnęła go i przyglądała się ciemnej, bezkształtnej masie, jaka z niego została. – Nie wiedziałeś, co robisz – powiedziała wbrew sobie, jakby słowa, których nie rozumiała, domagały się wypowiedzenia. – Odpoczywaj. – Nie, Stasiu, nie ma czasu. Proszę cię, bądź dobra. Ja nie zdążyłem. – Tato odwrócił głowę do ściany i nic już nie powiedział. Potem powtarzał tylko: „Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną grzesznym”. Wołanie było rozpaczliwe, ale na jego dnie, gdzieś bardzo głęboko, tliła się nadzieja.

*** 19

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 19

28.01.2020 11:44


Anielski orszak niech twą duszę przyjmie, Uniesie z ziemi ku wyżynom nieba… Kondukt wyglądał w oddali jak bura plama. Ulewa, która zerwała się tuż przed zakończeniem mszy pogrzebowej, w jednej chwili zalała ślady żałobników. Jakby nikt tędy nie przechodził. Nie śpiewał. Nie płakał. Nie żył. A pieśń zbawionych niech ją zaprowadzi Aż przed oblicze Boga Najwyższego… Na pogrzeb Michała Rodzińskiego, nawojowskiego organisty, 25 sierpnia roku Pańskiego 1909, w wigilię Matki Boskiej Częstochowskiej, przyszły tłumy. Nie tylko z Nawojowej, ale też z Frycowej, Kamionki, Czaczowa i Bączej-Kuniny. Sama hrabina Stadnicka z rodziną zaszczyciła swoją obecnością ponurą uroczystość. Bo też zmarły był człowiekiem poważanym, pomimo że po śmierci żony – jak szeptano po chałupach – załamał się i zupełnie sobie nie radził z prowadzeniem domu. Stasia z rodzeństwem szła tuż za trumną. Tuliła młodszą siostrę, wystraszoną zawodzeniem, niezrozumiałymi, łacińskimi śpiewami, mdłym zapachem dymu z kadzidła i toczonymi półgłosem pogawędkami. Żałobna pieśń powoli rozmywała się i milkła. – No i chowamy naszego organistę… – Ech, taki młody… Szkoda chłopa, ze zgryzoty umarł. – A tak pięknie śpiewał… Ludziska na mszach płakali, oj, płakali… – A jak grał… Człowiek by ino siedział i słuchał, gdyby nie robota w polu. – Taa, Maciejowa. Wy tak z miłości do muzyki gadacie. Jużci w to uwierzę! Na próby chóru to tak latałaś, że mało nóg nie

20

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 20

28.01.2020 11:44


pogubiłaś, chociaż mój zardzewiały żuraw ze studni ma więcej talentu do śpiewania od ciebie! – Wy lepiej własnego nosa pilnujcie, Klimczakowa. Bo coś ostatnio za często się prowadzasz z tym parobkiem od Krzeszów! – Cichajta, baby! Chłop umarł, czwórkę dzieci osierocił, a wam głupoty w głowie. Promienny Chryste, Boski Zbawicielu, Jedyne Światło, które nie zna zmierzchu… Kaleczył pieśń chrapliwym barytonem obcy, zamówiony naprędce organista z Nowego Sącza. Bądź dla tej duszy wiecznym odpocznieniem, Pozwól oglądać chwały twej majestat… – Takie nieszczęście. Parę lat temu żona, a teraz on. – A co z dziećmi? – No jak to co? Do sierocińca, biedaki, pójdą. O, przestaje padać. Chmury idą na Frycową. – Dzięki Bogu. To już dwie niedziele, jak są te ulewy. Zimno jak w psiarni. Jak to do sierocińca? – A kto je wyżywi? Na taki deszcz to mnie zawsze w kościach łupie. Ale na stypie mają dać grochówkę, to się rozgrzejemy. – E tam, grochówka. Niechby gorzałki polali! Deszcz ustał. Słońce zaczęło nieśmiało przebijać się przez ciężkie, skłębione chmury. Trochę jeszcze kropiło, ale zaraz pojawiła się tęcza.

*** 21

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 21

28.01.2020 11:44


Stasia stała pod drzwiami sali wspólnej klasztoru dominikanek w Nawojowej i słuchała. Jej dziesięcioletni umysł zrozumiał jedno: właśnie ważą się losy jej, Janeczki i ich braci. – Jak my je wychowamy? Przecież same ledwo wiążemy koniec z końcem – pytały siostry. – Skoro Pan Jezus rozmnożył chleb na pustkowiu, to i z naszą biedą sobie poradzi – odpowiedziała spokojnie jedna z nich. Głos miała mocny i pewny. Budził zaufanie. – Ale przecież nie możemy bez pozwolenia wielebnej matki przyjąć do klasztoru obcych dzieci! Stasia wstrzymała oddech. – Po pierwsze, siostro, te dzieci nie są obce. To córki naszego organisty, człowieka niezwykle zasłużonego dla parafii. W dodatku chodziły do naszej szkoły i na katechizację. Po drugie, już napisałam prośbę do matki generalnej. Panie Boże – powiedziała bezgłośnie Stasia – dawno się do Ciebie nie modliłam, bo miałam żal, że zabrałeś mi rodziców, ale proszę, pomóż. Nie chcę iść do sierocińca… – Przecież siostry dominikanki nie prowadzą takiej działalności – wykrztusiła ostrożnie jakaś siostra. – Nie opiekujemy się sierotami. Panie Boże, to nawet nie chodzi o mnie. Jeśli nie mogą przyjąć nas wszystkich, to każ do sierocińca iść mnie, ale błagam, ulituj się nad Janeczką i moimi braćmi… – Czy zatem czytanie Ewangelii również nie mieści się w naszej działalności? – spytała siostra o mocnym głosie. – Oczywiście, że się mieści – wyjąkała jej towarzyszka. – I siostra ją czyta? – Codziennie. – To na pewno siostra wie, co Jezus powiedział o sądzie ostatecznym: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci Moich

22

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 22

28.01.2020 11:44


najmniejszych, Mnieście uczynili. Drogie siostry, oto streszczenie naszego posłannictwa. – Siostro przeoryszo, my nie mamy sierocińca, więc gdzie te dzieci zamieszkają? Co ludzie powiedzą? Takiego przypadku jeszcze w naszej kongregacji nie było! – zaprotestował jakiś piskliwy głos. Przez chwilę po tamtej stronie drzwi panowało milczenie. Długie jak wieczność. – Owszem, był – odezwała się wreszcie siostra o mocnym głosie. – Kiedyś do naszego klasztoru w Wielowsi przywieziono dziewczynkę, której groziło umieszczenie w zakładzie dla sierot. Matka Kolumba zdecydowała się przyjąć ją na wychowanie. Przez salę wspólną przemknął szmer. Stasia przywarła do drzwi. – Jak to? Naprawdę? I co się stało z tą sierotką? – pytały siostry jedna przez drugą. – Ja nią jestem – odpowiedział mocny głos. Zapadła cisza. Serce Stasi drgnęło, przebudzone do życia.

*** Chłopcy byli gotowi do drogi. Trzymali w niepewnych dłoniach małe kuferki – cały swój dobytek. Starszy, Julek, wzrok miał hardy, głowę dumnie uniesioną, a uśmiech lekko drwiący. Młodszy, Ludwiś, patrzył na swoje siostry i zatroskane zakonnice wielkimi, niczego nierozumiejącymi oczami, w których czaił się strach. Stasia podbiegła do braci. – Julek! – powiedziała i wtuliła się w jego koszulę. Otoczył ją – taką małą i bezbronną – swoimi mocnymi ramionami chłopca, który powoli, nieświadomie zmieniał się w mężczyznę. Julek był od zawsze. Jak mama, tato, Ludwik i Janeczka. Jak bajki czytane na dobranoc i wspólny Różaniec wieczorem. Jak organy w kościele i pianino, z którego klawiszy tato wyczarowywał

23

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 23

28.01.2020 11:44


inny świat. A teraz ten świat rozpadał się na kawałki. Julek i Ludwik mieli zamieszkać u cioci Ewy i wujka Franka, na drugim końcu wsi, za lasem. Siostry mogły przyjąć tylko dziewczynki. Ich matka generalna nie zgodziła się, żeby wychowywały także chłopców. Stasia nie wiedziała, kim jest ta dziwna matka generalna, ale czuła, że nie lubi tego słowa: brzmiało prawie tak źle jak macocha. Albo czarownica. – No już, Staszka, przestań się mazać. – Julek odsunął siostrę, a jego głos brzmiał obco. – Przecież nie wyjeżdżam do Ameryki. Stasia poczuła ukłucie w sercu. Była jeszcze za mała, żeby w oschłym tonie brata usłyszeć ukrywane wzruszenie. – Julek! Poczekaj, dlaczego… Nie słuchał. Bez słowa skierował się w stronę drogi. Nie żegnał się już z nikim. Stasia podbiegła do młodszego brata i przytuliła go najmocniej, jak umiała. – Ludwiś, będę tak bardzo tęsknić… – A przyjdziesz do nas? – Będę ciągle przychodzić. I upiekę ci ciasteczka z marmoladą, które lubisz. – Ooo! – Mały się rozpromienił i zarzucił siostrze ręce na szyję. – Dzieci, musimy już iść do państwa Nowakowskich – zarządziła siostra Stanisława. Droga do domu ciotki Ewy i wujka Franka wydawała się nie do przebycia. Prowadziła w inne, niechciane życie.

WILNO 1939 Siostra Julia przyjrzała się Janeczce. Kobieta wypiękniała tą jedyną w swoim rodzaju urodą, która już wie, czym są nieprzespane

24

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 24

28.01.2020 11:44


noce i spokojny, ufny sen dziecka, śmiech podczas niekończących się rozmów przy stole i cisza po kłótni, radość, że ma się dla kogo wstawać każdego ranka, i łzy codziennych trosk, które płyną bezgłośnie nocą. – Zmieniłaś się, Janeczko. – Ja? Dlaczego? – Spoważniałaś. – Siostra Julia uśmiechnęła się, gładząc młodszą siostrę po policzku. – Zostaniesz u nas kilka dni, prawda? – Nie, Stasiu. Ja tylko na chwilę. Jestem przejazdem. – Ale dlaczego, Janeczko? Tak się cieszę, że cię widzę! Co u was słychać? Janeczka mieszkała w Grodnie i od kilku lat nie miała okazji widzieć się z siostrą. – Mikołaj dostał powołanie do wojska. Jeśli mu się coś stanie… – urwała i wtuliła twarz w ramię siostry. Siostra Julia uścisnęła Janeczkę serdecznie i popatrzyła na nią zdezorientowana. – Twój mąż? Ale co ma mu się stać? I dlaczego tak nagle go wezwali? – To ty nic nie wiesz? – Nie. Co się stało? – Mówi się, że lada chwila wybuchnie wojna. – Janeczko, co ty opowiadasz?! Jaka znów wojna? – Musisz jak najszybciej uciekać. Moje dzieci już na wsi, pod Grodnem. Ja się tam właśnie wybieram, ale chciałam jeszcze zobaczyć się z tobą. Siostra Julia odsunęła się od Janeczki zaskoczona. – Chyba nie mówisz poważnie, Janka! Jak to uciekać? Janina przyglądała się siostrze, nie mogąc zrozumieć, jak można być aż tak nieświadomym aktualnej sytuacji. Gazety huczały o zbliżającym się zagrożeniu. Radio podawało komunikaty. Na

25

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 25

28.01.2020 11:44


ulicach, kupując mleko i jarzyny, ludzie spekulowali, kto kogo zaatakuje i z której strony, a także wyrażali swoje sądy na temat przygotowania Polski do ewentualnego konfliktu zbrojnego. Dyskutanci dzielili się na fatalistów przepowiadających błyskawiczną klęskę kraju i optymistów głoszących radosne hasła o Polsce, która wybawia Europę, ba! cały świat od nazistowskiej i sowieckiej zarazy. Tymczasem dzieci z sierocińca na Witebskiej beztrosko jeździły na wycieczki, a ich kierowniczka, osoba światła i wykształcona, sprawiała wrażenie przybysza z jakiegoś egzotycznego kraju czy wręcz odległej przeszłości. – Niemcy są w stanie gotowości, Stasiu. Polska to dla nich bagatelka. Zajmą nasz kraj w kilka dni, zobaczysz. A z drugiej strony nie wiadomo, jak się zachowa Armia Czerwona. Szczególnie tu, na Wileńszczyźnie, nic nie jest pewne… Siostra Julia nie miała czasu na czytanie gazet i słuchanie radia. Dosyć miała biedy z prowadzeniem sierocińca. Wcześniej jeszcze była przyzakładowa szkoła, ale zgromadzenie zdecydowało o jej likwidacji na rzecz rozbudowy zakładu dla sierot. Niemniej jednak roboty i tak nie brakowało. Siostra Julia wstawała przed czwartą rano, zanim zaczynały się wspólne modlitwy. Tylko wtedy miała spokojną chwilę, żeby – jak mówiła – pobyć z Tym, który dawał jej najlepsze rady i był celem jej wszystkich działań. Kładła się spać bardzo późno. Nierzadko przed północą. A to jakieś papiery trzeba było uzupełnić, a to na oficjalne pisma odpowiedzieć, a to z sypialni słychać było płacz i trzeba było utulić dziecko budzące się z koszmarnego snu… Oczywiście słyszała te wszystkie plotki o wojnie. Wiedziała, co wyprawia w Niemczech Hitler i jego partia. Zdarzało się, że przeczytała jakiś artykuł w gazecie albo rozmawiała z obeznanymi w najnowszych wydarzeniach przyjaciółmi, ale nie zawracała sobie zbytnio tym wszystkim głowy. Uważała, że należy trwać przy swoich

26

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 26

28.01.2020 11:44


obowiązkach i wkładać w nie całe serce. A reszta należy do Boga. To On jest Panem historii. To samo powtarzała powierzonym jej siostrom, których przełożoną była od kilku lat, i dzieciom. – Ech, Janeczko, ty zawsze byłaś taka bojaźliwa. Pamiętasz, jak straszyłyśmy cię w szkole duchami i potem bałaś się zostać sama w sali, żeby zmazać tablicę? Nie będzie żadnej wojny. A jeśli nawet będzie, to mamy przecież rząd, mamy armię. Od czego oni są? Od tego, żeby nas bronić, prawda, głuptasku? Janina spojrzała na siostrę, jak gdyby ta postradała zmysły. – Stasiu, ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji – wyszeptała. – Twoją szkołę i sierociniec mogą w każdej chwili zamknąć Sowieci, Litwini albo Niemcy, a siostry wyrzucić. A nawet pozabijać! Siostra Julia uśmiechnęła się tak, jak się uśmiechają dzieci albo szaleńcy. Był w tym uśmiechu jednak spokój kogoś, kto dobrze wie, co się wokół niego dzieje, a mimo to nie traci ducha. – Po pierwsze, to nie jest moja szkoła. To wszystko należy do zgromadzenia, czyli tak naprawdę do Chrystusa. Sądzisz, że można mieć lepszego Opiekuna? A po drugie, gdyby nawet ktokolwiek chciał likwidować szkołę i zakład, to czy mogłoby mnie tutaj zabraknąć? Mam zdezerterować, a swoje siostry i dzieci, które kocham jak własne, skazać na niepewny los czy na śmierć? Janino, czy ty w takiej sytuacji zostawiłabyś swoją rodzinę?! Janeczka chwyciła siostrę rozpaczliwie za ramiona i potrząsnęła. – Stasiu, to nie jest to samo… Siostra Julia nie przestawała się uśmiechać. Zwariowała! – przemknęło przez myśl Janeczce. – Zapewniam cię, że to jest to samo. Jeśli kochasz, zapłacisz każdą cenę. Nawet najwyższą… Idź z Bogiem, Janeczko. Twoje dzieci czekają.

27

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 27

28.01.2020 11:44


Tyle niezawinionego cierpienia – myślała siostra Julia. I ja, która przychodzę z pustymi rękami i bezsilnością. Ale wiem, Jezu, że Ty na mnie tutaj czekasz i wskazujesz drogę do tych ludzi, i to mi wystarczy. Tyle niezawinionego cierpienia – myślał Boguś. I ja, który przychodzę z pustymi rękami i bezsilnością. Gdzie Ty jesteś, Boże? Dlaczego na to pozwalasz? Odezwij się, jeśli istniejesz. Proszę. Ocknął się. On Boga o coś prosi? Nie pamiętał, kiedy to ostatnio robił. Chyba przed egzaminem maturalnym z arytmetyki. Wydawało mu się to teraz śmieszne.

*** Klara założyła swoją najlepszą letnią sukienkę, seledynową w stokrotki, wciętą w talii, kontrastującą z jej wyrazistą urodą szatynki o ciemnych oczach. Usta pociągnęła czerwoną szminką mamy, którą ukradkiem zabrała z sypialni. Włosy zakręcone na papilotach rozpuściła i podpięła u góry, zostawiając na czole – zgodnie z najnowszą modą – jeden figlarny loczek. Posłała do swojego odbicia w lustrze karminowy uśmiech. – Wyglądam teraz na trochę starszą. Na pewno mu się spodobam – mruknęła z zadowoleniem, prężąc się jak kotka. Jak to dobrze, że mama nie wychodzi z pokoju. Śmiało mogę wejść do salonu. Jeśli nie podejdzie, to sama go poproszę do tańca, a co! Zrobiła teatralny obrót, aż rozkloszowana sukienka zaszeleściła kusząco. Z trudem opanowała drżenie rąk i coraz szybsze bicie serca, kiedy schodziła do salonu z beztroską miną rozbawionej nastolatki. Oni już dawno tam byli. Okrzyki wznoszonych toastów mieszały się z rechotem rozochoconych żołnierzy i piskiem dziewczyn, z których jedne same im się pchały w ramiona, a inne nie zdołały uciec. Najgłośniej krzyczał akordeon.

140

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 140

28.01.2020 11:44


– Ooo, moja córeczkaaa! – Ojciec podniósł się chwiejnie z krzesła, ale opadł z powrotem. – Wot, eto krasawica, miód i małako!14 – zawołał jakiś gruby mundurowy, cmokając z uznaniem. – Uuuuuuu… – zawtórował mu chór pijanych, męskich głosów. Klara poczuła się trochę nieswojo. Zaczęła szukać wzrokiem niebieskookiego chłopca, który skradł jej serce, choć nawet o tym nie wiedział. Miał na imię Sasza. Nagle zamarła. Był. Stał w kącie salonu, przy drzwiach do biblioteki, jak najdalej od tego całego zgiełku, milczał i sączył koniak z małego kieliszka. Tak inaczej niż oni wszyscy… Tak wytwornie… Stał i patrzył. Zatopił błękitne spojrzenie, to nie ulega wątpliwości, w jej seledynowej sukience, starannie ułożonych włosach i – ach! – jej czerwonych ustach. Zbyt czerwonych jak na piętnastolatkę, ale zupełnie o to nie dbała. Zresztą za dwa miesiące będzie miała szesnaście. Jakaś niewidzialna, niemożliwa do pokonania siła pchała ją w stronę chłopaka. Kiedy podeszła, uśmiechnął się, jakby na nią czekał i doskonale wiedział, że sama przyjdzie. Był to uśmiech, który cechuje zdobywców – nie tylko damskich serc, ale też nowych ziem i krajów. Zdobywców przekonanych, że są panami świata. Mają wszystko, czego tylko zapragną, dzięki jednej prostej i skutecznej zasadzie, otwierającej wszystkie drzwi i łamiącej wszelki opór: terrorowi. Błękitnooki młodzieniec, choć mógł być najwyżej w wieku jej brata Bogusława, zdawał się być świetnie obeznany z tą zasadą. Oczy Saszy były chłodne, jakby specjaliści od budowania nowego, wspaniałego świata pozbawili je duszy. Usta zacięte. Z całej jego postawy przebijało męskie zuchwalstwo, pod

14

Ot, piękność! Cud-miód! (ros.).

141

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 141

28.01.2020 11:44


którym krył się paraliżujący lęk. Panna Klara była jednak zbyt młoda, żeby to dostrzec. Nie potrzebowali słów. Chłopiec o włosach jak dojrzałe zboże objął ją w talii. Tymczasem grajek zachrypiał rosyjską wersję Ostatniej niedzieli: Utomlennoje sołnce… Nieżno s moriem proszczałos’… W etot czas ty priznałas’… Szto niet lubwi…15 Świat zawirował i stracił kontury. Usta błękitnookiego młodzieńca były coraz bliżej jej ust. Pociągnął ją za rękę do sąsiadującej z salonem biblioteki i zamknął drzwi… Opadł na nich mrok dużego, chłodnego pokoju, pachnącego intymną ciszą i nieużywanymi od lat książkami. Huk wystrzału wyrwał Klarę ze słodkiego otępienia. Wyszarpnęła się chłopakowi z objęć i wróciła do salonu. Sasza pobiegł za nią. To komandir16 Łykow wyciągnął swój pistolet i wśród głośnych dopingów zaczął strzelać do wiszących na ścianie portretów, chcąc za wszelką cenę trafić namalowanym postaciom w oczy. Był jednak zbyt pijany, żeby osiągnąć ten ambitny cel, więc trafiał gdzie popadnie. Kobiety piszczały. Żołnierze ryczeli ze śmiechu. Ksiądz proboszcz uśmiechał się niepewnie. Hrabia Ostreyko-Horodyński nalał sobie w milczeniu kolejny kieliszek wódki. Wypił go duszkiem 15  Zmęczone słońce... Czule z morzem się pożegnało... W tym momencie przyznałaś... Że nie ma miłości... (ros.). 16  Dowódca (ros.)

142

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 142

28.01.2020 11:44


jak gorzkie lekarstwo. Klara patrzyła w przerażeniu na podziurawione ściany i obrazy. – To moi dziadkowie… – wyszeptała do Saszy. Chłopak uśmiechał się tępo jak wszyscy. Zauważyła jednak, że nie rechotał jak cała reszta. W drzwiach stanęła blada jak płótno Antonina. – Co tu się dzieje? – zapytała cicho, ale w taki sposób, że zapadła gwałtowna cisza. – Ostanowities’!17 Było coś takiego w jej głosie i całej postawie, że butni żołdacy zaczęli wychodzić z pałacu. Jeden po drugim. Tylko Łykow stanął na chwilę w progu. – Nu, ty jeszcze budiesz nyt’, sztoby ja poszczadił tiebie żyzn’…18 – mruknął, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Antonina spojrzała z przerażeniem na córkę. – Klaro, co ty tu robisz?! Proszę w tej chwili wrócić do swojego pokoju!

*** Ostatnie promienie zachodzącego słońca przenikały do okna sypialni sierocińca przy ulicy Witebskiej i zatrzymywały się przy każdym łóżku. Letni wieczór całował dzieci na dobranoc. Kilka główek poderwało się z łóżka na dźwięk znajomych kroków. – O! Siostra! Nasza siostra! Siostra Julia przyszła! Usiadła na taborecie na środku sypialni. Wokół niej stłoczyły się dzieci. Tak było od lat, od pierwszego wieczoru po jej przyjeździe do Wilna. Dzieci rosły, opuszczały sierociniec, jedne zakładały rodziny, inne wybierały bezdomność. Przychodziły następne. Ale siostra Julia każdego wieczoru zaglądała do sypialni, żeby 17  18

Stać! (ros.). Jeszcze będziesz skomleć, żebym oszczędził ci życie (ros.).

143

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 143

28.01.2020 11:44


im powiedzieć dobranoc. I myślała wtedy także o tych, które śpią już w innych łóżkach. Czasem na poduszce mokrej od samotnie wylewanych łez. Tylko taboret się nie zmieniał. Nadal skrzypiał tak samo jak tego pierwszego wieczoru. – Dzisiaj opowiem wam bajkę o małej dziewczynce. – Tak małej jak my? – Tak małej. Albo nawet mniejszej. Miała na imię Stasia i mieszkała w prześlicznej wiosce, gdzie było dużo drzew i kwiatów, i góry, i pola, które zapraszały, żeby pójść na spacer. Każdego ranka budził ją śpiew ptaków. Zaglądały do jej okien i w końcu dziewczynka nauczyła się rozumieć ich mowę. Boguś stanął w drzwiach i też słuchał. – Codziennie zostawiała im na parapecie okna okruszki chleba i zaprzyjaźniła się z nimi. Była bardzo szczęśliwa. Miała mamę, tatę i rodzeństwo. I chociaż byli bardzo biedni, kochali się i to im wystarczyło do szczęścia. Nie podobało się to jednak Czarnej Wróżce, która mieszkała samotnie na skraju lasu i nie lubiła, kiedy inni byli szczęśliwi. Rzuciła czar na domek, w którym mieszkała dziewczynka, i zaraz zrobiło się tam smutno. To jak w moim domu – pomyślała Anielka, której tatę znaleziono nieżywego w komórce na narzędzia i wszyscy mówili, że umarł z przepicia, chociaż Anielka nie rozumiała, co to dokładnie znaczy, bo miała dopiero sześć lat. To jak u mnie – pomyślała Marianka, której mama się powiesiła, a tato znalazł sobie nową panią i ta pani ją biła i zamykała w piwnicy, a tam straszyło. To jak u nas – pomyślał Boguś. Siostra kontynuowała opowieść: – Najpierw umarła mama. Niedługo potem tato. Dzieci zostały same i ludzie postanowili je rozdzielić i oddać na wychowanie do różnych domów. Stasia płakała, kiedy zaprowadzono ją

144

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 144

28.01.2020 11:44


do dużego domu, gdzie mieszkały siostry takie jak ja. Nie chciała tam iść. Bała się, że siostry nie będą dla niej dobre. Miała do Pana Boga żal, że odebrał jej rodziców i rodzeństwo, ale przecież nie wiedziała, że to była zemsta Czarnej Wróżki. – Zemsta? Za co? Przecież oni nie skrzywdzili Czarnej Wróżki! – odezwała się Anielka, ta, której tato umarł z przepicia. – Czarna Wróżka mści się na ludziach za to, że oni są szczęśliwi. Ona lubi patrzeć, jak ludzie cierpią. Niestety, niektórzy ją naśladują i też zaczynają tak traktować innych… Ale Stasia nie należała do takich ludzi. Wolała przyjaźnić się z ptakami. Nie musiała długo czekać, bo pewnego ranka przyfrunął do niej Król Wróbli. „Dzień dobry” – powiedział. „Jak się miewasz?”. „Nie najlepiej” – odpowiedziała Stasia. „Tęsknię za moim domem i jest mi bardzo smutno. Jestem zupełnie sama na tym świecie”. Król Wróbli odpowiedział: „Tak myślisz? To od dzisiaj zacznij zabawę w oczy otwarte”. Stasia się zdziwiła, bo nieraz już słyszała o zabawie w ciuciubabkę i w chowanego, i w berka, ale o oczach otwartych usłyszała po raz pierwszy. „Naprawdę nie znasz tej zabawy, Stasiu?” – zdziwił się Król Wróbli. „Nie” – odpowiedziała Stasia. „To proste. Patrzysz uważnie na ludzi wokół siebie i szukasz tych, którzy są bardziej nieszczęśliwi i samotni od ciebie. Zajmujesz się tylko tym, żeby im pomóc, i świat staje się piękniejszy”. – I co? – Mała Anielka przerwała przedłużającą się ciszę. – Czy Stasia posłuchała Króla Wróbli? – A jak myślisz? – Chyba tak. – Masz rację. A teraz wy go posłuchajcie. Niech wasze oczy będą otwarte i umieją dostrzec biedę, krzywdę i cierpienie. Zawsze się znajdą ludzie bardziej nieszczęśliwi od was. A wy będziecie im potrzebne. Dobranoc, dziewczęta! – Siostra Julia ucałowała

145

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 145

28.01.2020 11:44


dzieci. Każde z osobna. Tak delikatnie jak przed chwilą zrobiły to promienie zachodzącego, letniego słońca. Boguś wycofał się w półmrok korytarza. Sam nie wiedział, co robi, kiedy – zamiast do swojego pokoju – skręcił do kaplicy. Usiadł w tylnej ławce, wciśniętej w najciemniejszy kąt, schował twarz w dłoniach i bezwstydnie płakał, zapominając o tym, co od dziecka próbował mu wbić do głowy ojciec: że prawdziwy mężczyzna nigdy się nie rozkleja.

*** Co ja tu robię – myślał gorączkowo Boguś. Czego właściwie szukam. Spokoju? Wobec tego, co się dzieje, brzmi to co najmniej śmiesznie. Spełnienia? W sierocińcu prowadzonym przez zakonnice? Odpowiedzi na pytanie, co jest celem mojego życia?! Jest teraz tyle ważniejszych pytań pozbawionych odpowiedzi. Byłoby naiwnością sądzić, że akurat na to jedno ją znajdę. A może szukam ucieczki od ojca i jego pijackich wieczorów? Może to jest prawda o mnie: tchórzu, który zostawił matkę i siostrę, kiedy go najbardziej potrzebują… Boga. – Głos był wyraźny, chociaż niemożliwy do zidentyfikowania. Wdarł się w jego serce i Boguś poczuł, że powstała tam jakaś szczelina, przez którą jakby przebijało się światło. Jakiego Boga? Ludzie na ulicach miasta chodzą jak cienie, sparaliżowani strachem przed NKWD. Rodzina jego matki zniknęła bez wieści, a dworek dziadków został niemal zrównany z ziemią. Jego własny dom ocalał tylko dlatego, że ojciec chleje wódkę z Sowietami. Na ulicach roi się od nędzarzy i ich brudnych, zaniedbanych dzieci, które dzisiaj zobaczył i stać go było tylko na bezradne milczenie. W najlepszym wypadku te dzieci trafiają do sierocińców, takich jak ten. Jakiego Boga? Chyba takiego jak proboszcz, który wyrzuca za próg plebanii panny z nieślubnym dzieckiem, ale bawi się

146

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 146

28.01.2020 11:44


w najlepsze w dworkach i klaszcze, gdy Sowieci obściskują po kątach dziewczyny. I zalewa wyrzuty sumienia wódką. Jakiego Boga… Ciche skrzypnięcie drzwi i kroki wyrwały go z zamyślenia. Siostra Julia minęła go i uklękła w prezbiterium. Nie odwróciła głowy. Nawet nie drgnęła, zapatrzona w Tego, który był odpowiedzią na wszystkie jej pytania. Boguś wyszedł z kaplicy. Czuł, że potrzebuje powietrza i widoku nieba, który w letnie wieczory przybiera łagodny, szafirowy odcień, przetykany złotem.

*** W kaplicy nie było nikogo. Tylko siostra Julia i Ukrzyżowany. Po latach nie potrzebowała słów. Uśmiechała się na myśl o Jego szalonej miłości. Było to źródło jej siły. To On znał każde jej dziecko po imieniu. To On wyszukiwał razem z nią najbardziej potrzebujących biedaków w mieście, z których znaczną część stanowiły jej dawne wychowanki. On wiedział, jak bardzo się boi o dalsze losy sierocińca i jego podopiecznych, a także że kończy im się zapas ziemniaków. Więc trwali tak razem we wspólnej opowieści, połączeni tym rodzajem więzi, która nie musi się z niczego tłumaczyć. Ale dzisiaj miała do Niego szczególną sprawę. Chodziło o syna jej przyjaciółki. Pamięta to pierwsze spotkanie sprzed niemal dwudziestu lat. Obie były młode i niepewne swojego losu. Antonina weszła do kaplicy dominikanek, żeby prosić o modlitwę. Od tamtej pory hrabina była częstym gościem na Witebskiej. Wspierała finansowo sierociniec. Organizowała w tym celu kiermasze i bale charytatywne. Ale najbardziej lubiła odwiedzać kaplicę i patrzeć na Ukrzyżowanego. Trwało to często bardzo długo. Potem szła do dzieci, które z czasem zaczęły nazywać ją ciocią. „Mamą” była jedynie siostra Julia.

147

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 147

28.01.2020 11:44



POSŁOWIE Powieść Niebo w kolorze popiołu jest moim wielkim, spełnionym marzeniem literackim. Historia siostry Julii Rodzińskiej – zakonnicy, która była sierotą i dlatego jak nikt inny na świecie była wrażliwa na potrzeby osieroconych dzieci, ale też potrzeby wszystkich bezbronnych, głodnych, skazanych na zagładę w okrutnych realiach wojny – to prawdziwa gratka dla pisarza! Choć opisywana w książce rzeczywistość wydaje się odległa, jest zaskakująco ponadczasowa. Przecież takiego Kościoła pragniemy: otwartego, szukającego najsłabszych, gotowego oddać życie „za przyjaciół” jak Jego Założyciel (por. J 15, 13). Przy czym dla bohaterki tej książki przyjacielem był po prostu każdy, kto potrzebował pomocy, bez względu na narodowość i wyznanie. Podczas okupacji było to niewyobrażalnym ryzykiem. I siostra Julia za taką postawę zapłaciła najwyższą cenę. Została zaliczona przez Jana Pawła II w poczet błogosławionych 108 męczenników II wojny światowej, podobnie jak inny przedstawiciel rodziny dominikańskiej: ojciec Michał Czartoryski, kapelan z Powstania Warszawskiego, który zresztą pojawia się w fabule. Co może być atrakcyjnego w powieści, która porusza taki temat? Już same realia II wojny światowej. Jak śpiewał Bułat Okudżawa w piosence Trzy miłości: Pierwsza wojna – pal ją sześć, To już tyle lat. Druga wojna – jeszcze dziś Winnych szuka świat.

615

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 615

28.01.2020 11:44


Jest w tych słowach gorzka, okrutna, ciągle aktualna prawda… Co jeszcze może w tej powieści czytelnika wzruszyć, a przynajmniej zaciekawić? Postać siostry zakonnej, która – choć sama tęskni za miłością – szuka tych, którzy tęsknią bardziej, i ukazuje im największą Miłość: Chrystusa. Choć sama zmaga się z własną słabością, lękiem, duchowym i fizycznym bólem, potrafi odnaleźć tych, którzy zmagają się bardziej, i dać im nadzieję. Chociaż sama jest głodna w nieludzkich warunkach obozu koncentracyjnego w Stutthofie, potrafi oddać ostatni kawałek chleba tym, którzy są bardziej głodni. W powieści nie może zabraknąć żywego, plastycznego opisu realiów, w jakich dzieje się akcja, wyrazistych postaci i barwnych, ale prawdopodobnych i głęboko ludzkich losów bohaterów, którzy przeżywają swoje miłości, rozterki, odejścia i wojenne dramaty. Mam nadzieję, że chociaż w pewnym stopniu udało mi się to osiągnąć. Kim była bohaterka tej książki? Siostra Julia Rodzińska, dominikanka, urodziła się w roku 1899 w Nawojowej koło Nowego Sącza i tam spędziła dzieciństwo. To nie było łatwe dzieciństwo i dlatego myślę, że może być patronką wszystkich dzieci osieroconych albo pochodzących z rodzin dysfunkcyjnych. Ale też patronką wszystkich nauczycieli, wychowawców, pedagogów. Nikt tak dobrze nie rozumiał dziecięcej biedy jak ona. Kiedy miała 9 lat, umarła jej mama, a 2 lata później tato. Małą Stasię (bo takie imię otrzymała na chrzcie świętym) oraz jej młodszą siostrę przygarnęły pracujące w Nawojowej siostry dominikanki. Wychowały te dziewczynki jak własne dzieci. Szczególną troską otoczyła je przełożona domu, siostra Stanisława Leniart, która sama jako dziecko straciła rodziców. Kiedy Stasia skończyła szkołę, wyznała swojej „mamie” (bo tak nazywała siostrę Stanisławę), że chce zostać dominikanką. Nie

616

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 616

28.01.2020 11:44


były to łatwe czasy, bo trwała I wojna światowa. Mimo to dziewczyna wstąpiła do nowicjatu. Po złożeniu ślubów zakonnych i uzupełnieniu wykształcenia została nauczycielką i wychowawczynią w prowadzonych przez nasze zgromadzenie domach dla sierot. Najdłużej – bo aż 22 lata – była w Wilnie. Całe swoje serce włożyła w rozwój prowadzonego przez siostry dominikanki zakładu dla sierot, którego była kierowniczką. Nie poprzestała na tym. Co roku organizowała letnie półkolonie dla wileńskich dzieci ulicy. Szybko stała się w mieście znana i doceniana, otrzymywała nagrody i była bohaterką reportaży prasowych. Na co dzień skromna i zapracowana. Kochająca dzieci z sierocińca jak matka. Ubierała je w piękne, kolorowe sukienki, a nie tak jak w większości sierocińców – w mundurki. Chciała, żeby czuły się jak w domu, a nie jak w zakładzie. To był taki katolicki Korczak w spódnicy… Wtedy właśnie zastała ją wojna. Siostra Julia nie uciekła i nie pozostawiła sierocińca bez opieki. Dopóki mogła, pracowała w zakładzie dla sierot wraz z innymi siostrami już nie jako wychowawczyni, lecz jako woźna i sprzątaczka (bo zakład przejęli Sowieci i przekazali go Litwinom) – byle tylko mieć kontakt z wychowankami. Szybko jednak nowe władze placówki pozbyły się sióstr. Siostra Julia nie rezygnowała jednak z szukania ludzi potrzebujących pomocy. Organizowała tajne komplety. Pomagała księżom emerytom pozbawionym środków do życia, partyzantom i prawdopodobnie Żydom. Niestety, nie ma żadnych spisanych świadectw, jak dokładnie ta pomoc wyglądała. Wiemy tylko, że siostra Julia i pozostałe dominikanki zostały aresztowane „za kontakty z polskimi partyzantami i działalność polityczną”. Nadszedł ten dzień: 12 lipca 1943 roku. Gestapo aresztowało siostrę Julię i trzy inne siostry dominikanki. Zawieziono je do więzienia na Łukiszkach. Współsiostry szybko wypuszczono, a siostrę

617

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 617

28.01.2020 11:44


Julię osadzono w izolatce, gdzie nie można było się ani położyć, ani stanąć na nogi, i okrutnie torturowano. Nikogo nie wydała. Po roku została wywieziona do obozu w Prawieniszkach, a potem do obozu koncentracyjnego w Stutthofie koło Gdańska (dzisiejsze Sztutowo). I to był ostatni odcinek jej wędrówki. Wybuchła epidemia tyfusu plamistego. Więźniów zarażonych tą chorobą gromadzono w tak zwanej umieralni: baraku nr 30, przeznaczonym pierwotnie dla Żydówek. Panowały tam najgorsze warunki. Siostra Julia podjęła decyzję, że pójdzie do zarażonych. Oczywiście nie chodziło o pomoc medyczną – w obozowych warunkach nieosiągalną – lecz o bycie przy tych ludziach, wspieranie ich modlitwą, dawanie nadziei… Ciekawe, że kilka więźniarek wyszło z choroby. Właśnie dzięki tej nadziei. Siostra Julia jednak zaraziła się tyfusem i zmarła 20 lutego 1945, tuż przed końcem wojny i wyzwoleniem obozu. Tyle mówi o niej historia. Zaledwie kilka zwięzłych informacji. Siostra Julia nie pozostawiła po sobie prawie żadnych pamiątek, poza obrazkiem z pierwszych ślubów zakonnych, kilkoma kartkami okolicznościowymi i krótkim listem napisanym po niemiecku z obozu w Stutthofie do rodziny. Możliwe, że materialne ślady jej życia i działalności zniszczyła wojna, ale bardziej prawdopodobne, że tak po prostu żyła: cicho, szybko i bez rozgłosu. Pozostały przejmujące świadectwa więźniarek, jak choćby słowa Klementyny Zastrzeżyńskiej: „Do końca życia służyła innym, pielęgnując chorych na tyfus, chociaż sama z trudem się już poruszała, ledwo trzymała się na nogach, ale mówiła, że musi służyć”, albo Żydówki Ewy Hoff: „Na zawsze będę mieć w oczach ten obraz: niewielkie pomieszczenie, przepełnione ludźmi zajmującymi łóżka trzy-, a nawet czteropiętrowe, kiepskie światło, jaśniejsze plamy białych twarzy kobiet i suszących

618

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 618

28.01.2020 11:44


się łachmanów. Klęcząca na drewnianym balu, wyprostowana, z uniesioną głową, z oczami skierowanymi w Nieskończoność nasza siostra Julia (…). Pełniła dzieła miłosierdzia tam, gdzie w ogóle zapomniano, że istnieje miłosierdzie”. Obie więźniarki pojawiają się w powieści, lecz ich wątki są mocno nasycone fikcją literacką. Autentyczną postacią jest także więzień obozu w Stutthofie, ksiądz Franciszek Grucza, który rzeczywiście przychodził na prośbę siostry Julii z posługą sakramentalną do kobiecej części obozu. Postaciami historycznymi są również: litewski premier rządu ludowego Justas Paleckis, naczelnik więzienia na Łukiszkach Kazys Augustinaviczius i komendant KL Stutthoff Paul Werner Hoppe, działający w konspiracji wileńscy jezuici – Kazimierz Kucharski, Władysław Hajdukiewicz i Stanisław Kiałka – żołnierz AK Maria Tomkiewiczówna, rodzice siostry Julii, Marianna i Michał Rodzińscy, oraz jej rodzeństwo, Julian, Ludwik i Janina, jak również siostra Stanisława Leniart, przełożona domu w Nawojowej, i siostra Kazimiera Fiala – poprzedniczka siostry Julii na stanowisku kierowniczki wileńskiego sierocińca, a także dominikanki aresztowane wraz z siostrą Julią: Cecylia Malinowska, Tekla Baran i Filomena Lis. Pojawia się również epizodycznie wspomniany bł. Michał Czartoryski i św. Faustyna Kowalska, ale sytuacje, w których te postacie występują – choć w granicach fabularnego prawdopodobieństwa – są fikcyjne. Wszystkie inne postacie w powieści są wytworem fantazji. Janek, chłopak zakochany w Stasi Rodzińskiej w czasach jej szkolnej młodości, Boguś Ostreyko-Horodyński i jego narzeczona Anna Meysztowiczówna oraz ich rodziny, Zosia Bratkówna, Basia Gizbertówna, Żydówka Salcia i pozostali wychowankowie siostry Julii, młodzi żołnierze Polski Podziemnej: Stefan Zdanowicz i Staś Szulejko, Ludowy Komisarz Oświaty Aleksiej Iwanowicz Saharow, Birutė Žemaitytė, litewska kierowniczka Zakładu

619

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 619

28.01.2020 11:44


dla Sierot przy Witebskiej i jej personel, komandir Łykow, Sasza i inni żołnierze Armii Czerwonej, personel więzienia na Łukiszkach i obozów w Prawieniszkach i Stutthofie, łącznie z esesmankami: Ulrike Hauptmann i Helgą, oraz więźniarki obozu w Stutthofie, Izolda i Irka, w rzeczywistości nie istnieli. Ale mogli istnieć. I to jest właśnie najbardziej niezwykłe w kreowaniu powieściowego świata przedstawionego: nadawanie postaciom imion, twarzy i racji bytu, tak żeby czytelnik uwierzył w ich prawdziwość. Tak więc piękny moment przykrycia ciała siostry Julii kocem przez Ulrike jest częściowo fikcyjny: taki fakt miał miejsce, ale prawdopodobnie – z oczywistych względów – nie zrobiła tego esesmanka, lecz jedna z więźniarek. Nikt jednak nie był świadkiem tej sytuacji i nie był to koc, tylko kawałek obozowego materiału. Fikcyjna jest również ważna w powieści postać siostry Gemmy Tarnawskiej. Jej pierwowzorem jest prawdziwa siostra, która jednak wyjechała z Wilna w 1936 roku, nie mogła więc być świadkiem aresztowania dominikanek. Słowa pieśni Matko, co w Ostrej świecisz Bramie, pastorałki Leć, kolędo, ach, leć do ojczyzny oraz obozowych piosenek Izoldy są mojego autorstwa. Ufam, że oddają ducha tamtych czasów. Parafraza kolędy Gdy się Chrystus rodzi zwana Kolędą stutthoffską jest natomiast prawdziwym tekstem ułożonym przez więźniów obozu. Cytaty z Pisma Świętego są przywołane za Pismem Świętym Starego i Nowego Testamentu w przekładzie ks. Jakuba Wujka (WAM, Kraków 1962). Pisanie powieści biograficznej było dla mnie wyzwaniem. Zwłaszcza że dotyczyła świętej. Przecież tak łatwo otrzeć się o uproszczenia, fałsz, „katechetyczne” moralizatorstwo. Poza tym z góry wiadomo, jak się ta historia kończy. Co więc może być fascynującego w tej opowieści? Jej aktualność. I stworzenie takiego

620

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 620

28.01.2020 11:44


portretu bohaterki, żeby czytelnik – bez względu na swój światopogląd – chciał się z nią zaprzyjaźnić. Nie tyle „gotowej” świętej, co kobiety, która jest w drodze jak my. I czasem się na tej drodze gubi lub po prostu jest zmęczona – jak my. Wie natomiast, kto jest jej Przewodnikiem, i to jej przywraca siły. Zadanie było tym trudniejsze, że istnieje bardzo niewiele materiałów na temat samej siostry Julii. Zaledwie szczątkowe fragmenty kronik klasztornych z Wilna czy dokumentów dotyczących wileńskiego Zakładu dla Sierot, kilka zwięzłych listów, zdawkowe informacje w kronikach innych klasztorów dominikanek i żadnych zachowanych zapisków czy dzienniczka duchowego siostry Julii. Jedynym ciekawym i cennym źródłem wiadomości są świadectwa współsióstr i współwięźniarek siostry Julii oraz innych ludzi, którzy ją znali, a także Saga rodu Rodzińskich – kronika rodzinna napisana przez Janusza Rodzińskiego, wnuka Michała Rodzińskiego, która mieści się w archiwum domu generalnego naszego Zgromadzenia. W pracy korzystałam także z następujących opracowań: s. Justyny Dombek OP, Moc w słabości. Życie i męczeństwo bł. Julii Rodzińskiej, dominikanki, Kraków 2006; Dar przywracający nadzieję. W 120 rocznicę urodzin Błogosławionej Siostry Julii i w 20 rocznicę Jej beatyfikacji, Kraków 2019; Elżbiety Grot, Błogosławieni męczennicy obozu Stutthof, Gdańsk 1999. Tworząc skomplikowane tło historyczne okupowanej Wileńszczyzny i opisując życie codzienne w więzieniu na Łukiszkach czy w obozach w Prawieniszkach i Stutthofie, korzystałam z opracowań naukowych i popularnonaukowych dotyczących tego okresu oraz wspomnień ludzi, którzy tę rzeczywistość pamiętają. Niestety, na temat likwidacji szkół i innych placówek katolickich w Wilnie oraz prześladowań osób duchownych i zakonników przez sowieckiego, litewskiego i niemieckiego okupanta,

621

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 621

28.01.2020 11:44


jak również zaangażowania kapłanów i sióstr zakonnych w konspirację znalazłam bardzo niewiele informacji. Teraz czas na podziękowania. Przede wszystkim Bogu – to On był i nadal jest moją największą inspiracją i najważniejszym Adresatem twórczych działań. Mojej błogosławionej Współsiostrze Julii Rodzińskiej. Od kilku lat modlę się do Niej litanią i bardzo mocno czuję Jej wsparcie w kwestiach pisarskich i w mojej pracy z młodzieżą. Matce Generalnej Aleksandrze Zarębie za zaufanie: bez niej ta powieść by po prostu nie powstała. Siostrom Beniaminie Potocznej i Kazimierze Korzeniewskiej za udostępnienie bezcennych źródeł z archiwum Zgromadzenia i pomoc merytoryczną. Ojcu Andrzejowi Bielatowi OP za nieocenioną konsultację w kwestii użycia rosyjskich słów i zwrotów w powieści. Panu Profesorowi Bogusławowi Dopartowi, kierownikowi Katedry Literatury Oświecenia i Romantyzmu na Wydziale Polonistyki UJ za ogromną (jak zawsze) życzliwość, wnikliwą lekturę maszynopisu i cenne uwagi. Szymonowi Siudzie za pomoc w zdobyciu opracowań dotyczących okupacji Wileńszczyzny i obozu w Stutthofie, a także za genialny pomysł na pewne rozwiązanie fabularne (już Ty wiesz które!). Witoldowi Marton-Domeyce i jego rodzinie za wszelkie wsparcie w pracy nad powieścią, a szczególnie za gościnę i pomoc w mojej podróży śladami siostry Julii oraz udostępnienie cennych materiałów dotyczących przedwojennych posiadłości ich przodków w Sitcach (obecnie na terenie Białorusi). To właśnie Sitce z wielką barokową bramą wjazdową w parku posłużyły za pierwowzór dworu Ostreyko-Horodyńskich w Wilczym Przewozie. Barbarze de Thun za oprowadzenie mnie po muzeum w Stutthofie.

622

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 622

28.01.2020 11:44


Agacie Puścikowskiej za dobre słowo, inspirację i podpowiedź, żeby tę powieść wydać w Edycji Świętego Pawła. Lepszego wydawnictwa dla tej książki nie mogłam sobie wymarzyć! Jednak szczególne podziękowania kieruję do mojej pierwszej Czytelniczki: Mamy. Dziękuję za długie godziny, kiedy cierpliwie i z uwagą wysłuchiwałaś czytanej przeze mnie powieści. I za to, co kiedyś powiedziałaś: że nie mogłaś spać w nocy, tak bardzo Tobą wstrząsnął pewien opis wydarzeń, i z niecierpliwością czekasz na ciąg dalszy… Nawet nie wiesz, jak bardzo te słowa były mi wtedy potrzebne. Siostro Julio, kiedy spotkamy się w niebie, to mam nadzieję, że szczerze się będziemy śmiać z mojego fantazjowania. Po drugiej stronie życia jest już wszystko jasne, uporządkowane i odkryte. Literatura jest tylko próbą uchwycenia tego, co nieuchwytne. Wyrażenia niewyrażalnego. Zbliżenia się do prawdy. I ta szlachetna iluzja jest w niej czymś najpiękniejszym. Siostra Benedykta Karolina Baumann OP

623

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 623

28.01.2020 11:44


Spis treści Część I. Najwyższa cena . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5 Część II. Kolor popiołu. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 437 Posłowie. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 615

032A_Niebo w kolorze popiolu_inside.indd 624

28.01.2020 11:44




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.