064A_Ocalona_inside.indd 2
10-02-12 10:17:27
064A_Ocalona_inside.indd 2
10-02-12 10:17:27
ANIA GOLĘDZINOWSKA
OCALONA Z PIEKŁA Wyznania byłej modelki
064A_Ocalona_inside.indd 3
10-02-12 10:17:27
Tytuł oryginału: Con occhi di bambina © 2011 Edizioni Piemme Spa Via Tiziano 32 20145 Milano – Italy www.edizpiemme.it Tłumaczenie: Marcin Romanowski SSP Redakcja: Ilona Kisiel Korekta: Ewa Stuła Skład i łamanie: Paweł Pluta Projekt okładki: Anna Kawecka Zdjęcie na okładce: © Edizioni Piemme Spa Druk i oprawa: Rzeszowskie Zakłady Graficzne SA ISBN 978-83-7797-064-5 © Edycja Świętego Pawła, 2012 ul. Św. Pawła 13/15 • 42-221 Częstochowa tel. 34.362.06.89 • fax 34.362.09.89 www.edycja.pl • e-mail: edycja@edycja.pl Dystrybucja: Centrum Logistyczne Edycji Świętego Pawła ul. Hutnicza 46 • 42-263 Wrzosowa k. Częstochowy tel. 34.366.15.50 • fax 34.366.10.24 • e-mail: dystrybucja@edycja.pl Księgarnia internetowa: www.edycja.pl
064A_Ocalona_inside.indd 4
10-02-12 10:17:27
Nie lękajcie się. Miejcie pokój i pozwólcie prowadzić się Chrystusowi. bł. Jan Paweł II
064A_Ocalona_inside.indd 5
10-02-12 10:17:27
Niektóre imiona i miejsca w tej książce zostały zmienione.
064A_Ocalona_inside.indd 6
10-02-12 10:17:27
Wstęp
Londyn, 12 października 2010 r. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że będę kończyć pisać tę książkę w tak magicznym miejscu jak to. Siedzę sobie w wygodnym fotelu, w salonie apartamentu, który mieści się na ósmym piętrze biurowca położonego w centralnej strefie dzielnicy May Fair, kilka kroków od Oxford Street. Wielki witraż zajmuje całą ścianę. Siedząc tu, delektuję się cudownym widokiem miasta, nad którym góruje niesamowite London Eye. Właśnie w tym momencie wyszło słońce… Jak wiele rzeczy w moim życiu, również pomysł na tę książkę zrodził się trochę przez przypadek. Od tego momentu nie przestawałam pisać, starałam się iść za każdym natchnieniem, przywoływać najlepsze chwile, jak również momenty prawdy, w których musiałam zmierzyć się z radością i ze smutkiem życia. Pisaniu zawsze towarzyszy samotność, niemniej jednak pisząc, w zupełnie niezwykły sposób odczuwa się wielką jedność z innymi ludźmi. Być może dzieje się tak dlatego, że książka, nawet najprostsza, zawsze jest drogą pro7
064A_Ocalona_inside.indd 7
10-02-12 10:17:27
wadzącą do prawdy, która kryje się w nas, a której ciągle szukamy. Próbowałam opowiedzieć o sobie samej, przedstawić moją historię wiarygodnie, tak jak rzeczywiście było, a także odnaleźć spojrzenie zwykłej dziewczynki, małej księżniczki, która mając cztery lata, została brutalnie wyrzucona ze swojego zaczarowanego zamku, ale która nigdy nie przestała marzyć. Urodziłam się w Warszawie, tam spędziłam moją nastoletnią młodość, ale dziś moim krajem są Włochy. Wybrałam je, gdyż na początku wydawało mi się, że jest to idealne miejsce, w którym będę mogła zrealizować marzenia, starannie pielęgnowane od najmłodszych lat. Znalazłam tam jednak znacznie więcej. Znalazłam prawdziwych przyjaciół, osoby, które obdarzyły mnie swoją miłością, uwierzyły we mnie i okazały wsparcie w trudnych chwilach, z którymi musiałam się zmierzyć. Odnalazłam tam samą siebie. Dedykuję tę książkę mojej rodzinie i pragnę wyrazić wdzięczność tym, którzy we mnie uwierzyli, jak: Marina Berlusconi, Paolo Enrico Beretta, Paolo Brosio, Diego Manetti, i wszystkim, którzy pomogli mi budować moje życie. Tych osób jest wiele, dlatego nie mogę wymienić wszystkich. Książkę dedykuję również tym, których nie znam osobiście, a którzy czytając moją historię, poczują, że mówię także o nich. Tym wszystkim, którzy czują się niepotrzebni, niezrozumiani, samotni, ale którzy mają marzenia i odwagę, by podążać ręka w rękę z innymi na spotkanie z prawdą, szukając miłości, prawdziwych wartości albo po prostu szukając samych siebie… Ania Golędzinowska 8
064A_Ocalona_inside.indd 8
10-02-12 10:17:27
ODCIĘCIE OD PRZESZŁOŚCI
Nieszczęście i już. Czy naprawdę istnieje coś takiego jak „nieszczęście”? Jedno jest pewne: kiedy rzeczy zaczynają iść źle, wyprowadzić je potem na prostą jest piekielnie trudno. Nie wiem, czy mamy tutaj do czynienia z jakimś prawem natury, ale zawsze jest tak samo. Czasem wydaje się, że bardziej niż nieszczęście jest to sposób na życie. Konsekwencja przyswojonej maniery negatywnego postrzegania świata. Są ludzie, którzy sami wybierają łzy i cierpienia, jakby to było ich życiowe powołanie. W życiu trzeba mierzyć się z wieloma próbami. Nieustannie. To do nas należy wybór, czy zmierzyć się z nimi, czy odpuścić. Człowiek nagle znajduje się na rozstaju dróg i musi zdecydować, czy szukać skrótów, czy stawić czoła rzeczywistości. Ja kochałam skróty. Im droga stawała się trudniejsza, tym usilniej ich szukałam. Matka przestała chodzić do pracy, a ja ciągle mieszkałam sama w kawalerce. Od czasu do czasu ją odwiedzałam. Siedziała tam cały czas, w kuchni, zmęczona i bez wyrazu, niczym wolno więdnący kwiat. Nie mówiła ani słowa. Tkwiła 88
064A_Ocalona_inside.indd 88
10-02-12 10:17:31
nieruchomo, patrząc gdzieś w próżnię. Kiedy ja coś mówiłam, nie słuchała. Gdy przechodziłam koło niej, nie zauważała mnie. Jedynym środkiem utrzymania, jaki miała, były grosze, które dostawała z opieki społecznej. Wydawało się, że tkwi uwięziona w przeszłości, w sieci własnych wspomnień. Jej oczy były zgaszone, sprawiała wrażenie, jakby żyła tylko z przyzwyczajenia, zupełnie bezczynnie i bezwładnie. Pozbawiona jakiejkolwiek inicjatywy czy choćby najprostszego pragnienia, w niczym nie umiała już znaleźć nadziei i niczemu zaufać. Spowita ciemnością na zewnątrz, pogrążona w ciemności w środku. Jej dusza weszła w niemającą końca noc. Rysiek, ostatni z wujków, prawdopodobnie był dla niej jedyną podporą, po której mogła wdrapać się na górę i uwolnić ze swojej dramatycznej sytuacji. Dla niego, aby być z nim, potrafiła zniknąć z domu na dwa, trzy dni. Fatalnym tego skutkiem było totalne zaniedbywanie Zuzi. Pewnego wieczoru znalazłam moją siostrę samą na podwórku przed domem. Nie miała kluczy i nie mogła wejść do środka, bo matki oczywiście nie było w domu. Wydała mi się podobna do psa czekającego na właściciela. Wpatrywała się w róg ulicy, czekając, aż pojawi się tam mama. Widok ten wywarł na mnie straszne wrażenie. Złapałam Zuzkę za rękę, wsiadłyśmy do tramwaju i pojechałyśmy tam, gdzie pracował Rysiek. Był on nocnym stróżem w jednym z biurowców i matka chodziła tam do niego prawie każdego wieczoru. Jak wariatka dzwoniłam do bramy. Otworzył mi uśmiechnięty Rysiek i udawał, że nie wie, o co chodzi, jakby spadł z księżyca. 89
064A_Ocalona_inside.indd 89
10-02-12 10:17:31
– Cześć, Aniu! Co słychać? – odezwał się jak gdyby nigdy nic. Sprawiał wrażenie, że jest w doskonałym humorze. Nic mu nie odpowiedziałam. Odepchnęłam go, wpadłam do środka, krzycząc: – Gdzie jest moja matka?! Pojawiła się nagle na korytarzu. Stała w drzwiach jednego z biur. – Popatrz! – krzyczałam, wskazując Zuzkę. – Poznajesz ją? To Zuzia, twoja córka. Co z ciebie za matka? Zdajesz sobie sprawę z tego, że znalazłam ją przed domem bez kluczy? Czekała na ciebie jak pies! Dawaj klucze, ja zaprowadzę ją do domu. To moja siostra! Matka nie odpowiadała. Zuzia ukryła twarz w rękach i zaczęła płakać. – Chcesz znać prawdę? – krzyczałam dalej do matki. – Jesteś dla mnie niczym! Szybkim krokiem nadszedł Rysiek. – Słuchaj no, gówniaro… – powiedział groźnie. – Jak śmiesz w ten sposób mówić do swojej matki? Jak ci zaraz strzelę w pysk! Nagle przestałam cokolwiek widzieć. W mojej głowie klębił się milion myśli, umysł był niczym wielka puszcza, w której nagle wybuchł pożar. Ostrym wzrokiem spojrzałam na niego, zacisnęłam mocno zęby i podjęłam rękawicę. – A ty co chcesz? Milcz, bo to twoja wina, że matka jest tutaj! Nie wstyd wam?! No, dalej, uderz mnie! Wybuchła wielka kłótnia. Miotałam się na wszystkie strony jak piskorz, krzyczałam i próbowałam go uderzyć. Nienawidziłam ich, nienawidziłam obojga. Nienawidziłam matki, bo była, nienawidziłam też ojca za to, że go nie ma. W tym 90
064A_Ocalona_inside.indd 90
10-02-12 10:17:31
momencie nienawidziłam całego świata, także siebie samej. Jeśli miałabym wtedy wystarczająco dużo siły, to jestem przekonana, że zabiłabym ich oboje. W końcu do akcji włączyła się matka. Udało jej się nas rozdzielić. Powoli opanowaliśmy nerwy i dopiero wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że po raz kolejny, i jak zawsze zresztą, wszyscy zapomnieliśmy o Zuzi. Siostra schowała się w kącie i płakała, sama, z zamkniętymi oczami, próbując ze wszystkich sił nie widzieć i nie uczestniczyć w tym żałosnym spektaklu. Matka dała mi klucze od domu. Podeszłam do siostry, pogłaskałam ją po głowie i poszłyśmy do domu, trzymając się za ręce. – Chodź, Zuzka – powiedziałam cicho. – Idziemy do domu. Potem przez długi czas nie widziałam Ryśka. Spotkałam go parę lat później. – Miałaś rację – powiedział do mnie. Od razu zrozumiałam, co ma na myśli. – Wybacz, przepraszam… – wyszeptał. – Nie ma sprawy – powiedziałam sucho. Nasze życie toczyło się naprzód ciągle tak samo. Długi rosły z każdym dniem. Przeklęty świat, w którym żyjemy! Nie daje pokoju, nie daje żadnych możliwości, choć chwilowego odpoczynku, ani cierpiącym, ani tym, którzy doświadczyli przykrych sytuacji i nieszczęść… Mówi się, że „taki już jest ten świat”, ale to nieprawda. Świat jest taki, jaki sami sobie budujemy. Moje wujostwo, to prawdziwe, z wielką troską patrzyli na to wszystko, co się działo. Robili to bardzo dyskretnie. Nie zdawałam sobie nawet sprawy ze znaczenia pewnych pytań i nieśmiałych prób wyciągania pomocnej 91
064A_Ocalona_inside.indd 91
10-02-12 10:17:31
dłoni. Ofiarowali pomoc finansową i zapraszali mnie do siebie zawsze, chociażby po to, żebym miała z kim pogadać, kiedy jest mi źle i dokucza mi samotność. Dla mnie jednak to wszystko nic nie znaczyło. Żyłam w stanie wojny. Moja egzystencja podobna była do życia dzikich zwierząt w puszczy. Jedyną radością była możliwość zobaczenia nazajutrz słońca i myśl: „Jeszcze żyję”. Kiedy wujek z ciotką zdali sobie sprawę, że sytuacja w moim domu wymknęła się spod kontroli i że matka w żaden sposób nie jest zdolna pełnić swojej roli, otwarcie zadeklarowali pomoc. Chcieli mnie adoptować. Najpierw babcia, potem rodzice Michała i jeszcze po drodze opieka społeczna… Po raz kolejny ktoś był gotów zająć się mną i mnie przygarnąć. A przecież teoretycznie miałam matkę. Nie byłam sierotą! Moja mama żyła i mogła robić to, co wszystkie matki na świecie. Przytulić mnie, zadbać o mnie i o siostrę, wspierać. Nie potrafiła tego robić, co więcej, potrzebowała kogoś, kto się nią zajmie. Kogoś pokroju Ryśka. Doszło więc do tego, że pewnego dnia odwiedził mnie wujek i jak gdyby nigdy nic uśmiechnął się i powiedział: – Złożyliśmy podanie w urzędzie, żeby cię adoptować. Co myślisz o tym, Aniu? Wiadomość ta sprawiła mi wielką radość. Oni zawsze zachowywali się wobec mnie w porządku. No i dawali mi możliwość mieszkania w normalnym, dużym, jasnym i pięknym domu. Nie wiem, czy w tym przypadku można mówić o prawdziwej adopcji. Byłam już prawie dorosła, chociaż nie byłam jeszcze pełnoletnia. Byłam też przyzwyczajona do tego, że sama musiałam się utrzymać i poradzić sobie w każdej sytu92
064A_Ocalona_inside.indd 92
10-02-12 10:17:31
acji. Nikt nigdy nie uczył mnie, co jest dobre, a co złe. Żyłam zgodnie z porywami serca, w zależności od nastroju danego dnia, i liczyłam na łut szczęścia, że będę mogła cokolwiek zdobyć i przynieść do domu. W każdym razie, jak to zwykle bywało, matka nie mrugnęła nawet okiem. Było jej to obojętne i nie powiedziała jednego słowa. Nawet nie przyszła na rozprawę sądową. Nie pozostawiła cienia wątpliwości – zupełnie jej na mnie nie zależało. Matka, godna tego tytułu, walczyłaby ze wszystkich sił, aby nie pozwolić na odebranie jej dziecka. Ona natomiast nawet nie przyszła. W tamtym czasie negowałam samą siebie i mój ból, wmawiałam sobie, że on nie istnieje i chowałam się w zamkniętym kręgu mojego skamieniałego serca. Zmuszałam się do myślenia w ten sposób, że prędzej czy później wszystko się ułoży. Wydawało mi się, że jestem na prostej drodze do lepszego życia. Niestety, tak nie było, bo po raz kolejny, dokładnie wtedy, gdy wydawało mi się, że będzie już z górki, stanęłam przed stromą ścianą. Wujek z ciotką wzięli się do roboty i zaczęli rządzić wszystkimi i wszystkim. Mieli zupełną kontrolę nad całą sytuacją. Pewnego dnia powiedzieli mi, że na mieszkaniu matki ciąży hipoteka i że jedynym wyjściem, aby uratować to, co jeszcze jest do uratowania, będzie wynajęcie tego mieszkania. Musieliśmy to jeszcze jakoś zorganizować. Praktycznie wyszedł z tego teatr. Udawałam, że jestem w ciąży. Poszłam do matki i powiedziałam jej, że koniecznie muszę się wprowadzić to tego mieszkania, bo niedługo urodzę i potrzebuję miejsca, w którym będzie mogła żyć moja rodzina. Miało to wyglądać tak, jakbym przyszła, aby coś jej dać, ofiarować, a nie 93
064A_Ocalona_inside.indd 93
10-02-12 10:17:31
jak było w rzeczywistości, że przyszłam prosić o olbrzymią przysługę. Tak jakbym dawała jej okazję do odbicia się od dna. Szansę, aby wszystko przebaczyć, wszystkie jej niedoskonałości, braki i błędy. Matka, tak jak z uległością przyjmowała problemy i cierpienia oraz obelgi rzucane przez ludzi w jej stronę, w taki sam sposób zaakceptowała moją propozycję. Nie powiedziała ani jednego słowa. Wraz z Zuzią przeprowadziły się do kawalerki, w której wcześniej ja mieszkałam. Wydawało mi się, że prawie jest szczęśliwa z tego faktu. Reakcja matki wywołała we mnie niepokój. Jej milczenie zrobiło wyrwę w moim pancerzu, zadrapało skórę i wzruszyło. Zabrała rzeczy swoje i Zuzki i wyprowadziła się do kawalerki, aby zrobić miejsce mnie i mojemu wyimaginowanemu dziecku. A może także mojemu mężczyźnie, ojcu dziecka, też wymyślonemu, którego nie było. Dlaczego to zrobiła? Bo mnie kochała… Nie rozumiałam do końca, co było powodem takiego zachowania wujostwa. Być może mieli dobrą wolę i chcę w to wierzyć. Jednak widziałam, czułam, że przesadzają, że wykorzystują słabość mamy. Dlaczego nie poszli porozmawiać bezpośrednio z nią? Po co wymyślili tę absurdalną historię z ciążą? Coś mi tu nie pasowało, choć nie wiedziałam jeszcze, co to było. Jeśli nie było innego sposobu, żeby zejść ze złej drogi, jeśli nie było innego środka, dzięki któremu można było rozwiązać tę zupełnie beznadziejną już sytuację, trzeba było zebrać się na wielką odwagę i przedsięwziąć rewolucyjne kroki. Przychodzi mi tu do głowy zasłyszana w szkole historia. Pewnego razu wystawiono na próbę Aleksandra Wielkiego. Pokazano mu olbrzymi węzeł, którego nikt nie był w stanie rozsupłać, bo 94
064A_Ocalona_inside.indd 94
10-02-12 10:17:31
był bardzo ciasno i mocno zaciągnięty. Aleksander uśmiechnął się, wyjął miecz i jednym uderzeniem przeciął węzeł na pół. „Proszę – powiedział – rozwiązałem wasz supeł”. Wszyscy oniemieli. I tak właśnie należy czasami postępować. Musimy pamiętać, że są sytuacje, których nie da się rozwiązać, bo są zbyt skomplikowane i poplątane. Potrzeba więc zdecydowanego ruchu. Pewnego cięcia, które definitywnie zerwie z przeszłością i da nadzieję na nowe, lepsze życie. Miałam szesnaście lat i zadecydowałam, że odpowiedni moment już nadszedł. Zostawiłam szkołę. Wiedziałam, jak ważna jest szkoła i jak wielkie ryzyko podejmuję. Wiedziałam również, że jeśli nie znajdę sposobu, aby stanąć na własnych nogach i wyjść z tego wariatkowa, jakim było moje życie, to będę skończona. I stało się tak, że przez przypadek zaczęłam pracować jako modelka. Wujek z ciotką nie bardzo byli z tego zadowoleni, ale dobrze wiedzieli, że jeśli zaczną mi prawić kazania, to jedynym ich skutkiem będzie moje odejście od nich. Prawda jest też taka, że to, co robiłam, zupełnie ich nie obchodziło. Zaczęłam współpracować z niewielką agencją mody. Pewnego dnia ogłosili casting dla dziewczyn chcących pracować we Włoszech. Przyszło nas dziesięć. Tłumaczyli nam, że we Włoszech potrzebują nowych twarzy. Nie słuchałam ich zbytnio, bo już sama myśl o możliwości wyjazdu do Włoch budziła we mnie ekstazę. Po przejrzeniu mojego portfolio i po krótkiej rozmowie usłyszałam: – Odezwiemy się do ciebie. 95
064A_Ocalona_inside.indd 95
10-02-12 10:17:31
Wiedziałam, że na odpowiedź trzeba będzie trochę poczekać, więc postawiłam rozejrzeć się nieco w poszukiwaniu jakiejś roboty. Poznałam pewnego iluzjonistę. Mieszkał w Niemczech, miał około pięćdziesięciu lat i jak to zwykle bywa w przypadku prestidigitatorów, nosił bardzo dziwne, zakrawające na śmieszność imię: magik Hassan. Zaproponował mi, abym została jego asystentką, a ja, nie zastanawiając się ani minuty, ochoczo się zgodziłam. Wiedziałam, że wujek z ciotką nigdy w życiu by się na to nie zgodzili, więc postanowiłam, jak zawsze zresztą, iść na skróty drogą kłamstwa. Jako że była zima, powiedziałam im, że mam zaproszenie, aby z przyjaciółmi pojechać na tydzień na narty. Uwierzyli mi. W rzeczywistości wyjeżdżałam z magikiem Hassanem do Monachium w Bawarii. Podróż trwała bardzo długo. Ciągle coś do mnie mówił, nawijał i nawijał bez końca, ale wcale go nie słuchałam. Od czasu do czasu paliłam papierosa i trzymając nogi na przedniej szybie, obserwowałam uciekający za oknem świat. Dotarliśmy w końcu do jego domu. Dostałam pokój, w którym miałam mieszkać. Przez kilka dni, kiedy mieszkałam u niego, daliśmy kilka występów na prywatnych imprezach. Moją rolą było podawanie mu rekwizytów wykorzystywanych w prezentowanych numerach, uśmiechanie się do publiczności i sprawianie wrażenia, jak bardzo jestem zafascynowana i zdumiona brawurą Hassana i jego magią… Wydawało się, że wszystko zmierza w dobrą stronę i myślałam, że zostanę tam na dłużej. Było tak aż do dnia, kiedy magik postanowił zrobić sztuczkę przewyższającą jego magiczne możliwości, a mianowicie zaciągnąć mnie do łóżka. Co za 96
064A_Ocalona_inside.indd 96
10-02-12 10:17:31
dno ci faceci w średnim wieku, którzy próbują uwodzić nastolatki! Oczywiście w dość niewyszukany sposób powiedziałam mu, żeby sobie darował. Wściekł się niemiłosiernie. Powiedział, że mam wobec niego zobowiązania, że od tej chwili mam sprzątać, prać, prasować… Jednym słowem, mam być jego służącą. Wkurzyłam się nie na żarty i powiedziałam mu, że jedyną rzeczą, jaką musi zrobić, jest kupienie mi biletu do domu! Założyłam na ramię plecak i sama wróciłam do Polski. Postanowiłam powiedzieć wujkom prawdę. Chciałam im przez to pokazać, że się zmieniłam, i udowodnić, że zawsze – mimo że wcześniej ich okłamałam – potrafię wybierać rzeczy dla mnie dobre i umiem sama o siebie zadbać. Kilka dni później w miesięczniku City Magazine znalazłam ofertę pracy. Gazeta szukała osób do pracy w charakterze sprzedawcy powierzchni reklamowej. Miałam tylko szesnaście lat, ale na pewno nie brakowało mi energii i chęci do nabierania nowych doświadczeń. Przygotowałam curriculum vitae (totalnie zmyślone) i stawiłam się pod adresem wskazanym w ogłoszeniu. Na pierwszej rozmowie przyjęła mnie dyrektorka, czterdziestoletnia pani. Była bardzo piękną, elegancką i uprzejmą kobietą. Odbyłyśmy krótką rozmowę, po czym dała mi do rozwiązania test. Musiałam odpowiadać na pytania, jak zachowałabym się w konkretnych sytuacjach, jak chciałabym nawiązywać kontakt z klientem zainteresowanym kupieniem reklamy i tego typu rzeczy. Na koniec wyznaczyła mi datę kolejnego spotkania. To miała być decydująca próba. Nie traciłam ani chwili. Poszłam do kolegi (jednego z tych, których raczej rzadko odwiedzałam, bo był typem kujona, 97
064A_Ocalona_inside.indd 97
10-02-12 10:17:31
pochodził z dobrej rodziny…) i poprosiłam, aby mi pomógł jak najlepiej się przygotować. Punktualnie stawiłam się na umówioną rozmowę. Pani czekała na mnie, siedząc za ogromnym biurkiem. Bardzo się zdziwiła, jak dobrze się do tej próby przygotowałam, i ze zdumieniem słuchała, jak swobodnie operuję marketingowymi pojęciami. – Pięknie! Wspaniale, Aniu! – wykrzyknęła niemalże. – Jesteś bardzo zdolna, możesz zacząć w poniedziałek! Nie wierzyłam własnym uszom. A więc nie jestem tak beznadziejna, żeby nie móc zrobić czegoś dobrze! Moją domeną nie jest tylko okradanie supermarketów i opowiadanie kłamstw! Jeśli się w coś zaangażuję, to są tego efekty. – Moja data urodzenia nie będzie problemem, prawda? – zapytałam. Pani popatrzyła mi głęboko w oczy, wyciągnęła moje CV i kiedy przeczytała, że jestem niepełnoletnia, zbladła. Wcześniej tego nie zauważyła, a pewnie nawet nie przyszło jej do głowy, żeby sprawdzić. Na szczęście było już za późno, żeby się wycofać: – Klamka już zapadła. Zaczynasz w poniedziałek, potem zobaczymy. Byłam przeszczęśliwa. Wybrano mnie spośród stu osób, z których większość miała skończone studia. Zaczęłam pracować i efekty moich działań były więcej niż dobre. Nieźle zarabiałam, więc elegancko ubrana dumnie chodziłam po ulicach Warszawy. Jednak moja buntownicza natura burzyła się we mnie. Przechodząc przed witrynami sklepowymi, przeglądałam się w nich i patrząc na swoje odbicie, pytałam samą siebie: „Ale czy to naprawdę ja? Czy ta dziewczyna to ja?”. 98
064A_Ocalona_inside.indd 98
10-02-12 10:17:31
Pracowałam w tej firmie około trzech miesięcy. W ostatnich tygodniach zaczęłam nieco zaniedbywać swoje obowiązki. Owszem, zarabiałam świetnie, nigdy w życiu nie widziałam tylu pieniędzy, ale gdzieś w środku czułam, że nie do końca jest to moja droga. Pewnego dnia zamiast iść na spotkanie z klientem, wstąpiłam do knajpy na piwo. Czułam, że muszę przemyśleć pewne sprawy. Los chciał, że obok pubu przechodziła moja dyrektorka i zobaczyła mnie. Dzień później wezwała mnie do siebie i powiedziała, że chociaż mam dobre wyniki, to nie podoba jej się moje zachowanie i wręczyła mi wypowiedzenie. Nie mogłam nie przyznać jej racji. Zabrałam z biurka swoje rzeczy i nie protestując, wyszłam. Doświadczenie tej pracy dało mi dwie rzeczy: po pierwsze, przeświadczenie, że nie jestem stworzona do takiej pracy biurowej, i po drugie, trzy numery City Magazine, gdzie w stopce redakcyjnej, pod hasłem Dział Marketingu widnieje wyboldowane moje imię i nazwisko.
99
064A_Ocalona_inside.indd 99
10-02-12 10:17:31
WE WŁOSZECH
Pewnego ranka bardzo wcześnie zadzwonił telefon. Dzwonił długo, bo oczywiście jeszcze spałam. Wystawiłam spod kołdry rękę i złapałam pierwszą rzecz, która znalazła się w moim zasięgu: – Halo! Halo! Telefon ciągle dzwonił. Zamiast słuchawki w ciemności wzięłam do ręki… buta! Niczym zombie wstałam z materaca (spałam na podłodze) i klęłam pod nosem na intruza, który odważył się przerwać mój sen. Boso, szurając nogami po podłodze i poprawiając jedną ręką nocną burzę włosów, odnalazłam wreszcie telefon. – Halo! Kto mówi? – powiedziałam tonem, który wyraźnie komunikował: „Mam nadzieję, że masz ważny powód, żeby mnie budzić o tej porze!”. Byłam gotowa przegnać na cztery wiatry każdego, kiedy nagle dotarło do mnie, kto dzwoni. Natychmiast mój głos przyjął ciepłą barwę radosnego szczebiotania słowika. Miałam na sobie tylko piżamę, ale instynktownie poprawiłam 100
064A_Ocalona_inside.indd 100
10-02-12 10:17:31
włosy i szukałam odpowiedniego tonu, jakby mężczyzna będący po drugiej stronie na mnie patrzył. – Przeszkadzam? – usłyszałam w słuchawce. – A może… spałaś? Dzwonili z agencji, w której pięć miesięcy temu miałam casting na wyjazd do Włoch. Przestałam już czekać na ten telefon i praktycznie zupełnie o tym zapomniałam. – Spałam? Ja…? – odpowiedziałam w ten sposób, jakby było czymś zupełnie niewyobrażalnym, że o dziesiątej rano można jeszcze być w łóżku. – Nie, skądże, nie śpię już o tej porze! Dopiero co wróciłam z joggingu i miałam zamiar wziąć prysznic. Ale o co chodzi? – W zasadzie nie mam ci do powiedzenia nic więcej ponad to, że zostałaś wybrana. Jeśli chcesz, to możesz przyjść do nas dzisiaj i omówimy wszystkie szczegóły. Pamiętacie teleportację ze Star Treka? Tak to mniej więcej wyglądało. – Zaraz będę! – odpowiedziałam i pół sekundy później stałam przy jego biurku. Wybrano mnie i jeszcze jedną dziewczynę. Byłam tak przejęta, że zupełnie nie pamiętam, co się działo. Fakt jest taki, że kilka dni później po raz pierwszy stawiałam stopę na progu jednej z agencji w Mediolanie: byłam w świątyni światowej mody. Czułam się tak, że chciałam się przeżegnać, jakbym wchodziła do kościoła. Nie znałam ani jednego słowa po włosku, ale wszystko, co widziałam dookoła, mówiło samo za siebie: luksusowe biura, w których dźwięki dzwonków telefonów i faksów sączyły się niczym z fontanny, spieszący się ludzie, którzy równie niespo101
064A_Ocalona_inside.indd 101
10-02-12 10:17:31
dziewanie pojawiali się i znikali za drzwiami po to, żeby zaraz się pojawić i szepnąć coś komuś, kto nagle stawał u ich boku, robił szybkie notatki i szybko szedł dalej. Zastęp fotografów, każdy z nich miał powieszony na szyi aparat, a w ręku trzymał teleobiektyw. Razem podobni byli do żołnierzy gotowych do ataku. Sekretarki schowane za stosem papierów, pokrywających przepiękne biurka. Wszystkie ściany pokryte zdjęciami niewyobrażalnie pięknych modeli i modelek. „Jezu – myślałam oszołomiona – przecież ci ludzie są z kosmosu”. Wszyscy i wszystko wokół sprawiało wrażenie niewyobrażalnego zamieszania, rozgardiaszu, ale intuicyjnie wyczuwało się, że za tym widocznym chaosem kryje się rzeczywistość żelaznego porządku. Biegałam od jednego biura do drugiego niczym piłeczka na flipperach. Następnie zaprowadzono mnie do studia i zrobiono chyba milion zdjęć potrzebnych do mojego pierwszego booka i rozesłania go wszędzie, gdzie są castingi. Dostałam również mieszkanie w pięknej rezydencji z innymi modelkami. Wszystko było jak w bajce… Więcej nawet! Od czasu do czasu musiałam szczypać się w rękę, żeby docierało do mnie, że to wszystko dzieje się naprawdę. Byłam w Mediolanie, światowej stolicy mody. Szczęśliwa jak nigdy wcześniej, ale świadoma także tego, że życie modelki wcale nie jest łatwe. Wstawanie bladym świtem, a potem aż do wieczora gonitwa z jednego castingu na drugi. To mniej więcej z tej serii: „Chciałaś rower? To teraz pedałuj!”. Kiedy pracuje się nad muskułami, lepiej popracować od początku także nad umocnieniem skóry, bo świat międzynarodowej mody jest bardzo brutalny. Byłam jak amatorski 102
064A_Ocalona_inside.indd 102
10-02-12 10:17:31
bokser, który dopiero co przeszedł na zawodowstwo. Różnica jest ogromna. Tu nie ma miejsca na zadawanie pytań. Modelka jest produktem, towarem jak każdy inny. I klient ocenia: „Ta OK… ta nie bardzo… tę biorę… tamtą też…” jak ktoś, kto robi zakupy w supermarkecie. Konkurencja między dziewczynami jest przerażająca. Są ich setki, każda zahartowana w bojach. Mimo że moje życie zawodowe było bardzo stresujące, generalnie cała reszta bardzo mi się podobała. Mediolan ma w sobie coś szczególnie ujmującego. Nie zauważałam żadnego smogu ani korków na drogach. To, co widziałam, to był luksus, sklepy z najlepszymi światowymi markami, na billboardach dziewczyny, które znałam tylko z sennych wizji pełnych marzeń. „Pewnego dnia miejsce jednej z nich zajmę ja…” – powtarzałam sobie. Wychowałam się, znając tylko szare, czarno-białe sklepy postkomunistycznej Warszawy i w końcu dotarłam do kolorowego świata. Do świata prawdziwego, który do tej pory mogłam zobaczyć tylko i wyłącznie na ekranie mojego telewizora. W Mediolanie wszystko mnie dziwiło, wszystko zachwycało. Nawet widok pomarańczy! Tak, bo u nas Polsce były bardzo drogie, a tu, we Włoszech, nie do wiary… rosły na drzewach! Śmiały się moje oczy na widok cudownej, jeszcze parującej pizzy, ale kelnerowi, który podał mi pierwszą włoską pizzę, doprawdy oczy wyszły z orbit, kiedy zobaczył, jak przykrywam moją margaritę warstwą keczupu grubą jak jego palec! Po miesiącu wróciłam do Polski. Padałam ze zmęczenia – dwadzieścia sześć godzin w autokarze. Nawet to nie było 103
064A_Ocalona_inside.indd 103
10-02-12 10:17:31
w stanie osłabić entuzjazmu, który miałam w sobie. Być może moja droga pod górkę zaczynała się kończyć? Być może nieszczęście, niefart zaczynały niknąć jak poranna mgła na słońcu? Wydawało się, że dokładnie tak się właśnie dzieje. Dostałam propozycję kontraktu, aby przez pół roku pracować jako modelka w Japonii. Pojawiły się jednak problemy związane z faktem, że nie jestem pełnoletnia. Polska nie była jeszcze wtedy członkiem Unii Europejskiej i wszystko było bardziej skomplikowane. Nasze polskie prawo miało bardziej restrykcyjne i surowe paragrafy. Była jeszcze jedna ważna rzecz: chciałam, i to był mój prawdziwy cel, zostać aktorką. Chciałam wejść na scenę, aby interpretować, przedstawiać to wszystko, co w życiu jest pewne… Na szczęście było pewne, że mogę spokojnie wracać do Włoch i tam pracować. Podjęłam decyzję, że tak zrobię. Byłam pełna entuzjazmu, wszyscy przytakiwali, zadowoleni z tego faktu, nawet wujek z ciotką. Po przygodzie z niemieckim iluzjonistą było to moje drugie zagraniczne doświadczenie. Zrozumiałam, że jestem bardziej dojrzała, niż mogłoby wskazywać moje szesnaście lat, i czułam się gotowa na to, aby rzucić się na głębokie wody, w samo centrum świata. Teraz wujek i ciotka naprawdę musieli coś dla mnie zrobić: abym mogła wyjechać, musieli podpisać wystawioną przez agencję delegację. Myślę, że byli bardzo przejęci, ale moja determinacja, mój entuzjazm wypisane były w moich oczach. Schowali swoje wątpliwości i pozwolili mi pójść moją drogą. Wiedzieli, że potrafię być jak czołg i nic nie będzie w stanie mnie zatrzymać. To było moje prawdziwe i jedyne pragnienie: Italia. 104
064A_Ocalona_inside.indd 104
10-02-12 10:17:31
Włochy były dla mnie krainą piękna i sztuki. Krajem, w którym klimat jest przyjemny, a na drzewach rosną pomarańcze… Krajem, w którym sklepowe wystawy lśnią luksusem, a ludzie zawsze są uprzejmi i weseli. Jeśli miałabym wtedy wskazać miejsce naprawdę bezpieczne, co do którego byłam pewna, że nic złego nie może mi się przytrafić, bez wątpienia wskazałabym na Włochy! Bardzo szybko się spakowałam. Raz jeszcze moja walizka była bardzo lekka. Nie miałam zbyt wiele do zabrania… Wyznaczonym miejscem spotkania z człowiekiem z agencji był warszawski Dworzec Zachodni. Odwiózł mnie tam wujek. Na pożegnanie mocno mnie przytulił. Jego uścisk wydał mi się jakiś taki bardziej szczery i mocniejszy niż zwykle. Dopiero wtedy zauważyłam, że miał wilgotne od łez oczy. Bardziej niż ja rozumiał, że nie było to zwykłe pożegnanie z siostrzenicą, która wyjeżdża. To był przewrót w moim życiu. Prawdopodobnie przez długi czas nie będzie mnie widział. Nie próbował mnie zatrzymywać, nie zadawał pytań, których zadanie wyjeżdżającej nastolatce tak radykalnie zmieniającej swoje życie wydaje się czymś zupełnie naturalnym. Był wzruszony, to prawda, ale z drugiej strony czułam, że mój wyjazd dla wszystkich był ulgą. W rzeczywistości problem sam się rozwiązywał… Wielki problem. Pojechaliśmy samochodem. Oprócz mnie były jeszcze dwie dziewczyny i koleś o imieniu Jurij, który przez wszystkich nazywany był po prostu impresario. Celem podróży były Włochy, ale tym razem jechaliśmy do Turynu. Nie przyszło mi nawet do głowy, żeby zapytać, skąd ta zmiana. Jeżeli ma się niewiele do stracenia, to każda okazja wydaje się wyjątkowa. Wszystko staje się jedyną szansą, bo i tak cokolwiek jest lepsze niż nic, które ma się teraz. 105
064A_Ocalona_inside.indd 105
10-02-12 10:17:31
Każdy pokonany kilometr oddalał mnie od przeszłości, którą chciałam wymazać z pamięci, i przybliżał mnie do tego, o czym marzyłam. W końcu, po dwudziestu ośmiu godzinach jazdy samochodem, dotarliśmy do celu. Jurij zawiózł nas do małej willi położonej na peryferiach miasta, która na kolejne miesiące miała stać się moim domem. Przedstawiono mi naszego opiekuna. Był to człowiek około czterdziestu lat, szpakowaty, zadbany i bardzo dobrze ubrany. Ciepło nas przyjął, przestawił nas innym dziewczynom mieszkającym w domu. Wszystkie były cudzoziemkami i wszystkie były bardzo sympatyczne. Jednak, prawdę mówiąc, zdziwiło mnie, że nie widziałam w nich entuzjazmu, jakiego oczekiwałam, a który wydawał mi się czymś naturalnym. Willa była wspaniała. Dwa piętra, białe ściany, czerwony dach. Otoczona małym ogrodem, w którym rosło pełno krzewów i kwiatów. Przez metalową bramę wchodziło się na piękną, ułożoną z kamieni na gęstym trawniku alejkę, która prowadziła prosto do wejścia. Całość robiła niesamowite wrażenie, ale było coś, co mi tam nie pasowało. Dziewczyny, nie można powiedzieć, były bardzo miłe, ale zupełnie nie przypominały modelek, które poznałam, pracując w Mediolanie. Zaraz po przyjeździe Jurij poprosił, abym dała mu swój paszport. Fakt ten sprawił, że naprawdę zaczęłam się niepokoić. Było to bardzo dziwne. Mogłam zapytać, po co mu mój paszport, ale nie zrobiłam tego. Myślałam, że jest potrzebny, aby Jurij szybko mógł załatwić procedury związane z pozwoleniem na pobyt we Włoszech i próbowałam przekonywać samą siebie, że jest to normalna praktyka. W każdym razie padałam ze zmęczenia i poszłam się przespać. 106
064A_Ocalona_inside.indd 106
10-02-12 10:17:32
Następnego dnia Jurij zawiózł mnie do sklepu, żebym kupiła sobie jakieś ubrania. Myślałam, że będą one potrzebne do robienia nowych zdjęć do portfolio, na castingi, ale on naciskał, żebym kupowała tylko i wyłącznie ciuchy ekstremalnie seksy. Minispódniczki, szpilki, bluzki z maksymalnym dekoltem, prześwitujące. Po skompletowaniu garderoby wróciliśmy do domu. – Dziś wieczorem wezmę cię do klubu – oznajmił mi Jurij. – Nie będziesz tam musiała robić nic specjalnego, po prostu masz siedzieć i czekać, aż ktoś postawi ci drinka, uśmiechać się… Po tych słowach nie miałam już żadnych wątpliwości. Co miało znaczyć: „Siedzieć i czekać, aż postawią ci drinka”? W Mediolanie nikt ode mnie nie wymagał, żebym siedziała z nogą na nogę i machała nią do momentu, aż ktoś postawi mi drinka! Jedyną rzeczą, która sprawiała, że miałam ciągle odrobinę nadziei, był fakt, że byłam w Turynie, wielkim włoskim mieście, a nie na jakiejś zabitej dechami, zapomnianej dziurze gdzieś na końcu świata. Ten fakt, że jestem we Włoszech, był dla mnie nadal czymś w rodzaju gwarancji bezpieczeństwa. – Ale ja nie mówię po włosku… – tłumaczyłam Jurijowi – i chyba nie bardzo zrozumiałam, co mam robić, jeśli cię to w ogóle interesuje. – Nie martw się – powiedział, ale zrobił to w sposób bardzo nieuprzejmy. Było już jasne, że nie życzy sobie tego typu pytań. Umierałam ze strachu i czułam się podle. Nie miałam ani grosza, nie miałam paszportu… W tym momencie nic nie mogłam zrobić. Jedyne, co mi zostało, to siedzieć cicho i czekać. Mój entuzjazm znikł. Przestałam nawet ufać innym dziewczynom. 107
064A_Ocalona_inside.indd 107
10-02-12 10:17:32
Bałam się cokolwiek powiedzieć, bałam się, że ktoś zauważy moje obawy. Bałam się wszystkiego nie dlatego, że sytuacja się komplikowała, ale dlatego, że w przerażający sposób stawała się jasna. Zamiast w agencji mody znalazłyśmy się w pułapce. Tego wieczoru Jurij wziął nas do klubu. Cóż to był za lokal?! Praktycznie wyglądało to jak rudera. Było ciemno, śmierdziało, prawdopodobnie był to jakiś stary garaż przerobiony na lokal. Prawdę mówiąc, miejsce, które napawało obrzydzeniem. Pamiętam te fioletowe światła, które miały być imitacją barwionych lamp… Te lustra, niskie, ustawione w półcieniu, małe kanapy, to wrażenie, które miało się, wchodząc tam, że wkracza się w inny wymiar, w surrealistyczny świat. Przy wejściu stał potężny bramkarz, goryl, który wpuszczał do środka tego, kogo chciał. Tak naprawdę nie można było powiedzieć, żeby był jakiś wielki wybór. Kiedy weszłam już do środka, usiadłam na jednej z małych kanap rozstawionych wzdłuż ścian. Obok mnie stała sztuczna roślina. Sztuczne rośliny budzą niepokój, bo są sztuczne i brzydkie, a ta w ogóle była okropna. Miejsce do tańca było strasznie maleńkie. Bez wątpienia wszystko było jedną wielką ściemą tak jak ten sztuczny kwiat w wielkiej doniczce. Nie była to ani knajpa, ani dyskoteka: był to night club. W pewnym momencie przedstawiono nas właścicielowi. Zmierzył nas wzrokiem od stóp do głów. Uśmiechał się jak stara świnia. Z jednej strony budził strach, a z drugiej obrzydzenie. Przede wszystkim wtedy, kiedy się uśmiechał i patrzył w tak bezczelny sposób, że wydawało się, jakby pchał ci łapy pod ubranie. 108
064A_Ocalona_inside.indd 108
10-02-12 10:17:32
Po zakończeniu tej weryfikacji kazano nam wrócić na miejsca, na te obleśne kanapy. Miałam siedemnaście lat i do samego końca próbowałam przekonać samą siebie, że może śnię. Niestety, rzeczywistość była już nader oczywista i był to dla mnie szok. W końcu dotarło do mnie, co naprawdę się dzieje. Byłam przerażona. Raz jeszcze przysięgłam sobie, że nie dam po sobie poznać, że się boję, że mam wątpliwości, aby nie ściągnąć na siebie spojrzeń i uwagi, która mogłaby być niebezpieczna. Oczywiście nie udało mi się całkiem zamaskować tego, co czułam w środku. Zaraz przyszedł Jurij, złapał mnie za ramię i ścisnął tak mocno, że aż zabolało. Zaciągnął mnie na zaplecze i warknął tylko, że mam bardzo uważać, bo jestem we Włoszech nielegalnie i jak tylko będę mieć kontakt z policją, to od razu zamkną mnie do więzienia. Pozostałe dziewczyny nie wydawały się przejęte ani wystraszone. Sprawiały wrażenie, że dokładnie wiedzą, gdzie są, i zaczęłam nabierać przekonania, że także te, które przyjechały ze mną, już w Warszawie wiedziały, gdzie i po co jadą. Po krótkim czasie do lokalu zaczęli schodzić się ludzie. Sami jacyś dziwni. Zaślinieni, z farbowanymi włosami, faceci z portfelami wypchanymi pieniędzmi tatusia i cała reszta kretynów żyjących w mniej lub bardziej zagadkowy sposób, korzystając z łatwych pieniędzy zarobionych na nielegalnym handlu. Po chwili podszedł do mnie kelner i zaprowadził mnie do jednego ze stolików, przy którym siedziało dwóch mężczyzn. Przysiadłam się, postawili mi coś do picia i zaczęli do mnie mówić. Oczywiście nic z tego nie rozumiałam, ale żeby się 109
064A_Ocalona_inside.indd 109
10-02-12 10:17:32
nie pomylić ani nie zdradzić, mówiłam ciągle „si” i nie przestawałam się uśmiechać. Nie wiem, ile czasu tak siedziałam, uśmiechając się i przytakując głową. Nie wydarzyło się nic strasznego i prawie, prawie pojawiła się iskierka nadziei, że może moje przeczucia się nie potwierdzą. Być może było to tylko przerażająco smutne i podłe miejsce, nic więcej. Po północy odbywało się to, co nazywali artystycznym pokazem striptizu. O Boże! Nawet z pustym żołądkiem można było mieć na ten widok odruch wymiotny. Striptiz może być prawdziwym dziełem artystycznym, ale tutaj nie miało to nic wspólnego ze sztuką! Na podium wyszła dziewczyna, która bez zbędnych ceregieli zrzucała i tak skąpe ubranie, które miała na sobie. Wiła się jak piskorz i na oczach wszystkich zaczęła się dotykać… Patrzyłam na to, bo praktycznie nie było możliwości niepatrzenia. Knajpa była tak mała, że można było patrzeć albo na tańczącą przed wszystkimi dziewczynę, udającą, że podnieca ją własny dotyk, albo na gęby tych śliniących się typów. W każdym razie, mając przede wszystkim na uwadze to, co powiedział mi Jurij, zasada mojego zachowania była tylko jedna: nie dać się zauważyć i nie podpaść nikomu. W lokalu było coś w rodzaju ukrytej, tajemniczej sali. Wejść tam mogli tylko ci klienci, którzy zamówili butelkę szampana. Sala ta w ich języku nazywała się separé, tak po francusku, ale nie miałam pojęcia, co to znaczy. Zazdrościłam dziewczynom, które były wybierane przez klientów i mogły tam iść. „Przynajmniej te mają szczęście – myślałam naiwnie. – Ja tu muszę siedzieć z tymi obleśnymi, obślinionymi dziadami, 110
064A_Ocalona_inside.indd 110
10-02-12 10:17:32
a one sobie siedzą w niezłym towarzystwie i piją szampana!”. Już sama myśl o szampanie robiła na mnie potężne wrażenie. W Polsce jeśli już piło się go, to tylko w sylwestra. Tak naprawdę to był to szampan tylko z nazwy, bo w rzeczywistości piło się tam zwykłe wino musujące. Niemniej jednak w mojej sytuacji ta sekretna sala wydawała się oazą bezpieczeństwa. Ciągle stawiałam sobie pytanie: „No ale co te dziewczyny mają w sobie takiego specjalnego, że mogą pić szampana?”. Powiedziałam chłopakom z obsługi, że też bym chciała tam pójść. Zaczęli się podśmiechiwać i szturchając się łokciami, wymieniali dziwne spojrzenia. Powiedzieli mi, żebym uzbroiła się w cierpliwość, bo wcześniej czy później przyjdzie czas. I tak mijał wieczór za wieczorem. W międzyczasie mój włoski stawał się coraz lepszy. Uczyłam się języka, słuchając piosenek śpiewanych przez chłopaka, który grywał na żywo w knajpie, i gadając z klientami. Całe moje życie działo się tam według utartego schematu: domek – lokal, lokal – domek. Nigdzie nie wychodziłam, nie byłam w żadnym innym miejscu. To było jak więzienie. Nawet gorzej, bo znalazłam się tam, nie mając na sumieniu żadnego przestępstwa. Moją jedyną winą było to, że byłam miłą, ładną, pełną chęci do życia dziewczyną. I tak pomiędzy kolejnymi szklankami soku i obleśnymi spojrzeniami różnych typów minęło kilka tygodni…
111
064A_Ocalona_inside.indd 111
10-02-12 10:17:32
SPIS TREŚCI
Wstęp . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7 Wyjątkowy klient . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9 Zaczarowany zamek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 17 Rysy na murach . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 44 Pierwsze miłości, ale… to nie był „czas na jabłka” . . 54 Moja druga matka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 74 Odcięcie od przeszłości . . . . . . . . . . . . . . . . . 88 We Włoszech . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 100 Najciemniejsza noc . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 112 Małe światełko . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 122 Ucieczka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 129 Sto lat młodej parze! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 138 Związki rodzinne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 151 Polska: ostatni akt . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 161 Nowy początek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 168 Kierunek raj . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 179 Początek końca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 190 Malta . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 204
064A_Ocalona_inside.indd 309
10-02-12 10:17:41
Pośrodku . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 213 Odrodzenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 220 Kopciuszek i książę . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 232 Ostatnie spotkanie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 239 Z mojego dziennika . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 244 Serdeczny przyjaciel . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 246 Bliżej poranka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 256 Wielkanoc w Medjugorje . . . . . . . . . . . . . . . . . 269 * * * . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 305 Podziękowania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 307
064A_Ocalona_inside.indd 310
10-02-12 10:17:41
064A_Ocalona_inside.indd 310
10-02-12 10:17:41
064A_Ocalona_inside.indd 310
10-02-12 10:17:41