José Luis Olaizola
Święty Josemaria
Escrivá
Historia pewnego marzenia
25.07.2017 15:32
Święty Josemaría
Escrivá
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 1
31.07.2017 15:05
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 2
31.07.2017 15:05
JOSÉ LUIS OLAIZOLA
Święty Josemaría
Escrivá
Historia pewnego marzenia
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 3
31.07.2017 15:05
Tytuł oryginału: San Josemaría Escrivá. Crónica de un sueño © 2014 San Pablo Protasio Gómez, 11-15 28027 Madrid © José Luis Olaizola, 2014 Tłumaczenie: Agnieszka Fijałkowska-Żydok Redakcja: Ewelina Michniowska-Addario Skład, łamanie i projekt okładki: Justyna Rzeszutek Zdjęcie na okładce: © San Pablo Protasio Gómez, 11-15 28027 Madrid Druk i oprawa: WDN PAN Sp.z o.o – Wrocław ISBN 978-83-7797-533-6 © Edycja Świętego Pawła, 2017 ul. Św. Pawła 13/15 • 42-221 Częstochowa tel. 34.362.06.89 • fax 34.362.09.89 www.edycja.com.pl • e-mail: edycja@edycja.com.pl Dystrybucja: Centrum Logistyczne Edycji Świętego Pawła ul. Hutnicza 46 • 42-263 Wrzosowa k. Częstochowy tel. 34.366.15.50 • fax 34.370.83.74 e-mail: dystrybucja@edycja.com.pl Księgarnia internetowa: www.edycja.pl
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 4
31.07.2017 15:05
Miejcie marzenia, a będziecie zaskoczeni!
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 5
31.07.2017 15:05
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 6
31.07.2017 15:05
Wprowadzenie Josemaría Escrivá – człowiek paradoksów
Gdy stanęłam przed zadaniem napisania biografii Człowiek z Villa Tevere1, miałam wątpliwości, czy jej bohater był w ogóle człowiekiem, czy też może pełnym cnót herosem, bardzo wzniosłym, ale w pewnym sensie bezcielesnym. Jednak w miarę zgłębiania tematu odsłaniała się przede mną postać z krwi i kości. Miałam do czynienia z chrześcijańskim herosem, ale był on pozbawiony wyniosłości i aureoli: heros codzienności, zwyczajności, tego, co – jak powiedziałby Jorge Guillén – „tak realne dziś, w poniedziałek”2. Człowiek, „któremu nic, co ludzkie, nie było obce”. Czasem dostrzegałam w nim zwyczajnego księdza, zwyczajnego kumpla. Sam Josemaría Escrivá się za Pilar Urbano Casaña (ur. 1940, Walencja) jest hiszpańską dziennikarką i pisarką, autorką przywołanej tu książki El hombre de Villa Tevere: los años romanos de Josemaría Escrivá. (Wszystkie przypisy we wprowadzeniu pochodzą od tłumacza). 2 Oryg. lo tan real, hoy lunes − cytat z utworu hiszpańskiego poety Jorge Guilléna (1893-1984) Más Allá. 1
–7–
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 7
31.07.2017 15:05
takiego uważał. Kiedy dentysta, dr Hruska, lecząc jego obolałe zęby, poprosił: „Monsignore, niech ksiądz mówi, jak będzie bolało”, św. Josemaría odpowiedział: „Proszę robić, co trzeba! Niech się pan o mnie nie martwi, doktorze. Jestem zwykłym księdzem!”. Ksiądz bez parafii, ale sprawujący pieczę nad wiernymi z pięciu kontynentów. Staroświecki, trzymający się tradycyjnej pobożności przodków, a zarazem tak bardzo wyprzedzający współczesne mu czasy, że gdy wyłożył swą naukę w Watykanie, usłyszał w odpowiedzi: „Ksiądz przychodzi o sto lat za wcześnie”. Kapłan z poczuciem humoru, który o swojej sutannie mawiał: „pokrowiec na parasol”, a jednocześnie co dzień rano całował ją przed włożeniem. Duchowny, który na ulicach Madrytu, Rzymu czy Londynu czuł się swobodniej niż w półmroku zakrystii. Ksiądz pełen paradoksów, który mówił o sobie „antyklerykał”, bo odrzucał wszelkie względy i przywileje, jakimi ktoś chciałby go obdarzyć z racji jego funkcji. Nie musiałam rozbijać żadnego posągu, by dotknąć człowieczeństwa pulsującego pod sutanną. Ksiądz ten tak samo drżał przy konsekracji chleba i wina, jak na wieść o sowieckiej inwazji na Czechosłowację. Był człowiekiem, który podpisywał się w listach „grzesznik Josemaría”, a czytając gazety, płakał rzewnymi łzami nad grzechami tego świata. Taki właśnie jest bohater mojej książki, który mówił o sobie: „Grzesznik – oto kim jestem. Ale grzesznik, który szalenie kocha Jezusa Chrystusa”. Czyli dobry grzesznik. Święty. Pełnowymiarowy święty. Człowiek: zlepek gliny i łaski, święta ziemia, na której nędza ludzka przenika się z misterium. –8–
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 8
31.07.2017 15:05
Odkryciem, którego się najmniej spodziewałam na etapie poszukiwań, były widoczne w interesującej mnie postaci paradoksy. U św. Josemaríi wrodzone cechy charakteru, a także wypracowane cnoty czy postawy życiowe występowały zawsze w parze z cechami przeciwnymi, ale nie sprzecznymi. Niczym dwa bieguny obwodu, między którymi przepływa prąd. Escrivá żywy i przedsiębiorczy był zarazem człowiekiem chorym, którego dusza u schyłku dnia musiała zmagać się z dźwiganiem słabego ciała. Escrivá wesoły, dowcipny, chętnie podśpiewujący był jednocześnie ascetą, człowiekiem umartwionym, podejmującym częste posty. Escrivá, który odbywał wyczerpujące podróże bez chwil wytchnienia i dla którego odpoczywać oznaczało „pracować w inny sposób”, był zarazem człowiekiem, który nie planował, nie patrzył na zegarek. Mówił: „Moje planowanie jest w rękach Boga”; „Nie potrzebuję zegarka, jedna sprawa goni drugą”; „Nie mam czasu myśleć o sobie”. Escrivá, który wchodził na scenę, by przepowiadać, i swą osobowością przyciągał tłumy, był zarazem człowiekiem dążącym do własnego umniejszenia: „Ukryć się i zniknąć – taka jest moja rola; żeby tylko Jezus był widoczny”. Ograniczone rozmiary tego wprowadzenia nie pozwalają mi wspomnieć wszystkich sytuacji, w których miałam możliwość – w życiu publicznym lub prywatnym – obserwować paradoksy charakterystyczne dla św. Escrivy, łączenie przez niego wielu przeciwstawnych cech. Przytoczę tylko kilka najbardziej typowych przykładów. Na początek: rewolucyjna nowość Opus Dei – dzieła, które w gruncie rzeczy niczego nowego nie tworzy–9–
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 9
31.07.2017 15:05
ło. „Jest stare, a zarazem nowe jak Ewangelia” – mówił św. Josemaría. Jak to się dzieje z każdą rewolucją, także i ta zaczęła się od powrotu do źródeł. I w owej pierwotności odkryła na nowo, z całym radykalizmem, że każdy człowiek jest stworzony do świętości; i że to chrześcijanie mają w sobie energię – Ducha – która może ożywić od środka społeczność ludzką, ustanawiając państwo Boże w państwie ludzkim. Trzeba jednak zakasać rękawy i przetrzebić drogi zarośnięte od siedemnastu stuleci: ulice i place, na których ludzie świeccy, the ordinary people, mogliby się naprawdę stawać „ludem świętym, ludem kapłańskim”. Już w zmaganiu św. Josemaríi o ponowne odkrycie tej prawdy widać dwa bieguny: pilną potrzebę i cierpliwość. Z nieustraszoną pewnością osoby, która idzie za rzeczywistym pragnieniem Boga, Escrivá – wówczas chory, i to poważnie – udał się do Rzymu, aby przedstawić swą misję papieżowi i Kurii Rzymskiej. Tam działał, zgłębiał mądre teksty, pracował, a przede wszystkim się modlił. Docierał tam, gdzie powinien zostać wysłuchany. Przesiadywał w poczekalniach, aż do utraty poczucia czasu. Zaprawiał się w czekaniu, opanował do perfekcji zdolność zachowywania cierpliwości. On się nie spieszył. On czuł się przynaglony pilną potrzebą. Ale „to, co pilnie potrzebne, może poczekać. A jeśli to, co pilnie potrzebne, jest sprawą wielkiej wagi, to też musi poczekać”. Wiele lat później powiedział: „Nauczyłem się czekać… i nie jest to mało znacząca umiejętność!”. Inna para przeciwieństw związana ze św. Escrivą to obfitość i ubóstwo. Za radą kard. Montiniego – który później przewodził Kościołowi jako Paweł VI – Escrivá w Rzymie – 10 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 10
31.07.2017 15:05
wybudował dom, pozbawiony luksusu i wystawności, a nawet minimalnego komfortu, ale przestronny; dom, który przetrwa lata i będzie godną siedzibą Opus Dei. Pieniędzy św. Josemaría nie miał nigdy, ale z niezwykłą wiarą nie rezygnował z działań, których wymagało rozrastanie się Dzieła: „Wydaj tyle, ileś winien, choćbyś był winien to, coś wydał”3. Mebli i sprzętów domowych szukał na licytacjach i w komisach. Wszyscy, którzy mieszkali z nim w Rzymie, zaciskali pasa: rezygnowali z papierosów, wina, kawy, ogrzewania, oszczędzali światło, poruszali się po mieście pieszo. Ale robotnicy budujący Villa Tevere w każdą sobotę otrzymywali należne im wynagrodzenie. Od lat młodzieńczych Escrivá czuł się pociągnięty przez Boga do dobrowolnego ubóstwa, nie na zasadzie ślubu czy wyboru statusu społecznego dla Opus Dei, ale jako osobistego oderwania się od balastu dóbr materialnych oraz uwolnienia się od ciężaru własnego ja. W 1938 roku, podczas wojny domowej i powszechnego w Hiszpanii niedostatku, kiedy wiele razy musiał wybierać między nędznym obiadem i nędzną kolacją, przychodziły mu do głowy niczym olśnienie słowa z psalmu: „Zrzuć swój ciężar na Pana, a On cię podźwignie” (Ps 55, 23). I tak św. Josemaría czynił. Pozbawiony wszystkiego, zrezygnował z jedynej rzeczy, którą mógłby mieć: zdecydował, że nie będzie przyjmować datków za odprawianie Mszy św., głoszenie, sprawowanie posługi. Dobrze wiedział, że po przeciwnej stronie stoi jego Ojciec: „ojciec, którego nikt nie przebije w hojności”. 3
Św. Josemaría Escrivá, Droga, 481, Poznań 2012.
– 11 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 11
31.07.2017 15:05
„Nie miał nic – zeznawała pewna kobieta, świadek pierwszego okresu jego działalności apostolskiej – tylko to, co na sobie, kałamarz wypełniony wodą święconą oraz brzytwę do golenia”. Tak żył zawsze, „wolny od bagażu”4: bez zegarka, bez pióra, bez portretu rodziców w walizce czy w pokoju, nie zachowując dla siebie żadnego z otrzymanych prezentów. Dbał o higienę tak jak inni. Miał jedną nową sutannę, w której przyjmował gości i wychodził na ulicę, oraz inną, starą, do chodzenia po domu, pełną łat i szwów („więcej na niej haftów niż na mantonie de Manila5”). Gdy zmarł, pięć minut wystarczyło, by opróżnić jego szafę. O ile sobie odmawiał wszystkiego, o tyle dla innych był hojny. W okresie świąt Bożego Narodzenia 1943 roku – ten przykład wybrałam na chybił trafił – wysłał hieronimitom z El Parral, w Segowii, podarunek w postaci „pięciuset peset na turrony6”. W okresie po wojnie domowej w Hiszpanii była to suma nie do pogardzenia, tym bardziej dla niego, zadłużonego po uszy, gdyż odbudowywał w Madrycie doszczętnie zburzony w czasie bombardowań akademik. Święty Escrivá zawsze dostrzegał różnicę między oszczędzaniem a skąpstwem. W domach towarowych w Como, we Włoszech, pojawiły się kiedyś przeceny. Namówił wtedy ks. Álvara del Portilla, swego zastępcę Oryg. ligero de equipaje – cytat z utworu hiszpańskiego poety Antonia Machada (1875-1939) Retrato. 5 Mantón de Manila – ozdobna chusta w żywych kolorach z motywami roślinnymi i zwierzęcymi, noszona przez kobiety hiszpańskie od XVIII wieku; pochodziła z Chin. 6 Turrón – hiszpański bożonarodzeniowy przysmak z masy zrobionej z migdałów, orzechów i suszonych owoców, połączonych z miodem i cukrem, w postaci tabliczek lub porcji. 4
– 12 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 12
31.07.2017 15:05
w Opus Dei, żeby z nich skorzystał i kupił cztery koszulki za trzy tysiące lirów. W tym samym czasie poprosił młodego księdza, Javiera Echevarríę, żeby kupił trochę słodyczy dla kobiet z Opus Dei, które właśnie odwiedziły dom w Como. Na widok księdza wracającego z cukierni z niewielką paczuszką w dłoniach zaczął z niego żartować: „Javi, synku, czy ty aby nie zbankrutujesz? Twoje siostry pomyślą, że masz węża w kieszeni7… Następnym razem bądź bardziej szczodry”. Temat ubóstwa można by jeszcze długo rozwijać. Na skutek ciągłego braku funduszy prace w Villa Tevere trwały ponad dziesięć lat. A mimo to członkowie Opus Dei mieszkali tam od roku 1949, wykonując swoje codzienne zadania pośród rusztowań, koparek, w kurzu i hałaśliwej krzątaninie murarzy, hydraulików, elektryków. Aż do 1964 roku nie udało się zadbać o drobiazgi w wyposażeniu domu, na przykład o kapy na łóżka8. W budynku było ponad dwieście łóżek, wprowadzono więc zasadę stopniowania. Escrivá polecił: „Mnie sprawcie kapę, jak już inni będą je mieli, chcę być ostatni”. Kiedy pewnego dnia wszedł do swej sypialni i zobaczył na łóżku wytworną bordową kapę, krzyknął z humorem: „Wiwat luksusy i ich «propagandusy»9! Josemarío, ale z ciebie bogacz!”. Po czym dodał: „Opus Dei ma trzydzieści sześć lat. Po raz pierwszy od trzydziestu sześciu lat mam na łóżku kapę. I nic się nie stało, że wcześniej jej nie miałem!”. Oryg. eres más agarrao que un chotis. Hiszpańska colcha pełni zarazem funkcję lekkiej kołdry i dekoracyjnej kapy. Jest to typowe nakrycie na łóżko w tym kraju. 9 Oryg. Viva el lujo y quien lo trujo! 7 8
– 13 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 13
31.07.2017 15:05
Idąc dalej tym tropem: gdy św. Escrivá dostawał jakieś dobre wino czy inny trunek, prosił, by je zostawiono jako prezent dla odwiedzających go zaprzyjaźnionych księży. Sam jednak nie chciał być traktowany jako gość honorowy. Pewnego razu w 1945 roku, gdy przebywał w Bilbao, siadając do posiłku ze studentami z akademika Abando, zauważył, że serwują dobre wino. Zapytał, czy mają zwyczaj pić taką markę. Gospodarze przyznali, że nie, że to „wyjątek dla księdza”. Escrivá natychmiast wstał od stołu, rezygnując z obiadu. Był to mocny, jednoznaczny gest: chciał im przez to dać do zrozumienia, że nie jest gościem, lecz ojcem rodziny, i że jego obecność nie jest powodem do rezygnacji z umiarkowania i ubóstwa, w jakim żyją na co dzień. Jednak w odniesieniu do Boga św. Escrivá nie znał słowa „rozrzutność”. Kaplice, naczynia i szaty liturgiczne, mąka i wino używane do przyrządzania postaci eucharystycznych, kwiaty, świece – wszystko, co się bezpośrednio wiąże z Bogiem miało być najlepszej jakości. Wykonane z najwspanialszych, najdroższych materiałów: złota, srebra, pereł, szlachetnych kamieni… „Wobec Pana nie bądźmy nigdy chytrzy, skąpi!”. Sam Josemaría przy odprawianiu codziennej Mszy św. używał skromnego kielicha z pozłacanego mosiądzu. Mosiężna blacha. Tak zresztą postrzegał samego siebie: „Dobra forma, dobre złoto, a w środku… blacha: taki właśnie jestem. I dziękuję Bogu, że pozwala mi to tak wyraźnie widzieć”. Przejdźmy teraz do innego paradoksu widocznego w postawie naszego bohatera. Z jednej strony mamy św. Escrivę – tradycjonalistę, który z zamierzoną prowokacją, utrzymaną w klimacie retro, mówił o sobie: „zwolennik tomizmu, pa– 14 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 14
31.07.2017 15:05
ternalizmu, triumfalizmu, prowidencjalizmu”, który w czasach kościelnej zawieruchy, chaosu i zastraszonych pasterzy – „niemych psów”10 – spakował walizki i ruszył w maraton katechetyczny po Europie i Ameryce Łacińskiej, aby głosić tłumom, że „prawdy wiary i moralności pozostają niezmienne”. Z drugiej strony stoi przed nami całkiem inny, a przecież jednak ten sam Escrivá – wyprzedzający swoje czasy nowator, który dwa lata przed otwarciem Soboru Watykańskiego II mówił bez przechwałek do Jana XXIII: „W Opus Dei wszyscy ludzie, katolicy i niekatolicy, zawsze czuli się jak u siebie. Ekumenizmu nie przejąłem od Waszej Świątobliwości; nauczyłem się go z Ewangelii”. Escrivá, w publicznych wypowiedziach na temat społecznej roli kobiety wyprzedzający o ponad dwadzieścia lat list apostolski Jana Pawła II Mulieris dignitatem, jest tym samym człowiekiem, który pomimo pełnych niedowierzania spojrzeń czekał, aż Sobór Watykański II zatwierdzi jedną po drugiej wszystkie „zuchwałe” tezy głoszone przez niego od 1928 roku: powszechne powołanie do świętości, uświęcającą wartość pracy, apostolat świeckich, wolność świeckich we wszystkich sprawach doczesnych, spójność życia – to znaczy, że każda uczciwa rzecz wykonywana przez człowieka (sadzenie marchwi, mycie zębów, cierpliwe znoszenie migreny, pilotowanie samolotu, uczenie dziecka czytania, gra w tenisa) może być treścią modlitwy. „Wasza Świątobliwość – powiedział Escrivá do papieża Pawła VI – mówił niedawno o uświęconej i uświęcającej pracy. Otóż wiele lat temu z powodu 10
Zob. Iz 56, 10.
– 15 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 15
31.07.2017 15:05
głoszenia tych samych treści zostałem oskarżony przez Święte Oficjum o herezję”. Escrivá nie dał się nabrać na pustosłowie związane z rzekomym „wyzwalaniem” człowieka i szukał korzeni problemu: tym, co człowieka zniewala, jest uniemożliwianie mu dojście do prawdy. Zagrzewał swoje duchowe dzieci do „gorliwej walki przeciw nędzy, ignorancji, chorobie, cierpieniu, przeciw najsmutniejszej z ludzkich bied: samotności”. Nie bał się oskarżać polityki uprawianej przez tych czy innych możnych, którzy celowo utrzymywali swych podwładnych w niewiedzy, w nieświadomości: „to najgorsza zbrodnia przeciw wolności!”. I posunął się jeszcze dalej, mówiąc: „największym wrogiem dusz jest ignorancja, która nie jest cechą przypisaną do jednej grupy społecznej: wszędzie ją znajdziecie!”. Escrivá był po kapłańsku solidarny; czuł krążącą w swych żyłach krew czystej rasy, „jedynej istniejącej rasy: rasy dzieci Bożych!”. Otwarty na wszystkich, aby wszystkim służyć, aby wszystkich kochać: „na każdą setkę dusz interesuje nas sto dusz”. Otwarty na tych, którzy po prawej, i na tych, którzy po lewej stronie, na samotnych, uciśnionych, słabych, błądzących, tych, którzy wydają się dobrzy, i tych, którzy wydają się źli. Nikogo nie wyłączał z zasięgu swej troski: „Jeśli zapytacie, czy kocham komunistów, odpowiem, że także komunistów! Komunizmu nie: to herezja nad herezjami, brutalny materializm, który prowadzi do tyranii. Ale komunistów tak, kocham ich, bo są w ogromnej potrzebie”. Mówił to do dużego grona słuchaczy w jednym z krajów Ameryki Łacińskiej, w którym panowała wówczas dyktatura militarna o charakterze – 16 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 16
31.07.2017 15:05
skrajnie prawicowym. On nie był przeciwko czemuś czy komuś. Opus Dei nie jest przeciwko czemuś czy komuś. Wychodząc od swej wielkiej otwartości, Escrivá postanowił, że nauczanie prowadzone przez Opus Dei w Nairobi będzie miało charakter międzyrasowy. Zajęcia obejmowały białą ludność brytyjską, rodzimych Afrykańczyków oraz kolonię Hindusów – bez dzielenia na rasy, wyznania czy warstwy społeczne. Idąc pod prąd współczesnej rzeczywistości, wyprzedził tym samym o wiele lat przemiany społeczno-polityczne (związane z ideą harambee11), do jakich doprowadziło uzyskanie przez Kenię niepodległości, a o jakich w owym czasie nikomu się nie śniło. Taki właśnie był dobrowolnie „zdeklasowany” Escrivá, którego doktryna społeczna nie pozostawiała ani milimetra przestrzeni na demagogię, mającą zadowolić takich czy innych: „Nie chodzi o to, by pogrążać ludzi, którzy są na górze… ale to niesprawiedliwe, że istnieją takie rodziny, które są zawsze na dnie!”; „Ci z dołu muszą się podnieść, ci z góry, jeśli nie żyją wartościowo i o nic nie dbają, sami spadną”; „Sprawiedliwość społeczna to nie walka klas, jak tego chcą marksiści, to dopiero byłaby wielka niesprawiedliwość. Sprawiedliwości społecznej nie osiąga się przemocą, strzelaniem czy przez tworzenie różnych frakcji”. Takie twierdzenia głosił człowiek, który wiele lat wcześniej, w socjalistyczno-komunistycznym Madrycie lat trzydziestych, osobom próbującym wcisnąć go w ramy zwolennika biednych czy bogatych odpowia Harambee (w jęz. suahili: ‘wszyscy za jednego’) – koncepcja wspólnej budowy nowego narodu, przyjęta w Kenii po odzyskaniu niepodległości (1963 rok). Rząd wspierał różne lokalne inicjatywy i projekty, współpracując z organizacjami pozarządowymi.
11
– 17 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 17
31.07.2017 15:05
dał żartobliwie: „Duszę mają takżeci, którzy nie noszą na sobie wszy!”. Kiedy wiele lat później Watykan wrócił do starego tematu, Escrivá powiedział cicho: „Kościół ubogich…? Nie ma Kościoła ubogich ani Kościoła bogatych. Wszystkie dusze są ubogie!”. Zrobił krótką przerwę, po czym – jakby badał głębię misterium – bardzo powoli wyłożył swą myśl: „Wszystkie dusze są ubogie… ale Kościół jest bogaty. Tak. Jego bogactwem są sakramenty. Jego bogactwem jest doktryna. Jego bogactwem są zasługi Chrystusa”. Spójrzmy na jeszcze inny kontrast: Escrivá przełamujący bariery, dalekosiężny inicjator, podejmujący się zadań wielkiej wagi, był tym samym człowiekiem, który dbał o sprawy drobne, z pozoru nic nieznaczące. Dodatkowym paradoksem jest to, że ponieważ miał wielkie marzenia i sprawiał, by inni także je mieli, sam musiał być zawsze bardzo czujny. Pewnego listopadowego popołudnia 1942 roku w Madrycie, w obecności trzech dziewcząt z Opus Dei Escrivá rozłożył kartkę. Był to schemat zadań apostolskich, jakie miały realizować kobiety z Opus Dei na całym świecie: prowadzić gospodarstwa-szkoły dla kobiet wiejskich, akademiki dla studentów, szpitale położnicze, przychodnie lekarskie, działalność związaną z modą, biblioteki objazdowe, księgarnie, ośrodki kształcenia zawodowego (w zakresie prowadzenia sekretariatu, pielęgniarstwa, edukacji, języków obcych, hotelarstwa). Objaśniając żywo poszczególne elementy projektu, Escrivá dodał, że najważniejszym i nieocenionym ich wkładem będzie apostolat osobisty, w relacji z rodziną, przyjaciółmi, sąsiadami, kolegami z pracy. – 18 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 18
31.07.2017 15:05
Rozkładając kartkę z wykresem, Escrivá ujawnił swoje marzenie. Marzenie śmiałe i niedostosowane do ówczesnej rzeczywistości, niewygodne dla powszechnej gnuśności i biedy, do jakich doprowadziła w Hiszpanii wojna domowa. Marzenie, które zdawało się także ignorować okopy nienawiści i strachu, jakie rozrosły się w Europie w czasie II wojny światowej. Co ciekawe, owego popołudnia Escrivá powtarzał niczym refren entuzjastyczne zaproszenie: „Miejcie marzenia, a będziecie zaskoczone!”. Wspomniane trzy dziewczyny słuchały go ze zdumieniem, kręciło im się w głowach od ilości inicjatyw. Nie mogły uwierzyć, że to one mają tego wszystkiego dokonać. Escrivá dostrzegł widoczny w ich oczach przestrach. „Można na ten program zareagować na dwa sposoby – mówił głosem pewnym, stawiając je w obliczu historycznej odpowiedzialności – albo pomyśleć, że to wszystko jest bardzo piękne, ale utopijne, niemożliwe do zrealizowania, albo mieć zaufanie do Pana, że jeśli nas o to prosi, to pomoże doprowadzić do końca”. Popatrzył na każdą z nich, jakby chciał wlać w nie swą niewzruszoną wiarę. Po czym, składając kartkę, dodał: „Mam nadzieję, że waszą reakcją będzie ta druga postawa”. I tak się rzeczywiście stało. W ciągu następnych czterdziestu lat każda ze wspomnianych kobiet zyskała ponad dziesięć tysięcy naśladowczyń. Inicjatywy przewidziane w wykresie oraz inne, nowe projekty, związane z różnymi potrzebami społecznymi i kulturowymi, rozwijały się w ponad siedmiuset krajach świata. Równolegle do nich mnożyły się działania apostolskie mężczyzn z Opus Dei, którymi kierował ten sam potężny impuls: wiara snująca – 19 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 19
31.07.2017 15:05
wielkie marzenia. Wiara, która dokłada jedną cegłę do drugiej, jedną kartkę do drugiej, jedną godzinę nauki i pracy do jednej godziny modlitwy i umartwienia; i jeszcze jedną podróż, i kolejną sprawę do załatwienia. Nie załamuje się w obliczu trudności, nie mówi „dosyć”, lecz wybija swym wymagającym młotkiem rytm: „jeszcze, jeszcze, jeszcze!”, „żebym nie zatrzymywał się na tym, co łatwe”, „tak wiele zniszczeń! Tyle jeszcze pozostało do zrobienia!”. Czy Escrivá miał na to wszystko środki? Nie. Miał imponującą pewność realizowania Bożego pragnienia. W 1960 roku, kiedy pewien ksiądz z Sewilli zapytał go o projekt utworzenia akademików w Oxfordzie i Londynie, mówił z rozbrajającą prostotą: „Skoro nie mamy pieniędzy, przystępujemy do dzieła natychmiast. Bóg tego chce, a więc pieniądze nie będą potrzebne. To logiczne. No cóż… to taka alogiczna logika”. Kilka lat przed śmiercią dopisał do tej alogicznej logiki swój komentarz „zwolennika prowidencjalizmu”, którym ufnie i bez skrępowania żył, zgodnie z hasłem: „Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a pracuj tak, jakby wszystko zależało od ciebie”. Nie mieliśmy nic. Czasem miałem przy sobie dokładnie tyle, ile potrzebowałem, kilka odliczonych peset, a nawet centymów, które w tamtej chwili były mi potrzebne. Wtedy tego nie pojmowałem, ale teraz dobrze rozumiem i widzę, że był to wyraźny przejaw Bożej Opatrzności. Gdyby Dzieło Boże powstało z pieniędzy pierwszych członków, słabe byłoby z tego Dzieło Boże!
Świętego Josemaríę rozpalał niegasnący żar ideału. Był przekonany, że „Kościół Jezusa Chrystusa nie boi się na– 20 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 20
31.07.2017 15:05
ukowej prawdy, a dzieci Boże tworzące Opus Dei mają obowiązek angażować się we wszystkie dziedziny nauki”. Zaledwie otworzył swe podwoje Uniwersytet w Nawarze, Escrivá powiedział, że „to dopiero początek: w niedługim czasie pojawi się dziesięć lub dwadzieścia podobnych uniwersytetów”. I rzeczywiście, po Uniwersytecie w Nawarze powstały uniwersytety: Piura w Peru, Panamericana w Meksyku, La Sabana w Kolumbii, Austral w Argentynie, Los Andes w Chile, CRC na Filipinach, Strathmore w Kenii, Campus Bio-Medico we Włoszech. Powstał też projekt sanktuarium w Torreciudad. Z ludzkiego punktu widzenia zamiar szaleńczy: budowa olbrzymiej świątyni w odległym zakątku u stóp Pirenejów. Ale Escrivá patrzył oczami wiary i widział to, czego inni nie widzieli: w tym miejscu będą się gromadzić tysiące pielgrzymów. Dlatego udzielił architektom śmiałej rady: „Nie bójcie się wielkich rozmiarów. Wstawcie wiele konfesjonałów, bo będą tu przyjeżdżać ludzie z całego świata, żeby się «odgrzeszyć»”. Obok wspaniałomyślności, której nie onieśmielało to, co wielkie, charakteryzowała św. Escrivę dbałość o to, co małe. Marzyciel stał mocno na ziemi i nie pomijał rzeczy małych. Żył i uczył żyć zgodnie z tym, co napisał w Drodze: „Zmyliłeś drogę, jeśli pogardzasz małymi rzeczami”12. Wierzył w obietnicę Chrystusa: „Byłeś wierny w drobnych sprawach, nad wieloma cię postawię. Wejdź, aby radować się ze swoim panem” (Mt 25, 21), szanował drobne gesty. Wiedział, że tak samo jak ludzka miłość, „także i boska Św. Josemaría Escrivá, dz. cyt., 816.
12
– 21 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 21
31.07.2017 15:05
sprowadza się do drobiazgów”: porządnego zamknięcia okna, zaciągnięcia zasłon w porze dnia, gdy słońce mogłoby zniszczyć meble, do posmarowania dziecku buzi kremem, bo właśnie wyskoczyła mu jakaś krosta, do sugestii, by zadbać o lepsze odżywianie dziewczyny, która wygląda na wychudzoną i ma podkrążone oczy… Escrivá miał świetny refleks, wystarczał mu jeden rzut oka, by idąc korytarzem, dostrzec odpadający tynk, pajęczynę, przekrzywiony obraz. Podczas wizyty u swych duchowych dzieci w Kolonii oglądał wstępny projekt akademika Schweidt. Od razu zwrócił uwagę: „Chcecie, żeby ten pokój był przeznaczony dla chorych, a mieści się przy schodach, po których będą chodzić studenci. Nie sądzicie, że będzie tu zbyt głośno?”. Pewnego wieczoru w Rzymie, po zakończeniu spotkania z młodymi mężczyznami z Opus Dei, Escrivá kreślił znak krzyża na czołach osób, które wyszłyna korytarz, żeby go pożegnać. Do jednego z mężczyzn powiedział: „Niech Bóg cię błogosławi, synu, i… niech ci przyszyją guzik do koszuli”. Życie św. Escrivy to studnia pełna głębokich paradoksów. Jako młody ksiądz został powołany do roli założyciela nowej rzeczywistości w Kościele – a jakże był daleki od pragnienia zakładania czegokolwiek! Od razu zdał sobie sprawę, że będzie się musiał zmagać z zakorzenionymi od stuleci w łonie świętej matki Kościoła zwyczajami. Dla niektórych przychodził zbyt szybko; dla innych posuwał się zbyt daleko. Bycie katolikiem w roku 1928 można streścić w słowach opisujących przykładowego handlarza winem – wy– 22 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 22
31.07.2017 15:05
starczy, że płaci dziesięcinę i pierwociny, chodzi w niedzielę na Mszę św., pości w okresie Wielkiego Postu i jest szanowanym ojcem rodziny. Na takim poziomie umieszczano wtedy poprzeczkę. A co, jeśli handlarz winem ma większe aspiracje? Proszę bardzo, niech zamyka interes i idzie do zakonu. Święty Escrivá natomiast głosił nie tylko, że ów przykładowy handlarz winem może być święty, ale też że jego drogą do świętości jest właśnie winobranie, produkcja i sprzedaż wina. Co więcej, właśnie tam – w jego pracy i jego środowisku – czeka na niego Bóg. Dochodzimy tu do punktu łączącego w sobie wszystkie przeciwieństwa, gdzie krzyżują się wszystkie dylematy i wątpliwości wywołane nauczaniem św. Escrivy: świętość pośród świata. Escrivá napina swój łuk i celuje strzałą do punktu wyjścia, sięga do pierwszych chrześcijan, żyjących Ewangelią we własnych domach, na ulicach, targowiskach, w łaźniach, na stadionach, na forum. Obywatele świata. Święci w świecie – nie uciekają od świata, mają go rozpalić swą świętością. Ze względu na krzywe spojrzenia ludzi słuchających takich słów oraz na ich infantylną mentalność, typową dla epoki, Josemaría musiał uzupełniać swój wywód: „ze świata, lecz nie światowi”13. Mistyk i asceta. Człowiek kontemplacji i działania. Obywatel doczesności, przepełniony nieodpartym pragnieniem wieczności. Jego zakonną celą była ulica: we wszystkim dostrzegał boski zamysł. I ulica była jego celą: nie szukał samotności ani się nie rozpraszał. Jego życie wewnętrzne podróżowało razem z nim. 13
Zob. List do Diogneta.
– 23 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 23
31.07.2017 15:05
Gdy jadąc przez miasto lub przez prowincję, widział dzwonnicę kościoła, „rzucał się” na świątynię z wyrazami miłości. Przy tym nie potrzebował wcale takich widoków, by pamiętać o Bogu. Podczas oglądania filmu pt. Genevieve14, po zakończeniu pierwszego epizodu, zapytał swego duchowego syna, który siedział obok: „Wiele aktów strzelistych zdążyłeś już odmówić?”. I nie czekając na odpowiedź, dodał: „Ja zmówiłem ponad tysiąc”. Widząc zdumione spojrzenie mężczyzny, wyjaśnił: To bardzo proste: kiedy pojawiły się napisy, powierzyłem Bogu każdego aktora, aktorkę, a później reżysera, operatorów, techników dźwięku. Pamiętasz, jak w pierwszej scenie szli drogą dwaj chłopi? Pomodliłem się wtedy za pracę, którą rozpoczyna jeden z twoich braci z rolnikami z Nawarry. Gdy w następnej scenie pojawił się samochód, pomodliłem się za moje duchowe dzieci, które są teraz w podróży. Potem widzieliśmy dużą rezydencję, powierzyłem wtedy Bogu działania naszych braci z Irlandii, którzy szukają domu rekolekcyjnego w tym stylu.
Nie przegapił żadnego szczegółu filmu, a zarazem nie zapomniał o sprawach Bożych. Takie stany ducha i umysłu sam Escrivá nazywał „odwróconymi rozproszeniami”. Każda sytuacja stanowiła dla niego okazję do wznoszenia się ku Bogu: przedpokój u krawca, stół zarzucony papierami, wiadomości z telegiornale, słowa jakiejś piosenki. „Nie wiem, ile jest warte moje życie”15 – śpiewała, Komedia brytyjska z 1953 roku. Oryg. Yo no sé lo que valga mi vida… − początek refrenu piosenki Paloma querida, którą napisał i wykonywał meksykański piosenkarz światowej sławy, José Alfredo Jiménez (1926-1973). 14 15
– 24 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 24
31.07.2017 15:05
brzdąkając na gitarze, młoda studentka z Villa delle Rose. Escrivá wymownie zaprotestował: „A ja owszem, wiem, ile jest warte moje życie: całą krew Chrystusa! Dziecko, właśnie podsunęłaś nam wątek do modlitwy”. Zgubnemu spirytualizmowi, który zamyka religię w świątyni niczym w getcie, Escrivá przeciwstawiał pozytywny materializm, polegający na tym, że każdy chrześcijanin może spotkać Boga pośród swej codziennej krzątaniny, w pracy, gawędząc z przyjaciółmi przy kawie, w zgiełku zabawy. Rozmawiając o walce byków z pikadorem, Álvarem Domekiem, Escrivá przeszedł od razu do sedna: „Taka klacz jak twoja, Álvaro, przydałaby mi się do wykonania ostatniego skoku! Takiej klaczy Bożej miłości potrzebuję, żeby przeskoczyć otchłań piekielną!”. Do okulisty Romagnolliego, który delikatnie badał jego oczy, szukając najlepszej perspektywy, „l’ottimo punto di mira – żeby obejrzeć powstającą zaćmę”, powiedział spontanicznie, choć dopiero co się poznali: Ja w tej chwili proszę Boga o nadprzyrodzoną perspektywę dla mnie i dla pana i żeby była to nasza najlepsza perspektywa – ottimo punto di mira. W ten sposób ustawimy wszystko tak, jak Bóg tego chce: dla Jego chwały.
Pewnego upalnego wieczoru w Rzymie, w 1952 roku, Escrivá prowadził medytację dla grupy swych duchowych synów. Okna kaplicy były uchylone, żeby wpuścić do środka świeże powietrze. Z ogrodu dochodziły odgłosy rozmów i krzątaniny murarzy, którzy nie skończyli jeszcze swej pracy. Jednak chwilę później zapadła cisza. Escrivá podniósł głowę i zapytał: – 25 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 25
31.07.2017 15:05
Dlaczego poprosiliście ich o przerwanie pracy? Nie wiem, jak wam, ale mnie ten hałas w ogóle nie przeszkadzał ani mnie nie rozpraszał. Wręcz przeciwnie: jeszcze bardziej przypominał mi o obecności Bożej. Oni wykonują pracę Boga – operatio Dei. To przecież tym żyjemy!
A kiedy pewnego dnia jakiś członek Opus Dei zapytał go, którą z kaplic Villa Tevere najbardziej lubi (a jest ich łącznie ponad dwadzieścia), Escrivá odpowiedział bez namysłu: „Ulicę! Mój synu, to nie jest pusty slogan, że «naszą celą zakonną jest ulica»”. Escrivá walczył jak lew o ujarzmienie swych niskich instynktów czy też żądzy wielkości, które mogłyby go oddzielić od Boga. Była to prawdziwa „tresura młodego źrebaka”. Z jego ust nie schodziło błaganie: „Oddal, Panie, ode mnie to, co mnie oddala od Ciebie!”. Sam też odpowiadał zaciętą walką. To „oddal, Panie, ode mnie…” prowadzi nas do innego sugestywnego paradoksu, związanego z uwalnianiem się od przywiązań i oczyszczaniem z afektów, którego domagało się od niego pragnienie czystości. W św. Escrivie czystość i twardość mieszały się z bólem, właśnie dlatego że był mężczyzną zdolnym do wielkiej miłości. Nie musiał prosić Boga: „Przemień me serce kamienne w serce z ciała”. On sam, zanim wplątał się w „cienką nić” jakiejś ciemnej myśli, która mogłaby zmącić miłość do Boga, narzucał sobie ukrzyżowanie własnej pożądliwości: „Serce na krzyż!”. A podążając tą żelazną ścieżką w postępowaniu z własnym sercem, doszedł do najdelikatniejszej czułości kryjącej się w sercu Boga. Znów nieoczekiwany paradoks. Podobnie jak starał się panować nad uczuciami, tak też wkładał wiele wysiłku w kontrolowanie swoich zmysłów, – 26 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 26
31.07.2017 15:05
a co za tym idzie – w dbanie o własną czystość i spokój wewnętrzny. „Czasami widzę, ale nie patrzę. W moim wieku – wyznał – muszę się bardzo starać, żeby się nie odwracać za pięknymi kobietami na ulicy”. Na początku lat trzydziestych Escrivá często bywał w Madrycie w domu markiza de Guevary, jako ojciec duchowny gospodarzy. Pewien młody artysta namalował portret markizy i wspomniał o dziwnym szczególe, a mianowicie, że kobieta ta miała brwi różnego koloru. Słysząc to, Escrivá zdał sobie sprawę, że nigdy tego nie zauważył. „Nie, nie zwróciłem na to uwagi – wyjaśnił później – bo… nigdy nie patrzyłem jej w oczy”. W tym samym czasie rozglądał się wokół siebie, szukając czegoś, co pomogłoby mu zbliżyć się do jego prawdziwej miłości. Podczas wędrówek ulicami Madrytu w okresie prześladowań religijnych, gdy kościoły były zamykane i dewastowane, ku swej wielkiej radości Escrivá znalazł na środku placu Colón małą rzeźbę Matki Bożej na Kolumnie16, zachowaną w nieskazitelnym stanie. „Czego nie dostrzegły oczy pełne nienawiści – skomentował później – zobaczyły oczy pełne miłości”. Czynnikiem nadającym spójność opisywanemu tu repertuarowi paradoksów była stale towarzysząca św. Josemaríi świadomość obecności Boga. Boga obserwującego jego życie od zewnątrz, a zarazem gospodarza jego życia wewnętrznego. Czyżby więc Bóg nie miał nic innego do roboty, tylko troszczyć się nieustannie o św. Escrivę? Oryg. Virgen del Pilar – wizerunek Matki Bożej, którego pierwowzorem jest drewniany posąg Maryi stojącej na kolumnie, znajdujący się w bazylice del Pilar w Saragossie. 16
– 27 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 27
31.07.2017 15:05
Tak właśnie, na tym polega zachłanność typowa dla dzieci i ludzi świętych. Święty Josemaría miał stałe poczucie obecności Boga Widza. Nawet kiedy czuł się czasem zmęczony, zniechęcony lub senny, miał zawsze świadomość, że „odgrywał komedię, był żonglerem Boga”, czuł się widziany i słyszany. A raczej oglądany i słuchany. Albo jeszcze inaczej: wysłuchany i otoczony opieką. Czy wręcz: kontemplowany! Aktor był więc „kontemplowanym kontemplatykiem”. Nie obejmowało go przytłaczające spojrzenie Boga, które prześwietla człowieka na wylot, ale czuł, że przysparza radości Widzowi, który uśmiechał się do niego, dodawał mu otuchy, a czasem wynagradzał „łyżką miodu”, bo jest jego Ojcem. Z drugiej strony ów Widz to Gość, a zarazem Pan Domu. Nic nie wiemy na temat długich okresów nocy ciemnej, pustyni, duchowej samotności w życiu wewnętrznym św. Josemaríi. Escrivá miał raczej zwyczaj przestawać z „gośćmi” swej duszy w żywotnym, rozmownym stylu. Wierzył w tajemniczą rzeczywistość zamieszkania Trójcy Świętej w duszy i sam jej doświadczał. W jego najgłębszych rejonach gościła Trójca Święta i mieszkali wszyscy święci – doborowe towarzystwo, którego obecności był radośnie świadom. Jego dusza nadawała się na mieszkanie. Nie miał w niej miejsca na samotność. Ale taki dar nie spadł mu z nieba tak po prostu. Nie. Escrivá znał trud wchodzenia pod górę, przez całe „dziesiątki lat szedł jak po grudzie”. Jego życie to niezwykle wymagający trening, który służył temu, by się nauczyć poruszania w atmosferze „dobrego ubóstwienia”. Założenie nie było łatwe do wykonania, ale jednak proste: Josemaría żył tak, jak się modlił, modlił się tak, jak żył. Modlitwa nie – 28 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 28
31.07.2017 15:05
była dla niego jakimś nawiasem wśród codziennych zajęć, ale sercem całej aktywności. U św. Escrivy życie i modlitwa to nie przeciwieństwa. Kolejny fakt obrazujący paradoksy i spójność w życiu św. Josemaríi: Escrivá nie przestał nigdy sprawować duchowego ojcostwa, a to dlatego, że czuł się dzieckiem Bożym. Każdy człowiek z natury jest najpierw synem, potem ojcem. W przypadku św. Escrivy – pomijając mocny i radosny ślad, jaki odcisnęli na jego duszy rodzice – mamy do czynienia z nietypowym zjawiskiem: zaczął swą drogę kapłańską już z głębokim poczuciem ojcostwa. I dopiero po wielu latach pojawiła się w nim świadomość bycia synem. Pojawiła się na skutek pewnego nagłego wydarzenia, przepełnionego Bożą mocą. Wydarzenia historycznego, mającego konkretną datę i miejsce: Madryt, 16 października 1931 roku. Tamtego dnia Escrivá próbował się modlić, ale miał z tym trudności. Wyszedł więc na ulicę, kupił gazetę i wsiadł do tramwaju. I nagle poczułem przypływ uczuć, potężny i gorący (...), działanie Boga, które wzniecało w mym sercu i na mych ustach, z siłą rzeczy koniecznej, to ciepłe wezwanie: Abba, Pater! (...). Prawdopodobnie modliłem się na głos. I krążyłem po ulicach Madrytu, może godzinę, a może dwie, nie jestem w stanie tego określić, czas mijał niepostrzeżenie. Musiałem wyglądać jak szaleniec. W strumieniu światła, które nie pochodziło ode mnie, kontemplowałem tę zdumiewającą prawdę: Bóg jest moim Ojcem! Niczym iskra rozżarzyła się ona w moim sercu, aby już nigdy nie zgasnąć.
Abba, Pater! Abba! Abba! – takie rozniosłe zwroty ośmielił się Escrivá zapisać w swym zeszycie pod koniec dnia, przy – 29 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 29
31.07.2017 15:05
tym – jak się okazało – z kupionej rano gazety nie przeczytał ani jednego zdania. Opierając się na tej jego niezachwianej pewności bycia dzieckiem Boga, można powiedzieć, że Escrivá był prawdziwym ojcem, bo był prawdziwym synem. Szybko zrozumiał, że przeżycie z tramwaju miało służyć nie tylko jemu. Poczucie synostwa Bożego stało się osią całej duchowości Opus Dei. Jedyną uprawnioną definicją jego członków, jedynym powodem do odczuwania dumy. Przelotne spojrzenie na wczesny okres życia św. Escrivy pozwala nam dostrzec ciekawe fakty, obecne w jego biografii światłocienie: lojalność wobec ojca, wiążącą się z miłością do korzeni, tradycji, swego kraju (a więc z patriotyzmem), oraz uwielbienie dla matki, którą Josemaría uważał za swoją „materię pierwotną” (od łac. mater). Warto też zwrócić uwagę na pochodzenie rodziny, wychowanie w chrześcijańskiej atmosferze, na klimat klasy średniej mieszkającej na prowincji w górnej Aragonii. Dzieciństwo szczęśliwe, choć zakłócone śmiercią trzech młodszych sióstr. Problemy finansowe, które zburzyły dotychczasowy ład. Upokarzający niedostatek, społeczna pustka, nieoczekiwany status bankrutów, nagła śmierć ojca… Wszystko to Josemaría akceptował bez patetyzmu, z wrodzoną godnością. Przeczuwał, że te cierpienia były w istocie lekcją udzielaną mu przez Ducha Świętego. Po pewnym czasie powiedział: „Pan, żeby trafić we mnie, który byłem gwoździem (wybacz mi, Panie, moją śmiałość), uderzał raz w gwóźdź, a sto razy w samą podkowę”17. Używając takiej metafory, św. Josemaría nawiązywał do cierpień, których doświadczyła jego rodzina, a które miały dotknąć jego samego. 17
– 30 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 30
31.07.2017 15:05
Escrivá zaszczepił swym duchowym dzieciom z Opus Dei słodkie przykazanie podtrzymywania pełnych troski i serdecznych stosunków z rodzicami. Ale tu też pojawia się paradoks: pomoc i wsparcie dla rodzin, „naszych błogosławionych emerytów” – tak; angażowanie się w ich potrzeby – tak, ale bez przywiązania, bez zależności, bez rodzinnej zażyłości. Escrivá przeniósł do Opus Dei rodzinną atmosferę, jakiej doświadczał we własnym domu. Stamtąd czerpał inspirację. Tak samo jak jego troska o duchowe dzieci i ich formacja były pochodną osobistej i serdecznej relacji, jaką obdarzał go Bóg Ojciec. Ojcostwo św. Escrivy ma w sobie wiele odcieni. Josemaría postępował jak ojciec i matka zarazem. Przeplatał gesty pełne ciepła i troski z wymagającą formacją ludzką i duchową. Nie dyskryminował nikogo, kochał każde swoje dziecko w sposób wyjątkowy. Kierował się mądrą zasadą, mówiącą, że trzeba „traktować nierówno tych, którzy są nierówni”. Był ojcem ogromnej liczby dzieci, a przecież każde z nich w jakimś momencie dostrzegło przeznaczoną tylko dla niego uwagę, uśmiech, pytanie wypowiedziane ściszonym głosem, porozumiewawcze mrugnięcie – coś szczególnego, co pozwalało mu czuć się jak jedynak. Jeśli chodzi o duchowych synów św. Escrivy, to bliskość związana ze wspólnym mieszkaniem tworzyła pełną zaufania przestrzeń do tego, by zażartować, poprawić krawat, spędzić chwilę przy łóżku chorego, wyjść razem na spacer, kibicować grze w piłkę czy po prostu serdecznie się uściskać. W relacji ze swymi duchowymi córkami Escrivá stosował wytworną łagodność, delikatną powścią– 31 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 31
31.07.2017 15:05
gliwość. Obdarowywał je płytami, cukierkami, różnymi bibelotami. Przy każdym spotkaniu z nimi czuł się poruszony, doświadczał pewnego nieśmiałego zadowolenia, jakby serce podskakiwało mu w piersiach. To przez świadomość, iż kobiety są w Opus Dei, choć ich nie szukał, nie wzywał, wcale ich w Opus Dei nie chciał, nawet w żartach. Ale Bóg – który kierował jego ręką przy tworzeniu Dzieła – w konkretnym momencie objawił swe pragnienie: Opus Dei ma być zarówno dla mężczyzn, jak i dla kobiet. Dla św. Escrivy było naturalne, że traktuje w odmienny sposób mężczyzn i kobiety. Tak samo czyni Bóg: Duch uświęca mężczyzn i kobiety, nie tylko uwzględniając cechy typowe dla płci, ale i odciskając swe działanie i dary na świętości męskiej i świętości kobiecej. Czy trzeba powtarzać, że świętość jest naznaczona płciowością tak samo jak stworzone przez Boga człowieczeństwo? „Dziękuję za to, że tu jesteście – wyznawał czasem Escrivá. – Widzę was i własnym oczom nie wierzę!”. Jako założyciel Opus Dei Escrivá musiał wyznaczyć kurs, ustalić pewne kryteria, uformować swoich naśladowców zgodnie z duchem, którego tylko on otrzymał bezpośrednio i w obfitości. Dlatego, choć jego liberalne usposobienie nie godziło się na surowość, musiał sobie narzucić wymaganie od innych. „Kiedy mam kogoś upomnieć – wyznał – cierpię przed, w trakcie i po”. Była to formacja elastyczna, zręczna i płynna, zdolna wychodzić naprzeciw sprawom pojawiającym się każdego dnia. A z drugiej strony – formacja nieustępliwa, oparta na powtarzaniu, wrażliwa na rzeczy małe i wielkie. Escrivá troszczył się o dusze i ciała: o córkę, która była osłabiona, o tę, która – 32 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 32
31.07.2017 15:05
miała sama jechać samochodem przez wyludnioną okolicę, o syna, który zaniedbywał modlitwę albo wywyższał się, o kobiety z akademika Eigelstein (w Kolonii), które wszystko prały ręcznie, bo nie miały pralki. Tą troską starał się zarazić wszystkich członków Opus Dei, aby byli „dobrymi pasterzami” dla innych. Sam bowiem żył w ten sposób. Pewnego dnia dostał wiadomość z Mediolanu, że jedna z kobiet Dzieła – przeżywająca wówczas kryzys duchowy – zabrała wszystkie swoje rzeczy i wyjechała, nie mówiąc dokąd. Z gorliwością dobrego pasterza, jakby była ona jedyną kobietą w Opus Dei, Escrivá wyruszył na jej poszukiwanie: „Ta moja córka przede wszystkim potrzebuje teraz wiedzieć, że niezależnie od tego, co się stanie, choćby grunt palił się jej pod nogami, ma Ojca! Álvaro – prosił księdza – jedziemy na Stazione Termini!”. Obaj księża do późnej nocy przeszukiwali perony dworca, biegając z góry na dół. Kilka lat po tym wydarzeniu wspomniana kobieta odnalazła na powrót swą drogę. Poszukiwania na Stazione Termini przyniosły owoce. Kolejna para przeciwieństw, które występują w osobie św. Escrivy, dotyczy jego stałej świadomości bycia założycielem Dzieła oraz jednoczesnego przekonania o byciu zbędnym. „Jest tylko jeden założyciel Opus Dei” – mówił Josemaría bez ogródek. Nie czuł się potrzebny: „Stworzyłem podstawy, nie mając do tego podstaw”18; „Nie jestem w żadnym razie niezbędny”; „Jestem założycielem, który nie jest potrzebny, ja tu tylko przeszkadzałem”. Od same Oryg. Soy fudador sin fundamento – gra słów: fundador to założyciel, sin fundamento – bez fundamentu (np. dom) albo bezzasadnie, bez podstaw, bez racji.
18
– 33 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 33
31.07.2017 15:05
go początku młodych przychodzących do Opus Dei pytał: „Gdyby mnie zabili, gdyby coś mi się stało, zostałbyś w Opus Dei?”. Wiedział, że Dzieło jest wielką rodziną, która ma się rozciągnąć w czasie i przestrzeni. Ojcostwo nie mogło się zatrzymać na nim. Dlatego, gdy dostrzegł już tę perspektywę ciągłości, powiedział ze spokojem: „Kiedy umrę, Opus Dei nic się nie stanie”. Przyjrzyjmy się jeszcze innym paradoksom: w pobożności św. Escrivy – choć ta opierała się na ustalonych z góry zasadach i podporządkowana była dyktatowi zegara – nie było sztywności ani rutyny. Wręcz przeciwnie, było spontaniczne poszukiwanie wsparcia ze strony Boga, poszukiwanie pełne emocji, przypominające młodzieńczą przygodę. Życie wewnętrzne św. Escrivy było tak intensywne i pełne żaru, że choć bardzo starał się je ukryć, widać je było świetnie na zewnątrz. Zdumiewało jego skupienie na modlitwie, niezależnie czy chodziło o Anioł Pański, Różaniec, czy zwykły akt strzelisty, jego wnikliwe zgłębianie scen ewangelicznych, jego zaangażowana, pełna uwielbienia postawa przed tabernakulum. Liczni świadkowie, którzy widzieli, jak się modlił lub odprawiał Mszę św., określali go jednomyślnie zwrotem: „zanurzony w Bogu”. Kilka tygodni po śmierci Josemaríi Japończyk Soichiro Nitta wspominał pewne związane z nim doświadczenie: Myślałem, że jestem bardzo blisko naszego Ojca w czasie odprawiania przez niego Mszy św. Ale w pewnym momencie tak się zanurzył w Bogu, że nie mogłem za nim nadążyć. Miałem wrażenie, że zostałem na zewnątrz. Poczułem się wręcz opuszczony!
– 34 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 34
31.07.2017 15:05
Na setkach fotografii, zrobionych ukradkiem, gdy błogosławił Najświętszym Sakramentem, całował obraz Maryi albo klękał przed ołtarzem, Escrivá nigdy nie jest rozproszony, zawsze widać jego całkowite skupienie na tym, co robi. Aparat fotograficzny złapał go „na gorącym uczynku”: zarejestrował migawki z modlącym się mężczyzną. A zdjęcia nie kłamią. Przez cały czas Josemaría starał się „stworzyć niebo na ziemi”, raz uciekając się do aktów strzelistych (nazywał je budzikami), innym razem obywając się bez nich. Odkrył opiekuńczość św. Józefa. Utrzymywał przyjacielskie relacje ze świętymi. Prosił o tysiące drobnych łask swojego Anioła Stróża: o znalezienie zagubionej kartki, o siłę do uśmiechania się, kiedy nie miał na to ochoty, żeby nie leciała mu krew z nosa w czasie odprawiania Mszy św., żeby naprawiła się skrzynia biegów w samochodzie. Od dnia święceń kapłańskich miał zwyczaj przed każdym kontaktem z drugim człowiekiem – czy to osobistym, czy listownym – pozdrawiać jego Anioła Stróża. Podczas pracy, podróży lub gdy się budził w nocy, przenosił się sercem i myślami do tabernakulum. Kiedy tylko mógł, wstępował do kaplicy, aby choć chwilę pomodlić się do Pana – czynił tak nawet w wieku siedemdziesięciu lat, choć zwyrodnienie stawów dało mu się mocno we znaki podczas wspinaczki po stromych schodach Villa Galabresi, wynajętym na miesiąc domu leżącym w pobliżu Mediolanu. I wreszcie trzeba wspomnieć o Maryi – obiekcie tak wielu jego spojrzeń, komplementów, pocałunków, pieśni, łez, wyczerpujących pielgrzymek błagalnych! Ona była jego schronieniem, gdy ogarniał go – 35 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 35
31.07.2017 15:05
lęk. Ona była jego ucieczką, gdy odczuwał smutek. I od Niej wychodził zawsze napełniony odwagą i zadowolony. Trzeba przy tym pamiętać, że Escrivá nie był jakimś świętoszkiem, który ciągnął za sobą tobołek wypłowiałych pobożnych praktyk. Jego życie wewnętrzne było różnorodne, lecz nierozproszone: skupiał się i zakorzeniał we Mszy św. A oś duchowości stanowiła miłość do Boga. Miłość płomienna, która coraz bardziej potrzebuje intymności w miejsce słów, potrzebuje gorącej wymowności patrzenia na siebie w milczeniu. Nadchodzi bowiem taka chwila, że „słowa okazują się zbyt ubogie i człowiek się otwiera na intymność z Bogiem przez wpatrywanie się w Niego bez przerwy i bez znużenia”. Escrivá poruszał się w półmroku wiary, ale pragnął widzieć. Od słów: „Panie, żebym przejrzał! – Domine, ut videam!”, którymi prosił o możliwość zobaczenia woli Bożej, gdy był młodym księdzem, przeszedł do: „Vultum tuum, Domine, requiram!”, prosząc o możliwość oglądania samego Boga: „Panie, chcę widzieć Cię twarzą w twarz, chcę Cię uściskać!”. „Kiedy modlę się sam, często krzyczę! Tak bardzo pragnę poznać twarz Chrystusa!”. A jednak jego pragnienie Boga – i tu widać kolejny paradoks – dalekie były od pobożnego eskapizmu. Rodziła się, wyłaniała z niestrudzonej pracy, z relacji z innymi, z zawiłej plątaniny myśli, z krzątaniny dnia codziennego, z różnych okoliczności tego świata, który kochał tak bardzo, że pragnął go uczynić „dobrym, takim, jaki wyszedł z rąk Boga”. Jeszcze jedno zestawienie przeciwieństw: pewnej nocy 1942 roku, udręczony, zbrukany oszczerstwami, opluwa– 36 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 36
31.07.2017 15:05
ny przez cały świat, Escrivá klęknął obok tabernakulum i wyrzucił z siebie cały smutek: „Panie, jeśli Ty nie potrzebujesz mojego honoru, to po co mi on?”. W tym momencie zamienił poczucie honoru na poczucie humoru. Odtąd nie martwił się względami ludzkimi, a przeciwności przyjmował z humorem. Mówił: „A tam, to pestka”; „Mnie to już nikt nie jest w stanie dotknąć!”. Nie były to próżne przechwałki. Bóg pozwolił mu dostrzec w cierpieniu korzystny interes – admirabile commercium: „dźwiganie krzyża to znajdowanie szczęścia, (…) dźwiganie krzyża to bycie Chrystusem, a więc synem Boga”. Do stałych przeciwności w życiu św. Escrivy należały intrygi i knowania ze strony zaślepionych księży, którzy nie rozumieli świeckiej wolności członków Opus Dei ani w ich działalności apostolskiej, ani w pracy zawodowej czy społecznej. W latach 1969-1970 w środowiskach watykańskich rozgorzało prawdziwe polowanie na czarownice skierowane przeciw członkom Opus Dei. Prowadzone działania miały na celu zniszczyć organizację, tworząc podziały i wyrzucając z niej Założyciela. Wszystko wisiało na włosku. Escrivá modlił się jak nigdy wcześniej, podejmował długie pielgrzymki, chwytał się Maryi jak żebrak: w Loreto, Einsiedeln, Lourdes, Saragossie, Gwadelupie. Na koniec udał się do papieża Pawła VI, który jak tylko się dowiedział o prowadzonych machinacjach, jednym ruchem położył im kres. Każdego dnia Escrivá czekał na swą dawkę cierpienia i radości. Razem stanowiły królewską pieczęć dzieł Boga: „Życie z radością, ale nie ma dnia bez krzyża”. A jeśli jakiś dzień mijał bez cierni przeciwności, św. Josemaría szedł – 37 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 37
31.07.2017 15:05
przed tabernakulum i pytał: „Co się dzieje, Panie? Czy już mnie nie kochasz?”. Nigdy jednak nie wymyślał sobie krzyży. Nie był masochistą. Z natury był radosny, wesoły. Miał „psychikę człowieka szczęśliwego”. Rozbawiał swe duchowe dzieci sympatycznymi żartami. Sprawiało mu przyjemność słuchanie ich dowcipów oraz historii ich „walk”. Jadąc samochodem, śpiewał na całe gardło. Uwielbiał niedziele, urządzanie imprez i urodzin swoich duchowych dzieci, obrzędy związane z wieńcem adwentowym, śpiewanie kolęd przy żłóbku, blask Trzech Króli rozdających prezenty. Ponieważ nie był ponurakiem ani malkontentem, starał się, by jego duchowe dzieci nie cierpiały z powodu problemów, których nie były w stanie same rozwiązać. Dopiero po przerwaniu intrygi skierowanej przeciw Opus Dei Escrivá zwierzył się jednej ze swych córek: „Pan przeszedł bardzo blisko nas. Nie chciałem wam o tym mówić, bo tym razem niósł ze sobą krzyż”. Grupie mężczyzn z Dzieła opowiadał: Teraz się śmieję, a nawet – gdy jestem sam – w głos. Śmieję się, bo czuję obecność Boga, gdyby tak nie było... co tu dużo mówić! Ale dwa lata temu często płakałem. Takie łzy w czasie Mszy św. nawet nie wiecie, jak wielkim są pocieszeniem... chociaż pieką w oczy. Ten obecny pokój, tak jak i tamte łzy, pochodzą od Boga.
Takimi słowami kreślił swój autoportret, pełen świateł i cieni: łez i wybuchów śmiechu pojawiających się w życiu mężczyzny, który dźwiga ogromny krzyż, a mimo to jest szczęśliwy. Sprawdzianem życia dla Boga jest zawsze reakcja człowieka na to, co atakuje jego instynktowną miłość własną, – 38 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 38
31.07.2017 15:05
czy to chodzi o zdrowie, bezpieczeństwo, dobre imię, czy o własność. W przypadku św. Escrivy taki sprawdzian wykazał, że niedostatek, brak zrozumienia u innych, choroba, zniesławienie były przez niego przyjmowane jako „prawdziwe skarby człowieka”: „Błogosławione niech będzie cierpienie. Ukochane niech będzie cierpienie. Uświęcone niech będzie cierpienie. Chwalebne niech będzie cierpienie!”. A co właściwie powodowało cierpienie św. Escrivy? Nic osobistego. On cierpiał z powodu tych, którzy odwracają się do Boga plecami, z powodu potrzeb Kościoła. Kochał Kościół namiętnie, „pomimo wszystko” – jak mówił, odnosząc się do własnych błędów i grzechów oraz błędów i grzechów wielu księży i zwykłych wiernych. Ale nie bał się niczego ze strony swej matki, Kościoła: „dostajemy od niej same dobre rzeczy”. A gdy ktoś wyrażał jakieś obiekcje związane z misją Dzieła? Czy bał się, że mu zabiorą Opus Dei, które było sensem jego życia? Nie. Lepiej niż ktokolwiek inny wiedział, że Opus Dei nie należało do niego, że to naprawdę Dzieło Boga. W tym aspekcie Escrivá był kategoryczny. Co najmniej dwa razy wykazał się otwartością na sytuację, w której Bóg sam mu odbierał Dzieło: „Panie, jeśli Opus Dei nie jest po to, by służyć Kościołowi, zniszcz je! Zniszcz je od razu, żebym ja to widział!”. Po pewnym czasie, daleki od upierania się przy swoim, myślał poważnie o pozostawieniu swej roli w Opus Dei i podjęciu służby Kościołowi na innym zagrożonym froncie: przy wsparciu duchowieństwa świeckiego. Kolejni papieże wiedzą, że mogą szukać wsparcia w Opus Dei w każdej potrzebie i na każdym miejscu na – 39 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 39
31.07.2017 15:05
ziemi, jeśli tylko charakter tej posługi nie sprzeciwia się jego naturze. I kiedy powierzono Opus Dei prałaturę w peruwiańskiej prowincji Yauyos, Escrivá wyjaśniał: Misje nie są częścią naszego charyzmatu. Zgodziłem się na tę propozycję tylko dlatego, żeby nikt potem nie utrzymywał, że kiedyś odmówiłem czegoś Ojcu Świętemu. W Watykanie pokazano mi mapę, polecając zarazem wybrać jakieś miejsce. Powiedziałem: «pójdziemy tam, gdzie nikt nie chce iść». W taki właśnie sposób wybraliśmy.
Człowiek, który dzierżył stery realizacji zadania o rozmachu ogólnoświatowym i prowadził działalność apostolską przekraczającą granice państw, miał zawsze świadomość, że prawdziwym dyrektorem i panem nie był on, tylko ten Inny. I jego gaudium cum pace – radość przepełniona pokojem wypływała właśnie z tego ufnego pozwolenia, by „to Bóg prowadził”. Nietzsche, filozof, który ogłosił śmierć Boga, stwierdził cynicznie, że mógłby uwierzyć jedynie w Boga ludycznego, radosnego, w Boga, który by umiał tańczyć. Escrivá wierzył w Boga, którego „rozkoszą jest przebywać z synami ludzkimi”, Boga ludycznego, który raduje się, ludens in orbe terrarum – igrając ze swymi dziećmi na okręgu ziemi19. Po głębszym poznaniu życia św. Josemaríi Escrivy ośmielę się odpowiedzieć niemieckiemu filozofowi: „Zapewniam cię, że Bóg umie tańczyć, poznałam bowiem człowieka, który tańczył z Bogiem”. Pilar Urbano 19
Por. Prz 8, 31.
– 40 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 40
31.07.2017 15:05
I Dzień, w którym poznałem św. Josemaríę
Świętego Josemaríę Escrivę de Balaguera poznałem wiosną 1960 roku. Nie była to znajomość zażyła, ale bardzo pożyteczna dla rozpoczętej przeze mnie drogi do świętości, którą nieustannie podążam, ze zmiennym szczęściem, ale ogólnie pozytywnym rezultatem. Byłem wtedy młodym, trzydziestotrzyletnim adwokatem, mężem, ojcem czworga dzieci. Niewiele wcześniej poprosiłem o przyjęcie mnie w charakterze supernumerariusza do Opus Dei. Z ośrodka, do którego należałem, otrzymałem informację, że nasz Ojciec – tak nazywaliśmy św. Josemaríę – odwiedził Hiszpanię. Miał odprawić Mszę św. w bazylice pw. św. Michała w Madrycie, a ja mogłem w niej uczestniczyć. Spotkało mnie rzadkie szczęście: tysiące członków Opus Dei z całego świata nie miało okazji poznać swego Założyciela albo – choć byli równi mu wiekiem i stażem w Opus Dei – spotkali go dopiero– 41 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 41
31.07.2017 15:05
po kilku miesiącach czy latach; ja natomiast zobaczyłem go wkrótce po złożeniu prośby o przyjęcie. Bazylika pw. św. Michała znajduje się w starej części Madrytu. Jest dość duża, ale nie poraża swym ogromem. Tamtego dnia zapełniła się kobietami i mężczyznami z Opus Dei, w różnym wieku i o różnym statusie społecznym. Po raz pierwszy uczestniczyłem w zbiorowej uroczystości z innymi członkami Dzieła; wydarzenie to od razu wywarło na mnie pozytywne wrażenie. Msza św. miała się rozpocząć o dwunastej w południe; poproszono nas o przyjście z pewnym wyprzedzeniem, co też uczyniliśmy. Przypuszczam, że wszyscy zebrani byli równie podekscytowani jak ja, ale wiedzieli, jak się zachować w kościele, unikając przesadnych, żywiołowych przejawów radości. Na początku mężczyźni czekali na stojąco – ustąpiliśmy miejsca w ławkach kobietom. Przesuwaliśmy się w głąb kościoła, żeby wpuścić do środka przychodzących. Nikt się nie przepychał, szukając lepszej pozycji. Słuchaliśmy przy tym wskazówek ceremoniarza, którym był mój ziomek z San Sebastián, także pisarz – ks. Jesús Urteaga. Już wtedy był on znanym pisarzem, autorem bestsellera El valor divino de lo humano (Chrześcijanie, do boju!), a ja jeszcze nie wiedziałem, że będę pisał, zresztą chyba nigdy nie byłem tak sławny. Otóż ks. Jesús ze swej pozycji w prezbiterium próbował nas wszystkich ustawić, żeby lepiej wykorzystać przestrzeń – osoby stojące z tyłu miały przesunąć się na boki, robiąc miejsce wchodzącym, itd. Wykonywaliśmy jego polecenia w milczeniu, co najwyżej słychać było lekki szmer. – 42 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 42
31.07.2017 15:05
Od początku podobała mi się panująca w kościele atmosfera, czas oczekiwania minął bardzo szybko. Punktualnie o dwunastej pojawił się św. Josemaría, żeby odprawić Mszę św. Pamiętam go jako młodego księdza – miał wtedy pięćdziesiąt osiem lat – pełnego wigoru, o dobrej prezencji, czarnych włosach. Był bardzo skoncentrowany na tym, co robił – na celebrowaniu Mszy św. Kiedy w określonym przez mszał momencie się odwrócił – wtedy ksiądz odprawiał Mszę św. tyłem do wiernych – niezwykle uważnie objął wzrokiem całe zgromadzenie, a w wygłoszonej później homilii powiedział, że wzruszył go widok świątyni wypełnionej jego duchowymi dziećmi. Może dlatego, że pamiętał, jak u początków istnienia Dzieła, w 1933 roku, na pierwsze prowadzone przez niego spotkanie formacyjne przyszło zaledwie trzech studentów. Kiedy udzielał im błogosławieństwa w kaplicy, oczami wiary zobaczył wówczas nie trzech, ale trzy tysiące, trzysta tysięcy duchowych synów i teraz sen ten stawał się rzeczywistością. Zbyt wiele lat minęło od tamtego dnia, bym pamiętał dokładnie, o czym św. Josemaría mówił w czasie homilii. Była raczej krótka. Pamiętam natomiast jego uwagę, żebyśmy na modlitwie, gdy stajemy w obecności Boga, nie mieli nigdy poczucia, że odgrywamy jakąś komedię. A jeśli takie poczucie w nas się pojawi, nie powinniśmy wątpić, że Bóg jest wyjątkowo przychylnym i wyrozumiałym widzem. Wszyscy wyszliśmy ze spotknia zachwyceni. Opuściliśmy świątynię w takim samym porządku, w jakim do niej wchodziliśmy. – 43 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 43
31.07.2017 15:05
Pięć lat później, w 1965 roku, po raz pierwszy wyjechałem do Rzymu. W moim życiu dokonał się znaczący zwrot. Mieliśmy sześcioro, a nie czworo, dzieci i spodziewaliśmy się kolejnego. Nie oddawałem się już tylko zajęciom adwokata, zawód ten łączyłem z pracą w środowisku komercyjnej firmy. W owym czasie otrzymałem awans na dość ważne stanowisko: radcy-pełnomocnika spółki posiadającej kilka gazet i czasopism. Z tego właśnie powodu wybierałem się do Rzymu, gdzie miał się odbyć kongres prasy. Pojechałem tam w towarzystwie żony. W Rzymie mieściła się Rada Generalna Opus Dei ze św. Josemaríą na czele. Żywiliśmy nadzieję na osobiste spotkanie z Założycielem. Dyrektorzy Dzieła z Madrytu radzili mi próbować. Mówili wręcz o dużych szansach: wydawało się naturalne, że Ojciec będzie chciał poznać syna, który obraca się na co dzień w burzliwym świecie prasy. Czy rzeczywiście byłem ważną postacią? Na pewno byłem młodym mężczyzną skutecznie robiącym karierę, obdarzonym pewną dawką próżności, utemperowanej w jakiejś mierze przez przynależność do Dzieła, ale nie całkiem poskromionej. W Hiszpanii przyjmowali mnie ministrowie, łączyły mnie przyjacielskie stosunki z ważnymi osobistościami. Dlaczego więc miałby mnie nie przyjąć założyciel Opus Dei? Z perspektywy lat widzę, że św. Josemaría zechciał nas przyjąć nie dlatego, że byliśmy ważnymi postaciami, ale ponieważ byliśmy jego duchowymi dziećmi. Kiedy Alberto Ullastres, numerariusz Opus Dei, został mianowany ministrem, jeden z kardynałów uznał za właściwe pogratulować mu. Święty Josemaría natomiast stwierdził – 44 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 44
31.07.2017 15:05
dobitnie: „Mnie to ani ziębi, ani grzeje, jest mi to obojętne. Wszystko jedno, czy będzie ministrem, czy zamiataczem ulic, ważne jest jedynie, żeby w swojej pracy był święty”. Podczas spotkania odniosłem wrażenie, że dla św. Josemaríi moja żona Marisa uświęca się bardziej niż ja, za sprawą swego macierzyństwa. To dzięki niej zostaliśmy przez św. Escrivę przyjęci, kiedy ja straciłem już wszelką nadzieję. Od razu po przyjeździe zacząłem zabiegać o spotkanie, przywiozłem nawet listy z Hiszpanii, potwierdzające mój status „człowieka znaczącego”. Odpowiedź nie przychodziła przez wiele dni. Kongres trwał tydzień. Dzień przed jego zakończeniem Marisa, bez związku z moimi staraniami, postanowiła sama zadzwonić do Villa Sacchetti, ośrodka dla kobiet z Opus Dei. Dzień później św. Josemaría przyjął nas w skromnym gabinecie tamtego domu. Nadal był młodym, energicznym księdzem, miał czarne włosy z przedziałkiem i czarująco się uśmiechał. Mnie przywitał mocnym uściskiem, Marisy nie uścisnął, lecz był wobec niej bardziej serdeczny, bardziej interesował się jej zaawansowaną ciążą niż moją pracą zawodową. Minęło od tamtego dnia już prawie pół wieku – w moim długim życiu wszystko wydarzyło się już dawno temu – i z trudem próbuję sobie odtworzyć szczegóły tamtego niezapomnianego spotkania. Ojciec pochwalił naszą liczną rodzinę, a wtedy Marisa, bardziej swobodna ode mnie, wyznała, że przy takiej liczbie dzieci poczuliśmy się zmuszeni do zakupu dużego samochodu, marki Chrysler, produkowanego w Hiszpanii, co wzbudziło pewne kontrowersje; ludzie zaczęli mówić: „A więc to tak przeżywają ubóstwo – 45 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 45
31.07.2017 15:05
członkowie Opus Dei?”. Ojciec, uśmiechając się szeroko, powiedział, żebyśmy się tym w ogóle nie przejmowali, że połowa Hiszpanów nie robi nic innego, tylko krytykuje drugą połowę. Że możemy mieć spokojne sumienie, bo duży samochód jest nam potrzebny, bo chcemy być razem jako rodzina, razem się przemieszczać. Święty Josemaría skorzystał z okazji i wyjaśnił nam, jak powinniśmy przeżywać ewangeliczne ubóstwo w zgodzie z naszą pozycją społeczną i obowiązkami rodzinnymi. Zrobił to w bardzo osobisty sposób. Mieliśmy też okazję się przekonać, jakie sam miał doświadczenia w tym zakresie. Tamtego dnia był ubrany w mocno zużytą sutannę i gruby kardigan, taki jak matki robią swym dzieciom na drutach. Zorientował się, że w jednym miejscu sutanna rozpruła się na szwie, pokazał nam to miejsce, mówiąc, że wymaga zaszycia. Święty Josemaría miał tylko dwie sutanny, jedną na co dzień, drugą – na szczególne okazje, kiedy na przykład spotykał się z Ojcem Świętym. Swą codzienną sutannę szył i zaszywał, ile razy było trzeba, umacniał też guziki, które się mogły urwać. Nie czekał do końca dnia, od razu brał się do szycia. W 1939 roku w Burgos, podczas hiszpańskiej wojny domowej, przebywał w skromnym hotelu w towarzystwie swoich dwóch duchowych synów20, Pedra Casciara i Francisca Botelli. Spali wszyscy razem w jednym pokoju. Mężczyźni ci doszli do wniosku, że sutanna św. Josemaríi jest już bardzo stara, ma pozaszywane łokcie Święty Josemaría od początku miał świadomość bycia ojcem dla osób wchodzących do Opus Dei (przyp. aut.). 20
– 46 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 46
31.07.2017 15:05
i mankiety i że nadszedł moment, by zamówić nową. Jednak św. Josemaría nie chciał nawet o tym słyszeć. Pewnego dnia, w czasie gdy Ojciec odpoczywał, jego towarzysze podjęli śmiałą decyzję: rozdarli sutannę na plecach, gdzie była najbardziej zniszczona, z nadzieją, że nie będzie miał innego wyjścia niż sprawienie sobie nowej. Tu się jednak pomylili. Kiedy Ojciec skończył odpoczywać i zobaczył rozdarcie, bez słowa skargi czy wyrzutu zabrał się do zszywania materiału. Z opisywanego przeze mnie spotkania pamiętam, że Ojciec za którymś razem, gdy zwracał się bezpośrednio do mnie, doradził mi, żebym zawsze gdy to możliwe na służbowe wyjazdy zabierał ze sobą Marisę. Nie muszę dodawać, że moja żona nie zaniedbywała sposobności przypominania mi o tym, twardo więc się tego zalecenia trzymałem. Objechałem cały świat, pisząc książki, zawsze w jej towarzystwie. Rada Ojca okazała się bardzo dobra. Potem w czasie owego spotkania wydarzyło się coś, co najbardziej zapadło mi w pamięć. Ojciec powiedział, że dostaje mnóstwo kwiatów od swych duchowych córek, nie wiem, czy tylko z Włoch, czy też z innych części świata. Kwiatami dekoruje ołtarze w kaplicach. Zapytał Marisę, czy chce zobaczyć jeden z nich. Słysząc twierdzącą odpowiedź, zaprowadził nas do kaplicy, w której przy drzwiach znajdowała się figura siedzącej Maryi. Przy wejściu podtrzymał Marisę pod ramię, żeby nie klękała przed Najświętszym Sakramentem z uwagi na zaawansowaną ciążę. Sam natomiast przyklęknął przed tabernakulum, powoli, zatrzymując się na chwilę, podejrzewam, że szeptał wtedy krótką modlitwę. Przy wyjściu z kaplicy zatrzymał – 47 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 47
31.07.2017 15:05
się przed figurą siedzącej Matki Bożej, co wywarło na mnie największe wrażenie. Zaczął nam wyjaśniać pochodzenie rzeźby, zwracając się przy tym bezpośrednio do Maryi, albo tak mi się przynajmniej zdawało. Powiedział Jej kilka komplementów, podzielił się z Nią kilkoma refleksjami… i pogłaskał figurę! Bardzo delikatnie położył swoje dłonie na dłoniach siedzącej i w tym momencie nagle się przemienił. Kilka minut wcześniej był energicznym księdzem, udzielającym nauki swym duchowym dzieciom. Teraz był posłusznym synem Dziewicy Maryi, który porozumiewał się z nią ot tak, po prostu. Scena ta nie trwała długo, ale ja przez cały czas czułem się tak, jakbym miał w gardle gulę. Wiele lat minęło od tego wydarzenia, spotykałem św. Josemaríę jeszcze przy innych okazjach, ale lubię wspominać tę jego rozmowę z Matką Bożą. Było oczywiste, że traktuje Ją jak swoją matkę i dlatego jego twarz błyszczała szczególnym blaskiem. Był to w ogóle przymiot cechujący św. Josemaríę: potrafił dostrzec w obrazie czy rzeźbie coś, czego nie widział przeciętny śmiertelnik. Gdy jako młody ksiądz przemierzał pieszo ulice Madrytu, wiedział, w jakim zakątku wielkiego miasta znajduje się jakaś figura Maryi i niezależnie od tego, czy była piękna, czy brzydka, zniszczona czy odrestaurowana, pozdrawiał ją z wielką naturalnością i czułością. W latach trzydziestych ubiegłego wieku, gdy pełnił funkcję kapelana sióstr św. Elżbiety, w czasie świąt Bożego Narodzenia poprosił przeoryszę, aby mu podała figurę Dzieciątka Jezus, do którego odczuwał szczególne nabożeństwo. I kiedy myślał, że nikt go nie widzi – a jed– 48 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 48
31.07.2017 15:05
nak pewna zakonnica widziała – kołysał figurę Dzieciątka w ramionach, a nawet śpiewał i uśmiechał się do niej, jakby to był sam Jezus. Wizerunek ten przez wiele lat nazywano w zgromadzeniu sióstr św. Elżbiety Dzieciątkiem Jezus św. Josemaríi. Opisywane spotkanie zakończyło się błogosławieństwem św. Josemaríi przeznaczonym szczególnie dla dziecka, które Marisa nosiła pod sercem. Ta córka, której nadaliśmy imię Maria, to jedyne z moich dzieci, co do którego mam pewność, że jest w niebie. Była śliczną dziewczynką. Kiedy miła rok, nieoczekiwanie zmarła. Wydarzenie to było to dla nas bolesnym, trudnym do zrozumienia ciosem. Ale kiedy kilka lat później, już po śmierci św. Josemaríi, odwiedziliśmy jego następcę, ks. Álvara del Portilla, i Marisa poskarżyła się z powodu straty córki noszącej imię Maryi,a pobłogosławionej przez Ojca, ks. Álvaro pocieszył ją: „Pamiętaj, że teraz masz w niebie orędowniczkę, ciało z twego ciała. Nie zapominaj polecać się jej opiece”. I od tego czasu rzeczywiście tak czynimy.
– 49 –
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 49
31.07.2017 15:05
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 50
31.07.2017 15:05
Spis treści Wprowadzenie. Josemaría Escrivá – człowiek paradoksów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7 I. Dzień, w którym poznałem św. Josemaríę. . . . 41 II. Dzieciństwo i młodość . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 51 III. Powołanie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 59 IV. Początki kapłaństwa. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 65 V. 2 października 1928 roku. . . . . . . . . . . . . . . . . 71 VI. Akademia DYA i pierwszy akademik. . . . . . . . 79 VII. Wojna domowa w Hiszpanii 1936-1939. . . . . . 85 VIII. W Madrycie i Barcelonie . . . . . . . . . . . . . . . . . 93 IX. Przeprawa przez Pireneje. . . . . . . . . . . . . . . . 101 X. W Burgos . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 115 XI. Koniec wojny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 121 XII. Przeciwności ze strony dobrych ludzi. . . . . . . 129 XIII. W stronę Rzymu. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 135 XIV. Rozwój Dzieła. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 141 XV. Przeciwności i łaski. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 147 XVI. Ostatnie lata . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 153 XVII. Epilog. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 157
533A_Swiety Josemaria_Escriva_inside.indd 159
31.07.2017 15:05
dziennych, wymagający przede wszystkim od siebie, pracowity, uparty, a zarazem bardzo cierpliwy. Powtarzał swoim duchowym dzieciom:
Miejcie marzenia, a będziecie zaskoczeni! Kapłan, który głosił, że wszyscy chrześcijanie są powołani do świętości w codziennym życiu, każdy na swoim miejscu, w wykonywanej przez siebie pracy zawodowej. Założyciel Opus Dei, o którym mówił, że jest tak stare, a jednocześnie tak nowe jak Ewangelia.
www.edycja.pl
533A_Swiety Josemaria_Escriva_cover.indd 1
Święty Josemaría Escrivá
José Luis Olaizola (ur. w San Sebastián w 1927 r.), pisarz, autor scenariuszy filmowych. Jego obfity dorobek literacki został uhonorowany licznymi nagrodami, m.in. Premio Planeta 1983 – za powieść La guerra del general Escobar. Wydał ponad siedemdziesiąt publikacji reprezentujących różne gatunki (głównie powieść, esej historyczny i książki dla dzieci). Jest założycielem i prezesem organizacji pozarządowej Somos Uno, zwalczającej prostytucję dziecięcą w Tajlandii.
José Luis Olaizola
Josemaría Escrivá to mistrz modlitwy i święty spraw co-