Twierdza aniołów

Page 1


Małgorzata Nawrocka

Twierdza aniołów

379A_Twierdza_aniolow_inside5.indd 2-3

14.08.2014 12:12


Małgorzata Nawrocka

Twierdza aniołów

379A_Twierdza_aniolow_inside5.indd 2-3

14.08.2014 12:12


Z serdecznym ukłonem dla Świętego Michała Archanioła i Świętej Teresy z Ávili w pięćsetną rocznicę jej urodzin.

379A_Twierdza_aniolow_inside5.indd 4-5

14.08.2014 12:12


Bardzo krótki wstęp

P

ewnego dnia postanowiłam zrobić w niebie dziurę. Niedużą. Powiedzmy wielkości Wegi, oddalonej od naszego Słońca o 25 lat świetlnych. Przez tę dziurę wypadł mi wprost na głowę pomysł na angel-fiction. Niewiele mam na swoje usprawiedliwienie. Poza tym może, że Twierdza aniołów powstała z miłości do doskonałych duchów, stworzonych przez Pana. I z dzikiej tęsknoty do świata za dziurą – świata, którego nie mogę tu prawdziwie opisać, bo chociaż istnieje naprawdę, nikt z żywych jeszcze go nie oglądał…

–7–

379A_Twierdza_aniolow_inside5.indd 6-7

14.08.2014 12:12


Bardzo krótki wstęp

P

ewnego dnia postanowiłam zrobić w niebie dziurę. Niedużą. Powiedzmy wielkości Wegi, oddalonej od naszego Słońca o 25 lat świetlnych. Przez tę dziurę wypadł mi wprost na głowę pomysł na angel-fiction. Niewiele mam na swoje usprawiedliwienie. Poza tym może, że Twierdza aniołów powstała z miłości do doskonałych duchów, stworzonych przez Pana. I z dzikiej tęsknoty do świata za dziurą – świata, którego nie mogę tu prawdziwie opisać, bo chociaż istnieje naprawdę, nikt z żywych jeszcze go nie oglądał…

–7–

379A_Twierdza_aniolow_inside5.indd 6-7

14.08.2014 12:12


Rozdział I

Pierwsze spotkanie ze Srebrzystym, Zielonkawym i Różowym

– Nie martw się, Zielonkawy! Z metod kuszenia zawsze możesz się poprawić, a w dolatywaniu na czas jesteś przecież drugi w klasie! – pocieszał przyjaciela Srebrzysty. – Chcesz, poniosę za ciebie tornister? – Weź… – Zielonkawy zsunął z pleców biały tobołek. Najwyraźniej nie był to jego wyjątkowo udany dzień. – Auuuuuu! – rozkleił się do reszty – znów wyskubałem sobie pióro! Poproszę Świętego Bazylego, żeby mi oszlifował te sprzączki. Miał dziesięcioro dzieci, to sobie może jakoś z anielskim tornistrem poradzi? Szli przez chwilę w milczeniu, przyglądając się stratocumulusom uciekającym im spod nóg. – Te chmury są niepoważne – marudził wciąż rozżalony Zielonkawy. – Nie może kandydat na anioła nawet przejść spokojnie, żeby mu nie zwiewały na boki. Czytałeś wczoraj w gazecie? Navy Blue spadł nad Anglią z cumulusa i omal nie wylądował na przedmieściach Londynu! –9–

379A_Twierdza_aniolow_inside5.indd 8-9

14.08.2014 12:12


– To by się dopiero ludzie zdziwili! – zachichotał Srebrzysty. – Pokazaliby go pewnie we wszystkich stacjach telewizyjnych… – Tak, a potem włożyli do dużego słoika z formaliną, żeby sobie tam siedział i straszył do końca świata, jak te biedne stułbie modre typ: jamochłony, gromada: krążkopławy albo inne zawekowane stworzenia Boże. – Myślałem, że jak ja będę niósł dwa tornistry, a ty żadnego, to ci się humor poprawi – wysapał Srebrzysty, zręcznie przeskakując na następną chmurę. – Mnie to się dopiero humor poprawi, jak nie zdam do sześćdziesiątej drugiej klasy! – pokręcił głową Zielonkawy, kwestię dwóch tornistrów, na wszelki wypadek, przemilczając – A w sześćdziesiątej dziewiątej egzamin. Ty, to masz dobrze! Jako superuczeń dostaniesz potem jakiegoś proboszcza albo nawet biskupa! A ja? Dotrę do sześćdziesiątej dziewiątej za sto lat świetlnych, a potem będę się uganiał po Ziemi za jakimś recydywistą albo kidnaperem… – Eee, za dużo czytasz gazet! Zaraz kidnaper! – Kidnaper albo inny zboczeniec. – Zielonkawy zatrzymał się i spojrzał wyzywająco na Srebrzystego. Tego było już za wiele. – Nie wyrażaj się! – Srebrzystemu twarz nabiegła żywym rumieńcem. – Bo co? – Bo ci przyłożę! – Ty? Ty przecież zawsze jesteś grzeczny jak… aniołek! Ty nikogo nie bijesz. – Ale z tobą się pobiję, jak będziesz się wyrażał! – Phi… takie wyrażanie… ja to nawet potrafię powiedzieć: niech cię drzwi ści… Zaczęła się kotłowanina. Srebrzysty rzucił w chmury oba tornistry, nie przejmując się zupełnie, czy przypadkiem któryś z nich nie spadnie na Bora-Bora, powodując trzęsienie

ziemi i falę powodziową. Jednym susem dopadł Zielonkawego, wpychając mu do gardła kawał lewego skrzydła. Pamiętał przy tym, żeby zrobić gwałtowny wydech, bo jak się komuś wkłada między zęby własne skrzydło na wdechu, wtedy piekielnie boli. Może nawet dojść do odgryzienia! Zielonkawy był w szoku. Jak zawsze, kiedy tylko poczuł przypływ złych skłonności, tracił część swojej nieziemskiej siły, a Srebrzystemu odwrotnie – walka w słusznej sprawie dodała wigoru. Prawym skrzydłem łaskotał gwałtownie pachę Zielonkawego, więc tamten rżał wniebogłosy i można było oswobodzić swoje skrzydło lewe. – Przestań! Miłosierdzia! – jęknął w spazmach śmiechu Zielonkawy i Srebrzysty puścił go natychmiast. Nie był bowiem ani mściwy, ani doświadczony w podobnych walkach. Właśnie brak doświadczenia, którego nie zbywało Zielonkawemu, okazał się tym razem zgubny dla Srebrzystego. Przeciwnik siedział już na nim okrakiem, przygniatając kolanami do boków jego długie włosy tak, że Srebrzysty nie mógł się ruszyć. W tym samym momencie sąsiednia chmura zawyła jak syrena alarmowa podwójnym sygnałem ostrzegawczym. – Tornistry!!! Obaj rzucili się zgodnym susem. Znaleźć w grubej chmurze zagubiony anielski tornister nie jest łatwo, nawet jeżeli ten trąbi coraz głośniej. Zielonkawy – wicemistrz klasy w dolatywaniu na czas – potwierdził swoją formę. Ekran umieszczony na klapie jego białego worka szkolnego wyświetlał teraz fosforyzujący napis: NATYCHMIAST WRACAĆ DO BURSY!

– 10 –

– 11 –

379A_Twierdza_aniolow_inside5.indd 10-11

* – To się jeszcze nigdy nie zdarzyło w naszej klasie… – pokręcił głową Święty Dominik Savio, opiekun i wychowawca

14.08.2014 12:12


– To by się dopiero ludzie zdziwili! – zachichotał Srebrzysty. – Pokazaliby go pewnie we wszystkich stacjach telewizyjnych… – Tak, a potem włożyli do dużego słoika z formaliną, żeby sobie tam siedział i straszył do końca świata, jak te biedne stułbie modre typ: jamochłony, gromada: krążkopławy albo inne zawekowane stworzenia Boże. – Myślałem, że jak ja będę niósł dwa tornistry, a ty żadnego, to ci się humor poprawi – wysapał Srebrzysty, zręcznie przeskakując na następną chmurę. – Mnie to się dopiero humor poprawi, jak nie zdam do sześćdziesiątej drugiej klasy! – pokręcił głową Zielonkawy, kwestię dwóch tornistrów, na wszelki wypadek, przemilczając – A w sześćdziesiątej dziewiątej egzamin. Ty, to masz dobrze! Jako superuczeń dostaniesz potem jakiegoś proboszcza albo nawet biskupa! A ja? Dotrę do sześćdziesiątej dziewiątej za sto lat świetlnych, a potem będę się uganiał po Ziemi za jakimś recydywistą albo kidnaperem… – Eee, za dużo czytasz gazet! Zaraz kidnaper! – Kidnaper albo inny zboczeniec. – Zielonkawy zatrzymał się i spojrzał wyzywająco na Srebrzystego. Tego było już za wiele. – Nie wyrażaj się! – Srebrzystemu twarz nabiegła żywym rumieńcem. – Bo co? – Bo ci przyłożę! – Ty? Ty przecież zawsze jesteś grzeczny jak… aniołek! Ty nikogo nie bijesz. – Ale z tobą się pobiję, jak będziesz się wyrażał! – Phi… takie wyrażanie… ja to nawet potrafię powiedzieć: niech cię drzwi ści… Zaczęła się kotłowanina. Srebrzysty rzucił w chmury oba tornistry, nie przejmując się zupełnie, czy przypadkiem któryś z nich nie spadnie na Bora-Bora, powodując trzęsienie

ziemi i falę powodziową. Jednym susem dopadł Zielonkawego, wpychając mu do gardła kawał lewego skrzydła. Pamiętał przy tym, żeby zrobić gwałtowny wydech, bo jak się komuś wkłada między zęby własne skrzydło na wdechu, wtedy piekielnie boli. Może nawet dojść do odgryzienia! Zielonkawy był w szoku. Jak zawsze, kiedy tylko poczuł przypływ złych skłonności, tracił część swojej nieziemskiej siły, a Srebrzystemu odwrotnie – walka w słusznej sprawie dodała wigoru. Prawym skrzydłem łaskotał gwałtownie pachę Zielonkawego, więc tamten rżał wniebogłosy i można było oswobodzić swoje skrzydło lewe. – Przestań! Miłosierdzia! – jęknął w spazmach śmiechu Zielonkawy i Srebrzysty puścił go natychmiast. Nie był bowiem ani mściwy, ani doświadczony w podobnych walkach. Właśnie brak doświadczenia, którego nie zbywało Zielonkawemu, okazał się tym razem zgubny dla Srebrzystego. Przeciwnik siedział już na nim okrakiem, przygniatając kolanami do boków jego długie włosy tak, że Srebrzysty nie mógł się ruszyć. W tym samym momencie sąsiednia chmura zawyła jak syrena alarmowa podwójnym sygnałem ostrzegawczym. – Tornistry!!! Obaj rzucili się zgodnym susem. Znaleźć w grubej chmurze zagubiony anielski tornister nie jest łatwo, nawet jeżeli ten trąbi coraz głośniej. Zielonkawy – wicemistrz klasy w dolatywaniu na czas – potwierdził swoją formę. Ekran umieszczony na klapie jego białego worka szkolnego wyświetlał teraz fosforyzujący napis: NATYCHMIAST WRACAĆ DO BURSY!

– 10 –

– 11 –

379A_Twierdza_aniolow_inside5.indd 10-11

* – To się jeszcze nigdy nie zdarzyło w naszej klasie… – pokręcił głową Święty Dominik Savio, opiekun i wychowawca

14.08.2014 12:12


kandydatów z sześćdziesiątej pierwszej. – Najchętniej bym wam przebaczył, gdybyście tylko obiecali, że już nie palniecie podobnego głupstwa, ale obawiam się, że Święty Szymon Słupnik… Dźwięk imienia samego dyrektora sprawił, iż obaj nieszczęśnicy oblali się zimnym potem. – Muszę was ukarać. Tego wymaga sprawiedliwość – ciągnął Święty Dominik, jednak minę miał taką, jakby chciał się rozpłakać. – Tak dawno tego nie robiłem! Ostatnio chyba trzysta lat temu, kiedy pewien wasz kolega z sześćdziesiątej dziewiątej klasy oświadczył publicznie, że jak już zda egzaminy na Anioła Stróża i dostanie z Boskiego przydziału filatelistę, to odmówi, bo filateliści nie mają poczucia humoru. Tu Święty zastanowił się przez chwilę, spojrzał na nich i zapytał: – Czy chcecie wiedzieć, jak został ukarany? Obaj smętnie pokiwali głowami. – Decyzją rady pedagogicznej cofnęliśmy go wtedy do pierwszej klasy. W gabinecie zaległa uroczysta cisza. – Ach! Nie mówmy o tym dłużej, miejmy to za sobą! – zawołał prawie błagalnie Święty Dominik, zeskakując z bujanego fotela. – Kara dla ciebie, Srebrzysty: sprawiedliwa, więc miłosierna: przez tydzień w czasie wolnym od zajęć szkolnych będziesz pomagał w refektarzu, obowiązuje cię również zakaz przyglądania się ludziom przez teleskopy z naszego laboratorium astronomicznego, nie wolno ci śpiewać w chórze ani wypożyczać książek z biblioteki, ani… Wybacz! Nie będziesz mógł również wziąć udziału w audiencji… – ostatnie słowa Święty Dominik wypowiedział prawie z jękiem, i kiedy spojrzał na Srebrzystego, serce omal nie wyskoczyło mu z żalu: – Ja bym… ale dyrektor… Och! – bił się z myślami – może Święty Franciszek z Asyżu?… Nie! Biorę to na siebie! Niech tam! Ostatnią karę ci daruję! – wysapał bohatersko, a Sre-

brzysty, nie zważając na zasady regulaminu, nakazujące uczniom stać wobec opiekuna, rzucił mu się do stóp i z radości objął je skrzydłami. – Teraz wyjdź! – poprosił Święty Dominik głosem wzruszonym i łagodnym jak runo jagnięcia i poczekał, aż Srebrzysty zamknie za sobą drzwi. Wciąż stał przed nim Zielonkawy, a właściwie zielony Zielonkawy. Minę miał wystraszoną i niemądrą. – Zawiodłeś swego brata na pokuszenie! I do tego chciałeś wypowiedzieć nad nim lekkomyślne przekleństwo – odezwał się Święty tym samym jagnięcym głosem, ale jego radosny zazwyczaj wzrok przygasł nieco i poszarzał. – Jak ty chcesz przygotować się do swojej odpowiedzialnej roli Anioła Stróża, jeżeli odciągasz innych od dobrego? Nie mogę sam podjąć decyzji w twojej sprawie, zwłaszcza, że to nie pierwszy raz… Bądź tak uprzejmy i poczekaj do wieczora na orzeczenie rady pedagogicznej. Czy chciałbyś coś dodać? Zielonkawy uchwycił cień nadziei jak koniec anielskiego włosa: – Chciałbym… przeprosić… Jezusa… – wyszeptał, a jego piękne oczy, od zawsze wielkie i zielone jak ocean o świcie, zaczęły teraz zachodzić niespodziewaną mgłą. „Zaraz się rozpłacze!” – pomyślał Dominik Savio zaskoczony i po raz pierwszy od stuleci nie wiedział, co powinien zrobić. Stał przed niezwykłym zjawiskiem zmieszany, ale i pełen zachwytu, dostrzegł bowiem na urwisowatej, dobrze sobie znanej twarzy coś cudownego: promień anielskiej mądrości. „Tyle czasu mieszkam w Niebie i nigdy nie wpadłem na pomysł, że kandydaci na aniołów, podobnie jak ludzie na ziemi, mogą pojąć doskonałość wtedy, kiedy dotkną własnej niedoskonałości. Kocham Boga wiecznych niespodzianek!” – zawołał jeszcze w duchu i z radosnym impetem wskoczył na bujany fotel, który od tysięcy lat świetlnych kołysał jego dobre myśli. Tchórzofretka Berenika, korzysta-

– 12 –

– 13 –

379A_Twierdza_aniolow_inside5.indd 12-13

14.08.2014 12:12


kandydatów z sześćdziesiątej pierwszej. – Najchętniej bym wam przebaczył, gdybyście tylko obiecali, że już nie palniecie podobnego głupstwa, ale obawiam się, że Święty Szymon Słupnik… Dźwięk imienia samego dyrektora sprawił, iż obaj nieszczęśnicy oblali się zimnym potem. – Muszę was ukarać. Tego wymaga sprawiedliwość – ciągnął Święty Dominik, jednak minę miał taką, jakby chciał się rozpłakać. – Tak dawno tego nie robiłem! Ostatnio chyba trzysta lat temu, kiedy pewien wasz kolega z sześćdziesiątej dziewiątej klasy oświadczył publicznie, że jak już zda egzaminy na Anioła Stróża i dostanie z Boskiego przydziału filatelistę, to odmówi, bo filateliści nie mają poczucia humoru. Tu Święty zastanowił się przez chwilę, spojrzał na nich i zapytał: – Czy chcecie wiedzieć, jak został ukarany? Obaj smętnie pokiwali głowami. – Decyzją rady pedagogicznej cofnęliśmy go wtedy do pierwszej klasy. W gabinecie zaległa uroczysta cisza. – Ach! Nie mówmy o tym dłużej, miejmy to za sobą! – zawołał prawie błagalnie Święty Dominik, zeskakując z bujanego fotela. – Kara dla ciebie, Srebrzysty: sprawiedliwa, więc miłosierna: przez tydzień w czasie wolnym od zajęć szkolnych będziesz pomagał w refektarzu, obowiązuje cię również zakaz przyglądania się ludziom przez teleskopy z naszego laboratorium astronomicznego, nie wolno ci śpiewać w chórze ani wypożyczać książek z biblioteki, ani… Wybacz! Nie będziesz mógł również wziąć udziału w audiencji… – ostatnie słowa Święty Dominik wypowiedział prawie z jękiem, i kiedy spojrzał na Srebrzystego, serce omal nie wyskoczyło mu z żalu: – Ja bym… ale dyrektor… Och! – bił się z myślami – może Święty Franciszek z Asyżu?… Nie! Biorę to na siebie! Niech tam! Ostatnią karę ci daruję! – wysapał bohatersko, a Sre-

brzysty, nie zważając na zasady regulaminu, nakazujące uczniom stać wobec opiekuna, rzucił mu się do stóp i z radości objął je skrzydłami. – Teraz wyjdź! – poprosił Święty Dominik głosem wzruszonym i łagodnym jak runo jagnięcia i poczekał, aż Srebrzysty zamknie za sobą drzwi. Wciąż stał przed nim Zielonkawy, a właściwie zielony Zielonkawy. Minę miał wystraszoną i niemądrą. – Zawiodłeś swego brata na pokuszenie! I do tego chciałeś wypowiedzieć nad nim lekkomyślne przekleństwo – odezwał się Święty tym samym jagnięcym głosem, ale jego radosny zazwyczaj wzrok przygasł nieco i poszarzał. – Jak ty chcesz przygotować się do swojej odpowiedzialnej roli Anioła Stróża, jeżeli odciągasz innych od dobrego? Nie mogę sam podjąć decyzji w twojej sprawie, zwłaszcza, że to nie pierwszy raz… Bądź tak uprzejmy i poczekaj do wieczora na orzeczenie rady pedagogicznej. Czy chciałbyś coś dodać? Zielonkawy uchwycił cień nadziei jak koniec anielskiego włosa: – Chciałbym… przeprosić… Jezusa… – wyszeptał, a jego piękne oczy, od zawsze wielkie i zielone jak ocean o świcie, zaczęły teraz zachodzić niespodziewaną mgłą. „Zaraz się rozpłacze!” – pomyślał Dominik Savio zaskoczony i po raz pierwszy od stuleci nie wiedział, co powinien zrobić. Stał przed niezwykłym zjawiskiem zmieszany, ale i pełen zachwytu, dostrzegł bowiem na urwisowatej, dobrze sobie znanej twarzy coś cudownego: promień anielskiej mądrości. „Tyle czasu mieszkam w Niebie i nigdy nie wpadłem na pomysł, że kandydaci na aniołów, podobnie jak ludzie na ziemi, mogą pojąć doskonałość wtedy, kiedy dotkną własnej niedoskonałości. Kocham Boga wiecznych niespodzianek!” – zawołał jeszcze w duchu i z radosnym impetem wskoczył na bujany fotel, który od tysięcy lat świetlnych kołysał jego dobre myśli. Tchórzofretka Berenika, korzysta-

– 12 –

– 13 –

379A_Twierdza_aniolow_inside5.indd 12-13

14.08.2014 12:12


jąc z tej okazji, zręcznie wygramoliła się spod rzeźbionego biurka i rozpanoszyła do drzemki na jego świętych kolanach. Zielonkawy tymczasem opanował wzruszenie, skłonił się swojemu opiekunowi z szacunkiem i wyszedł.

* Pokoje w internacie były trzyosobowe. Właściwie należałoby powiedzieć – trójanielskie. W jednym z nich – pod numerem 99997876545 mieszkali we trzech: Srebrzysty, Zielonkawy i Różowy. Skrzypnęły cudownie drewniane drzwi. Od progu, przez szczelinę, zapachniało w całym pokoju wiosennym deszczem, który teraz właśnie skrapiał obficie Nizinę Mazowiecką. Srebrzysty i Różowy podnieśli oczy znad książek. – I co??? – zapytali jednocześnie. – Na razie nic… Do wieczora ma się odbyć nadzwyczajne posiedzenie ciała pedagogicznego. Wtedy zdecydują, co ze mną zrobić… – Zielonkawy klapnął ciężko na swoją pryczę. – Savio, Augustyn i Franciszek z Asyżu będą na pewno po twojej stronie! Oni zawsze bronią uczniów – powiedział z przekonaniem Srebrzysty. – Savio jest z natury tak dobry, jakby stworzono go aniołem, a Augustyn i Franciszek… każdy wie, jak rozrabiali w młodości. – Tak, ale Słupio mi nie daruje… Już widzę jego minę, kiedy będą sobie przytakiwać ze Świętym Ambrożym. A potem mnie wyleją. – Słuchaj! Ty jesteś po prostu w czepku stworzony! – rozpromienił się Różowy, a jego blask zalał radośnie wszystkie kąty pokoju, tak że przybrały teraz barwę słońca zachodzącego nad Przylądkiem Dobrej Nadziei. – Ambroży zebrał rano wszystkich „Chudych” i polecieli na wycieczkę pooglądać, gdzie Pan Bóg planuje nową galaktykę!  – Serio? – Asceci polecieli rano na wycieczkę? – podskoczył Srebrzysty. – 14 –

379A_Twierdza_aniolow_inside5.indd 14-15

– A s c e c i i p u s t e l n i c y! – przeliterował z triumfem Różowy. – Nie ma dziś w Akademii ani jednego „Chudego”! Nadzieja znów zawitała do serca adepta – winowajcy, ale spytał dla pewności: – Nie ma nawet Świętego Jana Chrzciciela? – No nie… Chyba nie boisz się Świętego Jana Chrzciciela? – szczerze zdziwił się Różowy.  – Skądże, ja tylko tak… – mruknął jeszcze Zielonkawy, a potem z wdzięcznością popatrzył na przyjaciela: – Wiesz, Różowy… Ty na pewno zostaniesz Aniołem Dobrych Nowin! – Od dobrych nowin jest już archanioł Gabriel. – roześmiał się serdecznie Różowy. – Mnie by wystarczyła tylko jakaś poczciwa, miła dusza pod opiekę, żebym się kiedyś nie musiał trząść ze wstydu i rozpaczy, jak mnie Ojciec Niebieski zapyta, co zrobiłem z powierzonym sobie człowiekiem. Było zatem jasne, że Zielonkawy nie mógł wybrać korzystniejszego dnia na dokonanie swojej haniebnej psoty. Dla porządku i z potrzeby serca przysunął się teraz do Srebrzystego: – Czy mi wybaczyłeś? – Od razu… – Srebrzysty objął Zielonkawego skrzydłem i przez chwilę wyglądali razem jak posrebrzana, zadowolona z życia gąsienica. – I dzięki, żeś mnie wtedy nie ugryzł! – Ależ nie dałeś mi szansy! Walczyłeś zgodnie z zasadami! – uśmiechnął się Zielonkawy. – Chcesz, podszkolę cię po lekcjach z dolatywania na czas? – Dobra! A ja ciebie z historii ludzkości od Adama i Ewy! Chociaż wieczór jeszcze nie zapadł i wciąż wciskał się przez szpary zapach wiosennego deszczu, na czołach trzech kandydatów na anioły płonęły pięknym światłem trzy gwiazdy: jedna różowa, druga srebrzysta, trzecia w kolorze chryzoprazu… – 15 –

14.08.2014 12:12


jąc z tej okazji, zręcznie wygramoliła się spod rzeźbionego biurka i rozpanoszyła do drzemki na jego świętych kolanach. Zielonkawy tymczasem opanował wzruszenie, skłonił się swojemu opiekunowi z szacunkiem i wyszedł.

* Pokoje w internacie były trzyosobowe. Właściwie należałoby powiedzieć – trójanielskie. W jednym z nich – pod numerem 99997876545 mieszkali we trzech: Srebrzysty, Zielonkawy i Różowy. Skrzypnęły cudownie drewniane drzwi. Od progu, przez szczelinę, zapachniało w całym pokoju wiosennym deszczem, który teraz właśnie skrapiał obficie Nizinę Mazowiecką. Srebrzysty i Różowy podnieśli oczy znad książek. – I co??? – zapytali jednocześnie. – Na razie nic… Do wieczora ma się odbyć nadzwyczajne posiedzenie ciała pedagogicznego. Wtedy zdecydują, co ze mną zrobić… – Zielonkawy klapnął ciężko na swoją pryczę. – Savio, Augustyn i Franciszek z Asyżu będą na pewno po twojej stronie! Oni zawsze bronią uczniów – powiedział z przekonaniem Srebrzysty. – Savio jest z natury tak dobry, jakby stworzono go aniołem, a Augustyn i Franciszek… każdy wie, jak rozrabiali w młodości. – Tak, ale Słupio mi nie daruje… Już widzę jego minę, kiedy będą sobie przytakiwać ze Świętym Ambrożym. A potem mnie wyleją. – Słuchaj! Ty jesteś po prostu w czepku stworzony! – rozpromienił się Różowy, a jego blask zalał radośnie wszystkie kąty pokoju, tak że przybrały teraz barwę słońca zachodzącego nad Przylądkiem Dobrej Nadziei. – Ambroży zebrał rano wszystkich „Chudych” i polecieli na wycieczkę pooglądać, gdzie Pan Bóg planuje nową galaktykę!  – Serio? – Asceci polecieli rano na wycieczkę? – podskoczył Srebrzysty. – 14 –

379A_Twierdza_aniolow_inside5.indd 14-15

– A s c e c i i p u s t e l n i c y! – przeliterował z triumfem Różowy. – Nie ma dziś w Akademii ani jednego „Chudego”! Nadzieja znów zawitała do serca adepta – winowajcy, ale spytał dla pewności: – Nie ma nawet Świętego Jana Chrzciciela? – No nie… Chyba nie boisz się Świętego Jana Chrzciciela? – szczerze zdziwił się Różowy.  – Skądże, ja tylko tak… – mruknął jeszcze Zielonkawy, a potem z wdzięcznością popatrzył na przyjaciela: – Wiesz, Różowy… Ty na pewno zostaniesz Aniołem Dobrych Nowin! – Od dobrych nowin jest już archanioł Gabriel. – roześmiał się serdecznie Różowy. – Mnie by wystarczyła tylko jakaś poczciwa, miła dusza pod opiekę, żebym się kiedyś nie musiał trząść ze wstydu i rozpaczy, jak mnie Ojciec Niebieski zapyta, co zrobiłem z powierzonym sobie człowiekiem. Było zatem jasne, że Zielonkawy nie mógł wybrać korzystniejszego dnia na dokonanie swojej haniebnej psoty. Dla porządku i z potrzeby serca przysunął się teraz do Srebrzystego: – Czy mi wybaczyłeś? – Od razu… – Srebrzysty objął Zielonkawego skrzydłem i przez chwilę wyglądali razem jak posrebrzana, zadowolona z życia gąsienica. – I dzięki, żeś mnie wtedy nie ugryzł! – Ależ nie dałeś mi szansy! Walczyłeś zgodnie z zasadami! – uśmiechnął się Zielonkawy. – Chcesz, podszkolę cię po lekcjach z dolatywania na czas? – Dobra! A ja ciebie z historii ludzkości od Adama i Ewy! Chociaż wieczór jeszcze nie zapadł i wciąż wciskał się przez szpary zapach wiosennego deszczu, na czołach trzech kandydatów na anioły płonęły pięknym światłem trzy gwiazdy: jedna różowa, druga srebrzysta, trzecia w kolorze chryzoprazu… – 15 –

14.08.2014 12:12


Rozdział II

Klasówka z metod kuszenia Codziennie rano lądowisko przed Akademią wyglądało jak wiśniowy sad późną wiosną – co chwila bowiem spadali z góry kolejni kandydaci na anioły, trzepocząc przejrzystobiałymi skrzydłami. W głównej sali, gdzie wspólnota szkolna zbierała się każdego ranka na pierwszą modlitwę uwielbienia, fotele dla grona pedagogicznego świeciły tego dnia łysawymi pustkami. – Jeszcze nie wrócili… – wyszeptał Srebrzysty, trącając lekko w ramię Zielonkawego i uśmiechając się pocieszająco. – Co się odwlecze to nie uciecze. – sapnął Zielonkawy – Tak mówią ludzie. Przysłowie numer 8767850051111, o ile pamiętam… – Raczej numer 8767850061111. O ile ja pamiętam, przysłowie numer 8767850051111 brzmi: Co ma wisieć, nie utonie. – Ciiiii… – uciszył przyjaciół Różowy – nie gadajcie przed modlitwą, bo znowu złapiemy punkty karne! – Sacrum silentium! – zdawały się mówić tymczasem oczy Świętego Dominika Savio, ogarniające dwunasty, ostatni rząd klasy adeptów z sześćdziesiątej pierwszej. Zaczęło się. I co? myślicie, że ja wam teraz opowiem, jak modlą się w niebie kandydaci na Aniołów Stróżów razem ze świętymi – 17 –

379A_Twierdza_aniolow_inside5.indd 16-17

14.08.2014 12:12


*

Pańskimi? A czy ja mam talent Świętego Jana Ewangelisty?! Powiem tylko, że zaczęło się tak samo, jak się skończyło – nieprawdopodobnie pięknie. – Aaameeen! – zakończył swą pieśń Zielonkawy i przez długą chwilę nie otwierał oczu. Wydawało mu się, że wciąż szybuje ponad tronem Bożym, ogarnięty ciepłem przebaczającej dobroci. Żegnał się w myślach z Najświętszą Panienką i obiecywał Jej, że w czasie południowej modlitwy uwielbienia znów tak samo się postara albo jeszcze bardziej! – Wiesz, ty na prawdę jesteś wyjątkowo przystojny! – usłyszał z lewej strony wyraźny głos Srebrzystego. Przyjaciel wpatrywał się w niego z bezinteresownym zachwytem. – Jeżeli Bóg stworzył cię tak pięknym, nie mógł się pomylić. Wybrał cię do swojej służby! – Lucyfera też wybrał niegdyś do swojej służby – odparł spokojnie Zielonkawy – czy wyobrażasz sobie, że nie był piękny ten, który „Niósł Światło”? – Nawet nie miej takich myśli, bo dostaniesz depresji. Weź się w garść! Weź się za siebie! – nie ustępował Srebrzysty. – Chciałbym być taki jak ty! Taki idealny. – uśmiechnął się Zielonkawy. – I naprawdę nie rozumiem, dlaczego Bóg doświadcza mnie ową straszną skłonnością do popełniania pomyłek. To chyba cud, że dotarłem aż do sześćdziesiątej pierwszej klasy! – No widzisz! – ucieszył się od razu Srebrzysty. – Myśl tak dalej! Myślenie optymistyczne może nie zawsze ma sens na Ziemi, ale tutaj ma nawet przyszłość! – Poklepał Zielonkawego po pierzastej łopatce. – To jest chyba przysłowie numer 7776545348209. Ale nie jestem pewien. Może sam je wymyśliłem? – Chodźmy! Zaczynamy dzisiaj od wykładu z pierwszej pomocy – przerwał im Różowy i we trzech natychmiast zerwali się do lotu. Święta Weronika nie lubiła spóźnialskich.

Kiedy wieczorem Srebrzysty wszedł do pokoju, zastał tam tylko Różowego. Siedział jak zwykle na wysokim stołku, a końcówki skrzydeł pozwijały mu się malowniczo na owczym dywanie, ułożone w regularne spirale, przypominające nieco wielkie bezy z kremem. Jak zwykle ostatnio ściskał w ręce pilota od odtwarzacza i, jak zwykle ostatnio, skamieniały wpatrywał się w ekran. Na ekranie, jak zwykle ostatnio, widać było mały kawiarniany stolik, przy którym z jednej strony popijała wodę ze szklanki piękna, młoda kobieta w białej sukni, a z drugiej przypatrywał się jej uśmiechnięty Jezus. – Jak zwykle ostatnio Przeminęło z życiem? – pokręcił głową wyrozumiały Srebrzysty. – Yhmmm… – mruknął Różowy nie zmieszany tym wtargnięciem. – No przyznaj się, który raz dzisiaj oglądasz tę scenę? – Chyba piętnasty… nie, szesnasty… – poprawił tamten szybko, a jego policzki rozgrzał na chwilę nieco ciemniejszy odcień różu. – Uzależniasz się. – Nie uzależniam się, tylko się uczę. Chciałbym dobrze wypaść na psychologii kobiety u pramatki Ewy. – odparł najspokojniej w świecie Różowy, i Srebrzysty pomyślał, że gdyby Różowy robił coś niestosownego, to nie miałby w sobie tego anielskiego spokoju. Przysiadł na sąsiednim stołku. – Ja też bardzo lubię te scenę – przyznał cicho. Jezus na ekranie położył właśnie przed kobietą bukiet róż: – Czy mogą być herbaciane? – zapytał wesoło. – Właśnie takie miały być – odpowiedziała z przekonaniem. – A list? Czy list może być w białej kopercie? – pytał dalej, kładąc go ostrożnie na obrusie koło bukietu.

– 18 –

– 19 –

379A_Twierdza_aniolow_inside5.indd 18-19

14.08.2014 12:12


*

Pańskimi? A czy ja mam talent Świętego Jana Ewangelisty?! Powiem tylko, że zaczęło się tak samo, jak się skończyło – nieprawdopodobnie pięknie. – Aaameeen! – zakończył swą pieśń Zielonkawy i przez długą chwilę nie otwierał oczu. Wydawało mu się, że wciąż szybuje ponad tronem Bożym, ogarnięty ciepłem przebaczającej dobroci. Żegnał się w myślach z Najświętszą Panienką i obiecywał Jej, że w czasie południowej modlitwy uwielbienia znów tak samo się postara albo jeszcze bardziej! – Wiesz, ty na prawdę jesteś wyjątkowo przystojny! – usłyszał z lewej strony wyraźny głos Srebrzystego. Przyjaciel wpatrywał się w niego z bezinteresownym zachwytem. – Jeżeli Bóg stworzył cię tak pięknym, nie mógł się pomylić. Wybrał cię do swojej służby! – Lucyfera też wybrał niegdyś do swojej służby – odparł spokojnie Zielonkawy – czy wyobrażasz sobie, że nie był piękny ten, który „Niósł Światło”? – Nawet nie miej takich myśli, bo dostaniesz depresji. Weź się w garść! Weź się za siebie! – nie ustępował Srebrzysty. – Chciałbym być taki jak ty! Taki idealny. – uśmiechnął się Zielonkawy. – I naprawdę nie rozumiem, dlaczego Bóg doświadcza mnie ową straszną skłonnością do popełniania pomyłek. To chyba cud, że dotarłem aż do sześćdziesiątej pierwszej klasy! – No widzisz! – ucieszył się od razu Srebrzysty. – Myśl tak dalej! Myślenie optymistyczne może nie zawsze ma sens na Ziemi, ale tutaj ma nawet przyszłość! – Poklepał Zielonkawego po pierzastej łopatce. – To jest chyba przysłowie numer 7776545348209. Ale nie jestem pewien. Może sam je wymyśliłem? – Chodźmy! Zaczynamy dzisiaj od wykładu z pierwszej pomocy – przerwał im Różowy i we trzech natychmiast zerwali się do lotu. Święta Weronika nie lubiła spóźnialskich.

Kiedy wieczorem Srebrzysty wszedł do pokoju, zastał tam tylko Różowego. Siedział jak zwykle na wysokim stołku, a końcówki skrzydeł pozwijały mu się malowniczo na owczym dywanie, ułożone w regularne spirale, przypominające nieco wielkie bezy z kremem. Jak zwykle ostatnio ściskał w ręce pilota od odtwarzacza i, jak zwykle ostatnio, skamieniały wpatrywał się w ekran. Na ekranie, jak zwykle ostatnio, widać było mały kawiarniany stolik, przy którym z jednej strony popijała wodę ze szklanki piękna, młoda kobieta w białej sukni, a z drugiej przypatrywał się jej uśmiechnięty Jezus. – Jak zwykle ostatnio Przeminęło z życiem? – pokręcił głową wyrozumiały Srebrzysty. – Yhmmm… – mruknął Różowy nie zmieszany tym wtargnięciem. – No przyznaj się, który raz dzisiaj oglądasz tę scenę? – Chyba piętnasty… nie, szesnasty… – poprawił tamten szybko, a jego policzki rozgrzał na chwilę nieco ciemniejszy odcień różu. – Uzależniasz się. – Nie uzależniam się, tylko się uczę. Chciałbym dobrze wypaść na psychologii kobiety u pramatki Ewy. – odparł najspokojniej w świecie Różowy, i Srebrzysty pomyślał, że gdyby Różowy robił coś niestosownego, to nie miałby w sobie tego anielskiego spokoju. Przysiadł na sąsiednim stołku. – Ja też bardzo lubię te scenę – przyznał cicho. Jezus na ekranie położył właśnie przed kobietą bukiet róż: – Czy mogą być herbaciane? – zapytał wesoło. – Właśnie takie miały być – odpowiedziała z przekonaniem. – A list? Czy list może być w białej kopercie? – pytał dalej, kładąc go ostrożnie na obrusie koło bukietu.

– 18 –

– 19 –

379A_Twierdza_aniolow_inside5.indd 18-19

14.08.2014 12:12


– Właśnie w takiej miał być – powtórzyła. – Kiedyś wolałaś, żeby był w czerwonej… – Miałam wtedy szesnaście lat! Czerwona jest pretensjonalna, jak z marnego romansu – skrzywiła kokieteryjnie nos. – Pochwalam wybór koloru. Nie musisz teraz czytać! – powstrzymał jej rękę. – Nie musisz czytać przy Mnie. Takie listy czyta się w samotności. – Nie wiedziałam… To znaczy tak to sobie wyobrażałam, ale nie mam doświadczenia – spuściła oczy nieco zakłopotana. – I jeszcze jedno… – rzekł Jezus, powstając. Spojrzała przerażona, chcąc zatrzymać Go wzrokiem. – Wrócę! – uśmiechnął się znów serdecznie. – Wrócę, kiedy skończysz rozmawiać przez telefon. Jaki wolisz: stacjonarny w staromodnym stylu, stacjonarny nowoczesny czy komórkowy? – Wszystko jedno. – Nie kłam! – pogroził jej nieznacznie palcem. – Stacjonarny w staromodnym stylu: czarny, błyszczący, z wypolerowaną, chłodną słuchawką i srebrnym wężykiem – wyrecytowała jednym tchem, jakby tę lekcję od dawna znała na pamięć. – Pochwalam wybór stylu. To telefon w sam raz do rozmowy, na którą czekało się całe życie. – Zaraz zadzwoni?! – spytała w panice. – Może być za minutę, za dwie, za dziesięć? – Za dziesięć! – Weź pod uwagę, że on też czekał na tę rozmowę całe życie. – On nie czekał. – Nie sądź z pozorów. Wyjaśnicie to sobie zaraz przez telefon. – Więc za dwie! – zdecydowała, poprawiając się nieco nerwowo w fotelu i wlepiając wzrok w czarną, wypolerowaną słuchawkę.

Smukły palec Różowego przesunął się zwinnie po klawiszach pilota i obraz na ekranie zbielał jak plama rozlanego mleka. – Widzisz… Bóg… – zaczął Różowy po chwili milczenia, ale najwyraźniej zabrakło mu słów. – Bóg jest dobry… – zapiszczał Srebrzysty nieco zdławionym głosem. – Dobry jak… Bóg! – skończył myśl Różowy, a potem obaj upadli na kolana i zamiast powtarzać materiał do zapowiedzianej klasówki z metod kuszenia, tkwili tak nieruchomo aż do świtu, nie zauważając nawet, kiedy Zielonkawy przemknął na swoją pryczę, chociaż łomotu narobił przy tym tyle, jakby przegalopowało po niebie stado rozjuszonych nosorożców.

– 20 –

– 21 –

379A_Twierdza_aniolow_inside5.indd 20-21

* – Ostrzegam i przypominam, że ulegnięcie pokusie ściągania na klasówce z metod kuszenia z przyczyn oczywistych dyskwalifikuje zarówno ucznia, jak i jego sprawdzian, nawet jeżeli większość pracy została napisana samodzielnie! – upominał kandydatów profesor Hiob, rozdając kartki testowe. – W takim przypadku spotkam się z kandydatem na anioła osobiście na egzaminie ustnym. Srebrzysty i Różowy popatrzyli na siebie z sąsiednich stolików. Obaj miny mieli nietęgie. Zielonkawy, który do późnych godzin nocnych ślęczał wczoraj w bibliotece, zachowywał się spokojniej, za to ziewał tak niemiłosiernie, jakby miał zamiar połknąć profesora Hioba razem z jego biurkiem, co nie uszło uwagi nauczyciela: – Proszę, mój drogi, niewyspany Zielonkawy, nie pomyl mnie tylko z Jonaszem! Nie chciałbym spędzić trzech dni w czeluściach twojego prawie anielskiego brzucha, bo spo-

14.08.2014 12:12


– Właśnie w takiej miał być – powtórzyła. – Kiedyś wolałaś, żeby był w czerwonej… – Miałam wtedy szesnaście lat! Czerwona jest pretensjonalna, jak z marnego romansu – skrzywiła kokieteryjnie nos. – Pochwalam wybór koloru. Nie musisz teraz czytać! – powstrzymał jej rękę. – Nie musisz czytać przy Mnie. Takie listy czyta się w samotności. – Nie wiedziałam… To znaczy tak to sobie wyobrażałam, ale nie mam doświadczenia – spuściła oczy nieco zakłopotana. – I jeszcze jedno… – rzekł Jezus, powstając. Spojrzała przerażona, chcąc zatrzymać Go wzrokiem. – Wrócę! – uśmiechnął się znów serdecznie. – Wrócę, kiedy skończysz rozmawiać przez telefon. Jaki wolisz: stacjonarny w staromodnym stylu, stacjonarny nowoczesny czy komórkowy? – Wszystko jedno. – Nie kłam! – pogroził jej nieznacznie palcem. – Stacjonarny w staromodnym stylu: czarny, błyszczący, z wypolerowaną, chłodną słuchawką i srebrnym wężykiem – wyrecytowała jednym tchem, jakby tę lekcję od dawna znała na pamięć. – Pochwalam wybór stylu. To telefon w sam raz do rozmowy, na którą czekało się całe życie. – Zaraz zadzwoni?! – spytała w panice. – Może być za minutę, za dwie, za dziesięć? – Za dziesięć! – Weź pod uwagę, że on też czekał na tę rozmowę całe życie. – On nie czekał. – Nie sądź z pozorów. Wyjaśnicie to sobie zaraz przez telefon. – Więc za dwie! – zdecydowała, poprawiając się nieco nerwowo w fotelu i wlepiając wzrok w czarną, wypolerowaną słuchawkę.

Smukły palec Różowego przesunął się zwinnie po klawiszach pilota i obraz na ekranie zbielał jak plama rozlanego mleka. – Widzisz… Bóg… – zaczął Różowy po chwili milczenia, ale najwyraźniej zabrakło mu słów. – Bóg jest dobry… – zapiszczał Srebrzysty nieco zdławionym głosem. – Dobry jak… Bóg! – skończył myśl Różowy, a potem obaj upadli na kolana i zamiast powtarzać materiał do zapowiedzianej klasówki z metod kuszenia, tkwili tak nieruchomo aż do świtu, nie zauważając nawet, kiedy Zielonkawy przemknął na swoją pryczę, chociaż łomotu narobił przy tym tyle, jakby przegalopowało po niebie stado rozjuszonych nosorożców.

– 20 –

– 21 –

379A_Twierdza_aniolow_inside5.indd 20-21

* – Ostrzegam i przypominam, że ulegnięcie pokusie ściągania na klasówce z metod kuszenia z przyczyn oczywistych dyskwalifikuje zarówno ucznia, jak i jego sprawdzian, nawet jeżeli większość pracy została napisana samodzielnie! – upominał kandydatów profesor Hiob, rozdając kartki testowe. – W takim przypadku spotkam się z kandydatem na anioła osobiście na egzaminie ustnym. Srebrzysty i Różowy popatrzyli na siebie z sąsiednich stolików. Obaj miny mieli nietęgie. Zielonkawy, który do późnych godzin nocnych ślęczał wczoraj w bibliotece, zachowywał się spokojniej, za to ziewał tak niemiłosiernie, jakby miał zamiar połknąć profesora Hioba razem z jego biurkiem, co nie uszło uwagi nauczyciela: – Proszę, mój drogi, niewyspany Zielonkawy, nie pomyl mnie tylko z Jonaszem! Nie chciałbym spędzić trzech dni w czeluściach twojego prawie anielskiego brzucha, bo spo-

14.08.2014 12:12


W klasie zrobiło się teraz cicho. Tylko czasem jakiś adept westchnął albo zaszurał niezręcznie skrzydłem o poręcz krzesła.

Za to gwiazdy na czołach pulsowały im tak intensywnymi kolorami, jakich nie powstydziłaby się najbardziej nieprawdopodobna zorza polarna. Nic więc dziwnego, że papier na stoliku Różowego zrobił się niemal zupełnie malinowy, Srebrzysty pokrywał drobnym maczkiem kartki księżycowe od blasku, a Zielonkawy… Cóż, Zielonkawy siedział przez chwilę ze wzrokiem wbitym w sufit, puszczając po nim bezwiednie fosforyzujące, zielone „zajączki”. Zastanawiał się, od czego zacząć. Pytania testowe, choć było ich sporo, wyglądały niegroźnie, a pouczająca historia nieszczęsnego króla Saula, zwłaszcza dla kogoś, kto tak jak Zielonkawy wiele razy się nad nią zastanawiał, dawała pole do popisu w wypracowaniu. „Najpierw szybko test, potem reszta!” – zdecydował wreszcie, uśmiechając się do siebie i zdejmując „zajączki” z sufitu. Teraz jego gwiazda – jak latarenka – przedzierała się po lesie gęstych, równych liter, torując drogę jasnym i spokojnym myślom. Praca szła sprawnie, na wypracowanie pozostało więc Zielonkawemu dużo czasu. Temat – jak wszystkie proponowane zazwyczaj przez profesora Hioba – brzmiał interesująco: Bitwy wygrane i przegrane w wojnie o duszę Saula, pierwszego ziemskiego króla Izraela. – Pan wybrał was i znalazł upodobanie w was nie dlatego, że liczebnie przewyższacie wszystkie narody, gdyż ze wszystkich narodów jesteście najmniejszym, lecz ponieważ Pan was umiłował… – poucza fragment siódmego rozdziału Księgi Powtórzonego Prawa – rozpoczął po krótkim namyśle Zielonkawy. – Oznacza to, że wybranie nie zależy ani od godności, ani od pochodzenia, ani nawet od zalet czy zasług wybranego. Bóg, wybierając do działania jedno ze stworzeń, kieruje się sobie tylko wiadomą, tajemniczą skłonnością własnego serca. Także sąd Pana, rozliczający ostatecznie wybranego z jego misji, jest równie tajemniczy i wyjątkowy jak samo powołanie. I równie niedostępny w ocenie dla innych, którzy nie znając tajemnicy

– 22 –

– 23 –

dziewam się, że miałbym tam kiepskie warunki do sprawdzenia wyników waszego testu w przyzwoitym czasie. Za mało światła… – żartował profesor. Klasa zachichotała nieznacznie, a Zielonkawy odpowiedział tylko: – Bardzo pana profesora przepraszam! – I zasłonił nieposłuszne usta końcem lewego skrzydła. – Słucham, Złoty, jaki masz tym razem problem? – Profesor Hiob zwrócił się do wyprężonego niczym struna klasowego prymusa. – Chciałbym zadać tylko trzy pytania! – usprawiedliwił się szybko Złoty i jak przystało na mądralę, który wie, że podczas klasówki nie należy bezmyślnie tracić czasu, wyrecytował jednym tchem: – W punkcie drugim jest polecenie: „Podaj przykłady występowania pokusy kłamstwa, opierając się na wydarzeniach opisanych w Księdze Rodzaju”. Do ilu przykładów należy się ograniczyć, jeżeli zna się ich bardzo wiele? Pytanie drugie: ile stron powinno zająć wypracowanie o królu Saulu? Pytanie trzecie: ile czasu przewidział pan profesor na dzisiejszy sprawdzian? – Odpowiedź pierwsza: do trzech, odpowiedź druga: nie chodzi mi o ilość, ale o jakość refleksji, odpowiedź trzecia: powinny wam wystarczyć cztery godziny czasu ziemskiego. – Tylko tyle? – jęknęli zgodnym chórem wszyscy kandydaci i z werwą rzucili się do swoich kartek. – Kandydat na Anioła Stróża powinien nauczyć się, że nie wolno tracić czasu! „Czas to pieniądz”, jak mawiają ludzie, a ja dodałbym z własnego doświadczenia: „czas to wieczność…” – mruknął, jakby na usprawiedliwienie, profesor. – Przysłowie numer 9786623108458 – dodał ktoś jeszcze, a był to, zdaje się, głos Złotego.

379A_Twierdza_aniolow_inside5.indd 22-23

14.08.2014 12:12


W klasie zrobiło się teraz cicho. Tylko czasem jakiś adept westchnął albo zaszurał niezręcznie skrzydłem o poręcz krzesła.

Za to gwiazdy na czołach pulsowały im tak intensywnymi kolorami, jakich nie powstydziłaby się najbardziej nieprawdopodobna zorza polarna. Nic więc dziwnego, że papier na stoliku Różowego zrobił się niemal zupełnie malinowy, Srebrzysty pokrywał drobnym maczkiem kartki księżycowe od blasku, a Zielonkawy… Cóż, Zielonkawy siedział przez chwilę ze wzrokiem wbitym w sufit, puszczając po nim bezwiednie fosforyzujące, zielone „zajączki”. Zastanawiał się, od czego zacząć. Pytania testowe, choć było ich sporo, wyglądały niegroźnie, a pouczająca historia nieszczęsnego króla Saula, zwłaszcza dla kogoś, kto tak jak Zielonkawy wiele razy się nad nią zastanawiał, dawała pole do popisu w wypracowaniu. „Najpierw szybko test, potem reszta!” – zdecydował wreszcie, uśmiechając się do siebie i zdejmując „zajączki” z sufitu. Teraz jego gwiazda – jak latarenka – przedzierała się po lesie gęstych, równych liter, torując drogę jasnym i spokojnym myślom. Praca szła sprawnie, na wypracowanie pozostało więc Zielonkawemu dużo czasu. Temat – jak wszystkie proponowane zazwyczaj przez profesora Hioba – brzmiał interesująco: Bitwy wygrane i przegrane w wojnie o duszę Saula, pierwszego ziemskiego króla Izraela. – Pan wybrał was i znalazł upodobanie w was nie dlatego, że liczebnie przewyższacie wszystkie narody, gdyż ze wszystkich narodów jesteście najmniejszym, lecz ponieważ Pan was umiłował… – poucza fragment siódmego rozdziału Księgi Powtórzonego Prawa – rozpoczął po krótkim namyśle Zielonkawy. – Oznacza to, że wybranie nie zależy ani od godności, ani od pochodzenia, ani nawet od zalet czy zasług wybranego. Bóg, wybierając do działania jedno ze stworzeń, kieruje się sobie tylko wiadomą, tajemniczą skłonnością własnego serca. Także sąd Pana, rozliczający ostatecznie wybranego z jego misji, jest równie tajemniczy i wyjątkowy jak samo powołanie. I równie niedostępny w ocenie dla innych, którzy nie znając tajemnicy

– 22 –

– 23 –

dziewam się, że miałbym tam kiepskie warunki do sprawdzenia wyników waszego testu w przyzwoitym czasie. Za mało światła… – żartował profesor. Klasa zachichotała nieznacznie, a Zielonkawy odpowiedział tylko: – Bardzo pana profesora przepraszam! – I zasłonił nieposłuszne usta końcem lewego skrzydła. – Słucham, Złoty, jaki masz tym razem problem? – Profesor Hiob zwrócił się do wyprężonego niczym struna klasowego prymusa. – Chciałbym zadać tylko trzy pytania! – usprawiedliwił się szybko Złoty i jak przystało na mądralę, który wie, że podczas klasówki nie należy bezmyślnie tracić czasu, wyrecytował jednym tchem: – W punkcie drugim jest polecenie: „Podaj przykłady występowania pokusy kłamstwa, opierając się na wydarzeniach opisanych w Księdze Rodzaju”. Do ilu przykładów należy się ograniczyć, jeżeli zna się ich bardzo wiele? Pytanie drugie: ile stron powinno zająć wypracowanie o królu Saulu? Pytanie trzecie: ile czasu przewidział pan profesor na dzisiejszy sprawdzian? – Odpowiedź pierwsza: do trzech, odpowiedź druga: nie chodzi mi o ilość, ale o jakość refleksji, odpowiedź trzecia: powinny wam wystarczyć cztery godziny czasu ziemskiego. – Tylko tyle? – jęknęli zgodnym chórem wszyscy kandydaci i z werwą rzucili się do swoich kartek. – Kandydat na Anioła Stróża powinien nauczyć się, że nie wolno tracić czasu! „Czas to pieniądz”, jak mawiają ludzie, a ja dodałbym z własnego doświadczenia: „czas to wieczność…” – mruknął, jakby na usprawiedliwienie, profesor. – Przysłowie numer 9786623108458 – dodał ktoś jeszcze, a był to, zdaje się, głos Złotego.

379A_Twierdza_aniolow_inside5.indd 22-23

14.08.2014 12:12


dokończą edukację w Akademii, a potem do niego dołączą. Tego dnia narodzi się Prorok. Wielki Prorok Najwyższego. Całe Niebo wyczekuje go z nadzieją, bo Zły zrobił się ostatnio bardzo pewny siebie. Działa podstępnie, bezczelnie, a do tego skutecznie, uwodząc nie tylko powołanych przez Pana, ale nawet wybranych, o czym mogliście przekonać się chociażby ostatnio, w obserwatorium astronomicznym, na lekcji u profesora Hioba. Zły węszy więc, bo przeczuwa, że wkrótce musi nadejść czas kary. Przewiduje po swojemu, kluczy i z lękiem czeka sprawiedliwej odpowiedzi swojego Stwórcy. Dlatego zaatakował Złotego. Tak, miłosierny Pan chce dać światu na ratunek – Wielkiego Proroka. Przeźroczysty, Zielonkawy i Złoty będą jego Aniołami Stróżami. – …Zwyciężą? – głos Różowego, cichy jak dźwięk opadających płatków róż odmiany Mały Książę doleciał zapewne uszu Świętego Michała Archanioła. Ten jednak milczał, wciąż leżąc na wznak i patrząc prosto w słońce. Tajemniczym sposobem oderwał tylko ze swojego czoła wszystkie trzy kryształowe diademy i posłał je wysoko w obłoki, na skronie Najświętszej Panienki. O, tak! Dopiero teraz można było uznać rysunek nie tylko za ukończony, ale za doskonały. Kiedy Królowa Nieba i Ziemi dostała swoją koronę. Zielonkawy zapatrzył się w Jej oblicze. Miał wrażenie, że woła go ku sobie obietnicą nagrody. „Godzien robotnik swojej zapłaty. Przysłowie numer 1234567891000 – pomyślał sennie. – Powinienem wreszcie odwiedzić siódmą komnatę. Jeśli Wszechmoc Błagająca tak uprzejmie zaprasza, Król na pewno jest teraz u siebie, w sali tronowej. Nietaktem byłoby odmówić…”. Zapach nieskoszonej łąki przenikał go, ogarniał zewsząd tak silnie, jak nigdy dotąd. Zielonkawy czuł na twarzy jego delikatny, niemal materialny dotyk. Był gotów na audiencję. I nie musiał nawet zamykać oczu, żeby pobić rekord wszechświata w dolatywaniu na czas.

Spis treści Bardzo krótki wstęp. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5 Rozdział I Pierwsze spotkanie ze Srebrzystym, Zielonkawym i Różowym. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7 Rozdział II Klasówka z metod kuszenia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 15 Rozdział III Trapery Frassatiego. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 29 Rozdział IV Nocna afera . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 43 Rozdział V Oko w oko ze Słupiem. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 59 Rozdział VI Książę Aniołów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 67 Rozdział VII Kogut Świętego Piotra. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 77 Rozdział VIII Historia ludzkości od Adama i Ewy. . . . . . . . . . . . . . . . . 89 Rozdział IX Pierwsza przygoda w bibliotece. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 99

– 378 –

379A_Twierdza_aniolow_inside5.indd 378-379

14.08.2014 12:13


Rozdział X Druga przygoda w bibliotece . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 109

Rozdział XXI Sąd nad Zielonkawym. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 241

Rozdział XI Cloudsurfing i sprawa koguta. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 121

Rozdział XXII Wielka pokusa i przyciąganie księżyca . . . . . . . . . . . . . 251

Rozdział XII Profesor od sztuk walki. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 133

Rozdział XXIII Technika spadania w gronach i pierwszy ślad Twierdzy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 267

Rozdział XIII Psychologia kobiety. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 149 Rozdział XIV Zagadka prawie kryminalna i pierwsze spotkanie z Przeźroczystym . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 159

Rozdział XXIV Szkolenie z roślin i grzybów trujących. . . . . . . . . . . . . . 281 Rozdział XXV Rękopis Teresy z Ávili?. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 295

Rozdział XV Błogosławieństwo archaniołów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 171

Rozdział XXVI Burza z piorunami. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 305

Rozdział XVI Pierwsza tajemnica się wyjaśnia. . . . . . . . . . . . . . . . . . 181

Rozdział XXVII Lekcja w obserwatorium astronomicznym. . . . . . . . . . 325

Rozdział XVII Test pramatki Ewy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 189

Rozdział XXVIII Bitwa na zewnętrznym dziedzińcu . . . . . . . . . . . . . . . . 345

Rozdział XVIII Bukiet pramatki Ewy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 203

Rozdział XXIX Proca Zielonkawego. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 361

Rozdział XIX Bójka na śmierć i życie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 215 Rozdział XX Gabinet Świętego Łukasza. Decydująca rozmowa. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 227

379A_Twierdza_aniolow_inside5.indd 380-381

14.08.2014 12:13


Rozdział X Druga przygoda w bibliotece . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 109

Rozdział XXI Sąd nad Zielonkawym. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 241

Rozdział XI Cloudsurfing i sprawa koguta. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 121

Rozdział XXII Wielka pokusa i przyciąganie księżyca . . . . . . . . . . . . . 251

Rozdział XII Profesor od sztuk walki. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 133

Rozdział XXIII Technika spadania w gronach i pierwszy ślad Twierdzy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 267

Rozdział XIII Psychologia kobiety. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 149 Rozdział XIV Zagadka prawie kryminalna i pierwsze spotkanie z Przeźroczystym . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 159

Rozdział XXIV Szkolenie z roślin i grzybów trujących. . . . . . . . . . . . . . 281 Rozdział XXV Rękopis Teresy z Ávili?. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 295

Rozdział XV Błogosławieństwo archaniołów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 171

Rozdział XXVI Burza z piorunami. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 305

Rozdział XVI Pierwsza tajemnica się wyjaśnia. . . . . . . . . . . . . . . . . . 181

Rozdział XXVII Lekcja w obserwatorium astronomicznym. . . . . . . . . . 325

Rozdział XVII Test pramatki Ewy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 189

Rozdział XXVIII Bitwa na zewnętrznym dziedzińcu . . . . . . . . . . . . . . . . 345

Rozdział XVIII Bukiet pramatki Ewy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 203

Rozdział XXIX Proca Zielonkawego. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 361

Rozdział XIX Bójka na śmierć i życie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 215 Rozdział XX Gabinet Świętego Łukasza. Decydująca rozmowa. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 227

379A_Twierdza_aniolow_inside5.indd 380-381

14.08.2014 12:13


© Text by Małgorzata Nawrocka, 2014; © for the edition Twierdza aniołów by Edycja Świętego Pawła, 2014 Redakcja: Małgorzata Wilk Korekta: Ewa Stuła Przygotowanie DTP: Tomasz Mstowski Na okładce: wizerunek św. Michała Archanioła autorstwa Jana Henryka Rosena (1891-1982) znajdujący się w Kurii Generalnej Zgromadzenia Św. Michała Archanioła w Markach. Udostępniono za zgodą Wydawnictwa Michalineum. Druk i oprawa: ISBN 978-83-7797-379-0 © Edycja Świętego Pawła, 2014 ul. Św. Pawła 13/15 • 42-221 Częstochowa tel. 34.362.06.89 • fax 34.362.09.89 www.edycja.com.pl • e-mail: edycja@edycja.com.pl Dystrybucja: Centrum Logistyczne Edycji Świętego Pawła ul. Hutnicza 46 • 42-263 Wrzosowa k. Częstochowy tel. 34.366.15.50 • fax 34.370.83.74 e-mail: dystrybucja@edycja.com.pl Księgarnia internetowa: www.edycja.pl




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.