Ekologia i Rynek nr 3

Page 1

nr 3

maj 2012

cena: 9,90 zł

ISSN 2084-8773 (w tym 5% VAT)

Wywiad z Januszem Steinhoffem

Mniej energochłonna gospodarka to priorytet Zielone certyfikaty

RoÊnie popyt na apartamenty i biura przyjazne naturze Zamówienia publiczne

Kryterium ceny ustàpi ekologii www.ekologiairynek.pl




Spis treści

Restrykcyjna redukcja CO2 Rozmowa z Januszem Steinhoffem

Docieplenie czy nowe ocieplenie

Zielone polisy nie tylko dla odważnych

Wydarzenia

Finanse i prawo

Przemysł | Energetyka

8

20

32

12

24

34

Ekologiczna pułapka węglowa

Kontrowersyjna opłata za śmieci Rynek paliwowy: 100 mld zł do podziału

4

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Spis treści WYDARZENIA 8 Restrykcyjna redukcja CO2. Rozmowa z Januszem Steinhoffem, wicepremierem

Rowerem po awans i zdrowie

10 11 12 14 16

i ministrem gospodarki w latach 1997-2001 Gazowa ofensywa Rosjan Chińskie firmy zabiegają o Kozienice Rynek paliwowy: 100 mld zł do podziału Paliwowa inwestycja za pół biliona dolarów Odzysk i recykling wymagają reformy

CSR 18

Odpowiedzialni mniej ryzykują

FINANSE I PRAWO 20 Zielone polisy nie tylko dla odważnych 24 Kontrowersyjna opłata za śmieci 28 Sejm skomplikował funkcjonowanie gmin. Rozmowa ze Zbyszko Wiznerem,

partnerem zarządzającym w kancelarii prawnej Sołtysiński Kawecki & Szlęzak

PRZEMYSŁ 30 Czas na farmy wiatrowe. Rozmowa z Bogdanem Pilchem, prezesem spółki PGE Energia Odnawialna Docieplenie czy nowe ocieplenie Ekologiczna pułapka węglowa Drogi ekologiczne, ale kosztowne

Ekologia

32 34 38

46 48

SAMORZĄD 40 Nowocześnie i co do papierka 42 Miliard złotych dla gmin 44 Dlaczego zamówienia nie są zielone EKOLOGIA 46 Rowerem po awans i zdrowie 48 Zielone certyfikaty dla biurowców 52 Każdy odpowiada za klimat. Rozmowa z Urszulą Stefanowicz, 54 56 58 60 62

koordynatorką działań Koalicji Klimatycznej Organizmu nie syci, za to szkodzi Natura w słoiku Trunki z certyfikatem Recykling to biznes Trucizny uśpione pod ziemią

AGROBIZNES 64 Priorytetem jest edukacja. Rozmowa z Anną Malinowską, rzeczniczką prasową Lasów Państwowych (LP)

MOTOBIZNES 66 Transportowcy stawiają na ekologię 68 Ekologia pełnym gazem 70 Wraki wyjadą z szarej strefy 72 Samochód w ekologicznych oparach 74 Kurs na ekologię. Rozmowa z Pawłem Sitarskim, retail business managerem Neste Polska Sp. z o.o.

EDUKACJA 76 Powstaje polska Dolina Energoinnowacji Zielone certyfikaty dla biurowców

KONGRES 78 Europa nie ma czasu na błędy 5

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


fot. Wojciech Górski

Od Redaktora

Od redakcji Na wszystko w życiu trzeba patrzeć i oceniać z właściwej perspektywy. Człowiek krótkowzroczny może lamentować, że spełnianie norm ekologicznych przy inwestowaniu stwarza dodatkowe koszty i opóźnia wzrost. Z kolei dalekowzroczny, zachwycając się wizją zerowej emisji szkodliwych gazów do atmosfery czy bogactwem źródeł energii odnawialnej, nie zauważy, że dalej wrzuca do zsypu nieposegregowane śmieci lub jeździ autem z katalizatorem spalin w wersji muzealnej. Pierwszy zbagatelizuje fakt, iż wydatki na dostosowanie chociażby infrastruktury do potrzeb środowiska wcześniej czy później będą nieuchronne, a modernizacja prawie zawsze jest bardziej kosztowna niż budowanie od razu w wersji niezubożonej. Wszak jedna z ludowych mądrości nie bez powodu głosi, że tylko bogatego stać na kupowanie rzeczy błyskotliwych ale byle jakich; ubogi zaś musi kupować tylko rzeczy solidne i wartościowe. Dokładnie tak samo jest z wydatkami państwa na dorobku, jakim wciąż jest Polska. Rzeczonemu dalekowidzowi zaś uprzytomnić trzeba fakt, że komfortowa przyszłość, by nie pozostała tylko zapierającą dech w piersiach wizją, budowana jest metodą drobnych kroczków - tu i teraz. Ktoś kto przenosi się z opalanej piecami czynszówki do apartamentu z zielonym certyfikatem musi nie tylko umieć manualnie posługiwać się sterownikami klimatyzatora i innych mediów, ale powinien mieć świadomość dlaczego to czyni i jaką ma z tego korzyść. W przeciwnym przypadku Adres redakcji ul. Kwitnącego Sadu 11 02-202 Warszawa Biuro Paulina Szczerba Tel.: 22 408 64 01 biuro@ekorynek.com Redaktor naczelny Zbigniew Biskupski tel.: 536 897 536 z.biskupski@ekorynek.com Sekretarz redakcji Małgorzata Byrska m.byrska@ekorynek.com Zespół redakcyjny Łukasz Bielak, Agnieszka Łakoma, Urszula Stokowska, Małgorzata Pietkiewicz, Tomasz Cudowski Współpracownicy Paweł Barnik, Katarzyna Bartman, Małgorzata Biernacka, Iwona Jackowska,Bartosz Draniewicz,

6

❙ ekologia i rynek ❙

Jacek Dymowski, Julian Kamiński, Jacek Krzemiński, Jerzy Kwiatkowski, Michał Moroz, Agnieszka Pabiańska, Antoni Wesołowski, Elżbieta Zocłońska Redaktor działu on-line Łukasz Bielak Marketing, eventy, patronaty Dominika Bień Tel: 536 921 536 d.bien@ekorynek.com Reklama Projekty specjalne Robert Grądzki Tel.: 536 884 532 r.gradzki@ekorynek.com Kluczowi klienci Tomasz Kargul Tel.: 536 884 534 t.kargul@ekorynek.com Rozwój i Innowacje Tomasz Śpiewak Tel.: 536 884 537 t.spiewak@ekorynek.com

05/2012

będzie jak z temperaturą w klimatyzowanych autobusach komunikacji miejskiej - pasażerowie nie dowierzają kierowcy i otwierają okna, kierowca nie może odpowiednio ustawić sterowników, bo cały efekt i tak niweluje nieprzewidziany strumień powietrza... Rzeczywistość aż roi się od przykładów potwierdzających powyższe okoliczności. Wiele z nich stanowi ilustrację publikacji zawartych w tym wydaniu EiR. Budujemy najbardziej ekologiczne autostrady i drogi ekspresowe w Europie, a jednocześnie zdecydowana większość inwestycji infrastrukturalnych co najmniej pobieżnie realizuje potrzebę ochrony środowiska. Dlaczego? Ponieważ autostrady muszą być projektowane zgodnie z obowiązującymi już, surowymi normami unijnego prawa. Zaś przy wszelkich innych zamówieniach publicznych jedynym wszechwładnie obowiązującym kryterium jest kategoria najniższej ceny. Skutek? Za dwa trzy lata, gdy zielony certyfikat będzie priorytetem przy rozstrzyganiu przetargów, a unijne normy wejdą w życie – trzeba będzie poprawiać wciąż pachnące jeszcze nowością obiekty. Czyż nie tak już się dzieje w związku z tzw. rewolucją śmieciową? Opisywaliśmy już przypadek, gdy niedawno wybudowane nowoczesne instalacje służące utylizacji odpadów trzeba będzie zamykać, bo w myśl nowych norm, są za małe (obsługują tylko jedną gminę). Nie może więc dziwić powszechny opór samorządów przed nowym prawem. Bo czy nie inaczej było w Szwecji, o czym też tu piszemy, ale kilkanaście lat temu? Za to jakie są tam dziś efekty… Gdybyśmy tak jeszcze potrafili uczyć się na cudzych błędach, korzystali z renty opóźnienia, a nie pozostawali wciąż w matni syndromu: mądry Polak po szkodzie; przecież Polak potrafi!... Zbigniew Biskupski W następnym numerze: Piłkarskie zmagania w zgodzie z naturą jak nigdy w historii. Ekologiczne kulisy Euro 2012. Izabelin przewodzi w rewolucji śmieciowej – pierwsza gmina w Polsce wprowadziła nową opłatę za gospodarowanie odpadami. Jak to się udało? Korniki opanowały Beskid Śląski. Jaką cenę płacimy za dziewiętnastowieczne sukcesy w górnictwie i hutnictwie. Polskie fabryki aut wśród liderów ekologicznych technologii. Jak to się stało, że produkcja samochodów w naszym kraju już nie szkodzi środowisku. Czas na ekologiczne kreacje – kto szyje ubrania z tkanin z recyklingu i jak się one sprzedają?

Projekt i skład Izabela Cieślikowska iza_cieslikowska@wp.pl Wydawca New Business Look Ul. Dawidowska 25 05-515 Mysiadło NIP 123-005-05-45 Dyrektor Generalny Jacek Szczęsny Doradca Joanna Kałuzińska-Zasada Dyrektor ds. sprzedaży Robert Gołaszewski Kolportaż, prenumerata Paulina Szczerba p.szczerba@ekorynek.com

Drukarnia KF PARTNER Sp. Z o.o. Ul. Drogowa 4 03-109 Warszawa Rozpowszechnianie : 30 000 Wydanie papierowe : 10 000 e-wydanie: 20 000 Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo skracania artykułów, a także zmiany ich tytułów. Przedruk artykułów lub ich fragmentów wymaga zgody wydawcy. Artykuły nie zawsze odzwierciedlają poglądy redakcji. Treść ogłoszenia jest zamieszczana na odpowiedzialność zamawiających. Redakcja zastrzega sobie możliwość odmówienia zamieszczenia ogłoszenia niezgodnego z interesem wydawcy.



Wydarzenia

Restrykcyjna redukcja CO2 Rozmowa z Januszem Steinhoffem, wicepremierem i ministrem gospodarki w latach 1997-2001

Źródło Wojciech Górski

– Na kwietniowym spotkaniu ministrów ds. energii UE wiceminister gospodarki Hanna Trojanowska potwierdziła dotychczasowe stanowisko rządu i sprzeciw wobec pomysłu wprowadzenia gospodarki bezemisyjnej do 2050 r., bo grozi to utratą konkurencyjności polskich firm. Jej zdaniem, „to nie sprzeciw jednego kraju, ale troska o dobro 38 mln ludzi”. Czy zgadza się Pan z takim podejściem?

Jednostronne przyjęcie przez kraje UE restrykcyjnych norm emisji CO2, bez symetrycznych redukcji poziomu emisji w pozostałej części świata, istotnego efektu dla ochrony atmosfery nie przyniesie.

8

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

– Jak większość obywateli troszczę się o stan środowiska naturalnego. I jestem gotów za to płacić kupując np. droższą energię, z 15-proc. udziałem energii odnawialnej. UE przyjęła program ograniczenia oddziaływania gospodarki na środowisko naturalne w ramach Pakietu Klimatyczno-Energetycznego. Do 2020 r. ma obowiązywać zasada 3x20, czyli ograniczenie o 20 proc. emisji CO2, 20-proc. udział energii odnawialnej i 20-proc. ograniczenie energochłonności gospodarki. Dla Polski, kraju którego elektroenergetyka oparta jest na paliwach stałych (ponad 90 proc.), pomimo wynegocjowanej przez rząd derogacji, to program kosztowny i trudny w realizacji. Pomimo tych uwarunkowań, w latach 1990-2009 aż o 76 mln t (16,7 proc.) obniżyliśmy emisję CO2. Polski sprzeciw wobec proponowanej tzw. mapy drogowej redukcji emisji CO2 w Unii do roku 2050 jest jak najbardziej uzasadniony. Przyjęcie tak radykalnego harmonogramu: 2030 r. - 40 proc., 2040 r. - 60 proc., 2050 r. – 80% proc., w oderwaniu od fiaska konferencji w Kopenhadze i Durbanie, jest nieracjonalne. Problem ochrony atmosfery musi być postrzegany globalnie, miejsce emisji z punktu widzenia skutków środowiskowych ma drugorzędne znaczenie. Europa odpowiada za 7 proc. światowej emisji CO2. Z tego też powodu jednostronne przyjęcie przez

kraje UE restrykcyjnych norm bez symetrycznych redukcji w pozostałej części świata, istotnego efektu nie przyniesie. A skutkiem ubocznym tej sytuacji, w rezultacie obniżenia konkurencyjności unijnej gospodarki, będzie alokacja poza Europę części przemysłu, z konsekwencjami dla poziomu życia obywateli UE. – Skoro restrykcyjna redukcja CO2 nie ma sensu, to jakie jest inne rozwiązanie? Co Unia i Polska mogą jeszcze zrobić dla ochrony klimatu? – Główne wyzwanie to próba przekonania innych państw do przynajmniej częściowej redukcji emisji. Pani komisarz ds. klimatu Connie Hedegaard powinna swoją energię skierować na zdobycie sojuszników spoza UE. A w Europie należy doprowadzić do końca i zrealizować cele obecnie obowiązującego pakietu klimatycznego. Trzeba stawiać na rozwój odnawialnych źródeł, choć nawet przeciwko farmom wiatrowym są protesty. Wprowadzenie do bilansu energetycznego 20 proc. energii odnawialnej jest operacją, ze względu na wyższe koszty wytwarzania, brzemienną w skutki ekonomiczne dla gospodarki i odbiorców komunalnych. Sprawą bezdyskusyjną jest ograniczenie energochłonności gospodarki o 20 proc. – w tej materii ekonomia idzie w sukurs działaniom na rzecz ochrony środowiska.


Wydarzenia

– Jak Pan wyobraża sobie mniejszą energochłonność polskiego przemysłu, skoro naszą specjalnością są wielkie zakłady – huty, cementownie, papiernie? – Mniejsze zużycie energii to najlepszy sposób redukcji emisji CO2. Struktura naszego przemysłu temu nie sprzyja, ale są rozwiązania, z których warto skorzystać – np. odpowiednie opomiarowanie. Konieczna jest większa dbałość o przesył energii, tak by straty były jak najmniejsze. Należy kontynuować projekty termomodernizacyjne, używać energooszczędnych źródeł światła. Również stosowanie nowoczesnych technologii w przemysłach uznanych za energochłonne powinno przynieść oszczędności. W tej materii Polska ma stosunkowo duże rezerwy – zużycie energii w stosunku do PKB jest u nas znacząco większe niż w przodujących krajach UE. – Czy polska energetyka poradzi sobie w warunkach obowiązywania pakietu klimatycznego? Od 2013 r. wchodzi w życie obowiązek zakupu na wolnym rynku uprawnień do emisji CO2. Polscy producenci mogą liczyć na darmowy przydział części z nich czyli derogację, ale KE opóźnia się z zatwierdzeniem wniosku w tej sprawie. Dokumenty zostały złożone we wrześniu 2011 r. i liczyliśmy na rozstrzygnięcie w zeszłym kwartale. Teraz mówi się, że być może wniosek zostanie przyjęty w czerwcu. – Przyznaję, że stanowisko KE w sprawie naszego wniosku jest dla mnie niezrozumiałe. Decyzji nie można odkładać, bo ma ona podstawowe znaczenie dla inwestorów – firm zainteresowanych budową nowych mocy. Obawiam się, czy dalsze dyskusje na ten temat nie doprowadzą do sytuacji, gdy nowe bloki nie będą konkurencyjne wobec starych, gdyż będą mieć wyższe koszty produkcji energii, co będzie skutkiem kosztów inwestorów, zmuszonych kupować całość pozwoleń na wolnym rynku. Uważam, że preferencyjne

warunki odpłatności za emisję CO2 do roku 2020, czyli do czasu, gdy będą obowiązywać regulacje derogacyjne, powinny obejmować wszystkich producentów energii w równym stopniu. – Skoro mamy niepewną sytuację co do derogacji, to może Polska powinna ograniczyć inwestycje w nowe moce w elektrowniach węglowych i spróbować zmienić miks energetyczny. Firmy przygotowują projekty bloków węglowych o łącznej mocy 8,5 tys. MW. Wiceprezes PGE stwierdził, że gospodarka nie będzie ich wszystkich potrzebować. Czy zgadza się Pan z tą opinią? – Substytucja nośników energii wydaje się nieuchronna. Teraz w krajowym bilansie ponad 90 proc. energii pochodzi z elektrowni węglowych. Ale decyzje o tym, jakie bloki budować, zależą od samych firm, które analizują warunki ekonomiczne. Powinnością administracji jest takie ich kształtowanie, aby uwzględniały one konieczny poziom bezpieczeństwa energetycznego oraz minimalizację skutków środowiskowych. – Ale roli rządu nie można pomijać. Skoro Skarb Państwa wpływa przez rady nadzorcze na obsadę stanowisk w zarządach czterech największych grup energetycznych, to pośrednio wpływa też na decyzje inwestycyjne. – To prawda, ale ja od rządu oczekuję przede wszystkim, że uaktualni Politykę Energetyczną Polski do 2030 roku, uwzględniając zmiany na rynku, nowe tendencje i kierunki działania UE, a także nasze szanse na gaz łupkowy. I tym samym będzie można mówić o częściowej zmianie miksu energetycznego, bo radykalna, o ile w ogóle miałaby sens, może potrwać nawet 30 lat. – Uruchomienie wydobycia gazu z łupków jest nadal niepewne. Czy zatem aktualizując politykę energetyczną, trzeba głównie uwzględniać energetykę gazową?

Teraz firmy zainteresowane budową bloków opalanych gazem przyznają, że jest to bardzo drogie paliwo. – Ta ostrożność nie powinna dziwić, skoro płacimy za gaz rosyjski po 500 dol. za 1000 m sześc., czyli jedną z najwyższych cen w Europie. Ale za dwa lata będziemy mieć możliwość importu gazu poprzez gazoport w Świnoujściu. Od lat bazujemy na stałych trasach dostaw – ze Wschodu. I tylko niewielkim ułatwieniem w dotarciu do tańszego gazu jest gazociąg do Czech i rozbudowa połączenia z Niemcami. Wybudowanie terminalu i dostawy gazu skroplonego drogą morską otworzą szersze możliwości. A wówczas już dostawca rosyjski nie będzie mógł dyktować tak wysokich cen. Skoro nasz kraj płaci za rosyjski gaz o ponad 100 dol. (na 1000 m sześc.) drożej niż Włochy, do których droga dostaw jest dłuższa, to wiadomo, że cena nie ma rynkowego uzasadnienia, a wynika z faktu, że nie mamy alternatywy. Gdy gaz będzie tańszy, wzrośnie zainteresowanie budową bloków zasilanych tym paliwem. – Pojawiają się nawet opinie, że Polska powinna postawić na węgiel i gaz oraz odnawialne źródła, a budowa elektrowni atomowych nie będzie konieczna. Czy Pan się z nimi zgadza? W rządowych planach są projekty dwóch elektrowni, każda o mocy 3 tys. MW, z których pierwsza ma powstać do 2025 roku. – Mam nadzieję, że rząd dokładnie analizuje prognozowany koszt ich budowy. Nakłady są ogromne i stąd pytanie, czy PGE będzie w stanie je ponieść. Ale już po oddaniu do eksploatacji, koszty produkcji energii są stosunkowo niskie. Rząd przyjmując koncepcję budowy elektrowni jądrowych w polityce energetycznej państwa do 2030 roku uwzględniał uwarunkowania środowiskowe oraz potrzebę dywersyfikacji nośników energii w naszej elektroenergetyce. Rozmawiała Agnieszka Łakoma

9

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Wydarzenia

Gazowa ofensywa Rosjan Gigantyczny i kontrowersyjny gazociàg z Rosji przez Bałtyk do Niemiec został zakoƒczony. Teraz Rosjanie szykujà drugi – przez Morze Czarne do Bułgarii

Nord Stream mimo wszystko Szef Gazpromu w połowie kwietnia meldował premierowi Rosji, że zakończono układanie drugiej nitki Nord Stream, z Zatoki Fińskiej do Niemiec. Zapewnił, że zostanie ona uruchomiona w październiku, a we wrześniu rozpocznie się napełnianie rurociągu i testowe dostawy. Pierwsza nitka Nord Streamu działa od listopada 2011 roku. Można nią transportować 27 mld m sześc. gazu rocznie, ale wykorzystywana jest w ok. 30 proc. Po oddaniu do użytku drugiej nitki, będzie można słać do Europy 55 mld m sześc. gazu rocznie.

10

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

Przeciwnicy w mniejszości Realizacja tej inwestycji, której koszty wzrosły do ponad 10 mld dol., wzbudzała wiele kontrowersji. Polska i inne kraje nadbałtyckie próbowały jej przeciwdziałać, ale bezskutecznie. Nawet dyskusja w PE nie doprowadziła do zablokowania projektu. Byli też przeciwnicy, którzy wskazywali na brak uzasadnienia ekonomicznego i argumentowali, że taniej jest ułożyć drugą nitkę rurociągu jamalskiego (z Białorusi przez Polskę do Niemiec). Projekt Nord Stream miał silne wsparcie ze strony Niemiec, Francji i Holandii. Koncerny z tych krajów zostały współudziałowcami, ale Gazprom zachował pakiet kontrolny. Szczególną rolę odegrał były kanclerz Niemiec, Gerhard Schroeder, uchodzący za przyjaciela Władimira Putina. To porozumienie między nimi dało początek Nord Stream. Obaj wzięli udział w uroczystości podpisania listów intencyjnych przez Gazprom, E.ON i BASF, które utworzyły spółkę. Gdy Schroeder odszedł z urzędu, dostał świetnie płatną pracę w Nord Stream.

Ukraina na marginesie Uruchamiając pół roku temu Nord Stream zapowiedziano, że ta inwestycja zmieni pozycję Ukrainy jako

Źródło Fotolia.pl

Gazprom liczy, że uruchamiając nowe gazociągi, za siedem-osiem lat będzie dostarczał Europie o 100 mld m sześc. gazu więcej niż obecnie. Mówił o tym na spotkaniu z premierem Putinem prezes Gazpromu Aleksiej Miller. To oznacza wzrost eksportu do państw UE o dwie trzecie, ale nie ma pewności, że będą one potrzebowały więcej gazu. Zatem aby wypełnić oba gazociągi, Gazprom zdecyduje się „przekierować” dostawy z tradycyjnych szlaków, zwłaszcza przez Ukrainę. I to właśnie będzie najważniejszy efekt - a nie wzrost eksportu - który zdoła on uzyskać dzięki projektowi Nord Stream i South Stream.

partnera w przesyle gazu. W marcu 2012 r. władze w Kijowie przekonały się, co to oznacza, gdy Gazprom zmniejszył aż o 50 proc. dostawy przeznaczone na tranzyt do Europy. Z tego tytułu Ukraina pobiera rocznie ok. 3 mld dolarów. Prezes Miller na spotkaniu z premierem Putinem stwierdził wręcz, że teraz nadzwyczajna rola Ukrainy jako kraju do tranzytu gazu została ograniczona. – Współpraca z Ukrainą, Białorusią, a w przyszłości z Turcją oraz ze wszystkimi naszymi partnerami musi być kontynuowana i powinna być budowana na zasadzie dwustronnych korzyści – powiedział natomiast Władimir Putin. Na razie Gazprom przygotowuje budowę gazociągu przez Morze Czarne – South Stream i znów pozyskał wpływowych partnerów – koncerny z Francji i Włoch. Jeśli odda gazociąg do użytku w 2015 r., to będzie mógł dostarczać nawet 63 mld m sześc. gazu. A Ukraina zapowiada budowę terminalu LNG w Odessie i zakupy gazu w Niemczech. Agnieszka Łakoma


Wydarzenia

Chińskie firmy

zabiegają o Kozienice Rozmowa z Zhao Ruolin’em, prezesem China National Electric Engineering Co. (CNEE) – China National Electric Engineering Co. złożyła ostateczną ofertę w przetargu na budowę bloku węglowego w Kozienicach. Jest też zainteresowana innymi. Ale część ekspertów spodziewa się, że skoro firmom chińskim zależy na zdobyciu po raz pierwszy kontraktu w Polsce, to zaoferują cenę znacznie niższą od konkurentów. Czy słusznie? – To nie jest nasza filozofia. Nigdy nie stosowaliśmy zasady, że aby zdobyć kontrakt, zaoferujemy cenę poniżej kosztów. Taka działalność nas nie interesuje, bo stwarza problemy. Zmusza do poszukiwania tańszych rozwiązań i urządzeń, a to obniża jakość wykonania. Raczej byśmy zrezygnowali z udziału w przetargu niż zaproponowali cenę dumpingową. – Obecnie za wyznacznik kosztów budowy bloku węglowego uważa się kontrakt na elektrownię Opole. Konsorcjum wykonawców wyceniło inwestycję na 11,5 mld zł czyli ok. 1,25 mln euro za megawat mocy. Czy to odzwierciedla koszty? – Tak, jeżeli mówimy o budowie standardowego bloku. Natomiast jeśli inwestor jest zainteresowany lepszymi parametrami, to koszty będą wyższe. – Czy nie obawia się Pan, że z powodu braku zaufania do chińskich firm, trudno będzie CNEE lub innemu chińskiemu wykonawcy wygrać przetarg i zdobyć kontrakt?

– Rozumiemy, że niektórzy ostrożne podchodzą do ofert firm chińskich, ale to raczej wynika z faktu, iż nie ma dostatecznej wiedzy o projektach, które realizujemy. My specjalizujemy się zarówno w budowie, jak eksploatacji – zarządzaniu elektrowniami. Niemal 90 proc. naszych kontraktów stanowią zlecenia na budowę nowych bloków. Realizujemy inwestycje na różnych kontynentach - w Azji, Afryce. – Ale eksperci w Polsce często mają wątpliwości, bo chińskie firmy nie realizują kontraktów na inwestycje w europejskiej elektroenergetyce. Zadają pytanie, czy to co działa w Azji, sprawdzi się w Unii. – Nasi partnerzy z Niemiec czy USA uznali, że osiągnęliśmy wysoki poziom wykonawstwa, gdyby było inaczej koncern Siemens nie współpracowałby z nami. Normy przez nas stosowane odpowiadają tym, jakie obowiązują w USA czy UE. Nie obawiamy się, że ich nie spełnimy, skoro przy projekcie jaki CNEE wykonuje na Filipinach głównym inwestorem jest firma amerykańska, a w Botswanie – niemiecka. Sądzę, że sytuacja się zmieni i wszyscy nabiorą większego zaufania do naszych firm po wykonaniu pierwszego kontraktu, na przykład w Polsce. – Pojawiają się opinie, że wraz z chińskimi wykonawcami przyjdą też chińskie pieniądze. Czy CNEE ma banki partnerskie

do finansowania inwestycji w polskiej energetyce? – Tak. Możemy pomóc w organizowaniu finansowania inwestycji, które wykonujemy. Gdyby było takie zapotrzebowanie, nie będzie problemu ze zdobyciem kredytów stanowiących równowartość 70-80 proc. kosztów danego projektu. W wyjątkowych przypadkach instytucje finansujące mogą pokryć nakłady w całości. Dla projektu, jaki realizujemy na Dalekim Wschodzie Rosji, załatwiliśmy finansowanie w wysokości 2,1 mld dol., a dla Botswany - 1,1 mld dolarów. – Z nieoficjalnych informacji wynika, że polskie firmy energetyczne też są zainteresowane pozyskaniem kapitału z Chin. Czy takie rozmowy prowadziły z CNEE? – Rzeczywiście, z inwestorami w Polsce rozmawialiśmy także na temat współfinansowania projektów, ale wstępnie. – Ze względu na skalę inwestycji w energetyce istotne znaczenie ma zatrudnienie polskich podmiotów przy ich realizacji. Czy CNEE bierze to pod uwagę? – To zrozumiałe, że chodzi o zatrudnienie pracowników z Polski. Analizujemy możliwości i doświadczenie różnych firm. Ale na mówienie o skali udziału polskich podmiotów jest na razie za wcześnie. Rozmawiała Agnieszka Łakoma

11

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Rynek paliwowy: 100 mld zł do podziału Źródło Fotolia.pl

Na niespełna rok przed wejÊciem unijnych standardów ekologicznych dotyczàcych zabezpieczeƒ zbiorników paliwa na stacjach, rynek paliwa w Polsce jest stabilny. Ale mogà to byç ostatnie miesiàce spokoju Wartość ubiegłorocznych obrotów na polskich stacjach paliwowych szacuje się na ponad 100 mld złotych. Sprzedaż przekroczyła 21 mld litrów. Zatem właściciele stacji mają o co walczyć. Polska Organizacja Przemysłu i Handlu Naftowego (POPiHN), skupiająca firmy posiadające największe sieci stacji w kraju, przygotowała raport o sytuacji na rynku w 2011 r. i perspektywach. Z dokumentu wynika, że mimo wysokich cen nadal rośnie zapotrzebowanie na paliwo, choć jedynie o 3 proc., uwzględniając

12

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

wszystkie dostępne gatunki. Nie zmieniła się też tendencja odwrotu od benzyny. Wzrost popytu nastąpił w efekcie zwiększonej o 8 proc. sprzedaży oleju napędowego, który dominuje na rynku (57 proc. udziału). Benzyna stanowiła tylko 19 proc. sprzedaży paliwa, a gaz płynny – 14 procent.

Dwucyfrowe podwyżki Benzynę najczęściej tankują właściciele aut osobowych, zatem poziom cen ma dla popytu istotne znaczenie.

W 2011 r. zużyto w Polsce 27,6 mln m sześc. paliwa i mimo zwiększonej produkcji w rafineriach Orlenu i Lotosu, import był konieczny (pokrywał 30 proc. potrzeb). Sprowadzamy przede wszystkim autogaz, bo polskie zakłady mogą zabezpieczyć zaledwie 11 proc. dostaw. Do 14 proc. (czyli o 4 proc.) wzrósł udział benzyny z importu. By pokryć krajowy popyt na olej napędowy, sprowadziliśmy 3,2 mln m sześc. tego paliwa (czyli 20 procent). POPiHN prognozuje, że w tym roku rynek paliwowy będzie rósł


Wydarzenia

W tym roku rynek paliwowy nadal b´dzie rósł w naszym kraju, choç minimalnie – o 1-2 proc. Proporcje importu i krajowej produkcji pozostanà praktycznie niezmienne.

o 1-2 procent. A proporcje importu i krajowej produkcji pozostaną praktycznie niezmienne. Według raportu, na koniec grudnia 2011 r. kierowcy płacili o 13 proc. więcej za benzynę niż rok wcześniej, natomiast olej napędowy i autogaz zdrożały o 18 proc. W sprzedaży hurtowej podwyżki były bardziej znaczące – w Orlenie cena Eurosuper 95 wzrosła o 15 proc., zaś diesla o 20 procent. Wyjątkowo kierowcom nie sprzyjała sytuacja na rynku naftowym – rosnące notowania cen ropy (rok do roku wzrosły o 39 proc.) oraz kurs złotego wobec dolara. Dlatego też, przekroczenie granicy 5 zł za litr i fakt, iż pod koniec roku za olej napędowy trzeba było płacić więcej niż za benzynę, zaskoczyły kierowców. Jednak najwięcej emocji wzbudziła sytuacja sztucznego utrzymywania niskich cen (poniżej 5 zł za litr) przez PKN Orlen. Miało to miejsce pod koniec lata, w szczycie kampanii wyborczej. Po wyborach ceny drastycznie wzrosły, zaś koncern BP Polska wystąpił z wnioskiem do UOKiK o sprawdzenie, czy doszło do naruszenia zasad konkurencji.

Jest czy nie ma bariery popytu Autorzy raportu przekonują, że pomimo wzrostu cen „przy sprzedaży oleju napędowego praktycznie nie było bariery popytu, a głównym regulatorem ceny była konkurencja między poszczególnymi operatorami stacji”. Natomiast firmy paliwowe

„starały się tak kształtować ceny benzyny, by jak najdłużej nie trzeba było przekraczać psychologicznej granicy 5 zł za litr, a gdy to już nastąpiło, to kosztem marży zmniejszono skalę podwyżki, by nie dopuścić do zdecydowanej redukcji popytu”. Wysokie ceny spowodowały, że klienci indywidualni po prostu tankowali mniej paliwa. „Relatywnie wysokie ceny benzyny wpłynęły na zapotrzebowanie na autogaz – paliwo alternatywne” – czytamy w raporcie. I choć LPG też było drogie, to jednak „relacja cenowa obu gatunków paliwa pozostaje korzystna dla autogazu”. W 2011 r. za litr LPG kierowcy płacili 2,61 zł, podczas gdy za benzynę Euro 95 – 5,13 złotych. Skutki wysokich cen były wyjątkowo bolesne dla sieci stacji Premium: „Spadek popytu sięgnął ponad 20 proc. w przypadku benzyny i ponad 16 proc. – dla oleju napędowego”, w efekcie „rynek cofnął się do poziomu sprzed dwóch lat”.

Dynamika na stacjach Choć liczba stacji utrzymuje się na stałym poziomie – ok. 6,7 tys. obiektów, to istotną zmianą jest malejący udział w rynku niezależnych, prywatnych operatorów. O ile na koniec 2009 r. działało 2 710 takich placówek o tyle w grudniu ubiegłego roku – o 300 mniej. I ta sytuacja będzie się pogłębiać. A jednym z głównych powodów, który może zmienić obraz naszego rynku, będą nowe unijne przepisy dotyczące zabezpieczeń

zbiorników z paliwem. Regulacje wejdą w życie od 2013 roku. – Szacujemy, że w związku z tym z rynku zniknie 10-15 proc. stacji prywatnych, bo ich właściciele nie będą w stanie spełnić nowych wymagań środowiskowych – uważa Krzysztof Romaniuk, jeden z autorów raportu. Barierą są wysokie koszty modernizacji stacji, które prywatnym właścicielom trudno obniżyć, zwłaszcza w sytuacji minimalnych marż. Polska Izba Paliw Płynnych wielokrotnie alarmowała, że ze względu na sztywne ceny na stacjach potentata – PKN Orlen, niezależni właściciele ponosili straty. Tymczasem większego znaczenia nabierają stacje zachodnich koncernów. Działa ich już w kraju prawie 1,4 tys. i odnotowują większą sprzedaż niż konkurenci. Na sieci te przypada 21 proc. udziału w rynku stacji. A na rozbudowę placówek zdecydowali się: BP, Shell i Statoil. Nie zmieniła się liczba stacji rosyjskiego koncernu Łukoil i fińskiego Neste. Stałym zjawiskiem jest rosnąca liczba stacji przy hipermarketach. Działa ich już 155 i kolejne hipermarkety zapowiadają otwarcie nowych obiektów, nastawionych na duże obroty, a nie wysoką marżę. Odnotowują one rekordową sprzedaż, stąd choć pod względem ilości mają tylko 2 proc. rynku, to aż 5 proc. udziałów w sprzedaży paliwa. Liderem rynku jest PKN Orlen, do którego należy największa sieć stacji w Polsce. Na koniec grudnia 2011 r. w sieci Orlenu działało 1 748 obiektów. Potentat sprzedaje paliwo na stacjach typu Premium ze znakiem firmowym koncernu i pod marką Bliska (tzw. stacje ekonomiczne), gdzie jest ono nieco tańsze. Na podobne posunięcie zdecydowała się Grupa Lotos, uruchamiając w zeszłym roku kilka stacji (ekonomicznych) ze znakiem Optima. Agnieszka Łakoma

13

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Wydarzenia

Paliwowa inwestycja za pół biliona dolarów Szykuje si´ najwi´ksza rosyjsko-amerykaƒska transakcja w bran˝y nafty i gazu, którà niektórzy porównali do wydarzenia, jakim było làdowanie człowieka na Ksi´˝ycu. Exxon b´dzie współpracował z koncernem Rosnieft

14

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

Amerykańska technologia

Obietnice podatkowe „Zielone światło” dla transakcji dał premier Władimir Putin, bez jego przyzwolenia żadne porozumienie kontrolowanej przez państwo Rosniefti z zagranicznym koncernem nie byłoby możliwe. Wicepremier Sieczin, przy okazji podpisania w kwietniu ostatecznych dokumentów, przypomniał że od czasu ogłoszenia planu joint venture kapitalizacja rynkowa obu firm wzrosła o 7 mld dolarów. Z tym przedsięwzięciem wiąże się także zmiana polityki podatkowej Rosji wobec zagranicznych

Rosjanie nie mają umiejętności w eksploatacji złóż na dużych głębokościach (jak na szelfie Morza Czarnego), ani w warunkach arktycznych. Stąd eksperci wskazują na wyzwania, jakie niosą ze sobą te przedsięwzięcia. Oprócz odwiertów trzeba będzie ponieść wysokie nakłady na infrastrukturę (nie tylko rurociągi, ale i drogi czy lotniska). Dlatego wydaje się, że to porozumienie może dać więcej korzyści Rosjanom. To oni zyskają dostęp do nowoczesnych technologii. Na dodatek będą mieć partnera, który poniesie część kosztów i ryzyka. Exxon ma podzielić się swoim doświadczeniem i ułatwić eksploatację zasobów tzw. ropy niekonwencjonalnej w Zachodniej Syberii, której złoża szacuje się na prawie 1,9 mld ton. Rosnieft będzie uczestniczyć w wydobyciu surowców w zachodnim Teksasie, nad Zatoką Meksykańską oraz w Kanadzie. Wszędzie tam Exxon stosuje nowoczesne technologie eksploatacji zasobów niekonwencjonalnych (m.in. ropy i gazu z łupków).

Źródło Fotolia.pl

Światowy potentat – Exxon Mobil zamierza wspólnie z państwowym koncernem Rosnieft eksploatować złoża na Morzu Karskim i Czarnym. W zamian rosyjski partner zyska dostęp do pól naftowo-gazowych w Ameryce Północnej. Według Rosjan, jeśli zasoby złóż potwierdzą wcześniejsze prognozy, to wartość inwestycji sięgnie w kolejnych dekadach nawet pół biliona dolarów. Także szacowane przez wicepremiera Igora Sieczina nakłady na wydobycie w Arktyce (200-300 mld dol.) świadczą o skali przedsięwzięcia. Należące do Rosnefti zasoby, które obejmuje to porozumienie, są większe od wszystkich złóż Exxon Mobil. To pierwsza umowa firm z USA i Rosji na taką skalę. Do rosyjskiego koncernu należeć będzie dwie trzecie udziałów i zachowa on kontrolę nad złożami. Zasoby trzech pól w Arktyce szacuje się na 36 mld baryłek ekwiwalentu ropy. Badania sejsmiczne rozpoczną się jeszcze w tym roku, a pierwsze odwierty produkcyjne zaplanowano za dwa lata. Natomiast złoża nad Morzem Czarnym mogą zawierać 9 mld baryłek ropy i jeszcze w tym półroczu będą znane wyniki badań sejsmicznych, zaś ok. 2014-15 r. uruchomione zostanie wydobycie.


Wydarzenia

inwestorów. Na kilka dni przed oficjalnym zawarciem umowy, premier Putin obiecał zniesienie podatków (ceł eksportowych) na surowce wydobywane z nowych rejonów Rosji (właśnie Arktyki). Władze rosyjskie proponują, by cła eksportowe, które teraz wynoszą 460 dol. za tonę, mogły być zawieszone na okres 5-15 lat, zależnie od opłacalności projektu. Inne podatki i opłaty eksploatacyjne zostałyby zmniejszone lub utrzymane na dotychczasowym poziomie przez 15 lat. Według zapowiedzi, rosyjska Duma zajmie się zmianami w prawie podatkowym już w październiku.

Amerykanie zamiast Brytyjczyków Rosnieft początkowo chciał robić interesy z koncernem BP i to z nim zawarł odpowiednie porozumienie. BP jest dobrze znane na rosyjskim rynku, bo dziewięć lat temu utworzyło joint venture z prywatną firmą TNK. Ale w zeszłym roku ostatecznie to właśnie porozumienie z TNK przekreśliło jego szanse. Przedsięwzięcie zablokowały dyskusje i spory sądowe wewnątrz TNK BP. Koncern BP, jak i TNK kontrolowana

przez oligarchów z Michaiłem Fridmanem na czele (w ramach Alfa Access Renova), mają po 50 proc. udziałów. Ale Rosjanie domagali się też udziałów we wspólnym przedsięwzięciu z Rosnieftią. Gdy w maju 2011 r. okazało się, że aliansu Rosnieft-BP nie będzie, miejsce Brytyjczyków zajęli Amerykanie. W sierpniu 2011 r. firmy uzgodniły wstępne warunki współpracy.

Rosnieft – potentat na życzenie Rosyjski koncern Rosnieft, który jest największą firmą branży naftowej w Rosji, zawdzięcza swój rozwój decyzjom politycznym. To właśnie rosyjskie władze, w czasie prezydentury Władimira Putina, wsparły tę firmę, kierowaną wówczas przez Igora Sieczina. Najpierw w 2005 r. Rosnieft przejęła spec-spółkę Baikal Finance Group, w kilka miesięcy po wygraniu przez nią przetargu na najważniejsze zasoby Jukosu – Jugansknieftiegaz za 9,4 mld dolarów. Gdy w marcu 2007 r. zorganizowano kolejny przetarg na majątek Jukosu, koncern wystartował już samodzielnie i wygrał. Sytuacja była wyjątkowa, bo wyniki aukcji

rozstrzygnięto w ciągu czterech minut. Rosnieft przebiła ofertę brytyjsko-rosyjskiego TNK BP. Zapłaciła zaledwie 6,8 mld dol. za jedną z kluczowych firm Jukosu – Tomsknieft oraz trzy rafinerie, których zdolność przerobu ropy sięga 30 mln t rocznie. Zaoferowana kwota przewyższała jedynie o 370 mln dol. sumę wywoławczą. Sprawa Jukosu i jego głównego właściciela – Michaiła Chodorkowskiego wywoływała wiele kontrowersji, a atmosfera wokół aukcji była tak napięta, że z udziału zrezygnowali światowi potentaci. Chodorkowskiego w 2003 r. aresztowano i oskarżono o oszustwa podatkowe. Sąd skazał go na więzienie i zażądał zwrotu 33 mld dol., co przekraczało wartość koncernu i doprowadziło do jego bankructwa. Dlatego majątek wystawiono na sprzedaż. Trafił on nie tylko do Rosniefti, ale i Gazpromu. Mimo, że Zachód protestował, a Rosja jako partner straciła na wiarygodności. Dlatego porozumienie Exxonu z Rosnieftią ma symboliczne znaczenie. To może być sygnał, że sprawa Jukosu definitywnie przebrzmiała, zaś amerykańskie koncerny realizują starą zasadę: „business is business”. Agnieszka Łakoma


Wydarzenia

Odzysk i recykling

wymagają reformy Rozmowa z Piotrem Szajrychem, prezesem zarzàdu Rekopolu Organizacji Odzysku S.A.

Źródło: REKOPOL

– Rekopol Organizacja Odzysku S.A. została założona przez polskie i międzynarodowe przedsiębiorstwa. – Na rynku są producenci i importerzy, którzy wprowadzają produkty w opakowaniach - Rekopol zrzesza 25 akcjonariuszy, duże firmy, które są naszymi właścicielami. Oprócz akcjonariuszy, realizujemy obowiązek odzysku i recyklingu odpadów opakowaniowych ponad 2 tys.

Musimy wyrobić w sobie odpowiedzialność za to, co kupujemy i jak się tego pozbywamy.

16

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

przedsiębiorcom. Jesteśmy jedyną organizacją odzysku w Polsce o charakterze non profit. Fundusze przeznaczamy na dofinansowanie systemu zbiórki selektywnej w gminach i na edukację. Jest 2,5 tys. gmin, a Rekopol współpracuje z około dwustu firmami, które zajmują się zbiórką odpadów w 1,2 tys. gminach. W niektórych jest to bardzo dobrze zorganizowane, w innych udoskonalamy system. Świetne wyniki osiąga Żywiec, Elbląg, Wrocław, Kraków. – Od stycznia obowiązuje ustawa, która obowiązek selektywnej zbiórki śmieci nałożyła na gminy. Czy ten system pomoże w lepszym wykorzystaniu surowców wtórnych? – W Polsce brakuje pieniędzy na selektywną zbiórkę. Muszą zatem zadziałać mechanizmy zwiększające ten strumień. Istotnym ogniwem w całym łańcuchu recyklingowym są konsumenci i do nich powinno być skierowanych jak najwięcej działań. To my, konsumenci, powinniśmy posegregować nasze śmieci. Musimy wyrobić w sobie odpowiedzialność za to, co kupujemy i jak się tego pozbywamy. Na początek powinniśmy oddzielać śmieci mokre od suchych – czyli papier, tworzywo sztuczne, szkło od resztek jedzenia, odpadków biologicznych. Wrzucanie wszystkiego do jednego worka to największy koszt. Nie stać nas na takie postępowanie.

– W jaki sposób samorząd może wpływać na zachowania konsumenta? – Gminy mogą nałożyć podatek za wywóz odpadów, muszą też znaleźć firmy, które je zbiorą. W takim systemie gospodarstwa domowe będą miały niższe koszty, niż dotychczas, ale mogą mieć pewne obostrzenia. Odpady muszą być posegregowane, zapakowane w odpowiednie worki –niektóre gminy rozdają je za darmo. Biznes dla firm gospodarki odpadami stanie się bardziej opłacalny, bo gmina im zapłaci, a one uzyskają surowiec, który sprzedadzą i jeszcze mogą podpisać umowę z organizacją odzysku, taką jak Rekopol. Jeśli oddadzą surowiec do recyklera i otrzymają potwierdzenie, to ten dokument jest towarem. Na jego podstawie organizacja odzysku dopłaci do recyklingu. Niestety, niska świadomość społeczna sprawia, że nawet gdy uzyskujemy surowiec z selektywnej zbiórki, to często nie nadaje się on do powtórnego użycia, bo jest brudny, a jego oczyszczenie wiąże się z dodatkowymi kosztami, co często okazuje się nieopłacalne. Tak mała ilość i niska jakość odzyskiwanych opakowań świadczy, iż system selektywnej zbiórki nadal wymaga rozwoju. A już w 2014 r., zgodnie z dyrektywami UE, Polska ma odzyskiwać aż 60 proc. wszystkich opakowań wprowadzonych na rynek.


Wydarzenia

– Celem strategicznym Rekopolu jest wiarygodna i efektywna realizacja obowiązków nałożonych na przedsiębiorców przez polskie prawo i Dyrektywę Europejską 94/62. Czy zbiórka i selekcja śmieci może być niewiarygodna? – Z chwilą wejścia Polski do UE przedsiębiorcy zostali zobowiązani do udziału w systemie recyklingu. Dla nich jest to koszt. Jedni wywiązują się z tego wzorowo, u innych stanem realizacji tych nowych wymogów winny zająć się odpowiednie organy kontroli. Polska ma obowiązek recyklingu szkła na poziomie ok. 500 tys. t rocznie. Natomiast dane, którymi dysponujemy, mówią o zbiórce stłuczki szklanej – z hut szkła, od firm, od zbieraczy – na poziomie ok. 300 tys. ton. Matematyka na poziomie szkoły podstawowej pokazuje, że brakuje 200 tys. ton stłuczki szklanej. Jednak w sprawozdaniach i dokumentach wszystko jest w porządku, bilans się zgadza. – Czyli na papierze Polska wypełnia normę, a w rzeczywistości nie? Przypomina to trochę wirtualną rzeczywistość… – Dokładnie tak. Można to jeszcze jakoś tłumaczyć zapisami w obowiązującej ustawie, które pozwalają organizacjom odzysku na przeniesienie nadwyżek w zbiórce na kolejny rok. Ale jednocześnie dane bezwzględnie pokazują, że nawet te nadwyżki nie wystarczają na zrealizowanie obowiązku recyklingu 500 tys. ton szkła. – Co się dzieje z tymi wirtualnymi tonami? Zamiast trafić do recyklingu, zalegają w lasach? – Tak, w lasach, na nieużytkach, składowiskach. Dodam jeszcze, że na nasz rynek rocznie wprowadza się ok. 1,2 mln ton opakowań szklanych, z tego 500 tys., jak już powiedzieliśmy, mamy obowiązek poddać recyklingowi, a nawet tego nie wyrabiamy.

Natomiast od 2014 r. Polska powinna realizować 60-proc. poziom recyklingu szkła czyli ok. 700 tys. ton. Jak to zrobimy, skoro dzisiaj zbieramy raptem 300 tys. ton? – Czy istnieją rozwiązania, które mogą pomóc w realizacji tych wytycznych? – Musi powstać nowe prawo, bardziej przystające do rzeczywistości. Potrzebne są nowe ustawy dotyczące odpadów i opakowań. Projekt ustawy o odpadach był 25 kwietnia w porządku obrad rady ministrów, najprawdopodobniej zostanie ona uchwalona w tym roku, a zacznie obowiązywać od 2013 roku. To samo czeka nowelizację ustawy o opakowaniach. Projekty zakładają, że m.in. nie będzie możliwe żonglowanie nadwyżkami, jak to się dzieje obecnie. To przykład regulacji zmierzającej do uszczelnienia systemu. W Polsce zrobiła się bardzo duża konkurencja. Organizacje w najprostszy sposób chcą realizować nałożony dyrektywą UE obowiązek i konkurując ze sobą, obniżają stawki dopłat. Jeżeli w 2002 r. Rekopol dopłacał do jednej tony tworzywa sztucznego 1,2 tys. zł – było to bardzo dużo w stosunku do kosztów surowca, a dzisiaj dopłaca zaledwie 15 złotych. Organizacje, które mają niewydolny system zbiórki będą wypadały z rynku. Tym samym dopłaty do odzyskanych surowców będą wyższe. Natomiast organizacja odzysku, która zostanie przyłapana na realizowaniu obowiązku przy pomocy „lewych papierów”, będzie ponosiła odpowiedzialność. Do dzisiaj jeszcze nikomu z tego tytułu nie postawiono żadnych zarzutów. W telewizji był reportaż o hucie szkła, która miała potwierdzony w dokumentach recykling 90 tys. ton stłuczki szklanej rocznie. Reporterka chodziła po pustej hali, gdzie od dwóch lat nie było podłączonego gazu i prądu. Właściciel

miał trzy „huty”, które dysponowały pozwoleniami na recykling 270 tys. t stłuczki. Oczywiście, w papierach wszystko się zgadzało. – Gdzie jest prawo, organy ścigania, urzędy skarbowe? – Organem uprawnionym do kontroli jest Główny Inspektorat Ochrony Środowiska, który działa poprzez wojewódzkie inspektoraty. To one kontrolują, czy organizacje mają dokumenty potwierdzające ich działalność, a więc sprawdzają: kartę przekazania odpadów, potwierdzenie recyklingu, listę recyklerów, pozwolenie recyklera na działalność. Jeśli wszystko się zgadza, to jest to koniec kontroli. Gdyby jednak zaczęły ze sobą współpracować: prokuratura, UKS-y i inne służby - oszustwa wydałyby się. Na przykład w dokumentach widnieje recykling 200 tys. t stłuczki. Liczymy: jedna ciężarówka zabiera 20 t, czyli do jej przewiezienia potrzeba 10 tys. ciężarówek. Za tym idą koszty paliwa, faktury, wynagrodzenie dla kierowców itd. Taka weryfikacja dla wielu może okazać się bolesna. – Rozumiem, że system kontroli w praktyce nie funkcjonuje i stąd nadużycia? – Niestety, jesteśmy liderem w niechlubnym rankingu. Jednak Komisja Europejska zaczyna przyglądać się Polsce. Możemy zapłacić nawet kilkadziesiąt tysięcy euro kary dziennie - za niewywiązywanie się z nałożonego obowiązku. Coraz mniej firm chce zajmować się zbiórką i segregacją, bo to się nie opłaca, czyli system zbiórki selektywnej nie rozwija się. Przedsiębiorcy często dopłacają do niej z innej działalności – odśnieżania, sadzenia trawników. Sytuacja jest bardzo zła i liczymy, że pomogą dwie nowe ustawy. Ale przede wszystkim, że KE wymusi na Polsce egzekucję prawa. Rozmawiała Małgorzata Pietkiewicz

17

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


CSR Patronem sekcji CSR jest program w radiu PIN „BIZON-Biznes Odpowiedzialny i Nowoczesny”

Odpowiedzialni mniej ryzykują Staranne monitorowanie kwestii społecznych i Êrodowiskowych inwestycji oznacza mniejsze ryzyko biznesowe „Kapitalizm to taka niezwykła wiara, że najwięksi krętacze zrobią najbardziej pokrętne rzeczy i wyjdzie z tego największe, powszechne dobro” - zauważył niegdyś J.M.Keynes. Myśl ta stała się bardzo aktualna w 2008 r., kiedy gospodarka zaczęła załamywać się w efekcie nieetycznych zachowań szefów instytucji finansowych.

Zmniejszanie ryzyka Choć część firm podejmuje decyzje uwzględniając nie tylko wynik finansowy, to dla większości właśnie to jest najważniejsze, a wskaźnik stanowi np. koszt pozyskania kapitału (kredytu). Banki, czyli kredytodawcy coraz częściej zachowują się jak SRI (Socially Responsible Investing). Ich motywacją jest dbałość o interes własny, ale zgodnie z mechanizmem, który pokazuje iż monitorowanie kwestii społecznych i środowiskowych inwestycji

Bankowi opłaca si´ oczekiwaç od kredytobiorcy dbałoÊci o kwestie społeczne i Êrodowiskowe. ZaÊ firmie - z tych oczekiwaƒ si´ wywiàzywaç.

18

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

oznacza mniejsze ryzyko. To z kolei szansa dla firm na mniejszą premię za ryzyko, której zażyczy sobie bank. Brak monitoringu to wyższa premia i większe koszty finansowania – tym samym bankowi opłaca się oczekiwać od kredytobiorcy dbałości o kwestie społeczne i środowiskowe. Zaś firmie – z tych oczekiwań się wywiązywać.

Wytyczne ponadnarodowych banków Niemniej kiedy spojrzymy na raporty społeczne banków w Polsce, to dowiemy się o optymalizacji zużycia energii, czy o dwustronnym drukowaniu. To ważne kwestie, ale ich istotność mierzona realnym wpływem na środowisko jest znikoma w porównaniu do możliwości pośredniego oddziaływania. Mechanizmy te są w Polsce obecne, ale za sprawą Europejskiego Banku Inwestycyjnego (EBI) i Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR). Mają one wytyczne klasyfikacji kredytowanych przedsięwzięć oraz narzędzia oceny ryzyka społecznego i środowiskowego. Dokument EBOR „Polityka społeczna i środowiskowa” (2008) określa m.in. podejście do oceny oraz zarządzania społecznego i środowiskowego, wymogi warunków pracy i zatrudnienia, przeciwdziałania zanieczyszczeniom środowiska, wpływu inwestycji na zdrowie społeczności lokalnych, ochrony bioróżnorodności, dziedzictwa kulturalnego.

Inwestycje są oceniane przez audytorów. Negatywna ocena może prowadzić do wstrzymania finansowania. Natomiast uczciwi inwestorzy mogą cieszyć się atrakcyjnymi warunkami kredytów. Przykładem jest odcinek A2, łączący Świecko – Nowy Tomyśl. Choć w 80 proc. przebiega przez lasy, w tym obszary Natura 2000, był zrealizowany w sposób niewzbudzający kontrowersji ani wśród ekologów, ani w społeczności lokalnej. Dla kontrastu Obwodnica Augustowa przy której zabrakło staranności - jest symbolem konfliktu społecznego i środowiskowego.

Facing Finance Zbliżone polityki oceny ryzyka społecznego i środowiskowego wdrażają również banki prywatne. Część z nich jest sygnatariuszami Principle for Responsible Investing lub The Equator Principles – deklaracji określających zasady zachowania odpowiedzialnego inwestora. Wywiązywanie się banków podlega społecznej kontroli organizacji pozarządowych (tzw. watch dog’ów). CEE Bank Watch (międzynarodowe instytucje finansowe) oraz Bank Track (banki prywatne) były obecne podczas inauguracji w Polsce w grudniu 2011 r. międzynarodowej kampanii UE Facing Finance (ujawnia ryzyka związane z inwestowaniem w nieetyczny biznes). Może wyniknie z tego większa presja na rodzimych bankierów, a niektórzy z nich będą się ratowali ucieczką do przodu i „wyjdzie z tego największe, powszechne dobro”. Jacek Dymowski


www.ekologiairynek.pl

Ekologicznie odpowiedzialni czyli Eko CSR

Biznes odpowiedzialny społecznie to dziś przede wszystkim pozostający w harmonii z naturą. Potrafiący nie tylko korzystać z zasobów naturalnych w zgodzie z prawem i etyką, ale wnoszący też wiele do ich rewitalizacji. I to bez oglądania się w tył, na winowajców nadwątlonych dziś tak mocno sił natury. W naszym miesięczniku CSR znalazł więc swoje stałe miejsce. Pod hasłem Ekologicznie Odpowiedzialni będziemy się oczywiście koncentrować na tym ekologicznym wymiarze CSR, ale nie zaniedbamy także pozostałych aspektów odpowiedzialności społecznej biznesu. Chcemy przy tym przede wszystkim popularyzować najlepsze i najciekawsze rozwiązania stosowane w zakresie CSR w polskich firmach. Firmy i instytucje, które są zainteresowane podzieleniem się swoimi osiągnięciami na polu odpowiedzialnego biznesu, prosimy o kontakt: Tomasz Kargul Kierownik projektu Ekologicznie Odpowiedzialni t.kargul@ekorynek.com, tel. 536 884 534


Finanse i Prawo

Zielone polisy

nie tylko dla odwaŻnych Rzadko który przedsi´biorca czy samorzàd ubezpiecza si´ od nast´pstw ska˝eƒ ekologicznych, mimo ˝e majà oni prawny obowiàzek pokrywania kosztów przywracania Êrodowiska do stanu sprzed takiego zdarzenia W Polsce tzw. zielone polisy są wciąż mało popularne, m.in. dlatego że są opłacalne głównie dla firm, których działalność może spowodować katastrofę ekologiczną na dużą skalę. Poza tym ubezpieczenia te są skomplikowane pod względem prawnym. Mają wiele wyłączeń odpowiedzialności ubezpieczającego i są obliczane od wartości przychodu przedsiębiorstwa, co zniechęca do ich wykupywania.

Statystyki razy trzy Na świecie liczba wypadków, katastrof i skażeń ekologicznych związanych z działalnością gospodarczą firm rośnie. W naszych oficjalnych, rządowych rejestrach zdarzeń - z roku na rok ich ubywa. Z danych Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska wynika, że w 2010 r. zdarzeń o znamionach poważnych awarii oraz awarii o znaczącym wpływie na środowisko w całym kraju było 114. W ubiegłym roku już tylko 83, z czego tylko 7 podlegało prawnemu obowiązkowi rejestracyjnemu. Jednak zdaniem Komendy Głównej Straży Pożarnej, firm zajmujących się usuwaniem skażeń ekologicznych, a także ubezpieczycieli, rejestr ten odnotowuje tylko niewielki procent faktycznych wypadków.

20

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

– Praktycznie nie ma dnia w ciągu roku, abyśmy nie byli wzywani do jakiejś poważnej awarii czy skażenia środowiska. Przykładowo, obecnie 17 zastępów straży pożarnej (rozmowa odbywała się 12 kwietnia) usuwa skutki wycieku do gleby substancji ropopochodnych z rozszczelnionej cysterny na bocznicy kolejowej w Gutkowie k. Olsztyna. W nocy z 4 na 5 kwietnia paliły się zakłady utylizacji materiałów ropopochodnych w Niepołomicach. Kilka dni wcześniej gasiliśmy pożar w Legionowie. Tam także paliły się zakłady utylizacji aerozoli – stwierdził st. bryg. Paweł Frątczak, rzecznik prasowy Komendy Głównej Straży Pożarnej. Również zdaniem Janiny Majcherczyk, prezes firmy Sintac zajmującej się usuwaniem szkód ekologicznych, skażeń jest w kraju co najmniej trzy razy więcej, niż pokazują to oficjalne statystyki inspektoratu. Obserwację tę potwierdza również Marcin Chudy, broker senior w firmie ubezpieczeniowej Marsh. Powodów zaniżania statystyk jest kilka. Najczęściej skażenia o niewielkich rozmiarach – o ile nie mają poważnych następstw dla zdrowia i życia ludzi – nie są nigdzie oficjalnie zgłaszane. Dotyczy to np. powszechnych w całym kraju kradzieży miedzianych części transformatorów

napowietrznych. Podczas wymontowywania tych elementów przez złodziei, dochodzi do wycieku substancji ropopochodnych do ziemi. Zakłady energetyczne, właściciel transformatorów, na ogół nigdzie tego faktu nie zgłaszają. Wzywają firmę specjalistyczną, która usuwa skażenie i na tym procedura zwykle się kończy. Ale nie tylko w przypadku kradzieży, trudno jest ustalić sprawcę skażenia. Bardzo częstymi incydentami są też wycieki niebezpiecznych substancji (80 proc. to materiały ropopochodne) z cystern i ciężarówek podczas transportu drogowego. – Niedawno mieliśmy taki przypadek, że z rozszczelnionej cysterny wyciekał olej napędowy. Oleista plama ciągnęła się za ciężarówką przez 3 kilometry. Sprawca tego zdarzenia nie został ustalony, a koszty usuwania skażenia musiało pokryć lokalne starostwo powiatowe – mówi Janina Majcherczyk. Problem w tym, że starostwa na ogół nie są przygotowane finansowo, ani też ubezpieczone na wypadek takich zdarzeń. – Takie wypadki ekologiczne mają podobne prawdopodobieństwo wystąpienia jak lądowanie na Ziemi obiektu UFO – mówi wprost Marek Wójcik, dyrektor generalny Związku Powiatów Polskich (ZPP). Przyznaje


Finanse i Prawo

on, że dopóki będą to jedynie incydenty na niewielką skalę, np. usunięcie oleju z drogi z rozszczelnionej cysterny, co kosztuje od kilku do kilkunastu tysięcy złotych, dopóty nadal będzie tak, jak jest. – Powiaty nie wykupują polis specjalnych od następstw skażeń ekologicznych również dlatego, że wachlarz skażeń do których może dojść na danym terenie jest bardzo szeroki, a w związku z tym wartość takiego ubezpieczenia jest potencjalnie bardzo wysoka – tłumaczy Wójcik.

Skomplikowane procedury

Źródło Fotolia.pl

Zdaniem Marcina Chudego wpływ na brak ubezpieczania się samorządów od skutków skażeń ekologicznych ma również fakt, że polisy te są dość skomplikowane pod względem zapisów prawnych i gminy zwykle mają problem z określeniem właściwego zakresu ubezpieczenia. Ponadto zakup polis odbywa się w trybie zamówień publicznych, co także powoduje dodatkowe koszty i wymaga obsługi specjalistów. Marek Wójcik z ZPP jest jednak przekonany, że dobrym rozwiązaniem w przypadku zakupu ekologicznych polis byłaby konsolidacja takiego zamówienia publicznego. Np. kilka powiatów połączonych ciągiem komunikacyjnym, który jest drogą wykorzystywaną przez podmioty prowadzące działalność zagrażającą środowisku, ubezpieczałoby się wspólnie, rozkładając ryzyko na wszystkich uczestników. Zwraca on przy tym uwagę, że powiaty opracowują tzw. mapy zagrożeń. Można na ich podstawie określić ryzyko wystąpienia danego zagrożenia ekologicznego na konkretnym terenie i próbować zapobiegać mu prowadząc np. wspólne akcje prewencyjne z odpowiednimi służbami: strażą pożarną, strażą miejską i inspektorami ochrony środowiska. Jego zdaniem przyniosłoby to wiele dobrego, gdyż firmom wciąż brakuje wiedzy ekologicznej i prawnej. Polisy na wypadek skażeń ekologicznych to w Polsce wciąż rzadkość, mimo że firmy które są sprawcami skażeń mają prawny obowiązek pokrywania kosztów przywracania środowiska do stanu sprzed awarii. Wielu przedsiębiorców jest przekonanych, że ich polisy OC pokrywają także szkody ekologiczne. Tak jest np. w Niemczech, ale nie w Polsce. – Firmy zakładają, że gdy coś się już stanie, to szkoda będzie pokryta w ramach ogólnych warunków ubezpieczenia. Dlatego nie są zainteresowane dodatkowymi formami ubezpieczenia

21

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Finanse i Prawo

dobrowolnego – uważa prof. Andrzej Graczyk z Katedry Ekonomii Ekologicznej Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu.

Prawo jest jednoznaczne Tymczasem przepisy nakładają na firmy obowiązek pokrywania szkód wywołanych w środowisku. Stanowi o tym m.in ustawa o zapobieganiu szkodom w środowisku i ich naprawie z 13 kwietnia 2007 r., która jest konsekwencją implementacji do polskiego ustawodawstwa unijnej dyrektywy nr 24/35/WE w sprawie odpowiedzialności za środowisko w odniesieniu do zapobiegania i zaradzania szkodom wyrządzonym środowisku naturalnemu. Oba dokumenty mówią wyraźnie o odpowiedzialności finansowej sprawcy za wyrządzone szkody. – Firmy mają na ogół niską świadomość tej odpowiedzialności. Zainteresowanie polisami ekologicznymi wciąż jest bardzo niewielkie. Głównie wykupują je duże zakłady z branży chemicznej – przyznaje Kamil Bara, dyrektor biura ubezpieczeń odpowiedzialności cywilnej STU Ergo Hestia S.A. Zdaniem ekspertów odpowiedzialność za taką sytuację ponoszą nie tylko firmy, ale też ubezpieczyciele. – Firmy ubezpieczeniowe są bardzo ostrożne w rozwoju tej oferty.

Proponują „pojemne” ubezpieczenia obowiązkowe odpowiedzialności cywilnej. Boją się natomiast ubezpieczeń ekologicznych, ponieważ nie mają odpowiedniego doświadczenia w wycenie ryzyka – uważa prof. Graczyk.

Skomplikowana wycena ryzyka I faktycznie, w towarzystwach ubezpieczeniowych bardzo różnie podchodzi się do wyceny składki. W firmie ACE oblicza się ją na podstawie indywidualnej oceny ryzyka, z uwzględnieniem zakresu i okresu ubezpieczenia, rodzaju działalności gospodarczej, kwoty udziału własnego i historii szkodowości. W innych towarzystwach, np. w Ergo Hestii, pod uwagę bierze się wielkość przychodów firmy, wartość ubezpieczenia i sektor gospodarczy, w którym działa dana firma. Przykładowo producent chemii gospodarczej (dla obiektów instytucjonalnych – hotele, restauracje), który osiąga roczny przychód w wysokości 19 mln zł i wykupuje polisę o wartości 1 mln zł, zapłaci w Ergo Hestii składkę roczną w wysokości 15 tys. zł, czyli 15 promili sumy gwarancyjnej. Jednak już firma utylizująca odpady chemiczne zapłaci za polisę dużo więcej. – Wiele firm ubezpieczeniowych zwraca uwagę na skalę działania ubezpieczającego się i sumę

Przemysław Przybylski, Lotnisko im. F. Chopina w Warszawie: - Przedsiębiorstwo, jako zarządzający lotniskami w Warszawie i Zielonej Górze, zajmuje się ochroną i utrzymaniem lotnisk oraz świadczeniem usług na rzecz przewoźników lotniczych i pasażerów. PPL wykorzystuje do tego urządzenia w postaci świateł sygnalizacyjnych, pojazdów osobowych i pojazdów technicznych służących w szczególności do utrzymania nawierzchni lotniskowych, ochrony lotniska i wprowadzania statków powietrznych na stanowiska postojowe. Z uwagi na możliwość wystąpienia szkód w środowisku w związku z działalnością PPL, niezależnie od najwyższej staranności jakiej dokładamy tworząc i przestrzegając procedur, polisa odpowiedzialności cywilnej PPL uwzględnia odpowiedzialność ubezpieczyciela z tytułu wyrządzonych szkód powstałych w związku z przedostaniem się do otoczenia substancji niebezpiecznych, powodujących skażenie środowiska. Ochrona ubezpieczeniowa w tym zakresie zabezpiecza firmę przed koniecznością wypłaty z własnych środków odszkodowań w przypadku szkód poniesionych przez osoby trzecie lub podmioty gospodarcze, za które zgodnie z prawem PPL ponosi odpowiedzialność.

gwarancyjną ubezpieczenia. Dla każdego rodzaju biznesu (usług, handlu, przemysłu) jest też na ogół oddzielny taryfikator. Najdroższe są składki dla przemysłu – tutaj różnice w cenie składki mogą sięgać od kilkudziesięciu do nawet kilkuset procent – tłumaczy Marcin Chudy.

Zdradliwe wyłączenia Ale to nie wszystko. Firmy muszą sobie zdawać także sprawę z bardzo licznych wyłączeń odpowiedzialności ubezpieczającego. Na ogół wypłaty odszkodowań nie obejmują szkód, które są następstwem: wojny, aktu terroryzmu, przestępstwa, skażenia radiologicznego, skażenia azbestem lub ołowiem, umyślnego działania lub rażącego niedbalstwa. Z polis tych nie są także wypłacane odszkodowania za uszkodzenia ciał pracowników będących ofiarami skażenia ekologicznego. Janina Majcherczyk zwraca uwagę na jeszcze jeden problem. Ubezpieczyciele nie mają na ogół odpowiednio przygotowanej kadry ani narzędzi, aby szkolić pracowników ubezpieczających się firm na wypadek wystąpienia skażenia ekologicznego, a taki obowiązek na nich ciąży. Z opinią tą zgadza się prof. Graczyk. Jego zdaniem polis od szkód ekologicznych byłoby więcej, gdyby firmy ubezpieczeniowe wyłączyły wyraźnie określone zdarzenia szkód ekologicznych z ubezpieczenia obowiązkowego i jednocześnie stworzyły korzystną ofertę ubezpieczeń dobrowolnych. Do tego potrzebna jest jednak zmiana obowiązujących przepisów prawnych. – Celowe byłoby też przeprowadzenie kampanii informacyjnych, które pokażą korzyści z tytułu takiego ubezpieczania. Wskazane byłyby także umowy reasekuracyjne między firmami – podsumowuje prof. Andrzej Graczyk. Katarzyna Bartman

22

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


www.ekologiairynek.pl

Pakiet Specjalny 100 tys odbiorców ODPOWIEDZIAL

NIE

www.ekologiairynek.pl

Nr 1 15 maja 2012

Suplement miesięcznika

Trudne partnerstwo przy

budowie dróg

Słabnie perspektywa współpracy paƒstwa z prywatnymi inwestoram Dwie strategiczne inwestycje i (PPP) przy budowie autostrad. zostały oraz A2 z Warszawy do Terespola zahamowane. Chodzi o odcinek A1 ze Strykowa do Pyrzowic

Od redaktora

Problemem okazał się spo- złotych) mogą w 2013 r. powstał w sób zaliczenia rządowego latach 2005-2008. stopnieć do jednej czwarZ drugim było gorzej: minister wkładu w PPP do wydatków tej tej kwoty, a część przetransportu budżetowych. odstąpił Przychody targów trzeba od było anulować. umowy z opłat mają przekroczyć i planował budowę W systemie PPP realizowano (50 km) systemem tradypołowę kwoty przekazywane j do tej pory trzy inwestycje. cyjnym, po czym powróprywatnemu partnerowi. A to Pierwszą był odcinek A4 cono do rozmów (8,5 mld zł) według Eurostatu z GTC. (60 km) między Katowicami Rozpoczęte w 2009 r. musiałoby obciążyć dług a Krakowem. Stalexport prajesz- ce zakończono publiczny. w roku cze przez kilka lat po uru- ubiegłym. chomieniu poboru opłat, Także na kolejnej inwestycji TRZY INWEST YCJE prowadził tam remonty. Ko- A2, partnerzy mieli kłopoty lejną drogą była północna z dogadaniem się. Odcinek Pieniądze z UE na lata część A2. Umowę na 1,8 mld z Konina do 2007-2013 na rozwój dróg Nowego Tomyśla euro rząd podpisał ze spółką (150 km) zakończono w praktycznie się skończyły. roku GTC. Fragment z Gdańska Tegoroczne wydatki ( 29 2004. Budowa drugiego mld do Nowych Marz (90 km), (100 km) do Świecka została

rozpoczęta dopiero w 2009 r. Problemem w autostradowych inwestycjach PPP były koszty. Niekorzystną atmosferę podbijały nagłaśniane różnice w cenach za kolejne etapy. Kilometr A1 z Gdańska do Nowych Marz kosztował 5,6 mln euro. Odcinek do Torunia miał być droższy (budowa trzech mostów), ale wskutek poślizgu i wygaśnięcia koncesji cena wzrosła do 11 mln euro.

Myślenie i działanie prośrodowisk owe przestało już być cd. str. 4 domeną działaczy na rzecz zachowania natury. Czy tego chcemy, czy nie, ekologia staje się powszechnym elementem codzienności . Wkracza w nasze życie i je zmienia. Sięgnijmy chociażby po przykłady związane z odrabianiem naszych zaległości w zakresie infrastruktury. Z jednej strony pozytywną stroną tych opóźnień cywilizacyjnyc h jest to, że powstają Rozmowa z Bogdanem Pilchem, prezesem spółki PGE Energia u nas autostrady najbardziej ekologiczne w Europie. Odnawialna Ale z drugiej – większość inwestycji finalizowanych w trybie zamówień publicznych – Jak ocenia Pan Warto pamiętać, że rośnie realizowana jest według kryterium najniższej ceny, koncepcję gospodarki polityki klimatycznej ponieważ kryterium zgody krytyka poczynań Komisji nie będzie uzasadniez naturą będzie obowiązkowe bezemisyjnej, czyli doproPolska ma w 2020 r. Europejskiej w zakresie nia do budowy nowych, dopiero za dwa lata. Zapłacimy wtedy – jako wadzenie do 80-proc. produkować 15 proc. obywatele i podatnicy ochrony klimatu. Zakładabo nawet przy systemie – dodat- redukcji emisji kowo za ich modernizację swojej energii z odnawialCO2 . no, że ma ona spełniać wsparcia, nie będą się one Miesięcznik „Ekologia w Unii do 2050 roku? nych źródeł (OZE). Czy i Rynek” ma ambicję trzy podstawowe zadania opłacać ze względu być fo- –Nie mam na rum dla wszystkich, których zdołamy osiągnąć ten wątpliwości co – bezpieczeństw mało sprzyjające warunki ekologia dotyczy. Forum o dostaw cel? – którego motorem jest do konieczności ochrony dialog i dyskusja, a nie energii, rozwój czystych pogodowe. Oczywiście dekla- klimatu, ale przede macja monologów, odpornych – To realny cel i nie ma wszyst- technologii ważnym na wszelkie argumenźródłem odnawiali konkuren- powodów ty, tych którzy mają inne kim chodzi o to, by Unia do obaw, że go nym interesy i chcą dbać cyjność. A tymczasem będzie też biomasa o nie... Europejska nie To dziś nasze swoiste nie osiągniemy. Choć trzebyła w tym wygląda „być albo nie być”, które i instalacje współspalania na to, że postawio- ba wyma- planie osamotniona, . ga zresztą nie tylko pieniędzy się liczyć z pewnym a dziś no tylko na redukcję Jednak pojawiają na działania proekoloemisji ryzykiem. Jednym się giczne, ale przede wszystkim jest. Tylko wówczas, z głów- wątpliwości gdy CO2 i nowe rewolucyjnych zmian dotyczące technolo- nych źródeł w naszej świadomości działania unijne będą skoreOZE są parki dostaw . Nas – zwykłych obywateli gie. Kwestia utrzymania biomasy, bo skoro i nas lowane z polityką – przedsiębiorców. Chcemy wiatrowe, które choć w osinnych konkurencyjno wpływać na rzeczywistość mamy ją sprowadzać z ści gospo- tatnich zapaństw, uda się osiągnąć głosami opinii publicznej latach rozwijały granicy, i zapraszamy do udziału darki unijnej i zapewnienia np. z innego kontyw tej oczekiwane efekty. debacie. się dynamicznie, to jedTrzeba ciągłości dostaw nentu, to powstają pytania energii nak najlepsze też brać pod uwagę skutki lokalizacje o jej jakość zeszły na dalszy plan. i czy faktycznie wprowadzenia w życie pod tego typu inwestycje idei – W ramach obecnie jest odnawialnym źródłem. Zbigniew Biskupski gospodarki bezemisyjnej. już zostały zarezerwowaobowiązującej unijnej ne. A w innych miejscach cd. str. 4 Odpowiedzialnie z Naturą – suplement

Czas na farmy wiatrowe

nr 3 maj 2012

New Business Look

miesięcznika Ekologia i Rynek publikowany w Rzeczpospolitej, Sekretarz Redakcji: Małgorzata Dyrektor Generalny: Jacek Szczęsny, Byrska, siedziba wydawcy: Red. Naczelny: Zbigniew Biskupski, ul. Kwitnącego Sadu 11, 02-202 Warszawa, tel. (22) 408 64 01, e-mail:biuro@ekorynek.com

nr 3

maj 2012

cena: 9,90 zł

(w tym 5% VAT)

ISSN 2084-8773

Wywiad z Januszem Steinhoffem

Mniej energochłonna gospodarka to prioryte

t

Zielone certyfikaty

RoÊnie popyt na apartamenty i biura przyjazne naturze Zamówienia publiczne

EKOLOGIA i RYNEK

Kryterium ceny ustàpi ekologii www.ekologiairynek.p

l

Budujemy zasięg poprzez współpracę z dziennikiem „Rzeczpospolita”

Pakiet specjalny zapewnia dotarcie do 100 000 odbiorców. Oferta dla klientów: ■ Współpraca redakcyjna na łamach suplementu „Odpowiedzialnie z naturą”, do prenumeraty „Rzeczpospolitej”. Nakład 70 000 egz. ■ Całostronnicowa reklama w miesięczniku Ekologia i Rynek. Nakład 30 000 egz (e-wydanie 20 000) ■ Kampania miesięczna na www.ekologiairynek.pl (boczny rectangle) Zapraszamy do współpracy. Biuro Reklamy Ekologia i Rynek, ul. Kwitnącego Sadu 11, 02-202 Warszawa, tel.: 22 408 64 01, biuro@ekorynek.com


Finanse i Prawo

Kontrowersyjna

opłata za śmieci

Źródło Fotolia.pl

Nowa danina publiczna – opłata za gospodarowanie odpadami komunalnymi stanowi kluczowy element wdra˝anej od poczàtku roku reformy. Zasady, na jakich ma funkcjonowaç ta opłata, wywołujà rozbie˝ne opinie zwłaszcza wÊród samorzàdowców 24

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Finanse i Prawo

Do 30 czerwca 2013 roku gminy są zobowiązane do wdrożenia rozwiązań wynikających z nowelizacji ustawy z 1 września 1996 r. o utrzymaniu porządku i czystości w gminach (Dz.U. z 2005 r., nr 236, poz. 2008 – dalej ustawa). W szczególności dotyczy to przyjęcia uchwały regulującej opłatę za gospodarowanie odpadami. Jest to kluczowy element reformy, a przyjęte rozwiązania budzą liczne pytania i wątpliwości. Są one na tyle istotne, że do Trybunału Konstytucyjnego (TK) został skierowany wniosek Miasta Świdnik o zbadanie zgodności z konstytucją rozwiązań odnoszących się do tej opłaty. Przepisy prawnodaninowe powinny bowiem określać kto płaci daną daninę, jakie zjawiska życia społecznego powinny być objęte zakresem obciążenia, w jakiej wysokości powinna być uiszczana, kiedy i w jaki sposób powinno nastąpić przesunięcie środków pieniężnych od podmiotu zobowiązanego na rzecz podmiotu będącego wierzycielem z tytułu danej daniny.

Podmiot opłaty Ustawa określając podmioty zobowiązane do ponoszenia opłaty posługuje się pojęciem „właściciela”. Pojęcie to musi być wykładane dokładnie ze słowniczkiem ustawowym. Zgodnie z art. 2 ust.1 pkt 4 ustawy, przez właściciela nieruchomości rozumie się także współwłaścicieli, użytkowników wieczystych oraz jednostki organizacyjne i osoby posiadające nieruchomości w zarządzie lub użytkowaniu, a także inne podmioty władające nieruchomością. We wniosku skierowanym do TK zostało podniesione, że zakres podmiotowy ustawy nasuwa wątpliwości. Ich źródłem jest nieuwzględnienie specyfiki spółdzielni mieszkaniowych i wspólnot, które mieszczą się

w ustawowym pojęciu „właścicieli nieruchomości”. Odnoszą się do nich zatem wynikające z ustawy obowiązki obciążające właścicieli nieruchomości. Jednak, spółdzielnie i wspólnoty będą występowały jako inkasenci tej opłaty, a ciężar opłaty będzie spoczywał na mieszkańcach. Zdaniem wnioskodawcy w obecnym stanie prawnym brak jest regulacji, która pozwalałaby radzie gminy na określenie inkasentów, jak też wysokości opłaty inkaso. Z takim stanowiskiem nie zgodził się Trybunał. Wydając 14 lutego 2012 r. postanowienie (sygn. akt Tw 24/11) o częściowej odmowie nadania dalszego biegu wnioskowi, wskazał m.in, że zarzut w powyższym zakresie nie może się ostać, albowiem ustawodawca przewidział wprost, że do opłaty za gospodarowanie odpadami stosuje się przepisy Ordynacji podatkowej. Tak ukształtowany zakres podmiotowy opłaty pozwala na stwierdzenie, że ma ona realizować zasadę „zanieczyszczający płaci”.

Konstrukcja opłaty Przedmiotem omawianej opłaty są odpady komunalne. Ten rodzaj daniny ma stanowić ze strony podmiotów zobowiązanych, świadczenie ekwiwalentne w stosunku do usługi wykonywanej przez gminę, a polegającej na kompleksowym zagospodarowaniu odpadów. Uszczegółowienie ma nastąpić poprzez wybór jednej z podstaw opłaty, która ma odzwierciedlać ilość wywożonych odpadów. Zgodnie z nowelizacją opłata za gospodarowanie odpadami powstającymi na nieruchomościach zamieszkanych może stanowić iloczyn: 1) liczby mieszkańców zamieszkujących daną nieruchomość, albo 2) ilości zużytej wody z danej nieruchomości, albo 3) powierzchni lokalu mieszkalnego – oraz stawki opłaty ustalonej określonej w uchwale.

Gminy mają możliwość określenia dwóch elementów decydujących o wysokości opłaty. Nazwijmy pierwszy z tych elementów podstawą opłaty, a drugi stawką opłaty. Zostały dopuszczone trzy podstawy: ilość mieszkańców nieruchomości razy stawka opłaty; ilość zużytej wody razy stawka opłaty; powierzchnia nieruchomości razy stawka opłaty. Nie może być to system mieszany. Podstawy te nie są precyzyjne i mogą budzić wątpliwości. Cóż oznacza ilość zużytej wody? Czy chodzi o wodę w ogóle, czy tylko zimną?

Opłata mieszkańców Podstawa opłaty dotycząca ilości mieszkańców wymaga nie tylko zebrania deklaracji, ale i ich uaktualniania, gdyż wielkości zadeklarowane mogą odbiegać od rzeczywistych. Najbardziej uchwytna jest podstawa nawiązująca do powierzchni lokalu. Jednak i ona może prowadzić do wypaczeń. Na przykład gdy okaże się, że jedna osobna zamieszkująca w mieszkaniu o pow.70 mkw. będzie płaciła więcej, niż czteroosobowa rodzina w mieszkaniu o pow. 60 mkw. Każda z podstaw ma swoje wady, dlatego pożyteczne mogą być konsultacje z wydziałami geodezji, ewidencji ludności, czy wodociągów. Rada gminy może też uchwalić jedną stawkę opłaty od gospodarstwa domowego. To rozwiązanie wydaje się najprostsze, ale najmniej sprawiedliwe i najdalsze od odzwierciedlenia rzeczywistej ilości wytwarzanych odpadów.

Opłata od lokali użytkowych W przypadku nieruchomości niezamieszkanych, opłata ma stanowić iloczyn liczby pojemników z odpadami powstałymi na danej nieruchomości oraz stawki opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi, uchwalonej przez gminę.

25

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Źródło Fotolia.pl

Finanse i Prawo

W ustawie przewidziane są również rozwiązania dla nieruchomości, które są tylko częściowo zamieszkane. Zasadą jest, że wówczas opłatę stanowić będzie suma opłat obliczonych oddzielnie dla części zamieszkanej i niezamieszkanej. Rada gminy może też podjąć uchwałę stanowiącą akt prawa miejscowego, na mocy której ustali sposób obliczania opłaty na terenie tych nieruchomości w sposób jednolity, w jednym z wariantów właściwych dla nieruchomości zamieszkanych (w zależności od zużytej wody, powierzchni nieruchomości), albo przyjmując jedną stawkę, albo w zależności od ilości pojemników z odpadami. Podstawa obliczania opłaty, mająca odzwierciedlać ilość powstających

26

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

odpadów, jest zagadnieniem na tyle ważnym, że było ono przedmiotem rozstrzygnięcia również przez Europejski Trybunał Sprawiedliwości (ETS) w sprawie C-254/08. ETS wskazał, że częstokroć istnieją trudności, aby określić objętość odpadów komunalnych przekazanych przez „posiadaczy” do punktu zbierania. Stąd odwołanie do kryteriów opartych z jednej strony − na zdolności wytwarzania odpadów przez ich posiadaczy, obliczanej w stosunku do powierzchni nieruchomości, którą zajmują i jej przeznaczenia, lub z drugiej strony − na rodzaju wytworzonych odpadów. Pozwala to na obliczenie kosztów unieszkodliwiania odpadów i ich podział pomiędzy różnymi posiadaczami, ponieważ oba te parametry mogą bezpośrednio wpływać na kwotę przywołanych kosztów. Z tego punktu widzenia przepisy krajowe przewidujące w celu finansowania gospodarki odpadami komunalnymi i ich unieszkodliwiania podatek obliczany na podstawie oceny objętości odpadów potencjalnie wytwarzanych, a nie na podstawie ilości rzeczywiście wytworzonych i przekazanych do punktu zbierania, nie mogą być uznane w świetle obowiązującego prawa wspólnotowego za sprzeczne z art. 15 lit. a) dyrektywy 2006/12/WE. Po drugie zasada „zanieczyszczający płaci” nie stoi na przeszkodzie temu, by państwa członkowskie UE dostosowały, w zależności od kategorii określonych użytkowników i wedle właściwej im zdolności wytwarzania odpadów, udziału każdej z tych kategorii w ponoszeniu całkowitego kosztu koniecznego do finansowania systemu gospodarki odpadami komunalnymi i ich unieszkodliwiania. W tym zakresie, zdaniem ETS, należy stwierdzić, że przeprowadzone w celu obliczenia podatku od unieszkodliwiania odpadów rozróżnienie pomiędzy kategoriami użytkowników

usług zbierania i unieszkodliwiania odpadów komunalnych […] może być właściwe dla osiągnięcia celu finansowania tych usług. Różnica podatkowa wprowadzona w ten sposób nie może wykraczać poza zakres konieczny dla osiągnięcia celu finansowania, a zgodnie z obowiązującym prawem UE właściwe władze krajowe dysponują znacznym zakresem uznania jeśli chodzi o określenie szczególnych sposobów obliczania tego rodzaju podatku.

Stawka opłaty Drugim elementem, który będzie decydował o wysokości opłaty za gospodarowanie odpadami będzie stawka opłaty. Rada gminy, ustalając wysokość opłaty ma wziąć pod uwagę następujące czynniki: 1) liczbę mieszkańców zamieszkujących daną gminę, 2) ilość wytwarzanych na terenie gminy odpadów komunalnych, 3) koszty funkcjonowania systemu gospodarowania odpadami komunalnymi, 4) przypadki, w których właściciele nieruchomości wytwarzają odpady nieregularnie, w szczególności to, że na niektórych nieruchomościach odpady komunalne powstają sezonowo. Z kolei na koszty funkcjonowania systemu gospodarowania odpadami składają się: 1) koszty odbierania, transportu, zbierania, odzysku i unieszkodliwiania odpadów komunalnych, 2) t worzenia i utrzymania punktów selektywnego zbierania odpadów komunalnych, 3) o bsługi administracyjnej tego systemu. Gmina przed podjęciem uchwały określającej wysokość stawki opłaty powinna podjąć prace nad ustaleniem kosztów funkcjonowania


Finanse i Prawo

systemu. Pomogą one zapobiec ich niedoszacowaniu, ale i przeszacowaniu. W pierwszym przypadku gmina byłaby zmuszona dopłacić do systemu, w drugim może się spotkać z oporem społecznym ze względu na zbyt wysoką opłatę. Opór ten może przybrać formy prawne (zaskarżenie uchwały), a także formy faktyczne – unikanie płacenia opłaty za gospodarowanie odpadami. Ustawodawca przewiduje, że rada gminy określi niższe stawki opłaty, jeżeli odpady komunalne są zbierane i odbierane w sposób selektywny. To obniżenie stawki powinno pozostawać w proporcji do tego, o ile koszty zagospodarowania odpadów posegregowanych przez ich wytwórców są niższe w stosunku do odpadów, które takiemu procesowi nie zostały poddane. Wniosek złożony do TK kwestionuje też zgodność przyjętych rozwiązań odnoszących się do stawki opłaty z art. 168 w związku z artykułami 2, 84 i 217 konstytucji. Zgodnie z treścią art. 168 konstytucji jednostki samorządu terytorialnego mają prawo ustalania wysokości podatków i opłat lokalnych w zakresie określonym w ustawie. Z art. 84 oraz 217 konstytucji wyprowadza się wniosek, że wszystkie podstawowe elementy konstrukcyjne daniny publicznej, w tym i stawki daniny powinny być określone w akcie rangi ustawowej. Zarzut wnioskodawcy opiera się na twierdzeniu, że w ustawie nie zostały określone w sposób precyzyjny granice wysokości opłaty, zaś wymienione czynniki, które rada gminy winna brać pod uwagę przy ustalaniu stawki nie pozwalają na wyznaczenie górnej granicy wysokości. Z treści postanowienia TK z 14 lutego 2012 r., w którym częściowo odmówił on nadania sprawie dalszego biegu wynika, że Trybunał będzie dalej procedował w zakresie odpowiedzi na pytanie, czy rozwiązania

dotyczące określania stawki opłaty pozostają w zgodzie z konstytucją. Rozstrzygnięcie Trybunału będzie miało znaczenie dla funkcjonowania całego systemu.

Deklaracja o opłatach Opłata za gospodarowanie odpadami będzie pobierana na podstawie ustalonej przez gminę podstawy i stawki oraz na podstawie deklaracji składanej przez mieszkańców. Właściciel jest obowiązany złożyć do wójta, burmistrza lub prezydenta miasta deklarację o wysokości opłaty w terminie 14 dni od zamieszkania w danej nieruchomości pierwszego mieszkańca lub powstania odpadów. W przypadku zmiany danych właściciel jest obowiązany złożyć nową deklarację, w terminie 14 dni od dnia zmiany. Opłatę w zmienionej wysokości uiszcza się za miesiąc, w którym nastąpiła zmiana. Ustawa stanowi, że rada gminy uwzględniając konieczność zapewnienia prawidłowego obliczenia wysokości opłaty, określi w drodze uchwały stanowiącej akt prawa miejscowego, jej wzór. Musi on obejmować objaśnienia dotyczące sposobu wypełnienia oraz pouczenie, że deklaracja stanowi podstawę do wystawienia tytułu wykonawczego. Uchwała ma zawierać także informację o terminach i miejscu składania. Ustawodawca nie rozstrzygnął, jakie elementy mają być zawarte w deklaracji, ma ona tylko zapewnić prawidłowe obliczenie wysokości opłaty. W razie niezłożenia deklaracji albo wystąpienia uzasadnionych wątpliwości co do danych w niej zawartych wójt, burmistrz lub prezydent miasta określa w drodze decyzji wysokość opłaty, biorąc pod uwagę uzasadnione szacunki, w tym średnią ilość odpadów powstających na nieruchomościach o podobnym charakterze.

Ustawodawca przewidział wprost, ˝e do opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi stosuje si´ przepisy Ordynacji podatkowej.

Uiszczanie opłat Ustawa wskazuje, że właściciele są obowiązani ponosić na rzecz gminy, na terenie której są położone ich nieruchomości, opłatę za gospodarowanie odpadami. W przypadku zamieszkanych - powstaje on za każdy miesiąc, w którym na nieruchomości zamieszkuje mieszkaniec. A w przypadku innych – za każdy miesiąc, w którym powstały odpady. Rada gminy jest upoważniona określić w drodze uchwały stanowiącej akt prawa miejscowego termin, częstotliwość i tryb uiszczania opłaty biorąc pod uwagę warunki miejscowe. W razie stwierdzenia, że właściciel nieruchomości nie uiścił opłaty albo uiścił w wysokości niższej od należnej, wójt, burmistrz lub prezydent miasta określa w drodze decyzji wysokość tych zaległości z tytułu opłaty. W sprawach dotyczących opłat za gospodarowanie odpadami komunalnymi stosuje się przepisy ustawy z 29 sierpnia 1997 r. – Ordynacja podatkowa, z tym że uprawnienia organów podatkowych przysługują wójtowi, burmistrzowi lub prezydentowi miasta. dr Bartosz Draniewicz Kancelaria Prawa Gospodarczego i Ekologicznego w Warszawie

27

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Finanse i Prawo

Sejm skomplikował

funkcjonowanie gmin Rozmowa ze Zbyszko Wiznerem, partnerem zarzàdzajàcym w kancelarii prawnej Sołtysiƒski Kawecki & Szl´zak

28

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

zawartą w dyrektywie 2008/98/ WE, kładącej nacisk na cel tej selektywności w postaci ułatwienia specyficznego przetwarzania. Cały problem z instalacjami regionalnymi powstał przecież na etapie prac w sejmie. Jeszcze w kwietniu 2011 r. projekt przewidywał zupełnie inną definicję. Dopiero poseł Sławomir Biernacki (PO), na posiedzeniu komisji 11 maja 2011 r., zaproponował poprawkę nadającą aktualne brzmienie. – Z analizy dokumentów wynika, iż zabrakło w pracach sejmowych udziału organizacji gmin, zwłaszcza

Źródło Kancelaria

– Jakie skutki prawne i finansowe dla samorządów przyniosło wprowadzenie do nowej ustawy o utrzymaniu porządku i czystości w gminach zapisu, że instalacjami regionalnymi mogą być tylko te obsługujące więcej niż 120 tys. mieszkańców? – Pojęcie instalacji regionalnych zawarte jest w ustawie o odpadach, choć zostało tam wprowadzone nowelizacją ustawy o utrzymaniu czystości w gminach. Przyjęte w definicji kryterium odwołujące się do ilości mieszkańców nie uwzględnia wielkości gmin. Średnia wynosi 15,2 tys. osób, choć po odliczeniu miast jest w rzeczywistości mniejsza. Ustawodawca, wskazując graniczną minimalną ilość mieszkańców dla powstania regionalnej instalacji, miał zapewne na uwadze zagwarantowanie opłacalności poprzez zapewnienie odpowiedniego strumienia odpadów. Przyjęte kryterium jest wątpliwe także pod względem ekologicznym, gdyż sam transport odpadów, często na odległość kilkudziesięciu kilometrów, oprócz kosztów generuje dodatkowy ruch i emisję gazów cieplarnianych, zużycie pojazdów, a zatem dodatkowe odpady i zanieczyszczenia. Kwestii tych nie regulują przepisy unijne, więc pozostawały one do uznania danego kraju. Sama nowelizacja, niestety, nie koresponduje także z przepisami UE. Można wskazać definicję selektywnego zbierania, w której pominięto istotę tego pojęcia,

Zasady uczciwej konkurencji ustąpiły domniemanym nakazom natury ekologicznej.

związków gmin. A przecież ich interesy i np. dużych miast zrzeszonych w Związku Miast Polskich są zupełnie inne. – Odnosząc się do samego brzmienia definicji regionalnej instalacji, trzeba dla porządku wskazać, iż nie obejmuje ona przetwarzania selektywnie zbieranych odpadów komunalnych. Wydaje się, iż może to być kluczem do ewentualnych rozważań, czy nie jest to jakaś furtka dla istniejących instalacji. Jak wynika z art. 9e ustawy o utrzymaniu czystości w gminach, obowiązek przekazywania odpadów do instalacji regionalnej nie dotyczy selektywnie zebranych odpadów, w tym także odpadów zielonych, gdyż także i one traktowane są jako komunalne. Nie można także pomijać wynikającego z ustawy nakazu tzw. bliskości, czyli wymogu odzysku lub unieszkodliwiania odpadów w miejscu ich wytwarzania. Wiele lokalnych instalacji jest właśnie ukierunkowanych na przetwarzanie selektywnie zebranych odpadów. Problem dotyczy więc lokalnych instalacji zajmujących się przetwarzaniem odpadów innych niż selektywnie zebrane odpady komunalne. Przykładem jest instalacja w Warcie Bolesławieckiej ( woj. dolnośląskie) zajmująca się także przetwarzaniem biologiczno-chemicznym odpadów zmieszanych. Można sobie oczywiście wyobrazić, w świetle zawartych w ustawie o ochronie środowiska definicji instalacji i zakładu, iż mogą powstać regionalne instalacje „rozproszone”,


Finanse i Prawo

w którychj skład wchodziłyby mniejsze instalacje. Choć wydaje mi się, iż byłoby to nadużyciem. Obecne brzmienie przepisów powoduje ten skutek, iż istniejące lokalne instalacje nie będą pełniły swojej założonej funkcji, a ich właściciele staną przed koniecznością podjęcia decyzji o ograniczeniu lub zamknięciu działalności, ewentualnie zmianie jej zakresu. Konsekwencje tej decyzji poniosą właśnie same gminy, wobec zagrożenia zakazem wykonywania działalności w zakresie zbierania odpadów przez gminne jednostki organizacyjne. Tu powstaje problem, kto w takim razie będzie odbierał odpady komunalne, skoro jest to obowiązek gminy. – Właśnie, kto będzie odpowiadał finansowo, jeśli małe instalacje, obsługujące kilka tysięcy mieszkańców, które nie będą uwzględniane przez marszałków w planach regionalnych i będą zamykane lub utrzymywane jako zastępcze? Niektóre z tych inwestycji były współfinansowane ze środków unijnych i pożyczek z NFOŚiGW. Czy włodarze tych obiektów – gminy, spółki komunalne itd., będą musieli teraz zwracać te pieniądze? Istnieje przecież realne zagrożenie, że instalacje nie będą spełniać wymogów środowiskowych do których zobowiązali się inwestorzy? – Kwestia dofinansowania jest zawsze regulowana zawartą umową, zatem każdorazowo gmina powinna szczegółowo przeanalizować jej postanowienia. Zmiana ustawodawstwa jest okolicznością niezależną od woli stron i może być traktowana jako okoliczność wyłączająca odpowiedzialność gminy wobec podmiotu finansującego. Nie zdziwiłbym się, gdyby np. NFOŚiGW lub nawet Unia Europejska zwróciły się do rządu o zmianę regulacji, gdyż to właśnie ich pieniądze zostaną zmarnowane. Zatem opisany scenariusz zwrotu środków może być ostatecznością w sytuacji, w której sama zawarta umowa o dofinansowanie oraz regulacje prawne okażą się niewystarczające.

– Czy wprowadzenie do ustawy przepisu ograniczającego instalacje regionalne tylko do dużych instalacji nie jest złamaniem zasad uczciwej konkurencji, wolnego rynku i zapewnienia inwestorom trwałości obrotu? – Domyślam się, iż istotnym celem wprowadzenia tej regulacji było zapewnienie jak najpełniejszego przetwarzania odpadów. Jest to możliwe przy zastosowaniu odpowiednich technologii, mających tę właściwość, iż warunkiem ich stosowania, zwłaszcza zasadności ekonomicznej, jest odpowiednio duży strumień odpadów. Przykładem są tu spalarnie, które technologicznie wymagają odpowiednich ilości w odpowiednim rytmie. Tym samym zasady uczciwej konkurencji ustąpiły domniemanym nakazom natury ekologicznej. Ponieważ przedmiotowa materia jest regulowana jedynie ogólnie przez przepisy prawa europejskiego, nie widziałbym tu wyraźnej podstawy do stwierdzenia sprzeczności, choć taka sprzeczność może występować w zakresie celów regulacji europejskiej. Niemniej jednak, każda nowowprowadzana regulacja powinna przewidywać okres dostosowawczy, regulowany przepisami intertemporalnymi. Nie powinna zaskakiwać negatywnymi skutkami, stąd wprowadza się tzw. vacatio legis. Jest to wymóg wynikający z konstytucji i zawartej w niej zasady państwa prawa, której częścią jest zasada zaufania do państwa. Jak wynika z orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego, adresat danej regulacji musi mieć zapewniony odpowiedni czas na dostosowanie się do zmienionych regulacji i na bezpieczne podjęcie odpowiednich decyzji co do dalszego postępowania. W tym kontekście zalecałbym rozważenie zaskarżenia nowej regulacji do Trybunału Konstytucyjnego, jako sprzecznej właśnie z zasadą państwa prawa. – Kto powinien ponosić konsekwencje finansowe tych zmian prawnych? Skarb Państwa?

– Przepisy prawa przewidują odpowiedzialność państwa za szkodę spowodowaną wydaniem aktu normatywnego np. ustawy. W tym wypadku został on wydany przez sejm. Warunkiem tej odpowiedzialności jest jednakże właśnie stwierdzenie niezgodności danej regulacji z konstytucją. Każdorazowo zobowiązanym do naprawienia szkody będzie Skarb Państwa, reprezentowany w tym przypadku przez marszałka sejmu. Ponieważ droga do takiego odszkodowania jest trudna, konieczne jest podjęcie działań przez związki gmin lub same gminy, mających na celu zmianę tych regulacji, choćby poprzez przedłużenie możliwości funkcjonowania lokalnych instalacji. – Jakie skutki ekologiczne i środowiskowe przyniesie wyłączenie w kraju tylu niewielkich instalacji odpadowych? Wiele z nich jest dobrze zorganizowanych i przynoszą bardzo często znaczące korzyści ekonomiczne oraz zapewniają wymierne efekty ekologiczne. – Pierwszym skutkiem będzie zanieczyszczenie środowiska wskutek zwiększonego transportu odpadów do instalacji regionalnych. Same instalacje po ich wyłączeniu będą bądź sprzedane, bądź będą niszczały stając się same odpadami, po części niebezpiecznymi. Gminy będą ponosić zwiększone wydatki związane z transportem i przetwarzaniem odpadów w instalacjach regionalnych. Jednocześnie będą musiały ponosić koszty istniejących urządzeń własnych, choć niewykorzystywanych, co będzie się przekładać na ceny odbioru śmieci, jakie będą płacili wszyscy mieszkańcy gminy. Stąd prosta droga do wyrzucania śmieci do lasu bądź innych podobnych „sposobów” gospodarki odpadami. Rozmawiała Katarzyna Bartman Zbyszko Wizner jest partnerem zarządzającym w kancelarii prawnej Sołtysiński Kawecki & Szlęzak. Specjalizuje się w prawie ochrony środowiska, prawie pomocy publicznej oraz projektach infrastrukturalnych.

29

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Przemysł | Energetyka

Czas na farmy wiatrowe Rozmowa z Bogdanem Pilchem, prezesem spółki PGE Energia Odnawialna – Jak ocenia Pan koncepcję gospodarki bezemisyjnej, czyli doprowadzenie do 80-proc. redukcji emisji CO2 w Unii do 2050 roku? – Przede wszystkim chodzi o to, by UE nie była w tym planie osamotniona. Tylko gdy działania będą skorelowane z innymi państwami, uda się osiągnąć oczekiwane efekty. Obecnie rośnie krytyka poczynań KE w zakresie ochrony klimatu. Zakładano, że ma ona spełniać trzy zadania – bezpieczeństwo dostaw energii, rozwój czystych technologii i konkurencyjność. A postawiono tylko na redukcję emisji CO2 i nowe technologie.

Źródło: PGE

– Polska ma w 2020 r. produkować 15 proc. energii z odnawialnych

Wydaje się, że kwestia utrzymania konkurencyjności gospodarki unijnej i zapewnienia ciągłości dostaw energii zeszły na dalszy plan.

30

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

źródeł (OZE). Czy zdołamy osiągnąć ten cel? – To realny cel, choć trzeba się liczyć z ryzykiem. Jednym z głównych źródeł OZE są parki wiatrowe, które rozwijają się i najlepsze lokalizacje już zostały zarezerwowane. A w innych miejscach nie będzie uzasadnienia do budowy, bo nie będą się opłacać ze względu na warunki pogodowe. Ważna będzie też biomasa, ale jeśli mamy ją sprowadzać z innego kontynentu, to powstają pytania o jakość i czy jest odnawialnym źródłem. – Wydaje się, że główne znaczenie mają jednak lądowe parki wiatrowe. Szanse wzrostu na dużą skalę morskich farm wiatrowych czy elektrowni słonecznych są ograniczone. – Można spodziewać się, że powstanie wiele lądowych farm wiatrowych. Firmy je realizujące mają umowy przyłączeniowe i decyzje środowiskowe. To kilka tysięcy megawatów mocy. Natomiast biogaz czy fotowoltaika będą uzupełniające. Ich moc to setki megawatów. Zgodnie ze Strategią PGE, planujemy uruchomienie farm wiatrowych na morzu do 2020 roku. Jest kilkadziesiąt zainteresowanych firm. Złożyły one aplikacje na budowę sztucznych wysp na Bałtyku, na których mają być wiatraki. Minister transportu, budownictwa i gospodarki morskiej wydał 16 kwietnia 2012 r. decyzje o udzieleniu pozwoleń

w zakresie wznoszenia i wykorzystywania sztucznych wysp, konstrukcji i urządzeń w polskich obszarach morskich. Dotyczą one trzech lokalizacji morskich farm wiatrowych, o które wnioskowały spółki z GK PGE. – Na ile nowe prawo może poprawić warunki realizacji inwestycji? Minister gospodarki przygotował skorygowaną wersję ustawy o OZE. Jeśli parlament przyjmie ją jesienią, to wejdzie w życie od 2013 roku. – Nowa ustawa zapewni stabilną i przewidywalną regulację. Bez tego ryzyko jest tak duże, że mogłoby wstrzymywać projekty. W nowej wersji ustawa uwzględnia uwagi zgłoszone przez firmy i organizacje, m.in. obowiązek odkupienia energii z OZE, system wsparcia i określony współczynnik korygujący na 15 lat. To umożliwia przygotowanie biznesplanów i ocenę ekonomiki inwestycji. – PGE ma ambitny plan rozwoju. Które cele są najważniejsze? – Główny nacisk kładziemy na rozwój farm wiatrowych – lądowych i morskich. Około 2015-2016 r. chcemy, by ich moce wytwórcze sięgały 1000 MW, przy założeniu że część projektów kupimy. Utrzymamy też potencjał elektrowni wodnych oraz zbudujemy biogazownie. Rozmawiała Agnieszka Łakoma


FEDERACJA BRANśOWYCH ZWIĄZKÓW PRODUCENTÓW ROLNYCH


Przemysł | Budownictwo

Docieplenie

czy nowe ocieplenie Pierwsze ocieplenia Êcian zewn´trznych budynków styropianem przeprowadzano w Polsce na poczàtku lat 90-tych. DziÊ te pionierskie projekty toczà nierównà walk´ z czasem, pogodà i nowymi technologiami. Wielu właÊcicieli decyduje si´ na nowo ocieplaç budynki, jednak coraz wi´kszà popularnoÊç zdobywa technologia docieplania Êcian Już od dwudziestu lat na naszych osiedlach szaleje styropianowa zamieć, przykrywając drogi i trawniki cienką warstwą polistyrenowych granulek. Ocieplanie ścian zewnętrznych znacząco obniża koszty ogrzewania, poprawia komfort cieplny i estetykę elewacji, hamuje dekapitalizację budynków, a przede wszystkim – ogranicza emisję gazów cieplarnianych.

Źródło Fotolia.pl

Lekko lub ciężko

32

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

Właśnie styropian zyskał największą popularność w ocieplaniu ścian, stając się podstawowym materiałem systemu zwanego „metodą lekką mokrą”, polegającą na przyklejeniu do muru warstwy izolacji, pokryciu jej siatką z włókna szklanego, a następnie tynkiem cienkowarstwowym. O lekkości w nazwie stanowi niewielki ciężar warstwy ocieplenia, który wraz z tynkiem wynosi 10-30 kg/mkw. Na początku XXI w. metoda lekka zyskała miano Bezspoinowego Systemu Ocieplania (BSO), a w roku 2009 doczekała się europejskiego miana ETICS (External Thermal Insulation Composite System) i regulacji zapisanej w polskiej instrukcji ITB 447/2009.

Ponieważ 20 lat temu energia była tańsza, a ceny styropianu wyższe, pierwsze ocieplenia były wykonywane płytami o grubości 5-8 cm. Dziś za standard uchodzi 12-centymetrowa warstwa styropianu. Stare ocieplenia były wykonywane z użyciem mniej zaawansowanych technologicznie materiałów i urządzeń, a większość elewacji zdążyła się dorobić pęknięć, odprysków oraz warstwy brudu i glonów. Jeśli dodać do tego zaostrzone od kwietnia 1998 r. wymagania dotyczące izolacyjności cieplnej ścian zewnętrznych, trudno dziwić się dylematowi, przed jakim stają właściciele: usuwać stare ocieplenie i kłaść je na nowo, czy może uzupełniać istniejący system o kolejną warstwę?

Docieplanie dla każdego Docieplanie jest możliwe w większości przypadków, jednak decyzję o inwestycji powinna podjąć osoba posiadająca uprawnienia budowlane (rzeczoznawca lub projektant). Także badanie starej warstwy powinien przeprowadzić fachowiec. Przed podjęciem decyzji konieczna jest szczegółowa inwentaryzacja starego


Przemysł | Budownictwo

systemu oraz podłoża, czyli analiza dokumentacji. Na podstawie projektu technicznego, dziennika budowy czy notatek z budowy, można ustalić składniki systemu oraz ustalić jego klasyfikację ogniową. Najbardziej istotnym jest sposób mechanicznego mocowania systemu (liczba, rodzaj i rozmieszczenie łączników). W kolejnym etapie należy wykonać odkrycie przekroju, czyli tzw. odkrywki, w kilku miejscach różniących się ekspozycją i geometrią. Warunkiem niezbędnym do efektywnego przeprowadzenia ponownego ocieplenia na już istniejącym jest przygotowanie projektu przez profesjonalistę. Należy zastosować system posiadający Aprobatę Techniczną (AT), w której zawarto możliwość wykorzystywania go jako drugiego układu termoizolacyjnego. Jeśli istniejące ocieplenie jest w złym stanie, nie spełnia wymagań formalnych zawartych w AT i wytycznych producenta systemu, trzeba go usunąć i wykonać nowe, z użyciem materiału o niższym współczynniku przewodzenia ciepła.

Za swoje i cudze Wykonanie ocieplenia, choć przynosi wymierne efekty finansowe, może pochłonąć niemałe kwoty. Jednak należy ono do działań

termomodernizacyjnych i może zostać wsparte przez państwo lub agendy UE. Najbardziej popularna jest premia termomodernizacyjna z Funduszu Termomodernizacji i Remontów, wypłacana ze środków Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK). Wysokość dotacji wynosi 20 proc. kredytu zaciągniętego na to przedsięwzięcie, jednak nie może przekroczyć 16 proc. wszystkich kosztów poniesionych na realizację, ani dwukrotności przewidywanych rocznych oszczędności energii. Minusem jest fakt, że wsparcie to jest udzielane wyłącznie inwestorom, którzy na te prace zaciągnęli kredyt, a wniosek o premię musi poprzedzić wykonanie audytu energetycznego lub remontowego. W budżecie państwa na rok 2012 zapisano na tę formę wsparcia 180 mln złotych. Na pomoc mogą liczyć także właściciele budynków z mieszkaniami na wynajem, jeśli (ustalona w czasach PRL) wysokość czynszu nie zapewniała utrzymania budynku w stanie niepogorszonym. W tym przypadku nie trzeba zaciągać kredytu, należy jednak zdecydować się na odnowienie budynku wielorodzinnego (lub jednorodzinnego z przynajmniej jednym lokalem kwaterunkowym) i złożyć wniosek do BGK.

Przeprowadzając termomodernizację w budynkach wielorodzinnych można uzyskać także wsparcie Regionalnych Programów Operacyjnych UE, które dofinansowują tzw. obszary kryzysowe, a więc tereny głównie poprzemysłowe i powojskowe, szczególnie zagrożone m.in. ubóstwem, bezrobociem, przestępczością czy degradacją środowiska.

Bez złotego środka Wykonanie ponownego ocieplenia na warstwie istniejącej może zostać przeprowadzone wyłącznie wtedy, gdy pozwala na to stan techniczny podłoża. Zrezygnować z renowacji należy także wtedy, jeśli kolejna warstwa styropianu znacząco zmieniłaby geometrię budynku, np. ograniczając dostęp światła. W przypadku budynków z wielkiej płyty obie opcje – zarówno renowacja, jak i wymiana ocieplenia na nowe – umożliwiają wzmocnienie trójwarstwowej płyty żelbetowej, dodatkowo łącząc płyty osłonowe z płytami nośnymi. Należy także pamiętać, że wykonanie ocieplenia na wiele lat zamyka dostęp do konstrukcji ścian od zewnątrz, a więc przy szacowaniu wytrzymałości łączników należy wziąć po uwagę odpowiednio długi okres. Tomasz Cudowski

Rodzaje termomodernizacji Przedsięwzięcia termomodernizacyjne – są to działania, których przedmiotem jest: 1) ulepszenie, w wyniku którego następuje zmniejszenie zapotrzebowania na energię dostarczaną na potrzeby ogrzewania i podgrzewania wody użytkowej oraz ogrzewania do budynków mieszkalnych, budynków zbiorowego zamieszkania oraz budynków stanowiących własność jednostek samorządu terytorialnego służących do wykonywania przez nie zadań publicznych; 2) ulepszenie, w wyniku którego następuje zmniejszenie strat energii pierwotnej w lokalnych sieciach ciepłowniczych oraz zasilających je lokalnych źródłach ciepła, jeżeli budynki, do których dostarczana jest z tych sieci energia, spełniają wymagania w zakresie oszczędności energii, określone w przepisach prawa budowlanego, lub zostały podjęte działania mające na celu zmniejszenie zużycia energii dostarczanej do tych budynków; 3) w ykonanie przyłącza technicznego do scentralizowanego źródła ciepła, w związku z likwidacją lokalnego źródła ciepła, w wyniku czego następuje zmniejszenie kosztów pozyskania ciepła dostarczanego do budynków mieszkalnych, budynków zbiorowego zamieszkania oraz budynków stanowiących własność jednostek samorządu terytorialnego służących do wykonywania przez nie zadań publicznych; 4) całkowita lub częściowa zamiana źródeł energii na źródła odnawialne lub zastosowanie wysokosprawnej kogeneracji. Ustawa z 21 listopada 2008 r. o wspieraniu termomodernizacji i remontów (Dz.U. nr 223, poz. 1459 z poźn.zm.)

33

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Ekologiczna Źródło Fotolia.pl

pułapka węglowa


Przemysł | Górnictwo

Ujawnione w połowie kwietnia ustalenia Najwy˝szej Izby Kontroli (NIK) sà zatrwa˝ajàce: dwie spoÊród siedmiu skontrolowanych przez inspektorów kopalƒ prowadziły nielegalnà eksploatacj´. W dodatku, na proceder ten przymykał oko nadzorujàcy kopalnie - Okr´gowy Urzàd Górniczy w Gliwicach Koszty ochrony środowiska przed skutkami wydobycia węgla wciąż rosną. W ubiegłym roku głośnym echem odbiła się katastrofa w bytomskiej dzielnicy Karb, gdzie rozsypujące się domy zmusiły do ewakuacji kilkuset mieszkańców. Teraz emocje budzi raport NIK dotyczący zapobiegania szkodom górniczym. Sprawą nielegalnej eksploatacji węgla ma zająć się prokuratura. Chodzi o dwie kopalnie: Bobrek-Centrum w Bytomiu oraz Sośnica-Makoszowy działające na terenie Gliwic i Zabrza. Okazało się, że nie chroniły one należycie powierzchni.

Bytom – stan klęski Co się właściwie stało? Koncesje przyznawane kopalniom precyzyjnie określają warunki eksploatacji, by chronić budynki na powierzchni: z pięciu kategorii zagrożenia szkodami najlżejsza jest pierwsza – tu skutki dla zabudowań są niewielkie i niegroźne. Z kolei przy zagrożeniu szkodami kategorii piątej, na górze nie powinno się nic budować. Tymczasem kopalnia Bobrek mając w koncesji, że szkody wywołane sposobem wydobycia węgla nie mogą przekroczyć drugiej kategorii, wydobywała go powodując szkody o kategorię wyżej. W podobny sposób postępowała kopalnia Sośnica-Makoszowy. Straty, jakie na powierzchni powoduje działalność kopalń, są gigantyczne. Tylko w latach 2008-2010 do czterech spółek węglowych wpłynęło blisko 30 tys. wniosków domagających się naprawy szkód. Uwzględniono przeszło 23,5 tys. z nich. Koszty napraw i remontów przekroczyły 851 mln złotych.

Bytom jest jednym z najbardziej poszkodowanych przez wydobycie węgla miast na Śląsku. W połowie ubiegłego roku szkody przybrały tam charakter klęski żywiołowej. Domy w dzielnicy Karb popękały, a szczeliny w ścianach miały szerokość kilku centymetrów. Część budynków zaczęła się niebezpiecznie przechylać. Zapadający się grunt uszkodził wodociąg, halę magazynową oraz przedszkole. Uszkodzony został także wiadukt na drodze nr 94, połowę jezdni trzeba było zamknąć. Zagrożenie katastrofą budowlaną sprawiło, że trzeba było wykwaterować blisko pół tysiąca mieszkańców Bytomia. Kontrola przeprowadzona przez nadzór górniczy nie wykazała, że wydobycie pod dzielnicą było prowadzone w niewłaściwy sposób. NIK jednak nie miał wątpliwości, że przyczyną szkód było właśnie ujawnione przez inspektorów nielegalne wydobycie. Kompania Węglowa wyłożyła na ich pokrycie 25 mln zł. Mieszkańcy Karbia zastanawiają się nad złożeniem pozwu zbiorowego o odszkodowanie. Władze miasta przy podobnych zagrożeniach niewiele mogą zrobić. Samorząd nie ma dużego wpływu na przyznanie koncesji na eksploatację. W przypadku Bytomia kopalnia jest też największym pracodawcą. Zatrudnia ok. 3,4 tys. osób, a w planach ma wydobywanie węgla do 2026 roku.

Metoda na zawał Szkody powstają wskutek wydobycia na zawał. To najtańsza metoda eksploatacji: po wydobytym węglu zostawia się wolną przestrzeń, która z czasem się zapada. Powoduje to, że grunt na powierzchni zaczyna

osiadać. Powierzchnia może obniżyć się nawet o kilkanaście metrów. Bezpieczniejszym sposobem jest tzw. wydobycie z podsadzką: do pustych wyrobisk wtłacza się np. piasek z wodą. Jednak kopalnie nie chcą stosować tej metody z uwagi na koszty. Jest bowiem o połowę droższa. Prezydent Bytomia Piotr Koj nie ukrywa, że koszty naprawiania szkód w mieście są wyższe od wpływów z podatków od eksploatacji. Bytom nie odzyskał jeszcze w całości odszkodowań za budynki uszkodzone przez wydobycie w latach 80- i 90-tych. Teraz powstaje inny problem: władze miasta przyznają, że starając się o przyciągnięcie inwestorów, którzy stworzyliby miejsca pracy, napotykają na niechęć spowodowaną właśnie szkodliwością działalności kopalni. Wkrótce podobne problemy mogą mieć mieszkańcy Katowic. Pod miastem fedruje kopalnia Wujek. Do każdej tony wydobytego węgla dopłaca ok. 100 zł, a łączna wielkość strat ma się wkrótce zbliżyć do kwoty 200 mln złotych. Jedną z przyczyn mają być koszty podsadzki, która tu jest stosowana ze względu na gęstą zabudowę nad złożami. Katowicki Holding Węglowy do którego należy Wujek, właśnie rozpoczął starania o zgodę na odstąpienie od zabezpieczania wyrobisk i zmianę sposobu wydobycia, z podsadzki na zawał, przejętego od kopalni Staszic pokładu 405. Holding przyznaje, że grunt nad pokładem może osiadać. Wydobycie kopalni Wujek od lat dewastuje południową część Katowic. Paradoksalnie, to rejon atrakcyjnych, pełnych zieleni dzielnic jak Brynów

35

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Przemysł | Górnictwo

i Ligota. O zmianie sposobu wydobycia ma zadecydować stanowisko kilkunastu instytucji, wypowiedzieć mają się także władze Katowic. Niewykluczone, że przykład Bytomia zablokuje groźne dla mieszkańców plany kopalni. Fatalna w skutkach może tymczasem okazać się decyzja władz Rudy Śląskiej, które zgodziły się, by metodą na zawał wydobywała kopalnia Pokój. Plany eksploatacji mają obejmować dzielnice Wirek, Bykowina, Nowy Bytom, Czarny Las i Bielszowice. Według kopalni, teren nad wyrobiskami może obniżyć się o 1,7 metra. Tymczasem na zagrożonym obszarze występuje gęsta zabudowa, wiele obiektów objętych jest ochroną konserwatora zabytków.

W Jaworznie straszak nie działa Nie wszędzie jednak stosowany przez górnicze spółki straszak bezrobocia, mającego być następstwem ograniczonego wydobycia, robi wrażenie na samorządowcach. Przykładem jest Jaworzno – władze nie zgodziły się, by pod miastem fedrowała nowa kopalnia Mariola i nie uzgodniły warunków koncesji na wydobycie. Górnicy odwołali się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego (SKO) w Katowicach, ale i ono utrzymało w mocy postanowienie władz. Tereny, pod którymi miałaby wydobywać Mariola, są przeznaczone pod inwestycje oraz budownictwo mieszkaniowe. Na wydobyciu pod Jaworznem zależy tymczasem władzom Sosnowca. Starają się one o reaktywacje zamkniętej kopalni NiwkaModrzejów. Kłopot w tym, że mająca siedzibę w Sosnowcu (tam płaciłaby podatki) kopalnia posiada złoża pod Jaworznem. Nie mniejszym problemem od zniszczeń w budynkach są szkody w infrastrukturze. Koszty zabezpieczenia dróg na terenach górniczych,

36

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

przed obniżaniem gruntu, są równie wysokie jak prowadzenie trasy przez duże miasta. Najbardziej spektakularne przykłady to autostrady. Już w czasie budowy zaczęły zapadać się fragmenty A4 między Katowicami a Gliwicami. W rejonie Rudy Śląskiej teren osiadł miejscami o 1,8 metra. Jednocześnie o 1,5 m przesunęła się oś trasy. Nie tylko nawierzchnia została uszkodzona, doszło także do spękania i rozwarstwień całej konstrukcji. Kompania Węglowa, której kopalnie wydobywały węgiel w tym obszarze, konsekwentnie odrzucała zarzuty o uszkodzenie autostrady, twierdząc że szkody są efektem niedostatecznego zabezpieczenia przed skutkami eksploatacji górniczej oraz wynikiem zjawisk geotechnicznych. Dopiero po czterech latach procesu sądowego spółka wypłaciła odszkodowanie. Podobne sytuacje mogą mieć miejsce na budowie śląskiego odcinka A1. Drogowcy obawiają się, że w niektórych miejscach mogą powstać zapadliska – pod ziemią jest potężny labirynt pustych wyrobisk i korytarzy. Pod trasę wpompowana została podsadzka, ale nie daje to gwarancji, że grunt będzie stabilny. W konstrukcji drogi został zamontowany system czujników reagujących na ruchy górotworu. Zaalarmuje on, gdyby coś złego zaczęło dziać się pod autostradą. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad ma teraz wybrać operatora systemu, który będzie monitorował stan drogi. System nie zapobiegnie jednak osiadaniu terenu, gdyby nagle zawaliło się jedno z podziemnych wyrobisk. Tymczasem rejon pomiędzy Zabrzem a Pyrzowicami przypomina tykającą bombę: przed laty prowadzono tu eksploatację złóż rud cynku i ołowiu. Wydobycie prowadzono stosunkowo płytko – od kilkunastu do ok. 60 m pod ziemią. W dodatku pustki stopniowo przesuwają się ku górze. W rezultacie - osiadanie na powierzchni może być tylko kwestią

czasu. Według prof. Zenona Pileckiego z Zakładu Geoinżynierii i Inżynierii Środowiska PAN, w latach 70. powstało tu zapadlisko głębokie na 29 m, długie na 120 m i szerokie na 8 metrów. W roku 1997 mniejszych tego typu zdarzeń odnotowano kilkanaście. Problemy ekologiczne powodowane przez eksploatację górniczą w latach PRL-u były marginalizowane i ukrywane. Teraz do ich rozwiązywania przykłada się większą uwagę, ale działania zarówno spółek górniczych, instytucji nadzorujących górnictwo oraz władz samorządowych są w ocenie społecznej wciąż niedostateczne. Zwłaszcza, że racje mieszkańców zagrożonych terenów najczęściej przegrywają z argumentacją firm wydobywczych, szermujących rzekomym zagrożeniem utraty miejsc pracy i polityką wymuszania pozytywnych dla kopalń decyzji przez górnicze związki zawodowe. Kwestia zabezpieczania się przed skutkami wydobycia inaczej wygląda za granicą. Według prof. Antona Sroki z Akademii Górniczej we Freibergu, w Niemczech strefa wpływów eksploatacji górniczej jest o wiele większa niż w Polsce. Jeśli na skutek wydobycia dojdzie do uszkodzenia domów, przedsiębiorca ma obowiązek doprowadzić je do stanu pierwotnego, a gdy nieruchomość straci na wartości - wypłacane jest odszkodowanie w wysokości faktycznej wartości nieruchomości sprzed wydobycia. Z kolei w USA władze mogą zabezpieczyć się przed szkodami jeszcze przed wydobyciem kopaliny. Gubernator danego stanu wylicza szkody, które mogą powstać na skutek eksploatacji i żąda od przedsiębiorcy górniczego wpłacenia kaucji na ich pokrycie. Prof. Sroka twierdzi, że w wyniku tych wymagań, szkody górnicze zmalały o jedną trzecią. Andrzej Wiśniewski


www.ekologiairynek.pl

Prenumerata nr 3 maj 2012

Roczna prenumerata miesięcznika Ekologia i Rynek w supercenie

nr 3

maj 2012

cena: 9,90 zł

(w tym 5% VAT)

ISSN 2084-8773

99 zł

Prestiżowy magazyn opisujący biznes w kontekście ekologicznym. Ekologia nie boi się biznesu a prawa rynku promują przedsięwzięcia ekologiczne. Zamiast kłótni między biznesem a ekologami – debata. Zamiast agresji – ożywiona dyskusja. Przyłącz się do nas. Zapraszamy.

Wywiad z Januszem Steinhoffem

Mniej energochłonna gospodarka to prioryte t Zielone certyfikaty

RoÊnie popyt na apartamenty i biura przyjazne naturze

Teraz w prenumeracie otrzymasz dwa numery magazynu w prezencie.

Zamówienia publiczn

e

EKOLOGIA i RYNEK

nr 1

nr 1

marzec 2012

cena: 9,90 zł

(w tym 5% VAT)

Kryterium ceny ustàpi ekologii

marzec 2012

Prowadzisz firmę? www.e kologiairynek.pl Planujesz kampanię promocyjną? Teraz kupując prenumeratę otrzymujesz pakiet reklamowy: ■w internecie na Ekologiairynek.pl

Wywiad hlickim z prof. Stanisławem Ryc

1 000 zł

Czy wydobycie gazu łupkowego obarczone jest ryzykiem?

o wartości dla pierwszych 50 zamawiających firm ■ w magazynie 30 % rabatu na pięć pierwszych zakupionych reklam

Jak zarobić w 2012 ?

Recykling pojazdów

Dla dużych i małych firm

EKOLOGIA i RYNEK

estycje prenumeraty: tel.: 22 408 64 01 lub biuro@ekorynek.com Skontaktuj z działem na inw Pieniàdzesię energooszcz´dne

www.ekologiairynek.pl

Dokonaj wpłaty w kwocie 99,00 zł na konto: 76 1160 2202 0000 0000 1156 3679 odbiorca: New Business Look, ul. Kwitnącego Sadu 11, 02-202 Warszawa tytuł przelewu: PRENUMERATA: Ekologia i Rynek 3/2/12 12:44 PM

okladka_EiR.indd 1

PRENUMERATĘ można rozpocząć od wybranego numeru. Dostępne są również numery archiwalne. W zamówieniu dostępna również prenumerata zagraniczna. Prenumerator zagraniczny musi dopłacić koszt przesyłek zagranicznych.


Przemysł | Autostrady

Drogi ekologiczne, ale kosztowne

Budujemy autostrady i drogi ekspresowe, które nale˝à do najbardziej ekologicznych w Europie. Problem w tym, ˝e gigantyczne koszty takich przedsi´wzi´ç coraz bardziej przygniatajà inwestorów

W podejściu do ochrony środowiska przy inwestycjach infrastrukturalnych wykonaliśmy, w porównaniu do czasów PRL-u, całkowity zwrot.

Kosztowny brak doświadczenia Na Trasie Armii Krajowej w Warszawie pojawiły się tunele ze szkła. To ekrany akustyczne. – Zdarza się już, że w niektórych miejscowościach trudno zatwierdzić przebieg tras, bo ludzie protestują przeciw budowie takich monstrualnych barier. Ktoś na tym zbija gigantyczne pieniądze – twierdzi szef dużej spółki drogowej. Ekrany nie tylko podnoszą koszt budowy, ale są też drogie w utrzymaniu. Co można zrobić w zamian? Według Dariusza Słotwińskiego, b. prezesa Polskiego Stowarzyszenia Wykonawców Nawierzchni Asfaltowych, trzeba budować ekrany mniejsze i stosować ciche nawierzchnie (z mieszanki asfaltu z gumą, np. pochodzącą z utylizacji opon). Są one cichsze o 7 dB i elastyczne, nie pękają w niskich temperaturach. W Polsce są na razie wyjątkiem, we Francji sprawdzają się bardzo dobrze. – Na razie nie ma odważnych na takie decyzje. Szkoda, bo moglibyśmy

38

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

obniżyć koszty – twierdzi Słotwiński. O konieczności wysokich nakładów na ekologię często decyduje program Natura 2000. – Wtedy dyskusja o kosztach jest zbędna. Szczególnie, jeśli ktoś stara się o pieniądze z Europejskiego Banku Inwestycyjnego (EBI) lub granty UE. Jedni i drudzy będą sprawdzać, czy zalecenia dotyczące ekologii zostały zrealizowane – twierdzi Aleksander Kozłowski, reprezentujący spółkę GTC (północny odcinek A2). Konsorcja budujące autostrady zazwyczaj pożyczają pieniądze. W przypadku A2 całość kosztów – ok. 1,3 mld euro – pokryły kredyty: z EBI (ok. 1 mld euro) oraz z 11 banków komercyjnych. Pieniądze z EBI są najtańsze, ale też obwarowane rygorami dotyczącymi ochrony środowiska, a odstępstwa grożą utratą finansowania.

Bez zbytecznych wydatków Przyznanie kredytu wymaga od inwestora sporządzenia planów ochrony środowiska i audytów projektów budowlanych. To poważny problem, bo Naturą 2000 objęta jest blisko piąta część Polski. A kolejne 15 proc.


Przemysł | Autostrady

Źródło Fotolia.pl

stanowią korytarze ekologiczne, czyli tereny po których poruszają się zwierzęta. Przykładem skali kosztów jest jedna z gmin przy A2: jej roczny budżet to 18 mln złotych. Tymczasem na jej terenie wybudowanych zostało 5 przejść dla zwierząt za 100 mln złotych. – Ogrom kwot wydawanych na ochronę środowiska wskazywałby, że trzeba się nad tym zastanowić. Odpowiadając za te pieniądze musimy mieć pewność, że nie wydajemy ich w sposób zbędny – uważa Andrzej Patalas, prezes spółki Autostrada Wielkopolska, która budowała A2 i jest jej koncesjonariuszem.

Według Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, średni koszt budowy elementów związanych z ochroną środowiska to jedna dziesiąta wartości kontraktu. Jednak np. na A2 ekologia kosztowała 25 proc. wartości przedsięwzięcia. Z kolei odcinek ze Świecka do Nowego Tomyśla (106 km) przebiega w 85 proc. przez tereny leśne, w tym obszary Natura 2000. Trzeba było wybudować 200 przejść i przepustów dla zwierząt. Te największe, przerzucone nad jezdniami, w najwęższych miejscach są szerokie na 90 metrów, a koszt to 21 mln złotych. Do tego dochodzi monitoring: siedliskowy roślin i zwierząt, ornitologiczny żerowisk nietoperzy i siedlisk bobra, a także ochrona mrowisk. Dyrekcja Autostrady Wielkopolskiej zwraca uwagę, że nie tylko budowa trasy jest droższa przez konieczność stosowania metod proekologicznych, ale w górę idą także koszty utrzymania. – Przy przejściach dla zwierząt jest sporo pracy. W okresie migracji trzeba sprawdzać stan siatek, czy nie zostały uszkodzone, czy prowadzą we właściwym kierunku – tłumaczy Patalas. Do tego dochodzi jeszcze kompensacja przyrodnicza: odtwarzanie tego, co zostało zniszczone wskutek inwestycji. W praktyce odtwarza się ok. 2,5 razy większą powierzchnię niż ta, która została zniszczona. Nie tylko gotowe autostrady są ekologiczne, także proces ich budowy. Na przykład zaplecze A2, na której pracuje 1-1,5 tys. pojazdów i maszyn oraz kilka tysięcy osób musi być odpowiednio przygotowane, by powodować jak najmniej szkód. Liczba dojazdów do kopalń piasku oraz składowisk kruszyw jest ograniczana do minimum i tak wyznaczana, by nie kolidowała z siedliskami ptaków i zwierząt. Przygotowania wymagają także stacje paliw dla pojazdów budujących autostradę.

Oszczędności dzięki dialogowi Zmianą na korzyść jest skuteczniejsze dogadywanie się inwestorów z organizacjami ekologicznymi. Nie brakowało bowiem momentów dramatycznych: np. ekolodzy, którzy przykuwali się do drzew w proteście przeciw budowie A4 w rejonie Góry Świętej Anny. Na tej samej trasie wstrzymali oni na przeszło rok prace między Chorzowem a Katowicami. Najbardziej spektakularnym konfliktem była budowa fragmentu obwodnicy Augustowa, przecinającej dolinę Rospudy. Planowana trasa przebiegała na półkilometrowej estakadzie nad doliną, posadowionej na palach wbitych w dno torfowisk. Ekolodzy zablokowali inwestycję argumentując, że zaburzy ona stosunki wodne i zniszczy unikatowy charakter terenu. Ostrzegali też przed karami, które mogłaby nałożyć UE i straszyli wizją nakazu rozebrania drogi. Druga strona przekonywała, że trasa alternatywna jest droższa i wymaga wysiedlenia położonych na jej przebiegu gospodarstw. Nikt za to nie podważał konieczności samej inwestycji: obwodnica jest niezbędna, bo teraz przez Augustów przejeżdża ok. 8 tys. ciężkich samochodów rocznie. Wysoka cena proekologicznych przedsięwzięć (słusznych społecznie) będzie się odbijać na użytkownikach dróg. Konflikty wydłużają realizację, co wpływa na aspekt biznesowy: rosną koszty transportu i świadczeń wypłacanych ofiarom wypadków, spowodowanych ruchem na zatłoczonych drogach. Z kolei wyższe koszty budowy i utrzymania rzutują na opłacalność oraz wysokość opłat. Także budżety na inwestycje drogowe nie są z gumy. W przyszłym roku będą już dużo mniejsze. A przy brakach, jakie ma polska infrastruktura drogowa, takie dodatkowe koszty mogą jej rozwój mocno ograniczać. Artur Wolski

39

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Samorząd

Nowocześnie i co do papierka W powiecie bielskim niemal o połow´ zmniejszy si´ wkrótce iloÊç składowanych odpadów i jednoczeÊnie zwi´kszy odzysk surowców wtórnych. Nowa inwestycja ju˝ na to pracuje, bez czekania na uroczyste przeci´cie wst´gi Gospodarki Odpadami (ZGO). To ostatni etap realizacji tej innowacyjnej i kompleksowej inwestycji. Projekt jest współfinansowany z Funduszu Spójności w ramach Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko.

Źródło Fotolia.pl

Inwestycje w składowiska

W Bielsku-Białej trwa rozruch jednego z najnowocześniejszych systemów utylizacji i gospodarki odpadami dla miasta oraz gmin powiatu bielskiego – projektu zaplanowanego na lata 2008-2012. Na przełomie maja i czerwca nastąpi finał największego przedsięwzięcia – budowy Zakładu

Przedsięwzięcie wystartowało od budowy II sektora składowiska odpadów (2008-2010) w Bielsku-Białej Lipniku, co kosztowało ponad 10,5 mln zł brutto. Powstał sektor składowiska odpadów o pojemności 614 tys. m sześc., utworzony z trzech kwater wyposażonych w system pozwalający chronić glebę, wody powierzchniowe i gruntowe przed zanieczyszczeniami. Pod koniec 2010 roku przystąpiono do zamknięcia i rekultywacji

Oczekiwane efekty Realizacja bielskiego projektu pozwoli na dostosowanie gospodarki odpadami komunalnymi na terenie województwa śląskiego, miasta Bielsko-Biała i powiatu bielskiego do standardów wymaganych prawem UE i Polski, czyli na: ■ zmniejszenie ilości składowanych odpadów biodegradowalnych o 50 proc. w stosunku do wytworzonych w 1995 r., ■ zmniejszenie ilości odpadów składowanych na składowisku odpadów o 25 proc., a docelowo o 47 proc. Obliczono, że przed inwestycją na składowisko kierowano 94 proc. odpadów, do kompostowania 2,5 proc., a odzysk surowców wtórnych wynosił 3,5 proc. Dzięki inwestycji tylko 30 proc. odpadów powinno trafiać na składowisko, 45 proc. do kompostowni, a odzysk surowców wtórnych ma wynieść 25 proc.

40

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

starego składowiska, zakończonego w 2011 roku ( 6,4 mln zł brutto). Rekultywacji poddano teren ok. 10 hektarów. Zamknięto i ukształtowano bryłę składowiska, co ograniczyło przedostawanie się wód opadowych i zmniejszyło strumienie odcieków ze zrekultywowanego terenu. Zabezpieczono także środowisko zewnętrzne, zapobiegając i likwidując negatywne oddziaływania emisji lekkich frakcji, grzybów, zarazków oraz roznoszenie ich przez ptactwo i gryzonie. Powstający gaz wysypiskowy jest wykorzystywany do produkcji energii elektrycznej. Najkosztowniejszą (64,8 mln zł brutto) inwestycją jest zakład mechaniczno-biologicznego przetwarzania odpadów, czyli ZGO w BielskuBiałej Lipniku. Wykonawcą było Bielskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Przemysłowego S.A. W ramach zadania wybudowano sortownię odpadów o przepustowości min. 70 tys. Mg/rok, w systemie dwuzmianowym. Linia technologiczna przystosowana jest do segregacji odpadów komunalnych zmieszanych i do doczyszczania zebranych selektywnie. Składa się z m.in. z kabin sortowniczych i siedmiu separatorów optopnemuatycznych pozwalających automatycznie wydzielić surowce wtórne.


Samorząd

Automatyczne kompostowanie Z kolei wybudowana tam kompostownia odpadów biodegradowalnych ma możliwości techniczne na poziomie min. 25 tys. Mg/rok. Intensywne kompostowanie odpadów jest procesem zautomatyzowanym, odbywa się w 11 zamkniętych bioreaktorach. Powstające przy tym zanieczyszczenia będą usuwane dwustopniowo: na płuczce i filtrze biologicznym, co zniweluje uciążliwe zapachy towarzyszące temu procesowi. Podczas prezentacji tej nowoczesnej technologii ZGO, prezydent miasta Jacek Krywult podkreślał jej wyjątkową precyzję. – To jest potężna, skomplikowana fabryka o najwyższej technologii na świecie. System segregacji odpadów rozróżnia butelki po kolorach, każdy papierek, folię i wszystko automatycznie oddziela, paczkuje – mówił dziennikarzom. Jak zauważył, do mieszkańców należy już tylko oddzielanie odpadów mokrych, suchych i szkła, bo z resztą dadzą sobie radę urządzenia.

Pełna infrastruktura Na terenie ZGO powstały też m.in. magazyny odpadów niebezpiecznych oraz surowców wtórnych

wydzielonych w sortowni, stacje demontażu odpadów wielkogabarytowych, stanowisko kruszenia i przetwarzania odpadów budowlanych, a także budynek wagowy z portiernią i wagami, warsztatowy ze stanowiskami garażowo-postojowymi. Na terenie zakładu istnieje pełna infrastruktura techniczna konieczna do prawidłowej eksploatacji obiektu: system wag – wjazdowa i wyjazdowa, stanowisko mycia i dezynfekcji kół samochodowych, stacja transformatorowa, zbiorniki ścieków technologicznych i deszczowych, zbiornik przeciwpożarowy. Cały teren zakładu, dzięki ogrodzeniu i obsadzeniu pasem zieleni, zostanie odizolowany od okolicznych zabudowań.

Dodatkowe oszczędności Projekt jest realizowany kilkaset metrów od drogi krajowej nr 52 BielskoBiała-Kraków. Na tym terenie odpady były składowane od początku lat 60., i utrwalił on się w świadomości lokalnej społeczności jako miejsce ich utylizacji. Dzięki temu plany inwestycyjne spotkały się z akceptacją społeczną. Na zbliżającej się do finału inwestycji zyska miasto i gminy powiatu bielskiego: Czechowice-Dziedzice, Szczyrk, Bestwina, Jasienica, Jaworze i Kozy. Położenie zakładu kilka kilometrów od

Koszt inwestycji Całkowity koszt bielskiego projektu – 89 425 892,69 zł Kwota dofinansowania – 52 267 360,84 zł Kwota pożyczki preferencyjnej z WFOŚiGW -14 556 400 zł Koszt inwestycji obejmuje: - budowę sektora składowiska odpadów – 10 551 841 zł - zamknięcie i rekultywacja starego składowiska – 6 387 783,89 zł - budowę ZGO – 64 884 890,13 zł centrum miasta obniży koszty transportu śmieci. Z Bielsko-Białej pochodzi ok. 75 proc. odpadów. Odległości od pozostałych gmin, nie przekraczają 20 km. Dzięki temu nie ma potrzeby budowania stacji przeładunkowych. Obecnie teren objęty projektem zamieszkuje 274 tys. ludzi. Przed inwestycją brakowało tu kompleksowego systemu zagospodarowania i unieszkodliwiania odpadów komunalnych. Nowoczesna inwestycja zaspokoi rosnące potrzeby, ale ma też ona inny aspekt. – Unia nie będzie miała litości, jeśli nie dostosujemy gospodarki odpadami do jej wymagań. Trzeba będzie za to zapłacić – podkreśla Wiesław Pasierbek, prezes ZGO. I dodaje: – Zgranie terminu oddania inwestycji do użytku z wejściem w życie nowych przepisów o utrzymaniu czystości i porządku w gminach pozwoli wszystkim w powiecie na spokojny sen. Iwona Jackowska REKLAMA


Miliard złotych dla gmin Źródło Fotolia.pl

Samorzàdy z obszarów przyrodniczo chronionych chcà, by paƒstwo wypłacało im rekompensaty za utracone dochody. Rocznie byłaby to kwota 1 mld złotych. Skàd pochodziłyby te Êrodki? Jeden z pomysłów jest taki, aby podwy˝szyç podatek leÊny To oznacza, że dotychczasowa danina musiałaby wzrosnąć z 40 zł do 110 zł za hektar lasu. Właściciele lasów są przeciwni temu pomysłowi.

Rekompensata za ograniczenia Związek Gmin Wiejskich RP (ZGW RP) pracuje nad projektem ustawy o subwencji ekologicznej. Ma on trafić do sejmu w czerwcu. Założenia konsultowane są z kancelarią prof. Michała Kuleszy, twórcy reformy samorządowej. Projekt zakłada, że samorządy z terenów przyrodniczo chronionych (jest ich 1,3 tys.) otrzymywałyby

42

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

rekompensatę z tytułu utraconych dochodów. Możliwości inwestycyjne na obszarach parków czy Natura 2000 są ograniczone. Stąd gminy osiągają tam niższe dochody, niż potencjalnie mogłyby. Samorządy nie kryją też, że nowa ustawa to odpowiedź na obywatelski projekt ustawy o ochronie przyrody, który jest obecnie w sejmowej komisji ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa. Organizacje pozarządowe domagają się w nim zniesienia prawnego obowiązku konsultowania z samorządami decyzji o wyznaczaniu obszarów chronionych, szczególnie parków narodowych. Do tej pory, na poszerzenie

granic parku, wymagana była zgoda władz lokalnych. – Skoro nie będziemy mogli współdecydować o obszarach chronionych, to niech państwo nam zapłaci za utracone dochody – mówi Tomasz Bystroński, wójt gminy Długosiodło i jeden z twórców projektu samorządowej ustawy. Przyrównuje on mechanizm rekompensat ekologicznych do schematu, który funkcjonuje w specjalnych strefach ekonomicznych (SSE). Firmy, prowadzące tam działalność zwolnione są z podatku od nieruchomości. Państwo wyrównuje samorządom ten ubytek, wypłacając rekompensaty.


Samorząd

Ogromne ubytki w dochodach Wójt Bystroński widzi pomiędzy parkami narodowymi i SSE analogię, podaje też przykład. Otóż na terenie jego gminy występują liczące 2 mln t pokłady kruszywa (m.in. żwir do budowy dróg). Znajdują się one jednak na obszarze przyrodniczo chronionym, gdzie wydobycie jest zabronione. Wójt policzył, że gdyby wydobył surowiec i sprzedał go po złotówce za tonę, gmina zarobiłaby 2 mln złotych. Podobnych przykładów jest dużo więcej. W gminie Izabelin, która w 80 proc. położona jest na obszarze Kampinowskiego Parku Narodowego, blisko 75 proc. powierzchni jest nieopodatkowanych, jako tereny leśne. Z podatku leśnego gmina otrzymuje 34 tys. złotych. To niewiele, w porównaniu z tym, ile mogłaby otrzymywać, gdyby tereny te mogły posłużyć np. pod inwestycje budowlane. Wójt Witold Malarowski, nie narzeka jednak i zapewnia, że „z parkiem da się żyć”. Jego gmina dobrze radzi sobie finansowo i odprowadza 1,7 mln zł „janosikowego”, co na tle innych gmin wiejskich jest rzadkością.

100 złotych za hektar Jednak większości gmin, które mają obszary chronione, nie stać na wielkoduszność i wyrozumiałość. Samorządy te domagają się, aby rząd zrekompensował im ubytki w dochodach wypłacając łącznie ok. miliarda złotych. Skąd taka kwota? Wójt Bystroński przyznaje, że jest to wstępny projekt i gminy nie mają jeszcze algorytmu przeliczania powierzchni chronionej na pieniądze. W Polsce ponad 1/3 terenów znajduje się pod ochroną, jednak nie są one chronione w równym stopniu. – Kluczową kwestią jest to, jakie obszary zostaną wzięte pod uwagę w ustawie ZGW RP. Poznań jest objęty w 100 proc. programem Natura 2000,

ze względu na występowanie nietoperzy – mówi Maciej Milewicz z Urzędu Miasta w Poznaniu. Związek Gmin będzie musiał się zastanowić, jakie kryteria ochrony wziąć pod uwagę. – Na razie propozycja jest taka, że za każdy hektar powierzchni chronionej chcemy 100 złotych. To oczywiście stawka uśredniona – zastrzega Tomasz Bystroński. Nie wyklucza też, że jego organizacja wystąpi ze wspólnym projektem ze Związkiem Miast Polskich (ZMP), który pracuje nad ustawą o dochodach samorządowych. – Jeśli nawet związek gmin nie będzie chciał umieszczać przepisu o subwencji w projekcie ustawy o dochodach samorządowych, tylko stworzyć odrębny, to związek miast i tak ich poprze – zapowiada Maciej Milewicz z UM w Poznaniu.

Wyższe podatki lub mniej zwolnień Skąd pochodziłyby środki na pokrycie roszczeń samorządów - chodzi o kwotę od 700 mln do 1 mld zł rocznie? – Nie będziemy wskazywali ustawodawcy źródeł finansowania tej subwencji, nie jesteśmy od tego – mówi Andrzej Porawski, szef biura ZMP. Z nieoficjalnych informacji wynika, że środki te pochodziłyby np. z podatku leśnego. Obecnie stanowi on minimalne źródło dochodów. Obowiązująca stawka za 1 ha lasu to 41,07 złotych. Właściciele lasów chronionych (głównie Lasy Państwowe - LP) płacą tylko 50 proc. stawki podstawowej. W Polsce jest ok. 9 mln ha lasów, z czego 2 mln ha znajduje się w rękach prywatnych. Aby pokryć roszczenia gmin, zarówno LP, jak i prywatni właściciele musieliby płacić podatki leśne wyższe o 275 procent. – To jest krótkowzroczne i niesprawiedliwe. Las to nie tylko

celuloza na sprzedaż, ale także inne, niepoliczalne dobra przyrodnicze, których nikt właścicielom nie rekompensuje – mówi Władysław Pędziwiatr, prezes Polskiego Związku Zrzeszeń Leśnych. Również Generalna Dyrekcja LP (GD LP) jest tym pomysłem zaskoczona. – Blisko 40 proc. powierzchni naszych lasów to obszary Natura 2000, gdzie możliwość zarabiania jest ograniczona. Kto nam zrekompensuje ubytki w dochodach? – pyta Anna Malinowska, rzeczniczka prasowa GD LP. Eksperci także mają wątpliwości, czy drastyczne podniesienie podatku leśnego rozwiąże problem roszczeń. Zdaniem dr. Mariusza Popławskiego, prodziekana Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku, takie działanie będzie niewystarczające. – Na pewno należałoby podnieść stawki podatku leśnego i rolnego, gdyż są one rażąco niskie. Ale w pierwszej kolejności trzeba zrewidować ustawowe ulgi w podatkach lokalnych, gdyż to one przynoszą najwięcej ubytków w budżetach – uważa dr Popławski. Jedno ustawowe zwolnienie z podatków tzw. nieużytków rolnych przynosi więcej strat, niż wszystkie uchwały gmin w kraju dotyczące zwolnień podatkowych. Do samorządowego pomysłu nie są przekonani posłowie z komisji ochrony środowiska. – Nie sądzę, by przy obecnym stanie finansów, rząd mógł pokrywać te roszczenia. Poza tym, jak gminy chcą ustalić sprawiedliwy przelicznik dla różnego rodzaju obszarów chronionych? – mówi poseł Tadeusz Arkit (PO), były burmistrz Libiąża. Z kolei ministerstwo środowiska, mimo deklaracji, iż wyda komentarz, nie przysłało go nawet po upływie ustawowego terminu udzielenia mediom odpowiedzi. Katarzyna Bartman

43

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Samorząd

Źródło Fotolia.pl

Dlaczego zamówienia nie są zielone

W Polsce jedynie w co dziesiàtym post´powaniu o udzielenie zamówienia publicznego, mo˝na znaleêç kryteria ekologiczne. Urz´dnicy odpowiedzialni za przetargi nie chcà lub bojà si´ je stosowaç Urzędy nie łamią przy tym prawa, ponieważ nie nakazuje ono stosowania dodatkowych kryteriów poza ceną. To duża strata dla gospodarki, bo tzw. zielone zamówienia mogłyby być poważnym stymulatorem rozwoju dla wielu branż – uważają eksperci. „Bladoszary” – takim kolorem została zaznaczona Polska w unijnym raporcie „The Uptake of Green Public

44

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

Procurement in the UE 27”(2011). Ilustracją badania jest mapa, pokazująca skalę na jaką państwa stosują kryteria środowiskowe. W Polsce liczba zielonych zamówień w stosunku do ogółu przetargów nie przekracza 20 procent. W Szwecji, Danii, Holandii, czy Belgii to 60-80 procent. Państwa te zaznaczone są jako „mocno zielone”.

Liczy się tylko cena Z danych Urzędu Zamówień Publicznych (UZP) wynika, że zamawiający uwzględniają kryteria środowiskowe tylko w co dziesiątym przetargu. Natomiast Instytut Gospodarki Surowcami Mineralnymi i Energią PAN (IGSMiE PAN) w Krakowie, policzył że tylko w dwóch postępowaniach na


Samorząd

sto, zamawiający dopuszczał inne kryteria niż cena. Tymczasem zalecenia Komisji Europejskiej są jasne: do 2015 r. połowa zamówień publicznych generowanych przez administrację centralną powinna uwzględniać kryteria ekologiczne. To samo dotyczy samorządów, które mają czas do 2020 roku. – To będzie poważne wyzwanie dla Polski – uważa dr Joanna Kulczycka z IGSMiE PAN. Według ekspertki problemem jest zmiana mentalności urzędników, którzy z obawy przed odpowiedzialnością lub z niewiedzy, wolą sięgać po najbezpieczniejsze rozwiązania. I jako jedyne kryterium przetargu ustalają cenę. Uwzględnianie kryteriów ekologicznych jest dobrowolne, poza dwoma wyjątkami. Obowiązkowe jest przy zamówieniach środków transportu i usług transportowych (Dyrektywa PE i Rady (WE) nr 2009/33/ WE z 23 kwietnia 2009 r.) oraz przy zamówieniach sprzętu biurowego, komputerowego i audiowizualnego (Rozporządzenie PE i Rady (WE) nr 106/2008 z 15 stycznia 2008 r.). W pozostałych przypadkach zamawiający może, ale nie musi ich uwzględniać. Dlatego większość, w tym samorządy które generują aż 39,9 proc. zamówień (dane UZP), poprzestaje na cenie.

Bez wyceny przyszłych kosztów Zdaniem dr Joanny Kulczyckiej to duży błąd i krótkowzroczność ze strony zamawiających. Mimo, że przy zakupie cena usługi czy produktu ekologicznego może wydawać się wyższa od klasycznego odpowiednika, to przy kalkulacji tzw. kosztów cyklu życia może okazać się, że jest korzystniejsza. Samorządy jednak rzadko robią wycenę przyszłych obciążeń związanych z utrzymaniem czy eksploatacją. Brakuje w nich kadry, która potrafiłaby do zamówienia

dobrać kryteria ekologiczne, zsynchronizowane z technicznymi. Na brak informacji i szkoleń w tym zakresie skarżą się nawet duże urzędy. Andrzej Godoń, z-ca dyrektora Biura Zamówień Publicznych UM Poznań mówi wprost : – Trzeba pokazać samorządom korzyści płynące ze stosowania kryteriów środowiskowych w zamówieniach publicznych. Tymczasem brakuje warsztatów, spotkań z ekspertami i fachowej literatury - wylicza urzędnik.

Ryzykowne kryterium Zdaniem samorządowców uwzględnianie ekokryteriów jest ryzykowne. Na przykład wymóg posiadania przez oferentów certyfikatów środowiskowych wpływa na ograniczenie liczby składanych ofert. Poza tym „zielone certyfikaty” są kosztowne w obsłudze. Maciej Lorek, dyrektor Wydziału Środowiska UM w Gdańsku podaje przykład Systemu Ekozarządzania i Audytu EMAS (ang. Eco Management and Audit Scheme). Jest to unijny rodzaj znaku firmowego, który wymaga od firm/instytucji wdrożenia zarządzania środowiskowego zgodnego z ISO 14001, co zwiększa koszty administracyjne. W przypadku Gdańska to równowartość rocznych wynagrodzeń pięciu urzędników. – Staramy się, by każde zamówienie, które wychodzi z urzędu, uwzględniało kryteria ekologiczne, ale nie strzelamy sobie w stopę, ograniczając liczbę graczy przez stawianie biurokratycznych wymagań. To mogłoby się skończyć nawet sądem – mówi Maciej Lorek. Jego zdaniem, umieszczanie ekokryteriów w tzw. dużych zamówieniach prowokowałoby do zaskarżania postępowań, co wydłuża realizację oraz generuje koszty. Firmy mogłyby bowiem skarżyć urząd, że narusza zasadę swobody konkurencji.

Do 2015 r. połowa zamówieƒ publicznych generowanych przez administracj´ centralnà w Polsce powinna uwzgl´dniaç kryteria ekologiczne.

Zdaniem Marcina Skowrona z UZP, takie obawy są na wyrost. Ustawa Prawo zamówień publicznych w art.7 ust.1 stanowi co prawda, że zamawiający przygotowuje i przeprowadza postępowanie o udzielenie zamówienia w sposób zapewniający zachowanie uczciwej konkurencji oraz równe traktowanie wykonawców. – Nie odbiera to jednak zamawiającemu prawa do swobodnego kształtowania kryteriów wyboru, pod warunkiem, że postępuje on transparentnie i uczciwie wobec wszystkich oferentów – mówi Marcin Skowron. Rządowi zależy, by zamówienia publiczne w Polsce mocno się „zazieleniły”. Nawiązuje do tego Krajowy Plan Działań w zakresie zrównoważonych zamówień publicznych na lata 2010 - 2012. Jednak niezbędna będzie nowelizacja przepisów. – Potrzebna jest zmiana ustawy i uwzględnienie w niej kryteriów środowiskowych, jak również zmiana nastawienia kontrolerów z regionalnych izb obrachunkowych, którzy patrzą na każde zamówienie mające inne kryteria niż cena, jak na podejrzane – mówi dr Mikołaj Niedek, ekonomista z Fundacji Promocji Gmin Polskich i doradca rządowy Katarzyna Bartman

45

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Rowerem po awans i zdrowie

Źródło Fotolia.pl

Polscy pracodawcy, wzorem swoich europejskich kolegów, coraz cz´Êciej fundujà pracownikom słu˝bowe rowery. Daje to ogromne korzyÊci – i ekologiczne, i zdrowotne Jak wynika z badań brytyjskich, aż 87 proc. osób dojeżdżających na rowerach do pracy jest przekonanych, że temu zawdzięcza dobre samopoczucie. Rowerzyści rzadziej korzystają ze zwolnień lekarskich, są też na ogół bardziej punktualni. W Polsce, ze względu na fatalne techniczne warunki jazdy, a także

46

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

restrykcyjne przepisy podatkowe, służbowy rower to wciąż rzadki widok.

Gdański eksperyment Jeszcze pięć lat temu widok ubranego w garnitur urzędnika, w rowerowym kasku na głowie, wzbudzał raczej uśmiech. Dziś taki obrazek

jest powodem do dumy, np. w gdańskim magistracie, który w marcu przeżył rowerową rewolucję. Tamtejsi urzędnicy jeżdżą na służbowe spotkania zakupionymi w tym celu amerykańskimi jednośladami. Inicjatywa wyszła od Wydziału Środowiska oraz gdańskiego


Ekologia

Oficera Rowerowego, Remigiusza Kitlińskiego. Rowery wyposażone są m.in. w specjalne opony odporne na przebicie, systemy antykradzieżowe, a niektóre mają także wspomaganie elektryczne. Zainstalowania hybrydowych silników w rowerach wymagała topografia miasta, gdyż niektóre ulice położone są na stromych wzniesieniach. Wypożyczenie roweru zarezerwowane jest jednak wyłącznie do celów służbowych. Jednoślady zostały zakupione za pieniądze z opłaty środowiskowej, przeznaczonej na wydatki na zrównoważony transport i ochronę środowiska. Całkowity koszt zakupu 16 jednośladów to 60 tys. złotych, do tego trzeba jeszcze doliczyć zadaszoną wiatę do ich parkowania za 9 tys. złotych. Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz uważa, że zakup rowerów to opłacalna, prestiżowa sprawa i zamierza z nich korzystać przy każdej okazji, tak jak czynią to jego europejscy koledzy: prezydenci dużych miast i burmistrzowie, a także członkowie rządów.

Rządowe ulgi podatkowe Rowerowe szaleństwo ogarnęło już niemal całą Europę. Osoby dojeżdżające na rowerach do pracy są postrzegane jako pracownicy wysportowani, zdrowi i niezależni. Taki nowy styl miejskiego życia jest dziś popularny szczególnie w Belgii czy Holandii, gdzie właściciele firm kupujący pracownikom rowery mają przyznawane od rządu ulgi podatkowe. Podobnie w Irlandii, gdzie zakup służbowego roweru wraz z wyposażeniem i sprzętem do wartości 1 tys. euro zwolniony jest z opodatkowania. Również niemieccy pracodawcy zaczęli wyposażać swoich pracowników w jednoślady, a firmy te postrzegane są jako odpowiedzialne społecznie. W Dreźnie stworzono

specjalny Plan Mobilności. W parku technologicznym – Infineon Technologies nie ma w ogóle parkingów samochodowych, są za to miejsca dla rowerów. Jedno takie miejsce zajmuje 10 razy mniejszą powierzchnię. Już ponad 300 pracowników parku (z 1000) korzysta z nich. Z kolei w Danii, kilka lat temu w ramach kampanii „Rowerem do pracy”, w ciągu 3 tygodni jej trwania, na rowery przesiadło się aż 77 tys. osób.

Zyski idą w miliardy Jak policzyli brytyjscy organizatorzy akcji „Cycle to Work” (pracodawcy mogli w 400 sklepach nabywać rowery, bez płacenia za nie podatków i bezpłatnie wypożyczać je pracownikom), w Londynie z tej możliwości skorzystało 15 tys. firm, które kupiły 400 tys. rowerów. W ciągu roku trwania akcji do atmosfery uwolniono aż o 133 442 ton CO2 mniej, niż gdyby jej uczestnicy poruszali się samochodami. Dodatkowo, aż 87 proc. Anglików którzy przesiedli się na rowery, stwierdziło poprawę swojej kondycji i stanu zdrowia. Udowodniono też, że firmy w których pracownicy korzystali z rowerów były bardziej produktywne. Powodem były korki drogowe, czyli częste spóźnienia do pracy właścicieli aut. Tylko w Londynie uliczne zatory przynoszą firmom straty w wysokości 10 mld funtów rocznie.

jazdy (kiepski stan nawierzchni dróg i chodników, brak właściwego oznakowania oraz oświetlenia). Do tego dochodzi jeszcze niska kultura jazdy kierowców. Rocznie ma miejsce blisko 4 tys. kolizji z udziałem rowerzystów, prawie 60 proc. tych zdarzeń powodują kierowcy. W wypadkach z udziałem cyklistów ginie średnio 7 osób na 1 mln mieszkańców. To najwyższy wynik śmiertelności w całej Unii. Ale i na to niektóre miasta już znalazły sposoby. W Gdańsku 21 proc. ulic ma wmontowane tzw. spowalniacze, które uniemożliwiają kierowcom osiąganie dużych prędkości. Wielu pracowników obawia się też kradzieży i dewastacji powierzonego im sprzętu. By tego uniknąć wystarczy zaopatrzyć rower w urządzenie zabezpieczające albo kłódkę szeklową, tzw. U-lock. Pracodawcy mają również wątpliwości, czy w ogóle mogą kupować rowery swoim pracownikom z powodu restrykcyjnych przepisów podatkowych i braku ulg przy zakupie tego typu sprzętu. Urząd skarbowy może zakwestionować odpis podatku związanego z zakupem służbowego roweru pracownikowi, jeśli uzna, że jego działalność nie jest ściśle związana z koniecznością posiadania roweru (np. firma nie świadczy usług kurierskich) oraz wówczas, gdy rower ten służy pracownikom także do celów innych niż służbowe. Katarzyna Bartman

Polskie bariery Także u nas problem zakorkowanych ulic nie jest rozwiązany, ale polscy pracownicy na służbowych rowerach to wciąż rzadki widok. Powodów jest kilka, a pierwszy to warunki atmosferyczne, czyli długie i śnieżne zimy. Tyle, że to mit, ponieważ w Oslo dzięki odpowiedniemu sprzętowi sezon rowerowy trwa okrągły rok. Kolejną przeszkodą jest brak ścieżek rowerowych oraz fatalne warunki

Służbowe pedałowanie: Jak policzyli brytyjscy naukowcy, przemierzenie na rowerze 14,5 km dziennie, przez pięć dni roboczych w tygodniu, powoduje spalenie 3 620 kcal. To odpowiednik spędzenia 9,5 godz. w siłowni, z intensywnym wysiłkiem fizycznym. Dodatkowo tygodniowa jazda na rowerze powoduje, że do atmosfery uwalnia się o 806 kg CO2 mniej, niż w przypadku dojazdów do pracy samochodem. Jeżdżąc na rowerze oszczędzamy również na eksploatacji służbowego auta - według Brytyjczyków – rocznie jest to ok. 600 funtów.

47

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Ekologia | Nieruchomości

Zielone certyfikaty dla biurowców

Âwiadectwa zrównowa˝onego budownictwa sà na Êwiecie popularnym Êrodkiem w walce o inwestowanie przyjazne Êrodowisku. W Polsce nie ma systemowych zach´t dla „zielonego” budownictwa – zwolnieƒ podatkowych czy korzystnych warunków finansowania. To, ˝e idee te sà w ogóle obecne, jest zasługà głównie firm mi´dzynarodowych, które przenoszà filozofi´ przyjaznego inwestowania ze swojego podwórka nad Wisł´

Polityka certyfikowania nieruchomości jest od dziesięcioleci rozwijana w krajach starej Unii – na przykład system BREEAM funkcjonuje w Wielkiej Brytanii już od 22 lat. Jednak w Polsce idea zrównoważonego rozwoju zyskała wsparcie dopiero w 2005 roku. Pomoc przyszła z Komisji Europejskiej, która uruchomiła program Green Building – o tytuł „Zielonego Budynku” mogą ubiegać się obiekty komercyjne, które zużywają o 25 proc. mniej energii, niż przewidują krajowe normy budowlane. Kolejnym bodźcem była dyrektywa Parlamentu Europejskiego (2010/31/UE) o obowiązku budowania obiektów o minimalnym zapotrzebowaniu na energię oraz umieszczania wskaźnika efektywności energetycznej przy ogłoszeniach o najmie lub sprzedaży budynku (od 9 lipca 2013 roku). Regulacje wsparł mechanizm rynkowy – pojawienie się zielonych certyfikatów na początku traktowano jako kuriozum i fanaberię. Jednak gdy okazało się, że przynosi to wymierne zyski, pojawił się system, potem drugi, i kolejny…

48

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

Cenzurka zza oceanu W Polsce największą popularność zyskał LEED (Leadership in Energy and Environmental Design), uznawany na całym świecie za system certyfikacji budynków zrównoważonych, opracowany przez amerykańskie stowarzyszenie US Green Building Council (USGBC), organizację non profit, działającą na rzecz promocji zielonego budownictwa. Prowadzi ono instytut GBCI (Green Building Certification Institute), który kształci konsultantów przyznających certyfikaty i dba o wysokie standardy. LEED wydano po raz pierwszy w 1998 r., jednak od tego czasu system był wielokrotnie modyfikowany, obecna wersja pochodzi z roku 2009. Certyfikacja może zostać przeprowadzona w ośmiu kategoriach, które są zróżnicowane zarówno pod względem rodzaju budynku, jak i etapu realizacji. Ocena obejmuje siedem aspektów, a liczba uzyskanych punktów decyduje o świadectwie, które może zostać przyznane na czterech poziomach: ■ obiekt certyfikowany (40-49 pkt.), ■ srebrny (50-59 pkt.),

■ złoty (60-79 pkt.) ■ platynowy (80 pkt. i wyżej). W pięciu kategoriach występują wymagania krytyczne, których niespełnienie automatycznie wyklucza projekt z grona kandydatów do plakietki LEED. Różnorodność kryteriów i mnogość typów budynków powoduje, że trudno w ogólny sposób określić kryteria certyfikowania. Jedynie w charakterze ciekawostki można wspomnieć, że np. budynki biurowe mogą zyskać punkty za stosowanie odmian roślin odpornych na suszę, centra handlowe – za odpowiednie gospodarowanie deszczówką, a szkoły – za właściwą akustykę klas. Na początku 2012 r. w 120 krajach zarejestrowanych było blisko 25 tys. projektów ubiegających się o certyfikat LEED, w czym największy udział ma USA (blisko 1/3). Wkład Polski jest stosunkowo skromny – zaledwie nieco ponad 30 projektów stara się obecnie o to świadectwo. Pomyślnie proces oceny przeszło na świecie już prawie 10 tys. inwestycji, w Polsce – jedynie sześć, po trzy na poziomach srebrnym i złotym. Pierwszą polską nieruchomością, która uzyskała LEED, była siedziba


Ekologia | Nieruchomości

firmy Skanska Property Poland w warszawskim biurowcu Deloitte House (d. Atrium City). Firma zaadaptowała zajmowane pomieszczenia do wymogów certyfikacji, uzyskując tytuł w kategorii „Wnętrza komercyjne”. W efekcie zużycie energii w biurze zmniejszyło się o 50 proc., a wody – o ponad 30 proc. Zapewniła to m.in. zmiana aranżacji wnętrz, dzięki której współczynnik powierzchni z dostępem do światła dziennego wyniósł 86 proc., podczas gdy najbardziej nowoczesne biurowce zapewniają ten wskaźnik na poziomie 70 proc. Korzystne zmiany były także wynikiem zastosowania innowacyjnych technologii, m.in. systemu klimatyzacji opartego na belkach chłodzących, systemu free cooling, czujników natężenia światła zewnętrznego, kranów z czujnikami ruchu, a także dwufazowych spłuczek i bezwodnych pisuarów w toaletach. Wyniki działań oszczędnościowych w warszawskiej siedzibie okazały się tak korzystne, że teraz wszystkie projekty biurowe Skanska Property w Polsce powstają zgodnie z zasadami zrównoważonego rozwoju i są zgłaszane do certyfikowania. Firma realizuje obecnie pięć projektów (w tym dwa w Warszawie), o łącznej powierzchni 116 tys. mkw. – Korzystając z naszej wiedzy i doświadczenia wspieramy też najemców, którzy chcą certyfikować swoje powierzchnie w systemie LEED Commercial Interiors. Doradzamy im, jak zminimalizować zużycie energii i wody oraz jak dobrać odpowiednie materiały, by stworzyć komfortowe warunki pracy – mówi Katarzyna

Źródło Fotolia.pl

Poszukiwane biuro z certyfikatem Joanna Mroczek, dyrektor Działu Badań Rynkowych i Doradztwa, CBRE: – Najemcy coraz częściej zwracają uwagę na to, czy budynek biurowy spełnia wymogi zasad zrównoważonego rozwoju, czy posiada zielony certyfikat. Najczęściej są to międzynarodowe korporacje, które w swojej strategii zakładają proekologiczne podejście do funkcjonowania w środowisku biznesowym. Certyfikaty stanowią świetne narzędzie marketingowe, ale – w przypadku stawek czynszowych w Warszawie – większe znaczenie ma nadal poziom konkurencji, lokalizacja budynku i standard techniczny. Budynki z certyfikatem uzyskują najwyższe stawki czynszowe ponieważ najczęściej są nowe, dobrze zlokalizowane i oferują wysoką jakość. Certyfikaty zbyt krótko funkcjonują w Warszawie, by można było mówić o ich wpływie na kształt rynku. Niewątpliwie trend został zapoczątkowany i będzie się rozwijał, bo rynek biurowy staje się coraz bardziej dojrzały, więc deweloperzy muszą dostosowywać ofertę do rosnących wymagań. Stosowanie się do kryteriów certyfikatów na pewno podwyższy jakość budynków i może korzystnie wpłynąć na długość ich funkcjonowania na rynku.

49

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Źródło Fotolia.pl

Ekologia | Nieruchomości

Unold, menadżer ds. zrównoważonego rozwoju w Skanska Property Poland. Menedżerka przywołuje przykład innego budynku, którego wnętrzom przyznano certyfikat LEED – Empire State Building, który powstał w latach trzydziestych XX wieku. W budynku tym Skanska podpisała umowę najmu całego piętra na 15 lat i postanowiła przeprowadzić renowację, która objęła między innymi systemy oświetlenia oraz klimatyzacji. Przewidywano, że inwestycja zwróci się w ciągu całego okresu najmu, jednak wystarczyły zaledwie… 4 lata. W przypadku budynków znajdujących się w trakcie realizacji, audytorzy kontrolują inwestycję na trzech etapach: w fazie projektowania, po zakończeniu dokumentacji projektowej i po zakończeniu budowy. Dzięki temu kilka kolejnych polskich projektów zostało uhonorowanych tzw. precertyfikatem, czyli świadectwem przyznawanym

50

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

za zaprojektowane, ale jeszcze niewdrożone rozwiązania. W tym roku, w marcu, po raz pierwszy platynowy precertyfikat został przyznany gdańskiej Alchemii. Budynek pełni w większości funkcję biurową, ale pomieści także kompleks sportowy oraz część handlowo-usługową. Oprócz energooszczędności, przewyższającej wymogi normy (ASHRAE 90.1-2007) o co najmniej 25 proc., obiekt został uhonorowany także za brak tzw. „light pollution”, czyli za zredukowany do minimum negatywny wpływ sztucznego oświetlenia na sąsiedztwo. Alchemia będzie również wyposażona w urządzenia sanitarne zapewniające oszczędność wody na poziomie 50 proc. oraz system nawodnienia terenów zielonych korzystający z deszczówki. Uznanie zyskał także fakt, że działka na budowę pochodziła z odzysku. Platynowy precertyfikat ma także Atrium 1, wieża biurowa, która

powstaje przy Rondzie ONZ w Warszawie. Ten budynek będzie miał wyjątkowo ambitne „zielone rozwiązania”, unikalne nawet w skali europejskiej, m.in. geotermalny system chłodzenia i ogrzewania funkcjonujący bez pompy ciepła, panele fotowoltaiczne do produkcji energii, która dodatkowo dostarczana będzie ze źródeł odnawialnych. Podobne rozwiązania pojawią się też w kompleksie Green Corner, budowanym przez Skanska w Warszawie – także ten obiekt został już precertyfikowany w systemie LEED Platinium.

Angielska elegancja Powszechność systemu LEED w Polsce wynika w dużej mierze z jego popularności wśród amerykańskich korporacji, które mają znaczący udział zarówno w rynku inwestycyjnym, jak i w rynku najmu. Jednak za bardziej elastyczny w dostosowywaniu się do lokalnych


Ekologia | Nieruchomości

uwarunkowań środowiskowych i prawnych uchodzi brytyjski system BREEAM (Building Research Establishment Environmetal Assessment Method), stworzony przez organizację BRE w 1990 roku. Certyfikacja BREEAM dotyczy obiektów mieszkaniowych i komercyjnych, które są oceniane w dziewięciu kategoriach. W sześciu z nich występują punkty krytyczne, których niespełnienie powoduje odrzucenie projektu, jednak – odmiennie niż w LEED – liczba tych punktów jest uzależniona od poziomu certyfikacji, do którego aspiruje nieruchomość. Ocena jest dokonywana w systemie procentowym, świadectwo może uzyskać zarówno nieruchomość budowana, jak i funkcjonująca (BREEAM InUse). Przeprowadzenie certyfikacji wymaga zatrudnienia licencjonowanego asesora BREEAM, a poziomów oceny jest pięć: ■ pass (30-44 proc.), ■ good (45- 54 proc.), ■ very good (55-74 proc.), ■ excellent (75-84 proc.), ■ outstanding (85 proc. i więcej). Pierwszym polskim projektem, który w czerwcu 2010 r. uzyskał ten certyfikat, był warszawski budynek biurowy Trinity Park III wybudowany przez belgijskiego dewelopera Ghelamco. Najnowszymi „zielonymi budynkami” z plakietką BREEAM są obiekty handlowe zarządzane przez Apsys Polska: Centrum Janki, wrocławska Korona oraz bydgoskie Rondo, należące do GE Capital Real Estate Polish Retail Holdco Sarl. Pomimo, że wszystkie te centra mają już ponad 12 lat, w marcu tego roku każde z nich uzyskało certyfikat BREEAM In-Use na poziomie „very good”. – Wartość certyfikatu doceniają przede wszystkim międzynarodowe sieci handlowe, ale także rodzimi przedsiębiorcy coraz lepiej rozumieją znaczenie proekologicznego sposobu zarządzania i korzyści

jakie dzięki niemu odnoszą – mówi Marcin Stokowiec, dyrektor ds. inwestycji, Apsys Polska. – Wśród tych korzyści prym wiedzie optymalizacja kosztów funkcjonowania obiektu, która w praktyce oznacza niższe zużycie mediów, czyli mniejsze koszty eksploatacyjne, które ponoszą właśnie najemcy. Obecnie na tę certyfikację czeka w Polsce ok. 70 obiektów. BREEAM goni LEED i staje się coraz bardziej popularny ze względu na możliwość dostosowywania wymogów do konkretnego budynku, a także rosnącą liczbę asesorów uprawnionych do certyfikacji.

Konkurencja depcze po piętach Najnowszym systemem świadectw jest DGNB, opracowany przez Niemieckie Stowarzyszenie Budownictwa Ekologicznego (Deutsche Gesellschaft für Nachhaltiges Bauen). Obecnie system jest dopiero dostosowywany do polskich realiów. Wymagania krytyczne są tylko dwa: pierwsze związane z zawartością zanieczyszczeń w powietrzu, drugie – z dostępnością budynku dla osób niepełnosprawnych. Jednak trzeba przyznać, że są trudne do spełnienia. Certyfikacja DGNB dotyczy aspektów: ekologicznego, ekonomicznego, społeczno-kulturowego, technologicznego, jakości procesu i lokalizacji. Uprawnieni konsultanci i asesorzy przyznają certyfikaty na trzech poziomach: brązowym, srebrnym i złotym. DGNB można zastosować do każdego rodzaju budynku, ze względu na elastyczne kryteria oceny. Zapewne z czasem system zyska uznanie wielu polskich inwestorów, także ze względu na to, że jest uznawany za najprostszy i najbardziej

przejrzysty budynków.

z

systemów

oceny

Standaryzacja pożądana Wybór systemu certyfikacji w większości przypadków dokonuje się niejako naturalnie i wypływa z charakteru budynku oraz doświadczenia inwestora. Natomiast sam fakt posiadania zielonego certyfikatu to możliwość porównania obiektów w krajach o różnym poziomie rozwoju czy kulturze. Tę cechę wykorzystują głównie międzynarodowe korporacje – najemcy centrów handlowych czy biurowców – dla których istotna jest standaryzacja wynajmowanych powierzchni w różnych krajach. Miano „zielonego budynku” to dla inwestora nie tylko powód do dumy i poczucie przynależności do ekologicznej elity, ale i wymierny zysk – bez tego wszystkie opisane certyfikaty podzieliłyby los dziesiątek innych idei honorowania wybitnych projektów, które przepadły bez wieści. Zielony certyfikat to czytelny sygnał: koszty operacyjne tego budynku są niższe średnio o kilka procent w porównaniu z podobnymi obiektami spełniającymi tylko normy krajowe, zaś rachunki za zużycie energii spadają tu o 30-50 proc. Takie liczby doceniają zarówno właściciele, jak i najemcy nieruchomości. Tomasz Cudowski

Polskie projekty certyfikowane w systemie LEED: Poziom Gold: - biurowiec Rondo 1, Warszawa, - biurowiec Deutsche Bank, Warszawa, - biurowiec Zebra Tower, Warszawa, Poziom Silver: - budynek produkcyjno-biurowy fabryki BorgWarner, Jasionka k. Rzeszowa, - siedziba Skanska Property Poland, Warszawa, - siedziba Deutsche Bank w biurowcu Trio, Warszawa.

51

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Ekologia

Ka˝dy odpowiada

za klimat

Rozmowa z Urszulà Stefanowicz, koordynatorkà działaƒ Koalicji Klimatycznej (KK)

Źródło KK

− Jak działa Koalicja? − Ze względu na to, że kładziemy nacisk na wspólne rozwiązywanie problemów, w KK istnieją grupy robocze zajmujące się kluczowymi tematami, obecnie jest to efektywność oraz odnawialne źródła energii. Zapraszamy do nich specjalistów spoza naszych organizacji. Często realizujemy działania wspólnie z instytucjami takimi jak Fundacja im. H. Bölla, czy Instytut Energii Odnawialnej. Naszymi partnerami są również: Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, Bank Światowy, Polska Akcja Humanitarna.

Szybko uczymy się, jak świadomie korzystać z energii oraz zmniejszać jej zużycie, z korzyścią i dla środowiska, i dla naszego portfela.

– Co należy rozumieć pod nazwą Koalicja Klimatyczna? – Jest to porozumienie 22 organizacji pozarządowych, o różnych profilach, od badawczych po edukacyjne, działających na rzecz ochrony klimatu. Monitorujemy prace legislacyjne na poziomie krajowym i europejskim, organizujemy też konferencje i warsztaty dla przedstawicieli biznesu, urzędników, posłów, dziennikarzy. Ale także dla dzieci i młodzieży.

52

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

– Skąd organizacja czerpie fundusze na swoją działalność? – Nasze działania są oparte na projektach prowadzonych przez Polski Klub Ekologiczny Okręg Mazowiecki, pełniący rolę Sekretariatu KK i koordynujący jej działania, albo realizowanych przez organizacje członkowskie, w obszarze ochrony klimatu. Są one finansowane ze źródeł krajowych i zagranicznych. Mogą to być państwowe lub unijne fundusze albo fundacje. Każda z organizacji oczywiście podejmuje takie decyzje niezależnie. Zalecamy tylko, by nie korzystały one ze środków mogących powodować konflikt interesów, czy uniemożliwiających im podpisywanie się pod naszymi stanowiskami.

– Wkrótce minie dziesięć lat od momentu powstania KK. Czy w tym czasie organizacja zmodyfikowała swoje pierwotne cele? – Naszą misją niezmiennie jest wspólne działanie w celu zapobiegania zmianom klimatu wywołanym przez człowieka, dla dobra ludzi i środowiska. Cele cząstkowe, operacyjne zmieniają się wraz z okolicznościami. Zależą od projektów członków KK oraz od decyzji i planów rządu, do których odnosimy się w ramach naszych działań. Ale również od zamierzeń sejmu, senatu, parlamentu europejskiego, czy komisji europejskiej, a nawet od międzynarodowch negocjacji klimatycznych i odkryć naukowych. – Może pytanie o wpływ człowieka na środowisko wyda się zbyt oczywiste dla ekologów, ale czy zmiany klimatu naprawdę zależą od naszej działalności? – To bardzo typowe pytanie i zwykle pytający spodziewa się odpowiedzi „tak” lub „nie”, zależnie od tego, kogo pyta. My zgadzamy się z Międzyrządowym Panelem ds. Zmian Klimatu (IPCC). Niemal 99 proc. klimatologów jest zdania, że człowiek stał się jednym z „czynników”, które wpływają na klimat. Powiedzenie, że „zmiany klimatu zależą od działalności człowieka”


Ekologia

nie jest do końca prawidłowe, bo na klimat oczywiście wpływa i zawsze wpływało wiele innych zjawisk. Ale nie ma wątpliwości, że nasz wpływ stał się na tyle znaczący, by zakłócić funkcjonowanie systemu. Pierwszy argument sceptyków zwykle brzmi „przecież klimat zawsze się zmieniał”. Drugi –„nasz wpływ jest zbyt mały, żeby miał znaczenie” – ale nie biorą oni pod uwagę wrażliwości ziemskiego klimatu. Nawet niewielki bodziec wystarcza, by zachwiać równowagą takiego systemu. A dodatkowo może on rozpocząć cykl sprzężeń zwrotnych o konsekwencjach trudnych do przewidzenia. Z tego względu naukowcom nadal trudno jest określić szczegółowo, co, gdzie i w jaki sposób się zmieni na poziomie regionalnym. Ale to nie oznacza, że nie potrafią zbadać zachodzących procesów globalnych i określić podstawowych skutków zmian. Podsumowując – tak, mamy wpływ na klimat, choć oczywiście wpływają na niego także czynniki naturalne. – Z jakimi problemami funkcjonowania organizacja spotyka się najczęściej? – Głównie z niezrozumieniem naszych celów i próbami ustawiania nas w sytuacji konfliktu. Tak jest np. z Koalicją i górnikami, którzy podobno często słyszą, że chcemy zamknięcia z dnia na dzień, wszystkich kopalń. My z kolei słyszymy, że górnicy chcą, aby Polska nigdy nie zmniejszyła swojej zależności od węgla jako źródła energii. Ani jedno, ani drugie nie jest prawdą. Rozmawialiśmy już z osobami zajmującymi się górnictwem, które zgadzają się z nami, że na Śląsku potrzebne są dobre programy stopniowego ograniczania wydobycia. Łatwo wydobywanego węgla i tak wystarczy na 30, 40 lat. Zmieniają się też technologie – może niedługo

możliwe będzie wydobycie węgla w postaci gazowej, bez potrzeby pracy w bardzo ciężkich warunkach. Wielu górników wolałoby, żeby ich dzieci miały już bezpieczniejszą dla zdrowia i życia pracę, a region był znany z czegoś innego niż zanieczyszczone powietrze i szkody górnicze. Zarzuca nam się też bronienie obcych interesów – co nie jest prawdą. Zgodnie z naszą misją działamy w interesie wszystkich ludzi i środowiska w skali globalnej, jednak największy nacisk kładziemy na obronę interesów Polaków i polskiego środowiska, naszych zasobów naturalnych i skarbów przyrodniczych. Uznajemy po prostu, że ochrona najbardziej należy się tym, którzy sami głosu nie zabiorą, czyli przyszłym pokoleniom. – Czy społeczeństwo polskie rozumie zbiorową odpowiedzialność za zmiany klimatyczne? – Nie jest z tym zrozumieniem najlepiej. Nawet jeśli Polacy słyszeli o zmianach klimatu, a wielu słyszało, to opinie są bardzo podzielone. Częściowo ze względu na chaos w mediach, a częściowo na słabą dostępność wyników badań prowadzonych na całym świecie. Środowiska naukowe nadal wykazują słabe zainteresowanie tematem lub są sceptyczne. Mają też stosunkowo małe doświadczenie w upowszechnianiu wiedzy innymi kanałami niż edukacyjne i naukowe – choć są wyjątki. Współpracujemy z naukowcami, którzy są świadomi wagi problemu. Większość Polaków dostrzegających potrzebę ochrony klimatu jest przekonana, że to rząd jest za nią odpowiedzialny i powinien się tym zajmować. Ale musimy pamiętać też o odpowiedzialności indywidualnej. To tak jak z rzucaniem śmieci na ulicę. Nie możemy sobie mówić, „jeden papierek nic nie znaczy”, bo jeśli wszyscy będziemy tak myśleć i tak postępować, to utoniemy w śmieciach.

– Z jakim nastawieniem KK zacznie kolejną dekadę swojej działalności? – Mimo opisanych wcześniej problemów, widzimy że sytuacja powoli się zmienia, a nasze możliwości skutecznego informowania rosną. Rozwój komunikacji internetowej zdemokratyzował proces rozpowszechniania informacji. Zdaniem ekspertów, takich jak ekonomista i politolog Jeremy Rifkin, to samo wkrótce spotka wytwarzanie energii. Za rogiem czeka już demokracja energetyczna. Nowe technologie pozwalają na rozproszenie procesu wytwarzania energii. Zamiast jednego dużego źródła, coraz częściej wyrasta wiele małych. W naszym słowniku pojawiło się nowe słowo – prosument – czyli ktoś, kto jest nie tylko odbiorcą usługi, ale także jej dostawcą i równoprawnym partnerem lub konkurencją dla firm energetycznych. Szybko uczymy się też, jak świadomie korzystać z energii oraz zmniejszać jej zużycie z korzyścią i dla środowiska, i dla naszego portfela. Oczywiście, z drugiej strony piętrzą się przed nami coraz trudniejsze wyzwania, a konieczność rozwiązania kluczowych problemów staje się coraz bardziej paląca. Polityka klimatyczna na świecie przeżywa kryzys. Rosną obawy specjalistów co do tego, czy ludzkość zajęta walką o dobrobyt zdąży zmienić się na czas, by skutecznie ograniczyć ryzyko zniszczenia samej siebie. Szczęśliwie mamy też do czynienia z rosnącą falą aktywności na poziomie niższym niż międzynarodowy, europejski lub krajowy. Zaczynają działać regiony, miasta i społeczności lokalne, którym zależy, by częścią dobrej jakości życia była dobra jakość środowiska, w którym żyją i stan zdrowia ich mieszkańców. Państwo musi tylko stworzyć im dobre warunki do działania. Rozmawiała Urszula Stokowska

53

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Ekologia | Żywność

Organizmu nie syci,

za to szkodzi Co czwarty Polak przyznaje si´ do wyrzucania jedzenia. Jak podaje Komisja Europejska, w skali naszego kontynentu co roku marnuje si´ 89 mln ton ˝ywnoÊci Trwonimy coraz więcej produktów żywnościowych. To poważny problem ekologiczny, ekonomiczny i społeczny, a dotyczący już niemal każdego kraju. W Polsce, jak wynika z danych Eurostatu z 2006 r. opublikowanych w raporcie KE z października 2010 r., marnuje się blisko 9 mln t żywności. Według raportu Federacji Polskich Banków Żywności (,,Nie marnuj jedzenia” z 2011 r.) jesteśmy na piątej pozycji wśród państw UE marnujących jedzenie – za Wielką Brytanią, Niemcami, Francją i Holandią.

Dlaczego tak się dzieje – Problem wyrzucania żywności, to również problem organizacji zakupów.

Kupujemy coraz więcej produktów spożywczych, nie biorąc pod uwagę, że połowa z nich nie jest nam potrzebna w danym momencie – mówi przedstawiciel Banków Żywności. Każdy z produktów ma określoną datę ważności. Racjonalne jest więc podejście, że przeterminowanych produktów nie jemy. Jednak co dalej robić z takim jedzeniem? - najlepiej wyrzucić i kupić nowe. To typowe zachowanie ludzi, którzy nie zastanawiają się nad skutkami swoich decyzji. A wyrzucona żywność to zmarnowane hektolitry wody i energia zużyta do jej produkcji, transportu, przechowywania i przygotowania. W maju 2011 r. FAO ogłosiła raport, z którego wynika, że na świecie co

roku wyrzucanych jest 1,3 mld t jedzenia. To trzecia część całej produkowanej żywności.

Szkodliwe opakowania Wyrzucając żywność pozbywamy się również opakowania. To głównie szkło, plastik albo papier, a każdy z tych produktów ma wpływ na ekologię. Warto więc opakowania wrzucać do pojemników służących do recyklingu odpadów. – Żywność, która zostaje wyrzucona, najczęściej trafia na wysypiska śmieci. Tam gnije, wydzielając metan, który jest nawet 20-krotnie groźniejszym gazem cieplarnianym niż CO2 – mówi Maria Gosiewska, koordynatorka ds.

Produkty najczęściej wyrzucane przez Polaków 48%

pieczywo ziemniaki

37%

wędliny

37%

warzywa

19%

owoce

18%

jogurty

14% 8%

mięso dania gotowe (typu pizza, garmażeryjne itp.)

7% 7%

mleko ser

6%

ryby jaja inne żadne z powyższych

54

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

3% 1% 2% 2%

Źródło: „Nie marnuj jedzenia” – raport 2011, Federacja Polskich Banków Żywności


Źródło Fotolia.pl

programów edukacyjnych Federacji Polskich Banków Żywności (FPBŻ). - Alternatywą dla masowej utylizacji są właśnie banki żywności, które odbierają produkty z krótkimi terminami przydatności do spożycia od producentów i dystrybutorów – dodaje Gosiewska.

Najczęściej marnowane produkty Według badań z września 2011 r. (Millward Brown SMG/KRC na zlecenie FPBŻ) w Polsce do wyrzucania niespożytej żywności przyznaje się 24 proc. badanych, a 71 proc. stwierdza że jej marnowanie ma szkodliwy wpływ na środowisko. Które produkty najczęściej zdarza się nam wyrzucać? Najwięcej marnujemy chleba, ziemniaków i wędlin. Dużo więcej żywności marnuje się w wielkich miastach niż na wsi. W raporcie FPBŻ czytamy również, że w Unii marnuje się 89 mln t żywności. Ale trend jest niekorzystny i do 2020 r. ilość ta może zwiększyć się do 126 mln ton. Średnio Europejczycy wyrzucają 20-30 proc. jedzenia, natomiast w USA do śmietników trafia nawet 25-40 proc. żywności. Trwonienie jedzenia to także marnowanie składników odżywczych. Dotyczy to 6 proc. kalorii zawartych

w żywności i napojach. Najwięcej marnuje się błonnika, składnika produktów roślinnych – 22 procent. Są to kalorie i składniki odżywcze bezpowrotnie stracone. To szczególnie istotne w sytuacji, gdy na świecie aż 925 mln ludzi cierpi głód (dane wg Światowego Programu Żywnościowego).

Negatywne skutki Wyrzucając żywność marnujemy również ogromne ilości wody i energii np. w postaci paliw. Na przykład wyrzucona kanapka z serem to 90 litrów zmarnowanej wody. W tym roku, 15 marca, FPBŻ rozpoczęła kampanię informacyjną ,,Nie marnuj jedzenia. Myśl ekologicznie”. Z materiałów informacyjnych wynika, że np. do wyprodukowania kilograma wołowiny potrzeba 5-10 tys. l wody. Uzyskanie 1 kg ziemniaków wymaga zużycia 300 l wody, a do produkcji 1 kg kukurydzy potrzeba 900 litrów. Produkcja żywności wymaga również energii w postaci paliw i prądu. Na wyprodukowanie 1 kcal jedzenia zużywa się 10 kcal z paliw. Produkty, zanim trafią na sklepowe półki, często pokonują tysiące kilometrów. Przykładowo w USA ta droga wynosi średnio 2 400 kilometrów. Z produkcją, przetwarzaniem, transportem i przechowywaniem żywności wiąże się

także około 20 proc. produkcji gazów cieplarnianych. Każda tona jedzenia, która trafia na wysypiska śmieci emituje 4,2 ton CO2. Żywność marnują również jej producenci. W rolnictwie związane jest to z jej wytwarzaniem, sposobem uprawy, zbiorów czy przechowywaniem. Branża spożywcza marnuje ją już na etapie surowca. Natomiast sprzedawcy czy dostawcy, np. przez zły transport, lekceważenie zasad jej magazynowania. Nadzieją na poprawę tej sytuacji jest racjonalne podejście Polaków do propozycji zmiany nawyków. Powinna dotrzeć do naszej świadomości myśl, iż zamiast utylizować produkty spożywcze, można je przekazać do banków żywności. Urszula Stokowska Definicja marnowania i strat żywności – wg FAO Zmarnowana żywność to wytworzona żywność konsumpcyjna, która nie została spożyta przez człowieka. Nie ujmuje się w skali marnowania żywności części nienadających się do spożycia, żywności produkowanej na pasze, elementów biokomponentów, bioenergii oraz surowców służących do produkcji opakowań itp. Natomiast do ilości zmarnowanej żywności dolicza się produkty, które zostały wytworzone na potrzeby konsumpcji, ale ostatecznie zostały wykorzystane w innym celu np. na kompost, pasze lub bioenergię. źródło: http://www.niemarnuje.pl/files/raport _ nie _ marnuj _ jedzenia.pdf

55

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Ekologia

Natura w słoiku Moda na naturalne kosmetyki zacz´ła si´ ju˝ w latach osiemdziesiàtych poprzedniego stulecia. Jej kolebkà jest Europa. I mimo, ˝e Polska te˝ le˝y na starym kontynencie, to do nas dotarła z kilkunastoletnim opóênieniem

specjalizująca się w produkcji i sprzedaży naturalnych, ręcznie wytwarzanych kosmetyków, takich jak mydła czy kremy i balsamy do ciała.

Źródło Fotolia.pl

Wysoka dynamika wzrostu

Polski boom na naturalne kosmetyki przejawia się w dynamicznym rozwoju specjalistycznych sieci sprzedaży. Niemal wszystkie, z dziesięciu już działających, zamierzają otworzyć w tym roku nowe placówki. – Mamy w planach uruchomienie sześciu nowych salonów. Do otwarcia dwóch już się przygotowujemy. W sprawie kolejnych prowadzimy rozmowy z inwestorami – mówi Agnieszka Lisińska z sieci Stara Mydlarnia, pod której marką działają w kraju 32 sklepy. Jednak konkurencja może się zaostrzyć. Do wejścia na nasz rynek szykuje się łotewska firma Attirance,

56

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

A jest o co walczyć. Polski rynek biokosmetyków rozwija się szybciej niż zachodni. Nawet ostatni kryzys nie zmniejszył popytu, choć niekiedy kosztują one nawet trzy razy więcej od wytwarzanych przy użyciu sztucznych barwników i konserwantów. – Sprzedaż stale rośnie. Jest to najbardziej odczuwalne w największych miastach. Zmiany są widoczne też w trendach zakupowych. Polacy coraz chętniej sięgają po kosmetyki wytworzone w 100 proc. z naturalnych składników, co wiąże się ze wzrostem świadomości na temat wartości takich produktów. A to oznacza większe wydatki – tłumaczy Agnieszka Lisińska. Rozwój jest również zasługą polskich producentów, którzy coraz bardziej angażują się w biokosmetyki. A jeszcze kilkanaście lat temu specjalizowały się w nich wyłącznie niemieckie, francuskie, czy brytyjskie marki. Teraz są one wypierane przez produkty z polskim rodowodem, które są wysokiej jakości i mają przystępną cenę. Warto tu wspomnieć o firmie Organique, pionierze kosmetyki naturalnej w Polsce. Głównie dzięki Tomaszowi Czarskiemu, właścicielowi i prezesowi, który

rozpoczął 11 lat temu od produkcji mydeł glicerynowych. Spełnił tym samym swoje marzenia o kosmetykach robionych ręcznie, z wysokiej jakości surowców. Dziś może pochwalić się ponad 30 salonami, także w Szwecji i Rosji. W produkcję angażują się również firmy znane z popularnych komercyjnych marek, np. Ziaja, Floslek, Organic, czy Pat&Rub. – Kosmetyki ekologiczne mamy w swojej ofercie od dwóch lat. Są dostępne w ramach linii Eko oraz Wrażliwa Natura. Widząc stały wzrost zainteresowania takimi produktami, dbamy o rozwój asortymentu – wyjaśnia Maciej Kempa z firmy Oceanic, produkującej kosmetyki pod marką AA. To dzięki takim przedsiębiorstwom, ekokosmetyki stały się dostępne w drogeriach oraz sklepach internetowych. Z badań Organic Monitor wynika, że w ostatnich latach ponad 400 europejskich producentów kosmetyków otworzyło się na produkcję ekologiczną.

Bałagan w certyfikatach Na tym nowym trendzie chcą zarobić wszyscy, stąd na rynku aż roi się od produktów, które choć reklamują się jako naturalne i ekologiczne, to takimi nie są. Po czym więc poznać kosmetyki eko? Najłatwiej po znaku potwierdzającym ich naturalność. Niestety, jest ich tak dużo, jak wiele


Ekologia

organizacji przyznających – tylko w Europie działa ich kilka. – Znaki nadają odpłatnie ekologiczne organizacje poszczególnych krajów. Przyznanie znaku zostaje poprzedzone audytem w firmie, co wiąże się ze spełnieniem wymagań, które ustalił nadający – informuje Blanka Chmurzyńska-Brown, dyrektor generalny Polskiego Związku Przemysłu Kosmetycznego. W Niemczech jest to organizacja BDIH, która powstała w wyniku zrzeszenia firm zajmujących się produkcją naturalnych preparatów leczniczych i kosmetyków pielęgnacyjnych. Wśród kryteriów nadania certyfikatu jest stosowanie surowców roślinnych z kontrolowanych ekoupraw oraz certyfikowanych dzikich zbiorów. Poza tym kosmetyk nie może zawierać soli nieorganicznych i surowców mineralnych oraz pozyskiwanych z martwych zwierząt, za wyjątkiem chitosanu, carminu, jedwabiu. Z kolei w Wielkiej Brytanii działają Buav i Soil Association, którego certyfikat gwarantuje, że kosmetyk zawiera maksymalną możliwą ilość składników organicznych, niemodyfikowanych genetycznie. Natomiast we Francji obowiązuje standard Cosmebio, potwierdzający naturalne pochodzenie składników danego kosmetyku. Karta Cosmebio zezwala jednak na użycie w minimalnej ilości syntetycznych substancji, które nie są dostępne w postaci naturalnej. Muszą być jednak one uwzględnione na tzw. liście pozytywnej, wykluczającej stosowanie PEG czy silikonów. Coraz częściej można spotkać kosmetyki z wieloma takimi międzynarodowymi oznaczeniami i certyfikatami. To dowód na to, że jest ich zbyt dużo. A to źle wróży rynkowi, bo łatwiej wówczas o podróbki i nadużycia. Jednym z nowszych oznaczeń jest NaTure, utworzone w 2007 r. przez międzynarodową jednostkę certyfikującą, zrzeszającą firmy

zajmujące się kosmetyką naturalną i ekologiczną. Wszystkie produkty NaTrue posiadają także certyfikat BDIH. Innym międzynarodowym oznaczeniem jest Ecocert, nadawane przez niezależne stowarzyszenie kontrolujące, działające w zakresie ochrony środowiska we Francji. To jemu zawdzięczamy dwa nowe oznaczenia. Pierwsze otrzymują ekologiczne kosmetyki, czyli takie, w których ilość stosowanych surowców pochodzenia naturalnego wynosi przynajmniej 95 proc., z których również przynajmniej 95 proc. musi pochodzić z upraw biologicznych. Drugie jest przyznawane biologicznym kosmetykom, czyli wytworzonym z surowców naturalnych pochodzących z biologicznych upraw, stanowiących przynajmniej 50 proc. składu.

Ekologiczny skład to za mało Jeśli chodzi o kosmetyki dostępne w Polsce, to są one opatrzone najczęściej znakami Ecocert, BDIH, Cosmebio, ale też niemieckim Demeter, nadawanym przez stowarzyszenie producentów ekologicznych, działające od 1924 r., czy IHTK (międzynarodowy związek producentów przeciwko stosowaniu testów na zwierzętach w kosmetyce). Ten ostatni jest chyba najbardziej rozpoznawalny, gdyż w jego pieczęci jest zajączek z ochraniającą go dłonią. – Polska, jak dotąd, nie dorobiła się własnego certyfikatu. Dlatego rodzime firmy, które chcą rozpocząć produkcję ekokosmetyków muszą uzyskiwać go w innych krajach – tłumaczy Blanka ChmurzyńskaBrown. Być może już w tym roku na terenie UE obowiązywać zaczną jednolite regulacje prawne nazewnictwa stosowanego w branży kosmetycznej, dotyczące określeń typu: bio, eco, organic, natural itp.

Z badaƒ Organic Monitor wynika, ˝e w ostatnich latach ponad 400 europejskich producentów kosmetyków otworzyło si´ na produkcj´ ekologicznà. To tylko dowodzi siły nowego trendu.

– Wciąż trwają prace w tym zakresie. Dlatego nie można ostatecznie przesądzać, że regulacje pojawią się jeszcze w tym roku. Ich stworzenie bardzo utrudnia odmienne podejście poszczególnych krajów do terminów „organiczny” i „naturalny” – zaznacza Blanka Chmurzyńska-Brown. Podstawą mają być standardy COSMOS, wypracowane wspólnie przez główne jednostki certyfikujące. Planowane zmiany są konsekwencją wprowadzenia przez Unię art. 20 regulacji poświęconej kosmetyce, która została przyjęta w listopadzie 2009 roku. Jednak nie tylko skład produktu przesądza o tym, że mamy do czynienia z ekokosmetykiem. Przyjazny środowisku musi być też proces jego produkcji - żadnych testów na zwierzętach i opakowania, wytworzone z surowców nadających się do recyklingu. Jeśli natomiast używane są kartonowe pudełka, to powinny być wykonane z papieru ekologicznego. I słusznie. Ekokrem w plastikowym słoiku, rozkładającym się setki lat na wysypisku śmieci? To nie do przyjęcia. Taki produkt od razu traci na wiarygodności. Małgorzata Biernacka

57

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Ekologia

Trunki z certyfikatem Moda na ekologiczne wina, piwa i wódki ma zach´ciç Polaków do wi´kszej konsumpcji nowych alkoholi i zapewniç wy˝sze zyski producentom

Spożycie napojów alkoholowych w Polsce spada. W ciągu trzydziestu lat zmniejszyło się o połowę. W 2011 r. Polak wypił 3,7 l napojów spirytusowych oraz 6,1 l piwa i 0,4 l wina, w przeliczeniu na 100-proc. alkohol. To daje nam dziewiętnaste miejsce w Europie. Według rankingu WHO wyprzedzają nas Niemcy, Hiszpania, Francja, Czechy i Wielka Brytania. Polska, z konsumpcją na poziomie 10,6 litra 100-proc. alkoholu na mieszkańca powyżej 15 roku życia, plasuje się poniżej unijnej średniej, wynoszącej 10,85 litra.

Powrót do źródeł Spadkowy trend zmusza producentów do zabiegania o konsumentów. Sposobem na ponowne zwrócenie uwagi na trunki stał się modny trend – ekologia. Wszystkie trzy segmenty tej branży (wódka, wino, piwo) uznały, że jest to najlepsze rozwiązanie. Konsumenci mogą za to poczuć, jak smakowały trunki setki lat temu, gdyż rozpoczęcie bioprodukcji wiąże się z powrotem do dawnych metod wytwarzania.

Sprzedażą tych alkoholi zajmują się wyspecjalizowane w ekożywności sieci. – Mamy wina i piwa ekologiczne, polskie oraz zagraniczne. Lepiej sprzedają się wina, ze względu na mniejszą różnicę cen – tłumaczy Agnieszka Olędzka z sieci Żółty Cesarz. Największym powodzeniem cieszy się wino z aronii – Aronica. Powstaje ono według strzeżonej, tradycyjnej receptury. Producentem jest spółka Jantroń z Dobronia, która ma Certyfikat Zgodności. W Europie certyfikaty są nadawane tylko surowcom, z których wytwarzane są wina.

WINO ZE ŚWIADECTWEM Sprawa produkcji trunków nie była dotąd uregulowana. Dopiero w tym roku, w ramach Stałego Komitetu ds. Rolnictwa Ekologicznego (SCOF) zostały przyjęte przepisy dotyczące wina ekologicznego. W życie mają wejść „na dniach”, tak by obowiązywały już przy tegorocznym winobraniu. Ekowina będą nosić znak „wino ekologiczne” na etykietach oraz logo

W Polsce sprzeda˝à ekologicznych alkoholi zajmujà si´ wyspecjalizowane w bio˝ywnoÊci sieci. Nale˝y do nich ju˝ w sumie ponad 400 placówek.

58

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

produkcji i numer kodu jednostki certyfikującej. Będzie to produkt wytworzony bez kwasu sorbowego, z certyfikowanych winogron. Zakazane jest dosiarczanie, a poziom siarczynów będzie musiał być co najmniej o 30-50 mg na litr niższy niż w winie konwencjonalnym. Obecnie można już kupić certyfikowane wina. Pochodzą one jednak z USA, Chile, Australii i RPA, gdzie takie normy istnieją już od kilku lat. Przykładem jest Organic Sauvignon Blanc z upraw ekologicznych Cono Sur – chilijskie, białe, wytrawne wino.

Polskie piwa eko Pierwsze rodzimej produkcji piwo ekologiczne Origo powstało w chełmskim Browarze Jagiełło. Kolejnymi producentami byli Sulimar z Piotrkowa Trybunalskiego - Cornelius Pszeniczne oraz Browar Amber ze swoim piwem Żywe. Sami wytwórcy przyznają jednak, że w przypadku piw bardziej można mówić o naturalnej niż ekologicznej produkcji. Dlatego większość z nich ma certyfikat Slow Food, co oznacza produkcję metodami tradycyjnymi, z naturalnych składników, bez konserwantów czy aromatów. – Tak jest w przypadku piwa Żywe. Powstaje bez przyspieszania fermentacji, bez poddawania go pasteryzacji i mikrofiltracji. – tłumaczy Marek Skrętny z Browaru Amber, podkreślając, że piwo posiada też certyfikat Poznaj Dobrą Żywność. – To jedyna nasza marka z certyfikatami. Wszystkie inne, choć ich nie mają,


Ekologia

są produkowane w ten sam sposób. Browary mogą starać się też o certyfikat Ekogwarancji, jednostki akredytowanej w Polskim Centrum Akredytacji. Firmy, które otrzymują jej oznaczenie stawiają na ekologię w stosowanych składnikach, jak i przy produkcji. Słód, chmiel i woda muszą być eko. Niedozwolone jest używanie modyfikowanych genetycznie surowców, nawet drożdży. – Jednostek certyfikujących funkcjonuje na naszym rynku kilkanaście – zaznacza Leszek Wiwała, prezes Związku Pracodawców Polskiego Przemysłu Spirytusowego. Największe ekobrowary są w Niemczech, a liderem jest Neumarkter Lammsbräu. Warzeniem piwa zajmuje się od 1628 r., zaś od 1995 r. – wyłącznie ekologicznego. Trunki są pakowane w butelki podlegające recyklingowi, z kapslami bez PCV i etykietami drukowanymi przy użyciu farb bez metali ciężkich.

Ekologiczne wódki z importu

Źródło Fotolia.pl

W kategorii ekologicznych wódek można mówić tylko o jednym polskim trunku - wódce Orkiszowej, powstającej w d.Polmosie Lublin, obecnie Stock. Jest ona wytwarzana z orkiszu, uprawianego w górskich rejonach Europy. Produkowana od czterech lat, wciąż nie ma rodzimej konkurencji. – To wina braku zbytu. Trudno jest odróżnić ją od tradycyjnej, a zapłacić trzeba więcej. Gdy kryterium wyboru jest cena, naturalnym jest brak zainteresowania – uważa Leszek Wiwała. Zagraniczną konkurencją może być amerykańska Veev Vodka, której twórcą jest Carter Reum. Współpracuje on z The Sustainable Acai Project (Brazylia), który kooperuje z rolnikami, dbając o standard. W fabryce wykorzystuje się np. energię z turbin wiatrowych. Nadruk na butelce z materiałów z recyklingu, wykonany jest z tuszu z soi. Producent przekazuje jednego dolara ze sprzedaży każdej butelki wódki z owoców acai na ochronę lasów tropikalnych. Inną ekologiczną wódką jest 360 Vodka, którą poddaje się czterokrotnej destylacji oraz pięciokrotnej filtracji. Produkcją ekowhisky słodowej typu single malt z Islay szczyci się destylarnia Bruichladdich (od 2009 r.). Każda edycja tego alkoholu pochodzi z jednego rodzaju jęczmienia, wyhodowanego w jednym gospodarstwie, w jednym roku. Alkohol otrzymał certyfikat BioDynamic Agricultural Association. Ekolodzy mają więc nie tylko co jeść, ale też i pić. Małgorzata Biernacka

59

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Ekologia

Recykling to biznes

Źródło Fotolia.pl

Odpady to obecnie najwi´kszy problem ekologiczny Polski. Podobnie jak w wielu paƒstwach europejskich, u nas gospodarka odpadami jest zadaniem gmin. Warto wiedzieç, jak z tym obowiàzkiem radzà sobie regiony i samorzàdy w innych krajach

W Szwecji odpowiedzialność za zagospodarowanie odpadów komunalnych spoczywa wyłącznie na gminach, które decydują o kwestiach związanych z ich wywozem, utylizacją lub recyklingiem. Właściciel posesji nie ma możliwości wyboru firmy odbierającej odpady. Taką decyzję podejmują lokalne władze,

60

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

które zawierają umowy, a opłaty za wywóz mieszkańcy wnoszą na konto gminy. Szwedzki model opiera się na filozofii segregacji śmieci u źródła. Skuteczność tej metody jest imponująca - aż 45 proc. odpadów jest wykorzystywana do recyklingu. Pozostałe, których nie można

przywrócić do ponownego obiegu gospodarczego, przekazywane są do spalarni. Wyczuleni na punkcie ochrony środowiska Szwedzi pilnują, aby w spalarniach stosowane były rygorystyczne normy, a technologia oczyszczania spalin i ścieków była stale rozwijana. W efekcie takiego


Ekologia

myślenia i gospodarowania, jedynie 4 proc. odpadów jest odsyłanych na tradycyjne wysypiska śmieci, z czego większość stanowią popioły lotne i żużel paleniskowy.

Ekoenergia Gospodarka odpadami w Szwecji pełni też bardzo ważną rolę w energetyce. Spalarnie produkują energię elektryczną i ciepło do mieszkań oraz dla przemysłu. Ponad 10 proc. energii pochodzi ze spalarni śmieci. Energia dostarczana jest klasycznymi sieciami ciepłowniczymi i nie wymaga nowej infrastruktury. Dodatkowo dla zwiększenia efektywności procesu pozyskiwania energii wykorzystuje się ciepło spalin, poprzez ich chłodzenie i skraplanie. Spaliny już w postaci cieczy są oczyszczane i używane w sieci ciepłowniczej zamiast wody pitnej. Warto zwrócić uwagę na fakt, iż cały południowy Sztokholm ogrzewany jest odpadami komunalnymi i przemysłowymi. W spalarni w Högdalen 500 tys. ton odpadów komunalnych i 250 tys. ton odpadów przemysłowych produkuje rocznie 1,7 tys. GWh ciepła i 450 GWh energii elektrycznej. Łącznie Szwecja posiada 28 instalacji tego typu.

Autobusy na ekośmieciach Dużą część śmieci stanowią odpadki żywności. Recykling organicznych części odpadów zorganizowano poprzez uzyskiwanie biogazu, który jest wykorzystywany do produkcji energii elektrycznej i cieplnej lub po poddaniu dalszej obróbce, jako paliwo CNG do autobusów, śmieciarek i innych pojazdów komunalnych. Na przykład w Helsingborgu (90 tys. mieszkańców) wszystkie autobusy napędzane są uszlachetnionym biometanem, wyprodukowanym z odpadów. Nadwyżka przekazywana jest do miejskiej sieci gazowniczej. Biogaz sprawia, że koszty poniesione

na gospodarkę odpadami ulegają dalszemu pomniejszeniu. Te przykłady i liczby mogą przyprawić o „zielony” zawrót głowy, ale tak efektywna i zaawansowana gospodarka odpadami, to efekt dziesiątek lat ciężkiej pracy. Kryzys naftowy i reglamentacja tradycyjnych surowców, skłoniły Szwedów do zmiany energetycznego modelu państwa. Największa rewolucja zaszła w świadomości obywateli, których władze przekonały do nowej definicji słowa „paliwo” oraz zwróciły uwagę na wartość energii. Koniecznym było oczywiście znalezienie jej nowych źródeł. Dzisiaj aż 43,9 proc. zużywanej energii pochodzi ze źródeł alternatywnych. Szczególnie dotyczy to ciepła - ponad 80 proc. pochodzi ze źródeł odnawialnych, a zużycie węgla i gazu ziemnego jest na minimalnym poziomie.

Edukacja przez portfel Niderlandzkojęzyczna część Belgii również delegowała uprawnienia do zarządzania śmieciami na poziom regionów i gmin. Całość polityki zarządzania odpadami koordynuje specjalnie powołana agencja (OVAM). Jej kompetencje to prace legislacyjne i ciągłe modyfikowanie prawa na potrzeby ekologicznych wyzwań. Agencja czuwa także, aby proces wdrażania aktów prawnych oraz ich implementacji na poziomie decyzji regionalnych i gminnych przebiegał bez zakłóceń, a wspólne, wytyczone cele były realizowane. Gminy zaś zajmują się szczegółami dotyczącymi wyboru sposobu osiągnięcia tych celów. Samodzielnie ustalają poziom opłat i podatków w związku z gospodarką odpadami, co powoduje funkcjonowanie różnych systemów opłat. Dlatego władze regionalne, we współpracy z OVAM, harmonizują politykę sąsiadujących ze sobą gmin, aby zapobiec tzw. turystyce odpadowej.

Plany pięcioletnie Założenia i cele flamandzkiej gospodarki odpadami realizowane są poprzez pięcioletnie programy. Za główny cel przyjęto ograniczenie składowania śmieci i promocję recyklingu. W praktyce oznaczało to zmianę funkcjonowania dotychczasowych wysypisk, budowę instalacji do segregacji odpadów oraz spalarni. Równolegle do tego procesu postawiono na edukację ekologiczną. Gminy zastosowały oczywiście najskuteczniejszą metodę perswazji, w postaci znaczących podwyżek za wywóz, składowanie i spalanie nieposegregowanych śmieci. Wiele z nich zdecydowało się także na podatki od nieposegregowanych śmieci. Wysokie ceny utylizacji podziałały także jako zachęta do zmniejszenia ilości wytwarzanych odpadów, a 30 proc. gospodarstw domowych kompostuje własne odpady organiczne. Flamandowie prowadzą także politykę budowy sieci punktów, w których można oddać posegregowane śmieci. Obecnie cele „pięciolatek” determinują kryteria ilościowe. Co roku waga odpadów przypadająca na jednego mieszkańca spada o kilkanaście kilogramów. Według planów stosowane mechanizmy mają umożliwić całkowite zaprzestanie składowania odpadów, które można by poddać recyklingowi. Ważnym elementem systemu jest pomoc rządu. Samorządy zawierają z ministerstwem środowiska tzw. umowy ekologiczne, w których zobowiązują się do osiągnięcia np. określonego poziomu segregowania śmieci. W przypadku spełnienia warunków umowy, rząd wypłaca im określone środki finansowe. Łukasz Bielak Dane zawarte w artykule pochodzą z Ambasady Szwecji w Polsce oraz z raportu Gospodarka odpadami komunalnymi we Flandrii (Municipal waste management in Flanders - Experiences and Challenges, Frank Parent, Luc Vanacker, Anne Vandeputte, Danny Wille)

61

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Ekologia

Trucizny uśpione pod ziemią Pozostajemy jedynym paƒstwem w UE, które nie uregulowało prawa w zakresie tzw. zanieczyszczeƒ historycznych. Zaniedbania sà ogromne, a ekobomby odziedziczone z czasów PRL-u zagra˝ajà bezpieczeƒstwu Polski oraz całego regionu Brak regulacji dotyczących usuwania składowisk groźnych zanieczyszczeń to zrzucenie odpowiedzialności na samorządy i firmy, które są następcami prawnymi państwowych jednostek. Jednak rozmiar składowisk i koszt unieszkodliwienia ich często wykracza poza możliwości firmy, gminy, powiatu czy województwa. Przykładem jest Jaworzno, gdzie znajduje się ekologiczna bomba, której skala rażenia wykracza poza jego granice. Powódź w dorzeczu Przemszy mogłaby doprowadzić do skażenia zbiornika Dziećkowice, z wodą pitną dla aglomeracji śląskiej. Z kolei skażenie zlewni wód Wisły zagraża aglomeracji, innym regionom oraz Bałtykowi. W konsekwencji powodzi na Górnym Śląsku, toksyczna fala może być niebezpieczna dla wszystkich państw bałtyckich.

Jak powstaje ekobomba W czasach funkcjonowania państwowych Zakładów Chemicznych Organika-Azot w Jaworznie zaczęto składować trucizny bez jakiejkolwiek kontroli. Niebezpieczne substancje trafiały jako odpady poprodukcyjne do niezabezpieczonych dołów. W ziemi znalazło się około 200 tys. ton pestycydów, cyjanków i innych trucizn. Skażono glebę, wody

62

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

podziemne i powierzchniowe na obszarze 50 hektarów. – Poprodukcyjne chemikalia z lat 1980-1990, znajdujące się na Centralnym Składowisku Odpadów, to 750 tys. beczek. Gdyby ustawić je na piłkarskiej murawie, zajęłyby powierzchnię 68 pełnowymiarowych boisk – opisuje na stronie internetowej UM – jaworzno.pl - Paweł Silbert, prezydent Jaworzna.

Jak rozbroić ekobombę Od 2008 r. Jaworzno bierze udział w projekcie FOKS (Focus on Key Sources of Environmental Risks). Jego wartość w Polsce to 3 319 050 zł, z czego 2 662 292 zł dofinansowała Unia. W przypadku Jaworzna FOKS postawił diagnozę i wskazał metody rozbrojenia podziemnej ekobomby. Określono lokalizację toksycznych zanieczyszczeń i sposoby ich przemieszczania się. Taka mapa umożliwi rozpoczęcie ich usuwania oraz ułatwi i przyspieszy ten proces. Metoda wypracowana w ramach FOKS składa się z trzech etapów: oddzielenia składowisk od otoczenia nieprzepuszczalną barierą, osuszenia powstałego sarkofagu poprzez odpompowywanie skażonej wody i wykopania zalegającej w ziemi toksyny.

Doświadczenie w usuwaniu toksycznego zagrożenia mają Czesi. Testowana w ramach FOKS nowatorska technologia oczyszczania gruntu oraz proces neutralizacji chemikaliów i zamiany ich na paliwo w postaci bryłek węglowych, to ich zasługa. Dzisiaj współpracują oni z władzami Jaworzna. – Możemy dzielić się doświadczeniami w usuwaniu toksycznych składowisk. Mamy wiele osób zaangażowanych w ten projekt. Znamy technologie. Ale najważniejsze, że mamy odpowiednie nastawienie, by stawić czoła problemowi i go rozwiązać – stwierdził Tomas Ocelka z Instytutu Zdrowia Publicznego w Ostrawie. Jednak finał likwidacji składowisk jest ciągle sprawą przyszłości, a barierą pozostaje polskie prawo i finansowanie. – Dzisiaj zakłady chemiczne nie mogą być beneficjentem pomocy finansowej, gdyż stanowiłoby to nieuprawnioną pomoc publiczną. Podobnie samorządy. W naszym kraju brakuje konkretnej specustawy umożliwiającej rozbrajanie ekobomb. Ten stan wyklucza uporanie się z wieloma składowiskami odpadów w całej Polsce – podsumowuje Paweł Silbert, prezydent Jaworzna. Łukasz Bielak



Agrobiznes | Lasy

Priorytetem

jest edukacja Rozmowa z Annà Malinowskà, rzeczniczkà prasowà Lasów Paƒstwowych (LP)

– Lasy to prawie jedna trzecia powierzchni naszego kraju, z czego zdecydowana większość to lasy państwowe. W jaki sposób zarządza się tak dużym obszarem? – Leśne jednostki działają na szczeblu ogólnokrajowym, regionalnym i lokalnym. Pracuje w nich łącznie blisko 25 tys. osób. Podstawę naszej działalności stanowi ustawa o lasach z 28 września 1991 r., określająca zasady prowadzenia gospodarki leśnej. Strukturę organizacji precyzuje jej statut, wydany zarządzeniem ministra środowiska z 1994 r. Przesłanką działania jest samofinansowanie, możliwe dzięki istnieniu tzw. funduszu leśnego.

to lasy państwowe, z czego prawie 7,6 mln ha zarządzane jest przez Państwowe Gospodarstwo Leśne LP (PGL LP). Podstawą prac zalesieniowych jest „Krajowy program zwiększania lesistości”, zakładający jego wzrost do 30 proc. w 2020 roku. Nasze lasy są bogate w rośliny, zwierzęta i grzyby. Żyje w nich 65 proc. ogółu gatunków zwierząt.

bel, to Regionalne Dyrekcje LP (17). Do ich zadań należy m.in. nadzór nad podległymi jednostkami i koordynacja działań. Kolejny szczebel to Nadleśnictwa (431), które dzielą się na leśnictwa, prowadzące gospodarkę na podstawie planu urządzenia lasu. – Lesistość kraju ciągle wzrasta. Czy istnieją normy, do których należy dążyć w tym zakresie? – Polska jest w europejskiej czołówce, nasze lasy zajmują 29,2 proc. kraju (9,1 mln ha). Zdecydowana większość

– W jaki sposób chroniona jest przyroda w lasach zarządzanych przez PGL LP? – Na wiele sposobów - rezerwaty, parki krajobrazowe, pomniki przyrody, ochrona gatunkowa, Natura 2000 – to niektóre z nich. Najważniejszą formą są parki narodowe, nadzorowane bezpośrednio przez ministerstwo środowiska. Były one zakładane na terenach, na których wcześniej gospodarowali leśnicy z Lasów Państwowych. Często byli oni ich inicjatorami.

– Jak wygląda model zarządzania w Lasach Państwowych? – Jest on oparty na trzech szczeblach. Dyrektor Generalny LP powoływany jest przez ministra środowiska i kieruje m.in. przez wydawanie zarządzeń i decyzji. Jego biuro stanowi Dyrekcja Generalna LP. Organem doradczym jest Kolegium LP. Drugi szcze-

64

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

Źródło Fotolia.pl

– Jakie są zasady działania funduszu leśnego? – Nadleśnictwa o dobrej kondycji finansowej przekazują nadwyżki, które są potem wykorzystywane przez inne jednostki. Z funduszu finansowane są przedsięwzięcia ogólnokrajowe, np. edukacja, badania naukowe, tworzenie infrastruktury. Dzięki takiemu modelowi LP nie obciążają budżetu państwa.

Aby poznać i zrozumieć las, nie wystarczy o nim czytać czy oglądać na fotografiach. Trzeba go zobaczyć na własne oczy, dotknąć i posłuchać.

– Lasy Państwowe korzystają też z innowacyjnych technologii – do czego je wykorzystują? – Wiele uwagi poświęcamy wykorzystaniu zdobyczy nauki do działań z zakresu ochrony środowiska. Rozwój nauk leśnych i biologicznych ma bezpośrednie przełożenie na nasze działania. Prowadzone są m.in. pomiary CO2 w ekosystemach leśnych, coraz powszechniejsze zastosowanie znajduje skaning laserowy i metody teledetekcyjne wykorzystywane


Agrobiznes | Lasy

do identyfikacji i kartowania zbiorowisk oraz inwentaryzacji i monitoringu stanu lasu. Z kolei lotniczy i naziemny skaning, lotnicze i naziemne zdjęcia cyfrowe, zdjęcia hemisferyczne służą do tworzenia leśnych map numerycznych, baz danych, numerycznego modelu terenu i powierzchni koron drzew. Są to informacje wspomagające inwentaryzację lasu, przekładające się na gospodarkę leśną, na procesy hodowlane i użytkowania lasu. – Lasy Państwowe prowadzą rozwiniętą działalność społeczną. Czy edukację należy do niej zaliczyć przede wszystkim? – Edukacja leśna społeczeństwa to jeden z priorytetów. Nasza oferta skierowana jest do dzieci, młodzieży, dorosłych, w tym także osób niepełnosprawnych. Dzięki temu coraz więcej osób ma świadomość korzyści jakie daje ta gospodarka, ochrona przyrody i rozsądne obcowanie z naturą. Ciągle wzrasta liczba korzystających z dobrodziejstw lasu i poczucie wspólnej odpowiedzialności za stan przyrody. Na potrzeby prowadzenia edukacji w terenie leśnicy utworzyli ponad 6,5 tys. obiektów. – Czy można wyróżnić te obiekty, które cieszą się największą popularnością? – Zdecydowanie tak - to leśne ścieżki edukacyjne. Jest ich 1013 i przez cały rok odbywają się tam zajęcia dla różnych grup wiekowych. Można odwiedzać je także samodzielnie. Nadleśnictwa urządziły też izby i wiaty edukacyjne, i każde z nich ma opracowany „Program edukacji leśnej społeczeństwa w nadleśnictwie”. Obiekty wykorzystywane w LP do edukacji leśnej to: 66 ośrodków, 301 izb, 545 wiat edukacyjnych (tzw. zielone klasy), 106 parków i ogrodów dendrologicznych, 1 840 punktów edukacyjnych oraz 676 innych obiektów.

– Czy ścieżki dydaktyczne cieszą się powodzeniem wśród młodego pokolenia? – Zdecydowana większość osób korzystających z obiektów edukacyjnych to właśnie grupy szkolne. Wieloletnie doświadczenie utwierdza leśników w przekonaniu, że najmłodsze pokolenia najchętniej przyswajają wiedzę ekologiczną. Młodzi ludzie to również wielcy sprzymierzeńcy w piętnowaniu zachowań zagrażających lasom, m.in. zaśmiecania czy wypalania traw. Coraz większe znaczenie ma działalność edukacyjna prowadzona z wykorzystaniem internetu. Lasy Państwowe szeroko informują o swojej działalności i promują wiedzę ekologiczną na stronie www.lasy.gov.pl. – Nawiązując do internetu. Leśny Wortal Edukacyjny Las Rysia eRysia, okazał się prawdziwym hitem. Na czym polega jego fenomen? – Projekt powstał przy współpracy z NFOŚiGW, specjalnie z myślą o edukacji ekologicznej i leśnej. Przybliża on za pomocą narzędzi multimedialnych, zagadnienia dotyczące bioróżnorodności lasu i gospodarki leśnej oraz ich wpływu na środowisko i klimat. Las Rysia eRysia zawiera trzy serwisy: dla dzieci ze szkół podstawowych klas 4-6, dla młodzieży gimnazjalnej, dla nauczycieli. Dla uczniów przygotowano gry i zabawy, prezentacje multimedialne, multimedialną encyklopedię leśną – „Leśnotekę”, konkursy, blogi, galerię i forum. Nauczyciele znajdą tu scenariusze zajęć opartych na treści zawartej w wortalu. Część merytoryczną stworzyli leśnicy, którzy na co dzień zajmują się prowadzeniem zajęć edukacyjnych w ośrodkach Lasów Państwowych.

– Powstał również specjalny leśny przewodnik turystyczny – strona internetowa, którego głównym celem jest.. –… zebranie całej oferty turystycznej LP w jednym miejscu. Strona ma ułatwiać turystom znalezienie ciekawych miejsc w polskich lasach: www.czaswlas.pl. – Wiosna i lato to pory roku, kiedy intensywniej korzystamy ze środowiska. Na topie jest aktywność fizyczna – rower, biegi, spacery. Czy turystyka leśna jest do tego przygotowana? – Lasy państwowe są dostępne dla wszystkich. Na turystów czekają wiaty, stoły i ławki. Można tam odpocząć, urządzić piknik. Są też miejsca, gdzie wolno rozpalić ognisko czy grill (zabezpieczone w sposób uniemożliwiający niekontrolowane rozprzestrzenienie się ognia). W każdym innym miejscu w lesie i w odległości mniejszej niż 100 m od niego, nie wolno posługiwać się otwartym ogniem. Coraz liczniejszą grupę stanowią rowerzyści, dla których opracowano sieć szlaków. Ci, którzy jeżdżą konno, też znajdą miejsce dla siebie. Warto przypomnieć, że w lesie konno można poruszać się tylko drogami leśnymi wyznaczonymi do tego celu przez nadleśniczego. Udostępniamy też naszą bazę noclegową (4,5 tys. miejsc w ośrodkach wypoczynkowo-szkoleniowych, pokojach gościnnych i kwaterach myśliwskich). Szczegółowe informacje na temat infrastruktury turystycznej, miejsc szczególnie wartych odwiedzenia, można znaleźć na stronach internetowych nadleśnictw. Rozmawiała Urszula Stokowska

Państwowe Gospodarstwo Leśne czyli „Lasy Państwowe” to państwowa jednostka organizacyjna nieposiadająca osobowości prawnej. Głównym jej celem jest powszechna ochrona i powiększanie zasobów leśnych, sprawowanie nadzoru nad działalnością leśną oraz monitoring.

65

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Motobiznes

Transportowcy stawiają na ekologię Zacz´ła działaç Polska Platforma Technologiczna Transportu Ekologicznego (PPTTE). Grup´ inicjatywnà stanowià przedstawiciele 18 firm. To producenci pojazdów ekologicznych lub komponentów do ich produkcji oraz podmioty zainteresowane rozwojem sektora i wzmocnieniem jego mi´dzynarodowej konkurencyjnoÊci – Musimy zmniejszać dystans dzielący nas od rozwiniętych krajów zachodnich. Ważne, że przemysł zrozumiał, iż bez tego nie będzie konkurencyjny – twierdzi Zbigniew Turek, inicjator platformy (PPTTE), koordynator Priorytetu Transport w 7. Programie Ramowym. Różnice między Polską a państwami, gdzie ekologia odgrywa w transporcie znaczącą rolę, widać na każdym kroku. Nawet w strukturze samochodów osobowych i dostawczych będących w dyspozycji flot należących do przedsiębiorstw. Jeśli według Corporate Vehicle Observatory (2011 r.) w 62 proc. dużych firm w Europie, jednym z celów jest redukcja emisji CO2 w firmowych autach, to u nas ten udział wynosi 27 procent. Podobna dysproporcja jest w firmach małych i średnich. Eksperci uważają, że rozwój ekologii w transporcie będzie zależał od tempa prac nad systemami napędowymi. Im szybciej te technologie będą się rozwijały, tym bardziej zainteresuje się nimi biznes. – Jeśli położymy nacisk na technologie, które pozwolą zbudować elementy napędów elektrycznych lub hybrydowych, jeśli firmy zobaczą, że można rozpocząć produkcję bez obaw o niepowodzenie, to zrobimy duży krok do przodu – uważa Turek.

66

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

Platforma producentów W tej chwili PPTTE tworzą przede wszystkim producenci pojazdów, a także części i komponentów do ich produkcji. W przyszłości platforma mogłaby zostać powiększona o firmy i instytucje zajmujące się np. rozwojem infrastruktury, instytuty naukowo-badawcze oraz administrację. Według ekspertów KPK obecnie jest duże zainteresowanie napędami hybrydowymi oraz elektrycznymi. Producenci chcą też rozwijać technologie napędów gazowych – CNG i LNG. Do platformy przystąpiła także branża transportu szynowego (PESA – producent oraz operator – Tramwaje Warszawskie), a także przemysł lotniczy. – Cały czas pracujemy i zbieramy materiały. Będziemy oceniać nasze możliwości i sądzę, że lada moment pojawimy się w Narodowym Centrum Badań z konkretnym programem – zapowiada Turek.

Boom na ekologiczne taksówki Na razie ekotransport w Polsce to pojedyncze przedsięwzięcia. Na ulicach Warszawy pojawiły się taksówki EcoCar System, które z ekologiczną jazdą

łączą liczne udogodnienia: dostęp do internetu, wideokonferencję czy cyfrową telewizję. Ograniczeniem jest natomiast zasięg - nie większy niż 150 kilometrów. Baterie mają być ładowane w bazie firmy lub w jednym z ok. 20 ogólnodostępnych punktów ładowania. Taksówki EcoCar System to pierwsza tego typu inicjatywa w Polsce. Po rozbudowie - spółka ma w planach jeszcze Kraków, Wrocław, Poznań, Gdańsk, Łódź oraz Szczecin – flota ma liczyć 7 tys. aut. Z tego 70 proc. byłaby napędzana energią elektryczną. Wcześniej pojawiły się taksówki z napędem hybrydowym. Dostawcą takich samochodów jest Toyota, która wprowadziła na polski rynek pierwszą hybrydę – model prius. Można je spotkać m.in. w Krakowie, Łodzi i Warszawie.

Innowacje w transporcie zbiorowym Pojazdy elektryczne i hybrydowe przecierają także szlaki w transporcie zbiorowym. W 2011 r. warszawskie Miejskie Zakłady Autobusowe zamówiły 4 hybrydowe autobusy z bolechowskiego Solarisa. Wcześniej hybrydy pojawiły się w Poznaniu


Źródło Fotolia.pl

i Sosnowcu. Pojazd zużywa o jedną czwartą mniej paliwa, a emisja spalin zredukowana jest o 80 procent. W Polsce takie autobusy powstają także w zakładach innych koncernów: modele Lions City Hybrid produkuje w Starachowicach i w Sadach pod Poznaniem niemiecki MAN, natomiast Volvo Polska wytwarza hybrydy we Wrocławiu.

Od rowerów do samochodów Duży wkład w rozwój ekologicznego transportu będą wnosić producenci części i komponentów. Gliwicka firma Axeon, która w 2011 r. rozpoczęła produkcję akumulatorów litowo-jonowych do rowerów elektrycznych (e-bike’ów ), teraz przymierza się do produkcji dla elektrycznych i hybrydowych aut. Pracownicy przeszli już szkolenia w macierzystej fabryce firmy w Dundee. – Liczymy, że tę pionierską w Polsce produkcję będziemy mogli rozpocząć jeszcze w tym roku – mówił w lutym Jim Ferguson, dyrektor operacyjny Axeon i szef gliwickiej fabryki. Ekologiczne rozwiązania widoczne są także w produkcji silników. Małolitrażowy silnik TwinAir produkowany przez fabrykę Fiat Powertrain w Bielsku- Białej zdobył w konkursie International Engine of the Year 2011 nagrodę dla najlepszego debiutu (Best

New Engine 2011) oraz dla najbardziej ekologicznej jednostki napędowej (Best Green Engine 2011).

Bariera kosztowa Problemem ekotransportu pozostają jednak koszty wdrożenia nowych technologii. W przypadku rynku aut elektrycznych do przełomu ma dojść dopiero w następnej dekadzie – uważa firma Ernst & Young, która o perspektywy popytu zapytała 300 szefów firm motoryzacyjnych w Europie (w 2011 roku). – Największą trudnością pozostaje niedostateczny zasięg. Kolejne przeszkody, to brak infrastruktury ładowania oraz ciągle wysokie ceny pojazdów – mówi Leszek Lerch partner w Ernst & Young. Badani zwracali też uwagę na „niepraktyczność w codziennym użytkowaniu”. O ile zaletą np. hybrydowych taksówek jest oszczędność paliwa, o tyle minusem są wysokie koszty serwisu. Mogą one być niższe w przypadku aut elektrycznych. Większość uznała też, że warunkiem rozwoju rynku jest dostęp do rządowych dotacji wspierających sprzedaż. Ale według raportu firmy Jato Dynamics, dopłaty nie pomagają. W Danii, gdzie ulgi przy zakupie elektrycznego auta mogą sięgnąć 20,6 tys. euro, sprzedano w pierwszej połowie 2011 r. zaledwie 283 sztuki. Najlepiej

wypadły Niemcy – 1 020 aut, przy bonifikacie 380 euro i Norwegia, która jest jedynym państwem, gdzie udział tych aut w rynku przekroczył 1 procent. Czy polski rząd mógłby wprowadzić takie dopłaty? W obecnej sytuacji gospodarczej jest to mało realne, a nawet gdyby się pojawiły, to na szerszy odzew indywidualnych klientów raczej nie ma co liczyć – Ich siła nabywcza jest niższa niż w Europie Zachodniej, więc rozwój tego rynku w Polsce nie będzie dynamiczny – uważa Vitaly Belskiy, analityk branży motoryzacyjnej we Frost & Sullivan. Większe znaczenie od ulg przy zakupie mogą mieć np. możliwości korzystania z buspasów lub bezpłatnego parkowania w centrach miast. Takie przywileje zostały już wprowadzone m.in. w krajach skandynawskich. Antoni Wesołowski Do Polskiej Platformy Technologicznej Transportu Ekologicznego przystąpiły: Solaris Bus & Coach, Solbus, Tramwaje Warszawskie, PESA Bydgoszcz, AMZ-Bis, AMZKutno, BOBRME Komel, CIM-MES Projekt, Ele-Driveco, Impact Clean Power Technology, Jenox Akumulatory, Melex A&D Tyszkiewicz, EVC-Battery, ZNTK Radom, NGV Autogas, DZT Fabryka Samochodów, EVC-Group, Polska Izba Motoryzacyjna oraz Krajowy Punkt Kontaktowy przy Instytucie Podstawowych Problemów Techniki PAN. W niedługim czasie dołączą m.in.: Franklin Engines, Arkus Romet, ZAP Sznajder Batterien, Autosan oraz PZL Kalisz.

67

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Ekologia pełnym gazem Źródło Fotolia.pl

Od lat Êwiat motoryzacji poszukuje paliwa, które mo˝e zastàpiç benzyn´ i olej nap´dowy. Gaz wydaje si´ byç całkiem solidnà alternatywà, rodzi si´ jednak pytanie, jaki to b´dzie gaz. Propan-butan, gaz ziemny, czy wodór? Który z nich stanie si´ tak popularny, jak obecne paliwa Instalacje LPG zaczęły zdobywać popularność na polskim rynku już w latach 90-tych. Wówczas paliwo to było postrzegane jako bardziej ekologiczne niż olej napędowy, czy benzyna. Z czasem jednak okazało się, że nowoczesne auta spełniające normę Euro 4, czy Euro 5 są bardziej ekologiczne niż auta na gaz. Polacy kochają ekologię pod warunkiem, że pozwala ona ulżyć ich portfelom. A w tej roli propan-butan sprawdził się doskonale. Od lat litr gazu płynnego jest niemal dwa

68

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

razy tańszy od litra benzyny. Mamy ok. 2,5 mln samochodów z instalacjami LPG, więcej znajduje się tylko w Turcji, gdzie benzyna kosztuje w przeliczeniu 8,4 zł za litr. Niestety gaz nie jest paliwem, w którym można pokładać nadzieje na przyszłość. Jest produktem ropopochodnym i jego dostępność może być ograniczona. Co gorsza, propan-butan służy nie tylko do napędu pojazdów. Jest konsumowany przez przemysł, służy także do ogrzewania mieszkań. Także auta

na gaz nie są szczególnie ekologiczne. Te nowoczesne, z instalacjami gazowymi wtrysku sekwencyjnego w fazie ciekłej, emitują mniej CO2, benzenu i ciężkich węglowodorów aromatycznych niż gdyby były zasilane benzyną. Ale większość samochodów na gaz w Polsce ma instalacje gazowe starszych generacji, które emitują dwukrotnie więcej szkodliwych substancji. Specjaliści twierdzą nawet, że to ulgi akcyzowe dotyczące gazu płynnego sprawiły, że do atmosfery dostaje się więcej


Motobiznes

Technologia odległej przyszłości

Polacy kochajà ekologi´ pod warunkiem, ˝e pozwala ona ul˝yç ich portfelom. A w tej roli propan-butan sprawdził si´ doskonale.

szkodliwych substancji, niż gdyby to paliwo nie zdobyło aż tak dużej popularności. Gaz płynny ma jednak istotną zaletę. Sprawił, że kierowcy nie boją się korzystać z innego paliwa niż olej napędowy, czy benzyna. Popularność LPG jest dowodem na to, że wielu z nich chętnie skorzysta z ekopaliw, jeśli będą mogli dzięki nim nieco zaoszczędzić.

Wyższe piętro ekologii Zaletą gazu ziemnego jest to, że wydobywany jest niezależnie od ropy naftowej. Najnowsze auta z instalacjami CNG (Compressed Natural Gas) emitują do atmosfery znacznie mniej szkodliwych związków. Silniki dobrze znoszą zasilanie tym paliwem: proces spalania przebiega łagodnie i bezstukowo. Gaz ziemny jest tani, metr sześcienny kosztuje 3,05 zł, a przeciętny samochód z CNG, np. opel zafira, zużywa od 7 do 10 m sześciennych. Czyli pokonanie 100 km to wydatek od 21 do 30 zł i to właśnie przekonuje kierowców bardziej, niż aspekty ekologiczne. Jednak trudno się spodziewać, żeby gaz ziemny stał się bardzo popularny, ponieważ brakuje stacji. Gaz dostępny jest jedynie w kilkudziesięciu punktach w Polsce, czynnych w dni robocze, niewiele z nich jest całodobowych. Na niektórych stacjach wymagane jest uprzednie podpisanie umowy

z gazownią, albo umówienie tankowania. W wielu miastach, a nawet regionach nie ma ani jednej takiej placówki. Nie dziwi więc, że w Polsce jest zarejestrowanych tylko ok. 2,5 tys. pojazdów z instalacją CNG, czyli tysiąc razy mniej niż samochodów z LPG. Trudno znaleźć wyjście z tej sytuacji, ponieważ zbudowanie stacji oferujących gaz ziemny jest drogie. Gaz musi być tankowany pod wielokrotnie wyższym ciśnieniem niż propan-butan, a przewożenie go w cysternach jest mało opłacalne. Z kolei niewielka liczba pojazdów z CNG oznacza problemy z rentownością stacji. Instalacje te są znacznie droższe od LPG, szczególnie butle, a w wielu pojazdach trzeba umieścić ich nawet kilka. Butla gazu ziemnego mieści trzy razy mniej paliwa niż butla gazu płynnego. Dlatego kierowcy aut z CNG stoją przed wyborem: albo płacić krocie za butle, albo mieć mniejszy zasięg. Takich dylematów nie mają jeżdżący tylko po mieście, gdzie gaz ziemny można zatankować. Przykładem są przedsiębiorstwa komunikacji miejskiej w Wałbrzychu, Krakowie, Lublinie, Słupsku czy Tychach. W Warszawie także jedna korporacja taksówkowa od kilku lat używa seatów altea z instalacjami CNG. Innym pozostaje zakup domowej stacji tankowania gazu, której koszt może wynosić nawet 15 tys. złotych.

Marzeniem ekologów są auta napędzane wodorem. Istnieją dwie koncepcje, w jaki sposób można go wykorzystać. Pierwsza to konwencjonalny silnik tłokowy zasilany wodorem zmagazynowanym w pojemniku o doskonałej izolacji termicznej. Ale występuje wtedy tendencja do ulatniania się paliwa. Wystarczy nie jeździć przez kilkanaście dni, by zbiornik stał się pusty - dlatego w jego wnętrzu panuje temperatura minus 253 st. C. Jest to bardzo kosztowne rozwiązanie. Napędzane tym paliwem bmw 760 hydrogen jest w stanie przebyć jedynie 200 kilometrów. Stacje oferujące wodór można spotkać np. w Kalifornii, w Europie są w fazie testów. Nieco lepiej wypada honda FCX, w której wodór nie jest spalany w cylindrach, lecz wykorzystywany do reakcji chemicznej w ogniwach paliwowych, dzięki której uzyskiwana jest energia elektryczna. Z auta ulatnia się wyłącznie para wodna (bez CO2). Zbiorniki są duże, ponieważ wodór jest magazynowany pod ciśnieniem. Zasięg modelu FCX wynosi ponad 560 kilometrów. To o tyle istotne, że gdy skończy się paliwo, nie można go zastąpić benzyną. Co innego w przypadku bmw – tankowanie możliwe jest i wodorem, i benzyną. I na koniec pozostaje jeszcze kwestia pozyskiwania wodoru. Najpopularniejsze metody to hydroliza wody i uzyskiwanie z metanu. Każda z nich wymaga energii. Jeśli nawet w przyszłości wodór można będzie kupić, należałoby go uzyskiwać wykorzystując ekologiczne źródła energii (np. farmy wiatrowe). Szacuje się, że pojazdy na wodór mogą śmielej pojawiać się na rynku masowym najwcześniej za osiem lat. Spór o to, który gaz stanie się paliwem przyszłości pozostaje nadal nie rozstrzygnięty. Stanisław Dojs

69

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Motobiznes

Wraki wyjadà z szarej strefy

Polski rynek recyklingu tłamsi szara strefa. Zdecydowana wi´kszoÊç wycofywanych z eksploatacji samochodów rozmontowywana jest nielegalnie

Szacuje się, że ok. 500-800 tys. pojazdów każdego roku złomowanych jest w szarej strefie. W legalnych punktach – zaledwie 200 tysięcy. Rząd przygotowuje zmiany w ustawie z 2005 r., która do tej pory była kilkakrotnie nowelizowana. Rozszerzony będzie krąg odpowiedzialnych za tworzenie sieci stacji demontażu. Będą to importerzy, ale także prywatne firmy sprowadzające używane auta. Opłata recyklingowa (500 zł), wnoszona do NFOŚiGW przez osoby fizyczne rejestrujące auto, które kupiły je w innym kraju, będzie zlikwidowana. Znikną także dopłaty (500 zł) od tony przyjętych pojazdów, które otrzymywały firmy demontażowe, jako bonus w tej nie zawsze dochodowej działalności. Przewiduje się, że nowe przepisy wejdą w życie z początkiem 2013 r. (projekt jest na etapie uzgodnień międzyresortowych).

Niesprawny system Czy nowe przepisy uszczelnią system i pozwolą lepiej kontrolować pozbywanie się samochodowych wraków? Celem wprowadzonej w 2005 r. ustawy było zapobieżenie sytuacji, w której na podwórkach czy w lasach zalegałyby samochodowe wraki. Z kolei sam recykling miał być bezpieczny dla środowiska. Odpowiednie przepisy wymuszone zostały

70

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

przystąpieniem Polski do Unii. Według KE, za recykling towaru powinien odpowiadać producent. Tak jak przy zakupie telewizorów, do których ceny doliczana jest opłata recyklingowa. W przypadku aut sytuacja jest bardziej skomplikowana. Ten produkt poddawany recyklingowi, w zależności od warunków na rynku, może być źródłem dużych dochodów, np. w sytuacji rosnącego popytu na stal. Ale gdy stali nikt nie chce, recykling staje się mało opłacalny. Dlatego Unia wskazała, że system powinien dopinać się finansowo, poprzez dotowanie, gdyby recykling był nieopłacalny. Odpowiadają za to rządy państw. Dyrektywa wyznacza jako odpowiedzialnych operatorów ekonomicznych. Czyli wszystkich tych, którzy mają cokolwiek wspólnego z recyklingiem: producentów, dilerów, warsztaty, ubezpieczycieli itd. Ale polski ustawodawca wskazał jako odpowiedzialnych tylko producentów oraz importerów. Konsekwencją była konieczność zbudowania przez nich sieci recyklingu: założenia własnych punktów zbiórki lub podpisania umów z firmami, które miałyby to robić.

Nieuczciwa konkurencja Szybko zaczęły tworzyć się patologie. Rozpowszechnił się proceder

kupowania pojazdów na podstawione lub fikcyjne osoby i wystawiania fałszywych zaświadczeń o demontażu. Na ich podstawie stacje otrzymują dopłaty. Naprawdę auta przekazywane są do szrotów, a ich właściciele sprzedają je jako złom. Niestety, kary sięgające setek tysięcy złotych nie odstraszają. A legalnym stacjom z szarą strefą trudno konkurować, gdyż nie ponosi ona kosztów działalności, a klientów przyciąga proponując za wraki dużo więcej.

Luki w nowym prawie Teraz kary będą za samo zbieranie samochodów wycofanych z eksploatacji, ale nie wiadomo, czy uda się zlikwidować zjawisko „słupów”: tu potrzebne byłoby uszczelnienie systemu kontroli. Z kolei brak dopłat zlikwiduje „lewe” zaświadczenia o recyklingu, ale postawi w trudnej sytuacji część stacji demontażu (wszystkich jest ok.700). Te, do których trafia 100-150 aut, będą mieć kłopoty z utrzymaniem . Dziś żyją głównie z dopłat. Nowe przepisy ulżą natomiast wszystkim zobowiązanym do tworzenia sieci recyklingu. Do tej pory jeden punkt powinien działać w promieniu 50 kilometrów. Teraz wystarczy utworzenie trzech punktów zobowiązanych do przyjmowania aut w każdym województwie. Stacje demontażu będą musiały, jak dotąd, wykazywać się efektami.


Ale obecnie za niezrealizowanie limitów nie ponoszą sankcji. Po wejściu w życie nowych przepisów, mają za to płacić kary.

Recykling po polsku Sprawny i skuteczny system recyklingu ma w polskich warunkach kluczowe znaczenie. Mamy specyficzną strukturę rynku aut: na jeden rejestrowany nowy samochód przypada aż sześć używanych.

W innych krajach ta proporcja jest bardziej korzystna: wynosi 1 do 2-3. Według TNS OBOP, zaledwie 8 na 100 osób kupujących samochód decydowało się na nowy, a 92 kupowało używany. Większość aut to pojazdy mające przeszło dziesięć lat, stanowią one 45-47 proc. importu, a samochody do 4 lat - mniej niż 10 procent. W tej sytuacji materiału do recyklingu nie będzie brakowało. Antoni Wesołowski

Przepisy aktualnie obowiązujące: Zbieranie pojazdów wycofanych z eksploatacji mogą prowadzić wyłącznie przedsiębiorcy prowadzący punkty zbierania pojazdów i przedsiębiorcy prowadzący stacje demontażu. Demontaż pojazdów wycofanych z eksploatacji może być prowadzony wyłącznie w stacjach demontażu (art. 5). Przedsiębiorca będący producentem pojazdów jest obowiązany do: 1) ograniczania stosowania substancji niebezpiecznych w pojazdach w celu zapobiegania emisji tych substancji do środowiska i ułatwienia recyklingu pojazdów wycofanych z eksploatacji; 2) uwzględniania wymogów demontażu i ponownego użycia przedmiotów wyposażenia i części pojazdów oraz odzysku i recyklingu pojazdów wycofanych z eksploatacji; 3) stosowania materiałów pochodzących z recyklingu do produkcji pojazdów (art. 6). Właściciel pojazdu wycofanego z eksploatacji przekazuje go wyłącznie do przedsiębiorcy prowadzącego stację demontażu lub przedsiębiorcy prowadzącego punkt zbierania pojazdów. Właściciel pojazdu wycofanego z eksploatacji lub upoważniona przez niego osoba, przekazując pojazd do przedsiębiorcy prowadzącego stację demontażu lub przedsiębiorcy prowadzącego punkt zbierania pojazdów, jest obowiązany okazać: 1) dowód osobisty lub inny dokument potwierdzający tożsamość; 2) dowód rejestracyjny pojazdu oraz kartę pojazdu, jeżeli była wydana, lub inny dokument potwierdzający dane zawarte w dowodzie rejestracyjnym; 3) dokument potwierdzający własność w przypadku właściciela pojazdu innego niż wpisany w dowodzie rejestracyjnym. Właściciel pojazdu wycofanego z eksploatacji jest obowiązany w terminie 30 dni od dnia otrzymania zaświadczenia o demontażu pojazdu lub zaświadczenia o przyjęciu niekompletnego pojazdu złożyć wniosek o wyrejestrowanie pojazdu (art. 18-20).

Kto wbrew przepisom art. 23 nie przyjmuje pojazdu wycofanego z eksploatacji do stacji demontażu, podlega karze grzywny. Tej samej karze podlega, kto wbrew przepisom art. 33 nie przyjmuje pojazdu wycofanego z eksploatacji do punktu zbierania pojazdów (art. 48-49). Ustawa z 20 stycznia 2005 r. o recyklingu pojazdów wycofanych z eksploatacji (Dz.U. nr 25, poz. 202 z późn. zm.)

Źródło Fotolia.pl

Kto wbrew przepisowi art. 18 nie przekazuje pojazdu wycofanego z eksploatacji do przedsiębiorcy prowadzącego stację demontażu lub przedsiębiorcy prowadzącego punkt zbierania pojazdów, podlega karze grzywny.

71

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Motobiznes

Samochód

w ekologicznych oparach Ekologicznie mo˝emy czyÊciç ju˝ nie tylko odzie˝, nie szkodzàc przy tym naturze, ale i samochody. Jest to mo˝liwe w specjalnych myjniach, które na coraz wi´kszà skal´ rozwijajà si´ w Polsce Pozytywny wpływ nowoczesnych myjni na środowisko, to przede wszystkim zasługa niskiego zużycia wody, co jest możliwe dzięki wykorzystaniu innowacyjnych urządzeń na parę. Do umycia samochodu wystarczą wówczas 3-4 litry wody. Z każdego bowiem można wytworzyć aż 1,7 tys. l pary. W rezultacie potrzeba 50 razy mniej wody, niż w przypadku tradycyjnej myjni i aż 100 razy mniej niż przy samodzielnym myciu swojego auta.

Mycie bez detergentów W myjniach parowych nie używa się chemicznych preparatów. Stosuje się produkty wykonane na bazie składników naturalnych, nie szkodzące środowisku, m.in. z kwarcu i glinki porcelanowej. Są to w pełni biodegradowalne detergenty. Wiele myjni chwali się wręcz, że w procesie czyszczenia nie musi stosować żadnych środków. A jest to możliwe, bo para, o wilgotności zaledwie 5-10 proc. i temperaturze

By umyç auto w ekologicznej myjni, wystarczà cztery litry wody.

72

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

80-120 st. C wystrzeliwana jest pod ciśnieniem 8-10 bar. To zapewnia jej wielką moc w rozpuszczaniu brudu, błota oraz zaschniętych owadów. Ale bywa, że detergenty chemiczne są niezbędne. Ich stosowanie w myjniach jest jednak bezpieczne dla środowiska naturalnego. Myjnie, które mają w nazwie eko dbają bowiem o to, by takie preparaty nie dostawały się do gleby. – W obiektach stacjonarnych podłogi zabezpieczamy specjalną powłoką z żywicy, która izoluje ziemię przed wnikaniem do niej odpadów powstałych przy czyszczeniu auta. Podłoże jest chronione nawet wówczas, gdy myjnia funkcjonuje w wersji mobilnej, czyli na telefon. W takim przypadku używana jest specjalna mata ochronna – tłumaczy Marek Karafioł, właściciel sieci działającej pod marką Ecomyjnia. Zastosowanie takich rozwiązań pozwala zebrać wytworzone podczas czyszczenia auta odpady i poddać je utylizacji.

W obiegu zamkniętym Na rynku pojawia się też coraz więcej myjni wyposażonych w mini oczyszczalnie ścieków. Odzyskana dzięki nim woda, ponownie wykorzystywana jest w procesie mycia. Niestety, mimo zastosowanego obiegu zamkniętego, część wody z detergentami przenika do środowiska.

Od trzech lat na polskim rynku funkcjonuje też Międzynarodowa Sieć Ekologicznych Myjni Ręcznych Autobella. Jej wyłącznym przedstawicielem w naszym kraju jest spółka ABX Technology. Jest to w tej chwili jedno z najbardziej ekologicznych rozwiązań, ponieważ czyszczenie samochodów odbywa się bez użycia wody. Podkreśla to nawet hasło reklamowe sieci brzmiące „Samochód do mycia, a woda do picia”. – Mycie auta odbywa się przy użyciu specjalnych, biodegradowalnych produktów, które odseparowują brud od lakieru na karoserii oraz ściereczki z mikrofibry, za pomocą której jest on usuwany. Jest to więc czyszczenie ręczne – tłumaczy Marcin Giziński, menedżer w spółce ABX Technology. Poza tym substancja, występująca w postaci emulsji tworzy warstwę ochronną, która nadaje karoserii połysk i zabezpiecza przed chłonięciem zanieczyszczeń. Pracownicy firmy przyznają, że w momencie bardzo silnego zabrudzenia lub oblodzenia zimą samochodu, dopuszczalne jest skorzystanie z parownicy wysokiego ciśnienia. – Od roku jednak nie skorzystaliśmy z niej, co tylko dowodzi, że jest niezbędna w bardzo wyjątkowych przypadkach – dodaje pracownik ABX Technology. W tej chwili stacjonarna myjnia Autobella działa tylko w Warszawie.Jest ona także dostępna w wersji mobilnej.


Myjnie parowe jeszcze długo pozostaną dominujące. Głównie ze względu na niskie koszty inwestycji. Jej uruchomienie w wersji mobilnej to wydatek 15-20 tys. złotych. Koszty są niskie, bo niepotrzebny jest lokal oraz nie ma konieczności ubiegania się o pozwolenia wodno-prawne, czy instalowanie filtrów ścieków. – Trzeba jednak mieć na względzie, że koszt przedsięwzięcia będzie niski, jeśli inwestor dysponuje własnym środkiem transportu. Jest to niezbędne do przewozu urządzenia na parę na miejsce wskazane przez klienta – informuje Marek Karafioł, właściciel sieci działającej pod marką Ecomyjnia. Natomiast do uruchomienia parowej myjni stacjonarnej wystarczy ok. 50 tys. złotych. To wciąż o połowę mniej niż kosztuje wybudowanie tradycyjnej myjni tunelowej. Ostateczny koszt zależy jednak od tego, ile stanowisk do mycia zostanie w niej utworzonych. Najwięcej stacjonarnych myjni parowych funkcjonuje w galeriach handlowych. Upodobały sobie tę lokalizację ze względu na dużą liczbę klientów. Natomiast zarządcy obiektów cenią je za małą uciążliwość. Do tego ekologiczne myjnie to idealny najemca wolnej powierzchni w garażu podziemnym. Jednak centrów handlowych działa w Polsce ponad 370, a myjnie parowe znajdują się w 10 proc. z nich. To oznacza, że w tej branży dominują ekologiczne myjnie w wersji mobilnej, co jest zasługą rozwoju firmowych flot samochodowych.

Biznes z przyszłością Eksperci szacują, że liczba ekologicznych myjni parowych przekracza już 500 placówek. Jednak wciąż jesteśmy na początku drogi, szczególnie że popyt na ekologiczne mycie aut rośnie, przynajmniej o 10-15 proc. w skali roku. Powodem są dobre efekty, jakie uzyskuje się

Źródło Fotolia.pl

Motobiznes

dzięki myciu suchą parą. Nie tylko skutecznie usuwa ona zabrudzenia, ale też dezynfekuje powierzchnię. W efekcie czyszczenie za jej pomocą wystarcza na dłużej, niż przy metodzie tradycyjnej. Samochód jest bardziej odporny na brud, nie trzeba często jeździć do myjni, co sprzyja ochronie środowiska. Poza tym suchą parą można umyć również silnik i jest to zdecydowanie bezpieczniejsze niż w przypadku myjki ciśnieniowej. Ilość wody w parze jest na tyle mała, że nie ma ryzyka uszkodzenia elektronicznych elementów. Nic więc dziwnego, że liczba zwolenników myjni automatycznych spada. Mimo, że są o połowę tańsze od ekologicznych. Usługa w nich kosztuje bowiem średnio 16-18 zł, a w ekologicznych jest to nawet 40-50 złotych. Ale czyszczenie w tradycyjnych myjniach jest mniej dokładne i może prowadzić do uszkodzenia lakieru na karoserii. Szczotki w myjniach tunelowych nie są wymieniane na tyle często, by ich funkcjonowanie było za każdym razem wysokiej jakości. Rosnący popyt na myjnie parowe przekłada się na więc na dynamiczny rozwój tego segmentu rynku.

Jeszcze kilka lat temu mało kto słyszał o ekologicznej myjni. Dziś natomiast może skorzystać z usług co najmniej kilku sieci. Do wybory są Ecomyjnie, SteamArt Mobilne Myjnie Parowe, czy Ecoefekt. Coraz więcej z nich oferuje warunki rozwoju na zasadzie franczyzy. Dla inwestorów, oznacza to możliwość skorzystania z doświadczeń funkcjonującej już na rynku firmy, która udostępni knowhow, pomoże w doborze urządzeń i przeprowadzi szkolenie z ich obsługi. Rosnący rynek takich myjni umożliwia też rozwój dystrybucji urządzeń parowych. W tej chwili trudni się tym profesjonalnie około 10 przedsiębiorstw. Jednym z nich jest PIT Stop Hubert Odojewski, autoryzowany dystrybutor firmy Greek Steam. – Proponujemy urządzenia Optima. Koszt zakupu jednego, z kompletem chemii na start, to wydatek około 25 tys. złotych – informuje Dominika Odojewska. Nic więc dziwnego, że ekologicznych myjni jest coraz więcej. Nie dość, że ich uruchomienie nie jest drogie, to jeszcze mają zapewniony stabilny popyt na usługi. Małgorzata Biernacka

73

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Motobiznes

Kurs na ekologię Rozmowa z Pawłem Sitarskim, retail business managerem Neste Polska Sp. z o.o.

Wierzymy, iż klienci, którzy troszczą się o środowisko naturalne, będą wybierali paliwa ekologiczne.

– Jak aktualnie wygląda sytuacja na rynku paliw w Polsce? Rynek wraca do równowagi po zeszłorocznych zawirowaniach, gdy ceny paliw poleciały w dół, a wszystkie koncerny sprzedawały z zerowymi marżami albo nawet ponosząc straty. Odzyskiwanie klientów nie trwa miesiąc czy dwa. Minie trochę czasu, zanim kierowcy i przedstawiciele firm znowu nam zaufają i przypomną sobie, że mamy niższe ceny niż konkurencja. – W Polsce dynamicznie rośnie grupa klientów świadomych ekologicznie. Kupując towar, prócz ceny zwracają oni uwagę, czy jest on ekologiczny. Czy Neste, firma z Finlandii, która jako kraj ma pozytywne konotacje z naturą, planuje wykorzystać ten fakt budując swoje strategie sprzedażowe? – Zdajemy sobie sprawę, iż produkty dostępne na stacjach Neste A24 oraz stacjach konkurencyjnych na rynku polskim, w większości pochodzą

74

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

od dwóch polskich producentów. Produkty te spełniają normy ministerstwa gospodarki oraz nałożone na nas przez UE, zatem trudno jest chwalić się czymś wyjątkowym. Ale oprócz samego paliwa, każdy z jego dystrybutorów odpowiedzialny jest za cały łańcuch logistyczny i tutaj istnieje pole do popisu dla Neste. Korzystamy z jednego przewoźnika, a to oznacza zwiększoną kontrolę nad procedurami załadunku i rozładunku paliw. Wprowadziliśmy zabezpieczenie antyzmieszaniowe, co wyklucza konieczność późniejszych utylizacji zmieszanych produktów. Na stacjach Neste A24 wykorzystujemy dystrybutory o dużej sprawności odzyskiwania oparów benzyn. Oczywiście, zdajemy sobie także sprawę z pozytywnych konotacji samej marki oraz kraju jej pochodzenia - Finlandii. Dla wielu Polaków, Skandynawia kojarzona jest z silnymi ruchami prośrodowiskowymi, zatem wykorzystanie wizerunku firmy nordyckiej samo w sobie niesie bardzo pozytywne skojarzenia. Jest to poparte także korporacyjnym, odpowiedzialnym podejściem do wykorzystania zasobów firmy. Ponadto korporacja Neste Oil prowadzi zaawansowane prace nad wytwarzaniem oleju napędowego ze źródeł odnawialnych – odpadów zwierzęcych oraz oleju palmowego. Być może wkrótce na rynek polski zawita nowe paliwo, na bazie innej niż ropa naftowa. Wierzymy, iż klienci, którzy troszczą się o środowisko naturalne, będą wybierali w przyszłości paliwa ekologiczne. – W lipcu ubiegłego roku wprowadzono w Polsce elektroniczny system poboru opłat, którego stawki są dwukrotnie niższe

dla nowoczesnych pojazdów. Od tego czasu, ciężarówki i autobusy spełniające normę Euro 5, dilerzy sprzedają niczym świeże bułeczki. Czy Neste, oferując paliwa spełniające wysokie normy ekologiczne także skorzysta na tej zmianie? – Trudno się odnieść do tego czy norma EURO 5 ma pozytywny wpływ na sprzedaż paliw na stacjach markowych. Szczególnie, gdy paliwa oferowane przez większość rynku spełniają te same normy. Bardziej skłonny byłbym potwierdzić tezę, iż sprzedaż pojazdów spełniających normę EURO 5 świadczy o większej świadomości ekologicznej klientów, a zatem drogą dedukcji można się spodziewać, iż ci sami klienci wybierać będą te produkty, które w ich odczuciu produkowane są ekologicznie, mają mniejszy negatywny wpływ na środowisko, bądź ich marka kojarzy się z działalnością prośrodowiskową. – Aktualnie Neste Polska próbuje przyciągnąć klientów innymi sposobami, choćby kartami pre-paid i biznesowymi. – Karty przedpłacone pozwalają zarządzać budżetem, pilnować wydatków na paliwo i nie przepłacać. Mamy też kartę business przedpłaconą, która umożliwia tankowanie na naszych stacjach ze stałą zniżką, oraz kartę business, której formuła płacowa jest oparta na innych zasadach. Oferujemy użytkownikom nieograniczony dostęp do e-faktur i możliwość sprawdzenia salda w dowolnym momencie dzięki systemowi Neste Oil Extranet. Rozmawiał Bartosz Gniewski



Edukacja

Powstaje polska

Źródło POLITECHNIKA GDAŃSKA

Dolina Energoinnowacji

Aktualnym wyzwaniem dla naukowców sà nie tylko kolejne odnawialne êródła energii, ale przede wszystkim znalezienie nowych sposobów na ekonomiczne magazynowanie oraz przesyłanie energii

W Gdańsku powstaje supernowoczesne laboratorium innowacyjnych technologii elektroenergetycznych LINTE^2. W marcu 2012 r. wmurowano akt erekcyjny pod budowę Laboratorium, a jego uruchomienie planowane jest na przełomie 2013/2014 r. Powstaje ono na Politechnice Gdańskiej (PG) i w przyszłości będzie sąsiadować z budowanym tu Pomorskim Centrum Energetyki Jądrowej (PCEJ).

76

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

Kadry dla energetyki jądrowej Celem LINTE^2 będzie poszukiwanie innowacyjnych technologii elektroenergetycznych, które mają zoptymalizować procesy wytwarzania, przesyłu, dystrybucji i magazynowania energii elektrycznej. Laboratorium będzie też zaspokajać zapotrzebowanie firm na innowacje w zakresie elektroenergetyki,

oferując proinnowacyjne szkolenia doradcze i projektowe w obszarze elektroenergetyki odnawialnej oraz generacji rozproszonej (wytwarzanie energii przez małe jednostki lub obiekty wytwórcze). – Politechnika Gdańska od lat efektywnie wspiera program edukacyjny kadr dla energetyki jądrowej – powiedziała podczas uroczystości wmurowania aktu erekcyjnego pełnomocnik rządu


Edukacja

ds. polskiej energetyki jądrowej, wiceminister gospodarki Hanna Trojanowska. – Na szczególne uznanie zasługują zwłaszcza badania naukowe i działalność edukacyjna, prowadzone przez uczelnie w okresie budowy elektrowni jądrowej w Żarnowcu – dodała minister. Projekt Laboratorium Innowacyjnych Technologii Elektroenergetycznych i Integracji Odnawialnych Źródeł Energii LINTE^2 powstaje w ramach Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka 2007-2013. Koszty realizacji wynoszą ok. 44 mln zł, z czego 85 proc. pochodzi z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, a pozostałe 15 proc. z budżetu państwa.

Laboratorium LINTE^2 Budowa LINTE^2 została zlokalizowana u wylotu Królewskiej Doliny, na terenach Politechniki. Gmach, który ma być częścią Wydziału Elektrotechniki i Automatyki będzie miał ok. 2000 mkw, jego realizacja potrwa do września 2012 r., a wyposażanie Laboratorium w instalację badawczą zostanie zakończone w 2013 roku. Koordynatorami projektu są naukowcy z Politechniki Gdańskiej: prof. dr hab. inż. Janusz Nieznański, dr hab. inż. Dariusz Karkosiński oraz dr inż. Andrzej Augusiak. Laboratorium ma umożliwiać odwzorowywanie projektowanych systemów elektroenergetycznych w odpowiednio zmniejszonej skali. Wśród instalacji badawczych znajdą się m.in. ogniwa słoneczne, generatory wiatrowe, turbiny, mikroturbiny gazowe, transformatory rozdzielcze i blokowe, odcinki linii przesyłowych. Priorytetem naukowców będzie integracja różnych niekonwencjonalnych i odnawialnych źródeł energii z systemami elektroenergetycznymi.

– Marzymy o tym, by w przyszłości uruchomić w pobliżu także małą elektrownię szczytowo-pompową, z wykorzystaniem istniejącej infrastruktury – starej stacji pomp, rurociągu i zbiornika wodnego na Górze Szubienicznej – zapowiada na stronach internetowych Politechniki prof. dr hab. inż. Kazimierz Jakubiuk, dziekan Wydziału Elektrotechniki i Automatyki.

Zielona energia Ważną częścią LINTE^2 będzie zespół elektrowni słonecznych. Energia powstała w wyniku prac badawczych będzie skierowana do sieci elektroenergetycznej PG, co umożliwi proces monitoringu jej wykorzystania. Naukowcy zamierzają też badać inne istotne parametry dla uzyskiwania energii słonecznej, np. nasłonecznienie, kierunek i siłę wiatru, temperaturę powietrza oraz temperaturę paneli. LINTE^2 będzie także prowadzić badania w zakresie maksymalizacji efektywności elektrowni wiatrowych oraz powiązanych z nimi systemów elektroenergetycznych. Projektowane układy badawcze przewidują zarówno możliwość wykorzystania naturalnych warunków wietrznych, jak i symulację sił i kierunku wiatru. Jedną z najciekawszych instalacji laboratorium jest stanowisko do prac nad bezprzewodowym ładowaniem pojazdu elektrycznego. Pomysł zakłada wykorzystanie układu do bezstykowego (Contactless Electrical Energy TransferSystem - CEETS) ładowania poprzez magnetycznie sprzężone cewki. Budowa LINTE^2 zyska nowy wymiar, gdy obok niego powstanie Pomorskie Centrum Energetyki Jądrowej. Lokalizacja dwóch tak innowacyjnych przestrzeni kreuje obraz pomorskiej Doliny Krzemowej – Doliny Energoinnowacji. Centrum będzie wyposażone w klastrowy symulator jądrowych bloków

wytwórczych. Laboratorium z kolei planuje pracę na systemie hardwarein-the-loop simulation, który umożliwia połączenie symulatora z instalacją badawczą Laboratorium. To zapewniłoby emulację współpracy jądrowych bloków wytwórczych z systemem elektroenergetycznym. Opisany model współdziałania instalacji jest rozwiązaniem, które miałoby konkretne zastosowanie w kontekście rządowych planów rozwoju energetyki jądrowej.

Badania szansą uczelni LINTE^2 to wielka szansa dla Politechniki, która może nawiązać do badań z czasów budowy Elektrowni Jądrowej Żarnowiec. Wydział Elektrotechniki i Automatyki będzie mógł wykorzystać zapotrzebowanie na prace badawcze dla rozwoju kadr oraz stworzenia ważnego ośrodka energetyki jądrowej. Istotną rolę może odegrać także PCEJ, które zamierza łączyć prace badawcze z kształceniem. „Obszar badań i kształcenia skupiony będzie w najbliższych latach na takich zagadnieniach, jak analiza kierunków rozwoju polskiej energetyki jądrowej, problemy budowy, funkcjonowania i eksploatacji elektrowni jądrowych, rozwój innowacyjnych rozwiązań modernizacyjnych w kontekście elektroenergetyki jako całości.” – opisuje na stronach internetowych PG plany Centrum dr hab. inż. Kazimierz Duzinkiewicz, jeden z autorów koncepcji Centrum. – Duży nacisk położymy na prowadzenie badań proinnowacyjnych, służących zwiększaniu udziału polskiej myśli naukowej i przemysłu w rozwiązaniach stosowanych w polskich elektrowniach jądrowych – dodaje prof. Andrzej Reński, ekspert ds. energetyki jądrowej i współautor koncepcji centrum PCEJ. Łukasz Bielak

77

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012


Kongres

Europa

nie ma czasu na błędy

– Poprawa konkurencyjności polskiej i europejskiej gospodarki to droga do dobrobytu i warunek powodzenia projektu europejskiego. Europa musi utrzymać swoją konkurencyjność przy zachowaniu otwartości na świat. Jest to to także fundament silnego – siłą swych obywateli państwa – powiedział prezydent Bronisław Komorowski podczas wystąpienia otwierającego Kongres. Największa impreza biznesowa w naszym regionie, Europejski Kongres Gospodarczy odbywał się w dniach 14-16 maja, w jedenastu obiektach. Trzy kongresowe dni to liczne debaty i wydarzenia towarzyszące z udziałem ok. 6 tysięcy gości z całego świata. W inauguracji IV. EEC udział wzięli: Bronisław Komorowski, Prezydent RP, Waldemar Pawlak, wicepremier, Minister Gospodarki, Janusz Lewandowski, Komisarz UE, Barbara Kudrycka, Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Jerzy Buzek, b. Przewodniczący Parlamentu Europejskiego, Piotr Uszok, Prezydent Katowic i władze województwa śląskiego. Wystąpienia zdominowały wypowiedzi na temat ram finansowych Unii Europejskiej na lata 2014-2020. – Europa nie ma czasu na błędy i życie złudzeniami. Bez wzrostu będzie chylić się do upadku. Bogactwa wystarczy jej jeszcze na lata, ale nie zmieni to faktu, że świat będzie miał nowe bieguny gospodarcze. Tymczasem agenda dla wzrostu Europy złożona jest na razie, niestety, tylko z haseł,

78

❙ ekologia i rynek ❙

05/2012

Źródło wnp.pl

Ju˝ po raz czwarty Katowice sà gospodarzem spotkania najwa˝niejszych postaci Êwiata polityki, biznesu, nauki i ekonomii - European Economic Congress (EEC)

a nie szczegółowych rozwiązań. Liczę, że Europejski Kongres Gospodarczy właśnie je podsunie – mówił Bronisław Komorowski, Prezydent RP. Pierwsza z debat dotyczyła UE i krajów Europy Środkowej i Wschodniej wobec kryzysu gospodarczego. W czasie trzech kongresowych dni uczestnicy dyskutowali podczas kilkudziesięciu paneli m.in. o przyszłości ochrony klimatu w UE i w świecie oraz o prognozach emisji dla największych gospodarek; o energetycznej mapie drogowej 2050; o zielonych technologiach – popycie i podaży rozwiązań niskoemisyjnych; o roli energetyki jądrowej, OZE i czystych technologii węglowych; o dylematach czystych technologii węglowych, m.in. CCS; o zrównoważonym rolnictwie w UE. Menedżerowie dyskutowali również o roli odpowiedzialnych społecznie przedsiębiorstw i inwestorów oraz

o działaniach CSR zintegrowanych z celami biznesowymi. Także podczas kongresu odbyły się szczególnie ważne dla firm uroczystości: wręczenia Złotych Certyfikatów Rzetelności i nagrody portalu www.portalsamorzadowy.pl – Top Inwestycje Komunalne. Tematem, który zainteresował wielu przedsiębiorców były zagadnienia związane z postrzeganiem Chin jako partnera w Europie, gospodarczy wizerunek Europy w Chinach, a przede wszystkim inicjatywa „Go China” jako przykład strategii towarzyszącej na rzecz współpracy gospodarczej z Państwem Środka. Organizatorem Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach, od pierwszej edycji w 2009 roku, jest Grupa PTWP S.A. Na podstawie materiałów prasowych EEC



Nowa

AMPERA

PIONIERZY ZAWSZE WYGRYWAJĄ. Elektryczność. I jedziesz dalej. Zdobywca tytułu Car of the Year 2012.

www.ampera.pl Zużycie paliwa, emisja CO2 wg rozporządzenia (WE) nr 715/2007 (wartość ważona, cykl łączony): 1,2 l/100 km, 27 g/km. Informacje na temat złomowania samochodu, przydatności do odzysku oraz recyklingu dostępne są pod adresem internetowym www.opel.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.