ODPOWIEDZIALNIE Z NATURĄ www.ekologiairynek.pl
NR 4 GRUDZIEŃ 2012
SUPLEMENT MIESIĘCZNIKA EKOLOGIA I RYNEK PUBLIKOWANY W RZECZPOSPOLITEJ
Ustawa o odnawialnych źródłach energii może być inwestycyjnym hitem ROZMOWA Z KRZYSZTOFEM TELEGĄ, WICEPREZESEM ZARZĄDU BANKU OCHRONY ŚRODOWISKA S.A. OD REDAKTORA
T
rwająca już bez mała rok, dyskusja wokół projektu ustawy o odnawialnych źródłach energii, spowodowała impas na rynku nowych przedsięwzięć w tej dziedzinie. Gdy wiadomo, że aktualnie obowiązujące normy prawne lada miesiąc przestaną być regułami gry, a kształt nowych wciąż jest niepewny, zachowanie potencjalnych inwestorów, powstrzymujących się przed wdrażaniem nowych projektów jest zrozumiałe. Podobnie, jak racjonalne jest zachowanie banków oraz innych instytucji finansowych, które na czas niepewności zawiesiły decyzje kredytowe dotyczące budowy nowych źródeł zielonej energii. Najbardziej na tym impasie cierpią inwestorzy zainteresowani energetyką wiatrową. Obowiązujące w ostatnim czasie normy wsparcia odnawialnych źródeł energii, poza współspalaniem, skuteczne okazały się jedynie w przypadku rozwoju farm wiatrowych. Wiele wskazuje, że także w kształtującej się nowej rzeczywistości prawnej – to źródło zielonej energii będzie budzić zainteresowanie inwestorów, w tym preferujących nie tylko wielkie lądowe i morskie farmy wiatrowe, ale chcących robić biznes nawet na małych instalacjach OZE, bazujących na sile wiatraków. Zwłoka w tworzeniu nowego prawa ma więc swoją cenę w postaci wstrzymanych inwestycji. To słona cena, zwłaszcza w sytuacji hamującego wzrostu gospodarczego. Najwyższy czas, by osoby odpowiedzialne za proces tworzenia prawa w Polsce uświadomiły sobie, że każdy kolejny miesiąc, na jaki odkładane są ostateczne decyzje w sprawie OZE – to miesiąc straconych szans na zaktywizowanie ważnego sektora gospodarki. Tym bardziej, że wzrost hamuje nie brak środków, ale impas w zakresie prawa. Zbigniew Biskupski
Eksperci wyliczyli, że na inwestycje energetyczne w Polsce trzeba w najbliższych latach wydać aż 170 miliardów złotych. Dlaczego? Brakuje nam energii, bo dynamicznie się rozwijamy – a może ją marnotrawimy? – W tym pytaniu zawarta jest już odpowiedź. Mamy duże potrzeby konsumpcji energii, ponieważ się rozwijamy. Z drugiej jednak strony, wielkim problemem jest jest to, że nie potrafimy rozwijać się energooszczędnie. Kwota 170 mld złotych to suma zapotrzebowania na inwestycje energetyczne, określona przez same koncerny. Możliwe jednak, że wydatki na ten cel okażą się znacznie wyższe. Szacuje się, że do 2030 roku, aż 60 procent zasobów wytwórczych ulegnie daleko posuniętej dekapitalizacji i będzie musiało być wymienione lub odremontowane. Czyli te ogromne potrzeby inwestycyjne to pieniądze nie tylko na odnawialne źródła energii… – Tak, ponieważ nawet przy najlepszych systemach wsparcia, w tak krótkiej perspektywie, odnawialne źródła energii nie są w stanie zastąpić energetyki konwencjonalnej. Istotne jest także to, że nie należymy do najbardziej energooszczędnych narodów świata. Są szacunki, z których wynika, że od czołówki światowej jesteśmy gorsi trzy razy, zaś w stosunku do średniej Unii Europejskiej – dwa razy. Stoimy więc przed wyzwaniem, jakim jest wprowadzenie mechanizmów skłaniających do oszczędności energii, które dadzą efekt porównywalny z wydawaniem miliardów złotych na nowe inwestycje. Osobiście uważam, że najbardziej efektywne byłoby prowadzenie dość zdecydowanej polityki skłaniającej konsumentów, szczególnie dużych, do oszczędności energii. Ważne są także inwestycje od-
tworzeniowe i modernizacyjne. Dopiero połączenie takich działań jest w stanie zapewnić nam bezpieczeństwo energetyczne w perspektywie najbliższych kilkunastu lat. Nie możemy uciec od rzeczywistości, w której żyjemy. Polska stoi na węglu i przez długi czas energetyka oparta na węglu będzie podstawą rozwoju gospodarczego w naszym kraju. Warto jednak zwrócić uwagę na dywersyfikację ryzyka. Im więcej będzie pojedynczych, nie za dużych źródeł energii – tym większe będzie bezpieczeństwo energetyczne. W tym kierunku idą też zapisy opracowywanej właśnie ustawy o OZE, które mają wesprzeć inwestycje w energetykę rozproszoną.
mamy obecnie systemowego mechanizmu wspierającego i zarazem stwarzającego dodatkowe oszczędności energii na dużą skalę. W ostatnich sześciu latach tylko 3,4 proc. środków z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego zasiliło projekty dotyczące efektywności energetycznej i odnawialnych źródeł energii. W kolejnej perspektywie resort rozwoju regionalnego planuje potrojenie tej kwoty. Jakie korzyści mogą mieć z tego jednostki samorządu terytorialnego, a jakie przedsiębiorstwa?
– Przeciętny Kowalski ma nawyk wyłączania niepotrzebnych żarówek, zwraca uwagę na oszczędzanie energii. Pamięta o tym, ponieważ od razu przekłada się to na jego opłaty za prąd i w konsekwencji mniejsze obciążenie domowego budżetu.
– Nie pozostaje nic innego, jak tylko się cieszyć, że będziemy mieli trzy razy więcej środków. Zmienia się wszakże formuła wsparcia. W nowej perspektywie finansowej od 2014 roku, znaczna część tych funduszy, choć w tej chwili jeszcze nie wiadomo jaka, będzie miała charakter zwrotny. Istotne jest również to, że w jakiejś części będą to środki tańsze od rynkowych. Duże znaczenie może mieć też forma ich dystrybucji. Dyskutuje się np. o skoncentrowaniu różnych metod finansowania, tak by osiągnąć efekt skali w konkretnym regionie.
Czysto ekonomiczny rachunek ma także ogromne znaczenie w biznesie. Każdy inwestor czy przedsiębiorca, w sposób naturalny, stara się obniżać koszty prowadzonej działalności. Jeżeli wymienia park maszynowy, zmienia technologię – to naturalnie wybiera takie środki produkcji, które są mniej energochłonne, i bardziej energooszczędne od wcześniej stosowanych. Tak więc sam mechanizm rosnących cen energii wymusza na gospodarce poprawę jej wykorzystania. Brakuje natomiast odpowiedniego wsparcia, by proces ten przyspieszyć. System białych certyfikatów jeszcze nie wystartował, a w związku z tym nie
W przypadku jednostek samorządu terytorialnego musimy wziąć pod uwagę naszą polską specyfikę, w tym zaliczanie niektórych wydatków jednostek samorządu terytorialnego do wskaźników zadłużenia, które są ustawowo limitowane. Sytuacja ta zmniejsza skalę inwestycji możliwych do przeprowadzenia. Mimo tych ograniczeń, wiele przedsięwzięć mogłoby być realizowanych dzięki mechanizmowi pokrywania wydatków inwestycyjnych oszczędnościami uzyskanymi ze zmniejszonego zużycia energii. Mówię tu o przedsięwzięciach realizowanych w formule ESCO. Wystarczyłoby jednoznacznie przesądzić tę kwestię, a otwo-
Czy Pana zdaniem, aktualnie funkcjonujący w Polsce system prawny czy finansowy, dostatecznie wspiera oszczędzanie energii?
rzyłby się olbrzymi rynek dla oszczędzania energii. Nie ma natomiast potrzeby szukania nowych rozwiązań na rynku przedsiębiorstw. Środki finansowe z pierwszej perspektywy zostały wykorzystane przez biznes celująco. Jestem przekonany, że podobnie będzie i w nowym rozdaniu unijnego budżetu. Jakie nowe szanse w tym zakresie stwarza projektowana ustawa o odnawialnych źródłach energii? – To będzie hit! Na dowód wystarczy powiedzieć, że na tegorocznych targach POLEKO, nasz Bank mógłby przyjmować wręcz zapisy – osób i firm zainteresowanych finansowaniem inwestycji w odnawialne źródła energii na nowych zasadach. Pytania dotyczyły szczególnie źródeł rozproszonych, a zwłaszcza fotowoltaiki. Oczekiwania rynku potwierdzają przyjętą przez nas strategię. Już teraz pracujemy nad produktami, które po wejściu w życie ustawy będą wspierać przedsięwzięcia realizowane zarówno przez klientów indywidualnych, jak i mały oraz średni biznes. Należy też podkreślić, że energetyka rozproszona jest także szansą dla polskich producentów urządzeń, wykorzystywanych w różnego typu inwestycjach z obszaru OZE. Pojawi się przecież popyt na małe pompy cieplne, ogniwa fotowoltaiczne czy małe wiatraki. W przeciwieństwie do energetyki wiatrowej, gdzie większość instalacji pochodzi z zagranicy, są to urządzenia, które mogą być wytwarzane właśnie u nas, w kraju. Będziemy więc mieli do czynienia z klasycznym mnożnikiem inwestycyjnym. Ustawa zaktywizuje nie tylko inwestorów bezpośrednio zainteresowanych energetyką, ale da profity także całemu otoczeniu funkcjonującemu na rzecz OZE.
Ważne jest wszakże konsekwentne wprowadzanie nowych przepisów w życie. Podobnie, jak wszelkie inne instytucje finansowe, oczekujemy ustabilizowania sytuacji prawnej związanej z finansowaniem odnawialnych źródeł energii. Brak regulacji prawnych powoduje niepewność, a instytucje finansowe niepewności nie lubią, bo to jest element zwiększający ryzyko, a tym samym koszty. Z punktu widzenia banku jako instytucji finansującej, ważne jest, by warunki w jakich są podejmowane decyzje o pożyczaniu pieniędzy na projekt inwestycyjny – były zachowane w całym okresie jego trwania. Warto zauważyć, iż ustawa o OZE stawia przede wszystkim na rozproszone źródła energii, zwłaszcza fotowoltaikę. Producenci zielonej energii w innych formach – uważają się za pokrzywdzonych. Szczególnie dotyczy to inwestujących w farmy wiatrowe. Czy słusznie? – Inwestor porównuje zapisy projektu z tym co jest do tej pory i – w zależności od tego czy jest nim właściciel farmy wiatrowej, czy przyszły właściciel farmy fotowoltaicznej – zdania mogą być różne. Natomiast z perspektywy makroekonomicznej dobrze się dzieje, że odchodzimy od wspierania tzw. starych źródeł energii czyli dawno zamortyzowanych elektrowni wodnych i przesuwamy środki finansowe na nowe rynki. Wszystkim instytucjom finansowym zależy żeby ta ustawa, w tym czy w zbliżonym kształcie, została uchwalona jak najszybciej, bo skróci okres niepewności i odblokuje te projekty inwestycyjne, w tym także w zakresie farm wiatrowych, które czekają na wyklarowanie się sytuacji prawnej.
Rozmawiał Zbigniew Biskupski
Odpowiedzialnie z Naturą – suplement miesięcznika Ekologia i Rynek publikowany w Rzeczpospolitej. Dyr. Generalny: Jacek Szczęsny, Red. Naczelny: Zbigniew Biskupski, Sekretarz: Małgorzata Byrska. Adres: ul. Pandy 8, 02-202 Warszawa, tel. (22) 408 64 01, biuro@ekorynek.com
ODPOWIEDZIALNIE Z NATURĄ
www.ekologiairynek.pl
Zmienne ruchy prądu z wiatru I W POLSCE PRZYSZEDŁ CZAS, W KTÓRYM PRĄD WYTWARZANY W TRADYCYJNYCH ELEKTROWNIACH OPALANYCH WĘGLEM – MUSI USTĄPIĆ ENERGII POWSTAJĄCEJ Z ODNAWIALNYCH ŹRÓDEŁ Energetyka odnawialna to nie jest wolny rynek, lecz rynek regulowany. Najpierw na poziomie Unii Europejskiej, a potem ustawodawstwa krajowego. W każdym państwie wygląda to trochę inaczej. Polska jest aktualnie na etapie przejściowym. Kończy się dotychczasowy system, którego filarem był tzw. zielony certyfikat, a ściślej – świadectwo pochodzenia, jako dodatkowy element do ceny czarnej energii. Taki sam, bez względu na źródło wytwarzania energii. Plus dodatkowe certyfikaty: fioletowe, czerwone, żółte itd., które się kończą albo już się skończyły. Generalnie był to system niestabilny, z uwagi na określoną żywotność tych certyfikatów, które miały się kończyć w różnych terminach.
STARY SYSTEM Z WADAMI Ponadto był to pomysł, który na rynku energetyki odnawialnej nie sprawdził się. – Owszem, rozwinęły się farmy wiatrowe – stwierdza jeden z analityków rynku. – Nato-
miast żadna z pozostałych dziedzin odnawialnych źródeł energii – już nie. Fotowoltaika w ogóle, gdyż nie stworzono jej warunków rozwoju. Nie rozwinęły się biogazownie, z wyjątkiem nielicznych, ponieważ stopień skomplikowania takiej inwestycji – od dewelopmentu, poprzez okres budowy, aż do etapu operacyjnego – w przypadku biogazowni jest ogromny, a profit w postaci zielonych certyfikatów i dodatkowy certyfikat za moduł kogeneracyjny, który niektóre biogazownie miały – tak nikły, że jeśli nawet konkretna biogazownia wychodziła na prostą, to bez korzyści finansowych na poziomie oczekiwanym przez właściciela. Albo w ogóle była pod kreską i dlatego tak mało projektów biogazowych uruchamia się, mimo istniejących systemów wsparcia, głównie ze strony Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Podobnie nie rozwinęła się mała energetyka wodna. W porównaniu z okresem przedwojennym
jest nawet regres. Małe elektrownie wodne powstają rzadko, z uwagi na różnego rodzaju ograniczenia środowiskowe, ale podobnie jak w przypadku biogazowni, także i tu stopa zwrotu z inwestycji nie jest obecnie zbyt zachęcająca.
MOC HURAGANU O dynamice rozwoju energetyki wiatrowej niech świadczy fakt, że w ciągu siedmiu ostatnich lat produkcja prądu z wiatru wzrosła piętnastokrotnie! – od 142,3 GWh w 2004 r. do 2 348 GWh na koniec roku 2011. A udział prądu, wytwarzanego w ten sposób, w ogólnej konsumpcji energii wzrósł z 0,1 proc. w 2004 r. do 0,96 proc. na koniec 2011 roku. Nasycenie elektrowniami wiatrowymi w Polsce wciąż jednak należy do najniższych w Europie. Moc zainstalowana w energetyce wiatrowej, w przeliczeniu na mieszkańca to 0,012 kW, a na km2 obszaru lądowego – 1,44 kW.
Największa sieć energetyki wiatrowej w Europie funkcjonuje w Niemczech, gdzie na koniec 2011 r. było to 29 000 MW. Potem jest Hiszpania – 21 674 MW i Francja – już tylko 6 800 MW oraz Włochy – 6 747 MW i Wielka Brytania – 6 540 MW. Polska ze swoimi 1 616 MW mocy w energetyce wiatrowej, mimo wszystko, nieźle prezentuje się w regionie, biorąc pod uwagę wyniki innych państw: Austria – 1 084 MW, Węgry – 329 MW, Czechy – 217 MW, Litwa – 179 MW, Ukraina – 151 MW. Nie mówiąc już o Słowacji, która w energetyce wiatrowej miała moc zaledwie 3 MW, na koniec roku.
NOWY WARIANT: ODNAWIALNE I ROZPROSZONE Zgodnie z projektem ustawy o OZE, który wciąż jest w konsultacjach, rozwój energetyki odnawialnej opierać się będzie przede wszystkim na generacji rozproszonej, która jednocześnie przyczynia się do zmniejszenia
strat związanych z przesyłaniem energii, a tym samym istotnie poprawia bezpieczeństwo energetyczne i redukuje emisję gazów cieplarnianych. Rozwój ten powinien następować w sposób uwzględniający nie tylko interesy przedsiębiorców działających w sektorze energetyki odnawialnej, ale także innych podmiotów, na których będzie miał on wpływ. W szczególności dotyczy to odbiorców energii, podmiotów prowadzących działalność w sektorze rolnictwa, czy też gminy, na terenie których powstawać będą odnawialne źródła energii. Dla optymalizacji istniejącego systemu wsparcia, w projekcie ustawy założono, iż konieczna jest modyfikacja mechanizmu świadectw pochodzenia w taki sposób, aby dla każdej z technologii ustalić inny, minimalny gwarantowany poziom pomocy finansowej. Zapewni to bardziej zrównoważony rozwój źródeł opartych o wszystkie technolo-
gie OZE i pozwoli kierować środki dla tych, które najbardziej ich potrzebują. Ministerstwo gospodarki zaproponowało, aby optymalizacja systemu wsparcia polegała na zróżnicowaniu jego poziomu właśnie w zależności od technologii, z której dane źródło będzie korzystało. Ponadto wsparcie jednostkowe od roku 2014 będzie miało charakter malejący: dla fotowoltaiki – 5 proc./rok, dla biogazowni – 2 proc./rok, dla energetyki wiatrowej – 2 proc./ rok, a dla energetyki wodnej – 1 proc./rok. Jednak sprawą w tej chwili najpilniejszą jest zakończenie dyskusji i uchwalenie ustawy. Dopiero gdy nowe reguły gry będą klarowne, bo staną się prawem – wróci mocny wiatr, napędzający wcześniejszą dynamikę wzrostu mocy prądu z polskich wiatraków.
Jan Borski
Inwestowanie w wiatraki: ekologia, ale i dobry biznes TRZY PYTANIA DO ANNY ŻYŁY, GŁÓWNEGO EKOLOGA BANKU OCHRONY ŚRODOWISKA S.A. Czy warto finansować farmy wiatrowe w Polsce – Energetyka wiatrowa to jeden z istotnych kierunków inwestowania, który Bank Ochrony Środowiska wspiera swoimi kredytami. Jest on zbieżny z misją Banku, zakładającą finansowanie projektów przyjaznych środowisku. Zawsze staramy się przekonywać inwestorów, że warto inwestować w odnawialne źródła energii, a ekologia może być dobrym biznesem. Natomiast faktem jest, że w kontekście szykowanych zmian w prawie, moment rynkowy na inwestowanie w energetykę jest wyjątkowo trudny. I dla inwestorów, i dla Banku. Długie dyskusje wokół ustawy o odnawialnych źródłach energii nie sprzyjają rozwojowi rynku. Trudno jest np. określić ryzyko kredytowe, w związku z brakiem stabilnej sytuacji prawnej. W efekcie część banków w ogóle zawiesiła podejmowanie decyzji kredytowych w zakresie finansowania budowy farm wiatrowych. My staramy się spojrzeć na ten biznes dość realnie i nie wstrzymujemy finansowania. Jako dowód mogą służyć między innymi dwie
inwestycje, co do kredytowania których decyzje podejmowane były w tym roku. Są to dwa projekty wiatrowe współpracującego z nami partnera greckiego, który zaangażował się w odnawialne źródła energii w Polsce. Jeden w gminie Nasielsk o mocy 10 MW, drugi w gminie Wróblew w woj. łódzkim o mocy 8 MW. Pierwszy z tych projektów praktycznie jest już wykonany, uzyskał koncesję i produkuje energię odnawialną, drugi wkrótce rozpocznie rozruch. Reasumując: przy dobrze przygotowanym projekcie, zwłaszcza takim, w którym inwestor potrafi wynegocjować dobre dla siebie warunki cenowe, np. na dostawy turbin wiatrowych, nawet obecnie może uzyskać u nas finansowanie na okres 15 lat. Zwiększyliśmy jedynie oczekiwania co do udziału środków własnych. W obecnych warunkach niezbędne jest, by ich udział wynosił 25 procent.
– Zakładamy, że system wsparcia energii odnawialnej w Polsce nie zniknie: mamy jako kraj zobowiązania wynikające z pakietu klimatycznego, dostosowujemy się do wymogów Unii Europejskiej. Mamy też kierunek wskazany w krajowym planie działań. Słabym punktem w tej układance jest prawo. Z punktu widzenia Banku istotne jest, aby dyskusja na temat ustawy o OZE zakończyła się jak najszybciej, a jej zapisy zostały przyjęte. Oczywiście, można mówić, że są tam rozwiązania dla jednych lepsze, dla innych trochę gorsze, natomiast dla wszystkich, jak sądzę, najtrudniejszy jest ten okres, kiedy nie wiemy jaki stan prawny będzie w najbliższej przyszłości. Jesteśmy jednak przekonani, że zbliżamy się już do finału prac legislacyjnych w tym zakresie.
Projekt ustawy o OZE preferuje Dlaczego energetykę więc BOŚ, rozproszoną. w odróżnieniu Czy BOŚ będzie od wielu innych banków, podejmuje finansował także małe wiatraki to ryzyko
– Tak. Jesteśmy zainteresowani mniejszymi projektami, nawet poniżej 1 MW, realizowanymi przez klientów indywidualnych czy mikroprzedsiębiorców. Przygotowany projekt ustawy o OZE jest szczególnie korzystny dla małych projektów. Zakładany system stałych opłat za sprzedaną energię, gwarantowanych przez 15 lat, czyni takie małe przedsięwzięcia bardzo opłacalnymi dla wszystkich rodzajów odnawialnych źródeł (np. fotowoltaika, niewielkie wiatraki, mikrobiogazownie). Warto przy tym zaznaczyć, że nie będziemy finansować używanych turbin wiatrowych. Także ustawodawca, ograniczając okres wsparcia do 15 lat od czasu przekazania inwestycji do użytkowania, chce doprowadzić do tego, by w Polsce były realizowane przedsięwzięcia nowe, o długoletnim okresie funkcjonowania, a nie budowane na zasadzie sprowadzania do kraju turbin zdemontowanych gdzieś poza granicami Polski. Ważne jest żebyśmy rozwijali energetykę rozproszoną, chociażby dla poprawy bezpieczeństwa energetycznego.
ODPOWIEDZIALNIE Z NATURĄ
NR 4 | GRUDZIEŃ 2012
ROZMOWA Z BARTŁOMIEJEM PAWLAKIEM, PREZESEM ZARZĄDU BOŚ EKO PROFIT S.A. Czekamy na boom dotyczący inwestycji w zieloną energetykę, a tymczasem nawet budowa farm wiatrowych – bodaj jedynej formy OZE, która rozwijała się w warunkach starego prawa – wyraźnie wyhamowała? – Od mniej więcej roku, wraz z pojawieniem się pierwszego projektu ustawy o odnawialnych źródłach energii, cały rynek mocno się zachwiał. Większość banków po przeanalizowaniu pierwszego projektu ustawy, który nie zawierał gwarancji odbioru energii, powiedziało „stop, nie finansujemy żadnych projektów OZE, ponieważ trudno zainwestować pieniądze w instalację energetyczną bez gwarancji odbioru wyprodukowanej przez nią energii”. W kolejnych odsłonach projektu ustawy, zapis o gwarancjach odbioru energii powrócił, pojawiły się współczynniki i zielony certyfikat został zróżnicowany ze względu na źródło wytwarzania, ale i tak niektóre banki wciąż się wstrzymują z finansowaniem, ponieważ uważają, że sytuacja jest niestabilna. Składają się na to trzy negatywne czynniki. Pierwszy, to wymieniona już wcześniej niechęć banków do finansowania nowych projektów, dopóki nie będzie ostatecznego kształtu ustawy. Drugi – spadek ceny zielonych certyfikatów, a więc znaczna przecena efektywności finansowej tych projektów. No i mamy jeszcze zapis z nowego projektu ustawy, który stanowi, że dla energetyki wiatrowej współczynnik korekcyjny będzie wynosił na początku 0,9, a nie – jak dzisiaj – 1,0. Tymczasem te z banków, które jeszcze finansują projekty OZE, oceniając każdy nowy projekt wiatrowy biorą pod uwagę zarówno obniżoną cenę certyfikatu, jak i już perspektywiczny
współczynnik 0,9. To powoduje, że wiele projektów nie składa się finansowo. I gdyby jeszcze do tego doszedł wysoki kurs euro, to już dzisiaj nie byłby opłacalny żaden projekt z zakresu energetyki wiatrowej.
lania i likwidacja certyfikatu dla tzw. starych hydroelektrowni – będzie bodźcem zarówno dla istniejących już na polskim rynku odnawialnych źródeł, jak i dla fotowoltaiki. Dlaczego?
Przede wszystkim wciąż mamy jednak do czynienia ze skutkami działania obecnych regulacji. Sprawiają one, że największa ilość świadectw pochodzenia generowana jest ze współspalania, co powoduje, że cena zielonych certyfikatów spada. Rok temu było to ok. 280 zł za świadectwo, a dzisiaj 220-230 złotych. I nic nie wskazuje, by ta tendencja spadkowa miała być zatrzymana. Oznacza to, że wkrótce żaden projekt wiatrowy, biogazowy czy wodny nie będzie się już opłacał. Projekty opłacalne jeszcze w ubiegłym roku, i którymi my byliśmy zainteresowani – dzisiaj już nie są w stanie generować takich przychodów, jakie wówczas zakładaliśmy. Grozi nam całkowity zastój i fala bankructw tych, którzy już zainwestowali w OZE, a świadectwa pochodzenia sprzedają na wolnym rynku. Czy to oznacza, że fotowoltaika wygrywa z wiatrakami? – Cały czas pracujemy nad projektami wiatrowymi. Natomiast rynek wchodzi w coraz głębszy impas. W związku z tym, dzisiaj szukamy przede wszystkim projektów, których wietrzność przekracza tzw. polską średnią. Deweloperzy również zaczynają dostrzegać narastające problemy – niektórzy z nich już obniżyli ceny projektów bliskich pozwolenia na budowę. Natomiast jeżeli wejdzie w życie ustawa o OZE, w takiej formie jak jest w aktualnym projekcie, sytuacja odmieni się diametralnie. Wzrośnie stopniowo popyt na zielone certyfikaty z nowych projektów. Mocne ograniczenie współspa-
– Ustawa daje wystarczające wsparcie tej nowej w Polsce dziedzinie OZE. Projekty fotowoltaiczne mają szansę zwracać się w 8-10 lat, jeżeli bierzemy pod uwagę koszty finansowe przeciętnego projektu, wynikające z obsługi kredytu. Zakładamy, może konserwatywnie, że możliwości fotowoltaiki w Polsce to około 900-950 megawatogodzin rocznie. Są co prawda różne atlasy nasłonecznienia i programy do jego badania, w których rynek polski jest określony jako przeciętny, ale ile to jest naprawdę – do końca nie wiadomo, ponieważ mamy dotychczas tylko jedną dużą, jak na polskie warunki, farmę w Wierzchosławicach. To nie jest wystarczający benchmark, by ustalić, jak te prognozy sprawdzają się w praktyce. Dlaczego uchwalanie nowego prawa trwa tak długo? – Po pierwsze trzeba wziąć też pod uwagę to, że energetyka odnawialna w Polsce nie ma, bo nie może mieć, wielkiego lobbingu. Po drugie – dużym wyzwaniem jest ocena skutków nowej regulacji. Po trzecie – siła zwolenników współspalania, które jest bezinwestycyjnym źródłem zielonych certyfikatów koncernów energetycznych, jest bardzo znacząca. To jednak nie wszystko. Dochodzą jeszcze elementy natury bardziej demagogicznej, jak rzekomy spadek popytu na węgiel, czy akcje w stylu „stop wiatrakom”. Tymczasem ustawa może całkowicie przemodelować rynek energii odnawialnej. Dziś mamy w Polsce około tysiąca
Czy energetyka odnawialna może być w Polsce dobrem szeroko dostępnym? źródeł wytwarzania takiej energii, a dla przykładu w Niemczech jest ponad 4 mln producentów i prosumentów – z naciskiem na fotowoltaikę. To pokazuje znaczenie nowej ustawy. Powinna ona nie tylko przełamać narastający impas, odwrócić wspomniane, niepokojące tendencje, ale także może spowodować, że po raz pierwszy energetyka odnawialna w Polsce będzie dobrem szeroko dostępnym. Stanie się ona dobrem, po które będzie mógł sięgnąć przeciętny, przedsiębiorczy Kowalski. Przedsiębiorczy czyli taki, który zgromadzi rezerwy finansowe wystarczające na inwestycję – jeżeli nie w dużą farmę fotowoltaiczną, to chociaż na instalację w granicach 40 kilowatów, co spowoduje, że stanie się prosumentem, albo przynajmniej zamontuje panele na dachu, dające energię na poziomie 2 czy 5 kilowatów. A czy, gdy ustawa wejdzie już w życie, znajdą się środki na sfinansowanie takich przedsięwzięć? – Z pewnością będzie ciekawa oferta finansowa dla tego nowego rynku. Nie wiem, czy wszystkie banki będą gotowe do finansowania projektów z zakresu odnawialnych źródeł energii. Wymaga to bowiem dużego nakładu pracy, rzetelnej analizy rynku, doświadczenia. Dodatkowo trzeba stawić czoła sporym ryzykom i niewiadomym. Jednak Bank Ochrony Środowiska z definicji zajmuje się rozwiązaniami dotyczącymi odnawialnych źródeł energii, w tym fotowoltaiki. My, jako spółka BOŚ Eko Profit też pracujemy nad nowymi rozwiązaniami, chociaż wiemy, że raczej nie wejdą one w życie wcześniej, niż za 9 czy 12 miesięcy. Podobnie jak Bank, skupiamy się dzisiaj na dogłębnym rozpoznaniu rynku oraz doborze rzetelnych partnerów do
współpracy, zarówno w obszarze mikro- jak i makrorozwiązań. A dobrzy partnerzy to tacy, którzy mają doświadczenie, produkt o wysokiej jakości i dobrej cenie. Gdy ustawa zostanie uchwalona i będą znane jej zasady, na pewno będzie na rynku dobra oferta zarówno dla dużego klienta korporacyjnego, jak i dla prosumenta, czyli inwestora w skali mikro. Zakładamy, że większość projektów „dużych”, które będą dostępne na polskim rynku, nie przekroczy 1-3 megawatów. Już dziś, poszukujemy konkretnych terenów pod przyszłe inwestycje. Chcemy stworzyć sobie pewien bank ziemi oraz bank wiedzy – i szukamy partnerów, którzy zechcą takie projekty realizować w przyszłości wspólnie z nami. Czy to oznacza, że BOŚ Eko Profit planuje nie tylko finansowanie inwestycji z zakresu fotowoltaiki czy innych źródeł OZE, ale chce być ich współwłaścicielem? – Tak. Jesteśmy dzisiaj gotowi na wspólne przedsięwzięcia – czy to w układzie mniejszościowym czy większościowym – to zależy od możliwości finansowych naszych partnerów. Jesteśmy otwarci na różne formy współpracy. Nasz partner może wnieść projekt i kapitał, ale też jego wkładem może być sam teren. Wówczas to my będziemy dostarczać finansowanie, składające się z kapitału i kredytu, dobre moduły, gwarancje, ubezpieczenie oraz sprawny serwis. Gdy już cały projekt zostanie zrealizowany, zaoferujemy gotowe rozwiązania dotyczące wyjścia z takiej inwestycji i w efekcie doprowadzimy do jej sprzedaży, na rzecz odbiorcy końcowego. Czy po wejściu w życie ustawy o OZE, projekty dotyczące odnawialnych źródeł energii w Polsce zainteresują tylko
banki? Może to jest też pole do działania tzw. zielonych funduszy? – BOŚ Eko Profit jest poniekąd takim zielonym funduszem. Mamy formę prawną spółki akcyjnej, ale de facto działamy jako fundusz, który dostarcza bardzo kompleksowej oferty. Pracujemy w myśl idei „jednego okienka” – klient dostanie więc u nas kapitał, kredyt, strukturyzację całej inwestycji pod kątem pozyskania finansowania z Banku, a także instrumenty pod kątem procesu sprzedaży zrealizowanej inwestycji. Większość funduszy działających w Polsce nie funkcjonuje na tak elastycznych zasadach. Owszem są fundusze inwestycyjne, które realizują projekty z zakresu energii odnawialnej, ale zazwyczaj wchodzą one tylko w duże projekty. Muszą mieć większościowy udział i raczej nie ma tam mowy o finansowaniu pomostowym, jakie my oferujemy. Tymczasem w BOŚ Eko Profit oferując klientowi finansowanie, np. na rok czy dwa, z góry określamy warunki wyjścia z danej inwestycji. Daje to duży komfort decydującemu się na konkretne przedsięwzięcie przedsiębiorcy. Po stronie klienta nie ma dzięki temu poczucia, że wiąże się on z nami na całe życie, że przestaje być przedsiębiorcą, a zaczyna być najemnym menedżerem w swojej własnej firmie. Nasz klient utrzymuje dużą kontrolę nad swoją firmą, a czasami zachowuje w niej także 100 proc. udziałów. Ujmując rzecz najkrócej – elastyczność BOŚ Eko Profit jest duża, a każdy konkretny przypadek jest zawsze traktowany przez nas indywidualnie.
Rozmawiał Zbigniew Biskupski
ODPOWIEDZIALNIE Z NATURĄ
www.ekologiairynek.pl
Prąd z polskiego Bałtyku ENERGETYKA MORSKA TO MŁODSZA SIOSTRA WIATRAKÓW STAWIANYCH NA LĄDZIE. ROZWIJA SIĘ W BŁYSKAWICZNYM TEMPIE, ZWŁASZCZA NA ZACHODZIE EUROPY. INWESTYCJE W TĘ SUPERNOWOCZESNĄ DZIEDZINĘ ZIELONEJ ENERGII IDĄ W DZIESIĄTKI MILIARDÓW EURO W Polsce do 2025 r. mogą sięgnąć one nawet 21 mld euro. To cena, jaką trzeba zapłacić za 6 000 MW wyprodukowanych z morskich siłowni wiatrowych offshore. Chociaż pierwsza morska farma wiatrowa na polskim Bałtyku stanie dopiero około 2020 r., już teraz rozpoczął się wyścig o profity, jakie ta branża przyniesie naszej gospodarce. Najpierw wystartowały stocznie. Podupadający przemysł okrętowy nabrał wiatru w żagle, gdy offshore zaczął robić furorę na Zachodzie. Nasze stocznie zaczynają specjalizować się w skomplikowanej produkcji masztów, fundamentów siłowni i supernowoczesnych statków, stawiających morskie wiatraki. Takich jak „Innovation”, który stocznia Crist w Gdyni zbudowała za 200 mln euro, dla niemieckiego HGO Infra Sea Solutions. „Innovation” to światowy rekordzista: ten „statek na nogach” (posiada specjalny system podpór, dzięki którym – opierając się o dno morza – sam może podnieść się ponad poziom wody), będzie mógł instalować w ciągu roku do 40 turbin wiatrowych wraz z masztami, o mocy ponad 6 MW, a postawi je na Morzu Północnym.
TRÓJMIASTO PRACUJE W polskich stoczniach i fabrykach zamawiają urządzenia europejscy potentaci: Energomontaż-Północ Gdynia pracuje dla brytyjskiej farmy wiatrowej Walney II; na morską energetykę stawiają dwa zakłady należące Grupy Stoczni Gdańsk – Mostostal Chojnice robi platformę transformatorową dla szwedzkiej Lillgrund, a GSG Towers otworzył nowoczesną linię technologiczną do budowy wież elektrowni wiatrowych. Nie tylko Trójmiasto pracuje dla morskiej energetyki wiatrowej. Do biznesu offshore włącza się Szczecin. – Pomorze Zachodnie jest naturalnie predysponowane do rozwoju energetyki wiatrowej, zarówno lądowej, jak i morskiej – mówi Olgierd Geblewicz, marszałek województwa zachodniopomorskiego. Region dysponuje bazą portowo-stoczniową, która pozwoli na rozwój i obsługę offshore. – Powstanie morskich farm wiatrowych
umożliwi rewitalizację przemysłu stoczniowo-portowego, który będzie obsługiwał, produkował i dostarczał elementy niezbędne do budowy i eksploatacji farm na Bałtyku. To już się dzieje. Polsko-niemieckie konsorcjum KSO wkrótce rozpocznie na szczecińskiej wyspie Gryfia budowę fabryki fundamentów dla elektrowni offshore-owych – dodaje Olgierd Geblewicz. Fabryka ma powstać na ponad 20 hektarach gruntów odkupionych od Szczecińskiej Stoczni Remontowej. KSO to spółka powołana przez trzy firmy: niemiecką Bilfinger Berger, stocznię Crist oraz fundusz Mars należący do Agencji Rozwoju Przemysłu. Wartość inwestycji to 300 mln złotych. Budowa ruszy w marcu 2013 r., a pracę w fabryce znajdzie 450 osób. To dopiero początek morskiego boomu. Zatrudnienie w branży offshore znajdą analitycy, naukowcy, pracownicy stoczni, spece od logistyki, inżynierowie. – Realizacja planów rozwoju morskiej energetyki wiatrowej w Polsce do 2020 r. oznaczać może nawet dziewięć tysięcy nowych miejsc pracy. Znaczna część tych etatów przypadnie na Zachodniopomorskie – mówi Olgierd Geblewicz. Na offshore korzysta cała Europa. Według Europejskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, na Starym Kontynencie już teraz w energetyce morskiej pracuje 35 tys. osób – w 2030 r. będzie ich ponad 300 tysięcy.
LOKALNE STYMULACJE – W tej branży logistyka jest bardzo droga, dlatego baza produkcyjna i usługowa musi być najbliżej miejsca inwestycji. Z tego powodu połowa wydanych środków na offshore zostaje w kraju – mówi Jarosław Pole, ekspert Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. Rządy zachodnie patrzą przychylnie na inwestycje w morską energetykę wiatrową, stymulującą rozwój lokalnej gospodarki. – To niejako wymuszone, branża nie ma innego wyjścia jak stawiać na lokalną produkcję i usługi, bo im produkcja zlokalizowana jest bliżej parku wiatrowego tym koszty inwestycji są niższe – dodaje Jarosław Pole.
Pierwsza morska siłownia powstała w 1991 r. w pasie przybrzeżnym Danii, ok. 2,5 km od Vindeby. Składała się z 11 turbin o mocy 450 kilowatów każda. Obecnie w Europie działa 1503 morskich siłowni wiatrowych, o mocy 4336 MW. W pierwszej połowie 2012 r. oddano do użytku 132 turbiny, siedem projektów jest w fazie przygotowawczej. Lider branży to Wielka Brytania – rząd brytyjski planuje, że już w 2020 roku, aż 17 proc. energii wytwarzanej w kraju ma pochodzić z morskiej energetyki wiatrowej. Silną pozycję na rynku offshore utrzymuje Dania, ostro do przodu idą też Niemcy, którzy niedawno uruchomili pierwszą morską farmę Baltic 1, o mocy 200 MW.
TRZY POLSKIE LOKALIZACJE Do rywalizacji o Bałtyk ruszyła Polska. Morskie farmy wiatrowe mają powstać w trzech miejscach: w strefie zachodniej naszego morza, obejmującej północny stok Ławicy Odrzańskiej, w północnej (południowo-zachodni stok Ławicy Środkowej) i środkowej (północny i wschodni stok Ławicy Słupskiej ). Według mapy opracowanej przez Instytut Morski w Gdańsku, do rozdysponowania jest 109 miejsc o łącznej powierzchni 2 503,45 km2. Analitycy TPA Horwath twierdzą, że po uwzględnieniu ograniczeń lokalizacyjnych (w tym militarnych, na potrzeby rybołówstwa, ochrony przyrody czy szlaków wodnych), łączny potencjał polskich obszarów morskich na użytek energetyki wiatrowej wynosi ok. 3 600 km2. Odpowiada on teoretycznej mocy 35 GW. Ze względu jednak na założenia rozwoju polskiego portfela mocy wytwórczych, a także ograniczenia sieciowe oraz dotyczące magazynowania mocy poza szczytem, nie jest prawdopodobne, aby do 2025 roku na polskim obszarze ekonomicznym Bałtyku stanęły farmy morskie o mocy przekraczającej łącznie 6 GW. Ministerstwo transportu, budownictwa i gospodarki morskiej, które wydaje pozwolenia na prowadzenie farm morskich, dostało 62 wnioski, zgodziło się na 13, większość pozostałych ciągle jest
rozpatrywana. Pozwolenia dostał PGE, Orlen, kontrolowana przez Jana Kulczyka Polenergia, polski Baltex, Generpol – spółka zależna ze szwajcarskim kapitałem i belgijska Deme. Pozwolenia to dopiero początek drogi do polskiego offshore. Firmy, które je otrzymają, będą musiały m.in. przeprowadzić badania dna morskiego, zdiagnozować wpływ farm na środowisko naturalne, uzyskać dziesiątki kolejnych zgód i pozwoleń. Proces inwestycyjny może trwać nawet siedem lat, z czego ponad połowę zajmą działania administracyjne, badania i konsultacje. Realizacja projektów jest nie tylko żmudna, ale i kosztowna, dużo droższa niż budowa wiatraków na lądzie: cena pozyskania 1 MW energii wiatrowej z Bałtyku to średnio 3,5 mln euro, z lądu – 1,5 mln euro. Inwestycje są jednak opłacalne, bo efektywność pracy morskiej farmy jest wyższa niż lądowej. Również moc morskich wiatraków jest większa: średnia dla offshore to 5 MW (w niedalekiej przyszłości od 8 do 10 MW), a dla lądowych 2 MW. Koszt morskiego wiatraka zależy od głębokości wód, na jakich on stanie, od odległości od brzegu, a także od liczby zainstalowanych megawatów. Im bliżej i płycej – tym taniej. Na przykład 1 MW farmy EnBW Baltic 1 kosztował średnio 4,17 mln euro (16 km od brzegu, średnia głębokość to 1619 m, moc 48 MW). Natomiast cena za 1 MW brytyjskiej Gunfleet Sands Offshore Wind Farm (7 km od brzegu, głębokość do 13 m, 173 MW) to 1,72 mln euro. Bałtyk jest wymarzonym miejscem dla wiatraków. To najpłytsze morze na Ziemi – jego średnia głębokość wynosi zaledwie nieco ponad 52 metry (Morze Północne – 87 m), słabo zasolone, nie ma na nim przypływów i odpływów – zmory większych mórz. Strefy wytypowane na polskie farmy wiatrowe obfitują w płycizny. Na Bałtyku mocno wieje, niewiele słabiej niż na ościennych morzach – średnia prędkość wiatru na naszym Wybrzeżu to 9,5 metra na sekundę, tylko trochę mniej niż na Morzu Północnym. Turbiny mogą pracować już przy 4 metrach.
BEZPIECZEŃSTWO ENERGETYCZNE Morskie farmy wiatrowe to skarb dla polskiej gospodarki. A także jeden z najważniejszych sposobów spełnienia przez nas unijnych norm ekologicznych. Polska zobowiązała się, że udział tzw. odnawialnych źródeł energii sięgnie w Polsce 15 proc. do 2020 roku. Jeżeli tego nie zrobimy, będziemy płacić kary sięgające setek milionów euro. Na razie udział czystej energii nie przekracza u nas 8 procent. – Morska energetyka wiatrowa to bardzo ważne uzupełnienie naszego systemu energetycznego. Dzięki niej łatwiej będzie nam osiągnąć cel wyznaczony przez Unię – mówi poseł Andrzej Czerwiński, przewodniczący sejmowej podkomisji ds. energetyki. Dlatego państwu opłaca się ją promować (służą temu między innymi zielone certyfikaty), bo wartość wsparcia i tak jest niższa od potencjalnych kar. Bez prądu z morskich farm trudno będzie załatać dziury w polskiej energetyce. Według Najwyższej Izby Kontroli, zagrożone jest nawet bezpieczeństwo dostaw energii, ponieważ stan techniczny infrastruktury energetycznej pogarsza się w zastraszającym tempie. W fatalnej kondycji są elektrownie: ponad 40 proc. ma przeszło 40 lat, z tego około 15 proc. przekroczyło pięćdziesiątkę. Urzędu Regulacji Energetyki w ostatnim raporcie rocznym twierdzi, że czarny scenariusz może się spełnić już w 2015 roku. Wystarczy, że zbiegną się w jednym czasie konieczne remonty z ekstremalnymi warunkami pogodowymi. Na domiar złego, od europejskich standardów coraz bardziej odstaje nasza sieć przesyłowa. Pełno na niej białych plam, nieremontowanych instalacji, zaniedbań wynikających z braku inwestycji. To dlatego można do niej przyłączyć na razie tylko 2000 MW z offshore. Sytuacja jednak powoli się zmienia. – Rząd przeznaczy 100 mld zł na rozwój energetyki, w ciągu najbliższych ośmiu lat. To ozna-
cza również rozwój infrastruktury przesyłowej, a to z kolei sprzyja energetyce wiatrowej – mówi Artur Gierada, wiceprzewodniczący parlamentarnego zespołu ds. nowoczesnej energetyki. Systemy elektroenergetyczne krajów członkowskich będzie integrować Unia Europejska. – Rozbudowana sieć morska na Bałtyku mogłaby być częścią European Super Grid, sieci wielokierunkowego transgranicznego przesyłu energii elektrycznej, nazywanej siecią elektrycznych autostrad – dodaje Artur Gierada.
CZAS NA SUPER GRID Już w 2020 roku może zacząć działać Super Grid. System ma połączyć sieci wszystkich krajów UE, wraz z morskimi farmami wiatrowymi oraz planowanymi elektrowniami słonecznymi w Afryce Północnej. Jak twierdzą analitycy TPA Horwath, ma on urzeczywistnić ideę jednolitego rynku energii elektrycznej, zapewnić wysoką konkurencyjność źródeł wytwarzania energii, zwłaszcza najnowocześniejszych technologicznie. Pierwszy etap Super Grid jest już realizowany: łączą się morskie farmy wiatrowe na Morzu Północnym oraz systemy energetyczne nadbrzeżnych krajów tego akwenu. W maju 2011 r. rozpoczęto budowę 260 km linii wysokiego napięcia między Wielką Brytanią i Holandią. Na sojusz energetyczny Europy coraz mocniej naciska Bruksela. Według Guenthera Oettingera, unijnego komisarza ds. energii – kraje z regionu Morza Bałtyckiego muszą w najbliższych latach zainwestować co najmniej 9 mld euro w infrastrukturę energetyczną. Oettinger twierdzi, że cała Unia potrzebuje w nadchodzących latach 200 mld euro na inwestycje w transeuropejskie systemy. Za kilka lat, nawet jeżeli nasz system nie będzie w stanie wchłonąć setek megawatów z Bałtyku, będziemy mogli przesłać je na drugi koniec Europy.
Stanisław Koczot