MAGAZYN BEZPŁATNY / NUMER 01 (grudzień 2015)
SŁOWO OD REDAKTOR NACZELNEJ Niejeden raz upadłam. Niejeden też raz się podniosłam. W chwilach słabości zawsze pomagał mi człowiek. Czasem w sensie dosłownym był to ktoś trzymający mnie za rękę i dodający otuchy, czasem ukryty w słowie książek, piosenek albo czasopism. Wierzę w SŁOWO. Ma ono moc powodowania zmian – na lepsze i na gorsze. Może dodawać otuchy, może inspirować do zrobienia czegoś tak wielkiego, czego nigdy byśmy się po sobie nie spodziewali, ale też może pociągnąć nas na sam dół naszego własnego piekła… W czasach, w jakich przyszło nam żyć, za dużo jest już tego „piekła” wokół. Dlatego dziś składam na Twoje ręce magazyn o szczęściu. To Ty zadecydujesz, co zrobisz z tekstami, których intencją jest tak uderzać w Ciebie, aby obudzić w Tobie nie olbrzyma a CZŁOWIEKA. Człowieka ze wszystkimi pozytywnymi cechami, które go charakteryzują, a o których gdzieś po drodze zapomniał. Chcę przez ten magazyn dotrzeć właśnie do tych cech uniwersalnych – do ciepła, dobra, życzliwości, poczciwości i empatii. Chcę dotrzeć do Ciebie i pokazać Ci, że szczęście jest w dużej mierze Twoim stanem postrzegania. A jeśli zmieni się Twoja percepcja, zmieni się również Twój świat, bo już nie będziesz patrzyć na niego w ten sam, schematyczny i automatyczny sposób. W pierwszym numerze celowo zastosowaliśmy tylko czarny oraz złoty kolor. Za duża ilość bodźców codziennie walczy o naszą uwagę. Kolorowe magazyny kuszą obrazkami. Przeglądasz je w pośpiechu, ale nic z tego w Tobie nie zostaje. My nie chcemy kusić powierzchownością. Chcemy skłonić Cię do myślenia i do refleksji. Stąd minimalizm w szacie graficznej. Jest tu oczywiście ukryta symbolika. Czarny oznacza cierpienie. Nie możemy zmieść go pod dywan. Choćbyśmy chcieli pokazać światu wciąż uśmiechniętą twarz, będzie to jedynie twarz clowna. Na świecie istnieją depresje, lęki, frustracje, złość, choroby i bieda. Ale… istnieje też dobro, szczęście, miłość i bogactwo – symbolizowane w naszym magazynie poprzez złoty kolor. Najważniejszy zaś jest ten kolor, który trudno zauważyć. Biały. Tło, którego nazbyt często nie zauważamy. Tłem tym jest nasze życie. Mam nadzieję, że tak zainspirujesz się tekstami z naszego magazynu, że to białe tło swojego życia zaczniesz zapełniać kolorami. Na koniec zaś powstanie obraz, którego nie będziesz się wstydzić, bać się… i który nie będzie Cię smucił. Mam nadzieję, że stanie się on wielobarwny, a przede wszystkim świadomy.
I jeśli odkryjesz już swoje prywatne, małe szczęście, to po prostu podaj je dalej… Dorota Kościukiewicz-Markowska
3
SZC Z Ę Ś C IE - P O DA J DA L EJ... | N U M E R 01
Marcin
Ałła
Dorota
Ewa
Konrad Jacek Michał
Dorota Kościukiewicz-Markowska – pomysłodawczyni i redaktor naczelna magazynu. Temat szczęścia i świadomości pasjonował ją od zawsze. Wierzy, że świat idzie ku dobremu, bo właśnie dziś można nie tylko studiować te tematy na najlepszych uniwersytetach psychologicznych, ale można też o nich swobodnie pisać. Ukończyła studia podyplomowe z psychologii pozytywnej na Uniwersytecie SWPS oraz Neurokognitywistykę na PUM. Jest założycielką Szkoły Szczęścia. W numerze pisze o różnych aspektach szczęścia i świadomości. Konrad Dembczyński, Michał Hamera Marcin Przeworski – w magazynie zajmują się reklamą, promocją i relacjami. Jako organizatorzy Inspiration Day Show pokazali, jak dużą moc ma Szczecin i jego mieszkańcy. Konrad – ojciec dwójki wspaniałych synów, wykładowca, trener rozwoju osobistego, przedsiębiorca. Marcin – mentor inspirujący do działania, trener z powołania, praktyk biznesu. Wszem i wobec ogłasza, że jego praca jest jego
pasją. Michał – na co dzień jest prelegentem wielu konferencji, prowadzi szkolenia oraz tworzy strategie i pomysły dla swoich klientów. Najważniejszą wartością są dla niego relacje. Ewa Kaziszko – dyrektor artystyczna magazynu. Składa i w niezwykle kreatywny sposób dba o wygląd naszego wydawnictwa. Na co dzień właścicielka agencji reklamowej MOTIF, której motywem przewodnim jest kreowanie świata marki i zapraszanie do niego coraz to nowych potencjalnych odbiorców. W codziennej pracy nieustannie szuka odpowiednich rozwiązań, dopieszcza, przekształca i na nowo ulepsza... ;) Prof. dr hab. n. med. Jacek Rudnicki – człowiek renesansu. W niezwykły sposób łączy działalność medyczną ze sztuką. Pediatra i neonatolog. Kierownik Kliniki Patologii Noworodka Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie, prof. w Zakładzie Nauk Humanistycznych PUM. W magazynie jest obrońcą szczęścia w artykule pt. “W obronie szczęścia”.
SZCZĘ ŚCI E - PODA J DALE J...
4
Joanna Pozorska – specjalistka w zakresie Psychologii Pozytywnej, life coach, szczęśliwa osoba. Potrafi godzinami rozmawiać i pisać o rozwoju osobistym. Chętnie szlifuje języki obce, uczy się tańczyć bachatę i stawia pierwsze kroki jako blogerka. W nuemerze znajdziecie jej tekst pod tytułem „Z jakiej jesteś bajki”. Ałła Raginis (prima voto Jagucka) – prowadzi w Szczecinie szkołę jogi. Praktykując wiele lat, doszła do wniosku, że joga nie jest tylko starożytną nauką czy filozofią, to przede wszystkim codzienna praca nad sobą. Pomaga zarówno w osiąganiu lepszego samopoczucia, jak i w rozwoju osobowości na różnych etapach życia. Zapraszamy do przeczytania jej artykułu „Oddech dla szczęścia”. dr n. hum. Marlena Kossakowska – psycholog, kierownik studiów podyplomowych z zakresu psychologii pozytywnej na Uniwersytecie SWPS, członkini Polskiego Towarzystwa Psychologicznego oraz Zarządu International Positive Psychology Association. W numerze
Joanna Agnieszka
Darek
Anna
Marlena
Aldona Sylwia
pisze o psychologii pozytywnej. Agnieszka Szylar – jest mamą czteroletniej dziewczynki. Zawodowo zajmuje się upiększaniem ludzi. Jest fryzjerką i wizażystką, a jej największe pasje to malarstwo, fotografia i duchowość. Pisze dla Was o jej własnym doświadczeniu z medytacją. dr n. hum. Sylwia Olszewska – psycholog biznesu i zdrowia, trener, terapeuta. Od 15 lat wspiera ludzi w rozwoju i dążeniu do zmian w życiu prywatnym i zawodowym. Praca z ludźmi to jej pasja. W swojej działalności wykorzystuje głównie metody psychologii pozytywnej. Szczęście i jakość życia to temat przewodni jej rozprawy doktorskiej. W magazynie pisze dla Was o relacjach. dr n. med. Dariusz Jeżewski – lekarz specjalista neurochirurg, nauczyciel akademicki w Klinice Neurochirurgii i Neurochirurgii Dziecięcej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie, prezes Pomorskiego Towarzystwa
Neurokognitywistycznego. Napisał dla Was artykuł o iluzjach mózgu pt. „Rzeczywistość jest rzeczywista?”. Anna Okupińska – pedagog specjalny (oligofreno- i tyflopedagog), logopeda, terapeutka/trenerka II stopnia EEG Biofeedback. Specjalistka z zakresu pracy oraz funkcjonowania mózgu. W swojej praktyce stosuje trening i terapię stymulacji fal mózgowych do poprawienia efektywności pracy mózgu. W magazynie pisze o wpływie biofeedbacku oraz medytacji uważności na zmiany w mózgu. Aldona Binda – absolwentka Wyższej Szkoły Pedagogicznej i Akademii Intercollege, członkini Polskiego Towarzystwa Biblioterapeutycznego. Specjalistka z zakresu psychologii przestrzeni, animatorka kultury, publicystka (m.in. Style i Charaktery, Bluszcz, PAPERmint, Zwierciadło). Współpracowała m.in. z Państwową Wyższą Szkołą Zawodową i Festiwalem PROGRESSteron. Pisze dla Was o biblioterapii .
5
SZCZĘŚCIE PODAJ DALEJ MAGAZYN BEZPŁATNY Redakcja: Staromłyńska 20/13, 70-561 Szczecin redakcja@szczesciepodajdalej.com www.szczesciepodajdalej.com Redaktor naczelna: Dorota Kościukiewicz-Markowska Dyrektor artystyczny / skład magazynu: Ewa Kaziszko MOTIF studio ewa@motif-studio.pl Piszą dla nas: Marlena Kossakowska, Jacek Fiury Rudnicki, Sylwia Olszewska, Dariusz Jeżewski, Anna Okupińska, Dorota Kościukiewicz-Markowska, Agnieszka Szylar, Ałła Raginis, Aldona Binda, Joanna Pozorska Redakcja tekstów: Joanna Fabiszak Promocja i marketing: Michał Hamera, Konrad Dembczyński i Marcin Przeworski Reklama: marketing@szczesciepodajdalej.com Druk: Zapol Sp. z o.o. Wydawnictwo: MOVART Paweł Markowski
SZC Z Ę Ś C IE - P O DA J DA L EJ... | N U M E R 01
Czym jest
SZCZĘŚCIE? W pierwszym odruchu chciałoby się odpowiedzieć, że dla każdego jest ono czym innym. I tak, i nie. W naszej kulturze pojęcie „szczęście” ma kilka znaczeń. TEKST: Dorota Kościukiewicz-Markowska
Po pierwsze wiąże się ze sformułowaniem „ja mam szczęście”. W tym kontekście szczęście to coś nie do końca zależnego ode mnie, to fart, coś co mi się przydarzyło niejako przez przypadek. Mam szczęście, bo wygrałem na loterii, mam szczęście, bo los mi sprzyja, mam szczęście, bo dostałem spadek po dziadku. Na ten rodzaj szczęścia nie mam wpływu, nie mogę sobie szczęścia wypracować, mogę tylko liczyć na to, że kiedyś mi się przydarzy. Po drugie, pojęcie szczęścia wiąże się z emocjami i wyraża jako „ja czuję szczęście”. Można powiedzieć, że szczęście w tym kontekście to wielka radość. Czujemy się szczęśliwi w momencie zakochania, w chwili gdy uśmiecha się do nas dziecko, gdy jest piękna pogoda, gdy zajadamy się ulubioną potrawą, gdy tańczymy, słuchamy muzyki, gdy odniesiemy jakiś sukces, gdy nam się uda. Szczęście rozpatrujemy tu jako emocję, stan szczęścia w tym ujęciu jest chwilowy i nietrwały. Tak jak pozostałe emocje, ta wielka radość zmienia się jak fala na morzu, bo za chwilę nadchodzą inne emocje (np. złość, smutek, strach), które będą również „falować” w przestrzeni naszego umysłu. W związku z tym nie mamy mocy sprawczej, by być tylko i wyłącznie w tak postrzeganym szczęściu. Tak że, o ile dobrze jest zauważać i przeżywać świadomie chwile szczęścia, o tyle nie możemy ani ich mieć, ani być w nich zawsze. Jest jeszcze jedna płaszczyzna szczęścia wiążąca się z naszym jestestwem, która wyraża się jako „ja jestem szczęśliwy”. To stan umysłu. Można by
SZCZĘ ŚCI E - PODA J DALE J...
powiedzieć, że jest to zadowolenie ze swojego życia. I o dziwo, stan ten nie jest związany z tak bardzo ulotną chwilą, nie jest też tak bardzo uzależniony od emocji, farta, bodźców zewnętrznych, posiadanych pieniędzy, pięknego domu, samochodu i innych spraw związanych z tym wszystkim, co na pierwszy rzut oka daje szczęście. Na ten stan mamy wpływ. W tym kontekście szczęście możemy rozwijać, bo zależy ono od naszej percepcji samego siebie i otaczającego nas świata. Zależy od naszych wyborów i decyzji.
Właśnie ten aspekt szczęścia jest istotny. Dlaczego? Bo jest w miarę trwały i przede wszystkim SUBIEKTYWNY. Ja nie mogę, oceniając Twoje życie, powiedzieć, że Ty jesteś szczęśliwy. Ty za to możesz. I to bez względu na warunki, w których żyjesz.
Możesz mieć dużo i NIE BYĆ szczęśliwym, możesz mieć mało i BYĆ szczęśliwym. O co tu chodzi? Spytasz. Gdzie jest to szczęście? No właśnie, gdzie? Może chodzi tu tylko o jakiś „fikołek” w postrzeganiu? Może to, co JEST, samo w sobie już jest wystarczające? Może tego po prostu nie widzi-
6
my? Może nie umiemy docenić tego co jest – siebie, bliskich, życia? Bierzesz powietrze, oddajesz powietrze, żyjesz… Ale czy aby na pewno?
Puk, puk, czy TY żyjesz? Czy lecisz tylko na automatycznym pilocie? Czy „tylko” odtwarzasz schematy, których nawet Ty sam nie tworzyłeś?
Masz dość? To bardzo dobrze, bo to znaczy, że czujesz pod skórą, że może być inaczej. To pierwszy krok do Twojego świadomego życia. A co jest w świadomym życiu? Konfetti? Sztuczne ognie? Jeśli tego się spodziewasz, to może znów lepiej zainwestować trochę gotówki i oczekiwać na natychmiastowe przyjemności. W świadomym życiu jesteś Ty i otaczający cię świat, z tym że teraz ten świat nabiera w końcu barw. Zaczynasz też zauważać, że to Ty malujesz go swoimi emocjami, swoimi myślami, swoimi działaniami. Zauważasz wpływ innych na siebie.
7
Zaczynasz postrzegać coś, co było tu od zawsze... I w samym tym POSTRZEGANIU tkwi tajemnica. Tkwi sedno i sekret BYCIA. Bycia, nie działania. Wdech, wydech, wdech, wydech. Jestem. W końcu. Nie muszę biec, nie muszę dążyć. Mogę... I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmienia się cała perspektywa. Bo jeśli mogę, to nie muszę. To jest moja decyzja. To są moje wybory. Zaczynam być świadomy ich konsekwencji. Zaczynam też zauważać to, na co mam wpływ i to, na co wpływu nie mam. Wdech, wydech, wdech, wydech. Akceptuję, poddaję się. Jak trzeba, jestem silny, ale jak nie trzeba, kładę się na białej i puchatej chmurze z bezsilności i pozwalam chwili trwać, bo wiem, że wszystko jest zmianą. Oddaję zbroję. Czy to ja całe życie walczyłem? Dlaczego i po co? Bo miało być lepiej. Bo miało być wygodniej. Bo miało być szczęśliwie. Odkładam więc zbroję i w tym akcie poddania się życiu odnajduję w końcu spokój. Ciszę. Nie muszę rozrywać już kokonu, by popatrzyć na martwego motyla. Jestem cierpliwością. Potrafię czekać i obserwować proces. Skrzydła same urosną, gdy da im się czas...
SZC Z Ę Ś C IE - P O DA J DA L EJ... | N U M E R 01
ŻYJ PIĘKNIE... Psychologia pozytywna to stosunkowo nowe pojęcie utworzone w 2001 roku przez dwóch amerykańskich psychologów Martina Seligmana i Mihalyego Csikszentmihalyiego. Pod tym pojęciem kryje się dziedzina psychologii, która zajmuje się silnymi stronami człowieka, jego zaletami, cnotami i siłą charakteru, czyli tymi zasobami, które stanowią o jego mądrości i prowadzą do dobrego, szczęśliwego życia. TEKST: Marlena Kossakowska
Do tej pory psychologia zajmowała się głównie problemami psychicznymi człowieka, jego chorobami, wadami, dysfunkcjami i próbowała je naprawiać. Jednak człowiek ma przecież liczne dobre strony, które nieustannie rozwija: jest zaradny, pracowity i wytrwały. Cechuje go dobroć, sprawiedliwość, uczciwość oraz ludzkość, dzięki czemu potrafi być odważny, waleczny a także ciekawy świata. Umie ponadto być wdzięczny za to, co w życiu otrzymuje, potrafi wybaczać, jeżeli ktoś mu nadepnie na odcisk. Wierzy w wyższe siły, bo rozumie, że jest tylko częścią czegoś większego. Człowiek potrafi się poświęcać dla tych, których kocha, oddać nawet życie w imię wyższych celów, potrafi przeciwstawić się złu itd. To właśnie te cechy sprawiają, że człowiek jest człowiekiem i czuje się spełniony. Dlaczego więc nie zgłębiać i nie rozwijać swoich zalet? Psychologia pozytywna daje właśnie takie możliwości. Przede wszystkim bada naukowo, co faktycznie przynosi szczęście, jak samemu można je znaleźć. Odpowiada na pytanie o to, czym naprawdę jest szczęście. W tym celu stworzyła pojęcie dobrostanu, czyli szczęścia prawdziwego, bowiem prawdziwe szczęście oznacza nie tylko bycie szczęśliwym, radosnym, zadowolonym i wiecznie rozbawionym. Prawdziwe szczęście, czyli dobrostan to także: posiadanie sensu i celu
9
w życiu, posiadanie udanych i pozytywnych relacji w rodzinie, ze znajomymi i przyjaciółmi. Prawdziwe szczęście to także pełne zaangażowanie w robienie tego, co się lubi i w czym jest się dobrym, to sukcesy i osiągnięcia w życiu prywatnym lub zawodowym. Zatem bycie szczęśliwym to życie pełnią życia i czerpanie z niego radości. Psychologia pozytywna zachęca do takiego życia, korzystając z naukowych odkryć. Nie promuje pozytywnego myślenia jako takiego, ale pomaga za pomocą wypróbowanych i naukowo udowodnionych metod dążyć do uzyskania dobrostanu, po to by być szczęśliwym i uszczęśliwiać innych. Jednym z licznych ćwiczeń, które sprawiają, że jesteś bardziej zadowolony na co dzień, jest praktykowanie doceniania życia. W tej chwili pomyśl o tym, za co i komu możesz być wdzięczny. Wymień co najmniej 3 rzeczy. Niektórzy codziennie przed zaśnięciem przypominają sobie przynajmniej jedną rzecz, która w ciągu minionego dnia im się przydarzyła i zastanawiają się nad tym, co takiego uczynili, jaki mieli wpływ na to, że do tego właśnie doszło. To ćwiczenie wymyślone przez psychologów pozytywnych sprawia, że bardziej doceniamy życie i dzięki temu jesteśmy bardziej z niego zadowoleni.
SZC Z Ę Ś C IE - P O DA J DA L EJ... | N U M E R 01
CO BY BYŁO GDYBY… Siadasz na kanapie, bierzesz do ręki magazyn taki jak ten lub podobny. Czytasz. „No tak, byłbym szczęśliwy, gdybym…”. Zastanawiasz się. W sumie to wszystko może do kogoś pasuje. Do Ciebie na pewno nie. Twoje życie jest proste. Nie musisz aż tyle uwagi poświęcać swojej własnej świadomości. Po co? Wiesz, że TY byłbyś szczęśliwy, gdyby tylko… TEKST: Dorota Kościukiewicz-Markowska
„Gdybym tylko był już dorosły… gdybym znów był młody, gdybym miał/a żonę/męża… gdybym znów mógł być wolny od żony/męża. Gdybym miał ten samochód… gdybym tylko sprzedał w końcu ten samochód. Gdybym miał tę pracę… gdybym nie miał tyle pracy. Gdybym miał wkoło więcej przyjaciół, gdybym miał w końcu święty spokój, gdybym miał więcej pieniędzy, więcej czasu, więcej dzieci… Toniesz w morzu gdybania, a ono wciąga Cię w swe sieci, nie zważając na to, czy wydajesz się rybą chudą czy grubą. Dla tej fali jesteś po prostu rybą, którą ta chwyta w swoje sidła i ciągnie nieuchronnie w dół. Snujesz plany na przyszłość, znów się łudzisz, że coś magicznie odmieni Twój los. Niestety każde kolejne „zwycięstwo” nie zbliża Cię do tego upragnionego stanu. Biegniesz więc szybciej. Jeszcze szybciej. Nie chcesz nic utracić z życia. Wyciskasz z niego każdą sekundę. „Jak tylko zrobię to czy tamto – odpocznę. Mój los odmieni i będę szczęśliwy. Robię przecież wszystko po to, aby być szczęśliwym” – myślisz. Żyjesz w przyszłości niespełnionych jeszcze oczekiwań, a nostalgia za utraconą przeszłością tylko rozgrzewa Twoje silniki, by jeszcze szybciej być tam, gdzie chcesz prawie psychotycznie być. Czyli gdzie? Na pewno nie tutaj. A tylko tutaj jest życie.
SZCZĘ ŚCI E - PODA J DALE J...
W tym nieskończonym biegu umyka Ci coś niewiarygodnie ważnego. Teraz. Bo to w teraz żyjesz. Bo to w teraz bije Twoje serce, bo tylko w teraz możesz się pocałować z ukochaną, możesz posmakować pierwszych truskawek, możesz biegać po mokrej trawie i spoglądać w gwiazdy. Bo tylko w teraz możesz czuć bicie serca swojego dziecka. Tylko teraz możesz słuchać głosu swoich starszych rodziców. Tylko teraz możesz uśmiechnąć się do swojej żony lub męża. Tylko teraz możesz tańczyć. Śmiać się i płakać. Tylko teraz możesz biegać, skakać lub wąchać konwalie. Tylko teraz możesz czuć swoimi wszystkimi zmysłami życie. I tylko teraz możesz być dobry, czuły, troskliwy. Dlaczego więc nie spróbować? Co możesz stracić? Przyszłość? – ona nie istnieje. Przeszłość? – też już nie istnieje. Jej miejsce jest tylko w Twojej pamięci… A w teraz jest to, co jest. I jakiekolwiek by ono nie było, zawsze może być dobre i pozytywne. Potrafisz to dostrzec? Nie? To może czas zrzucić czarne okulary i bez nakładania różowych spojrzeć trochę inaczej na rzeczywistość. Może nie jest ona wcale tak straszna, jak ją malują? Może wystarczy zmienić perspektywę postrzegania? Oddychasz? To znaczy, że żyjesz. Czytasz ten felieton, to znaczy, że widzisz. To już dwie pozytywne rzeczy. Potrafisz zobaczyć więcej?
10
SZCZĘ ŚCI E - PODA J DALE J...
12
TWOJA PRZYSTAŃ NA DOBRE MARINA DEVELOPER narodziła się z potrzeby otaczania się pięknem, nie tylko tym stricte materialnym, ale także emocjonalnym czy energetycznym. Nie idzie wszak tylko o to, aby pięknie mieszkać, ale także, aby to mieszkanie – życie dzielić z dobrymi ludźmi, w dobrym otoczeniu z ładnym widokiem nie tylko za oknem. Możemy o sobie powiedzieć, że jesteśmy wyjątkowi, ale wolimy powiedzieć, że jesteśmy niekonwencjonalni i nastawieni na indywidualne potrzeby naszych klientów, ponieważ cenimy sobie odważne i niebanalne rozwiązania w życiu i pomysły na życie.
CZY DOBRO JEST DOBRE?
Michał Janicki Aktor Teatru Polskiego / Dyrektor Teatru Kameralnego
Gosia Osostowicz Nauczycielka jogi
„Dobro jest dobre a nawet bardzo dobre, bo gdyby dobra nie było, to byłoby niedobrze” – Fafa Fafińska. I to jest podstawa, która powinna towarzyszyć życiu każdego człowieka. Największym skarbem, dobrem jest drugi człowiek, o czym mowa jest w sztuce Stanisława Tyma „Skarb”. W sztuce tej dwóch bandziorów włamuje się do sejfu, mając nadzieję na znalezienie w nim wielkich skarbów. Otwierają go w pośpiechu i ku ich zaskoczeniu, w środku siedzi człowiek. – Kim pan jest? Co pan tu robi? Przecież tu miał być skarb? – krzyczą wściekli i rozczarowani złodzieje. – To ja jestem skarbem – odpowiada spokojnie mężczyzna. Sztuka ta pokazuje nam, że to właśnie człowiek jest największym skarbem. Proszę Pana i Proszę Pani, proszę więc spojrzeć w lustro i przyjrzeć się uważnie odbiciu. Jeżeli tam ujrzycie skarb, to będzie to najwyższe dobro…
Wierzę, że wszystko co dajemy, do nas wraca. Czasami nie od razu, ale wraca:) Kwestią naszego wyboru jest to, co chcę dawać, a przede wszystkim w jaki sposób chcę tworzyć świat, w którym żyję. Chciałabym tworzyć świat, w którym takie wartości jak szczerość, przyjaźń i praca, która daje poczucie sensu, są ważne. Bycie razem i tworzenie czegoś wspólnie, pomaganie sobie nawzajem, dbanie o dobre, bliskie relacje, to dla mnie istota dobrego życia. Jestem również przekonana, że warto czasami się zatrzymać i zastanowić, co jest dla mnie dobre, ważne i prawdziwe. Dobre często utożsamiam ze słowem „prawdziwe”. To dobre-prawdziwe wymaga od nas często więcej wysiłku, energii, więcej kosztuje. Ale warto. Bo to wraca – w postaci radości życia, szczęścia i satysfakcji z tego, co tworzymy. To my sami tworzymy nasze życie, więc wybieram DOBRE ŻYCIE.
SZCZĘ ŚCI E - PODA J DALE J...
14
Marcin Raubo Przedsiębiorca
Sylwia Majdan Projektantka mody
W moich przedsięwzięciach zawsze ważny jest dla mnie element odpowiedzialności społecznej. Żaden biznes nie może działać w oderwaniu od ludzi i społeczności lokalnej, w której funkcjonuje. Moje dotychczasowe doświadczenia zawodowe utwierdziły mnie w przekonaniu, że przedsiębiorca ma wpływ na to, jak wygląda rzeczywistość wokół niego. Jego obowiązkiem jest kreowanie tej rzeczywistości w świadomy sposób, nie tylko przez dostarczenie dobrego produktu – to oczywiste – ale także przez wpływ na jakość życia.
W swoim życiu kieruję się dobrem, ponieważ wyznaję zasadę, że to co daję od siebie innym, potem sama otrzymuję.
Promocja świadomego stylu życia, idei, inicjatywy czy kierunku rozwoju powinny być naturalną częścią budowania strategii biznesowej. Po co to wszystko? Aby żyło nam się lepiej. Bo jak się żyje lepiej, to jest dobrze.
15
Bycie dobrym człowiekiem i dawanie dobra to ważna sprawa w naszym codziennym życiu. Czasem jednak taka postawa może nie odnieść zamierzonych skutków, np. w sytuacjach, gdy ktoś nadużywa naszej dobroci i próbuje obrócić ją przeciwko nam. Czasem też trzeba odejść od tego, co na pozór wydaje się dobre, na przykład chcąc nauczyć swoje dziecko odpowiednich zachowań lub chcąc uchronić bliską osobę przed złymi zdarzeniami. Dobro jest zatem pojęciem względnym, ale to właśnie ono powinno zawsze kierować naszym życiem. Powinniśmy być dobrymi ludźmi, bo dobro oddane zawsze do nas powróci...
SZC Z Ę Ś C IE - P O DA J DA L EJ... | N U M E R 01
„Ty i Ja” Mój prywatny, całkiem niepozorny świat. Taki mały, pełen osobistych wad. Musi starczyć mi i tym, co ze mną są. Musi starczyć nam na dobro i na zło. Twój prywatny, całkiem niepozorny świat. Taki piękny, pełen osobistych wad. Musi starczyć i Tym, co z Tobą są. Musi starczyć Wam na dobro i na zło. Ty i ja i nasze światy dwa A do tego te berbecie małe dwa. Dla nich My to cały wielki świat. Musi starczyć im nim własny będą mieć. Musi chronić je od chmurek i od łez. Nasz prywatny, całkiem niepozorny świat. Tak piękny, pełen osobistych wad. Musi starczyć nam i tym, co z nami są. Musi starczyć nam na dobro i na zło.
W obronie SZCZĘŚCIA TEKST: Prof. dr hab. n. med. Jacek Fiury Rudnicki
Szczęście jest możliwe tylko wówczas, gdy kochamy ludzi i świat, w którym żyjemy. Nie jest to łatwe, bo czasami w obronie tej miłości musimy wiele zrozumieć. Wówczas należy zacząć od siebie, to często wystarcza. Zaczynamy rozumieć, co zrobiliśmy nie tak i na ile zrozumienia nas stać wobec innych, a to już dobry początek dla obrony szczęścia. Nim podejmiemy się obrony szczęścia powinniśmy się zastanowić, czym jest ono zagrożone i czy w ogóle je posiadamy? Nawet jeżeli dochodzimy do wniosku, że nie posiadamy szczęścia, to powinniśmy zapytać samych siebie, czy jesteśmy nieszczęśliwi? Jedna z definicji szczęścia mówi, że szczęście jest brakiem nieszczęścia. Zatem powinniśmy nie tyle bronić szczęścia, co wystrzegać się nieszczęścia, które może wyjść zarówno od nas samych jak i przyjść z zewnątrz. Im więcej mamy szczęścia, tym więcej zapewne mamy do obrony. Po co nam zatem jak najwięcej
SZCZĘ ŚCI E - PODA J DALE J...
szczęścia? Może wystarczy nam takie małe nasze osobiste szczęście? Może wystarczy nam taki mały własny świat? Może to zobrazować tekst piosenki „Ty i ja”. Czy należy szczęścia bronić za wszelką cenę? Może okaże się ona zbyt duża? Może warto pozwolić sobie na odrobinę szczęścia utraty, aby za nim tęsknić, aby nasze doznania nie były nim przestymulowane. Mogą bowiem, porażone szczęściem, zmniejszać jego odczuwalność. Niewielka utrata szczęścia a potem jego powrót są szczęściem większym. Szczęście stałe, niezmienne usypia naszą percepcję. Zatem w obronie szczęścia możemy się nim podzielić, obdarować kogoś, a myśl że kogoś uszczęśliwiliśmy przez niewielkie pomniejszenie własnych zasobów paradoksalnie nas uczyni podwójnie szczęśliwymi. Nim zaczniemy bronić naszego lub cudzego szczęścia, dobrze jest ocenić, czego bronimy i nie pomylić szczęścia z hedonizmem ani przyjemności z radością.
16
Ty i Ja
17
SZC Z Ę Ś C IE - P O DA J DA L EJ... | N U M E R 01
love
Dlaczego przestajemy KOCHAĆ? Kocham, lubię, szanuję, nie chcę, nie dbam, żartuję...
Biała suknia, garnitur szyty na miarę. Drżącym głosem w obecności rodziny, przyjaciół i najbliższych przyrzekają sobie miłość na dobre i na złe i wierzą w to całym sercem. Za kilka lat w pustej i głuchej sali sądowej tym samym drżącym głosem znów zgodnie odpowiadają na frustrujące pytanie: Czy pan kocha żonę? Nie, już nie… A pani? Też nie… Co się stało? Gdzie podziała się ta cała „miłość”? TEKST: Dorota Kościukiewicz-Markowska
19
SZC Z Ę Ś C IE - P O DA J DA L EJ... | N U M E R 01
Chcąc odpowiedzieć na tak postawione pytanie, trzeba byłoby zmierzyć się z samym pojęciem miłości. Czym ona jest? Namiętnością? Zakochaniem? Zauroczeniem? Wszystkie te stany przychodzą i odchodzą jak poranna rosa rozpraszająca się z każdym kolejnym promieniem słońca. Są nietrwałe i szybko znikają… A może miłość jest troską? Czułością? Oddaniem? Widzeniem potrzeb drugiej osoby? Jeśli w ten sposób spojrzymy na pojęcie miłości, to może ona trwać przez wiele lat silna i mocna jak zdrowy dąb zakorzeniony głęboko w ziemi z liśćmi skierowanymi ku niebu. W długim związku największa jednak trudność wynika ze zderzenia dwóch różnych osobowości, dwóch punktów widzenia i dwóch odmiennych interpretacji rzeczywistości, które często współistnieją ze sobą przez 2, 5, 10, a nawet 50 lat.
Można byłoby się nad tym głębiej zastanowić… W czasach gdy kobietę lub mężczyznę można zmienić jak parę starych i zużytych rękawiczek, gdy partner lub partnerka służyć ma tylko do realizacji naszych potrzeb i wciąż rosnących pragnień, łatwo o znudzenie i wycofanie ze związku tuż po fazie zakochania. Po prostu zrywamy i szukamy nowego obiektu uczuć, bo ona lub on nie byli w stanie spełnić naszych oczekiwań. Łudzimy się naiwnie, że kolejny partner w końcu będzie miał to prawdziwe „coś”. Po co więc czekać? Po co się zmieniać? Przecież to on lub ona powinni… Nie przykładamy zbyt wielkiej wagi do tego, by związek trwał. Na miłosnym rynku wiele jest przecież samotnych serc. Nie ten, to kolejny, nie kolejny, to następny... Boimy się prawdziwej bliskości, bo trwanie związku to w pewnym sensie utrata siebie na rzecz tego drugiego. Wiemy, że będziemy musieli dopasować się, oddać naszą cząstkę innej osobie, poświęcić często coś cennego. Siebie…
SZCZĘ ŚCI E - PODA J DALE J...
Według psychologii miłości to właśnie miłość jest podstawowym dobrem człowieka. Wszyscy w głębi duszy to jej właśnie pragniemy. Nawet gdybyśmy założyli na twarz milion masek, ta fundamentalna potrzeba kochania i bycia kochanym istnieje gdzieś w naszym wnętrzu. Często skulona, zraniona, odepchnięta i niechciana, lecz jednak dalej się tam tli. Co się z nami stało? Skąd czerpiemy przykłady? Z życia nieszczęśliwych celebrytów? Z bogatego świata Zachodu? Wypowiedz głośno zdanie – „miłość nie istnieje”. Nie chce się żyć, prawda? Przynajmniej mnie nie chciałoby się żyć w świecie pozbawionym miłości. A teraz powiedz drugie zdanie – „miłość istnieje”. Inaczej, prawda? I nawet jeśli w to nie wierzysz, jest inaczej. Bo gdzieś na dnie serca mamy mądrość, która pozwala odróżnić, co jest prawdziwe, a co nie. Ta mądrość wykrywa bezbłędnie to, co uniwersalne.
Wracając do związków, może jednak warto próbować? Tak, ale to my musimy się zmienić. Zmienić swoją percepcję i postrzeganie świata, a także sposób widzenia jego lub jej. Nagle zauważamy, że nie zawsze mamy rację. Widzimy troskę, jaką wkłada ta druga osoba w działanie dla naszego dobra. Szczególnie łatwo dostrzec to w momentach, gdy jesteśmy słabi, w potrzebie, w chorobie. Zauważamy, że ten ktoś, kogo wybraliśmy na całe życie, rzeczywiście jest tu nadal – na dobre i złe. Zaczynamy zauważać drobne gesty, uśmiech, ciepło, bliskość i wsparcie. Może właśnie wtedy nadejdzie odpowiedni moment, żeby podziękować, wyrazić wdzięczność za wspólną podróż przez życie. Czas przeleciał jak strzała, a my nadal tu jesteśmy. Trzymając się wciąż razem, przemierzamy drogę zwaną życiem. Jesteśmy pomimo trudów, nieporozumień, ciężkich momentów, słabości, rozterek, małych i dużych kłótni…
20
Dlaczego wybraliśmy taką drogę? Może dlatego, że jednak pomimo nowych trendów i dziwnej mody na szybkie, krótkie związki tak zdecydowaliśmy? I co nam jeszcze do szczęścia potrzeba? Może więcej wyrażania miłości na co dzień? Może więcej zrozumienia? Może więcej cierpliwości i troski? Może zatrzymania się i wysłuchania tego, co chce nam powiedzieć ta druga osoba? Może więcej czułości, bo skąd możemy wiedzieć, ile czasu nam pozostało? Bo kiedy jest lepszy moment na wyrażenie naszego najgłębszego uczucia niż dziś? Po wspólnie spędzonych dwóch, pięciu, dziesięciu czy pięćdziesięciu latach? Piękna miłość jest jak piękny kwiat. Trzeba o niego dbać i otaczać troską, póki nie przekwitnie. Nic nie trwa wiecznie, dlatego ważne jest być dobrym ogrodnikiem, po to, by cieszyć się jak najdłużej kwitnącym kwiatem. Jak długo będzie kwitnął
21
nasz związek? Na to pytanie nigdy nie znajdziemy odpowiedzi, bo na wiele spraw zwyczajnie nie mamy wpływu. Mamy za to wpływ na głębokie wyrażanie miłości każdego dnia, w którym możemy być razem. Mamy wpływ na wyrywanie chwastów swych własnych uprzedzeń, niezrozumienia, zawężonego punktu widzenia, którego trzymamy się kurczowo, jakby od niego zależało nasze przetrwanie. Mamy wpływ na zauważenie potrzeb drugiej osoby z troską, współczuciem i zrozumieniem. Mamy wpływ na dostrzeganie w drugim człowieku istoty takiej jak my, ze wszelkimi zaletami, cudownościami jak również wadami. Jeśli taki rodzaj miłości kultywować będą obie strony, związek stanie się w pełni wykształcony, dojrzały jak kwiat, który swym cudownym zapachem inspirować będzie innych. Dzięki jednej kochającej się parze nie zmieni się cały świat. Jednak Twój świat może się zmienić, a to już wystarczy…
SZC Z Ę Ś C IE - P O DA J DA L EJ... | N U M E R 01
Pamiętaj
...CELEBRUJ ,,Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” – pisał ks. J. Twardowski, a ja dodam, warto kochać ludzi, bo dają radość, szczęście, możliwość samorozwoju. TEKST: Dr Sylwia Olszewska
Często pogoń za posiadaniem sprawia, że ludzie się od siebie odsuwają, nie ma między nimi więzi, głębi, chęci bycia razem, bo nie ma czasu, bo się nie opłaca, bo nie warto. Ale czy na pewno? Zastanów się chwilę, czy w taki właśnie sposób nie potraktowałaś/eś bliskiej Ci niegdyś osoby? Sprawiłaś/eś, że ta osoba poczuła się odrzucona z powodu pędu za posiadaniem czegoś? Badania naukowe potwierdzają, że po zaspokojeniu wszystkich potrzeb ludzie syci, odziani i zdrowi nie stają się bardziej pogodni i zadowoleni z życia na skutek dalszego bogacenia się. Jak myślisz, dlaczego tak jest? Ponieważ do szczęścia człowiekowi potrzebne są nie tylko pieniądze, dla których ludzie czasami „przyjaźnią” się ze sobą, ale wiele innych elementów, a szczególnie bliskie relacje. Psychologia pozytywna bardzo mocno akcentuje znaczenie relacji społecznych w odczuwaniu szczęścia. Relacje społeczne same w sobie stanowią ważny element bogactwa psychicznego, coś bez czego nie możemy być naprawdę bogaci. Potrzebujemy innych, by czuć się dobrze. I rzeczywiście wiele badań pokazuje, że zdrowe kontakty są potrzebne człowiekowi do szczęścia. Ludzie szczęśliwi częściej niż osoby niezadowolone z życia mają udaną rodzinę i dobrych przyjaciół. Związki między poczuciem szczęścia a relacjami społecznymi są tak ścisłe że, zdaniem wielu psychologów, potrzeba kontaktu z innymi jest uwarunkowana genetycznie. Psycholog społeczna Ellen Berscheid pisze, że najważniejszym czynnikiem zapewniającym przetrwanie gatunku homo sapiens jest nasza natura społeczna, zdolność
SZCZĘ ŚCI E - PODA J DALE J...
do miłości i wspólnej pracy. Badania wykazują, iż poprzez cechy osobowości i wbudowany atraktor szczęścia jesteśmy uwarunkowani genetycznie do jego odczuwania. Zwiększenie poziomu szczęścia wydawałoby się więc niemożliwe. Z drugiej strony jednak równie wiele badań potwierdza, że bliskie relacje z innymi zwiększają poczucie szczęśliwości i dlatego warto je pielęgnować, troszczyć się o nie jak o małe dziecko, gdyż relacje społeczne są najważniejszym korelatem szczęścia. Bliskie relacje to takie, które dają radość ze wspólnego przebywania, wzajemnego zrozumienia i troski. Postrzegaj bliską Tobie osobę jako wartościową, bez oceny, analizy i krytykowania. Rozmawiaj z nią o rzeczach dobrych i złych, smutnych i radosnych. Daj do zrozumienia, że może liczyć na Twoją pomoc. Bliskie relacje mają na nas dobroczynny wpływ, ponieważ nasi bliscy pozwalają nam kochać i być kochanymi. Dzięki miłości do innych ludzi możemy się rozwijać i stawać coraz lepsi. Kiedy jesteśmy dumni z osiągnięć innych osób, a one odczuwają dumę, nie zazdrość czy nienawiść, z powodu naszych sukcesów, to wytwarza się między nami głęboka więź. Wtedy też rośnie poczucie własnej wartości, które przybliża nas do poczucia szczęścia. Bliska osoba pomaga określić, kim jesteśmy i zapewnia poczucie tożsamości. Więź emocjonalna z nią podwaja radość z życia i zmniejsza o połowę smutki. Wysiłek włożony w umacnianie więzi stukrotnie się opłaca, ponieważ gdy ofiarujesz pomoc przyjacielowi lub okazujesz uczucia,
22
sprawiasz, że wasza relacja staje się głębsza. Pamiętaj o urodzinach, napisz lub zadzwoń, żeby powiedzieć dziękuję, przykładaj wagę do świętowania we wspólnym gronie, nie mów, że nie masz czasu się spotkać, bo praca i inne obowiązki. Uważnie słuchaj, gdy ktoś zwierza ci się ze swoich problemów, gdyż wsparcie od przyjaciela jest bezcenne, tak jak śpiewali John Lennon i Paul McCartney: „Daję sobie jakoś radę z małą pomocą moich przyjaciół”. Każdemu takich serdecznych i życzliwych przyjaciół życzę. To oni dają szczęście, a gdy ktoś poczuje się szczęśliwy, to wpływ
ja przyjaciel
tego uczucia będzie odczuwany aż na trzecim ,,poziomie” w głąb sieci wzajemnych kontaktów. Oznacza to, że szczęście jednej osoby wyzwala reakcję łańcuchową, w której dociera ono nie tylko do przyjaciół tejże osoby, ale także do przyjaciół jej przyjaciół, a nawet do przyjaciół przyjaciół jej przyjaciół. W dodatku efekt ten nie jest wcale krótkotrwały, a utrzymuje się nawet do roku. Wniosek: szczęście będące efektem bliskich, przyjacielskich relacji działa jak zaraźliwy „wirus emocjonalny” i jedynie tym wirusem warto się zarażać.
brat
miłość przyjaźń
kolega
brat ojciec
matka siostra
ty
Literatura: Czapiński J. (2005). Psychologia pozytywna. Nauka o szczęściu, zdrowiu sile i cnotach człowieka. Wyd. PWN, Warszawa. Diner E., Biswas–Diner R. (2010). Szczęście. Wyd. Smak Słowa, Sopot. Linley P.A., Joseph S. (2007). Psychologia pozytywna w praktyce. Wyd. PWN, Warszawa.
23
SZC Z Ę Ś C IE - P O DA J DA L EJ... | N U M E R 01
KIEDY NIEMOŻLIWE STAJE SIĘ MOŻLIWE… Michał Hamera, Konrad Dembczyński i Marcin Przeworski – twórcy i organizatorzy Inspiration Day Show pokazują praktyczną receptę na spełnianie marzeń. ROZMAWIAŁA: Dorota Kościukiewicz-Markowska
SZCZĘ ŚCI E - PODA J DALE J...
26
Jesteście twórcami i zarazem organizatorami Inspiration Day Show w Szczecinie. To było niezwykłe wydarzenie. Cała sala filharmonii wypełniona ludźmi. Na scenie wspaniali mówcy motywacyjni. Wszystko po to, by inspirować nas do zmian, do bycia lepszymi. Powiedzcie, skąd wziął się pomysł? Michał: Pomysł pojawił się już dość dawno, ale ewoluował. Początkowo rozpocząłem cykl spotkań z pojedynczymi ekspertami, następnie to grono się powiększało, aż w końcu doszedłem do wniosku: dlaczego nie zrobić czegoś naprawdę dużego?! Dodatkowo, trochę na złość, chcieliśmy odwrócić zasadę polegającą na tym, że to my musieliśmy jeździć na takie wydarzenia, a nie przyjeżdżano do nas. Na początku połączyliśmy siły z Konradem, następnie dołączył Marcin i powstał nasz team. Konrad: Brakowało nam takich wydarzeń w Szczecinie. Podobne odbywają się w innych miastach. Jako lokalni patrioci chcieliśmy, żeby Szczecin też pokazał, że potrafi. Dopiero w trakcie przygotowań okazało się, że nasze wydarzenie nabiera rangi ogólnopolskiej. Marcin: Pomyśleliśmy – mamy przepiękne miasto, gdzie jest dużo wspaniałych ludzi, dużo zieleni, gdzie wspaniale się żyje… dlaczego nie zrobić czegoś takiego w Szczecinie? Chcieliśmy pokazać innym, że możemy, że jesteśmy w stanie wspólnymi siłami zorganizować coś naprawdę wyjątkowego. Jaki był klucz do wybrania prelegentów i czy łatwo ich było namówić na uczestnictwo w wydarzeniu? Michał: Ten proces był dość złożony. Przede wszystkim zależało nam na wiedzy merytorycznej. Następnie na osiągnięciach. Kolejnym elementem była rozpoznawalność, a na koniec chcieliśmy dołożyć element zaskoczenia. Dzięki takiemu połączeniu powstał niesamowity mariaż osobowości i charakterów, który mogliśmy oglądać na scenie w filharmonii. Owszem, począt-
27
ki były trudne, ponieważ nie każdy, kogo sobie „wymarzyliśmy”, chciał przyjechać. Myślę jednak, że w kolejnych edycjach te nazwiska się pojawią. Konrad: Przede wszystkim inspiracja kojarzyła się nam z różnorodnością. Chodziło o to, by każdy z prelegentów poruszał inny temat, eksplorował inne obszary. Chcieliśmy, żeby było merytorycznie, ale niejednorodnie. Marcin: Osoby prelegentów, ich przyjazd i uczestnictwo w wydarzeniu, początkowo były różnie odbierane. One same zaś podczas rozmów stwierdzały, że Szczecin jest za daleko od stolicy, że samoloty nie latają w sobotę wieczorem z powrotem do Warszawy itp. Gdy pozyskaliśmy pierwszych zainteresowanych, po około dwóch tygodniach ponownie odezwali się do nas ci, którzy przemyśleli naszą propozycję i zmienili zdanie, informując nas o tym, że chcą teraz już wystąpić. Niestety tym razem to my odmawialiśmy... Kluczem, według jakiego dobieraliśmy uczestników, była przede wszystkim dziedzina, w której się specjalizowali. Grzegorz Turniak opowiadał o networkingu i budowaniu siatki połączeń, Dorota Wellman i Marcin Prokop – o tym jak współpracować ze sobą długofalowo, Mateusz Grzesiak motywował, a Paweł Tkaczyk mówił o budowaniu własnej marki. Czy połączenie Waszych sił było jakimś ważnym czynnikiem w osiągnięciu sukcesu? Czy działacie jako zespół, czy raczej dzielicie się zadaniami? Michał: Z pewnością stanowimy zespół, ponieważ w pewien sposób się uzupełniamy. Co ważniejsze, zawsze możemy na siebie liczyć i sobie ufać. Dzięki temu, powierzając sobie poszczególne zadania, mogliśmy mieć pewność, że każdy wykona swoją pracę idealnie. Nie można oczywiście nie wspomnieć o innych cichych bohaterach, bez których nie odnieślibyśmy tego sukcesu. To przede wszystkim dwie fantastyczne dziewczyny Marta i Asia oraz grupa niesamowitych wolontariuszy. To ludzie z ogromnym potencjałem.
SZC Z Ę Ś C IE - P O DA J DA L EJ... | N U M E R 01
Jesteśmy w stanie wspólnymi siłami Konrad: Bywało różnie. Napędzaliśmy i napędzamy się wzajemnie. Niekiedy robimy wszystko razem, a innym razem dzielimy się zadaniami i funkcjami. W rezultacie uczymy się siebie i budujemy silny zespół. Obecnie jest to zespół w pełnym tego słowa znaczeniu, bo każdy znalazł zakres zadań, w którym czuje się dobrze. Uzupełniamy się kompetencjami, zapałem, różnorodnością. Sami dla siebie jesteśmy odrobinę inspirujący.
w dobrą stronę. Ryzyko i porażka były gdzieś daleko w tle, jednak w ogóle nie używaliśmy tych słów w naszym codziennym języku.
Marcin: W zespole jest siła. W zespole jest moc. Jestem osobą bardzo pozytywnie do wszystkiego nastawioną. Wiem, że w życiu nic się nie udaje samo z siebie – tylko trzeba to zrobić. Zarażamy się nawzajem dobrą energią i pozytywnym nastawieniem do realizowanych zadań.
Michał: Najważniejsze to mieć cel i go realizować zgodnie z planem. Brzmi to być może patetycznie i książkowo, ale tak jest. Do tego potrzebny jest również silny charakter, motywacja oraz wsparcie najbliższych.
Co Waszym zdaniem miało wpływ na sukces tego projektu? To było olbrzymie przedsięwzięcie. Nie baliście się porażki, ryzyka? W jaki sposób pokonywaliście trudności? Michał: Od początku wierzyliśmy, że robimy coś niezwykłego. Postawiliśmy na szali niemal wszystko, aby zrealizować nasz cel. Ani przez chwilę nie wątpiliśmy – nawet wtedy, kiedy słyszeliśmy od potencjalnych partnerów, sponsorów i znajomych, że to się nie uda. Konrad: Na sukces projektu na pewno miały wpływ liczba i ranga ekspertów, którzy pojawili się na scenie. Przepiękny budynek filharmonii, reguła pierwszeństwa, bo w końcu przed nami w Szczecinie nikt tego nie zrobił i fakt, że poświęciliśmy się temu bez reszty. Marcin: Ogromne znaczenie w tym przedsięwzięciu miało samo nastawienie do wydarzenia. Nic tutaj nie było robione na siłę, bo jak robimy coś, co jest naszą pasją, to wiemy, że idziemy
SZCZĘ ŚCI E - PODA J DALE J...
Jednym z najważniejszych elementów do osiągnięcia celu jest zaangażowanie. „Chcieć” a „zrobić” to dwie różne rzeczy. Czy mielibyście jakąś złotą radę dla czytelników, która pomogłaby im w dotarciu tam, gdzie chcą?
Konrad: Wziąć się do roboty. A tak poważnie to… działać, bo żaden pomysł bez podjęcia konkretnych kroków nie ma sensu. Plan jest ważny, strategia też, ale bez uporu, determinacji i ciężkiej pracy nie da się nic osiągnąć. Potrzebne jest również sporo odwagi. Nie schlebiamy sobie, pisząc to. Po prostu musieliśmy budować ją w sobie, gdy ludzie pukali się w czoło i mówili, że nam się nie uda. Dla nas porażka to byłby olbrzymi cios, zarówno materialny (olbrzymie koszty poniesione podczas przygotowań), jak i mentalny. To był projekt, który definiował nas jako szczecińskich przedsiębiorców. Nawet jeśli robiliśmy coś wcześniej, to Inspiration Day Show jest z pewnością czymś, co będzie świadczyć o nas przez lata. Z tym będziemy kojarzeni. To już wiadomo. Nie mogliśmy sobie pozwolić, by to nie wyszło. Wierzyliśmy w to. Nie czekaliśmy na łut szczęścia. Po prostu robiliśmy, co w naszej mocy, by wszystko poszło zgodnie z planem i oczekiwaniami. Nawet jeśli robiliśmy coś wcześniej, to Inspiration Day Show jest z pewnością naszą „łatką” na lata. Z tym będziemy kojarzeni. To już wiadomo. Nie mogli-
28
śmy sobie pozwolić, by to nie wyszło. Wierzyliśmy w to. Nie czekaliśmy na łut szczęścia. Po prostu robiliśmy, co w naszej mocy, by wszystko poszło zgodnie z planem i oczekiwaniami. Marcin: Człowiek jest w stanie wszystko zrobić – naprawdę wszystko – pod warunkiem że chce. Nic więcej. Jak jest motywacja i wsparcie kolegów oraz najbliższych, to nie potrzeba nic więcej. Nikt z nas nie robił nic na siłę, każdy robi to, co lubi i co sprawia mu ogromną przyjemność. Wiele osób widzi potencjał w Szczecinie, wiele zaś ciągle narzeka na brak perspektyw. Waszą imprezą udowodniliście, że jednak ten potencjał jest. Bo przecież miasto tworzą mieszkańcy. Tacy, jak Wy. Jak widzicie potencjał naszego miasta? Michał: Kiedyś w jednym z wywiadów powiedziałem, że Szczecin to piękne, ale leniwe miasto. Bardzo się cieszę, patrząc, jak ono się zmienia. Mamy ogromny potencjał. Potrzebujemy tylko trochę więcej wiary w siebie. Mam nadzieję, że nasz przykład pokaże, iż wszystko jest tu możliwe. Dorota uwierz, że każdy, ale to każdy z prelegentów, który gościł na Inspiration Day Show, w kuluarach mówił – WOW, co za ludzie!
łymi ludźmi, lecz czasami trzeba pokazać im kierunek działania. Często jest tak, że ludzie słuchają innych i nakręcają się, że się nie da, że Szczecin to taka dziura i „wiocha z tramwajami”. A my pokazaliśmy, że jak się chce, to wszystko można. Jak się czuje człowiek, spełniając swoje marzenia? Jak się czuliście na scenie patrząc na całą salę wypełnioną ludźmi? Czy rzeczywistość była zgodna z tym, co planowaliście od wielu miesięcy? Michał: To fantastyczne uczucie. Wtedy wiesz, że twoja praca została doceniona. Miło jest słyszeć na ulicy od ludzi, że gratulują sukcesu. To napędza do podejmowania kolejnych wyzwań, ale te gratulacje należą się także wszystkim, którzy nam zaufali i zasiedli na widowni. Bez nich nie byłoby nas. Co do rzeczywistości i efektu to osiągnęliśmy więcej, niż zakładaliśmy. I to jest piękne! Konrad: Ja miałem łzy w oczach. Oczywiście ze wzruszenia. Byłem dumny nie tylko z nas, ale także z tych wszystkich ludzi na widowni, którzy pokazali, że chcą uczestniczyć w wydarzeniu tej rangi. Byłem im wdzięczny, że zbudowali to wydarzenie razem z nami.
Konrad: A kto tworzy potencjał? Potencjał tworzą ludzie. Jeśli oni nie widzą go we własnym otoczeniu, to znaczy, że nie ma go w nich. Zapytajmy najlepszych szczecińskich przedsiębiorców, tych którzy odnoszą tu sukces. Czy oni widzą w tym mieście potencjał? Szczecin jest miastem jak każde inne. W każdym mieście można odnaleźć szanse i zagrożenia dla rozwoju. Trzeba radzić sobie z zagrożeniami i wykorzystywać szanse, które są przed nami.
Marcin: Stojąc na scenie, myślałem o dwóch kwestiach. Pierwsza to to, że jak człowiek chce bardzo mocno, to może spełnić swoje marzenia. Od samego początku, odkąd się spotkaliśmy z Michałem i Konradem, mówiłem, że moim marzeniem jest pełna sala w filharmonii i… zrobiliśmy to, sala była wypełniona aż po ostatnie miejsca. Druga rzecz to rodzina, która siedziała na widowni i była ze mnie dumna. Cieszyli się, że kolejna granica została przesunięta, że udowodniłem innym, iż rzeczy niemożliwe są możliwe.
Marcin: Mieszkańcy Szczecina i okolic są wspania-
Dziękuję za inspirującą rozmowę :)
29
SZC Z Ę Ś C IE - P O DA J DA L EJ... | N U M E R 01
PROJEKTOWANIE TO HARMONIA FORMY, TREŚCI I INTUICJI ARTYSTYCZNEJ Agencja reklamowa MOTIF łączy doświadczenie profesjonalistów ze świeżym spojrzeniem artystów czerpiących niesamowitą przyjemność z własnej pracy.
Nasz mózg jest wielką tajemnicą. Daje możliwość poznawania otaczającego świata, potrafi dostarczać niezwykłych wrażeń zmysłowych, ale również może zwodzić naszą uwagę. Jak to się dzieje, że to co widzimy, nie zawsze ma wiele wspólnego z rzeczywistością? Odpowiedzi na to pytanie dostarcza nauka i niewinne dziecięce zabawy w odkrywanie złudzeń optycznych. TEKST: Dr n. med. Dariusz Jeżewski
Rozwój i dojrzewanie mózgowia odbywa się w ściśle określony, zaprogramowany sposób już od trzeciego tygodnia życia płodowego. Poprzez kilka etapów przekształceń neuroembrionlnych mózgu w 6–7 tygodniu powiększa się kresomózgowie, pojawiają się nerwy wzrokowe, potem skrzyżowanie wzrokowe. W dalszej kolejności zróżnicowaniu ulegają komórki glejowe kory. Jak dowodzą badania embriologiczne i przy użyciu rezonansu magnetycznego, obszary kory odpowiedzialne za zmysły człowieka różnicują się, czyli dojrzewają, najwcześniej. Ostateczny proces anatomicznego kształtowania się i dojrzewania mózgu człowieka toczy się do 2 roku życia. Najlepiej poznanym i dominującym w naszym życiu zmysłem jest wzrok. Odpowiedzialne za wzrok pierwszorzędowe pole wzrokowe znajduje się w bruździe ostrogowej, w przyśrodkowej części płata potylicznego. Mniej niż jedną dziesiątą sekundy trwa przeniesienie obrazu z siatkówki do kory wzrokowej. Dopiero po tym czasie nasz mózg poddaje analizie dany obraz. Wydaje się,
SZCZĘ ŚCI E - PODA J DALE J...
że to niewiele, jednak dla mózgu nawet drobny ułamek sekundy robi różnicę. W tym czasie może dojść do złudzenia wzrokowego, czyli błędnej interpretacji obrazu przez mózg pod wpływem kontrastu, cieni, użycia kolorów. Bodźce te automatycznie wprowadzają mózg w błędny tok myślenia, co można zdefiniować jako wynik wystąpienia niezgodności między bodźcem zmysłowym na wejściu do mózgu, a wewnętrzną reprezentacją tego bodźca. Dochodzi zatem do nierzeczywistego interpretowania prawdziwej rzeczywistości w oparciu o pewne podstawowe zasady percepcji otaczającego nas świata i informacje zmagazynowane w naszym mózgu. Innymi słowy zanim ujrzany obraz zostanie rozpoznany przez odpowiednie struktury w mózgu, ten sam mózg wytwarza nierealny obraz będący wytworem naszego umysłu bazujący na wcześniejszych doświadczeniach. Taka nadinterpretacja powoduje pozornie tylko prawdziwe wrażenia. Zdolność dopowiadania sobie rzeczywistości jest zdobyczą ewolucyj-
32
Rycina 1. Złudzenie Ebbinghausa
Rycina 2. Złudzenie Ponzo
ną ludzkiego mózgu, w którym wykształciło się odpowiadające za to zjawisko kresomózgowie. „Człowiek ewolucyjnie rozwinął zdolność krótkotrwałego przewidywania najbliższej przyszłości” – mówi kognitywista Mark Changizi. Umysł ludzki posiada zdolność tak zwanej „rekonstrukcji rzeczywistości”, co można najłatwiej udowodnić za pomocą złudzeń wzrokowych. Na powstawanie złudzeń optycznych można stwierdzić istnienie czterech podstawowych rodzajów zmiennych tj.: rozmiaru obserwowanego przedmiotu, jego prędkości, jasności (kontrastu) i odległości do niego. Okazuje się ponadto, że słabiej ulegają złudzeniom ludzie posiadający większą powierzchnię kory wzrokowej zaangażowaną w przetwarzanie obrazu, niż osoby o mniejszej powierzchni kory aktywowanej w tych procesach. Im bardziej rozwinięte są mechanizmy percepcji, tym większe postrzeganie „prawdziwej” rzeczywistości. Jak reaguje nasz mózg, wytwarzając złudzenia wzrokowe, dowodzą znane przykłady podawane
33
nie tylko w diagnostyce neuropsychologicznej. Przykładem mogą być złudzenie Ebbinghausa i złudzenie Ponzo. Pierwsze z nich przedstawia dwa obrazki: koło otoczone mniejszymi kółkami i koło otoczone większymi kołami. Badany ma wrażenie, że oba koła znajdujące się wewnątrz są różnej wielkości, mimo że w rzeczywistości są takie same (rycina 1). W drugiej iluzji patrzący postrzega dwie identyczne kreski jako linie różnej wielkości w zależności od umiejscowienia ich na rysunku (rycina 2). Złudzenia optyczne to nie tylko zabawa znana od dzieciństwa. To przede wszystkim bardzo interesujący i użyteczny materiał badawczy do oceny aktywności mózgu i narządów zmysłów. Faktem jest, że nawet wiedza na temat zasady działania danego złudzenia nie pozwala nam go uniknąć, a jedynie tłumaczy proces jego powstania i pokazuje z jednej strony niedoskonałość, a z drugiej niesamowitość naszego systemu poznawczego w mózgu.
SZC Z Ę Ś C IE - P O DA J DA L EJ... | N U M E R 01
Na co dzień żyjemy w ciągłym biegu, totalnie zakręceni. Jednym słowem, otacza nas CHAOS. Nie możemy więc spokojnie zebrać myśli, skraca lub wstrzymuje się nasz oddech. Ciągle funkcjonujemy na wysokich obrotach, wprowadzając coraz większe napięcie do naszego ciała. TEKST: ANNA OKUPIŃSKA
Martwimy się i rozmyślamy ciągle o przeszłości i przyszłości, zapominając o tym, co się dzieje tu i teraz. Funkcjonując ciągle na wysokich obrotach, w tzw. stanie „standby”, nie potrafimy wyciszyć naszych myśli i zrelaksować się. Bycie w ciągłej gotowości powoduje stałe napięcie, rozdrażnienie, nieuważność, przesadny krytycyzm, problemy ze skupieniem się oraz trudności ze snem. Poza tym nie jesteśmy w stanie spokojnie usiedzieć w miejscu. Ilość dostarczanych na co dzień bodźców powoduje wzrost wrażliwości naszego układu nerwowego. Czy żyjąc w tak zabieganym świecie, jesteśmy w stanie się wyciszyć? Czy trening mentalny jest w stanie zmienić nasze życie? Co możemy zrobić, aby w końcu się zatrzymać? W dobie rozwoju neurotechnologii popularną techniką treningu mózgu, poprawy samopoczucia, koncentracji, obniżenia poziomu stresu stał się trening EEG biofeedback. Czym jest EEG biofeedback? Jest to biologiczne sprzężenie zwrotne. Podczas kolejnych sesji treningowych mózg poddawany jest działaniu pól magnetycznych o niskiej indukcji, które pozytywnie wpływają na korę mózgową, przywracając równowagę zaburzonym wartościom amplitud fal mózgowych. Aparatura do treningu metodą EEG biofeedback rejestruje cztery rodzaje fal, które generuje nasz mózg, są to fale: delta, theta, alfa i beta.
SZCZĘ ŚCI E - PODA J DALE J...
Moje doświadczenie z prowadzonej przez kilka lat terapii metodą biofeedbacku potwierdza skuteczność zastosowania tej metody w treningu mentalnym umysłu. Trenując fale mózgowe poprzez hamowanie tych, które są w nadmiarze i wzmacnianie tych, które są w niedoborze, możemy w dość szybkim czasie osiągnąć stan równowagi, tzn. podnieść poziom uważności i zarazem nauczyć się bycia w stanie relaksu. Trening taki poprzez oddziaływanie na amplitudę fal mózgowych wpływa bezpośrednio na ilość produkowanych przez nasz mózg hormonów, co dalej wpływa na poziom codziennego funkcjonowania. Trening biofeedback podobnie jak medytacja uważności jest rodzajem ćwiczenia, z tym że jest ono w tym wypadku oparte na kontroli czynności bioelektrycznej mózgu. Badania prowadzone w kilku ośrodkach badawczych, m. in. Massachusetts General Hospital (Boston, USA), Bender Institute of Neuroimaging (Gießen, Niemcy) i University of Massachusetts Medical School (Wocester, USA) potwierdziły skuteczność medytacji uważności. Badania przeprowadzone w 2011 roku przez lekarzy z Massachusetts General Hospital dowiodły, że struktura mózgu zmienia się już po 8 tygodniach codziennej, 30-minutowej medytacji. Największe zmiany dotyczyły dużego zwiększenia gęstości istoty szarej w hipokampie, czyli
34
w tej części mózgu, która odpowiada za zdolność uczenia się, samoświadomość, uczucia i introspekcję. Z kolei badania prowadzone na Uniwersytecie w Miami potwierdziły, że ćwiczenie mózgu podobne jest do aktywności fizycznej, która skutkuje poprawieniem kondycji zdrowotnej oraz zmianą wyglądu ciała. W przypadku trenowania mózgu np. przez medytowanie, również mamy do czynienia ze zmianami, tyle że w centralnej części układu nerwowego. Naukowcy doszli do wniosku, że istotny jest rodzaj treningu, jaki podejmujemy. Zmianom mózgu najbardziej sprzyjają ćwiczenia uważności (ang. mindfulness), czyli umiejętności bycia w stałym kontakcie ze sobą i ze światem w danej chwili, tzw. stan „tu i teraz”. Jon Kabat-Zinn z Uniwersytetu Medycznego w Massachusetts, ekspert w tej dziedzinie, który na własnej skórze doświadczył fizycznych objawów stresu, doszedł
35
do wniosku, że dzięki medytacji wpływamy pozytywnie na elektryczną aktywność mózgu. Badacz stwierdził, że uważność można rozwijać na różne sposoby. Najprostszym ćwiczeniem jest skupianie się na czynności wykonywanej w danym momencie, np. na własnym oddechu. Dzięki regularnej praktyce umysł uczy się przełamywać negatywne cykle, np. towarzyszące depresji, która polega na bezustannym powtarzaniu tych samych złych myśli. W ciągłym biegu, w chaosie i stresie w jakim żyjemy, dochodzi do osłabienia układu odpornościowego oraz do długotrwałej aktywacji ciała migdałowatego, co bardzo niekorzystnie wpływa na nasze zdrowie. Wykonując trening uważności, zwiększamy tempo, z jakim ten obszar mózgu się regeneruje. Więc czy nie warto zaryzykować i znaleźć dla siebie 30 minut dziennie na praktykę uważności?
SZC Z Ę Ś C IE - P O DA J DA L EJ... | N U M E R 01
SZCZĘ ŚCI E - PODA J DALE J...
36
Siedzę na kanapie. Dziecko obok natrętnie domaga się zabawy. Obiad zjedzony, trzeba posprzątać. Sterana życiem wyciągam rękę po książkę. Otwieram ją na założonej stronie. Wyciągam nogi i przypominam sobie, że jutro jedziemy na weekend. Trzeba zrobić pranie. Wyjść z psem. Pozmywać. Pobawić się z dzieckiem. Wykąpać. Poczytać. Porozmawiać z mężem. Odkładam książkę. Dziecko krzyczy już w swoim pokoju, a ja umordowana teraźniejszością chcę wyć. Ciągła irytacja zmienia się powoli we frustrację. Czuję jej puls. Moje tętno wzrasta. Zaraz wybuchnę. Nie. Jeszcze nie teraz. Jestem przecież idealna i dobra. Zduszę to w sobie. Nie pokażę. Najwyżej za kilka lat ktoś usłyszy odjeżdżającą spod mojego domu karetkę na sygnale... Czy widzisz w tym znajomy schemat? Nie? A w tym? Idę do pracy. Nienawidzę tej drogi. Co dzień mijam te same sklepy, te same twarze, te same drzewa i te same odrapane budynki. Wchodzę do swojej małej, szklanej klatki. Klatki, z perspektywy której szef może obserwować mnie w każdym momencie mojego ponad ośmiogodzinnego życia, wyłączając weekendy. Moja praca jest bezcelowa, a życie pozbawione sensu. Moje sukcesy nigdy nie są doceniane, a porażki wyolbrzymiane do granic możliwości. Moje piękne mieszkanie straciło urok, bo kredyt wzięty we frankach do dziś odbija mi się czkawką. Moi przyjaciele są jakby utkani z waty cukrowej. Puszyści z zewnątrz i słodcy, a w środku puści. Nie chce mi się żyć. Po co?
No więc po co żyć? Czy ktoś zna odpowiedź na tak podstawowe pytanie, które raczej nie trapiło naszych babć, prababć
SZCZĘ ŚCI E - PODA J DALE J...
czy Adama i Ewy? Skąd ono się wzięło w naszych czasach? A może stąd, że przecież miało być idealnie. Zrobiliśmy wszystko, żeby sobie to wszystko wygodnie poukładać. Włączamy przycisk – zapala się światło, wyłączamy – gaśnie. Odkręcamy kurek – leci woda, zakręcamy – przestaje. Jaką my mamy sprawczość! Jaki cudowny wpływ na rzeczywistość! Chełpilibyśmy się w swojej chwale jako rasa ludzka, gdyby nie małe ale... to wszystko są nie aż tak ważne zdobycze technologii i techniki w porównaniu ze stanem ducha i psychiki, który niestety nie nadąża za światem zewnętrznym. Czy ktoś pomyślał o takim zwykłym szczęściu? O tym, że człowiek do szczęścia nie potrzebuje tylko fury i komóry? Bo gdy się tym nasyci, nieuchronnie spotka się sam ze sobą. Ze sobą, czyli z kim? Na to pytanie już trudno znaleźć odpowiedź wśród zwykłych autorytetów. Tym bardziej, że wyginęły one wraz z epoką materializmu wyparte przez nową pralkę, kuchenkę i większe m2. A dusza? A psychika? Według nowej, bardzo szybko rozwijającej się dziedziny – psychologii pozytywnej – rozwijanie sił i pozytywnych cech charakteru przynieść może szczęście. Eureka! To po to gnałem tyle lat, żeby w skrócie być „tylko” dobrym, poczciwym człowiekiem!? Po co? A no po to, by odzyskać utracony sens istnienia, utracone pozytywne relacje międzyludzkie, utracony cel, utracone prawdziwe zaangażowanie i utracone gdzieś po drodze pozytywne emocje. I już jesteśmy przy teorii dobrostanu – PERMA profesora Martina Seligmanna, twórcy psychologii pozytywnej, bo właśnie te wymienione czynniki są najważniejsze do osiągnięcia prawdziwego szczęścia.
38
Ale jak to zrobić? Do tego pomocna jest uważność. Medytacja i ćwiczenie uważności może być narzędziem. Niby nic nie robisz. Siedzisz. Obserwujesz oddech. Na początku nudno. Okrutnie bolą nogi. Myśli chcą eksplodować wraz z ciężką, zwieszającą się głową i zapadającym się kręgosłupem. Pierwsze zmiany widzisz po kilku tygodniach. To nie oni są nie w porządku. To ja. To nie rzeczywistość jest nie w porządku. To moja jej interpretacja. Widzisz swą złość i frustrację. Widzisz to, co jest. Bez ukrywania. Jeśli masz odrobinę więcej wytrwałości, przestają Cię w końcu boleć kolana, głowa nie kiwa się już jak na szmacianej kukiełce. Stajesz się powoli bardziej świadomy oddechu. Wdech, wydech. Zaczynają się zmiany w mózgu. Na początku ledwo zauważalne. Fale mózgowe z chaotycznego tańca zaczynają malować jakiś nowy wzór. Alfa z betą, beta z thetą i do tego delta z gammą powoli, powolutku przestają deptać sobie po piętach. Zaczynają wspólny rytm. Rytm równowagi. Mijają miesiące. Ty siedzisz prosto. Oddychasz miarowo. Oddech skraca się i pogłębia. Obserwujesz myśli. One dalej tam są. W przestrzeni Twojego umysłu. Ale Ty już z nimi nie walczysz. Po prostu patrzysz, jak opadają na dno nicości, z każdym oddechem puszczając je w dal. Wychodzisz z medytacji. Wracasz do życia. Już wiesz, że nic nie trwa wiecznie. Tak jak myśl, która jest ulotna i nietrwała jak porcja powietrza, która napełnia Twoje płuca, by za chwilę je opuścić. Osadzasz się w teraźniejszości. Minął rok.
39
Bierzesz oddech. Siadasz na kanapie. Wyciągasz rękę po książkę. Dziecko obok domaga się zabawy. Już nie natrętnie. Odkładasz książkę. Idziesz się bawić. Bo jedyny czas na zabawę jest teraz, kiedy Twoje dziecko jest jeszcze dzieckiem. W myśli za to pojawia się pytanie: „Czy to ja miałem taką wieczną irytację? Dlaczego i po co?”. Bierzesz wdech. Wydychasz długo. Pojawia się mądrość. „Bo nie umiałem inaczej” – odpowiadasz zgodnie z prawdą i idziesz spokojnie myć naczynia. Niby nic się na zewnątrz nie zmieniło, ale świat wewnętrzny kompletnie się przewartościował. Czerpiesz przyjemność z bycia, z działania, z niedziałania, z czytania, z pisania, z podróżowania i z leniuchowania. Czerpiesz radość ze zwykłego życia – i z pracy, i z przyjaciół, i z męża lub żony. Bo wiesz już, że nic nie trwa wiecznie. Tak jak po wdechu przychodzi nieuchronnie wydech... Tak samo życie pulsuje życiem. I już się tego nie boisz, bo wiesz, że jesteś tylko, ale też aż podróżnikiem. I że to Ty, nikt inny, wybierasz przeżywanie tego, co jest. Bo choćbyś miał największą władzę, na wszystko wpływu mieć nie będziesz. Nie zapanujesz nad starością, śmiercią, chorobą. Twoja kontrola nie może sięgać wszystkiego. Choćbyś chciał. Ale możesz mieć wpływ na przeżywanie wewnętrzne. Tego, nikt i nic nie jest Ci w stanie zabrać. Tak właśnie, powoli, prawie niezauważalnie, wraz z tą nową perspektywą przeżywania życia przychodzi prawdziwe szczęście. Spokój. Ukojenie. Relaks. Bo szczęście jest stanem wewnętrznym i Ty już wiesz, że ma niewiele wspólnego z liczbą posiadanych zabawek...
SZC Z Ę Ś C IE - P O DA J DA L EJ... | N U M E R 01
Czy potrzebujesz stwarzać IDEALNĄ WERSJĘ SIEBIE? A może Twój SUKCES nie zależy od Twojej IDEALNOŚCI? Nie wierzysz? Przekonaj się na niesamowitym programie stworzonym przez Szkołę Szczęścia. Nie nauczymy Cię zdobywać nowych celów. Pokażemy Ci, że nadrzędnym celem jesteś TY SAM. I po siedmiu spotkaniach zaskoczysz się patrząc w lustro… Start 9 stycznia 2016 Komfortowa grupa (max. 15 osób)
Więcej informacji na: www.szkolaszczescia.com.pl
Moje własne doświadczenie Z MEDYTACJĄ Praktykuję medytację uważności od pół roku. Te parę miesięcy znacznie zmieniło moje postrzeganie rzeczywistości. Przede wszystkim stałam się bardziej uważna. Lepiej odczytuję, co tak naprawdę się dzieje w moim życiu, wokół mnie. Kim jestem, dokąd zmierzam. Łatwiej mi działać i funkcjonować w swojej codzienności. Życie stało się łatwiejsze, nie dlatego że w jakiś magiczny sposób się zmieniło, tylko dlatego że wszystko postrzegam inaczej, bardziej takim jakim jest, a nie jakim wydaje się być na pierwszy rzut oka. TEKST: Agnieszka Szylar
Dzięki medytacji uważności zaczęłam zdawać sobie sprawę, że to ja sama tworzę obraz danej sytuacji. Chwytam się danej myśli i wierzę w nią lub odpuszczam. Dzięki temu odpuszczam też różne opinie, osądy czy zachowania. Dzięki medytacji łatwiej dostrzegam, że to co się dzieje w różnych sytuacjach życiowych, tak jak moja własna myśl, przychodzi i odchodzi. Nie trwa wiecznie. Wypracowuję sobie nowy nawyk, nawyk odpuszczania, który wynika ze skupienia na oddechu. Nie mam, co prawda, wpływu na to, co się dzieje wokół, ale mam wpływ na sposób postrzegania otoczenia. Cudownie, że wszystko o czym kiedyś słyszałam i czułam wewnętrznie, że jest prawdą, teraz mogę porównać do własnych doświadczeń. Rozumiem więcej, bo widzę zmiany, bo je przeżyłam, a nie wierzę w nie dlatego, że ktoś inny mi o tym powiedział. Teraz wiem, że medytacja to nie teoria, to praktyka… Co jeszcze dzięki niej się zmieniło? Bardziej przeżywam życie. Dostrzegam wyjątkowe momenty, nie przegapiam pewnych spraw. Zawsze zachwycałam się przyrodą, ludźmi, sztuką. Jednak teraz zauważam masę rzeczy, detali, widzę wyraźniej. We własnym życiu również. Dostrzegam wiele rzeczy, które muszę w sobie zmienić. Co chwilę w moim życiu pojawia się kolejna kurtyna,
SZCZĘ ŚCI E - PODA J DALE J...
by po chwili opaść, odsłaniając następną. Jednak nie jest to tak przygnębiające jak kiedyś, bo uważność pomaga mi dostrzec moje autentyczne zalety i to, że wszystko pozostaje w równowadze. Prawda, jaką się odkrywa podczas praktyki uważności, dla każdego będzie oznaczać co innego. Dla mnie to było odkrycie wielu rzeczy. Odkryłam miłość oraz zaangażowanie innych, swoje osobiste ciepło i wytrwałość. Stałam się w pełni człowiekiem. Swobodniej czuję się, gdy zawodzę i głębiej przeżywam momenty radości, zachwytu czy spokoju. Bardzo trudne są chwile, w których stoi się twarzą w twarz ze swoją ciemną stroną. Patrzy się sobie w oczy i widzi, że nie można mieć do nikogo ani do niczego pretensji. Życie daje zawsze tyle, ile trzeba, żeby spełnić największe, najbardziej skryte pragnienia. Codzienna medytacja jest dla mnie największym przejawem okazania sobie miłości, a uważność daje mi poczucie większego dystansu do wszystkiego. Widzę rzeczy szerzej. Reaguję inaczej. Przez to moje życie staje się piękniejsze, bardziej świadome i przez to spotykają mnie rzeczy, za które naprawdę jestem wdzięczna. Tym wszystkim, którzy nie boją się prawdy, pragną zmian, szczęścia i wymarzonego życia, polecam. Uważnego szczęścia życzę :)
42
MATERIA
Dom nie istnieje bez fundamentu, ale bez dachu też nie. Sam materializm jest grzęźnięciem w rzeczywistości, sam rozwój osobisty jest od niej ucieczką...
43
SZC Z Ę Ś C IE - P O DA J DA L EJ... | N U M E R 01
Idąc w rytmie życia, żyjąc w pośpiechu, wielu z nas zauważa, że warto się na chwilę zatrzymać, zadbać o siebie, o swoje zdrowie, dietę o potrzebę ruchu i odpoczynku. Jest na topie tak zwany zdrowy styl życia. Wracamy do sportu, do rekreacji ruchowej, ponieważ odkryliśmy, że ruch pomaga zredukować stres, a wysiłek fizyczny sprawia, że zmęczeni czujemy się szczęśliwsi. TEKST Ałła Raginis (prima voto Jagucka)
SZCZĘ ŚCI E - PODA J DALE J...
44
Dzisiaj chcę was zaprosić do postawienia następnego kroku, który nas doprowadzi do poszukiwania siebie, zwrócenia się do tego, co jest w nas wieczne, żywe, do tego co jest w nas cząsteczką wszechświata. Dzięki czemu rodzimy się, żyjemy, rozwijamy się, tworzymy i do tego, co odchodzi, gdy ciało kończy swój czas na tej planecie. To coś nazywa się inaczej w każdej kulturze i różnych systemach społeczno-religijnych. Niewątpliwie każdy z nas chociaż raz w życiu zadawał sobie pytania: „kim jestem tak naprawdę? Co odchodzi, gdy umieram? Skąd przychodzę, kiedy pojawiam się na świecie?”. Intuicyjnie zdajemy sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy tylko ciałem, że jest w nas coś duchowego. Nasza dusza lub ta wieczna życiowa energia jest w nas, czasami tylko zamknięta w kręgu naszych nawyków, kulturowych sprzeczności, społecznych zależności. Niewątpliwie każdy z nas też inaczej nazywa to „coś”: Duch Święty, Światło, Dusza, Energia życiowa, Prana, Czysty umysł lub wewnętrzne Ja. Jak dotrzeć do tej energii duszy? Jak ją odczuć? Połączyć się ze strumieniem energii życiowej i żyć z nią w zgodzie? Czy istnieje pomost pomiędzy naszą fizycznością i duchowością? Wielu mędrców, filozofów i joginów medytowało, praktykowało i poszukiwało odpowiedzi na to pytanie. W systemie jogi mówi się o połączeniu ciała, oddechu i umysłu. W buddyzmie – o czystej obecności. W medytacji chrześcijańskiej – o oddechu i umyśle podążającym za mantrą, co ma doprowadzić do spotkania Ducha. W rzeczywistości każdy z nas posiada klucz, zna metodę i odpowiedź. Jest nią zawsze z nami obecny, najbardziej nam bliski, towarzyszący nam od momentu narodzin
45
w każdej chwili życia oddech. Oddycham, więc żyję. Czy może raczej żyję, dopóki oddycham. Każdy z nas oddycha, osoba zdrowa, chora, starsza, młodsza, niezależnie od płci, pochodzenia, wyznania lub wykonywanego zawodu. Oddech to dar, który dostaliśmy od kosmicznej energii wszechświata w prezencie. Przyjmujemy na wdechu i oddajemy na wydechu. I jeżeli zdajemy sobie z tego sprawę, to możemy poczuć wdzięczność i poczuć się cząsteczką nieskończonej energii życiowej. Właśnie oddech jest najprostszym narzędziem do rozluźnienia ciała, narzędziem do obserwacji rozbrykanego umysłu. Jest też najlepszym sposobem na bycie „tu i teraz”, na połączenie się z duszą i przebywanie z nią w zgodzie. Jeżeli chcesz rozpocząć podróż w głąb samego siebie, rozpocznij obserwację swojego wydechu. Wydychaj powoli, rozluźniając ciało, pozwól, aby wydech ogarnął całą Twoją istotę, całe życie. Pozwól, aby wydech rozpuścił całe Twoje fizyczne i mentalne zmęczenie, troski z przeszłości, aby uwolnił z obaw o przyszłość. Wydychaj świadomie i głęboko aż do samego dna wydechu. Zdaj sobie sprawę z tego, że wydech uwalnia ciało z toksyn, uwalnia umysł z natłoku myśli. Na końcu wydechu odczuj wdzięczność za ten dar podtrzymujący życie. Potem pozwól, aby ciało nabrało wdech samoistnie, w naturalny sposób płuca rozwinęły się jak świeże pąki na wiosnę. Utrzymaj uważność wdechu do samego końca wdechu, aż poczujesz się napełniony. Odczuj radość z tego, że wdychasz i żyjesz. Używaj tej techniki kilka razy dziennie, gdziekolwiek jesteś. To takie proste! Bądź szczęśliwy!
I podaj dalej…
SZC Z Ę Ś C IE - P O DA J DA L EJ... | N U M E R 01
KSIĄŻKOWE DROGOWSKAZY
„Czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką ludzkość sobie wymyśliła” Wisława Szymborska TEKST: Aldona Binda
cytowana powyżej myśl noblistki zawiera ciekawy, dodatkowy komunikat. Wszak piękno to głębia, a jednocześnie prostota w przekazie i odbiorze. Wartościowa, kształcąca zabawa – w ten właśnie sposób można określić skuteczne działania terapeutyczne… stąd tylko krok do pojęcia „biblioterapia” lub „terapia czytelnicza”. Zapytamy: czy to coś nowego? Przecież ludzie czytają książki od czasów starożytnych, już w bibliotece aleksandryjskiej widniał napis o treści „lekarstwo duszy”. Czytamy książki, a one uczą nas życiowych postaw, wiary w siebie, rozwijają wiedzę i wyobraźnię. Wszechobecna kultura obrazkowa jest płytka i powierzchowna w porównaniu ze światem literatury, wie o tym doskonale każdy, kto lubi czytać. Po cóż więc tworzyć nowe nazwy dziedzin tam, gdzie wszystko już wiadomo? Otóż biblioterapia bazuje na literaturze, ale jest kompleksowym, oryginalnym połączeniem trzech dyscyplin: psychologii, pedagogiki i medycyny. Terapeutyczne wartości książek są tu więc wykorzystane wszechstronnie i na wielu poziomach. „Pożyteczne”, „skuteczne”, „stymulujące”, „rozwijające” – wszystkie te cechy dotyczą zajęć z terapii czytelniczej, które są w dodatku bardzo ciekawe. Stosuje się na nich np. techniki dramowe, arteterapię, bajkoterapię, pedagogikę zabawy czy muzykoterapię. Uczestnikami procesu biblioterapii (z greckiego: biblion – książka, therapeo – leczę) mogą być np. osoby chore lub wymagające pomocy terapeutycznej: niepełnosprawne, z zaburzeniami zachowania, nieposiadające wzorców do naśladowania, nieakceptujące siebie. Skorzystają na zajęciach zarówno zdolne dzieci w wieku szkolnym jak i uczniowie, którzy mają
SZCZĘ ŚCI E - PODA J DALE J...
problemy z nauką, a także osoby będące w konflikcie z prawem, nieodnajdujące się w otaczającej je rzeczywistości lub takie, które zostały odrzucone przez otoczenie zawodowe, rodzinę, społeczeństwo. Słowem wszystkie osoby, którym jest potrzebna pomoc i wsparcie. Jakie korzyści odnoszą wymienieni powyżej uczestnicy? Dzieci i młodzież szkolna korzystają przede wszystkim z tzw. funkcji profilaktycznej: ich czas zostaje wypełniony w ciekawy i wartościowy sposób, a książka zaczyna jawić im się jako interesujący pomysł na wypoczynek. Dla wszystkich bardzo ważna jest kompensacyjna rola czytania, czyli przywracanie poczucia sensu życia, celowości działania i pracy nad sobą. Zdobywają też oni nowe, ciekawe doświadczenia i odnajdują azyl, w którym można pracować nad przezwyciężaniem rozmaitych trudności życiowych. Podsumowując: terapia czytelnicza uczy korzystania ze starannie dobranych książek tak, aby były prawdziwą i wielką pomocą w pozytywnym postrzeganiu siebie i radzeniu sobie w trudnych sytuacjach. Zgłębiajmy więc sztukę świadomego czytania! Przecież, jak zauważył Józef Conrad Korzeniowski, „autor pisze tylko połowę książki, druga połowa należy do czytelnika”. Jaką lekturę można dziś polecić czytelnikom Magazynu? Książek wartościowych biblioterapeutycznie jest mnóstwo; dla przykładu warto sięgnąć po pracę I. Koźmińskiej i E. Olszewskiej „Z dzieckiem w świat wartości” (Świat Książki 2014). To świetnie napisany, nie tylko dla rodziców i edukatorów, przewodnik po szczęśliwym dzieciństwie we współczesnym świecie.
46
Ten świat, w którym żyje większość ludzi – ciągnęła szamanka – chce stwarzać iluzję bycia zwartym i stabilnym. Po to są szpitale, ubezpieczenia, firmy farmaceutyczne i lekarze. Każdy myśli, że będzie żył wiecznie, a nauka i medycyna uleczy jego niemoc czy chorobę i przedłuży czas o miesiące albo lata. Nic bardziej mylnego. – To upiorne koło stwarza upiornych ludzi, wciąż łudzących się, że kiedyś nastąpi dzień wytchnienia, że gdy tylko zdobędą to czy tamto, przyjdzie czas na świętowanie i życie. Życie jednak odchodzi, a nie przychodzi. Im bardziej człowiek próbuje je dogonić, ono tym bardziej ucieka. To tak, jakby zwariowany pies chciał złapać własny ogon. Nigdy mu się to nie uda. To niemożliwe. Chyba, że wyluzuje. Położy się i zwinie w kłębek. Wtedy zrelaksowane ciało może dotknąć ogona. I tylko w ten sposób – bez żadnego wysiłku – rzeczy istnieją. To kłamstwo i iluzja, że trzeba gdzieś biec i coś zdobywać. Tworzenie jest naturalne. Człowiek tworzy naturalnie swój los. Wszystko odbywa się naturalnie. Drzewa rosną naturalnie. Deszcz pada naturalnie, słońce i ziemia poruszają się naturalnie i bez żadnego wysiłku. Dlaczego więc człowiek wypadł z tego naturalnego obiegu? – Bo chciał więcej – dodała w zadumie. – Chciał więcej, a dostał mniej. Chciał sięgnąć gwiazd, a utracił kontakt z ziemią. Chciał być jak ptaki czy tygrysy, a przestał być samym sobą. I na tym polega katastrofa dzisiejszej cywilizacji. Człowiek zatracił swoje człowieczeństwo i nie wie, jak je odnaleźć… – A wystarczy tak niewiele, po prostu BYĆ… Nie ma większej magii, niż ta istniejąca naokoło nas. Trzeba tylko otworzyć oczy i patrzeć. Patrzeć oczami i duszą. Bo dusza łączy się z całością, z totalnością. Nigdy nie jest oddzielona. Zawsze jest kompletna. Zawsze jest częścią a zarazem całością… więcej fragmentów książki pt. „Bez wysiłku” czytaj na: www.bezwysilku.pl
Z jakiej jesteś bajki? Pewnego razu, w krainie zwanej Przystanią Elfów, pojawiła się Dzwoneczek. Podobnie jak pozostałe wróżki, ona także chciała pomagać przyrodzie zachować swoją cykliczność, sprawiając, że wiosna regularnie zmienia się w lato, lato z czasem przybiera kolory jesieni, a jesień ustępuje grzecznie miejsca zimie. Każda wróżka z tej krainy była odpowiedzialna za coś innego. TEKST: Joanna Pozorska
Jedna opiekowała się zwierzętami. Inna każdej wiosny budziła kwiaty do życia, by jesienią utulić je znowu do snu. Była też taka, która wprawiała w ruch prądy wodne i sterowała biegiem rzek. Wszystkie miały jakiś cudowny dar, którym chętnie dzieliły się z pozostałymi. Natomiast Dzwoneczek – główna bohaterka tej znanej na całym świecie bajki – była Cynką. W tym miejscu można by zadać pytanie: „A co to właściwie oznacza?”. Nie da się ukryć, że już sama ta nazwa nie brzmi zbyt finezyjnie. Dlatego też nasza Dzwoneczek zapragnęła być kimś innym, za wszelką cenę tłumiąc swoje naturalne skłonności. Kompletnie nie doceniała swojego talentu do reperowania różnych popsutych przedmiotów. Mimo że to właśnie takie majsterkowanie dawało jej najwięcej radości.
SZCZĘ ŚCI E - PODA J DALE J...
Jak zakończy się ta opowieść? Czy można iść przez życie, cały czas udając? Pod prąd, wbrew samemu sobie? Jak się pewnie domyślacie, po wielu nieudanych próbach szukania siebie i udawania kogoś innego, nasza bohaterka w końcu doszła do wniosku, że jej bunt i opór wobec własnej natury prowadzą donikąd. Zmęczona ciągłymi porażkami zrozumiała, że każdy jest wyjątkowy na swój własny sposób i dlatego nikogo nie da się tak naprawdę „skopiować”. Ta cenna choć bolesna lekcja pozwoliła jej wreszcie zgodzić się na to, kim rzeczywiście jest i zbliżyć się do stanu, który nazywa się „szczęście”. ***
48
Wyprawa zacznie się wtedy, gdy staniesz Tak wiele osób chce być kimś innym, kimś lepszym, jakimś nowym, szczęśliwszym „ja”. Najlepiej natychmiast. Często natomiast zapominamy o tym, że aby dojść do etapu ulepszania siebie, trzeba najpierw zgodzić się na osobę, którą już teraz jesteśmy i samemu wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Ile razy daliście się nabrać na pomysły i zapewnienia, że kolejny kurs, kolejny warsztat, nowe okoliczności przyrody czy następny partner przyniosą Wam wreszcie rozwiązanie wszystkich problemów i sprawią, że pozbędziecie się kompleksów? A może pora się zatrzymać i spoglądając w lustro, powiedzieć do siebie – „Jesteś naprawdę OK”. Zauważ, że wcale nie musisz z nikim konkurować. Wystarczy, że codziennie będziesz odrobinę lepszy od samego siebie z wczoraj. Co czyni Cię „Tobą”? Co przychodzi Ci całkowicie bez wysiłku i wywołuje ten cudowny stan „flow”? Wierz mi – takich rzeczy każdy z nas ma wiele – tylko zazwyczaj wolimy się skupiać na problemach lub „brakach” niż na swoich wartościach i zaletach. Zarówno psychologia pozytywna jak i coaching opierają się w dużej mierze na pracy na zasobach. Świadomość tych zasobów daje nam solidny fundament do rozwijania siebie i kreowania swojego życia, pomagając nam poznać swoją autentyczną naturę i rozbudzić potencjał. A z takiego miejsca możliwa jest prawdziwa transformacja. *** Jak zatytułowałbyś bajkę, z której jesteś? W dzisiejszych czasach pewnie wielu osobom podpasowałby tytuł: „Jestem zajęty, więc jestem”. Ciągle biegniemy, budując swoje poczucie wartości wyłącznie w oparciu o zewnętrzne osiągnięcia. Mnie również długo przyświecała podobna idea i należałam do bajki wiecznie zestresowanych ciągłym pędem ludzi. Do momentu, aż zaczęłam się zastanawiać „czy na tym ma polegać moje życie?”; „dokąd ja biegnę i w imię czego?”. Zdobywałam jakiś szczyt i już wymyślałam sobie kolejny, a potem
49
następny i następny, zapominając, że wypadałoby się chociaż ucieszyć z tego, że coś mi po drodze wyszło. Chciałam być kimś, a potem jednak kimś innym. I tak w kółko… szukając spełnienia w niewłaściwych miejscach… Do momentu, aż na chwilę wyszłam z błędnego koła. Przełożyło się to na odejście z pracy po kilku latach trwania w miejscu, w którym nie mogłam rozwijać skrzydeł. „Tak trzeba”, „bo wszyscy tak robią”, „bo w pewnym wieku to już nie wypada” – gdzie nie spojrzeć tam spotyka się ludzi, którzy traktują powyższe hasła jako główne źródła motywacji. Sama na swoim przykładzie doświadczyłam, jak trudno jest wyjść poza ogólnie przyjęte schematy. Nie dość, że przychodzi nam zmagać się z własnym lękiem, to jeszcze musimy być przygotowani na to, że wiele osób się od nas odwróci. Ale wiecie co? Mimo wszystko warto. Warto stawać się coraz bardziej prawdziwym i spójnym wewnętrznie. Nie tylko dlatego, że czas ucieka wraz z kolejną wyrwaną kartką z kalendarza i głupotą byłoby go marnować… Bo ostatecznie i tak nie mamy całkowitej kontroli nad tym, ile dni będzie liczyło nasze życie. Dlatego o wiele lepiej jest skupiać się na tym, ile życia jest w każdym naszym dniu. Takim pojedynczym, zwykłym dniu, a potem kolejnym i następnym… My sami – nikt inny – jesteśmy odpowiedzialni za to, jaki ten dzień będzie, kim się będziemy stawać, jakie decyzje podejmiemy. Z jednej strony takie podejście daje nam ogromną wolność, kładąc sprawczość w naszych własnych dłoniach. Z drugiej strony potrzeba jeszcze odrobiny zaufania do samego życia oraz umiejętności odróżniania spraw będących w zasięgu naszego wpływu, od tych, które są całkowicie niezależne od nas i naszych działań. Mając dzisiaj tę świadomość, mogę codziennie z ciekawością poznawać i kreować siebie – po mojemu, w zgodzie ze sobą, z pomocą różnych spójnych ze mną narzędzi. Po kawałku zaczynam tworzyć przestrzeń, którą nazywam „moją własną bajką” – czyli miejsce, gdzie jestem zarówno głównym bohaterem, jak i autorem. A Ty? Czy wiesz już jaka jest Twoja bajka i dlaczego warto opowiadać ją światu? Jaki nadałbyś jej tytuł? Co chcesz, aby jeszcze się w niej wydarzyło? Co jest dla Ciebie naprawdę ważne?
SZC Z Ę Ś C IE - P O DA J DA L EJ... | N U M E R 01
SZCZĘ ŚCI E - PODA J DALE J...
50
Jak wyszedłem z idealności – krótka historia o dziwnym kaczątku Dawno, dawno temu byłem małym, brzydkim kaczątkiem. Tak naprawdę to byłem małym, szarym łabędziem, który nie wiedział, że jest łabędziem. Wychowywałem się w stadzie maleńkich kaczuszek, które były drobne, puszyste i żółte jak maleńkie promyki słońca. Ja niestety odstawałem. TEKST: Dorota Kościukiewicz-Markowska
51
SZC Z Ę Ś C IE - P O DA J DA L EJ... | N U M E R 01
N
ie pasowałem. Byłem duży, pokraczny i szary. Śmiano się ze mnie i szydzono. Czułem się nic nie wart. Pewnego razu zobaczyłem pawia, który kroczył godnie po podwórku i wpadł mi do głowy pewien przewrotny pomysł. Postanowiłem pokazać wszystkim, kim tak naprawdę jestem! Za każdym razem gdy w pobliżu przechadzał się paw, patrzyłem uważnie, czy nie spada mu pióro z bajecznie kolorowego ogona. Moje skarby chowałem do tajemniczej skrytki pod krzakiem malin. Po jakimś czasie nazbierało się ich sporo. To był czas na zmianę!
Poszedłem więc nad rzekę i patrząc uważnie, czy nikt mnie nie obserwuje, poprzyczepiałem sobie do ogona wszystkie znalezione pióra, które ciężko ciągnęły się za moim ciałem. Było warto! Efekt, jaki wywołałem, był natychmiastowy. Inni nie mogli oderwać ode mnie wzroku! Poczułem się w końcu kimś. Jako że zmiany zewnętrzne musiały iść w parze ze zmianami wewnętrznymi, musiałem też stać się doskonały. Perfekcyjny i idealny. Pracowałem nad sobą usilnie, aż się udało! Każdy przychodził do mnie po rady. Taki byłem dobry i mądry! W końcu mnie lubili! Jakie to przyjemne uczucie! Byłem częścią stada. Do czasu… Najpierw poczułem to w środku, coś wewnątrz zaczęło pękać. Nie mogłem być idealny cały czas. Stres zaczął oblepiać mnie swymi mackami powoli, aczkolwiek konsekwentnie. Musiałem pilnować się na każdym kroku. Gdzieś po drodze sam uwie-
SZCZĘ ŚCI E - PODA J DALE J...
rzyłem, w swą własną maskę. Ona stała się mną. „Jak to, jestem taki idealny, co się dzieje?” – pytałem gwiazd, deszczu i traw. Myślałem, że muszę być bardziej idealny. Bardziej perfekcyjny, sprostać wymaganiom wszystkich. Zawsze. Po jakimś czasie nie wytrzymałem jednak. Coś pękło. Uciekłem do mojej kryjówki. Patrzyłem przerażony, jak wraz z szarym upierzeniem zaczęły odpadać moje boskie, zdobyte z takim trudem, kolorowe pióra. To był proces, którego nie mogłem zatrzymać. Moja maska idealności pryskała z każdą chwilą. Zamknąłem się szczelnie, żeby nikt nie widział mojej prawdziwej natury. Przerażony ponownym odrzuceniem, bałem się. Przez czas oszukiwania innych oszukałem też siebie samego. Uwierzyłem we własne kłamstwo. W to, że jestem idealny. Cudowny. Niezastąpiony. Wyjątkowy. Teraz stawało się to dla mnie jasne, że nigdy taki nie byłem. Żyć mi się odechciało. Przestałem jeść. Przestałem spać. Pewnego razu w nocy nad moją kryjówką zobaczyłem dwie białe istoty, jak ze snu. Sunęły na swoich olbrzymich skrzydłach, wielkie i piękne, a zarazem lekkie i pełne wdzięku. Z jakąś wcześniej nieznaną mi godnością płynęły po niebie do przodu. „To chyba anioły” – pomyślałem i poszedłem spać. Rano dostałem nowej energii. Wstałem z nowym postanowieniem. „Przestanę udawać. Wyjdę z tej całej idealności i będę, kim jestem”. Popatrzyłem dookoła. Kolorowe pióra pawia, brudne i zmięte, okalały moje legowisko,
52
mieszając się z moimi – szarymi i skłębionymi. Nie miałem siły na siebie popatrzeć. Po co? Wyszedłem chwiejnym krokiem. Ostre światło dnia zakłuło mnie w oczy. „Będę sobą. Czy to się innym podoba, czy nie. Nie mam w sumie już nic do stracenia”. Ściągnąłem fałszywą maskę idealności, która osadzona była na poczuciu bycia gorszym. Przybliżałem się do stada powoli. I im bliżej byłem swojej rodziny, tym bardziej zdumiewająca była ich reakcja. „Wow” – słyszałem już szepty najbliżej stojących kaczek. „Co się stało?” – spytałem jakby nie swoim głosem. „A ty kim jesteś?” – usłyszałem od kaczki, która kiedyś najbardziej się ze mnie śmiała. „Sobą” – odparłem spokojnie. Dotarłem nad brzeg jeziora i przez moment znów zobaczyłem anioła z nocnej wizji. Popatrzyłem w górę. Nikogo tam nie było. Popatrzyłem jeszcze raz w jezioro. Był tam. Stał. I uśmiechał się do mnie łagodnie. Potrzebowałem chwili,
53
by uświadomić sobie, że ta biała istota to ja. „Jak to możliwe? Przestałem przecież chcieć być idealnym, przestałam chcieć być perfekcyjnym”. „I odnalazłeś swoją prawdziwą naturę, a ona zawsze jest, jaka jest” – szepnął wiatr. „Odrzucając pawie pióra, odrzuciłeś też szare. Poczucie bycia lepszym. Poczucie bycia gorszym. To wszystko odeszło. I czy teraz jesteś najładniejszą kaczką? Nie, bo nigdy nie byłeś kaczką, nie będziesz i nie jesteś. I tylko akceptując własną naturę, możesz być sobą. Jesteś łabędziem. I zawsze byłeś, tylko nie potrafiłeś tego dostrzec. Idealność nie kryje się w cudzych piórach. Ale we własnych. Jakie by one nie były” – dodał silniejszym podmuchem i zniknął w pobliskich zaroślach. Stałem jak wryty, nie mogąc zrobić żadnego ruchu. Za mną moje stado oczekiwało jakiejś reakcji. Wszedłem wolno do jeziora. Popłynąłem na środek i rozpostarłem skrzydła…
SZC Z Ę Ś C IE - P O DA J DA L EJ... | N U M E R 01
Podaj dalej...
PODZIEL SIĘ Z NAMI SWOIM SZCZĘŚCIEM. ZAINSPIRUJ INNYCH. www.szczesciepodajdalej.com www.facebook.com/szczesciepodajdalejmagazyn