MAGAZYN BEZPŁATNY / NUMER 02
Dołącz do nas na Facebooku: www.facebook.com/szczesciepodajdalejmagazyn Czytaj nas online na: www.szczesciepodajdalej.com Jeśli spodoba Ci się nasz projekt, wspieraj nas na: www.szczesciepodajdalej.com/wspieraj-nas
SŁOWO OD REDAKTOR NACZELNEJ Dziś oddaję w Twoje ręce drugi numer magazynu o szczęściu. I mogłabym napisać, że jest to tak naprawdę magazyn o świadomości, a szczęście jest niejako jej efektem ubocznym. Bo czyż można mieć prawdziwe szczęście bez świadomości właśnie? Świadomości przemijalności czasu, relacji z innymi, siebie, swoich celów, swoich marzeń czy życia, w jakim przyszło Ci żyć? Ale czym jest świadomość? Wiedzą. „Jestem świadomy, czyli wiem. Nie jestem świadomy, czyli nie wiem”. Jak więc uzasadnić Twoje działanie? Wiesz, że chcesz zrobić „coś”, a tego nie robisz. Wiesz, że chciałbyś być kimś konkretnym z zawodu, a jesteś kimś innym. Wiesz, że chciałbyś mieć psa, a kupiłeś kota. Wiesz, że lubisz jabłka, a kolejny raz w warzywniaku wybrałeś gruszki. Dlaczego? Z przyzwyczajenia. Z nawyku. Bo sama świadomość to nie wszystko. Trzeba jeszcze wnikliwości i uważności naukowca, który chce znaleźć odpowiedź na zadane pytanie. Tylko w życiu problemem nie są odpowiedzi, a pytania. Stawiamy w kółko niewłaściwe pytania i dostajemy w konsekwencji zawsze niewłaściwe odpowiedzi. Na koniec żyć nam się nie chce. Chcemy okopać się w bezpiecznej głębinie swojej kołderki i przespać życie.
3
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
A jeśli życie mamy jedno? Dlaczego je tracić?
Dlaczego nie zrobić czegoś na miarę naszej własnej wewnętrznej rewolucji? Spojrzeć krytycznym okiem nie na świat, tylko na siebie. To nie świat oszalał, tylko my, ludzie. To nie oni. To ja. A jaki jest świat w momencie, gdy wyłączysz telewizor, Facebooka i inne tego typu „akcesoria” teraźniejszości? Piękny! Zobacz – przyszła wiosna, która kusi kolorami, lato które upaja zmysły dojrzałymi owocami, jesień która zachęca do autorefleksji, zima która swoją bielą przypomina bajkę i wieczny świat dziecka. Obruszysz się i powiesz: „Ale świat jest też brzydki”. Gdzie? Spytam. Idziesz do lasu. Tam wszystko jest poukładane, nawet jak nie jest, to jest… Każda rzecz ma swoje miejsce, nawet stare, zwalone drzewo. Zapętliliśmy się, to wszystko, trzeba się tylko odpętlić, łagodnie spojrzeć na świat i na siebie. Zauważyć, że szczęście może być wszędzie. A przede wszystkim w Tobie. I w rzeczach błahych, prawie banalnych, w tych, które są tu od zawsze. Jest ukryte w porannej kawie, w rozmowie z przyjacielem, w uśmiechu Twojego dziecka, nawet jeśli dorosło już i samo ma własne dzieci. Jest też ukryte w obiedzie i w myciu naczyń. Bo jeśli zmywasz dużo naczyń, to znaczy, że masz dom i że masz dla kogo przygotowywać posiłki. Czyż to nie jest szczęście?... Może być. Jeśli będziesz świadomy. I uważny. Wtedy szczęście wynikające z tętniącego w Tobie życia możesz znaleźć w każdej czynności, każdej relacji, każdej decyzji. Bo szczęście to stan umysłu, a nie cel, do którego znów psychotycznie powinieneś dążyć. Aż do utraty tchu. Jeszcze nikomu nie dało prawdziwego szczęścia samo posiadanie, zdobywanie czy dążenie. W tym numerze przyjrzymy się więc pojęciu motywacji, a co za tym idzie powiązanemu zagadnieniu, czyli sukcesowi. Czym jest ten upragniony przez wszystkich sukces? Obserwując siebie, mogłabym powiedzieć, że jakością szkoleń lub ilością uczestników, lub liczbą napisanych przeze mnie tekstów, wydanych książek, namalowanych obrazów itd. itp. Biegłam, dobiegłam. I co? I nic. Pustka i tak mnie dopada i to dokładnie na szczycie. Od tych sukcesów układ nerwowy napięty do granic wytrzymałości wariuje. Owszem, rośnie poczucie własnej ważności, ale wcale nie wzrasta poczucie własnej wartości… A może sukcesem jest inne spojrzenie na to samo, co było tu od zawsze? Teraz w ten właśnie sposób odbieram sukces. Sukcesem jest dla mnie więc chwila, w której zamiast zareagować nawykowo zauważam schemat i świadomie działam inaczej. Nie żeby robić coś wbrew. Nie żeby walczyć i stawiać w stosunku do czegoś opór. Wybieram po prostu inne działanie niż to, do którego byłam przez lata przyzwyczajana, powtarzając wciąż na nowo pewne zachowania, które w końcu stały się nawykiem. Które wgryzły się w moje jestestwo mocno, przylgnęły do mojej osobowości, i z którymi tworzę prawie nierozłączny twór. I w tym słowie „prawie” znajduję lukę. Badam przestrzeń i świadomie ją poszerzam. Czy muszę być apodyktyczna w stosunku do mojej sześcioletniej córeczki? Nie, nie muszę. I jeśli chociaż
4
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
raz, jedyny raz, uda mi się na nią nie nakrzyczeć, podczas gdy innym razem poszłaby nieświadoma lawina, na którą nie miałabym wpływu, to uważam, że to jest właśnie prawdziwy mój sukces. Bo w ten sposób zmieniam swoje człowieczeństwo. I jeśli raz mi się uda, to może i kolejny. Wtedy zdecydowanie wzrasta moje indywidualne i bardzo subiektywne poczucie własnej wartości. Zaczynam czuć się lepiej nie tylko ze sobą, ale i z innymi. Rodzi się empatia. Rodzi się inny rodzaj człowieka.
I to jest szczęście według mnie.
Szczęściem jest też bycie życzliwym i miłym dla innych. Jeśli mogę, to dlaczego nie miałabym być? Przecież to tylko kwestia mojego wyboru. To nic nie kosztuje… Ogromnym szczęściem jest też mówienie „Kocham Was” rodzicom, póki są. Szczęściem jest również wyrażanie miłości w stosunku do męża, córeczki, przyjaciół. Docenianie ich, chwalenie, podziwianie. Bo w każdym z nas tkwi talent, trzeba to tylko zauważyć… Jeśli więc naszym czasopismem choć w niewielkim stopniu zainspirujemy Cię do autorefleksji i do innego spojrzenia na swoje życie, w konsekwencji czego i Ty zmienisz choć maleńką, drobną część siebie w kierunku bycia lepszym człowiekiem, to dla mnie osobiście będzie olbrzymie szczęście. Bo to będzie oznaczać, że moja sześcioletnia córeczka, jak dorośnie, będzie żyła w lepszym świecie. I można byłoby powiedzieć, że jestem niepoprawną marzycielką, ale jak mówi w swojej piosence „Imagine” John Lennon – „możesz powiedzieć, że jestem marzycielem, ale nie jestem jedyny”… I jeszcze jedno ̶ tak jak wszystko w przyrodzie, tak i nasz magazyn przekształca się, rozwija, ewoluuje. Do naszej czarnej, złotej i białej szaty graficznej dodaliśmy jeszcze jeden kolor ̶ turkus. Kolor wody, spełnienia, ukojenia. Kolor ten podobno inspiruje do dokonywania zmian. Samych więc pięknych zmian Wam życzę. A potem niech idzie w świat pozytywna epidemia! A co tam:) Dorota Kościukiewicz-Markowska
5
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
Dorota
Iwona
Konrad
Józef
Joanna
Jacek Anita
Dorota Kościukiewicz-Markowska - pomysłodawczyni i redaktor naczelna magazynu „Szczęście podaj dalej”. Absolwentka Psychologii Pozytywnej na Uniwersytecie Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej i Neurokognitywistyki na Pomorskim Uniwersytecie Medycznym. Pisarka, felietonistka, szkoleniowiec, wykładowca, mówca. Założycielka Szkoły Szczęścia (www.szkolaszczescia.com.pl), nauczyciel medytacji uważności, twórczyni i kierownik badań naukowych nad roczną medytacją uważności „Medytacja365”. W magazynie pisze dla Was o różnych aspektach szczęścia, w tym o motywacji i medytacji. Nie zabraknie też bajek nie tylko dla dzieci. Możecie poczytać jej artykuły na str. 18, 24, 45, 51, 60. Anita Agnihotri - pochodzi z Indii, od 38 lat mieszka w Polsce. Studiowała w Madrasie i na Politechnice Poznańskiej. Jest wegetarianką, choć nie wyklucza z diety odrobiny owoców morza. Pochodzi z rodziny bramińskiej, w której ważną kwestią jest filozofia dobrego jedzenia, a pożywienie przygotowywane jest zgodnie z filozofią ajurwedyjską i prawami „Vedic Dharmas”. Mówi o sobie: „Jestem Hinduską, więc bardzo dla mnie ważne jest to, jak widzę życie, wiarę oraz w jaki sposób miksuję europejski styl życia z azjatyckim myśleniem i wychowaniem. Jako emigrantka muszę łączyć te oba światy”. Anita jest właścicielką restauracji Bombay.
W magazynie możecie przeczytać jej artykuł pt. „Rozbudź w sobie świadomość odżywiania” na str. 58. Iwona Kucharewicz - konsultantka, trenerka biznesu, praktyk zarządzania, marketingu i PR, autorka książki o psychologii pozytywnej: „Co z tym szczęściem? Psychologia pozytywna w praktyce”. Certyfikowana trenerka w ramach projektu „Heroic Imagination Project” prof. Philipa Zimbardo w Polsce. Prowadzi także szkolenia dla firm związane m.in. z wykorzystaniem psychologii pozytywnej w biznesie. Prywatnie pasjonatka podróży, śpiewania i odkrywania cudownych chwil w zwykłejniezwykłej codzienności. W magazynie możecie przeczytać jej artykuł pt. „Jak muszę zamienić w chcę” na str. 14. Joanna Adamowicz - współwłaścicielka marki Omi, ekspert w obszarze handlu zagranicznego, absolwentka Marketingu Międzynarodowego na Wydziale Ekonomicznym UG oraz Psychologii Pozytywnej na SWPS, prowadzi autorskie programy zorientowane na potencjał uczestników w zakresie psychologii pozytywnej, relaksacji, zarządzania sobą oraz komunikacji. W magazynie pisze dla Was artykuł pt. „Jaka relacja, takie szczęście” na str. 54. Józef Przemieniecki - coach, mentor, terapeuta. Poznawanie zagadnień obejmujących sferę zawodową jest jednocześnie
6
jego pasją, którą rozwija od 25 lat. Główne zainteresowania to rozwój osobisty człowieka, jego wewnętrzne przemiany, budowanie satysfakcjonujących relacji zarówno w życiu zawodowym jak i osobistym. Autor artykułów i książek, m.in. książki pt. „Małżeństwo nie musi być loterią”. Więcej informacji na stronie www.przemiany.org. Pisze dla Was na str. 56 Konrad Dembczyński - mówca, trener, wykładowca akademicki. W swojej pracy łączy wiedzę o technologiach i nauki społeczne, tworząc swoim słuchaczom interdyscyplinarną mentalną podróż w głąb świadomości. Pokazuje innym, jak działa człowiek i jak można lepiej i skuteczniej wykorzystywać jego potencjał w praktyce. Więcej na: www.dembczynski.pl. W tym numerze pisze dla Was o „Pigułkach motywacyjnych” na str. 20. Prof. dr hab. n. med. Jacek Rudnicki – człowiek renesansu. W niezwykły sposób łączy działalność medyczną ze sztuką. Pediatra i neonatolog. Kierownik Kliniki Patologii Noworodka Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie, prof. w Zakładzie Nauk Humanistycznych PUM. W tym numerze pisze dla Was o zaangażowaniu, sukcesie i szczęściu na str. 10. Maciej Wielobób - mąż Agnieszki, tata Tymona oraz nauczyciel medytacji i jogi,
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
Michał
Maciej
Twórcy tego numeru Robert
Agata
Sylwia
Sylwia
Maja
autor pięciu książek. Odebrał konwencjonalne kształcenie w zakresie jogi, medytacji, relaksu, pedagogiki i rozwoju osobistego na Zachodzie, ale także przeszedł 22-letnie szkolenie w jednej z indyjskich szkół medytacyjnych. Jest głową Ruchu Sufich/ Otwartej Drogi w Polsce i członkiem zarządu głównego Międzynarodowego Ruchu Sufich. Zna tradycję medytacyjną Indii od środka. Jako nauczyciel-inicjator i uzdrowiciel w tradycyjnych szkołach medytacyjnych uwielbia pokazywać konkretne zastosowanie tradycyjnych koncepcji i narzędzi w życiu codziennym każdego z nas. Więcej o nim na: www.maciejwielobob. pl. W magazynie możecie przeczytać jego artykuł pt. „Medytacja to sztuka kontaktu z rzeczywistością” na str. 38. Maja Kałymon - terapeutka medycyny chińskiej, akupunkturzystka. Z akupunkturą i medycyną chińską już od kilku lat jest w satysfakcjonującym związku. Uwielbia pracować z ludźmi, zajmować się ich zdrowiem i przywracać im równowagę energetyczną. Osoby, które trafiają do jej gabinetu są dla niej nie tylko pacjentami, ale także przyjaciółmi, nauczycielami codzienności i tłumaczami sensu rzeczywistości. Więcej na: www.acu-med.pl. Pisze dla Was artykuł pt. „CUD, czyli Ciało Umysł Dusza” na str. 30. Michał Hamera - w zależności od sytuacji, w jakiej się znajdzie, jest trenerem, wykładowcą, coachem, managerem, prelegen-
tem, dj-em, mężem oraz ojcem. Na co dzień doradza swoim klientom, jak budować właściwe relacje. Do tego pisze doktorat i pracuje nad czterema autorskimi projektami. Udowodnił, współtworząc Inspiration Day Show, że wszystko jest możliwe w Szczecinie. Pisze dla Was felieton pt. „Sukces na głowie” na str. 12. Robert Wiszowaty - od 10 lat każdego roku, przez 2 miesiące praktykuje medytację w Japonii, w klasztorze buddyjskim pod okiem mistrza Zen Roshiego Shodo Harady. Możecie przeczytać jego artykuł pt. „Zen a współczesny człowiek” na str. 42. Sylwia Michałowska - studentka IV roku psychologii na Uniwersytecie Szczecińskim. Pełna energii optymistka. Woli czytać niż gotować. Wierzy, że szczęście się nigdy nie kończy, a jeśli przez przypadek urodzimy się bez skrzydeł, to musimy zrobić wszystko, by pozwolić im wyrosnąć. dr n. hum. Sylwia Olszewska – psycholog biznesu i zdrowia, trener, terapeuta. Od 15 lat wspiera ludzi w rozwoju i dążeniu do zmian w życiu prywatnym i zawodowym. Praca z ludźmi to jej pasja. W swojej działalności wykorzystuje głównie metody psychologii pozytywnej. Szczęście i jakość życia to temat przewodni jej rozprawy doktorskiej. W magazynie pisze dla Was o równowadze na str. 28
7
SZCZĘŚCIE PODAJ DALEJ MAGAZYN BEZPŁATNY
Redakcja: Staromłyńska 20/13, 70-561 Szczecin redakcja@szczesciepodajdalej.com www.szczesciepodajdalej.com Redaktor naczelna: Dorota Kościukiewicz-Markowska dorota@dorota.tv Dyrektor artystyczny / skład magazynu: Agata Tarka pannatarka@gmail.com Redakcja tekstów: Joanna Fabiszak Reklama: marketing@szczesciepodajdalej.com Druk: Zapol Sp. z o.o. Wydawnictwo: MOVART Paweł Markowski
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
Czym jest SZCZĘŚCIE? TEKST: SYLWIA MICHAŁOWSKA
GDZIE JE ODNALEŹĆ I JAK JE UTRZYMAĆ? Najszczęśliwszym narodem są Szwajcarzy. Mają Alpy, sery i zegarki. Szwajcarzy dużo pracują zawodowo, ale co ciekawsze – spora część Szwajcarów pracuje także społecznie. Mieszkańcy tego kraju chętnie wykazują aktywność w stowarzyszeniach i organizacjach, przekazują również datki na cele charytatywne. Szwajcarzy dbają też o przyrodę. Polacy mają więcej słońca, ale mniej szczęścia. Podobno zbyt często marudzimy i zanadto rozpamiętujemy swoją smutną historię – komunistyczny reżim i okupację nazistów. Czy jeśli szczęście nie było nam dane, to możliwym jest, by udało nam się je zdobyć? Wszyscy szukamy odpowiedzi na pytania dotyczące szczęścia. Czym jest? Gdzie je odnaleźć i jak utrzymać? Psychologowie prowadzą badania. Pytają, liczą, analizują i dochodzą do spójnych wniosków. W 2002 roku opublikowany został artykuł zatytułowany „Bardzo
8
szczęśliwi ludzie”, którego autorami są dwaj psychologowie – Ed Diener i Martin Seligman. Celem badaczy było wyodrębnienie tego, co sprawia, że ludzie czują się wyjątkowo szczęśliwi. Szczęśliwsi niż przeciętnie. Wnioski z badań przedstawione w artykule pokazują,
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
że te osoby, które uważają się za bardzo szczęśliwe, charakteryzuje określony sposób funkcjonowania. Szczęśliwcy w porównaniu z tymi, którzy szczęśliwi się nie czują, częściej przypominają sobie pozytywne wydarzenia, doświadczają więcej emocji pozytywnych niż negatywnych, a co najważniejsze – spędzają większość czasu wśród innych ludzi, budując z nimi dobre relacje. Szczęście to inni ludzie. Badania Dienera i Seligmana wyraźnie podkreślają, że więzi towarzyskie są konieczne przy dążeniu do wysokiego poczucia szczęścia. Nie są jednak wystarczające. Znaczenie mają także czynniki osobowościowe, lęki które odczuwamy, a nawet to, co zostało nam przekazane w genach. Specjalista w dziedzinie psychologii pozytywnej, dr David Myers, prowadził badania, których celem było stworzenie portretu człowieka szczęśliwego. 8 cech. Dokładnie tyle okazało się mieć znaczenie w dążeniu do osiągnięcia szczęścia. Jaki zatem jest ten człowiek szczęśli-
wy? Po pierwsze, szczęśliwi ludzie lubią samych siebie. Po prostu dobrze się ze sobą czują – fizycznie, psychicznie, a także moralnie. Uważają się za inteligentnych, postępujących etycznie i tolerancyjnych. Po drugie, osoby szczęśliwe lepiej panują nad stresem, optymistycznie patrzą w przyszłość, są bardziej otwarte na nowe doświadczenia i znajomości. Co więcej, wbrew powszechnej opinii, okazuje się, że małżonkowie są szczęśliwsi od singli, bo dla osiągnięcia szczęścia niezwykle istotne są bliskie relacje i poczucie wsparcia, co potwierdzają właściwie wszystkie badania prowadzone w tym zakresie. Nie bez znaczenia jest też wiara rozumiana jako życie duchowe. Poczucie więzi z jakimś bytem wyższym. Szczęśliwi ludzie są bardziej kreatywni i pomysłowi, podejmują się nowych inicjatyw i cieszą się z ich realizacji. Ostatnią cechą jest równowaga – proporcjonalne rozdzielenie czasu i energii poświęconych na pracę, zabawę i odpoczynek, powinności i obowiązki.
Co więc zrobić, żeby być szczęśliwszym człowiekiem? Badaczka Sonia Lubomyrsky wraz z Kenem Sheldonem wyodrębniła czynniki mogące prowadzić do zwiększania poziomu zadowolenia z życia, uznawanego za jeden z elementów wpływających na odczuwane przez nas szczęście. Kluczowy okazał się tu jeden czynnik. Wdzięczność. Słowo, które pochodzi od łacińskiego gratia i okazuje się mieć olbrzymią siłę sprawczą. To niepozorne uczucie znajduje się w grupie emocji złożonych, nazywane bywa też emocją moralną i wiąże się z odczuwaniem takich stanów jak radość, zadowolenie, troska, czy pragnienie odwzajemnienia. Wdzięczność jest więziotwórcza – zbliża do siebie ludzi,
9
a jak już wspomniano wyżej – posiadanie bliskich więzi uszczęśliwia. Tak tworzymy napędzające się koło zwane szczęściem. Dróg do szczęścia może być wiele, bo każdy z nas ma inne potrzeby i pragnienia, a także osobowość oraz geny, ale jeśli wiadomo, że jedną z dróg na skróty jest doznawanie emocji pozytywnych, wśród których wiodącą jest wdzięczność, to czy warto wspinać się pod górkę? Ja jestem wdzięczna, że przeczytałeś/łaś ten artykuł i jeśli „podasz dalej”, może ktoś poza mną będzie wdzięczny?
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
Zaangazowanie, sukces i szczęście TEKST: JACEK RUDNICKI
Ile razy w życiu przestawało mi się powodzić, a moje zaangażowanie przynosiło same niepowodzenia lub brak powodzenia, odpuszczałem. Ładne słowo, prawda? Wyciszałem się, siadałem w kącie kanapy otulony kocem i milczałem. Patrzyłem wokół niewidzącymi oczami, słuchałem niesłyszącymi uszami, aby nie zobaczyć i nie usłyszeć latających wokół diabełków i złośnych duszków, nie zamierzałem ich też pacać packą na muchy, niech sobie polatają i odlecą. Przeczekać czas niesprzyjający. Zaangażowanie w budowanie szczęścia zamieniałem na przeczekanie niesprzyjających okoliczności. Nie są one wieczne, też chcą żyć, po co je zwalczać i mieć na sumieniu? W końcu anioły nie byłyby takie pożyteczne i piękne, szlachetne, gdyby nie było złośników, diabełków niedobrych. Zatem zaangażowanie w szczęście ma swoją filozofię. Szczęcie bowiem to coś takiego, co daje nam los bezinteresownie, coś na co nie musimy ciężko i długotrwale pracować.
bo takie są koleje losu. Na szczęście czy sukces trzeba być przygotowanym, cierpliwie oczekiwać. Bywa, że mijają dni, tygodnie, miesiące a nawet lata, podczas których nie mamy szczęścia, a sukces nie przychodzi, chociaż bardzo się staramy. Ale to w końcu przyjdzie, to będzie zwykły wtorek albo środa. Jak za sprawą czarów wszystko się odmieni, oczekiwany sukces nadchodzi, a z nim uczucie szczęścia, tylko trzeba być gotowym na ich przyjęcie. Oczekiwanie samo w sobie jest piękne, ponieważ jest równoznaczne z nadzieją i optymizmem. Sukces ma często wymiar materialny, szczęście jest wartością niematerialną, uczuciową, ideą dążenia i bycia. W zasadzie słowo
Szczęście nie jest tym samym co sukces. O szczęście trzeba nie tyle walczyć, co być na nie wrażliwym, umieć je dostrzec, czasami jest takie malutkie. Małe nieszczęście bez wątpienia jest szczęściem, jeżeli wyobrazimy sobie, jak wielkie mogłoby być. Maleje tym bardziej, że po nim możemy oczekiwać szczęścia,
10
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
„zaangażowanie” należy zamienić na „dążenie”, świadome, systematyczne dążenie do sukcesu i szczęścia, bo one są jak w bluesie drogą a nie celem. Po drodze obdarowujemy ludzi swoimi intencjami, dobrymi dążeniami, cieszymy się ich sukcesami i szczęściem. A to oznacza, że sukces i szczęście są wartościami wspólnymi. Nie mogę sobie wyobrazić pojedynczej osoby szczęśliwej w otoczeniu ludzi w nieszczęściu, cierpiących. Sukces i szczęście to zbiorowe dobro, nie tylko osobiste. Może być, że nadmiar sukcesu i szczęścia zburzy rozsądek, dlatego z pokorą należy przyjmować zarówno sukces i szczęście, jak i jak porażkę i nieszczęście. A czym jest nieszczęście? Brakiem szczęścia? Gdzie są granice sukcesu i porażki, szczęścia i nieszczęścia? Nie wiem, bo to są pytania ostateczne, na które każdy z osobna musi odpowiedzieć prędzej czy później.
Kto w historii ludzkości na takie pytania dawał odpowiedź? Ernest Hemingway, Józef Tischner, żołnierze nieznani, ludzie skaczący z okien po zamachu z World Trade Center w Nowym Yorku, rodzice dzieci z chorobami letalnymi, bezdomni, Napoleon na wyspie Elbie, Sai Baba, Amy Winehouse, Budda, Agnieszka Osiecka, Zofia, bohaterka powieści „Wybór Zofii” Williama Styrona? Można takich osób przytoczyć wiele, może nawet wszystkich żyjących współcześnie i w historii. Można także zadać pytanie, czy dotyczy ono tylko ludzi, czy także fauny, flory, Drogi Mlecznej, innych galaktyk, wszechświatów i samego Stwórcy tego wszystkiego. Powoli zbliżam się do objętości artykułu zaleconego przez redakcję i powinienem kończyć. Mógłbym oczywiście pisać jeszcze długo, co nie znaczy, że coś więcej bym istotnego wymyślił. Zatem zdążam do puenty, to taki zwyczaj z czasów studenckich. „Nawet gdybyśmy znaleźli inny Eden, nie bylibyśmy w stanie cieszyć się nim prawdziwie ani zostać w nim na zawsze” Henry Van Dyke.
Sukces NA GŁOWIE TEKST: MICHAŁ HAMERA
Nie lubię jeździć do Warszawy. Za każdym razem, kiedy ląduję na Okęciu lub wysiadam niewyspany z Intercity na Centralnym, mam wrażenie, że wszyscy wkoło zaczynają pędzić, spieszyć się, jakby została im ostatnia minuta na realizację tego, co mają do wykonania i za chwilę stracą swoją szansę życia, czyli możliwość osiągnięcia sukcesu. No właśnie, czym jest ten sukces, który wszyscy tak bardzo chcemy osiągnąć?
SUKCES MÓJ CZY INNYCH?
nagrody, wycieczki firmowe. Znajomi mogą mu tylko zazdrościć! Cena sukcesu? Uzależnienie od alkoholu i narkotyków, bez których te wszystkie raporty i plany nie zrobiłyby się.
Mam wrażenie, że otaczają mnie sami ludzie sukcesu. Sukces, czyli ziemia obiecana, stan umysłu, który spędza sen z powiek dosłownie wszystkim. Opowiem Wam trzy krótkie historie ludzi sukcesu – sami uznajcie, czy rzeczywiście o to w tym wszystkim chodzi. Kasia (38 l.) – jak o sobie mówi, jest kobietą sukcesu. Własna firma, mąż, dwie cudowne córeczki. Przed domem lśniące białe auto. Wśród swoich znajomych „trzyma poziom”, ponieważ wszyscy wokoło właśnie żyją w ten sposób. Dzięki tym udogodnieniom kupiła sobie przynależność, aby nie czuć się gorszą. Cena sukcesu? 3 kredyty, których nie spłaca regularnie, firma na skraju upadłości i dzieci, których właściwie nie widuje. Marek (24 l.) – młody wilk, korpoludek. Uważa, że złapał Boga za nogi. Dobrze płatna praca w korporacji, samochód służbowy, dyplomy,
12
Ewelina (32 l.) – królowa portali społecznościowych. Każde wrzucane zdjęcie przygotowywane jest niemalże z zegarmistrzowską precyzją. Na zdjęciach uśmiech, radość, sukces bijący z twarzy i mający wzbudzić zazdrość oglądających. Cena sukcesu? Mąż, który bije ją w domu i dziecko wychowywane przez tablet. Powyższe opowieści to autentyczne przypadki; być może podobne dostrzeżesz także w swoim otoczeniu. Po co zatem to robimy? Czy ten sukces, który osiągamy, jest naszym sukcesem czy sukcesem na pokaz dla znajomych? Wizerunek, który na siłę kreujemy, mimo że nie jest to zgodne z naszymi przekonaniami. Spłaszczamy rzeczywistość, idziemy na skróty, nie ciesząc się z małych kroczków, które codziennie pokonujemy w drodze na szczyt. Chcemy wszystko tu i teraz. Zaraz. Natychmiast.
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
SUKCES CZY SZCZĘŚCIE? Daj sobie teraz 3 minuty i zastanów się, czym dla Ciebie jest prawdziwy sukces? Jaka jest Twoja definicja sukcesu, nie Twoich znajomych, nie ta kreowana w programach telewizyjnych, reklamach i czasopismach. Twoja własna. Bo to przecież Twoje życie. Prawdziwi ludzie sukcesu kreują swoją własną drogę, ustalają własne zasady i przede wszystkim wiedzą, że osiągnięcie sukcesu to ciężka praca. Nie zatrzymują się, kiedy doznają porażki, nie rezygnują ze szczęścia. Nie interesuje ich, co powiedzą lub pomyślą inni, nie dają sobie narzucić obcych definicji. Osiągnij swój własny sukces zgodnie ze swoimi przekonaniami i wartościami. Sukces ma dać Ci szczęście, a nie mieć smak goryczy i kosztować więcej niż rzeczywiście daje. Trzymam kciuki za Ciebie i za Twój sukces niezależnie od tego, co to będzie!
„MUSZĘ” zamienic w „CHCĘ” TEKST: IWONA KUCHAREWICZ
Każdy z nas wie, jak wielka jest różnica w wykonywaniu przez nas samych czynności włożonych do kategorii „obowiązki, które musimy wykonać”, a tymi, którymi zajmujemy się dlatego, że tego chcemy. Pomyśl, o ile łatwiej i lżej byłoby, gdyby oba te zbiory pokrywały się ze sobą. Gdyby obowiązki zwykle nielubiane, do których zmuszamy samych siebie lub namawiają nas inni, stały się przynajmniej trochę bliższe czynnościom, do których wyrywa się nasze serce, a mięśnie i szare komórki aż trzeszczą z niecierpliwości, aby się nimi zająć? Niemożliwe? A może jednak…?
O motywacji zewnętrznej i wewnętrznej dyskutuje się ostatnio szczególnie intensywnie. Wyniki najnowszych badań mówią nam, że motywacja wewnętrzna jest bardziej skuteczna od zewnętrznej (jej najbardziej obrazowym określeniem jest „system kija i marchewki”, czyli różnego rodzaju kar i nagród). Kij i marchewka przez wiele lat były najbardziej eksploatowanymi elementami podczas „zarządzania ludźmi”, ale bardzo często stosujemy je także wobec samych siebie, nie zawsze w sposób świadomy, nagradzając lub karząc się choćby w formie dialogu wewnętrznego. Czy motywacja zewnętrzna całkowicie nie działa? Działa. Według badań, skuteczniej w formie nagród niż kar, ale warto wiedzieć, że motywowanie takie niesie ze sobą wiele zagrożeń, które w określonych sytuacjach mogą działać nie tylko neutralnie, ale nawet przeciwskutecznie w stosunku do intencji nagradzającego. Aby nie komplikować zanadto tego zagadnienia: bardzo możliwe, że jeśli obiecasz sobie nagrodę w postaci fajnego wyjazdu (jeśli je lubisz) za trud włożony w codzienne bieganie (bo tak postanowiłaś), z pewnością w czasie trudniejszych dni czy tygodni myśl o czekającej Cię nagrodzie może Ci pomóc przełamać 15
impas lenistwa lub zmęczenia i zbliżyć Cię do realizacji celu. O ile łatwiej jednak byłoby, gdybyś mógł/mogła z przekonaniem powiedzieć: „żadna nagroda nie ma znaczenia – ja po prostu chcę wyjść pobiegać!”. Oczywiście zmiana z „muszę” na „chcę” nie zawsze dokona się łatwo – tylko na podstawie zmian określeń w naszym słowniku…, choć na pewno takie zmiany na poziomie werbalnym mogą być dobrym początkiem zmiany :).
P
sychologia pozytywna i jej 5 filarów dobrostanu zdefiniowanych przez Martina Seligmana mogą pomóc nam w tej kwestii. Prowadzę szkolenia skierowane do managerów, podczas których uczestnicy pracują nad planem wdrożenia nowych zasad w swoich miejscach pracy. Jeśli to się uda, pracownicy bardziej „chcą” niż „muszą”, a dodatkowo są bardziej zadowoleni ze swoich pracodawców, co wpływa na wzrost poziomu ich zaangażowania i lojalności wobec firmy. Managerowie, choć na początku wdrażania zmiany mogą mieć trudniej, później mają zdecydowanie łatwiej; mogą się cieszyć sukcesami swoich zespołów, nie mając potrzeby pilnowania ich na każdym kroku. Strategia win-win w czystej postaci: wygrywa pracownik, manager i cała firma.
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
Wspomniane 5 filarów to: elementy dotyczące przyjemności, dobre i wspierające relacje międzyludzkie, stan „flow”, poczucie sensu i wyznaczanie sobie celów. Jak mogą nam pomóc w budowaniu naszej wewnętrznej motywacji? Zastanów się nad tym w kontekście Twojego życia prywatnego, aby uczynić tę analizę bardziej przystępną. Jeśli wyznaczysz sobie odpowiednio cele (najlepiej metodą SMART), a dodatkowo rozbudujesz to o plan drobnych kroków, które prowadzą do ich realizacji, łatwiej Ci będzie pilnować swoich codziennych czynności, które prowadzą w tym kierunku. Stan „flow” najłatwiej osiągnąć wtedy, gdy podejmujesz działania, które uznajesz za istotne dla Ciebie, a dodatkowo działasz w taki sposób, aby nie było Ci ani zbyt łatwo, ani zbyt trudno. Zadania wymagające wykorzystania wysokiego poziomu obecnych umiejętności i kwalifikacji (aby uniknąć – z jednej strony – nudy, a z drugiej – frustracji), dają Ci szansę, że podczas ich wykonywania osiągniesz poczucie tzw. uskrzydlenia, podczas którego czas upływa Ci niepostrzeżenie i osiągasz bardzo dużą efektywność. Relacje międzyludzkie mogą Ci pomóc w budowaniu motywacji chociażby dzięki podjęciu jakiejś aktywności wspólnie z inną osobą. Dobrze działa także pochwalenie się komuś swoimi zamiarami, bo wówczas trudniej nam podjąć decyzję o zaprzestaniu tego działania w chwilach zniechęcenia. Oczywiście, sam również możesz wymyślić inne sposoby, które Ci pomogą, a są związane z tym obszarem. Może jakiś pasjonat tematu przedstawi Ci pozytywną stronę jakiegoś działania, na którą sam nie wpadłeś? Możliwości jest wiele. Przyjemności możesz wykorzystać chociażby w ten sposób, że niezbyt lubianą dotąd czynność łączysz z czymś, co lubisz. Prasowa16
nie przy ulubionej muzyce wydaje się trochę bardziej przyjemne, niż robienie tego w grobowej ciszy z męczeńskim grymasem na twarzy, prawda? ;) Poczucie sensu to mój ulubiony punkt w kontekście rozmów o obowiązkach i zadaniach do wykonania. Także dlatego, że rzadko w naszym życiu każde, ale to każde zadanie, uda nam się zamienić w przyjemność. Tymczasem dzięki poczuciu sensu nawet trudne zadania, niezbyt przyjemne, możesz wykonywać z pasją. Dzieje się tak, jeśli wiesz, że te działania są zgodne z Twoją misją, z Twoimi wartościami, że przynoszą coś dobrego tobie lub innym ludziom, prowadzą do osiągnięcia czegoś, co stawiasz na liście swoich wartości bardzo wysoko. Pracując przy zadaniach, w których widzisz „wyższy sens” niż codzienne, przyziemne motywacje, jesteś w stanie działać z większą wytrwałością, łatwiej radzić sobie z porażkami po drodze bez zniechęcenia i działać wręcz na granicy możliwości, a wielokrotnie nawet je przekraczać czy poszerzać. Czy to w życiu prywatnym, czy zawodowym – warto zdefiniować cele i cząstkowe zadania w taki sposób, abyś widział ich powiązanie z Twoimi najgłębszymi i najważniejszymi przekonaniami oraz ze sprawami, które są dla Ciebie najważniejsze. Mam nadzieję, że ten krótki artykuł będzie dla Ciebie inspiracją i impulsem do dalszych własnych poszukiwań w tym temacie. Jeśli wysilisz swoją kreatywność, znajdziesz na pewno znacznie więcej powiązań między 5 filarami a Twoją motywacją niż zdołałam ująć w tym krótkim tekście. Oczywiście, zrobisz to tylko wtedy, jeśli będziesz tego CHCIAŁ(A) :).
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
INSPIRATION DAY 2016 SZCZECIN, 24 WRZEŚNIA 2016
Informacje i bilety www.szczecininspiruje.com Najbardziej prestiżowe wydarzenie w Polsce
Co mam zrobic ŻEBY MI SIĘ CHCIAŁO TAK JAK MI SIĘ NIE CHCE? TEKST: DOROTA KOŚCIUKIEWICZ-MARKOWSKA
Ostatnio często obserwuję kota. Małego szarego kotka, który zawitał do mojego domu kilka miesięcy temu. Co robi najczęściej kot? Nic. Leży, wyleguje się słodko. Wydaje się, że jego decyzje polegają na tym, czy ma leżeć na fotelu ciemnym czy jasnym, a może na kanapie. Każde miejsce jest niezwykle wygodne, więc na niczym nie traci… Jak do tego ma się nasze ludzkie życie? Dlaczego często nam się nie chce? I dlaczego to, że „nam się nie chce”, w opinii nie tylko innych, ale i naszej własnej jest czymś gorszym, niż gdyby „nam się chciało”? A to ciekawe, prawda?
Żyjemy w czasach, w których słowa sukces, motywacja, cel mają moc. Ale jaki mają kontekst? Czy sukces jest miarą tego, co posiadamy lub wiemy? Czy celem ma być kolejna „zabawka”, którą i tak przestaniemy cieszyć się po kilku tygodniach czy miesiącach posiadania? Lecimy więc przez życie, zdobywamy. Byle dalej. Byle więcej. Nawet miłości nie omija nasza chęć zwycięstwa. Ją też chcemy zdobyć. Ciągniemy, pchamy. Motywujemy się na siłę. „Muszę, powinienem. Oni mają, to ja też. Oni mogą, to ja też” – powtarzamy w myślach i my śli te zaczynają napędzać nasz szalony motor. I w końcu zmęczeni chcemy po prostu, zwyczajnie po ludzku odpocząć. I co? Nie umiemy. Nasz rozszalały motor pędzi, a my wraz
z nim. Nic nie robić? Toż to depresja! „Nic mi się nie chce. Nie chce mi się nawet wychodzić w domu. Coś ze mną nie tak” – myślisz. „Coś z tobą nie tak” – powtarzają jak zaklęci inni. Boisz się nicnierobienia. To wręcz niedozwolone. „Co robisz?” – pyta przyjaciel przyjaciela. „Nic” – odpowiada tamten. „Phi. Przegrany” – myśli ten pierwszy. A my nie chcemy być przegrani. My chcemy czuć się zwycięzcami. Ale właściwie czego zwycięzcami? A może? – może nam się czasami po prostu „nie chcieć”? „Lenistwo!” – idzie oskarżycielski głos z głębi Twojego człowieczeństwa. Musisz coś robić. Po prostu musisz. I im bardziej musisz, tym bardziej nie chcesz. Twój układ nerwowy dyszy, przepalają się powoli kable. Ty jedziesz na automatycznym pilocie w siną dal. Osiągasz cele, wyznaczasz kolejne – i do roboty! Aż do nieuchronnego momentu. Emerytura. Jeśli do niej dobiegniesz. Bo nie każdemu się udaje. I co dalej? Teraz dopada Cię depresja w całej okazałości. Rozpędzony motor zatrzymał się. Nie umiesz przecież odpoczywać… Życie przestaje mieć sens, bo nie ma celu… Ty dalej nie umiesz leniuchować i cieszyć się chwilą. Dojrzałeś, postarzałeś się, a dalej niczego się nie nauczyłeś. Bo kiedy miałeś się nauczyć? Zmotywujmy się dziś do nicnierobienia dla równowagi, może z tego nicnierobienia wyjdzie coś naprawdę kreatywnego? Może? A może po prostu Twój układ nerwowy w końcu odpocznie? I nie chodzi o kompletne zaniechanie działania, zaangażowania czy zdobywania celów tylko o równowagę. Bo tryb „działania” zastąpił nam tryb „bycia”. Tak jakbyśmy mieli w środku wbudowany mechanizm szepczący lub krzyczący: rób, rób, rób. A tylko w trybie „bycia” możemy zauważyć to, co ważne. A jak zaczynamy zauważać to, co ważne, to możemy żyć coraz bardziej w zgodzie z nami samymi.
19
Nasze cele będą w końcu naszymi świadomymi wyborami, a nie zakodowanymi przez innych poprzeczkami do pokonania. Zdobywanymi tylko po to, by coś komuś udowodnić. Tylko po to, by spełnić czyjeś oczekiwania. Tylko po to, by w końcu zyskać to uznanie, które i tak nie przychodzi, cokolwiek byśmy zdobyli. Bo od kogo miałoby przyjść? Kto ma nas poklepać znacząco po plecach na samym szczycie? Niestety nikt. Bo na szczycie, na który wspiąłeś się niewiarygodnym wysiłkiem, jest miejsce tylko dla jednego człowieka. Dla Ciebie. Tylko Ty sam możesz więc być dumny z siebie. I będziesz dumny, jeśli będziesz szedł swoja drogą. Wtedy Twój cel nie będzie tylko odległą wyspą na oceanie przyszłości. Stanie się latarnią. Wyznacznikiem. Kierunkiem. Sama droga zaś stanie się celem. Wtedy zaś słowo „motywacja” straci sens. Bo czyż trzeba się motywować do czegoś, co się naprawdę lubi? Może więc jeśli pozwolisz sobie na ten słodki odpoczynek, zaczniesz widzieć inaczej swoje życie i słowa „muszę i powinienem” zamienisz na „chcę”? Bo jak chcesz, to nie musisz. I dzięki tej małej przerwie w działaniu może zauważysz, że Twoje chciejstwo zależy od Twoich decyzji, te od wyborów, a te z kolei zależą od tego, w jaki sposób chcesz wyrazić siebie. Ale znów… do tego potrzeba czasu. Bo jak mogę wyrazić siebie, skoro siebie nie znam? I kiedy miałem ten czas na samopoznanie? Może więc, inspirując się Funiem, czyli moim małym kotkiem, dobrze jest chwilę poleniuchować. Popatrzeć bez celu w chmury czy w gwiazdy. Zatracić się w słodkim nieróbstwie i kultywować chwile przerwy? No tak, ale kto by na to miał czas… I z tym pytaniem Was zostawię, żebyśmy wszyscy mogli zdać sobie sprawę z tego, jak daleko doszliśmy jako ludzkość w swoim własnym szaleństwie.
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
Pigulki motywacyjne
– CZYM JE ZASTĄPIĆ, BY REALIZOWAĆ SWOJE MARZENIA TEKST: KONRAD DEMBCZYŃSKI
20
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
Nazywają mnie mówcą motywacyjnym, bo często mówię o motywacji, zmianie i o odnoszeniu sukcesów. Mówię o tym, jak dążyć do realizacji swoich celów, o tym jak radzić sobie z chwilami zwątpienia, ale na symbolicznej półce moje wykłady będą leżały obok pozycji „jak zarobić milion w dziesięć minut” oraz „poderwij dowolną dziewczynę na trzy różne sposoby”. Trzeba mieć ogromną motywację… nie. Trzeba mieć nawyki i przekonanie o ich słuszności w procesie nawracania i zmiany myślenia ludzi. Zmiany na temat myślenia o realizacji marzeń, ciężkiej pracy i oczekiwaniach od życia bardziej fundamentalnych niż plan na piąteczek, piątunio. Ludzie, myśląc o swoich celach, widzą obrazy, drobne migawki stworzone przez umysł, a potem są tak zapatrzeni w proces realizacji, że przeoczają moment, gdy udaje im się osiągnąć zamierzone cele. Są rozczarowani efektami swojej pracy, bo nic nie przypomina tego, co istniało do tej pory tylko w ich wyobraźni. Pewnego żonatego mężczyznę w podeszłym wieku zapytano, jak to możliwe, że tyle lat w szczęściu i miłości żyje ze swoją żoną, kiedy młode małżeństwa nie wytrzymują kilkuletnich związków. Starszy pan odpowiedział: – wy młodzi, jak coś wam się zepsuje, wyrzucacie to do kosza. W moich czasach zepsute rzeczy się naprawiało. Tempo życia wzrasta wprost proporcjonalnie do tempa rozwoju społecznego. Rozwój społeczny natomiast wzrasta w postępie geometrycznym. Przez ostatnie trzy dziesięciolecia ludzkość osiągnęła więcej niż przez cały okres ewolucji. Nic więc dziwnego, że oczekujemy wszystkiego szybciej, bardziej, lepiej, a przede wszystkim skuteczniej. Recz w tym, że kiedyś pracowaliśmy, by przeżyć, teraz pracujemy, by żyć, lecz coraz częściej żyć nam się nie chce.
CZYM JEST WŁAŚCIWIE TA MOTYWACJA?
Chęcią do zrobienia czegoś, chęcią do podejmowania fizycznego i psychicznego wysiłku w jakimś określonym przez nas celu. Jeśli cel nie jest jasny, motywacja słabnie. Jeśli motywacja pochodzi z zewnątrz, trwa tyle, ile bodziec ją wywołujący. Gdy bodziec zanika, motywa-
21
cja gaśnie wraz z nim. O wiele większą moc ma motywacja wewnętrzna, czyli nasze przekonanie, że to co robimy, jest słuszne, a to natomiast daje nam siłę do działania. Nie ma w tym magii, a jednak wciąż powstają nowe sparafrazowane teorie będące wodą na młyn spotkań motywacyjnych, przesycone emocjonalnymi technikami perswazji. Emocja trwa zaledwie chwilę i jest nośnikiem bardzo krótkotrwałego przekonania o naszej nadmocy. Wtedy podejmujemy powierzchowne decyzje o zaprzestaniu odkładania wszystkiego na później, budujemy postanowienia, których schemat niczym nie różni się od tych noworocznych. Kto miał, ten wie, jak jest, gdy postanawiamy w przypływie emocji dokonanie zmian, które nigdy się nie dokonują. Pozostaje mentalny kac i poczucie porażki, niewypełnionych zadań, nieprzeczytanych książek, nieprzebiegniętych kilometrów i zakurzonych butów treningowych. To wszystko jest efektem emocjonalnych decyzji popartych motywacją w pigułce. Motywacją zbudowaną na przeświadczeniu wobec własnego JA, a właściwie dysonansu pomiędzy JA, takim jak postrzegamy je teraz, a tym, którym chcielibyśmy, by było. Chcemy ćwiczyć, by widzieć siebie dobrze zbudowanego, pełnego wigoru, lecz widzimy przed lustrem człowieka dalece odbiegającego od ideału. Ły
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
kamy więc emocjonalną pigułkę, która ma nam dać siłę do realizacji postawionego celu. Gdy przełykamy kolejny wykład motywacyjny człowieka sukcesu, czujemy, że i my możemy przenosić góry. Poczucie nadmocy przemija, więc potrzebujemy kolejnych bodźców. Zaczynamy ćpać narkotyk o skromnej nazwie motywacja. Jeśli nie motywacja, to co? Jeśli motywacja to pigułka, nawyk jest protezą albo lepiej rzecz ujmując, częścią mentalnego ciała służącą do realizacji zaplanowanych celów. Sportowiec, gdy kolejny dzień z rzędu wstaje o 5:30, by rozpocząć kilkugodzinny trening, nie korzysta z procesu motywacyjnego tak jak uczestnik spotkania zatytułowanego „możesz wszystko”. Sportowiec, podobnie jak Ty, gdy wstajesz i idziesz do łazienki umyć zęby, korzysta z siły nawyków, które uruchamiane są machinalnie i bezrefleksyjnie. Nie ma tu miejsca na myślenie o tym, czy mam ochotę kolejny dzień biegać po zalanych mroźnym deszczem ulicach, gdy inni przewracają się na drugi bok. Gdzieś głęboko, przed wieloma laty, sportowiec dokonał wyborów, określił swoje cele i zamknął postanowienia w klatce chroniącej je przed bombardowaniem ich niepotrzebny-
22
mi pytaniami: czy ja tego chcę? Do osiągnięcia dobrego wyniku potrzebny jest trening i żadna inna droga nie skróci procesu. Do każdego postawionego przez Ciebie celu prowadzi ciężka praca mająca niezliczoną liczbę wcieleń. Zbuduj swoje chciejstwo w oparciu o przekonanie o tym, co jest ważne dla Ciebie i poświęć na to dziewięćdziesiąt procent całego czasu. Gdy solidnie ugruntujesz fundamenty sukcesu, obwarujesz go sensem, dość szybko dopasujesz do niego ścieżkę. Stworzysz listę niezbędnych działań i systematycznie zaczniesz je realizować tak, jak inne czynności dnia codziennego. Pigułki motywacyjne zamienisz na schematy, schematy na nawyki, a nawyki na przyzwyczajenia, które wejdą Ci w krew. Z czasem zrozumiesz też, że nawet najlepszy plan czasem nie działa. Niekiedy najlepsze marzenia się psują, a porażki i zwątpienia się zdarzają. Na pewno zdarzyło Ci się nie raz doświadczać tego, o czym piszę i czuć w związku z tym dezorientację oraz rozczarowanie. Ludzie naszych czasów przywykli w takich sytuacjach do wyrzucania swoich planów i marzeń do kosza. Ty je naprawiaj.
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
CZAS NA ZMIANY warsztaty, szkolenia, medytacje uważności, konsultacje z psychologii pozytywnej
Więcej informacji na: www.szkolaszczescia.com.pl www.facebook.com/szkolaszczescia
Co jest wa ne? ZWIERZĘTA LEŚNE NA PRZYJĘCIU U SOWY
TEKST: DOROTA KOŚCIUKIEWICZ-MARKOWSKA Bajka pochodzi w książki „Bajeczki nie tylko dla Majeczki”, będącej zbiorem mądrych bajek z dobrą puentą. Wspieraj wydanie książki na portalu „Polak Potrafi”. Informacje na www.szkolaszczescia.com.pl/bajki
Dawno, dawno temu, w pięknym i gęstym lesie sowa Alicja postanowiła zrobić przyjęcie na cześć pierwszego dnia lata. Udekorowała pięknie domek, upiekła ciasteczka owsiane i zaprosiła najlepszych przyjaciół. Miś, zając, jeż, wiewiórka i sarenka zjawili się wszyscy razem z bukietem polnych, pięknych kwiatów. Umówili się ciut wcześniej, żeby nazbierać kwiatów z leśnej polany i przynieść je gospodyni. – Och dziękuję – powiedziała uradowana sowa – siadajcie, rozgośćcie się. Wszyscy rozsiedli się wygodnie, pijąc pyszną herbatkę lipową i zajadając ciasteczka. Piękny wieczór malował niebo na fioletowo-różowy kolor. Zrobiło się nastrojowo. – Co, myślicie, jest najważniejsze w życiu? – zapytała sowa przyjaciół. – Ja myślę, że najważniejsze w życiu jest bogactwo – powiedział miś – im więcej mam miodu, tym mi lepiej. Czuję się dobrze z moimi zapasami. Jeśli mogą starczyć na całą zimę to w ogóle ekstra. Tak że najważniejsze dla mnie jest bogactwo. – A widzisz, ja myślę inaczej. Dla mnie najważniejsze jest działanie – powiedział zając. – Jak coś robię i czuję ten wiatr w uszach, to jest to. Nie musi być jakichś wielkich efektów, liczy się to, co robię i żebym to lubił. Lubię skakać, kicać i sadzić marchewkę. Samo to robienie sprawia mi radość – dodał, biorąc olbrzymi kęs ciasteczka owsianego. – Ja mam odmienny punkt widzenia – odparł jeż – ani bogactwo, ani działanie, tylko spokój jest najważniejszy w życiu. Co mi z tego, że zgromadziłem jabłka na zimę, co z tego, że narobiłem się przy tym, jeśli nie będę miał spokoju w umyśle i sercu. Tak że spokój i cisza są dla mnie najważniejsze. Wtedy siadam sobie pod krzaczkiem jagód w spokoju i obserwuję świat, i wydaje mi się on wtedy taki pięęęękny! Za to jak nie mam spokoju w głowie i w sercu, to wszystko na nic – dodał jeż.
25
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
– Ależ jaka cisza? – wtrąciła się wiewiórka – dla mnie najważniejsi są przyjaciele. Jeśli nie ma przyjaciół, to po co to wszystko? A z przyjaciółmi można pobawić się czy pogawędzić, tak jak dziś. Z przyjacielem łatwiej znieść troski czy kłopoty, bo podniesie na duchu, wysłucha, doda sił. Fajnie też z przyjacielem dzielić się szczęściem i cieszyć się sukcesami. Uwielbiam przyjaciół i ten wspaniały hałasik, jaki wytwarzają wszyscy, będąc razem, nie ma więc w tym żadnej ciszy – wiewiórka spojrzała na jeża znacząco. – A ja myślę, że najważniejsza w życiu to jest miłość – rzekła urocza sarenka, patrząc wielkimi, łagodnymi oczami na przyjaciół – gdyby nie miłość naszych rodziców, to nie byłoby nas na świecie. Ot i tyle. Gdyby nie było miłości, to byłoby strasznie. Świat opanowałaby nienawiść i złość, dlatego uważam, że miłość jest najważniejsza – dodała, uśmiechając się ciepło. – A ty co myślisz sowo? – zapytał miś. – Co jest najważniejsze w życiu? – Ja myślę, że wszyscy macie rację… – opowiedziała sowa powoli. – Wszystko w życiu jest ważne. Ale najważniejsza to, uważam, jest równowaga. – Dlaczego? – spytała wiewiórka. – Bo gdybyśmy mieli samą miłość, najpiękniejszą jaka by ona nie była, to bez miodu, o którym mówił miś, nie przeżylibyśmy długo… – westchnęła i dodała – dlatego ważne jest, aby każde zwierzę miało co jeść i gdzie mieszkać. Znów to, co mówił zając, jest też ważne, bo co z tego, że mielibyśmy jedzenie i miłość, gdybyśmy nie potrafili cieszyć się zabawą czy pracą, jeśli nic nam by się nie chciało? Dlatego potrzebujemy działać i ważne jest, aby lubić to, co się robi. Jedni lubią śpiewać,
inni sadzić marchewki. Nieważne, co robisz, ważne żeby to było twoje. Prawdziwe. Ale znów to, co zaproponował jeż, też jest ważne – bo jak by to było, gdybyśmy tylko pracowali bez odpoczynku, bez spokoju i bez ciszy? Potrzebujemy spokoju, by nabrać sił, by pocieszyć się chwilą, by docenić życie. Ale… za dużo spokoju i ciszy też może być szkodliwe. Dlatego ważni też są przyjaciele, z którymi można razem przebywać, cieszyć się, bawić, słuchać i rozmawiać. Wszystkie zwierzątka wpatrywały się w sowę z szacunkiem. To nie był przypadek, że uważano ją za najmądrzejsze zwierzę. – Dlatego równowaga kochani jest, myślę, najważniejsza – dodała, serwując kolejną porcję ciasteczek. – A co za tym idzie i mądrość w podejmowaniu decyzji. Bo życie mamy jedno i fajnie byłoby, gdybyśmy dobrze je przeżyli. – A kiedy przeżyjemy je dobrze? – spytała sarenka. – Wtedy, kiedy będziemy żyć w zgodzie ze sobą i w równowadze ze światem – dodała sowa, wyjadając ostatnie okruszki z talerza. – To chodźmy się pobawić – krzyknęła wiewiórka, wyskakując z domku sowy. – Chodźmy – zawtórowali jej przyjaciele. – A potem w ciszy popatrzymy na gwiazdy – dodał rozmarzony jeż. – O tak, zajadając słodki miodek, wtrącił miś. – To do roboty! – krzyknął zając, skacząc radośnie. – Och, co ja bym bez was zrobiła, kocham was wszystkich – powiedziała sarenka wzruszona. – I o to chodzi – westchnęła sowa.
RÓWNOWAGA KLUCZEM DO ZDROWIA I SZCZĘŚCIA TEKST: SYLWIA OLSZEWSKA
Świat pędzi coraz szybciej, Ty biegniesz za nim lub chcesz dogonić innych, by mieć to, co oni mają. Stawiasz sobie nowe cele, wyzwania, chcesz być na bieżąco ze wszystkim. Ciągły pośpiech i presja otoczenia sprawiają, że chcesz wykorzystać każdą godzinę na realizację swoich celów. Wszystko jest OK. Lecz nie zapominaj, że w procesie realizacji siebie warto pomyśleć o poczuciu równowagi i trosce o różne obszary swego życia, by czerpać radość z tych osiągnięć. Zachowanie równowagi psychicznej pomiędzy życiem zawodowym i osobistym (ang. work-life balance, WLB), wydaje się obecnie niezwykle trudnym zadaniem. Z jednej strony mamy potrzebę spędzania czasu z najbliższymi, rodziną i wychowywania dzieci, z drugiej: potrzeby finansowe, cele, ambicje zawodowe i chęć samorealizacji. Niemal wszystko robimy w jakimś celu, aby coś zdobyć lub gdzieś dotrzeć. I co tu wybrać, jak złapać ten balans, by czuć satysfakcję z życia osobistego, zawodowego i cieszyć się zdrowiem? Pomimo swej inteligencji, Twój umysł popada w pułapkę, „zapętla się”, frustruje, zapędza
28
w kozi róg w pogodni za celami. Z tego właśnie powodu warto rozwijać w sobie zdolność do odpuszczania sobie i być bardziej uważnym. Kiedy zaczniesz zwracać uwagę na wewnętrzne doświadczenia, odkryjesz, że są pewne myśli, uczucia i sytuacje, do których Twój umysł lgnie. Jeśli są miłe, próbujesz przedłużyć owe myśli, uczucia, jeśli nie – bronisz się przed nimi, bo są bolesne. Zamiast z nimi walczyć, przyjmij te uczucia, doświadczenia i ucz się je obserwować w kolejnych chwilach. Rozpoznaj je i nie podążaj za nimi. Niech sobie będą. Kiedy przyjmiesz taką postawę, pozwolisz im zniknąć, a Twoja uwaga skieruje się ku temu, co dobre i pozytywne. Ciesz się z własnych osiągnięć. Zatrzymaj się na chwilę i przemyśl, z czego jesteś dumny. Daj sobie czas na celebrowanie osiągniętego sukcesu, podziel się tą radością z innymi, zanim wyznaczysz sobie nowy cel. Zastanów się nad tym, co lubisz, kiedy możesz wygospodarować czas dla siebie. Nawet tylko po to, by się chwilę nad czymś zastanowić, coś przeczytać, posłuchać muzyki, czy po prostu ,,być” i poleniuchować.
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
W
równowadze ważne jest, by regularnie odrywać się od codziennych przyziemnych zajęć. Pomyśl o tych chwilach jak o ładowaniu baterii swojego ciała i umysłu. Wyjdź na spacer – tak bez celu, tylko po to, by się odprężyć i pobudzić prawą, kreatywną półkulę mózgu. Daj energię swojemu organizmowi. Nie zapominaj o jedzeniu, wiedz o tym, że to co jesz, wpływa na Twój stan psychiczny i fizyczny. Zacznij dzień od śniadania, dbaj o siebie, jak rodzic o swe dziecko.
ny wpływ na ciało. Poprawia nastrój, obniża poziom stresu, rozluźnia mięśnie i pobudza układ odpornościowy. Śmiejąc się, zapewniasz trening mięśniom, nerwom i narządom wewnętrznym, a także głębiej oddychasz, dotleniając umysł i relaksując się.
Za wszystko, co uda Ci się osiągnąć, niezależnie od tego czy będzie to coś wielkiego, czy małego, należy Ci się pochwała i dowartościowanie. Wypisz sobie, z czego jesteś dumy i za co sobie dziękujesz. Umiejętność przeżywania wdzięczności jest związana z Twoim dobrym samopoczuciem i większym zadowoleniem z życia, pracy, rodziny i osiągnięć. Chwal siebie za każdy dobry uczynek, wykonane zadanie, czy rozwiązany problem. Nie bój się dumy. Delektuj się życiem poprzez dzielenie się z innymi osobami danym radosnym doświadczeniem, sukcesem. Zrób sobie umysłowe zdjęcie danego wydarzenia, a nawet zachowaj na pamiątkę jakiś fizyczny przedmiot z nim związany i wspominaj je później z innymi. Nie porównuj się do innych, porównywanie frustruje, ale ucz się od innych, spotykaj się z ludźmi, by śmiać się jak najczęściej. Śmiech pozwala zdystansować się od trudnych sytuacji, właściwie ocenić ich skalę i znaleźć dla nich odpowiedni kontekst. Badania pokazują, że śmiech ma dobroczyn-
29
Co noc przed zaśnięciem pomyśl o wszystkim, czego udało Ci się dokonać tego dnia i powiedz sobie coś miłego. Spojrzenie w głąb siebie i odrobina analizy zawsze niosą korzyści, ponieważ pogłębienie wiedzy na swój temat pomoże Ci uchronić się przed naciskami z zewnątrz i wewnątrz, które wywołują stres, napięcie, frustrację i niekorzystne konsekwencje dla Twojego zdrowia. Doceń chwile spędzane z samym sobą. Uznaj je za przywilej, a nie za trudne doświadczenie. Jest to warunek, by w gonitwie za wykonywaniem zadań usłyszeć swoje potrzeby i emocje. „Chwile samotności istnieją po to, by zasiać ziarno, które wyrośnie i rozwinie się w roślinę na nieznanym gruncie, na jeszcze nieodkrytych obszarach życia” (D. Loreau). Radość z bycia z samym sobą jest sztuką, którą warto posiąść i doskonalić, by uczyć się robić pewne rzeczy w ciszy i odosobnieniu. Jak znaleźć ten złoty środek w kwestii realizacji siebie, dążenia do rozwoju i równowagi? Jedna z moich rad, to: „Traktuj siebie jak najlepszego przyjaciela”, a bez napięcia i wpędzania siebie w błędne koło frustracji osiągniesz to, o czym marzysz.
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
CUD
CZYLI CIAŁO, UMYSŁ, DUCH TEKST: MAJA KAŁYMON
Chińska starożytna mądrość głosi, że każdy człowiek ma tylko jedną ważną rzecz do wykonania w życiu: wchłaniać w siebie, gromadzić i przechowywać energię. To jest naszym przeznaczeniem. Powinniśmy być niewyczerpanym, energetycznym źródłem piękna i miłości dla wszystkich, a przede wszystkim dla samych siebie. A jest to możliwe, kiedy... No właśnie... Kiedy? Zdaniem J. R. Worsleya, założyciela Worsley Institute, który nauczał klasycznej akupunktury według pięciu elementów, osiągnięcie dobrostanu jest związane z osiągnięciem i utrzymaniem równowagi energetycznej w organizmie. Uczył, że każdy człowiek jest niepowtarzalny i jest unikalną równowagą pięciu elementów: ognia, ziemi, metalu, wody i drewna. Przekłada się to zarówno na naszą fizyczność, jak i na emocje. Uwidacznia mocne, ale też słabe strony. W związku z tym, dwie osoby, które przedstawiać będą podobne objawy, według tego systemu nigdy nie będą leczone w ten sam sposób. Często, kiedy tłumaczę zawiłości akupunktury klasycznej, szerzę ideę, że człowiek to CUD – Ciało, Umysł i Dusza, jedność, w której te trzy elementy wzajemnie na siebie wpływają. Stanowi to podstawę leczenia zintegrowanego w holistycznym ujęciu, czyli takim, w którym proces leczenia obejmuje nie tylko ciało, ale też głowę i ducha. Bo zdrowie naszego ciała fizycznego jest tak samo ważne jak zaspokajanie potrzeb emocjonalnych, spełnianie marzeń, realizacja planów, bardziej twórcze i kreatywne życie. Nasze ciało jest najczulszym barometrem. To ono wskazuje, na jak wiele możemy sobie
30
pozwolić. Jeśli będziemy chcieli zdziałać zbyt wiele – odpowie bólem, chorobą, przemęczeniem. Podobnie stanie się w momencie, kiedy nie będziemy chcieli odczuwać. Kiedy zamykamy się na odczuwanie, wycofujemy, nasze ciało zamyka się i traci witalność. Dlatego tak ważna jest świadoma eksploracja ciała. Im bardziej stajemy się jednym z ciałem, tym jesteśmy zdrowsi, bardziej świadomi, nieustraszeni. Rozkwitamy. Taka metafora – jeśli założylibyśmy, że jesteśmy rośliną, to można byłoby powiedzieć, że to od nas zależałoby, jakie tej roślinie stworzymy warunki do rozwoju. Czy zajmiemy się nią troskliwie, wypielimy dookoła, podlejemy, nawieziemy glebę, podetniemy gałęzie drzew, które zabierają jej światło? Wszystko zależy od nas. Jeśli będziemy uważni, roślinka zamieni się w pięknie kwitnący kwiat. Nasze ciało jest jak taka roślinka. Często dzeje się tak, że to my sami prowokujemy wystąpienie choroby. Jesteśmy nieczuli na wszystkie znaki ze strony naszego organizmu. Zakładamy maski i odgrywamy swoje role, często postępując wbrew sobie i co gorsze, wkręcamy się w to tak bardzo, że zaczynamy wierzyć, że tak musi być. Nie słuchamy swojego wewnętrznego głosu, który krzyczy: „Tak
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
dalej być nie może, siedzisz po nocach, jesz byle co, nie słyszysz kołatania serca, pijesz coraz więcej kawy, nie widzisz, że przyjaciele odchodzą, a w relacji partnerskiej dzieje się nie najlepiej. Ja nie mam już siły!”. Nie słuchamy i nie słyszymy… No i dostajemy chorobę, często po to, by się przebudzić. U wielu osób dopiero choroba staje się motorem do zmiany. Bo musi wydarzyć się coś, co zmieni myślenie. No bo przecież jak długo można uciekać od siebie?... Jak się ma do tego umysł? Ciało odbija wszystkie wrażenia zgromadzone w umyśle, pozostaje więc z nim w nierozerwalnej więzi. Nawiązując jeszcze raz do metafory z roślinką – tak samo jak słońce oświetla każdą roślinę, by wzrastała, tak świadomy umysł może oświetlić każdą dziedzinę życia. Każdą ukrytą traumę (która często objawia się w postaci bloku energetycznego). Dzieje się to, kiedy pozwalamy sobie na spotkanie z ciałem. Kiedy pozwalamy sobie odczuwać. Ciało zawiera wszystkie informacje dotyczące naszego życia. Im większy mamy do tego dostęp, tym lepiej. Czasem życie przynosi ból i cierpienie, które nie zawsze ujawniamy. Chcemy być grzeczni, silni, dopasowujemy się do oczekiwań otoczenia. Tłumimy emocje. Ale jeśli nie wyrażamy bólu, nie będziemy potrafili wyrazić ekstazy. Wszystkie te uczucia mogą kumulować się, a my będziemy czuć się jak w pancerzu. Może się to objawiać uczuciem rozedrgania wewnętrznego, ściśniętym brzuchem, czy uczuciem guli w gardle, kiedy słowa, które powinny zostać wypowiedziane, są po raz kolejny przełknięte. Wiele historii gromadzimy w nogach. Bo wszystko zaczyna rosnąć od ziemi, a nogi to korzenie. Praca z nimi daje poczucie stabilności, ugruntowania. Kiedy fundamenty są słabe – brakuje wewnętrznej siły, poczucia bezpieczeństwa. Osoby ze słabymi nogami dużo mówią i dużo myślą. Żyją fantazjami. Ich energia kumuluje się w górnych partiach ciała, w głowie. Przypominają drzewo o rozrośniętej koronie i słabych ko-
rzeniach. Takie drzewo łatwo złamać. Potrzeba tu równowagi – uziemienia. Przykłady można by przytaczać w nieskończoność... Bardzo ważne jest, aby dostęp do informacji o tym, jak wspomagać organizm, jaką dietę i jakie praktyki stosować dla utrzymania dobrostanu – był powszechny. Żeby informacje trafiały do wszystkich, którzy chcą żyć uważniej, zdrowiej, w zgodzie z naturą i ze sobą. Profilaktyka nie jest przecież niczym innym jak świadomym dbaniem o siebie, zanim będzie za późno. Jest niedopuszczeniem do rozwinięcia się objawów chorobowych. A jeśli już tak się stanie – daje możliwość szybkiego ich wyłapania i wyeliminowania na samym początku. Medycyna chińska jest medycyną zapobiegawczą. W przeszłości w Chinach płacono lekarzowi za to, żeby człowiek pozostawał w zdrowiu. W momencie kiedy ktoś zaczynał chorować – przestawał płacić za usługę. Oznacza to, że najważniejszą rzeczą było zdrowie i prowadzenie profilaktyki. Biorąc pod uwagę statystyki na najbliższe lata, zachorowań na różne choroby cywilizacyjne i nie tylko będzie coraz więcej. Ignorowanie takich faktów, niechodzenie na regularne badania, niedbanie o siebie, zła dieta, brak aktywności fizycznej i przebywanie w permanentnym stresie, to po prostu RYZYKO. Jeśli przyjrzymy się bliżej temu, co mówią współcześni specjaliści z różnych dziedzin: żywienia, aktywności fizycznej, psychologii, medycyny chińskiej – to stwierdzimy, że wszyscy apelują o bycie „tu i teraz”. Ja też się tego sama uczę i tego Państwu serdecznie życzę. Bo czasem, żeby dojść do harmonii, trzeba najpierw pokonać smoka.
WSZYSCY MAMY MOC Z MARZENĄ GĄDEK ROZMAWIA DOROTA KOŚCIUKIEWICZ-MARKOWSKA
„Zepsułam się w jedną noc. Po urodzeniu syna. Nie miałam pół ciała. Czułam się, jakby mnie wcale nie było… Stwardnienie rozsiane zaatakowało i dosłownie zwaliło mnie z nóg. 11 lat trwało naprawianie, ale udało się. Teraz wiem, że wszyscy mamy moc”.
Z Marzeną (62 lata) poznałyśmy się kilka lat temu na studiach z neurokognitywistyki w szpitalu na Unii Lubelskiej. Pewnego dnia jedna z wykładowczyń mówiła o zaburzeniach neurologicznych. Mówiła też, że nie ma żadnych cudów w medycynie – jak ktoś jest chory, to jest chory. I kropka. Wtedy jedna ze studentek wstała i zapytała: „A ja?”. Zmieszana wykładowczyni zmieniła szybko temat. Tą studentką byłaś Ty :). Opowiedz o swojej historii, która jest tak nieprawdopodobna, że aż trudno w nią uwierzyć. Jednak Ty jesteś tutaj, siedzisz naprzeciwko mnie i wyglądasz całkiem realnie. I przede wszystkim zdrowo. W wieku 36 lat dowiedziałam się, że jestem chora na stwardnienie rozsiane. Miałam bardzo dziwne objawy. Na początku patrzyli na mnie jak na idiotkę. Ponieważ uszkodzony układ nerwowy potrafi wyprodukować niesamowity zestaw różnych odczuć. I trudno jest tę chorobę zdiagnozować.
Jakie miałaś objawy? Objawy na początku nie były dla mnie istotne, bo pracowałam bardzo ciężko, nie miałam świadomości, że mam SM (stwardnienie rozsiane). Ja jestem z pomorskiego chowu. Jestem silną kobietą. Nie użalam się nad sobą. Kiedy zaczyna się SM na początku nie zwala z nóg, człowiek nie przestaje nagle widzieć, nie poraża go jak po wylewie, to są bardzo subtelne zmiany w centralnym układzie nerwowym. Zmiany są w mózgu, w rdzeniu przedłużonym. Uszkodzeniu ulega mielina, czyli osłonka nerwów. W tej chorobie wolno przechodzi impuls albo potyka się. Można powiedzieć, że centrala przestaje działać. Robią się spięcia. Jak w domu z elektrycznością. Jak mi się robi takie spięcie, to mięśnie mi się same spinają. Niezależnie od mojej woli… Masz zmiany w mózgu? A jak! Kilkadziesiąt. Teraz, mając sprzęty typu
32
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
neuroobrazowanie mózgu, zdiagnozowanie stwardnienia rozsianego jest proste. Każdy neurolog na podstawie moich badań bezbłędnie poda diagnozę. No i jak to było? Kiedy zaczął się ten impuls do samo-zdrowienia?
Nie mogłam być unieruchomiona. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Jak jesteś matką, to i bez nóg będziesz chodzić. Miałam dziecko. Najważniejszą rzeczą w tego typu chorobach jest, by nie pozwolić żeby się tobą zajęto. Nie pozwolić, żeby ktoś przejął nad tobą opiekę. Nie być ofiarą?
Od początku. Wzięłam odpowiedzialność sama za siebie. Każdy odpowiada za siebie. Każdy ponosi odpowiedzialność za swoje życie. Ja, mając jednodniowe niemowlę, musiałam wziąć pełną odpowiedzialność za moje życie. Byłam mamą. Obudziłam się w drugiej dobie po porodzie, mając 38 lat i okazało się, że nie mam ciała, że nie istnieje moje ciało od piersi po czubki palców u nóg. Mam na szczęście porażenie spastyczne – czyli uszkodzenie mojego układu nerwowego powoduje nadmierne spięcie mięśni, które spinają się same, mimowolnie. Jak się zepnie taki mięsień, to nie można nic zrobić, póki nie puści. Drugie porażenie nazywa się wiotkim i wtedy człowiek jest jak szmaciana lalka i to jest dużo trudniejsze. Jak masz spastyczne, to jest łatwiej, bo jak już nogę postawisz, to może stać przynajmniej jak kołek. Tak było w moim przypadku… Czyli SM zaatakował Cię w drugiej dobie po urodzeniu dziecka?
Ja takich słów nie używam. To nie jest kwestia ofiary. Chodzi o to, by nie być pacjentem. Najbardziej bierną formą człowieka na świecie jest pacjent. Tu chodzi o samodzielnego człowieka. Samodzielnie żyjącego tak, jak chce. Samoobsługowego. Odpowiedzialnego za siebie. To o to chodzi w naszym życiu. Nie chodzi o to, by być najszybszym, najbardziej inteligentnym czy najsprytniejszym. Nie musimy być najlepsi na świecie, ale na tyle dobrzy żebyśmy poradzili sobie z naszym życiem. Z tym, co sobie wybraliśmy albo z tym, co zesłał nam los. To nie jest heroizm żyć swoim życiem. Każdy musi się sobą zająć. Rodzisz się, a na koniec umierasz. A to co pomiędzy jest życiem. Każdy człowiek ma czasami wszystkiego dosyć. I według mnie nie ma prawa do ucieczki w śmierć, czy poddanie się, bo życie jest dziedzictwem odwagi naszych przodków, którzy walczyli po to, abyśmy my żyli. Masz niewiarygodną siłę. Skąd wziął się w Tobie ten impuls?
Tak. Długo miałaś taki stan? 11 lat. Dokładnie mogę powiedzieć, że zepsułam się. Obudziłam się zepsuta. Używam celowo takich słów, bo to jest właściwe słowo. Co mam powiedzieć, że obudziłam się chora? Każdy przecież jest jakoś chory. Słowa są ważne. Słowa nie są przezroczyste. 11 lat byłaś unieruchomiona?
33
No właśnie z pomorskiego wychowania. Bo teraz na jedno dziecko przypada zbyt wielu dorosłych. Dziecko w naszych czasach ma wszystko. I ma stać się nie wiadomo kim. Jednocześnie daje się mu za dużo wyborów. Nie można dawać dzieciom rządzić. Dziecko nie może przejmować odpowiedzialności. W konsekwencji wyrastają z takich dzieci słabi młodzi ludzie. I młodzi ludzie jak przeczytają, że mają
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
nieuleczalną chorobę, to załamka. Nieuleczalne dla medycyny. To brzmi jak wyrok. A oprócz medycyny, która jest niezwykła i robi cuda, jest jeszcze cały wszechświat, który jest do dyspozycji nas wszystkich. Ludzie są uwiedzeni przez medycynę. Bo medycyna naprawia nogi, ręce, serce, oczy, mózg. Trzeba tylko znaleźć odpowiedniego profesora. Ale w wypadku chorób „nieuleczalnych” jak stwardnienie rozsiane jest bezradna, rozkłada ręce… A są techniki samoleczenia, które naprawiają ciało. Ty zaczęłaś z tymi technikami od początku? Gdyby mój syn nie urodził się wtedy, kiedy ja się zepsułam, to by mi się nie chciało naprawiać. To był dla mnie ogromny bodziec. Musiałam szukać jakichś metod. Nie mogłam nie robić nic. Miałam takie wewnętrzne przekonanie, że nie ma takiej sytuacji, z której ktoś na świecie by się nie wygrzebał. Jeżeli jednemu człowiekowi coś się udało, to już podważył to, że jest to niemożliwe. Jeżeli on jest człowiekiem i ja jestem człowiekiem, to znaczy, że ja też to mogę zrobić. Nie wiem jak, ale będę szukała sposobu, żeby to zrobić. Żeby się naprawić, żeby dało się żyć. Przed porodem nie miałaś objawów? Przed porodem byłam w dobrym stanie. W dobę po porodzie obudziłam się w innym świecie. Nie mogłam nawet siedzieć. Ale nie mogłam sobie pozwolić, żeby pokazać lekarzom, że coś ze mną nie tak, bo bałam się, że zabiorą mi dziecko. Byłam do tej pory bardzo silna fizycznie. A tu raptem nie kontrolowałam swojego ciała. To jest bardzo trudne doświadczenie. Budzisz się w obcym ciele. Uczyłam się siebie na nowo. Ja jestem bardzo zawzięta. Jak coś mogę, to to robię. Moja mama jest lekarzem, na początku pomagała mi. Potem zostałam sama w domu. Wiem, że człowiek może przejść
34
niewiarygodne rzeczy. Ma w sobie ogromną moc. Ja to wiem z historii rodzinnych. Jak jest twardy, to sobie poradzi. Trzeba tylko sięgnąć do swojej mocy. Bo ją mamy. Wszyscy mamy siły w sobie. Tylko trzeba po nie sięgać. No i jak to było? Ty sama z maleństwem… Powoli się wygrzebywałam. Na początek nie mogłam myśleć nawet na 10 minut do przodu. Musiałam być w teraźniejszości. Czysty buddyzm. „Teraz mam dojść tam. Teraz mam zrobić to. Teraz mam załatwić tamto”. Na myślenie o przyszłości nie masz energii. Trzeba przetrwać tylko ten moment. A potem zobaczę, co będzie. A potem będę myślała, co potem. Skreślałam pół dnia i kolejne pół dnia. Było już o pół dnia do przodu, bo ja w każdym momencie mogłam się kompletnie zepsuć. Jak przeżyłam pół dnia, to wiedziałam, że o pół dnia moje dziecko będzie starsze, bo w każdej chwili mogłam przestać istnieć. Komuś o pół dnia byłoby łatwiej się nim zająć. Jak to wyglądało fizycznie? Jak się poruszałaś? Na początku, jak się nachylałam do przodu, to wszystkie mięśnie mi się napinały i się wyginałam w taki kompletny łuk, nogi mi się podwijały, potem zsuwałam się na kolana, na czworaka i po kanapie wstawałam. Tak funkcjonowałam. Miałam dziecko. Dziecko potrzebuje, żeby matka była blisko i je karmiła. To ja byłam blisko i je karmiłam. Wystarczyło, że byłam. Nie było realne, żebym pracowała na początku, bo mnie prawie nie było. Dokładnie tak się czułam, jakby mnie prawie nie było... Ile czasu Cię prawie nie było? Trudno powiedzieć. Był czas, że chodziłam o dwóch kulach. Nie stałam pionowo. Nie by
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
łam w stanie utrzymać pionu dłużej niż chwilę. Chodziłam na tych kulach w taki sposób, że bujałam się mocno. Był też okres, gdy chodziłam na czworaka do ubikacji. Mogłam czasami nie chodzić w ogóle. To trwało około 11 lat.
Uczyłam się z wielu książek. Wtedy za mało mnie było, żeby zrozumieć te techniki, miałam jeszcze za mało energii. Teraz są one dla mnie proste jak drut. Ale robiłam je. Powtarzałam. Nabierałaś sił?
Od czego zaczęło się więc Twoje „naprawianie”? Zaczęło się od tego, że w międzyczasie ja, prawie nieistniejąca, obejrzałam program telewizyjny o bioenergoterapii. Potem zobaczyłam gdzieś ogłoszenie, że tego typu kurs jest organizowany w Poznaniu. Nie byłam w stanie pojechać, bo nie byłam w stanie ruszyć się z miejsca. Na kurs pojechali po tę nową wiedzę dla mnie moi rodzice. Wiedziałam już, że jest jakiś sposób. Zaczęłam szukać. Synek miał już półtora roku. Zobaczyłam jakieś mgliste światełko w tunelu.
Tak, ale to był dopiero początek. W 1999 r. poszłam do pracy, ktoś za mnie poręczył, że dam sobie radę. Trzymałam się biurka, żeby pod biurko nie spaść. Pracowałam w firmie prawnej i sprawdzałam tam dokumenty. Byłam jedyną osobą, która nie opuściła jednego dnia z powodu choroby. Pracował tam ze mną kolega – Piotr Ciesielski (www.tai-chi.net.pl), który mówił, że nie mógł na mnie patrzeć, jak ja pełzam po schodach na pierwsze piętro. Piotr znał karate i tai chi. I mówię do niego – znajdź coś Piotr. I on nauczył się Qi gong tak naprawdę dla nas. Czyli Qi gong był dla Ciebie elementem kluczowym?
Co było potem? Pierwszym prawdziwym wyjściem z samego dna, odbiciem się od niego, była dla mnie metoda Silvy. Mój synek miał wtedy prawie 2 latka. Wytrzymałam od 9:00 do 20:00 na zajęciach. To był wyczyn, ale wiedziałam, że to jest dla mnie dobre. Poznałam tam praktyki, narzędzia do pracy z umysłem, z podświadomością. Wiedziałam już, że można coś ze sobą zrobić. Potem, używając tej techniki, zamknęłam pewne sprawy życiowe, których nie mogłam zamknąć przez 12 lat. Zaraz potem pojechałam z synkiem do Wrocławia na drugi stopień Silvy. Potem skończyłam wszystkie kursy samoleczenia Silvy, jakie były. Jeździłam do Zabrza, Warszawy. Silva jest dla mnie jak abecadło. Jest bardzo logiczna. Czyli na początku była Silva, coś jeszcze?
35
Tak. To był rok 2003 i pamiętam to jak dziś. Po pierwszych ćwiczeniach z Qi gong dwa dni leżałam jak trup. Moja znajoma neurolog twierdzi, że często są mocne pogorszenia i potem jest poprawa. Ja byłam pewna, że się już skończyłam. I kolejnego dnia, to był poniedziałek, usiadłam i ruszyłam palcami u stóp. Coś przebiło się, połączyło. Miałam wtedy myśl, że jestem naprawiona. I tak się naprawiałam z dnia na dzień jak na amerykańskim filmie. Bardzo szybko nie potrzebna mi była lewa kula, przeszkadzała mi. W ile czasu się naprawiłaś? Ja po pierwszych zajęciach zaczęłam się naprawiać! A w 3 miesiące się naprawiłam. Ćwiczyłam raz w tygodniu, ale wszystkim. Całym ciałem i umysłem. Używałam wyobraźni. Czułam
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
dotknięcie energii. Na oczach ludzi się naprawiłam.
uczysz medytacji. Jak coś robisz, to to robisz albo nie robisz. Ta skupiona ludzka myśl ma ogromną moc.
Jak myślisz, co jest najważniejszym elementem w procesie uzdrowienia?
Co byś chciała powiedzieć ludziom?
Jednym z pierwszych kroków, jaki musisz zrobić, jak masz tzw. „nieuleczalny” problem, to zastanowić się, jakie masz korzyści z tego nieuleczalnego stanu. Co ci to załatwia w życiu? Przynajmniej musisz uświadomić to sobie. Jest bardzo wiele elementów tej układanki, która się składa na uzdrowienie.
Że mamy obowiązek używać rozumu, po to go dostaliśmy. I wolnej woli, kiedy jest mi bardzo źle, jak każdemu człowiekowi, to myślę sobie, jak wyjątkową i niezwykłą rzeczą jest urodzić się człowiekiem. To jest przywilej urodzić się człowiekiem. To jest taka rzadkość, a my tego w ogóle nie doceniamy.
A co dla Ciebie było cudem?
Czy trzeba wierzyć, żeby się samo-uleczyć?
Jeszcze większym cudem, niż to, że to się połączyło, to znaczy, że stopy zaczęły działać, było to, że ja, chodząc tyle lat w taki przykurczony sposób, miałam ogromne problemy z biodrem, a w momencie jak odrzuciłam kule, biodro wskoczyło, wyprostowało się i nic mnie nie boli. Nie mam problemów z odcinkiem krzyżowym kręgosłupa. Nie dokucza mi. Jeden z lekarzy, jak zobaczył moje zdjęcie kręgosłupa, to się dziwił, jak człowiek z takim kręgosłupem, może w ogóle stać. A mnie nie boli, to jest cud, jak cała reszta. Ale nie jestem odosobniona. W naszym ośrodku (Polskie Towarzystwo Stwardnienia Rozsianego Szczecin www.ptsr.szczecin.pl) jest wiele osób, które są przykładami cudu.
To nie jest kwestia wiary. Trzeba po prostu robić. Ja nie muszę wierzyć, że zacznę pisać i czytać. Ale jak będę robić te wszystkie kółeczka i kreseczki, to najpierw będę rysowała kulfony, ale kiedyś w końcu nauczę się pisać. Jak będę się uczyć, to się nauczę. Trzeba działać.
Podsumowując, co jest kluczem? Myślenie, że to jest możliwe. Co jest możliwe? Myślenie, że naprawienie swojego ciała jest możliwe. Wbrew temu co np. mówi medycyna konwencjonalna, tylko narodziny i śmierć są zakodowane w nas. A środek jest do naszej dyspozycji. Myśl skupiona jest jak laser. Jak w medytacji, przecież sama o tym wiesz, 36
Czy Ty inspirujesz innych? To nie jest tak. Nie wiem, czy ja kogoś mogę inspirować. Nie można kogoś zainspirować, jeżeli człowiek nie będzie chciał być zainspirowany. Jeśli nie poszukuje, to odpowiedź może mu leżeć tuż przed nosem, a on tego i tak nie zauważy. Ja wiedziałam, że mi się uda pewnego dnia, a jak nie to padnę w boju, nie czekając, aż ktoś mnie uratuje. Za mnie nikt nie będzie chodzić. Nigdy nie oczekiwałam, że raptem będzie lepiej, nieustannie poszukiwałam. I szłam do przodu. Działałam. Uczyłam się nowych technik. Qi gong był po prostu kolejnym narzędziem. Zadziałał. Ale nie sam. Bez pomocy mojego umysłu i bez przygotowania nie sądzę, żeby przydarzył mi się taki cud. Znajoma lekarka mówi, że naprawiłam się, bo byłam jak dobrze uprawiane pole, na które trafiło dobre ziarno. I coś w tym jest… SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
SZKOŁY Z SERCEM
ZAWODY Z PASJĄ *na wybranych kierunkach
MEDYCZNA SZKOŁA POLICEALNA, SZKOŁA POLICEALNA, LICEUM MEDYCZNO-KOSMETYCZNE, KWALIFIKACYJNE KURSY ZAWODOWE, KURSY I SZKOLENIA, AGENCJA ZATRUDNIENIA Informacje i zapisy: Collegium Medyczne Medica Oddział Szczecin ul. Księcia Bogusława X 9/3 tel. 91 816 58 57 bezpłatna infolinia: 800 800 188 www. medica.edu.pl / MedicaCollegiumMedyczneSzczecin
Wbrew temu, co sądzi wiele osób, tradycyjne ścieżki medytacyjne nie interesują się „odlotem” czy sztuką odrywania się od rzeczywistości. Tak naprawdę jest wręcz odwrotnie, ich koncepcje i metoda są bardzo konkretne. Motywem, który przyczyniał się do poszukiwań mistycznych, było i jest doświadczenie cierpienia, które przecież w sposób mniej lub bardziej subtelny odczuwa każdy z nas, czy to w formie dosłownego psychicznego lub fizycznego bólu, czy poczucia niespełnienia w jakiejś dziedzinie, czy może pewnego rodzaju metafizycznej tęsknoty. Ponieważ powszechnie znane środki nie zawsze przynoszą ulgę lub po prostu pomagają w pewnych kwestiach, a w innych nie, mistycy poszukiwali innych dróg uwolnienia się od cierpienia. Ich metodą było pozbycie się identyfikacji ze swoimi emocjami, rolami społecznymi itp., porzucenie automatyzmu. Dlatego w tradycji medytacyjnej mówi się o wolności i o oduczaniu, które są podstawą metodyki procesu medytacyjnego.
CZYM JEST MEDYTACJA?
Jako medytację definiuje się różnego typu praktyki wychodzące od koncentracji, skupienia lub od ćwiczenia stanu obecności/uważności. Jest to definicja ujmowana z perspektywy technicznej, jest konkretna, ale nie jest doskonała, bo tak naprawdę określenia medytacja używamy do (a) technik wychodzących od uważności i koncentracji, (b) procesu, który jest uruchamiany przez te techniki, (c) ścieżki rozwojowej/duchowej obudowanej wokół tego procesu. W medytacji wychodzącej od koncentracji po prostu przyjmujemy jakiś przedmiot koncentracji (może to być miejsce w ciele, wizualizacja, mantra, intencja itp.) i skupiamy się na nim.
39
Nie wypieramy pojawiających się doświadczeń (myśli, emocji, wrażeń zmysłowych), ale też nie przenosimy na nie uwagi. Pozwalamy im przepływać niejako w tle, a skupiamy się tylko na przyjętym przedmiocie koncentracji. Patańdżali w jogasutrach nazywa ten rodzaj medytacji samjamą, a poszczególne jego etapy: dharaną (koncentracją), dhjaną (medytacją) i samadhi. Inayat Khan, wybitny mistyk Indii, mówi o tego typu medytacji w następujący sposób: „W wielu tradycjach znajdujemy ślady praktyki medytacyjnej, jednak nikt nie potrafi ująć słowami, dlaczego ludzie medytują i czego doświadczają w medytacji. By uczynić to bardziej namacalnym, pozwolę sobie powiedzieć, że życie moglibyśmy podzielić na dwie części: życie zewnętrzne i życie wewnętrzne. (…) Aby jeszcze to uprościć, można określić jeszcze podział (…) na dwie kategorie. Jedna jest związana z działaniem, druga ze spoczynkiem. Tak jak działanie jest potrzebne w życiu, tak spoczynek jest niezbędny, czasem nawet bardziej niż działanie. Wszelkie choroby układu nerwowego czy zaburzenia umysłowe biorą się właśnie z braku spoczynku. Ta jakość życia, która jest eksplorowana przez medytację, to świat spoczynku. Tak jak poprzez różnego rodzaju aktywność możemy zgromadzić określone doświadczenie, wiedzę, umiejętności, tak przez spoczynek również nabywamy określoną siłę, iluminację czy spokój. (…) Pierwszym krokiem na ścieżce medytacji jest koncentracja. Oznacza zdolność do ukierunkowywania umysłu (…). Gdy pójdziemy dalej tą samą ścieżką, odkryjemy medytację, która oznacza utrzymywanie tej samej myśli. (…) Gdy pójdziemy jeszcze dalej, dotrzemy do [samadhi], doświadczenia, które powstaje przez doskonałą kontrolę umysłu i poprzez wznoszenie się ponad działanie umysłu, doświadczenia, przez które zaczynamy dostrzegać wewnętrzną stronę życia”.
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
W medytacji uważności nie skupimy się na jednym elemencie, tylko niejako rozlewamy naszą koncentrację na całe nasze doświadczenie.Medytacją uważności będzie na przykład ćwiczenie uważnej obecności, w którym staramy się pozostawać zrelaksowani i pozwalamy przepływać wszelkim doświadczeniom (myślom, emocjom, wrażeniom zmysłowym itd.), nie oceniając ich, nie nazywając, nie wypierając, ani nie „dokarmiając” ich. Jest wiele typów medytacji uważności, w niektórych staramy się doświadczać całościowej obecności, a w niektórych skupiamy się po prostu na jednym obszarze doświadczeń, np. doświadczeniach ze zmysłu dotyku albo na tym, jak ciało rezonuje na nasze emocje czy myśli w obszarze brzucha i klatki piersiowej. W doświadczeniu uważności zaczynamy od bycia świadkiem, pasywnym obserwatorem naszego doświadczenia, ale docelowo można by powiedzieć, że mamy niejako stać się obecnością.
40
Część większej całości Warto pamiętać, że ścieżka medytacyjna obejmuje wiele różnych praktyk formalnych, takich jak chociażby praca z ciałem i świadomością ciała w różnych formach: modlitwa, praktyki etyczne, introspekcja, koncentracja, medytacja uważności i medytacja wychodząca od koncentracji oraz nieograniczone spektrum nieformalnych działań. Oczywiście to nie tak, że każdy adept medytacji powinien wykonywać to wszystko. W rzeczywistości różnych technik jest tyle, ponieważ każdy człowiek jest inny, ma różne poglądy, zaczyna w różnych stadiach życia, co innego go motywuje, ma inne potrzeby etc. Niewątpliwie jednak wszystkie szkoły mistyczne podkreślają, że niezbędnym tłem formalnej medytacji są praktyki etyczne, które mają pozwolić adeptowi poznać swoje wartości i dążyć do spójności z nimi. Rzeczywiście nawet cały dzień spędzony na siedzeniu i skupianiu uwagi nic nie da, jeśli nie podejmujemy wysiłku, by być spójnym z tym, co dla nas w życiu ważne.
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
TWOJA PRZYSTAŃ NA DOBRE MARINA DEVELOPER narodziła się z potrzeby otaczania się pięknem, nie tylko tym stricte materialnym, ale także emocjonalnym czy energetycznym. Nie idzie wszak tylko o to, aby pięknie mieszkać, ale także, aby to mieszkanie – życie dzielić z dobrymi ludźmi, w dobrym otoczeniu z ładnym widokiem nie tylko za oknem. Możemy o sobie powiedzieć, że jesteśmy wyjątkowi, ale wolimy powiedzieć, że jesteśmy niekonwencjonalni i nastawieni na indywidualne potrzeby naszych klientów, ponieważ cenimy sobie odważne i niebanalne rozwiązania w życiu i pomysły na życie.
ZEN
A WSPÓŁCZESNY CZŁOWIEK TEKST: ROBERT WISZOWATY
Zen często kojarzy się nam z mnichem z siwą brodą, ubranym w długie szaty, który albo medytuje na szczycie góry, albo walczy ze złem, aby uratować świat. To dość częsty wizerunek ukazywany w filmach. W rzeczywistości zen jest nauką o umyśle i jest formą buddyzmu. Słowo „nauka”, w formie jaką rozumiemy, funkcjonuje dopiero kilkaset lat, lecz człowiek od tysiącleci próbował dociec, jak funkcjonuje umysł, gdzie jest i co nim kieruje, że odczuwamy szczęście albo cierpienie. W owych czasach było bardzo wiele teorii na ten temat. Nie były one jednak spójne i większość z nich pojęcie szczęścia kojarzyła z istnieniem Boga, jednego lub wielu. Jednak 2,5 tysiąca lat temu w dalekich Indiach, Gautama Shakyamuni sformułował spójną i racjonalną teorię funkcjonowania umysłu. Moment, gdy doświadczył owego stanu zrozumienia, nazwano oświeceniem, człowieka po jego śmierci nazwano Buddą, a nauki, które głosił i które przetrwały w niezmienionej formule do dziś, nazywają się buddyzmem. Gautama Shakyamuni nauczał, że ludzie postrzegają rzeczywistość przez filtr swoich życiowych doświadczeń. Ponieważ nie ma ludzi o identycznych doświadczeniach, każdy z nas formułuje nieco inne idee i opinie na temat otaczającego świata. Innymi słowy, każdy
42
z nas w mniejszym lub większym stopniu ma zniekształconą ocenę rzeczywistości. Jeżeli różnice w opiniach i ideach są duże, wtedy często stają się przyczyną konfliktów między ludźmi, a nawet wojen pomiędzy narodami. Budda wykazywał, że strażnikiem takiego rodzaju postrzegania jest „ego”, czyli wszystkie nawyki myślowe i emocjonalne danego człowieka wynikające właśnie z jego doświadczeń, których skutkiem są myśli i idee, a w efekcie czyny. Siła ego, czyli naszego nawykowego myślenia, jest tak duża, że nie jesteśmy w stanie zmienić świadomie tych nawyków, nawet jeśli rozumiemy ich negatywne skutki. Jesteśmy niewolnikami naszych nawyków, myśli, opinii i idei. Budda nauczał, że aby uwolnić się od negatywnych skutków negatywnych myśli i nawyków umysłowych, człowiek powinien wypracować umiejętność utrzymywania umysłu w pełnej koncentracji na tym, co w danej chwili robi. Wtedy ego nie ma dostępu do naszej świadomości i myśli, a my postrzegamy rzeczywistość bez zniekształceń i iluzorycznych pragnień. Aby było to możliwe, czyli aby przezwyciężyć olbrzymią siłę ego, potrzebny jest długi i systematyczny (codzienny) trening pozostawania umysłu w teraźniejszości, dziś powszechnie znanym pod pojęciem „bycia tu i teraz”. Trening ten to trening medytacji. Bez treningu medyta
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
cji nie jesteśmy w stanie zmienić skutecznie ciemnych barw naszych myśli i emocjonalnych nawyków, czyli… jakości naszego życia. Co na to współczesna nauka? Gdy przychodzimy na świat, właściwie wszystkie organy naszego ciała mamy już wykształcone, z wyjątkiem kory mózgowej. Mózg człowieka to prawie 10 mld komórek nerwowych zwanych neuronami. Kora mózgowa kształtuje się aż do 3 roku życia i odpowiada między innymi za magazynowanie przeżytych doświadczeń oraz nabytych umiejętności. Każde nowe doświadczenie małego dziecka ma odbicie w reakcji na to wydarzenie mającej postać elektrycznej aktywności poszczególnych neuronów. Reakcja zostaje zapisana w korze mózgowej w postaci elektrycznego śladu po takim zdarzeniu zwanym ścieżką neuronową. Ścieżka neuronowa działa podobnie jak ścieżka wiodąca przez wysokie chaszcze. Jeśli chcemy się przez nie przedrzeć, za pierwszym razem jest ciężko. Za drugim razem staramy się iść po poprzednich śladach, aby było łatwiej i jest łatwiej. Jeśli chodzimy tą ścieżką często, ścieżka staje szeroka i idzie się już wygodnie. Podobnie jest ze ścieżkami neuronowymi. Jeśli wykonujemy jakąś czynność wielokrotnie, ścieżka neuronowa będąca odbiciem tej czynności w mózgu będzie coraz grubsza. Nasz mózg składa się z tysięcy takich ścieżek neuronowych, a każda z nich odpowiada za określony nawyk fizyczny, myślowy, czy emocjonalny. Jeśli coś robimy albo myślimy w określony sposób bardzo długo i bardzo często, to ścieżka neuronowa może mieć grubość nawet 1 mm. Najgrubsze ścieżki neuronowe człowiek tworzy do 3 roku życia. Wtedy właśnie wynosimy z domu mniemanie o sobie i otwartość na świat zewnętrzny (lub obawę w stosunku do niego), a kolejne idee i opinie budujemy na ich fundamencie. Obliczono, że ucząc się nowej umiejętności, wykonując daną czynność (fizyczną lub umy43
słową) codziennie, w ciągu 3 do 6 miesięcy doprowadzamy do wytworzenia nowej ścieżki neuronowej. Tak jest z nowymi umiejętnościami i nawykami. Inaczej jest z nawykami, które już mamy i chcemy je zmienić. Taką ścieżkę tworzymy czasem przez lata, ponieważ taka ścieżka zacznie dobrze funkcjonować dopiero wtedy, gdy stanie się grubsza od ścieżki, którą chcemy zmienić. Dlaczego praktykuję zen? Wszyscy rodzimy się z umysłem „tu i teraz” i możemy to zaobserwować, patrząc jak bawią się małe dzieci. Około 32 miesiąca życia kontrolę nad naszym umysłem przejmuje ego i z każdym miesiącem i rokiem tracimy kontakt z pierwotnym umysłem „tu i teraz”, pogrążając się w pragnieniach dotyczących przyszłości lub rozpamiętując przeszłość. Czytamy, słuchamy i wiemy coraz więcej, jednak nie jesteśmy bardziej szczęśliwi, nie rozumiejąc dlaczego. Zen jest nauką przekazywaną nie poprzez wiedzę, lecz przez doświadczenie. Doświadczenie dotarcia do naszego pierwotnego umysłu „dziecka” i patrzenia na świat bez filtra ego, odczuwając szczęście jako równowagę, wolność od pożądania, zazdrości, nienawiści, odczucia samotności, czy zaniżonej samooceny. Jednak przeczytanie 1000 książek i podobnych artykułów żadnego z tych emocjonalnych nawyków nie zmieni. Praktyka medytacji jest pojazdem do tego utraconego wolnego świata. Jest narzędziem do tworzenia i ciągłego pogrubiania ścieżki neuronowej umysłu „tu i teraz”, po to aby go używać, kiedy tego chcemy. Abyśmy przestali być niewolnikami myśli i nawyków naszego ego i abyśmy radość i spokój tego wolnego umysłu wnosili do własnych domów, w miejsce lęków, stresów i niespełnionych oczekiwań. Chcesz dowiedzieć się więcej o praktyce medytacji? Zapraszam do kontaktu: ROBERT@IDEAINWEST.PL
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
Medytacja Często pada pytanie: Po co właściwie ta cała medytacja? TEKST: DOROTA KOŚCIUKIEWICZ-MARKOWSKA
Procesy, jakie zachodzą w umyślę, są wielopłaszczyznowe, chociaż z zewnątrz wydaje się, że nic nie robisz. No właśnie. Nie robisz. Wchodzisz w stan bycia, nie działania… A w tym stanie zachodzą różne ciekawe procesy. Zaczynasz zauważać swój świat wewnętrzny, a dzięki temu zmienia się postrzeganie Twojej rzeczywistości. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmienia się coś w Tobie. Ta zmiana z kolei powoduje, że świat zewnętrzny też zaczyna być inny. I w sumie nie jest to do końca „zmiana” – dalej jesteś sobą, może nawet bardziej niż kiedykolwiek. Oczywiście jest to proces, który przebiega powoli. Dlatego do praktyki medytacji potrzebna jest cierpliwość i konsekwencja, tak jak przy sadzeniu ziarenek, z których wyrośnie kiedyś wielkie drzewo. Bez pomocy deszczu, ziemi i troski ogrodnika ziarenka zostaną na zawsze tylko nasionkami ukrytymi na dnie Twojej szafki, zostaną czystym, lecz niewykorzystanym potencjałem. Medytacja jest taką właśnie ziemią, deszczem i troską, dzięki którym zaczynasz rozkwitać, ukazując sobie i światu coraz to nową odsłonę. Transformujesz się od środka. Powoli i konsekwentnie. Jak nasiono, z którego na początku wyrasta maleńki kiełek,
potem małe drzewko, potem dorodne drzewo. Drzewo, które na koniec samo może dać owoce. Medytacja uważności zwiększa więc zrozumienie siebie samego i świata zewnętrznego. Celem medytacji jest zrównoważony, stabilny, czysty i przejrzysty a przede wszystkim zrelaksowany umysł. Umysł jest niezbędnym narzędziem do życia, ale tylko narzędziem, a nie władcą ciągnącym nas w swoje sidła i nieprawdziwe interpretacje rzeczywistości. Dzięki medytacji uważności wychodzimy powoli z pomieszania, w którym tkwimy. Pomieszania idei, hipotez, a nawet myśli, emocji i uczuć. Porządkujemy umysł. Zaczynamy widzieć bardziej to, co jest, a nie to, co nam się wydaje, że jest. Wychodzimy z nawyku. Ze schematu. Z klatki, która opasuje nas szczelnie od środka. Zaczynamy zauważać różne nieprawdziwe interpretacje rzeczywistości, fantazje i wyobrażenia umysłu. Zaczynamy zauważać ciągłe ruminacje umysłu – czyli myślenie w kółko na każdy, dowolny temat. Zaczynamy zauważać nieustanne dialogi wewnętrzne, wieczne analizy i porównania, które prowadzą nas do lęków, ataków paniki, stresu, agresji czy
do depresji. Ogólnie rzecz ujmując – do pomieszania umysłu. W najlżejszym przypadku mamy wieczne poczucie niepokoju bądź irytacji, a każdy najlżejszy bodziec wyprowadza nas z równowagi. Medytacja pozwala zauważyć to wszystko, co dzieje się w przestrzeni naszego własnego umysłu. Zaczynamy zauważać również własne automatyzmy i z czasem, powoli zaczynamy reagować adekwatnie do sytuacji, nie nawykowo. Nasz mózg fizycznie się zmienia. Niby nic nie robimy, a fale mózgowe ulegają zmianie. Powoli zaczynają układać się w optymalny wzór. Umysł porządkuje się. Zaczynamy działać świadomie. Wraz z praktyką poprawia się samopoczucie psychiczne i fizyczne. Uczymy się odpuszczać. Umysł relaksuje się, ciało również. Odchodzi więc wiele bóli psychosomatycznych, za które odpowiedzialny był stres i wieczne napięcia spowodowane biegiem w nieskończoność donikąd. Poprawiają się nasze relacje, bo zaczynamy zauważać siebie i innych. Zaczynamy troszczyć się o siebie i o najbliższych. Zaczynamy zdawać sobie sprawę z upływu czasu, dlatego powoli transformuje się nasze życie. Zaczynamy więcej uwagi poświęcać rzeczom ważnym. Doceniamy chwile z ludźmi, którzy są, bo zaczynamy widzieć przemijalność wszystkiego. Przestajemy bać się kochać, czy troszczyć się o to, co dla nas najcenniejsze. Przestajemy to-
czyć wojny o nieważne poglądy, które i tak do końca nie są nasze. Pozwalamy chwili trwać, bo już wiemy, że nie będziemy żyć wiecznie i dzięki tej świadomości osadzamy się w teraźniejszości. A wieczorem, kiedy idziemy spać, uśmiechamy się do siebie, patrząc na nasz spędzony dzień jak na dobry film. Film, w którym podjęliśmy świadome decyzje, w którym świadomie wybraliśmy między wieloma, niekiedy sprzecznymi, opcjami. I te decyzje i wybory były dobre, nie tylko dla nas. Podejmując je, potrafiliśmy również dostrzec z pełną odpowiedzialnością, zrozumieniem i empatią innych. Zrozumieliśmy drugiego człowieka, jego potrzeby, jego wizje. Potrafiliśmy słuchać i słyszeć. Czuć i przeżywać. Być… I jak tak w retrospekcji patrzymy na nasz dzień, to czujemy, że jest dobrze. Że świat pomimo wszystko jest dobry. I bez żadnego stresu, poczucia winy, lęku czy upchanej w podświadomości złości zasypiamy słodko jak dziecko. W beztrosce. W końcu. I to jest prawdziwa medytacja. Życie. Nie tylko siedzenie na poduszce z wygiętymi dziwnie kolanami. To stan umysłu. I tak, jak drzewo z nasionka staje się drzewem, Ty w końcu stajesz się w pełni człowiekiem. Nie żebyś wcześniej nim nie był, po prostu zaczynasz to zauważać i zaczynasz reagować jak człowiek. Nie musisz już być perfekcyjny i idealny. Odpuszczasz. Wystarczający jest sam fakt, że jesteś dobry.
Czy medytacja jest prosta? Nie. Bo potrzebujesz konsekwencji, o która trudno w naszych czasach. Czy medytacja jest trudna? Też nie. Bo masz siebie cały czas i możesz zacząć choćby dziś. Jeśli chcesz zacząć, zapraszam na wprowadzenie do medytacji uważności w Szkole Szczęścia (www. szkolaszczescia.com.pl), a potem na cotygodniowe, czwartkowe medytacje. A jeśli chceszdowiedzić się́ o tym, jakie zmiany powoduje i jak wpływa na życie, zachęcam do poczytania relacji uczestników badania „Medytacja365”, projektu w którym siedem osób medytuje codziennie od października 2015.Wypowieź jednej z nich publikujemy na sąsiedniej stronie.
46
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
RELACJA UCZESTNIKA ROCZNEGO BADANIA
„MEDYTACJA 365” W projekcie udział bierze 7 osób, które medytują 24 minuty dziennie, codziennie przez rok. Projekt rozpoczęliśmy 23 października 2015 testami psychologicznymi, które powtórzone będą za rok. Badania kontynuowaliśmy, sprawdzając pracę bioelektryczną mózgu metodą EEG Biofeedback. Badanie to powtórzone zostało po 3 i 6 miesiącach medytacji. Następnie sprawdzać będziemy stan mózgu każdego uczestnika projektu metodą EEG Biofeedback po rocznej medytacji. Regularne ćwiczenia fizyczne bez pominięcia żadnego treningu przez ostatnie 3 miesiące? Odpowiedzialność oraz podejmowanie i wypełnianie zobowiązań? Zauważenie, że ostatnie 3 lata studiów były zupełnie zmarnowanym czasem? A może wejdźmy trochę głębiej? Powiedzmy… Chęć i umiejętność szerszego spojrzenia na każdą napotkaną sytuację? Kwestionowanie myśli, które nieproszone przychodzą do głowy? Czy może po prostu spokój? Myślę, że trudno jest wskazać konkretne etapy medytacji oraz zmiany, jakie wprowadza ona w życiu. Są one po prostu zbyt subtelne do zauważenia z dnia na dzień. To tak samo, jak gdy oglądamy się każdego dnia w lustrze. Nie jesteśmy w stanie dostrzec, jak się zmieniamy, dopóki nie spojrzymy na jakieś stare zdjęcie lub nie zdarzy się coś bardzo zauważalnego, jak pierwszy siwy włos. Niewątpliwie jednak te zmiany cały czas zachodzą. Rzeczy opisane na początku tego tekstu w dwóch pierwszych akapitach są dla mnie niezaprzeczalnymi dowodami na to, że coś się dzieje z życiem osoby, która dotychczas raczej nie posiadała zdolności do zmiany czegokolwiek. Niestety z pozoru nie wszystko jest takie dobre. Medytacja dała mi możliwość zauważenia pewnych wyobrażeń na swój temat. Naprawdę, nie ma zupełnie nic fajnego w tym, że człowiekowi burzą się pewne bardzo ważne
przekonania o nim, a on to doskonale widzi i wie, że nie jest w stanie tego przed sobą ukryć. Kiedy całe życie jest przekonany, że jego największą cechą i zaletą jest coś, co nagle okazuje się być tylko i wyłącznie jego pustą wiarą w to, że taki jest. Wiarą, a nie rzeczywistym faktem. Właśnie w momencie kiedy ta jedna cecha jest najważniejsza, nagle okazuje się, że jest ułudą i czystym wyobrażeniem. Jednocześnie jest to jednak dokładnie to, czego chcemy. Odkryć siebie, to jacy jesteśmy naprawdę. Pozbyć się nawarstwianych przez lata wyobrażeń na swój temat, zbudowanych na podstawie wyobrażeń o wyobrażanych wyobrażeniach. Specjalnie powtarzam to słowo, aby pokazać, jak bardzo jest to absurdalne. Brzmi komicznie, prawda? Szkoda, że robi to każdy z nas. Obecnie, po pół roku, myślę, że właśnie to jest ważne w medytacji. Umiejętność dostrzegania rzeczy, których nie widzieliśmy, mimo że cały czas mieliśmy i mamy je przed sobą i w sobie. A wszystkie inne rzeczy, jak wspomniane wyżej regularne ćwiczenie, wynikają po prostu z nauki samodyscypliny idącej za codzienną medytacją, co również jest bardzo przydatną cechą. Niemniej jednak – tylko dodatkową, ponieważ to chyba poznanie siebie jest najważniejsze. Interesuje Cię projekt? Poczytaj na: www.szkolaszczescia.com.pl /projekt-medytacja-365
to , o r ki... t dob s bno o r d
s a n re o t ja a ...k z c ota
CZY DOBRO JEST DOBRE?
Daria Prochenka – współzałożycielka marki kosmetycznej Clochee Wyobraź sobie, co by było, gdybyś obudził się i zauważył, że z naszego świata zniknęło całe dobro... Czy to na pewno byłoby miejsce, w którym chciałbyś żyć? Świat pełen egocentryków, ponuraków, zimnych liderów i indywidualistów bez uśmiechu. To byłby świat bez przyjaźni, bez spontanicznej radości, bez współpracy. Nikt nie przygarnąłby błąkającego się psiaka, nie zatrzymałby auta przed przejściem dla pieszych, nie pomógł koledze zrozumieć matematyki, nie wysłuchał zwierzeń koleżanki ani nie zadzwonił do stęsknionej babci. Bo przecież dobro to drobnostki, które otaczają nas na każdym etapie życia, a jego największy sens to codzienne, czasem niepozorne uczynki. Dobro nie tylko jest dobre. Jest niezbędne, jak powietrze. Bez niego przestalibyśmy istnieć.
48
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
Jarek Malejewski – waściciel Cafe Rower No jasne, że dobro jest dobre. Dobre zawsze będzie dobre. Należy jednak rozróżnić pojęcia „dobre” i „egoistyczne”. Ważne, żeby było dobrze nie tylko nam, ale i większej całości. Chodzi mi o to, żeby nie zawężać swojego punktu widzenia, lecz spojrzeć na tę kwestię w szerszym kontekście. Trzeba poszerzyć granice postrzegania. Dobre może coś być dla mnie, ale niekoniecznie dla innych. Dlatego odpowiedzialni ludzie, jak np. Mahatma Gandhi, myślą nie tylko o tym, co jest dobre teraz i dla nich, lecz i na dłuższą metę, i dla ogółu. Wszystko zależy od kontekstu oraz od tego z jakiej spojrzysz perspektywy – zarówno czasowej jak i przestrzennej. Czy coś jest dobre dla mojej rodziny dziś lub jutro? Ale czy to samo będzie dobre za rok, za dekadę? Czy to, co jest dobre dla mojej rodziny, jest dobre dla miasta, państwa, planety?
Grzegorz Skorny – Rektor WSTE, z zamiłowania fotograf Dobro poprawia nam komfort życia, nie jest tworem abstrakcyjnym, jest tu i teraz, jest wokół nas i w nas. Czasami nie umiemy go dostrzec i to jest naszą największą wadą. Nie potrafimy cieszyć się drobnymi sprawami, czas ucieka, a życie nas omija swoimi zaletami. Zauważam również, że nie potrafimy za okazywane dobro w tak prosty i naturalny sposób się odwzajemnić ani go docenić. Czekamy na rzeczy duże, a małe nam umykają. Nieraz doświadczyłem dobra i mam nadzieję, że też byłem jego źródłem. 49
Anita Agnihotri – właścicielka restauracji Bombay Wszystko, co dobre, ma pewną cechę wspólną. Dobre jest dobre i to jest koniec tematu. Nie da się tego podważyć. Każdy czyn, który kreuje i potęguje dobro, jest dobrem samym w sobie. W Biblii zostało napisane: Dobry jesteś i dobrze czynisz (Psalm 119–68). Czynienie dobra jest dobre, ponieważ dodaje nam energii. Mocno w to wierzę i zawsze sprawdza się to w moim życiu.
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
O Du ej, która nie potrafiła kochać TEKST: DOROTA KOŚCIUKIEWICZ-MARKOWSKA
Bajka pochodzi w książki „Bajeczki nie tylko dla Majeczki”, będącej zbiorem mądrych bajek z dobrą puentą. Wspieraj wydanie książki na portalu „Polak Potrafi”. Informacje na www.szkolaszczescia.com.pl/bajki
50
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
– Dlaczego nie potrafisz mnie kochać? – spytała odważnie Mała żółta kulka Dużej. – Chcesz wiedzieć?! – krzyknęła Duża niebieska, stając się dzięki temu jeszcze większą. – Hmm – szepnęła Mała, stając się coraz mniejszą. – Bo mnie denerwujesz. Cały czas – odparowała Duża. – Ale czym? Przecież ja nic złego nie robię… – spytała cicho Mała. – Tym, że tobie wszystko się udaje, że robisz to, co chcesz, a to bardzo, bardzo drażni! – krzyknęła Duża, zbliżając się do okrągłych drzwi nory. – Przecież ja robię tylko to, co lubię. Nikogo nie chcę ranić… – głos Małej był coraz cichszy. – I w tym problem. No widzisz. Każdy robi to, czego nie lubi, a ty co sobie wyobrażasz? Że jako jedyna kulka w całym mieście będziesz robiła to, co lubisz?! Nie! W naszym mieście są pewne reguły, a ty non-stop je łamiesz! – krzyknęła Duża, ze wściekłością wypadając z nory. – Nienawidzę jej! – syknęła pod nosem, tocząc się szybko w stronę centrum miasta. – Co ta smarkula sobie wyobraża? Ma wszystko w życiu! I jeszcze chce mojej miłości! Bezczelność. Mała poturlała się za to w kierunku ciepłego parku i przycupnęła pod drzewem. Zaczęła obserwować z nostalgią rodzinę bawiących się w piasku wróbli. – Jakie one są szczęśliwe – pomyślała – bawią się razem radośnie, beztrosko. A my?... – Dlaczego u nas są takie dziwne zasady? – pomyślała smutno – każdy robi to, czego nie lubi i jest nieszczęśliwy. Dlaczego tak jest? Dlaczego? – pytała samej siebie. Wtem zauważyła kątem oka turlającą się w jej kierunku pomarańczową, dorodną kulkę. – Hej, co tak siedzisz smutna? – spytała Pomarańczowa, największa kulka. – A nic – westchnęła Mała – zawsze myślałam, że robię dobrze, bo robię to, co lubię, ale chyba robię coś niedobrze… – Dlaczego tak myślisz? – zapytała z prawdziwym zaciekawieniem Pomarańczowa. – Bo widzisz. Ja denerwuję Dużą – szepnęła Mała – i ona mnie przez to nie kocha… – dodała cichutko. – Nie martw się Mała. To zazdrość. Duża po prostu robi tylko to, czego nie lubi. A ty drażnisz ją, bo robisz to, co lubisz – powiedziała Największa rzeczowo. – Czy jest na to lekarstwo? – spytała Mała. ¬ Tak, nazywa się czas – odpowiedziała Największa i znikła, turlając się w stronę pobliskich drzew. – Czas? – pomyślała Mała, patrząc w niebo. Minęło kilka lat. Mała urosła, Duża postarzała się… Pewnego razu Duża wtoczyła się do nory Małej. Słyszała od Największej, że Mała zachorowała. Mała nie wychodziła ze swojej nory od dłuższego czasu. – Co porabiasz Mała? – rzekła zaczepnie. – Nic – odparła Mała ciężko. Duża patrzyła na podkrążone oczy Małej, na jej słabość i kruchość, i zrobiło jej się żal. – Mała, a co ty właściwie lubisz robisz?
51
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
– Teraz to nic. Nie mam na nic siły – odpowiedziała. – Jak to, ty Mała nie masz siły? – spytała Duża coraz bardziej zasmucona. – A co najbardziej lubiłaś robić? – spytała z drżącym sercem, patrząc na chorą Małą. – Rysować – szepnęła Mała. Duża potoczyła się do sklepu. Kupiła kredki i blok rysunkowy i wróciła pędem do nory Małej. – Rysuj – powiedziała, chcąc wykrzesać energię u Małej – pokaż co, potrafisz. Patrzyła, jak Mała bierze do słabych rączek kredki i próbuje nimi rysować. I choć rysunki wychodziły bardzo niezdarnie, wydało jej się, że w oczach Małej zobaczyła blask. – Minęło dużo czasu… – powiedziała Mała, patrząc życzliwie na Dużą. – Minęło dużo czasu – przytaknęła Duża z żalem w sercu. – Straciłam go… – dodała Duża. – Nigdy go nie miałam wystarczająco. Szczególnie dla ciebie. Pamiętasz, kiedyś spytałaś mnie, dlaczego cię nie kocham? Teraz mam inną odpowiedź. Nie interesowało mnie twoje życie, bo robiłaś zawsze to, co lubiłaś. I denerwowało mnie to, bo pokazywało mi, że ja mogłabym tak samo. Robić coś, co lubię, a nie to, czego nie lubię. A ty cały czas inspirowałaś mnie i denerwowałaś jednocześnie. Teraz wiem, że nigdy, przenigdy nie przestałam cię kochać. Ja tylko nie potrafiłam tego wyrazić ani tego zauważyć. Zawsze cię kochałam, Mała. Straciłam tyle czasu… Kompletnie bez sensu. Mała patrzyła na Dużą spod lekko przymkniętych, ciężkich powiek. Przypomniała jej się Pomarańczowa i lekarstwo, o którym mówiła. – Szkoda, że nie mogłam podarować ci czasu… – powiedziała, turlając się powolutku w kierunku Dużej. – Mała, właśnie, że dawałaś mi go, ja go tylko nigdy nie chciałam brać – odpowiedziała Duża, hamując łzy, patrząc na słabość Małej – ale teraz chętnie go wezmę. Mogłabyś opowiedzieć mi coś o sobie? – spytała z prawdziwym zaciekawieniem. – A wiesz? Nie ma o czym za dużo mówić – powiedziała Mała cicho. – Opowiedz, opowiedz – poprosiła Duża. Mała zaczęła więc opowiadać Dużej o pasji życia, o tym, co lubiła i dlaczego. – Mogę ci zadać jedno pytanie? – spytała w końcu Duża. – Jasne – rzekła Mała coraz bardziej ożywiona. – Jak odnaleźć to, co się lubi robić? Bo ja nie wiem jak… – spytała z zainteresowaniem Duża. – Jak robisz coś, co lubisz, to czas staje… – odpowiedziała Mała. – Naprawdę? To mamy w takim razie jeszcze mnóstwo czasu, bo odkryłam, że lubię z tobą przebywać! – odpowiedziała Duża, uśmiechając się przez łzy. Dzień kończył się. Wróble dalej szalały w parku radośnie, a obie kulki – Duża i Mała były w końcu szczęśliwe z bycia razem, rozmawiając ze sobą do późna w nocy. I tak to się zdarzyło, że czas rzeczywiście stanął w miejscu. A one rozmawiały, rozmawiały i rozmawiały… A czas się nie kończył. – Bo jak się jest w teraźniejszości, to czas znika – dało się słyszeć ostatni komentarz Małej, tuż przed zaśnięciem.
52
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
www.sklep.omisfera.nazwa.pl www.omisfera.pl
Jaka relacja, TAKIE SZCZĘŚCIE TEKST: JOANNA ADAMOWICZ
Niedzielny poranek, czas kiedy życie spowalnia i pojawia się przestrzeń na refleksję. Klaudia siedzi w ogrodzie pod gruszą z filiżanką aromatycznej kawy, którą właśnie przyniósł jej mąż. Promienie słońca przyjemnie ogrzewają trawę, lekki wiatr delikatnie porusza liśćmi drzew. Zatrzymała się na tej chwili. „Tak, jestem szczęśliwa”. Delektując się uczuciem wewnętrznego ukontentowania, zauważyła, że pojawiła się myśl: Czym jest dla mnie szczęście? Co wpływa na poczucie szczęścia?
Co takiego wydarzyło się w tej chwili, że akurat poczułam, że jestem szczęśliwa? Przede wszystkim relacja. Moja relacja z tym, co mnie otacza, co wydarza się w moim otoczeniu, relacja z ludźmi, z którymi spotykam się każdego dnia i w końcu relacja z sobą samą. Relacja potrzebuje dopełnienia w postaci świadomości, dzięki której potencjał relacji może być w pełni wykorzystany. Klaudia zatrzymała się na dłuższą chwilę, w której była
w stanie zauważyć drobne zdarzenia, takie jak przyniesiona przez męża kawa, i poczuć ciepło promieni słonecznych, usłyszeć kołyszące się na wietrze liście i uświadomić sobie swój stosunek do tego, co widzi i czuje. Poprzez wrażliwą świadomość możesz zobaczyć, co zachodzi między Tobą i drugim człowiekiem czy grupą ludzi. Możesz też odkryć, jaki jest Twój stosunek do wydarzeń w Twoim życiu. Czy jesteś w harmonii, czy dysharmonii? Czy jesteś otwarty, czy zamknięty? Na co jesteś zamknięty, a do czego czujesz otwartość? Okazuje się, że uświadomienie sobie różnych stanów w sobie, czyli nawiązanie relacji ze sobą, zmniejsza napięcie zarówno wewnątrz, jak i w zewnętrznym otoczeniu. Czasami też pojawia się zdrowy dystans do niepotrzebnie wyolbrzymionych problemów, który porządkuje wewnętrzny chaos, łagodzi konflikty i bywa początkiem ważnych zmian w życiu. Z pewnością świadomość wszelkiego rodzaju relacji wpływa na umiejętność odczuwania szczęścia. Zdrowa otwartość w relacji (w której też jest miejsce na stawianie granic) ma swoje odzwierciedlenie w poczuciu szczęśliwości. Jednak czasami, z różnych przyczyn, pojawia się zamknięcie w relacjach. Może to być konflikt pomiędzy ludźmi, zmęczenie z przepracowania i pośpiechu, które utrudnia relację z otoczeniem, naturą lub samym sobą. I to zamknięcie też może być całkiem ok, na jakiś czas. Dla swojej własnej szczęśliwości i wygody dobrze by było nauczyć się bez oporu przechodzić pomiędzy otwartością i zamknięciem oraz uświadomić sobie, że chwilowe zamknięcie nie jest końcem świata i nie musi od razu zwiastować depresji czy zerwanych kontaktów społecznych. Nabywaniu umiejętności swo-
55 55
bodnego przechodzenia pomiędzy różnymi stanami służą nam techniki uważności oraz praca z terapeutą. Wieloletnia eksploracja różnych aspektów życia osobistego i zawodowego umocniła mnie w przekonaniu, że więź z drugim człowiekiem jest fundamentalną ludzką potrzebą. Susan Pinker, kanadyjska psycholog, w książce „Efekt wioski” pokazuje, że wirtualny świat nie jest w stanie zastąpić więzi, jaka tworzy się pomiędzy ludźmi w ich bezpośrednim kontakcie. Na podstawie badań wspartych wiedzą z dziedziny neurobiologii społecznej, Susan Pinker przedstawia argumenty, dla których warto utrzymywać bezpośrednie kontakty: ci, którzy regularnie spotykają się z przyjaciółmi, żyją średnio piętnaście lat dłużej niż samotnicy; najniższy poziom demencji występuje u tych, którzy mają rozbudowane sieci kontaktów społecznych; uścisk albo poklepanie po plecach łagodzi fizjologiczną reakcję na stres, co w efekcie wspomaga organizm w walce z infekcjami; wśród kobiet chorych na raka piersi, te z dużymi sieciami relacji społecznych mają czterokrotnie większą szansę na dłuższe życie od tych, których sieci są słabe; kontakt społeczny już na początku życia pomaga w późniejszych zmaganiach ze stresem. Pozytywne relacje mają dobroczynny wpływ na dobre życie, związki, rodzinę, karierę, pracę. Gorąco zachęcam do pielęgnowania relacji ze sobą oraz delektowania się chwilami spędzanymi w dobrym towarzystwie wśród rodziny, przyjaciół, znajomych czy osób, z którymi pracujemy. Może już dzisiaj zaaranżujesz spotkanie, żeby wzmocnić związki z bliskimi osobami? Kto to będzie?
SZCZ SZCZĘĘŚCIE ŚCIE -- PPODA ODAJJ DA DALLEEJ... J... || N NUM UMEERR 02 02
MAŁŻEŃSTWO NIE MUSI BYĆ LOTERIĄ TEKST: JÓZEF PRZEMIENIECKI
Mój obraz zjawisk, jakie zachodzą w relacjach małżeńskich, powstał nie tylko na bazie osobistych doświadczeń. Przez dwa lata byłem konsultantem w biurze matrymonialnym. Moim zadaniem było prowadzenie wywiadów z osobami poszukującymi życiowych partnerów. Były to osoby najczęściej mające już za sobą nieudane związki. I właśnie to te doświadczenia, jak również moja dzisiejsza praca terapeuty par, są dla mnie wyjątkowo bogatym źródłem wiedzy o relacjach partnerskich. Wynika z niej ważna i szczególna, moim zdaniem, teza: małżeństwo nie musi być loterią. Jego trwałość i radość z niego płynąca nie muszą być dziełem szczęścia, jakie niezbędne jest
w grach losowych. Mam świadomość faktu, iż statystyka rozwodów nie sprzyja potwierdzeniu mojego zdania o małżeństwach (relacjach partnerskich). Mam również świadomość, że może ono wywołać w wielu czytelnikach sprzeciw, a być może irytację. Proszę tu jednak o chwilę bezstronnej uwagi i danie mi szansy uzasadnienia mojej tezy. Po pierwsze: stan zakochania, pojawiające się w nim silne uczucie przywiązania, potrzeba bliskości oraz charakterystyczne myśli, mają swój określony czas trwania. Według badaczy tego zjawiska ok. dwóch lat. Trwałość i szczęście związku musi być oparte na innych uczuciach niż te, które z taką intensywnością
pojawiają się w stanie zakochania. Gdyby osoby pragnące żyć w trwałym związku miały wiedzę o tym i akceptowałyby to, czy nie łatwiej byłoby im zaangażować się w odkrywanie innego spoiwa ich relacji? Wielokrotnie obserwowałem reakcje partnerów na zanik tych szczególnych i przejściowych uczuć. Najczęściej pojawiały się stwierdzenia: on/ona już mnie nie kocha. Miałem okazję prowadzić wywiady z osobami, które miały za sobą niejedne relacje zakończone z powodu, jak twierdziły, „niewłaściwego wyboru”. Trudno o szczęście w związku, w którym partnerzy, z tego co przeżywali w stanie zakochania, uczynili wzorzec, do którego nieustannie się porównują. Po drugie: akceptujemy fakt, że aby pełnić jakieś role zawodowe musimy posiadać określone kompetencje. Dlaczego nie mamy takiego przekonania w stosunku do pełnienia tak ważnej roli, jak rola żony/męża? Moje doświadczenia, zarówno te wynikłe z mojej pracy w biurze matrymonialnym, jak również z pracy jako terapeuta par, pokazały mi, jak powszechny jest brak chociażby tak niezbędnej dla związku cechy, jak otwartość na wewnętrzne przemiany. Pod tym pojęciem rozumiem otwartość na weryfikację własnych przekonań, nawyków, schematów myślowych. Do tego plagą wręcz jest zawyżona potrzeba miłości, kiedy to partnerzy stawiają wobec siebie bardzo wysokie oczekiwania w zakresie zainteresowania ich osobą, uznania, docenienia, czyli podstawowych przejawów miłości. Wówczas przypominają dwoje głodnych ludzi, którzy nie mając nic do jedzenia, jednocześnie oczekują od siebie nawzajem zaspokojenia głodu, tu głodu miłości.
57
U
ważam, że osoby pragnące budować trwały i szczęśliwy związek powinny być przede wszystkim otwarte na wewnętrzne przemiany, na doskonalenie siebie. Dzięki tej otwartości rozwija się autonomia psychiczna, która przekształca człowieka z biorcy w dawcę miłości. Do tych cech dodałbym jeszcze empatię. Gdyby osoby pragnące budować trwały związek miały wiedzę o tym, co jest do tego niezbędne, gdyby zaakceptowały to i podjęły wysiłek rozwijania tych cech, ich relacje napełniałyby się coraz większą satysfakcją i poczuciem szczęścia. Po trzecie: już wiele wieków temu mędrcy głosili, iż każdy kryzys jest cenną lekcją życia. Od dawna wiadomym jest, że rozwój, budowanie dojrzałości człowieka zawsze poprzedzone jest kryzysem, dyskomfortem, a nawet bólem i cierpieniem. Wielokrotnie słyszałem od klientów, którzy o tym wiedzieli, że gdyby nie kryzys, jaki przeszli wcześniej, nie byliby tu gdzie dziś są, nie mieliby takiej świadomości (czytaj dojrzałości) jak dziś. Jak inaczej przebiegałby proces budowania związku, gdyby partnerzy rozumieli znaczenie kryzysu w ich życiu. Jak inaczej traktowaliby problemy pojawiające się w ich relacjach, gdyby mieli świadomość, co one mogą wnieść w ich życie. Aby trwałość i szczęście związku nie było jak wygrana na loterii, potrzebna jest do tego odpowiednia wiedza oraz świadomość. Partnerzy powinni znać anatomię stanu zakochania, powinni rozwijać w sobie niezbędne w związku cechy i umiejętności oraz rozumieć znaczenie kryzysów i potrafić wykorzystywać je dla osobistego rozwoju. Budowanie miłości jest pracą, niekiedy bardzo ciężką, ale wyjątkowo opłacalną.
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
ROZBUDŹ W SOBIE
ŚWIADOMOŚĆ ODŻYWIANIA TEKST: ANITA AGNIHOTRI - WŁAŚCICIELKA RESTAURACJI BOMBAY
JESZ, ŻEBY ŻYĆ, CZY ŻYJESZ, ŻEBY JEŚĆ? Świadomość odżywiania jest kwestią znacznie bardziej złożoną niż wiele lat temu. W dzisiejszych czasach supermarkety i restauracje oferują nam wielki wybór gotowego jedzenia. Reklamy kierują nas wprost do sklepów, w których po prostu wybieramy, bez konieczności dokonywania wysiłku związanego z upolowaniem, uprawianiem czy zbieraniem żywności. Jeść jest nam zatem znacznie łatwiej niż to było w czasach, gdy Ziemię zamieszkiwali nasi przodkowie. My nie musimy się martwić o przetrwanie, możemy za to cieszyć się nieskończonym wyborem stylów kulinarnych i kuchni dostępnych w globalnej wiosce, w której dziś żyjemy.
W obliczu tak wielkiej różnorodności, a jednocześnie zagrożeń płynących z wszechobecnej industrializacji, rozpaczliwie potrzebujemy wskazówek i rozwiązań dotyczących tego jak
58
i co jeść, by dobrze się czuć. Potrzebujemy wiedzy o tym, co organiczne, biodynamiczne, naturalne, bez pestycydów, które potrawy i produkty cechuje niska zawartość cholesterolu, tłuszczów, cukru… można wymieniać w nieskończoność. Niestety w naszym systemie szkolnym brakuje elementarnego zainteresowania aspektami zdrowego żywienia. Brak jest w ogóle nauczania w zakresie odżywiania!
POMYŚL, ŻE JESTEŚ TYM, CO JESZ
Mimo wszystko nigdy nie jest za późno na budowanie świadomości tego, czym karmimy nasze organizmy i jakie podejmujemy decyzje istotne dla naszego zdrowia oraz samopoczucia. Każdy z nas jest inny, dlatego musimy uważnie słuchać ciała i umysłu… warto, byśmy przy tym wiedzieli, które potrawy wzmacniają nas i jakie porcje są dla nas właściwe. To w rzeczywistości nie jest takie trudne, po
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
nieważ apteka natury znajduje się tuż za progiem naszych domów. Zacznijmy więc od dokładnej obserwacji siebie – przez dzień, tydzień i miesiąc – by dostrzec schematy emocjonalne, które wpływają na nasze nawyki żywieniowe. Możemy stopniowo wprowadzać niewielkie zmiany w diecie i przyzwyczajeniach, aby prowadzić nowe, zdrowsze życie, które jest naszą decyzją i indywidualnym wyborem. Wszystko jest w naszych rękach… oraz w naszych głowach! Czasem tylko potrzebujemy nieco motywacji. A Ty? 1.Pomyśl, kiedy ostatni raz jadłeś warzywa, owoce sałatki? 2. Upewnij się, że Twoja dieta jest zrównoważona i zróżnicowana; 3. Jedz lokalnie; 4. Staraj się jeść zboża, owoce, warzywa, a minimalizować spożycie produktów zwierzęcych; 5. Unikaj z jednej strony obżarstwa, z drugiej modnych diet głodowych; 59
6. Zainteresuj się tym, co jesz, skąd pochodzi i jak jest przygotowywane. Jest świeże czy mrożone? Nisko czy wysoko przetworzone? 7. Pilnuj się i dostarczaj składników, które są dla Ciebie dobre. Eliminuj te, które mają negatywny wpływ na Twój organizm; 9. Nie jedz w pośpiechu, solidnie przeżuwaj kęsy i nie przeciążaj żołądka dodatkowo, jedząc w stresie; 10. Zmieniaj dietę stopniowo i bądź dla siebie łagodny. Pamiętaj, że masz cieszyć się jedzeniem, bo to przecież nie jest żadna kara; 11. Odpręż się w trakcie jedzenia i postaraj odkrywać subtelności smaków; 12. Jedz z potrzeby, nie z chciwości i zawsze z wdzięcznością za posiłki, które są Ci dostępne; 13. Kiedy jesz – skup się na jedzeniu. Kiedy pracujesz – skup się na pracy. Kiedy się bawisz – skup się na zabawie. Kiedy śpisz – po prostu śpij. To tylko kilka prostych zasad, jakimi powinniśmy się kierować, by lepiej smakować życie i czerpać z niego całymi garściami.
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
Co sie stalo Z FASCYNACJĄ?! TEKST: DOROTA KOŚCIUKIEWICZ-MARKOWSKA TEKST POCHODZI Z BLOGA: WWW.SZKOLASZCZESCIA.COM.PL/BLOG
Gdzie się ona podziała w naszych czasach? Gdzieś biegniemy. Nie wiemy już nawet za czym – byle szybciej, byle bliżej. A właściwie bliżej czego? Co jest tą ostateczną metą?… Każdy – w pośpiechu lub nie – i tak dobiegnie do końca. Bez wyjątku. Nie ominie on nikogo. Bogatego, biednego, chorego, zdrowego… A co z fascynacją? A po co nam ona! To zbędna cecha. Szkoda tracić na nią czas. Bo gdy się posiada fascynację, to trzeba kontemplować chwile, momenty, sytuacje i ludzi. Przebywa się wtedy na 100% w życiu, całym sobą. Sercem i umysłem. W związkach, w pracy, w działaniu, a nawet w relaksie. Ale kto by miał na nią czas?! I ochotę… Może nieświadomie ją „odsprzedaliśmy” za jakieś inne cechy, chcąc na przykład przytłumić bruzdy naszej osobowości i naszych uczuć obojętnością? Niestety obojętność, czyli niereagowanie na świat, powoli, aczkolwiek konsekwentnie, przekształca się w znieczulicę. A w znieczulicy są 2 bieguny. Jeden negatywny, a drugi pozytywny. Oba mają tę samą nazwę – „Nic nie czujesz”. W pierwszym kontekście nie czujesz bólu, cierpienia, smutku i złości, w drugim zaś nie czujesz miłości, dobra, radości, pasji. Czy taki świat chcemy przekazać dzieciom? Zimny jak kamień świat – pozbawiony emocji, pasji, fascynacji? Naprawdę? Ja jak zwykle lubię ubierać temat w historię,
60
bo co, jak nie metafora czy bajka, trafia lepiej do rozbieganego umysłu? :) Wyobraźmy więc sobie hipotetyczną historię, w której główną rolę gra nasz wnuczek lub nasza wnuczka… Rok 2115. W starym antykwariacie roi się od starych zwojów zamkniętych w szklane butelki… Za starą ladą siedzi stary człowiek. Podnosi wzrok powoli i patrzy na wchodzącego niepewnie przechodnia. – Co chciałby Pan kupić? – Fascynację – odpowiedział beznamiętnie młody człowiek. – A po co ona Panu? – Bo tracę żonę – odpowiedział znów beznamiętnie młody człowiek. – Ile jednostek? – Wystarczą dwie. – Tylko dwie? – Tak. – Proszę. Może Pan swój zwój odbezpieczyć. Młodzieniec sięgnął po korek i otworzył pierwszą butelkę. – Jak tu jest pięknie, proszę Pana. Ile jest tu zebranych cudownych cech ludzkich! Czyżbyśmy naprawdę o nich zapomnieli? Nie wie
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
rzę. Ale ma Pan tu skarbnicę – powiedział młodzieniec z fascynacją. – Jedna jednostka działa tylko 10 minut, proszę o tym pamiętać – powiedział człowiek za ladą. – Oczywiście będę pamiętać – dodał jakby uskrzydlony młodzieniec, płacąc i wyskakując w pląsach ze sklepu. Dotarł do domu tuż w porze obiadu. Przed wejściem odbezpieczył kolejną butelkę. Przy stole siedziała zrezygnowana ONA. Jej wzrok był już pusty. Zawieszony w dali. Na kuchence tlił się jeszcze ogień. Pyszne danie przygotowane specjalnie dla niego. Wstała prawie automatycznie i bez cienia uśmiechu podała mu na perfekcyjnym talerzu perfekcyjnie smakujące danie. – Ależ to jest pyszne – zachwycał się potrawą. – Dziękuję kochana, że jesteś, że wypełniasz swoją obecnością nasz dom. Fascynujesz mnie – mówił z coraz większą fascynacją. Kobieta podniosła wzrok. W jej oczach błękitnych jak letnie niebo pojawiły się dwie wielkie krople. – Dlaczego płaczesz, kochana? – spytał ze smutkiem. – Znów kupiłeś dawkę fascynacji? – spytała zrezygnowana. – Tak – odpowiedział szeptem. – Tak jak rok temu i jak dwa lata temu i jak trzy lata temu… – odpowiedziała, spuszczając wzrok. – Wiesz co? – dodała – ja nie chcę już tej
61
Twojej nieprawdziwej fascynacji. Jeśli nie potrafisz wykrzesać z siebie prawdy, to zostaw mnie – dodała prawie szeptem. – Prawda jest taka, że Cię kocham – dodał, próbując ją objąć. – Miłość polega na bliskości – odpowiedziała w zadumie. Polega na wzajemnej fascynacji. Na wzajemnym docenianiu i na wsparciu. Nie tylko w moje urodziny – dodała, zakładając płaszcz i wychodząc z domu. Mężczyzna długo siedział przy stole. Efekt kupionej u antykwariusza cechy dawno przeszedł, a on poczuł raptem sam z siebie fascynację. Wyszedł z domu i pobiegł jej szukać. Niestety nigdzie nie mógł jej odnaleźć. Fascynacja za to z każdą utraconą chwilą rosła… Błąkając się po mieście, trafił w końcu na ulicę koło starego antykwariatu i ku swojemu zaskoczeniu zobaczył przez okno stojącą w nim swoją żonę. Przybliżył się do uchylonych drzwi, żeby słyszeć rozmowę. – To ostatnia dawka znieczulicy proszę pani. Wszyscy od kilku lat przychodzą tylko po nią. Jest Pani pewna, że chce pani akurat taką cechę? – Tak proszę Pana. – Dlaczego? – Bo kocham męża i chcę się w końcu znieczulić. Bo bez jego fascynacji wszystko, co robię dla niego i dla nas, przestaje mieć sens – dodała w zadumie. – Ale znieczulica, to jedyna cecha, która
SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
nie jest nietrwała. To znaczy, że zażywając ją, będzie Pani ją miała na zawsze. – Jednak poproszę. – Widzę, że ma Pani piękną fascynację. Może Pani nią zapłacić. – Proszę bardzo. Do niczego mi ona nie jest już potrzebna. Ludzie nie reagują na moją samotną fascynację. Niech sobie ją Pan weźmie. – Proszę dmuchnąć. Kobieta dmuchnęła w szklaną butelkę ze zwojem papieru. Sprawne ręce starca zakorkowały fascynację. – Piękna – rzekł, potrząsając butelką. Po czym podał kobiecie butelkę ze znieczulicą. Kobieta drżącymi dłońmi odbezpieczyła opakowanie, biorąc w tym samym czasie długi i głęboki wdech. Wyszła ze sklepu, mijając swojego osłupiałego męża. – A, to ty? – powiedziała beznamiętnie. – Chodź do domu kochanie – młody mężczyzna, któremu narodziła się prawdziwa fascynacja, próbował wziąć kobietę za rękę. – Przecież idę – powiedziała zrezygnowana, wysuwając z jego ręki swoją zimną dłoń. Po chodniku przechodzili ludzie. Tacy jak ona. Beznamiętni i zimni. I tylko w nim tliła się prawdziwa fascynacja. Chciał biegać i skakać, i tańczyć, i śpiewać, i komplementować wszystkie napotkane osoby. Zewsząd otaczała go jednak tylko cisza i potworna znieczulica. Przyszli do domu razem, ale osobno. On z fascynacją przygotował dla niej kolację, którą ona zjadła beznamiętnie. – Dlaczego to zrobiłaś? – spytał ją szeptem. – Bo nie chciałam dłużej cierpieć – odpowiedziała zgodnie z prawdą, a jej oczy przypominały już tylko chłodne niebo pozbawione blasku gwiazd. – Dokąd dotarliśmy jako ludzkość? – powiedział, zwieszając głowę. – Czyż to nie tak miała wyglądać doskona62
łość? Wyeliminowaliśmy cierpienie. Nie smucę się, nie złoszczę. Jest mi wszystko obojętne – odpowiedziała bez cienia smutku. – Tak, ale to nie jest życie! – krzyknął pierwszy raz od lat i wręcz przeraził się mocy swojego głosu, bo zaczęła rodzić się w nim pasja. – Próbowałam Ci to powiedzieć na wiele sposobów – niestety nie widząc rezultatów, postanowiłam być taka jak reszta. – I jak Ci z tym? – powiedział z troską w głosie. – Nie wiem – odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Bo przestałam czuć – dodała. Następnego dnia mężczyzna z bólem mijał przechodniów, bo oprócz fascynacji i pasji zrodziła się w nim miłość, empatia, zrozumienie, a zaraz przyszła kolej na smutek i żal. Nie mógł wytrzymać tylu emocji i tylu nowych doznań. Znów udał się do starego antykwariatu. Wszedł zdecydowanym krokiem i zastał starego człowieka pakującego ostatnie zwoje do wielkiego pudła. – Co Pan robi? – spytał z nieukrywaną ciekawością. – Zwijam interes, proszę Pana – odpowiedział sprzedawca. – Bo ja chciałem znieczulicę kupić – powiedział młodzieniec drżącym głosem, wybuchając przy tym głośnym płaczem. – A dlaczego? – Bo kocham żonę. – To niech sobie ją Pan dalej kocha, proszę Pana. Naturalnie. Bo mi się skończyły wszystkie porcje znieczulicy. Nowej nie będzie. – Co ja teraz zrobię! – wykrzyknął przerażony mężczyzna. – Nic. Będzie Pan żył i być może przy odrobinie szczęścia uda się Panu rozpalić w innych sercach prawdziwy płomień, czego Panu bardzo serdecznie życzę – powiedział miły staruszek, znikając bezszelestnie za drewnianymi drzwiami. SZCZ Ę ŚCIE - P ODA J DA L E J... | N UM E R 02
Podaj dalej...
DOŁĄCZ DO NAJBARDZIEJ POZYTYWNEJ GRUPY NA FACEBOOKU
Dobro jest dobre
Bezpośredni link do grupy znajdziesz na: www.facebook.com/szczesciepodajdalejmagazyn Grupa dla wszystkich, którym nieobce są tematy psychologii pozytywnej, mindfulness, uważności i rozwoju świadomości. Grupa inspirująca do prostego, zwykłego dobra. Czy zdarzyło Ci się coś dobrego? Zaskoczyło Cię coś pozytywnego? A może poruszył Cię jakiś artykuł, felieton, zdjęcie? Zainspirował do zmiany myślenia? Do wyjścia poza schemat? Podziel się. Zainspiruj innych. Podaj dalej. Może natknąłeś się na coś interesującego lub znasz jakieś naukowe wyjaśnienie zjawisk typu medytacja? A może sam jesteś naukowcem, który zgłębia tematy związane z umysłem? Podziel się. Zainspiruj innych. Podaj dalej. Zaskoczyły Cię pozytywne ciekawostki ze świata, dobre wiadomości? Natchnęły złote myśli? Ponadczasowe cytaty? Podziel się. Zainspiruj innych. Podaj dalej. Poruszył Cię jakiś poemat, jakiś obraz? A może jakaś piosenka skłoniła do refleksji? Podziel się. Zainspiruj innych. Podaj dalej. Czy dobro jest dobre? A Ty jak myślisz?...
ISSN: 2450-5374