Gazeta Łowiecka 3/2018

Page 1

29 3/2018

TESTUJEMY – BERGARA B14 MÜNSTERLANDER – CZARNY WYŻEŁ BOBOWSKIE ŁĄKI PROFESJONALIZM W ŁOWIECTWIE NA ZATROPIU


Drodzy Czytelnicy! Niemal dosłownie za chwilę zaczynają się wakacje, czas urlopów, wyjazdów i zasłużonej beztroski po solidnie przepracowanym roku. Bo kto jak kto, ale zaangażowani, sumienni myśliwi nierzadko pracują niemal 24 h na dobę, o czym sami dobrze wiecie. W wielu tych pracach towarzyszymy Wam, pokazując na naszych łamach, jak angażujecie się np. w propagowanie kultury łowieckiej i zmienianie na lepsze wizerunku myśliwego. Dobrym tego przykładem są np. opisywane w tym wydaniu takie myśliwskie wydarzenia, jak XXVI Wielkopolski Festiwal Kultury Łowieckiej i Edukacji Ekologicznej w Goraju czy Bydgoski Festiwal Nauki, w którym również myśliwi uczestniczą w znaczący sposób. Dlaczego przed wakacjami wspominam o tej naszej łowieckiej pracy? Po pierwsze, bo czasami trzeba przypomnieć starą prawdę, że jeżeli sami się nie docenimy, to nikt nas nie doceni… A tak na serio, to dlatego, że od tej naszej pracy… nie ma wakacji. Nawiązuję tu do bieżącego felietonu Sławka Pawlikowskiego, którego tytuł od razu mówi wszystko: „Profesjonalizm w łowiectwie”.

O tym, kim jest profesjonalista i jakie zachowanie uznajemy za profesjonalne, pozornie wiemy wszyscy. Ale czy na pewno? Sławek jak zwykle nie owija w bawełnę i wyciąga kolejne „łowieckie słabości”, wskazując na jeden z głównych błędów wielu przedstawicieli naszej braci – zaniedbanie tego, co powinno być dla nas najważniejsze, a mianowicie gospodarki łowieckiej. Warto przeczytać, jakie zachowania piętnuje nasz autor, który sam znany jest z tego, że łowiectwo to dla niego „rzecz święta”. A ponieważ nigdy dość ludzi, którym na sercu leży rzeczywiste dobro polskiego łowiectwa, zaprosiliśmy na nasze łamy nowego felietonistę, który pod pseudonimem Gamrat w stałym cyklu „Na zatropiu” nie będzie wahał się napisać o sprawach istotnych dla naszego środowiska. Polecam pierwszy felieton, w którym Gamrat bardzo celnie przedstawia swoisty „krajobraz po bitwie”… Gwarantuję Wam znakomitą lekturę, a tym, którzy wybierają się na urlopy, życzę naprawdę udanego wypoczynku! Darz Bór! Maciej Pieniążek Redaktor Naczelny


Fot. iStock



3/2018




Zapraszamy na D EXTREME WEEKE

Są imprezy, na której każdy strzelec i myśliwy powinien się pojawić. Dlatego na początku sezonu wakacyjnego warto zarezerwować sobie czas. W ostatni czerwcowy weekend, na strzelnicy Jaworze na poligonie drawskim, będzie miało swoją drugą edycję wyjątkowe wydarzenie dla myśliwych, strzelców oraz osób, które chciałyby spróbować swoich sił w trafianiu do różnych celów. Mowa oczywiście o DARZ BÓR EXTREME WEEKEND TEKST I ZDJĘCIA: PRZEMYSŁAW MALEC, „DARZ BÓR”


DARZ BÓR END!


T

o przygotowany przez redakcję programu „Darz Bór” , Wojskowy Klub Strzelecki „Poligon Drawski” oraz Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych Drawsko jedyny w Polsce sprawdzian umiejętności strzeleckich dla myśliwych, strzelców długodystansowych, taktycznych i wojskowych, w którym można będzie konkurować w trafianiu do różnych celów – nie tylko tarcz, umieszczonych na dystansach od 35 do nawet 1000 m! Każdy, kto zdecyduje się na wzięcie udziału w tej imprezie, może spodziewać się… niespodziewanego! Udało nam się namówić do współpracy wojskowych z Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Drawsku oraz kolegów wojskowych – myśliwych z WKS „Poligon Drawski”. Skąd pomysł? Między innymi dzięki doświadczeniu nabytemu podczas pobytu za granicą i udziału w podobnych eventach w Danii i Norwegii. Analizując to, jakiej zwierzyny strzelamy najwięcej w Polsce, i z jakiej korzystamy broni, bardzo blado wypadają turnieje lub treningi właśnie z broni kulowej. Bardziej popularne jest sportowe strzelanie do rzutków albo statyczne na duże dystanse. Według mnie brakowało na rynku takiej imprezy, w której można by się sprawdzić w naprawdę trudnych sytuacjach strzeleckich, zbli-

żonych do tego, co może zdarzyć się na prawdziwym polowaniu. Jak było za pierwszym razem? Już pierwsza edycja pokazała, że często duże doświadczenie strzeleckie, umiejętność trafiania do celów na bardzo dużych dystansach lub perfekcyjne posługiwanie się optyką były niewystarczające, by sprostać wymaganiom stawianym przez organizatorów. Na każdego z uczestników czekały cele ruchome i statyczne. Strzelanie z różnych postaw i różnych podpórek – od gołej ziemi, przez plecak, wolne ręce, a na myśliwskich pastorałach kończąc. Do czego musieli trafić uczestnicy, jakie były nietypowe cele? To np. „rogacz wabiony” – czyli tarcza z wizerunkiem kozła ukazująca się na 5 sekund po prawidłowym wabieniu; jabłko zza trawki – umieszczone na giętkim kiju na wysokości trawy – imitujące mały cel chowający się w trawie; makieta niedźwiedzia umieszczona na dystansie 400 m, czy też jajko na małej podstawce, umieszczone tylko na 35 m. Takie i inne cele oraz tarcze sprawiały nie lada problemy prawie każdemu, bo trafić je trzeba było czasem leżąc, stojąc, a nawet klęcząc lub siedząc. Oprócz strzelania – atrakcją były samochody terenowe marki Ford,

10


11


12


13


14


15


możliwość testowania broni marki Blaser i optyki marki Swarovski, a także automatyczna broń wojskowa i kilka innych niespodzianek. Był również pokaz wabienia zwierzyny wykonany przez samego Sławka Pawlikowskiego, czy też kulinarne inspiracje, bo przez cały czas trwania imprezy swoje podwoje miała otwarta „Dzika Kuchnia” pod wodzą Kuby Wolskiego – półfinalisty talent show Hell's Kitchen!

mi statycznymi, ruchomymi i bardzo nietypowymi, ustawionymi lub poruszającymi się na dystansach od 30 do nawet 1000 m! Na trzech osiach strzeleckich będzie przygotowane kilkanaście stage'ów, gdzie uczestnicy, oprócz swojej broni, będą zmuszeni do trafiania celów przy użyciu broni wojskowej, ale również sportowej – śrutowej, którą to zapewnią organizatorzy. Jedną z osi przygotowują także osoby startujące w zmaganiach dla strzelców sportowych – taktycznych i długodystansowych, więc każdy, kto lubi dobre zawody strzeleckie i czeka na wyzwania, powinien znaleźć się na EXTREME WEEKEND 2018. Dla najlepszych strzelców przewidziane są nagrody – puchary i dyplomy oraz różne niespodzianki! Wystarczy wspomnieć że partnerami naszej imprezy są firmy takie jak Sauer, Swarovski, RWS, Kahles, Eley, 4hunting, Plano i inne... Podczas całego eventu każda z obecnych tam osób będzie miała możliwość przetestowania samochodów terenowych oraz quadów w jeździe po poligonowych bezdrożach. W czasie trwania imprezy o podniebienia uczestników zadba Jakub Wolski, który w piekielnie „Dzikiej Kuchni” będzie serwował doskonałe potrawy przygotowane z najlepszego

Co nas czeka w tym roku? Tegoroczna impreza odbędzie się także na strzelnicy Jaworze w dniach 29 czerwca–1 lipca. Wszyscy uczestnicy pierwszego dnia będą musieli zbudować miasteczko namiotowe, ponieważ, aby brać udział w naszej imprezie, trzeba 3 dni spędzić, nocując pod gołym niebem lub w namiocie! Pierwszy dzień to także trening strzelecki, podczas którego każdy będzie miał możliwość odpowiedniego ustawienia swojej optyki i broni. Cele umieszczone będą na dystansach od 50 do 800 m. Atrakcją ma być nocne strzelanie do celów podświetlanych i reaktywnych symulujących oddawanie strzałów w nocy podczas polowania. Drugi dzień to zmagania turniejowe. Trzeba będzie poradzić sobie z cela-

16


17


18


19


20


21


polskiego mięsa, czyli dziczyzny dostarczonej przez firmę Provincja z Sulęcina. „Dzika Kuchnia” dla wszystkich uczestników przez trzy dni dostępna będzie w formule all inclusive, więc nikt nie musi martwić się o to, że wróci do domu głodny. Jedzenie jest zawarte w opłacie startowej. Aby sprostać wymaganiom turniejowym, trzeba zabrać ze sobą na event broń strzelecką w kalibrze co najmniej 222, ale nie większym niż 338 Lapua Magnum oraz minimum 100 sztuk amunicji. Na trening warto przygotować również kilkadziesiąt sztuk „pestek” – choć to zależy od preferencji uczestnika. W czasie imprezy strzelcy, ale również osoby towarzyszące, będą miały możliwość przetestowania broni, amunicji i optyki sponsorów pod okiem in-

struktorów strzelectwa. Odbędą się pokazy broni wojskowej, sprzętu wojskowego, łucznicze, kulinarne, a także inne, które umilą czas wszystkim obecnym na terenie poligonu. Konkurencje strzeleckie przygotowywane są przeze mnie, a także przez Marcina Czerwińskiego z Wojskowego Klubu Strzeleckiego „Poligon Drawski” oraz Macieja Krawczaka, pasjonata strzelectwa „taktycznego” i długodystansowego. Po takiej ekipie można naprawdę spodziewać się niespodziewanego! Zachęcamy wszystkich: każdego myśliwego oraz strzelca sportowego, by przyjechali i w przygotowanych przez nas warunkach sprawdzili, czy są tak dobrzy, jak myślą. Zapraszamy!

zobacz film

22


23


24


25


26


27


28


29


Nie samym polow

Warsztaty dla kobiet polujących pt. „Diana po polowaniu” na stałe wpisały się już w kalendarz spotkań łowieckich. Trzecia edycja tego wydarzenia już za nami. Tym razem Zarząd Główny PZŁ oraz Klub Dian PZŁ zaprosił polujące panie nad mazurskie jeziora. W dniach 20–22 kwietnia Diany spotkały się w Giżycku… TEKST: JUSTYNA GÓRECKA ZDJĘCIA: KATARZYNA SIKORA I BEATA SALA


waniem Diana żyje


O

rganizacyjnych i merytorycznych celów warsztatów łowieckich można wyliczyć wiele. Jednym z nich jest integracja środowiska Dian z całej Polski. Założenie to jak najbardziej zostało spełnione. Wśród 32 uczestniczek znalazły się reprezentantki okręgów z Bydgoszczy, Ciechanowa, Gdańska, Kalisza, Konina, Lublina, Łomży, Olsztyna, Piotrkowa Trybunalskiego, Radomia, Suwałk, Tarnowa, Torunia, Warszawy i Zielonej Góry. Kolejnym założeniem było umożliwienie Koleżankom zdobycia wiedzy i umiejętności z dziedzin pośrednio lub bezpośrednio powiązanych z łowiectwem, które pozwolą im rozwijać swoją pasję oraz mogą się okazać przydatne podczas łowów, co również udało się zrealizować na licznych zajęciach. Organizatorzy warsztatów, których koordynacji podjęła się Ewa Piątkowska-Klimaszewska z suwalskiego okręgu PZŁ, zadbali o bogaty program. Pierwszy dzień spotkania, któremu przewodniczyła posłanka na Sejm RP Urszula Pasławska, obejmował wykłady i dyskusje na temat roli kobiety w kształtowaniu wizerunku myśliwego. Tematem drugim poruszanym w tym dniu była obecna sytuacja łowiectwa po nowelizacji ustawy prawo łowieckie.

32


33


34


35


36


Kaletnictwo, garncarstwo, strzelectwo… Program drugiego dnia szkolenia był równie napięty. W grupach zrealizowano trzy bloki zajęć. Jednym z nich były warsztaty kaletnicze, które prowadził leśnik z Nadleśnictwa Strzałowo – Adam Gełdon. Prowadzący omówił zalety i sposoby wykorzystania rzemiosła skórzanego w zajęciach z dziećmi i młodzieżą. Każda z uczestniczek mogła własnoręcznie wykonać swoje małe artystyczne dzieło z naturalnej skóry garbowanej roślinnie, wykorzystując przy tym profesjonalne narzędzia kaletnicze i rymarskie do wytłaczania, modelowania i obrabiania skóry. Niezwykle twórcze okazały się zajęcia drugiego bloku prowadzone przez Jerzego Fiedoruka, który wprowadził uczestniczki w tajniki pracy z gliną. Poznałyśmy różne techniki ręcznego formowania naczyń i innych form ceramicznych. Każda z Dian swój pomysł próbowała wyrazić w określanej glinianej formie. I tak powstały zdobione patery, kubki, kielichy winne czy łańcuszki. Kunszt garncarski naszych uczestniczek zweryfikuje wysoka temperatura w piecu. Ostatni blok obejmował zajęcia strzeleckie, które w wymiarze teoretyczno-praktycznym w niezwykle przystępny sposób

37


38


39


poprowadził Robert Jędral – myśliwy, wielokrotny zdobywca Złotego Wawrzynu Strzeleckiego. Potem uczestniczki brały udział w zajęciach z psycholog Kamilą Bielińską, w trakcie których dyskutowano m.in. nad obecnością dzieci podczas polowania. Dzień zakończył się rejsem statkiem po jeziorze Niegocin, atrakcją przygotowaną specjalnie przez organizatorów.

ku odbiorców. Prowadząca zwracała uwagę na niezwykle ważną rolę, jaką ogrywają pomoce i materiały dydaktyczne w edukacji łowieckiej. Ostatnie z zajęć związane były z tematyką szkód łowieckich oraz umiejętnością prowadzenia przez Diany mediacji w tym zakresie. Zagadnienie to przybliżył uczestniczkom nadleśniczy Nadleśnictwa Strzałowo – Zbigniew Ciepluch.

Edukacja i nie tylko Na ostatni dzień zaplanowano dwa zajęcia. Pierwsze z nich pt. „ABC – edukacji łowieckiej” poprowadziła Justyna Górecka – edukatorka łowiecka z PZŁ w Zielonej Górze. Warsztaty edukacyjne zawierały praktyczne wskazówki m.in. jak rozpocząć współpracę z placówkami szkolnymi, jak dobierać treści i formę przekazu do wie-

Dobry znak Trzy dni w doborowym towarzystwie wypełnione zajęciami merytorycznymi minęły bardzo szybko. Cieszy fakt niezwykle licznej obecności wśród uczestniczek stażystek oraz Dian z krótkim stażem łowieckim. Jest to z pewnością dobry prognostyk na przyszłość. Do zobaczenia za rok!

40


41


NOWA I ULEPSZONA GENERACJA Lapua produkuje kulę Naturalis® od 2002 r., a obecnie przedstawiamy już trzecią generację tej bezołowiowej amunicji myśliwskiej. Pociski myśliwskie oraz naboje Naturalis® reprezentują najnowszą technologię produkcji i są liderami rynku w dziedzinie wydajności balistycznej, mogąc być stosowane w obwodach łowieckich, gdzie pociski z ołowiem są zabronione.

www.lapua.com


Grzybkowanie pocisku rozpoczyna się natychmiast przy uderzeniu. Proces ekspansji jest uruchamiany przez polimerowy zawór na czubku pocisku, prowadząc kulę tak, aby rozwinąć ją symetrycznie i bez fragmentacji. Pozwala to na maksymalny przekaz energii, zmniejsza ryzyko zranienia lub wydłużonego cierpienia oraz minimalizuje stratę tuszy. Wykonany z czystej miedzi pocisk premium zachowuje pełne 100% swojej masy już po ekspandowaniu. Czysty strzał.

482 m/s -> 11.0 g

791 m/s -> 11.0 g

908 m/s -> 10.9 g


Zawody o Puch


har FAM–Pionki

W sobotę 19 maja na strzelnicy myśliwskiej Polskiego Związku Łowieckiego w Ostrołęce w miejscowości Stepna Michałki odbyły się Zawody o Puchar FAM–Pionki TEKST I ZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA


W

majowym turnieju wzięło udział ponad 80 uczestników z całego kraju. W tym doborowym gronie znalazło się także 5 Dian. W wyśmienitych nastrojach Mimo zaciętej rywalizacji zawody odbyły się we wspaniałej, przyjaznej atmosferze. Świeciło piękne słońce, dopisała aura, a wraz z nią humory uczestników strzeleckich zmagań. Zawody miały na celu promocję i popularyzację polskiej firmy FAM– –Pionki oraz idei strzelectwa na terenie, gdzie takie imprezy jak ta są rzadkością. Ci, którzy jeszcze nie znali linii i poszczególnych produktów FAM–Pionki, mieli znakomitą okazję sprawdzić je w praktyce. Firma promowała bowiem takie marki jak Olympic, Master i nowość na rynku, czyli amunicję Precision. Po raz kolejny FAM Pionki zorganizowało także stanowisko do sprawdzenia pokrycia amunicji. Oprócz firmy FAM–Pionki Zawody Okręgowe o Puchar Prezesa Ostrołęckiej Okręgowej Rady Łowieckiej wsparły takie znane myśliwym i strzelcom firmy jak Incorsa, Tagart, Parabellum, a partnerem medialnym była „Gazeta Łowiecka”.

46


47


48


49


50


51


52


53


Było o co walczyć Na najlepszych czekały atrakcyjne nagrody w postaci amunicji FAM–Pionki, Lapua czy produktów marki Pagart. A oprócz tego wszyscy uczestnicy brali udział w losowaniu sztucera marki Bergara (ufundowanego przez firmę Incorsa) oraz zestawu do elaboracji 50th Anniversary Breech Lock Challenger (ufundowanego przez firmę Parabellum).

Lista zwycięzców Najlepszym z najlepszych oczywiście należą się gratulacje. A oto oni…. Klasa mistrzowska Piotr Kraiński Michał Karpik Sławomir Marlęga Klasa powszechna Jarosław Wojtulewicz Tomasz Wójcik Jakub Kwasigroch Diany Dominika Przeorek Lilianna Nowak Ewa Piątkowska Najlepszy śrut Piotr Kraiński

Jak poinformowali nas organizatorzy, zawody mają być rozgrywane co roku na innej strzelnicy, tak aby wszyscy którzy nie lubią na zawody jeździć za daleko, mieli możliwość wziąć w nich udział. Tak więc do zobaczenia już za niecały rok.

Najlepsza kula Karol Tymosiak

54


55


NOWOŚĆ Z FINLANDII LETNI ZESTAW VAPOR • lekki • oddychający • wodoodporny w miejscach najbardziej narażonych na przemoknięcie • dostępne dwa kolory: kamuflaż lub oliwkowy

Cena:

869 zł

56

Sklep internetowy www.DoLasu.pl Salon Myśliwski DoLasu czynny: poniedziałek-piątek 9:00-17:00 tel: 22 42 82 888, 22 24 55 444 email: dolasu@dolasu.pl


57


Swarovski dS – spo


otkanie w Jasieniu

Okazja, aby zobaczyć i przetestować optykę z górnej półki to wydarzenie, którego nie można pominąć. A gdy dowiedziałam się, że będzie można postrzelać z broni z zamontowaną nową lunetą Swarovskiego dS, zaproszenie Marcina Ogórka, odpowiedzialnego za dystrybucję na Polskę, przyjęłam z wielką radością. Prezentacji nowości dokonywali Thomas Zerlauth sprawujący funkcję Head or Region Central and Eastern Europe oraz Daniel Muehlmann – Head of Training & Visitmanagement TEKST: DOMINIKA PIENIĄŻEK ZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA


C

oroczne spotkanie połączone z testami i prezentacją nowości dla sklepów handlujących produktami tej austriackiej firmy odbyło się na strzelnicy Lasów Państwowych w Jasieniu koło Kluczborka. W tym roku lunety zostały postawione na karabinach Bergara użyczonych przez warszawską Incorsę. Zostało wytyczone pięć osi, a cele zostały ustawione w odległości 100, 200 i 300 m. Zanim przystąpiliśmy do strzela-

nia, odbyła się prezentacja nowości Swarovskiego. Nie tylko dla myśliwych Jak wiemy, Swarovski w swojej strategii bazuje na kilku grupach odbiorców. Licząca 750 osób i pracująca w tyrolskim Apsam załoga montuje optykę dla myśliwych, będących największa grupą odbiorców, ptasiarzy, jak potocznie określa się obserwatorów przyrody – to grupa szczegól-

60


Podziwiamy nowości… Przegląd nowości zaczęliśmy od lunet obserwacyjnych, w tym od dwuocznego BTX-a, który już na strzelnicy zrobił na mnie bardzo duże wrażenie. Wygody pracy i obserwacji dwuocznej nie sposób oddać słowami. Jakość obrazu i detali podczas obserwacji wyników strzelań dalekodystansowych była niesamowita. Obejrzeliśmy również ulepszoną wersję znanej również z artykułów

nie liczna w Anglii i krajach Beneluxu – oraz miłośników outdooru i osób wykorzystujących lornetki podczas wycieczek i zwiedzania świata. Z liczb dowiedzieliśmy się, że poza wspomnianymi 750 pracownikami w centrali, dodatkowo 150 osób zajmuje się dystrybucją na całym świecie. Firma miała 146 milionów euro obrotu, a eksport stanowi aż 91% ogółu sprzedaży. Pogratulować!

61


62


63


w naszej „Gazecie…” lornetki z dalmierzem EL Range. Posłuchaliśmy o digiscopingu, czyli coraz bardziej popularnym robieniu zdjęć smartfonami przy wykorzystaniu lunet i lornetek, aż nadeszła chwila prezentacji modelu dS.

i jednocześnie nie przesłania pola widzenia. Procedura uruchamiania lunety jest taka, że najpierw prestrzeliwujemy ją na 100 m, potem za pomocą smarfona wprowadzamy z tabel balistycznych wszystkie parametry amunicji. Na wyświetlaczu zobaczymy siłę rażenia w dżulach, jaką będzie miał nabój w momencie trafienia w cel, odległość od celu oraz prawidłowy punkt celowania, który uwzględni ustawio-

Swarovski dS – robi wrażenie! Posiadający 40 mm tubus model naprawdę robi wrażenie. Przezierny wyświetlacz pokazuje w czasie rzeczywistym najważniejsze pomiary

64


Czas na Kahles Drugą część prezentacji zajął Kahles. Właścicielem tej firmy od 1974 r. jest również Swarovski. Tutaj zaprezentowano, także na strzelnicy, najbardziej popularny w Polsce model Helia 2,4-12x56. Należy powiedzieć, że wszystkie lunety strzeleckie Kahlesa są też wytwarzane w Austrii, a optyka sportowa tej firmy należy do światowej czołówki, jeśli chodzi o sporty strzeleckie.

ne powiększenie, wprowadzone dane parametrów amunicji, ciśnienie atmosferyczne, temperaturę powietrza oraz kąt strzału. Dodatkowo możemy nanieść poprawkę, wybierając jedną z dwóch dostępnych wartości, 5 lub 10 m/s ustawione jest fabrycznie, ale możemy ustawić również wartości wynoszące odpowiednio 3 lub 6. Korekta punktu celowania działa do dystansu 1024 m.

65


66


67


68


69


Lapua poleca Naturalis Koniec prezentacji to amunicja fińskiej firmy Lapua, z której strzelaliśmy. Spotkanie było okazją do zapoznania się z linią Naturalis. Lapua, jako pierwsza firma na świecie, już w 2002 r. rozpoczęła produkcję amunicji pozbawionej ołowiu. Pociski te nie ulegają defragmentacji w tuszy, umożliwiając jej oszczędzenie. Pocisk po trafieniu w cel zwiększa swą średnicę dwukrotnie, pozostaje jednak mono-

litem. Tyle teorii, czas więc udać się na strzelnicę. Na strzelnicy Jak pisałam, przygotowano pięć stanowisk strzeleckich z zamontowanymi na broni różnymi modelami lunet firmy Swarovski. Cele – metalowe gongi – wydawały głośny dźwięk przy trafieniu, a samo trafienie można było obserwować dzięki rozstawionym przy stanowiskach lunetach obserwacyj-

70


nych, w tym również dwuocznym modelu BTX. Strzelaliśmy z pozycji siedzącej i leżącej, w wolnej chwili oglądając również przekrój lornetek obu prezentowanych firm. Świetnym prezentacyjnym rozwiązaniem była przyczepa, w której znajdowały się wszystkie produkowane przez organizatora modele. Nie zabrakło pysznego jedzenia, oczywiście dziczyzny, którą przygotowało Nadleśnictwo – gospodarz terenu i strzelnicy, na której odbywała się cała impreza.

Wszystkim, którzy będą chcieli zobaczyć i postrzelać z modelu dS warto przekazać informację, że będzie on również dostępny na Extreme Weekend, który organizuje dobrze Wam znany Przemek Malec, gospodarz programu Darz Bór. Strzelanie zakończyło się grubo po godzinie 19. Mimo wszystko pozostał niedosyt i żal było rozstawać się zarówno z bronią, jak i zainstalowaną na niej optyką.

71


72


73


Taki Festiwal to


o skarb!

Do Goraja od lat chętnie przyjeżdżają wszyscy, którym bliska jest szeroko pojęta kultura łowiecka i miłość do przyrody. Tak też było i w tym roku, kiedy to gorajski zamek w sobotę 19 maja stał się jedynym w swoim rodzaju myśliwskim centrum kultury… TEKST I ZDJĘCIA: ALICJA FRUZIŃSKA


W

łaśnie wtedy na terenie Zespołu Szkół Leśnych w Goraju k. Czarnkowa odbył się XXIV Wielkopolski Festiwal Kultury Łowieckiej i Edukacji Ekologicznej, w ramach którego zorganizowano także XXIV Wielkopolski Konkurs Sygnalistów Myśliwskich, XVI Ogólnopolski Konkurs Wabienia Jeleni, VIII Pilski Konkurs Oceny Poroży i XVI Pilski Pokaz Psów Ras Myśliwskich, a także liczne koncerty, pokazy i wystawy. Goraj – Zamek to niezwykłe miejsce, które przyciąga niezwykłych ludzi. Mieści się tu m.in. nowoczesny ośrodek edukacyjno-dydaktyczno-konferencyjny Lasów Państwowych, w którym można zwiedzić imponującą salę edukacyjną. Impreza ludzi z pasją Gorajski festiwal jest już znany nie tylko w regionie, ale i w całej Polsce. Jego XXIV edycja ściągnęła do Goraja ludzi z pasją, z ogromnym szacunkiem do przyrody i do bliźniego. Tu nigdy nie ma podziałów. Tu jesteśmy równi. A wszyscy mamy jeden cel: dobro polskiego łowiectwa. Jak co roku, tak i tym razem można było posłuchać wspaniałej muzyki myśliwskiej, spróbować wybornej dziczyzny, sprawdzić się w wielu turniejach, poznać historię łowiectwa

76


77


78


i leśnictwa, no i oczywiście uczestniczyć w zajęciach edukacyjnych, których organizacja jest mi szczególnie bliska. Na scenie przed zamkiem odbyło się m.in. podsumowanie konkursu plastycznego „Łowiectwo w oczach dziecka”. Bez kropli deszczu Było przepięknie. Nasz patron święty Hubert wynagrodził nam wszelkie trudy wymarzoną pogodą, bo tu koniecznie trzeba dodać, że chyba po raz pierwszy podczas gorajskiego Festiwalu nie spadła ani kropla deszczu. Edukacja przygotowana przez PZŁ była jak zawsze na najlepszym poziomie. A dodatkowo gościnnie wspierały nas Koleżanki ze Stowarzyszenia Polskie Diany, za co im serdeczne Darz Bór! Ja przyjeżdżam tu co roku, bo łowiectwo to moje życie, a edukację i dialog na każdym poziomie stawiam za cel porozumienia na każdej płaszczyźnie. Czekamy na jubileusz! A w następnym roku 25-lecie Festiwalu i już są planowane niesamowite atrakcje, aby uświetnić to wydarzenie. Między innymi za rok odbędzie się tu Ogólnopolski Festiwal Muzyki Myśliwskiej (a za dwa lata Mistrzostwa Europy w Wabieniu Jeleni). Do zobaczenia w Goraju!

79


Na zatropiu

felieton Gamrata

Gdy finalizowano pracę nad nową ustawą Prawa Łowieckiego (a ściślej nowelizacją) obie strony były przekonane, iż głosowanie zakończy etap sporów. Myśliwi nie mieli wątpliwości – to koniec myślistwa, jakie znamy. Minister był przekonany, że rozwiązuje problem tak, jak on go widział (a może raczej jego kolega Jurgiel). A przeciwnicy łowiectwa byli przekonani, iż oto wbijają gwóźdź do trumny polujących. Ustawa już uchwalona i dopiero teraz wszyscy zdają sobie sprawę, że… nikt nie osiągnął swoich celów!

W

całym tym zamieszaniu najbardziej dziwię się ministrowi. Każda (no prawie każda) władza ma chęć kontrolować organizacje pozarządowe, a Polski Związek Łowiecki jest kąskiem jakich mało. Już poprzednicy mieli na to ochotę, co jasno zostało powiedziane na pewnym spotkaniu w prezydenckim pałacu. Ale mieli mniej odwagi lub bezczel-

ności (a może więcej przyzwoitości?), by to uczynić. Obecna władza nie przejmuje się niuansami i idzie jak przecinak. OK, to jestem w stanie pojąć moim „dziczym umysłem”. Żyję dość długo, by nie takie rzeczy pamiętać. Tylko po co zrobiono to tak głupio? Wszak do przejęcia kontroli wystarczył zapis o mianowaniu Zarządu Krajowego. Po co wprowa-


dzać zapis o nieuczestniczeniu dzieci w polowaniach, skoro jest to prosty punkt do zaskarżenia do Trybunału Europejskiego i jeszcze zrażać się do siebie wielu polujących rodziców? Po co było zmieniać zasady szacowania szkód? No i ta niekonsekwencja – z jednej strony nacisk na strzelanie dzików, z drugiej wycofanie się z penalizacji przeszkadzania w polowaniach. Mam nieodparte wrażenie, że pod wpływem tego, co z jednej strony robił Darek Dutkiewicz pod ministerstwem i Sejmem, a z drugiej strony pod naciskiem „zielonych” ideologów, minister i jego ekipa pogubili się – zamiast przejąć Związek, przejęli kłopoty, i teraz nie wiedzą co z tym fantem począć. W dodatku nowy Łowczy Krajowy zamiast zabrać się za oczekiwane porządki, po kilku dniach urzędowania wziął się i… poszedł na urlop. Zieloni pozornie polegli. Bo oprócz zakazu – zresztą trudno egzekwowalnego – udziału dzieci w polowaniach, nic nie ugrali. Ale to pozór. Bo w moim mniemaniu poczuli wiatr w żagle i jesienią rozpocznie się z nimi jazda bez trzymanki. I jesteśmy tu w o wiele gorszej sytuacji – trochę jak Żółkiewski pod Cecorą – otoczeni ze wszech stron i bez nadziei na odciecz. Jak redakcja pozwoli, to rozwi-

nę to w przyszłym numerze [REDAKCJA POZWOLI – przyp. red.]. Oddzielną sprawą jest kwestia kynologii i sokolnictwa. Bo z jednej strony trudno wykonywać dzicze plany z niewyszkolonymi psami, a z drugiej trudno pojąć, jak minister partii mającej narodowe dziedzictwo na sztandarach, może jednym ruchem zaprzepaścić prace pokoleń Polaków nad odtworzeniem takich polskich ras, jak ogar i gończy. Na tym poletku zacierają ręce inne nacje, bo ubyła konkurencja, a najwięksi i najbogatsi pasjonaci będą na próby i konkursy jeździli do krajów ościennych. Z kolei sprawa zakazu ćwiczeń sokołów obnażyła ignorancję zarówno ministerialnych urzędników, jak i posłów. Dziś bowiem głównym zajęciem sokolników nie jest polowanie, lecz pilnowanie lotnisk i sadów. O lotniskach słyszeli wszyscy, o sadach niewielu. Ale to właśnie sokolnicy pilnują polskich wiśni i czereśni przed fruwającymi żarłokami. I znów – uległość wobec „zielonych” ignorantów spowodowała, iż latając z polskich lotnisk będziemy mniej bezpieczni a sadownicy dostaną w d... Tym sposobem, chcąc uderzyć w myśliwych, uderzono w całkiem inne grupy (inna sprawa, czy my potrafimy to wykorzystać).


Słowem – starano się jak nigdy, wyszło jak zwykle. A myśliwi? A myśliwi są tym wszystkim otumanieni prosto jak ten przedwojenny chłop (to moje ulubione powiedzenie Pawlaka do Kargula). Bo z jednej strony miał być Armageddon i koniec wszystkiego, a z drugiej, jakby nic się nie zmieniło. Przynajmniej w Kole. Jak szacowaliśmy, tak szacujemy, tylko czasami ktoś z gminy zadzwoni. Jak dyżurowaliśmy na zasiewach, tak dyżurujemy, jak polowaliśmy, tak polujemy, jak najlepsze kozły zabierali dewizowcy, tak zabierają. Dla Kowalskiego w KŁ „Dzicza Ostoja” nic się nie zmieniło. Dla zarządów kół jakimś sygnałem, że idzie nowe, może być oferta jednego z towarzystw asekuracyjnych, by ubezpieczyć się od odpowiedzialności za ewentualną niewypłacalność koła. I to na razie wszystko. W otoczeniu łowiectwa sołtysowie i sołtyski się buntują (być może dopiero teraz dotrze do nich, co robią myśliwi szacujący szkody), urzędnicy są ciężko przerażeni, a wójtowie się

wściekają i gromy ciskają po równo na ustawodawcę i myśliwych. A nadleśniczowie się modlą, by nikt się nie odwoływał od szacowań. Ale tak naprawdę, to cisza jest pozorna. Stoję sobie na tylnej linii i myślę, że to wcale nie jest koniec bitwy, lecz jeno w niej przerwa. Kurz bitewny wcale nie opadł i ciągle nie widać, kto i co zostało na pobojowisku. Myślę, że to jedynie czas przegrupowania, szacowania zysków i strat. A jesienią czeka nas kolejne starcie. Do którego się wcale, a wcale nie przygotowujemy. Łowczy Krajowy na urlopie, na Nowym Świecie wszyscy cichutko siedzą i pilnują biurek. Jedyne, co dochodzi z głębi lasu, to wieści, że Darek Dutkiewicz z Arkiem Płotką prowadzą jakieś prace nad oddolną strategią obrony. Kibicuję im szczerze, bo jednak chciałbym dożyć jubileuszu 100-lecia. Póki co, jednak stoję tu sobie na zatropiu, obserwuję i czekam, kto pierwszy rozpocznie kolejną szarżę... Stawiam na Jurgiela. Gamrat

82


83


Nocne Karpaty

Nasi niemieccy przyjaciele odwiedzają nasz kraj regularnie i niektórzy z naszych Czytelników mieli przyjemność ich poznać osobiście. Tym razem opowiedzą nam, jak było na Podkarpaciu TEKST I ZDJĘCIA: TEAM WINZ



A

by zobaczyć błysk w oczach myśliwego, wystarczy wypowiedzieć nazwę: „Karpaty”. Nasza domowa biblioteczka jest pełna myśliwskich książek, czasopism i opowiadań o tej niezwykłej krainie. Najwięcej emocji budzą opisy wyjących wilków, ryczących niedźwiedzi i, przede wszystkim, jeleni na rykowisku. Szczęśliwie, mieszkańcy Podkarpacia stanowią jaskrawe przeciwieństwo tej surowej i dzikiej ziemi. Podróżując przez tę górzystą część Polski, mamy okazję podziwiać nie tylko piękno natury, ale także gościnność i życzliwość jej mieszkańców. Łowiectwo jest tu nadal częścią kultury i naturalnym elementem codziennego życia. W wietrze i we mgle Niefortunnie, zamiast bieli zastajemy zgaszoną zieleń i brązy, ponieważ śnieg zamienił się w grzęzawisko błota. Szkoda, bo liczyliśmy na ekscytujący podchód „na białej stopie”. Zamiast tropienia jeleni, decydujemy się spróbować szczęścia w polowaniu na dziki. Warunki nie są sprzyjające: nieustannie zmieniający się wiatr, zachmurzone niebo, mgła. Wszystko ma jednak swoje dobre strony: możemy wypróbować nowy wzór kamuflażu firmy Swedton o na-

86


87


88


89


90


91


92


zwie Desolve na naszych ubraniach i przede wszystkim będzie można usłyszeć poruszające się w tym błocie dziki. W oblepiającej wszystko mazi czarny zwierz nie przejdzie bezszelestnie. Zawsze gotowi Już o 15.00 przygotowujemy się do wyjścia na ambony. Dziki wychodzą wcześnie, ponieważ na łącznym obszarze niemal 65 tys. ha nie ma presji ruchu drogowego, biegaczy czy miłośników rowerów górskich. W tej części lasu wszystkie wjazdy zabezpieczone są szlabanami i zwierzyna może spokojnie przemierzać swoje ścieżki. Po dotarciu na miejsce ogarnęło nas zdumienie, jak solidne i duże są ambony i jak komfortowo są urządzone. Zapowiadała się bardzo długa noc… Lornetka marzenie Stopniowo zapadający zmierzch stworzył doskonałą okazję do bliższego zapoznania się z nową lornetką. Jest to szczególna lornetka, ponieważ kilka tygodni wcześniej złożyliśmy ją własnoręcznie w zakładach firmy Steiner położonych w Bayreuth. Zanim rozpoczęliśmy obserwację otoczenia, uważnie przyjrzeliśmy się lornetce i zdaliśmy sobie sprawę,

93


94


95


że pracowaliśmy zgodnie z zasadami sztuki produkcji modelu Nighthunter firmy Steiner. Wieczorny widok z ambony był w pełni wyraźny, a kontury ostre, nie licząc bezkształtnych fragmentów błota.

Dźwięk się przybliża, najwyższy czas przygotować broń! Włączam red point, kątem oka widząc Simonę skupioną na obserwacji: – Spójrz, daleko w lewym rogu! Dzik! Żeby zobaczyć, przesuwam się w zwolnionym tempie, mając nadzieję na zachowanie ciszy. Tak! Widzę go dobrze. To nie jest wielki odyniec, o którym marzymy, ale zagrożenie epidemią ASF powoduje, że trzeba wykonywać łowiecki obowiązek. W lepiącym błocie locha zwalnia

Na celowniku Refleksje na temat naszej optyki zostały przecięte odgłosem zwierzyny idącej przez knieję. W tej chwili liczy się tylko jedno: nie zepsuć tego, nie dać się ponieść łowieckiej gorączce!

96


i czekam na optymalny moment do oddania strzału. Po długiej kąpieli dzik zbiera się leniwie. Pora na moją decyzję – naciskam spust. Pada w ogniu!

w miejscu, gdzie spoczywał, ale to nie wszystko. Dwa czarne jak węgiel cienie przecinają polanę. Tym razem nie można zwlekać. Zamykam komorę dopiero co rozładowanego Sauera, włączam podświetlenie lunety i po raz drugi tego wieczoru strzał rozrywa ciszę. Co za polowanie! Dzik nie przebiega nawet 5 metrów i pada! Następnego wieczoru bór znów nam darzył! Nie zapomnimy tej wyprawy. Jedno jest pewne: wrócimy w Karpaty niebawem…

I jeszcze raz! Pakujemy się, szepcząc do siebie, pełni nieprzebrzmiałych emocji. Powoli otwieram drzwi ambony, kiedy kątem oka zauważam ruch w głębokim cieniu drzew. Czyżby ożył? Błyskawiczne spojrzenie przez Nighthuntera ukazuje mi nieruchomy czarny punkt

97


Czapka

29 zł

Koszulka Polo

89 zł

Letnia spodnie Savanne

Letnia kamizelka Savanne

139 zł

159 zł 98

Sklep internetowy www.DoL tel: 22 42 82 888, 22 24 55 444


NOWOŚĆ

Lasu.pl | Salon Myśliwski DoLasu czynny: poniedziałek-piątek 9:00-17:00 99 4 | email: dolasu@dolasu.pl


TESTUJEMY


Bergara B14 HMR i BMP

O firmie Bergara w „Gazecie Łowieckiej” już wspominaliśmy. Tym razem zaprezentujemy Wam dwa modele tej broni dedykowane do tzw. varmitingu lub strzelania precyzyjnego na długich dystansach. Broń świetnie sprawdzi się na sportowej strzelnicy w konkurencjach long range, czyli takich, w których strzelamy dużo dalej niż nasze przepisowe 200 metrów TEKST: SZYMON CHACIŃSKI ZDJĘCIA: GAZETA ŁOWIECKA, MATERIAŁY PRASOWE


S

ztucer Bergara B14 HMR (Hunting & Match Rifle), który testowaliśmy, występuje w kalibrze 308 WIN, ale w tej samej konfiguracji importer Bergary, warszawska firma Incorsa, sprowadza HMR w coraz bardziej popularnym w strzelectwie dalekodystansowym kalibrze 6,5 Creedmore. Broń miała zamontowaną lufę 24”, ale w ofercie znajduje się również bardziej poręczna lufa 20”. Mając okazję strzelać i przyjrzeć się obu, możemy stwierdzić, że do celów typowo łowieckich krótsza, varmintowska lufa będzie zdecydowanie lepsza. Mamy poręczną broń, łatwą do schowania w bagażniku, z którą bez problemów poruszamy się w ograniczonej przestrzeni, a przy tym niezwykle celną. Wygodnie i poręcznie Wszystkie karabiny w wersji HMR mają kilka wspólnych mianowników. Pierwszym z nich jest syntetyczna kolba w kolorze khaki z możliwością regulacji poduszki policzkowej. Jest też możliwość regulacji długości w zakresie 3 cm poprzez wymianę podkładek znajdujących się pomiędzy kolbą a stopką. Wszystkie kolby posiadają system szybkiego montowania/wpinania bączków. Posiadają też uchwyty do pasa umieszczone w spodniej części. Kolba posiada dość pionowo

102


103


ustawiony chwyt pistoletowy, co jest wygodne i poręczne w strzelaniu dalekodystansowym, ale również przy strzelaniu dzika z przebiegu. Kolba w przedniej części wyposażona jest w stalowy bedding, a więc wzmocnienie, które zapobiega przechodzeniu naprężeń z kolby na system strzelecki. Oczywiście, kolba jest całkowicie odseparowana od lufy, zamka i komory zamkowej, to wszystko wpływa na precyzję broni. Warto zwrócić uwagę, że w przedniej części łoża

są dwa uchwyty do bączka, jeden z nich przeznaczony jest do montażu pasa nośnego, drugi zarezerwowany jest do przypięcia dwójnogu, co nie dziwi, bo jest to broń, gdzie takie ułatwienie jest dość często stosowane. Najlepsze na świecie Jak już pisaliśmy w poprzednim artykule, Bergara słynie z produkcji luf, wykonuje je również dla szeregu renomowanych producentów broni. Wykonane są w tech-

104


nologii którą opracował Ed Shilen i należą do najlepszych na świecie. W prezentowanych modelach lufy zakończone są nakrętką z gwintem M18, która umożliwia mocowanie kompensatorów czy tłumików płomienia. Magazynek, łatwo wchodzący w kieszeń, został zbudowany w systemie AICS gwarantującym bardzo precyzyjne wprowadzanie pocisku bezpośrednio do przewodu lufy. Magazynek oferowany w standardzie mieści 5 sztuk. Regulowany spust może-

my ustawić w zakresie od 1,4 do 2 kg, w testowanym modelu ustawiony był na około 1,5 kg. Pracuje płynnie i miękko, nie odczuwamy większego oporu. Bezpiecznik ustawiony jest po prawej stronie tylnej części zamka, dzięki czemu jest łatwo dostępny przez kciuk dłoni trzymającej broń. Warto zwrócić uwagę, że bezpiecznik pracuje dość cicho i płynnie. Ze względu na swój rozmiar i umiejscowienie jest łatwo wyczuwalny, co poprawia bezpieczeństwo również po zmroku.

105


106


107


108


Przy zabezpieczonej broni możemy bez problemu wyjąć nabój z komory nabojowej. To bezpieczne i funkcjonalne rozwiązanie. Tak jak pisaliśmy w poprzednim artykule, karabin zbudowany jest w oparciu o system Remington 700. Ma to swoje niezaprzeczalne zalety, ponieważ większość akcesoriów dostępnych na rynku amerykańskim do modelu 700, takich jak kolby czy mechanizmy spustowe, pasuje również do Bergary. Komora zamkowa posiada w górnej części otwory pod montaż szyny Piccatinny, a zamek to klasyczna, znana z 700-tki konstrukcja dwuryglowa. Powiększona kulka zamka pozwala na łatwiejszą operację w rękawiczkach i gdy zamontowane są lunety o dużym tubusie. Model, który testowaliśmy, wyposażony był w lunetę Swarovskiego X5 5-25x56, czyli typowy model do strzelań dalekodystansowych. Taka konfiguracja wybierana jest oczywiście przez bardziej zamożnych strzelców, ale jest naprawdę warta grzechu. Gwarantuje doskonałą przejrzystość oraz idealny i dokładny system regulacji nastaw.

MATCH PRECISION). Testowany model miał postawioną lunetę Khales, model 624 6-24/56. To klasyczna luneta taktyczna wyposażona w tubus o średnicy 34 mm. To jest dzisiaj standardem w tego typu optyce. Luneta jest oczywiście wyskalowana w MOA. Co najważniejsze dla naszego Czytelnika, to pogodzenie wysokiej jakości i parametrów balistycznych z przystępną ceną prezentowanych sztucerów. Karabin w wersji HMR kosztuje niewiele ponad 5000 zł, a model BMP to koszt około 7000 zł. A przypomnijmy, że mówimy o karabinach, z których możemy strzelać wyczynowo. Firma Incorsa, sprzedając na naszym rynku modele Bergera, będzie konkurować głównie z fińską Tikką, szczególnie zaś z modelem T3. Szeroka gama karabinów Bergara jest do obejrzenia w warszawskiej siedzibie firmy, a tych, którzy chcą poczytać więcej o tej broni, zapraszamy również do naszego poprzedniego artykułu.

Bergera BMP Na bazie tego samego systemu stworzono karabin Bergara BMP (BERGARA

109


NAJWYŻS

Sztucer BERGARA

Kolba Aluminiowa, V bez przyrządów z na magazynek wymien Kalibry: 6,5 Creedmo Cena od 6590 zł


SZA JAKOŚĆ Z HISZPANII Sztucer Łamany BA13 20” Kaliber .308WIN Cena od 1690 zł

Sztucer B14 Woodsman 24”

Kalibry: 6,5x55; .308WIN; 30.06; 8x57JS; 9,3x62 Cena od 3590 zł

B14 BMP 24"

Varmint akrętką M18x1, nny 5 nb. gwint 8" ore; .308WIN


Myśliwskie impresje Maj rozpoczyna sezon najpiękniejszych polowań, czasu spędzonego z zapartym tchem w kniei, chwil, co znaczą wschody i zachody słońca. Dzień po dniu, miesiąc po miesiącu... TEKST I ZDJĘCIA: ALICJA FRUZIŃSKA

L

etnie wieczory, mgliste poranki i w tym wszystkim my – myśliwi – pasjonaci, co czasu nie liczą, przemierzając połacie łąk, chroniąc areały upraw, pilnując tego, co natura tworzy.

Magia letnich miesięcy przenosi mnie/ nas w czas pełnego zadowolenia, oddechu pełną piersią i optymizmu, że dam/damy radę podtrzymać to, co nasze, polskie, łowieckie... Darz bór!

...mam takie miejsca na ziemi, pomiędzy kłosami wszelkiemi... ...na oceanie zbóż... siadam i słucham, bo tuż-tuż toczy się życie... ...migawka słońca harce wyprawia z wiatrem, do pionu źdźbła trawy stawia... ...życie kochane, pasją znaczone, we mnie wszczepione i tu zakorzenione... ...daj mi wytchnienie i zrozumienie, bym w tej tu chwili się zatrzymała, bo przecież... ...mam takie miejsca na ziemi, i to się nie zmieni…



TESTUJEMY


Härkila Agnar Hybrid

W profesjonalnym łowiectwie ważne są wszystkie jego aspekty. Ważne są wiedza i doświadczenie, jakie muszą posiadać profesjonalni myśliwi, ale również sprzęt i ubranie, w jakie wyposażony jest łowca. Dziś postanowiłem się przyjrzeć kompletowi Härkila Agnar Hybrid TEKST: SŁAWOMIR PAWLIKOWSKI ZDJĘCIA: SŁAWOMIR PAWLIKOWSKI, MATERIAŁY PRASOWE


M

inęły już czasy gumofilców i wojskowych polowych uniformów, zwanych potocznie moro. W czasach, kiedy od profesjonalnego myśliwego oczekuje się konkretnych, wymiernych efektów jego pracy, nie ma miejsca na „partyzantkę”. Dlatego bardzo ważnym i nieodzownym elementem wyposażenia myśliwego jest jego strój roboczy. Ubrania myśliwskie cały czas przechodzą ewolucję. Są coraz lżejsze, bardziej wygodne, odporne na wszelkie czynniki atmosferyczne. Ogólnie rzecz ujmując, pomagają nam w komfortowych warunkach prowadzić pracę w łowisku. Hybryda dla myśliwych Dzisiaj chciałem poświęcić trochę czasu na test nowego, wiosenno-letniego zestawu firmy Härkila. Härkila Agnar Hybrid , bo o nim mowa, to najnowszy, dwuczęściowy komplet tej znanej doskonale wszystkim myśliwym duńskiej firmy. Uniwersalny, bardzo praktyczny i lekki komplet jest przeznaczony do użytku szczególnie wiosną, latem oraz na początku jesieni. Härkila Agnar Hybrid został wyposażony w tak zwany system hybrydowy. Na czym to polega? Jak sama nazwa sugeruje, hybrydowy, czyli łączący.

116


117


118


119


W komplecie Agnar Hybrid połączono tkaniny o różnych właściwościach dla poprawy komfortu noszenia i wydajności. Dzięki temu ubranie jest uniwersalne, zapewnia nie tylko swobodę ruchów i oddychalność, ale także pewność, że nie przemokniemy podczas nagłej ulewy. Idealnie sprawdza się podczas porannych podchodów, także gdy kropi deszcz, ponieważ kurtka jest wodoodporna w miejscach najbardziej narażonych na przemoknięcie.

kieszeń zapinana na suwak oraz mniejsza kieszonka na telefon. Na zewnątrz są dwie obszerne kieszenie zapinane na suwaki. Spodnie przeznaczone są zarówno do polowania z zasiadki, jak i z podchodu. Doskonale nadają się także do dłuższego marszu w zbożach i wysokich, wilgotnych trawach. Posiadają bowiem niechłonące wody nogawki i „siedzenie”. W górnej części spodnie posiadają wstawki ze streczu, dzięki któremu dobrze dopasowują się do ciała. Ukośne, obszerne kieszenie na udach zapinane są na wodoodporne suwaki, co zapobiega przedostaniu się wody do ich wnętrza. Spodnie są zapinane na podwójne zatrzaski w pasie, dzięki czemu unikniemy przypadkowego odpięcia. Mają wodoodporne fragmenty, które szczególnie ułatwiają polowania w wysokich, majowych i czerwcowych trawach. Dół nogawek regulowany jest ściągaczem zakończonym zatrzaskiem. Z tyłu nogawek na udach znajdują się wywietrzniki zapinane na laminowane suwaki. Wywietrzniki te wewnątrz wyposażone są w siatkę zabezpieczającą użytkownika przed insektami.

Ochrona przed deszczem i wiatrem Producent zastosował tutaj materiał ArcStretch™, który jest elastyczny i łatwo dopasowuje się do sylwetki użytkownika. Zarówno kurtka, jak i spodnie posiadają klejone szwy, co oczywiście zmniejsza ryzyko przemoknięcia w tych miejscach. Wewnątrz kurtka ma siatkowaną podszewkę oraz ściągacze w kołnierzu i pasie, a także regulację szerokości mankietów tak zwanym rzepem. Cała kurtka jest wiatroszczelna, a najbardziej wyeksponowane miejsca jak ramiona, rękawy są wodoodporne. Na lewej piersi znajduje się wodoodporna kieszeń na radio, zapinana na laminowany suwak. Wewnątrz kurtki znajduje się siatkowana

Białoruski test Komplet ten pierwszy raz miałem okazję przetestować będąc na wiosennych tokach głuszców na Białorusi.

120


121


122


123


124


125


Polowanie to, jak większość polowań z podchodu, szczególnie wymaga odpowiedniego ubioru. Na głuszce poluje się o świcie, prawie po ciemku, więc nie jest tutaj ważny kamuflaż. Ważny jest jednak komfort, ponieważ podchód odbywa się czasem w ekstremalnych warunkach terenowych. Niekiedy podczas podchodzenia głuszca jesteśmy zmuszeni do przechodzenia przez gęste krzaki lub do stania w jednej pozycji przez kilka minut w oczekiwaniu na pieśń, pod którą jedynie mamy szansę podejść upragnionego koguta. Härkila Agnar Hybrid to idealne ubranie do tego typu polowań. Materiał, z którego wykonano spodnie, jest bardzo elastyczny i nie ogranicza nam ruchów, których podczas podchodzenia głuszca musimy wykonywać wiele. Przylegający do ciała strój nie naraża nas podczas podejścia na niepotrzebne ocieranie się wystających części ubrania o korę drzew, czy o gałęzie niższych drzew. Czasem podczas takiego podejścia zdarza się, że trzeba klęknąć na mokrym mchu lub po prostu na zalanym wodą mszarze. Spodnie na nogawkach są nieprzemakalne, więc i z tym nie ma problemów. Jako wabiarz również zwróciłem uwagę na kieszenie, których zarówno w kurtce,

jak i w spodniach jest kilka. Można w nich trzymać np. amunicję lub wabiki. Kieszenie w spodniach wyposażone są w zasobniki na amunicję, co nie powoduje uderzania jednego naboju o drugi, a tym samym rozlegania się niepotrzebnych dźwięków płoszących zwierzynę. Nie jest to na pewno strój nadający się do polowań przy temperaturze poniżej -5 st. C. Podczas dłuższego siedzenia w jednym miejscu przy temperaturze poniżej zera można zmarznąć pomimo używania bielizny polarowej. „Rogaczowy maraton” Drugim moim testem Härkila Agnar Hybrid było pierwsze majowe polowanie z kilkuosobową grupą myśliwych z Austrii na sarny rogacze, czyli „rogaczowy maraton". Tutaj ubranie okazało się po prostu hitem. Nie polowałem nigdy wcześniej w tak komfortowym stroju. Jak wiadomo, podczas podchodzenia kilku kozłów w ciągu jednego poranka robi się średnio 5–10 km. W przypadku polowań amatorskich, kiedy myśliwy „na spokojnie” poluje i ma na to kilka miesięcy, jest inaczej. W przypadku profesjonalnych polowań komercyjnych, gdzie klient oczekuje strzelenia kilku kozłów podczas jednego wyjścia w teren, to już inna bajka. Zanim

126


klient zdecyduje się oddać strzał do konkretnego kozła, trzeba czasem podejść ich kilka. W związku z tym pokonuje się kilometry przez wysokie trawy, krzaki czy trzcinowiska w bardzo szybkim tempie. Do tego właśnie potrzebny jest taki strój, który w razie potrzeby będzie nas chronił przed zmoknięciem, ale również nie narazi nas na przegrzanie. Do tego właśnie w Härkila Agnar Hybrid służą wywietrzniki w spodniach oraz w kurtce. Zastosowanie nieprzemakalnych membran w przodzie spodni świetnie się sprawdza podczas długich marszów w mokrej, wysokiej trawie.

Materiał ten ma jeszcze jeden plus. Nie czepiają się go nawet bardzo uciążliwe rzepy, które przy innych materiałach są utrapieniem. Najbardziej jednak komfortową sprawą jest szybkie czyszczenie. Pranie również jest bezproblemowe. Ja nawet sobie radziłem bez pralki, a ubranie schło w kilka godzin przy niezbyt sprzyjających warunkach atmosferycznych. Teraz czeka mnie jeszcze podprowadzanie kilku grup myśliwych podczas polowań na sarny kozły, więc już wiem na sto procent, co ubiorę. Was też zachęcam do wypróbowania tego kompletu. Darz Bór!

127


128


129


Myśliwi na Bydgosk


kim Festiwalu Nauki

Tam, gdzie edukacja i wiedza, tam i my – myśliwi. Dzięki zaproszeniu jednego ze współorganizatorów Bydgoskiego Festiwalu Nauki, rektora Bydgoskiej Szkoły Wyższej, prof. nadzw. dr Włodzimierza Majewskiego (myśliwego – wieloletniego prezesa KŁ „Gwardia”) braliśmy udział w gali inauguracyjnej. Zapraszamy na krótką fotorelację TEKST I ZDJĘCIA: ALEKSANDRA SZULC


G

ala inauguracja Bydgoskiego Festiwalu Nauki przyciągnęła wielu uczestników świetnym koncertem Stanisława Karpiela-Bułecki z zespołem Future Folk. Sporym zainteresowaniem cieszyli się też myśliwi, którzy wespół z rektorem opowiadali o zwierzętach naszych lasów, łowiectwie i leśnictwie. Ciekawość dzieci i nauczycieli przybyłych na to spotkanie przerosła nasze

oczekiwania. Warsztaty z myśliwymi przyciągnęły rzesze uczestników, a radosne „Darz Bór!” jeszcze dźwięczy w naszych uszach wykrzyczane przez małe skrzaty. Wspólne tropienie zwierząt „Spacerując w lesie, czy na łące, masz szansę zobaczyć tropy zwierząt lub ich ślady. Do kogo mogą one należeć? Na warsztatach nauczysz się,

132


w jaki sposób wykrywać obecność ssaków, ptaków, owadów… Dowiesz się, czym różni się ślad od tropu? Co to jest wypluwka, a co nazywamy sznurowaniem”. Takim właśnie opisem prowadzący ścieżkę przyrodniczą na UKW zachęcali do wzięcia udziału w warsztatach. Pamiętając o tym, że krytyka wywodzi się z niewiedzy, my edukując najmłodszych, doskonale wiemy, że zrobiliśmy kawał do-

brej roboty. Uczymy dzieciaki, a także uświadamiamy przysłuchujących się zajęciom nauczycieli. Jak już powszechnie wiadomo, okręg bydgoski edukacją przyrodniczo-łowiecką stoi, a to za sprawą kolegi Jana Pawlaka – przewodniczącego komisji współpracy z młodzieżą szkolną ORŁ, wielkiego pasjonata i edukatora. Już dziś mamy zaproszenie na następny rok!

133


134


135


felieton SŁAWOMIR PAWLIKOWSKI

Profesjonalizm w łowiectwie Mój mentor łowiecki mawiał: „Łowiectwem zajmujesz się z własnej i nieprzymuszonej woli, i wstępując do Polskiego Związku Łowieckiego, musisz o tym pamiętać”. Święte słowa, które do dzisiaj zapamiętałem, są moim mottem. Zawsze powtarzam je tym, którzy mają zamiar wstąpić w nasze szeregi…

Ł

owiectwo, żeby miało sens, musi być prowadzone z pasją, bez przymusu i z pełnym poświęceniem się wszystkim elementom, które składają się na całość zawartą w tym pojęciu. A w obecnych czasach większą uwagę poświęca się elemen-

tom łowiectwa, które powinny stanowić jedynie marginalne zagadnienia. Stroje łowieckie, broń, wyposażenie czy chociażby takie elementy kultury łowieckiej, jak kolekcjonerstwo lub sygnalistyka są dla niektórych ważniejsze, a to tylko dodatki do tematu,

136


jakim jest łowiectwo. Najważniejszym elementem łowiectwa jest bowiem gospodarka łowiecka. Bez niej nie byłoby łowiectwa w ogóle. Tymczasem to właśnie temat gospodarki łowieckiej traktowany jest po macoszemu. Niewielu kandydatów do PZŁ przykłada wagę do tego zagadnienia, a i wielu myśliwych z dużym stażem nie ma o nim zielonego pojęcia. W tym elemencie łowiectwa nie ma miejsca na amatorszczyznę. Tam, gdzie w łowiectwie do gospodarki łowieckiej podchodzi się z przymrużeniem oka, pomimo całej świetności innych jego elementów, jest po prostu kiepsko. Co z tego, że koła łowieckie mają często piękne siedziby, a ich członkowie zajmują się propagowaniem innych zagadnień łowieckich, podczas gdy gospodarka w wielu z nich leży rozłożona na łopatki... Zacznijmy od tego, co jest przyczyną takiego stanu rzeczy? Po pierwsze, słaba edukacja w tym kierunku. Po drugie, zbyt niskie wymagania i obniżanie poprzeczki w stosunku do kandydatów. Po trzecie, dziwaczne trendy w niektórych lokalnych środowiskach łowieckich. Często spotykam myśliwych, którzy w swoich lokalnych kręgach są zainteresowani jedynie strzelectwem myśliwskim, kynologią łowiecką lub kolekcjoner-

stwem. Nie mówię oczywiście, że te dziedziny są nieważne. Bo przecież zarówno strzelectwo, kultura łowiecka, jak i inne elementy łowiectwa są również istotne. Jednak numerem jeden i rzeczą absolutnie najważniejszą, wręcz priorytetową, jest gospodarka łowiecka! Jak wygląda koło łowieckie, w którym jest piękna siedziba a obwody puste? Jak kryształowy kufel, w którym zamiast piwa mamy zwykłą wodę albo nie mamy nic... Kiedyś przed laty pamiętam, jak każdy z kandydatów przed zakończeniem stażu musiał wykonać jakieś urządzenia łowieckie. Teraz przypuszczam, że może 10 procent młodych myśliwych jest w stanie zrobić cokolwiek w łowisku? Takie pojęcia, jak poletka zgryzowe, pasy zaporowe czy lizawki są dla niektórych czymś zupełnie obcym. Nie mówiąc już o tym, że pewnie dla 80 proc. myśliwych nie ma różnicy między karmowiskiem a nęciskiem. Z uwagi na to, że prowadzę działalność gospodarczą polegającą na organizacji komercyjnych polowań i mam dość duży przegląd obwodów łowieckich na terenie całego kraju, widzę czasem różnicę pomiędzy zaniedbanymi obwodami a takimi, w których gospodarka łowiecka naprawdę kwitnie. Miło się poluje w obwodach, w których

137


łowczy wraz z innymi członkami znają dokładnie wszystkie jego zakątki. Wiedzą gdzie, kiedy i jaka zwierzyna bytuje. Znają lokalizację ambon, zwyżek czy innych urządzeń łowieckich. Wiedzą, do czego służy karmowisko i gdzie należy je lokalizować, a co ważne, nie mylą go z nęciskiem. Takie profesjonalne podejście do tego tematu naprawdę cieszy. Widzą to również klienci przyjeżdżający z zagranicy. Bywa często, że takie obwody z roku na rok są odwiedzane przez komercyjnych myśliwych z całej Europy i nie tylko. Bardzo lubię organizować polowania w obwodach, w których profesjonalizm jest po prostu widoczny gołym okiem. Kiedyś pamiętam polowanie na rogacze z bardzo wymagającym myśliwym z Austrii, który mając tylko dwa dni do dyspozycji, chciał pozyskać 10 kozłów. Prezes koła łowieckiego zaangażował się sam w podprowadzanie tegoż myśliwego i na kilka tygodni przed polowaniem spisał na kartce, gdzie, o której godzinie i jaki kozioł żeruje. Efekt był taki, że w dwa dni plan odstrzału został wykonany w stu procentach, a myśliwy wyjechał zadowolony z faktu, że mógł polować w profesjonalnie przygotowanym terenie z profesjonalnym myśliwym.

Oczywiście znam wiele przypadków zupełnie odwrotnych, gdzie myśliwy podprowadzający nie znał nawet terenu, w którym miał podprowadzać i często korzystał z nawigacji. Nie wspomnę już, że nie miał pojęcia o samej taktyce i technice polowania na kozły. Dla wielu myśliwych jedynym sposobem polowania jest po prostu… siedzenie na ambonie lub podjazd samochodem. Większość nie ma zielonego pojęcia o polowaniu z podchodu, nie mówiąc już o innych bardziej skomplikowanych metodach. Wróćmy jednak do gospodarki łowieckiej. Czy wybieranie takiej funkcji w kole łowieckim, jaką jest łowczy, powinno odbywać się na zasadzie demokratycznych wyborów? Ja osobiście uważam, że nie. Akurat łowczy to funkcja wymagająca wiedzy i doświadczenia w prowadzeniu gospodarki łowieckiej i umiejętności kierowania grupą ludzi. Każdy łowczy powinien być osobą odpowiednio przeszkoloną, znającą się na gospodarce łowieckiej, mającą również przepisy prawa łowieckiego w małym palcu. Czy osoba wybrana na funkcję łowczego, która nie ma wszystkich tych cech, poradzi sobie z prowadzeniem gospodarki w kole łowieckim, w którym zrzeszonych jest np. 50 my-

138


śliwych? Do tej pory w większości kół łowieckich wybierano łowczych na zasadzie: „wybrać takiego, żeby się za bardzo nie czepiał, nie gonił do roboty, i żeby wypisywał tzw. odstrzały”. Tymczasem takie podejście do sprawy jest zgubne i prowadzi do totalnej demoralizacji myśliwych. Nie dziwmy się sytuacjom, jakie w ostatnich latach psuły naszą reputację w społeczeństwie. Sytuacji chociażby takich, jak tragiczne w skutkach zastrzelenie rowerzysty przez jednego z młodych myśliwych. Biorą się one bowiem z braku dyscypliny i braku profesjonalizmu. Nie będzie nigdy lepiej, dopóki w kołach łowieckich będzie przyzwolenie na patologiczne zachowania. Kiedyś, jeszcze w latach 80. XX wieku, młody myśliwy w pierwszych latach swojej przygody myśliwskiej musiał dobrze się starać, by otrzymać zezwolenie na odstrzał zwierzyny grubej. Najpierw dostawał zezwolenie na odstrzał drapieżników czy nawet szkodników łowieckich, jakimi w tamtych czasach były sroki i wrony. Później, jak przekonał łowczego, że jest coś wart jako myśliwy, otrzymywał zezwolenie na odstrzał koźlęcia sarny, ewentualnie kozy. Jeszcze później mógł dostać zezwolenie na odstrzał dzika. Naprawdę trzeba było się wykazać, żeby przekonać łowczego do

wypisania jakiegoś dobrego odstrzału. Nie mówię już o tym, że pierwsze 3 lata polowało się tylko i wyłącznie z bronią o lufach gładkich, gdzie strzał był możliwy na 30–40 metrów. Wtedy też każdy młody myśliwy musiał się wprawić w sztuce podchodzenia zwierzyny. Ile zwierząt takiemu „frycowi” uciekło, zanim skutecznie podszedł na odległość strzału breneką? Tzw. „frycowe” trzeba było płacić. Jednak zmuszało to młodych myśliwych do pracy nad swoimi umiejętnościami łowieckimi. Teraz „fryc” kupuje od razu sztucer za kilkadziesiąt tysięcy, lunetę za kilkanaście, ale nie jest w stanie rozróżnić sarny od jelenia. To jeszcze nie jest groźne. Gorzej, jak nie rozpoznaje człowieka od dzika, a podobnych tragedii było w Polsce wiele. Kiedy w przypadku takich elementów łowiectwa, jak kultura łowiecka, kynologia czy strzelectwo można mówić o amatorstwie, to w kwestii gospodarki łowieckiej nie może być o tym mowy. Gospodarka łowiecka musi być prowadzona w profesjonalny sposób i przez profesjonalistów. Mam nadzieję, że nowe przepisy określające sposób wybierania łowczych okręgowych zdadzą egzamin bardziej niż poprzednie, a w ślad za tym może zaczniemy inaczej wybierać

139


Bo dla wielu łowczych sarna to koza, a kozioł to kozioł. Jeleń to byk, a łania to już nie jeleń. Jak głosi stare polskie przysłowie: „Uczył Marcin Marcina, a sam głupi…” albo jak powiedział hrabia Jan Zamoyski: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. Dopóki funkcji łowczych w kołach łowieckich nie będą pełnić profesjonaliści, to nie łudźmy się, że poziom gospodarki łowieckiej w naszych kołach łowieckich będzie się podnosił i będzie mniej łowieckiej patologii. Z nadzieją na lepsze jutro, pozdrawiam Was moi drodzy Czytelnicy i życzę Wam dokonywania lepszych wyborów w czasie powoływania łowczych w swoich kołach łowieckich. Darz Bór!

łowczych w kołach? Nie może być tak, że gospodarką łowiecką kierują amatorzy, którzy niewiele wiedzą na jej temat. Kiedyś byłem prezesem jednego z kół łowieckich i podczas spotkań przed zatwierdzeniem planów łowieckich w nadleśnictwie Łosie (RDLP Kraków), byłem tam świadkiem niezwykłego dialogu (uwaga, zachowuję jego oryginalne „brzmienie”. Nadleśniczy zadał pytanie jednemu z łowczych przybyłych na to spotkanie:

– Panie łowczy, ile pan zaplanował saren na tym obwodzie? – Uosiem. – Tylko osiem? A ile w tym jest kozłów? – Niee… saren uosiem. A kozłów tyż uosiem.

140


Proste rozwiązania gwarancją sukcesu. ZEISS Conquest V4

// NIEZAWODNOŚĆ DZIĘKI ZEISS

ZEISS Conquest V4 Wysokiej jakości optyka na wymagające warunki łowieckie: Bez kompromisów w jakości i solidności: lunety linii Conquest V4 łączą sprawdzoną koncepcję optyczną ZEISS z solidną konstrukcją i funkcjonalnym wzornictwem. Wyposażone w 4x zoom oraz opcjonalną wieżyczkę balistyczną, wyznaczają nowy standard w swojej klasie. www.zeiss.com/sports-optics · facebook.com/ZEISShunting

141


Mßnsterländer


– czarny wyżeł

Czarny wyżeł niemiecki długowłosy, czyli münsterländer – oto bohater dzisiejszego wydania. Jak bardzo jest podobny do wyżła, a jak bardzo do wachtelhunda, zostawiam subiektywnej ocenie sędziom i miłośnikom tych ras. Dla mnie najważniejsza jest jego użyteczność oraz pasja łowiecka TEKST I ZDJĘCIA: JAROSŁAW PEŁKA www.charyzmat.pl


P

Jak bagienne trolle Pisałem wcześniej, że münsterländer bardzo chętnie wchodzi do wody, lecz wcale nie jest to równoznaczne z lubianym i umiejętnym pływaniem. Jak u większości dużych psów, odwaga jest obszarem, nad którym musimy pracować, a to ona decyduje o pływaniu. Pies, który trafił do mnie, oczywiście również chętnie do wody wchodził, lecz miał pecha. Na pierwszym spacerze zniknął mi z oczu na chwilę za kępą wikliny i pomimo nawoływań nie wracał. Kiedy spojrzałem na GPS, zauważyłem, że jest w jednym miejscu około 100 m od mnie. Wystraszyłem się nie na żarty i pędem ruszyłem zobaczyć, co się stało. Obraz, jaki ukazał się moim oczom, był tragikomiczny. Wielkie psisko chciało ugasić pragnienie i wbiegło na błotną łachę, którą odkryła opadająca woda Pilicy. Błoto było na tyle grząskie i lepkie, że pies bezradnie stał przyklejony brzuchem do podłoża niczym samochód terenowy z pyszałkowatym kierowcą myślącym, że może wjechać wszędzie. Sytuacja wcale nie była łatwa, pies szarpaniem mógł pogrążyć się całkowicie w bagnie. Na szczęście po kilkunastu minutach walki udało mi się go wyswobodzić i umazani błotem jak bagienne trolle wyszliśmy

atrząc na jego sylwetkę, mam od razu przed oczami stare ryciny z wizerunkami psów, które wisiały w leśniczówce mojego dziadka. Były na nich psy, u których na pierwszy rzut oka człowiek dostrzegał dwie rzeczy: o wiele krótsze łapy przednie od tylnych oraz wysoko noszony ogon z pióropuszem sierści niczym dumna chorągiew. Ani jeden, ani też drugi szczegół nie jest aż tak bardzo widoczny u żadnej innej rasy psów myśliwskich i świadczy o bardzo starych korzeniach genetycznych, które wciąż kształtują te piękne czworonogi. Szybki, sprawny, wytrzymały Münsterländer jest psem dużym (osobnik ze zdjęć ważył 42 kg), ale przy tym bardzo szybkim i sprawnym, o co nigdy byśmy nie podejrzewali tak rosłego zwierzęcia. Jeśli tylko w łowisku zapewnimy mu wodę oraz możliwość schłodzenia i wytaplania choćby w błocie, to również jego wytrzymałość zadziwi niejednego. Szybkość chodów, doskonały wiatr oraz niezwykła stójka od razu klasyfikują opisywaną rasę do grupy wyżłów. Bardzo miękka, wręcz aksamitna okrywa włosowa dobrze zabezpiecza te psy przed czynnikami zewnętrznymi.

144


145


146


147


z potrzasku. Münsterländer po błotnym SPA wyglądał jak jeden z prezenterów telewizji śniadaniowej w obcisłej marynareczce rodem z młodszego brata i przykrótkich spodniach, a ja niczym jego partnerka w kiepsko zrobionym makijażu i kieszeniami wypchanymi błotem. Ot, komedia. Po tym wydarzeniu pies omijał szerokim łukiem wodę, pomimo że widać było, iż walczy z naturalną wrodzoną pasją, ale lęk bierze górę. Na szczęście po kilkunastu spacerach udało mi się go zniwelować. Najdziwniejsze było to, że chyba najlepszy psi pływak jakiego widziałem, czyli mój biały wyżeł niemiecki krótkowłosy, na prostym dystansie przegrywał wyraźnie wyścig z münsterländerem. Widać było, że długowłosy kolos ma zdecydowanie lepszą technikę niż nerwowy blondyn, który tracił energię wraz z szybkością. Największy zachwyt jednak wzbudza stójka…

wręcz zaproszenie do pięknego tańca z rozmaitymi figurami, pozami, mimiką kufy, a nawet wydawanymi dźwiękami. Ten pies nie tylko mnie zadziwił, człowieka, który widział naprawdę niejedno, ale wręcz zachwycił swoim zachowaniem przed strzałem. Oczywiście, bardzo wiele z tych zachowań było cechami wrodzonymi i z natury pięknymi. Po ich oszlifowaniu szkoleniowym stały się niezwykłym kompendium cech i umiejętności stanowiących jedną całość – doskonałego psa myśliwskiego. Stróż i tropowiec Opisując charakter owego czworonoga, nie można pominąć jego sporego talentu do stróżowania, nieufności do obcych – co wcale nie jest takie oczywiste u wyżłów, a także skłonności do pracy dolnym wiatrem na tropach zwierzyny grubej. Myślę, że kierunkowo wyszkolony przedstawiciel tej rasy dawałby sobie doskonale radę jako tropowiec. Oczywiście nie możemy oczekiwać od niego walki z dzikiem w młodniku czy kukurydzy, gdyż z powodu jego gabarytów wynik z góry jest znany, ale gdzieś w wysokim liściastym lesie mógłby bez problemu pracować. Poza odwagą, którą należy rozwijać i nad nią pracować, opisywany

Stójka doskonała Kilka lat temu napisałem, że stójka u wyżła jest zaproszeniem wysłanym przez psa jego przewodnikowi do jednoczesnego przeżywania emocji związanych z polowaniem. Patrząc na stójkę, jaką prezentuje münsterländer, mam nieodparte wrażenie, że jest to

148


149


150


151


przeze mnie pies nie miał absolutnie odruchu aportu i noszenia przedmiotów w kufie. To był kolejny obszar, nad którym musiałem ciężko pracować, aby pies był także aporterem. Bardzo długo szło to opornie, ale cytując pana sędziego Didocha: ,,Pracuj, pracuj i jeszcze raz pracuj. A kiedyś przyjdzie dzień, że pies się przełamie i będziecie obaj wtedy szczęśliwi”. Tak też czyniłem i efekt pewnego dnia przyszedł niespodziewanie jak majowa burza.

najchętniej powiedziałbym, że münsterländer jest po prostu dla ludzi ambitnych. Myśliwych z krwi i kości, którzy nie tylko strzelają, ale dbają o pracę psa przed strzałem. A ten pies to mistrz od takiej roboty.

Nie to ładne, co jest ładne… Oczywiście, cokolwiek byśmy nie powiedzieli, to będzie zawsze kolejny wyżeł. Czy to szorstkowłosy, czy to gładkowłosy, czy to czeski, czy niemiecki. Kolejna odmiana... Więc po co ta cała perora? W zasadzie, to po nic. Moja babcia zawsze mawiała, że ,,Nie to ładne, co jest ładne, ale to, co się komu podoba”, a jeden z najlepszych sloganów pasujących do opisywanej sytuacji brzmi ,,Jeden lubi ogórki, drugi... ogrodnika córki”. Tak właśnie jest z münsterländerem. Ja jestem wciąż pod wrażeniem jego postawy w stójce, oddania przewodnikowi i umiejętności czytania zachcianek człowieka. A że trudny i napracowac się trzeba? Cóż, w biznesie mówi się, że im trudniej, tym lepiej. Puentując ten artykuł,

152


153


Bobows

Bobowskich Łąk na próżno szukać na mapach. Nie znajdą go również poszukiwacze skarbów. Można nawet na nie patrzeć i nie wiedzieć w nich tego, co mój przyjaciel po strzelbie profesor Armin von T. To mistyczne miejsce odwiedzają tylko nieliczni – koneserzy pewnego koła łowieckiego w Wielkopolsce... TEKST I ZDJĘCIA: HAGGIS HUNTER


skie Łąki


T

akim właśnie koneserem jest mój przyjaciel – profesor (pisałem o nim w poprzednim artykule). Nieważne, czy polujemy jeden dzień, czy pięć lub tydzień, jesienią czy zimą, pierwsze polowanie musi być zawsze na Bobowskich Łąkach. Profesor nie jest skłonny w tym zakresie do negocjacji. Stawia warunek: idziemy na Bobowskie Łąki albo nie idziemy w ogóle. Dawniej próbowałem się wykłócać – krzyczałem: „człowieku wytropiłem dziki, zapolujmy dziś tu...” lub „dziś wiatr jak cholera, tam nie ma się gdzie schować, głowy nam poodpadają, idziemy gdzie indziej”. Tak było dawniej, teraz już jednak wiem, że profesor nie ustąpi – wsiądzie do auta i odjedzie. Mam pewną teorię na owe uparcie – w zamierzchłej przeszłości, w nieprzebytym pradawnym borze, polował tam jego przodek – pewnie z włócznią na tura, gdzie padł, a teraz jego duch łączy się z profesorem, prosi o modlitwę i pozwala polować.

zawdzięczam bardziej poczuciu humoru św. Eustachego niż własnemu doświadczeniu. Przez kolejne pięć lat było dokładnie na odwrót – wydawało mi się, że wiem wszystko, a było dokładnie inaczej, niż zaplanowałem. Wychodziłem na spotkanie z pewnym dzikiem, rogaczem, który w tym roku będzie już do strzelenia lub jechałem na stogi po moje lisy, wracałem natomiast z niczym. Ten czas nauczył mnie, że w kniei nie ma umówionych spotkań. Trzeba być zawsze gotowym na największe nawet niespodzianki. Dopiero wtedy, po tym jak zareaguję na ową niespodziankę, mogę osądzić, czy jestem już myśliwym, czy nadal stażystą z prawem polowania – lekcję, staż mam nadal do odrobienia. Profesorska niespodzianka Nie jest to jednak artykuł o profesorze ani a duchach naszych przodków błąkających się po łąkach, tylko o przygodzie łowieckiej, jaka mnie tam pewnego dnia spotkała. Owego dnia profesor zapowiedział się, że przyjeżdża na polowanie i zapytał, czy zechcę mu towarzyszyć. Spotkaliśmy się punktualnie przy książce, gdzie po wpisie przesiedliśmy się do mojego auta, ponieważ sportowe BMW kompana do polowań się nie nadaje.

Natura zawsze zaskakuje W polowaniu cenię to, że natura zawsze mnie zaskakuje. Przez pierwsze pięć lat przygody łowieckiej w kniei nie spodziewałem się niczego, bo nic z otaczającego mnie świata przyrody nie rozumiałem. Strzeloną zwierzynę

156


157


158


Po dojechaniu na miejsce sprawdziliśmy ekwipunek. Tutaj pierwsza niespodzianka. Profesor wyciągnął z futerału nową jednostkę broni – Merkel Bergstutzen B4 – z małym kalibrem .222 i większym 6,5 x 57. Ten drugi nadal pozostaje dla mnie zagadką, dlaczego dysponując małym kalibrem 0.222, gdzie do saren i drapieżników można strzelać obserwując przez ogień, ktoś by się zdecydował na drugi niewiele większy, na kaliber 6,5 x 57? Teoretycznie, co prawda w tym kalibrze są dostępne na rynku pociski o energii ponad 2500 J/100 m dopuszczone do polowań na byki, ale dlaczego profesor nie zdecydował się na kaliber 8x57 jrs? Choć prawdę mówiąc i tak nie był skazany na nabój z kryzą, bo w Bergstutzenie może również mieć naboje bez kryzy, jak w mniejszym kalibrze .222.

miejsce na skraju niewielkiej remizy śródpolnej (o wymiarach 20 x 20 m; niestety zlikwidowanej na mocy „lex Szyszko“) położonej na pagórku i zapewniającej wspaniały widok na pola i łąki. Wiatr idealny, a idąc przez pole, skryje się za remizą. Po zajęciu pozycji będzie mógł z pewnością wybierać z saren znajdujących się poniżej niego w oziminie i nieskoszonej łące. Ja natomiast zajmę stanowisko na ambonie (za czym nie przepadam, unikam ambon, jak się tylko da). Z uwagi na to, że widoczność pomiędzy nami będzie ograniczona, ustalamy miejsca, gdzie będziemy się poruszać i punkty, poza które z uwagi na wzajemnie bezpieczeństwo nie będziemy strzelać. Rozpoczynam swój podchód w stronę ambony. Nie można iść na ambonę i tam dopiero gotować się do polowania, ponieważ, jak uczy doświadczenie, już w drodze na nią możemy mieć sytuację strzelecką. Brak kraczki lub załadowanej broni podczas podchodu do ambony to po prostu brak doświadczenia – i tyle w tym temacie. Idę kasztanową drogą, raz po raz lustrując pole lornetką. Obserwuję również profesora zmierzającego do swojej remizy. Kasztanowce i dzikie bzy dają mi dobre schronienie – liście jeszcze nie opadły. Czuję się niewidzialny. Do ambony

Na łowy Wiadomo, profesor na pewno starannie przemyślał zakup, więc po zachwycie nad nową bronią wychodzimy na łowy. Armin jak zwykle czeka na instrukcje – jest gościem w naszym Kole, więc przez uprzejmość zawsze pozwala wypowiedzieć mnie swój plan najpierw. Dziś, ku memu zaskoczeniu, nie zgłasza uwag. Pozycja profesora uzgodniona, zajmie

159


pozostało 200 m. Powinienem do niej dotrzeć przed zajęciem stanowiska przez kompana. Z miedzy pryskają sarny, nie mogę ich zliczyć. Może ich być 10, a może 15. Na szczęście pryskają w przeciwnym kierunku w stosunku do profesora – nie wypłoszą tych jemu przewidzianych. Po zajęciu miejsca na ambonie rozglądam się dookoła. Przez chwilę mam wątpliwość, czy przodkowie przyjaciela nie mówią również do mnie. Oddaję się kontemplacji, przestaję polować, patrzę jak urzeczony na dwie młode sójki. Z niechęcią odwracam wzrok i przez lornetkę spoglądam w stronę przyjaciela...

drugi, szósty. Pierwsza myśl – przyjaciel nie wyskoczył o własnych siłach, locha mu pomogła... Nie mogłem jednak skończyć myśli, bo zobaczyłem, jak profesor wstaje, podnosi kapelusz, otrzepuje go, zakłada, składa się. Nie musi przeładowywać, bo ma przecież drugą kulę w lufie i strzela. Haniebne, lecz usprawiedliwione okolicznościami pudło. Wyraźnie widzę, jak kula uderza kilka metrów za ostatnim z dzików – warchlakiem. Wtedy dochodzi do mnie, że zaraz ja będę miał sposobność udowodnić profesorowi wyższość sztucera repetiera nad jego bergstutzenem – jak tylko dziki nie zmienią obranego kursu, przejdą obok mnie jakieś 80 m. W myślach już się pysznię sukcesem, niemalże czuję, jak profesor wielokrotnie dekoruje mnie złomem. Składam się – i tu pierwsze zdziwienie – w emocjach nie zmniejszyłem krotności. Przy powiększeniu 16x dzików nie mogę ich złapać. Muszę odjąć od oka okular – poprawka na 3-kę. Mam dziki – strzelam, raz, drugi, piąty... Tu kończę. Pozwolą Państwo, że sprawę pozostawię otwartą. Za mało whisky wypiłem z profesorem, aby jednoznacznie móc wydać werdykt: repetier czy sztucer łamany z dwiema różnymi kulami.

Ciekawe obserwacje Jest na miejscu. Oparł się o 300-letni dąb i lustruje pole. Widzę przed nim rudel. W lornetce mam ich obu – cel i nemroda. Będę mógł świadkować przy obdarzeniu koźlęcia nieśmiertelnością. Bez pośpiechu, jak na wykładzie, profesor chwyta swego Merkla i szuka w łanie swojego celu. Koźlę pada w ogniu! Ale dokładnie w tej chwili, gdy ze spóźnieniem słyszę strzał, widzę, jak profesor podskakuje na metr wysoko, traci kapelusz, a zza dębu, o który się jeszcze przed chwilą opierał podczas strzału, wyskakują dziki... Jak na paradzie, pierwszy,

160


161


Na Bobowskie Łąki sprowadza mnie wibracja w kieszeni – profesor na linii – słyszał pięć strzałów, więc gratuluje mi pięciu dzików, po czym mówi: – Szkoda, że nie widziałeś tego, co mnie spotkało. Nie przerywam, słucham dalej, gdybym powiedział, że wszystko widziałem, to wszystko bym zepsuł. Spokojny głos profesora w słuchawce, niezdradzający jakichkolwiek emocji, kontynu-

uje: – Wyobraź sobie, że w chwili, kiedy koźlę ledwo dotknęło ziemi po moim strzale, poczułem, że tracę grunt pod nogami, które niebawem zobaczyłem na tle nieba. Dobrze, że stałem oparty o drzewo, inaczej owe dziki, bo o nich mówię, mogłyby mnie na dobre urządzić. Póki co, obawiam się, że kończymy polowanie, bo mamy sześć sztuk do sprawienia, a ja mam jutro rano wykład.

162


Co było najważniejsze? Kilka godzin później, nad szklanką whisky, kiedy było już wiadomo, że wcale nie było konieczności patroszenia dzików, żałowaliśmy, iż nigdy się nie dowiemy, czy podczas podchodu profesora do remizy dziki o nim już wiedziały, czy spotkanie profesora było dla nich takim samym zaskoczeniem jak dla niego. Niestety nie mogliśmy znaleźć wspólnego zdania co do

jednej kwestii – co dziś było najważniejsze. Dla profesora najważniejsze był dziś wniosek, że jeśli sytuacja się kiedykolwiek powtórzy, to przed drugim strzałem nie będzie szukał i zakładał kapelusza, dla mnie natomiast najważniejsze było to, że wspólnie tę przygodę przeżyliśmy i z całą pewnością zabierzemy ją razem do krainy wiecznych łowów, gdzie spotkamy się z przodkiem profesora.

163


Następne wydanie Gazety Łowieckiej w sierpniu. Darz Bór!

Fot. iStock


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.