38 6/2019
SWAROVSKI X5i KONFERENCJA WOMEN AND SUSTAINABLE HUNTING V NA KNIEJE DO STOLICY SARNA W OBIEKTYWIE
Drodzy Czytelnicy! Zanim zaczniecie odliczać do północy 31 grudnia i otwierać szampany oraz inne trunki, na ekrany Waszych laptopów, tabletów czy smartfonów trafia ostatnie w tym roku wydanie Gazety Łowieckiej. Jak sami zobaczycie, bogate nie tylko objętościowo. Nasi Przyjaciele przysłali nam artykuły o swoich polowaniach, ja miałem napisać o polowaniu na zające, ale artykułu nie będzie, bo tematem zajął się już Sławek Pawlikowski, tak więc polecę tradycyjnie twórczość naszych zacnych Felietonistów, którą zawsze żywo komentujecie i cytujecie w dyskusjach. W bieżącym wydaniu doświadczony życiowo Gamrat dziwuje się łowieckiemu światu, a zwłaszcza poczynaniom niejakich Albercika i Ardanka. I wieszczy bunt, bo, tu cytuję: „Ty bracie myśliwy chroń nie swoje pola, płać za szkody wyrządzone za zwierzynę, będącą własnością Państwa, zwalczaj za free ASF, płać składki, a my Cię za to pozbawimy samorządności, nadamy Ci łowczego, przy którym poprzednik, ksywa Tupecik, był szczytem intelektu i okazem dbania o Związek, i będziemy Cię obrażać przy każdej okazji. Ale dojne krowy mają to do siebie,
że należy o nie dbać, bo w przeciwnym wypadku mają tendencję do upadania”. Tu przerwę i zapraszam do lektury równie smakowitej dalszej części felietonu. Z kolei Sławek Pawlikowski, który po jednym z organizowanych przez swoje biuro polowań, zakłóconych przez naszych „niesympatyków”, stał się w grudniu antygwiazdą na stronie samej „Wyborczej”, bierze właśnie na warsztat znanych Wam dobrze „zielonych”. I bez ogródek nazywa ich ekoterrorystami, przytaczając barwnym językiem wydarzenia z bogatej historii rzeczonych „obrońców przyrody”. Aby jednak po świętach Bożego Narodzenia, a przed Sylwestrem i Nowym Rokiem zbytnio już Państwu ciśnienia nie podnosić, skupię się właśnie na noworocznych życzeniach. A zatem, niech Was niesie pasja, której poświęcacie swój czas i siły, nie słysząc nawet „dziękuję” za iście wolontariacką robotę, a św. Hubert niech obdarzy Was... anielską cierpliwością. Bo coś mi mówi, że w tym 2020 roku to ona będzie w najwyższej cenie. Darz Bór! Maciej Pieniążek Redaktor Naczelny
6/2019
1- 5x24i
2-10x50i
2,4-12x56i
P E R F E KC JA N A P I E R WS Z Y R Z U T O
W nowych lunetach celowniczych HELIA sku tym co najważniejsze, dotrzymując naszej obi Perfekcja na pierwszy rzut oka!
KA
upiamy się na ietnicy jakości:
kahles.at
Na KNIEJE do
o… stolicy!
Kto był choć raz na Targach Knieje w Poznaniu, wie, że dla myśliwych był to łowiecki raj na ziemi. Między innymi o tym, dlaczego ich kolejna edycja trafi w 2020 roku do Warszawy, rozmawiamy z dyrektorem Jakubem Patelką ROZMAWIA: MACIEJ PIENIĄŻEK ZDJĘCIA: MATERIAŁY PRASOWE
N
a początek gratulacje za poprzednie edycje Targów Knieje. Byliśmy na wszystkich pięciu i obserwowaliśmy rozwój tej najprężniejszej imprezy na targowo-łowieckiej mapie Polski. Tym bardziej niektórych myśliwych mogła zaskoczyć decyzja o przeniesieniu Targów KNIEJE z zimowego terminu na wiosenny i na dodatek z Poznania do Warszawy. Bo tam już w kwietniu 2020 r. odbędzie się Euro Target Show, czyli Targi Produktów Myśliwskich, Strzeleckich, Militarnych i Survivalowych... Można powiedzieć, że Knieje wchodzą na miejsce imprezy, która co roku (oprócz 2019) odbywała się w Warszawie... Skąd taka rewolucja? Dziękujemy za miłe słowa. To, co przez lata sprawdzało się w Poznaniu, chcemy przenieść do Warszawy w cyklu dwuletnim. Dlatego też w 2020 r. spotkamy się w Warszawie, a w 2021 r. w Poznaniu – i tak na zmianę. Dzięki takiemu rozwiązaniu Euro Target Show otworzy się na pasjonatów z różnych części Polski. Poza uczestnikami targów otwieramy się także na wystawców, dla których Poznań był do tej pory nieosiągalny logistycznie. Warszawa to również siedziba Polskiego Związku
10
11
16
Łowieckiego, z którym nawiązaliśmy współpracę. Czy taka decyzja to także efekt zmian zachodzących w Polskim Związku Łowieckim, który jest Partnerem Strategicznym kwietniowych Targów? Oczywiście. Jest to wyjątkowe wydarzenie – pierwszy raz w historii Polski Związek Łowiecki został Partnerem Strategicznym targów organizowanych przez Grupę MTP. Głęboko wierzymy, że dzięki naszej współpracy Euro Target Show stanie się jednym z najważniejszych wydarzeń w kalendarzu myśliwych. Zależy nam, aby całe środowisko spotkało się w kwietniu w Warszawie jak jedna, duża myśliwska rodzina, promująca i kultywująca kulturę łowiecką w Polsce. Nie obawiacie się tej „przeprowadzki do stolicy”? Tu nie będziecie „u siebie”... Absolutnie nie! Jako Grupa MTP organizujemy coraz więcej wydarzeń poza Poznaniem – w samym Global EXPO odbywają się nasze wydarzenia jak Rybomania czy Auto Nostalgia. Najprościej mówiąc, przekładamy sprawdzone rozwiązania w miejsca, gdzie jest wyraźne zapotrzebowanie na dane targi czy daną imprezę.
17
18
19
20
21
Poza tym nasi wystawcy i partnerzy nie ukrywają, że Warszawa to bardzo dobre miejsce dla targów myśliwskich. Patrząc na dotychczasowe zainteresowanie Euro Target Show, już wiemy, że była to dobra decyzja. A Poznań nie straci na takiej decyzji? W końcu ubędzie tam naprawdę istotnego nie tylko dla łowiectwa wydarzenia. Poznań był, jest i będzie domem dla targów myśliwskich organizowanych przez Grupę MTP. Cykl dwuletni pozwoli nabrać apetytu uczestnikom i wystawcom poznańskich edycji. Bez wątpienia warszawski wyskok urozmaici ofertę targów myśliwskich, strzeleckich i survivalowych, jakie mamy przyjemność organizować i pozwoli nam ulepszyć dotychczasową formułę. Zależy nam, aby nasze wydarzenie stało się ogólnopolskim świętem myślistwa, strzelectwa oraz survivalu połączonego z militariami. Czym chcecie zachęcić myśliwych, by w kwietniu 2020 r. odwiedzili właśnie Wasze targi w Warszawie, bo targowych imprez łowieckich ostatnio zrobiło się dość dużo? Najwięksi importerzy broni w Polsce potwierdzili obecność na Euro Target Show 2020. Dzięki nim ETS sta-
22
23
24
nie się najważniejszym wydarzeniem w Polsce dla branży myśliwskiej, strzeleckiej, militarnej oraz survivalowej. To właśnie w Warszawie w 2020 r. wiele firm szykuje premiery na rynku polskim, tuż po największych europejskich targach broni – IWA w Norymberdze. Uczestnicy Euro Target Show jako pierwsi w Polsce będą mogli zapoznać się ze światowymi premierami na naszym rynku. Oprócz tego bogata oferta od wystawców zostanie uzupełniona szeregiem atrakcji i bardzo rozbudowanym programem dla każdej pasji. Obecnie przygotowujemy zróżnicowany program prelekcji poruszających najistotniejsze tematy z branży myśliwskiej, strzeleckiej, survivalowej i militarnej. Euro Target Show to także doskonała okazja do spotkania z najważniejszymi przedstawicielami wspomnianych branż. Targi odbędą się również w nowej lokalizacji, to nowy obiekt targowy na mapie Warszawy. Czemu wybraliście akurat to miejsce? Global EXPO to legendarna fabryka FSO w Warszawie. Industrialny wystrój jednej z hal po gruntownej renowacji w 2018 roku to idealne miejsce na przestrzenie targowe. Znamy ten obiekt z innych wydarzeń, dlatego też był to dla nas naturalny kandy-
25
dat. Ogromna hala jest z oczywistych względów bardzo motywującym obiektem dla organizatorów targów – a my stawiamy sobie bardzo ambitne cele pod marką Euro Target Show. Dodatkowo, Global EXPO znajduje się na Żeraniu czyli przy najruchliwszym węźle komunikacyjnym Warszawy.
swoje najlepsze produkty. Do tego w strefie rzemieślników uczestnicy targów zobaczą wyroby licznych knifemakerów. Euro Target Show to jedyne takie wydarzenie, które łączy bogatą ofertę wystawców z programem dla szerokiej publiczności – liczba atrakcji nie ma końca, dlatego warto zarezerwować sobie cały weekend. ETS to idealne miejsce dla osoby, która chce zacząć przygodę np. z myślistwem, ale także dla profesjonalisty, który szuka najnowszych rozwiązań. Zachęcam do śledzenia naszych działań na Facebooku oraz na stronie: www.eurotargetshow.pl.
Targi myśliwskie to również szereg wydarzeń na scenie. Pokazy wabienia, konkursy, prezentacje, koncerty. Co nowego zaplanowaliście w tym roku? Czy myśleliście o warsztatach np. skórowania, rozbioru tuszy itp.? Dodatkowymi atrakcjami będą m.in. strzelnice, pojazdy, wystawa psów czy warsztaty, pokazy i konkursy kuchni myśliwskiej. Na Euro Target Show znajdzie się scena, gdzie co chwilę będą odbywały się miniwydarzenia. Targi to również okazja do spotkań i wysłuchania prelekcji, które polecamy każdemu w obliczu wielu zmian, jakie zachodzą w np. prawie do posiadania broni czy w myślistwie. Co wyróżni Euro Target Show na tle innych targów o podobnej charakterystyce? Najwięksi gracze na rynku myślistwa, strzelectwa, survivalu i szeroko rozumianego outdooru zaprezentują
26
27
Konferencja Wom and Sustainable H
men Hunting V
The Women and Sustainable Hunting V „Kobiety i zrównoważone łowiectwo” to wyjątkowa platforma wymiany doświadczeń w dziedzinie łowiectwa dla kobiet z całego świata. W dniach 7-10 listopada konferencja WaSH V z powodzeniem została zorganizowana w Polsce! TEKST: ALEKSANDRA SZULC ZDJĘCIA: GRZEGORZ MENDEL
W
G Artemis CIC – Grupa Robocza Artemis Międzynarodowej Rady Łowiectwa i Ochrony Zwierzyny rozpoczęła serię wydarzeń konferencyjnych w listopadzie 2012 roku w Bratysławie na Słowacji z 46 kobietami z 12 krajów z 3 kontynentów. Kontynuowane w 2014 roku w Bechyně w Czechach, a następnie na Uniwersytecie Waageningen w Holandii w czerwcu 2016 roku. W 2018 roku gospodarzem konferencji była Finlandia. Konferencja jest tradycyjnie organizowana przez krajową organizację łowiecką i krajowy klub łowiecki kobiet polujących danego państwa-organizatora, z aktywną pomocą i patronatem WG Artemis w ramach CIC. Wydarzenie stwarza okazję do omówienia rzeczywistych problemów występujących w świecie łowieckim, które są bliskie myśliwym, takich jak praca z dziećmi i młodzieżą, edukacja, polowanie a kuchnia myśliwska oraz sokolnictwo, kynologia, tradycja i kultura łowiecka. Coraz więcej kobiet aktywnie działa w szeroko pojmowanym łowiectwie i naszą rolą nie jest oddzielenie się od męskiej części myśliwych, ale znalezienie wspólnych dróg i sposobów, aby uzyskać lepsze wyniki w promocji łowiectwa w dzisiejszych społeczeństwach.
30
31
32
33
Po Finlandii… Polska! W 2018 roku roku w Finlandii delegatem Polskiego Związku Łowieckiego i jednym z prelegentów konferencji, pierwszym w historii wydelegowanym przez PZŁ na spotkanie międzynarodowe Artemis CIC z Polski była Martyna Binek-Kasperkowiak. Nasza Diana przedstawiła prezentację multimedialną na temat sytuacji zarządzania dużymi drapieżnikami w Polsce. Po zakończonym spotkaniu w Finlandii, CIC Artemis wystosował pismo do Polskiego Związku Łowieckiego z prośbą o pomoc w organizacji i wsparcie podczas następnego spotkania, które miałoby odbyć się jesienią 2019 roku w Polsce.
Diany w Polednie Polujące kobiety z siedmiu krajów – Słowacji, Finlandii, Czech, Rosji, Węgier, Ukrainy i oczywiście Polski – zawitały już wczesnym popołudniem we czwartek 6 listopada w Polednie. W piątek 7 listopada konferencja rozpoczęła się rejestracją i wręczeniem uczestniczkom prezentów od organizatorów (CIC, PZŁ) sponsorów (firmy Tracker, Tagart i Lemigo) oraz od Patrona Honorowego – Lasów Państwowych. O godzinie 10.00 zebranych gości przywitały Soňa Chovanová Supeková – President WG Artemis CIC, Maria Grzywińska, wiceprezes NRŁ PZŁ i Aleksandra Szulc, prezes Klubu Dian PZŁ. Gorące tematy wykładów Serię wykładów rozpoczął Willem Wijnstekers z Holandii. Tematem jego wystąpienia była odpowiedź na pytanie: „Co się stało ze wspólnotą myśliwych i dlaczego nie jednoczymy się w jednolity silny front”. Polskę reprezentowała profesor nadzw. dr hab. Aleksandra Matulewska z tematem: „Cybernękanie myśliwych w mediach społecznościowych w Polsce”. Niezwykle ciekawy wykład wygłosiła profesor nadzw. dr Soňa Chovanová-Supeková: „Wizerunek i rola
W roli gospodarza Do komitetu organizacyjnego zaproszeni zostali: wcześniej wspomniana Martyna Binek, Aleksandra Szulc, prezes Klubu Dian PZŁ i członkini Komisji Kultury NRŁ, Łowczy Okręgowy Marek Grugel. Później dołączył Krzysztof Kowalewski, członek Komisji Współpracy Międzynarodowej NRŁ. Okręg bydgoski został gospodarzem wydarzenia i wybór miejsca konferencji mógł być tylko jeden – Pałac Poledno w gminie Bukowiec.
34
35
36
37
38
39
40
polujących kobiet publikujących w mediach społecznościowych”. Z kolei profesor nadzw. dr Jari Varjo, dyrektor generalny Fińskiej Agencji do Spraw Dzikiej Zwierzyny wygłosił wykład na temat: „Społeczeństwo i akceptacja wspólnoty myśliwych w Finlandii”. A Beatrix Ban z Węgier opowiedziała o węgierskiej drodze do wpisania kultury łowieckiej na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Prezentacje panelowe przedstawicielek wszystkich państw uczestniczących w konferencji dotyczyły sieci społecznościowych, możliwości, zagrożeń i wyzwań dla społeczności łowieckiej. Ponad dwugodzinna moderowana dyskusja panelowa zakończyła się prezentacją firm sponsorujących WaSH V, czyli firmy Tracker, Tagart i Lemigo. Na zakończenie pierwszego dnia konferencji w ramach podziękowań i uznania wielkiego wkładu w pomysł organizacji WaSH członkinie Klubu Dian PZŁ, Diana Piotrowska i Aleksandra Szulc, wręczyły odznakę Klubu Dian Soñi Chovanovej-Supekovej. Wystawa edukacyjno-przyrodnicza Największe emocje Dian, uczestniczek konferencji, wzbudziło zwie-
41
dzanie fantastycznej wystawy edukacyjno-przyrodniczej, której pomysłodawcami i twórcami są właściciele Pałacu Poledno, państwo Barbara i Stefan Medeńscy, myśliwi okręgu bydgoskiego. Twórcom wystawy zależało na tym, żeby nie było tu jak w muzeum, gdzie przechodzi się i ogląda kolejne eksponaty. Uznali, że zwierzęta-eksponaty trzeba umieścić w scenerii jak najbardziej przypominającej ich naturalne środowisko. Dlatego można było odbyć niezwykłą podróż: cztery sale – cztery kontynenty: Ameryka Północna, Europa, Azja i Afryka. Setki zdjęć i niezapomniane wrażenia to pamiątka, którą zabrała każda z uczestniczek konferencji zwiedzająca wystawę. Organizatorzy nie zapomnieli także o muzyce. Karol Grzywacz przez cały dzień trwania konferencji uświetniał ją sygnałami łowieckimi.
sjonalną organizację i życzenia dalszej owocnej współpracy. Łowczy Okręgowy Marek Grugel wręczył wykładowcom pamiątkowe karafki z logo łowiectwa bydgoskiego. Polscy organizatorzy otrzymali listy gratulacyjne z rąk President of WG Artemis Soňi Chovanovej-Supekovej. Pierniki, strzelanie i muzyka Kolejny dzień pobytu naszych gości zaplanowany był w Toruniu: zwiedzanie miasta i warsztaty w Żywym Muzeum Piernika. Pieczenie pierników Diany zapamiętają do końca życia, a własnoręcznie zrobione słodkości stanowiły oryginalną pamiątkę. Niedziela zapowiadała się równie ciekawie. Najpierw trening strzelecki na strzelnicy w Jaśkowej Dolinie w Gdańsku, a w południe Hubertowska Msza i koncert Polskiej i Europejskiej Muzyki Myśliwskiej w wykonaniu Zespołu Muzyki Myśliwskiej Babrzysko pod kierownictwem Krzysztofa Kadleca w kościele Św. Bernarda w Sopocie. Konferencja Women and Sustainable Hunting V to wielki międzynarodowy sukces polskich Dian i polskiego łowiectwa oraz sukces organizacyjny łowiectwa bydgoskiego. A w następnym roku spotkanie w Rosji, w dalekiej Jakucji!
Pora na bankiet... Wieczorem odbyła się wielka gala – przyjęcie na cześć gości i sponsorów. Przy dźwiękach muzyki w wykonaniu znanych Akordeonistów Bayan Brothers uczestnicy bawili się do późnych godzin nocnych. Były przemówienia, podziękowania, prezenty i gratulacje za profe-
42
43
dS START SMART
WIĘCEJ
Zbiorรณwka p
po wielkopolsku
W życiu każdego z myśliwych są takie łowieckie chwile, które pamięta się na całe życie. Z całą pewnością każdy pamięta swojego pierwszego samodzielnie wypracowanego dzika o wschodzie lub zachodzie słońca, a tym bardziej swojego pierwszego byka. Ja do swoich niezapomnianych myśliwskich wspomnień dołączam dziś polowanie zbiorowe w KŁ nr 28 w Krzywiniu... TEKST I ZDJĘCIA: HAGGIS HUNTER
N
Gotowy na wszystko? Całkiem nietypowo jak na pędzone, zabrałem Tikkę T3 .308 z luneta Leica Magnus 2.8 -16 x 56 zamiast mojego zbiorówkowego zestawu ekspres 8x57JRS z Aimpotiem. Dlaczego? Zdecydowałem tak po konsultacji z Przemkiem. Dziś polujemy z ambon i faktycznie ekspres jest lepszy, jak się trafi stanowisko w środku lasu, gdzie się strzela do 50 metrów, a czasu na przeładowanie malutko. W tym przypadku ekspres z aimpointem mają przewagę. Jeśli natomiast wylosuję stanowisko na otwartej przestrzeni, gdzie w każdym kierunku mogę strzelać na 80 metrów, i jest czas na heblowanie repetiera, to sztucer ma przewagę. Z drugiej jednak strony luneta na krotności 2,8 w krzakach sobie również poradzi, z kolei ekspres z kolimatorem na otwartym stanowisku ma moim zdaniem zdecydowanie mniejszą moc sprawczą od repetiera z lunetą.
oc była czarna jak sumienie faszysty, jak zamiary polskiego pana, jak polityka angielskiego ministra, gdy zadzwonił budzik ustawiony na godzinę 5 rano. Czekałem na niego, nie śpiąc już od godziny. Tego dnia miałem „dyżur” nocny przy moim najmłodszym synu i po prawdzie dał mi pospać tylko od drugiej do czwartej. Na samą myśl, że w dzień mógłbym odespać, niemalże się złamałem. Miałem już napisanego SMS-a: „Przemek przepraszam nie dotrę – synek mnie w nocy wykończył, muszę odespać”. Ale jak tylko go przeczytałem, to ogarnął mnie wstyd – co ja bym pomyślał o kimś, kto wysyła takie bzdury? Kawa, wciągam portki i kurtkę, fuzja do futerału i w pięć minut później wsiadam do auta. Na autostradzie dopadają mnie myśli: czy jest ze mną wszystko dobrze? Czy zdrowy człowiek by się na coś takiego zdecydował po dwóch godzinach snu? Po co? I tak nic pewnie na mnie nie wyjdzie jak na trzech ostatnich polowaniach zbiorowych. Wrócę do domu i tam żona będzie się szeroko uśmiechać, a dzieci tatę żałować? Przetarłem oczy, strzasnąłem z powiek resztki snu i dodałem gazu – u Przemka miałem być na siódmą. Spóźnić się nie wypada...
Z kiełbasą na łowy Po pięciu kwadransach jazdy zameldowałem się u mojego kolegi po strzelbie, dzięki którego uprzejmości zawdzięczałem obecność na dzisiejszym polowaniu zbiorowym w KŁ nr 28 „Szarak“ w Krzywiniu. Na miejscu poznałem stażystę, Ryszarda.
48
49
50
Zaaraz obaj zostaliśmy wyposażeni w... kiełbasę z dzika, aby co było przegryźć na ambonie. Wspólnie wybraliśmy się na łowy. Punktualnie o 8 trębacz ogłosił zbiórkę – myśliwych nie mogę zliczyć, jest ich pewnie około 40, a może i więcej. Dodatkowo naganiacze i psy. Łącznie to z 50 osób, a więc całkiem spore przedsięwzięcie. Widząc tyle ludzi, myślę sobie, że zanim ta horda zasiądzie na ambonach i naganka zajmie pozycje wyjściowe, to miną dobre dwie godziny plus powrót ze trzy… Więc sama logistyka będzie pewnie najważniejszą częścią dzisiejszego dnia.
Szkoda, bo teraz widzę, ile to czasu zaoszczędza. A co najważniejsze, mniej jest hałasu i nie ma szans, aby jakieś źle zaparkowane auto popsuło komuś strzał. Na przesmyku Wylosowaliśmy ambony sąsiednie z Przemkiem, więc razem wysiadaliśmy z linijki. Dla mnie los przeznaczył ambonę jak marzenie, usytuowaną na przesmyku pomiędzy dwoma kompleksami lasów. A że w każdym z nich miała wahadłowo poruszać się naganka, wiedziałem więc, iż jeśli gdzieś w okolicy ukrywa się zwierz, to będzie z całą pewnością umykał z jednej strony na drugą i z powrotem, dając mi okazję do strzału. Jedynym minusem tego stanowiska był wiatr, który jak wiadomo w przesmykach lubi pohulać. Naturalnie zaraz po zajęciu stanowiska podpinam magazynek i repetuję broń, sprawdzam podświetlany punkt i krotność ustawiam na 4. Życie mnie nauczyło, że wyciągnięcie termosu i zakąski musi poczekać, bo często zwierzyna ukazuje się w pierwszych minutach polowania! Tym razem nie było inaczej. Nie zdążyłem się dobrze ulokować, gdy słyszę pierwszy strzał i kilka sekund później moim oczom ukazuje się łeb daniela. Będę strzelał,
Jak w zegarku! I tu moje pierwsze zaskoczenie tego dnia – widok trzech linijek myśliwskich. Normalnie widzi się jedną, czasem dwie, ale nigdy trzech nie widziałem. Myśliwych podzielono na dwie grupy, każda na jedną przyczepę i każda osobno losowała swoje kartki z numerami. Trzecia buda była przewidziana dla naganiaczy. Tym sposobem od wyjazdu z bazy do zajęcia stanowisk minęło nie więcej niż 30 minut. U mnie w kole nie ma zwyczaju rozwozić myśliwych na stanowisko podczas polowań szwedzkich. Nie wiem dlaczego? Oszczędność? A może po prostu brak decyzji?
51
podnoszę do oka broń i momentalnie zabezpieczam – to byk szpicer, a w tym zakresie plan wykonany. Nie minęło 15 minut polowania, a ja zdążyłem naliczyć 10 strzałów i sam po chwili obserwuję wybiegający rudel saren, daleko koło stanowiska Przemka. 4 sztuki mieszczą się w zakresie mojej lornetki 10x42. Słyszę strzał i obserwuję jak ostatnia sztuka w pełnym pędzie zakręca, zwalnia i kreśli testament. Ciągle bez sukcesów... Naturalnie podziwianie sukcesów sąsiada nie zwalnia mnie z obowiązku obserwacji 360. Nie minęła nawet minuta, gdy może z 50 metrów od mojego stanowiska na pole wychodzą dwie sarny. Wiadomo, o tej porze roku kozły nie zawsze mają parostki, więc weryfikacja konieczna. Zwiększam krotność lunety i chwytam w okular mniejszą z saren – planowanego koźlaka – niestety ten okazuje się kozłem. Bez odrywania oka od lunety chcę odszukać drugą ze saren, ale tej już nie ma – za małe pole widzenia na przybliżeniu 8x, więc odrywam oko od lunety, aby zmienić krotność i wtedy kątem zauważam rudego, jak na pełnej prędkości wyautuje na pole. Naturalnie zamiast możliwej kozy wybie-
52
53
ram strzał do rudzielca, którego łapię w krzyż i strzelam. Niestety odrzut 308 powoduje, że nie widzę przez ogień, dlatego po przeheblowaniu spostrzegam tylko kitę znikającą w lesie. Raczej pudło. Mijają kolejne minuty, dotychczas zliczyłem około 20 strzałów. Ciekawe, co będzie na pokocie. Z uwagi na ciągły wiatr, zimno sączy się przez każdą szparę w moim ubraniu. Nasuwam głębiej czapkę. Jak dobrze, że nie mam kapelusza, tylko windstopper na głowie, dzięki czemu nadal bronię się przed założeniem kaptura, który tak mocno ogranicza widoczność.
widziałem wtedy po raz pierwszy. Podchodzą tak blisko ambony, że muszę wstać, aby je widzieć. Szkoda, że nie ma ich w moim kole, może się kiedyś doczekamy... Sen i przebudzenie Do zakończenia polowania jeszcze godzina, a robi mi się coraz zimniej. Rezygnuję z dalszej walki, zakładam kaptur i w tej chwili przychodzi olśnienie – dziś założyłem grzejące wkładki do butów. Przeleżały w szafie dużo czasu i w końcu nie wiadomo, dlaczego dziś je zainstalowałem! Odpalam ten wynalazek i po kilku minutach chwyta mnie totalna błogość. Nieprzespana noc daje o sobie znak, dopada mnie senność, w końcu się poddaję i zasypiam. Ze snu wyrwa mnie seria strzałów sąsiada. To chyba Przemek, nic nie widzę na polu, więc pewnie strzelał w stronę lasu. Oglądam się i widzę jak z lasu wolnym krokiem wychodzi byk! Jest za daleko. Na samym początku przy użyciu lornetki z dalmierzem sprawdziłem, gdzie sięga granica regulaminowego 80-metrowego strzału. Jeleń stoi bezpieczny i spokojnie podnoszę lornetkę. Sprawdzam, co ma na głowie – szóstak regularny – selekt. Tylko że co z tego, jak strzelać nie mogę – dalmierz pokazuje 120 metrów.
Sarny? Daniele? Muflony! Daleko na horyzoncie dostrzegam dwa poruszające się punkciki. Są tak daleko, że nawet w lornetce nie mogę rozpoznać, co się zbliża. Psy? Zwierzęta są coraz bliżej, ale nadal nie wiem, co to jest. Mają jakiś dziwny chód. To nie są jelenie. Może sarny? Hm…, a może daniele? Lornetka wskazuje, że mam do nich nadal jeszcze 600 m, ale dystans ciągle maleje. I nagle oświecenie – muflony! Tak, teraz wyraźnie dostrzegam ślimy. Tryk z owcą idą bezpośrednio na mnie. Po chwili są tak blisko, że mogę odłożyć lornetę i cieszyć oko tym widokiem. Przyznaję, muflony w łowisku
54
55
56
Zwierz nadal stoi, więc mógłbym z ambony bezpiecznie strzelać, ale co z tego, jeśli regulamin nie pozwala. Mój odwiatr idzie prosto w jego nozdrza, więc staje się to, co nieuniknione: byk się zrywa i truchtem uchodzi środkiem pola, w kierunku skąd przyszły muflony. Ech…, szkoda. Rytuały i gratulacje Na samym końcu polowania strzały się nasilają. Myślę, że było ich około pięćdziesięciu. Jeśli co trzeci jest celny, to pokot zapowiada się godnie. O 12.30 koniec. Schodzę z ambony i idę do Przemka. Po jego uśmiechu widzę, że strzelił nie tylko kozę, którą widziałem, jak kreśliła testament. Św. Eustachy obdarzył go wyjątkowo! Co tu wiele pisać, zdjęcia powiedzą więcej! Telefonicznie dowiadujemy się, że jesteśmy ostatni w kolejce do zwózki, więc mamy czas na wszystkie myśliwskie ceremonie. Opieramy broń o drzewo, odkładamy plecaki, a ja idę do lasu po dębową gałązkę, aby udekorować kolegę. Daję mu tym samym czas, aby mógł w spokoju samemu podelektować się tą chwilą. Po dekoracji zabieramy się do polowej preparacji tuszy. Potem przychodzi najwspanialsza chwila polowania. Ja siadam na suchej kępie trawy obok broni, w miejscu gdzie w końcu
57
jestem skryty przed wiatrem, słońce wychodzi zza chmur. Niekoronowany jeszcze król polowania przystanął obok, patrzy na rezultat dzisiejszego polowania i raczy mnie opowiadaniem jak to było, co widział, co słyszał, jak celował i strzelał. Co piękne, szybko się kończy, w oddali słychać traktor – najprawdopodobniej to nasz transport. Jak tylko dojechał, wysypali się z niego myśliwi i gratulują Przemkowi wspaniałego byka! Myślę sobie, jak to dobrze, że mam ze sobą litr czystej bez gazu, który zamierzałem wręczyć w podziękowaniu za zaproszenie. Tymczasem zamiast dziękczynnego będzie bykowe! Po załadunku wsiadamy do budy i udajemy się na miejsce zbiórki. W podwodzie różne plotki krążą o możliwym pokocie. Podobno rekordowy – liczby, jakie padają, każą mi zachować daleką ostrożność. Byłem przecież świadkiem polowań, gdzie na 50 strzałów były 3 lisy. No nic, jedziemy dalej. Na miejscu wita nas rozpromieniona twarz stażysty Rysia. Odbija się na niej zadowolenie z dobrze wykonanej ciężkiej pracy naganiacza.
pokot. Poluję 15 lat, ale czegoś takiego nigdy nie widziałem! 38 sztuk zwierzyny grubej plus 2 lisy. Po prostu nie mogę oderwać oczu. Byłem na polowaniach, gdzie padło po 20 sztuk, ale dwa razy tyle? To mi się zwyczajnie nie mieści w głowie. To się dzieje naprawdę i to wszystko przy tylko 50 strzałach? Kim są ci ludzie? Jak oni to zrobili? Moje przemyślenia przerywa koronacja króla, a ja pełnię funkcję podczaszego i rozlewam bykowe, co również jest wspaniałą okazją to wymiany uprzejmości z naganiaczami i myśliwymi. Szczęścia dopełniła grochówka, której zjadłem dwie dokładki. Ach co to był za dzień, co to były za łowy! Wspomnienia zostaną... Pisząc ten tekst kilka dni później, z chłodną głową, uświadamiam sobie, że jednak to polowanie nie było idealne. Kilka kwestii bym w nim zmienił... Pierwszą i najgorszą sprawą jest to, że nie mogę tego dnia przeżyć jeszcze raz, choć bardzo bym chciał. Zostają mi tylko i aż wspomnienia, które zamykam głęboko w duszy myśliwego. Będą tam na zawsze. Po drugie, jedna rzecz na polowaniu doprowadziła mnie do szewskiej pasji. Podczas powrotu na zbiórkę w budzie pewien pan zapalił mi
To się nie mieści w głowie! Z uwagi na to, że jesteśmy ostatni na zbiórce, nasz wzrok od razu przykuwa
58
59
na złość cygaro. Sam cygara uważam za immanentną część polowań, dlatego zazwyczaj palę w trakcie, jak i na zbiórce. Dziś swojego zapomniałem, a sąsiad mnie torturował zapachem palonego tytoniu. Och, gdyby on wiedział, ile trudu włożyłem w to, aby nie dać po sobie poznać, jak bardzo chciałem mu je wyrwać. Po trzecie, żałuję też, że nie miałem czasu zostać do wieczora, aby porozmawiać z łowczym i prowadzącym polowanie o tajemnicach sukcesu, którego byłem świadkiem. I tak jak niemożliwe było przeżycie jeszcze raz tego polowania, jak i zapalenia na nim cygara, to udało mi się spotkać z łowczym KŁ nr 28 Szarak Krzywiń, aby podpytać go o sekrety organizacji udanego polowania. A więc, za zgodą kol. Waldemara Kraśniewskiego uchylę rąbka tej tajemnicy. W czym tkwi sekret? Otóż kilka czynników musi złożyć się na udane polowanie i wszystkie muszą zagrać razem. Po pierwsze, polowanie zbiorowe zaczyna się dużo wcześniej, niż sygnalista ogłosi zbiórkę. Teren polowania musi być pod ścisłym nadzorem strażnika, który dokarmia oraz pilnuje, by właściciele wałęsających się psów pozamykali swoje czworonogi.
60
61
Drugim ważnym elementem jest, by odpowiednio wcześniej przygotować i rozstawić zwyżki. Ulokować trzeba je na znanych przejściach zwierzyny, nie powinno się tego robić oczywiście „dzień przed”. Natomiast, jak zwraca uwagę łowczy, ważne jest, aby stanowisk było dużo i wszystkie były obsadzone – bo zgodnie z jego doświadczeniem dopiero odpowiednie zagęszczenie daje efekty! W polowaniu, w którym brałem udział, na 350 ha lasu, polowało 43 myśliwych. Co do zwyżek, to należy przestawiać te mocno przestrzelane, ponieważ zwierzyna potrafi je zakodować w pamięci i najzwyczajniej je omija. Czasem wystarczy przesunąć urządzenie o 50 m, aby ponownie było można z niego efektywnie strzelać. Kolejnym elementem, który musi zagrać, to naganka. Najważniejsze w tym aspekcie to sprawdzeni ludzie – mający doświadczenie w terenie często osiem lat lub więcej, dzięki czemu wiedzą, gdzie warto się poświęcić, aby wejść i ruszyć zwierza. Notabene, z rozmowy z Rysiem dowiedziałem się, że podczas ostatniego polowania dwie grupy naganiaczy przeszły wahadłowo każdy z kompleksów leśnych po trzy razy. Co ciekawe, koło praktycznie w cało-
ści przyszło na polowanie szwedzkie przede wszystkim z dwóch powodów: bezpieczeństwa oraz efektów. Dodatkowo, co jest nie bez znaczenia, na takie polowania wybierają się również starsi myśliwi, którzy z pędzonymi nie daliby sobie rady, polując nawet bez kartki. Ale aby polować w kilku kompleksach leśnych w 50 myśliwych, trzeba mieć już niemałą infrastrukturę. I tu chylę czoło za pomysł. Okazało się, że nawet 30 godzin prac społecznych i remontowanie ambon nie daje takich efektów, jak zamiana owych godzin na dodatkowe 50 zł dopłaty do składek i hurtowy zakup raz w roku kilkunastu ambon i zwyżek. Dzięki czemu udało się przez pięć lat wymienić prawie wszystkie ambony, a zgodnie z planem za 2 lata w kole będą już tylko nowe. Chętnie rozmawiałbym jeszcze dłużej z łowczym Waldemarem Kraśniewskim i podziwiałbym bogatą kolekcję jego trofeów, ale tej przyjemności pozbawił nas ASF. Koledzy znaleźli się w żółtej strefie i musieli pędzić na zebranie z powiatowym lekarzem. Nie ma co, właściwy człowiek na właściwym miejscu. A może by tak na następnym polowaniu zamiast grochówki na zbiórce rozdać cygara?
62
63
Swarovski O
Optik X5i
X5i to celownik optyczny zaprojektowany i stworzony z myślą o myśliwych, którzy chcą precyzyjnie strzelać, zwłaszcza na dalekie dystanse TEKST: MACIEJ PIENIĄŻEK ZDJĘCIA: MATERIAŁY PRASOWE
K
ombinacja cech, zoptymalizowana pod kątem strzelań myśliwskich (mam tu na myśli zwłaszcza zakres krotności i precyzyjną siatkę na drugim planie) nie zawsze znajdzie uznanie wśród innych niż myśliwi użytkowników lunet celowniczych… I tak sportowy strzelec długodystansowy, zwłaszcza „tarczowy”, doceni co prawda precyzyjny, cienki krzyż w drugim planie, ale maksymalne powiększenie 25x będzie dla niego raczej zbyt małe. Zakres powiększeń 5-25 jest natomiast idealny dla strzelców wojskowych czy też policyjnych oraz do sportowych dyscyplin o charakterze bardziej taktycznym. Tacy strzelcy jednak preferują siatki w pierwszym planie, gdyż niezależnie od powiększenia, relacja pomiędzy celem a elementami siatki pozostaje jednakowa, co ułatwia wprowadzanie poprawek z użyciem dodatkowych znaków siatki celowniczej. Oczywiście doskonała jakość optyczna w połączeniu z precyzyjną regulacją siatki, o czym więcej poniżej, sprawiły, że X5 spotkać można na zawodach długodystansowych, gdyż dla wielu strzelców sportowych krotność 25x wystarczy, a poprawki i tak z reguły wprowadza się na bębnach (siatki dystansowej natomiast można się nauczyć na największej krotności).
68
69
Ustawienia i regulacja Wracając jednak na myśliwski grunt. „Bębny” straszą – jak taką lunetę przystrzelać, która na dokładkę wyskalowana jest w MOA (1 MOA to ok. 1 cala na 100 jardach czyli ok. 2,9 cm na 100 m). Dla nas, żyjących w świecie metrycznym, anglosaskie miary komplikują obsługę celownika, nie tylko przy przystrzeliwaniu, ale również, a właściwie przede wszystkim, przy wprowadzaniu poprawek (na pokrętłach lub siatce) na odległość, czy też wiatr boczny. A tak właśnie wyskalowane były do niedawna wszystkie lunety X5i. Działo się tak z prostej przyczyny – zapotrzebowanie na takie lunety największe jest w USA. I tak borykać się trzeba było z bębnami o skoku ¼ MOA (7,2 mm/100 m) lub 1/8 MOA (3,6 mm/100m). W końcu jednak, po czterech latach od premiery, producent wprowadził lunety X5i wyskalowane w jednostkach metrycznych: prosto i precyzyjnie, gdyż jeden klik to 5 mm na 100 m (10 mm/200 m, 15 mm/300, 20 mm/400 itd.). Siatki również są wyskalowane metrycznie ze znacznikami, w zależności od wersji rozmieszczonymi w odstępach 5 lub 2,5 cm na 100 m. Teraz zatem na drodze do wykorzystania pełnego potencjału tego celownika leży jedna przeszkoda – regulacja
podstawowa, czyli przystrzelanie. Zacznę od pokrętła bocznego (prawo/ lewo). Po dokonaniu właściwej korekty poluzować należy trzy śrubki (bez wykręcania), po ustawieniu znacznika pokrętła w położeniu zerowym dokręcić trzeba śrubki. Sprawa jest bardziej skomplikowana w przypadku pokrętła górnego, gdyż oprócz okna wskazującego liczbę obrotów wyposażone jest ono w unikatową funkcję SUBZERO (pozwala wprowadzić korektę punktu celowania poniżej minimalnej odległości przystrzelania). Dochodzi do tego jeszcze bardzo ułatwiający późniejszą obsługę wskaźnik obrotów. Śrubek mamy tutaj 2 razy po 3 oraz regulację przy pomocy imbusa – uniwersalne narzędzie dostarczane jest wraz z lunetą. Oszczędzę tutaj suchego opisu, gdyż na stronie swarovskioptik.com znaleźć można film instruktażowy. W każdym razie, wystarczy zrobić to raz lub dwa i kolejne nie będą stanowić problemu. Przy okazji można się przekonać, jak precyzyjne, solidne i przemyślane jest to rozwiązanie. Poza tym, jeśli nie będziemy zmieniać amunicji, pierwsze wyzerowanie wystarczy nam na długo, co wcale nie znaczy, bym zniechęcał do odwiedzania jak najczęściej strzelnicy. Wręcz przeciwnie!
70
71
Dlaczego jest wyjątkowa? Po przebrnięciu przez zerowanie pozostaje już nam tylko cieszyć się lunetą o najwyższej precyzji mechaniki i doskonałej jakości optycznej. Co sprawia jednak, że luneta jest wyjątkowa, oprócz omówionych już wcześniej bębnów?Trudno znaleźć na rynku drugą taką lunetę, czyli precyzyjny celownik optyczny do strzelań na dalekie dystanse stworzony specjalnie dla myśliwych. Austriaccy inżynierowi wykonali kawał dobrej roboty, łącząc rozwiązania z lunet sportowych i taktycznych z myśliwską praktyką (i oczywiście dorzucając kilka swoich usprawnień)...
Przede wszystkim siatka celownicza. Zgodnie z aktualnymi standardem w wysokiej klasy celownikach myśliwskich, umieszczona jest w drugiej płaszczyźnie obrazu (na drugim planie). Dzięki temu, podczas zmiany powiększenia, wymiary siatki nie ulegają zamianie, zatem również przy dużych krotnościach krzyż pozostaje cienki, co umożliwia precyzyjne ulokowanie kuli. W tym miejscu warto zaznaczyć, że mechanizm regulacji siatki celowniczej w drugim planie wymaga absolutnej precyzji obróbki jego elementów. Powtarzalność klików, która wcale nie jest taka oczywista nawet w droższych lunetach wspomaga
72
specjalny, opatentowany przez Swarovskiego mechanizm dociskowy – stąd pokaźne wybrzuszenie na spodzie lunety, które trzeba uwzględnić przy doborze montażu. Niecodzienny jest również fakt, że wszystkie elementy mechanizmu regulacji siatki są wykonane ze stali, co oprócz precyzji zapewnia również najwyższą trwałość i niezawodność działania. Pod kątem myśliwskich potrzeb dobrany został także zakres powiększeń: lunety X5i występują w wersji 3,518x50 lub 5-25x56. Pamiętać trzeba, że obydwa modele to wyspecjalizowane celowniki do strzelań dalekodystansowych, a nie lunety uniwersalne.
Niemniej duże krotności umożliwiają oddanie celnego strzału na dalszy dystans, przy mniejszych wciąż zachowujemy duże pole widzenia, dzięki któremu łatwiej i bezpiecznie strzelać na dystanse krótsze (co byłoby trudne przy popularnym sportowym zakresie powiększeń 10-50x). Wracając jednak do dwóch wersji: X5i 5-25x56 to unikatowa kombinacja w ofercie Swarovskiego, gdyż do tej pory celowniki o większych krotnościach miały tylko obiektywy 50 mm. Firma uzasadniała to faktem, że celowniki do strzelań na dalekie dystanse najczęściej wykorzystywane są do polowań w górach, zatem
73
Wytrzymałe i precyzyjne Jakość optyczna lunet X5i jest godna Swarovskiego, warto jednak wspomnieć o wytrzymałości mechanicznej. Otóż ściany tubusa są grubsze niż w pozostałych modelach, dzięki czemu lunety X5i wytrzymują ekstremalnie duże obciążenia (wiem o udanych próbach nawet na karabinach w kalibrze .50 BMG). Lunety X5i wymagają od strzelca odrobiny wysiłku, czyli wiedzy i obycia, ale w zamian otrzymuje on doskonałe narzędzie do precyzyjnych strzelań. Swarovski oferuje przy tym „w pakiecie” wsparcie. Przede wszystkim w postaci programu balistycznego, który uwzględniając konkretną amunicję, wyliczy nam poprawki na poszczególnych dystansach (w centymetrach i klikach) oraz w przypadku siatki dystansowej przeniesie dane na poszczególne elementy siatki. To jednak nie wszystko, gdyż osoby bardziej dociekliwe mogą skorzystać z programu Subtension Dimensions, w którym znajdą szczegółowe wymiary danej siatki i to przy zadanej odległości i powiększeniu. Oczywiście wszystkie te programy są darmowe. Na koniec rozwiązanie dla osób, które nie chcą pamiętać opadu, klików itp. Otóż pod konkretną amunicję, korzystając z programu balistycznego,
muszą być jak najlżejsze. W naszych realiach najbardziej godny polecenia jest właśnie ten model. Zarówno ze względu na maksymalne powiększenie (25x), jak i właśnie na średnicę obiektywu (56). X5i 3,518x50 to na tle oferty Swarovskiego ni pies, ni wydra, gdyż zamiast niej wybrać można Z8i 3,5-28x50. Zatem przy takiej samej krotności minimalnej mamy lunetę lżejszą z większą krotnością maksymalną! Siatki celownicze W metrycznie skalowanych lunetach X5i mamy do wyboru 3 siatki celownicze: • 4WXMm-I+ najdokładniejsza siatka dystansowa, • BRMm-I+ siatka z możliwością jednoczesnego wprowadzania poprawek na odległość i wiatr boczny, • 4Wm-I+ podświetlany tylko punkt centralny, znaki tylko do poprawek na wiatr boczny. Moim zdaniem ostatni krzyż najlepiej nadaje się do zastosowań myśliwskich, gdyż jest prosty i czytelny, a podświetlany jest tylko punkt centralny. Poprawki na odległość wprowadza się na bębnie, na wiatr boczny na bębnie lub siatce. Plik pdf ze zwymiarowanymi siatki pobrać można ze strony swarovskioptik.com.
74
zamówić można bęben wyskalowany już w konkretnych odległościach, który po podstawowym przystrzelaniu montuje się zamiast pokrywy górnego bębna. I gotowe! A dla myśliwych, którzy klikać w ogóle nie chcą, Swarovski też ma rozwiązanie – luneta cyfrowa dS.
3 380 euro), co jednak nie dziwi, ponieważ mamy do czynienia ze sprzętem optycznym najwyższej klasy. Uważam jednak, że porównując X5i do innych lunet tego samego producenta, cena nie jest wygórowana. Na koniec może i drobnostka, ale za którą u innych producentów trzeba niemało zapłacić... Otóż w komplecie z lunetą X5i dostarczana jest wkręcana w obiektyw, aluminiowa osłona przeciwsłoneczna.
Niemało, ale warto Cena lunet X5i nie jest niska (sugerowany detal modelu X5i 5-25x56 to
75
Czas wyjątko łowów Możliwość strzelenia idealnego byka jelenia podczas rykowiska jest zawsze czymś fantastycznym. Niestety, nieraz taka możliwość przechodzi nam koło nosa z różnych powodów. Czasami to wykonany już plan, problemy z wabieniem i znalezieniem odpowiedniej sztuki lub zbyt mały portfel... TEKST I ZDJĘCIA: TEAM WINZ
owych
J
eśli problemem jest brak funduszy, polowanie po rykowisku jest również dobrym rozwiązaniem. Jelenie są cały czas w łowisku, być może nie trafimy na idealnego wojownika, ale ci, którym nie zależy na trofeum, będą mieli okazję pozyskać jelenia. A jeśli nie jeleń, to zawsze zostają nam dziki. Od świtu do zmierzchu Po tegorocznym rykowisku pojechałem na polowanie na jelenie. Rozpocząłem podchód i wkrótce znalazłem małe stado. Wyszło z porannej mgły na mokradła, ale nie było wśród nich osobnika, którego chciałbym pozyskać. W zasięgu wzroku było sporo jeleni, ale młodych chłystów, które powinny zostać w łowisku. Nie chodziło nam o wypełnienie planu łowieckiego, tylko o pozyskanie naprawdę ładnej sztuki. W rejonie, w którym byliśmy w kolejne dni, poluje się tylko od świtu do zmierzchu. Tak więc podchód należało zaczynać przed świtem, aby o odpowiedniej porze dotrzeć do czatowni... Ale to był poranek! Następnego ranka szliśmy skrajem pola kukurydzy. Część pola została już skoszona i dzień wcześniej znaleźliśmy dużo tropów jeleni. Już po paru
80
81
82
83
84
pierwszych krokach usłyszeliśmy głośny plusk na krawędzi pola. Dbając o odpowiedni kierunek wiatru, ruszyliśmy powoli, uważając, żeby nie stanąć na pozostałości po koszeniu i nie narobić hałasu. Sądząc po odgłosach, zdałem sobie sprawę, że jak tylko ujrzymy lochę, będziemy mieć na strzał bardzo mało czasu. Kukurydza nagle się skończyła i w odległości 5 metrów ujrzeliśmy dużą lochę taplającą się w błocie. Mimo że luneta była nastawiona na dwukrotne powiększenie, dzik szybko umknął w kukurydzę, zanim zdążyłem się złożyć. No cóż, nie zawsze wszystko się udaje. – Może jest ich więcej, poczekajmy chwilę – powiedział kolega po strzelbie, z którym polowałem. Zwykle jego rady się sprawdzały i tak było również tym razem. Pięć minut później pięć przelatków wyszło z kukurydzy i powoli defilowało w odległości około 80 metrów. Każdy myśliwy zna to uczucie, kiedy poranną ciszę przerywa huk wystrzału. Tak było i tym razem. – Leży, strzelaj do następnego – szybko powiedział mój kolega. Drugi dzik zaznaczył strzał, wpadając w kukurydzę. – To był na pewno celny strzał, poczekaj chwilę, zanim pójdziemy – spokojnie dodał mój towarzysz łowów. Oczywiście sam zrobiłbym
85
86
87
tak samo. Przelatki są nieprzewidywalne i po cichu liczyłem, że wyjdą ponownie. Nie jest to zasadą, ale w polowaniu na dziki wszystko jest możliwe. Cicho przeładowałem broń i czekałem. Po zwyczajowym czasie na papierosa już chcieliśmy iść w stronę strzelonych dzików, a tu nagle trzy przelatki pojawiły się dokładnie w tym samym miejscu co ostatnio! Scenariusz znowu się powtórzył, złożenie, siatka, strzał i trafienie. Teraz nastał czas na kolejnego papierosa. Czekaliśmy aż emocje opadną, trzy przelatki w kilka minut podczas polowania z podchodu to z pewnością dość niezwykłe. Pierwszego dzika znaleźliśmy od razu, dwa kolejne również nie odeszły daleko, a farba była widoczna na ziemi. Farbowanie było obfite i 6,5 Creedmore Hornady świetnie się spisały. Trzeci dzik poszedł zaledwie 25 metrów od miejsca strzału i tam spisał testament. Ale to był poranek! Myśleliśmy, że będzie to podchód w lesie na jelenie, a okazało się że po godzinie mieliśmy trzy dziki. Jest dziesiątak! Świetne łowy nas nie rozleniwiły i już wcześnie rano kolejnego dnia byliśmy w łowisku. Oczywiście w innym łowisku, ptaki pięknie śpiewały, mój
88
89
90
91
92
Savage High Country leżał na tripodzie, liście lekko kołysały się na wietrze, gdy usłyszałem szept kolegi: – Jeleń... Szybkie spojrzenie w bok i już wiedziałem, co on miał na myśli! Dziwny dziesiątak o małej masie przemierzał las, szukając reszty swojego stada. Decyzję podjąłem błyskawicznie, miękki nacisk na spust i kula pomknęła do celu. Widziałem, jak byk przyjął kulę, zanim rozpoczął krótką ucieczkę. Przeskoczył rów i skrył się w zaroślach. Kolejny strzał był zbędny, usłyszeliśmy jak byk zwalił się na ziemię około 40 metrów od nas. Z pomocą kolegi, po wypatroszeniu wrzuciłem tuszę na samochód i pojechaliśmy do chłodni. No to jeszcze raz… – Jeśli chcesz, możemy spróbować jeszcze jutro – usłyszałem i nie trzeba mi było tego powtarzać dwa razy. Jeleń stał na odległej polanie, dość daleko, aby dokładnie go ocenić. Usiłowaliśmy podejść bliżej, cały czas sprawdzając wiatr, ale nie było to łatwe. Szliśmy powoli i sukces wydawał się w zasięgu ręki, jednak jeleń wskoczył w zarośla i tyle go widzieliśmy. Być może nas usłyszał i dlatego zdecydował się poszukać schronienia w lesie. Poszliśmy jego skrajem,
93
mając nadzieję, że może uda się nam go jeszcze spotkać. Nasz jeleń podążał za licówką, wychylił się z zarośli i chciał przeciąć wąską dróżkę około 40 metrów przed nami. Szybki strzał i jeleń jak marzenie dołączył do wyników naszego polowania. Nie był to mocny byk, ale interesujące trofeum, które na pewno zapamiętam. Należy pamiętać, że takie polowania należą do wyjątków. To był wyjątkowy tydzień wyjątkowych łowów, podczas których wszystko toczyło się dokładnie tak, jak powinno.
94
95
96
97
Co nowego od Incorsy? Grudzień to tradycyjnie czas oczekiwania na to, co nowego pojawi się w sklepach myśliwskich w nadchodzącym roku. O tym, co będziemy mogli zobaczyć w warszawskim sklepie firmy Incorsa, zapytaliśmy Szymona Chacińskiego TEKST: MACIEJ PIENIĄŻEK ZDJĘCIA: MATERIAŁY PRASOWE
J
uż na początku naszej rozmowy dowiedzieliśmy się, że fińska firma Lapua, obserwując dynamiczny wzrost rynku europejskiego, w tym również polskiego, oraz wzrost populacji zwierzyny grubej, przygotowała nowe produkty i jednocześnie wróciła do starych, sprawdzonych kalibrów. Bardzo nas cieszy, że w przyszłym roku polscy myśliwi będą mogli używać amunicji 8x57JS oraz 8x57JRS ze sprawdzonym pociskiem Mega. Jak wiemy, są to ciężkie, półpłaszczowe pociski przeznaczone do polowań zbiorowych na duże dziki i duże byki. Również Szymon Chaciński nie kryje zadowolenia, mówiąc: – Jako dystrybutorów firmy Lapua w Polsce bardzo nas to cieszy, bo w tych kalibrach oferta firmy Lapua była dość skromna – zaledwie dwa rodzaje pocisków.
myśliwskich, jak i sportowych – podkreśla Szymon Chaciński. Kolejny kaliber, który staje się coraz bardziej popularny, również wśród myśliwych i oczywiście znajduje się w ofercie Lapua, to opisywany już w Gazecie Łowieckiej 6,5 Creedmore. Jest to kaliber, którego użytkowość można porównać do 6,5x55, czyli tak zwanego szwedzkiego Mausera, ale w trochę nowszym wydaniu. Główna różnica to fakt, że nabój oparty jest o łuskę kalibru 308 Winchester i takie rozwiązania znajdują się w ofertach producentów sztucerów samopowtarzalnych, jak również w sztucerach powtarzalnych z krótkimi komorami zamkowymi. Co z tym tłumikiem? Kiedy rozmawiamy z Szymonem, nieco z obawą patrzymy na nadchodzący 2020 rok. Oczywiście, chodzi nam o rozwiązania prawne, które szykują nam ustawodawcy. Głównym tematem poruszanym przez Szymona jest informacja o tym, że być może będziemy mogli polować z tłumikami dźwięku. Jest to bardzo dobre rozwiązanie spotykane w wielu krajach Europy i nie tylko. Podczas mojego ostatniego pobytu w Namibii wszystkie modele broni, które tam widziałem, wyposażone były w tłumiki.
Wielki powrót Kolejna nowość, a w zasadzie remake w nowym stylu, to powrót do oferty Lapua kalibru 300 Winchester Magnum. Broń w tym kalibrze służy nie tylko do strzelań dalekodystansowych, ale kaliber ten wrócił do użytku łowieckiego i sprzedajemy coraz więcej broni, głównie samopowtarzalnej właśnie w tym kalibrze. – Warto podkreślić, że będziemy mieć w swojej ofercie amunicję w tym kalibrze zarówno do strzelań
100
W ten sposób chronimy nie tylko swoje uszy, ale również uszy naszych czworonożnych przyjaciół, a także czynimy mniej hałasu w łowisku. Pamiętajmy jednak, że tłumik oddziałuje i redukuje huk samego wystrzału. Nie ma jednak wpływu na dźwięk, który powstaje podczas lotu pocisku w prędkości ponad dwukrotnie przekraczającej prędkość dźwięku, szczególnie w początkowej fazie lotu. Nie wolno też zapominać, że tłumik niweluje hałas, który jest najbardziej dokuczliwy dla strzelającego. A przecież w końcu o to chodzi.
Z tego co „słychać”, mówi się, że tłumiki będą dopuszczone tylko w strefach ASF, ale miejmy nadzieję, że ustawodawca podejdzie do sprawy z rozsądkiem i będziemy mogli wykorzystywać to udogodnienie podczas wszystkich naszych polowań. W ofercie Incorsy znajdziemy szereg modeli tłumików, takich jak skandynawski Freyr & Devik, do mniejszych kalibrów niemiecki ANSCHUTZ, a w najbliższym czasie, bo w końcu rozmawiamy o tym, co czeka nas w 2020 roku, Incorsa wprowadzi do oferty tłumiki fińskiej marki ASE.
101
felieton SŁAWOMIR PAWLIKOWSKI
„ZIELONI” W NATARCIU Kiedyś jeden z naszych polityków sformułował taką tezę, że „zielony” jest gorszy od „czerwonego”. Chodziło mu oczywiście o ludzi o pewnych poglądach politycznych. Potem dodał, że „zielony” to niedojrzały „czerwony”. Osobiście pamiętam doskonale rządy „czerwonych”, którzy w sumie nie byli nawet w 10% tak uciążliwi jak „zieloni”...
T
ych drugich protesty oglądało się w tamtym czasie jedynie w zachodnich krajach Europy, myśląc, że naszego kraju nigdy to nie będzie dotyczyć. Lata mijały, a „zieloni” coraz bardziej pokazywali różki. A to protestując na początku lat 90. XX wieku podczas budowy zapory wodnej na Dunajcu w Czorsztynie na Podhalu, a to znów przykuwając się łańcuchami do drzew na Górze św. Anny i protestując przeciw budowie autostrady A4. Nie muszę pewnie nikomu przypominać słynnej Doliny Rospudy i akcji protestacyjnej przeciw budowie obwodnicy Augustowa?
dano na nich kary, które musiały być zgodnie z ówczesnym prawem zapłacone do 14 dni. W przeciwnym razie, po upłynięciu tego ustawowego terminu, były zamieniane na karę pozbawienia wolności. Protesty trwały do momentu, kiedy pierwszego „zielonego”, który nie zapłacił kary grzywny zawieziono (po przeliczeniu jej na dni „odsiadki”) do Zakładu Karnego w Nowym Sączu. Wtedy reszta „zielonych” zniknęła w ciągu kilku godzin. Teraz pewnie większość z nich przyjeżdża z dziećmi, a może nawet wnukami nad to samo jezioro, przeciwko budowie którego protestowali i siedzą tygodniami, zachwycając się pięknem przyrody. Pamiętam też ich argumenty. Od wyginięcia iluś setek gatunków owadów, ptaków itd., do rozpuszczenia Pienin przez wodę włącznie. Absurd gonił absurd. Wtedy już rodziły się pytania, kto za tym stoi? Kto płaci za te protesty, bo przecież większość z tych ludzi nie miała zielonego pojęcia o ekologii i tematach z nią związanych. Ponadto nie wiem, czy jakąś przyjemność komuś może sprawiać ryzykowanie utraty życia lub zdrowia podczas wchodzenia pod ciężki sprzęt, taki jak koparki, ładowarki itp.? Nie chcę już analizować tego, czy zaprzestanie po dwóch latach protestów było podyktowane brakiem pienię-
Przeciw inwestycjom Zawsze byli w kontrze do nowych inwestycji, oczywiście wyciągając stosy absurdalnych analiz, badań itp. Najbardziej w pamięci utkwiły mi akcje protestacyjne podczas budowy zapory wodnej na Dunajcu w miejscowości Czorsztyn. Miało to miejsce w latach 1991–1992, czyli prawie 30 lat temu. Wtedy jeszcze na całe szczęście działało prawo stworzone za czasów PRL, czyli w miarę trzymające dyscyplinę społeczeństwa. Protestujący „zieloni”, łamiąc wtedy prawo, byli najnormalniej w świecie zatrzymywani i w tak zwanym „trybie” doprowadzani do kolegium ds. wykroczeń. Tam nakła-
103
dzy „sponsorów” tych protestów, czy brakiem determinacji protestujących? Ogólnie było dużo krzyku przez dwa lata, a później budowa zapory została normalnie dokończona, co w gruncie rzeczy kilka lat później uchroniło wiele gospodarstw na odcinku od Czorsztyna do Nowego Sącza przed zalaniem podczas powodzi w 1997 r.
Ostatnio przypadki blokowania polowań (przeważnie zbiorowych) stały się częścią naszego łowieckiego życia. Jedni twierdzą, że lepiej jest w takiej sytuacji przerwać polowanie, drudzy, żeby się nie poddawać presji „zielonych” i pomimo ich protestów kontynuować polowanie. Jakby na to nie patrzeć i tak, i tak jest dla nas niedobrze. Irracjonalne zachowania „zielonych” podczas takich protestów są czasem zaskoczeniem pewnie dla nich samych… Ostatnio, organizując polowanie na zające w okolicach Krakowa, mieliśmy wątpliwą przyjemność gościć ekipę ekoterrorystów podczas polowania. Grupa 4 kobiet i 3 mężczyzn (czy kogoś, kto przypominał mężczyznę), pomimo interwencji policji próbowała nam przeszkadzać w polowaniu. Podjęliśmy wspólnie z myśliwymi decyzję, że nie ugniemy się przed presją „ekosi” i kontynuowaliśmy polowanie. Miałem podczas kilku godzin czas na przyglądniecie się „na żywo” działaniom tych niemających zielonego pojęcia o biologii, ekologii, czy mówiąc ogólnie o wszelkich aspektach związanych z przyrodą „zielonych”. Choć w sumie takie określenie do nich pasuje. Są zapewne „zieloni” jeśli chodzi o wiedzę przyrodniczą. Nawet nie wiedzieli, do czego my strzelamy. Jeden z protestujących, mający wadę wymowy (nie wy-
Wojna z myśliwymi Myślę, że po latach wojen o inne inwestycje, o których napomknąłem na początku felietonu, przyszedł czas na wojnę z nami, czyli legalnie działającą organizacją łowiecką. W przypadku inwestycji, tajemnicą poliszynela jest to, że organizacje „zielonych” w taki sposób wymuszały na inwestorach pieniądze na utrzymanie ich organizacji. Bardzo ciekawym zjawiskiem było szybkie zamknięcie sprawy i uciszenie jej w trybie natychmiastowym. Najczęściej temat ten już nigdy nie wracał. Można powiedzieć: ekoterroryzm. „Dajcie nam kasę, bo inaczej będziemy krzyczeć”. Myślę, że w przypadku wojen z łowiectwem jest dokładnie tak samo. Pewnie gdybyśmy jako Koła Łowieckie czy inne podmioty gospodarki łowieckiej „odpalali” jakimś „Ludziom przeciw myśliwym” czy fundacjom typu „Niech żyją” co jakiś czas spory zastrzyk pieniędzy , siedzieliby cicho jak mysz pod miotłą.
104
mawiał „R” tylko „Ł”), krzyczał, widząc biegające w miocie zające: „Nie strzelajcie do tych kłólików!”. Muszę też powiedzieć, że grupa ta potrafiła używać perswazji na policjantach, twierdząc na przykład, że któryś z myśliwych jest nietrzeźwy i trzeba wszystkich sprawdzić po kolei. Jak się im ten argument nie udał, to za chwilę zgłaszali, że któryś z myśliwych zabrał telefon komórkowy którejś kobiecie z grupy „ekosi”. Jak już po kilku godzinach „szukania” telefonu znalazł się on w tajemniczych okolicznościach, następnym zgłoszeniem był rozbój przy użyciu broni myśliwskiej i odebranie jednemu z „ekosi” radiostacji. Po prostu koszmar. Najgorsze jest to, że nie ma żadnego mechanizmu, który byłby na tyle skuteczny, żeby przynajmniej ich za to ukarać. Policjanci tylko pouczali przez 6 godzin obie strony. Tyle że dla „ekosi” to po prostu woda na młyn, bo im na tym zależało, żeby nas odciągnąć od polowania. Jeszcze jedną metodą przerywania polowania było chodzenie do pobliskich domów i namawianie właścicieli gruntów, żeby przepędzili myśliwych ze swojego terenu. Co w dwóch przypadkach prawie im się udało. Widać było ewidentnie, że są zorganizowaną grupą wyposażoną w kamery go-pro” radiostacje itp. Jeden z mężczyzn kierował całymi
działaniami, podając komendy przez radiostację. Przypuszczam, że niektórzy członkowie tej grupy to zwykli zarabiacze pieniędzy, ale inni to wyuczeni „ekosie”, należący zapewne do takich stowarzyszeń jak LPM czy im podobne. Samo wyposażenie świadczy, że to grupa przygotowana na takie działania, a nie zbieranina studentów z tak zwanej łapanki. Gdyby w Polsce prawo było prawem, pewnie nie byłoby problemu. Niestety, ale tak nie jest. Wszelkie próby podciągnięcia tego pod konkretne paragrafy kończą się odmową wszczęcia lub umorzeniem postępowania. Zostaje jedynie sprawa z powództwa cywilnego i koszty z nią związane. Znając jeszcze opieszałość sądów, pewnie większość spraw ciągnęłaby się miesiącami, jak nie latami, a na końcu ci pokrzywdzeni musieliby zapłacić całość kosztów postępowania. Myślę, że jeśli nasze władze nie zmienią tego w ciągu najbliższego czasu, możemy mieć problem z naszym łowiectwem. Sama jawność planów polowań i obwieszczenia w gminach czy innych urzędach o tym, gdzie i kiedy odbywają się polowania, jest już dla „ekosi” zachęceniem do protestów. Po drugie, nawet pewne kwestie związane z utajnieniem, chociażby miejsca zbiórki przed polowaniem byłyby
105
możliwe, to i tak w naszych szeregach są ludzie, którzy mają problem z racjonalnym myśleniem i publikują w mediach społecznościowych takie informacje, dziwiąc się później, skąd „ekosie” wiedzą, gdzie nas szukać. Nie ulegać presji Uważam jednak, że najważniejszą rzeczą jest dla nas, myśliwych, każdorazowe informowanie takich urzędów jak Urząd Marszałkowski czy inne nadzorujące naszą pracę urzędy o zaistniałych sytuacjach. Wtedy przynajmniej w obliczu niewykonania planów w odstrzale dzików czy innej zwierzyny będziemy mieli argument, że odpowiedzialni za to nie są myśliwi, tylko ludzie, którzy nam jako myśliwym uniemożliwiają wykonywanie swoich statutowych zadań. Każda nawet próba blokowania polowania musi być zgłaszana odpowiednim organom na zasadzie odnotowania incydentu. Z drugiej strony mam takie wrażenie, że lepszym jednak wyjściem z sytuacji jest kontynuowanie polowania, chociażby w celu pokazania naszej determinacji i nieulegania presji ekoterrorystów. Życzyłbym sobie i Wam wszystkim, żeby w tych działaniach nasze władze łowieckie nie były tak bierne jak do tej pory, a bardziej zaangażowały się w walkę z ekoterroryzmem. Darz Bór!
106
107
NAJWYŻS
Sztucer BERGARA
Varmint Kolba Alum Kalibry: 6,5 Creedmo Cena od 7290,00 zł
SZA JAKOŚĆ Z HISZPANII Sztucer łamany BERGARA Take Down BA13 20"
Kalibry: .222Rem, .243Win, .308Win. .30-06, .45-70 Govermaent Cena od 2490 zł
Sztucer BERGARA B14 Woodsman 24” Kalibry: 6,5x55; .308Win: .30-06: 8x57JS; 9,3x62 Cena od 4090 zł
B14 BMP 24"
miniowa, ore; .308Win
Szkolą, uczą gotują i pol
ą, podpowiadają, lują!
Po projekcie ,,Rodzinne polowanie” (zawieszonym tylko na czas zimy) przyszła pora na warsztaty z zakresu budowy wizerunku myśliwego i łowiectwa w Polsce oraz z zasad zachowania w trakcie blokowania polowania zbiorowego i indywidualnego. W pierwszym tygodniu grudnia członkowie Akademii Świadomego Myśliwego przeprowadzili warsztaty dla Służby Łowieckiej z OHZ LP na terenie RDLP w Krośnie TEKST: ALEKSANDRA SZULC ZDJĘCIA: MAREK MIKIETYŃSKI, ADAM MĄCZYSZYN, PAWEŁ ZDANUCZYK, KUBA WOLSKI
B
azą noclegową i wykładową był Ośrodek Szkoleniowo-Wypoczynkowy Wołosań w Cisnej w Bieszczadach. Zimowa, górska aura, śnieg i temperatura -10 stopni Celsjusza sprawiły, że wszystko wokół wyglądało wręcz baśniowo. Łowy z… adrenaliną Pierwszy dzień szkolenia rozpoczął się nietypowo, bo warsztatami związanymi z polowaniem zbiorowym. Dwudziestu paru myśliwych, wraz z członkami Akademii, stanęło na linii i podczas dwóch miotów udało się upolować łanię jelenia i pięknego lisa. Mnóstwo adrenaliny i niemało emocji dodawał fakt, że w pobliżu kręciły się niedźwiedzie i wilki. Kiedy okazało się, że naganiacze szli po świeżym tropie i w odległości kilkunastu metrów od stanowiska myśliwego natknęli się na parujące jeszcze odchody niedźwiedzia, mimo panującego „dużego minusa” nagle zrobiło się gorąco… O blokowaniu polowań i nie tylko Popołudnie oraz następny dzień to wykłady, warsztaty praktyczne, dyskusje, wymiana doświadczeń i analiza schematów postępowania w trakcie zakłócania przebiegu polowania zbiorowego i indywidualnego.
112
113
Pierwsza pomoc Wielkim zainteresowaniem cieszyło się szkolenie „Pierwsza pomoc w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia w warunkach terenowych”, które przeprowadził członek Akademii, ratownik medyczny Adam Mączyszyn. Wszystkim nam wydaje się, że doskonale wiemy, jak się zachować w sytuacji, gdy ktoś traci przytomność lub gdy jesteśmy uczestnikami wypadku. Wykład i szkolenie praktyczne pokazało, że tej wiedzy nigdy dosyć i powinniśmy przypominać o zasadach udzielania pierwszej pomocy przy każdej nadarzającej się okazji.
To część szkolenia, którą poprowadzili Marek Mikietyński i Aleksandra Szulc. Degustacja dzikich pyszności przygotowanych przez mistrza, członka Akademii, Kubę Wolskiego była chyba najbardziej wyczekiwaną częścią pierwszego dnia warsztatów. Dzikie z natury Tatar z daniela (upolowanego przez Dianę Magdalenę Jaskólską podczas polowania członkiń Klubu Dian PZŁ w Lubostroniu w okręgu bydgoskim) był przesmaczny. Okazało się, że wielu członków szkolenia po raz pierwszy kosztowało mięso daniela. Przepyszne wildburgery Kuby, jak zawsze i wszędzie, również tu okazały się hitem.
Z leśnikami za pan brat Członkowie Akademii Świadomego Myśliwego stwierdzili, że współpraca z tak zdyscyplinowaną, świadomą i posiadającą dużą wiedzę grupą, jaką są leśnicy jest czystą przyjemnością i ciekawym doświadczeniem. A historie opowiedziane przy spędzonej w niesamowitej atmosferze kolacji przez kolegów z gór na długo pozostaną w pamięci.
Quady w akcji Z kolei Paweł Zdanuczyk dał popis możliwości wykorzystania w trudnych, górskich warunkach quadów firmy Yamaha. Opowiadał o danych technicznych, nowoczesnych rozwiązaniach napędów i silników, ale przede wszystkim pomógł w ściągnięciu z wysokiego lasu, niedostępnego żadnym innym środkiem lokomocji, tuszy upolowanej łani. „To sprzęt, który bardzo ułatwiłby pracę w wysokogórskich warunkach” – zgodnie stwierdzili leśnicy z RDLP Krosno.
114
115
Na zatropiu
felieton Gamrata
ALBERCIK I ARDANEK Długo nie było o czym pisać, a tu nagle wysyp tematów. Najpierw bratanek Gamrata, co to w stolicy polskiej części Galicji, w krzaczkach wedle Wawelu założył barłóg, pchnął leśnym DHL-em do nas, w Magurę, pismo myśliwskie. A w nim zwierzchnik gości w kapeluszach z piórkiem (a raczej ostatnio w tych amerykańskich, śmiesznych czapkach na stadiony bejsbolowe), mówi, jaki to on jest wspaniały. A jacy to jego podwładni są „be”…
C
óż, to efekt tego, że obecna władza dokonała „dobrej zmiany” i zrobiła z Łowczego Krajowego, zwanego na korytarzach Nowego Światu, Albercikiem, urzędnika państwowego niezależnego zupełnie od leśnej braci. Więc Albercik zachowuje się jak w korporacji – pomiata podwładnymi, wyraża się pogardliwie i ma ich za pospolitych „roboli”. Jest wszak zależny tylko od zwierzchnika na Wawelskiej i dlatego reprezentuje pomysły zwierzchnika, a nie swojej załogi. Wydaje mu się, że zarządzanie PZŁ niczym się nie różni od zarządzania tą jego orlenowską spółką.
Przy okazji potwierdza się powiedzenie, już Gamrat nie pamięta czyje, że mamy jednak państwo z dykty. Oto bowiem Ardanek mówi, że nie jest w stanie zmusić myśliwych do redukcji dzika, a w tym samym czasie jego podwładny, Główny Lekarz Weterynarii, zakazuje strzelania do dzików w czerwonych strefach ASF, stwarzając tam prawdziwą wylęgarnię wirusa. Gamrat jednak prorokuje, że oboje – i Albercik i Ardanek – są w mylnym błędzie. Zdają się nie dostrzegać buntu, który narasta w myśliwskiej braci... Dobrze czy źle? Rzecz idzie najpierw o pieniądze. Większość kół w Polsce jest na krawędzi zapaści finansowej. I nie wierzcie, że jest tak dobrze, jak pokazują to statystyki. Jeszcze jest dobrze, bowiem koła, zwłaszcza te największe, przekształciły się w przedsiębiorstwa organizacji zbiorowych polowań dewizowych. Gamrat zna koła, które organizują w sezonie od 15 do 20 zbiorówek dewizowych. Czy myślicie, że robią to, bo lubią? Nie! Robią to, by zaraz oddać tę kasę rolnikom. Tak panie Ardanek, myśliwi pracują na kasę dla chłopów, czy pan to rozumie? I robią to społecznie, w swoim czasie wolnym, a nierzadko biorąc urlopy. Przez lata to hulało, ale teraz Gamrat
Wina… myśliwych Potem znów o myśliwych wypowiedział się minister od chłopów, zwany z kolei Ardankiem. Ten po raz kolejny napadł na myśliwych i obwinił ich za wszystkie rolnicze plagi tego świata. Ardanek przypomina Gamratowi tego kieszonkowca, co to widząc, że może być przyłapany na kradzieży woła „łapaj, złodzieja”. To jednak zabieg dość inteligentny, bowiem widownia, ta rolna i ta wielkomiejska, tę kupuje. Tym sposobem mało kto widzi, iż Ardanek beznadziejnym ministrem jest, a wszystko, co złego dzieje się w tym sektorze, to wina łowieckiego towarzystwa.
117
coraz częściej słyszy, że goście w kapeluszach z piórkiem mają dość, po prostu dość. Do Gamrata doszły wieści, iż jedno z najlepszych kół w Polsce rozważa oddanie dużego obwodu, bowiem nie wytrzymuje szkód płaconych na tym terenie. – Ileż można pracować nie na siebie, tylko na rolników, którzy od siebie nic nie dają, a tylko mają żądania: więcej kasy, więcej kasy, więcej kasy – powiedział prezes do znajomego Gamrata, gdy przyszła kolejna faktura. Przypadek ten zdaje się nie być odosobniony. Już kilka lat temu, w okolicach Jawora koło było na krawędzi bankructwa, gdy na obwodzie pojawiło się 1500 ha kukurydzy. Nadzwyczajna mobilizacja i kilka lat ciężkiej pracy zapobiegło katastrofie, choć już wtedy Gamrat uważał, iż należało ten obwód zostawić „w kibiniu mater”, jak mawiają we wschodniej Galicji. Związek nie wykorzystał pijarowo sytuacji, jaka miała jeszcze niedawno miejsce w okręgu zielonogórskim. Otóż głupim wyrokiem sądu z wydzierżawiania wyłączono dwa obwody. I przez kilka lat nie mogły się tam odbywać polowania. Teren rolniczo dobry, zwierz mnożył się na potęgę, szkody rosły, a Skarb Państwa wcale nie spieszył się z wypłatą odszkodowań. Zdesperowani rolnicy sami za-
częli grodzić swoje pola, wydając na to własną kasę i sami zaczęli zatrudniać za swoje stróży do pól. Po kilku latach ci sami rolnicy, którzy byli przeciwko myśliwym, zaczęli się domagać, by strzelano zwierzynę i z ulgą przyjęli wiadomość, że znów wrócą tam polowace. Od kilku tygodni obwody są znów dzierżawione i jestem ciekaw, jak ta nauka wpłynie na zachowania rolników. Co nie zmienia faktu, że Związek nie potrafił nagłośnić sytuacji, w której brak polowań skutkuje wielkimi kłopotami rolników i bardzo długim oczekiwaniem na odszkodowania. Ba, nawet w łowieckich pismach nie ukazało się ani słówko na ten temat. Przy okazji, myśliwska brać nie wykazała się solidarnością i myśleniem perspektywicznym. Bowiem gdy tamtejszy Urząd Marszałkowski poszedł wreszcie po rozum do głowy i zdecydował się na odstrzały redukcyjne, to kolejki myśliwych ustawiały się jak niegdyś wokół warszawskiej Rotundy. A Zarząd Okręgowy jeszcze namawiał kolegów do udziału w tym przedsięwzięciu, zamiast umyć ręce i powiedzieć: państwo wyłączyło obwód, niech państwo płaci. I znów myśliwi pomogli. Czy jednak spotkało ich za to choć jedno dobre słowo? Do Gamrata nic takiego nie dotarło...
118
Są granice… I tu znów wracamy do Ardanka. Myśliwi starają się jak mogą, co Gamrata niespecjalnie cieszy, bo odbywa się to kosztem dziczego rodu, a spotykają ich za to obelgi i inwektywy. Gdy padają one z ust wielkomiejskich paniuś i wygogolonych młodzieńców, co zapachu gnoju i pyłu nawozu nigdy nie poczuli – pal licho. Gdy padają z ust redaktorów z „tefałenu” – to już bardziej irytuje, bo od tej grupy wymagamy jednak odrobiny obiektywizmu. Gdy jednak padają z ust ministra, to najpierw boli, a potem nachodzi człowieka wkurw i taka myśl: „A bierz se pan te zabawki. Bo jeśli ja ciężko pracuję po to, by chłop wziął kasę, a jeszcze mnie za to obrażają, to czy jest sens polować?”. Hobby jest fajne, dopóki to jest hobby. Dla hobby można wiele poświęcić, ale jest granica... Coś się Gamratowi zdaje, że jesteśmy coraz bliżej tej granicy, za którą wielu myśliwych powiesi broń na kołki, a wiele obwodów przestanie mieć gospodarza. Łowiectwo najzwyczajniej w świecie nie wytrzymuje finansowo. I to nie tylko w Polsce. Państwa bowiem uczyniły sobie z niego „dojną krowę”. Ty bracie myśliwy chroń nie swoje pola, płać za szkody wyrządzone za zwierzynę, będącą własnością Pań-
stwa, zwalczaj za free ASF, płać składki, a my Cię za to pozbawimy samorządności, nadamy ci łowczego, przy którym poprzednik, ksywa Tupecik, był szczytem intelektu i okazem dbania o Związek, i będziemy Cię obrażać przy każdej okazji. Ale „dojne krowy” mają to do siebie, że należy o nie dbać, bo w przeciwnym wypadku mają tendencję do upadania. Będzie bunt? Ostatnio tu, pod Magurę, doszły wieści o buncie jednego z francuskich związków łowieckich, który zapowiedział, że jeśli rząd nie siądzie do poważnych rozmów o współfinansowaniu szkód i wspólnym działaniu, to od wiosny myśliwi przestają płacić szkody. Jak to pierwszy bunt, pewnie zostanie spacyfikowany, ale jest też symptomem, że tak dalej już długo się nie da funkcjonować. Gamrat podskórnie czuje, że i wśród polskich myśliwych ten bunt narasta. I to oddolnie. Bunt, który zmiecie Albercika i Ardanka, ale który również diametralnie zmieni polskie łowiectwo. Z tą smutną konstatacją udaje się Gamrat na słowacką stronę, by ze starym Kanecem obalić butelkę „Borowicki” pod wigilijnego karpia. Gamrat
119
„Diana” zaprasza... Nowa oferta w n
. nowym miejscu!
Biżuterii myśliwskiej autorstwa Magdaleny Dobrowolskiej wśród łowieckiej braci zachwalać nie trzeba, bo myśliwi chętnie ją kupują. Ale uwaga! Spieszymy z informacją, że Pracowni Biżuterii Artystycznej i Galanterii Łowieckiej „Diana” nie znajdziecie już w Poznaniu na ulicy Pamiątkowej, tylko na ul. Przemysłowej 51/1 TEKST: MACIEJ PIENIĄŻEK ZDJĘCIA: ZE ZBIORÓW MAGDY DOBROWOLSKIEJ
R
ęcznie wykonana biżuteria artystyczna ma wzięcie nie od dziś. W zalewie niemal wszechobecnej „masówki” made in China, oryginalne wzory, ciekawe autorskie projekty i wręcz cyzelowane, perfekcyjnie wykonane wyroby to pomysł na naprawdę oryginalny i wyjątkowy prezent. – Wkładamy wiele wysiłku w naszą pracę, aby biżuteria wyróżniała się nie tylko starannym wykonaniem, ale i nietypowym indywidualnym wzornictwem – podkreśla właścicielka „Diany” Magdalena Dobrowolska. Fachowo i… serdecznie A myśliwi potrafią to docenić… Sam pamiętam, jak na targach łowieckich, zarówno tych w Poznaniu, Warszawie, jak i Sosnowcu czy Ostródzie, stoisko Pracowni „Diana” nie pustoszało ani na moment, przyciągając zarówno Diany, jak i Nemrodów. A uwijający się na nim państwo Dobrowolscy dla każdego mieli chwilę, by jak najlepiej fachowo doradzić i polecić coś idealnie pasującego do danej osoby. A przy tym rozmawiali z klientami jak dobrzy znajomi... Każdy coś tu znajdzie Wyroby z Pracowni „Diana” to nie tylko biżuteria. W ofercie znajdziecie
122
123
124
m.in.: oprawy trofeów, odznaki, medale dla kół łowieckich, indywidualne zdobienie broni, ozdoby do kapeluszy, breloki, bransolety, krawatniki, noże do papieru, klamry dla psa, cukiernice, łyżeczki, kulawki. A także galanterię jeździecką i oczywiście obrączki, pierścionki oraz sygnety. Co ważne, jak najbardziej możliwa jest realizacja zamówień według indywidualnego projektu, a także z własnego lub powierzonego materiału. W ofercie Pracowni Diana znajdziecie też unikatową, autorską kolekcję wyrobów z bursztynu bałtyckiego, tego najszlachetniejszego z bursztynów, a także biżuterię z innymi kamieniami szlachetnymi. – Wyroby wykonane są z prawdziwego bursztynu, nie stosujemy imitacji bursztynu – zapewnia Magdalena Dobrowolska, która tak naprawdę dla wielu myśliwych jest po prostu Magdą. Bo zarówno na starej siedzibie, jak i w nowym miejscu, każdy kto tu zawitał, był traktowany jak gość, a nie „zwyczajny klient”.
Znacznie rozrosła się także pracownia, w której powstają precjoza, będące marzeniem niejednego myśliwego, a zwłaszcza jego „lepszej połowy”. My z nowości znaleźliśmy wartą grzechu, a już na pewno wartą swojej ceny serię męskich bransoletek z grandlami. Tych, którzy do Poznania mają daleko, informujemy, że Pracownia „Diana” już potwierdziła swoją obecność na targach łowieckich w Warszawie i Sosnowcu w 2020 roku. No i oczywiście zaglądajcie do sklepu internetowego. Na stronie www.bizuteriadiana.pl z pewnością coś wpadnie Wam w oko. Warto też polubić profil Pracowni na Facebooku.
Po biżuterię i… na herbatkę Nowy punkt na ul. Przemysłowej 51/1 jest bardziej przestronny i to nie tylko w części dla kupujących, których właścicielka Pracowni „Diana” przyjmuje pyszną herbatką i słodyczami.
125
Profilaktyka ch sercowo-naczyniow
chorób układu wego u myśliwych
W Polskim Związku Łowieckim zrzeszonych jest blisko 123 tysiące myśliwych, a każdego roku przybywa około 4 tysiące nowych. Prawie 97% z nich stanowią mężczyźni, choć w ostatnich 7 latach liczba polujących kobiet wzrosła dwukrotnie. Średnia wieku myśliwych w naszym kraju wynosi 52 lata. Jest to wiek szczególnie narażony na choroby układu sercowo-naczyniowego... TEKST: JANUSZ GÓRNIEWICZ ZDJĘCIA: MATERIAŁY PRASOWE
C
horoby układu krążenia stanowią w Polsce główną przyczynę zgonów, zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn. Z danych Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego wynika, że z powodu zawału serca umiera codziennie w naszym kraju około 100 osób, a ogółem choroby układu krążenia są przyczyną prawie 500 zgonów każdego dnia. Najczęstszymi chorobami układu są zawał serca, udar mózgu oraz nadciśnienie tętnicze, nazywane przez lekarzy cichym zabójcą. Do głównych czynników ryzyka wywołujących choroby sercowo-naczyniowe można zaliczyć: palenie tytoniu, podwyższone ciśnienie tętnicze krwi, wysokie stężenie cholesterolu we krwi, będące czynnikami bezpośrednio związanymi z indywidualnym stylem życia, zwyczajami żywieniowymi oraz poziomem aktywności fizycznej. Do pozostałych czynników zalicza się nadwagę i otyłość (szczególnie groźna jest postać brzuszna otyłości – typu męskiego, w której tłuszcz odkłada się w obrębie klatki piersiowej i jamy brzusznej), cukrzycę, nadmierne spożycie alkoholu oraz stres.
nych nie tylko poprzez zmianę stylu życia i zapewnienie systematycznej aktywności fizycznej, ale również przez regularną kontrolę ciśnienia tętniczego krwi oraz rytmu zatokowego serca. Pomiary i samokontrola wykonywana w domu pozwalają nie tylko skuteczniej sprawdzać wartości ciśnienia, ale również w przypadku osób zażywających leki na nadciśnienie i/lub serce monitorować ich skuteczność. Wobec niezwykle szybkiego tempa rozwoju technologicznego i zwiększającej się dostępności najnowszych urządzeń do samokontroli, monitorowanie parametrów sercowo-naczyniowych jest coraz prostsze. Nie tylko dla sportowców Najnowszym rozwiązaniem technologicznym są inteligentne zegarki z funkcją monitorowania EKG i rytmu serca, pomiarem ciśnienia tętniczego oraz natlenienia krwi. Polecane są nie tylko dla sportowców i osób aktywnych fizycznie, ale również dla wszystkich, którzy chcą zadbać o swój stan zdrowia. Mogą pomagać w stałym monitorowaniu stanu zdrowia osobom mającym problemy z układem krwionośnym, takimi jak choroba niedokrwienna serca (choroba wieńcowa), zaburzenia rytmu i/lub nadciśnienie tętnicze.
Wszystko pod kontrolą Wiele czynników wywołujących choroby krążenia może zostać zmniejszo-
128
W łączności z lekarzem Monitorowanie funkcji zdrowotnych wymaga współpracy ze smartfonem. Zegarki EKG mogą współpracować zarówno ze smartfonami z systemem operacyjnym Android, jak również
Inteligentny zegarek jest produktem zaawansowanym technologicznie. Oprócz tego, że jest zwykłym smartwatchem, posiada możliwość dokonania pomiaru ciśnienia, tętna i tlenu we krwi, a także wykonania zapisu EKG.
129
z systemem operacyjnym iOS. Do poprawnego działania wymagana jest instalacja odpowiedniej aplikacji w telefonie, za pomocą której inteligentny zegarek EKG komunikuje się ze smartfonem i przesyła zarejestrowane dane w celu interpretacji i archiwizacji. Dzięki temu użytkownik zegarka może pokazać lub przesłać zarejestrowane dane do swojego lekarza. Głównymi funkcjami zegarków EKG jest zapis elektrokardiogramu, pomiar ciśnienia tętniczego, pomiar rytmu serca, pomiar natlenienia krwi oraz monitor snu. W przypadku zaburzeń rytmu serca użytkownik ma możliwość włączenia automatycznego stałego trybu monitorowania rytmu. Zegarki w zależności od wersji wyposażone są w dwie lub cztery elektrody EKG. Zapis przekazywany jest w czasie rzeczywistym do aplikacji zainstalowanej w smartfonie. Dzięki temu użytkownik ma możliwość archiwizacji wyników pomiarów, drukowania, udostępniania i odtworzenia przebiegu zapisu EKG. Pomiar ciśnienia tętniczego, tętna oraz poziomu tlenu we krwi odbywa się na zasadzie optycznej. Niektóre wersje zegarków wyposażone są w funkcję kalibracji ciśnienia z ci-
śnieniomierzem zewnętrznym, dzięki czemu pomiary mogą być dokładniejsze. Jak się spało? Oprócz monitorowania układu krążenia zegarki EKG pozwalają również monitorować długość i jakość snu. Urządzenie rejestruje i wyświetla całkowity czas snu oraz jakość snu w postaci liczby godzin snu głębokiego, płytkiego oraz liczby wybudzeń podczas nocy. Monitorowanie trwa od godziny 22:00 dnia pierwszego do godziny 8:00 dnia następnego. Dane są wyświetlane po godzinie 8:00. Bardzo przydatną funkcją niektórych modeli zegarków EKG jest możliwość ustawienia przypomnień o konieczności przyjęcia leków, piciu oraz ruchu. Przyjazna technologia Zegarki EKG posiadają również wiele funkcji przydatnych na co dzień. Po połączeniu z telefonem na ekranie zegarka mogą wyświetlać się informacje o połączeniu przychodzącym, wiadomości SMS oraz z komunikatorów i aplikacji społecznościowych. Wyboru powiadomień użytkownik może dokonać w aplikacji zainstalowanej w telefonie. Wersje klasy premium dają
130
131
użytkownikowi również możliwość odbierania i wykonywania połączeń. Wyposażone są w mikrofon, głośnik oraz niezbędny interfejs do obsługi połączeń głosowych.
ry nie mogą być podstawą jakiejkolwiek diagnostyki medycznej, ale mogą zasygnalizować pewne nieprawidłowości i spowodować wcześniejsze zgłoszenie się do lekarza. A w konsekwencji mogą przyczynić się do wykonania niezbędnych badań lekarskich na profesjonalnym sprzęcie medycznym.
Motywatory aktywności Wszystkie zegarki EKG rejestrują dane dotyczące aktywności fizycznej użytkownika (liczba kroków, przebyty dystans, liczba spalonych kalorii) i przekazują je w czasie rzeczywistym do aplikacji w telefonie. Posiadają również wbudowane aplikacje sportowe. Ich rodzaj i liczba zależy od typu zegarka, ale najpopularniejszymi są aplikacje do biegania, chodzenia, wspinania, jazdy na rowerze oraz pływania w przypadku smartwatchy wodoodpornych klasy IP68. Proste w obsłudze Smartwatche EKG stają się coraz bardziej popularne zarówno wśród osób aktywnych fizycznie, jak i osób, które chcą skontrolować swoje tętno, ciśnienie oraz wykonać zapis EKG w dowolnym momencie. Ich obsługa jest tak prosta, że z powodzeniem mogą być używane przez osoby starsze. Należy jednak pamiętać, że zegarek jest wrażliwy na poprawność użytkowania. Podczas pomiaru nie należy mówić i ruszać się. Pomia-
132
133
Pies na grubego zwierza
W zasadzie to tytuł powinien brzmieć ,,Takich trzech, jak nas dwóch, to nie ma ani jednego”, ale do napisania tego artykułu skłoniły mnie dwie kwestie: mnogość zapytań myśliwych o psa do polowań na zwierzynę grubą oraz ostatnie zmiany w regulaminie polowań indywidualnych. Warto więc raz jeszcze przeanalizować dostępne w Polsce rasy psów, które doskonale nadają się do pracy w bezpośrednim kontakcie, czyli przy dziku TEKST I ZDJĘCIA: JAROSŁAW PEŁKA tel. +48 724 064 348 e-mail: jaroslaw.pelka@onet.pl www.szkoleniepsowmysliwskich.pl www.charyzmat.pl
T
aki bezcenny pomocnik musi spełniać w mojej ocenie pewne kryteria, dzięki którym polowanie jest nie tylko skuteczne, ale nie nastręcza nam dodatkowych problemów z poszukiwaniem w lesie czworonoga czy też jego ratowaniem na stole operacyjnym.
kątem predyspozycji charakterologicznych ma wystarczająco dużo pasji do pracy. • Płochacz niemiecki wachtelhund – to najbardziej uniwersalny pies w naszych łowiskach. Odpowiednio prowadzony i szkolony pracuje wzorowo również w lesie. • Łajki i inne szpice – cała rodzina psów z dalekiej północy to genialni pomocnicy w leśnym polowaniu. To psy niezwykłe – zupełnie inne niż nasi europejscy przyjaciele. • Jamnikogończy alpejski krótkonożny – ciągle mało popularna rasa w Polsce, ale myślę, że wciąż niedoceniana. Potrafi doskonale pracować w trudnych warunkach pomimo swojej niewielkiej postury. • Jamnik szorstkowłosy standard – z kilku powodów to moja ulubiona rasa. Postaram się rozwinąć swoją myśl pod koniec artykułu. Oczywiście wymieniłem najpopularniejsze rasy, proszę mi wybaczyć, jeśli pominąłem mniej powszechne. Zabrakłoby nam czasu i miejsca w pamięci komputerów.
„Najlepsi z najlepszych” Przyjrzyjmy się zatem rasom najczęściej dedykowanym do wcześniej wymienionych sposobów polowań. • Gończy polski – przez ostatnie trzydzieści lat zrobiono bardzo wiele dla tej rodziny psów. Sukcesy na wystawach oraz konkursach użytkowości w całej Europie mówią same za siebie. To na pewno czołowy pies predysponowany do pracy dzikarza w najtrudniejszych warunkach terenowych. • Gończy słowacki kopov – mniejszy kuzyn naszego Gończego. Równie dobry i uparty, ukierunkowany doskonale na czarnego zwierza. Doskonały gon głosem na ciepłym tropie. • Teriery – specjalnie wrzucam je do jednego worka, aby się nie rozwodzić. Mnogość ras spod znaku firmowego terier jest bardzo wielka. Niemniej każdy przedstawiciel odpowiednio wyselekcjonowany pod
Bez tego ani rusz… A teraz skupmy się zatem na cechach i predyspozycjach psa, jakie musi mieć w sobie dobry dzikarz. • Poszuk – to oczywiście skrót my-
136
137
138
•
•
ślowy, słowo wymyślone przez zawodowych podkładaczy do określenia umiejętności poszukiwania i odnajdywania dzików w lesie. Szalenie ważna umiejętność, decydująca bardzo często o sukcesie polowania. Na nic piękny głos w gonie, na nic szaleńcza odwaga i sprawność w osaczaniu postrzałka, na nic oddanie i posłuszeństwo na najwyższym poziomie, kiedy nasz pies bardziej zainteresowany jest zawartością naszej myśliwskiej torby, w której jest kanapka z pasztetem niż metodycznym przeszukiwaniem terenu przy wykorzystaniu wszystkich zmysłów. Gon po ciepłym tropie – niektóre tylko z wymienionych psów potrafią szczekać i skowyczeć dyszkancikiem, biegnąc po ciepłym tropie za zwierzem. Przoduje tutaj słowacki kopov, który potrafi tak modelować ton swojego szczekania, że średnio doświadczony myśliwy bez problemu rozróżnia, czy pies głosi, biegnąc po ciepłym tropie, czy też szczeka na stojącego i nieuciekającego dzika. Wiele psów – na przykład łajki – nie głosi w gonie, co w niektórych warunkach jest zaletą, a w innych wadą. Głoszenie i stanowienie zwierza – to oszczekiwanie dzika, który
zaszył się w kępie jeżyn czy świerków i ani myśli opuścić swojej fortecy. Pies powinien stać w bezpiecznym dystansie i głosem wzywać myśliwego. Niektóre rasy psów nie głoszą, lecz od razu frontalnie atakują, co wielokrotnie kończy się w najlepszym wypadku na stole operacyjnym. • Powrót do myśliwego – pies myśliwski musi potrafić wrócić do miejsca, gdzie rozstał się ze swoim przewodnikiem. Jeśli go tam nie zastanie, powinien czekać, wiedząc, że myśliwy po niego wróci. Oczywiście dziś mamy GPS-y, które nam to zadanie ułatwiają, niemniej jednak warto popracować szkoleniowo nad tym aspektem. W zasadzie to obszary pracy, które są najważniejsze kiedy sami (bądź z kolegą podkładaczem) z plecakiem, sztucerem i psem chcemy aktywnie zapolować na dzika. Polowanie indywidualne Właśnie na tym sposobie polowania chciałbym się teraz pochylić – abstrahując od polowania zbiorowego. Ostatnie zmiany w regulaminie polowań umożliwiają nam indywidualne polowanie z psem prowadzonym przez jednego podkładacza. Innymi słowy myśliwy, podkładacz i pies
139
w lesie to polowanie indywidualne. Czyli „takich trzech, jak nas dwóch…”. Jak polować w taki sposób? Pierwsza podstawowa sprawa to znajomość terenu, w którym się poluje. W każdym obwodzie są miejsca, które dziki uwielbiają. Oczywiście wciąż się to zmienia i ewoluuje. Pojawiają się nowe trzcinowiska, zrośnięte nawłociami niedostępne młodniki czy inne śródpolne remizy, gdzie dziki mogą zalec na dzienny wypoczynek. Przydaje się tutaj umiejętność tropienia oraz dostrzeganie śladów. O różnicy pomiędzy tropem a śladem mówić nie muszę, mam nadzieję... Takie polowanie ma dużo wspólnego z polowaniami na dalekiej północy, ma przesłanki do traperki i prawdziwej włóczęgi po lesie. Tak nie da się polować, jeżdżąc terenówką po duktach leśnych. Niezbędna jest nam oprócz broni kondycja, bardzo wygodna odzież i superbuty, w których bez problemów możemy przejść kilkanaście kilometrów w różnych warunkach terenowych. Dobrze mieć ze sobą nóż i krzesiwo, butelkę wody dla nas i psa i podstawową rację żywności, choć ja się bez niej obywam. Poza tym dobry telefon z naładowaną baterią, a najlepiej drugi, wyłączony, awaryjny w torbie. Niejeden raz ratował mnie z dużych opresji. Ale trochę
się zagalopowałem, więc wracajmy do sedna, czyli do psów. Najczęściej polować będziemy na zasadzie takiej, że w przewidywanym przez nas oddziale leśnym czy śródpolnej remizie, gdzie spodziewamy się zalegających dzików, wybieramy sobie dogodne miejsce, w którym jak mawiali w dawnych czasach myśliwi, zwierzyna ma wagę. Czyli w miejscu, gdzie prawdopodobnie oszczekiwane przez naszego psa dziki będą przechodziły. Odradzam wchodzenie na ambony i inne zwyżki, kiedy teren jest trudny i zarośnięty, gdyż musimy być przygotowani na szybkie przemieszczanie się wraz z przesuwającą się watahą, zlokalizowaną dzięki głoszącemu psu. Pies oczywiście musi być podłożony przez naszego kolegę podkładacza z przeciwnej strony oddziału leśnego. W tej metodzie dobrze się sprawdzą psy odważne, nazywane uderzeniowymi, przed którymi dzik, czy też dziki, będą się wycofywać. Pierwszorzędną sprawą będzie kierunek wiatru. Kiedy będziemy czekali na dzika, mając wiatr w plecy, szanse będą niewielkie. Kiedy wiatr będzie wiał nam w twarz, pies podkładany przez kolegę będzie miał trudniej… Druga metoda to polowanie w pojedynkę z psem. Wtedy to wchodzimy
140
141
142
najczęściej po świeżym tropie dzika w oddział, jednocześnie puszczając psa, który lokalizuje czarnego zwierza i szczekaniem odwraca jego uwagę. Myśliwy w tym czasie podchodzi zwierza, szukając dogodnej sytuacji do oddania strzału. W tej metodzie najlepiej sprawdzą się psy bardzo małe, teriery czy jamniki szorstkowłose. Dziki bardzo często ignorują szczekającego małego psiaka, nie atakując go i nie uciekając, dając szanse na celny strzał. Nie od dziś wiadomo, że obydwie metody będą o wiele skuteczniejsze, kiedy polujemy na pojedynczego dzika niż na pilnującą się mocno watahę. Zasada jest taka, że im liczniejsza wataha, tym bardziej czujna i trudniejsza do podejścia.
z Zarządem koła i innymi kolegami. Bo nietrudno sobie wyobrazić, że taki młody nemrod z rozwrzeszczaną czeredą wioskowych kundelków przetrząśnie popołudniem dwa najlepsze oddziały, a rano przed świtem pięciu kolegów będzie warowało na ambonach w nadziei, że może coś wyjdzie na pola… Inna sytuacja to taka, że w niedzielę planowane jest polowanie zbiorowe, a w sobotę zapalony kynologiczny traper przepoluje z kolegą trzy najlepsze oddziały, płosząc stamtąd skutecznie nawet myszy. Najważniejsze bezpieczeństwo Kolejna jakże istotna, jeśli nie najważniejsza sprawa, to bezpieczeństwo strzału. Pamiętać należy, że przedzierając się przez zarośla w samym środku matecznika, będąc zasłuchanym w głoszącego psa, bardzo często tracimy orientację. Polujemy, niestety, nie w ogromnej puszczy północnoamerykańskiej czy rozległej syberyjskiej tajdze, ale w malutkich oddziałach leśnych poprzecinanych często utwardzonymi duktami, gdzie mogą znajdować się ludzie. Biegacze, zakochane pary w samochodach czy po prostu spacerowicze. Zawsze należy się trzydzieści razy zastanowić, gdzie poleci wystrzelona kula, czy trafi
Ostudzić głowy I tak w telegraficznym skrócie omówiłem rasy psów do sposobu polowania, które szczególnie dla nowo wstępujących w nasze szeregi kolegów może być zupełną nowością. Muszę jednak od razu uprzedzić fakty i ostudzić rozgorączkowane myśliwskie głowy. Umożliwienie tego rodzaju polowania wymaga od kolegów posiadających psa myśliwskiego, z którym można polować w ten sposób wzniesienia się na wyżyny etyki oraz wysokiej kultury komunikacyjnej
143
pod odpowiednim kątem itd. Polując z kolegą musimy mieć stuprocentową pewność, gdzie akurat on się znajduje, kiedy naciskamy na spust. Do tego wszystkiego musimy uważać na psa, który jest w bezpośrednim kontakcie z dzikiem. Wielu kolegów mnie pewnie skrytykuje za moje dramatyzowanie, ale uwierzcie mi, lepiej dmuchać na zimne. Włączyć myślenie! Podsumowując, tak można spuentować moje rozważania… Polowanie z jednym kolegą podkładaczem i psem na polowaniu indywidualnym jest na pewno ułatwieniem i pewnym zaufaniem, jakim obdarowuje nas wprowadzający te zmiany. Od nas tylko zależy, czy wykorzystamy ten bonus, czy też będziemy go nadużywali, w konsekwencji wprowadzając zamęt i niszcząc atmosferę w naszych kołach. Doradzam dużą ostrożność i włączenie myślenia, którego nigdy nie da się zastąpić sztywnymi zapisami paragrafów i przepisów.
144
145
Trapper Master • • • •
wo me lek wa
Ce
Nie
Sklep internetowy www.DoLasu.pl Salon Myśliwski146 DoLasu czynny: poniedziałek-piątek 9:00-17:00 tel: 22
GTX
odoodporne i oddychające embrana Gore-Tex® Surround™ kkie dzięki cordurze aga poniżej 600 g
ena: 1369 zł 699 zł
e do zdarcia
2 42 82 888, 600 300 904 email: dolasu@dolasu.pl
147
Sarna w
Sarna europejska jest ozdobą terenów leśnych oraz łąk i najpopularniejszym gatunkiem zwierzyny płowej w Polsce. Niby wiemy o niej wszystko, ale czy na pewno... TEKST I ZDJĘCIA: VIOLETTA NOWAK
w obiektywie
T
do swej ostoi, są terytorialne, potrafią z tego powodu też być agresywne. Urodzone młode pokolenie również przywiązane jest do miejsca urodzenia.
Przywiązane do ostoi Areał osobniczy saren zwany jest koczowiskiem lub też ostoją. Jej obszar składa się z ostoi dziennej i z żerowiska. Sarna prowadzi osiadły tryb życia, jest związana z terenem, na którym bytuje. Niechętnie go zmienia, rzadkością są wędrówki sarny na odległość większą niż 4 km. Jeśli w biotopie zachodzą zmiany, potrafi się szybko do nich przystosować. Sarny są przywiązane
Charakterystyka Sarna europejska to zwierzę średniej wielkości, jej sylwetka jest wysmukła, proporcjonalna, zad jest wyższy niż kłąb. Ma drobne, smukłe ciało, wysokie nogi, letnia suknia sarny jest rudo-brunatna. Na zimę kolor sukni zmienia się, jest płowy, z wyraźnym lustrem, kozy mają wyraźnie kontrastujący fartuszek. W zachodniej Europie spotyka się sarny ubarwione czarno. Występują również osobniki białe i łaciate. Pysk sarny (gęba) zakończony jest nieowłosionymi czarnymi nozdrzami (chrapami). Oczy zwie się świecami, są brunatno-czarne. Uszy u sarny są długie i ruchliwe, zwane są łyżkami. Głowę ma trójkątną, klinowatą, jej nogi – cewki są smukłe, cienkie i sprężyste, zakończone racicami, a powyżej są raciczki. Racice są małe, ostro zakończone szpilą, palce boczne są wysoko osadzone, nie dotykają ziemi. Samicę zwie się kozą, a samca rogaczem lub kozłem, młode – koźlętami. Jest też łowieckie określenie dla samca sarny – sarniak. Długość życia sarny wynosi od 5 do 14 lat. Zarejestrowano, że sarny żyjące
en gatunek ssaka parzystokopytnego z rodziny jeleniowatych występuje na terenie prawie całej Europy. Sarna bytuje zarówno na nizinach, jak i w niższych partiach górskich. Spotkać ją można we wszystkich typach lasów, na dużych połaciach pól, gdzie są prowadzone długotrwałe uprawy monokulturowe. Jest obecna na torfowiskach i na bagnach. Bytuje również na siedliskach tworzonych przez człowieka. Są to tereny rolno-leśne, czy plantacje rolne. Ulubionym terenem sarny są poprzecinane łąkami lasy mieszane. Bytuje na małych kompleksach leśnych. Wśród śródleśnych łąk, polan, które sąsiadują w pobliżu dużych powierzchni pól uprawnych. Choć jej zagęszczenie w Polsce jest bardzo zróżnicowane, w zachodniej części kraju jest jej najwięcej.
150
w ogrodach zoologicznych dożywają 25 lat. Dojrzałość płciową sarna osiąga w lipcu, gdy ma 14 miesięcy życia. Masę ciała osiąga od 15 do 35 kg, przy przeciętnej wadze 25 kg, koza waży 10% mniej od kozła.
Ponadto sposób zachowania sarny, bytowania, jest zupełnie inny od jelenia. W czasie godów jeleń prowadzi cały harem łań, rykowisko odbywa się głośno, z całym rytuałem, w którym biorą udział byk, łanie, a przeszkadzają chłysty. Kozioł czyni to zupełnie inaczej, bo w czasie rui jest z jedną kozą, nie ma walk, jakie byki w czasie rykowiska toczą ze sobą. Kozły prowadzą intensywnie zaloty do kozy, biegają w kółko za nią. Trwa to kilka dni. Gdy koza jest rujna, kozioł zapładnia ją i po kilku dniach opuszcza.
„Nie jestem żoną jelenia!” Ostatnio coraz częściej w wielu przyrodniczych programach zwraca się uwagę „cywilom”, czyli „niemyśliwym”, że sarna nie jest „żoną jelenia” i od niego bardzo się różni. Owszem, należy do tej samej rodziny jeleniowatych, jak jeleń i daniel. Różni się jednak m.in. wielkością, jest 10-krotnie mniejsza od jelenia. Waży 20 do 30 kg, gdy jeleń europejski waży od 200 do 300 kg. Dojrzały kozioł ma tyki, które mierzą około 30 cm, charakterystyczne są na każdej z nich 3 odnogi.
Słuch na plus... Jak dobrze wszyscy wiemy, sarna ma doskonale „wyczulone” zmysły słuchu i węchu. Gorzej ze wzrokiem. Sarny mają słaby wzrok, widzą przedmioty nieostro, ten zmysł zdecydowanie
151
Co w menu? Sarna jest gatunkiem wyłącznie roślinożernym, jej menu jest różnorodne, choć o składzie jej pokarmu w ciągu całego roku decyduje istniejąca na danym terenie baza pokarmowa. Żywi się trawami, ziołami, owocami leśnymi, grzybami, zbożami. W jej diecie przez cały rok jest około 220 roślin! Ze wszystkich gatunków zwierząt płowych sarna ma najbardziej wyspecjalizowany i najkrótszy przewód pokarmowy. Dzienne zapotrzebowanie sarny w porze letniej, to około 3 kg żeru zielonego. Przystosowana jest do pobierania najlepszego jakościowo pokarmu, szybkiego jego trawienia i wchłaniania. Pobiera wodę z roślin, zaspokaja swoje pragnienie z rosy i wilgoci z podłoża. Sarny że-
nie jest ich mocną stroną. Ciekawostką jest, że sarny mają astygmatyzm. Zmysłem, który jest u sarny doskonały, jest słuch. Zarówno kozioł, jak i koza potrafią każdym większym szmerem zaniepokoić się i na swoim terenie donośnie szczekać, aby wystraszyć intruza, nawet gdy są zmuszone do ucieczki, nadal donośnie szczekają. Rozróżnia się 5 typów sarnich wokalnych sygnałów: szczekanie, wrzask, sapanie, pisk i dźwięki, które są nieznanego pochodzenia. Charakterystyczny jest pisk nawołujących się siut z koźlęciem, a zupełnie inny jest pisk rujnej kozy. Gdy sarna biegnie, może uzyskać prędkość nawet 45 km/h. Kiedy skacze, jej skoki dochodzą do 6 metrów wysokości. Potrafi pokonać przeszkodę wysoką na 1,6 m. Sarna też świetnie pływa.
152
rują od późnego popołudnia do świtu, potrafią nawet żerować całą dobę. Spotkać można młode sarny, które mają swoją stałą porę żerowania, jednak to ulega zmianie, bo im kozioł jest starszy, tym bardziej niestałą ma porę żerowania. I bywa często w terenie, gdzie wcześniej nie żerował.
nić się głębiej wśród ostępów, choć żeru w lesie jest znacznie mniej. Żerują w krzewach malin, jeżyn, odkopują wrzos, owoce drzew, delikatniejsze krzewinki. Polne sarny nie mają wyboru takiej karmy. Bytują w terenie otwartym, wśród pól uprawnych, z alejami drzew owocowych, pasami krzewów lub obfitymi kępami drzew i krzewów zwanymi remizami. Remizy stanowią na polach charakterystyczny składnik krajobrazu otwartego, polepszają warunki bytowania zwierzyny. Remiza daje ochronę i bezpieczeństwo. Jest to rodzaj małego zwierzyńca, miejsce przeznaczone do schronienia się, legowisko. Ten niewielki teren na otwartym polu zapewnia skuteczną osłonę, względnie dobre warunki zwierzętom. Sarny polne wykształciły lepszy wzrok niż sarny leśne, potrafią dostrzec i zasygnalizować pojawiające się zagrożenie. Na ogromnej przestrzeni pól, w terenie otwartym, sarny podnoszą głowę, ciągle wietrzą, rozglądają się dookoła. Widzą najmniejsze zbliżające się niebezpieczeństwo, utrzymują odległość, która jest barierą ich bezpieczeństwa. W ten sposób chronią się. Rudel jest czujny, reaguje na każdego intruza, nie pozwalając podejść do siebie. Sarny cechuje ostrożność, unikają wszystkiego, co wzbudza ich strach.
Polne i leśne Gdy przychodzi zima, następuje wyraźny podział na sarny polne i sarny leśne. Co je odróżnia? Między innymi to, że sarna polna z powodu bogatej bazy żerowej jest kilka kilogramów cięższa. Od późnej jesieni do wiosny sarny żyją w stadach zwanych rudlami, które są złożone z kilku do kilkudziesięciu osobników, zarówno kóz, jak i kozłów, prowadzonych przez doświadczoną kozę. Spotykano nawet 90 osobników w jednym rudlu. Latem jest wiele osłon, które są naturalnym schronieniem dla nich, przez to widywane są rzadko. Gdy zboża, warzywa i wszelkie plony są z pól i łąk uprzątnięte, gdy zostają zwiezione ostatnie łany z kukurydzą, sarny tracą atrakcyjny żer. Coraz mniej na polach jest ziarna, nasion, resztek warzyw. Sarny, zwane leśnymi, wycofują się z takich miejsc, wracając do lasu, bo tam jest znacznie łatwiej znaleźć bezpieczne miejsce, schro-
153
Jedynym ich ratunkiem jest ucieczka. Zupełnie inaczej reaguje sarna leśna, która czuje się w lesie bezpiecznie. Jest wiele przeszkód, gąszcze roślinności pozwalają się ukryć, sarna czuje się tam komfortowo. Jej dobry słuch pozwala ocenić każdy szmer, złamana gałązka sygnalizuje obcego. Sarna leśna do ostatnich sekund wyczekuje w lesie, aby tuż przed zbliżającym się
niebezpieczeństwem wyskoczyć „jak spod nóg” i nagle pędzić w panice na złamanie karku. Gdy jest tak spłoszona, naraża się na niebezpieczne urazy, bo w lesie są przeróżne przeszkody. Wielkość rudli zimą jest związana z istniejącymi warunkami pogodowymi. Jest niepisana zasada: „Im jest ostrzejsza zima, tym tworzą się większe rudle”. Sarny polne mają podzielone role, w rudlu jest wachlarz przeróżnych sposobów ich wspólnej komunikacji pomiędzy sobą. Jest to dość skomplikowany system organizacji socjalnej saren, znajdujących się w grupach rodzinnych. Następuje tam podział ról: kilka saren obserwuje, kilka odpoczywa, a kilka żeruje, żadna sytuacja nie jest zaskakująca, cały rudel zawsze zdąży oddalić się w bezpieczną stronę, gdy pojawi się najmniejsze zagrożenie. Od wiosny rudle ulegają rozluźnieniu, rozbijają się na mniejsze grupy. Wiosna to taki czas dla saren, że ich suknia, czyli sierść – jest mniej atrakcyjna. Jest to okres dla nich przejściowy. Sarny tracą grube, ciepłe, płowe włosie, które zimą pomagało przetrwać im najcięższe mrozy, jednocześnie kamuflując je. Ich zimowa suknia sprawiała, iż wtapiały się w tle otoczenia uschłych roślin, traw. Samice zimą mają lustra i fartuszki, które na wiosnę
154
stracą białe i żółte pęki włosów na zadzie, stają się smuklejsze, zgrabniejsze. Nie należy do łatwych rozróżnienie na pierwszy rzut oka wieku i płci sarny, jednak po krótkiej obserwacji, analizując szczegóły, wszystko się wyjaśnia. Gdy stado składa się z matki i dwóch rocznych synów, jest rodziną. To niewielki rudel, choć wszystkie te zwierzęta są do siebie łudząco podobne. Na pierwszy rzut oka wyglądają tak samo, wielkością dorównują matce, jednak młode nie mają poroża, które wyrośnie im dopiero za rok. Młode samce – koziołki, łatwo jest odróżnić od dorosłej sarny, bo brak jest u nich białego fartuszka na zadzie. Ten długi pęk włosów w porze zimowej mają wyłącznie samice, znajduje się on przy sromie. Młodego samca od dorosłego jest łatwo odróżnić. Zimą i wiosną samce intensywnie żerują, ponieważ budują nowe poroże. Stare tyki zostały zrzucone jesienią poprzedniego roku, wiosną nowe poroże buduje się pod owłosioną skórą na głowie, w kwietniu kozły wytrą skórę i rozpoczną przygotowania do lipcowych godów, będą strzegły swych rewirów i będą wyraźnie zaznaczały granice. Pomogą oznaczyć teren ich gruczoły zapachowe, które są na czole i racicach. Na tylnych cewkach [nogach] są czarne plamki. To również
są gruczoły zapachowe, sarny swój zapach zostawiają też na roślinach, jest to sposób komunikacji pomiędzy nimi. Wśród myśliwych sarna ma swoje honorowe miejsce, jej bytność w łowisku jest dla myśliwych ozdobą. Jej sylwetka ma tyle delikatności, jest smukła, i zarazem elegancka, choć przecież to najmniejsze z jeleniowatych. Gdy obserwator, fotograf, jest na skraju łąki, może spokojnie zdrzemnąć się na kilka chwil, gdy tam gdzieś w pobliżu żeruje sarna. Gdy obcy intruz spróbuje wejść na ten teren, alarmujące szczekanie jest tak donośne, że przerwie każdą drzemkę. Alarmujący, szczekający kozioł jest o wiele bardziej hałaśliwy niż koza. Sarnie gody Kozły rogacze wczesną porą zaczynają utarczki przeradzające się w walki o swoje ostoje letnie. Kozioł rogacz prowadzi zaloty do kozy na oddzielnym terytorium, które broni przed innymi kozłami. Taki teren jest zaznaczany znakami wzrokowymi, zapachowymi i słuchowymi. Raz w roku, od drugiej połowy lipca do połowy sierpnia, trwa okres godowy zwany rują. W zależności od warunków pogodowych termin rozpoczęcia i zakończenia ulega przesunięciu. Najlepszymi warunkami dla sarnich godów jest lato z upałami. Obserwując dużą
155
połać łąki, często można zauważyć węszącego kozła, którego zachowanie przypomina psa. Kozioł biegnie z nosem przy ziemi, szukając zapachu, charakterystycznego feromonu kozy, która jest w rui. Gotowa do zalotów koza, poza pozostawionym zapachem, wydaje szczególny piskliwy dźwięk. Kozioł ciągnie za nią, wydając chrapliwe dźwięki. Myśliwi, fotografowie, obserwatorzy przyrody chętnie naśladują ten głos na wabiku. Gdy koza jest w ten sposób przywabiona, przez krótką chwilę można jej zrobić kilka ujęć, bo już po chwili odchodzi, reagując wyłącznie na aktywnego kozła. Wydawany przez nią dźwięk – piskliwy, mówi o tym, że koza jest w rui i to sprawia, że rogacz poszukuje grzejącej się kozy. Przez kilka dni trwają zaloty, kozioł reaguje na bodźce ochoczo, gania za kozą w charakterystyczne kółko, jest przywabiony jej zapachem i piskliwymi jej odgłosami, zapładnia ją, nie odstępując przez cztery dni, gdy skończy się ruja, porzuca ją, rozpoczyna poszukiwania następnej.
puje u kóz niezapłodnionych w czasie rui letniej. U saren zachodzi tak zwane zjawisko „ciąży przedłużonej”, utajnionej. Koza po zapłodnieniu zachowuje nowe życie, embrion bez rozwoju trwa do stycznia. Dopiero po 5 miesiącach zaczyna się rozwój płodu. W maju lub czerwcu przychodzą na świat młode sarny, jedna, lub dwie, rzadko trzy. Okres porodu, zrzucenia koźląt, gdy sarna koci się, jest na przełomie maja i czerwca. Przez pierwsze dwa tygodnie koźlę lub koźlęta nie opuszczają miejsca urodzenia. Umaszczenie ochronne u nowo narodzonych koźląt posiada charakterystyczne plamki, są zamaskowane przed drapieżnikami, aby nie były widoczne, po trzech miesiącach plamki te zanikają. Siuta – koza karmi je mlekiem przez 6 miesięcy, trwa do grudnia. Podobnym dźwiękiem jak koza w rui, odzywają się koźlęta, gdy nawołują matkę. Drapieżniki wykorzystują to, zarówno lis, wilk, jenot czy kuna liczą na łatwe zdobycie pokarmu. Koza jest stale narażona na atak drapieżników: wilka, rysia, niedźwiedzia, czy też wałęsających się psów. Koźlęta pozostają przy matce około roku, aż do dojrzałości, w wieku 2 lat same przystępują do rui. W maju przychodzą młode, w tym czasie jest ważne, aby zachowany był spokój
Mamą być... Ciąża u saren trwa prawie 10 miesięcy. Są jednak przypadki zapłodnienia w listopadzie lub grudniu i ciąża trwa 4 i pół miesiąca. Zimowa ruja wystę-
156
w tym miejscu, w ich mateczniku nie należy płoszyć saren, nie wolno przeszkadzać. Matki cały czas intensywnie żerują, by mieć pokarm dla młodych. Zdarza się, że w lesie lub na łąkach można spotkać ukryte koźlę sarny, które czeka na porę, gdy wróci matka, aby je nakarmić. Takiego koźlęcia pod żadnym pozorem nie wolno dotykać, bo natura zadbała, by koźlę nie miało zapachu. Dzięki temu jest ono bezpieczne i niezagrożone ciągłymi atakami drapieżników, m.in.: wilków, rysi, lisów. Również matka nie może poczuć przy swoim koźlęciu żadnego zapachu, bo wówczas może młode odrzucić. Dlatego tak ważne jest,
by edukować społeczeństwo – dzieci, młodzież i dorosłych, by nie dotykać koźląt. Nie należy zabierać też koźlęcia do domu, bo matka nie porzuciła go, a jedynie pozostawiła w ukryciu. Jest to naturalna forma obrony jeleniowatych. Cenne poroże Poroże wytwarzane przez kozły zwie się parostkami. Rozwój poroża sarny, biologia wzrostu parostków, odbiega od schematu wzrostu poroża pozostałych jeleniowatych w Polsce. Kozioł zrzuca poroże na przełomie października i listopada, a nawet z początkiem zimy, następnie rozpoczyna budowanie swojego poroża. Proces nakłada-
157
nia poroża odbywa się w grudniu. Dzieje się to inaczej niż u pozostałych rodzimych gatunków jeleniowatych. Już w pierwszym roku kozioł rogacz może wykształcić parostki, które będą w formie ostatecznej, czyli szóstak, co jest wyjątkową osobliwością wśród jeleniowatych. Jednak rozwój ostateczny parostków odbywa się w szóstym, siódmym roku życia, a waga może dojść do 600, a nawet 700 gramów. Parostki zrzucane są w październiku i listopadzie, a nowe rosną w scypule do kwietnia. Na przełomie kwietnia i maja kozły ścierają scypuł. Wśród kozłów panuje hierarchia związana z wiekiem, młody kozioł schodzi z drogi starszemu. Kozioł rogacz różni się od kozła obecnością możdżeni, okresowym wyrastaniem poroża, występowaniem pędzla i brakiem fartuszka. W pierwszym roku życia kozła, na jego możdżeniach, pojawiają się guziki. Są to słabo uwydatnione zgrubienia kostne, które odpadają im zimą. Pierwsze właściwe parostki, wyrastają w kształcie tyk, na końcach się rozwidlają, są długości około 10 cm. Jesienią zrzucają je. Następuje proces budowy nowego poroża, rośnie ono około 22 tygodni, jest okryte scypułem. Gdy ukończony zostaje wzrost, bogato unaczyniona tkanka obumiera, kozioł ściera ją.
Pozbywa się scypułu przez rycie parostkami w ziemi, uderza o drzewa, pociera o gałęzie. Parostki, gdy są wykształcone, osiągają od 25 do 30 cm. U dorosłych kozłów parostki są z trzema odnogami, czasem zdarzają się cztery lub nawet pięć odnóg. Występują trzy podstawowe formy poroża: szpicak, widłak i szóstak. Szpicak to młody samiec, kozioł, który wykształcił poroże w postaci dwóch pojedynczych tyk, bez dodatkowych odnóg. Widłak ma dodatkowo odnogę przednią lub tylną. Wspomniany już wcześniej szóstak, poza grotem, zwanym zwieńczeniem poroża sarny, ma odnogę przednią i odnogę tylną. Szóstak może być regularny (gdy każda z tyk ma trzy odnogi), lub nieregularny (gdy szóstak ma na jednej tyce trzy odnogi, a druga ma mniej). U podstawy parostków nad możdżeniem znajduje się pierścień kostny zwany różą. Na całej powierzchni parostka są różnej wielkości drobne wyrostki kostne, zwane uperleniem. Cenione są parostki kozła, a już szczególnie te, które zwie się myłkusami, czyli nieprawidłowo rozwinięte poroże. Bywa ono zdeformowane, poskręcane, krzywe, pogięte. Po prostu odbiega od naturalnego schematu. Powody nieprawidłowego rozwoju poroża mogą być różne. Należą
158
do nich: uszkodzenia możdżenia, okaleczenia, pasożyty, choroby, lub nawet warunki atmosferyczne, np. silne mrozy. Myłkusa nie można mylić z wielotykowcem. To kozioł, który ma poroże składające się z więcej niż dwóch tyk. Gdy dodatkowa tyka ma swoją różę, rośnie oddzielnie na oddzielnym możdżeniu. Często trudno rozpoznać w naturze wielotykowca. Istotny jest też fakt, że sarna nakłada poroże w okresie wyjątkowo trudnym, ubogim w żer, czyli zimą, a więc często trafiają się anomalie w budowie. Rzadkością dla myśliwego jest spotkanie w łowisku perukarza. Kozioł taki jest nielicznym egzemplarzem, zdarza się raz na tysiąc. Jest to kozioł, który nakłada nieprawidłowo wykształcone poroże zwane peruką. Powodem nakładania peruki jest zazwyczaj mechanicznie lub genetycznie uszkodzenie jąder albo ich utrata. Te zaburzenia hormonalne wpływają na kształt i wygląd parostków. Kozioł nie wykształca parostków, lecz nieregularną gąbczastą masę. Kozioł perukarz nosi poroże zdeformowane w kształcie narośli kostnej pokrytej scypułem.
ruje, bacznie obserwując otoczenie wokół. Gdy zechcemy obserwować sarnę, należy iść pod wiatr, nie wykonywać nadmiernych, zbyt nerwowych ruchów, starać się iść niemal bezgłośnie. Kiedyś, w pewien styczniowy mroźny dzień, mój znajomy myśliwy zadzwonił do mnie, że wrócił z objazdu łąk. Ponieważ zamienił sztucer na aparat fotograficzny, miałam wiele szacunku i podziwu dla niego, bo świetnie sobie radził nie jako myśliwy, którym był od młodych lat, ale jako fotograf, któremu wieloletnia znajomość behawioru zwierząt w fotografowaniu pomogła. Ta wieloletnia wiedza o łowiectwie, obserwacje z lasu, jakie ma w zbiorach swej pamięci przez całe życie myśliwy, procentowały najlepszymi możliwymi kadrami. Wieloletnie doświadczenie łowieckie pozwalało mu na świetne, najlepsze z możliwych ujęć zwierząt. Wszelkich jego opowieści z terenu słuchałam z uwagą, każdy nius był wydarzeniem, przy każdej opowieści zaskakiwał swoją mądrością i znawstwem, gdy wracał z kartą wypełnioną zdjęciami dzików, jeleni, saren i wielu innych. Szczególnie, że zachowania dziko żyjących zwierząt tego doświadczonego fotografa przyrody nie zadziwiały. Wszystko było dla niego normalne, naturalne.
W myśliwskim kadrze Sarnę najłatwiej spotkać można na śródleśnych łąkach, polach, gdzie że-
159
Nie stosował żadnego zanęcania, jak czyni to wielu, a fotografowane zwierzęta nie miały pojęcia, że są obserwowane. Wspomnianego styczniowego dnia opowiadał mi o swej bezsilności, o żalu, o braku rozwiązania tragedii, jaka działa się na jego oczach kilka godzin wcześniej. Tej zimy na podmokłych łąkach, w starorzeczu polderów, trwał duży mróz, następnie przyszła odwilż, woda z płytkich rowów, kanałów i przydrożnych strumyków płynęła, pozostawiając wiszące na brzegach spore połacie lodu, wszystko topiło się. Nagle siarczysty mróz ponownie powrócił na łąki, skuwając lodem podtopienia. Na tym terenie bytowały sarny, był obecny spory rudel. Znajomy przez lornetkę obserwował cały teren trzcinowisk, rowów, połaci łąk z suchą trawą i zamarzającym śniegiem, widział wbiegające na lód sarny. Na lodzie cieńsze kawałki jeszcze nie zamarznięte do końca załamywały się pod zwierzętami, robiąc przepastne dziury, w które wpadały sarny. Nic nie można było poradzić, gdy uwięziona w tym lodzie sarna, szarpała się gwałtownie, chcąc się uwolnić. To pogarszało całą sytuację jeszcze bardziej… Dotkliwie raniła cewki, podcinając sobie kawałkami lodu mięśnie, żyły, słabnąc i wykrwawiając się powoli
na śmierć. Oglądanie takich scen było zbyt przygnębiające, trudno się bowiem pogodzić z beznadziejną sytuacją zwierząt… Sezonowa ochrona Sarna jest zwierzęciem zaliczanym do kategorii zwierzyny grubej (zwierzyny płowej) i podlega sezonowej ochronie łownej. Okres polowań na kozły rogacze trwa od pierwszej soboty 11 maja do pierwszej niedzieli do 30 września. Na kozy i koźlęta polowania prowadzi się od pierwszej soboty przed 1 października do pierwszej niedzieli po 15 stycznia. Liczebność polskiej populacji sarny europejskiej wynosi około 800 tys. osobników i jej zasób zaliczony został do kategorii LC – niskiego ryzyka. Sarny hodowane w niewoli, kozy przyzwyczajają się do człowieka, pomimo że są to dzikie zwierzęta, dają oswajać się. Kozły inaczej reagują, mają silnie rozwinięte przywódcze cechy, przywiązują się do terenu, na którym przyszło im żyć, bronią go, i też stwarzają wiele sytuacji dla człowieka kłopotliwych. Kozły mają silnie rozwiniętą niezależność, a w czasie rui potrafią swym zachowaniem poważnie zagrażać otoczeniu, atakując znienacka swymi ostrymi jak sztylet parostkami.
160
161
Następne wydanie Gazety Łowieckiej już w lutym. Darz Bór!
Fot. iStock