Patronat nad kwietniowym wydaniem Gazety Studenckiej UKW Atheneum objął TRIP - Klub Studencki ul. Floriana 22, Bydgoszcz
SŁOWO OD NACZELNEJ
fot. Jakub Szczepaniak
Jako społeczność mamy tendencje do schematyzowania, szufladkowania i odbierania zachowań przez pryzmat stereotypów. Jako studenci natomiast jesteśmy skłonni te schematy łamać. W końcu nie od dziś wiadomo, że „student potrafi”. Dowodem tego stwierdzenia jest kolejne wydanie Atheneum, bowiem właśnie poruszyliśmy niebo i ziemię, abyście Wy, Drodzy Czytelnicy, mogli trzymać w rękach następny numer gazety studenckiej. Nie dokonalibyśmy tego, gdyby nie życzliwość i zaangażowanie osób, które udało nam się spotkać na swojej drodze. Podziękowania należą się prof. dr. hab. Januszowi Ostoja-Zagórskiemu za pomoc w pozyskaniu środków finansowych, dr Aleksandrze Norkowskiej za to, że mimo wielu zobowiązań postanowiła z nami zostać oraz Samorządowi Studenckiemu UKW, a w szczególności Przewodniczącemu – Grzegorzowi Czeczotowi, za poświęcenie w naszej sprawie. W imieniu całej redakcji serdecznie dziękujemy! W kwietniowym numerze warto zapoznać się z sylwetką prof. dr. hab. Janusza Ostoja-Zagórskiego, który 1 września 2012 roku rozpocznie swoją kadencję jako Rektor naszej Uczelni. Ponadto polecam dział „Student z pasją”, którego bohaterem jest Wojtek Bulanda – prezes Stowarzyszenia Bydgoska Masa Krytyczna, a także reportaż „Już nic nie podpiszę”, który uświadamia jak wiele może nas kosztować nadmierne zaufanie. Do następnego „zaczytania” Żaneta Komoś
SPIS TREŚCI
04 Janusz Ostoja-Zagórski nowym Rektorem 04 Konkurs na logo 05 Wydział Pedagogiki i Psychologii na celowniku 06 UKW na Wyspie Młyńskiej? 06 Narodziny nowego wydziału UKW 07 Koncert rektorów 08 Walka o zaliczenie? 09 Już nic nie podpiszę 10 Student z Pasją – Wojciech Bulanda
REDAKTOR NACZELNA Żaneta Komoś
11 Rusza Majówka Bydgoska 2012! 12 Recenzja: Wolsung 15 Co się stało z naszą muzą? 16 (NIE)BOSKIE WYSPY 17 Natalie Hong – Little Heart Współpraca: Samorząd Studencki UKW Okładka: Agnieszka Ciekot
REDAKCJA
ZASTĘPCA REDAKTOR NACZELNEJ Martyna Tadrowska OPIEKUN dr Aleksandra Norkowska KONTAKT: atheneum.gazeta@gmail.com
REDAKTORZY Paulina Dzieńska Michał Krüger Cezary Mierzyński Marcin Ogłoziński Filip Olender Karolina Piekarska Radosław Pirecki Łukasz Płaczkowski Maja Przybylska Agnieszka Szlachcikowska Żaneta Szlachcikowska
FOTOGRAFIA Aleksandra Szamocka Jakub Szczepaniak KOREKTA Magda Banasiak Agnieszka Ciekot Urszula Gąsior Joanna Rybarska SKŁAD Piotr Ossowski
3
INFO Z WIELKIEJ BUKWY
„Szybkie decyzje, sprawne działanie” – to hasło, z którym kandydował prof. dr hab. Janusz Ostoja-Zagórski, nowy rektor Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego. Pokonał on swojego rywala prof. dr. hab. Jacka Woźnego w wyborach, które odbyły się 27 marca.
R
ektor-elekt jest absolwentem Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, który ukończył w roku 1967. Siedem lat później w Polskiej Akademii Nauk w Warszawie zdobył tytuł doktora, a po kolejnych siedmiu latach habilitował się. Tytuł profesora zwyczajnego nauk humanistycznych Janusz Ostoja-Zagórski otrzymał w 1994 roku. Przygodę z obecnym Uniwersytetem Kazimierza Wielkiego (dawniej WSP, AB) rozpoczął w 1995 jako kierownik Katedry Archeologii i Cywilizacji Starożytnych, blisko przez siedem lat piastował to stanowisko. W roku 2002 został dyrektorem Instytutu Historii, a po czterech latach zaczął pełnić funkcję prorektora ds. nauki i współpracy z zagranicą. Najistotniejsze zmiany, których chce dokonać nowy Rektor dotyczą następujących grup tworzących uniwersytecką wspólnotę: pracownicy naukowo-dydaktyczni, studenci i doktoranci oraz administracja. – Dla mnie osobiście trzy segmenty akademickiej społeczności są równoważne, a bez harmonijnego ich współdziałania nie wyobrażam sobie prawidłowego funk-
cjonowania uczelni – przyznaje Rektor-elekt. Dlatego też zaplanowano szereg zmian na tych trzech płaszczyznach. Profesor zamierza m.in. opracować system motywujący, który promowałby osoby uzyskujące stopnie i tytuły naukowe przed ustawowym terminem. Natomiast zmiany względem studentów to zdecydowane wspieranie inicjatyw i działań kół naukowych, a także Samorządu Studenckiego. Ponadto prof. Janusz Ostoja-Zagórski planuje utworzyć tzw. Strefę Studenta, która będzie miejscem spotkań, umożliwiającym przyjemne spędzanie czasu między zajęciami. Priorytetową sprawą jest polepszenie kontaktu władz ze studentami, a także danie im możliwości lepszego rozwoju na terenie naszego Uniwersytetu. Trzecim segmentem jest administracja, w którym prof. Ostoja-Zagórski przede wszystkim planuje wyrównać istniejące w Uczelni „kominy” płacowe. Z kolei w kwestiach organizacji i rozwoju Uczelni nacisk będzie stawiany na promocję oraz poprawienie wizerunku UKW. Celem jest przyciągniecie studentów z innych miast czy też, dzięki programowi wymiany studenckiej ERASMUS, ludzi z zagranicy. Prof. Janusz Ostoja-Zagórski ma wiele pomysłów jak usprawnić działania, zwiększyć potencjał, a także wypromować naszą Uczelnię. Nie będzie łatwo. Obecnie UKW postrzegane jest jako słaba Uczelnia, niemogąca poradzić sobie z wymogami i standarda-
Nowy Rektor - prof. Ostoja Zagórski mi. Studenci mają znikomy kontakt z większością wykładowców, a w obrębie niektórych katedr na pewno nie ułatwiają tej współpracy. Miejmy nadzieję, że pomysły, które zaprezentował prof. Ostoja-Zagórski nie pozostaną tylko pustymi słowami, ale zostaną zrealizowane i przywrócą blask naszej Uczelni. FILIP OLENDER
WYMYŚL NOWE LOGO SAMORZĄDU! Samorząd Studencki ogłasza przedłużenie konkursu na nowe logo! Chcesz, by wszyscy podziwiali Twoją twórczość? Uważasz, że artystycznie nie masz sobie równych? A może po prostu masz zamiar zgarnąć atrakcyjne nagrody? Jeśli jesteś zainteresowany/zainteresowana konkursem, szczegóły znajdziesz na stronie:
http://blog.mmswiderski.pl/
4
Źródło: ostoja-zagorski.ukw.edu.pl
Janusz Ostoja-Zagórski nowym Rektorem
INFO Z WIELKIEJ BUKWY
Wydział Pedagogiki i Psychologii na celowniku
Zakończyła się wizyta Polskiej Komisji Akredytacyjnej na Wydziale Pedagogiki i Psychologii. Jej celem było dokonanie oceny instytucjonalnej oraz wydanie opinii o wyżej wymienionym wydziale.
P
KA to niezależnie działający organ szkolnictwa wyższego odpowiedzialny za jakość i poziom kształcenia na uczelniach publicznych i niepublicznych. Celem pracy Komisji jest wydanie opinii wraz z odpowiadającą jej oceną, o których informację otrzymuje właściwy minister oraz rektor wizytowanej instytucji. Ustawodawca przewiduje cztery skale oceniania: wyróżniająca, pozytywna, warunkująca oraz negatywna, przy czym ocena negatywna wiąże się z zawieszeniem lub cofnięciem uprawnień do
prowadzenia studiów wyższych. Prace Państwowej Komisji Akredytacyjnej reguluje ustawa 1 art.53 z dnia 27 lipca 2005 roku Prawo o szkolnictwie wyższym. W piątek, 16 marca bieżącego roku, PKA zakończyła wizytację. W czasie swojej pracy reprezentanci Komisji odbyli wiele konsultacji, między innymi ze studentami, z przedstawicielami Samorządu oraz z pracownikami Uczelni. Warte podkreślenia jest spotkanie ze studentami, na które stawili się przedstawiciele różnych kierunków i roczników oraz trzej eksperci z Polskiej Komisji Akredytacyjnej (w tym przedstawiciel doktorantów i braci studenckiej). Głównym celem było zapoznanie się z opinią żaków na temat Wydziału Pedagogiki i Psychologii oraz całej Uczelni. Poruszane były różne kwestie,
między innymi: wiedza studentów na temat programów wymiany i punktów ECTS, warunków w akademikach oraz na Uczelni, a także dostosowania jej do potrzeb osób niepełnosprawnych. Interesowano się również opinią żaków na temat pracowników i prowadzonych przez nich zajęć, pracy dziekanatów i Samorządu Studenckiego, czy procesu ankietyzacji. Należy podkreślić fakt, iż znaczna większość wypowiedzi naszych koleżanek i kolegów miała wydźwięk pozytywny, co z pewnością napawa optymizmem. Wyników kontroli możemy spodziewać się za kilka miesięcy.
KAROLINA PIEKARSKA
5
INFO Z WIELKIEJ BUKWY
UKW na Wyspie Młyńskiej? W czasie tegorocznych Juwenaliów na bydgoskiej scenie zagrają m.in.: The Baseballs, GrubSon i Koniec Świata. Tradycyjnie odbędą się: „Bal Fartuchowy”, „Bal Rzymski” oraz „Blokada Łużyka”. Juwenalia Bydgoskie 2012 to także nowe inicjatywy, które w tym roku czekają na studentów.
Fot. Jakub Kujawa
T
egoroczne „Święto Studentów” z całą pewnością budzi wiele kontrowersji związanych z organizacją. W mediach zawrzało za sprawą wystąpienia UKW z Porozumienia Samorządów Studenckich Uczelni Bydgoskich, a tym samym wycofania się z organizacji Juwenaliów Bydgoskich 2012 na Wyspie Młyńskiej. Wśród wielu zarzutów, jakie zostały postawione członkom Porozumienia, najbardziej uderzały: wybór mniej korzystnego sponsora strategicznego, decyzja o przerwaniu procesu tworzenia identyfikacji wizualnej festiwalu w momencie jej końcowego etapu, czy też plany o zmianie lokalizacji wydarzenia. – UKW wystąpiło z PSSUB w celu uniknięcia kłótni o ewentualne szkody dla studentów i mieszkańców miasta wynikające z planowanych Juwenaliów Bydgoskich 2012.W czasie spotkań przygotowujących imprezę doszło do wielu niepotrzebnych waśni, przez co zabrakło czasu na podjęcie najistotniejszych decyzji. Na dwa miesiące przed datą rozpoczęcia festiwalu nadal nie ustalono rozwiązań w kluczowych kwestiach organizacyjnych, a wszelkie próby przeforsowania atrakcyjniejszych, zdaniem przedstawicieli UKW, rozwiązań programowo-finansowych, były bez dys-
W tym roku studenci będą bawić się także na X jubileuszowej Blokadzie Łużyka. kusji przegłosowywane. Występując z Porozumienia chcieliśmy uniknąć posądzenia o brak profesjonalizmu, w przypadku, gdyby festiwal z jakiejś przyczyny się nie odbył – relacjonuje Grzegorz Czeczot, Przewodniczący Samorządu Studenckiego UKW – dodając, iż rozpoczęto rozmowy z PSSUB, wykazując chęci wspólnego działania dla dobra studentów, celem osiągnięcia kompromisu. Z pewnością pierwszego dnia koncertów (16.05.) na scenie zagoszczą kapele bydgoskie, a także zespół Łąki Łan. Kolejny dzień (17.05) będzie obfitował w takie składy jak: Upside Down, Komety, Cała Góra Barwinków, Koniec Świata oraz Autohority Zero. W sobotę (18.05) usłyszymy: BiszOerKay, Lilu, Power of Trinity, GrubSona i The Baseballs. Dodatkową atrak-
cją będzie „Namiot Sferyczny” z muzyką klubową, dostępny dla braci studenckiej na Wyspie Młyńskiej przez wszystkie dni koncertowe. Wydarzenia te tradycyjnie poprzedzą: „Bal Fartuchowy”, „Bal Rzymski”, a także X jubileuszowa edycja „Blokady Łużyka”. Samorząd Studencki UKW zaprasza również na nowe inicjatywy: „Bal Kazimierza Wielkiego”, „Uniwersytecki Rajd Rowerowy” oraz „Przegląd Amatorskich Kapel Akademickich”. Ważną informacją jest, iż w dniach 16.05-18.05 komunikacja miejska będzie darmowa dla wszystkich studentów, którzy podczas przejazdu okażą ważną legitymację studencką. Żaneta Komoś
Narodziny nowego wydziału UKW W przyszłym roku akademickim z Wydziału Nauk Przyrodniczych wyodrębni się nowa jednostka naszej Uczelni – Wydział Kultury Fizycznej, Zdrowia i Turystyki. Długo oczekiwany podział jest ogromną nadzieją dla wykładowców, jak i samych studentów, gdyż przyczyni się do dalszego rozwoju Uczelni.
6
F
ormalnie nie znamy jeszcze miejsca lokalizacji, jak i władz nowego wydziału, jest to jednak duży krok w kierunku rozwoju instytutów, które obecnie wchodzą w skład Wydziału Nauk Przyrodniczych. Jak oficjalnie wiadomo wybory władz nowego wydziału odbędą się jeszcze w tym roku akademickim. Natomiast 1 października 2012 roku zostanie on formalnie otwarty. W skład Wydziału Kultury Fizycznej, Zdrowia i Turysty-
ki wchodzić będą, działające od wielu lat, dwa instytuty: Instytut Geografii oraz Instytut Kultury Fizycznej. Oferta dydaktyczna WKFZiT przewiduje kontynuację istniejących już kierunków takich, jak: geografia, turystyka i rekreacja, rewitalizacja dróg wodnych czy wychowanie fizyczne. Niewykluczone, że wraz z rozwojem kolejnej instytucji powstaną całkiem nowe kierunki studiowania. Radosław Pirecki
INFO Z WIELKIEJ BUKWY
Koncert Rektorów
S
wego rodzaju odpowiedzią na te pytania był dzień 18 marca, kiedy to miało miejsce wyjątkowe wydarzenie muzyczne, zainicjowane przez Stowarzyszenie Absolwentów Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego. W sali koncertowej Collegium Copernicanum UKW, przy ulicy Kopernika, jako wykonawcy wystąpili rektorzy największych uczelni naszego regionu. Zaprezentowali oni przede wszystkim utwory klasyczne oraz jazzowe. Czego mogła spodziewać się publiczność? Z pewnością nie braku przygotowania czy nierzetelności, bo przecież mamy do czynienia z ludźmi nauki. Można było podejrzewać, że taka formuła wyklucza artystyczne uniesienia. Nic bardziej mylnego. Spotkaliśmy się z profesjonalnie przygotowanym koncertem. Nie dziwi to z pewnością w przypadku pianistki prof. Mari Murawskiej, rektor Akademii Muzycznej, która zaprezentowała walc Fryderyka Chopina. Jednakże pozostali wykonawcy również nie należą do nowicjuszy, niemających nic wspólnego ze sceną. Przeciwnie. Nierzadko mają oni za sobą karierę artystyczną z prawdziwego zdarzenia. Przykładowo prof. Bernard Mendlik,
Występ prof. Mendlika
prorektor naszej Uczelni, jest absolwentem bydgoskiej Akademii Muzycznej, nagradzanym na wielu krajowych i zagranicznych festiwalach. Na Koncercie Rektorów wykonał pieśni Mieczysława Karłowicza i Georga Gershwina. Ponadto na naszą uwagę zasługuje reaktywowany po około trzydziestu latach zespół VIVA AQUA, który założył prorektor Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego, prof. Marek Bieliński, wraz z żoną i bratem. Rodzina Bielińskich stworzyła niesamowity klimat, mimo kilku drobnych nieczystości, spowodowanych zapewne długą przerwą w tego typu występach. Co więcej, poza ludźmi nauki swoją obecnością zaszczycili nas znani zawodowi artyści. Mowa tutaj o kompozytorce i piosenkarce Barbarze Kalinowskiej oraz o wokaliście Joachimie Perliku, który swoimi interpretacjami kompozycji Czesława Niemena poruszył zgromadzoną widownię. Ponadto osoby prowadzące, czyli kabaret KLIKA, zaprezentowali się fachowo, nie tracąc przy tym nic ze swojego swobodnego, magnetycznego sposobu bycia. Dzięki temu nadali oni muzycznemu występowi jeszcze wyrazistszy charakter. Nie możemy jednak stracić sprzed oczu tego, co istotne, a może i najważniejsze w tym przedsięwzięciu, czyli integracji różnych środowisk akademickich oraz swoistej fuzji nauki, sztuki i polityki na rzecz rozwoju szeroko rozumianej kultury. Mówiąc o polityce chodzi o konkretne i niepozostające bez znaczenia akcenty. Mianowicie, Koncert Rektorów odbywał się pod honorowym patronatem obecnego na sali marszałka
województwa kujawsko-pomorskiego, Piotra Całbeckiego. Ponadto wśród publiczności znajdowała się również poseł na Sejm RP VI kadencji, zastępca Prezydenta Bydgoszczy, Grażyna Ciemniak. Warto również nadmienić, że wspomniana fuzja ma się przede wszystkim przyczynić do powołania Akademickiego Centrum Kultury. Czy fakt wzięcia udziału polityków w tym kuriozalnym wydarzeniu będzie miał rzeczywisty wpływ na powołanie ACK? Można by o tym dyskutować. Wydaje się jednak, że sam patronat marszałka nadał pewną rangę temu koncertowi i nagłośnił rzeczoną inicjatywę. W projekt ten zostali włączeni również rektorzy. Dostali oni bowiem w ramach koncertu statuetki mecenasów kultury. Nie wiemy czy była to formalna deklaracja, ale podczas ceremonii wręczenia tychże statuetek, wyraźnie dano do zrozumienia, że ma to związek z ACK i w pewien sposób obliguje to uhonorowanych do współpracy oraz zaangażowania. Po wysłuchaniu (i również obejrzeniu) tego koncertu można sobie zadać pytanie, czy wykonawcy zasłużyli na podziw? Oczywiście, że tak. Jednakże, jeśli podziw jest tylko pustym westchnieniem do czegoś odległego, nieosiągalnego to mija się z celem. Jakim celem? Chociażby takim, aby promować kulturę. Być może my również, tak jak nasi szanowni Profesorowie, powinniśmy wspierać sztukę i uczestniczyć w wydarzeniach kulturalnych, nawet jeśli towarzyszą temu inne, liczne zajęcia. Michał Krüger
Fot. Aleksandra Szamocka
Z czym kojarzy się Wam osoba rektora? Prawdopodobnie z naukowym dorobkiem, kompetencją, siłą charakteru. Czy nie jest to jednak zubażające podejście? Być może zapominamy, że aby osiągnąć sukces akademicki warto (a nawet trzeba) być osobą naprawdę wszechstronnie uzdolnioną, o szerokim wachlarzu zainteresowań.
7
INFO Z WIELKIEJ BUKWY
Walka o zaliczenie?
W
zeszłym miesiącu jedna z regionalnych gazet opublikowała artykuł o bardzo chwytliwym tytule: Studenci UKW muszą płacić, by dostać zaliczenie?, który sprawił, że na WAiNS zawrzało. Problem dotyczy informacji naukowej i bibliotekoznawstwa. Jeden ze studentów tego kierunku, oburzony postępowaniem uczelni, postanowił poszukać wsparcia w lokalnej gazecie. Sprawą, która tak bardzo poróżniła studentów INiB, okazała się być odpłatność za obowiązkową wycieczkę do Krakowa, zaplanowaną na trzeci rok studiów. W jej trakcie studenci mają okazję zapoznać się z pracą krakowskich bibliotekarzy, poznać „od podszewki” tajniki tego zawodu. Okazuje się jednak, że nie wszyscy mają ochotę odkryć praktyczną stronę bibliotekoznawstwa. Zadaniem przeciwników odpłatności za wycieczkę kwota, jaka miałaby zostać uiszczona za wyjazd do Krakowa jest wysoka, zaś oni sami zbyt późno zostali poinformowani o tym, że mają za niego zapłacić z własnej kieszeni. Dodatkowo zwracają uwagę na brak alternatywy zaliczenia przedmiotu. Jedna z absolwentek informacji naukowej i bibliotekoznawstwa zgodziła się anonimowo opowiedzieć jak wyglądała wycieczka po krakowskich bibliotekach. Według jej relacji, na pierwszym roku powiedziano studentom, że wycieczka będzie bezpłatna, ponieważ jest ona obowiązkowa. Jednak rok później okazało się, że wyjazd będzie częściowo płatny. Z rocznym wyprzedzeniem poinformowano więc o tym studentów, by zdążyli odłożyć pieniądze na wspomniany wyjazd. − Dopłaciliśmy 150 zł, w cenie był przejazd i noclegi ze śniadaniem w hostelu,
8
w samym centrum Krakowa (9-14 maja, praktycznie pełnia sezonu, sam bilet studencki w obie strony to 60 zł, doba w hostelu to co najmniej 45 złotych, jednak zawsze znajdzie się ktoś, dla kogo to wyzysk biednego studenta – opowiada. Według relacji byłej studentki na miejscu była kuchnia z darmową kawą i herbatą, zatem przy odrobinie kulinarnych chęci można było zaoszczędzić gotując samodzielnie, zamiast stołować się w mieście. – Wszędzie chodziliśmy pieszo. Przed wyjazdem konsultowano z nami szczegóły: gdzie chcemy nocować, którym pociągiem wolimy jechać i tak dalej. Zwiedziliśmy parę największych krakowskich bibliotek, pracownię konserwatorską, pracownię typograficzną Akademii Sztuk Pięknych, wystawę zabytkowych maszyn drukarskich. Zatem – merytorycznie – był to udany wyjazd. W moim odczuciu można było wycisnąć z niego
dzieliśmy o tym już w październiku. Gdyby każdy z nas odkładał pieniądze przez ostatnich 7 miesięcy, nie byłoby trudno uzbierać tych 200 złotych. Co na to młodsi studenci, którzy obawiają się, że wycieczka po krakowskich bibliotekach się nie odbędzie? − Myślę, że wyjazd terenowy do Krakowa to dobra okazja, żeby zobaczyć jak przebiega praca w tamtejszych bibliotekach. Mam również nadzieję, że będziemy mieć czas na zwiedzanie Krakowa − mówi jedna ze studentek drugiego roku. Podobnego zdania jest Basia, która uważa, że artykuł, który ukazał się w prasie, jest niezgodny z prawdą. − O obowiązkowych wyjazdach do Torunia i Krakowa zostaliśmy poinformowani już na pierwszym roku. Także wtedy dowiedzieliśmy się, że będziemy musieli uiścić niewielką opłatę. Wydaje mi się, że jest to wystarczający okres, aby uzbierać potrzebną sumę, zwłaszcza, że taka okazja nie zdarza się za często. Sam dojazd do Krakowa oraz noclegi wyniosą o wiele więcej. W cenie tego wyjazdu wliczone jest także zwiedzanie bibliotek i oglądanie zbiorów, do których nie każdy może uzyskać dostęp. Do tego mamy czas wolny, który można poświęcić na poznawanie miasta bądź integrację. Jedyną niedogodność mogą stanowić wieloosobowe pokoje, ale i do tego można się przyzwyczaić − zwierza się. Inne uczelnie zrezygnowały z obowiązkowych wyjazdów po tym, jak Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego przestało przeznaczać fundusze na ten cel. Nasi studenci muszą jednak uczestniczyć w zajęciach terenowych, czy mają na to ochotę, czy nie. Innej opcji zaliczenia przedmiotu nie ma. I choć o kwocie, jaka ma być przeznaczona na wycieczkę informuje się studentów już od początku ich edukacji na informacji naukowej i bibliotekoznawstwie, zawsze znajdą się osoby, dla których cena za wyjazd będzie za wysoka. żródło: CC
Czy dzienne studia są bezpłatne? Wielu z nas z pewnością odpowie twierdząco. Znajdą się i tacy, dla których okres zdobywania wyższego wykształcenia zdaje się być wyjątkowo kosztowny, nie tylko z powodu studenckich imprez i eskapad. Dlaczego? Powodem mogą być obowiązkowe wycieczki terenowe.
więcej (liczyłam na jakieś warsztaty czy projekt praktyczny). Wydaje mi się, że większość studentów była zadowolona z wyjazdu, mnie się bardzo podobało, ale może faktycznie nie jest to wyjazd niezbędny − prawdopodobnie to samo można zobaczyć, jadąc samemu, a resztę doczytać z książek − kończy swą opowieść absolwentka INiB. W gronie obecnych studentów trzeciego roku znajdą się także osoby, które nie mogą się doczekać wyjazdu do Krakowa. Wśród nich jest Angela, która uważa, że niepotrzebnie robi się problem z powodu odpłatności wycieczki. − To świetna okazja, by poznać ciekawych ludzi i dowiedzieć się czegoś spoza programu studiów. Jest to jedyna wycieczka w 3-letnim toku nauczania, okazja żeby się zintegrować, a inni robią problemy. Wie-
Martyna Tadrowska
REPORTAŻ
Już nic nie podpiszę Bohaterka artykułu woli pozostać anonimowa, bo czyn, którego się dopuściła, napawa ją wstydem. Jednak jakie są granice wstydu w sytuacji, gdy zostaje się oszukanym?
S
tefania (imię zmienione) jest mieszkanką jednego z Domów Studenta przy ul. Łużyckiej w Bydgoszczy. Kiedy pewnego dnia do akademika zawitały młode kobiety, podające się za przedstawicielki handlowe, nie wzbudziły podejrzeń. Chodzenie osób „po pokojach” z pytaniem: „Czy chcesz zakupić perfumy/piwo/ papierosy; przejrzeć ofertę prospektową katalogu?” – staje się rutyną. Była godzina 22.00. Studentki oznajmiły, że działają w imieniu Citibanku Handlowego. Wzbudziły zainteresowanie, ponieważ przyszły z podręczną kserokopiarką, teczką z dokumentami oraz minichłodziarką. Domokrążczynie (jeśli można je tak określić) zachęcały do założenia karty, dzięki której można zdobywać punkty, wymienialne na nagrody. Każde wydane 5 zł to 1 punkt. – Ofertę dziewczyn odebrałam jako substytut karty płatniczej, dzięki której mogę mieć dodatkowe profity. Pomyślałam: coś jak plastik z Reala na punkty. Czemu takiego nie założyć?– wspomina Stefka. Bajeczne profity Przedstawicielki, widząc niedostateczne zainteresowanie ze strony mieszkanki akademika, kusiły dalej. – Jeżeli wypełnisz wniosek, dostaniesz piwo – zachęcały. Do wyboru: Tyskie i Carlsberg. Być może były to pozostałości po obejściu pięter domu studenckiego, albo wręcz przeciwnie, trunki te stanowiły wyłączny asortyment chłodziarki. Aktywizatorki – widząc, że klient nie do końca jest zainteresowany – próbowały przełamać wątpliwości obietnicą kolejnych korzyści. Przy pozytywnym rozpatrzeniu pisma (po aktywacji karty), otrzyma się bilet do Multikina na dowolnie wybrany przez siebie seans. Ta promocja nie obejmuje podwójnych wejściówek. Za darmo miał być tylko pojedynczy bilet. Któż nie lubi gratisów? Suma sumarum, Stefania wyraziła zgodę na udzielenie swoich danych osobowych, w celu założenia karty. Wtedy zaczęły się formalności związane z wypełnianiem umowy. Domokrążczynie zadawały pytania. Niektóre z nich były
szczegółowe, na przykład: nazwisko rodowe matki czy aktualny numer telefonu do jednego z rodziców. Życie za 800 zł – Ile miesięcznie wydajesz na swoje potrzeby? – zapytała Julita, przedstawicielka handlowa i nie czekając na odpowiedź, wtrąciła – 800, 900, 1000 zł? Tyle przeważnie podają studenci – podsunęła rzeczowym tonem. Stefania, czując poniekąd presję, że wszyscy wskazują w jej mniemaniu zawyżone kwoty, mimo wszystko ustosunkowała się do podpowiedzi gościa. Podała wartość 800 zł. Składając podpis pod takim oświadczeniem, z punktu widzenia prawa, potwierdza się, że co 30 dni dysponuje się sumą rzędu 800 zł. Po dokonaniu wszystkich niezbędnych formalności, dziewczyny szybko się ulotniły. Na moje pytanie: dlaczego podpisała dokumenty, rozmówczyni odpowiada, że młode kobiety nie wzbudziły jej niepokoju. W dodatku współlokatorka obok też złożyła swoje parafki na pismach. Pobudzająco zadziałały także zapewnienia przedstawicielek, że studenci z innego miasta polecają taką kartę. Zadzwoń – odwołam wszystko Co więcej, na pytanie: na ile jej podpis jest wiążący, Stefania uzyskała odpowiedź, że w każdej chwili może skontaktować się z osobą, która w jej imieniu spisała umowę, jeżeli zapragnie zrezygnować z założenia karty. – Dla mnie to był solidny argument – opowiada dziewczyna. Dopiero po opuszczeniu pokoju przez gości, Stenia przeczytała z „Egzemplarza dla Klienta”, że złożyła wniosek o wydanie „Karty Kredytowej Citibank Student”. – Ja, młoda dziewczyna i kredyt? – relacjonuje. Kopii umowy nie otrzymała, z tego tytułu, że wpierw musi zostać ona podpisana przez przedstawicieli banku z Warszawy, by następnie, na adres domu studenckiego, została wysłana zarówno umowa, jak i karta kredytowa. Mieszkanka akademika, ubiegając się o kartę, automatycznie wnosiła o wydanie limitu kredytu o wartości od 1500 do 3000 zł. Zaniepokojona tym faktem, po 30 minutach od wizyty gości, zadzwoniła do „swojej przedstawicielki”. Uzyskała wiadomość, że jej dane zostały już wprowadzone do systemu i nie można tego cofnąć. – Jak to się ma do zapewnień, że gdy skontaktuję się z nią, to skreśli mnie
z listy osób ubiegających się o kartę? – nie dowierza Stenia. Wątpliwość budzi wprowadzenie danych do systemu (celem zaakceptowania wniosku przez centralę w Warszawie) w niespełna godzinę. Czy umowa studentki była priorytetowa? Potyczki z kartą Następnego dnia mieszkanka akademika udała się do siedziby Citibanku Handlowego w Bydgoszczy. Tam otrzymała informację od pracownika, że tutejszemu oddziałowi znane są takie „praktyki” podpisywania umów, jednak nie są to osoby bezpośrednio zatrudniane przez placówkę. Skuteczność takich umów jest ważna, o ile centrala je zaakceptuje, po zbadaniu zdolności kredytowej. – Zakomunikowałam, że chcę już teraz zrezygnować z pomocą oddziału banku, ale na chwilę obecną było to niemożliwe – załamuje ręce Stenia. Po pewnym czasie na adres domu studenckiego doszły brakujące dokumenty, ale bez karty. Dla efektywności wypowiedzenia umowy o pozytywnym jej wyniku (a więc przyznającej wartość kredytu), niezbędne jest posiadanie karty. – W moim przypadku doszła ona na adres domowy, było to dla mnie utrudnienie – wzdycha Stefania. Dziewczyna z kłopotliwej sytuacji wybrnęła, spisując numer przyznanej karty po rozmowie z członkiem rodziny. Nici z biletu Po kolejnej wizycie w banku studentka złożyła ustną rezygnację. Było to możliwe, dzięki pojawieniu się danych klienta w rejestrze. – Dla świętego spokoju chciałam uzyskać zaświadczenie o anulowaniu umowy. Z tego tytułu, że jest to dokument bankowy, musiałabym zapłacić 30 zł. Zrezygnowałam z tej opcji – mówi dziewczyna. Co ciekawe, mieszkance akademika nie przyznano karty typu Student, tylko inną, która z kolei nie uprawniała do wykorzystania biletu do kina. – Być może tylko mnie wprowadzono w błąd, nie informując, że jest to karta kredytowa. Nie wiem, czy było to nieświadome niedopatrzenie. Przypuszczalnie u innych, przy składaniu tej oferty, mogło być tak, że użyto słów „karta kredytowa”, jednak w moim przypadku tego nie zrobiono – kończy Stenia, która nawarzyła sobie piwa, podpisując umowę. Agnieszka Szlachcikowska
9
Student z pasją
Może byś wpadł się przejechać?
B
ydgoscy sympatycy roweru swoje pierwsze kroki stawiali w 2004 r. Kilkoro znajomych rzuciło pomysł, aby przejechać się ulicami miasta, zrzeszając przy tym jak największą liczbę osób. Napompowali opony i ruszyli w drogę. Wypadu do Myślęcinka nigdy nie zapomną. Miło, kameralnie, wiatr w uszach szumi. Adam Sztejka, jeden z twórców Bydgoskiej Masy Krytycznej (BMK), w peletonie jechał ostatni. Potrącił go pijany kierowca. Tydzień później chłopak zmarł w szpitalu. – Chcemy pokazać kierowcom, że rowerzysta to również uczestnik ruchu drogowego. Ma swoje obowiązki, ale też i prawa – wyjaśnia Bulanda, student I roku MU historii oraz administracji na UKW, który do grona miłośników roweru dołączył w
Wojciech Bulanda na trasie
10
2009 roku. O najbliższym spotkaniu dowiedział się z forum. Terenowe eskapady nie odbywały się wówczas często, właściwie trzy razy do roku. Było to podyktowane wydłużoną procedurą. Pozytywną opinię policji, potwierdzającą bezpieczeństwo organizowanej akcji, należało przedłożyć dyrektorowi ZDMiKP w Bydgoszczy. Wówczas Wojtek złożył pismo do Wydziału Spraw Obywatelskich w Ratuszu, dotyczące cyklicznego organizowania akcji zrzeszającej sympatyków pojazdu jednośladowego. Ustalono statut, powstało stowarzyszenie. Potrzeba pełnej legalizacji poskutkowała koniecznością złożenia wniosku do KRS-u. – Bydgoska Masa Krytyczna ma już osobowość prawną. Teoretycznie możemy nawet starać się o kredyt, składać wniosek o dofinansowanie z funduszy unijnych czy po prostu założyć konto bankowe – wylicza student. No i poszło na całego! Animatorzy ruchu rowerowego, co prawda nie są
w stanie poszczycić się prestiżem na miarę wyścigu Tour de Pologne, ale mogą pochwalić się naprawdę niezłą frekwencją. To dowodzi, że nie tylko w Bydgoszczy, ale i w całej Polsce, odczuwana jest potrzeba sygnalizowania problemu ignorancji rowerzystów przez kierowców. Niezależnie od tego, czy jest to Masa Krytyczna: Warszawska, Pilecka, Poznańska, czy jeszcze inna, zawsze przypisane jest jej jedno przesłanie: „Rowerzyści nie blokują ruchu, oni są ruchem”. – Kiedy w drugim kwartale roku ilość uczestników Masy Krytycznej sięga ponad 300 osób, wynagradza to zdecydowanie niższy wskaźnik w trakcie peletonu zorganizowanego zimą. Ciężko ocenić, jaki jest przedział wiekowy naszych uczestników. Przyjeżdża: młodzież, osoby dojrzałe i te w sile wieku, bo rower to środek transportu dla każdego – uspokaja prezes. Obecnie BMK organizuje spotkania w ostatni piątek miesiąca. Pomysłów im nie brakuje. Niejednokrotnie rowe-
żródło: archiwum W. Bulandy
– Taki mały, taki duży może rowerzystą być! – przekonuje Wojciech Bulanda, prezes Stowarzyszenia Bydgoska Masa Krytyczna.
STUDENT Z PASJĄ/ INFO Z WIELKIEJ BUKWY rowej przejażdżce towarzyszy myśl przewodnia. Była więc Masa Integracyjna, Noworoczna, Halloweenowa. Można tak wymieniać bez liku. Z tą „Muzyczną” tylko coś nie wyszło. Zaproszeni bębniarze nie dotarli, a mieli jeździć rikszą (pojazd służący do przewożenia osób, wykorzystujący mechanizm roweru – przyp. autorka). Ostatnia, ta z 30 marca, była szczególną, w końcu jubileuszową – setną. – To nie są długie dystanse. Średnio 10-15 km. Prędkość dostosowujemy do tempa wszystkich uczestników. Nie ma, że ktoś zostaje w tyle – zachęca Bulanda, który na swoim koncie ma wyczyny przyprawiające o zadyszkę. Ot, przykładowo, taki tam wypad do Włocławka i z powrotem. Łącznie przeszło 190 km. – Były pomysły, aby zaplanować trasę pomiędzy Bydgoszczą a Toruniem, zrzeszając miłośników rowerów tych dwóch miast, ale założeniem Masy Krytycznej nie jest organizowanie tras dla długodystansowców, lecz dla każdego. Każda trasa jest dokładnie zorganizowana i przemyślana. – Mamy ob-
stawę Policji – nie kryje zadowolenia prezes Bydgoskiej Masy Krytycznej. – Jeden wóz z przodu, drugi z tyłu i o awersji kierowców do nas nie może być mowy. Nie trąbią, nie krzyczą – uśmiecha się. Akcja „Ulica Gdańska dla bydgoszczan” to również inicjatywa BMK. Z uwagi na brak infrastruktury rowerowej, wnioskowali o wprowadzenie kontrapasa (wydzielony pas jezdni – przyp. autorka) dla rowerzystów od alei Mickiewicza do Placu Wolności – tam, gdzie przy ulicy Gdańskiej rozpoczyna się jezdnia jednokierunkowa. Wszystko wskazuje na to, że się udało. Pełnomocnik prezydenta ds. komunikacji rowerowej wystosował do stowarzyszenia BMK pismo o zaopiniowanie propozycji utworzenia infrastruktury rowerowej. Jedną z pozycji wykazu sugerowanych miejsc była również ulica Gdańska. Interdyscyplinarne zainteresowania chłopaka przyprawiają o pozytywny zawrót głowy. Pasjonuje się Formułą 1, w wolnych chwilach fotografuje, szaleje na punkcie modelarstwa. Tym bakcylem zaraził go przyjaciel.
Chodzi o składanie modeli z okresu II wojny światowej. Jak tu się oprzeć pokusie połączenia pożytecznego z przyjemnością? O sobie za dużo mówić nie lubi, woli zrobić coś dla kogoś. Nie każdy tak potrafi. Zaangażował się w działalność samorządową. Został członkiem rady bydgoskiego osiedla Miedzyń – Prądy. O docenieniu poczynań Wojciecha świadczy kandydatura do już rozstrzygniętego konkursu pt. Nadzieja miasta (organizowanego przez portal MM Moje Miasto). Student startował w kategorii „społecznik”. – W zasadzie to nie chodziło o mnie, ale o pokazanie, że w Bydgoszczy brakuje rozbudowanej infrastruktury rowerowej. Ten środek transportu wciąż jest niedoceniany. Niesłusznie, bo to rowery są nadzieją tego miasta – przekonuje Bulanda.
ŻANETA SZLACHCIKOWSKA
Rusza Majówka Bydgoska 2012! Chcesz odpocząć od wielkomiejskiego zgiełku? Złapać ostatni oddech luzu przed zbliżającą się sesją? Nic prostszego! Już na przełomie kwietnia i maja zapraszamy na wielki wyjazd integracyjny – Majówkę Bydgoską nad Jeziorem Charzykowskim w Borach Tucholskich. Czeka tam na Was moc atrakcji i doświadczeń.
P
orozumienie Samorządów Studenckich Uczelni Bydgoskich wraz z Fundacją Inicjatyw Idea chcą zapewnić bydgoskim żakom wypoczynek podczas Majówki Bydgoskiej 2012 w Bachorzu w Borach Tucholskich. Wydarzenie, które będzie miało miejsce nad malowniczym Jeziorem
Charzykowskim nastąpi w dwóch turnusach – czterodniowym (28.04.01.05.) oraz pięciodniowym (02.05.06.05.). Organizatorzy zapewniają moc atrakcji, m.in.: zawody sportowe, warsztaty i szkolenia oraz całonocne imprezy tematyczne. W cenie, rozpoczynającej się już od 249 zł, jest zakwaterowanie w wyremontowanym ośrodku (pokoje z węzłem sanitarnym), pełne wyżywienie ( śniadania i obiadokolacje), ubezpieczenie NNW, uczestnictwo we wszystkich punktach programu oraz pamiątkowa koszulka. Do dyspozycji studentów będą zarówno boiska do koszykówki, siatkówki, piłki nożnej, jak i rowery, czy kijki do Nordic Walking. Osobom preferującym sporty wodne, zapewniono dostęp do kajaków, łódek i rowerów
wodnych. W przypadku niepogody zorganizowane zostaną rozgrywki w darta, tenisa stołowego, gry karciane lub PlayStation. Szczegółowe informacje na temat wyjazdu oraz rejestracji na Majówkę Bydgoską znajdziecie na stronie internetowej: www.majowka.bydgoszcz.pl, a pytania możecie zadawać wysyłając e-maile na adres: kontakt@majowka.bydgoszcz.pl. W imieniu organizatorów serdecznie zapraszamy do wspólnego wyjazdu i do doskonałej zabawy!
MICHAŁ RATAJCZAK
11
KULTURALNE UKWIECENIE
Jak poruszyć tryby wyobraźni, czyli recenzja fabularnej gry akcji Wolsung – Magia Wieku Pary Czy zastanawialiście się kiedyś, jakby to było stać się elementem wielkich przemian politycznych i gospodarczych. Obserwować dokonujący się skok technologiczny, być częścią społeczeństwa targanego wichrami przemian. Wszystko to okraszone wiktoriańską stylistyką, magią, wynalazkami i brawurowymi przygodami. Rzucone w świat intryg, salonów, nowych odkryć, ale też szalonych pościgów po dachach mechanicznych miast, zmagań z niesamowitymi adwersarzami i niebezpiecznymi eksperymentami. To i wiele więcej zaimplementowane jest w fabularnej grze akcji – Wolsung, Magia Wieku Pary.
Z
anim przejdziemy do oceny samego Wolsunga, warto wspomnieć czym w ogóle jest RPG („Role-Playing Game”). Mówiąc najprościej, to gra wyobraźni, rozgrywka fabularna. Można porównać ją do teatru improwizacji, w którym osoba prowadząca (najczęściej zwana Mistrzem Gry) odgrywa rolę autora scenariusza, reżysera, narratora i zazwyczaj aktora ról postaci drugoplanowych. Gracze natomiast są aktorami pierwszoplanowymi, jednakże nieznającymi scenariusza i zmuszonymi improwizować oraz reagować na sytuacje, jakie stawia przed nimi Mistrz Gry. Cała rozgrywka toczy się prawie wyłącznie w oparciu o słowne opisy, czasem wspomagane muzyką lub taktyczną planszą. Mistrz Gry opisuje graczom ich otoczenie i akcje wykonywane przez bohaterów niezależnych, gracze natomiast opisują czynności wykonywane przez ich postaci. (Źródło – Wikipedia) Wolsung jest systemem RPG, korzystającym z możliwości zawartych w nurcie, który zwany jest steampunkiem.
12
Nurt ten jest jednym ze światów fantasy, w którym historia potoczyła się nieco inaczej. Istnieje w nim magia, technologia natomiast opiera się na parze, a same zdarzenia mają miejsce w czasie „rewolucji przemysłowej”. Mamy tu zatem do czynienia z przełomami społecznymi i kulturowymi oraz mieszanką mistyki z przyszłością. Wszystko to zostało zapakowane w tryby i przekładnie, zasilane parą. Na początku steampunk może wydawać się trochę mglistą ideą, ale wystarczy sięgnąć po książkę Maszyna różnicowa. W. Gibsona i B. Sterlinga lub jedno z dzieł Juliusza Verne’a. Wraz z otwarciem Centrum Inicjatyw Akademickich Beanus, narodził się Klub Fantastyki „Kulawy Smok”. Rozgrywane są tam nie tylko sesje RPG czy gry planszowe, ale również „karcianki” i gry terenowe. Jednym z najbardziej interesujących systemów dostępnych obecnie na rynku jest gra fabularna Wolsung – Magia Wieku Pary. Każdy Mistrz Gry z długoletnim stażem nie mógłby przeoczyć tego tytułu. Zawiera bowiem w sobie wspomnianego wyżej „ducha steampunku”. System ten powoli dociera pod strzechy i można się spodziewać, że wiele osób zainteresuje się tym tytułem. Wolsung – Magia Wieku Pary to polski system RPG, wydany przez znaną krakowską firmę Kuźnia Gier, która wspiera w działaniach Klub Fantastyki „Kulawy Smok”. Nadzieje związane z Wolsungiem były więc bardzo duże. Z doświadczenia wynika, że gdy Polacy biorą się za system, to na ogół robią to rzetelnie. Żeby to poprzeć, nadmienić można jedne z bardziej popularnych tytułów – Neuroshimę. Świat Wolsunga jest jednak o wiele bogatszy i daje niewspółmiernie ciekawsze możliwości. Świat Gry W Wolsung – Magia Wieku Pary gracze wcielają się w niezwykłe damy i
dżentelmenów, zmagających się z intrygami, konfliktami społecznymi, geniuszami zbrodni, ale też z samymi sobą. Świat Wolsunga, przypomina nasz własny, twórcy gry nie ukrywają skąd brali inspiracje. Sama geografia, sprawia że szybko odnajdujemy ekwiwalenty realnie istniejących krajów. Wotan zamieszkany przez krasnoludów, kojarzy nam się z uporządkowanymi i pozbawionymi poczucia humoru Niemcami. Natomiast Slavia zamieszkana przez „sarmacką” szlachtę, z jednej strony narzeka na to, co się dzieje w kraju, a z drugiej – kocha go z całego serca, jak każdy Polak, gdy kraj w potrzebie, zrobi wszystko, by go zbawić. Twórcy gry bezlitośnie czerpali ze stereotypów, ale trzeba przyznać, że zrobili to w zajmujący sposób. Fabuła, którą będziemy tworzyć ma miejsce po Wielkiej Wojnie, która spowodowała wspomniany już przełom technologiczny. Wszystko dzieje się na progu odkryć, także geograficznych. Nowy świat stoi przed bohaterami otworem, trzeba być jednak czujnym. Wszechobecne są powojenne napięcia i konflikt interesów. Bardzo łatwo o przysporzenie sobie wroga, ale bardzo trudno o pozyskanie wartościowego przyjaciela. Rzuceni w wir tych wydarzeń gracze będą musieli nauczyć się radzić sobie w każdych sytuacjach. Od wystawnych przyjęć u królowej Tytanii, przed eksploracje starożytnych ruin w Atlantydzie, aż po paromobilowe wyścigi, w których nieraz stawką będzie ich własne życie. Przejdźmy jednak do treści traktującej o samej zawartości głównego podręcznika Wolsung – Magia Wieku Pary. Trochę cierpkich słów Zacznijmy od zewnętrznego oglądu sprawy. Okładka podręcznika głównego Wolsung – Magia Wieku Pary, wita nas piękną grafiką, dzięki której już powoli ruszają się zastałe Serwo-motory w na-
KULTURALNE UKWIECENIE szych mózgach. Okazuje się mieć miękką oprawę. Jest to raczej niespotykane, gdyż większość tytułów jest wydawane w twardej okładce. Na pierwszy rzut oka miękka oprawa to nic złego, ale trzeba sobie zadać pytanie „Jak zniesie ona sześćdziesiąt osiem godzin podróży lokomotywą?”, „Czy wytrzyma umorusanie smarem i kwasem akumulatorowym?”, „Czy książka nie zniekształci się wetknięta w stalowe tryby?” Niestety, ale nie. Okładki ledwo mieszczą przepastne 480 stron tekstu. Odrobina „standardowego” użytkowania, może spowodować nieodwracalne uszkodzenia, po których nasz podręcznik już nie będzie wyglądał tak estetycznie, a palnikiem acetylenowym nie da się tego naprawić. Niby nic takiego, ale dla osób starających się zachować książkę w nieskazitelnym stanie może stanowić to problem. Twórcy Wolsunga napisali, że w tym systemie tworzy się od razu bohatera wyjątkowego, lepszego niż tak zwana „obsada” gry (bohaterowie niegrywani). Jednak wielu znawców tematu hołduje założeniu „Od zera, do bohatera”. Gracze cenią sobie doświadczenie i przedmioty zdobyte w toku sesji o wiele bardziej, niż jakby mieli nimi dysponować od samego początku. Natomiast w paru miejscach, szczególnie przy opisie osiągnięć, ma się wrażenie „zapychania dziur” i trudno przez nie przebrnąć. Na pierwszy rzut oka mechanika gry wydaje się zawiła i niejasna, ale po dogłębnym zapoznaniu się z zasadami i paroma rzutami kością, można by rzec, że system jest nawet zbyt prosty. Znaleźć można jednak zastrzeżenia dotyczące struktury w poszczególnych rozdziałach. Na ten przykład, opisy wzorów gadżetów (czyli tego z czego Wolsung jest znany: przełomowych wynalazków, niezwykłych broni, czy maszyn oraz zapierających dech w piersiach konstruktów, takich jak golemy) wymieniane są przed objaśnieniem ich funkcji. Po prostu nie wydaje się to zasadne. Można dojść do wniosku, że najpierw powinny zostać zamieszczone zasady działania gadżetów, a dopiero później opisy, które określają jakie dają premie. Mało tego, gdy czytamy, co dają nam premie wynikające z
atutów (specjalnych zdolności postaci), nie mamy pojęcia jak to się przekłada na mechanikę gry, czyli do czego mogą się nam te atuty przydać. Najprościej mówiąc, opis zasad gry powinien znajdować się na początku, żeby pozostałe treści same odnajdowały kontekst podczas dalszego czytania. Ważniejsze są jednak dobre strony, których jest zdecydowanie więcej. Więcej dobrego, niż złego Przełomowy jest system wykorzystujący zwykłą talię kart do gry, za pomocą której gracze mogą czynnie ingerować w kreowanie świata przedstawionego, co jest niezwykłością na niebywałą
skalę. Porywający jest też fakt wprowadzenia całkiem nowego spojrzenia na fantastyczne rasy znane tak dobrze z innych systemów fabularnych. Mamy tu elfy – uczulone na żelazo, krasnoludy – wrażliwe na światło, czy gnomów golemologów, tworzących tajne komunitarne zrzeszenia. Szczególnie fascynuje możliwość gry Ogrem, Trollem i Orkiem. Tylko w nielicznych grach mamy możliwość wcielenia się jedną z tych ras. Warto też wspomnieć, że każda z nich ma unikalne dla siebie cechy, które sprawią, że gra nimi staje się bardzo ciekawa. Zainteresować można się również tak
zwaną technomagią – sztuką kontroli maszyn, kreacji zadziwiającej magicznej broni i budowania potężnych golemów parowych. Tylko parę tych słów sprawia, że tryby kreatywności w naszych głowach, poczynają się szybciej kręcić. Cała fabuła zawarta w historii Wolsunga jest tak samo inspirująca. Wojny Smocze, czyli zmagania się królestw z potężnymi pradawnymi jaszczurami, a następnie zrobienie z nich broni używanej na potrzeby kraju i trzymania przeciwników w szachu, na kształt bomby atomowej, są porywające. Trudno się oderwać od czytania, a sama myśl o Nieumarłej Rzeszy, potężnej militarnej machinie na kształt hitlerowskiej Trzeciej Rzeszy, z tym że zamiast blitzkriegu, mamy do czynienia z hordami zombie, zdecydowanie budzi w umyśle nowe, ciekawe pomysły na przykładowe sesje. W Wolsungu mamy też do czynienia z unikalnymi potworami, które z lubością będziemy mogli siec. Oprócz powszechnie znanych z tej materii standardów takich jak orki, kultyści, zombie, czy strzygi, będziemy mogli zmierzyć się np. z mrocznymi nerkogolemami, tajemniczymi Uhrwerk (krasnoludami, które zaprzedały duszę mechanicznym wszczepom), czy opętanymi maszynami różnicowymi. Suma wszystkich trybów Reasumując, Wolsung to gigantyczne uniwersum tętniące pomysłami na niezliczoną ilość sesji fabularnych, przy których każdy będzie mógł się świetnie bawić. Daje wielką wolność w kreacji świata, jak i bohatera. Ma oczywiście pewne mankamenty w układzie i jest dość obszerny. Myślę jednak, że to świeży mechaniczny powiew, wpisujący się w tendencje rynkowe i potrzeby nowego pokolenia graczy. Pozostaje tylko powiedzieć: Bierzcie swoją pneumatyczną wyrzutnie harpunów, golemiczne wszczepy i składaną mechaniczną paralotnie, wsiadajcie do najnowszej generacji paromobilu i ahoj przygodo!
JURAND BARLIK
13
Plakat wykonała: Daria Wojewódzka
KULTURALNE UKWIECENIE
Co się stało z naszą muzą? Skończyły się czasy, kiedy muzyka emitowana w radiu czy telewizji była wielką sztuką. Dzisiejszy rynek muzyczny to bazar, gdzie utwór jest towarem, słuchacz – konsumentem, a producent – sprzedawcą kiczu.
S
ektor muzyczny rozrasta się w szybkim tempie. W telewizji, radiu, prasie coraz więcej informacji o nowych piosenkach, wokalistach czy zespołach. Debiutanci są tego nieodłącznym elementem, wielu młodych wybija się na „powierzchnię”. Rozwój rynku muzycznego wspiął się na wyżyny. W ciągu jednego roku obcujemy już nie z jednym, ale kilkoma hitami. Jednak trzeba się zastanowić, z jaką twórczością mamy do czynienia. Czy razem z rozwojem rynku w parze idzie jakość nagrywanej muzyki? Jaki poziom reprezentują wschodzące gwiazdy? Czy wraz z doznaniami muzycznymi nie próbuje się nam czegoś przemycić? Na ilość, nie na jakość Nowości na rynku muzycznym ukazują sie bardzo często. Rekordzistą w tej branży jest z pewnością Tomasz Lubert, który założył i wypromował trzy zespoły: Virgin, Video, Volver. Pierwszą komercyjną umowę nawiązał z Dorotą Rabczewską, znaną szerszej publiczności jako Doda. Dzięki współpracy z Rabczewską przy tworzeniu Virgin, Lubert osiągnął ogromną popularność. Niestety doszło do nieporozumienia, na czym ich wspólne granie się zakończyło. Jednak Tomaszowi Lubertowi nie dość było pieniędzy i sławy. Drugi jego produkt to Video. Wydał z nimi płytę, ale odszedł w 2009 roku, po czym stworzył następny zespół, wspomniany Volver. Promocja to podstawa! Przypadek Tomasza Luberta jest doskonałym przykładem tego, jak łatwo obecnie dostać się na scenę muzyczną i wypromować siebie. To dowód na to, że mamy do czynienia z komercją na rynku muzycznym. Nie
liczy się sama sztuka, tylko ilość mamony, którą można zarobić. Kolejny założony zespół to nowi słuchacze. Kolejny singiel to kolejna suma pieniędzy. Wszystko jest błędnym kołem, w którym cały czas obracają się te same osoby. Przez to coraz mniej młodych i zdolnych ma możliwość wybicia i zaprezentowania się szerszej publiczności. Obecnie liczy się promocja. Im więcej jest cię w mediach, tym trudniej uciec od twojej osoby. Jesteśmy osaczeni. Istnieje niezliczona ilość programów, gdzie występują sławy. Taniec z gwiazdami, Jak oni śpiewają czy VIVA Mjuzik Kłiiiz SUPER STAR – to tylko niektóre z propozycji, jakie oferują nam media. Wcale nie chodzi o lepsze poznanie naszego idola. Wszystko jest elementem promocji. Nie ma miejsca na przypadek. Nie ma programu bez reklamy. Na jeden sezon Muzyka dla większości artystów przestała być pasją, stała się sposobem na zarabianie wielkich pieniędzy. Rynek muzyczny to miejsce, gdzie sprzedawany jest towar, jakim jest sztuka. Klienci nie są świadomi, jak słabej jakości produkt im się proponuje w celu zarobienia pieniędzy. Najważniejszym elementem kawałka jest tekst lub melodia, którą łatwo zapamiętać i nucić na imprezie. Najczęściej chodzi o refren, powtarzające się w kółko te same słowa. Obecnie niewiele jest piosenek z przesłaniem. Jeśli chodzi o melodię to najważniejsze, by dało się do niej tańczyć. Doskonałym przykładem na to jest Loca people Sak Noela i tekst „All day, all night. What the fuck?”, który jest elementem najczęściej pojawiającym się w piosence. Kolejny hit imprez to Ai Se
Eu Te Pego, Michela Teló, gdzie przewija się w refrenie „Nossa, nossa”. Są to z pewnością skrajne przykłady, jednak odwzorowują sytuację na rynku muzycznym. Pocieszeniem może być jednak to, że jest to sezonowa muzyka. Szybko zniknie, zastąpiona innymi dźwiękami. W końcu powtarzane słowa ostatecznie się znudzą. Muzyczne kąski Jest jeszcze nadzieja, że są ludzie, którzy nadal tworzą dając wartościowe przesłanie. Wbrew obecnej modzie nie sprzedali się i wcale nie jest o nich głośno w środkach masowego przekazu. Zaliczyć do tych muzyków można Kasię Nosowską z zespołem Hey, Monikę Brodkę czy Grzegorza Turnaua. Utwory artystów, które mimo wszystko przebijają się przed modne melodie, są muzycznym rarytasem. Wykonawcy ci istnieli i nie przemijają jak sezonowi twórcy z równie sezonową muzyką. Trzymają się dobrze, bo ich dzieło przekazuje wartości, które sami wyznają. Nie próbują zdobywać popularności na siłę. By myself Wielu artystów samodzielnie pisze teksty, które później wykonuje na scenie. Granie swojego utworu jest zapewne pełnią artystycznej realizacji oraz daje ogromną satysfakcję. W pewnym wywiadzie Patrycja Markowska powiedziała, że aby móc pisać teksty piosenek, trzeba to umieć. Pewnie nie każdy ma dar do tworzenia hitów, jednakże każdy może spróbować. Łatwo się zgodzić z Markowską, ponieważ artysta sam piszący piosenkę, ma możliwość przelać emocje, wyśpiewać swoje myśli. Ludzie oczekują szczerości w muzyce. Wystarczy, że mamy dość kłamstw wokół. Muzyka powinna być prawdą, ucieczką od innych spraw. Szczerość i prawda to
15
KULTURALNE UKWIECENIE fundament sztuki. Jeżeli w piosence są zawarte autentyczne emocje, jest pewne, że będzie miała ona siłę większą niż typowy dyskotekowy przebój. Piosenka wcale nie musi być hitem, który śpiewa się na imprezie. Najważniejsze jest, żeby przekaz trafił do publiczności. Odbiorca wymaga czegoś więcej od muzyki niż dostanie się wyłącznie do uszu, powinna również poruszać sumienie.
Niepokonani wśród tandety Komercjalizacja rynku muzycznego to bardzo obszerny temat. Na każdym kroku możemy zobaczyć i wysłuchać jak muzyka, a także ludzie ją tworzący się zmienili. Na szczęście komercja nie zawładnęła wszystkimi artystami. Z tego oczywiście należy się cieszyć. Dzięki temu, co dzieje się obecnie na rynku muzycznym, odnajdywanie nowych i ciekawych twórców, których muzyka nie zawsze
jest emitowana w radiu czy telewizji, daje jeszcze większą satysfakcję. Jest jeszcze wielu artystów, którzy pozostaną Niepokonani i „wśród tandety lśniąc jak diament” przebijać się będą dalej przez stos komercyjnych dźwięków. Pozostaje nadzieja, że to się nigdy nie zmieni, a prawdziwa muzyka będzie zawsze żywa. Maja Przybylska
(NIE)BOSKIE WYSPY Hawaje. Wyspy pełne szczęścia i drinków z palemką, wolne od trosk oraz wszelkich problemów. Taki wizerunek tego miejsca kreuje większość filmów, jakie pojawiają się zarówno na wielkim, jak i na małym ekranie. Tradycyjne wyobrażenie przełamują Spadkobiercy. Mimo, że od dawna wyświetlani w kinach, nadal cieszą się ogromną popularnością.
O
braz w reżyserii Alexandra Payne’a jest filmową adaptacją powieści o tym samym tytule, autorstwa Kaui Hart Hemmings. Otrzymał pięć nominacji do Oscara oraz dwa Złote Globy w kategoriach: najlepszy film, a także najlepszy aktor – George Clooney. Akcja filmu toczy się na Hawajach, gdzie główny bohater, Matt King, w którego postać wcielił się aktor, usiłuje samodzielnie uporać się z trudną rzeczywistością, podczas gdy jego żona tkwi w śpiączce. Od momentu tragicznego wypadku musi się zmagać z powrotem do roli ojca dwóch dorastających córek, sprzedażą ziemi, które od dekad należały do jego rodziny i z teściem obwiniającym go o wypadek córki. Pomimo dość poważnej tematyki, film broni się akcentami humorystycznymi. Jednym z nich jest zachowanie przyjaciela starszej córki, Sida, który dosyć często wykazywał się dużą dozą nonszalancji, czy wręcz ignorancji w stosunku do innych osób. Główna postać przedstawiona jest jako osoba niestabilna emocjonalnie.
16
Z jednej strony bohater jest przybity zaistniałą sytuacją, z drugiej zaś odczuwa obojętność wobec zbliżającej się śmierci żony. Mimo wszystko, do końca filmu wywiera on na widzu pozytywne wrażenie. Nawet jeśli wziąć pod uwagę jego nieudolność w wychowywaniu córek oraz bierny stosunek do kochanka swojej żony. Jedyne, co można zarzucić temu obrazowi, to całkowity brak ładunku emocjonalnego. Wszystkie wydarzenia przedstawione są w sposób po-
wierzchowny, a odbiorca nie angażuje się uczuciowo w rodzinną tragedię, która rozgrywa się w tak cudownych okolicznościach przyrody. Pomijając ten fakt, film jest w stu procentach godny polecenia. Dobra gra aktorska, świetny soundtrack (zwłaszcza klimatyczne hawajskie pieśni) oraz wciągająca akcja czynią go prawdziwą gratką dla każdego kinomana. MARCIN OGŁOZIŃSKI
KULTURALNE UKWIECENIE
Natalie Hiong – Little Heart Trochę szkoda tej produkcji. Jest to poprawnie wykonana EPka, garść dobrze zaśpiewanych, wpadających w ucho piosenek. Autorka ma talent do tworzenia przyjemnych kompozycji. Niestety to za mało, żeby wybić się ponad przeciętność i zasłużyć na miano artystki z krwi i kości.
senki. Wręcz przeciwnie, słucha się tego przyjemnie, to ciepła, bardzo pozytywna muzyka. Tyle, że nie ma w niej nic nowatorskiego, to wszystko po prostu już gdzieś kiedyś było. Spośród wszystkich kompozycji najlepiej wypada melancholijne Per-
N
atalie to młoda wokalistka, która potrafi śpiewać i ma przyjemny dla ucha głos, ale można odnieść wrażenie, że brakuje jej jeszcze doświadczenia, które przychodzi z wiekiem. I to słychać. Little Heart zabiera słuchaczy w podróż po sercu zakochanej dziewczyny i przedstawia miłość na pięć różnych sposobów. Wszystkie kawałki od razu wpadają w ucho. Problem tylko w tym, że równie szybko je opuszczają. Istnieje wiele utworów podobnych do This love song czy Part of the wonders. Nie znaczy to wcale, że to słabe pio-
fect. Głos Natalie współgra z muzyką, świetny klimat budują smyczki. Słychać emocje włożone w nagrywanie wokali, aż chce się wcisnąć guzik replay. To najjaśniejszy punkt na Little
Heart. Reszta piosenek, mimo że dobrych, prezentuje się przy nim blado. Ta EPka nie zrobi raczej zawrotnej kariery. Słuchacze otrzymują muzykę łatwą, lekką i (chwilami nawet bardzo) przyjemną, ale to za mało. Można mieć nadzieję, że z czasem Natalie nabierze więcej doświadczenia i nagra kiedyś pełnoprawny album, do którego będzie się wracać nawet po latach. Jednak na chwilę obecną jest to daleka przyszłość. Na razie pozostaje tylko trzymać kciuki za młodą wokalistkę. Najlepiej słuchając przy tym jej piosenki Perfect.
ŁUKASZ PŁACZKOWSKI
SERDECZNIE DZIĘKUJEMY ZA WSPÓŁPRACĘ:
17
KULTURALNE UKWIECENIE DATA
WYDARZENIE
KATEGORIA
MIEJSCE
CENA
13 kwietnia godz. 20.00
Premiera: „Oburzeni” -Cykl inscenizacji przygotowanych na podstawie sztuk pisanych na zamówienie Teatru Polskiego
SPEKTAKL
Teatr Polski Bydgoszcz, al. Mickiewicza 2
Zgodnie z cennikiem biletów Teatru Polskiego Bydgoszcz
14-15 kwietnia godz. 16.00
Otwarte próby zespołów „Indeks Blues” oraz „Nilfgaard”
PRÓBY
C.I.A Beanus, ul. Chodkiewicza 30
Wolny
EVENT
C.I.A Beanus, ul. Chodkiewicza 30
Wolny
EVENT
Budynek Główny UKW, ul. Chodkiewicza 30
Wolny
KONCERT
C.I.A Beanus, ul. Chodkiewicza 30
18-20 kwietnia godz. 12.0015.00
18
Dzień Dawcy
19 kwietnia godz. 10.0013.00
Targi Kół Naukowych
23-27 kwietnia
I Przegląd Kapel Bydgoskich
Wolny
Ogólnopolska Studencka Konferencja Naukowa „Moje miejsce w…”
KONFERENCJA
26 kwietnia godz. 10.00
Budynek Główny UKW, ul. Chodkiewicza 30
Wolny, po wcześniejszych zgłoszeniach
27 kwietnia godz. 20.00
Premiera: „Przyrzecze”
SPEKTAKL
Teatr Polski Bydgoszcz, al. Mickiewicza 2
Zgodnie z cennikiem biletów Teatru Polskiego Bydgoszcz
28 kwietnia godz. 19.00
Premiera: Antonin Dvořak – „Rusałka” Inauguracja XIX Bydgoskiego Festiwalu Operowego
OPERA
Opera Nova w Bydgoszczy, ul. Marszałka Focha 5
Zgodnie z cennikiem biletów Opery Nova w Bydgoszczy
29 kwietnia godz. 19.00
Premiera II: Antonin Dvořak – „Rusałka” XIX Bydgoski Festiwal Operowy
OPERA
Opera Nova w Bydgoszczy, ul. Marszałka Focha 5
Zgodnie z cennikiem biletów na Bydgoski Festiwal Operowy
30 kwietnia godz. 18.00
Premiera II: Antonin Dvořak – „Rusałka” XIX Bydgoski Festiwal Operowy
OPERA
Opera Nova w Bydgoszczy, ul. Marszałka Focha 5
Zgodnie z cennikiem biletów na Bydgoski Festiwal Operowy
1 maja godz. 19.00
Wolfgang Amadeus Mozart – „Czarodziejski Flet” Operowe Forum Młodych
OPERA
Opera Nova w Bydgoszczy, ul. Marszałka Focha 5
Zgodnie z cennikiem biletów Opery Nova w Bydgoszczy
2 maja godz. 18.00
Domenico Cimarosa – „Potajemnie małżeństwo” Operowe Forum Młodych
OPERA KOMICZNA
Opera Nova w Bydgoszczy, ul. Marszałka Focha 5
Zgodnie z cennikiem biletów Opery Nova w Bydgoszczy
3 maja godz. 19.00
Igor Strawiński/ Niżyński – Hodson, Gat, Béjart – „Święto Wiosny” XIX BFO
WIECZÓR BALETOWY
Opera Nova w Bydgoszczy, ul. Marszałka Focha 5
Zgodnie z cennikiem biletów na Bydgoski Festiwal Operowy
W Teatrze Polskim Bydgoszcz 20-22 kwietnia