Atheneum nr 21/2015

Page 1

1


At h e n e u m m a r z ec 2 0 1 5 / n r 2 1

SPIS TREŚCI

2

Świętujemy Goździki zamiast tulipanów ............... 4 Gdzie szczęscie, tam i ludzie ............. 6

Męski punkt widzenia Dzień Kobiet .................................................... 5

Lifestyle Szczęśliwe amulety ................................... 7 Gdy student pracuje na własny rachunek... .............................. 9 Gra w świecie wyobraźni .................... 13

Info z wielkiej bUKWy Technologia 2.0 – z Internetem za pan brat ............... 8

Student z Pasją Karolina Paruch – zdjęciowa terapeutka ........................ 10

List za list Justyna i Karolina ...................................... 12

Kuchnia Nowe miejsce – bydgoska Spiżarnia ............................. 14 Studencki lans w kuchni ..................... 17

Rozrywka Recenzje filmowe ........................................ 16 Studencie, trochę kultury! .................. 18 Muzyka ............................................................... 19

redakcja Redaktor naczelna: Aleksandra Kreja Zastępca redaktor naczelnej: Magdalena Banasiak Koordynator i korekta: dr Aleksandra Norkowska Szef korekty: Magdalena Banasiak Korekta: Magdalena Banasiak, Karol Ebertowski, Piotr Ossowski, Patrycja Ziemińska Redakcja: Magdalena Banasiak, Karolina Czajkowska, Karol Ebertowski, Justyna Kowalska, Aleksandra Kreja, Magdalena Kruszona, Natalia Krzynówek, Hubert Kurzeja, Żaneta Szlachcikowska, Justyna Wróblewska, Patrycja Ziemińska Skład: Aleksandra Kreja, Justyna Wróblewska Okładka: archiwum Karoliny Paruch Oprawa graficzna: Aleksandra Kreja Wydawca: Samorząd Studencki UKW Fotografie: flickr.com, pixabay.com Kontakt: gazeta.atheneum@gmail.com Facebook: www.facebook.com/atheneumUKW fot. Agata Dobrzańska


3 „Pierwszy podmuch wiosny budzi lęk…” – rok w rok, gdy tylko zaświeci słońce, po długiej zimie przypominają mi się te słowa z piosenki zespołu Coma. Nie wiedzieć czemu, moje podejście do życia robi się coraz bardziej sceptyczne w tym czasie. Przez kilka mroźnych miesięcy koczowaliśmy zamknięci w swoich domach, uciekając po zaję-

ciach przed zimowym chłodem. A tu termometry pokazały kilka kresek powyżej zera i wraz z nami wyszły na zewnątrz nasze oczekiwania, nadzieje i pragnienia. Każdy ma coś, co go nieustannie trapi lub odbiera radość istnienia. Zabrzmiało patetycznie, ale czy z nadejściem wiosny nie oczekujemy od naszego życia czegoś lepszego? Jeden marzy, by nareszcie schudnąć, drugi zamierza poprosić o podwyżkę, kolejny chce znaleźć zajęcie pożyteczniejsze od siedzenia przed komputerem, a jeszcze inny marzy o wielkiej, prawdziwej miłości. Masz te wszystkie rzeczy? Nie musisz się o nic martwić?

Zatem serdecznie Ci gratuluję! Serio. Lecz jeśli nie, to pora wziąć się do roboty. Pomyślicie, że łatwo mi mówić. Nie jestem drugą Ewą Chodakowską, mobilizującą setki Polaków do podniesienia swoich czterech liter z kanapy. Jestem młodą, wykształconą kobietą, pragnącą udanego życia. I zawsze z przyjściem mojej ulubionej pory roku chce mi się więcej – czasu do stracenia, podróży, spotkań z przyjaciółmi, książek, uśmiechu, pieniędzy do wydania, możliwości. Mogłabym tak wymieniać bez końca. Ale nawet się człowiek nie obejrzy, a już przychodzi lato, po nim jesień i znowu zima. I tak w kółko. Dajmy szansę tegorocznej wiośnie zyskać miano najlepszego czasu, jaki dane nam było przeżyć. Magdalena Banasiak

zastępca redaktor naczelnej


4

Goździki zamiast tulipanów czyli jak wyglądało święto kobiet w czasach PRL-u Czułe, opiekuńcze, wyrozumiałe, ciepłe, rodzinne, wrażliwe — te kilka słów idealnie opisuje kobiety, które każdego dnia zmagają się z łączeniem pracy zawodowej i bycia mamą oraz żoną. Nikt, tak jak one, nie godzi wszystkich obowiązków. Nie da się ukryć, święto 8 marca słusznie im się należy i powinno się je celebrować. Dziś, jak wygląda ten dzień, każdy wie. Ale jak to było w czasach PRL-u?

Pierwsze skojarzenie, jakie nam przychodzi do głowy to goździki i rajstopy. Tyle my, młodzi, wiemy na ten temat i w tym miejscu moglibyśmy zakończyć rozmowę. A szkoda, bo choć czasy były szare to historia oraz sposób świętowania bardzo barwny i specyficzny. Ale zacznijmy od początku… Dzień Kobiet zrodził się tak naprawdę, dzięki spotkaniu kobiet w Kopenhadze, a dokładniej mówiąc Zjazdu Socjalistek, które w 1909 roku ustanowiły międzynarodowe święto ku czci ofiar walki o równouprawnienie. Jednak ten dzień upowszechnił się dopiero w czasach PRL-u. Obchodzono go obowiązkowo we wszystkich zakładach pracy i szkołach. Każda z pań była wyjątkowo traktowana i doceniana. Szefowie zapraszali na herbatę, ciastko, a także miód pitny. Och, co to był za dzień! Jak śpiewał Edward Hulewicz: Szampana pijmy (...) za zdrowie pań, panowie! Zabaw tego dnia nie było końca, ale to głównie męska część społeczeństwa lepiej się bawiła, mimo, że to nie było ich święto. Wieczorową porą, na ulicach miast można było spotkać mężczyzn w stanie lekkiego upojenia alkoholowego (no dobra, pewnie nie tylko lekkiego). Zresztą, już od samego rana ganiali „z obłędem w oku” po sklepach w poszukiwaniu upominków dla swych ukochanych. A w tamtych czasach było to dla nich ogromnym wyzwaniem, biorąc

pod uwagę fakt, że półki świeciły pustkami. Panowie głowili się, co podarować płci pięknej, ale z pomocą przychodził Dziennik Telewizyjny emitując reportaże, w których radzono, co kupić „Ewom” z okazji ich święta: Oczywiście muszą być kwiaty. Najtańsze — goździki są w cenie 50 złotych za sztukę, a wiadomo przecież, że wypada kupić co najmniej trzy. Polecamy też sznur sztucznych pereł: kosztuje zaledwie 80 złotych, a jest w czym wybierać. Wręczano również pościele, ręczniki, kawę, herbatę, mydełka i czekoladki. Zdarzały się także bilety do teatru i kupony Toto-lotka na szczęście. Panie dostawały wszystko to, czego brakowało na rynku, dlatego nawet małe pudełeczko słodyczy działało na nie tak, jak diamenty cieszą współczesne kobiety. Komunistyczny scenariusz przewidywał wręczanie damom w zakładach pracy kwiatów oraz prezentów (przy czym, konieczne było pokwitowanie przy odbiorze), a także wygłaszane przez naczelników firm apele i referaty, które wychwalały pracownice. Podkreślano znaczenie kobiet w życiu gospodarki, a atmosfera takich uroczystości była podniosła.

chociażby na YouTube). Zobaczycie w nich (a dokładniej mówiąc w Dzienniku Telewizyjnym) materiał, w którym dziennikarz pyta przechodniów, czy święto 8 marca jest potrzebne — wszyscy odpowiedzieli, że tak. Wydaje mi się, że każdy potrzebował takiego jednego dnia, kiedy to zarówno mężczyźni mogli uszczęśliwić kobiety, jak i one poczuć się wyjątkowo.

Oczywiście, całe to „zamieszanie” było propagandą oraz służyło taniemu zaspokojeniu potrzeby dowartościowania kobiet. Jednak polecam Wam włączyć programy informacyjne z owych czasów (dostępne

Magdalena Kruszona

Dziś, podobnie jak w czasach PRL-u, starsze i młodsze panie potrzebują uwagi panów, wyrazów szacunku, które powinny być okazywane przez cały rok, ale to właśnie 8 marca jest tym szczególnym dniem, by podkreślać wyjątkowość kobiet. W XXI wieku odchodzi się już od prezentów, które z perspektywy czasu wydają się nam tandetne. Obecnie królują romantyczne kolacje, bony do salonów SPA, drogie biżuterie, a goździki zostały zastąpione tulipanami i różami. Z perspektywy czasu, sposób świętowania się zmienił. Ciekawe, jak dzień kobiet będzie wyglądał za kolejne 30 lat. Czy wrócą stare, „peerelowskie” trendy, zostaną teraźniejsze, czy pojawi się coś zupełnie nowego?


5 Macedonii, Mołdawii, Mongolii, Polsce, Rumunii, Rosji, Serbii, Tadżykistanie, Ukrainie, Uzbekistanie, Wietnamie, Włoszech i Zambii. I tutaj „ciocia Wikipedia” przytacza bardzo popularne słowa: „Mężczyźni wręczają wtedy znajomym kobietom – matkom, żonom, partnerkom, koleżankom – kwiaty i drobne podarunki.” Przyznać się panowie, było tak?

Męski punkt Widzenia

Dzień Kobiet

Kobieta, płeć piękna, dziewczynka, dama, niewiasta, białogłowa, słaba płeć, ale też niestety baba, hetera itd. Nie będę się dalej Paniom narażał. Te i wiele innych podobnych określeń, usłyszeć można w rozmowach panów nt. swoich drugich połówek, kuzynek, sióstr i znajomych. To jednak 8 marca wszyscy faceci miękną i chcą w jak najlepszy sposób pokazać się, kupując kwiaty, czekoladki, idąc do kina czy po prostu na popołudniowy spacer. A czemu tylko 8 marca? Czemu tylko w pojedynczy dzień, jak Walentynki czy dzień urodzin? Jako facet powiem tylko tyle, że nie mam zielonego pojęcia. Powiedziałem, co wiedziałem. Najpierw jednak trochę teorii od „cioci Wikipedii”. Międzynarodowy Dzień Kobiet ustanowiony został w 1910 r. jako sposób wyrażenia szacunku dla kobiet walczących o ich równouprawnienie. Za pierwowzór tego dnia często przyjmowane są starorzymskie Matronalia – święto przypadające w pierwszym tygodniu marca kojarzone z początkiem roku, macierzyństwem i płodnością. Późniejsze historie związane z datą 8 marca kojarzone są raczej z niewesołymi wydarzeniami w świecie (strajki, liczne pożary miejsc pracy kobiet),

dlatego też wynikiem tych wydarzeń były ustanawiane na całym świecie Dni Kobiet. W Kopenhadze mówiono, iż „służyć miał krzewieniu idei praw kobiet oraz budowaniu społecznego wsparcia dla powszechnych praw wyborczych dla kobiet”. Śladami Danii poszły inne kraje europejskie i pozaeuropejskie, i tak dzisiaj Międzynarodowy Dzień Kobiet obchodzony jest w: Albanii, Algierii, Armenii, Azerbejdżanie, Białorusi, Bośni i Hercegowinie, Brazylii, Bułgarii, Burkina Faso, Chinach, Czarnogórze, Kamerunie, Kazachstanie, Kirgistanie, Kubie, Laosie,

Jako że sam piszę o tym święcie, powiem wam, jak to było w moim przypadku. Znajomi wiedzą, że nie lubię kupować prezentów. Nigdy nie wiem, czy przypadkiem obdarowywana osoba już takiego nie ma, czy na pewno się jej przyda albo zwyczajnie, czy się jej spodoba. Zawsze odkładam to na ostatni moment. Przeważnie, kończy się na kwiatach i jakimś do nich dodatku – czekoladkach, misiaku czy innym drobnym upominku. Wiem też, że bardziej ambitni zapraszają swoje Panie do kina, teatru czy w romantyczną podróż dokądkolwiek (przeważnie na spacer do parku :P). Nie chcąc się wykręcać brakiem czasu czy moim roztargnieniem, dałem swój prezent jeszcze przed 8 marca. Jak się później okazało – wszystko zgrało się idealnie. Ona szczęśliwa i zadowolona z prezentu, ja spokojny, że nie oberwę, bo „zapomniałem”. Ale czy któryś z przedstawicieli płci męskiej może mi powiedzieć, czemu potrzebujemy do tego specjalnego dnia? Nasze kobietki są jedyne w swoim rodzaju, więc powinniśmy im to mówić i okazywać każdego dnia. Nie twierdzę, że od razu zawsze musimy przyjść z bukietem kwiatów do domu – w końcu zaczęłoby to być nużące – ale dobre słowo, wspólne wyjście na miasto czy chociaż mała pomoc w kuchni będzie dla niej oznaką, że nam na niej zależy. Drogie Panie, jeżeli mówię nieprawdę, proszę o sprostowanie. Nie jest oczywiście łatwym, tak od razu zmienić swoje zachowanie z dnia na dzień, ale nikt nie twierdzi, że nie da się tego zrobić. Jako, że artykuł ujrzy światło dzienne już po 8 marca, chciałbym złożyć wszystkim Paniom i Dziewczętom spóźnione, aczkolwiek szczere życzenia: sukcesów w życiu prywatnym, dążenia do obranego celu (ale nie za wszelką cenę i kosztem świętego spokoju płci brzydszej), abyście w ciągłym biegu zauważały starania drugich połówek względem Was – ponoć emocjonalnie dojrzewamy później od Was, więc dajcie nam jeszcze trochę czasu. Ponadto życzę poczucia bezpieczeństwa i ochrony w naszej obecności, kubka gorącej czekolady w sobotni wieczór przed kominkiem i komedii romantycznej razem z ukochanym (faceci, dacie radę). Oczywiście, pięknej szkarłatnej róży, żółtego tulipana lub innego, ulubionego kwiatka. Karol Ebertowski


6

Gdzie szczęście, tam i ludzie „Czasy się zmieniają, trzeba żyć na własną rękę, uwierz mi do tego będzie Ci potrzebne szczęście, nie patrz na tych chciwych Ty i tak masz od nich więcej, swoich ludzi, wolność słowa i odważne serce.” – śpiewają Mesajah i Kamil Bednarek w jednym ze swoich ostatnich, radiowych przebojów. Słowa proste, zrozumiałe, motywujące. Czy aby na pewno wykorzystujemy ich przekaz w życiu codziennym? Dowiecie się tego, sprawdzając wyniki – przygotowanej dla Was z okazji obchodzonego 20 marca Międzynarodowego Dnia Szczęścia – ankiety. Kwestionariusz został wypełniony drogą internetową przez ponad stu respondentów, studentów UKW.

Do szczęścia nie trzeba piękności Szczęście jest emocją spowodowaną doświadczeniami ocenianymi przez nas jako pozytywne, korzystne. Skoro wartość ta funkcjonuje w oparciu o nasze indywidualne, subiektywne odczucia, czy można jednoznacznie stwierdzić, czym na dobrą sprawę jest szczęście? Czy zależy ono jedynie od wewnętrznego stanu ducha jednostki? A może w dużej mierze decydują o nim okoliczności życiowe? Odpowiadając na pytanie: „Co daje człowiekowi największe szczęście?”, w przeważającej liczbie głosów stwierdziliście, że jest ono sumą doznań i przeżyć płynących z różnych źródeł, opiera się na uczuciach i relacjach międzyludzkich, warunkuje je również zdrowie. Za dopełnienie szczęścia można zaś uznać sukcesy zawodowe oraz dobra materialne.

Szczęście jest w nas

Codzienne zmagania z rzeczywistością oraz rywalizacja o właściwe miejsce w społeczeństwie sprawiają, że nazbyt często zapominamy o tym, jaki jest cel naszego bycia w tym świecie, wśród takich, a nie innych ludzi. Przecież nie chodzi w nim ani o pieniądze, ani o władzę czy karierę zawodową. Ważniejsze okazuje się wówczas poczucie własnego spełnienia, osobistego sukcesu, przyjemności. Jak je znaleźć? Jak należy żyć, by w pełni wykorzystać dany nam potencjał i osiągnąć upragnione szczęście? Rad dotyczących sprawdzonych sposobów na odnalezienie szczęścia udzielają Wam studenci naszej Uczelni.

Oszacuj swoje szczęście Jak widać, szczęście nie jest wcale dziełem przypadku. Analizując wyniki ankiety, doszłam do wniosku, że dość spore grono studentów UKW doskonale zdaje sobie z tego sprawę! Zapytaliśmy bowiem

część Waszych koleżanek i kolegów o to, czy uważają siebie za szczęśliwych, zadowolonych z życia młodych ludzi. Aż 66% respondentów odpowiedziało twierdząco, co niezmiernie nas cieszy! Gorąco dopingujemy

szczęśliwcom, a tym, którzy nadal szukają recepty na szczęście, podpowiadamy: nie znacie dnia, ani godziny – szczęście przyjdzie i zrobi Wam niesamowitą niespodziankę ! Patrycja Ziemińska


7

Szczęśliwe amulety Większość ludzi otwarcie twierdzi, że osobisty „gadżet szczęścia” to głupota i zabobony. Jednak skrycie każdy z nas ma lub miał choć jeden przedmiot bliski naszemu sercu. Najpopularniejszym przedmiotem, który przyciąga do nas szczęście jest kamień. Zwykły lub szlachetny. Najlepiej z różnych zakątków świata znaleziony przez przypadek w dzikich, niedostępnych miejscach lub po prostu namierzony w domowym ogrodzie. Trzymany w portfelu lub na łańcuszku, blisko serca. Jest najważniejszy i bardzo osobisty. Łączy się z nim jakaś ważna historia. Niby to zwykły kamień, a jednak coś znaczy lub zwyczajnie zachwycił oko łowcy kamieni i poczuł, że potrzebuje mieć go przy sobie. Kolejnym jest wisior. Zazwyczaj po babci. Rodzinna pamiątka oddaje charakter i melancholię amuletu. Strzeżony i szanowany, prawdopodobnie ma wartość historyczną. Być może był świadkiem czegoś ważnego i posiada moc szczęścia? Przystrojone, piękne damy dumnie prezentowały takie wisiory na swoich dekoltach. Były gwiazdami na salonach dwudziestego wieku. Być może zakochany w ubogiej dziewczynie arystokrata podarował jej ten piękny i drogocenny naszyjnik? Historia takich amuletów zazwyczaj owiana jest tajemnicą i swoistą magią. To jest najpiękniejsze w tych przedmiotach. Obserwator zafascynowany wzorem i kamieniem amuletu z zazdrością przysłuchuje się jego historii. Dlatego też dla właścicielki jest on bezcenny i przechowuje go w specjalnym pudełku. I zakłada tylko na specjalne okazje. Następnym, bardziej stereotypowym może być pluszowy miś. Zużyty, z oderwanym uszkiem jest wspomnieniem dzieciństwa lub dawnej przyjaźni. Towarzyszy podczas egzaminów i najważniejszych wydarzeń w życiu. Posiada w sobie dobrą energię. Jest partnerem do zadań specjalnych. Przeważnie leży cicho na dnie torby lub przyczepiony do

kluczy czuwa i dodaje otuchy właścicielce. A gdy jest nagła potrzeba, zostaje posadzony w centralnym miejscu, naprzeciwko, aby mógł wysyłać swoje promienie szczęścia. Ostatnio w świecie mody popularne są łańcuszki szczęścia lub charmsy. Delikatne, srebrne lub złote. Z koniczynką lub kluczem, z sercem lub kółkiem. Do wyboru, do koloru. Mnóstwo celebrytek, prezentując nowe kreacje na czerwonym dywanie, rozpowszechniło ten zwyczaj i chętnie promuje modne amulety. A młode dziewczyny, zahipnotyzowane swoimi idolami, kupują te drobiazgi. Mężczyźni, co prawda bardziej skrycie, ale również posiadają swoje talizmany. Głównie są to bilety z meczów, bransoletki z podróży, wisiory, krzyże lub medaliony. Jednak nie afiszują się ze swoimi amuletami. Czasem nawet wstydzą się o tym mówić bo społeczeństwotwierdzi, że to babskie i nie wypada. Aczkolwiek chętnie wierzą w to, że ta rzecz przynosi im szczęście. Czują się lepiej i dbają o swoje talizmany. Oficjalnie amulet pochodzi z języka greckiego i oznacza – coś zawieszonego na szyi. Odnosi się do magii i czarów. Nawiązuje do jakiejś symboliki lub bóstwa. Kojarzony przede wszystkim z ateistami i pogaństwem. W religii chrześcijańskiej, używanie lub noszenie tego typu przedmiotów, jest zabronione. Jednak wciąż pozostaje liczne grono, które nie przejmuje się słowami krytyki i woli mieć przy sobie ten jeden, ulubiony przedmiot, który podobno przynosi szczęście. Justyna Kowalska


8 Technologia 2.0

z Internetem

za pan brat Nowe technologie dostępne są tylko dla młodych ludzi? Skądże! Studenci Kazimierzowskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku poznają wszechobecne środowisko internetowe, do którego wprowadzają ich przedstawiciele humanistyki drugiej generacji.

Zajęcia dla nieco starszych żaków, określane jako Technologia 2.0, to projekt, który powstał w 2014 r. Ten innowacyjny pomysł realizowany jest od stycznia tego roku. Jego pomysłodawcami są studenci humanistyki 2.0, którzy wcielają się w role wykładowców i prowadzą ten kurs — są to Marta Brodowska, Marta Jęcka, Justyna Kamińska, Natalia Wojkiewicz i Damian Polaszewski. Postanowili oni poświęcić swój wolny czas i pomóc około 50-letnim osobom odnaleźć się w środowisku internetowym. Na prowadzone przez nich zajęcia uczęszcza grupa niespełna piętnastu pań, których ciekawość świata nie maleje wraz z wiekiem. Większość kursantek właśnie na tych zajęciach, po raz pierwszy miała styczność z komputerem.

osoba prowadzi wykład, pozostali prowadzący cały czas są obecni na sali i pomagają studentom skutecznie wykonać wymagane czynności. Indywidualne podejście do każdego kursanta, dzięki któremu nikt nie zostaje zignorowany, szczególnie widoczne jest we wtorkowe popołudnia podczas 1,5-godzinnych konsultacji, na które uczestnicy przynoszą własny sprzęt elektroniczny, a wykładowcy pomagają im rozwiązać pojawiające się problemy oraz wyjaśniają wszelkie niejasności związane z technologią. Zarówno poniedziałkowe wykłady, jak i spotkania konsultacyjne odbywają się w salach w budynku Biblioteki Głównej UKW. Podczas zajęć wykorzystuje się nie tylko komputery, ale także projektor i tablicę multimedialną.

Student ponad wykładowcę Projekt nie jest realizowany według ściśle określonego planu. Harmonogram zajęć jest tworzony z dnia na dzień. Tematy poruszane na zajęciach uzależniane są od potrzeb uczęszczających na nie studentów, którzy decydują o tym, czego chcą się dowiedzieć. Uczestnicy potrafią już korzystać z poczty elektronicznej, używać pendrive-a, znaleźć utwór muzyczny na YouTubie, bądź robić zakupy przez Internet. Przewidziane są także zajęcia dotyczące grafiki komputerowej. Jednak, niemal na każdych spotkaniach pojawiają się rzeczy, które prowokują do poruszania coraz to innych kwestii. Tempa przekazywania wiedzy nie narzuca zegar, a prowadzący nie gonią z materiałem. Zależy im, aby studenci przyswoili nowe informacje, które poszerzą ich horyzonty. Istotną częścią zajęć są ćwiczenia praktyczne. Podczas, gdy jedna

Po drugiej stronie Spotkania odbywają się w luźnej atmosferze. Nie ma osób mniej lub bardziej ważnych. – Rozmawiamy z nimi na równej linii – komentuje Justyna Kamińska. Osoby prowadzące kurs starannie przygotowują się do tego przedsięwzięcia i co tydzień zastanawiają się, o czym jeszcze warto wspomnieć swoim uczniom. Zajęcia to także okazja dla studentów humanistyki 2.0 do sprawdzenia się w roli wykładowców. Jednak oni sami uważają się jedynie za osoby, które mogą i chcą przekazać innym wiedzę. Swoją pracę wykonują bezinteresownie. Czerpią z niej ogromną satysfakcję, a także doskonalą samych siebie. – Od naszych kursantek uczymy się cierpliwości – twierdzi Damian Polaszewski.

Internet nową tradycją Kobiety, które dobrowolnie zgłosiły się na zaproponowane przez studentów UKW zajęcia, nie żałują swojej decyzji. O kursie dowiedziały się z informacji na plakatach informacyjnych rozmieszczonych na Uczelni. Uczestnictwo w projekcie pozwala im łatwiej odnaleźć się w świecie zdominowanym przez najnowsze technologie. Poznanie zasad funkcjonowania m.in. stron internetowych, skrzynki elektronicznej bądź komunikatora Skype, bez wątpienia usprawnia kontakt z bliskimi. Zdobyte informacje ułatwiają także zrozumienie dzieci i wnuków, które większość czasu spędzają w sieci. Ponadto uczestniczki zajęć coraz częściej rezygnują z czytania tradycyjnej prasy kupowanej w kiosku i wybierają publikacje elektroniczne, uzyskując do nich dostęp za pośrednictwem Internetu. O tej zmianie decyduje przede wszystkim bezpłatny wgląd do wiadomości w sieci i mnogość zamieszczonych w niej treści. – Cokolwiek wpisuję w wyszukiwarkę Google, przyciskam enter i mam cały świat wyświetlony na ekranie – twierdzi pani Zofia Jaworska, jedna ze studentek. Śmiało można uznać, że zajęcia organizowane przez studentów naszej Uczelni to strzał w dziesiątkę. Obcowanie z technologią przydaje się w każdym wieku. Obecnie brak umiejętności korzystania z Internetu niemal wyklucza jednostkę ze społeczeństwa. Studenci Kazimierzowskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku dają dobry przykład tego, że w poznaniu świata mediów internetowych nie ogranicza nas rok urodzenia podany na dowodzie osobistym. Justyna Wróblewska


9

Gdy student pracuje na własny rachunek… Przekonałeś się na własnej skórze, jak to jest łączyć pracę ze studiami? Tak? To na pewno doświadczyłeś zjawiska zagięcia czasoprzestrzeni i „wydłużenia” doby o kilka ładnych godzin. Nie? Cóż… Na pewno należysz do tych, którzy mogą się błogo wysypiać. Głównym powodem pójścia do pracy jest chęć zarobienia pieniędzy. To możliwość usamodzielnienia się. Nie trzeba polegać na członkach rodziny, którzy podrzucają nam co jakiś czas kilka złotych na własne wydatki. Pracując uczymy się, jak wydawać pieniądze tak, by starczyło na wszystko, co chcemy. Kawa w trakcie okienka, pizza i piwo po zajęciach – wszystko ma swoją cenę. Dzięki dorywczej pracy możemy zaoszczędzić sporą kwotę. Marzą ci się wakacje zagranicą? Do lata jeszcze trochę czasu jest, także zostaje tylko zakasać rękawy i do roboty! Nawet jeśli szukasz ogłoszeń w prasie lub w sieci i nie ma nic, co może cię zainteresować, warto popytać znajomych. Poczta pantoflowa to jedna z najpopularniejszych form rekrutacji. Okazuje się, że niektóre firmy w ogóle nie rozpowszechniają informacji o tym, że szukają nowego pracownika. Wtedy rozpoczyna się plebiscyt najlepszych przyjaciółek i kumpli, którzy idealnie się nadają na wolne stanowisko. Zdarzają się również ci, którzy narzekają na nadmiar wolnego czasu. Wtedy taka praca jest jak znalazł – połączenie przyjemnego (zabijania nudy) z pożytecznym („grosz do grosza…”). Zwłaszcza jeśli wykonuje się to, co się lubi. Interesujesz się modą, a właśnie szukają kogoś do nowo otwartego butiku? Grasz w gry komputerowe i przeczytałeś ogłoszenie o ofercie testera gier? Tak – życie jest piękne, ale praca testera bywa żmudna i nie

tak kolorowa, jak ci się wydaje. Musisz skupić się dosłownie na wszystkim. I nagle nie wiesz, kiedy minął kolejny tydzień. Warto też wspomnieć o doświadczeniu zawodowym. Obecnie wielu pracodawców chciałoby przyjmować młodych, wykształconych ludzi, którzy co dopiero skończyli studia. Co jednak przeważa przy rekrutacji? Doświadczenie! Paradoks w tym taki, że studenci nie zawsze mają czym się pochwalić w CV. Sama znalazłam się w dość dziwnej sytuacji, kiedy szukając pierwszej pracy większość ludzi odrzucało moją aplikację, ponieważ nie miałam nic w niej wpisanego, oprócz ukończonych szkół i zainteresowań. Poza tym dużym plusem jest to, że w trakcie pracy możesz robić coś dla siebie. Dotyczy to często sklepów – nie zawsze bowiem klienci oblegają galerie handlowe od rana do nocy. W wolnej chwili czytasz książkę albo uczysz się do sesji. Wtedy zamiast siedzieć po nocach i kuć do egzaminów jesteś w stanie pospać kilka godzin dłużej. Jednak są też takie stanowiska, które nijak mają się do tego, co przed chwilą opisałam. Nawet jeśli wszystko jest wykonane, to i tak trzeba stać na baczność, udawać, że się coś robi i czekać, aż na przykład potencjalny klient pojawi się na horyzoncie. Niezależnie od tego co robisz i gdzie pracujesz, zdarza się, że jesteś, nadzwyczajnie w świecie, zmęczony. Po powrocie do domu chcesz

odpocząć i obejrzeć film albo nowy odcinek ulubionego serialu. Wtedy nie ma znaczenia czy jest wieczór czy środek nocy. I tak postawisz na relaks. W końcu kiedyś trzeba zregenerować siły. Mimo wszystko znam też takich ludzi, którzy po pracy melanżują do wschodu słońca. Co jest w tym najlepsze? Prosto z imprezy potrafią pojechać na ranną zmianę. Na studiach zaocznych łatwiej jest pogodzić naukę z zarabianiem. Zjazdy w weekendy, mniej więcej co dwa tygodnie. W dni powszednie można całkowicie poświęcić się pracy, bez konieczności opuszczania zajęć na uczelni. Gdy jest się studentem w trybie dziennym sprawa nieco się komplikuje, ponieważ trzeba organizować swój plan dnia do granic możliwości. Każdy wolny kwadrans zamienia się w doskonale zaplanowane piętnaście minut: pójście do sklepu po drugie śniadanie – później nie będzie na to czasu, czasem trzeba pobiec na przystanek autobusowy, żeby dotrzeć na drugi koniec miasta. Studenci uczący się w trybie dziennym nie są od razu skazywani na porażkę. Muszą po prostu nauczyć się skutecznie łączyć swój grafik w jedną, spójną całość. W przypadku takich osób sprawdza się praca w systemie weekendowym. Możliwości zarobku jest naprawdę wiele. Często nawet organizowane są pojedyncze akcje, takie jak promocje w marketach, dlatego nie musisz zobowiązywać się na dłużej. A jak wszyscy doskonale wiemy: hajs musi się zgadzać! Natalia Krzynówek


10

Zdjęciowa

terapeutka

Na co dzień studiuje pedagogikę wczesnoszkolną z terapią pedagogiczną, jednak jej największą pasją jest fotografia, z którą właśnie chciałaby związać swoją przyszłość. Prowadzi stronę „Linka photographie”, na której, jak sama twierdzi, pokazuje świat swoimi oczami. Z Karoliną Paruch rozmawiała Karolina Czajkowska. Na twojej stronie na Facebooku pojawił się cytat Ansela Adamsa: „Odkryłem, że choć aparat fotograficzny nie może wyrazić duszy, to może to zrobić fotograf”. Myślisz, że ci się to udaje? Staram się. Chciałabym, żeby moje zdjęcia były bardzo klimatyczne, ciepłe. Na fotografie spoczywa duża odpowiedzialność. Musi wybrać miejsce, ustawić osobę, dobrać odpowiednie światło i kadr. W swoich zdjęciach chcę przekazać duszę osoby, którą fotografuję. Nie bez powodu fotografów określa się mianem „złodziei dusz”. Jest to jednak duże wyzwanie, dlatego warto zacząć od rozmowy. Zanim przystąpię do pracy z kimś, zawsze najpierw poznaję tę osobę – jaka jest, co lubi. Ten kontakt jest ważny, bo dzięki temu w trakcie sesji modelka przestaje się krępować. Chcę, żeby moje portrety były prawdziwe i podobały się przede wszystkim osobie, którą fotografuję. Unikam sztuczności, nie sztuką jest poprawić zdjęcie. Staram się przedstawić naturalne piękno, dowartościować modelkę. Dlatego też niektóre osoby nazywają mnie „zdjęciową terapeutką”. W portretowaniu łatwo jest wyretuszować zdjęcie, ale trudniej wykadrować je tak, żeby zachwycało bez większej poprawki.

Trudno jest sprawić, żeby osoba, którą fotografujesz otworzyła się, pokazała swoją osobowość? To zależy głównie od charakteru człowieka. Sama jestem dość nieśmiała, dlatego rozumiem tych, którym sprawia trudność występowanie przed kimś zupełnie nieznajomym. Tym bardziej, że może to być dla niektórych krępujące, bo jest to sytuacja niecodzienna. Nie zmuszam nikogo do niczego. Zawsze staram się, by dana osoba sama zechciała się otworzyć, żeby jej to przyszło naturalnie, by czuła się swobodnie w moim towarzystwie i nasze spotkanie sprawiło jej radość. Czy fakt, że czasami sama stajesz przed obiektywem jako modelka, pomaga ci później w pracy fotografa? Jest to bardzo pomocne. Kiedy sami czegoś doświadczymy, to potem łatwiej nam zrozumieć, jak ta osoba może się poczuć. Często sama, podczas sesji, jako fotograf staję obok modelki i podpowiadam jej pozy, aby ta współpraca była łatwiejsza.

Zauważyłam, że na twoich zdjęciach pojawią się głównie kobiety. Mężczyźni nie są dobrymi modelami? Nie, po prostu nie zgłaszają się do sesji. Z własnego doświadczenia wiem, że mężczyźni nie są fanami zdjęć. Jeśli któryś z nich zgodzi się na współpracę z fotografem, to zazwyczaj dlatego, że bardzo tego chce jego dziewczyna. W związku z tym najczęściej są to sesje wspólne. Jednak nawet wtedy mężczyźni są zazwyczaj wyjątkowo spięci. Zwracają uwagę na swój wygląd, ale nie jest to dla nich najważniejsze tak jak dla kobiet, które chcą być wiecznie piękne i młode. Lubimy być zauważone, komplementowane. Czyli zdjęcia są formą dowartościowania drugiej osoby. Dokładnie! Moje sesje są między innymi po to, żeby kobiety przestały narzekać na siebie, tylko też potrafiły zauważyć, że są naprawdę wyjątkowe i piękne. Każdy z nas jest po prostu inny i ważne jest, by o tym pamiętać. Uśmiech jest ważny, ale to przede wszystkim w oczach tkwi to „coś”, co staram się właśnie wydobyć, pokazać.


11

Często robisz „selfie”? Muszę się przyznać, że często mi się zdarza. Niestety, najbardziej podobają mi się autoportrety, aczkolwiek moje przyjaciółki również potrafią dobrze mnie ująć. Pewnie wynika to również z faktu, iż mnie dobrze znają i wiedzą, z jakiego ujęcia wyglądam lepiej. Często sama mówię im wprost, czego oczekuję, bo dzięki „selfie” wiem, jak wyglądam najlepiej. Jak długo zajmujesz się fotografią? Zdjęcia robię już od ośmiu lat, chociaż czas nie jest wyznacznikiem umiejętności, bo można przez wiele lat np. interesować się językiem, a nie potrafić się nim posługiwać. Jednak z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że od ośmiu lat interesuję się fotografią, czytam książki i blogi na ten temat, rozmawiam z fotografami na forach internetowych. Jesteś bardzo samokrytyczna? Tak, rzadko kiedy podobają mi się moje zdjęcia. Nawet te, które znajdują się na stronie internetowej uważam, że mogłyby być dużo lepsze. Dlatego też ciągle staram się pracować nad sposobem ujmowania rzeczywistości i wychwytywaniem tego, co często jest dla niektórych niewidoczne, np. bardzo lubię robić zdjęcia odbić ludzi lub budynków w kałużach czy szybach. Świat jest piękny, jednak często, z powodu braku czasu, nie widzimy tego. Dlatego staram się ten czas zatrzymać i pokazać rzeczywistość tak, jak ja ją widzę. Wolisz pracować z ludźmi na sesji, czy jednak robić zdjęcia w samotności? Bardzo lubię kontakt z drugim człowiekiem, poznawać inne osoby. Jednak czasami jestem outsiderem, który woli stanąć z boku, przyjrzeć się temu, co dzieje się dookoła. Największym marzeniem wielu fotografów jest stać się w pewnych momentach niewidzialnym,

aby móc wniknąć w to, co ludzie często chcą ukryć w tłumie. Nie fotografuję wszystkiego. Czekam na ten jeden ważny moment. Jesteś trochę marzycielką? Bardzo wielką marzycielką, romantyczką i wrażliwcem. Czasem czegoś nie przemyślę, powiem coś głupiego i potem przez długi czas zastanawiam się, jak ja mogłam to zrobić? Ta wrażliwość się jednak przydaje, bo dzięki temu potrafię spojrzeć na niektóre rzeczy trochę pod innym kątem. Moi znajomi twierdzą, że jestem nie tylko rzemieślnikiem, ale też artystą. Sama nie lubię się tak nazywać. Według mnie zdjęcia fotografa-artysty powinny zachwycać wszystkich, a moje fotografie nawet mi się czasami nie podobają. Aczkolwiek wiem, że ciągle się uczę, staram się, żeby to, co robię, było w stu procentach moje. Zawsze nosisz przy sobie aparat? Tak, staram się go mieć ciągle przy sobie. Kiedy go nie wezmę, żałuję, że nie mogłam sfotografować czegoś, co akurat było tego warte. To mnie bardzo frustruje i myślę o tym przez resztę dnia. Studiujesz pedagogikę wczesnoszkolną z terapią pedagogiczną. W związku z tym fotografia to tylko twoja pasja, czy jednak wiążesz z tym swoją przyszłość zawodową? Obecnie bardzo trudno jest się utrzymać tylko z robienia zdjęć. W dzisiejszych czasach każdemu wydaje się, że może być fotografem. Często ludzie nie traktują tego zajęcia jako zawód. Dziwią się, że wynajmując fotografa do zrobienia zdjęć, trzeba mu za to zapłacić, a przecież na to składa się mój czas, dojazd, sprzęt. To jest praca jak każda inna. Dlatego też, niestety, żeby móc przeżyć z bycia fotografem, trzeba mieć jeszcze jakąś inną posadę. Wybrałam taki kierunek, bo bardzo lubię kontakt z dziećmi. Taka praca również

sprawia mi przyjemność, jednak jest to dla mnie coś dodatkowego. Chciałabym związać przyszłość przede wszystkim z fotografią, mieć swoją działalność fotograficzną i sprzedawać swoje zdjęcia w różnych formach, np. w postaci kartek pocztowych, jako forma promocji miasta, ale też swojej twórczości. Jesteś samoukiem, czy masz mentora, który ci pomaga? W świat fotografii czarno-białej wprowadziło mnie technikum fototechniczne, które ukończyłam. Jednak wielu rzeczy nauczyłam się sama poprzez czytanie książek czy blogów fotografów. Mój wujek też jest fotografem. Często rozmawiam z nim, co on myśli o swoich zdjęciach, co go fascynuje, inspiruje. Byłam także na kursie w „studium portretu” w Muzeum Fotografii w Bydgoszczy, które otworzyło mi drogę do fotografii portretowej. Można więc powiedzieć, że uczę się na swoich błędach, ale inspirację w dużej mierze chętnie czerpię z doświadczenia mistrzów. Jakie masz rady dla początkujących fotografów? Ważne jest czytanie fachowych książek, bo trzeba znać pewne podstawy, ale najważniejsze jest samo robienie zdjęć. Nie wolno się zniechęcać i porównywać z innymi fotografami, bo to bardzo dołuje człowieka. Nawet ja miałam kiedyś myśli: „Nigdy nie będę robić takich pięknych zdjęć, jak oni”, ale szybko się ich pozbyłam. Zauważyłam, że ważne jest przede wszystkim, by fotografia sprawiała mi przyjemność , a nie ludziom dookoła. Dlatego też każdy, kto chciałby się tym zająć, robi to przede wszystkim dla siebie, a nie dla „lajków”. Ktoś kiedyś powiedział, że najgorsze jest pierwsze 10 tysięcy zdjęć, a potem to już leci z górki.


12

a z t s Li

t s li


13

Gra w świecie

wyobraźni

Choć w dzisiejszym świecie coraz częściej układanie pasjansa czy gra w kości kojarzy się z użyciem w tym celu komputera czy też telefonu komputerowego, to jednak w dalszym ciągu istnieje pewien rodzaj gier, które nie mogą zostać zastąpione. O czym mowa? Oczywiście o grach RPG - fabularnych grach wyobraźni, rodzaju gier, które pozostawiają grającym najwięcej swobody.

Pytając przeciętnego studenta, czy grywa w „erpegi” zwykle usłyszymy o Wiedźminie i innych popularnych tytułach. Tymczasem prawdziwe gry, w których uczestnicy mogą swobodnie odgrywać swoje postaci, i to bez ograniczeń nakładanych przez oprogramowanie, mają niewiele wspólnego z komputerem. Czym jest jednak gra RPG? Jak sama nazwa mówi – jest to odgrywanie roli (role-playing); gracze wcielają się w postaci, będące ich awatarami w wymyślonym świecie, i opowiadają, co ich bohaterowie zamierzają uczynić, a mistrz gry (MG) opisuje efekty ich akcji oraz wszystko, co dzieje się wokół nich. Brzmi dziecinnie? Nie dajcie się zwieść pozorom! Kości, karty i inny sprzęt Choć w teorii do gry fabularnej potrzeba jedynie paru osób z bogatą wyobraźnią, to jednak warto mieć przy sobie także podręcznik(i) do gry, karty postaci i zestaw kości. W księgi z zasadami powinien być zaopatrzony (a najlepiej z nimi zaznajomiony) mistrz gry. To najczęściej kilkuset stronicowe książki formatów od A5 do A4 w twardej oprawie, ale wciąż popularne jest korzystanie z kserokopii i wydruków wersji internetowych. Co nowocześniejsi próbują używać czytników i tabletów, ale zwykle nie wychodzi to grze na dobre. Karty postaci to zestaw wydrukowanych statystyk. To na podstawie tych kilkunastu/kilkudziestu liczb bądź znaczków, określających stopień zaawansowania, wiemy, w czym nasz bohater jest dobry, a czego powinien unikać. Ostatnim elementem są kości, które służą do określania, czy to, co robimy, powiodło się czy też nie. Najczęściej jest to zestaw składający się z kostek o kształtach brył platońskich, ale zdarzają się też ciekawsze twory, jak kości okrągłe, cylindryczne czy elektroniczne. Oczywiście, istnieją też inne formy decydowania o wyniku naszych działań, jak losowanie numerów, rzut monetą czy gra w karty.

Klimat i systemy To, w kogo wcielamy się w grze wyobraźni zależy w większości od nas. Może to być waleczny rycerz, szalony mag, krasnolud-pijak czy milczący nekromanta albo ktokolwiek dowolnej rasy, na którą pozwala mistrz gry. Nie pasuje nam fantastyka i walki z orkami? Nic straconego – zostańmy cybernetycznym zabójcą, hakerem podróżującym po wirtualnym świecie czy rycerzem Jedi w klimatach science fiction. Też nie? To może horror, steampunk, czasy historyczne, apokalipsa zombie, bądź wcielmy się w grupę studentów. Gry fabularne pozostawiają dowolność wyboru, a doświadczony mistrz gry z łatwością poprowadzi sesję wymyślając scenariusz w kilka minut. Do najpopularniejszych systemów wydanych w Polsce należą: Warhammer, Dungeons and Dragons, Zew Cthulhu, Cyberpunk 2020, Dzikie Pola, Wampir Maskarada, Neuroshima, Earthdawn, Savage Worlds i Wolsung. A to tylko kilka z dziesiątek tytułów – każdy zainteresowany na pewno znajdzie coś dla siebie. A jeśli nie? Systemy typu FUDGE i FATE pozwalają na rozgrywanie sesji (tak groźnie nazywa się

rozgrywka w gry fabularne) w dowolnym klimacie, podobnie jak twory autorskie mistrzów gry. Nastrój Wszystkie elementy wymienione powyżej byłyby jednak niczym, gdyby nie to, co w grach fabularnych jest najważniejsze. Każda sesja RPG to spotkanie ze znajomymi, zwykle kilka godzin dobrej zabawy i śmiechu. Jedni grają przy świecach i zgaszonym świetle, inni przy piwku, a niektórzy przy szeregu artefaktów, które mają budować odpowiedni klimat. Muzyka w tle bądź nie – to wszystko zależy od tego jak każdy wyobraża sobie spotkania i kiedy będzie się czuć najlepiej. Bo grunt to dobra zabawa! Chcielibyście spróbować, a nie wiecie od czego zacząć? Raz w miesiącu w Bibliotece Głównej UKW w piątki wieczorem odbywa się GraNoc, gdzie każdy może pograć w gry RPG, bądź LARP, które są wyższą szkołą jazdy – gracz odgrywa rolę osobiście, jak aktor i czasami może dostać modelem miecza po głowie… PIOTR OSSOWSKI


14 Bydgoszcz, Zbożowy Rynek 9

Nowe miejsce w Bydgoszczy

Spiżarnia

jak u babci

Pamiętacie, jak smakuje domowy obiad podany przez mamę czy babcię? Ci, którzy wraz z rozpoczęciem studiowania postanowili się usamodzielnić, pewnie z utęsknieniem wyczekują powrotu do rodzinnego domu. Początkowo można cieszyć się wolnością i niezależnością, ale entuzjazm szybko opada, kiedy okazuje się, że jeść coś trzeba, a czasu lub umiejętności brak. W takiej sytuacji nie pozostaje nic innego, jak poszukać miejsca, w którym choć trochę poczujemy się jak u babci na obiedzie. Gdzie odnajdziemy taką atmosferę? Na to pytanie odpowiada Andrzej Łupina, właściciel restauracji Spiżarnia w Bydgoszczy. Skąd pomysł, by otworzyć lokal z regionalnym jedzeniem? Pochodzę z małej miejscowości między Chełmnem a Grudziądzem. Z dzieciństwa pamiętam, jak buszowałem po babcinej kuchni i spiżarni. Półki przepełnione były słoikami z domowymi przetworami, a dom pachniał jedzeniem. Babcia zawsze miała coś pysznego do zjedzenia. Myślę, że to głównie dlatego zająłem się gastronomią. Gdy przeprowadziłem się do Bydgoszczy, w mojej głowie zrodziła się myśl o odtworzeniu miejsca kojarzącego się z moim dzieciństwem. Mieszkam tutaj już 10 lat i zawsze brakowało mi restauracji z podobnym klimtem. Uważam, że każde miasto powinno mieć taką „domową spiżarnię”. Jesteś bardziej właścicielem czy gospodarzem? Bardziej czuję się gospodarzem, niż właścicielem Spiżarni. Chciałbym, żeby goście czuli się jak w domu. Z taką myślą planowaliśmy wystrój pomieszczeń czy kartę dań. Na stołach leżą szydełkowe serwety, półki zapełniły słoiki z kompotami, a ściany ozdobione są wiejskimi malowidłami. Jednak najważniejsze jest jedzenie. Staram się, żeby posiłki zadowoliły nawet największego głodomora. W karcie dań same polskie potrawy. Dlaczego nie pizza? Jestem tradycjonalistą, lubię polską kuchnię, ujętą w nowoczesny sposób. Taka najbardziej mi smakuje. Pizzę czy kebab można zjeść na każdym rogu, a tradycyjne dania są coraz rzadziej spotykane. W moim lokalu znajdują się nieskomplikowane dania, ale w nowoczesnym wydaniu. Nie chciałbym być restauratorem, który ciągle podaje to samo, dlatego karta będzie się zmieniała wraz z porami roku przy wykorzy-

Artykuł sponsorowany


15

staniu produktów sezonowych. Do posiłków polecam piwo z lokalnych warzelni. Kuchnia polska kojarzy mi się z tłuszczem, smażeniem i bólem brzucha. A przecież teraz w modzie jest bycie „fit”. Owszem, ale wcale nie musi taka być. Obecnie w gastronomii używa się rozwiązań, które m.in. eliminują niezdrowe tłuszcze. W naszej kuchni używamy metody sous-vide. Co to takiego? Sous-vide po francusku oznacza „bez powietrza” i polega na doprowadzeniu wnętrza szczelnie zamkniętych w plastikowe worki produktów do odpowiedniej temperatury przy pomocy kąpieli w gorącej (mniej lub bardziej) wodzie. Gotowanie w próżniowych opakowaniach dobroczynnie działa na mięso. W przypadku przyrządzania mięs, najważniejszy proces to denaturacja białek, czyli ścinanie się ich włókien. Aby mięso zostało łatwiej przez nas strawione, a przy okazji było smaczniejsze, włókna muszą zostać w określony sposób uszkodzone (nawet przez proste podgrzewanie). Cała sztuka w tym, aby zachować subtelną równowagę między ściętym białkiem, a miękką i soczystą tkanką mięśni. W przypadku gotowania sous-vide możemy osiągnąć wystarczającą temperaturę, która pozwoli nam pozbyć się z mięsa twardej tkanki łącznej, zachowując przy tym najlepszą jakość produktu. Podczas tradycyjnego gotowania produkty tracą wodę i zmienia się ich faktura. Podczas gotowania sous-vide, przetwory nie zostają pozbawione tego, co mają najlepsze – smaku, witamin i koloru. 95% produktów nie zawiera glutenu, a wszystkie dania przygotowywane są przez kucharzy „na świeżo”. Nie mamy nawet kuchenki mikrofalowej. Chyba mnie przekonałeś... Ale czy przy zastosowaniu wszystkich tych nowoczesnych technik nie wzrasta koszt dań? Od początku zakładałem, że Spiżarnia będzie miejscem z domową atmosferą, a co za tym idzie – ceny muszą być przystępne. Oprócz dań dostępnych w karcie, przygotowujemy śniadania i dwudaniowe obiady, które objęte są specjalną promocją. Swoją drogą, w Bydgoszczy nie ma zbyt wielu miejsc, w których można zjeść dobre i tanie śniadanie. Dlatego pierwszym pomysłem było stworzenie takiej pozycji w menu Spiżarni. Na śniadanie za 9,90 zł składa się jajecznica lub omlet z tostem i sałatą oraz napój (kawa, herbata lub kakao). Taka porcja daje pozytywnego „kopa” od rana.

Codzienne danie dnia składa się z innych potraw. Nasz szef kuchni jest trochę jak „typowa” babcia. Zawsze ugotuje coś pysznego, jednak nigdy nie wie się, czego się spodziewać. Dzisiaj poda rosół i schabowego, a jutro możesz zjeść pomidorową i potrawkę z kurczaka. Taki dwudaniowy obiad można zjeść za 19 zł. Widziałam, że oprócz głównej sali, jest także mniejsze pomieszczenie. Pewnie z myślą o imprezach zamkniętych. Dokładnie tak. Na co dzień mniejsza sala (na 20 osób) udostępniona jest dla gości restauracji, jednak można zarezerwować tam miejsce, np. na urodziny czy rocznicę. Pomieszczenie oddzielone jest od głównej sali drzwiami, można także wybrać dowolną muzykę. Do każdej imprezy (menu i koszty) podchodzimy indywidualnie. Wiele razy spotkałem się z sytuacją, że początkowy koszt odstraszał potencjalnych klientów. Wychodzę z założenia, że z każdym można dojść do porozumienia. Przyznam szczerze, że mnie zachęciłeś swoją ofertą. Miałeś rację – od razu poczułam się tutaj jak w domu. Niestety, zaraz muszę lecieć na zajęcia. Zawsze możesz wrócić (śmiech). Nasz lokal jest czynny od 7:00 do 22:00 (od poniedziałku do czwartku), w piątki i soboty nawet do 23:00. Co mi dzisiaj polecisz na obiad? Pierogi po łunawsku, czyli pikantne ruskie. Przyrządzone według tradycyjnej receptury, którą pamiętam z dzieciństwa. Babcia często je robiła. Zaś na deser proponuję jabłecznik z gałką lodów waniliowych.

* Zamelduj się na profilu Spiżarni na Facebooku i pokaż dowód obsłudze, a otrzymasz rabat 10 %. Promocja skierowana do Studentów (za okazaniem legitymacji studenckie). Rabat nie obowiązuje zestawów promocyjnych.


16

(Nie)wielki sukces Greya Na ten film czekali wszyscy. Walentynki tego roku stały pod szyldem wielkiej premiery. Ona – młoda i nieśmiała studentka literatury. On – przystojny, bogaty biznesmen. Przypadek sprawia, że spotykają się u niego w biurze, gdzie zaczyna się cała historia. Pięćdziesiąt twarzy Greya w reżyserii Sam Taylor Johnson to ekranizacja bestsellera E. L. James, dlatego na premierę fani książki czekali z niecierpliwością. I chyba się trochę zawiedli. Szum wokół filmu sprawił, że oczekiwania były zbyt wysokie. Główna bohaterka, Anastasia Steele (w tej roli Dakota Johnson), jest świetnym odzwierciedleniem książkowej postaci – nie ma charakteru, nic nie potrafi sama zrobić, cud, że wciąż jeszcze żyje. Natomiast tytułowy Christian Grey ( Jamie Dornan), zamiast pięćdziesięciu twarzy, pokazuje tylko jedną. Wciąż ta sama mina, niezmienna bez względu na rozwój akcji, jest w tym filmie niezwykle irytująca. Kogoś, kto nie przeczytał bestsellera E.L. James zapewne dziwił fakt, że już na początku akcji bohaterowie otwarcie rozmawiają o „jakiejś erotycznej umowie”. Jednak nic w tym dziwnego, skoro w filmie ominięto kilka pierwszych rozdziałów książki. Niemniej, jednym z niewielu plusów tej ekranizacji jest niezaprzeczalnie muzyka i nowa wersja utworu Beyonce Crazy in love, która zrobiła furorę tuż po ukazaniu się trailera filmu. Po przeczytaniu publikacji wiadomo było, że w jej kinowej adaptacji nie da się uniknąć perwersji, jednak jego twórcom nieco zabrakło wyobraźni. Zamiast postarać się o wydobycie z książki jak najwięcej

fabuły, stworzyli po prostu film erotyczny z pejczem i łzami w tle. Szkoda, ponieważ takie posunięcie przy realizacji pierwszej części trylogii o Greyu nie zachęca do obejrzenia kolejnych. Chociaż może twórcy nauczą się czegoś na swoich błędach. Karolina Czajkowska

Zagraj to jeszcze raz Birdman (reż. Alejandro González Iñárritu, 2014) to prześmiewcza satyra na współczesną pogoń za karierą. Zapomniany Riggan Thomson (w tej roli Michael Keaton) to aktor, który zasłynął z gry w filmie Birdman. Jego lata świetności już dawno upłynęły. Artysta chce wrócić na szczyt sławy – w tym celu przygotowuje spektakl własnoręcznie napisanej i wyreżyserowanej sztuki. Ale Rigganowi teatr już nie wystarcza. Bohater pragnie przekroczyć linię, która wytycza granicę między sferą realistyczną a światem fantastycznym. Perypetie na deskach teatru na Broadwayu odsłaniają kulisy życia celebrytów oraz ich potyczki familijne.

Birdman to propozycja dla widza oczekującego ironii, śmiechu i obserwacji kolei ludzkich losów. W reportażowych migawkach, przynoszących realistyczne obrazy środowiska artystycznego Hollywood, panuje natłok epizodów i postaci. Reżyser opisuje gromadę aktorów, ale pasjonuje go indywidualny los człowieka. Choć nie jest to kino akcji, widzowi trudno znaleźć czas na wytchnienie, ponieważ Iñárritu zastosował schemat łączenia kadrów pozbawionych dostrzegalnych cięć montażowych (mnie osobiście przypominający teledysk Spice Girls do utworu Wannabe – sprawiający wrażenie kręconego za jednym zamachem). To, co przekonuje mnie w Birdmanie, to bezpośredniość ekspresji i niebanalne dialogi. Całość dopełnia plejada gwiazd. Podczas oglądania kibicowałam, raz dyskretnemu wątkowi flirtu nastoletniej narkomanki Sam (w tej roli Emma Stone) z uwodzicielskim Mikem (Edward Norton), by za moment utożsamić się z losami rozwódki Sylvii (Amy Ryan). To zasługa pokazania przeżyć bohaterów obnażonych ze wszystkiego. A gdy odsłonięte zostają: przywary, marzenia, nadzieje, ba, nawet zmarszczki i peruki – widzowi pozostaje tylko jedno: głęboka refleksja nad wnętrzem jednostki. Dzieło Iňárritu to obraz psychomachii człowieka, który chce być zauważonym, wtedy gdy nawet najbliżsi już go nie dostrzegają. Efekt? Reżyser częstuje odbiorcę postaciami przepisanymi wprost z rzeczywistości. ŻANETA SZLACHCIKOWSKA


Studencki lans w kuchni

17

Przekładaniec prosto z pieca — tortilla w innym wydaniu

Okienka między zajęciami, które nie pozwalają przygotować obiadu, a jedynie szybko coś przekąsić lub po prostu czyste lenistwo – znacie to? Dlatego też mam dla Was rozwiązanie, które zaspokoi Wasz głód. Tortilla zapiekana z tym, co akurat macie w lodówce (zazwyczaj można w niej znaleźć szynkę, ser i ketchup).

1. Szynkę kroimy w kostki lub w paski, ser – ścieramy. 2. Jedną stronę placka smarujemy ketchupem, kładziemy na to pokrojoną szynkę oraz starty ser. 6 placków tortilli

(podana liczba jest orientacyjna, ale najbardziej optymalna) szynka (ilość wg uznania) ser (ilość wg uznania)

ketchup (do posmarowania placków)

3. Nakładamy na to suchą warstwę placka i powtarzamy czynność, aż wykorzystamy wszystkie sześć krążków. 4. Pieczemy w rozgrzanym piekarniku w temperaturze 180°C przez około 15 minut.

Możecie też dorzucić swoje inne, ulubione składniki.

Stefanka, czyli ciasto na herbatnikach z masłem kakaowym A na deser Stefanka… Nie, nie babeczka, a ciasto na herbatnikach z masą kakaową. Nie będzie Wam potrzebny mikser ani inne wymyślne urządzenia. Jedynie dłuższa chwila i miejsce w lodówce. Mocno czekoladowy smak i rozkosz podniebienia gwarantowana! 1. Blaszkę wykładamy połową herbatników. 2. Mleko, masło, cukier, kakao podgrzewamy na ogniu, mieszając aż tłuszcz i cukier się rozpuszczą. 3. Dosypujemy powoli kaszę i energicznie mieszamy, by nie powstały kluski. Trzymamy na wolnym ogniu aż masa zgęstnieje na tyle, że mieszanie sprawi trudność. 4. Zdejmujemy z ognia, dorzucamy kilka kropli aromatu, mieszamy i gorącą masę wylewamy na ciastka. Wyrównujemy i wykładamy pozostałe herbatniki. Ciasto: 40 herbatników 1 litr mleka 1 szklanka kaszy manny 3/4 kostki masła 2 łyżki kakao 3/4 szklanki cukru kilka kropli aromatu waniliowego lub śmietankowego

Polewa: 2 tabliczki mlecznej czekolady parę łyżeczek mleka lub wody

5. Obciążamy je, np. deską lub blachą (jednak niezbyt ciężką!), by herbatniki dobrze zespoiły się z masą. 6. Blachę z ciastem wkładamy na parę godzin (np. na noc) do lodówki. 7. Przygotowując polewę - roztapiamy na małym ogniu w garnuszku czekoladę, dolewając parę łyżeczek mleka lub wody, cały czas mieszając, by doprowadzić masę do jednolitej konsystencji. 8. Ciasto polewamy przygotowaną polewą. Można posypać kolorową posypką. Wkładamy z powrotem do lodówki. Magdalena Kruszona z bloga kulinarnylans.blogspot.com


18

Studencie, trochę kultury! Kolejne „lecie" w Bydgoszczy Swoją działalność rozpoczęli w 1980 r. W tym czasie stworzyli takie przeboje jak Autobiografia czy Niepokonani. Teraz wyruszają w Polskę, by uczcić 35-lecie swojej działalności artystycznej. Podczas trasy pt. Wszystko ma swój czas, zespół Perfect odwiedzi między innymi Bydgoszcz! Koncert odbędzie się 19 marca w Hali Widowiskowo-Sportowej Łuczniczka. Bilety można nabyć drogą internetową na stronie internetowej www.ticketpro.pl. Impreza rozpocznie się o godz. 19:15.

Czas bydgoskiego poety

Słowacki na nowo Kolejna premiera w Teatrze Polskim im. Hieronima Konieczki! Już 28 marca widzowie będą mogli obejrzeć spektakl, pt. Samuel Zborowski. Scenariusz został oparty na tekście rękopisu niezatytułowanego utworu Juliusza Słowackiego. Jest to opowieść o buncie jednostki oraz procesie kształtowania się silnej osobowości człowieka. Spektakl wyreżyserował Paweł Wodziński. Na deskach bydgoskiego teatru będzie można zobaczyć Grzegorza Artmana, Rolanda Nowaka, Macieja Pestę, Sonię Roszczuk oraz Kubę Ulewicza.

Już 25 marca bydgoszczanie będą mogli spotkać się z Wojciechem Banachem. Poeta mieszka i pracuje w Bydgoszczy, jest prezesem bydgoskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Tym razem opowie nam o swojej twórczości literackiej oraz zaprezentuje najnowszy tomik, pt. Czas przestawienia. Spotkanie odbędzie się w Bibliotece Głównej Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej o godz. 18:00, a poprowadzi je Marcin Karnowski.

KONKURS

Redakcja Atheneum ma do rozdania trzy wejściówki na projekcje filmowe, realizowane w ramach Dyskusyjnego Klubu Filmowego. Seanse odbywają się co czwartek, o godz. 19.30 w Pałacu Młodzieży przy ul. Jagiellońskiej 27. Cena biletu ulgowego za okazaniem ważnej legitymacji studenckiej wynosi 5 złotych.

Punk powraca! Dezerter po raz kolejny zaskakuje! Po czterech latach ukazała się kolejna płyta tej kapeli. Większy zjada mniejszego to zapis dziesięciu mrocznych utworów, który ukazał się w październiku 2014 r. Krążek wzbudził wiele kontrowersji, szczególnie dlatego, że bardzo różni się od poprzednich płyt. W ramach promocyjnej trasy koncertowej Dezerter odwiedzi także Bydgoszcz. Impreza odbędzie się 11 kwietnia o godz. 20:00 w Miejskim Centrum Kultury. Bilety można nabyć na stronie internetowej www.ticketpro.pl oraz w sklepach Muzyka (przy ul. Śniadeckich 50), Saturn, Media Markt i Empik

Aby zdobyć pojedynczą wejściówkę, wystarczy podać, jaki film zdobył tegorocznego Oscara w kategorii najlepszy film? Odpowiedzi wraz z danymi uczestnika (imię i nazwisko, rok oraz kierunek studiów) należy przesłać na adres: konkursy.w.atheneum@gmail.com z dopiskiem „Recenzje”. Redakcja poinformuje zwycięzców o wygranej. Czwartkowe seanse w Dyskusyjnym Klubie Filmowym 9 IV

Mandarynki (Mandariinid), reż. Zaza Uruszadze, Gruzja/Estonia 2013

16 IV

Zjazd absolwentów (Återträffen), reż. Anna Odell, Szwecja 2013

23 IV

Pod ochroną (Refugiado), reż. Diego Lerman, Argentyna/Francja/Polska 2014

30 IV

Joanna, reż. Aneta Kopacz, Polska 2013


MUZYKA

Fani rapu powinni zarezerwować sobie wolny wieczór w sobotę, 21 marca, by wbić na wyjątkowy koncert do klubu Towarzyska Kafe. Grać będą zawodnicy z bydgoskiego podwórka prezentujący różnorodne style muzyczne.

Ze sceną indie jest ten problem, że często trzeba się w niej przebić przez wiele neurotycznych, zblazowanych zespołów z mdłym, nudnym materiałem, by w końcu trafić na coś ciekawego, nietuzinkowego i zapadającego w pamięć. W latach 90. królami indie byli chociażby Pavement, Sonic Youth czy Radiohead. Wraz z nadejściem milenium dostaliśmy Arcade Fire, Block Party, od niedawna wysoko ceniony Alt J, Real Estate czy Maca DeMarco. Ostatni, swym debiutanckim krążkiem o przewrotnym tytule „2”, sporo namieszał na scenie niezależnej. To właśnie na początek jego kariery warto zwrócić szczególną uwagę.

Mac DeMarco przypomina dwudziestoparoletniego „slackera”, który pomimo XXI wieku utknął w amerykańskiej popkulturze początku lat 90., zdominowanej przez syndrom generacji X (pokolenia młodych ludzi, znanych ze swej pogardy do mainstreamowego świata oraz zamiłowania do ironii i sarkazmu jako głównej broni w życiu codziennym). Filmy Clerks czy Reality Bites najlepiej obrazują tamto pokolenie. Nagrania zawarte na „2” cechuje intrygujące podejście do songwritingu, pełnego pozornej prostoty oraz charakterystycznego luzu. Dodając do tego unikalne melodie, dostajemy klimatyczny materiał o chwytliwym zacięciu. Już od pierwszych dźwięków otwierającego album Cooking Up Something Good czujemy beztroską aurę z charakterystyczną barwą gitary i enigmatyczną melodią w refrenie. Pomimo tego przebojowego echa, jak np. w Freaking Out the Neighborhood czy The Stars Keep On Calling My Name, DeMarco daje nam jasno do zrozumienia, że to „jego” styl. Jak wspomniałem, album po brzegi wypełniony jest ciekawymi, czasem niekonwencjonalnymi songwritingowymi rozwiązaniami. Wystarczy posłuchać kawałka Annie, który odznacza się wręcz odrealnionym,„beatlesowskim” przejściem w refrenie. Podobnie rzecz ma się z singlowym Ode to Viceroy (Mac, jako palacz, jest ogromnym fanem tej marki papierosów) czy też My Kind of Woman.

Boe Zaah przywołuje ducha wczesnego Becka z okresu One foot In the grave (również weteran sceny indie), by przejść do opus magnum całego albumu, czyli genialnej kompozycji Sherrill. W osobistej ocenie jest to najlepszy numer z całej płyty. Tak świetny klimat, melodia i brzmienie zasługują na wyróżnienie. Jedyną kompozycją odmienną w swej stylistyce jest w pełni akustyczne Still Together, stanowiące swoistą dedykację dla dziewczyny DeMarco. Nie wspomniałem jeszcze o wokalnej stronie albumu. Mac w swym nonszalanckim luzie nie dba o to, by zdobywać się na niesamowite wokalizy. Śpiewa w prostym, specyficznym stylu, przywołującym skojarzenia z bardziej melodyjnym Lou Reed’em. Teksty są przesiąknięte małomiasteczkowym klimatem (artysta pochodzi z kanadyjskiego przedmieścia) oraz pełno w nich odniesień do osobistych historii Maca. Znajdzie się tutaj miejsce na melancholię, samotność, rodzinne sekrety czy też próbę namowy dziewczyny, by wraz z nim opuściła małe, senne miasto, w którym razem utkwili. Całość w połączeniu ze specyficzną aurą, unikalną estetyką i beztroskim charakterem daje nam zbiór intrygujących piosenek, pozwalających nam odpłynąć w pokręcony świat wiecznego „slackera”, zapominając przy tym o reszcie świata. Hubert Kurzeja

Line up: 21.10 – Hubert RWL 21.30 – Somp Wplekipa 22.00 – Pafarazzi 22.30 – PARTYZANT Wstęp: 10zł / studenci: 5zł

Strachy Na Lachy – weterani polskiej sceny rockowej z charyzmatycznym Krzysztofem „Grabażem” Grabowskim na czele, wracają do Bydgoszczy. Ich koncert odbędzie się w Estradzie 28 marca o godzinie 20:00. Cena biletów: 45 zł - przedsprzedaż / 55 zł - w dniu koncertu

Po trzech latach milczenia duet ze Szczecina – Łona i Webber, wracają do gry z nowym albumem i trasą koncertową. Na ich koncertowej mapie znajdzie się również toruński klub NRD, w którym wystąpią 10 kwietnia. Start o 20:00. Bilety: 30 zł / w dniu koncertu: 35 zł


44 9966 22 20 55 2 2 5 5 8 87 7 4 46 6 99 77 4 4 8 8 9 96 644 2 2 5 5 7 7 8 88 8 2 2 4 66 99 45 5 33 9 98 8 6 6 7 74 4 5 5 7 7 77 55 5 57 7 8 8 2 2 2 2 6 69 9 6 6 6 63 55 22 3 1 1 5 57 7 33 7 75 5 4 4 2 2 5 5 8 8

S udoku #1 #1 S udoku

33

66

S udoku #3 #3 S udoku

4477 2#32#3 S udoku S udoku

44 99 33

4 47 7 9 9 11 77 2 2 4 43 3 66 22 33 66 1 14 47 7 88 6 22 6 5 53 99 3 66 77 8 8 1155

5 59 9 7 7 1 15 5

5 51 1

44 9966 11 8 86 77 22 61133 5 57 7 2 2 55 4 4 9 77 11 96 6 3 31 1 33 8 87 71 13 3 5 5 2 2 7 7 22 5 5 7 7 8 87 71 13 3 5 5 88 3 3 5 55 5 9 9 6 67 777 8 8 7 78 22 66 82 2 11 5 5 7 7 6 65 44 22 5 9 96 68 87 7

S udoku #2 #2 S udoku

© 2005 KrazyDad.com © 2005 KrazyDad.com

55

22 88

77

© 2005 KrazyDad.com © 2005 KrazyDad.com

1166

55 8844 11 1 16 6 5 5 88 8 55 84 4 33 99 1 1 55 11 8 8 8 85 5

88

2 26 6 6 64 4

© 2005 KrazyDad.com © 2005 KrazyDad.com

11

22

© 2005 KrazyDad.com © 2005 KrazyDad.com

S udoku #4 #4 S udoku

55 44 669977 8S udoku 22 44 8 #4 #4 S udoku 11 88 5 5 9 9 5 54 4 3 36 69 97 7 77 8 8 1 1 4 4 3 32 2 4 4 77 99 9 95 5 3 31 1 8 8 7 7 1 14 43 66 3 5 5 4 47 7 22 44 33 9 9 1 1 3 37 7 9 977 44 22 22 5 7 58 81 1 7 9 9 6 65 54 4 4 4 22 9988 1 66 44 1 9 93 32 2 1 1 4 47 7 5 5 44 22

© 2005 KrazyDad.com © 2005 KrazyDad.com

22 9 98 8

22 99 6 69 94 4 1 1

Zadanie specjalne! © 2005 KrazyDad.com © 2005 KrazyDad.com

Poszukaj w Atheneum: 1. słowa zaczynajĄcego i koŃczĄcego sie na s, 2. słowa pieciosylabowego, 3. słowa zawierajĄcego trzy a, 4. szescioliterowego słowa koŃczĄcego sie na n, 5. wykrzyknika, 6. pytajnika, 7. liczby wiĘkszej od miliona, 8. zdania zaczynajĄcego sie od cz.

© 2005 KrazyDad.com © 2005 KrazyDad.com

44 55

© 2005 KrazyDad.com © 2005 KrazyDad.com

ForFor more puzzles, visit www.krazydad.com more puzzles, visit www.krazydad.com

Dwie pierwsze osoby, które wyślą poprawne odpowiedzi na e-mail: gazeta.atheneum@gmail.com, otrzymają od nas niespodziankę!

ForFor more puzzles, visitvisit www.krazydad.com more puzzles, www.krazydad.com


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.