Atheneum nr 22/2015

Page 1

1


At h e n e u m k w i ec i e ń 2 0 1 5 / n r 2 2

SPIS TREŚCI INFO Z WIELKIEJ BUKWY Kobiety z pasją na UKW ........................ 4-5 Science fiction na uczelni .......................... 6

Lifestyle Nawarzyłeś piwa – sam je wypij ..... 8-9

Męski punkt widzenia Bydgoski Rower Aglomeracyjny ............ 7 Mężczyzna na zakupach ......................... 15

Student z Pasją Anna Kukulska – taniec to portal do innego świata ........................................ 10-11

Kuchnia Nowe miejsce – bydgoska Spiżarnia ............................. 12-13 Studencki lans w kuchni .......................... 14

List za list Justyna i Karolina ............................................ 16

Rozrywka Studencie, trochę kultury! ....................... 17 Recenzje filmowe ............................................. 18 Muzyka ................................................................... 19

redakcja Redaktor naczelna: Aleksandra Kreja Zastępca redaktor naczelnej: Magdalena Banasiak Koordynator i korekta: dr Aleksandra Norkowska Szef korekty: Magdalena Banasiak Korekta: Magdalena Banasiak, Karol Ebertowski, Piotr Ossowski, Patrycja Ziemińska Redakcja: Magdalena Banasiak, Karolina Czajkowska, Karol Ebertowski, Justyna Kowalska, Aleksandra Kreja, Magdalena Kruszona, Hubert Kurzeja, Piotr Ossowski, Maciej Sola, Agnieszka Szlachcikowska, Natalia Woda, Justyna Wróblewska Skład: Aleksandra Kreja, Justyna Wróblewska Okładka: fot. Beata Krzywdzińska Oprawa graficzna: Aleksandra Kreja Wydawca: Samorząd Studencki UKW Fotografie: flickr.com, pixabay.com Kontakt: gazeta.atheneum@gmail.com Facebook: www.facebook.com/atheneumUKW

fot. Bartek M Photographer


Zaczęła się kalendarzowa wiosna, do sesji letniej i końca roku akademickiego tylko niecałe trzy miesiące, do wakacji – podobnie. Jeszcze nie spakowałam zimowego płaszcza i kozaków do szafy, bo chłód na dobre nie odpuścił. Jeszcze nie skorzystałam z Bydgoskiego Roweru Aglomeracyjnego, nie byłam na spacerze nad Brdą, nie opalałam twarzy na ławce na Wyspie Młyńskiej. Smutne to, ale może Wy macie więcej czasu ode mnie, ja nie mam. Jest tyle do ogarnięcia – trzeba chodzić na zajęcia, pracować dorywczo, imprezować w tygodniu, jechać do rodziców na weekend, randkować. Jeśli doliczyć do tego obronę w tym roku, to nie zazdroszczę nikomu, bo sama przez to przechodziłam. Wniosek nasuwa się szybko – spieszmy się pisać prace dyplomowe, gdyż niedługo upragnione Juwenalia i świetna

zabawa. Uwierzcie mi – piwko na Blokadzie Łużyka smakuje lepiej, gdy podświadomie wiesz, że nie czeka na Ciebie magisterka do poprawiania, bądź co gorsza – do napisania. Nikogo nie poganiam, nie ponaglam, nie, nie! Doby nie da się rozciągnąć, nie można też odkładać wszystkiego w nieskończoność. Dlatego też chciałabym móc wyciągnąć letnie ubrania z szuflad, pojeździć rowerem po

bydgoskich ścieżkach i w pełnym słońcu posiedzieć na ławce, choćby przed moim blokiem. Może łatwiej zacząć od małych spraw, by potem sięgnąć po te najważniejsze i zająć się ich realizacją. Nie wiem. Wiem tylko, że lubię uczucie luzu i spokoju w moim życiu. A jak to jest z Wami, nasi Czytelnicy? Magdalena Banasiak

fot. Aleksandra Bielicka

3


4

Kobiety z pasją Przedstawicielki płci pięknej naszej Uczelni to nie tylko wykładowczynie, pracownicy, ale przede wszystkim silne i pewne siebie kobiety. Niezależne, spełniają swoje marzenia, jeżdżą na koncerty, odkrywają staropolskie teksty i opiekują się dziećmi. Trzy kobiety o mocnych charakterach zdradziły nam swoje sekrety, opowiedziały w jaki sposób spędzają wolny czas i co daje im najwięcej radości.

flickr.com Dr Monika Siwak-Waloszewska – dziennikarka Polskiego Radia Pomorza i Kujaw, filmoznawca i radiowiec

Czym jest dla Pani pasja? Pasją dla mnie może być bilet na podróż zwaną szczęściem, radość z „tu i teraz” i poczucie, że naprawdę się żyje. Wyobraźmy sobie, że jest teraz Pani sama w domu. Rzuca Pani wszystko i… Gdy jestem sama, a nikt nie widzi… cieszę się samotnością, choć w erze podglądactwa i zaawansowanych technik obserwacyjnych, nigdy nie wiadomo czy na pewno nikt tego nie widzi. Posiada Pani jakieś inspiracje? Moje największe inspiracje – fantastyczna polonistka z podstawówki, morze, filmy, paru pisarzy, dziennikarzy i bohaterów codzienności oraz miłość. Co panią najbardziej motywuje do działania? Spojrzenia moich dzieci, gdy rano otwieram oczy, fascynująca zagadkowość przyszłości, w ostatnich dniach – wciąż od nowa - rodząca się do życia przyroda. Myślałam, że tego nie zrobię, a jednak… Myślałam, że nie zrobią mi się zmarszczki, a jednak.


5 Dr hab. Mirosława Wronkowska-Dimitrowa, prof. nadzw. UKW Jak Pani spędza wolny czas? Kiedy mam chwilę odpoczynku, to lubię „cieszyć oko” ładnymi widokami. Oglądam wystroje wnętrz mieszkalnych, aranżacje ogrodów i balkonów oraz kompozycje kwiatowe. Natomiast gdy jestem bardziej aktywna lubię rozwiązywać krzyżówki. Czym jest dla Pani pasja? Pasją dla mnie jest zamiłowanie do czegoś. Jest to nieodparta chęć zajmowania się czymś. Moje upodobania skupiają się na języku w dawnych tekstach – i staropolskich, i (staro-)cerkiewno-słowiańskich, pisanych cyrylicą. Mogę je godzinami studiować i ciągle mi mało. Z radością w sercu rozpamiętuję chwile spędzone nad średniowiecznymi rękopisami w bibliotekach bułgarskich

monasterów, w zbiorach specjalnych Biblioteki Narodowej w Warszawie czy Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie.

łam sobie jego dawne dzieje. O tych właśnie językowych początkach polskich i szerzej – słowiańskich, mówię studentom na zajęciach.

Kim chciała Pani zostać w dzieciństwie? Tak okazjonalnie – to fryzjerką, gdy zachwycałam się pięknymi włosami mojej cioci; w bardziej świadomym okresie – to już tylko nauczycielką-polonistką. Możliwość posiadania zawodu po szkole średniej skierowała mnie do technikum – po maturze zostałam technikiem ekonomistą o specjalności drogistowsko-zielarskiej. O nauczycielstwie ciągle myślałam, stąd studia na filologii polskiej (UMK). Ale już na pierwszym roku zrozumiałam, że ze mnie żadna nauczycielka-polonistka. Urzekły mnie bowiem zajęcia językoznawcze, „odkryłam” język i upodoba-

Posiada Pani chwile słabości? Chwila słabości… słodycze; „rzucam” zajęcia domowe, gdy są pokazy jazdy figurowej na lodzie lub gimnastyki artystycznej.

Mgr Alina Sałek – wykładowca języka francuskiego głównie zimą i wczesną wiosną. Od marca Czym jest dla Pani pasja? Pasja dla mnie jest czymś niezwykle ważnym, pracuję fizycznie w moim wiejskim ogrodzie czymś, co pozwala realizować zamierzenia – uwielbiam zapach ziemi, kiedy wszystko z upodobaniem, czymś z czego czerpie się budzi się po zimie do życia, ptaki krzątają się zadowolenie. Ludzie z pasją zawsze budzili z wielkim hałasem. Uwielbiam wykłócać się i budzą we mnie szacunek, czasami nawet z moim mężem o każde stare drzewo, które trzeba wyciąć – ocaliłam już niejedno. lekką zazdrość (pozytywną!). W każdej wolnej chwili towarzyszy mi mój ukochany beagle, który nie opuszcza mnie na Kto jest dla Pani autorytetem? Władysław Bartoszewski, niezwykle tragicz- krok i myśli, że kiedyś nie zauważę, że wskonie doświadczony przez koleje losu, pozosta- czył do samochodu i zabiorę go na zajęcia. je wielkim patriotą, o niespotykanej energii Jest bardzo zawiedziony, że nigdy mu się to i aktywności mimo wieku, szalenie inteli- nie udaje. gentny, z olbrzymim dystansem do siebie Od lat kupujemy sobie z mężem pod choinkę bilety na koncerty – w tym roku jedziemy oraz doskonałym poczuciem humoru. Jon Lord – zmarły w 2012 kompozytor , lider oczywiście na Deep Purple. Wieczorami i założyciel grupy Deep Purple, grający na or- chętnie sięgam po książkę – nie zasnę jeśli ganach. Założyciel fundacji wspierającej wal- tego nie zrobię. Ach, jeszcze oczywiście słukę z rakiem. Jego muzyka to genialne utwory cham muzyki. na orkiestrę symfoniczną, w których słychać świetne klasyczne wykształcenie muzyczne, Myślałam, że tego nie zrobię, a jednak… połączone z rockiem, pełne reminiscencji Nauczyłam się pływać na desce windsurfinz klasyków. Koncert w Royal Albert Hall – gowej (tak naprawdę nie miałam wyjścia, Celebrating Jon Lord, poświęcony jego mu- bo u mnie w rodzinie wszyscy to robią od zyce, to wydarzenie niezwykłe i doskonale zawsze). ukazujące jego geniusz muzyczny. Polecam, Co mnie najbardziej motywuje do działania? Mam ułatwione zadnie, bo bardzo lubię zwłaszcza młodzieży. swoją pracę, lubię uczyć studentów, więc Gdy Pani posiada wolną chwilę jak naj- moja motywacja jest dla mnie czymś zupełchętniej spędza Pani czas? nie naturalnym. Motywująco działa na mnie Tak naprawdę mało mam wolnych chwil, fakt, że mogę zrobić coś dla innych, pomóc więc staram się je wykorzystać tak, jak lu- potrzebującym tej pomocy (myślę tu o osobię. Po pierwsze od lat działam jako psycho- bach mobbingowanych). Poza tym uważam, log w bydgoskim oddziale Stowarzyszenia że myślenie pozytywne ma niezwykłą moc Antymobbingowego, pomagając ofiarom sprawczą. przemocy w miejscu pracy. Uprawiam jogę,

Gdyby Pani miała specjalną maszynę do cofania się w czasie, chciałaby Pani coś zmienić? Gdyby cofnąć czas, czy chciałabym coś zmienić? Starałabym się zintensyfikować pracę, aby w krótszym czasie przejść określone etapy pracy naukowej; myślę też, że więcej czasu poświęciłabym na naukę języków obcych (słowiańskich i wybranego języka zachodniego).

W dzisiejszych czasach to właśnie siła takich kobiet powinna motywować wielu ludzi. Codzienność polega na wykorzystaniu każdej chwili by osiągnąć satysfakcję i zadowolenie. Realizować swoje wyznaczone cele i wspólnie z bliskimi cieszyć się z ich wyników. Justyna Kowalska


6

Science fiction na Uczelni Pewnie większość studentów słyszała o skanowania wszelkich przedmiotów i ludzi, czy też o drukowaniu 3D. Choć dla wielu nie jest to nic niezwykłego, dla innych wciąż pozostaje to technologiami przyszłości. Więc, zapewne większość czytelników zdziwi fakt, że UKW posiada zarówno drukarki, jak i skanery działające w trójwymiarze, a także inne ciekawe urządzenie – mikrotomograf. Copernicanum, odrestaurowany budynek przy ul. Kopernika 1, jest główną siedzibą Instytutu Mechaniki i Informatyki Stosowanej. To właśnie w tym budynku mieści się sala użytkowana przez koła naukowe oraz mgr. Zbigniewa Szczepańskiego, opiekuna skanerów i drukarek 3D. Tak – liczba mnoga nie jest użyta tutaj przypadkowo, Uniwersytet posiada bowiem po kilka tego typu urządzeń. Skanery 3D Skanery to coraz popularniejsze narzędzia do inżynierii odwrotnej. Oznacza to, że są one używane do pozyskania danych o już istniejących obiektach poprzez zeskanowanie ich i wprowadzenie wyników tej operacji do komputera. Pozwala to nie tylko zeskanować różnego typu maszyny czy próbki, ale także wszelkie nieruchome obiekty. Proces trwa od kilkunastu sekund do paru godzin – w zależności od wybranych ustawień oraz użytego skanera. Tak uzyskane dane są zapisywane w komputerze, gdzie mogą zostać użyte do pracy z wszelkimi programami obsługującymi modele 3D; pozwala to na przeprowadzenie wielu komputerowych symulacji bez potrzeby wykonywania ich w rzeczywistości, co znacząco usprawnia pracę i zmniejsza koszty badań naukowych. Warto zwrócić uwagę, że pierwszy skaner 3D na UKW jest konstrukcją autorską i został zmontowany bez dużych nakładów finansowych. Co ciekawe, istnieje także możliwość zeskanowania człowieka, wystarczy, by dana osoba nie poruszała się przez moment skanowania (szczególnie skuteczny w tym względzie jest Kinect od XBOX-a, który również jest używany na Uczelni).

W dodatku tak wykonany skan można potem wydrukować na drukarce 3D. A któż nie chciałby swojej podobizny na półce? Drukarki 3D Poza drukowaniem własnych podobizn, drukarki 3D mają wiele innych funkcji. Do niedawna owe maszyny były niezwykle drogie, a koszty wydruku nawet niewielkich materiałów sięgały tysięcy złotych. Obecnie za taką cenę można już kupić całe urządzenie, wraz z filamentem – odpowiednikiem tuszu w zwykłej drukarce. UKW posiada trzy takowe drukarki, z których dwie służą prostszym wydrukom, a trzecia, dzięki użyciu specjalnego wypełniacza, pozwala na wydruk dowolnych elementów nie stykających się z żadną inną powierzchnią. Choć drukowanie w trzech wymiarach może wydawać się skomplikowane, to dzięki zastosowaniu wielu autorskich pomysłów przebiega ono wyjątkowo sprawnie. Cały proces polega na nakładaniu, warstwa po warstwie, specjalnych polimerów (choć bardziej zaawansowane drukarki pozwalają nawet na wydruki z metali). Kolejne poziomy o niewielkiej wysokości (mierzonej w mikrometrach) drukują się na powierzchni poprzednich, tworząc jednolitą całość. W zależności od potrzebnej nam dokładności i wielkości obiektu, druk trwa zwykle od kilku do kilkudziestu godzin. Przy pomocy takiego sprzętu da się wydrukować przeróżne przedmioty – od prostych klocków aż do zabawkowej kuszy czy miniatury Wieży Eiffla. Można także skopiować przedmiot wraz z odwzorowaniem elementów w jego środku, wystarczy mieć odpowiednio przygotowany model.

Mikrotomograf Z pewnością najbardziej zaawansowanym z opisywanych urządzeń jest mikrotomograf, coś, co można określić jako połączenie mikroskopu z tomografem. Pozwala on na prześwietlenie przy pomocy promieniowania rentgenowskiego dowolnych przedmiotów (za wyłączeniem niektórych metali, które nie przepuszczają fal), a dzięki obracaniu przedmiotu wewnątrz urządzenia wynik otrzymany jest obrazem trójwymiarowym. Oczywiście, poza zwyczajnymi przedmiotami, możliwe jest także badanie organizmów żywych. Mikrotomograf znajdujący się na Uczelni został wypożyczony od katowickiej firmy COMEF i jest używany głównie do badania materiałów porowatych (posiadających w sobie puste przestrzenie). Hologramy i inne gadżety Urządzenia użytkowane przez Uniwersytet z pewnością należą do nowinek technologicznych i na pewno pomogą przy wielu badaniach. Choć innych tworów znanych z literatury science-fiction, jak hologramy czy samochody bez kierowcy, dalej nie są dostępne na naszej Uczelni, to jednak z roku na rok nowinek technicznych przybywa. Studenci kierunków ścisłych mogą pracować na robotach czy dronach, a tworzenie sterowania dowolnymi urządzeniami przez telefon komórkowy jest na porządku dziennym. Kto wie jakich technologii doczekamy się w najbliższych latach. Piotr Ossowski


fot. Aleksandra Bielicka

7

BRA – Bydgoski Rower Aglomeracyjny Słońce świeci, żadnej chmurki na niebie – aż chce się żyć. Warto ten czas wykorzystać, np. na spacer czy wyjazd za miasto. Do tych, którzy z różnych powodów nie mogą lub nie chcą skorzystać z tych propozycji, nasze miasto wyciąga rękę, Wprowadzając, do swojej turystyczno-rekreacyjnej oferty, nową możliwość spędzenia wolnego czasu. Mowa tutaj o Bydgoskim Rowerze Aglomeracyjnym, w skrócie – BRA (nie mylić z angielskim skrótem – zero powiązań), który oprócz tego, że stanowi ciekawym sposób relaksu, posiada również inne atuty – służy w pewnym stopniu „rozkorkowaniu” miasta, pomaga nam zadbać o sprawność fizyczną, ale też umożliwia sprawniejsze dotarcie w wyznaczone miejsce, nie martwiąc się o potencjalne miejsce parkingowe, którego w zasadzie i tak nie będzie. Sam korzystam z ostatniej opcji. Korzystam z tych rowerów chętnie, gdyż jest to bezpłatne. Dojazd do pracy zajmuje mi mniej więcej kwadrans. Jak się okazuje, za pierwsze 20 min. jazdy nic nie płacimy. Wypożyczenie roweru na okres 60 minut kosztuje symboliczną złotówkę, do dwóch godzin – 5 zł, a do trzech – 11 zł. Za każdą następną godzinę należy dopłacić 7 zł (np. za 5 godzin korzystania z roweru zapłacimy 25 zł, co łatwo obliczyć za pomocą równania: 11 zł + 2 h * 7 zł = 25 zł). Jest to niewielka opłata, przyglądając się statystykom przekazanym przez „Gazetę Pomorską”. Piszą tam, że średnio, co pół minuty wypożyczany jest rower na którejś z 31 stacji rozmieszczonych w całym mieście(łącznie 325 pojazdów do użytku mieszkańców). Dajemy radę, co? Ponoć jesteśmy drudzy, po Warszawie, w biciu rekordu wypożyczeń. Z BRA można korzystać w okresie wiosenno-jesiennym. Ale co należy zrobić, aby takim rowerem się przejechać? Powiem wam, jak ja to zrobiłem! Oto kilka najważniejszych informacji. Po pierwsze – zarejestrowałem się na stronie internetowej BRA (www.bra.org.pl), podając wszystkie wymagane do rejestracji dane i voilà – jestem już zalogowany w systemie. W zamian za tak odważną i dzielną postawę otrzymałem indywidualny login i hasło, które, jak się okazało, potrzebne mi

będą przy każdorazowym wypożyczeniu roweru. Następnie dokonałem bezzwrotnej, jednorazowej wpłaty w wysokości 10 zł na własny Osobisty Rachunek Wypożyczającego, z którego za wypożyczenie roweru automatycznie pobierana będzie odpowiednia należność. Co dalej? Załatwiwszy formalności, udałem się do najbliższej stacji rowerowej i, postępując zgodnie z komendami wyświetlanymi na ekranie, wypożyczyłem dwukołowca. No to w drogę!!! Ze zwróceniem roweru było jeszcze łatwiej. Zaparkowałem go na wybranej stacji, „wczepiając” trzpień roweru do otworu w zamku. Co zrobić, jeśli na stacji brakuje wolnych miejsc? Wystarczy przypiąć rower linką i za pomocą APLIKACJI MOBILNEJ BRA lub bezpośredniego kontaktu się z infolinią (52 523 28 00) poinformować serwis o zwrocie roweru). Pamiętajcie, że jednorazowo można wypożyczyć dwa pojazdy, gdzie każdy ma oddzielnie naliczany czas wypożyczenia. Wszystkich dodatkowych informacji można zasięgnąć z oficjalnej strony internetowej Bydgoskiego Roweru Aglomeracyjnego pod adresem www.bra.org.pl. Rower wypożyczony, opłacony – ale, w którą stronę mamy jechać? Bydgoszcz i okolice są otoczone pięknymi terenami zieleni, a ścieżki rowerowe, których co prawda nie ma za dużo, mimo wszystko kuszą. Prym wiedzie

oczywiście Leśny Park Kultury i Wypoczynku Myślęcinek. Polecam również park Nad Kanałem Bydgoskim, Parowy Zamczysko, bulwary nad Brdą, trasę rowerową w kierunku Koronowa, następną ulicą Magnuszewską i Dąbrowa (ulica, nie miejscowość) aż do jeziora Jezuickiego. Warto przejechać się też ulicą Twardzickiego i Pelplińską w Fordonie, Kamienną z Artyleryjską i Pileckiego oraz Gdańską – od skrzyżowania z Kamienną aż do Myślęcinka. Wszystkich tras oczywiście nie sposób wymienić. Podałem tutaj tylko te najbardziej znane i polecane. Jeżeli macie niedosyt tras rowerowych w Bydgoszczy, zapraszam do odwiedzenia stron internetowych: www.rowerowabydgoszcz.org, www.mapa.bbc.bydgoszcz.pl, www.zdmikp. bydgoszcz.pl. Zamieszczone tam mapki na pewno przydadzą się w zaplanowaniu wielu wycieczek. Mam nadzieję, że pomogłem i niestety muszę już uciekać, bo wybieram się ze znajomymi na rowerową przejażdżkę do LPKiW. P.S. Po pokonaniu myślęcińskiej „trasy emerytalnej” i „trasy górskiej” (nazewnictwo własne) muszę stwierdzić, że mieszkając 9 lat w Bydgoszczy, nadal nie znam tego parku do końca. Jest tam jeszcze wiele miejsc do zobaczenia i mnóstwo dróg do przejechania. Ola, dzięki. Karol Ebertowski


8

Nawarzyłeś piwa – sam je w Witbier, stout, hefeweizen, porter, koźlak, pilsner, india pale ale… Jeszcze nic nie wypiliśmy, a już od samych nazw może zakręcić się w głowie. Sklepowe półki z piwami zmieniają wystrój, a browary rzemieślnicze rosną w siłę. Piwna rewolucja trwa! Lubimy piwo. Potwierdzają to i studenci, i wyniki badań przeprowadzonych przez Gf K (Gesellschaft für Konsumforschung – jedna z największych światowych firm zajmująca się badaniem opinii publicznej), według których jest to najpopularniejszy napój alkoholowy w Polsce. Sięga po niego aż 63% rodaków. Ponoć piwo najbardziej cenimy za smak. Równocześnie największym powodzeniem wciąż cieszą się jasne lagery z wielkich koncernów, które w pewnym momencie rozlały się po światowym rynku, spychając inne style na dalszy plan. Tworzone są z myślą o jak najszerszej grupie odbiorców i jak najwyższej sprzedaży. Stawiając na lekkość i orzeźwienie, pozbawiono je wyraźnego smaku i aromatu, po to,

by mogły zadowolić każde niewymagające podniebienie. Tylko, ile można wypić piw, które pomiędzy sobą różnią się głównie kształtem butelki i etykietą? W latach 80. w USA, które uważane jest za kolebkę międzynarodowego lagera, znalazła się grupa śmiałków, którzy zapragnęli nowych doznań smakowych. Spróbowali więc swoich sił w samodzielnym warzeniu. Wkrótce okazało się, że popyt na piwo, inne niż to dostępne na sklepowych półkach, jest na tyle duży, że zaczęto otwierać nowe browary. Ich liczba w Stanach Zjednoczonych wzrosła z niespełna 90 (na początku lat 80.) do prawie 3,5 tys. w 2014 roku, z czego większość to browary

rzemieślnicze produkujące całą gamę różnorodnych stylów. Tym oto sposobem rozpoczęła się piwna rewolucja, która dotarła również nad Wisłę. Pierwsze jej przejawy miały miejsce stosunkowo niedawno, bo na początku XXI wieku. Wtedy jednak, nowe style piwne nie przyjęły się na naszym rynku. Sytuacja zmieniła się w 2010 roku. Wówczas przywrócono do życia, zapomniane na kilkanaście lat, piwo Grodziskie – jedyny styl piwny, którego receptura została sporządzona w Polsce. Następnie inicjatorzy tej reaktywacji otworzyli browar PINTA, a w 2011 wypuścili na polski rynek Atak Chmielu – piwo, które uważane jest za początek


fot. Aleksandra Bielicka

9

fot. Aleksandra Bielicka

wypij polskiego craftu, jak często mówi się o piwach rzemieślniczych. Wraz ze wzrostem popularności nowych rodzajów piwa oraz ich coraz większą dostępnością ewoluują też sklepowe półki. Produkty niektórych czołowych, polskich i zagranicznych, browarów rzemieślniczych można odnaleźć w coraz większej liczbie marketów, a nawet knajp. Zmianie ulega również kultura picia ulubionego napoju alkoholowego Polaków. Coraz częściej, zamiast na ilość, stawia się na jakość i różnorodność. Piwa craftowe są droższe niż te z dużych koncernów. Jednak, zdaniem wielu, doznania płynące z ich próbowania są nieporównywalne z piciem piwa z browarów przemysłowych. Idąc w ślady amerykańskich prekursorów piwnej rewolucji, również wśród Polaków przybywa piwowarów domowych. W Byd-

goszczy powstał nawet specjalistyczny sklep, co może świadczyć o wzroście zainteresowania tą dziedziną. Budzi to również nadzieję na rozwój polskich browarów regionalnych i rzemieślniczych oraz wykorzystanie drzemiącego w nich potencjału promocyjnego. Piwnych entuzjastów przybywa także wśród studentów. Co prawda, warzenie w domu wiąże się z pewną inwestycją, ale przyjemność płynąca z możliwości wypicia tego własnoręcznie uwarzonego trunku jest bezcenna. Niebagatelne są również walory smakowe, zdrowotne i ekonomiczne, które bez wątpienia przemawiają za tym rozwiązaniem. Początkowy wydatek może

wahać się w granicach 200-300 zł, jednak inwestycja ta z czasem powinna się zwrócić, gdyż koszt alkoholu uwarzonego w domu jest zazwyczaj niższy od tego dostępnego w sklepach. Piwna rewolucja zagościła u nas na dobre. Browarów rzemieślniczych przybywa, a my otwieramy się na nieznane dotychczas smaki. Podana na początku wyliczanka stylów to zaledwie namiastka craftowej oferty. Różnorodność piw jest w stanie zaspokoić każdy, nawet najbardziej wymagający, gust i na pewno nie odbędzie się to tak, jak w przypadku międzynarodowych jasnych lagerów, kosztem smaku i aromatu. Zatem, na zdrowie! NATALIA WODA


10

Taniec to portal do innego Modal underground, teatr i taniec — co je łączy? Wyjaśnia to Anna Kukulska, studentka II roku humanistyki drugiej generacji. O swojej pasji opowiada w rozmowie z Justyną Wróblewską. Zacznijmy od początku. Pierwsze zajęcia –wysłała Cię na nie mama, tata, przyjaciółka czy sama chciałaś spróbować swoich sił w tańcu? To mama po raz pierwszy zapisała mnie na tańce w szkole podstawowej, lecz nie spodobało mi się to. Zrezygnowałam, bo peszyły mnie takie zajęcia. Byłam bardzo nieśmiałym dzieckiem, któremu ciężko było otworzyć się przed grupą nieznanych osób. Jednak po pewnym czasie ponownie zapisałam się na zajęcia. Namówiła mnie do tego koleżanka, z którą się wtedy trzymałam. Razem chodziłyśmy na treningi, więc łatwiej było mi się przełamać. Ona także zachęciła mnie do wstąpienia do harcerstwa, z którego zrezygnowałam na rzecz tańca. Terminy zbiórek pokrywały się z godzinami treningów. Musiałam podjąć decyzję i wybrałam taniec. Nie żałuje tego wyboru. To wtedy chyba po raz pierwszy zrozumiałam, że taniec to coś, co naprawdę lubię. Jak długo trwa Twoja przygoda z tańcem? Co się działo w tym czasie? Tańczę od 13 lat. Zaczynałam w Zespole Tańca Współczesnego Rebelia w Szczecinku, moim rodzinnym mieście. Obecnie należę

do Teatru Tańca Abrax, który działa przy Pałacu Młodzieży w Bydgoszczy. Na początku znalazłam się w niewielkiej grupie dziewcząt, z którymi brałam udział w wielu warsztatach z instruktorami z Polski i z zagranicy. Wszyscy trenerzy byli bardzo doświadczeni. Dzięki nim poznałyśmy nowe techniki, jak i style tańca. Bardzo przyczyniła się do tego nasza trenerka — pani Jarmila Góra, która starała się, żebyśmy były wszechstronne. Uświadomiła nam, że tancerz, który zajmuje się tylko i wyłącznie jednym stylem, jest totalnie zamknięty. Takie poznawanie innych rzeczy lub chociażby „liźnięcie”, otwiera umysł i spojrzenie. Pozwala przekonać się, co nam się podoba, a co nie. Dzięki takim przekonaniom miałam do czynienia nie tylko z tańcem współczesnym, ale także z hip-hopem i jego odłamami, takimi jak popping czy locking. Próbowałam jazzu, a także elementów z tańca towarzyskiego, którego kroki zostały przerobione na ruchy pasujące do tańca współczesnego. W jakim stylu najbardziej się odnajdujesz? Podobają mi się wszystkie formy. W każdym stylu tańca jest coś, co przyciąga moją uwagę oraz wzbudza zainteresowanie. Przeko-

nałam się do hip-hopu, który nigdy nie był moim konikiem. Polubiłam ten styl i choć nie jestem zaawansowana tancerką hip-hop, to chętnie wybrałabym się na warsztaty z niego. Lubię także jazz, który jest dosyć komercyjnym tańcem opierającym się na specyficznych krokach, mimice twarzy i ubiorze. Jednak ze wszystkich stylów, z jakimi miałam styczność, najbardziej przypadł mi do gustu modal underground. Modal underground – brzmi intrygująco! Na czym polega ta technika tańca? W dużym stopniu opiera się na tańcu współczesnym. Jednak modal underground wyróżniają charakterystyczne ruchy, które łączą się ze sposobem poruszania się zwierząt, głównie koni uwielbianych przez pomysłodawcę tej techniki – choreografa Thierry’ego Vergera. Jest to dość mroczny i dziwny styl. Na pierwszy rzut oka nie zachwyca widza. Przede wszystkim wzbudza zainteresowanie u ludzi, którzy znają się bardziej na tańcu współczesnym i teatrze.


fot. Beata Krzywdzińska

11 Wspomniałaś, że byłaś bardzo wstydliwym dzieckiem. Udało Ci się przełamać barierę nieśmiałości? Taniec pozwolił mi się otworzyć wśród osób z grupy. Z biegiem lat zaczęły pojawiać się pewniejsze ruchy. Nabrałam swobody w tańcu. W Bydgoszczy musiałam przełamać się także w używaniu elementów dźwięku na scenie. Na próbach brakowało mi pewności siebie. Bałam się wydobyć się z siebie głos, lecz z czasem otwierałam się coraz bardziej. W momencie wyjścia na scenę, nie miałam już obaw i przeświadczeń, że to, co robię jest dziwne, czy niepasujące. Przyczyniło się do tego miejsce, na którym przebywałam. Na scenie zwykle wcielam się w inną rolę, osobowość, którą nie jestem na co dzień. W ruchu ujawnia się trochę to, kim się jest. Jednak, gdy trafiam na scenę, to czuję się inaczej. Mam wrażenie, jakbym przeszła przez portal do innego świata. Robię zupełnie inne rzeczy. Jestem bardziej śmiała. Czuję totalną swobodę.

o świata Mówisz o tańcu i teatrze. Sądzisz, że to dobre połączenie czy jednak te sztuki nie mają ze sobą wiele wspólnego? Na początku miałam do tego dość sceptyczne podejście. W moim pierwszym zespole nastawialiśmy się jedynie na taniec. Z elementów aktorskich pojawiało się jedynie wcielenie się w role bycia smutną lub wesołą. Przyzwyczaiłam się do takiego podejścia, więc wymieszanie świata teatru i tańca było dla mnie trochę dziwne, przesadzone. Jednak zmieniłam swój punkt widzenia poprzez doświadczenie takiego połączenia w obecnym zespole. W Bydgoszczy trafiłam do grupy, która w swoich choreografiach wykorzystuje nie tylko taniec, ale też elementy aktorskie, takie jak np. głos. Myślę, że jedynie oglądając taką mieszankę teatru z tańcem, nie zrozumiałabym tego w takim stopniu, w jakim tego doświadczam. To połączenie nabrało dla mnie sensu, bo jest istotnym urozmaiceniem. Dzięki niemu choreografia ma swój wyraz i nie służy jedynie pokazywaniu umiejętności fizycznych. Wdrażając elementy aktorstwa, można pobawić się z widzem. Zaciekawić go, pograć na uczuciach i zostawić tzw. otwarte zakończenie, które porusza do myślenia i refleksji nad tematem pokazu. Prowokuje do głębszych zdań, niż stwierdzenia typu: „ładne kostiumy, fajnie sobie poskakały, podobało mi się”.

Wolisz tamten świat czy ten realny? Czasem wolę tamten świat. Mogę się tam zupełnie otworzyć. W ten sposób łatwiej jest mi coś komuś przekazać niż poprzez samą rozmowę. Jestem bardziej pewna siebie. Skąd czerpiesz motywację do tego, by iść na zajęcia i ćwiczyć? Największą motywacją jest dla mnie zespół. Samej trudno byłoby mi wybrać się na salę lub siłownię. Będąc w zespole, czuję się zobowiązana, by pójść na zajęcia i popracować z dziewczynami. Spotykamy się 3 razy w tygodniu po 1,5 godziny, lecz zawsze pracujemy dłużej. Zwłaszcza, gdy przygotowujemy się do konkursu, to poświęcamy na choreografię o wiele więcej czasu niż zwykle. Ćwiczymy kiedy się da i ile tylko się da. Nie chcemy stać w miejscu, więc wciąż coś udoskonalamy, dodajemy lub odejmujemy. Robimy wszystko, by potem mieć jak największą frajdę, widząc efekty naszej wspólnej pracy. Miałyśmy być grupą studencką bez większych zobowiązań, ale mimo wszystko dziewczyny bardzo angażują się i praktycznie zawsze jesteśmy na zajęciach w komplecie. Nikomu nie są obojętne ćwiczenia. Świadomość, że nie mogę zawieść koleżanek to ogromna motywacja. Opowiadając o swojej pasji bardzo często używasz liczby mnogiej, a tym samym utożsamiasz się z grupą. Występujesz solowo, czy jedynie ze swoim zespołem? Cały czas występuję z grupą. Jestem przywiązana do tych osób. Nigdy nie próbowałam wystąpić sama. Nie odczuwam potrzeby występu w konkursach. Nie uważam, że zdobywanie medali i podium jest niezbęd-

ne. Tańczę, bo to lubię. Robię to dla siebie. Oczywiście grupowo jeździmy na występy i konkursy, lecz zawsze jest to nasza wspólna decyzja. Takie wyjazdy to przede wszystkim integracja zespołu oraz fajna atmosfera, która panuje bez względu na zmęczenie. To także możliwość pokazania siebie, swojego zespołu, w innych miejscach. Głównie jeździmy po Polsce. Z moją poprzednią grupą udało mi się pojechać za granicę, do Niemiec, na gościnne występy do miejscowości zaprzyjaźnionej ze Szczecinkiem. Przypominając sobie zarówno zagraniczne, jak i polskie występy, zgodzisz się ze stwierdzeniem, że taniec to jeden wspólny język używany w kontakcie tancerza z widzem? Taniec może być jednym wspólnym językiem, lecz zależy to przede wszystkim od odbiorcy. W Niemczech występy były otwarte, więc każdy mógł przyjść i zobaczyć nasz taniec. Głównie pojawili się starsi ludzie, którzy naprawdę ciepło nas przyjęli. Zainteresowali się naszym tańcem. Na ich twarzach przeważała radość, a nie znudzenie. Właśnie dla takich odbiorców chce się występować. Jednak oczywiście zdarzają się osoby, które znudzone stoją lub siedzą przed sceną i raczej patrzą w telefon niż na tancerzy. Czasami widok takich ludzi może rozpraszać, a nawet zniechęcać do kolejnego ruchu. Jednak ja nie zwracam na to uwagi. Na scenie czuję się inaczej i skupiam się na sobie i na tańcu. Liczę, że widzowi spodoba się to, co wspólnie z grupą pokazujemy i schowa telefon do kieszeni na te kilka minut. Już 29 kwietnia obchodzimy Międzynarodowy Dzień Tańca. Czy jakoś specjalnie przygotowujesz się na to święto? Taniec to pasja, która towarzyszy mi niemal na co dzień, więc nie odczuwam potrzeby świętowania go w jakiś konkretny dzień. Oczywiście to święto jest obchodzone przez wielu tancerzy. Tego dnia organizowane są różne pokazy taneczne. Również w Pałacu Młodzieży w Bydgoszczy organizowana jest impreza pt. „Święto Tańca 2015”, na której gościnnie wystąpią zespoły choreografów z Łodzi - Pracownia Fizyczna pod kierownictwem Jacka Owczarka oraz spektakl studentów pierwszego roku Choreografii i Technik Tańca Akademii Muzycznej w Łodzi. Ci pierwsi to tancerze na wysokim poziomie, z doświadczeniem. Drudzy, mimo że dopiero zaczynają, również mogą pochwalić się niebagatelnymi umiejętnościami - ze względu na kierunek studiów, na którym dokształcani są przez „ruchmistrzów” z wieloletnim stażem.


12 Bydgoszcz, Zbożowy Rynek 9

Nowe miejsce w Bydgoszczy

Spiżarnia

jak u babci

Pamiętacie, jak smakuje domowy obiad podany przez mamę czy babcię? Ci, którzy wraz z rozpoczęciem studiowania postanowili się usamodzielnić, pewnie z utęsknieniem wyczekują powrotu do rodzinnego domu. Początkowo można cieszyć się wolnością i niezależnością, ale entuzjazm szybko opada, kiedy okazuje się, że jeść coś trzeba, a czasu lub umiejętności brak. W takiej sytuacji nie pozostaje nic innego, jak poszukać miejsca, w którym choć trochę poczujemy się jak u babci na obiedzie. Gdzie odnajdziemy taką atmosferę? Na to pytanie odpowiada Andrzej Łupina, właściciel restauracji Spiżarnia w Bydgoszczy. Skąd pomysł, by otworzyć lokal z regionalnym jedzeniem? Pochodzę z małej miejscowości między Chełmnem a Grudziądzem. Z dzieciństwa pamiętam, jak buszowałem po babcinej kuchni i spiżarni. Półki przepełnione były słoikami z domowymi przetworami, a dom pachniał jedzeniem. Babcia zawsze miała coś pysznego do zjedzenia. Myślę, że to głównie dlatego zająłem się gastronomią. Gdy przeprowadziłem się do Bydgoszczy, w mojej głowie zrodziła się myśl o odtworzeniu miejsca kojarzącego się z moim dzieciństwem. Mieszkam tutaj już 10 lat i zawsze brakowało mi restauracji z podobnym klimtem. Uważam, że każde miasto powinno mieć taką „domową spiżarnię”. Jesteś bardziej właścicielem czy gospodarzem? Bardziej czuję się gospodarzem, niż właścicielem Spiżarni. Chciałbym, żeby goście czuli się jak w domu. Z taką myślą planowaliśmy wystrój pomieszczeń czy kartę dań. Na stołach leżą szydełkowe serwety, półki zapełniły słoiki z kompotami, a ściany ozdobione są wiejskimi malowidłami. Jednak najważniejsze jest jedzenie. Staram się, żeby posiłki zadowoliły nawet największego głodomora. W karcie dań same polskie potrawy. Dlaczego nie pizza? Jestem tradycjonalistą, lubię polską kuchnię, ujętą w nowoczesny sposób. Taka najbardziej mi smakuje. Pizzę czy kebab można zjeść na każdym rogu, a tradycyjne dania są coraz rzadziej spotykane. W moim lokalu znajdują się nieskomplikowane dania, ale w nowoczesnym wydaniu. Nie chciałbym być restauratorem, który ciągle podaje to samo, dlatego karta będzie się zmieniała wraz z porami roku przy wykorzy-

Artykuł sponsorowany


13

staniu produktów sezonowych. Do posiłków polecam piwo z lokalnych warzelni. Kuchnia polska kojarzy mi się z tłuszczem, smażeniem i bólem brzucha. A przecież teraz w modzie jest bycie „fit”. Owszem, ale wcale nie musi taka być. Obecnie w gastronomii używa się rozwiązań, które m.in. eliminują niezdrowe tłuszcze. W naszej kuchni używamy metody sous-vide. Co to takiego? Sous-vide po francusku oznacza „bez powietrza” i polega na doprowadzeniu wnętrza szczelnie zamkniętych w plastikowe worki produktów do odpowiedniej temperatury przy pomocy kąpieli w gorącej (mniej lub bardziej) wodzie. Gotowanie w próżniowych opakowaniach dobroczynnie działa na mięso. W przypadku przyrządzania mięs, najważniejszy proces to denaturacja białek, czyli ścinanie się ich włókien. Aby mięso zostało łatwiej przez nas strawione, a przy okazji było smaczniejsze, włókna muszą zostać w określony sposób uszkodzone (nawet przez proste podgrzewanie). Cała sztuka w tym, aby zachować subtelną równowagę między ściętym białkiem, a miękką i soczystą tkanką mięśni. W przypadku gotowania sous-vide możemy osiągnąć wystarczającą temperaturę, która pozwoli nam pozbyć się z mięsa twardej tkanki łącznej, zachowując przy tym najlepszą jakość produktu. Podczas tradycyjnego gotowania produkty tracą wodę i zmienia się ich faktura. Podczas gotowania sous-vide, przetwory nie zostają pozbawione tego, co mają najlepsze – smaku, witamin i koloru. 95% produktów nie zawiera glutenu, a wszystkie dania przygotowywane są przez kucharzy „na świeżo”. Nie mamy nawet kuchenki mikrofalowej. Chyba mnie przekonałeś... Ale czy przy zastosowaniu wszystkich tych nowoczesnych technik nie wzrasta koszt dań? Od początku zakładałem, że Spiżarnia będzie miejscem z domową atmosferą, a co za tym idzie – ceny muszą być przystępne. Oprócz dań dostępnych w karcie, przygotowujemy śniadania i dwudaniowe obiady, które objęte są specjalną promocją. Swoją drogą, w Bydgoszczy nie ma zbyt wielu miejsc, w których można zjeść dobre i tanie śniadanie. Dlatego pierwszym pomysłem było stworzenie takiej pozycji w menu Spiżarni. Na śniadanie za 9,90 zł składa się jajecznica lub omlet z tostem i sałatą oraz napój (kawa, herbata lub kakao). Taka porcja daje pozytywnego „kopa” od rana.

Codzienne danie dnia składa się z innych potraw. Nasz szef kuchni jest trochę jak „typowa” babcia. Zawsze ugotuje coś pysznego, jednak nigdy nie wie się, czego się spodziewać. Dzisiaj poda rosół i schabowego, a jutro możesz zjeść pomidorową i potrawkę z kurczaka. Taki dwudaniowy obiad można zjeść za 19 zł. Widziałam, że oprócz głównej sali, jest także mniejsze pomieszczenie. Pewnie z myślą o imprezach zamkniętych. Dokładnie tak. Na co dzień mniejsza sala (na 20 osób) udostępniona jest dla gości restauracji, jednak można zarezerwować tam miejsce, np. na urodziny czy rocznicę. Pomieszczenie oddzielone jest od głównej sali drzwiami, można także wybrać dowolną muzykę. Do każdej imprezy (menu i koszty) podchodzimy indywidualnie. Wiele razy spotkałem się z sytuacją, że początkowy koszt odstraszał potencjalnych klientów. Wychodzę z założenia, że z każdym można dojść do porozumienia. Przyznam szczerze, że mnie zachęciłeś swoją ofertą. Miałeś rację – od razu poczułam się tutaj jak w domu. Niestety, zaraz muszę lecieć na zajęcia. Zawsze możesz wrócić (śmiech). Nasz lokal jest czynny od 7:00 do 22:00 (od poniedziałku do czwartku), w piątki i soboty nawet do 23:00. Co mi dzisiaj polecisz na obiad? Pierogi po łunawsku, czyli pikantne ruskie. Przyrządzone według tradycyjnej receptury, którą pamiętam z dzieciństwa. Babcia często je robiła. Zaś na deser proponuję jabłecznik z gałką lodów waniliowych.

* Zamelduj się na profilu Spiżarni na Facebooku i pokaż dowód obsłudze, a otrzymasz rabat 10 %. Promocja skierowana do Studentów (za okazaniem legitymacji studenckie). Rabat nie obowiązuje zestawów promocyjnych.


14

Studencki lans w kuchni

„Vege pierożki”, czyli tortellini z beszamelem i warzywami

Nie da się ukryć — studenci lubią dania, przy których nie ma dużo pracy. Choć ta potrawa nie jest typowym kulinarnym lansem, to z pewnością zaspokoi głód każdego żaka. Tym bardziej, że wystarczy przesypać produkty do garnków a reszta zrobi się sama.

1. W osolonej wodzie gotujemy tortellini według instrukcji na opakowaniu. 2. Masło z mąką smażymy na delikatny złocisty kolor przez około 2-3 minuty. 3. Dodajemy mleko i przyprawy. Mieszamy. Gotujemy następnie przez około 20 minut na małym ogniu, mieszając trzepaczką, by uzyskać puszystą konsystencję. Składniki na 4 porcje 1 op. tortellini serowe

1 op. mrożonych warzyw na patelnię lub

własna kompozycja świeżych warzyw

4. W tym samym czasie smażymy warzywa na patelni. 5. Pierożki odcedzamy, kładziemy na talerz, na to warzywa i całość polewamy gotowym beszamelem.

4 łyżki mąki

4 łyżki masła 3 szkl. mleka przyprawy (sól, pieprz, gałka muszkatołowa)

„pieczone omlety” – miniomlety z piekarnika Lubicie omlety? A pewnie jedyne, jakie znacie to te smażone na patelni. Są smaczne, ale tradycyjne i z dużą ilością oleju. Proponuję wam zdrowszą alternatywę — pieczone omlety. Dodajecie do nich, co tylko chcecie. Co ważne — możecie zabrać ze sobą w pojemniku na uczelnię. Supersmaczne drugie śniadanie, nawet na zimno.

1. Jajka ubijamy. Przyprawiamy. 2. Do formy od muffinek lub silikonowych foremek wrzucamy nasze składniki. Wlewamy jajka. 3. Pieczemy w 200°C przez około 15 minut. 4. Odkładamy do ostygnięcia i wyciągamy ostrożnie z formy. Przepis na 12 omlecików 6 jajek składniki do wyboru (ser, szynka, pieczarki, papryka, oliwki, szpinak, koncentrat pomidorowy etc.)

sól, pieprz, papryka słodka, zioła prowansalskie, bazylia

Magdalena Kruszona www.kulinarnylans.blogspot.com


Mężczyzna na zakupach

15

Każda kobieta go zna. Każda kobieta, która wykazuje wystarczająco masochistyczne zapędy, żeby zabierać swojego mężczyznę na zakupy do centrum handlowego. Wszystkie nieszczęścia, na jakie uskarżają się panie podczas takich wypraw, sprowadzają na siebie same. Bo co jest słodsze od zakochanej pary snującej się od sklepu do sklepu?

Oczywiście, wszystko, co zarzucacie nam, mężczyznom, to prawda. Stoimy oparci o barierki, siedzimy na ławkach, nasze twarze wyrażają pustkę, jaką możemy dostrzec w czarnych dziurach, anemicznie scrollujemy Fejsa na telefonach i tabletach, niecierpliwie spoglądamy na zegarki, pilnujemy toreb z dotychczas zrobionymi zakupami. Gdy mamy gorszy dzień, musimy chodzić do przymierzalni i wydawać wyroki nad kolejnymi kieckami, a przy tym silić się na wiarygodność pomruków wyrażających jednocześnie aprobatę, jak i absolutne obrzydzenie. Jeszcze przez przypadek, przez zbyt stanowczą opinię ściągniemy na siebie kolejnych kilkadziesiąt minut poświęconych na przymiarki. Parafrazując Andrzeja Sapkowskiego – miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym są kobiety, a drugim mężczyźni mający pojęcie, jak się ubierać. O ile w pierwszym etapie zakupów z takim jegomościem wszystko idzie sprawnie, zwłaszcza w sieciówkach, to potem zaczyna się dramat. Kratka vichy, kołnierzyk włoski, chinosy,

knit, oxfordy lub derby, patynowane brogsy. Wybaczcie, ale nie będę tego tłumaczył na język polski. Strzelę sobie w kolano, ale jeśli mężczyzna zna takie słownictwo, żadna kobieta w jego pobliżu nie może być pewna zawartości swojej szafy. Z drugiej strony może mieć ona pewność, że facet ubierze się adekwatnie na każdą okazję i nie narobi wstydu przed rodzicami, przychodząc na obiad w starych tenisówkach, koszulce ze straganu znad morza i spodniach z postrzępionymi nogawkami. Wystarczy zaledwie kilka kroków, żeby odwdzięczyć się kobietom za wszystkie cierpienia i tyle zmarnowanego czasu w centrach handlowych. Na początek czystki w szafie – należy pozbyć się niedopasowanych ubrań, T-shirty z logami gier czy zespołów odłożyć na specjalną półkę z ubraniami roboczymi, glany schować w najciemniejszy kąt i wyciągać je stamtąd tylko na koncerty. Potem trzeba uzupełnić wiedzę na temat dobrych, klasycznych ubrań i na tej podstawie dokładnie przemyśleć nadchodzące zakupy.

Ostatecznie przychodzi czas na zemstę. Najpierw sprawnie – szukanie klasycznych fasonów. Wszystkie ubrania z akapitu powyżej nie wpisują się w tę kategorię. Nawet, jeśli w całości wykonano je z kaszmiru. Później czas na kontrolę metek. Przerażające, jak wiele ubrań w całości składa się z poliestru albo akrylu, a ludzie wydają na nie grube pieniądze, nie wiedząc, że kupują plastik. Jakość produktów ma znaczenie zawsze, ale dopiero przy klasyce odgrywa pierwsze skrzypce, bo takie ubrania mają służyć przez wiele lat. O tym, jak trudno o taką odzież w Polsce, świadczy „niebieska puchówka”, szerzej znana jako „baleron splendoru”. Podążanie za modą, zwłaszcza tą dyktowaną przez sieciówki , to zbrodnia. Nie bez powodu większość proponowanego w nich asortymentu to tandeta pełna syntetycznych materiałów, obciążona fantazyjnymi wzorami i dodatkami. W końcu skoro sklepy wciąż sprzedają takie cuda, to musi im się to opłacać. MACIEJ SOLA


16

Kochana Justyno! Wiosna zawitała u nas na dobre, a ja ciągle nie mam czasu, żeby wyjść na spacer. Zaczęły się wiosenne „porządki”. Zamiast cieszyć się słońcem, wciąż biegam pomiędzy uczelnią, pracą, a domem. Niestety, ciągle mam za mało godzin w dobie. Skończyłam ostatnio pisać kolejny rozdział pracy licencjackiej (przez co popadłam w samouwielbienie), ale zamiast odpoczywać... muszę zabrać się za następny. Trzeba było robić wszystko systematycznie, a nie na ostatnią chwilę. W dodatku rozpoczęły się przygotowania do Juwenaliów – prośmy wszyscy o ładną pogodę na ten jeden tydzień! Wszystko musi wyjść idealnie! A wracając do słońca i wiosny – byłaś już na wycieczce rowerowej? Czy tak, jak ja nie możesz poukładać sobie wszystkich zajęć w kalendarzu i przez to brakuje Ci wolnego czasu? Masz może jakiś pomysł, jak to lepiej zorganizować? Chyba powinnam zapisać się na jakiś kurs efektywnego planowania dnia. Problem w tym, że nie mam na to czasu... I koło się zamyka. Karolina Czajkowska

List za list Hej Karolino! Rower, basen, rolki, jogging — tak aktywnie zaczynam wiosnę! Codziennie odkrywam coraz to inne rzeczy, które mogę porobić. Cóż, nie potrafię usiedzieć w miejscu. Zwykły spacer to dla mnie za mało. Dodatkowo ta pogoda... Ach! Jak ona mnie motywuję, do wyjścia z domu. Chciałabym napisać Ci, że powinnaś trochę zwolnić tempo, ale w sumie, to sama nie umiem tego zrobić. Co prawda, nie muszę chodzić do pracy, ale multum innych aktywności i zajęć idealnie wypełnia mój czas pomiędzy pobudką a pójściem spać. Brakuje Ci godzin w dobie? Oto przepis, jak poukładać swoje zajęcia i znaleźć czas dla siebie. 1. Weź kartkę i długopis lub włącz notatnik w telefonie. 2. Pomyśl o tym, co musisz jutro zrobić. 3. Wypisz godziny, w których nie śpisz i dopasuj do nich zajęcia. Uwzględnij przy tym czas, jaki zajmuje Ci wykonanie danej czynnpści. Oczywiście, są to orientacyjne przedziały czasowe, ale zawsze lepiej podać więcej minut. Unikniesz wrażenia, że znowu nie zdążyłaś czegoś zrobić. 4. Nie zapomnij uwzględnić przerw oraz godzin przeznaczonych na czas wolny i spotkania ze znajomymi. Relaks musi być! 5. Następnego ranka, po przebudzeniu, spójrz na swoją listę i trzymaj się rozkładu dnia. Nie rezygnuj od razu, gdy któraś czynność rozpocznie się w czasie przeznaczo nym na następne zajęcie. Tak bywa. Ćwicz swoją wytrwałość, a dojdziesz do perfekcji w roli planisty. Może odnajdziesz nową pasję? Justyna Wróblewska


Studencie, trochę kultury!

17

Kto z nas nie zna takich utworów jak Bohemian Rhapsody czy We will rock you? Te i wiele więcej hitów Freddiego

Mercury'ego już niedługo będzie można usłyszeć w Bydgoszczy! 7 maja o godz. 19 rozpocznie się maraton koncertowy z Queen. Bydgoskie Multikino pokaże dwa największe koncerty w historii tego zespołu, czyli Queen Rock Montreal oraz Hungarian Rhapsody: Queen Live in Budapest '86. Takiej dawki muzyki nie można przegapić! Bilety w cenie 28zł do nabycia w kasach kina oraz na stronie internetowej www.multikino.pl.

Studencie, obudź się! Trwa inauguracja wiosennego cyklu imprez. Klub Metro wraz z Parlamentem Samorządu Studenckiego UKW zaprasza na wydziałowe zabawy. Już 21 kwietnia impreza Wydziału Pedagogiki i Psychologii i Wydziału Edukacji Muzycznej. Kolejny „budzik”, czyli oficjalne rozpoczęcie wiosennych dyskotek odbędzie się 28 kwietnia, a już 5 maja wielki finał cyklu. Obudźmy się do zabawy!

Zostań wolontariuszem!

Królewski tydzień

Chcesz zobaczyć, jak wyglądają Juwenalia Bydgoskie „od kuchni”? Przyjdź na spotkanie dla wolontariuszy! Każdego, kto chciałby pomóc przy organizacji tego wydarzenia, zapraszamy 23 kwietnia o godz. 18.30 do Biura Samorządu Studenckiego przy ul. Łużyckiej 21.

Z czym najbardziej kojarzy nam się maj? Dla studentów to oczywiście okres Juwenaliów! Już od 11 maja bydgoscy żacy będą mogli się zrelaksować. W ciągu tego jednego tygodnia odbędzie się mnóstwo zabaw, imprez, koncertów i konkursów. Przygotujcie się na Królewskie Juwenalia 2015!

Operowy zawrót głowy Rusza kolejny, XXII BydgoskiFestiwal Operowy! Już 25 kwietnia będzie można obejrzeć pierwszy spektakl, czyli Potępienie Fausta w reżyserii Macieja Prusa. Tegoroczną edycję festiwalu uświetnią również artyści z Poznania, Warszawy, Wilna (Litwa) oraz Bańskiej Bystrzycy (Słowacja). Na zakończenie na scenie wystąpią tancerze chińskiego baletu. Pełen repertuar oraz cennik biletów można znaleźć na stronie internetowej Opery Nova (www.opera.bydgoszcz.pl).

KONKURS

Redakcja Atheneum ma do rozdania trzy wejściówki na projekcje filmowe, realizowane w ramach Dyskusyjnego Klubu Filmowego. Seanse odbywają się co czwartek, o godz. 19.30 w Pałacu Młodzieży przy ul. Jagiellońskiej 27. Cena biletu ulgowego za okazaniem ważnej legitymacji studenckiej wynosi 5 złotych. Aby zdobyć pojedynczą wejściówkę, wystarczy podać, tytuł filmu, w którym zagrała Keira Knightley. Odpowiedzi wraz z danymi uczestnika (imię i nazwisko, rok oraz kierunek studiów) należy przesłać na adres: konkursy.w.atheneum@gmail.com z dopiskiem „Recenzje”. Redakcja poinformuje zwycięzców o wygranej.

Czwartkowe seanse w Dyskusyjnym Klubie Filmowym 7V

Dzikie historie (Relatos salvajes), reż. Damián Szifron, Argentyna/Hiszpania 2014

14 V

Co robimy w ukryciu (What We Do In The Shadows), reż. Jermaine Clement i Taika Waititi, Nowa Zelandia 2014

21 V

Gloria, reż. Sebastian Lelio, Chile/Hiszpania 2013

28 V

Między nami dobrze jest, reż. Grzegorz Jarzyna, Polska 2014


18

Filmowo

Klucz do serca Enigmy Film Gra tajemnic (reż. Morten Tyldum, 2014) potwierdza, że najlepsze historie pisze życie. Trwa druga wojna światowa. Matematyk Alan Turing (w tej roli Benedict Cumberbatch) pracuje nad złamaniem szyfru Enigmy. Biograficzna historia kryptologa to przejmująca opowieść o przedkładaniu pasji nad życie prywatne. Okazuje się, że w świecie nauki nie ma miejsca na jakikolwiek kompromis.

natyka nabiera kolorytu. Widz przypatruje się nie tylko walce z czasem o złamanie kodu, ale także prowadzonej przez bohatera batalii z samym sobą, z brakiem życzliwości. Reżyser skupia się także na współpracownikach Alana – ludziach, którzy dopełniają portret Turinga. Choć najwierniejszym kompanem geniusza jest Joan Clarke (Keira Knightley), to nie ona podsuwa wskazówkę do rozwiązania łamigłówki.

Od samego początku reżyser kreśli sylwetkę mężczyzny, który po- Obraz udowadnia, że wiedza o szczęściu oraz jego posiadanie nie idą niekąd zniechęca swoją upartością, małomównością oraz poczuciem ze sobą w parze. Mężczyzna cierpi na naszych oczach i choć wygrywa, wyższości nad innymi. Ale zawziętość w niepodejmowaniu kontaktów równocześnie ponosi też porażkę. Agnieszka Szlachcikowska z otoczeniem ma swoje uzasadnienie. Bohater zna swoją wartość, nie podlizuje się szefostwu, choć grozi to utratą posady. Tak, jak matematyk niestrudzenie głowi się nad zagadką kryptograficzną, tak widz rozplątuje mechanizmy, które ukształtowały jego osobowość. Sprzyjają temu retrospekcje, dzięki którym obserwujemy perypetie życia szkolnego. Nawet młodzieńcze lata skażone są brakiem tolerancji – wyalienowanego geniusza traktuje się jak kozła ofiarnego. Nic dziwnego, że dorosły Alan wykazuje mechanizmy obronne, nie ufa ludziom i zachowuje powściągliwość w okazywaniu uczuć. Ale chłodny, niemalże posągowy, mężczyzna wychyla się ze swojej skorupy odosobnienia. W wizji Tylduma mamy wszystko to, co już zostało pokazane na ekranach kin (m.in. pogoń za sukcesem, homoseksualizm, nurtujące zagadki), a film pozbawiony jest przesadnego emocjonalizmu. Rozgrywająca się na dwóch płaszczyznach fabuła sprawia, że portret fa-

Amerykańska legenda Snajper (reż. Clint Eastwood, 2014) opowiada o Chrisie Kyle'u, najskuteczniejszym snajperze w dziejach amerykańskiej armii. Produkcja od razu podbiła serca widzów i dzięki temu stała się najbardziej dochodowym tytułem w karierze Clinta Eastwooda. Jest to filmowa adaptacja autobiografii głównego bohatera, pt. Cel snajpera. Film przedstawia losy młodego Chisa Kyle'a, od momentu przystąpienia do szkoły żołnierskiej, aż do powrotu z ostatniej misji. Pokazuje, jak prosty chłopak z Teksasu zaciągnął się do marynarki i stał się legendą amerykańskiego wojska. Bradley Cooper, odtwórca głównej roli, miał niewątpliwie trudne zadanie, ponieważ tytułowy snajper to z jednej strony znakomity żołnierz-zabójca, z drugiej zaś kochający ojciec i mąż. Trzeba przyznać, że w obu przypadkach aktor odegrał swoją rolę niezwykle przekonująco. Film został zrealizowany w typowym amerykańskim klimacie. Żołnierze z jednostki Navy SEALs ukazani są jako odważni bohaterowie, zaś ich cele to po prostu „dzikusi”, których trzeba wyeliminować. Jednak Amerykanie kochają takie spojrzenie. Nic więc dziwnego, że produkcja po trzech tygodniach od swej premiery wyprzedziła w rankingu najpopularniejszych dramatów wojennych nawet Szeregowca Ryana. Warto zaznaczyć, że książka Kyle'a stała się źródłem wielu kontrowersji, jednak Eastwood tych kwestii nie porusza. W Snajperze do minuje czerń i biel – zarówno na wojnie, jak i w domu rodzinnym bohatera. Ponadto film momentami traci tempo. Kolejne misje są oddzielane epizodami rodzinno-obyczajowymi, co na pewno nie służy dynamice akcji. Niemniej jest to najlepiej zrealizowana produkcja Eastwooda. Choć reżyser stworzył klasyczną formę dramatu wojennego, to nie można zaprzeczyć, że ogląda się ją z zapartym tchem. Karolina Czajkowska


MUZYKA

Scott Weiland – Blaster Legendarna gwiazda rocka, Scott Weiland, powraca z pierwszym od lat albumem – Blaster. Dłuższa przerwa spowodowana była wieloma problemami, z którymi artysta zmagał się w ostatnim czasie. Wszystko zaczęło się w 2013 roku, gdy nasz lider został ostatecznie wykopany ze swego zespołu Stone Temple Pilots (klasyka alternatywnego brzmienia z lat 90., w której Weiland zasłynął jako charyzmatyczny wokalista). W grę wchodziło prawdopodobnie uzależnienie od narkotyków, z którym Scott zmagał się od początku kariery jak i trudny charakter artysty. Po tym przykrym incydencie Weiland podniósł się i wraz z nowym zespołem, The Wildabouts, wybrał się w trasę koncertową po Stanach Zjednoczonych, odgrywając kawałki wspomnianej wcześniej grupy. Jego koncerty również nie należały do udanych. Głos wokalisty często zawodził, a numerom, które w przeszłości brzmiały masywnie i porywały tłumy, brako-

wało teraz ognia – całe przedsięwzięcie przypominało odcinanie kuponów. Nie zniechęciło go to jednak, by wraz z zespołem zamknąć się w studiu i nagrać nowy materiał. Owocem tej pracy jest prezentowany dziś krążek z boomboxem na okładce. Blaster zaczyna się obiecująco. Riff w stylu Jacka White’a świetnie współgra z podrasowanym funkowym basem. Modzilla to otwieracz, łączący klasyczne rockowe brzmienie z nowymi trendami, mający wprowadzić w odpowiedni nastrój na resztę albumu. Way She Moves przypomina klimatem lata 70. spod znaku glamowej rewolucji. Słychać tutaj echa T. Rex czy Davida Bowiego. Dodatkowo nonszalancki refren nieźle przy tym buja.

Amethyst zaczyna się wstawką zapożyczoną z The Who i ich Won’t Get Fooled Again. Dalej napędzające tempo oraz riff przywołują wspomnienia z kawałkiem Crackerman, Stone Temple Pilots. White Lightning dobrze łączy gitarowy ciężar o bluesowym zabarwieniu z charakterystyczną dla Weilanda melodią w refrenie. W Blue Eyes Scott i jego banda ukazują bardziej łagodne oblicze, pomimo przesterowanego gitarami i trochę zbyt oczywistego refrenu. Pozytywnie zaskakuje mocne przejście pod koniec numeru. Bleed Out ma w sobie coś z ducha alternatywy w stylu Pixies czy Nirvany, która łączy się z brzmieniem Velvet Revolver (zespół, w którym Weiland również udzielał się kiedyś jako wokalista). Byłem ciekawy, jak zabrzmi legendarny numer T. Rex, 20th Century Boy, który The Wildabouts postanowili umieścić we własnej wersji na albumie. Niestety, wyszło przeciętnie, bez większych fajerwerków. Całość zamyka Circles – ckliwy i trochę za bardzo przesłodzony kawałek w stylu country. Album cierpi na pewną przypadłość. Wiele elementów, jak melodie w refrenach albo gitarowe zagrania, wydają się nieco oklepane, czasem zbyt oczywiste lub mało ciekawe. Przykładem mogą być tak przeciętne kawałki jak Hotel Rio, z niczym niewyróżniającym się refrenem pod standardy radia, równie nijakie Youth Quake czy Beach Pop – chyba najsłabszy numer na płycie z banalną melodyjką, mającą przywołać skojarzenia z Beach Boysami. Bardziej jednak irytuje, niż bawi. Podobnie rzecz się ma z Parachute wykazującym podobne objawy, co poprzednicy. Mając na uwadze artystyczną kondycję Weilanda z ostatnich lat, można powiedzieć, że Blaster jest tworem niezłym. Niestety trudno nie zauważyć pewnej istotnej luki. Album nie ma tego „czegoś”, co mogłoby zatrzymać słuchacza na dłużej. To raczej ten rodzaj longplaya, który przesłuchasz i masz wrażenie, że pozornie wszystko jest na swoim miejscu, ale całości brakuje najważniejszego elementu – duszy. Hubert Kurzeja

Fanów mocniejszych brzmień zapraszamy na „festiwal furii”. Pogo oraz „połamanie nóg” gwarantowane. Zagrają: 1125, LAZY CLASS, WOUNDED KNEE, THE LUNATICS, VALERY MESS, DxD.

Tau (wcześniej znany jako Medium) zaprasza na swój koncert promujący debiutancki album pt. Remedium. Podczas tego wydarzenia będzie można również usłyszeć utwory z płyt:Teoria równoległych wszechświatów i Graal.

DATA: 30 kwietnia, godz. 19:00 MIEJSCE: Klub Estrada

DATA: 2 maja, godz. 20:00 MIEJSCE: Klub Estrada

BILETY: 20 zł lub 25 zł (dostępne w klubie oraz w Cartridge World naul. Dworcowej 66 w godz.: 9-18)

BILETY: 25 zł w przedsprzedaży lub 30 zł w dniu koncertu


7 8 3

6

6 9 8 3 1

8

7 2 9 1 3 5 9 8 2 4 5 1 9 2 8 3

9

5 6 2 5 9 7

6

7 2 1 5

4

8

8 2 5

6

4

6 6

7

7 6 2 7 8

3 4

5

9

5 5

9 9

1 4 4 6 2

3

8 7 1

1 7

3 8

3 6

7 4 5

2 5

2 1 9

5 2 9 8

9 6

1

5 8 3 2 9

9

3

3

9 7

2

8 2 7 5 4 2 6 4 8 2 3

3

4 3 9 7

9 1 7 4 5

8

1 7

5

2 5 3 3 2 7

2

8 3 1

7

9 5

6 2 7

6

4

7 4 2 5 1

9

5

8

7 5

3 4 4 5 2 8 1 5 7 2

1

2

9 4

7

6 3 2

1 6 9

7 5 9 1

4

7 1

2

2 9

8

S U D O K U

5

4

5

9 3 9

Obserwujcie stronę w maju – ogłosimy 3 konkursy z atrakcyjnymi nagrodami :)

7 4 5 6 3

Polub nasz fanpage! www.facebook.com/AtheneumUKW

20


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.