7 minute read
WYBORY W POSK
SPRAWA REPARACJI NIEMIECKICH ZMARNOWANA
Kilka tygodni temu polski minister spraw zagranicznych, Zbigniew Rau, przekazał oficjalną notę dyplomatyczną rządowi niemieckiemu, w której domagał się dla państwa polskiego reparacji za zbrodnie wojenne. Nota miała zawierać ocenę strat wojennych z powodu niemieckiej okupacji na 6,2 biliony złotych, albo 1,5 biliona dolarów.
Choć sprawa została poruszona w długotrwałej wewnętrznej debacie w mediach polskich i w Sejmie, nota zgłoszona została w ostatniej chwili, tuż przed przybyciem do Polski ministra niemieckiego Annaleny Baerbock. Nie było żadnej wcześniejszej konsultacji z rządem niemieckim i brakowało jakiejkolwiek debaty z niemieckimi mediami czy naukowcami historycznymi. Nic dziwnego, że rzecznik rządu niemieckiego oświadczył, iż sprawa odszkodowań została rozwiązana w 1953 r., gdy Polska odmówiła przyjęcia jakichkolwiek płatności z Niemiec.
Sposób przekazania noty był wyjątkowo lekceważący dla nowoczesnego demokratycznego państwa niemieckiego, które dawno temu przyznało się do zbrodni popełnionych wobec Polski. Polska strona tak działała, jakby nie chciała uzyskać pozytywnej odpowiedzi. Sposób przekazania noty, bez opublikowania jej treści, był tak tajemniczy że Gazeta Wyborcza poprosiła o opublikowanie tekstu, aby udo-
wodnić, że naprawdę była złożona. Media opozycyjne podejrzewały, że rząd nie zwracał uwagi na efekty przekazania takiej noty, na władze czy opinię publiczną w Niemczech (nawet bagatelizując możliwość ponownego zakwestionowania odszkodowań za stratę ziemi zachodnich Polski), dlatego że prawdziwym celem sprawy reparacji mogła być próba pogłębiania wewnętrznej polaryzacji politycznej w Polsce i rozbudzenia społecznych emocji, aby wygrać następne wybory parlamentarne. Tak w sondażach uważa 68% społeczeństwa.
Oczywiście każdy obywatel Polski w czasie Drugiej Wojny Światowej był w jakimś stopniu ofiarą bestialskiego okrucieństwa ze strony hitlerowskich Niemiec, albo bezpośrednio, albo przez doświadczenia rodziny czy przyjaciół. Po wojnie, przez wiele lat, straty i cierpienia z Drugiej Wojny przeżywali zarówno pozostali przy życiu, jak i następne pokolenia ofiar, pozbawione możliwości rozwoju wynikającego z wojennych zniszczeń materialnych i psychicznych. Nic dziwnego, że w sondażach 64% społeczeństwa popierało teraz żądania reparacji ze strony Niemiec, mimo cynicznej interpretacji powodu podnoszenia teraz tej sprawy. W końcu nawet opozycja przyjęła, że dotychczasowe rozwiązanie sprawy odszkodowań i reparacji wojennych było zupełnie nieadekwatne. Wskazywała na to jednogłośnie przegłosowana uchwała sejmowa jeszcze z roku 2004 jako reakcja na działania ówczesnego niemieckiego Związku Wypędzonych i Powiernictwa Pruskiego, gdy premierem był Marek Belka. Teraz kolejną uchwałę przegłosował we wrześniu Sejm, mimo przypomnienia opozycji, aby nie ominąć podobnego żądania odszkodowań ze strony Rosji.
Znamy z grubsza rachunek ludzki za zbrodnie wykonane na narodzie polskim w czasie okupacji niemieckiej. Wynikiem eksterminacyjnej polityki okupanta hitlerowskiego było 5,3 miliony zamordowanych i 640 tysięcy poległych w czasie działań wojennych, żołnierzy czy cywilów, a więc w sumie 6 milionów polskich obywateli. W tym nieco więcej niż połowa była narodowości żydowskiej. Każdą śmierć w wyniku wojny czy okupacji oszacowano w ocenie rządu na 800 tys. zł. Natomiast według polskich historyków szacunkowe straty materialne wynosiły w przybliżeniu ok. 258 mld złotych przedwojennych, co w przeliczeniu daje aż 50 mld dolarów. Stracono blisko 2 mln koni, 4 mln bydła rogatego, 5 mln trzody chlewnej i 755 tys. owiec. Zniszczeniu uległo 63% taboru, 6000 km torów kolejowych, 1920 mostów drogowych, 15 tys. km dróg. Straty w rolnictwie sięgały 50% stanu przedwojennego, w przemyśle chemicznym sięgały 64%, w przemyśle spożywczym sięgały 53%, a straty w przemyśle metalowym sięgały 48% stanu przedwojennego. Blisko 43% dorobku kulturalnego na ziemiach polskich zostało zniszczone w wyniku celowej działalności okupanta. Same straty w bibliotekach polskich szacowano na 66% stanu przedwojennego, a zburzeniu uległo 25 muzeów, 35 teatrów, 665 kin i 323 domy kultury i domy ludowe. Powinno się Niemcom przypominać od czasu do czasu te straszne statystyki.
Niezależnie od metod obliczenia, żaden Polak nie mógł kwestionować że Polsce jako państwu, jak i indywidualnym Polakom i Polkom, należały się wcześniej reparacje i osobiste odszkodowania za te wojenne straty. Niestety w roku 1953 rząd PRL, pod naciskiem Związku Radzieckiego, ogłosił, że jednostronnie zrzeknie się prawa do reparacji wojennych od Niemiec, a Niemcy Wschodnie musiały z kolei zaakceptować granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej, co powodowało przekazanie Polsce około 1/4 Niemiec w granicach z 1937 r. Zgodnie z umowami poczdamskimi, Polska miała otrzymywać odszkodowania niemieckie tylko za pośrednictwem Rosji Sowieckiej. Kreml orzekł jeszcze, że z sum należnych Polsce trzeba odliczyć 6 mld dolarów jako różnicę w wartości majątku nabytego przez Polskę na zachodzie i utraconego na wschodzie. Kreml zgodził się odstąpić Polsce ze swej części reparacji 15 proc. wszystkich dostaw z radzieckiej strefy okupacyjnej i 15 proc. majątku z zachodnich stref okupacyjnych Niemiec. Polskę po prostu oszukano. Tylko Polacy zamieszkali na Zachodzie mogli skorzystać osobiście z odszkodowań niemieckich
Co prawda, nie był to koniec sprawy odszkodowań. W 1972 roku zachodnie Niemcy, uznane przez ówczesny reżym PRL, wypłaciły odszkodowanie Polakom, którzy przeżyli eksperymenty
pseudomedyczne podczas uwięzienia w nazistowskich obozach koncentracyjnych. Następnie, umowa Gierek-Schmidt podpisana w 1975 r. w Warszawie przewidywała, że zostanie wypłacone 1,3 mld marek Polakom, którzy podczas okupacji niemieckiej, wpłacali do niemieckiego systemu ubezpieczeń społecznych, bez możliwości pobierania emerytury. Po zjednoczeniu Niemiec w 1990 r. Polska ponownie zażądała reparacji od zjednoczonego państwa niemieckiego, reagując na roszczenia przeciwko Polsce zgłoszone przez niemieckie organizacje wypędzonych żądające odszkodowań za mienie i grunty przejęte przez państwo polskie. W 1992 r. rządy Polski i Niemiec założyły Fundację „Polsko-Niemieckie Pojednanie”, w wyniku czego Niemcy zapłacili poszczególnym polskim obywatelom ok. 4,7 mld zł.
Od tego czasu wśród polskich ekspertów prawa międzynarodowego trwa debata, czy Polska ma prawo żądać odszkodowań wojennych. Niektórzy twierdzą, że deklaracja z 1953 r. nie była legalna, i nie obowiązuje dzisiejszą Polskę. Dlaczego więc nie pchano sprawę odszkodowań po roku 1992, gdy Polska odzyskała swoją suwerenność? Słusznie czy niesłusznie, pierwsze rządy ustaliły że w nowym porządku europejskim, Polska może najlepiej odgrywać swoją rolę jako państwo niezależne nie mające żadnych ambicji rewizjonistycznych i nie szukających dalszych rozliczeń z przeszłości. Uważały że Polska najlepiej będzie się rozwijać gospodarczo jeżeli będzie widziana jako kraj długotrwały na którym można polegać i w którym warto inwestować gospodarczo, militarnie i politycznie. Uznając trwałość istniejących granic ze wschodnimi sąsiadami, Polska zabezpieczała w ten sposób swoje granice zachodnie na Odrze i Nysie. Pamięć o przeszłości jednak pielęgnowano i na obchody bolesnych rocznic zapraszano wszystkie kraje sąsiedzkie, łącznie z rządami Rosji i Nemiec.
Nawet jeżeli przyjmuje się prawo Polski do wznowienia tych roszczeń na podstawie, że PRL nie było suwerennym państwem, trzeba przyznać, że synchronizacja tych żądań jest wyjątkowo niekorzystna w momencie konfrontacji Niemiec i Polski z Rosją w sprawie Ukrainy. W końcu kraje te wspólnie wzmagają się w przetrwaniu wojny gospodarczej wobec odmowy dostawy gazu z Rosji. Potrzebna jest solidarność państw demokratycznych w obronie Ukrainy. Polska ma już zastępczą dostawę z gazociągu Baltic Pipe z Norwegii, ale Niemcy znajdują się w wyjątkowej trudnej sytuacji, gdy nowy kanclerz niemiecki Olaf Scholz stara się odkręcić błędy poprzednika w uzależnieniu się od dostaw z Rosji, i wspiera kosztowną dla wszystkich politykę sankcji wobec Rosji. Dyplomatycznie Polska powinna wspierać kanclerza wobec opinii niemieckiej, by przetrwali ten okres maksymalnego zagrożenia dla gospodarki niemieckiej, a nie szukać powodu, aby jeszcze bardziej zniechęcić podatnika niemieckiego od wspólnego udziału w konfrontacji z Niemcami.
Na Forum Rady Polonii Świata w Wilnie we wrześniu dyrektor do spraw Polonii z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Jan Badowski, oświadczył, że Polonia powinna poprzeć roszczenia rządu polskiego w sprawie reparacji od Niemiec na tej samej skali działań lobbystycznych, co poprzednio wykonywali w sprawie przyłączenia Polski do NATO czy do Wspólnoty Europejskiej. Pierwszą reakcją przedstawicieli Polonii niemieckiej na zjeździe było retoryczne pytanie, dlaczego 1 milion polskich podatników żyjących w Niemczech ma spłacać teraz roszczenia z Polski? A po drugie, jak swoim sąsiadom niemieckim z trzeciego pokolenia po wojnie mają uzasadnić taki nagły nowy koszt w obecnym kryzysie gospodarczym? Nikt z MSZ tej sprawy z nimi poprzednio nie konsultował.
Poza tym nie powinno się porównywać tak kluczowej kwestii strategicznej dla przyszłego bezpieczeństwa i dobrobytu Polski, jakim była, i dalej jest, NATO i Unia Europejska, z kwestią reparacji niemieckimi które dotyczą nie przyszłość, a przeszłość, Polski. Do jakiego stopnia obecna polityka zagraniczna Polski powinna być kierowana upiorami przeszłości, jeżeli takie żądania wprowadzają zasadniczy konflikt z obecną polską racją stanu? Można argumentować, że trauma okupacji i terroru niemieckiego na Polskę nie została odpowiednio wyleczona przez 75 lat powojennego współistnienia pokojowego z Niemcami. Dla wielu Polaków, jak i Żydów, ta trauma wciąż kieruje ich codziennym zachowaniem. Na pewno dotyczy to prezesa Kaczyńskiego, który wciąż ocenia Niemców emocjonalnie, tak jakby historia zakończyła się na roku 1945. Ale pielęgnowanie traumy jest mimo wszystko upośledzeniem, które tamuje normalny zdrowy rozwój psychiczny pacjenta. Tym bardziej pielęgnowanie traumy na skali państwowej świadczy o upośledzeniu w zachowaniu państwa wobec rzeczywistości i wobec swoich właściwych interesów. Co innego obliczać straty wojenne i przekazywać je do wiadomości Niemcom, a co innego uzależniać od zbrodni przeszłości obecne bezpieczeństwo i kierunek polityki zagranicznej Polski, i w tak frywolny i cyniczny sposób marnować moralne znaczenie rachunku za zbrodnie niemieckie w Polsce.
W końcu wrogiem Polski przez ostatnie 20 lat jest Rosja Putina, a nie Niemcy. Czemu podobny rachunek Polska nie wystawia rządowi rosyjskiemu za zbrodnie choćby z okupacji sowieckiej z lat 1939-1941, jak Katyń, czy zbrodnie ze zniszczeń lat powojennych? Prezes Kaczyński argumentuje że domaganie reparacji od Rosji będzie możliwe dopiero, gdy „Rosja dołączy do kręgu krajów cywilizowanych”, ale dla opinii światowej nie warto tego odkładać. Jeżeli Polska autentycznie chce wystawić obydwu najeźdźcom rachunek za zbrodnie wojenne to niech robi to sprawiedliwie i godnie, opierając to na dialogu, a nie kompromitując moralnych argumentów o reparacji prawnym niechlujstwem i politycznym samookaleczeniem.
Przypominam czytelnikom w Anglii że bilion polski (po angielsku trillion) równa się milion milionów, w odróżnieniu od biliona brytyjskiego (po polski miliard) który równa się „tylko” tysiącowi milionów.