Magazyn Rowerowy 7/15[124] Styczeń-Luty 2016

Page 1

nr 7 [124] 2015 styczeń-luty

www.MagazynrowErowy.Pl

cena: 10,99 zł (w tym 8% vat)

solotest

NS DJAMBO MANGO FRESHER TREK STACHE 7 Portret

Patrycja Piotrowska nowości

KROSS 2016

Relacje

Bike Maraton Mistrzostwa Europy DH Diverse Beskidia

Hans Rey i Steve Peat w islandii!

04

9 771643 874150




Tegoroczna zima daje nam prawie nieograniczone możliwości doboru sposobu treningu, miejsc i tras. Przełaje, mtb, szosa — a do sezonu jeszcze sporo czasu! Nie przetrenujcie się przed pierwszymi kwietniowymi wyścigami. W tym numerze polecamy Wam trasy w Polsce i za granicą, wspominamy sezon 2015 i życzymy wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. Redakcja


06 informator 14 Quicktest kokpit

16 Portret

Patrycja Piotrowska

20 NoWości 2016 kross

24 solotesty

Trek Stache 7, Mango Fresher

28 relacja transpyr

38 RepoRTaż

Mistrzostwa europy DH

42 solotest

eccentric Djambo

46 Warsztat

66 trening

48 Poradnik

70 miejscÓWki

serwis zawieszenia po sezonie 10 rzeczy. które warto zrobić

52 W Peletonie

Wyścigowy weekend elity

57 dziennik zaWodoWca Konrad Tomasiak

58 roWeroWy PoP art locabikes

60 relacja

Z pamiętnika uczestnika maratonu

62 PodsumoWanie Bikemaraton

periodyzacja i etapizacja treningu enduro Single

72 WyPraWa

islandia z Hansem Reyem i Steve'em peatem

80 RepoRTaż

Diverse Beskidia iii

84 zdroWie automasaż

88 suPertrasa tatry

93 dieta kolarza chleb

94 felieton Piotr zarzycki

Zdjęcie w tle: Saalbach Hinterglemm nocą oKłaDKa Zdjęcie: islandia fot. Scott Markewitz

W poprzednim numerze MR błędnie podpisaliśmy autora artykułu "Bike Maraton MTB oczami zjazdowca" Pana Marcina Górnickiego i Czytelników przepraszamy.


in f o r m at o r

BA3 EVO

Kompaktowy, ergonomiczny plecak Enduro do użytku na rowerze w górach i na maratonach. 4-pozycyjne ustawienie uprzęży Adaptive Carrier System na plecach pozwala dostosować plecak idealnie do każdego użytkownika. BA3 Evo Enduro mieści 15 litrów plus dodatkowe 2 litry po powiększeniu głównej komory. Posiada osobną przegrodę na ochraniacz kręgosłupa (dostępny osobno), zewnętrzną klapę do zamocowania kasku fullface lub mokrych ubrań, od spodu klapy są paski kompresyjne. Wewnątrz głównej komory są 4 przegródki oraz osobna kieszeń na bukłak z wodą. W przedniej części pasa biodrowego są kieszonki na narzędzia, dętki i pompkę. Szlufka w przedniej części uprzęży pozwala na zamocowanie uchwytu na telefon. Szeroki, elastyczny pas biodrowy może być regulowany jedną ręką, posiada mocowania standardowe oraz na rzepy, aby lepiej wytrzymywać naprężenia powstające podczas dynamicznej jazdy w terenie. Dla zwiększenia widoczności zastosowano odblaski HiLumen.

NINJA SERIES FEATURES NINJA P Przy zaledwie 90 gramach wagi, ta super lekka pompka ukrywa się wewnątrz wspornika siodła zachowując czyste linie Twojego roweru a jednocześnie jest łatwo dostępna w razie potrzeby. Gumowy pierścień mocujący zabezpiecza pompkę a zawarte wskaźniki położenia pozwalają na zapamiętanie wysokości siodła. Kompatybilny tylko z okrągłymi sztycami.

6

NINJA C Ninja C, zakuwacz do łańcucha przechowywany wewnątrz kierownicy aby utrzymać idealną linię roweru może być łatwo dostępny gdy go potrzebujesz. Narzędzie kompatybilne z 11 biegowymi łańcuchami zawiera przegródkę na pin, hak do łańcucha i klucz imbusowy 4 mm i jest łatwy w użyciu.

NINJA TC8+ Koszyk na napoje z przebiegle wbudowanym pojemniczkiem z narzędziami, które są łatwo dostępne za jednym pociągnięciem. Gładki, obrabiany profil narzędzia leży wygodnie w ręku i zawiera klucze imbusowe 2 / 2,5 / 3/4/5/6 mm, śrubokręt krzyżakowy i Torx T25 do precyzyjnych regulacji.


TACX ACCENT PHIL WOOD LUPINE GARMIN

INFINI MICRO LUXO ● Lampa przednia HI-Power 3 Watt ● Moc światła 200 Lumenów / 18 Lux / 1800 Cd ● Obudowa z Aluminium CNC ● Ładowana przez złącze USB ● Akumulator polimerowy litowo-jonowy (1100mAh) ● Zabezpieczenie przeciw przeładowaniu ● Wskaźnik zużycia baterii ● Szybkie łądowanie (2h) ● Montaż bez użycia narzędzi ● Uchwyt do kasku (kompatybilna z kamerą) ● Wodoodporna

MINI LAVA ● Oświetlenie przednie, 1 biała dioda ● Uchwyt do montażu lampy ● 3 tryby świecenia ● Wodoodporna ● Unikalna, opływowa i lekka obudowa ● Wbudowane złącze USB do ładowania ● Błyskawiczny montaż

SATURN 150 ● Mocna lampa przednia na baterie ● Dioda 3 Watt Hi-Power ● Zabezpieczenie przeciw przeładowaniu ● Wskaźnik zużycia baterii ● Montaż bez użycia narzędzi ● Wodoodporna

Accent – rękAwiczki nA kAżde wArunki

Zima to mało wdzięczny czas dla kolarzy. Ale odpowiednio dobrany ubiór sprawi, że spokojnie poradzisz sobie z jej trudami. Kto jeździ zimą ten wie, jak istotne o tej porze roku jest zabezpieczenie dłoni. Dlatego marka Accent przygotowała kolekcję zimowych rękawiczek na każde warunki pogodowe. Sześć modeli, spośród których możemy wybierać zależnie od temperatury, wiatru czy opadów. Do tego nowoczesny design i wybór kolorów. Znajdzie się rozwiązanie na wietrzne dni z membraną No Wind, cienkie rękawiczki na pierwsze chłodne dni lub służące jako izolacja pod grubszą rękawiczkę czy też model z neoprenu na ekstremalnie mokre warunki. Najgrubsze z rękawiczek posiadają unikalny krój – trzy palce znajdują się w jednej komorze, a kciuk i palec wskazujący osobno. Sprawdzą się w bardzo niskich temperaturach, dając ciepło dłoniom i nie krępując ruchów. Wszystkie rękawiczki obejrzeć można na accent-bikes.com Cena: 64,90 zł – 94,90 zł (zależnie od modelu) Dystrybutor: Velo

7


i n f o r m a t o r

Gąbka i Pianka

Nierozłączny duet − Gąbka i Pianka do czyszczenia łańcucha. Bohaterowie niezwykle szybkiej i skutecznej metody czyszczenia napędu rowerowego (łańcucha i kasety) −, testowanej podczas kolejnych edycji „Bike Maraton” i „Bike Adventure” na rowerowym stanowisku SPA Fenwick’s. Unikalna formuła aktywnej i biodegradowalnej pianki powoduje, że skuteczność w oczyszczaniu łańcucha z nagromadzonych na nim brudów jest bezkonkurencyjna. Pozostając w stanie ciekłym w opakowaniu, w którym jest dostarczana, po rozpyleniu przybiera postać obfitej piany, utrzymującej się na czyszczonej powierzchni i ułatwiającej rozpuszczenie wszelkich znajdujących się tam zabrudzeń. Wspomagana gąbką, zaprojektowaną dla zapewnienia łatwego i bezproblemowego procesu czyszczenia, pozwala na osiągnięcie świetliście czystego łańcucha. Pianka nie zawiera kwasów i rozpuszczalników, nie degraduje więc uprzednio zastosowanego smaru. Spłukujemy ją wodą. Jest przeznaczona do każdego roweru. Produkty szeroko stosowane i polecane przez profesjonalny serwis rowerowy Aj’s Cycle Workshop − oficjalnego partnera serwisowego największych maratonów MTB w Polsce, techniczną wizytówkę firmy Aj’s Andrzej Honczar − wyłącznego dystrybutora preparatów Fenwick’s w Polsce (www.fenwicks.pl)

nEO Smart

To nowy, niezwykle cichy trenażer marki Tacx, który podobnie jak pozostałe trenażery Smart, wykorzystuje technologię Bluetooth oraz ANT+. Szybko łączy się z aplikacjami Tacx, a dane z treningu mogą być wyświetlane na kilku urządzeniach równocześnie - tablecie, smartphonie, liczniku lub pulsometrze – aplikacje na tableta mają więcej funkcji niż na smartphona. Technologia Plug in/Plug out pozwala na używanie trenażera z kablem zasilającym lub bez niego. W trybie bez podłączonego kabla zasilającego generuje on opór podczas jazdy pod górę jednak bez symulowania zjazdów. Gdy trenażer Smart nie jest podłączony do smartphona, tableta lub komputera zachowuje się tak, że opór wzrasta wraz z prędkością. By skorzystać z jeszcze większej ilości funkcji – można podłączyć trenażer do komputera i zainstalować oprogramowanie Tacx Trainer Software 4, Advance. Można wtedy wybierać jeszcze ciekawsze trasy (w jakości HD oraz Blu-Ray), rower czy nawet strój. Dzięki współpracy z komputerem zyskujemy lepszą kontrolę układu oporowego trenażera oraz odczyt i analizę danych z treningu. inne dostępne trenażery z serii Smart: i-Genius Multiplayer Smart, Bushido Smart, Genius Smart,Vortex Smart, Ironman Smart, Satori Smart.

i-genius 8

neo smart - 2800


ChusteCzka

Chusteczka do czyszczenia i nabłyszczania plastikowych oraz lakierowanych części roweru o przyjemnym pomarańczowym zapachu. Świetnie pielęgnuje i konserwuje elementy roweru (z wyłączeniem powierzchni roboczych hamulców i napędu). Zmniejsza przyczepność zanieczyszczeń oraz zapobiega ponownemu osadzaniu się kurzu i brudu. Czyszczone powierzchnie zyskują połysk, bez konieczności dodatkowego polerowania. Kolory nabierają większej głębi, a chromy połysku. Na powierzchni tworzy się wodoodporna warstwa ochronna. Przed zastosowaniem zaleca się dokonać próby na niewidocznym elemencie. Nie należy stosować do powierzchniach skórzanych, skóropodobnych i tekstylnych. Preparat, którym jest nasączona chusteczka szybko odparowuje użyj chusteczki od razu po wyjęciu z opakowania.

PRePaRat WIeLOFuNkCYJNY Odrdzewia, myje, smaruje i konserwuje wszystko, co metalowe Aerozol 100 ml ZASTOSOWANIE: Odrdzewia, myje, smaruje i konserwuje elementy metalowe w rowerze. Posiada doskonałe właściwości penetrujące dzięki którym dostaje się do trudno dostępnych miejsc, czyszcząc i zabezpieczając powierzchnię. Dzięki temu środek ułatwia rozdzielanie zapieczonych elementów w trudno dostępnych miejscach, takich jak: przerzutki, piwoty hamulców itp. Usuwa brud, rdzę, a także stary smar czy olej. Działa antykorozyjnie. Wypiera wodę. Dzięki zastosowanym dodatkom preparat chroni przed zatarciem współpracujących elementów. W przypadku łańcucha rowerowego po odparowaniu produktu zaleca się zastosować Olej do Łańcucha z Teflonem marki „Bike on Wax”. nr katalogowy 50.013

aktYWNa PIaNa DO MYCIa ROWeRu Czyści jak nic Atomizer 500 ml

ZASTOSOWANIE: Profesjonalny środek do ręcznego mycia roweru. Preparat posiada doskonałe właściwości odtłuszczające. Skutecznie usuwa wszelkie drogowe zanieczyszczenia. Nie odbarwia elementów chromowo- niklowych ani stalowych, jest neutralny dla powierzchni plastikowych i uszczelek gumowych. Zawiera inhibitory korozji, nie zawiera fosforanów, nie jest szkodliwy dla środowiska. Jeśli chcesz, aby efekt czystości utrzymał się dłużej zaleca się zastosowanie Środka do Nabłyszczania Roweru marki „Bike on Wax”. nr katalogowy 50.003

9


i n f o r m a t o r

Answer model dH direkt mount

Mostek zintegrowany do amortyzatorów dwupółkowych firmy Answer model DH Direkt Mount. Produkt składa się z trzech elementów. Konstrukcja wykonana z lekkiego i mocnego stopu aluminium 7050. Waga całego mostka to 150 g. Producent zaproponował możliwość dostosowania odległości kierownicy. Mostek posiada trzy stopnie wychylenie 45mm/50mm/55mm co ułatwia znalezienie odpowiedniej pozycji do jazdy.

360fly

Lekka, odporna i poręczna kamera panoramiczna. Doskonały dodatek do każdej przygody. Mała, wytrzymała i zawsze gotowa. Dystrybutor w Polsce: Vento Co. - ul. Krakowska 17, 50-424 Wrocław - tel. 71 341 33 57 - biuro@vento.pl

10


fi'zi:k R1B Uomo

Buty R1B zostały zaprojektowane z czołowymi zawodnikami szosowymi. Zapewniają maksymalny komfort przy zastosowaniu najlepszych technologii. Bardzo niska waga i oryginalny design to kolejne cechy modelu R1B. Dzięki podwójnemu zapięciu IP1-B idealnie dopasowują się do każdej stopy i ściśle do niej przylegają. Specyfikacja: Buty pod pedały zatrzaskowe Materiał: Laserowo obrabiany Microtex Podeszwa: Włókno węglowe – Full UD System zapięcia: Double IP1-B Wkładka: fi'zi:k Cycling Dostępne rozmiary: 40-48 Dostępne kolory: Czarne, białe Waga: 227g (42.5) Ręcznie wykonane we Włoszech.

11


i n f o r m a t o r

HCC Components ConstAns

Zębatki owalne HCC Components CONSTANS zostały zaprojektowane, aby polepszyć przeniesienie mocy kolarza i przez to zwiększyć trakcję w trudnych warunkach terenowych. W tzw. martwej strefie – kiedy kolarz generuje najmniej mocy, średnica zębatki jest minimalna. W strefie mocy – gdzie kolarz generuje jej najwięcej, średnica zębatki z kolei jest największa. Powoduje to dużo bardziej równomierny transfer mocy na koła, dzięki czemu łatwiej utrzymać trakcję w trudnych warunkach terenowych. W roku 2016, rozszerzamy ofertę naszych zębatek owalnych CONSTANS o mocowania Direct Mount (SRAM, GXP oraz BB30, Race Face Cinch) - które już są ostro testowane przez współpracujących z nami zawodników. Takie mocowanie pozwala na dodatkowe obniżenie masy zestawu korba/pająk/zębatka poprzez wyeliminowanie pająka, oraz pozwala na przygotowanie rozmiarów mniejszych niż 30 zębów, często wykorzystywanych przez jeżdżących w górach. Dostępność - do końca pierwszego kwartału 2016 w rozmiarach 28-36t.

12



Q u i c k t e s t

kokpity tekst: Piotr Śliwa zdjęcia: Piotr Śliwa

KoKpit w rowerach to bardzo indywidualna sprawa każdego z nas. nie ograniczamy się do jednego ustawienia. możemy poszukiwać najbardziej dogodnej pozycji ustawienia kokpitu. jest to bardzo istotne dla każdego Kto uprawia Kolarstwo ekstremalne. biorąc pod uwagę różnice anatomiczne, każdy z rowerzystów posiada odmienną koncepcję ustawienia Kierownicy czy wyboru mostka. obecnie ramy rowerów zjazdowych posiadają, krótkie główki, zintegrowane stery (łożyska są wpuszczane w ramę) co zmniejsza wysokość główki o wartość bieżni sterów.

14


KoKpit

Dawniej główki ramy były wysokie stery typu a-hed (łożyska na zew główki). Krótka główka ramy płaska półka amortyzatora, mostek z kątem zero lub ujemnym, kierownica z wzniosem 5 mm. Taka propozycja ustawienia kokpitu powoduje obniżenie środka ciężkości. Dociążenie przedniego koła zwiększa przyczepność przy dużych prędkościach na płaskich odcinkach. Niski kokpit minimalizuje ryzyko uślizgu przedniego koła. Długie dobrze wyprofilowane bandy pokonuje stabilniej i szybciej. Wybór odpowiedniego wzniosu kierownicy, kąt gięcia oraz szerokość, wysokość i odległość mostka są kluczowe jeśli lubimy kiedy nasze koła częściej odrywają się od ziemi. Kierownica i mostek to wybór bardzo indywidualny. Agresywny styl jazdy obfitujący w zabawę z grawitacją będzie wymagał zupełnie innych elementów kokpitu. Łatwiej jest poderwać rower do skoku jeśli posiadamy kierownicę z większym gięciem. Możemy wybrać do swojego stylu jazdy od 4 mm do 44 mm. wzniosu. Pamiętajmy również o odpowiednim mostku. Wybierając mostek uzupełniamy element kompozycji kokpitu sugerując się własnym stylem jazdy. Ustawienie odpowiedniej pozycji weryfikują trasy, które odwiedzamy w sezonie. Przeszkody jakie tam napotykamy sprawiają, że szybko przekonujemy się czy dokonaliśmy odpowiedniego wyboru.

15


P o r t r e t

PATRYCJA PIOTROWSKA

16


Patrycja Piotrowska

W tym roku spełniła jedno ze swoich marzeń i stała się juniorską mistrzynią Polski MTB XC. Patrycja Piotrowska mieszka, uczy się i trenuje w Wałbrzychu, reprezentując jednocześnie rodzimy klub KKW Superior Wałbrzych. W rozmowie z nami zdradziła, jak wyglądał jej sezon, skąd wzięła się miłość do kolarstwa oraz jak przygotowuje się do kolejnego sezonu. Tekst i zdjęcia: Magda Tkacz

Skąd wzięła się pasja do kolarstwa? Odpowiedź na to pytanie można szybko znaleźć. Moi rodzice mają sklep rowerowy. I to właśnie oni zarazili mnie pasją do rowerów. Tato kiedyś sam się ścigał, a ja wraz z mamą i siostrą początkowo pełniłyśmy rolę kibiców. Przy pierwszej okazji spróbowałam swoich sił. Wystartowałam w pierwszym wyścigu ku zaskoczeniu niektórych, na szosie. Zajęłam w nim drugie miejsce, tuż za siostrą Karoliną.

Na co dzień trenuję w Wałbrzychu – tu mieszkam, tu się uczę. Cieszę się, że mam takie możliwości – pozwala mi to zaoszczędzić dużo czasu. Wokół Wałbrzycha jest wiele pięknych terenów, gdzie mam kilka swoich tras, ale staram się również odkrywać nowe ścieżki. Od czasu do czasu wyskoczę na trasy Strefy Sudety MTB, które znajdują się niedaleko Wałbrzycha.

że nie było miejsca na rozgrzewkę, teraz nie muszę się już o to martwić.

Jak wyglądają twoje przygotowania przed startem? Sama „dopinasz wszystko na ostatni guzik”? Na szczęście stres przed startem pojawia się u mnie bardzo rzadko, głównie przed zawodami rangi mistrzowskiej, a to pozwala na spokojne przygotowania. Mam swoją przedstartową rutynę – sprawdzone śniadanie, po którym czuję się rewelacyjnie, przygotowywanie odżywek, kontrolna przejażdżka na rowerze. Rower przed każdymi zawodami sprawdza mój tata, dzień wcześniej robi cały przegląd. Zazwyczaj staram się tak rozplanować czas, aby znaleźć chwilkę „luzu”, czas na spokojne przebranie się w strój startowy i rozgrzewkę. Od jakiegoś czasu używam do tego rolek – wcześniej bywało,

mną, gdy mi coś dolega i zawsze służą swoją pomocą.

W kolarstwie bardzo łatwo o różne kontuzje. Mnie póki co większe kontuzje omijają szerokim łukiem, a na te mniejsze staram się nie zwracać uwagi. Oczywiście mam swoich fizjoterapeutów, którzy czuwają nade

Twoja siostra również trenowała kolarstwo – lubiłaś z nią szlifować formę? Zgadza się. Z Karoliną przez kilka lat trenowałyśmy razem, jednak ona po pewnym czasie wybrała szosę. Zmieniła klub, nasze treningi różniły się i wtedy odczułam jej brak. Wcześniej często ćwiczyłyśmy razem, wymieniałyśmy się różnymi spostrzeżeniami, dawałyśmy sobie rady. Niestety, siostra miała wypadek i już wcale nie trenuje. Sporadycznie startujesz na szosie i w przełajach. Co tak mocno przyciąga cię do MTB? Od zawsze moją priorytetową konkurencją jest kolarstwo XC – starty na szosie i przełaje traktuję i traktowałam treningowo. Strome, trudne technicznie zjazdy, dropy, mała niepewność, czy dam radę – myślę, że właśnie to mnie przyciągnęło. Ryzyko, które muszę podejmować, adrenalina, która się wtedy pojawia, czy nawet strach – to chyba jest kwintesencją kolarstwa górskiego. Czym jest dla ciebie ściganie się? Rywalizacja to nieodłączny element wyścigów kolarskich. To właśnie starty motywują mnie do kolejnych działań – dzięki nim wiem, na jakim poziomie jestem. Widząc, jakie robię postępy, mam ochotę do dalszej pracy. Wciąż jesteś uczennicą, więc wracasz do domu, przebierasz się, bierzesz rower i dokąd się kierujesz?

A jak wygląda kwestia żywienia? Korzystam z rad dietetyczki Doroty Silarskiej. Współpracujemy ze sobą od pół roku. Skutki są widoczne, a to mnie cieszy. Pewien lipcowy dzień, okolice Sławna, ale jednak nie wakacje, a mistrzostwa Polski. Jak wyglądały? Dzień 19 lipca na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Obudziłam się – a raczej to burza mnie obudziła – po północy. Moi wierni kibice siedzieli jeszcze w kuchni, zaspana poszłam napić się wody, usiadłam na krześle, zrobiłam kilka łyków i powiedziałam, że rano na trasie będzie „masakra”. Zaraz 17


P o r t r e t

ostatnią rundę, powiedziałam sobie: Dasz radę! No i dałam. Na metę wjechałam z niedowierzaniem – dopiero po kilku minutach dotarło do mnie, że właśnie wygrałam mistrzostwa Polski.

po tych słowach wróciłam do łóżka. Start miałam wcześnie rano, więc zaraz po przebudzeniu poszłam zrobić śniadanie i obudziłam pozostałych domowników. Mieszkałam blisko, więc na miejsce jechałam rowerem, aby po drodze sprawdzić warunki na trasie. Wszystko było już naszykowane i gdy gotowa do rozgrzewki chciałam wsiąść na rolki, okazało się, że worek z potrzebnymi rzeczami został w domu – no i zaczęły się nerwy... Ale sytuację udało się opanować? Tak, po chwili mama przywiozła mi rzeczy i mogłam spokojnie rozpocząć rozgrzewkę. Jednak już od star-

tu wyścig nie układał się po mojej myśli. Na pierwszym zjeździe spadł mi łańcuch, przez co ja spadłam na końcową lokatę. Ale dzięki płynnemu przejazdowi po kamieniach wyprzedziłam kilka dziewczyn, chociaż miałam świadomość, że czołówka ucieka. Po pierwszym kółku byłam już na 2. pozycji z minutową stratą. To było dość dużo jak na taki wyścig. Ale zebrałam się, odnalazłam w sobie energię, która była przygotowana specjalnie na ten dzień. Doping kibiców niósł mnie jak na skrzydłach, w dodatku cały czas dostawałam informacje, że odrabiam straty do słabnącej liderki. Rozpoczynając

Na co dzień ścigasz się w barwach KKW Superior Wałbrzych, ale reprezentowałaś także nasz kraj na mistrzostwach świata i Europy. Niestety, nie da się ukryć, że poziom w naszym kraju jest dużo niższy niż za granicą, dlatego rywalizacja na takich imprezach jest bardzo trudna. Ze swojej strony staram się, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Daję radę dzięki pomocy mojego klubu. Trasy na zawodach są coraz trudniejsze – niestety muszę powiedzieć, że nie zawsze nadążamy za trendami panującymi w świecie kolarskim. Ale cieszy mnie fakt, że organizatorzy bardzo się starają i widać tego efekty. Jakie są twoje odczucia, co do organizacji kadry narodowej? To jest dość ciężkie pytanie, ponieważ organizację kadry mogę tylko obserwować z boku. Niestety pomimo iż jestem mistrzynią Polski, nie należę do kadry. Uważam, że jest to dość absurdalne, ale niestety tak jest. Ale patrząc z boku i porównując naszą kadrę z zagranicznymi, rzuca się w oczy chociażby liczba zawodników. Wiem, że między zawodnikami a obsługą jest bardzo dobra atmosfera. Szkoda tylko, że młodzi zawodnicy nie mają możliwości trenowania ze starszymi i bardziej doświadczonymi zawodnikami. Porównując polskie podwórko z zagranicznym – jakie jeszcze widzisz różnice? Tak na pierwszy rzut oka – frekwencja niestety – mocno odbiegamy od zagranicznych wyścigów. Cieszy to, że coraz więcej organizatorów bierze przykład z wyścigów spoza naszego kraju. Dodatkowym plusem jest reaktywacja pucharu Polski – w końcu zaczyna on funkcjonować tak jak powinien. Nagrody dla kobiet i mężczyzn są jednakowe a to zwiększa frekwencję pań. Mówiłaś o zdobyciu mistrzostwa, ale nie cały sezon był tak szczęśliwy. Niestety – nie obyło się też bez „przygód”. Podczas mistrzostw Polski w maratonie MTB na drugim albo trzecim

18


Patrycja Piotrowska

kilometrze urwałam wózek od przerzutki, co poskutkowało wycofaniem się z zawodów. Byłam wtedy strasznie zła, bo pomimo przeziębienia tydzień wcześniej a czułam się dobrze i chciałam walczyć o jak najlepszą pozycję. Teraz, gdy wszystkie emocje już opadły, jak możesz ocenić miniony sezon? Sezon 2015 uważam za najlepszy w mojej dotychczasowej karierze. Tytuł mistrzyni Polski, wygrana edycja pucharu Polski, 28. miejsce na mistrzostwach świata i 27. na mistrzostwach Europy – to moje największe sukcesy kończącego się już roku. Fajnie, że mogłam w tym roku wystartować w wyścigu, który odbywał się w wysokich górach. Dzięki temu jeszcze lepiej poznałam swój organizm. Sezon to nie tylko dobre lokaty, ale przede wszystkim ogromny bagaż doświadczeń. Zdążyłaś już odpocząć i zatęsknić za rowerem? Nie ukrywam – pod koniec sezonu miałam kryzys. Nie chciałam już wychodzić na jesienne przejażdżki. Dzięki mojemu bratu wybrałam inną formę aktywności – zaczęłam uczęszczać na treningi do sekcji pływackiej. Okazało się to świetną odskocznią od codziennych treningów

W weekendy wybieram biegówki, czasem jeżdżę na łyżwach. To jest też czas, kiedy żyję w zgodzie z moją przełajówką i część treningów robię właśnie na niej. Z perspektywy maturzystki – nastolatki, jak wygląda życie zawodniczki? Ten rok jest dla mnie naprawdę ciężki. Już po trzech miesiącach nauki widzę, że jest dużo ciężej niż w zeszłym roku, ale daję radę. Oczywiście nie raz i nie dwa musiałam zrezygnować z imprezy, czego początkowo moi znajomi nie rozumieli, ale gdy zdobyłam tytuł mistrzyni Polski, to przyznali, że było warto. Osobiście nigdy nie żałowałam, że moje życie tak wygląda – uważam iż jest to w pełni mój wybór.

i na pewno pomogło nieco odpocząć od dwóch kółek. Jak przygotowujesz się przez zimę do kolejnego sezonu? Sezon zimowy to dla mnie najważniejszy okres przygotowawczy do kolejnych startów. Zazwyczaj w tym okresie często biegam, chodzę na zajęcia na halę lekkoatletyczną, ale także na basen i siłownię.

Właściwie od teraz startujesz w kategorii orliczki. Myślałaś nad zmianą ekipy? Na razie zostaję w Wałbrzychu – przede wszystkim mam tu dobry kontakt z trenerem. Uważam, że to postawa do osiągnięcia sukcesu. Tak na koniec: jedno marzenie spełnione, jakie są kolejne? Oczywiście koszulka z orzełkiem to było spełnienie mojego marzenia, ale o kolejnych nie chcę mówić głośno, aby nie zapeszyć.

19


s o l o t e s t

Przegląd nowości Krossa na roK 2016!

Przychodzi taki moment w sezonie, kiedy producenci z branży nie mogą już dłużej ukrywać swoich planów na następny rok i nadciągają wielkie premiery. Rok 2015 był ze wszech miar ciekawy – w wielu aspektach rewolucyjny, aczkolwiek rewolucje te miały różny wymiar w zależności od rynku. Cały świat zapatrzony był w zjawisko, które nazywamy rowerami trailowymi i wszystkim tym, co z nim związane – na czele z kołami 27,5 oraz 29 +. Nasi producenci nie pozostają w tyle – w połowie września Kross zgodnie ze swoją niepisaną tradycją zaprosił dealerów, a następnie dziennikarzy na legendarne Single Tracki pod Smrekiem i odkrył wszystkie karty. Byliśmy, testowaliśmy – oto wrażenia z absolutnie nieprzypadkowej miejscówki.

O

czywiście o samym Smreku nie będę się rozpisywał – myślę, iż każdy szanujący się fan MTB doskonale już zna tę miejscówkę, jej uroki, wyjątkowość i co najmniej parę argumentów za tym, dlaczego uznawana jest za istną Mekkę kolarstwa „ścieżkowego”. Niesamowity flow, ciekawe i rozbudowane linie oraz urok tej nieco zaniedbanej okolicy, od kilku sezonów przyciągają tłumy rowerzystów, którzy chcą się przekonać, czy faktycznie do budowy wijących się dziesiątkami kilometrów single tracków wystarczą góry niewiele wyższe od... wielu śląskich hałd. Smrek jest i będzie fenomenem – być

20

Tekst i zdjęcia: Jan Piątkiewicz może nie jest tak szybki jak Rychleby, brakuje mu też linii dla fanów „beskidzkiego wyrypu” po wielkich kamieniach i śliskich korzeniach, ale nie da się ukryć, iż jest wzorową tzw. „trasą zrównoważoną” – co wyraża się w naprawdę wielu aspektach. Najważniejsze to te, iż nie licząc małych wyjątków, udało się wyeliminować konieczność nudnych podjazdów istniejącymi drogami (mordercze szutry, tudzież asfalty), a możliwie duża ilość jest zaprojektowana w formie przeplatających się pętli, które gwarantują flow i radość z jazdy tak w górę, jak i w dół. Smrek jest kultowy i jeśli dotąd Was tam nie było, nadróbcie zaległości. Jak najszybciej.

W zasadzie trasy w Novym Meście (i po polskiej stronie – w Świeradowie Zdroju) nadają się na każdy typ roweru i prezentację swojej kolekcji mógłby tam zrobić zarówno producent przełajówek, jak i rowerów trekkingowych, jednak w wypadku Krossa to miejsce w kontekście kolekcji na rok 2016 jest WYBITNIE nieprzypadkowe. Przyglądając się kolejnym przeciekom i projektom, kształtowaliśmy sobie pewien obraz planów inżynierów i marketingowców z Przasnysza – planów, które stanowią ogromną rewolucję. Już od momentu premiery zupełnie nowej Krossowej marki, czyli LeGrand, było wiadomo, iż tworząc ten sub-brand Kross chce


Przegląd nowości Krossa na roK 2016!

stopniowo usuwać z oferty głównej rowery nie kojarzone ze sportem i wysoką technologią, czyli rowery miejskie, crossowe, turystyczne itp. Już jakiś czas temu poznaliśmy też lżejszy od popularnego Moona model do zabawy w górach, czyli Kross Soil. Jednak pełen obraz tego, co zobaczyliśmy skłania do zadania pytania – czy Kross odpowiada na popyt, jaki istnieje na rynku, czy idzie jeszcze dalej i chce na własną rękę doprowadzić do eksplozji... podaży na własne rowery. Bo Kross teraz jest tak trailowy, jak tylko się da. Muszę przyznać, iż przyjeżdżając do Świeradowa postanowiłem zdać się na ślepy los – nie wiedziałem do końca, co tutejszy producent rowerów przygotuje dla dziennikarzy. Spodziewałem się, iż na pewno będzie ciekawie – w końcu rok 2016 to rok olimpijski, a tym samym realizacja marzeń właścicieli marki o starcie ICH roweru na igrzyskach. Dzięki spektakularnemu transferowi Mai Włoszczowskiej, plan ten udało się zrealizować i razem z resztą ekipy, kilka widowiskowych Leveli B+ z pewnością zawita na pętli w Rio. Wiedziałem oczywiście, iż będą Soile, które wyjątkowo mnie interesowały – w końcu rower o skoku 130 mm i stosunkowo niskiej wadze wydaje się dokładnie tym, czego potrzeba na trasach takich jak single w Smreku. Wiedziałem też, że będzie Kross Dust – trailowy sztywniak, mający być stosunkowo budżetową próbą zainteresowania ideą bardziej „rozrywkowej” jazdy w górach zwykłych śmiertelników, którzy nie chcą na dzień dobry wydawać 10 k na rower full suspension. Miały być też oczywiście Moony – rowery, które moim zdaniem, na warunki krętych i dość płaskich tras w Świeradowie są nieco zbyt ciężkie. Jednak Kross przygotował kilka smaczków, które naprawdę wyglądają... wizjonersko. Zacznijmy więc po kolei.

Kross Dust – najtańszy, w teorii również najbardziej „zwyczajny” rower z tegorocznej oferty trail i all-mountain w Krossie. Idea prosta – stosunkowo lekka i niedroga aluminiowa rama ze wszystkimi dodatkami potrzebnymi do jazdy trailowej: sztywna oś tylna, agresywna geometria, taperowana główka, przygotowane miejsce pod prowadzenie przewodu sztyc regulowanych stealth. Do tego w najwyższych wersjach napęd 1-11 (nowy SRAM GX1, moim zdaniem rewelacja testów) nowy Rock Shox Revelation w wersji 130 mm, krótki mostek, koła 27,5 na oponach 2.25 oraz w standardzie kierownice o średnicy 35 mm. W efekcie – bardzo agresywny, bardzo precyzyjny i bardzo sztywny rower, idealny na gładkie i kręte ścieżki. Nowy Dust rewelacyjnie skręca – zupełnie inny niż w sztywniaku „do ścigania” kąt wyprzedzenia widelca sprawia, iż rower bardzo chętnie reaguje na wszelkie manewry kierownicą. Do tego krótki tył i długa górna rura ramy, wsparta krótkim mostkiem sprawiają, iż bardzo mocno (standardowo w dobie filozofii forward geometry) naciskamy na przednie koło, zapewniając mu wzorową trakcję. Rower zachęca do zabawy – oczywiście w granicach zdrowego rozsądku, bo agresywna geometria „rozpłaszczająca” nas nad kierownicą przy pierwszym radosnym wyjechaniu tylnego koła z zakrętu przypomni, że pod naszymi czterema literami jednak trakcji brakuje. Fizyki się nie oszuka i rower na zwykłej oponie nie skompensuje braku zawieszenia. Jednak na ścieżkach takich jak Smrek rower tego typu daje zdecydowanie więcej frajdy z jazdy niż typowy duży full do enduro – warto podkreślić, iż naprawdę bardzo chętnie przyspiesza, aluminiowa konstrukcja ze sztywnymi osiami, tak przedniego jak i tylnego koła, połączona z nieco sztywniejszą

nową kierownicą 35 mm bardzo dobrze oddaje moc rowerzysty na przyspieszenie. Problemy zaczynają się, kiedy trasa staje się bardziej dzika – wzorowa sztywność roweru równie „wzorowo” przetrzepie Wam nogi i inne nogom bliskie rejony, ale trudno to w ogóle traktować w kategoriach wad, jest to po prostu hardtrail. Ten typ tak ma. Więcej osprzętu? Sram GX1 zupełnie nie zdradza faktu, iż jest w teorii budżetową wersją napędu 1-11, jest super precyzyjny, po kilkudziesięciu km w górach na dwóch różnych rowerach, w których był zainstalowany, ani razu nie dotknął mnie problem spadającego łańcucha – jest cicho, spokojnie, tak jak tego oczekujemy. Sztyca Reverb – bez komentarza, klasa sama dla siebie i to zdecydowanie nie od dzisiaj. Hamulce – Sram DB5. Do sztywnego roweru w zupełności wystarczają, jednak nie są w żaden sposób wybitne – ot dość mocne, proste w obsłudze hydrauliki z niższej półki. Dust w topowej wersji wyceniany jest na niespełna 7 tysięcy złotych – cóż, na pewno da się już za te pieniądze wyrwać rower full suspension, jednak czasem trzeba się też zastanowić, czy naprawdę go potrzebujemy. Na pewno ogromnym plusem tego roweru jest fakt iż... ciężko cokolwiek w nim zepsuć. Taka idealna zabawka w góry – brak przedniej przerzutki, brak tylnego zawieszenia, po prostu rama, widelec, GX, Reverb i hamulce. A cała reszta to już to, co będziemy w stanie z tego wycisnąć. Kolejnym rowerem który był mocno wyczekiwanym przez dziennikarzy punktem testów z pewnością był nowy Kross Soil. Zdecydowanie rower, którego w ofercie polskiego producenta brakowało – nie można powiedzieć, iż Moon jest rowerem uniwersalnym i zdecydowanie nie odpowiada on potrzebom bardzo dużej ilości rowerzystów. Soil podobnie jak

21


s o l o t e s t

Dust pełni rolę konia trojańskiego dla idei, którą Kross chce zaszczepić wśród polskich rowerzystów – że najwyższa pora wrócić do korzeni MTB, czyli nie wyścigów o zrzucanie gramów wagi i urywania setnych sekundy na technicznych trasach XCO, ale po prostu czystej frajdy z jazdy. Radości z eksplorowania, przemierzania terenów, które wcześniej absolutnie dla rowerów (a z uwagi na odległości, również dla pieszych) dostępne nie były. To nie tylko sentymenty – to też świetny biznes, z którego zupełnie dodatkowo może wyjść coś bardzo dobrego dla nas, rowerzystów. Kross mocno wspiera idee budowy nowych miejscówek i tras „zrównoważonych” – m.in. zapewniając solidny feedback dla chłopaków z POMBY. To naprawdę realna i odczuwalna pomoc – która oczywiście w przyszłości ma się zamienić na wzrost popytu na rowery, które Kross... już będzie miał w ofercie. Sprytne – ale wydaje się, iż opłacalne dla nas wszystkich. Panowie z Przasnysza inwestują w rozbudowę podaży na popyt, który również sami chcą stworzyć. Czy to nie finansowe perpetuum mobile? Wróćmy do Soila – był już testowany w kilku poczytnych tytułach i generalnie spotyka się z bardzo przychylnym przyjęciem. Z wyglądu przypomina nieco Moona, więc zawiedzeni poczują się fani wizualnie lekkich i łagodnych rowerów. Soil jest raczej hmm... solidny. To słowo przychodzi mi pierwsze do głowy – jednak ma zdecydowanie więcej lekkości niż endurowy Moon i to nie tylko na papierze, ale także na pierwszy rzut oka. Zawieszenie to sprawdzony Krossowy RVS – w tym roku dodatkowo poprawiony, głównie w kierunku jeszcze mniejszego „pedal kickbacku” (to w sumie ciekawe, bo już przy premierze Moona,

22

marketingowcy mocno ekscytowali się faktem, iż zjawisko to w tym systemie praktycznie nie istnieje). Soil posiada w zawieszeniu pewną rewolucję – dolny link dampera jest odwracalny, pozwalając na przesunięcie punktu przyczepu amortyzatora, a tym samym korektę geometrii całego roweru. Zmieniający się kąt główki pozwala wycisnąć z roweru minimalnie bardziej „zjazdowy” charakter, zwiększając kąt wyprzedzenia widelca. Dla laika wrażenie jest takie, jakby na starcie nieco mocniej zapadał się damper (zresztą tą metodą możemy sobie taką geometrię „symulować” ) – rower nieco lepiej skręca, inaczej też najeżdża na przeszkody. Moim zdaniem różnica jest minimalna, jednak ktoś mocno objeżdżony z rowerami, z pewnością efekt dostrzeże – większą uniwersalność roweru osiągnięto naprawdę prostą metodą, bez efektów ubocznych. Switch link? Udany pomysł. Co Soil ma na pokładzie? Przed testami w Świeradowie rowerowy świat znał głównie topową wersję tego roweru, która posiadała oczywiście zawieszenie Foxa na Kashimie i mnóśtwo innych fajnych, drogich elementów. Dlatego staram się testowania takich „topowych” konstrukcji unikać, bo dużo lepiej wyczuć potencjał roweru, po którejś z wersji średnich. Wybór padł więc na Soila 2.0, który realnie wydaje się ciekawym konkurentem dla bardziej osadzonej na rynku konkurencji. Cena – poniżej 10 tys. Na pokładzie nowy Rock Shox Revelation o skoku 130 mm, tłumik RS Monarch Debon Air, napęd 2x10 (SLX i Deore...), koła DT Swiss Spline 1900 w wersji T oraz nieodzowny RS Reverb. Na papierze rozczarowuje nieco waga – 14 kg na rower ze skokiem 130 mm i średnimi kołami? Nie da się ukryć, iż da się nabyć rower o niższej wadze, posiadający nawet nieco więcej mili-

metrów zawieszenia. Jednak sytuację ratują odczucia z jazdy – Soil sprawia wrażenie dużo lżejszego, niż jest w rzeczywistości. Kross Soil single tracki ma we krwi – ten rower uwielbia skręcać, zachęca też do tego, aby każda najmniejsza nierówność została wykorzystana do wybicia, stłumienia, pompowania, generalnie do radości z jazdy. Szczególnie w małym rozmiarze (zawsze staram się przy wzroście 178 mm sięgać po rowery minimalnie wręcz za małe – w tym wypadku S) rower sprawia wrażenie lekkiego i niesamowicie skocznego – naprawdę cieszymy się, że ma sztywne osie z przodu i z tyłu, bo dynamika momentami skłania do grubego przeginania i widelec ze zwykłą ośką 9 mm raczej nie dałby rady. Pozwolę sobie na naprawdę spory entuzjazm – Soil to prawdopodobnie najlepszy rower, jaki kiedykolwiek wyszedł spod ręki projektantów Kross. Jest też pierwszym modelem, który trafia w swoje czasy – jak wiemy Moon był spóźniony co najmniej o rok, a fakt debiutu na kołach 26 cali... mocno dyskusyjny. Soil startuje w momencie, który jest dopiero początkiem złotego wieku zabawy na górskich szlakach – a jest do tego stworzony. Podczas całego długiego dnia testów (90 km jednego dnia w terenie – biorąc pod uwagę, iż pierwsze 40 zrobiłem, goniąc „Barta” Wawaka i mając na kole Maję Włoszczowską, to możecie sobie wyobrazić, iż tempo emeryckie nie było) udało się zrealizować 100% planu – czyli porównać kompletnie inne rowery na tych samych trasach. Smrek jest w takich wypadkach perfekcyjny – dość szybko uczymy się tras, wiemy w jakich punktach, czego się spodziewać i kiedy już myślimy, że wszystko mamy w małym palcu... czas na zmianę roweru. Tego typu imprezy,


Przegląd nowości Krossa na roK 2016!

dzięki możliwości spróbowania zupełnie innych rozwiązań jednego dnia jazdy, są wyjątkowo miarodajne – pamiętam, iż rok temu szczególnie owocne było przejechanie tego samego odcinka na praktycznie identycznych rowerach (Level B9 i Level R9), różniących się jedynie wielkością kół. Po takim doświadczeniu przeskakujecie na wyższy poziom technicznego wtajemniczenia – w przeciwieństwie do wielu forumowych teoretyków spod znaku „kiedyś jeździłem na 650 B, ale mi się nie podobało”. Sorry – dopiero poczucie różnicy na gorąco pozwala zrozumieć, w jak zaawansowanych technologicznie czasach żyjemy i co oferują współczesne rowery. Last, but not least – prawdziwa perełka na testach Krossa. Rower, którego się nie spodziewałem – myślałem, iż dalej krąży po targach niczym rasowy concept – car (bike?), mając jedynie przyciągać uwagę. Smooth Trail – bo to o nim mowa, to przedstawiciel trendu, jaki zdaje się być największą rewolucją w roku 2016. Jedno słowo – 27,5 +. Wiecie już, o co chodzi? Tak jest – Kross też postanowił pokazać światu swój rower, łączący zalety fatbike'a z dynamiką zwykłego górskiego sztywniaka, oczywiście z nowoczesną trailową geometrią. Polscy projektanci nie spoczęli jedynie na władowaniu szerokich obręczy i opon (zestaw obowiązkowy, czyli WTB – bo to od nich cała historia kół PLUS się rozpoczęła), podeszli do sprawy kompleksowo. Oryginalny rower do zabawy? Ok – dajemy stalową ramę na legendarnych rurach Reynolds, dajemy napęd 1 x 11 (oczywiście SRAM GX1), dajemy Reverba, a reszta zależy od Ciebie, drogi rowerzysto. Przyznam się bez bicia – ten rower przykrył cały dzień testów. Jest tak bliski idei tego, czym są trasy w Smreku, że w zasa-

dzie nie zdziwiłbym się, gdyby wyjeżdżał z małej manufaktury, upchniętej gdzieś przy jednym z klimatycznych schronisk, położonych przy trasach. Oferuje genialną trakcję (na suchej i ubitej trasie opona z ciśnieniem 0,7 atmosfery i szerokością ponad 2,8 nie może nie dawać kosmicznej przyczepności) i masę, masę radości z jazdy. Wchodzimy w zakręty na pełnym gazie, bawimy się każdym metrem trasy – nie zostając w tyle na podjazdach. To największy szok – rower na podjazdach zachowuje wielką zaletę znaną z fat-bików, czyli połyka wszelkie luźne kamienie, patyki, żwir, prąc przed siebie. Jeśli tylko macie dość siły, wjedziecie wszędzie – jednak, w przeciwieństwie do mułowatych fat-bike'ów, rowery 27,5+ naprawdę dobrze jeżdżą po płaskim. Wszystko za sprawą bieżnika opony – jest niski, a w środkowej części ma połączony pasek, który wydatnie minimalizuje opory toczenia. Ok – może na tym rowerze nie zapomnicie, że nie jedziecie na karbonowym 29”, ale jest też duża szansa, iż koledzy na takich sprzętach będą dalej w Waszym zasięgu.

Dodajmy, iż Kross pokazał swoją wariację na temat stalowego roweru do zabawy od razu w dwóch wersjach – na kole 27,5+ oraz 29 cali. To zresztą esencja tej idei – w każdej chwili do Waszego superścieżkowego sprzętu na grubej oponie możecie wsadzić zwykłe, dowolne, lekkie koła 29 cali i uzyskać rasowego stalowego twentyninera, na którym bez kompleksów pojedziecie na maraton. Może nie wygracie, ale... będziecie tam. A wszystko to na jednym rowerze – wystarczy zmiana kół, aby diametralnie odmienić jego charakter. Oddają to nazwy tych rowerów – 29 nazwano Pure Trail, wariacja 27,5 + to właśnie Smooth Trail. Tak – to dalej rowery Krossa, tego samego Krossa, który kilka lat temu dla wszystkich bardziej wymagających kojarzył się głównie z tanimi góralami spod znaku górskiej rekreacji. Można? Podsumujmy – rok 2016 będzie rokiem naprawdę istotnej rewolucji w kolarstwie górskim. Świat w końcu przestaje być zdominowany przez jedynie słuszną „opcję wyścigową” – rower górski znowu ma być dla wszystkich i znowu, dzięki możliwościom większym niż kiedykolwiek wcześniej, ma przybliżać ludziom góry, frajdę z jazdy i styl życia, który kiedyś wykuwali szaleńcy, tacy jak Tom Ritchey i Gary Fisher. Żadna nowa koncepcja, czy teoria nie wydaje się zbyt szalona – popatrzcie tylko w katalogi i poznajcie rowery, jakich nie boją się oferować najwięksi światowi gracze. Z pewnością, w każdym pojawi się iskra, jeśli nie dumy, to przynajmniej małej satysfakcji, że również polski producent potrafi bez kompleksów pokazać, że też może. A jeśli idea się przyjmie... nikt już nigdy nie odmówi szychom z Krossa, że dołożyli solidną cegiełkę pod rozwój kolarstwa górskiego w Polsce.

23


s o l o t e s t

Trek STache 7

Przyjemność z jazdy na 6. 6 z Plusem

Są rowery, które sprawiają, iż rowerowy świat idzie do przodu. Nie ślepe uliczki w rozwoju, nie dziwne eksperymenty, a rozwiązania, które chociaż nie staną się nigdy dominującym trendem, to pokazują zupełnie nową ścieżkę w rozwoju. Jakoś tak się złożyło, iż w kolarstwie górskim większość innowacji dotyczy rozmiarów kół – trudno już sobie wyobrazić świat bez kół 29 czy 27.5 cala. Jednak przykład fatbike’ów pokazał, iż nie skończył się czas poszukiwań – i o ile te niezgrabne konstrukcje mają bardzo mocno ograniczoną funkcjonalność – to otworzyły furtkę dla wkroczenia czegoś, co moim zdaniem rewolucjonizuje frajdę z jazdy w górach. Szanowni Państwo – przed Wami zupełnie nowy Trek Stache 7. Czyli 29 cali +, się rozumie. Tekst i zdjęcia: Jan Piątkiewicz

Czy lubię rowery fatbike? Nie, nie lubię, bo niespecjalnie bawią mnie konstrukcje z założenia niesamowicie ograniczone swoim zastosowaniem. Ok, są takie dni, kiedy np. biegając zimą w górach, widzę ośnieżony szlak i myślę sobie – o, ale fajnie by tu było zjechać na grubej oponie. Uważam, iż biznes z wypożyczalniami fatbikeów, np. przy stokach narciarskich, w agroturystyce itp. to świetny sposób na zimowy wypoczynek na świeżym powietrzu – ewentualnie letni, ale też wyłącznie od czasu do czasu. Na dłuższą metę fatbike po prostu męczy – w tzw. obiektywnych warunkach zwy24

kły ścieżkowy full na kole 27.5 cala wszystko zrobi lepiej, lżej i szybciej. A jeśli miałby jednak nie zrobić, to właśnie Trek wbija ostatecznego gwoździa do trumny klasycznych fatbike›ów – 29 + to rower, który jest rakietą na zjazdach, bardzo dobrze podjeżdża, a przy tym posiada pewną cechę, która sprawia, iż może zastąpić wiele rowerów naraz. Po kolei! główna przewaga kół 29+ nad fatbike? Cóż, monstrualne opony zaburzają punkt widzenia i często zapominamy, iż klasyczne fatbajki to rowery na kole... 26 cali. Tak jest – a więc może i mają świetną przyczepność, wynikającą

z niskiego ciśnienia i gigantycznej szerokości gum, jednak jeśli chodzi o kąty najazdu i pokonywanie przeszkód, to dalej zachowują mnóstwo cech z wymarłego w świecie rowerów górskich rozmiaru 26 cali. Tracą przez to bardzo ważny atrybut dla tego typu rowerów – są mniej stabilne, a kiedy przychodzi do pokonania dużej przeszkody, radzą sobie nawet gorzej niż ścieżkowy twentyniner. Średnica kół w Treku Stache 7 jest gigantyczna – bazą są koła 29 cali o obręczy wzorowanej na tej z fatbike – jest więc bardzo szeroka i posiada «ratunkowe» wycięcia umożliwiające dętce ewakuację z obręczy,


trek stache 7

podczas silnego uderzenia opony o przeszkodę. Na duże koła nałożono opony Bontrager Chupacabra o szerokości 3.0, ze stosunkowo niskim bieżnikiem. To sekret terenowej dzielności tego roweru – opona jest piekielnie szeroka, płaska w przekroju, a przy tym ma drobny bieżnik (mi nasuwa się porównanie z popularnym Racing Ralphem), który nie generuje gigantycznych oporów toczenia. Już koła 27,5+ naprawdę dobrze się toczą, dodatkowe zwiększenie średnicy (przy równoczesnym obniżeniu masy samej obręczy – nacięcia) sprawia, iż rower jest w terenie po prostu nie do zatrzymania. Pal licho przyspieszenie – taka średnica opony sprawia, iż rower na dziurawej, kamienistej, ukorzenionej trasie w górach leci jak po gładkim. On po prostu wszystko połyka – poczucie stabilności i płynności jazdy jest powalające. gdzie w takim razie leży podkreślany przeze mnie fenomen uniwersalności Treka stache 7? Otóż konstrukcja ramy jest tak zaprojektowana, iż pasują do niej koła 29+, zwykłe 29, oraz 27,5+. To naprawdę genialne – biorąc pod uwagę, iż rama i sama konstrukcja Stache›a to w zasadzie po prostu dość lekki hardtail o nieco bardziej «trailowych» kątach, to założenie lekkich kół 29 cali sprawia, iż rower ten zamienia się w rasowy sprzęt do długich wypraw, a nawet startów w maratonach. Oczywiście – to nigdy nie będzie superwylajtowany sprzęt z czołówki tego typu rywalizacji, ale – DA SIĘ. To genialne – jeden rower, dwa komplety kół i mamy obstawione praktycznie kompletne spektrum współczesnego kolarstwa górskiego, od czystej zabawy po rywalizację. Do tego coś, co uwielbiam we współczesnych rowerach górskich – czysta forma, bez zbędnych udziwnień. Napęd 1 x 11 SRAM GX 1, czyli jeden blat, bez przerzutki i zakamarków, w których mogłoby się odkładać błoto. Oczywiście sztywna rama i mnóstwo prześwitu przy widelcu – utrzymanie tego roweru w czystości to banał. jesteście pewnie ciekawi, jak to możliwe, iż do jednego roweru można włożyć trzy zupełnie inne rozmiary kół i nie spowoduje to orania korbą po ziemi. Otóż, za ten efekt odpowiedzialnych jest kilka patentów, które podkreślają, jak innowacyjny z założenia jest Stache. Po pierwsze – haki tylnego koła są poziome, wyposażone w system, który Trek nazwał Stranglehold. Generalnie chodzi o to, iż możemy przesuwać mocowanie tylnej osi wraz z hakiem przerzutki w poziomie, tak więc niezależnie od tego, jakie koło włożymy – warunki pracy napędu będą te same, a my zyskamy możliwość utrzymania optymalnej geometrii. Oczywiście dociekliwi pewnie zauważyli, że o ile w przypadku podstawowych kół 29+ do dyspozycji mamy tylko jedną, maksymalnie wysuniętą pozycję, tak decydując się na koła 27,5+ lub 29, mamy możliwość przesuwania koła dowolnie, zmienia-

jąc tym samym geometrię roweru. System ten jest też tak zaprojektowany, iż pozwala zrobić ze Stache’a również singlespeed – Stranglehold działa wtedy jak napinacz w BMXach, czy ostrym kole. Uzupełnieniem patentów związanych z dużymi kołami jest kompletnie asymetryczny wahacz – odsunięty po stronie napędu sprawia, iż rower nawet na największym (czyt. najszerszym) kole, nie wymagał od projektantów radykalnego zwiększenia długości bazy kół. stache 7 czerpie też pełnymi garściami ze wszystkich nowinek współczesnych wyścigowych twentyninerów. Zwiększono więc mocno sztywność kół 29 cali przez zastosowanie szerszych piast – standardy to teraz 110 mm z przodu i 148 z tyłu. Zmienia to kąty szprych i bardzo usztywnia koła – poprawia też precyzję prowadzenia samego framesetu. Do tego oczywiście taperowana główka – ale to dzisiaj standard. uzupełnieniem osprzętu stache’a jest widelec przedni Manitou Magnum Comp, konstrukcja dość egzotyczna (przynajmniej na polskim rynku), zaprojektowana specjalnie pod nowe standardy rozstawu piast i szerokości obręczy. Generalnie jest sztywny i poprawny, jeśli chodzi o kulturę pracy, z prostymi regulacjami – kompresja z blokadą i tłumienie. Oczywiście Manitou musi robić wszystko na odwrót niż konkurencja (korona z tyłu to za mało) i pokrętło kompresji jest czerwone, tłumienia niebieskie – ot taka egzotyka. Przejdźmy do sedna – jak stache jeździ. Myślę, iż będą to w stanie zrozumieć tylko ci, którzy mieli już do czynienia z nowymi kołami 27.5 +. Moim zdaniem zupełnie różni się od tego, do czego przyzwyczaja zwykły fatbike, przede wszystkim dlatego, iż nie ma tak gigantycznej bezwładności. Ten rower w zasadzie przyspiesza i prowadzi się podobnie jak zwykłe 29 (wiem, że to trudne do uwierzenia), z pewną radykalną różnicą, na którą paradoksalnie... nie zwracamy uwagi. Problem z dostrzeżeniem gigantycznej różnicy, jaką daje ten rower polega na tym, iż momentalnie się do jego charakterystyki przyzwyczajamy i szok następuje dopiero, kiedy wrócimy na zwykłe koła. Wsiadają na tak, powiedzmy to sobie szczerze, ORYGINALNY rower spodziewamy się jakiegoś kosmosu – albo, że odleci w przestrzeń, albo, że z opon wystrzelą fajerwerki. A Stache jedzie przed siebie radośnie jak nasz maratonowy 29, pozycja za kierownicą jest dobrze znana wszystkim użytkownikom jakiegokolwiek trailowego sprzętu – szeroka kierownica, krótki mostek, długi przedni trójkąt, ot klasyczne forward geometry. Oczywiście czujemy, iż nie waży 11 kg, ale jedzie jak przeciętny aluminiowy hardtail. Cała praca jest wykonywana poza naszą świadomością – ten rower pod górę wspina

się z trakcją czołgu. Po prostu – wszelkie luźne kamyki, korzenie, dziury opony Stache›a wręcz pochłaniają, nie dając nam się nad tym nawet zastanowić. Większy kamień, korzeń, uskok? Nie poczujecie go, bo kąty natarcia kół są jak przy 32 calach. Jazda w dół? Rower jest jak przyklejony, niezależnie od tego, czy to ubita nawierzchnia Single Tracku pod Smrekiem, śnieg, czy piasek. Najlepszy dowód na to, jak uniwersalne są nowe rozmiary kół, to fakt, iż na teoretycznie mniej mobilnych kołach 27,5+, dawałem radę utrzymać w Smreku tempo profesjonalistów na zwykłych kołach 27,5 – jeśli macie wystarczająco dużo pary, aby poradzić sobie z napędem 1 x 11 i nieco techniki – trakcja, jaką oferują nowe rozmiary kół pozwala wam wykorzystać wasz potencjał na 150%, tak w górę, jak i w dół. największe wady Treka stache 7? Moim zdaniem wcale nie cena – to nie ma być „rower popularny” a ponad 10 tys. zł, na które jest wyceniany, oddaje niesamowity poziom funkcjonalności, trwałości i uniwersalności tego roweru. De facto kupujemy za jednym razem dwa, jak nie trzy rowery – które dzięki fenomenalnie kompaktowej konstrukcji przetrwają wiele sezonów, przy minimalnych wysiłkach serwisowych. Ciekawa jest trwałość samych opon – są one oczywiście Tubeless Ready, a ich stopka wzmocniona jest nicią aramidową, więc zrobienie im krzywdy naprawdę nie jest łatwe (to dla wszystkich, którzy obawiają się o przebijanie dętek w kołach). Świetny jest napęd SRAM GX1, moim zdaniem, zwłaszcza po uwzględnieniu ceny, która wypada korzystniej niż XT, to jeden z najlepszych napędów dla «normalnych ludzi» dostępnych na rynku. Jednak oczywiście minusy są – na pewno po kupnie tego rowery w wersji oznaczone 7, trzeba będzie doposażyć ją w regulowaną sztycę – jednak przy typowej średnicy obejmy 31,6 mm bez problemu znajdziemy nawet prosty i tani model, który radykalnie podniesie funkcjonalność roweru. Drugim małym zgrzytem są hamulce Avid DB5, które przy gigantycznym zapasie przyczepności, jaką oferują szerokie opony, zwłaszcza pod cięższymi rowerzystami mogą okazać się nieco za słabe. Bardzo lubię odpowiadać na pytania sceptyków, po co komu taki rower jak Trek Stache 7. Jeśli ktoś mówi – ale przecież za te pieniądze mógłbym kupić X, pojechać do Y albo Z jest przecież szybsze/bardziej różowe/bardziej inne – odpowiadam: stary, to nie jest rower dla ciebie. Stache jest po to, aby pokazać ci coś, czego jeszcze nie próbowałeś. Ten rower nie jest po to, żeby dawać odpowiedzi na obecnie istniejące pytania, bo idzie po prostu dalej – pokazuje zupełnie nową drogę w rozwoju rowerów MTB i nie pozwoli na to, aby oceniać go według szarych standardów. Bo tak. 25


s o l o T e s T

Tekst: Piotr Śliwa | Zdjęcia: Krzysztof Grabek

Mieszkańcy dużych Miast coraz częściej wybierają rower zaMiast saMochodu. w pełnych tłoku, hałasu, spalin, korków agloMeracjach potrzebują radosnej rowerowej doMinacji. w polskich miastach powstaje coraz bardziej rozbudowana infrastruktura rowerowa. tworzy się kolejne ścieżki dla rowerzystów, parkingi rowerowe, pumptracki. dla tych, którzy nie mają miejsca na trzymanie jednośladu w domu, oferuje się nawet specjalne sejfy — przystosowane do bezpiecznego przechowywania skarbu, jakim jest rower. działają na podobnych zasadach, jak skrytki na dworcach czy lotniskach. pokonując zakorkowane ulice na rowerze, często jesteśmy na miejscu szybciej niż najlepszy wóz rajdowy. jeżdżąc do pracy czy na uczelnię, mamy lepsze samopoczucie o zdrowiu już nie wspominając. ulice przemierzamy, zadając szyku... 26


mango fresher

Flip-Flop

Gdy już zdecydujemy się na odpowiednią dla nas kierownicę, wybieramy formę napędu. Sami możemy wybrać, czy w mieście będziemy poruszać się na wolnobiegu (single speed), czy na ostrym kole (fixed gear). Na takie rozwiązania pozwala nam piasta Flip-Flop. Wystarczy ściągnąć koło, zdecydować się na odpowiednią formę napędu i obrócić je, montując ponownie do ramy.

Kierownica

Rowery firmy Mango Bikes przywędrowały do nas z Wysp Brytyjskich. Brytyjczycy mają nieco więcej doświadczenia, jeśli chodzi o rozwój rowerowej świadomości w miastach. Firma Mango proponuje nam spojrzeć na rower jako wizytówkę, formę wyrażania samych siebie. Zaczynamy od wyboru odpowiedniej kierownicy, która określa nam pozycję i styl jazdy. Mamy trzy możliwości wyboru kierownicy: Risen (prosta pasująca do ostrego koła), Bullhorn (przypominająca bycze rogi) klasyczna kierownica szosowa (wyprofilowana w tzw. baranek)).

wy umożliwia odpoczynek od pedałowania podczas jazdy.

Kolory

Następnym etapem jest kolorystyka — możemy wyrazić siebie, zaczynając od koloru siodełka, a skończywszy na kolorze opon. Nie ma żadnych ograniczeń — gamy kolorystyczne możemy modyfikować i dobierać niczym malarz z palety barw. Szare ulice miasta zyskują na ruchomych dziełach sztuki, które cieszą oko.

ostre koło

Jeśli zdecydujemy się na system napędu ostrego koła, musimy zdawać sobie sprawę z prostej zasady, która charakteryzuje ten wybór — kiedy poruszamy pedałami, porusza się koło, kiedy porusza się tylne koło — poruszają się pedały. Jadąc na ostrym kole, ciągle pedałujemy i możemy używać pedałów do hamowania, jazdy do tyłu i do przodu. Jazda na ostrym kole wymaga nieco wprawy, najbardziej doświadczeni w tym stylu jazdy są kurierzy rowerowi.

wolnobieg

W Mango mamy klasyczną wersję jednego biegu — pedały nie muszą kręcić się cały czas, gdy kręci się koło. Układ jednobiego-

27


r e l a c j a

28


wYścig eTaPowY TransPYr

RELACJA Z WYŚCIGU ETAPOWEGO

TranSpyr

Nasz cel na najbliższy tydzień to przekroczyć Pireneje, od wybrzeża do wybrzeża, z południa na północ, od Morza Śródziemnego po ocean Atlantycki, z Roses do Hondarribia. 7 etapów, 780 km, ponad 18000 m przewyższenia, temperatury po 45˚C i ekstremalne, suche, kamieniste, pełne korzeni podłoża pirenejskich ścieżek. Jak się wkrótce okaże, będzie to najcięższy wyścig naszego życia… a nazywa się on TRANSPYR. Tekst: Arkadiusz Cygan | Zdjęcia: Fotoesportbcn, Arkadiusz Cygan

DZiEŃ 1

Długo wyczekiwany dzień w końcu nadszedł. Po 16:00 wychodzę z pracy, wsiadam w pociąg na lotnisko do Modlina, dalej w samolot i o północy jestem w Barcelonie. Czekam na Marcina, który samochodem, wraz z całym naszym bagażem wyjechał dzień wcześniej. Marcin ze zmęczenia myli lotniska i zamiast do Barcelony jedzie po mnie na położone nieco ponad 100 km dalej lotnisko w Gironie. W końcu jednak odbiera mnie i udajemy się w dwugodzinną podróż do Roses, malowniczo położonej miejscowości nad Morzem Śródziemnym, przy granicy z Francją. Obsługa hotelu, w którym mamy spędzić kolejne 3 dni wita nas o 03:00 w nocy kolacją, jemy i idziemy spać. Czas na reset i przedwyścigową aklimatyzację.

DZiEŃ 2

Wstajemy koło 10:00, udajemy się na śniadanie, następnie ogarniamy nasze zabawki i jedziemy na trening. Gdy tylko przekraczamy próg hotelu, uderza w nas ciężkie, gorące powietrze przecinane podmuchami wiatru znad morza. Jedziemy wzdłuż wybrzeża, powoli wspinając się w górę. Im wyżej, tym wiatr jest słabszy, w końcu całkowicie zanika, robi się przeraźliwie gorąco. Kręcimy lekko godzinkę, przy okazji zwiedzając okolicę, podziwiając jej zabudowę, po czym wracamy do hotelu z myślą, że teraz czas na kąpiel w lazurowej wodzie. Zmykamy nad morze, pierwszy i ostatni raz korzystając z uroków plażowania. Resztę dnia poświęcamy na zakupy i odpoczynek, którego w ostatnich miesiącach było niezwykle mało.

DZiEŃ 3

Pogoda nie odpuszcza. 1,5-godzinny trening kończymy bez wody w obu bidonach, zastanawiając się, czy taka aura utrzyma się przez cały wyścig, czy może jednak nieco odpuści, bardzo ułatwiając nam jazdę. Popołudnie ostatniego wolnego dnia przed nadchodzącą przeprawą przez Pireneje spędzamy w miasteczku zawodów, gdzie dopełniamy wszelkich formalności, związanych z naszym udziałem. Wieczorem natomiast udajemy się na oficjalną kolację połączoną z przedstawieniem trasy pierwszego etapu TRANSPYRu. Wyścig zapowiada się dość kameralnie. W porównaniu z innymi światowymi imprezami tego typu, w których dane nam było wystartować, jest tu zaledwie około 240 osób. Odnosimy nieodparte wrażenie, że będzie tu panowała iście rodzinna atmosfera. I jak się wkrótce okaże, wcale się nie pomylimy.

29


r e l a c j a

ETAP #1 Roses – Camprodon; 120 km, 2100 m przewyższenia

Zaczyna się standardowa procedura, która trwać będzie przez najbliższy tydzień. Ponieważ start ma miejsce o godz. 08:00, wstajemy 2 godziny wcześniej. Schodzimy do hotelowej restauracji na śniadanie, gdzie pojawiają się już pierwsi zawodnicy. Garstka osób nie wykazuje chęci do rozmów. Wszyscy są skupieni, na niektórych twarzach widać nutę zdenerwowania. Nam humory dopisują, w końcu przetrwaliśmy już niejedną etapówkę, damy radę i tym razem, kwestia tylko, co wydarzy się po drodze. Po śniadaniu domykamy walizki, wrzucamy je do samochodu i jedziemy na start. Planując wyjazd na TRANSPYR, umówiliśmy się z biurem zawodów, że ktoś z obsługi wyścigu będzie przemieszczał się naszym samochodem ze startu na metę. Zaoszczędziło nam to wielu kłopotów logistycznych. Dziękujemy. Zdajemy samochód i ustawiamy się w sektorze. Panuje tutaj spory luz, niespotykany na innych wyścigach. Nikt się nie pcha, nie przeciska z rowerem nad głową 30

między zawodnikami. Wszyscy zdają sobie sprawę, że takie zagrywki nic nie pomogą. Ostatni rzut oka na Morze Śródziemne, odliczanie do startu i ruszamy. 780 km i ponad 18 000 m przewyższenia przed nami. Pierwsze 32 km pierwszego etapu prowadzi po niemal zupełnie płaskim terenie. Nastawiamy się na wysokie tempo od pierwszych kilometrów. Dzień wcześniej, mając na uwadze właśnie ten płaski odcinek, zakładam większy 32-zębowy blat XX1 do korby. Ze względu na moje powracające problemy z kolanem w górach używam 30 zębowego blatu, aby utrzymywać wyższą kadencję. Niestety, takie przełożenie skutkuje brakiem możliwości dokręcania na szybkich odcinkach. Jak się jednak okazuje, początek zaskakuje nas dość spokojną jazdą. Zdecydowanie ludzie zdają sobie sprawę, że nie warto bezsensownie marnować energii już od samego początku. Płaski odcinek przejeżdżamy w ścisłej czołówce, niejednokrotnie ciągnąc cały peleton, unikając tym samym niebezpiecznych sytuacji związanych z jazdą w grupie. Cały czas kierujemy się w stronę gór. Pireneje widać już na horyzoncie.

Zaczynają się pierwsze hopy, na których peleton całkowicie się rozrywa. Odjeżdżają nam 2 zespoły, BICIS ESTEVE oraz BUFF PRO TEAM, z którym ścigaliśmy się podczas ABSA CAPE EPIC. Nie gonimy, trzymamy własne tempo. Zostajemy w grupie 4 kolejnych teamów, przez kolejne 15 km jadąc razem po dość interwałowej trasie, coraz węższymi ścieżkami. Mijają 2 h jazdy. O 10:00 upał staje się niemiłosierny. Słońce grzeje w plecy, zaczyna przeszkadzać mi temperatura. Jadę nieco wolniej, nie mogę utrzymać grupy. Bardzo szybko pojawia się kolejny problem. Zaczyna mnie boleć brzuch, żołądek mam trochę spuchnięty, czuję jak odpływa mi energia. Próbuję się jakoś ratować, ale na niewiele się to zdaje. Zmasakrowany dojeżdżam do bufetu na 63 km. To dopiero połowa dzisiejszej trasy, a ja przez ostatnie 17 lat nigdy nie czułem się tak na wyścigu. Marcin tankuje bidony, ja łapię trochę papieru i lecę… w krzaki. Po kilku minutach robi się nieco lepiej, siadamy na rowery i jedziemy dalej. Próbuję złapać rytm. Łapię Marcina za ramię, zawsze to kilka watów oszczędności.


wYścig eTaPowY TransPYr

Czeka nas dzisiaj jeszcze kilka 400-metrowych podjazdów. Muszę odzyskać ład, psychika pracuje na normalnym poziomie, mimo problemów jest zupełnie czysta. Cel jest jeden, meta. Niestety, cel zostaje ponownie zaburzony. Znów muszę się zatrzymać… ponownie w wiadomym już celu. Zupełnie nie wiem, co się dzieje. Problemy żołądkowe się zdarzają, zazwyczaj jednak między etapami, a nie konkretnie na nich. Jeszcze raz tracimy kilka pozycji. Siadamy na rowery i kolejny raz próbujemy złapać rytm. Przed nami 400 m podjazdu w pełnym słońcu. Mówię do Marcina, że muszę porządnie odpocząć przed tym podjazdem. Powoli zaczynam czuć się lepiej. Łapię Marcina za ramię, co też skutkuje szybszą regeneracją. W odpowiednim momencie mój organizm wraca do równowagi, podjazd wyjeżdżamy bardzo sprawnie. Krótki stromy zjazd, tankujemy w bufecie i lecimy dalej. Dzisiejsze straty czasowe być może uda się odrobić na kolejnych etapach, ostatnie 20 km staramy jechać się równym tempem. Jestem zmęczony. 7 h 18 min. na etapie, przy ponad 40˚C, z problemami żołądkowymi nieźle

potrafi człowieka upodlić. Wierzcie mi, to nic przyjemnego. Marzę o odrobinie cienia, zimnej coli, prysznicu i o łóżku. Mimo wszystko etap kończymy na 7 miejscu open oraz 5 w kategorii.

ETAP #2 Camprodon – La Seu d’Urgell; 115 km, 2600 m przewyższenia

Wczorajszy wieczór dyktowała tylko regeneracja, zachwiana jedynie szybkim myciem rowerów. Żołądek zaczął normalnie pracować, choć stało się dopiero 4 h po wyścigu. Na szczęście udało mi się normalnie zjeść i dziś obudziłem się pełen sił. Tak też czułem się od początku etapu. Spokojny przejazd za samochodem dyrektora wyścigu wąskimi uliczkami miasta, start ostry kilka kilometrów dalej. Pierwszy podjazd to 900 m w pionie. Niecała godzina wspinaczki. Czołówka narzuca równe, mocne tempo. Nie mam żadnych problemów, aby się utrzymać, jednak Marcin zostaje z tyłu. Bez wahania odpuszczam i przepuszczając kilkadziesiąt osób wracam do Marcina. Ma problem z rozkręceniem ud. Brak mocy skutku-

je powolną jazdą, jednak obaj zdajemy sobie sprawę, że wkrótce to minie. Staram się pomagać jak mogę. Ręka na plecy i pcham gdzie się da. Innym razem Marcin łapie mnie za ramię i go ciągnę, cały czas mając na uwadze swoje kolano. Mimo wszystko nie mogę go przeciążyć. Spłacam swój wczorajszy dług. Wyjeżdżamy tak kilkaset metrów. Marcin w końcu rozkręca nogi, wracają siły i zaczynamy jechać, jak na nas przystało. Odrabiamy straty, równo wyprzedzając zespół za zespołem. Przed szczytem jesteśmy już na „swoim miejscu”. Szybki zjazd pozwala nieco odetchnąć. Uważamy tylko, by nie wylecieć z trasy na zakręcie, poza tym czysty fun z jazdy na Cannondale’ach. 25 km, tankujemy w bufecie i zaczynamy kolejny podjazd, tym razem ponad 1000 m w pionie, na 1924 m n.p.m. Początek asfaltowy, jedziemy mocno, słońce znów grzeje jak szalone. Temperatura drogi nie pomaga. Kilometry ubywają, napoje z bidonów również, trochę zbyt szybko niż byśmy chcieli. Po 10 km wspinaczki wjeżdżamy na wysokogórskie łąki. Jedziemy po trawie, momentami wą31


r e l a c j a

nas zawodników. Zjeżdżamy do głównej drogi, która ma nas wprowadzić w niesamowity wąwóz, gdzie zaczynamy 1200 metrowy podjazd, z bufetem w jego połowie, na wysokość 1900 m n.p.m. Zakrwawioną twarz Marcina zauważa dyrektor wyścigu. Jedziemy rozważnie, utrzymując równe tempo. Wypytuję Marcina o samopoczucie i jakiekolwiek oznaki być może zbliżających się większych problemów. Marcin twierdzi, że jest ok, łapie mnie za ramię i w ten sposób doganiamy sporą grupę ludzi jadących przed nami. Będzie nieco lżej. Obaj stwierdzamy, że jeśli będzie pomoc medyczna przy bufecie to z niej

skimi, głębokimi ścieżkami, porytymi przez pirenejskie krowy. Te są równie uparte jak alpejskie i równie niechętnie ustępują z drogi. Jedzie się ciężko. Dojeżdżamy do ostatniego stromego odcinka. 160 m w pionie pokonujemy z buta. Jechać się nie da. Idziemy, przeciskając się między kamieniami i połamanymi drzewami. W końcu udaje się nam dotrzeć do przełęczy. W międzyczasie wyprzedza nas team mastersów. Zaczynamy zjazd. 150 m w dół i wjeżdżamy na asfalt. Widoki nie z tej ziemi, odpoczywamy na asfaltowym podjeździe, kasując ucieczkę mastersów. Zaczynamy zjazd z przełęczy do bufetu. W bidonach pusto, więc bardzo go wyczekujemy. Ponownie tankujemy do pełna, łapiemy kilka kawałków arbuza i melona i śmigamy dalej. Ostatnie 55 km do mety na wykresie wygląda dość przyjemnie. Niemal cały czas w dół. Jak się jednak szybko okaże, wcale nie będzie tak przyjemnie. Po drodze mamy jeszcze sporo polnych dróg, kamienistych, nierównych, nie można odpocząć ani utrzymać równego tempa. Poza tym jedziemy niemal cały czas w pełnym słońcu. Temperatura nas roztapia. Polewam się wodą, gdzie tylko mogę, aby nieco się schłodzić. Organizator utrudnia trasę jak tylko może. Jedziemy doliną wzdłuż głównej drogi, ale nie wjeżdżamy na nią. Kręcimy singlami raz z jednej, raz z drugiej jej strony. Na chwilę gubimy orientację. GPS ostrzega nas, że zjechaliśmy z trasy. Nie możemy znaleźć zarośniętej ścieżki. Tracimy kilka minut. Doganiają nas mastersi. 32

W końcu jednak odnajdujemy drogę i z myślą o zbliżającej się mecie, staramy się równym tempem ukończyć etap. Ostatnie 10 km podążamy główną, asfaltową drogą. Ponownie czuć żar od asfaltu, w dodatku jedziemy pod wiatr. Jest ciężko do samego końca. Wpadamy na metę na 10 miejscu open i 8 w kategorii. Jest dobrze.

ETAP #3 La Seu d’Urgell – El Pont De Suert; 119 km, 2930 m przewyższenia

Znowu kłopoty. Pierwsze 9 km mija bezproblemowo. Po nich następują dwie małe hopki i niezbyt stromy 100-metrowy podjazd. Marcin ponownie zostaje w tyle, mając ten sam problem, co wczoraj. Musimy zaczekać, aby nogi zaczęły normalnie działać. Ponadto zaczyna mu kapać krew z nosa… Nie wiemy, co może być tego przyczyną. Nieco zwalniamy, nie zważając na ilość wyprzedzających

skorzystamy. Czas przestaje się liczyć. Pokonujemy 600 m w pionie. Widzimy bufet i niestety żadnej karetki. W momencie kiedy zaczynamy tankować bidony, podjeżdża do nas dyrektor wyścigu oraz terenowa karetka. Widać jak ekipa organizacyjna dba o zawodników. Jeszcze na dole, w dolinie, gdy nas zobaczono, została zorganizowana pomoc medyczna, która naszym tropem dotarła do bufetu. Przy pomocy tłumacza hiszpański lekarz rozmawia z Marcinem, przeczyszcza mu twarz i drogi oddechowe, mierzy ciśnienie. Pytam o przeciwwskazania, co do kontynuacji wyścigu. Nie ma żadnych. Zostajemy pouczeni, co robić w przypadku ponownego upustu krwi. Siadamy na rowery, jedziemy dalej. Marcin z kilometra na kilometr jedzie lepiej. Kończy się asfalt, wjeżdżamy na szuter, robi się bardziej stromo. Podczas mozolnej wspinaczki kasujemy kilka zespołów, które wyprzedziły nas podczas postoju przy bufecie. Równa


wYścig eTaPowY TransPYr

jazda skutkuje tym, że plasujemy się między zespołami, z którymi jechaliśmy przez ostatnie dwa dni. Wyjeżdżamy na szczyt i zaczynamy szutrowy zjazd do kolejnego bufetu. Udaje się nam nieco odpocząć. Bufet to już standardowe tankowanie do pełna, łapiemy też kilka kawałków arbuza i melona. Ruszamy dalej, podnosząc kciuk do góry w kierunku dyrektora wyścigu. Jest ok, sytuacja wydaje się być opanowana. Przed nami kolejne 500 m w pionie, pierwsza połowa szerokim szutrem w potwornym słońcu, dalej wąski singiel, który miejscami wymaga od nas prowadzenia rowerów. Stromy zjazd i wpadamy do Senterady na trzeci, ostatni już tego dnia bufet. Ponieważ Marcin z jakiegoś powodu zapomniał podłączyć GPSa do ładowania wieczór wcześniej, do etapu wystartowaliśmy z 50% zapasem baterii. Od początku wiedzieliśmy, że GPS prędzej czy później padnie. Również wieczór wcześniej, w rowerze Marcina zauważyliśmy poluzowany pająk korby. Oczywiście jak się okazało, brakowało nam specjalnych kluczy, aby korbę ściągnąć i dokręcić pająk. Jakimś cudem, w naszym hotelu nocowała również 5-osobowa ekipa Czechów, wszyscy z nich jechali na Cannondale’ach i szczęśliwie mieli potrzebne narzędzia. Przypadek chciał, że z naszymi braćmi zza południowej granicy staliśmy również na starcie do 3 etapu, wymieniając lekkie grzecznościowe skinięcia głowami. Idąc dalej tropem przypadków, jeden z nich jechał już w pojedynkę (stracił partnera już na pierwszym etapie) i ostatnie 40 km tego dnia przejechał z nami, a szczerze mówiąc, to raczej my z nim. Powód był jeden – jego bateria w GPSie jeszcze żyła.

Startując z ostatniego bufetu zaczynamy stromy asfaltowy podjazd. Pełne słońce tak nagrzało nawierzchnię, że ta zaczęła się topić. Temperatura odczuwalna od spodu była po prostu krytyczna. Nie jestem pewien, ale zakładam, że wynosiła z 60˚C. Woda z bidonów dosłownie wyparowała, nie wiadomo nawet, kiedy wypiliśmy tyle płynów. Ostatecznie asfalt zamienia się w szuter i 600 m tej katorgi pokonujemy mimo wszystko dość sprawnie, mijając po drodze po raz kolejny zespół Scott’a. Chłopaki tego dnia już po raz piąty łatali gumę. Zaczynamy zjazd, Czech gubi sygnał, zatrzymujemy się. Wyciągam telefon, w który wgrałem jeszcze przed wyjazdem tracka całego wyścigu. Chwilowo pomaga w nawigacji. Dobrze mieć jakiś backup w kieszeni. Ostatnie kilometry pokonujemy łagodną asfaltową drogą, dającą już nieco wytchnienia. Etap kończymy na 11 miejscu open i 8 w kategorii.

ETAP #4 El Pont de Suert – Ainsa; 95 km, 2785 m przewyższenia

Muszę przyznać, że po wczorajszym etapie, na którym czułem się bardzo dobrze i pomagałem Marcinowi, dziś jestem zmęczony. Większy wysiłek dał się jednak we znaki i niewiele pamiętam z dzisiejszego etapu. Pierwszej jego połowy w ogóle. Czarna dziura w głowie. Fragmenty przypominam sobie dopiero po obejrzeniu nagrań i zdjęć z pokładowej kamery. Problemem jest też niewielka ilość materiału nagraniowego, chyba zapominałem o włączaniu kamery. Niemniej jednak pamiętam długi asfaltowy zjazd w dolinę, na którym zebrałem siły na kolejne 1000 m podjazdów. Pamiętam też szutrową ścianę, brak drzew i panujący na niej upał. Pamiętam również ostatni bufet na szczycie ostatniego podjazdu oraz ostatnie 20 km fantastycznego singla, trawersującego zboczem góry. I to chyba tyle...

33


r e l a c j a

ETAP #5 Ainsa – Jaca; 95 km, 2340 m przewyższenia

Profil dzisiejszego etapu sprawia wrażenie nieco bardziej spokojnego. Na początek 57 km podjazdu, na których robimy około 1300 m przewyższenia. Przez ten czas nie dzieje się nic specjalnego, chociaż nie ukrywam, że jestem zły. Denerwuje mnie podłoże, po którym nie da się równo jechać. W większości jedziemy szerokimi leśnymi duktami, które zazwyczaj pełne błota, w tak wysokiej temperaturze zamieniają się w nieprzyjemnie nierówny teren. Nie da się tutaj utrzymać równego tempa, rowerem rzuca góra, dół, lewo, prawo, a ty bezowocnie starasz się znaleźć jak najbardziej dogodną do jazdy linię, tracąc przy tym siły i nerwy. Zazwyczaj gorsza jest tylko mokra trawa... I tak dojeżdżając do szczytu kończy się ten koszmar. Wpadamy na szeroki szuter prowadzący wprost na przełęcz. Po chwili mocny skręt w prawo i zaczyna się… trawa, na szczęście sucha. Tę kolejną niedogodność wynagradza absolutnie fantastyczna panorama Pirenejów. Mówię do Marcina, że jeszcze czegoś takiego w życiu nie widziałem. W takiej chwili człowiek ma ochotę rzucić rower, usiąść i napawać się tym, co ma przed oczami, niemal nierealną przestrzenią, którą aż ciężko jest ogarnąć. Trzeba jednak jechać dalej. Po kolejnych kilku kilometrach zatrzymuje nas dyrektor wyścigu, informując, że przez następnych kilkaset metrów nie wolno nam jechać, musimy prowadzić rowery. Sytuacja wydaje się być uzasadniona. Zaczyna się „zjazd” 600 m w pionie na dystansie 2 km, wąskim, trawersującym pionowym zboczem góry singlem, usianym idealnie okrągłymi kamieniami wielkości piłki tenisowej. Próba jazdy w tym miejscu mogłaby się skończyć twardym lądowaniem kilkaset metrów niżej. Biegniemy przez kilka minut wraz z kilkoma innymi zespołami. Kiedy ścieżka wchodzi między drzewa, dostajemy

34

zielone światło do jazdy. Wciąż nie jest łatwo, cały czas stromo w dół po serpentynach. Luźne kamienie, uskoki nie pozwalają na odpoczynek. Wiele osób nawet nie próbuje zjeżdżać i wciąż biegnie z rowerami. Ten odcinek wszystkim nieźle daje w kość. Do bufetu wpadamy zmęczeni i cieszy nas fakt, że przed nami kilka kilometrów spokojnej nawierzchni. Ostatnie 33 km robimy bez problemów. Na mecie pojawiamy się na 11 pozycji open i 8 w kategorii.

ETAP #6 Jaca – Burguete; 137 km, 2595 m przewyższenia

Najdłuższy etap tegorocznego TRANSPYRu, również najdłuższy w jego sześcioletniej historii. Na starcie stajemy, mając przed sobą „długi” znak zapytania. Zapowiada się, delikatnie mówiąc, ciepły dzień, sama trasa na pewno nie będzie lekka, chociaż na tak długim odcinku mamy „zaledwie” 2595 m przewyższenia. Szczególnie nieprzyjemnych podjazdów raczej nie będzie. Najdłuższy z nich to nieco ponad 600 m w pionie. Początek jest tym razem dość nerwowy. Niemal od razu zaczynamy jechać wzdłuż rzeki po nierównym szutrze. Prędkość jest w miarę wysoka, bo droga minimalnie opada. Podnosi się kurz, co powoduje, że większość czołówki szuka bardziej dogodnych warunków do jazdy z przodu peletonu. Na niewielkich, wąskich wzniesieniach peleton się rozrywa. Gonimy czub w grupie kilkunastu osób. GPS wywodzi nas wszystkich w pole. Pojawia się wątpliwość, gdzie jechać. Dość sprawnie jednak odnajdujemy właściwą drogę i ciśniemy co sił. Urywamy grupę, wpadamy na główną drogę i daleko przed sobą dostrzegamy czołówkę składającą się z kilku teamów. Marcin pyta, czy czekamy na tych z tyłu, szybko rzucam, że jedziemy swoje. Czuję się znakomicie, postanawiam gonić. Po kilku minutach bardzo skalkulowanego wysiłku udaje się nam dopaść nasze ofiary. Droga wije się doliną, widoki są wręcz nieziemskie. Jedziemy nieco wolniej,

nikomu się jakoś szczególnie nie spieszy. Przed nami jeszcze długa droga do mety. Z tego powodu, po kilku minutach, dopada nas kilkanaście innych zespołów. Otaczają nas, dosłownie jak szarańcza. W dużej grupie jedziemy, dopóki droga znów nie staje się wąska, kamienista, poprzecinana potokami. Czołówka ponownie odskakuje do przodu. Zostajemy sami pomiędzy dwoma grupami. I kolejny raz próbujemy dogonić tych z przodu. Tym razem jednak kosztuje nas to dużo więcej energii. Udaje się na kilka kilometrów przed pierwszym bufetem. Zamieszanie, szybkie tankowanie i lecimy dalej, ponownie sami. W ten sposób przejeżdżamy kolejne 40 km. Panuje, rzec można, susza. Pył powoduje, że jeszcze przed upływem połowy dzisiejszego dystansu, napędy mamy zupełnie suche, a zmiana biegów wymaga przyłożenia większej siły na manetkę. Zaczynam obawiać się powtórki nieszczęsnego, 5 etapu Cape Epic 2012, gdzie właśnie przez zabrudzone pancerze połamaliśmy prowadnice linek w manetkach obu rowerów i byliśmy zmuszeni do jazdy tylko na jednym przełożeniu. Trzeba się pilnować. Słońce daje o sobie znać. Już nawet nie chce mi się o nim pisać. Chciałbym trochę deszczu. Tuż przed drugim bufetem dojeżdża nas spora grupa ludzi. Siadamy na koło, wpadamy do bufetu, chwila ulgi, bierzemy co trzeba i startujemy jako pierwsi. Plan jest taki, aby od razu uciekać. Równym tempem zaczynamy 400 metrowy podjazd. Kilka kilometrów asfaltu pozwala złapać rytm. Następnie czeka nas stromy singiel, na którym kilkakrotnie prowadzimy rowery. Łapię wspólny temat z kolarzem z Londynu. Wymiana uprzejmości, puszczam go przodem i mój wzrok przyciąga jego błyszczący, czarniusieńki, oblany pięknym olejkiem napęd! Od razu pytam, czy może mnie poczęstować tym cudownym wynalazkiem. Kolega się zatrzymuje, szybko wyciąga zielonego Finish Line’a, smaruję łańcuch i prowadnicę


wYścig eTaPowY TransPYr

linki pod suportem. Od razu jedzie się lżej. Marcin niestety nie skorzystał z tego dobrodziejstwa, ponieważ był nieco z przodu. Szybki zjazd pokonujemy w trójkę. Tuż za nim 7 km szutru, lekko pod górę. Niechcący płoszymy pasącego się dzikiego konia, który zaczyna przed nami uciekać. Ten dziwny zwierz, zamiast uciec gdzieś na bok, biegnie przez kilka kilometrów przed nami… W końcu jednak, niemal się przewracając, przeskakuje przez rów i daje długą w łąkę. Robi się bardziej stromo i mniej przyjemnie. W nogach mamy już 100 km, 5 h jazdy i zaczynamy odczuwać lekkie zmęczenie. Mimo wszystko jednak, dość sprawnie zdobywamy kolejny szczyt – 1278 m n.p.m. Na 118 km czeka nas ostatni bufet. Wcześniej robię się już dość zmęczony. Za bufetem kolejne 400 m w pionie. Początkowy stromy, asfaltowy podjazd bardzo mi odpowiada, przyciskam mocno, nie chcąc, aby ktokolwiek nas dojechał. Po etapie Marcin przyznaje, że ledwo utrzymał mi tam koło… Asfalt jednako kończy się po 150 m i przez kolejne 250 m to Marcin narzuca tempo. Ostatni zjazd, przestrzelamy słabo widoczny skręt. GPS daje sygnał, że zjechaliśmy z trasy, szybki rzut oka na mapę, zawracamy, kilka metrów do góry i ponownie jesteśmy we właściwym miejscu. Mijają ostatnie kilometry, jesteśmy w totalnej dziczy, a komputerek pokazuje, że do mety pozostaje 1 km. Rzeczywiście, meta jest tuż za rogiem. Przekraczamy ją na 4 pozycji open i 4 w kategorii! Burguete, piękna pirenejska, malusieńka miejscowość. To tutaj odnosimy nasz największy sukces, w ogóle się tego nie spodziewając! Kolejne nieprzewidziane problemy nadchodzą wieczorem. Prawdopodobnie obaj zatruliśmy się sosem do spaghetti, kupionym w jednym z małych, górskich sklepików. Obaj zaczynamy się czuć beznadziejnie, ja wręcz fatalnie. Jedziemy umyć rowery, Marcin idzie na kolację, ja nie mogę nic przełknąć, jest mi niedobrze.

Ostatecznie wymiotuję, pozbywając się zupełnie wszystkiego z żołądka. Do samego wieczora nie mogę nic zjeść, próbuję wcisnąć ryż z dżemem, ale nie daję rady. Idę spać głodny, ze świadomością nadchodzących problemów.

ETAP #7 Burguete – Hondarribia; 93 km, 1980 m przewyższenia

Po wczorajszych wieczornych „akcjach” noc również nie należała do tych, które określić można mianem relaksu. Gorąco, duszno, przerywany sen, głupie sny. Wstajemy jak zwykle przed 06:00, wzajemnie kontrolując swoje samopoczucie. Moje jest nieco lepsze, Marcin natomiast czuje się gorzej. Schodzimy na wspaniałe śniadanie, przygotowane przez właścicielkę domu, Weronikę. Nie jesteśmy w stanie nic zjeść. Na siłę wciskamy po kawałku bagietki z musem jabłkowym, popijamy sokiem i prosimy o dwie miętowe herbaty. Doskonale wiem, że taki posiłek nie stanowi żadnej wartości odżywczej, zwłaszcza po przejechanych 700 km, tuż przed kolejnymi 7 h, które prawdopodobnie spędzimy dziś na rowerach. Miętowa herbata nieco pomaga, wsiadamy w samochód, odsuwamy szyby i udajemy się w półgodzinną drogę na miejsce startu. Poranny górski chłód i wschodzące słońce poprawiają nam nastroje. Marcin jedzie spokojnie, biorąc szeroko liczne zakręty, dowozi nas na start. Czas mamy dobry, na kilka minut zamykam oczy i głęboko oddycham. Myśl, że to już ostatni etap, mimo oczywistych, zbliżających się kłopotów, wprawia mnie w dobry nastrój. Początek trasy jest dość spokojny, jedziemy płaską leśną drogą, poprzecinaną licznymi strumieniami. Błoto, zimna woda i pierwszy bardzo stromy 200 m podjazd sprawiają, że trzeźwiejemy do końca. Pierwszy zjazd też wymaga zupełnego skupienia, cała masa luźnych kamieni sprawia, że niemal staczamy się razem z nimi niczym lawina. Po równych 40 minutach jazdy łapie mnie straszny głód. Przekra-

czamy na chwilę granicę francuską. Korzystając z gładkiej drogi między wioskami, zjadam baton energetyczny, poprawiam żelem, próbując uzupełniać braki w pustym żołądku. Staram się pić. Nagle asfaltowa ściana, brakuje przełożenia, toczę się może 3 km/h. W pewnym momencie rezygnuję z jazdy, schodzę z roweru i idę, nie chcąc niepotrzebnie marnować energii. Przez kolejne 300 m powtarzam tę czynność kilkakrotnie. Do pierwszego bufetu wciąż pozostaje 12 km. Zaczynam cierpieć, pomijam ból, do którego można się przyzwyczaić, jest on nieodłącznym towarzyszem sportów wytrzymałościowych i trzeba nauczyć się z nim żyć, po prostu nie mam czym jechać. Najnormalniej w świecie słabnę, bo organizm nie ma z czego pobierać energii. Jakoś dotaczamy się do bufetu. Tankujemy, staram się jeść, łapię kawałki batonów, nawet dobre, jak na ten cały energetyczny syf… Gdy siadam na stole, od razu pada pytanie, czy wszystko jest ok. Z trudem podnoszę kciuk do góry, nie wydobywając z siebie ani słowa. Siadamy na rowery, jedziemy, dalej będzie jeszcze gorzej... Kolejny, 400 metrowy podjazd po prostu mnie przeraża. Znów jest gorąco, bardzo gorąco. Na szczęście jedziemy w cieniu, boczą betonową drogą. Po kilku kilometrach łączymy się z główną asfaltową drogą prowadzącą na przełęcz. Cień i równa nawierzchnia sprawiają, że mimo zmęczenia, kolejne metry w pionie uciekają, jednak nie na długo. Skręcamy ostro w lewo w szuter na szczyt. Cień znika, znowu jest strasznie ciężko. Czuję, że niemal stoję w miejscu, kilometry nie chcą uciekać. Mówię Marcinowi, że muszę się zatrzymać, usiąść, spróbować coś zjeść, bo mogę zaraz spaść z roweru. Marcin czuje się, tutaj cytat: „jakby miał 10 gryp”. Siadam pod drzewem, wciskam na siłę baton, żel, próbuję pić. Patrzę, jak wyprzedzają nas kobiety, jednej z nich leci krew z nosa. Nie ma lekko. Z trudem wstaję, siadam

35


r e l a c j a

na rower, jest lepiej. Jedziemy dalej. Nagle słyszymy strzały, ewidentnie z broni palnej. Okazuje się, że na szczycie znajduje się teren wojskowy, jakaś strzelnica. Niestety, żaden z kilkuset wystrzelonych nabojów w nas nie trafia i musimy męczyć się dalej. Zaczynamy zjazd, najpierw dość gładki, potem znów walczymy, aby utrzymać się na rowerze. Nie ma gdzie odpocząć. Kolejne, krótkie, interwałowe podjazdy pozbawiają mnie zupełnie energii. Upał sprawia, że mam wszystkiego dość, w głowie pozostaje tylko wizja kolejnego bufetu, kawałek cienia i kilka minut odpoczynku. Wcześnej jednak znów muszę się zatrzymać. Ponownie rzucam rower, siadam na ziemi. Nigdy w życiu nie czułem się taki słaby. Marcin cierpliwie znosi mój stan. Mijają dwie czy trzy minuty, jedziemy dalej. W końcu bufet, łapię dwie kanapki z jakąś dobrą, hiszpańską wędliną i sosem, do tego nieco coca-coli. Kładę się w cieniu. Wydaje mi się, że ekip przy bufecie jest więcej niż ludzi na starcie. Potem okaże się, że bramka kontrolna, którą właśnie minęliśmy, zamyka oficjalny czas wyścigu. Ostatni odcinek to już tylko etap przyjaźni, jednak trzeba go przejechać, by oficjalnie zostać finisherem. Mija 10 minut, może nieco więcej. Do mety pozostają 22 km. Z daleka widać już Ocean Atlantycki. Te kilkanaście minut odpoczynku okazuje się zbawienne. Do dziś nie wiem, jak dojechałem do tego bufetu, ale później byłem już w stanie przynajmniej jechać dość równo, bez zbędnych przestojów. W momencie gdy zjechaliśmy z gór, gdy do mety pozostało już tylko

36

10 km, gdy nasze koła dotknęły asfaltu, którym mieliśmy jechać już do samej mety, zeszły z nas całe emocje, pojawiła się euforia, wróciła energia i zupełna pewność, że lada moment zostaniemy finisherami najcięższego wyścigu świata MTB. Ostatnie kilometry pokonujemy, klucząc po uliczkach kilku miejscowości na granicy francusko-hiszpańskiej, w normalnym ruchu ulicznym. GPS sprawnie doprowadza nas do tak wyczekiwanej mety. Komentator wita nas, sprawnie wyczytując nasze nazwiska i głośno pytając mnie: „Arkadiusz, co się dziś stało?”. W odpowiedzi rozkładam tylko ręce. Ponieważ właśnie tego dnia kończę 30 urodziny, wręczony zostaje mi szampan, złożone życzenia i gratulacje. Nie ma co ukrywać, ponownie zrobiliśmy kawał dobrej roboty. Pokonaliśmy Pireneje. Chciały nas wykończyć, ale nie dały rady. 7 dni, 780 km i ponad 18 000 m przewyższenia przeszło do historii, a my na swoim koncie ukończonych etapówek odznaczamy dotychczas najtrudniejszą – TRANSPYR.

PoDSUMoWANiE

Wyścig zakończyliśmy na 10 miejscu open oraz 8 w kategorii. Bez wątpienia, była to etapówka, która przysporzyła nam największych problemów w historii naszego etapowego ścigania. Hiszpańskie temperatury chciały nas niemal spalić, problemy żołądkowe różnej postaci odcinały prąd, polała się też krew. Jednak wszystkie problemy dało się przetrwać. Zaowocowało wieloletnie doświadczenie, wizja jedynego, właściwego celu, ale przede,wszystkim zespołowa współ-

praca, oparta na nieskończonej, wzajemnej wyrozumiałości, znajomości swoich wzajemnych możliwości, dyspozycji fizycznej, chęci pomocy i krystalicznie czysta psychika, która mimo problemów się nie łamała. Przy ściganiu zespołowym pewnym trzeba być tego, że nie liczy się jednostka, liczy się para, jej mocniejsze i słabsze w danym momencie ogniwo. Temu słabszemu zawsze trzeba pomóc, mimo swoich ambicji, czasem wystarczy dobre słowo, czasem osłona od wiatru, czasem wręcz przeciwnie, lepiej się nie odzywać i dać złapać drugiemu swoje własne tempo. Są to delikatne kwestie, które przy dobrej znajomości dzieją się zupełnie automatycznie. Nie ma tutaj żadnej filozofii. Sam wyścig zorganizowany jest bardzo dobrze. Panuje bardzo miła, niemal rodzinna atmosfera. Cała strona organizacyjna bardzo integruje się z zawodnikami. Widać, że zdają sobie sprawę z trudów tego wyścigu. Sam dyrektor wyścigu, czy ludzie z biura zawodów potrafią podejść, zapytać, jak się czujesz, jak się jechało, jak trasa, itd. Niespotykana sprawa na innych imprezach. Daje się również odczuć, jak tym ludziom zależy na zdrowiu i życiu zawodników. Zdarzyło się nam, że dyrektor, wyprzedzając samochodem naszą 10-osobową grupę na jednym z podjazdów, zatrzymał się, wybiegł z samochodu i nakazał każdemu z zawodników zatankować bidony do pełna, z jakiegoś publicznego kraniku. Być może są to niuanse, ale świadczą o czyjejś wrażliwości. Nie jest to sucha, oficjalna, niedostępna, nastawiona tylko na zysk organizacja. Miło.


Kross Merida rose

czyszczenie

/

pielęgnacja

/

www.bikeonwax.com

smarowanie

37


r e P o r T a Ĺź

DiverSe Downhill conTeST mistrzostwa europy 2015

38


diverse downhill conTesT – MisTrzosTwa euroPY 2015

Te dwa wrześniowe dni to był najbardziej wyczekiwany weekend dla całej downhillowej Polski… i pewnie nie tylko Polski. Od kilku lat przyzwyczailiśmy się, że każdy sezon startowy inaugurowany jest zawodami na Stożku. A z roku na rok podnoszona jest też ich ranga. W zeszłym roku był to puchar Europy, tym razem otrzymały one rangę mistrzostw Europy oraz… zostały przeniesione na połowę września. Tekst: Jacek Słonik Kaczmarczyk | Zdjęcia: Piotr Staroń

W

yznaczenie takiego terminu to był strzał w dziesiątkę! Zwykle zawody w Wiśle wszystkim kojarzyły się z walką organizatorów z ustępującą ze stoku zimą oraz kolejnym załamaniem pogody w dniu zawodów. Resztki śniegu na polanach, deszcz, tony błota zarówno na trasie, jak i w „parku maszyn” przy dolnej stacji wyciągu – z tym wszystkim musieli zmagać się zawodnicy każdego roku. Tym razem było zupełnie inaczej! Przez cały tydzień poprzedzający zawo-

dy świeciło piękne słońce, zawodnicy którzy zjechali do Wisły mogli śmiało wyrównywać swą kolarską opaleniznę na wyciągu, czy też w trakcie odpoczynku przy dolnej stacji. Trasa na Stożku, specjalnie na te mistrzostwa, została gruntownie przebudowana. Pojawiło się na niej kilka bardzo wymagających, a i bardzo widowiskowych elementów. Dzięki temu była szybka, techniczna, usiana dużą ilością kamieni, wystających korzeni, belek, uskoków oraz długich stolików.

Zawodnicy musieli wykazać się nie lada umiejętnościami technicznymi, ale także siłą i wytrzymałością, aby przejechać ją płynnie w czasie pozwalającym na walkę o tytuł. 160 zawodników z 15 krajów, podzielonych na 10 kategorii stanęło w sobotę do mierzonych przejazdów kwalifikacyjnych. Najszybszym w tych eliminacjach okazał się słowacki zawodnik Rastislav Baranek z Lapierre-CMS. Wśród kobiet natomiast prym wiodła Czeszka Jana Bartowa z Ghost-RRP. Nie był to jednak koniec emocji, które organizatorzy zaplanowali dla 39


r e P o r T a ż

zawodników i licznie zgromadzonych kibiców na pierwszy dzień rywalizacji. Pod wieczór bowiem odbył się Monster Energy Best Whip, czyli rozgrywany na finałowej „hopie” konkurs whipów. Rywalizacja rozgrywana była w konwencji jam session – każdy ze zgłoszonych 17 zawodników mógł w ciągu jej trwania wykonać dowolną ilość prób. Kibice bardzo lubią ten rodzaj zawodów i głośno dopingując zawodnikom, mobilizowali ich do coraz to mocniejszych „wyłamań” rowerów w powietrzu. Już po pierwszej kolejce wyłonili swoich faworytów, którym 40

kibicowali najgłośniej – za co najbardziej wyrazista ekipa również została doceniona nagrodą w postaci „kraty złocistego trunku”. Jednak decydujący głos mieli sędziowie, którzy najwyżej ocenili whipy wykonywane przez Josha Lowe z Wielkiej Brytanii. Tuż za nim uplasowali się Filip Zeman ze Słowacji i Sebastian Macura z Polski. W niedzielę od samego rana stok zaczął zapełniać się rzeszą kibiców, którzy rozstawieni po całej trasie już w trakcie porannych treningów dziarsko dopingowali zawodników. Punktualnie

o 12:30 wystartowała pierwsza z amatorskich kategorii – Hobby Hardtail. Triumfował w niej Witek Kania. W kategorii Hobby Junior zwyciężył Sebastian Macura, w Hobby Full – Łukasz Wojtas, w Masters II – Milan Suchomel, w Masters – Vlastimil Hyncica, natomiast w U17 – Jakub Żbikowski. Jednak najwięcej emocji budziła rywalizacja w kategoriach licencjonowanych, w których stawką był tytuł mistrzyni czy mistrza Europy. I tak w kategorii Junior Women podobnie jak w sobotnich eliminacjach zwycię-


diverse downhill conTesT – MisTrzosTwa euroPY 2015

żyła Simona Porubanova ze Słowacji przed Hanną Kurek z Polski. Kategorię Elite Women zdominowała Jana Bartova przed Veroniką Widmann i Eleonorą Farina. Polskie zawodniczki – Sonia Skrzypnik i Elżbieta Figura – zajęły odpowiednio 5 i 8 miejsce. W kategorii Junior Men najlepszym czasem popisał się Loris Revelli, uzyskując lepszy wynik od Laly Thibault i Tomasa Navratila. Najszybszym z Polaków w tej kategorii był Adam Krinke, który ze stratą niemal 12 s zajął 12 pozycję. W kategorii Elite Men faworytem był polski zawod-

nik – Sławomir Łukasik z teamu NS Bikes FroPro. I choć po sobotnich eliminacjach zajmował trzecią lokatę, to wszyscy wiedzieli, że w niedzielnym wyścigu tanio skóry nie sprzeda. W końcu już nie raz wygrywał na Stożku. I nie zawiedli się – w finale Sławek poprawił swój czas o prawie 7 s! Jego pogromcy z eliminacji – Rastislav Baranek i Johannes Fischbach – nie wytrzymali presji i w finale pojechali znacznie słabiej, zajmując odpowiednio 19 i 67 pozycję. Jednak o nieco ponad pół sekundy polskiego zawodnika wyprzedził Słoweniec Jure

Zabjek, uzyskując rewelacyjny rezultat 2:18.071 s i tym samym zdobywając tytuł mistrza Europy 2015. Na najniższym stopniu podium stanął Szwajcar Lutz Weber. Chyba wszyscy – zarówno zawodnicy jak i licznie zgromadzeni kibice – zgodnie mogli potwierdzić, że były to świetnie przygotowane zawody na bardzo dobrej trasie, przeprowadzone w znakomitej sportowej atmosferze. Nawet pogoda dopisała w 100 procentach! Oby częściej organizowane były w Polsce zawody o tak wysokiej randze. 41


s o l o t E s t

EccEntric

Djambo

baw się dobrze! tekst i zdjęcia: Piotr Śliwa

W sWojej garderobie mamy do Wyboru ubrania na odpoWiednią pogodę, sytuację czy uroczystość. na szczęście możemy tak samo postępoWać, Wybierając roWery. ich zastosoWanie Wynika z funkcji, jaką mają pełnić. podobnie jak ubrania, dobieramy je Wedle potrzeb i do konkretnej sytuacji. na skaliste, strome trasy nie Weźmiemy przecież szosy, tak jak nie pójdziemy W fartuchu kuchennym i sandałach na Wesele. 42


EccEnTric Djambo

Coraz częściej zdarza się, że posiadamy więcej niż jeden rower. Z jednej strony wynika to z potrzeb naszych, z drugiej — z wykreowanych przez rynek. Rower MTB z kołami o rozmiarze 29 cali i 100-120 mm skoku amortyzatorów umożliwia nam szybsze i efektywniejsze podjazdy pod górę. Ten rodzaj rowerów będziemy częściej wybierać na dalekie wycieczki górskie czy starty w Bike Maratonach. Na kołach 27,5”+ możemy swobodnie poszaleć i w grząskim terenie i na sypkiej nawierzchni. Taki rower zaprojektowała Firma NS Bikes — Eccentric Djambo to rower podążający za nowymi trendami i przeznaczony do świetnej zabawy. Jednoślad ten osadzony jest na lekkiej ramie z aluminium 6061 T6 (customowo formowane i cieniowane rurki). Haki — pod oś 142 x 12 mm. Taka geometria, współpracuje z oponami WTB Trailblazer 2.8”-3.0” na kołach 650B 27.5”+. Lekkie obręcze 50 mm pomagają pewniej pokonywać większe przeszkody, które dla zwykłego koła mogłyby okazać się bolesne w skutkach. Z przodu nowy model amortyzatora Santur Raidon LO-R o skoku 120 mm w zupełności wystarcza. Korba SRAM GX-100, X-SYNC, blat 30T z przodu oraz

43


s o l o t e s t

napęd SRAM 1x10s z dodatkowym cogiem 42T ułatwiającym podjazd czynią Djambo w pełni funkcjonalną maszyną do wielu odmian kolarstwa górskiego, takich jak all mountain, trial, pumptrack itp. Miejscówka Lipovské stezky zaoferowała nam idealne warunki do przetestowania możliwości Eccentrica Djambo. W czasie jazdy pod górę stałym tempem, przyczepność testowanego bike'a jest na poziomie kolei magnetycznej. Na zjazdach skutkuje to tym, że trzeba się solidnie przechylić, żeby efektownie złamać się z poślizgiem w zakręt. konieczność użycia większej siły do spowodowania kontrolowanego poślizgu, przemawia jednak za bezpieczeństwem. Na szybkich, krętych ścieżkach rower prowadził się jak po szynach. Jest bardzo dobrze wyważony, podczas jazdy na jednym kole przypomina żyroskop i nawet początkującemu użytkowniku łatwo jest utrzymać równowagę. Sama przyjemność. Rower wręcz połyka przeszkody — po-

dobnie jak my kalorie. Trzeba zjeść solidny posiłek, żeby poszaleć na Djambo. Mimo nieco większych wymagań od mięśni, podjazdy po sypkich, luźnych nawierzchniach są zaskakująco przyjemne. Cała włożona energia przekłada się na szybki dojazd do celu, bez zbędnego buksowania kół. Duże koła z masywnymi oponami pomogą nam, jeśli nagle za zakrętem zobaczymy leżące gałęzie. Nie musimy się zatrzymywać — mając NS Djambo, śmiało miażdżymy je niczym czołg. Jest to całkiem przyjemne i nie psuje frajdy z jazdy. Rower na kołach 27.5”+ to ciekawa propozycja firmy NS Bikes — ma bardzo udaną, zwartą konstrukcją o przyzwoitej geometrii, mocarnych kołach i niskiej wadze. Daje dużo radości z jazdy w trudnym terenie i stanowi nowy segment wśród rowerów typu all mountain. Wyposażenie Rama: NS z aluminium 6061 T6, customowo formowane i cieniowane rurki; Amortyzator: Suntour Raidon LO-R 27.5”+, 120 mm skoku, 110 x15 mm; Stery: GW integrated tapered IS42/52, łożyska maszynowe; Mostek: NS Quantum 31.8 mm, 45 mm; Kierownica: NS Terra 762mm; Gripy: Octane One Bolt-on long; Hamulce: SRAM DB3, 180 mm/160 mm; Manetka: SRAM X5, 10s; Przerzutka: SRAM GX T2.1, średni wózek, 10s; Suport: Truvativ GXP 73mm; Korba: SRAM GX-100, XSYNC™ 30t; Łańcuch: KMC, 10s; Kaseta: SRAM PG-1020, 10s, 11-36T + cog 42T; obręcze: Shining DB-Z50, 27.5”, 32h; Piasty: NS Rotary 15 x 110 mm i 142 x12 mm, łożyska maszynowe; szprychy: 14G-2.0 mm w/14 mm nyple; Opony: WTB TrailBlazer Comp 27.5” x 2.8”; Sztyca: Kalloy 30.9 mm; siodełko: Octane One Rocket; Waga: ~13.9kg; Dystrybucja w Polsce: 7Anna

44


Kross Merida rose

TWÓJ ULUBIONY MIESIĘCZNIK DOSTĘPNY TAKŻE W WERSJI

ELEKTRONICZNEJ!

MaGaZYN roWeroWY

TAKŻE W WERSJI ELEKTRONICZNEJ!

Możesz go czytać, kiedy i gdzie zechcesz na komputerach z systemem Windows, na iPadach oraz na urządzeniach z systemem Android. Dostępne są zarówno wydania pojedyncze, jak i prenumerata, a każde wydanie jest przechowywane w Twojej własnej bibliotece. Po ściągnięciu połączenie internetowe nie jest konieczne.

Aby kupić Magazyn Rowerowy, wejdź na www.e-kiosk.pl/magazyn_rowerowy Pojedynczy numer już od 7,90 zł!

45


Tekst: Piotr Śliwa Zdjęcia: Piotr Śliwa

W a r s z T a T

konserwacja ZawiesZenia Zima to dobry cZas, by okaZać trochę troski prZepracowanym amortyZatorom. amortyZatorom, które pracowały w błocie i upale, ułatwiały prZejaZd po korZeniach cZy kamieniach. ciężkie warunki spowodowały, że olej uległ degradacji. stracił właściwości smarujące, wynikiem cZego jest pogorsZenie cZułości pracy ZawiesZenia. precyZyjne wykonanie serwisu prZekłada się na więksZą żywotność amortyZatora. warto odwiedZić ludZi, którZy się na tym Znają. posiadają odpowiednie, narZędZia i − co najważniejsZe − wiedZę, która wynika Z doświadcZenia. będZie to oZnacZać mniej problemów w seZonie.

46


konserwacja zawieszenia

Jeśli wiesz o swoim amortyzatorze na tyle dużo, że potrafisz ustawić go do odpowiedniej trasy, korzystając z regulacji − to bardzo dobrze. Nikt z użytkowników nie ma obowiązku znać budowy wewnętrznej swojego amortyzatora. Wielu rowerzystów jednak interesuje się tym i uznaje to za ciekawe. Jeśli znasz podstawy działania swojego amortyzatora, informacje te pomogą w ocenie sytuacji, kiedy zaczyna być odczuwalny jakiś problem. Oczywiście od rozwiązywania problemów związanych z nieodpowiednią pracą zawieszenia są ludzie, którzy podchodzą do tematu wyjątkowo skrupulatnie. Często mimo chęci i cząstkowej wiedzy, naprawiając amortyzator na własną rękę, możemy więcej popsuć niż naprawić. Zabraknie nam specjalistycznych narzędzi czy odpowiednich schematów, których nie ma w internecie. Chcąc zaoszczędzić, będziemy musieli więcej wydać. Warto jest więc wybrać serwis, który traktuje swoją pracę poważnie i ma dostęp do odpowiednich maszyn czyszczących ultradźwiękami, kluczy dynamometrycznych, oryginalnych uszczelek oraz smarów i ich proporcji. Wykonując usługę serwisową amortyzatora, stosuje się mieszanki olejowe, biorąc pod uwagę takie czynniki jak waga rowerzysty, typ zawieszenia, styl jazdy. Każdy amortyzator posiada inny system przepływu oleju tzw. kulturę pracy. Inaczej ustawiony sag, czyli ugięcie wstępne amortyzatora, potrafi diametralnie zmienić charakterystykę jego pracy. Rower z dobrze zestrojonym zawieszeniem potrafi pozytywnie zaskoczyć. Jest szybszy na starcie i lepiej pracuje podczas hamowania. Nie chodzi tu tylko o pokręcenie regulacją tłumienia czy powrotu, ale o odpowiednią mieszankę olejową i doświadczenie w ułożeniu szimów − delikatnych i precyzyjnie wykonanych elementów znajdujących się wewnątrz amortyzatora. Szimy odpowiadają za prędkość i czułość przepływu oleju. Mają swoją kolejność przy zakładaniu − bardzo ważne jest by zajmowała się nimi osoba z dużym doświadczeniem serwisowym. Ten etap serwisowy obejmuje również tuning; jeden mały element przypominający małą, cienką podkładkę, odpowiednio umieszczony, może powodować zupełnie inną czułość pracy w porównaniu z tłumikiem seryjnym.

47


P o r a d n i K

10

rzeczy, KTóre warTo zroBić i nie żałować! „Za dwadzieścia lat będziesz bardziej rozczarowany rzeczami, których nie zrobiłeś, niż tymi, które zrobiłeś” Mark Twain.

Tym cytatem rozpoczyna się jeden z popularnych youtubowych filmów dotyczących kolarstwa górskiego. Jego tytuł to „10 rzeczy, które każdy górski kolarz powinien zrobić” (org. 10 Things Every Mountain Biker Should Have Done). Z zapałem prześledziłam dekalog. Czy jest coś, co mnie ominęło? Czym mogę być rozczarowana za dwadzieścia lat? U schyłku starego roku prześledźmy wszystkie punkty. Co warto wpisać na listę noworocznych postanowień? Tekst i zdjęcia: ania Makuszewska

1

złóż swój rower

Każdy, kto od lat pasjonuje się rowerami wie, co to znaczy składać rower. Obecnie jest to coraz mniej popularne i coraz mniej opłacalne. Jednak sam fakt wybierania sobie każdej części, składania całości, dopasowywania kolorów, przeglądania setek, jeśli nie tysięcy komponentów i szukania inspiracji w sieci podnosi adrenalinę. Najpierw rodzi się wizja. Wiesz, że ma być właśnie taki, a nie inny. Wiesz, że to właśnie ten rower pasuje do ciebie, a ty do niego. Dobierasz ramę, koła, kierownicę i całą resztę. A potem budujesz! Najprzyjemniejszy jest moment, kiedy rower staje już na kołach. Wtedy wiesz, gdzie na nim pojedziesz i jak dobrze będzie wam razem. Własnoręczne składanie roweru wymaga wiedzy, umiejętności, czasu i często większych nakładów finansowych. Ale nie da się tego porównać z niczym innym. Nawet z kupnem Ferrari. I nawet jeśli jest to kabriolet. Przyznaję sobie tutaj pół punktu. Mój rower jest składany, choć nie własnoręcznie. Ale jeśli rękami mojego partnera, a ja mu przy tym asystowałam to przecież się liczy, prawda? Zrobiłam przy tym „doktorat” ze sterów (mój rower ma je bardzo niestandardowe) i innych części. Wiem już, co jest czym! 48


10 rzeczY, KTóre warTo zrobić i nie żałować!

2

sPróBuj jazdy nocą

Nie jeździłeś nigdy w nocy, bo myślisz że to nudne lub niebezpieczne? Koniecznie spróbuj! Jazda w nocy to coś zupełnie innego niż jazda za dnia. Tego po prostu trzeba spróbować! Podstawą takiej wyprawy jest oczywiście odpowiednie oświetlenie. Na nic tu się zdadzą nawet najlepsze lampki na baterie do jazdy miejskiej. Mrok w terenie je dosłownie pochłonie. Zaopatrz się w mocne lampki z ledami Cree, a przekonasz się, że ciemny las nie jest taki straszny. W nocy maksymalnie skupiasz się na trasie, masz wrażenie że twoje zmysły wyostrzają się jeszcze bardziej, aby wychwycić wszystkie przeszkody. Panująca dookoła cisza i puste ścieżki dają ogromy fun z jazdy! Na początek najlepiej wybrać trasy, które już znasz i udać się na nie z przyjaciółmi. Dobra zabawa gwarantowana. Często okazuje się, że nocą jeździsz po znajomych trasach o wiele szybciej niż w dzień! Jazda nocą to stały punkt moich wakacyjnych wyjazdów. Często też zwykła jazda po okolicy po pracy trwa na tyle długo, że zapada już noc. W najcieplejsze dni jest to wyjątkowo przyjemne. Można w przerwach leżeć na trawie, oglądać gwiazdy i słuchać świerszczy. Można nawet spotkać puszczyka, lisa i borsuka. A kolejnego dnia wieczorem zwyczajnie... zrobić znów to samo!

3

sPróBuj jazdy Po śniegu

Zima tuż tuż, ten punkt można szybko zaliczyć! Piękny zimowy słoneczny dzień i las przysypany puchem. Aż korci, żeby w niego wjechać z całym impetem i zobaczyć, jak mieni się w powietrzu! Jeśli się odpowiednio ubierzesz jazda będzie bardzo komfortowa. Najbardziej wrażliwe części ciała to stopy, ale mamy obecnie duży wybór zimowych butów rowerowych. Z powodzeniem możesz je też zastąpić trekkingowymi, jeśli jeździsz na platformach. Zimą lepiej postawić na krótsze niż latem trasy, a do plecaka dorzucić termos z gorącą herbatą. Tu też łapię kolejny punkt! Zeszłej zimy jeździłam nawet przy -13 stopniach! Moje stopy obute w letnie buty nie były szczęśliwe, ale jest co wspominać. Próbowałam też zimowej jazdy na fat bike'u i okazała się świetną zabawą! Coraz popularniejszy „grubasek” spisuje się na śniegu idealnie.

4

Spróbuj jazDy w innym kraju

Każdy dłuższy wyjazd z rowerem to przygoda. Jeśli jednak masz okazję zabrać go do innego kraju, albo nawet na inny kontynent, to przygoda jest podwójna, a nawet potrójna! Najpierw logistyka: pierwsza myśl o wyjeździe, planowanie całej trasy, szukanie odpowiedniego przejazdu, czy połączenia lotniczego. W końcu pakowanie i strach o swój rower na lotnisku. I na koniec to, co najlepsze, czyli jazda po nowych trasach, odkrywanie odmiennych kultur i poznawanie innych ludzi. I w końcu stwierdzenie, że na całym świecie żyją tacy rowerowi zapaleńcy jak ty! I nawet nie znając języka spokojnie się z nimi dogadasz! Język rowerowy jest w końcu uniwersalny. Nie byłam z moim rowerem na innym kontynencie, ale miałam okazję jeździć w Alpach i Chorwacji. Wszystkie te wyjazdy były naprawdę wyjątkowe. A najlepsze jest w nich to, że można jeździć codziennie w niesamowitych górach i ciągle ma się ochotę na więcej.

49


P o r a d n i K

5

PrześPij się oBoK swojego roweru

Ten punkt mógłby z góry odhaczyć każdy, kto trzyma swój rower obok łózka, a pewnie jest takich wielu. Chodzi tu jednak o typowy biwak rowerowy, kiedy zasypiamy w śpiworze obok roweru, budzi nas świt i od razu możemy zrobić to, co lubimy najbardziej: wsiąść na rower i jechać przed siebie! Oczywiście tak idealistyczne obrazki nie uwzględniają całego zaplecza takiego przedsięwzięcia, czyli np. taszczenia jedzenia, wody, śpiworów, karimat i wszystkiego, co nam jest potrzebne. Choć patrząc na to z drugiej strony, znam takich, którym wystarczy nocleg pod mapą.. Dopiero w tym roku zaliczyłam pierwszy biwak pod gołym niebem, bez namiotu. Z grupą przyjaciół, przy ognisku z widokiem na spadające gwiazdy. Zdecydowanie był to jeden z najlepszych rowerowych pomysłów ubiegłego lata.

6

ekSploruj nowe Szlaki

Bądź odkrywcą! Oprócz standardowych szlaków istnieje wiele dzikich. Ścieżki wydeptane przez miejscową ludność, czy ścieżki zwierząt to idealne miejsce na twoją trasę! Nie bój się zostać odkrywcą, możesz poznać wiele nowych miejsc. Pewnego lata mój partner wymyślił, że w ciągu tygodnia po pracy poszukamy nowych szlaków w pobliżu miasta, w którym mieszkamy. Braliśmy mapę i przeczesywaliśmy okolice, jeżdżąc wąskimi, często zapomnianymi ścieżkami. Odkryliśmy świetne miejsca, fantastyczne zjazdy i jedno wyjątkowe, zarośnięte rzęsą oczko wodne. Tam na pewno żyją aligatory! A przynajmniej tak to wyglądało.

7

przekrocz górSkie paSmo

Tak brzmi tłumaczenie tego przykazania. Chodzi tu o własnoręczne, a raczej „własnonożne” wniesienie roweru na szczyt/pasmo. Choć „szkół” idealnego noszenia roweru na plecach jest wiele, to trzeba przyznać, że jest to bardzo wygodny sposób przemieszczania się w trudnym terenie. Rower najczęściej opierający się na plecaku jest tylko dodatkowym ciężarem na plecach. Można tak iść naprawdę długo i zdobyć wiele wysokich gór. A potem z nich zjechać!

50


10 rzeczY, KTóre warTo zrobić i nie żałować!

8

wysTarTuj w zawodach!

Zawody to przede wszystkim rywalizacja. I o to właśnie chodzi. O czucie oddechu rywala na plecach, wyciśnięcie siódmych potów i radość na mecie, bez względu na miejsce, które się zajęło. Radość z samego wystartowania i dojechania cało do końca. Tylko tutaj poczujesz zapach testosteronu unoszący się w powietrzu, skupienie i koncentrację przed startem, wzloty, ale i upadki. Zawsze możesz jednak liczyć na wsparcie, nawet obcych ludzi i świetne towarzystwo. Poczujesz, że wszyscy ludzie wokół ciebie kochają dokładnie to samo co ty – jazdę na rowerze. To niesamowicie dodaje skrzydeł! Jednym z najczęściej wymienianych wyścigów – marzeń jest Mega Avalange. Zjechanie z trzytysięcznika, na którym zalega śnieg, w towarzystwie ok. 2700 osób z całego świata? Tak, to jest wystarczająco szalone, żeby to zrobić w życiu i wspominać za 20 lat. To jest ten mój punkt do nadrobienia. Ale może zacznę od czegoś łatwiejszego.

9

odwiedź BiKe ParK

Bike parki uczą techniki jazdy i są przy okazji świetną rozrywką. W takim miejscu zaczynasz się zastanawiać, czy aby nie kupić zjazdówki (no, chyba że właśnie na niej jedziesz, bo już ją masz!). Bike park to po prostu plac zabaw dla wszystkich jeżdżących na rowerach. Możesz tu wybierać poziom trudności, pokonywać coraz to nowe przeszkody i wciąż i wciąż wracać na górę bez wysiłku z pomocą wyciągu. Łatwiejsze przeszkody możesz doszlifować do perfekcji, a trudne opanować, podpatrując najpierw lepszych riderów. Możesz też poznać wiele nowych osób i usłyszeć cenne porady. W bike parku nauczysz się o wiele więcej niż podczas samotnej jazdy w terenie.

10

zjedź do morza

Tak dosłownie brzmi ostatni punkt rowerowego dekalogu. W Polsce jest to trudne, jeśli założymy że chodzi o zjazd do morza z gór. Idealne są do tego Bałkany (Chorwacja, Czarnogóra, Grecja), ale trasy górskie są tam najczęściej bardzo trudne. Podobny cud natury spotkamy też na północy, np. w Norwegii, ale też we Włoszech, na Korsyce, czy na Teneryfie – to jedna z lepszych miejscówek na rower, szczególnie kiedy u nas jest zima. Zestawienie morza i gór jest niesamowite i robi na mnie ogromne wrażenie. Miałam okazję zaliczyć takie zjazdy w Chorwacji, mozolne wspinanie się na górę, nieraz z rowerem na plecach, zostawało wynagradzane widokiem. Bezkresny błękit morza zachęcał do zjazdu. Trud włożony w podchodzenie i zjazd skalistymi ścieżkami zostawał wynagradzany popołudniowym nurkowaniem w ciepłym morzu. Bajka! Ja zdobyłam 8,5 na 10 możliwych punktów. Nie jest źle, ale trochę jeszcze przede mną. Przed nami nowy rok i nowe rowerowe postanowienia. Wpiszesz jakieś z tego dekalogu na swoją listę? A może masz je już zaliczone i czas na kolejne? 51


w

P e l e T o n i e

SEZON NA SZ YBKIE

SoboT y i nieDziele

52


weeKend z acTiveJeT TeaM

Kolarstwo jest piękne i przyjemne – mawiają zawodowi kolarze. A po chwili szybko dodają z uśmiechem: oczywiście, kiedy ogląda się je w telewizji. Wydawać by się mogło, że przesadzają. Polskie wyścigi etapowe to przecież trzy czy cztery godziny ścigania dziennie. W rzeczywistości jednak dzień wyścigowy trwa od wczesnego ranka do wieczora, a kiedy przychodzi czas na odpoczynek kolarzy, reszta ekipy wciąż pracuje, by przygotować się do kolejnego dnia.

Tekst: wojciech Mincewicz zdjęcia: szymon Gruchalski activejet team

W

eekend w zespole kolarskim zaczyna się w piątek rano, bo właśnie wtedy zawodnicy zjeżdżają do miejsc zbiórek, by całym teamem jechać na wyścig. Nie inaczej było w ostatni weekend sierpnia, gdy i ja wsiadłem do teamowego autobusu. Po drodze na start dosiadają się „Dąbek” (Konrad Dąbkowski), „Sutek” (Michał Podlaski) i „Franek” (Paweł Franczak). Podczas kilkugodzinnej drogi słychać rozmowy na wiele tematów – nowe auta, ach, jakie nowoczesne są te ActiveJety – ale zaraz... jedziemy z rajdowcami, czy kolarzami? Im bliżej hotelu, tym jednak więcej tematów kolarskich. – Gradziu, to co, jutro ciągniemy od startu we dwóch i pracujemy na zwycięstwo Dąbka, po swojej zmianie ty siadasz na koło i wyprowadzasz w końcówce – krzyczy Franek. – Panowie, jedzie nas sześciu, inne ekipy jadą w ośmiu, musimy ostrożnie gospodarować siłami – dodaje Sutek. – Dąbek, chodź tutaj, trzeba obgadać taktykę na weekend. Po chwili przerwy pada pytanie: – Panowie, a co w niedzielę, runda krótsza, serio, oj to będzie dynamicznie i gaz od mety, góra, dół – przestrzega Gradek. Przed dojazdem do hotelu, wizyta w zajeździe, obiad, ładowanie węglami, można sobie pozwolić na odrobinę więcej. Nareszcie, po kilku godzinach drogi ukazuje się naszym oczom hotel, podróż komfortowa, w wygodnym autobusie, ale chłopaków ewidentnie roznosi energia, dlatego chwila odpoczynku i na rowerek, rozprostować rundę. Nastroje dopisują. Drużyna w komplecie, bo na miejscu czeka już pozostała część obsługi technicznej, a także „Micek” (Tomasz Mickiewicz) i „Bodek” (Łukasz Bodnar). Po godzince przechadzki powrót do hotelu, gdzie zbierają się pierwsi miejscowi kibice, 53


w

P e l e T o n i e

którzy zaciekawieni są rowerami, sprzętem. W czasie, gdy zawodnicy kręcą, obsługa udaje się po zakupy, w końcu kolarze w czasie wyścigu muszą mieć wszystko, czego zapragną, a ActiveJet to najwyższy światowy poziom. Kolacja, atmosfera bardzo luźna, niektórzy dawno nie mieli okazji się spotkać, więc wieczór to znakomita okazja do tego, aby wymienić się informacjami, co w domu, jak dzieci, remonty. Widać ducha drużyny, każdy odnosi się do siebie z szacunkiem. Nadchodzi wieczór, trwają masaże, mechanicy szykują już maszyny na start, wszystko musi być dopięte na ostatni guzik, w końcu o zwycięstwie mogą zadecydować szczegóły, takie prawo krajowych wyścigów. Dzień wyścigowy zawodnicy zaczynają od śniadania, godzina 8:30 (start o 11:00), chociaż nie wszyscy trzymają 54

się harmonogramu. Obsługa techniczna dzień zaczyna dużo wcześniej, tak aby wszystko było gotowe perfekcyjnie. Pierwszy przy stole melduje się Sutek, któremu wyjątkowo dopisuje apetyt, ponieważ co rusz sięga po nowe opakowania płatków do torby pozostawionej przez masażystów. Chwilę po Podlaskim na śniadaniu pojawiają się Franek i Gradziu, minęły minuty, są pozostali – Bodek, Micek i Dąbek. Atmosfera dopisuje, luźne żarty podrzuca Piotrek Chmielewski. Po śniadaniu pakowanie, sprawdzanie, czy coś nie zostało w pokoju i w „wojennym” wdzianku na start, do którego z naszego hotelu jest… 300 metrów. Ostatnie rozmowy z dyrektorem sportowym, rozmowy o strategii, przypinanie numerów agrafkami. Czas przed startem to także dobra okazja na małą kawkę, aby się pobudzić. Kolarze udają się na linię

startu na swoich rowerach, a obsługa w samochodach. Trwa podpisywanie listy startowej, a część obsługi już udaje się do bufetu, by tam „upolować” jak najlepsze miejsce. W torebkach w bufecie żele, batoniki, bidon i słodki napój. Czasami, choć nie tym razem, w bufetówkach znajduje się bułeczka z dżemem lub ananasem, jak zdradza nam Daniel, jeden z masażystów. W tym samym czasie mechanicy rozstawiają się na linii mety – przygotowują wieszaki dla rowerów, miejsce dla autobusu. Po bufecie jedziemy na metę, gdzie zawodnicy zagoszczą cztery razy, tam już też wszystko gotowe na przyjęcie kolarzy. Po etapie szybkie pakowanie, bo transfer długi, bardzo długi. Szybki posiłek po wyścigu, „Chmielu” przygotowuje „wyżerkę”, zatem musi być smacznie... W autobusie rozmowy o etapie, dyskusja o błędach popełnio-


weeKend z acTiveJeT TeaM

nych w trakcie jazdy, kilka niepublikowalnych słów o rywalach.

nich wspólnych weekendów w tym sezonie.

Szybkie pakowanie, Dąbek i Sutek jadą razem z Chmielem po prywatne auta, które stoją w domu Michała. Reszta udaje się w długą podróż do Warszawy, transfer długi, a więc po drodze trzeba zajechać, posilić się. Cyryl wyszukuje przyzwoite lokum, gdzie można dobrze zjeść. W menu królują makarony – źródło węglowodanów, ale zdarzają się też ryby. Dojazd do hotelu, zapada zmrok, wyścig z „Cyckami” o pierwszeństwo w recepcji wygrany, Piotrek Karamuz się spisał, wyprzedziliśmy pomarańczowych. Wieczór to tradycyjnie czas na relaks, znów kolacja w przyjacielskiej atmosferze, masaże, nie trzeba się spieszyć, ponieważ w niedzielę start późno, zatem rano ze wszystkim się zdąży, tym bardziej że to jeden z ostat-

Siódmy dzień tygodnia wita nas piękną słoneczną pogodą, która sprzyja pracom okołokolarskim. Zaraz po śniadaniu do pracy zabiera się Hubert (mechanik drużyny), który wykonuje codzienny rytuał związany z „pielęgnacją” Treków. W tym czasie także Piotrek i Daniel pucują autka, aby na mecie dobrze się prezentowały, przygotowują bidony. Zawodnicy schodzą na śniadanie, potem godzinna przejażdżka po malowniczej okolicy, tak aby rozprostować nogi. Obsługa swoje pokoje zdaje do 12:00, kolarze mają czas do 14:00, zatem jest jeszcze czas, aby pobyczyć się w łóżkach, pokibicować Majce Włoszczowskiej, która walczy w pucharze świata i o dziwo jest z nich relacja live. Na parkingu

przed hotelem też jest wesoło, w końcu peleton kolarski to jedna rodzina. Dominy dobijają się do autobusu z zapytaniem o obiad, mistrz kuchni Chmielu nie odmawia i zaprasza na poczęstunek przed startem. Makaronu dla wszystkich wystarczy – uspokaja. Po małej kawce nareszcie nadchodzą chłopaki, pakowanie bagaży i ruszamy, podróż niedługa, szybko zleciała, meldujemy się w centrum Warszawy. Po drobnych problemach z dojazdem na start/metę jesteśmy 2 h do startu… Na razie kręcą amatorzy, ale ActiveJety i tak zainteresowane, zerkają, jak poczynają sobie przyszli rywale. Pod naszym autobusem coraz większy tłum, kibice czekają na autografy, gadżety. – Gdzie moje pocztówki? – krzyczy Kamil. Pamiątki idą jak 55


w

P e l e T o n i e

świeże bułeczki, coraz bliżej startu, wspomniani wcześniej goście przychodzą na poczęstunek, coraz bliżej start. – Gradziu, ile chcesz atmosfer? – pyta Hubert. – A daj siedem, trochę zejdzie na tych kostkach. Wyjazd na rundę, rozgrzewka i jeszcze powrót do autobusu, aby dogadać ostateczną taktykę. Krótka odprawa i ruszamy na start, gdzie zjawiły się prawdziwe tłumy. Cieszy, że kolarstwo staje się coraz bardziej popularne. My zajmujemy miejsce w boksie technicznym, bo na kryterium to najlepsza miejscówka. Chłopaki walczą o jak najlepsze miejsce, aby za dużo nie stracić. – Jest dobrze – nieśmiało mówi Cyryl. Ruszyli, 15 rund, walka trwa, kolejni kolarze „strzelają”, ale 56

nasi jadą w czołówce, dzielnie walczą. Emocje stale rosną, Hubert odrobinę się nudzi, bo Treki spisują się bez zarzutów. Na trybunach widać coraz większą liczbę znanych ludzi z branży, m.in. Tomasz Jaroński, który przynosi smutną wiadomość o wypadku na trasie Vuelty Przemysława Niemca (etap oglądaliśmy na telewizorach w autobusie). Po chwili wracamy jednak do emocji wyścigowych, a te stale rosną, bo Kamil Gradek wysuwa się na prowadzenie i jest zwycięstwo, piątka zbita. Humory dopisują! Po wyścigu powrót do autokaru, szybka kąpiel, przygotowania do dekoracji. Obsługa pakuje rowery i dba, by sprawnie zebrać się do wyjazdu. Trwa ostatnie dogadywanie, kto

z kim i jak wraca, przed niektórymi jeszcze jakieś 500 kilometrów drogi powrotnej do domu, a wyścig kończy się w granicach 20:00. Nikt jednak nie narzeka, po udanym weekendzie nie ma w końcu do tego powodów. W ten sposób zakończył się nasz wspólny weekend z ActiveJet Team. Mamy zespół zorganizowany na światowym poziomie, gdzie wszystko działa perfekcyjnie, panuje super atmosfera, a cała ekipa ma wielki potencjał do wykorzystania już niebawem. Dziękujemy zawodnikom i obsłudze za gościnę, miłe przyjęcie i do zobaczenia niebawem! od red.: W sezonie 2016 grupa jest zarejestrowana w drugiej dywizji i nosi nazwę Verva ActiveJet Pro Cycling Team


zdjęcie: agnieszka Małgorzata Torba

dzienniK zawodniKa

KoNR AD ToMASiAK

DROGA NA SZCZYT Pewnie każdy z was usłyszał słowa, że jeśli chcesz dojść na szczyt to nie narzekaj, że droga wiedzie pod górę. Jednak chyba nikt z nas nie jest w stanie na początku tej drogi wyobrazić sobie, jak duża będzie ta góra i ile czasu zajmie nam jej pokonanie.

W

iele rzeczy totalnie od nas nie zależy, jednak na większość czynników warunkujących sukces mamy wpływ. Sportowiec oprócz świetnego organizmu musi mieć też mocną głowę, albo inaczej – psychikę. Nie sposób zapamiętać tych wszystkich wyznaczonych celów, które sobie wyznaczyłem, a które w którymś momencie ich realizacji przerodziły się w klęskę i oznaczały powrót do stanu wyjściowego. Trzeba było zaczynać raz jeszcze, a czas płynie i rywale nie będą na nas czekać. Mówi się, że uczymy się na błędach, lecz nie każdą porażkę można traktować jako naukę, bo często powtarzamy błędy, które już kiedyś popełniliśmy. Okres jesienny jest właśnie momentem, kiedy zaczynamy planować przyszły sezon i stawiać sobie cele, które chcemy zdobyć. Dla mnie będzie to nowy start i stawiam sobie wysoko poprzeczkę. Stawką jest moje dalsze bytowanie w peletonie. Sezon 2015 nie był dla mnie łatwy, ale ciężka praca i silna motywacja pozwoliły mi pokazać się kilka razy z dobrej strony. Największy sukces? Zdecydowanie wygrany prolog wyścigu

„Dookoła Mazowsza”. Wiedziałem, że prologi to moja mocna strona, więc skupiłem się na tym starcie i wszystko zagrało tak jak powinno. Ta wygrana tylko upewniła mnie w przekonaniu, że mam szanse stawać w szranki z najlepszymi, tylko muszę się dla tego celu poświęcić. Po sezonie miałem chwilę przerwy, którą wykorzystałem na odwiedziny w Szwecji u mojego przyjaciela z drużyny sprzed dwóch lat, kiedy to mieszkaliśmy razem we Francji. Po powrocie wróciłem już powoli do treningów. Zaczął się czas na budowanie bazy pod przyszły sezon. Do treningów na rowerze dorzucam basen i siłownię, aby wzmocnić swoje mięśnie. Wspominałem już w tym dzienniku, że dla kolarza oprócz siły mięśni nóg, ważna jest także siła jego psychiki. Myślę, że wielu z was wie o czym mówię. Aby dojść na ten wymarzony szczyt trzeba się poświęcić. Dla mnie szczególnie ciężkim okresem był czas, kiedy zacząłem studia. Wtedy zderzenie świata sportu i studiów było dla mnie ciężkim doświadczeniem. Trzeba było się zintegrować z nowymi znajomymi i czasem ciężko było się zmobilizować

do treningu. Miałem dość poważny spadek motywacji i nie byłem pewny, czy chcę kontynuować drogę sportowca. Jednak miłość do tego sportu wygrała i wróciłem na dobre tory. Dla wielu sportowców najcięższą sprawą jest pogodzenie życia prywatnego ze sportowym. Tak, aby być na 100% przygotowanym do sezonu, ale jednocześnie nie odgradzając się od całego świata i wszystkich znajomych. To był właśnie jeden z czynników, dla których skorzystałem z sesji coachingu z coachem sportowym Beatą Justkowiak. Coraz częściej sportowcy korzystają z takich sesji, aby wspomóc swój proces treningowy. Dzięki temu udało mi się lepiej dopasować swoje życie pozasportowe z tym sportowym. Udało mi się także dzięki takim spotkaniom wdrożyć wiele innych rzeczy, które powoli przyczyniają się do zdobycia szczytu. Naprawdę mogę gorąco polecić takie sesje, dla osób które potrzebują znaleźć właściwy kierunek. Z mojej strony mogę oczywiście polecić Beatę, bo wiem że sama ma doświadczenie jako sportowiec i idealnie rozumie drugą stronę, a efekty pracy z nią są niesamowite. 57


RoweRowy PoP Tekst: Aleksander Zemke Zdjęcia: Loca Bikes

LOCA Bikes tO pOLski prOduCent nietypOwyCh rOwerów miejskiCh, który zaczął działalność w 2015 roku i szybko wzbudził spore zainteresowanie klientów, sprzedając wszystkie dostępne rowery w zALedwie Cztery tygOdnie Od premiery. wszystkie rowery są wykonywane i malowane ręcznie przez zespół w polsce. dzięki temu każdy z egzemplarzy jest unikalny. ramy i widelce pokrywane są aż trzema warstwami farby, co nadaje kolorowi głębi i gwarantuje wysoką wytrzymałość powłoki. rowery są tworzone przy wykorzystaniu solidnych części, takich jak piasty novatec na łożyskach maszynowych, stery tange czy szprychy sapim. panowie z loca są na tyle pewni jakości swoich rowerów, że na wykorzystane w nich ramy i widelce dają 10 lat gwarancji, a na pozostałe części rok. Firma została założona przez aleksandra zemke i rafała rybaka, którzy poznali się przy tworzeniu gier komputerowych. po wielu latach pracy w branży gier i kreowaniu wirtualnej rzeczywistości stwierdzili, że najwyższy czas wykorzystać zdobyte umiejętności i wiedzę aby tworzyć produkty, które zamiast przyciągać ludzi przed komputer będą zachęcać ich do aktywności i wychodzenia z domu. kierując się tym nadrzędnym celem, olek i rafał przekuwają swoją pasję do rowerów oraz odjechane pomysły i doświadczenie nabyte w wirtualnej rzeczywistości - w unikalne rowerowe projekty takie jak ilustrowany the all seeing eye, inspirowany pop artem pop art Fury czy eyes & bones, na którego ramie namalowano odcięte palce, gałki oczne i połamane kości. rowery powstają zarówno na indywidualne zamówienie klienta według jego pomysłu, jak i według pomysłów rafała i olka. loca produkuje lekkie rowery miejskie przeznaczone do szybkiej i efektywnej jazdy. są zbudowane z lekkich komponentów takich jak potrójnie cieniowane ramy. w efekcie rowery miejskie z m.in. bagażnikiem, błotnikami ważą zaledwie 11-12kg, a single speedy/ ostre koła jedynie 8-9kg. dostępne są praktyczne rowery miejskie z piastą wielobiegową shimano nexus 8 oraz rowery typu ostre koło i single speed dla osób ceniących przede wszystkim szybkość, prostotę i czysty design. projektanci zaznaczają, że pełne zadowolenie klientów to być albo nie być dla młodej firmy i dlatego są oni w pełni skupieni na tworzeniu ro-

58


ARt

loca bikes

werów najwyższej jakości i obiecują wychodzić na przeciw każdemu oczekiwaniu klienta. Ceny rowerów LOCA Bikes to 2499zł za ostre koło/ single'a i 3499zł za rower miejski. Jeśli szukacie solidnego i unikalnego roweru i chcecie wesprzeć ciekawy polski start-up rowerowy to jest zdecydowanie pozycja godną waszej uwagi. Strona producenta: www.locabikes.pl

59


R E l A c J A

BIKE MARATON MTB

ŚWIERADÓW ZDRÓJ NA FINAŁ Tekst: Łukasz Kubacki Zdjęcia: Bike Maraton, Fotomaraton.pl

Sezon rowerowy Bike Maraton 2015 doBiegł końca. zgroMadził MnóStwo uczeStników, inSpirował wyjątkowyMi traSaMi, a teraz każe na SieBie czekać do naStępnego roku. Swoje reflekSje dotyczące finałowego Spotkania rowerowego środowiSka w świeradowie-zdroju przedStawia łukaSz kuBacki — Marketing Manager w inteferie S.a, prywatnie kochający Mąż, tata Bliźniaków i prawdziwy Miłośnik dwóch kółek. W swoim życiu przejechałem rowerem wiele maratonów i kilometrów, ale od trzech lat, gdy zostałem tatą bliźniaków, mój tryb życia codziennego zmienił się o 180 stopni. Mój ulubiony pojazd dwukołowy, o który dbałem każdego dnia, został zamieniony na czterokołowy, podwójny wózek dziecięcy. Codzienność widziana z mojej perspektywy wygląda mniej więcej tak: wstaję ok. 6:30, jadę z Jeleniej 60

Góry do Legnicy, pracuję, a w domu jestem z powrotem przed 18:00. Żona, zabawy z dziećmi, obowiązki domowe, a następnego poranka dzień świstaka zaczyna się od nowa. Czy w tym wszystkim dusza i serce aktywnej osoby, pragnące czegoś więcej od życia, mogą pogodzić rodzinę i jedyną w swoim rodzaju rowerową pasję? Oczywiście, że tak — ale z zachowaniem zdrowego rozsądku i wewnętrznej refleksji, że na mecie czeka nie

tylko kubek izotonika i słynny pyszny małyszowy banan, ale żywe, najbliższe rowerzyście istoty. Co zawsze ujmuje mnie w Bike Maratonie organizowanym w Świeradowie? Ta prawdziwa dolina młodości, niezwykła rowerowa kraina, dysponuje jednymi z najciekawszych tras w Polsce — ścieżkami Single Track. Samo miasto, w porównaniu do wielu innych podobnych, jest najlepsze dla każdego — dla rowerzysty, narciarza,


ŚWIERADÓW ZDRÓJ NA FINAŁ

rodziców z dziećmi jak i osób szukających wypoczynku i dobrego spa. Miejscowość ta wszystkie swoje walory potrafi połączyć w jedną, spójną całość i niewątpliwie każdy znajdzie tu coś dla siebie. Trasa Bike Maratonu w Świeradowie-Zdroju nie jest bardzo trudna technicznie, ale duże przewyższenia wysokościowe sprawiają, że wielu uczestników wybiera Izery na zakończenie sezonu rowerowego lub jako miejsce pierwszego w sezonie maratonu mtb rozgrywanego w górach. Wewnętrzne odczucia rowerzysty na świeradowskim starcie to głównie te związane z osobistą motywacją i chęcią dobrej zabawy. O czym myślałem ostatnio w Świeradowie? Że w ubiegłym roku, jak i latach poprzednich, starty Bike Maratonu organizowane były w samym centrum uzdrowiska, a w tym roku pod kolejką gondolową SKI&Sun, więc możliwe, że tym razem będzie łatwiej. I tu zaczyna się pierwszy schodek — łatwo jest tylko wtedy, gdy jedziemy w swoim tempie, a ja przecież chcę poprawić swój ubiegłoroczny wynik, który na dystansie 50 km wyniósł 3 godziny, 5 minut i 24 sekundy. Pierwszy podjazd ma ok. 2,5 km, a ja już po kilkuset metrach jak osioł ze Shreka zastanawiam się, czy jeszcze daleko. Jadę dalej, widzę wagonik, kolejkę gondolową i wiem, że zaraz będzie zjazd, czyli moment na złapanie oddechu. Po chwili, która trwa tak długo, jak bezchmurna pogoda nad polskim morzem, zaczyna się najcięższy podjazd do Polany Izerskiej, a ja cały czas walczę i zastanawiam się, czy nie zrezygnować, bo moje siły chyba złapały „kapcia” i czekają na mnie przy gondoli. Początek jest trudny. Potem robi się coraz lżej, więc stwierdzam, że „wrzucę na blat” i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Do Polany Izerskiej dojeżdżam „na blacie”, po drodze mijając kolegę z dawnych lat — i tu nachodzą mnie kolejne przemyślenia. Kiedyś, w duecie, jeździło nam się znacznie lżej, ale po sezonie zimowym chyba zapomnieliśmy zmienić opony na letnie, bo jego waga oraz moja już nie ta, co kiedyś… Bufet omijam, nie tracąc cennych sekund, bo przecież jadę po wynik. Przejeżdżam pierwszy dłuższy zjazd

i jestem zły na siebie, że niestety przy porannej zabawie z dziećmi, na którą musiałem znaleźć czas w domu, zapomniałem zabrać ze sobą rękawki i teraz przy wietrze nie mogę zapiąć lekkiej bluzy i tracę te cenne sekundy na rozmyślania, że nie lubię, kiedy rozpięta odzież lata mi na lewo i prawo. 3,5 km zjazdu i razem z wcześniej spotkanym kolegą pokazujemy młodszym maratończykom, że doświadczenie robi swoje — choć pod górę jest nam ciężko, to jednak zjeżdżać dalej potrafimy. Najbliższy rozjazd tras budzi kolejne dylematy: co robić dalej? Jechać odcinkiem mini, mega czy rezygnować? Ostatecznie ja jadę w lewo na mega, kolega w prawo na mini, co sprawia, że muszę znaleźć innego kompana do jazdy. Kilka dynamicznych podjazdów, a już od najwyżej położonej w Polsce kopalni kwarcu „Stanisław” zaczyna się szybki zjazd, który w tamtym roku wyrzucił z toru kilku zawodników. Pokonując kolejne metry i przypatrując się kolejnym rowerowym maratończykom, którzy za wszelką ceną próbują szybko zjeżdżać, zastanawiam się, kiedy któryś z nich wypadnie z trasy, bo widzę, że zarówno ich technika zjeżdżania, jak i sam tor powodują, że jadą bardzo niebezpiecznie. Dobrze wiem, że to są zawody, ale w głębi duszy pamiętam, że na mecie jest coś więcej niż kawałek banana i kubek izotonika oraz aby zjeżdżać szybko, trzeba nabrać naprawdę dużego doświadczenia. Wracając myślami na trasę, mijam kolejnego zawodnika i widzę, że moje przypuszczenia się sprawdzają. Kątem oka obserwuję, jak toś powoli próbuje podnieść się z rowu. Nie mogę ocenić, czy coś mu się stało, bo na plecach czuję już oddech innych kolegów. Jedyny raz w życiu zatrzymałem się na trasie, po czym okazało się, że ktoś wylądował prawie na moich plecach, a ja, uderzając mocno w ziemię, omal nie skończyłem maratonu, ale za to poznałem dobrze krakowski szpital oraz lokalnego chirurga plastycznego. Teraz już pamiętam, by zatrzymywać się jedynie w miejscach bezpiecznych, bo za nami zawsze ktoś może jechać niczym rozpędzone Pendolino, którego już tak łatwo się nie zahamuje. Na 22. kilometrze czeka na mnie

kolejny bufet — łapię trochę izotonika i jadę dalej. Wjeżdżam na Wysoki Kamień i już wiem, że chyba na niego nie wjadę, bo nogi odmawiają posłuszeństwa w połowie drogi. Końcówkę podjazdu pokonuję jak rodacy zimą w górach na letnich oponach — „od lewej do prawej” — i niestety wprowadzam rower. Za to ze szczytu jest to, co lubię najbardziej— zjazd, i to tym z ulubionych odcinków z Wysokiego Kamienia w kierunku Rezerwatu Krokusów w Górzyńcu. Długie i techniczne zjazdy — tu czuję się jak ryba w wodzie. Od ok. 30 kilometra zaczynają się piechowickie trasy, które znam dobrze i wiem, że jeśli tylko nogi i myśli pozwolą, przejadę je dobrym tempem „na blacie”. Wszystko idzie zgodnie z planem i chwilę później jestem już na Rozdrożu Izerskim, pozdrawiam kumpli z dawnego Klubu Lechia Piechowice i jadę dalej. W oddali widać kopalnię Stanisław; teraz tylko kilka krótkich podjazdów i znów szybki zjazd do Świeradowa. Przypominam sobie, że w zeszłym roku na jednym z tutejszych mostów było „dosyć ślisko” i tym razem zachowawczo zwalniam, ale summa summarum cały zjazd pokonuję szybko i dokładnie po obranym torze. Przy ośrodku „Czeszka i Słowaczka” mijam kolejnych zawodników z myślą, że zaraz będzie zjazd, a tu „zonk” — mała zmiana planów w stosunku do trasy z zeszłego roku i znów jadę pod górkę. Dzięki napotkanemu koledze jakoś udaje mi się utrzymać dobre tempo, a w oddali moim oczom ukazuje się upragniona kolejka gondolowa. Na koniec odstawiam ostatni widowiskowy i szybki zjazd nartostradą ku uciesze kibiców, potem skręt w lewo na asfalt i upragniona meta. W stosunku do poprzedniego roku poprawiam swój wynik o 30 minut, schodząc do czasu 02:35:07. Analizuję swoją pracę, codzienne obowiązki i czas prawdziwego treningu kolarskiego, który trwał przez ostatnie 1,5 miesiąca i jestem zadowolony. Wiem też jedno — motywacja, radość z jazdy i odpoczynek od codzienności jest najważniejszy. Każdy z nas nosi w sobie wiele powodów, dla których chcemy być bardziej zdrowi i uśmiechnięci, ale pamiętajmy, że wszystko robimy nie tylko dla siebie, ale także dla innych. Swoich najbliższych. 61


p o d s u m o w a n i e

Bike Maraton

y z s j ie n r a l u najpop

5 1 0 2 B t M w ó n o t cykl Mara Tekst: Anna Olszańska/Velonews.pl Zdjęcia: materiały Bikemaraton

Bike Maraton w piętnastyM roku istnienia jest największyM w polsce cykleM Maratonów górskich. trasy o zróżnicowanyM pozioMie trudności, trzy dystanse do wyBoru, nazwiska najlepszych polskich Maratończyków, kilkunastoletnia historia, ciągły rozwój – tego nie znajdziecie nigdzie indziej. przedstawiaMy podsuMowanie sezonu 2015. 62


bike maraTon

LokaLizacje

Sezon Bike Maratonów MTB 2015 rozpoczął się w płaskiej Miękini, aby następnie przenieść się do nieco bardziej pofałdowanych Zdzieszowic. Stopniowo przewyższeń przybywało — był malowniczy Wałbrzych, a rekord przewyższeń padł w Wiśle, gdzie zawodnicy startujący na dystansie giga mieli do pokonania ponad trzy kilometry w pionie. W pełni sezonu nie było wcale łatwiej — osławiona edycja w Jeleniej Górze, nie dała o sobie zapomnieć zarówno zawodnikom, jak i sprzętowi. Odbyło się także wakacyjne ściganie się w Szklarskiej Porębie oraz w Bielawie, gdzie pogoda nie była dla kolarzy łaskawa. Później organizator zaprosił na trasy do Myślenic, aby następnie podkręcić nieco tempo w Polanicy Zdrój. Zakończenie sezonu to Świeradów Zdrój — dziesiąta edycja w tym roku, zwieńczona uroczystą dekoracją oraz after party w hotelu Interferie, gdzie zawod-

nicy mieli okazję podzielić się wrażeniami z mijającego sezonu.

Trasy

Nie zawsze wyznaczano na zawody te zaplanowane wcześniej przez organizatora. Wiele zależy od lokalnych samorządów czy nadleśnictwa. To one mają decydujący głos co do lokalizacji miasteczka zawodów czy poprowadzenia wyścigu po zjazdach powodujących gęsią skórkę u niejednego wprawionego zawodnika. Kilka razy nie obyło się bez drobnych zmian tras na dzień przed startem. W wywiadzie z organizatorami Velonews. pl w imieniu swoich czytelników zapytało, skąd te zmiany. Najczęstszą przyczyną są prace leśne rozpoczęte bez wcześniejszego poinformowania osób odpowiedzialnych za wyznaczanie trasy lub nagłe zjawiska pogodowe, takie jak wichury zrywające gałęzie czy ulewy tworzące potoki na ścieżkach.

63


p o d s u M o W a n i E

1219

897

754

drużyny

715

668

Liczba ilość uczestnikówstartujacych w poszczególnych cyklach maratonów w 2015 r. Dane: Grabek Promotion

64

cyklokarpaty

Równie zacięta atmosfera panowała w rywalizacji drużyn. Co ciekawe drużyn z roku na rok przybywa, w tym sezonie sklasyfikowanych

poland Bike

Mazovia MtB

Skandia Maraton

Bike Maraton

W tabelkach klasyfikacji generalnej co edycję tasowały się nazwiska, aby ostatecznie wyłonić najlepszych. Panie toczyły między sobą zaciętą walkę na dystansie Giga, w której sukces odniosła Ania Świrkowicz, zostawiając za sobą Katarzynę Galewicz i Michalinę Ziółkowską, tworząc tym samym najlepszą trójkę zawodniczek Elity w Polsce. Wśród mężczyzn zacięta walka toczyła się o pojedyncze punkty. Egzamin z wyścigowej matematyki najlepiej zdał Bartek Janowski, zdobywając wyższe stopnie niż Michał Ficek i Darek Poroś.

W tym roku na starcie Bike Maratonów można było zobaczyć Maję Włoszczowską, Anię Szafraniec, reprezentację „Czerwonego Pociągu”, czyli JBG2 Professional Team, silne ekipy Rometu i Volkswagena, liczny Votum Team i wielu innych, którzy bez problemu wpędzają w kompleksy sportowymi wynikami turystów rowerowych.

kaczmarek Electric MtB

WspółzaWodnictWo

464

było 178 drużyn w tym 18 drużyn młodzieżowych. Prym w najbardziej prestiżowych kategoriach wiedli zawodnicy Volkswagen Samochody Użytkowe (zwycięstwo w Open i Sportowej). W klasyfikacji Muszkieterów, czyli takiej w której punktuje każdy zawodnik drużyny, najlepszy okazał się Sport-Profit Team Wrocław, który zgarnął również tytuł najlepszej drużyny młodzieżowej.

EtapóWka

Cztery dni ścigania. Okazało się, że kolejna edycja Bike Adventure to doskonały pomysł. Ograniczona liczba startujących spowodowała, że organizacja była na bardzo wysokim poziomie, a na trasach dało się poszaleć. Osobiście polecam każdemu kolarzowi (także amatorowi) wzięcie udziału w tego typu wyścigu — jest to zapadająca na długo w pamięć przygoda i niesamowita szkoła radzenia sobie ze słabościami, która kończy się ogromną satysfakcją. Jak co roku, dałoby się wskazać kilka wartych poprawienia organizacyjnych błędów, jednak kto nie próbuje — ten stoi w miejscu.

przyszłość

W sezonie 2016 na zawodników czeka wiele niespodzianek. Mistrzostwa Polski w maratonie MTB wrócą w góry — dokładnie do Jeleniej Góry, gdzie po raz pierwszy odbędzie wpisany do kalendarza UCI maraton organizowany w Polsce. Spodziewać się więc można wielu zagranicznych kolarzy na linii startu. Odbędzie się również Bike Week, czyli tygodniowa impreza, na której wszyscy fani dwóch kółek — szosowcy, endurowcy, maratończycy i fani etapówek — znajdą coś dla siebie.


bike maratoN

Rezerwujcie zatem pierwszy tydzień lipca i bilet do Szklarskiej Poręby z miejscówką na kilka rowerów.

Nagroda

809

1017

Świeradów-Zdrój

Polanica-Zdrój

1048

Myslenice

1154

Bielawa

Szklarska Poręba

Jelenia Góra

Wisła

Wałbrzych

Zdzieszowice

Miękinia

Za nieprzerwaną pracę, wielozadaniowość — od maratonów MTB, przez szosowe klasyki, wyścig etapowy, aż po biegi górskie oraz zbudowanie swego rodzaju już legendarnej marki — firma Grabek Promotion otrzymała nagrodę Grand Prix Redakcji Velonews.pl podczas tegorocznych Targów Kielce Bike-Expo.

1282

59 939 11 1332 1555 1896 Liczba uczestnikówstartujacych w poszczególnych edycjach maratonów w 2015 r. Dane: Grabek Promotion

65


t r e n i n g

PERIODYZACJA I ETAPIZACJA ic h a ł P

o

M

Pe k

Po P

TRENINGU

o

ws

ki

TRENING sPORTOWY NIE JEsT WYłąCZNIE WYsIłKIEM fIZYCZNYM, AlE MUsI WIąZAć sIę Z REGENERACJą ORGANIZMU, ODNOWą bIOlOGICZNą I WłAśCIWYM żYWIENIEM. WYMAGA PRZEDE WsZYsTKIM DOGłębNEJ WIEDZY Z ZAKREsU fIZJOlOGII WYsIłKU I TRENINGU. Jak zauważa większość specJalistów, reakcJa organizmu człowieka na bodźce treningowe charakteryzuJe się fazowością.

1

rozwój dyspozycji wysiłkowych (po to wykonuje się konkretną jednostkę treningową)

2

faza adaptacji, w której następuje poprawa zdolności do pracy

3

wyczerpanie organizmu

Jeśli po fazie trzeciej nie nastąpi odpoczynek, dochodzi do utraty zdolności wysiłkowych i może nastąpić stan przetrenowania. Jeśli natomiast zostanie zastosowana regeneracja, to po pewnym czasie organizm ponownie będzie gotowy do dalszego rozwoju. Dlatego przygotowanie treningowe wymaga zmienności pracy treningowej w układzie całego roku, sezonu, tygodni oraz dni i jednostek treningowych.

stąd wynika podział na okresy treningowe, mezo- i mikrocykle.

Tradycyjny podział okresów treningowych obejmował trzy etapy: przygotowawczy, startowy i przejściowy. Różnice między poszczególnymi okresami polegają na zmianie proporcji pomiędzy objętością i intensywnością pracy treningowej. Pisali o tym m.in. D. Kielak (2004) i M. Rakowski (2006). W myśl tej koncepcji: ● w okresie przygotowania ogólnego zdecydowanie wzrasta praca objętościowa z niską i umiarkowaną intensywnością, uzyskując pod koniec tej fazy rocznego cyklu swoje apogeum, łagodnie wzrasta również intensywność treningów; ● w okresie przygotowania specjalnego objętość treningów obniża się do poziomu wyjściowego, a rośnie intensywność; w okresie przedstartowym intensywność nadal się zwiększa, osiągając najwyższy poziom, przy łagodnym wzroście objętości; ● okres startowy (główny) ― najlepsze wyniki przy utrzymaniu intensywności pracy treningowej; stopniowa redukcja wysiłków o charakterze objętościowym.

66


PerIodyZacja I etaPIZacja trenIngu

Szczególną częścią okresu poprzedzającego starty główne jest bezpośrednie przygotowanie startowe. Jest to podokres przeznaczony na maksymalizację osiągnięć sportowych i trwa od trzech do ośmiu tygodni. Bezpośrednie przygotowanie startowe dzieli się na trzy fazy (Kielak, 2004): odbudowy (akumulacji) – odnowa biologiczna w zakresie odbudowy potencjału energetycznego organizmu, odciążenie stawów oraz odpoczynek psychiczny po startach w zawodach i intensywnych treningach. Faza ta trwa zazwyczaj 7―10 dni i przeważają w niej ogólne formy wysiłkowe; intensyfikacji – ograniczenie treningów objętościowych i znaczne zwiększenie występowania treningów intensywnych, które powinny odwzorowywać obciążenia spodziewane w nadchodzącym wyścigu głównym. W tej fazie powinny dominować formy wysiłku typowe dla uprawianej konkurencji, a formy ogólne być traktowane jako aktywny wypoczynek. Treningi należy realizować w warunkach zewnętrznych podobnych do spodziewanych na zawodach głównych. Ta faza trwa około trzech tygodni; superkompensacji (transformacji) – znaczna redukcja objętości treningu przy zachowaniu wysokiej intensywności. Istnieje możliwość alternatywnego podziału okresów treningowych. Zdaniem cytowanych autorów w kolarstwie górskim właściwy wydaje się układ mikrocyklu zbudowanego z następujących jednostek treningowych: pojemność fosfagenowa – powtórzenia trwające 6-10 s (pełna, czynna przerwa wypoczynkowa), moc glikolityczna ― powtórzenia trwające 15-30 s (pełna, czynna przerwa wypoczynkowa), pojemność glikolityczna ― powtórzenia trwające 30-120 s (przerwa zadaniowa, wypoczynek sterowany zależny od modułu trenowania), moc tlenowa ― powtórzenia maksymalnych wysiłków trwające 3-5 min. podzielone wysiłkami o umiarkowanej intensywności, pojemność tlenowa ― trening wykonywany ze stałą lub prawie stałą intensywnością w maksymalnym czasie; intensywność jest tu wynikiem wyboru celu takiego treningu. Należy zauważyć, że „wszystkie mikrocykle w makro- i mezocyklach powinny być zbudowane z tych samych rodzajów wysiłków, zarówno tlenowych, jak i glikolitycznych. Różnica pomiędzy poszczególnymi mezocyklami polegać ma na zmianie treningu głównego, który wykonywany jest z pełnym obciążeniem do momentu utraty zdolności wysiłkowej (obniżenia mocy wykonywanej pracy przy najwyższej intensywności w danym czasie). Pozostałe treningi mikrocyklu powinny być wykonywane z objętością 60-70% objętości maksymalnej)”. W miarę rozwoju sportowego w kolejnych mezocyklach treningowych główny wysiłek będzie poświęcony pojemności tlenowej, mocy tlenowej, pojemności glikolitycznej i mocy glikolitycznej. Wysiłek pojemności fosfagenowej należy traktować jako trening wspomagający lub aktywny wypoczynek. Różnica pomiędzy poszczególnymi okresami treningu polega na zmianach w proporcjach. W kolejnych okresach zmienia się także liczba treningów z wykorzystaniem typowych dla kolarstwa form wysiłku. W przypadku zawodników o wysokim poziomie wydolności przejściowo można stosować dwa treningi główne w trakcie mikrocykli.

PrZy PlanowanIu układu mIkrocyklI należy brać Pod uwagę Problem restytucjI organIZmu. jak Zauważają m. nowakowska I g. sadowskI, w okresIe PowysIłkowym wyróżnIa sIę trZy faZy:

regeneracji (restytucja ― wypoczynek)

superkompensacji

powrotu do poziomu wyjściowego

67


t r e n i n g

Kolejny trening powinien być przeprowadzony w fazie superkompensacji, w której wydolność zawodnika ulega podwyższeniu w stosunku do stanu przed treningiem. Zapewnia to odbudowę zaburzeń równowagi wywołanych przez wysiłek i pozwala na wykorzystanie stanu nadwyżki potencjału wysiłkowego, co umożliwia stopniowe zwiększanie obciążeń treningowych. Do poprawy zdolności wysiłkowych prowadzą również kolejne treningi już w fazie restytucji. W tym celu należy przeplatać okresy wzmożonego wysiłku fizycznego dłuższymi okresami regeneracyjnymi. Wzrost obciążeń w kolejnych mikrocyklach powinien wynosić 5-10%. W układzie mezocyklu dwa-trzy kolejne mikrocykle powinny być nastawione na kształtowanie zdolności wysiłkowych (mikrocykle kształtujące). Po nich stosuje się mikrocykl nastawiony na regenerację (obciążenie o około połowę mniejsze, co w mikrocyklach kształtujących). W kolejnym mikrocyklu kształtującym obciążenie treningowe powinno być podobne jak w poprzedzającym mikrocykl regeneracyjny. Wybór strategii treningowej należy uzależnić od poziomu wytrenowania i wydolności, a przede wszystkim od skuteczności restytucji zawodnika. Zawodnicy początkujący powinni częściej stosować mikrocykle regeneracyjne, a zawodnicy wytrenowani i wydolni mogą więcej czasu przeznaczyć na mikrocykle kształtujące. Przy planowaniu mezocyklu należy brać pod uwagę sposób wykonywania pracy, zwłaszcza w treningach fosfagenowych i glikolitycznych. W kolejnych mikrocyklach powinna dominować praca siłowa, następnie neutralna oraz w odciążeniu, a oddziaływanie treningu powinno przesuwać się z kształtowania masy mięśniowej w pierwszym do kształtowania szybkości w trzecim mikrocyklu. Trening z przeciążeniem realizuje się na podjeździe i na twardym przełożeniu (optymalna kadencja około 80 obr./min). W okresie zimowym ― bieg pod górę lub praca z ciężarem na siłowni. Trening z obciążeniem neutralnym to jazda z kadencją 80-95 obr./ min (najlepsze są powtórzenia na terenie płaskim). W okresie zimowym ― bieg w terenie płaskim, jazda na nartach lub ćwiczenia z ciężarami (mniejszymi niż maksymalne). Trening z niedociążeniem (w odciążeniu) może być realizowany na rowerze (miękkie przełożenie i wysoka kadencja, nawet do 200 obr./min.). Właściwe jest wykonywanie powtórzeń na zjeździe lub na trenażerze. W zimie ― biegi lub jazda na nartach z łagodnego wzniesienia.

68


periodyzacJa i etapizacJa treningu

w kolarstwie górskim można wyróżnić trzy etapy treningu:

etap ekonomicznowszechstronny (wstępny)

w tym etapie powinny dominować ćwiczenia ruchowe ― doskonalenie techniki jazdy oraz czynności niezwiązane z kolarstwem (około 50% objętości treningu powinno być poświęcona na ćwiczenie dużej precyzji ruchu). w treningach należy uwzględnić ćwiczenia plyometryczne (np. jazda na nartach zjazdowych, bieganie, gry sportowe). zaniechanie takiego wszechstronnego treningu prowadzi do powstawania kontuzji i licznych zmian patologicznych. Jednocześnie powinno się realizować ćwiczenia fizyczne prowadzące do rozwoju zdolności produkcji energii (nie mogą one jednak dominować nad zajęciami ruchowymi). wstępny etap powinien charakteryzować się brakiem uporządkowania procesu treningowego ― nie należy organizować treningu w mikro-, mezo- czy makrocyklach (chodzi o unikanie monotonii zajęć, co jest zniechęcające do treningu).

etap ukierunkowany

ten etap służy wykorzystaniu uzdolnień zawodnika, wyznaczeniu celu rozwoju i kontrolowaniu jego realizacji. w kolarstwie górskim powinni specjalizować się zawodnicy, którzy charakteryzują się dużą siłą mięśniową, tolerancją i skuteczną kompensacją kwasicy, wydolnością tlenową oraz koordynacją i równowagą. w przypadku kolarza górskiego celem może być rozwój pojemności buforowej lub tolerancji kwasicy, sprawna utylizacja glikogenu, kwasów tłuszczowych, fosforanów, a nawet mleczanu oraz rekrutacja włókien mięśniowych itp. (czyli ogólnie rozwój czynników decydujących o wydolności tlenowej i beztlenowej). na tym etapie ważnym elementem treningu jest stosowanie odpowiednich form relaksacji ― głównie aktywnego wypoczynku, który zapobiega rozwojowi przewlekłego zmęczenia. etap, o którym mowa, powinien polegać na wykorzystaniu metod treningu o dużej i maksymalnej intensywności. należy stosować trening interwałowy. sygnałem do wprowadzenia treningu beztlenowego (glikolitycznego) jest stabilizacja poziomu sportowego w efekcie dominacji treningu aerobowego.

etap specJalizacJi

ic h a ł P Pe k

Po P

o

ws

ki

M

o

polega on na realizowaniu głównych obciążeń przy pomocy roweru. wyznaczone powinny być cele taktyczne i strategiczne w odniesieniu do energetyki oraz rozwój lub stabilizacja: mocy fosfagenowej, pojemności fosfagenowej, mocy glikolitycznej, pojemności glikolitycznej, mocy tlenowej i pojemności tlenowej. istotnym czynnikiem jest nadal trening relaksacyjny.

Michał Popek Popowski z wykształcenia magister fizjoterapi oraz trener personalny. Z zamiłowania zawodnik dyscyplin rowerowych. Regularnie bierze udział w zawodach wielu dyscyplin ekstremalnych. Instruktor młodzieży na obozach bmxowych bmxcamp. Współpracuje z wieloma zawodnikami dyscyplin ekstremalnych zarówno w zakresie rehabilitacji po kontuzjach jak utrzymania codziennej formy oraz wyspecjalizowanych przygotowań do sezonu zasadniczego

69


M I E J S C Ó W K I

ŚCIEŻKI ENDURO TRAILS

RAj KOLARzA góRSKIEgO Tekst: Michał Popowski | Zdjęcia: Bart Andrzejewski

BIELSKO-BIAłA, KOzIA góRA, 3 pAźDzIERNIKA. DOKłADNIE TEgO DNIA OTwARTE zOSTAły zNANE jUŻ DOSKONALE wIęKSzOŚCI góRSKO-ROwEROwEj BRACI, SłyNNE OD BIELSKA pO SzCzECIN TRASy ROwEROwE DLA AmATORów góRSKICh SzALEńSTw. ŚCIEŻKI zOSTAły wyBUDOwANE DzIęKI ŚRODKOm z BUDŻETU OBywATELSKIEgO (pARTyCypACyjNEgO) mIASTA pRzyzNANym NA ROK 2015. STANOwIą ONE pIERwSzy ETAp wIęKSzEgO pROjEKTU, KTóREgO CELEm jEST wyKORzySTANIE pOTENCjAłU ROwEROwEgO góR OTACzAjąCyCh BIELSKO I zwIęKSzENIE BEzpIECzEńSTwA NA SzLAKACh pIESzyCh.

70


ENDURO SINGlE

Trasy charakteryzują się zróżnicowanym poziomem trudności, od płaskich, lekko krętych ścieżek dla ludzi rozpoczynających przygodę z kolarstwem górskim, po kręte, szybkie i wymagające dobrej kontroli roweru trasy, sprawiające mnóstwo przyjemności zawodnikom z czołówki zawodów downhillowych. Do wyboru mamy cztery trasy o zróżnicowanym poziomie. Dotarcie na szczyt góry ― w zależności od tempa jazdy ― zajmuje od 25 do 40 minut ― później zostaje już czysta przyjemność z jazdy w dół.

TRASY

Ścieżka ,,Stefanka”― poziom bardzo łatwy (długość 865 m) Łagodnie opadająca, kręta i pofałdowana ścieżka osiągalna już po około siedmiu minutach od wyjazdu z Bazy na Błoniach. Trasa ta daje frajdę z jazdy każdemu rowerzyście jeżdżącemu po górach, bez względu na poziom zaawansowania. Twister ― poziom łatwy (długość 4400 m) Niezbyt stroma, ale bardzo zakręcona linia z dużymi bandami i muldami. Poradzi sobie na niej w zasadzie każdy kolarz górski. Męcząca ze względu na jej sporą długość. Stary Zielony ― poziom trudny (długość 2200 m) Oprócz ciasnych zakrętów, band i muld, ścieżka ta zawiera sporo naturalnych i sztucznych

elementów, takich jak korzenie, kamienie i wybicia. Jest bardzo szybka, wymaga szerokiej palety umiejętności i dużej kontroli roweru. DH+ ― poziom bardzo trudny (długość 1940 m) Stroma i bardzo szybka trasa ze sporą liczbą nierówności i sztucznych elementów (hopki, uskoki). Wymaga świetnej kontroli roweru i wielu umiejętności zjazdowych na najwyższym poziomie. Warto wspomnieć, że dwie ostatnie, najtrudniejsze trasy należą do tras cyklu zawodów Enduro Trails, odbywających się regularnie na górach otaczających Bielsko.

INFRASTRUKTURA ,,POD ŚCIEŻKAMI” (w SKAlI 1-5)

Miejsca parkingowe Do dyspozycji amatorów górskiego szaleństwa jest parking pod ,,Hotelem na Błoniach”, który daje możliwość bezpiecznego pozostawienia auta w odległości 150 m od początku podjazdu na trasy i z łatwością pomieści wszystkich, którzy mają ochotę danego dnia pojeździć na trasach. Małe trudności pojawiają się w momencie odbywania się imprez okolicznościowych w Hotelu. Ocena: 4/5

Toalety Czystą, pachnącą, ale płatną toaletę znajdziemy w połowie podjazdu przez Błonia w kierunku startu. Pamiętajcie, żeby zabrać drobne. Ocena: 5- (za te opłaty...) Gastronomia Na Błoniach u szczytu Koziej Góry znajdziemy dwa bary, w których możemy zjeść ciepłą kiełbaskę z grilla oraz napić się herbaty czy regeneracyjnego piwka za przystępną cenę i w miłej atmosferze. Ocena: Wielka 5 Miejsce na rower w czasie postoju Z pomocą przychodzi lokalny sklep Trek Bielsko-Biała, który zafundował piękne, drewniane wieszaki na nasze rumaki. Brawo chłopaki ― dzięki za super inicjatywę. Ocena: 5 Kompleks na Błoniach ma też dodatkową ofertę: mamy możliwość jazdy na pumptracka, strefę do street workoutu, plac zabaw dla dzieci oraz miasteczko drogowe, w którym najmłodsi kolarze mogą zapoznać się z organizacją ruchu drogowego oraz nauczyć się podstawowych znaków i przepisów drogowych. Niebawem wystartuje również szkółka rowerowa Enduro-Trails, w której pod okiem wyspecjalizowanych fachowców będziemy mogli szlifować swoje umiejętności jazdy rowerem.

71


s u P e r T r a s a

72


Trawers islandii z hanseM reYeM & sTeve'eM PeaTeM

Trawers

IslAnDII

z Hansem Reyem & Steve'em Peatem SIERPIEń 2015 Tekst: hans rey | zdjęcia: scott Markewitz | Tłumaczenie: Marta elmanowska

Jest 22.30, koniec burzliwego, deszczowego i zimnego dnia gdzieś na oddalonym pustkowiu islandii. Jesteśmy jeszcze daleko od naszego schronienia, gdy właśnie zapada krótka islandzka noc. Nagle w naszym Land Roverze łamie się oś, ale na szczęście zatrzymujemy się w samą porę, zanim całkowicie odpada nam tylne koło. 73


s u P e r T r a s a

T

o była jedna z tych chwil, kiedy z ulgą stwierdziliśmy, że na tej wielkiej wyspie (103 000 km²) wszędzie mamy zasięg telefonów komórkowych i jesteśmy w stanie zadzwonić do naszego opiekuna; wkrótce przybył nam z pomocą i załatwił transport w bezpieczne miejsce. Magne, nasz kierowca, wykazał się odwagą i spędził samotnie całą noc, czekając na zapasowe części, by następnego dnia rano naprawić naszego Land Rovera. Jak mawiają: przygoda nie jest przygodą, dopóki coś nie zaczyna iść źle. Następnego dnia, wraz z moim kompanem – legendą downhillu Steve'em Peatem – kontynuowaliśmy naszą wyprawę z północy na południe Islandzkim Trawersem, jadąc już rowerami. Wiedzieliśmy, że Magne dogoni nas autem i w pewnym momencie spotkamy się na kempingu, gdzie spędzimy noc. Chciałem wybrać się na bike trip po Islandii od prawie dwudziestu lat, ale w przeciwieństwie do pasjonatów kolarstwa szosowego, którzy wybierają na tej wulkanicznej wyspie główne lub gruntowe drogi, chciałem znaleźć najlepszy single track podczas przeprawy przez jałowe i mało odwiedzane wnętrze wyspy. Runar Omarsson był naszym lokalnym kontaktem – to islandzki kolarz górski i przedsiębiorca, którego poznałem kilka lat temu i któremu spodobał się pomysł tej przygody i jazdy z legendarną parą rowerzystów górskich. Przyjechaliśmy z planem, trasą oraz samochodem technicznym z offroadowymi olbrzymimi oponami 36”, żeby pokonać głębokie rzeki, połacie śniegu i odcinki piaszczyste na naszej drodze. Magne z Icebike Adventure był naszym logistykiem – planował i upewniał się, że będziemy podróżować za dnia tylko z niezbędnym, jednodniowym bagażem. Nie musieliśmy martwić się o jedzenie, namioty, śpiwory oraz sprzęt ekipy filmowej. Byłem bardzo podekscytowany faktem, że naszą podróż uchwyci na zdjęciach jeden z najwybitniejszych fotografów sportów rowerowych i outdoorowych – Scott Markewitz – a Cedric Tassan (VTOPO) sfilmuje nasze wyczyny do tworzonego dokumentu telewizyjnego. Nasz międzynarodowy zespół spotkał się w Reykjaviku przed odprawą na krajowy lot do Akureyri, a tam połączyliśmy się z lokalną ekipą

74


Trawers islandii z hanseM reYeM & sTeve'eM PeaTeM

i zaczęła się nasza przygoda – wyruszyliśmy autem na wschód. Pierwszy etap rozpoczął się w pobliżu wybrzeża z oszałamiającym przejazdem do wodospadów Dettifoss. Pokonaliśmy tego dnia ok. 50 km i ze względu na późny start nie skończyliśmy przed północą, a mimo to całą trasę jechaliśmy bez świateł – przy świetle słońca. O tej porze roku na Islandii bardzo późno robi się ciemno. Podczas jazdy miałem dość surrealistyczny moment, kiedy mieliśmy słońce o północy na zachodzie, koło podbiegunowe na północy, a niebieski księżyc znajdował się na wschodzie legendarnego południowego terytorium trolli i elfów. Szlak Jökulsarglufur prowadził nieopodal rzeki i miał ładny, naturalny flow – tego rodzaju, jakiego spodziewaliśmy się doświadczać w ciągu kilku następnych dni. Było kilka mniejszych rzek przecinających naszą linią przejazdu, wystarczyło jednak zdjąć buty, by je pokonać. Przez ostatnie kilka mil, o zmierzchu, było bardzo stromo, kamieniście i technicznie, a gęstniejący zmrok stawiał przed nami coraz większe wyzwania. Chcieliśmy jak najszybciej wrócić do obozu. Byliśmy zmęczeni, głodni, a na dworze nastała już ciemność. Bez wątpienia punktem kulminacyjnym naszej podróży, było dotarcie do wodospadu na występie Dettifoss (500 m³/s). Byłem podekscytowany towarzystwem starego przyjaciela i partnera ryzykownych przygód (Borneo, Irlandia, Szkocja), Steve’a Peata. Z powodu kontuzji ACL kolana musiał opuścić sezon downhillowy 2015, ale wyzdrowiał po operacji na tyle, aby dołączyć do mnie na tej wyprawie. Na wyjazdach ze Steve'em jest zawsze zabawnie. Nasza przeprawa w islandzkim rejonie Highlands (obszar Askja) odbyła się przy silnym, urywającym głowę wietrze, po offroadowych ścieżkach poprzecinanych przez rzeczki. Jak nam powiedziano, ostatnia zima była najzimniejszą od 50 lat, a warunki śniegowe w górach były nadal bardzo wymagające. Pomimo nazwy, Islandia (Iceland) nie jest krainą lodu, jest za to zielona – w przeciwieństwie do Greenaladii (Greenland). W tym roku nasza zielona wyspa była jednak rzeczywiście lodowata. Spodziewaliśmy się śniegu, ale nie tak obfitego, jak ten, o którym powiedział nam strażnik w Drekagil. Stwierdził 75


s u P e r T r a s a

że nikt w tym sezonie nie przekroczył jedynego przejścia pomiędzy północą a południem. Mieliśmy przed sobą długi ok. 60 km odcinek zasypany śniegiem, gdzie będziemy zmuszeni pchać nasze rowery. Nie brzmiało to dobrze, zwłaszcza dla faceta, który miał operację ACL w tym roku. Decyzja była ciężka, ale po całodziennej wycieczce do snowline (szczeliny śniegu) wiedzieliśmy, że nie możemy nic zrobić. Poprosiliśmy przez radio wóz techniczny o przyjazd z pomocą. Gdy skontaktowaliśmy się z Magne, okazało się, że czeka go podróż długim na 250 km objazdem, gdyż

76

bezpośrednia droga była nieprzejezdna nawet dla Jeepa. Jak się okazało, decyzja o zmianie planu była słuszna, ponieważ następnego dnia pogoda zrobiła się naprawdę paskudna. Jakkolwiek byliśmy bardzo rozczarowani, nie było nic innego do roboty, jak tylko utopić swoje smutki w butelce Szkockiej Whiskey. Sytuacja była właściwie idealna – siedzieliśmy i moczyliśmy mięśnie w gorącej od wypływającej lawy rzece. To było niesamowite – zobaczyć wznoszące się opary siarki, powstające z lawy po ostatniej erupcji wulkanu w zeszłym roku. Czarna wulkaniczna magma była

krucha i ostra, płynąca pod spodem woda gorąca, a natura zdecydowała się otworzyć szczelinę, gdzie znaleźliśmy świetne miejsce dla naszych zmęczonych mięśni, ciesząc się temperaturą 42°C. Po podróży w napakowanym Land Roverze w drugiej części następnego dnia kontynuowaliśmy jazdę już po drugiej stronie zaśnieżonej przełęczy. Pogoda była nędzna i mieliśmy długi odcinek pedałowania wzdłuż nudnej drogi Sprengisameur, zanim dojechaliśmy do bardziej malowniczej południowej części. Pomimo naszych superfunkcjonalnych ciuchów nie uniknęliśmy zim-


Trawers islandii z hanseM reYeM & sTeve'eM PeaTeM

na i wilgoci. Czasem byliśmy mokrzy po pas, walcząc z deszczem i urywającym głowę wiatrem. Przemieszczaliśmy się zgodnie z naszym sześciodniowym planem ciągle do przodu, tak żeby dotrzeć do najwyższego, sześćdziesięciometrowego wodospadu Skogarfoss w pobliżu południowego wybrzeża. Większość rowerzystów górskich w Islandii decyduje się na wycieczki jednodniowe. Żeby zrobić kilkudniowy trip, trzeba być dobrze przygotowanym i jest to ekstremalnie trudne, a nawet praktycznie niewykonalne bez jakiegokolwiek wsparcia; piękne uczucie, kiedy na koniec dnia zobaczyliśmy cze-

kający na nas wóz techniczny z suchym zestawem ciuchów. Następnego ranka wróciło piękne słońce i krajobraz wyglądał coraz bardziej niesamowicie. Otoczeni przez lodowce, kolorowe grzbiety gór, gigantyczne delty rzek i pola lawy przemieszczaliśmy się w tej scenerii naturalnym single trailem. Trasy wyglądały, jakby były wyrzeźbione przez Thora (boga piorunów) specjalnie dla rowerzystów górskich. Trakcja na wulkanicznej glebie była jak nie z tej planety. Jazda z Runarem podążającym za Steve'em Peatem jego zjazdową linią tak długo, jak tylko byliśmy w stanie za nim

nadążyć – to była fantastyczna zabawa, a miałem szczęście jeździć już z wieloma najlepszymi zawodnikami rowerowymi i patrzeć na ich kreatywne i ciekawe linie przejazdu. Wszyscy wybraliśmy do tej podroży rowery all mountain – jedynie Steve przywiózł swój Santa Cruz 5010 z 125 mm skokiem. Ja i Runar zabraliśmy takie same GT Carbon Sensor bikes ze skokiem 130 mm/160 mm. Wzdłuż szlaku Landmannalaugar spotkaliśmy więcej turystów, a nawet rowerzystów. To miejsce przypomina sceny z filmów „Gra o Tron” czy „Władca Pierścieni”. Rozłożyliśmy

77


s u P e r T r a s a

nasze namioty na pięknie umiejscowionym kempingu. Dobrze, że podczas tych krótkich, letnich Islandzkich miesięcy dni są bardzo długie i jasne, dzięki czemu mogliśmy w czasie wycieczki spokojnie zrobić dużo zdjęć i materiału do filmu. Gdy podróżowaliśmy, każde kolejne miejsce było bardziej oszałamiające od poprzedniego. Przed położeniem się spać musieliśmy jeszcze poświęcić trochę uwagi naszym rowerom, ponieważ wiele przejazdów przez wodę i wulkaniczne piachy odbiło się bardzo na stanie sprzętu. Nadal nie

78

jestem pewien, jaki wpływ na łożyska i tuleje ma strumień siarczystej wody :) Piątego dnia, tak jak poprzednio, kontynuowaliśmy naszą podróż, a niesamowite krajobrazy i widoki cieszyły oczy – w zasięgu był największy lodowiec w Europie – Vatnajökull. Laugavegur Trail stał się częścią IMBA Epic Trail. Przejechaliśmy wiele pól lawy i pustyń. Czarny piasek i ziemia wyraźnie kontrastuje z zielonymi grzbietami skalistych gór, które wyglądają tak jak w Zatoce Napali na Hawajach, ale bez lodowców i śnieżnych masywów. Szlak

Laugavegur doprowadził nas do innego idealnego wizualnie kempingu o nazwie Thorsmörk. Nie tylko tutaj, ale właściwie w każdym gospodarstwie domowym w Islandii gorąca woda i ogrzewanie pochodzi prosto z wnętrza ziemi i dlatego śmierdzi jak zgniłe jaja. Ostatni dzień okazał się najdłuższy, ale również najbardziej niesamowity. Znowu musieliśmy przejść kilka mil przez pola śniegu. Zanim wspięliśmy się na wspaniałe grzbiety, jechaliśmy nad kanionami – niektóre z nich


Trawers islandii z hanseM reYeM & sTeve'eM PeaTeM

były przerażająco wąskie, a jeden mały błąd mógł kosztować nas życie. Spowodowało to dość stresującą jazdę i wymagało prawdziwych nerwów ze stali oraz niewiarygodnej równowagi. Dzień ten dał nam dużo więcej niż nam się wydawało, że Islandia mogła nam zaoferować – musieliśmy się wiele wspinać, pchać rowery i iść pieszo (w tym 6 km przez śnieg). W pewnym momencie poczułem się, jakbym był na arktycznej wyprawie. Przez większość trasy śnieg był zbyt miękki do jazdy. Runar okazał

się cennym nabytkiem dla naszego zespołu – miał dużo wiedzy lokalnej i nawet pokazał nam niektóre z tajnych szlaków (po wcześniejszym poproszeniu nas o dochowanie tej tajemnicy). Nigdy nie widziałem tak wielu potężnych wodospadów, jak podczas końcowego odcinka na trasie Fimmvörduhals. To bezkresny szlak, czasami stromy i skalisty, a w innych miejscach łagodny i szybki. W międzyczasie dotarliśmy do wodospadu Skogarfoss. Było już prawie ciemno. Nie zdjęliśmy nawet naszych kasków

i plecaków, gdy zaczęliśmy wygłodniali jeść na masce naszego Land Rovera. Misja zakończona – kolejna odhaczona podróż z mojej prywatnej listy rzeczy „do zrobienia przed śmiercią”. Specjalne podziękowania dla Adidas Outdoor, Monster Energy, Clif Bar i Santa Cruz za możliwość odbycia tej fantastycznej podróży. Podziękowania również dla naszych „Sliceland” – członków zespołu – za ich ciężką pracę i poświęcenie. Ich film i zdjęcia uwieczniły nasze przygody i wspomnienia.

79


r e l a c j a

DIVERSE BESKIDIA DOWNHILL.

#3

No i stało się! Downhillowy sezon dobiegł końca! A dla serii Diverse Beskidia Downhill koniec ten miał miejsce w niewielkiej, acz bardzo urokliwej i przyjaznej rowerzystom miejscowości Brenna w Beskidzie Śląskim, na stokach Starego Gronia. I chociaż szczyt ten nie należy do zbyt wysokich (798 m n.p.m.) i „uzbrojony” jest jedynie w wyciąg orczykowy, to jednak rozgrywana tu finałowa edycja Beskidii zgromadziła ponad 100 fanów ekstremalnego zjazdu rowerowego. Tekst: Jacek Słonik Kaczmarczyk | Zdjęcia: Piotr Staroń

80


diverse besKidia downhill #3

T

rasa w Brennej – choć krótka i stosunkowo łatwa – dawała całkiem sporo frajdy zawodnikom. Od zeszłorocznego finału pojawiło się na niej kilka nowych elementów oraz świeżo wytyczony odcinek w lesie, gdzie uciekająca spod kół świeża ściółka zmuszała ich do wykazania się swoimi umiejętnościami. Do tego stroma ścianka przy końcu trasy, która mimo bardzo suchych warunków panujących tym razem na trasie (a może właśnie dlatego) nie jednego zawodnika potrafiła brutalnie wyrzucić poza z góry upatrzoną linię przejazdu. Jak to zwykle przy okazji Beskidia Downhill bywa, część zawodników już w piątek pojawiła się na stoku, aby jak najlepiej poznać trasę i przygotować

się do finałowego starcia. Szczególnie, że pogoda również i tym razem sprzyjała i przez cały weekend przyświecało słońce, a na samej trasie panowała taka susza, że po przejeździe każdego zawodnika unosiły się tumany kurzu. Przekleństwo nie tyle dla zawodników, ale dla rozstawionych na całej trasie fotografów i ich wrażliwego sprzętu. Po całej sobocie treningów zawodnicy byli już bardzo dobrze zaznajomieni z trasą, niektórzy nawet poznali smak tutejszej gleby, zaliczając srogie upadki. Jednak zawodnicy DH to „twardzi ludzie” i niedzielne finały rozpoczęły się bez przeszkód i zgodnie z planem o godz. 11:00. Na pierwszy ogień poszła najmłodsza kategoria: Young guns, czyli chłopaki w wieku 12-14 lat. Po zaciętej walce ze swoim teamowym

kolegą wygrał w niej Krzysztof Kaczmarczyk z czasem 1:23.52 wyprzedzając Igora Wypióra o 1.91 s. Trzecie miejsce zajął Dominik Olchawa. Dokładnie takie same lokaty zajęli oni w klasyfikacji generalnej całego cyklu. Jako kolejni do walki na trasie stanęli zawodnicy kategorii Pierwszy start. Najszybciej przejechał ją Paweł Miciński, pokonując Tomasza Goryczkę i Krzysztofa Kotelę. Najwięksi twardziele startują w kategorii Hobby hardtail – ścigają się oni na rowerach bez tylnego zawieszenia. Tu najlepszy czas: 1:18.88 wykręcił Mateusz Rajpold, kolejnymi byli Witek Kania i Jakub Ruszkiewicz. W kategorii Hobby junior zwyciężył Hubert Greń z czasem 1:16.58, przed Dominikiem Ferleckim i Tomaszem Raszykiem. W Hobby Full faworytem był Marek Tlałka – już 81


r e l a c j a

82


diverse besKidia downhill #3

na treningach dało się zauważyć, że jest piekielnie szybki. Potwierdził to w swoim finałowym przejeździe, osiągając wynik 1:14.17, tym samym wykręcając czas dnia dla wszystkich kategorii! Na drugim miejscu zameldował się Łukasz Wojtas ze stratą nieco ponad 2 s, a na trzecim – Adrian Purzycki. Wśród płci pięknej prym wiodły siostry Kurzajczyk – Agnieszka i Magdalena. W finale jedynie Laurze Wojtas udało się je rozdzielić i stanąć na drugim stopniu podium. W kategorii najstarszych ścigantów – Masters – pod nieobecność faworyta, Artura Miśkiewicza, zwycięstwo zgarnął Wojciech Foks, osiągając czas o niespełna pół sekundy lepszy od Piotra Woźniaka. Trzecie miejsce zajął Jan Włodarski. Również w kategorii Garmin elite trwała bardzo zacięta rywalizacja, z której zwycięsko

wyszedł Mateusz Kostusiak, osiągając wynik 1:14.21. Drugie miejsce zajął Mateusz Madzia, natomiast na najniższym stopniu podium stanął Jakub Wicher.

dzie Marcin Matuszny, Tomasz Tlałka i Marek Tlałka, a na najwyższym stopniu podium stanęli zawodnicy Gravity Revolt: Mateusz Kostusiak, Radosław Dudek i Łukasz Michalski.

Jako że była to ostatnia tegoroczna edycja Diverse Beskidia Downhill to rumieńców nabrała również rywalizacja w klasyfikacji drużynowej. A ponieważ Radosław Greń z team’u Brenna Team uległ kontuzji na treningach (jego team po dwóch edycjach zajmował drugie miejsce) to zawodnicy niżej sklasyfikowanych zespołów ujrzeli szansę na dodatkowe laury. W takiej sytuacji na najniższy stopień podium wbił się team FroPro w składzie Krzysztof Kaczmarczyk, Igor Wypiór i Rafał Wypiór. Drugie miejsce zajął team High Five Racing Team w skła-

Tym sposobem kolejny sezon z Diverse Beskidia Downhill dobiegł końca. Mimo smutnie brzmiących zapowiedzi Wiktora Zemanka, że były to już ostatnie organizowane przez niego zawody, bo teraz chce poświęcić się innym projektom, wszyscy zgromadzeni na rozdaniu nagród zawodnicy wyrażali nadzieję, że po zimowym „ładowaniu baterii” Wiktor powróci pełen energii i nowych pomysłów i wszyscy znów będą mogli ścigać się na beskidzkich trasach DH podczas organizowanych przez niego kolejnych edycji. 83


z d R O W i e

AUTOMASAŻ zdjęcie: vladimirfloyd / fotolia.com

Tekst: Weronika Żabińska

Nie MASz CzASU NA PóJśCie dO MASAŻySTy? MASz NieWielki ból W OkReślONeJ CzęśCi CiAłA? CzUJeSz Się, JAkby kTOś WyPOMPOWAł z Ciebie CAłą Chęć dO ŻyCiA? ChCeSz Się PRzygOTOWAć dO zAWOdóW? JeSTeś OSObą AkTyWNą fizyCzNie i POTRzebNA JeST Ci RegeNeRACJA? lUb PO PROSTU JeSTeś zMęCzONy, Czy PROWAdziSz STReSUJąCy TRyb ŻyCiA?

Jeśli choć na jedno pytanie odpowiedziałeś twierdząco, to automasaż połączony z ćwiczeniami ogólnousprawniającymi jest idealnym rozwiązaniem dla Ciebie. Jego działanie pozwala nam na utrzymanie całego naszego ciała, tj. mięśni, stawów, ścięgien i więzadeł w pełnej sprawności. Opiera się on głównie na technikach stosowanych w masażu klasycznym. Przy automasażu ważne jest, aby masowane części ciała były maksymalnie rozluźnione – co w łatwy sposób możemy osiągnąć, przyjmując określone pozycje (opisane poniżej). W każdym rodzaju masażu pomocne są środki poślizgowe np.: talk kosmetyczny, oliwka do masażu (lub zwykła dziecięca oliwka), mydło, balsam lub masło do ciała. Czas trwania automasażu jednej części ciała może maksymalnie wynosić 10 minut, a w przypadku całego ciała 45 minut. Aby automasaż przyniósł oczekiwane rezultaty należy przestrzegać kolejności, czasu i tempa wykonywania poszczególnych technik: Głaskanie – 10% masażu w tempie: 25 ruchów/minutę 84

Rozcieranie – 20% masażu w tempie: 60-100 ruchów/minutę Ugniatanie – 30% masażu w tempie: 40-50 ruchów/minutę Oklepywanie – 20% masażu w tempie: 80200 ruchów/minutę Wibracja – 10% masażu W masażu poszczególnych części ciała omija się niektóre techniki. Głaskanie – jego działanie polega na mechanicznym usunięciu złuszczonego naskórka i wydzieliny gruczołów skóry oraz na przepchnięciu krwi żylnej i chłonki w kierunku dosercowym; pobudza układ krążenia, co ułatwia i przyspiesza wchłanianie krwiaków i obrzęków. Wykonywane energicznie pobudza, a delikatne uspokaja i wycisza. Powtarzamy je na zakończenie masażu każdej części ciała. Rozcieranie – jego zadaniem jest rozdrobnienie i przemieszczenie na obwód wysięków pozapalnych, krwiaków pourazowych oraz zmiękczenie blizn; ma działanie przekrwienne i rozgrzewa masowane tkanki. Rozcieranie ułatwia również usuwanie kwasu mlekowego. Ugniatanie – powoduje przepchnięcie krwi

i chłonki z naczyń obwodowych do centralnych i wytwarza próżnię w miejscu ugniatania; intensywnie pobudza mięśnie i poprawia ich ukrwienie. Oklepywanie – wykonujemy, uderzając poprzecznie w mięsień. To bardzo silny bodziec mechaniczny; poprawia czynności i ukrwienie mięśni masowanych; zmniejsza bóle neurologiczne. Wibracja – powoduje pobudzenie mięśni, wzrost ich napięcia oraz zwiększa ich sprawność czynnościową; powoduje wzrost siły i elastyczności tkanki mięśniowej, przyspiesza przemianę materii – często wykorzystywana jest w leczeniu nadwagi.

MOje pROpOzycje:

Automasaż głowy – siedzimy wygodnie na krześle, tułów lekko pochylamy do przodu, czoło opieramy o wąską, miękką poduszkę – tak, aby głowa była udostępniona do masażu: głaskanie – wykonujemy opuszkami wszystkich palców obu rąk, w dwóch pasmach: • od czoła przez środek głowy aż do potylicy • od skroni nad uszami do potylicy rozcieranie – wykonujemy w formie ruchów


AutomASAż

okrężnych opuszkami wszystkichpalców obu rąk, w dwóch pasmach: • od czoła przez środek głowy aż do potylicy • od skroni nad uszami do potylicy ugniatanie – masujemy całą głowę w formie ucisków miejscowych, wykonywanych opuszkami wszystkich palców obu rąk Automasaż szyi – siedzimy wygodnie na krześle z wysokim oparciem, głowę lekko odchylamy do tyłu; masaż przeprowadzamy od żuchwy do obojczyka po prawej i lewej stronie szyi (z ominięciem gruczołu tarczycy): • głaskanie – wykonujemy opuszkami palców jednej ręki; prawą ręką głaszczemy lewą stronę szyi, a lewą ręką – prawą stronę szyi • rozcieranie – przeprowadzamy w formie ruchów okrężnych opuszkami palców jednej ręki; prawą ręką masujemy lewą stronę szyi, a lewą ręką – prawą stronę szyi Automasaż karku i barku – siedzimy na krześle, tułów lekko pochylamy do przodu, czoło opieramy na wąskiej, miękkiej poduszce: • głaskanie – wykonujemy całą wewnętrzną stroną jednej ręki od potylicy przez kark, bark do stawu barkowego (lewą stronę masujemy prawą ręką, przykładając ją do potylicy od dołu, od strony lewego policzka i odwrotnie) • rozcieranie – rozcieranie w formie ruchów okrężnych opuszkami palców jednej ręki; sposób wykonania masażu –jak przy głaskaniu • ugniatanie – przeprowadzamy chwytem „szczypcowym” jedną ręką, kciukiem i palcem wskazującym (lewą stronę ugniatamy prawą ręką, przykładając ją do potylicy od tyłu głowy i odwrotnie); kierunek masażu –jak przy głaskaniu i znów • głaskanie • głaskanie okolicy łopatkowej – wykonujemy całą wewnętrzną powierzchnią jednej ręki, od przyśrodkowego brzegu łopatki do stawu barkowego (lewą stronę

masujemy prawą ręką, przykładając ją do łopatki od dołu, od strony lewego barku i odwrotnie) • rozcieranie okolicy łopatkowej – przeprowadzamy w formie ruchów okrężnych opuszkami palców jednej ręki, w kilku pasmach; Automasaż odcinka lędźwiowego grzbietu – rozluźnienie mięśni odcinka lędźwiowego grzbietu uzyskujemy w pozycji stojącej, w lekkim wygięciu kręgosłupa do tyłu; masaż wykonujemy od górnej części odcinka lędźwiowego grzbietu ku dołowi, na samym końcu ręce schodzą na boczną stronę grzbietu, na wysokości talerza biodrowego: • głaskanie – wykonujemy całymi wewnętrznymi powierzchniami obu rąk, równocześnie po obu stronach • rozcieranie – przeprowadzamy w formie ruchów okrężnych opuszkami palców obu rąk, w kilku pasmach Automasaż stopy – siedzimy na łóżku, stopę masowaną kładziemy zewnętrzną stroną na udzie nogi niemasowanej: • „głaskanie rozcierające” – wszystkie palce równocześnie, po stronie grzbietowej i podeszwowej, wykonujemy ruchy obiema rękami w strony przeciwne Strona podeszwowa stopy: • głaskanie – wykonujemy opuszkami palców jednej ręki, którą ustawiamy prostopadle do podeszwy; masaż wykonujemy od palców do pięty, prawą ręką masujemy lewą podeszwę i odwrotnie • rozcieranie – przeprowadzamy w formie ruchów okrężnych opuszkami palców jednej ręki, w kilku pasmach Strona grzbietowa stopy – masujemy od palców do stawu skokowego: • głaskanie – wykonujemy całą wewnętrzną powierzchnią jednej ręki, ustawiając ją prostopadle do grzbietu stopy; prawą ręką masujemy lewą stopę i odwrotnie • rozcieranie – wykonujemy w formie ru-

chów okrężnych opuszkami palców jednej ręki • Staw skokowy – siedzimy na krześle z oparciem, stopę masowaną ustawiamy piętą na nodze niemasowanej, w okolicy stawu kolanowego: • rozcieranie – wykonujemy w formie ruchów okrężnych wokół kostki bocznej i przyśrodkowej opuszkami palców obu rąk, równocześnie po obu stronach Automasaż ścięgna Achillesa – siedzimy na krześle z oparciem, stopę masowaną ustawiamy podudziem (stroną boczną) na nodze niemasowanej, w okolicy stawu kolanowego; masaż wykonujemy po stronach bocznych ścięgna, od pięty do łydki; (prawą ręką masujemy ścięgno lewej kończyny dolnej i odwrotnie): • głaskanie – wykonujemy opuszkami kciuka i palca wskazującego • rozcieranie – rozcieramy w formie ruchów okrężnych opuszkami kciuka i palca wskazującego Automasaż podudzia – siedzimy na krześle, nogę masowaną zgiętą pod kątem prostym w kolanie, opieramy całą podeszwą o drugie krzesło; masaż wykonujemy od stawu skokowego do stawu kolanowego, po stronach przedniej i tylnej: • głaskanie – wykonujemy całymi wewnętrznymi powierzchniami obu rąk, równocześnie po dwóch stronach; jedna ręka masuje przednią stronę, a druga ręka – łydkę • rozcieranie strony przedniej – przeprowadzamy w formie ruchów okrężnych opuszkami palców obu rąk; jedna ręka rozciera jedną połowę, a druga ręka – drugą • rozcieranie łydki – rozcieramy w formie ruchów okrężnych opuszkami palców obu rąk; jedna ręka masuje jedną połowę, a druga ręka – drugą • ugniatanie łydki – wykonujemy oburącz chwytem „kleszczowym” (chwytamy łydkę z jednej strony kciukiem, a z drugiej strony pozostałymi palcami), równocześnie i naprzemiennie (jedna ręka ułożona niżej od drugiej – przekładamy w dół rękę ułożoną wyżej)

Zdjęcie: Mee Ting / fotolia.com

85


z d r o w i e

86

w formie ruchów okrężnych opuszkami palców drugiej ręki przez środek ręki • ugniatanie – dłoń masującą zaciskamy w pięść, przesuwając ją, ugniatamy stawami międzypaliczkowymi bliższymi Automasaż nadgarstka – rękę masowaną układamy stroną grzbietową na udzie: • głaskanie – wykonujemy w formie „bransolety” kciukiem i palcem wskazującym wokół nadgarstka • rozcieranie – masujemy w formie ruchów okrężnych opuszkami kciuka, po stroniegrzbietowej i pozostałych palców po stronie wewnętrznej (dłoniowej), na całej szerokości nadgarstka Automasaż przedramienia – siedzimy na krześle/fotelu z oparciem, kolana zgięte i całe stopy oparte na drugim krześle/fotelu; dłoń ręki masowanej spoczywa na jednym udzie, a łokieć na drugim; masaż odbywa się od nadgarstka do łokcia: • głaskanie – wykonujemy całą wewnętrzną powierzchnią drugiej ręki • rozcieranie – przeprowadzamy w formie ruchów okrężnych chwytem „kleszczowym”, całą wewnętrzną powierzchnią drugiej ręki; najpierw rozcieramy jedną połowę przedramienia, a później drugą • ugniatanie – masujemy chw y tem „kleszczow ym” całą wewnętrzną powierzchnią drugiej ręki, najpier w ugniatamy

Zdjęcie: Jacek Chabraszewski / fotolia.com

Automasaż uda – siedzimy na fotelu z oparciem, układamy kończynę dolną masowaną, wyprostowaną w stawie kolanowym na fotelu, pod staw kolanowy podkładamy wałek (zwinięty ręcznik/poduszkę); masujemy od stawu kolanowego do pachwiny i do stawu biodrowego: • głaskanie – wykonujemy całymi wewnętrznymi powierzchniami obu rąk, obejmując cały obwód uda • rozcieranie strony przedniej uda – przeprowadzamy w formie ruchów okrężnych opuszkami palców obu rąk, w kilku pasmach albo całą wewnętrzną powierzchnią jednej ręki w 2–3 pasmach • rozcieranie strony tylnej uda – rozcieramy w formie ruchów okrężnych opuszkami palców obu rąk; jedna ręka masuje jedną połowę uda, a druga ręka – drugą • ugniatanie strony przedniej uda – wykonujemy chwytem „szczypcowym”, oburącz równocześnie, naprzemiennie w kilku pasmach • ugniatanie strony tylnej uda – ugniatamy chwytem „kleszczowym” ( jedna ręka ułożona niżej od drugiej), równocześnie i naprzemiennie Automasaż mięśni pośladkowych – wykonujemy go w pozycji stojącej; masujemy w trzech kierunkach: od grzebienia kości biodrowej, od kości krzyżowej, od szpary pośladkowej w stronę krętarza większego (głowy) kości udowej: • głaskanie – masujemy całymi wewnętrznymi powierzchniami obu rąk, równocześnie po obu stronach, w kilku pasmach • rozcieranie – wykonujemy w formie ruchów okrężnych opuszkami palców obu rąk, równocześnie po obu stronach, w kilku pasmach • ugniatanie – przeprowadzamy chwytem „szczypcowym” kciukami i wskazicielami obu rąk, równocześnie po obu stronach, w kilku pasmach Automasaż ręki – siedzimy na krześle z oparciem, kończynę górną masowaną opieramy przedramieniem o udo: Strona grzbietowa ręki: • głaskanie – wykonujemy całą wewnętrzną powierzchnią drugiej ręki, którą układamy prostopadle do ręki masowanej; masaż odbywa się od podstaw palców do nadgarstka • rozcieranie – przeprowadzamy w formie ruchów okrężnych opuszkami palców drugiej ręki; ręka masująca ułożona równolegle do ręki masowanej Strona dłoniowa ręki – rękę masowaną układamy stroną grzbietową na udzie; masujemy od podstawy paliczków do nadgarstka: • głaskanie – wykonujemy wewnętrzną stroną śródręcza drugiej ręki, którą układamy prostopadle do kończyny górnej masowanej • rozcieranie – przeprowadzamy

jedną połowę przedramienia, a później drugą Automasaż ramienia – siedzimy na krześle z oparciem, przedramię ręki masowanej opieramy o udo; masaż wykonujemy od stawu łokciowego do mięśnia naramiennego: • głaskanie – wykonujemy całą wewnętrzną powierzchnią drugiej ręki, po stronie mięśnia dwugłowego i po stronie mięśnia trójgłowego • rozcieranie – masujemy w formie ruchów okrężnych chwytem „kleszczowym”, całą wewnętrzną powierzchnią drugiej ręki, • ugniatanie – przeprowadzamy chwytem „kleszczowym”, całą wewnętrzną powierzchnią drugiej ręki, po stronach jak wyżej Automasaż mięśnia naramiennego – siedzimy na krześle z oparciem, przedramię ręki masowanej opieramy o udo; masaż wykonujemy od ramienia do stawu barkowego: • głaskanie – wykonujemy całą wewnętrzną powierzchnią drugiej ręki, którą ustawiamy prostopadle do kończyny górnej masowanej • rozcieranie – masujemy w formie ruchów okrężnych opuszkami palców drugiej ręki, w trzech pasmach • ugniatanie – przeprowadzamy chwytem „szczypcowym” kciukiem i palcem wskazującym drugiej ręki w trzech pasmach Automasaż całego ciała – wykonujemy ruchami opisanymi dla poszczególnych części ciała w następującej kolejności: zaczynamy od masażu głowy, szyi, mięśni mostkowo-obojczykowo-sutkowych, karku i barku, klatki piersiowej, powłok brzusznych, grzbietu, odcinka lędźwiowego grzbietu, następnie stopy, ścięgna Achillesa, podudzia, kolana, uda, mięśni pośladkowych a później ręki, nadgarstka, przedramienia, łokcia, ramienia i mięśnia naramiennego. Wskazania do automasażu: • utrzymanie pełnej sprawności poszczególnych części ciała • stres • przemęczenie • ochłodzenie/wyziębienie (w celu rozgrzania mięśni) • nadwaga • stłuczenia/siniaki (dopiero po 4-5 dniach po wystąpieniu urazu) • lekkie skręcenia ( jak wyżej) • przeciążenia • przykurcze mięśni • blizny (tylko te całkowicie zagojone). Przeciwwskazania do automasażu: • temperatura ciała powyżej 37oC • krwotoki lub tendencje do ich występowania • 5 pierwszych dni po wystąpieniu urazu • rany otwarte w okolicy masowanego mięśnia • owrzodzenia • łuszczyca • wypryski ropne • hemofilia • choroby zakaźne • niewyrównane choroby serca • tętniaki • nowotwory złośliwe i niezłośliwe • żylaki (zwłaszcza podudzia i uda).


MARKA PREMIUM W PROMOCYJNYCH CENACH

WWW.SANTACRUZ-PL.COM

87

DOSTĘPNA RÓWNIEŻ W LEASINGU


s u P e r T r a s a

TOUR DE TATRY! Każdy ma swoje ulubione trasy, miejsca, do których lubi wracać – zaplanowane na odpowiedni moment sezonu, czekają na nas niczym nagroda. Jedni lubią odwiedzać takie miejsca w trakcie intensywnych okresów treningowych, inni odkładają je na sam koniec, kiedy już nic nie muszą, a wszystko mogą – wtedy są w stanie w pełni docenić piękno okolicy, w której przyszło im się znaleźć. Dla mnie od kilku lat jest jedna trasa, która w zasadzie kończy sezon – i niezależnie od tempa, w jakim ją pokonuję, pozwala naładować akumulatory na zimę i nie zapomnieć, o co w tym całym kolarstwie chodzi. Zapraszam Was na najlepsze 200 km wokół Tatr, jakie można sobie wyobrazić – najlepszy sposób na poczucie klimatu Alp bez wyjeżdżania z Polski. Tekst i zdjęcia: Jan Piątkiewicz

88


Tour de TaTrY!

G

eneralnie mój plan na szosową pętlę wokół Tatr jest dość stały, aczkolwiek z roku na rok w jakiś sposób ewoluuje, w zależności od warunków, jak i... potrzeb. A.D. 2015 po chyba najlepszym sezonie w życiu, noga aż swędziała, żeby było nieco mocniej, ostrzej, aczkolwiek bez utraty bezcennego klimatu coffeeride z kumplami. Bo wiecie, wokół Tatr to nie Tour de Tatry – nie chodzi o to, żeby się ścigać, ale raczej cieszyć pięknem naszych gór, w oszałamiających okolicznościach zmiany pór roku. Tatry są piękne zawsze – świątek, piątek czy niedziela, jednak dla mnie szczególny urok zyskują jesienią właśnie. Feeria barw, czystość powietrza i to fantastyczne przejście z lekko mroźnych poranków, zwiastujących rychłe nadejście zimy, do pełnego słońca, przypominającego nieodległe lato. Znacie to uczucie? Idealne zgranie rytmu dnia z rytmem naszego organizmu – pokryta szronem, powoli ustępująca jesiennym barwom przyroda budzi się do życia w miarę intensyfikacji rozgrzewających promieni słońca – tak jak nasz organizm wkręca się na wyższe obroty po pierwszych sennych kilometrach, gdzie jeszcze momentami świta nam w głowach – czy nie lepiej byłoby teraz leżeć w ciepłym łóżku w Krakowie?

Faktografia – wokół Tatr 200 km można przejechać stosunkowo bezstresowo, a to, ile i jakie podjazdy staną nam na drodze, zależy od wybranej opcji. Ja preferuję taki kierunek – start z Zakopanego albo Jurgowa (druga opcja ma jeden plus – mniejszy tłok i na dzień dobry nie ma podjazdu do Łysej Polany, ale akurat dla mnie to jedna z ulubionych części dnia), wjazd na Słowację, a potem stopniowe wspinanie się w stronę Strbskiego Plesa. Potem zjazd do Liptowskiego Mikulaszu, dobry makaron i latte, a następnie wspinanie pod Zuberec. Do Polski wracam przez Suchą Horę, potem szybkie Kościelisko i... zwykle małe dokręcanie w dół Poronina, żeby na liczniku wybiło okrągłe 200 km. Można jechać w drugą stronę, ale moim zdaniem wtedy zjazdy są nudniejsze, a podjazdy bardziej uciążliwe – największym plusem tej wariacji jest to, iż unikamy na koniec dnia zjazdu wyjątkowo dziurawym i śliskim fragmentem dróg przy ciepłych

źródłach w Witanowej – ta szosa od lat prosi się o remont, jednak z roku na rok wygląda tylko coraz gorzej. Jednak na tym plusy się kończą – wybierając tę opcję pod koniec dnia, przy zachodzie słońca i generalnie najlepszych widokach, będziemy się wspinać w lesie w stronę Zakopanego, zamiast cieszyć promieniami słońca na podjeździe pod Zuberec, który jest jednym z najpiękniejszych na trasie. Dodatkowo wybierając jako punkt startu Jurgów, musimy się liczyć z tym, że kosztem braku podjazdu na początku dnia, na koniec czeka nas podjazd do Bukowiny Tatrzańskiej (na szczęście nie przez „Ścianę Bukowina” ), który jest: a) brzydki b) jest podjazdem, a nie wiem, czy to najprzyjemniejszy pomysł, mając 200 km w nogach. Nieco o samej trasie – zwykle kiedy słyszymy „200 km po górach”, przed oczami mamy jakiś piekielny etap wielkiego touru, z alpejskimi przełęczami, krętymi zjazdami itp. Cóż, pomimo najszczerszych chęci, nasze kochane Tatry nie mogą się równać z Alpe d'Huez i chociaż widokowo sprawią nam niesamowitą radość, to jednak poziomem trudności podjazdów i profilem tras, znacząco odbiegają od najwyższych gór świata. Nasza trasa raczej nie obfituje w pionowe ściany, podjazdy są raczej... idealne. Co przez to rozumiem? Podjazd idealny to taki, który ma w miarę stałe nachylenie i to takie, które wymaga chwili zastanowienia, czy jedziemy pod górę. Podjazdy na naszej trasie są takie, że kiedy już się rozgrzejemy i wkręcimy na obroty, w zasadzie nie odczuwamy specjalnie tego, iż jedziemy pod górę – a często w momentach, w których nachylenie nieco spada, musimy mocno nagłowić się, czy jedziemy dalej pod górę, czy to już płaskie. Genialnie – możemy żwawo kręcić, noga sama się robi, nic nie stoi na przeszkodzie rozmowom z kumplami (szerokie pobocza, jak i generalnie drogi). Podjazdów bardziej stromych jest dość mało – najtrudniejszym jest ten pod Zuberec (premia górska 2 kategorii), który dodatkowo charakteru nabiera przez fakt, iż zaczyna się na ok. 140 km trasy. Dla lubiących wyzwania, fajnym urozmaiceniem trasy jest odbicie nieco w bok przed rozjazdem na Strbske Pleso – rozpoczyna się tutaj podjazd pod słowacką wariację na temat Morskiego 89


s u P e r T r a s a

Oka, czyli Popradzki Staw. 1493 m n.p.m. i świetna, wąska, BARDZO stroma droga dojazdowa. Jakich przełożeń byśmy w rowerze nie mieli i tak będzie sztywno – „podążanie szlakiem węża” też wysoce niewykluczone. Piękne jest to, iż w zasadzie wjeżdżamy do serca Tatr, do ścisłego parku narodowego – a nie ma zakazu dla rowerzystów. Warto więc skorzystać – pod Morskim Okiem raczej tego wyczynu nie powtórzycie. Widoki... widowiskowe, warto jednak mocno zastanowić się nad naszą formą, bo ten fragment trasy, jeśli chcemy przejechać pełną pętlę, może naprawdę mocno rozładować akumulatory. A nie chcemy przecież, żeby gdzieś dalej, tuż przed końcem wyprawy, wybombiło nas tak, że nawet kroplówka z izotonika nie pomoże. Na trasie wokół Tatr możecie nacieszyć nogę jednymi z najdłuższych podjazdów dostępnych w bezpośredniej bliskości Polski – ponad 20 km po słowackiej stronie w kierunku Strbskego 90

Plesa, a później premia 2 kategorii na ponad 11 km do Zuberca. Prawie Alpy – generalnie na całej pętli 200 km mamy 12 premii 4, 3 i 2 kategorii. 1 nie ma – chyba że skoczycie do wspomnianego Popradzkiego Stawu. Jak podjazdy, to i zjazdy – fragment od Strbskego do Liptowskiego Mikulaszu to istny fenomen, bo mamy ponad... 40 kilometrów w dół! Wbrew pozorom, to jeden z bardziej zdradliwych fragmentów trasy dla „świeżaków”, bo droga ma minimalne nachylenie w dół i aż prosi się o dokręcanie. Wiecie – taki zjazd, gdzie bez pedałowania rower specjalnie nie pojedzie, ale dokręcając można w godzinę przejechać ponad 40 km – my w tym roku, pod wiatr, zrobiliśmy 40,1. Jednak to niesamowicie zdradliwe – takie tempo, mimo ujemnego nachylenia, mocno angażuje nasz organizm i łatwo przegapić puls rzędu 160-170 bpm. Podczas takiego tempa energia ucieka dość szybko – przypominamy, że to nie wyścig i oczywiście da się szybciej... ale nie o to tutaj chodzi.

Wróćmy do sedna – to nie opis wyścigu, więc nie będę Wam opowiadał, jak to nie ustawiłem się na rancie albo jak mordercze tempo było w ucieczce na jednym z podjazdów. Opowiem Wam za to, że nic nie może się równać z zapachem powietrza o 8 rano pod koniec września w górach i jak przyjemnie jest czuć ciepło stopniowo rozlewające się po zmarzniętym i rozespanym organizmie, w miarę pokonywania kolejnych kilometrów podjazdu. Zaczynacie w milczeniu, każdy na swój sposób próbuje się dobudzić i doprowadzić ciało do optymalnego funkcjonowania – i tak do pierwszego szczytu, kiedy skąpane w porannym słońcu góry pokazują się w całej okazałości. Wtedy zapominacie o całym tygodniu, o pracy, problemach, a przede wszystkim o ciężarach regularnego trenowania. Nie istnieje już trenażer w zimowe wieczory, nie istnieją interwały po płaskiej jak stół pobliskiej wiosce – jesteście Wy, dwóch kumpli i rozmowy o tym, co naprawdę


Tour de TaTrY!

kochacie. No Garmin, no rules – być może taki moment w sezonie to pierwsza okazja żeby podnieść wzrok znad licznika i zobaczyć, jak piękne są horyzonty, które otwiera przed Wami kolarstwo. Szybkość, mobilność, możliwość docierania tak daleko, tylko dzięki sile Waszych mięśni – czujecie, że na całą radość z jazdy zapracowaliście sami. Jest kilka fragmentów na tej trasie, które wywołują na twarzy uśmiech od ucha do ucha. Jest kilka momentów, które chętnie zapisałbym w swojej pamięci i odtworzył innym jako ilustrację do hasła „piękno kolarstwa szosowego”. W takich dniach, tak długo wyczekiwanych, cieszy wszystko – bo jesteście dokładnie tam gdzie chcieliście być i też doskonale wiecie, po co tam jesteście. Nikt nie będzie więc marudził, że dzisiaj nie ma nogi, źle się ustawił, albo w sumie to w tygodniu się nie wyspał. Ktoś się świetnie wyśpi i dwa dni wcześniej będzie ładował w siebie węglowodany, a inny pójdzie 91


s u P e r T r a s a

na imprezę ze znajomymi i rano stawi się na zbiórce skacowany. Ale nikt nie będzie narzekał – bo niezależnie od podejścia i przebiegu sezonu, w tym jednym momencie wszyscy jesteśmy tutaj tylko po to, żeby czerpać z szosy tyle przyjemności, ile się da. Co musicie zrobić na tej trasie? Na pewno nie musicie się ścigać, nie musicie sprawdzać, czy udało Wam się pobić jakiegoś KOMa na Stravie – za to na pewno musicie strzelić fotkę Tatrom pod Zubercem. Obowiązkowo musicie zatrzymać się na kawę i makaron w Liptowskim Mikulaszu – mieście, które może nie jest urokliwą alpejską wioską, ale pozwala nieco podładować akumulatory. Jeśli lubicie dreszczyk emocji, możecie spróbować przekonać się, jak to jest osiągnąć 100 km/h, zjeżdżając z Hut do Zuberca (chociaż może jednak połamanie się na koniec sezonu, to nie najszczęśliwszy pomysł). Jest też coś jeszcze – finał trasy wokół Tatr, moment, kiedy dojeżdżacie już do samochodu, to (przynajmniej w moim wypadku) dużo więcej niż po prostu koniec jakieś tam wycieczki czy treningu – to symboliczne zakończenie sezonu, które dzięki takim okolicznościom, takim widokom i takim emocjom, niezależnie od tego, co się w owym sezonie działo – zawsze jest piękne. To taka kropka nad i – widzę, ile zrobiłem, o ile się poprawiłem, zapominam o wszystkim, co nie wyszło. To najprostsza recepta na wszystkie niepowodzenia – skończyć dzień/sezon/rok/zadanie w najpiękniejszy z możliwych sposobów. Cóż – już klasyk mawiał, że mężczyzn poznaje się po tym, jak kończą. I chociaż w jeździe na rowerze to nie cel, a droga do niego jest najważniejsza – to warto kończyć z podniesioną głową.

92


dieta kolarza

W

chleb Domowej roboTy

ostatnim czasie możemy zaobserwować, iż coraz większa rzesza ludzi zabiera się za własnoręczne pieczenie chleba. Dzisiaj zdradzę wam jeden z przepisów właśnie na domowej roboty chleb. Wiele osób rezygnuje ze spożywania pieczywa ze względu na to, że jest on wyrabiany na drożdżach, a dodatkowo producenci dodają do niego

Tekst i zdjęcie: Konrad Tomasiak

wiele polepszaczy smaku i przyśpieszaczy. Do naszego chleba zamiast drożdży używamy zakwasu. To jest najbardziej czasochłonna część całego procesu, chyba że możemy pożyczyć gotowy zakwas od znajomych. Jeżeli jednak nie ma na to szans, to musimy raz się poświęcić i zrobić go samemu dla naszego zdrowia. Polecam zakwas żytni – został on użyty w poniższym przepisie. Podczas

co potrzebujesz: 3  zakwas żytni – 3 łyżki 3  2 szklani maki chlebowej (typ 750) 3  1 szklanka mąki żytniej 3  1 szklanka mąki pełnoziarnistej 3  1/2 szklanki ziaren słonecznika 3  1 łyżka soli 3  500-600 ml ciepłej wody 3  otręby, płatki owsiane, siemię lniane zmielone (opcjonalnie)

procesu fermentacji zakwasu rozkłada się kwas fitynowy, co umożliwia powstawanie wchłanialnych form mikroelementów zawartych w ziarnach zbóż. Tak więc oprócz tego, że nasz chleb będzie miał dużą porcję zdrowych i bogatych w wartości odżywcze składników, to dodatkowo mamy pewność, że większość z nich wchłonie się do naszego organizmu.

1)  Wszystkie składniki mieszamy ze sobą i wyrabiamy ciasto,  które powinno mieć gęstą konsystencję

2)  Ciasto zostawiamy w ciepłym miejscu na 9-12 h,  najlepiej zostawić na całą noc do wyrośnięcia

3)  Smarujemy foremkę olejem i posypujemy otrębami

4)  Rozgrzewamy piekarnik do 220 stopni i pieczemy przez 15 minut,  a następnie przez kolejne ok. 45 minut w temp. 200 stopni

5)  Chleb od razu po wyjęciu z piekarnika wyjmujemy z foremki  i zostawiamy do ostygnięcia.

93


zdjęcie: anna Musiał

F E L i E T o N

Piotra Zarzyckiego

NAJWAŻNIEJSZA IMPREZA W SEZONIE

M

oi znajomi często mnie pytają o najnowsze wieści z wielkich imprez kolarskich. Kto wygrał, z jakim czasem, jakie były różnice na mecie. I tu mam kłopot. Bo ja nie jestem typowym kibicem kolarskim. Bo gdy już nawet podejmę decyzję, że będę śledził w telewizji jakiś wyścig i już nawet sobie zrobię herbatę i zaopatrzę się w słone paluszki, i gdy nawet już przyjmę wygodne miejsce w fotelu, i gdy nawet już doczekam do startu, i gdy nawet już dokładnie przyjrzę się, kto jest na starcie, jakie mają rowery, jakie kaski i jakie koszulki, to, gdy oni po sygnale ruszają na trasę, coś dziwnego się we mnie dzieje. Nie mogę wytrzymać. Coś we mnie buzuje. I po jakichś 15 minutach już moje nogi nie wytrzymują i też chcą jeździć. Wtedy wyłączam telewizor, biorę swój rower i idę pojeździć. A gdy wracam oni też już kończą wyścig i tylko przemknie mi przed

94

oczami, kto jest pierwszy, ewentualnie drugi. Siadam wtedy w fotelu i wspominam swój wyścig. Bo gdy jadę na rowerze, to w głowie sobie sam komentuję te wszystkie piękne samotne ucieczki i to, jak przez wiele kilometrów zmagałem się z przeciwnym wiatrem i uciekałem peletonowi. I to jak gonił mnie pościg, ale się nie dałem. I wspominam, jak pięknie brałem zakręty na górskiej szosie, ewentualnie na wąskich uliczkach miasta. Dlatego nie jestem dobrym przykładem, aby podać statystyki wyścigów. Mogę jedynie potwierdzić. Rafał Majka to jest wielki sukces polskiego kolarstwa. Chciałbym, żeby na dużych wyścigach było na podium więcej Polaków. Dlatego bardzo doceniam Rafała Majkę. I Sławomira Łukasika – zjazdowca, drugiego w Europie. A potem przychodzi mi na myśl lokalna impreza. W pewnej małej miejscowości zorganizowano wyścig o puchar

burmistrza. I sobie pomyślałem: to jest dopiero coś – zorganizować ludziom wyścig. Dlaczego to jest ważne? Bo właśnie to jest prawdziwe kolarstwo. Bo prawdziwe kolarstwo zaczyna się wtedy, gdy zwykły człowiek ma możliwość wystartować w wyścigu i poczuć się jak kolarz. To właśnie na takich lokalnych imprezach zaczyna się prawdziwe kolarstwo, a dzieciaki, które tam startują zaczynają czuć smak tej rywalizacji. I dorośli także. Jak pewnie wiecie, zaczynałem jeździć na rowerze dosyć późno. Ale to właśnie zaplanowane starty w zawodach motywowały mnie do treningów. Bo prawdziwe kolarstwo zaczyna się wtedy, gdy zwykli ludzie jeżdżą na rowerach. A zwłaszcza najmłodsi. A potem trafiają do klubów. A potem na największe imprezy na świecie. Dlatego dla mnie najważniejsza impreza w sezonie to zawsze ta, na której osiągnąłem najlepszy wynik. Tylko to się w życiu liczy.


Kross Merida rose

Szklarska Poręba i Świeradów-Zdrój

to mekka kolarzy, biegaczy, pływaków oraz osób czynnie uprawiających sport i rekreację.

najlepsze Sport Hotele Interferie Sport Hotel Bornit 58-580 Szklarska Poręba ul. Mickiewicza 21 Tel 75 647 25 03-04

bornit@interferie.pl

Interferie Aquapark Sport Hotel 59-850 Świeradów Zdrój ul. Kościuszki 1 Tel 75 781 67 32

malachit@interferie.pl

www.interferie.pl

położone w górach Co oferujemy: a pełnowymiarowy basen 25m x 10m a pełnowymiarową salę sportową do gier zespołowych 13m x 23m a profesjonalne centrum testowe rowerów KTM (w tym rowery elektryczne, standardowe a przyczepki rowerowe, sklep, serwis) a profesjonalną salę do ćwiczeń ruchowych, siłowych i cardio a sprzęt do badania wydolności organizmu a gabinety do masażu i zabiegów a kompleks nowoczesnych saun (fińska, parowa, infrared) a specjalną dietę dostosowaną do potrzeb sportowców i osób czynnie uprawiających sport a sale konferencyjne umożliwiające spotkania trenerskie a miejsce do przechowania sprzętu sportowego

NIE CZEKAJ

przyjedź i trenuj razem z nami45


SKLEPY ROWEROWE W KTÓRYCH KUPISZ NASZE PISMO ANDRYCHÓW GOOD SPORT ul. Krakowska 68 tel 33 875 11 47 fax 33 875 21 60 sklep.andrychow@ goodsport.com.pl www.goodsport.pl Merida, Scott, Kross, Goodman, Trek

BIAŁYSTOK PODLASKIE CENTRUM ROWEROWE SPRINT ul. Sienkiewicza 81/3 lok. 03 tel. 85 676 13 95 sprint@sprint-rowery.pl www.sprint-rowery.pl www.rower.bialystok.pl Giant, Trek, Specialized, Centurion PODLASKIE CENTRUM ROWEROWE SPRINT 2 ul. M.C. Skłodowskiej 3 tel. 85 732 85 11 sprint@sprint-rowery.pl www.sprint-rowery.pl www.rower.bialystok.pl Specialized, Unibike, KTM PODLASKIE CENTRUM ROWEROWE SPRINT SALON GIANT ul. Zwycięstwa 10 tel. 85 661 03 91 sprint@sprint-rowery.pl www.sprint-rowery.pl www.rower.bialystok.pl Giant Dopiski SPORT,SKI,BIKE - Sciagly Gruby EE

SKLEPY ROWEROWE PELETON ul. Jałbrzykowskiego 2 sklep2@peleton.pl ul. Ciołkowskiego 157 tel. 85 662 31 00 faks 85 653 91 80 sklep@peleton.pl www.apg.pl

SKLEP ROWEROWY ANDZIK-ROWERY, QUADY, SKUTERY ul. Hetmańska 67 tel. 884 00 00 75 andzik.rowery@gmail.com www.andzik.pl Kross, Orbea, Romet, Cf Moto, Pedros, Ritchey

BOLESŁAWIEC BIKESTACJA.PL ul. Dolne Młyny 78 sklep@bikestacja.pl www.bikestacja.pl Kcnc, Shimano, Dt, Continental,Geax, Notubes, Novates, Sapim, Trek, Sram, Bulls, Schwalbe, Selle Italia

BRODNICA P.H.U. BIKER BUDZYK SKLEP ROWEROWY DAMIAN BUDZYŃSKI ul. Podgórna 47 tel. 509-687-622 sklep@biker-budzyk.pl Giant, Unibike, Cossack

BYDGOSZCZ ALMOT ul. Jagiellońska 85 kom. 668 808 215 karol@almot.com.pl PHU ROWER ul. Fordońska 226, róg Wiślanej tel./faks 052 344 09 17 rowerbydgoszcz@op.pl www.rowerbydgoszcz.pl Scott, Unibike, Merida, Kross SALON ROWEROWY „WĘDROWIEC” ul. A. G. Siedleckiego 14 tel./faks 52 320 22 53 wedrowiecbdg@onet.eu Giant, Kross, Northtec, Raleigh, Merida, Arkus ROWERTOUR.COM ul. Pułaskiego 45 tel. 52 521 25 66 biuro@rowertour.com www.rowertour.com Shimano, Schwalbe, Crosso, Kryptonite, Rogelli, Sigma Sport, SKS, Elite i wiele innych

BYSTRZYCA KŁODZKA SKLEP I SERWIS ROWEROWY VIOLETTA, DARIUSZ CIEŚLIK – WYPOŻYCZALNIA, CZĘŚCI ROWEROWE ul. Słowackiego 3 tel. 515 186 430 tel. 074 644 14 41 rowerowy@vp.pl Kross, ,Kellys, Fuji, Author, Merida BYTOM CENTRUM ROWEROWE KUCHARSKI ROWERY ul. Zabrzańska 149 tel. 32 387 48 13 biuro@kucharskirowery.pl www.kucharskirowery.pl Orbea, Maxim, Medano, Haro, Raleigh

CENTRUM ROWEROWE RB ROWEREK ROMAN BADURA ul. Witczaka 12 tel.32 282 35 25 pogotowie rowerowe 501 171 558 sklep@rb-rowerek.pl www.rb-rowerek.pl Trek, Scott, Kross, Giant, Merida, Author, Romet i inne

CHEŁM SKLEP ROWEROWY A. BEDLIŃSKI ul. Kolejowa 67 tel. 082 564 30 78 tel. 506 106 007 andrzej@bedlinski.com facebook/kolejowa 67 CHODZIEŻ BAD BIKE TOMASZ ALBRECHT ul. Zwycięstwa 8 tel. 695 911 430 www.badbike.pl info@badbike.pl Kellys, Shimano, Scott, Kettler, Unibike

CHORZÓW HURTOWNIA ROWERÓW I SPRZĘTU SPORTOWEGO ul. Mościckiego 34 tel./faks 32 241 31 92 tel. 693 028 192 mgmrowery@op.pl www.rowerymgm.pl.tl Kross, Merida, Ghost, Spokey CHYBIE FHU ZICO JANOTA MICHAŁ ul. Bielska 77 tel. 33 85 85 288 tel. kom. 508 131 283 www.zico-bike.pl biuro@zico-bike.pl Merida, Kellys, Winora, Haibike, Unibike, Mongoose, Majdller, Rock Machine, Cossack

CZELADŹ SKLEP ROWEROWY PRZEMYSŁAW KUSA ul. 1-go Maja 7 tel./faks 32 265 30 63 p.kusa@op.pl www.rowery-czeladz.pl Author, Kellys, CTM, Maxim CZĘSTOCHOWA BDC-BIKE ul. Gen. Sikorskiego 9 tel. 34 360 11 22 salonczestochowa@ bdc-bike.com www.bdc-bike.com Jamis, Kross, Merida, Kellys

MAR-BIKE LTD serwis/sklep: ul. Niedługa 7 tel./faks 34 371 06 59 tel. 34 363 35 33 marbikerowery@gmail. com www.marbike.pl Eurobike, Corratec, Jamis SKLEP FIRMOWY ORBEA, CATLIKE, HUTCHINSON, ORCA, PEDROS, RITCHEY …I WIELE WIĘCEJ IROWERY.PL ul. Wilgowa 65A tel. 34 366 04 56 biuro@pol-sport.com www.irowery.pl DĄBROWA GÓRNICZA MAGNES ul. 3 Maja 20 tel./faks 032 764 07 58 magnesrowery@gmail. com www.rower.dabrowa.pl Kellys, CTM, Maxim, Mattpro

DOBCZYCE NEGRA SPORT ul. Mostowa 16a tel. 519 138 601 www.negrasport.pl Zasada Bikes – Maxim, Medano, Haro, Diamond Back

DZIERŻONIÓW SKLEP ROWEROWY EUGENIUSZ DEJNEK ul. Przesmyk 3 tel./faks 074 831 60 35 rowery-dejnek@wp.pl www.rowery-dejnek.pl Felt, Giant, Author, Kellys, Specialized, Raleigh

GDAŃSK ROWERSI, SK CENTRUM S.C. ul. Chałubińskiego 13 tel./faks 058 300 43 34 sklep@rowersi.pl www.rowersi.pl Kross, Kellys, Merida, Author, Orbea

SALON ROWEROWY WYSEPKA SHIMANO SERVICE CENTER ul. Grunwaldzka 470 (Hala Olivia) tel. 58 340 38 92 biuro@wysepka.pl www.wysepka.pl Scott, Specialized, Kross, Ridley

GDYNIA ŻUCHLIŃSKI ul. Morska 360 A tel. 058 664 07 55 faks 058 663 88 59 sklep@zuchlinski.com.pl GŁUBCZYCE SPRZEDAŻ I NAPRAWA ROWERÓW ul. Dworcowa 32 tel./faks 077 485 35 51 tel. 606 30 90 81 wieslaw.kubeczek@op.pl GOLENIÓW BIKE MULTI SPORT ul. Rzemieślnicza 6 tel. 91 418 08 73 info@bikemultisport.pl www.bikemultisport.pl Giant, Trek, Jamis, Maxim, Bottecchia, Eurobike

GORZÓW WLKP. MISTRZOWSKIE ROWERY - LECH PIASECKI ul. Wyszyńskiego 158 tel. 880 110 110 tel. 957 231 072 piasecki.rowery@wp.pl www.lechpiasecki.pl Trek

SKLEP SPORTOWOROWEROWY MARIA MAGDZIARZ ul. Okólna 28A tel./faks 95 732 27 45 sklep@sprintbike.pl www.sprintbike.pl Giant, Maxim, Kross, Scott, Cube

GRUDZIĄDZ EBAR DOBRE ROWERY ul. Legionów 11 tel. 56 462 28 72 ebarg@silesianet.pl www.ebar.tfirma.pl Author, Giant, Unibike, Kross HRUBIESZÓW STOWARZYSZENIE HRUBIESZÓW NA ROWERACH ul. Ciesielczuka 2 kom. 505 735 101 info@ hrubieszownarowerach.pl www. hrubieszownarowerach.pl

„Magazyn Rowerowy” dostępny jest w salonach prasowych EMPiK, Inmedio, Relay, Kolporter, Ruch, Garmond. JABŁONNA K. WARSZAWY ROWERTAK ul. Modlińska 16 B tel. 22 782 5324 sj@rowertak.pl www.rowertak.pl Kross, Giant, Hercules, Kellys

JAWORZNO MK BIKE ul. Grunwaldzka 137 tel. 032 61 63 711 jaworzno@mkbike.com.pl www.dobrerowery.com JELENIA GÓRA SKLEP I SERWIS ROWEROWY PRO-BIKE ul. Poznańska 4 tel. 75 752 49 93 tel./faks 75 764 71 63 sklep@pro-bike.pl www.pro-bike.pl Scott, Unibike, Merida, Mbike, Apache

KALISZ BIKE SERWIS ul. Św. Michała 130 tel. 62 764 00 62 www.ebikeserwis.pl info@ebikeserwis.pl Merida, Kellys, Scott

GILICKI BIKE ul.Legionów 22 tel. 62 503 09 22 tel. 604 485 083 www.gilickibike.pl sklep@gilickibike.pl Specialized, Trek, Merida, Kellys

KAMIENNA GÓRA KUZ-BIKE ul. Słowiańska 8 tel. 75 744 27 32 jw.rowery.kamgora@tlen.pl Author KATOWICE MBIKE ul. Francuska 49a tel. 032 785 86 57 tel. 0 801 000 239 katowice@mbike.pl www.katowice.mbike.pl Author, Accent, Agang

X-SPORT – SERWIS, SKLEP, WYPOŻYCZALNIA ul. Andrzeja 8 tel./faks 32 253 80 65 xsport@x-sport.pl www.x-sport.pl Cube, Giant, Kona, Electra KĘDZIERZYN-KOŹLE CYKLO-SPORT ul. Piramowicza 8 tel./faks 77 482 51 68 cyklosport@wp.pl Author, Merida, Kross, Unibike, Dartmoor, Cateye, Accent ROWERY SPORT SERWIS JAN PATERAK ul. Sienkiewicza 1 tel./faks 77 482 48 32 paterakrowery@gmail.com www.paterak-rowery.pl Kellys, Giant, Unibike Maxim, Romet

KĘTY CYKLO-KĘTY ROWERY SERWIS ul. Wyspiańskiego 4 tel./faks 033 845 18 72 cyklokety@poczta.onet.pl www.rowerykety.com TREK, Mavic, Kross

KIELCE WSÓŁ SPORT ul. Świętokrzyska 20 tel: 41 240 58 86 wsolsport@wsolsport.pl www.wsolsport.pl Specialized, Kross, Hercules

ETOB-SPORT ul. Paderewskiego 18 tel. 41 366 06 47 faks 41 345 79 18 sklepetob@poczta.onet.pl Giant, Unibike, Arkus&Romet

KŁODZKO F.H.U. SPORT-SERWIS ul. Grottgera 6 tel./faks 74 867 84 10 goldenking@poczta.onet.pl Giant, Merida, Felt KOŁOBRZEG K-2 ROWER SPORT SERWIS CENTER-WYPOŻYCZALNIA ul. Wojska Polskiego 28H tel. 507 234 283 tel./faks 94 354 78 74 www.k2rowery.sklep.pl Merida, Unibike, Kellys, Continental, Shimano, Schwalbe, Romet, Jamis

KOZIENICE PRZEDSIĘBIORSTWO HANDLOWO-USŁUGOWE „ROWMOT” ul. Sportowa 2 tel. 48 382 00 90 www.rowmot.eu KRAKÓW MBIKE ul. Łobzowska 40, tel. 012 633 83 72, tel. 0 801 000 239 info@mbike.pl www.mbike.pl Author, Mondraker, Accent

POGOTOWIE ROWEROWE - PROFESJONALNY SERWIS SKLEP ROWEROWY ul. Kalwaryjska 14 tel. 012 296 33 50 tel. 509 562 454 pogotowie.rowerowe@ interia.pl PROFESJONALNY SKLEP ROWEROWY PROFIDEA BODY GEOMETRY FIT STUDIO ANALIZA I DOBÓR POPRAWNEJ POZYCJI NA ROWERZE ul. Piłsudskiego 30 tel. 608 363 383 profidea.bike@gmail.com www.profidea.pl Specialized, S-WORKS, Lapierre, Shimano, SRAM, ZIPP, Syntace

ISPORT ul. Zakopiańska 56 tel./faks 012 267 03 94 isport@isport.pl www.isport.pl Giant, Centurion, Cannondale, Kross

SECESJA ul. Wielicka 8 tel./faks 12 656 20 91 secesja@secesja.pl www.secesja.pl Ghost, Unibike, Author, Merida

SERWIS ROWEROWY BIKEGARAŻ Bikegaraz.pl Kościelna 3 www.bikegaraz.pl www.facebook.com/ bikegaraz 506-494-833

KROTOSZYN PRO ACTIVA ul. Kościuszki 5 tel. 508 234 507 proactiva@o2.pl www.proactiva.com.pl Orbea, Kands, Endura, Kellys

LEGIONOWO BDC-BIKE ul. Zegrzyńska 6 tel. 22 784 00 63 salonlegionowo@bdc-bike. com www.bdc-bike.com Jamis, Kross, Merida, Kellys

DAX DARIUSZ SIERADZ ul. Sienkiewicza 12 tel. 22 774 10 11 rowerydax@rowerydax.pl www.rowerydax.pl Accent, Author, Merida, Wheeler, Unibike

LESKO BIKESPORT ul. Unii Brzeskiej 6 tel. 13 469 85 74 bikesport@op.pl Author, Accent, Unibike, Agang

LESZNO BIKESHOP.PL AKCESORIA, CZĘŚCI, SERWIS ul. Leszczyńskich 27 tel. 65 520 30 47 info@bikeshop.pl www.bikeshop.pl Author, Accent, Wheeler, Romet

STREFA SPORTU STREFASPORTU.PL ul. Cicha 1A tel. 609756656 mail: info@strefasportu.pl

LUBIN BIKE SKLEP ROWEROWY BOGDAN MAKUCHOWSKI ul. Jana Pawła II 60 tel./faks 76 844 70 33 teambikelubin@poczta. onet.pl www.sport-lubin.pl Merida, TT, Controltech, Maxxis, Shimano CENTRUM ROWEROWE POLONIA, JACEK BODYK ul. Odrodzenia 8 tel. 76 846 67 87 j_bodyk@o2.pl, Scott, Cube, Merida, Felt, Raleigh LUBLIN AMS DOBRE ROWERY ul. Wojciechowska 5a tel./faks 81 527 00 99 amsnovi@gmail.com www.rower.lublin.pl

CYKLO ul. Wigilijna 6/u6 tel./faks 81 743 65 76 www.cyklo.lublin.pl Author, Giant, Wheeler, Mavic, Rock Shox

INŻYNIERIA ROWEROWA ul. Rusałka 17 A lok. 40 tel. 081 443 45 01 kontakt@ inzynieriarowerowa.com www.inzynieriarowerowa. com New Ultimate, Lapierre, Orbea, Fox

SKLEP I SERWIS ROWEROWY „JERZO” MGR JERZY MITURA ul. Struga 77 tel./faks 81 524 11 44 tel. kom. 601 396 322 jerzy.mitura@op.pl Kellys, Author, Felt, Accent

LUBOŃ PHU RELAX ZBIGNIEW SZYMKOWIAK ul. Strumykowa 16 tel. 061 813 18 18 sklep.relax@interia.pl Kellys, Unibike ŁÓDŹ DYNAMO-ŁÓDŹ ul. Kilińskiego 3 tel. 042 630 69 57 dynamo@dynamo.com.pl www.dynamo.com.pl Giant, Specialized

NAPRAWA ROWERÓW RYSZARD KASIŃSKI ul. Legionów 51 tel. 501 092 016 bikeservice@wp.pl SPRINT ANDRZEJ LIWIŃSKI ul. Kopernika 58 tel. 042 636 95 86 sprint@rowery-sprint.pl Author, Merida, Kross, Unibike


Sklepy rowerowe oraz sportowe zainteresowane sprzedażą „Magazynu Rowerowego” prosimy o kontakt: tel. 71 337 47 47 lub mail: prenumerata@magazynrowerowy.pl MALBORK PPHU KLAUDEX PRODUCENT ROWERÓW FOLTA ul. Daleka 123 tel./faks 055 272 50 31 SKLEP FIRMOWY KLAUDEX ul. Sienkiewicza 43/1A tel. 055 272 53 42 www.folta.pl Folta, Merida, Giant, Author, Centurion

MIĘDZYCHÓD MINI-LUX ul. Dworcowa 17 tel. 95 748 25 23 sklep@minilux.pl www.minilux.pl Romet, Giant, Merida, Cossack,BBF

MYŚLENICE NEGRA SPORT ul. Jana Sobieskiego 44a tel. 12 653 67 92 www.negrasport.pl Diamond Back, Maxim, Medano, Haro, Eastern Bikes

NOWE MIASTO LUBAWSKIE AGA FIRMA WIELOBRANŻOWA B. MILEWSKI-P.PATALON ul. Grunwaldzka 5 tel./faks 56 474 44 48 agaauto@onet.pl Author, A-Gang, Romet, Kellys NOWOGARD PHUP BICYKL JAN ZUGAJ ul. Młynarska 7 tel. 91 39 26 730 bicykl@op.pl www.bicykl.eu Kellys, Wheeler, Kross, Giant NOWY DWÓR MAZOWIECKI ROWER MOT DOMINIK PODGÓRSKI ul. Legionów 5 tel. 22 775 13 14 tel. 600 310 068 www.rowermot.pl

ROWERTAK Targowisko miejskie, paw. 6 tel. 22 425 14 83 sn@rowertak.pl www.rowertak.pl Kross, Giant, Kellys, Hercules

MANYFESTBMX ul. Pakuska 48 www.manyfestbmx.pl

OLSZTYN SALON ROWEROWY CZESŁAW CIUĆKOWSKI ul. Lubelska 41 E tel. 089 534 36 89 faks 089 534 43 88 cc.salonrowerowy@wp.pl www.roweryciuckowski. go3.pl Giant, Merida, Cube, Author, Hercules, Lapierre, Wheeler, Haibike, Ghost, Unibike, Cannondale, Scott, Gazelle

OPOLE BIKE4RACE SZOSA & PRZEŁAJ SPECJALISTYCZNY SKLEP ROWEROWY ul. Koszyka 34/22 tel. 77 556 02 02 tel. kom. 696 410 566 info@bike4race.pl www.bike4race.pl Autoryzowany Dealer marki RIDLEY

SKLEP INTEROWER ul. Horoszkiewicza 2a tel./fax 77 455 38 79 sklep@interower.pl www.interower.pl Trek, Electra, Wheeler, Romet, Bontrager

OPOLSKIE CENTRUM ROWEROWE ul. Głogowska 23 tel. 77 455 17 69 poczta@salonrowerowy.pl www.salonrowerowy.pl

OŚWIĘCIM GOOD SPORT ul. Konarskiego 26a tel 33 843 01 62 sklep.oswiecim@ goodsport.com.pl www.goodsport.pl Merida, Kross, Goodman, Scott, Trek

PABIANICE ROWERY, CZEŚCI, AKCESORIA ul. Narcyza Gryzla 7 tel. 042 213 66 45 wojtek-mucha-1960@wp.pl Dopiski SPORT,SKI,BIKE - Sciagly Gruby EE

NYSA CENTRAL ul. Piastowska 18/1u tel./faks 077 433 32 74 tel. kom. 501 255 585 mariusz67@o2.pl www.centralbike.pl Kellys, Merida, Kross, Specialized OLKUSZ HADRONSPORT.COM ul. Pakuska 48 www.hadronsport.com

PACZKÓW BIKELOUNGE ul. Daszyńskiego 32/2 tel. 72 426 23 44 alicja@bikelounge.pl Dorcus, Steppenwolf, Klass Bike

PIASECZNO ANNDA SKLEP ROWEROWY ul. Dworcowa 18 lok. użytkowy 2 tel. kom. 504 011 340 tel. 22 737 06 01 annda@vp.pl www.roweryannda. sklepy.pl sprzedaż rowerów naprawa i serwis, sprzedaż częsci rowerowych, Giant, Merida, Cube MAPI SPORT ul. Pod Bateriami 11 tel. 22 737 24 58 mapisport@wp.pl www.mapisport.pl Merida, Kellys, Shimano, Enervit, Maxxis PIEKARY ŚLĄSKIE MMBIKE MARIUSZ MUSIAŁEK SERWIS ROWEROWY I NARCIARSKI ul. Wyszyńskiego 33 tel./faks 32 284 59 55 mmbike@mmbike.pl www.mmbike.pl Scott, Giant, Kellys, Orbea, Saveno, Cossack

PIŁA SKLEP ROWEROWY KOLARZ Al. Piastów 3 tel. 67 349 01 71 kom. 501 55 63 64 www.kolarz.pl sklep@kolarz.pl Trek, Eurobike, Shimano, Magura, Geax, Nutrend

POZNAŃ BICYKL-ZDZISŁAW OBIEGAŁA Os. Jana III Sobieskiego paw. 2 przy bloku 26 tel. 61 823 51 26 faks 61 823 52 22 info@bicykl.com.pl www.bicykl.com.pl Unibike, Merida, Kellys, GT, Kross

BIKE-ON.PL INTERNETOWY SKLEP ROWEROWY ul. B. Krzywoustego 68 tel. 514 151 119 info@bike-on.pl www.bike-on.pl Scott, Giant, Kellys, Unibike, Cube

BIKE-ON.PL INTERNETOWY SKLEP ROWEROWY ul. Obornicka 337 (Galeria Obornicka) 60-624 Poznañ tel. 534 705 290 info@bike-on.pl www.bike-on.pl Scott, Giant, Kellys, Unibike

BIKLAND Al. Solidarności/Mieszka I tel. 61 828 71 47 tel. 697 668 762 os. Piastowskie 74 tel. 61 875 05 64 1bikland@wp.pl Kross, Unibike, Jamis, Raleigh, Rock Machine, Romet, Grand

MARKOWEROWERY.PL os. Zwycięstwa 17 A tel. 61 82 00 161 solidarnosci@ markowerowery.pl www.markowerowery.pl Scott, Giant, Kellys, Unibike

MARKOWEROWERY.PL ul. Krzywoustego 68 (C.H.GIANT) franowo@markowerowery.pl www.markowerowery.pl Scott, Giant, Kellys, Unibike MAXBIKE SKLEP I SERWIS ROWEROWY ul. Promienista 118 tel. 618 667 070 www.maxbike.com.pl Focus, Cervelo, Pashley, Mondraker, Grand

MUSZAK-SKI PROFESJONALNY SKLEP SPORTOWY Ul. Racławicka 91 tel. 61 8 614 416 muszak@muszakski.com. pl www.muszakski.com.pl

RYBCZYŃSKI-BIKES ul. Miodowa 5 tel. 61 847 57 94 www.rybczynski-bikes.pl RYBCZYŃSKI-BIKES ul. Termalna 1 www.rybczynski-bikes.pl ONE MORE BIKE ul. Bukowska 82/84 tel. 61 639 32 29 tel. 506 132 366 info@onemorebike.pl www.onemorebike.pl Gazelle, Batavus, Sparta, Surly

PUŁAWY ROWERTAK ul. Lubelska 55 tel. 81 888 52 70 faks 81 888 07 78 sklep@rowertak.pl www.rowertak.pl Kross, Giant, Kellys, Hercules

PUSZCZYKOWO MAXBIKE SKLEP I SERWIS ROWEROWY ul. Poznańska 75 (obok rynku) tel. 509 044 374 www.maxbike.com.pl Kross , KTM , Focus, Pashley, Batavus RADOM PHU TYTAN ROBERT JONCZYŃSKI ul. Dekarska 4 tel./faks 48 331 28 83 info@tytanrowery.pl www.tytanrowery.pl

RUDA ŚLĄSKA ACTIVA – 1000M2 EKSPOZYCJI, ROWERY ELEKTRYCZNE – CENTRUM TESTOWE, SERWIS ul. Kupiecka 15 tel. 032 340 05 58 www.roweryelektyczne.info www.roweryszosowe. com.pl www.roweryelektryczne. com.pl

RZESZÓW NSB SPORT SERWIS SKLEP I SERWIS ROWEROWY ul. Fredry 8/1 tel./faks 17 852 29 05 nsb@nsbsport.pl www.nsbsport.pl Trek, Autor, Unibike, Jamis, Merida, Cube, Wheeler, Unibike, Romet, Arkus

SKLEP ROWEROWY GRAWITACYJNY.PL. ODZIEŻ, CZĘŚCI I AKCESORIA ROWEROWE tel. 506 141 018 sklep@grawitacyjny www.grawitacyjny.pl Biemme, Rogelli, Uvex,One Industries, Renthal

SANDOMIERZ ODZIEŻOWY SKLEP INTERNETOWY tel. 883 400 770 sklep@guardo.pl www.guardo.pl SIEMANOWICE ŚLĄSKIE BIKE4FUN – SERWIS ROWEROWY, SERWIS NARCIARSKI ul. Jana Pawła II 12, tel. 696 202 783 www.bike4fun.pl, sklep @ bike4fun.pl, Scott, Rock Machine, Giant, Kross, Romet

SIERAKÓW MINI-LUX ul. Poznańska 3 tel. 61 29 53 256 sierakow@minilux.pl www.minilux.pl Romet, Giant, Merida, Cossack, BBF

SKOCZÓW CYKLO-ADAM SKLEP ROWEROWY I SERWIS ul. Rynek 14 (wejście od Garbarskiej) tel./faks 33 852 90 19 cyklo-adam@wp.pl Cossak, Kands SŁUPSK SKLEP I SERWIS ROWEROWY KAWISBIKE ul. Mostnika 3 tel. 534 135 824 kawisbike@prokonto.pl www.kawisbike.pl Scott, Cube, Kellys, Romet

SOCHACZEW BIKELAND.PL CENTRALNY MAGAZYN ROWEROWY ul. 15 sierpnia 17 tel. 22 300 10 10 faks 22 300 10 90 sklep@bikeland.pl www.bikeland.pl www.facebook.com/ bikeland.pl Romet, Kellys, Kross, Northtec, Mexller, Author, Merida, Medano, Raleigh, Folta, Karbon, Embassy SOSNOWIEC MK BIKE ul. Ostrogórska 3 tel. 032 29 69 302 tel. 515 187 558 sklep@mkbike.com.pl www.dobrerowery.com STRZELCE OPOLSKIE ARTYKUŁY MOTORYZACYJNE JACEK HABER ul. Marka Prawego 7 tel./faks 077 463 82 66 info@ebikes.pl SUCHA BESKIDZKA RANT ROWER SKLEP I SERWIS RAFAŁ GÓRKIEWICZ ul. Mickiewicza 163 tel./faks 33 823 20 62 kom. 600 897 635 123rowery@wp.pl Merida, Maxim, Kross, Medano SYCÓW SALON ROWEROWY Nowy Dwór 3 tel. 62 785 44 44 kom. 601 577 278 barsyl@o2.pl www.e-bmx.pl Giant, Unibike, Rayon, BBF, NS SZCZECIN NAPRAWA ROWERÓW M. TUROWSKI osiedle Majowe ul. Wierzyńskiego 5 tel. 914 313 111 tel./faks 091 464 20 99 rowery-turowski@wp.pl www.roweryturowski.pl Giant, Author, Kellys, Felt, Merida, Kross SKLEP ROWEROWY B. CZAPIEWSKI ul. Piłsudskiego 16 tel./faks 091 433 77 00 rowery@czapiewski.info www.czapiewski.info Maxim, Arkus, Mexller SKLEP ROWEROWY CIEŚLAK ul. Witkiewicza 21C tel. 091 487 92 56 faks 091 485 87 39 rowery@rowery.szczecin.pl www.rowery.szczecin.pl Trek, Kellys, Winora, Unibike, Cube TRICARBON.PL-SKLEP TRIATHLONOWY C.H. Nowy Turzyn ul. Bohaterów Warszawy 40 lok. 2 B 4 tel. 883 444 408 sklep@tricarbon.pl

SZCZECINEK SKLEP ROWEROWY B. BIERNIKOWICZ ul. Kościuszki 9 tel. 094 374 05 54 gryfszczecinek@wp.pl

ŚWIDNICA SKLEP ROWEROWY EUGENIUSZ DEJNEK ul. Wróblewskiego 18 tel./faks 074 856 88 80 rowery-dejnek@wp.pl www.rowery-dejnek.pl Felt, Giant, Author, Kellys, Specialized, Raleigh ŚWINOUJŚCIE SKLEP ROWEROWY HALINA KRASOWIAK ul. Karsiborska 5 tel./faks 091 321 02 75 Giant, Kellys TARNOWSKIE GÓRY FHU GŁADYSZ J.K.R. GŁADYSZ SC. SKLEP I WARSZTAT ROWEROWY ul. J. Cebuli 16 tel. 32 285 21 32 roweroteka@op.pl www.roweroteka.pl Author, Unibike, Kross, Maxim, Medano, Specialized, Cossack

TARNÓW SALON ROWEROWY BIENIASZ BIKE ul. Rydza Śmigłego 7 tel./faks 014 621 79 85 SALON ROWEROWY BIENIASZ BIKE WOMEN ul Rydza-Śmigłego 7a/0 tel .14 623 07 59 mirek@bieniaszbike.pl www.bieniaszbike.pl

TCZEW SALON ROWEROWY BOGDAN BONDARIEW ul. 30 stycznia bok@bikestore.com.pl www.bikestore.com.pl Trek, Kross, IdMatch, Stages Cycling TOMASZÓW MAZOWIECKI PH MAŁGOSIA ul. Główna 5 tel 44 723 70 39 www.100rowerow.pl Scott, Giant, Merida, Author, Unibike, Romet, Cossack TORUŃ ROWERY LIDER SPORT JAN LEŚNIEWSKI ul. Kosynierów Kościuszkowskich 4 tel/faks 056 650 82 29 rowery.lesniewski@wp.pl

WAŁBRZYCH PIOTROWSKI-BIKES ul. Mickiewicza 3 B tel./faks 074 843 38 13 piortowskibikes@interia.pl www.piotrowskibikes.pl

WARSZAWA AIRBIKE.PL ul. Dereniowa 6 tel. 22 644 61 91 airbike@airbike.pl www.airbike.pl Shimano, Service Center AIRBIKE.PL ul. Mangalia 4 tel. 22 424 80 45 airbike@airbike.pl www.airbike.pl Specialized, Kellys, Rocky Mountain, GT

AIRBIKE.PL Al. Komisji Edukacji Narodowej 49 tel. 22 405 80 45 airbike@airbike.pl www.airbike.pl Specialized, Kellys, Rocky Mountain, GT AIRBIKE.PL ul. Pańska 57 tel. 22 654 97 20 airbike@airbike.pl www.airbike.pl Specialized, Kellys, MBike, GT AIRBIKE.PL ul. Puławska 531 airbike@airbike.pl www.airbike.pl, Specialized, Kellys, MBike BDC-BIKE ul. Andersa 21 tel. 22 416 92 35 salonandersa@bdc-bike.com www.bdc-bike.com Jamis, Kross , Vittoria, Selle Italia BDC-BIKE ul. Mehoffera 26 tel. 22 676 72 36 salonwarszawa@bdc-bike. com www.bdc-bike.com Jamis, Kross, Merida, Kellys

GIANT-TARCHOMIN ul. Świderska 109G, lok. 27 tel. 022 889 28 56 sklep@giant-tarchomin.pl www.giant-tarchomin.pl KRÓLAK EWA KRÓLAK-BOŃCZAK ul. Grochowska 8 B tel. 022 612 59 99 krolak1@onet.pl www.krolak-rowery.pl Scott, Unibike, Lapierre, Hercules, Magura, Selle Italia, Sportourer, Haibike ROWERY

PRO SHOP KTM’A MEGA-START SKLEP I SERWIS ROWEROWY ul. Miączyńska 5 tel./faks: 22 646 93 03 www.megastart.pl sklep@megastart.pl Shimano, Manitou, Fox ROWEROWEKLIMATY.PL al. Jana Pawła II 72 tel. 22 403 81 01 sklep@roweroweklimaty.pl www.roweroweklimaty.pl Giant, Shimano, Endura, Continental, Brooks, Sigma, Abus, Look, Lazer

SALON ROWEROWONARCIARSKI PRO-BIKE SKLEP I SERWIS, ORAZ SPECJALISTYCZNE SZKOLENIA ZAWODOWE ul. Igańska 34, tel. 22 810 50 55 sklep@probike.com.pl www.probike.com.pl mechanikrowerowy.pl Ponad 200 rowerów Unibike, Merida, Mbike, Apache

SKLEP ROWEROWY PROFI BIKE ul. Nowowiejska 5 tel. 22 825 13 51 Outlet Rowerowy ul.Belwederska 13 faks 22 875 97 51 profibike@wp.pl www.profibike.com.pl Trek, Kross, Jamis, GT, Orbea, Hercules


SKLEPY ROWEROWE„Magazyn Rowerowy” dostępny jest w salonach prasowych EMPiK, Inmedio, Relay, Kolporter, Ruch, Garmond. SKLEP ROWEROWY „TRYBIK” ul. Nowolipki 15 tel. 22 215 73 71 trybik.wyszkow@gmail. com www.trybik.pl Kross, KTM, Creme, Northwave, Puky

WADOWICE SIX SECONDS ul. Mickiewicza 14 tel. 33 872 04 09 sklep@sixseconds.pl www.sixseconds.pl Trek, Scott, Giant, Goodman, Kross

REMAR-SPORT ROWERY ELEKTRYCZNE ul.Robotnicza 1 tel. 531 999 892 tel. 794 521 771 kontakt@remar-sport.pl www.remar-sport.pl NAJWIĘKSZY WYBÓR ROWERÓW ELEKTRYCZNYCH W POLSCE, Hercules, Haibike, Winora, Kross, Kellys ROVELOVE, SKLEP I SERWIS ROWEROWY ul. Buforowa 44 tel. 71 726 64 04 sklep@rovelove.pl www.rovelove.pl Kross, Giant, Dema

ZIELONA GÓRA PHU CYKLOMANIAK PAWEŁ SCHREITER ul. Nowojędrzychowska 1 tel. 068 444 34 93 tel. 605 271 450 cyklomaniak@op.pl www.cyklomaniak.zgora.pl Scott, Unibike, Kross, Onill

RANT JACEK SKRYPNIK ul. Św. Cyryla i Metodego 3 tel./faks 68 323 15 01 tel. 604 527 976 rant-js@wp.pl Author, Accent

m an ua l lo go

SKLEP ROWEROWY „TRYBIK” ul. Dzielna 21 tel. 22 636 36 42 trybik.wyszkow@gmail. com www.trybik.pl Kross, KTM, Creme, Northwave, Puky

WYGODNYROWER.PL ul. Stawki 3 tel. 888 498 498 stawki@wygodnyrower.pl www.wygodnyrower.pl Pashley, Fuji, Batavus, Hercules

SKLEP ROWEROWY „TRYBIK” ul. Pasłęcka 7 tel. 22 499 49 04 trybik@trybik.pl www.trybik.pl Northwave, Puky, KTM, Creme

SNOW&SURF Al. Niepodległości 119 tel. 22 844 9999 info@mybike.pl www.mybike.pl Trek, Wheeler, Puky

SPORTSALES ROWERY I AKCESORIA KONA Al. Prymasa Tysiąclecia 60/62 tel. 22 837 18 06 www.sportsales.pl Kona, Cube, Specialized, Merida

SKLEP ROWEROWY T-BIKE.PL ul. Jastrzębowskiego 22 tel. 607 607 444 info@t-bike.pl www.t-bike.pl Kross, Endura, Yepp, Shimano, SKS, Cateye, Giro, Bell, Hamax, Continental

ŚWIAT ROWERU FIRMOWY SALON GIANT ul. Wybrzeże Gdyńskie 2 tel. 22 839 54 12 sklep@swiatroweru.com.pl www.swiatroweru.com.pl

WKRĘCENI.PL SKLEP I SERWIS ROWEROWY, PRZECHOWALNIA ROWERÓW ul. Św. Wincentego 99/1 tel. 22 428 61 00, tel. 503 766 459 sklep@wkreceni.pl www.wkreceni.pl Kross, Specialized

WYGODNYROWER.PL ul. Smolna 10 tel. 787 386 386. smolna@wygodnyrower.pl www.wygodnyrower.pl Pashley, Fuji, Batavus, Hercules

WEJHEROWO PHU PRO SPORT ul. I Brygady Pancernej Wojska Polskiego 86A tel./faks 058 672 31 06 biuro@prosport.wejher.pl www.prosport.wejher.pl www.sklepprosport.pl Giant, Kross, Unibike, Kellys, Trek, Author, Maxim, Medano, Eurobike, Accent, Limber WIELUŃ HURTOWNIA I PRODUCENT ROWERÓW MAJDLLER JAN MAJCHROWSKI Pl. Legionów 1 sklep: tel. 43 886 02 32 hurtownia: tel. 43 886 91 11 info@majdller.pl www.majchrowski-rowery. com.pl www.majdller.pl

WŁOCŁAWEK SKLEP LIKE BIKE ul. Kaliska 10/12 tel. 509 694 995 office@likebike.pl www.likebike.pl WROCŁAW AVENTURA SPORT SKLEP I SERWIS ROWEROWY ul. Sienkiewicza 47 tel. 71 728 74 16 kom. 695 402 888 info@aventurasport.pl www.aventurasport.pl Merida, Kellys, Kross, Unibike, Focus, Cossack, Maxim, Medanoriam PM RIDER MATEUSZ ŁADA ul. Powstańców Sląskich 5 tel: 660 773 039 www.pmrider.pl CANNONDALE, KTM, LAPIERRE, TREK, HAIBIKE, WINORA PM RIDER MATEUSZ ŁADA – SKLEP PARTNERSKI TREK ul. Szkocka 1 tel: 721 833 888 www.pmrider.pl BMC, TREK, THULE, EVOC

SALON ROWEROWY PRO-BIKE ul. Piękna 24 tel. 71 336 28 54 kom. +48 601 976 740 wrocław@pro-bike.pl www.rowerywroclaw.pl www.scottwroclaw.pl www.unibkewroclaw.pl Scott, KTM, Unibike, Mbike, Eurobike

SALON ROWEROWY SPORT-PROFIT ul. Pomorska 32 tel. 71 796 74 80 info@sportprofit.pl www.sportprofit.pl www.sklep.sportprofit.pl www.narty.sportprofit.pl Cube, Ghost, Unibike, Orbea, Merida, Maxim, Medano, Hercules, Puky, Cossack, Cannondale, MBM SERWIS ROWEROWY: SHIMANO SERWIS CENTER ul. Reymonta 5a tel. 71 795 88 60

WYSZKÓW SKLEP ROWEROWY „TRYBIK” ul. Wąska 13 tel./faks 29 742 66 39 trybik.wyszkow@gmail. com www.trybik.pl Kross, KTM, Creme, Northwave, Puky

ZABRZE ROWERY ul. Dworcowa 8A tel. 32 278 28 72 rower.zabrze@wp.pl Giant, Author, Scott, Trek ZAKLICZYN U ŻABY SKLEP, SERWIS, WYPOŻYCZALNIA ROWEROWA ul. Korczyńskiegi 27 tel. 14 665 33 07 kom. 504 245 355 serwis@uzaby.pl www.uzaby.pl Ghost, CkCossak, Enigme, Accent, Author, Shimano, Continental, Foog, BlackMountain, ShamanRacing

SOGEST ul. Kazimierza Wlk. 19 tel./faks 068 329 96 89 ul. St. Wyszyńskiego 38D/35 tel./faks 068 323 76 35 ul. Podgórna 4 tel./faks 068 323 02 61 info@sogest.com.pl www.sogest.com.pl

SKLEP I SERWIS ROWEROWY ATHLETIC SPORT Batorego 81 tel. 697 725 684 www.athleticsport.pl serwis@athleticsport.pl Kelly’s, Alpine, Cossack, Haibike, Winora, Corratec, Maxim, Enigme, Karbon

ŻAGAŃ SKLEP ROWEROWY CYKLO-70 LECH WALCZAK ul. Księżnej Żaganny 9 tel./faks 68 451 18 71 kom.697 701 982 cyklo70@tlen.pl www.cyklo-70.pl Merida, Kross, Author, Giant

WYDAWCA GRABEK MEDIA sp. z o. o. Belwederczyków 29, 51-688 Wrocław tel. 71 337 47 40, faks 71 347 83 87 REDAKCJA I BIURO HANDLOWE tel. 71 347 83 88, tel./faks 71 347 83 87 DYREKTOR WYDAWNICTWA Krzysztof Grabek krzysztof.grabek@magazynrowerowy.pl REDAKTOR NACZELNY Krzysztof Grabek krzysztof.grabek@magazynrowerowy.pl SKŁAD I PRZYGOTOWANIE DO DRUKU Mirosław Nogaj www.prepress-nogaj.com REKLAMA Piotr Śliwa piotr.sliwa@magazynrowerowy.pl WSPÓŁPRACA Michał Popowski, Konrad Tomasiak, Ania Makuszewska, Wojciech Zdebski, Piotr Wyrwisz, Jurek Godłów, Jan Piątkiewicz, Wojciech Mincewicz, Weronika Żabińska, Łukasz Styrna, Patryk Dawczak KOREKTA Marek Misiak FOTOGRAFIE Bart Andrzejewski, Piotr Matuszczak, Magda Tkacz, Karolina Polaczek, Jacek Słonik Kaczmarczyk, Bartek Woliński, Dariusz Krzywański PRENUMERATA I OFERTA DLA SKLEPÓW Katarzyna Baran tel. 71 337 47 47 E-wydanie MR możesz kupić na www.e-kiosk.pl

ŻARY SKLEP I SERWIS ROWEROWY YELLOW BIKE ul. Zgorzelecka 16 tel. 535 825 471 info@yellow-bike.pl www.yellow-bike.pl Giant, Superior

ŻYWIEC SPORT PASJA JAREK DRAMAT MIODOŃSKI ul. Jana 4 tel. 607 980 214 tel. 605 080 260 sportpasja@gmail.com Trek, Jamis, Orbea, Leader FOX, Kellys, Selle Italia ID Match

KOLOSPORT.PL TOMASZ KOŁODZIEJCZAK os. Na wzgórzu 2

www.magazynrowerowy.pl

DRUK Techgraf © Copyright by Grabek Media ISSN 1643-8744, INDEX 372390

Wszystkie materiały objęte są prawem autorskim. Przedruk i wykorzystywanie w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Dyrektora Wydawnictwa są zabronione. Prawa autorskie do opracowania plastycznego „Magazynu Rowerowego” należą wyłącznie do wydawcy. Sprzedaż bezumowna numerów bieżących i archiwalnych jest zabroniona. Działanie wbrew powyższemu zakazowi skutkuje odpowiedzialnością prawną. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam i ma prawo odmówić publikacji bez podania przyczyny. Czasopismo niniejsze nie stanowi oferty w rozumieniu prawa i jest publikowane jedynie dla celów informacyjnych. Ceny produktów są cenami sugerowanymi przez producentów lub dystrybutorów.


P r e N U M e r aTa

Kross Merida rose

CZYTaJ MaGaZYN roWeroWY, NaJWYGodNieJ W PreNUMeraCie

Zamówienia na prenumeratę i wydania archiwalne można składać pod numerem telefonu: 71 337 47 47, e-mailem: prenumerata@magazynrowerowy.pl lub na stronie: www.magazynrowerowy.pl

NoW e C e N Y KoLe KC J i 2 015 + 10 x KURTKA PRZECIWWIATROWA

SALE

149 ZŁ

+ 10 x KOSZULKA Z DŁUGIM RĘKAWEM

144 ZŁ

+ 10 x SPODNIE DŁUGIE

139 ZŁ

+ 10 x RĘKAWKI I NOGAWKI

119 ZŁ

10 x BEZRĘKAWNIK

134 ZŁ

Dostępne są również standardowe oferty prenumeraty Magazynu Rowerowego: • (10 wydań) w cenie 89,90 zł • (20 wydań) w cenie 159 zł Oferty ograniczone ilościowo. Przedstawione grafiki mogą odbiegać od wyglądu ostatecznych produktów. W przypadku zamówień opłacanych za pobraniem, Zamawiający poniesie koszt pobrania pocztowego. Odwiedź stronę www.magazynrowerowy.pl i zapoznaj się z aktualną promocją.

39


Twój ulubiony miesięcznik dostępny także w wersjach

elektronicznych!

QR CODE

Wygenerowano na www.qr-online.pl

„Własny Dom” również elektroniczny! Możesz go czytać kiedy i gdzie zechcesz w wersjach na komputery z systemem Windows oraz na iPada. Dostępne są zarówno pojedyncze wydania, jak i prenumerata, a każde wydanie przechowywane jest w Twojej własnej bibliotece. Po ściągnięciu połączenie internetowe nie jest konieczne. Aby kupić „Własny Dom” wejdź na Pojedynczy numer już od

4,90 zł

www.e-kiosk.pl/wlasny_dom


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.