Magazyn Rowerowy #6/2015 (wrzesień) extension file

Page 1

nr 6 [123]/2015 wrzesień

www.magazynrowerowy.pl

Wywiady

Marcin Białobłocki Tomasz Marczyński Jarosław Rębiewski Reportaż

Tour de Pologne Solotest Kross Vento 7.0 Bike Maraton Alpen Tour Trophy Romet Di2

cena: 10,99 zł (w tym 8% vat)


PIĘĆ MINUT PRZERWY Nigdy nie jesteśmy w pełni zadowoleni z naszej pracy i cały czas myślimy o kolejnych zmianach. By móc lepiej zrozumieć i poznać prędkość, w roku 2013 zbudowaliśmy swój własny tunel aerodynamiczny „Win Tunnel”. Byliśmy pewni, że pomoże nam stworzyć gamę produktów, dzięki którym pojedziesz jeszcze szybciej i efektywniej. Więcej na temat innowacji i nowych technologii prędkości na stronie specialized.com W końcu trzeba jakoś wykorzystać tych pięć dodatkowych minut.



Drodzy Czytelnicy, zapraszam do lektury kolejnego wydania Magazynu Rowerowego, w którym znajdziecie reportaż z szosowych mistrzostw Polski oraz Tour de Pologne, poznacie Marcina Białobłockiego, Tomasza Marczyńskiego oraz Jarosława Rębiewskiego, a także przedstawimy kilka ciekawych miejsc, w które warto wybrać się na rower.

Patryk Dawczak redaktor naczelny


6 INFORMATOR

36 Relacja

78 Relacja

Alpen Tour Trophy

Divers Beskidia

18 Wywiad

Romet Di2

83 Dziennik Zawodnika

20 Wywiad

Kross Vento 7.0

14 Portret

Marcin Białobłocki Tomasz Marczyński

40 Solotest 42 Solotest

82 Dieta Kolarza

84 Zdrowie

Jarosław Rębiewski

46 W peletonie

Pierwsza pomoc na trasie rowerowej

BikeMaraton

Szosowe mistrzostwa Polski

Transbeskidia Challenge

GlemmRide

KajakCustom

Piotr Zarzycki

22 Relacja 26 Relacja

30 Quicktest

Mozartt HXR

32 Supertrasa

Elektryczny wstrząs – Dolomity Di Brenta

52 Reportaż 58 Wywiad

60 Relacja

88 Supertrasa 94 Felieton

Eurobike Media Day

64 Reportaż

Tour de Pologne

Zdjęcie w tle: Bartek Woliński okładka – zdjęcie: Dariusz Krzywański


I n f o r m a t o r

Chwyty Ergon do jazdy enduro/ freeride

Modele GE1 GE1 są specjalnie opracowane do enduro, gdzie kierownice są szerokie i zazwyczaj trzymane na samym końcu, podczas gdy zawodnicy mają zgięte łokcie. Postawa ta narzuca konstrukcję uchwytu, a z kolei sam uchwyt może zapobiegać typowym problemom napięcia ramienia i ręki. Wykonane z dwóch związków gumy, ze strefami różnych tekstur zorientowanych w stosunku do kierunku obracania się ręki. Uchwyt posiada również lekki, aluminiowy zacisk wysokiej jakości. Wszystko zoptymalizowane pod kątem zamierzonego użytkowania. • Waga: ok. 121 g* • Zacisk: Kute aluminium obrabiane CNC • Zastosowanie: All Mountain, Enduro, Freeride, Dirt

GA1 Evo

Zwiększenie amortyzacji dzięki zastosowaniu nowego komponentu. Waga została znacznie zmniejszona poprzez zastosowanie stabilnego zacisku z kompozytu. Szczegóły: wewnętrzny rdzeń – w zielonym gripie niewidoczny, gdy jest zamontowany. Kompatybilne z karbonowymi rogami. • Waga: ok. 115 g • Zacisk: kompozyt GFK • Zastosowanie: all mountain

Preparaty rowerowe brytyjskiej firmy Fenwick's zostały wprowadzone na rynek polski w 2014 roku . W pełni kompatybilne, biodegradowalne, dostosowane do wszelkich warunków pogodowo-terenowych, kompleksowo zadbają o każdy rower. Czyszczą i smarują, zapewniając ochronę komponentów rowerowych. Więcej informacji o wyjątkowości produktów Fenwick's na www.fenwicks.pl.

6


Foog Tanktop FREERIDE

Jedyny w swoim rodzaju stylowy tanktop, idealny do jazdy w bike parku w ekstremalnie upalne dni. • oddychająca, rozciągliwa oraz lekka dzianina • płaskie szwy zapewniające maksymalny komfort • luźny krój • dostępny w trzech rozmiarach: S/M/L

ION K PACT

Ochraniacz na kolano zapewniający maksymalne bezpieczeństwo przy jednoczesnym ogromnym komforcie użytkowania • SAS TEC – elastyczny materiał, który pod wpływem delikatnego nacisku idealnie dopasowuje się do kształtu kolana, a w czasie upadku natychmiast twardnieje, pochłaniając całą energię uderzenia • Dodatkowa boczna ochrona z pianki EVA Ligh Weight • Satinized® – bardzo wysokie właściwości antybakteryjne • Power Aramid – bardzo wytrzymały zewnętrzny materiał chroniący przed przetarciem • Air Prene – oddychający i elastyczny neopren zapewniający komfort użytkowania • Asymetryczna, anatomiczna konstrukcja zapewniająca właściwe ułożenie ochraniacza w czasie jazdy • Szerokie rzepy oraz silikonowe wykończenia, które pozwalają na idealne dopasowanie ochraniacza i zapobiegają jego przesuwaniu.

Shaman Racing – rockring PUZZLE BCD104 36-39z Shaman Racing zaprezentował całkowicie nowe podejście do napinaczy i rockringów. Model puzzle umożliwia konfigurację dowolnych kolorów lub wymianę zepsutej połówki. Połówka rockringu Puzzle waży jedynie 39 g!


I n f o r m a t o r

Sakwy Ortlieb Back-Roller Design

Tylne sakwy z rolowanym zamknięciem, najpopularniejsze na wyprawy w ciężki teren. Kompatybilne z torbą na bagażnik Rack-Pack w rozmiarze S i M. Zapięcie systemu Roller jest doskonałym zabezpieczeniem przed wodą, pyłem lub śniegiem. Pasek do noszenia na ramieniu, duże odblaski Scotchlite 3M, eliptyczny system stabilizacji do bagażnika, regulacja rozmieszczenia haków na listwie montażowej, dodatkowe zapięcie na pasek z oczkiem D-ring w górnej części sakwy, kieszeń wewnętrzna w zestawie. Stanowią idealne połączenie z bagażnikami TUBUS Cargo oraz Logo. Teraz w limitowanej serii zaprojektowanej przez designerów ciekawe połączenia kolorystyczne. Z taką sakwą nie pozostaniesz niezauważony. • klasyczne sakwy tylne ze zwijanym zamknięciem • system mocowania QL2.1 do bagażników o średnicy rurek do 16 mm • w zestawie wkładki redukcyjne do haków dla średnic 8, 10 i 12 mm • boki sakwy wykonano z Cordury PS 490, a przednią i tylną część z materiału PD 620 • w zestawie zintegrowana kieszeń wewnętrzna oraz pasek na ramię • dolny hak systemu QL2.1 wykonano z tworzywa o dwóch gęstościach, aby zapobiec przecieraniu prętów bagażnika • sakwy mogą być używane pojedynczo, np. na zakupy, piknik itp. • do sakw można przypiąć na górze torbę Rack-Pack • wysoce efektywne odblaski 3M Scotchlite na bocznych ściankach sakw • możliwe jest jednoczesne używanie sakw oraz torby na bagażnik Ortlieb Trunk-Bag lub Travel-Biker • sakwy są w środku łatwe do czyszczenia • opcjonalne akcesoria: szelki do noszenia sakwy na plecach Carrying System, kieszeń zewnętrzna Outer Pocket w rozmiarze S, kieszeń siateczkowa Mesh Pocket, koszyk na bidon Bottle Cage, haki QL2.1 20 mm • waga: 1900 g • pojemność: 40 litrów (para) • wymiary: 42 x 32/23 x 17 cm

Sakwy Ortlieb Back-Roller High Visibility Fluo Yellow-Black Reflec Sakwy Back-Roller High Visibility stanowią trzon całej linii wykonanej z nowego materiału PS50CX wprowadzonego do produkcji przez Ortlieba. Materiał ten charakteryzuje się, oprócz oczywistej dla produktów tej marki 100% wodoodporności, bardzo wysoką widocznością po zmroku oraz w złych warunkach pogodowych i to również czarnych części tego materiału! Jak to osiągnięto? Podczas procesu tkania wpleciono pomiędzy nitki cienkie nici odblaskowe, które w normalnych warunkach są niemal niewidoczne, ale po oświetleniu ich np. przez światła jadącego za użytkownikiem samochodu cała torba staje się jedną dużą powierzchnią odblaskową. Daje to znacznie większe poczucie bezpieczeństwa na jezdni, zwłaszcza gdy często poruszamy się tą samą drogą, co samochody i często zdarza nam się jeździć po zmroku i przy złej pogodzie. Back-Roller High Visibility to sakwy ze zwijanym zamknięciem, nowym systemem montażowym QL 2.1 o średnicy haków do 16 mm, laminowanym od wewnątrz materiałem z wplecionymi nitkami odblaskowymi, wewnętrzną kieszenią, dużymi odblaskami po bokach i paskiem na ramię. Opcjonalne akcesoria: system szelek do noszenia sakwy na plecach Carrying System, kieszeń zewnętrzna Outer Pocket, haki do średnicy rurek bagażnika 20 mm (kod produktu E193), można dołączyć na górze sakw torbę Rack-Pack w rozmiarze S lub M. • materiał: PS50CX • klasyczne tylne sakwy (para) ze zwijanym zamknięciem w jasnym, odblaskowym kolorze • system montażowy QL 2.1 maksymalnie do 16 mm rurek bagażnika • wkładki redukcyjne do haków na średnice rurek 8, 10 i 12 mm w zestawie • haki na średnice rurek 20 mm dostępne oddzielnie (kod produktu E193) • cordura laminowana od wewnątrz, bez PVC • zwiększona widoczność po zmroku dzięki odblaskowemu materiałowi w kolorze żółtym odblaskowym i czarnym • zintegrowana kieszeń wewnętrzna oraz pasek na ramię w zestawie • może być używana pojedynczo (np. na zakupy, jako torba sportowa, na piknik itp.)

8

• mogą być połączone z torbą Rack-Pack mocowaną na bagażniku i łączoną klamerkami z sakwami właściwymi • wygodne do noszenia jako torba na ramię (pasek na ramię można odczepić) • duży, efektywny element odblaskowy 3M Scotchlite na bokach sakw • wnętrze sakw jest łatwe do czyszczenia • opcjonalne akcesoria: Carrying System, Outer Pocket w rozmiarze S, Mesh Pocket, Bottle Cage, Anti-Theft Device • waga: 1680 g • pojemność: 40 l • wymiary: 42 x 32/23 x 17 cm (W x S x G) • kolor: żółty odblaskowy


Hol do holowania roweru dziecięcego FollowMe

FollowMe to sprytny zaczep do roweru rodzica, który w jednej chwili sprawi, że rodzinne wycieczki będą bezpieczne i pełne radości. Dzięki FollowMe cała rodzina jest w ruchu, dobrze się bawi i jest bezpieczna. Przymocuj rower dziecka do swojego roweru, kiedy wydaje ci się, że sytuacja na drodze wymaga zwiększonego bezpieczeństwa, czy też dziecko zmęczyło się jazdą: sprytny tandem holowniczy ze Szwajcarii pozwala szybko reagować na zmieniające się sytuacje – bez użycia narzędzi! Gdy tylko poczujesz, że nadeszła odpowiednia chwila, dziecko może znów jechać w pojedynkę. Szwajcarskie centrum kompetencji zapobiegania wypadkom BFU bpa upi przetestowało FollowMe i wysoce rekomenduje ten produkt. FollowMe to bezpieczne, rodzinne wycieczki. Dane techniczne • rower dziecięcy: pasuje do wszystkich rozmiarów rowerów w przedziale 12-20” (3-9 lat) • rower rodzica: pasuje do wszystkich rowerów 26-28” w tym rowerów City, MTB (również z pełnym zawieszeniem), szosowych i turystycznych. FollowMe jest dostarczany standardowo z szybkozaciskiem. Adaptery są dostępne do kół z osią na nakrętki lub przerzutką w piaście. • materiał: stal malowana proszkowo / chromowana • waga: 4 kg • waga holowanego: do 45 kg, zaaprobowane przez TUV • dodatkowe obciążenie: fotelik dziecięcy, bagażnik czy sakwy można stosować bez jakichkolwiek problemów • akcesoria: zestawy montażowe dla wyposażenia dodatkowego dostępne są do rowerów dorosłego lub dziecka.


I n f o r m a t o r

Kierownica Spike 800 Vibrocore

Spike 800 Vibrocore to aluminiowa kierownica przeznaczona do rowerów FR/DH. Została wykonana w technologii Dual XGT – wykorzystuje ona specjalnie zaprojektowane narzędzia pracujące nad gięciem kierownicy w 3 płaszczyznach jednocześnie. • technologia Dual XGT, Vibrocore Vibration Damping • materiał: aluminium super six • długość: 800 mm • wznios [mm]: 15/30 • gięcie: 4° góra / 8° tył • waga: 325 g

Zębatki owalne CONSTANS

CONSTANS – łac. stały. Zębatki owalne zostały zaprojektowane, aby polepszyć przeniesienie mocy kolarza i przez to zwiększyć trakcję w trudnych warunkach terenowych. W tzw. martwej strefie – kiedy kolarz generuje najmniej mocy, średnica zębatki jest minimalna. W strefie mocy – gdzie kolarz generuje jej najwięcej, średnica zębatki z kolei jest największa. Powoduje to dużo bardziej równomierny transfer mocy na koła, dzięki czemu łatwiej utrzymać trakcję w trudnych warunkach terenowych. Zębatka CONSTANS 32t • ilość zębów: 32 • zakres wielkości: 30,5-33,5 t • materiał: aluminium 7075 T6 • waga: b.d.

GOPRO Hero 4 Session

HERO 4 Session zawiera jakość GoPro w nowej mniejszej formie. Zabudowana i wodoszczelna konstrukcja eliminuje potrzebę dodatkowej obudowy, a pojedynczy przycisk pozwala na włączenie i automatyczne rozpoczęcie nagrywania. Rozdzielczość filmów 1080p60 i zdjęć 8MP zapewnia jakość, dzięki której GoPro stało się tak popularne. Zapraszamy na nasz kanał na youtube do zobaczenia nagranych filmów. • wodoszczelna do 10 m • wbudowana bateria • obsługa jednym przyciskiem • wbudowane wi-fi oraz bluetooth

10


Mio Cyclo™ 200

Powstał z myślą o szerokim gronie rowerzystów jeżdżących rekreacyjnie, poszukujących licznika rowerowego i nawigacji. Model wyposażono w mapy OSM i nie zabrakło w nim funkcji Surprise Me™. W Polsce produkt jest już dostępny, a jego proponowana cena to 699 zł. Surprise Me™ Oprócz preinstalowanych map OpenStreetMaps i wbudowanej funkcji nawigacji Mio Cyclo™ 200 oferuje także funkcję Surprise Me™. Pozwala ona na wyszukanie nowych, ciekawych tras rowerowych w każdej okolicy. Wystarczy wybrać odpowiednią ikonę w menu głównym, później określić dystans, który chce się przebyć lub ile czasu można poświęcić na przejażdżkę. Po wprowadzeniu potrzebnych informacji Mio Cyclo™ zaproponuje trzy trasy zaczynające się z miejsca, gdzie aktualnie znajduje się użytkownik. Użytkownik może spojrzeć na szczegółowe dane każdej propozycji i sprawdzić takie informacje, jak maksymalne nachylenie na trasie, czy łączny dystans pod górę, a następnie świadomie podjąć decyzję, którą trasę wybiera. Dzięki preinstalowanym mapom, z tych funkcji można korzystać od razu po rozpakowaniu urządzenia. • Łatwa w obsłudze nawigacja – duże ikony ułatwiają nawigację po menu urządzenia • Preinstalowane mapy OpenStreetMaps z danymi Tele Atlas – nawigacja gotowa do użycia od razu po wyjęciu z pudełka • Dokładne instrukcje podczas nawigacji – wyraźne sygnały dźwiękowe informują o następnym kroku w nawigacji • Funkcja Gdzie jestem – pokazuje dokładną lokalizację użytkownika. W razie nagłej potrzeby podany jest tutaj także najbliższy adres oraz współrzędne nawigacyjne • Aplikacja na komputery osobiste – za pomocą jednego narzędzia można łatwo zarządzać urządzeniem, pobierać z internetu aktualizacje, nowe trasy, a także dzielić się z innymi użytkownikami swoimi doświadczeniami • Wydajny akumulator – urządzenie jest zasilane akumulatorem wielokrotnego ładowania, który starcza na do 10 godzin pracy urządzenia • Obudowa zgodna ze standardem IPX5 – urządzenie odporne jest na deszcz, zachlapania, kurz i inne trudne warunki pogodowe


I n f o r m a t o r

Fly360

Kamera to doskonały dodatek do każdej przygody. Mała, wytrzymała i zawsze gotowa 360fly to lekka, odporna i poręczna kamera panoramiczna. • wielkość: 61 mm średnicy • waga: 138 g • obiektyw: 360 na 240 FOV • przysłona: f/2.5

Hamulec tarczowy Shimano Zee został wyposażony w cztery ceramiczne tłoczki o zwiększonej średnicy. Zacisk hamulców posiada przeprojektowany szerszy otwór na klocki hamulcowe, dzięki czemu możliwe jest zastosowanie okładzin z radiatorem. Dźwignia hamulcowa posiada mechanizm Servo-Wave oraz nowy punkt obrotu i chropowatą powierzchnię, dzięki czemu jest bardziej ergonomiczna i zapewnia odpowiednie dozowanie mocy hamowania.

Przerzutka Shimano Zee z technologią Shadow Plus ma za zadanie przybliżyć maksymalnie przerzutkę w kierunku kasety, co zmniejsza prawdopodobieństwo zahaczenia o kamienie czy korzenie. Shadow Plus to nowa technologia pozwalająca jeszcze bardziej naciągnąć wózek przerzutki, eliminując nadmierne uderzanie łańcucha o ramę, dzięki czemu idealnie współpracuje z zębatkami narrow wide. Występuje w dwóch wersjach DH oraz FR • wózek DH (11-23, 11-25, 11-28) • wózek FR (11-32, 11-34, 11-36)

Thule Vectros

Jest najnowszym produktem szwedzkiej firmy, stworzonym z myślą o użytkownikach komputerów Apple. Vectros to tzw. bumper – czyli zakładana na laptopa osłona, chroniąca go przed skutkami upadku oraz zarysowaniami. • System absorbowania uderzeń zapewnia ochronę przed upadkami z wysokości max. 1 m • Bumber jest idealnie dopasowany do krawędzi MacBooka 13 i zapewnia pewny chwyt • Prosty, wygodny montaż + możliwość pełnej ochrony przed zarysowaniami • Bezpieczne zamknięcie sprawia, że osłona pozostaje na miejscu nawet w czasie upadku • Gumowe stopy zapewniają stabilność komputera na biurku i optymalny przepływ powietrza 12



p o r t r e t

P o rtr e t

Marcina Białobłockiego Chociaż o Marcinie Białobłockim niewiele słyszano i niewiele mówiono, to ten skromny chłopak wywodzący się z Sokółki, już pierwszego dnia mistrzostw Polski pokazał, że ma charakter i potrafi walczyć o swoje. Kim jest kolarz, który dziesięć lat temu wyemigrował do Wielkiej Brytanii za chlebem, szukając swojej szansy na lepszy los? W dniu przerwy podczas krajowego czempionatu, udaliśmy się do złotego medalisty ze Strzelina, aby go lepiej poznać. W czasie godzinnej rozmowy zrobił on niemałe wrażenie na całej naszej ekipie redakcyjnej. Poznajcie Marcina Białobłockiego. Rozmawiał: Wojciech Mincewicz | Zdjęcia: Magda Tkacz

14


Marcin Białobłocki

Marcin opowiedz nam o swoich początkach. Swoją przygodę z kolarstwem rozpoczynałem w rodzinnej Sokółce, gdzie odbywały się kolarskie czwartki, które były idealną okazją dla małolatów do tego, by się pościgać. Następnie zdecydowałem się na przejście do Ełku i tam miałem szansę na starty w poważniejszych wyścigach, ale wciąż bardzo niewiele wiedziałem. Swoją postawą zwróciłem jednak uwagę Norberta Ogórka, który ściągnął mnie do Grodziska Mazowieckiego, gdzie treningi stały na bardzo dobrym poziomie, ale niestety brakowało sprzętu i funduszy. Przez pół sezonu miałem

możliwość startowania w niezłych wyścigach, lecz to było wszystko. Żeby się dalej rozwijać, musiałem przejść do PSB, gdzie wkręcili mnie znajomi. Tam również nie było łatwo. Cały czas musiałem przezwyciężać trudności związane m.in. z brakiem środków na starty czy treningi. Jako najmłodszemu w drużynie było mi ciężko, szanse startu w imprezach bardzo małe, wyjazdy na własną rękę. To na dłuższą metę nie miało sensu. Wtedy zdecydowałeś się wyjechać? Tak w 2005 roku moja żona, a wtedy dziewczyna wyjechała do Wielkiej

Brytanii. Ja wtedy byłem trenerem w lokalnym klubie w Sokółce, więc wystarczało na życie, ale na dłuższą metę to wszystko było bez sensu. Ojciec mojej dziewczyny załatwił mi pracę i po rozmowach z matką, we wrześniu zdecydowałem się na wyjazd. Oczywiście rower, który i tak musiałem spłacić, pojechał ze mną. Miałeś czas na treningi? Do grudnia nie trenowałem. Na powrót namówił mnie mój pierwszy trener i od stycznia zacząłem. Nie było to jednak łatwe, ponieważ aby móc trenować, musiałem pracować w nocy. Sypiałem, kiedy się tylko dało. W 2006 r.

właścicielka domu, który wynajmowałem, poznała mnie z potomkiem imigrantów – Dava’em Baranowskim i on mi pomógł, wytłumaczył lokalną specyfikę i pokazał, na czym polega brytyjskie kolarstwo. Dowiedziałem się, że w Anglii startowe jest dużo wyższe niż w Polsce, a nagrody takie same, albo niższe. Pucharów czy trofeów nie dostajesz na własność, po roku musisz je oddać, jeżeli przegrasz. W końcu jednak zacząłeś. W dwa miesiące awansowałem do pierwszej kategorii, zacząłem wygrywać, trochę się wszystko ułożyło,

ale potem znów przyszedł regres. Wtedy zauważył mnie francuski pilot wyścigowy. Zaoferował mi pracę u siebie, dał mi szansę. Pozostało mi tylko jechać i się ścigać. Gdy pojawiła się taka szansa, Baranowski kazał mi rzucić pracę i jechać. Dał mieszkanie, pomógł się utrzymać, mogłem trenować i startować na pełen etat. Zacząłem wygrywać lepsze wyścigi, co prawda nie miały one klasy UCI, ale i tak to mnie cieszyło. Trwało to jednak tylko rok. Wróciłem do Anglii i zacząłem się ścigać w amatorskich ekipach, gdzie nie było pieniędzy, mało kto dostawał jakieś wynagrodzenie. Ja bałem się zapytać, dostawałem tyle, że wystarczało na czynsz i utrzymanie.

Pracowałem tylko zimą i w święta. Tak funkcjonowałem do 2011 roku, czyli do momentu, gdy podpisałem swój pierwszy zawodowy kontrakt. Zawodowstwo sporo zmieniło w Twoim życiu? W 2011 roku podpisałem pierwszy zawodowy kontrakt z Motorpoint – Marshalls Pasta i zaczęło się robić coraz lepiej. Rok później jeździłem w tym samym zespole, zmienił się tylko sponsor. W 2013 roku przeszedłem do Team UK Youth, były spore nadzieje, ale ostatecznie zakończyło się źle. Do końca roku nie byłem pewny swojej 15


p o r t r e t

przyszłości. Musiałem już wtedy myśleć o rodzinie, więc nie chciałem się ścigać za darmo. Wtedy zgłosił się do mnie mój szef z ubiegłych lat, który zaproponował mi kontrakt za połowę stawki. Byłem zmuszony się na to zgodzić. Mam nadzieję, że podobna historia już się w moim życiu nie powtórzy, bo obecnie wszystko wygląda naprawdę dobrze. W One Pro Cycling mam szansę na rozwój, a jeżeli władze znajdą dobrego sponsora, to projekt nabierze rozpędu. Szefowie zespołu szukają partnera, który mógłby zająć się sponsorowaniem naszej grupy. Wtedy jest spora szansa na rozwój. Myślisz, że dzisiaj orliki powinny iść Twoim śladem? Oczywiście, że tak. Raz się żyje. Wydaje mi się, iż jak ktoś ma jakieś szanse, aby wyjechać, bo tutaj nie widzi przyszłości, to jak najbardziej powinien to zrobić. Ja, gdybym mógł cofnąć czas, to bym wyjechał o wiele wcześniej i traktował to dużo poważniej. W Wielkiej Brytanii jest szansa się przebić, to jest jasne. Nie ma tam co prawda tylu wyścigów etapowych, jak choćby we Francji, ale jest gdzie się ścigać. Mimo to, jeżeli dzisiaj miałbym komuś doradzić, to uważam, że warto wyjechać na zachód, a kierunek pozostaje sprawą otwartą. Wiadomo, że lepiej wyjechać do kraju kolarskiego do mniejszej ekipy, bo tam jest dużo więcej startów i można się lepiej objeździć, ale jest to możliwe, także na wyspach. Mocno różni się ściganie w Wielkiej Brytanii i w Polsce? Jest dość podobnie, poziom jest wysoki i w Anglii i tutaj. Kiedyś było inaczej, 15 zawodników, którzy się liczyli, teraz jest ich 60 i każdy może wygrać. Kolarstwo to teraz bardzo otwarta dyscyplina. Wiadomo, że grono faworytów jest mniejsze, ale nie zawsze to oni wygrywają – pozwala się na odjazd i czasem wygrywa ktoś z ucieczki. Jest fajne ściganie, ostra jazda. Od startu do mety pełen gaz, ale mi to pasuje. Lubię walkę i cieszę się, iż to idzie w tym kierunku. Tak możesz się określić, jako walczak? Już się nie ma co specjalizować. Chcę pozostać uniwersalnym kolarzem, 16

mogącym walczyć w każdym terenie. Lubię jeździć wyścigi etapowe, ponieważ w przypadku tego typu startów czuję się z dnia na dzień coraz lepiej, w momencie, gdy inni słabną. Oczywiście, lubię uciekać. Od razu kalkuluję. Sprawdzam zawodników, który jest najsilniejszy i to jest najważniejsze. Zawsze staram się szacować i szukać okazji do ataku w dogodnych momentach. Czy na obczyźnie łatwo o przyjaźń w zespole, macie na przykład wspólne treningi? Nasza ekipa jest rozrzucona po całym kraju. Teraz jeden z chłopaków przeprowadził się dość blisko i czasami razem kręcimy, ale trenuję głównie sam. Mamy indywidualne treningi, praktycznie nie da się z kimś jeździć, bo każdy jest na coś innego nastawiony, ma inne cele, inne wyścigi. W okresie zimowym, gdy nie startuję, staram się jeździć wspólnie z okolicznymi amatorami, lecz głównie trenuję w samotności. Jakie wyścigi macie zakontraktowane jeszcze w tym sezonie? Szczyt formy szykujemy na Tour of Britain, bo to dla nas docelowa impreza, ale to dopiero we wrześniu. Wcześniej mamy zaplanowany udział w holenderskiej etapówce. W lipcu będzie rozegrane również w Londynie, które upamiętnia igrzyska olimpijskie. Po drodze jest jeszcze kilka lokalnych startów, ale ja sam bardzo chciałbym pojechać Tour de Pologne, a spełnieniem moich marzeń byłyby mistrzostwa świata w Richmond.

szy. Miałem też to szczęście, że będąc młodym, nie byłem tak eksploatowany na wyścigach. Inni w moim wieku mogą już iść w dół, a ja mogę się wciąż rozwijać. A może powrót do kraju? Po zdobyciu tytułu już odpowiadałem na to pytanie kilka razy. Ja nie muszę jednak mieszkać w Polsce, aby się ścigać w polskiej grupie zawodowej. Na pewno bardzo bym chciał, wszystko jest do załatwienia, jestem otwarty na propozycje, ale nie mam też jakiegoś musu. Oprócz obowiązków zawodnika, jesteś także ojcem i mężem. Tak, mam wspaniałą żonę, którą poznałem dzięki kolarstwu, a także dwójkę cudownych dzieci. Jest coraz trudniej, ale myślę, iż najgorsze mam już za sobą. Teraz syn już wie, iż tatuś jedzie na zawody, tęskni. W brytyjskiej telewizji są reportaże z wyścigów i ja zawsze staram się dedykować do kamery, gdy coś wygrywam. Synek też już kręci na rowerze. Na początku za nim chodziłem, potem biegałem, a teraz jeżdżę za nim, bo nie nadążam. Chciałbyś, aby poszedł w Twoje ślady? Trudno w tej chwili powiedzieć. Na pewno jest pewna obawa. Jak ja byłem dzieckiem, bez problemu mogłem wyjechać na drogę i byłem bezpieczny. Teraz jest inaczej, sporo się zmieniło. Nie puszczę dziecka samego na rower na ulicę, ponieważ wiem, że to może się źle skończyć.

Tour de Pologne, mistrzostwa świata, a dalej, może World Tour?

Myślałeś już, co po tym, jak zakończysz karierę?

Ciężko powiedzieć. Wiem, że zdrowie i kondycję mam wystarczające, aby się ścigać z najlepszymi. Na przykład o Tour of Britain Cavendish powiedział, że to najtrudniejszy wyścig, w jakim startował. Ja tam może nie zawalczyłem, ale też nie mieliśmy dobrego przygotowania, żeby to zrobić. Gdybym miał więcej takich wyścigów w kalendarzu, byłoby lepiej. Im jest ciężej, tym mój organizm potem lepiej na to reaguje. Dla mnie nieważne jest, co na mnie wrzucisz, jak przeżyję, wychodzę z tego mocniej-

Mam kilka pomysłów, mój ojciec był fotografem, w związku z tym od małego się tym zajmowałem i znam temat, ale w tej chwili ciężko mi jest powiedzieć, co będę robił potem. Teraz skupiam się na startach i to jest dla mnie najważniejsze, a co będzie później, zobaczymy. Marcin, bardzo dziękujemy za rozmowę i życzymy powodzenia. Ja także bardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam czytelników oraz całą redakcję Magazynu Rowerowego.


Marcin Białobłocki

17


w y w i a d

Mistrz Polski

Tomasz Marczyński Dzień przed wyścigiem ze startu wspólnego mistrzostw Polski w Sobótce, które zostały zorganizowane wspólnie przez Czesława Langa i Przemysława Bednarka, zasiedliśmy do wspólnej kawki z Tomaszem Marczyńskim. Traf chciał, że zawodnik Torku Sekerspor niecałą dobę później stanął na najwyższym podium krajowego czempionatu, z czego się bardzo cieszymy. Serdecznie zapraszamy na wywiad z mistrzem Polski. Rozmawiał: Wojciech Mincewicz | Zdjęcia: Magda Tkacz

18


Tomasz Marczyński

Tomek, powiedz, jak Ci jest w tej Turcji? Jestem zadowolony z drużyny, cieszę się z tej zmiany. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Ekipa bardzo we mnie wierzy, szanuje mnie, co ważne ciągle się rozwija. Myślę, że w najbliższych latach może stać się jedną z lepszych drużyn na świecie. Nie żałuję tego transferu. Teraz wiem, iż był to bardzo dobry wybór.

cztery reprezentacje Maroka i lokalni kolarze notorycznie próbowali jakichś akcji zaczepnych. W Maroku walka toczyła się między mną a zawodnikami Skydive Dubai, ponieważ o czołowe pozycje bili się Edgar Pinto oraz Vladimir Gusev. Są to bardzo dobrze jeżdżący zawodnicy, ponieważ obydwaj mają za sobą, podobnie jak ja, starty w wyścigach World Tour. Oczywiście to było kilka lat temu, ale poziom nadal utrzymują bardzo dobry.

Opanowałeś język?

Gdzie dalej jedziecie?

Językiem urzędowym w zespole jest angielski, ale wiadomo, że jak przebywasz w tym gronie, to pojedyncze słówka wyłapujesz.

Planowałem wystartować Tour of Qinghai Lake, ale wczoraj dowiedziałem się, że ten start nam wypadnie z kalendarza. Mam nadzieję wystartować w Wyścigu Solidarności i Olimpijczyków w jakiejś lokalnej ekipie (już wiemy, że to się nie udało) i potem

Co dała zmiana barw? W pierwszej kolejności komfort psychiczny, którego mi brakowało. Współpraca z CCC Polsat Polkowice zakończyła się w sposób, jaki się zakończyła. Czuję się tu znacznie lepiej i ponownie mogę czerpać radość z kolarstwa. Drużyna jest zżyta, panuje filozofia – jeden za wszystkich wszyscy za jednego – co mnie bardzo cieszy. Ty się rozwijasz, a Torku Sekerspor? Najbliższe dwa tygodnie będą kluczowe w kontekście ubiegania się o licencję ProContinental. Jeśli nie w tym roku, to na pewno w następnym, gdyż Tour of Turkey, czyli docelowa impreza dla włodarzy mojego teamu w 2016 roku, na 99% będzie wyścigiem najwyższej klasy World Tour. W związku z tym, abyśmy mogli startować, będziemy potrzebowali drugiej dywizji, a jest to cel realny, ponieważ zespół rozwija się stopniowo i z głową. Jak porównasz wyścigi w Polsce z tymi rozgrywanymi w Turcji? Tak naprawdę w Turcji jechałem tylko jeden wyścig. To jest kompletnie inne ściganie, ciężko o jakąkolwiek kontrolę. Można powiedzieć, że ściganie jest bardziej „dzikie”.

następne starty. Wróciłem do treningów po krótkich wakacjach. Pierwsze dwadzieścia dni czerwca spędziłem na wysokości, chciałbym, aby moja forma była jak najlepsza na początku sierpnia na Tour de Pologne, ponieważ to jest dla mnie docelowa impreza. Ryzykuję, mam nadzieję, iż Marek Leśniewski będzie o mnie pamiętał. W końcówce roku pojadę wyścig Tour of Hainan, no i – oczywiście wspólnie z zespołem – wystartuję w lokalnych imprezach mających kategorię 1.2 i 2.2. Wiesz, że mistrz Polski jedzie na mistrzostwa świata? Trasa w Richmond jest bardziej skrojona pod sprinterów, szybka, ale na razie o tym nie myślę. Będę starał się po prostu wykonać postawione mi zadania. Liczy się dobro reprezentacji. Chciałbyś wrócić do World Tour? Jasne, myślę, że jak każdy kolarz. To jest najwyższa liga. Bardzo bym chciał, robię wszystko, aby tak się stało. Zdrowie dopisuje i to się przekłada na wyniki. Chciałbym jak najwcześniej. Zobaczymy, jak to się potoczy. Twoja dyspozycja jest porównywalna, miałeś okazję to sprawdzić podczas Presidential Cycling Tour of Turkey? W końcówce wyścigu w Maroku złapało mnie przeziębienie, gdy wróciłem do domu, pięć dni nie jeździłem na rowerze. Wróciłem do treningów na pięć dni przed Tour of Turkey. To się odbiło na pierwszym ciężkim górskim etapie. Z dnia na dzień czułem się coraz lepiej, gdyby wyścig trwał jeszcze tydzień, to mógłbym powalczyć o podium, taki szczegół o tym zaważył. Byłem cały czas w czołówce i walczyłem. Myślę, że poziom jest dobry i nie mówię tego tylko na podstawie wyników, ale też pracy z moim trenerem. Wykonujemy liczne testy, których wyniki są bardzo dobre. Prezentuję wysoki poziom i stopniowo wracam do formy z najlepszych lat.

A w innych egzotycznych krajach?

No cóż, to pozostaje nam tylko życzyć dobrej formy i spełnienia celów.

Wyścig Tour du Maroc był dobrze zorganizowany, ale tak jak w Turcji, ciężko było go kontrolować, gdyż jechały aż

Dzięki i korzystając z okazji, serdecznie pozdrawiam wszystkich czytelników Magazynu Rowerowego. 19


w y w i a d

Jarosław Rębiewski

27 lat

w kolarskim siodle!

W krajowym szosowym peletonie cieszy się chyba największym szacunkiem ze wszystkich na codzień w nim kręcących. Trudno się dziwić, w końcu na rowerze jeździ już przeszło pół wieku. Mowa oczywiście o Jarosławie Rębiewskim. Jak zaczęła się przygoda z rowerem zawodnika ekipy Domin Sport? Rozmawiał: Wojciech Mincewicz | Zdjęcia: Magda Tkacz

Pamiętasz swoje początki?

Teraz przede wszystkim sprzętowo jest dużo łatwiej. Kiedyś o takich rowerach, kołach, czy strojach człowiek mógł tylko pomarzyć. Dzisiaj grupy orlików są dużo lepiej zorganizowane, niż kiedyś. To daje im szanse na to, żeby się rozwijać.

Oczywiście, jak każdy.

Jaki był Twój pierwszy rower?

Jaka jest podstawowa różnica między Twoim początkiem, a chłopaków teraz?

Jaguar, z kultowym siodełkiem Brok, stary, zardzewiały, ale sprawiał dużo radości.

Ile już lat jeździsz? Licząc od momentu pierwszych kategorii, czyli młodzika, to będzie gdzieś około 27 lat.

20

Zaczynałeś na torze. Tak, do 29 roku życia ścigałem się na torze. Karierę zaczynałem w klubie torowym. Później trafiłem do grup szosowych i z torem zakończyłem przygodę. W KS Społem Łódź, choć same początki mojej przygody miały miejsce w Widzewie. W tamtym czasie Widzew był jakby podklubem, który przekazywał zawodników dalej do Społem. Kiedy i mnie tam skierowano, wszystko potoczyło się bardzo szybko.


Jarosław Rębiewski

To może planujesz również zakończyć na torze?

od lat młodości. Nie mam przepisu na długowieczność.

Troszeczkę o tym myślałem, aby zakończyć jak Jens Voigt. Oczywiście, byłaby to super sprawa, ale do tego trzeba się przygotować. Dawno już nie jeździłem po torze, więc potrzebowałbym kilku treningów.

Kiedy zacząłeś traktować kolarstwo na serio, jako sposób na życie?

Ten koniec to chyba nie tak szybko. Podobno chcesz jeździć dotąd, aż Andrzej Domin będzie miał swoją grupę? Tak i podtrzymuję swoją deklarację. Teraz mówię, że muszę się ścigać jeszcze co najmniej przez dwa lata,

bo przesunęli wiek emerytalny. A tak na serio to kolarstwo nadal sprawia mi dużo radości i czerpię z tego satysfakcję, zatem na razie nie myślę o tym, aby rozstawać się z rowerem. Skąd czerpiesz motywację? W głównej mierze motywują mnie zwycięstwa grupy. Po drugie nasz szef Andrzej Domin tworzy wspaniałą atmosferę, co stanowi dodatkowy bodziec do tego, by jeździć. Życzyłbym sobie i innym, aby taka atmosfera jak u nas panowała w każdym zespole. Przepis na długowieczność, zupa pomidorowa? Tak, zupa pomidorowa to moja ulubiona potrawa, mogę ją jeść na okrągło,

Im więcej wygrywałem, tym bardziej profesjonalnie to traktowałem. Później poczułem, że kolarstwo to jest to, czym chcę się w życiu zajmować. Jaka jest Twoja obecna rola w zespole? U nas jest doskonały przekrój, są dwaj doświadczeni zawodnicy, jeden w przełomie, reszta to młodzież. Myślę, że ta mieszanka

przynosi doskonałe efekty, co widać było w ubiegłym roku i widać w tym. My troszeczkę później weszliśmy w sezon, bo część grupy przygotowywała się za granicą, cześć w Polsce, ale szybciutko dochodzimy do dobrej dyspozycji, co widać na przełomie wyścigów. Spełniłeś już swoje marzenia kolarskie? Ciężko w naszych warunkach spełnić swoje kolarskie marzenia, aczkolwiek takie na naszych krajowych szosach spełniłem. Oczywiście czymś niespełnionym pozostanie wyjazd na igrzyska olimpijskie, ale zaliczyłem kilka startów na mistrzostwach świata. Nie ciągnęło Cię na zachód?

Kiedyś chciałem wyjechać, nawet miałem taką propozycję, aby we wcześniejszych latach wyjechać do grupy amatorskiej, ale wtedy byłem mocno zafascynowany torem. Jeździłeś z wieloma chłopakami. Czy kolarskie przyjaźnie przetrwały? Tak, utrzymujemy kontakty. Można powiedzieć, że skład ekipy, kiedy jeździł choćby Krzysiek Jeżowski, Tomek Lisowicz, Tomasz Kiendyś, Mateusz Mróż, Marek Wesoły, Sławomir Chrzaniawski, przetrwał. Utrzymujemy stały kontakt, z niektórymi spotykam się na wyścigach.

Kolarskie przyjaźnie przetrwały próbę czasu. Myślisz, że to jest wartość pozasportowa kolarstwa? Myślę, że to jest wartość podstawowa, aby grupa dobrze funkcjonowała. Muszą być przyjaźnie, ludzie muszą się tolerować, lubić, wtedy są wyniki. Czym chciałbyś się zajmować po karierze? Chciałbym być szczęśliwym człowiekiem. I tego Ci życzymy na zakończenie tej rozmowy. Dzięki wielkie. 21


r e l a c j a

BIKE MARATON MTB OCZAMI ZJAZDOWCA

Gdy robisz coś już kilka lat, to „coś” staje się rutyną. I nagle pojawia się spontaniczna propozycja spróbowania czegoś podobnego, a zarazem innego. Mówisz sobie: „tego jeszcze nie próbowałem, dlaczego w sumie nie”. I odkładasz swoją ważącą kilkanaście kilogramów zjazdówkę, by wsiąść na kilka kilogramów lżejszy rower i wystartować w maratonie MTB. Właśnie to coś, te wyzwania i możliwości sprawdzenia siebie w czymś innym dają potwornego kopa. Pierwszy prawdziwy maraton w górach też mi go dał… Tekst: Marcin Górnik – Fundacja Teraz Twój Ruch | Zdjęcia: Bike Maraton, Fotomaraton.pl

20

czerwca 2015 r., Jelenia Góra, rodzinne miasto naszej najlepszej, najbardziej utytułowanej zawodniczki w kolarstwie górskim – Mai Włoszczowskiej. To właśnie tutaj odbyła się impreza sygnowana jej nazwiskiem – Jelenia Góra Trophy Maja Włoszczowska MTB Race 2015. Zawody były m.in. eliminacją pucharu Polski XCO. Zawodnicy ścigali się na trudnej technicznie trasie w Parku

22

Paulinum. Kobiety startowały na dystansie 26,50 km, mężczyźni 30,70 km. Świetne opinie o zeszłorocznych zawodach oraz udział wielu wybitnych zawodników ze świata, zaowocowały tym, iż tegoroczna impreza zyskała kategorię UCI Horse Class, najwyższą z możliwych, która plasuje się tuż za pucharem świata czy mistrzostwami świata. Zawody dawały możliwość zdobycia pierwszych punktów UCI w karierze wielu polskich zawodników,

którzy stanęli na starcie, ale również zdobycia punktów dla tych, którzy walczą o wyjazd na przyszłoroczne igrzyska olimpijskie w Rio. Wśród Pań triumfowała gospodyni zawodów, brązowa medalistka igrzysk europejskich z Baku – Maja Włoszczowska (Kross Racing Team), z przewagą półtorej minuty przed reprezentantką Ukrainy Janą Biełomojną oraz trzech minut przed Tanją Zakelj ze Słowenii.


W kategorii mężczyzn na pierwszym stopniu podium również stanął reprezentant biało-czerwonych Marek Konwa, przed medalistą igrzysk w Baku – Szwajcarem Fabianem Gigerem i Holendrem Frankiem Beemerem. Zawody były naprawdę fajnie zorganizowane. Łatwe dojście do najciekawszych fragmentów trasy sprawiło z pewnością, że zmagania zawodników obserwowało tak wielu kibiców. Zewsząd było słychać doping polskich fanów kolarstwa górskiego, liczne biało-czerwone flagi stanowiły znaczący, barwny akcent na trasie. Czuć było atmosferę kolarskiej imprezy na światowym poziomie. Koniec zawodów nie był na pewno końcem emocji sportowych w tym miejscu, bo już następnego dnia wystartował Bike Maraton Jelenia Góra.

BIKE MARATON – Jelenia Góra Będzie to relacja okiem gościa, który całe życie jeździł z góry na dół na rowerze zjazdowym, a od niedawna coś nieco zaburzyło jego pogląd na sporty kolarskie. Oczywiście dalej posiada zjazdówkę… ale pojawił się też rower MTB, pojawiła lajkra, karbonowy koszyk na bidon. Struktura owłosienia kończyn dolnych pozostała jednak w niezmienionej postaci. Stałem się w pewnym sensie golinogą, ale niepraktykującym używania maszynki, pęsety, depilatora, wosku, czy bardziej drastycznych form. Ba! Stałem się nawet częścią amatorskiego (jednooso-

bowego) teamu FUNDACJA TERAZ TWÓJ RUCH One Man Team. Żeński zespół liczy kilkanaście zapalonych rowerzystek startujących w maratonach MTB, wyścigach szosowych czy zawodach Enduro. Tak czy siak, mniej więcej rok temu zaczęła się moja przygoda z maratonami MTB. Kolarscy puryści pewnie pomyślą za chwilę „Co on bredzi?”. I fakt faktem, będą mieli tutaj po części rację. Jestem z Mazowsza, więc pozostają wyścigi w Mazovii lub Polandbike. Jakie są, każdy z Was, Drodzy Czytelnicy zapewne wie. Ale… lepszy rydz niż nic… Ja tutaj chciałem napisać o moim dziewiątym starcie w maratonie MTB, a zarazem pierwszym takim prawdziwym MTB, zlokalizowanym w górach, z dużą ilością podjazdów oraz zjazdów, które z racji lat spędzonych na dużych fullach z dwupółkowymi widelcami o dużym skoku, lubię najbardziej. Piąta tegoroczna edycja Bike Maratonu rozpoczynała się kilkanaście metrów obok startu zawodów organizowanych przez Maję Włoszczowską. Zawody te były zaliczane do pucharu Polski MTB oraz do Akademickiego Pucharu Polski w Maratonie MTB, więc już samo to doskonale świadczyło, że nie są to jakieś podwórkowe ściganki. Zawody Bike Maraton podzielone są na 7 sektorów, gdy np. Mazovia, w której głównie startuję, ma tych sektorów aż 11. Udało mi się, dzięki przedstawieniu moich wyników z Mazovii, otrzymać pozwolenie na start z sektora 3 (jeden sektor niżej niż w Mazovii). Numer wy-

BIKE MARATON MTB OCZAMI ZJAZDOWCA

soki, 3088 (rok urodzenia 1988, więc ósemki musiały być). Miałem super powera od rana. Skakałem z radości, śpiewałem rano pod prysznicem. Takie pozytywne emocje wywoływał we mnie start w pierwszym, prawdziwym górskim maratonie. Prawda jest taka, że gdyby góry były bliżej, albo gdyby chociaż samochody jeździły na wodę to startowałbym właśnie w górach, a nie po płaskich trasach Mazowsza. Od rana było mokro, dzień wcześniej zaciskałem mocno kciuki z nadzieją, że będzie padać. Nie muszę dodawać jaką radość wzbudziło we mnie poranne odsłonięcie firanek, gdy zobaczyłem ciemne chmury i… ulewę. Ta, co prawda, parę minut później ustąpiła, ale wiedziałem, że na trasie napotkam to, co tygryski lubią najbardziej. W mazowieckich maratonach startuję zawsze na „środkowym” dystansie i podobnie było tym razem. Dystans MEGA wynosił 60 km, a jego przewyższenie to 1500 metrów, czyli przyjemnie. Nastąpił upragniony start. Zawodnicy ruszyli… Pierwsze kilometry trasy były szerokie, szybkie, sporo kałuż po padającym przed startem deszczu. Jechało mi się dobrze. Cały sektor w zwartej grupie, bez widocznych ucieczek. Miałem wrażenie, że zbyt ambitnie wystartowałem, że za szybko, jak na początek i, że spuchnę na dalszych kilometrach. Ale jechało mi się naprawdę dobrze! Pierwszą „trudnością” na trasie jeleniogórskiego maratonu było dziwne ukłucie po lewej stronie tuż nad ustami. Było to dokładnie na 16 km, tuż przed samym 23


r e l a c j a

rozjazdem na dystanse Mini i Mega. Otóż okazało się, że użądliła mnie osa. Uznałem, że nie jest to na tyle poważny powód, żeby rezygnować z wyścigu lub korzystać z czyjejś pomocy. Leciałem dalej. 5 km później zacząłem się czuć, jak po znieczuleniu u dentysty. Lewa część ust zaczęła puchnąć i drętwieć. Na około 25 km zaczął się najtrudniejszy i chyba najdłuższy podjazd na trasie, tzw. „Łopata”. Mimo, iż nie przebiegał on po korzeniach, kamieniach czy błocie, to zdecydowanie zasłużył na miano najtrudniejszego, ze względu na swoje nachylenie. Wynosiło ono od 15 do 25%. Było naprawdę ciężko. Brakuje mi chyba wystarczającej techniki podjeżdżania, miałem wrażenie, że za wolno to robię i jakoś nieskutecznie, bo kolejni zawodnicy, którzy oglądali przed chwilą moją ksywkę na plecach, dają mi obejrzeć to, co ich koszulki tam uwidaczniają. Delikatny błąd, być może zwyczajne rozkojarzenie na tym odcinku, spowodował, że musiałem zejść z roweru i wpychać go pod górę. Dwukrotnie próbowałem wejść z powrotem na rower, ale było niestety zbyt stromo. I wtedy zaczęło się najgorsze. Kompletne zblokowanie mięśni na większości podjazdów. Skurcze powodowały taki ból, że chciałem płakać, drzeć się, ile tylko sił jeszcze zostało i… wycofać z wyścigu. Towarzyszyło mi kompletne uczucie bezradności. Ale do wycofania może mnie jedynie skłonić defekt sprzętu (a odpukać, wszystko działało od początku do końca). Pięć razy musiałem schodzić z roweru, bo nie byłem w stanie pedałować, a nawet iść. Naraz „chwyciło mnie” w łydkach, w dwugłowych i czworogłowych uda. No totalna masakra. Wyginałem się jakoś jak król Julian i uwierzcie, też mi było mało. Zawodnicy, którzy mnie wymijali pytali, czy aby wszystko w porządku, 24

czy na pewno dam radę. Uprzedzę ewentualne uwagi, wiem co to magnez, co to niedobór magnezu i jak go uzupełniać. Wtedy zdałem sobie sprawę, że tutaj nie ma już co walczyć o „zadowalające” mnie miejsce. Sukcesem będzie minięcie balonowej bramy z napisem META. Podjazdy podjazdami, ale nie zabrakło na trasie również tego, co lubię najbardziej, czyli technicznych zjazdów najeżonych kamieniami i korzeniami. Czasami miałem wrażenie, że jestem na zjazdowej trasie, tylko jakby nie to wdzianko, nie ten rower… Maksymalna prędkość, jaką uzyskałem na trasie to 60 km/h! To, co traciłem na podjazdach, zyskiwałem na zjazdach, doganiając przeciwników. Wiadomo jednak, więcej było zdecydowanie pod górkę niż z górki. A i same widoki na trasie nie przypominały tych z mazowieckich maratonów. Tu człowiek co kilka metrów chciałby się zatrzymać, zrobić zdjęcia górom, polanie, czy po prostu selfie z rowerem na tle mijanego na trasie jeziora. Super przeżyciem był widok jastrzębia, pikującego po swoją ofiarę dosłownie kilkanaście metrów od trasy i przejeżdżających zawodników. Rozłożył swoje szerokie skrzydła i wzbił się w powietrze usatysfakcjonowany wynikiem polowania. Maraton, mimo wcześniej wspomnianych kłopotów, wspominam bardzo pozytywnie. Potwierdziły się moje przypuszczenia, że to zupełnie inna liga niż ściganki po lokalnym podwórku na Mazowszu. 60 km tam, może równałoby się dystansowi MINI tu, w Jeleniej Górze, aczkolwiek też trochę w to wątpię. Tu był cały czas kontakt z przyrodą. A to jest coś, co zawsze podkreślam, i co uwielbiam w kolarstwie górskim. Ta bliskość otoczenia, roślin, zwierząt, które nie raz potrafią przebiec drogę przed zawodnikiem.

Tu przez te 60 km miałem to cały czas blisko siebie i z pewnością nie raz jeszcze wybiorę się na taki „prawdziwy” maraton w góry. Nie lada atrakcją dla wszystkich zawodników, bez znaczenia na jakim dystansie startowali, była końcówka poprowadzona fragmentem trasy, na której dzień wcześniej odbyły się wyżej wspomniane zawody Jelenia Góra Trophy Maja Włoszczowska MTB Race 2015. Gdy już wydawało się, że to koniec, że szybki zjazd przez polanę będzie ostatnim elementem przed metą, okazywało się, że w lesie jest naprawdę jeszcze spora „plątanina” oraz wcale niełatwy podjazd. Była to taka niespodzianka od organizatorów „na dobicie”. Teraz miło to wspominam, ale w czasie wyścigu, czując pulsujące mięśnie gotowe znów do blokady, nie było tak kolorowo. Ale w końcu się udało. Trasę MEGA o długości 60 km i przewyższeniu 1500 m udało mi się pokonać w czasie 3:41:32, co dało mi 156 miejsce w kategorii OPEN na 446 zawodników (45 zawodników nie ukończyło wyścigu) i 44 miejsce w kategorii wiekowej M2 na 83 zawodników. Mimo problemów skurczowych jestem zadowolony z debiutu w tych zawodach i na pewno będę chciał tu do Jeleniej Góry wrócić i zmierzyć się jeszcze raz z „Łopatą”. Dziękuję za wspólny wyjazd FUNDACJI TERAZ TWÓJ RUCH i FUNDACJI TERAZ TWÓJ RUCH LADIES TEAM. A Wam wszystkim życzę samych takich startów, gdzie mimo morderczego wysiłku, zaraz za linią mety nie możecie się doczekać następnego startu. Zmęczenie, pot, ból i późniejsze zakwasy przeradzają się w długotrwającą satysfakcję, a o wspomnienia na starość, trzeba zadbać za młodu.



r e l a c j a

Hinterglemm GlemmRide Bike Festival

W dniach 2-5 lipca odbyła się bardzo ciekawa i godna polecenia impreza GlemmRide Bike Festival w Saalbach (Hinterglemm) w Austrii. Podczas trzech dni organizatorzy zadbali o niesamowite emocje i ciekawe atrakcje dla odwiedzających festiwal rowerzystów. Tekst i zdjęcia: Marta Elmanowska

26


Hinterglemm GlemmRide Bike Festival

M

iasteczko Hinterglemm stało się prawdziwym rajem dla cyklistów. Ponad 40 firm wystawiło swoje najnowsze produkty oraz testowe rowery – wystarczyło zostawić dokument i pojeździć nimi na świetnie przy-gotowanych trasach.

Team Bike-Trial Salzkammergut (grupa trialowa) zbudowała specjalny tor do ćwiczeń. Codziennie prowadzone były godzinne warsztaty z zawodowcami, m.in. joga z Timo Pritzel oraz prezentacje na temat zdrowej żywności.

W czasie festiwalu organizowano ciekawe wycieczki, np. Angie Hohenwarter prowadziła wyjazd tylko dla pań, a Hannes Klausner zajął się grupą chętną podszkolić umiejętności jazdy w bike parku. Firma Trek zbudowała tor Pump Trackowy, na którym odbywały się szkolenia i zawody w jeździe na czas bez pedałowania. Odbyły sie również wyścigi – downhill dla dorosłych i dzieci (kategoria wiekowa 10-15 lat) na trasie Pro-Line. Najbardziej widowiskowe zawody slopestyle można było podziwiać w samym centrum festi-

walu, gdzie światowi, sponsorowani zawodnicy pokazywali na specjalnie przygotowanym torze przeszkód najtrudniejsze triki, takie jak np. podwójny backflip. Na te występy zbudowano ogromne hopki, bandy, wallridy oraz drewniane najazdy, przechodzące przez balkony hotelu Alpineresort.

Wieczorem również nie zabrakło atrakcji, koncerty znanych grup, jak Dog Eat Dog, czy innych rockowych, punkowych i hip-hopowych kapel było słychać w miasteczku do późnych godzin nocnych, a uliczki były pełne świętujących, bawiących się ludzi. 27


r e l a c j a

28



qu i c k t e s t

Mozartt HXR Tekst i zdjęcia: Remek Oleszkiewicz

Przy wyborze napinacza sugerowałem się wyglądem, jakością, wagą i przede wszystkim ceną. Zależało mi na stosunkowo lekkim, a zarazem tanim sprzęcie z wyższej półki, który będzie uniwersalny i sprawdzi się w każdej górskiej dyscyplinie. Po dłuższym szukaniu wybrałem model Mozartta – HXR. Jest to model przeznaczony do zębatek narrow-wide z górną klatką oraz dodatkową ochroną przed kamieniami i skałami. Dotychczas używałem pełnego napinacza z podwójną ochroną łańcucha, głównie do Dh i 4X. Przy dłuższych wycieczkach i podjazdach taki napinacz był bardziej uciążliwy, przeszkadzał na skrajnych biegach, zużywał bardziej napęd. Przed testami HXRa jeździłem na samej zębatce bez klatki i wszystko działało poprawnie, łańcuch przy rekreacyjnej jeździe trzymał się, natomiast przy bardziej stromych zjazdach z korzeniami czy kamieniami zdarzyło się kilka razy zakładać go z powrotem na zębatkę. W zestawie otrzymujemy trzy śruby do montażu pod iscg 05 oraz zestaw podkładek. Regulacja jest prosta i nie wymaga specjalnych umiejętności. Podczas ustawiania napinacza, dzięki rozkręcanej górnej klatce nie trzeba rozkuwać łańcucha. Guma chroniąca napinacz przed wytarciem od łańcucha, co prawda wygląda prowizorycznie i banalnie, ale sprawdza się świetnie – łańcuch nie hałasuje i nie niszczy klatki. Napinacze tego typu można spotkać już w większości rowerów enduro, xc, trail, które obsługują jeden blat z przodu. W dobie napędów 10 i 11 speed z jedną koronką z przodu większość zawodników XC wybiera napinacze tego typu. Istnieje również wersja bardziej odchudzona – 40 g Mozartt Piano – górna klatka mocowana do nowego systemu Direct Mount. Obecnie posiadam koronkę 34T, która mieści się w zakresie przeznaczenia HXRa (28-34T). Po szybkim montażu napinacza, pierwsze wrażenie, jakie zauważyłem to brak oporu i cichość podczas pracy, czyli jakby go nie było. Górna klatka idealnie mieści łańcuch, który na skrajnych biegach ma jeszcze wolne miejsce, więc nie ociera. Mozartt testowany był w BikeParku Bukovel na Ukrainie. Przez trzy dni jazdy zrobiliśmy ponad 100 km na trasach zjazdowych, enduro i cross-country. Nie było problemów z napinaczem oraz problemem spadającego łańcucha. Przyczyniło się do tego kilka elementów, które są istotne, aby wszystko działało – przerzutka tylna z blokadą, koronka narrow-wide oraz napinacz. 30

cena waga – 105 g design brak palety kolorów zakres zębatek 28-34T


P R E N U M E R ATA CZYTAJ MAGAZYN ROWEROWY, NAJWYGODNIEJ W PRENUMERACIE

Zamówienia na prenumeratę i wydania archiwalne można składać pod numerem telefonu: 71 337 47 47, e-mailem: prenumerata@magazynrowerowy.pl lub na stronie: www.magazynrowerowy.pl

NOW E C E N Y KOLE KC J I 2 015 + 10 x KURTKA PRZECIWWIATROWA

SALE

149 ZŁ

+ 10 x KOSZULKA Z DŁUGIM RĘKAWEM

144 ZŁ

+ 10 x SPODNIE DŁUGIE

139 ZŁ

+ 10 x RĘKAWKI I NOGAWKI

119 ZŁ

10 x BEZRĘKAWNIK

134 ZŁ

Dostępne są również standardowe oferty prenumeraty Magazynu Rowerowego: • (10 wydań) w cenie 89,90 zł • (20 wydań) w cenie 159 zł Oferty ograniczone ilościowo. Przedstawione grafiki mogą odbiegać od wyglądu ostatecznych produktów. W przypadku zamówień opłacanych za pobraniem, Zamawiający poniesie koszt pobrania pocztowego. Odwiedź stronę www.magazynrowerowy.pl i zapoznaj się z aktualną promocją.


Sup e r t r a s a

32


Elektryczny wstrząs

Elektryczny wstrząs Pierwszy solidny wstrząs miał miejsce w pięknym rejonie Trentinio na trasie Dolomity Di Brenta, gdzie na wytrawnego poszukiwacza przygód czeka 171 km z różnicą wzniesień 7700 metrów. Trasa przenosi w świat magii, a widoki zostają na długo w pamięci. Każdy kto lubi aktywnie spędzać czas znajdzie na tej trasie swój eden, a e-bike znacznie skróci do niego drogę… Tekst i zdjęcia: Piotr Śliwa

33


Sup e r t r a s a

D

zięki uprzejmości www.visittrentino.it/pl, i wsparciu naszego przewodnika Davide’a, po szybkim zapoznaniu z jednośladami, żądni przygód wyruszyliśmy elitarną grupą w pełną przepięknych widoków trasę. Już po pierwszych kilometrach zaczęliśmy odbierać impulsy magnetyczne płynące z Dolomitów. Ostre, poszarpane szczyty przypominały o przewadze jaką mają nad nami. My natomiast posiadaliśmy asy w rękawie – cztery tryby wspomagające: Eco, Sport, Torqe i Turbo. Dzięki umiejętnemu wykorzystywaniu baterii w naszych e-bike’ach mogliśmy dzielnie stawić czoła skalnym kolosom. Tryby te pozwoliły również na wyrównanie naszego poziomu kondycji. Podjazdy o różnym stopniu nachylenia nie stanowiły większego problemu. W pierwszej części wycieczki, która zaczęła się w Cles przydawał się głównie tryb Eco, dający miłe wsparcie na krętych szutrowych podjazdach. Dopiero kiedy trasa zaczęła

34

robić się bardziej dzika i wymagająca, stał się niewystarczający. Wtedy nadeszła pora na sprawdzenie pozostałych trybów – oczywiście kosztem zmniejszenia dystansu kilometrów, który widniał na wyświetlaczu – zbliżając się do kresu wytrzymałości rowerów elektrycznych (nie chodzi tu o ich zasięg). Wjeżdżając wysoko trzeba liczyć się ze zjazdem z chwilą puszczenia hamulców na zakręcie ukazującym przepaść. Adrenalina włącza się niczym tryb turbo. Przełęcz Passo Della Forcola – kręta, szutrowa droga, sypkie, luźne kamienie, ponad 20 kg na 29 calowych kołach i ostry zakręt w lewo. Hamowanie pulsacyjne na nic się zdało, krawędź przepaści coraz bliżej. Zadziałał odruch bezwarunkowy. Lewa noga maksymalnie wychylona. Zachowanie jak z motocrossu i uślizg tylnego koła strącił gromadę kamieni w przepaść. Rozkład środka ciężkości w rowerze elektrycznym przypomina motor. Lekkie zarzucenie powoduję nad-

mierny przechył, korekta balansem ciała i emocje opanowane. Następne spirale zakrętów były oczywiście pokonywane driftem, ale ze znacznie mniejszą prędkością. W następnych dniach wycieczki siły trzeba było rozkładać znacznie rozważniej. Trasy pokonywać zgodnie z przeznaczeniem, zapominając o przesadnej brawurze i dostosowując tryb do przyjemnej przejażdżki rodzinnej. Na trasie od Cles, która zapoczątkowała nasz elektryczny wstrząs, ku Rifugio Peller przemierzaliśmy wysokogórskie trasy i setki metrów przewyższeń, jedząc potrawy godnie uzupełniające braki sił i witając się z uroczymi krowami. Pokonywaliśmy kolejne kilometry. Madonna di Campiglio przeniosła nas w świat zaczarowany. Krajobrazy hipnotyzowały swoim pięknem. Góry ukazywały stromizny, a słońce czule nas przypiekało. Rejon Lago di Molveno zaprezentował nieco odmienne widoki. Wysokogórskie


Elektryczny wstrząs

szczyty zamieniły się w pełne uroku wąskie ścieżki, wokoło których pojawiły się winnice, zwiastując prawdziwą rozkosz dla zmysłów. Docierając ścieżkami, którymi mogły kroczyć legiony rzymskie, widok ukazał piękną barwę jeziora Molveno. Kąpiel w jeziorze z widokiem na szczyty jednych z najpiękniejszych gór świata była niczym dar od Bogów. Chwila ukojenia zmysłów i czas na ostatni podjazd do Adamelo. Zmęczeni, ale szczęśliwi, spinając mięśnie i ogniwa resztek baterii, pokonaliśmy trasę, której nikt przed nami nie pokonał na rowerach elektrycznych. Tego dnia przejechaliśmy ponad 70 km i mniej więcej 2861 m podjazdów. Jeśli chcielibyście zobaczyć z rodziną lub przyjaciółmi cudowne Dolomity, skosztować przepysznej kuchni włoskiej i przeżyć przygodę życia, wszystkie informację dotyczące trasy, noclegów, transportu bagażu czy wypożyczenia roweru lub e-bike’a znajdziecie na stronie http://www.dolomitibrentabike.it 35


r e l a c j a

Alpen Tour Trophy 2015 czyli ciąg dalszy polskich zmagań na światowej, etapowej arenie MTB

Czerwcowe niebo nad stromymi stokami północno-wschodniej Austrii przyprawia o dreszczyk. Sprawdźmy, czy tak samo jest na czterech etapach zmagań wyścigu Alpen Tour Trophy. Dodajmy, że kolarze z trzydziestu sześciu krajów, aby wywalczyć punkty do kwalifikacji UCI musieli zmierzyć się między innymi z alpejskimi szczytami – Hochwurzen (1840 m n.p.m.) oraz Gieglacher seen (2000 m n.p.m.) czy Hauser Kaibling Krummholzhutte (1840 m n.p.m). Rowerowe wspinaczki w towarzystwie śniegu oraz trzydziestostopniowego upału... lubimy to! Tekst: Arkadiusz Cygan, Michał Marciniak Zdjęcia: Arkadiusz Cygan, Zuza Gąsiewska 36


Alpen Tour Trophy 2015

10.06.2015 Dzień 0 Pobudka 03:15. Kawa, śniadanie, pakowanie samochodu. 04:15, razem z Michałem ruszamy na nasz kolejny wyścig etapowy, tym razem do Austrii, na Alpen Tour Trophy, rozgrywany u podnóża masywu Dachstainu, najwyższej góry Austrii. Alpen Tour Trophy nie jest szczególnie długim wyścigiem, składa się z czterech etapów, trzech klasycznych i jednego rozgrywanego jako czasówka pod górę. Całość liczy w tym roku 198 km, za to przewyższenia to już pokaźne 8800 m w pionie. Właśnie przewyższenia tego wyścigu świadczą o jego trudności. Jest naprawdę stromo. Około 14:00 jesteśmy 1000 km dalej. Pierwsza rzecz jaka przychodzi na myśl, po zameldowaniu się w hotelu, to krótka drzemka, która zamienia się w ponad 2 godziny głębokiego snu. Michał wyrywa mnie z tego stanu błogości i jedziemy odebrać pakiety startowe, tym samym rozkręcić nogę po podróży. Dziś nie wydarzy się już nic ciekawego. Przygotowujemy rowery i idziemy spać.

11.06.2015 Etap #1 Zawsze starty w tego typu zawodach przyprawiają mnie o dreszczyk emocji... Dużo znanych na arenie międzynarodowej nazwisk, wszyscy perfekcyjnie przygotowani, w znacznej mierze przygotowani do intensywnego ścigania... A wśród tego towarzystwa ja i Arek, dwa ludki z Polski. Godzina 10:00, zaczynamy. Szybkie wyprowadzenie z miasteczka, potem podjazd wzdłuż niesamowitej dolinki i górskiego potoku. Wyjeżdżamy, podjazd trwa dalej, Arek kilka sekund przede mną, powoli go mijam i zyskuję niewielką przewagę. I trwa to tak do chwili, kiedy zrobimy za jednym zamachem 1100 m przewyższenia, wyjeżdżając na 1852 m n.p.m. Zaczyna się zjazd, początkowo techniczny, następnie szeroki i bardzo szybki. Arek zrównuje się ze mną, wyprzedza i tracę go z oczu do czasu, aż zaczniemy następny podjazd. Wszystko to w pełnym słońcu i prawie 30˚C. Kolejny raz do góry, teraz tylko 850 m, 50 min wspinaczki. Początkowy alpejski szuter zmienia się w połowie w małe gruzowisko, po którym nie da się jechać – pora na spacer. Dość długi, przerywany jazdą, ew. biegiem po zalegającym jeszcze śniegu. Dobijamy do 2000 m n.p.m, tam trasa staje się singlem, dość trudnym, miejscami będącym potokiem, a miejscami małym bagienkiem – ja w takie bagno wpadam kołem po oś i obiema nogami po kolana – i czekając aż ktoś z dojeżdżających osób wyciągnie mnie (samodzielne próby skończyły się dość żałosnym efektem) tracę ostatecznie Arka z oczu. Pierwsze kilometry po tym zdarzeniu były dość nerwowe i kończyły się kolejnymi straconymi miejscami, ale trudno – trzeba pracować. Dochodzę do siebie na następnym, długim, dość szybkim zjeździe. Ostatni podjazd to już tyko 300 m w górę i na zakończenie – zjazd na metę trasą zjazdową, biegnącą wzdłuż wyciągu Planai. Finito – dzień pierwszy – prawie 3000 m w pionie, 59 km, czas nieco poniżej 4 h. Teraz poproszę o coś do picia... 37


r e l a c j a

12.06.2015 Etap #2 Pobudka standardowo 7:30, na 2,5 godziny przed startem. Niebo przykrywają chmury, wstaję z nadzieją, że dziś będzie nieco chłodniej. W tym roku zdecydowanie wolę niższe temperatury, przy ściganiu się w ponad 30˚C i podjazdach po 1200 m w pionie organizm odmawia wejścia na wysokie obroty, pomimo bardzo dobrego ogólnego samopoczucia i pozytywnego nastawienia. Niestety, szybko okazuje się, że i dziś przyjdzie ścigać się nam w pełnym słońcu. Tuż przed startem chmury znikają, ponownie pojawia się przed nami piękna panorama magicznych Alp. Dzisiejszy etap liczy 55 km i 2000 m przewyższenia. Na papierze wygląda to nieco łatwiej niż dzień wcześniej. Rzeczywistość jednak bardzo szybko zweryfikuje stopień trudności. Ruszamy punkt 10:00. Z nieba leje się żar, powietrze jest ciężkie, jest duszno, trudno się oddycha. Rozpinam koszulkę, co na niewiele się zdaje. Od samego początku jedziemy z Michałem dość równo. Jednak z kilometra na kilometr zostaję nieco z tyłu. Nie mogę utrzymać mu koła. Skurcze z dnia wczorajszego dawno odeszły w niepamięć, widać nie one były problemem.

13.06.2015 Etap #3 Pierwsze dwa podjazdy mają kolejno 250 oraz 200 m. Pokonujemy je dość sprawnie w gronie osób, z którymi spędziliśmy sporo czasu na wczorajszym etapie. Na 23 km dojeżdżamy do „piekielnej góry”. Jesteśmy na zaledwie 700 m n.p.m, po około 75 minutach znajdziemy się 1140 m wyżej… Słońce nie daje za wygraną, Michał też. Znów odjeżdża do przodu i po około 45 minutach zupełnie tracę go z oczu. Jadę swoje, tylko tyle mogę zrobić. Odliczam kolejne metry do szczytu. Płyny z bidonów znikają w takim tempie, jakby te były dziurawe. Podstawa to dobrze policzyć, ile człowiek będzie musiał wypić. Nie warto wieźć ze sobą zbędny balast, nie można również pozwolić sobie na brak picia, co może mieć poważne konsekwencje na kolejnych kilometrach oraz następnych etapach. Jest szczyt, łapię nieco zimnej wody i lecę dalej. Rozpoczyna się szaleńczy zjazd. 800 m w pionie robimy w oka mgnieniu.

Trochę więcej chmur na niebie i prognozowany deszcz zapowiadają nieco spokojniejszy i łagodniejszy dzień – przynajmniej jeśli chodzi o samopoczucie. Na starcie spiker oznajmia, że  z 500 osób, które wystartowały pierwszego dnia, jedzie dalej 350. I rzeczywiście, jest luźniej. Na pierwszych kilometrach jedziemy razem z Arkiem, ale kiedy tylko zaczyna się mocniejsza praca na pierwszym podjeździe, on odjeżdża mi i tracę go z zasięgu wzroku – jak się okazuje – już do końca etapu. Profil dzisiejszego dnia zdecydowanie bardziej zróżnicowany – podjazdów więcej, krótszych, dłuższych – pełna dowolność.

Przede mną kolejny podjazd, nieco ponad 200 m i tylko 13 minut kręcenia pod górę. Na koniec 600 m zjazdu torem dirtowym, znanym już z końcówki wczorajszego etapu. Metę osiągam po  3 h 6 min, tracąc dziś do Michała 6 minut. Teraz czas na regenerację. 2800 m do góry na dystansie 69 km. I jak do tej pory – głównie szutry i dość dobrze utwardzone ścieżki, z niewielkimi wyjątkami, wszystkie przejezdne. Na szczycie pierwszego podjazdu znajduję się już po 1 h 20 min, jak się później okazuje – pozostają „jeszcze” tylko trzy godziny do końca. Natomiast zakończenie jest właściwie wspólne dla trzech pierwszych dni. Ponownie dość karkołomny zjazd wzdłuż wyciągu Planai do Schladming. Krótko mówiąc, jest to jeden z tych zjazdów, po których człowiek potrzebuje chwili odpoczynku Mimo niezłego czasu i dobrze wykonanego zadania, cały dzień towarzyszyło mi uczucie niepewności... Może to te burzowe chmury, które rozciągały się na horyzoncie... Tymczasem spadło z nich zaledwie kilka kropel dla ochłody, a z relacji naszej towarzyszki Zuzy dowiedzieliśmy się o ulewie na końcu etapu.

38


Alpen Tour Trophy 2015

13.06.2015 Etap #4 Ostatni etap niczym nie przypomina trzech poprzednich, może poza wyjątkiem 1100 m podjazdu. Taki właśnie profil ma dzisiejsza czasówka. Do pokonania mamy 1100 m na dystansie 14 km. Podjazd non stop, za wyjątkiem dosłownie 20 m zjazdu niecały kilometr po starcie, jak się wkrótce okaże, bardzo pechowego zjazdu. Dzisiejszy poranek jest nieco dłuższy niż poprzednie. Startujemy tuż przed południem, dzięki czemu możemy pozwolić sobie na dłuższy sen i dobrą rozgrzewkę, bardzo ważną z punktu widzenia dzisiejszej trasy. Razem z Michałem śmiejemy się, że w zasadzie pewnym jest ukończenie tego etapu, bo w końcu co poważnego może stać się na podjeździe. Tymi słowami ściągam na siebie czarne chmury. Na wyżej wspomnianym, bardzo krótkim zjeździe, wąską, śliską ścieżką na lewym zakręcie wypadam z trasy. Zawodnik jadący za mną robi dokładnie to samo. Nie chcąc stracić pozycji przed stromym odcinkiem rozpędzam się z rowerem i w biegu wskakuję na siodełko. W tym momencie nie wytrzymuje karbonowe jarzemko, siodełko odpada zupełnie, a ja zostaję z ostro zakończoną sztycą i ponad godziną trasy przed sobą.

Nie tracąc czasu, wrzucam siodełko pod koszulkę, wskakuję na rower i jadąc na stojąco myślę, jak rozwiązać ten problem. W większości szutrowa trasa nie pomaga, bowiem koło traci przyczepność niemal za każdym depnięciem w korbę. Jestem przekonany, że zaraz dojedzie mnie Michał i ciężko będzie mi się za nim utrzymać. Sytuację ratuje niewielki „zestaw ratujący życie”, który zawsze wożę ze sobą w kieszeni. Obok kilku drobiazgów, którymi da się naprawić zerwany łańcuch, zupełnie rozerwaną oponę czy pękniętą ramę, znajduję tam również około metr taśmy izolacyjnej, którą przyklejam siodło do sztycy. Wygląda to raczej mizernie, jednak musi wystarczyć. Bardzo szybko Michał dojeżdża do mnie, siadam mu na koło i staram się za wszelką cenę nie odpuścić. Szału nie ma, ale się udaje. Na najbardziej stromym odcinku, gdzie wszyscy prowadzą rower, atakuję „z buta” i zdobywam nieco przewagi, którą utrzymuję do samej mety. Michał przyjeżdża zaraz za mną. Uścisk dłoni, wzajemne gratulacje, kolejna wspaniała etapówka ukończona.

Podsumowanie Krótko mówiąc, Alpen Tour Trophy jest wyścigiem zdecydowanie godnym polecenia. Przede wszystkim z polskiego punktu widzenia – jest zlokalizowany bardzo blisko polskiej granicy. Z południa kraju samochodem do Schladming można dojechać w 6 godzin. Baza noclegowa jest rewelacyjna, w samym miasteczku można dobrze zjeść, w razie awarii sprzętu pomoc znajdziemy w kilku sklepach rowerowych, oferujących pełen serwis wraz z myciem roweru po każdym etapie włącznie. Sam wyścig dostępny jest dla każdego, trasy przejezdne są niemal w 100 %, a odcinki „piesze” nie są uciążliwe. Widoki… no cóż, niech rękę podniesie ten, kogo Alpy nie zachwycają. Osobiście w planach mamy kolejne, większe i mniejsze etapówki, ale na Alpen Tour Trophy do Schladming w Austrii z pewnością wrócimy, choćby treningowo, czy po prostu odpocząć od codzienności. 39


S o l o t e s t

Romet Tool 1.0 di2 by t-bike.pl

Są rzeczy na świecie, o których nie śniło się nawet najstarszym Indianom. Są również rzeczy niepozorne, które skrywają w sobie tajemnicę i potencjał, w który trudno uwierzyć. W świecie motoryzacji takie hybrydy nazywamy slipperami – stare, niczym niewyróżniające się samochody, do których ktoś upycha monstrualnie mocne silniki. Czy można stworzyć rower, który na swoim odcinku frontu zaprezentuje się niczym rasowy slipper? Można – przed wami Romet Tool 1.0 na absurdalnie drogim i niebotycznie doskonałym osprzęcie Shimano XTR. Tekst i zdjęcia: Jan Piątkiewicz Pewne rzeczy robi się nie dlatego, że mają jakikolwiek sens, lecz po to, żeby coś sprawdzić, coś udowodnić, lub po prostu zobaczyć, co się stanie. Dlaczego ciągle eksperymentujemy, szukamy, przekraczamy granicę? Najdoskonalszą odpowiedź na to pytanie dał kiedyś himalaista George Mallory, który, spytany o to, po co chodzi w góry, odpowiedział – bo są. Dlatego nie oczekujcie, iż wyliczę tutaj wszystkie korzyści, jakie niesie ze sobą władowanie do waszej endurówki kosmicznie drogiego osprzętu. Nie, przeciwnie – na wstępie mogę powiedzieć, iż zastosowanie w rowerze do En-

duro tak precyzyjnego i doskonałego osprzętu nie ma żadnego racjonalnego sensu. To nie jest coś, na co normalny, nawet majętny człowiek może sobie pozwolić. Chcielibyście oglądać urwany na skale wyświetlacz systemu di2? Lub przerzutkę za 1600 zł kompletnie zmasakrowaną na kamieniu? Nie chcielibyście – więc nie pytajcie czy to ma sens. Po prostu przez chwilę zastanówcie się, co by było, gdyby do waszego Opla Astry z 2006 roku ktoś wsadził silnik V12 i ustawił na światłach obok napalonego biznesmena w nowiutkiej białej Audicy, z piękną blondyną u boku. Wiecie co by było? Byłoby doskonale! Jeśli poczuliście już ten klimat, zapraszam do spotkania z Toolem na najbardziej odjechanym osprzęcie, jaki znajdziecie w świecie MTB. Cóż, najprościej byłoby powiedzieć, iż di2 to po prostu przerzutki, w których zamiast linek znajdują się kabelki, a całość poruszana jest poprzez elektryczne silniki. Jednak to zdecydowanie nie tak – oczywiście są motorki, są i kable (jesteśmy rozczuleni faktem, jak dostosowywano naszego Rometa do standardu, do którego nie został przygotowany – wiercenie dziur w ramie na wyjścia/wejścia kabli, zewnętrzna bateria napędu, a nie schowana w ramie/ podsiodłówce, jak ma to miejsce w rowerach fabrycznie przygotowanych pod di2), ale przede wszystkim jest cała elektronika sterująca pracą 40

napędu, kontrolująca kwestie regulacyjne, jak i oferująca możliwości programowania. Właśnie – programowanie. To chyba najlepsze, co ma nam do zaoferowania najnowszy wy-

nalazek inżynierów Shimano. Opcji jest wiele, natomiast ja skupię się na tych, które moim zdaniem ocierają się o coś, co moglibyśmy nazwać ZASTOSOWANIEM PRAKTYCZNYM. Przede wszystkim – nasz testowy Tool został wyposażony w napęd w układzie 2x11, czyli oczywiście posiada zarówno przerzutkę, jak i manetkę przednią. Nic rewolucyjnego, chciałoby się powiedzieć... ale nie do końca. W zasadzie cały numer z di2 jest taki, iż przedniej manetki mo-

głoby równie dobrze nie być. Dlaczego? Spośród dostępnych opcji trybu pracy napędu możemy wybrać taki, w którym przednia przerzutka działa automatycznie, wedle zaprogra-

mowanego schematu. Oczywiście, w każdej chwili możemy przyciskami na manetce wymusić zmianę przełożenia, jednak bardzo szybko przyzwyczajamy się do faktu, iż komputer robi to za nas. Jak to wygląda w praktyce? Otóż kiedy przykładowo zaczyna się podjazd i mamy z przodu wrzucony duży blat (w dobie zębatek 32 to powiedzenie dość mocno na wyrost) i zaczynamy stopniowo wrzucać coraz lżejsze przełożenie z tyłu (nie musimy klikać milion razy – w di2 wystarczy trzymać przycisk odpowiadający za zmianę przełożeń, a system redukuje/ nadkłada do momentu zwolnienia guzika), dochodzimy w końcu do przełożenia najlżejszego. Co wtedy? System dźwiękiem dość podobnym do tego, który znamy z większości pulsometrów, sygnalizuje nam, iż następne przełożenie spowoduje zmianę biegu również z przodu.


Romet Tool 1.0 di2 by t-bike.pl

Halo – jaki następny bieg, skoro dotarliśmy do najlżejszej zębatki? Cóż, cały myk polega na tym, iż kiedy wciśniemy przycisk jeszcze raz, system zmieni blat z dużego na mały z przodu, a z tyłu... cofnie łańcuch do np. biegu numer trzy. Odpowiada on mniej więcej następnemu w kolejności po 2-1 przełożeniu. Być może brzmi to jak zwykły bajer, może wyda wam się nieco nieprzydatne – jednak wierzcie mi na słowo, po dosłownie godzinie przyzwyczajenia w górach, zapominacie o potrzebie korzystania z przycisków przedniej przerzutki. System zmienia biegi bardzo szybko, pewnie (oczywiście po uprzednim dobrym skonfigurowaniu na... laptopie) plus jest auto-adaptacyjny, a więc nie ma opcji, żeby coś ocierało czy przeskakiwało. Teoretycznie nie ma też możliwości, aby łańcuch spadł – przerzutka dynamicznie reaguje na wszelkie wychylenia i tak np. przedni wózek sam potrafi przesunąć się w bok, jeśli łańcuch na którymś biegu by o niego ocierał. Tryb automatycznej przerzutki przedniej jest naprawdę rewelacyjny, przyda się zarówno fanom minimalizmu w wystroju kokpitu (w końcu możemy korzystać z pełni uroków napędu 2x11, bez żadnego ustrojstwa na kierownicy po lewej stronie), jak i fanom obniżania masy roweru – z tego samego powodu. Nie ma co też przejmować się baterią – na jednym ładowaniu wystarcza przeciętnemu rowerzyście na miesiąc, a ładuje się poprzez kabelek USB (kosmos – podpinanie roweru do laptopa celem naładowania). Poprzez USB system łączy się również z komputerem celem kalibracji. O samym di2 napisano już dużo, trudno dopisać coś rewolucyjnego – jest to po prostu grupa napędowa MTB najwyższej klasy (cóż, XTR to monument), która zawsze była polem do prezentacji najnowszych i najbardziej wysublimowanych technologii. Zawsze w ariergardzie kolarskiego postępu, czasem wręcz nieco sztuka dla sztuki – dlatego nawet największym racjonalizatorom radzimy nabrać nieco dystansu. XTR to nie jest narzucanie się z rozwiązaniami dla wszystkich – tutaj sam dobrze wiesz, czy cię stać i czy chcesz. Nie, czy potrzebujesz – tylko po prostu, czy masz ochotę. W naszym testowym fullu mieliśmy do czynienia z kompletną nową grupą XTR, czyli wraz z dobrodziejstwem inwentarza przypadły nam też hamulce, piasty i korba. Korba jest piekielnie sztywna i lekka, natomiast zachwyca przede wszystkim na papierze – w warunkach enduro po prostu nie sposób sprawdzić jej wzorowych parametrów w rodzaju sztywności czy minimalnego oporu łożysk. Jest rewelacyjna, ale w tej branży pozostaje się raczej modlić, żeby przypadkiem nie wylądowała w kawałkach w lesie, kiedy akurat rower przeleci miękkim podbrzuszem po krawędzi głazu wielkości starego dobrego kineskopowego telewizora.

Amortyzacja firmy X-Fusion Sweep 27,5 5” RL2 160 mm oraz damper X-Fusion o2 smaczki grupy Shimano XTR Di2

Cena: B.D, Waga: B.D Dystrybutor: Rower przygotowany przez firmę T-Bike.pl

Hamulce – wszystko to, co najlepsze. Oczywiście klocki z radiatorami i tarcze z ICE Technology. Żadnej rewolucji nie wprowadzają, są po prostu rewelacyjne – jednak czy uciekają konkurencji? Moim zdaniem, w testowym eg-

bardzo precyzyjnie (chociaż opony te nie mają porażająco wielu fanów w świecie enduro). Jako iż jestem w tej redakcji odpowiedzialny przede wszystkim za podjeżdżanie, rower musiał zrobić kilka solidnych tysięcy metrów przewyższeń – i tutaj następuje największe zaskoczenie. W du-

zemplarzu, chociaż bardzo mocne i zachowujące swoje właściwości daleko dalej niż pozwalały to wykorzystać możliwości kolegów redaktorów, hamulce były dość... miękkie. Są na rynku modele, które w całym zakresie pracy sprawiają wrażenie bardziej radykalnych i zdecydowanych, jednak jest to wyłącznie kwestia preferencji rowerzysty. Być może na to wrażenie składa się ponadprzeciętna modulacja; pro forma jedynie dodam, iż absolutnie żadnego zjawiska jak puchnięcie klamek, nie zaobserwowałem. Na koniec parę słów o samym Romecie Tool – miałem z tym rowerem kontakt po raz pierwszy i muszę przyznać, iż bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Dość zabawnie ( z całym szacunkiem dla SR Suntour) wygląda zestawienie fabrycznego zawieszenia (Sr Suntour Auron i damper X – Fusion) z takimi diamentami jak osprzęt XTR, natomiast charakterystyka amortyzacji, być może zupełnym przypadkiem, bardzo dopasowała się do moich preferencji. Na mocno kamienistych trasach w Gorcach rower prowadził się pewnie, nie męczył nadgarstków, w zestawieniu z oponami Continental X – King w rozmiarze 27,5 x 2.4 prowadził się

żej mierze za sprawą dość aktualnych tendencji w projektowaniu geometrii („forward”), kiedy znajdziemy właściwą kadencję i przełożenie, sprzęt niezwykle pewnie i spokojnie daje się

prowadzić narzuconym szlakiem na szczyt wzniesienia. Nie ma tendencji do wyrywania przedniego koła w górę (pomimo giętej kierownicy PRO Koryak – osobiście przywykłem już do bardziej „płaskich” rozwiązań), nawet na podjazdach o dużym kącie jedzie tam, gdzie chcemy. Rower mnie nie zmęczył – to naprawdę duży komplement, biorąc pod uwagę iż podjazdy, na które go zabrałem normalnie pokonuję na ważącym ok. 10 kg sztywniaku z kompletnie innym kątem wyprzedzenia widelca. Podsumujmy – sami autorzy tego szalonego eksperymentu, jakim jest włożenie absurdalnie drogiej grupy napędowej do absolutnie średniego (z całym szacunkiem) roweru enduro, nie ukrywają, iż zrobili to tylko z... ciekawości. Są na świecie pomysły tak absurdalne i szalone, a przy tym tak piękne, że kiedy ktoś zbyt dociekliwie pyta, po co i dlaczego, wypada odpowiedzieć słowami klasyka: bo można!

41


S o l o t e s t

Kross Vento 7.0

Kolarstwo szosowe przez lata było w Polsce niczym Formuła 1 dla pokolenia urodzonego po roku 1990, które przywykło, że co prawda, niby może mieć wszystko, jednak pewne rzeczy wydają się tak wymagające a)finansowo b) technicznie c)treningowo, że mimo wszystko pozostajemy przy bezpiecznym oglądaniu ich na ekranach telewizorów. Jednak świat się zmienia i obecnie wielu producentów ze światowej czołówki oferuje modele dostępne w cenie przeciętnego roweru jakiegokolwiek innego typu. I o ile dla zachodniej konkurencji novum to dostrzeżenie potrzeb zwykłych śmiertelników, tak już dla marki wciąż zdobywającej pozycję i uznanie na rynku, jaką bez wątpienia jest rodzimy Kross, wejściem na nowy poziom jest zaproponowanie roweru, który już wcale tani... nie jest. Dla kogo powstał więc model taki jak Vento 7.0 2015? Tekst i zdjęcia: Jan Piątkiewicz

42


Kross Vento 7.0

Muszę przyznać, iż już po pierwszym kontakcie z najnowszą szosówką Krossa, jaki miał miejsce podczas jesiennej prezentacji modeli 2015, byłem tego roweru bardzo ciekawy. Ok – tak naprawdę bardziej byłem ciekawy modelu Vento 6.0, który moim zdaniem był (i jest!) najbardziej logicznym wypełnieniem luki w ofercie (w końcu rower karbonowy, w racjonalnej cenie, na „poważnym” osprzęcie 2x11 Shimano 105 i systemowych kolach) i to na test tego roweru nastawiałem się szczególnie. Jednak łaskawy los sprawił, że to właśnie najwyższy w ofercie model 7.0 zagościł w mojej treningowej stajni wraz z początkiem kwietnia tego roku i od tego czasu pokonał już ponad 4,5 tys. km po polskich i okolicznych asfaltach. Zacznijmy od kwestii technicznych – Kross chwali się, iż topowy model waży 7,2 kg. Oczywiście bez pedałów – wagę tę faktycznie udało się osiągnąć, co jest naprawdę przyzwoitym wynikiem, jednak trzeba podkreślić, że nie za sprawą jakiejś kosmicznej technologii ramy (która, powiedzmy sobie szczerze, nie zmieniła się specjalnie od zeszłego roku – model 4.0 – nie licząc malowania), a dzięki zastosowaniu bardzo lekkich komponentów, które znacząco wpłynęły na wagę i ogólne wrażenie całości. Mamy tutaj więc koła DT Swiss R23 Spline (jedni je lubią, inni nie, nie jest to model specjalnie drogi, ale nie licząc drogiego serwisu bębenka, wydają się dość racjonalnym ekonomicznie wyborem) i praktycznie wszystkie elementy kontrolno– komfortowe wykonane z karbonu. Kierownica, wspornik siodła oraz mostek to Easton EC90, siodło Fizik Antares i przede wszystkim serce roweru – kompletna grupa Shimano Ultegra 6800. Grupa znana, lekka, lubiana – 22 biegi, w klasycznym doborze przełożeń 53/39 – 11/25. Kross nie odważył się jeszcze w roku 2015 na zastosowanie w swojej topowej szosówce elektronicznej wersji tej grupy, jednak jak donoszą wiewiórki (a także zgodnie z tym, co ujawnia

Karbonowa rama oraz widelec zostały ubrane w napęd Shimano Ultegra 2x11, koła DT Swiss R23 oraz kokpit Easton EC90

Cena: 9999 zł Waga: 7,2 kg Dystrybutor: kross

Kross na mających podkręcać zaciekawienie gawiedzi instagramowych wrzutkach) to już tylko kwestia czasu. Generalnie jak na rower szosowy wyceniony katalogowo na mniej niż 10 000 zł Ultegra to bardzo dobry, chciałoby się powiedzieć – racjonalny wybór. Już drogi, już absolutnie nie wzbudzający wstydu i pozwalający się pościgać, jednak dalej będący w rozsądnym finansowym zasięgu podczas niezaplanowanych wydatków serwisowych. Dość technikaliów, czas na zupełnie subiektywne wrażenia estetyczne. Z rowerami szosowymi Krossa mam ten problem, iż generalnie jestem fanem stylistycznego minimalizmu, przewagi kolorów ciemnych, a przede wszystkim zasady – im mniej detali, tym bardziej spójna całość. Zdecydowanie tegoroczna kolekcja szosowa polskiego producenta nie została stworzona w celu anonimowego przenikania w tle konkurencji; rowery wyróżniają się z tłumu (nie licząc najbliższego moim gustom szaro–czarnego Vento 6.0), z różnym skutkiem. Jednak muszę przyznać iż pomimo mocnego zaakcentowania koloru czerwonego i białego, wizualną całość mocno podsumowuje kolor czarny, który jest tłem dla wszystkich innych, przez co w zasadzie odbieramy ten rower jako... czarny. A jak wiemy, czarny jest w tym sezonie najlepszy! Dość tych

żartów – fakty są takie, iż na pewno grafika i detale Vento są spójne, przemyślane i rower może się podobać. Wszystko do siebie pasuje – zarówno czerwony pasek opon Schwalbe Ultremo, jak i biała owijka kierownicy. Natomiast nie mógłbym nie podkreślić faktu, iż rzeczona owijka to chyba największa wpadka jeśli chodzi o detale w tym rowerze – nie rozumiem, jak można do roweru za niespełna 10 tysięcy złotych założyć element, który występuje również w najtańszych modelach tego producenta, nie wspominając o fakcie, że błyszczące, srebrno-chromowe (i d e n t y c z n e jak w modelu Vento 1.0, tańszym o... 8 tysięcy złotych) zatyczki kierownicy pasują jak kwiatek do kożucha i jest zbrodnią na dobrym smaku pakować coś takiego do współczesnego roweru. Owijka jest po prostu niewygodna – twarda, dość śliska, jedynym plusem (chociaż w zasadzie można by powiedzieć, że konsekwencją ww.) jest to że dość trudno ją ubrudzić i łatwo się czyści. Jednak nie mam złudzeń, iż jeśli rower ten kupi ktoś kto z szosą miał już co nieco wspólnego, to będzie to pierwszy element jaki z roweru wyleci. Do wykonania pozostałych elementów nie mam żadnych zastrzeżeń – oczywiście Easton i DT Swiss, tudzież komponenty Shimano Ultegra to pewien poziom, w wypad43


S o l o t e s t

ku którego o jakichkolwiek wpadkach nawet nie powinniśmy wspominać, jednak również rama wykonana jest bez zarzutu – równy lakier, solidnie wykonane wejścia wewnętrznego prowadzenia pancerzy, aluminiowe końcówki tychże, wszystko tak jak trzeba. Rama oczywiście, zgodnie z najnowszymi trendami, posiada taperowaną główkę, support press fit bb-30, itp. itd. So far so good – wydając taką sumę na rower, co jak co, ale z pewnością nie będziemy w jakimkolwiek stopniu wyrozumiali dla wpadek w wykonaniu. Nieco praktyki – jak nowe Vento 7.0 jeździ. Wszystkim zainteresowanym tym i innymi wyższymi modelami Krossa – przede wszystkim karbonowymi, chciałbym zwrócić uwagę na fakt, iż ramy są dość... małe. Mam 178 cm, to już moja druga karbonowa szosa od polskiego producenta, po zeszłorocznym Vento 3.0 jeżdżę na rozmiarze M i jest on... zdecydowanie mniejszy niż rok temu. Rower dalej absolutnie pasuje do moich preferencji odnośnie rozmiaru, jednak musiałem poświęcić sporo więcej czasu na ustawienie go pod siebie. Gdyby był to mój rower, na pewno wymieniłbym kierownicę – jest bardzo lekka, karbon ładnie pomaga widelcowi i ramie tłumić nierówności, jednak (przyznam się bez bicia – przez fakt iż trenowałem wioślarstwo, klatkę piersiową i barki mam nieco szersze niż Christopher Froome) dla mnie jest po prostu za wąska i nie pozwala tak swobodnie „rozbujać się” na hopach, czy podczas ataków. Jest to jednak detal, raczej nie będzie wybitnie odkrywcze stwierdzić, iż każdy kto zaczyna poważnie traktować rowerowy trening, prędzej czy później określa swoje wymagania i wie czego mu potrzeba – a niekoniecznie katalogowy rower będzie miał to w standardzie. Rower, moim zdaniem, jeśli chodzi o sztywność, trzyma poziom jaki znamy z innych propozycji NOWYCH rowerów w podobnej półce cenowej. Co do reklamowanych przez producenta cudownych właściwości tłumiących konstrukcji tylnego trójkąta to hmm..., sorry chłopaki, ale moim zdaniem jest to, jeśli chodzi o technologię, dokładnie ta sama rama co w topowych modelach rok temu. To nie zarzut – bardzo fajnie się zbiera, jest bezproblemowa (na Vento 3.0 z roku 2014 zrobiłem ponad 7 tysięcy km, rower obecnie jest dalej intensywnie użytkowany, przebył również lotniczą podróż do Calpe, a nie ma absolutnie żadnej ochoty na nieplanowe odwiedziny w serwisie) i zapewnia przyzwoity poziom komfortu, taki absolutnie typowy dla ramy, która nie jest piekielnie wściekłym bolidem z najwyższej wyścigowej półki. Warto podkreślić, iż w tym roku producent bardzo konsekwentnie trzyma się używania pełnych grup osprzętu, nie miesza ze sobą komponentów – o ile w przypadku Ultegry 6800 jest to dość naturalne, tak już w niższych modelach rok temu

44

tak różowo nie było. W roku 2015 nawet tanie modele, jak Vento 2.0, od początku do końca opierają się na jednej grupie (w tym przypadku Claris), a firma Shimano dość mocno podkreśla w swoich akcjach reklamowych, iż poszczególne komponenty są tak projektowane, aby maksimum swoich możliwości i właściwości pokazywać, kiedy sparujemy je ze sobą. Na Vento 7.0 zdecydowanie można już się ścigać. Rower jest sztywny, lekki, napęd jest bardzo precyzyjny. Moim zdaniem do charakteru tego modelu pasuje idealnie – pakowanie tutaj Campagnolo byłoby jakoś takie... nielogiczne, a znowu SRAM wydaje mi się zbyt „technokratyczny” i twardy, jak na charakter tego roweru. Szukam dobrego porównania dla Kross'owej szosówki, ale trudno to wyrazić słowami – w każdym razie chodzi mi o to, że osprzęt

sumami, zwykle wiedzą czego chcą. A nie da się ukryć, iż da się za te pieniądze kupić wyprzedażowe lub po prostu posiadające pewien przebieg rowery, które w tradycji marki czy w swoim krwioobiegu mają kolarstwo dużo dłużej niż w Przasnyszu ktokolwiek myślał o produkcji dwóch kółek. Jednak jeśli lubicie święty spokój, chcecie mieć rower nowy, na gwarancji, dodatkowo z niebagatelnym łatwym dostępem do polskiego serwisu, ten rower to jest alternatywa – bo absolutnie nie ma kompleksów. Wydaje mi się iż Kross Vento 7.0 to przede wszystkim eksperyment producenta, który wynika ze strategii, jakiej nie sposób nie pochwalić. Rozwój – to właśnie dzięki takiemu podejściu firma z niezbyt długą tradycją nie tkwi w miejscu, zalewając rynek setkami tysięcy rowerów komunijnych, a szuka swojej własnej

Shimano, doskonały i bardzo dopracowany, ma w sobie coś takiego... typowego, iż do roweru takiego jak Kross Vento 7.0 pasuje idealnie. To nie jest i nie ma być Bianchi, Pinarello, czy nawet Specialized Venge – póki co, Kross chce nam zaoferować lekki, solidny, bardzo dobrze wykonany rower, który wprowadzi zarówno producenta, jak i klientów w świat tzw. „poważniejszego” kolarstwa. Rozumiecie – bez ogolonej nogi na Vento już trochę nie wypada, ale z drugiej strony na szczycie Passo dello Stelvio w lipcu raczej nikt do Was po autograf nie podejdzie.

drogi, nie bojąc się podążać w kierunkach zdominowanych przez doświadczonych, bogatych i dysponujących ogromnym zapleczem światowych konkurentów. W roku 2015 Vento 7.0 odzwierciedla potencjał, ale i możliwości naszego rodzimego giganta – dzięki temu modelowi Kross znalazł się w świecie, do którego bardzo chciał należeć. A wszystko wskazuje, iż w przyszłym roku zamierza powiedzieć konkurencji „sprawdzam” i pokazać, że oprócz Rafała Majki i Michała Kwiatkowskiego w temacie kolarstwa szosowego mamy do powiedzenia znacznie więcej. Oj, będzie się działo – nawet jeśli tego typu rower to głównie pokaz siły, to zawsze kontakt z najwyższą technologią, prędzej czy później procentuje również w produktach tańszych, a tym samym – przydaje się wszystkim klientom.

Jaki jest największy rywal topowego Vento? Przede wszystkim rowery... używane. Półka ce-

nowa ok. 10 tys. zł to już kwota, której na pewno nie wydamy na swoją pierwszą szosę – a więc osoby, które chcą zadysponować takimi



w

p e l e t o n i e

Wielka Pętla w trzech słowach Być może to nie będą trzy słowa, ale uważam, że w najnowszym numerze warto słów kilka poświęcić Wielkiej Pętli. Choć Tour de France dawno już za nami to warto o nim wspomnieć, bo imprezy tak pasjonującej próżno szukać. Tylu ataków, dynamicznej zmiana sytuacji i walki na każdym etapie próżno szukać. Tekst: Wojciech Mincewicz | Zdjęcia: Tinkoff-Saxo

46


Wielka Pętla w trzech słowach

P

oczątek wyścigu tradycyjnie bardzo nerwowy, każdy chce być z przodu, każdy uważa się za mocarza, co może góry przenosić i żaden Froome czy Quintana nie będzie w stanie mu wyjść z koła i wygra wszystkie 21. etapów i na Polach Elizejskich przywdzieje maillot jaune. Przesadziłem? No dobra, może hardziaków jest trochę mniej, ale sami przyznacie, że początki trzytygodniowych imprez są bardzo nerwowe. Czy dobrym pomysłem jest zatem start po wąskich, krętych i niebezpiecznych ulicach Holandii, przejazd przez bruki północy? Wiadomo, kasa musi się zgadzać, zatem do kraju tulipanów wypad był konieczny, chociaż liderzy jechali w wyścigu pechowo, bo jeden za drugim kończyli wyścigi w rowie. Szczególnie niechlubnie w tej kwestii wygląda 3. etap, który przyniósł obfite żniwa: Tom Dumoulin, Simon Gerrans, Dmitriy

Kozontchuk, Daryl Impey, William Bonnet i jadący na żółto Fabian Cancellara. Zazwyczaj w sytuacji, gdy leży lider, peleton sam zwalnia i przynajmniej przez chwilę czeka na rozwój wydarzeń. Ostatnio jednak następuje pewne rozprężenie obyczajów. Czasy, gdy peleton podporządkowywał się jednej, charyzmatycznej postaci, która decydowała, od kiedy można się ścigać, odeszły w zapomnienie. Z drugiej strony, kolarze coraz częściej atakują w strefie bufetu lub w momencie, gdy lider lub rywal zwalnia „za potrzebą”. Tym razem do akcji wkroczyli sędziowie, którzy zatrzymali peleton. Na szczęście tylko na chwilę i rywalizacja pod Huy (bez skojarzeń) była ekscytująca i zapierająca dech w piersiach. Następnym żółtym pechowcem był Tony Martin, który zagrał w tym teatrze kwestię Michała Kwiatkowskiego, niestety tak bywa, że i mistrz świata

musi pracować na innych, zwłaszcza jak na wyścig przyjeżdża się bez formy. Po pierwszym tygodniu zmagań, gdy wszystko zwieńczyła drużynowa czasówka, nadszedł czas na to, czego oczekiwałem – góry, góry, góry. W dzień zdobycia Bastylii – 14 lipca – cała Francja czekała przed telewizorami w nadziei na sukces swojego rodaka, a tu figa z makiem, bo to właśnie tego dnia szarżował Chris Froome, który już wtedy przywykł do żółtej koszulki i ani myślał ją oddawać. Młynek w ruch kilka kilometrów przed La Pierre-Saint-Martin i minutka pykła, a w generalce już trzy i wyścig został zaryglowany. Brytyjczyk nadal obierał defensywną strategię, nie szarpiąc się, odpierał ataki duetu Movistaru, pilnował właściwie tylko jednego groźnego koła i jechał swoje. W międzyczasie wokół kenijskiego Brytyjczyka zaczęła się robić atmo-

47


w

p e l e t o n i e

sfera, ujmę to delikatnie, niesmaczna, ale do tego wątku wrócę później. On jednak nie zważał na to, tylko oglądał najnowsze szlagiery na swoim mini komputerku i kręcił młynki w otoczeniu swoich odźwiernych. Zawodnik Team Sky nie jest jednak maszynką, którą jak się naoliwi, jest nie do zdarcia i pokazał to, podstawiony pod ścianą w Alpach, chociaż długo dzielnie się bronił. Z bliska na twarzy Froome’a widać było człowieka „ujechanego”, który omal nie spadł ze swoich dwóch kółek. Ten jednak pierwszą stratę czasową zanotował dopiero na etapie pod La Toussuire, trzecim od końca, w momencie, gdy został bez obsługi i o swoje interesy musiał walczyć sam. W tym momencie znów było widać, że kolarstwo to sport drużynowy, dlatego 48

należy doceniać piękny gest w Paryżu, gdy dziękowano całemu zespołowi Sky. Czy jednak należy docenić patriotyczny gest Christiana Prudhomme’a, który trasę 102. edycji Wielkiej Pętli ustawił pod Francuskich kolarzy, a tych należy szukać pod koniec TOP 10 ze stratą 15 minut? Ale Czesław Lang na Tour de Pologne uczynił podobnie, gdy okazało się, że mamy znakomitego czasowca. Na pewno trzeba pochwalić dyrektora Tour de France za przyjęcie tendencji do skracania etapów – jest to bardzo słuszna droga, ale pomysł, aby w trzytygodniowej imprezie była indywidualna jazda na czas oraz niezbyt długa drużynówka jest jednak mocno wątpliwy. Takie 40 kilometrów samotnej

walki z czasem, zamiast nudnego etapu do Valence czy Gap jest bardzo wskazane. Wtedy Wielka Pętla może by się ciut odmurowała, a tak po 10. etapie wszystko było jasne, bo  Froome, obojętnie czy na podwójnym gazie czy nie, trzech minut z rąk nie wypuścił, chociaż to nie maszyna. Stało się, mleko się rozlało, należy żywić nadzieję, iż za rok unikniemy kolesiostwa przy układaniu trasy i będzie lepiej, bo, cytując Czesława Langa, kolarze grają w teatrze przygotowanym przez organizatorów. Skoro o kolesiostwie mowa to słów kilka o naszych orłach, których na starcie mieliśmy czterech. Zacznijmy od Etixxu, bo tam jechało ich aż dwóch, a największe nadzieje


Wielka Pętla w trzech słowach

wiązaliśmy oczywiście z Michałem Kwiatkowskim. Były szumne zapowiedzi, spore nadzieje, zmiana przygotowań, kalendarza, zgrupowanie w Sierra Nevada, a wyszła, powiedzmy to sobie otwarcie, klapa! Kilka skoków i prób pokazania się to nie jest to, czego oczekiwaliśmy. Wielki minus i usprawiedliwianie kłopotami w grupie i prawdopodobną zmianą barw, nieprzyjęte. Michał Gołaś – zdecydowanie inny występ, ale także inne nadzieje związane ze startem. „Goły” na tour przyjechał, aby pracować i szukać swoich szans w odjazdach, podobnie jak „Huzar”. Na koniec celowo zostawiłem naszego króla Pirenejów i króla Alp – Rafała Majkę. Polak, mimo że w tym roku specjalnie nie mógł sobie poszaleć,

bo był uwiązany do Alberto Contadora, szczególnie po tym, jak mu radio siadło, gdy lider potrzebował pomocy, to swoje ugrał i za to wielki ukłon. Na koniec wrócę do wątku Chrisa Froome'a, Nie wiem, czy ten zawodnik jest czysty, czy też nie. Jestem jedną z osób, która do końca broniła Lance'a Armstronga i nadal po cichu kibicuję Amerykaninowi z Teksasu, bo na jego zwycięstwach się wychowałem i znając jego historię, dla mnie na zawsze pozostanie wielkim człowiekiem, który pokonał siebie. Być może za kilka lat w jakimś nowoczesnym laboratorium medycy wynajdą w próbkach tegorocznego triumfatora Tour de France jakieś

ilości zakazanych substancji i tym samym przysporzą kolejnego bólu głowy osobom zajmującym się statystyką. Obecnie Brytyjczyk jest czysty i trzymajmy się faktów. Zachowanie kibiców podczas Wielkiej Pętli niestety przekraczało wszelkie granice dobrego smaku, szkoda, że aby wejść na trasę wyścigów nie potrzeba karty kibica, bo takową ci delikwenci dawno by już stracili. Nie bawmy się w sędziów, kolarstwo to piękny, ale i bardzo trudny sport, dlatego trzeba żywić ogromnym szacunkiem każdego zawodnika, który pokonuje własne słabości i wygrywa sam ze sobą, a przy trasie kibice mogą się wspaniale bawić, co najlepiej pokazali nasi fani na trasie zakończonego niedawno Tour de Pologne. 49


w

p e l e t o n i e

La Vuelta a Espana czas zacząć! La Vuelta a Espana ostatni z tegorocznych Grand Tourów zapowiada się wyjątkowo interesująco. Dziewięć odcinków zakończonych na podjeździe, dwie jazdy na czas i spokojna końcówka trzeciego tygodnia z finałem 13 września w Madrycie – to brzmi kusząco i koniecznie trzeba to zobaczyć.

T

rasa poprowadzi z południowego krańca słonecznej Andaluzji. Peleton zmagania rozpocznie 22 sierpnia 7,4-kilometrową jazdą drużynową na czas między dwoma śródziemnomorskimi kurortami Puerto Banus i Marabellą. Rywalizacja brzegiem morza będzie znakomitą okazją do prezentacji ekip, bo już od następnych dni zacznie się walka na całego, gdyż w tym roku organizatorzy zaserwowali zawodnikom trudności już na samym starcie. Cztery pierwsze odcinki odbędą się w rejonie Malagi i już na tym etapie wyścigu wyłonią grupę zawodników walczących o wysokie miejsca w klasyfikacji generalnej, ponieważ etapy 2. oraz 4. zakończą się na wzniesieniach, być może nie tak trudnych, jak Angliru, lecz selekcja będzie, a jak liderzy

50

się postarają, to zrobią kilka minut przewagi. Na 5. etapie kolarze skierują się na północ, by dzień później wyruszyć z okolic Kordoby w kierunku zbocza Cazorla. To jednak nie koniec trudności – transferowy odcinek do Murcji to tylko chwila oddechu przed finałem 9. dnia i wspinaczki pod Cumbre del Sol. Półmetek imprezy poprzedzi transfer do pirenejskiego księstwa Andory, gdzie 1 września przewidziany jest dzień odpoczynku. 11. etap w całości rozegrany zostanie na drogach Andory i zapowiada się na królewskie rozdanie. Sześć podjazdów o łącznym przewyższeniu ponad 5000 metrów, finał na Cortals d’Encamp, a to wszystko na zaledwie 138 kilometrach. Po lżejszym odcin-

ku do Tarazony, peleton przeniesie się do Asturii, gdzie na przełomie drugiego i trzeciego tygodnia znajdą się trzy wymagające etapy z rzędu, które powinny rozstrzygnąć o losach zwycięstwa w jubileuszowej 70. edycji Vuelty. Na 14. etapie kolarze podjadą pod Fuento del Chivo, który zlokalizowany jest na wysokości niemal 2000 metrów. W sumie do pokonania będzie 21 kilometrów wspinaczki, o średnim nachyleniu 4,5%. Końcówka jest jednak o wiele trudniejsza – średnia oscyluje wokół 9%, a maksymalne nachylenie wynosi 17%. 15. odcinek zakończy się na podjeździe Sotres, który anonsowany jest jako wspinaczka długa i nieregularna, ze stromizną dochodzącą do 20%. Jeszcze ciekawiej


La Vuelta a Espana czas zacząć!

zapowiada się etap 16., prowadzący na Peba de Alba. Choć końcówka ta liczy tylko 6,5 kilometra, to średnie nachylenie wynosi aż 11,22%, a szczytowe 30%. Po górskim tryptyku peleton z ulgą powita dzień przerwy, który wyznaczony został w jakże urokliwym i przyjaznym Burgos. Zawodnicy zostaną w mieście dłużej niż jeden dzień, gdyż na etapie 17. zmierzyć im się przyjdzie z płaską jazdą indywidualną o długości 39 kilometrów. Cztery końcowe etapy to podróż do Madrytu, tym razem o wiele spokojniejsza niż w latach poprzednich. Jedynie przedostatni odcinek zawiera pięć górskich premii, w tym dwie pierwszej kategorii. Kto tym razem będzie cieszył się ze zwycięstwa?

Jeżeli obok siebie zestawimy listy startowe Tour de France i Vuelta a Espana to możemy dojść do wniosku, że w Hiszpanii dojdzie do rewanżu na Wielką Pętlę. Na starcie mamy Chrisa Froome’a, duet Movistaru Alejandro Valverde i Nairo Quintana. Do liderów Eusebio Unzue dochodzi jeszcze jedna dwójka Astany, która jest żądna rewanżu, a właściwie trójka, bo Włosi Nincenzo Nibali i Fabio Aru, a także niespodzianka z Giro d’Italia – Mikel Landa. Nie jest wykluczone, że to właśnie Hiszpan, wobec słabszej dyspozycji swoich kolegów z zespołu może walczyć o końcowy triumf. My również będziemy mieli za kogo trzymać kciuki. W momencie, gdy redagowałem ten tekst, awizowanych do startu było aż pięciu biało-czerwonych. Oczywiście największe

nadzieje wiążemy z Rafałem Majką, który ma być liderem zespołu Tinkoff-Saxo, choć przez moment pojawiały się plotki, iż Alberto Contador jednak stanie do obrony tytułu i w tej sytuacji Polak będzie się musiał zadowolić rolą głównego przybocznego. Równie spore nadzieje możemy wiązać z nieco nieobliczalnym i wciąż poszukującym formy Przemkiem Niemcem, który także ma stanąć na czele swojej drużyny Lampre-Merida. Pozostali biało-czerwoni, czyli Maciej Bodnar i Paweł Poljański w zespole Tinkoff-Saxo, a także Łukasz Wiśniowski z Etixx, jeżeli w ogóle wystartuje, bo to właśnie przy nazwisku” Wiśni” należy postawić największy znak zapytania, skupią się raczej na team orders, choć niewykluczone, iż na którymś z etapów dostaną szansę, aby poszaleć. 51


R e p o r t a ż

Pamiętnik spod Ślęży

czyli reportaż z mistrzostw Polski w kolarstwie szosowym W ostatnim tygodniu czerwca wszystkie oczy kibiców kolarstwa zwróciły się ku Dolnemu Śląskowi, gdzie po raz pierwszy w historii Przemysław Bednarek z KS Ślęża i Czesław Lang, wspólnie zorganizowali mistrzostwa Polski w kolarstwie szosowym. Jak się okazało, ten duet mistrzowsko ze sobą współpracował i dzięki wsparciu firmy Tauron oraz pozostałych sponsorów przez cztery dni zmagań, zgodnie z kwietniowymi zapowiedziami Przemysława Bednarka, byliśmy świadkami najlepszych mistrzostw kraju w historii. Tekst: Wojciech Mincewicz | Zdjęcia: Magda Tkacz

52


Szosowe Mistrzostwa Polski

J

uż po raz trzeci z rzędu krajowy czempionat zawitał do Sobótki. Tym razem trud organizacji wzięły na siebie trzy gminy – Sobótka, Strzelin i Kondratowice, gdzie odbyły się konkurencje jazdy indywidualnej na czas, które zainaugurowały zmagania w tegorocznych mistrzostwach. Uroczystość otwarcia rozpoczęła się od hymnu państwowego odegranego przez Miejską Orkiestrę Dętą ze Strzelina. Życzenia uczestnikom złożyli Wojciech Bochnak, wójt gminy Kondratowice oraz Marek Warcholiński, starosta powiatu strzelińskiego. Godzinę później do rywalizacji w czasówce na 15-kilometrowej rundzie przystąpiły juniorki. Zdecydowanie najlepszy rezultat wykręciła Daria Pikulik (BCM Nowatex Ziemia Darłowska), która uzyskała czas 21:36. Drugie miejsce zajęła Katarzyna Socha (KLKS „Azalia” Brzóza Królewska) ze stratą 45 sekund do zwyciężczyni. Na najniższym stopniu podium uplasowała się Nikola Różyńska (ALKS Stal – Ocetix – Iglotex Grudziądz) z czasem gorszym od złotej medalistki o 58 sekund. Zaraz po najmłodszych zawodniczkach do walki o medale w krajowym czempionacie przystąpiły orliki. Grono kolarzy do lat 23 zostało podzielone na dwie grupy, a rywalizacja odbywała się na 30-kilometrowej płaskiej rundzie. Do obrony ubiegłorocznego tytułu przystąpił Szymon Rekita (LKK Warmia Biskupiec /Alto Pack), który nie zawiódł oczekiwań i znów stanął na najwyższym stopniu podium. Pozostałe dwa medale zdobyli zawodnicy ekipy CCC Sprandi Polkowice, którzy mieli wielką ochotę na detronizację mistrza z Zawodni. Srebrny medal wywalczył Patryk Stosz, a brązowy Michał Paluta. Gdy tylko z trasy w Strzelinie zjechały orliki, do walki o medale krajowego czempionatu przystąpili juniorzy, którzy pokonać musieli 22-kilometrową rundę. Z rampy startowej zjechało aż 54 zawodników. Na jednej rundzie, która wiodła pomiędzy Strzelinem a Kondratowicami rywalizacja była bardzo wyrównana, a po złote i srebrne medale sięgnęli reprezentanci GKS Cartusia Kartuzy. Na najwyższym stopniu podium stanął

Szymon Sajnok, który swojego kolegę z zespołu Adriana Kaisera pokonał o 44 sekundy. Trzeci wśród młodych kolarzy był Daniel Staniszewski (KKS Ciechanów). Kilka minut po godzinie dwunastej do rywalizacji o biało-czerwone koszulki mistrzów Polski w jeździe na czas przystąpili zawodnicy i zawodniczki z kategorii osób niewidomych i niedowidzących. Murowani faworyci do złota w tandemach na 22-kilometrowej trasie były załogi – Iwona Podkościelna i Aleksandra Wnuczek z klubu Hetman Lublin oraz ich partnerzy z zespołu – Marcin Polak i Michał Ładosz. Oba duety w tym sezonie zajmowały już miejsca na podium pucharu świata. Co więcej, panie prowadzą w klasyfikacji generalnej tego cyklu. O ile wśród płci pięknej niespodzianki nie było i triumfowały faworytki, to wśród mężczyzn biało-czerwone trykoty przywdziali Artur Korc i Przemysław Wegner, jadący w koszulkach ekipy Razem Poznań. Po kilkuminutowej przerwie rozpoczęła się druga część sobotnich zmagań, czyli wyścigi elity kobiet i mężczyzn. Kategorie orliczki oraz elity kobiet tradycyjnie zostały połączone, dzięki czemu najmocniejsze zawodniczki poniżej 23 roku życia mogły rywalizować również wśród najwyższej kategorii. W pierwszej kategorii wiekowej zgłoszonych zostało 17 zawodniczek, a łącznie o medale w Strzelinie rywalizowało ich 31. W gronie orliczek przez długi czas na prowadzeniu utrzymywała się Natalia Radzicka (UKS Mróz Jedynka Kórnik), lecz bezkonkurencyjna była Katarzyna Niewiadoma (Rabo Liv), która tym samym obroniła tytuł sprzed roku. Po brązowy krążek w młodszej kategorii sięgnęła natomiast Nikol Płosaj (UKS Mróz Jedynka Limaro Kórnik). Przez długi czas wydawało się, że Niewiadoma środowe zmagania może zakończyć z dwoma złotymi medalami, ale ostatecznie tak się nie stało dzięki niesamowitej Eugenii Bujak. Zawodniczka BTC City Ljubljana pojechała znakomicie i dzięki temu uzyskała czas o 9 sekund lepszy od 20-letniej Niewiadomej. Po brąz sięgnęła Katarzyna Pawłowska (Boels Dolmans). 53


R e p o r t a ż

Gdy z trasy zjechały panie, rozpoczęło się to, na co wszyscy czekali – wyścig elity mężczyzn. Mimo absencji dwóch hegemonów ostatnich lat – Michała Kwiatkowskiego i Macieja Bodnara, rywalizacja na 44-kilometrowej trasie była bardzo zacięta, a na liście startowej nie brakowało renomowanych nazwisk, w tym także ulubieńca miejscowej publiczności Bartosza Huzarskiego (Bora-Argon 18). Najlepsi zawodnicy walczyli ostro i sytuacja była bardzo dynamiczna. Już na półmetku prowadzenie objął Marcin Białobłocki (One Pro Cycling), który do końca wytrzymał trudy rywalizacji i nie oddał już złotego medalu. Zawodnik, który w 2005 roku wyjechał na Wyspy Brytyjskie, by tam szukać dla siebie szansy, tak opowiadał o przebiegu rywalizacji na powyścigowej konferencji prasowej. – Byłem dobrze przygotowany, chociaż nigdy w życiu nie miałem okazji przejechać tak długiej czasówki. Mieliśmy dużo kryteriów, więc wiedziałem, że przez godzinę mam naprawdę dobrą nogę i miałem nadzieję, że wygram. Płaska trasa sprzyjała, bo jestem ciężkim 54

zawodnikiem. Na drugim miejscu w wyścigu elity stanął Kamil Gradek (ActiveJet Team), a brązowy krążek wywalczył popularny i najgłośniej dopingowany przez miejscowych kibiców popularny” Huzar”. Po czwartkowym dniu przerwy nadszedł czas na pierwsze wyścigi ze startu wspólnego. Jako pierwsze, podobnie jak w środę, do walki w Sobótce ruszyły juniorki. Dziewczyny rywalizowały na dystansie 72 kilometrów, co przekładało się na cztery 18-kilometrowe rundy wokół Sobótki. Pogoda dopisywała – na niebie górowało słońce, a temperatura oscylowała na poziomie 25 stopni Celsjusza, zatem warunki były idealne do ścigania. Na początku młode zawodniczki szachowały siłami i przez pierwsze dwie rundy nie zawiązała się żadna warta odnotowania akcja ofensywna. Ciekawie zaczęło się robić na trzecim okrążeniu, gdy do przodu wyrwały się dwie bardzo silne zawodniczki – mistrzyni ze Strzelina – Daria Pikulik (BCM Nowatex Ziemia Darłowska), a także brązowa medalistka z Ponfer-

rady Agnieszka Skalniak (TKK Nestle Fitness Cycling Team). Obydwie narzuciły tak silne tempo, że żadna z rywalek nie miała szans się utrzymać na ich kole i to one rozstrzygnęły między sobą sprawę biało-czerwonej koszulki. Ostatecznie więcej sił na trudną końcówkę zachowała Skalniak, która o długość koła pokonała Pikulik. Na trzecim miejscu zmagania ukończyła Justyna Kaczkowska (UKS Gimnazjum Twoja Merida Imielin). Punkt czternasta do swojego wyścigu przystąpili ich rówieśnicy, którzy siedmiokrotnie mijali linię przy hotelu Sobotel. Młodzi kolarze szachowali się i dzięki temu z okrążenia na okrążenie rywalizacja stawała się coraz bardziej interesująca, a o zwycięstwie zadecydował, podobnie jak w przypadku dziewczyn, duet dwóch zawodników – Szymon Krawczyk (KTK Kalisz) oraz Karol Cygan (Mostostal Puławy). Lepiej z trudami rywalizacji poradził sobie Krawczyk, który po przekroczeniu linii mety nie ukrywał radości z tego sukcesu, a w pierwszej kolejność dziękował osobom, które miały największy wpływ na rozwój jego kariery.


Szosowe Mistrzostwa Polski

cja była w wyścigu pań. Tutaj do walki przystąpiły trzy tandemy, które bardzo szybko się podzieliły, a końcowy układ na podium był taki sam jak w środę na czasówce. Triumfowały reprezentantki Hetmana Lublin – Aleksandra Wnuczek i Iwona Podkościelna, które nie pozostawiły złudzeń rywalkom, kto jest najsilniejszy. 29 sekund do najlepszych straciły Marta Stramek i Anna Skalniak, a po brązowy krążek sięgnęły również reprezentantki zespołu OKS Warmia i Mazury Olsztyn – Katarzyna Pakulska oraz Anna Dudzikowska. Sobotnie zmagania pod Ślężą przyniosły znów sporo pozytywnych sportowych emocji. Tym razem na mistrzostwach Polski rywalizowali zawodnicy w kategorii U23, a także kobiety, które na trasę wyjechały wspólnie, zarówno orliczki, jak i elita. Orliki zmierzyły się na 180-kilometrowej trasie, a płeć piękna na siedmiu 18-kilometrowych kółkach. W obydwóch przypadkach emocji sportowych nie zabrakło.

– Bardzo dziękuję mojemu trenerowi, który doskonale przygotował mnie do tego startu, a także żywiołowo dopingował przy trasie. Oczywiście nie mogę zapomnieć o Szymonie Gruchalskim, który wychował mnie w Jarocinie. To zdecydowanie mój największy sukces w karierze. Na ostatniej rundzie udało mi się uciec z kolegą. Utrzymaliśmy równe mocne tempo i dojechaliśmy do mety, a finisz rozegraliśmy między sobą. Skład końcowego podium uzupełnił Damian Sławek (LKS Pom Strzelce Krajeńskie).

Jako pierwsi do walki o medale ruszyły orliki. Młodzi kolarze zmagania rozpoczęli z wielką werwą i dzięki temu z przodu znaleźli się: Piotr Klukoszowski (TC Chrobry Saroni Głogów), Dawid Adamczyk (BBC Czaja Krakus), Marceli Zieliński (ALKS Stal Grudziądz) i Kamil Małecki (CCC Sprandi Polkowice), ale taki stan rzeczy nie utrzymywał się długo. Zaraz potem kolejną akcję ofensywną zainicjowali: Mateusz Grabis (TC Chrobry Saroni

W piątek o komplety medali walczyły również tandemy. Kobiety musiały rywalizować na 72-kilometrowej trasie, natomiast mężczyźni pokonywali dystans 90 kilometrów. Bardzo ciekawie było podczas męskich zmagań, gdzie do samej mety sprawa medali była otwarta. Ostatecznie po finiszu sprinterskim złote krążki wywalczył duet Dariusz Wojciechowski i Piotr Urbanowicz (OKS Warmia i Mazury Olsztyn). Podium uzupełnili Marcin Polak i Michał Ładosz (KKT Hetman Lublin) oraz Artur Korc i Przemysław Wegner (Razem Poznań). Inna sytua55


R e p o r t a ż

Głogów), Patryk Soliński (Mostostal Puławy), Szymon Rekita (Alto Pack) oraz Michał Paluta (CCC Sprandi Polkowice). To właśnie ta czwórka młodych zawodników najdłużej utrzymywała się przed peletonem, ale dwa okrążenia przed finiszem zaczęły się kolejne skoki, które zaowocowały tym, że skład czołówki ulegał częstym zmianom. Na ostatniej rundzie samotnie zaatakował Paluta, który w rozgrywce finiszowej okazał się lepszy od swojego towarzysza ucieczki – Mateusza Grabisa. Tym samym młodziutki „Cycek” uratował mistrzostwa pomarańczowym, ponieważ właśnie jego złoto oraz brąz z czasówki, a także srebrny medal Patryka Stosza były jedynymi, jakie zdobyli na tych mistrzostwach zawodnicy Piotra Wadeckiego. Po chwili przerwy na swoje siedem okrążeń ruszyły panie, które nie miały tyle szczęścia, co ich koledzy, ponieważ na trasie pojawił się deszcz i to padający dość obficie. Niestety, przez to nie obyło się bez kraks, a w jednej z nich leżała późniejsza mistrzyni Gosia Jasińska, ale zacznijmy od początku, ponieważ działo się sporo. Już na pierwszym podjeździe do przodu ruszyły: Małgorzata Jasińska (Ale Cipollini), Alicja Ratajczak (UKS Mróz Jedynka Kórnik), Katarzyna Wilkos (TKK Pacific Nestle Fitness Toruń) i Monika Żur (4F Racing Team). Za tą czwórką w pogoń rzuciła się grupa faworytek, czyli Katarzyna

56

Niewiadoma (Rabo Liv), Eugenia Bujak (BTC City Ljubljana), Katarzyna Pawłowska (Boels Dolman) oraz Paulina Brzeźna-Bentkowska (TKK Pacific Nestle Toruń). Za prowadzącymi jechał peleton, ale nie było w nim chęci do pogoni, dlatego też sprawę medali rozstrzygnęła między sobą czołowa ósemka. Na szóstej rundzie dwie pierwsze grupy zjechały się i cała walka rozpoczęła się od nowa. Jako pierwsze na podjeździe pod Wichrowe Wzgórze strzeliły niezbyt dobrze czujące się na wzniesieniach Żur i Ratajczak. Kilka kilometrów dalej na atak zdecydowały się Jasińska i Wilkos, które wypracowały sobie przewagę wystarczającą do tego, aby między

sobą rozstrzygnąć sprawę końcowego triumfu. Po emocjonującej końcówce biało-czerwoną koszulkę, po raz trzeci w karierze, wywalczyła Gosia Jasińska, której na podium trudno było ukryć wzruszenie. – Przede wszystkim bardzo chciałabym podziękować mojej rodzinie, która cały czas we mnie wierzy, wszystkim znajomym, kibicom. To dla mnie bardzo wiele znaczy. Myślałam, że nie będzie padać, ale się pomyliłam. Przed deszczem zawsze smaruję opony cytryną. Marek Rutkiewicz i inni kolarze mówili, że tak trzeba robić. I kiedy sobie przypomniałam, że nie posmarowałam kół, poleciałam na jednym z zakrętów po zjeździe. Podniosłam się szybko, dziewczyny poczekały i razem jechałyśmy dalej – mówiła na powyścigowej konferencji, wzruszona świeżo koronowana mistrzyni. Wszystko, co wydarzyło się przez te trzy dni, było jednak tylko preludium do niedzielnej rywalizacji. Na starcie krajowego czempionatu po raz pierwszy w historii stanął w końcu urzędujący mistrz świata zawodowców. Mimo zmiennej pogody, kibiców pod hotelem Sobotel nie zabrakło, tym bardziej że przed wyścigiem elity każdy mógł spróbować swoich sił na mistrzowskiej rundzie w wyścigu dla amatorów. Nadeszła jednak ta chwila na którą wszyscy czekali. Mistrz mikrofonu Włodzimierz Rezner dał sygnał do startu i cała kolumna licząca 86 kolarzy ruszyła do walki na 234-kilometrowej


Szosowe Mistrzostwa Polski

trasie do walki o tytuł czempiona. Na 13 interwałowych rundach działo się sporo, a ciekawie zaczęło się robić już na pierwszym podjeździe, ponieważ na atak zdecydował się Kwiatkowski, za którym pognał Przemysław Niemiec (Lampre-Merida), a także jeden z zawodników Legii. Była to jednak rozgrzewka do tego, co działo się później. Ściganie na serio rozpoczęła piętnastka na czele z Niemcem. Oprócz Przema do akcji zabrali się: Michał Gołaś (Etixx – Quick Step), Mateusz Nowaczek oraz Adam Stachowiak (obaj Kolss-BDC), Tomasz Marczyński (Torku Sekerspor), Przemysław Kasperkiewicz (AWT Greenway), Jacek Morajko (Wibatech Fuji Żory), Adrian Honkisz, Marek Rutkiewicz oraz Tomasz Kiendyś (wszyscy CCC Sprandi Polkowice), Paweł Bernas, Łukasz Bodnar oraz Arkadiusz Owsian (wszyscy ActiveJet), Jakub Foltyn i Jarosław Rębiewski (obaj Domin Sport).

Joanna Plichta

Taki stan rzeczy nie odpowiadał jednak czującemu się świetnie Rafałowi Majce (Tinkoff-Saxo). Zwycięzca klasyfikacji górskiej z ubiegłorocznej Wielkiej Pętli zawiązał swoją grupę, w której jechali: Bartosz Huzarski (Bora-Argon 18) Kamil Gradek i Paweł Franczak (obaj ActiveJet Team), Leszek Pluciński i Łukasz Owsian (obaj CCC Sprandi Polkowice), Artur Detko (Domin Sport), Karol Domagalski (Raleigh), Tomasz Olejnik (USSA Pavilly Barentin), Bartosz Pilis (Wibatech Fuji Żory), Błażej Janiaczyk (Kolss-BDC) oraz Wojciech Migdał (Cycling Academy). W połowie zmagań stało się jasne, że to właśnie z grona kolarzy dwóch pierwszych grup, które zjechały się dwa kółka przed końcem, zostanie wyłoniony nowy krajowy mistrz. Jako pierwsi swoich sił spróbowali trzej kolarze: Kasperkiewicz, Bernas i Honkisz, ale ten atak został szybko zlikwidowany. Po tym, jak sędziowie przy linii startu-mety zadzwonili na ostatnie okrążenie i wjeździe na pierwszą strefę bufetu, z przodu znaleźli się: Gołaś, Huzarski, Marczyński, Bernas i Rutkiewicz. Piątka pracowała bardzo zgodnie, co zaowocowało tym, że utrzymali przewagę, która gwarantowała im walkę o medale na szosowych mistrzostwach Polski organizowanych po raz pierwszy w historii przez Lang Team i KS Ślęża. Sprawę zwycięstwa rozstrzygnął pojedynek sprinterski i tutaj najlepszy okazał się popularny „Maniek”, który zarówno w kuluarach, jak i na podium nie mógł powstrzymać łez wzruszenia. Podkreślał, że za nim trudny czas i ten medal jest dowodem na to, że wszystko idzie w dobrą stronę. – Ten rok jest dla mnie bardzo ważny. Nowa ekipa bardzo we mnie wierzy. Dzięki temu wróciłem do swojej dobrej dyspozycji. W tym sezonie to już siódme zwycięstwo. Miałem sporo do udowodnienia. To najcenniejszy tytuł spośród tych, które zdobywałem. Warto dodać, że podobnie jak w przypadku Gosi Jasińskiej, również Tomek po raz trzeci w historii stanął na najwyższym podium krajowego czempionatu w wyścigu ze startu wspólnego. Oprócz Marczyńskiego na podium ostatniej konkurencji najlepszych mistrzostw w historii stanęli Michał Gołaś oraz Paweł Bernas. Już teraz możemy ujawnić, że za rok również Sobótka będzie gospodarzem mistrzostw Polski. Przemysław Bednarek we współpracy z Czesławem Langiem i firmą Tauron przygotują znów ciekawą trasę, a emocji z całą pewnością nie zabraknie. Do zobaczenia za rok pod Ślężą!!!

Patryk Talaga

Michał Paluta

Katarzyna Niewiadoma

Małgorzata Jasińska

57


w y w i a d

Szosa szyta na miarę Spośród szarych, jednolitych produktów znakowanych na liniach produkcyjnych, wyłania się indywidualność, wyjątkowy produkt dla ludzi wyróżniających się spośród tłumu konsumentów. Niczym garnitur, szosa szyta na miarę. Autorstwa KAJAKCUSTOM. Rozmawiał: Piotr Śliwa | Zdjęcia: KajakCustom

Co wyróżnia produkt, jakim jest rower na zamówienie od produktu sklepowego? Rower robiony na zamówienie jest idealnie dopasowany do budowy ciała, stylu jazdy, dynamiki, charakteru oraz wielu innych cech i potrzeb przyszłego jeźdźcy. Jego kąty i wymiary są robione z myślą o konkretnym odbiorcy, a nie o całej grupie odbiorców. W takim rowerze od projektu poprzez produkcję myśl skupia się tylko na jednej osobie. Czy sugestie płynące z form modeli dostępnych na rynku pomagają w stworzeniu unikatowego roweru? Tak jak w sztuce, tak i w kreatywnym rzemiośle twórca ulega wpływom widzianych wcześniej dzieł. Inspiruje się nimi, ale tworzy własne projekty, akcentując swój unikalny styl. Czasami na życzenie może być to kombinacja elementów wcześniej gdzieś widzianych. W rowerach wiele już zostało zrobione i najtrudniej zrobić coś zupełnie nowego, co nie tylko by wyglądało, ale i działało. 58

Jakie techniki przydają się w wykonywaniu ram rowerowych? Ciągle staram się poszerzać posiadaną wiedzę. Łączyć nowatorskie techniki z możliwościami, które dają nowoczesne materiały i technologie. Obecnie stosuję lutowanie srebrem, mosiądzem, spawanie tigiem. Używam specjalnego przymiaru Anvil, stołu traserskiego i wielu narzędzi pomiarowych, dbając o precyzję wykonania. W przypadku ramy – całość została zbudowana na mufach (stałych łącznikach) lutowanych srebrem. Technika ta daje nam obniżenie temperatury roboczej. Takie rozwiązanie pomaga zminimalizować odkształcenia elementów łączonych. Srebro ma fantastyczne właściwości kapilarne, świetnie łączy mufy w niskiej temperaturze, powodując zmniejszenie strefy wpływu ciepła. Czy tworząc ramy stalowe możliwe jest zbliżenie się do właściwości ram budowanych z kompozytów (chłonność wibracji, przenoszenie drgań)? Uzyskanie podobnych właściwości jest możliwe w karbonie, jak i w stali. Zarówno ramy stalowe, jak i karbono-

we mogą być elastyczne lub sztywne. Jest to kwestia doboru materiałów, ich grubości, przekrojów, średnic. Projektując sztywną ramę, sięgamy po grubsze średnice rur: 35, 38, 40 mm. Natomiast rama tłumiąca drgania wymaga cieńszych rur. Sam kształt rury ma wpływ na jej właściwości amortyzujące. Dla lekkiej osoby nie zrobimy supersztywnej ramy, a dla kogoś o większej wadze lub agresywnym stylu jazdy nie zrobimy elastycznej ramy. Jaka jest masa ramy szosowej, którą zaprojektowałeś i wykonałeś? Pokazana na zdjęciach rama waży 1700 gr. Jest to mix rur Columbus Live i Spirit. Użyłem muf australijskiego projektanta Llewellyn. Jaka jest różnica pomiędzy pojęciem ekskluzywnego produktu w sklepie a w KajakCustom? Produkty ekskluzywne często są drogie, bo płaci się za branding i marketing, co rzadziej idzie w parze z dbałością o jakość i długowieczność produktu. Produkt ekskluzywny nie


KAJAKCUSTOM

oznacza też produktu wyjątkowego, szytego na miarę, jedynie oznacza raczej wyższą półkę cenową masowej produkcji z Chin czy Tajwanu. Każda z moich ram jest tą jedną jedyną…

buduję ramę. Istnieją ludzie, którzy stworzą wszystko, co klient sobie zamarzy. Inni starają się trzymać spójności projektu lub wypracowanego stylu.

Jeśli podoba mi się kształt ramy słynnego producenta i chcę połączyć ten walor estetyczny z moją ergonomią ciała. Czy przyjąłbyś tego typu zlecenie? Jest to wykonalne, ale oczywiście ma swoje ograniczenia. Dużo ludzi zamawiając ramę wysyła swoje inspiracje wymarzonych ram. Podobają im się kąty, konkretne rury czy mufy albo np. kolory. Tworzę projekt biorąc pod uwagę te sugestie, jednak najważniejsze są parametry potrzeb zamawiającego, jak i późniejsza funkcjonalność roweru.

Twoje podejście wynika z doświadczenia i dojrzałości projektowej? Podczas projektowania ramy nie tylko mierzę pacjenta, ale spędzam czas na rozmowach z nim o tym do czego i jak będzie używał później wykonanej przeze mnie ramy. Jest to czas na wyjaśnienie sobie tego, co jest możliwe, a co nie. Wierzę w prostotę, minimalizm oraz jakość, a nie w przerost formy nad treścią. Staram się trzymać stylu i spójności projektowej, nie zawsze zgadzam się na wszystkie pomysły. Mimo to, podejmuję różne wyzwania i chętnie robię rzeczy, których nie robiłem wcześniej.

Czy materiał, jakim jest stal ogranicza projekt, który ma przypominać trudny kształt? Stal jest bardzo wdzięcznym materiałem. Można z niej zrobić prawie wszystko. Granice wyznacza ten, kto

Jedną z tych rzeczy jest wspomniana szosa. Jest to jeden z niewielu projektów łączących tradycyjną technologię z nowoczesną geometrią i materiałami. Łącza stałe, czyli mufy do takich ram

są dość trudno dostępne. Tylko dwóch producentów na świecie produkuje takie łączniki. Mufy tego typu wyróżniają kąty i możliwość zastosowania rur o zwiększonych średnicach z nowocześniejszych stopów, mające na celu zwiększenie sztywności i obniżenie wagi. Dziękuję za wyjaśnienie nam w dużym skrócie, jak robi się stalowe szosy w KAJAKCUSTOM.com. Ostatnie pytanie. Co sądzisz o rowerach elektrycznych? Rower elektryczny jest to produkt, który spowoduje, że ludzie, którzy do tej pory z różnych przyczyn nie mogli jeździć na rowerach, zaczną używać e-bików ze względu na możliwości, jakie im zaoferują. Starsi ludzie lub osoby z dysfunkcjami dostają nowe możliwości poruszania się. Powstało w USA kilka firm, które robią customowe ramy na zamówienie do rowerów elektrycznych. Jest to przedział rynku, który zostanie do wypełnienia. Technologia baterii elektrycznych nabiera rozpędu. Na razie jednak rower elektryczny jest fajny dopóki działa w nim bateria. 59


r e l a c j a

Eurobike Media Days KIRCHBERG IN TIROL

W

austriackim miasteczku Kirchberg w Tyrolu odbyły się po raz pierwszy w historii Eurobike Media Days. Impreza zorganizowana została specjalnie dla mediów, gdzie ponad dwadzieścia marek rowerowych pokazało swoje nowości na rok 2016, a niektóre modele można było wziąć do testów. Media Days zostały zorganizowane w taki sposób, że w końcu można było testować rowery nie tylko przed wystawową halą targów, jak zazwyczaj odbywało się to na Eurobike we Friedrichshafen. Lokalizacja wydarzenia w górach, w przepięknym miasteczku Kirchberg umożliwiła sprawdzenie rowerów zarówno na asfaltowych, wymagających dobrej kondycji górskich serpentynach, jak i trasach zjazdowych. Organizatorzy zadbali o umiejscowienie targów przy gondoli, gdzie zjazd szlakiem Fleckalm rowerami enduro był prawdziwą przyjemnością.

60

Tekst i zdjęcia: Marta Elmanowska


Eurobike Media Day

eBike Scott w rozmiarze 27plus

eBike Corratec z blokada Abus

Zimowa propozycja od firmy Bergamont

61


r e l a c j a

Scott Genius 27plus

62

Ghost Lector


Eurobike Media Day

eBike Corratec z blokadÄ… Abus

63


r e p o r t a ż

Ion Izagirre zwycięzcą

Tour de Pologne 2015!

72. Tour de Pologne to już historia, lecz historia piękna, którą warto wspominać. Co prawda w tym roku nie mieliśmy tak okazałego happy endu, lecz poziom dwóch zwycięstw etapowych został utrzymany. Tym razem żółtą koszulkę Skandii na Rynku Głównym w Krakowie przywdział Ion Izagirre (Movistar), który na ten sukces zasługiwał jak mało kto, ponieważ dwie poprzednie edycje kończył także na podium, lecz oczko niżej. Tekst: Wojciech Mincewicz | Zdjęcia: Dariusz Krzywański

64


Tour de Pologne 2015

65


r e p o r t a ż

Warszawa powitała kolarzy Wszystko rozpoczęło się w Warszawie, w dniu tak szczególnym dla wszystkich mieszkańców stolicy, w 71. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Kolarze jednak nie mieli czasu na świętowanie. Długo oczekiwany mistrz świata w hotelu zameldował się wcześnie, po 10:00, o 14:00 odbyła się konferencja prasowa, ale zawodnicy chcieli jeszcze trochę pokręcić po urokliwej Warszawie. Konferencja, akredytacje, odprawa, czas start, wszystko gotowe, Tour de Pologne, można rozpocząć! Start na królewską rundę, a właściwie dziesięć rund, spod PGE Areny, gdzie cała karuzela zaczyna się kręcić już od wczesnych godzin rannych. Główni aktorzy na starcie zjawiają się 66

zaraz po południu, kibiców także nie brakuje, zaczyna się tygodniowe święto. Pierwsze wpisy na liście startowej i przedstawienie gwiazd, ostatni łyk kawy. Na spotkanie z peletonem przyjechała premier Ewa Kopacz, która życzyła wszystkim zgromadzonym szerokiej drogi i dobrej zabawy. W niedzielę w Warszawie było gorąco, temperatura zbliżała się do 30 stopni Celsjusza. Kolarze walczyli na 12-kilometrowej pętli w Śródmieściu i na Żoliborzu, którą trzeba było pokonać dziesięć razy. Tłumy stały na moście Śląsko-Dąbrowskim, skąd mogły obserwować kolarzy jadących Wisłostradą. Kibiców nie zabrakło także na świeżo oddanych Bulwarach Wiślanych. Najwięcej fanów zebrało się jednak na mecie na Placu Teatralnym. Jeszcze

na dojeździe do rund kraksę zaliczył faworyt” pomarańczowych” Davide Rebellin, lecz już chwilę potem pierwszą akcję ofensywną zawiązał jego kolega z zespołu, Adrian Kurek. Zawodnik zespołu CCC Sprandi Polkowice uciekł wspólnie z Pawłem Bernasem, a także Matejem Mohoricem. Trójka rozegrała między sobą premię Lotto i Tauron zlokalizowane na trasie, gdzie triumfowali odpowiednio Mohoric i Kurek, lecz ich przygoda zakończyła się na przedostatnim okrążeniu, ponieważ królowie sprintu nie chcieli odpuszczać zwycięstwa etapowego. Po pierwszy w 72. edycji triumf oraz żółtą koszulkę Skandii sięgnął mocarz sprinterskich pojedynków ostatnich lat Marcel Kittel (Giant-Alpecin), który tym samym przełamał niemoc, nękającą go od początku sezonu. Skład pierwszego


Tour de Pologne 2015

podium etapowego uzupełnili Caleb Ewan (Orica-GreenEdge) oraz Nicolo Bonifazio (Lampre-Merida). Na bardzo dobrym 9. miejscu finiszował najlepszy z biało-czerwonych, mistrz świata Michał Kwiatkowski (Etixx-Quick Step), któremu każdego dnia towarzyszyły całe tabuny kibiców.

Spod Jasnej Góry z wielką kraksą na koniec Częstochowa przywitała uczestników 72. edycji Tour de Pologne słońcem. Start w mieście symbolu polskości – obok sanktuarium na Jasnej Górze. Trasa drugiego etapu prowadziła częściowo przez Jurę Krakowsko-Częstochowską, krainę pełną zamków i skał. Kolarze walczyli na dwóch lotnych premiach Lotto w Siewierzu oraz Będzi-

nie, a także na dwóch górskich Tauron w Będzinie i na rundach w Dąbrowie Górniczej, gdzie batalię o zwycięstwo mieli toczyć sprinterzy. W koszulce lidera zmagania na 146-kilometrowej trasie rozpoczął zwycięzca z Warszawy – Kittel w trykocie Lang Teamu, w zastępstwie Niemca jechał Caleb Ewan, różową koszulkę najlepszego „górala” przywdział Kurek, natomiast trykot najaktywniejszego na starcie w Częstochowie dumnie prezentował młodzieżowy mistrz świata z Florencji z 2013 roku Mohoric. Etap przebiegał według wcześniej założonego scenariusza, ponieważ w momencie, gdy grupa minęła kilometr zero, do przodu wyrwała się piątka, w której jechali dwaj biało-czerwoni – Kamil Gradek oraz niedzielny bohater

Adrian Kurek. Polakom towarzyszyli: Martijn Keizer (Lotto NL-Jumbo), Marcus Burghardt (BMC Racing Team) oraz Sander Armee (Lotto-Soudal). Przewaga uciekinierów sięgała dwóch minut, ale nie robiła większego wrażenia na sprinterach, którzy spokojnie jechali w głównej grupie. Mimo to rozegrali oni między sobą lotne finisze i górskie premie, które zostały ulokowane na trasie. Na tych pierwszym po sukces sięgnął odpowiednio niesiony dopingiem przez miejscowych kibiców Gradek, a na drugich Keizer. Koszulki Tauron pilnował natomiast drugi z biało-czerwonych Kurek, który zgarnął komplet sześciu punktów przygotowanych dla zawodników. To, co najważniejsze dla losów 2. etapu wydarzyło się jednak na mecie, a konkretnie 200 metrów przed 67


r e p o r t a ż

kreską. Szarżujący z ogromną prędkością Caleb Ewan (Orica GreenEdge) liznął koło Nicolo Bonifazio i runął jak długi na ziemię. Niestety, jakość polskiego asfaltu razem z niesfornym Australijczykiem przetestowała jednak spora grupa kolarzy, ponieważ w kraksie leżało pół peletonu. Po zwycięstwo etapowe sięgnął natomiast Matteo Pelucchi (IAM Cycling), który pokonał Marcela Kittela. Niemiec utrzymał się jednak na prowadzeniu w klasyfikacji Skandia. Na pudło etapowe wskoczył jeszcze Giacomo Nizzolo (Trek).

Wizyta w świątyni sprintu Trzeci etap rozpoczął się w malowniczym, ale i gorącym Zawierciu. Na szczęście nam upały nie doskwie68

rały, ponieważ na 72. Tour de Pologne firma SsangYong Polska użyczyła nam najnowszy model swojego Tivoli i dzięki temu przez cały tydzień mieliśmy komfortowe warunki do pracy. Wróćmy jednak do Zawiercia, które w tym roku obchodzi setną rocznicę uzyskania praw miejskich. To właśnie tam na starcie pojawiła się największa grupa kibiców, która zgotowała kolarzom i wszystkim uczestnikom imprezy organizowanej przez Czesława Langa najserdeczniejsze powitanie. Po wyjeździe z tego uroczego miasta zawodnicy musieli zmierzyć się ze 166-kilometrową trasą, której meta została wyznaczona w świątyni sprintu w Katowicach przy Alei Korfantego koło Hali Spodek, gdzie rok wcześniej Belg Jonas van Genechten osiągnął prędkość ponad 80 kilometrów na go-

dzinę. Po drodze na kolarzy czekało aż sześć premii, które stanowiły atrakcję dla licznie zgromadzonych przy trasie kibiców. Na początek premia specjalna w Tarnowskich Górach. Następnie trzy lotne finisze Lotto, gdzie można było zdobyć sekundy bonifikat: w Piekarach Śląskich, Siemianowicach Śląskich i Chorzowie. Już na rundach miejskich w stolicy Górnego Śląska peleton walczył na premiach trzeciej kategorii Tauron, przy Alei Korfantego i na ulicy Góreckiego. Jeszcze przed startem ostrym przez radio usłyszeliśmy pozytywną wiadomość, że w wyniku gigantycznej kraksy dnia poprzedniego z dalszej jazdy zrezygnowało” zaledwie” dwóch zawodników – najbardziej poturbowany Maxim Belkov (Katusha) oraz Robert Gesink (LottoNL-Jumbo).


Tour de Pologne 2015

Podobnie jak dzień wcześniej, zaraz po starcie do przodu ruszyli harcownicy. Tym razem byli to: Mateh Mohoric (Cannondale-Garmin), Marcus Burghardt (BMC Racind Team), Marcin Białobłocki (reprezentacja Polski), Adrian Kurek (CCC Sprandi Polkowice) oraz Ian Boswell (Team Sky). Z takim przebiegiem wypadków nie pogodził się jadący w niebieskiej koszulce Kamil Gradek, który przy pomocy Białobłockiego szybko dokooptował do czołówki. Współpraca w gronie uciekinierów nie układała się jednak dobrze, co przyznawali biało-czerwoni w poetapowych rozmowach, gdyż goście z zagranicy nastawili się tylko na premie usytuowane na trasie. Fantastyczną formę na 3. etapie pokazał ścigający się na co dzień w Wielkiej Brytanii

Białobłocki. Polak najpierw” ogolił” dwie premie Lotto, do tego dorzucił jeszcze premię Tauron, a także zaliczył fantastyczny rajd po ulicach Katowic, niestety zakończony 4 kilometry przed metą. Sympatycznemu zawodnikowi na osłodę pozostała jednak niebieska koszulka walczaka, chociaż upragnione zwycięstwo było tak blisko. Pod Spodkiem, zgodnie z zapowiedziami, o pierwsze pozycje bili się najszybsi kolarze w peletonie. Bezkonkurencyjny po raz drugi w tym wyścigu okazał się Matteo Pelucchi. Włoch jednak dzięki stratom z Warszawy, mimo bonifikat nie był w stanie sięgnąć po koszulkę lidera Skandii, a tę na podium przywdział znów Marcel Kittel. Na drugim miejscu podium etapowego uplasował się Giacomo Nizzolo (Trek Factory Racing), który nie stanął na starcie 4.

etapu, a trzeci w Katowicach był Tom Van Asbroeck (LottoNL-Jumbo).

Polski dzień chwały Czwarty, jakże piękny dla Polski etap rozpoczął się w Jaworznie, ciekawym mieście, które łączy przemysłowe tradycje z aktywnością fizyczną mieszkańców. Najpierw zawodnicy obrali kurs na Wadowice, rodzinną miejscowość Jana Pawła II, gdzie został rozegrany lotny finisz Lotto, a następnie na Zegartowice, gdzie pierwsze kroki stawiał zwycięzca ubiegłorocznej edycji wyścigu Rafał Majka. Na 220-kilometrowej trasie znajdowała się również Kasina Wielka, rodzinne gniazdo dwukrotnej mistrzyni olimpijskiej w biegach narciarskich Justyny Kowalczyk. Zaraz 69


r e p o r t a ż

za Kasiną, w miejscowości Gruszowiec została zlokalizowana pierwsza z górskich premii, lecz podjazd trzeciej kategorii nie zrobił na nikim wrażenia, w przeciwieństwie do dwóch premii 1. kategorii w Wysokim i Trzetrzewinie, których szczyty były oddalone od siebie o 200 metrów. Na miejsce finiszu wybrano natomiast Nowy Sącz, który słynie nie tylko z zabytków, ale także z dynamicznego rozwoju i ciekawych inicjatyw społecznych. Na ulicach jednego z najstarszych miast Małopolski zawodnicy kręcili się trzy razy i jak się potem okazało była to biało-czerwona parada zwycięstwa. Zacznijmy jednak od początku, start honorowy i odjazd trójki: Maciej Bodnar (Tinkoff-Saxo), Kamil Zieliński (reprezentacja Polski) oraz 70

Gatis Smukulis (Katusha). Przewaga rośnie do 11 minut, peleton zdaje się kontrolować sytuację. Czołowa trójka rozegrała między sobą wszystkie premie znajdujące się na trasie. Premię Lotto w Wadowicach, przy owacji licznie zgromadzonych przy trasie kibiców wygrał Bodnar, a mocny akces do walki o różowy trykot Tauronu zgłosił popularny” Łyda”, który wywalczył komplet punktów na 4. etapie w tej klasyfikacji. Kiedy uciekinierzy wjechali na rundy, otworzyła się przed nimi wspaniała wizja zwycięstwa etapowego, ponieważ w momencie pierwszego przejazdu przez kreskę, czyli 22 kilometry przed metą ich przewaga wynosiła dwie i pół minuty, a na dodatek z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Mimo piekielnej pogoni zespołu Orica GreenEdge

trójka wjechała na ostatnią 7,5-kilometrową rundę z przewagą przeszło minuty, sensacja stawała się coraz bardziej realna. Wszyscy zgromadzeni mocno ściskali kciuki, co przyniosło efekt, ponieważ to właśnie harcownicy między sobą mogli rozstrzygnąć sprawę triumfu etapowego, a po ten sięgnął mający większe straty w klasyfikacji generalnej Maciej Bodnar. Dla zawodnika zespołu Tinkoff-Saxo 72. Tour de Pologne był pierwszą imprezą po kwartalnej przerwie spowodowanej ciężką kontuzją. Drugi linię mety przekroczył Zieliński. Zawodnik jeżdżący na co dzień w zespole Domin Sport miał jednak powody do radości, ponieważ to on z rąk niezwykle urokliwych hostess odebrał żółtą koszulkę lidera Skandii, a także trykot Tauronu dla najlepszego górala. Peleton ze stra-


Tour de Pologne 2015

tą 20 sekund przyprowadził najlepszy góral z grona szybkich kolarzy Caleb Ewan, który jednak znów nie zdobył koszulki Lang Teamu dla najlepszego sprintera, ponieważ tę zachował Marcel Kittel. Wśród najaktywniejszych Lotto na czoło powrócił, dzięki mniejszej stracie czasowej do lidera, Kamil Gradek.

Maraton pod Wielką Krokiew Aż osiem górskich premii Tauron pierwszej kategorii znajdowało się na piątym, najdłuższym etapie 72. Tour de Pologne. Na 223-kilometrowej trasie zawodnicy dwa razy musieli wspinać się pod Głodówkę, a trzykrotnie pokonywali Ząb i nowy podjazd wprowadzony do grafika w tym roku

– Gubałówkę. Dodatkowo organizatorzy zafundowali peletonowi dwie lotne premie Lotto w Poroninie i Kościelisku, lecz nie miały one większego znaczenia dla przebiegu zmagań, ponieważ zostały ulokowane w samej końcówce etapu. Nowy Sącz przywitał zawodników wspaniałym słońcem, w którego blasku cudownie lśniła żółta koszulka Skandii Kamila Zielińskiego. To właśnie” Łyda” przy podpisywaniu listy startowej zebrał największe oklaski i przed wyruszeniem na trasę tego arcyciekawego odcinka udzielił najwięcej wywiadów. Zawodnicy znów musieli zmagać się w piekielnym upałem, ale nie przeszkodziło im to w tym, aby ruszyć od startu na całego. Przez pierwsze 20 kilometrów peleton prowadzony

przez pociąg biało-czerwonych nie puszczał ataków. W końcu po kilku próbach akcję dnia zawiązali: Edward Betran (Tinkoff-Saxo), Kris Boeckans, Vegard Breen, Boris Vallee (wszyscy Lotto-Soudal), Sebastien Turgot (Ag2r La Mondiale) oraz Grega Bole (CCC Sprandi Polkowice). To właśnie Słoweniec był największym beneficjentem całej akcji, gdyż ogolił on cztery pierwsze premie, dzięki temu to on pod Wielką Krokwią przywdział trykot Tauronu. Przewaga harcowników, która w maksymalnym momencie wynosiła ponad sześć minut, zaczęła maleć już na rundach w Zakopanem, gdzie do pracy wzięły się ekipy górali, które nie chciały popełnić błędu z dnia poprzedniego. Wobec malejącej przewagi na szarżę zdecydował się jeszcze Betran, ale Kolumbijczyk 71


r e p o r t a ż

skapitulował na zjeździe z drugiej Gubałówki. Niestety szaleńczego tempa najmocniejszych nie wytrzymał także Michał Kwiatkowski (Etixx – Quick Step), który etap skończył daleko, ze stratą ponad 20 minut, chociaż w Zakopanem na naszego mistrza świata i tak czekali wierni kibice. Ciężar pracy pod Zębem wzięła na siebie Astana, która zrobiła selekcję od tyłu, niestety łącznie z biało-czerwonymi. Podczas ostatniej wspinaczki pod Gubałówkę na czele była już najmocniejsza trzynastoosobowa czołówka, która i tak rwała się przy dojeździe do Zakopanego, gdzie u podnóża Wielkiej Krokwi umiejscowiono finisz 5. etapu. Kilka kilometrów przed kreską wszystko na jedną kartę postawił Bart de Clercq. Belgowi ryzyko 72

opłaciło się, ponieważ jego oponenci spoglądali na siebie, gdyż nie było chętnych do pogoni. Zawodnik Lotto-Soudal nie oglądał się za siebie, samotnie minął linię mety i dzięki temu oprócz sukcesu etapowego mógł świętować żółtą koszulkę lidera wyścigu. Trzy sekundy za trzecim kolarzem generalki tegorocznego Volta Ciclista a Catalunya finiszowali Diego Ulissi (Lampre-Merida) i Sebastien Reichenbach (IAM Cycling), a siedem sekund później kreskę minęła kolejna grupa z Sergio Henao (Team Sky) na czele. Niestety, dopiero 16. miejsce i prawie dwie minuty straty do nowego lidera zanotował najlepszy z biało-czerwonych Tomasz Marczyński i w ten sposób prysły nasze nadzieje na powtórzenie ubiegłorocznego sukcesu Rafała Majki.

Królewski etap z polskim preludium Królewski etap tegorocznej 72. edycji Tour de Pologne organizowanej przez Lang Team, przy współpracy z głównym sponsorem firmą Skandia, sponsorami oficjalnymi firmą Tauron i Lotos, a także sponsorem wspomagającym firmą Lotto, prowadził dobrze znaną wszystkim pętlą wokół Bukowiny. Start 6. odcinka został ulokowany obok hotelu Bukovina Termy Hotel Spa i prowadził do Bukowiny Tatrzańskiej. Na 174-kilometrowej trasie na zawodników czekała najpierw runda po ulicach Zakopanego, gdzie rozegrano premię specjalną, a następnie kolarze wjechali na cztery wielkie okrążenia z podjazdami pod Ząb i Gliczarów, które miały przesądzić


Tour de Pologne 2015

o tym, kto przejdzie do historii i wygra tegoroczną edycję wyścigu. Od początku próbę rehabilitacji za nieudany występ na 5. etapie podjęli Polacy, a szczególnie Michał Kwiatkowski (Etixx – Quick Step). „Kwiato” najpierw zabrał się do pierwszej akcji ofensywnej pod Ząb razem m.in. z Markiem Rutkiewiczem (CCC Sprandi Polkowice), a później samotnie szarżował przed peletonem, szukając swoich szans na próbę pokazania się. Jak się okazało, był to jednak tylko łabędzi śpiew mistrza świata, który na Tour de Pologne ewidentnie nie miał nogi, a zmagania zakończył w połowie trasy, bo… do kieszonki nie zabrał drobnych na WC. Wróćmy jednak do tego, co działo się na trasie, a działo się sporo. Akcję dnia zawiązali:

Paweł Poljański (Tinkoff-Saxo), Michał Gołaś, Gianluca Brambilla (obaj Etixx – QuickStep), Alexey Lutsenko i Diego Rosa (obaj Astana Pro Team), Przemysław Niemiec (Lampre-Merida), Dylan Theuns (BMC Racing Team), Eduard Vorganov (Katusha Team), Axel Domont (AG2R La Mondiale), Bram Tankink (LottoNL-Jumbo), Arnold Jeanneson, Kenny Elissonde (obaj FDJ), Maciej Paterski, Jan Hirt, Rutkiewicz (wszyscy CCC Sprandi Polkowice) i Tomasz Marczyński (reprezentacja Polski). Tym razem o różowe oczka Tauronu upomniał się „Patera”, który tym samym przyklepał sobie drugi z rzędu sukces w tejże klasyfikacji. To wszystko było jednak mniej istotne, gdy do pracy zabrały się ekipy marzące o zdobyciu bezcennego trofeum zapro-

jektowanego przez włoskiego rzeźbiarza Mirko Dematte, który specjalnie na nasz narodowy wyścig przygotował okazałą statuetkę z ceramiczną podstawą w kształcie mapy Polski oraz wyrastającą z niej wstęgą, która symbolizuje drogę Tour de Pologne. Na ostatnim podjeździe zwanym ścianą Bukowina szarżę rozpoczął Mikel Nieve (Sky Team). Do Hiszpana dojechali Fabio Aru (Astana Team), Bart De Clercq (Lotto-Soudal), Ion Izagirre (Movistar Team), Davide Rebellin (CCC Sprandi Polkowice), lecz tuż za nimi jechała kolejna 10-osobowa grupa, która połączyła się na szczycie, a poszatkowała na piekielnych zjazdach w kierunku Bukowiny. Na końcowym odcinku najlepiej poradził sobie Segio Henao (Team Sky). Kolumbijczyk odskoczył od najlepszych na osiem se73


r e p o r t a ż

kund, do tego dołożył dziesięć sekund bonifikaty i dzięki temu to on został nowym liderem klasyfikacji Skandii. Drugi, podobnie jak dzień wcześniej, finiszował Ulissi, który na starcie czasówki miał taki sam czas jak przodownik. Niestety, sporo wody w górskich potokach upłynęło, nim białą kreskę przekroczył najlepszy z biało-czerwonych, mistrz Polski Tomek Marczyński. Jeszcze dłużej zgromadzeni na mecie kibice musieli czekać na to, aby ujrzeć na podium Marcela Kittela (Giant-Alpacin). Niemiec był jedynym zawodnikiem, który koszulkę lidera którejkolwiek klasyfikacji (w jego przypadku sprinterską Lang Teamu) wiózł przez cały wyścig. W klasyfikacji Lotto prowadzenie utrzymał Gradek, a wśród górali przodował wspomniany wcześniej Paterski. W przypadku 74

trzech ostatnich klasyfikacji właścicielom koszulek pozostało tylko bezpiecznie przejechać wieńczącą zmagania czasówkę w Krakowie, lecz sprawa żółtej koszulki pozostawała nadal otwarta, bo 11 kolarzy mieściło się w minucie, a to była strata, którą można spokojnie odrobić na 25-kilometrowej czasówce.

Marcin Białobłocki królem Krakowa! Rywalizacja w tegorocznym Tour de Pologne przebiegała pod hasłem „Łączymy stolice”, dlatego na trasie naszego narodowego wyścigu nie mogło zabraknąć siedziby królów -Krakowa, gdzie od 2008 r. zlokalizowana jest meta zmagań. Od kilku lat tradycyjnie tygodniową rywalizację wieńczy czasówka, która tym razem została ro-

zegrana na przepięknej i malowniczej rundzie ze startem i metą na Rynku Głównym, a nawrotem w urokliwej Wieliczce. Piekielny skwar sprawił, że pierwszy zawodnik z rampy startowej zjechał z lekkim opóźnieniem, lecz potem było już tylko coraz ciekawiej. Pierwszy wartościowy rezultat osiągnął Rick Flens (Team LottoNL – Jumbo), który trasę pokonał w 29 minut i 43 sekundy. Jednak to nie reprezentant Holandii, a Polak Marcin Białobłocki był tego dnia najszybszy. Zawodnik, który na co dzień ściga się w Wielkiej Brytanii, wykręcił fantastyczny rezultat, którym zaskoczył nawet sędziów – 28 minut i 45 sekund. Zaledwie 2 sekundy gorszy wynik od Marcina zanotował Vasil Kiryienka (Team Sky). Kiedy stało się jasne, że nikt nie miał szans


Tour de Pologne 2015

na walkę o triumf etapowy z Marcinem Białobłockim, można było zająć się sprawą żółtej koszulki lidera Skandii, ponieważ sekundowe różnice w klasyfikacji generalnej zapowiadały niemałe emocje i tak istotnie było. Jako dziesiąty od końca startował Ilnur Zakarin (Team Katusha), lecz to nie on cieszył się z końcowego sukcesu, bo po ten sięgnął Ion Izagirre (Movistar). Hiszpanowi bardzo zależało na tym, aby nareszcie przełamać kompleks Tour de Pologne, ponieważ poprzednie dwie edycje kończył właśnie na tym miejscu. O dwie sekundy za doświadczonym jeźdźcem Movistaru finiszował Bart De Clercq (Lotto-Soudal), a na najniższym stopniu podium stanął Ben Hermans (BMC Racing Team). Sprawy innych klasyfikacji 72. edycji Tour de Pologne rozstrzygnęły się już poprzedniego

dnia. Po koszulkę najlepszego górala Tauronu sięgnął po raz drugi z rzędu Maciej Paterski (CCC Sprandi Polkowice). Po etapie popularny” Patera” zakończył zmagania zaledwie cztery” oczka” za swoim kolegą z zespołu – Gregą Bole. Koszulkę najaktywniejszego Lotto zdobył Kamil Gradek, który zgromadził tyle samo punktów co najszybszy w Krakowie – Białobłocki. W klasyfikacji najlepszego sprintera Lang Teamu prowadzenie od pierwszego dnia zmagań utrzymywał Marcel Kittel (Team Giant-Alpecin), a w klasyfikacji drużynowej po zwycięstwo sięgnęła grupa Lotto-Soudal.

Historyczny wyścig Jak co roku, także tym razem 72. Tour de Pologne zapisał się w annałach 75


r e p o r t a ż

światowego kolarstwa i to za sprawą Polaków, a konkretnie Kamila Zielińskiego i Marcina Białobłockiego. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby zawodnik, który na co dzień ściga się w trzeciej dywizji, założył koszulkę lidera wyścigu z kalendarza World Tour lub wygrał etap, a to miało miejsce właśnie na naszym narodowym wyścigu. Przed startem najmniejsza zanotowana różnica pomiędzy pierwszym a drugim kolarzem klasyfikacji wynosiła 3 sekundy (1947 rok – zwycięzca Stanisław Grzelak nad Zdzisławem Stolarczykiem). Od tego roku i ta statystyka, już stricte dotycząca Tour de Pologne się zmieniła, ponieważ Ion Izagirre nad Bartem de Clercqiem miał 2 sekundy.

76

Niestety ostatnia historyczna kwestia dotyczy mniej ciekawej kwestii, mianowicie występu biało-czerwonych w klasyfikacji generalnej. Oczywiście nikt nie wymaga rok w rok powtarzania sukcesu z ubiegłorocznej edycji, ale tegoroczny występ i miejsce Tomka Marczyńskiego (22.) było najgorsze od 2007 roku, kiedy to najlepszy z Polaków Bartosz Huzarski zmagania ukończył na 29. pozycji.

Mistrzowska organizacja robiąca wrażenie Na koniec kilka słów o organizacji wyścigu. Być może niektórzy z was pomyślą sobie, że młody chłopak, chce się podlizać Lang Teamowi i teraz bę-

dzie się zachwycał och, ach, tak jednak nie jest. Tour de Pologne to naprawdę wspaniale zorganizowana impreza, której nie musimy się wstydzić na arenie międzynarodowej. Najpierw kilka słów od strony dziennikarskiej. Radio wyścigu niezrywające na trasie, znakomite warunki do pracy na mecie w komfortowym autobusie Lux Express, sprawnie działające biuro prasowe, szybkie i szczegółowe komunikaty prasowe, znakomite oznakowanie dojazdu do hoteli, nie trzeba używać nawet gps, jednym słowem wszystko perfekcyjne! Takich rzeczy nie zobaczymy na żadnym innym wyścigu w kraju i mało którym za granicą, co wszyscy przyznawali, zarówno mechanicy, masażyści, dyrektorzy sportowi, aż po samych kolarzy.


Tour de Pologne 2015

77


R e l a c j a

Diverse Beskidia Downhill 12 lipca 2015 r.

#2

Już drugi raz w tym roku zawodnicy z całej Polski zjechali do Ustronia, aby na stokach Palenicy walczyć o punkty w klasyfikacji generalnej cyklu. Choć edycja ta tym razem nie miała rangi pucharu Polski to jednak na starcie stawiło się blisko 150 downhillowców podzielonych, w zależności od wieku i posiadanego sprzętu, na 8 kategorii. Tekst: Jacek Słonik Kaczmarczyk | Zdjęcia: Piotr Staroń

78


Diverse Beskidia Downhill #2

E

kipa Diverse Beskidia na czele z Wiktorem Zemankiem zmodyfikowała nieco trasę w stosunku do ostatniej edycji, dzięki czemu stała się ona zdecydowanie szybsza i bardziej płynna. Zawodnikom wyjątkowo spodobał się nowy odcinek na początku lasu poprowadzony otwartymi zakrętami po świeżej ściółce oraz bardzo efektowna finałowa hopa przez rock garden. A poza tym trasa była pełna zakrętów, zarówno „otwartych” jak i takich z usypaną bandą dającą dobre oparcie dla kół, drewnianych dropów, korzeni, kamieni…, czyli posiadała wszystko to, co jest nieodzowne w tej odmianie kolarstwa górskiego. W wielu miejscach wytyczona była bardzo szeroko, dając zawodnikom możliwość sporego wyboru linii przejazdu, w zależności od indywidualnych umiejętności.

Choć na zawodach downhillowych pogoda bardzo często lubi płatać figla i „załamać” się tuż przed finałowym przejazdem, to tym razem była wręcz wymarzona. Przez cały weekend świeciło piękne słońce, które tylko na krótkie chwile skrywało się za kłębiaste obłoki. Dzięki temu zawodnicy mogli bez przeszkód trenować i przez cały weekend poznawać trasę, a niektórzy już w piątek pojawili się na stoku. Jak przystało na zawody cyklu Diverse Beskidia w niedzielę punktualnie o godzinie 11:00 wystartował pierwszy zawodnik z najmłodszej kategorii Young Guns. Ścigają się w niej zawodnicy między 12 a 14 rokiem życia. Mimo tak młodego wieku potrafią oni zawstydzić swoimi umiejętnościami niejednego starszego kolegę. Faworytem w tej kategorii jest 14-letni Krzysztof „Kriss” Kaczmarczyk z tea-

mu FroPro, który i tym razem nie zawiódł licznie zgromadzonych na trasie kibiców i mimo przebitej w finale dętki osiągnął bardzo dobry czas: 2:09.70 s. Na drugim miejscu ze stratą nieco ponad 10 s uplasował się jego teamowy kolega – 13-letni Igor Wypiór. Trzecie miejsce zajął Dominik Olchawa. Jako kolejni na trasie pojawili się zawodnicy kategorii Pierwszy Start. Choć z definicji są to chłopaki dopiero zaczynający swoją przygodę z downhillem to jednak i oni potrafią wykręcać już niezłe czasy. I tak pierwszy na mecie zameldował się Patryk Kempa z czasem 2:10.54 s, na drugim miejscu uplasował się Jakub Skubis, a na trzecim – Paweł Miciński. Kolejną kategorią była Hobby Hardtail, czyli zawodnicy startujący na rowerach bez tylnej amortyzacji. Tu również najlepszy czas wykręcił 79


R e l a c j a

faworyt: Mateusz Rajpold z teamu Fun Bikes, osiągając wynik 2:09.65 s. Drugi zawodnik – Jakub Ruszkiewicz – stracił do niego ponad 10 s. Na trzecim miejscu zameldował się Dawid Harat. Następnie przyszła kolej na start typowo downhillowych maszyn – czyli kategorię Hobby Junior. Rowery z pełną amortyzacją, chłopaki w wieku 15-18 lat – tu można się było spodziewać świetnych wyników! I tym razem faworyt nie zawiódł: zwyciężył Sebastian Macura z czasem 2:02.72 s. Drugi czas uzyskał Tomasz Raszyk, a na trzecim stopniu podium stanął Dominik Ferfecki. W kategorii powyżej 18 roku życia, czyli Hobby Full, na starcie stawiło się ponad 40 zawodników. Wśród nich najlepszy czas uzyskał Łukasz Wojtas, który jako pierwszy przełamał magiczną barierę 2 min uzyskując 1:58.32 s. 80

Jedynie pół sekundy wolniej od niego przejechał trasę Maciek Zdeb, a trzecią lokatę objął Marek Tlałka. Kategorię kobiet zdominowała najmłodsza z zawodniczek – 14-letnia Laura Wojtas, która trasę zawodów przejechała w czasie 2:38.93 s. 20 s więcej na jej pokonanie potrzebowała Katarzyna Darska, a na trzecim miejscu uplasowała się Hanna Kurek. Najstarsi panowie – czyli kategoria Masters – zostali zdominowani przez Artura Miśkiewicza, który uzyskał czas 2:00.96 s. Drugi czas uzyskał Piotr Woźniak, a trzeci – Wojciech Foks. Kiedy emocje sięgały już zenitu, a rozlokowani na trasie kibice mieli już niemal zdarte gardła od dopingu, na trasie pojawili się zawodnicy kategorii Garmin Elite. W kategorii tej zwyciężył Wojciech Czermak, uzyskując rewelacyjny czas

1:52.17 s. O półtorej sekundy więcej potrzebował na pokonanie trasy Artur Hryszko, natomiast na trzecim miejscu uplasował się Adam Krinke. Jak przystało na Beskidię organizatorzy zadbali również o dodatkowe atrakcje dla zgromadzonej na stoku publiczności. Tym razem był to konkurs pod kryptonimem „Wymacaj gumę”, który polegał na rozpoznaniu – z zasłoniętymi oczami! – modelu opony Maxxis’a. I tak oto kolejna edycja Diverse Beskidia Downhill przeszła do historii, przed nami jeszcze tylko jedna, finałowa potyczka, która odbędzie się w miejscowości Brenna, na stoku Starego Gronia. To tam ostatecznie wyłoniony zostanie najszybszy rider Beskidów, więc do zobaczenia!


Nowy lider peletonu

Koreańska perfekcja www.ssangyong.pl Marka Ludzi Aktywnych


d i e t a

k o l a r z a

Placuszki z czarną porzeczką i orzechami

Ś

niadanie jest niewątpliwie najważniejszym posiłkiem dnia i to nie tylko dla sportowca, ale dla wszystkich ludzi, dlatego tak ważne jest, aby było ono odpowiednio pożywne. Zjedzone rano śnia-danie zmniejsza apetyt w ciągu dnia. Badania wykazują, że ludzie jedzący ten pierwszy

Tekst: Konrad Tomasiak | Zdjęcie: Miss Shirley posiłek dnia wprowadzają do jadłospisu więcej produktów wysokiej jakości. Dzisiaj mam dla was placuszki z czarną porzeczką i orzechami. Dzięki płatkom owsianym dostarczysz odpowiednią ilość wę-glowodanów i błonnika. Czarna porzeczka posiada prawie 260% dziennego zapotrzebowania na witaminę C,

Z przepisu można zrobić 2 porcje po 2 placuszki. Na porcję: 330 kcal, 8 g tłuszczu, 39 g węglowodanów, 7 g błonnika, 21 g białka Co potrzebujesz: 33 1 szklanka płatków owsianych górskich 33 1 szklanka białek jaj (ok. 4 sztuk) 33 1/2 szklanki serka wiejskiego 1% (można zastąpić jogurtem naturalnym) 33 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia 33 2 łyżki drobno posiekanych orzechów włoskich/brazylijskich/nerkowca (1 lub 2 orzechy) 33 1 szklanka czarnych porzeczek 33 1/4 szklanki syropu klonowego (opcjonalnie)

82

a orzechy brazylijskie są bogatym źródłem selenu (już jeden orzech pokrywa dzienne zapotrzebowanie) oraz nienasyconych kwasów tłuszczowych i kwasów omega-6. Są one jednak bardzo kaloryczne, więc jeden lub dwa zupełnie nam wystarczą. Możemy także użyć orzechów włoskich czy nerkowca.

1) W blenderze na gładką masę miksujemy białka jaj, serek i płatki owsiane, dodajemy proszek do pieczenia, a na koniec posiekane orzechy. 2) Smażymy na patelni na małym ogniu, a na koniec dodajemy porzeczki i syrop klonowy.


Zdjęcie: Agnieszka Małgorzata Torba

O NAUCE SPADANIA

K onrad T omasiak

O NAUCE SPADANIA

W

Jakiś czas temu oglądałem film pt. „Nauka spadania”. Jest to historia czwórki przypadkowych ludzi, którzy próbują popełnić samobójstwo w sylwestra.

szyscy chcieli skoczyć z dachu tego samego wieżowca. Po rozmowach ustalili, że wstrzymają się z tym do walentynek. Przez ten czas ich losy zaczęły się przeplatać i oni sami zaczęli na siebie wpływać i wspierać się wzajemnie, co w rezultacie zapobiegło drastycznemu końcowi ich życia. Historia jakich we współczesnym kinie wiele, ale akurat tę można powiązać ze sportem, a w moim przypadku z kolarstwem. Zdałem sobie z tego jednak sprawę kilka dni temu podczas jednego z tych kilkugodzinnych treningów, podczas których czasu na myślenie jest sporo. Otóż, każdy kto miał jakąś przygodę ze sportem, na pewno wie, że czasem przychodzi taki okres, w którym nasza motywacja spada, jesteśmy wycieńczeni, nie chce nam się nawet wyjechać na trening. Nie sądzę, aby ktoś z tego powodu chciał skakać z wieżowca, ale może nam się wydawać, że stoimy na jego krawędzi i możemy polecieć w dół. Właśnie wtedy ważne jest, aby mieć obok siebie osoby, które pomogą

zejść z tej krawędzi i razem wrócić na właściwe tory. Prawdopodobnie bez takiego wsparcia nie jeździłbym dalej na rowerze. Zakrętów w swojej przygodzie z kolarstwem miałem wiele, ale jakoś zawsze udawało mi się uniknąć spadania lub może nauczyłem się już spadać. Dla mnie największym wsparciem są moi rodzice. Pisałem już kiedyś, że to właśnie mama zapisała mnie do pierwszego klubu, ale kolejne lata przetrwałem dzięki mojemu tacie. Wiem, że zawsze mogę liczyć na ich pomoc. Wiem, że z ich wsparciem zajdę jeszcze bardzo wysoko. Oczywiście, przez 12 lat mojego pedałowania na rowerze takich osób, dzięki którym nadal jeżdżę, znalazłoby się więcej, lecz rodzice byli od początku. Doceńcie to, jeśli macie takie osoby obok siebie. Życzę, aby w waszych kolarskich karierach zdarzało się jak najmniej upadków. Wypadałoby jeszcze powiedzieć nieco o ostatnich startach. Dobry występ zanotowałem w Memoriale Grundmana i Wizowskiego. Od początku czułem, że nogi kręcą się tak jak tego chciałem

i dzięki temu znalazłem się w ucieczce dnia. Kilkunastoosobowa grupa, w której odjechałem współpracowała dobrze przez cały dystans. Mieliśmy komfortową sytuacje, bo byliśmy w ucieczce w trójkę z jednego teamu i świetne to wykorzystaliśmy. W końcówce wyścigu dojechał Adam Stachowiak, a my kontrolowaliśmy sytuację w grupie. Świetne zwycięstwo Adama i 8. miejsce dla mnie, to był zdecydowanie udany dzień dla naszego zespołu. Kolejny tydzień to już impreza, na którą czekają wszyscy – mistrzostwa Polski. W tym roku trasa bardziej interwałowa, a do tego dłuższy dystans niż w roku poprzednim, więc zapowiadał się ciekawy wyścig. Dyspozycja dnia była całkiem niezła, ambitnie jechałem początek wyścigu, co jednak odbiło się trochę w środkowej fazie. Później już zostało tylko dojechanie w głównej grupie do mety. Na pewno po tym starcie muszę wyciągnąć wnioski, aby w kolejnym wyścigu znaleźć się w odpowiedniej grupie, która walczy o najwyższe miejsca. 83


DO WYBORU MASZ 4 STREFY

Wejdź na www.MAKEMETRAIN.com

1

2

JEDYNY TAKI SYSTEM, KTÓRY:

65 %

ANALIZUJE ZMĘCZENIE

Dla zawodnika

Dla trenera

Uzyskujesz dostęp do wirtualnego trenera lub możesz za darmo rejestrować swoje treningi.

Jako trener uzyskujesz dostęp do nieograniczonej liczby zawodników, której przekazujesz treningi.

MONITORUJE CELE

3

BADA PREDYSPOZYCJE

UKŁADA PLANY TRENINGOWE

4

Dla klubu

Dla organizatora

Przywiąż trenującego do swojego klubu i nie daj mu odejść!

Dzięki tej strefie wyniki startujących w zawodach masz pod kontrolą.


Trening z MakeMeTrain.com część II PRÓG WYDOLNOŚCI W ZIMIE

Głównym czynnikiem (Tab. 1.1.) wpływającym na

J

ak pisaliśmy wcześniej, próg wydolności to

tzw. przesunięcie się progu jest zwiększenie

konkretny parametr, którego korekta

maksymalnej wymiany tlenowej czyli V02max. Zatem

zmienia proporcjonalnie pozostałe cechy

wbrew obiegowej opinii w okresie tzw. zimy należy

S5 Tab. 1.2.

określające poszczególne strefy treningowe.

trenować strefę 5 i strefę 4 (Tab. 1.1.). Treningi w

Zatem tzw. zima (okres międzystartowy) to czas,

tych zakresach cechują się wysoką

który powinniśmy poświecić na przygotowanie

intensywnością i relatywnie krótkim czasem

rozwoju.

trwania.

SPODZIEWANE ADAPTACJE FIZJOLOGICZNE I KONDYCYJNE

Oto przykłady ćwiczeń:

Ilość powtórzeń *

Czas trwania

Przerwa

Regeneracja

3-6

2 min

3 min

48h

3-5

3 min

3 min

48h

3-4

4 min

3,5 min

48h

3

5 min

3,5 min

48h

STREFA TRENINGOWA 2

3

4

5

6

Zwiększona objętość osocza krwi

●●

●●●

●●●●

Podniesienie poziomu enzymów mitochondrialnych we włóknach mięśni

●●

●●●

●●●●

●●

Ilość powtórzeń *

Czas trwania

Przerwa

Regeneracja

Podniesiony próg mleczanowy

●●

●●●

●●●●

●●

3-6

8 min

2 min

24h

3-5

10 min

3 min

24h

3-4

12 min

4 min

24h

2

20 min

5 min

24h

Podniesienie zdolności mięśni do magazynowania glikogenu

1

●●

●●●●

●●●

●●

Hipertrofia (przyrost) włókien wolnokurczliwych w mięśniach

●●

●●

●●●

Zwiększenie kapilaryzacji mięśni (gęstości naczynek włoskowatych)

Konwersja włókien szybkokurczliwych na wolnokurczliwe (typ IIb i typ IIa)

●●

Zwiększona pojemność wyrzutowa i maksymalna pojemność minutowa serca

●●

●●●

●●●●

Zwiększona maksymalna wymiana tlenowa VO2max

●●

●●●

●●●●

7

S4 Tab. 1.3.

*Ilość powtórzeń zależy od odporności na wysiłek i zazwyczaj jest to 3 do 6 interwałów (szerzej w

●●

●●

●●●

następnym artykule).

Powyższe układy nie należą do łatwych ale są

●●●

●●●

●●

bardzo skuteczne i bezpośrednio odpowiedzialne

za sukces w triathlonie jako konkurencji, która polega na wykorzystaniu zdolności do pracy właśnie w s4 i wielokrotnie w s5. ✖

Nabijaj kilometry i radykalnie zwiększ sprawność

●●

MakeMeTrain.com

●●●

Wypalaj kalorie i popraw sprawność

Hipertrofia (przyrost) włókien szybkokurczliwych w mięśniach

●●

Zwiększenie mocy nerwowomięśniowej

Zwiększenie zapasów fosforanów wysokoenergetycznych (ATP/PCr) w mięśniu Zwiększona pojemność anaerobowa („tolerancja mleczanu”)

facebook.com/makemetrain

●●●

Tab. 1.1.

Dotacje na innowacje Inwestujemy w Waszą Przyszłość


z d r o w i e

Pierwsza pomoc na trasie (rowerowej)

Wypadki zdarzają się każdemu, zarówno zawodowemu kolarzowi, jak i amatorowi niedzielnych wycieczek. I mimo, iż wiemy jak z kontuzjami radzić sobie w domu, już po skończonej jeździe, to często „głupiejemy” na trasie tuż po wypadku i niewielkie urazy przeradzają się w poważne kontuzje, które potem musimy leczyć miesiącami. Tekst: Weronika Żabińska | Zdjęcie: Monika Marcinkowska

W przypadku wyjazdów rowerowych, zwłaszcza samotnych, należy pamiętać, aby poinformować przynajmniej jedną osobę o trasie, miejscu i czasie planowanej wycieczki/treningu. Aby móc pomóc sobie lub towarzyszowi, na przykład w środku lasu, ważne jest, żeby mieć ze sobą małą, a zarazem dobrze wyposażoną apteczkę. Powinna ona mieć niewielkie rozmiary, być wykonana z wodoodpornego materiału i posiadać paski, aby można ją było łatwo przymocować do roweru (ewentualnie wozić w plecaku czy sakwie).

Apteczka rowerzysty powinna zawierać: yy bandaże zwykłe

yy bandaże elastyczne

yy gazy jałowe różnej wielkości yy opatrunki indywidualne yy chustę trójkątną

yy wodę utlenioną/płyn do dezynfekcji yy gaziki nasączone alkoholem yy folię (koc) termiczną

yy rękawiczki jednorazowe (lateksowe lub winylowe) yy maseczkę do sztucznego oddychania lub ustnik yy agrafki

yy nożyczki

yy plastry z opatrunkiem różnego kształtu i wielkości yy plaster bez opatrunku yy lek przeciwbólowy

yy żel o działaniu chłodzącym i łagodzącym stłuczenia yy lód w sprayu

yy jednorazowy chłodzący kompres żelowy yy instrukcję udzielania pierwszej pomocy.

Pierwszą czynność jaką powinniśmy wykonać po wypadku to usiąść i ocenić nasz stan. Przede wszystkim zbadać uszkodzenia na naszym ciele i odpowiedzieć sobie na pytania: czy jesteśmy w stanie samodzielnie kontynuować jazdę lub prowadzić rower i czy jest nam potrzebna pomoc?

Jeśli uznamy, że damy radę sami sobie poradzić to najpierw musimy odpowiednio opatrzyć uszkodzoną część ciała

84


Pierwsza pomoc na trasie (rowerowej)

Numery alarmowe: 112 ogólny numer alarmowy 999 pogotowie ratunkowe 998 straż pożarna 997 policja 601 100 100 WOPR 601 100 300 GOPR/TOPR

85


z d r o w i e

Potłuczenia/siniaki/zwichnięcia:

Z naszej apteczki wyciągamy gaziki nasączone alkoholem, oczyszczamy miejsce urazu i odczekujemy około 1 minuty, aby alkohol odparował z naszej skóry. W tym czasie rytmicznie potrząsamy lodem w sprayu i następnie spryskujemy obolałe miejsce. Aplikacja powinna być wykonywana ruchem wahadłowym z odległości około 20-30 cm i trwać maksymalnie 2 minuty, aż do uczucia zmrożenia. Cały czas obserwujemy skórę tak, aby nie pojawił się biały nalot. Lód w sprayu ma działanie silnie uśmierzające ból poprzez błyskawiczne obniżenie powierzchownej temperatury ciała w miejscu kontuzji. Jednak spowalnia on pracę receptorów bólowych, wskutek czego łatwiej o kolejny uraz zmrożonego miejsca, więc po takiej aplikacji trzeba bardzo uważać oraz jak najmniej obciążać uszkodzone miejsce i po dojechaniu do domu zastosować przedstawione w poprzednim numerze Magazynu Rowerowego rady. Lodu w sprayu nie wolno stosować na: yy dół podkolanowy, łokciowy i pachowy yy pachwiny yy twarz yy szyję yy kręgosłup yy otwarte rany i zadrapania. Jeżeli nie mamy lodu w sprayu to na potłuczone miejsce przykładamy na około 10-15 minut zimny kompres. Jego działanie jest wolniejsze oraz słabsze i wpływa głównie na głębsze warstwy skóry, ale jest bezpieczniejszy dla organizmu. Po aplikacji sprayu lub kompresu dokładnie smarujemy bolący obszar maścią chłodzącą oraz owijamy bandażem elastycznym. Pamiętać należy także o zażyciu leku przeciwbólowego. Z tak zabezpieczoną kończyną możemy kontynuować jazdę.

Lekkie zranienia:

Najpierw dezynfekujemy miejsce zranienia gazikiem nasączonym alkoholem i odczekujemy około 1 minutę. Jeśli w ranie występują drobne kamycz-

ki lub inne niewielkie elementy usuwamy je za pomocą pęsety lub agrafki i następnie przemywamy ranę płynem do dezynfekcji. Jeśli w ranie są duże ciała obce nie usuwamy ich samodzielnie tylko stabilizujemy i wzywamy pomoc. Wodę utlenioną stosujemy tylko do przemywania niewielkich ran i zadrapań. Następnie w zależności od wielkości i głębokości rany: naklejamy plaster lub nakładamy opatrunek indywidualny lub przykładamy odpowiedniej wielkości jałową gazę, stabilizujemy ją plastrem i następnie owijamy uszkodzone miejsce zwykłym bandażem lekko dociskając. Jeśli odczuwamy duży ból należy także zażyć lek przeciwbólowy. W przypadku zranień i zadrapań, co jakiś czas należy kontrolować czy nie pojawiło się zakażenie. Objawami zakażenia są: duże zaczerwienienie i opuchnięcie ciała wokół rany, czerwona pręga skierowana w stronę serca – jeśli zauważymy coś niepokojącego należy bezzwłocznie wezwać pomoc.

Krwawienie z nosa:

Często pojawia się w wyniku znacznego wzrostu ciśnienia, które może być wywołane przez duży wysiłek fizyczny. Należy usiąść wygodnie z głową uniesioną lekko do góry i przyłożyć zimny kompres na kark lub na czoło. Krwawienie powinno ustąpić w ciągu maksymalnie 20 minut, jeśli tak się nie stanie należy bezzwłocznie wezwać pomoc.

Bolesne skurcze mięśniowe:

Pojawiają się nagle i objawiają się silnym (wręcz nie do wytrzymania) bólem, znacznym napięciem mięśniowym oraz niemożnością wykonywania ruchu. Pierwsza pomoc w tym wypadku polega na ułożeniu nogi w najmniej bolesnej pozycji i rozmasowaniu bolesnego mięśnia. Ból powinien ustąpić w ciągu kilku minut. Przyczynami skurczów mięśniowych są najczęściej: przeciążenia mięśni, odwodnienie organizmu, niedobór magnezu i potasu w organizmie. Po ustąpieniu bólu należy uzupełnić płyny, najlepiej poprzez wypicie izotoniku bogatego w potas, magnez i witaminy. W takich sytuacjach powrót do jazdy powinien nastąpić spokojnie i należy stopniowo zwiększać wysiłek, aby zapobiec wystąpieniu kolejnego bolesnego skurczu.

Gdy jednak po wypadku stwierdzimy, że nie damy rady samodzielnie kontynuować jazdy, to należy bezzwłocznie wezwać pomoc i dokładnie opisać, co się stało, gdzie jesteśmy i jak się czujemy oraz wykonywać polecenia dyspozytora. Sytuacje, w których należy wezwać pomoc: yy urazy głowy

yy urazy klatki piersiowej i brzucha

yy duże rany (obficie krwawiące, z ciałami obcymi) yy złamania

yy inne urazy będące zagrożeniem naszego życia. W przypadku złamań należy wygodnie usiąść i jeśli to możliwe unieruchomić kończynę używając bandaża, chusty trójkątnej i kawałka gałęzi lub deski. Jeżeli jednak nie jesteśmy w stanie unieruchomić kończyny to układamy ją tak, aby była jak najmniej bolesna oraz nieobciążona i zdejmujemy wszelkie rzeczy, takie jak: pierścionki, zegarki, bransoletki, rękawiczki czy buty. Gdy mamy mocno krwawiącą ranę należy przyłożyć do niej kilka warstw jałowej gazy, a następnie owinąć zwykłym bandażem i ucisnąć dłonią. Jeśli opatrunek zacznie nam przeciekać to nie zdejmujemy go, tylko dokładamy kolejną warstwę gazy i jeszcze raz bandażujemy. Jeśli braknie nam gazy lub bandaża to do tamowania krwawienia możemy użyć własne ubranie.

Jeżeli w ranie znajduje się wystające ciało obce, nie wyciągamy go i staramy się go nie przemieszczać. Stabilizujemy wystający element,

86

przykładając po jego obu stronach rolki, na przykład zwiniętego bandaża, a następnie całość owijamy bardzo lekko bandażem. W czasie oczekiwania na służby ratownicze przydatna może być folia termiczna, którą układamy odpowiednio: yy złotą stroną do góry przy ochronie przed wyziębieniem – złote metalizowanie pochłania promienie słoneczne, co skutkuje ogrzaniem ciała yy srebrną stroną do góry przy ochronie przed przegrzaniem – srebrne metalizowanie odbija promienie słoneczne i nie dopuszcza do ogrzania organizmu. Co zrobić jednak, gdy jesteśmy w środku lasu sami, telefon nie ma zasięgu, a my nie jesteśmy w stanie kontynuować jazdy i potrzebujemy pomocy? Wtedy najpierw postępujemy według powyższych wskazówek, aby zminimalizować ewentualne dalsze uszkodzenia ciała, a następnie zabieramy ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy: picie, jedzenie, apteczkę, telefon i powoli staramy się dotrzeć do miejsca, w którym będzie zasięg lub znajdziemy osoby, które będą nam w stanie pomóc. Poruszamy się tylko wyznaczonym szlakiem i robimy sobie częste przerwy.



s up e r t r a s a

Transbeskidia Challenge Trasy nazwane „ultrasami” wśród naszych znajomych to takie o długości powyżej 100 km. Są trudne i męczące, ale dają ogromną satysfakcję. Wojtek jeździ je od wielu lat, ja dopiero zaczynam. Jako, że doszłam już do przyzwoitej kondycji, zaplanowaliśmy w tym roku jeździć je częściej. Tekst: Ania Makuszewska | Zdjęcia: Ania Makuszewska i Wojtek Zdebski

88


Transbeskidia Challenge

N

a początek postanawiamy zmierzyć się z kiedyś eksplorowanym już Pasmem Podhalańskim. Wtedy nasz ultras wyniósł w sumie 102 km i był dość spontaniczny – uciekł nam pociąg z Suchej Beskidzkiej do domu. Tym razem plan jest taki, aby wrócić do Krakowa z Turbacza. W tym roku mamy już za sobą jedną długą trasę – wypadła ona jednak przypadkowo. Podczas jedzenia obiadu na Leskowcu (Beskid Mały) wpadł nam do głowy szalony plan powrotu do domu na rowerach. Jako, że tego dnia start mieliśmy na górze Żar i znaczną większość czasu spędziliśmy w terenie na licznych zjazdach i podjazdach Beskidu Małego (naliczyliśmy ich ponad 10!) to końcówka była dla mnie dość dramatyczna. Okazało się również, że na dużym zmęczeniu jestem dość trudna we współpracy. Już wiem o czym w swojej książce mówił Rich Roll – ultraman – pisząc, że na długie trasy lepiej nie zabierać najbliższych! Wyszło równe 100 km,

teraz chcieliśmy dołożyć do tego kolejne 50. Ryzykuję i jadę z najbliższą mi osobą, czyli Wojtkiem. Może się nie pozabijamy! Dokładnie planujemy całe przedsięwzięcie, a przynajmniej tak nam się wtedy wydaje. Życie jak zwykle zweryfikuje nasze plany i bagaże. Na trasę wybieramy długi weekend, jaki wypadał z racji święta Bożego Ciała. W tym dniu wyjeżdżamy wraz z grupą przyjaciół na Turbacz. Zaczynamy spod kościoła w Skomielnej Białej. Gosia, Magda na nowym rowerze, Patryk, Marcin i my! Wszyscy pełni zapału i apetytu na góry. Zaczynamy mały rozruch asfaltem, po czym wjeżdżamy do Rabki, przedzieramy się przez tłum idący w procesji i mozolnie wspinamy czerwonym szlakiem. Jazda w kilkuosobowej grupie zawsze sprawia, że rodzi się lekka rywalizacja. W tej na podjazdach chętnie biorę udział – nie myśląc o tym, że kolejnego dnia moje uda boleśnie to odczują. Na szczęście pierwszą

przerwę robimy już w schronisku na Maciejowej. Dalej jazda upływa już w spokojniejszej atmosferze, choć i tak chyba nigdy nie podjechałam tak dużo jak wtedy! Szlak czerwony jest szlakiem rowerowym i są nawet tacy, którzy podjeżdżają go w całości! Może kiedyś do nich dołączę, już niedużo brakuje. Chyba... Po większych i mniejszych perypetiach, bez większych obrażeń na ciele docieramy na górę. Turbacz to najwyższy szczyt Gorców. Gorce są zaś pasmem górskim w Beskidach Zachodnich, graniczącym z Beskidem Wyspowym, Sądeckim, Kotliną Rabczańską, Nowotarską i Pieninami. Mają łączną powierzchnię około 550 km², a sam Turbacz to ciekawa osobliwość. Od jego szczytu odbiega bowiem aż siedem różnych górskich grzbietów. Sam szczyt mierzy ok. 1312 m (źródła wahają się pomiędzy 1310, a 1315 m n.p.m.).

89


s up e r t r a s a

90

Góra ta jest bardzo malownicza z przewagą świerkowych lasów i licznych polan, a bardzo rozwinięty węzeł szlaków turystycznych sprawia, że to popularne miejsce wypraw zarówno pieszych, jak i rowerowych. Dobrze oznaczone szlaki i niezbyt trudne podejścia sprawiają, że w letni upalny dzień na szczycie czujemy się prawie jak na krakowskim Rynku. To chyba też jedna z najpopularniejszych gór wśród miłośników dwóch kółek. Podjazdy, choć dają się we znaki, można zrobić w siodle, a wytyczone szlaki rowerowe pozwalają czuć się bezpiecznie (są wyznaczone poza Gorczańskim Parkiem Narodowym, którego granica przechodzi przez szczyt). Oczywiście należy zachować na nich rozwagę, bo ruch pieszy jest bardzo liczny. Trzeba też pamiętać, że np. szlak czerwony z Rabki, mimo statusu szlaku rowerowego jest dość wymagający i niekoniecznie nadaje się na wycieczkę z małymi dziećmi na rowerach (bez kasków!), a takie obrazki są tam czasem przez nas widywane.

Żegnamy się i idziemy poleniuchować na czole Turbacza. Tutaj, z dala od tłumów jest bardzo przyjemnie. To dziwne, ale wielu turystów nawet tu nie dociera, za cel obierając sobie tylko schronisko. Leżąc na nagrzanej trawie myślimy już o jutrze. Solidne wyzwanie, jakie sobie postawiliśmy cieszy mnie, ale i przeraża. Czy dam radę? Po poprzednich ultrasach wiem, że kryzys zaczyna się po około 70-80 km. Tutaj miała to być dopiero połowa trasy!

Samo schronisko położone na 1283 metrach to bardzo duży budynek i podobnie jak sama góra – bardzo popularny. W sezonie letnim w weekendy zazwyczaj zajęte są wszystkie

Pełna obaw dorzucam sobie w schronisku solidną porcję naleśników (przed jazdą kalorie się nie liczą) i dość wcześnie kładziemy się spać. Mamy szczęście, bo przez to, że planujemy wyruszyć

pokoje, a trawnik przed schroniskiem zamienia się w pole namiotowe. Po odstaniu swojego w niekończącej się kolejce w schronisku pałaszujemy ogromne porcje obiadowe. Nie mają tam tanio, ale jedzenie jest dobre i jest go dużo! Dla nas to już koniec trasy na dziś, dla reszty naszej ekipy dopiero połowa. Przed nimi to, co najlepsze – zjazd w dół!

o 6 rano pozwolono nam przenocować nasze rowery w pokoju. Normalnie dla rowerzystów w schronisku jest mała przechowalnia. Bardzo nie lubimy jednak spuszczać naszych maszyn z oka – tym razem nam się udało. Przebudzenie się około trzeciej nad ranem ukazuje nam jasną łunę nad górami. Noce są o tej porze bardzo krótkie, co dobrze wróży naszym planom. Planowo budzimy się koło piątej. Ciepłe i wygodne łóżko zachęca do tego, aby zostać w nim jak najdłużej, ale słoneczny dzień za oknem i niesamowity widok Tatr, u stóp których rozpościera się morze chmur, kusi jeszcze bardziej. Szybka szarlotka na śniadanie, którą zachomikowałam z poprzedniego wieczora, smakuje wybornie! Po resztę śniadania trzeba będzie dokręcić kilka kilometrów zjazdu. Poranek jest już bardzo ciepły, z powodzeniem można jechać na krótko. Przyjemność ze zjazdu jest podwójna, bo nie dość, że w dół, to jeszcze jest zupełnie pusto! Spotykamy tylko jednego biegacza, musiał wstać dużo wcześniej od nas, bo jest tuż pod szczytem. Zjeżdżamy czerwonym szlakiem, którym podjeżdżaliśmy poprzedniego


Transbeskidia Challenge

dnia. Mimo wcześniejszych planów zjedzenia śniadania w schronisku na Starych Wierchach, decydujemy się zjechać na sam dół. Żal nam tych pustych szlaków. Przy schronisku przeskakujemy na niebieski szlak i napawamy się cudownym porankiem. Góry, śpiew ptaków i piękne letnie łąki oraz ciepłe promienie słońca na skórze to coś, po co warto jeździć w góry. Dochodzi do tego jeszcze odrobina adrenaliny i uśmiech Wojtka. Jestem w niebie! Terenem docieramy do Klikuszowej, a konkretnie restauracji znajdującej się obok stacji paliw. Na szczęście dla nas właśnie otwierają, pałaszujemy pyszną jajecznicę na boczku. Takie paliwo przyda nam się na kolejnych kilometrach! Pasmo Podhalańskie całkiem niedawno zmieniło nazwę i oficjalnie nazywa się teraz Beskidem Orawsko-Podhalańskim. Autorem tej zmiany jest Jerzy Kondracki – twórca naukowej regionalizacji Polski. Poprzednia nazwa nadana była w roku 1924 przez Kazimierza Sosnowskiego – profesora krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej i jednego z najwybitniejszych propagatorów turystyki pieszej,

a zarazem autora wielu przewodników. Według Jerzego Kondrackiego nazwa ta była mało trafna, lecz mimo zmiany jest ona wykorzystywana często do dziś, także na mapach. Jego najwyższym szczytem jest Kiełek (960 m n.p.m.), nie prowadzi jednak przez niego żaden szlak. Skromny Beskid Orawsko-Podhalański miał duże znaczenie podczas osiedlania się ludności na tych terenach. Z powodu małych przewyższeń tworzył on swego rodzaju bramę, przez którą osadnicy zaludniali Podhale i Orawę. To właśnie z powodu licznego zasiedlenia zostało tam mało lasów, licznie występują zaś pola uprawne. Region ten jest bardzo mocno zmieniony działalnością człowieka, a niektóre wsie znajdują się na dużej, jak na polskie warunki wysokości. Do jednych z najwyższych należy osada Danielki na 850 m n.p.m. Ciekawostką jest też fakt, że głównym grzbietem tego pasma biegnie Wielki Europejski Dział Wodny, który oddziela zlewisko Morza Bałtyckiego od zlewiska Morza Czarnego. Większość pasma znajduje się właśnie w zlewisku tego drugiego. Kto by przypuszczał, że tak niepozorne pasmo ma tyle wspólnego z Morzem Czarnym.

Po śniadaniu na dzień dobry gubimy szlak. Jak się potem okaże, będzie to zupełną normą, bo niebieski szlak wiodący przez Pasmo Podhalańskie, a właściwie Beskid Orawsko-Podhalański jest jednym z najgorzej oznakowanych szlaków, z jakimi mieliśmy do czynienia. Ale nic to, na azymut przez łąki docieramy do majaczącego w oddali na drzewie oznaczenia. Kolejne kilometry idą całkiem dobrze. Pasmo Podhalańskie nie ma trudnych podjazdów, ani zjazdów, przewyższenia nie są bardzo duże – w sam raz na długie dystanse. Widok na Tatry i duża ilość łąk sprawia, że jazda nim to sama przyjemność. Na razie. Upał jest umiarkowany, a w cieniu drzew nie daje się tak mocno we znaki. Szlak wiedzie raz lasem, raz jego skrajem, innym razem przez łąki. Idzie nam nadzwyczaj dobrze, rozkładamy siły i nastawiamy się na długie kręcenie. Ruch pieszy czy rowerowy na tym szlaku prawie nie istnieje. Raz mija nas tylko kilka jeepów – wygląda to na jakiś rodzinny zlot. No, nie powiemy, żeby nam się to jakoś bardzo podobało – droga jest mokra, a koła zapadają się w błocie tworząc ogromne błotne koleiny. 91


s up e r t r a s a

Pełni optymizmu docieramy do miejscowości Podwilk, gdzie szlak przecina krajową siódemkę. Tam decydujemy się zjeść obiad, pamiętając o bardzo sympatycznej restauracji, w której stołowaliśmy się rok temu. Mimo że obiad rozleniwia, to przyspieszamy tempa, bo czas ucieka, a w terenie kilometry mijają powoli. Niestety okazuje się, że ta część Pasma Podhalańskiego to prawdziwe piekiełko... a raczej bagno. Na szlaku co krok trafiamy na ogromne kałuże, które nie sposób objechać. W przeciwieństwie do popularnych miejscówek, tutaj piesi nie wydeptali szlaków omijających takie feralne miejsca. Wciąż schodzimy z rowerów, aby przedzierać się przez krzaki. A że dzikich malin i jeżyn rośnie tam cała masa, to szybko nasze nogi wyglądają, jak po ataku stada dzikich kotów... Krew się leje, pot się leje, no ale co zrobisz... nic nie zrobisz. Na dokładkę, za szczytem Targoszówka szlak... znika. Na odnalezienie go tracimy prawie godzinę. Jest to dość charakterystyczne miejsce będące skrzyżowaniem kilku dróg. Co z tego, skoro na żadnym drzewie, w żadną stronę nie ma szlaku. Zaczynamy po kolei podjeżdżać każdą 92

drogą, szlaku jak nie było, tak nie ma. Wracamy do punktu wyjścia i sprawdzamy kolejną drogę – i tak w kółko. Kiedy sprawdziliśmy wszystkie opcje, okazało się, że szlaku po prostu nigdzie nie ma! Najgorsze jest to, że pamiętamy, jak rok temu mieliśmy dokładnie taką samą sytuację. Tylko nie pamiętamy, gdzie ten szlak w końcu znaleźliśmy. Wojtek decyduje się poszukać nieco dalej, sprawdzając wszystkie okoliczne ścieżki. Ja zrezygnowana siadam na piaszczystej drodze w upalnym słońcu. Na szczęście po chwili słyszę jego nawoływanie. Szlak się odnalazł! Co prawda, naszym zdaniem, nijak się nie miał do mapy, ale najważniejsze że jest i jego kolor się zgadza z naszą mapą! Ruszamy dalej walczyć z błotem i przeciwnościami losu. Każdy podjazd przypomina moim udom, że nie warto było się wczoraj ścigać. Trochę jest już jednak na to za późno. Około godziny 17.00 decydujemy się zrobić dłuższy postój. W planach jest nawet krótka drzemka na łące w okolicy Przełęczy Zubrzyckiej. Może i drzemka by się udała, gdybym nie rozłożyła się na mrowisku.... Po tak

traumatycznym przeżyciu trudno zasnąć. Leżakujemy przez dobrą godzinę, posilając się przy tym resztkami z naszych plecaków. Ruszając w dalszą drogę wiemy już, że musimy nieco zmienić nasze pierwotne pomysły. Plan zakładał bowiem zaliczenie jeszcze Policy, również niebieskim szlakiem przez Czyrniec, niestety z powodu ciężkich warunków w Paśmie Podhalańskim, czas niemiłosiernie nam się skrócił. Wiemy już, że nie zdążylibyśmy z niej zjechać za dnia, a zjazd nocą mógłby być niebezpieczny. Decydujemy się na asfaltowy zjazd z Sidziny-Wielkiej Polany do Chorążowej, a następnie odbicie tam na niebieski szlak, prowadzący na północ, na przełęcz Malinowe. W okolicznym sklepie uzupełniamy zapasy o kiełbasę zwyczajną (była pyszna) i wodę. Na przełęczy znajduje się pomnik upamiętniający walki partyzantów w czasie II wojny światowej. Aby urozmaicić sobie jazdę wymyślamy, że tam zmienimy szlak na zielony, schodzący do wsi Osielec. Biorąc pod uwagę, że była końcówka światła, a właściwie szarówka, wybór ten można nazwać dość średnim. Szlak jest raczej trudny, miejscami zawalony przez drzewa,


Transbeskidia Challenge

już ani zimno, ani ciężko. W sumie to czułam już tylko, że moje siodełko jest coraz bardziej twarde z każdym kilometrem. Około trzeciej w nocy zaliczamy szybką kawę na stacji benzynowej, otrzymując gratulacje od zaopatrujących się tam w napoje wyskokowe imprezowiczów. Jedziemy dalej, a ja uświadamiam sobie, jakie proste marzenia się ma w takim momencie. Gdybym mogła wtedy wybrać każde miejsce na świecie, w jakim chciałabym się znaleźć, ani chwili bym się nie wahała – było to nasze łóżko. Myśl o nim, niczym o wymarzonej baśniowej krainie towarzyszyła mi już do samego końca. Przypominałam sobie, jak jest wygodne i miękkie, w przeciwieństwie do siodełka. Podjeżdżając jednym z ostatnich stromych podjazdów przed Tyńcem powiedziałam Wojtkowi, żeby mi przypomniał, jak się teraz czuję, jeśli jeszcze kiedyś zgłoszę chęć jazdy w „ultrasie”. Oczywiście kilka tygodni później sytuacja się powtórzyła.

a miejscami prowadzi kamienistymi typowo beskidzkimi rynnami – coś dla miłośników trudnej, technicznej jazdy. W każdym razie nie dla mnie. Po zjechaniu do Osielca zaczyna robić się zimno. Przypominam sobie wtedy, że w sumie to nie mam nic na nogi – ani długich spodni, ani nogawek. I że może być trochę ciężko przetrwać tak noc. Na moje szczęście wyrasta przed nami supermarket i tuż przed zamknięciem udaje mi się zakupić męskie skarpety do garnituru. Są dość długie, powinny dać radę w połączeniu z ochraniaczami, które tym razem pełniły funkcję ocieplaczy. Od tubylców dowiadujemy się, że mamy szansę przed 22.00 zdążyć na kebaba w Makowie. Głodni jak wilki dotaczamy się tam asfaltem, kebab smakuje niczym najpyszniejsza kolacja! Posileni, uzbrojeni w cieplejsze ciuchy (tzn. niektórzy w ochraniacze i męskie skarpety... ) zaczynamy mozolne wspinanie się serpentynami do Jachówki. Robi się dużo cieplej, ale i senniej. Kiedy podczas krótkiego postoju zasypiam na siedząco dochodzę do wniosku, że chyba potrzebuję przerwy. Jadę ile mogę, ale o północy

czuję, jak baterie mi się wyczerpują. Zgłaszam Wojtkowi zapotrzebowanie na drzemkę. Kładziemy się więc na skoszonej łące z widokiem na góry i w sumie pewnie szybko bym zasnęła, gdyby nie było tak zimno. Mimo upalnego dnia nocą było tylko 11 stopni. Stosuję więc metodę godną Bear'a Gryllsa – przykrywam się sportowym ręcznikiem, a Wojtek nakrywa mnie sianem. Jest ciepło i przyjemnie – momentalnie zasypiam. Jednak budzi mnie przeszywające zimno, czuję jak cała się trzęsę i nie mogę nad tym zapanować. Widzę, że księżyc znacznie się przesunął, musiało minąć więc trochę czasu. Okazuje się, że minęło trochę ponad godzinę. Nawet tak krótka drzemka świetnie ładuje akumulatory, czuję się prawie jak nowo narodzona. Niska temperatura mobilizuje nas do szybkiego zwinięcia „obozu” i rozgrzania się kręceniem na rowerze. Ten moment uświadamia nam, że na taką trasę lepiej wziąć i długie spodnie czy nogawki i mały śpiwór. Byłoby w nim idealnie! Senne kręcenie po bocznych szosach i szutrach o drugiej i trzeciej w nocy wspominam jak senną marę. Nie było

Po godzinie czwartej jest już jasno. Jedziemy rowerową alejką z Tyńca do Krakowa. Parująca Wisła wygląda niesamowicie, a ptaki obudziły się już na dobre i dają prawdziwy koncert w koronach drzew. Kiedy dojeżdżamy do miasta, jednogłośnie podejmujemy decyzję o śniadaniu w McDonaldzie. Zasłużyliśmy na każdą ilość kalorii, spaliliśmy ich przecież około 6 tysięcy! Wybieramy ten na Rynku, o piątej jest on pełen wracających z imprez turystów i krakowian. Stojąc wśród głośnych i przeważnie pijanych ludzi, czuję się jakbym była poza cywilizacją nie dobę, a rok. Pakujemy jedzenie do plecaków i uciekamy do domu. Nasz plan został zrealizowany – wybija nam idealnie 150 km na liczniku. Przejechaliśmy przez kilka map – Gorce, Beskid Żywiecki, Beskid Makowski i Pogórze Wielickie. Radość jest ogromna, a potęguje ją fakt że z każdym metrem zbliżamy się do wymarzonego łóżka! Po kilku godzinach snu stwierdzamy jednak, że przecież jest weekend i może wybralibyśmy się... na rower! Ale tym razem już bardzo spokojnym tempem nad zalew, żeby popływać i się poopalać. O dziwo, nawet nie czujemy się obolali. W myślach planujemy więc kolejną trasę... Dłuższą. 93


Zdjęcie: Anna Musiał

F E L I E T O N

Piotra Zarzyckiego

Który rower jest najszybszy na świecie

Z

awsze gdzieś w środku sezonu kolarskiego, gdy moi znajomi już trochę pojeżdżą na rowerach, zastanawiają się: co zrobić, aby jeździć szybciej, dłużej, dalej. A może zmienić rower na jakiś szybszy model? I przychodzą do mnie z pytaniem: który rower jest najszybszy na świecie. Problem z rowerami jest taki, że jest to pojazd napędzany siłą ludzkich mięśni. No i woli – bo czasami, gdy brakuje siły, to człowiek jedzie tylko siłą woli. A więc na szybkość jazdy największy wpływ mają nasze mięśnie, motywacja oraz determinacja. I teraz się pojawia kolejne pytanie. Czy na szybkość i efektywność jazdy nie ma wpływu to, z czego ten rower jest zrobiony? Oczywiście, że ma. Ale moim zdaniem, ten udział jest mniejszy niż byśmy tego oczekiwali. Mówiąc wprost: rower nie pojedzie za ciebie.

94

Oczywiście, jest pytanie: a gdybym kupił droższy rower, to będę jeździł szybciej? Tak, jeżeli przesiądziesz się z roweru z niskiej półki na rower z wysokiej półki, to będziesz jeździł szybciej. Ale nie na przykład dwukrotnie szybciej. To znaczy, że jeżeli jakiś dystans robiłeś w dwie godziny na swoim starym rowerze, to kupując rower dwa razy droższy, nie pojedziesz dwa razy szybciej. A tym bardziej, gdy dasz za rower cztery razy więcej, to nie pojedziesz tego dystansu w 30 minut. Tak więc, moja odpowiedź brzmi: jeżeli chcesz jeździć szybciej, to musisz lepiej trenować. Lepiej – to nie znaczy – więcej. Bo często więcej lub za dużo jest gorsze niż mniej. No to komu służą te drogie rowery? Powiem szczerze – mają one znaczenie, gdy tniesz się (ścigasz się) o sekundy lub ewentualnie o minuty z twoimi rywalami. I oczy-

wiście pod warunkiem, że trenujesz mądrze od kilku lat, że przygotowania zaczynasz pod koniec listopada lub najpóźniej na początku grudnia. Bo jeżeli zaczniesz jeździć w kwietniu, to rower niewiele pomoże. Co gorsza, każdy z nas musi przejść tak zwane przypadłości wieku dziecięcego. Wszyscy, którzy jeżdżą więcej niż 5 lat, ileś już tych rowerów i części z powodu braku umiejętności jeżdżenia napsuli, zniszczyli i połamali. Uważam, że trudno ten wczesny okres rowerowego dziecięctwa przejść bezboleśnie. Nie należy kombinować. Trzeba zabrać się do roboty, do regularnych treningów (bo systematyczność, to podstawa). I najlepiej ustalić program ćwiczeń z kimś, kto ma wiedzę na temat treningu kolarskiego – bo nie ma nic gorszego niż wyważać otwarte drzwi, czy po raz kolejny odkrywać Amerykę.


Szklarska Poręba i Świeradów-Zdrój

to mekka kolarzy, biegaczy, pływaków oraz osób czynnie uprawiających sport i rekreację.

najlepsze Sport Hotele Interferie Sport Hotel Bornit 58-580 Szklarska Poręba ul. Mickiewicza 21 Tel 75 647 25 03-04

bornit@interferie.pl

Interferie Aquapark Sport Hotel 59-850 Świeradów Zdrój ul. Kościuszki 1 Tel 75 781 67 32

malachit@interferie.pl

www.interferie.pl

położone w górach Co oferujemy: a pełnowymiarowy basen 25m x 10m a pełnowymiarową salę sportową do gier zespołowych 13m x 23m a profesjonalne centrum testowe rowerów KTM (w tym rowery elektryczne, standardowe a przyczepki rowerowe, sklep, serwis) a profesjonalną salę do ćwiczeń ruchowych, siłowych i cardio a sprzęt do badania wydolności organizmu a gabinety do masażu i zabiegów a kompleks nowoczesnych saun (fińska, parowa, infrared) a specjalną dietę dostosowaną do potrzeb sportowców i osób czynnie uprawiających sport a sale konferencyjne umożliwiające spotkania trenerskie a miejsce do przechowania sprzętu sportowego

NIE CZEKAJ

przyjedź i trenuj razem z nami


Sklepy rowerowe w których kupisz nasze pismo ANDRYCHÓW GOOD SPORT ul. Krakowska 68 tel 33 875 11 47 fax 33 875 21 60 sklep.andrychow@ goodsport.com.pl www.goodsport.pl Merida, Scott, Kross, Goodman, Trek

BIAŁYSTOK Podlaskie Centrum Rowerowe SPRINT ul. Sienkiewicza 81/3 lok. 03 tel. 85 676 13 95 sprint@sprint-rowery.pl www.sprint-rowery.pl www.rower.bialystok.pl Giant, Trek, Specialized, Centurion Podlaskie Centrum Rowerowe SPRINT 2 ul. M.C. Skłodowskiej 3 tel. 85 732 85 11 sprint@sprint-rowery.pl www.sprint-rowery.pl www.rower.bialystok.pl Specialized, Unibike, KTM Podlaskie Centrum Rowerowe SPRINT Salon Giant ul. Zwycięstwa 10 tel. 85 661 03 91 sprint@sprint-rowery.pl www.sprint-rowery.pl www.rower.bialystok.pl Giant Dopiski SPORT,SKI,BIKE - Sciagly Gruby EE

sklepy rowerowe peleton ul. Jałbrzykowskiego 2 sklep2@peleton.pl ul. Ciołkowskiego 157 tel. 85 662 31 00 faks 85 653 91 80 sklep@peleton.pl www.apg.pl

SKLEP ROWEROWY ANDZIK-ROWERY, QUADY, SKUTERY ul. Hetmańska 67 tel. 884 00 00 75 andzik.rowery@gmail.com www.andzik.pl Kross, Orbea, Romet, Cf Moto, Pedros, Ritchey

BOLESŁAWIEC BIKESTACJA.PL ul. Dolne Młyny 78 sklep@bikestacja.pl www.bikestacja.pl Kcnc, Shimano, Dt, Continental,Geax, Notubes, Novates, Sapim, Trek, Sram, Bulls, Schwalbe, Selle Italia

BRODNICA P.H.U. BIKER BUDZYK SKLEP ROWEROWY DAMIAN BUDZYńSKI ul. Podgórna 47 tel. 509-687-622 sklep@biker-budzyk.pl Giant, Unibike, Cossack

BYDGOSZCZ ALMOT ul. Jagiellońska 85 kom. 668 808 215 karol@almot.com.pl PHU ROWER ul. Fordońska 226, róg Wiślanej tel./faks 052 344 09 17 rowerbydgoszcz@op.pl www.rowerbydgoszcz.pl Scott, Unibike, Merida, Kross SALON ROWEROWY „WĘDROWIEC” ul. A. G. Siedleckiego 14 tel./faks 52 320 22 53 wedrowiecbdg@onet.eu Giant, Kross, Northtec, Raleigh, Merida, Arkus ROWERTOUR.COM ul. Pułaskiego 45 tel. 52 521 25 66 biuro@rowertour.com www.rowertour.com Shimano, Schwalbe, Crosso, Kryptonite, Rogelli, Sigma Sport, SKS, Elite i wiele innych

BYSTRZYCA KŁODZKA SKLEP i SERWIS ROWEROWY VIOLETTA, DARIUSZ CIEŚLIK – WYPOŻYCZALNIA, CZĘŚCI ROWEROWE ul. Słowackiego 3 tel. 515 186 430 tel. 074 644 14 41 rowerowy@vp.pl Kross, ,Kellys, Fuji, Author, Merida BYTOM CENTRUM ROWEROWE KUCHARSKI ROWERY ul. Zabrzańska 149 tel. 32 387 48 13 biuro@kucharskirowery.pl www.kucharskirowery.pl Orbea, Maxim, Medano, Haro, Raleigh

CENTRUM ROWEROWE RB ROWEREK ROMAN BADURA ul. Witczaka 12 tel.32 282 35 25 pogotowie rowerowe 501 171 558 sklep@rb-rowerek.pl www.rb-rowerek.pl Trek, Scott, Kross, Giant, Merida, Author, Romet i inne

Chełm SKLEP ROWEROWY A. BEDLIŃSKI ul. Kolejowa 67 tel. 082 564 30 78 tel. 506 106 007 andrzej@bedlinski.com facebook/kolejowa 67 CHODZIEŻ BAD BIKE TOMASZ ALBRECHT ul. Zwycięstwa 8 tel. 695 911 430 www.badbike.pl info@badbike.pl Kellys, Shimano, Scott, Kettler, Unibike

CHORZÓW HURTOWNIA ROWERÓW I SPRZĘTU SPORTOWEGO ul. Mościckiego 34 tel./faks 32 241 31 92 tel. 693 028 192 mgmrowery@op.pl www.rowerymgm.pl.tl Kross, Merida, Ghost, Spokey CHYBIE FHU ZICO JANOTA MICHAŁ ul. Bielska 77 tel. 33 85 85 288 tel. kom. 508 131 283 www.zico-bike.pl biuro@zico-bike.pl Merida, Kellys, Winora, Haibike, Unibike, Mongoose, Majdller, Rock Machine, Cossack

CZELADŹ SKLEP ROWEROWY PRZEMYSŁAW KUSA ul. 1-go Maja 7 tel./faks 32 265 30 63 p.kusa@op.pl www.rowery-czeladz.pl Author, Kellys, CTM, Maxim CZĘSTOCHOWA BDC-BIKE ul. Gen. Sikorskiego 9 tel. 34 360 11 22 salonczestochowa@ bdc-bike.com www.bdc-bike.com Jamis, Kross, Merida, Kellys

Mar-Bike Ltd serwis/sklep: ul. Niedługa 7 tel./faks 34 371 06 59 tel. 34 363 35 33 marbikerowery@gmail. com www.marbike.pl Eurobike, Corratec, Jamis SKLEP FIRMOWY ORBEA, CATLIKE, HUTCHINSON, ORCA, PEDROS, RITCHEY …I WIELE WIĘCEJ IROWERY.PL ul. Wilgowa 65A tel. 34 366 04 56 biuro@pol-sport.com www.irowery.pl DĄBROWA GÓRNICZA MAGNES ul. 3 Maja 20 tel./faks 032 764 07 58 magnesrowery@gmail. com www.rower.dabrowa.pl Kellys, CTM, Maxim, Mattpro

DOBCZYCE NEGRA SPORT ul. Mostowa 16a tel. 519 138 601 www.negrasport.pl Zasada Bikes – Maxim, Medano, Haro, Diamond Back

DZIERŻONIÓW SKLEP ROWEROWY EUGENIUSZ DEJNEK ul. Przesmyk 3 tel./faks 074 831 60 35 rowery-dejnek@wp.pl www.rowery-dejnek.pl Felt, Giant, Author, Kellys, Specialized, Raleigh

GDAŃSK ROWERSI, SK CENTRUM S.C. ul. Chałubińskiego 13 tel./faks 058 300 43 34 sklep@rowersi.pl www.rowersi.pl Kross, Kellys, Merida, Author, Orbea

SALON ROWEROWY WYSEPKA SHIMANO SERVICE CENTER ul. Grunwaldzka 470 (Hala Olivia) tel. 58 340 38 92 biuro@wysepka.pl www.wysepka.pl Scott, Specialized, Kross, Ridley

GDYNIA ŻUCHLIŃSKI ul. Morska 360 A tel. 058 664 07 55 faks 058 663 88 59 sklep@zuchlinski.com.pl GŁUBCZYCE SPRZEDAŻ I NAPRAWA ROWERÓW ul. Dworcowa 32 tel./faks 077 485 35 51 tel. 606 30 90 81 wieslaw.kubeczek@op.pl GOLENIÓW BIKE MULTI SPORT ul. Rzemieślnicza 6 tel. 91 418 08 73 info@bikemultisport.pl www.bikemultisport.pl Giant, Trek, Jamis, Maxim, Bottecchia, Eurobike

GORZÓW WLKP. MISTRZOWSKIE ROWERY - LECH PIASECKI ul. Wyszyńskiego 158 tel. 880 110 110 tel. 957 231 072 piasecki.rowery@wp.pl www.lechpiasecki.pl Trek

SKLEP SPORTOWOROWEROWY MARIA MAGDZIARZ ul. Okólna 28A tel./faks 95 732 27 45 sklep@sprintbike.pl www.sprintbike.pl Giant, Maxim, Kross, Scott, Cube

GRUDZIĄDZ EBAR dobre ROWERY ul. Legionów 11 tel. 56 462 28 72 ebarg@silesianet.pl www.ebar.tfirma.pl Author, Giant, Unibike, Kross HRUBIESZÓW STOWARZYSZENIE HRUBIESZÓW NA ROWERACH ul. Ciesielczuka 2 kom. 505 735 101 info@ hrubieszownarowerach.pl www. hrubieszownarowerach.pl

„Magazyn Rowerowy” dostępny jest w salonach prasowych EMPiK, Inmedio, Relay, Kolporter, Ruch, Garmond. JABŁONNA K. WARSZAWY ROWERTAK ul. Modlińska 16 B tel. 22 782 5324 sj@rowertak.pl www.rowertak.pl Kross, Giant, Hercules, Kellys

JAWORZNO MK BIKE ul. Grunwaldzka 137 tel. 032 61 63 711 jaworzno@mkbike.com.pl www.dobrerowery.com JELENIA GÓRA SKLEP I SERWIS ROWEROWY PRO-BIKE ul. Poznańska 4 tel. 75 752 49 93 tel./faks 75 764 71 63 sklep@pro-bike.pl www.pro-bike.pl Scott, Unibike, Merida, Mbike, Apache

KALISZ BIKE SERWIS ul. Św. Michała 130 tel. 62 764 00 62 www.ebikeserwis.pl info@ebikeserwis.pl Merida, Kellys, Scott

Gilicki Bike ul.Legionów 22 tel. 62 503 09 22 tel. 604 485 083 www.gilickibike.pl sklep@gilickibike.pl Specialized, Trek, Merida, Kellys

KAMIENNA GÓRA KUZ-BIKE ul. Słowiańska 8 tel. 75 744 27 32 jw.rowery.kamgora@tlen.pl Author KATOWICE MBIKE ul. Francuska 49a tel. 032 785 86 57 tel. 0 801 000 239 katowice@mbike.pl www.katowice.mbike.pl Author, Accent, Agang

X-SPORT – SERWIS, SKLEP, WYPOŻYCZALNIA ul. Andrzeja 8 tel./faks 32 253 80 65 xsport@x-sport.pl www.x-sport.pl Cube, Giant, Kona, Electra KĘDZIERZYN-KOŹLE CYKLO-SPORT ul. Piramowicza 8 tel./faks 77 482 51 68 cyklosport@wp.pl Author, Merida, Kross, Unibike, Dartmoor, Cateye, Accent ROWERY SPORT SERWIS JAN PATERAK ul. Sienkiewicza 1 tel./faks 77 482 48 32 paterakrowery@gmail.com www.paterak-rowery.pl Kellys, Giant, Unibike Maxim, Romet

KĘTY CYKLO-KĘTY ROWERY SERWIS ul. Wyspiańskiego 4 tel./faks 033 845 18 72 cyklokety@poczta.onet.pl www.rowerykety.com TREK, Mavic, Kross

KIELCE WSÓŁ SPORT ul. Świętokrzyska 20 tel: 41 240 58 86 wsolsport@wsolsport.pl www.wsolsport.pl Specialized, Kross, Hercules

ETOB-SPORT ul. Paderewskiego 18 tel. 41 366 06 47 faks 41 345 79 18 sklepetob@poczta.onet.pl Giant, Unibike, Arkus&Romet

KŁODZKO F.H.U. SPORT-SERWIS ul. Grottgera 6 tel./faks 74 867 84 10 goldenking@poczta.onet.pl Giant, Merida, Felt KOŁOBRZEG K-2 ROWER SPORT SERWIS CENTER-WYPOżYCZALNIA ul. Wojska Polskiego 28H tel. 507 234 283 tel./faks 94 354 78 74 www.k2rowery.sklep.pl Merida, Unibike, Kellys, Continental, Shimano, Schwalbe, Romet, Jamis

Kozienice Przedsiębiorstwo Handlowo-Usługowe „ROWMOT” ul. Sportowa 2 tel. 48 382 00 90 www.rowmot.eu KRAKÓW MBIKE ul. Łobzowska 40, tel. 012 633 83 72, tel. 0 801 000 239 info@mbike.pl www.mbike.pl Author, Mondraker, Accent

POGOTOWIE ROWEROWE - PROFESJONALNY SERWIS SKLEP ROWEROWY ul. Kalwaryjska 14 tel. 012 296 33 50 tel. 509 562 454 pogotowie.rowerowe@ interia.pl PROFESJONALNY SKLEP ROWEROWY PROFIDEA BODY GEOMETRY FIT STUDIO ANALIZA I DOBÓR POPRAWNEJ POZYCJI NA ROWERZE ul. Piłsudskiego 30 tel. 608 363 383 profidea.bike@gmail.com www.profidea.pl Specialized, S-WORKS, Lapierre, Shimano, SRAM, ZIPP, Syntace

iSport ul. Zakopiańska 56 tel./faks 012 267 03 94 isport@isport.pl www.isport.pl Giant, Centurion, Cannondale, Kross

SECESJA ul. Wielicka 8 tel./faks 12 656 20 91 secesja@secesja.pl www.secesja.pl Ghost, Unibike, Author, Merida

SERWIS ROWEROWY BIKEGARAŻ Bikegaraz.pl Kościelna 3 www.bikegaraz.pl www.facebook.com/ bikegaraz 506-494-833

KROTOSZYN Pro Activa ul. Kościuszki 5 tel. 508 234 507 proactiva@o2.pl www.proactiva.com.pl Orbea, Kands, Endura, Kellys

LEGIONOWO BDC-BIKE ul. Zegrzyńska 6 tel. 22 784 00 63 salonlegionowo@bdc-bike. com www.bdc-bike.com Jamis, Kross, Merida, Kellys

DAX DARIUSZ SIERADZ ul. Sienkiewicza 12 tel. 22 774 10 11 rowerydax@rowerydax.pl www.rowerydax.pl Accent, Author, Merida, Wheeler, Unibike

LESKO BIKESPORT ul. Unii Brzeskiej 6 tel. 13 469 85 74 bikesport@op.pl Author, Accent, Unibike, Agang

LESZNO BIKESHOP.PL akcesoria, części, serwis ul. Leszczyńskich 27 tel. 65 520 30 47 info@bikeshop.pl www.bikeshop.pl Author, Accent, Wheeler, Romet

Strefa sportu STREFASPORTU.PL ul. Cicha 1A tel. 609756656 mail: info@strefasportu.pl

LUBIN BIKE SKLEP rowerowy BOGDAN MAKUCHOWSKI ul. Jana Pawła II 60 tel./faks 76 844 70 33 teambikelubin@poczta. onet.pl www.sport-lubin.pl Merida, TT, Controltech, Maxxis, Shimano CENTRUM ROWEROWE POLONIA, JACEK BODYK ul. Odrodzenia 8 tel. 76 846 67 87 j_bodyk@o2.pl, Scott, Cube, Merida, Felt, Raleigh LUBLIN AMS DOBRE ROWERY ul. Wojciechowska 5a tel./faks 81 527 00 99 amsnovi@gmail.com www.rower.lublin.pl

CYKLO ul. Wigilijna 6/u6 tel./faks 81 743 65 76 www.cyklo.lublin.pl Author, Giant, Wheeler, Mavic, Rock Shox

INŻYNIERIA ROWEROWA ul. Rusałka 17 A lok. 40 tel. 081 443 45 01 kontakt@ inzynieriarowerowa.com www.inzynieriarowerowa. com New Ultimate, Lapierre, Orbea, Fox

SKLEP I SERWIS ROWEROWY „JERZO” MGR JERZY MITURA ul. Struga 77 tel./faks 81 524 11 44 tel. kom. 601 396 322 jerzy.mitura@op.pl Kellys, Author, Felt, Accent

LUBOŃ PHU RELAX ZBIGNIEW SZYMKOWIAK ul. Strumykowa 16 tel. 061 813 18 18 sklep.relax@interia.pl Kellys, Unibike ŁÓDŹ DYNAMO-ŁÓDŹ ul. Kilińskiego 3 tel. 042 630 69 57 dynamo@dynamo.com.pl www.dynamo.com.pl Giant, Specialized

NAPRAWA ROWERÓW RYSZARD KASIŃSKI ul. Legionów 51 tel. 501 092 016 bikeservice@wp.pl SPRINT ANDRZEJ LIWIŃSKI ul. Kopernika 58 tel. 042 636 95 86 sprint@rowery-sprint.pl Author, Merida, Kross, Unibike


Sklepy rowerowe oraz sportowe zainteresowane sprzedażą „Magazynu Rowerowego” prosimy o kontakt: tel. 71 337 47 47 lub mail: prenumerata@magazynrowerowy.pl MALBORK PPHU KLAUDEX PRODUCENT ROWERÓW FOLTA ul. Daleka 123 tel./faks 055 272 50 31 SKLEP FIRMOWY Klaudex ul. Sienkiewicza 43/1A tel. 055 272 53 42 www.folta.pl Folta, Merida, Giant, Author, Centurion

MIĘDZYCHÓD MINI-LUX ul. Dworcowa 17 tel. 95 748 25 23 sklep@minilux.pl www.minilux.pl Romet, Giant, Merida, Cossack,BBF

MYŚLENICE NEGRA SPORT ul. Jana Sobieskiego 44a tel. 12 653 67 92 www.negrasport.pl Diamond Back, Maxim, Medano, Haro, Eastern Bikes

NOWE MIASTO LUBAWSKIE AGA FIRMA WIELOBRANŻOWA B. MILEWSKI-P.PATALON ul. Grunwaldzka 5 tel./faks 56 474 44 48 agaauto@onet.pl Author, A-Gang, Romet, Kellys NOWOGARD PHUP BICYKL JAN ZUGAJ ul. Młynarska 7 tel. 91 39 26 730 bicykl@op.pl www.bicykl.eu Kellys, Wheeler, Kross, Giant NOWY DWÓR MAZOWIECKI ROWER MOT Dominik Podgórski ul. Legionów 5 tel. 22 775 13 14 tel. 600 310 068 www.rowermot.pl

ROWERTAK Targowisko miejskie, paw. 6 tel. 22 425 14 83 sn@rowertak.pl www.rowertak.pl Kross, Giant, Kellys, Hercules

mANYFESTBMX ul. Pakuska 48 www.manyfestbmx.pl

OLSZTYN SALON ROWEROWY Czesław CIUĆKOWSKI ul. Lubelska 41 E tel. 089 534 36 89 faks 089 534 43 88 cc.salonrowerowy@wp.pl www.roweryciuckowski. go3.pl Giant, Merida, Cube, Author, Hercules, Lapierre, Wheeler, Haibike, Ghost, Unibike, Cannondale, Scott, Gazelle

OPOLE BIKE4RACE SZOSA & PRZEŁAJ SPECJALISTYCZNY SKLEP ROWEROWY ul. Koszyka 34/22 tel. 77 556 02 02 tel. kom. 696 410 566 info@bike4race.pl www.bike4race.pl Autoryzowany Dealer marki RIDLEY

SKLEP INTEROWER ul. Horoszkiewicza 2a tel./fax 77 455 38 79 sklep@interower.pl www.interower.pl Trek, Electra, Wheeler, Romet, Bontrager

OPOLSKIE CENTRUM ROWEROWE ul. Głogowska 23 tel. 77 455 17 69 poczta@salonrowerowy.pl www.salonrowerowy.pl

Oświęcim GOOD SPORT ul. Konarskiego 26a tel 33 843 01 62 sklep.oswiecim@ goodsport.com.pl www.goodsport.pl Merida, Kross, Goodman, Scott, Trek

PABIANICE ROWERY, CZEŚCI, AKCESORIA ul. Narcyza Gryzla 7 tel. 042 213 66 45 wojtek-mucha-1960@wp.pl Dopiski SPORT,SKI,BIKE - Sciagly Gruby EE

NYSA CENTRAL ul. Piastowska 18/1u tel./faks 077 433 32 74 tel. kom. 501 255 585 mariusz67@o2.pl www.centralbike.pl Kellys, Merida, Kross, Specialized OLKUSZ HADRONSPORT.COM ul. Pakuska 48 www.hadronsport.com

PACZKÓW BIKELOUNGE ul. Daszyńskiego 32/2 tel. 72 426 23 44 alicja@bikelounge.pl Dorcus, Steppenwolf, Klass Bike

PIASECZNO ANNDA SKLEP ROWEROWY ul. Dworcowa 18 lok. użytkowy 2 tel. kom. 504 011 340 tel. 22 737 06 01 annda@vp.pl www.roweryannda. sklepy.pl sprzedaż rowerów naprawa i serwis, sprzedaż częsci rowerowych, Giant, Merida, Cube MAPI SPORT ul. Pod Bateriami 11 tel. 22 737 24 58 mapisport@wp.pl www.mapisport.pl Merida, Kellys, Shimano, Enervit, Maxxis piekary ŚLĄSKIE MMBIKE MARIUSZ MUSIAŁEK SERWIS ROWEROWY I NARCIARSKI ul. Wyszyńskiego 33 tel./faks 32 284 59 55 mmbike@mmbike.pl www.mmbike.pl Scott, Giant, Kellys, Orbea, Saveno, Cossack

PIŁA Sklep rowerowy KOLARZ Al. Piastów 3 tel. 67 349 01 71 kom. 501 55 63 64 www.kolarz.pl sklep@kolarz.pl Trek, Eurobike, Shimano, Magura, Geax, Nutrend

POZNAŃ BICYKL-ZDZISŁAW OBIEGAŁA Os. Jana III Sobieskiego paw. 2 przy bloku 26 tel. 61 823 51 26 faks 61 823 52 22 info@bicykl.com.pl www.bicykl.com.pl Unibike, Merida, Kellys, GT, Kross

BIKE-ON.PL Internetowy Sklep Rowerowy ul. B. Krzywoustego 68 tel. 514 151 119 info@bike-on.pl www.bike-on.pl Scott, Giant, Kellys, Unibike, Cube

BIKE-ON.PL INTERNETOWY SKLEP ROWEROWY ul. Obornicka 337 (Galeria Obornicka) 60-624 Poznañ tel. 534 705 290 info@bike-on.pl www.bike-on.pl Scott, Giant, Kellys, Unibike

BIKLAND Al. Solidarności/Mieszka I tel. 61 828 71 47 tel. 697 668 762 os. Piastowskie 74 tel. 61 875 05 64 1bikland@wp.pl Kross, Unibike, Jamis, Raleigh, Rock Machine, Romet, Grand

MARKOWEROWERY.PL os. Zwycięstwa 17 A tel. 61 82 00 161 solidarnosci@ markowerowery.pl www.markowerowery.pl Scott, Giant, Kellys, Unibike

MARKOWEROWERY.PL ul. Krzywoustego 68 (C.H.GIANT) franowo@markowerowery.pl www.markowerowery.pl Scott, Giant, Kellys, Unibike MAXBIKE SKLEP I SERWIS ROWEROWY ul. Promienista 118 tel. 618 667 070 www.maxbike.com.pl Focus, Cervelo, Pashley, Mondraker, Grand

Muszak-Ski Profesjonalny Sklep Sportowy Ul. Racławicka 91 tel. 61 8 614 416 muszak@muszakski.com. pl www.muszakski.com.pl

rybczyński-bikes ul. Miodowa 5 tel. 61 847 57 94 www.rybczynski-bikes.pl rybczyński-bikes ul. Termalna 1 www.rybczynski-bikes.pl ONE MORE BIKE ul. Bukowska 82/84 tel. 61 639 32 29 tel. 506 132 366 info@onemorebike.pl www.onemorebike.pl Gazelle, Batavus, Sparta, Surly

PUŁAWY ROWERTAK ul. Lubelska 55 tel. 81 888 52 70 faks 81 888 07 78 sklep@rowertak.pl www.rowertak.pl Kross, Giant, Kellys, Hercules

PUSZCZYKOWO MAXBIKE SKLEP I SERWIS ROWEROWY ul. Poznańska 75 (obok rynku) tel. 509 044 374 www.maxbike.com.pl Kross , KTM , Focus, Pashley, Batavus RADOM PHU TYTAN ROBERT JONCZYŃSKI ul. Dekarska 4 tel./faks 48 331 28 83 info@tytanrowery.pl www.tytanrowery.pl

RUDA ŚLĄSKA ACTIVA – 1000m2 EKSPOZYCJI, ROWERY ELEKTRYCZNE – CENTRUM TESTOWE, SERWIS ul. Kupiecka 15 tel. 032 340 05 58 www.roweryelektyczne.info www.roweryszosowe. com.pl www.roweryelektryczne. com.pl

RZESZÓW NSB SPORT SERWIS SKLEP I SERWIS ROWEROWY ul. Fredry 8/1 tel./faks 17 852 29 05 nsb@nsbsport.pl www.nsbsport.pl Trek, Autor, Unibike, Jamis, Merida, Cube, Wheeler, Unibike, Romet, Arkus

sKLEP ROWEROWY GRAWITACYJNY.PL. ODZIEŻ, CZĘŚCI I AKCESORIA ROWEROWE tel. 506 141 018 sklep@grawitacyjny www.grawitacyjny.pl Biemme, Rogelli, Uvex,One Industries, Renthal

SANDOMIERZ ODZIEŻOWY SKLEP INTERNETOWY tel. 883 400 770 sklep@guardo.pl www.guardo.pl SIEMANOWICE ŚLĄSKIE BIKE4FUN – SERWIS ROWEROWY, SERWIS NARCIARSKI ul. Jana Pawła II 12, tel. 696 202 783 www.bike4fun.pl, sklep @ bike4fun.pl, Scott, Rock Machine, Giant, Kross, Romet

SIERAKÓW MINI-LUX ul. Poznańska 3 tel. 61 29 53 256 sierakow@minilux.pl www.minilux.pl Romet, Giant, Merida, Cossack, BBF

SKOCZÓW CYKLO-ADAM SKLEP ROWEROWY I SERWIS ul. Rynek 14 (wejście od Garbarskiej) tel./faks 33 852 90 19 cyklo-adam@wp.pl Cossak, Kands SŁUPSK SKLEP I SERWIS ROWEROWY KAWISBIKE ul. Mostnika 3 tel. 534 135 824 kawisbike@prokonto.pl www.kawisbike.pl Scott, Cube, Kellys, Romet

SOCHACZEW BIKELAND.PL Centralny Magazyn Rowerowy ul. 15 sierpnia 17 tel. 22 300 10 10 faks 22 300 10 90 sklep@bikeland.pl www.bikeland.pl www.facebook.com/ bikeland.pl Romet, Kellys, Kross, Northtec, Mexller, Author, Merida, Medano, Raleigh, Folta, Karbon, Embassy

SOSNOWIEC MK BIKE ul. Ostrogórska 3 tel. 032 29 69 302 tel. 515 187 558 sklep@mkbike.com.pl www.dobrerowery.com STRZELCE OPOLSKIE ARTYKUŁY MOTORYZACYJNE JACEK HABER ul. Marka Prawego 7 tel./faks 077 463 82 66 info@ebikes.pl SUCHA BESKIDZKA RANT ROWER SKLEP I SERWIS RAFAŁ GÓRKIEWICZ ul. Mickiewicza 163 tel./faks 33 823 20 62 kom. 600 897 635 123rowery@wp.pl Merida, Maxim, Kross, Medano SYCÓW SALON ROWEROWY Nowy Dwór 3 tel. 62 785 44 44 kom. 601 577 278 barsyl@o2.pl www.e-bmx.pl Giant, Unibike, Rayon, BBF, NS SZCZECIN NAPRAWA ROWERÓW M. TUROWSKI osiedle Majowe ul. Wierzyńskiego 5 tel. 914 313 111 tel./faks 091 464 20 99 rowery-turowski@wp.pl www.roweryturowski.pl Giant, Author, Kellys, Felt, Merida, Kross SKLEP ROWEROWY B. CZAPIEWSKI ul. Piłsudskiego 16 tel./faks 091 433 77 00 rowery@czapiewski.info www.czapiewski.info Maxim, Arkus, Mexller SKLEP ROWEROWY CIEŚLAK ul. Witkiewicza 21C tel. 091 487 92 56 faks 091 485 87 39 rowery@rowery.szczecin.pl www.rowery.szczecin.pl Trek, Kellys, Winora, Unibike, Cube tricarbon.pl-sklep triathlonowy C.H. Nowy Turzyn ul. Bohaterów Warszawy 40 lok. 2 B 4 tel. 883 444 408 sklep@tricarbon.pl

SZCZECINEK SKLEP ROWEROWY B. BIERNIKOWICZ ul. Kościuszki 9 tel. 094 374 05 54 gryfszczecinek@wp.pl

ŚWIDNICA SKLEP ROWEROWY EUGENIUSZ DEJNEK ul. Wróblewskiego 18 tel./faks 074 856 88 80 rowery-dejnek@wp.pl www.rowery-dejnek.pl Felt, Giant, Author, Kellys, Specialized, Raleigh ŚWINOUJŚCIE SKLEP ROWEROWY HALINA KRASOWIAK ul. Karsiborska 5 tel./faks 091 321 02 75 Giant, Kellys TARNOWSKIE GÓRY FHU GŁADYSZ J.K.R. GŁADYSZ SC. Sklep i warsztat rowerowy ul. J. Cebuli 16 tel. 32 285 21 32 roweroteka@op.pl www.roweroteka.pl Author, Unibike, Kross, Maxim, Medano, Specialized, Cossack

TARNÓW SALON ROWEROWY BIENIASZ BIKE ul. Rydza Śmigłego 7 tel./faks 014 621 79 85 SALON ROWEROWY BIENIASZ BIKE WOMEN ul Rydza-Śmigłego 7a/0 tel .14 623 07 59 mirek@bieniaszbike.pl www.bieniaszbike.pl

TCZEW SALON ROWEROWY BOGDAN BONDARIEW ul. 30 stycznia bok@bikestore.com.pl www.bikestore.com.pl Trek, Kross, IdMatch, Stages Cycling TOMASZÓW MAZOWIECKI PH MAŁGOSIA ul. Główna 5 tel 44 723 70 39 www.100rowerow.pl Scott, Giant, Merida, Author, Unibike, Romet, Cossack TORUŃ ROWERY LIDER SPORT JAN LEŚNIEWSKI ul. Kosynierów Kościuszkowskich 4 tel/faks 056 650 82 29 rowery.lesniewski@wp.pl

WAŁBRZYCH PIOTROWSKI-BIKES ul. Mickiewicza 3 B tel./faks 074 843 38 13 piortowskibikes@interia.pl www.piotrowskibikes.pl

WARSZAWA AIRBIKE.PL ul. Dereniowa 6 tel. 22 644 61 91 airbike@airbike.pl www.airbike.pl Shimano, Service Center AIRBIKE.PL ul. Mangalia 4 tel. 22 424 80 45 airbike@airbike.pl www.airbike.pl Specialized, Kellys, Rocky Mountain, GT

AIRBIKE.PL Al. Komisji Edukacji Narodowej 49 tel. 22 405 80 45 airbike@airbike.pl www.airbike.pl Specialized, Kellys, Rocky Mountain, GT AIRBIKE.PL ul. Pańska 57 tel. 22 654 97 20 airbike@airbike.pl www.airbike.pl Specialized, Kellys, MBike, GT AIRBIKE.PL ul. Puławska 531 airbike@airbike.pl www.airbike.pl, Specialized, Kellys, MBike BDC-BIKE ul. Andersa 21 tel. 22 416 92 35 salonandersa@bdc-bike.com www.bdc-bike.com Jamis, Kross , Vittoria, Selle Italia BDC-BIKE ul. Mehoffera 26 tel. 22 676 72 36 salonwarszawa@bdc-bike. com www.bdc-bike.com Jamis, Kross, Merida, Kellys

GIANT-TARCHOMIN ul. Świderska 109G, lok. 27 tel. 022 889 28 56 sklep@giant-tarchomin.pl www.giant-tarchomin.pl KRÓLAK EWA KRÓLAK-BOŃCZAK ul. Grochowska 8 B tel. 022 612 59 99 krolak1@onet.pl www.krolak-rowery.pl Scott, Unibike, Lapierre, Hercules, Magura, Selle Italia, Sportourer, Haibike ROWERY

Pro Shop KTM’a MEGA-START SKLEP I SERWIS ROWEROWY ul. Miączyńska 5 tel./faks: 22 646 93 03 www.megastart.pl sklep@megastart.pl Shimano, Manitou, Fox Roweroweklimaty.pl al. Jana Pawła II 72 tel. 22 403 81 01 sklep@roweroweklimaty.pl www.roweroweklimaty.pl Giant, Shimano, Endura, Continental, Brooks, Sigma, Abus, Look, Lazer

SALON ROWEROWONARCIARSKI PRO-BIKE SKLEP I SERWIS, ORAZ SPECJALISTYCZNE SZKOLENIA ZAWODOWE ul. Igańska 34, tel. 22 810 50 55 sklep@probike.com.pl www.probike.com.pl mechanikrowerowy.pl Ponad 200 rowerów Unibike, Merida, Mbike, Apache

SKLEP ROWEROWY PROFI BIKE ul. Nowowiejska 5 tel. 22 825 13 51 Outlet Rowerowy ul.Belwederska 13 faks 22 875 97 51 profibike@wp.pl www.profibike.com.pl Trek, Kross, Jamis, GT, Orbea, Hercules


Sklepy rowerowe„Magazyn Rowerowy” dostępny jest w salonach prasowych EMPiK, Inmedio, Relay, Kolporter, Ruch, Garmond. SKLEP ROWEROWY „TRYBIK” ul. Nowolipki 15 tel. 22 215 73 71 trybik.wyszkow@gmail. com www.trybik.pl Kross, KTM, Creme, Northwave, Puky

WADOWICE SIX SECONDS ul. Mickiewicza 14 tel. 33 872 04 09 sklep@sixseconds.pl www.sixseconds.pl Trek, Scott, Giant, Goodman, Kross

REMAR-SPORT ROWERY ELEKTRYCZNE ul.Robotnicza 1 tel. 531 999 892 tel. 794 521 771 kontakt@remar-sport.pl www.remar-sport.pl NAJWIĘKSZY WYBÓR ROWERÓW ELEKTRYCZNYCH W POLSCE, Hercules, Haibike, Winora, Kross, Kellys rOVELOVE, SKLEP I SERWIS ROWEROWY ul. Buforowa 44 tel. 71 726 64 04 sklep@rovelove.pl www.rovelove.pl Kross, Giant, Dema

ZIELONA GÓRA PHU CYKLOMANIAK PAWEŁ SCHREITER ul. Nowojędrzychowska 1 tel. 068 444 34 93 tel. 605 271 450 cyklomaniak@op.pl www.cyklomaniak.zgora.pl Scott, Unibike, Kross, Onill

RANT JACEK SKRYPNIK ul. Św. Cyryla i Metodego 3 tel./faks 68 323 15 01 tel. 604 527 976 rant-js@wp.pl Author, Accent

m an ua l lo go

SKLEP ROWEROWY „TRYBIK” ul. Dzielna 21 tel. 22 636 36 42 trybik.wyszkow@gmail. com www.trybik.pl Kross, KTM, Creme, Northwave, Puky

WYGODNYROWER.PL ul. Stawki 3 tel. 888 498 498 stawki@wygodnyrower.pl www.wygodnyrower.pl Pashley, Fuji, Batavus, Hercules

SKLEP ROWEROWY „TRYBIK” ul. Pasłęcka 7 tel. 22 499 49 04 trybik@trybik.pl www.trybik.pl Northwave, Puky, KTM, Creme

SNOW&SURF Al. Niepodległości 119 tel. 22 844 9999 info@mybike.pl www.mybike.pl Trek, Wheeler, Puky

SPORTSALES ROWERY I AKCESORIA KONA Al. Prymasa Tysiąclecia 60/62 tel. 22 837 18 06 www.sportsales.pl Kona, Cube, Specialized, Merida

SKLEP ROWEROWY T-BIKE.PL ul. Jastrzębowskiego 22 tel. 607 607 444 info@t-bike.pl www.t-bike.pl Kross, Endura, Yepp, Shimano, SKS, Cateye, Giro, Bell, Hamax, Continental

ŚWIAT ROWERU FIRMOWY SALON GIANT ul. Wybrzeże Gdyńskie 2 tel. 22 839 54 12 sklep@swiatroweru.com.pl www.swiatroweru.com.pl

WKRĘCENI.PL sklep i serwis rowerowy, przechowalnia rowerów ul. Św. Wincentego 99/1 tel. 22 428 61 00, tel. 503 766 459 sklep@wkreceni.pl www.wkreceni.pl Kross, Specialized

WYGODNYROWER.PL ul. Smolna 10 tel. 787 386 386. smolna@wygodnyrower.pl www.wygodnyrower.pl Pashley, Fuji, Batavus, Hercules

WEJHEROWO PHU PRO SPORT ul. I Brygady Pancernej Wojska Polskiego 86A tel./faks 058 672 31 06 biuro@prosport.wejher.pl www.prosport.wejher.pl www.sklepprosport.pl Giant, Kross, Unibike, Kellys, Trek, Author, Maxim, Medano, Eurobike, Accent, Limber WIELUŃ HURTOWNIA I PRODUCENT ROWERÓW MAJDLLER JAN MAJCHROWSKI Pl. Legionów 1 sklep: tel. 43 886 02 32 hurtownia: tel. 43 886 91 11 info@majdller.pl www.majchrowski-rowery. com.pl www.majdller.pl

WŁOCŁAWEK SKLEP LIKE BIKE ul. Kaliska 10/12 tel. 509 694 995 office@likebike.pl www.likebike.pl WROCŁAW AVENTURA SPORT SKLEP I SERWIS ROWEROWY ul. Sienkiewicza 47 tel. 71 728 74 16 kom. 695 402 888 info@aventurasport.pl www.aventurasport.pl Merida, Kellys, Kross, Unibike, Focus, Cossack, Maxim, Medanoriam PM RIDER MATEUSZ ŁADA ul. Powstańców Sląskich 5 tel: 660 773 039 www.pmrider.pl CANNONDALE, KTM, LAPIERRE, TREK, HAIBIKE, WINORA PM RIDER MATEUSZ ŁADA – SKLEP PARTNERSKI TREK ul. Szkocka 1 tel: 721 833 888 www.pmrider.pl BMC, TREK, THULE, EVOC

SALON ROWEROWY PRO-BIKE ul. Piękna 24 tel. 71 336 28 54 kom. +48 601 976 740 wrocław@pro-bike.pl www.rowerywroclaw.pl www.scottwroclaw.pl www.unibkewroclaw.pl Scott, KTM, Unibike, Mbike, Eurobike

SALON ROWEROWY SPORT-PROFIT ul. Pomorska 32 tel. 71 796 74 80 info@sportprofit.pl www.sportprofit.pl www.sklep.sportprofit.pl www.narty.sportprofit.pl Cube, Ghost, Unibike, Orbea, Merida, Maxim, Medano, Hercules, Puky, Cossack, Cannondale, MBM SERWIS ROWEROWY: SHIMANO SERWIS CENTER ul. Reymonta 5a tel. 71 795 88 60

WYSZKÓW SKLEP ROWEROWY „TRYBIK” ul. Wąska 13 tel./faks 29 742 66 39 trybik.wyszkow@gmail. com www.trybik.pl Kross, KTM, Creme, Northwave, Puky

ZABRZE ROWERY ul. Dworcowa 8A tel. 32 278 28 72 rower.zabrze@wp.pl Giant, Author, Scott, Trek zakliczyn U żaby sklep, serwis, wypożyczalnia rowerowa ul. Korczyńskiegi 27 tel. 14 665 33 07 kom. 504 245 355 serwis@uzaby.pl www.uzaby.pl Ghost, CkCossak, Enigme, Accent, Author, Shimano, Continental, Foog, BlackMountain, ShamanRacing

SOGEST ul. Kazimierza Wlk. 19 tel./faks 068 329 96 89 ul. St. Wyszyńskiego 38D/35 tel./faks 068 323 76 35 ul. Podgórna 4 tel./faks 068 323 02 61 info@sogest.com.pl www.sogest.com.pl

SKLEP i SERWIS ROWEROWY ATHLETIC SPORT Batorego 81 tel. 697 725 684 www.athleticsport.pl serwis@athleticsport.pl Kelly’s, Alpine, Cossack, Haibike, Winora, Corratec, Maxim, Enigme, Karbon

ŻAGAŃ SKLEP ROWEROWY CYKLO-70 LECH WALCZAK ul. Księżnej Żaganny 9 tel./faks 68 451 18 71 kom.697 701 982 cyklo70@tlen.pl www.cyklo-70.pl Merida, Kross, Author, Giant

06/2015 Wydawca GRABEK MEDIA sp. z o. o. ul. Norblina 25, 51-664 Wrocław tel. 71 337 47 40, faks 71 347 83 87 Redakcja i Biuro Handlowe tel. 71 347 83 88, tel./faks 71 347 83 87 Dyrektor Wydawnictwa Krzysztof Grabek krzysztof.grabek@magazynrowerowy.pl Redaktor Naczelny Patryk Dawczak patryk.dawczak@magazynrowerowy.pl Skład i przygotowanie do druku Mirosław Nogaj www.prepress-nogaj.com Reklama Krzysztof Grabek krzysztof.grabek@magazynrowerowy.pl Piotr Śliwa piotr.sliwa@magazynrowerowy.pl Współpraca Michał Popowski, Konrad Tomasiak, Ania Makuszewska, Wojciech Zdebski, Piotr Wyrwisz, Jurek Godłów, Jan Piątkiewicz, Wojciech Mincewicz, Weronika Żabińska, Łukasz Styrna, Karolina Kozłowska Korekta Jolanta Nogaj Fotografie Bart Andrzejewski, Piotr Matuszczak, Magda Tkacz, Karolina Polaczek, Jacek Słonik Kaczmarczyk, Bartek Woliński, Dariusz Krzywański Prenumerata i oferta dla Sklepów Karolina Kozłowska tel. 71 337 47 47 prenumerata@magazynrowerowy.pl E-wydanie MR możesz kupić na www.e-kiosk.pl

ŻARY SKLEP I SERWIS ROWEROWY YELLOW BIKE ul. Zgorzelecka 16 tel. 535 825 471 info@yellow-bike.pl www.yellow-bike.pl Giant, Superior

ŻYWIEC SPORT PASJA JAREK DRAMAT MIODOŃSKI ul. Jana 4 tel. 607 980 214 tel. 605 080 260 sportpasja@gmail.com Trek, Jamis, Orbea, Leader FOX, Kellys, Selle Italia ID Match

kolosport.pl Tomasz Kołodziejczak os. Na wzgórzu 2

www.magazynrowerowy.pl

Druk Techgraf © Copyright by Grabek Media ISSN 1643-8744, INDEX 372390

Wszystkie materiały objęte są prawem autorskim. Przedruk i wykorzystywanie w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Dyrektora Wydawnictwa są zabronione. Prawa autorskie do opracowania plastycznego „Magazynu Rowerowego” należą wyłącznie do wydawcy. Sprzedaż bezumowna numerów bieżących i archiwalnych jest zabroniona. Działanie wbrew powyższemu zakazowi skutkuje odpowiedzialnością prawną. Wydawca nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam i ma prawo odmówić publikacji bez podania przyczyny. Czasopismo niniejsze nie stanowi oferty w rozumieniu prawa i jest publikowane jedynie dla celów informacyjnych. Ceny produktów są cenami sugerowanymi przez producentów lub dystrybutorów.


P R E N U M E R ATA CZYTAJ MAGAZYN ROWEROWY, NAJWYGODNIEJ W PRENUMERACIE

Zamówienia na prenumeratę i wydania archiwalne można składać pod numerem telefonu: 71 337 47 47, e-mailem: prenumerata@magazynrowerowy.pl lub na stronie: www.magazynrowerowy.pl

NOW E C E N Y KOLE KC J I 2 015 + 10 x KURTKA PRZECIWWIATROWA

SALE

149 ZŁ

+ 10 x KOSZULKA Z DŁUGIM RĘKAWEM

144 ZŁ

+ 10 x SPODNIE DŁUGIE

139 ZŁ

+ 10 x RĘKAWKI I NOGAWKI

119 ZŁ

10 x BEZRĘKAWNIK

134 ZŁ

Dostępne są również standardowe oferty prenumeraty Magazynu Rowerowego: • (10 wydań) w cenie 89,90 zł • (20 wydań) w cenie 159 zł Oferty ograniczone ilościowo. Przedstawione grafiki mogą odbiegać od wyglądu ostatecznych produktów. W przypadku zamówień opłacanych za pobraniem, Zamawiający poniesie koszt pobrania pocztowego. Odwiedź stronę www.magazynrowerowy.pl i zapoznaj się z aktualną promocją.


TWÓJ ULUBIONY MIESIĘCZNIK DOSTĘPNY TAKŻE W WERSJI

ELEKTRONICZNEJ!

MAGAZYN ROWEROWY

TAKŻE W WERSJI ELEKTRONICZNEJ!

Możesz go czytać, kiedy i gdzie zechcesz na komputerach z systemem Windows, na iPadach oraz na urządzeniach z systemem Android. Dostępne są zarówno wydania pojedyncze, jak i prenumerata, a każde wydanie jest przechowywane w Twojej własnej bibliotece. Po ściągnięciu połączenie internetowe nie jest konieczne.

Aby kupić Magazyn Rowerowy, wejdź na www.e-kiosk.pl/magazyn_rowerowy Pojedynczy numer już od 7,90 zł!


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.