12 minute read
U.D.O
from HMP 80 KKs Priest
by Michal Mazur
Game Over
Choć większości z Was serce podeszło do gardła, gdy zobaczyliście tytuł najnowszej płyty U.D.O., nie ma powodów do obaw. Ani zespół U.D.O., ani mistrz tej ceremonii, czyli sam Udo nie zamierzają żegnać się ze sceną. Wręcz przeciwnie! Na płytę trafił bardzo optymistyczny kawałek o nieprzemijalności heavy metalu, nadziei na jego trwałość, a sam tytuł płyty odnosi się do czasu pandemii, która - jak wyraża nadzieję Sven Dirkschneider - wkrótce będzie pieśnią przeszłości. Nazwisko Svena to nie przypadek... Oczywiście nie omieszkałyśmy zapytać go, jak to jest być dzieckiem znanego heavymetalowego wokalisty.
Advertisement
HMP: Sven, grasz z ojcem w jego wszystkich grupach, także w DATOG. Jak się czujesz jako członek " old gang "? Sven Dirkschneider: (śmiech) Granie z nimi to świetna sprawa! Znają mnie od dzieciństwa, to znaczy, oczywiste jest, że mój ojciec dobrze mnie zna, tak jak Peter (Baltes) i Stefan (Kaufmann). Ci ludzie byli przy mnie przez całe życie. Teraz nareszcie mogę z nimi współpracować w muzycznym kontekście. To miłe. Czuję ciągnęło mnie do heavy metalu. Kiedy chodziłem do szkoły, pojawiały się te typowe pytania, "kim jest twój ojciec", "co robi twoja matka" i wtedy dopiero robiło się dziwnie. Mówiłem: "tak, mój ojciec jest wokalistą heavy metalowym" i wszyscy byli zdziwieni, że to prawdziwa praca! Czasem rodzice podchodzili do mojej mamy i mówili jej "hej, słuchałem kiedyś Accept", więc wiesz, to bywało niekomfortowe, ale nigdy nie miałem z tym żadnego problemu. Większość
się zaszczycony i jestem im bardzo wdzięczny za dane mi możliwości.
Na jakim etapie życia uznałeś, że chciałbyś grać wraz z ojcem? Jako dziecko lub nastolatek myślałeś raczej, że "heavy metal to muzyka ojców i dziadków " czy uważałeś, że bycie synem wokalisty metalowego to zaleta? Nie obawiałeś się ciągłych porównań, decydując się iść tą samą ścieżką? Nigdy nie miałem etapu, na którym nienawidziłbym muzyki, którą grał mój ojciec. Jeśli chodzi o heavy metal, zawsze czułem się w tym temacie swobodnie, zarówno jeśli chodzi o muzykę, którą puszczał w domu, jak i tą, którą wykonywał. To zawsze było coś, czego sam chciałem słuchać. Jako nastolatek poszedłem nieco inną ścieżką, kiedy zaczęły mnie interesować punkowe klimaty, głównie amerykański punk. Miałem wtedy swój zespół, Damaged, który też grał raczej w takim stylu, ale zawsze
Foto:U.D.O.
osób uważała, że to świetna sprawa. Moment, w którym faktycznie zacząłem grać z ojcem, był tak naprawdę bardzo spontaniczny. Gdy w 2014, może 2015 roku szukał perkusisty, byłem akurat na trasie z Saxon, zagrałem z nimi pięć koncertów. Mój ojciec pojawił się na jednym w 2014r., to było w Berlinie, żeby spotkać się z chłopakami z zespołu i oczywiście ze mną. Porozmawiali chwilę z Biffem, zdradził mu, że potrzebuje perkusisty i zapytał, czy może kogoś polecić. Biff na to: "tak, dlaczego nie weźmiesz swojego syna? Widzę, jak gra każdego dnia, na każdym soundchecku i jest fantastyczny! Dlaczego mielibyście nie współpracować?". Wtedy ojciec podszedł do mnie i zapytał, czy chcę dołączyć do zespołu. Myślę, że podjęcie decyzji zajęło mi ze dwa tygodnie, musiałem przemyśleć, czy dam sobie radę, czy nie. Finalnie się zgodziłem i zupełnie tego nie żałuję. Tworzymy zgrany team. Razem piszemy muzykę, teksty, linie wokalu. Po prostu miło spędzamy Jak fascynacja punk rockiem wpłynęła na ciebie jako muzyka? Czy sposób gry, który wtedy wypracowałeś, pomaga ci nadal przy graniu heavy metalu? Zdecydowanie przydaje się przy graniu heavy metalu. Kiedy grasz punka, uczysz się budować prędkość. To szybka muzyka, pełna szalonych przejść i innych ciekawych wypełniaczy. Myślę, że to mi bardzo pomogło. Ale kiedy zacząłem się uczyć, jak grać metal, musiałem zrobić krok wstecz i poczuć groove. Punk też ma oczywiście swój własny, wyjątkowy groove, ale to coś innego. Musisz przyspieszać i tak dalej. Kiedy grasz materiał U.D.O. albo Accept, większą wagę przykładasz do właściwego tempa. To było coś, czego musiałem się na nowo nauczyć, uporządkować sobie tempo we własnej głowie, stać się swoim własnym metronomem, gdy wychodzę na scenę. To poziom wyżej od tego, co robiłem, grając punk rocka. Wydaje mi się jednak, że to świetna muzyka, żeby z jej pomocą się rozwinąć.
Jako młody członek współczesnej sceny metalowej, śledzisz to, co dzieje się obecnie w heavy metalu, masz ulubione, nowe zespoły? Ten gatunek zdecydowanie przeżywa teraz drugą młodość. Oczywiście! Uwielbiam Amaranthe, słucham ich cały czas, kiedy jeżdżę samochodem. Mają świetne i bardzo dobrze przemyślane kompozycje. Śledzę wszystko, co wydają. Bardzo lubię również Eclipse, nie wiem, czy o nich słyszałaś, to szwedzki zespół. Cenię ich za songwriting. Tak więc śledzę, co dzieje się na obecnej scenie, lubię rzeczy w stylu Beyond the Black. Oczywiście nadal słucham również staroci. Uwielbiam oldschoolową muzykę, ale to bardzo ważne, żeby czerpać inspirację także z tej nowej.
Jeszcze zanim wydaliście "Game Over " , miałam następująca refleksję. Skoro DATOG to lżejsza i bardziej melodyjna strona Waszej (Twojej i Udo) muzyki, to musicie sobie ten ciężar odbić na "Game Over " . Kiedy przesłuchałam "Game Over " okazało się, że są na niej tradycyjnie zarówno melodyjne, jak i cięższe kawałki. Pisząc utwory do zespołów czy projektów zastanawiacie się nad balansem ciężaru i lekkości, czy przychodzi wam to naturalnie? To zdecydowanie przychodzi naturalnie. W U.D.O., a szczególnie na "Game Over", każdy członek zespołu bierze udział w procesie tworzenia. Cała piątka rzuca pomysłami i razem pracuje. Kiedy ktoś mówi "mam na ten kawałek taki pomysł, spróbujmy zrobić to w ten sposób", reszta go słucha i ma otwarty umysł. To najważniejsza rzecz. Balans tworzy się naturalnie. Ktoś ma pomysł, w którym jest więcej melodii, a ktoś inny chce cięższy riff. Oba mogą pasować. Finalnie i tak uważamy, że jeśli kawałek nie chwyta od pierwszych minut, na przykład, gdy próbujesz ułożyć linię wokalu i od razu nie pasuje, to lepiej jest go odrzucić. Nie jesteśmy tym typem ludzi, którzy pracują sześć miesięcy nad jednym utworem. Jeśli dany pomysł od razu ci pasuje, to znaczy, że to będzie dobry numer. Zazwyczaj wszyscy spotykaliśmy się w studio twarzą w twarz, żeby razem pracować. Ale teraz, z powodu koronawirusa, musieliśmy przerzucić się na Skype'a i Zooma. Jestem dumny z końcowego efektu i że byliśmy w
stanie stworzyć tak dobre rzeczy. Myślę, że napisaliśmy mnóstwo kawałków, które zabrzmią świetnie na żywo. Mam dobre przeczucie, jeśli chodzi o nadchodzącą setlistę, na pewno znajdzie się na niej sporo numerów z "Game Over".
Tytuł "Game Over " brzmi jak prowokacja. Choć w tytule chodzi krytykę ludzkości, wielu fanów obawia się, że to pożegnanie zespołu U.D.O. z graniem. Co kryje się za tym tytułem, czy naprawdę zamierza porzucić swoją muzyczną karierę? Nie, zdecydowanie nie. Mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że to nie jest ani koniec U.D.O., ani kariery Udo (śmiech). Pomysł na tytuł pojawił się w marcu 2020. Nasz świat, jako muzyków, nagle się zatrzymał. Pomyśleliśmy: "to dla nas game over". Nie mogliśmy grać koncertów, nie mogliśmy ruszyć w trasę, nie mogliśmy robić tego, co kochamy i z czego żyjemy. Użyliśmy tego stwierdzenia jako tytułu roboczego, ale ostatecznie stwierdziliśmy, że czemu nie, niech zostanie, brzmi nieźle. Braliśmy pod uwagę, że gdy ludzie zobaczą tytuł "Game Over", pomyślą "cholera, mam nadzieję, że to nie koniec U.D.O.". To bardzo ciekawe, jak ludzie reagują! Ale prawdziwe znaczenie tego tytułu ma związek z koronawirusem.
Na szczęście dla przeciwwagi na płycie jest też numer "Metal Never Dies " . Tekst wydaje się osobisty, zastanawiam się, czy nie mógłby równie dobrze brzmieć "U.D.O. Never Dies "? Tak, myślę, że to zdecydowanie tekst o całej karierze mojego ojca, ujętej w muzycznej formie. Zaczęło się od refrenu, który powstał wcześniej. Początkowo planowaliśmy, żeby to był typowy numer mówiący o ponadczasowości heavy metalu. Będzie trwać i trwać, bo zawsze znajdą się ludzie, którzy chcą słuchać tego gatunku. Tworzymy bardzo silną społeczność na całym świecie. Można z pełnym przekonaniem stwierdzić, że to nie koniec tej muzyki. Później wpadliśmy na tekst pod zwrotki. Pomyśleliśmy, że dobrze uzupełnią główny zamysł, bo metal mojego ojca również nigdy nie umrze. Nigdy nie przestanie robić tego, co kocha, to oczywiste. Opowiedzenie jego historii dobrze współgrało nam z całością.
W tym kawałku uderza jedna rzecz. Zwrotki i solo są bardzo w stylu Accept. Wiadomo, że U.D.O. ma długoletnią tradycję utworów w stylu Accept, ale te motywy w kawałku o "trwałości" metalu wydają się mieć dodatkowe znaczenie. To pierwotny głos Accept, więc czegokolwiek się nie dotknie, naturalnie będzie brzmiało jak Accept. Można, oczywiście, pisać zupełnie różny materiał, ale tak długo, jak on będzie w nim śpiewać, będzie on w acceptowym stylu. To zasługa bardzo zapamiętywalnego wokalu, który w wielu głowach kojarzy się z jednym. Tak więc "Metal Never Dies" nie był pisany celowo tak, by brzmieć jak Accept. Oczywiście, to nadal muzyka, którą chcemy tworzyć, ale nie ma sensu wiązać jej z tym zespołem, my robimy swoje, a oni swoje. To U.D.O. Udo Dirkschneider to Udo Dirkschneider - osobny byt, ale nadal oryginalny głos Accept (śmiech).
W połowie płyty znalazła się ballada "Don 't wanna say Goodbye " . Jako, że nie brzmi jak typowa ballada U.D.O. i jest oznaczona jako bonus track, zastanawiam się czy nie jest to na przykład niepublikowany wcześniej materiał lub cover. Nie, nagraliśmy ją podczas tej samej sesji, co inne utwory na "Game Over". W zasadzie historia stojąca za tym kawałkiem również jest dość osobista. Zrozumienie tekstu wymaga otwartego umysłu. Osobiście, porusza mnie taka muzyka, której tekst mogę odnieść do własnych doświadczeń. Gdy ludzie słuchają "Don't wanna say Goodbye" mogą mieć na myśli osobę, która zmarła, miłość swojego życia, którą stracili lub cokolwiek innego, w zależności od człowieka. To bardzo interesujące. Gdy słuchasz tego utworu, możesz stworzyć własną interpretację, pasującą do twojej własnej historii.
Słuchałam Waszej ostatniej koncertówki. Mam wrażenie, że była nagrana w celu podniesienia fanów na duchu w czasie pandemii. Tak, to był zdecydowanie jeden z najbardziej emocjonalnych koncertów, jakie zagraliśmy, nie tylko jako zespół, ale też jako oddzielni muzycy. Będę z tobą szczery: gdy zobaczyłem publiczność, natychmiast zaczęły mi płynąć łzy. To dlatego, że nie grałem wtedy na żywo od dziewięciu miesięcy, co było jak do tej pory moją najdłuższą przerwą. To sprawiło, że ta noc była wyjątkowa. Stwierdziliśmy, że musimy przygotować dobrą i długą setlistę, żeby ludzie też poczuli, że to coś niezwykłego. Udało nam się to zrobić, a ludzie również odwdzięczyli się energią, która wpłynęła na tę niezwykłość. Jestem bardzo szczęśliwy, że nagraliśmy to wydarzenie. Wyszło świetnie.
Kiedy nagrywaliście koncertówkę "Pandemic Survival Show " we wrześniu 2020 niemal nie było możliwości grać koncertów. Jak to się w ogóle stało, że udało Wam się zagrać tak duży koncert w Bułgarii? Zwróciłam też uwagę, że sam amfiteatr jest zabytkowy. Nie spotkaliście się z obiekcjami, że tego rodzaju obiekt nie nadaje się do grania heavy metalu? Wiem, że po występie Iced Earth w antycznym amfiteatrze na Cyprze, zaprzestano organizować tam koncerty metalowe. Poproszono nas o zagranie tego koncertu już wcześniej w 2020. Stwierdziliśmy, że jeśli dadzą radę to zorganizować i jest możliwość wystąpienia na żywo w tak trudnym okresie, to dlaczego mamy nie spróbować i zrobimy to z przyjemnością. Ale nie byliśmy przekonani, że do niego dojdzie. Im bliżej września, tym bardziej się niepokoiliśmy, ale promotor i organizator zapewniali nas, że wszystko jest pod kontrolą, a show ma zielone światło. Postanowiliśmy więc również nagrać ten koncert, bo czuliśmy, że to będzie coś wyjątkowego. Gdy dotarliśmy na miejsce, wszystko było gotowe i bezpieczne. Staraliśmy się także nie robić nic nieodpowiedzialnego przed występem, żeby nikogo nie narażać, więc ludzie mogli być spokojni. Wirus się nie rozprzestrzenił i dla wszystkich to była wspaniała noc, nie tylko dla publiczności, ale też zespołu. Nie byliśmy wtedy pewni, czy coś takiego będzie mogło się jeszcze wydarzyć w przyszłości, więc tym bardziej cieszyliśmy się, że nie odmówiliśmy zagrania tego koncertu.
W Polsce zdarzają się pesymiści, którzy twierdzą, że "już nic nigdy nie wróci do normalności" , a już na pewno nie będzie normalnych koncertów. Wiem, jak rozwój pandemii i pandemicznych reguł powoduje rozgoryczenie u muzyków. Kiedy ostatnio rozmawiałam z Udo przy okazji "We are one " , wyrażał opinię, że już niedługo wszystko będzie ok. U Was w Niemczech też pojawiają się tacy pesymiści, jak w Polsce? Jaki klimat panuje w branży muzycznej? Wciąż jest bardzo ciężko, jeśli chodzi o organizację koncertów. Oczywiście, odbywają się, ale to coś w stylu występów na plaży, wydarzeń z ograniczeniami liczby osób i wymogami zachowania odstępu. Cierpimy również finansowo. Czasami słyszymy: "tak, możecie zagrać koncert, ale nie wolno wam sprzedawać biletów". To zabójcze dla promotorów i muzyków. Ale też jestem optymistą i wierzę, że wszystko może jeszcze wrócić do normy i w pewien sposób wróci. Zobaczymy, jak wirus potraktuje nas zimą. Szykujemy setlisty na listopad i grudzień, ale nie wiemy, co się wydarzy. Możliwość pojechania w trasę na normalnych warunkach byłaby czymś wspaniałym. Osobiście raczej nie spotykam wielu osób, które pesymistycznie patrzą na obecną sytuację. Myślę, że już w przyszłym roku powrócą festiwale, jakie znamy.
Są wykonawcy, z którymi marzysz, żeby zagrać na jednej scenie? Z U.D.O., Dirkschneider & The Old Gang, albo solowo, jako perkusista. Oczywiście, jest wielu takich artystów. Judas Priest to chyba najlepszy przykład, jaki mogę podać. Albo AC/DC! Ale oczywiście jest też masa innych ludzi, z którymi chciałbym współpracować. Współcześnie mamy mnóstwo świetnych głosów kobiecych w heavy metalu. Nic nie mogłoby się jednak dla mnie równać z Judas Priest (śmiech).
Zapytam jeszcze o samą grupę Dirkschndeider. Powstała między innymi, żeby grać kawałki Accept. Wydawało mi się, że w związku z tym, zespół U.D.O. zaprzestanie grania kawałków Accept i skupi się tylko na solowej twórczości Udo. Tymczasem na tym koncercie pojawiły się wyjątki. Moje przeświadczenie na temat podziału repertuaru U.D.O. i Dirkschneider było błędne? Nie mieliśmy w planach grać kawałków Accept na naszej nadchodzącej trasie, ale Bułgaria była pod tym względem wyjątkowa, bo chcieliśmy stworzyć równie wyjątkową setlistę, by zadowolić publiczność. Myślę, że dla obecnych wtedy ludzi to była świetna niespodzianka. Później, latem, stwierdziliśmy, że nie ma zbyt wielu okazji do koncertowania, więc dlaczego nie mielibyśmy się po prostu dobrze bawić, grając kilka numerów Accept? O to w tym wszystkim chodzi. Granie Accept to dobra zabawa dla publiczności, która chce pośpiewać, ale także dla nas, na scenie. Oczywiście, tak samo dobrze bawię się grając materiał U.D.O., ale wiesz, te kawałki to pewne dziedzictwo. Gdy zaczynasz "Princess of the Dawn", "Metal Heart", "Fast as a Shark" albo "Balls to the Wall", ludzie szaleją. To główne źródło radości przy graniu ich na żywo. Tu muszę trochę poprawić ojca (śmiech). Powiedział, że nigdy już nie zagra kawałków Accept z U.D.O., ale w sumie, dlaczego nie? Przecież to również jego spuścizna. To on połączył ten zespół, to on go stworzył, to jego historia i kariera. To jego głos, więc to jak najbardziej słuszne, żeby nadal wykonywać te utwory.
Bardzo dziękuję ci za dzisiejszy wywiad i poświęcony czas. Miłego dnia. Wzajemnie. Życzę wam dużo zdrowia!