KSIĘGA POZORÓW Apokalipsa – księga Objawienia czy też, jak dosłownie należałoby przetłumaczyć jej tytuł, księga Odsłonięcia – to monumentalny zapis wizji eschatologicznej, zamykający zbiór chrześcijańskich świętych Pism. Zamykający w porządku kanonicznym, ale nie chronologicznym; bo – wbrew pozorom – Ap nie jest najmłodszą, najpóźniejszą księgą Nowego Testamentu. Jest za to niewątpliwie księgą najbardziej tajemniczą, najtrudniejszą... i prawdopodobnie najbardziej ze wszystkich nierozumianą. Bo też zrozumienie jej wymaga wysiłku; nie ułatwia lektury mnóstwo odwołań do obrazów starotestamentalnych, specyfika samego gatunku literackiego czy wyraźnie semicka mentalność autora. Stąd tak wiele owych pozorów - krzywdzących dla niej stereotypów, utartych interpretacji, nie mających wiele wspólnego z jej rzeczywistym przesłaniem.
Pozór pierwszy: Tytuł Przyjęło się powszechnie – przynajmniej w kręgach katolickich – uważać tytuł (czy też może lepiej powiedzieć: nazwę) księgi za nazwę własną. Tymczasem apokalipsa to ogólne określenie gatunku literackiego, wywodzącego się z nurtu zwanego apokaliptyką, obecnego w piśmiennictwie zarówno żydowskim, jak i chrześcijańskim przełomu er, będącego odpowiedzią na rozmaite kryzysy i niepokoje, jakie po zetknięciu się z wielkim światem coraz częściej dotykały dotąd stosunkowo bezpiecznie i spokojnie żyjący Lud Wybrany. Sama apokaliptyka – to przede wszystkim dualizm, wyraźny podział świata na dobrych i złych, z głęboką nadzieją na ostateczne zwycięstwo tych pierwszych w nieuniknionej walce; to bogata symbolika, to obecność istot niebiańskich (często występujących w charakterze dowódców właściwych armii), to wreszcie niezwykle silne odniesienia eschatologiczne, wybieganie ku temu, co ma przyjść. A wszystko to ma na celu swoiste pokrzepienie serc – podtrzymanie wiary w Boga i Jego ostateczne zwycięstwo. Apokalipsą sensu stricto jest Księga Daniela, ale jej elementy znaleźć można m.in. u Izajasza, Ezechiela czy Zachariasza; w Nowym Testamencie jedyną przedstawicielką tego nurtu jest Apokalipsa (tak ją dalej nazywajmy, przyjmując to za jej właściwy tytuł) Janowa, istnieje jednak wiele apokryfów – pism pozakanonicznych, z których zresztą chrześcijańska teologia czerpała pełnymi garściami.
Pozór drugi: Autor Przyjęło się równie powszechnie, i to od samego początku, za autora biblijnej Apokalipsy uważać Jana Apostoła, ukochanego ucznia Jezusa, syna Zebedeusza i brata Jakuba – a zatem tego samego, któremu przypisywane są wcześniejsze pisma: Czwarta Ewangelia i trzy Listy. Jednocześnie również niemal od samego początku takie utożsamienie podawane jest w wątpliwość, i to na podstawie, jak się wydaje, dość przekonujących argumentów. Miałby świadczyć o tym przede wszystkim fakt, że autor Apokalipsy – w odróżnieniu od Ewangelisty – nigdzie nie mówi o sobie jako o umiłowanym uczniu; przedstawia się wprawdzie imieniem Jan (nawiasem mówiąc – również w odróżnieniu od autora Ewangelii, który stara się raczej pozostać anonimowy, pisząc o sobie (?) w trzeciej osobie), jednak nie nazywa siebie ani apostołem, ani prezbiterem, jak czyni to w nagłówkach swoich listów ich
autor. Samo zaś imię było dość popularne wśród chrześcijan w Azji. Kolejny argument to język – poprawny, bezbłędny, literacki w Ewangelii i Listach, a szorstki, toporny i niegramatyczny w Apokalipsie. I wreszcie tematyka – jakże odmienna w Ap od tego, na czym koncentruje się w swoich pismach autor Ewangelii (któremu łatwiej przypisać autorstwo Listów, niż rozciągnąć je również na Apokalipsę). Nie znaczy to, oczywiście, że pisma te nie mają ze sobą nic wspólnego; łączy je chociażby pojęcie Logosu – Słowa (por. Prolog Ewangelii Janowej i Ap 19,13) czy postać Baranka, zabitego za grzech świata (choć tu przyznać należy, że każde z pism używa na jego określenie innego greckiego terminu). Niewykluczone wreszcie, że nastąpiła swoista zamiana ról i że autorem Apokalipsy jest syn Zebedeusza, zaś Ewangelii i Listów – anonimowy uczeń (być może Jan Marek, późniejszy towarzysz Piotra?), jak sugerują niektórzy, powołując się na analizę charakteru Jana, apokaliptycznego proroka, i Jana syna Zebedeusza, jednego z dwóch Synów Gromu, kilkakrotnie przywoływanego w Ewangelii. Niemal pewne jest, że obaj pisarze mieli ze sobą coś wspólnego, być może wywodząc się z tego samego środowiska, skupionego wokół apostoła Jana. Niemal pewne jest jednak również to, że „autorstwo Apokalipsy może się okazać jedyną tajemnicą tej księgi, która nie zostanie objawiona na tym świecie” (M. Kiddle).
Pozór trzeci: Czas powstania Tu mamy do czynienia nie tyle z pozorem, co z pewną wątpliwością. Badacze bowiem skłonni są datować Apokalipsę dwojako: albo na ok. 70 r. n.e. (moment już po śmierci Nerona, ale jeszcze przed zburzeniem świątyni jerozolimskiej) – wtedy treść księgi tyczyłaby prześladowań chrześcijan, jakie miały miejsce za panowania tego cesarza w Rzymie; albo na ok. roku 95 n.e., schyłek panowania Dioklecjana. Nie wnikając w zawiłości historycznych analiz poprzestańmy zatem na stwierdzeniu, że księga powstała prawdopodobnie w drugiej połowie I w. n.e., z tendencją ku jego schyłkowi.
Pozór czwarty: Katastrofy i zagłada Przyjmuje się powszechnie, że Apokalipsa jest księgą o poprzedzonym kosmicznymi katastrofami końcu świata, zagładzie ziemi, unicestwieniu ludzkości. Ogień, trzęsienia ziemi, wzburzone morza, meteoryty... – zaiste przerażające, katastroficzne wizje, prawdziwie apokaliptyczne – w potocznym rozumieniu tego słowa, stanowiące doskonałą pożywkę dla duszpasterstwa opartego na groźbie, zastraszeniu i fałszywie pojętej bojaźni Bożej. Mało kto zauważa tych, ze względu na których zagłada zostaje na chwilę wstrzymana; tych, którzy tuż przed odezwaniem się zwiastujących katastrofę trąb zostają opieczętowani znakiem Boga (zresztą naznaczanie wybranych jest częstym motywem apokaliptycznym, obecnym chociażby w Ez 9,4nn). Oni, te słynne sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych, są nie tylko zabezpieczeni przed skutkami plag dotykających ziemię, ale mają się stać symbolicznym zalążkiem nowego Ludu, dla którego przeznaczona jest sielankowa wręcz rzeczywistość bezpiecznego, naznaczonego obecnością samego Boga, schronienia. Następujące potem obrazowe opisy kar, zsyłanych przez Boga na ziemię, NIE DOTYCZĄ tych, którzy są zbawieni – bo w nielubiących abstrakcji semickich językach „zbawić” znaczy tyle, co „postawić w bezpiecznym miejscu”.
Nie jest zatem Apokalipsa księgą zagłady ani nawet księgą o zagładzie; jest raczej księgą Obietnicy, ukazującą przyszłość, jaka czeka tych, którzy w obliczu prześladowań okażą się godnymi Baranka. A dla tych, którzy jeszcze nie są godni, spośród chrześcijan z Azji Mniejszej – jest jednocześnie ostrzeżeniem (i tu zazębia się lekko dydaktyka autora Apokalipsy z dydaktyką wielu późniejszych kaznodziejów) i zachętą, wezwaniem, mobilizacją. Bo Apokalipsa nie straszy Bogiem. Ma Nim zachwycić.
Pozór piąty: Koniec świata Nie ma końca świata. To proste, acz dość szokujące stwierdzenie jest wnioskiem wynikającym z analizy żydowskiej (i, jako spadkobierczyni, później również chrześcijańskiej) eschatologii, którą przeniknięte są pisma apokaliptyczne. Żydowska teologia nie znała pojęcia końca – nie tylko świata, ale również jakiejkolwiek rzeczywistości wykraczającej poza fizycznie mierzalne parametry. Koncepcja czasu – choć to może też zbyt abstrakcyjne sformułowanie, może lepiej mówić o cyklach życia – to nie linia prosta, jak w kulturze zachodniej, grecko-rzymskiej, ale koncentryczna; kolejne etapy życia zaczynają się i kończą w tym samym punkcie, wybiegając jednocześnie ku przyszłości rozumianej jako normalny proces starzenia się, dlatego można mówić o spirali czasu. Każdy kolejny okrąg to kolejny etap życia – i podobnie jest z dziejami świata. Każdy kolejny okrąg zaczyna się i kończy wydarzeniem, które jest rozumiane jako ingerencja Boga; początkiem było stworzenie świata i wtedy zaczął się pierwszy eon, wypełniony obecnością i działalnością człowieka na ziemi. Ale Bóg nieustannie czuwa nad dziejami świata i kiedy zaczyna dziać się w nim źle, wtedy wkracza ze swoją potęgą i interweniuje. I takim właśnie momentem wkroczenia Boga, Jego mocnej interwencji, będzie to, co my w mentalności zachodniej nazywamy – błędnie – końcem świata, a co dla przeciętnego Semity będzie nowym początkiem. Bóg usunie z areny dziejów to, co złe, co się zepsuło i poszło nie tak, a stworzy coś nowego – nowe miejsce do życia, nową jakość, nowy świat. W Apokalipsie to Nowe – to ziemia i niebo, i Jeruzalem, święte miasto, które oczyszczone z brudu i grzechu będzie miejscem zgromadzenia się nowego Ludu, gdzie sam Bóg będzie wśród niego obecny. I dlatego właśnie jest ostatnią księgą biblijnego kanonu, klamrą zamykającą opisane w nim dzieje człowieka. Zaczęło się od Stworzenia w Księdze Rodzaju – dopełnia się Nowym Stworzeniem, po którym ani świątynia, ani żadne księgi nie będą już potrzebne.