Po?udnik Praski nr. 9 i 10

Page 1

ISSN 2544-7203 »»»»»»»»»»»»»»»»» Gazeta bezpłatna » nakład 10 000 egz. » lipiec–sierpień 2018 » NR 7-8(9-10)

» Z apraszamy na Nasz portal Internetowy

http://apragapoludnie.pl/ oraz na facebooku APragaPołudnie - Południk Praski

» A rchiwalne numery gazety są na stronie

http://apragapoludnie.pl/index.php/gazeta-poludnik-praski/

»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»»» Jak to porządku musimy pilnować

„Placyk zabaw dla najmłodszych powstał rok temu z Budżetu Partycypacyjnego. Inwestycja odhaczona i zapomniana. Dzieci owszem są! Chcą się tu bawić, ale trawa i chwasty przewyższają niejedno z nich...” »s. 2 Gadżet partycypacyjny w rękach burmistrzów

Fakt, że budżet partycypacyjny w Warszawie przeżywa kryzys, nie jest niczym nowym dla mieszkańców »s. 3 A miało być tylko o budżecie…

Kiedy przeglądałem projekty, zgłoszone do budżetu partycypacyjnego 2019, tytuł jednego z nich mnie zaintrygował: „Aktywny spacer z wózkami”. Okazało się, że „targetem” w tym przypadku są młode mamy z dziećmi (swoją drogą – czemu nie i ojcowie?). »s. 4-5 Saska Kępa zamknięta dla mieszkańców

»s. 5

Młodości! Dodaj mi skrzydła! Bo szkoła już mi obrzydła…

Rozpoczynamy cykl felietonów o szkołach średnich w Naszej dzielnicy. »s. 6 Dlaczego Warszawa przegrywa w rankingu inteligentnych miast?

»s. 7

Kosić, czy nie kosić? Oto jest pytanie

»s. 7

Bezdomny bohater

»s. 8

»»»»»»» Gocław » Saska Kępa » Grochów » Gocławek » Kamionek » Przyczółek

Zaciszna ulica Augustyna Kordeckiego leży niejako na zapleczu ulicy Grochowskiej. Na samym jej początku, w niepozornym jednopiętrowym budynku, siedzibę swoją ma dość nietypowa instytucja. Na cotygodniowych spotkaniach usłyszeć można tam słowa takie jak „propagacja”, „balun” czy „heterodyna”. Toczą się dyskusje na tematy tak różnorodne, jak aktywność plam na Słońcu i organizacja łączności kryzysowej. Jesteśmy oto w siedzibie Praskiego Oddziału Terenowego Polskiego Związku Krótkofalowców. Gdy tylko po świecie rozeszła się wieść o praktycznym wykorzystaniu fal radiowych przez Guglielmo Marconiego, setki, jeśli nie tysiące fascynatów na całym świecie własnymi siłami zaczęło konstruować odbiorniki i nadajniki radiowe. Tym samym historia radioamatorstwa jest niemal tak długa, jak historia radia. O ile pierwsi krótkofalowcy mieli do dyspozycji tylko transmisje telegraficzne (a więc wykonywane przy użyciu alfabetu Morse’a), o tyle współcześnie jest to hobby oferujące bardzo szerokie spektrum działalności, obejmujące oprócz telegrafii także transmisje głosowe, cyfrowe, a nawet telewizyjne. Podstawą krótkofalarstwa jest nawiązywanie łączności z użyciem fal radiowych. Aby łączność można było uznać za udaną, obie strony muszą wymienić ze sobą conajmniej swoje znaki krótkofalarskie (rodzaj identyfikatora, pozwalający jednoznacznie określić radiostację), imiona operatorów oraz raport słyszalności. Ten ostatni podawany jest w postaci dwóch lub więcej cyfr, opisujących siłę sygnału i czytelność transmisji.

Z radiostacją przez świat

W oparciu o ten prosty schemat radioamatorzy rozwinęli multum różnorakich działalności. Mogą nimi być na przykład DXing, czyli nawiązywanie łączności ze wszystkimi krajami świata (im odleglejszy i mniejszy kraj, tym bar-

dziej „cenna” jest z nim łączność), prowadzenie łączności ze szczytów gór – a więc połączenie krótkofalarstwa z turystyką, albo wykorzystanie do łączności zjawisk takich jak odbijanie się fal dokończenie na str. 2

Reklama ������������������������������������������������������������������������������������������������������������������


Str. » 2

lipiec–sierpień 2018 » NR 7-8 (9-10)

Z radiostacją przez świat dokończenie ze str. 1

radiowych od samolotów lub od zorzy polarnej. Jest też w tym wszystkim miejsce na zwykłe przyjacielskie pogawędki, czasem z kolegą z bloku obok, czasem z drugiego końca Polski, a czasem z innego kontynentu. Specjalnością Praskiego Oddziału Terenowego jest łączność kryzysowa. To tutaj siedzibę ma MASR, czyli Mazowiecka Amatorska Sieć Ratunkowa. W razie sytuacji kryzysowej, takiej jak powódź czy gwałtowne burze, która spowodowałaby

ograniczenia w działalności telefonii komórkowej, członkowie Sieci są w stanie w bardzo krótkim czasie zorganizować alternatywny system komunikacji. Organizacja ściśle współpracuje z Biurem Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego w Warszawie, dzięki czemu depesze z odciętych terenów trafiają bezpośrednio do odpowiednich służb. Kilka razy do roku przeprowadzane są ćwiczenia, które mają zapewnić stałą gotowość członków Sieci.

Reklama ���������������������������������������������������

Działalność kryzysowa nie ogranicza się tylko do terenu Mazowsza. Ze względu na charakterystykę rozchodzenia się fal radiowych, często zdarza się, że nadawcy nie słychać w jego bezpośrednim sąsiedztwie, ale jego transmisję można odebrać z dużej odległości. Dlatego także w trakcie kataklizmów w innych krajach, radioamatorzy prowadzą nasłuch częstotliwości alarmowych, by móc w razie czego przekazać dalej informacje od odciętych ludzi. Krótkofalowcem zostać może każdy, kto ukończył 10 lat. Aby otrzymać pozwolenie radiowe (i związany z nim znak krótkofalarski) należy zdać egzamin w Urzędzie Komunikacji Elektronicznej. Nie jest on trudny, ale z pew-

nością wymaga kilku tygodni solidnych przygotowań. Jeszcze przed egzaminem warto odwiedzić Oddział Terenowy PZK przy ulicy Kordeckiego. Starsi stażem koledzy z pewnością podpowiedzą, jak przygotować się do egzaminu, wyjaśnią techniczne i prawne aspekty radiokomunikacji, nauczą krótkofalarskiego slangu lub doradzą w zakupie pierwszego radionadajnika. Zapraszamy na spotkania w każdą środę od godziny 18, ul. Augustyna Kordeckiego 66 73 (w slangu krótkofalowców „pozdrawiam”) Michał SP5MKL

Jak to porządku musimy pilnować „To jest placyk zabaw dla najmłodszych. Powstał rok temu z Budżetu Partycypacyjnego. Mieszkańcy wyprosili w imieniu swoich pociech, UD zgodził się, wszyscy przyklasnęli, projekt przeszedł głosowanie, pieniądze zostały wydane. Inwestycja odhaczona i zapomniana. Dzieci owszem są! Chcą się tu bawić, ale trawa i chwasty przewyższają niejedno z nich. Skoro Urząd Dzielnicy Praga Południe nie interesował się tym maleńkim terenem, lub nie ma funduszy na koszenie trawy, to może, w czynie społecznym, powinien dać dwulatkom sierpy, niech sobie własnymi rączkami wykoszą placyk zabaw.” pisała na facebooku w czerwcu Pani redaktor – Małgorzata Witak Na szczęście obyło się bez sierpów. Wspólna akcja Pani Małgosi oraz naszego drugiego redaktora Włodka Pawłowskiego przyniosła skutek. Pani redaktor nagłośniła sprawę w Internecie oraz na Portalu Warszawskim, a Pan Włodek zainterweniował w urzędzie. Skutek? Już następnego dnia po tej interwencji przyjechały służby miejskie, plac zabaw doprowadzono do porządku i jeszcze tego samego dnia bawiły się na nim dzieci. Wielka szkoda, że trzeba aż w ten sposób interweniować, by tak proste rzeczy zostały zrobione. Redakcja

Reklama ��������������������


Str. » 3

lipiec–sierpień 2018 » NR 7-8 (9-10)

Gadżet partycypacyjny w rękach burmistrzów Fakt, że budżet partycypacyjny w War- wejść każdy. Wiele takich projektów było szawie przeżywa kryzys, nie jest ni- wycofywanych tuż przed głosowaniem czym nowym dla mieszkańców, którzy z obawy przed reakcją rodziców. Projekod kilku lat obserwują jego efekty. Ist- ty plenerowe muszą z kolei uwzględniać nieje kilka hamulców, które uniemożli- biegnące pod ziemią instalacje miejskie wiają temu projektowi stać się prawdzi- i tereny chronione ze względu na miejwie obywatelskim. scową przyrodę. Składając projekt trzeBudżet partycypacyjny (BP) jest cy- ba zapoznać się z miejscowym planem klicznie promowany przez miasto jako zagospodarowania przestrzennego, któważne wydarzenie społeczne. Jego idea ry określa sposób wykorzystania terenu. jest prosta. Burmistrz wydziela 1-2% z bu- Trudności do pokonania jest więcej i nie dżetu dzielnicy na BP (niespełna 5 mln zł sposób ich wymienić w jednym artykule. na Pragę Południe) i rozpoczyna się pierw- Bywa, że projektodawcy dopiero w trakcie szy etap – zgłaszanie projektów. Każdy ma planowania zdają sobie sprawę, że szczeinny pomysł na swoją okolicę. Być może góły, np. odpowiednia ilość światła padabrakuje drzew, placu zabaw, wydarzenia jącego na teren placu zabaw, mogą zdedla młodych. Jako mieszkańcy znamy cydować o przyszłości projektu. Trzeba przecież najlepiej problemy własnej oko- być też świadomym, że to projektodawca licy. Dostajemy zatem narzędzie w postaci budżetu partycypacyjnego i możemy zacząć działać. Opracowujemy projekt, wykonujemy wstępny kosztorys, często niedoszacowany. Prawie normą jest, że projekt okazuje się dwa razy droższy, niż projektodawca zakładał. Oczywiście, nie ma to dużego znaczenia w przypadku budowy domków dla ptaków, ale są projekty, które ze stu trzeba poprawić na 200 tysięcy, jak nie więcej. Często zapomina się też o tym, że projekty generują dodatkowe koszty w kolejnych latach i należy je uwzględnić, np. sprzątanie, renowacja, koszty energii lub wody. Największym rozczarowaniem bywa jednak kwestia dysponenta terenu, zwłaszcza jeśli jest to spółdzielnia miesz- musi zająć się wszystkimi formalnościakaniowa. Są spółdzielnie, które współpra- mi. Etap weryfikacji powoduje, że połowa cują z BP, zezwalają na inwestycje i wie- projektów odpada ze względu na niedole na tym zyskują. Niestety jest to rzad- pilnowanie szczegółów. Miasto wykonakość, bo spółdzielnia woli nie mieć nic, ło postęp w tej kwestii, ponieważ wsparniż udostępnić teren innym. cie merytoryczne na tym etapie działa Dostępność to najważniejszy wyznacz- dość dobrze. Po dopuszczeniu projeknik, aby projekt przeszedł do etapu gło- tu do głosowania należy zebrać podpisowania. Wiele nieprzemyślanych po- sy mieszkańców. mysłów szkół upadło, ponieważ musiaGłosowanie jest przedostatnim etałyby zagwarantować ogólnodostępność pem. Można mieć genialny pomysł i przedo projektów finansowanych z BP. Do- grać w głosowaniu – wszystko zależy stępność oznacza bowiem, że na teren od mieszkańców i promocji własnego szkoły czy przedszkola powinien móc projektu. Głosowanie odbywa się w forReklama ���������������������������������������������������

mie papierowej i elektronicznej. Oczywiście elektroniczna forma jest prosta, dla osób korzystających z komputerów. Papierowa natomiast mało popularna, ponieważ nie ma informacji gdzie, kiedy, jak? Wraz z kilkoma osobami w czerwcu samorzutnie zorganizowaliśmy pomoc przy elektronicznym głosowaniu na projekty. Akcja, prowadzona w ramach rady osiedla, bardzo się udała. Nasze doświadczenie wskazuje, że istnieje potrzeba stworzenia takich miejsc np. w bibliotekach. Mogą one stać się punktami merytorycznego wsparcia dla mieszkańców. W trakcie głosowania natomiast pełniłyby funkcję punktów pomocy w przebrnięciu przez całą procedurę. To wprowadziłoby nową jakość i szersze uczestnictwo.

mają. Już na początku są więc oni na gorszej pozycji i muszą wykonać tytaniczną pracę, oraz włożyć nierzadko własne pieniądze w promocję, aby wyrównać szanse. Instytucje publiczne są też zachęcane przez burmistrzów do składania projektów. W ramach BP realizowane są wtedy podstawowe zadania dzielnicy, która w ten sposób łata dziury budżetowe. Im więcej takich projektów w dzielnicy, tym wyraźniej widać, że władze słabo sobie radzą z finansami. W mniejszym lub większym stopniu problem ten dotyczy każdej warszawskiej dzielnicy. Budżet partycypacyjny wykorzystywany jest do naprawy chodników, stawiania latarni czy ławeczek dla mieszkańców – najbardziej podstawowych zadań

Oczywiście, projekty zgłaszają nie tylko mieszkańcy, ale również instytucje publiczne. Jak się okazuje, takie projekty mogą być największym hamulcem i jednym z powodów słabnącego zainteresowania BP. Projekty bibliotek, klubów seniora i domów kultury skupiają się głównie na zakupie nowości, zabierając tym samym środki pieniężne projektom mieszkańców. Fundusze nie są workiem bez dna i w pewnym momencie się kończą. Takie instytucje powinny wnioskować do burmistrza dzielnicy o dofinansowanie, a nie czerpać z 1% przeznaczanego na pomysły mieszkańców. Taka sytuacja rodzi niezdrową atmosferę i nierówności już na starcie. Jakie szanse ma projekt zwykłego mieszkańca w starciu z projektem domu kultury? Istnieje ogromna przepaść w możliwości promowania projektów, a przecież one ze sobą konkurują. Instytucje publiczne posiadają na promocję szereg środków. Mogą bezpłatnie drukować ulotki, informować setki odwiedzających, promować się w internecie, na swoich oficjalnych stronach. Mieszkańcy takich możliwości nie

dzielnicy, które powinny być finansowane z pozostałych 99% budżetu. Dlaczego zatem burmistrzowie ochoczo wspierają projekty realizujące z BP podstawowe zadania dzielnic? Ponieważ każda władza chce pokazać, że jest proobywatelska, prospołeczna i demokratyczna. Skoro ludzie wybrali naprawę chodnika, to najlepiej cyknąć sobie kilka zdjęć i pochwalić się nimi przed wyborcami. W takiej formie budżet jest „gadżetem partycypacyjnym”(K. Bakalarski) w rękach burmistrzów, którzy wykorzystują go do autopromocji. My jako mieszkańcy musimy mieć tego świadomość i wspierać projekty obywatelskie, ponieważ idea partycypacji jest jak najbardziej słuszna. Mieszkańcy muszą mieć narzędzie do wpływania na rozwój miasta i czuć się partnerem dla władz dzielnicy. W końcu to nasze miasto, nasza dzielnica i nasze osiedle. Im większy nasz udział, tym większy nasz wpływ na wydawanie naszych przecież pieniędzy. Paweł Łokietek


Str. » 4

lipiec–sierpień 2018 » NR 7-8 (9-10)

A miało być tylko o budżecie… Kiedy przeglądałem projekty, zgłoszone do budżetu partycypacyjnego 2019, tytuł jednego z nich mnie zaintrygował: „Aktywny spacer z wózkami”. Tytuł tak enigmatyczny, dopuszczający różne, odbiegające od siebie, skojarzenia. Pierwszą była myśl, że jest to projekt skierowany do osób niepełnosprawnych. Okazało się jednak, że „targetem” w tym przypadku są młode mamy z dziećmi (swoją drogą – czemu nie i ojcowie?). Celem szczegółowym: „Zajęcia ruchowe na świeżym powietrzu przeznaczone dla mam z dziećmi w wózku. Aktywizacja ruchowa, wzmocnienie mięśni niezbędnych do opieki nad dzieckiem, odzyskanie formy sprzed ciąży. Integracja lokalnej społeczności młodych mam. Edukacja w zakresie zdrowia kobiety i opieki nad dzieckiem.” Postanowiłem poszukać i skontaktować się z autorką tego, jakże innego od pozostałych, projektu. Oczywiście, pomógł mi „wujek Google”. W wyszukiwarce hasło Agnieszka Dąbkowska pojawiało mi się wieloosobowo w kilku portalach, m.in. Linkedin, Facebook, Goldenline. Drążyłem głębiej, w końcu udało mi się zidentyfikować autorkę tego projektu, ba, dostałem nawet jej numer telefonu! Zadzwoniłem, poprosiłem o spotkanie w sprawie przybliżenia mi okoliczności narodzin pomysłu i szczegółów projektu. Umówiliśmy się w domu Pani Agnieszki… Drzwi otworzyła mi uśmiechnięta kobieta w wieku „40+” na wózku inwalidzkim, mówiąc: „Cześć, jestem Agnieszka. A Ty jak masz na imię?” Trochę zaniemówiłem, spodziewałem się jednej z „nawiedzonych prozdrowotnie” młodych matek. Uśmiechając się głupkowato, podążyłem za gospodynią. W głowie miałem galopadę myśli. Rozmowę zaczęła Agnieszka. Agnieszka: pewnie się zastanawiasz, dlaczego stara baba na wózku, z dorosłą już córką, zgłosiła projekt dla młodych matek? Włodek (zażenowany): no tak, myślałem, że jesteś zarówno autorką, jak i beneficjentką tego pomysłu. Co Cię skłoniło do zgłoszenia projektu skierowanego do osób tak różnych od Ciebie wiekiem i dlaczego na Pradze-Południe? A: A tu niespodzianka, ha, ha. Współpracuję w ramach działań Fundacji z dziewczyną, która zauważyła potrzeby młodych (w sensie czasu po porodzie) matek. Wszechobecny trend dbania o zdrowie i kondycję fizyczną dotyczy również „świeżo upieczonych mam”. Dziewczyny chcą wracać do formy i odzyskać sylwetkę po porodzie ale… są ciągle zajęte opieką nad dzieckiem – przewijanie, karmienie i tak w kółko. Często same nie maja czasu zjeść i się wyspać, a o czasie na ćwiczenia czy wyjście do klubu fitness by potrenować, nawet nie myślą. Dlatego powstała koncepcja, by codzienne spacery z dzieckiem, które odbywają się przecież z myślą o dobru dziecka, wykorzy-

stać w celu zadbania o zdrowie i kondycje mamy. I tak pojawiły się pierwsze zajęcia dla kilku mam. Podobają się one mamom i są zainteresowane takimi zajęciami. Okazało się jednak, że nie wszystkie mogą sobie pozwolić na płacenie za nie. Do tego mamy zgłaszały, że często brakuje im wiedzy na różne tematy związane z ich zdrowiem i opieką nad dzieckiem. Dlatego powstał pomysł by poszukać środków na organizacje zajęć ruchowych i cyklu spotkań edukacyjno-integracyjnych, by mogły z nich korzystać wszystkie zainteresowane mamy. A czemu wybrałam Pragę Południe? Jako fundacja mamy już w tym rejonie rozeznanie, gdzie można zorganizować aktywny spacer i spotkania. Poza tym, kiedy urodziłam córkę, mieszkałam tu jako młoda mama. W: w projekcie rozróżniasz dzieci zdrowe do dwóch lat i niepełnosprawne do lat sześciu. Przepraszam za niezręczność, ale czy ma to związek z Twoimi przypadłościami? A: Nie do końca. Owszem, jako osoba niepełnosprawna chcę dawać też dostęp do zajęć dla tej grupy dzieci. Ale prawda jest taka, że współpomysłodawczyni projektu pracuje z osobami niepełnosprawnymi i to ona uświadomiła mi potrzeby mam opiekujących się dzieckiem z niepełnosprawnością. Czemu takie rozróżnienie wiekowe? Prawidłowo rozwijające się dziecko, w momencie kiedy pokocha poruszanie się na własnych nóżkach, nie specjalnie jest zainteresowane siedzeniem w wózku i potrzebuje już większej interakcji w zajęciach, niż zwykłe wożenie na spacer – zajęcia nie będą dla niego atrakcją, a mama będzie się denerwowała, że dziecko chce biegać. Natomiast, jeśli chodzi o mamy wychowujące dziecko z niepełnosprawnością ruchową, wygląda to zupełnie inaczej – po pierwsze dziecko często dłużej lub trwale korzysta z wózka, by się poruszać. Po drugie, mama takiego dziecka tym bardziej nie ma czasu na myślenie o własnym zdrowiu, poświęca się dla dziecka całymi latami, często nie mając wsparcia i możli-

wości odpoczynku. Dopiero gdy dziecko osiąga wiek przedszkolny/szkolny, ona ma szansę na chwile dla siebie, wcześniej przecież opiekowała się dzieckiem przez całą dobę. Dlatego postanowiłyśmy dać tym mamom możliwość, by mogły wspomagać swoje zdrowie przez dłuższy czas, jednocześnie zajmując się dziećmi. W; czy możesz mi powiedzieć, jeśli nie będzie to zbyt osobiste pytanie, co się stało, że wylądowałaś na wózku? A: Życie się stało. Nieuwaga kierowcy jadącego za mną samochodu. Uderzenie w tył mojego. Jedna sekunda, która zmienia życie. Szarpnięcie, które uszkodziło mi kręgosłup na wysokości C3 do C7, po ludzku mówiąc popsuło się wszystko. Tetraplegia. Niedowład spastyczny czterokończynowy. Mój bezwzględny przeciwnik. W: niewiarygodne, jak sobie z tym poradziłaś psychicznie? A: To nie jest tak, że sobie „poradziłam” i mam już spokój. To jest wyzwanie każdego dnia, bo dni bywają lepsze, gorsze, albo całkiem do kitu, kiedy ciało żyje swoim życiem i jest to niewiarygodnie bolesne. To, że jest Fundacja, że trzeba coś robić, myśleć o innych, działać, jest swojego rodzaju terapią. Zajmuje myśli, zmusza do działania wbrew ograniczeniom i słabościom. W; k i l ka k rotnie wspomnia łaś o Fundacji. Możesz powiedzieć coś więcej? A: Ocz y w iście. W rok u 2014 powstała „Fundacja Zdrowie Jest Najważniejsze”, której jestem prezeską. Fundacja zajmuje się promocją zdrowia i ogólnie zdrowego trybu życia, w tym zdrowego odżywiania, pozytywnego myślenia, rozwijaniem i umacnianiem postaw nastawionych na aktywne spędzanie czasu, rehabilitacją zawodowo – społeczną osób po urazach, ze szczególnym uwzględnieniem osób niepełnosprawnych i przewlekle chorych. Chorym i niepełnosprawnym pomagamy w znalezieniu najlepszej drogi do specjalistycznej pomocy medycznej, prowadzimy rehabilitacyjne warsztaty terapii sztuką. Obecnie pracujemy też nad dużym projektem pozyskania środków na prowadzenie rehabilitacji w warunkach domowych dla osób ze spastycznością, w tym dla chorych po implantacji pompy baklofenowej. W: czy pomysł powołania tej fundacji wziął się z Twoich własnych przeżyć?


Str. » 5

lipiec–sierpień 2018 » NR 7-8 (9-10)

Przez wiele lat sama borykałaś się z potężnymi problemami. A: Zawsze uważałam, że jeżeli jestem wyżej, dalej, wiem więcej, to mam moralny obowiązek pomóc tym, którzy dopiero na tą ścieżkę wchodzą. Właśnie dlatego, że kiedyś borykałam się z wieloma problemami sama. Moja Fundacja ma dać każdemu taką pomoc, jakiej on potrzebuje; jednym trzeba pomóc w dotarciu do specjalistów, lekarzy, szpitali czy ośrodków, innym w ponownym włączeniu się w społeczeństwo. Potrzeby ludzi są tak różne jak ich schorzenia czy deficyty. W: obejrzałem na YouTube Twój film „coś się kończy coś się zaczyna”. Dla mnie jest to historia niesamowitej, zaciętej walki o powrót do życia. Jestem pod wielkim wrażeniem Twojego optymizmu, który udało Ci się zachować mimo tak ciężkiej, nieuleczalnej na dziś, choroby. Zadziwiła mnie też Twoja gotowość i chęć pomocy innym. A: Każdy, kto ma problem ze zdrowiem, stały bądź czasowy, jest w kręgu zainteresowania Fundacji, niezależnie od typu schorzenia. Poza tym, jak mówiłam wcześniej, robimy projekty dbające o zdrowie wszystkich, nie tylko niepełnosprawnych. W: już rozumiem zatem, skąd wziął się pomysł zgłoszenia do Budżetu Partycypacyjnego projektu skierowanego do młodych rodziców, bo chyba ojcowie też będą mogli wziąć udział w spacerach? A: Projekt skierowany jest do kobiet, które borykają się z różnymi problemami zdrowotnymi jako młode mamy. Nie zawsze obecność płci przeciwnej pozwala na swobodne dyskusje na temat bolących piersi, nietrzymania moczu czy obniżonych narządów rodnych. Chcemy by dziewczyny miały swobodę wypowiadania się i nie czuły się skrępowane obecnością mężczyzn. W projekcie są przecież przewidziane rozmowy z położną, fizjoterapeutą, seksuologiem czy psychologiem dotyczące min. depresji poporodowej, powrotu do życia seksualnego… Może następny projekt powstanie w wersji rodzinnej – swoja drogą ciekawa koncepcja – zawsze możemy stworzyć osobną grupę specjalnie dla tatusiów „Aktywny Spacer z Wózkiem – Ojciec z dzieckiem”. Tym razem wsparcie skierowane jest jednak do młodych mam. W: Agnieszko, wielkie dzięki za rozmowę i za to, że pozwoliłaś mi zrozumieć więcej. Mam nadzieję, że Twój projekt znajdzie się w grupie zwycięzców. A: Dziękuję. Zachęcam też do zerknięcia na internetową stronę fundacji www. fzjn.pl i na nasze kanały na Facebooku: Fundacja-Zdrowie-Jest-Najważniejsze i HAGterapia. Mam też nadzieję, że nie było to nasze pierwsze i zarazem ostatnie spotkanie. Włodek Pawłowski

Saska Kępa zamknięta dla mieszkańców

30 czerwca 2018 roku na Stadionie Narodowym gościła wspaniała para sceny muzycznej: gwiazda muzyki R’n’B Beyonce oraz gigant rapu Jay-Z. Stadion Narodowy to idealne miejsce na takie światowej klasy wydarzenia. I bardzo pięknie, jednak to, co zafundowała mieszkańcom Saskiej Kępy Policja, która miała zabezpieczać ruch drogowy w okolicach stadionu, przechodzi wszelkie dopuszczalne normy i zwyczajnie wydaje się bezprawnym działaniem. Jak przy prawie każdym koncercie, czy innym większym wydarzeniu na Stadionie Narodowym, zamykany dla ruchu jest most Poniatowskiego. Idą i wracają nim goście imprezy stadionowej. Jedyną dostępną dla mieszkańców dzielnicy drogą do domu przez Wisłę zostaje most Łazienkowski. Oczywiście, wszyscy mieszkańcy mają identyfikatory na szybie „SK”, uprawniające do poruszania się po dzielnicy podczas imprez masowych na Stadionie Narodowym. Okazuje się jednak, że to tylko teoria. Tego dnia około godziny 23.00, wiedząc że most Poniatowskiego będzie nieprzejezdny, wracałam z lewobrzeżnej Warszawy przez most Łazienkowski do domu przy ul. Walecznych. Korek zaczął się już na trasie Łazienkowskiej blisko ślimaków zjazdowych na Wał Miedzeszyński, z którego mieszkańcy tej okolicy skręcają w ul. Zwycięzców, aby się dostać do swoich mieszkań. Po zjechaniu ze ślimaka okazało się, że Policja blokuje dojazd nie tylko do Al. Waszyngtona, ale także do ul. Zwycięzców i, zawracając ruch na most Łazienkowski, każe jechać z powrotem na lewy brzeg!!! Kierowcy z identyfikatorami „SK” próbowali rozmawiać z Policją, żeby ta pozwoliła na dojazd do bocznej ulicy, z której dostaną się do swoich mieszkań. Niestety, Policja nie

zgadzała się na to twierdząc, że w ciągu godziny powinna odblokować ruch i wtedy umożliwi dojazd. Przypomnę, że była już prawie godzina 23.00 a godzina później to środek nocy. Policjanci nie zwracali uwagi na to, czy w samochodach mieszkańców były dzieci, czy do swojego domu nie jechała czasem kobieta w zaawansowanej ciąży. Bezwzględnie, niemiłym tonem, który nie przystoi funkcjonariuszom na służbie, odsyłali wszystkich za Wisłę na Mokotów i kazali wrócić później. Co stało na przeszkodzie, żeby puścić tych ludzi do domów, zgodnie z obietnicą miasta, że pojazdów z identyfikatorami nie obowiązuje zakaz wjazdu??? Wał Miedzeszyński był pusty, tylko most Poniatowskiego był pełen szczęśliwych ludzi wracających po koncercie. Jak można zabraniać ludziom dojazdu do własnych mieszkań i to w środku nocy???!!! Jeśli i Wy nie zostaliście kiedyś wpuszczeni przez służby, aby dojechać do swoich miejsc zamieszkania, napiszcie o tym do redakcji. Nie można pozwalać na takie traktowanie. Można zrozumieć zamknięcie mostu Poniatowskiego, który jest zlokalizowany blisko Stadionu Narodowego, trzeba też zaakceptować gigantyczne korki, które wtedy siłą rzeczy tworzą się wokół. Po co jednak wydawane są identyfikatory, skoro służby zabraniają mieszkańcom dojazdu do domów? Andżelika Walaszek-Pokora


Str. » 6

lipiec–sierpień 2018 » NR 7-8 (9-10)

Młodości! Dodaj mi skrzydła! Bo szkoła już mi obrzydła… Czy aby naprawdę szkoły obrzydły uczniom? Rozpoczynamy cykl felietonów o szkołach średnich w Naszej dzielnicy. A jest ich niemało: IV LO im. Adama Mickiewicza, LXXXIV LO im. Leopolda Okulickiego, XXXV LO im. Bolesława Prusa, XCIX LO im. Zbigniewa Herberta, XCVII LO im. Olimpijczyków Polskich, XIX LO im. Powstańców Warszawy, XLVII LO im Stanisława Wyspiańskiego, XXIII LO im. Marii Skłodowskiej Curie, Zespół Szkół nr 5 im. Stefana Kisielewskiego z CXI LO z oddziałami integracyjnymi, Zespół Szkół nr 37 im. Agnieszki Osieckiej z Technikum Łączności nr 1 im. Janusza Groszkowskiego i XCVI LO im. Agnieszki Osieckiej, Zespół Szkół Gastronomiczno-Hotelarskich z Technikum Gastronomicznym nr 1 i Technikum Spożywczo-Gastronomicznym im. Jana Pawła II, Technikum Chemiczne nr 3 im. prof. Józefa Zawadzkiego. Która z wymienionych szkół jest najstarsza? Która najlepsza w swojej kategorii? Subiektywnie zaczynam od mojej szkoły – Technikum Łączności. Szkoła ta powstała 97 lat temu pod nazwą Szkoła Techniczna. Po kilku przeprowadzkach, w 1932 roku Szkoła ulokowała się przy ul. Nowogrodzkiej, w obiektach obecnego CST TP SA, wcześniej znanego jako Główny Urząd Telekomunikacji Miejscowej i Zamiejscowej. Podczas II wojny szkoła nie przerwała działalności. Ciekawostką jest, że w zamachu na Frantza Kutscherę brało udział dwóch absolwentów szkoły. Po zakończeniu działań wojennych wznowiło działalność Państwowe Liceum Telekomunikacyjne. Początkowo przy Ratuszowej, potem przy Nowogrodzkiej, a od 1954, już jako Technikum Łączności nr 1 i ZSŁ – przy Poznańskiej (wtedy, z kierunkiem radiotechnik była dużą konkurencją dla popularnego Kasprzaka). W roku 1963 szkoła przeniosła się do nowego budynku na Saską Kępę, pod adres Al. Stanów Zjednoczonych 24, gdzie mieści się do dzisiaj, dzieląc budynek z Zespołem Szkół nr 37 im. Agnieszki Osieckiej. Od 2002 szkoła funkcjonuje jako część Zespółu Szkół nr 37 im. Agnieszki Osieckiej. Obecnie kształci uczniów w kierunkach: technik szerokopasmowej komunikacji elektronicznej, technik informatyk, technik teleinformatyk, technik telekomunikacji. Technikum ukończyło wiele znanych osób: Zbigniew Gęsicki „Juno” – żołnierz AK (batalion PARASOL), uczestnik akcji na Kutscherę, Bronisław Hellwig „Bruno” – żołnierz AK (batalion PARASOL), uczestnik wielu akcji zbrojnych m.in. na Kutscherę i na Stomma, Edmund Jankowski „Mundek” – żołnierz ZWZ i AK (pułk

BASZTA), uczestnik wielu walk. Aleksander Koprowski „Podgóra” – żołnierz AK (batalion PARASOL), uczestnik Powstania Warszawskiego, Eugeniusz Schielberg „Dietrich” – żołnierz ZWZ i AK (batalion PARASOL), uczestnik operacji bojowej „Bürkl” i „Koppe”, Jerzy Trechciński i Krzysztof Badźmirowski – profesorowie PW, autorzy podręczników. redaktorzy telewizyjni: Andrzej Kurek, znany z „Sondy”, Władysław Orłowski i Marek Pawłowicz, misjonarz Tomasz Urbański, śpiewacy: Leokadia Brudzińska i Antoni Kłopocki, aktor Grzegorz Gierak, plastyk Waldemar Kańczuga. Technikum, w latach swojej świetności, znane było również ze sportowych osiągnięć swoich uczniów i absolwentów. Najbardziej znanym jest Jacek Wszoła – mistrz olimpijski w skoku wzwyż w Montrealu(1976),srebrny medalista z Moskwy (1980), a także rekordzista świata w skoku wzwyż, Tomasz Jędrusik – uczestnik Olimpiad 1988 i 1996, mistrz świata juniorów w biegu na 400 m. z 1988, Kajetan Broniewski – zdobywca V miejsca w Seulu i brązowego medalu w Barcelonie (1992) w wioślarstwie, były wicemistrz świata w tej dyscyplinie, Stanisław Jaskułka -piąty skoczek w dal na Olimpiadzie w Moskwie, Je-

rzy Wieczorek – brązowy medalista juniorów na Mistrzostwach Europy w biegu na 100 i 200 m. z 1973, Romuald Giegiel – wielokrotny reprezentant naszego kraju, ustanowił rekord Polski na 110 m. przez płotki, zwycięzca halowych mistrzostw Europu w biegu na 60 m ppł 1984, Marcin Brzeziński – wioślarz, medalista mistrzostw Europy, Joanna Doncer – wicemistrzyni Europejskich Igrzysk Juniorów 1998 w biegu na 100 m ppł, Patrycja Zarembska – 1 m. na 60 m ppł – HMPJ 2007, 2 m. na 100 m ppł – MPJ 2007, Sławomir Niezgoda – 5 m. w rzucie oszczepem – MPJ 2007, Piotr Nowak, Kamil Nowiński, Maciej Łazarowicz, Andrzej Niewiadomski, Jarosław Rembek, Mirosław Rembek – hokej na lodzie, 3 m. na OOM 2006, Magdalena Dudek i Małgorzata Słumińska – siatkarki, aktualnie AZS-AWF Warszawa, 3 m. na MPJ 2007, Emilia Jaranowska i Natalia Sinkiewicz – łyżwiarstwo figurowe, medalistki MPJ 2006 i 2007, uczestniczki programu TV „Gwiazdy tańczą na lodzie”, Jacek Kołumbajew – badminton, klub AZS UW, wielokrotny medalista MPJ i MMP 2008-2011 w grze podwójnej i mieszanej, Przemysław Budek – podnoszenie ciężarów, klub UKS Impuls Warszawa, 2 m. na OOM 2010 w kat. do 105 kg,

3 m. na MPJ 2009 w kat. +94 kg, Michał Krokosz, Łukasz Bułanowski i Karol Szaniawski – hokej na lodzie, reprezentanci Polski, uczestnicy MŚJ 2008, 2010 i 2011. Szkołę skończyło też wielu znanych ludzi kultury, m. In.: Weronika Bochat – aktorka Teatru Roma,Adam Fidusiewicz – aktor w „Pustyni i w puszczy” oraz w serialu „Na Wspólnej”, Michał Głowacki – aktor scen warszawskich i studiów dubbingowych, Paulina Janczak – aktorka Teatru Roma „Upiór w operze”, Dorota Kacprzak – aktorka serialowa i prezenterka TVN, Justyna Kolenda – aktorka i tancerka, Anna Józefina Lubieniecka – aktorka Teatru Buffo, wokalistka zespołu Various Manx, Marta Moszczyńska – aktorka Teatru Buffo, wokalistka zespołu Piotra Rubika, Agnieszka Mrozińska – aktorka Teatru Roma, Zosia Nowakowska – aktorka Teatru Buffo, wokalistka zespołu Piotra Rubika, Ewa Prus – aktorka Teatru Roma „Upiór w operze”, wokalistka chórku Edyty Górniak, Krzysztof Rymszewicz – aktor Teatru Buffo „Romeo i Julia”, Sylwia Przetak – uczestniczka programu „Bitwa na głosy”, Paweł Pawka – lider zespołu Stop Mi!, debiutancka płyta „Meatamatyka”2010, Aleksandra Zawadzka – aktorka Teatru Buffo, Kasper Zborowski-Weychman – aktor Teatru Roma „Upiór w operze”, Marina Łuczenko – wokalistka. Gregorz Gierak – aktor. Absolwentem Technikum Łączności jest również Jerzy Mądry, znany działacz społeczny Grochowa – Centrum i Rady Seniorów Dzielnicy Praga Południe. Włodek Pawłowski


Str. » 7

lipiec–sierpień 2018 » NR 7-8 (9-10)

Dlaczego Warszawa przegrywa w rankingu inteligentnych miast?

Prezentowanie coraz to wymyślniejszych planów rozwoju Warszawy w okresie przedwyborczym staje się tradycją. Po strategii 2030 przyszła pora na przemienienie Warszawy w inteligentne miasto. Plan wydaje się dosyć ambitny. Inteligentne miasto (w języku angielskim – smart city) nie jest nową koncepcją. Funkcjonuje od kilku lat i aktualnie prowadzone są światowe rankingi miast, które można określić mianem „inteligentnych”. O tym, czy dane miasto można zakwalifikować do kategorii „smart city”, decyduje wiele czynników. Pod uwagę brane są między innymi: konkurencyjność ekonomiczna miasta, kapitał społeczny, ludzie, udział mieszkańców w procesach decyzyjnych miasta, transport, jakość życia, czy podejście do środowiska naturalnego. Czy Warszawa jest „smart”? Otóż okazuje się, że niekoniecznie. Wydawałoby się, że stolica dużego europejskiego kraju powinna przodować w tego typu rankingach. Jako jedyne miasto w Polsce wybudowała przecież metro. Posiada także liczne środki, w tym pieniądze na inwestycje. Jest też multimedialna, mieszkańcy mogą korzystać z cyfrowych aplikacji. Co kilka lat są tworzone nowe papierowe strategie rozwoju miasta. Mimo to Warszawa przegrywa z innymi polskimi miastami. Konkurs na najbardziej inteligentne polskie miasto wygrywa bowiem Rzeszów. Na liście 70 europejskich inteligentnych miast znalazły się również Białystok, Szczecin oraz Kielce. Dlaczego Warszawa nie jest „smart”? Należy się zgodzić ze stwierdzeniem, że o tym, czy dane miasto jest inteligentne. nie świadczy liczba aplikacji i gadżetów technologicznych, udostępnionych jego mieszkańcom. Oczywistym wydaje się, że wszelkie elektroniczne zabawki i aplikacje powinny być zintegrowane, by uła-

twiać mieszkańcom życie. Nie można jednak zapominać, że idea „smart city” nie ogranicza się tylko i wyłącznie do sfery technologicznej. Niestety, wygląda na to, że w przypadku Warszawy pomijane są elementy społeczne i środowiskowe, składające się na ideę inteligentnego miasta. Sama miejska informatyka i środowisko cyfrowe nie wystarczają w wyścigu do uzyskania tytułu inteligentnego miasta. Nie wystarczy również nowa kolorowa przedwyborcza strategia i opisane w niej deklaracje. Inteligencja technologiczna to nie wszystko … Przede wszystkim inteligentne miasto oprócz technologii stawia na ochronę środowiska i rozwój świadomości mieszkańców. W tym wypadku nie chodzi o aplikacje służące do komunikacji z mieszkańcami, czy zintegrowane systemy zarządzania środowiskiem. Smart city powinno realizować swoje zadania w świecie rzeczywistym, a nie wyłącznie w cyfrowym. Tymczasem warszawska rzeczywistość odbiega od kolorowych deklaracji. Należy bowiem przypomnieć, że stolica nadal nie jest w stanie poradzić sobie z wysokim poziomem zanieczyszczenia powietrza. W obszarze ochrony środowiska praktykowana jest niestety spychologia i przepychanki pomiędzy urzędami. Niestety, technologia przegrywa również w kategorii jakości życia. Nie można zapominać o trudnej sytuacji mieszkańców warszawskiej Pragi, którzy żyją pozbawieni dostępu do centralnego ogrzewania i toalet. Ze względu na bariery architektoniczne lekko nie mają także osoby starsze i niepełnosprawne. Nie można również mówić o budowaniu świadomości mieszkańców i poprawianiu dostępu do informacji w sytuacji, gdy brakuje planów zagospodarowania przestrzennego. Katarzyna M. Gorzkowska

Kosić, czy nie kosić? Oto jest pytanie Mam hopla na punkcie porządku. Ilekroć widzę gdzieś śmieci, czy innego rodzaju bałagan, to szybko się irytuję. A już szczególnie wnerwiają mnie „chaszcze”. Pod tym względem nasza okolica jest, niestety, przykładem wielu zaniedbań. Szczególnie dotyczy to trawy. W Warszawie mamy do czynienia z kilkoma rodzajami własności: państwa, miasta, spółdzielni/wspólnot, prywatnej. O ile nad własnym prywatnym terenem każdy właściciel powinien martwić się sam, to pozostałe są już w polu naszego zainteresowania. Spółdzielnie i wspólnoty z reguły koszą trawę dosyć regularnie i ja u siebie na Gocławiu szczególnych zastrzeżeń mieć nie mogę. Problem pojawia się z gruntami miejskimi i państwowymi, których w naszej dzielnicy jest zdecydowanie najwięcej. Prawda jest taka, że tej trawy najczęściej nikt nie kosi! Ponoć zasadą jest, że trawę kosi się dwa razy do roku. Natomiast z doświadczenia wiem, że np. Kanały Gocławski i Wystawowy, które należą do państwa, bywały koszone raz w roku albo wcale. I tam codziennością są chaszcze w ysokości metra i więcej. A kanałków spoza nich nie widać. W tym roku trawa na terenach miasta tak długo nie była koszona, że zawiązała kłosy i potem wyschła na wiór [np. okolice Bora-Komorowskiego i Skalskiego] niczym zboże, nic tylko brać sierpy, kosy i rżnąć. Niestety, przez całą wiosnę trwała susza, która zniszczyła trawniki, w całym mieście wszechobecny był smutny widok wyschniętych połaci trawy. Jaka pogoda będzie latem, gdy ten artykuł dotrze do Państwa, nie wiem. Miejmy nadzieję, że coś się poprawi i będzie jednak zielono. Gdy złośliwie się wypowiadałem na temat tej nieskoszonej trawy w mediach społecznościowych, to zaraz dostałem ostre odpowiedzi, które mnie zaskoczyły. Otóż okazuje się, że jest dużo ludzi, którzy są kompletnie przeciwni koszeniu trawy. Kiedy wszedłem w polemikę z nimi – takie argumenty przytoczyli: – Tworzą się łąki pełne kwiatów, gdzie owady mogą żyć przyjemnie.

– Przez suszę trawy wyschły na wiór, więc lepsze długie kłosy niż wykoszone, suche pola. – Koszenie trawy to chory wymysł i trzeba z tym skończyć [tego „argumentu”, podanego bez uzasadnienia, nie rozumiem wcale]. Jakby nie patrzeć, to dwa pierwsze argumenty są w miarę rzeczowe. Problem w tym, że niekoszona trawa szybko zarastała chwastami, np. rzepami, które w okolicach jeziorka Gocławskiego tworzyły „las”, duszący wszystko inne. Nie wspomnę o wątpliwych walorach estetycznych… A gdy w końcu trawę zaczęto tam kosić, to wróciła piękna łąka z kwiatuszkami. Drugi argument ma swoje racje, ale to zaniechanie koszenia trawy przyczynia się do jej wysychania. Mam działkę, na której trawę koszę regularnie i mimo, że jej nie podlewam, cały czas jest zielona. Bardzo blisko sprawy podlewania, bądź nie podlewania zieleni miejskiej, jest kwestia w ykorzystania wody przez miasto w ogóle. Znacie Państwo k u r t y ny wod ne, które miasto ins t a luj e c z a s a m i w upał, w różnych miejscach [np. nieda leko Mu zeu m Narodowego, czy przy pomniku Kopernika]. Wiem, było gorąco, ale moim zdaniem wylewano w kurtynach hektolitry wody, bezpowrotnie je marnując, zamiast podlewać, podlewać, podlewać…. Nie mówię, że trzeba dbać wyłącznie o trawę, ale również, a nawet przede wszystkim o drzewa. Sadzi się tyle młodych drzewek i kompletnie o nich zapomina! A potem wysychają i tylko sterczą smętne kikuty. Przecież ustawiając kurtyny można było pomyśleć o zamkniętym obiegu wody, albo o jej odprowadzeniu do zbiorników i wykorzystaniu do podlewania zieleni. Może moje poglądy na to, że miasto powinno zachowywać porządek, oszczędzać i należycie wydatkować wodę są głupie, może lepiej, gdy są zarośnięte łąki, ale zwyczajnie jako fan ogrodnictwa i porządku nie mogę patrzeć na panujący ogólnie bałagan. Michał Sawicki


Str. » 8

lipiec–sierpień 2018 » NR 7-8 (9-10)

Czytelnicy piszą, „Południk” odpowiada W ostatnim czasie zwrócili się do nas dwaj panowie i zasygnalizowali problemy na Gocławiu nieopodal skrzyżowania Nowaka-Jeziorańskiego i Rechniewskiego, oraz na Saskiej Kępie w rejonie Kubańskiej 6. 1 – Pan Tomasz Uliński zwrócił uwagę na uciążliwość strefy kibica, zorganizowanej przy Promenadzie przez urzędy kilku dzielnic, w tym naszej. „Staramy się przekonać organizatorów Strefy Kibica przy CH Promenada, z którą sąsiadujemy, żeby postarali się być jak najmniej uciążliwi dla mieszkańców naszego bloku (ponad 300 mieszkań). Na razie z mizernym skutkiem. Frekwencja jest mizerna, a hałas nie daje nam normalnie funkcjonować. Miesiąc to zdecydowanie za długi dystans na takie katusze […].” Mieszkaniec Gocławia zwraca również uwagę na kilka innych problemów: „ […] Fundamentalnym problemem w całej sytuacji jest dla mnie brak jakichkol-

wiek konsultacji z mieszkańcami na etapie planowania tej strefy kibica.[…] To też nas smuci, że prawo nie chroni dostatecznie obywateli i że tak łatwo można zorganizować tego typu imprezę pod czyimiś oknami, a ludzie zostają na łasce organizatorów, których interesy są z reguły sprzeczne z potrzebami. […]” Szanowny Panie Tomaszu, z informacji, uzyskanych przez redakcję wynika, że Strefa została utworzona zgodnie z przepisami. Ma Pan rację twierdząc, że organizatorzy powinni przestrzegać przepisów dotyczących norm hałasu, oraz ściszać nagłośnienie w przypadkach braku chętnych do oglądania rozgrywek. Mamy nadzieję, że władze dzielnicy z Pana korespondencji wyciągną odpowiednie wnioski mna przyszłość. 2 – Pan Stanisław Marszałkowski z Saskiej Kępy alarmuje, że rozpoczęto rozbiórkę garaży w rejonie Kubańskiej 6, a tablica informacyjna zawiera niepełne dane (brak numerów telefonów do kie-

Reklama ��������������������

rownika robót, inwestora czy nadzoru budowlanego. Przede wszystkim jednak budowa/rozbiórka utrudniła życie mieszkańcom: „ […] Do wczoraj były ogrodzone tylko garaże z przejściem wkoło bloku – od dzisiaj tzn.12/06/2018 zablokowano/zabudowano płytami blok: Kubańska 8 – i nie ma przejścia od zachodniej strony chodnikiem. Sąsiadka wczoraj w nocy chciała tam przejść i uderzyła sie w głowę, było ciemno, nikt nie wywiesił ogłoszenia, ze coś takiego będzie. […]” Szanowny Panie Stanisławie, dn. 27 czerwca przeprowadziliśmy wizję lokalną pod podanym adresem. Sprawę planowanej likwidacji przejścia do ul. Kubańskiej dla mieszkańców bloków Kubańska 8 i Saska 57a zgłaszamy do Urzędu Dzielnicy z żądaniem wyjaśnień w trybie dostępu do informacji publicznej. Niestety, zezwolenie na rozbiórkę nr 35/18 jest ważne. Redakcja

Bezdomny bohater 30 kwietnia każdego roku pod jednym z domów naszej dzielnicy pojawiają się kwiaty i znicze. Kultywowanie zwyczajów związanych ze śmiercią i miejscami pamięci pod prywatną nieruchomością mogłoby zszokować niezorientowanego przechodnia. Osobliwa tradycja nie dziwi jednak okolicznych mieszkańców, którzy rozumieją, dlaczego symbole życia i pamięci pojawiają się przy frontowym wejściu do starego domu. Dzieje się tak, ponieważ trzydziestego kwietnia 1950 roku w więzieniu w Rawiczu został zamordowany ostatni prawowity właściciel willi znajdującej się przy ul. Byczyńskiej 1 – Kazimierz Pużak. Sylwetki jednego z najsłynniejszych lokalnych działaczy PPS i roli jaką odegrał w historii przedstawiać w tym miejscu nie będziemy. Z pewnością może on stanowić źródło inspiracji dla kolejnych pokoleń Polaków. Mimo to warto zwrócić uwagę na sposób, w jaki czci się jego pamięć, lub pomija niewygodne fakty na ten temat. To, co przede wszystkim może i powinno oburzać, dotyczy sy-

tuacji prawnej nieruchomości, w której niegdyś mieszkał z rodziną. Znany budynek, wybudowany z prywatnych środków Pużaków, na którym znajduje się tablica pamiątkowa ku czci bohatera narodowego, pozostaje własnością miasta. Dom powstał ok. 1927 roku jako część tzw. Kolonii Praussa. Podobnie jak wszystkie inne stołeczne nieruchomości w latach 50’tych XX w. został przejęty przez władze Warszawy na podstawie Dekretu Bieruta. Od tamtego czasu budynek służy użytkownikom pięciu lokali komunalnych, którzy każdego miesiąca wpłacają miastu czynsze w wysokości od 26,80 zł. do 226,65 zł. za lokale socjalne. W dokumentacji urzędu miasta znajdują się wzmianki o prowadzonych na terenie posesji pracach takich jak: wykonanie przyłącza kanalizacyjnego, wymiana instalacji gazowej oraz częściowy remont dachu. Korespondencja przesłana przez Urząd Miasta Stołecznego Warszawy do Stowarzyszenia Kolonia Posłów i Senatorów PPS wskazuje również na to, że w najbliższych la-

Redaktor naczelny: Michał Sawicki michal.7.sawicki@gmail.com Wszelkie uwagi oraz propozycje współpracy proszę zgłaszać na adres redakcji: redakcja@poludnikpraski.pl Wydawca: IWOG Sp. z o.o. 03-315 Warszawa, ul. Budowlana 7/2 REGON: 365259873; NIP: 5242807387

Skład i łamanie:

biuro@v-arts.pl fb: visualartsolsztyn

tach, ze względu na nieuregulowany stan prawny nieruchomości, jakiekolwiek remonty nie są planowane. Tymczasem zabytek niszczeje, a o rozstrzygnięciu praw do posesji informacji brak. W ogrodzie zabytkowego domu po wojnie powstały budynki gospodarcze i stacja transformatorowa. Prawo do użytkowania wieczystego gruntu, na którym instalacja elektryczna się znajduje, zostało nabyte 5 grudnia 1990 roku przez „STOEN” Stołeczny Zakład Energetyczny SA. Według artykułu 21 Konstytucji: Rzeczpospolita chroni własność i prawo dziedziczenia. Artykuł ten dopuszcza możliwość wywłaszczenia majątku obywateli, ale tylko wówczas gdy jest to dokonywane na cele publiczne i skutkuje stosownym odszkodowaniem. Co się stało z przysługującym odszkodowaniem – nie wiadomo. Decyzją Mazowieckiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w stulecie odzyskania niepodległości, Kolonia Praussa znalazła się w rejestrze zabytków jako cenny zespół zabudowy, który niegdyś zamieszkiwały postaci historyczne. Może setne obchody odzyskania niepodległości są dobrą okazją, by konstytucyjne prawa obywateli Rzeczpospolitej wreszcie zostały uszanowane? Według Instytutu Pamięci Na-

rodowej proces rehabilitacyjny Kazimierza Pużaka został zakończony. Władze miasta Warszawy z kolei nawet nie chcą słyszeć o możliwości oddania przedwojennej nieruchomości jej prawowitym właścicielom. Stare powiedzenie mówi „I co po tytule, gdy pusto w szkatule?”. Kazimierz Pużak na brak odznaczeń lub dowodów pamięci i szacunku pod swym domem narzekać nie powinien. Szkoda, że w ten wyjątkowy dzień, mimo upływu lat i oficjalnych uroczystości, pozostaje on bohaterem bezdomnym. Jerzy S. Tarłowski Ogłoszenie ������������������

Do oddania w dobre ręce 4 małe kotki. Więcej informacji na portalu apragapoludnie.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.