• INFO EXPRESS • POCIĄG DO KULTURY • KOLEJ NA KSIĄŻKI • PRZEDZIAŁ KULINARNY • MOTORYZACJA •
GAZETA BEZPŁATNA - POWIAT PIASECZYŃSKI - LISTOPAD - NUMER 20/XI/2018 - ISSN 2544-185X
DWIE WIEŻE
Operatorzy telefonii komórkowej rywalizują ze sobą o klienta, na wielu płaszczyznach: oferty, zasięgu czy jakości świadczonych przez siebie usług. Dlatego w ostatnim czasie obserwujemy prawdziwy wysyp inwestycji dotyczących budowy nowych stacji bazowych. Na początku lipca 2018 r. firma Orange pochwaliła się, że posiada, aż 11 tysięcy stacji bazowych dla swoich klientów. Jest to o 40% więcej niż mamy w całej Polsce stacji benzynowych! A w tym konkretnym przypadku mówimy tylko o jednym z czterech głównych graczy na rynku telekomunikacyjnym w Polsce. W naszym kraju stale rośnie zapotrzebowanie na szybki internet w technologii LTE, czy też na dobry zasięg i dostępność telefonii komórkowej. Dlatego firmy telekomunikacyjne chcąc dalej zapewnić dobrą jakość świadczonych przez siebie usług, planują dalszą rozbudowę stacji bazowych. Na terenie gminy Lesznowola operatorzy chcą postawić dwie nowe wolnostojące wieże telekomunikacyjne ze stacjami bazowymi w miejscowościach: Wólka Kosowska i Stefanowo. Mieszkańcy protestują, bo wieże mają stanąć pośrodku wspomnianych miejscowości, ale także w niewielkiej odległości od zabudowy mieszkaniowej...
•• WÓLKA KOSOWSKA, STEFANOWO - Kamil Myszyński -
Zagrożenia piorunowe
- Uważamy, że w projekcie przedstawionym przez Inwestora nie ujęto lub ujęto marginalnie tematykę bezpieczeństwa, związaną z zagrożeniem życia i zdrowia oraz szkód w mieniu nieruchomym i ruchomym właścicieli okolicznych posesji w kontekście podwyższonego zagrożenia wyładowaniami atmosferycznymi, a związanego z lokalizacją powyższej inwestycji (konstrukcji) w planowanym miejscu, czyli pasie aktualnej zabudowy oraz zdawkowo uwzględniono w tym zakresie oddziaływania inwestycji na środowisko – w swoim piśmie protestacyjnym napisali przedstawiciele Stowarzyszenia Wólki Kosowskiej i Kosowa. Sprawę niebezpieczeństw dla mieszkańców rozwinął Pan Wiesław Sztyler przedstawiciel Stowarzyszenia i mieszkaniec Wól-
ki Kosowskiej: „Jeżeli weźmiemy pod uwagę obserwacje terenu Wólki Kosowskiej, to w tej miejscowości w ciągu ostatnich lat, często występowały wyładowania atmosferyczne i wypadki z tym związane. W tym ten najgroźniejszy, kiedy to piorun poraził dziecko, bawiące się tuż przy drzewie... Sam reanimowałem to dziecko, które było po udarze bocznym piorunowym. Takich sytuacji jest o wiele więcej... Wystarczy tutaj wspomnieć sytuację, kiedy piorun uderzył w budynek gospodarczy i spowodował pęknięcie ściany od szczytu po fundament... Tylko po tych dwóch wydarzeniach widzimy, że zagrożenia związane z wystąpieniem wyładowań atmosferycznych w Wólce Kosowskiej już istnieją... Mimo że zabudowa całej miejscowości jest dość wyrównana i nie ma w niej żadnej domi- 52-metrowa wieża pośród domów Wieża w Wólce Kosowskiej ma nanty. Taką dopiero będzie wieża, która stworzy dodatkowe zagrożenia pioruno- stanąć na prywatnej działce w niedalekiej we dla mieszkańców” - mówił Wiesław odległości od skrzyżowania ulic Nadrzecznej i Wesołej. Wspomniana działSztyler. -----REKLAMA-----
ka jest stosunkowo niewielka, ale co gorsze znajduje się w niewielkiej odległości od domów jednorodzinnych. Co wzbudza największe kontrowersje wokół tej inwestycji. /dalsza część str. 2/
2 - Wieża stanie w narożniku stosunkowo małej działki. Gdzie bok działki porównywalny jest z wysokością wieży. Działka jest ogrodzona metalowym płotem i siatką. Do niej przylega Stacja Uzdatniania Wody i sąsiedzi. Odległość od jednego ogrodzenia wynosi około 8 metrów, a od drugiego około 12 metrów. Zdaniem specjalistów, do których zwracaliśmy się o opinię w przedmiotowej sprawie. Zgodnie stwierdzili, że po uderzeniu pioruna w wieżę, w tych ogrodzeniach znajdujących się w sąsiedztwie konstrukcji, wytworzą się jakieś napięcia, wskutek rozpływu prądu... Dodatkowo w okolicy około 15-20 metrów od planowanej wieży znajduje się warsztat samochodowy, w którym na pewno są jakieś materiały łatwopalne. Po drugiej stronie w analogicznej odległości jest budynek Stacji Uzdatniania Wody. Piorun, który uderzy w wieżę, może spalić wszystkie urządzenia sterujące SUW-em. Takie zdarzenie miało już miejsce w warszawskim Aninie. Dwa lata temu piorun uderzył w drzewo i spalił wszystkie urządzenia sterujące warszawskim SUW-em – przypominał Wiesław Sztyler.
Propozycja mieszkańców – Kosów
Mieszkańcy Wólki Kosowskiej dość długo nie posiadali żadnej wiedzy o tym, że w ich najbliższym sąsiedztwie ma powstać 52-metrowa wieża telefonii komórkowej. Początkowo tę informację otrzymali tylko mieszkańcy, których nieruchomości znajdują się w odległości 200 metrów od planowanej konstrukcji. Reszta ludności dowiedziała się o inwestycji podczas Zebrania Wiejskiego Wólki Kosowskiej, które odbyło się na początku października. Wszyscy obecni na
zebraniu mieszkańcy podjęli jednogłośnie uchwałę oprotestowującą plany inwestora – firmy Play i zobowiązali przedstawiciela Stowarzyszenia Wólki Kosowskiej i Kosowa do wyrażenia w ich imieniu protestu. - Możemy zapewnić mieszkańców, że zrobimy wszystko, aby ta inwestycja nie doszła do skutku, w obecnej lokalizacji, czyli na działce przy ul. Nadrzecznej. Wskazaliśmy działkę w Kosowie przy ul. Łąkowej, która jest oddalona w znacznej odległości od zabudowań i mieszkańców. Wierzymy, że uda się odsunąć tę inwestycję od strefy zamieszkania ludzi – mówiła Edyta Skwierczyńska, członkini Stowarzyszenia Wólki Kosowskiej i Kosowa.
Apo drugiej stronie al. Krakowskiej...
- Niedawno dowiedzieliśmy się o tym, że bardzo podobna wieża ma powstać w Stefanowie. Nie znamy jeszcze dokładnych szczegółów, nie znamy tamtego projektu, w każdym razie jesteśmy w stałym kontakcie z naszymi sąsiadami ze Stefanowa – informowała Edyta Skwierczyńska. Za budowę wieży na działce Nr ew. 128/1, obręb ew. 0026 w Stefanowie ma odpowiadać firma EmiTel S.A. Mieszkańcy Stefanowa wzorem swoich sąsiadów z Wólki Kosowskiej, także protestują. - Wyrażamy swój społeczny sprzeciw przeciwko budowie wieży telekomunikacyjnej wraz ze stacją bazową w miejscowości Stefanowo – informował naszą redakcję, Tomasz Adamski, bezpośredni sąsiad planowanej inwestycji. Pan Tomasz zwraca uwagę, że wybór lokalizacji nowej wieży i stacji bazowej w Stefanowie jest błędny, ponieważ w najbliższym sąsiedztwie nowej wieży znajduje się nie tylko linia wysokiego napię-
cia, ale także Radiostacja Łazy. Jednak mieszkańcy Stefanowa najbardziej boją się nadmiernego promieniowania, które może powodować zmiany biologiczne, w tym zachorowania na nowotwory. - W Polsce ten temat jest przemilczany, ale za granicą jest o nim bardzo głośno... Bardzo dobrym przykładem na to jest jedno z brazylijskich badań, dzięki, któremu ustalono bezpośredni związek między zgonami mieszkańców na raka w Belo Horizonte a oddziaływaniem sieci komórkowej. Jak stwierdzono w toku przeprowadzonego badania, ponad 80% osób, które zachorowały na nowotwory, mieszkało zaledwie 500 metrów od masztów telefonii... - podkreślał Tomasz Adamski. Co ciekawe nowa wieża telekomunikacyjna w Stefanowie ma powstać w bardzo bliskim sąsiedztwie placu zabaw, który znajduje się po drugiej strony ul. Letniskowej... - Uważam, że żaden z rodzi-
SKAUCI EUROPY
ców nie chciałby, aby jego dziecko bawiło się w tak napromieniowanym falami elektromagnetycznymi miejscu... Takie nadajniki powinny być budowane z dala od zabudowy mieszkaniowej i placów zabaw dla dzieci – dodał p. Adamski.
Walka trwa
Mieszkańcy cały czas walczą i nie poddają się w swoich działaniach. W ciągu ostatniego miesiąca nie tylko informowali swoich najbliższych sąsiadów o planowanych inwestycjach, ale także zbierali podpisy pod listami protestacyjnymi, które skierowali do najważniejszych instytucji na terenie województwa mazowieckiego. Liczą także na samych inwestorów, którym na sercu powinno leżeć dobro lokalnej społeczności. Czy tak będzie? Czy inwestorzy wysłuchają mieszkańców? O tym przekonamy się wkrótce...
Stowarzyszenie Harcerstwa Katolickiego „Zawisza” Federacja Skautingu Europejskiego, bo tak brzmi pełna nazwa naszej organizacji, powstało w roku 1982, jednak w pełni nawiązuje do ponad wiekowej tradycji skautingu. Bazuje na myśli pedagogicznej Roberta Baden-Powella, dostosowanej do nauczania Kościoła Katolickiego przez jezuitę, Sługę Bożego o. Jacquesa Sevina.
•• POWIAT PIASECZYŃSKI - Jakub Rącz -
Skauting zmienia ludzi
zgłosić się do drużyny harcerskiej lub zostać przewodniczką, lub wędrownikiem i włączyć się w działania organizacyjne szczepu i kręgu to odpowiem wam jednoznacznie – oczywiście, że warto! Znam przypadki rodziców z Piaseczna, czy Góry Kalwarii, którzy wozili swoje dzieci na zbiórki na drugą stronę Wisły do Józefowa, czy do innych odległych miejscowości! Nie żałowali wysiłku, który musieli włożyć w dojazdy, bo widzieli rezultaty swojego poświęcenia dla dzieci. Skauting to nie tylko dodatkowe zajęcie, hobby, czy fajny sposób spędzania wolnego czasu przez dzieci i młodzież. Skauting to styl życia, a nade wszystko wielka przygoda. Bo jak pisał sam B-P: „skauting jest wielką grą uprawianą przez przyjaciół w służbie”. Zapraszamy do wspólnej przygody!
Głównym celem skautingu katolickiego jest rozwój dzieci i młodzieży na pięciu zasadniczych płaszczyznach: zdrowie i sprawność fizyczna, zmysł praktyczny, kształcenie charakteru, zmysł służby, życie religijne. Metody wychowania skautowego są zróżnicowane w zależności od wieku. Skauci Europy dzielą się na trzy gałęzie: wilczki (8-12 lat), harcerki i harcerze (12-17 lat), przewodniczki i wędrownicy (powyżej 17 lat). Jak pokazują liczne przykłady, skautem można zostać w każdym wieku i każdemu z pewnością wychodzi to na dobre. Honor, zaufanie, odpowiedzialność to wartości, które w sobie rozwijamy – nie w teorii, ale poprzez działanie... skauting naprawdę zmienia ludzi. Skauci Europy w Górze Kalwarii Jeśli zapytacie mnie, czy warto 1. Szczep Górskokalwaryjski bł. Piotra zapisać swoje dziecko do wilczków, czy Jerzego Frassatiego (Męski) działający
w parafii pw. Niepokalanego Poczęcia NMP ul. ks. Zygmunta Sajny 2, Góra Kalwaria Szczepowy: Damian Gucza, e-mail: damian@gucza.pl, tel. 691 760 347. 2. Szczep Górskokalwaryjski (Żeński) działający w parafii pw. Niepokalanego Poczęcia NMP ul. ks. Zygmunta Sajny 2, Góra Kalwaria Szczepowa: Monika Kasprzyk, e-mail: mokasprzyk@gmail.com, tel. 505 838 208.
Skauci Europy w Piasecznie
1 . Szczep Piaseczyński św. Tomasza z Akwinu (Męski) działający w parafii pw. św. Anny pl. Piłsudskiego 10, 05-500 Piaseczno Szczepowy: Bogusław Lewantowicz, e-mail: boguslaw.lewantowicz@gmail.com, tel. 601 543 895 Czekamy na rozwój szczepu żeńskiego :)
słania Ducha Świętego ul. Słoneczna 7/9, 05-500 Stara Iwiczna Szczepowy: Paweł Wronek, tel. 510 025 841. 2. Szczep Staroiwiczański bł. Bernardyny Marii Jabłońskiej (Żeński) działający Skauci Europy w Starej Iwicznej w parafii pw. Zesłania Ducha Świętego 1. Szczep Staroiwiczański św. Brata Al- ul. Słoneczna 7/9, Stara Iwiczna Drużyberta (Męski) działający w parafii pw. Ze- nowa: Marta Kowalska, tel. 609 871 999.
3
NOWY GOSPODARZ W RATUSZU
Stało się! Po ośmiu latach rządów stanowisko burmistrza miasta i gminy Góra Kalwaria utracił Dariusz Zieliński. Stało się to na skutek nie kilku głosów przewagi, ale zdecydowanego poparcia wicestarosty Arkadiusza Strzyżewskiego.
•• GÓRA KALWARIA
zmienić werdyktu mieszkańców. Nie udało się zdobyć poparcia tych kandydatów, którzy odpadli w pierwszej turze, ani zmoPanowie w walce o fotel bur- bilizować własnego elektoratu. mistrza starli się po raz trzeci. Poprzednie dwa głosowania wygrywał Dariusz Jakie zmiany czekają naszą gmiZieliński, który swoim spokojem i do- nę w najbliższym czasie? Przede wszystświadczeniem (sześć lat był zastępcą kim zmieni się część osób na najwyżp. Samborskiej) był w stanie przekonać szych stanowiskach. Zmienią się zastępmieszkańców, że będzie lepszym włoda- cy burmistrza, prawdopodobnie prezes rzem niż konkurent. ZGK, być może zapadnie decyzja o roszadach na stanowiskach kierowniczych Przyczyny porażki są dosyć ła- w UMiG. Próby większych zmian w satwe do ustalenia. Pierwszym problemem morządzie są niezwykle trudne do przeZielińskiego, był Zakład Gospodarki Ko- prowadzenia i wydaje się, że wręcz niemunalnej, a w istocie brak informowania prawdopodobne. Trudno bowiem sobie wyo awariach sieci wodociągowych. Bur- obrazić, aby Arkadiusz Strzyżewski chciał mistrz nie był w stanie wyegzekwować, iść na wojnę z całym urzędem. aby informacja o płukaniu sieci czy innych zdarzeniach pojawiała się na czas. Zadaniem wymagającym sporej Nawet w trakcie trwającej kampanii sa- zręczności politycznej będzie zdobycie morządowej mieszkańcy Baniochy zo- większości w radzie. Sytuacja jest ciekastali zaskoczeni lejącym się z rur błotem. wa, bo komitety: KWW Nowa Kalwaria Drugą z przyczyn wydaje się lekceważe- Arkadiusza Strzyżewskiego i KWW Ranie przeciwnika. Dariusz Zieliński przed zem dla Góry Danuty Rechni (w drugiej pierwszą turą w ogóle nie prowadził kam- turze poprała wicestarostę) mają dziepanii. Niestety, ale stanowisko burmi- więciu głosów w 21-osobowej radzie. Postrza nie należy się nikomu przez zasie- zostali radni reprezentują KWW Bezdzenie... Przeciwnikiem był zdetermino- partyjni burmistrz Dariusza Zielińskiego wany samorządowiec, młodszy o poko- i lokalne struktury Prawa i Sprawiedlilenie, sprawnie poruszający się w me- wości. Bez radnych PiS lub porozumiediach społecznościowych, czujący nastro- nia z konkurencją nie będzie można je społeczne i umiejący grać na emo- przegłosować żadnej uchwały, co może cjach wyborców. Nerwowe ruchy bur- sparaliżować prace urzędu. Miejmy namistrza Zielińskiego i spóźniona kampa- dzieję, że szybko uda się stworzyć stania przed drugą turą nie były w stanie już bilną koalicję, bo tylko ta gwarantuje, że - Paweł Uśniacki -
Listopad to czas, gdy można zbierać już przemrożone owoce jarząbu pospolitego (Sorbus aucuparia) potocznie zwanego jarzębiną i przygotować z nich własne przetwory – konfiturę do mięs, galaretkę do herbaty lub serów oraz jarzębiak czy rosolis (likier). Owoce jarzębiny od wieków cenione są za swe lecznicze właściwości - zawierają dużą dawkę naturalnych cukrów, kwasów organicznych i pektyn. W ich składzie znajduje się też dużo witaminy C, A, E, K i PP. Zarówno same owoce jak i zrobione z nich
przetwory mają głównie działanie moczopędne, przeciwbakteryjne i przeciwzapalne. Jadalne są także owoce jarząbu mącznego (S. aria), jarząbu domowego (S. domestica), jarząbu szwedzkiego (S. intermedia) i jarząbu brekinia (S. torminalis). Dziś nieco zapomniany jarzębiak był jedną z najbardziej popularnych, w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku, wódek owocowych produkowanych w Zielonej Górze - nagrodzoną znakiem jakości kl. „Q” i złotym medalem na Międzynarodowym Konku-
nasza gmina zacznie nadrabiać zaległości. kańców Góry Kalwarii np. poprawa funkcjonowania linii 742 czy budowa miejPoza opisanymi powyżej zmia- skiego monitoringu. Prawdziwe zmiany nami w perspektywie najbliższych dwóch czekają nas po dwóch latach, gdy nowa lat będą kończone projekty rozpoczęte władza w pełni zacznie realizować swojeszcze w kończącej się kadencji samo- ją wizję rozwoju naszej gminy. rządowej. Działanie urzędu nie może być przestawione z dnia na dzień, aby rozKredyt zaufania, jakim obdarzylipocząć realizację zupełnie nowych zadań śmy Arkadiusza Strzyżewskiego, jest bardzo inwestycyjnych. Rozpoczęte inwestycje duży, a oczekiwania mieszkańców są wprost trzeba zakończyć, uzyskane środki fi- proporcjonalne do udzielonego poparcia. nansowe z dofinansowań muszą zostać Miejmy nadzieję, że determinacja, która rozliczone. Miejmy nadzieję, że w pierw- towarzyszyła nowemu burmistrzowi w trakszym roku nowy burmistrz rozwiąże kil- cie kampanii wyborczej, nie opuści go ka problemów, które od lat trapią miesz- do ostatniego dnia urzędowania. rsie Jakości Monde Selection 1988 w Ate- biaku od 38 do 45%. Następnie pozostanach i eksportowaną nie tylko do krajów wić ciecz na 5-6 miesięcy w chłodnym europejskich, ale i na inne kontynenty, miejscu. Po tym czasie klarowną nalewnp. do Brazylii, Japonii czy Australii. Pro- kę ściągnąć znad osadu, wlewać do butedukowane z jarzębiny od XIX w. jarzę- lek i szczelnie zamknąć. biak izdebnicki i koniferynka obecnie są chlubą Gminy Lanckorona i znajdują się Jarzębina do mięs na małopolskiej Liście Produktów Lokalnych. • 0,5kg owoców jarzębiny, 0,5kg jabłek, łyżeczka imbiru, łyżeczka chili, 1-2 ząJarzębiak izdebnicki bki czosnku, 1 szkl. cukru, Przemrożone, a następnie podsu- • 100 g rodzynek. szone owoce jarzębiny należy zblanszoJarzębinę umyć, osączyć. Jabłka wać. Sparzone, osuszone owoce wsypać obrać, wyciąć gniazda nasienne, miąższ do naczynia, dodać rodzynki, figi lub pokroić w kostkę, dodać do jarzębiny. daktyle, a następnie zalać spirytusem o mo- 1/2-2/3 owoców i cały cukier włożyć do cy od 60 do 70%, tak aby wszystkie rondla. Dusić 1 i 1/2 godziny. Zdjąć z ognia, owoce były zanurzone w alkoholu. Szczel- gdy owoce są rozgotowane, lekko przenie zamknięte naczynie odstawić na 4 do studzić. Ciepłą masę przetrzeć przez sito. 6 tygodni. Po tym okresie zlać płyn, któ- Pozostałe na sicie skórki wyrzucić. Czory stanowił będzie I nalew. Pozostałe owo- snek obrać, posiekać. Rodzynki sparzyć, ce zalewać ponownie spirytusem o mocy opłukać. Pozostałą jarzębinę oraz jabłka 50% lub wódką zbożową i macerować wrzucić do przecieru, dodać czosnek, roprzez okres 2 do 4 tygodni. W ten sposób dzynki i przyprawy. Ponownie doprowaotrzymuje się nalew II. Owoce zalać wo- dzić do wrzenia, dusić 10 minut. Spródą, uzyskana w ten sposób ciecz stanowi bować czy jarzębina jest dość słodka. JeIII nalew. Można odcisnąć owoce w płó- śli trzeba, dosypać cukier, podgrzewać, ciennym woreczku i dodać uzyskany płyn by się rozpuścił. Słoiki umyć, wyparzyć, do poprzedniego nalewu lub pozostawić napełnić gorącą jarzębiną, zamknąć. Słodo sklarowania w osobnym naczyniu ja- iki odwrócić do góry dnem. Można też ko IV nalew. Wszystkie nalewy wymie- przez 10 minut je pasteryzować. Trzymać szać ze sobą, tak aby uzyskać moc jarzę- w chłodnym i ciemnym miejscu.
4
JESTEŚMY STĄD - AFEKT
Poznali się w gimnazjum, połączyło ich mocne rockowe brzmienie, a może to była prawdziwa miłość do muzyki? Jakub, Kuba, Patryk, Mateusz i Ignacy, są członkami zespołu rockowego — Afekt. W ostatnich dniach września wypuścili swoją EP-kę - „Rysy”, na którą złożyły się autorskie kawałki: „Nie jestem stąd”, „Podróż”, „Romeo i Julia” i „Bieg”. Z tej okazji postanowiliśmy się spotkać z chłopakami.
•• POCIĄG DO KULTURY - Kamil Myszyński -
Początek podróży
- Poznaliśmy się w gimnazjum, kiedy zostały ogłoszone przesłuchania do zespołu szkolnego – przypomniał tamte wydarzenia Patryk Zwierzyński. Wówczas na tych przesłuchaniach pojawiło się wielu chętnych, ale już wtedy Patryk wypatrzył Kubę Chojnackiego. Razem postanowili zrezygnować z zespołu szkolnego i zbudować własny – Uznaliśmy, że znajdziemy studio, salę prób, lub jakiś kąt, żeby tylko móc grać i ćwiczyć – wspominał Patryk. Kiedy ruszyły już pierwsze próby, to zespół zaczął się dynamicznie rozwijać. Do Afektu dołącza Mateusz Grzybicki – Mati uznał, że chce nauczyć się grać na basie. W tamtym czasie zawsze był jakoś blisko zespołu. Mieliśmy już naszą trójcę – mówił Patryk. Dzięki Matiemu skład powiększył się o jeszcze jednego członka zespołu — Arka (perkusistę). — Wtedy byliśmy takim „cover bandem”. Ale w pewnym momencie przyszła wielka odmiana, pojawił się wokal – dodał Patryk. Próbowali różnych wokalistów, a nawet wokalistki. Przez próby Afektu przewinęło się sporo osób. W końcu zdecydowali się i postawili na Jakuba Rutkowskiego – Na początku zacząłem grać z Patrykiem, jako duet akustyczny. Występowaliśmy na apelach szkolnych. Występowaliśmy także w Domu Kultury. Wtedy śpiewałem amatorsko dla zabawy. Nagle dostałem zaproszenie do zespołu. Było to dla mnie spore zaskoczenie, bo wtedy jeszcze nie czułem się na to gotowy. Ale stwierdziłem: „Czemu by nie spróbować?”. Początki były trudne… – wspominał Jakub. Pojawienie się w zespole wokalisty, zapoczątkowało okres dużych zmian. Zespół przenosi się do Kuźni Rocka w Piasecznie. A momentem przełomowym dla Afektu okazują się Warsztaty Rockowe Im Granie, które odbywają się w ursynowskim Domu Kultury Imielin. To podczas tych warsztatów do zespołu dołącza perkusista – Ignacy Zieliński. - Pamiętam tę ciekawą sytuację, bo było to w dniu koncertu. Warsztaty rockowe na Imielinie kończyły się dużym finałowym koncertem. Wtedy jeszcze nie znaliśmy się dobrze z Ignacym… Ignac był taki trochę nieśmiały, trochę schowanym chłopakiem. Ale my tak podbijamy do niego, przed i po koncercie, w końcu mówimy: „Ignac, czy chciałbyś grać z nami w zespole?”. A Ignac, na to: „No spoko”. W finałowym koncercie zagraliśmy po raz pierwszy w obecnym składzie: Patryk Zwierzyński – gitara, Jakub Chojnacki – gitara, Jakub Rutkowski — wokal, Mateusz Grzybicki — bas i Igna-
cy Zieliński — perkusja. To był nasz pierwszy wspólny wykon – wspominał Patryk. Po warsztatach zespół rozkręcił się na całego i rozpoczął występy na dużej muzycznej scenie. - W czerwcu mieliśmy nasz pierwszy duży koncert, który odbył się na piaseczyńskim Rynku. Dla nas to była taka wielka rzecz. No halo […]. Dla nas to była bardzo duża rzecz! Kiedy zeszliśmy ze sceny, tak cieszyliśmy się z tego, jakbyśmy zdobyli główną nagrodę na jakimś dużym festiwalu rockowym… - wspominał Patryk. Kolejnym przełomowym momentem dla Afektu, był występ na Hyde Parku. - Wtedy zagraliśmy naszą pierwszą piosenkę „Bieg”, która zresztą znalazła się na naszej pierwszej EP-ce – mówił Jakub.
Dla nas bardzo ważna osoba. To dla nie- różnych kawałków, to dał nam jeszcze go jest ta piosenka „Stróż” – tymi sło- bardzo dużo opowieści, o jego doświadTekściarzem w zespole jest Ja- wami, Jakub Rutkowski zapowiedział wy- czeniu, o tym, co przeżył. Widzieliśmy, kub Rutkowski, który często podczas stęp zespołu Afekt na koncercie „Garaż” jak ciężko pracuje, po wypadku choroprób zespołu, siada w rogu sali, tak, żeby w Konstancinie-Jeziornej. bowym, który zatrzymał jego karierę. nikt go nie słyszał. Wtedy zaczyna śpieW ten sposób pokazał nam, taką prawwać swoje losowe teksty, czasami kom- „Stróż” dziwą pasję i miłość do muzyki. I to był pletne bez znaczenia… - Przy procesie Usłysz teraz o kimś, kto mimo przeciwności. taki bezpośredni czynnik, który zainspitworzenia melodii i tekstu, mamy sporo Wytrwale prze do celui wierzywswe wartości. rował nas do napisania piosenki pt. „Stróż” – dobrej zabawy :). Bo, gdy chłopaki za- Naucza bardzo wielu, jak piękna jest mu- mówili zgodnie członkowie zespołu Afekt. czynają już sobie coś pogrywać, ułożona zyka i jak nią opowiadać. jest perkusja, jakieś riffy. Powstaje już Emocje wzięte z życia… Przyszłość i cele pierwsza zwrotka i refren. To ja wtedy sia- Ref. - Naszym głównym celem jest dam na końcu sali, w kącie. Tak, żeby Myślimy po co, komu Stróż? dobra zabawa. Chcemy czerpać radość, nikt inny nie słyszał mojego nucenia… Gdy wygrywamy z życiem już… z tego, co robimy i nadal realizować swoZaczynam śpiewać losowe rzeczy, kom- Wystarczą tylko chwila, dwie i błogość je pasje. Oczywiście chcielibyśmy wybić pletnie bez znaczenia. Mieszam przy tym życia skończy się… (...) się z naszą muzyką poza Piaseczno. Żeróżne języki i słowa. Czasami jakieś loby na ulicy rozpoznawali nas nieznajomi sowe głoski. Tak powstaje nasz kawałek - Ta piosenka, powstała, dzięki zainspi- ludzie, nasi fani. Żeby ktoś, kiedyś, – mówił o całym procesie twórczym, Ja- rowaniu się osobą, która uczyła nas mu- gdzieś w Polsce, zobaczył nasz plakat, kub. W taki sposób stworzyliśmy, ile zyki. To był Pan Piotr Maciak z Domu a na nim info o koncercie w jakimś klupiosenek? – pytał Patryk. Osiem, nie dzie- Kultury, nasz nauczyciel. Poza tym, że bie i pomyślał sobie… O Afekt, idźmy więć? No tak, w końcu jedną wywalili- uczyliśmy się u niego teorii, jak i grania na to! To byłoby super! śmy – śmiech. Zespół dalej grał po konJAN HARDY certach, zyskując coraz liczniejszą widowKażdy słyszał o Żołnierzach Wyklętych. W 2013 roku Jakub Kinię, aż w końcu zdecydowali się na wejście do studia i nagranie swoich pierw- juc uznał, że upamiętni bohaterów powstania antykomunistycznego, ryszych autorskich utworów. Tak powstała sując serię komiksową: „Jan Hardy – Żołnierz Wyklęty”. EP’ka: „Rysy”. - W drugim tygodniu lipKomiksowa historia o niezłomca weszliśmy do studia. To były trzy dni nym superbohaterze, którego moc pobardzo ciężkiej i intensywnej pracy. Ta- chodzi z wartości: „Bóg, Honor i Ojczyzna”, kiej pracy, której jeszcze w swoim mło- to część większego uniwersum, w skład dym życiu nie zaznaliśmy… Ale było którego wchodzą jeszcze serie: „Konstrukt” przy tym mnóstwo dobrej zabawy. Bę- i „Ognik”. W komiksach często przenodziemy mieli co wspominać, bo mamy simy się w czasie, zmienia się miejsce akz tego pamiątkowe nagranie — mówili cji, a odniesienia do innych odcinków zgodnie Jakub i Patryk. - Dzięki tym ka- sprawiają, że jest to komiks przeznaczowałkom, które opublikowaliśmy na na- ny dla młodzieży, nastolatków i dorosłych. szym kanale YouTube, będziemy chcieli Seria z Hardym jest specyficzna ze wzglęwynieść naszą rozpoznawalność i profe- du na tematykę, klimat lat 90-tych oraz sjonalizm na wyższy poziom. Chcemy ten na kreskę, którą autor tworzy świat. Warmateriał z EP-ki: „Rysy”, rozesłać do ra- to wspomnieć, że prace autora znajdą się diowej Trójki, do Antyradia. Dzięki tym roz- w leksykonie zawierającym prace 35 najgłośniom będzie można uzyskać szerszy lepszych polskich ilustratorów komiksowych. zasięg odbiorców, słuchaczy – dodał Patryk. Jeżeli chcielibyście zagłębić się w świat dynie za przesyłkę lub opłacając jeden Jana Hardego, to możecie zamówić serię z progów cenowych, aby wesprzeć wydaKawałek „Stróż” komiksów na stronie: www.janhardy.pl. nie kolejnych części. Więcej szczegó- Nasz przyjaciel, nauczyciel. Możecie wziąć je za darmo płacąc je- łów jest na stronie. (Paweł Smereczyński)
Własne piosenki, teksty
5
WSZYSTKO ZA K2
Oswald Rodrigo Pereira - Dziennikarz. Biegacz i biegowy bloger #wildfortherun, ultramaratończyk, triathlonista. Tłumacz i freelancer. Uczestnik Narodowej Zimowej Wyprawy na K2.
•• PAKISTAN, KARAKORUM, K2 - Kamil Myszyński -
Oswald byłeś na wyjątkowej wyprawie pod K2. Przez dwa miesiące poprzedzające ten wyjazd, ciężko trenowałeś w Polsce. Jak przygotowywałeś się do tej wyprawy? Decyzję, że mogę pojechać z wyprawą, otrzymałem w połowie grudnia. Już wtedy wiedziałem, że chcę wylecieć w połowie lutego, bo wtedy była realna szansa na atak szczytowy. Przede mną były dwa miesiące ciężkich przygotowań, które musiałem łączyć z normalną zawodową pracą. Chciałem maksymalnie wykorzystać ten czas, aby dobrze przygotować się pod względem kondycyjnym, fizycznym i logistycznym. Pierwsze, co zrobiłem, to doradziłem się swojego trenera biegowego, który mnie prowadzi – Piotra Hercoga. Czy w ogóle fizycznie i kondycyjnie jestem, w stanie dotrzeć do bazy pod K2? Czy nie będę miał żadnych problemów zdrowotnych? Trener powiedział, że mój poziom wytrenowania pozwala wierzyć, że na 5000 metrów w Karakorum, będę czuł się dobrze. Mimo wszystko zmieniliśmy plan treningowy. Zacząłem trenować i przygotowywać się pod ten wyjazd. W każdej wolnej chwili wyjeżdżałem w Tatry. Tam robiłem swój trening, wieczorem jechałem do Krakowa i trenowałem dalej w komorze hipoksyjnej, w której także spałem. Z samego rana pobudka i jeszcze jeden trening, a o godzinie 11 już musiałem być w Warszawie, w pracy. Miałem takie cykle, gdzie musiałem funkcjonować na 200%. Oprócz tych mikrocyklów trenowałem dalej biegi i spałem przez miesiąc w namiocie hipoksyjnym. Ten namiot rozłożyłem u siebie w mieszkaniu i po prostu codziennie szedłem do niego spać... To jest wyjątkowy namiot, który jest szczelny i poza nim ustawia się agregat, który generuje azot, zmniejszając zawartość tlenu w samym namiocie. Dzięki tej regulacji możemy idealnie dostosować wysokość, na której śpimy. Co parę dni zwiększałem sobie wysokość, co 300 metrów, także jadąc już do Pakistanu, spałem „teoretycznie” na wysokości 5000 metrów. Równolegle do treningów, musiałem szykować swój ekwipunek na wyjazd w Karakorum. Niestety nie miałem zbyt dużych środków finansowych na zakup potrzebnego sprzętu. Dlatego sporo rzeczy pożyczyłem, po to, aby zminimalizować wydatki. Oczywiście musiałem także przygotować sprzęt telewizyjny, tak aby móc codziennie relacjonować wydarzenia z wyprawy dla widzów Telewizji Polskiej. Trzeba było podjąć trudne decyzje, jaką kamerę ze sobą zabrać, jaki zestaw mikrofonów będzie dla mnie przydatny na miejscu, czym w końcu będę nagrywał materiały i rela-
cje z obozu pod K2? Na szczęście tutaj bardzo dużo podpowiedział mi Darek Załuski, który jest operatorem filmowym. Był z tą wyprawą, poznałem go dużo wcześniej, więc doradził mi, co warto zabrać w Karakorum.
A jak poradziłeś sobie z tak dużym ciężarem i obciążeniem, w drodze do polskiego obozu? Niestety miałem tylko jednego tragarza. Bo tak umówiłem się z firmą trekkingową, żeby zminimalizować koszty mojej wyprawy. Na miejscu w Pakistanie, okazało się, że muszę nieść na swoich plecach ekwipunek, który ważył 20 kg. To mnie w żaden sposób nie złamało, poradziłem sobie i dotarłem do polskiej bazy pod K2. Myślę, że jest to kwestia wytrenowania, psychiki, a może samego nastawienia, że jadę tam z jakimś zadaniem do zrealizowania. Miałem także świadomość, że nie będzie to łatwe zadanie, bo środowisko wspinaczy wysokogórskich nie jest w pełni otwarte na media. Mimo wszystko czułem, że właśnie tam chcę być. W polskiej bazie pod K2 miałeś możliwość obserwowania utytułowanych wspinaczy, którzy w swojej wieloletniej karierze zdobywali wiele wysokogórskich szczytów. Czy widziałeś w nich chęć zdobycia góry gór – K2? Bo z obozu docierały liczne sprzeczne sygnały... Ta wyprawa była trochę inna i odbiegała od tego idealnego wzorca opisanego w książkach. Dotarłem do obozu w newralgicznym i przełomowym momencie wyprawy... Do Polski musiał już wrócić Rafał Fronia, po tym, jak dostał kamieniem. W kraju był już też Jarosław Botor. Byliśmy dosłownie parę dni po tym, jak Adam Bielecki oberwał bardzo poważnie kamieniem. Do tego Denis Urubko wyszedł samodzielnie, aby zdobyć szczyt K2. Więc można powiedzieć, że zastałem... Tak, wrzało tam po prostu jak w ulu... Byłem mocno zaskoczony tą sytuacją, bo człowiek czyta w książkach o ludziach z pasją i miałem wrażenie, że wszyscy będą mówić tylko o ataku szczytowym... Niestety ta wyprawa miała ciągły dostęp do Internetu... Dlatego jej członkowie w żaden sposób nie kontrolowali przepływu informacji z obozu do Polski... Czasem w bazie pod K2, więcej mówiło się o przekazach medialnych i o tym, co czyta się i pisze w Polsce, niż o tym, jak zdobyć samą górę.. Wracając już do samego pytania, to spotkałem tam ludzi z krwi i kości, których dotykają codzienne zwykłe problemy. Dlatego uważam, że łączność ze światem mogła przeszkadzać. Jak rozmawiałem
z innymi utytułowanymi polskimi himalaistami, to mówili, że nie wyobrażają sobie codziennej bezpośredniej łączności ze światem, z Internetem. Mówią, że to niszczy, że marnujesz na to swoje emocje, siły. Pytanie: Czy gdyby nie byłoby Internetu, to czy ta wyprawa zdobyłaby szczyt? Myślę, że nie... Podobnie pytanie: Czy gdyby nie było akcji ratunkowej na Nanga Parbat, to czy zdobyliby szczyt? Uważam, że nie miało to żadnego wpływu, tak po prostu miało być... Myślę, że sporym problemem było to, że nie ustalono wcześniej z Denisem, co zrobi po 1 marca... Bo Denis nie krył się z tym, że dla niego zima w Karakorum kończy się z dniem 28 lutego. Uważam, że trzeba było wcześniej z nim ustalić, co zrobią wspólnie po dniu 1 marca... Czy Denis ma zostać dalej w bazie i pomagać w wejściu na szczyt, czy też ma wracać do Polski? Wiemy, że ostatecznie Denis Urubko zdecydował się na samotną próbę ataku szczytowego. Zresztą nieudaną próbę... Ta sytuacja pogorszyła i tak nie najlepsze morale w samym obozie. Pół roku po tej wyprawie jest dużo wniosków i rzeczy, które trzeba naprawić na przyszłość, jeśli następna wyprawa ma odbyć się w sposób pokojowy, bez zbędnych konfliktów, bez podziałów w samym zespole. Była też kwestia drogi, którą mieli zaatakować wierzchołek K2. Po wyprawie wszyscy zgodnie mówili, że została ona źle dobrana... Jak ktoś mnie pyta: Co tam zastałem? Zastałem tam małą społeczność ludzką, taką mikrospołeczność. Gdzie są podziały, gdzie nie wszyscy może lubią się. Gdzie nie każdy chciałby być parą szczytową. Pytanie: Co na to wpłynęło? Moim zdaniem kilka czynników. Po pierwsze może za dużo ambicji, może te podziały, które były w zespole. No i ten Internet... Dla mnie to była niesamowita przygoda, bo poznałem ludźmi, o których czytasz w książkach, których oglądasz w telewizji. A dzieliłem z nimi w bazie ten sam talerz, mogłem posłuchać wielu ciekawych historii związanych z poprzednimi wyprawami. Mogłem pograć w szachy z samym Krzysztofem Wielickim i porozmawiać, ot tak po prostu o życiu. Mimo wszystko uważam, że są to ludzie
z pasją i z wielką miłością do gór. Kiedy opowiadałeś o swojej wyprawie w Karakorum, to wspominałeś o niebezpieczeństwach, które czyhają w tych pięknych górach na wspinaczy, a nawet na miejscowych tragarzy. Jednemu z nich nawet pomogłeś... To było na trekkingu powrotnym. Była taka sytuacja, że jeden z tragarzy, którzy nam towarzyszyli w drodze powrotnej, dostał ślepoty śnieżnej. O takich rzeczach czytasz tylko w książkach... Dla mnie, to było zupełnie inne przeżycie... Bo na miejscu, to wszystko bardziej się przeżywa, jest to realne, te góry, śnieg i mróz. Idę i nagle widzę, że stoi jakiś tragarz, jakoś niezdarnie próbuje poprawić sobie coś przy oczach. W ogóle zachowywał się, jakby był pijany... Podszedłem do niego, a on zaczął pokazywać mi na jego oczy i krzyczeć. Po tym wywnioskowałem, że ma ślepotę śnieżną. Wiedziałem, że trzeba go po prostu doprowadzić do miejsca, gdzie są ludzie. W tym czasie dogonił mnie Piotrek Tomala, dał mu jakieś krople do oczu, środki przeciwbólowe. Przekazał mu także swoje okulary, żeby miał jakąś ochronę przed słońcem. Prowadziłem go dalej przez 14 km, nie wiem może z 5-6 godzin... Kiedy już docieraliśmy do momentu, gdzie był przewidziany odpoczynek, to byli tam także inni tragarze towarzyszący wyprawie. Niestety w ogóle nie zwracali uwagi na swojego kolegę, który potrzebował pomocy. Dla mnie ta cała sytuacja była bardzo smutna, ale może w Pakistanie nie mają takiej samej wrażliwości, którą my mamy w Polsce, w końcu jest to inna społeczność i kultura.
Piotr Trybalski WSZYSTKO ZA K2
6
LWOWSKI PTAK
Piotr Tymiński - urodzony w 1969 roku. Historyk z wykształcenia i zamiłowania, specjalista w dziedzinie mniejszości narodowych w Polsce. Jego twórczość przyświeca myśl przekazywania czytelnikom wiadomości z naszych dziejów w jak najbardziej przystępny sposób. Autor poczytnych powieści historycznych: „Wołyń, Bez litości”, „Przybysz” i „Lwowski ptak”.
•• KOLEJ NA KSIĄŻKI - Kamil Myszyński -
Panie Piotrze książka „Lwowski Ptak” dotycząca bohaterskiej obrony Lwowa. Główna Pana bohaterka jest niejako reprezentantką wszystkich młodych dziewczyn, które ruszyły w obronie polskiego Lwowa. Tak jest, 1 listopada 1918 roku, kiedy Polska dopiero miała się urodzić. Mieszkańcy Lwowa oczekiwali wówczas na przybycie przedstawicieli polskiej Komisji Likwidacyjnej z Krakowa, żeby właśnie ogłosić, że Lwów przynależy do Polski. Niestety w nocy z 31 października na 1 listopada, Ukraińcy zajęli we Lwowie najważniejsze budynki miasta, to oni mieli swoje wojska tam w mieście. Chociaż Polaków wówczas tam było więcej. Ponieważ 53% mieszkańcy Lwowa, to byli wyznawcy kościoła rzymskokatolickiego, około 35% mieszkańców było wyznania Moj żeszowego, a 11-12% to byli grekokatolicy, który zwano Rusinami, niektórzy z nich uważali się za Ukraińców, a niektórzy uważali się także za " gente Ruthenus natione Polonus", także w trakcie walk też to dało się zauważyć, że po stronie polskiej walczyli, również grekokatolicy, jak i wyznawcy wyznania Mojżeszowego, czyli Żydzi. Tutaj pojawia się postać Pułkownika Czesława Mączyńskiego, który po latach jest uznawany za obrońcę Lwowa. Jeden z oddziałów AK walczący w Powstaniu Warszawskim nosił imię Czesława Mączyńskiego. Tak jest oczywiście. Czesław Mączyński w 1918 roku był dowódca tajnej organizacji: Polskie Kadry Wojskowe, przynależącej do Narodowej Demokracji. Był ramieniem zbrojnym Narodowej Demokracji, tam we Lwowie. Natomiast Polska Organizacji Wojskowa, która była liczebnie większa, dowodził nią wówczas porucznik Ludwik de Laveaux była drugą, co do organizacji polskich podziemnych we Lwowie i jeszcze były kadry polskiego wojska organizowane z ramienia Rady Regencyjnej, tu komendantem placu był kapitan Kamiński, którego mianował na to stanowisko pułkownik Władysław Sikorski. W książce pokazuje Pan postać Antoniny, która walczy w obronie Lwowa. Zostaje ochotniczką, ale nie chce być sanitariuszką, chce walczyć na linii frontu. Tych dziewczyn było sporo, a Panu ta fikcyjna postać, posłużyła do pokazania bohaterskiej postawy wielu młodych mieszkańców Lwowa. Tak jest. Dziewcząt, które walczyły w szeregach polskich było bardzo dużo. Mu-
PIOTR TYMIŃSKI
simy to sobie uświadomić, to było tak naprawdę Powstanie. My dzisiaj mówimy, że jedyne zwycięskie Powstanie, tak naprawdę, to Powstanie Wielkopolskie. Ale to Powstanie Wielkopolskie wybuchło dopiero 27 grudnia 1918 roku, po tej sławnej przemowie Ignacego Paderewskiego z balkonu hotelu Bazar. Natomiast już ponad miesiąc wcześniej, właśnie 1 listopada polska młodzież poszła do kościołów rano na mszę, bo 1 listopada, to Wszystkich Świętych, a na cmentarze chodziło się 2-go. Poszli do kościoła i nagle okazało się, że na głównych budynkach powiewają niebiesko-żółte flagi. I wtedy młodzież się zbuntowała. Tak naprawdę były dwa punkty wówczas we Lwowie. Jeden w szkole im. Henryka Sienkiewicza, w której stacjonował zalążek można powiedzieć... batalion kadrowy kapitana Tatara-Trzaskowskiego, który z ramienia Kamińskiego i właśnie Władysława Sikorskiego organizował Wojsko Polskie, a drugi punkt to Dom Techników, czyli akademik można powiedzieć Politechniki, gdzie zbierali się chłopcy z POW i bardzo dużo właśnie młodzieży. Oni pierwsi sięgnęli po broń. Nie mieli jej, musieli ją zdobyć, to Ukraińcy posiadali broń, a oni musieli ją zdobyć i to było Powstanie. Wówczas młodzież zaczęła przyłączać się do tych dwóch punktów. Tam zmierzano w te dwa miejsca, żeby walczyć i ja postanowiłem sobie, że napisze jakąś książkę by uczcić właśnie to pierwsze Powstanie, które doprowadziło do tego, że o Lwowie w Polsce było głośno. Że nagle Polacy w Krakowie, w Warszawie dowiedzieli się po kilku dniach, że Lwów walczy o to, żeby być w Polsce. Dość realistycznie opisuje Pan sytuacje bojowe, każdą ulicę, każdy budynek. Na jakich materiałach źródłowych oparł się Pan pisząc tę książkę? Pierwsza rzecz to w zeszłym roku jak
szyński uważał... Zresztą nasz Grób Nieznanego Żołnierza jest powiązany również z Orlętami Lwowskim, bo jedno z nieznanych „Orląt”, które zginęło w obronie Lwowa, zostało tu przywiezione do Warszawy i w Grobie Nieznanego Żołnierza złożone, ku pamięci odzyskiwania przez nasz kraj niepodległości po 123 latach, ale Lwów odzyskał niepodległość po 146 latach... Bo jak pamiętamy w 1772 roku już Lwów trafił pod austriacką okupację już w pierwszym rozbiorze Polski. A jeżeli chodzi o cmentarz lwowski, to w 2015 roku wróciły na swoje miejsce lwy, na postumenty przed wejściem na cmentarz lwowski. Jednak radni ukraińscy zastanawiali się długo na tym, że one godzą w naród ukraiński. Dlatego zabili je dechami, jak ja to mówię. Ja poprosiłem wydawnictwo, żeby te lwy uwolnić i na skrzydełku książki, lwy te zostały uwolnione. Nie wiadomo jak z nimi będzie dalej. Ponieważ radni ukraińscy doszli do wniosku, że godzą one w niepodległość Ukrainy. I że należy się ich stamtąd pozbyć. Chciałem przeczytać taki fragment, à propos Ukraińców i nas Polaków jak postrzegamy miasto Lwów. Jeden z eseistów, ukraiński pisarz Jurij Andrychowicz w eseju pt. „Miasto Okręt” napisał: „ W ulicznych walkach 1918 roku we Lwowie, Polacy wygrali z Ukraińcami przede wszystkim dlatego, że było to ich miasto i to nie w jakimś abstrakcyjno-historycznym wymiarze, ale właśnie w wymiarze konkretnym, osobistym. To były ich bramy, podwórza, zaułki, to oni znali je na pamięć... Choćby dlatego, że właśnie tam umawiali się na pierwsze randki ze swoimi pannami”. Cieszy to, że niektórzy Ukraińcy pamiętają o historii, to powinno nas łączyć i powinniśmy wybierać takie rzeczy, które nas łączą, a nie starać się dzielić. Tę książkę właśnie po to napisałem, żebyśmy my Polacy mieli świadomość, że wtedy Lwów był miastem polskim i mieliśmy prawo do tego, żeby Lwów należał do Polski. I że właśnie te dzieci, ta młodzież doprowadziła do tego, że miasto to stało się jednym z ważnych miejsc w II RP. BęCzytając Pana książkę odnosi się wra- dące zresztą centrum kultury na wschodzie. żenie, że jest ona hołdem dla „Orląt Lwowskich”. Czy był Pan na polskim cmentarzu na Łyczakowie? Wspominał Pan też historię dwóch lwów, które są dość skrzętnie chowane przez Ukraińców. Byłem na cmentarzu „Orląt Lwowskich” w tym roku, w maju. Cmentarz robi wspaniałe wrażenie, co prawda zapewne wspanialsze wrażenie robił w dwudziestoleciu międzywojennym. Jak to o cmentarzu mówił Kornel Makuszyński: „ Na te groby powinni z daleka przychodzić pielgrzymi, by się uczyć miłości do Ojczyzny”. Bo tam na cmentarzu jest pochowane masę dzieci. Dlatego tak właśnie Kornel Makubyłem na cmentarzu bródnowskim zapalać lampki na grobach rodzinnych, to pomyślałem, że muszę napisać jakąś książkę, żeby uczcić 100-lecie niepodległości Polski. I tam byli Panowie zbierający właśnie jakieś datki na cmentarz „Orląt Lwowskich”. Wtedy uświadomiłem sobie, że tam przecież padły pierwsze strzały! Muszę o tym napisać. Dopiero wówczas zacząłem sobie przypominać, no jestem historykiem z wykształcenia, więc coś tam zawsze, jakąś tam wiedza była, gdzie szukać różnych informacji. Wspaniałe książki powstały w dwudziestoleciu międzywojennym, które bardzo dokładnie opisywały te wydarzenia. To były oczywiście wspomnienia dowódców z poszczególnych ośrodków, walki, jak również ze sztabu, także tutaj wspomnienia komendanta obrony Lwowa, którym właśnie był Czesław Mączyński. Wówczas kapitan, później został awansowany. Ale także duże wrażenie na mnie zrobiła nie duża książeczka pt. „Orlęta Lwowskie” Artura Schroedera, która przed wojną była publikowana w kilku językach. To są wspomnienia, a raczej jego opis różnych sytuacji, w których widział walczące dzieci, albo ktoś mu przekazał te informację. Ja czytając te książeczkę płakałem... i postanowiłem, że będzie ona, w pewnym sensie kanwą tej mojej pracy, tego mojego hołdu dla 109 dzieciaków, które zginęły w tych 22 dniach obrony Lwowa. Które oczywiście nie były końcem walk o polski Lwów, bo jak Pan wie przybywa 20 listopada wieczorem do Lwowa odsiecz pod dowództwem podpułkownika Tokarzewskiego-Karasiewicza. Natychmiast rozpoczęto atak, gdy oczywiście skończył się rozejm. We Lwowie wówczas udało się wyprzeć Ukraińców z miasta. To było 22 listopada 1 91 8 roku, a tak naprawdę miasto było oblężone przez oddziały Armii Galickiej do 22 maja 1919 roku. Natomiast moja książka koncentruje się na tych 22 dniach walki. Moja główna bohaterka Tośka uczestniczy w kilku ważnych punktach i w kilku ważnych chwilach tych walk.
7
KONSTANCIN W MOICH WSPOMNIENIACH Poznajmy bliżej Pułkownika Czesława Mączyńskiego.
•• STACJA HISTORIA - Barbara Żugajewicz-Kulińska -
Postać Pułkownika Mączyńskiego kojarzymy zwykle z Patronem Batalionu działającym w okresie okupacji i podczas Powstania Warszawskiego na naszym terenie. Kim był Pułkownik? Wiedzieli organizatorzy naszego Batalionu, a najlepiej nasz kolega „Miłosz” (prywatnie Mieczysław Szemelowski, urodzony w Stanisławowie) położonym niegdyś blisko Lwowa. Uzupełniając wiedze „Miłosza” sięgnęłam do historycznych książek i dowiedziałam się, że Czesław Mączyński urodził się w 1 881 roku w Kaszycach w powiecie jarosławskim. Na Uniwersytecie Lwowskim ukończył filologię polską. W 1918 roku organizował Polskie Kadry Wojskowe. Tego roku został Komendantem Obrony Lwowa. Brał udział w wojnie polsko-ukraińskiej. W latach (1919-1920) dowodził 2-gą Brygadą w Dywizji Litewsko-Białoruskiej. W 1922 roku uzyskał mandat poselski komisji wojskowej. W 1 929 r. przeniesiony został w stan spoczynku. Zmarł 15 lipca 1935 roku, we Lwowie. Spoczywa ze swoimi żołnierzami na Lwowskim Cmentarzu Łyczakowskim „Orląt Lwowskich”. W 25 rocznicę obrony Lwowa przed Ukraińcami nasz redaktor konspiracyjnej „Barykady” Adam Śliwiak „Skory” pisał: „Orlęta Lwowskie, ta gromada Lwowskich Orląt broniła miasto przed najazdem hajdamaków ukraińskich. Lwów, kresowa stolica Polski krwią swych najlepszych synów i córek pieczętowała swój nierozerwalny związek z Polską. Bohaterstwo Dzieci Polskich przeszło do historii, a Lwów pozo-
1918
stał w granicach Rzeczpospolitej". (Barykada numer 41 z 24 listopada 1944 roku).
Jedziemy do Lwowa
Rok 2000. Nasz klub w tym roku posiadał ok. 70-ciu członków. Głosując wyjazd do Lwowa, wszystkie ręce podniosły się ku górze. Jedziemy. Znalazłam biuro podróży. Biuro prowadził młody mężczyzna, oferował przejazd samochodem turystycznym, przewodnika, dwie noce w Hotelu, obecność z przewodnikiem na cmentarzu. Zwiedzanie Lwowa – z braku czasu – tylko z okien samochodu. Ze wszystkiego się wywiązał. Przed ostatnią z nim rozmową dodał, aby w miarę możliwości zabrać ze sobą cukierki, czekoladki, słodycze. Wyjechaliśmy z Jeziorny o 6-tej (rano). Droga przebiegła nam bez przeszkód Jelcz, który podróżowaliśmy, zapakowany 60 osobami, a bagażnik słodyczami. Późnym popołudniem byliśmy na miejscu. Kierowca zatrzymał się na skromnej ulicy. Na Hotelu nie było żadnego napisu. Duży, stary, skromny dom – kamienica. W momencie, kiedy kierowca zakończył jazdę – przed autokarem, a ściślej przed drzwiami ukazała się grupa bosych dzieciaków. Są wychudzone, w łachmanach. Każdy z nas trzyma przygotowane cukierki. Dzieci wołają „pani daj”, „pani daj” – wyciągają brudne chude dłonie. My dajemy i płaczemy. Hotelik skromny, ale czysty. Dwuosobowe pokoiki. Zjadamy to, co przywieźliśmy z Polski, śpimy pod ręcznie haftowaną, białą pościelą. Sprawdzam czy wszystko w porządku. Zmęczeni zasypiamy z widokiem wyciągniętych dłoni dzieci spragnionych cukierków.
Meldujemy się Panie Pułkowniku
Jest 20 maja 2000 roku. Jesteśmy we Lwowie. Jedziemy na Cmentarz Łyczakowski, aby oddać Hołd młodym obrońcom Lwowa i Ich Dowódcy Pułkownikowi Czesławomi Mączyńskiemu. Pogoda piękna. Na placu przed cmentarzem, tylko kilka kobiet z kwiatami. Czekają na nas. Kupujemy wszystkie kwiaty. Wyjmujemy z samochodu kilkadziesiąt zniczy. Przed nami wzgórze, w drzewach. Nic nie wskazuje, że to cmentarz. Jedynie piękna, stara brama prowadzi do celu. Idąc pod górę można zauważyć, że cmentarz jest jakby podzielony. Najbliżej bramy – nisko groby polskie. Piękne. Groby znaczących ludzi: malarzy, pisarzy, artystów, wojskowych. Groby marmurowe, z innych szlachetnych kamieni. Ręcznie rzeźbione. Arcydzieło. Robimy zdjęcia. Zostawiamy kwiaty.
PRZYGODY TEODORA rysuje Tadeusz Krotos
2018
-----REKLAMA-----
Idąc dalej, pod górę – groby ukraińskich bohaterów i cywili. Przed niektórymi grobami stoliki. Zaglądamy do nich. Butelki po alkoholu i resztki jedzenia + kubeczki do picia. Na szczycie, do którego zmierzamy – ogromny obszar płaszczyzny. Dużo zieleni, drzew. Widoczna panorama Lwowa i… stajemy wszyscy w milczeniu. Widok trudny do opisania. Może to pole białych lilii, może białych chryzantem, a może zlot białych gołębi – nie – to cmentarz usiany małymi grobkami „Orląt”, dzieci broniących naszego miasta Lwowa przed Ukraińcami (1918 r.). Na tym wzgórzu, tylko rośliny są kolorowe. Budynki, groby, grobowce – w bieli. Stojący przed grobkami dzieci, zwrócony do Nich grób Ich Dowódcy Czesława Mączyńskiego jest również z białego piaskowca. Palimy znicze. Kładziemy kwiaty. Naszemu Patronowi Mączyńskiemu śpiewamy Hymn Polski.
Składki na cmentarz
Wita nas Dyrektor Cmentarza. Przedstawiamy się i wpisujemy do księgi turystów. Dyrektor jest rozmowny, opisuje nam trudności utrzymania Cmentarza w takim jakim jest stanie. Dowiadujemy się, że miasto nie jest zainteresowane finansowaniem Cmentarza. Cmentarz jest finansowany ze składek Polonii Lwowskiej, darczyńców stałych i turystów. Zostawiamy przygotowane na ten cel pieniądze. W ciszy opuszczamy cmentarz. Do zwiedzania miasta brakuje nastroju.
8
WRAK RACE DLA NIEPODLEGŁEJ
Po dłuższej wakacyjnej przerwie do Mysiadła powrócił Mazowiecki Wrak Race. Była to 23. edycja, zorganizowana przez portal motoryzacyjny motopiaseczno.pl i grupę rajdową TVN Turbo Team. Organizatorzy postanowili uczcić 100-lecie odzyskania niepodległości przez Polskę specjalną edycją, okraszoną barwami narodowymi. Zachęcali uczestników do malowania swoich pojazdów w biało-czerwone barwy oraz dekorowania ich elementami nawiązującymi do historii Polski. Organizatorzy przed zawodami wręczyli zawodnikom również biało-czerwone koszulki.
•• AUTOMOBILKLUB - Łukasz Cabaj -
Składniki: • udźce z kurczaka – 6 szt. • papryka czerwona – 2 szt. • tymianek świeży siekany łyżka, • rozmaryn świeży siekany łyżka, • średnia cukinia – 1 szt. • czosnek – 2 ząbki, • olej rzepakowy – 2 łyżki, • słodka mielona papryka – 1 łyżeczka, • pikantna mielona papryka - 1 łyżeczka, • pieprz ziołowy pół łyżeczki, • sól łyżeczka. Marynata do warzyw: • 2 łyżki oleju rzepakowego, • 1 łyżka ziół prowansalskich lub dalmatyńskich, • 1 łyżka octu jabłkowego, • sól pieprz czarny do smaku.
•• TARTAZKREMEMLAWENDOWYM - Przemysław Michał Jagiełło -
Kruchy spód: • Mąka Krupczatka 300 g. • Żółtka 3 szt. • Cukier puder 1 łyżka. • Cukier waniliowy 1 łyżka. • Miękkie masło 150 g. • Szczypta soli. • Otarta skórka z 2 cytryn. Krem lawendowy: • Śmietanka 36% 400 ml. • Biała czekolada 300 g. • Masło 100 g. • Suszone kwiaty lawendy ok. ok 20 g. • Pół laski wanilii. W pierwszej kolejności zagniatamy kruche ciasto. Żółtka ucieramy z cukrem i cu-
Impreza została zorganizowana na dobrze wszystkim znanym — Torze Mysiadło. Pierwsi zawodnicy pojawili się tuż po godz. 6 rano, gdzie przygotowywali się w parku maszyn do zawodów. Pogoda zapowiadała się deszczowa, dlaFOTO: SILCO PHOTO tego jednym z ważniejszych elementów wyposażenia auta mogły okazać się spraw- riusz Szczęśniak, startujący Toyotą Starne działające wycieraczki przedniej szy- let, a klasę „madmax” zwyciężyli jadący Sposób przygotowania: Udźce myjemy i osuszamy pa- by i zapas płynu do spryskiwaczy. Kto Hondą Accord Paweł Gargała i Mariusz pierowym ręcznikiem. Sól, posiekany tymia- nie był wyposażony w te dwa elementy, Witkowski. Puchar Wójta Gminy Lesznowola trafił w ręce Piotra Kawki, jadąnek, rozmaryn, czosnek, paprykę, pieprz mógł zapomnieć o dobrej lokacie. cego Toyotą Cariną. ziołowy mieszamy razem z dwoma łyżZawody rozpoczęły się punktuPodczas zawodów organizatokami oleju i nacieramy powstałą pastą kurczaka. Odstawiamy na godzinę, aby alnie o godz. 10:00 biegiem kwalifika- rzy zafundowali dzieciakom zabawę w malnabrał aromatu. Na patelni rozgrzewamy cyjnym klasy SERIA. Była to najlicz- owanie wraków, które później trafiły na jedną łyżkę oleju i obsmażamy mięso niejsza grupa uczestników, wystartowało licytację. Oba auta zostały wylicytowane z obu stron na rumiano. Następnie prze- w niej bowiem blisko 70 aut. Większość łącznie za kwotę 1.300 zł, którą przekakładamy do naczynia żaroodpornego lub zawodników pomalowała swoje pojazdy zano na rzecz fundacji, która pomaga pozostawiamy na patelni układając po- w barwy narodowe, tak jak chcieli tego zbierać fundusze na operację i rehabilikrojone i zamarynowane warzywa. Ca- organizatorzy. W grupie tej znaleźli się tację Michałka z Nowej Woli. W zawołość wkładamy do nagrzanego piekarni- zawodnicy z „Teamu Pobiedziska”, któ- dach wzięło udział łącznie 100 załóg. Koka 180 stopni i pieczemy pod przykry- rzy swoje auta przywieźli TIR-em na lejne zawody planowane są jako edycja ciem około 40 min. Jeżeli pieczemy na naczepie, wszystkie wymalowane w bia- dedykowana Wielkiej Orkiestrze Świąpatelni możemy wierzch przykryć papie- ło-czerwone barwy, z flagami poprzy- tecznej Pomocy. Odbędą się w dniu rem do pieczenia namoczonym w wodzie. czepianymi do karoserii. Cała drużyna 13 stycznia 2019 roku. Zapisy rozpoczną Mięso wtedy nie będzie się przesuszało. został później wyróżniona za najefek- się już miesiąc wcześniej - 13 grudnia na towniejszą stylistykę. stronie: www.mazowieckiwrakrace.pl. krem waniliowym, następnie dodajemy maWYDAWCA - IWOG Sp z o.o., ul. sło, mąkę, sól oraz otartą skórkę ze spaW miarę startu kolejnych załóg Budowlana 7/2, 03-315 Warszawa. rzonych cytryn. Wszystkie składniki szyb- pogoda się pogarszała, na torze było coNIP. 524 280 73 87. ko zagniatamy na jednolitą masę, goto- raz więcej błota, co niektórzy uważali to ADRES REDAKCJI - ul. Marzeń 9, wym ciastem wykładamy wysmarowaną za atut, gdyż można było „latać bokami”. 05-552 Łazy, masłem formę do tarty (może być też tor- Wycieraczki i płyn do spryskiwaczy byNAKŁAD - 10.000, townica o śr. 26-28 cm). Wyłożoną cia- ły, tak jak przewidywaliśmy to wczeKONTAKT tel. 513-451-275, stem formę wkładamy do lodówki na ok. śniej, decydującym elementem w walce e.mail. redakcja@stacjapoludnie.info 1,5 godz. W tym czasie przygotowujemy o podium. I tak pierwsze miejsce w klaREDAKTOR NACZELNY krem lawendowy. Śmietankę, masło oraz sie „kobiet” zajęła Dorota Rynkiewicz Kamil Myszyński, ziarenka z laski wanilii umieszczamy z pilotką Anną Trzcińską, startujące ForSKŁAD I KOREKTA w rondelku z grubym dnem i stawiamy dem Escortem. Zwycięzcą w klasie Kamil Myszyński. na wolny ogień, gdy ciecz zacznie wrzeć, „seria” zostali Michał Karwicki i Mawsypujemy kwiaty lawendy (dostępne są -----WSPIERAMY----w sklepach zielarskich), cały czas mieszając, po dwóch minutach dodajemy pokruszoną czekoladę i mieszamy dalej, aż masa stanie się jednolita i aksamitna. Gdy krem już jest gotowy, zestawiamy z ognia do wystudzenia. Teraz nagrzewamy piekarnik do 180ºC, nakłuwamy widelcem schłodzone ciasto i wkładamy do nagrzanego pieca na ok. 20 min. Pieczemy spód do osiągnięcia złotego koloru (co jakiś czas nakłuwamy ciasto widelcem, aby się „nie podnosiło”)."Zezłocony", kruchy spód wyjmujemy z pieca, aby wystygł, na zimny spód wylewamy nasz lawendowy krem i wstawiamy do lodówki na ok. 4 godz., aż masa zastygnie.