HP_cover_listopad_Layout 1 11-11-23 21:27 Page 1
nr 11 (55) • listopad 2011 ISSN 1897-0958 cena 7 zł (w tym 5% VAT)
NASZ JEDYNAK W ASOBAL
DO LONDYNU PRZEZ SERBIĘ DOGRYWAŁ DO VAN BASTENA TRAGICZNA ŚMIERĆ SĘDZIÓW WYPRZEDAŻ MIEDZI
HP_cover_listopad_Layout 1 11-11-23 21:27 Page 2
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:46 Page 3
//Fleszem
HANDBALL POLSKA nr 11 // listopad 2011 Lanxess Arena w Kolonii
Kłopoty Egipcjanina Hassan Moustafa, prezes Międzynarodowej Federacji Piłki Ręcznej (IHF) od 2000 roku, jest podejrzewany o przyjęcie łapówki w wysokości 602 tysięcy euro przy okazji sprzedaży praw telewizyjnych na lata 2006-2009. Na wniosek niemieckiej prokuratury w Hamburgu sprawą zajęły się niemieckie i szwajcarskie organy ścigania, Szwajcarzy dokonali już kontroli w biurach IHF-u w Bazylei oraz w domu Moustafy w Rheinfelden.
Powrót megagwiazdy Jeden z najbardziej utytułowanych piłkarzy ręcznych świata Magnus Wislander wrócił do czynnego życia sportowego. Dwukrotny mistrz świata (prawie 1200 bramek w reprezentacji Szwecji), czterokrotny mistrz Europy, trzykrotny wicemistrz olimpijski, siedmiokrotny mistrz Niemiec z THW Kiel (prawie 1400 goli dla „Zebr”) w wieku 47 lat zdecydował się zawiesić swoją sportową emeryturę. Po sześciu latach przerwy trener RIK Redbergslids Goeteborg wystąpił przeciwko siódemce Hammarby w spotkaniu ligi szwedzkiej. Jego podopieczni wygrali to spotkanie 12 bramkami, a gwiazda światowego handballu zdobyła jedną z bramek.
Wygrał z rakiem! 29-letni Bjarte Myrhol, u którego w sierpniu wykryto raka jąder, wrócił już na parkiet. Reprezentant Norwegii oraz Rhein-Neckar Loewen zagrał w spotkaniu Lwów z Goeppingen. – To była dla mnie wielka sprawa. Cieszę się, że tak ciepło przyjęli mnie kibice, teraz znów z optymizmem patrzę w przyszłość – powiedział wracający do normalnego życia po dwóch chemioterapiach norweski obrotowy.
Podpisał i doznał urazu Marcus Ahlm przedłużył niedawno kontrakt do 2013 roku z wicemistrzami Niemiec, THW Kiel. Radość kapitana „Zebr”, który w Kiel zamierza zostać do końca kariery zmąciła kontuzja więzadła prawego kolana. Jeśli ta diagnoza potwierdzi się, to Ahlma czeka kilkumiesięczna przerwa w grze.
Kolonia do 2014 Co najmniej przez następne trzy lata turniej finałowy Ligi Mistrzów rozgrywany będzie na Lanxess Arenie w Kolonii. Tak zadecydowali działacze Europejskiej Federacji Piłki Ręcznej bardzo zadowoleni ze współpracy z Niemcami. Przypomnijmy, że taka formuła rozgrywania decydujących spotkań elitarnej Champions League swój początek miała w sezonie 2009/2010, a Kolonia była gospodarzem dwóch ostatnich edycji zawodów. Ubiegłoroczny finał pomiędzy Barceloną a Renovalią Ciudad Real (obecnie Atletico Madryt) oglądała rekordowa w europejskich pucharach liczba 19 750 widzów.
Hiszpania z Superpucharem Reprezentacja Hiszpanii po raz trzeci w historii zdobyła Superpuchar Świata. Podopieczni Valero Rivery w pokonanym polu zostawili reprezentacje Szwecji, Danii i Niemiec.Dania to grupowy rywal Polski w EHF Euro 2012. //Wyniki turnieju Niemcy – Dania 26:29 (14:13), Hiszpania – Szwecja 25:23 (14:10), Niemcy – Szwecja 22:25 (10:8), Hiszpania – Dania 29:26 (14:13), Dania – Szwecja 23:26 (10:13), Niemcy – Hiszpania 23:27 (9:11) 1. Hiszpania 3 6 81:72 2. Szwecja 3 4 74:70 3. Dania 3 2 78:81 4. Niemcy 3 0 71:81
Dymisje u pań W żeńskiej PGNiG Superlidze doszło ostatnio do kilku dymisji na ławkach szkoleniowych. U polkowickiego outsidera rozgrywek, Finepharmu, który do tej pory nie wywalczył nawet punktu, Mirosława Urama zastąpił doświadczony Adam Fedorowicz.Roszada szkoleniowa miała też miejsce w Szczecinie, gdzie funkcji trenera pierwszej drużyny Pogoń Baltica został pozbawiony Ryszard Czyż. Jego miejsce zajął Robert Nowakowski poprzednio pracujący z Piotrcovią, a siódemkę z Piotrkowa Trybunalskiego objął Stanisław Mijas.
3
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:46 Page 4
4
//SPIS TREŚCI 8
12
16
20 13 16
18
12
//Fleszem //Mariusz Jurkiewicz
24
//Bertus Servaas
28
//Liga Mistrzów
TROFEUM ZABRALI ROSJANIE
32
//Puchar Zdobywców Pucharów
//Reprezentacja Polski
33
ATLETICOS PRZEZ CAŁE ŻYCIE //Reprezentacja Polski
DO ANGLII PRZEZ SERBIĘ
16
//Reprezentacja Polski
2 0
//Liga Mistrzów
22
//Blażenko Lacković
CZAS ZDJĄĆ KLĄTWĘ
DO GWIAZD JESZCZE DALEKO PORA NA BYASEN TRAGICZNA ŚMIERĆ SĘDZIÓW
34
//Puchar EHF
36
//Challenge Cup
38
//Puchar Polski
30 MINUT OD ŚWIATA... PUCHAROWE ROZTERKI
TO NIC WIELKIEGO...
ROZCZAROWANIE W LUBLINIE PUCHAR NA CHRZCINY PUCHAR POLSKI
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:46 Page 5
HANDBALL POLSKA nr 11 // listopad 2011
28
Miód na polskie serca
B
racia Jurkiewiczowie nie poszli tropem braci Lijewskich, Jureckich. Wybrali dwie różne dyscypliny. Starszy Wojtek postawił na siatkówkę, w tej dyscyplinie zdobył reprezentacyjne szlify. Młodszy o pięć lat Mariusz zakochał się w piłce ręcznej. Dodajmy, że ze wzajemnością, bo ta odpłaciła mu się wspaniałymi sukcesami odniesionymi na największych imprezach świata.
M
ariusz jest naszym rodzynkiem na Półwyspie Iberyjskim. A dokładniej w Hiszpanii, jednej z dwóch najsilniejszych lig świata, ASOBAL. Tam występując od blisko 10 lat doczekał się splendorów o jakich wielu najlepszych handbalistów globu może jedynie pomarzyć. Był mistrzem i wicemistrzem Hiszpanii, zdobywcą Superpucharu, Pucharu Króla, Pucharu Ligi, finalistą elitarnej Champions League.
„K
aczka”, bo taką sympatyczną – choć ostatnio akurat różnie się kojarzącą – ksywkę nosi, jest przy tym niezwykle skromnym i ambitnym człowiekiem. Zawsze ma czas dla mediów. Zawsze stanie w mix zonie, nawet po największych klęskach, wpadkach, po których głos ściska gardło, gdy inni kadrowicze chyłkiem uciekają do szatni, nie chcąc narażać się na trudne pytania. Dlatego jest tak lubiany przez dziennikarzy, bo na „Kaczkę” po prostu można liczyć.
44 38
//Kwalifikacje ME i MŚ
39
//Handball Cup
40
//Miedź Legnica
42
//Śląsk Wrocław
WIADOMO Z KIM ZAGRAJĄ JUNIORZY I MŁODZIEŻÓWKI
HANDBALL CUP WYPRZEDAŻ W LEGNICY KREOWANIE MODY
44
//Ruch Chorzów
46
//NA KARTACH HISTORII
UKŁONY DLA „NIEBIESKICH” W DRODZE PO PIERWSZY MEDAL MISTRZOSTW ŚWIATA
J
est też niezwykle pracowitym kadrowiczem, co z kolei mógłby potwierdzić trener Bogdan Wenta, a przy tym człowiekiem od specjalnych zadań. Gdy trzeba pojawi się na obu rozegraniach, poprowadzi grę kolegów, stanie murem w obronie, będzie pierwszym biegającym do kontry. O takich zawodnikach marzą wszyscy trenerzy, choć ta wymienność funkcji często... przeszkadza w zdobyciu powołania, w dostaniu się do pierwszej siódemki. Pan Mariusz wie coś na ten temat...
W
arto więc poświęcić kilka minut na przeczytanie wywiadu z Mariuszem Jurkiewiczem, do czego gorąco namawiamy, który po mistrzostwach Europy w Austrii w 2010 roku tak wyraził się o biało-czerwonych sympatykach piłki ręcznej. – Polscy kibice to miód na nasze serca. Panie Mariuszu – i vice versa! Zbigniew Cieńciała
Wydawca: Związek Piłki Ręcznej w Polsce 02-819 Warszawa, ul. Puławska 300 tel.: +48 (22) 82 90 12, 892 90 13, faks: +48 (22) 892 90 11 www.zprp.pl, e-mail: handball@zprp.org.pl Prezes: Andrzej Kraśnicki Redaktor Naczelny: Marek Skorupski Nakład: 5000 egz. Opracowanie graficzne: Izabela Ciemny Przygotowanie do druku: Studio 63, s63@studio63.com.pl Druk: Drukarnia Edit, Warszawa
5
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 6
6
//Mariusz Jurkiewicz
ATLETICOS PRZEZ CAŁE ŻYCIE
MS w Szwecji nie były udane dla biało-czerwonych
Podczas meczów wyjazdowych spotykamy kibiców, którzy mają nasze koszulki i szaliki. Mówią, że są Atleticos przez całe życie. Bardzo się cieszą, że piłka ręczna wróciła do Madrytu. W Ciudad Real to był już upadający projekt – mówi Mariusz Jurkiewicz, jedyny nasz przedstawiciel w lidze ASOBAL. Jak to się stało, że dwaj bracia Jurkiewiczowie wybrali różne dyscypliny sportu? Tak bywa. Wojtek grał kiedyś w piłkę ręczną w podstawówce, ale potem przytrafiła mu się kontuzja i musiał odstawić sport na jakiś czas. Potem jak studiował w Legnicy, to zaczął trenować siatkówkę, najpierw na uczelni, później w Ikarze Legnica. Następnie przyszedł czas na grę w innych klubach i reprezentacji Polski. Czy od początku była między wami rywalizacja czy też raczej wspomagaliście się w szkole na podwórku? Między nami jest różnica pięciu lat. Gdyby ta różnica była mniejsza, to pewnie byłoby między nami więcej rywalizacji. On był zawsze starszym, większym bratem. Z przyczyn naturalnych trudno było mi się z nim mierzyć. Kto to powiedział: kibice to miód na nasze serca? To byłem ja, gdy wróciliśmy z Austrii po mistrzostwach Europy. Nie spodziewałem się, że to pojawi się w wikicytatach. To była dla nas miła niespodzianka. Długo notowaliśmy świetną passę, ale na końcu przegraliśmy walkę o medale. Przyjechaliśmy do kraju jak zbite psy, a tu na nas czekała niespodzianka. Nie spodziewaliśmy się tego. Gdyby był sukces, to powitanie na lotnisku byłoby czymś w miarę naturalnym. Nie liczyliśmy jednak, że po powrocie z „pustą szyją” kibice
mimo wszystko będą na nas czekali. To było bardzo sympatyczne i bardzo motywujące. Na turnieju w Gdyni jako kadrowicze spotkaliście się po blisko półrocznej przerwie? Poprzednie zgrupowanie kończyło sezon. Później rozjechaliśmy się na wakacje, a po powrocie rozpoczęły się przygotowania w klubach. Coś w pamięci nam zostało po tych meczach reprezentacji z czerwca. W Gdyni rozpoczęliśmy nowe przygotowania do kolejnej imprezy. Zresztą widać to po naszej grze. Zaczęliśmy grać w obronie 5-1. Zobaczymy jak nam to będzie wychodziło. Czy możemy na to postawić w spotkaniach o stawkę. Trener Bogdan Wenta chwalił pana za postawę podczas ostatniego zgrupowania. To miłe, że tak mówi. Postaram się nie zawieść jego zaufania i pracować jak do tej pory. Na jakim etapie są przenosimy pana klubu z Ciudad Real do Madrytu? Zmieniliśmy nazwę drużyny, gramy wszystkie mecze w Madrycie. Mieszkamy i trenujemy w Ciudad Real. To tylko 200 km od Madrytu. Pociąg tę trasę pokonuje w 50 minut. Gdy decydujemy się na ten środek komunikacji, to po półtorej godziny jazdy meldujemy się w hotelu. Jemy obiad, odpoczy-
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 7
HANDBALL POLSKA nr 11 // listopad 2011 wamy, pijemy jakąś kawkę i wieczorem gramy mecz. Z tego co wiem w przyszłym sezonie cała drużyna przenosi się do Madrytu, gdzie funkcjonuje już nowa siedziba klubu. Tak naprawdę nie mamy z tym problemu. Jedyną niedogodnością są podróże. Do tego człowiek też się może przyzwyczaić. A kibice z Ciudad Real? Jeżdżą do Madrytu? Jeździ z nami trochę ludzi z Ciudad Real. Głównie są to już jednak fani Atletico Madryt. Dodam tylko, że kibice tego klubu są w całej Hiszpanii. Jak jedziemy na mecze wyjazdowe to spotykamy kibiców, którzy mają nasze koszulki i szaliki. Mówią, że są Atleticos przez całe życie. Bardzo się cieszą, że piłka ręczna wróciła do Madrytu. Nie zapominamy o naszych sympatykach z Ciudad Real. Dla nich to było trudne – stracić nagle drużynę, którą wspomagali przez wiele lat. Sytuacja wymusiła jednak radykalne rozwiązania. W Ciudad Real to był już upadający projekt. Coraz mniej osób przychodziło na mecze. Ludzie wycofywali karnety. Woleli oglądać pojedyncze mecze, wychodząc z założenia, że i tak u siebie wygramy. A w Madrycie dużo kibiców zasiada na trybunach podczas meczów? Różnie z tym bywa. Zaczęło się we wrześniu od 12 tysięcy na Superpucharze. Frekwencja zależy od klasy rywala, godziny meczu i waha się od 1,5 do 5 tysięcy. Kręcą pana takie rekordy jak ten, który pobiliście w lidze ASOBAL? Z Academią Octavio zdobyliście w jednym meczu ponad pięćdziesiąt bramek (52:27 – przyp. red.). To może ma znaczenie dla kibiców. To nie było w planach. Założenia były takie, że mieliśmy biegać kontrę i grać szybki środek. Trzeba mieć też trochę szczęścia, bo wtedy praktycznie każdy rzut wpadał do bramki. W Lidze Mistrzów Atletico prowadzi w grupie B. Złożyły się na to wygrane nad Bjerringbro-Silkeborg, Fuesche Berlin i Veszpremem oraz remis z Czechowskimi Niedźwiedziami. Zwycięstwo 37:28 nad Veszpremem to był wasz dotychczasowy najlepszy mecz sezonu? Uważani jesteśmy za jednych z faworytów rozgrywek. To jeden z naszych celów, aby zająć pierwsze miejsce w grupie. To później ułatwia losowanie w dalszej fazie rozgrywek, łatwiejszy rywal, pierwszy mecz na wyjeździe. Mecz z Veszpremem był najbardziej kompletny. To był ten moment, gdy zaczęła się Liga Mistrzów i graliśmy już co trzy dni. Wówczas poszliśmy w górę z formą i z takim czuciem na boisku. Wszystkie te elementy naprawdę dobrze wyglądały. Może jedynie z Niedźwiedziami po 40 minutach nastąpiła dekoncentracja i potem ciężko było wrócić do gry. Kto z tej grupy oprócz Duńczyków ma najmniejsze szanse na awans? Silkeborg ma najtrudniejsze zadanie, gdyż ma zero punktów. W grupie nie ma meczu, gdzie można zdobyć pewne punkty. Kto drugi? Trudno jednoznacznie wskazać, gdyż zostało jeszcze kilka kolejek. Wiele się może zmienić.
Jak w tej stawce wypada Vive? Mają cztery punkty i są na miejscu wyjściowym. Dopiero pod koniec lutego przekonamy się jak skończy się rywalizacja
Turniej w Gdyni był ostatnim sprawdzianem w kraju przed ME w Serbii
//MARIUSZ JURKIEWICZ, PSEUDONIM „KACZKA”. Ur.: 03.02.1982 r. Wzrost/waga: 198/98. Kluby: Zagłębie Lubin (2001-2003), Ciudad Real (2003-2004), JD Arrate (2004-2009), Reyno de Navarra San Antonio Pampeluna (2009-2010), Ciudad Real/BM Atletico Madyt (2010-?). Sukcesy: mistrzostwo Hiszpanii (2004), wicemistrzostwo Hiszpanii (2011), Superpuchar Hiszpanii (2011), Puchar Króla (2011), Puchar Ligi (2003, 2010), finalista klubowych mistrzostw świata – Super Globe (2011), finalista Ligi Mistrzów (2011). młodzieżowe mistrzostwo Europy (2002), brązowy medal mistrzostw świata (2009). w grupie. Nawet my nie możemy być pewni, że zachowamy fotel lidera do ostatniego spotkania. Czekają nas ciężkie wyjazdy. Czy to będę pana pierwsze mecze przeciwko polskiemu klubowi? Jakiego przyjęcia pan się spodziewa w Kielcach? Zgadza się, to będzie pierwszy raz. Trudno mi powiedzieć jak mnie przywitają kibice Vive. Nic im nigdy złego nie zrobiłem. Buczenia raczej się nie spodziewam. To będzie ciekawe doświadczenie. Co uważa pan za swój dotychczasowy największy sukces? Tak naprawdę nie skupiam się na tym. Zawsze staram się, aby ten największy był jeszcze przede mną. Na podsumowywanie przyjdzie czas jak skończę karierę. Pana hobby to dobry film i książka oraz podróże. Czy jest na to czas? Na książkę zawsze, bo w ten sposób najszybciej mi mijają podróże na mecze. Ostatnio czytałem „Upadek gigantów” Kena Folleta. W klubie mamy też wskazany mało aktywny odpoczynek. Wtedy oglądam filmy. Zawodowych podróży nie liczę. Czasami mamy czas, aby zobaczyć miejsca, w których gramy. To jest miłe i ciekawe. Klasyczne podróże to tylko w wakacje z rodziną. W podróż życia dokąd chciałby pan zabrać najbliższych? Jest mi to obojętne. Wystarczy, że razem ze mną będzie rodzina. TEKST: Marek Skorupski FOTO: Marek Biczyk, Kuba Gucma
7
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 8
8
//Reprezentacja Polski
TROFEUM ZABRALI ROSJANIE
Orły Bogdana Wenty zajęły drugie miejsce w Turnieju o Puchar Gdyni. To był ostatni sprawdzian w kraju przed styczniowymi serbskimi mistrzostwami Europy.
Bartosz Jurecki miał trudne zadanie
W
turnieju w Gdyni udział wzięły oprócz Polski ekipy Austrii i Białorusi. W tym miejscu wielkie brawa należą się dla reprezentacji naszych wschodnich sąsiadów. Otóż pierwotnie w imprezie miał wystąpić Egipt. Federacja tego kraju niemal do ostatniej chwili potwierdzała udział w imprezie. Wreszcie przysłała e-maila „zagramy zespołem juniorów”. Władzom ZPRP nie pozostało nic innego jak grzecznie podziękować za taką ofertę. W ekspresowym tempie zaczęto szukać zastępstwa. Białorusini, przy wydatnej pomocy,
swego rodaka Kazika Kotlińskiego, zorganizowali przyjazd do Polski.
Zaczęli na „A” Nasz zespół w alfabetycznym porządku mierzył się z kolejnymi rywalami. Na początek poszła Austria. Był to debiut trenera Patrekura Johannessona. 39-letni Islandczyk kontynuuje tradycję zatrudniania przez austriacką federację młodych szkoleniowców ze Skandynawii. Przed nim pracował jego rodak Dagur Sigurdsson i Szwed Magnus Andersson. 243-krotny reprezentant Islandii –
podpisał 2-letni kontrakt – stworzył zespół jako swoistą mieszankę rutyny z młodością. Do weteranów Viktora Szilagyi’ego, Konrada Wilczyńskiego, Nikoli Marinovica i Patricka Foelsera dołączył kilku 18i 19-latków. Austriacy okazali się bardzo solidnym i wymagającym przeciwnikiem. Trener Wenta podenerwowany co chwila spoglądał w kierunku tablicy świetlnej. Informacje dochodzące stamtąd nie były jednak pomyślne. Po upływie kwadransa na boisku pojawili się dawno niewidziani w ka-
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 9
HANDBALL POLSKA nr 11 // listopad 2011 Byłem pozytywnie zaskoczony powołaniem. Fajnie jest grać dla reprezentacji Polski. To miłe, że sztab szkoleniowy kadry docenia to co się robi w klubie. Po raz ostatni wystąpiłem w zespole narodowym w marcu 2008 r.. Wówczas graliśmy ze Słowacją w Łodzi i w Warszawie Zbigniew Kwiatkowski
drze zawodnicy płockiej Wisły Zbigniew Kwiatkowski i Adam Wiśniewski. Ten kto sądził, że wygrana przyjdzie Polakom lekko, łatwo i przyjemnie, ten srogo się zawiódł. Stroną długo prowadzącą byli bowiem Austriacy. Do remisu w 50 min doprowadził Michał Jurecki. A jego brat, Bartosz, wyprowadził Polskę na prowadzenie. Po chwili znów był jednak kolejny remis. Dwie bramki z rzędu Bartłomieja Tomczaka przyczyniły się do oczekiwanego wyniku (26:24). Po chwili ponownie rezultat był nierozstrzygnięty. Ostatnie minuty to nieustający doping „Polska, Polska”. Uskrzydleni dopingiem biało-czerwoni wprost wyrwali rywalom zwycięstwo 29:27.
Z „B” też nie było spacerku W wyjściowym składzie meczu z Białorusią wystąpił Tomasz Rosiński. Była to nagroda za dobry występ przeciw Austrii. W drużynie Białorusi wystąpiło dwóch zawodników z PGNIG Superligi – bramkarz Warmii Olsztyn Kotliński i skrzydłowy POWEN-u Zabrze Aleksandr Buszkow. Spotkanie rozpoczęło się podobnie jak dzień wcześnie od... trzybramkowego prowadzenia rywali. Dopiero gol Rosińskiego odbloko-
wał konto Polaków. Z każdą minutą coraz pewniej bronił Piotr Wyszomirski. Drużyna przeciwna, prowadzona przez dobrze znanego kilku naszym kadrowiczom z czasów gry w Rhein Neckar Loewen trenera Iourija Chevtsova, długo nie składała broni. Na kwadrans przed końcem meczu wynik był remisowy (21:21). Po dynamicznych akcjach młodszego z braci Jureckich, Michała, i Bartłomieja Tomczaka, po stronie polskiej były o cztery trafienia więcej niż u rywali. Gromkie brawa otrzymał Malcher (miał słaby początek) po obronieniu dwóch kolejnych rzutów karnych egzekwowanych przez gracza Barcelony – Sierheia Rutenkę. Co ciekawe – w polskiej reprezentacji aż 12 zawodników, w tym debiutant Kamil Syprzak, zdobywało bramki. Końcowy wynik 28:22 dla Polski. O pierwszym miejscu w turnieju przesądzić miał mecz Polski z Rosją, która bez większych problemów wygrała swoje dwa pierwsze spotkania. Biało-czerwoni mieli stare porachunki ze „Sborną”. Dwa lata temu przegrali turniej w Poznaniu. Rosja to zespół oparty na zawodnikach Czechowskich Niedźwiedzi. – Niedawno z nimi graliśmy w Lidze Mi-
Grzegorz Tkaczyk strzów i szczęśliwie wygraliśmy. Mam nadzieję, że podczas tego turnieju też tak będzie – prognozował Grzegorz Tkaczyk. – Rosjanie stosują bardzo wysokie strefy. Z naszej strony będzie to wymagało dużego zaangażowania i dużo większej szybkości w grze. Ostatnim razem zagraliśmy z nimi zbyt otwarcie na taką strefę. Mam nadzieję, że tym razem znajdziemy na Rosjan jakiś sposób – zapowiadał trener Wenta.
9
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 10
10
//Reprezentacja Polski
Pozycja obu bramkarzy w kadrze jest nie zagrożona
Pięciu reprezentantów Polski zostało uhonorowanych za dużą liczbę rozegranych spotkań w barwach narodowych. Ponad 200 meczów ma już na koncie Najlepszy Piłkarz 2009 Roku, Sławomir Szmal. 100 i więcej spotkań rozegrali już Bartłomiej Jaszka, Krzysztof Lijewski, Michał Jurecki oraz Tomasz Tłuczyński (n/z).
Eduard Kokszarow odbiera trofeum za pierwsze miejsce
Grupa taneczna PROKOM
Biało-czerwoni do turnieju w Gdyni przygotowali się na obozie w Cetniewie. Zgrupowanie rozpoczęło specjalistyczne szkolenie dziewiątki bramkarzy, do której dołączyło 16 zawodników z pola. Był wśród nich ulubieniec polskich kibiców, Karol Bielecki, który wcześniej potwierdził udział w zajęciach. Kadrowicze po czterech dniach przenieśli się do trójmiejskiego, przepięknie położonego nad samym morzem, hotelu Nadmorski. Gdynia po raz drugim w tym roku gościła męską reprezentację Polski. Do „żelaznej” trójki bramkarzy: Sławomir Szmal, Piotr Wyszomirski i Adam Malcher dołączył Rafał Stachera. Nie dane mu było jeszcze zagrać, ale terminowanie na ławce drużyny w czasie oficjalnego meczu ma już zaliczone. – Chcemy stworzyć polską szkołę bramkarzy. Na razie będę uczestniczyć w nich jako zawodnik, ale nie ukrywam, że w przyszłości chciałbym się zająć szkoleniem młodzieży. Sprawia mi to wiele satysfakcji – podkreślił kapitan reprezentacji, Sławomir Szmal.
Krzysztof Lijewski
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 11
HANDBALL POLSKA nr 11 // listopad 2011
29:27 (12:12)
Sędziowali: Constatntin Din, Sorin-Laurentiu Dinu (Rumunia). Widzów: 2200.
28:22 (13:11)
Sędziowali: Constatin Din, Sorin-Laurentiu Dinu (obaj Rumunia). Widzów: 2300.
POLSKA: Szmal, Wyszomirski – Jaszka 2, K. Lijewski 2, Kuchczyński 2,
POLSKA: Wyszomirski, Malcher – Jaszka, K. Lijewski 2, Kuchczyński 2,
Tkaczyk, Tomczak 5, Bielecki 5, Wiśniewski 1, B. Jurecki 2, M. Jurecki 5, Tłuczyński, Jurkiewicz, Kwiatkowski 1, Rosiński 4, Zaremba, Orzechowski. Kary 4 min. Trener Bogdan WENTA.
Tkaczyk 2, Tomczak 1, Bielecki, Wiśniewski 3, B. Jureck 2, M. Jurecki 6, Tłuczyński 3, Jurkiewicz 2, Syprzak 1, Kwiatkowski, Rosiński 1, Zaremba 3, Orzechowski. Kary 8 min. Trener Bogdan WENTA.
AUSTRIA: Bauer, Marinovic, – A. Hermann, Folser 1, M. Hermann 3, Ziura 5,
BIAŁORUŚ: Kotliński, Charapenka – Brouka, Babiczew 6, Nikulenkau 1,
Schmid 1, Woss 6, Mayer, Posch, Wilczyński, Schlinger 7, Wagespreiter, Santos 4, Klopcic, Bielas. Kary 16 min. Trener Patrekur JOHANNESSON.
Kamyszyk, Pukowski 1, S. Rutenka 4, D. Rutenka 2, Baranau, Szylowicz 7, Nazura, Walyntsau, Buszkow, Tsitou 1. Kary 10 min. Trener Iouri CHEVTSOV.
29:29 (18:17)
Sędziowali: Constatin Din, Sorin-Laurentiu Dinu (obaj Rumunia). Widzów: 4000.
POLSKA: Wyszomirski, Malcher – Jaszka, K. Lijewski, Kuchczyński 1, Tkaczyk 4, Tomczak 1, Bielecki 2, Wiśniewski, B. Jurecki 4, M. Jurecki 5 , Tłuczyński 6, Kwiatkowski, Rosiński 4, Zaremba 1, Orzechowski 1. Kary 6 min. Trener Bogdan WENTA.
ROSJA: Grams, Bogdanow – Jerochin, Sziszkariew, Kowaliew 3, Czernoiwanow, Atman 4, Żytnikow, Rastworcew, Czipurin 3, Kokszarow, Szelmenko 2, Dibirov 2, Igropulo 9, Starych 5, Ivanov 1. Kary 10 min. Trener Vladimir MAXIMOV.
Historia lubi się powtarzać Kontuzje spowodowały, że do tej potyczki przystąpiliśmy osłabieni brakiem Szmala i Mariusza Jurkiewicza, a jeszcze w trakcie pierwszej połowy boisko musiał opuścić Krzysztof Lijewski. To był najlepszy mecz Polaków w turnieju, wspomaganych przez rzeszę czterech tysięcy kibiców. Wysokie tempo meczu ani na chwilę nie słabło. Przez wiele mi-
//Pozostałe wyniki turnieju Rosja – Białoruś 33:22 (17:10), Austria – Rosja 26:33 (14:20), Białoruś – Austria 28:31 (14:14). //Tabela 1. Rosja 2. Polska 3. Austria 4. Białoruś
nut stroną dyktującą warunki byli gospodarze. Na przeszkodzie w finałowych minutach stanął dobrze interweniujący Oleg Grams. Rosjanie zdobyli pięć bramek z rzędu i wyszli na prowadzenie 27:24. – Obie strony popełniły sporo błędów, bramki były puste, ale gole nie padały. Może wraz z trenerem Wentą powinniśmy wejść na boisko i pomóc zawodnikom? – żartował po meczu trener
3 3 3 3
5 5 2 0
95:77 86:78 84:90 72:92
Rosjan, Vladimir Maximov. Biało-czerwoni odrobili straty. Ostatnie słowo należało jednak do rywali. Andrei Starych pokazał wielką klasę i trafił na wagę remisu 29:29 i zwycięstwa Rosjan w turnieju. Historia się powtórzyła, gdyż w styczniu, również w Gdyni, ostatnie spotkanie turnieju zakończyło się podziałem punktów, z czego najbardziej zadowoleni byli Węgrzy. W sumie był to udany sprawdzian dla Polaków. Z podstawowego składu nie mógł się zaprezentować rekonwalescent Marcin Lijewski, który niedawno wrócił już do gry. W obronie zespół fragmentami grał 5-1, ale jak podkreślił nasz szkoleniowiec – podstawą defensywy będzie klasyczne 6-0. Podczas zajęć na zgrupowaniu i turnieju było widać wiele zapału do pracy kadrowiczów. Przed taką ważną imprezą, jaką są mistrzostwa Europy, będące kwalifikacjami olimpijskimi, to jest bardzo ważne. Pamiętajmy, że dla kilku naszych reprezentantów będzie to ostatnia szansa zdobycia medalu olimpijskiego. TEKST: Marek Skorupski
Patryk Kuchczyński
FOTO: Kuba Gucma, Marek Skorupski
11
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 12
12
//Reprezentacja Polski
DO ANGLII PRZEZ SERBIĘ
Jak pan ocenia grę kadrowiczów w turnieju o Puchar Gdyni? Bardzo ważnym sprawdzianem był ostatni mecz, decydujący o pierwszym miejscu w imprezie, z Rosją, finalistą EHF Euro2012? Ogólnie z meczu na mecz było coraz lepiej. Kulisy i oprawa zawodów spowodowały, że mój zespół przystąpił do gry bardzo skoncentrowany i nastawiony bojowo. To były nasze najlepsze zawody w turnieju. Była duża determinacja z obu stron. Pozytywem jest to, że w końcówce, grając z tak silnym zespołem, zdołaliśmy się podnieść i mieliśmy szansę na wygranie. Z przebiegu spotkania remis był sprawiedliwy. Zespół Rosji grał bardzo konsekwentnie. Trzeba być bardzo cierpliwym i agresywnie nastawionym, aby sprostać przeciwnikowi, gdyż ta drużyna solidnie pracuje na boisku i szuka dogodnej pozycji. Tego można im pozazdrościć.
W naszej bramce dobrze wypadł Piotr Wyszomirski. Oczywiście oprócz tych śmiesznych podań do kontry. To były jego dwa błędy. Reszta to bardzo pozytywny występ. Przy prowadzeniu Rosji trzema bramkami „wyciągnął” wynik. Adaś Malcher musi jeszcze solidnie popracować. Nie wykorzystuje swoich warunków fizycznych. W obronie znowu bardzo dobrym duchem okazał się Zbyszek Kwiatkowski, który bardzo solidnie pracuje. Dobrze zagrał Grzesiek Tkaczyk. U niektórych zawodników widać jeszcze brak zgrania. Ze skrzydłami trzeba trochę popracować, zwłaszcza z prawej strony. Musimy jeszcze szukać graczy na tę pozycję, bo każdy zespół, który będzie grał z nami ofensywnie, to będzie starał się to wykorzystać. Absencja Krzyśka Lijewskiego trochę złamała system naszego grania. Jego zmiennik nie był już takim wartościowym zawodnikiem. W obronie Mateusz Zaremba
stał solidnie, ale w ataku brakowało mu już szybkości. Wtedy zespół rosyjski postawił nam trudne warunki. Na samym końcu był jeszcze ich bramkarz, który odbijał trudne piłki. Podkreślę bardzo dobre zaangażowanie w obronie, to nasz krok do przodu. To ułatwiało bieganie do kontry. Nasz atak przeciwko Rosji zagrał trochę lepiej. Mniej też było błędów technicznych. Trochę bolało to, że musiałem wcześniej wziąć czas, a w finałowych 15-20 sekundach już nie mogłem skorzystać z takiej możliwości. Pozytywem było też to, że nie przegraliśmy chociaż wynik już nam „uciekał”, a w końcówce to my mogliśmy wygrać. Okazało się, że zespół Rosji wcale nie jest taki straszny. Rosja to bardzo zgrany, silny zespół oparty głównie na graczach ligi rosyjskiej. Dobrym uzupełnieniem
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 13
HANDBALL POLSKA nr 11 // listopad 2011
Myślenie o Londynie jest fajnym snem. Można go zrealizować, jeżeli wszystko dobrze będzie funkcjonowało na mistrzostwach Europy w Serbii. W kadrze jest wielu zawodników, którzy ze sztabem szkoleniowym chcą olimpijską historię jeszcze raz przeżyć. Na razie droga do niej jest bardzo długa – uważa selekcjoner Bogdan Wenty, który 19 listopada br. skończył 50 lat.
Panie trenerze dziękujemy za wspaniałe chwile związane ze zdobyciem przez reprezentację Polski srebrnego i brązowego medalu mistrzostw świata. To dzięki prowadzonej przez pana drużynie ponownie mogliśmy przeżywać emocje związane z występem polskich piłkarzy w turnieju olimpijskim. Życzymy co najmniej kolejnej pięćdziesiątki w dobry zdrowiu no i czekamy na kolejne sukcesy. Redakcja Handball Polska
jest Konstantin Igropulo z Barcelony. Proszę pamiętać, że przed turniejem zdążyliśmy przeprowadzić tylko kilka treningów. U niektórych zawodników, zwłaszcza tych po kontuzjach, było widać brak timingu. To powoduje, że w newralgicznych momentach meczów pojawiała się niedokładność w grze. Styczeń będzie dla nas gorącym miesiącem przygotowań. Ten czas trzeba głównie wykorzystać na powtórki naszego systemu grania.
To drugi udany turniej w Gdyni w tym roku. Na trybunach dobrze bawiła się publiczność. Dobitnie to świadczy, że polscy kibice łakną wielkiego turnieju. Nasza publiczność, podobnie jak w siatkówce, dobrze się bawi. Podczas hymnu obcego zespołu rozlegają się oklaski. Zbyt długo jestem w sporcie, aby pewnych rzeczy nie dostrzegać i nie doceniać. To jest wspaniałe uczucie. Jako trener zespołu, który gra u siebie, uważam że atmosfera, doping, mogłyby być jeszcze bardziej
„naciskające” na rywali, aby wymusić na nich presję. Po pierwszym meczu ludziom się podobało, nam trenerom już nie, że biliśmy się z Austrią do końca. Wolelibyśmy spokojnie wygrać. Piłka ręczna to emocjonujący sport. Z Rosją wydało się, że spotkanie jest dla nas ułożone, potem już przegrane, a na końcu znowu mieliśmy szansę na wygraną. W tak krótkim czasie tyle się dzieje, tyle jest dramaturgii. Wszystko leży po stronie związku, aby wykorzystać to zaintere-
13
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 14
14
//Reprezentacja Polski Przede wszystkim rozgrywki ligowe. Zawodnicy z krajowych klubów dostaną programy do przepracowania w okresie świątecznym. Gracze z Bundesligi czy Jurkiewicz przerwę będę mieli tylko między 28 a 30 grudnia. 1 stycznia spotykamy się w Legionowie. Ostatnią fazą będzie turniej w Danii. Tam już prawdopodobnie pojedzie dosyć okrojony skład. Zobaczymy w jakim stanie zdrowotnym będą zawodnicy, bo nieraz za nas decyduje przypadek. Tam już będziemy szlifować nie tyle formę, co skład w jakim zagramy w mistrzostwach. Mamy spory wybór jeśli chodzi o środkowych. Kwestią jest lepsze wykorzystanie ich w obronie. Kadra reprezentacji jest oparta na dwóch klubach. Stąd dochodzi dużo grania w Lidze Mistrzów.
sowanie kibiców i taką imprezę sprowadzić do Polski. Cóż szczególnego można w sporcie oczekiwać. jak reprezentowanie swojego kraju w mistrzostwach Europy czy świata, grając na własnym terenie? Ma się wówczas świadomość, że w każdym zakątku hali siedzą ludzie, którzy ci sprzyjają. Ten turniej dał odpowiedzi co do selekcji składu? Do kiedy ona będzie trwała? Ile jest jeszcze znaków zapytania? Dużo już ich nie ma. Pierwszą formą selekcji na pewno jest zdrowie. Z Rosją w ogóle zrezygnowaliśmy z gry Mariusza Jurkiewicza, a już w trakcie spotkania zdjęliśmy z boiska Krzyśka Lijewskiego. Nie mamy wpływu na przypadki losowe, gdzie np. na zgrupowaniu Arek Miszka zerwał Achillesa. Na mistrzostwach to będzie inna historia. Tam wybite palce nie będą przeszkodą. Do połowy grudnia musimy zgłosić 28-osobowy skład. Z tej grupy wybierzemy 16 zawodników, a później w trakcie imprezy możemy wymienić dwóch graczy. To jest poważnie ograniczone pole manewru. Drugi aspekt, którym będę się kierował, to mniejszy staż na boisku w swoich klubach. Było to widać. To powoduje, że inaczej odczuwa się stres, inaczej reaguje się w określonych sytuacjach.
W ostatnim meczu turnieju musieliśmy dokonywać dłuższych zmian. Dotyczy to Karola Bieleckiego, gdy rywal gra szybko kontratak czy szybki środek. W poprzednich meczach „Kola” dobrze współpracował w obronie z Adamem Wiśniewskim. To jest nasz problem od lat, że w niektórych zestawieniach nie jesteśmy w stanie szybko dokonać zmian. Mamy potencjał, który udowadnia, że potrafimy grać w stresie. Gdy przychodzi zmęczenie i pot zalewa oczy, to trzeba zdobyć bramkę. Tak będą kończyły się spotkania w Serbii. Do meczu otwarcia ME wszystko musi u nas już dobrze funkcjonować. Trzeba zdawać sobie sprawę, że tam to już będzie zupełnie inna hala. Jeszcze bardziej żywiołowa. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni, gdyż na większości imprez graliśmy z gospodarzami. Tak było w Niemczech, Norwegii, Chorwacji i Szwecji, czy jeszcze wcześniej w Szwajcarii. Pamiętajmy, że w odwodzie mamy rekonwalescenta Marcina Lijewskiego. Każdy z zawodników szerokiej kadry ma szansę. Do sylwestra jest czas na pracę. Jak będą wyglądały ostatnie dwa miesiące przygotowań?
Czy zdarza się, że wybiega pan myślami do igrzysk w Londynie? Jesteśmy dyscypliną, gdzie bardzo trudno awansować do turnieju olimpijskiego. Występuje w nim tylko 12 zespołów. O to walczy cała Europa i zaledwie kilka drużyn spoza naszego kontynentu. Proszę zwrócić uwagę jaką łatwość mają w kwalifikacjach zespoły południowoamerykańskie, azjatyckie czy afrykańskie. Na razie myślenie o Londynie jest fajnym snem. Można go zrealizować jeżeli wszystko dobrze będzie funkcjonowało na mistrzostwach w Serbii. W kadrze jest dużo zawodników, którzy ze sztabem szkoleniowym chcą tę historię jeszcze raz przeżyć. Na razie ta droga jest bardzo długa. Droga do Londynu wiedzie przez Serbię. Rywale w grupie nie ułatwią zadania. W ME nie ma łatwych grup. Zespoły europejskie decydują o poziomie światowym. Zagrają wszystkie zespoły z ostatnich mistrzostw świata. Może zdarzyć się taka sytuacja, że ósme miejsce uprawni do gry w kwalifikacjach olimpijskich. W Serbii głównie walka toczyć się będzie o medale, ale też takie drużyny jak my, Niemcy czy gospodarze dodatkowo będą zabiegać o prawo gry w turniejach kwalifikacyjnych. TEKST: Marek Skorupski FOTO: Kuba Gucma
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 15
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 16
16
//Reprezentacja Polski
30 MINUT OD ŚWIATA... Biało-czerwone z optymizmem przystępowały do rywalizacji w eliminacjach mistrzostw Europy. Co prawda los skojarzył nas z europejskimi potentatami, ale liczyliśmy, że uda się skutecznie powalczyć o drugie miejsce w grupie, dające przepustkę na EHF Euro 2012. Mecze z Rosją i Czarnogórą zweryfikowały aspiracje Polek. Fatalna skuteczność
N
a początek podopiecznym Kima Rasmussena przyszło się zmierzyć z rosyjskimi mistrzyniami świata. Już podróż do odległej Samary, a potem do Togliatti, gdzie rozegrano spotkanie, dostarczyła wielu wrażeń. W Moskwie, gdzie mieliśmy przesiadkę, zaginęła torba Karoliny Sulżyckiej – opowiada sekretarz generalny ZPRP, Marek Góralczyk, który był szefem polskiej ekipy. – Potem na lotnisku zażądano od nas po 50 euro od bagażu. Ostatecznie udało się uniknąć tego myta, ale choć już na miejscu, w Samarze, zakwaterowano nas w przyzwoitym hotelu, to okazało się, że był on oddalony 30 minut od świata, czyli od jakichkolwiek innych zabudowań.
Lotna bramkarka Jednak nie te przygody, a po prostu ogromna różnica w umiejętnościach, stanęła na przeszkodzie w nawiązaniu równorzędnej walki ze zdecydowanymi faworytkami rywalizacji. Rosjanki już po kwadransie odskoczyły nam na odległość sześciu bramek. Wcześniej o czas poprosił nasz selekcjoner, ale minutowa przerwa niewiele zmieniła w poczynaniach naszego zespołu. Znakomite zawody rozgrywała w bramce Maria Sidorowa, która także dzięki indolencji strzeleckiej Polek osiągnęła niewiarygodną, 65-procentową skuteczność. Bramkarka „Sbornej” zdobyła też gola rzutem przez całe boisko, gdy trener Rasmussen wycofał z naszej bramki Annę Baranowską wpuszczając na parkiet ósmą zawodniczkę, Patrycję Kulwińską. Pomysł z „lotną bramkarką” już w tak wczesnej fazie meczu okazał się bardzo ryzykowny nie tylko w potyczce z Rosją, ale także w kolejnej konfrontacji, z Czarnogórą w Chorzowie.
Do przerwy polska reprezentacja przegrywała 10 bramkami i kwestią było tylko czy na inaugurację będziemy świadkami pogromu. Tego ostatecznie udało nam się uniknąć, bo gospodynie po przerwie nieco pofolgowały, a trener Jewgienij Trefiłow, pod wodzą którego Rosjanki wygrywały mundiale w 2001, 2005, 2007, 2009 roku, wpuścił na parkiet wszystkie rezerwowe zawodniczki. W naszej ekipie na poziomie bliskim Rosjankom pokazała się tylko zdobywczyni 10 bramek, Kinga Byzdra. – O naszej porażce zadecydowała fatalna skuteczność, stworzyliśmy bowiem w tym spotkaniu 10 sytuacji bramkowych więcej od Rosjanek – skomentował spotkanie szkoleniowiec biało-czerwonych podkreślając, że gospodynie zdecydowanie dominowały nad nami także pod względem fizycznym. – No cóż, w samej tylko Samarze, miasteczku w końcu – 30 tysięcznym, piłkę ręczną uprawia 2000 dzieci – opowiadał Marek Góralczyk, który dowiedział się od gospodarzy, że Rosjanki celują w jeden z medali olimpijskich, i to ten z najszlachetniejszego kruszcu.
Recitalu nie było W Moskwie Karolina Sulżycka odzyskała swój bagaż, a nasze reprezentantki w trakcie jazdy do Chorzowa na kolejne spotkanie, miały wiele czasu na analizę popełnionych błędów. My z kolei liczyliśmy na bardziej wyrównaną walkę i zwycięstwo nad Czarnogórą. Wypełniona po brzegi, w biało-czerwonych barwach, chorzowska hala jeszcze bardziej podnosiła naszą wiarę, choć wiedzieliśmy, że sukces może mieć miejsce tylko w przypadku wzniesienie się na wyżyny umiejętności przez Polki. – Gramy w domu, w lubianej przez nas hali, przy komplecie widzów. Jesteśmy gotowi do walki na całego, w końcu gdzie mamy szukać punktów jak nie u siebie – pytał retorycznie duński szkoleniowiec Polek. Przed meczem nastąpiło uroczyste pożegnanie pięciu wspaniałych zawodniczek, które w reprezentacji Polski rozegrały ponad 100 meczów. Tego zaszczytu dostąpiły: Iwona Łącz, Aleksandra Pawelska, Izabela Puchacz, Sabina Włodek, Monika Marzec, a potem koncertować miały ich młodsze koleżanki, ale recitalu Polek jednak nie zobaczyliśmy. Czarnogórki od razu objęły prowadzenie, nam pozostawało gonienie wyniku. W 11 minucie jeszcze po raz ostatni za sprawą Iwony Niedźwiedź doprowadziliśmy do remisu. Potem lekcji nowoczesnego handballu udzielały naszym zawodniczkom malutka, ale nieuchwytna dla
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 17
HANDBALL POLSKA nr 11 // listopad 2011
Kinga Byzdra
32:21 (19:9)
Kaja Załęczna
Sędziowali: Michaił Majewski i Juri Tereszenkow (Białoruś). Widzów: 2700.
27:31 (15:18)
Sędziowali: Martin Gjeding \i Mads Hansen (obaj Dania). Widzów: 1100.
ROSJA: Sidorowa 1, Siedojkina – Bodniewa 2, Czernoiwanienko 3,
POLSKA: Baranowska, Mikszto – Załęczna 3, Niedźwiedź 8, Dworaczyk 3/1,
Dawidienko 2, Ilina, Koszetowa 2, Kuźniecowa 7, Lewina 2, Murawiewa 2, Postnowa 2, Sen 1, Szipilowa 2, Turej 4, Uszkowa, Żilinskajte 2. Kary 6 min. Trener Jewgienij TREFIŁOW.
Wilamowska, Pielesz, Zalewska, Koniuszaniec 5, Sulżycka, Obrusiewicz 2, Wojtas, Sądej, Szwed 4, Kulwińska, Byzdra 2. Kary 6 min. Trener Kim RASMUSSEN.
POLSKA: Baranowska, Mikszto – Załęczna, Niedźwiedź 1, Dworaczyk 2,
CZARNOGÓRA: Vukcević, Barjaktarović, Milenković – Milijanić 2,
Wilamowska, Pielesz 3, Zalewska, Koniuszaniec 1, Sulżycka, Obrusiewicz 1, Wojtas 3, Sądej, Szwed, Kulwińska, Byzdra 10/5. Kary 8 min. Trener Kim RASMUSSEN.
Radicević 2, Djokić 8, Jovanović 1, A. Bulatović 1/1, Savić 3, Popović 8/1, K. Bulatović 5/1, Mehmedović, Knezević 1. Kary 14 min. T Trener Dragan ADZIĆ.
Przebieg meczu: 1:0 (1.), 1:1 (3.), 7:1 (12.), 15:4 (22.), 17:6 (35.), 19:9 (30.). 28:13 (48.), 32:21 (60).
Przebieg meczu: 0:2 (2), 3:3 (8.), 6:6 (11.), 8:12 (17.), 11:16 (22.), 15:18 (30.), 18:25 (46.), 22:25 (51.), 26:27 (57.), 27:31 (60.).
Spodziewałem się ciężkiego meczu i nie myliłem się. Przed dwoma laty, gdy graliśmy ze sobą było o wiele łatwiej. Teraz macie lepszy zespół, o większym potencjale i jeśli będziecie nadal tak pracować z tym trenerem, to na pewno w niedługim czasie zobaczymy się na największych imprezach świata. Rywalizacja w naszej grupie nie jest jeszcze zakończona, Rosjankom w Polsce nie będzie łatwo. Dragan ADZIĆ
//Grupa 3 Pozostałe wyniki: Czarnogóra – W.Brytania 34:18 (21:6), W. Brytania – Rosja 16:24 (10:14). 1. Czarnogóra 2 4 65:45 2. Rosja 2 4 56:37 3. Polska 2 0 48:63 4. Wielka Brytania 2 0 34:58 Najbliższe mecze: 21-22.03.2012: W.Brytania – Polska, Czarnogóra – Rosja; 24-25.03. Polska – W. Brytania, Rosja – Czarnogóra. Do finałów ME, które odbędą się w grudniu 2012 roku w Holandii, awansują dwa najlepsze zespoły z grupy. naszych reprezentantek Ana Djokić oraz dysponujące atomowym uderzeniem z drugiej linii Katarina Bulatović i Bojana Popović. Polki z kolei popełniały niesłychaną ilość niewymuszonych błędów, miały mnóstwo strat, pudłowały nawet w najdogodniejszych okazjach. Aż dziw, że przy takiej ilości gaf na przerwę nasze panie schodziły do szatni tylko z trzybramkową stratą.
Nadzieje w końcówce Joana Obrusiewicz
Po przerwie obraz spotkania niewiele się zmienił. Czarnogórki spokojnie kontrolowały wydarzenia na parkiecie, a ich przewaga oscylowała cały czas w granicach
17
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 18
18
//Reprezentacja Polski
Iwona Niedźwiedź
Joanna Dworaczyk
Kaja Załęczna
Karolina Szwed
Kinga Byzdra wzięta w kleszcze przez Maję Savic i Bojanę Popović
Katarina Bulatović 3-7 goli. Na pięć minut przed końcem ambitnie grające Polki zerwały się jeszcze raz do walki i okazało się, że wyżej notowane rywalki, to nie są bezbłędnie działające maszyny. Po trafieniu Karoliny Szwed w 57 minucie traciliśmy już tylko jedną bramkę do Czarnogóry. Niestety minutowa przerwa zadysponowana przez Dragana Adzicia wybiła Polki z uderzenia, a kolejna seria prostych błędów nie pozwoliła nam nawet na zdobycie jednego punktu. Porażka z Czarnogórą zredukowała praktycznie do zera szanse naszej reprezentacji na awans do przyszłorocznych mistrzostw Europy w Holandii. – Gdy doszłyśmy Czarnogórę na jedną bramkę, pomyślałam, że może uda się wygrać. Niestety w końcówce zabrakło nam skuteczności, ale mecz przegrałyśmy w pierwszej połowie. Szkoda tych pierwszych 30 minut – powiedziała po meczu niepocieszona Joanna Obrusiewicz.
Każda z zawodniczek, które uroczyście pożegnano otrzymała kwiaty i okolicznościową paterę. Nz. Monika Marzec
TEKST: Zbigniew Cieńciała FOTO: Radosław Cięciel,
Kuba Gucma
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 19
//Kim Rasmussen
HANDBALL POLSKA nr 11 // listopad 2011
NIE PODDAMY SIĘ
Handball wymaga czasu, stabilizacji, systematyczności i wytrwałości – mówi Kim Rasmussen Skończyły się już dla nas te eliminacje? Walczymy do końca, ale nie ukrywam, że mecz z ekipą z Bałkanów w Polsce był kluczowy dla naszych szans na awans do Euro. Fajnie się gra z najlepszymi zespołami świata. Można na ich tle się sprawdzić, zobaczyć w jakim się jest miejscu, zebrać doświadczenia, ale to nas niestety może kosztować awans. Rzeczywistość okazała się brutalniejsza niż pan się spodziewał? Mieliśmy tak naprawdę szanse na korzystny wynik z Czarnogórą? No cóż, jestem bardzo zawiedziony, choć z drugiej strony trudno mieć większe pretensje do dziewcząt, które dały z siebie wszystko, zagrały na tyle, na ile potrafią. Wygrywając Puchar Śląska miał pan zastrzeżenia do naszej skuteczności. W pierwszym eliminacyjnym występie z Rosją indolencja strzelecka była główną przyczyną porażki. Po meczu z Czarnogórą znów mówimy o niewykorzystanych sytuacjach. Co z tym zrobić? W pierwszej połowie graliśmy jeszcze nieźle, ale druga połowa, to już tragedia w tym elemencie. Pracujemy stale nad skutecznością, ale to wciąż za mało. Dają o sobie znać braki w wyszkoleniu technicznym, błędy w szkoleniu. Czarnogóra ma Bojanę Popović, która, gdy ma dobry
dzień, tak jak w Chorzowie, to jest nie do zatrzymania. Zresztą wszystkie topowe zespoły mają takie zawodniczki... Jesteśmy za słabi na wielkie, międzynarodowe imprezy? Ta drużyna ma spory potencjał. Problemem jest, że Polska spadła bardzo nisko w hierarchii. To sprawia, że jesteśmy losowani z dolnego koszyka. Przy braku szczęścia w losowaniu, a tak było ostatnio, trafiając na Danię, a teraz Rosję i Czarnogórę, zespoły z absolutnej czołówki, będziemy mieli szalone kłopoty, by się przebić do finałów wielkich imprez. Przypomnę, że w grudniu na mistrzostwach świata zagrają Holandia i Islandia, które przed miesiącem pokonaliśmy w Pucharze Śląska. Zatem co dalej z reprezentacją? Absolutnie nie składamy broni. Nie poddamy się. Zapewniam, że nadal chcemy i będziemy ciężko pracować, bo sukcesy w piłce ręcznej nie przychodzą nagle. Handball wymaga czasu, stabilizacji, systematyczności i wytrwałości. TEKST: (ZC) FOTO: Radosław Cięciel
19
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 20
20
//Liga Mistrzów
PUCHAROWE ROZTERKI
Mistrzowie Polski rozegrali kolejne mecze w Lidze Mistrzów. Rywalami byli macedoński Metalurg Skopje oraz europejska potęga – HSV Hamburg. Choć płocczanie w starciu z Niemcami nie zdobyli punktu, to jednak tej porażki nie muszą się wstydzić.
Bastjan Kavas
Wyjazdowa niemoc Pojedynek z Metalurgiem podopieczni Larsa Walthera rozpoczęli chaotycznie, nie mogąc znaleźć sposobu na zatrzymanie świetnie dysponowanego Naumce Mojsovskiego, zdobywcę aż 12 bramek. Do tego doszła niemoc „Nafciarzy” w ataku, stąd siedmiobramkowa strata do przerwy. – W pierwszej połowie gospodarze zaskoczyli nas szybkością, celnymi rzutami, my zaś popełnialiśmy proste błędy. A jeśli dodać do tego jeszcze znakomitą postawę ich bramkarza Darko Stanicy, to wynik nie mógł być inny – stwierdził drugi trener Wisły, Krzysztof Kisiel.
Marcin Lijewski został owacyjnie przyjęty przez płockich kibiców. Reprezentant Polski w chwilę po wyjściu na rozgrzewkę usłyszał oklaski, a następnie skandowanie jego imienia. Również podczas meczu oraz zaraz po ostatnim gwizdku zgromadzeni w Orlen Arenie nie zapomnieli o „Szeryfie”, który swego czasu występował w Wiśle. – Nie spodziewałem się tak miłego przywitania i chylę czoła przed kibicami. Chciałbym podziękować płockiej publiczności, bo to, jak dzisiaj powitali mnie fani Wisły, było naprawdę mistrzostwem świata. Łza mi się w oku zakręciła. Warto jest uprawiać sport, by przeżyć choć raz taki moment – stwierdził po meczu starszy z reprezentacyjnego rodzeństwa.
W drugiej połowie wiślacy zabrali się do odrabiania strat i byli bliscy zwycięstwa. Goście nie wykorzystali jednak sytuacji na zdobycie kontaktowej bramki, co... obudziło podopiecznych Lino Cervara, twórcę potęgi reprezentacji Chorwacji. Mistrzowie Polski mieli jeszcze okazję na korzystny wynik, ale trzy minuty przed końcem Arkadiusz Miszka zmarnował rzut karny, a Wiśniewski nie wykorzystał kontry. Przekreśliło to ostatecznie szansę szczypiornistów z Mazowsza na zwiększenie dorobku punktowego. – Patrząc na przebieg meczu, to nie zasłużyliśmy na zwycięstwo. W Koprze goniliśmy wynik, ale bez powodzenia. Właśnie nad tym musimy popracować, by wreszcie odnieść pierwsze po dziewięciu latach przerwy zwycięstwo na wyjeździe – ocenił trener mistrzów Polski, Lars Walther.
Niemcy w zasięgu ręki W ostatnim spotkaniu I rundy Ligi Mistrzów płocczanie podejmowali w Płocku mistrza Niemiec, HSV Hamburg. 8 października 2005 roku w Płocku doszło do sensacji, kiedy to „Nafciarze” okazali się lepsi od THW Kiel. Kibice liczyli, że i tym razem dojdzie do niespodzianki. Optymizmem mógł napawać fakt, że zdolni do gry byli już Piotr Chrapkowski oraz Adam Twardo, z którego usług Lars Walther i tak nie skorzystał. Jedynie Miszka oraz Luka Dobelszek pozostawali poza składem. Również szkoleniowiec gości, Per Carlen, nie mógł skorzystać z wszystkich zawodników. Pewne było, że nie wystąpi dwóch: jego syn – Oscar oraz Bertrand Gille. Na dodatek po kontuzji niedawno do treningów wrócili Marcin Lijewski, Michael Kraus oraz Blazenko Lacković.
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 21
HANDBALL POLSKA nr 11 // listopad 2011
Piotr Chrapkowski
31:27 (17:10)
Zbigniew Kwiatkowski blokuje Mathiasa Flohra Sędziowali: Andrei Gousko i Siarhei Repkin (obaj Białoruś). Widzów: 5500.
26:30 (13:14)
Sędziowali: Ivan Cacador i Eurico Nicolau (obaj Portugalia). Widzów: 5200.
HC METALURG SKOPJE: Stanic, Angelov, Mitrevski -
ORLEN WISŁA PŁOCK: Seier, Wichary – Kubisztal 5,
Mojsovski 12/2, Georgievski 5, Markovic 4, Alshovski 4, Mirkulovski 3, Rakcevic 2, Markoski 1, Levov, Dimovski, Kozlina, Manaskov, Mojsoski, Stoilov. Kary 6 min. Trener Lino CERVAR.
Toromanović 4, Baeckstroem 3, Eklemović 3, Spanne 3, Paczkowski 2, Kavas 2, Wiśniewski 1, Zołoteńko 1, Kwiatkowski 1, Chrapkowski 1, Twardo, Syprzak. Kary 8 min. Trener Lars WALTHER.
ORLEN WISŁA PŁOCK: Seier, Wichary – Kavas 5,
HSV HAMBURG: Beutler, Bitter - Hens 8, Lijewski 3, Vori 3,
Eklemović 5, Miszka 4/1, Kubisztal 4, Chrapkowski 4, Wiśniewski 2, Toromanović 1/1, Baeckstroem 1, Spanne 1, Kwiatkowski, Syprzak. Kary 8 min. Trener Lars WALTHER.
Jansen 3, Vugrinec 3, Flohr 2, Schroeder 2, Duvnjak 2, Lindberg 2/1, Kraus 1, Lacković 1, G. Gille. Kary 4 min. Trener Per CARLEN.
Początek spotkania wskazywał na to, że mistrzowie Polski będą walczyć. Płocczanie dotrzymywali kroku naszpikowanej gwiazdami drużynie, a wynik oscylował wokół remisu. Dobrze w bramce spisywali się obaj bramkarze, Morten Seier oraz Dan Beutler. Dopiero po 10 minutach bramką z kontrataku Stefan Schroeder wyprowadził swój zespół na prowadzenie (4:5), jednak podopieczni Larsa Walthera nie pozwolili Niemcom na zwiększenie przewagi i cały czas ciężko pracowali w obronie. Po trafieniach Kubisztala, Spanne i Wiśniewskiego płocczanie ponownie mieli dwie bramki przewagi (8:6). Wtedy zdarzył się pierwszy przestój mistrzów Polski, którzy przez sześć minut nie trafili ani razu, więc na prowadzenie wyszli goście i dowieźli przewagę do przerwy. Po powrocie na parkiet oglądaliśmy inną, bezradną Wisłę. Obrona była statyczna, w ataku zdarzały się niewymuszone błędy. Efektem była zmiana wyniku ze stanu 16:17 na 16:22. W tym okresie świetnie spisywał się Domagoj Duvnjak oraz Pascal Hens, który w całym meczu trafił ośmiokrotnie. Na szczęście „Nafciarze” nie poddali się i do końca walczyli o jak najlepszy rezultat. Po bramkach Joakima Baeckstroema i Michała Kubisztala różnica stopniała do trzech oczek i wszystkim przypomniało się spotkanie z Constantą, gdy mistrzowie Polski w ostatnich akcjach wydarli zwycięstwo. Niestety scenariusz nie powtórzył się i punkty pojechały do Hamburga. – Naszym celem było dzisiaj podyktowanie takiego tempa, by zatrzymać kontry rywali. Niektóre elementy dobrze nam wyszły, ale w drugiej połowie mieliśmy kilkuminutowy przestój, gdy graliśmy bardzo źle. W tym momencie przestaliśmy się liczyć w walce. Ogólnie jednak jestem zadowolony z tego meczu i z naszej gry, bo przegranie 4-bramkami z HSV nie jest katastrofą – ocenił spotkanie trener Wisły, Lars Walther. Płocczanie po I rundzie plasują się na czwartym miejscu i są na jak najlepszej drodze, by wywalczyć sobie prawo gry
//Grupa C 1. HSV Hamburg 2. Metalurg Skopje 3. RK Cimos Koper 4. Orlen Wisła Płock 5. St. Petersburg HC 6. HCM Constanta
5 5 5 5 5 5
10 7 6 4 3 0
152:120 134:125 135:127 137:143 124:147 123:143
Nikola Eklemović́ przedziera się przez obronę rywali w dalszej fazie LM. Najbliższy mecz rozegrają w Hamburgu i broni nie składają. – Trafiliśmy do grupy, gdzie gra pięć wyrównanych zespołów, dla każdego droga do awansu jest nadal otwarta. Tylko Hamburg jest poza zasięgiem, bo jest to drużyna z europejskiej czołówki – stwierdził kapitan Orlen Wisły, Adam Wiśniewski. Piotr Czajkowski Dominik Dziecinny
TEKST: FOTO:
21
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 22
22
//Blażenko Lacković
CZAS ZDJĄĆ KLĄTWĘ W swoim bogatym dorobku nagród i tytułów brakuje mu przede wszystkim triumfu w Lidze Mistrzów. Marzenia te systematycznie od trzech lat niszczy jedna drużyna, hiszpański Ciudad Real. – Po raz czwarty nie możemy z nimi przegrać – mówi żartobliwie Blażenko Lacković, mistrz olimpijski z 2004 roku, za który to tytuł został uhonorowany nagrodą Franjo Buchara.
ale także Danię, Hiszpanię, Polskę czy Niemcy. Mam nadzieję, że uda nam się dojść przynajmniej do półfinału. Tym bardziej, że nie mamy dużej presji. Trzeba bowiem pamiętać, że zaraz po tym turnieju czekają nas igrzyska olimpijskie i na pewno w podświadomości gdzieś ta impreza siedzi. Proszę porównać warsztat Slavko Goluzy do jego poprzednika, trenera Lino Cervara? Na takie porównania jest trochę za wcześnie. Slavko był asystentem Lino Cervara i na pewno poznał tajniki jego pracy. Jednak jest to młody trener, na jego korzyść przemawia fakt, że był wielkim zawodnikiem, zna więc handball „od kuchni”. Zostawmy reprezentację, bo przed wami kolejne mecze w Lidze Mistrzów, tym razem przeciwko Wiśle Płock. Pamięta pan swój pierwszy występ przeciwko polskiej drużynie w Lidze Mistrzów? Myślę, że to były spotkania z Vive Kielce.
Chorwat w meczu z Orlen Wisłą Płock krótko przebywał na boisku 30-letni Chorwat jest nie tylko podporą HSV Hamburg, ale także drużyny narodowej. Jak sam mówi – liczba zdobytych przez niego trofeów mogłaby być znacznie większa, gdyby nie trzy drużyny – Ciudad Real, THW Kiel oraz reprezentacja Francji. Póki co udało mu się przełamać hegemonię Zebr, co dało mu i jego kolegom historyczny tytuł mistrza Niemiec. Zacznijmy od ostatniego turnieju „Czterech Narodów”, w którym Chorwacja uległa Czechom, Serbii i odniosła zwycięstwo nad Węgrami. To chyba nie najlepszy prognostyk przed zbliżającymi się mistrzostwami Europy? Ja niestety nie mogłem uczestniczyć w tym turnieju, ponieważ miałem lekki uraz i miałem siedmiodniową przerwę w treningach. Jeśli chodzi o moich kolegów, to na pewno zagrali zbyt statycznie, a za mało agresywnie. Ale były też pozytywne momenty. Potrafiliśmy w obronie zaprezentować się na naprawdę wysokim poziomie. Na pochwały zasługuje też nasz bramkarz, Venio Losert. Potrzebujemy jednak jeszcze
trochę czasu. Myślę, że 10-15 wspólnych treningów spowoduje, że wrócimy do swojego poziomu gry. Jeśli już jesteśmy przy reprezentacji, to jakie są wasze oczekiwania w nadchodzących mistrzostwach Europy w Serbii? Przełamiecie hegemonię Francji? Też chciałbym (śmiech). Ale serio mówiąc, to jest bardzo trudny turniej, na którym nie będzie słabych przeciwników. My mamy dosyć młodą drużynę, pojawiło się w niej kilka nowych twa-
A jeszcze wcześniej, zanim trafił pan do Hamburga? Acha. Myślałem, że masz na myśli HSV. Graliśmy we Flensburgu przeciwko Zagłębiu Lubin. To był mój pierwszy mecz po sześciomiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją. Niemniej jednak zagraliśmy koszmarnie. Dla Flensburga to był prawdziwy szok. Ale później do Lubina pojechaliśmy dużo bardziej zmotywowani i do przerwy prowadziliśmy już dziesięcioma bramkami, więc myślę, że zrehabilitowaliśmy się za tę wpadkę. Z Hamburgiem rozegrał pan już trzy sezony w Lidze Mistrzów i za każdym razem odpadaliście po pojedynkach ze Ciudad Realem, obecnym Atletico Madryt. To już wygląda na jakąś klątwę.
Jak przegrywasz raz – mówisz trudno. Jak przegrywasz drugi raz – zaczynasz się denerwować. Ale po trzecim razie nie wiesz o co chodzi. Ale obiecuję, że w tym roku, to my będziemy górą, jeśli dojdzie do bezpośredniego starcia. Po prostu nie mogę przegrać z nimi czwarty raz z rzędu. rzy, także nasz trener, Slavko Goluza, jest z nami dopiero od roku. Do tego dochodzi olbrzymia konkurencja innych krajów, które także mają chrapkę na tytuł i nie mam tu na myśli tylko Francji,
A dodam, że jak byłem we Flensburgu, to także w jednym sezonie przegraliśmy w półfinale z Ciudad Realem. Hiszpanie od lat zaliczają się do ścisłej czołówki europejskiej, ale to żadne wy-
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 23
HANDBALL POLSKA nr 11 // listopad 2011 tłumaczenie. Jak przegrywasz raz – mówisz trudno. Jak przegrywasz drugi raz – już się zaczynasz denerwować. Ale po trzecim razie już nie wiesz o co chodzi. Ale obiecuję, że w tym roku to my będziemy górą, jeśli dojdzie do bezpośredniego starcia. Po prostu nie mogę przegrać z nimi czwarty raz z rzędu (śmiech). Ale to chyba nie jedyna drużyna, która sprawia wam tyle kłopotu? No tak, podczas mojego czteroletniego pobytu we Flensburgu, trzykrotnie byłem drugi i zawsze za plecami THW Kiel. Podobnie jest w reprezentacji, gdzie w ostatnich trzech latach nie możemy znaleźć recepty na Francję. Ostatni raz wyeliminowaliśmy ich z turnieju w 2008 roku w Norwegii, a potem rozpoczęły się dla nas mroczne czasy (śmiech). Brakuje panu w dorobku w zasadzie tylko zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Mam nadzieję, że w tym roku się uda. Mamy naprawdę mocną drużynę i liczę, że wreszcie zagramy w wielkim finale. Poprzedni sezon był historyczny dla HSV, bowiem zdobyliście pierwszy w historii tytuł. To musiała być dla was spora ulga, bo i presja była olbrzymia? O tak. Poczuliśmy, jakby spadł z nas tonowy ciężar. Wreszcie udało nam się przełamać. Ten pierwszy tytuł jest najtrudniejszy, ale także najbardziej magiczny. To był idealny sezon dla nas, idealny wieczór. Bundesliga to NBA piłki ręcznej, a nam udało się sięgnąć po mistrzostwo. Czekałem na to siedem lat. Ale w tym sezonie po trzech meczach mieliście na koncie już tyle samo porażek, ile rok wcześniej na koniec sezonu. Skąd tak słaby start w rozgrywkach?
ewen, czyli czołowymi drużynami Bundesligi. Ale powoli łapiemy nasz rytm i myślę, że nie jest jeszcze za późno, żeby obronić tytuł. W jednym z wywiadów stwierdził pan, że na ocenę, czy przeprowadzka z Flensburga do HSV była dobrym krokiem, przyjdzie czas po 3-4 sezonach? We Flensburgu spędziłem naprawę fantastyczny okres w karierze. Wszystko było w porządku: koledzy z drużyny, miasto, klimat. Powiem szczerze, że nie było łatwo rozstać się z Flensburgiem, ale stwierdziłem, że po tych czterech latach czas zrobić krok w przód, spróbować czegoś nowego. Także ważne było dla mnie, że ten sam kierunek wcześniej obrał Marcin Lijewski, którego uważam za jednego z najlepszych rozgrywających na świecie, a prywatnie jest moim przyjacielem. Wiedziałem poza tym, że z Hamburgiem będę mógł osiągnąć coś więcej. I tak się stało. Sięgnąłem po mistrzostwo i Puchar Niemiec. Pana koledzy z reprezentacji: Mirza Dzomba i Denis Buntić zdecydowali się kontynuować kariery w Polsce. Czy nie było pokus, aby obrać ten sam kierunek? Nigdy nie mówię nigdy. Nie wiem co życie przyniesie. Zdaję sobie sprawę, że Wisła i Vive to topowe polskie drużyny, a liga także staje się coraz silniejsza. Dlatego żadnej przeprowadzki nie mogę wykluczyć. Ale myślę, że póki co, moje miejsce jest w Bundeslidze. Mam niespełna 31 lat, więc przede mną jeszcze koło czterech, pięciu sezonów grania na wysokim poziomie. Przeglądając informacje na pana temat, znalazłem wiele artykułów poświęconych weselu oraz narodzinom dziecka. Wygląda na to, że jest pan w swoim kraju niczym David Beckham na Wyspach Brytyjskich.
Ten sam kierunek wcześniej obrał Marcin Lijewski, którego uważam za jednego z najlepszych rozgrywających na świecie, a prywatnie jest moim bardzo dobrym przyjacielem. Zmienił się trener, mieliśmy wielkie problemy z prawym rozegraniem, gdzie wypadli nam Oscar Carlen, a później jeszcze Marcin Lijewski. Przegraliśmy z Fuechse Berlin i Rhein-Neckar Lo-
Nie, zdecydowanie nie. To jest okres, w którym piłka ręczna jest w Chorwacji bardzo popularna i po prostu staliśmy się osobami publicznymi. Niemniej ja twardo stąpam po ziemi. Ani mnie, ani
// BLAŹENKO LACKOVIĆ Ur.: 25.12.1980 r. Wzrost/waga: 196/98 Kluby: RK Varteks di Caprio (1997-2001), RK Zagrzeb (2001-2004), Ademar Leon (20042005), SG Flensburg-Handewitt (2004-2008), HSV Hamburg (2008-?) Sukcesy: mistrzostwo Chorwacji (2002, 2003, 2004), Puchar Niemiec (2005, 2010), wicemistrzostwo Niemiec (2005, 2006, 2009, 2010), Superpuchar Niemiec (2010), mistrzostwo Niemiec (2011); mistrzostwo świata (2003), mistrzostwo olimpijskie (2004). wicemistrzostwo świata (2005, 2009), wicemistrzostwo Europy (2008), wybrany do drużyny All Stars MŚ 2009. mojej rodzinie nie zależy na popularności. To nie jest dla nas najważniejsze. No tak, ale media szukają sensacji, a taką miała być pana rzekoma bójka w klubie po narodzinach syna Luki. Rzeczywiście media zrobiły z tego wielką sprawę, a tak naprawdę nie było za bardzo o czym mówić. Po jednym z meczów reprezentacji poszliśmy za zgodą szkoleniowca na dyskotekę. Postawiłem drinka z okazji narodzin syna. Koło godziny drugiej postanowiliśmy wracać do domu. Niestety jeden z kolegów tak niefortunnie mnie pchnął, że oparłem się ręką o stół z rozbitą szklanką, stąd moje pokaleczenia. Mogę zapewnić, że to był zwykły zbieg okoliczności, no ale niektórzy dziennikarze doszukiwali się w tym sensacji. Przygotowaliśmy zatem konferencję prasową, na której wszystko wyjaśniliśmy. Zapewne nie ma pan za dużo wolnego czasu. Jeśli się jednak znajdzie, to czym pan się wtedy zajmuje? Jak już znajdę chwilę, to poświęcam się rodzinie. Czasami poczytam jakąś książkę, poserfuję po internecie. Jak widać nie wyróżniam się chyba od wielu innych zawodników. TEKST: Wojciech Jabłoński FOTO: Dominik Dziecinny, archiwum
23
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 24
24
//Bertus Servaas
TO NIC WIELKIEGO... Przed laty z Frankiem Rijkaardem dogrywał piłki do Marco van Bastena. Dwie dekady temu z trzema tonami ubrań przyjechał do Polski. Kielcom oddał serce i stworzył wielkie Vive Targi.
Bertus Servaas szykuje kolejną niespodzianką transferową
D
wadzieścia lat temu Holender Bertus Servaas, prezes Vive Targów Kielce, przypadkiem przyjechał do Polski. – Robiłem biznes na Węgrzech. Niestety, nie wyszedł. Zostaliśmy oszukani przez kontrahentów. Postanowiłem przenieść się gdzieś indziej. Chodziło mi o Europę Wschodnią. Wziąłem mapę i palec zatrzymał się na Polsce – wspomina właściciel Vive Textile Recycling, największego importera odzieży używanej nad Wisłą.
Szkoła Ajaksu Podobnie jak pomysł z Polską, tak jego związek z handballem również powstał przypadkowo. Jako 12-latek trafił bowiem do słynnej piłkarskiej szkółki Ajaksu Amsterdam. – W Holandii praktycznie jest tylko piłka nożna. Może gdzieś tam ktoś próbuje grać w koszykówkę, ale piłka nożna jest na pierwszym miejscu – opowiada Servaas, który jako młodziak grał u boku Franka Rijkaarda i Marco van Bastena. – Pamiętam jak podziwialiśmy młodszego od nas Dennisa Bergkampa. Już w juniorach wyróżniał się niesamowitym talentem. Oni wyrośli na wielkich piłkarzy i teraz żałuję, że tak krótko miałem przyjemność z nimi grać – wzdycha niedoszła gwiazda Ajaksu. A wszystko przez kontuzje. – Gdy miałem 18 lat rozsypało mi się kolano. Więzadła, łąkotka. No i przygoda się skończyła. Miałem z tym sporo problemów. Przeszedłem ponad dwadzieścia operacji. Przy siedemnastej przestałem już nawet liczyć. Dlatego nie było możliwości, aby kontynuować uprawianie sportu – wspomina kielecki biznesmen.
Ciuchowy biznes – W szkółce Ajaksu równie mocno jak na piłkę stawiają na naukę. Chodzi o to, aby wykształcić nie tylko zawodnika, ale przede wszystkim człowieka. Zawsze miałem umysł ścisły. Lubiłem matematykę, stąd wybrałem ekonomię. Po studiach
pracowałem w urzędzie skarbowym. Byłem kontrolerem. Szukałem „haków” na firmy. Szybko zrezygnowałem, bo moim zdaniem biznesowi trzeba pomagać, a nie rzucać kłody pod nogi. Zwolniłem się i szukając nowej pracy znalazłem ogłoszenie z firmy handlującej odzieżą używaną. Zauważyłem, że jest to dobry biznes i zdecydowałem, że sam spróbuję – mówi Servaas. Zaczęło się w Holandii. Później w Wielkiej Brytanii i na wspomnianych Węgrzech. Po przenosinach do Polski, a dokładniej mówiąc do Górek Szczukowskich pod Kielcami, interes rozwijał się szybko. W 2002 roku Bertus Servaas stracił jednak wszystko. Pożar strawił towar i zabudowania. – Z natury jestem optymistą. To był jednak dla mnie wielki szok. Tyle lat pracy w jedną noc poszło na marne. Byłem załamany. Trudno jest po czymś takim znów wstać na nogi. Ale jak widziałem tych ludzi, że nie tylko mój świat się zawalił, to postanowiłem przy wsparciu przyjaciół nie poddać się. Zresztą od dziecka byłem liderem. W życiu, na boisku, więc wiedziałem, że muszę odbudować to, co straciliśmy – mówi prezes Vive.
Handball górą Firma została odbudowana w Kielcach. Znów błyskawicznie się rozwijała. I wtedy narodziły się wielkie Vive Targi. Dlaczego handball, a nie piłka nożna? – Futbol jest za drogi. A na poważnie wszystko zaczęło się od wizyty na meczu. Byłem pod sporym wrażeniem. I tak powoli się w to wciągnąłem. Jako drobny sponsor, działacz. Aż do tego momentu, w którym teraz jesteśmy. I w tej chwili mogę powiedzieć, że handball jest dużo lepszym sportem od piłki nożnej. Tu zawsze są emocje, atmosfera, a w „kopanej” na dziesięć spotkań ciekawych jest nawet nie połowa – odpowiada zapalony fan handballu. W ciągu kilku lat dzięki olbrzymiej pracy z klubu, któremu groził koniec, stworzył wizytówkę na europejską skalę. – Doszliśmy do tego dzięki zaangażowaniu wielu ludzi. No i wsparciu sponsorów – tłumaczy Servaas, który zainicjował „Klub stu”. – Zawsze powtarzam. Kiedy pijesz z małych kieliszków, też kiedyś będziesz pijany. I tak to działa. Dla nas każdy darczyńca jest istotny. I ten co daje dwa złote, i ten co miliony. Bo razem możemy zdziałać wiele – mówi prezes, z którego inicjatywy powstała fundacja „Vive Serce Dzieciom”, pomagająca dzieciom chorym, dzieciom
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 25
HANDBALL POLSKA nr 11 // listopad 2011 Feta po mistrzostwie Polski zdobytym w 2010 r.
uzdolnionym, a także wspomagająca przedsiębiorczość w regionie. – Kocham dzieci. Dlatego ten pomysł. Cieszę się, że w jakiś sposób mogę pomóc. Boli mnie bardzo, że nie mogę w większym stopniu, bo potrzeby są ogromne. Niemniej każda cegiełka jest ważna – przyznaje.
Step by step Z roku na rok klub staje się coraz mocniejszy. W każdym okienku transferowym trafia do Kielc nazwisko o światowej sławie. Nie wszystkie z tych transferów są trafne, jak choćby Mirża Dżomba. – To mój idol handballu. Ma nie tylko niesamowite umiejętności, ale jest człowiekiem o wielkim sercu, wielkiej klasie. Nie powiedziałbym, że to był nietrafiony transfer. Mirża miał wspomóc drużynę doświadczeniem i to zrobił. Wiadomo jednak, że forma jaką prezentował przed laty była dużo wyższa. U nas wypadł nieco słabiej. Borykał się jednak z problemami osobistymi, co również miało wpływ na jego dyspozycję – tłumaczy Servaas. Prezes o wielkim sercu i wielkiej klasie właśnie takich dobiera współpracowników. Stąd przed laty pojawił się pomysł, aby drużynę poprowadził Bogdan Wenta, stąd transfer Mariusza Jurasika czy ostatnie nabytki – Urosz Zorman i Sławomir Szmal. – To wielcy ludzie nie tylko na boisku, ale i poza nim. Dlatego cały czas robimy krok w przód. Wychodzę z założenia mojego rodaka Leo Beenhakkera: „step by step”, czyli małymi kroczkami do przodu. Nie można bowiem zostać w miejscu – przyznaje prezes wicemistrzów Polski zdradzając, że szykuje kolejną niespodziankę z wysokiej półki.
Kibice zdecydowali W poprzednim sezonie wielkie Vive Targi przegrał mistrzostwo z Orlenem Wisłą Płock. – Czynników było wiele. Niepewna przyszłość niektórych zawodników. Z powodu tego, że mieliśmy bardzo szeroki skład, kilku piłkarzy musiało sie-
dzieć na trybunach, co nie było dobre dla ogólnej atmosfery. Dlatego teraz uszczupliliśmy kadrę. Było jeszcze parę innych spraw, ale to chciałbym zachować wewnątrz klubu. Wyszło również zmęczenie występami w Lidze Mistrzów. Mieliśmy lepszych zawodników, ale Orlen Wisła tworzyła drużynę. Zresztą nie ma co się rozwodzić. Rywale byli lepsi w tamtym momencie i tyle – mówi Servaas. Srebro tak nie bolało, jak brak gry w Lidze Mistrzów. Na szczęście europejska federacja dała kielczanom szansę występu w turnieju o „Dziką kartę”. Wicemistrz Polski okazję wykorzystał i pierwszy raz w historii mamy dwa polskie zespoły w tych elitarnych rozgrywkach. – Trzeba było włożyć w to ogrom pracy. Najpierw musieliśmy przekonać decydentów, że to właśnie w Kielcach warto zorganizować turniej. Pomogły w tym mecze z poprzedniego sezonu. Pokazaliśmy Europie jaka atmosfera panuje na trybunach dzięki kieleckim kibicom. Wiele zachodu, ale warto było – przyznaje prezes kieleckiego klubu.
Pomnik za życia Dzięki temu fani nad Silnicą znów mogą co jakiś czas przeżywać prawdziwe święto. Mogą podziwiać najlepszych szczypiornistów globu, a nie tylko ligowe rozgrywki. Za uratowanie klubu, a przede wszystkim za wprowadzenie go na szczyt, kielczanie chętnie przyznaliby Bertusowi Servaasowi honorowe obywatelstwo miasta. Niektórzy mówią, że zasłużył wręcz na pomnik. – Może wstrzymajmy się z tym aż wygramy Ligę Mistrzów (śmiech). A tak na poważnie to przecież nie robię nic wyjątkowego. Wiele jest takich osób jak ja. Dlatego o żadnym pomniku nie myślę. Dla mnie najważniejsze jest, aby dawać radość innym. Gdy spotkam kogoś dziękującego z uśmiechem na ulicy, to wtedy i ja mam radość. To jest właśnie najcenniejsze, a nie pomniki – uśmiecha się Servaas. TEKST: Mariusz Polak FOTO: Marek Skorupski, Stanisław Litwin/CyfraSport
25
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 26
FOTO: Mateusz Trzuskowski/CyfraSport
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 27
Pascal Hens
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 28
28
//Liga Mistrzów
DO GWIAZD JES
Po pierwszej rundzie rozgrywek Ligi Mistrzów w grupie B, Vive Targi Kielce miało na koncie cztery punkty.
D
wie kolejki i dwa zupełnie inne mecze w wykonaniu piłkarzy ręcznych Vive Targi Kielce. W czwartej serii Ligi Mistrzów kielczanie pokonali w Hali Legionów wicemistrza Danii, Bjerrinbro-Silkeborg 37:29, a w kończącej pierwszą rundę rozgrywek w grupie B ulegli, również u siebie, wicemistrzowi Hiszpanii, Atletico Madryt 29:37. Po pięciu meczach drużyna trenera Bogdana Wenty miała na koncie cztery punkty.
Zdesperowani Duńczycy… Przed meczem z Duńczykami wicemistrzowie Polski mogli mieć pewne obawy. Wprawdzie Bjerrinbro-Silkeborg nie miało przed przyjazdem do Kielc żadnych zdobyczy punktowych, ale ewentualne zwycięstwo w Hali Legionów było dla tego zespołu ostatnią szansą na dołączenie do grona drużyn walczących o wyjście z grupy. A przecież wicemistrzowie Danii mają w składzie kilku graczy o uznanej w europejskim handballu renomie: Roberta Arrheniusa, Mihę Zviżeja, Niklasa Landina, Jannicka Greena, Den-
nisa Kirkegaarda czy Fredrika Peterssena. – To wszystko nie są anonimowi zawodnicy – ostrzegał trener Vive, Bogdan Wenta. – Wiemy, o co chodzi, kto do nas przyjeżdża i jak ważny jest to dla nas mecz. Wygrana może nas postawić w zupełnie nowej roli w grupie, przegrana wzmocni Duńczyków – dodawał.
…nie tacy groźni Wbrew obawom, to była najłatwiejsza wygrana kieleckiego zespołu, odkąd w 2009 roku znów zaczął grać w Lidze Mistrzów. Kielczanie świetnie zagrali w pierwszej połowie, którą wygrali aż 21:14. Widać było, że gospodarze świetnie rozpracowali rywala, bo Duńczycy nie zaskoczyli ich w żadnym elemencie, a znakomity bramkarz Niklas Landin zupełnie nie radził sobie z rzutami gospodarzy. Wprawdzie w 36 minucie prowadzenie kielczan zmalało do czterech goli (22:18), ale potem polski zespół szybko jednak wrócił do właściwego rytmu. Skończyło się na zwycięstwie 37:29.
– Nie przypominam sobie, żebyśmy w Lidze Mistrzów zagrali taką połowę, jak dzisiaj pierwszą. Wiedzieliśmy, że to zespół do pokonania, ale nie spodziewaliśmy się, że wygramy tak łatwo. Chcieliśmy narzucić swój styl gry i poradzić sobie z ich szybkimi akcjami oraz zatrzymać kontrę i szybkie wznowienie od środka. I to my sporo graliśmy z kontry, dzięki dobrej obronie. Marcus Cleverly nie miał dzisiaj litości dla swoich rodaków, ale dobrze wiedział, kto jak rzuca – mówił po meczu rozgrywający Vive Targi Kielce, Michał Jurecki. W zespole Wenty z powodu kontuzji nie zagrał Mateusz Jachlewski i na lewym skrzydle podmiany Bartłomiejowi Tomczakowi musiał dawać …rozgrywający Tomasz Rosiński, który nigdy na tej pozycji nie grał, ale poradził sobie świetnie, zdobywając z narożnika boiska kilka bramek.
Galacticos z Madrytu Po przerwie reprezentacyjnej do Kielc przyjechał klubowy wicemistrz
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:47 Page 29
HANDBALL POLSKA nr 11 // listopad 2011
ESZCZE DALEKO 37:29 (21:14)
Sędziowali: Bogdan Stark, Romeo Stefan (Rumunia). Widzów: 4000.
VIVE TARGI KIELCE: Cleverly, Szmal - Tomczak 2, Rosiński 4, Jurecki 3, Tkaczyk 4, Zorman 2, Buntić 9, Jurasik, Zaremba, T. Olafsson 5, Stojković 8, Grabarczyk. Kary 8 min.. Trener Bogdan WENTA.
//Grupa B – tabela 1. Atletico Madryt 2. MKB Veszprem 3. Fuechse Berlin 4. Czechowskie Miedwiedi 5. Vive Targi Kielce 6. Bjerringbro-Silkeborg A/S
5 5 5 5 5 5
9 8 5 4 4 0
171:147 142:133 148:149 148:141 149:155 131:164
BJERRINGBRO-SILKEBORG: Landin, Green Kirkegaard 1, G. Olafsson 2, N. Nielsen 3, Kristiansen 5, Lauge 2, M. Nielsen, Hansen 2, Tuzolana 5, Baagoe 1, Petersen 6/2, Arrhenius, Zviżej 2, Ahle. Kary 2 min. Trener Carsten ALBREKTSEN.
29:37 (14:19)
Sędziowali: Vaclav Horacek, Jiri Novotny (Czechy). Widzów: 4000.
VIVE TARGI KIELCE: Szmal, Cleverly – Rosiński 1, Tomczak 3 – Jurecki 11, Tkaczyk 1, Zorman 1, Buntić 5, Zaremba, Jurasik, Kuchczyński 1, Olafsson 2/2, Stojković 4, Grabarczyk. Kary 2 min. Trener Bogdan WENTA. ATLETICO MADRYT: Sterbik, Hombrados – Davis, Kallman 5, Markussen 8, Jurkiewicz, Canellas 5, Łazarow 8/2, Guardiola 2, Garcia 2, Abalo 1, Aguinagalde 2, Dinart, Edu 4. Kary 0 min. Trener Talant DUJSZEBAJEW.
Mariusz Jurkiewicz po raz pierwszy w karierze zagrał przeciw polskiej drużynie
29
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:48 Page 30
30
//Liga Mistrzów Fernandez Roura pokonał Marcusa Cleverly’ego
Michał Jurecki dwoił się i troił, ale sam meczu nie mógł wygrać Europy, drużyna Atletico Madryt, która jeszcze jako Ciudad Real przegrała w finale poprzedniej Ligi Mistrzów z inną hiszpańską drużyną, FC Barceloną. Kielecki zespół jeszcze nigdy nie grał z tym rywalem, a takie nazwiska jak Arpad Sterbik, Luc Abalo, Didier Dinart, Jose Hombrados, Jonas Kaellman, Kirył Łazarow, reprezentant Polski Mariusz Jurkiewicz, czy wreszcie jeden z najlepszych w historii piłkarzy ręcznych, będący teraz trenerem Atletico, Talant Dujszebajew, wywoływały u nawet obytych z europejskimi rozgrywkami kibiców dodatkowy dreszczyk. A po nim przyszedł zimny prysznic, bo po 12-13 minutach, w których gospodarze nawiązali walkę z trzykrotnym w ostatnich sześciu edycjach zwycięzcą Ligi Mistrzów, Hiszpanie, wykorzystując przede
wszystkim lichą grę kielczan w obronie, błyskawicznie odskoczyli na kilka bramek, a w drugiej połowie ich przewaga sięgała już dziesięciu bramek. Skończyło się na wyniku identycznym, jak w meczu z Bjerrinbro, tyle że w drugą stronę – 29:37.
Rywal obnażył problemy – Z przebiegu spotkania był to dla nas najmniejszy wymiar kary. Mieliśmy problemy w grze ofensywnej, a jeśli coś się udało, to na drodze stawał nam bramkarz. Mecz Ligi Mistrzów, a my mamy tylko jedną karę i to za zagranie nogą, więc chyba zabrakło agresji – mówił Bogdan Wenta. – Atletico zagrało na 100 procent swoich możliwości, mimo osłabienia brakiem dwóch zawodników, Chemy Rodrigueza i Alberto Entrerriosa. Graliśmy za pasywnie w obronie,
jakbyśmy tylko liczyli na naszych bramkarzy. To nie wstyd przegrać z takim zespołem, ale rywal obnażył nasze problemy. To była dobra lekcja dla nas. – To był dla mnie mecz o ogromnym ładunku emocji, ponieważ był to pierwszy przypadek, żebym po wyjeździe do Hiszpanii grał przeciwko polskiej drużynie. Chciałem podejść do tego spotkania jak do każdego meczu, ale cały dzień chodziłem zdenerwowany i cieszę się, że możemy zabrać dwa punkty do Hiszpanii – mówił Mariusz Jurkiewicz. Rundę rewanżową Vive Targi Kielce rozpoczęło 27 listopada wyjazdowym meczem z Atletico. TEKST: Paweł Kotwica, „Echo Dnia” FOTO: Patryk Ptak
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:48 Page 31
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:48 Page 32
32
//Puchar Zdobywców Pucharów
PORA NA BYASEN
Mistrzynie Polski z Lubina nie dały szans czeskiemu Britterm Veseli nad Morawą, pewnie awansując do IV rundy Pucharu Zdobywców Pucharów. O sukcesie „Miedziowych” zadecydowało już pierwsze spotkanie rozegrane na Dolnym Śląsku.
P
rzypomnijmy, że we wrześniu KGHM Metraco Zagłębie Lubin nie zdołało awansować do Ligi Mistrzyń, ulegając w pierwszym meczu turnieju kwalifikacyjnego niemieckiemu Buxtehuder. W tym sezonie drużyny, które nie wywalczyły promocji do tych najbardziej prestiżowych rozgrywek, przeszły do rywalizacji o Puchar Zdobywców Pucharów, a nie jak w poprzednich latach do EHF CUP. W pierwszym spotkaniu z czeskim Brittern Veseli nad Morawą lubinianki zaprezentowały się tak jak w PGNiG Superlidze, czyli straciły poniżej 20 bramek, same zdobywając prawie 30 goli. Wielka w tym zasługa mocnej obrony i świetnej postawy bramkarek – Moniki Maliczkiewicz i Natalii Tsvirko. Dość powiedzieć, że Czeszki w całym spotkaniu nie wykorzystały żadnego z czterech rzutów karnych, a grając przez 12 minut w osłabieniu liczebnym nie miały szans nawiązać rywalizacji ze znacznie silniejszymi Polkami. Wynik 29:18 przesądzał praktycznie kwestię awansu, a KGHM Metraco mogło spokojnie udać się na rewanż do Czech. Jeśli czegoś było szkoda, mówiąc o meczu rewanżowym, to tylko braku kolejnych punktów do rankingu, bo „Miedziowe” uległy ostatecznie Czeszkom jedną bramką, choć na 10 minut przed końcem zawodów miały sześć bramek przewagi. Na szczęście tylko niegroźnego urazu doznała Kaja Załęczna, która z krwiakiem pod okiem dość szybko musiała opuścić parkiet. Bożena Karkut dała też dużo pograć rezerwowym, bo wynik rywalizacji był cały czas pod pełną kontrolą polskiej drużyny. Zasłużony awans do grona najlepszych 16 zespołów walczących o Puchar Zdobywców Pucharów cieszy, ale w kolejnej rundzie Zagłębie czeka już znacznie bardziej wymagający rywal.
Czekamy z niecierpliwością na mecze z Zagłębiem. Mogliśmy trafić gorzej w losowaniu, co nie oznacza, że spodziewamy się łatwych spotkań. Mamy świadomość, że w zespole z Lubina gra wiele szybkich zawodniczek, które rozgrywają piłkę na różne sposoby. Wiemy też, że lubią grać wysoko w obronie, próbując doprowadzić do przechwytu. Spotkaliśmy się z tą drużyną w Niemczech na turnieju, więc już trochę wiemy, czego się spodziewać. Będą to jednak inne mecze i przewiduję, że będą wyrównane. Ida Alstad (środkowa Byasen)
To dobrze znany na Dolnym Śląsku Byasen Trondheim, który z pięcioma punktami na koncie zajął trzecie miejsce w grupie A Ligi Mistrzyń i „automatycznie” przeszedł do 1/8 finału PZP. Przeciwniczek z północy Europy nikomu nie trzeba przedstawiać, więc przypomnijmy tylko, że w składzie drużyny z Trondheim są takie zawodniczki jak Terese Pedersen, Tonje Nostvold, Ida Alstad czy Camilla Herrem, znane z występów w reprezentacji Norwegii. Dla Zagłębia będzie to powtórka z 2010 roku, gdy również w IV rundzie tych samych rozgrywek zmierzyło się z Byasen, ulegając dwukrotnie 26:30 i 22:31. Miejmy nadzieję, że tym razem wynik będzie dużo bardziej korzystny dla Polek. Pierwsze spotkanie odbędzie w Trondheim Spectrum w pierwszy weekend lutego 2012 roku, rewanż tydzień później w Lubinie. – Jeśli chodzi o rywalizację z Czeszkami, to bardzo ważny był mecz u nas i ta wysoka zaliczka, z którą pojechaliśmy na spotkanie rewanżowe. Nastawienie psychiczne jest wtedy zupełnie inne, co nie oznacza, że nie zlekceważyłyśmy przeciwniczki – opowiada liderka Zagłębia, Kinga Byzdra. – Losowanie kolejnej rundy przydzieliło nam trudnego rywala. Znamy dobrze tę drużynę, bo grałyśmy przeciw Norweżkom dwa lata temu w pucharach, i latem tego roku na turnieju w Bad Urach. Nie
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:48 Page 33
HANDBALL POLSKA nr 11 // listopad 2011
29:18 (15:8)
Sędziowali: Robert Harabagiu i Silviu Stanescu (Rumunia). Widzów: 300.
KGHM METRACO ZAGŁĘBIE LUBIN: Tsvirko, Maliczkiewicz - Byzdra 7, Jelic 4, Obrusiewicz 4, Załęczna 4, Pielesz 4, Semeniuk-Olchawa 4, Jochymek 2, Pałgan. Kary 6 min. Trener Bożena KARKUT.
BRITTERN VESELI NAD MORAWĄ: Cerna, Zvonicova – Drotarova 6, Rajnohova 4, Sukennikova 3, Vinyatynska 3, Flekova 1, Koci 1. Kary 12 min. Trener Peter SABAUDKA.
25:24 (11:14)
Sędziowały: Katalin Pech i Maria Vagvolgyi (Węgry) Widzów: 400.
BRITTERN VESELI NAD MORAWĄ: Cerna, Zvonicova – Koci 7, Flekova 4, Chmelarova 3, Rajnohova 3, Sukennikova 3, Drotarova 2, Nevarilova 2, Vinyatynska 1. Kary 6 min. Trener Peter SABAUDKA.
KGHM METRACO ZAGŁĘBIE LUBIN: Tsvirko, Maliczkiewicz - Obrusiewicz 7, Byzdra 5, Semeniuk-Olchawa 4, Jelic 3, Pielesz 2, Pałgan 1, Załęczna 1, Bader 1, Piekarz, Ziółkowska, Ciepłowska, Jochymek. Kary 6 min. Trener Bożena KARKUT.
uważam, że jest to przeciwnik nieosiągalny dla nas, bo to są takie same dziewczęta jak my. Plusem dla mnie jest to, iż pierwsze spotkanie rozegramy na wyjeździe, z Trondheim postaramy się przywieźć dobry rezultat do Polski. – zapowiada reprezentantka naszego kraju i dodaje. – We wrześniu Liga Mistrzyń była dla nas na wy-
ciągnięcie ręki, ale jak widać, nie załamałyśmy się niepowodzeniem. W Superlidze idziemy jak burza, wygrywając wszystkie mecze, dlatego z optymizmem patrzę i czekam na lutową konfrontację z Byasen. TEKST:
Michał Pomorski Zagłębie Lubin
FOTO:
TRAGICZNA ŚMIERĆ SĘDZIÓW
Finał EHF Euro2010
FOTO:
Marek Biczyk
Tragiczna wiadomość dotarła z Niemiec. W wypadku samochodowym zginęli znani niemieccy sędziowie Bernd i Reiner Methe. 47-letni bliźniacy jechali na mecz ligowy do Balingen, mieli prowadzić spotkanie 10. kolejki Toyota-Handball Bundesligi pomiędzy HBW Balingen-Weilstetten a SC Magdeburg. – Jestem wstrząśnięty tą smutną informacją – mówi ze ściśniętym gardłem nasz sędzia, Marek Góralczyk. – To byli przesympatyczni koledzy i znakomici sędziowie. Pierwszy raz spotkaliśmy się 11 lat temu, przed mistrzostwami Europy w Rumunii. Potem uczestniczyliśmy w największych imprezach świata, teraz mieli lecieć na mistrzostwa świata kobiet do Brazylii. Nie tylko środowisku sędziowskiemu będzie ich bardzo brakowało. Bliźniacy karierę sędziowską rozpoczęli 24 lata temu. Przygodę z Bundesligą kontynuowali od 1993 roku, a na międzynarodowej arenie debiutowali pięć lat później. Byli sędziami podczas mistrzostw świata mężczyzn w 2007 roku, prowadzili finał mistrzostw Europy panów Francja – Chorwacja w Austrii w 2010 roku. Teraz wybierali się na grudniowy mundial pań do Brazylii. Bernd Methe zostawił żonę i dziecko, jego brat Reiner żonę i dwójkę dzieci.
33
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:48 Page 34
34
//Puchar EHF
ROZCZAROWANIE W LUBLINIE
Hala Globus
Wicemistrzynie Polski po konfrontacji w III rundzie Pucharu EHF z trzecim zespołem ligi rumuńskiej, CSM Bukareszt, zakończyły już rywalizację na europejskich parkietach. Podopiecznym Edwarda Jankowskiego do awansu zabrakło czterech bramek.
L
atem 2011 roku w Lublinie z dużym optymizmem przyjęto losowanie par III rundy Pucharu EHF. Operacja „Czeseme”, jak wymawia się nazwę zespołu Vasile Margulescu, rozpoczęła się na wiele tygodni przed planowanym dwumeczem. Dzięki zaangażowaniu wielu osób, które za cel postawiły sobie odbudowanie pozytywnego wizerunku SPR-u, zdołano zarejestrować aż trzy aktualne spotkania Rumunek i dobrze poznać obraz bukaresztańskiego przeciwnika. Wielokrotne podkreślanie zdania, że „tożsamością drużyny z Koziego
Grodu jest Europa” miało swoje odzwierciedlenie na trybunach hali Globus, gdzie 6 listopada zasiadło ponad 2000 widzów. Chyba nikt z zebranych nie przypuszczał wtedy, że w pierwszym meczu czeka prawdziwy rollercoaster emocjonalny i wrażenia godne najlepszego thrillera.
Zaczęło się dobrze Zaczęło się dobrze, bo lublinianki szybko wyszły na prowadzenie 2:0, ale gwoli ścisłości należy dodać, że powinny były prowadzić różnicą czterech trafień, bo dwukrotnie nie
Rumunki grały piłkę ręczną sprzed dwudziestu lat – przyznał, chyba nieopatrznie, w wywiadzie dla Kuriera Lubelskiego Edward Jankowski. – W mojej opinii chciało nam się wygrać bardziej niż SPR – powiedziała znakomita lewoskrzydłowa CSM, Cristina Niculae.
wykorzystały rzutów karnych. CSM nawet bez leworęcznych Raluki Angheliny, i siedzącej na ławce rezerwowych w roli „straszaka” Eleny Avadanii, imponowało grą jeden na jeden, co jednak nie stanowiło żadnego zagrożenia z drugiej linii. To mogła być przysłowiowa „woda na młyn” dla podopiecznych Edwarda Jankowskiego, które choć nieźle spisywały się w obronie, w ataku wielokrotnie przegrywały rywalizację z Aliną Iordache. Bramkarka Rumunek, która tak kiepsko prezentowała się na zdobytych materiałach filmowych o rywalkach, w Lublinie była najwartościowszą zawodniczką swojego zespołu, odbierając ochotę do gry Agnieszce Koceli. Popularna „Koci” po pierwszym skutecznym rzucie karnym po wszystkich kolejnych okazjach do zdobycia gola mogła się jedynie łapać za głowę, a w 38 minucie, widząc swą nieporadność, sa-
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:48 Page 35
HANDBALL POLSKA nr 11 // listopad 2011
32:30 (14:18)
Sędziowali: Dzmitry Nabokau i Siarhei Kulik (Białoruś). Widzów: 2000.
30:25 (17:9)
Sędziowali: Ivan Bashev i Ivan Kostov (Bułgaria). Widzów: 800.
SPR LUBLIN: Baranowska, Gawlik - Danielczuk 2, Kocela 1, Wilczek 1,
CSM BUKARESZT: Iordache, Guresoaia – Strat, Nan, Catrinoi,
Rola 5, Majerek 7, Stasiak 3, Nestsiaruk 8, Mihdaliova 3, Wojtas 2. Kary 0 min. Trener Edward JANKOWSKI.
Dinu 2, Niculae 6, Pacuraru 4, Geana 3, Doica 4, Popa 3, Chitulescu 2, Avadanii, Mihalschi 3, Paval 3. Kary 6 min. Trener Vasile MARGULESCU.
CSM BUKARESZT: Iordache, Guresoaia - Doica 6, Niculae 4, Mihalschi 4, Strat 2, Dinu 4, Pavel 3, Dobrin 2, Chitulescu 2, Popa 2, Geana 1, Nan, Catrinoi. Kary 2 min. Trener Vasile MARGULESCU.
Kristiny Repelewskiej brakowało w pierwszym meczu
Alina Lordache ma poprosiła o zmianę. Całe szczęście, że jej zmienniczka Małgorzata Rola spisywała się bez zarzutu. Podobnie jak Małgorzata Majerek i Valentina Nestsiaruk, która musiała zastąpić kontuzjowaną Kristinę Repelewską. Seria niewymuszonych błędów lublinianek pozwoliła CSM na wygranie pierwszej połowy aż czterema bramkami. Druga odsłona, a szczególnie trzeci kwadrans me-
SPR LUBLIN: Baranowska, Gawlik – Danielczuk 4, Kocela 2, Rola 2, Majerek 3, Stasiak 4, Repelewska 7, Nestsiaruk 2, Figiel, Mihdaliova, Wojtas 1. Kary 6 min. Trener Edward JANKOWSKI.
Valentina Nestsiaruk
czu, należały już do SPR-u. Dość powiedzieć, że Polki zakończyły ten fragment gry znakomitym wynikiem 11:6, wracając na prowadzenie. Ambitne Rumunki, dowodzone przez szalejącego przy linii bocznej trenera Margulescu, doprowadziły jeszcze do remisu 30:30, ale ostatnie dwa ciosy zdołały zadać miejscowe. Skromna zaliczka przed rewanżem w Bukareszcie nie napawała z pewnością hurraoptymizmem. Specjalny stabilizator na skręconą kostkę pozwolił na powrót do treningów i gry Kristiny Repelewskiej. Ze składu „wypadła” natomiast ze względu na problemy mięśniowe Ewa Wilczek, bardzo daleka w tym sezonie od swojej formy sprzed lat. Lublinianki w stolicy Rumunii mogły jak zwykle liczyć na najwierniejszych kibiców, którzy w sile prawie 30 gardeł zajęli skrajny sektor Sali Polivalenta Rapid, gdzie rozegrano spotkanie rewanżowe.
Deja vu A te, transmitowane przez drugi kanał telewizji rumuńskiej, było
w dużej mierze swoistym deja vu sprzed niespełna tygodnia, bo po raz kolejny piłkarki SPR-u obudziły się dopiero po zmianie stron. Do przerwy CSM prowadziło 17:9, świetnie punktując każdy najdrobniejszy błąd przyjezdnych. Na podkreślenie „wężykiem” zasługuje niechlubny rekord Polek, które prawie dwuminutowy okres gry w podwójnej przewadze liczebnej (przy stanie 13:9) przegrały 0:3! Jeśli za coś można pochwalić nasze wicemistrzynie, to za efektowną pogoń w drugiej połowie, gdy skonsolidowane w obronie raz po raz przechwytywały piłkę. W 54 minucie po trafieniu Małgorzaty Roli było już tylko 26:24 dla gospodyń, czyli lubliniankom brakowało raptem jednego gola do awansu. Tym razem do pełni szczęścia zabrakło precyzji najlepszej tego dnia na parkiecie Repelewskiej i Małgorzaty Stasiak. A że z linii siódmego metra nie myliła się Mihaela Popa, to CSM niespodziewanie awansowało do 1/8 finału Pucharu EHF. TEKST: Michał Pomorski FOTO: Piotr Zgierski, Krzysztof Lignarski
35
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:48 Page 36
36
//Challenge Cup Koszalinianki nie są bez szans w rywalizacji z Chorwatkami
PUCHAR NA CHRZCINY
Najdłużej na poznanie swojego pucharowego rywala czekały w tym roku piłkarki KU AZS Politechniki Koszalińskiej, które rozgrywki w Challenge Cup rozpoczną od czwartej rundy. Los przydzielił Polkom chorwacką drużynę RK Zelina.
L
osowanie przyjęliśmy z optymizmem, choć nie ukrywam, że niewiele wiemy na razie o naszym chorwackim rywalu – przyznaje trener Politechniki Waldemar Szafulski. – Udało nam się ustalić, że na razie RK Zelina nie spisuje się rewelacyjnie w lidze, gdzie zajmuje 6-7 miejsce, co pokazywałoby, że jest to zespół, który leży w naszym zasięgu. Tym bardziej, iż pierwsze spotkanie rozegramy na wyjeździe w pierwszy weekend lutego – zaznacza szkoleniowiec akademiczek. Co niezwykle istotne, jest szansa, by mecz rewanżowy (11-12 lutego 2012) odbył się w nowej hali sportowo-widowiskowej o pojemności trzech tysięcy widzów, budowanej na terenie nowego kampusu akademickiego przy ul. Śniadeckich. – Nie mamy jeszcze potwierdzenia, że mecz odbędzie się właśnie tam, ale wierzę, że zarówno uczelnia jak
i miasto zrobią wszystko, by to właśnie nasze spotkanie w Pucharze Challenge było „chrzcinami” nowego obiektu – uśmiecha się opiekun koszalinianek. Chorwatki zmagania w bieżącej edycji Challenge Cup rozpoczęły od II rundy, czyli tej samej co KSS Kielce. RK Zelina w grupie uporała się bez straty punktu z Alavarium (Portugalia), Olympią HC (Anglia) i Panetolikosem AC (Grecja). Kolejną przeszkodą był azerski ABU Baku. Oba mecze rozegrane w Zelinie pewnie wygrał zespół gospodarzy. Pozostaje zatem trzymać kciuki, by ambitna drużyna Politechniki mogła przy komplecie publiczności godnie uczcić oddanie do użytku nowoczesnej hali, na którą Koszalin czekał od długich lat. TEKST: Michał Pomorski FOTO: Krzysztof Lignarski
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:48 Page 37
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:48 Page 38
38
//Puchar Polski //Kwalifikacje ME i MŚ
PUCHAR POLSKI W
ostatnim spotkaniu 1/8 finału Pucharu Polski kobiet siódemka kieleckiego KSS-u pokonała we własnej hali Start Elbląg 38:30. W ćwierćfinale rozgrywanym już systemem mecz i rewanż kielczanki spotkają się z wicemistrzyniami Polski SPR-em Lublin. Wśród panów, na tym samym szczeblu rozgrywek, największe emocje odnotowano w Szczecinie, gdzie dopiero druga część dogrywki przesądziła o awansie miejscowej drużyny Gaz-System Pogoni nad Miedzią Legnica 38:36 Wkrótce Kolegium Ligi ZPRP ogłosi warunki organizacji turniejów Final Four oraz termin składania ofert. FOTO: Marek Skorupski
Tak cieszyły się zawodniczki Zagłębia Lubin po zdobyciu Pucharu Polski 2011 //Pary ćwierćfinałowe PP kobiet KSS Kielce – SPR Lublin KGHM Metraco Zagłębie Lubin – KU AZS Politechnika Koszalińska Ruch Chorzów – Vistal Łączpol Gdynia AZS AWF Gardinia Wrocław – Piotrcovia Pierwsze mecze i rewanżowe spotkania rozegrane zostaną w dniach 14 i 21 grudnia. Zwycięzcy awansują do Final Four. //Puchar Polski mężczyzn – Wyniki 1/8 finału MMTS Kwidzyn – Zagłębie Lubin 35:30 (15:17) Zepter AZS UW Warszawa – Stal Mielec 28:30 (18:15) Warmia Anders Group Społem Olsztyn – Vive Targi Kielce 32:38 (16:22) Orlen Wisła Płock – Nielba Wągrowiec – 37:29 (18:14) Jurand Ciechanów – Chrobry Głogów 30:25 (17:15) Czuwaj Przemyśl – NMC Powen Zabrze 28:31 (13:17) ŚKPR Świdnica – Azoty-Puławy 22:28 (9:10) Gaz-System Pogoń Szczecin – Siódemka Miedź Legnica 38:36 (27:27 12:16) //Pary ćwierćfinałowe PP mężczyzn Stal Mielec – MMTS Kwidzyn NMC Powen Zabrze – Azoty Puławy Vive Targi Kielce – Jurand Ciechanów Orlen Wisła Płock – Gaz-System Pogoń Szczecin Pierwsze mecze i rewanżowe spotkania rozegrane zostaną w dniach 7 i 12 grudnia. Zwycięzcy awansują do Final Four.
Polki w tegorocznych MME zajęły 13.miejsce
WIADOMO Z KIM ZAGRAJĄ JUNIORZY I MŁODZIEŻÓWKI W
Wiedniu odbyło się losowanie grup kwalifikacyjnych do finałów Mistrzostw Europy Juniorów (U18), Mistrzostw Europy Młodzieżowców (U20) oraz Młodzieżowych Mistrzostw Świata Kobiet (U20). Nasi juniorzy, prowadzeni przez Leszka Biernackiego, w grupie 1 zagrają z Chorwacją, Gruzją i Rumunią. Spotkania zostaną rozegrane w dniach 30 marca – 1 kwietnia 2012 r. Do finałów, które odbędą się w Austrii, w dniach 12-22 lipca 2012r., z tej puli awansują dwa najlepsze zespoły. Polska w tym przypadku miała pierwszeństwo w organizacji eliminacji, ale dwa lata temu w Wągrowcu była gospodarzem imprezy podobnej rangi. W związku z powyższym rola ta przypadnie Gruzji lub Chorwacji. Z kolei młodzieżowcy, których szkoli Jarosław Cieślikowski, trafili do trzyzespołowej grupy 8 – wraz z Finlandią i Macedonią. Polacy w dniach 6-8 kwietnia 2012 r. będą gospodarzem tej grupy. Do finałów, które odbędą się 5-15 lipca 2012 r. w tureckiej Ankarze, awansuje tylko najlepszy z tej trójki. Podopieczne Andrzeja Niewrzawy w dniach 6-8 kwietnia 2012 r. zagrają w eliminacyjnej grupie 6 z Niemcami, Wielką Brytanią i Włochami. Jedynie triumfator tej stawki pojedzie na finały do Czech – 1-15 lipca 2012 r. Gospodarzem tych kwalifikacji będzie Wielka Brytania lub Polska. FOTO: EHF
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:48 Page 39
//Handball Cup
HANDBALL POLSKA nr 11 // listopad 2011
HANDBALL CUP Londyński turniej Handball Cup (23-27.11.2011 r.) z udziałem sześciu kobiecych zespołów narodowych, w tym Polski, ma być swoistym testem dla obiektów, na których na przełomie lipca i sierpnia 2012 rozegrane zostaną mecze piłki ręcznej w ramach XXX Igrzysk Olimpijskich.
D
rużynom które wezmą udział w London Handball Cup przyświecają zgoła inne priorytety. Dla Brytyjek będzie to znakomity sprawdzian w kontekście przygotowań do startu w turnieju olimpijskim, jako gospodarz mają bowiem zagwarantowany start. Dla Chin i Angoli będzie to ostatni sprawdzian przed MŚ w Brazylii, bezpośrednio z Londynu obie ekipy wyruszą w podróż do Kraju Kawy. Polska, Austria i Słowacja straciły już szanse na awans na olimpiadę, dla nich ten turniej będzie okazją do przetestowania nowych rozwiązań w kontekście meczów eliminacyjnych do mistrzostw Europy 2012.
W ekipie biało-czerwonych w ostatniej chwili zaszły trzy zmiany. Kontuzjowane zawodniczki Klaudię Pielesz, Karolinę Szwed i Katarzynę Koniuszaniec zastąpiły Lucyna Wilanowska, Agnieszka Kocela i Małgorzata Stasiak. – Dostałyśmy w klubie trzy dni wolnego i rozjechałyśmy się do domów (w Gorzowie i Jeleniej Górze przyp. red.) oddalonych od Lu-
//Skład Polski: bramkarki: Anna Baranowska (SPR Lublin), Patrycja Mikszto (Vistal Łączpol Gdynia), rozgrywające: Kinga Byzdra (Zagłębie Lubin), Lucyna Wilanowska (DJK/MJC Trier), Iwona Niedźwiedź (Vis-Holstebro), Joanna Obrusiewicz (Zagłębie), Małgorzata Stasiak (SPR), Alina Wojtas (SPR)
blina o kilkaset kilometrów. Bardzo się zdziwiłyśmy powołaniem, gdyż nie było nas nawet na liście rezerwowej. W Londynie nigdy nie byłyśmy. Zamówiłyśmy już nawet u Aliny Wojtas jakąś pamiątkę z Big Benem. Nominacja do kadry zawsze cieszy – zgodnie powiedziały Kocela i Stasiak. Polki 24 listopada zagrają w grupie A z Chinkami, dzień później ze Słowaczkami. Drużyny, które zajmą pierwsze dwa miejsca w swoich grupach awansują do półfinałów (1A-2B oraz 2A-1B). Zwycięzcy tych spotkań zmierzą się w wielkim finale turnieju (27 listopada), przegranym pozostanie walka o najniższy stopień podium.
obrotowe: Joanna Dworaczek (Politechnika Koszalińska), Patrycja Kulwińska (Vistal), Hanna Śadej (Start Elbląg), skrzydłowe: Patrycja Królikowska (Vistal), Malwina Leśkiewicz (Aalborg DK), Agnieszka Kocela (SPR), Karolina Sulżycka (Vistal), Kaja Załęczna (Zagłębie).
PRZEDŁUŻONA UMOWA Z HUMMELEM ZPRP przedłużył o trzy lata umowę z firmą Hummel. Duński koncern będzie zaopatrywał w sprzęt sportowy reprezentację Polski we wszystkich kategoriach wiekowych. Do podpisania stosownych dokumentów doszło w połowie listopada w Centrum Olimpijskim w Warszawie. Podpisy na kontrakcie złożyli ze strony ZPRP – prezes Andrzej Kraśnicki i wiceprezes Henryk Szczepański, a ze strony Hummel – dyrektor finansowy Jens Binek. Warto przypomnieć, że w strojach tej firmy polska reprezentacja wywalczyła srebrne i brązowe medale w czasie mistrzostw świata 2007 i 2009.
FOTO: Kuba Gucma
39
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:48 Page 40
40
//Miedź Legnica Grzegorz Garbacz
WYPRZEDAŻ W LEGNICY Legnicki klub od początku sezonu boryka się z problemami finansowymi. W połowie listopada zawodnicy dostali wolną rękę i mogą szukać sobie nowych pracodawców. Jeżeli odejdą, Miedź dogra sezon młodszymi zawodnikami, którzy będą po prostu tańsi.
T
en sezon dla Miedzi zaczął się nad wyraz dobrze. Prowadzony przez Marka Motyczyńskiego zespół został poukładany i z powodzeniem walczył w PGNiG Superlidze. Wszystko zmieniło się, gdy na poważnie zaczęły się problemy finansowe. Ze wsparcia szczypiornistów wycofało się miasto, które do tej pory przekazywało znaczne środki. – W pierwszej części 2011 roku przekazaliśmy blisko pół miliona złotych. Zresztą pomagamy klubowi od czterech lat – wylicza Arkadiusz Rodak, rzecznik prasowy legnickiego magistratu. Miasta jednak nie stać dalej na takie wsparcie, o czym poinformowało władze klubu klika miesięcy temu. Działacze nie potrafili jednak znaleźć środków. – Takie są realia budżetowe miasta – mówi ze smutkiem Rodak. Winą za obecną sytuację obarczane są przede wszystkim władze klu-
bu. – Miasta bym nie obwiniał – mówi Paweł Jaros, zagorzały kibic Miedzi, który za ukochanym zespołem jeździ po całej Polsce. – Było jasno powiedziane, że na pierwsze półrocze będą stypendia. Klub wiedział, że miasto jesienią zakręci kurek dotacji. Liczyli jednak, że się uda. Zarząd się po prostu nie popisał, bo na czas nie szukał wsparcia – dodaje. – Stosowana jest tzw. metoda zamiatania problemów pod dywan, co w tym przypadku najprawdopodobniej zakończy się tragedią. Warto zaznaczyć, że to chyba domena Miedzi, bo przecież to będzie już drugi upadek zespołu, a w międzyczasie upadłość ogłaszali też piłkarze nożni – mówi nam osoba będąca blisko klubu. W najczarniejszym scenariuszu Miedź może podążyć śladem handballowych drużyn Śląska Wrocław, GSPR Gorzów Wlkp., AZS AWF
Gdańsk czy Warszawianki, które znikały z mapy Polski. O tym, że w klubie jest naprawdę ciężko dowiedzieliśmy się już we wrześniu. W meczu ze Stalą kontuzji nabawił się Władymir Chuziejew. Okazało się, że konieczna będzie operacja polegająca na rekonstrukcji więzadła. Tuż przed nią Białorusinowi kazano jednak podpisać dokument, że operacja zostanie wykonana… na poczet zaległych pensji. Oficjalnie o problemach finansowych poinformowano pod koniec października na specjalnej konferencji prasowej. Apel nie przyciągnął sponsorów. W połowie listopada najdroższym zawodnikom dano wolną rękę. Zastrzeżono jednak, że mogą odejść jeśli nowy pracodawca zgodzi się na uregulowanie zaległych pensji za październik i listopad. – Kasa klubowa jest pusta
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:48 Page 41
HANDBALL POLSKA nr 11 // listopad 2011
Władymir Chuziejew – mówi ze smutkiem Paweł Piwko. – Do końca roku mamy szansę na wyrównanie pieniążków za wrzesień i może trochę za październik. Kto ma konkretną propozycję z innego klubu może iść i rozwiązać kontrakt. I tyle właściwie konkretów ze spotkania z prezesem – wyjaśnia. – Szkoda, że tak wyszło, bo nie chciałbym już ruszać się poza Dolny Śląsk – dodaje. Co w takim razie pozostaje zawodnikom? Raczej ciężko będzie znaleźć pracę w dobrze radzącym sobie Chrobrym Głogów. Dobrym kierunkiem może być na nowo budowane przez Jacka Będzikowskiego Zagłębie
Jarosław Paluch
Paweł Piwko Lubin. – Nie mogę się wypowiadać na temat tego kogo widziałbym w moim zespole, dopóki sytuacja w Miedzi się nie wyklaruje – mówi dyplomatycznie szkoleniowiec. Przypomnijmy, że jego brat bliźniak Piotr, jest drugim trenerem Miedzi. Można więc założyć, że trener Zagłębia trzyma rękę na pulsie. – Mogę jedynie powiedzieć, że dwóch zawodników Miedzi widziałbym w moim zespole – dodaje po chwili. – Nie interesują nas tacy, którzy przyjdą na pół roku, tylko zawodnicy perspektywiczni – kończy Jacek Będzikowski. W ciemno można więc przyjąć, że jednym z tych zawodników jest Adam Świątek, o którego w ubiegłym sezonie biła się połowa klubów. – Nie podjąłem jeszcze decyzji, czy chcę zostać na Dolnym Śląsku. Na razie jestem na etapie porównywania ofert – zdradza nam zawodnik. Nad swoją przyszłością zastanawia się także doświadczony 35-letni Grzegorz Garbacz. – Za wcześnie, żeby cokolwiek powiedzieć. Rozmawiam… nie tylko na Dolnym Śląsku. Najbliższe dni dadzą odpowiedź, jaką decyzję podejmę – wyjaśnia enigmatycznie. Dla tych, którzy chcą zostać na Dolnym Śląsku dobrym kierunkiem może być… Wrocław. Choć Śląsk Wrocław Handball Team gra zaledwie w II lidze, to reaktywowany klub
w dwa sezony chce powrócić do najwyższej klasy rozgrywkowej. Żeby tak się stało potrzebne są jednak wzmocnienia, bo o ile awans do I ligi jest w zasięgu ręki, to w przyszłym sezonie trzeba mieć naprawdę solidny zespół, aby wejść do Superligi. Trzon wrocławskiego zespołu tworzą doświadczeni Daniel Grobelny i Artur Szabat. Pierwszy z nich przed rozpoczęciem ubiegłego sezonu miał propozycję gry w Miedzi. Drugi pożegnał się z legnickim klubem przed tym sezonem. Jednak zamiast zakończyć karierę trafił do Śląska. – Oczywiście obserwujemy to, co się dzieje w lidze. Choć dopiero budujemy zespół, to jednak myślimy już o przyszłym sezonie i solidnych wzmocnieniach. Nie jest wykluczone, że pozyskamy kogoś jeszcze przed zamknięciem okienka transferowego – zdradza prezes klubu Paweł Krążała. Czy będzie to Grzegorz Garbacz, który regularnie jest widywany na meczach Śląska? A może Paweł Piwko, który ostatnio był na meczu Śląska z całą rodziną. Barierą może być jednak wysokość kontraktu. Najbliższe tygodnie pokażą, kto zdecyduje się dograć w Miedzi sezon do końca (wielu zawodnikom, wtedy wygasają kontrakty), a kto znajdzie nowego pracodawcę. Daniel E. Groszewski / DzielniceWroclawia.pl
TEKST i FOTO:
41
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:48 Page 42
42
//Śląsk Wrocław
KREOWANIE MODY Śląsk Wrocław Handball Team odrodził się jak feniks z popiołów. Piłkarze ręczni ze stolicy Dolnego Śląska z powodzeniem walczą w II lidze o awans do wyższej klasy rozgrywkowej.
C
hoć sezon jest długi, to jedno trzeba przyznać: Śląsk idzie przez drugoligowe rozgrywki jak burza. – Na razie wszystko dobrze się układa, ale pamiętajmy, że do rozegrania jest sporo spotkań, a z najgroźniejszymi rywalami spotkamy się dopiero pod koniec rundy – studzi głowy Tomasz Folga, szkoleniowiec wrocławian mając na myśli zespoły MKS-u Poznań i MKS-u Kalisz. To właśnie najprawdopodobniej między tymi trzema drużynami rozstrzygnie się walka o awans.
Niewyobrażalny wynik Tymczasem klubowi działacze budują dobrą atmosferę wokół wrocławskiej piłki ręcznej. Gdy zespół został reaktywowany rozpisano plan 4-letni. W pierwszych dwóch sezonach najbardziej utytułowany polski
klub ma powrócić do najwyższej klasy rozgrywkowej. Oczywiście nie uda się tego zrobić bez sponsorów. Tych z kolei będzie ciężko pozyskać jeśli nie będzie odpowiedniego zainteresowania piłką ręczną. Dlatego wrocławianie od początku zakasali rękawy i ostro wzięli się do roboty. Na razie wszystko udaje im się doskonale, bo halę Orbita zapełnia co najmniej 1,5 tysiąca osób. To w II lidze wynik wręcz niewyobrażalny! Śląsk rozpoczął rozgrywki z wysokiego pułapu, a na pierwsze spotkanie przyjechał z Niemiec nawet Karol Bielecki, który jest szefem Rady Programowej Śląska. Aby zobaczyć mecz i przywitać licznie zgromadzoną publiczność „Kola” w dwa dni musiał pokonać ponad 1400 km. – Postaram się przyjeżdżać na mecze jak najczęściej. Poza tym
moja narzeczona pochodzi z Wrocławia, więc zawsze mam dodatkowy powód do odwiedzin – śmieje się Bielecki.
Bielecki chwali W Śląsku gra też starszy kolega „Koli” z czasów jego występów w Kielcach – Daniel Grobelny. Bez wątpienia osoba doświadczonego rozgrywającego, który jest liderem drużyny i pełni funkcję drugiego trenera, miała spory wpływ na zaangażowanie reprezentanta Polski w pomoc w odbudowę tego zasłużonego dla polskiego handballu klubu. – Wrocław jest miastem, które powinno mieć drużynę w najwyższej lidze i walczyć o medale. Tutaj jest dobry klimat dla piłki ręcznej. Zresztą widać, że jest spore zainteresowanie meczami Śląska – mówi Bielecki.
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:48 Page 43
HANDBALL POLSKA nr 11 // listopad 2011
To zainteresowanie nie wzięło się jednak samo z siebie. Działacze postanowili pokazać mecze piłki ręcznej jako wydarzenie dla całej rodziny. Starsi oglądają mecze, gdy ich pociechy korzystają z licznych, przygotowanych specjalnie dla nich atrakcji. – Jednym z celów, które sobie postawiliśmy w trakcie tworzenia klubu, było wychowanie nowych kibiców i przyciągnięcie starych na mecze naszej drużyny – tłumaczy Paweł Krążała, prezes klubu. – Postawiliśmy na rodziny z dziećmi, bo to są kibice, na których najbardziej nam zależy. Ważne jest również to, że dla takiego odbiorcy we Wrocławiu dotąd nie organizowało się tego typu imprez. Będziemy starać się wychować kulturalnych fanów, którzy w przyszłości będą kibicować naszej drużynie w Superlidze. Dzieci i młodzież będą rosły wraz z sukcesami klubu aż do najwyższej klasy rozgrywek – wyjaśnia.
W Teatrze Lalek Co takiego zaproponowano najmłodszym? – Szukamy i rozmawiamy z różnymi instytucjami, które mogą ubarwić nasze mecze. Naszym partnerem są na przykład wrocławski Teatr Lalek oraz Centrum Kultury Agora. Żeby dzieci się nie znudziły, to atrak-
cje bywają różnorakie. Zawsze będą zwierzątka z baloników dla dzieci, malowanie twarzy oraz różne konkursy z nagrodami dla dzieciaków. Ostatnio na znajdującym się w kompleksie hali lodowisku były warsztaty prowadzone przez Teatr Lalek, w czasie których dzieciaki składały kartonowe teatrzyki. No, a po zakończeniu meczu najmłodsi siadają na parkiecie i oglądają spektakl przygotowany dla nich właśnie przez Teatr Lalek, który na halę wjeżdża swoim Lalkobusem – wylicza Krążała dodając, że ... – wszystko odbywa się na zasadach wymiany barterowej. Musimy tak sobie radzić, bo dysponujemy skromnym budżetem i wciąż szukamy sponsorów. Z zainteresowaniem wydarzeniom w hali Orbita przyglądają się byli zawodnicy Śląska, mieszkający we Wrocławiu, a obecnie piłkarze ręczni Miedzi Legnica: Grzegorz Garbacz i Artur Banisz. Obaj na mecze przyjeżdżają z żonami i córkami. – Szkoda, że takie rzeczy nie działy się, gdy nasi mężowie grali we Wrocławiu. To naprawdę fajnie wygląda – mówi Daria Banisz.
Prezes zaprasza Z ciekawości zaglądają też inni. – Takich atrakcji nie powstydziłby się
żaden klub Superligowy. Miło zobaczyć na meczu piłki ręcznej tyle dzieciaków. Być może wśród nich biega przyszły Bielecki czy Szmal. Naprawdę bardzo mi się tutaj podoba, tym bardziej, że na mecz przyjechałem ze swoim „szkrabem” – dodaje Paweł Piwko. Kibice, którzy tłumnie przychodzą na mecze Śląska otrzymują też sprzęt do kibicowania, dzięki któremu tworzą niesamowity klimat. Zabawą dyryguje jeden ze spikerów. Oczywiście nie brakuje też meksykańskich fal. Wśród kibiców już teraz można spotkać zorganizowane grupy z wrocławskich szkół, które zapraszają piłkarzy ręcznych Śląska do siebie na pokazowe lekcje „wuefu”. Tak więc warto przyjechać do Wrocławia na piłkę ręczna, zobaczyć mecz Śląska i zasmakować tej niepowtarzalnej atmosfery, tym bardziej, że wejście na mecz jest bezpłatne. – Takie było nasze założenie i mamy zamiar utrzymać darmowy wstęp do końca sezonu. Jeżeli jeszcze nie byliście na naszym meczu, to koniecznie przyjdźcie. Myślę, że powinniście wyjść zadowoleni! – zaprasza prezes Krążała. TEKST i FOTO: Daniel E. Groszewski/
DzielniceWroclawia.pl
43
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:48 Page 44
44
//Ruch Chorzów Trener Janusz Szymczyk od ponad roku szkoli chorzowską drużynę
UKŁONY DLA „NIEBIESKICH” Goście z całej Europy, a nawet zza oceanu przybyli do Chorzowa, aby uczcić 60-lecie istnienia sekcji piłki ręcznej kobiet miejscowego Ruchu. – Niektóre zobaczyłyśmy się po 30 latach – przyznawały byłe zawodniczki.
w
ygrana w ligowym starciu ze Startem Elbląg, którą z trybun oglądały zawodniczki stanowiące przed laty o sile dziewięciokrotnego mistrza Polski (wśród nich m.in. Juta Michalska-Kostorz, Agnieszka Wywalec-Kotyczka czy Zofia Łowczyńska) była tylko preludium do oficjalnych obchodów 60-lecia KPR-u Ruchu Chorzów.
Pierwsze takie spotkanie Tuż po zwycięskim meczu zaproszeni goście z kilku krajów Europy, a nawet zza oceanu, przenieśli się na uroczystą galę do hotelu Arsenal Palace w Chorzowie. – Serdecznie dziękuję całej „Niebieskiej” rodzinie za przybycie. To jest chyba pierwsze takie spotkanie, że z każdej dekady istnienia klubu ktoś się pojawił – rozpoczął oficjalne powitanie Klaudiusz Sevković, prezes chorzowskiego klubu. Na sali można było bowiem dostrzec trenerów, działaczy, oficjeli, ale przede wszystkim główne postacie czyli zawodniczki, które przyczyniły się do tego, że Ruch jest jednym
z najbardziej utytułowanych polskich klubów. – Niewiele miast może poszczycić się tak bogatą historią, jeżeli chodzi o piłkę ręczną. A to wszystko za sprawą Ruchu. To wielki sukces wszystkich tych, którzy przyłożyli się do tego. Wielkie słowa uznania. Szczególnie dla osób, które kilka lat temu, kiedy klub był na skraju upadku nie pozwoliły, aby ta historia się zakończyła – podkreślał Marek Kopel, były prezydent Chorzowa, który również wspierał klub w tamtych trudnych momentach.
Z godłem na piersiach W podobnych tonach wypowiadał się prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego, a zarazem prezes Związku Piłki Ręcznej w Polsce, Andrzej Kraśnicki. – Wielkie ukłony dla Klaudiusza Sevkovicia, całego zarządu, miasta Chorzów, sponsorów, że dzięki tym osobom piłka ręczna na Śląsku wciąż trwa. Bogata historia jest kontynuowana dzięki czemu piłka ręczna nadal się rozwija. Wierzę, że już niedługo Ruch nawiąże do sukce-
sów sprzed lat. I znów zawodniczki tego klubu zasilą reprezentację Polski z godłem na piersi. Bo piłka ręczna zawsze będzie z godłem na piersi (aluzja do ostatniej decyzji Polskiego Związku Piłki Nożnej o zastąpieniu orzełka logiem związku – przyp. red.) – przyznał prezes Kraśnicki. Oprócz wzniosłych i wzruszających chwil, kiedy to zawodniczki, goście oraz m.in. znakomici trenerzy Ludwik Biegasik i Adam Pecold (pierwszy z nich zdobył premierowe mistrzostwo Polski, a później kolejne pięć) otrzymali statuetki, dyplomy, książkę specjalnie wydaną na jubileusz oraz okolicznościowe monety (100 śląskich dolarów), było wiele momentów bardzo wesołych. Salwą śmiechu były nagradzane kolejne fotografie pokazywane na telebimie sprzed kilkudziesięciu lat. – Jak myśmy wtedy wyglądały – uśmiechała się Juta Michalska-Kostorz, najbardziej utytułowana z „Niebieskich”. – Myśmy same sobie te koszulki szyły – wspominała Agnieszka Wywalec-Kotyczka. – Wspa-
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:48 Page 45
HANDBALL POLSKA nr 11 // listopad 2011 Na uroczystości przybył prezes Andrzej Kraśnicki z małżonką
Obchody uświetniło zwycięstwo Ruchu nad Startem Elbląg niała impreza. Dziękujemy obecnym władzom klubu za pamięć – dopowiadała Michalska-Kostorz.
Przygotowania trwały rok – Bardzo cieszymy się, że wszystko się udało. Przygotowania do jubileuszu trwały prawie rok. Kompletowanie ma-
teriałów, zdjęć, zdobywanie namiarów, nie było takie łatwe, bo część zawodniczek mieszka za granicą. A wysyłanie zaproszeń... – wyliczała Danuta Mann, sekretarz klubu i była jego znakomita zawodniczka. – Najważniejsze, że frekwencja dopisała. Niektóre zobaczyłyśmy się po raz pierwszy od 30 lat!
Niestety, obchodów jubileuszu nie doczekała Urszula Kiereś-Szczepańska. – To pierwsza zawodniczka, która wykruszyła się z ekipy ze złotego okresu lat 70. – westchnęła Mann wspominając zmarłą we wrześniu „Szprotkę”. TEKST: Mariusz Polak FOTO: Ruch Chorzów
Konkurs nr 45 – Listopad 2011 1 2
Hasło z pionowej kolumny wraz z kuponem należy przesłać na adres redakcji: 02-819 Warszawa ul. Puławska 300. Nagrodami są: • Trzy zestawy gadżetów przygotowane przez Vistal Łączpol Gdynia
3 4 5
Wyniki konkursu nr 44 Prawidłowa odpowiedź: Puchar Gdyni. Nagrodę – koszulkę, smycz, proporczyk przygotowane przez Zagłębie Lubin – otrzymuje Marta Biazik – Koszalin
6 7 8 9
••••• KUPON nr 45 •••••
10 11 12 13
1. Powracający po kontuzji jeden z „Lijków”. 2. Nazwisko jednego z MVP meczu Austria-Białoruś na turnieju mężczyzn o Puchar Gdyni. 3. Kraj, w którym w 2015 roku odbędą się Mistrzostwa Europy Kobiet U19. 4. Do tego miasta pojedzie Vistal Łączpol Gdynia w pierwszym meczu ćwierćfinałowym Pucharu Polski Kobiet 2012 5. Jedyna szwedzka drużyna biorąca udział w tegorocznych rozgrywkach VELUX EHF Ligi Mistrzów. 6. Jedne z przeciwniczek Polek w kwalifikacjach do Młodzieżowych Mistrzostw Świata Kobiet (U20) 2012.
7. Przeciwnik Azotów Puławy w 3 rundzie rozgrywek EHF Challenge Cup. 8. Jedna z drużyn, która obok Polski bierze udział w turnieju London Handball Cup. 9. Drużyna, która zwyciężyła w międzynarodowym turnieju mężczyzn o Puchar Gdyni. 10. Reprezentacja narodowa mężczyzn, która ma już zapewniony awans na IO w Londynie. 11. Miasto z drużynami w męskiej i kobiecej PGNiG Superlidze 12.Zawodniczka reprezentacji Danii i Viborg HK – jedyna kobieta wyróżniona podczas gali 20-lecia EHF nagrodą „EHF Handball Award”. 13. Miasto-gospodarz jednej z grup ME Mężczyzn 2012.
45
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:48 Page 46
46
//NA KARTACH HISTORII
POLSKA – 1981 (pierwszy rząd od lewej: prezes ZPRP S. Monikowski, trener A. Wiecanowski, Z. Gawlik, R. Jedliński, J. Brzozowski, H. Mrowiec, G. Kosma, D. Waszkiewicz, trener Z. Kuchta, kierownik M. Golimowski; drugi rząd od lewej: M. Gonciarczyk, L. Krowicki, A. Kałuziński, J. Garpiel, Z. Tłuczyński, A. Szymczak, M. Panas, J. Klempel, masażysta, lekarz S. Zawadziński)
W DRODZE PO PIERWSZY MEDAL MISTRZOSTW ŚWIATA Brązowy medal polskich piłkarzy ręcznych, w 1982 roku na światowym czempionacie w RFN, to pierwsze, historyczne trofeum wywalczone na zawodach rangi mś i drugie, po olimpijskim medalu w Montrealu, największe wydarzenie w historii polskiego handballu. Odbiło się ono szerokim echem zarówno w Polsce, jak i za granicą. Zanim jednak doszło do walki o podium tej imprezy biało-czerwoni zanotowali świetny występ w mistrzostwach świata grupy „B” we Francji. Zmiana trenera nowym natchnieniem dla kadry Nieudany start na igrzyskach olimpijskich w Moskwie (1980) i fala krytyki prasowej jaka spadła na środowisko piłki ręcznej wymusiła na związku zmianę trenera kadry. 1 stycznia 1981 roku funkcję trenera męskiej reprezentacji Polski objął Zygfryd Kuchta, jeszcze niedawno znakomity zawodnik, brązowy medalista olimpijski z Montrealu (1976) i dwukrotny uczestnik mistrzostw świata (1970, 1974), na co dzień szkoleniowiec łódzkiej Anilany. Dla niektórych kadrowiczów „Zyga” był po prostu nieco starszym kolegą i wzorem do naśladowania. Nic dziwnego, że natchnął drużynę nowymi nadziejami. Drugim
trenerem został współtwórca sukcesów Grunwaldu Poznań Aleksander Wiecanowski. Docelową imprezą roku 1981 były mistrzostwa świata grupy „B”. Zawody te przeprowadzono we Francji w okresie 21 lutego – 1 marca jako kwalifikację do mistrzowskiego turnieju grupy „A” w RFN. Po kilkumiesięcznej przerwie wrócił do kadry Jerzy Klempel, wybitny gracz i świetny strzelec, który po olimpiadzie niesłusznie został wyłączony z reprezentacji przez trenera Jacka Zglinickiego. Ostatnim sprawdzianem formy naszego zespołu był dwumecz ze Szwajcarami. O ile w Aarau Polacy dość łatwo wygrali 20:15, o tyle rewanż w Liestal przebiegał po myśli gospodarzy, którzy zwyciężyli 24:21. Spotkania te
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:48 Page 47
HANDBALL POLSKA nr 11 // listopad 2011 Polacy na najwyższym stopniu podium MŚ grupy „B” we Francji (1981)
były jednak dobrym przetarciem przed występem we Francji i okazją do przećwiczenia pewnych założeń taktycznych. Wypróbowano też kilku zmienników pierwszej „siódemki”. W drużynie reprezentacyjnej znaleźli się następujący gracze: Marek Gonciarczyk, Jerzy Garpiel, Zbigniew Gawlik i Alfred Kałuziński (wszyscy Hutnik Kraków), Jerzy Klempel i Zbigniew Tłuczyński (obaj Śląsk Wrocław), Leszek Krowicki, Marek Panas i Daniel Waszkiewicz (wszyscy Wybrzeże Gdańsk), Andrzej Szymczak i Grzegorz Kosma (obaj Anilana Łódź), Andrzej Kącki (Stal Mielec), Janusz Brzozowski (Pogoń Szczecin), Ryszard Jedliński (Wisła Płock) i Henryk Mrowiec (Gwardia Opole). Jedenastu spośród nich grało na olimpiadzie w Moskwie, skład uzupełnili czterej gracze: bramkarze Szymczak i Gonciarczyk oraz skrzydłowy Krowicki i kołowy Mrowiec. Jedynym zawodnikiem rezerwowym był Jerzy Kuleczka z Grunwaldu Poznań. W turnieju wystąpiło 12 drużyn podzielonych na dwie grupy. W „polskiej” byli ponadto Holendrzy, Francuzi, Austriacy, Szwedzi i Islandczycy.
Na rozgrzewkę z Holandią i Francją Polacy rozpoczęli turniej od łatwego zwycięstwa w Valence nad Holandią 29:20, choć zwłaszcza w pierwszej części spotkania gra jak najmniejszym nakładem sił nie przynosiła Polakom powodzenia. W pewnym momencie był nawet remis 9:9. Reprymenda trenera Kuchty okazała się jednak na tyle skuteczna, że padały kolejne bramki dla Polski, a załamani takim obrotem sprawy Holendrzy z każdą minutą tracili ochotę do dalszej gry. Kolejne trafienia Waszkiewicza, Klempela i Kosmy sprawiły, że przewaga naszej drużyny była już do końca bezpieczna. Mecz z Francją rozgrywany na oczach czterotysięcznej widowni w Lyonie był dla gospodarzy tego turnieju ostatnią szansą na awans, jednak Polacy w pełni kontro-
lowali sytuację na boisku i już do przerwy wypracowali sobie 6-bramkową przewagę. Później gra nieco się wyrównała, bowiem nasi zawodnicy zbytnio się rozluźnili, ale drużyna polska nie pozwoliła już sobie wydrzeć zwycięstwa. Końcowy rezultat 27:23 dla Polaków oznaczał najmniejszy wymiar kary dla „trójkolorowych”. Najwięcej bramek zdobyli: Jerzy Klempel – 7, Daniel Waszkiewicz – 6 i Alfred Kałuzinski – 5.
Upokorzenie Austriaków Kolejne turniejowe spotkanie z Austrią było prawdziwym popisem biało-czerwonych, którzy wręcz roznieśli swojego przeciwnika 25:9. Początkowo oba zespoły raziły nieporadnością i do 8 minuty rezultat był bezbramkowy. Jako pierwszy na listę strzelców wpisał się Jerzy Klempel i wkrótce bramki posypały się jak z rogu obfitości. Brylowali zwłaszcza Waszkiewicz i Kałuziński. Już w pierwszej połowie zakończonej wynikiem 12:6 wyższość Polaków nie podlegała dyskusji. Austriacy byli momentami zupełnie bezradni, a w drugiej połowie zdobyli tylko 3 bramki, nie wykorzystując 15 „czystych” pozycji strzeleckich. Za każdym razem na przeszkodzie stawał broniący do 43 minuty Andrzej Szymczak. Jego zmiennik Marek Gonciarczyk także bronił bardzo skutecznie, a do wspaniałej postawy obu bramkarzy dostroiła się również nasza obrona, umiejętnie wyłączając z gry skrzydłowych przeciwnika. Dla Austriaków była to jedna z najdotkliwszych porażek w historii mistrzostw świata.
Ze Szwecją o 1 miejsce w grupie Kolejnym rywalem na drodze Polaków byli Szwedzi, którzy też mieli na swoim koncie trzy zwycięstwa, w tym to ostatnie wywalczone po heroicznym boju z Islandczykami 16:15. Mecz Polska – Szwecja praktycznie rozstrzygał o pierwszym miejscu w grupie i stał na bardzo
47
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:48 Page 48
48
//NA KARTACH HISTORII Dekoracja flagowa zwycięzców (1. Polska, 2. Czechosłowacja, 3. Szwecja)
wysokim poziomie. Nasz zespół rozegrał kapitalne spotkanie, nie pozwalając rywalom na utrzymanie bezpośredniego kontaktu bramkowego. Znakomitą dyspozycję prezentował bramkarz Andrzej Szymczak, a w końcówce także nasz drugi golkiper Andrzej Kącki. Fantastyczną skutecznością wykazał się zdobywca 12 bramek Jerzy Klempel, który „przestrzelił” tylko jedną sytuację w całym meczu i był po prostu klasą dla siebie. Spośród tego tuzina bramek aż 10 zdobył Klempel silnymi rzutami z dystansu, a 2 z rzutów karnych. W ataku dobrze też zagrał Marek Panas, ściągający na siebie dwóch rywali i ułatwiający zadanie kolegom z zespołu. W obronie zaś świetnie radził sobie Kałuziński. W efekcie Polacy wygrali to trudne spotkanie 24:17 i jako triumfatorzy grupy już w tym momencie mogli świętować awans do ścisłego finału turnieju.
Ulgowo z Islandią Spotkanie z Islandią potraktowane zostało zatem nieco ulgowo, ale tylko przez Polaków. Islandczycy bowiem w razie zwycięstwa mieli szansę zajęcia 3. miejsca w grupie i walki o 5. lokatę w turnieju premiowaną awansem do przyszłorocznych mś w RFN. Polacy wystąpili tym razem bez Panasa i Garpiela, krótko przebywali na parkiecie Kałuziński i Klempel. Trener Zygfryd Kuchta dał szansę rezerwowym: Markowi Gonciarczykowi, Leszkowi Krowickiemu, Zbigniewowi Gawlikowi i Henrykowi Mrowcowi, którzy zdali egzamin na „piątkę”. Znakomicie zagrał też Daniel Waszkiewicz. Nielicznych błędów popełnionych przez polski zespół Islandczycy nie potrafili wykorzystać, nie zamienili też na bramki trzech rzutów karnych. W sumie odnieśliśmy wysokie zwycięstwo 25:16, które przy skuteczniejszej grze z kontry mogło
być jeszcze bardziej okazałe. Polscy gracze, co zrozumiałe, myślami byli już jednak przy tej najważniejszej, bo finałowej potyczce z Czechosłowacją.
Z Czechosłowacją o palmę pierwszeństwa i prestiż Nasi południowi sąsiedzi w meczu „na szczycie” swojej grupy eliminacyjnej pokonali Szwajcarów 14:12, zapewniając sobie przepustkę do ścisłego finału. Tu widzieli swoje duże szanse. Tym bardziej, że dokładnie przed miesiącem w dwumeczu z Polską na swoim terenie wygrali jedno spotkanie. Z kolei Polacy idąc w turnieju od zwycięstwa do zwycięstwa chcieli zakończyć te mistrzostwa mocnym akordem. Tym razem trener Kuchta wysłał na parkiet pierwszą „siódemkę” z Szymczakiem w bramce, z Garpielem i Brzozowskim na skrzydłach, z Jedlińskim na kole oraz trójką rozgrywających: Panas – Waszkiewicz – Klempel. W pierwszej połowie, dzięki skuteczności Jirziego Kotry, rywale toczyli z nami w miarę wyrównany pojedynek. Poczynania defensywne polskiego zespołu wzmocniło wejście Kałuzińskiego. Drużyny schodziły na przerwę przy stanie 13:11 dla Polski. Pierwsze 10 minut drugiej części meczu przeszło jednak nasze najśmielsze oczekiwania. Dzięki świetnej postawie Szymczaka Czechosłowacy nie zdobyli w tym okresie ani jednej bramki, podczas gdy biało-czerwoni aż 6 razy ulokowali piłkę w bramce rywali. Waszkiewicz i Klempel kolejnymi trafieniami odbierali przeciwnikowi resztki nadziei na dobry wynik. Siedem bramek przewagi na 5 minut przed końcem spotkania upoważniało trenera Kuchtę do wprowadzenia na boisko kilku zmienników. Pojawili się m.in. bramkarz Kącki oraz Kosma i Mrowiec. Teraz grano już bramka za bramkę i spotkanie zakończyło się zdecydowanym zwycięstwem
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:48 Page 49
HANDBALL POLSKA nr 11 // listopad 2011 We Francji na Polaków nie było mocnych
drużyny polskiej 23:16. Najskuteczniejszy w naszym zespole był Daniel Waszkiewicz, któremu zanotowano 9 trafień, o 2 bramki mniej zdobył Jerzy Klempel. Zwycięstwo to przesądzało sprawę polskiego zwycięstwa w całym turnieju i oznaczało triumfalny powrót do światowej elity. Obok Polski kwalifikacje do grupy „A” uzyskały: Czechosłowacja, Dania, Szwecja i Szwajcaria.
Z marszu po medal mistrzostw świata Znakomitym startem we Francji Polacy zatarli pewien niesmak po występie na igrzyskach olimpijskich w Moskwie. Jednocześnie udowodnili sobie i licznym malkontentom, że są drużyną liczącą się w światowym handballu. Dobra passa biało-czerwonych trwała więc nadal. Nasi ulubieńcy najpierw odnieśli kilka cennych zwycięstw w zawodach o Puchar Karpat i zdobyli Puchar Francji, gdzie dane im było przeżyć pozasportowe emocje związane z ogłoszeniem stanu wojennego w Polsce. Mimo trudności w pozyskiwaniu odpowiednich sparingpartnerów Polacy zdołali przygotować dobrą formę na mistrzostwa świata grupy „A” w Republice Federalnej Niemiec (23 lutego – 7 marca 1982) i ku zaskoczeniu wszystkich w pięknym stylu wywalczyli miejsce na podium. Przypomnijmy, że zespół polski bez porażki przeszedł grupę eliminacyjną, a w półfinałach po przegranej z obrońcą mistrzowskiego tytułu, drużyną RFN 17:18, odniósł dwa cenne zwycięstwa nad ZSRR 21:17 i Czechosłowacją 24:23, kwalifikując się z drugiego miejsca do strefy medalowej. W pojedynku o brąz po niezwykle zaciętej walce podopieczni Zygfryda Kuchty pokonali
Duńczyków 23:22. Ostatniego gola na wagę zwycięstwa zdobył Daniel Waszkiewicz, a najskuteczniejszy w całym spotkaniu był Jerzy Klempel z dorobkiem 7 bramek.
Historyczny sukces Brązowy medal polskich piłkarzy ręcznych na światowym czempionacie w RFN, to pierwsze trofeum wywalczone na zawodach rangi mś i drugie po olimpijskim medalu w Montrealu największe wydarzenie w historii polskiego handballu. Odbiło się ono szerokim echem zarówno w Polsce, jak i za granicą. Medal był jednocześnie doskonałą promocją samej dyscypliny, nie cieszącej się wtedy tak dużą popularnością i nie rozpieszczanej przez media. Sukces sportowy był wreszcie promocją dla bohaterów tamtych wydarzeń, czyli samych zawodników. Większość z nich prędzej czy później trafiła do renomowanych klubów zachodnich, skąd przyjeżdżali na mecze reprezentacji. W kraju wzrosło zainteresowanie piłką ręczną w wydaniu klubowym i szkolnym. Sprawą dyskusyjną pozostaje do dziś, czy, i w jakim stopniu, ten dobry klimat wokół naszej dyscypliny został wtedy wykorzystany.
Główni aktorzy tamtych wydarzeń Jerzy Klempel „Kukuś” – prawe rozegranie; jeden z najlepszych snajperów na świecie. Jeśli był w dobrej formie trafiał tam gdzie chciał bez względu na klasę bramkarza. Od jego postawy zależał wynik drużyny, prawdziwa legenda, najskuteczniejszy polski piłkarz ręczny wszech czasów, 2-krotny olimpijczyk (1976,
49
HP_body_listopad_Layout 1 11-11-23 21:48 Page 50
50
//NA KARTACH HISTORII
Daniel Waszkiewicz
Jerzy Klempel
1980), brązowy medalista olimpijski z Montrealu, brązowy medalista MŚ z RFN, 2-krotny srebrny medalista PŚ, 4 występy w reprezentacji świata, 18 razy w drużynie gwiazd wielkich imprez, 220 razy w drużynie narodowej i 1220 bramek, 8-krotny mistrz Polski. Daniel Waszkiewicz „Profesor” – środkowe i lewe rozegranie; dyrygent zespołu z ogromną inwencją i pomysłowością zagrań, niezwykły technik z przebogatym repertuarem rzutów, doskonały egzekutor, olimpijczyk (1980), brązowy medalista MŚ z RFN, srebrny medalista PŚ, występ w reprezentacji świata, 3-krotny finalista klubowego PE, 212 razy w drużynie narodowej i 772 bramki, 6-krotny mistrz Polski. Alfred Kałuziński „Fredek” – lewe rozegranie; niezwykle skuteczny w newralgicznych sytuacjach meczowych, efektownie grający, mocny w grze obronnej, jeden z filarów drużyny, 2-krotny olimpijczyk (1976, 1980), brązowy medalista olimpijski z Montrealu, brązowy medalista MŚ z RFN, 2-krotny srebrny medalista PŚ, 2 występy w reprezentacji świata, 204 razy w drużynie narodowej i 642 bramki, 3-krotny mistrz Polski. Marek Panas – środkowe rozegranie; jeden z reżyserów gry, dysponujący ogromną dynamiką i znakomitą techniką, czołowy snajper polskiej reprezentacji, olimpijczyk (1980), brązowy medalista MŚ z RFN, srebrny medalista PŚ, 118 razy w drużynie narodowej i 301 bramek. Zbigniew Tłuczyński „Tłuku” – lewe rozegranie; świetny organizator gry, bardzo dobry egzekutor, brązowy medalista MŚ z RFN, srebrny medalista PŚ, 3 występy w reprezentacji świata, 186 razy w drużynie narodowej i 545 bramek, mistrz Polski. Jerzy Garpiel „Guli” – lewoskrzydłowy; imponujący szybkim kontratakiem i skutecznym rzutem ze skrzydła, silny punkt obrony, olimpijczyk (1980), brązowy medalista MŚ z RFN, srebrny medalista PŚ, 160 razy w drużynie narodowej i 257 bramek, 3-krotny mistrz Polski. Janusz Brzozowski „Tuptuś” – prawoskrzydłowy; dysponujący świetnym zwodem i umiejętnością gry
Trener Zygfryd Kuchta
w kontrataku, bardzo dobry egzekutor, skuteczny w poczynaniach defensywnych, zwłaszcza w sytuacjach jeden na jeden, kapitan reprezentacji, 2-krotny olimpijczyk (1976, 1980), brązowy medalista olimpijski z Montrealu, brązowy medalista MŚ z RFN, 2-krotny srebrny medalista PŚ, 163 razy w drużynie narodowej i 250 bramek. Zbigniew Gawlik „Gaweł” – lewoskrzydłowy; wyróżniający się szybkością, skocznością i świetnymi rzutami technicznymi ze skrzydła, olimpijczyk (1980), brązowy medalista MŚ z RFN, 141 razy w drużynie narodowej i 197 bramek, 3-krotny mistrz Polski. Ryszard Jedliński „Jodła” – obrotowy; dobrze wyszkolony technicznie, o dużym sercu do gry, bardzo skuteczny w kontrataku, olimpijczyk (1980), brązowy medalista MŚ z RFN, srebrny medalista PŚ, 104 razy w drużynie narodowej i 73 bramki. Andrzej Szymczak „Szymek” – bramkarz; gracz o niezwykłej intuicji, refleksie i umiejętności ustawiania się, był zaporą trudną do przebycia dla najgroźniejszych zawodników na świecie, jeden z najlepszych bramkarzy w historii polskiej piłki ręcznej, 2-krotny olimpijczyk (1972, 1976), brązowy medalista olimpijski z Montrealu, brązowy medalista MŚ z RFN, srebrny medalista PŚ, 234 razy w drużynie narodowej, mistrz Polski. Zygfryd Kuchta „Zyga” – trener reprezentacji; naówczas młody szkoleniowiec, niedawny obrotowy i kapitan zespołu narodowego, 2-krotny olimpijczyk (1972, 1976), brązowy medalista olimpijski z Montrealu i zdobywca ostatniej, decydującej bramki w spotkaniu o trzecie miejsce, współautor brązowego medalu MŚ z RFN, 133 razy w drużynie narodowej i 152 bramki, 2-krotny mistrz Polski.
Pozostali uczestnicy pamiętnych MŚ Lesław Dziuba (1982), Marek Gonciarczyk (1981), Andrzej Kącki (1981, 1982), Grzegorz Kosma (1981, 1982), Leszek Krowicki (1981), Andrzej Mientus (1982), Henryk Mrowiec (1981, 1982). TEKST: Władysław Zieleśkiewicz FOTO: Zdjęcia pochodzą ze zbioru Zbigniewa Gawlika oraz zasobów autora i ZPRP.
HP_cover_listopad_Layout 1 11-11-23 21:27 Page 4
HP_cover_listopad_Layout 1 11-11-23 21:27 Page 3