Wokół Ameryk
// Haiti jako przykład państwa upadłego // Argentyńskie walki medialne // Generación Desaparecidos // Quo vadis Ameryko? // Stracone zwycięstwo? // Democracy enforcement // Strategia Obamy wobec Bliskiego Wschodu // Relacje USA – UE w dziedzinie bezpieczeństwa
Czasopismo Koła Studentów Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego Redaktor naczelny /////////////////////////// Grzegorz Stachowiak Sekretarz redakcji /////////////////////////// Beata Bielawska Redaktor techniczny /////////////////////////// Adam Krzykowski Projekt okładki /////////////////////////// Olga Wołkowicz Autorzy /////////////////////////// Marta Antosz Wojciech Gil Magdalena Lisińska Łukasz Smalec Agnieszka Sowa Jan Szczepanowski Aleksandra Szumilas Olesia Tkachuk Wydawca /////////////////////////// Koło Studentów Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego ul. Jabłonowskich 5, 31-114 Kraków arena@kssm.pl | www.kssm.pl Nakład /////////////////////////// 300 egzemplarzy ISSN /////////////////////////// 1896-8511 Czasopismo dofinansowane ze środków:
Copyright by Koło Studentów Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego & the Authors. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za prezentowane w artykułach opinie autorów. Wszystkie teksty podlegają ochronie własności intelektualnej. Przedruk bez zgody redakcji zabroniony. Kraków 2013
4
Haiti jako przykład państwa upadłego w zachodniej hemisferze Wojciech Gil Argentyńskie walki medialne Magdalena Lisińska
14
Generación Desaparecidos Marta Antosz
Quo vadis Ameryko? Drugi akt tego samego spektaklu rozpoczęty Łukasz Smalec
22
25
Strategia Baracka Obamy wobec Bliskiego Wschodu – amerykańskie podejście do regionu Olesia Tkachuk
Wpływ wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony na relacje Unia Europejska – Stany Zjednoczone Olesia Tkachuk
42
19
Stracone zwycięstwo? Interwencja w Iraku 10 lat później Łukasz Smalec
Democracy Enforcement, czyli o polityce USA względem Afganistanu po 2001 r. Agnieszka Sowa
30
9
37
USA po wyborach – eksperci Centrum Inicjatyw Międzynarodowych o reelekcji Obamy Łukasz Smalec, Jan Szczepanowski, Aleksandra Szumilas
Artykuły zostały zaopiniowane przez dra Rafała Wordliczka z Instytutu Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego
4
HAITI
jako przykład państwa upadłego w zachodniej hemisferze Wojciech Gil
Republika Haiti, drugi kraj, który uzyskał niepodległość na zachodniej półkuli, bardzo często w różnych publikacjach naukowych wskazywana jest jako klasyczny przykład państwa upadłego. Na stan ten składa się wiele rzeczy, począwszy od uwarunkowań historycznych, poprzez położenie geograficzne aż po kulturę obywateli, których większość praktykuje egzotyczną „religię” voodoo1.
Czym jest państwo upadłe? WEDŁUG DEFINICJI brytyjskiego Centrum Badań Państw Upadłych (Crisis States Research Centre) terminem „państwo upadłe” określamy państwo, które nie wykonuje funkcji zapewniania bezpieczeństwa, nie ma efektywnej kontroli nad swoimi granicami oraz terytorium, a także nie wytwarza warunków dla własnego rozwoju2. Potocznie za państwo upadłe przyjmuje się takie, które nie realizuje swoich podstawowych celów oraz nie posiada monopolu na stosowanie przymusu na swoim terytorium. Najpopularniejszym rankingiem, który bada poziom owej „upadłości” w poszczególnych krajach, jest indeks państw upadłych (Failed States Index – FSI), opracowywany rokrocznie przez amerykańską Fundację dla Pokoju (Fund for Peace) oraz magazyn „Foreign Policy”3. Ranking ten, uwzględniając 12 czynników (np. poziom przestrzegania praw człowieka, demografię oraz interwencje zewnętrzne), klasyfikuje państwa od „najbardziej upadłego” do „najbardziej stabilnego”. Od kilku lat niechlubnym liderem jest Somalia, zamykają go natomiast najczęściej państwa skandynawskie. Polska w roku 2012 została umieszczona na 148. pozycji, wyprzedzając m.in. Włochy oraz Estonię4. W najnowszej klasyfikacji FSI wśród pierwszych 20 państw znalazło się 15 afrykańskich (Somalia, Demokratyczna
Republika Konga, Sudan, Czad, Zimbabwe, Republika Środkowoafrykańska, Wybrzeże Kości Słoniowej, Gwinea, Nigeria, Gwinea Bissau, Kenia, Etiopia, Burundi, Niger oraz Uganda), cztery azjatyckie (Afganistan, Jemen, Irak, Pakistan) oraz jeden reprezentant amerykański – sklasyfikowana na 7. pozycji Republika Haiti5.
Najważniejsze wydarzenia kształtujące Haiti do okresu Duvaliera W 1492 r. na wyspę przybył Krzysztof Kolumb, po czym została włączona ona w skład hiszpańskich terytoriów kolonialnych. Pod koniec XVII w. (jako konsekwencja umowy z Rijswijk) jej zachodnia część została przekazana pod władzę Francji6. Do nowo założonej kolonii władze ściągały niewolników z Afryki, którzy zajmowali się pracą na plantacjach trzciny cukrowej, kawy oraz bawełny. Stan taki utrzymał się do 1793 r., kiedy to zniesiono niewolnictwo, natomiast osiem lat później Toussaint Louverture, przywódca ludności murzyńskiej, ogłosił jednostronną deklarację San Domingo jako państwa autonomicznego7. Manifest spowodował interwencję metropolii, która postanowiła wysłać swoje wojska na Karaiby. Co ciekawe, w pacyfikacji brali udział także Polacy z Legii Naddunajskiej, którymi dowodził gen. Władysław Jabłonow-
ski8. Nieliczni polscy żołnierze, których nie dopadły tropikalne choroby, bardzo szybko przechodzili na stronę powstańców (m.in. motywując to wspólnotą z ludnością nieposiadającą własnego państwa). Bunt wyspy został w krótkim czasie spacyfikowany, jednak już w 1802 r. wybuchło kolejne powstanie pod wodzą Jeana Jacquesa Dessalinesa, który mobilizując ludność niezadowoloną z rządów Francuzów, ogłosił 1 stycznia 1804 r. niepodległość wyspy, a sobie nadał tytuł cesarza (Jakub I)9. Ważną datą, która miała wpływ na obecny polityczny kształt wyspy, jest 27 lutego 1844 r., kiedy to Republika Dominikany oddzieliła się od państwa haitańskiego10. W drugiej połowie XIX w. stopniowo coraz bardziej młode państwo pogrążało się w złej sytuacji gospodarczej, dodatkowo też nawarstwiały się konflikty o podłożu rasowym między ludnością murzyńską a mulacką. W 1915 r. Haiti padło ofiarą tzw. polityki grubej pałki zainicjowanej przez prezydenta USA Theodore’a Roosevelta, w wyniku której do 1934 r. znajdowało się pod amerykańską okupacją11.
Rządy Duvalierów jako przyczyna współczesnego upadku państwowości na Haiti 22 października 1957 r. prezydentem Haiti został François Duvalier12. Pomogły mu w tym m.in. populistyczne hasła jednoczące ludność murzyńską przeciwko mulackiej elicie. Dla tego karaibskiego państwa rozpoczął się najbardziej mroczny okres w historii. Duvalier często określany był mianem „czarnego faszysty”13. Zyskał on ten przydomek zarówno przez autorytarny sposób rządzenia, jak i oparcie swojej popularności na konflikcie rasowym. „Papa Doc”14 bazował także na niezwykle brutalnym oraz licznym aparacie przemocy – m.in. powołał w 1959 r. słynne oddziały Wolontariuszy Bezpieczeństwa Narodowego (tzw. Tonton Macoutes)15. Była to milicja polityczna, która – funkcjonując równolegle z wojskiem – zajmowała się umacnianiem władzy prezydenta. Jego syn Jean-Claude
(prezydent Haiti od 1971 r.) żołnierzy Tonton Macoutes określał „rzemieślnikami rewolucji społecznej”, co w eufemistyczny sposób było zgodne z prawdą16. „Papa Doc” w czerwcu 1964 r. nadał sobie tytuł „wiecznego prezydenta”, ostatecznie likwidując potencjalne możliwości zaprowadzenia władzy mającej legitymizację obywateli17. François Duvalier, jako wybrany w demokratycznych wyborach prezydent, w żadnym stopniu nie przyczynił się do poprawy sytuacji na Haiti. Co więcej, od jego rządów najczęściej datuje się stopniowe upadanie państwowości, którego to zjawiska skutki Haitańczycy odczuwają do dziś. Na dodatek „wieczny prezydent” przyczynił się do zaostrzenia kryzysu w stosunkach z Dominikaną, do której uciekali ludzie z zachodniej części wyspy. Szacuje się, że za rządów „Papy Doca” zamordowanych zostało około 30 tys. ludzi, co dobitnie świadczy o sposobie sprawowania przez niego władzy. François Duvalier zmarł 21 kwietnia 1971 r., a już następnego dnia jako następcę zaprzysiężono jego 19-letniego syna JeanClaude’a18. „Baby Doc” był kontynuatorem sposobu sprawowania władzy przez ojca, również opierając swoje rządy na siłach bezpieczeństwa. Powołał on tzw. Corps des Leopards, nie likwidując uprzednio Tonton Macoutes. Za jego panowania powiększała się skala korupcji oraz zła sytuacja gospodarcza kraju. Przy okazji dochodziło do takich sytuacji jak w 1980 r., kiedy z 22 mln dolarów pożyczki udzielonej przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy, 16 mln znalazło się po kilku tygodniach na prywatnym koncie „Baby Doca”19. Jego rządy zakończyły się w 1986 r., kiedy wewnętrzna sytuacja polityczna zmusiła go do opuszczenia wyspy i udania się na emigrację do Francji.
Okres Aristide’a Junta wojskowa, która objęła władzę po „erze Duvalierów” w 1987 r. wprowadziła nową konstytucję (zakładającą m.in. sprawowanie urzędu prezydenta przez jedną osobę nie więcej niż raz), natomiast pierwsze
5
6 demokratyczne wybory odbyły się w grudniu 1990 r.20 Ich zwycięzcą został ksiądz katolicki Jean-Bertrand Aristide. Nowy prezydent już podczas kampanii wyborczej zaczął koncentrować swoją ideologię na poprawianiu, a de facto ustanawianiu prawdziwie demokratycznych reguł w państwie. Jednak 30 września 1991 r. Aristide został obalony przez wojsko pod dowództwem gen. Raoula Cedrasa21. Pucz gen. Cedrasa wywołał wkrótce reakcje międzynarodowe, co spowodowane było m.in. gigantyczną skalą nielegalnej emigracji z Haiti, np. do USA. W konsekwencji tych wydarzeń Rada Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych (RB ONZ) wydała w 1994 r. rezolucję nr 940, która zezwoliła na stworzenie międzynarodowych sił w celu „przywrócenia demokracji” w zachodniej części wyspy22. Co ciekawe, również Polacy mieli swój udział w misji zachodnio-amerykańskiej, mianowicie w operacji „Uphold Democracy”, która rozpoczęła się 19 września 1994 r. Brała w niej udział Jednostka Wojskowa GROM (w ramach inicjatywy „Partnerstwa dla Pokoju”)23. Zadaniem 51 polskich komandosów była m.in. ochrona VIP-ów wizytujących Haiti24. Ostatecznie Aristide wrócił do władzy w październiku 1994 r. i jeszcze przez kilkanaście miesięcy sprawował urząd prezydenta. W 2000 r. Aristide, czołowy zwolennik demokracji w latach 90., po raz drugi został wybrany prezydentem i to właśnie wtedy zaczął w zdumiewający sposób sprawować ten urząd. Jego sposób rządzenia nie miał nic wspólnego z zasadami państwa nie tylko demokratycznego, ale nawet praworządnego. Wszelkie wybory często były fałszowane, znikali niewygodni dziennikarze oraz ponownie zaczęły rozkwitać bojówki polityczne, jakże popularne w okresie rządów Duvalierów. Coraz częściej mówiono także o prezydencie Aristidzie jako osobie zaangażowanej na wielką skalę w handel narkotykami, które m.in. z Kolumbii poprzez Haiti trafiały na czarny rynek północnoamerykański. Druga kadencja Aristide’a bardzo wyraźnie pokazała zjawisko konieczności
dostosowania się do realiów politycznych oraz „zarażania” swoją patologią polityczną nawet największych zwolenników demokracji i wolności. Ostatecznie prezydentura byłego księdza na Haiti zakończyła się w 2004 r., kiedy to jego następcą w drodze zamachu stanu został Guy Philippe.
Obecna sytuacja polityczno-gospodarcza Aktualnie prezydentem Haiti jest Michel Martelly, muzyk, który jeszcze do niedawna był bardziej znany pod pseudonimem „Sweet Micky”25. Wybory, które odbyły się w marcu 2011 r., Martelly wygrał bazując na bardzo populistycznych hasłach (takich jak m.in. modernizacja rolnictwa, decentralizacja gospodarki oraz wybudowanie domów i stworzenie miejsc pracy dla 600 tys. osób), jednak z racji faktu, że nie był osobą kojarzoną z dotychczasowym, skorumpowanym systemem władzy, udało mu się odnieść zwycięstwo26. Prezydent-muzyk objął władzę w najbardziej kryzysowym okresie państwa od co najmniej kilkunastu lat, bowiem 12 stycznia 2010 r. kraj dotknęła katastrofa trzęsienia ziemi o sile siedmiu stopni w skali Richtera27. W jej wyniku zginęło około 220 tys. ludzi, zniszczona została praktycznie cała stolica kraju – Port Au Prince. W październiku tego samego roku kraj zaatakowała epidemia cholery, która pochłonęła życie około 8 tys. osób, rozprzestrzeniając się na sąsiednią Dominikanę, a najdalej docierając aż do Kuby28. Obydwie klęski żywiołowe są w pewien sposób ze sobą powiązane, bowiem to na skutek „słabości” strukturalnej państwa nie udało się załagodzić następstw trzęsienia ziemi, które spotęgowały katastrofę wynikającą z wybuchu cholery. Na skutek m.in. powyższych względów oraz tła polityczno-historycznego zapoczątkowanego rządami „Papy Doca”, Haiti zajmuje dziś najgorsze lokaty w większości rankingów badających stopę życia ludności, stabilności państwa itp. Według wskaźnika
rozwoju społecznego (Human Development Index – HDI) opracowanego przez ONZ w roku 2011 państwo to znalazło się na 158. pozycji (na 187 uwzględnianych)29. Wskaźnik ten, biorący pod uwagę m.in. oczekiwaną długość życia oraz dochód narodowy w przeliczeniu na osobę, jest najpopularniejszym miernikiem ogólnej jakości życia społeczeństwa i najlepiej odzwierciedla poziom rozwoju poszczególnych krajów, co jednoznacznie pokazuje, w jak tragicznej sytuacji jest 10-milionowa ludność Haiti. Inne, bardziej szczegółowe statystyki pokazują to państwo w jeszcze gorszym świetle. W rankingu Transparency International pod względem percepcji korupcji Haiti znalazło się na 165. pozycji (na 174 państwa)30. Według CIA Factbook umieralność niemowląt wynosi 52,4/1000, zaś analfabetyzm oscyluje wokół 50%31. Jest to zaledwie garść informacji, jednak w zupełności pozwalająca zakwalifikować to państwo w kategoriach tzw. czwartego świata.
Religia a władza Teoretycznie 80% spośród Haitańczyków to katolicy32. Wskaźnik ten jednak jest bardzo mylący, ponieważ więcej niż połowa ludności w tym kraju praktykuje zwyczaje kultu mającego swoje źródło w zachodniej Afryce (skąd przywożono na wyspę niewolników), czyli voodoo. Parareligia ta jest nieodłącznym elementem współczesnej historii Haiti i miała niestety niezwykle silny wpływ na ukształtowanie kultury społecznej i politycznej. Elementami voodoo kierował się przy podejmowaniu decyzji m.in. François Duvalier, który był zapatrzony w najsłynniejsze jego bóstwo – Barona Samedi. Natomiast „Baby Doc” otwarcie przyznał, iż wyznaje voodoo33. Swobodne podejście do praktyki katolickiej i równoległego wyznawania kultu voodoo spowodowane było m.in. względami społecznymi. „Czysty” katolicyzm bowiem często utożsamiany był z mulacką elitą, której wpływy zostały ograniczone w 1957 r., czyli w momencie dojścia Françoisa Duvaliera do władzy. Papież Jan Pa-
weł II podczas swojej pielgrzymki na Haiti w 1983 r. zwrócił publicznie uwagę „Baby Docowi” nie tylko na negatywne skutki fenomenu voodoo, ale i fatalną (już wtedy) sytuację gospodarczo-społeczną. Momentem, który stworzył realne szanse na zmniejszenie wpływu tej parareligii na życie polityczne, był wybór księdza katolickiego Aristide’a na urząd prezydenta.
Sytuacja międzynarodowa Haiti Republika Haiti z racji swojej krytycznej słabości ma bardzo małe oddziaływanie i wpływy w regionie Karaibów. Może tylko przyczyniać się do degenerowania kultury politycznej otoczenia, jak to ma np. miejsce w Afryce Subsaharyjskiej, gdzie państwa upadłe rozprzestrzeniają niektóre mechanizmy poza swoje terytorium. Republiką żywotnie zainteresowane są co najmniej dwa państwa amerykańskie: Stany Zjednoczone oraz Dominikana. Obydwa kraje traktują Haiti jako „czarną owcę” regionu, głównie z powodu wielkich migracji. Jednak „troska” USA czasami wychodzi temu upadłemu państwu na dobre, jak miało to miejsce m.in. po trzęsieniu ziemi w 2010 r., kiedy Stany Zjednoczone postanowiły przekazać na odbudowę państwa 100 mln dolarów oraz wysłały liczny personel medyczny oraz policyjny34. Dominikana z kolei w kryzysowych sytuacjach u swojego zachodniego sąsiada zazwyczaj zamyka granicę, co jest racjonalnym zachowaniem biorąc pod uwagę różnicę dobrobytu między dwoma państwami współdzielącymi wyspę35. Zrobiła tak m.in. po trzęsieniu ziemi oraz wybuchu cholery w 2010 r.36 Wart zaznaczenia jest również fakt, że na Haiti od 2004 r. stacjonuje blisko 7 tys. personelu wojskowego oraz 3 tys. policjantów w ramach oenzetowskiej misji MINUSTAH (fr. Mission des Nations Unies pour la stabilisation en Haïti, Misja Stabilizacyjna Narodów Zjednoczonych na Haiti)37. Jej zadaniem jest utrzymywanie stabilności oraz wdrażanie procedur demokratycznych w życie polityczne kraju. Jest to typowa misja utrzymywania pokoju (peacekeeping).
7
8 Podsumowanie Ciężko przewidzieć pozytywną przyszłość Haiti. Problemem tego państwa jest nie tylko kryzys gospodarczy (a właściwie „normalny” od co najmniej kilkudziesięciu lat stan zacofania ekonomicznego), co jego własna specyficzna „kultura” polityczna. Jej przejawem były dwa spektakularne powroty politycznych uchodźców: JeanClaude’a Duvaliera oraz Jean-Bertranda Aristide’a w 2011 r. Pierwszy z nich, który – jak sam powiedział – „wrócił, by odbudować
Haiti”, jest obecnie sądzony m.in. za łamanie praw człowieka oraz korupcję podczas 15-letniej dyktatury38, 39. Przeciwko Aristide’owi natomiast prokuratura prowadzi śledztwo dotyczące wykorzystywania przez niego dzieci, które tworzyły bojówki polityczne w latach jego prezydentury. Jednak fakt, że obaj byli prezydenci są na celowniku organów ścigania, może stanowić cezurę, która potencjalnie pomoże w rozliczeniu, a w konsekwencji w zamknięciu okresu Haiti jako państwa bez wątpienia upadłego. //
////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////// Strona internetowa serwisu „Country Studies”, http://countrystudies.us/haiti/33.htm (data dostępu: 25 lutego 2013). Strona internetowa The London School of Economics and Political Science, http://www2.lse.ac.uk/internationalDevelopment/research/crisisStates/download/ drc/FailedState.pdf (data dostępu: 25 lutego 2013). 3 Strona internetowa magazynu „Foreign Policy”, http://www.foreignpolicy.com/failedstates2012 (data dostępu: 25 lutego 2013). 4 Failed States Index 2012, p. 5, strona internetowa ReliefWeb.int, http://reliefweb.int/sites/reliefweb.int/files/resources/cfsir1210-failedstatesindex2012-06p.pdf (data dostępu: 25 lutego 2013). 5 Ibidem, p. 4. 6 Strona internetowa Encyklopedii PWN, http://encyklopedia.pwn.pl/haslo.php?id=4574230 (data dostępu: 25 lutego 2013). 7 Ibidem. 8 Strona internetowa Portalu Wiedzy Onet.pl, http://portalwiedzy.onet.pl/70531,,,,jablonowski_wladyslaw_franciszek,haslo.html (data dostępu: 25 lutego 2013). 9 T. Łepkowski, Haiti: początki państwa i narodu, Warszawa 1964, s. 248. 10 Strona internetowa portalu Repeating Islands, http://repeatingislands.com/2010/02/27/dominican-republic%E2%80%99s-independence-day/ (data dostępu: 25 lutego 2013). 11 M. Protaziuk, Amerykańska polityka dobrego sąsiedztwa, strona internetowa E-polityka.pl, http://www.e-polityka.pl/a.444.d.75.Amerykanska_polityka_dobrego_sasiedztwa.html (data dostępu: 26 lutego 2013). 12 Strona internetowa dziennika „The New York Times”, http://topics.nytimes.com/top/reference/timestopics/people/d/francois_duvalier/index.html (data dostępu: 26 lutego 2013). 13 K. Derwich, Demokratyzacja vs. upadłość państwa – czynniki destabilizujące sytuację polityczną na Haiti, [w:] R. Kłosowicz, A. Mania (red.), Problem upadku państw w stosunkach międzynarodowych, Kraków 2012, s. 144. 14 François Duvalier nazywany był „Papa Doc”, Pseudonim ten nawiązywał do okresu jego kariery lekarskiej, kiedy to Duvalier określany był jako „Daddy Doctor”. Jego syn Jean-Claude zyskał przydomek „Baby Doc”. 15 S. Kurczy, 5 reasons why Haiti’s Jean-Claude Duvalier is infamous, strona internetowa dziennika „The Christian Since Monitor”, http://www.csmonitor.com/World/Americas/2011/0120/5-reasons-why-Haiti-s-Jean-Claude-Duvalier-is-infamous/Tonton-Macoutes (data dostępu: 27 lutego 2013). 16 R. Orizio, Diabeł na emeryturze. Rozmowy z siedmioma dyktatorami, Poznań 2004, s. 137. 17 Strona internetowa portalu Your Dictionary Biography, http://biography.yourdictionary.com/francois-duvalier (data dostępu: 27 lutego 2013). 18 Ibidem. 19 M. Schuller, Break the Chains of Haiti’s Debt, p. 2-3, strona internetowa Jubileeusa.org, http://www.jubileeusa.org/fileadmin/user_upload/Resources/Policy_Archive/haitireport06.pdf (data dostępu: 27 lutego 2013). 20 Strona internetowa portalu Global Security, http://www.globalsecurity.org/military/world/haiti/politics-aristide-1990.htm (data dostępu: 28 lutego 2013). 21 Strona internetowa Uniwersytetu Amerykańskiego, http://www1.american.edu/ted/haiti.htm (data dostępu: 28 lutego 2013). 22 A. Mężykowska, Interwencja humanitarna w świetle prawa międzynarodowego, Warszawa 2008, s. 184. 23 Istotny jest fakt, że była to pierwsza oficjalna misja tej jednostki. 24 M. Komar, S. Petelicki, Grom. Siła i honor, Kraków 2010, s. 162. 25 Strona internetowa dziennika „The New York Times”, http://topics.nytimes.com/top/reference/timestopics/people/m/michel_martelly/index.html (data dostępu: 28 lutego 2013). 26 J. Guyler Delva, Haiti’s Martelly must win parliament to his policies, strona internetowa agencji Reuters, http://www.reuters.com/article/2011/04/21/oukwd-uk-haiti-politics-idAFTRE73K6VB20110421?sp=true (data dostępu: 28 lutego 2013). 27 Strona internetowa portalu Disasters Emergency Comittee, http://www.dec.org.uk/haiti-earthquake-facts-and-figures (data dostępu: 28 lutego 2013). 28 M. Doyle, Haiti cholera epidemic ‘most likely’ started at UN camp – top scientist, serwis internetowy telewizji BBC, http://www.bbc.co.uk/news/world-latin-america-20024400 (data dostępu: 28 lutego 2013). 29 Human Development Report 2011, p. 136, strona internetowa undp.org.pl, http://www.undp.org.pl/O-nas/Biblioteka/Human-Development-Report-2011-Sustainability-and-Equity-A-Better-Future-for-All (data dostępu: 28 lutego 2013). 30 Strona internetowa organizacji Transparency International, http://www.transparency.org/cpi2012/results (data dostępu: 28 lutego 2013). 31 Strona internetowa Centralnej Agencji Wywiadowczej, https://www.cia.gov/library/publications/the-world-factbook/geos/ha.html (data dostępu: 28 lutego 2013). 32 Ibidem. 33 R. Orizio, op.cit., s. 136. 34 Strona internetowa rządu amerykańskiego, http://www.whitehouse.gov/the-press-office/remarks-president-recovery-efforts-haiti (data dostępu: 1 lutego 2013). 35 PKB per capita w Republice Dominikany wynosi około 9,6 tys. dolarów, natomiast w Haiti około 1,3 tys. Źródło: strona internetowa Centralnej Agencji Wywiadowczej, https://www.cia.gov/library/publications/the-world-factbook/geos/ha.html (data dostępu: 1 marca 2013). 36 Strona internetowa dziennika „The Los Angeles Times”, http://latimesblogs.latimes.com/laplaza/2010/10/haiti-cholera-epidemic-dominican-republic.html (data dostępu: 1 marca 2013). 37 Strona internetowa Organizacji Narodów Zjednoczonych, http://www.un.org/en/peacekeeping/missions/minustah/facts.shtml (data dostępu: 1 marca 2013). 38 R. Carroll, ‘Baby Doc’ Duvalier charged with corruptionin Haiti, strona internetowa dziennika „The Guardian”, http://www.guardian.co.uk/world/2011/jan/18/ haiti-baby-doc-duvalier-court (data dostępu: 1 marca 2013). 39 Strona internetowa dziennika „The Guardian”, http://www.guardian.co.uk/world/2013/feb/28/haiti-baby-doc-duvalier-trial (data dostępu: 1 marca 2013). 1
2
//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
ARGENTYŃSKIE
walki medialne
Magdalena Lisińska
Pojawiające się w debacie publicznej informacje o naruszaniu wolności środków masowego przekazu w Ameryce Łacińskiej nie dotyczą jedynie państw takich jak Kuba czy Wenezuela, w których demokracja nie funkcjonuje bądź jej istnienie podawane jest w wątpliwość. Państwem, w którym spór na linii rząd – grupy medialne toczy się od lat i przybiera coraz ostrzejsze formy, jest Argentyna. Kraj położony nad La Platą to nie tylko jedno z największych i najbardziej ludnych państw Ameryki Łacińskiej, ale również czołowy latynoamerykański rynek medialny. Na terenie całego państwa funkcjonuje ponad 150 dzienników, kilkaset komercyjnych stacji radiowych i dziesiątki telewizyjnych1. Jako iż media określa się często mianem tzw. czwartej władzy, wszelkiego rodzaju próby ich ograniczania są dużym zagrożeniem i niewątpliwie stanowią ważny przedmiot analizy.
Struktura rynku
na rynku, jest bez wątpienia Grupo Clarín. Jego niebagatelna rola opiera się nie tylko JAK WSPOMNIANE ZOSTAŁO powyżej, na zdecydowanej dominacji na rynku mebiorąc pod uwagę liczebność tytułów, ardialnym, ale również zaangażowaniu poligentyński rynek medialny określić można tycznym ujawniającym się poprzez spór jako bardzo rozbudowany, co dobrze widać z obecnym argentyńskim rządem z prezyna przykładzie prasy. Mimo iż dominującą dent Cristiną Fernández de Kirchner na czele. rolę w państwie odgrywają periodyki ogólnokrajowe wydawane głównie w stolicy państwa – Buenos Aires – nie należy lekce- Droga ku hegemonii ważyć roli dzienników wydawanych lokalnie. Ich liczba dochodzi nawet do kilkuset, „Clarín” – obecnie najczęściej czytany dzienz których część pełni bardzo ważną rolę opi- nik w Ameryce hiszpańskojęzycznej3 – poniotwórczą w mniejszych społecznościach2. wstał w 1945 r. w Buenos Aires z inicjatyW przypadku Argentyny liczba tytułów wy Roberto Noble. Celem Noble miało być dostępnych w obiegu nie jest jednak przekazanie Argentyńczykom rzetelnej inforgłównym wyznacznikiem pozwalającym na macji na wysokim poziomie, zaangażowanej określenie struktury rynku. Cechą charak- na rzecz państwa i budowania spójności terystyczną dla tego państwa jest bowiem narodowej4. „Clarín”, od 1969 r. kierowany zdominowanie krajobrazu medialnego przez przez żonę założyciela Ernestinę Herrerę de wielkie prywatne holdingi, będące w posia- Noble, stopniowo budował swoją pozydaniu zarówno wielu tytułów prasowych, cję na rynku argentyńskim, wykorzystujak i stacji telewizyjnych, radiowych, jąc przy tym rozwój nowych technologii telewizji kablowej czy firm świadczących i rosnące zapotrzebowanie na informacje. usługi dostępu do Internetu. Największym Jako spółka Grupo Clarín istnieje od 1999 r., z nich, zajmującym pozycję hegemoniczną jej początki sięgają jednak wczesnych lat 90.
9
10 W 1990 r. bowiem właściciele dziennika zdecydowali się na zakup Radia Mitre, obecnie jednego z najpopularniejszych w Argentynie. Niedługo potem stali się nabywcami stacji telewizyjnej Canale 13 oraz telewizji kablowej Multicanal. Liczba koncesji radiowych i telewizyjnych oraz tytułów prasowych będących w rękach rodziny Noble stopniowo rosła5. Obecnie, poza dziennikiem, w skład Grupo Clarín wchodzą m.in. dwie stacje radiowe – Mitre i FM100, stacje telewizyjne – Multicanal i Canal 13, dzienniki – poświęcony tematyce sportowej „Olé” i darmowy „La Razón” oraz popularne magazyny – „Ñ”, „Genios”, „Jardín de Genios”, „Pymes”, „Elle”6. Grupo Clarín jest również w posiadaniu szeregu magazynów i dzienników regionalnych, ma udziały w agencji informacyjnej Diarios y Noticias oraz w produkującym papier przedsiębiorstwie Papel Prensa7. Liczba tytułów składających się na Grupo Clarín sprawia, iż spółka ta nie ma sobie równych pod względem udziałów w rynku. Szacuje się, iż w jej posiadaniu jest aż 48% wszystkich sprzedawanych w Argentynie gazet. Nakład samego tylko „Clarín” to 800 tys. egzemplarzy8. Portale internetowe będące własnością holdingu notują ponad połowę wszystkich wejść Argentyńczyków do sieci9. W 2011 r. wpływy Grupo Clarín wyniosły ponad 9,7 mld dolarów, w tym ponad 522 mln dolarów zysku netto10.
Początki sporu Zakończenie rządów wojskowych w 1983 r. i odejście od autorytaryzmu wpłynęły pozytywnie nie tylko na demokratyzację polityczną państwa, ale również rozwój wolnych mediów. „Clarín”, podobnie jak inne media prywatne, otrzymał koncesje pozwalające rozwijać działalność11. Dobre relacje na linii rząd – media utrzymywały się przez całe lata 90. oraz większość pierwszej dekady XXI w. Oskarżenia o ograniczanie wolności mediów w Argentynie związane są z działalnością obecnej prezydent Cristiny Fernández de Kirchner w stosunku do wyżej opisanego hegemona – Grupo Clarín12.
Początek tego sporu związany jest z projektem podniesienia podatków na produkty rolne ogłoszonym przez prezydent w kwietniu 2008 r. Projekt został odrzucony przez Senat, jednak jeszcze przed głosowaniem krytycznie rozpisywał się o nim dziennik „Clarín”13. Sama prezydent Fernández de Kirchner zareagowała bardzo ostrą krytyką mediów, oskarżając wielkie holdingi o wyciąganie osobistych korzyści z obowiązującej zasady wolności prasy14. Największy argentyński konglomerat medialny stał się osobistym wrogiem prezydent, co znajdowało (i znajduje nadal) swoje potwierdzenie w obwinianiu spółki o kryzysy i niepowodzenia polityczne, jak chociażby wynik wyborów do Kongresu w 2009 r., w których partia prezydencka wypadła poniżej oczekiwań15.
Transmisje piłkarskie To właśnie w 2009 r., pod wpływem kolejnych działań podejmowanych przez stronę rządową, coraz głośniej zaczęto mówić o problemie ograniczania wolności mediów w Argentynie. Pierwszym krokiem podjętym przez rząd było doprowadzenie do zerwania przez Argentyński Związek Piłki Nożnej kontraktu na transmisje argentyńskiej ligi piłkarskiej z wchodzącą w skład Grupo Clarín telewizją kablową Torneos y Competencias (TyC), transmitującą ligę od 1992 r. Sprawa wydawać się może mało znacząca, jednak w Argentynie, gdzie piłka nożna uważana jest za sport narodowy, kwestia ta nabiera zdecydowanie większego znaczenia16.
Zmiany w prawie Transmisje piłkarskie okazały się być preludium do dalszych działań władz związanych ze zmianą prawa dotyczącego mediów audiowizualnych. W październiku 2009 r. Senat argentyński uchwalił nową ustawę wprowadzającą największe od ponad 30 lat zmiany w mediach – Ustawę o usługach przekazu audiowizualnego17. Prawo to w swoim założeniu wprowa-
dza limity posiadania każdego z rodzajów środków masowego przekazu18. Zgodnie z ustawą żadna ze spółek nie może dostarczać swoich usług do więcej niż 35% odbiorców w państwie19. Nie ulega wątpliwości, iż dokument ten uderzał głównie w Grupo Clarín. Zgodnie ze statystykami same tylko stacje telewizyjne będące w posiadaniu spółki docierają do ponad 41% Argentyńczyków20. Przedstawiciele Grupo Clarín oraz innych holdingów bezpośrednio dotkniętych nowym rozwiązaniem prawnym odmówili podporządkowania się ustawie, zarzucając jej niekonstytucyjność. Sprawa trafiła do sądu, który orzec miał o zgodności z konstytucją nowej ustawy, szczególnie zaś jej art. 46 i 16121. W grudniu 2012 r. sąd uznał, iż zapisy nie naruszają argentyńskiej ustawy zasadniczej22. Gabinet prezydent Fernández de Kirchner uznał wyrok za ostateczne zwycięstwo nad Grupo Clarín, jednak przedstawiciele konglomeratu zapowiedzieli apelację. Zgodnie z opiniami ekspertów sprawa ta trafić może przed Sąd Najwyższy i toczyć się od kilku miesięcy do kilku lat23.
Sprawa Fibertel Walka rządu argentyńskiego z Grupo Clarín miała miejsce również w kontekście dostępu do kolejnego sektora w którym obecny jest konglomerat – usług internetowych. W styczniu 2010 r. władze państwowe nie przedłużyły licencji na dostawę szerokopasmowego Internetu firmie Fibertel będącej częścią holdingu Clarín. Powodem decyzji było wcześniejsze połączenie spółki z firmą dostarczającą telewizję kablową Cablevisión, nieposiadającą bezpośredniej licencji na Internet24. Od 2003 r. firma ta była właścicielem aż 99% akcji spółki Fibertel25. Rząd argentyński uznał jednak, iż poprzez tego typu połączenie Fibertel sama pozbawiła się praw do licencji i nakazał wszystkim korzystającym z jej usług znalezienie alternatywnego operatora w ciągu 90 dni26. Zniesmaczenie i krytyka decyzji rządu były tym większe, iż zaproponowana przez władze lista alternatyw-
nych usługodawców okazała się być całkowicie nieaktualna. Większość z opublikowanych na niej firm już od dawna bowiem nie istniała bądź też funkcjonowała pod innymi nazwami27.
Papel Prensa Rząd argentyński oskarżany był o łamanie wolności mediów również w związku z przyjęciem przez Kongres w grudniu 2011 r. prawa uznającego za interes narodowy produkcję i dystrybucję papieru prasowego28. Ustawa dotyczy bezpośrednio jedynej w Argentynie spółki produkującej papier – Papel Prensa. Przedsiębiorstwo to pokrywa zapotrzebowanie rynku na papier gazetowy w 75%, zmuszając do importu pozostałych 25%. Większość udziałów w Papel Prensa mają dwa czołowe konglomeraty medialne – Clarín (49%) i La Nación (22,5%). Właścicielem 28% udziałów jest państwo29. Ustawa z grudnia 2011 r. przyzwala na zwiększenie udziałów państwa w sytuacji, gdy firma nie jest w stanie pokryć pełnego zapotrzebowania rynku na papier, co w praktyce ma miejsce w sytuacji, gdy Papel Prensa produkuje jedynie 75% używanego w Argentynie papieru30. Przedstawiciele poszkodowanych holdingów po raz kolejny zarzucili rządowi prezydent Kirchner łamanie konstytucji i działania bezpośrednio na ich szkodę31.
Nieczyste zagrywki Należy zwrócić uwagę, iż działania rządowe skierowane przeciwko koncernowi medialnemu nie ograniczają się jedynie do „twardych”, polegających na wprowadzaniu niekorzystnego dla konglomeratów prawa. Walka prezydent z konglomeratem Clarín nabiera cech nieczystej walki politycznej. W 2009 r. w debacie publicznej pojawiły się oskarżenia pod adresem Ernestiny Herrery de Noble jakoby za czasów dyktatury wojskowej adoptowała dzieci odebrane ofiarom represji reżimu. W liście otwartym będącym odpowiedzią na pojawiające się zarzuty, sama zainteresowana poinformowała,
11
12 iż adoptowała swoje dzieci Marcelę i Felipe w dobrej wierze, dopełniając wszelkich procedur i formalności32. Oskarżenia pod adresem Herrery de Noble zostały z niesmakiem odebrane zarówno w Argentynie, jak i w mediach światowych. Dla wielu Argentyńczyków bulwersujący był też fakt, że w sprawę zaangażowała się organizacja Babć z Placu Majowego (Asociación Civil Abuelas de Plaza de Mayo), której celem jest odnajdywanie oraz identyfikacja dzieci i wnuków, które „zaginęły” w czasie rządów junty wojskowej lat 19761983. Organizacja, przez lata apolityczna, opowiedziała się w sporze jednoznacznie po stronie rządowej, postulując, aby Marcela i Felipe de Noble wykonali badania genetyczne w Narodowym Banku Danych Genetycznych, gdzie przechowywane są próbki genotypu wszystkich rodzin ofiar dyktatury starających się o odzyskanie utraconych dzieci33.
Wolność mediów – prawda czy fikcja? Warto zwrócić uwagę, iż krytyczne podejście rządu do dominujących na rynku medialnym konglomeratów, z Grupo Clarín na czele, wpływa na postrzeganie państwa przez instytucje badające stan demokracji i wolności na świecie. Zgodnie z raportem z 2012 r., sporządzonym przez organizację Freedom House oceniającą wolność prasy w poszczególnych państwach, media argentyńskie określone zostały jedynie jako częściowo wolne34. Na tę nie w pełni satysfakcjonującą ocenę wpływ miały głównie konflikty rządu z największymi holdingami, które zdaniem twórców raportu mogą wpływać na ograniczenie dostępu Argentyńczyków do obiektywnej informacji.
Podsumowanie Powyższa analiza potwierdza, iż problem naruszenia wolności mediów dotyczy również państwa, którego ustrój demokratyczny nie budzi wątpliwości w środowisku międzynarodowym od 1983 r., czyli od obalenia rządów junty. W ostatnich latach, szczególnie zaś w okresie prezydentury Cristiny Fernández de Kirchner, polityka wewnętrzna oraz retoryka najwyższych przedstawicieli państwowych doprowadziły jednak do wykształcenia się, sprzecznego z demokratyczną zasadą pluralizmu, modelu podziału społeczeństwa na „przyjaciół” i „wrogów”. W tej czarno-białej dychotomii drugą rolę pełnią przedstawiciele konglomeratu Clarín, sukcesywnie zwalczanego przez władze. Problem ten może szokować i pozwala na zadanie sobie pytania o standardy demokratyczne panujące w Argentynie. W owym kontekście za szczególnie niebezpieczny uznać można fakt, iż przedstawiciele rządu argentyńskiego walczą z mediami za pomocą zmian w prawie. Symbolem może tu być Ustawa o usługach przekazu audiowizualnego z 2009 r. Argentyna bez wątpienia stała się w ostatnich latach przykładem prowadzenia nieczystej walki sił rządzących z mediami. Spór między rządem a Grupo Clarín przerodził się w prawdziwą wojnę, której wciąż bardziej uprzywilejowaną stroną jest władza państwowa. Wpływa to bezsprzecznie na wolność mediów, które już teraz w Argentynie uznawane są za jedynie częściowo wolne. Zagrożenie niezależności „czwartej władzy” stanowi niebezpieczeństwo również dla samej demokracji, a w związku z tym dla społeczeństwa. W wyniku politycznych zagrywek i kłótni na linii rząd – media Argentyńczykom grozi ograniczenie powszechnych praw – wolności słowa oraz dostępu do obiektywnej i rzetelnej informacji. //
////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////// Argentina country profile, strona internetowa BBC News, http://news.bbc.co.uk/2/hi/americas/country_profiles/1192478.stm#media (data dostępu: 20 lutego 2013). 2 Argentina, strona internetowa PressReference.com, http://www.pressreference.com/A-Be/Argentina.html (data dostępu: 20 lutego 2013). 3 Ibidem. 4 Grupo Clarín. Origen y Evolución, strona internetowa Grupo Clarín, http://www.grupoclarin.com.ar/institucional/origen-evolucion (data dostępu: 20 lutego 2013). 5 Grupo Clarín. Cronología, strona internetowa Grupo Clarín, http://www.grupoclarin.com.ar/cronologia (data dostępu: 20 lutego 2013). 6 Grupo Clarín. Origen y Evolución…, op.cit. 7 M. Becerra, G. Mastrini, Estructura, concentración y transformaciones en los medios del Cono Sur latinoamericano, „Comunicar” 2011, t. 18, no. 36, p. 54. 8 Dane na podstawie: profil Grupo Clarín w portalu Global Media Market Intelligence, http://www.g2mi.com/company_description.php?id=316&name=Grupo-Clarin-SA (data dostępu: 20 lutego 2013). 9 Grupo Clarín. Origen y Evolución…, op.cit. 10 Ibidem. 11 R. MacRory, Dilemmas of Democratisation: Media Regulation and Reform in Argentina, „Bulletin of Latin American Research” 2012, p. 4. 12 G. Mastrini, M. Becerra, Estructura, concentración…, p. 55. 13 G. Mastrini, M Becerra, Crisis, What Crisis? Argentine Media in View of the 2008 International Financial Crisis, „International Journal of Communication” 2010, no. 4, p. 619. 14 Cristina avaló un informe con críticas para el periodismo, strona internetowa dziennika „Clarín”, http://edant.clarin.com/diario/2008/04/05/elpais/p-1644092.htm (data dostępu: 20 lutego 2013). 15 R. MacRory, op.cit., p. 5. 16 A. Cesar Gonzalez, El Fútbol para Todos costó $ 4000 millones en tres anos, strona internetowa dziennika „La Nación”, http://www.lanacion.com.ar/1488985-el-futbol-para-todos-costo-4000-millones-en-tres-anos (data dostępu: 20 lutego 2013). 17 R. MacRory, op.cit., p. 1. 18 Ley de servicios de comunicación audiovisual 26.522, tekst ustawy o usługach przekazu audiowizualnego z 10 października 2009 r. dostępny na stronie internetowej Federalnego Urzędu ds. Audiowizualnych Usług Komunikacyjnych, http://www.afsca.gob.ar/ley-de-servicios-de-comunicacion-audiovisual-26-522/ (data dostępu: 20 lutego 2013). 19 Ibidem. 20 Dane na podstawie: profil Grupo Clarín w portalu „Global Media Market Intelligence”, op.cit. 21 Art. 45 zawiera zapisy zezwalające na posiadanie przez jedną spółkę jedynie 24 licencji kablowych oraz 10 niekodowanych. Art. 161 natomiast określa roczny okres dostosowawczy dla wszystkich spółek, które w momencie wejścia ustawy w życie nie spełniają określonych w niej wymogów. 22 Declaran constitucional la ley de medios de Argentina, strona internetowa kanału telewizyjnego BBC Mundo, http://www.bbc.co.uk/mundo/ultimas_noticias/2012/12/121214_ultnot_argentina_ley_medios_en.shtml (data dostępu: 20 lutego 2013). 23 A. Calatrava, Argentina Declares Media Law Constitutional, Begins Process To Break Up Grupo Clarin, strona internetowa „The Huffington Post”, http://www. huffingtonpost.com/2012/12/17/argentina-enforces-ley-de-medios_n_2317699.html (data dostępu: 20 lutego 2013). 24 Se quejan porque que el gobierno hizo caducar la licencia de Fibertel, que dejó de existir en 2009, strona internetowa dziennika „Tiempo Argentino”, http:// tiempo.infonews.com/notas/se-quejan-porque-que-gobierno-hizo-caducar-licencia-de-fibertel-que-dejo-de-existir-2009 (data dostępu: 20 lutego 2013). 25 Ibidem. 26 La empresa Fibertel dejará de existir en 90 días, explicó el ministro Julio De Vido, strona internetowa rządowego portalu informacyjnego Sala de Prensa, http:// www.prensa.argentina.ar/2010/08/19/11014-la-empresa-fibertel-dejara-de-existir-en-90-dias-explico-el-ministro-julio-de-vido.php (data dostępu: 20 lutego 2013). 27 No da Internet la mayoría de las alternativas oficiales a Fibertel, strona internetowa dziennika „La Nación”, http://www.lanacion.com.ar/1298559-no-da-internet-la-mayoria-de-las-alternativas-oficiales-a-fibertel (dostęp: 20 lutego 2013). 28 Ley Papel de pasta celulosa para diarios 26.736, tekst ustawy uznającej za interes narodowy produkcję i dystrybucję papieru prasowego z 28 grudnia 2011 r. dostępny na stronie internetowej portalu vLex, http://ar.vlex.com/vid/pasta-celulosa-parlamentario-regulatorio-342096873 (data dostępu: 20 lutego 2013). 29 Kirchner couple actions plan to control Clarin and La Nacion newsprint mill, portal internetowy MercoPress, http://en.mercopress.com/2010/08/23/kirchner-couple-actions-plan-to-control-clarin-and-la-nacion-newsprint-mill (data dostępu: 20 lutego 2013). 30 Avanza el Gobierno en el control del papel de diario, strona internetowa dziennika „La Nación”, http://www.lanacion.com.ar/1432580-avanza-el-gobierno-enel-control-del-papel-de-diario (data dostępu: 20 lutego 2013). 31 V. Smink, Peligra la libertad de prensa en Argentina?, strona internetowa kanału telewizyjnego BBC Mundo, http://www.bbc.co.uk/mundo/noticias/2011/12/111222_argentina_papel_prensa_ley_vs.shtml (data dostępu: 20 lutego 2013). 32 La directora de Clarín publicó una carta abierta, strona internetowa dziennika „La Nación”, http://www.lanacion.com.ar/465659-la-directora-de-clarin-publico-una-carta-abierta (data dostępu: 20 lutego 2013). 33 Argentine media-government conflict turns ugly, strona internetowa agencji Reuters, http://www.reuters.com/article/2010/04/28/us-argentina-clarin-idUSTRE63R3AC20100428 (data dostępu: 20 lutego 2013); M. Stasiński, Kim są dzieci ofiar argentyńskiej junty, strona internetowa dziennika „Gazeta Wyborcza”, http:// wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114881,7409262,Kim_sa_dzieci_ofiar_argentynskiej_junty.html (data dostępu: 20 lutego 2013). 34 Freedom of the Press 2012, Argentina, strona internetowa organizacji Freedom House, http://www.freedomhouse.org/report/freedom-press/2012/argentina (data dostępu: 20 lutego 2013). 1
//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
13
14
Generación Desaparecidos Marta Antosz Dyktatura junty wojskowej, która sprawowała władzę w Argentynie w latach 1976-1983, pozostaje wciąż ciemną kartą w historii tego państwa. Ogłoszone w latach 1986-1987 amnestie dla członków militarnego rządu wzbudziły szereg kontrowersji. Artykuł ma na celu uwypuklenie szczególnie istotnego aspektu – kwestii desaparecidos (hiszp. desaparecido – osoba zaginiona), osób zaginionych bądź (przypuszczalnie) zamordowanych przez reżim. Dyktatura w Argentynie była bowiem pierwszą, która stosowała „zniknięcia” ludzi na tak szeroką skalę jako metodę walki z przeciwnikami politycznymi1.
„Noc ołówków” PROCES „ZNIKNIĘĆ” oraz prześladowań przeciwników został rozpoczęty w tzw. noc ołówków (la noche de los lápices) 16 września 1976 r. oraz był kontynuowany przez juntę w ramach Procesu Reorganizacji Narodowej (Proceso de Reorganización Nacional). Potwierdzone dane wskazują, iż w wyniku procesu desapariciónes (zaginięć) około 9 tys. osób zostało uznanych za zaginione, ale szacuje się, że liczba zaginionych lub zamordowanych w wyniku rządów wojskowych mogła sięgnąć nawet 30 tys. osób2. Zniknięcia dotyczyły przeciwników junty (przede wszystkim tych zaangażowanych w działalność polityczną), jak również wielu licealistów i studentów, którzy byli przez reżim jednoznacznie utożsamiani z organizacjami lewicowymi (tak naprawdę tylko część z nich działała w jakichkolwiek organizacjach politycznych). Część dzieci osób „zaginionych”, przeciwników politycznych junty, została pozbawiona tożsamości i oddana pod opiekę członków bądź też zwolenników reżimu. Po latach wiele z nich zdecydowało się na rozpoczęcie poszukiwania swojej prawdziwej tożsamości oraz trudną walkę o prawdę i argentyńskie rozliczenie z przeszłością3. Co prawda zniknięcia ludzi, szczególnie z dzielnic robotniczych, zdarzały się już wcześniej, ale to „noc ołówków” (16 września 1976 r.) była
pierwszą akcją zorganizowaną na tak dużą skalę. Jaki był cel masowych aresztowań oraz zniknięć? Junta chciała oczyścić kraj z „wywrotowych organizacji lewicowych”, które rzekomo miały być najszerzej rozpowszechnione pośród młodzieży – zwłaszcza uczniów szkół średnich, stąd określenie „noc ołówków” – a ponadto stanowić miały „siedlisko” wszelkiego zła. Większość z aresztowanych należała do Związku Uczniów Liceów (Unión Estudiantil Secundaria – UES), organizacji, która walczyła o utrzymanie cen biletów. Tak naprawdę jednak junta chciała pozbyć się wszystkich przeciwników politycznych oraz osób, które mogłyby w jakikolwiek sposób zagrozić jej pozycji. Przeprowadzone akcje najbardziej dotknęły licealistów oraz studentów. Najczęściej byli oni wyciągani w środku nocy z domów i przepadali bez wieści4. Juncie udało się wykształcić pewien specyficzny mechanizm paranoi – rodzice w obawie przed tym, że ich dzieci podzielą los swoich kolegów i koleżanek, sami zaprowadzali je na komisariat, chcąc udowodnić, iż nie mają one nic wspólnego z jakimkolwiek rodzajem działalności wywrotowej. W większości takich przypadków, jak pisze Artur Domosławski, „dzieciaki znikały natychmiast, na tym samym komisariacie”5. Podsumowując, do listy ofiar junty, oprócz desaparecidos, można z pewnością doliczyć jeszcze rodziców, którzy popełnili samobój-
stwo bądź nie wytrzymali presji życia z myślą, iż przyczynili się do śmierci swoich dzieci, „oddając” je nieświadomie w ręce wojskowych6. Formalnie „noc ołówków” miała nie istnieć. Przez wiele lat wydarzenia te pozostawały niewyjaśnione. Świat dowiedział się o nich za pośrednictwem jednego z aresztowanych – Pablo Díaza (na podstawie jego wspomnień nakręcony został film, zatytułowany właśnie „Noc ołówków”), któremu udało się przeżyć tortury, upokorzenie oraz skrajne wycieńczenie7.
Proces Reorganizacji Narodowej a kwestia desapariciones Proces Reorganizacji Narodowej zapoczątkowany przez juntę argentyńską w roku 1976 oraz wybranego przez nią prezydenta gen. Jorge Rafaela Videlę miał służyć odbudowie moralnej społeczeństwa i struktur państwowych oraz stworzeniu wizerunku Argentyny jako silnego państwa na arenie międzynarodowej. Tak naprawdę stał się jednak przede wszystkim formą terroru oraz likwidacji nie tylko przeciwników reżimu, ale także wszelkich przejawów życia obywatelskiego. Akcje przeprowadzane przez reżim były często określane mianem tzw. brudnej wojny, ale w rzeczywistości opierały się głównie na zastraszaniu i torturowaniu obywateli. Bezpodstawne aresztowania oraz przemoc ze strony władzy stały się codziennością. Wiele osób zostało zamordowanych przez juntę, wiele także „zniknęło”. Naciski ze strony opinii międzynarodowej na wyjaśnienie sprawy zniknięć odbijały się bez echa, zaś terror był kontynuowany. W 1998 r. gen. Videla stwierdził jednak: „Dla mnie nie ma brudnych wojen. Są tylko sprawiedliwe i niesprawiedliwe. Ta, którą prowadziliśmy, była wojną sprawiedliwą”8. Drugą część planu stanowiły szeroko zakrojone zmiany ekonomiczne. Wprowadzone przez ministra ekonomii José Martíneza de Hoza były określane jako plan neoliberalny i miały na celu przede wszystkim kontrolę inflacji, ukrócenie spekulacji, przyciągnięcie zagranicznych inwestorów oraz – w szczególności – zerwanie z wszelkimi pozostałościami peronizmu, który był dla generałów najobrzydliwszym z ustrojów politycznych i którego wszelkie przejawy należało według nich natychmiast zlikwidować9.
Przez cały okres dyktatury największe kontrowersje budziły desapariciónes, szczególnie, iż wywierane przez Stany Zjednoczone czy też społeczność międzynarodową naciski na wyjaśnienie tej kwestii, nie spotykały się z odzewem rządzących Argentyną wojskowych. Również międzynarodowa kontrola przeprowadzona w tym państwie w roku 1979 nie przyniosła odpowiedzi na pytania dotyczące zaginionych osób10. Już w początkowym okresie działalności junty argentyńskie organizacje opozycyjne domagały się prawdy, zaś organizacja Matek z Placu Majowego (Las Madres de Plaza de Mayo, która współcześnie – ze względu na wiek swoich członkiń – nazywana jest także organizacją Babć z Placu Majowego – Las Abuelas de Plaza de Mayo) rozpoczęła swoje marsze w obronie praw człowieka i prawdy o zaginionych bliskich. Wydarzeniem przełomowym stało się przyznanie w roku 1980 pokojowej Nagrody Nobla argentyńskiemu malarzowi oraz obrońcy praw człowieka Adolfo Pérezowi Esquivelowi. Jednak to dopiero transformacja władzy oraz wybór na prezydenta przedstawiciela Radykalnej Unii Obywatelskiej Raúla Alfonsína rozpoczęły długotrwały proces rozliczenia z okresem rządów junty oraz walkę o wyjaśnienie prawdy dotyczącej desaparecidos, która podzieliła nie tylko elity polityczne, ale przede wszystkim społeczeństwo argentyńskie11. O wpływie wydarzeń w Argentynie na cały system międzynarodowy może świadczyć fakt, iż terminy desapariciónes oraz desaparecido weszły do powszechnego użycia dopiero po wydarzeniach, jakie miały miejsce w Argentynie. O ile przypadki zniknięć, szczególnie politycznych przeciwników czy też uczestników demonstracji, zdarzały się w wielu państwach rządzonych przez reżimy autorytarne, to właśnie junta argentyńska była pierwszym reżimem, który stosował je na tak masową skalę. Co więcej, był to pierwszy reżim, który zaadaptował zniknięcia jako oficjalną strategię walki z przeciwnikami politycznymi, jak i metodę zastraszania społeczeństwa. Miało to służyć przede wszystkim utrzymaniu autorytetu władzy, zduszeniu wszelkich przejawów opozycji w stosunku do władzy, a więc utrzymaniu reżimu oraz prowadzonej przez niego polityki12.
15
16 „Nunca más” „Nunca más” („Nigdy więcej”) był raportem opracowanym przez Comisión Nacional sobre la Desaparición de Personas (CONADEP) w roku 1984. Komisja została stworzona 15 grudnia 1983 r. przez nowo wybranego prezydenta Raúla Alfonsína w celu wyjaśnienia kwestii związanych z desapariciones. Raport potwierdził, iż w latach 1976-1983 zaginęło 8961 osób. Podkreślono jednak, iż rzeczywista liczba mogła sięgnąć nawet 30 tys. osób13. Co więcej raport ujawnił również dane dotyczące okresu poprzedzającego zamach stanu (1973-1976), kiedy miało „zaginąć” około 600 osób14. Przede wszystkim jednak raport stał się preludium do procesu przedstawicieli junty (tzw. trial of justice)15. 24 grudnia 1986 r. w życie weszło Ley de Punto Final (Ley No. 23492), które zabroniło inicjacji dalszych procesów przeciwko niższym rangom oficerom oraz innym osobom zaangażowanym w zbrodnie z okresu dyktatury generałów. Z kolei 4 czerwca 1987 r. zostało uchwalone Ley de obediencia debida (Ley No. 23521), zgodnie z którym wszyscy niżsi rangę oficerowie wojska, policji oraz służb penitencjarnych nie mogli być sądzeni za zbrodnie z czasów dyktatury. W uzasadnieniu podkreślono, iż byli oni jedynie wykonawcami rozkazów zwierzchników. Wbrew powszechnej opinii oraz uzasadnieniu, iż wszyscy odpowiedzialni za tamte zdarzenia (generałowie na czele z Jorge Rafaelem Videlą) zostali już osądzeni i skazani, prezydent Raúl Alfonsín był przeciwny wprowadzeniu prawa, uległ jednak naciskom wojska, które groziło przeprowadzeniem kolejnego zamachu stanu. Do dziś pod dużym znakiem zapytania pozostaje jednakże decyzja jego następcy Carlosa Menema, który w roku 1990 ułaskawił generałów junty, w tym Videlę, Emilio Masserę oraz Leopolda Galtierego. Decyzja ta wzbudziła szerokie kontrowersje przede wszystkim dlatego, iż w tym okresie groźba zamachu stanu w Argentynie była już mało prawdopodobna ze względu na słabnącą pozycję armii. Co więc powodowało Menemem, jeśli nie naciski ze strony wojskowych? Kwestia ta nie jest do końca jasna. Najbardziej prawdopodobna wydaje się chęć zyskania poparcia pośród elit finansowych oraz politycznych wywodzących się jeszcze z czasów rządów generałów16.
Wszystkie wydarzenia związane z procesem przedstawicieli junty podzieliły społeczeństwo argentyńskie. Jego część chciała zakończenia bolesnego okresu w historii kraju, z ulgą więc przyjęła Ley de Punto Final. Wielu Argentyńczyków domagało się jednak prawdy (szczególnie rodziny desaparecidos), zaś proces nie tyle nie przybliżał, co wręcz oddalał Argentynę od rozliczenia. Taka sytuacja stała się przyczyną kontynuowania aktywnej działalności przez organizację Las Madres de Plaza de Mayo17. Przełomem stało się uchylenie zarówno Ley de Punto Final oraz Ley de obediencia debida. Sąd Najwyższy, po procesie podjętym z inicjatywy centrolewicowego prezydenta Néstora Kirchnera, uznał obie ustawy za niekonstytucyjne18. Rozpoczęło to od nowa dyskusję pomiędzy zwolennikami oraz przeciwnikami rozliczenia zbrodniarzy. Pojawiły się głosy, iż nie warto rozdrapywać dawnych ran. Pomimo to prezydent Kirschner oraz jego następczyni (prywatnie żona) Cristina Fernández de Kirchner doprowadzili do końca procesy większości ludzi odpowiedzialnych za zaginięcia19. Sam Videla został skazany w grudniu 2010 r., dwa miesiące po śmierci Kirschnera z powodu niewydolności krążenia. Urzędująca od roku 2007 Cristina Fernández de Kirchner była zwolenniczką doprowadzenia procesów do końca. W wypadku Kirschnerów takie podejście wynikało z osobistych pobudek, bowiem wielu ich przyjaciół z okresu studiów (Kirschnerowie w latach 70. byli aktywnymi politycznie działaczami studenckimi) zaginęło w niewyjaśnionych okolicznościach. Było to też przyczyną wsparcia, jakiego od samego początku swojego urzędowania Kirschnerowie udzielili Matkom z Placu Majowego oraz podejmowanym przez nie inicjatywom. Działania prezydenckiej pary obudziły też na nowo w narodzie argentyńskim chęć wyjaśnienia zaginięć oraz rozliczenia się z przeszłością, chociaż wciąż nie brakuje głosów sprzeciwu według których jest to niepotrzebny powrót do bolesnej przeszłości20.
Las Madres de Plaza de Mayo (Matki z Placu Majowego)
Generación Desaparecidos – w poszukiwaniu przeszłości
„Nie ma ciała – nie ma zbrodni” – była to jedna z głównych zasad działań junty podejmowanych w ramach procesu zniknięć21. Jest to też jeden z problemów zmniejszającego się grona matek, powoli zaczynają one bowiem zastanawiać się, czy wyjaśnienie prawdy dotyczącej ich bliskich będzie kiedykolwiek możliwe. Niektóre z nich przestają też używać określenia „zaginieni”22 – przypuszczalnie większość z zaginionych została zamordowana zaraz po zniknięciu, brak ciał uniemożliwia jednakże oficjalne potwierdzenie takiego stanu rzeczy. Na Placu Majowym co czwartek zbiera się tłum staruszek – po to, by wyruszyć na cotygodniowy marsz. Trwają one od roku 1977 i chociaż mieszkańcy Różowego Domu (potoczne określenie pałacu prezydenckiego w Argentynie) zdążyli się już zmienić kilkukrotnie, to kobiety pozostały. Od roku 1979 przewodniczącą organizacji pozostaje Hebe de Bonafini (matka dwóch „zaginionych”). Wiece nie są już tylko marszami upamiętniającymi ofiary czy też „atrakcją turystyczną”. Szczególnie w ostatnich latach stały się też protestami wobec współczesnych przykładów łamania praw człowieka czy też manifestami poparcia w istotnych dla Argentyny sprawach politycznych. Co więcej same matki podejmują szereg działań charytatywnych, zyskując sobie coraz większe poparcie. Częścią ich działalności stał się projekt „Wspólne marzenia” zainicjowany w roku 2006. Ma on za zadanie pomagać grupom wykluczonym społecznie, szczególnie biedocie zamieszkującej slumsy Buenos Aires (tzw. villa). Same matki postrzegają działalność jako kontynuację dzieła swoich dzieci, ale też jako walkę o prawo człowieka do godnego życia. Swoimi akcjami zyskują przychylność zarówno elity politycznej, jak i społeczeństwa. Przeciwnicy prezydent Kirchner zarzucają jej, iż wykorzystuje organizację jako swoistą demonstrację swojego poparcia. Wydaje się jednak, iż jest to transakcja wiązana, bowiem w marcu 2011 r., w 35. rocznicę zamachu stanu junty Videli, marsz przerodził się w wiec poparcia dla prezydent. Same działaczki nie ukrywają zaś, iż wiele z nich definiuje swoją przynależność jako „Las Cristinas” (tak określają siebie matki w pełni politycznie popierające Cristinę Fernández de Kirchner)23.
„Dziadek opowiadał wam, że był dzielnym żołnierzem. A ja muszę wam powiedzieć, że był mordercą”24 – te słowa, które padły w kwietniu 2011 r. podczas procesu ppłk. Hernána Tetzlaffa z ust jego „córki” Victorii Montenegro (po raz pierwszy kobieta wystąpiła pod swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem) w kierunku jej trzech synów, wstrząsnęły całą Argentyną. Ile naprawdę było takich osób jak Victoria? Do dziś nie wiadomo. Faktem jest, iż proces zmiany tożsamości oraz „adopcji” dotknął wiele dzieci. Procedura była prosta: rodzice „znikali na zawsze”, zaś małe dzieci trafiały do domów wojskowych oraz ich rodzin. Fałszowano metrykę, a wraz z nimi tożsamość25. Podobny los dotykał dzieci urodzone w więzieniach, niejednokrotnie kobiety były poddawane przymusowemu, przedwczesnemu cesarskiemu cięciu, zaś na oczach zawiązywano im opaskę, aby uniemożliwić jakikolwiek kontakt z noworodkami. Ludzi takich jak Victoria Montenegro, którzy zostali pozbawieni przez juntę swojej prawdziwej tożsamości, określa się jako Generación Desaparecidos26. Generación Desaparecidos dzieli się na dwie grupy: tych, którzy twierdzą, że przez wiele lat mieli przeczucie, iż coś jest z nimi nie w porządku oraz tych, którzy – jak Victoria Montenegro – niczego nie podejrzewali. Dla Montenegro (kobieta dowiedziała się prawdy od samego Tetzlaffa w skutek nagłośnienia kwestii nielegalnych adopcji w mediach) był to tak duży szok, iż przez wiele lat procesu wciąż wspierała swojego domniemanego ojca oraz odwiedzała go w więzieniu. Uchylenie przez Sąd Najwyższy amnestii dla członków reżimu doprowadziło do nagłośnienia sprawy, ale i do społecznej paranoi. Wielu ludzi zaczęło kwestionować swoją prawdziwą tożsamość. Do roku 2011 potwierdzone zostało odnalezienie tylko 105 z zaginionych dzieci27. Jest to jeden z najtrudniejszych elementów argentyńskiego procesu rozliczenia z historią, ale jak się wydaje, chociaż niezwykle trudny i bolesny, to jednak najbardziej realistyczny do zrealizowania, gdyż ofiary nielegalnych adopcji, w przeciwieństwie do swoich rodziców, wciąż pozostają przy życiu28.
17
18 Podsumowanie Fakt, iż reżim junty był swego rodzaju „fenomenem” jeśli chodzi o skalę i okrucieństwo zastosowania desapariciónes, znalazł potwierdzenie w trakcie procesu jej przedstawicieli. Jednakże mimo iż po wielu latach doprowadzono do skazania większości z głównych aktorów tamtych wydarzeń, kwestia wyjaśnienia samych zniknięć wciąż pozostaje pod dużym znakiem zapytania. Po pierwsze, na porwanie wielu zaginionych nie istnieją żadne dowody poza świadectwem ich bliskich. Po drugie, pokolenie zarówno generałów, jak i matek z Plaza de Mayo pomału odchodzi do przeszłości. Ponadto kwestia wyjaśnienia zaginięć wciąż pozostaje niewygodna dla wielu grup, które musiałyby rozliczyć się ze swoją przeszłością. Taka sytuacja dotyczy chociażby Kościoła katolickiego, który popierał juntę
w jej ideologicznej walce z lewicowymi wywrotowcami, a ponadto, za cenę niemego przyzwolenia, próbował chronić duchownych przed prześladowaniami i zniknięciami. Sprawa budzi też opór w niektórych warstwach społeczeństwa argentyńskiego. Jest to mechanizm, który ujawnił się po transformacjach politycznych w wielu społeczeństwach latynoamerykańskich. Ludzie po uzyskaniu wolności woleli zapomnieć niż wracać do bolesnych wydarzeń, co więcej – często woleli zapłacić cenę amnestii da członków reżimu w zamian za wolność i demokrację. Kwestią otwartą pozostaje odnalezienie swoich korzeni przez Generación Desaparecidos, jednakże jest to proces, który dopiero stosunkowo niedawno wkroczył w fazę realizacji oraz na którego rezultaty z pewnością będziemy musieli jeszcze poczekać29. //
////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////// K. Sikkink, From Pariah State to Global Protagonist: Argentina and the Struggle for International Human Rights, „Latin American Politics & Society” 2008, vol. 50, p. 1-29. 2 Raport „Nunca más”, strona internetowa La Comisión Nacional sobre la Desaparición de Personas, http://www.desaparecidos.org/arg/conadep/nuncamas/ (data dostępu: 22 lutego 2013). 3 K. Sikkink, op.cit. 4 A. Domosławski, Gorączka latynoamerykańska, Warszawa 2010, s. 208-225. 5 Ibidem, s. 214. 6 Ibidem. 7 La noche de los lápices, reż. H. Olivera, Argentyna 1986. 8 A. Domosławski, op.cit., s. 223. 9 K. Sikkink, op.cit. 10 L. Gieco, Argentina: política de la dictadura (1976-1983), film zamieszczony w serwisie YouTube, http://www.youtube.com/watch?v=tgNUTIdPhoI&NR=1&feature=endscreen (data dostępu: 22 lutego 2013). 11 K. Sikkink, op.cit. 12 Ibidem. 13 Raport „Nunca más”, op.cit. 14 Ibidem. 15 K. Sikkink, op.cit. 16 Ibidem. 17 L. Gieco, op.cit. 18 A. Komarnicki, Matki z Placu Majowego, strona internetowa tygodnika „Polityka”, http://www.polityka.pl/swiat/obyczaje/1516234,2,argentyna-matki-zaginionych-wystawiaja-rachunek-dyktaturze.read (data dostępu: 21 lutego 2013). 19 D. Passent, Dyktatorzy pod lawiną, strona internetowa tygodnika „Polityka”, http://www.polityka.pl/swiat/analizy/1512836,1,ameryka-lacinska-kara-dla-dyktatora.read?backTo=http://www.polityka.pl/swiat/obyczaje/1516234,1,argentyna-matki-zaginionych-wystawiaja-rachunek-dyktaturze.read (data dostępu: 17 lutego 2013). 20 A. Komarnicki, op.cit. 21 Ibidem. 22 Ibidem. 23 Ibidem. 24 K. Kęciek, Wychowane przez morderców, strona internetowa tygodnika „Przegląd”, http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/wychowane-mordercow (data dostępu: 21 lutego 2013). 25 Ibidem. 26 L. Gieco, op.cit. 27 K. Kęciek, op.cit. 28 Ibidem. 29 A. Domosławski, op.cit., s. 208-225. 1
//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
Quo vadis
AMERYKO?
DRUGI AKT TEGO SAMEGO SPEKTAKLU ROZPOCZĘTY Łukasz Smalec Tekst został opublikowany w dniu 18 lutego 2013 r. na blogu Centrum Inicjatyw Międzynarodowych, partnera Koła Studentów Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Więcej na www.centruminicjatyw.org.
Druga kadencja Baracka Obamy rozpoczęła się 20 stycznia 2013 r. Już 12 lutego wygłosił on orędzie o stanie państwa. Niektórzy komentatorzy wydarzeń na arenie międzynarodowej, na czele z niedoszłym demokratycznym senatorem prof. Allanem Lichtmanem, twierdzą, że orędzie to może stać się najważniejszym przemówieniem w całej karierze politycznej amerykańskiego prezydenta. Obama obiecał w nim „wszystko wszystkim”, a każdy czy też niemal każdy mógł usłyszeć to, co chciał. Tym samym niespecjalnie należy się dziwić, że zaledwie 22% spośród respondentów badania opinii publicznej przeprowadzonego przez ORC International oceniło negatywnie płomienne przemówienie. Akurat daru oratorskiego prezydentowi nie sposób odmówić. Orędzie prezydenckie w przeważającej mierze zostało poświęcone problemom natury wewnętrznej – w tej części można było usłyszeć o kilku nowych inicjatywach „nowej – starej” administracji amerykańskiej. Pamiętając, że jego adresatem byli zwykli obywatele, którzy z naturalnych przyczyn interesują się przede wszystkim tą sferą polityki, nie należy się dziwić naciskowi właśnie na politykę wewnętrzną. W moim artykule chciałbym się jednak skupić na problemach polityki zagranicznej, wskazując tylko kluczowe wątki w zakresie polityki wewnętrznej poruszone przez Obamę.
„Silniejsza rodzina, silniejsze społeczeństwo, silniejsza Ameryka” ZAINTERESOWANIE, jakie wzbudziło orędzie prezydenta Obamy o stanie państwa, nie powinno dziwić, traktowano je bowiem jako prezentację jego strategii na najbliższe cztery lata w Białym Domu. I tak pojawiły się w nim obietnice w zakresie pomocy socjalnej i polityki prorodzinnej, m.in. zapowiedzi dar-
mowej edukacji przedszkolnej dla czteroletnich dzieci czy też zwiększenia minimalnej stawki płac. Bez komentarza pozostawiam fakt, że właśnie ta pierwsza obietnica była najbardziej odważna i stanowiła największą innowację. Mimo że pomysł jest niewątpliwie innowacyjny, to jednak dość dobrze wpisuje się w kreowanie wizerunku prezydenta, jako rzecznika interesów mniej zamożnych obywateli amerykańskich. Nie po raz pierwszy Obama sprzeciwił się ulgom podatkowym, z jakich korzystają największe koncerny amerykańskie, a które są schedą odziedziczoną po poprzed-
19
20 niej administracji. Trudno odmówić słuszno- Terroryzm to nie wszystko ści konstatacji demokraty, który wskazał, że takowe udogodnienia z punktu widzenia goPrezydent słusznie zauważył, że wyzwania, spodarki amerykańskiej są uzasadnione pod jakie stoją przed USA, nie ograniczają się do Alwarunkiem, że przedsiębiorcy tworzą nowe Kaidy, wskazując, że Waszyngton musi kontymiejsca pracy w Stanach Zjednoczonych. nuować działania zmierzające do ograniczenia proliferacji broni jądrowej. W tym kontekście odniósł się do trzeciej próby jądrowej KRLD, Nihil novi? którą przeprowadzono w przededniu orędzia Polityka zagraniczna na drugim planie o stanie państwa. Podkreślił, że może ona tylko pogłębić międzynarodową izolację „raju Część dotycząca spraw zagranicznych na ziemi” oraz wzmocnić działania na rzecz oczywiście została rozpoczęta od „wojny ograniczenia czy też wyeliminowania tego Obamy”, jak często bywa określana ope- zagrożenia ze strony USA i ich sojuszników. racja w Afganistanie. Mijając się z prawdą, Grożący palec Obamy powędrował również prezydent triumfalnie stwierdził, że Stany w kierunku reżimu ajatollahów, którzy poZjednoczone wypełniły swoją misję, jaką winni zgodzić się na rozwiązanie kryzysu było pokonanie Al-Kaidy. Poinformował na tle programu nuklearnego na drodze dyo dotychczasowych redukcjach stanu osobo- plomatycznej. Taka decyzja Teheranu jest wego amerykańskiego kontyngentu w Af- rozpatrywana jako jedyne wyjście z syganistanie, jednocześnie zapowiedział dalszą tuacji ze względu na niemal powszechny redukcję w nadchodzącym roku, kiedy to do konsensus społeczności międzynarodowej kraju ma wrócić 34-tysięczny kontyngent. w tej sprawie. Świat jest zdecydowany zrobić Do końca 2014 r. dotychczasowa misja ISAF „wszystko”, co konieczne, aby zapobiec zdobyma dobiec końca. Obecnie trwają negocja- ciu broni nuklearnej przez Islamską Repucje porozumienia w zakresie przyszłych misji blikę. Ostatnią, ale istotną kwestią związaną w Afganistanie. Planowane są dwie: szkole- z problemem rozbrojenia nuklearnego była niowa oraz zaopatrzeniowa dla sił afgańskich, zapowiedź dalszego zaangażowania w dialog które wydają się dość istotnym elementem z Rosją na rzecz dalszej redukcji arsenałów mającym uchronić Afganistan przed pogrąże- jądrowych tych mocarstw. Nieprzypadkowo niem się w chaosie wewnętrznym oraz poz- w tym kontekście wskazał również na konieczwalającym na kontynuowanie działań anty- ność zabezpieczenia materiałów jądrowych terrorystycznych przeciwko pozostałościom tak, aby nie wpadły w „niepowołane ręce”. Al-Kaidy. Organizacja terrorystyczna, która Uwadze autorów orędzia prezydenckiego dokonała bodaj najbardziej spektakularnych nie uszły również, nasilające się w ostatnim i zarazem najtragiczniejszych zamachów ter- czasie, ataki w cyberprzestrzeni. Szczególnie inrorystycznych w historii, ma zapewne swo- tensywne od kilku lat są działania hakerów je lata świetności za sobą. Niemniej jednak chińskich (strona amerykańska uznaje, że są w dalszym ciągu pozostaje „marką”, z którą one prowadzone pod auspicjami rządu w Pechętnie identyfikują się mniejsze organizacje kinie). Co więcej, ostatni raport opracowany terrorystyczne czy też ekstremistyczne, niejed- przez National Intelligence Estimate (NIE), nokrotnie posiadające z nią co najwyżej mar- wskazuje, że Państwo Środka podejmuje najginalne związki. Zagrożenia o tym charakterze bardziej agresywne próby zdobycia informarozciągają się co prawda na całym obszarze od cji, które mogą zostać wykorzystane w działalPółwyspu Arabskiego aż po Afrykę, niemniej ności gospodarczej. jednak, w odróżnieniu od wojny afgańskiej, Prezydent, swoim zwyczajem, górnolotnie nie oznaczają konieczności zaangażowania zapowiedział, że USA muszą pozostać drotysięcy amerykańskich „chłopców” w opera- gowskazem dla tych wszystkich, którzy znajcje out of area. dują się w okresie kluczowych przemian systemowych i że utrzymają one więzi sojusznicze
na całym świecie. Specjalną uwagę poświęcił regionowi Bliskiego Wschodu, zapowiadając wsparcie dla obywateli tamtejszych państw, którzy domagają się przestrzegania elementarnych praw człowieka oraz demokratyzacji. Mimo że Stany Zjednoczone nie mają zamiaru dyktować, w jakim kierunku mają przebiegać zmiany systemowe w państwach takich jak Egipt czy Syria, to jednak tradycyjnie będą działać na rzecz zagwarantowania poszanowania fundamentalnych praw, które przynależą wszystkim ludziom. W związku z tym prezydent zadeklarował wywieranie dalszej presji na reżim w Damaszku, który „morduje swoich obywateli” oraz wsparcie tamtejszej opozycji. W tym kontekście nie sposób nie zauważyć, że brak bogactw naturalnych, na czele z surowcami energetycznymi w danym państwie, w istotny sposób zwiększa tolerancję USA wobec naruszeń praw człowieka. Kontrast z przypadkiem Iraku jest więcej niż oczywisty. Obama nie omieszkał również wspomnieć o partnerstwie i wspólnocie interesów amerykańsko-izraelskich. Uczynił to bardzo lakonicznie, zaledwie w jednym zdaniu, niemniej jednak zawarł w nim to, co powinien, czy też to, czego od niego oczekiwano.
Economy matters Prezydent zwrócił uwagę, że obecny czas niesie za sobą nie tylko zagrożenia, ale również stwarza nowe możliwości. W celu zwiększenia poziomu amerykańskiego eksportu, rozwoju rynku pracy oraz zwiększenia szans na rynkach azjatyckich Obama zapowiedział zakończenie negocjacji na temat partnerstwa transpacyficznego. Zapowiedział ponadto rozpoczęcie rozmów na temat transatlantyckiego partnerstwa w zakresie handlu i inwestycji z Unią Europejską. Podkreślił, że wolny handel oparty na sprawiedliwych i równych zasadach zapewni Amerykanom miliony dobrze płatnych miejsc pracy. Jako rzecznik najbiedniejszych, prezydent nie mógł nie odnieść się do problemu biedy na świecie. Stany Zjednoczone wraz ze swoimi
sojusznikami mają podjąć działania w celu wyeliminowania skrajnego ubóstwa w ciągu najbliższych dwóch dekad. Prezydent podkreślił, że postęp w najbiedniejszych częściach świata wzbogaca wszystkich Amerykanów, nie tylko ze względu na to, że tworzą one nowe rynki zbytu, ale również dlatego, że to słuszne działanie.
Słowa, słowa, słowa…. Przed czterema laty Ameryka uwierzyła w ochoczo składane obietnice demokraty, niemniej jednak poza nielicznymi sukcesami większości z nich niestety nie udało się zrealizować. Gwoli sprawiedliwości należy przyznać, że nie było to tylko i wyłącznie winą braku spójnej strategii po stronie urzędującej administracji, ale również rezultatem przewagi republikanów w Kongresie. Ostatnie cztery lata pokazały, że obie partie nie przejawiają chęci do tradycyjnej w historii Stanów Zjednoczonych „współpracy ponad podziałami” w celu rozwiązania kluczowych problemów tak w zakresie polityki wewnętrznej, jak i zagranicznej. Prezydent ma za sobą cztery lata w Białym Domu, które wydaje się, że należy uznać za czas w dużej mierze stracony. Z hasła „zmiany” nie zostało wiele, dotychczasowe „osiągnięcia” sprawiają, że nie podzielam optymizmu i traktuję orędzie prezydenta raczej jako tradycyjny rokroczny manifest niż sumiennie przygotowany program czy też strategię, zarówno polityki wewnętrznej, jak i zagranicznej. Nie bez znaczenia jest fakt, że przed czterema lata obecna administracja nie szczędziła obietnic o radykalnej zmianie w polityce amerykańskiej, mając na uwadze konieczność ubiegania się o reelekcję. Przyszłe cztery lata są zarazem ostatnimi w Białym Domu dla urzędującego prezydenta. Otwarte pozostaje pytanie, czy zdecyduje się on na podjęcie zdecydowanych działań czy też spokojnie postanowi przeczekać okres, jaki dzieli go od politycznej emerytury. //
21
22 Stracone zwycięstwo?
Interwencja w
IRAKU
10 lat później
Łukasz Smalec Tekst został opublikowany w dniu 19 marca 2013 r. na blogu Centrum Inicjatyw Międzynarodowych, partnera Koła Studentów Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Więcej na www.centruminicjatyw.org.
W przededniu 10. rocznicy interwencji koalicji (czyt. amerykańskiej) w Iraku pod jakże szczytnym kryptonimem „Iracka Wolność” warto skonfrontować przyświecające jej cele ze skutkami, jakie przyniosła. Te pierwsze wydają się być dalece nieadekwatne w stosunku do tych ostatnich. Mimo że po jej zakończeniu USA pozostały kluczowym rozgrywającym w polityce międzynarodowej, to jednak już nie w roli hegemona a primus inter pares. U progu prezydentury Busha jr. USA cieszyły się bezprecedensową w dotychczasowej historii ludzkości dominacją w skali globalnej. Ich przewaga, jak słusznie wskazuje Zbigniew Brzeziński, nie znajdowała precedensu w historii, były one „pierwszym mocarstwem naprawdę ogólnoświatowym”. Ambicje imperialne doprowadziły do zmiany w polityce zagranicznej. Abstrahując od tego, czy była to radykalna zmiana, czy rację ma Robert Kagan, który wskazuje, że Stany Zjednoczone po 11 września 2001 r. stały się bardziej sobą, należy wskazać, iż USA rzeczywiście zaczęły działać bardziej zdecydowanie.
Nowe rozdanie BEZ WĄTPIENIA interwencja czy, jak wolą przeciwnicy republikańskiej administracji, agresja na Irak stanowiła element większej całości, jaką była amerykańska strategia bezpieczeństwa wobec Bliskiego Wschodu. Bodaj najtrafniej określają ją słowa prof. Krzysztofa Kubiaka, który mówił o „nowym rozdaniu w dziedzinie bezpieczeństwa w regionie”. Obalenie irackiego dyktatora miało z jednej strony doprowadzić do zaistnienia sui generis efektu domina demokratyzacji. Z drugiej natomiast – stanowić przestrogę dla innych antyamerykańskich dyktatorów, aby wyciągnęli wnioski ze swoich dotychczasowych poczynań. Dość istotne były również względy ekonomiczne (wymiar surowcowy konfliktu oraz nadzieja na po-
prawę koniunktury gospodarczej w USA), presja ze strony sojuszników, z Izraelem i Arabią Saudyjską na czele, czy też wpływ neokonserwatyzmu. To „wszystko” było jednak ukryte pod grubą warstwą propagandową, w której na pierwszy plan wysuwano konieczność walki z proliferacją broni masowego rażenia, walkę ze wspieraniem terroryzmu oraz naruszeniami praw człowieka w Iraku ze strony reżimu. Saddam Husajn nadawał się doskonale do odegrania roli przeciwnika Stanów Zjednoczonych, dostarczał aż nadto pretekstów, które ówczesna administracja skrzętnie wykorzystała. Paradoksalnie z punktu widzenia Białego Domu im adwersarz jest bardziej odrażający, tym lepiej. Wpisuje się to doskonale w amerykańską kulturę strategiczną, zgodnie z którą Amerykanie to krzyżowcy, chęt-
nie prowadzący wojny w imię wyższych ideałów przeciwko siłom zła. Nie są natomiast zdolni prowadzić działań okupacyjnych, co doskonale pokazał casus iracki.
Mission Accomplished? Gorąca faza konfliktu z Irakiem zakończyła się bardzo szybko (zaledwie po sześciu tygodniach), zachwytom nad bezprecedensowym zwycięstwem nie było końca. Głosy rozsądku skutecznie zagłuszano hurraoptymistycznymi prognozami administracji republikańskiej. Jak okazało się dość szybko, amerykański Blitzkrieg przez iracką pustynię stanowił zaledwie uwerturę tego, co czekało koalicję po opadnięciu wojennego kurzu. Ponad siedmioletni okres amerykańskiej obecności w Iraku w ramach operacji „Iracka Wolność” (początkowo wraz z Wielką Brytanią w roli mocarstwa okupacyjnego, po odzyskaniu niepodległości przez Irak jako główny dostarczyciel jednostek w ramach Sił Wielonarodowych w Iraku, aż wreszcie głównie w charakterze pomocniczo-szkoleniowym po wejściu w życie porozumienia SOFA) wydatnie ograniczył szanse na zwycięstwo w wojnie o „serca i umysły” ludności irackiej. Sytuacji nie zmieniła również operacja „Nowa Jutrzenka”, która zakończyła się w grudniu 2011 r., wraz z wycofaniem ostatnich jednostek amerykańskich. Amerykanie wbrew powszechnym opiniom (przynajmniej w kręgu administracji republikańskiej oraz neokonserwatystów) nie byli, nie są i zapewne nie będą traktowani jako wyzwoliciele, ale raczej jako okupanci. Działania amerykańskie realizowane w ramach procesu odbudowy Iraku biegły dwutorowo. Z jednej strony zmierzały do zapewnienia bezpieczeństwa i ustabilizowania sytuacji, z drugiej natomiast do odbudowy, a raczej stworzenia od podstaw nowego systemu politycznego. Na obu obszarach zarówno odnoszono sukcesy, jak i ponoszono porażki. Sytuacja bezpieczeństwa zaczęła ulegać znaczącej poprawie dopiero od czasu rozpoczęcia realizacji strategii „Głębokiego
Przypływu” (2007 r.). Dzięki sukcesom jej realizacji udało się najpierw doprowadzić do zmiany charakteru misji, by ostatecznie zakończyć wieloletnią obecność amerykańską w Iraku. Na płaszczyźnie politycznej również odnoszono sukcesy (m. in. podwójne wybory parlamentarne oraz referendum konstytucyjne), niemniej jednak nie było powodów do wielkiego optymizmu (niepomyślne z punktu widzenia USA wyniki przeprowadzonych elekcji). Uważam, że wskazane powyżej sukcesy były dalece nieadekwatne w porównaniu do poniesionych nakładów finansowych, relatywnie dużej, jak na warunki amerykańskie daniny krwi żołnierzy, jak również spadku atrakcyjności amerykańskiego soft power. Ten ostatni proces był pochodną amerykańskiej drogi do wojny (w jej czasie dość często, mówiąc oględnie, mijano się z prawdą, co miało zapewnić poparcie społeczności międzynarodowej), jak i klęski humanitarnej, jaka dotknęła powojenny Irak (śmierć ponad 100 tys. cywilów, około 4-5 mln uchodźców).
Lekcja z Iraku Wydaje się, że doświadczenia irackie są dla Waszyngtonu o tyle gorzką, co wartościową lekcją. Ucierpiał nie tylko amerykański wizerunek jako obrońcy wolności i demokracji, ale osłabiony został również potencjał amerykański. Popełniono szereg błędów, które doprowadziły do osiągnięcia „katastrofalnego zwycięstwa”. Oczywiście trudno zaprzeczyć, że włodarze Białego Domu opracowali spójną – na pierwszy rzut oka – strategię działania wobec regionu Bliskiego Wschodu. Niemniej należy wskazać na podstawowy problem, to znaczy oparcie jej na myśleniu życzeniowym. Stany Zjednoczone nie były również w stanie przygotować spójnej strategii w zakresie przyszłości Iraku. Z jednej strony chodziło o stworzenie państwa klienckiego (relatywnie słabego, w pełni zależnego w zakresie polityki zagranicznej od Stanów Zjednoczonych), z drugiej natomiast o stworzenie przeciwwagi dla Iranu. Wskazane cele wzajemnie się wykluczają. Zdając sobie
23
24 sprawę z mogących się pojawić zarzutów, że amerykańską politykę zagraniczną przygotowują wybitni fachowcy, odsyłam do licznych publikacji autorów amerykańskich, którzy obrazowo przedstawili mechanizmy działania administracji „czasu wojny” wobec problemu irackiego, jak zwykło się określać ekipę Busha. Jak słusznie skonstatował to prof. Roman Kuźniar oraz David Owen, decydujący był hubris syndrome, nie po raz pierwszy pycha okazała się zgubna. Co więcej interwencja USA, zgodnie z oczekiwaniami tego kraju, przyniosła zasadniczą zmianę okoliczności na Bliskim Wschodzie, jednakże w innym niż antycypowany kierunku (m.in. wzrost relatywnego znaczenia Iranu, brak efektu „domina demokratyzacji” oraz wzrost aktywności terrorystycznej w regionie).
Perspektywy na przyszłość Od początku wojny z Irakiem niezmiennym celem amerykańskiej polityki zagranicznej pozostaje zwiększenie wpływów politycznych w tym państwie. Wydaje się, że nieprzypadkowo w Bagdadzie powstała największa na świecie amerykańska ambasada, której zadania zapewne wykraczałyby poza reprezentowanie interesów amerykańskich, rozciągając się na funkcje „doradcze”, nadzorowanie funkcjonowania tzw. strategicznego partnerstwa. Wskazany powyżej cel od „zawsze” wydawał się trudny do realizacji. Po wycofa-
niu jednostek amerykańskich z Iraku jawi się jako zadanie jeszcze bardziej skomplikowane. Tymczasem USA nie stać na utratę wpływów w Iraku, który jest niezbędnym elementem bliskowschodniej układanki w dziedzinie bezpieczeństwa. W tym kontekście pojawił się pomysł „partnerstwa strategicznego” (koszt szacowany na 7-9 mld dolarów rocznie). Waszyngton z niesłabnącą uwagą obserwuje rozwój sytuacji w Iraku, również po wycofaniu „amerykańskich chłopców”. Od tego momentu sytuacja w tym państwie jest dynamiczna, ale poza wymiarem gospodarczym (poziom wydobycia ropy naftowej wzrósł w sierpniu 2012 r. do najwyższego w ostatniej dekadzie, przekraczając 3 mln baryłek dziennie) zmiany nie są korzystne. Bardzo niepokojący jest wysoki poziom przemocy (w ostatnim czasie wraz ze zbliżającą się 10. rocznicą amerykańskiej interwencji wydatnie zwiększa się ilość aktów przemocy), który stał się na nowo niemal nieodłącznym elementem irackiego krajobrazu już w kilka godzin po wycofaniu jednostek amerykańskich w grudniu 2011 r. Dość niebezpieczne wydają się również rosnące wpływy premiera Nouri al-Maliki’ego (jednocześnie sprawuje on funkcję ministra spraw wewnętrznych, obrony oraz bezpieczeństwa narodowego). Uwzględniając jego rosnące poparcie ze strony armii, coraz bardziej realne staje się widmo Saddama Husajna. //
Democracy Enforcement
czyli o polityce USA względem AFGANISTANU po 2001 r. Agnieszka Sowa „Zachód nie wybierał się tam, gdy Moskwa usiłowała uchwycić tą górską krainę w swoje kleszcze, nie wsiadał do samolotów, gdy ludzie ginęli w wojnie domowej ani wtedy, gdy kraj opanowali prymitywni uczniowie szkół koranicznych i systematycznie niszczyli jego gospodarkę, tkankę społeczną i pradawne symbole religijne. Dopiero 11 września 2001 r. skłonił Zachód, a przede wszystkim Amerykę, do działania”1.
Historia i kultura przeciw demokracji AFGANISTAN OD ZAWSZE był miejscem najazdów obcych wojsk, począwszy od Persów pod wodzą Dariusza I Wielkiego, przez Aleksandra Wielkiego czy Mongołów z Czyngis-chanem na czele. Swoje interesy widzieli tam również Arabowie, Turcy, a później Brytyjczycy, Rosjanie i wreszcie Amerykanie2. Obszar ten jest wyjątkowo trudnym, jeśli chodzi o możliwości bojowe, głównie ze względu na fakt, że 4/5 całego terytorium stanowią tereny górzyste i wyżynne. Duża część kraju to też pustynie i stepy. Klimat z racji swojej górzystości jest surowy – występują tu gorące i suche lata oraz mroźne zimy3. Życie w trudnych warunkach klimatycznych oraz w ciągłym strachu o własne bezpieczeństwo i niezależność wykształciło ludzi hardych i odpornych, dlatego wojownicy z tych terenów uchodzą za najbardziej zajadłych i walecznych. Afganistan zamieszkuje niezliczona ilość grup etnicznych, w tym 11 większych, z których największą stanowią Pasztuni. Taki układ społeczeństwa jest czynnikiem silnie je dezintegrującym. Dochodzi do tego również fakt, że Afgańczycy mają bardzo słabo rozwinięte poczucie tożsamości i jedności
narodowej. Jednocześnie silnie rozwinięta z kolei jest ich przynależność plemienna i to jej w pierwszym rzędzie bronią4. Należy również zauważyć,że w historii tego kraju wielokrotnie starano się go ujednolicić i umocnić więzi między całością społeczeństwa, a także wprowadzić reformy na szczeblu ogólnokrajowym, które obowiązywałyby wszystkie plemiona w tym samym zakresie. Całość terytorium Afganistanu zjednoczyć zdołał Mahmud (XI w.), jednakże po jego śmierci natychmiast uległo ono ponownemu rozpadowi i podziałowi. W czasach nowożytnych (XVIII w.) kolejną próbę scaleniową podjął Ahmad Szah Durrani i chociaż jego zwierzchnictwo rozciągało się również na terytoria zamieszkałe przez Uzbeków, Hazarów, Turkmenów i Beludżów, to organizacja niepodległego już państwa, oparta na dość luźnej federacji poszczególnych plemion, nie dawała Ahmadowi całkowitej kontroli, którą musiał dzielić ze starszyzną plemienną. Po śmierci „ojca narodu afgańskiego” (1773 r.), jak określano Ahmada Szaha, doszło do dezintegracji kraju i wybuchu wojny domowej. Do ponownego zjednoczenia przyczynił się Dost Mohammad Chan, wnuk Ahmada Szaha. Za jego panowania wybuchła również pierwsza wojna z Wielką Brytanią (1838-1842). Wspólny wróg wzmocnił
25
26 na chwilę jedność Pasztunów, którzy pomimo odnoszonych klęsk doprowadzili do wycofania się Brytyjczyków, zniechęconych ich nieustającym oporem5. Po ogłoszeniu po raz kolejny niepodległości (1919 r.), padyszach Amanullah począł wprowadzać szybkie i radykalne reformy mające na celu m.in. laicyzację państwa, wprowadzono również konstytucję ustanawiającą monteskiuszowski trójpodział władzy. Przez wzgląd na specyfikę kultury Afganistanu zmiany te były niemożliwe do przyjęcia w tak krótkim czasie, dlatego Amanullah został zmuszony do ustąpienia i ucieczki z kraju (1929 r.). Również i kolejny z władców, Mohammad Daud, usiłował wprowadzać zmiany w prawodawstwie, szczególnie te dotyczące obyczajowości (np. zmiana pozycji kobiety, zniesienie jej izolacji w społeczeństwie i umożliwienie dostępu do nauki i pracy). Poprzez współpracę z ZSRR i uleganie wpływom komunizmu „Czerwony Książę” został oskarżony o wrogość wobec islamu i – podobnie jak jego poprzednicy – ustąpił z urzędu (1929 r.), chociaż nadal miał wpływ na politykę kraju. To dzięki jego inicjatywie przeprowadzono w 1965 r. wybory do dwuizbowego parlamentu, które jednak cieszyły się niewielkim zainteresowaniem (frekwencja wyniosła 15% uprawnionych do głosowania). Również i samo funkcjonowanie nowo wybranego parlamentu rodziło problemy i opór ze strony konserwatystów6. Wszelkie powyższe fakty stanowią niezaprzeczalne dowody na to, że ustrój demokratyczny nie jest odpowiedni dla tego kraju, a także, że istnieją nikłe szanse na jego wprowadzenie i utrzymanie, gdyż jego specyfika nie przystaje do realiów i nie cieszy się poparciem miejscowej ludności, czyli grupy docelowo zainteresowanej. Mimo to Amerykanie po interwencji zakończonej w 2002 r., przystępując do działań z zakresu peacebuilding, zdecydowali się na kształtowanie ustroju Afganistanu na wzór zachodnich demokracji.
Sinusoida zmian Wstępem do rozważań nad militarnymi i niemilitarnymi aspektami polityki USA względem Afganistanu po 2001 r. niech będzie Wykres nr 1. Sinusoida zmian sytuacji wokół Afganistanu
Źródło: opracowanie własne.
uproszczony wykres stopnia zaangażowania USA w tym kraju, począwszy od 11 września 2001 r., kiedy było ono bardzo duże, następnie jego spadek w 2003 r. po otwarciu drugiego frontu w Iraku, poprzez deklarację Obamy z 2009 r. o zwiększeniu liczebności wojsk, a następnie o całkowitym wycofaniu się do końca roku 2014. Wiadomym jest również, że na podstawie porozumienia o strategicznym partnerstwie między tymi krajami, Amerykanie, po wycofaniu wojsk koalicji, będą tam obecni przez kolejne 10 lat7. Tymczasem sami talibowie twierdzą, czemu wielokrotnie dawali w ostatnich miesiącach wyraz w licznych wystąpieniach i oświadczeniach, że „mają realne szanse na szybkie obalenie prozachodniego rządu kabulskiego po 2014 r. i jeśli nie na przejęcie władzy w całym kraju, to przynajmniej nad jego znacznym obszarem, jak miało to miejsce przed 2001 r.”8.
Klęska George’a W. Busha Ataki z 11 września 2001 r., mające miejsce w czasie kadencji prezydenta Busha Jr. stały się swoistym casus belli wojny z terroryzmem. Bush w swojej kampanii przedwyborczej deklarował odejście od polityki zaangażowania globalnego ku zaangażowaniu selektywnemu i skupieniu się na polityce wewnętrznej9. Wypadki z 11 września
sprawiły jednak, że jego administracja musiała odnaleźć się w nowej sytuacji10. W swoim pierwszym przemówieniu do narodu po tych zdarzeniach Bush powiedział, że „terroryści mogą wstrząsnąć fundamentami naszych budynków, ale nie są w stanie wstrząsnąć fundamentami Ameryki”11. Potwierdzeniem odejścia od postawy defensywnej było również przemówienie z 15 września 2001 r. o podjęciu wszechstronnej ofensywy przeciw terroryzmowi12, a także orędzie do Kongresu o stanie państwa z 29 stycznia 2002 r., kiedy to amerykański prezydent nakreślił szerszy plan strategiczny, okrzyknięty później „doktryną Busha”13. Głównym jej założeniem była możliwość zastosowania uderzenia wyprzedzającego wobec każdego państwa, które stanowi lub może stanowić zagrożenie dla USA. Oficjalnie celem takiego posunięcia miało być osłabianie dyktatur i zastępowanie ich rządami wybieranymi w demokratycznych wyborach. Wystosowanie do Talibanu ultimatum 20 września 2001 r. i jego natychmiastowe odrzucenie dzień później było formalnością, po czym Amerykanie przystąpili do „odparowania ciosu”14 za pośrednictwem operacji „Enduring Freedom”. Zajęto najważniejsze miasta Afganistanu, reżim talibów upadł w ciągu kilku tygodni, jednakże ich siły nie zostały całkowicie rozbite i wycofały się w góry. Nie udało się również schwytać ani ich przywódcy, ani bin Ladena15. Był to poważny błąd, który pozwolił talibom do 2003 r. odbudowywać swoje struktury i pozycje obronne na terenie całego kraju, gdyż do tego czasu Międzynarodowe Siły Wsparcia Bezpieczeństwa (International Security Assistance Force – ISAF) nie operowały poza Kabulem. O wysłaniu ISAF zdecydowano w 2001 r. na spotkaniu w niemieckim Bonn, które zapoczątkowało wprowadzanie w życie idei „nation buliding”16, czyli czynnika pozamilitarnego. W spotkaniu uczestniczyli przedstawiciele ponad 100 państw oraz organizacji międzynarodowych, a ze strony afgańskiej liderzy opozycyjnych do talibów grup (m.in. przedstawiciele So-
juszu Północnego, Pasztunów i wysłannik króla Zahir Szaha)17. Poważnym błędem było to, że po pierwsze, przeważali członkowie diaspory afgańskiej, którzy obecnie nie zamieszkują terenu swojej ojczyzny, a także, co ważniejsze, brakowało przedstawicieli talibów18, którzy odczytali to jako zniewagę i całe spotkanie potraktowali jako spisek okupantów. W tym gronie wypracowano i podpisano porozumienie na mocy którego powołano rząd tymczasowy z Hamidem Karzajem na czele, który pół roku później został zaakceptowany przez Wielką Radę, czyli tradycyjne afgańskie zgromadzenie przywódców. Rozpoczęto również prace nad konstytucją, uchwaloną ostatecznie w 2004 r. Warto wspomnieć, że prezydent jest Pasztunem z plemienia Durrani, które nie cieszy się dobrą sławą w Afganistanie, gdyż w czasie rządów zawsze faworyzowało swoją grupę kosztem innych Pasztunów19. W moim mniemaniu dobrym posunięciem było rozdzielenie stanowisk według przynależności etnicznej w kluczowym Ministerstwie Obrony Narodowej20. W ramach „budowania państwa” misja ISAF została rozszerzona o działania na rzecz szkolenia i wyposażenia Afgańskiej Armii Narodowej i Afgańskiej Policji Narodowej oraz zwalczania narkotyków i budowania państwa prawa21. Nie ulega wątpliwości, że przemysł narkotykowy jest zjawiskiem negatywnym, szczególnie, gdy mamy na myśli zażywanie środków odurzających oraz wszelkie inne patologie z tym związane. Trzeba jednak spojrzeć na to przez pryzmat zwykłego Afgańczyka, któremu przyszło żyć w niesprzyjającym klimacie i uprawiać jałową glebę, na której mak, jako roślina niewymagająca, rośnie bardzo dobrze. Warto wiedzieć, że nie była to jedyna uprawiana tam roślina – wcześniej wysiewano również zboża, które jednak zostały wyparte przez darmowy produkt wysyłany przez darczyńców z Zachodu, w rezultacie czego rolnicy stali się niekonkurencyjni i pozbawieni rynków zbytu. Podczas gdy siły zachodnie walczą z narkotykami, talibowie przyjęli inną strategię
27
28 – zgadzając się i doprowadzając do ustanowienia formalnego przyzwolenia na rozwój handlu narkotykami, pozyskali przychylność ludzi, a sami – spore zyski22. Jeśli chodzi o proces budowy państwa prawnego, które jest fundamentem ustroju demokratycznego, to plan ten wydaje się być niemożliwym do zrealizowania w warunkach afgańskich.
Ucieczka Obamy W 2009 r. Barack Obama ogłosił nową strategię wobec Afganistanu, która zakładała m.in. wysłanie dodatkowych 30 tys. żołnierzy. Decyzja ta była wymuszona przez dowódców, którzy mówili, że koalicja jest w niebezpieczeństwie, bo talibowie zajmują coraz większe tereny. Priorytetem było polepszenie sytuacji na południu i tylko tam widać było efekty23, sytuacja w pozostałych częściach pozostawała w impasie24. Rok po zwiększeniu liczebności żołnierzy zapowiedziano ich stopniową redukcję począwszy od lipca 2011 r. aż do całkowitego ich wycofania w 2014 r. Oznacza to, że USA będą polegały na specjalistycznych operacjach-obławach i nalotach z powietrza na tereny poza dyspozycją rządu. Efekt psychologiczny przyjęcia owej strategii jest taki, że talibowie odczytają szybkie wycofanie jako zwycięstwo25. Z drugiej, praktycznej strony oznacza to przyspieszenie oddawania kontroli nad Afganistanem tamtejszym służbom26. Na papierze Afgańska Armia Narodowa wygląda na wystarczająco silną, żeby chronić państwo. Do końca 2013 r. liczebność żołnierzy ma wynieść prawie 200 tys., ale tak szybki jej wzrost każe stawiać pytania o poziom wyszkolenia i efektywności, tym bardziej, iż słyszy się o częstych dezercjach i problemach wewnętrznych mających podłoże w podziałach etnicznych. Raport odnośnie wojska i policji w Afganistanie wydany w czerwcu 2012 r. mówi, że tylko 23% żołnierzy afgańskich jest zdolnych do działania bez nadzoru27. Daniel Davis z U. S. Army w swoim raporcie pisze otwarcie o tym, że nie zaobserwował żadnych znaczących sukcesów w tej dziedzinie. Liczba ofiar (zabici i ranni) rośnie z roku
na rok, podobnie jak ilość ataków rebeliantów. Co więcej, żołnierze i policjanci są zastraszeni przez talibów, obawiają się o życie i zemsty na swoich rodzinach, wynikiem czego są sytuacje, w których afgańscy mundurowi atakują (tzw. ataki zielonych na niebieskich28) tych, którzy ich szkolą29. Matthew Hoh, były żołnierz marines30, zauważa również, że często nie są brane pod uwagę czynniki kulturowe, kiedy np. na tereny zamieszkałe przez Pasztunów wysyła się wojsko złożone z Tadżyków, przeciw którym wybuchają później powstania. Sytuacji nie ułatwia skorumpowana administracja pod wodzą prezydenta Karzaja, której zasięg obejmuje jedynie stolicę kraju31, a ponadto zalewana jest pomocą finansową i staje się jeszcze bardziej skorumpowana. Jak twierdzi Lakhdar Brahimi, specjalny wysłannik ONZ w Afganistanie w latach 2001-04, „rząd każdego dnia traci dystans do rebeliantów i innych przestępców, (…) afgańscy politycy wciąż są pochłonięci egoistycznymi, próżnymi walkami o władzę”32. Wszystkie te czynniki oddalają ludzi od swojego rządu i przyciągają do talibów – zarówno na obszarach pasztuńskich, jak i niepasztuńskich33.
Stracona dekada? Reasumując, ponad dekada obecności amerykańskiej w Afganistanie odznacza się małą skutecznością oraz obniżeniem autorytetu i wiarygodności USA oraz NATO. W swojej pracy starałam się podkreślić czynnik kulturowy, o którym często się zapomina, a ma, w moim mniemaniu, decydujące znaczenie. Dotychczasowe mocne strony Ameryki – najnowocześniejsze technologie w sferze militarnej czy krzewienie demokracji jako najlepszego ustroju – w kwestii ideologicznej na terenie Afganistanu są nieskuteczne, gdyż nie przystają do panującej tam rzeczywistości. Interwencja radziecka w Afganistanie stanowiła jedną z przyczyn upadku ZSRR. Jakie skutki czekają Stany Zjednoczone? //
////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////// A. Jonas, Afganistan – zagrożenie dla międzynarodowego bezpieczeństwa, [w:] Afganistan – militarny i pozamilitarny wymiar stabilizacji. Materiały z konferencji naukowej zorganizowanej 12.04.2007 r., Warszawa 2007, s. 8. 2 K. Korzeniewski, Kompendium uczestnika misji stabilizacyjnej, Bydgoszcz 2006, s. 32-45. 3 H. M. Królikowski, Cz. Marcinkowski, Afganistan 2002, Warszawa 2003, s. 27. 4 K. Korzeniewski, op.cit., s. 82-83. 5 Analogiczna sytuacja miała również miejsce w czasie interwencji radzieckiej zapoczątkowanej w 1979 r., kiedy to ludy afgańskie wspólnymi siłami starały się wyprzeć nieprzyjaciela. 6 K. Korzeniewski, op.cit., s. 33-45. 7 T. A. Peter, Obama’s agreement with Karzai in Afghanistan short on specifics, strona internetowa The Christian Science Monitor, http://www.csmonitor.com/ World/Asia-South-Central/2012/0502/Obama-s-agreement-with-Karzai-in-Afghanistan-short-on-specifics-vide (data dostępu: 2 lutego 2013). 8 T. Otłowski, Afganistan – problemów ISAF ciąg dalszy, portal Geopolityka.org, http://geopolityka.org/analizy/1811-afganistan-problemow-isaf-ciag-dalszy (data dostępu: 2 lutego 2013). 9 Polityka zagraniczna administracji Busha: Wprowadzenie, strona internetowa stosunkimiedzynarodowe.info, http://www.stosunkimiedzynarodowe.info/raport_ bush,329,Polityka_zagraniczna_USA_za_administracji_Busha_wprowadzenie (data dostępu: 2 marca 2013). 10 J. Tokarski, Neokonserwatyści, a polityka USA w nowym wieku, Kraków 2006, s. 103. 11 Text of Bush’s Address, wypowiedź prezydenta Busha Jr. po zamachach z 11 września 2011 r., strona internetowa CNN.com, http://articles.cnn.com/2001-09-11/us/ bush.speech.text_1_attacks-deadly-terrorist-acts-despicable-acts?_s=PM:US (data dostępu: 2 marca 2013). 12 Radio Address of the President to the Nation – September 15, 2001, wypowiedź prezydenta Busha Jr. na temat dalszych kroków wobec talibów po zamachach z 11 września 2011 r., strona internetowa prezydentury George’a W. Busha, http://georgewbush-whitehouse.archives.gov/news/releases/2001/09/20010915.html (data dostępu: 2 marca 2013). 13 J. Tokarski, op.cit., s. 107. 14 A. Jonas, op.cit., s. 8. 15 Cz. Marcinkowski, Jedyna droga – rozwijać pozamilitarne wymiary stabilizacji Afganistanu, [w:] Afganistan – militarny i pozamilitarny wymiar stabilizacji…, s. 98. 16 Ch. Krauthammer, We don’t peacekeep, strona internetowa Jewish World Review, http://www.jewishworldreview.com/cols/krauthammer121901.asp (data dostępu: 2 marca 2013). 17 M. Michalski, Vademecum żołnierza Afganistanu, Warszawa 2005, s. 7. 18 K. Korzeniewski, op.cit., s. 76. 19 Ibidem, s. 82. 20 Ibidem, s. 76. 21 International Crisis Group, Reforming Afghanistan’s Broken Judiciary, „Asia Report” 2010, no. 195, http://www.crisisgroup.org/~/media/Files/asia/south-asia/ afghanistan/195%20Reforming%20Afghanistans%20Broken%20Judiciary.ashx (data dostępu: 3 marca 2013). 22 A. Rashid, Talibowie, Kraków 2002, s. 196. 23 B. Roggio, Ch. Radin, Obama announces rapid drawdown of surge forces from Afghanistan, strona internetowa „The Long War Journal”, http://www.longwarjournal.org/archives/2011/06/obama_announces_rapi.php (data dostępu: 3 marca 2013). 24 Wysyłanie wojsk rozpoczęło się w styczniu 2010 r., większość, bo około 30 tys. żołnierzy, zostało wysłanych do południowych prowincji Helmand i Kandahar. Reszta, około 10 tys., została rozmieszczona na wschodzie i mały kontyngent na północy. Zwiększono rekrutację do afgańskich sił z 2,5 tys. miesięcznie do 5 tys. Siły afgańskie były zazwyczaj wysyłane na południe. 25 B. Roggio, Ch. Radin, op.cit. 26 Ibidem. 27 Ch. Recknagel, How ready is the Afghan Army?, strona internetowa Radio Free Europe / Radio Liberty, http://www.rferl.org/content/afghanistan_national_army_readiness/24516283.html (data dostępu: 3 marca 2013). 28 R. Dreyfuss, Afghanistan’s „Green on Blue” Nightmare, strona internetowa „The Diplomat”, http://thediplomat.com/2012/10/02/insider-attacks-and-the-afghan-drawdown/ (data dostępu: 3 marca 2013). 29 Nie wiadomo, ile ataków wewnętrznych jest inspirowanych przez talibów, a ile z nich wynika z osobistych urazów i pretensji bądź też ogólnego gniewu przeciwko koalicji USA/ISAF po stronie sił afgańskich. 30 K. DeYoung, U.S. official resigns over Afghan war, 27 października 2009 r., strona internetowa „The Washington Post”, http://www.washingtonpost.com/wpdyn/content/article/2009/10/26/AR2009102603394.html (data dostępu: 3 marca 2013); Notka biograficzna Matthewa Hoha, strona internetowa „The Huffington Post”, http://www.huffingtonpost.com/matthew-hoh/ (data dostępu: 3 marca 2013). 31 P. Wołejko, Afganistan to kosztowna klęska – Raport Davisa, strona internetowa Piotra Wołejko, http://dyplomacjafm.blox.pl/2012/02/Afganistan-to-kosztowna-kleska-Raport-Davisa.html (data dostępu: 3 marca 2013). 32 Wojna USA z terroryzmem – kwalifikowany sukces Busha, strona internetowa stosunkimiedzynarodowe.info, http://www.stosunkimiedzynarodowe.info/ raport_bush,323,Wojna_USA_z_terroryzmem_?_kwalifikowany_sukces_Bush (data dostępu: 3 marca 2013). 33 A. J. Al-Ramimi, Rethinking U.S. Strategy in Afghanistan, „Middle East Quarterly” 2012, vol. 19, no. 1. 1
/////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
29
30
Strategia Baracka Obamy wobec
BLISKIEGO WSCHODU – amerykańskie podejście do regionu Olesia Tkachuk Poczynając od II połowy XX w., czyli od zakończenia II wojny światowej, region Bliskiego Wschodu zajmuje szczególne miejsce w amerykańskim systemie priorytetów polityki zagranicznej, co zostało spowodowane rozwojem ekonomicznych, wojskowo-strategicznych oraz politycznych interesów USA na danym obszarze. Nie stał się wyjątkiem również 44. prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama, dla którego stabilizacja sytuacji na Bliskim Wschodzie stała się głównym wektorem strategii polityki zagranicznej. Przyjęta przez niego koncepcja polegała na aktywnym wykorzystaniu soft power, dyplomacji oraz kompromisu, wskazując na koniec polityki neokonserwatyzmu opartej na eksporcie demokracji i prowadzeniu bezkompromisowej walki z oponentami USA z całego świata. Tym samym działania nowej amerykańskiej administracji skierowane są na swego rodzaju „reset” stosunków Stanów Zjednoczonych z wieloma państwami, w szczególności ze światem muzułmańskim1.
Główne zasady polityki administracji Baracka Obamy wobec Bliskiego Wschodu BARACK OBAMA objął władzę w 2009 r., przejmując od swego poprzednika George’a W. Busha destabilizację w regionie bliskowschodnim w postaci wojny w Afganistanie, okupacji Iraku, zaostrzenia arabsko-izraelskiego konfliktu, zagrożenia rozprzestrzeniania broni masowego rażenia, wzmocnienia radykalnej ideologii islamskiej oraz antyamerykańskich nastrojów2. W efekcie jednym z priorytetowych zadań rządu Obamy stało się przywrócenie zaufania do USA ze strony państw Bliskiego Wschodu, co było zaniedbywane w ciągu poprzednich ośmiu lat. Wkrótce po przejęciu władzy nowy prezydent przedstawił szereg oświadczeń, wskazujących na zamiar wprowadzenia istotnych zmian do polityki Waszyngtonu realizowanej na Bliskim Wschodzie.
Punktem wyjściowym nowego podejścia USA do świata muzułmańskiego stało się „kairskie przemówienie”. Zostało ono wygłoszone 4 czerwca 2009 r. i było skierowane do wszystkich muzułmanów świata. Obama wezwał w nim do zmiany kierunku stosunków między USA a światem islamu w stronę kompromisowej współpracy oraz do wspólnego zwalczania ekstremizmu i współdziałania w dziedzinie gospodarcze i naukowej. Wybór Kairu jako miejsca ogłoszenia programu współpracy z krajami Bliskiego Wschodu nie był przypadkiem, gdyż Egipt (razem z Arabią Saudyjską) należy do grupy państw „umiarkowanego arabskiego centrum” i odgrywa kluczową rolę w sprawach arabsko-izraelskiego porozumienia pokojowego oraz irańskiego programu jądrowego3. W swoim przemówieniu Barack Obama podkreślił, że częścią jego obowiązków jako prezydenta Stanów Zjednoczonych będzie zwalczanie negatywnych stereo-
typów na temat islamu. Tym samym szef amerykańskiej administracji potwierdził, że jego podejście do krajów muzułmańskich będzie się wyraźnie odróżniać od tego, które prezentował George W. Bush dążący do rozpowszechniania w świecie arabskim zachodnich wartości. Obecnie urzędujący prezydent USA zgodził się, że Amerykanie nie mogą i nie powinni narzucać ich państwom, które mają absolutnie inną historię oraz kulturę4. „Kairskie przemówienie” zawierało w sobie również nową wizję praktycznych kroków zmierzających do całkowitej stabilizacji w regionie. Za główne priorytety amerykańskiej polityki zagranicznej w najbliższej perspektywie uznano odnowienie palestyńsko-izraelskich rozmów pokojowych oraz uruchomienie na pełną skalę kampanii w Afganistanie. Równolegle Obama podkreślił, że USA nie zamierzają utrzymywać obecności wojskowej w Afganistanie oraz Iraku, a także opowiadają się za pokojowym rozwiązaniem konfliktu na Bliskim Wschodzie, łącznie z proklamowaniem niepodległego państwa palestyńskiego5. Dowodem na to stało się przemówienie Obamy z 19 maja 2011 r. wygłoszone w Departamencie Stanu USA, w którym zaprezentował on „propozycję utworzenia państwa palestyńskiego w granicach z 1967 r.”, jednocześnie kładąc nacisk na to, że „USA nadal uważają Izrael za swego głównego sojusznika i przyjaciela na Bliskim Wschodzie i gwarantują jego bezpieczeństwo”6. Stanowisko Obamy poparły również Niemcy na czele z kanclerz Angelą Merkel, która powiedziała: „Myślę, że wyjście od granic sprzed 1967 r. i rozważenie wymiany terytorium (...) byłoby dobrą ścieżką, nad którą obie strony powinny się zastanowić”7. W przemówieniu Obamy w Kairze pojawiło się też kilka tez dotyczących uznania prawa Iranu do rozwijania pokojowej energetyki jądrowej z zastrzeżeniem przestrzegania Traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. Prezydent ogłosił również zamiar znormalizowania stosunków amerykańskoirańskich bez warunków wstępnych oraz na podstawie wzajemnego poszanowania8.
Analizując postawę prezydenta USA wobec Bliskiego Wschodu wśród amerykańskich polityków pojawiły się różne poglądy na ten temat. Krytykowali dane podejście przede wszystkim konserwatyści, mówiąc, że prezydent, nie mając żadnej szansy przeciwstawiać się zagrożeniu ze strony islamskiego terroryzmu, wybrał drogę „miłej przyjaźni” z muzułmanami. Demokraci natomiast odwrotnie – kładli nacisk na to, że przemówienie było zbyt ostrożne. Jeżeli chodzi o świat muzułmański, „kairskie przemówienie” zostało ocenione dość dobrze. Jednocześnie przedstawiciele państw Bliskiego Wschodu podkreślili nadzieję, że słowa Obamy będą poparte rzeczywistymi działaniami mającymi na celu ustabilizowanie sytuacji w regionie9. Natomiast w stosunku do przemówienia z 2011 r. republikańska opozycja stwierdziła, że Obama zrobił błąd dyplomatyczny, ponieważ jego wystąpienie mogło stworzyć podstawy do pojawienia się nowych pretensji ze strony Palestyńczyków. Wskazano również na fakt, iż granica sprzed 1967 r. jest już zasiedlona przez mieszkańców izraelskich i zwrot tych ziem Palestynie praktycznie nie byłby możliwy10.
Praktyczne aspekty działalności nowej administracji USA w sferze rozwiązywania głównych problemów bezpieczeństwa regionalnego W stosunku do konfliktu arabsko-izraelskiego rząd Baracka Obamy, jak już zostało wspomniane, skoncentrował się na tym, że podstawowym warunkiem pokoju jest utworzenie państwa palestyńskiego. Chociaż Waszyngton dawno już uznał tę potrzebę, co zostało zapisane w „mapie drogowej” z 2002 r., to jednak Obama, w przeciwieństwie do swoich poprzedników, wyraźnie określił warunki niezbędne do zrealizowania tego celu. Przede wszystkim nowa administracja wezwała obie strony konflik-
31
32 tu do odnowienia rozmów pokojowych zgodnie z etapami zaprezentowanymi w „mapie drogowej”. Prezydent podkreślił, że bezpieczeństwo Izraela będzie zależeć przede wszystkim od uznania przez niego konieczności stworzenia państwa palestyńskiego, natomiast Hamas musi przestrzegać zawartych już umów oraz uznać prawo Izraela do istnienia11. Innym fundamentalnym aspektem nowego podejścia do rozwiązania danego konfliktu było twarde stanowisko nowej administracji wobec budowy izraelskich osiedli na Zachodnim Brzegu Jordanu. Obama to nie pierwszy amerykański prezydent, który wymaga od Izraela zaprzestania tej działalności. Jednakże odnosząc się do praktycznych kroków zmierzających do nakłonienia Izraela do zakończenia budowy osiedli, Obama zajął dużo bardziej zdecydowane stanowisko niż jego poprzednicy12. Nie wywarło to jednak dużego wpływu na politykę Izraela, zwłaszcza po objęciu stanowiska premiera przez Benjamina Netanjahu, który jest negatywnie nastawiony do jakiegokolwiek kompromisu z Palestyńczykami. Dowodem tego jest decyzja Tel Awiwu z 2010 r. dotycząca wybudowania 1,6 tys. nowych domów we wschodniej części Jerozolimy. Doprowadziło to do zniechęcenia Palestyny do rozpoczęcia negocjacji pokojowych13. Odpowiednio zareagowały również Stany Zjednoczone, co zostało wyrażone we wspomnianym wyżej przemówieniu Obamy z 19 maja 2011 r., w którym wyraźnie powiedział on, że „granice Izraela i Palestyny powinny być oparte o linie z 1967 r. [sprzed wojny sześciodniowej – O. T.] ze wzajemnie uzgodnionymi wymianami [terytoriów – O. T.], tak aby dla obu państw ustanowione zostały bezpieczne i uznawane granice”14. Jednocześnie Obama stwierdził, iż rozmowy pokojowe muszą przede wszystkim dotyczyć spraw terytorialnych i bezpieczeństwa, „co nie jest zgodne z interesem władz izraelskich, które chcą równoczesnego omawiania wszystkich kluczowych kwestii, a więc także Jerozolimy i powrotu uchodźców, tak aby koncesje musiały poczynić równocześnie obie strony”15.
USA wzmocniły nacisk na Izrael również w innych dziedzinach. Po raz pierwszy została poruszona kwestia izraelskiej broni nuklearnej. Tel Awiw został wezwany do ujawnienia informacji na temat swego arsenału jądrowego oraz do jego zlikwidowania. Ponadto podczas spotkania z premierem Izraela prezydent USA odmówił udzielenia Izraelczykom „zielonego światła” na użycie siły wobec Iranu, a nawet na groźbę jej użycia16. Pomimo ostrej oraz bardzo konkretnej polityki USA, izraelskie dowództwo poszło tylko na ograniczone ustępstwa. Odchodząc od swego wcześniejszego stanowiska, Izrael ogłosił gotowość do udzielenia zgody na stworzenie państwa palestyńskiego przy określonych warunkach. Jak podkreślił Netanjahu, Palestyńczycy nie tylko muszą uznać Izrael, lecz także zaakceptować go jako narodowe państwo ludności żydowskiej. Potwierdził tym samym swoje pryncypialne stanowisko wobec Jerozolimy, mówiąc, że jest ona stolicą narodu żydowskiego i nigdy nie będzie podzielona. Nie zmienił swojego stanowiska także w stosunku do uchodźców palestyńskich, których powrót według niego byłby niezgodny ze statusem Izraela jako narodowego domu ludu żydowskiego17. Wystąpienie Baracka Obamy z 2011 r. jeszcze bardziej pogorszyło sytuację, a nawet doprowadziło do zanegowania osiągniętych do tej pory postępów. Netanjahu skomentował je jako przejaw sympatii ze strony USA dla Palestyńczyków, co mogło i co w ostateczności sprowokowało ich do bardziej konkretnych działań, a mianowicie do złożenia 23 września 2011 r. sekretarzowi generalnemu ONZ Ban Ki-moonowi wniosku o przyjęcie do ONZ Palestyny w granicach z 4 czerwca 1967 r. ze stolicą w Jerozolimie Wschodniej18. Odwiodło to Izrael od prowadzenia jakichkolwiek rozmów pokojowych. Jeszcze bardziej stosunki między USA a Izraelem zostały skomplikowane po tzw. arabskiej wiośnie, a dokładniej po rozerwaniu więzi między Waszyngtonem a prezydentem Egiptu Hosnim Mubarakiem (pierwsza połowa 2011 r.), który od
lat był sojusznikiem Izraela. Od tej pory wzajemne relacje między Tel Awiwem a Kairem uległy znacznemu pogorszeniu, co potwierdza „wysadzenie w powietrze gazociągu z Egiptu do Izraela przebiegającego przez Półwysep Synaj”19. Natomiast Stany Zjednoczone wobec „arabskiej wiosny” zajęły stanowisko wspierające przemiany polityczno-gospodarcze w regionie w celu skutecznego przeprowadzenia reform demokratycznych20, co koliduje z interesami państwa izraelskiego, gdyż wiadomo, że „zwykli muzułmanie są z zasady bardziej radykalnie nastawieni do Izraela niż politycy, a jedną ze zdobyczy „arabskiej wiosny” będzie to, że masy ludności będą miały legalne środki, by wywierać presję na swoich polityków”21. Podsumowując analizę wpływu polityki Obamy na rozwiąznie konfliktu arabsko-izraelskiego można z pewnością stwierdzić, że jego starania, mimo dobrych zamiarów, jedynie odsunęły w czasie możliwość osiągnięcia konsensusu między stronami, zwłaszcza po przyjęciu Autonomii Palestyńskiej w październiku 2011 r. do grona państw członkowskich UNESCO, a następnie nadaniu w listopadzie 2012 r. statusu „nieczłonkowskiego państwa-obserwatora” ONZ22. Polityka USA wobec Bliskiego Wschodu obejmuje nie tylko doprowadzenie do zawarcia palestyńsko-izraelskiego porozumienia pokojowego, lecz również rozwiązanie konfliktów w Syrii i Libii. W odniesieniu do Syrii podejście Stanów Zjednoczonych zmieniło się w stosunku do 2009 r., kiedy nowy prezydent USA wybrał politykę mającą na celu poprawę wzajemnych relacji z tym państwem. Jeszcze wtedy prezydent Baszar Asad był postrzegany jako polityk, który jest w stanie zapewnić stabilność w regionie oraz przeprowadzić reformy demokratyczne w kraju. Jednak nadejście „arabskiej wiosny” (koniec 2010 r. – początek 2011 r.) uwypukliło wszystkie wady jego rządów, a przede wszystkim wykorzystanie wewnętrznych napięć, dotyczących podziałów religijnych oraz etnicznych, do utrzymania władzy w swoich rękach23. Obama wyraźnie
stwierdził, że „Syryjczycy pokazali swoją odwagę w żądaniach przejścia do demokracji”, w związku z tym „prezydent Asad ma teraz wybór: może przewodzić tej przemianie albo zejść z drogi”24. Jako przykład danej sytuacji podał Libię, w której przywódca odmówił przeprowadzeniu jakichkolwiek reform demokratycznych25, co z kolei doprowadziło do zaangażowania się w konflikt USA wraz z Wielką Brytanią oraz Francją. Stosunki między Waszyngtonem a Trypolisem stały się jeszcze bardziej napięte po zaatakowaniu amerykańskiej ambasady w Bengazi przez libijskich napastników, w wyniku czego zginął ambasador USA oraz trzech innych Amerykanów26. W sferze zainteresowania Stanów Zjednoczonych znajduje się również inne bliskowschodnie państwo, jakim jest Irak. Głównym celem współpracy Waszyngtonu z Bagdadem było zmniejszenie liczby amerykańskich żołnierzy poprzez zakończenie militarnej aktywności w tym państwie. Wycofanie wojsk USA z Iraku było jedną z głównych obietnic przedwyborczej kampanii Baracka Obamy27. Zgodnie z nią oraz na podstawie podpisanego w 2008 r. przez ówczesnego prezydenta George’a W. Busha bilateralnego porozumienia o „wycofaniu sił Stanów Zjednoczonych z Iraku i organizacji ich działalności podczas ich tymczasowej obecności w Iraku” w dniu 15 grudnia 2011 r. Obama oficjalnie ogłosił zakończenie misji wojskowej Stanów Zjednoczonych w Iraku. Dzień później natomiast Amerykanie przekazali Irakijczykom ostatnią swoją bazę wojskową Camp Adder, by 17 grudnia 2011 r. zakończyć misję „Nowy Świt” (polegała na szkoleniu irackich sił zbrojnych oraz policji). 18 grudnia 2011 r. pozostała część wojsk amerykańskich opuściła terytorium Iraku28. Nie doprowadziło to jednak do polepszenia sytuacji wewnętrznej w tym państwie. Obama podczas spotkania z irackim premierem Nurim al-Malikim zapewniał, że po zakończeniu misji oraz wycofaniu wojsk USA wzajemne relacje oparte będą na partnerstwie i że Irak nie będzie pozostawiony sam sobie – USA będą rozwijać współpracę ekonomiczną oraz dostarczać broń i sprzęt woj-
33
34 skowy29. Mimo tego wizja amerykańskiego prezydenta o samodzielnym i demokratycznym państwie irackim się nie sprawdziła. Nadal trwają konflikty o charakterze etniczno-religijnym, co przekłada się na walkę o reprezentację polityczną na liniach Arabowie – Kurdowie oraz szyici – sunnici. W wyniku tego często dochodzi do ataków terrorystycznych. Pogłębia się kryzys ekonomiczny, co prowadzi do spadku bezpieczeństwa oraz wzrostu problemów społecznych30. Nie budzi to jednak większego zainteresowania USA, które większą uwagę poświęcają Iranowi oraz konieczności zmniejszenia jego wpływów w państwie irackim. Priorytetowe miejsce w polityce zagranicznej USA zajmuje również Afganistan, w którym Waszyngton prowadzi wojnę już 11 lat. W tym regionie aktywnie działali bojownicy Al-Kaidy, gangi, handlarze narkotykami, grupy ekstremistyczne, co destabilizowało sytuację w południowo-wschodnim regionie państwa oraz w zachodnim Pakistanie. W związku z tym, w marcu 2009 r. Barack Obama ogłosił nową strategię działań USA w tych państwach – „AFPAK”, która jako podstawowy cel zakładała neutralizację lokalnych grup zbrojnych zapewniających schronienie międzynarodowym terrorystom, a także realizację skutecznych działań antyterrorystycznych oraz antypowstańczych poprzez wykorzystanie szeregu taktycznych środków – od wzmocnienia regionalnych sił bezpieczeństwa do rozwoju stosunków dyplomatycznych oraz współpracy międzynarodowej. Strategia zakładała również zwiększenie amerykańskiego kontyngentu, który w 2011 r. wynosił już około 100 tys. żołnierzy31. Natomiast w czerwcu 2011 r. podczas swego przemówienia Obama ogłosił rozpoczęcie akcji wycofywania amerykańskich żołnierzy z Afganistanu (tylko do końca 2011 r. opuściło go 10 tys. amerykańskich żołnierzy): „Zepchnęliśmy Al-Kaidę na drogę do klęski i nie spoczniemy, dopóki zadanie nie zostanie wykonane (...) Oddziały USA będą (...) stopniowo wracały do kraju, w miarę jak afgańskie siły bezpieczeństwa
będą przejmowały przywództwo (...) Do 2014 r. proces tego przekazywania zadań Afgańczykom będzie zakończony i odtąd to naród afgański będzie odpowiadał za własne bezpieczeństwo”32. Następnie 22 kwietnia 2012 r. amerykański ambasador Ryan Crocker i afgański doradca ds. bezpieczeństwa Rangin Dadfar Spanta parafowali Umowę o partnerstwie strategicznym. Odbyło się to jednak z uwzględnieniem warunków przedstawionych przez Afganistan. Dotyczyły one „poszanowania suwerenności Afganistanu, zakończenia nocnych operacji sił międzynarodowych i przekazania władzom afgańskim kontroli nad ośrodkami zatrzymań, w tym więzieniem na terenie bazy wojskowej Bagram, które w oczach wielu Afgańczyków jest symbolem amerykańskiej okupacji”.33 W dniu 2 maja 2012 r. prezydenci Barack Obama oraz Hamid Karzaj podpisali umowę określającą zakres zaangażowania Stanów Zjednoczonych w Afganistanie po 2014 r., czyli po zakończeniu misji bojowej oraz wycofaniu obcych sił zbrojnych. Zawiera ona również postanowienia regulujące współpracę między oboma krajami w sferze gospodarki, bezpieczeństwa oraz zarządzania państwem. Poza tym w porozumieniu uzgodniono, że USA będą w dalszym ciągu udzielać władzom afgańskim odpowiedniej pomocy i wsparcia, przy jednoczesnym utrzymaniu w Afganistanie określonej liczby amerykańskich żołnierzy, których głównym zadaniem będzie szkolenie lokalnych wojsk oraz współudział w misjach podejmowanych przeciwko Al-Kaidzie34. Barack Obama, w odróżnieniu od swego poprzednika, zajął również odmienne stanowisko wobec innego ważnego państwa na Bliskim Wschodzie, jakim jest Iran. Po wygraniu wyborów ogłosił, że planuje do końca 2009 r. osiągnąć postęp w negocjacjach z państwem irańskim w sprawie programu nuklearnego. W swoim „kairskim przemówieniu”, pomimo tego, że uznał prawo Iranu do posiadania i rozwijania pokojowej energetyki jądrowej, wyraził również zamiar wznowienia dialogu
z Teheranem oraz znalezienia w drodze negocjacji wspólnego rozwiązania wszystkich problemów związanych z jego programem nuklearnym. Obiecał również udzielić pomocy gospodarczej Irańczykom, jeżeli przestaną oni wspierać Hamas i Hezbollah oraz zmodyfikują swój program nuklearny. W przypadku, jeśli dane działania nie przyniosą rezultatów, Waszyngton miał domagać się zwiększenia antyirańskich międzynarodowych sankcji35. Mimo tego, że doszło do wznowienia rozmów amerykańsko-irańskich i zrealizowania jednej z obietnic, nie dały one pozytywnego rezultatu. Po zakończeniu rocznego ultimatum postawionego rządowi irańskiemu przez państwa zachodnie oraz dotyczącego ograniczenia wydobycia w tym państwie uranu, prezydent Iranu Mahmud Ahmadineżad ogłosił, że „(...) to Iran stawia „Zachodowi” miesięczne ultimatum. Albo świat zaakceptuje ich warunki wzbogacania uranu w porozumieniu z Grupą 5+1 (pięciu stałych członków RB ONZ + Niemcy), albo Iran zacznie to robić własnymi siłami”36. W odpowiedzi na to państwa zachodnie rozpoczęły negocjacje dotyczące nałożenia na Iran odpowiednich sankcji. Nie doprowadziło to jednak do oczekiwanych efektów. Ahmadineżad oświadczył jedynie, że „sankcje nie powstrzymają narodu irańskiego. Naród irański jest w stanie wytrzymać presję Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników”37. W związku z tym podejrzenia Zachodu o tajne prace Iranu nad bronią atomową wzrosły. Doprowadziło to nawet do rozpoczęcia dyskusji na temat użycia sił zbrojnych w celu przekreślenia planów Iranu w zakresie budowy bomby atomowej. Obama podkreślił, że dąży do rozwiązania sporu środkami dyplomatycznymi i ma nadzieję, że pomogą mu w tym nałożone na państwo irańskie sankcje. Nie odrzucił jednak możliwości zastosowania wszystkich opcji, mając tu na uwadze operację militarną38. Jednocześnie izraelski premier Benjamin Netanjahu podczas swego wystąpienia na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ oświadczył, że Iran zostanie zaatakowany, jeżeli przekroczy „czerwoną linię” w pra-
cach nad programem nuklearnym, którą musi określić społeczność międzynarodowa. Irańska misja przy ONZ odpowiedziała na to, iż „Iran odpowie z całą siłą na jakikolwiek atak na swoje terytorium”39. Wybór Obamy na drugą kadencję wskazuje jednak na kontynuację dotychczasowej polityki USA, polegającej na podejmowaniu prób pokojowego rozwiązywania problemów. Jednakże według słów Charlesa Kupchana (politologa z Rady Stosunków Międzynarodowych): „Jeżeli dyplomacja nie przyniesie rezygnacji Iranu z produkcji broni atomowej, istnieje prawdopodobieństwo, że USA wejdą z nim w konflikt zbrojny jeszcze za rządów Obamy. Ameryka nie chce tej wojny, bo konsekwencje mogą być bardzo poważne, ale jeśli sankcje i dyplomacja zawiodą, USA zgodzą się z Izraelem co do konieczności interwencji militarnej”40.
Podsumowanie Analizując kluczowe trendy oraz właściwości praktycznej realizacji bliskowschodniej polityki administracji Baracka Obamy, można sformułować wniosek, iż aktywne zaangażowanie Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie wskazuje na to, że dany region jest jednym z priorytetów amerykańskiej polityki zagranicznej. Poza tym możemy zauważyć odejście obecnej administracji od tradycyjnego podejścia USA do państw Bliskiego Wschodu. Przede wszystkim dotyczy to zaostrzenia polityki wobec Izraela oraz, odwrotnie, zmiękczenia pozycji USA wobec świata islamskiego, a także odejście od idei mającej na celu narzucanie muzułmanom zachodnich wartości. Wygrana Obamy w wyborach prezydenckich z 2012 r. nie wskazuje na pojawienie się przełomowych zmian w dotychczasowej amerykańskiej polityce zagranicznej. Charles Kupchan w następujący sposób opisuje kolejny okres urzędowania administracji Obamy: „W polityce zagranicznej w drugiej kadencji Obamy można się spodziewać więcej kontynuacji niż zmian. Prezydent jest ewidentnie skupiony na odnowie w kraju, odbudowie klasy średniej i dlatego
35
36 będzie redukował obecność USA na Bliskim Wschodzie, tak jak to się już dzieje w Afganistanie. Kierowniczą regułą będzie strategia powściągliwości i ostrożności, co już widzimy w polityce wobec powstania w Syrii i wojny domowej w Mali”41. Karl Inderfurth (z Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych) dodaje przy tym:
„W najbliższych czterech latach może dojść do wysłania gdzieś wojsk amerykańskich, ale interwencja taka będzie musiała spełnić bardzo wyśrubowane kryteria zgodności z żywotnymi interesami narodowymi USA”42. //
////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////// A. B. Podcerob, Barack Obama i politika USA na Bliżniem Wostokie, strona internetowa Instytutu Bliskiego Wschodu, http://www.iimes.ru/rus/stat/2009/28-06-09a. htm (data dostępu: 26 października 2012). 2 R. Satloff, President Obama Speaks to the World’s Muslims: An Early Assessment, „Washington Institute for Near East Policy” 2009, no. 1524, p. 2. 3 D. Schenker, Obama in Cairo: Another Step toward Rapprochement?, „Washington Institute for Near East Policy” 2009, no. 1523, p. 13. 4 Obama’s Speech in Cairo, strona internetowa dziennika „New York Times”, http://www.nytimes.com/2009/06/04/us/politics/04obama.text.html?_r=1 (data dostępu: 27 października 2012). 5 Przemówienie Obamy w Kairze, serwis współpracy Ambasady USA w Polsce i Fundacji Instytut Spraw Zagranicznych – Polska-USA.pl, http://www.polska-usa.pl/ wiadomosci/przemowienie-obamy-w-kairze (data dostępu: 29 października 2012). 6 Merkel popiera propozycje Obamy ws. Bliskiego Wschodu, serwis informacyjny portalu Onet.pl, http://wiadomosci.onet.pl/swiat/merkel-popiera-propozycje-obamyws-bliskiego-wscho,1,4337538,wiadomosc.html (data dostępu: 29 października 2012). 7 Ibidem. 8 G. G. Kosacz, Barack Obama w Kairskom uniwiersitietie: riecz’, obraszczionaja k arabskomu i musulmanskomu miru, strona internetowa Instytutu Bliskiego Wschodu, http://www.iimes.ru/rus/stat/2009/09-06-09.htm (data dostępu: 29 października 2012). 9 D. Pollock, New „Arab Street” Polls: United States Gaining Ground, Iran Losing, „Washington Institute for Near East Policy” 2009, no. 1549, p. 96. 10 Obama: Ameryka jest mocno oddana Izraelowi, strona internetowa rozgłośni Polskie Radio, http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/372429,Obama-Ameryka-jest-mocno-oddana-Izraelowi (data dostępu: 29 października 2012). 11 B. Rubin, Obama’s Cairo Speech and the Israeli-Palestinian Conflict: Good Intentions Plus Misunderstanding Equals Failure, blog Barry’ego Rubina, http://www.rubinreports.blogspot.com/2009/06/obamas-cairo-speech-and-israel.html (data dostępu: 30 października 2012). 12 H. Berman, D. Makovsky, Myths, Illusions, and Peace: Finding a New Direction for America in the Middle East, „Washington Institute for Near East Policy” 2009, no. 1539, p. 84. 13 E. Atłasik, Szansa dla Palestyny?, portal internetowy StosunkiMiedzynarodowe.pl, http://www.stosunkimiedzynarodowe.pl/szansa-dla-palestyny (data dostępu: 30 października 2012). 14 Przemówienie prezydenta USA Baracka Obamy nt. Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, portal internetowy StosunkiMiedzynarodowe.info, http://www.stosunkimiedzynarodowe.info/artykul,1006,Przemowienie_prezydenta_USA_Baracka_Obamy_nt_Bliskiego_Wschodu_i_Afryki_Polnocnej_?_q_and_a (data dostępu: 30 października 2012). 15 Ibidem. 16 H. Berman, D. Makovsky, op.cit., p. 86. 17 B. Rubin, Prime Minister Netanyahu’s Speech: Why There’s No Peace, How Peace Can be Achieved, blog Barry’ego Rubina, http://rubinreports.blogspot.com/2009/06/prime-minister-netanyahus-speech-why.html (data dostępu: 31 października 2012). 18 Izrael – Konflikt, portal internetowy StosunkiMiedzynarodowe.info, http://www.stosunkimiedzynarodowe.info/kraj,Izrael,problemy,Konflikt (data dostępu: 31 października 2012). 19 P. Wołejko, Izrael grozi Egiptowi z powodu wybuchowego gazociągu, strona internetowa portalu PolitykaGlobalna.pl, http://www.politykaglobalna.pl/2012/04/izrael-grozi-egiptowi-z-powodu-wybuchowego-gazociagu/ (data dostępu: 31 października 2012). 20 Przemówienie prezydenta USA, op.cit. 21 M. Grzywa, Izrael i jego problemy z „Arabską Wiosną”, strona internetowa portalu PolitykaGlobalna.pl, http://www.politykaglobalna.pl/2012/08/izrael-i-jego-problemy-z-arabska-wiosna/ (data dostępu: 31 października 2012). 22 Państwowy status Palestyny w ONZ i izraelska reakcja osadnicza, portal internetowy StosunkiMiedzynarodowe.info, http://www.stosunkimiedzynarodowe.info/ artykul,1450,Panstwowy_status_Palestyny_w_ONZ_i_izraelska_reakcja_osadnicza_?_q_and_a (data dostępu: 31 października 2012). 23 Przemówienie prezydenta USA, op.cit. 24 Ibidem. 25 Ibidem. 26 Libia: Ambasador USA zginął z rąk tłumu, strona internetowa dziennika „Rzeczpospolita”, http://www.rp.pl/artykul/932677.html (data dostępu: 31 października 2012). 27 M. Knights, Iraq Withdrawal Deadline: Subtle Shift in U.S. Mission, „Washington Institute for Near East Policy” 2009, no. 1544, p. 53. 28 Irak po wycofaniu się wojsk amerykańskich, portal internetowy StosunkiMiedzynarodowe.info, http://www.stosunkimiedzynarodowe.info/artykul,1191,Irak_po_wycofaniu_sie_wojsk_amerykanskich_?_q_and_a (data dostępu: 2 listopada 2012). 29 L. Pastusiak, Możliwe konsekwencje wycofania wojsk amerykańskich z Iraku, strona internetowa Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego, http://sea.org.pl/?q=pl/ node/857 (data dostępu: 2 listopada 2012). 30 M. Zielińska, Co się dzieje w Iraku?, portal internetowy StosunkiMiedzynarodowe.pl, http://www.stosunkimiedzynarodowe.pl/co-si%C4%99-dzieje-w-iraku (data dostępu: 2 listopada 2012). 31 Nowaja strategija USA i afgansko-pakistanskije otnoszenija, strona internetowa portalu Afganistan.ru, http://www.afghanistan.ru/doc/16116.html (data dostępu: 2 listopada 2012). 32 Obama: rozpoczynamy ewakuację wojsk z Afganistanu, serwis informacyjny portalu Wirtualna Polska, http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Obama-rozpoczynamy-ewakuacje-wojsk-z-Afganistanu,wid,13536771,wiadomosc.html?ticaid=1f7c8 (data dostępu: 8 listopada 2012). 33 USA i Afganistan uzgodniły szczegóły partnerstwa, strona internetowa tygodnika „Wprost”, http://www.wprost.pl/ar/318160/USA-i-Afganistan-uzgodnily-szczegoly-partnerstwa/ (data dostępu: 3 listopada 2012). 34 USA i Afganistan podpisały umowę o partnerstwie strategicznym, serwis informacyjny portalu Wirtualna Polska, http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,USA-i-Afganistan-podpisaly-umowe-o-partnerstwie-strategicznym,wid,14454489,wiadomosc.html?ticaid=1f75a (data dostępu: 3 listopada 2012). 35 M. Singh, Broadening the U.S. Approach on Iran, „Washington Institute for Near East Policy” 2009, no. 1578, p. 57-58. 36 Rok Obamy – cz. 2. Bliski Wschód, blog Patryka Gorgola, http://patrykgorgol.pl/2010/01/rok-obamy-cz-2/ (data dostępu: 3 listopada 2012). 37 Relacje między Iranem a USA już się nie poprawią?, strona internetowa rozgłośni Polskie Radio, http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/202833,Relacje-miedzy-Iranem-a-USA-juz-sie-nie-poprawia (data dostępu: 3 listopada 2012). 38 Obama: nie blefuję, gdy mówię o opcji militarnej wobec Iranu, strona internetowa portalu Money.pl, http://news.money.pl/artykul/obama;nie;blefuje;gdy;mowie;o;opcji;militarnej;wobec;iranu,6,0,1038342.html (data dostępu: 3 listopada 2012). 39 ONZ: Iran grozi odwetem w przypadku ataku, strona internetowa portalu Money.pl, http://news.money.pl/artykul/onz;iran;grozi;odwetem;w;przypadku;ataku,6,0,1167878.html (data dostępu: 3 listopada 2012). 40 K. Pobiedziński, Między wojną a pokojem: polityka zagraniczna drugiej kadencji Obamy wobec Bliskiego Wschodu, strona internetowa portalu PolitykaGlobalna.pl, http://www.politykaglobalna.pl/2013/02/miedzy-wojna-a-pokojem-polityka-zagraniczna-drugiej-kadencji-obamy-wobec-bliskiego-wschodu/ (data dostępu: 1 kwietnia 2013). 41 Ibidem. 42 Ibidem. 1
//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
Wpływ wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony na relacje
UNIA EUROPEJSKA – STANY ZJEDNOCZONE Olesia Tkachuk Unia Europejska oraz Stany Zjednoczone odgrywają ważną rolę na arenie międzynarodowej. Wynika to przede wszystkim z ich wieloaspektowego wpływu na współczesny świat, przy czym jednym z tych aspektów jest zapewnienie bezpieczeństwa w Europie oraz na całym świecie. Po zakończeniu II wojny światowej UE oraz USA zaczęły wzmacniać swoje pozycje w ramach tej dziedziny. Powołano NATO, a następnie w 1999 r. ustanowiono europejską politykę bezpieczeństwa i obrony (EPBiO). Patrząc jednak na ich cele oraz zasady funkcjonowania, powstaje pytanie – jaki jest sens istnienia dwóch systemów o tych samych zadaniach? Czy ma to prowadzić do wzajemnego uzupełnienia czy raczej jest wynikiem rywalizacji między UE oraz USA?
Rozwój współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa między UE a USA przed 1999 r. PO ZAKOŃCZENIU II wojny światowej oraz ukształtowaniu się systemu dwublokowego państwa zachodnioeuropejskie zaczęły dostrzegać coraz większe zagrożenie militarne płynące ze strony Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. W związku z tym pełnienie roli gwaranta ich bezpieczeństwa nadano Stanom Zjednoczonym (które w ramach planu Marshalla udzieliły dużej pomocy finansowej i militarnej państwom Europy Zachodniej) oraz NATO (które zostało powołane do życia w kwietniu 1949 r. przez USA, Kanadę, a także 10 państw zachodnioeuropejskich)1. Główny cel Sojuszu Północnoatlantyckiego sprowadzał się do „obrony przed agresją ze strony Związku Radzieckiego oraz konsolidacji państw europejskich w ramach jednej struktury obronnej”2. Poza tym gwarantował on stałą obecność Stanów Zjednoczonych na
kontynencie europejskim. Wśród najważnieszych postanowień Traktatu Północnoatlantyckiego należy wymienić art. 5, zgodnie z którym agresja na jedno z państw członkowskich Sojuszu oznacza agresję na wszystkie przynależące do niego, w związku z czym muszą one udzielić odpowiedniej pomocy temu, które stało się przedmiotem ataku (łącznie z zastosowaniem siły zbrojnej)3. Jednak na początku lat 90. XX w. ukształtowane do tej pory partnerstwo transatlantyckie między USA oraz Wspólnotami Europejskimi (WE) uległo znacznemu przekształceniu. Przyczyną tego był rozpad ZSRR, a tym samym upadek dwublokowego systemu międzynarodowego, który stworzył nowe uwarunkowania dalszego rozwoju partnerstwa transatlantyckiego. Powstała konieczność zmiany celów, interesów oraz zasad wzajemnej współpracy oraz dostosowania ich do powstałej sytuacji, w której państwa zachodnioeuropejskie skupiły się w pierwszej kolejności na rozwoju gospodarczym4. Pojawiła się również potrze-
37
38 ba określenia nowej roli USA i NATO na kontynencie europejskim oraz przyjęcia w związku z tym zrewidowanej podstawy prawnej wzajemnego partnerstwa5. Dostosowując się do tych zmian, USA oraz WE juz w 1990 r. postanowiły podpisać Deklarację Transatlantycką, na podstawie której utworzono mechanizm regularnego dialogu. Odbywa się on na różnych poziomach oraz dotyczy szerokiego zakresu obszarów współpracy. W jego ramach co pół roku organizowane są spotkania między prezydentem USA z jednej strony oraz przewodniczącym Komisji Europejskiej (KE) i ministrem spraw zagranicznych państwa sprawującego w UE prezydencję z drugiej. Poza tym co pół roku odbywają się konsultacje między ministrami spraw zagranicznych państw UE, Komisją Europejską oraz sekretarzem stanu USA, spotkania na poziomie rządowym między KE a rządem USA, a także posiedzenia ad hoc ministrów spraw zagranicznych prezydencji UE oraz sekretarza stanu USA. Tymczasem w ramach wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa (WPZiB) prezydencja UE przekazuje przedstawicielom USA na szczeblu ministerialnym odpowiednie noty6. W grudniu 1995 r. obie strony przyjęły jeszcze jeden dokument regulujący współpracę na linii Stany Zjednoczone – Unia Europejska oraz na nowo określający cele partnerstwa transatlantyckiego, a mianowicie Nową Agendę Transatlantycką (tzw. Kartę Madrycką). Zawarto w niej możliwość połączenia wzajemnych wysiłków w celu skutecznego zrealizowania następujących zadań: zapewnienia pokoju oraz demokratycznego rozwoju wszystkich państw na świecie, podjęcia odpowiednich działań przeciwko zagrożeniom o charakterze globalnym, propagowania rozwoju handlu międzynarodowego oraz pogłębienia współpracy gospodarczej i kontaktów na wszystkich poziomach. Poza tym USA i UE zgodziły się co do konieczności podjęcia działań na rzecz odbudowy byłej Jugosławii oraz wysiłków wspierających reformy przeprowadzane w krajach Europy Środkowo-Wschodniej po rozpadzie ZSRR, a także gwarantujących utrzymanie pokoju na Bliskim Wschodzie7. Powyższe postanowienia
zostały uzupełnione regulacjami, podpisanych w maju 1998 r., Transatlantyckiego Partnerstwa Gospodarczego oraz Transatlantyckiego Partnerstwa we Współpracy Politycznej8.
Wspólna polityka bezpieczeństwa i obrony (WPBiO) jako autonomiczny system bezpieczeństwa państw Europy Zachodniej Mimo nadania Stanom Zjednoczonym i NATO statusu głównych gwarantów bezpieczeństwa na świecie, państwa zachodnioeuropejskie już od momentu zakończenia II wojny światowej dążyły do ustanowienia własnego systemu bezpieczeństwa. Pierwsze próby w tym kierunku zostały podjęte jeszcze w 1948 r., kiedy podpisano traktat brukselski. Regulował on kwestie związane ze zbiorową samoobroną oraz dotyczył współpracy w sferze gospodarczej, społecznej, kulturalnej między państwami-sygnatariuszami (tj. Wielką Brytanią, Francją, Belgią, Holandią oraz Luksemburgiem). W 1954 r. traktat został zmodyfikowany, przy czym dzięki tej nowelizacji utworzono Unię Zachodnioeuropejską (UZE), której głównym celem było rozwijanie współpracy militarnej9. Poza tym w art. V zmodyfikowanego traktatu brukselskiego zawarty został obowiązek udzielenia w przypadku napaści na jednego z sojuszników odpowiedniej pomocy (w tym także zbrojnej)10. W następnych latach dochodziło do doskonalenia oraz rozszerzania kompetencji UZE, m.in. poprzez objęcie nimi misji petersberskich, czyli humanitarnych, ratunkowych oraz utrzymania pokoju. Trwało to jednak do momentu podpisania w 1997 r. traktatu amsterdamskiego, w którym po raz kolejny (pierwszy raz wspomniano o tym w Traktacie z Maastricht) podkreślono, że Unia Zachodnioeuropejska stanowi integralną część rozwoju UE. Poza tym włączono misje petersberskie UZE do kompetencji Unii Europejskiej, a także rozważono możliwość przyszłego wchłonięcia UZE przez UE11. Taki rozwój sytuacji wiązał się przede wszystkim z procesem kształtowania europejskiej polityki bezpieczeństwa i obrony.
Duże znaczenie w tym zakresie miał przeprowadzony 3-4 grudnia 1998 r. w Saint-Malo francusko-brytyjski szczyt, podczas którego uznano konieczność nadania UE zdolności do samodzielnej realizacji misji petersberskich oraz dwa zorganizowane kolejno szczyty Rady Europejskiej (RE). Pierwszy z nich miał miejsce w dniach 3-4 czerwca 1999 r. w Kolonii i dotyczył wzmocnienia wspólnej europejskiej polityki bezpieczeństwa i obrony (WEPBiO, w 2000 r. nazwę zmieniono na EPBiO) poprzez wyposażenie UE w zdolności niezbędne do samodzielnego przeciwstawiania się zagrożeniom oraz kryzysom międzynarodowym. Drugi szczyt odbył się w dniach 10-11 grudnia 1999 r. w Helsinkach i dotyczył utworzenia europejskich sił szybkiego reagowania. W jego ramach doszło również do oficjalnego ustanowienia WEPBiO12. Podczas kolejnego posiedzenia RE, które miało miejsce w Nicei w dniach 7-11 grudnia 2000 r., przyjęto porozumienie o konieczności powołania stałych organów EPBiO. Odpowiednią decyzję w tym celu przyjęła Rada Unii Europejskiej w dniu 22 stycznia 2001 r. Powołano wówczas następujące organy: Komitet Polityczny i Bezpieczeństwa, Komitet Wojskowy, Sztab Wojskowy, Komitet ds. Cywilnych Aspektów Zarządzania Kryzysowego, Centrum Satelitarne oraz Instytut Studiów nad Bezpieczeństwem. W stosunku natomiast do UZE postanowiono przekazać wszystkie jej funkcje operacyjne oraz decyzyjne Unii Europejskiej, a tym samym zapewnić UE autonomię w zakresie realizacji misji petersberskich. Dodatkowo w 2004 r. w ramach EPBiO została powołana Europejska Agencja Obrony, mająca na celu wspieranie rozwoju zdolności wojskowo-obronnych UE poprzez robienie postępów w badaniach nad technologiami obronnymi13. Przełomowe zmiany w funkcjonowaniu omawianej polityki wniósł traktat lizboński (podpisany 13 grudnia 2007 r.). Po raz pierwszy nadano w nim wspólnej polityce bezpieczeństwa i obrony (słowo „europejska” zostało zastąpione słowem „wspólna”) status traktatowy. Poza tym przewidziano możliwość utworzenia w przyszłości wspólnej obrony. Zawarto także postanowienia gwarantujące
UE przeprowadzenie każdego rodzaju misji petersberskich (przy czym w traktacie zostały one rozszerzone o kolejne rodzaje operacji), korzystając przy tym ze zdolności wojskowych oraz cywilnych państw członkowskich. W traktacie przewidziano również możliwość nawiązania w ramach WPBiO współpracy strukturalnej, a także uruchomienia klauzuli sojuszniczej bądź solidarności14. Tak dynamicznie rozwijający się proces budowy WPBiO jako autonomicznego systemu bezpieczeństwa państw Europy Zachodniej wyeliminował wszystkie istniejące dotąd powody istnienia Unii Zachodnioeuropejskiej, w związku z czym w czerwcu 2011 r. została ona rozwiązana.
Wpływ WPBiO na relacje USA – UE Od samego początku kształtowania autonomicznego komponentu obronnego Unii Europejskiej proces ten spotkał się z dużym sprzeciwem ze strony Stanów Zjednoczonych, które upatrywały w NATO jedyny możliwy gwarant bezpieczeństwa i obrony na świecie oraz obawiały się, że pogłębienie współpracy państw członkowskich UE w ramach EPBiO doprowadzi do zachwiania spójności oraz skuteczności Sojuszu. Mogłoby to nastąpić w wyniku dublowania przez Unię Europejską głównych zadań i mechanizmów Sojuszu, przeznaczenia przez państwa UE większych środków finansowych na rozwój i wzmocnienie EPBiO kosztem zmniejszenia swoich wkładów w modernizację NATO, a także dzięki rozłamu Sojuszu na dwie grupy państw: „klub europejski” z jednej strony oraz państwa nienależące do UE (w tym USA i Kanada) z drugiej15. Stany Zjednoczone, mimo wielokrotnego potwierdzania przez polityków unijnych, że NATO nadal jest głównym gwarantem bezpieczeństwa na świecie, z podejrzeniem patrzyły na rozwój EPBiO. Domagały się traktatowego uregulowania przez UE i NATO zasad współpracy oraz warunków korzystania przez UE z zasobów NATO niezbędnych do prowadzenia operacji wojskowych. Poza tym dążyły do tego, żeby UE realizowała swoje przedsięwzięcia o charakterze wojskowym w ramach planowania operacyjnego NATO
39
40 oraz zapewniła możliwość udziału europejskich członków Sojuszu nienależących do UE w procesie decyzyjnym dotyczącym misji petersberskich. USA również starały się doprowadzić do wzmocnienia Unii Zachodnioeuropejskiej jako filara NATO. Unia Europejska natomiast nie spieszyła się z dostosowaniem do postulatów zgłoszonych przez Stany Zjednoczone, co spotkało się z ich negatywną reakcją. USA szczególnie winiły Francję (której zależało na zmniejszeniu amerykańskich wpływów na kontynencie europejskim) oraz Niemcy (które włączyły się w proces budowy EPBiO)16. Jednak z biegiem czasu USA udzieliły Unii poparcia, uznając przy tym, że rozwój polityki bezpieczeństwa i obrony UE może przyczynić się również do zwiększenia skuteczności NATO. Mimo to uzależniły swoją decyzję od nadania przez Unię Sojuszowi Północnoatlantyckiemu pierwszeństwa we wszystkich przedsięwzięciach podejmowanych w ramach danej polityki. Uznały jednocześnie, że główne zadanie EPBiO przy tym powinno sprowadzać się do pogłębienia partnerstwa między UE oraz NATO17. W związku z tym już w kwietniu 1999 r. państwa członkowskie Sojuszu oświadczyły, że są gotowe zawrzeć porozumienie w sprawie stałego dostępu UE do zasobów i zdolności NATO (formuła „Berlin plus”). Umowa w tej sprawie została ostatecznie zaakceptowana przez obie strony 16 grudnia 2002 r. W dokumencie tym stwierdzono istnienie strategicznego partnerstwa między Unią Europejską a NATO opartego „na wspólnych wartościach, niepodzielności (…) bezpieczeństwa i (…) determinacji zajęcia się wyzwaniami nowego stulecia”18. Pomimo dużych rozbieżności między USA oraz UE (np. dotyczących środków walki z terroryzmem lub ustanowienia w Europie tarczy antyrakietowej), doszło również do uzgodnienia zakresu podziału funkcji między Unią Europejską a NATO (utrzymującym w dalszym ciągu pierwszeństwo w sprawach dotyczących zarządzania kryzysowego). Opracowano przy tym trzy możliwe warianty działania podczas operacji: samodzielne zaangażowanie Sojuszu; samodzielne zaangażowanie UE, ale z wykorzystaniem zasobów NATO; samodzielne zaangażowanie UE. Jednocześnie
zagwarantowano możliwość udziału w misjach petersberskich państw członkowskich NATO nienależących do UE – pod warunkiem, że Unia będzie korzystała w ich ramach z zasobów Sojuszu (w innym przypadku państwa te mogły się dołączyć jedynie na zaproszenie UE)19. Powyższe osiągnięcie przez UE oraz USA kompromisu w niektórych kwestiach związanych z polityką bezpieczeństwa i obrony nie wyeliminowało jednak wszystkich rozbieżności istniejących między stronami. Chodzi tu m.in. o różnicę w sposobie postrzegania świata. Dla Stanów Zjednoczonych, zgodnie ze słowami R. Kagana, głównym czynnikiem w stosunkach międzynarodowych jest siła militarna, natomiast dla Unii Europejskiej dużą rolę we wzajemnych relacjach odgrywa prawo międzynarodowe oraz kompromisowe sposoby rozwiązywania konfliktów, tj. negocjacje lub szeroko pojęta dyplomacja. Poza tym różny jest zakres działalności USA (które koncentrują na sprawach globalnych) oraz UE (która skupia się w pierwszej kolejności na sprawach wewnętrznych). Odmienne jest także podejście do militaryzacji – dla Stanów Zjednoczonych „posiadanie broni jest czymś naturalnym”, natomiast dla Unii Europejskiej wiąże się z dużymi kosztami, których nie chce ona ponosić. Dodatkowo USA znajdują się na dużo lepszym poziomie rozwoju technologicznego oraz militarnego niż UE. W związku z tym często dochodzi do wzajemnego oskarżania się: Stany Zjednoczone zarzucają UE niską skuteczność w rozwiązywaniu konfliktów na arenie międzynarodowej, natomiast Unia obwinia USA o hamowanie rozwoju WPBiO20. Różnice występują także w relacjach UE – NATO. Ich wyraźnym przejawem jest przede wszystkim kontrastujące ze sobą podejście obu stron do określenia swojej roli na arenie międzynarodowej. Jeżeli Sojusz w zakresie polityki bezpieczeństwa i obrony znajduje się na dużo lepszym poziomie rozwoju niż UE oraz zastanawia się, czy ma pełnić rolę „globalnego policjanta” czy pozostawać organizacją wyłącznie obronną, to Unia Europejska skupia się w pierwszej kolejności na rozwiązaniu problemów wewnętrznych, związanych z niemożnością wypracowania jednolitego
podejścia do określonej kwestii oraz podjęcia w związku z tym jakichkolwiek działań. Najbardziej widoczne jest to w przypadku Francji, która dąży do rozwoju autonomicznego systemu bezpieczeństwa w Europie (tj. bez udziału NATO) i stworzenia europejskich sił zbrojnych oraz Wielkiej Brytanii, która opowiada się za wzmocnieniem partnerstwa transatlantyckiego poprzez zacieśnienie współpracy między WPBiO i NATO21.
Podsumowanie Odpowiadając na podstawie wyżej przeprowadzonej analizy na pytanie postawione na początku artykułu, ciężko jest mówić o rywalizacji między USA a UE. Wynika to przede wszystkim z różnego poziomu rozwoju, na którym znajdują się obie strony. Unia Europejska wciąż ma dużo problemów przejawiających się chociażby w deficycie środków finansowych i wojskowych oraz ograniczonym zakresie kompetencji w dziedzinie WPBiO, które państwa członkowskie przekazały UE. Natomiast NATO w dalszym ciągu pozostaje głównym gwarantem bezpieczeństwa na całym świecie. Mimo to UE przeprowadziła kilka skutecznych operacji wojkowo-cywilnych zarówno w Europie, jak i na innych kontynentach. Wśród nich możemy wymienić: misję wojskową w Byłej Jugosłowiańskiej Republice Macedonii (operacja „Concordia”),
misję wojskową w Bośni i Hercegowinie (operacja „EUFOR Althea”) oraz misję wojskową w Demokratycznej Republice Konga (operacja „Artemis”). Ostatnia jest o tyle ważna, że w jej ramach Unia nie korzystała z zasobów wojskowych NATO (tj. formuła „Berlin plus” nie została uruchomiona)22. Podsumowując powyższe rozważania, można z pewnością stwierdzić, że najlepszym rozwiązaniem dla USA i UE jest opracowanie takiego scenariusza wzajemnej współpracy w ramach NATO oraz WPBiO, w którym byłoby miejsce na partnerstwo, nie zaś rywalizację. Wymagałoby to sprecyzowania wspólnych celów, wartości oraz zagrożeń23. Pierwszą próbę określenia zakresu oraz warunków partnerstwa między Sojuszem i UE podjęto już w nowej koncepcji strategicznej NATO z listopada 2010 r. Uznano w niej, że działania podejmowane wspólnie przez obie strony są najlepszym sposobem na zwiększenie skuteczności tych organizacji. W praktyce jednak mało wskazuje na to, że strony przestaną ze sobą konkurować oraz że skupią się na zacieśnieniu współpracy24. Unia Europejska nadal dąży do zwiększenia autonomii w zakresie polityki bezpieczeństwa i obrony oraz uniezależnienia się od NATO. Z kolei Stany Zjednoczone przeciwdziałają temu, obawiając się zmniejszenia prestiżu oraz pozbawienia sensu istnienia Sojuszu Północnoatlantyckiego. //
////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////// J. Gryz, Proces instytucjonalizacji stosunków transatlantyckich, Warszawa 2004, s. 88-89. T. Hoffmann, Relacje i spory między rolą WPZiB/EPBiO a NATO w Europie, [w:] R. Reclik, A. Zduniak (red.), Jakość wobec wyzwań i zagrożeń XXI wieku, Poznań 2010, s. 274. Traktat Północnoatlantycki i ustawa o jego ratyfikacji, strona internetowa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, http://www.bbn.gov.pl/portal/pl/475/257/Traktat_Polnocnoatlantycki_i_ustawa_o_jego_ratyfikacji.html (data dostępu: 27 lutego 2013). 4 J. Gryz, op.cit., s. 179. 5 D. Milczarek, Stosunki transatlantyckie w sferze polityki zagranicznej i bezpieczeństwa: kontynuacja czy przełom? Polski punkt widzenia, „Studia Europejskie” 2008, nr 2, s. 32. 6 Stosunki transatlantyckie: Stany Zjednoczone Ameryki i Kanada, strona internetowa Centrum Komunikacji i Zasobów Informacji UE, http://circa.europa.eu/irc/opoce/fact_ sheets/info/data/relations/relations/article_7246_pl.htm (data dostępu: 28 lutego 2013). 7 Ibidem. 8 D. Milczarek, op.cit., s. 32. 9 Europejskie Zgromadzenie Bezpieczeństwa i Obrony (EZBO) / Zgromadzenie Unii Zachodnioeuropejskiej (ZUZE), strona internetowa Ośrodka Informacji i Dokumentacji Europejskiej, http://oide.sejm.gov.pl/oide/index.php?option=com_content&view=article&id=14728&Itemid=786 (data dostępu: 28 lutego 2013). 10 K. Sikorska, Unia Zachodnioeuropejska, portal internetowy UniaEuropejska.org, http://www.uniaeuropejska.org/unia-zachodnioeuropejska (data dostępu: 28 lutego 2013). 11 Europejskie Zgromadzenie Bezpieczeństwa i Obrony (EZBO), op.cit. 12 R. Zięba, Europejska Tożsamość Bezpieczeństwa i Obrony, Warszawa 2000, s. 94-96. 13 J. Barcik, Europejska Polityka Bezpieczeństwa i Obrony. Aspekty prawne i polityczne, Bydgoszcz–Katowice 2008, s. 107-114, 253. 14 Traktat z Lizbony, zmieniający Traktat o Unii Europejskiej i Traktat ustanawiający Wspólnotę Europejską podpisany w Lizbonie dnia 13 grudnia 2007 r., art. 42, 43, 222. 15 T. Hoffmann, op.cit., s. 274-275. 16 Ibidem, s. 275. 17 Ibidem. 18 J. Barcik, op.cit., s. 413-415. 19 Ibidem, s. 417-418. 20 T. Hoffmann, op.cit., s. 283-287. 21 Ibidem, s. 276, 286. 22 R. Zięba, Europejska Polityka Bezpieczeństwa i Obrony, Warszawa 2005, s. 87-90. 23 T. Hoffmann, op.cit., s. 287. 24 A. Antczak, Unia Europejska. Bezpieczeństwo – strategia – interesy, Józefów 2011, s. 43. 1
2
3
//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
41
42
USA po wyborach –
eksperci Centrum Inicjatyw Międzynarodowych o reelekcji Obamy
Łukasz Smalec, Jan Szczepanowski, Aleksandra Szumilas Rozmowa została opublikowana w dwóch częściach w dniach 30 listopada 2012 r. i 7 grudnia 2012 r. na blogu Centrum Inicjatyw Międzynarodowych, partnera Koła Studentów Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Więcej na www.centruminicjatyw.org.
Niedawne wybory w Stanach Zjednoczonych budziły ogromne emocje nie tylko w USA, ale również po drugiej stronie Atlantyku. Nie inaczej sytuacja wyglądała w Polsce – wielu analityków spraw międzynarodowych wypowiadało się na ten temat (choć trzeba powiedzieć, że amerykanistów w naszym kraju nie ma niestety zbyt wiele). Teraz, gdy kurz bitewny opadł, można pokusić się o analizę wyborów i prognozę na kolejne lata rządów Baracka Obamy. Zapraszamy do przeczytania rozmowy ekspertów Programu Amerykańskiego Centrum Inicjatyw Międzynarodowych – Aleksandrą Szumilas, Janem Szczepanowskim i Łukaszem Smalcem – na temat ich (niejednokrotnie odmiennych) opinii oraz nastrojów po reelekcji Obamy. Odpowiedzieli oni nie tylko na pytania dotyczące nastrojów po wyborach, ale również dokonali analizy ostatnich czterech lat prezydentury demokraty – jego sukcesów i porażek. Ponadto spróbowaliśmy sporządzić prognozę na przyszłość. Łukasz Smalec: Jak przyjęliście reelekcję USA. Wygrana może być o tyle zaskakująBaracka Obamy i co miało wpływ na Waszą ca, że żaden prezydent od czasów Roosevelreakcję? ta nie został wybrany na drugą kadencję, gdy w kraju panowała tak wysoka stopa Aleksandra Szumilas: Nie będę ukrywać, że bezrobocia. Ale i tu można powiedzieć, że na reelekcję Baracka Obamy zareagowałam się Obamie poszczęściło. Na kilka dni przed z entuzjazmem. Nie uważałam Mitta Romwyborami po raz pierwszy od kiedy objął ney’a za człowieka godnego prezydenckiego fotel prezydenta, stopa bezrobocia spadła fotela, ani za osobę kompetentną do spraponiżej 8%. wowania tej najważniejszej w państwie funkcji. Obarczanie Obamy za złą sytuację Łukasz Smalec: Wydaje mi się, że przegospodarczą USA nie ma sensu, bo to za kreślanie Romneya już na starcie jest mimo kadencji jego poprzednika George’a W. Bu- wszystko zbyt pochopne, warto wspomnieć sha zaczął się kryzys. Twierdzenie, że bizne- o tym, że przez wiele lat pełnił funkcję gubersowe doświadczenie Romney’a miało spra- natora Massachusetts. Wielu Amerykanów wić cuda dla amerykańskiej gospodarki nie uważa, że to znacznie cenniejsze doświadprzekonało wyborców; statystyki wykazały, czenie niż krótka kariera w Senacie. Co do że tyle samo osób uważało Obamę za osobę owego magicznego progu ośmioprocentokompetentną do uzdrowienia gospodarki wego bezrobocia, to faktycznie obniżył się
on w ostatniej chwili przed wyborami. Jan Szczepanowski: Taki wynik wyborów stanowi niestety dowód na zasadniczą zmianę paradygmatu, według którego należy definiować cywilizację amerykańską. Warto odwołać się w tym miejscu do słów prominentnego komentatora życia publicznego w Stanach Zjednoczonych – Billa O’Reilley. Podczas wieczoru wyborczego w Fox News stwierdził odważnie, że społeczeństwo uległo zasadniczej transformacji nie tylko ideowej, ale przede wszystkim kulturowej: „Przestaliśmy być narodem jednolitym, który potrafi gromadzić się wobec tradycyjnych wartości, na których Ojcowie Założyciele ufundowali republikę. Ze społeczeństwa ludzi odpowiedzialnych, dążących do budowania wspólnego dobra poprzez poświęcenie, stajemy się grupą zatomizowanych jednostek pragnących jedynie dóbr dla siebie; dążących do sprytnego i często bezpodstawnego wyłudzania pieniędzy z kasy państwowej w oparciu o dotychczas europejską zasadę „mi się należy””. Według publicysty, którego program niedawno pobił rekord oglądalności w kategorii polityczno-społecznej, Ameryka zmierza w kierunku zachodniej Europy, czyli nieodpowiedzialnego zadłużania bez pokrycia, zwalanego na barki kolejnych pokoleń. Akumulacja i ciężka praca przestały być wartością nadrzędną. Niezwykle interesujący jest osobisty komentarz dziennikarza, iż jego ojciec, aby skończyć studia, musiał zaryzykować życie podczas II wojny światowej. Natomiast ci, którzy najgłośniej opowiadają się za redystrybucją, są najmniej skłonni poświęcić cokolwiek dla idei i wartości amerykańskich, a wręcz otwarcie – tym tradycyjnym wartościom się sprzeciwiają. Zatem wynik wyborów potwierdzał smutną prawdę o coraz dalej posuniętym braku dojrzałości zachodniej cywilizacji, której forpocztą są Stany Zjednoczone. Niezdrowe trendy europejskie wydają się w coraz większej mierze oddziaływać na kraj, który dotychczas unikał błędów Starego Kontynentu. Ba, powstał jako przeciwwaga dla chorej sytuacji
w Europie. Pragnął iść własną drogą. Obawiam się, że ponowne zwycięstwo prezydenta, który zadłużył USA bardziej niż wszyscy poprzedni prezydenci w historii, jest przerażające nie tylko dla światowej gospodarki, lecz przede wszystkim dla przyszłego kształtu cywilizacji zachodniej i jej naczelnych wartości. Warto w tym miejscu wspomnieć pokrótce o kolejnych klęskach tej administracji. To nie tylko ogromne zadłużenie i stagnacja gospodarcza, lecz również niezdrowa polityka wychodzenia z kryzysu. Ogromne zastrzyki gotówki dla firm, których jakość funkcjonowania doprowadziła do bankructwa, wydają się pozbawione logiki. Źle działające twory gospodarcze powinny upaść, a na ich miejsce powstałyby nowe, lepsze. Kryzys jest pewnego rodzaju oczyszczeniem z chorych tworów gospodarczych, którymi bez wątpienia stały się nadmiernie zbiurokratyzowane korporacyjne molochy, coraz mniej innowacyjne i nieefektywne. Kolejnym ważnym punktem jest choćby kwestia polityki energetycznej. Niezwykle barwnie zostało to zobrazowane w nowym filmie Dinesh’a d’Souza zatytułowanym „2016: Obama’s America”. Otóż, pan prezydent zamiast stawiać na niezależność energetyczną, inwestował absolutnie niebotyczne ilości pieniędzy w rozwój odnawialnych źródeł energii. Stany Zjednoczone są obficie zaopatrzone w tradycyjne źródła energii, które można wykorzystać, szczególnie w dobie kryzysu – stanowiłoby to istotny wkład w odbudowę gospodarki. Barack Obama preferował jednak inwestować w wiatraki czy panele słoneczne, na przykład w firmę Solyndra, która niedawno zbankrutowała, bo okazała się znacznie mniej konkurencyjna w porównaniu z tańszymi rozwiązaniami chińskimi. Działanie następcy George’a Busha wydaje się nieskoordynowane, nieprzemyślane, a wręcz niezgodne z żywotnymi interesami USA. Łukasz Smalec: Mimo wszystko byłbym bardziej optymistycznie nastawiony, raczej ograniczyłbym się do stwierdzenia, że były to działania nieprzemyślane. Problem stanowi też to, że amerykańscy obywatele
43
44 preferują wygodne życie, nie chcąc brać za siebie większej odpowiedzialności. Przedstawione przez Was opinie dość jednoznacznie wskazują na Wasze sympatie polityczne… Przejdźmy więc do kolejnego pytania. Czy zaskoczyła Was mała przewaga demokraty (chodzi o głosy bezpośrednie, decydujące okazało się około 500 tys. głosów w stanach swingujących)? Aleksandra Szumilas: Po pierwsze, nie zgodzę się z tym, aby ostatecznie przewaga była mała. Oczywiście patrząc na głosy wyborców, Obama wygrał tylko z przewagą 2,4%. Jednak biorąc pod uwagę, że wygrał we wszystkich stanach swingujących z wyjątkiem Północnej Karoliny (ale to było do przewidzenia), nie powiedziałabym, że przewaga była mała albo że wygrał z Romney’em o włos. Oczywiście, wybory wykazały, że Ameryka jest podzielona i że Obama musi popracować nad swoją strategią, ale jednocześnie wskazują na to, że republikanie nie znaleźli odpowiedniego języka, aby dotrzeć do wyborców reprezentujących mniejszości narodowe. Łukasz Smalec: Nie twierdzę, że przewaga była minimalna w liczbach bezwzględnych – nie jest to kluczowe przy obecnej ordynacji wyborczej w USA. Obama rzeczywiście wygrał prawie we wszystkich stanach swingujących, ale jego przewaga była naprawdę minimalna. Zobaczcie: Floryda (29 głosów elektorskich) – przy niemal 8,5 mln głosów, różnica wyniosła nieco ponad 70 tys.; Ohio (18) – 5,3 mln głosów, różnica to około 100 tys. głosów; Wirginia (13) – 3,7 mln, przewaga około 130 tys.; Kolorado (9) – 110 tys. głosów przewagi. Wskazane przeze mnie głosy pozwoliłyby na zwycięstwo Romneya (łącznie około 400 tys. wyborców). Do tego w Nevadzie oraz New Hampshire (łącznie 10 głosów elektorskich) przewaga łączna wyniosła około 100 tys. Podsumowując, nieco ponad 500 tys. pozwoliłoby na uzyskanie bezpiecznej przewagi przez republikanina i pewny sukces w wyborach. Jan Szczepanowski: Zwycięstwo urzędującego prezydenta tak niewielką różnicą głosów zupełnie mnie nie zaskoczyło.
Sondaże mówiły o jego przewadze wśród kobiet (szczególnie młodych) i Latynosów. To wystarczyło. Zasadniczo można stwierdzić, że Obamę wybrały właśnie te grupy. Mężczyźni w zdecydowanej większości głosowali na gubernatora Massachusetts. Jeśli chodzi o obywatelki USA, to wielką rolę odegrał fakt, że prezydent jest młody, wspaniale się prezentuje, wypowiada, no i oczywiście jest przystojny. Nie były to jednak jedyne powody, choć nie należy ich bagatelizować we współczesnej demokracji. To, co się rzeczywiście robi, nie jest już niestety tak ważne. Barack Obama jest po prostu znacznie bardziej sympatyczny i ogólnie wzbudza ciepłe emocje wśród kobiet. Widać to choćby w filmach popierających prezydenta na YouTube, np. Obamagirl. Jeśli chodzi o społeczność afroamerykanów, to miażdżące zwycięstwo Obamy paradoksalnie dziwi w obliczu kompromitujących wystąpień wiceprezydenta Joe Bidena, który na spotkaniu z przywódcami tej grupy parafrazował sposób przemawiania typowy dla niej, mówiąc „They gonna put you back in chains!” – zabrzmiało to jak szyderstwo i było skrajnym faux pas. W ten sposób Biden ujawnił swoje prawdziwe oblicze względem doświadczonej przez historię czarnej mniejszości w Stanach Zjednoczonych. Postaram się również zanalizować pokrótce wyniki w poszczególnych swing states. Ogromnym zawodem okazała się Wirginia, która stanowi stan dość konserwatywny i należący tradycyjnie do Południa. Nie bierze się jednak pod uwagę faktu, że najgęściej zaludniona jest okolica granicząca z District of Columbia. To typowy suburbs zamieszkały głównie przez pracowników rządowych i naukowców z National Institutes of Health. To, co na pierwszy rzut oka dziwi, staje się jasne po wnikliwej analizie. Jeśli chodzi o Ohio, Florydę, Kolorado to różnica była tak skrajnie kosmetyczna, że można z pełną odpowiedzialnością (świadczą o tym bowiem dane statystyczne) mówić o wygranej o włos, a nie spektakularnym zwycięstwie Obamy. Tak naprawdę wybory były dość wyrównane i tendencja może się odwrócić w każdej chwili.
Łukasz Smalec: Podsumowując, rzeczywiście przewaga Obamy nie była minimalna (około 3,5 mln głosów różnicy przy łącznej liczbie około 122 mln głosów), ale nie była również znacząca. Niemniej jednak za sprawą obecnego systemu wyborczego fluktuacja niespełna 500 tys. głosów na korzyść republikanina mogła zakończyć się jego wyborem. W związku z tym, czy uważacie, że obecna ordynacja wyborcza jest właściwym rozwiązaniem, czy wymaga pewnych modyfikacji a nawet radykalnych zmian, jeśli tak to jakich?
wy łatwo jest mówić o zmianach, gdyż u nas nieustannie coś się zmienia – nie mamy wszak tradycji, doświadczenia i legitymizacji naszych rozwiązań i instytucji systemowych. W Ameryce te rzeczy są po prostu sprawdzone przez lata i doświadczenia pokoleń. Łukasz Smalec: W pełni zgadzam się z opinią Aleksandry, wydaje się, że z punktu widzenia przeciętnego Amerykanina sytuacja jest podobna, jak w przypadku powszechnej po obu stronach Atlantyku opinii o demokracji. Mimo że ma ona wiele wad, to jednak niczego lepszego dotąd nie wymyślono. Dobrze, w takim razie co Waszym zdaniem przesądziło o ponownym wyborze demokraty? Słabość kandydata republikańskiego, jak ogłosili niektórzy polscy „specjaliści” ds. USA, obawy klasy średniej, public relations obecnej ekipy, trauma, jaką pozostawiła ekipa Busha (i w konsekwencji lęk przed bardziej zdecydowanymi działaniami)?
Aleksanda Szumilas: Amerykańska ordynacja wyborcza jest od dawna dość ostro krytykowana, ale jak dotąd nie udało się jej zreformować. System jest skomplikowany, a na pewno także przestarzały, pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że mało demokratyczny. Dwustopniowość wyborów sprawia, że nie może wygrać kandydat nie należący do jednej z dwóch głównych partii. Sądzę, że ordynacja większościowa byłaby jednak najlepszym rozwiązaniem, ale wiem też, Aleksandra Szumilas: Romney nie budził że choć Amerykanie krytykują taki system zaufania. Nie wykazał się oszałamiawyborczy, to dzięki niemu czują się także jącą wiedzą, nie jest też dobrym mówcą. wyjątkowi. Nie przekonał mnie podczas swojej wiJan Szczepanowski: Nie widzę powodów, zyty w Polsce, a miałam okazję posłuchać dla których należałoby zmienić system jego przemówienia w Bibliotece Uniwerobowiązujący od tak długiego czasu i posia- sytetu Warszawskiego. Jego mowa była dający tak wspaniałą legitymizację. Pełni bardziej podsumowaniem stosunków polon rolę moderującą. Został pomyślany jako sko-amerykańskich, a jak one wyglądają, owoc wartości amerykańskich: liczy się nie każdy z nas wie. Romney nie ma tej siły przetylko zatomizowana jednostka – głos wy- bicia, jaką ma Obama. Wizerunek Obamy borczy, ale również pozycja stanów jako jako family man budzi zaufanie. To liczy się odrębnych ciał reprezentujących określo- dla Amerykanów. Romney przekonywał, że ny region. Obecny system wyborczy jest naprawi to, co Obama zniszczył, ale zapomijednym z elementów powstrzymujących na, że kryzys zaczął się za kadencji Busha, podział społeczeństwa, sprawia, że głosy a Obama zastał kraj w fatalnej sytuacji. stają się bardziej równomiernie rozłożone. Moja opinia zawsze była taka, że w cztery Mówienie, że system, który powstał w naj- lata nie można dokonać radykalnych zmian starszej, istniejącej nieprzerwanie od ponad i dlatego miałam nadzieje na reelekcję 200 lat demokracji jest „mało demokratycz- Obamy na drugą kadencję. ny” wydaje mi się po prostu absurdalne. Sam PR nie wystarczył Romney’owi, poza System reprezentacji nie musi polegać na tym nie był on aż tak dobry. Z jednej strony głosach odseparowanych, statystycznie zapewniał, że jako doświadczony biznesmen policzonych i zaksięgowanych atomów, ale jest w stanie naprawić kulejącą gospodarkę, musi uwzględniać również odczucia grup z drugiej strony nie ujawnił swoich zeznań czy regionów. Z naszej polskiej perspekty- podatkowych, a to budzi podejrzenie.
45
46 Obama nie obiecywał „gruszek na wierz- wyborców. Względy merytoryczne to jedna bie”, ale zapewniał, że kolejne cztery lata sprawa, ale życie prywatne i rodzina to drudadzą mu szansę na dokończenie zmian. ga równorzędnie ważna strona medalu. Jan Szczepanowski: Przyczyna reelekcji jest bardzo prosta. Obama miał lepiej zorganizowaną kampanię wyborczą. Wybory wygrywają nie ci, którzy mają się czym pochwalić, administracja ta była bowiem niemal kompletną porażką, ale ci, którzy potrafią przeprowadzić bardziej efektywną kampanię. Obecny prezydent nie tylko przeznaczył na nią więcej środków, ale także miał lepszych specjalistów od PR-u. Interesujący jest także wpływ huraganu Sandy. Strategia ekipy Romneya była stonowana i mogła się udać. Chciano bazować na wygranej w najważniejszej debacie o gospodarce i ukazać republikanina jako stonowaną alternatywę dla socjalistycznych, według amerykańskich standardów, poczynań Obamy. Był to błąd, ponieważ przez ostatnie pięć dni przed wyborami w telewizji nieustannie pokazywany był Obama podejmujący decyzje i pomagający ofiarom huraganu.
Jan Szczepanowski: Wygrana Baracka Obamy jest dobitnym dowodem na to, że nie tylko względy merytoryczne, ale także namacalne skutki rządzenia przestały przesądzać o wyniku wyborów. Wystarczy umiejętnie wpłynąć na masy i uzyskuje się oczekiwany efekt. Polecam każdemu, kto ma jakiekolwiek wątpliwości, co do merytorycznej wyższości Mitta Romneya nad obecnym prezydentem, obejrzenie pierwszej debaty telewizyjnej. Odnosząc się do wypowiedzi przedmówczyni o „zimnej twarzy”, to zupełnie nie rozumiem, o co chodzi. Romney pokazywał się nie tylko z żoną, lecz również z dziećmi i wnukami. Grupa ludzi, która wkraczała na podium po debatach z Obamą, była kilkukrotnie liczniejsza niż w przypadku urzędującego prezydenta. Chodziło o zaprezentowanie tradycyjnej amerykańskiej rodzinności w opozycji do środowiska lewicowego, które na ten temat ma inne zapatrywania. Można wytknąć republikaninowi wiele błędów PR-owych, ale Łukasz Smalec: Również uważam, z całą pewnością nie „zimną twarz”. że decydująca była organizacja kampanii wyborczej. Moim zdaniem żaden Łukasz Smalec: W pełni zgadzam się, że z kandydatów nie oszołomił swo- względy merytoryczne są w obecnych czają wiedzą, obaj pokazali się zarówno sach drugorzędne. Jak oceniacie perspektyz dobrej, jak i złej strony. Niemniej jednak wy współpracy na linii Kongres – prezydent? od bardziej doświadczonego w polityce (Przypominam, że większość w Izbie Repreprezydenta należy oczekiwać czegoś więcej, zentantów mają republikanie, a demokraci tymczasem debaty prezydenckie nieoczeki- tylko niewielką przewagę w Senacie.) wanie pokazały raczej wyższość republikaAleksandra Szumilas: Anne Applebaum nina. Czy sądzicie, że w obecnych czasach w jednym z wywiadów stwierdziła, że względy merytoryczne są głównym czynniw pierwszej kadencji Obamy republikakiem, który wpływa na wybór kandydata? nie doszli do wniosku, iż jeśli nie będą Aleksandra Szumilas: Nie, tak jak wspo- współpracować z Obamą, nie poniosą żadmniałam wcześniej, ogólny wizerunek kan- nej odpowiedzialności za to, co dzieje się dydata ma ogromne znaczenie. Romney w kraju. Potem zaś spokojnie wygrają wypokazał zimną twarz, od czasu do czasu po- bory, a winą za wszelkie porażki obarczą kazywała się jego żona. Obama to bardziej prezydenta. Najwyraźniej nie udało im się ciepły człowiek, jego wizerunek kocha- to. Chęć do współpracy nie powinna być jącego ojca i męża ma ogromne znaczenie. cechą tylko demokratów, ale też prawicy, Wiadomo, że to kampania reklamowa, ale która powinna dostrzec, że objęta wcześniej bardzo skuteczna. Amerykanie lubią widzieć strategia nie była słuszna. Łatwo jest krytyich prezydenta w sytuacjach bardziej „na lu- kować, jeśli nie zrobiło się nic, aby coś zie”, kiedy bawi się z psem albo śpiewa dla zmienić. Przykładem tego jest reforma zdro-
wia. Gdyby republikanie zabrali głos w tej sprawie, mieliby na nią wpływ, a teraz jest na to za późno. Ta kampania była wyjątkowo agresywna i powinna skłonić republikanów to przemyśleń, czy aby taka taktyka jest słuszna. Łukasz Smalec: Oczywiście współpraca zawsze jest uzależniona od dobrej woli obydwu stron. Co do proponowanej przez demokratów reformy zdrowia, republikanie wskazują, że jest ona sprzeczna z ich programem politycznym. Jan Szczepanowski: Pytanie o możliwość współpracy jest niezwykle trafne z perspektywy zagrażającego nam tzw. Fiscal Cliff. Jeśli prezydent nie osiągnie porozumienia z Kongresem, Amerykanom grozi drastyczny wzrost podatków, gdyż kończy się termin obowiązywania niektórych ulg wprowadzonych przez George’a W. Busha. Nierozwiązanie tej kwestii może mieć katastrofalne skutki dla gospodarki amerykańskiej, a co za tym idzie, światowej. Perspektywy współpracy nie wyglądają najlepiej. Porażka republikanów może zainspirować to środowisko do przybrania płaszcza daleko posuniętego radykalizmu. Istnieje możliwość, że do głosu będą dochodzić prawdziwi konserwatyści (w rozumieniu klasycznym), z tradycyjnym (wolnościowym) poglądem na gospodarkę i społeczeństwo. Dla nich nadrzędną wartością nie jest kompromis, lecz walka o ideały, w które wierzą. Trudno będzie z nimi negocjować. Miejmy nadzieję, że kolejny kandydat na prezydenta z ramienia tej partii będzie reprezentantem „prawego skrzydła” – może będzie nim Paul Ryan, który wspaniale wypadł podczas debaty z królem wpadek Joe Bidenem. Łukasz Smalec: Jak oceniacie poprzednie cztery lata w polityce zagranicznej Waszyngtonu (sukces czy porażka?), czy zapowiadane zmiany jej kierunków przez Mitta Romneya mogłyby wnieść „nową jakość”? Aleksandra Szumilas: Obama zrobił wiele dobrego dla kraju. Bezrobocie wzrosło, bo rośnie też przyrost demograficzny. Romney nic by nie zmienił, a jeśli już, to wróciłby
tylko do polityki prowadzonej przez Busha. Nie sądzę, aby wniósł „nową jakość” do Białego Domu, czy w działania Waszyngtonu. Myślę, że prezydentura Romney’a oznaczałaby wojnę z Iranem, a to dla Polski nie byłoby dobre. Fakt, że został podpisany aneks do umowy o tarczę antyrakietową, to wynik rozmów z Obamą. Przyjazd amerykańskich żołnierzy do Polski, to także gest Obamy. Romney mówił dużo i ostro o Rosji, ale to nie był język polityczny. Nie przedstawił żadnych konkretów – taka była zresztą cała jego kampania. Żadnych konkretów. Romney zmieniłby tylko język retoryki, ale relacje z Rosją, Afganistanem czy Chinami byłyby takie same. Łukasz Smalec: Jeśli chodzi o wojnę z Iranem, to byłbym ostrożny w tej kwestii. Po doświadczeniach z Iraku oraz Afganistanu Waszyngton jest znacznie ostrożniejszy czy raczej bardziej pragmatyczny. Jeśli chodzi o implikacje dla Polski, to wydaje się, że najbardziej dotkliwy byłby wzrost cen ropy na rynku światowym, który wynikałby przede wszystkim z umyślnych działań spekulacyjnych, a nie samego konfliktu. Chyba że nasz rząd zdecydowałby się znów stanąć u boku Waszyngtonu w kolejnej „krucjacie”. Co do Rosji, zgadzam się, że język, jakim się posługiwał Romney, był nieodpowiedni, ale wydaje się, że chodziło raczej o wytworzenie wizerunku tough guy, który miał zapewnić głosy najbardziej konserwatywnych republikanów, zwłaszcza że im bliżej wyborów, tym stawał się ostrożniejszy. Jan Szczepanowski: Mitt Romney jest przedstawicielem najbardziej stonowanego i koncyliacyjnego obozu w Partii Republikańskiej. Wielokrotnie zmieniał zdanie w kluczowych sprawach. Można go nazwać kandydatem dialogu, zresztą musiał nieustannie dogadywać się z przeciwnikami jako gubernator na wskroś demokratycznego stanu Massechusetts. Jakościowa zmiana polegałaby przede wszystkim na umiejętności dążenia do kompromisu. Mitt Romney to typ, który chciałby, aby wszyscy byli zadowoleni. Stał się konkurentem Obamy dlatego, że środowisko prawicowe myślało, iż jedynie taka osoba może z nim wygrać. Okazało się,
47
48 że byli w błędzie. Prawdziwa jakościowa zmiana stojąca w opozycji do lewicowości prezydenta musiałaby płynąć od kogoś o bardziej zdecydowanym światopoglądzie. W kwestii polityki zagranicznej kandydat republikanów staje się jednak kimś nieco innym niż w obszarze polityki wewnętrznej. Widać, że jego pomysły są zdecydowane, ściśle zdefiniowane i naprawdę głęboko przemyślane; nie jest to kolejny George W. Bush, który mylił Słowację ze Słowenią. Sam fakt udania się do Polski jako jednego z krajów w podróży przedwyborczej świadczy o orientacji w świecie. Pamiętajmy, że nasz kraj nie należy w opinii Amerykanów do ważnych. Wspomina się o nim głównie albo w kontekście Holokaustu, albo II wojny światowej jako takiej. Czasem, choć bardzo rzadko, pamięta się o Solidarności. Pojawienie się Romneya właśnie tutaj było sygnałem dla Rosji – nie będziemy już tacy potulni jak Obama, zwrócimy ponownie wzrok na pozostałych członków naszej cywilizacji. Obecny prezydent USA jest zainteresowany raczej Chinami i Brazylią. Nie rozumie, że zimna wojna się właściwie dopiero co skończyła, a z powodu braku zainteresowania Rosją w sposób podobny, co niegdyś Niemcami i Japonią (czyli zgodnie z jakimś programem mającym zapobiec przyszłym konfliktom), ojczyzna Puszkina staje się znów zarzewiem autorytaryzmu. Mitt Romney zamierzał również zaostrzyć politykę wobec kolejnego „przyjaciela” Obamy, mianowicie Chin. Podobnie jak z Putinem i Miedwiediewem, prezydent USA ma doskonałe relacje z partyjną „elitą” rządzącą Państwem Środka. Jego wizyta w tym kraju była pieczołowicie zaplanowana i przebiegła w bardzo przyjaznej atmosferze. Nie ma co marzyć o naciskach na nieuczciwe praktyki walutowe tego kraju, bezpośrednio wymierzone w interesy gospodarki USA. Barack Obama także tu postępuje wbrew interesom swojego kraju. Warto również wspomnieć o ciągle praktykowanym piractwie i ewidentnej kradzieży wynalazków i patentów amerykańskich. Tutaj także Waszyngton praktycznie milczy. Chiny nie odniosłyby takiego sukcesu, gdyby nie wykradały cudzych pomysłów, sami tak
naprawdę kuleją w dziedzinie innowacji. Ogromną uwagę poświęca się także Ameryce Łacińskiej, z której wciąż importuje się ogromne ilości surowców energetycznych, zamiast wydobywać je z USA – w sposób racjonalny trudno to wytłumaczyć w obecnej sytuacji gospodarczej. Polityka zagraniczna Baracka Obamy wydaje się zatem osobliwa. Trudno znaleźć rzetelne wytłumaczenie dla jej implikacji. Usiłuje to uczynić Dinesh d’Souza w swoim najnowszym filmie, który polecam każdemu, gdyż wnioski z niego płynące są zbyt obszerne, aby jej zamieścić w niniejszym wywiadzie. Mitt Romney oferował znacznie bardziej przejrzyste recepty. Wydawały się śmielsze i w pełni racjonalne. Łukasz Smalec: Obecna administracja za sprawą zmienności poglądów uznała, że ich po prostu nie ma. Abstrahując od tych zarzutów, umiejętność dialogu w obecnych czasach jest na wagę złota. Wizyta w Polsce zdecydowanie była ukłonem w naszą stroną, dawała pewne nadzieje na przyszłość. Stanowiła ona jakże rokującą alternatywę dla polityki Waszyngtonu, której centralnym elementem jest zwrot w kierunku Pacyfiku. Co do stwierdzenia, że zimna wojna niedawno się skończyła, nie mogę się zgodzić. Minęło już ponad 20 lat, Rosja jest co prawdą spadkobiercą dziedzictwa ZSRR (przede wszystkim stałego miejsca w RB ONZ oraz triady nuklearnej), ale jej siła oddziaływania jest znacząco mniejsza. Co do relacji z Pekinem, wydaje mi się, że z Państwem Środka trzeba wypracować ramy współpracy, ChRL nie może być lekceważona. Tym bardziej, że Bush Jr. nie wykazał się zbytnio na tym polu. Natomiast zgadzam się, że nie można występować w roli klienta i należy nakłonić ChRL do zaakceptowania zasad przestrzeganych przez wszystkich kluczowych aktorów międzynarodowych, o których wspominasz. W takim razie trzeba zadać pytanie: quo vadis, USA? Jak reelekcja wpływie na postawę Stanów Zjednoczonych wobec kluczowych problemów w skali globalnej? (Takich jak zaostrzenie stanowiska wobec Iranu, przyszłość Afganistanu, kryzys ekonomiczny – czy Obama naprawdę stanowi receptę na jego rozwiązanie?)
Aleksandra Szumilas: Druga kadencja jest ważniejsza. Pierwsza to starania o reelekcję, a druga to konkretne działania. Reelekcja to znak dla ekipy Obamy, że szli w dobrym kierunku, więc dotychczasowa polityka będzie kontynuowana. Najpierw Obama musi dojść do porozumienia co do budżetu, aby wyeliminować problem deficytu w kraju. Myślę, że w drugiej kadencji Obama będzie starał się zrobić więcej dla rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego.
skie jest forpocztą cywilizacji zachodniej i jedynym prawdziwie oddanym ideologicznie sojusznikiem USA w regionie. Traktowanie go z coraz większą rezerwą i dystansem może doprowadzić do całkowitej katastrofy. Słychać wiele głosów w obozie prawicowym, które mówią, że wobec takich państw jak Iran należy postępować zdecydowanie – jak mężczyzna. Nie wspominając o moralnym obowiązku pomocy najbliższemu sojusznikowi, któremu ktoś cały czas zagraża atakiem. Jeśli Izrael wciąż będzie pozostawiony praktycznie bez wsparcia USA, Łukasz Smalec: Rozwiązanie konfliktu izrapoczucie zagrożenia może słusznie wzroelsko-palestyńskiego pozostaje niezmiensnąć do takiej skali, iż pokój w regionie stanym celem polityki zagranicznej USA, nie się absolutnie nierealną perspektywą. chociaż głównie w sferze deklaratywnej, w praktyce poczynania Waszyngtonu są Łukasz Smalec: Co do zabicia Osamy bin mniej niż skromne. Miejmy jednak nadzieję, Ladena, uważam, że nie był to tak spekże po osiągnięciu celu, tj. reelekcji, Obama takularny sukces jak chciałaby go przedstanie osiądzie na laurach i rzeczywiście podej- wić demokratyczna administracja – Saumie próbę rozwiązania tego i innych pro- dyjczyk był już wtedy tylko symbolem, blemów, zarówno w polityce wewnętrznej, a nie realnym przywódcą Al-Kaidy, a sama jak i zagranicznej. organizacja od samego początku raczej znaną marką niż hierarchiczną strukturą. Jan Szczepanowski: Mówi się, zresztą Na problem Izraela trzeba mimo wszystsam Barack Obama o tym wspomniał, że ko patrzeć z szerszej perspektywy. Poza w drugiej kadencji prezydent ma większa niewątpliwą wspólnotą ideologiczną, nie swobodę manewru. Jednak gdyby podmniej istotne jest ciągłe zagrożenie egzyjął jakiekolwiek przemyślane działania stencji amerykańskiego sojusznika; do w pierwszej, wszelka porażka nie zaszkotego dochodzi pomoc świadczona przez dziłaby mu bardziej niż zupełne fiasko Waszyngton na rzecz Izraela. Jeśli chodzi na polu walki z kryzysem gospodarczym. o zdecydowane działania wobec Iranu, to W samych Stanach Zjednoczonych najsą one więcej niż ryzykowne, zarówno ze większe niezadowolenie wywołała reakcja względu na koszty, jak i niepewność sukcena zdewastowanie ambasady w Egipcie. su oraz długotrwałość przedsięwzięcia. De Prominentni publicyści cały czas wspomifacto Iran nie stanowi realnego zagrożenia nają: „Mr. President, the Muslim Brotherdla bezpieczeństwa Izraela. Wydaje się, że hood are not our friends…”. Barack Obama rację ma Kenneth Waltz, który uznaje, że zapewne to rozumie jako były muzułmanin, zdobycie przez Iran broni nuklearnej przylecz wydaje się działać bardzo ostrożnie czyni się do ustabilizowania sytuacji w rew regionie. Oprócz widowiskowego zlikgionie, eliminując ryzyko wybuchu konflikwidowania „wroga publicznego numer tu na pełną skalę. jeden” nie może jednak poszczycić się sukWarto zastanowić się nad perspektywacesami. Tzw. arabska wiosna spowodowała mi, jakie niesie ze sobą kolejna kadencja przetasowanie na Bliskim Wschodzie. USA demokraty. Czy po czterech latach prezydenstraciły wielu przyjaciół, przede wszystkim tury, która naznaczona hasłem „zmiany” prezydenta Mubaraka. Proces pokojowy w zasadzie niczego takiego nie przyniosła, w Izraelu stoi w martwym punkcie, ponieważ można spodziewać się realizacji niedawnych prezydent Stanów Zjednoczonych nie potraobietnic? (Biorąc pod uwagę, że to już ostatfi uznać racji nieustannie zagrożonego i atania kadencja.) kowanego państwa Izrael. Państwo żydow-
49
50 Aleksandra Szumilas: Po pierwsze, nie zgodzę się, że cztery lata prezydentury nic nie wniosły. Chociażby w kwietniu 2010 r. prezydenci USA i Rosji podpisali układ o ograniczeniu strategicznych zbrojeń nuklearnych START, a to ważna sprawa dla obu państw. Dzięki Obamie homoseksualni wojskowi nie muszą się już kryć ze swoją orientacją seksualną i nie muszą podążać za polityką „Don’t ask, don’t tell”. Poza tym, jeśli już chcemy rozliczać Obamę z obietnic, to weźmy pod uwagę jego zachowanie w przypadku wydarzeń niespodziewanych jak „arabska wiosna” czy huragan Sandy. Obama wysłał do Libii wojska bez zgody Kongresu. Bardzo dobrze poradził sobie z nadejściem huraganu w ostatnich dniach kampanii wyborczej. Nie zapomnijmy też o zabiciu bin Ladena czy wycofaniu wojsk z Iraku. Tak jak mówiłam wcześniej, druga kadencja to czas na zdecydowane działania i właśnie takich oczekuję. Łukasz Smalec: Nieprzypadkowo powiedziałem „w zasadzie”, bo faktycznie zmieniła się retoryka, jaką posługiwał się Waszyngton. Administracja demokratyczna była mniej zdecydowana w działaniach niż republikanie, niemniej ci ostatni również znacząco zmniejszyli swoją aktywność w obliczu skomplikowanej sytuacji w Iraku, Afganistanie oraz problemów ekonomicznych w drugiej kadencji. Podpisanie START wynika w dużej mierze z pragmatyzmu, przede wszystkim z powodów ekonomicznych. Jeśli chodzi o postawę wobec „arabskiej wiosny”, określiłbym ją raczej jako niejednoznaczną. Co do Iraku, ograniczę się do stwierdzenia, że tak początek konfliktu (haniebny z punktu widzenia mocarstwa, które stanowi, a przynajmniej tak się określa, forpocztę praw człowieka, demokracji, a nade wszystko moralności w polityce zagranicznej) jak i koniec konfliktu (za kadencji G. Busha jr. wprowadzono strategię Surge – Obama był jej przeciwnikiem – która de facto umożliwiła wyjście z Iraku, wówczas podpisano również porozumienie w tej sprawie), to zasługa ekipy Busha. Niemniej
jednak Obama przynajmniej w ten sposób spełnił swoją obietnicę o wycofaniu jednostek z Iraku. Kwestia homoseksualnych żołnierzy: nie twierdzę, że nie jest to godne odnotowania, ale jeśli staje się jednym z głównych osiągnięć prezydenta, to chyba nie świadczy za dobrze o jego sukcesach. Sama ciśnie się na usta konstatacja, że jaka prezydentura, takie osiągnięcia. Ja również liczę, że Waszyngton podejmie bardziej zdecydowane działania w czasie trwania drugiej kadencji prezydenta Obamy. Jan Szczepanowski: Wspominając słowa powiedziane „na ucho” ówczesnemu prezydentowi Rosji Dmitrijowi Miedwiediewowi, że „w drugiej kadencji będę miał większe pole manewru” myślę, że prezydent Obama może rzeczywiście nas zaskoczyć. Wydaje się, że nie pozytywnie. Większa swoboda oznacza w tym wypadku więcej socjalizmu w gospodarce i liberalizmu w stosunkach międzynarodowych. Omówmy pokrótce, na jakich polach Barack Husajn Obama nie wypełnił swoich obietnic, tak abyśmy mieli zupełną jasność, co do efektywności jego rządów. Jedną z deklaracji była chęć zmniejszenia deficytu o połowę, tymczasem, podczas gdy w 2009 r. wynosił 1,4 bln dolarów, obecnie wynosi około 1,2 bln dolarów. Kolejna obietnica, mówiąca, że bezrobocie spadnie poniżej 8% również nie została dotrzymana. Taki poziom, zupełnie normalny w lewicowej Europie, jest jak na amerykańskie warunki naprawdę niespodziewanie ogromny. Istnieje jeszcze wiele innych spraw, takich jak kwestia przejrzystości administracji, która pozostawia wiele do życzenia. Na koniec warto zadać reaganowskie pytanie: „Are we better off now than four years ago?” Tylko 31% Amerykanów odpowiedziało na nie twierdząco. Łukasz Smalec: Mimo wszystko byłbym większym optymistą. Jeśli chodzi o próg ośmioprocentowego bezrobocia, to cel został osiągnięty „rzutem na taśmę” tuż przed wyborami. //
Koło Studentów Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego ///////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
Koło Studentów Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego (KSSM UJ) jest samorządną organizacją studencką o charakterze naukowym. Działa przy Instytucie Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego (INPiSM UJ). W latach 2010-2013 Koło było organizatorem lub współorganizatorem ponad 60 wydarzeń, w tym: // czterech edycji Festiwalu Dyplomatycznego – interdyscyplinarnego wydarzenia łączącego ogólnopolską konferencję naukową, Turniej Negocjacyjny oraz warsztaty, // międzynarodowych wyjazdów badawczych i konferencyjnych (Rzym, Hamburg, Odessa), // ponad 25 ogólnopolskich i międzynarodowych konferencji naukowych, // ponad 15 debat eksperckich, // kilkunastu spotkań i wykładów otwartych, podczas których gośćmi byli m.in. Nuncjusz Apostolski w Polsce abp Celestino Migliore; prof. dr hab. Roman Kuźniar; dr hab. Dariusz Kozerawski, prof. AON; Jim Hocking, dyrektor ICDI; dr hab. Kilion Munyama, poseł na Sejm RP; Andrzej Łupina, były Ambasador RP w Zairze, Kongu, Gabonie, Algierii i Senegalu. Koło od kilku lat wydaje naukowy periodyk „Zeszyty Naukowe KSSM UJ”, magazyn „ARENA. Sprawy międzynarodowe” oraz liczne publikacje tematyczne, np. „Podsumowanie polskiej prezydencji w Radzie UE”, „Polityka zagraniczna Polski. Wybrane zagadnienia i problemy”, „W murach Wiecznego Miasta – między państwem a Kościołem”, „Współczesne oblicze Iranu”. Koło prowadzi także działalność samokształceniową w oparciu o sekcje tematyczne (afrykańska, europejska, prawa międzynarodowego i praktyki dyplomatycznej, strategii i bezpieczeństwa międzynarodowego, wschodnia). W ramach Koła funkcjonują także zespoły badawcze. Projekt jednego z nich – „Dywizje papieża – najlepsza armia świata? Studium wpływu Stolicy Apostolskiej na wybrane aspekty stosunków międzynarodowych za pontyfikatów Jana Pawła II i Benedykta XVI” – został wyróżniony w konkursie StRuNa 2011 w kategorii „Projekt Roku 2011”.
W konkursie StRuNa 2012 Koło Studentów Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego zostało wyróżnione w kategorii „Koło Naukowe Roku 2012”. kssm@kssm.pl www.kssm.pl facebook.com/KSSMUJ
Przewodnicząca: Simona Sienkiewicz Opiekun naukowy: dr Piotr Bajor
Stań do walki na ARENIE Magazyn ARENA Sprawy Międzynarodowe nr 10 grudzień 2012
ARENA Wokół BliskiEgo Wschodu i AfRyki PółNocNEj
/ Detonacja rIala / IzraelSkIe Służby Specjalne / StatuS kobIety w ISlaMIe / Internet a „arabSka wIoSna luDów”
Magazyn „ARENA. Sprawy międzynarodowe” – czasopismo popularno-naukowe Koła Studentów Stosunków Międynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego o tematyce międzynarodowej ukazujące się od 2005 r. // POSZUKUJEMY osób z różnych kierunków studiów i o różnych zainteresowaniach, z dobrym piórem, zacięciem naukowym lub dziennikarskim oraz głową pełną ciekawych pomysłów.
// OFERUJEMY publikację w profesjonalnym, rozpoznawalnym i cenionym magazynie, połączoną z możliwością doskonalenia warsztatu naukowego i dziennikarskiego pod okiem specjalistów.
// OCZEKUJEMY artykułów naukowych oraz ogólnie przyjętych form dziennikarskich.
// ZACHĘCAMY do dołączenia do zespołu autorów. Wyjdź na ARENĘ, pisząc na arena@kssm.pl!